[50] ocena bloga: rant-czarodzieja.blogspot.com

Autor: A.
Tematyka: ff Harry Potter, Czasy Huncwotów
Oceniająca: maximilienne

Słowem wstępu


Raz, zgodnie z umową, którą zawarłam z autorką, poniższej ocenie podlega wyłącznie część pierwsza opowiadania. Ocena części drugiej może kiedyś też się pojawi, o ile autorka będzie nią zainteresowana. 
Dwa, cały tekst czytałam i oceniałam nie bezpośrednio z bloga, ale z dokumentu dostarczonego mi przez autorkę. Nie odpowiadam za jakiekolwiek rozbieżności między tym, co dostałam, a tym, co zostało opublikowane, ponieważ zwyczajnie nie mam czasu na to, by sprawdzać, czy wersje są tożsame. 
Trzy, przeczytałam potterowskie miniatury znajdujące się w zakładce dodatki (poza Najgorszym koszmarem Remusa, który wydaje mi się należeć do drugiej części opowiadania), lecz pozwoliłam sobie pominąć komentarz dotyczący obu przezabawnych części Rozdania złotych różdżek, ponieważ pojęcia nie mam, co tak naprawdę mogłabym na ich temat napisać, oprócz wypisania kilku literówek. 
Cztery, dodatki czytałam jako ostatnie, ale w ocenie znajdują się w miejscu pasującym pod względem kolejności wydarzeń głównego opowiadania. 
Pięć, od tej oceny przestaje polegać na punktacji, a notę końcową wystawię na podstawie ogólnych odczuć po lekturze bloga. 
Sześć, wszystkie gify sponsorują, jak zawsze, tumblr, giphy oraz Google grafika
Siedem, to co, zaczynamy?


Pierwsze wrażenie


Wita mnie minimalistyczny, utrzymany w żółcieniach szablon. Środkowa kolumna wydaje mi się zbyt wąska, ale sprawdziłam i ilość znaków w linii okazuje się prawie idealna. Bardzo podoba mi się, że stosujesz wpuszczone inicjały, w połączeniu z tą ozdobną czcionką nadają klimat i bardzo pasują do pergaminowego tła. Niestety, krawędzie podziału tła na poszczególne segmenty są dobrze widoczne, może warto by pomyśleć, czy da się to jakoś poprawić. Na przykład wydłużyć to tło (posklejać fragmenty i w odpowiednim programie rozmazać krawędź podziału) i ustawić jako nieruchome, chowające się pod nagłówkiem i menu. Kolejnym problemem, jaki przykuł moją uwagę, są czcionki w tytułach postów oraz w datach, ponieważ nie mają polskich znaków. 
Podstrona O blogu jest bardzo przejrzysta, chociaż przeniosłabym Szablon na sam dół, a podniosła O czym? i Na zachętę pod Tematykę
Niestety obrazek fundował wujek google, a że ciągle odsyła mnie na różne blogi zamiast wskazać autora, to niestety nie jestem w stanie powiedzieć czyj jest główny obrazek (jak ktoś wie, to podziękowałabym za informację) – podwójne powtórzenie i brakujący przecinek po powiedzieć. Plus Google wielką literą. 
Widzę, że Degausser betuje Twoje teksty, więc zapewne nie znajdę tu zbyt wiele do poprawiania. 
Dochodzę do wytłumaczenia pochodzenia tytułu i muszę przyznać, że bardzo ładnie to sobie wymyśliłaś. 


Dobrze, że znalazłaś tu trochę miejsca na opisanie, o czym traktuje Twoje opowiadanie. Zobaczymy, czy potwierdzą się zapowiedzi, że to nie jest sztampowe opowiadanie o Huncwotach, ale z tego, co słyszałam, podobno mówisz prawdę. 
Na Twoim miejscu poprawiłabym pojawiające się w tej części apostrofy do czytelników (żeby zaczynały się wielką literą), skoro zwracasz się bezpośrednio do nich. 
Spisu treści komentować chyba nie muszę, poza tym, o czym już wspomniałam – w tytule polska litera zapisana inną czcionką. 
Istnieje też zakładka o Tobie, gdzie można znaleźć również odnośnik do podstrony z blogowymi nominacjami. Na blogu znajdziemy jeszcze Linki i Dodatki. Ta druga podstrona niby ładna, poukładana i podzielona, ale wydaje mi się jakaś taka… lekko zabałaganiona. Może to przez ten zwiastun i obrazek, które zaburzają mi tę podstronę. Osobiście chyba zrobiłabym tutaj spis odnośników i poprzenosiła Dodatki rantowe, Inne fanfiction oraz część Quidditch - zawodnicy wraz z Genealogią na osobne podstrony, a zwiastun przerzuciłabym na O blogu. Poza tym, w Quidditch - zawodnicy powinna pojawić się półpauza zamiast dywizu i podkreślenie, skoro we wszystkich pozostałych nagłówkach się znajduje. 
Podziwiam Cię za pracę, jaką włożyłaś w stworzenie listy zawodników i tych wszystkich drzew genealogicznych. Naprawdę. Ciekawi mnie tylko, na ile okazują się przydatne dla czytelników, bo znalezienie tam konkretnej osoby, szczególnie dla kogoś nie zaznajomionego w dużym stopniu z erą Huncwotów, może się okazać trudniejsze, niż początkowo się wydaje.

  

EDIT 2 XI: Drzewa genealogiczne przestały działać.

Treść i poprawność


Przejdźmy do clou sprawy. Przeliczyłam sobie objętość pierwszej części i wyszło mi, że w formie książki formatu A5-B5, miałaby około 414 stron. Cóż… Długa droga przede mną.


Powtórzenia zaznaczone podkreśleniem.

Prolog


EDIT: Haha, a bałam się, że nie będzie o czym pisać. 
Adolf Malums stracił kończyny podczas II wojny światowej, na którą wyruszył wbrew ostrzeżeniom małżonki, radzącej mu zaszyć się w domu i nie wychylać nosa. Trudno byłoby jednak mieć jej to za złe. Trudy urodziła się w Ameryce, lecz nigdy nie miała lekkiego życia. Być może winę należy złożyć na karb karnacji? Pani Malums była ciemnoskóra. A może to sprawka niewyparzonego języka? – fragment niby poprawny, ale zupełnie nie gra mi to pojedyncze zdanie wrzucone pomiędzy dwa pytania. Nie wyszłoby lepiej, gdyby zawrzeć tę informację o kolorze skóry w pierwszym z nich? Przy okazji pozbyłabyś się być, którego inna forma występuje zaledwie trzy zdania wcześniej. 
Dodatkowo karnacja raczej określa odcień skóry, a nie jej kolor. Ciemna karnacja nie jest równoznaczna z byciem ciemnoskórym. Najlepiej wpisz sobie jedno i drugie hasło w grafiki Google i zobacz, co Ci wypluje. Zakładam, że karnacja została źle użyta i pani Malums to Afroamerykanka, bo ciemna karnacja raczej nie powinna być powodem jakichkolwiek problemów. 
Napisałaś, że Trudy urodziła się w Ameryce, lecz nigdy nie miała lekkiego życia. I trudno żeby miała. Szukasz winy w jej niewyparzonym języku (no dobrze, o karnacji też napomykasz), a zapominasz wspomnieć o wszystkim, co musiało spotkać ją w dzieciństwie. Nie wiem, w którym dokładnie roku dzieje się akcja prologu, ale skoro jej mąż brał udział w operacji Market Garden w 1944, a zakładam, że oboje byli wtedy pełnoletni, to mogli się urodzić najpóźniej w 1926. A w Ameryce ograniczone prawa dla czarnoskórych hulały aż do lat sześćdziesiątych. Szczególnie jeśli urodziła się w południowych stanach, gdzie wyrwać się ze specjalnie wydzielonych dzielnic było rzeczą prawie niemożliwą, więc szczerze wątpię, aby ktokolwiek stamtąd mógł sobie pozwolić na podróż przez Atlantyk. Raczej nie otrzymałby też pomocy ze strony białych, ponieważ takie zachowanie postrzegano jako wysoce niewłaściwe, a czasami wręcz nielegalne. Oczywiście istnieje też możliwość, że mieszkali gdzieś na północy i cieszyli się względną wolnością, ale na pewno nie mieli całkowitej akceptacji społecznej, co musiało odcisnąć na pani Malums jakieś piętno.
Rzuciło mi się w oczy kilka jednak i postanowiłam sobie zaznaczyć wszystkie występujące w pierwszej części opowiadania. Przyznam, że trochę się tego nazbierało. Niby nie jedno przy drugim, lecz w samym tylko prologu naliczyłam aż trzynaście, a przynajmniej z części można zrezygnować albo znaleźć jakieś zamienniki. Oczywiście wraz z kolejnymi rozdziałami ich częstotliwość się zmniejsza, ale na Twoim miejscu przyjrzałabym się bliżej tym powtórzeniom, szczególnie w początkowych częściach. 
Potem jednak szczęście nie uśmiechnęło się do niego nawet odrobinę. Cały plan okazał się wielką porażką, ale o tym przecież nikt nie mógł wiedzieć na początku. W walkach fortuna się do nich nie uśmiechnęła – na moje oko, jedno z tych zdań należałoby wyrzucić, bo nie ma chyba sensu powtarzać dwa razy tego samego.
Gdy wrócił do ojczyzny, minęło już prawie pół roku, a jesień zdążyła rozgościć się na dobre i powitała go ulewą – pół roku od czego? Jesień sugeruje, że od utraty nogi, ale zasadniczo zdanie jest dość mętne. I wydaje mi się, że zdanie brzmiałoby lepiej, gdyby zamienić dwa pierwsze człony miejscami. 
Okazało się, że praktyczna Trudy na wieść o niepowodzeniu jego kampanii i domniemaniu śmierci znalazła nowego męża dla siebie oraz ojca dla ich dzieci – zaradna, nie da się ukryć! Chyba nawet nie zdążyła dobrze odżałować męża, skoro wyruszył na wojnę najwyżej rok temu, a zakładam, że wieść o jego śmierci nie przyszła tuż po wymarszu. I raczej po prostu domniemana śmierć, żeby uniknąć wieści o domniemanej śmierci, która wydaje mi się odrobinę dziwnym wyrażeniem.
(…) Matthew Crowley** (…) – po przypisie doszłam do wniosku, że chodzi Ci o tego pana: Matthew Crawley – rąbnęłaś się w nazwisku [źródło]. 
(…) utrata władzy w nogach kładła kres jego przyszłości (…) – po jego podwójna spacja. 
Za wcześnie, to dopiero pierwsze tygodnie. Ale nieważne! Och, widzę, że ty całkiem niedługo będziesz miała swojego brzdąca w ramionach – w pierwszych tygodniach, to wątpię, żeby w ogóle zorientowała się, że coś się zmieniło, szczególnie że James został poczęty już po tym, jak państwo Potter przestali się starać o dziecko. Chyba że akurat wyszło to przypadkowo, przy jakiejś kontrolnej wizycie. Ale to musiałby być jakiś kolosalny zbieg okoliczności. Dodatkowo zauważ, że czarodzieje raczej nie chodzili do magomedyków, dopóki nie wydarzyło się coś naprawdę wielkiego, ponieważ z większością drobnych urazów i lekkich chorób potrafili sobie sami poradzić.
(…) To m u s i być chłopiec (…) – rozstrzelenie tekstu robi się nie za pomocą spacji, ale przez zakładkę Odstępy między znakami, w oknie Czcionka, które można wywołać skrótem klawiszowym Ctrl+D. 
Poza tym najnowsze informacje wypuszczone niedawno przez Rowling dowodzą, że rodzicami Jamesa byli Fleamont i Euphemia Potter, nie Dorea i Charlus jak zakładała większość blogowiczów przez wiele lat [źródło]. 
Dodatkowo coś chyba pokręciłaś z tymi kilkoma tygodniami – różnica wieku między Syriuszem a Jamesem to cztery miesiące, więc jeśli Walburga jest pod koniec siódmego/na początku ósmego miesiąca ciąży, to Dorea musiałaby być pod koniec trzeciego lub nawet na początku czwartego.
Może nie były siostrami, ale na pewno łączyło je dalsze pokrewieństwo. (…) I odeszła, najwyraźniej wciąż myśląc o niedawnej rozmowie z kuzynką – skąd nagle poznał, że to kuzynki? A tak w ogóle to Walburga dla Dorei jest nie kuzynką, a ciotką, a więc powinna myśleć o niedawnej rozmowie z bratanicą
A to ci dopiero ironia losu – zostać przejechanym przez karetkę. 


Dobra, już doszłam do tego, czemu wydawało mi się, że coś jest nie tak z tymi kilkoma tygodniami. Pominę fakt, że ubzdurałam sobie, że Syriusz miał urodziny w listopadzie, głównie dlatego, że ten mój tak ma, a myślałam, że to potwierdzone info, ale… Ale zaczęłam szperać i okazało się, że nawet trafiłam z miesiącem (muahahaha), więc mojej poprzednie argumenty są słuszne, albowiem Syriusz urodził się 3 listopada [źródło]. Wiem, że pisząc tę część, nie mogłaś tego wiedzieć, ale uznałam, że może zechcesz poprawić, skoro i tak będziesz przerabiać rozdziały. 
Dlatego też bardzo zadowalał ją fakt, że po zawarciu małżeństwa nie musiała zmieniać nazwiska. Oriona może zabójczo nie kochała, (…) – pomiędzy zdaniami podwójna spacja. 
Co prawda mogła mieć wciąż inne dzieci, lecz jednak mały dziedzic fortuny rodu Blacków był bardzo serdecznie widziany – lecz i jednak to synonimy, w takim razie jeden z nich jest absolutnie zbędny.
Przynajmniej to chłopiec. Walburga wolała nie zastanawiać się, jak zareagowałaby rodzina, gdyby urodziła dziewczynkę. Co prawda mogła mieć wciąż inne dzieci, lecz jednak mały dziedzic fortuny rodu Blacków był bardzo serdecznie widziany. Już teraz cieszyła ją myśl, że będzie mogła poszczycić się posiadaniem męskiego potomka przed oboma braćmi. Alfard dzieci nie posiadał w ogóle, nawet się nie ożenił. Z kolei Cyganus miał trzy córki, a żadnego syna. Tak, Walburga zdecydowanie wygrała tę walkę z rodzeństwem i od teraz to ona stanie się oczkiem w głowie ojca. Obecnie to Arkturus sprawował zaszczytną funkcję nestora rodu, bo jego brat, Regulus, zmarł w stosunkowo młodym wieku wiosną tego roku. Uzdrowiciele mówili coś o jakiejś egzotycznej chorobie, ale większość Blacków uważała, że to wynik ich niekompetencji. Po Arkturusie pieczę nad Blackami najprawdopodobniej przejmie więc Polluks, jej kochany ojciec. Już w tym głowa Walburgi, by tak się stało, bo czasami wciąż obawiała się, że kuzyn Arkturus za bardzo rozpuścił jedynego syna. Zresztą córkę również.


Akapit o relacjach pomiędzy członkami rodziny Blacków tak przepełniłaś informacjami, że dla kogoś, kto nie jest zaznajomiony z kanonem albo całą wiedzę o Potterze czerpie z filmów, może się okazać zbyt zagmatwany i nie do przejścia bez ściągawki w postaci drzewa genealogicznego…
Osobiście wstawiłabym akapit pomiędzy zdania Tak, Walburga zdecydowanie wygrała tę walkę z rodzeństwem i od teraz to ona stanie się oczkiem w głowie ojca. Obecnie to Arkturus sprawował zaszczytną funkcję nestora rodu, bo jego brat, Regulus, zmarł wiosną tego roku w stosunkowo młodym wieku, bo w obecnej chwili możne wywnioskować, że to Arkturus jest ojcem Walburgi. Albo zamień kolejność informacji, przykładowo: Liczyła, że pieczę nad Blackami, po obecnie sprawującym zaszczytną funkcję nestora rodu Arkturusie, przejmie jej kochany ojciec, Polluks, ponieważ trzeci kandydat Regulus, zmarł wiosną tego roku w stosunkowo młodym wieku. Uzdrowiciele mówili coś o jakiejś egzotycznej chorobie, ale większość Blacków uważało, że to wynik ich niekompetencji. // Już w tym głowa Walburgi, by tak się stało, bo czasami wciąż obawiała się, że kuzyn Arkturus za bardzo rozpuścił jedynego syna. Zresztą córkę również.
(…) bo czasami wciąż obawiała się (…) – po czasami podwójna spacja. 
(…) kuzyn Arkturus za bardzo rozpuścił jedynego syna – jaki kuzyn Arkturus? Przecież Walburga nie ma kuzyna o tym imieniu. Zasadniczo Walburga ma tylko jednego kuzyna – syna Dorei właśnie. Zakładam, że chodzi o Arkturusa-kuzyna ojca (wuja Walburgi), a ten rozpuszczony syn to Orion. Czy nie łatwiej napisać, że za bardzo rozpuścił jej męża? Przynajmniej dla czytelnika będzie klarowniej. 
Cyganus – Cygnus, akurat tutaj mamy bezdyskusyjny błąd (napraw go szybciutko, bo patrzę i na drzewie Twojego autorstwa błąd został powielony) [źródło].
Nie wiem, czy teraz, kiedy wracasz – zapewne po długiej przerwie – do tego fragmentu, widzisz, że zawiera po prostu za dużo informacji? Jeśli nie, to uwierz przynajmniej na słowo. Przemyśl, czy na pewno wszystkie te informacje są konieczne do wyłożenia w tym momencie lub postaraj się uporządkować to, co napisałaś, bo to skakanie od osoby do osoby zdecydowanie nie przysłużyło się temu fragmentowi. 
(…) potrzebuje troski oraz opieki (Stanowczo (…) – troska i opieka to synonimy [źródło], a po opieki podwójna spacja. 
(…) (Stanowczo za daleko! To Black, poradzi sobie bez rozpuszczania – tylko by go to popsuło.) (…) – zamieniałabym tę kropkę na wykrzyknik – będzie bardziej pasować do poprzednich wtrąceń. 
Jej mąż, Charlus, został na korytarzu. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że nie byli to zbyt towarzyscy ludzie – to po co w ogóle przyjeżdżał? Przecież to nie tak, że musiał eskortować żonę. I myślę, że – jako oddany Gryfon – większy problem miałby z tym, że to wyznający czystokrwiste tradycje Ślizgoni. 
Blackowie nie nadawali swym pierworodnym tak pospolitych imion – nie tylko pierworodnym.

1 Nowa pani Lestrange


Od najmłodszych lat uczono dzieci genealogii rodów czystej krwi z całego świata – a ja mam problem, by jedno drzewo genealogiczne ogarnąć! Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek byłby w stanie to spamiętać? Dwadzieścia osiem brytyjskich rodów uznajesz za niewystarczające? Uwierz, to naprawdę wystarczająca ilość imion i koneksji do wbicia do głowy, nawet jeśli chcesz uwydatnić obsesję Walburgi w tym temacie. 
Szczególny nacisk kładziono na ich pokolenie, mając nadzieję, że w ten sposób już za młodu ukierunkuje się małego Blacka, by wybrał odpowiednią małżonkę lub małżonka – w takich kręgach śluby zazwyczaj są aranżowane przez rodziców, więc taki Syriusz nie miałby zbyt wiele do powiedzenia w temacie. Przecież sama Walburga została wciśnięta w małżeństwo z rozsądku. 
O to troszczyli się zawsze rodzice, którzy nie szczędzili grosza na ten, jakże ważny, aspekt. Równie istotną funkcję pełnił charakter – pomiędzy zdaniami podwójna spacja. Dobra, oficjalnie kończę z wypisywaniem, gdzie znajdują się podwójne spacje, bo Word raczył mnie poinformować, że takich miejsc jest sto dziewięćdziesiąt. Użyj funkcji zamień w Wordzie, powinno rozwiązać te problemy w kilka sekund za jednym zamachem, bo zakładam, że i tak skorzystasz z takiego wyjścia, zamiast ręcznie wyszukiwać każde wypisane tu przeze mnie miejsce. 
Ku rozpaczy pani Black, głównym wichrzycielem w głowie jej pierworodnego okazał się James Potter, syn dawnej przyjaciółki – wytłumacz mi, czemu nagle Walburga mówi o Dorei przyjaciółka? Pierwsza scena z ich udziałem wskazywała, że Black obdarza Potter niechęcią, co raczej nie dowodzi, by panie były ze sobą blisko. 
Mugole nierzadko przypatrywali się temu domowi z daleka, lecz nie śmieli choćby zamienić słowa z dość niechętną rodziną – wypadałoby napisać, do czego rodzina była taka niechętna. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że willa stojąca na terenach dostępnych dla mugoli nie została w żaden sposób ukryta przed ich wzrokiem, szczególnie taka należąca do Blacków, którzy za mugolami absolutnie nie przepadają. Spójrz sobie bodaj na zabezpieczenia domu rodzinnego Syriusza. I pomyśl sobie, jak mogłaby się skończyć sytuacja, gdyby taki mugol zajrzałby im do domu, kiedy akurat korzystaliby z magii. Albo zobaczyłby skrzata domowego. Toż to podchodzi pod Międzynarodowy Kodeks Tajności!
(…) a spoczywające w uchwytach świece drżały, gdy tylko wiatr wdarł się do środka przed rozwarte tylne wrota, prowadzące wprost do bajecznych ogrodów państwa Black – przecież to niezbyt bezpiecznie. 
Według [źródła] wynika, że Rudolf jest mniej więcej w wieku Syriusza (najprawdopodobniej urodził się pomiędzy rokiem 1959 a 1964, podczas gdy Bellatrix w roku 1951), dlatego szczerze wątpię, żeby wesele rzeczywiście mogło mieć miejsce. Ślub ślubem, bo te często były aranżowane w młodym wieku, ale piszesz też o nocy poślubnej, a to byłoby po prostu złe.


Czternastoletni Syriusz jest tak doskonale syriuszowy, że aż… ach! 


Świetnie wymyśliłaś z tym kawałem Blacka, jednak brakuje mi tu jakiegoś zamknięcia, reakcji Walburgi czy chociaż Rudolfa. Myślę, że mimo wszystko Łapa był w jakiś sposób podejrzewany, że maczał palce w całej sytuacji, a awantura zorganizowana przez panią Black, szczególnie jeśli rozegrałaby się przy wszystkich gościach, mogłaby okazać się ciekawym materiałem do opisania. 

2 Lodziarnia


Wreszcie przychodzi nam poznać bliżej resztę towarzystwa. 
Widziałeś kiedyś, żeby ktoś choćby dokuczał Syriuszowi, a on sobie z tym nie poradzi? – poradził, skoro pozostałe czasowniki w tym zdaniu są w czasie przeszłym. 
(…) burgundowoczarne (…) – obawiam się, że taki kolor nie ma racji bytu. To znaczy, że cała szata miała kolor pomiędzy burgundem a czarnym. Zastąpiłabym ciemnoburgundowym, o ile rzeczywiście o to Ci chodziło, choć skłaniałabym się raczej ku rozwiązaniu, że szata miała być dwukolorowa – w takiej sytuacji pomiędzy człony należy wstawić dywiz. Ale jeśli koniecznie chcesz ściemniać burgund, to czemu po prostu nie użyjesz bordowego?
– James, coś mi się wydaje, że oni nawet, gdyby nie mieli twardych dowodów na to, że to on i tak by go nie puścili – stwierdził Remus – po Remusie brakuje kropki, a przecinki szaleją ((…) że oni, nawet gdyby nie mieli twardych dowodów na to, że to on, i tak by go nie puścili (…)). 
A jednak. Taka pośrednia relacja lepsza niż żadna, choć przyznam, że chciałabym poznać panią Black robiącą awanturę za życia, a nie tylko z ram portretu. 
A ten cały Ray, o którym mówi Corvi, niezmiernie przypomina mi Deana Thomasa, który wysadzał wszystko wkoło.
– Wysłałem do niego chyba z dwadzieścia listów i na żaden nie odpisał. Na żaden. A to zupełnie nie w jego stylu. Zresztą, pamiętasz, jak mnie opieprzał, gdy zwlekałem chyba aż dwa dni z odpowiedzią? Mówił coś, że to w złym guście, cholerny arystokrata! – dialogi wychodzą Ci tak naturalnie i świetnie, że to aż nieprzyzwoite. Mam tu ochotę skopiować połowę i zachować dla potomności, żeby się uczyli, jak tworzyć ładne rozmowy. 
Zastanawiał się, czy nie powinien iść z nimi, a wręcz dochodził do wniosku, że zdecydowanie tak należałoby postąpić – ostatecznie ktoś będzie musiał wyciągnąć ich z tarapatów, w które niechybnie się wpakują. 
Ale… ale czemu w końcu nie wzięli ze sobą Remusa?
James puścił oko w kierunku przyjaciela i ruszył wzdłuż ulicy. Miał na sobie jedynie krótkie, białe spodenki z dwoma czarnymi pasami po bokach i bladożółtą koszulę, której kilka guzików u góry było odpiętych. Potter zawsze zakładał dokładnie to, co odpowiadało mu w danej chwili – a czemu to miało służyć w tamtym miejscu, to ja nie wiem. Jeszcze.


3 Błędny Rycerz


Mało tego, posądzała go niejednokrotnie o zainteresowanie własną płcią, a jego fascynację Lily Evans nazywała kamuflażem – nope. Too soon. James zakochał się w Lily dopiero w piątej klasie [źródło]. 
O nim [Syriuszu] zwykła mówić jako o zepsutym arystokracie, który na pewno pali, pije i uprawia przygodny seks, trwoniąc na to setki funtów, a w dodatku dzieli rasistowskie poglądy rodziny i jest zagrożeniem dla otoczenia – czyżbyśmy jednak przeskoczyli jakiś większy okres? Bo mówić o czternastolatku, że uprawia przygodny seks, wydaje mi się bardzo nie na miejscu. Chwilę później okazuje się, że wcale nic nie przeskoczyliśmy. Dziwna ta mama Petera, że mówi mu takie rzeczy. Czternaście lat to co, pierwsza/druga gimnazjum? No raczej nie sądzę, aby to był czas na takie rozmowy. Szczególnie że mówimy o latach siedemdziesiątych. W Hogwarcie. Ja wiem, że rewolucja seksualna i te sprawy, ale mimo wszystko wydaje mi się to przesadą. Dodatkowo, czy macocha Petera nie powinna jednak użyć czarodziejskiej waluty, skoro jej mąż i syn są czarodziejami?
Podoba mi się, że starasz się poświęcić trochę czasu każdej postaci. Z niecierpliwością wyczekuję na rozdziały poświęcone Remusowi i mam nadzieję, że nie zawiedziesz mnie ich nieobecnością. 
Wreszcie z zakrętu wyłonił się upragniony czerwony autobus – Błędny Rycerz był tak naprawdę wściekle fioletowy. W trzecim tomie został przedstawiony jako wściekle czerwony, ale wynikało to z błędu tłumacza i sądzę, że wypadałoby to zmienić.


Martin był dość niski, ale krępy, co niejednokrotnie pomagało, bo grał na pozycji pałkarza w drużynie Hufflepuffu – niby jak krępość pomagała na pozycji pałkarza? Gdybyś napisała, że był niski i umięśniony miałoby to więcej sensu, szczególnie że krępy to niewysoki, mocno zbudowany [źródło], więc niski i krępy obok siebie to pleonazm. A nie zawsze fakt, że ktoś jest mocno zbudowany, automatycznie równa się temu, że jest wysportowany i/lub sprawny. 
(…) James miał paskudnie rozwalony łuk brwiowy (…) – czy ty masz pojęcie jak bardzo krwawi łuk brwiowy? Pytam, bo to naprawdę taka ilość krwi, o której warto by wspomnieć, na przykład, że Peter się przejął, albo że zrobiło mu się z tego powodu niedobrze. 
Może zostać blizna, z radością będę prezentować światu rany wojenne! – na łuku brwiowym na pewno zostanie i to widoczna, bo przez tkankę bliznowatą przestają rosnąć włoski, co tylko podkreśla bliznę, bo masz dosłownie dziurę w brwi. Nie sądzę, aby magia mogła tu coś zaradzić.
Najwyraźniej Mugole, tu mieszkający, nie mieli też zwyczaju zbytnio dbać o grządki (…) – nie lepiej Najwyraźniej mieszkający tu Mugole (…)? A poza tym, mugole, nie Mugole. Szczególnie że kilka linijek niżej mugole zaczynają się od małej litery.
Peter gotów był dać słowo, że słyszał, jak mówiła „co za młodzież, mało im Halloween, to jeszcze teraz muszą się przebierać za niewiadomo co” – nie wiadomo co [źródło].

4 Niepożądani goście


Regulus tylko pokręcił nieznacznie głową, na chwilę przestając ćwiczyć zaklęcia na martwym pająku, leżącym przed nim na stole – a co z zakazem używania zaklęć w czasie wakacji przed ukończeniem siedemnastego roku życia? Ja wiem, że w domu pełnym czarodziejów ciężko wykryć jakieś nadprogramowe czary, ale mimo wszystko. Pamiętaj, że jedyne zaklęcie, którego mogą używać nieletni czarodzieje, to Lumos. 

Paskudnie rozdarty rękaw i kilka kropel krwi na kołnierzu zbyt wyraźnie świadczyły, że wdał się w bójkę – uwierz mi, z rozciętej brwi, nieważne jak szybko zaleczonej, zostałoby mu więcej niż kilka kropel krwi. 

Pan James Potter (…) – myślę, że Stworek raczej użyłby określenia panicz, skoro ma przed sobą czternastolatka. 
Miałam na myśli twojego koleżkę, choć w tej chwili wcale nie jestem pewna, czy rzeczywiście jesteś synem mojej kuzynki – koleżka w ustach Walburgi Black? 
Być może w tym mugolskim szpitalu, w którym Dorea urodziła dziecko, doszło do zamiany – wytłumacz mi, czemu Dorea miałaby rodzić w mugolskim szpitalu? Bo chyba czegoś nie rozumiem. Nie mogli się teleportować do Munga? 
Peter wciąż podpierał ścianę (…) – nie sądzisz, że niezbyt to grzeczne? A przez to szczerze wątpię, aby Peter odważył się na coś aż do granic nonszalanckiego w gościach u pani Black. 
Musiała sobie powtarzać, że to syn jej przyjaciółki z dawnych lat (…) – kwestię przyjaciółki już wyżej omawiałam.
Etienne, który wcześniej również patrzył wprost na ucznia, powoli zwrócił spojrzenie na gospodarza. // – Jestem przekonany, że wystarczy już na dzisiaj – powiedział cicho, ale jego ostre niczym brzytwa słowa, sprawiały, że nie można było mieć wątpliwości, że dotarły do uszu każdego obecnego w pokoju. – Ufam, iż przemyślisz swoje zachowanie i następnym razem nie zachowasz się tak… – przerwał na chwilę, jakby musiał szukać odpowiedniego słowa – skandalicznie – kto to mówi? Z podmiotu wynika, że Orion, ale sądzę, że raczej powinna to być wypowiedź nauczyciela, ponieważ dlaczego Orion miałby upominać syna przy kimś obcym? Zbędny przecinek po słowa
Krótkie podsumowanie fabularne: jak na razie akcja toczy się bardzo powoli. Przeczytałam prawie dwadzieścia procent pierwszej części i w zasadzie wciąż kręcimy się wokół konsekwencji wydarzeń z pierwszego rozdziału. A i prolog należałoby z tej puli wyrzucić, bo to dość mocno odsunięta w czasie akcja. 
Niemniej jestem zachwycona jakością, jaką prezentujesz i sądzę, że z czystym sumieniem mogłabym wystawić ocenę już tutaj. Skoro początek trzyma taki poziom, to dalej może być tylko lepiej.

5 Blaski minionych dni


Kto normalny nazwałby się śmierciożercą? Już samo to śmierdzi na odległość – w punkt.


– Przepraszam, mamo – powiedział, patrząc, jak Ambrozja wstawała – matka Lupina miała na imię Hope, nie Ambrozja [źródło]. 
Wystawił z niewielkiej wanny tarkę, która była jedynym zastępstwem pralki, na jakie było ich stać i wziął zimny prysznic – przypomnijmy, że mamy początek lat siedemdziesiątych i posiadanie pralki nie stanowiło normy społecznej. 
Czekała go jeszcze długa droga na stacje King's Cross, gdzie oczekiwać go będzie ekspres Hogwart-Londyn – raczej stację King’s Cross i ekspres Londyn-Hogwart.
Do pracy raczej nie podróżują pociągami, tylko tymi ich samochodami, które produkują mnóstwo smrodu – matka Lupina to mugolka, dlatego nie wydaje mi się, żeby Remus tak określał samochody, które nie powinny być dla niego czymś niezwykłym. A poza tym – przypomnijmy, że mamy początek lat siedemdziesiątych, kiedy samochody posiadało o wiele mniej osób niż dzisiaj. Zresztą do tej pory wielu ludzi podróżuje komunikacją miejską, więc nie rozumiem zasadności tego stwierdzenia. 
Poza tym Cannie była niezwykle urocza, już w trzeciej klasie latało za nią kilku chłopaków z wyższych roczników, lecz ona, nie wiedzieć czemu, zawsze ich zbywała – może dlatego, że miała trzynaście lat? I latało, syriuszly? Zrób coś z tym potocyzmem, proszę.
– Chciałam tylko przypomnieć, że mieliście poszukać swojego zaginionego przyjaciela –wtrąciła Canicula z naganą – przed wtrąciła zjadło Ci spację. 
Przez chwilę słychać było pisk przerażenia, lecz potem wzniósł się triumfalny okrzyk „łaskotki” i... – błędny wielokropek (alt+0133). Zapewne do poprawienia wszędzie. A skoro okrzyk, to przydałby się wykrzyknik po łaskotkach.

