[213] ocena tekstu: Kroniki Podziemia: Tom I [v.2]





Autorka: LegasowK
Tematyka: urban fantasy, lekkie sci-fi
Ocenia: Skoiastel


Cześć i czołem po lockdownie! Jak tam u was zdrówko?
My powoli wracamy do życia. Dziś ocenka nieco inna niż zwykle; mam nadzieję, że nie wyszłam z formy.
O, a właśnie, LegasowK, bardzo miło mi cię tu znów gościć. Dawno się tu nie czytałyśmy – bo ostatni raz w listopadzie. Jestem szczerze zaskoczona, że po tak krótkim czasie (biorąc pod uwagę przepisanie ponad stustronicowej historii) udostępniłaś mi docsa z zapowiedzianym, zupełnie zmienionym materiałem. Od zgłoszenia byłam bardzo ciekawa, co z tego wyniknie i chętnie przypomniałam sobie przygodę Pandory. 
W tym momencie, w pierwotnej wersji wstępu znajdował się tu taki dopisek:
Ale jeśli i tym razem coś nie wyjdzie… trzeci raz nie przeczytam tylu stron tej samej pierwszoosobówki, no way! 

Przekonajmy się zatem, jak się ma drugie podejście. 
Dla przypomnienia, pierwsza wersja znajduje się tu: [KLIK]


PROLOG

Wyruszając na łowy, [przecinek zbędny] kilka dni wcześniej, nie spodziewał się (…).

(…) a pot spłynął mu do ust. Nadal miał szansę. – Podmioty.

Jego lot nie był już tak majestatyczny, ale gdyby Ugok w porę nie przechylił głowy – [byłby] śmiercionośny. – Jeśli przeszkadza ci powtórzenie być, pierwsze możesz zmienić na wydawać się. Poza tym słowo majestatyczny jest raz, że długie, dwa – nacechowane. Tu widzę, że w narracji trzymasz się perspektywy Ugoka, który walczy i umiera, więc czy na pewno ma czas na takie wnioski? Skok tygrysa wygląda jak w slowmo i z jednej strony wiem, że da się to obronić tym zabiegiem artystycznym, ale z drugiej – wytraciłam tu tempo czytania i zamiast przejąć się sytuacją Ugoka, podziwiałam zwierzę. Nie wiem, czy taki efekt jest z twojej strony celowy.

Bestia objęła ciało wojownika niczym stary przyjaciel, po czym zatopiła zębiska w obojczyku przeciwnika. – A może: w jego obojczyku? Albo po prostu w obojczyku? Wiadomo, że nie ma tam nikogo innego. Ugok walczy sam, a tygrys przecież nie ugryzłby się w swój własny obojczyk.

Ogólnie skróciłabym tę scenę o kilka długich wyrazów, a nawet całych zdań składowych. Wtedy scena stałaby się jeszcze bardziej dynamiczna. Czasem zdarza ci się powtarzać to, co już stało się jasne, na przykład tutaj:
Zanurkował ręką pod łapą bestii i wiedząc, że to ostatnia szansa, zebrał resztki siły, a potem pchnął. – Na każdym kroku pokazywałaś, że Ugok się męczy. Umiera, jest ranny. Nie potrzebuję takich wniosków jeszcze raz. Dalej:
Pozbawił najgroźniejszego przeciwnika życia. – Napisałaś już, że tego dokonał. Że wbił grot w gardziel tygrysa. Wcześniej wspominałaś też – na początku sceny – że Ugok spotkał ostatecznego przeciwnika. I że Ugok nie odejdzie, dopóki bestia nie padnie. Więc wiem, że tygrys był dla niego najgroźniejszy, teraz jest martwy, a bohaterowi zależało na jego śmierci. Potrafię czytać między wierszami, a twoje niekiedy wielosłowie sprawia, że pozornie szybkie sceny wydają się strasznie okrąglutkie. 

Umierający wojownik jeszcze nigdy nie widział kogoś takiego. – O, tu również. Wiem, że Ugok umiera. Widzę to, ponadto pisałaś: jego koniec też był bliski. Już wtedy to do mnie dotarło. 

A jednak ogólnie rzecz biorąc, podoba mi się. Po dynamicznej scenie walki Ugona z tygrysem otrzymałam wprawdzie streszczenie, ale mieści się ono w granicach mojej wyrozumiałości do streszczeń. Czytaj: nie zmęczyło mnie. Z nutą żenuncji wspominam poprzedni prolog, który podłym streszczeniem był praktycznie cały, więc po nim przechodziłam do rozdziału pierwszego mocno ospała. Tu natomiast dostałam konkretną, pełną emocji, nawet nieprzesadzoną scenę i mogłam się nią nacieszyć; zajęła znacznie więcej czasu antenowego niż końcowy zarys sytuacji. Notka nie wygląda już jak wprowadzenie odbębnione na kolanie, by móc wreszcie przejść do fabuły. Wręcz przeciwnie – widzę, że przyłożyłaś się do niej, bo czytało się lekko i w napięciu.
Zaskoczyło mnie też, jak dobrze poradziłaś sobie z narracją trzecioosobową, bo pamiętam, że całość prowadzisz w pierwszej osobie. A końcowy cliffhanger...?: 
I tak kolejni królowie doglądali Podziemia, przemieniali je wedle upodobań, a potem przekazywali władzę. Cykl trwał aż do piątej wersji Ziemi. Ostatniej.
Też bardzo przypadł mi do gustu. Lubię podroczyć się z odbiorcami i, jako odbiorczyni, lubię, gdy twórcy się ze mną droczą.


ROZDZIAŁ 1

Tu niewiele się zmieniło. To znaczy po ocenie pierwszej wersji opowiadania podrzuciłaś mi ten rozdział na priv i już wtedy chwaliłam go za to, że przemyślenia dopasowane są do narracji i że bohaterce nie brakuje przeżyć wewnętrznych. Podoba mi się reakcja dziewczyny na wieść o tym, że umarła, jak i to, że strasznie się w swoich myślach pogubiła. Chaos panujący w jej głowie pasuje do sytuacji, fajnie oddają go zadawane sobie pytania..
Czyli co? Szykuje się ocena bez cytatów? Jako że poprawność na bardzo wysokim poziomie… nie licząc, oczywiście, podmiotów:

(…) a jego uścisk staje się nieco lżejszy. Głośno wzdycha, po czym na chwilę przymyka powieki.

Jest ich zdecydowanie mniej niż ostatnio, ale istnieją. Nie przejmuj się jednak, to drobiazgi, które wykluczyć może czytanie na głos lub beta. Generalnie tekst jest czysty i tego się trzymajmy.

Odważam się spojrzeć przez ramię, ale paraliżuje mnie zaskoczenie. – Dlaczego ale? Nie umiem wywnioskować, czy bohaterka w końcu się odwróciła i dopiero zaskoczyła nowym widokiem za sobą, czy ostatecznie chciała się odwrócić, ale się nie odwróciła, bo zdążyła się wcześniej zaskoczyć. Wydaje mi się, że interpretację utrudnia właśnie ten spójnik.
Do tego: akurat w tym momencie nie poczułam zaskoczenia, o którym przekonuje mnie bohaterka. Poinformowałaś mnie o nim, ale Pandora nie wydaje się sparaliżowana czy zaskoczona. Dalej piszesz: Nie widzę już soczystej trawy, nie widzę majaczącego w oddali dębu, nie widzę niczego znajomego. Pod stopami czuję deptak usłany kocimi łbami. – I ja bym po prostu od tego zaczęła albo przynajmniej napisała: ale sparaliżowało mnie. Po dalszym opisie nowych widoków sama wywnioskuję, że było to zaskakujące. Pokazuj zaskoczenie narratorki zdaniami wprost, przeżywaniem na bieżąco tego, co ją zaskakuje. Nie używaj już takich truizmów, bo, no… to truizmy.
Dziewczyna ileś razy w scenie chwyta za materiał sukienki. Fajnie, bo to gest, który pokazuje, że jest zdenerwowana, i jednocześnie symbol, że nie chce rozstać się z tym, co wzięła ze sobą z ludzkiego świata. Sprytne zagranie. 

Znowu przygryzam wargę, ale tym razem zdecydowanie za mocno. Skóra pęka z cichym odgłosem przypominającym wystrzelenie zbyt napiętego gorsetu. – Ciche wystrzelenie brzmi jak oksymoron. 
Czy bohaterka nie dziwi się, że dosłyszała coś tak cichego jak pęknięcie skóry na ustach? Rozumiem, że nowe jestestwo wiąże się także z wyostrzonymi zmysłami…?

Jedyne wspomnienie, jakie posiadam, sprawia, że potykam się po raz kolejny. – Ja bym napisała: które. Bohaterka wspomina jedno, konkretne wspomnienie, nie jakieś, o jakichś cechach. [KLIK]

Nie zdążam zamortyzować upadku na dłoniach (…). – A nie przypadkiem: zamortyzować upadku dłońmi? Obecna wersji brzmi tak, jakby bohaterka upadła na dłonie i to na nich nie zamortyzowała upadku… jakoś inaczej.
Do końca już było lekko.


ROZDZIAŁ 2

Stąpam powoli i niepewnie, obawiając się tego, co zastanę w środku. / Tego się nie spodziewałam.
Bohaterka coś tu bardzo szybko zmieniła nastrój. W poprzedniej notce była zlękniona. Opisywała z dozą rezerwy to, co widzi, i potrafiłam wyczuć w niej niepokój – lęk szczególnie przed tym, że została porwana do zupełnie innej rzeczywistości i tak właściwie to nawet nie wie, co się ma z nią stać. Przytłaczał ją szary tłum i widać było, że dziewczyna nie czuje się dobrze. A tutaj? Pojawia się w mieszkaniu i wpierw w opisie wyczuwam rosnące zainteresowanie, by następnie czuć już zupełny zachwyt. Gdy Pandora poznaje działanie lampki elektrycznej, pstryka w magiczny Pstryczek-Elektryczek i...

— Och!
W pomieszczeniu znowu zapanowuje światłość. Jak?! To niesamowite! Mogę… Mogę sterować ogniem!
— To wspaniałe! Lampa elektryczna jest wspaniała! — dodaję, klaszcząc.
Jak dziecko. 

Zupełnie infantylna reakcja – mam wrażenie że zdecydowanie za bardzo jak na kogoś, kto przed chwilą z przerażeniem odkrył, że… no, umarł. I jest w zupełnie obcym, być może niebezpiecznym miejscu. 
Jednocześnie nie mogę nie zauważyć, że oto dostałam scenę, w której dziewczyna reaguje na otaczające ją rzeczy. Tego brakowało mi w pierwszej części i cieszę się, że już od samego początku zaczęłaś naprawiać, co tam nie zagrało – było jedynie wyeksponowane bądź streszczone. Duży plus.

Nieznajomy wchodzi tuż za mną. Czuję za plecami jego obecność. Jest niczym widmo, które nie odstępuje swojej ofiary nawet na chwilę. Zaciskam mocniej palce na balustradzie i spoglądam przez ramię. Mogłabym go teraz zepchnąć. Czy wtedy miałabym szansę uciec? Kręcę szybko głową. Nie. Jest za nisko. – O, a tu bohaterce przemknęła przez myśl wizja morderstwa. I nie została oddalona przez obawę przed straszliwymi konsekwencjami zbrodni, ale przez to, że... schody są za niskie, by tajemniczy jegomość zmarł na miejscu. Można by więc wywnioskować, że bohaterka nie miałaby problemu, by zrzucić typa ze schodów i pozbawić go życia. Mimo że przed chwilą wydawała się mieć na oko ze dwanaście lat. Tym razem wyczuwam emocje, ale są one niespójne.
Niemniej podoba mi się lekkość narracji i to, w jaki sposób oddajesz myśli Pandory. Ciekawie jest również to, że zwykle trzymanie w tajemnicy imienia głównej postaci przez tak długi czas irytuje – tu umotywowane jest jednak fabularnie. Dziewczyna nic nie pamięta, a Kuro nie zdradzi jej przecież przeszłości, bo podlega prawu Podziemia. Jestem ciekawa, jak dojdzie do tego, że Pandora stanie się Pandorą, bo w pierwotnej wersji opowiadania była nią od początku. Ta wersja bogatsza jest w zabiegi, które sprawiają, że chce się odkrywać fabułę, a zabiegi te nie rzucają się w oczy i nie zwracają uwagi aż tak.

Ogólnie pisanie tej sceny zajmuje ci bardzo wiele miejsca. Jak ostatnio byłam zmęczona tym, że zupełnie nic się nie dzieje, bo skupiasz się na opisach albo ekspozycji wydarzeń, tak tutaj coś się dzieje – dziewczyna zwiedza mieszkanie z tajemniczym nieznajomym za plecami – ale wciąż dominują akapity opisów. Nawet pozornie nieznaczącym rzeczom przypisujesz wagę:
Oprawca skręca w prawo, a ja tym razem idę za nim. Pod stopami czuję miękki dywan – ciągnie się do samego końca. Unoszę wysoko brwi. Ile materiału potrzebowano, by go utkać? Mijamy dokładnie pięć drewnianych drzwi, ale zatrzymujemy się dopiero przed ostatnimi.
Powiem tak. Nie potrzebuję tych informacji. Nie interesuje mnie ten dywan i dziwię się, że dziewczynę – tak. Nie interesują mnie drzwi, chyba że dziewczyna liczy je, by zapamiętać drogę, gdyby przyszło jej uciekać. Jest w nieznanym sobie miejscu z jakimś dziwnym człowiekiem, zupełnie nic nie wie o swojej sytuacji, ale wydaje się, że interesuje ją wszystko, tylko nie to, co powinno. I nie jest to spowodowane tym, że nie przemyślałaś sceny, bo przecież bohaterka idzie po tych schodach i zaraz dotrze pewnie tam, gdzie będzie miał miejsce jakiś dialog… Spowodowane jest to twoim okropnym wodolejstwem. Wraca do mnie, na razie powoli, to znajome zmęczenie, które czuję, gdy czytam teksty, których forma przerasta treść. 



