[212] ocena tekstu: Księżycowe Szepty



Autorka: Lena
Tematyka: fanfiction HP, dramione
Ocenia: Elektrownia


Tyle czasu nie oceniałam fików na podstawie Pottera, a tu nagle taki urodzaj! 
A teraz już na poważnie… 
Zgłosiłaś do mnie opowiadanie zakończone. Oznacza to, że prawdopodobnie nie będziesz nigdy więcej pracować nad szatą graficzną swojego bloga, a powinnaś. Przywitał mnie nagłówek z czcionką wyglądającą, jakby została ciosana tępą siekierą, do tego brak wcięć akapitowych, brak justowania, pomiędzy poszczególnymi akapitami gigantyczne odstępy, za to między linijkami niewielkie. Otworzyłam Szepty, by czytać, nie oglądać szablon, jednak w blogosferze jest on czymś, do czego należy przykładać nieco starań, jest to bowiem Twoja wizytówka. Czytelnik, który zapędzi się tutaj niechcący, często po pierwszym wrażeniu oceni, czy chce zostać. U Ciebie to wrażenie jest… mierne. Tym bardziej że nawet w nagłówku brakuje Ci przecinka: (...) mówimy to[,] czego... (...), a sam cytat warto zakończyć kropką. 
No ale nic to. Pora na treść. 
Brakujące przecinki i niewielkie poprawki dopisuję w nawiasach kwadratowych. 

Prolog

Wokoło nie było słychać nic. Cisza. Nawet ptaki przestały śpiewać. Liście przestały szeleścić. Chmury zastygły na niebie. – Skoro opisałaś, jak bardzo jest cicho, to pierwsze zdanie staje się niepotrzebne. Ładnie scharakteryzowałaś ciszę, nie brnij więc w pisanie ogólników. 

Burzę myśli próbowała uspokoić[,] wciągając do płuc aromatyczne, ciepłe, majowe powietrze. W jej oczach błyszczały łzy. – Tu to samo. Dziewczyna powoli oddycha pachnącym powietrzem, powstrzymuje łzy. Czytelnik może sobie sam dopowiedzieć, że usiłuje się uspokoić. 
Szyk początku zdanie jest nieco sztywny. Lepiej: próbowała uspokoić burzę myśli

Koledzy ze szkoły, przyjaciele, i największa strata[,] jaką poniosła - utrata rodziców. – W tym miejscu powinna stać pauza lub półpauza. Dywiz służy do połączeń wielowyrazowych (biało-czerwony). Ta kwestia jest pokrótce opisana w naszej Encyklopedii: [Bez czego ani rusz? – podstawy podstaw]. 
Swoją drogą, zdanie brzmi tak, jakby bohaterka poniosła stratę utraty rodziców. Sugeruję: Koledzy ze szkoły, przyjaciele, i największa strata[,] jaką poniosła – rodzice. Ponieważ raz, że we wcześniejszej części zdania wspominasz ludzi, więc warto zachować konsekwencję. Dwa: piszesz, że dziewczyna poniosła stratę, więc utrata może pozostać w domyśle. Jest w pewien sposób logiczna. No chyba że chciałaś wzmocnić stratę poprzez celowe powtórzenie. Ale wtedy zrób to tak: (...) największa strata, jaką poniosła. Strata rodziców. Co myślisz?

Postanowiła[,] że zrobi wszystko[,] aby ich odnaleźć  [podwójna spacja] i przywrócić im pamięć. – Problem podwójnej spacji w tekście jest dość powszechny, a jednocześnie łatwy do wyeliminowania. Wystarczy z Wordzie bądź bezpośrednio na Bloggerze kliknąć ctrl+f, a w wyskakującym okienku wpisać „  ” i voilà – program wyłapie Ci wszystkie literówki! 

Chwyciła Harrego za rękę. – Piszemy Harry’ego. 

Jej usta delikatnie wygięły się na krótką chwile[ę] w nieśmiałym uśmiechu.

Kochała tego chłopaka[,] jednak myśl o ich związku kazała jej wybiegać myślami w przyszłość (...). Myśl każąca wybiegać myślami nie brzmi dobrze.

Narcyza[,] wiedząc[,] co za chwilę nastąpi[,] dała sygnał mężowi i synowi. 

Oddalili się pośpiesznie[,] zostawiając wszystko za sobą.

Jednak była na tym świecie jedna osoba, dla której warto trwać na tym nędznym świecie.

Osoba, która pokazała mu[,] że jest coś wart.

Za wszelką cenę chciała go uchronić przed zepsuciem[,] jakiemu uległ jej mąż.

Niestety, Leno, interpunkcja w Twoim opowiadaniu pozostawia wiele do życzenia. Nie będę już poprawiać tego typu błędów, chyba że znajdą się one w cytowanym przeze mnie z innych powodów tekście. Musisz popracować nad podstawami swojej twórczości, gdyż tak niepoprawnie napisany utwór czyta się bardzo ciężko, a miejscami jest on wręcz odrzucający. Możesz się nieco podszkolić w tym temacie przy pomocy naszej Encyklopedii: [7 najczęstszych problemów z przecinkami] i [Więcej o interpunkcji – zagłębiamy się w przecinki], jednak samo przeczytanie tych poradników nic Ci nie da, jeśli nie będziesz nad swoją twórczością pracować samodzielnie. Jakie są moje rady? Po pierwsze i najważniejsze: dużo czytać. Wiem, że to banał, ale dzięki temu nabywa się wyczucia, potrzebnego do poprawnego stawiania przecinków, czasem nie trzeba nawet szerokiej wiedzy, wystarczy odrobina instynktu i obycie. Bo rozumiem: kilka razy gdzieś się machnąć przy trudniejszej konstrukcji, na przykład, z imiesłowami i w zdaniu potrójnie złożonym. Ale brak przecinka przed że...? 

Jeżeli chodzi o sam prolog: nie wiem, po co go napisałaś. Na Blogspocie utarło się, że jest to coś niezbędnego przy pisaniu opowiadania, jednak nic bardziej mylnego. Wiele książek rozpoczyna się bez prologu, tak samo o poziomie opowiadania nie świadczy jego obecność czy też brak. Jeżeli nie masz pomysłu na tego typu wstęp – nie pisz go, nie zmuszaj się. W tym króciutkim fragmencie nie przekazałaś mi nic wartościowego, a jednocześnie zarzuciłaś niepotrzebną ekspozycją. Narcyza martwi się o Dracona? Ojciec go nienawidzi? Hermiona jest zmęczona? Mogłaś mi to swobodnie pokazać w tekście. 
Już tutaj wrzucam Ci link do naszego tekstu o ekspozycji, bo czuję, że masz z nią problem: [Błędy w narracji – ekspozycja]. Mam jednak nadzieję, że to tylko gdybanie na wyrost i w dalszych scenach pozytywnie mnie zaskoczysz. 


Rozdział 1: Poranki

Aromat świeżo wypranej, wysuszonej na wietrze pościeli. Ciepłe promienie słońca powoli rozgrzewały zaspaną twarz Hermiony. – Drugie zdanie przydałoby się zacząć od nowego akapitu, gdyż jeszcze przed tym fragmentem, na początku posta piszesz o świecie i krajobrazie, który nagle, nienaturalnie, zmienia się w opis Hermiony. 

Wiedziała[,] ile ta drobna dziewczyna przeszła. Jak ciężkim zdarzeniom musiała ostatnio stawić czoła. Była jednak silna i pozostała sobą. Nie pozwoliła[,] aby cokolwiek ją zmieniło. Nadal miała w sobie optymizm i radość życia[,] którą zarażała innych. – Droga Leno, to nie jest dobra droga, nie podążaj nią. Nie zarzucaj mnie suchymi faktami z życia i o charakterze Twoich bohaterów, bo: 
a) ciężko i tak je będzie spamiętać, skoro nie popierasz ich żadnymi scenami, 
b) nie jestem w stanie samodzielnie poznawać bohaterów w trakcie lektury, 
c) Twoja pisanina staje się monotonna. Nie potrzebuję tej wiedzy na już, możesz mi ją dawkować w tekście, bym sama miała możliwość rozgryźć charakter Ginny, jej zmęczenie i wewnętrzną siłę. Pokaż mi, jak czasami odpływa gdzieś myślami, by potem zaszczycić rozmówcę wymuszonym uśmiechem, może niech się obudzi zlana potem po koszmarze lub niech jakiś szczegół przypomni jej wojnę i wyciśnie łzy z oczu. 

Cześć[,] Granger - powiedziała cicho Ruda[.] - Mam nadzieję[,] że dobrze się spało, bo nie wiem[,] czy pamiętasz, ale czeka cię cholernie ciężki dzień. – Pierwszy dialog i już muszę zasugerować Ci lekturę kolejnego naszego poradnika: [Dialogi]. Dowiesz się z niego, w których miejscach należy stawiać kropki, kiedy zaczynać wypowiedź wielką literą, a kiedy małą. 
Niby Ginny mówi cicho, ale jednak wypowiada zdanie wielokrotnie złożone. I co? Całe mówi prawie szeptem? Po co?
Jeżeli czytałaś już jakiekolwiek nasze oceny, to pewnie wiesz, że określanie swoich bohaterów po kolorze włosów czy oczu świadczy o kiepskim warsztacie. W zacytowanym zdaniu określenie ruda jest zupełnie zbędne, gdyż masz w scenie tylko dwie bohaterki i łatwo się domyślić, że skoro Hermiona się przywitała, to odpowiada jej Ginny. Nie musisz na siłę wciskać podmiotu w miejscach, gdy może zostać domyślny. Dzięki temu unikniesz tworzenia dziwnych określeń tylko po to, by zminimalizować powtórzenia. 
Chyba że Ruda to pseudonim Ginny, ale, szczerze mówiąc, nie wygląda za dobrze. Tym bardziej że scenę zaczęłaś prowadzić od budzącej się Hermiony, więc jeśli chcesz stosować narrację personalną, nie tylko dialogi muszą zostać wystylizowane. Nawet to, jak Hermiona określa Ginny w swoich myślach powinno w jakiś sposób pasować do bohaterki. I, no właśnie, nie do końca jestem przekonana, czy Ruda pasuje. 
Dodatkowo zastanowiłabym się nad tym, jak Ginny mówi do Hermiony. Skąd nagłe określanie nazwiskiem? Ginny się tak nie wypowiadała, to nie Malfoy. Była grzeczna i ułożona, zawsze zwracała się do Hermiony po imieniu.  