Dodatek: Lily


Setki rodzin posiadających potomka (…) – kwikłam. 
Chcieli odwieźć również Petunię, a ona nie wyraziła chęci zabawienia choćby chwili dłużej niż to niezbędne na stacji – gdzie chcieli ją odwieźć? Zakładasz, że Petunia też uczęszcza do szkoły z internatem, czy raczej masz na myśli odwiezienie jej do zwykłej szkoły? Bo jeśli to drugie, to zauważ, że Petunia jeszcze tego samego dnia wróci do domu, a ich druga córka wyjeżdża na długie miesiące, a oni nawet nie chcą jej odprowadzić na peron i pomachać, kiedy będzie odjeżdżać. Poza tym, i co chyba najważniejsze, jest niedziela.
Wciąż nie mogła pozbyć się tego wrażenia, mimo że zaczynała czarty rok nauki w Hogwarcie – czwarty.
Lily odsunęła się od barierki, by ktoś przypadkiem nie uderzył w nią zaraz po przejściu przez barierkę – powtórzenie. A i tak ją ktoś uderzył, co za niefart. 
Lily wyciągnęła dłoń, żeby pomóc dziewczynie podnieść się z kostki – raczej z klęczek, co? Chyba że miałaś na myśli kostkę brukową…?
Ależ Cannie odwaliła chamówę. Ani cześć, ani przepraszam, ani dziękuję. I powtórzę się: uganianie się Pottera za Evans w tym momencie jest niekanoniczne.

6 Obraza


Rewelacyjne są te dygresyjne myśli Petera. 
Szczota tymczasem postanowiła wykorzystać nadarzającą sie okazję (…)się.
(…) zadrapała, próbującego ją złapać Jamesa (…) – bez przecinka. 
W dodatku Pettigrew uświadomił sobie, że Regulus nie przyprowadził ze sobą, towarzyszących mu niemal zawsze, kumpli ze Slytherinu,. Zaczął nawet zastanawiać się, czy to może jakaś przesłanka dobrej woli ze strony brata Syriusza, jednak przypomniał sobie słowo, jakiego użył Black – po pierwszym zdaniu podwójny znak interpunkcyjny. 
Nawet Peter wydawał sie być wyprowadzony z równowagi się, a być jest zbędne.
Syriusz wyciągnął ręce przed siebie odpychając kota jak najdalej, tak, że Szczota wylądowała na podłodze, a potem zwrócił sie w stronę Cannie – się oraz przecinek przed imiesłowem.
Syriusz wpatrywał sie dłuższą chwilę w miejsce, w którym zniknęła Caniculasię
Przyznam, że absolutnie zaskoczyłaś mnie, że Ray jest powiązany z bohaterem prologu, ale już po tych dwóch rozmowach, gdzie o nim mówiono, widać, że bardzo wdał się w ojca. A już na pewno w swoje nazwisko, co jest jak dla mnie chyba odrobinę zbyt groteskowe i trochę przesadzone. 
Gdyby Pettigrewowi przydarzyło się coś takiego (…) – Pettigrew, wcześniej nie odmieniałaś jego nazwiska. 
EDIT: Naradziłyśmy się z oceniającymi, które betowały tę ocenę i oto do czego doszłyśmy: zgodnie z zasadami podanymi przez PWN [źródło], wychodzi, że nazwisko Petera powinno otrzymywać polskie końcówki bez apostrofu, ale Polkowski w tłumaczeniu sagi tego nazwiska nie odmienia, dlatego to od Ciebie zależy, na którą opcję się zdecydujesz, bo teoretycznie istnieją powody do kierowania się każdą z nich. Byle konsekwentnie. A tego niestety zabrakło. Nie będę tu wypisywać każdego fragmentu dotyczącego tej kwestii, dlatego musisz wyszukać sobie wszystkie Pettigrew i dodać lub usunąć końcówkę, w zależności od tego, na co się zdecydujesz. 
Rozdział na bardzo wysokim poziomie, ale odnoszę wrażenie, że został urwany w zupełnie przypadkowym miejscu. Widzę, że w kolejnym kontynuujesz wątek, ale dziwne mi się wydaje przerwanie akurat w tamtej chwili.

7 Przebranie


Opisy też wychodzą Ci nad wyraz ładnie i zdaje się, że piszesz je z lekkością. Pękam z zazdrości nad Twoją historią. Co prawda nie jestem przekonana do tych kolorowych traw (bo zakładam, że na wrzosowiskach nikt takich ozdobnych nie sadził), no ale niech już będzie. Może się mylę.


Wreszcie w oddali zamajaczył odległy peron jedynej w Anglii całkowicie magicznej wioski ‒ Hogsmeade – Hogsmeade to jedyna całkowicie magiczna wioska w Wielkiej Brytanii, nie Anglii. A Twoje zdanie jest co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę, że wioska jest położona w Szkocji. 
Black szanował go za to, mimo iż uważał, że w przypadku Evans Potter powinien już dawno odpuścić – jak już wyżej pisałam, na miłość do Evans jeszcze za wcześnie. 
Potwierdzasz swoje wcześniejsze wybiegi w przód, konsekwentnie budujesz swoich bohaterów. Rzeczywiście to James jest pomysłodawcą, a cały plan wymyślano w biegu. Lecę czytać dalej, bo ciekawość mnie zżera, czy kawał się im uda. 
Jak to w końcu jest z tą Verą? Ma dwóch starszych braci, którzy straszą ją opowieściami o Hogwarcie, więc zakładam, że tam uczęszczają lub uczęszczali. Dziewczynka mówi, że choć bracia mają bujną wyobraźnię, nie potrafiliby wymyślić czegoś tak strasznego, dlatego nie zweryfikowała ich opowiadań z rodzicami – czyli rodzice też muszą wiedzieć coś o szkole magii. A później pojawia się zdanie: Vera zdziwiła się, słysząc brzuch czarodzieja, ale ciocia opowiadała, że w magicznym świecie dzieją się różne dziwne dla mugoli rzeczy. Poza tym nawet w zwyczajnym świecie zdarzali się brzuchomówcy, z którego wynikałoby, że Vera to jednak mugolka. Sama widzisz, że coś tu się nie trzyma kupy.


Ich przewodnik najwyraźniej zakończył dysputę z jelitami, bo zaczął tłumaczyć, że teraz udadzą się do łódek, którymi to przeprawią się przez pełne potworów jezioro wprost do Hogwartu. Gdzie każdego czeka wyczerpująca próba, jednoznacznie określająca, czy nadają się na uczniów tej prestiżowej szkoły – osobiście zrobiłabym z tego jedno zdanie. Ewentualnie gdzie zamienić na tam
Przed sobą mieli dziesiątki łupinek unoszących sie na szerokich wodach jeziora, w którym zdawały się kąpać gwiazdy i księżycsię.

8 Zadania Pierwszorocznych


Musisz mi uwierzyć, że tłumię chichot, czytając opis tego, jak podróbka Hagrida usilnie próbuje wstać na równe nogi.
Przed tymi, którzy się uchowają, będzie kolejne zadanie: musicie pokonać dyrektora w pojedynku – wyobraziłam sobie właśnie takiego pierwszaka walczącego na pięści z Dumbledore’em w tiarze na głowie i fioletowych spodenkach. Chyba nie muszę mówić, że zachowanie powagi to coraz trudniejsze zadanie, prawda? 
Na marginesie: w dokumencie, który mi przesłałaś, rozdział 8 masz wyrównany do lewej, zamiast wyjustowany. 
James i Syriusz w duecie są absolutnie rewelacyjni. 
Dodam jeszcze, że najbardziej przypadło mi do gustu zadanie z przyniesieniem czapki z Zakazanego Lasu i późniejszy komentarz Syriusza. 
Była jedną z ostatnich uczniów starszych roczników (…) – coś tu nie gra z podmiotem – może Spośród uczniów ze starszych roczników, była jedną z ostatnich osób, które (…) lub Była jednym z ostatnich uczniów(…) albo Była jedną z ostatnich uczennic (…), ewentualnie Była jedną spośród ostatnich uczniów i uczennic (…) .
W dodatku oczywiście musiała trafić na kałużę i zamoczyć trampki – trampki nie są obowiązującym obuwiem na terenie Hogwartu. 
Cannie jednak uparł się, by postawić na swoim (…)uparła się
Szczota umknęła z ramion właścicielki i zaczęła głośno, przeciągle miałczećmiauczeć
Już nie mogę doczekać sie pierwszych zajęćsię.
Mcgonagall zrobiła już krok w kierunku tak niepożądanym, gdy Cannie krzyknęła za nią i malowniczo przewróciła się, jednocześnie boleśnie obijając kolano – przewrócić się malowniczo? Może raczej teatralnie? No i McGonagall
‒ ...I po wypełnieniu wszystkich sześćdziesięciu pięciu zadań, godni będziecie przekroczyć progi tej zacnej szkoły i wstąpić w elitarne szeregi jego uczniów – sześćdziesięciu pięciu?! Przecież wcześniej mówił, że dziewięć! Aż dziwne, że ci pierwszoroczni się nie zorientowali i nie zorganizowali buntu. Przecież spokojnie mogliby rozłożyć Hagrida na kawałki. I tej szkoły, więc jej uczniów. Do tego zbędny przecinek.
Co było poniekąd prawdą, bo przynajmniej dolna część podszywanego Hagrida cała zalała się potem i zdecydowanie chciała pozbyć sie jak najszybciej tej górnejsię.
Pośpiesznie otworzyli drzwi, pokonali próg i wreszcie znaleźli sie wewnątrz zamku, szczęśliwi, że udało im się wykiwać nauczycielkę – i ponownie: się. Coś Ci pourywało ogonki ostatnio. Może pomoże utworzenie w Wordzie reguły, która automatycznie poprawiałaby tę literówkę? 
A stwierdzeniem, że w numerologii jest zbyt wiele liczb, zrobiłaś mi dzień.


Spodziewał sie wszystkiego (…) – i jeszcze jeden, i jeszcze raz! Się do poprawki.

9 Uczta powitalna


Sufit Wielkiej Sali zdawał się niknąć gdzieś wysoko, sprawiając wrażenie jakby sklepiał się z niebem – sklepić — sklepiać 1. «wznieść nad czymś sklepienie» 2. «stanowić sklepienie nad czymś» [źródło] – sensu to raczej nie ma, a przed jakby brakuje przecinka. 
Lily kilkakrotnie zastanawiała się, czy mają być symbolem wiedzy, która zapłonie w ich młodych umysłach, czy też może powinna uważać je za przewodniczki – a może po prostu za źródło światła, jako że w Hogwarcie nie ma lamp elektrycznych? Jak dla mnie Evans poszła odrobinę za daleko, noale…
Fakt, że Lily dopiero w Wielkiej Sali zaczęła szukać Severusa, sprawił, że zastanawiam się, z kim spędziła podróż, skoro już na jej początku wypadła z przedziału zajmowanego przez Huncwotów. Nie sądzisz, że prawdopodobnie poszłaby szukać właśnie przyjaciela? 
Ale Seveus taki nie jest, spróbowała przekonać samą siebie – Severus
Nigdy nie ukrywała tego, co myśli, nie bacząc, że może tym kogoś skrzywdzić. Niezwykle dużo uwagi poświęcała swojemu wyglądowi, przez co każdego roku miała problem z zaliczeniem semestru – proszę, powiedz, że to nie kandydatka na miłość Remusa. Mam głęboką nadzieję, że tak nie jest. 
Mnóstwo czasu spędzała w towarzystwie swojego wuja, Leonarda, będącego w jej wieku i podzielającego jej poglądy – chyba właśnie zgłupiałam. Alex ma wuja Leonarda, który też ma czternaście lat i bardzo dużą wagę przywiązuję do urody? Na pewno o to Ci chodziło? 
I jeszcze ma ciotkę, czarodziejkę-modelkę, znaną na cały świat. Syriuszly?


Ot, długie, piaszczyste plaże, przyjemne słońce, jasne, lekko spienione wody, pod których taflą kryły się wszelkiego rodzaju podwodne łąki i ludzie – łąki i ludzie kryły się pod taflą wody. Wow.


Tym razem szkarłatnozłoty materiał znów poszedł w ruchszkarłatno-złoty, bo kolory są od siebie oddzielone. Jako że zagadnienie pojawiło się już wcześniej, załączam dwa artykuły o różnicy pomiędzy pisownią łączną i rozłączną [źródło i źródło]. Na przykładzie kolorów: w skrócie chodzi o to, że jeśli coś ma dwie oddzielne barwy, używamy łącznika np. pomarańczowo-czerwony (pomarańczowy i czerwony), a jeśli jedna barwa jest dominująca, ale z dodatkiem innej piszemy łącznie np. pomarańczowoczerwony (pomarańczowy z domieszką czerwonego). 
Lily tymczasem zerknęła na siedzącą obok niej MalenęMarlenę.
Dziwi mnie, że choć Lily, Alex, Gisela i Marlena mieszkają razem już trzy lata, nigdy wcześniej nie wyszło, że Evans ma siostrę. To raczej mało prawdopodobne, chyba że celowo pilnowała, aby się nie zdradzić. Ale patrząc, z jakim spokojem o tym powiedziała, wątpię, by była to pilnie skrywana tajemnica.


Tego roku zmieniło sie coś jeszcze – się.
Dopiero teraz Lily zdała sobie sprawę, że i jej nie uczestniczyła od początku w uczcieże i ona
Natomiast chodzenie w nocy po korytarzach niezmiennie to wątpliwy przywilej jedynie nauczycieli – szyk (to niezmiennie wątpliwy przywilej jedynie nauczycieli). 
Tradycyjnie pojawiła się sie McGonagall, opiekunka Gryffindoru, rozdała wszystkim plany lekcji, nakazała prefektom odprowadzić pierwszorocznych i odeszła w kierunku stołu nauczycielskiego – plany lekcji były rozdawane na śniadaniu drugiego września, nie w trakcie uczty powitalnej [źródło]. McGonagall została już wielokrotnie wspomniana, nie sądzisz, że dobrze byłoby wspomnieć o tym, że jest opiekunką Gryffindoru już wcześniej? No i oczywiście wyrzuć sie.

10 Wpływ księżyca


Słońce ponownie zjawiło się na horyzoncie, przeganiając napawający strachem księżyc. Mrok, wszystko wciąż pochłaniał mrok, który jednak zdawał się o wiele lepszy od odbitego światła satelity – mrok 1. «ciemna szarość, która pojawia się po zachodzie słońca lub po zgaszeniu światła albo wypełnia słabo oświetlone miejsca» [źródło], czyli skoro mamy poranek, raczej nie uświadczymy mroku. Poza tym, jeśli słońce już pojawiało się na horyzoncie, to nie było tak znowu ciemno.
We wrześniu 1974 pełnia wypadała pierwszego, co znaczyłoby, że Remus raczej nie powinien uczestniczyć w kawale Huncwotów, bo, jak dobrze wiemy, przyjazd do Hogsmeade miał miejsce późnym wieczorem, dawno po zachodzie słońca. Zagadkę w ogóle stanowi to, jak Remus dojechał do szkoły? Chyba że założyłaś, że może się zmieniać w wilkołaka jedynie po zachodzie słońca. Jakby wilkołactwa było mało, jeszcze kazałaś biedaczynie tachać ten ciężki kufer całą drogę z Dziurawego Kotła na King’s Cross.


Remus uchylił powieki, zobaczył, że jest ponownie skryty za parawanem. Nie zdziwiło go to, zawsze między pełniami znikał za kataramikotarami
Potem rozległo się czyjeś przytłumione jęknięcie i jęk – coś Ci się tu zdublowało. 
To był słodki ból, tek, który nie przysparza zmartwieńten, który nie przysparza zmartwień.
Ale tuż przed nim był jego cel. // Nie zawahał się ani chwili. Rzucił się na cel – powtórzenie wydaje mi się bardzo toporne i osobiście spróbowałabym się go pozbyć. 
Dziecko, które spoglądało na niego z zaciekawieniem swymi miodowymi oczyma, nagle krzyknęło – naprawdę był zaciekawiony? Stawiałabym raczej, że zaczął płakać w chwili, kiedy wilkołak wdarł się mu do domu, ponieważ zapewne nie włamał się tam z kurtuazją. 
Ale było za późno. Wgryzł się w jego delikatną szyję. Pił, zaspokajał pragnienie – a co to, wampir jakiś? A tak na marginesie – wątpię, aby Remus przeżył, gdyby wilkołak wgryzł mu się w szyję. Przecież w przypadku tak rozległej rany (jaka niechybnie zostanie po wilczych zębach, które z łatwością mogą również przerwać rdzeń kręgowy na odcinku szyjnym), utrata krwi jest na tyle duża, że szanse na przeżycie są nikłe. Szczególnie u małych dzieci.


Chłopczyk rozpaczliwie wrzeszczał. Irytowało go to, uszy wibrowały od wysokich dźwięków – wyszło Ci, że to chłopczyk był zirytowany. I te wibrujące uszy…
Mężczyzna przez chwilę zdawał się przyglądać wilkowi, jakby chciał go rozpoznać. I rozpoznał – z wcześniejszego fragmentu wynika, że Fenrir jest obecnie w wilczej postaci, co automatycznie czyni go niemożliwym do zidentyfikowania. To znaczy, oczywiście, rozpoznasz, że to wilkołak, a nie zwierzę, ale szczerze wątpię, abyś mogła rozróżnić jednego wilkołaka od drugiego.
Czarodziej nie próżnował, zbliżył się do niego i nieustannie szył zaklęciami – co?


Arsene Lupin nienawidził wilkołaków, nienawidził ich za to, co spotkało jego syna, życzył im śmierci – ojciec Remusa to Lyall. A skoro postać fikcyjna o tych samych personaliach została stworzona w 1905, to powiem szczerze, nie do końca rozumiem, czemu rodzice pana Lupina mieliby go nazwać dokładnie tak samo jak jakiegoś włamywacza. To chyba nie do końca rozsądne, nie sądzisz? 
I nie do końca masz rację z tą nienawiścią Lupina do wilkołaków. To znaczy, gdyby nie jego nienawiść, tragedia Remusa prawdopodobnie nigdy by się nie wydarzyła, skoro Greyback ugryzł Remusa tylko dlatego, by jego ojciec zmienił zdanie co do wilkołaków i zaczął uznawać ich za równych czarodziejom. Tak więc za tragedię syna, niestety, jak najbardziej może winić siebie. 
Bardzo stare manuskrypty wspominają o nich jako o nie tylko źródłach ważnych magicznych ingrediencji (…) – a nie lepiej zmienić trochę szyk: (…) wspominają o nich nie tylko jako o źródłach (…)
Podoba mi się rozmowa z profesorem Kettleburnem. Jest taka prawdziwa, dosadna i choć Remus nie zdecydował się zadać pytania, które krążyło mu gdzieś po głowie (swoją drogą, aż się zastanawiam, co to za pytanie, bo i czytelnikom nie zechciałaś go zdradzić), Kettleburn wydawał się mu pomóc. Szkoda tylko, że odpowiedź zaczyna się tak zupełnie z dupy i w sumie nie ma żadnego związku z pytaniem, które postawił Lupin. To taki jedyny, drobny zarzut. 
I koniec końców, Kettleburn wcale nie odpowiedział, czym się będą zajmować w nadchodzącym roku szkolnym.


11 Kłopotliwa transmutacja


Przelatywała z nad ucha jednego ucznia do drugiego, kilka razy udało jej się nawet ukąsićznad [źródło]. I do drugiego ucha czy ucznia? 
Potter zachrapał głośniej, wzdrygnął się, bąknął coś, co brzmiało jak „Jeszcze pięć minut, mamo.” i przełożył głowę na drugie ramię – kropkę stawiamy zawsze po cudzysłowie, nawet jeśli jest częścią cytowanego zdania [źródło], ale jeśli, tak jak w tym przypadku, cytowane zdanie jest w środku innego zdania, to w ogóle nie powinno być tam kropki. 
Proszę, oddaj mi choć ułamek Twojego talentu do opisywania Huncwotów. Przecież oni są tak realistyczni, że sama mam wrażenie, że siedzę na historii magii!
‒ To dowiem się, co tam pisze? // ‒ Jest napisane ‒ poprawił Remus – w sumie mogłabym się przyczepić, że rozmowa w oryginale prowadzona jest w języku angielskim, a tam nie miałoby to racji bytu, ale niech będzie, że przymknę na to oko.


Remus był już drugi dzień na zajęciach, a wciąż oczy miał podkrążone, twarz bladą, a nadgarstki zabandażowane, niewygojone i skryte za mocno zaciągniętymi szarym swetrem i szatą – ten sweter powinien być raczej naciągnięty, nie zaciągnięty. 
Nie będę tu już wypisywać konkretnych zdań, ale zaczynasz wahać się co do odmiany Pettigrew, w obrębie jednego rozdziału. 
Poczekał, aż inkaust wyschnie, a potem odrzucił ponownie zgniecioną kulkę – poszłaś po bandzie z tym inkaustem, nie ma co. 
‒ Nom ‒ potwierdził Peter. ‒ Za dziesięć minut koniec lekcji, a potem transmutacja ‒ dodał grobowym tonem – od inkaustu do nom – przekrój przez epoki. Ja bym jednak zrezygnowała z tego potwierdzenia w obecnej formie. 
Tylko wzruszył ramionami i po chwili ponownie zaczął bujać się na tylnich nogach krzesła – tylnych
Korytarze Hogwartu były szerokie, przestronne, malowane jasnymi kolorami, by rozświetlić nieco wnętrze zamku – moja dusza krwawi. Czemu chcesz malować korytarze Hogwartu? No czemu?! (Wybacz, to już chyba spaczenie zawodowe).


Klasa pierwsza B była okrągłym pomieszczeniem, a jej centralną część wypełniały rzędy ławek dla uczniów – że co?! No proszę Cię, a już szło tak świetnie! Nie wrzucaj tu kalek ze szkolnictwa, które znasz. Po prostu sala transmutacji.


Na nosie miała druciane okulary, z nad których bacznie obserwowała wchodzących – znad
Wyższy miał krzywo zapiętą koszulę, a krawat byle jak przewieszony przez ramię – nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się to z szarfami, jakich się używało w podstawówce podczas wyścigów rzędów. I czemu przewiesił ten krawat przez ramię? Zrozumiałabym, gdyby miał go niezawiązanego, ale przerzuconego przez szyję, albo niezaciągniętego, albo nawet gdyby trzymał go w dłoni. Ale przewieszony przez ramię? Nie rozumiem. 
Niższy również źle zapiął koszulę, sweter założył tył na przód, a krawat zawieszony miał na czubku głowy – a to już w ogóle jakiś hipster. Jak dla mnie zbyt przerysowane to wielkie wejście.


‒ Przepraszamy za spóźnienie, pani profesor! ‒ krzyknął od progu wyższy, strzygąc modrymi oczyma – a to już jakaś zupełna nowość. Nie umiałam nigdzie znaleźć połączenia, które wyjaśniałoby sens strzyżenia oczyma. Strzyc to można uszami. 
Spuścił więc głowę i podreptał w kierunku najbliższej ławki. Za nim podążył drugi z chłopców, ale potknął się i poleciał w – obawiam się, że to zdanie nie ma końca. 
Przepraszam! ‒ powiedział towarzyszący Corviemu szatyn, uśmiechając się przepraszająco – przed przepraszam zabrakło spacji.
McGonagall obrzuciła ich jeszcze jednym, powłóczystym spojrzeniem i poczęła kontynuować wykład – nie można równocześnie czegoś zaczynać i kontynuować – począć — poczynać 1. «zacząć» 2. «wyniknąć z czegoś» 3. daw. «dać początek nowemu życiu» [źródło]. A powłóczyste spojrzenie kojarzy mi się z romansami raczej, przez co nie pasuje mi do karcącej McGonagall. 
Był jednak świadom, że zapewne nie na wiele sie to zda na niewiele się
Czarownica cierpliwie tłumaczyła, jak należy zaklęcie przeprowadzić (…) – przeprowadzić zaklęcie? Jakoś mi to nie brzmi. 
Powiem szczerze, że zaskoczyłaś mnie rozwiązaniem, że incydent z łódkami nie był zbiegiem okoliczności, a wręcz miał związek z tworzącymi się gdzieś tam siłami zła. Bardzo dobrze, że mimo młodego wieku bohaterów i ich lekkoduchostwa nie zapominasz napomnieć, w jakich czasach żyją.

Dodatek: Najgorszy koszmar Jamesa


Potter odsunął krzesło, nie kłopocząc się z podniesięniem go, przez co głośno zaszorowało po podłodze – podniesieniem. I czy nie przypadkiem zaszurało?
Cała była lepka w czymś bliżej nieokreślonym (…) – albo lepka czymś, albo lepka z/od czegoś, albo zwyczajnie w czymś.
Ruszył więc dziarsko przed siebie, by po chwili stanąć jak wrytymwryty.

12 Nowy woźny


Coś mi nie gra z datami. Z poprzedniego rozdziału: Szczególnie, że pełnia skończyła się ledwie przedwczoraj. Dziś Remus był już drugi dzień na zajęciach (…), a skoro mamy rok 1974, pełnia wypadała pierwszego września, w niedziele, co oznaczałoby, że mamy środę. Zdanie Huncwoci mieli szczęście, że tym razem McGonagall wypuściła ich wcześniej, mogłoby sugerować, że nadal mamy ten sam dzień, bo przypominam, że w poprzednim rozdziale też poszli na transmutację, która skończyła się wcześniej, niż miała. A tu jednak nie, mamy już piątek. Więc albo coś popaprałaś z datami, albo wcześniejsze kończenie lekcji przez opiekunkę Gryffindoru wcale nie jest takie rzadkie, jak napisałaś, skoro przytrafiło się aż dwa razy już w pierwszym tygodniu zajęć. 
Kolejny akapit sugeruje, że to nadal ten sam dzień, skoro dopiero teraz Peter przekazuje informacje na temat podsłuchanej rozmowy między profesorami. 
Megiera, choć nieznośny z tymi swoimi wymogami i surowością, przynajmmniej potrafił przekazać jakąkolwiek wiedzęprzynajmniej
James zaczął bawić się kauczukową kulką, która zastępowała mu znicza przed meczami. Potter uważał, że zawsze dobrze jest ćwiczyć – Rowling potwierdziła, że James tak naprawdę był ścigającym, a nie szukającym [źródło]. Ale podrzucanie kafla nie robi takiej furory wśród dziewcząt, dlatego jest znany z zabawy zniczem. W takim razie nie ma najmniejszej potrzeby, by James ćwiczył łapanie znicza. Poza tym zabawa kauczukiem ma bardzo niewiele wspólnego z łapaniem uciekającej złotej piłeczki, przynajmniej na moje oko. EDIT: Z późniejszych rozdziałów wynika, że o tym wiesz, więc wytłumacz mi proszę, po co ma ćwiczyć łapanie znicza?!


No, chłopaki, skoro juz coś obiecaliśmy, to trzeba teraz ruszyć tyłkijuż.
Ocho, dzisiaj znów będzie pić wino z Violet (…) oho [źródło]. 
‒ Nie mogłaś gdzie indziej ich schować? ‒ burknął James. // ‒ Nie było czasu. Flitwick usłyszał harmider i musieliśmy wiać, no i jeszcze Ladon wyrósł jak spod ziemi. Ciesz się, że w ogóle cokolwiek się uratowało. A poza tym to co masz do Marty? // ‒ Nic. // ‒ On nic, ale Marta chyba jednak ma coś do niego ‒ zaśmiał się Syriusz. // ‒ Hej, ja się wcale nie prosiłem o jej względy! // ‒ Jakbyś nie udawał takiego rycerza w lśniącej zbroi, gdy wpadliśmy na nią po raz pierwszy, to może teraz nie twierdziłaby, że jesteś jej chłopakiem. // ‒ Ty wcale nie byłeś lepszy! // ‒ Prawda, zamiast w Pringle'a trafiłeś w Syriusza łajnobombą ‒ wtrącił Remus, krzywiąc się. ‒ Nie mogliśmy pozbyć się tego smrodu przez całe trzy dni – i wyszło Ci, że Syriusz, zamiast w Pringle’a, trafił łajnobombą w Syriusza. 
Cztery osoby wrzucają swoje sztuki z wnętrza zamku (…) – jako że ruch odbywa się na zewnątrz, raczej wyrzucają
(…) perłowo-biała dziewczyna (…)perłowobiała. Wcześniej o tym pisałam, więc nie będę się powtarzać.
– Przecież wiem, że w poniedziałek wypada ósmy.(…) Ósmego są urodziny Syriusza. Może i zapominasz o wielu rzeczach, ale o urodzinach najlepszego przyjaciela na pewno nawet ty byś nie zapomniał – skąd ty bierzesz te daty? Bo mam wrażenie, że strzelasz z tymi dniami tygodnia. A przy tak dopracowanym opowiadaniu nawet takie pozornie, nieznaczące błędy rażą. Raz: ósmy września 1974 wypadał w niedzielę, nie w poniedziałek. Dwa: jak już pisałam, ostatnio okazało się, że Syriusz urodził się trzeciego listopada. 
Ach, ileż to juz szlabanów się tu odbywało (…)już.
Na gzymsie, oblamowanym zdobieniami w gryfy, stał niewielki pojemniczek z, zapewne, proszkiem Fiuu – zakładam, że gzyms miał być obramowany, chyba że naprawdę chciałaś go obszywać lamówką [źródło]. Poza tym gzyms sam w sobie jest najbardziej ozdobną częścią zwieńczenia. 
‒ Czy mogę użyć łańcuchów, pani profesor? ‒ zapytał woźny, a koło jego nóg znalazła się ruda kotka. ‒ Złapałem nicponia! ‒ dodał z triumfem – pani Norris była bura, nie ruda, choć oczywiście, byłoby jak najbardziej zrozumiałe, gdyby okazało się, że to po prostu inny kot [źródło]. Liczyłam, że dowiem się, kogo złapał. Ale niestety nie doczekałam się. EDIT: Odpowiedź znajduje się dopiero w rozdziale czternastym, wyszło jednak na jaw, że złapał Syriusza i Petera, co daje wynik dwóch nicponi, nie jednego.

13 Urodziny


Co prawda matka nigdy nie nakazywała mu wstawać wcześnie, wręcz zachęcała go do spędzenia poranka w ciepłym łóżku, jednak Remus czuł się źle z tym, że on smacznie śpi, a Ambrozja wstaje o świcie i kładzie się późnym wieczorem – już o tym pisałam – imię matki do poprawki. 
Wczorajszej nocy tradycyjnie wypili na dobranoc po butelce kremowego – no nie wierzę! Czternastoletni alkoholicy. I wcale nie mam tu na myśli zawartości procentów. Przyznam, że jestem na nie.


Cannie pośpiesznie spojrzała w stronę łóżka z prawej strony okna, jednak nic nie świadczyło o, by coś zakłóciło sen śpiącego – wygląda, jakbyś w połowie zdania zmieniła koncepcję. O do śmieci albo o tym
Wreszcie Cannie osiągnęła swój cel. Trzej Huncwoci stanęli na nogi, mniej lub bardziej, i próbowali się jakoś ubrać. Jako że nie byli jeszcze zbyt rozbudzeni, wszystko szło w ślamazarnym tempie, co tylko irytowało Caniculę. Koniec końców chłopcy jakoś powciągali na siebie ubrania i stanęli, gotowi na rozkazy – i oni się tak przebierali przy niej? Trochę dziwne mi się to wydaje. Szczególnie w przypadku Remusa, który całe ciało ma w bliznach, a skoro Cannie nic nie wie o jego futerkowym problemie, mogłoby to wywołać u niej małą konsternację. 
Teraz widać było już tylko puszysty ogon, którym zwierzę zamiatało podłogę, przygotowując sie do skokusię
Otaczały ich ciemności – ciemności? Koło ósmej rano. No na pewno.


Nie wspominając, że było to niedozwolone – szczerze wątpię, aby chodzenie po korytarzach w niedzielę rano, było niedozwolone. Przecież to pora śniadań! 
Miała na sobie szatę z zieloną podszywkąpodszewką
Black obejrzał się i zobaczył czarnowłosego wyrostka o znajomych, ciemnoszarych oczach oraz szacie z zieloną podszywką i godłem domu Salazara Slytherinapodszewką!
Regulus i Syriusz są tak słodcy, że aż może zemdlić. Przyznam, że odrobinę dziwi mnie ta potrzeba akceptacji Syriusza u Regulusa, przy równoczesnej niezaprzeczalnej wierze w wartości wyznawane przez rodzinę i, nie oszukujmy się, przyjaciół młodego Blacka. Przy takich relacjach braci, niezmiernie zdziwiłoby mnie, gdyby Regulus został śmierciożercą, a przecież dobrze wiemy, że tak się w końcu stało. I nie zapominajmy, że Reg wstąpił w szeregi popleczników Czarnego Pana bardzo wcześnie, co tylko wzmaga moją niepewność. Lubię, jeśli nie zapomina się o młodym Blacku i kiedy nie kreuje się go na kogoś, kto wyrzekł się brata. Jednak to, co Ty przedstawiłaś, przynajmniej na razie, nie do końca mnie przekonuje. To znaczy wciąż zastanawiam się, co musiałoby się stać, żeby zaburzyć tę relację. Bo coś się stać musiało. I raczej musiało być to coś wielkiego.

14 Zapomniany przyjaciel


Nieustannie powtarzał, że tylko sie narażają (…) się
Dowiedzieli się tylko, że kocica nazywa siępani Norris i jest oczkiem w głowie Argusa Filcha – między się i pani zabrakło spacji. 
Peter zaprezentował im fragment, gdzie wspominano o psychicznym podobieństwie do zwierzęcia, do przestawienia się na zwierzęce instynkty oraz kierowania sie nimisię.
Niejednokrotnie natykali się na eseje czarodziejów, którzy animagię nazywali wynaturzeniem, przekleństwem, a nawet aktem skrajnie amorlanymamoralnym.
Korytarz na pierwszym piętrze słabo oświetlało tylko kilka świec płonacych w świecznikach nad ich głowami, a i te już się dopalałypłonących
Przyznam szczerze, że zdziwiłaś mnie niezmiernie niewykorzystaniem potencjału płynącego z długiego języka Hagrida. Aż się prosi, by James i Syriusz zapytali go, czy i jemu kiedykolwiek przydarzyło się, że łódki stanęły na środku jeziora same z siebie. A znając charakter Rubeusa, powinien im udzielić jakichś ciekawych informacji, oczywiście o ile takowe posiada.