I ciągle mam taki dysonans: bohaterka boi się nieznajomego, myśli o tym, by go zabić, ale jednocześnie nie ma problemu, by podziwiać dywan. A przez to nie mam pojęcia, nie mogę wydedukować, co czuje, w jakim jest wieku, jaki ma właściwie charakter. 
Dwie osoby ubrane od stóp do głów na czarno rozmawiają podniesionym głosem. – A nie lepiej: podniesionymi głosami?

Jestem w stanie ich [je – te osoby] usłyszeć, ale wyłapuję tylko poszczególne słowa. Czy on właśnie nazwał ją dziwką? Co za prostak! Kobieta odpowiada równie barwnym określeniem. Za chwilę pada słowo kutas. Pewnie pochodzą z niższych sfer. Mimo tej nieprzyjemnej wymiany zdań coś nie daje mi spokoju. – Chwilę wcześniej dowiedziałam się, że bohaterka nie zna elektryczności, ponieważ w jej czasach nie została jeszcze wynaleziona. Ale przekleństwa nowoczesne zna. A przecież dziwka pochodzi od słowa dziewka, które wcześniej nie miało negatywnego wydźwięku:

„Dziewka” w znaczeniu „nierządnica” występuje dopiero w pierwszej połowie XIX stulecia, podobnie jak słowo „dziwka”, które spopularyzował chyba Tadeusz Boy-Żeleński (początek XX wieku). Zatem leksem „dziewka” już od XIX wieku jest w skrajnej opozycji do synonimicznego kiedyś „dziewica”. [źrodło]
Zresztą tak samo kutas, który jako synonim słowa kwast oznaczał dawniej eleganckie zakończenie sznura, przypominające frędzle lub pompony. Bohaterka mogłaby więc się domyślić, na przykład po tonie głosu, że postaci są zdenerwowane i się obrażają, ale czy nie powinna się zdziwić, że obrażają się inaczej, niż ludzie obrażali się w jej czasach? Używając słów, które nie były wtedy aż tak negatywnie nacechowane?
Edit: Chyba że bohaterka nie urodziła się aż tak dawno, jak podejrzewam. Jeśli pochodzi z początku dziewiętnastego wieku, istnieje prawdopodobieństwo, że znałaby oba słowa i ich negatywny kontekst. Trudno mi to na tę chwilę wyczuć. 
Edit2: Inna sprawa, że dalej w tekście dowiaduję się, że mieszkańcy Podziemia rozmawiają w uniwersalnym dla nich języku, który Pandora z marszu rozumie od chwili śmierci. Szukanie więc etymologii staropolskich dziwek i kutasów traci w tym miejscu jakikolwiek sens. Pozwolę sobie jednak zostawić uwagę o historii tych przekleństw dla innych autorów – być może komuś się przyda. 

Po moim karku przechodzi zimny dreszcz strachu. – Zdanie wcześniej bohaterka usłyszała groźbę. Nie musisz dopowiadać, że dreszcz dotyczył strachu, ponieważ potrafię się tego domyślić. 

Na podłodze rozłożono kolejny już ciemnoczerwony dywan z postrzępionymi krańcami, a na przeciwległej do drzwi ścianie wisi długi obraz przedstawiający galopujące zebry. Tak mi się wydaje, że to zebry. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam je na żywo, ale ich ciała zdobią czarnobiałe pręgi. – Czarno-białe. 
Zastanawia mnie pogrubiony spójnik ale. Zwykle używa się go, gdy chce się czemuś zaprzeczyć, coś wykluczyć. Tutaj pierwsza część zdania mówi o tym, że Pandora chyba nie widziała zebr, a druga przytacza, jak te zebry wyglądają. To dwie niepowiązane ze sobą informacje, przez co zdanie wygląda jak niezrozumiały skrót myślowy. Może:
Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam je na żywo, ale wiem, że ich ciała zdobią czarno-białe pręgi
O, a właśnie. Skąd bohaterka zna zebry? Może z encyklopedii? Być może to zdanie to właśnie miejsce, by uzupełnić tę informację, na przykład:
Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam je na żywo, ale czytałam, że ich ciała zdobią czarno-białe pręgi. 

Podoba mi się reakcja na smartwatch z hologramem. Tym razem dziewczyna jest podekscytowana, ale jednocześnie wystraszona i zmartwiona swoją przeszłością. Połączyłaś te emocje i wyszło spójnie, a na pewno nie infantylnie. 

Znów naciska na opaskę, a światło znika równie szybko, jak się pojawiło. Splata dłonie i kładzie je na blacie. – Podmioty.

Zawsze powtarzam młodzikom, że to Chrześcijanie ukradli nazwę… – Nazwy członków społeczności wyznaniowych zapisujemy od małej litery.
Jak widzisz, na razie przytaczam jedynie detale, jakieś kosmetyczne usterki. Naprawdę cieszę się, że mogłam dowiedzieć się, jak Pandora trafiła do Podziemia. Poprzedniej historii bardzo tego brakowało.


ROZDZIAŁ 3

Ręka, jakby nie-moja, zawisa tuż nad biurkiem i przez kilka sekund ani drgnie. Tylko wbijam w nią wzrok, bo niczego innego nie potrafię uczynić. – Nienaturalny szyk; dziwnie podniosły nawet jak na damę z Anglii. Może: bo nie potrafię zrobić niczego innego/bo nie potrafię uczynić niczego innego

Mam wrażenie, że ta kończyna już do mnie nie należy. – O, tu też bym zmieniła szyk: Mam wrażenie, że ta kończyna nie należy już do mnie. Z naciskiem na to, że wydaje się obca. 

Imię: –, wiek: 20 lat, numer: 4-0-4, dywizja: 16. – Czy celowo wykorzystałaś tu charakterystyczny błąd 404? To wskazówka, że Pandora, cóż, na pewno nie będzie mieć łatwo. Przynajmniej tak się kojarzy. Dalej czytam:

— Mam wrażenie, że będą z tobą kłopoty — parska, przez co odwracam głowę i pozwalam nam na wymianę spojrzeń. – I nie mogę nie przyznać Kuro racji. Pamiętasz, że w poprzedniej wersji całkiem go lubiłam, nawet pod koniec, gdy stał się zaborczym dupkiem. Może dlatego, że tej jego zaborczości nie wprowadziłaś wtedy w tekst bardziej regularnym rozwojem emocjonalnym bohatera; raczej miałam wrażenie, że już gnałaś wtedy do końca i Kuro nagle stał się wiadem złości, które wylało, a w którym złość nie zbierała się wcześniej. W każdym razie do tej pory bohater wydaje się podobny do swojej pierwotnej wersji, ale znacznie bardziej rozwinięty. Nie brakuje mu powagi, gdy chodzi o sprawy służbowe, ale potrafi też zarzucić żartem czy cyniczną uwagą. Dobrze, bo to buduje jego charakter.

Pandora czasem określa Kuro chłopakiem: 
Chłopak pociera lekko nos, po czym splata ręce na wysokości piersi. 
Innym razem mężczyzną:
Na twarzy mężczyzny gości pobłażliwy uśmieszek.
Na twoim miejscu bym to ujednoliciła. Nie wiem, ile Kuro miał lat, gdy został żniwiarzem i czy jego – przynajmniej zewnętrznie – wiek odpowiada wiekowi Pandory. 

— Niekoniecznie! Jest ładna i pojawiła się znikąd! Nie wiadomo, co kryje w środku. — Kuro podskakuje z zadowolenia i chwyta mnie za ramię. – Naprawdę podskoczył? No okej, i tak lepiej, niż jakby miał klasnąć w dłonie, ale wciąż wydaje mi się to dość… impulsywne na kogoś, kogo niedawno przedstawiałaś jako kogoś, kto: Ma nieodgadniony wyraz twarzy. Skąpany w czerni, z granatowymi cieniami pod oczami i długim płaszczem prawie dotykającym ziemi po raz kolejny przypomina widmo. Ciężko mi teraz kupić to, że taki ktoś ot tak podskakuje sobie z radości. Tym bardziej że ma ze trzysta lat. 

— Kuro, wnioskowałeś ostatnio o nowego partnera, prawda?
Sztywnieję i spoglądam kątem oka na stojącego po lewej człowieka. O nie, nie. Tylko nie on. Jest dziwny i rozchwiany, raz się cieszy, a za chwilę denerwuje. – Zgadzam się z Pandorą, ale nie umiem nie zauważyć, że momentami ona też taka jest, więc w sumie powinni do siebie pasować. 
Nadal podtrzymuję: jeżeli Kuro celowo ma być trochę rozchwiany, to okej, niech go cieszą małe rzeczy takie jak nadawanie imienia czy jedzenie popcornu, ale mógłby to wyrazić jednak nieco mniej dziecinnie.

Nie potrafię przestać gnieść sukienkę (...). – Nie potrafię gnieść (kogo? czego?) sukienki.

Zaczną się masowe samobójstwa, [przecinek zbędny] albo wręcz przeciwnie (...). – Przed podkreśleniem możesz postawić myślnik, by postawić nacisk na puentę zdania. 

Kuro unosi brew, a kąciki jego ust drgają. W końcu nie wytrzymuje i wybucha głośnym śmiechem. Po raz kolejny nie rozumiem tego nagłego rozbawienia. Przecież nie opowiedziałam żadnego żartu. Chciałabym, żeby traktował mnie na poważnie!
— Przestań!
— Nie, to ty przestań! — zanosi się rechotem. — (...) Daj spokój i po prostu rusz dupę.
Otwieram szeroko usta i unoszę brwi z oburzenia. (...) Splatam ręce pod piersiami i nie zamierzam nawet drgnąć. Kuro odwraca głowę z lekkim zaskoczeniem w oczach. Przestaje się uśmiechać i lustruje mnie od stóp do głowy.
— Co ty robisz?
— Czekam.
— Na co?
Uderzam stopą o deptak i zaciskam mocniej usta. Nie ruszę się, dopóki Kuro nie powie tego, co chcę usłyszeć.
— Na przeprosiny.
Przewraca oczami, ale robi krok w moją stronę i kiedy mierzymy się upartymi spojrzeniami, głośno wzdycha.
— O słodka Światłości… Przepraszam! Może być?


Fajne!
Plus, że nie ciągniesz tego za długo i jedne przeprosiny wystarczają, by przekonać Pandorę. Jest trochę groteskowo, bo o to zakrawa cały tekst, ale wiesz, kiedy skończyć żart, by nie stał się męczący. 


ROZDZIAŁ 4

Kolejna notka zaczyna się dynamiczną sceną krótkiej bójki, która wyszła naprawdę płynnie. 

Drugą rękę zaciska w pięść i uderza w okolice żołądka. Acke próbuje zgiąć się w pół, lecz przyszpilony do ściany, [przecinek zbędny] może tylko głośno zasyczeć z bólu. – Raz: można z przyszpilony do ściany faktycznie zrobić wtrącenie, ale nie trzeba. Tu bym jednak cięła pauzę dla lekkości. 
Dwa: nie musisz mi pisać, że Acke syczy akurat z bólu, bo samo syczenie i cała scena wystarczająco o tym świadczą.
Trzy: zastanawia mnie jeszcze, dlaczego w rzeczywistości, w której można tworzyć rzeczy właściwie znikąd, z powietrza, bójki wychodzą tak… ludzko. Normalnie. Żeby zrobić komuś krzywdę, wystarczy tego kogoś sklepać. Acke nie ma mocy, że nie używa żadnej, by się obronić? 

Mocny, [przecinek zbędny] aromat świeżo zmielonej kawy nieco mnie uspokaja. 

Na ścianie nad biurkiem wiszą obok siebie dwa czarne obrazy. Dotykam płótna, ale jest dość niespotykane – gładkie i matowe. Może to nie zasługa pędzla, a cały materiał jest po prostu ciemny? Tylko jak osiągnięto taki efekt? Nie ma ani jednej grudki.
— Czemu te obrazy niczego nie przedstawiają?
Kuro przykłada dłoń do ust i chyba próbuje powstrzymywać śmiech. To jest takie męczące… Ale przynajmniej tym razem się stara.
— Ależ przedstawiają. Trzeba je tylko o to poprosić.
Powinnam była się domyślić. Tu przecież nic nie jest normalne, każda rzecz musi działać w jakiś mistyczny sposób. Ale żeby od razu poprosić?
— Proszę, pokażcie mi coś — wypowiadam głośno i powoli, ale nic się nie dzieje.
— To była przenośnia.

Dobrze się bawię, czytając; przy okazji zastanawiam się, jak dobrze musiałaś bawić się ty, pisząc sceny takie jak ta. Na pewno sprawiło ci to więcej frajdy niż stworzenie pierwotnej wersji. Ten tekst nareszcie żyje, bohaterowie żyją, coś się dzieje. Jest zabawnie, ale nieprzesadnie, bo nie czuję się zasypana gagami. Wciąż są miłym dodatkiem, ale nie przejęły ci pierwszego planu. Doceniam, że są, bo w pierwotnej wersji nie było ich wcale. 
Mam wrażenie, że ta ocena stanie się w pewnym momencie reklamą dobrego tekstu. Mogłabym zacytować jeszcze kilka fragmentów, na przykład ten:

— To ekrany komputera. Za nimi stoi stacyjka, widzisz?
Kwadratowe pudełko w niczym nie przypomina stacji, jaką znam. Marszczę czoło, ale już bez strachu muskam je [to czoło czy stacyjkę?] palcami. Jest twarde, lecz gładkie.
— Cóż, lubię oldschool. — Wzrusza ramionami.
Starą szkołę? Jaką szkołę? O czym on bredzi? Obrazy, które nie są obrazami. Stacja, która nie jest stacją. A teraz szkoła, która wygląda jak pudełko. Wciągam głośno powietrze. To już dla mnie za dużo.