Ruda aż poczerwieniała ze złości[.] Nie rozumiała[,] jak można nawet rozważać przepuszczenie takiej okazji. – A tu mamy typowy head-hopping. Jest to jeden z najczęstszych błędów narracyjnych, o których możesz poczytać tutaj: [O takich, co dobrze mówią – czyli narracja w pigułce]. Polega on na przeskakiwaniu między perspektywami w ciągu jednej sceny. Jeżeli piszesz fragment z punktu widzenia Hermiony, wplatasz w tekst jej uczucia i myśli, to oczami Ginny możesz patrzeć dopiero w kolejnym rozdziale lub po odpowiednim przerywniku (np. asteryskach: ***). Nie powinnaś znajdować się jednocześnie w dwóch głowach naraz, gdyż tworzy się wtedy chaos. Znacznie łatwiej jest się wczuć w postać, poznać jej stylizację, śledzić tok rozumowania, gdy przebywa się z nią chwilę dłużej. Kiedy natomiast zaczniesz mieszać perspektywy, zupełnie się zgubię. Tym bardziej że obie postaci to postaci żeńskie. 
Gdybyś pisała narratorem wszystkowiedzącym, mogłabyś pisać w obrębie jednej sceny o każdym twoim bohaterze. Jednak i tak informacje o różnych postaciach dobrze byłoby oddzielać akapitami. Zresztą powoli odchodzi się od tej narracji, ponieważ zwykle wychodzi chłodna, nudnawa, obiektywna. Aby tak nie było, musiałabyś stworzyć naprawdę przemyślanego, ciekawego, charakterystycznego narratora – gawędziarza, który porywa. Jak, na przykład, narrator „Mistrza i Małgorzaty” (Bułhakowa) czy ten opowiadający, co tam słychać w Świecie Dysku (Pratchetta). W twoim opowiadaniu dostrzegam jednak zadatki na prowadzenie narracji personalnej, takiego delikatnego, kiełkującego POV-u (point of view). A w nim head-hopping to błąd.

Dlaczego tak bardzo nie chciała dzisiaj zjawiać się w Ministerstwie? Dlatego, że tego dnia miało się odbyć przesłuchanie rodziny Malfoyów. – Czy w życiu też pytasz o coś tylko po to, by sobie samej za moment odpowiedzieć? To raczej niecodzienne zachowanie, więc postaraj się tego unikać również w swoim tekście, gdyż sprawia to, że całe napięcie paruje jak mózg w czasie lektury 365 dni

Cała trójka miała stawić się na rozprawie pod zarzutami przynależności do Voldemorta, [zbędny] oraz prześladowania wszystkich uznawanych za '' brudnej krwi ''. – Przynależeć można do grupy, nie do osoby, więc raczej nie tego słowa szukałaś. Może chodziło o przynależność do popleczników Voldemorta? Po drugie: polski cudzysłów tak nie wygląda, użyty przez Ciebie jest amerykański. Do tego nie stawia się spacji po znaku otwierającym i przed znakiem zamykającym. Poprawny zapis to: „(...)”, można go uzyskać za pomocą klawiatury numerycznej i lewego alta: alt+0132 i alt+0148. 

Po paru minutach dziewczęta znalazły się już w kuchni, gdzie czekali na nie już pozostali.

To tylko dwa z pośród wielu znaków (...). – Spośród. 

Z jednej strony informujesz mnie o złym samopoczuciu Malfoya, który pije na umór i ledwo otwiera oczy. Z drugiej – szastasz opisami Malfoy Manor i pokoju chłopaka. Przez to ten fragment staje się mało wiarygodny, bo ciężko uwierzyć mi w załamanie Dracona, gdy ważniejsze są zielone ornamenty na ścianach. 
Trochę mnie zastanawia fakt pobytu rodziny w domu. Skoro są oskarżeni o spiskowanie z Voldemortem, to nie powinni czekać na sąd pod kluczem? To trochę tak, jakby w naszym świecie terrorysta lub morderca czekał sobie miło we własnym mieszkaniu przed rozprawą. Nie mówię, że Malfoyowie od razu powinni się znaleźć w Azkabanie, ale taka swoboda jest mało realistyczna. Nie podkreśliłaś nawet, by rodzina została w domu zamknięta pod kluczem lub że ktoś jej pilnuje, taki dodatek wiele by wyjaśnił.  

Chciałabym Ci tu pokazać, łatwo byłoby uzyskać w Twoim tekście więcej płynności przez pozbycie się niepotrzebnych wyrazów, ekspozycji i tłumaczeń oczywistości. 
- Witaj[,] Hermionka - zawołał wesoło Ron na widok swojej ukochanej. Po wojnie zmienił się jedynie fizycznie. Wydoroślał, zmężniał. Dla niej nadal jednak pozostał niezdarnym rudzielcem. JEJ niezdarnym rudzielcem. Darzyła go niezwykłym uczuciem, była pewna o wzajemności z jego strony. Była to chyba jedyna sfera jej życia gdzie nie martwiła się o to[,] co przyniesie przyszłość - jak [Jak] się spało? 
- Cześć[,] Ron. Raczej kiepsko, nie mogłam zasnąć. Dopiero o wschodzie słońca padłam ze zmęczenia. Nie mogłam przestać myśleć o... - Nie udało jej się dokończyć .
- Jeszcze słowo. Zobaczysz[,] jak cię urządzę[.] - s[S]piorunowała ją spojrzeniem Ruda Ginny[.] - Znajdź sobie lepsze zajęcie niż zamartwianie się, dobrze ci radzę[.] - [Pogroziła jej palcem] nadal chciała obrócić to wszystko w żart i odstresować przyjaciółkę.
- Gdzie jest Harry? - zapytała Hermiona[,] chcąc zmienić temat[.] - Ktoś go widział?
- Tu jestem. Tęskniliście? - Potter pojawił się w kuchni wyraźnie zdenerwowany[.] - Mała zmiana planów. Musimy pojawić się w Ministerstwie za piętnaście minut. Przed chwilą dostałem sowę.
- Nigdzie nie pójdziecie bez porządnego śniadania! - [wykrzyknęła] Molly Weasley. Kobieta bez której świat nie byłby taki sam. Zawsze troskliwa i ciepła, niosąca pomoc czarownica.
- Mamo[,] nie damy rady, po prostu nie możemy się spóźnić - szybko odpowiedział jej Ron. On także nie potrafił ukryć swoich obaw przed dzisiejszym spotkaniem Malfoyów. - Uwierz mi[,] zjadłbym to wszystko sam, ale sama rozumiesz.
- No dobrze, już dobrze. Tylko bądźcie ostrożni. I nie dajcie się sprowokować...- Tu znacząco spojrzała na swojego porywczego syna. Nie chciała by Ron wpakował się w kłopoty reagując nad wyraz gwałtownie na obelgi dumnych arystokratów. Nawet Złota Trójca musiała się liczyć z konsekwencjami takich wyskoków.
- Tak[,] wiem[,] mamo. Wiem. - Spojrzał na Hermionę [z troską], wiedząc że nie wytrzyma gdy ktoś obrazi jego skarb.
- Jeżeli nie chcecie się narazić ministrowi[,] to ja radziłbym się ruszyć. - [rzekł] Harry pospieszał przyjaciół, niemal wpychając ich do kominka[.] - Tak będzie najszybciej.
- Powodzenia[,] dzieciaki - westchnęła Molly[,] po czym jej oczom ukazał się zielony płomień.
Wiem, że to dość długi fragment, ale odpowiedz sobie teraz na pytania: po co nam tak łopatologicznie przedstawiona informacja o uczuciu Hermiony?, czy nie dało się tego pokazać w tekście?, czy wielokropek i przerwane zdanie nie daje nam wyraźnie do zrozumienia, że Hermiona nie dokończyła wypowiedzi?, czy zamiast tłumaczenia, że Ginny próbuje obrócić wszystko w żart, dziewczyna nie mogłaby np. zabawnie pogrozić palcem?, czy akurat w tym momencie potrzebujemy tłumaczenia, kim jest Molly, szczególnie w chwili, gdy tak bardzo widać, że się martwi?, czy pisania, że Ron nie potrafi ukryć zmartwienia, ma sens, skoro nie wynika to z tekstu, więc są to jedynie puste słowa?, czy nie możesz po prostu pokazać, że się troszczy, zamiast informować mnie, że nie wytrzyma?
Pytań mogłoby być o wiele więcej. Widzę tutaj również typową Strzelbę Czechowa, która jednak wypala zdecydowanie za szybko. Skoro piszesz, że dobrze by było, gdyby Złota Trójca nie wpakowała się w kłopoty, to pewnie to właśnie poczynią. Harry też zjawia się jak ten imperatyw w stylu: o wilku mowa. Ron i Hermiona jeszcze porządnie nie zdążyli się przywitać, jeszcze nie dałaś mi poczuć emocji z tym związanych, a już lecimy dalej. Przez to wszystko mam wrażenie, że scena przypomina jakiś gag w stylu„Świata według Bundych”. 


Dodam jeszcze, że zdrabnianie imienia bohaterki – Hermionka – jest… cringe’owe. W angielskiej wersji na pewno by nie dało się stworzyć takiego przezwiska, jest nienaturalne i wygląda co najmniej śmiesznie. Czuję się, jakbym cofnęła się o piętnaście lat do czasów Onetu, a to wcale nie świadczy dobrze o Twoim opowiadaniu. W sumie można to porównać do nazywania bohaterów kolorem oczu czy włosów. 

Przy wielkim stole, który raczej nie budził pozytywnych skojarzeń[,] biorąc pod uwagę wojnę i decyzje[,] jakie przy nim podjęto[,] a także towarzystwo[,] które brało w tym udział. – Coś tu się skwasiło. Tak bardzo na siłę wydłużyłaś to zdanie, że na koniec zapomniałaś, co chciałaś napisać. Przy wielkim stole co? 

Zniszczył tą[tę] wspaniałą, piękną kobietę. – Kolejny artykuł z naszej Encyklopedii do przeczytania: [Kłopotliwe „tę” i „tą” – odmiana zaimka wskazującego]. 