15 Mecz


Nienajlepiej czuł się w zatłoczonych miejscachnie najlepiej [źródło]. 
Peter nie potrafił odgadnąć, skąd James brał tę oślizgłość mieszkańców domu węża (…) – aż dziwne, że nie kojarzy mu się, że gady są oślizgłe. 
Przeliczył się jednak, bo Potter nie wykazał żadnego zainteresowania jego startem. W dodatku bardzo nieudanym. Nie skarżył się, nie domagał niczego, nawet nie miał za złe Potterowi, że nie oponował, by go przyjęto – i wyszło Ci, że to James nie skarżył się, nie domagał niczego, nawet nie miał za złe Potterowi, że nie oponował, by go przyjęto.
Nawet Cannie miała coś, co on chciał mieć ‒ własne zwierzę. Matka nigdy nie pozwoliła mu posiadać żadnego, bo miała alergię na sierść – to czemu nie kupił sobie ropuchy? Albo sowy? Przecież ptaki nie mają sierści. 
Opisałaś mecz tak cudnie, że nawet nie zauważyłam, kiedy rozdział się skończył.

16 Leta Atropos


Nauczycielki nie słuchali prawie nigdy i nawet Remus zrezygnował z robinia notatekrobienia.
‒ Moglibyśmy nauczyć się zaklęcia Patronusa – aż nie mogę uwierzyć, że się zgodziła i będzie próbowała nauczyć czwartoklasistów (!) zaklęcia Patronusa. 
Syriusz skrzywił się, bo ostatni mecz przegrali i, nie wiedzieć czemu, James wciąż był zły na Blacka o to, że nie zgłosił sie na kwalifikacje. Benia natomiast starał się unikać i dopiero, gdy Syriusz wytknął mu, że jak tak dalej pójdzie, przegrają wszystkie mecze, Potter postanowił dogadać sie z Fenwickiemsię. I to dwa razy.
Przeraźliwe miałczenie kociaka na pewno ściągnie uwagę Filcha, a woleli uniknąć kolejnego szlabanuściągnęłoby i miauczenie
Zresztą nieważne, chodzi o to, że być może, jeżeli poznamy naszą formę Patronusa, uda nam się dowiedzieć, w jakie zwierzę się zmienimy. m – jakieś m Ci się tu wkradło. 
Znowu coś pomieszałaś z datami!
Sufit Wielkiej Sali przyoblekł się w ponurą szarość, towarzyszącą im już od dłuższego czasu. Noc Duchów miała nastąpić już za kilka dni. Syriusz widział ogromne dynie, które wyhodował Hagrid. Gajowy za kilka dni planował je zabrać w obawie przed mrozem, a następnie wydrążyć i wyciąć otwory na potworne uśmiechy i oczy. Huncwoci uwielbiali pomagać półolbrzymowi w obmyślaniu co straszniejszych min, zawsze świetnie się przy tym bawili i zupełnie nie liczyło się, że nauczyciele mogli zrobić to o wiele precyzyjniej. Nie wiedzieć czemu, zawsze pozostawiano to Hagridowi (rozdział 16) i Potter machał do nich jeszcze chwilę, zanim wreszcie dołączył do drużyny. Syriusz stał, energicznie machając za oddalającym się przyjacielem, a Remus pokręcił tylko głową. Po ostatniej pełni wciąż był blady i wymęczony. Tym razem księżyc ukazał się w pełnej krasie tuż przed Nocą Duchów, na której siłą rzeczy Lupina zabrakło. Sami Huncwoci również uznali, że skoro ich przyjaciel nie miewał najlepszych dni, powinni zrezygnować z planów (rozdział 14). 
Nooo… To jaką w końcu mamy dziś datę?


Bo wiesz, ich rodzice to mugole. (…) Chciałbym zobaczyć minę ich rodziców, gdy Mable i Carlyle dostali listy! – do dzieci z mugolskich rodzin najpierw ktoś przychodzi i wtajemnicza rodziców w sytuację. Bo pomyśl sobie: co byś zrobiła, gdyby nagle do Twojego dziecka przyszedł list mówiący, że dostało się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa…? No właśnie. 
Choć ojciec Corviego wydawał się nieco zawiedzony, że jego potomek nie trafił do Slytherinu, a do Ravenclawu, nie robił z tego powodu takiej afery jak Walburgazawiedziony.

17 Święta


Ostatecznie wszystko, co udało im się osiągnąć, stanowiły białawe strzępy podobne do mgły, które utrzymywały się kilkanaście minut, a potem znikały niby widma – kilkanaście minut? To i tak bardzo dużo. O ile dobrze pamiętam, strzępki mgły wyczarowywane przez Harry’ego ulatniały się już po krótkiej chwili. 
Można było nawet odnieść wrażenie, że ogólne rozbestwienie, które zapanowało wśród Hogwartczyków na tydzień przed planowanym wyjazdem, dopadło również Lily Evans. Dziewczyna przystała na randkę z Jamesem, co chłopaka niewysłowienie uradowało – co ma rozbestwienie do takiego zachowania Evans? I w ogóle dlaczego Evans zgodziła się iść na tę randkę z Jamesem?! To jest jakiś podstęp, prawda?


EDIT: Do końca pierwszej części nie wróciłaś do tematu, więc pozwolę sobie zapytać: o co chodziło z tą randką z Evans?! Jak poszło, czy na pewno się odbyła? Niezależnie od wszystkiego – jedno jest pewne – James długo nie mógłby przestać o tym mówić. A nawet jeśli koniec końców randka nie miała miejsca, warto by i o tym wspomnieć.
Walburga była jak zawsze przybrana w szaty czarodziejów (…) – syriuszly? syriuszly?! Prawie jak drzewko choinkowe.
W ogóle strasznie dużo Francuzów w tym Twoim Hogwarcie. Czemu nie posłali ich do Beauxbatons? Rozumiem jeszcze Corviego, ale reszta? 
Poza tym Regulus był jedyną osobą w domu, z jaką utrzymywał najszczersze relacje. No, może poza babcią, pomyślał – a Alfard? A Andromeda? Skąd Ci się natomiast wzięła tu babcia? Chyba że Syriusz mieszka z babcią, wtedy ten fragment może miałby sens, ale do tej pory nie pojawiła się żadna informacja, jakoby w domu przy Grimmauld Place mieszkał ktoś inny poza Orionem, Walburgą, Regulusem, Syriuszem i Stworkiem.
A teraz krótka lekcja architektury: (…) charakterystycznymi wysuniętymi lekko do przodu dwoma oknami (…) – to się nazywa wykusz [źródło]; (…) dwoma oknami, wykończonymi trójkątem (…) – to tympanon [źródło]; Nad drzwiami frontowymi wybudowano niewielkie zadaszenie, gdzie zmieściła się dość krótka i wąska drewniana bujana ławka – a to ganek [źródło] lub weranda [źródło]. 
Wybacz, to już chyba naprawdę spaczenie zawodowe.
Ponownie mamy scenę Syriusz-Regulus. I po raz kolejny nie do końca mnie przekonuje przywiązanie młodszego brata do Syriusza.

18 Ludzka bestia


Co prawda wciąż czuł się zmęczony, przybity i przygnębiony, ale pośród tego znajdowała się pewna gorzka radość . Wyrzucał sobie, że kolejny raz pogodna atmosfera została zakłócona przez jego przypadłość (…) – zbędna spacja przed kropką.
Wyrzucał sobie, że kolejny raz pogodna atmosfera została zakłócona przez jego przypadłość, że narażał na to matkę, że narażał każdego, kto mógł zabłąkać się do lasu, do którego teleportowała go rodzicielka i z którego później go odbierała – matka Remusa była mugolką, dlatego nie mogła go nigdzie teleportować. 
Tyłem do niego stali dwaj uczniowie. Gryfoni – po co to rozbijać? Dwaj Gryfoni jest nie w porządku? 
Remus spojrzał na przemoczonego ,unurzanego w mydlinach (…) – przecinek przykleił Ci się nie z tej strony, co trzeba. 
Czterech wyrostków rzuciło się na, biedną Cannie, która krzyczała coraz głośniej, choć nie miała najmniejszych szans – a mnie wyszło, że pięciu. Trzech Huncwotów, plus bliźniacy. A przecinek przed biedną zbędny.
Cannie ze zdziwieniem spojrzała na czarne buciska z grubą podeszwą, które aktualnie miała na nogach – ponownie: buty również stanowią element mundurka, dlatego nie można sobie nosić takich, na jakie akurat ma się ochotę. 
Gramolili się przez błonia, tuląc się do siebie (…) – naprawdę…?


19 Bałwan


‒ Remi, czasami mnie przerażasz ‒ jęknął Syriusz, odsuwając sie od Lupinasię.
Wczołgali się pod stolik, bezgłośnie marudząc na to, że meble są tak niewielkich rozmiarów, a przez to trudno siętam zmieścić – między się i tam brakuje spacji. 
Niezmiernie zastanawia mnie ta cała dziwna przepychanka między nauczycielkami. A fakt, że czar można było zaburzyć jedynie od wewnątrz tylko bardziej zaciekawia. 
Peter obejrzał się i zobaczył, że to Cannie postanowiła dołączyć do Jamesa w jakże szczytnym pomyśle przerobienia Snape’a w loda waniliowego – czemu akurat waniliowego?


20 Pojedynek pałkarzy


Jeżeli Gryffindor miał mieć jeszcze szanse na zwycięstwo po tak wysokiej wygranej Ślizgonów, to teraz Krukoni musieli wygrać – powtórzenie. Proponuję zamianę pierwszej wygranej, na przewagę. Sens pozostanie ten sam. 
Corvi podleciał w tamtym kierunku, pomagając Rayowi Malumsowi z powrotem wgramolić się na trybuny. (…) // ‒ Dobrze, że Luis go złapał – dodał Remus, przypatrując się, jak blondyn krzyczał na Malumsa – to Corvi czy Luis?
(…) pani Hootch wypuściła znicza (…)Hooch
To zmieszanie komentatorki, spowodowane dużą ilością osób o tym samym nazwisku, jest doprawdy urocze.
Pani Hootch zauważyła to i podyktowała rzut karny (…)Hooch
W ten też oto sposób rozpoczęła się wojna między pałkarzami, a oba tłuczki niemal nie pozostawały bezczynne – tłuczki z założenia nie są bezczynne. Też zbędne.


Kafel ma MedowsMeadowes
Pałkarze natomiast rozpętali prawdziwe piekło, tłukąc w pałki ile sił i zmieniając co chwila kierunek tłuczków – tłukąc w pałki? Pewna jesteś, że to chciałaś napisać?

21 Vera


James umiał darować sobie przegranej ze Ślizgonami, uparł się, że musi to naprawić – z kontekstu wynika, że raczej nie umiał
Nie wiem, czy któregoś meczu nie opisałaś, ale mamy kwiecień (i to najwyraźniej jego koniec), a dopiero zostanie rozegrany trzeci mecz z sześciu. W czerwcu raczej już żadne mecze się nie odbywają, ze względu na kończący się rok szkolny i konieczność posiedzenia nad książkami, czyli de facto zostaje nam maj, żeby rozegrać trzy mecze. A to raczej nierealne. 
Tak więc Puchoni zostali pozbawieni zarówno kapitana jak i zdolnego pałkarza, graczy na jakich opierali swoją gręna których? A przed jak przydałby się przecinek.
W przyspieszonych wyborach wyłoniono zastępczych graczy, jednak ci nie mogli być zgrani z drużyną, nie mogli konkurować z tymi, których zabrakło – naprawdę myślisz, że drużyna nie ma wyznaczonych graczy rezerwowych? 
Właśnie widzę, że teraz na siłę starasz się wcisnąć te mecze, byle tylko się zmieściły. To już lepiej by było, gdyby ten drugi mecz został rozegrany między Puchonami i Krukonami, a kolejny Gryfonów w większym odstępie czasu. Albo przemyśleć to raz jeszcze i pokombinować z datami, bo zakładając, że sezon trwa od listopada do maja włącznie, to wychodziłoby po meczu miesięcznie i jeszcze mamy miesiąc zapasu, dlatego raczej nikt nie wciskałby nagle czterech meczy w dwa miesiące.


Według Jamesa oczywiście wiele im brakowało do tego, jak grali rok temu razem z Pear,l i nie szczędził tych uwag (…) – coś dziwnego stało się po przecinku. 
‒ Biedna ‒ westchnęła cicho Cannicula (…) – Cannie lub Canicula.
Co prawda jest moją kuzynką, ale nasi rodzice nie spotykają sie zbyt często (…)się.
Remus zastanawiał się, skąd tak nagle wzięło się to zamiłowanie w pacyfizmie. Kiedyś widział mugoli z hasłami na wielkich sztandarach, skandujących pokojowe hasła. A za rogiem wciągali jakiś biały proszek albo zwyczajnie wstrzykiwali sobie płyny zmieszane z krwią – uczcijmy ten fragment chwilą ciszy.


W tej chwili przemilczę już te głośne sztandary, zamiłowanie do pacyfizmu i wstrzykiwanie sobie płynów, z nieznanych mi powodów, zmieszanych z własną krwią. 
Powiedz mi proszę, gdzie i kiedy Remus miał niby okazję być na takiej manifestacji? Już pomijam fakt, że był wtedy jeszcze raczej zbyt młody, by rozumieć, co właściwie ma miejsce. Pod koniec lat sześćdziesiątych w Wielkiej Brytanii odbyły się co prawda duże manifestacje związane z wojną w Wietnamie, ale łączone raczej z ruchem pokojowym niż z hippisami, na których wskazuje Twój opis. Zresztą czy naprawdę sądzisz, że braliby narkotyki w miejscu publicznym? Szczególnie te twarde? Raczej szczerze wątpię. 
I czy Remus naprawdę musiał widzieć taką manifestację na własne oczy? Nie mógł o niej przeczytać w gazecie?! A ten wtręt o narkotykach jest zupełnie zbędny. 
Przyznam, że podobnie jak Remus absolutnie nie rozumiem, skąd się wzięła ta postawa wśród uczniów. A poza tym – czy nauczycielka nie potrafi ich jakoś zmotywować? 
W dodatku zaczynali ubierać te dziwne rzeczy na włosy, których nazwy Remus nie znał i wolał nigdy nie poznać. Jedyny pozytywny aspekt tej całej podejrzanej ferajny tkwił w kwiatach, jakie kradli ze szklarni – czy przez dziwne rzeczy na włosy masz na myśli opaski i chustki? Jeśli tak, to nie rozumiem, czemu Remus miałby nie znać ich nazw. Pominę już te kwiaty, ale…


…czy masz świadomość, że w połowie lat siedemdziesiątych ruch hippisowski kojarzony był już raczej z narkomanami niż z ich wzniosłymi ideałami? Więc dlaczego, dlaczego stwierdziłaś, że rok 1974 będzie dobrym czasem na to, by wprowadzić takie ideały w Hogwarcie? Skoro początek ruchu przyjmuje się na 1967, to mają ładne opóźnienie. I co teraz? Rewolucja seksualna w Hogwarcie? 
Jak dla mnie cały ten fragment o hippisach powinien wylądować w śmieciach, szczególnie że niczego nie wnosi do historii.


I w ogóle gdzie uciekli James i Syriusz, skoro najwyraźniej nadal trwają zajęcia? 
A Potter jest na jakiejś diecie wysokocukrowej, czy jak? Przecież jako sportowiec powinien się trochę rozsądniej odżywiać, nie sądzisz? 
Czemu musisz się wszystkim tak przejmować? Czemu uważasz, że powinnaś naprawić świat? – co wspólnego ma ratowanie świata z chęcią pomocy kuzynce, z której koledzy się śmieją?

22 Burzowe chmury


Ambrozja, Corvus, Canicula, Radamantys, Menemozyna, Candora, Hypermnestia – skąd ty bierzesz te imiona? Nie mówię oczywiście, że to błąd, tylko mam wrażenie, że czujesz, jakby przez dziwne imiona z sagi istniała jakaś reguła, że bohaterowie potterowskiego ff muszą posiadać dziwne imiona. A przecież Hogwart pełen jest Seamusów, Seanów i innych Katie czy Susan, które przecież należą do najzwyklejszych angielskich imion. 
Profesor Ladon nie wyglądał może groźnie, nie dysponował wzrokiem McGonagall. Nie był szalenie wymagający jak Necho, ani nawet nie znajdował przyjemności w rozdawaniu szlabanów, czy też dręczeniu, Merlinowi ducha winnych, uczniów swoimi bzdurnymi przepowiedniami jak Cavani – osobiście połączyłabym te dwa zdania. A Cavani to szkolna pielęgniarka, nie nauczycielka wróżbiarstwa. Ta druga nazywa się de Clavijo. Polecam spis osób z drugiego, piątego i dziesiątego tła, z króciutkim objaśnieniem kim są. Przyda się nie tylko Tobie, ale i czytelnikom, bo bohaterów w Twoim opowiadaniu jest naprawdę mnogość. Osobiście czytam hurtem, ale gdybym dostawała średnio po półtora rozdziału miesięcznie, to w życiu nie pamiętałabym nazwisk tych pobocznych osób, które przewijają się raz na dziesięć rozdziałów. I żeby nie było, że w książkach coś takiego nie występuje, odsyłam przykładowo do Wyznaję Cabré (mogę nawet załączyć zdjęcia na dowód). 
Być może niektórzy z was już teraz są w stanie odnaleźć Psią Gwiazdę, najjaśniejszą spośród wszystkich gwiazd nocnego nieba – gdyby tylko powiedział Syriusz zamiast Psia Gwiazda… Mogłoby być bardzo ciekawie.
– Ja naprawdę sie staram, tylko… – się
W drodze powrotnej Cannie powiedziała, że wstąpi jeszcze do toalety, napomykając, by na nią nie czekali – i właśnie dlatego uważam, że przynajmniej z poziomu Pokojów Wspólnych musiało istnieć jakieś dojście do toalety. A gdyby komuś zachciało się w nocy? Miał lać do łóżka czy łamać regulamin?


Przecież już po ciszy nocnej, biegusiem do wieży!
Zdajesz sobie sprawę, ile czasu musiało zająć to sprawdzanie różdżki, skoro mamy kwiecień, a szukamy zaklęcia z pierwszego września? W ogóle wydaje mi się to dość dziwne, że Atropos tak długo z tym zwlekała, skoro już od bardzo dawna podejrzewała Necho. Myślę, że gdyby załatwić to przez Dumbledore’a, można by oczyścić ją z zarzutów już dawno i zająć się szukaniem prawdziwego sprawcy, zamiast przez ponad cztery miesiące głowić się, czy to jednak nie Necho. Nie sądzisz, że Albus jakoś by to rozwiązał, skoro sam stwierdził, że grono pedagogiczne nie ma przed sobą tajemnic? Na pewno sprawa odbyłaby się w warunkach bardziej komfortowych dla oskarżonej, bo takie publiczne wyciąganie brudów i podejrzeń nie mogło się dobrze skończyć. Poza tym uważam, że sprawdzenie różdżek całego grona pedagogicznego przez Albusa to nie taki znowu najgorszy pomysł. 
I teraz pytanie – skoro zatrzymali się w pewnym momencie, skąd pewność, że szukane zaklęcie nie pojawiłoby się jako następne? Przecież tam nigdzie nie ma wyznacznika, kiedy czar został użyty… Coś cienka ta scena. To znaczy, tak de facto, wcale nie wykluczyła jednoznacznie Menemozyny z kręgu podejrzanych, a tylko wprowadziła bardzo nieprzyjemną atmosferę między nauczycielami.

23 Pustynia


To całe udowadnianie winy wydaje mi się lekko naciągane i zaczynam zastanawiać się, czy Atropos przypadkiem nie znajduje się pod wpływem Imperiusa. 
A to, że zostały użyte akurat te dwa zaklęcia… No proszę Cię, w takim razie powinni podejrzewać cały swój rocznik! Gdyby Leta chciała wrobić inną nauczycielkę, postąpiłaby rozsądniej, gdyby rzuciła trudniejsze zaklęcia. 
Poza tym nakłamanie w dokumentach nie załatwiłoby sprawy: przecież nawet w Hogwarcie odbywały się rozmowy o pracę. Myślisz, że Dumbledore nie szukałby potwierdzenia informacji zawartych w CV? Dodatkowo o przyjęciu decydowały również inne aspekty, wystarczy spojrzeć na Toma Riddle’a, który przecież posiadał wystarczającą wiedzę, by uczyć, ale Albus i tak się na to nie zgodził.
A co najważniejsze: jeśli Atropos tak bardzo chciała pogrążyć Necho, czemu nie użyła właśnie zaklęcia Imperius (zakładam, że skoro nie miała oporów przed tym, by skrzywdzić uczennicę, nie powinna mieć też oporów przed użyciem takich czarów)? Wtedy dowód wyszedłby na badaniu różdżki i żadne tłumaczenie by jej nie uratowało, szczególnie gdyby Leta zajęła się również jej wspomnieniami, a trzeba założyć, że skoro naucza obrony przed czarną magią, powinna znać odpowiednie zaklęcia. 
Berta jest starsza od Huncwotów o dwa lata [źródło]. Naprawdę uważasz, że bałaby się małolaty, której zdolności nawet nie umywają się do tych posiadanych przez nią? W ogóle czytając, odnosiłam wrażenie, jakbyś kreowała Bertę na dziewczynkę w wieku Very, ale może tylko tak mi się wydaje. Wiem, że z Bertą było coś nie tak, ale warto by wspomnieć dla niezaznajomionego czytelnika, ile ma lat albo do której klasy uczęszcza, bo zamiast szesnastolatki zachowującej się jak o wiele młodsza dziewczynka, otrzymujemy dziecko, u którego takie zachowanie wydaje się adekwatne do wieku. 
James i Remus rozmawiają normalnie, ale kiedy przyszło do wypowiedzenia zaklęcia, to już szepczą? Może warto by ściszyć im głosy – ostatecznie znajdują się w miejscu, w którym na pewno nie powinni się znaleźć. 
Wytłumacz mi – po co James wnosił do gabinetu Atropos wąchacza (na pewno nie chodziło Ci o niuchacza? [źródło] Opis nawet pasuje…), tylko po to, by przetransportować go do Syriusza, który przebywa kilka pięter wyżej? Black nie mógł wziąć ze sobą tego zwierzątka? Już pomijam fakt, że na razie nie bardzo wiadomo, po co im w ogóle to stworzenie. 
Na umówiony sygnał Remus podał Jamesowi pierwszą łajnobombę, a później kolejną i kolejną. Jedna za druga wlatywały do gabinetu, a po chwili do nozdrzy chłopaków doszedł nieprzyjemny zapach – skąd niby wlatywały te łajnobomby? Chodzi o to, że wyłaniały się spod peleryny? Czy James je tam wlewitowywał po tym, jak zostają mu podane przez Syriusza? Jeśli tak robił, to raz, że nie widzę sensu, a dwa, że tracili na taką niepotrzebną czynność czas. Bo wlewitowanie czegoś na pewno trwa dłużej niż zwyczajne położenie albo rzucenie czegoś. EDIT: Końcówka rozdziału rozjaśnia sprawę. Literówka: wylatywały
Cała ta akcja po prawdzie wyjaśniła się dopiero, gdy dobiegła końca. Wcześniej nie wiemy, co w zasadzie planowali zrobić i czego szukali w gabinecie Atropos. Na Twoim miejscu przeredagowałabym ten rozdział i dodała wcześniej jakąś rozmowę, podczas której Huncwoci planują całe przedsięwzięcie. 
Pośpiesz się, pierwsi kibice wracają. Wygląda na to, że Puchoni przegrali – to chyba jeden z krótszych meczów w historii Hogwartu. Przecież on ledwo się zaczął.
Okazało się, że wcale nie mają na sobie niewidki, co było zresztą bardzo głupim posunięciem, bo w razie, gdyby nagle ktoś się pojawił, nie mieli żadnej możliwości wyplątania się z sytuacji, w jakiej by ich zastano. 
Fala pisaku połknęła go chciwie i pognała wprost na Huncowtów (…) – piasku i Huncwotów
(…) Peter zakrztusił sie żelką (…)się
Szczerze: naprawdę uważasz, że ludzie nabiorą się na to, że jedna nauczycielka podrzucała drugiej łajnobomby i przekształciła przejście w pustynię? Swoją drogą niezmiernie kojarzy mi się to z zamienieniem jednego z korytarzy w bagno z piątego tomu sagi.

24 Ponure odejście


Atropos zrobiła coś, czego się nie wybaczało i należała się jej kara. Skoro chciała zabawiać się czyimś kosztem w ten sposób, powinna być przygotowana na konsekwencje. Peter nie czuł do kobiety nawet cienia współczucia, bo ilekroć pomyślał o matce, przypominało mu się, co przydarzyło się Verze – zadziwia mnie ta ich pewność, że to akurat Atropos stoi za atakiem na Verę. Rozumiem, że mogliby podejrzewać Letę o zatrzymanie łódek, bo to raczej wina kogoś dorosłego, a ona jest nowa wśród grona pedagogicznego. Ale sprawa z Verą? Osobiście stawiałabym na jakiegoś Ślizgona. Aż nie potrafię wyjść z podziwu, że nie mieli nawet cienia podejrzenia, że mogłaby to być sprawka Severusa. Szczególnie że zapewne i Ślizgoni poznali te zaklęcia na obronie przed czarną magią, a mina Snape’a podczas śniadania dzień po zaistniałej sytuacji wyrażała więcej niż tysiąc słów. 
Czekaj, co?! Akapit o Verze został napisany w taki sposób, jakby pamiętała, kto ją tak urządził. Jeśli rzeczywiście tak było, to czemu jeszcze nikt nie ukarał winnego?!


Bowiem Ślizgoni nie przyjęli tego z takim zniesmaczeniem jak reszta domów. Jako jedyni bronili Lety Atropos, twierdząc, że miała rację i może tylko nieznacznie ją poniosło. W ten sposób wina nauczycielki stawała się coraz oczywistsza.


Czy tylko mnie dziwi, że jeszcze nie zwolniono nauczycielki, która związała uczennicę i wypisała jej na twarzy szlama, a drugą Gryfonkę oszołomiła? Nope? Just me? 
EDIT: Teraz nie uderza mnie już fakt, że jej nie zwolniono, ale bardziej to, że najwyraźniej nikt się nie przejął tym atakiem na tyle, by znaleźć winnego. 
Może gdyby był to uczeń, mogłabym zrozumieć, czemu go nie relegowano, ale nauczyciel? No proszę Cię! Jedyna możliwość, której czepiam się kurczowo, to to, że ona wcale tego nie zrobiła, a to wszystko tylko plotki, ale sposób w jaki przedstawiasz pewność co do jej winy, szczególnie widoczny w zachowaniu Very, sprawia, że czytelnikowi ciężko przyjdzie uwierzyć w niewinność Atropos.


EDIT: Znam już zakończenie i muszę przyznać, że nie podoba mi się to, jaki nagle stronniczy stał się Twój narrator. W szczególności, że wcześniej zdarzało mu się być wszechwiedzącym (przykładowo wiedział, jakim nauczycielem był Dumbledore, a przecież Huncwoci nie mogli tego wiedzieć). 
Wiedział, że Miranda nie przywiązuje zbytniej wagi do ocen wystawianych w Hogwarcie, że uważa syna za dziecko-cud, na którym hogwartcy nauczyciele nie umieją się poznać hogwarccy
Różdżka Lety Atropos została sprawdzona w ostatnim tygodniu roku szklonego – wtf!?


Dlaczego, dlaczego dopiero w ostatnim tygodniu?! Dlaczego nie sprawdzili jej od razu? Już pomijam to, że to dodatkowe dwa miesiące rzucania zaklęć, przez które trzeba było się przekopać, a żeby dojść do tego, czy to przypadkiem nie Leta stoi za zatrzymaniem łodzi, aż dziesięć (!) miesięcy! Wiesz, ile to zaklęć? Ile to musi trwać czasu? I skąd wiadomo, w którym momencie się zatrzymać? Absolutnie nie kupuje tego sprawdzania różdżek z takim opóźnieniem. Szczególnie że jeśli kobiety (zarówno Menemozyna, jak i Atropos) naprawdę były niewinne, to co to za problem pokazać Dumbledore’owi zapamiętane zaklęcia, choćby tylko po to, by upewnić go w swojej niewinności? 
I czy naprawdę sądzisz, że lepiej pozwolić takiej nauczycielce zostać w szkole do końca roku (z pobieżnych obliczeń wynikałoby, że sytuacja z Verą miała miejsce jakoś przy końcu kwietnia lub na początku maja)? O ile naprawdę skrzywdziła uczennicę, powinna wylecieć w trybie natychmiastowym. A nie uczyć dzieci jeszcze przez dwa miesiące. (EDIT: A przecież nie masz pewności, czy to ona czy nie, skoro na sprawdzenie jej różdżki zdecydowano się dopiero po dwóch miesiącach). To nie byłby pierwszy raz, kiedy nauczyciel obrony przed czarną magią zniknąłby przed końcem semestru, więc nie w tym rzecz. Czy naprawdę uważasz, że lepsze samopoczucie Atropos było ważniejsze niż dobro uczniów? No, kobieto, no!
James naprawdę mnie zdenerwował swoim zachowaniem pod koniec tego rozdziału. A patrząc na istniejące sumienie Remusa, aż się dziwię, że jednak nie zaciągnął pozostałych Huncwotów do Dumbledore’a, żeby się przyznać do winy. Ani trochę nie zdziwi mnie, jeśli okaże się, że Atropos jest niewinna i sama zdecydowała się na odejście, bo trzeba przyznać, że atmosfera, jaka panowała, nie sprzyjała pracy.

Interludium I


Ten rozdział w zasadzie nie powinien mieć miejsca, ponieważ nauczyciele opuszczają Hogwart na wakacje (w okresie letnim w szkole zostają wyłącznie woźny i gajowy). Od biedy mogłabyś przenieść akcję do pociągu, choć nie wiadomo, czy nauczyciele z niego korzystają – zapewne wygodniej byłoby im się teleportować z Hogsmeade. 
Zawsze, gdy te nugusy odjeżdżają, robi się tak dziwnienygusy?
Zastanawia mnie, czy to nie właśnie Nott okaże się sprawcą zatrzymania łódek. Chyba że to jakiś inny Nott. Bo coś mi się gryzie wydziedziczenie i zostanie śmierciożercą. 
Wiecie coś i nie powiedzieliście tego ani magopolicji, ani aurorom? – magopolicja? Syriuszly?!


To było naprawdę męczące dziewięć miesięcy – raczej dziesięć. 
Spójrz na niego.– Wskazał na Notta, jego dłoń wciąż lekko drżała – brakuje Ci spacji przed półpauzą.
(…) nie czuła sie na siłach (…)się
(…) nowoprzybyły (…)nowo przybyły [źródło]. Błąd powtarza się jeszcze poniżej, więc zwróć uwagę, by poprawić wszystkie wersje. 
Wiesz, Charlie, gdy ktoś jest uparty jak osioł, nic nie pomoże– stwierdził Tom (…) – brak spacji przed półpauzą.
(…) izniechęci (…)i zniechęci.
Skąd się wziął ten cały Aiken, że tylko słyszał o Dumbledorze? I to jeszcze coś takiego? Przecież już wtedy Albus był powszechnie znany, nie wspominając o tym, że jeśli tylko chodził do Hogwartu, powinien się kiedyś z nim zetknąć. Jeśli nie jako z dyrektorem, to jako z nauczycielem. 
Charles Aiken również wstał, położył na ladzie kilka monet oraz skierował sie do wyjściasię. I w ogóle: sierpień w hrabstwie Osage czy zwykły przypadek? 
Podoba mi się to ładne przeplecenie zmiany nauczycieli obrony przed czarną magią, ale przyznam, że coś mi się tak właśnie wydawało, że to następca Atropos. I tak w ogóle niezłe tempo zatrudniania ma ten Dumbledore.

Podsumowanie

O bohaterach słów kilka…


…ponieważ wprowadziłaś ich tylu, że zasługują na osobny podpunkt.

Zacznijmy od tych pierwszoplanowych, a więc naszych drogich Huncwotów (kolejność alfabetyczna). Muszę tu jednak zaznaczyć, że zasadniczo bardzo podobają mi się ich kreacje i wydaje mi się, że są bardzo bliskie oryginałowi.

Na pierwszy ogień idzie Syriusz Black, młody arystokrata. Nie zapominasz o jego korzeniach, więc czasami zachowuje się bardzo dystyngowanie, choć w innych momentach świadomie z tego rezygnuje. Nie wiem, czy słusznie, ale odnoszę wrażenie, że jest Twoim ulubionym Huncwotem – poświęcasz mu zdecydowanie najwięcej czasu antenowego, lecz może to wyłącznie wrażenie, które wywołały we mnie pierwsze rozdziały. To właśnie z nich dowiadujemy się, jak bardzo uparty i podobny do matki jest Black. Nie daje sobie w kaszę dmuchać. Jak na Huncwota przystało – piekielnie zabawny. Do tego cechuje go duma i zaradność oraz szczerość, czasami znamienna w skutkach. Zdarza mu się mówić zanim zdąży pomyśleć, zdecydowanie najbliższy wygadania komuś tajemnicy Lupina. Oczywiście przez przypadek. Nic dziwnego, że Severus aż tak się interesował sprawą, skoro wiedział, że szanse na odkrycie prawdy są dość duże. 
Jedynym aspektem, który mnie nie przekonuje, jest jego relacja z bratem, którego chce uratować spod wpływu rodziców, ale o tym już pisałam pod rozdziałem trzynastym.

Przejdźmy do Remusa Lupina. Jak już wynikło powyżej, zawiodłaś w sprawie researchu i fakty dotyczące rodziców czy powodu ataku Greybacka nie pasują do kanonu, ale nie jest to nic, czego nie dałoby się naprawić. Jak na typowego Remusa przystało, inteligencik, początkowo niechętny do psot, ale dający się łatwo przekonać. Podobają mi się momenty, kiedy jest zawiedziony poziomem wiedzy przyjaciół i gdy bawi go, kiedy pozostali Huncwoci okazują jakieś przebłyski rozumu. Bardzo biedny, z wielkim szacunkiem do ciężko pracującej matki, za co duży plus, bo ta cecha bardzo pasuje do Lupina. Co jeszcze mnie gryzie, to to, że mam wrażenie, jakbyś potraktowała go bardzo po macoszemu. W pierwszych, wakacyjnych rozdziałach jest go zdecydowanie najmniej – jest obecny w zasadzie tylko podczas spotkania w kawiarni, a później dopiero pierwszego września. O ile dobrze pamiętam, we fragmentach związanych z quidditchem też pełni raczej rolę tła. Co prawda pojawia się scena dotycząca wilkołactwa, ale i tak odczuwam pewien niedosyt związany z tą postacią. Bardzo mnie też boli, że Remus jest tak mało… analityczny? Ślepo przyjął wydumane oskarżenie, chętnie biorąc udział w akcji. Ja rozumiem, że Huncwoci są jeszcze młodzi, ale wydaje mi się, że akurat nie wyszłoby źle, gdyby Remus miał przed akcją z wrobieniem Atropos takie Stop! Może przeanalizujmy wszystkie fakty? Może jednak to, co mamy zamiar zrobić, wcale nie jest słuszne?, albo wręcz wycofał się z tego kawału. Niby dostajemy taki moment, ale jak dla mnie – o wiele, wiele za późno. Przydałyby się jeszcze jakieś wyrzuty sumienia w związku z wyrzuceniem Lety, że to może jednak nasza winna? Przecież to przez nas wszyscy zorganizowali jej piekło…, ale tego też niestety zabrakło. 