Z każdym kolejnym szarpnięciem, [przecinek zbędny] Kuro staje się silniejszy i brutalniejszy. 

Według kapitana, Kuro miał już młodzików, więc pewnie jest całkiem doświadczony w ich prowadzeniu, tymczasem z Pandorą obchodzi się dość... nieporadnie. To znaczy jestem w stanie kupić to, że widok jej nagiej nie robi na nim wrażenia i gość po prostu zajmuje się stworzeniem nowego ubrania, a aby to zrobić, siłą rzeczy, musi zdjąć starą suknię. Nie to mnie jednak zastanawia.
Po prostu ciężko mi przejść obojętnie obok przeczucia, że ktoś doświadczony w pracy z nowymi powinien mieć bardziej pedagogiczne metody. Na przykład większe pokłady cierpliwości, brak skłonności do sarkazmu, wyśmiewania reakcji nowych na technologię, a już na pewno brak brutalności użytej przeciwko młodym. Ogólnie brak chęci do tego, by młodzi żniwiarze czuli się niekomfortowo i zaczęli nienawidzić swojej pracy, jeszcze zanim w ogóle zaczną pracować. 
Nie mam żalu, że Kuro nie posiada tych cech, bo to jest raz, że śmieszne, dwa, różne typy charakterów dobrze jest przedstawiać w powieściach, ale wciąż zastanawiam się, czemu kapitan podjął taką decyzję? Przecież Kuro brakuje doświadczenia w przekazywaniu wiedzy i zachęcaniu do współpracy ze sobą; przez to Pandora jest w fatalnym nastroju. Mógłby mu przydzielić Pandorę, bo po prostu Kuro był akurat blisko, sam ją sprowadził i przy okazji stracił wcześniejszego wspólnika. Argument o jego doświadczeniu jednak mi w tym obrazku umyka. 


ROZDZIAŁ 5

Nie mam większego komentarza. Notka jest dopracowana; podobał mi się plot twist z odciętą ręką i Pandorą, która pobrała trochę za dużo energii. Rozdział czytało się bardzo szybko, ponieważ nie zalałaś go opisami, które odrywałyby od tego, co się dzieje. Tylko interakcje, dialogi, naturalne reakcje postaci. Pamiętam, że w poprzedniej wersji Kuro też nazywał Pandorę pisklęciem i tutaj mogę poznać, skąd się to wszystko wzięło – naprawdę bardzo to doceniam. 
Doceniam też pomysł z wizją drzewa – teraz nareszcie wiem, jak działa moc kreacji. Wcześniej Pandora używała jej, ale była już doświadczona, więc nie mogłam poznać tych wszystkich umiejętności od podstaw. Albo poznawałam je za pomocą zachwytu Pandory, co było jeszcze dziwniejsze, gdyż operowała taką mocą od przeszło stu lat. Pamiętam tworzenie stroju ludzkiego w przypadku pierwszej wizyty w Polsce – ten zachwyt nie pasował do obycia Pandory. Tu natomiast pokazujesz mi, jak działa to uniwersum przez pryzmat bohaterki, która też go nie zna, poznaje je od podstaw. Uważam, że to najlepsza z decyzji, które mogłaś podjąć. Znacznie lepsza, niż jakbyś po prostu Pandorę, która ubiera się w Warszawie pierwszy raz na oczach czytelnika, wypruła z niedopasowanych emocji. Wtedy nie miałabym ani ich, ani wiedzy o świecie. A tak mam wszystko. 

Przecież dobrze wiem, [przecinek zbędny] czemu.

Przebywanie w jego towarzystwie, [przecinek zbędny] to jak balansowanie wagą ciała na kruchym lodzie. 

Bardzo niepewnie muskam śmiercionośnego ostrza. – Muskam (kogo? co?) śmiercionośne ostrze.

Albo zostaniesz drgający[m] kadłubkiem. 


ROZDZIAŁ 6

Zdziwiłam się, że Kuro zabrał Pandorę w takie miejsce jak Dom Wytchnienia, czyli na nietypową imprezę. W środku czekało na mnie kilka zaskakujących plot twistów (choćby ten o kobiecie, która odnajduje przyjemność w brutalności) i nowych postaci (naprawdę polubiłam rodzinkę, przynajmniej do pewnego momentu). Zupełnie jakbyś obrała sobie za mantrę punkty z Dziewięciu Zasad z Kartonu Jakuba Winiarskiego:

4. W każdej scenie, jeśli to możliwe, dać coś do śmiechu. 
5. W każdej scenie, jeśli to możliwe, dać coś ostrego, zaskakującego.

Ten rozdział, jak i poprzednie, właśnie taki jest. Ma wydozowany humor, kilka plot twistów i cliffhanger. 
Trochę mi jednak żal Pandory. Jak w poprzedniej wersji opowiadania zupełnie tego nie czułam (w ogóle nie lubiłam tej bohaterki, działała mi na nerwy), tak tu zwyczajnie mi smutno, że Kuro zabrał ją w takie miejsce, nieprzygotowaną. To znaczy, że narracja pierwszoosobowa działa; potrafię wczuć się w sytuację Pandory, zrozumieć ją. A wywoływanie emocji w czytelniku to zawsze dobry znak.
Inna sprawa, że jeżeli dziewczyna kiedyś powinna być dobrym żniwiarzem i na tym Kuro zależy, okej – powinien ją hartować, ale żal mi jej, że nie doświadczyła tego stopniowo. Tu traumatyczne porwanie, tam roznegliżowanie, innym razem nauka sztuki walki i odcinane dłonie, aż w końcu… wizyta w ostrej imprezowni ze starymi wyjadaczami, którzy bez pardonu przyznają się, że mordują pół-ludzkie dzieci. Z jednej strony super, bo dużo się dzieje, ale… po czymś takim Pandora może tak zwyczajnie nie chcieć zostać żniwiarzem. Wcale by mnie to nie zdziwiło. Mam nadzieję, że te wszystkie traumatyczne rzeczy, które tu przytaczasz, odcisną na niej w kolejnych notkach piętno, które nie zniknie za szybko.
Edit: W kolejnych rozdziałach nie widzę za bardzo buntu Pandory. Dziewczyna ani nie broni się przed Kuro, ani nie przechodzi jej przez myśl coś w stylu, że chciałaby, ale w sumie nie ma za bardzo wyjścia... Jakby dość szybko ustosunkowuje się do tego, że musi pracować jako żniwiarz w towarzystwie, które jej nie odpowiada. Poza tym, że rozdziały kończysz zwykle cliffhangerem, w którym pojawiają się przemyślenia Pandory odnośnie do tego, co zamierza zrobić i czego sobie zrobić nie da, to jedyne przejawy jej buntu. 

Pamiętam, że w poprzedniej wersji kobieta miała skróconą służbę, ale sporo czasu już ją pełniła. Przez lata przestała zwracać uwagę na ludzkie odczucia, zatraciła ludzkie odruchy i sporo ją dziwiło. Tu – też tak jest, ale dziwi ją działanie Podziemia, które jest dla niej nowe. To ma sens. 
Zapewne w przyszłych rozdziałach będziesz dążyć do tego, by Pandorę przestały dziwić sprawy podziemne, a zaczęły znów te ludzkie – może gdzieś dalej, a może stanie się to w ogóle dopiero gdzieś w kolejnym tomie. Wtedy Pandora po wielu latach żniwiarskiej służby ukaże się czytelnikom jako postać zmieniona, którą pochłonęła rutyna. Nie wiem, czy tak wielka zmiana wymagająca pewnie i setki lat zmieściłaby się w jednym tomie. Mam nadzieję, że dobrze to rozplanowałaś właśnie pod względem czasu; obecne rozdziały wyraźnie na to wskazują. 


ROZDZIAŁ 7

— Możesz mnie teraz zbesztać, ukarać, [przecinek zbędny] czy co tam chcesz (...). 

Pomiędzy jej brwiami pojawia się pionowa linia. Usta ma wykrzywione w grymasie niezadowolenia (...). – Podmioty. 

Pamiętam jedną ze scen odprowadzenia, która pojawiła się w starej wersji, bodajże już w pierwszym rozdziale. Tam – wypadek dziecka, a tu brutalne morderstwo młodej kobiety. Obecna wersja podoba mi się bardziej, ponieważ emocje towarzyszące Pandorze są bardziej dopasowane do jej doświadczenia. Jest młodą żniwiarką, a to jej pierwsze odprowadzenie zmarłego, więc przeżywa je naturalnie, a ja, siłą rzeczy, przeżywam je wraz z nią. W poprzedniej wersji Pandora również nie mogła pogodzić się ze śmiercią dziecka, choć była przecież na służbie znacznie dłużej. Wtedy nie rozumiałam jej emocji – dziś rozumiem je bardzo dobrze.
Zastanawia mnie tylko znów. dlaczego Kuro ma aż taki problem ze zmarłą? Kuro nieraz udowodnił, że ma moc kreacji, więc czemu w żaden sposób nie wykorzysta jej, by poradzić sobie ze zwykłym człowiekiem? 
Edit: Dalej moc wykorzystuje Pandora. To świetnie! Choć nie wydaje ci się, że ogłupienie doświadczonego żniwiarza to trochę taki imperatyw narracyjny? Rozumiem zaskoczenie sytuacją, ale Kuro, jak wspominał kapitan, służy od trzystu lat. Wydaje mi się, że jedna martwa kobieta to trochę mało, by powalić kogoś o takim zapleczu. 
Nie zrozum mnie źle, to nie przytyk ani nie wymaga twojej ingerencji. Czasem, aby pchnąć fabułę w przód, trzeba się łapać różnych przypadków – w tym przypadku coś rozproszyło Kuro. Możesz ewentualnie wrócić do tego fragmentu i zastanowić się nad tym, czy dałoby się znaleźć mocniejszy bodziec, który sprawiłby, że Kuro nie może użyć mocy. Może właśnie to, że należy jak najszybciej zgłosić przypadek kapitanowi? Tylko on to potrafi, Pandora nie używa hologramu. Kuro mógłby nawet sam zasugerować Pandorze, by wykorzystała swoją moc, podejrzewając, że pod wpływem adrenaliny mogłoby się jej to udać. Wydaje mi się, że bardziej realna byłaby sytuacja, nad którą Kuro panuje bardziej. Kiedy to on zmusza Pandorę do myślenia, bo sam nie miałby problemu z zakończeniem tej sprawy. Taki… cóż, spontaniczny test. 
[Ale pamiętaj, to tylko moja sugestia. W każdym razie trochę głupio jednak wygląda ta scena, kiedy bierze się pod uwagę, że to Kuro trenuje Pandorę, nazywa ją pisklakiem, a, gdy przychodzi co do czego, sam zbiera bęcki, a ona ogarnia robotę za niego].
Edit2: Dalej dowiaduję się, że Barbarę opętał gniew, który nadał jej wyjątkową moc demona i to dlatego Kuro miał z nią problem. W takim razie z tej Pandory naprawdę utalentowana żniwiarka… nie powiem, że Mary Sue, bo to zdecydowanie zbyt mocny przytyk, ale na pewno sama czujesz, że coś tu nie zagrało.

Kuro wbiega w Barb niczym rozjuszony, taranujący wszystko na swojej drodze byk. Powala ją na ziemię i wykorzystuje sekundę zaskoczenia, by wskoczyć kobiecie na plecy. (...) Partner uderza ją pięścią w łopatkę, ale to tylko bardziej rozwściecza żniwiarkę. Kolejne odepchnięcie sprawia, że Kuro prawie spada. – Rozwściecza żniwiarkę? Ale chyba jedyną żniwiarką w tej scenie jest Pandora...

Partner odwraca się do nas plecami i pochylony długie coś przy ręce. – Dłubie.

Kapitan sam przychodzi interweniować? Dziwne. W sensie wygląda na to, że w Podziemiu istnieją tylko kapitanowie oraz żniwiarze, którzy dostają od nich zlecenia. I od takich trudnych przypadków nie ma jakiejś specjalnej jednostki, kogoś pomiędzy biurkiem a terenem? Podejrzane, że kapitan, który siedzi w swoim gabinecie i kieruje dostarczonymi zmarłymi, może sobie pozwolić na przerywanie bieżących zadań, by zająć się problemami z zewnątrz. To trochę tak, jakby w wojsku interweniował sam kapitan, gdy sprawę zawalili szeregowi; jakby sierżanci, chorąży czy porucznicy nie istnieli. 


ROZDZIAŁ 8 

— O to, jak złapałeś za moje kolano. Nie jestem twoją marionetką. — [podwójna spacja] Zatrzymuję się, by popatrzeć mu w oczy. – Wyszukaj je w całym tekście za pomocą komendy CTR+F i zamień na pojedyncze. 