Gdyby nie kolejny opis kuchni, w której pewnie znajdziemy się w czasie opowiadania jeden, jedyny raz, i dziecinne wtrącenia typu Oj tak, tatusiu, to zdecydowanie koniec czy Była po prostu najlepsza na świecie, to fragment byłby całkiem dobry. Udało Ci się przedstawiać rodzinę po przejściach, gdzie ojciec stchórzył, a mimo to nadal ma władzę nad żoną u synem i brutalnie egzekwuje swoje żądania. Zbudowałaś klimat, brawo. Jednak do chyba jedyny pozytyw tej notki.

Byłam nieco przerażona czytaniem dokończonego opowiadania i ilością rozdziałów, ale jeżeli będą one takiej długości, to powinno szybko pójść. Post jest krótki i niewiele wniósł, do tego zawarłaś w nim chyba wszystkie możliwe rodzaje błędów. Niestety – na razie czyta mi się średnio. 


Rozdział 2: Trzeba mieć nadzieję

I wracamy do sceny z poprzedniej notki. Bardzo nieudolnie podzieliłaś ten fragment, szczególnie biorąc pod uwagę długość poprzedniego posta – scena straciła w ten sposób większość napięcia i cały zbudowany klimat skisł jak mleko. 

- Szanowni Państwo mają gości - oznajmił niepewnie przestraszony zaistniałą przed paroma chwilami sytuacją. – Tym razem zgubiłaś podmiot. Cały pogrubiony fragment nadaje się do wyrzucenia. W domu jest awantura, a skrzat jest przestraszony, więc można się łatwo domyślić, z jakiego powodu. 

Hekhemm… – Ekhemm...  Choć na Twoim miejscu używałabym tego rozważnie, jeżeli chcesz, by Twój tekst wyglądał estetycznie.  Wystarczy zwykłe odchrząknął

- W porządku, a teraz proszę[,] państwo Malfoy[,] wejdźcie do kominka, teleportujemy się razem. Aurorzy[,] wiecie[,] co robić. – To tak nie działa, przykro mi. Biorąc to na chłopski rozum – wtedy Harry nie wylądowałby na Nocturnie, tylko teleportowałaby się z nim Molly, by nowicjusz nie zbłądził. Tak samo Potter musiał sam używać proszku, nikt mu go pod nogi nie rzucił. Do tego podróż kominkiem nie jest teleportacją, to jedynie środek lokomocji, taka komunikacja miejska czarodziejów. Chciałaś chyba, by odprowadzenie więźniów brzmiało wiarygodnie, jednak musisz trzymać się kanonu. Może zaklęcie lokalizujące? Albo świstoklik?


Za  minut zaczyna się przesłuchanie! – Znów coś się zgubiło. 

Scena z płaczem jest koszmarnie sztuczna. Najpierw piszesz, że Hermiona nie powstrzymała potoku łez. Bardziej kojarzy mi się to z karykaturą z animacji niż rzeczywistym zachowaniem. Nie wspomniałaś natomiast, żeby kobiety stały w korytarzu długo, z rozmowy wynika, że trwało to w sumie około minuty. Po tym czasie Hermiona podnosi lusterko i nagle: Wyglądała tragicznie. Po makijażu nie było śladu oprócz dwóch czarnych strug pod jej oczami, włosy potargane po uścisku McGongall, twarz zapuchnięta i czerwona od płaczu. – Twarz nie puchnie i nie robi się czerwona po kilku sekundach, a profesor McGonagall (nie McGongall) nie sponiewiarała jej o posadzkę, tylko krótko przytuliła. Niepotrzebnie wyolbrzymiasz. Jeżeli chciałaś podkreślić załamanie Hermiony, to nie wystarczy kilka wymuszonych łez. Napisz o tym, jak drżą jej spocone ręce, jak błądzi wzrokiem, jak krew jej tętni w uszach, nogi robią się miękkie albo jak założyła dwa różne buty, bo myślami była gdzie indziej. Pozwól mi się wczuć, bo takie sceny to pustosłowie. 

Długo nie myśląc i chcąc uniknąć przedwczesnego spotkania w pustym i ciemnym korytarzu[,] wyciągnęła ze swojej torby pelerynę niewidkę. – Typowy Imperatyw Opkowy. Przecież to własność Harry’ego, jakim cudem akurat teraz, gdy jej potrzebowała, peleryna znalazła się w torbie Hermiony? 

Miała zamknięte oczy, a z pod jej rzęs wypływały łzy. – [Spod]

Masz denerwującą tendencję do przerywania scen w połowie. To dopiero drugi rozdział, a już widzę, że próbujesz w ten sposób budować napięcie. Sam zabieg nie jest zły, ale nawyk już tak. Nie jestem w stanie dokończyć żadnego wątku, co jest katastrofalne przy tak krótkich postach, bo okazuje się, że nie zawierasz w nich nawet jednej sceny, jeszcze się porządnie nie wczułam, a fragment się już kończy. Nie jestem w stanie płynąć z fabułą, bo co się rozpędzę napotykam na ścianę. Zastanów się nad tym. 


Rozdział 3: Wyrok sumienia

Ron poczerwieniał na twarzy do tego stopnia, że kolorem przypominała jego włosy. – Kolejne porównanie rodem z bardzo słabych opowiadań na Onecie. Ron był rudy, nie czerwonowłosy, więc nie – jego twarz nie mogła przypominać jego włosów. Chyba że najadł się marchewki albo przesadził z samoopalaczem. 

To już nawet nie jest head-hopping, to chaos. Skaczesz między perspektywami, jak Ci się żywnie podoba. Ron wiedział, że nie zniósłby presji, Hermiona nie miała pojęcia, jaką podjąć decyzję, a Draco nie mógł uwierzyć w słowa Granger. Nie, nie i jeszcze raz nie. Istnieje coś takiego jak POV, a skoro Twoja narracja ukierunkowana jest na odczucia konkretnych bohaterów, to właśnie w ten sposób prowadzisz swoje opowiadanie. Nie występuje tu narrator wszystkowiedzący. Pierwszy nasz artykuł z tego cyklu to [Plastyczne opisy POV – wygląd bohaterów], gdzie znajdziesz podstawowe informacje o tym sposobie prowadzenia tekstu, ale pojawią się również kolejne części, które polecam Ci śledzić. 

Czegoś nie rozumiem. Napisałaś, że Draco trafił do celi, za oknem zobaczył morze. Domyślam się więc, że znalazł się w Azkabanie. W takim razie co robią tu normalni, ludzcy strażnicy? Przecież to praca dementorów. 

-Postaram się, choć niczego nie obiecuję - ze złośliwym uśmieszkiem upiła kolejny łyk herbaty. – Hermiona jest smutna, wręcz załamana, mizerna, strapiona i jakie tam jeszcze chcesz przymiotniki. Martwi się. Osoby w takim stanie nie uśmiechają się złośliwie. A bynajmniej nie robią tego, mając charakter Hermiony. Bo nie wykluczam, że istnieją ludzie, które starają się wypierać emocje, ironizować w nerwach, odreagowywać wewnętrzną niemoc, jednak przez wszystkie znane mi części serii Hermiona tego nie robiła. Dlaczego teraz więc miałaby się tak zachowywać?

- No[,] moi drodzy, chwyćcie mnie za rękę - powiedział Artur.
W tej samej chwili u[w] pokoju rozległ się świst, trzask i już ich nie było.
Czyli Artur teleportował się sam, tak? Bo jeżeli teleportował się w tej samej chwili, co przemówił, to rodzina nie zdążyłaby się złapać za ręce. Raczej chodziło Ci o po chwili. 

Opis wyglądu Hermiony jest dosyć sztampowy – bohaterka przegląda się bez powodu w wielkim lustrze. Nieco wmusiłaś we mnie tę charakterystykę. Postaraj się następnym razem znaleźć jakiś dobry powód dla porównań Granger przed i po wojnie – zdjęcie ze szkoły, spadające z tyłka spodnie. Żeby obraz nie wisiał w próżni tak, o. 

Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie rozwojem wydarzeń. Byłam pewna, że Hermiona uratuje Dracona przez Azkabanem. Bardzo ciekawy zwrot akcji. 

Za to jednej rzeczy nie mogę przeboleć. W czasie czterech notek (w tym króciutki prolog) imię Harry pojawiło się trzydzieści pięć razy, w czasie gdy imię Rona padło dwadzieścia jeden razy. Ponoć Hermiona jest w związku z Ronem. Ponoć, bo ja tego nie czuję. Wszystko kręci się wokół Dracona i Harry’ego. I ja wiem, że to opowiadanie dąży do stania się pełnoprawnym Dramione, jednak jeżeli już usiłujesz mi wmawiać, że istnieje jakaś relacja między Granger a Weasleyem – wczuj się w to choć trochę. Moim zdaniem równie dobrze mogłaś zacząć swój tekst od stwierdzenia, że po wojnie Hermiona była tak rozbita, że rozstała się z Ronem lub wymyślić jakiś inny w miarę wiarygodny powód rozejścia się ich dróg, ale przekonywanie mnie, że istnieje coś, czego nie widać, nie ma sensu. 


Rozdział 4: Szansa

Nie wiem, co tu się stało z czcionką, ale coś tragicznego. Musiałam całą notkę przekleić do Worda, żeby być w stanie zdzierżyć lekturę. 

Czemu dopiero teraz dowiaduję się, że Ministrem Magii jest Kingsley, skoro ponoć prowadził przesłuchanie w dwóch poprzednich notkach? Mam wrażenie, że ten pomysł zrodził się w Twojej głowie nagle, w trakcie pisania, a nie przed zaplanowaniem fabuły, i zapomniałaś dostosować poprzednie części do nowej rzeczywistości. 

Podszedł do okna, uchylił je, wpuścił sowę do środka i odebrał od niej przesyłkę. Podszedł do biurka, rozerwał kopertę, rozwinął list i zaczął czytać[,] mamrocząc do siebie pod nosem. – Takie nagromadzenie czasowników sprawiło, że gdzieś w połowie zdania się zgubiłam. Fragment wygląda amatorsko. A może zwykłe: 
Uchylił okno, by wpuścić sowę. Chwycił kopertę i mamrocząc do siebie, rozpoczął lekturę
Dużo lżej, nie uważasz? 

Sowa wydała z siebie dźwięk dla niej charakterystyczny i zniknęła w mroku. – Zwykłe zahukała wystarczy. Nie szukaj dziwacznych zamienników, inaczej Twój tekst traci na lekkości. Czasem nawet lepiej powtórzyć jakiś wyraz czy imię, niż tworzyć takie potworki. 