Czas na Petera Pettigrew, co do którego nie możesz się zdecydować, czy nazwisko odmieniać, czy nie. Jak to Peter, zrobi wszystko, o co James i Syriusz go poproszą, ale najpierw kolacja! Za słodycze jest gotów dotknąć się czegokolwiek, tak samo jak sądzi, że słodycze wszystko mogą naprawić. Dużo w nim niepewności i lęków, zazwyczaj wycofany w porównaniu do przyjaciół. Taki trochę ciapowaty i, jak to zwykle z Pettigrew bywa, wypada dość blado przy Huncwotach, co sprawia, że zaczynasz się zastanawiać, dlaczego w ogóle się przyjaźnią. Widać, że rodzice mają kolosalny wpływ na Petera, choć ojciec ma o wiele mniej do powiedzenia przy dominującym charakterze macochy, dla której syn jest oczkiem w głowie. Zawsze pewna co do jego doskonałości, przekonana, że nauczyciele nie potrafią się na nim poznać, ale cóż, takie prawo matek. Jedyne, co mnie zastanawia, to to, jak masz zamiar poprowadzić jego historię w związku ze wstąpieniem w szeregi śmierciożerców. Skoro tak bardzo kocha macochę, która pochodzi z mugolskiej rodziny i wręcz podkreśla, że nie lubi Regulusa, skoro nazwał Lily szlamą, przez co zaczynam się zastanawiać, jaki musiał istnieć powód tak drastycznej zmiany swoich przekonań.

A na koniec James Potter, szef wszystkich szefów. Zasłużył sobie na pozycję wodza, będąc pomysłodawcą większości (wszystkich?) pomysłów, i podoba mi się, że tak jak zostało to oznajmione w jednym z pierwszych rozdziałów, konsekwentnie to ciągniesz. Zdanie Remusa: Taaak, to bardzo podobne do Jamesa. On zawsze wszystko robi w biegu. Nawet plany jest rewelacyjne i doskonale opisuje żywiołowość Pottera. Jakby dopełniając pomysłowość, Jamesa cechuje bujna wyobraźnia i tendencja do podkolorowywania swoich dokonań i przeżyć (jak to miało miejsce na przykład z historią o boa dusicielu). Nie umie dać za wygraną, nie odpuszcza, nawet jeśli istnieją nikłe szanse powodzenia. Absolutnie nie przejmuje się krytyką, a jego pewność siebie jest tak ogromna, że aż dziwne, że jeszcze go nie zabiła, co widać szczególnie, kiedy mówi o Lily. Obdarzyłaś Pottera cechami typowymi dla jedynaka, jak egoizm, kiedy zapomniał, że Peter ma lęk wysokości i usiadł na trzecim piętrze Błędnego Rycerza, bo on tak woli. Ponadto nie lubi się dzielić – jest zazdrosny, że Syriusz poświęca uwagę bratu i James przestał być dla niego najważniejszą osobą, mimo że tylko na chwilę. Lecz równocześnie jest opiekuńczy, widać, że martwi się o Syriusza i że przyjaciele są dla niego naprawdę ważni. Jedyna skaza, ale niemniej pasująca do reszty jego kreacji, to to, że nie potrafi przyjąć do wiadomości innej prawdy niż jego własna.

Przejdźmy do pozostałych młodych bohaterów, kolejność względem tego, jak często się pojawiają, tak mniej więcej. Może się okazać, że raczej mniej niż więcej. 

Na pierwszy ogień idzie Canicula White, dziewczyna wszędzie łażąca z kotem. Wszędzie. Cannie kręci się obok Huncwotów, którzy nazywają ją siostrą i chętnie wykorzystują jej pomoc, kiedy jest potrzebna, w innych przypadkach raczej niechętnie włączają ją do swoich figli. Wystarczy spojrzeć jak opornie podchodzą do realizacji jej pomysłu na kawał. Początkowo zapisałam sobie w notatkach dotyczący Caniculi, że jest chłopczycą. Ale teraz, gdy zapoznałam się z całą częścią, nie jestem już taka pewna, chociaż nie da się zaprzeczyć, że ma pewne zadatki, jak choćby to, że jest bardzo twarda i prawie wcale nie płacze. Nie zgadzam się jednak z zarzutem, jakoby była podobna do Hermiony i przyznam, że gdyby nie ten komentarz w innej ocenie Twojego bloga, nawet nie przyszłoby mi coś takiego do głowy. 

Teraz wypadałoby powiedzieć coś o Corvusie Meadowesie, ale właśnie pluję sobie w brodę, że nie zrobiłam sobie o nim żadnych notatek i teraz nie bardzo wiem, co powinnam tutaj poruszyć. Osobiście bardzo polubiłam Corvusa. Ma w sobie coś z każdego Huncwota – dobre wychowanie Syriusza, radość Jamesa, wyważenie Remusa i co? Wyszło mi, że jednak nie ma nic od Petera, ale to w dużej mierze przez to, że Twój Pettigrew głównie lubi jeść, kocha matkę i jest strachliwy, a żadna z tych cech nie pasuje do Corvusa. Bardzo często przychodzi do Huncwotów z nowinkami, co może świadczyć, że lubi sobie poplotkować. W ogóle zabawny człowiek z tego Corviego. I tylko trzeba sobie wyobrazić, jakie on musi mieć ciężkie życie, przyjaźniąc się z Rayem! Proszę, proszę, proszę o rozdział z perspektywy Corvusa! 

Bardzo wyraźnie dajesz czytelnikowi odczuć, że nie lubisz Lily Evans i w efekcie tej wykreowanej przez Ciebie nie da się polubić. Uwierz mi, należę do ludzi, którzy odczuwają sympatię do panny Evans, ale ta Twoja po prostu odstrasza. To chyba głównie przez to, że tak łatwo się złości. Równocześnie nie daje sobą pomiatać, a i jej miłość do zasad jest kanoniczna. Podobnie z jej relacją z Severusem, która przynajmniej na tym etapie jest stosunkowo poprawna. O tym, że na miłość Pottera do niej jeszcze za wcześnie kilkukrotnie wspominałam, ale fakt, że Lily zgodziła się na randkę na fali przedświątecznego rozbestwienia, nadal mnie mierzi i jeży mi włosy na głowie oraz pozostaje wielką zagadką.

Przyszedł czas i na Severusa Snape’a, z którym mam taki problem, że właściwie prawie się nie pojawia. Przyznam szczerze, sądziłam, że o wiele częściej będzie stawał się obiektem żartów Huncwotów i liczyłam na jakąś konfrontację, gdzie Lily nie przybędzie z odsieczą, gdyż zupełnie nie zgadzam się z tezą, jakoby Severus dzielnie przyjmował wszystkie ciosy na klatę i nigdy się nie bronił, bo taki z niego wielce szlachetny, kochający zawsze Lily Evans. W szczególności, że nie kreujesz Huncwotów na skończonych gnojków, atakujących tych, którzy nie potrafią się bronić, bez powodu.

Słowo o Regulusie Blacku, z którego zrobiłaś przestraszoną szarą myszkę. Może to tylko kwestia sytuacji, w jakiej go postawiłaś, ale wydaje mi się strasznie miękki, o wiele bardziej, niż można by się spodziewać. Podobny do ojca, jakby celowo zupełne przeciwieństwo matki, do której upodobniłaś Syriusza. Regulus to cichy, spokojny, wyważony chłopiec, co po raz kolejny tylko podkreśla, jak bardzo różni się od starszego Blacka. Jak już pisałam wyżej, nie przekonuje mnie jego relacja z Syriuszem, głównie z powodu znanej nam przyszłości. To, co obecnie łączy rodzeństwo, sprawia wrażenie, jakby Regulus jednak miał podążyć za Syriuszem i podobnie jak on odłączyć się od rodziny. Dziwi mnie to, że choć brat podaje mu racjonalne argumenty, wciąż uparcie staje po stronie przekonań wpojonych mu przez Walburgę, co nie do końca pasuje mi do tezy, jakoby był miękki jak glina. Regulus zdaje się wręcz wypierać wszystkie te rozmowy z Syriuszem, w ogóle nie biorąc ich pod rozwagę. I niezmiernie ciekawi mnie, jak rozwiążesz relacje Blacków w kolejnych latach.

Sądzę, że należy też krótko wspomnieć o Rayu Malumsie, pechowym chłopcu, który niewątpliwie wprowadza humor do opowiadania, ale wydaje mi się skrzyżowaniem Neville’a i Seamusa. Mimo że ta postać naprawdę budzi sympatię, ciężko pozbyć się wrażenia, że zazwyczaj jego zachowanie jest po prostu groteskowe i mocno przesadzone.

W Twoim opowiadaniu nie można pominąć nauczycieli, którzy również odgrywają ważną rolę.

Przejdźmy więc do najważniejszej postaci grona pedagogicznego, Lety Atropos, nauczycielki obrony przed czarną magią. To taka typowa ciapa. Dużo zapomina, dużo rzeczy gubi, ciężko jej poradzić sobie w nowym środowisku. Obrazu dopełnia tylko scena z Interludium, kiedy pijana i zapłakana zaczyna wyżalać się obcemu, który, jak później wychodzi na jaw, właśnie dostał jej posadę, co akurat napisałaś w taki sposób, że nie okazało się dla mnie zaskoczeniem. Uczniowie jej nie lubią, bo jej lekcje są nudne (na chwilę się to zmienia, by szybko paść jak domek z kart). Nie lubią jej też pozostali nauczyciele. W zasadzie, gdyby nie ta praktyczna lekcja, nie potrafiłabym zrozumieć, dlaczego zdecydowano się ją zatrudnić. Bo Atropos wybitnie sobie nie radzi. Nie tylko z prowadzeniem zajęć i zdobywaniem sympatii, ale również z powierzonym jej śledztwem. Upatrzyła sobie winowajcę i zdaje się w ogóle nie dopuszczać do siebie możliwości, że Necho jest niewinna. Dlaczego nie wpadła na to, żeby podejrzewać wszystkich prowadzących i potem wykluczać po kolei? Uczepiła się tej Menemozyny, w zasadzie nie mając żadnych solidnych dowodów. I poniekąd całe to zachowanie Lety w tej kwestii obraca się ostatecznie przeciwko niej, sprawiając, że znajduje się w takiej samej sytuacji, w jakiej postawiła Menemozynę, z tą drobną różnicą, że ona nie ma nikogo, kto by się za nią wstawił. Atropos to bardzo dobrze wykreowana bohaterka, chociaż zdałam sobie z tego sprawę dopiero na samym końcu, ponieważ od momentu ataku na Verę, to, co inni o niej myślą, strasznie zaciemnia ogląd na sprawę i ciężko wyrobić sobie własną opinię, skoro przedstawiasz plotki tak, jakby stanowiły od dawna potwierdzoną prawdę. Dziwi mnie tylko, skoro uczniowie są tacy pewni winy Atropos, że żaden nie napisał o tym do rodziców. Przecież to wręcz mało prawdopodobne, żeby taka sytuacja, jaką przedstawiłaś, mogła mieć miejsce. Uczennica została zaatakowana – wiem, że nie jakoś poważnie, ale zawsze – śledztwo i przesłuchanie podejrzanych (a więc i sprawdzenie różdżek) powinno się odbyć natychmiast, a winni ukarani. Pamiętasz, co się stało z Remusem, kiedy uczniowie dowiedzieli się, że jest wilkołakiem? Jeszcze tego samego dnia pakował manatki, bo wiedział, że jeśli nie odejdzie, to Dumbledore zostanie zmuszony go zwolnić, ponieważ zalewał go potok listów od oburzonych rodziców. A przecież on nic nikomu nie zrobił. Podsumowując, tak jak popieram całą Letę i to, w jaki sposób ją wykreowałaś, absolutnie nie kupuję tego, w jaki sposób Dubmbledore rozwiązał sprawę ataku na uczennicę.

Jako kolejną omówię Menemozynę Necho, nauczycielkę numerologii. Co prawda pojawia się raczej sporadycznie, ale jako główna podejrzana o zatrzymanie łódek na jeziorze odgrywa dość ważną rolę. Po pierwsze, brakuje mi wyjaśnienia, dlaczego w zasadzie Atropos tak się uparła, że to Necho jest winna, poza tym, że zastępowała McGonagall. Równie dobrze Leta mogłaby oskarżyć Hagrida albo Minervę, bo ich też nie było na początku uczty. Drugą rzeczą, która bardzo mnie zastanawia, to jej uniesienie się dumą i niepozwolenie na sprawdzenie swojej różdżki, choćby po to, by odsunąć od siebie podejrzenia. Wcale nie musiała doprowadzać do konfrontacji z Letą, skoro za nią nie przepada, ale naprawdę nie rozumiem, czemu nie poszła z tym do Dumbledore’a. Wtedy uniknęłaby tej całej kompromitującej sytuacji podczas kolacji z rozdziału dwudziestego drugiego.

Choć Albus Dumbledore prawie nie pojawia się bezpośrednio, jest parę ale, które mam wobec tej postaci. Albus to chyba najmniej kanoniczna i najgorzej wykreowana przez Ciebie postać. Wytłumacz mi, dlaczego on sam nie stara się rozgryźć zagadki zatrzymania łódek? Nie mam nic przeciwko temu, że oddelegował do tego zadania nauczycielkę obrony przed czarną magią, ale mimo wszystko sądzę, że i on powinien starać się rozwiązać niewiadomą. Szczególnie że Atropos to mimo wszystko zupełnie nowa osoba na terenie Hogwartu i wątpię, aby był na tyle pewien jej lojalności i zamiarów. Przecież tak po prawdzie mogłoby się okazać, że jest pod wpływem Imperiusa i że zatrzymanie łódek to jej sprawka, choć na przykład nie zdaje sobie z tego sprawy, mogła też zostać wykorzystana do tego, a potem potraktowana zaklęciem zapomnienia. A może cała ta jej nieporadność to tylko przykrywka, a tak naprawdę jest jedną z popleczniczek Voldemorta? Dumbledore w ogóle zdaje się nie przywiązywać wagi do całej sprawy. Pozwala, by nauczyciele wzajemnie się oskarżali, co powoduje bardzo nieprzyjemną atmosferę, a koniec końców prowadzi do tego, że osoba, którą pośrednio obarczył odpowiedzialnością za tamto kluczowe wydarzenie, zrezygnowała z pracy, pozostawiając jednak po sobie niesmak wśród kadry. Wątpię, by Albus wykreowany przez Rowling dopuścił do takiej sytuacji.

Natomiast Radamantys Ladon, nauczyciel astronomii, od początku wydawał mi się jakiś podejrzany. Coś w jego ciągłym popędzaniu Lety, by zajęła się znalezieniem winnego i obwinianie jej, że dalej nie udało jej się dojść do rozwiązania, wydaje mi się szemrane. Mam wrażenie, że jest głównym prowodyrem nienawiści Atropos pośród nauczycieli, co sprawia, że zastanawiam się, czy na pewno jego pobudki są słuszne. I choć podkreślasz, że nie wygląda groźnie, ale mam wrażenie, że głównym celem istnienia Ladona jest przeszkadzanie Huncwotom w żartach. Odkryłam to w zasadzie przypadkiem i zastanawiam się, czy wyszło to też przypadkowo, czy raczej planowałaś, że jeśli ktoś się zbliża w nieodpowiednim momencie, to zazwyczaj to właśnie Ladon. I jeszcze ten jego wzrok… Coś jest z nim nie tak. Tylko jeszcze nie wiem co.


Na koniec wspomnę jeszcze o Silvanusie Kettleburnie, nauczycielu opieki nad magicznymi stworzeniami. Podoba mi się prawdziwość tego nauczyciela. Niewykluczone, że w kolejnej części odegra trochę większą rolę, patrząc na to, co zaserwowałaś nam w Interludium, choć oczywiście mogę się mylić. Przerysowany wygląd idealnie oddaje charakter jego profesji i wydaje mi się, że przez to przypuszczalnie rozumie Remusa lepiej, niż mu się wydaje. 

Na końcu szybko przemkniemy jeszcze tylko przez kilku dorosłych, o których sądzę, że warto coś powiedzieć. 

Na początek Walburga Black – przyznam, że odrobinę dziwi mnie ta jej radość z tego, że Orion dał jej tak szybko syna, skoro najwyraźniej musiała trochę na niego poczekać, ponieważ w chwili porodu miała trzydzieści cztery lata. Niemniej podoba mi się jej kreacja, ponieważ bardzo pasuje do mojego własnego wyobrażenia. A już jej wizyta u Dumbledore’a zupełnie mnie urzekła. Dobrze oddałaś jej charakter, widać, że poglądy dotyczące czystości krwi rzeczywiście są dla niej ważne i perspektywa wydziedziczenia z tego powodu syna wydaje się realistyczna. Czekam na tę scenę z niecierpliwością.

Natomiast z Oriona Blacka zrobiłaś sprytnego biznesmana, zawsze potrafiącego zachować zimną krew, który umiejętnie potrafił sterować rozmówcami, choć nie do końca rozumiem dlaczego. I niestety ta postać jest niekonsekwentna w stosunku do wyżej załączonego opisu i to w obrębie jednego rozdziału. Orion bowiem został przedstawiany jako człowiek tchórzliwy, mający o wiele słabszy charakter od żony i absolutnie niepotrafiący sterować Walburgą. To raczej żona kieruje nim, uważając, że jest zbyt rozpuszczony i słaby, by dobrze wychować synów. 

Jeszcze tylko wspomnę o Dorcas Meadowes, ponieważ niezmiernie mnie ciekawi, czy jej metamorfizm będzie służył jakimś większym celom, czy wprowadziłaś go wyłącznie po to, by urozmaicić postać. Poza tym ta zdolność przekazywana jest dziedzicznie. W takim razie czy Corvus też nie powinien jej posiadać?

Udało Ci się nawet zgrabnie odtworzyć charaktery osób tak pobocznych jak Ernie, kierowca Błędnego Rycerza czy Irytek.

Cała reszta


Już od pierwszych rozdziałów widać, że bardzo zgrabnie wychodzi Ci pisanie dialogów. Czytając rozmowy miedzy bohaterami, rzeczywiście ma się wrażenie, że stoi się tuż obok, jakby każdy mówił trochę innym językiem, a czasami wręcz dokładnie słyszy się ton wypowiedzi.
Co do fabuły i świata przedstawionego: na razie nie mamy zbyt wielu wydarzeń narzuconych przez kanon. Powiem szczerze, że zadziwiłaś mnie rozpoczęciem opisywania przygód Huncwotów tak wcześnie i ciekawa jestem, do którego punktu historii masz zamiar je doprowadzić. Głównymi, przeplatającymi się osiami czwartego roku jest nauka animagii i zagadka zatrzymania łódek na jeziorze, skądinąd (przynajmniej do Interludium I) nadal nie rozwiązana. Ciekawa jestem, czy ten motyw wróci w późniejszych rozdziałach. Wspomniany wątek przywodzi mi na myśl kryminały dla dzieci – zamiast zastanawiać się, kto zabił, zastanawiamy się, kto spowodował, że łodzie zatrzymały się na środku jeziora.
Wyjątkowo podoba mi się, w jaki sposób manewrujesz bohaterami. W prologu pojawia nam się niby nic nieznaczący mugol, który jest świadkiem sceny pomiędzy Doreą a Walburgą, co niezmiernie kojarzy mi się z filmowym travellingiem. Albo to, że pozornie losowo wybrana pierwszoroczna okazuje się później mieć znaczący wpływ na głównych bohaterów, choć nie zachodzi między nimi żadna bezpośrednia interakcja. 
Jedyne, co strasznie mnie zawiodło, to bardzo nierówne tempo akcji. Spójrz sobie tylko: rozdziały od pierwszego do czwartego to wakacje, piąty do dziewiątego to pierwszy września, dziesiąty do trzynastego – pierwszy tydzień września (choć z lekką pomyłką co do dni tygodnia), czternasty to przesłuchania do drużyny, które wypadły w ostatnim tygodniu września, przeskok w postaci październik prawie minął i wizyta u Hagrida, który mówi, że Huncwoci przyleźli tu po prawie dwóch [miesiącach]. Następnie rozdziały piętnasty i szesnasty rozgrywają się jakoś na przełomie października i listopada, choć masz tam lekkie zawirowanie z datami. Siedemnastka, jak sam tytuł mówi, to przerwa świąteczna, a osiemnastka rozgrywa się tuż po niej, czyli w pierwszym tygodniu stycznia. Dziewiętnasta i dwudziestka to luty, dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi to kwiecień, a dwudziesty trzeci dzieje się w maju, dwudziesty czwarty i Interludium to takie zdarzyło się w międzyczasie, ale tak naprawdę ostatni tydzień czerwca. Więc, jak widać, ilość rozdziałów opisujących dany miesiąc spada prawie że logarytmicznie. Przyzwyczaiłaś czytelników do bardzo dokładnego opisywania wszystkiego (wiem, że w początkowych rozdziałach opisy robią swoje, bo siłą rzeczy znajduje się ich tam więcej niż w późniejszych), a potem nagle taki psikus. Mam wrażenie, jakbyś tak naprawdę chciała napisać więcej o tym czwartym roku, ale w pewnym momencie się zreflektowałaś i zmieniłaś zdanie.
To złe rozplanowanie akcji widać szczególnie przy meczach quidditcha, co do których jestem prawie pewna, że tak wyszło, albo miałaś objawienie cholera, zapomniałam!, a nie, że tak to sobie zaplanowałaś. Ewentualnie, jak pisałam wyżej, miało być inaczej, ale zdecydowałaś się uciąć jakieś przygody i potem nagle się okazało, że trzeba mocno ściskać wydarzenia. Co do tego zarzutu, poprawienie tej części może okazać się trudne, ale widzę, że za moment zaczniesz pisać trzecią, czyli istnieje szansa, że rada jeszcze się przyda. Weź zeszyt, kartkę lub otwórz dokument w Wordzie i rozpisz sobie mini-kalendarz na odpowiedni rok szkolny i w odpowiednich rubryczkach, najlepiej z dziennymi datami, powpisuj sobie wydarzenia, co do których jesteś pewna, że muszą się wydarzyć – sprawy kanoniczne, urodziny bohaterów, mecze quidditcha (nie musisz rozpisywać konkretnych rozgrywek, ale wtedy przynajmniej nie wyjdzie Ci coś takiego jak w części pierwszej, że tak naprawdę zostały trzy miesiące szkoły, a de facto dwa (w czerwcu najprawdopodobniej rozgrywki się nie odbywały)), a tu do wciśnięcia zostały jeszcze cztery mecze. Zresztą zerknij sobie tutaj [źródło] i zobacz, jak były rozłożone mecze w ciągu sezonu. Myślę, że spokojnie możesz według tych miesięcznych wyznaczników pozajmować odpowiednie soboty z wyprzedzeniem.
Co do zgodności z kanonem, w tym temacie większość aspektów się zgadza, ale niestety popełniłaś kilka błędów. Od najdrobniejszych, takich jak literówka w imieniu Cygnusa, która Ci została i wydajesz się sądzić, że wersja Cyganus jest poprawna; poprzez odrobinę większe, takie jak niedokończony research, przez co rodzice Remusa mają złe imiona, pobudki Greybacka są błędne, a Bellatrix bierze ślub z co najwyżej piętnastolatkiem, dodatkowo momentami daty się nie zgadzają; aż do potknięć trochę większych, jak na przykład przyspieszone zauroczenie Pottera w Evans. Wszelkie pozostałe aspekty wypisałam już powyżej, więc nie będę się powtarzać.
I jeszcze słowo o poprawności – popełniane przez Ciebie błędy w zasadzie nie utrudniają czytania, ale odjęłam punkt za podkreślone literówki, bo to aż dziwne, że je przeoczyłaś. Nie wiem, na ile to zasługa bety, a na ile Twoja, ale najważniejsze, że opowiadanie w gruncie rzeczy jest bardzo poprawne. I na przyszłość polecam ustawić regułę automatycznego poprawiania sie na się
Na sam koniec podsumuję: przy rancie czarodzieja bardzo przyjemnie spędza się czas i widać, że dobrze radzisz sobie z tematem, a styl tylko zachęca do sięgnięcia po więcej. 
Liczę, że to, co tu napisałam, przyda Ci się. Jedno jest pewne, ocena wyszła mi trochę dłuższa niż świstki, które otrzymałaś do tej pory i żywię nadzieję, że nie masz mi za złe jej długości, jak i tego, co tu nawpisywałam.

Ocena: dobry z plusem. Bo niby czyta się świetnie, ale parę rzeczy zgrzyta i przy tych wszystkich potknięciach kanonu, niedokończonych wątkach (dobra, przyznaję, głównie czepiam się Jamesa i Lily) i, co boli mnie najbardziej, koszmarnie nierównym czasie akcji, nawet świetnie wykreowani bohaterowie nie zaradzą.


87 komentarzy:

  1. Faktycznie długo musiałem scrollować! Tak mnie to zmęczyło, że nie miałem siły czytać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wita mnie minimalistyczny, utrzymany w żółcieniach szablon.
    Takich kwiatkach? Bo jeśli chodzi o odcienie żółtego, to bezpieczniej byłoby napisać w żółciach, bo żółcienie w tym kontekście są dyskusyjne.
    http://sjp.pwn.pl/sjp/zolcien;2548272
    http://sjp.pwn.pl/sjp/zolc;2548281

    Kolejnym problemem, jaki przykuł moją uwagę są czcionki w tytułach postów
    Przecinek przed są.

    I wydaję mi się
    Wydaje.

    która wydaję mi się odrobinę dziwnym wyrażeniem.
    I znów: wydaje.

    szczególnie, że James został poczęty już po tym
    Ten przecinek wygląda na zbędny.

    Poza tym najnowsze informacje wypuszczone niedawno przez Rowling dowodzą, że rodzicami Jamesa byli Fleamont i Euphemia Potter, nie Dorea i Charlus jak zakładała większość blogowiczów przez wiele lat [ źródło].
    I co w związku z tym? Ponad dwa lata temu, gdy zaczęła pisać opko, o tym nie wiedziała. I czy niewłaściwe, wg nowych rewelacji Rowling, imiona znacząco zaburzają odbiór opowiadania? No, chyba że autorka będzie przerabiać lub poprawiać opowiadanie w znacznym stopniu, wtedy można uwzględnić i to. ;)

    Obecnie to Arkturus
    Arcturus. (No, chyba że w polskim przekładzie figuruje przez k – nie mam Pottera pod ręką, a Internety twierdzą, że poprawna forma to jednak Arcturus).

    informacje są koniecznie potrzebne do wyłożenia w tym momencie
    Albo konieczne, albo potrzebne, nie ma powodu tego łączyć.

    lub bodaj postaraj się uporządkować to, co napisałaś, bo to skakanie od osoby do osoby zdecydowanie nie przysłużyło się temu fragmentowi.
    Bodaj jakoś mi tu nie pasuje.

    I myślę, że - jako oddany Gryfon - większy problem miałby z tym, że to wyznający czystokrwiste tradycje Ślizgoni.
    Niepodmienione dywizy.

    a ja mam problem jedno drzewo genealogiczne ogarnąć!
    Albo (...) mam problem, by jedno drzewo genealogiczne ogarnąć!, albo (...) mam problem z ogarnięciem jednego drzewa genealogicznego!

    zamiast ręcznie wyszukiwać każe wypisane tu przeze mnie miejsce.
    Każde.

    wypadałoby napisać do czego rodzina była taka niechętna.
    Przecinek przed do czego.

    że willa stojąca na terach dostępnych dla mugoli
    Terenach.

    I pomyśl sobie, jak mogłaby się skończyć sytuacja, gdyby taki mugol zajrzałby im do domu, kiedy akurat korzystaliby z magii. Albo zobaczyliby skrzata domowego.
    Skoro taki mugol, to zobaczyłby.

    a awantura zorganizowana przez panią Black, szczególnie, jeśli rozegrałaby się przy wszystkich gościach, mogłaby okazać się ciekawym materiałem do opisania.
    Przecinek sprzed jeśli wygląda na zbędny.

    Ale jeśli koniecznie chcesz ściemniać burgund, to czemu po prostu nie użyjesz bordowego?
    Bo bordowy, wg Encycolorpedii, jest ciut jaśniejszy niż burgund?

    Szczególnie, że mówimy o latach siedemdziesiątych
    Zbędny przecinek.

    szczególnie, że krępy to niewysoki, mocno zbudowany
    I kolejny.

    Szczególnie, że kilka linijek niżej mugole zaczynają się od małej litery.
    I jeszcze jeden.

    Pamiętaj, że jedynym zaklęciem, którego mogą używać nieletni czarodzieje, to Lumos.
    Jedynym zaklęciem jest/jedyne zaklęcie to.

    Paskudnie rozdarty rękaw i kilka kropel krwi na kołnierzu zbyt wyraźnie świadczyły, że wdał się w bójkę – uwierz mi, z rozciętej brwi, nieważne jak szybko zaleczonej, zostałoby mu więcej niż kilka kropel krwi.
    Cześć po myślniku powinna być bez kursywy i koloru, który zarezerwowałaś na cytaty z ocenianego bloga.

    przypomnijmy, że mamy początek lat siedemdziesiątych i posiadanie pralki nie stanowiło normy społecznej.
    W Wielkiej Brytanii były o wiele bardziej dostępne niż w Polsce. ;)

    Przez chwilę słychać było pisk przerażenia, lecz potem wzniósł się triumfalny okrzyk „łaskotki” i… – błędny wielokropek (alt+0133).
    Gdzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oto, do czego doszłyśmy
      Ten przecinek wygląda na zbędny.

      dlatego to od Ciebie zależy na którą opcję się zdecydujesz
      Przecinek przed na którą.

      ale dziwne mi się wydaję przerwanie akurat w tamtej chwili.
      Kolejny raz: wydaje.

      A później pojawia Ci się zdanie:
      Ci jest doskonale zbędne.

      W dodatku oczywiście musiała trafić na kałużę i zamoczyć trampki – trampki nie są obowiązującym obuwiem na terenie Hogwartu.
      Nie przypominam sobie, żeby były zakazane.

      A stwierdzeniem, że w numerologi jest zbyt wiele liczb, zrobiłaś mi dzień.
      Numerologii.

      Alex ma wuja Leonarda, który też ma czternaście lat
      Zdarza się. Ba! mógłby być nawet od niej młodszy.

      Syriuszly?
      Za pierwszym razem to zignorowałam, ale teraz skomciam: to brzmi głupio.

      MgGonagall
      McGonagall.

      Jakby wolkołactwa było mało
      Wolkołak to od wołka zbożowego? ;)

      że szanse na przeżycie są wątpliwe.
      Szanse raczej są niewielkie, nikłe itp., ale raczej nie wątpliwe.

      dokładnie tak samo, jak jakiegoś włamywacza.
      Bez przecinka.

      To znaczy gdyby nie jego nienawiść
      Przydałby się przecinek przed gdyby.

      I czemu przewiesił ten krawat przez ramię? Zrozumiałabym, gdyby miał go niezawiązanego, ale przerzuconego przez szyję, albo niezaciągniętego, albo nawet gdyby trzymał go w dłoni. Ale przewieszony przez ramię? Nie rozumiem.
      Bo mu przeszkadzał, dyndając? Co w tym dziwnego?

      że mimo młodego wieku bohaterów i ich lekkoduszności nie zapominasz napomnieć w jakich czasach żyją.
      Przecinek przed w jakich. // Pogrubienie mi zgrzyta.

      więc wytłumacz mi proszę, po co ma ćwiczyć łapanie znicza?!
      Dla podniesienia sprawności dłoni?

      Ósmego są urodziny Syriusza. (...) – (...) jak już pisałam, ostatnio okazało się, że Syriusz urodził się trzeciego listopada.
      Ostatnio, czyli jak pisała ten tekst, jeszcze nie było wiadomo, więc podała taką, jaką jej się podobała. ;)

      wypadał w niedziele
      Niedzielę.

      Poza tym, gzyms sam w sobie jest najbardziej ozdobną częścią zwieńczenia.
      Zbędny przecinek.

      aby chodzenie po korytarzach w niedziele rano było niedozwolone.
      Albo w niedzielę rano, albo w niedzielne (po)ranki.

      w szeregi Czernego Pana
      W szeregi sług/popleczników raczej. // Ale który Pan Czerny? Carl, Edward czy może Henry? ;) (Czarny)

      Aż się prosi, by James i Syriusza zapytali go
      O, Black zmienił płeć.

      Ostatecznie wszystko, co udało im się osiągnąć, stanowiły białawe strzępy podobne do mgły, które utrzymywały się kilkanaście minut, a potem znikały niby widma – kilka minut? To i tak bardzo dużo.
      Kilkanaście.

      Czemu nie posłali ich do Beauxbattons?
      Pewnie woleliby do Beauxbatons.

      Cannie ze zdziwieniem spojrzała na czarne buciska z grubą podeszwą, które aktualnie miała na nogach – ponownie: buty również stanowią element mundurka, dlatego nie można sobie nosić takich, na jakie akurat ma się ochotę.
      Hmm, a to ciekawe: The uniform consists of a plain black work robe and a black pointed hat. The hat is rarely worn. There are no marks, colours or crests determining between houses; students wear their own socks and shoes and do not wear any clothing beneath their robes except their underwear . During the cold seasons, an additional winter cloak with silver fastenings and name tags is required to be worn.
      (Stąd: http://harrypotter.wikia.com/wiki/Hogwarts_uniform)

      Corvi podleciał w tamtym kierunku, pomagając Rayowi Malumsowi z powrotem wgramolić się na trybuny. (…) // Dobrze, że Luis go złapał – dodał Remus, przypatrując się, jak blondyn krzyczał na Malumsa – to Corvi, czy Luis?
      Może Luis złapał Raya, a Corvi pomagał mu w umieszczeniu go na trybunach? // Po co ten przecinek przed czy?