O proszę, timeskipy. Tego się nie spodziewałam. Pojawiają się znane mi motywy, o których wiem, że są hintami i mają znaczenie dla przyszłej fabuły, ale nie rzucają się w oczy. Jest popcorn czy pragnienie śnienia oraz lepsze poznawanie się bohaterów. Jednocześnie dziwi mnie trochę aż taki nagły przeskok, nawet o kilkadziesiąt lat. Czy to nie za dużo? Tak mało przecież miałam Pandory, która nie wie nic o żniwiarstwie i swoich mocach! Czy potrafi już ich tak w pełni używać? Czy jest gotowa na to, by przyspieszyć akcję?
Zwykle, gdy w powieściach czy nawet filmach następuje przyspieszenie na linii fabularnej, sceny, które są dobierane, pokazują jakąś rutynę, aby umocnić w czytelniku poczucie, że bohaterka nabywa doświadczenie przez wykonywanie tego samego. Taki zabieg – migawki – można zaobserwować na przykład w Requiem dla snu:


Chodzi o to, by pokazywać w przyspieszonym tempie jeszcze raz to, co było też pokazane za pierwszym razem pełną sceną, aby czytelnik odczuł rutynę bohaterów i po takich przeskokach miał pewność, że ich życie zrobiło się trochę nudne, więc nie ma o czym czytać czy czegoś oglądać, dopóki nie zdarzy się kolejny plot twist.
W przypadku Kronik... rozumiem więc dobór sceny na statku pirackim. Dzięki niej faktycznie czuję, że Pandora przywyka coraz bardziej do widoku śmierci i że ta śmierć nie interesuje jej już tak bardzo, by próbować ratować zmarłych. Natomiast dziwi mnie zaraz po tym scena wakacji. Nie czuję, by bohaterka miała po czym jechać na wakacje, ponieważ nie czuję, by wcześniej faktycznie się napracowała, czym się miała zmęczyć? Za to brakuje mi sceny – choćby krótkiej – treningu, który rozpoczęła z Kuro. To, że raz trzymała katanę, nie znaczy, że będzie umiała się nią posługiwać. Nie mogę zakładać, że działo się to gdzieś w tle, bo tego nie doświadczyłam nawet migawką – równie dobrze mogłabym zakładać, że po tamtej jednej próbie i traumatycznym przeżyciu z odciętą ręką dziewczyna nie wróciła już do treningów. 
Skoro jednorazowo wcześniej podrzuciłaś mi też naukę języków i kreowania materii, dziwi mnie również, że nie pojawiła się migawka, w której bohaterka stawia poprzeczkę wyżej i na polecenie Kuro kreuje coś większego. Mam za to inne wrażenie – że się pospieszyłaś. Że właściwie takimi migawkami mogły być nawet dwa rozdziały albo jeden większy – dwuczęściowy. Aby wystarczająco podkreślić fakt, że Pandora się usamodzielnia. 
Za to scena wojny bardzo mocna. Ten fragment uważam za bardzo dobry: 

Świst, jakby krótki dźwięk gwizdka, rozrywa powietrze. Do okopu wpada metalowy pojemnik w kształcie butelki. Tylko nie to… Żółty gaz szybko wyłania się z wnętrza i pożera wszystko na swojej drodze.
— Uciekaj! — krzyczy stojący blisko nas żołnierz.
Ale już za późno na ucieczkę. Mężczyźni padają na ziemię jeden po drugim. Ich głuche stękanie i jęki dudnią mi w głowie.
— Błagam…
Ja cię nie uratuję, przepraszam.
— Mamo.
Przymykam powieki. Nie mów już nic.
— Nie chcę… Mamo…
Proszę. Umrzyjcie.
Zeskakujemy tuż obok naszego celu. Żołnierz przyciska dłonie do torsu, z oczu wypływa krew, a usta próbują uchwycić choć odrobinę powietrza. Wygląda jak walcząca o życie, wyjęta z wody ryba. To nie potrwa długo, zobaczysz. Ból w końcu ustanie. 

Rzygać mi się chce na ich widok. Pieprzona rodzinka. Dłużej tego nie wytrzymam. – Negatywne myśli Pandory na temat żniwiarki Kateriny i jej zespołu pokazują, że bohaterka nabiera charyzmy, staje się charakterna. Nie jest już wystraszoną Pandorą z pierwszych rozdziałów, a ja nadal zastanawiam się, czy to trochę nie za szybko. Chociaż daty pokazują, że istnieje przeskok czasowy, od ostatniej notki, którą czytałam, Pandora zmieniła się bardzo i częściowo gdzieś poza kadrem. Wciąż mam wrażenie, że brakuje mi danych; takich urywanych scen powinno być jednak trochę więcej. Szczególnie że nie ma nic między latami pierwszej wojny światowej a rokiem dwa tysiące jedenastym. To już nie jest przeskok o dziesięć, dwadzieścia czy trzydzieści lat, ale o całe stulecie! Zmieniła się nie tylko Pandora, ale i świat, który odwiedza. Mam smutne wrażenie, że przegapiłam jej stosunek do tych wszystkich zmian. A przecież powieść nie ma limitu znaków, właściwie nic cię nie ogranicza. Szczególnie jeśli planujesz serię złożoną z wielu tomów – nie musisz się spieszyć, nie musisz uciekać się do półśrodków. Jeżeli mam rozumieć Pandorę, wiedzieć, co potrafi i widzieć, jak się zmienia, muszę brać w tym udział nie tylko raz. 


ROZDZIAŁ 9

Dałabym sobie uciąć astralną rękę, że cały entuzjazm ulatuje przez usta Kuro w formie głuchego westchnięcia. Powoli i kontrolowanie, niczym wskazówka zegara, opada plecami na oparcie. – Podmioty. 

— Zaczniemy od języków, a potem władania materią — ogłaszam, kładąc ręce na biodrach. – To brzmi trochę tak, jakby było coś jeszcze poza tym, co żniwiarze muszą wyćwiczyć, ale tak właściwie sama Pandora nie miała bardziej skomplikowanego treningu niż: usiądź i wyobraź sobie… 

— Rio nie będzie uczył się walki. — Zadzieram podbródek. — Nie jest mu potrzebna. – Scena z rozgniewaną demonicą, która napadła na Kuro, to dowód, że umiejętności walki jednak mogą się przydać. Taki trening jest też ćwiczeniem refleksu, zręczności i szybkiego myślenia, podejmowania decyzji pod wpływem chwili. Sam trening może uczyć rygoru, szacunku do trenera i samozaparcia w regularności. Trochę dziwne, że po tylu latach w Podziemiu Pandora tego nie widzi. Rozumiem jej potrzebę chronienia synka, ale jednocześnie Pandora była świadkiem, że Podziemie jest brutalnym miejscem, w którym trzeba potrafić się odnaleźć. Czy już nie pamięta, jak Acke ją napadł albo co czekało ją w Domu Wytchnienia? Nie dziwne, było to ze sto lat temu. Ale dla mnie – ledwo kilka notek. Ja to świetnie pamiętam. 
Następny przeskok o rok sprawia, że praktycznie nie znam Rio. Gdy Pandora myśli o nim jak o kimś, kto dopełnia rodzinę, trochę przewracam oczami. No bo… nie. W sensie czuję, że przegapiłam moment zawiązywania relacji, a Rio pojawia się tu tylko na chwilę – jak jakiś pretekst do kolejnego plot twistu. Czyżby bohater miał zaraz zginąć, w sensie… zostać wymazany w konsekwencji za słabe lekcje Pandory? W końcu Pandora zapewnia mnie o sielance, a taka, gdy widzę jeszcze z siedemdziesiąt stron do końca tekstu, na pewno nie potrwa długo. 
Inna sprawa, że twój Rio może kojarzyć się z Rio z Domu z papieru. Znający się na technologii, acz dość infantylny nastolatek, który sprowadza problemy. Jeśli nie miałaś tego na celu, na twoim miejscu zastanowiłabym się nad zmianą tego imienia. Nie jest to jednak wymóg, raczej bardzo luźna sugestia. 

Nie umyka mi pełen wyrzutu wzrok Kuro. A czego się spodziewał? Że będę dla niego miła i czuła? Po tym wszystkim, co mnie przy nim spotkało? Niedoczekanie. – Problem w tym, że ja wiem, że Kuro był dla Pandory nieprzyjemny, oschły na początku opowiadania. Jednak na linii fabularnej działo się to ze sto lat temu. Pandora nie pamięta, w jakim niebezpieczeństwie była i jak musiała trenować, by radzić sobie w Podziemiu, i jak walczyła chociażby z demonem, ale pamięta, że Kuro był dla niej zły. Nie pamięta, że życie w Podziemiu nie jest takie sielankowe, więc nie pozwala Rio trenować, ale pamięta, że Kuro był słabym nauczycielem, a w ogóle to Pandora go nie lubi. 
Amnezja wybiórcza? Dość wygodne. 
Ponadto tutaj to zacytowane zdanie brzmi tak, jakby Pandora wypominała Kuro dość starą przeszłość i tak naprawdę wcale go nie lubiła. Ale to nie przeszkadza jej myśleć o ich trójce jak o rodzinie. Czy gdy kogoś nie lubimy, wpisujemy go w takie ramy? Gubię się. Nie wiem, co tak naprawdę Pandora myśli o Kuro. Czy to efekt przeskoków w czasie fabularnym? Nie wiem, ale sądzę, że może tak być. 

Wyciszam się i razem oglądamy stream o nowym produkcie — Iphonie SE. – iPhonie. 

Mija pięć lat, odkąd Rio trafił do Podziemia, a Pandora przy kolejnej śmierci zasłania mu oczy. To ile oni mają spraw, że młodzik jeszcze nie przywykł? Sądziłam, że skoro dziennie na świecie umiera z dwieście tysięcy osób, to żniwiarze mają pełne ręce roboty. Tymczasem teraz to wygląda tak, jakby Rio przez kilka lat uczestniczył w zaledwie kilku odprowadzeniach.

Ciszę przerywa żałosny jęk jednej z ofiar. Rio odruchowo się wzdryga, a ja mocniej przyciskam jego głowę do piersi. – Gdy Pandora umarła, miała ze dwadzieścia lat, sama ledwo przestała być nastolatką. Piętnastolatek bez problemu może być jej wzrostu albo nawet i wyższy, zastanawiam się, jak ona przykłada tę głowę do swojej piersi. 
Bardzo podoba mi się napięcie i wyważony dramatyzm ostatniej sceny. Mocno współczuję Rio, że musiało dojść do tragedii trochę przez upartego Kuro, trochę przez wcześniejsze zachowanie Pandory. Jednocześnie rozumiem ich motywy; na pewno każdy chciał dobrze i miał swoje powody… 
Inna sprawa, że przewidziałam tragedię i dostałam ją jeszcze w tym samym rozdziale. To chyba nie powinno tak działać. Wydaje mi się, że scena przedstawiająca spokojne życie rodzinne i scena dramatu tej rodziny są zbyt blisko siebie, przez co plot twist staje się zbyt oczywisty i czekałam na niego z premedytacją, spodziewałam się go. Rio, jego trening, relacje z Pandorą i Kuro – to wszystko spokojnie mogłoby zająć więcej miejsca w tekście. Nawet nie zdążyłam przyzwyczaić się do tego bohatera, więc jest mi go najmniej żal. Współczuję Pandorze straty dziecka, jak i współczuję Kuro, że będzie dźwigał takie brzemię, ale nie współczuję temu, kto wydaje się cierpieć najbardziej (nie licząc oczywiście ofiary mordercy). 
Przypomina mi się uwaga do poprzedniej wersji opowiadania. Pamiętasz, tam gdzieś pod koniec Pandora umówiła się na randkę z jakimś gościem, którego imienia nie pamiętam, i robiła to tylko po to, by Kuba był zazdrosny. Randka ta była wyeksponowana i trwała chyba nawet nie jeden rozdział, przez co wyglądała jak wciśnięta do fabuły na siłę, by Kuba miał powody do zazdrości. I tu, w obecnej wersji, może nie jest aż tak chamsko, ale nadal krótko, więc nie przekonałam się do Rio. Jego imię pojawia się częściej niż tamtego gościa z randki, ale jednak zbyt rzadko, by stał się dla mnie postacią z krwi i kości. 
Czy tam innej materii. 


ROZDZIAŁ 10

Drogę prowadzącą do miasta zalewają tłumy, typowy środek tygodnia. – Czy to trochę nie dziwne, że w miejscu, w którym w sumie to czas i przestrzeń, i te ludzkie sprawy przestają mieć znaczenie, żniwiarze dalej zwracają uwagę na to, jaki mają dzień tygodnia?
Scena ataku na Kuro bardzo mocna, równie tyle co poprzednia, a może nawet i bardziej. Jak zwykle nie cierpię narracji pierwszoosobowej, a w czasie teraźniejszym bywa dla mnie podwójnie nieznośna, tak twoją uważam za naprawdę udaną. Nawet jako antyfanka tego typu narracji postanowiłam sobie i przy pierwszej, i przy drugiej ocenie zachować te minimum obiektywizmu i nie brać pod uwagę własnych preferencji, ale… nie muszę się nawet zmuszać. Zadziwiające!

Mierzymy się spojrzeniami tylko przez ułamek sekundy, bo zaraz szarżuję na przeciwległą ścianę. Nie puszczę! Nie wybaczę! Kuro uderza plecami w lustro. Brzdęk upadającego na ziemię szkła mnie dopinguje. Przywal mu! Powinnam? Tak… Zginam rękę w łokciu, a moja pięść sama odnajduje drogę do policzka Kuro. Jeszcze raz! I jeszcze jeden. Nie. Mogę. Przestać. Krzyczę przy każdym kolejnym ciosie. Mocniej. Mocniej! JA GO WYMAŻĘ.