Średnio rozumiem całą sytuację. Wizengamot to taki czarodziejski sąd najwyższy. Nie sądzę, by nawet w ważnej sytuacji dało się zwołać posiedzenie w ciągu jednego dnia, nie mówiąc już o tym, że zrobiono to na prośbę młodej czarownicy, która przecież niedawno zeznawała. Wszystko jest bardzo mało wiarygodne. Czy Kingsley nie mógłby się najpierw sam udać do Hermiony, by zapytać, co takiego ważnego chciałaby przekazać, zamiast fatygować dużej grupy wpływowych czarodziejów, by stawili się na zgromadzeniu, które może nic nie wnieść? 

Chciałam Ci zarzucić, że Hermiona może zostać posądzona o składanie fałszywych zeznań za pierwszym razem, ale… 
Cofnęłam się do rozdziału trzeciego, gdzie Draco był przesłuchiwany. Padły tam słowa: 
Jest pan pierwszym przesłuchiwanym[,] więc wyjaśnię[,] w jakim celu są tutaj pana koledzy z Hogwartu. Otóż ich zdanie jest dla nas bardzo pomocne w orzekaniu wyroku, widzieli oni podczas wojny niekiedy więcej niż my. Ich zeznania mogą pomóc lub zaszkodzić.
W liście za to widzimy: 
Zwracam się z prośbą o ponowne przesłuchanie mnie w sprawie Dracona Malfoya.
I pojawia nam się tu mały zgrzyt. Otóż Hermiona nie zeznawała w sprawie Dracona. Mimo uprzedzenia chłopaka, że opinie jego znajomych mogą go uratować lub pogrążyć, Minister Magii nawet ich nie poprosił, by cokolwiek w tym temacie powiedzieli. Zapytał jedynie, czy uważają Dracona za winnego. Przez to i „ponowne przesłuchanie” odbieram całe wydarzenie jako farsę, a Wizengamot jako zbieraninę głupków. 


- Rozumiem, rozumiem. Czytaj ten list[,] ciekawość mnie zżera. - Po słowach Harry'ego zaczęła czytać na głos. – Jeżeli przeczytałaś nasz poradnik o dialogach, to wiesz już, że jeśli dopisek narratorski dotyczy innej postaci niż ta, która wypowiedziała słowa (tu: mówi Harry, ale w komentarzu podmiotem jest Hermiona), to powinien on trafić do nowego akapitu. Ten błąd powtarza się w Twoim opowiadaniu wielokrotnie, musisz przejrzeć tekst pod tym kątem. 

Powód zwołania posiedzenia wydaje się dziecinny. Skoro przesłuchania zostały zakończone, a prowadzone są one w Ministerstwie, nie na podwórku, to sympatia i zaufanie, którymi Kingsley darzy Hermionę, nie powinny mieć nic do rzeczy. Chyba że chcesz go kreować na wyjątkowo słabego Ministra Magii.  

O ile czasami dialogi bez dopisków narracyjnych, wartkie i płynne, są fajne, o tyle jest to już Twoja piąta notka i w większości napotykam takie właśnie rozmowy. Przez nie krótkie posty stają się jeszcze mniej treściwe, a ja nie mogę się wczuć i poznać bohaterów. Czy Twoje postaci stoją jak kołki, gdy mówią? Może Hermiona bawiłaby się włosami? Harry poprawiał okulary czy stukał palcami w blat? Niech coś się dzieje. Daj mi poznać bohaterów w codziennych sytuacjach, ich typowe zachowania, nie jedynie suche wypowiedzi. 

Moja droga Leno… Poziom abstrakcji Twojej fabuły zaczyna mnie lekko dobijać. Narcyza jest w Azkabanie. W takim super-über więzieniu dla czarodziejów, z którego nikt nie ucieka, a stróżujący tam dementorzy są uznawani za jedne ze straszniejszych istot na świecie. Coś Ci świta? Bo w tym momencie mam obrazek w pełni świadomej swojej sytuacji kobiety, która leży sobie na pryczy (to takie łóżko, nie prowizoryczne, jak je określiłaś), a do jej drzwi zagląda staruszka z kocami, która wyśpiewuje jej wszystkie informacje o synu. Nie, nie i jeszcze raz nie. To jest więzienie. Tutaj nie pracują staruszki i nie otwierają samowolnie cel, by jakiś nieco silniejszy osadzony mógł je trzasnąć w głowę i zwiać. Tu w ogóle nie pilnują więźniów ludzie, od tego są dementorzy, którzy wysysają szczęśliwe wspomnienia, a czasem i składają pocałunek odbierający duszę (gdy ogłoszono taki wyrok). Właśnie dzięki temu ludzie leżeli i patrzyli sobie w sufit, zamiast próbować dać nogę. Syriuszowi się to udało tylko dlatego, że spędził wszystkie lata w ciele psa, który myśli inaczej niż człowiek, więc dementorzy sądzili, że go złamali, bo nie odnajdywali w jego umyśle szczęścia. A u Ciebie całe to więzienie to taka trochę izolatka na oddziale zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym, brakuje tylko pigułek. Nie wiem, co Tobą kierowało, gdy tak bardzo wypaczałaś cały ten obraz, ale to jest ekstremalnie złe. 

Całe przesłuchanie to też farsa. Powodem uniewinnienia Draco miałby być fakt, że bohater smucił się i pocieszał matkę? Hermiona sugeruje, że Lucjusz używał Imperiusa wobec swojej rodziny, chociaż nic na to nie wskazuje? Od kiedy Granger ze spokojem wygaduje takie totalne bzdury? Nawet seryjni mordercy potrafili się troszczyć o swoje rodziny. Większość przestępców też nie wzięło się znikąd, ktoś miał na nich kiedyś zły wpływ, jak Lucjusz na Draco, który przecież był dorosły w czasie wydarzeń z siódmego roku. Leno, czy wyobrażasz sobie na sali sądowej powiedzieć, że człowiek jest niewinny, bo miał zatroskany ton głosu? Czy zażądałabyś dodatkowej rozprawy, by opowiadać takie pierdoły? Cała ta scena jest tak bardzo abstrakcyjna, że zastanawiam się, czy Ty aby nie tworzysz karykatury! Nie da się pisać dobrego opowiadania na podstawie nierealistycznych głupotek, które przychodzą Ci do głowy. Musisz zacząć te pomysły przekuwać w coś wiarygodnego, zaplanowanego i trzymającego się kupy. Twoja fabuła musi mieć ręce i nogi. Ja rozumiem, że to jest świat magiczny i na wiele rzeczy mogłabym tu przymknąć oko, ale nie na taki sajgon, który dzieje się w najważniejszym organie w kraju! To tak, jakbyś takie kocopoły wygadywała przed naszym prezydentem. 
Jedynym wiarygodnym fragmentem tej notki jest spalona zupa… 



Rozdział 5: Sprawiedliwość?

Dostrzegła kobietę ubraną w elegancką suknię, której twarz była osłonięta woalką. Zbliżała się do niej z wyciągniętą ręką. – Twarz sukni była osłonięta woalką i wyciągała rękę? Sugeruję: Dostrzegła kobietę w eleganckiej sukni, osłoniętą woalką. Do tego w scenie mamy dwie kobiety, więc nawet i bez tego ciężko by było zgadnąć, kto do kogo się zbliża. 

Spojrzała w dół i ujrzała ciemną, rozgniewaną wodę, która rozbijała się wielkimi falami o skały. Podeszła do samej krawędzi (...). – I znów: ta woda podeszła? Cały ten akapit to chaos podmiotów i dopełnień; czytam każde zdanie po trzy razy. 

Podali ci kilka eliksirów, w tym Słodkiego Snu[,] i wezwali mnie. – Ale… czemu? Hermiona omdlewa, a wzywa się Pottera? Nie Rona, który ponoć jest z nią w związku? Nie odsyła się jej do szpitala czy gdzieś, skoro rodzice dziewczyny to mugole? Czy wyobrażasz sobie, by w naszym świecie ktoś wzywał randomowych znajomych w takiej sytuacji? Jeszcze żeby to było pokazane w tekście, że, na przykład, Hermiona kontaktuje się z Harrym, ponieważ tak mocno kocha Rona, że nie chce go martwić, nie chce sprawiać mu kłopotów. Jednak tutaj, no właśnie, brakuje powodu. 
Kolejny raz widzimy użycie kominka do przeniesienia więcej niż jednej osoby jednocześnie. W połączeniu z opisem Azkabanu strasznie boli mnie brak researchu. 

Czytanie Twoich dialogów, które są dość płytkie, czasem wręcz infantylne, a do tego bez żadnych komentarzy narracyjnych, jest bardzo trudne. Staram się czytać dokładnie i ze zrozumieniem, ale niewiele z tego pozostaje mi głowie. 

Scena ze znalezieniem fiolki zawierającej sproszkowany róg jednorożca to typowa [Strzelba Czechowa]. Teraz w Twoich rękach, czy wykorzystasz ten pomysł z głową. 
Edit: Nope, róg nie ujrzał więcej światła dziennego. Zapomniałaś o nim? 

Jak czytam o tych kajdanach i gaworzącym pracowniku Azkabanu to mi się czka, serio. Nie będę już poruszać tego tematu, ale wiedz, że pamiętam. 

Zaczynasz scenę z perspektywy Ministra, by chwilę później pisać o tym, czego dość ma Draco, a co myśli Narcyza. Jest to już kolejny [Head-hopping]. Musisz przejrzeć cały swój tekst pod tym kątem i walczyć z tą przywarą w przyszłości. 

Plączesz się w zeznaniach. W jednym akapicie mam: 
Niektórych opisywanych przez matkę rzeczy nie wiedział aż do teraz.
Zawsze się tego domyślał, lecz dopiero wtedy dotarło to do niego wyjątkowo boleśnie.
To wiedział czy nie wiedział? 

Kolejne przesłuchanie, które mogło mieć ręce i nogi, a wyszło… słabo. Kingsley sam przepytywał Malfoyów przy pomocy Veritaserum. Dwie osoby oskarżone o zbrodnie, wtrącone do najlepiej strzeżonego czarodziejskiego więzienia. Wypuścił ich również sam. Kto mu uwierzy? Czy nikt nie będzie podważał jego decyzji? Nikt nie zażąda zmiany Ministra, skoro aktualny preferuje taką samowolkę? Po raz kolejny proszę – wyobraź sobie taką sytuację w naszym świecie. Prezydent przesłuchuje sobie dwójkę skazańców na osobności, by z uśmiechem na twarzy wypuścić ich na wolność. Niemożliwe, prawda? Niby istnieje prawo łaski, które głowa państwa może wykorzystać, ale to też jest o wiele bardziej skomplikowane niż przedstawiony przez Ciebie obraz. 