      łączone raczej z ruchem pokojowym niż z hippisami, na których wskazuje Twój opis
      A hippisi z propagowaniem pokoju nie mają nic wspólnego. Oh, wait... ;)

      hippisowki
      Hippisowski.

      Skoro początek ruch przyjmuje się na 1967
      Ruchu.

      Usuń
    2. szczególnie, że niczego nie wnosi do historii.
      Bez przecinka.

      Ambrozja, Corvus, Cannicula, Radamantys, Menemozyna, Candora, Hypermnestia – skąd ty bierzesz te imiona?
      Zaraz, a wcześniej się czepiłaś, że – Biedna – westchnęła cicho Cannicula (…) – Cannie lub Canicula.
      Zdecyduj się.

      ale gdybym dostawała średnio po półtora rozdziału miesięcznie to w życiu nie pamiętałabym nazwisk tych pobocznych osób
      Przecinek przed to.

      Czy James je tam wlewitowywał, po tym
      Ten przecinek wygląda na zbędny.

      że czytelnikowi ciężko przyjdzie uwierzyć, w niewinność Atropos.
      A po co ten przecinek?

      Wiesz ile to zaklęć?
      Przydałby się przecinek przed ile.

      po dwóch miesiącach.)
      Kropka powinna stać po znaku zamknięcia nawiasu.

      I w ogóle: sierpień w hrabstwie Osage, czy zwykły przypadek?
      Zbędny przecinek.

      fakty dotyczące rodziców czy powodu ataku Greybacka, nie pasują do kanonu
      Ten też.

      Może jednak to co mamy zamiar zrobić, wcale nie jest słuszne?
      Przecinek przed co.

      choć ojciec ma o wiele mniej do powiedzenia, przy dominującym charakterze macochy
      Zbędny przecinek.

      Jakby dopełniając pomysłowość
      A nie pomysłowości?

      Może się okazać, że raczej mniej, niż więcej.
      Po co ten przecinek przed niż?

      dobre wychowanie Syriusza, radość Jamesa, wyważenie Remusa, i co?
      Ostatni przecinek wygląda na zbędny.

      jakby celowo, zupełne przeciwieństwo matki
      Ten też.

      nauczycielki obrony przed czarną magią.
      A to czasem nie jest nazwa własna?

      by szybko paść, jak domek z kart
      Zbędny przecinek. No, chyba że to dopowiedzenie.

      Dumbledore w ogóle zdaje się nie przykładać palca do całej sprawy.
      Wut? Nie przykładać (przywiązywać) wagi do sprawy.

      by Albus wykreowany przez Rowling dopuścił do doprowadzenia do takiej sytuacji.
      A czemu nie po prostu dopuścił/doprowadził do takiej sytuacji?

      Niewykluczone, że w kolejnej części, że odegra trochę większą rolę
      Niewykluczone, że w kolejnej części odegra trochę większą rolę (...).

      Czytając rozmowy miedzy bohaterami rzeczywiście ma się wrażenie
      Przecinek przed rzeczywiście.

      Spójrz sobie tylko, rozdziały od pierwszego do czwartego to wakacje, piąty do dziewiątego to pierwszy września, dziesiąty do trzynastego – pierwszy tydzień września (choć z lekką pomyłką co do dni tygodnia), czternasty to przesłuchania do drużyny, które wypadły w ostatnim tygodniu września, przeskok w postaci październik prawie minął i wizyta u Hagrida, który mówi, że Huncwoci przyleźli tu po prawie dwóch [miesiącach].
      Pierwszy przecinek powinien być dwukropkiem.

      Nie wiem na ile to zasługa bety
      Czy przed na ile nie powinno być przecinka?

      Usuń
    3. Wszystkie przecinki i literówki poprawiłam, ale z kilkoma komentarzami zwyczajnie się nie zgadzam albo są one bardzo na wyrost.

      Wita mnie minimalistyczny, utrzymany w żółcieniach szablon. // Takich kwiatkach? Bo jeśli chodzi o odcienie żółtego, to bezpieczniej byłoby napisać w żółciach,bo żółcienie w tym kontekście są dyskusyjne. // http://sjp.pwn.pl/sjp/zolcien;2548272 // http://sjp.pwn.pl/sjp/zolc;2548281” – uwierz mi, że w kontekście kolorystyki żółcienie są jak najbardziej na miejscu.

      Poza tym najnowsze informacje wypuszczone niedawno przez Rowling dowodzą, że rodzicami Jamesa byli Fleamont i Euphemia Potter, nie Dorea i Charlus jak zakładała większość blogowiczów przez wiele lat [ źródło]. // I co w związku z tym? Ponad dwa lata temu, gdy zaczęła pisać opko, o tym nie wiedziała. I czy niewłaściwe, wg nowych rewelacji Rowling, imiona znacząco zaburzają odbiór opowiadania? No, chyba że autorka będzie przerabiać lub poprawiać opowiadanie w znacznym stopniu, wtedy można uwzględnić i to. ;)” – po pierwsze autorka prosiła, aby wypisać wszystkie błędy, dlatego tak też zrobiłam. Po drugie, akurat tego, że Dorea nie mogła być matką Jamesa można było się domyślić, ponieważ znamy jej datę urodzenia (znaliśmy również wtedy, kiedy autorka zaczynała pisać opowiadanie) i wiemy, że urodziła syna w podeszłym wieku, a gdyby to Dorea miała być matką Jamesa, w chwili porodu miałaby czterdzieści lat, co wcale nie jest podeszłym wiekiem, szczególnie w świecie czarodziejów.

      Obecnie to Arkturus // Arcturus. (No, chyba że w polskim przekładzie figuruje przez k – nie mam Pottera pod ręką, a Internety twierdzą, że poprawna forma to jednak Arcturus)” – nie wiem, czy zauważyłaś, ale autorka wszystkie gwiezdne imiona zapisuje w spolszczonej wersji, a nazwa tej gwiazdy w języku polskim jest właśnie taka, jakiej użyła autorka [źródło].

      lub bodaj postaraj się uporządkować to, co napisałaś, bo to skakanie od osoby do osoby zdecydowanie nie przysłużyło się temu fragmentowi. //Bodaj jakoś mi tu nie pasuje” – bodaj jest po prostu ostatnim synonimem, który mi pozostał, bo chociaż i przynajmniej są tuż powyżej.

      Ale jeśli koniecznie chcesz ściemniać burgund, to czemu po prostu nie użyjesz bordowego? // Bo bordowy, wg Encycolorpedii, jest ciut jaśniejszy niż burgund?” – obawiam się, że nie masz racji [screen z Wikipedii]. W ogóle coś jest chyba nie tak z tą stroną, którą podałaś bo w zależności od tego, czy wpiszesz burgund po polsku czy po angielsku, wyskakują dwa zupełnie inne kolory [źródło i źródło], a poprawny jest ten drugi.

      przypomnijmy, że mamy początek lat siedemdziesiątych i posiadanie pralki nie stanowiło normy społecznej. // W Wielkiej Brytanii były o wiele bardziej dostępne niż w Polsce. ;)” – o wiele bardziej dostępne, to prawda, ale mimo to, nie posiadanie pralki nie było równoznaczne z tym, że ktoś był straszliwie biedny.

      Przez chwilę słychać było pisk przerażenia, lecz potem wzniósł się triumfalny okrzyk „łaskotki” i… – błędny wielokropek (alt+0133). // Gdzie?” – na blogu był. Musiał się poprawić, przy wklejaniu do oceny, albo ja zrobiłam to z rozpędu.

      Usuń
    4. Odpowiem na dwa komentarze dotyczące obowiązującego obuwia naraz:
      W dodatku oczywiście musiała trafić na kałużę i zamoczyć trampki – trampki nie są obowiązującym obuwiem na terenie Hogwartu. // Nie przypominam sobie, żeby były zakazane” oraz „Cannie ze zdziwieniem spojrzała na czarne buciska z grubą podeszwą, które aktualnie miała na nogach – ponownie: buty również stanowią element mundurka, dlatego nie można sobie nosić takich, na jakie akurat ma się ochotę. // Hmm, a to ciekawe: The uniform consists of a plain black work robe and a black pointed hat. The hat is rarely worn. There are no marks, colours or crests determining between houses; students wear their own socks and shoes and do not wear any clothing beneath their robes except their underwear . During the cold seasons, an additional winter cloak with silver fastenings and name tags is required to be worn. // (Stąd: http://harrypotter.wikia.com/wiki/Hogwarts_uniform)” – akurat wikia to żadne źródło. Wystarczy spojrzeć sobie na jej polską wersję, gdzie znajdziesz zupełnie inną informację. A choćby to, że tiary są bardzo rzadko noszone wcale nie zgadza się z hplexicon [źródło], gdzie jest napisane, że tiary noszone są codziennie. Na hplexicon co prawda nie ma nic o obowiązującym obuwiu, ale biorąc poprawkę na fakt, że bohaterowie autorki noszą takie szaty jak w filmie, nie jak w książce, stwierdzenie, że buty są częścią mundurka jest jak najbardziej poprawne (https://www.google.pl/search?q=harry+potter+robes&espv=2&biw=1366&bih=643&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwifyPu7j6HJAhXiEHIKHe3nBuMQsAQIHQ#imgrc=_).

      I czemu przewiesił ten krawat przez ramię? Zrozumiałabym, gdyby miał go niezawiązanego, ale przerzuconego przez szyję, albo niezaciągniętego, albo nawet gdyby trzymał go w dłoni. Ale przewieszony przez ramię? Nie rozumiem. // Bo mu przeszkadzał, dyndając? Co w tym dziwnego?” – bo jeśli bardzo się spieszysz, a masz założyć krawat, to i tak w 99% przypadków przewiesisz go przez szyje, a nie przez ramię, a w połączeniu z resztą tego fragmentu aż bije po oczach sztuczność tego zachowania.

      Ósmego są urodziny Syriusza. (...) – (...) jak już pisałam, ostatnio okazało się, że Syriusz urodził się trzeciego listopada. // Ostatnio, czyli jak pisała ten tekst, jeszcze nie było wiadomo, więc podała taką, jaką jej się podobała. ;)” – i zwróciłam na to uwagę za pierwszym razem. Ponadto, jak już pisałam w tej odpowiedzi, miałam się czepiać wszystkiego, więc wypisałam i ten błąd, bo może autorka będzie chciała przerabiać tę część opowiadania.

      łączone raczej z ruchem pokojowym niż z hippisami, na których wskazuje Twój opis // A hippisi z propagowaniem pokoju nie mają nic wspólnego. Oh, wait... ;)” – wiesz, to jest jak z kwadratem i prostokątem. Nie każdy członek ruchu pokojowego to hippis. Manifestacje o których pisałam składały się raczej z takiej grupy ludzi: http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://cdn.c.photoshelter.com/img-get/I0000zJHdfJ2yuqc/s/500/500/70426.jpg&imgrefurl=http://educationphotos.photoshelter.com/image/I0000zJHdfJ2yuqc&h=327&w=500&tbnid=HAMx9UoOKOFOGM:&docid=21TJlLBOkkExzM&ei=xkxQVvS2BaHPygPUmLDoCw&tbm=isch&ved=0ahUKEwj0sea7rKHJAhWhp3IKHVQMDL0QMwgoKAkwCQ, a autorka przedstawiła je tak, jakby wszyscy manifestujący byli hippisami w dodatku dającymi sobie w żyłę w trakcie.

      nauczycielki obrony przed czarną magią. // A to czasem nie jest nazwa własna?” – w sadze człony były zapisywane małymi literami.

      Pozdrawiam gorąco i dziękuję za poświęcony czas,
      maximilienne

      Usuń
    5. "gdyby to Dorea miała być matką Jamesa, w chwili porodu miałaby czterdzieści lat, co wcale nie jest podeszłym wiekiem, szczególnie w świecie czarodziejów" - em, jak na urodzenie dziecka jest. To jest wręcz ostatni dzwonek. Tzn. owszem, zdarzają się przypadki w okolicach 50, ale no właśnie, przypadki. Chyba nie bierzesz tego podeszłego wieku bez kontekstu i nie sądzisz, żeby w czasie porodu miała 80 lat...
      A czarodzieje, owszem, żyją dłużej, ale z książki można wywnioskować, że dotyczy to po prostu dłuższego trwania w starości, ew. wieku mocno średnim.

      @Shun
      "Ambrozja, Corvus, Cannicula, Radamantys, Menemozyna, Candora, Hypermnestia – skąd ty bierzesz te imiona?
      Zaraz, a wcześniej się czepiłaś, że – Biedna – westchnęła cicho Cannicula (…) – Cannie lub Canicula.
      Zdecyduj się." - no, ale w pierwszym przypadku oceniająca po prostu wymienia dokładnie imiona, jakich użyła autorka, imo zmienianie ich w tym przypadku jest dyskusyjne.

      Usuń
    6. @żółcienie: Niedawno gdzieś (chyba na forumu) była na ten temat dyskusja. Żółcienie kojarzą się bardziej z nazwami farb niż z odcieniami żółtego, stąd mój komentarz.

      @bodaj: Za choćby też by ci nikt głowy nie urwał. I akurat w tym zdaniu mogłoby nie być żadnego z tych słów i też by było w porządku, tak tylko dodam.

      @gwiezdne imiona: No nie do końca, bo po polsku nazwa Arcturusa brzmi Arktur. No i taki spolszczony Corvus musiałby być Krukiem, noale. ;)

      @kolory: Możemy się tak przerzucać stronami bez końca i nic z tego nie wyniknie. Ile byś się nie gimnastykowała, to przyciemniony burgund nie będzie można nazwać kolorem bordowym.

      @buty: Dlatego cytowałam wiki w lengłydżu, nie polską, bo jest deczko bardziej wiarygodna. Enyłej, jeśli brać pod uwagę filmy, to owszem, mundurki w Hogwarcie są takie jak w klasycznych angielskich szkołach z internetem. Tyle że dla mnie głównym kanonem są książki, a tam uczniowie po prostu nosili szaty i tiary, a buty, skarpety i bielizna były wybierane we własnym zakresie. ;)

      (W sumie jeśli brać pod uwagę filmy, to tam też uczniowie popylali w zwyczajnych ubraniach, więc narzekanie na te nieszczęsne trampki też nie ma za bardzo sensu. ;))

      Btw, niektóre podane przez ciebie linki nie działają, przynajmniej u mnie, ale to tylko tak na marginesie.

      Usuń
    7. @Leleth:
      No właśnie wydaje mi się, że skoro jest to aż tak podkreślane, że matka Pottera była w podeszłym wieku, to raczej jest jednym z tych przypadków 50+. Tak po prawdzie Walburga jest tylko o pięć lat młodsza od Dorei, a w latach siedemdziesiątych trzydziestopięcioletnie pierworódki to już stare pierworódki, a o Walburdze nikt nigdy nie mówił, że też późno urodziła Syriusza. Zresztą dużo mówi fakt, że ojciec Jamesa zdążył już przejść na emeryturę, zanim doczekał się syna.
      To akurat była moja literówka. ;) Canicula jest pisane przez pojedyncze n, ale przez to, że skrót jest przez podwójne, to koniec końców się rąbnęłam.
      Pozdrawiam gorąco,
      maximilienne

      Usuń
    8. "Zresztą dużo mówi fakt, że ojciec Jamesa zdążył już przejść na emeryturę, zanim doczekał się syna" - no nie wiem, mogła być duża różnica wieku między nim a żoną ;) albo przeszedł na wczesną emeryturę, mój ojciec zrobił to po czterdziestce ;).

      Usuń
    9. @bodaj: Tak wyglądają dwa sąsiednie zdania: Jeśli nie, to uwierz przynajmniej na słowo. Przemyśl, czy na pewno wszystkie te informacje są konieczne do wyłożenia w tym momencie, albo chociaż porozsuwaj je trochę po drugiej części prologu lub bodaj postaraj się uporządkować to, co napisałaś, bo to skakanie od osoby do osoby zdecydowanie nie przysłużyło się temu fragmentowi, więc jak widzisz, w tym zdaniu występuje już jedno chociaż.

      @imiona: Mnie osobiście też się nie podoba to spolszczanie, ale to akurat decyzja autorki, a do tego teoretycznie zgodna z Polkowskim. Bo choć Arcturus nie pojawia się w sadze, to pozostałe imiona Blacków są spolszczone (choćby Alfard czy Polluks). To prawda, nie jesteśmy w stanie spolszczyć wszystkich imion, bo z James trzeba by zrobić Jakuba, a z Petera Piotra, ale poniekąd wynika to z tłumaczenia – wystarczy spojrzeć, że mamy Syriusza, a nie Siriusa. Miałam o tym nawet cały akapit, ale ostatecznie zdecydowałam się go usunąć z oceny.

      @kolory: Wyszłaś od tego, że zarzuciłaś mi błąd, ponieważ sądzisz, że bordowy jest tak naprawdę jaśniejszy od burgunda. Nie miałaś racji więc zarzucasz mi, że nie da się tego kolory ściemnić tak, aby otrzymać ten drugi. Ale kto tu mówi o ściemnianiu? Po prostu w gruncie rzeczy są to dość podobne kolory, oba pochodzące od wina, z tym że jeden jest odrobinę ciemniejszy. O ile w ogóle autka to miała na myśli, bo osobiście skłaniam się raczej ku temu, że tamten kolor został źle zapisany i ta szata miała być po prostu dwukolorowa np. czarna z podszewką w kolorze burgunda.

      @buty: Oczywiście w czasie wolnym (wraz z kolejnymi częściami coraz częściej popylali ubrani normalnie, niż w mundurkach) mogli nosić co chcieli, łącznie z butami. Ale w chwili, kiedy mieli na sobie mundurek – trzeba było mieć również odpowiednie obuwie. Obie sceny, gdzie ten błąd wypisałam miały miejsce, kiedy Cannie miała na sobie mundurek (za pierwszym razem szła na ucztę powitalną, za drugim, o ile dobrze pamiętam, na zajęcia). Przyjmuję wersję z filmowymi mundurkami za obowiązującą w tym opowiadaniu, więc czepiam się butów. Oczywiście, mogłabym się przyczepić, że mundurek nie taki, ale wtedy zostawiłabym te piekielne buty w spokoju.

      @linki: Pojęcia nie mam, co się tu porobiło! :o Wklejam kolejno te niedziałające:
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Arktur
      http://oi63.tinypic.com/2up7i4h.jpg
      http://www.hp-lexicon.org/wizworld/clothing.html

      Pozdrawiam raz jeszcze,
      maximilienne

      Usuń
    10. @Leleth: W momencie śmierci rodzice Jamesa (umarli pomiędzy jego ślubem, a narodzinami Harry'ego) byli już w podeszłym wieku, nawet jak na czarodziejskie standardy. Przykładowo McGonagall miała w trakcie sagi około siedemdziesięciu lat, a nie wyglądała, jakby jej się spieszyło na tamten świat. ;)

      Pozdrawiam,
      maximilienne

      Usuń
    11. @bodaj: Przecież ci napisałam, że w tym konkretnym fragmencie nie musiałoby być żadnego bodaj czy jego synonimu. O tu konkretnie: lub postaraj się uporządkować to, co napisałaś, bo to skakanie od osoby do osoby zdecydowanie nie przysłużyło się temu fragmentowi. Bez bodaj brzmi ok.

      @kolory: I kolejny raz: bordo nie jest ciemniejsze od burgunda, poczytaj dokładnie. A ściemniać chciałaś ty, w końcu napisałaś o kolorze ciemnoburgundowym, a potem zaproponowałaś zmianę nazwy na bordo, co nie jest zbytnio poprawne i stąd ta cała wymiana zdań. I tak, na moim ekranie jest ciut jaśniejszy, możliwe dlatego, że jeden jest troszku cieplejszy od drugiego.

      Usuń
  3. Sorry, ale wtrącę się do dyskusji o kolorach. Jak dla mnie, to nie są ani żółcie, ani żółcienie, tylko ochra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem możliwe, ja w ogóle na szablon nie patrzyłam. ;D

      Usuń
    2. Termin "żółcienie" jest stosowany w historii sztuki dla określenia, dajmy na to, obrazu, na którym jest wiele odcieni żółtego. Tak samo stosuje się oranże dla wielu odcieniu pomarańczowego. "Obraz utrzymany jest w różnych tonacjach żółcieni", czy coś.

      Usuń
    3. A ja nie wiem, jaki to kolor i całkiem mi z tym dobrze :P.

      Usuń
  4. Wybacz poślizg, ale jakoś ostatnio zupełnie nie mam czasu. Ocenę przeczytałam jakoś przedwczoraj wieczorem – w ogóle to dziękuję, jestem strasznie zakręconym człowiekiem. No, ale na początek chciałam machnąć kilka spraw, które powtarzają się w ocenie:
    Jeżeli idzie o kanonicznych Lupinów i Potterów, w obu przypadkach na początku opowiadania zupełnie nic o nich nie wiedziałam (znaczy nie było informacji – teraz wszędzie są, fajnie). Nie zmieniłam imion Lupinów i nie mam zamiaru robić tego w przypadku Potterów, bo tu nie chodzi tylko o zmianę imienia. Trochę o kanonicznych rodzicach wiadomo, a to, co jest w opowiadaniu, znacząco odbiega od kanonu, to raz. Nie zrobię tego ze względu na czytelników, to dwa. Dlaczego? Bo oni już zapamiętali tamte imiona, a postaci w opku jest wystarczająco dużo i nie widzę sensu jeszcze bardziej mieszać komuś dodatkowymi imionami. No, a w dodatku sama przyzwyczaiłam się do ich obecnych imion i trudno byłoby mi się przestawić, to trzy. Umieszczę info w zakładce o blogu odnośnie imion kanonicznych rodziców, bo w tej chwili wydaje mi się to najrozsądniejszym wyjściem.
    Dalej uwagi o „miłości” Jamesa do Lily chyba opierają się tylko na tym fragmencie z randką, który w nieco rozszerzonej wersji brzmi tak: „Można było nawet odnieść wrażenie, że ogólne rozbestwienie, które zapanowało wśród Hogwartczyków na tydzień przed planowanym wyjazdem, dopadło również Lily Evans. Dziewczyna przystała na randkę z Jamesem, co chłopaka niewysłowienie uradowało. Syriusz żałował tylko, że przyjaciel nie dosłyszał, jak dziewczyna dodawała, że umówi się z nim, gdy drzewa zaczną chodzić, trytony latać, a na Saharze wyrośnie dżungla”. Wydaje mi się, że postawiłam sprawę jasno: żadnej randki nie było. W zasadzie nigdy też nie wspominam o tym, żeby James czuł coś do Lily (nawet, gdy on jest narratorem), jedyne, co mogłoby o tym świadczyć, to pytanie o umówienie się. Oczywiście James robi Lily na złość, a irytowanie jej to całkiem niezła zabawa (wydaje mi się, że gdzieś o tym wspominałam, ale głowy nie dam). Także nie, James nic nie czuje do Lily w pierwszej części, a słowa Mirandy to jedna wielka ściema (nie wolno wierzyć słowom moich bohaterów, zbyt często zdarza im się koloryzować).
    Quidditch. Przyznam, że to mnie nieco poirytowało. Twoja teoria o moim nierozplanowaniu sezonu jest totalnie do kitu i, kurka, nie wiem, dlaczego tak pomyślałaś, skoro widziałaś, że namachałam się trochę z drużynami. Dobrze, powiem, jak to wygląda, a ty mi powiesz, jak doszłaś do tego, że niczego nie rozplanowałam. Sezon zaczyna się na początku listopada (dwa mecze), bo należy dać uczniom na oswojenie się z końcem wakacji, a ponadto pozwolić wybrać nowych zawodników i dać im szansę przygotować się do gry. Później następuje przerwa zimowa, która kończy się w połowie marca i co dwa tygodnie jest jakiś mecz (mam nadzieję, że nie chcesz rozpiski kiedy kto gra…), a w maju mamy zakończenie fazy pierwszej. W czerwcu rozgrywane są dwa mecze: o trzecie miejsce i finał. Nie wiem, jak machnąć, żeby grali rzadziej, mieli czas na treningi i naukę, po prostu nie wiem.
    Dobra, teraz będę już podążać z ocenką.
    Autorka będzie zainteresowana oceną części drugiej :D. (ale poważny ten początek!)
    Hej, mówiłam, żebyś czytała z jedną gwiazdką! Drugie Rozdanie Złotych Różdżek jest do przodu. W sumie żadnych spoilerów nie było, bo to tylko kupa śmiechu ;).
    Chyba niedługo zmienię szablon. W każdym razie fragmenty podziału są specjalnie (to niby pergamin, który Huncwoci pozwijali i został zgnieciony między książkami – tak wygląda po rozprostowaniu). Jestem ślepa, nie zauważyłam, że w czcionkach nie ma polskich znaków – poprawię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, trochę tego jest, więc będę odpowiadać do konkretnych komentarzach, bo inaczej szybko się tu pogubimy.
      @rodzice: Miałam wypisywać wszystkie błędy, to wypisywałam. Wiesz, nigdy nie wiadomo, jakie autor będzie miał podejście – osobiście po jednej ocenie, która pokazała mi liczne niedociągnięcia, zdecydowałam się, by zacząć pisać bloga od nowa, a wtedy taka wiedza się przydaje.
      @Jily: Skupiłam się na tym pierwszym zdaniu, że Potter się ucieszył. Przy tym drugim musiało mi chyba zaćmić mózg, albo je wyparłam, bo w ogóle go nie kojarzę. :o I w ogóle powiedz mi, skąd ja miałam wiedzieć, że akurat wtedy ktoś tam ściemniał?
      @quidditch: Pisałam o tym jeszcze w podsumowaniu, ale nie dla porządku wytłumaczę i tutaj. Nie mam tu na myśli drużyn, tylko samego rozplanowania spotkań sportowych, bo naprawdę wyglądało to tak, jakbyś się nagle zorientowała, że rok szkolny Ci się kończy, a tu jeszcze tyle meczy do rozegrania! I potem takie wciskanie na siłę. W czerwcu nie ma już żadnych rozgrywek. Bo i kiedy miałyby się odbywać? Skoro pierwszy tydzień to egzaminy, drugi to wyniki, a na początku trzeciego już wraca się do domów. Z rozpoczęciem sezonu masz rację: dwa mecze w listopadzie, ale później już trochę Ci się rozjeżdża. Kolejny mecz rozgrywany był w styczniu, następny krótko po Walentynkach. Później przerwa Wielkanocna i po niej dwa mecze w maju (na początku i na końcu miesiąca). Ponadto każdego roku mecze rozgrywane są w tej samej kolejności – nie ma czegoś takiego jak faza pierwsza i faza druga. Dzięki temu unikamy tego, że ta sama drużyna gra dwa mecze obok siebie (zawsze oddzielone innym meczem albo przerwą świąteczną). Ach, a wybory do drużyny są w drugim tygodniu września bodajże.
      @dodatki: Przyznam, że na końcu już sama się w tym wszystkim pogubiłam i zdążyłam już dawno zapomnieć, że o to pytałam i dostałam odpowiedź. Brawo ja.

      Usuń
    2. Ja się tak wtrącę i tylko powiem, że łatwowierność i wychodzenie z założenia, że postać coś mówi = prawda, to najcięższy grzech czytelnika :P.

      Usuń
    3. Deg, ale najcięższym grzechem pisarza jest też nieumiejętne przekazywanie historii. Jak pisze niejasno, a potem tylko stwierdza "to po co ufasz mojemu narratorowi/wypowiedziom postaci?", to już jest słabo.

      Usuń
    4. Jak to się dzieje, że komcie mnożą się jak króliki?
      @rodzice: Rozumiem i naprawdę nie mam za złe czy coś ;). Po prostu nie zamierzam pisać tego opka od nowa (bo zwyczajnie bym nie podołała). Chciałam tylko wyjaśnić, dlaczego nie będę się trzymać nazw kanonicznych, żeby nie było, że to tylko i wyłącznie dla mojej wygody.
      @Jily: Spoko, wiem, co to zaćmienie :D. Gdyby James faktycznie kochał Lily, a pytanie było na serio, w narracji na pewno znalazłoby się potwierdzenie tego uczucia.
      @quidditch: Dla mnie bez sensu było, żeby grali w styczniu czy lutym, kiedy na zewnątrz zazwyczaj pada śnieg, jest mróz i ogólnie bardzo nieprzyjemnie. Nie miałam siły walczyć ze wszystkimi książkami, bardzo prawdopodobne, że się pomyliłam. W każdym razie nie wiem, po kiego grzyba narażać uczniów na granie w środku zimy, więc machnęłam wtedy przerwę. Jeżeli chodzi o czerwiec i uczenie się do egzaminów… mam dziwne wrażenie, że wielu podchodziło do tego jak do sesji i wcale nie uczyło się pilnie dwa tygodnie czy ile tam przed. Ponieważ finał często rozstrzygał o tym, kto otrzyma Puchar Domów wydaje mi się, że jednak musiał być rozgrywany w czerwcu (przecież, gdy uczniowie czekają na wyniki, nic konkretnego nie robią). A skąd fazy? Moje uproszczenie, żeby oddzielić część typowo eliminacyjną od tej, w której ma miejsce faktyczna rywalizacja o miejsce. Tak, każdego roku grają w tej samej kolejności i raz jeden Gryfoni grają dwa mecze pod rząd, bo tak mi wypadło (dwutygodniowy odstęp nie wydawał mi się wyjątkowo długi). Zbytnio nie porównywałam tego rozkładu z kanonem, bo radośnie stwierdziłam, że przez lata sporo mogło się zmienić. Możesz mnie za to palnąć w łeb przez Internet :P.
      @ dodatki: Tak coś mi się wydawało xD. Mam sklerozę, rozumiem ;).
      @ Nearyh: Ponieważ narratorami są Huncwoci, oczywiście, że pojawiają się przekłamania (ze względu na postrzeganie wydarzeń przez nich, na uczucia, na nastrój, czy choćby nastawienie). A, że ktoś kiedyś nakłamał w dialogu, wszystko wyjdzie, ale nie tak otwarcie, nie prosto w twarz, bo co to za radocha? Zawsze możesz mnie lać po łbie razem z maximillienne ;). (Możliwe, że bredzę, jestem przeziębiona i nie do końca ogarniam)

      Usuń
    5. A., zaprawdę powiadam ci, akurat mnie nie musisz tłumaczyć, jak działa narrator subiektywny. Doskonale znam ten sposób narracji i wiem, jak można ją napisać dobrze, a jak źle. Wiem, że lubisz mi tłumaczyć jak krowie na rowie, but still, nie musisz.
      Nie zamierzam nikogo lać po niczym, jestem od tego daleka. Po prostu stwierdzam, że jeśli narrator subiektywny nie działa, to nie jest to wina czytelnika. Jeśli pisarz zakłada, że to wina czytelnika... to pisarz ma poważny problem i donikąd nie dojdzie.
      Amen.

      Usuń
    6. @quidditch: przecież nawet w filmie były mecze rozgrywane zimą.