O, widzę, że MeTube prawilnie zamieniłaś w tej wersji na oryginalną platformę. I dobrze! Wykorzystanie tej nazwy nie ma znaczenia dla praw autorskich. Pojawia się oryginalnie w wielu produkcjach, tak samo jak Facebook czy Twitter. 

Zwłaszcza, [przecinek zbędny] gdy coś w końcu go rozbudziło. 

Co… Co się stało? – A nie przypadkiem od małej litery po wielokropku? To mi wygląda na kontynuację zdania, a nie nową myśl. 

Gdy ostatnim razem widzieliśmy kapitana, był zdecydowanie w dobrym humorze. Teraz – z ustami ukrytymi za splecionymi palcami. – Tutaj rzuca mi się w oczy nietypowa elipsa. Pierwsze zdanie mówi o nastroju kapitana, czyli czymś nienamacalnym i niewidocznym, drugie natomiast odnosi się do tego, że kapitan przyjął jakąś postawę. To dwie różne kwestie, nie łączyłabym ich elipsą w taki sposób.
Bardzo podoba mi się to zdanie: Światłości, wybudź mnie z tego strasznego snu, otul swoją służebnicę bezpiecznym całunem. Boże, jeśli istniejesz, napraw to! – Dodaje atmosfery i jednocześnie obrazuje emocje Pandory. 


ROZDZIAŁ 11

By my z pewnością nie. – Bo.

Od początku chciałam dla Rio wszystkiego[,] co najlepsze. 

— Przyjdź, jeśli nie masz duszy do odebrania. — Kapitan wygląda na spokojnego. – Wcześniej pojawiały się sceny, w których to przez opaskę odebranie duszy zlecał właśnie kapitan. Czy więc nie dziwne, że teraz kapitan nie wie, czy coś zlecił, czy nie? 

Z jego ciemnych, smutnych oczu po raz pierwszy od dawna wyziera nadzieja. Czuję, jak drży, ale w końcu przysuwa się, by zetknąć nasze czoła. – Podmioty.

— Powiem to wprost. Masz okazję na trochę luzu i zabawy, ale nie przegnij, bo termin wypada za rok. Są jeszcze inne sprawy do załatwienia, toteż mogę przymknąć oko, jeśli się zasiedzisz. Po prostu zdawaj relację i rób swoje.
Nie wierzę… Roczna przepustka? Czy kapitan zwariował? Czy to jest w ogóle zgodne z prawami? Unoszę brwi. To naprawdę dużo czasu, by znaleźć Rio i spróbować coś ugrać.


Zgadzam się z Pandorą. Wcześniej widziałam, że żniwiarze raczej nie mają lekko. Rio wrócił trochę za późno i od razu kapitan się zdenerwował i wezwał opiekunów na dywanik, dziwiąc się, dlaczego nie zgłosili sprawy wcześniej. Ponadto w przypadku sytuacji z kobietą, którą zawładnął gniew, również żniwiarze musieli działać niezwłocznie. Tym bardziej dziwi mnie, że Pandora nagle, acz akuratnie, dostała cały boży rok wolnego, a po tym jeszcze dość mocno obetną jej służbę. Brzmi trochę nad wyrost i jak na poważny urząd – niepoważnie. W końcu do świata ludzi trafił młody żniwiarz, ale jednak żniwiarz, który jednocześnie zna wiele służbowych tajemnic, jest nieopierzony i po traumie – tym bardziej może narobić kłopotu. Pewnie tak się nie stanie, ale gdyby jednak coś się stało, czy kapitan nie miałby sporych problemów z góry z tym, że działa tak powoli? 
Natomiast to zdanie z są inne sprawy do załatwienia brzmi jak wymówka, mocny imperatyw. Przecież żniwiarzy jest dużo, jak i kapitan nie jest jedynym kapitanem. Inne zadania można zlecać na bieżąco innym jednostkom; to w żaden sposób nie wyklucza tego, że sama jedna Pandora na Ziemi mogłaby się pospieszyć. Wiem, że chcesz, by spędziła w Warszawie z Kubą trochę czasu, ale wydaje mi się, że potrzeba jej lepszego powodu niż lajtowego kapitana, któremu – nie wiadomo nagle czemu – nie zależy aż tak. 

Ten, niczym błyskawica, zaczyna przeszukiwać ziemski Internet. W końcu trafia na informację o zlocie polskich youtuberów o nazwie MeTYube. – Czy to nie przypadkiem jakaś pozostałość po MeTubie, z którego zrezygnowałaś?

— A i tak nie jesteś szczęśliwy — szepczę niemal do ucha Kuro. – Nie potrafię wywnioskować, czy wybrałaś dobry szyk, dlatego zapytam. Na pewno niemal do ucha, a nie niemal szepczę

Cóż, może to nie do końca było zalecenie, ale czy mogło spotkać mnie coś lepszego? Odegram się na jednym z tych ludzkich robaków, a po wszystkim po prostu usunę mu pamięć! Uśmiecham się w kąciku ust. Zgnębię go, zniszczę jego poczucie wartości, zasieję ziarno chaosu. A on? Nawet nie spamięta przyczyny. Pandoro, nie… Bo co? Oni wszyscy są tacy sami. – Natomiast bardzo podoba mi się, że Pandora nie jest czarno-białą postacią, posiada sporo zalet i wad, które się przeplatają. Gdzieś w jej strumieniach świadomości czasem wtrąca się cichy głos sumienia i oddajesz go naturalnie. Gdy wokół bohaterki, jej bliskim, dzieją się złe rzeczy – zrozumiałe, że po ludzku szuka winnych i myśli w taki jak powyższy sposób. Ale równocześnie wiem, że Pandora potrafi być opiekuńcza i wrażliwa, więc jej słów tutaj nie potrafię traktować w pełni poważnie, ponieważ wiem o niej również, że jest impulsywna. Pamiętasz za to, co napisałam ci w poprzedniej ocenie, w podsumowaniu? Cytuję: 

Pandora nie jest interesująca (jej przemyślenia nie są emocjonalne i naturalne, przez co bohaterka wydaje się być jedynie obiektywną reporterką codzienności – ty jednak nie prowadzisz opowiadania w stylu dokumentalnym, a fantastyczną przygodówkę-romans-groteskę, gdzie potrzeba bohaterki, która oddaje emocje) (...). bohaterowie mają prawo się zmieniać, ale Pandora robiła to zbyt szybko, bez powodu, a potem znów okazywała się żniwiarką, by następnie jednak pokazywać ludzką twarz – miałam wrażenie, że większość nadanych jej cech była randomowa, dopasowana na potrzeby sceny. To wynik pisania opowiadania za pomocą ekspozycji.

Teraz po ekspozycjach nie ma najmniejszego śladu, za to przeżyć wewnętrznych mam pod dostatkiem i w są spójne. Tworzą charakterystyczną postać, której potrafię nadać jakieś cechy, wymienić je. Jestem pozytywnie zaskoczona, jak lekko ci to wyszło, ponieważ trudno jest przedstawiać postaci, które nie są tylko dobre lub złe, ale posiadają wiele łączących się i wykluczających emocji. Bardzo wymagające jest prowadzenie głównej postaci w powieściach, szczególnie pisanych tym typem narracji – wymaga to mocnej podstawy, przemyślanej sylwetki psychologicznej, na której zmianę będą miały wpływ wydarzenia fabularne. U ciebie to się po prostu dzieje; w pierwszym rozdziale jedna z reakcji wydawała mi się zbyt infantylna, ale tak poza tym – Pandora jest dobrze wykreowaną postacią. Widać, że wróciłaś do samego początku i jeszcze raz rozrysowałaś sobie jej cechy dominujące i poboczne w głowie, wiesz, jak wykorzystać jej skłonności do natarczywości, ale i wrażliwość. Przemyślałaś, kiedy jaka ma ta bohaterka być. Brawo, bo kawał roboty za tobą.


ROZDZIAŁ 12

Ogromny, próbujący sięgnąć samego nieba, [przecinek zbędny] budynek prezentuje się naprawdę dostojnie. 

Przenikam przez szklane drzwi, mijam siedzącą po drugiej stronie okienka starszą panią i ukrywam się w jednej z kabin. Zapach jest specyficzny. Pachnie, jakby wymyto podłogowe i ścienne kafelki tą samą szmatą, którą wcześniej czyszczono wszystkie klozety. – Pandora jest żniwiarką już ponad sto lat. Rozumiem, że, odbierając dusze, przebywa na Ziemi, ale żeby dobrze znać taki zapach, musiałaby kogoś odbierać właśnie z toalety, i to takiej mocno niezadbanej. 
W jakimś stopniu mnie to bawi. Przypomina mi się śmierć Tywina Lannistera; można założyć, że nie jedyny na świecie odszedł w takim miejscu. 

Gdzieś w oddali przedziera się nuta dawno przeterminowanych środków czystości. – Okej, ale ten zapach jest już na tyle specyficzny, że nie wiem, czy Pandora byłaby go w stanie rozpoznać, nawet gdyby regularnie odbierała zmarłych z toalet. W końcu w takich miejscach nie trzyma się raczej odkręconych butelek z domestosem. 
W sumie nawet ja nie bardzo wiem, jak pachniałby przeterminowany domestos. 

Pochylam się, by je zasznurować, lecz długie do pasa włosy, [przecinek zbędny] spływają na nie pierwszej świeżości podłogę. 

Posiedzę trochę na Ziemi, rozerwę się, potem znajdę Rio i razem coś wymyślimy. W ludzkim ciele jest najbezpieczniejszy. – Dwie sprawy. 
Pierwsza: Pandora była strasznie załamana, że jej synek się zgubił, jest teraz sam i tak dalej. Przez to spuściła Kuro łomot i bardzo przeżywała stratę. Teraz nagle Rio przestaje być priorytetem. To nawet nie brzmi tak, że Pandora zajmie się jego szukaniem po konwencie, żeby trochę poznać środowisko (wydaje mi się, że to miałaś na myśli) i, przy okazji, się rozerwać. Nie. To brzmi jak: hej, mogę poszukać go nawet za miesiąc, i tak się nic nie stanie! *wzruszenie ramion*. 
Druga sprawa: Przecież Rio nie ma ludzkiej pamięci ani nie ma doświadczenia jako żniwiarz. Ludzkie ciało jest dla niego nowe, obce. Może w nim rzucać się w oczy. Jeżeli wybrał młodociane ciało, może mieć problem, gdy, na przykład, zgarnie go za coś policja i będzie próbowała dowiedzieć się czegoś o jego rodzicach. Nie wiem nawet, czy Rio dobrze radzi sobie z kreacją różnych rzeczy dzięki temu, że Pandora była nadopiekuńcza. Albo wystarczy, że ktoś go napadnie, złamie mu nos, który Rio natychmiast wyleczy na czyichś oczach... To naprawdę niezbyt bezpieczne, by jako żniwiarz pałętał się po świecie ludzi w ludzkim ciele, mając jakieś moce. Byłby znacznie bezpieczniejszy, gdyby ciała nie miał. Wtedy nikt by go nie widział i nie byłoby żadnego problemu. 

Inna kelneka stawia przed starszą parą talerz przystawek (...). – Kelnerka. 

Uginam lekko palce prawej dłoni, tworząc w jej wnętrzu IPhone SE (...). – iPhone. 

Jako że mam wielką frajdę z porównywania tej z poprzednią wersją, wróćmy się na chwilę w czasie, do oceny z listopada. 

Fragment opowiadania:
Gdy załatwiłam wszelkie potrzeby fizjologiczne, dochodziło południe. 
Ja wtedy:
Nie musisz mi tego wspominać, naprawdę obejdę się. Chyba że wynikłoby z tego coś fajnego. Emocje podczas pierwszego sikania? No hej! To by było klawe, jeśli zostajemy w gatunku groteski. Już to widzę: O nie, moje ciało przecieka! 

Obecna wersja opowiadania:
Napinam wszystkie mięśnie twarzy. No dalej… Cholera, przecież samo powinno wylecieć. Podbrzusze przepełnia nietypowy uścisk. To normalne? Jak mogłam zapomnieć? Myślałam, że ciało będzie pamiętać. A gdyby się tak po prostu zresetować? Odruchowo kręcę głową. Stracę tylko energię. Nie mogę ciągle chodzić na skróty. Muszę nauczyć się sikać! 

Ja dziś:



Młodzik jest już tak blisko. A auto zaczyna hamować przy akompaniamencie głośnego pisku. – Te zdania połączyłabym w jedno. 

Odruchowo się krzywię. Huk uderzenia jest jednak głośniejszy od ścieranych opon. Chłopaka ścina z nóg, wybija go w powietrze na kilka metrów i ostatecznie jego ciało spada w łuku na ziemię. Szkoda, że nie mam miarki w oczach. Ciekawe, czy pobił rekord poprzedniego potrąconego dzieciaka, którego odbieraliśmy. Właściciel tytułu ma na koncie… Ile to było? Cztery metry wzwyż? – Ładnie oddajesz hipokryzję Pandory i jej odmienny stosunek do dzieci żniwiarzy a dzieci ludzi. Gdy ludzkie dziecko ginie w wypadku samochodowym, ta niezbyt się przejmuje. Ale gdyby to był Rio… na pewno impulsywnie rzuciłaby się, by go uchronić. Pandora jest bardzo czuła dla Rio, ale nie pomyśli, że za jego życia też mogło go coś takiego spotkać. Przyłapuję ją na takich niuansach i to sprawia, że jestem ciekawa, jak ta postać się rozwinie i czy wróci do swojego pierwotnego stanu, gdy znacznie bardziej troszczyła się o ludzi. Minęło sto lat – może nie pamiętać, nie myśleć o tym, jak chciała bronić chociażby żniwiarki nazwanej dziwką, gdy jeszcze nie wiedziała, że to żniwiarka i nie zdawała sobie sprawy z tego, jak działa Podziemie. Ja znowu bardzo dobrze to pamiętam, mam więc kontrast. 
[Przy czym wciąż uważam, że scen z Rio powinno być więcej, zresztą migawek z przeszłości (szczególnie między pierwszą wojną a rokiem dwa tysiące jedenastym) na twoim miejscu też bym tak nie skąpiła]. 