Rozdział 6: Tajemnica

Trudno mi to wytłumaczyć[,] ale sprawy poufne załatwiam właśnie tutaj. Nie chciałem[,] żebyście się tutaj teleportowali[,] bo sam budynek jest przed tym odpowiednio chroniony[,] a w okolicy roi się od mugoli. Dlatego też nikt nieprzyjazny niczego nie podejrzewa. – Trudno mi wyobrazić sobie tę sytuację. Jak już pisałam – Minister Magii to taki nasz prezydent. W Ministerstwie zawsze były i zawsze będą osoby chcące zmienić władzę, zarówno w magicznym, jak i mugolskim. To nie jest argument, by kitrać się po kątach, gdy chce się porozmawiać poufnie. Nie lepiej by było, gdyby na oczach gości Kingsley używał dodatkowych zaklęć chroniących pokój lub wyciągnął magiczny przyrząd służący do zakłócania podsłuchów? Nawet w pierwotnej sadze wspominano, że w czasach wojny lepiej spotykać się w miejscach publicznych, zatłoczonych. 

A to wszystko udało się głównie dzięki tobie, panno Granger. – Nadal to do mnie nie przemawia. Hermiona jedynie powiedziała, że Draconowi dobrze patrzyło z oczu i brzmiał szczerze i… puf! They let them free! 


Hermiona stała przy kuchennym  [spacja] stole[,] wpatrując się w srebrną łyżeczkę[,] czekając[,] aż czajnik wesoło zagwiżdże[,] oznajmiając gotowość wody do użycia. – Po pierwsze: nagromadzenie imiesłowów przysłówkowych współczesnych w tym zdaniu sprawia, że bardzo ciężko się czyta. Po drugie: już pisałam wyżej, żebyś nie szukała wymyślnych zamienników wyrazów. Woda się zagotuje. To nie żołnierz, który czeka na rozkazy. No i, na bora, ja naprawdę wiem, co oznacza gwizdanie czajnika. Wiem, jak działa czajnik!

Ginny! - Harry zbiegł po schodach[,] porywając ukochana[ą] w objęcia. – Tak sobie teraz myślę – ich związku też jakoś nie zauważam w trakcie lektury. 

Nie chciał dolewać oliwy do ognia drażliwym tematem. – Dolewanie oliwy do ognia właśnie na tym polega, że potęguje się negatywne emocje i zwiększa czyjeś niezadowolenie. Tego też nie musisz dopisywać. 

A teraz chodźcie już spać, musicie być zmęczeni. - Po jego słowach wszyscy rozeszli się i zapadli w słodki sen. – Znowu Imperatyw Opkowy wygrywa z logiką. Leno, Twoi bohaterowie są dorośli i nie spędzili dnia na pracy w polu czy rąbaniu drewna. Długo się nie widzieli, a pogadali dziesięć minut i nara? Fakt, że powiedzieli wszystko, co było dla Ciebie istotne, nie znaczy od razu, że należy ich kłaść spać jak Simów, którzy już wykonali wszystkie higieniczne czynności. 

Zamorduję cie[ę][,] Granger kiedyś za te twoje tajemnice! – Kolejna nieudolna ekspozycja. Piszesz, że Twoja bohaterka ma tajemnice, ale… dla mnie ich nie ma. Na razie tylko ukrywa przed Ronem fakt, że zeznawała, by uwolnić Malfoya, nic więcej. Przez takie rzeczy Twoja pisanina staje się dla mnie mało wiarygodna. 

Pomieszczenie w niczym nie przypominało tego w Malfoy Manor. Było mniejsze i pogodniejsze, lecz nadal eleganckie. – Słówko nadal sugeruje, że jednak w czymś przypominało – było eleganckie. 

Zakończenie notki jest w moim odczuciu wyjątkowo słabe i dziecinne. Hermiona to dziewczyna o niecodziennej inteligencji, a Harry przeżył w swoim życiu wystarczająco wiele, by perspektywa kolacji z Malfoyami nie była dla niego szczytem koszmaru. U Ciebie oboje poszli bez słowa opróżniać barek z alkoholem. To wyjątkowo płytkie zagranie, wymuszone pod to, by bohaterowie mieli następnego dnia kaca. Może chciałaś w ten sposób pokazać mi, jak bardzo zaproszenie uderzyło w bohaterów, jednak nie odczułam tego, gdy oboje jedynie odwrócili się na pięcie i otworzyli wino. Nie dałaś mi żadnych uczuć, przemyśleń, żadnego szoku. Wino można otworzyć z wielu powodów, równie dobrze mogli być zachwyceni spotkaniem z Draco i jego matką. 
Wizyta na Pokątnej wydała mi się bez pomysłu. Miałam nadzieję, że wydarzy się coś konkretnego, a bohaterowie jedynie minęli się i tyle. 
Podoba mi się za to postać Blaise’a. Przypomina mi nieco Syriusza z większości opowiadań potterowskich, jednak nie ma w tym nic złego i rozluźnia on atmosferę. 


Rozdział 7: Spotkanie

Mina Draco doskonale odzwierciedlała jego podirytowanie. – Nie pisz mi, że miał poirytowaną minę, pokaż mi to. Skrzywił się? Jego oczy się rozszerzyły? Uniósł podbródek? Zmrużył powieki? Wczuj się, Leno! 

Stary[,] nie dobijaj mnie - Powiedział młody Malfoy [spacja] i w akcie poddania się opadł na pobliski fotel. – Podkreślony fragment jest zbędny, nie jest mi potrzebna ta informacja, skoro mogę sobie sama dopowiedzieć, że wraz ze słowami i opadnięciem na fotel Malfoy się poddaje. 

Z czasem przesunął się on na lewe oko[,] skutecznie oślepiając. – Przecież Hermiona miała zamknięte oczy, to jak światło ją mogło oślepić? 

Wzrok Ginny, Harrego i Hermiony unikał spojrzenia w twarz Rona. – To bohaterowie unikali spojrzenia na Rona, nie ich wspólny wzrok, który przecież nie posiada własnej woli, a jego właściciele jednej jaźni. 

Doskonale wiedzieli o swojej winie, Ron nie przebaczał łatwo. – Jak z tymi tajemnicami Hermiony – nie widać. 

Wiem, że całe to opowiadanie dąży do związku Hermiony z Draco i że musiał pojawić się powód, by Ron wreszcie spakował manatki, ale kłótnia do mnie nie przemówiła. Weasley wykrzyknął parę zdań i trzasnął drzwiami, nikt z bohaterów nie próbował się bronić, chociaż Ron na początku powiedział, że jeszcze przyjdzie czas na wyjaśnienia. Hermiona również nie przejęła się za bardzo losem swojego lubego, skoro już akapit niżej odstawia się jak arystokratka na spotkanie z rodziną Malfoyów i nawet przez myśl jej nie przemyka cholera, czy on do mnie wróci?. Tym bardziej że przecież każdy zna charakter Rona i wiadomo – bohater najpierw krzyczy i ma fochy, a potem wraca, korzy się i wszyscy się dogadują. Teraz nagle nie.

Minęli kilka zakrętów i kiedy tylko wyszli na sporych rozmiarów plac pokryty żwirkiem (...). Żwirek to jest u kota w kuwecie. Żwir. 

( Żebyście wiedzieli mniej więcej o co mi chodzi :P oczywiście otoczenie budynku jest takie jak w tekście). – Ten dopisek jest wyjątkowo bezsensowny. Przecież wszystkie opisy są po to, byś mogła mi pokazać, co siedzi w Twojej głowie. Mogą być one czasem mniej lub bardziej karkołomne, gdy nie bardzo wiesz, jak dobrać odpowiednie słowa, ale na tym to wszystko właśnie polega. Teraz to wygląda tak, jakbyś napisała: patrz, czytelniku, tu jest opis! 



Przed nimi pojawił się młody, wyglądający na średnio rozgarniętego, zgredek. – Zgredek jest tu synonimem skrzata? Bo nie wiem, czy pamiętasz, ale… [spoiler alert] Zgredek nie żyje. 

Zakochałaś się,[zbędny] czy co? – Bardzo dziecinny komentarz. Taki poziom gimnazjum, a nawet niżej. I to tylko dlatego, że Hermiona patrzyła na Draco kilka sekund za długo? Nie wymuszaj tak fabuły. Zamiast płynąć z wątkiem, to rzucasz mi wszystkim w twarz. 

Podoba mi się fragment o wpatrywaniu się w jezioro. Miło, że Malfoy wreszcie zauważył ludzką stronę Granger, mogłaś ten temat nieco lepiej rozwinąć: położyć większy nacisk na jego szok, gdy zobaczył tę odsłonę dziewczyny, zdumienie, jakiś wewnętrzny spokój, który odczuł dzięki niej. Znowu: wczuj się!

Uczucia Hermiony nie przemawiają do mnie w ogóle. Są sztuczne. Nic nie wyjaśniasz. Dziewczyna jest zestresowana, zawiesza się, nie może oderwać wzroku od Draco, ciężko jej mówić, a tak naprawdę nic się nie wydarzyło. Daj mi jakieś oparcie: konkretne zachowania, które przyciągnęły jej uwagę i ją zdziwiły, słowa, które zapadły jej głęboko w serce, cokolwiek. Bo na razie wszystkie te uczucia wzięły się znikąd i wiszą w próżni, a co za tym idzie – nie wierzę w nie. 


Rozdział 8: Przedstawienie czas zacząć

Odnoszę wrażenie, że postaci Ginny i Blaise’a to dla Ciebie takie zapychacze, które pojawiają się w fabule, gdy akurat ich potrzebujesz. Szczególnie Ginny. Gdy Harry i Hermiona musieli załatwić sprawę z Kingsleyem – wszyscy Weasleyowie udali się do Rumunii. Teraz, gdy potrzebny Ci był święty spokój na czas załamania Granger – Ginny nagle zostaje wezwana przez Molly do domu. Nieco to naciągane. 