      Usuń
  5. Szablon to info ogólne, więc zostanie na górze, ale chyba wcisnę go pod betę (biedna Deg tak nisko…).
    Zwrotów do czytelników nie zapisuję wielką literą, bo to całkowicie bez sensu. Wielka litera nie wyraża mojego stosunku do kogokolwiek, bo przecież mogłabym napisać „Mam Cię w dupie” i raczej nie byłoby w tym zbyt wiele szacunku. Najchętniej w ogóle wywaliłabym to z listów, gdyby nie głupie zasady, błeh.
    W takim przenoszeniu w dodatkowe podstrony widzę dużo klikania. Nie lubię dużo klikać, jestem leniem i przyznaję się do tego. A zwiastun wszyscy mają na stronce o blogu, a dla mnie to dodatek i tyle. Dlaczego dodatek miałabym przenosić na podstroję o blogu? Nie rozumiem. A Quiddtch tak, powinnam poprawić, bo dorabiałam w bloggerze, ale zapomniałam – zrobi się ;).
    Idę się powiesić… nie wiem, gdzie mam te drzewa. Szlag.
    W ogóle to ja te zakładki robiłam ponad dwa lata temu, więc cud, że trzymają się jeszcze kupy!
    To gif z Sherlocka? Fajne to? Bo ciągle się natykam na jakieś gify i obrazki z tym aktorem. Musiałam zapytać xD.
    „EDIT: Haha, a bałam się, że nie będzie o czym pisać.” – Informuję, że to było dziwne… Widziałaś w sieci tekst idealny? Bo ja nie. Zresztą nawet o tekście idealnym jest co napisać, bo można pochwalić pomysł, bohaterów, fabułę – cokolwiek.
    Poprawianie zdań ogarnę, kiedy mój mózg będzie trochę lepiej pracował – to znaczy, gdy nie będę padać na twarz. Także nie myśl, że to olałam, zajmę się, rozważę i ogarnę przy nanoszeniu poprawek.
    Pani Malums to mulatka, więc chyba nie mogę powiedzieć, że jest Afroamerynkanką? Natomiast nie wspominam nic o dzieciństwie Trudy, bo to nie ma znaczenie fabularnego. Trudy nawet nie pojawia się osobiście w prologu, jest jedynie wspominana. Jasne, mogłam wyśpiewać historyjkę o trudnej miłości jej rodziców, nietolerancji społecznej i emigracji, ale po co?
    Podwójne spacje to pewno momenty, gdy się zacięłam i powychodziły przypadkiem. Pousuwam.
    Pierwsze tygodnie ciąży to lekceważenie ze strony Dorei. To jej pierwsza ciąża, nie jest zbyt młoda, nie chce zapeszać, więc woli bagatelizować. Moi bohaterowie mówią to, co im pasuje, nie zawsze najszczerszą prawdę. Kanon nieobecny, u mnie dalej się starali – nic nie poradzę, że informacje wyciekły teraz, kiedy mam już skonstruowanych bohaterów.
    Ale jak bratanicą, skoro Dorea jest siostrą jej ojca; powinnam napisać ciotką. Chyba – zupełnie nie rozumiem tych koneksji. Do tej pory myślałam, że wujek to tylko brat matki/ojca. Trzeba było się zastanowić, czemu mówię do tylu osób wujku…
    Mogłabym poprawić datę urodzin Syriusza, ale koliduje mi to z następnymi rozdziałami. Za bardzo koliduje. W tej chwili jest to operacja całkowicie bez sensu (dla mnie naprawdę nie ma znaczenia jego dokładna data urodzenia, ale może jestem dziwna).
    Charlus pojechał, żeby wspierać żonę, ale jego sprzeczka z Blackami niespecjalnie by temu służyła, dlatego poczekał na nią. A podział Ślizgoni-Gryfoni chyba nie przekłada się na dorosłych… A przynajmniej dla mnie byłoby to dziwne.
    Łatwiej zasugerować żonę za młodu i liczyć na to, że jednak uda się kogoś przekonać, niż później powiedzieć: chajtaj się z tamtą. Walburga liczyła, że Syriusz wybierze odpowiednio przy jej „delikatnych” wskazówkach.
    Walburga mówi o Dorei dawna przyjaciółka, bo były nimi w Hogwarcie oraz pewien czas później.
    Z tego, co mi się pamięta, willa była obsadzona gęstymi drzewami i zbyt wiele widać nie było. Wystarczająco, żeby stwierdzić, że chata full wypas i zainteresować potencjalnych ciekawskich, ale jednocześnie coś sprawiało, że ci ciekawscy nie mieli większej ochoty dłużej się przyglądać i stąd wspomnienie o „niechętnej rodzinie”. Ale może faktycznie powinnam to poszerzyć…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @gif: Nie wiem do którego się odnosisz, ale ten ostatni z Pierwszego wrażenia to Tom Hiddelson z „Thor: Mroczny świat”, a ten pierwszy z Treści i poprawności to Benedict Cumberbatch ze specjalnego odcinka Sherlocka.
      @Haha: Chodziło mi o to, że o wiele prościej pisze się ocenę średniego lub kiepskiego bloga. Jeśli opowiadanie jest świetne, to też ile możesz chwalić autora?
      @pani Malums: Jeśli to mulatka, to karnacja nie pasuje. Nie można po prostu w takim razie napisać, że to mulatka? Jeżu, ale to w ogóle musiało jej być ciężko, skoro miała „różnokolorowych” rodziców.
      @Dorea: akurat to z kanonem to jedna wielka bujda. Zaczęłam pisać swoje opowiadanie rok wcześniej od Ciebie, a skoro ja wiedziałam, że James urodził się, kiedy jego rodzice byli już w podeszłym wieku i stracili nadzieje na potomstwo, to Ty też musiałaś mieć dostęp do tych informacji.
      @koneksje: Ale przecież obie mamy w tym miejscu rację, tylko ty starasz się określić powiązanie z drugiej strony. Walburga dla Dorei była bratanicą (córką brata), ale Dorea dla Walburgi jest ciotką (siostrą ojca). [dobra, teraz do mnie dotarło, że walnęłam się w ocence, znaczy zasadniczo się nie walnęłam, tylko mój mózg zadziałał na jakimś innym poziomie – poprawione]. Teraz się to już ujednolica i wujek to także mąż ciotki [www.sjp.pwn.pl/sjp/wujek;2538432.html].
      @Ślizgoni-Gryfoni: Poniekąd się przekłada, tylko na trochę innym poziomie (mam na myśli czystość krwi). Spójrz sobie choćby na pana Malfoya i pana Weasleya w sadze.
      @Walburga-Dorea: zastanawia mnie, jak to się stało, że były „przyjaciółkami” w Hogwarcie, skoro jest między nimi 5 lat różnicy. Czyli de facto w Hogwarcie spędziły wspólnie tylko dwa (maksymalnie trzy) lata, a nie można wykluczyć, że Dorea już w szkole spotykała się z Charlusem, co zapewne nie spotkałoby się z aprobatą Walburgi.
      @willa: Przyznam, że nie pamiętam, a nie mam teraz czasu szukać (jeszcze tyle komentarzy przede mną, a czasu tak mało). Ale sprawdź to najlepiej po prostu, dla świętego spokoju.

      Usuń
    2. @gif: Ten drugi, w sensie Sherlock, bo kojarzę facjatę gościa, ale jakoś nigdy nie oglądałam.
      @Haha: Aha, tak w pierwszej chwili trochę mnie to zdziwiło ;).
      @pani Malums: Aaa, ok. W sumie byłoby prościej – czasami lubię utrudniać sobie życie z bliżej nieokreślonych powodów… xD
      @Dorea: Możliwe, że nie dotarłam, możliwe, że zapomniałam – nie wiem. Tak czy siak wtedy ten podeszły wiek nie pasował do Dorei (teraz wiadomo dlaczego, noale…).
      @koneksje: Dobra, coś z tym zrobię, jakoś ogarnę i może będzie przejrzyściej. Przynajmniej się postaram.
      @Walburga-Dorea: Wiem o różnicy wieku. Chodzi mi również czas przed i krótko po Hogwarcie (gdy Blackowie mogli mieć nadzieję, że Charlus się zmieni pod wpływem Dorei). Dorea była dla Walburgi wzorcem, dobrze się dogadywały, a później przyszedł ten zły Potter i popsuł Doreę.
      @willa: Jasna sprawa ;).

      Usuń
  6. Polluks w wieku 13 lat został ojcem i to dopiero było złe. Serio chcesz mi wyrzucać ślub? xD
    Nah, to nie był ciekawy materiał – taki standard, nie lubię opisywać standardów.
    Widziałam, że na temat kolorów idzie ostra dyskusja. Że tak powiem: jestem człowiekiem, który zna jedynie podstawową paletę barw, także ten… nie rozumiem. Szata miała być jednokolorowa. To dobry ten kolor? A burgund wydawał mi się wypaśniejszy i przez to lepiej pasował do rodzinki Corviego.
    Pani Black dostanie jeden popisowy numer – jeżeli ma być wściekła, niech ma do tego dobry powód :D.
    Czemu nie wzięli ze sobą Remusa? Hm, nie pamiętam – muszę sprawdzić… A, chodziło o to, że Remus nie chciał się wpraszać, co zrobił James (a Remus wiedział, że Potter to zrobi). Remus ceni każdą chwilę spędzoną z matką i wychodzi z założenia, że inni tez tak mają. Pomimo tego, co opowiada Syriusz :P.
    Opisior stroju Jamesa miał pokazać trochę z jego sposobu bycia, charakterku i tolerancji mugoli. Pewnie łopatologia.
    Miranda to bardzo bezpośrednia kobieta, a w dodatku o przyjaciołach Petera opowiada bzdury. Sama jest mugolką i na co dzień nie jest jej potrzebna czarodziejska waluta, a poza tym nie ma ochoty zacząć jej używać – uparła się, bywa.
    Peter nie boi się widoku krwi, a w autobusie byli dorośli czarodzieje, którzy mogli zaradzić wszelkim prostym ranom. Śmiem twierdzić, że magia mogła wiele zarazić na ten rozcięty łuk brwiowy – wydaje mi się, że blizny zostają po klątwach i większych ranach, do których zaleczenia trzeba użyć bardziej skomplikowanych zaklęć.
    Ministerstwo kijowo monitoruje młodych czarodziei. Pamiętasz, co wyprawiali Fred i George w piątym tomie i co było powiedziane na temat zaufania ministerstwa do rodziców?
    Zostało kilka kropel, bo Scott (ówczesny konduktor Błędnego Rycerza) zaklęciem wyczyścił pozostałości. Cóż, nie udało mu się zrobić tego idealnie, bo wiadomo, jak porusza się BR xD.
    Teleportacja podczas porodu? Nie widzi mi się to. Mogła rodzić w mugolskim szpitalu, bo był najbliżej, a Dorea obawiała się porodu, Charlus spanikował i tak wyszło.
    Co podpieranie ścian ma do nonszalanckości?
    Właśnie dlatego, że samochody były stosunkowo mało powszechnym środkiem transportu wśród ludzi biednych (do których należeli Lupinowie) oraz przez to, z czym kojarzy się Remusowi samochód, (o tym było później) Remus w ten sposób mówi o samochodach. Chodzi o ogromną niechęć, tyle.
    Dobra, przyznaję, że na początku nie sprawdzałam dat i ten pierwszy wyszedł mi co najmniej naciąganie.
    „Lily wyciągnęła dłoń, żeby pomóc dziewczynie podnieść się z kostki” – Miałam na myśli kostkę brukową, co jest chyba oczywiste.
    Pettigrew powinno być odmieniane. Żem spartoliła i tyle. Zapis Proroka też. Tak, wiem, jestem strasznym leniem, ale to ogarnę – tak hurtowo.
    Nie ma żadnej miłości do Evans, nikt się w nikim nie kocha. Chodziło o odpuszczenie trollowania Lilki ciągle tym samym pytaniem…
    Vera jest eee… trudno to określić. Znaczy jej rodzice są mugolakami i cała ich rodzina to mugole.
    „Musisz mi uwierzyć, że tłumię chichot, czytając opis tego, jak podróbka Hagrida usilnie próbuje wstać na równe nogi.” – Wierzę xD, sama się brechtałam, kiedy to pisałam.
    Lily jechała z Severusem, rozdzielili się na czas uczty.
    Alex nie jest kandydatką na miłość Remusa. (Przykro mi, że zauważyłaś tylko powierzchowne fakty, a nic z tego, co aż krzyczało z jej zachowania)
    Małe dzieci mają to do siebie, że nie ogarniają zagrożenia. Przyszło coś dużego i włochatego. Miś? Warczy. Nie miś! I w płacz. A że rozchrzanił drzwi? Myślał, że znów coś upadło, czy co tam myślą dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Polluks: Wiesz, że nawet miałam o tym wzmiankę w ocenie? Ale zakładam, że Rowling po prostu się walnęła, poza tym Polluks urodził się na początku wieku, można to zrzucić na karb tego, że kiedyś było inaczej. Ponadto, ostatecznie czepiłam się tej nocy poślubnej, a nie samego ślubu.
      @burgund: Jeśli miała być jednokolorowa, proponuje zostać po prostu przy „burgundzie”, a nie robić z niego już „burgundowoczarnego”, bo taki kolor nie bardzo ma rację bytu.
      @stój Jamesa: Myślę, że poszłaś tym odrobinę za daleko. Nie wiem, czy ktoś wyciągnąłby z tej linijki tak daleko idące wnioski.
      @Miranda: Można być bezpośrednim, ale serio? Z własnemu synowi takie rzeczy opowiadać?
      @poród: Przecież od rozpoczęcia akcji porodowej do momentu przyjścia na świat często mijają długie godziny. To naprawdę nie dzieję się tak jak w filmach. Dlatego nie widzę żadnego problemu w tym, żeby się teleportować. Przecież Dorea nie musiała tego robić sama, mogli użyć z Charlusem teleportacji łącznej, jeśli Dorea nie czuła się na siłach. Dlatego ten mugolski szpital po prostu do mnie nie przemawia.
      @podpieranie ścian: Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby zdenerwowany Peter mógł się tak zachować w obecności Walburgi, która go przecież przerażała. Jak idziesz pierwszy raz w gości do obcych ludzi to też się opierasz o ścianę, kiedy się z nimi witasz?
      @kostka: Jak widzisz, nie jest, szczególnie że peronów raczej się nie brukuje.
      @Vera: I nagle cała trójka dzieci idzie do Hogwartu? Wydaje mi się lekko naciągane, ale niech będzie…
      @Alex: Co mi tam miało krzyczeć, jak laska dostała raptem dwie sceny w tych ponad dwudziestu rozdziałach?
      @małe dzieci: Czyli Remus jest na tyle mały, żeby nie ogarniać zagrożenia, ale na tyle duży, by takie ugryzienie nie zrobiło mu krzywdy? Nie kupuje tego. Jeśli miał kilka lat w chwili zajścia, to takie dzieci już raczej ogarniają, że jak coś wpada w ten sposób do domu, to należy wszcząć alarm.

      Usuń
    2. @poród: Tyle że teleportacja jest trudna sama w sobie i potrzeba do niej skupienia (skup się, jak rodzisz), bo można się rozszczepić i wielu dorosłych czarodziejów nadal woli metody zastępcze, typu świstoklik, sieć Fiuu lub miotła.

      Usuń
    3. @Polluks: Właśnie o to chodzi – w kanonie zdarzają się rzeczy, które są dziwne. Niby można powiedzieć, że Polluks urodził się dość dawno temu, ale ostatecznie dla czarodziejów nie minęło aż tak znów dużo czasu i nie sądzę, żeby obyczaje im się zmieniły ot tak. No dzieci nie biorą się znikąd :D. Tak czy siak: nie twierdzę, że noc była albo że jej nie było – co robili lub nie pozostanie tajemnicą, bo nie zamierzam w to wnikać (znaczy tak teraz pomyślałam, że mogłabym tego jeszcze użyć, ale pewnie zapomnę albo nie będę miała jak…).
      @burgund: Ok., zmienię.
      @strój Jamesa: Chlip, chlip – znowu. Kiedyś już Deg pytała mnie o coś i, gdy wyjaśniłam jej, co miałam na myśli, stwierdziła, że na to by nie wpadła. No nic, jakoś to ogarnę (wtedy miałam fazę na opisywanie, więc też możliwe, że się zapędziłam).
      @Miranda: Nom, znam ludzi, którzy mają lepsze opowieści!
      @poród: Oboje byli przejęci, zupełnie nieskoncentrowani (nagle rodzi się to długo wyczekiwane dziecko, ale co robić?!), więc zwyczajnie nie mieli odwagi się teleportować. Charlus wpadł na pomysł, Dorea przystała (bo boli, mówili, że pierworódki dłużej, ale co jeżeli się mylili? Ona już nie taka młoda, może coś pójdzie nie tak?).
      @podpieranie ścian: Peter chciał się schować i uznał, że tuż koło wyjścia przy ścianie nieco za Jamesem będzie dobra kryjówka. Wiesz, ja to nie Peter, a ludzie zachowują się różnie.
      @kostka: Ostatnio chodzę głównie po tych brukowanych… Dobra, porównam to sobie z King’s Cross, będzie prościej.
      @Alex: Pierwsza scenka, chlip, chlip.
      @małe dzieci: Jak ja nie lubię małych dzieci! Idę się doedukować.

      Usuń
    4. @Polluks: Mówisz: „nie twierdzę, że noc była albo że jej nie było”, a w rozdziale masz zdanie: „Ale po weselu czekała ją jeszcze noc poślubna”. trolololo.
      @poród: Nawet jeśli się uprzeć, że i Charlus był tak zdekoncentrowany, że nie mógł się teleportować z żoną, to zawsze zostaje jeszcze sieć Fiuu albo świstoklik (no i miotły, ale akurat wątpię, aby rodząca kobieta się na to zdecydowała).
      @małe dzieci: Remus w chwili ugryzienia miał pięć lat, więc powinien już ogarniać co się wkoło dzieje.

      Usuń
  7. Nie chodziło mi tyle o szyję co o bark. A dziecko małe było, trza gryźć jakieś większe miejsce! xD Tata był na posterunku, żeby ratować grzdyla, a później co szybciej zawieźć do Munga (po tym, jak skończył się wściekać na wilkołaka). Ambrozja też nie stała i nie patrzyła, jak jej się dziecko wykrwawia.
    Arsene Lupin to Easter Egg, nie miał być rozsądny.
    Eee, tłumaczenie, dlaczego Kettleburn nie odpowiedział na pytanie o tegoroczny plan zajęć ONMS, jest dla mnie niezręczne. Uważam, że pewne rzeczy czytelnik powinien wynieść z tekstu i to jest jedna z nich. Akapit przed tym pytaniem jest odpowiedzią, nie dosłowną oczywiście.
    Malowanie korytarzy Hogwartu to trochę mój trolling. Kiedyś w ocence na Szlafroku oceniająca żartowała z opisywaniem korytarzy, więc tak dla jaj sobie je opisałam – to takie urocze pamiętać takie bzdury…
    Nigdy nie wstałaś pięć minut przed zajęciami, więc nie zrozumiesz xD. No co mam powiedzieć? Ta scenka miała być przerysowana.
    Kiedy wpisałam w PWN „strzyc oczami”, wyskoczył mi przykład… Pamiętam to z jakiejś książki, słowo!
    Łódki to główna oś fabularna, która pociągnie jeszcze trzecią i czwartą część! Łódki to moja największa wpadka i największy spisek.
    Tak, Najgorszy koszmar Jamesa wypada właśnie po rozdziale 11 ;).
    Pełnia trwa trzy dni.
    Megiera! Prawie poplątałabym nauczycieli w nowej części, dzięki! A miałam już taki ładny plan…
    James ćwiczył z tą piłeczką, żeby móc szpanować łapaniem znicza – taki jest podstępny!
    Nie wiem, co mi odjechało z tym ósmym… A nie, wiem: pomyliłam roczniki, idę się wstydać do kącika.
    Nie poprawię imienia matki Lupina, już pisałam dlaczego :P.
    Kremowe to taaaki straszny alkohol! Na pewno zaraz zostaną od tego alkoholikami… bez przesady – są młodzi, chcą się wyszaleć.
    Widziałam różne sposoby przebierania, kiedy jeszcze miałam w-f. Da się tak przebrać, żeby nic nie zobaczyć, wierz mi. Poza tym Cannie, zbytnio się nie przyglądała.
    Jeżeli chodzi o Regulusa i jego relację z Syriuszem, twoje jedyne uwagi dotyczą tak naprawdę braku zaufania do mnie. Rozumiem, ale przecież nie będę cię tu przekonywać w komentarzu, że pójdę zgodnie z kanonem. Powiem tylko, że sprawy zmieniają się w już w następnej części.
    Wydaje mi się, że wyciągnięcie z Hagrida, że łódki nigdy wcześniej nie zatrzymały się na środku jeziora, nic by nie dało Huncwotom. Nic ciekawego przynajmniej. Poza tym dopiero co pogodzili się z Hagridem, nie chcieli od razu tak bezczelnie podpytywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @szyja: No wybacz, że się nie zorientowałam, że chodziło ci o bark, skoro napisałaś szyja. -.-
      @Arsene Lupin: wydało mi się to po prostu dziwne, żeby po takiej osobie nazywać dziecko. Ale spoko, mam znajomego Alexa, który dostał imię po głównym bohaterze Mechanicznej pomarańczy, więc mało co mnie dziwi w tym temacie, po prostu skomentowałam nietypowy wybór imienia.
      @malowanie korytarzy: Co nie zmienia faktu: jak można malować korytarze w Hogwarcie? Może na różowo jeszcze, co? A wiesz, ja nie siedzę w Twojej głowie, żeby się domyślić, że to tak dla żartów.
      @spóźnienie: Nie wiem skąd wyciągasz takie wnioski, że nigdy nie wstałam na pięć minut przed zajęciami. I wyobraź sobie, że wpadłam na to, że to tak celowo miało być, ale po prostu nie kupuje tego komicznego przerysowania. Wydaje mi się po prostu bardzo na siłę.
      @pełnia: Tak, trzy dni. W tym przypadku: 31.08, 1.09 i 2.09. Czyli skoro 2.09 był przedwczoraj, to dziś mamy 4.09, czyli środę. Ale skoro pełnia rzeczywiście trwała trzy dni, to wytłumacz mi, w jaki sposób Remus dostał się w ogóle do Hogwartu tamtego roku? Bo na moje oko, to nie powinien jechać razem ze wszystkimi.
      @kremowe piwo: Pisałam przecież, że nie chodzi mi o zawartość alkoholu! Tylko o sam rytuał picia codziennie butelki „piwa”, wiesz, to wyrabia pewne zachowania. Wyobrażasz sobie czternastolatków, którzy codziennie wypijają po butelce takiego Karmi przed snem? Nie sądzisz, że to niezbyt dobrze wygląda?

      Usuń
    2. @piwo: Karmi ma 0,5% alkoholu, więc tyle co nic. ;) (Tylko Karmi Black ma 4%).

      Usuń
    3. "Wczorajszej nocy tradycyjnie wypili na dobranoc po butelce kremowego – no nie wierzę! Czternastoletni alkoholicy." - ale, czekaj, to tak w ocence było na poważnie? o-o Kuźde, przecież kremowe sprzedawano l e g a l n i e tym czternastolatkom w Hogsmeade, dyrekcja też nie miała nic przeciwko, a i z kanonu doskonale wiemy, że tylko skrzaty mogły się kremowym upić. O co cho? Zresztą mam wrażenie, że rozchodzi ci się o to, jaki przykład jest tutaj stawiany, ale przecież autor nie ma żadnego obowiązku wyznaczać dobrego przykładu poprzez swoje nieletnie postaci i ich zachowania czy nawyki, a tym bardziej nie powinien się martwić, czy coś w tym sensie "dobrze wygląda". Ot, masz młodych czternastolatów, piją po butelce kremowego przed snem, żeby wyglądać na hardych i #czegotooninierobili, taka kreacja postaci - o co się rozchodzi?

      Usuń
    4. @szyja: Wiem, jestem debilem.
      @malowanie korytarzy: Wiem, że nie siedzisz w mojej głowie. No strzeliła mnie głópawka, bywa. Wyrzucę, chociaż to takie miłe wspomnienie ;).
      @spóźnienie: Żart, nie wniosek. Hmmm… rozważę.
      @pełnia: W wilkołaka zamienia się tylko w nocy i to najwyraźniej, gdy chmury nie zasłaniają księżyca, a poza tym mówiłam ci, że spartaczyłam ten pierwszy września z ogarnięciem…
      @kremowe piwo: Ale przecież mi nie chodzi o promowanie jakichkolwiek zachowań! A Huncom znów chodzi dokładnie o to, żeby uważać ich za chojraków. No i, cóż, ogólnie oni mało zastanawiają się nad tym, czy przez to, co robią, mogą wpaść w jakieś nałogi.

      Usuń
  8. Matka Petera to mugolka – nie zgodziłaby się na trzymanie w domu ropuch czy tym bardziej sów. Mam wrażenie, że w ogóle nie docierają do ciebie charaktery postaci.
    Przy Nocy Duchów faktycznie motałam się z datami, więc… cóż, tak wyjszło, poprawię.
    Skąd tylu Francuzów? Bo pewna rodzina się przeniosła, co można wywnioskować z wypowiedzi Corviego (nie pamiętam, czy mówi o tym wprost).
    „Poza tym Regulus był jedyną osobą w domu, z jaką utrzymywał najszczersze relacje. No, może poza babcią, pomyślał – a Alfard? A Andromeda? Skąd Ci się natomiast wzięła tu babcia?” – Wszyscy wymienieni przez ciebie nie mieszkają przy Grimmauld Place. Nieustannie wytykasz mi kanon i rzeczy, o których nie wiedziałam, a nie pomyślałaś, że skoro Arkturus umiera w 1991, to może i jego żona również? Dlatego tak, Syriusz mieszka z dziadkami, których po prostu nie było w domu, gdy wparowali James i Peter.
    Nie wiem, skąd mi się wzięła ta teleportacja przy Ambrozji (pewnie chodziło mi o świstoklik, ale to dalej bez sensu).
    „szczytnym pomyśle przerobienia Snape’a w loda waniliowego – czemu akurat waniliowego?” – A czemu nie? Nie bardzo rozumiem, co jest w tym złego. Ludzie mają różne skojarzenia.
    „Corvi podleciał w tamtym kierunku, pomagając Rayowi Malumsowi z powrotem wgramolić się na trybuny. (…) // ‒ Dobrze, że Luis go złapał – dodał Remus, przypatrując się, jak blondyn krzyczał na Malumsa – to Corvi czy Luis?” – Widziałam, że ktoś wyjaśnił, o co biegało, więc nie będę się powtarzać.
    Nie opisuję wszystkich meczów – chyba bym osiwiała, gdybym to robiła, weź ty się zlituj.
    Kilka słów o krótkich wtręcie o hipisach, z którego zrobiłaś mi wielką przemowę. Tak, Remus był dzieckiem, gdy widział te demonstracje i nie, nie dokładnie w tym samym czasie widział, jak ludzie kują w żyłę. Po prostu skojarzył jedno z drugim, bo działo się w krótkim odstępie czasu. Po co są hipisi w opku potterowskim? Żeby pokazać opóźnienie, z jakim mugolskie trendy (o ile w ogóle) przenikają z Hogwartu oraz trochę zwykłego świata.
    „I w ogóle gdzie uciekli James i Syriusz, skoro najwyraźniej nadal trwają zajęcia?” – Mam dziwne wrażenie, że chodzi o różny rozkład zajęć. Od trzeciego roku uczniowie wybierali dodatkowe przedmioty i przez to ich plany nie były jednakowe.
    „A Potter jest na jakiejś diecie wysokocukrowej, czy jak? Przecież jako sportowiec powinien się trochę rozsądniej odżywiać, nie sądzisz?” – O matko, wybacz, ale buchnęłam śmiechem. Przecież James nie jest zawodowcem, ale bardzo lubi wcinać od czasu do czasu coś słodkiego (tak, bodajże Cannie wtedy hiperbolizowała).
    „co wspólnego ma ratowanie świata z chęcią pomocy kuzynce, z której koledzy się śmieją?” – Zaczyna się od małych rzeczy, bohater wyolbrzymia, nic nowego.
    Imiona często nawiązują do postaci, czasami są Ester Eggami, a czasami można nawet rozkminić, jaka przyszłość czeka danego bohatera. Tak, mam z tym dużo zabawy i nie wyrzeknę się jej xD. Ale hej, u mnie też plączą się osoby ze zwykłymi imionami!
    Zastanawiam się już od jakiego czasu nad spisem postaci (jakkolwiek zawsze podchodziłam do tego niechętnie) właśnie ze względu na ich liczbę. Problem jest taki, że co jakiś czas wpadają do mnie nowi czytelnicy, a nie chciałabym narobić im spojlerów, których pewnie się nie ustrzegę. Chyba zapytam czytelników, czy chcą taką ściągawkę (kiedyś nie chcieli, ale to było daaawno temu).
    „gdyby tylko powiedział Syriusz zamiast Psia Gwiazda… Mogłoby być bardzo ciekawie.” – Miałam to wprowadzić w drugiej części, zapomniałam. Może jeszcze kiedyś się uda…
    Odnoście sprawdzania różdżek kluczowe znaczenie ma charakter postaci. Dumbledore miał swoje powody, żeby nie robić tego od razu. Atropos ogólnie jest dość mało przebojowa i stąd jej zwłoka – liczyła, że znajdzie jakiś dowód, zamiast uciekać się do ostateczności.
    Scena cienka, intryga cienka, ale nikt nie przejrzał :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @zwierzęta: Dla swojego ukochanego Petera? Myślę, że by się zgodziła, szczególnie że tak de facto zwierzątko mieszkałoby u niej co najwyżej kilka miesięcy i to w pokoju Petera. Poza tym, przecież dużo lubi trzyma ptaszki, sowa jest po prostu trochę większa. Po prostu uznałam, że ważniejszym aspektem jest uczucie, jakim darzy pasierba, niż to, że jest mugolką.
      @Francuzi: To też napisałam, że Corvusa jeszcze rozumiem, ale pojawia sie tam jeszcze kilka innych osób tej narodowości, jeśli czegoś nie poplątałam.
      @babcia: Czy Ty w ogóle przeczytałaś to, co było w dalszej części tego komentarza? Po prostu nigdzie nie napisałaś, że Syriusz mieszka również z dziadkami, stąd moja konsternacja. A wybacz, naprawdę nie siedzę Ci w głowie, więc nie mogłam się tego domyślić.
      @mecze: Borze zielony, broń! Nigdzie nie napisałam, że musisz opisywać wszystkie mecze, tylko się zastanawiałam w tamtym miejscu, czemu po tych dwóch listopadowych dalej nic się nie odbyło (bo skoro James jest tak bardzo zaangażowany w sprawę, to wspomnieć, że gdzieś tam po drodze był mecz by wypadało) i nie wiedziałam, czy zapomniałaś wspomnieć, czy niekoniecznie dobrze rozplanowałaś kolejność. Z tamtym akapitem ściśle powiązany jest ten tuż nad gifem. Ale o tym już było i pewnie jeszcze będzie, więc przejdę dalej.
      @hippisi: Osobiście uważam, że Ci hippisi i tak są nie na miejscu. Miałam takie duże waaaat? kiedy to zobaczyłam. Bo hippisi przecież są ściśle związani z pewnymi ruchami w świecie mugoli, dlatego nie kupuje tego, że to się tak po prostu przeniosło do świata czarodziejów.
      @James i Syriusz: Nope, byli na tych samych zajęciach (OPCM).
      @dieta Jamesa: Naprawdę, ilość rzeczy, których każesz się domyślać jest zatrważająca. Skoro dajesz taką scenę i podbijasz ją jeszcze tekstem Cannie, to wybacz, że nie wpadłam to, żeby się domyślić, że akurat w tym miejscu Cannie wyolbrzymia. Chyba że oczekujesz, że czytelnik w każdym miejscu będzie zakładał, że bohaterowie kłamią, a narrator jest stronniczy, więc też wcale nie musi mówić prawdy? Koszmarnie komplikuje to odbiór opowiadania, jeśli w żadnym momencie nie masz pewności, czy to się dzieje naprawdę.
      @imiona: Tak, ale tych z normalnymi imionami (poza kanonicznymi) to w porównaniu z tymi z dziwacznymi jest to prostu jakiś bardzo mały odsetek.
      @spis postaci: Możesz go zrobić na przykład w formie zwijanej listy w Java Script i zrobić spis osób do każdej części osobno. Albo podzielić jakoś inaczej, bardziej szczegółowo (np. nauczyciele – klasa któraśtam, rodzice, uczniów domami albo rocznikami… W zasadzie to zależy tylko od Ciebie).
      @sprawdzanie różdżek: O ile jeszcze rozumiem Atropos, to Dumbledore’a już zupełnie nie kupuje. Przecież w Hogwarcie była jakaś rada nadzorcza czy coś w tym stylu i myślę, że oni mogliby zwolnić Atropos, nawet gdyby Dumbledore był przeciw. Poza tym, czy potrafisz sobie wyobrazić zachowanie rodziców, którzy nagle dowiadują się od dzieci, że nauczycielka zaatakowała jedno z nich (dzieci wyolbrzymiają, weź to również pod uwagę, więc w ich opowieściach pewnie Verze stałyby się o wiele gorsze rzeczy niż w rzeczywistości), to co zrobiliby dyrektorowi, który najwyraźniej wcale się tym nie przejął, a nawet nie chciało mu się sprawdzić jej różdżki, żeby potwierdzić to, że jest niewinna? Nie, to po prostu nie mogło się tak skończyć. Albus wcale nie jest jakimś panem i władcą – przecież w drugim tomie rada nadzorcza zdołała go nawet odwołać, więc też ma jakąś tam władzę. A jeśli rodzice rozbijaliby się o dyrektora, to zapewne skierowaliby listy właśnie do rady, żeby wymusiła pewne ruchy na Albusie.
      @tak jeszcze o Verze: Masz w ogóle świadomość, ile ona musiała leżeć w tej łazience zanim ktoś ją znalazł? Chyba że łaziła po korytarzach po ciszy nocnej (Astronomia zaczynała się o północy).

      Usuń
    2. @zwierzęta: Yup, dużo ludzi trzyma ptaszki, ale sowa nie jest po prostu większa. To ptak drapieżny, zupełnie inny niż papużki czy kanareczki.

      Usuń
    3. Ej, A., bo ja nie pamiętam, czy w tekście coś takiego było - czy oni nie mieszkają czasem w mugolskiej dzielnicy, cuś takiego? (No skoro mamka jest mugolką...)

      Usuń
    4. @zwierzęta: Miranda kocha Petera, ale – niestety – należy do osób, które bardzo przejmują się tym, co mówią ludzie. A i Peter nigdy specjalnie nie nalegał, bo jest skryty w sobie, a matka trochę go onieśmiela.
      @Francuzi: Dorada i Ciriana noszą to samo nazwisko i są kuzynkami Corviego. A oprócz tego de Portzampare mają typowo francuskie nazwisko, no ale oni akurat obecnie nie mają zbyt wiele wspólnego z Francją.
      @babcia: Tak, przeczytałam. Mam wrażenie, że się zirytowałaś… albo jesteś na mnie zła. Mogę gdzieś wtrącić, że dziadkowie mieszkają z Syriuszem, żeby nie było (wydawało mi się, że wtedy nie ma to znaczenia, ot wszystko).
      @mecze: Uff. James jest zagarażowany (albo próbuje być, ale ja nie jestem i mu to utrudniam).
      @hippisi: Nie przeniosła się idea, uczniowie próbowali ich naśladować (dość nieudolnie), bo wpadli na pomysł, że to może być fajne. Ech, zaczynam wątpić w ten fragment.
      @James i Syriusz: Hm, ponieważ OPCM był wtedy z Atropos, a jej łatwo wcisnąć kit… Ale jeszcze to sobie sprawdzę.
      @dieta Jamesa: Zasadniczo nie wiem, jak ktoś mógł wpaść na pomysł, że jakikolwiek uczeń dla quidditcha poszedłby na dietę. Zwłaszcza, że dieta w tym wieku nie jest niczym zdrowym. A uwaga Cannie – skoro nigdy nie pojawia się potwierdzenie, że James faktycznie tylko cukierkami żyje – chyba zwyczajnie musi być żartem (tak, wiem suchar jak stąd do Australii).
      @imiona: Zazwyczaj wymyślane imiona mają postaci, których rodziny od wielu lat są czarodziejskie (czy jak to nazwać). Często w przypadku czystokrwistych, ale czasami wtedy, gdy jakaś rodzina chce uchodzić za czystokrwistą, chociaż kiedyś tam ktoś poślubił mugola.
      @spis postaci: Moje wątpliwości nie dotyczą formy a zawartości. Z jednej strony dla kogoś, kto będzie chciał sobie przypomnieć coś o jakiejś postaci, lepiej będzie, gdy informacji będzie więcej. Ale z drugiej nowy czytelnik natknie się na spojlery i się wkurzy (ja bym się wkurzyła).
      @sprawdzanie różdżek: Wiem, rozumiem i, co więcej, zgadzam się. Zgadzam się, bo zdaję sobie sprawę, jak to wygląda przy takiej ilości informacji. To głównie Gryfoni uparli się uznać Atropos za winną, choć tak naprawdę nie mieli dowodów, a później ona sama zrezygnowała (choć większość uznała, że została zwolniona i taka informacja poszła wśród uczniów pocztą pantoflową). Nie twierdzę, że Dumbledore to jakiś dyktator, a że długo grał na czas.
      @tak jeszcze o Verze: Mam świadomość, a Vera ma traumę.
      @Deg: Tak, Lupinowie mieszkają w mugolskiej dzielnicy. Było o tym ;).