Końcowa scena pokazuje, że Pandora jednak potrafi się bić. Ale przecież akurat tego Kuro jej nie uczył. A może uczył, tylko gdzieś pokątnie? A może wykorzystała gdzieś po drodze moc szybkiej nauki, jak w przypadku języków – zaprogramowała sobie zestawy ciosów różnych technik? No to w takim razie czemu nie mogła zrobić tak wcześniej z kataną? 


ROZDZIAŁ 13

Jedynie nieliczni prezentują się dość świeżo[,] jak na przykład stojąca prawie na samym początku vipowskiej kolejki czarnoskóra dziewczyna. To zasługa genów? W takiej sytuacji inni pewnie jej zazdroszczą. – Ale fajny fragment! Szczególnie w obecnej nieciekawej sytuacji w USA widzę w tym krótkim cytacie dużo pozytywnej energii, choć Pandora pewnie nie zdaje sobie sprawy i wcale nie miała tego na celu, by tak to brzmiało. Przecież sama nie przepada za ludźmi. 
(Sugestia: ostatnio też sporo w mediach pojawiło się informacji o tym, że zamiast określać kogoś czarnoskórym, lepiej nazwać kogoś po prostu czarnym – jak biały człowiek, nie białoskóry, który jest określeniem dla nas nienaturalnym). 

Nowym dla mnie doświadczeniem, choć czytam w ten tekst drugi raz, jest patrzenie na ludzką przestrzeń oczami żniwiarza. To jest to, co powinno pojawić się w pierwszej wersji, a czego bardzo mi brakowało. Dopracowałaś wszystko, nawet moment, gdy Pandora smakuje kawy czy piwa i porównuje ich smaki, jest ich ciekawa. W pierwotnej wersji po prostu otworzyła puszkę w mieszkaniu Kuby i położyła się na kanapie – tu zdecydowanie dopracowałaś jej odczucia emocjonalne z odwiedzin w Polsce, a raczej… w ogóle je stworzyłaś. Prawie już zapomniałam, że ta historia kiedyś nie wyszła. 

Każdy czegoś chce, a najlepiej wszystko na raz. – Naraz. Chodzi o to, że każdy czegoś chce, a najlepiej wszystko mieć jednocześnie. Nie: tylko na jeden raz. 

Bardzo płynnie czytało się drogę Pandory do domu Kuby. Aż przysunęłam się do monitora, bo z niecierpliwością czekam na to, gdy żniwiarka zjawi się w mieszkaniu. W poprzedniej wersji scena ta była jedną z dziwniejszych w całym tekście i budziła najwięcej wątpliwości. Tamtejsza Pandora nawet nie wiem, czy była zdrowa na umyśle, czy po prostu tak naiwnie lekkomyślna. 
Och, scena spotkania dziewczynki i jej mamy na chwilę mnie zatrzymała, aż sobie nostalgłam pod nosem. Miło, ciepło, przyjemnie. 


To świnia[,] a nie człowiek… 

Gdyby Kuro, [przecinek zbędny] zobaczył to co ja…! 

Interesujący jest również motyw Pandory, która sprząta. Przeklina, widać, że jest zniesmaczona i jej się nie chce, ale jednocześnie bierze się do roboty – odkurza, ściera kurze, zmywa naczynia. Nie lubi ludzi, ale im pomaga. Z jednej strony już po scenie z dziewczynką i jej piłką można poznać, że tak naprawdę Pandora nie czuje aż takiej niechęci, jaką wyraża w myślach, ale tam jest to bardzo subtelne. Tu natomiast bohaterka już całkowicie daje po sobie poznać, że jej zależy. Mogłaby powiedzieć: robię to, bo nie chcę potem mieszkać w syfie. Ale równie dobrze mogłaby, jako żniwiarka z mocami, zmusić Kuro do samodzielnej pracy. A jednak się poświęca. 
Zwyczajnie jest miła, choć udaje, że wcale nie. I nie jest to sztuczne.

Powinnam się zresetować, bo przez brak klimatyzacji, [przecinek zbędny] czy chociażby elektronicznego wiatraka umieram z gorąca.
Pandora zasnęła przy włączonym świetle, ale obudziła się przy zgaszonym. Czy Kuba ma w mieszkaniu jakiś automatyczny włącznik z czujką? 


ROZDZIAŁ 14

W tej wersji bohaterka również… tak po prostu czeka na Kubę po ciemku w jego mieszkaniu, ale wraz z jej bieżącymi przemyśleniami wypada to znacznie lepiej. Przyjemnie się czyta, bo scena pozostała groteskowa, ale nie idiotyczna. Pandora jest zagubiona, trochę panikuje i też rozwala Kubie telefon, ale teraz ta scena to zupełnie inny poziom. Ostatnio miałam wiele ale, a obecnie – po prostu świetnie się bawię:

— Nie chcę pieniędzy ani żadnych innych dóbr materialnych — odpowiadam chłodno, splatając ręce poniżej piersi. — Potrzebuję pomocy.
— Pomocy? Jakiego rodzaju? — Prostuje plecy i nie patrzy mi w oczy, zamiast tego zerka na blat.
Zauważa kilka wystających z suszarki noży. Pstrykam palcami, na powrót zyskując atencję Dundersztyca. Kiedy już się skupia, biorę głęboki wdech. Chyba zacznę od podstaw.
— Nie jestem człowiekiem. Umarłam sto pięćdziesiąt lat temu — mówię głośno i powoli. — Przybyłam na Ziemię z pewną misją i... Z czego się śmiejesz? — Marszczę czoło, gdy chłopak walczy z wykwitającym ironicznym uśmiechem.
— Jesteś pojebana — parska niby rozluźniony, ale widzę, jak kurczowo zaciska dłonie. — Powinnaś się leczyć.

Zdecydowanie realniej wychodzi scena z zadaniem sobie rany i wyleczeniem jej na oczach Kuby niż scena, w której Pandora najpierw to robi, a potem zaczyna pojawiać się i znikać niczym Tata Duch. No i przy okazji sam Kuba też reaguje znacznie bardziej ludzko. Jest w szoku aż takim, że...

— Wiem, że to dużo do przetrawienia, ale... — urywam, gdy youtuber odwraca się w bok i zaczyna wymiotować. — Przetrawienie to słowo klucz.

No właśnie. Jednocześnie przypomina mi się, jak poprzednio bardzo szybko Kuba zgodził się na współpracę. Cieszę się, że tym razem nie jest wcale tak łatwo. 
Cieszę się też, że nie szczędzisz przekleństw. Wiesz, kiedy i jak ich używać, aby sterować emocjami czytelnika. Sprawdzają się zarówno w scenach dramatycznych, jak i tak groteskowych jak ta:

— Ała! — zawodzę, podciągając dłoń pod brodę i masując pulsujące bólem palce.
Ugryzł mnie... Ten chujek mnie ugryzł!

Oby tylko nie oszalał, bo będę musiała wymazać mu pamięć i typować innego pomocnika. – Albo zacząć z Kuro od nowa. W sensie wymazać mu z pamięci ten fragment z mieszkaniem i spróbować jeszcze raz, przychodząc rano. Właściwie… to już pytanie z czystej, perfidnej ciekawości, które zadałabym w komentarzu pod notką. Ile razy Pandora mogłaby zrobić coś takiego? Po ilu resetach Kuba odszedłby od zmysłów? 



Na pewno spodziewał się, że będziemy zeznawać i albo ja[,] albo Kuro wyjawimy prawdę. 



ROZDZIAŁ 15

Muszę przyznać, że jest całkiem odjechany – w zależności od temperatury świeci się na różne kolory, a dzięki szklanej ściance woda też jest podświetlona. Na pewno spodobałby się Rio.
— Proszę. — [Kuba s]Stawia na stole gorące napoje (...). – Podmioty.

— Jeśli ta twoja osoba trafiła do Piekła lub Światła[,] nie dam rady nawiązać kontaktu. 

Opadam na łóżko stojące za plecami chłopaka. Co powinnam teraz zrobić? Na pewno nie zamierzam śpieszyć się z szukaniem Rio, a pomoc w reportażu była dobrą okazją do odwleczenia nieuniknionego. Muszę podpuścić Kubę, nie widzę innego rozwiązania. – A to wydaje mi się dziwnie wątpliwe. Dlaczego Pandora nie chce się spieszyć? Czy już jej nie zależy? Chyba umknęły mi jej powody. 

Po prosu świetnie. – Prostu. 

Doskonale wiem, [przecinek zbędny] dlaczego. 

Nie mam ani jego numeru[,] ani pojęcia, gdzie mógł pójść. 

Co? Już? Oto piętnaście rozdziałów za mną, a ja nawet nie zauważyłam, że suwak już jest na dole. Sprawdzę jeszcze, czy przypadkiem na Wattpadzie nie pojawiła się jakaś dodatkowa notka, której nie wrzuciłaś jeszcze na docsa… no niestety. W sumie i tak robiło się dla mnie nieciekawie. Albo inaczej: robiło się zbyt ciekawie, by było mi łatwo kontynuować ocenkę. Mam wrażenie, że bardziej niż łuskanie komentarza, pochłonęło mnie samo czytanie. O czym miałabym dalej to ciągnąć? Jest poprawnie, jest wciągająco, fabuła – wygląda na to, że się lepi. I jeszcze to upierdliwe powtarzanie się, że właściwie to bardzo spoko tekst, który można by jeszcze trochę uzupełnić i wydać... Oh, jak ja tego w ocenkach nie lubię. 
Po prostu koszmar!


PODSUMOWANIE 

W kwestii poprawności wprawdzie umknęło kilka przecinków i podmiotów, ale nie są to rzeczy, nad którymi trzeba by tu było teraz dywagować – jedno czytanie za pół roku i sama byś to wyłapała, bo zasady znasz. 

Co do stylu, jest lekko i płynnie, ale można to jeszcze odrobinę dopracować. Jak? 
Raz: zwróć uwagę na szyki. Czasem stosujesz inwersje i przysłówek określa nie tę część zdania, którą powinien. Nie ma w tym nic złego, bo język polski jest elastyczny, a czytelnik – domyślny, ale istnieje jedna wada takich szyków. Zwykle umieszczasz przysłówek na drugiej pozycji za czasownikiem, a mogłabyś wysunąć go na przód. Dzięki temu czytelnik szybciej zakoduje określenie czynności niż samą czynność i nie będzie miał wrażenia, że określenie to pojawia się po fakcie. Nie będzie musiał sobie go jakby niczego doklepać na ostatnią chwilę do wyobrażanej sytuacji. Przykłady z samego prologu:

Unoszę powoli głowę, a wzrok mężczyzny jest łagodniejszy. – A mogłabyś: Powoli unoszę…
Zaciskam mocniej dłonie na aksamitnym materiale (…).Mocniej zaciskam…

Kiwam lekko głową / Kręcę wolno głową / Kiwam tylko głową Lekko kiwam głową / Wolno kręcę głową / Tylko kiwam głową.


Dwa: pamiętaj, by w dopiskach narracyjnych wykonawca czynności, czyli mówiący, nie pojawiał się w zdaniu za daleko od wypowiedzi. Miało to miejsce głównie w początkowych rozdziałach, więc mam wrażenie, że po prostu potrzebowałaś chwili, by zaskoczyć. Po prostu miej to gdzieś z tyłu głowy, że im bliżej, tym lżej.

Na przykład:
[r. 2] — To tak nie działa — odzywa się siedzący za biurkiem mężczyzna.
(odzywa się mężczyzna siedzący za biurkiem)
Widziałam też ze dwa-trzy inne, ale teraz, pisząc podsumowanie, jak na złość nie mogą mi wpaść w oko. 