Za to historia Hermiony ma ręce i nogi. Wreszcie pokazałaś mi nieco jej osobowości, problemów i uczuć. Nie wyjaśnia to wprawdzie, czemu zaserwowała Ronowi taką olewkę, gdy ten się zdenerwował, ale mogę teraz zrozumieć ich chłodniejsze stosunki. Szkoda jedynie, że nie dawałaś sygnałów wcześniej. Mogła przestać wyciągać do niego rękę, gdy razem idą, zapomnieć o jego imieninach czy najzwyczajniej w świecie zrobić śniadanie tylko dla siebie, chociaż zawsze robiła dla obojga. Takie małe rzeczy budują klimat. 

Wiosłując[,] podjął bardzo ważną decyzję. Nie wróci do Hogwartu. – A gdzie jakieś przemyślenia? Ten temat pojawia się po raz pierwszy i od razu tak z grubej rury… 

Wtedy drzwi Wielkiej Sali uchyliły się,[zbędny] i przez niewielką szczelinę,[zbędny] próbował się wślizgnąć pewien blond chłopiec. – On ma osiemnaście lat, to już nie chłopiec. 

Draco spojrzał na stół Gryffindor'u – Gryffindoru

- Harry.
- No...
- Harry!
- No co?
- On do mnie kiwnął.
- Kto?
- No chyba sam wiesz kto!
- To niemożliwe. Zabiłem go, nie pamiętasz?
O, a za to masz plusa. Fajne. 

Prefekt naczelny zajmuje się dwoma domami: swoim i sprawuje kontrolę nad drugim mu przydzielonym. Zazwyczaj łączymy was w ten właśnie sposób, więc nie widzę powodu by to zmieniać: Hufflepuff - Ravenclaw oraz [zbędna podwójna spacja] Gryffindor - Slytherin. – Nie, to tak nie działa. Prefektów nie wybierano na piątym roku i basta. Co roku wybierano ich na piątym, szóstym i siódmym roku, z czego dwójka z siódmego (chłopak i dziewczyna z dowolnego domu) stawała się Prefektami Naczelnymi. I to nie działa tak, że Naczelny ma pod sobą dwa domy, nie ma żadnych par. Naczelny jest po prostu prefektem dla całego Hogwartu, kropka. 


Rozdział 9: Księżycowy pakt

A ile on tam niby siedział? [spacja] Tydzień? - Ron ściągnął na siebie nieprzyjazny wzrok przyjaciół. W miejscu takim jak Azkaban jeden dzień wyglądał jak miesiąc, tydzień jak rok i tak dalej. Słyszeli opowieści o ludziach[,] którzy po bardzo krótkim czasie tam spędzonym,[przecinek zbędny] nigdy nie wracali do normalności. – Czyli jednak pamiętasz, że to miejsce przerażające i grożące utratą zmysłów, a nie wczasy z odosobnieniu? Świetnie. Szkoda, że jeden wzrok wszystkich bohaterów nadal jest tworem łączącym myśli grupy. 

Zdaje się[,] że to dla ciebie - powiedziała[,] wręczając mu małą, niepodpisaną kopertę. - Otwórz ją dopiero[,] gdy będziesz sam, takie było życzenie nadawcy. – Naprawdę zdegradowałaś dyrektorkę do poziomu listonosza? 

Po raz 54 przewróciła się na drugi bok. – W większości przypadków liczby w prozie zapisujemy słownie. 
W sumie ciekawa kwestia z tą liczbą. Naprawdę bohaterka to sobie liczyła? Może od razu skreślała kreski co pięć gdzieś na ścianie?

No i mamy… Spodziewałam się, że Hermiona i Draco spotkają się w Łazience Prefektów. Ale żeby już pierwszej nocy? 

Wielokrotnie tutaj była[,] jednak nigdy nie miała okazji zażyć kąpieli w tym bajecznym basenie. – A po jakie licho Hermiona wielokrotnie odwiedzała Łazienkę Prefektów? 

Jednak ambitna natura Ślizgona kazała mu dociec[,] kim był ten geniusz. – To nie kwestia ambicji, tylko ciekawości lub wścibskości, momentami potwornie mieszasz słownictwo. 

Widzę, że Imperatyw Opkowy dostał główną rolę w Twoim tekście. Nie dość, że Draco pomyślał o Łazience Prefektów idealnie o tej samej porze, co Hermiona (przypomnijmy: o drugiej w nocy!), to po ucieczce chłopaka i jego ukryciu się, Granger odnalazła go błyskawicznie, ot tak. W gigantycznym zamku, bez żadnych poszlak, w środku nocy. Przecież to nie jest pies tropiący, również nie wygląda mi na wyrocznię, więc… jak? 

Cała ta zagmatwana sytuacja, w której Draco musi udawać antypatię do Harry’ego i Hermiony, wydaje się bardzo sztuczna, a wręcz dziecinna. Pragnę Ci przypomnieć, że to dorośli ludzie, tak samo jak Narcyza i grożący jej Nott. Były śmierciożerca nie bawiłby się w takie gierki, po prostu zleciłby zabójstwo lub sam się tym zajął. Naprawdę nie wymyśliłaś lepszego pomysłu, by zmusić tych dwojga do częstszego kontaktu? 
A śmierciożerca piszemy małą literą. 


Rozdział 10: Zmiana planów

Na początku tego posta spaczyłaś cały charakter Hermiony kreowany przez J. K. Rowling, jak również wszystkie jej cechy, które próbowałaś mi wmówić od początku swojego opowiadania. Granger zaspała na swój pierwszy dzień obowiązków jako Prefekta, a Ty kwitujesz to jedynie krzywym uśmieszkiem i stwierdzeniem, że ciężko jej wstać z łóżka? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. To, co kreujesz w opisach swojej głównej bohaterki, nijak ma się do jej zachowania w czasie lektury, jesteś niekonsekwentna, a przez to Twoja postać wydaje się niedopracowana i płytka. 

Chyba już na mnie pora, widzimy się na Eliksirach. – Małą literą. 

Będziesz od teraz podsuwać Hermionie Dracona pod nos przy każdej nadarzającej się okazji? Dziewczyny wyszły razem do Trzech Mioteł, miałam nadzieję, że dowiedziałabym się czegoś ciekawego o Ginny, a jeszcze bardziej interesowałby mnie jakiś nieco bardziej uczuciowy wywód ze strony Hermiony, bym mogła nieco lepiej ją poznać. Dostałam za to po raz kolejny ukradkowe spojrzenia, tajemniczy liścik, a rozmowa (ponoć) przyjaciółek przeprowadzona została po łebkach, zapchana ogólnikami i nie wniosła niczego, czego nie mogłaś przedstawić w krótkim dialogu w ich dormitorium. Po co więc to wszystko? 

Hermiona pokiwała głową w geście zaprzeczenia. – Głową kiwa się, by przytaknąć, nie by zaprzeczyć. Chyba że akcja opowiadania nagle przeniosła się do Bułgarii.

Scena z romansem Rona jest jedną z bardziej wiarygodnych w całym Twoim opowiadaniu. Również reakcja zdradzonej Hermiony wydaje się niewymuszona, tak mogłaby poczuć się nastolatka, której pierwszy chłopak właśnie podrywa inną. Udało Ci się w ten sposób zgrabnie połączyć wątki Hermiony i Draco, by ci zaczęli współpracować. Brawo. 


Rozdział 11: Zemsta zemstę goni

Tytuł jest, moim zdaniem, nieco na wyrost. Zemsta kojarzy mi się w czymś bolesnym, a przede wszystkim – zauważalnym. U Ciebie ma ona miejsce tylko przy rzucaniu czaru, a przez następne rozdziały ta kwestia jest poruszona aż raz. To nie zemsta, to psikus. 
Dla Hermiony Ron był przecież pierwszą miłością. Spędziła z nim większość swojego dzieciństwa, przecież to już osiem lat, gdzie parokrotnie nie rozstawali się nawet na wakacje! Jednak Twoja bohaterka zachowuje się jak fochnięta małolata, którą wystawił nowy chłopak. Nie tak to powinno wyglądać, nie uważasz? Nie widzę żalu, rozpaczy, wspomnień, skojarzeń, Granger nie jest rozgoryczona czy wściekła. Może nieco zdenerwowana, ale opis ataku na Rona, który udaremnił Malfoy, był tak płytki, że nawet złość ciężko było zauważyć. Gniew nie przyćmił jej myśli, nie czuła tętniącej w skroniach krwi, nie zaczęły jej się trząść ręce czy nie poczuła uścisku w sercu. Skwitowanie całej tej sytuacji powrotem do dormitorium i wzięciem Eliksiru Słodkiego Snu to wisienka na torcie abstrakcji. Żadnej myśli czy refleksji ze strony Hermiony. 
Boleśnie widać, że cała ta sytuacja została stworzona, by zbliżyć do siebie dwójkę głównych bohaterów. 

Straszyłaś mnie osobą Kelly Barks, jakby był to diabeł wcielony, który zmieni cały bieg Twojej historii. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się bałam. Uciekłaś w streszczenie wszystkich wydarzeń, zamiast dać mi chociaż ze trzy sceny, które pozwoliłyby mi poznać córkę Rity – polubić ją bądź nie – i które wywołałyby u mnie w ogóle jakikolwiek odzew. Sposób, w jaki przedstawiłaś nową bohaterkę, sprawił, że wszystkie informacje spłynęły po mnie jak po kaczce. Po przeczytaniu akapitu Twojego sprawozdania, nie pamiętałam już nic z tego, co usiłowałaś mi wmówić. Usiłowałaś, bo to do mnie nie dotarło. Taki właśnie jest problem ze strzeszczeniami. Możesz zarzucać nimi czytelnika, jednak niewiele z ich zawartości rzeczywiście pozostanie w pamięci odbiorcy, bo forma jest płytka i nieskłaniająca do przemyśleń.
Do tego fakt, że Draco, Hermiona i Harry są już dorośli, wcale nie sprawia, że ich dziecinne zachowania stają się bardziej wiarygodne. Przecież Malfoy ma być żądnym krwi śmierciożercą, więc czy wybuchy z kociołka, topniejące ubrania lub rozlana zupa to odpowiedni dowód dla Notta, że Draco nie lubi swoich znajomych? Według mnie niekoniecznie. Nie wiem, czy zwróciłaś na to uwagę, ale wraz z dojrzewaniem głównym bohaterów, zmienia się również klimat książek J. K. Rowling. Początkowo młodzieńcze psikusy przeradzają się w poważniejsze problemy, czasem nawet brutalne. Ty, droga Leno, zatrzymałaś rozwój emocjonalny bohaterów na poziomie drugiej, może trzeciej części, czyli w wieku trzynastu lat, gdzie wielkim problemem Rona i Hermiony było to, czy Krzywołap zjadł szczura. Nie czułaś, gdy pisałaś, że to nie są poważne sprawy, a zwykła błazenada? 