      Usuń
    5. Hyhy, Ambrozja musiałaby być rąbnięta, żeby trzymać sowę, żyjąc w mugolskiej dzielnicy. Mugole nie podejrzewaliby niczego xd.

      Usuń
    6. Nevermind, chyba wyłączyło mi się czytanie ze zrozumieniem dziś, a później będzie tylko gorzej. Nie udzielam się już, skleroza skreśla mnie z miejsca :D.

      Usuń
    7. @hippisi: Jeszcze jakby to miało jakieś przełożenie, na późniejsze rozdziały, ale o ile dobrze pamiętam, później już do tego nie wracałaś. Nie wiem, jak jest w kolejnej części, ale mnie się wydaje zupełnie zbędny ten fragment i osobiście prędko bym się go pozbyła.
      @spis postaci: to też mówię, że możesz robić taką listę chowaną na przykład. W nagłówku możesz wtedy zapisać samo imię i nazwisko i ewentualnie podstawowe fakty, które nie są spoilerami, a jak ktoś będzie chciał więcej, to sobie kliknie i rozwinie albo stworzyć listy pod względem kolejności pojawiania, żeby np. ktoś kto czyta pierwszą część, nie miał spoilerów z drugiej, czy coś.

      Usuń
    8. @spis postaci: Aaaa, o takie coś chodziło. W sumie to faktycznie dobre rozwiązanie. Muszę się nauczyć robić takie coś ;). Dzięki.

      Usuń
  9. O, mogę powiedzieć, dlaczego Dumbledore zatrudnił Letę. Leta to uzdolniona czarownica, która dużo wie, tylko ma problem z opanowaniem nerwów, a przez to z przekazaniem wiedzy. Gdyby miała więcej czasu, a atmosfera jej pobytu w Hogwarcie była inna, pewnie by sobie poradziła.
    Co Imperius ma do badania różdżki?
    Tak, Berta jest starsza, a – ponieważ ciągle wszystkich zanudza swoimi bzdurnymi opowieściami – wszyscy mają na nią kompletnie wylane. Co ci poradzę, że niektórzy zachowują się jak dzieci nawet w wieku dwudziestu lat?
    Taak, ten hiper krótki mecz to moja spora wtopa, ale w ostateczności zdarzały się i takie. Na co Huncom niewidka, skoro byli rozdzieleni? Mieli ją pociąć? Bagno to oczywiście nawiązanie do HP. Nie, nie liczyłam, że ktokolwiek uwierzy w to, że nauczycielka nauczycielce podkłada łajnobomby – nigdy nie mówię, że plany Huncwotów są mądre :D.
    Ej, dobra, nie bardzo jestem w stanie odpowiedzieć na wiele zadawanych przez ciebie pytań. Nie, nie dlatego, że nie wiem. Po prostu nie dochodzisz do pewnym wniosków, chociaż stawiasz właściwe pytania. Ogólnie jakby zapominasz o tym, jak pewne postaci myślały o innych. Huncwoci nie doceniali Seva i dlatego nie brali go pod uwagę – dla nich był tylko frajerem.
    Vera nie wie, bo nic nie widziała. Nawet nie mogła, o czym przecież wiesz, no! Dlaczego w tym akapicie sugeruje się, że to wina Atropos? Bo takie ploty chodzą po szkole – tylko dlatego.
    Mój narrator to narrator wredny, nie mówiący wszystkiego, bo mamy POVy. Nie, nie jest wszystkowiedzący, a przykład o Dumbledorze to raczej powszechna opinia wielu osób.
    Czytelnicy w znaczącej większości (jeżeli nie wszyscy) uwierzyli, że to nie Leta stała za tym, co spotkało Verę. Czemu zakładasz, że czytelnik nie potrafiłby się tego domyślić? Ostatnie rozdziały (tak jak niemal wszystkie napisane z punktu widzenia) są piekielnie stronnicze i nie wolno im ufać, tak jak nie zawsze warto ufać moim bohaterom, bo często przekłamują.
    Różdżka jest dla czarodzieja najintymniejszym przedmiotem, to przedłużenie ręki i dlatego tak niechętnie ktokolwiek oddałby swoją różdżkę na takie badanie. Dumbledore nie poprosiło o to, bo wiedział, jakie nastroje zapanują wśród nauczycieli (Voldzio mu machał zza krzaka i wolał solidarność). Ostatecznie Leta sama pozwoliła sprawdzić swoją różdżkę, bo zwyczajnie chciała pokazać, jak bardzo cała kadra myliła się co do niej (a jednocześnie Leta nie chciała mieć z Hogwartem już nic wspólnego). Zaklęcie, przez które zatrzymałyby się różdżki było cokolwiek charakterystyczne.
    Ja wiedziałam, jak sprawa wygląda z Letą, Dumbel też był tego praktycznie pewien (miał inne podejrzenia, bo i posiadał źródło ciekawych informacji – nie powiem więcej!). Leta Atropos nie była zagrożeniem dla uczniów, bo to nie ona sabotowała łodzie i nie ona zaatakowała Verę, co powinno być oczywiste.
    Remus nie zawsze jest taki sprawiedliwy i rozsądny – robi to, kiedy jest mu wygodnie. Przecież widziałaś, co robił, kiedy James i Syriusz zaczynali dręczyć Snape’a.
    „Ten rozdział w zasadzie nie powinien mieć miejsca, ponieważ nauczyciele opuszczają Hogwart na wakacje” – Ten rozdział ma miejsce krótko po uczcie pożegnalnej. Po prostu przed powrotem do domu, nauczyciele chcieli sobie odpocząć dzień. I zauważ, że też nie wszyscy nauczyciele zostali.
    …Nott nie jest sprawcą; nie miałabym przy nim zabawy, bo pojawił się praktycznie na końcu. Śmierciożercą tym bardziej nie jest :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Imperius: Gdybyś naprawdę chciała kogoś wkopać, to raczej nie użyłabyś kilku zaklęć i usiłowała tak poprowadzić dowody, by prowadziły to tego kogoś, kogo chcesz wrobić, tylko użyłabyś Imperiusa i kazała tej osobie to zrobić – wtedy jej właśnie różdżka jest dowodem, że jest sprawcą, do tego naprawdę znajdowała się na miejscu zbrodni, a gdyby to dobrze rozegrać, mogłaby nawet zostać przyłapana na gorącym uczynku. Tyle wygrać! A Imperius jest niewykrywalny. Chyba że dopadliby i Ciebie i sprawdzili Twoją różdżkę.
      @Berta: Momentami mam wrażenie, że nie do końca czytasz co napisałam. Bo to tam przecież jest, do cholery!
      @niewidka: Wiesz, Jamesowi i Remusowi przydałaby się bardziej. Poza tym, co? Skoro nie mogą się wszyscy pod nią zmieścić, to lepiej nie używać jej wcale?
      @Vera: Co nie zmienia faktu, że tamten akapit został tak napisany, jakby dobrze wiedziała, kto to zrobił. I nie, to wcale nie jest oczywiste, że nie widziała. Mogła przecież zauważyć napastnika w lustrze, a nigdzie nie jest napisane, że została zaatakowana z tyłu.
      @narrator: To może powinnaś gdzieś zaznaczyć, że w Twoim opowiadaniu nie można ufać nikomu i niczemu. No bo naprawdę, po raz kolejny, nie siedzę w Twojej głowie, nie wiem, który moment jest na serio, a który nie!
      @sprawdzanie różdżek: Charakterystyczne zaklęcie czy nie – dopóki go nie znajdziesz nie wiesz czy jeszcze jest przed tobą, czy po prostu nie zostało użyte (dylemat prawie jak Kot Schrödingera). Dlatego właśnie różdżki powinno się sprawdzać jak najszybciej – to jest jak ze świadkami, im szybciej, tym masz największą pewność, że się nie mylą.
      @Atropos: Naprawdę świetnie, ze Ty widziałaś. Gdybyś i ty nie wiedziała, to byłoby naprawdę kiepsko. Też się domyślałam, że to nie ona, ale naprawdę, uczniowie szczególnie, jeśli taka ich liczba jest pewna o jej wina, mają tutaj naprawdę dobrą dźwignie (zasadniczo ich rodzice, nie sami uczniowie, ale o tym już pisałam wyżej). Tak więc sądzę, że niezależnie od tego, co uważasz Ty lub Dumbledore, jakieś kroki powinny zostać podjęte.

      Usuń
    2. @Imperius: Zawsze istnieje obawa, że ktoś przełamie się przez Imperiusa (czego można i należy oczekiwać po nauczycieli OPCM). Poza tym ty mówisz o zemście na zimno i jednej osobie, na której ktoś chciałby się wyżyć. Kiedy sprawca nie jest jasny, wokół narasta atmosfera podejrzeń i zaczyna się podejrzewać niewinnych, patrząc jak jakieś dzieciaki łapią się w sieć i jeszcze pomagają – o ile więcej jest zabawy, ale i okrucieństwa.
      @niewidka: Solidarność – jak pójdzie źle, wpadamy wszyscy.
      @Vera: Sama bym na to nie wpadła. Widzę, że sporo rzeczy, które dla mnie są oczywiste, dla ciebie niekoniecznie. Wspominam o tym, że rzucono na Verę zaklęcie, które przypominało oszałamiacz, a takiego zaklęcia nie rzuca się na końcu. Nie wiem, przejrzę to.
      @narrator: Pisałam pół-serio. Od razu hiperbolizujesz, że nikomu i niczemu… Huncwoci to żartownisie, więc chyba oczywistym jest, że często będą się zgrywać (stąd tekst Cannie i wiele innych).
      @sprawdzanie różdżek: Powinno, ale często wiele rzeczy nie dzieje się tak, jak powinno. No i tak, nie ma się pewności, ale niemal na pewno, gdy już się na nie trafi, zostanie zauważone.
      @Atropos: Na Verę napadnięto pod sam koniec roku szkolnego, a miesiąc na rozwiązanie sytuacji to chyba nie aż tak wiele. Mam wrażenie, że traktujesz zatrzymanie się łodzi i napad na Verę jakby to były równoznaczne czyny. Nie były.

      Usuń
    3. @Imperius: Nie jestem pewna, czy się zrozumiałyśmy. Miałam na myśli, że gdyby to rzeczywiście Atropos chciała zrzucić podejrzenia na Necho, to Atropos mogła potraktować Necho Imperiusem, żeby Necho zaatakowała Verę (dużo imion, wybacz, ale chciała, żeby było jasne).
      @niewidka: Czyli rozumiem, że na tej zasadzie, gdyby ktoś wpadł do gabinetu Atropos i złapałby tam Jamesa i Syriusza, to Peter i Syriusz też by się przyznali, chociaż ich tam nie było? A skoro byli w różnych pomieszczeniach, to nie było takiej siły, żeby złapali ich wszystkich naraz. I o ile dobrze pamiętam, James i Remus wchodzili do tego gabinetu pod peleryną, ale w środku zaraz ją zdjęli, co wydało mi się dziwne.
      @Vera: Jeżu, przecież nie miałam na myśli, że oszołomioną ją na końcu, tylko że zanim ją oszołomiono, mogła zauważyć napastnika.

      Usuń
    4. @Imperius: A to pomyślałam coś innego. Teraz jasne, co nie zmienia faktu, że Atropos nigdy nie miała być winowajcą.
      @niewidka: Zdjęli, bo wszyscy byli na meczu i ryzyko było znikome. I tak, pewnie by się przyznali.

      Usuń
  10. „Skąd się wziął ten cały Aiken, że tylko słyszał o Dumbledorze? I to jeszcze coś takiego?” – Raczej nie chcesz spojlerów, więc wspomnę tylko, że wszystko wyjaśnia się w drugiej części.
    „I w ogóle: sierpień w hrabstwie Osage czy zwykły przypadek?” – Przypadek.
    Bohaterów jest… *podgląda* 134 łącznie z drugą częścią i dodatkiem, ale możliwe, że zapomniałam o jakimś portrecie.
    Wybacz, że dwa lata temu nie włamałam się do domu Rowling, żeby wykraść informacje na temat wszystkich kanonicznych rodziców :(. (O ile wtedy je miała)
    Syriusz, James, Peter i Cannie zgadzają się w 100%. Przy Remusie zabrakło spojrzenia na wszystko przez pryzmat uczuć, wtedy wiele jego zachowań stałoby się jaśniejszych. Jeżeli chodzi o Petera, będzie postacią, która przejdzie największą metamorfozę i już w drugiej części wychodzi poza słodycze i słuchanie przyjaciół.
    O Corvim najwięcej było prawdopodobnie w rozdziale 2 i 16 ;). Corvus to jeden z moich niekanonicznych ulubieńców i strasznie żałuję, że tak rzadko pojawia się w drugiej części :(.
    Lilkę da się lubić, bo niektórzy czytelnicy ją lubią (jakkolwiek faktem jest, że ja jej nie lubię). Nie przeczę, że fakt, że Huncwoci nie lubią Lily bardzo ułatwia mi życie i przez to trudno się do niej przekonać. A miłości Lily do Jamesa albo na odwrót nie ma, żeś ostro nadinterpretowała :P.
    Sprawa z uczniami i mówieniem rodzicom jest całkiem prosta: część z nich (czystokrwiści i ci, którzy chcieliby, żeby traktowano ich jak czystokrwistych) dowiedziała się o tym i uznała za dobry żart (Verę traktowali jak mugolaczkę). Natomiast reszta rozbiła się o dyrektora.
    Leta uparła się podejrzewać Necho, bo zastępowała McGonagall, a nie miała kogo podejrzewać. Niby tłum, ale wszyscy byli w wielkiej sali (z wyjątkiem Hagrida, ale on ma jakąś namiastkę różdżki).
    Odnośnie Dumbla, wcale nie jest taki głupi na jakiego wygląda, ale nie będę ci spojlerować własnego opka!
    Jest taki opis, w którym Ladon przypomina smoka, a ogólnie gość budzi respekt wśród uczniów, wiec powiedziałabym, że raczej trochę groźny (dla kawałów :P) jest.
    Przerysowany wygląd Kettleburna pochodzi w znacznej części z kanonu :D.
    Walburga i Orion późno się pobrali – cała odpowiedź na pytanie. Orion jeszcze pokaże, skąd ten opis (a przynajmniej będzie się starał).
    Dorcas jest metamorfomagiem nie bez przyczyny, a sam gen (a może mutacja) raczej jest recesywna, dlatego ani Corvi ani Tari (brat Dorcas i Corviego) nie są metamorfomagami, ich rodzice też nie.
    Łódki jeszcze powrócą! Pewnie w trzeciej części, bo tak mi wychodzi z planu, no i pociągnął część czwartą. Łódki to mój najlepszy i najgorszy pomysł. A sama fabuła na pewno dojdzie do siódmego roku Huncwów i opuszczenia przez nich Hogwartu (co prawda robię trochę wybiegów, żeby pociągnąć też dorosłość, ale nie zdecydowałam, czy się na to porwę).
    Tempo akcji… taak, to był jeden z powodów, dla których chciałam rozbić opowiadanie na części do oceny. Na początku opka rozpisałam się, a później zdałam sobie sprawę, że legnę pod tym potworem, jeżeli się nie ograniczę.
    Dziękuję za ocenę. O pewnych rzeczach wiedziałam, o innych dopiero się dowiedziałam. Trochę zdziwiło mnie, że zazwyczaj dobrze myślisz, ale nie wyciągasz z tego wniosków (powinnaś rozgryźć intrygę, serio). Błędy poprawię, gdy trochę odsapnę, bo teraz tonę pod nawałem zajęć. Dużo zauważyłaś, przez co mi miło (bo trochę roboty z wplataniem bohaterów jest), czasami pośmiałam się z siebie – ogólnie ocena mi się przydała i zmusiła do zweryfikowania pewnych rzeczy.
    Mam więc rozumieć, że piszesz się na drugą część? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @portret: Nie wiem, do czego się to coś odnosi.
      @podejrzewanie Necho: własnie przez to na końcu zaczęłam się zastanawiać, czy nie chodzi o Notta, bo tam też coś wspomniałaś, że się na tamtą ucztę spóźnił.
      @podsumowanie: Naprawdę, to jest taki kolos, że ciężko to wszystko połapać. Szczególnie jeśli w trakcie czytania skupiasz się jeszcze na tym, żeby szukać nieścisłości i pisać ocenę. Powiem tak: przeczytałam to wszystko hurtem i mnie przytłoczyło odrobinę i zdecydowanie nie zazdroszczę tym, którzy czytają na bieżąco, bo ja wtedy chyba bym się w tym nie połapała. Za dużo sie dzieje, za dużo masz bohaterów, którzy pojawiają się na przykład raz na ileś tam rozdziałów, a potem masz takie „wait, wtf, kto to niby jest?!” (szczególnie że ja nie mam pamięci do imion i nazwisk – tyle dobrze, że miałam to wszystko w jednym dokumencie, to mogłam sobie łatwo wyszukać poprzednie fragmenty).
      Akcja jest naprawdę obszerna i ciężko się domyślić wszystkiego, szczególnie z takim podstępnym narratorem i wypowiedziami bohaterów, którym nie można ufać. A tylko utrudnia to wszystko fakt, że poznajemy akcję z punktu widzenia czternastolatków. Naprawdę niełatwo się tego domyślić. A jeśli to rzeczywiście takie proste, to ja chyba jestem zwyczajnie głupia.
      I przyznam szczerze, zastanawiam się, w jakich aspektach ta ocena Ci pomogła, bo po tych komentarzach to mam wrażenie, że w sumie jakoś nie masz wcale ochoty poprawiać tej części (poza literówkami i kilkoma innymi błędami, które wypisałam).
      Obecnie i tak mam pełną kolejkę.
      Pozdrawiam gorąco,
      maximilienne

      Usuń
    2. A ja się tylko wtrącę a' propos tego mistycznego narratora.
      Narrator kłamliwy nie polega na tym, że ma mówić nieprawdę i konfundować czytelnika tak, że ten nie rozumie, co się dzieje. Polega na tworzeniu iluzji pisarskiej, wrażenia, że coś jest nie tak, prowadzenia do stopniowego uświadamiania sobie, że jest inaczej. Polega na łagodnym podkreślaniu, że narrator jest stronniczy i powiązany z postacią.
      Słowem: jeśli czytelnik czyta i stopniowo uświadamia sobie, że wszystko nie gra, nie pasuje do siebie, ale zarazem nadal czuje się komfortowo w czytaniu i w jakiś sposób rozumie, iluzja została wykreowana dobrze. Jeśli informacje rzucane są tak, że czytelnik ciągle czuje się wrzucany do lodowatej wody i wyjmowany z niej bez sensu i składu, nie ma iluzji. To po prostu złe pisanie.
      I jeśli czytelnik sygnalizuje, że coś jest nie tak, i tłumaczy dlaczego (a nawet "stawia dobre pytania, ale nie umie sobie na nie odpowiedzieć"), to jednak znaczy, że coś jest nie tak. I może wypada zastanowić się, czy na pewno dobrze tworzymy pisarską iluzję, zamiast od razu zwalać na to, że czytelnik jest głupi i nic nie rozumie.

      Usuń
    3. @portret: Do liczby bohaterów…
      @podejrzewanie Necho: Na całkiem sporo osób rzucałam podejrzenia. W każdym razie to nie on ;).
      @podsumowanie: Wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że ciężko jest wszystko ogarnąć. W pierwszej części jest szczególnie trudno, bo wszyscy się pojawiają i robi się tłum (już nieraz zauważyłam, że gdy w jakimkolwiek tworze bohaterów jest dużo, najlepiej ogarniać ich na własną rękę, przy drugim czytaniu też dużo się klaruje). Zdaję sobie też sprawę, że pomimo tego, że świat jest przecież zapożyczony z książki, może trochę przytłaczać. Ale dzieje się tak na dobrą sprawę niewiele, naprawdę.
      Och rany, nie mówię, że jesteś głupia! Mnie jest łatwo, bo wiem, gdzie co poukrywałam i czego szukać. Po prostu ta część to wprowadzenie, które pozostawia po sobie dużo pytań i niewiele odpowiedzi. Ale koniec końców, gdy wyjaśnię, o co chodzi, wszystko będzie proste. Powiem ci, że byłaś blisko – zabrakło ci jednego wniosku (czytelnicy mi na to wpadli), na podstawie którego znałabyś rozwiązanie połowy zagadki (druga połowa ma za mało wskazówek).
      Widzisz – to nie tak, że nie zamierzam poprawiać nic. Po prostu pewnych rzeczy nie mogę poprawić ze względu na późniejsze rozdziały (mam na myśli głównie kanon i tę pełnię z początku). Ale mam obraz tego, jak pewne rzeczy postrzegasz po przeczytaniu wszystkiego – gdzie mogę coś dopisać, gdzie da się coś zmienić, gdzie coś jest niejasne. Trochę kłuje mnie, że w stosunku tylu pytań, wysnułaś tak mało wniosków, zakładając, że narrator ma rację, a ja się pomyliłam. Może wydaje się, że ogólnie wiele rzeczy i tak zostanie, ale nie wspominałam o rzeczach, które mam zamiar poprawić, bo musiałabym przy nich napisać „poprawię” i wyszło by mi jeszcze więcej komentarzy. No i wiem, że widać wiele rzeczy, które chciałam, żeby były widoczne, a znów inne… cóż, nie wyszły (ale przy ich naprawie będę musiała się trochę nagłówkować).
      Hm, znaczy, że chyba jednak masz mnie dość – rozumiem. A kiedyś?
      Pozdrawiam ;)
      @Kohaku: O narratorze pisałam półprzytomna, więc to było tak pół-żartem.
      W każdym razie: nie mówię, że czytelnik jest głupi (matko, już drugi raz to dzisiaj powtarzam). Nie mówię też, że miał pełne prawo dojść do wniosków, o jakie chodzi. Nie twierdzę, że właściwe pytania wystarczą, bo tak nie jest. Nie ma wniosków, nie ma powiązania, więc nie ma odpowiedzi. Pisząc opko, zauważyłam, że czytelnicy często bardzo różnie patrzą na wydarzenia i potrafią wyciągać ciekawe wnioski, które w połączeniu dałyby odpowiedź. To nie tak, że teraz z kosmosu mówię: na to się da spojrzeć inaczej. Trudno mi też patrzeć na to, jak ktoś za prawdę bierze oczywiste kłamstwa (np. Mirandy). I tak, pewnie często gęsto wychodziłam z błędnego założenia, że coś jest jasne, kiedy nie było (chociaż wiem, że większość rzeczy jest jasnych, gdy jest stwierdzonych wprost). Jasne, pewnie nie do końca wyszło tak, jak chciałam, popełniłam błędy i spartoliłam coś (nawet przy ostatnich rozdziałach zauważam, że pewne rzeczy potrzebują dopowiedzenia, chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy). Nie będę też ukrywać, że od początku nie wierzyłam, że na tym etapie ktoś się domyśli, do czego zmierzam. Tutaj po prostu naprawdę niewiele brakowało, stąd mój wniosek, że było łatwo.
      Tutaj wygląda to tak: czytelnik czyta, zadaje dobre pytania do wątpliwości, które powinien mieć (a przynajmniej starałam się, żeby je miał), ale brakuje mu wniosków. Możliwe, że skwasiłam, pewnie bardzo prawdopodobne, jednak tak naprawdę, będę to wiedzieć dopiero, gdy wszystko się wyjaśni.

      Usuń
    4. Mogę zaprosić do Wolnej Kolejki. O ile nikt Cię nie przechwyci, mogę postarać Cię przygarnąć, jak zwolni mi się miejsce, przy czym nie wiem jak będzie w niedalekiej przyszłości z moim czasem wolnym, bo praca inżynierska aż się prosi o moją uwagę.

      Pozdrawiam raz jeszcze,
      maximilienne

      Usuń
    5. Dzięki za info. Tak czy inaczej teraz nie zależy mi na kolejnej ocenie, bo i tak nie mam zbytnio czasu (co chyba widać po tej beznadziejnej częstotliwości odpisywania). Za jakieś pół roku pomyślę, czy brać udział w planie. Powodzenia przy pisaniu pracy ;).
      Pozdrawiam.

      Usuń
    6. Hyh, taki plan, a wszyscy wiedzo.

      Usuń
  11. P.S. Musiałam to tak pociachać, no! To chyba mój najdłuższy komć w ogóle :P. Mam nadzieję, że nic nie ucięło przez przypadek i przepraszam za literówki (jak nic jakieś były).
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto się brać za Sherlocka, polecam :))

      Usuń
    2. A właściwie, co w nim fajnego? Bo ciekawi mnie, dlaczego tak dużo osób poleca. Może się zabiorę, jak wreszcie znajdę czas ;)

      Usuń
    3. Duet Benedict-Martin. Nic dodać, nic ująć :D Ale trzeba lubić brytyjskie seriale, bo są troszkę inaczej kręcone niż amerykańskie. Inne kadry, kamery, akcent etc.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    4. Nic nie szkodzi popróbować (Downton Abbey przypadło mi do gustu, więc może i z Sherlokiem tak będzie). Dzięki za info ;).

      Usuń
  12. Sup. Wiem, że niespodziewanie, ale jestem leniem. Może nie śmierdzącym, ale nie umniejszajmy mojego słomianego zapału! Byłam też pewna, że ta ocenka jest z grudnia, nie listopada, hej, ale się spóźniłam na imprezkę. Ale zwykle przychodzę z zabawkami do pustej piaskownicy, więc się w sumie przyzwyczaiłam. Pod koniec cytaty mogą trochę być nie po kolei, bo coś mi się porąbało w notatkach, a że robiłam je z miesiąc temu, to wiesz, nie chciało mi się poprawiać – e tam, z góry sorasy za zamieszanie.

    „Zakładam, że karnacja została źle użyta i pani Malums to Afroamerykanka, bo ciemna karnacja raczej nie powinna być powodem jakichkolwiek problemów.” – hę? A nigdy nie spotkałaś się z tym, że ktoś o czarnych włosach i ciemniejszej karnacji jest nazywany cyganem? Cyganem, który kojarzony jest ze złodziejstwem, krętactwem…? No tak, problemów wcale a wcale, a to nie dzieje się w 1959 roku (wskazówką co do daty są narodziny Syriusza i bliskie narodziny Jamesa), jak w tekście, tylko u nas, teraz.

    „I trudno żeby miała [lekkie życie – przyp. Deg]. Szukasz winy w jej niewyparzonym języku (no dobrze, o karnacji też napomykasz), a zapominasz wspomnieć o wszystkim, co musiało spotkać ją w dzieciństwie.” – no ale… czy trzeba wszystko przeliterować? Podać czytelnikowi (oceniającej) na tacy? Serio, domyślić jest się nietrudno, wystarczy tylko nieco ogarniać historię. No i trzeba, no, pomyśleć. Zresztą zakładasz, że Malums taką wiedzę posiada (a biorąc pod uwagę to, jak szybko pani Malums znalazła sobie kochanka, nie sądzę, żeby mu się zwierzała z jakichś traum dzieciństwa i to jeszcze traum, które są rzeczą oczywistą, jak się żyło w tych czasach).

    „Raczej nie otrzymałby też pomocy ze strony białych, ponieważ takie zachowanie postrzegano jako wysoce niewłaściwe, a czasami wręcz nielegalne.” – aha? A to się ma jakoś odnosić do tekstu (w którym nic nie wspomniano o tym, czy otrzymała pomoc od białych, czy nie, czy jej w ogóle potrzebowała), czy…? Dobra, ogólnie cały ten akapit o Trudy jest bezsensowny. Narrator zostawił w sferze domysłu to, czego pisać wprost nie musi, bo szanuje wiedzę czytelnika, a ty swoje cały czas o tym samym.
    „Chyba nawet nie zdążyła dobrze odżałować męża, skoro wyruszył na wojnę najwyżej rok temu, a zakładam, że wieść o jego śmierci nie przyszła tuż po wymarszu.” – przecież z tego fragmentu można wywnioskować, że Trudy męża NIE ŻAŁOWAŁA. O to tu chodziło.
    „w pierwszych tygodniach, to wątpię, żeby w ogóle zorientowała się, że coś się zmieniło, szczególnie że James został poczęty już po tym, jak państwo Potter przestali się starać o dziecko.” – skąd ty to wzięłaś? W tekście nie pada nic takiego i nie jest to insynuowane, Dorea mówi wprost, że starali się długo i wreszcie im się udało… (Więc sam przytyk, że dowiedzieli się o ciąży z jej objawów, jest zupełnie nietrafiony, bo wyssany z palca). Waddafok…

    „Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek byłby w stanie to spamiętać?” – tak. Icoteras? A tak na poważnie, ludzie nie takich rzeczy się uczą na pamięć. Imo taki przytyk, żeby się przyczepić, nic więcej.

    „w takich kręgach śluby zazwyczaj są aranżowane przez rodziców, więc taki Syriusz nie miałby zbyt wiele do powiedzenia w temacie.” – nananana, fanon. Fanon, fanon i jeszcze raz fanon. Tak, brytyjscy czarodzieje są zacofani, ale w średniowieczu nie żyli. I akurat palnęłaś głupotę, bo jeszcze gdybyś mówiła o Regulusie, mogłabym to przemilczeć, ale mówisz o Syriuszu, który uciekł z domu i został wydziedziczony. Jeżeli życie bez hajsu rodziców uważasz za brak opcji, to wiesz. Z kolei małżeństwo z rozsądku =/= małżeństwo aranżowane.

    „wytłumacz mi, czemu nagle Walburga mówi o Dorei przyjaciółka?” – nie mówi o niej „przyjaciółka”. Mówi o niej „dawna przyjaciółka”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „wypadałoby napisać, do czego rodzina była taka niechętna.” – ech… przecież ty sobie na to odpowiadasz dosłownie zdanie potem. Zdanie. Potem. Najwyraźniej nie trzeba było tego tłumaczyć jak krowie na rowie, maxi. Tekst daje ci odpowiedzi, ale jesteś na nie wyjątkowo ślepa.

      „nope. Too soon. James zakochał się w Lily dopiero w piątej klasie.” – przeczytaj sobie jeszcze raz ten cytat i powiedz mi, jaki on ma związek z tym, co napisałaś. Bo ja serio nie wiem. A najlepiej przeczytaj sobie jeszcze raz cały fragment, bo niestety jak na dłoni widać, że nie wyciągnęłaś z niego zupełnie nic. (Jak na razie oczekuję od ciebie konkretnych wniosków z tego fragmentu, ale znając życie, potem się zirytuję, czytając w kółko to samo, i ci to rozłożę na części pierwsze). A to ma związek z tą niby miłością, którą wypominasz autorce całą ocenę.

      Aha. No i ta moja irytacja przyszła akapit później. Serio. To jest kreacja. Kreacja macochy Petera. Tak, może na jakimś malutkim poziomie chodzić o rewolucję seksualną, powiedziałabym nawet, że o pogardę względem niej i wszystkich, co się w niej pławią (acz to dla mnie nieco naciągane). Nie zauważyłaś, że ona jest lekko szurnięta? Że ma cholernie bujną wyobraźnię, że jest wyjątkowo paskudnym, zawistnym człowiekiem? Chciałam cię pochwalić, bo nazywasz ją dziwną (łał, jakiś wniosek), ale z zupełnie złych powodów, jakby ona była wiarygodnym źródłem informacji. A przecież widać, że nie jest, w końcu opowiada tak ohydne rzeczy. Ot, moja interpretacja. A twoja interpretacja? Babka jest dziwna, bo to za wcześnie, żeby opowiadać synowi takie rzeczy. Aha. AHA. Nie dlatego, że jest fascynująco toksyczną osobą. Olaboga. Tak, Nerka i Koh czy ktoś tam inny wcześniej się czepiały (bez znajomości tekstu, więc zlałam), że czytelnik nie może podważać wszystkiego, blabla, że to autor powinien dobrze przekazać i nie może się zasłaniać kłamaniem bohaterów, niestety tutaj nie wyłożyła się A., a ty. Jak dla mnie ewidentnie.

      „Dodatkowo, czy macocha Petera nie powinna jednak użyć czarodziejskiej waluty, skoro jej mąż i syn są czarodziejami?” – Chryste. „W kwestii wyjaśnienia matce, że czarodzieje używają galeonów, sykli oraz knutów, a nie funtów i pensów chłopak najczęściej zwyczajnie nie miał siły nieustannie wertować.”

      „Nie sądzę, aby magia mogła tu coś zaradzić.” – w kwestii blizny? Niby czemu nie? Gdyby oberwał czarnomagicznym zaklęciem, to owszem, miałabyś rację, ale James tylko się przewrócił. Skoro Harry’emu przywrócono wybity ząb, blizna to jest więcej niż nic.

      „Musiała sobie powtarzać, że to syn jej przyjaciółki z dawnych lat (…) – kwestię przyjaciółki już wyżej omawiałam.” – ja też. I też pochwalę się nadgorliwością, znów wskazując na „z dawnych lat”. To tam nie stoi dla lolkontentu, maximilienne.

      „przypomnijmy, że mamy początek lat siedemdziesiątych i posiadanie pralki nie stanowiło normy społecznej.” - …no i? Może i nie stanowiło normy społecznej, ale czy nie wskazuje na sytuację finansową Lupinów? Czy może lepiej by było, żeby autorka napisała „Lupinów nie było stać na pralkę, lol, byli biedni, BIEDNI, rozumiesz, czytelniku? CZAISZ BAZĘ, YO?”?

      Usuń
    2. „jak już wyżej pisałam, na miłość do Evans jeszcze za wcześnie.” – nie wiem, czy to taka abstrakcyjna możliwość, że może jak na razie Lilka się Jamesowi tylko podoba wizualnie, że może chciałby sobie z nią skoczyć do schowka na miotły czy coś… Fakt, nieprawdopodobne.

      „I nie do końca masz rację z tą nienawiścią Lupina do wilkołaków. To znaczy, gdyby nie jego nienawiść, tragedia Remusa prawdopodobnie nigdy by się nie wydarzyła, skoro Greyback ugryzł Remusa tylko dlatego, by jego ojciec zmienił zdanie co do wilkołaków i zaczął uznawać ich za równych czarodziejom. Tak więc za tragedię syna, niestety, jak najbardziej może winić siebie.” – a gdzie coś takiego pojawiło się w tekście, jeżeli mogę spytać? Mam wrażenie, że to mogą być jakieś rewelacje z kanonu (aczkolwiek nie kojarzę); sęk w tym, że kanonicznością się nie żyje. Jeżeli autor wybiera odejście od kanonu, musisz je ocenić, a nie stwierdzić „To jest ble, bo w kanonie było tak i tak, wypad do kąta”.