NARRACJA
Nie lubię pierwszoosobowej narracji, a już na pewno nie lubię jej w czasie teraźniejszym. Zawsze miałam problem z wczuciem się w takie teksty, nie przetrwałam przez to chociażby Igrzysk Śmierci i musiałam zadowolić się filmem. Nadal uważam, że pisanie w takiej narracji, która nie jest pamiętnikarska, to i bardzo trudna sztuka, i masochizm. Wybór takiego typu, jak zresztą wiesz po pierwszej ocenie, to jak błądzenie po jaskini pełnej pułapek. Ja bym się pewnie wyłożyła, bo choć wiem, jak te pułapki działają, miałabym problemy, by wystarczająco zręcznie ich unikać. Tobie się udało nie potknąć. 
Narracja pierwszoosobowa to stałe przekonywanie czytelnika, że jesteśmy w czyjejś głowie. Inna sprawa, że w tekstach, w których występuje tylko jeden narrator – główny bohater -– narrator ten nie tylko musi przekonywać naturalną myślą, ale i ciekawym charakterem, który będzie się chciało poznawać. Aby wytrzymać z taką postacią ze sto czy dwieście stron, musi być ona spójna, a jednocześnie na tyle elastyczna, by ukazywać swoje mocne i słabe strony i przeżywać różne wydarzenia w sposób prawdopodobny. Pandora z pierwszej wersji wielokrotnie zachowywała się nieprawdopodobnie… dziwnie. Albo reagowała na coś przesadnie przejmująco, jakby jako doświadczona żniwiarka pierwszy raz widziała materię czy śmierć, albo nic jej nie wzruszało, bo ekspozycja była dla ciebie ważniejsza, choć Pandora pierwszy raz spędzała czas w Warszawie, z ludzkim partnerem. Wielokrotnie byłam zła, zmęczona i rozżalona i nie chciało mi się kończyć tamtej oceny, z wielką ulgą stwierdziłam, że mogę skończyć przed czasem, nie doczytawszy opowiadania do końca. 
Tak było. 
Tu natomiast nie ma o tym mowy. Ekspozycje i streszczenia zamieniły się w pełnoprawne, konkretne sceny. Jedynie na początku, w pierwszym i drugim rozdziale, niektóre opisy Pandory były zbyt skupione na zachwycie detalami, a zbyt mało na: Panie Boże, gdzie ja w ogóle jestem, co oni chcą mi zrobić? Mam jednak wrażenie, że i tu potrzebowałaś chwili, by zaskoczyć, bo dalsze rozdziały nie mają już takich problemów. Wygląda to też tak, jakbyś między pierwszym a piętnastym rozdziałem znów zrobiła rozwojowo kilka kroków w przód i czegoś się nauczyła, stąd pewnie moje wrażenie, że pierwsze dwa rozdziały mało, ale jednak odstają od kolejnych poziomem.
Opisy miejsc czy przedmiotów są ściśle powiązane z przemyśleniami Pandory, wynikają z jej subiektywnego patrzenia na świat. Nareszcie! Siedzę w jej głowie, widzę jej oczami, korzystam z innych jej zmysłów. To działa. Choć na początku, gdy po dobrym prologu pisanym trzecioosobówką przypomniałam sobie, że dalej tekst będzie w pierwszoosobówce, przewróciłam oczami... gdzieś po czwartym rozdziale przestałam w ogóle zwracać na to uwagę, a zaczęłam cieszyć się tekstem. To dziwne, bo nie podejrzewałabym siebie coś takiego. Tym bardziej że na swojej podstronie mam napisane tak:

Limit to 170 tys znaków ze spacjami, zapis standardowym fontem (Times New Roman 12, interlinia 1,5). Na oko jest to 80 stron A4.

Twój liczy na oko 130 stron. Przeczytałam więc znacznie nad limit, zupełnie z własnej woli i nim się obejrzałam – skończyłam. To chyba wystarczający dowód na to, że tekst jest bardzo okej i może się podobać. 


KRÓTKO O FABULE
Gdzieś przebrzmiał mi imperatyw. Zdrowy rozsądek podpowiada, że Pandora w sumie nie powinna być lepsza od Kuro przy akcji z gniewną demonicą; jeszcze inna sprawa, że Pandora dość szybko zauważa, że w sumie Rio – jej synek – może sobie na nią poczekać. To takie dwa największe zgrzyty, które zapadły mi w pamięć. Nie mam żadnych wątpliwości co do pojawienia się Pandory na Ziemi, Kuba… och, lubię go znacznie bardziej niż w poprzedniej wersji. Wypada bardziej realistycznie.
Kuro także zyskał czas antenowy, a to pozwoliło w pełni oddać jego wielowymiarowy charakter – jest silny (pomijając tę wpadkę z Barbarą), nie zna kompromisów, poczuwa się do odpowiedzialności, staje na pozycji trenera – wychowawcy, a jednocześnie nie zawsze mu to wychodzi i nie zawsze jego decyzje mają pozytywny wpływ. Ach, no i przywiązał się do Pandory. To wszystko, o ile nie zmieniłaś koncepcji, sprawi, że faktycznie pod koniec opowieści Kuro ma podstawy, by stać się tym, kogo pokazałaś w poprzedniej wersji i w tego zaborczego, zazdrosnego, okropnego Kuro, z takim backgroundem, obecnie nie miałabym problemu uwierzyć. 

Mam tylko problem z Rio, ale już go dość szeroko opisałam. Ocena liczy tak niewiele w porównaniu do poprzedniej, że nie sądzę, bym musiała się powtarzać; byś zdążyła zapomnieć, co pisałam ledwo kilka stron wcześniej. 

Wiesz za to, co pozytywnie mnie zaskoczyło? Ogromny progres i to, że skorzystałaś z wielu moich rad. Dobrze pamiętam, jak w poprzedniej ocenie stwierdziłam, że niektóre ekspozycje, jak na przykład te o sikaniu, aż się proszą, by być scenami, krótkimi gagami. By Pandora nie była taka… obiektywna, relacjonująca, a historia nie była nudna. Proponowałam ci wtedy wiele rozwiązań i – voilà – oto one. Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na taką zmianę. Nie miałam przecież stuprocentowej pewności, że moje propozycje są słuszne, przy ocenianiu zdaję się zwykle na instynkt, ale… w tym przypadku chyba trafiłam w samo sedno. Opowiadanie w końcu działa na czytelnika emocjonalnie. Bawi, gdy ma bawić, ale i smuci czy sprawia, że czuje się przyjemne ciepełko gdzieś w okolicy serducha. Bardzo chętnie zapoznam się z kolejnymi częściami – gdy czas mi pozwoli, będę odwiedzać Wattpada. 

A na koniec napiszę jeszcze, że podobają mi się dość podobne do siebie zakończenia rozdziałów. Są to przemyślenia Pandory, ostatecznie podsumowujące wydarzenia, które działy się w notkach. Zwykle Pandora stawia w nich mocną puentę w stylu:
[r.4] Choć cała jestem sztywna niczym kukła, w trzewiach bucha istny płomień. Zdobędę moc, by już nigdy nie czuć tego zatrważającego wstydu. Nigdy.

[r. 8] Podnoszę się z kanapy i przy głośnym westchnięciu mijam skonsternowanego partnera. Czas dowiedzieć się, kto i co tak naprawdę przeskrobał.

Albo są to cliffhangery [rozdział jedenasty i czternasty]. 
(Jedynie drugi rozdział kończy się bardzo podobnie do czwartego – tym samym słowem i to mocno rzuca się w oczy, gdy czyta się całość na raz; nie wiem, czy nie za bardzo). W każdym razie te zakończenia pojawiają się konsekwentnie przez całą historię i uważam, że to naprawdę ciekawy zabieg, smaczek do całości, taka wisienka na torcie – można by rzec. 

A wisienką tej oceny niech będzie to, że na dzień dzisiejszy zostawiam cię, droga LegasowK, z notą bardzo dobry minus (5-). Mocno wahałam się wprawdzie nad dobrym z plusem za zgrzytające imperatywy i to, że tekstu o Pandorze w Podziemiu i o wychowywaniu Rio mogło być znacznie więcej. Ale jednak uznałam, że pińć in minus to nie jest przecież najwyższa nasza nota, a decydując się na bardzo trudną i nielubianą przeze mnie narrację, zdołałaś przekonać mnie do tej historii. Mało tego – nadal nie mogę wyjść z podziwu nad tym, w jak krótkim czasie doprowadziłaś ponad sto stron bardzo słabego (2-) tekstu do ładu i składu. 
Teraz idź i złóż tego więcej. 


Betowały Fen i For. 

6 komentarzy:

  1. Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczna, że ponownie podjęłaś się oceny mojego opowiadania, to wiele dla mnie znaczy. Będę sobie w wordzie na spokojnie wszystko spisywać w razie, gdyby komentarze postanowiły się wysypać.
    1. „ wytraciłam tu tempo czytania i zamiast przejąć się sytuacją Ugoka, podziwiałam zwierzę. Nie wiem, czy taki efekt jest z twojej strony celowy.” – tak, chciałam, żeby czytelnik na chwilę zatrzymał się na tygrysie i podziwiał go wraz z Ugokiem.
    Mega się cieszę, że mimo kilku potknięć z podmiotami i zbędnymi oczywistościami, prolog wyszedł przyjemny i trzymający w napięciu.
    2. „Dziewczyna ileś razy w scenie chwyta za materiał sukienki. Fajnie, bo to gest, który pokazuje, że jest zdenerwowana, i jednocześnie symbol, że nie chce rozstać się z tym, co wzięła ze sobą z ludzkiego świata. Sprytne zagranie.” – dokładnie o to mi chodziło. Chciałam przypisać bohaterce gest, z którym będzie kojarzona.
    3. „Czy bohaterka nie dziwi się, że dosłyszała coś tak cichego jak pęknięcie skóry na ustach? Rozumiem, że nowe jestestwo wiąże się także z wyostrzonymi zmysłami…?” – tu mnie chyba trochę poniosło z metaforą, ale nie mogłam wymyślić słowa, które opisałoby takie „pyknięcie”, a „pyknięcie” brzmi brzydko xD.
    4. „Jak dziecko.
    Zupełnie infantylna reakcja – mam wrażenie że zdecydowanie za bardzo jak na kogoś, kto przed chwilą z przerażeniem odkrył, że… no, umarł.” – słusznie zauważyłaś, że Pandora na początku kreowana jest na infantylną, stąd ta zmiana nastroju jak u dziecka. Dodatkowo szok i brak wspomnień powodują takie zachowania (próba oderwania myśli od faktów).
    5. „I ciągle mam taki dysonans: bohaterka boi się nieznajomego, myśli o tym, by go zabić, ale jednocześnie nie ma problemu, by podziwiać dywan.” – myślę, że moje wodolejstwa wynikają z tego, że po prostu chciałam opisywać wnętrze, żeby czytelnik mógł je sobie lepiej wyobrazić. Chociaż, jak teraz o tym myślę, to masz rację, że te informacje tylko nudzą.

    6. „Czy celowo wykorzystałaś tu charakterystyczny błąd 404?” – tak, lubię easter eggi :D

    7. „Pandora czasem określa Kuro chłopakiem:
    Chłopak pociera lekko nos, po czym splata ręce na wysokości piersi.
    Innym razem mężczyzną:” – faktycznie, muszę to ujednolicić, zapewne szukałam na siłę „synonimów” :/
    8. „ Naprawdę podskoczył? No okej, i tak lepiej, niż jakby miał klasnąć w dłonie, ale wciąż wydaje mi się to dość… impulsywne na kogoś, kogo niedawno przedstawiałaś jako kogoś, kto: Ma nieodgadniony wyraz twarzy. Skąpany w czerni, z granatowymi cieniami pod oczami i długim płaszczem prawie dotykającym ziemi po raz kolejny przypomina widmo. Ciężko mi teraz kupić to, że taki ktoś ot tak podskakuje sobie z radości. Tym bardziej że ma ze trzysta lat.” – wydaje mi się, że w dalszej części tekstu udało mi się udowodnić, jak bardzo Kuro jest zmienny i niezrównoważony :D.
    9. „Trzy: zastanawia mnie jeszcze, dlaczego w rzeczywistości, w której można tworzyć rzeczy właściwie znikąd, z powietrza, bójki wychodzą tak… ludzko. Normalnie. Żeby zrobić komuś krzywdę, wystarczy tego kogoś sklepać. Acke nie ma mocy, że nie używa żadnej, by się obronić?” – jak najbardziej można wszystko stworzyć, również broń wszelakiej maści, ale chciałam pokazać tę bójkę jako taką koleżeńską przepychankę, po której wszyscy wrócą do domów i zaraz zapomną o sprawie, no, przynajmniej ci starsi żniwiarze ;p.
    10. „Dobrze się bawię, czytając; przy okazji zastanawiam się, jak dobrze musiałaś bawić się ty, pisząc sceny takie jak ta. Na pewno sprawiło ci to więcej frajdy niż stworzenie pierwotnej wersji.” – tak i to dzięki Twojemu kubłowi zimnej wody wylanej na moją łepetynę <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11. „Po prostu ciężko mi przejść obojętnie obok przeczucia, że ktoś doświadczony w pracy z nowymi powinien mieć bardziej pedagogiczne metody.” – taki styl miał Kuro, dość brutalnie, z pozoru nieporadnie, szkolił nowych. Działał na zasadzie rzucania na głęboką wodę.
      12. „ale wciąż zastanawiam się, czemu kapitan podjął taką decyzję?” – nie zescreollowałam na sam dół, więc nie wiem, ile rozdziałów oceniłaś, ale w kilku scenach pokazałam, że czasem kapitan podejmuje takie decyzje, żeby komuś dopiec.
      13. „Mam nadzieję, że dobrze to rozplanowałaś właśnie pod względem czasu; obecne rozdziały wyraźnie na to wskazują.” – ups, to pewnie ochrzanisz mnie za przeskoki czasowe :/.
      14. „ Rozwściecza żniwiarkę? Ale chyba jedyną żniwiarką w tej scenie jest Pandora...” – tak, ale Pandora o tym nie wiedziała. Gdyby nazwała Barb „duszą” albo gorzej – „demonem” wykrzaczyłabym narrację. Bo przecież Pandora w tamtej chwili nie mogła tego wiedzieć.