Piszesz: Nie chciała zapytać go [Dracona] osobiście z dość jasnych powodów. 
Świetnie… Rozumiem, że fakt, iż w Hogwarcie jest potencjalny szpieg śmierciożerców wcale nie jest jasnym powodem do niewysyłania do Malfoya tony niepotrzebnych liścików? Piszę potencjalny, bo na razie żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują, żeby ta postać miała jakiekolwiek znaczenie dla fabuły. 
Edit: Niedługo okazuje się, że ma jednak… Kelly wcale nie łączy ich ze śmierciożercami, a jedynie tworzy małą histerię w Hogwarcie, więc nadal wszystko, co próbujesz mi wmówić od początku tej historii, okazuje się bujdą na resorach. 
Zbudowałaś nieudolne wątki, dla których teraz tworzysz równie infantylne preteksty. Jeżeli Twoja fabuła ma się trzymać kupy, to nie możesz nagle z wroga publicznego numer jeden robić pieska kanapowego, a ze śmierciożerców niegroźnych żartownisiów. 

Okazało się, że Kelly poza sprawami związanymi ze śmierciożercami, załatwiała też w Hogwarcie swoje prywatne porachunki. Gdyby cała rozgrywka była lepiej opisana, dałoby Ci to możliwość stworzenia kawałka fajnej fabuły, jednak w tym stanie akcja jest ledwo wystarczająca, by utrzymać mnie przy czytaniu. Nie rozumiem, czemu Barks uparła się jedynie na Hermionę, przecież Harry też był zamieszany w obalenie Rity. Do tego gdyby rzeczywiście Barks chciała zniszczyć Granger, to zabiłaby Abbott, a nie jedynie ją lekko sponiewierała. Skoro Kelly była powiązana ze śmierciożercami, to nie powinna mieć żadnych skrupułów, by zostawić za sobą trupa. Mogę Ci w tym momencie polecić nowy artykuł Sko: [ANTAGONISTA – jak go lubić i szanować?]. 


Rozdział 12: Niespodzianka

Słońce powoli wznosiło się coraz wyżej, ogrzewając zaspaną, zziębniętą ziemię. – Przecież nie stylizowałaś nigdy tekstu, to skąd tu to nagle? Cały akapit utrzymujesz w tych tonach, mocno się to gryzie z resztą tekstu. 

O, a tu już zapisujesz śmierciożerców małą literą. Czemu nie poprawiłaś tego w poprzednich postach? 
Edit: chwilę później znowu niepoprawnie. Rozumiem, że to w pełni losowe w Twoim przypadku. 

Kiedy przeszła przez jego ciężkie, drewniane drzwi, jej oczom ukazał się Potworek, skrzat domowy (...). – Przecież już wiem, ja ma na imię skrzat rodziny Malfoy, nie musisz mi tego wyłuszczać. 

Trzymane w lewej dłoni kwiaty upadły cicho na ziemię. Utworzyły wokół niej kolorowy krąg. – Ale… że jak? Czytając, obracała się o trzysta sześćdziesiąt stopni, by wiarygodnie je porozrzucać? 


Nie sil się na zbędny patos. 

Czuła na policzku jego miarowy, lecz pełen gniewu oddech. – Jaki to jest pełen gniewu oddech? Nie istnieje coś takiego. Oddech może być przyspieszony, ciężki, świszczący, świadczący o gniewie, ale nie ma emocji sam w sobie, może je jedynie w jakiś określony sposób wyrażać.  

Jeśli chodzi o Notta… Chyba chciałaś, by był on Twoim głównym czarnym charakterem. Na razie jednak wydaje się ujadającym yorkiem, który dużo gada, a mało robi. Do tego wszystkie jego wypowiedzi wydają się bardziej karykaturalne niż straszne. Podwórkowy kozaczek, który chce uchodzić za ważnego, a wcale taki nie jest. Ma za plecami jedynie dwie rodziny, sam nie potrafi nic zrobić, musi się wysługiwać i zastraszać kobietę z dzieckiem. Stworzyłaś kolejną niewiarygodną postać, przez co nie potrafię się go bać. Ani jego, ani nadchodzących konsekwencji owego strasznego zadania, które ma powierzyć Narcyzie. 

Za to dostałam chyba pierwszy wiarygodny opis w całym opowiadaniu – ten o załamaniu Narcyzy. Trochę krótko i mogłabyś część rzeczy opisać nieco mniej sztampowo, ale przynajmniej zmierzasz ku czemuś lepszemu niż streszczenia. 

Osobą ukrywającą się pod drugim kapturem okazał się nie kto inny, tylko sam Minister Magii, Kingsley Shacklebolt. – Minister Magii zjawił się, bo w śmieciowym pismaku napisali o tym, że dwie gówniary w szkole się poprztykały? Naprawdę?!

No i skichał się nawet ten zalążek fabuły, który powstał na początku tego posta, bo największa zagadka Twojego opowiadania rozwiązała się już kilka akapitów później. Co za strata. Nie mogłaś nieco dłużej potrzymać czytelników w niepewności? Gnasz, chyba sama nie wiesz dokąd. 

Ci[,] którzy na chwilę zapomnieli o jego przeszłości, zaniepokojeni ostatnimi wydarzeniami, ponownie stracili zaufanie do jego osoby. – Wystarczy zwykłe do niego. Zaniepokojeni ostatnimi wydarzeniami zapomnieli o jego przeszłości czy zaniepokojeni nimi stracili zaufanie? Któryś z dwóch przecinków jest zbędny, ale nie bardzo wiem który. 

Okazało się, że nawet z McGonagall jesteś w stanie zrobić idiotkę. Czy naprawdę uważasz, że osoba na stanowisku dyrektora tak szanowanej szkoły, jaką jest Hogwart, kierowałaby się własną sympatią, wybierając Prefektów Naczelnych? Przecież Minerwa musi liczyć się z faktem, że uczniowie nie zaakceptują na tych stanowiskach osób o tak beznadziejnej reputacji, że będą problemy, że zwala Draconowi i Hermionie na głowy zbyt wiele w połączeniu z ich codziennymi obowiązkami i przeszkodami i że jej decyzje odbiją się na funkcjonowaniu szkoły. Tak nie zachowuje się dobry dyrektor, a już tym bardziej nie Minerwa, która zawsze była kobietą obowiązkową i godną zaufania na każdej z pełnionych funkcji. 

Bal rozpocznie się 31 października po zachodzie słońca. – Daty zapisujemy słownie. 
O. Będzie bal. Rozpaliłaś jakąś iskierkę nadziei. 


Rozdział 13: Niech żyje bal?

Udany zabieg z rozpoczęciem notki od jej zakończenia. Stworzyłaś nieco tajemnicy, przez co z zainteresowaniem śledziłam fabułę, by dowiedzieć się, o co chodzi. Niestety okazało się, że temat znowu jest banalny. Mam wrażenie, że nie odczuwasz powagi sytuacji, gdy piszesz o śmierciożarcach, Ministerstwie Magii, śmierci. Dla Ciebie to wszystko to dziecinne igraszki, które da się powstrzymać przez udawanie dwójki ledwo odrosłych od ziemi czarodziejów, że się lubią. Przez to sytuacja traci cały swój dramatyzm. 

Bariera[,] jaka niegdyś między nimi istniała, była teraz prawie niewidoczna. Mieli do siebie naprawdę sporo zaufania i puścili przeszłość w niepamięć. – Która. Mówisz o konkretnej barierze między dwoma bohaterami, nie barierze jakiejś, o jakichś cechach: [KLIK].
Czytając ten fragment, miałam wrażenie, jakby budowany przeze mnie zamek z piasku nagle przykryła woda i wszystko trafił szlag. Sądziłam, że dążysz do stworzenia jakiejś relacji między Draco a Hermioną. Na razie ograniczyła się ona do ciekawskich spojrzeń Granger i wdzięczności Malfoya. Myślałam, że bohaterowie zaczynają się do siebie leciutko zbliżać, a tu nagle strzał z bazooki – bam! I są przyjaciółmi! Nie pokazałaś mi drogi, małych zdarzeń, które sprawiły, że z wrogów przerodzili się w bliskich znajomych. To, co do tej pory mi zaserwowałaś, było mdłe i niewiarygodne, wyssane z palca, bo niepoparte żadnymi logicznymi wydarzeniami. Nie sądziłam, że da się spłycić relację tych dwojga jeszcze bardziej… 


Chwilę później serwujesz mi kolejne streszczenie na temat relacji Hermiony z Ginny i Ronem. Zamiast poprzeć to, co piszesz, jakąkolwiek sceną, po prostu wyrzucasz z siebie wszystko jednym tchem, jakbyś chciała odhaczyć i lecisz dalej. Niestety – zapomnę o tym jeszcze przed końcem rozdziału. Wszelkie informacje podane w ten sposób uciekną mi z głowy bardzo szybko, jeżeli nie zostaną podparte niczym wiarygodnym. Czemu w czasie rozmowy Ginny nie przejdzie obok i nie rzuci wściekłego spojrzenia? Czemu Ron nie ma podkrążonych oczu i nie wodzi za Hermioną wzrokiem? Czemu Harry nie powie, że ma dość Weasleyów, a Abbott nie będzie wykrzykiwać inwektyw w stronę Granger z drugiego końca korytarza? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. 

Pożegnawszy się z przyjacielem, Hermiona[,] nieco bardziej spokojna, udała się na trzecie piętro do swojego nowego, prywatnego dormitorium, w którym miała spędzić pierwszą noc. – Hermiona została Prefektem Naczelnym w poprzednim rozdziale, a na początku tego pisałaś, że z Draco rozmawiali coraz więcej i częściej, i że ich więź się zacieśniła. Nie minęła więc raczej tylko jedna doba. Czemu więc Hermiona ma spędzić dopiero pierwszą noc w swoim nowym dormitorium? Ja wiem, że to świat magiczny, ale nie zaginaj bez sensu czasoprzestrzeni. 