      EDIT: Z późniejszych rozdziałów wynika, że o tym wiesz, więc wytłumacz mi proszę, po co ma ćwiczyć łapanie znicza?! – żeby… móc się bardziej efektownie popisywać? Dla szpanu? Pierwsza myśl z brzegu ;). Normalnie gasp, przecież to wcale nie jak Potter, nie?

      Czternastoletni alkoholicy. I wcale nie mam tu na myśli zawartości procentów. Przyznam, że jestem na nie. – skoro ty się powtarzasz, to i ja się powtórzę. Czepiasz się o kreację postaci, znowu, ale w zły sposób. Gdyby to było nieprawdopodobne, gdyby to nie pasowało do ich charakterów, gdyby to nie pasowało do ich świata (np. mugolskie używki w Hogwarcie) – spoko, jasne, czaję czaczę. Ale ty się czepiasz o to, że postacie mają… no, wadę. Tacy mali pozerzy, ojeja, patrzcie, jacy my hardzi, pijemy piwo, którym się nie da upić. Uroczy przejaw nastoletniego buntu, a ty jesteś na nie, bo masz taki system wartości. Tyle że twój system wartości nijak ma się do tekstu.

      „Przyznam, że odrobinę dziwi mnie ta potrzeba akceptacji Syriusza u Regulusa, przy równoczesnej niezaprzeczalnej wierze w wartości wyznawane przez rodzinę i, nie oszukujmy się, przyjaciół młodego Blacka.” – a tu, mam nadzieję, coś ci się pokręciło i to bardzo. Poważnie.

      „Do końca pierwszej części nie wróciłaś do tematu, więc pozwolę sobie zapytać: o co chodziło z tą randką z Evans?! Jak poszło, czy na pewno się odbyła?” – nie kojarzę, czy A. to tłumaczyła, ale znów umknęło ci proste uściślenie w tekście: „Syriusz żałował tylko, że przyjaciel nie dosłyszał, jak dziewczyna [Lily] dodawała, że umówi się z nim, gdy drzewa zaczną chodzić, trytony latać, a na Saharze wyrośnie dżungla”.

      „matka Remusa była mugolką, dlatego nie mogła go nigdzie teleportować.” – taka głupotka, a nie zauważyłam :D.

      „ponownie: buty również stanowią element mundurka, dlatego nie można sobie nosić takich, na jakie akurat ma się ochotę.” – źródło?

      Usuń
    3. „Już pomijam fakt, że był wtedy jeszcze raczej zbyt młody, by rozumieć, co właściwie ma miejsce.” – może i był za młody, ale coś takiego zapada w pamięć. A jak zapada, można do tego wrócić później, jak już nie ma się mleka pod nosem, i dojść do nieciekawych wniosków pod tytułem „O kurwa, ale to było pojebane”. Wybacz język.

      „Przecież jako sportowiec powinien się trochę rozsądniej odżywiać, nie sądzisz?” – a czy on zamierza po szkole dostać się do profesjonalnej drużyny? Niet.

      „Powiedz mi proszę, gdzie i kiedy Remus miał niby okazję być na takiej manifestacji?” – a ty mi powiedz, proszę, gdzie w tekście jest napisane, że Remus brał udział w manifestacji? :D Czy hipisi istnieli tylko na manifestacjach? Poza nimi trwali zawieszeni w limbo, czy coś? He.

      „Myślisz, że Dumbledore nie szukałby potwierdzenia informacji zawartych w CV?” – wcześniej mówiłaś, że autorka ma nie wprowadzać szkolnych mugolskich realiów do Hogwartu, a teraz CV? :D

      „Dodatkowo o przyjęciu decydowały również inne aspekty, wystarczy spojrzeć na Toma Riddle’a, który przecież posiadał wystarczającą wiedzę, by uczyć, ale Albus i tak się na to nie zgodził.” – przecież to jest tak okropny przykład… :D Serio, porównywać Letkę do MORDERCY chcącego stworzyć kult… No tak… Jak najbardziej na miejscu.

      „naprawdę myślisz, że drużyna nie ma wyznaczonych graczy rezerwowych?” – hm… nie? Ale nigdy do quidditcha wielkiej wagi nie przykuwałam, tak więc proszę o źródła, bo jestem autentycznie ciekawa. Bo na przykład pamiętam, że jak Harry spadł z miotły, to nikt za niego na boisko nie wchodził, by łapać znicza. Z kolei owszem, Cormac był opcją zastępczą, gdy Ron pietrał, ale nigdy nie wspomniano, że został wybrany graczem rezerwowym, a i nie zamieniał go w trakcie meczu, podobnie jak z Harrym, po prostu krążył przed meczem i się Potterowi naprzykrzał. Z kolei na trzecim roku przełożono termin meczu Gryffindor vs Slytherin, bo Malfoya bolała łapka. No więc jak w końcu? :P

      „Zdajesz sobie sprawę, ile czasu musiało zająć to sprawdzanie różdżki, skoro mamy kwiecień, a szukamy zaklęcia z pierwszego września?” – noale oni szukali… zaklęcia z ataku na Verę.

      „No proszę Cię, w takim razie powinni podejrzewać cały swój rocznik!” – no nie, krąg podejrzanych byłby węższy, czyli łatwiej odnaleźliby faktycznego sprawcę. Wtf.

      „Cała ta akcja po prawdzie wyjaśniła się dopiero, gdy dobiegła końca. Wcześniej nie wiemy, co w zasadzie planowali zrobić i czego szukali w gabinecie Atropos. Na Twoim miejscu przeredagowałabym ten rozdział i dodała wcześniej jakąś rozmowę, podczas której Huncwoci planują całe przedsięwzięcie.” – no tak… mnie się wydaje, że to było celowe, że o to chodziło. O suspens. O akcję. Zło, jak tak można trzymać czytelnika w niewiedzy.

      Usuń
    4. „Ten rozdział w zasadzie nie powinien mieć miejsca, ponieważ nauczyciele opuszczają Hogwart na wakacje (w okresie letnim w szkole zostają wyłącznie woźny i gajowy). Od biedy mogłabyś przenieść akcję do pociągu, choć nie wiadomo, czy nauczyciele z niego korzystają – zapewne wygodniej byłoby im się teleportować z Hogsmeade.” – aha, bo nauczyciele absolutnie muszą opuścić tereny zamku w tym samym momencie, co uczniowie. Niedopuszczalnym jest, żeby czegoś zapomnieli, po coś się wrócili, ewentualnie zajrzeli do pokoju nauczycielskiego. Skandal, potwarz, autorko, kasuj cały inter, bo oceniająca chce :D.

      „Znam już zakończenie i muszę przyznać, że nie podoba mi się to, jaki nagle stronniczy stał się Twój narrator. W szczególności, że wcześniej zdarzało mu się być wszechwiedzącym (przykładowo wiedział, jakim nauczycielem był Dumbledore, a przecież Huncwoci nie mogli tego wiedzieć).” – ech… przecież w każdym rozdziale masz innego narratora. Raz Petera, raz Syriusza, raz Jamesa, raz Lupina. To chyba logiczne, że narrator personalny jest stronniczy? Przeczytać tyle rozdziałów i się nie zorientować… ;_; Halp. Macki mi opadły. Tak bardzo. Właściwie to odpadły. A z Dumbkiem to przecież były czyste ploty…

      „magopolicja? Syriuszly?!” – ale o co konkretnie cho z tym przytykiem do magopolicji? Tak, fanonska nazwa, ale w kanonie jak najbardziej się pojawili.

      „Skąd się wziął ten cały Aiken, że tylko słyszał o Dumbledorze? I to jeszcze coś takiego? Przecież już wtedy Albus był powszechnie znany, nie wspominając o tym, że jeśli tylko chodził do Hogwartu, powinien się kiedyś z nim zetknąć. Jeśli nie jako z dyrektorem, to jako z nauczycielem.” – a czy na całym świecie muszą słyszeć o Dumbku? No nie sądzę.

      „Bardzo wyraźnie dajesz czytelnikowi odczuć, że nie lubisz Lily Evans i w efekcie tej wykreowanej przez Ciebie nie da się polubić.” – no jakoś ja Lilkę lubię bardziej niż w jakimkolwiek innym opku o Huncach, soł… Ale jak nie da się polubić, to chyba trza mnie podstawić pod ścianą i odstrzelić.

      A przy odpisywaniu na komcie przydałby ci się jakiś chill pill, serio – na szczęście odnosić się do nich to już mi się nie chce.

      Usuń
    5. Deg, ja też jestem naprawdę leniwym człowiekiem. Odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania pojawiły się już powyżej, więc chyba nie ma sensu, bym ponownie poświęcała czas na wałkowanie tych samych aspektów oceny sprzed prawie dwóch i pół miesięcy.
      Pozdrawiam,
      maximilienne

      Usuń
    6. Śmiem twierdzić, że niet, ale rozumiem, czemu tak wolisz ;). Nie będę naciskać.

      Usuń
  13. Wiem, że późno i w ogóle, ale właśnie skończyła mi się sesja, więc planuję zabrać się do poprawek. Mogłabym jeszcze o coś zapytać?
    A, widzę, że Deg skrobnęła coś od siebie - mogłabyś jej odpowiedzieć? Bo wiesz, dla mnie to zawsze jakaś dodatkowa informacja.
    P.S. Naprawdę mogłaś mi po prostu powiedzieć, że nie masz ochoty oceniać drugiej części opka. W każdym razie nie masz co się martwić czymkolwiek z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejrzałam uważnie komentarze Deg i nie zauważyłam w nich niczego, co mogłoby Ci pomóc przy okazji wprowadzania poprawek i chyba niczego co nie zostałoby wyjaśnione już wcześniej. Ale jeśli masz jakieś inne pytania, oczywiście, że możesz je zadać. Postaram się odpowiedzieć, choć przyznam, że szczegóły mogły mi już poumykać, bo opowiadanie jest naprawdę obszerne i czytałam je już chwile temu.
      Co do PS – w trakcie pisania oceny naprawdę chciałam zabrać się za drugą część. Nie będę ukrywać, że Twoje komentarze trochę podniosły mi ciśnienie, głównie przez to, że poczułam się oszukana faktem, że większości błędów nie masz zamiaru poprawiać – z różnych powodów. Mogłaś napisać, wtedy bym się tak nie rozdrabniała i skupiłabym się na podsumowaniu – bo mam wrażenie, że to na tej części zależało Ci najbardziej. Musisz jednak przyznać, że Twoje opowiadanie to prawdziwy kolos i gdybyśmy, jak najwyraźniej się już dowiedziałaś z innych źródeł, podeszły do oceniania drugiej części w trójkę, na pewno dostałabyś o wiele pomocniejszą ocenę, jako że dziewczyny pomogłyby Ci ze sferą językową zapewne o wiele lepiej, niż ja.
      Pozdrawiam,
      maximilienne

      Usuń
    2. Skoro tak uważasz. Jakby co odezwę się na maila, żeby tu już nie zaśmiecać. Jasne, wiem, że pewnie już wiele zapomniałaś, moja wina, bo mogłam zabrać się za to wcześniej.
      Ech, nie poprawię niezgodności z kanonem ani tego, co wiązało się z trzonem końcówki opka (jakkolwiek wiem, że pomysł zostawienia czytelnika z chaosem był zły), a ty wiesz dlaczego. Resztę postaram się jakoś naprawić, ale ty chyba chciałaś, żebym pisała opko od nowa, na co nigdy się nie pisałam. Wiesz, po tym, co przeczytałam, wcale nie jestem przekonana, że chcecie mi pomóc. I nie wiem, jak miałabym z wami rozmawiać, skoro wy same uważacie mnie za bezmózga z przerośniętym ego. No i, cóż, wcale nie jestem ESTJ ku wszelkiemu zaskoczeniu.

      Usuń
    3. Przychodzę na prośbę, bo mam grubsze dupsko, czy coś.
      Wiesz, wydaje mi się, że prywatne rozmowy bez kija w dupie, wyciągnięte z odmętów internetów i rzucone zainteresowanym - bądź nie, jak się też zdarzyło - na pożarcie są słabym kryterium. Cokolwiek o sobie nawzajem nie sądzimy i czegokolwiek o sobie między przyjaciółmi swoimi nie mówimy - nie oszukujmy się, ludzie gadają o ludziach, przychylnie lub nie - jak ktoś umie w krytykę literacką, to nie ma to najmniejszego wpływu na nic. Chyba że uważasz, że stosunek do autora lub to, co się o nim myśli, słusznie czy nie, musi i będzie rzutowało na tekst. Ale wtedy to oznacza, że nie miałaś styczności z dobrą krytyką literacką.
      Przeglądałam twoje teksty i widziałam w nich rzeczy techniczne, które dobrze byłoby wyeliminować dla usprawnienia pisania. Nie zwrócono ci na to wcześniej uwagi, bo internety mają pewien standard pisania, w który wystarczy się wstrzelić, żeby wszystkim twarze pozamykać. Prawdopodobnie właśnie na możliwość odejścia od standardu zwróciłabym w ewentualnej ocence uwagę. Oceniałabym tekst, nie autora, noale, może to dla niektórych nieprawdopodobne i niemożliwe.
      A w ogóle to serio, dobieranie się ludziom do prywatnych rozmów i screenowanie ku uciesze ludu... no cóż. Mogę ci podesłać więcej rozmów, jeśli ich potrzebujesz do wydania szerszej opinii na mój temat (tak, jestem wulgarną małpą, nie ukrywam tego).
      A jeśli chcesz pogadać o mbti, zapraszam. Ja się może nie znam najlepiej, ale nadal się uczę, zawsze chętnie skonfrontuję własne obserwacje z cudzymi! <3

      Usuń
    4. Yyy... Nie będę udawać, że mi się wypowiedzi A. jakoś szczególnie podobają, ale czy dobrze rozumiem, Nearyh, że ty się przyznajesz do robienia czyjejś psychoanalizy na podstawie jego komci w necie? oO
      Dwa - tak, wyciąganie prywatnych rozmów jest co najmniej nie na miejscu (i sama pewnie gorsze rzeczy pisałam), ale jak już wypłynęły, to nie dziw się, że będziesz przez ich pryzmat oceniana. I ja tam nie widziałam, jak piszesz "no, nie cierpię tej autorki, jest taka i owaka, ale jej opko ocenię obiektywnie", tylko że, cytuję, zastanawiasz się nad czytaniem drugiej części opka, żeby w ocence "radośnie zgnoić" autorkę. Tak samo Koh - napisała wprost, że nie znosi autorki (czy tam jej zachowania) i chce wziąć opko, żeby to sobie odbić. Więc serio, nie rozumiem, co ma na celu zaprzeczanie i wzniosłe słowa o dobrej krytyce literackiej. Tak, wierzę, że w ocence nie jechałybyście ad personam, ale no proszę, nie udawajcie, że "nie miałoby to najmniejszego wpływu na nic", kiedy właśnie stosunek do autorki wymieniacie jako waszą motywację.

      Usuń
    5. O, im nas więcej, tym weselej?
      Nie, ja się przyznałam do tego, że rozmawiam o ludziach. Rozmawiam i wydaję opinie. O różnych ludziach. Nikomu psychoanalizy nie robiłam i nie zamierzam, nie bawi mnie to, serio. Nie wiem, skąd takie oburzenie? Widywałam różne wypowiedzi w różnych miejscach, różnych ludzi, także wasze, które po czyimś tekście (nie chodzi o opcio, tylko o komcie czy jakieś inne pierdółki) wyrażały wstępne odczucia na temat tej osoby. I jakoś nikt nie rozdzierał wtedy koszuli. Noale!
      Ja się nie dziwię, ja tłumaczę. I wyrażam zniesmaczenie wyciąganiem prywatnych rozmów.
      O rany, Koh nawet nie było wtedy na fejsie, zacytowałam fragment naszej rozmowy w innej prywatnej rozmowie. Może powinnam udostępnić całość tej rozmowy, coby naród internetowy zadowolić? Byłabym mega wdzięczna, gdybyście przynajmniej Koh zostawiły w spokoju.
      Wiesz, nie wiem jak inni ludzie, bo może tylko ja jestem takim potworem, a reszta jest święta, ale ja nie dobieram w prywatnych rozmowach słów do poprawności politycznej. Sadzę skrótami myślowymi, jestem wulgarna, bezczelna, wredna i wszystko, co najgorsze na tym padole łez, bo czuję się swobodnie. Więc napisałam to, co uważałam za odpowiednie, żeby zainteresowani prywatną rozmową zrozumieli. Nie wiedziałam, że będzie to czytał cały internet!
      A teraz skupiając się na obu moich wypowiedziach oraz cytowanej tam wypowiedzi Koh, która nawet nie brała w tym udziału - tak, moją motywacją było to, żeby w ocence udowodnić A., że nadal ma wiele do poprawienia w pisaniu. Nie uważam, by pisała dobrze, nie uważam, by nie było niczego do poprawy, a i w ocenkach, i w komciach o tym ją zapewniają. Uważam, że ma problem z prowadzeniem narracji third limited i blablabla, to właśnie uważam. I dlatego chciałam poocenkować. Bo tak, bo chciałam jej uświadomić, że nie, nie jest aż tak dobrze. Ale nie z jej ego, nie z jej poglądami politycznymi czy czymkolwiek innym, tylko z opciem. A napisałam to tak, jak napisałam, bo... jak już wspomniałam nie spodziewałam się, że cały internet będzie to czytał? Naprawdę mam się spowiadać z tego, jak rozmawiam ze znajomymi, przyjaciółmi czy kimkolwiek innym? Bo ktoś postanowił puścić w obieg screeny z tego? O borze zielony, polski internet to tak cudownie zgniłe miejsce.
      W ogóle, nader szczegółowo pamiętasz tę rozmowę, nawet ja nie umiałabym się cytować z taką dokładnością (bo zakładam, że to serio cytat, nie parafraza).

      Usuń
    6. „Nikomu psychoanalizy nie robiłam i nie zamierzam, nie bawi mnie to, serio” – Chodziło mi o ten fragment o mbti i twoich obserwacjach. Serio pytałam dlatego, żeby zrozumieć, czy chodziło ci o jakieś obserwacje nt A., nie zaczepnie. Bo widziałam, że ktoś ją spsychoanalizował, wydając opinię nt typu.
      „Widywałam różne wypowiedzi w różnych miejscach, różnych ludzi, także wasze, które po czyimś tekście (nie chodzi o opcio, tylko o komcie czy jakieś inne pierdółki) wyrażały wstępne odczucia na temat tej osoby. I jakoś nikt nie rozdzierał wtedy koszuli”. – Hm, no nie wiem, przypuszczam, że może mieć to związek z tym, że nie były tak jawnie chamskie i jadące osobistą wendettą. To, co wy napisałyście, to nie są żadne wstępne odczucia.
      „Byłabym mega wdzięczna, gdybyście przynajmniej Koh zostawiły w spokoju”. – Czemu? Tak samo palnęła głupotę.
      Co do politycznej poprawności – pozwól, że zacytuję ci kogoś, kto o wiele lepiej niż ja ujął moje uczucia na temat tego koszmarnego zwrotu. http://i.imgur.com/JAGfU4P.png
      „tak, moją motywacją było to, żeby w ocence udowodnić A., że nadal ma wiele do poprawienia w pisaniu” – Mhm, pozwól, że będę miała na ten temat inne zdanie. Jakoś wiesz, nie zauważyłam, żeby w rozmowie padł zwrot „mam dość patrzenia, jak jest zadufana w swoim opku/sobie/nie umie pisać”, a „mam dość patrzenia, jak traktuje wszystkich jak śmieci” czy wspomniane zgnojenie. Więc nie, nie wierzę, że były to skróty myślowe. A jeśli nawet były – zacznij się liczyć z tym, że nie wszyscy je zrozumieją. I to, czy pisałaś prywatnie, czy nie, nie ma tu najmniejszego znaczenia, bo a) jak się przekonałaś, prywatność jest złudzeniem, b) nawet najbliżsi przyjaciele mogą inaczej odebrać twoje intencje, serio. Dla większości świata to, co piszesz, jest tym, co piszesz, tyle, a inne wypowiedzi świadczą co najwyżej o rażącej nieumiejętności formułowania swoich myśli. W najlepszym razie.
      „Naprawdę mam się spowiadać z tego, jak rozmawiam ze znajomymi, przyjaciółmi czy kimkolwiek innym? Bo ktoś postanowił puścić w obieg screeny z tego?” – No brawo, odgadłaś, właśnie tak to działa w prawdziwym życiu. Świat osądza nie tylko za to, co zapragniesz mu pokazać. (Nie, nie musisz się tłumaczyć, w ogóle nic musisz, po prostu to, co zrobisz, jakoś wpływa na twoją ocenę przez innych, tyle).
      „O borze zielony, polski internet to tak cudownie zgniłe miejsce”. – Drama cat feels your drama.
      „W ogóle, nader szczegółowo pamiętasz tę rozmowę, nawet ja nie umiałabym się cytować z taką dokładnością (bo zakładam, że to serio cytat, nie parafraza)” – No i co mianowicie z tego?

      Usuń
    7. O panie Jezu.
      Nie, nie przydzielałam A. do żadnego typu. Zwykle można wstępnie określić pewne funkcje u człowieka poprzez sposób wypowiadania się, przez pryzmat tego, na co zwraca uwagę, wrażliwość i takie tam, ale zazwyczaj to wstępne odczucia i nie zawsze trafne. Funkcje mają to do siebie, że działają w korelacjach i wpływają na nie różne inne sprawy, których nie jesteśmy w stanie określić, nie znając całego backgroundu. Czasami nawet wytypowanie bliskich bywa trudne.
      Co do samego ESTJ - jest to typ zazwyczaj specyficzny i, tak się złożyło, najmniej przez Koh lubiany. Rzuciła to żartem, dlatego, że podobnie nie rozumie niektórych kwestii dotyczących A. jak znanych sobie przypadków ESTJ. Dotyczyło to innych prywatnych rozmów. Podesłać może screeny, żeby udowodnić i dać powód do ciągnięcia dyskusji, którą chyba powinno się załatwić w gronie zainteresowanych?
      Czy ja napisałam, że to były wstępne odczucia u mnie? Nie, mam wyrobione o A. zdanie, podejrzewam, że vice versa, w dodatku od o wiele dłuższego czasu niż wyciek rozmowy i twoje komcie.
      Ponieważ nie zamierzam pozwolić, żebyście ją sobie ciurały po podłodze jak chcecie. Wjeżdżajcie na mnie, krytykujcie mnie i ciśnijcie po mnie w prywatnych rozmowach jak macie ochotę, ale Koh będę bronić jak wolności słowa. Bo mogę. Tak samo jak wy możecie robić dramę o prywatną rozmowę.
      Ja totalnie czuję, że masz mnie za osobę niższą w tej dyskusji, ale dzięki za linkałę.
      Dobra, znasz tę rozmowę lepiej ode mnie i totalnie lepiej wiesz, jaki kontekst wszystkim przemyśleniom przyświecał, w ogóle to też chyba masz wgląd we wstępną ewentualną analizę tekstu, która nigdy nie powstała i prawdopodobnie nie powstanie, chyba że A. zdecyduje inaczej, więc co tu po mnie? Ja mogę wysłać pustego komcia, dużo to tu nie zmieni I guess.
      Leleth, jak cię lubię i szanuję, to naprawdę, nie ucz mnie, jak powinnam żyć i rozmawiać z ludźmi, dobrze? Na pewno byśmy ze sobą długo nie pogadały - a ludzie, z którymi gadam, wytrzymują. Może jestem gorszym sortem człowieka czy cokolwiek, ale takie moralizatorskie gadki są jednak trochę mechowe. Nie mam jednak trzynastu lat i znam cię tylko z internetów, autorytet dla mnie z ciebie żaden. Wybacz, może to też się nadaje na gównoburzę, co właśnie napisałam, ale cóż.
      I ok, ok, cierpię na rażącą nieumiejętność formułowania swoich myśli. Lepiej? Nie umiem pisać, nie umiem się wypowiadać, ośmieszam się na każdym kroku, jestem hipokrytką, zanalizowałam się sama. A. chyba skiśnie, brnąc przez te komcie, jak tu przyjdzie, serio.
      Och, odkryłam prawdziwe życie w internetach. Totalnie nigdy wcześniej się z nim nie zetknęłam. Teraz już będę wiedzieć, jak sobie radzić z podatkami i w ogóle.
      Cieszę się, że chociaż on jeden, koty zawsze mnie rozumiały.
      Nic, tak sobie rzuciłam. To też jest jakoś rażąco źle sformułowane?

      Usuń
    8. „Czy ja napisałam, że to były wstępne odczucia u mnie?” – ale stawiasz to w opozycji do wstępnych uczuć innych. Skoro twoje nie było wstępne, to nie ma analogii.
      „Ponieważ nie zamierzam pozwolić, żebyście ją sobie ciurały po podłodze jak chcecie” – lol, po pierwsze nikt tu sobie nie „ciura po podłodze” (chyba że krytyka, o zgrozo, tym jest), po drugie… wiesz, nie jesteś od tego, żeby nam pozwalać na wypowiadanie się.
      „Dobra, znasz tę rozmowę lepiej ode mnie i totalnie lepiej wiesz, jaki kontekst wszystkim przemyśleniom przyświecał” – nic takiego nie powiedziałam, po prostu na podstawie tej rozmowy i twoich komentarzy do niej wyrobiłam sobie dość jasną interpretację. Nie jestem wszechwiedząca, żeby stwierdzić, czy jest w 100% właściwa, ale wiesz, pisałam o niej w pierwszej osobie, o swoich odczuciach.
      „Ja totalnie czuję, że masz mnie za osobę niższą w tej dyskusji” – kurczę, trudno mi dyskutować z tak uargumentowanym poglądem…
      „nie ucz mnie, jak powinnam żyć i rozmawiać z ludźmi, dobrze?” – lol, a czy ja ci każę robić coś według mojego zdania? Ja ci pokazuję, jak są/mogą być odbierane pewne zachowania. Co z tym zrobisz, to twoja sprawa.
      „Może jestem gorszym sortem człowieka czy cokolwiek” – jak taka jest twoja (nad)interpretacja, to co ja na to poradzę.
      „ale takie moralizatorskie gadki są jednak trochę mechowe” – ok, od tej pory będę zawsze milczeć, jak zauważę niefajne zachowanie, bo kogoś może to mechać. Boru no, nie stosuj się do tego, co mówię, nawet nie czytaj, jak nie chcesz (albo naciśnij czerwony krzyżyk!!!1111oneoneeleven), przecież nikt ci nie każe.
      „autorytet dla mnie z ciebie żaden. Wybacz, może to też się nadaje na gównoburzę” – no totalnie wstrząsające, zburzyłaś mój światopogląd :P.
      „Nic, tak sobie rzuciłam. To też jest jakoś rażąco źle sformułowane?” – nie, pytam, bo nie rozumiałam intencji, tyle. Okej, niech będzie, że nie było żadnej.
      Do reszty w większości trudno mi się odnieść, bo jest imo niepotrzebną/nietrafioną ironią lub nadinterpretacją. Serio nie wiem, czemu ty wszystko bierzesz do siebie, kiedy ja piszę o jakichś ogólnikach i generalnych sytuacjach.

      Usuń
    9. maximilienne, ale... serio? Poczułaś się oszukana faktem, że autor nie zamierza wprowadzić danych poprawek, bo ma ku temu sensowne, logiczne powody (wypisane w komciach A.)?
      Ok.

      Usuń
    10. A mnie w tym wszystkim najbardziej... bawi? przeraża? nieumiejętność zrozumienia przez niektórych ludzi, czym jest prywatność. Mogę się gubić w niuansach tej, nazwijmy to, afery, ale o ile rozumiem, to ktoś ma pretensje, że ktoś inny komentuje rzeczy, które pisał prywatnie. Czyli na facebookowej - choćby i zamkniętej - grupie. Jakkolwiek rozumiem ból - naprawdę, bez ironii - i uważam, że powinno się mieć prawo ufać innym ludziom, że nie naruszą naszej prywatności (abstrahując od kwestii, czy my sami zachowujemy się właściwie, bo nie ją chcę poruszyć), to... tak nie jest i grupa facebookowa, do której każdy może dołączyć w każdej chwili, nie jest miejscem, które powinno się uznawać za całkowicie prywatne. W każdej chwili mogą zostać tam zaproszeni - w tym przypadku jako stażyści - znajomi osób, o których wyrażacie się negatywnie. Mogą nawet same te osoby. Co wtedy zrobicie, pośpiesznie rzucicie się kasować dowody "zbrodni"? Zdążycie? A jeśli nie będziecie tego wiedzieć, bo ktoś wystąpi pod innym nickiem czy nazwiskiem, bo nie wiecie, z kim przyjaźnią się wszyscy ludzie?
      Ponieważ widzę, że reakcje na to bywają co najmniej drażliwe, zaznaczę: naprawdę nie mam na celu umoralniania. Owszem, to wasze życie. Po prostu ta dyskusja dotknęła problemu, który jest mi bliski, bo sporo pracuję i z młodymi osobami, i w zakresie bezpieczeństwa w sieci - i trudno mi się powstrzymać od ogólnej refleksji, bo widziałam wiele rzeczy - znacznie poważniejszych niż to, co się tutaj dzieje, ale równie pokazujących, że pewne pojęcia są rzucane bez namysłu. Absolutnie też nie oczekuję, żeby ktokolwiek ze mną polemizował - po prostu trudno było mi się powstrzymać od osobistej dygresji. Wybaczcie to oficjalne zrzędzenie - może przynajmniej trochę zrównoważy nadmiar emocjonalności w wypowiedziach niektórych osób ;).

      Usuń
    11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  14. O, do tej pory siedziałam cicho, ale w sumie też odczuwam potrzebę napisania, co o tym sądzę. Ale skupię się na rozmowach, które mają miejsce na forum prywatnym, które wiąże ludzi logiczną kwestią zaufania.

    Hipotetycznie:
    Jeżeli ja nie mogę tam napisać, że blog mi się nie podoba i uważam autorkę za niedojrzałą, to w tym momencie nie mogę skorzystać z "wolności słowa", która przysługuje mi, również w sieci.
    Tym bardziej, jeżeli jest to moja prywatna opinia, uargumentowałam ją. Mogłabym podzielić się swoim zdaniem tu, ale nie zrobię tego i napiszę tam - do grupy ludzi, którym zaufałam, bo wiem, że nie zrobią gównoburzy i nie będa szukali powodu do maratonu na szałta z nowym screenem. Uważam takie zachowanie za całkiem normalne. Niech pierwszy rzuci kamień, kto codziennie nie wypowiada gdzieś swojego zdania. I nie przemawia do mnie argument z Bieńkowską, bo ona jest politykiem, a my jesteśmy grupą ludzi, która rozmawia o blogach i wydaje im opinię. Jerzu. Bardzo poważna funkcja. Naprawdę, w porównaniu z wicepremierem - Bieńkowska powinna nam się kłaniać, taka burza tu jest.
    Nie chodzi o usuwanie dowodów. To, co dzieje się tam, powinno zostać tam. Jeżeli ktoś tam chciałby bronić swojego przyjaciela, niech pisze o tym tam, rozwiązuje konflikty tam. Pokaże, że ma jaja - tam. A nie wypływa sobie do sieci publicznej. Bo kogoś znajomego nazwało się mentalnym gimnazjalistą, czy coś. Nie wiem dokładnie, o co poszło, więc sobie wymyślam przykłady.
    Ludzie jak mają miękkie serca, to przynajmniej dupę powinni mieć twardą, bo to samo dzieje się w normalnym życiu, ludzie rozmawiają o ludziach. Mają do tego prawo.
    Dlatego tak okropnie mierzi mnie to, co robi PiS:
    https://www.facebook.com/ProjektChaos13/posts/924676777647445
    Jest to ograniczenie wolności słowa. Nie chcę, aby działo się także na WS, tylko że ABW zastąpi Sonda Ostateczna, psia mać. Bo to, że ktoś jest kretem, robi screeny i żongluje nimi sobie dalej dla własnej zabawy i ku uciesze gawiedzi, uważam za największe skurwysyństwo.

    Skoiastel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uważasz, że jakby trochę przesadzasz, porównując aferkę na jakiejś ocenialni do działań PiSu? :P Znaj proporcje, mocium panie. W ogóle czy to serio dobre miejsce na dyskusje polityczne? :P
      Jaki argument z Bieńkowską, wtf? Ktoś go użył?
      "blog mi się nie podoba i uważam autorkę za niedojrzałą" - no wiesz, to też kwestia doboru słów. To zdanie, które podałaś, jest wyrażone w sposób wyważony.
      "do grupy ludzi, którym zaufałam" - Tylko że Assirae porusza inny problem. Przyjmujecie stażystów. Rozumiem, że to nie są tylko osoby, które znacie i którym ufacie, a też randomowi ludzie z neta, bo przyjmujecie ich na podstawie jakości ocenek, a nie poglądów i życia. Więc czy naprawdę można tu mówić o prywatności, skoro taka, potencjalnie każda osoba może to zobaczyć?
      "To, co dzieje się tam, powinno zostać tam" - Powinno. Ale nie zawsze zostaje, patrz wyżej.
      Skoia, dla mnie twoja wypowiedź, to, z grubsza rzecz ujmując, twierdzenie, że problemu nie powinno być. No, zgadzam się, że powinno. Ale co z tego, kiedy jest? Ignorowanie nic nie daje.
      Aha, w pupie mam, jak się ktoś wobec tego zachowuje. Po prostu też uważam, że prywatność to chyba nie do końca adekwatne słowo.
      I nie, nie mam zamiaru srać watą słowną i pisać, że nie mam zamiaru nikogo umoralniać, żeby broń borze kogoś nie urazić. Nie mam, ale na pewno nie będę tego pisać w każdym komciu.

      Usuń
    2. Lol, coś mi się gdzieś wyżej, wcześniej o Sowie z przyjaciółmi przewinęło. Albo ja znowu wszędzie widzę drugie dno i węszę spiski? Masakra.
      Whathever. tak chciałam tylko dorzucić trzy grosze, o. Przy okazji nabijam komcie.
      I mam okazję do wrzucenia linka o ostatniej, cichociemnej ustawie, która mnie wnerwiła.

      :)

      Usuń