      Zaczęłaś przekonywać mnie co do tego (zresztą mój facet mówił to samo, ale ja ofc mądrzejsza nie słuchałam), że te przeskoki czasowe są za szybkie i brakuje tam czegoś „pomiędzy”. Muszę nad tym pomyśleć i faktycznie dodać ze dwa rozdziały o rutynie.
      15. „Inna sprawa, że twój Rio może kojarzyć się z Rio z Domu z papieru. Znający się na technologii, acz dość infantylny nastolatek, który sprowadza problemy. Jeśli nie miałaś tego na celu, na twoim miejscu zastanowiłabym się nad zmianą tego imienia. Nie jest to jednak wymóg, raczej bardzo luźna sugestia.” – faktycznie, Rio może kojarzyć się z bohaterem „Domu z Papieru”, jednak postać ta miała być moją kuracją. Imię otrzymał po moim zmarłym zwierzaku, który odszedł za wcześnie i zostawił po sobie wielką dziurę w sercu. W opowiadaniu Rio zastępuje uciekiniera z poprzedniej wersji, co ma więcej sensu w przypadku misji odszukania go. Ale rzeczywiście, Rio jest zbyt mało, by czytelnik mógł go wystarczająco poznać. Nad tym również muszę pomyśleć.
      16. „Wcześniej pojawiały się sceny, w których to przez opaskę odebranie duszy zlecał właśnie kapitan. Czy więc nie dziwne, że teraz kapitan nie wie, czy coś zlecił, czy nie?” – to nie kapitan zlecał odbiory, tylko system. Zastanawiam się, skąd wyciągnęłaś ten wniosek i pytam bez żadnego sarkazmu, po prostu jestem ciekawa, czy gdzieś w tekście to zasugerowałam.
      17. „Czy to nie przypadkiem jakaś pozostałość po MeTubie, z którego zrezygnowałaś?” – troszkę tak, ale to tylko nazwa zlotu, przyznam, że wymyślona na szybko, która już nigdy więcej się nie pojawi.
      18. „Na pewno niemal do ucha, a nie niemal szepczę?” – tak, miało być „niemal do ucha”, bo schyliła się, ale nie na tyle blisko, by dotykać ucha, tylko jakby szeptała w eter, nad ramieniem.
      19. „Pandora jest żniwiarką już ponad sto lat. Rozumiem, że, odbierając dusze, przebywa na Ziemi, ale żeby dobrze znać taki zapach, musiałaby kogoś odbierać właśnie z toalety, i to takiej mocno niezadbanej.” – myślę, że niestety w ciągu tych x-lat mogła mieć okazję :D.
      20. „Jeżeli wybrał młodociane ciało, może mieć problem, gdy, na przykład, zgarnie go za coś policja i będzie próbowała dowiedzieć się czegoś o jego rodzicach.” – Rio interesował się ludźmi, można nawet założyć, że się „na nich znał”. Chciałam to pokazać w scenach, gdzie ochoczo oglądał streamy z nowych urządzeń i śledził youtuberów, o czym zresztą sam mówił.

      Scenę w kibelku w knajpie (choć dziwnie to brzmi) pisałam z myślą o Tobie i radami dotyczącymi opisu pierwszego wypróżniania xD.

      21. „Przyłapuję ją na takich niuansach i to sprawia, że jestem ciekawa, jak ta postać się rozwinie i czy wróci do swojego pierwotnego stanu, gdy znacznie bardziej troszczyła się o ludzi.” – jeju, nawet nie wiesz, jak bardzo radujesz moje serduszko, że zauważasz, co chcę osiągnąć!

      Usuń
    2. Hejo! Do fragmentów, których cyferki pominę, nie mam już nic do dodania. Ale kilka jeszcze chętnie przedyskutuję.

      3. Fakt, pyknięcie nie brzmi zbyt atrakcyjnie, za to twój opis może być mylący. Zastanowiłabym się, czy po prostu nie zostawić tego na: skóra pęka z cichym odgłosem, bo to właśnie ten wystrzał gorsetu dodaje temu potencjalnej głośności.

      4. i 8. Rozumiem, co chciałaś uzyskać, bo się tego domyśliłam. Jednocześnie zastanawiałam się, czy trochę nie przesadziłaś w tę stronę – i dosłownie ten jeden raz czuję to samo w odniesieniu do podskakującego Kuro. Zachwyt, aby poczuć, że ktoś jest zachwycony, można pokazać na wiele sposobów, na przykład mówiąc coś z uśmiechem, podnosząc głos i zacierając dłonie w pełnej gotowości. Chodzi o to, że w tych dwóch miejscach pierwszy i ostatni raz wyobrażałam sobie te sytuacje jako wyrwanw z kreskówki albo anime. W takim kontekście, że i klaskanie w dłonie, i podskakiwanie jest aż tak przerysowane, że zaskoczyło mnie, gdy byłam przygotowana na groteskowe light urban fantasy.
      Do tego i podskok, i klaśnięcie odrywają tych bohaterów tak bardzo mocno od... siebie ten jeden raz. Przez całe piętnaście rozdziałów (dlatego nie usunęłam tych fragmentów z oceny ani nie dodawałam akapitu edycji). Pandora nie jest infantylna w pierwszym rozdziale, w drugim jest tylko ten jeden moment, potem już w ogóle nie jest. Jest urocza w przypadku sytuacji z monitorami, jest zaskoczono-wystraszona w przypadku poznania hologramu w smartwatchu – szczególnie w tej drugiej wymienionej przeze mnie scenie pojawiają się różne emocje, nie tylko ta dziecięca, naiwna radość. A przecież to scena późniejsza od porwania. Bohaterka, jeżeli spuszcza z tonu i staje się coraz bardziej ufna, chyba powinna się w tym rozwijać – tak myślę.

      9. k najbardziej można wszystko stworzyć, również broń wszelakiej maści, ale chciałam pokazać tę bójkę jako taką koleżeńską przepychankę – o! A tego nie wyczułam. To znaczy z jednej strony podświadomie wiedziałam, że nie robią sobie krzywdy aż takiej, bo się będą regenerować, ale z drugiej strony emocje towarzyszące Kuro są na tyle poważne, że sądziłam, że chłopak naprawdę nie chce mieć z tym drugim nic do czynienia. Najlepiej nigdy. Nie popznałabym, że to koleżeńska przepychanka, raczej że to wyraz w stylu: spierdalaj i niech cię tu więcej nie widzę. I to tak, wiesz, przez zaciśnięte zęby.

      12. ile rozdziałów oceniłaś, ale w kilku scenach pokazałam, że czasem kapitan podejmuje takie decyzje, żeby komuś dopiec – tego też bym się sama nie domyśliła. Chyba mi to umknęło. Wiem tylko, że był zdenerwowany, gdy Kuro i Pandora zgubili Rio, no ale sądziłam, że to dlatego, że... sprawa jest poważna. Tym bardziej potem zdziwiło mnie, że w sumie to nie, w sumie to masz rok, baw się dobrze. Prędzej bym powiedziała, że kapitan to trzecia osoba, która jest w tym tekście momentami niezrównoważona.

      Usuń
  2. 22. „Pandora zasnęła przy włączonym świetle, ale obudziła się przy zgaszonym. Czy Kuba ma w mieszkaniu jakiś automatyczny włącznik z czujką?” – kiedy się położyła, na zewnątrz było jeszcze widno, więc nie musiała zapalać światła :D. Chyba że ja coś pokićkałam i jednak wcisnęłam fragment o zapalaniu światła. Kurczę, muszę to sprawdzić.
    23. „Ile razy Pandora mogłaby zrobić coś takiego? Po ilu resetach Kuba odszedłby od zmysłów?” – to w sumie ciekawe pytanie, nad którym się nie zastanawiałam. Jak mam być szczera, to na chwilę obecną odpowiem, że w nieskończoność. Ale to dobry wątek. Pomyślę nad tym!
    24. „ A to wydaje mi się dziwnie wątpliwe. Dlaczego Pandora nie chce się spieszyć? Czy już jej nie zależy? Chyba umknęły mi jej powody.” – może za słabo to nakreśliłam, ale ona kompletnie nie ma pojęcia, co robić. Liczy na to, że odwlekając szukanie Rio, wpadnie na jakiś pomysł. W końcu śmieszek kapitan dał jej sporo czasu.

    Kurczę, teraz pożałowałam, że byłam u mamy i nie miałam jak wrzucić do docsa 16 rozdziału :<. Tam pojawia się nowa postać (ważna dla ogólnej fabuły, ale dopiero w planowanym II tomie) i kontynuuję wątki youtubowe/reportażowe.

    Rozwiałaś moje wątpliwości co do kwestii Rio i tych przeskoków i zdecydowanie muszę nad nimi popracować, wszystko wydłużyć. Nie wiem, jak przeskoczyć kwestię długości misji, i to fakt – chciałam dać Kubie i Pandorze czas. Po prostu misja o niskim priorytecie i olewcze podejście kapitana do sprawy wydawały mi się spoko powodami.
    Tak jak widzisz, wzięłam sobie wszystkie rady głęboko do serca i choć mój komentarz pod pierwszą oceną nie był najwyższych lotów, to wiedz, że miał słaby wydźwięk, ponieważ musiałam przełknąć gulę goryczy i po prostu wziąć się w garść. Poczytałam mnóstwo Waszych ocen i zaparłam się – co, ja nie dam rady w narracji pierwszoosobowej?! Co do potknięć technicznych, będę sobie to wszystko na spokojnie poprawiać, ale chyba nie było tego dużo. Bałam się, że może znów za słabo wykreowałam świat, lecz wychodzi na to, że obawy były niesłuszne.
    Jeszcze raz wielkie dzięki za ponowny ogrom pracy. Dałaś mi porządnego kopa do dalszego działania!

    PS. Zduplikował mi się 1 komcio, można go usunąć :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14. Hmm, tak, to ma sens. Ale myli; nawet się zastanowiłam, czy to zdanie nie jest jakimś pokłosiem wersji, której nie znam, a która napisana była w trzeciej osobie. XD Może już lepiej użyć jakieś obcej czy nieznajomej albo odprowadzonej? Można wykorzystać jakiś przymiotnik jako podmiot sam w sobie.

      15. W opowiadaniu Rio zastępuje uciekiniera z poprzedniej wersji, co ma więcej sensu w przypadku misji odszukania go. – tak, poznałam po nazwisku Walkera i uważam, że to też bardzo fajnie rozwiązałaś, nadałaś sens i stworzyłaś background, by potem Pandora naprawdę miała po co ingerować w proces wymazania.

      16. to nie kapitan zlecał odbiory, tylko system. Zastanawiam się, skąd wyciągnęłaś ten wniosek – chyba połączyłam sobie kropki na zasadzie tego, że bohaterowie po odebraniu kogoś idą z tą osobą do kapitana -> kapitan ingeruje w odbieranie, więc widzę, że nad wszystkim czuwa -> pewnie o wszystkim wie. Sama sobie to dopowiedziałam, czytając, wydawało mi się to tak jasne, że nie brałam pod uwagę, że może być inaczej. XDD

      Scenę w kibelku w knajpie (choć dziwnie to brzmi) pisałam z myślą o Tobie i radami dotyczącymi opisu pierwszego wypróżniania xD. – TAK CZUŁAM ❤
      XD

      22. Nie, nie pokićkałaś. Znów moja wyobraźnia dopowiedziała mi w trakcie czytania, że Kuba na pewno tak długo nie wraca, Pandora za to długo sprząta, więc jak już jej się zachciało spać, to pewnie już było ciemno.

      24. Liczy na to, że odwlekając szukanie Rio, wpadnie na jakiś pomysł. – Masz rację, tego w ogóle nie wyczułam. Raczej wydawało mi się, że Pandora już się odnalazła w życiu ludzi tak bardzo, że chciałaby go spróbować i w sumie to Rio sobie może poczekać. Ale też nie sądziłam, że chciałaś, by to miało aż taki wydźwięk.

      Kurczę, teraz pożałowałam, że byłam u mamy i nie miałam jak wrzucić do docsa 16 rozdziału :< – nie przejmuj się, gdy tylko złapię chwilkę (niekoniecznie dziś, bo przede mną sporo roboty, ostatni dzień miesiąca, rozliczenia, takie-tam) wpadnę na Wattpada.
      A jeszcze przed samą betą, gdy zdawałam materiał, patrzyłam i nic nie było! Buuu...

      Bałam się, że może znów za słabo wykreowałam świat, lecz wychodzi na to, że obawy były niesłuszne. – Niesłuszne. Uniwersum masz bardzo przyjemne i nakreślone na tyle, by się w nim odnaleźć. Wiem, jak wyglądają ulice Podziemia, pamiętam problematyczną trawę i szare, klocowate budynki oraz żniwiarzy – wszystkich jak jeden mąż. Wiem, jak wygląda pokój Pandory i Kuro, mimo że nie rozepchałaś opisami tamtych scen; tak samo wreszcie mogłam poczuć, że jestem z Pandorą w Warszawie, mimo że nie wyeksponowałaś jej ani-ani.
      O właśnie, For na becie, gdy rozmawiałyśmy o nocie końcowej też mi napisała, że autorka daje radę w pierwszoosobowej we WŁASNYM UNIWERSUM, nie mogłam nie przyznać jej racji, jak i nie mogłam obniżyć ci noty. Jednocześnie możesz sobie teraz zdać sprawę z tego, że przeskok między 2 a 5 to najwyższy przeskok autorski na WS do tej pory, spośród tych dwustu ocenionych autorów.
      Myślę, że jest to powód do dumy. ;)

      Usuń
    2. Chyba najbardziej cieszę się z tego, że zauważyłaś wiele hintów i ogólny zarys, do którego dążę (przemiana głównej bohaterki), ale również raduje mnie, że jednak udało mi się zrobić progress i poradziłam sobie z pierwszoosobówką. I myślę, że zrobię tak, jak zasugerowałaś, czyli cofnę się mniej więcej do połowy, wydłużę życie w Podziemiu oraz służbę i zamknę tom I na ucieczce Rio, przy czym wcześniej lepiej zarysuję jego postać. A w ogóle, to fajnie być pionierem i zrobić przeskok z oceny 2 na 5 :D. Może pewnego dnia uda się to wydać.

      Usuń