Zabini natomiast wpatrywał się w Draco w brwią uniesioną do góry i powstrzymywanym z trudem uśmieszkiem. – Nie da się unieść brwi w dół, pleonazm. I Zabini jest kolejnym do kolekcji, który unosi jedną brew, nie myśl, że o tym zapomniałam. 

Dziewczyno! To, co zrobiłaś z wątkiem rzucenia uroku na Ginny, to ujma na poprawnej pisaninie! Użyłabym mniej cenzuralnych słów, ale napiszę tylko, że mnie naprawdę zdenerwowałaś!
Od kilku rozdziałów starałaś się, nieco nieporadnie, ale zawsze, stworzyć wątek pogorszenia się stosunków między Hermioną i Ginny. Fajnie. I wiesz, jak to zakończyłaś? Jednym dialogiem i krótkim streszczeniem, że Harry zdjął urok, a Weasley się źle czuła. Po co Ty w ogóle wymyśliłaś całe to zamieszanie, skoro na jego końcu cisnęłaś we mnie czymś tak słabym, jakby zwyczajnie nie chciało Ci się już tego dalej ciągnąć? Cała ta awantura nagle zrobiła się zbędna i usiłowałaś w ten sposób zakończyć niepotrzebny wątek? Srodze się zawiodłam i był to moment, w którym naprawdę chciałam porzucić lekturę… 

Wyglądała cudownie, jak prawdziwa księżniczka. – Czy to naprawdę opis, który powstałby w głowie osiemnastolatka i świadczył o tym, że dziewczyna mu się podoba? Nie. To zdanie jest płytkie i pretensjonalne. 

Cały ten bal to jedna wielka ściema. Autor, tworząc coś takiego, powinien mieć jakiś większy plan, bal powinien być potrzebny, a sceny dopasowane. Żeby takie wydarzenie miało sens – zdarzenia na nim muszą mieć rację bytu tylko tam. A u Ciebie? Rozmowa między głównymi bohaterami mogłaby się odbyć w jakiejś zapyziałej dziurze i nic by to nie zmieniło. Zatańczyli ze sobą, tyle. Bal był pretekstem do scen z wyborem sukienki? Tak to odebrałam, bo jedynie te wydarzenia miały jakąkolwiek wartość fabularną: dowiedziałam się, że Daco lubi Hermionę na tyle, by kupić jej drogę kieckę. Ale To chyba trochę za mało. 
W całej tej notce zaskakujesz mnie in minus płytkimi rozwiązaniami swojej akcji. Wszystko jest bez pomysłu, na jedno kopyto, jakbyś gnała na łeb, na szyję, by już zakończyć to opowiadanie. 


Rozdział 14: Bożonarodzeniowa niespodzianka

Na przywitanie dostaję piękną ekspozycję o złym samopoczuciu skacowanych uczniów. Nie wierzę w to. Nie widziałam dobrej zabawy, alkoholu, tańców, a teraz nie widzę podkrążonych oczu, wygniecionych szat czy sprintów do sal po spóźnieniu. Pozwól mi widzieć, nie tylko czytać. 

Udawanie jego dziewczyny? To nawet brzmi niepoważnie. – O, jeden mądry! Tak ciężko zauważyć, że to rozterki z poziomu trzynastolatków, a nie dorosłych ludzi?

Ron siorpnął nosem i otarł go wierzchem dłoni. – Siorbnął. 

Harry był dziwnie poddenerwowany. – Podenerwowany. 

Niestety scena wyznania uczuć Hermiony i Draco jest mdła. Hermiona jest poruszona nowo zdobytą wiedzą o Ronie, ale nagle pojawia się jej platynowowłosy rycerz na miotle, więc o wszystkim magicznie zapomina. Nie znalazłam w tej scenie nic, co wywołałoby jakąkolwiek iskierkę. Ja wiem, że nie zawsze miłość okraszona jest fajerwerkami i wybuchami, czasem przychodzi spokojnie i nagle okazuje się, że już jest, ale tej drogi również nie ma w Twojej pisaninie. Jedyne, za co mogę Cię tutaj pochwalić, to delikatność całej sceny, gdyż w dobie mody na gwałtowne konsumowanie miłości, Ty zdecydowałaś się jedynie na krótki pocałunek i kilka ciepłych słów. 
Jednak chwilę później podkopałaś zupełnie wszystko, co próbowałaś mi wmówić na temat romansu Draco i Hermiony. Już kilka akapitów później czytam kolejne streszczenie, tym razem na temat kilku następnych tygodni. Okazuje się, że ten jeden całus był jedynym kontaktem wymienionej dwójki. Przecież oni są dorośli. I jestem w stanie zrozumieć, że nie chcą od razu zapędzać się za daleko, ale naprawdę uważasz, że fair jest wmawiać mi najpierw, że poczuli coś wyjątkowego, a następnie olać to na parę tygodni? Żadnych spojrzeń, tajemniczych schadzek, nawet liścików? Tak się traktuje przygodę na jedną noc, a nie coś, co miało być poważne. 

Zaproszenie Hermiony i Harry’ego do Malfoyów na święta wydaje się sztuczne i dość pretensjonalne, ale nawet jestem w stanie w to uwierzyć po trudach wojny, że nikt nie chce być sam. Mam nadzieję, że udanie rozwiniesz ten temat. 

Przyszedł czas na rozpakowanie prezentów. Wszyscy dostali po trzy paczki. Odłożyli rozpakowywanie ich na Bożonarodzeniowy poranek, zgodnie z tradycją. – Jak przyszedł, jak nie przyszedł? 

Pomysł z przeklętą biżuterią dość twórczy, jednak mało rozwinięty. Podobała mi się szybka reakcja Narcyzy na karteczkę, chociaż nie uważasz, że gdyby Nott był chociaż w połowie tak inteligentny, jak myślisz, że jest, to podpisałby się imieniem Ginny lub innego znajomego Hermiony? 
Rozwinięcie sytuacji jest już mniej udane. Nie napisałaś nawet, jak Draco dowiedział się, że nad naszyjnikiem wisi klątwa. Sprawdził i tyle. Jakie zaklęcie wymówił? Czy śmierciożerca użył podstawowego czaru, czy jednak nieco bardziej się postarał? Czy Malfoyowi sprawił jakikolwiek problem zdjęcie uroku? Przez takie braki nie mam możliwości się wczuć. 

Kolejny raz okazałaś się mistrzem grzebania akcji pod toną niepotrzebnego tekstu. Mamy wartką scenę, w której powinnam czuć napięcie, a u Ciebie w oczy kole opis ubioru Narcyzy, tłumaczenie oczywistości, a na koniec długi opis zioła, którym otruto Hermionę. Po co? Czy wygląd Pani Malfoy nie mógłby zostać przemycony w tekście? Zamiast pisać: Miała potargane włosy, niedbale narzucony szlafrok, niesamowicie blade policzki i łzy w oczach, mogłaś pokazać, jak zarzuca szlafrok w biegu lub szybkim ruchem ociera łzy. Zdanie: Nie wiedział[,] co zaalarmowało jego matkę, jednak jej reakcja wskazywała na powagę sytuacji, jest niepotrzebne. Zupełnie. Widzę przecież po zachowaniu Narcyzy, że jest przejęta i wiem, że Draco jeszcze nie domyślił się przyczyny. Sama napisałaś, że trzeba się śpieszyć, a jednocześnie takimi wstawkami sprawiasz, że Twój tekst się wlecze. Opis zioła? Naprawdę nie mogłaś tego wstawić już po unormowaniu stanu Hermiony? 

Dziewczyna budzi się po otruciu, a Draco wita ją słowami: Chodź. Oprowadzę cię. Odrobina ruchu dobrze ci zrobi. Wyobrażasz sobie, żeby w szpitalu Cię tak potraktowano albo po omdleniu? Idź, hasaj jak łania! Ruch jest zdrowy! A co, jeśli jej się zakręci w głowie i się przewróci? Albo straci przytomność? Albo zwymiotuje? Panuj nad takimi sytuacjami, bo przez nie fabuła staje się groteskowa. 


Rozdział 15: Szepty

Postaram się wrócić do 31 grudnia. – Z reguły takie daty zapisujemy słownie. Chyba że umieszczona zostałaby na przykład w cytowanym nagłówku listu czy jakimś dokumencie. Ale wewnątrz prozy już nie. 

I czym ją ozdobi? Pajęczynami i zdechłymi muchami? Chyba tylko tak wpasuje się w klimat tego ponurego zamczyska… – Tak brzmi w Twoim wykonaniu pyskata odzywka Hermiony na pomysł Draco, by znaleźć choinkę. Twoja postać jest niekonsekwentnie prowadzona i to aż do bólu. Raz miła i dobrze wychowana, a nagle wypala tekstem rozpieszczonej małolaty. Musisz popracować nad ujednoliceniem charakterów swoich bohaterów – to strasznie męczące, gdy nie da się ich poznać, bo zmieniają się jak chorągiewki na wietrze. 

Chciałabym Ci wkleić krótki fragment Twojego tekstu, by pokazać, jaki miszmasz panuje w Twoich opisach: 

Wyglądał na podekscytowanego. Wydawało się że robił[,] co w jego mocy[,] aby wszyscy choć na chwilę oderwali się od smutnej rzeczywistości[,] jakiej musieli stawić czoła. 
Wszyscy
razem wyszli z pałacu i podążali wybrukowaną ścieżką[,]  która wiodła wokół niego, następnie prowadziła do oddalonego od nich lasu. Pogoda rzeczywiście była piękna. Słońce mocno świeciło, wszystko dookoła pokrywał szron, a ostry, zimny wiatr smagał ich twarze i kołysał drzewa. Ze wszystkich stron było słychać świst wiatru. Znajdowali się na całkowitym pustkowiu. Po kilkunastu minutach marszu, [przecinek zbędny] dotarli na skraj lasu. Był dosyć gęsty, co powstrzymywało nieco wiatr i czyniło temperaturę przyjemniejszą. Drzewa i krzewy mieniły się srebrem i swoim niezwykłym wyglądem cieszyły oczy. Nagle Draco[,] który szedł na przodzie, odwrócił się i zawołał. 

Czy widzisz już, jak bardzo całość się nie klei? Ten cytat wydaje się nawet ładny, ale mamy piętnasty rozdział, a Ty zaszczyciłaś mnie podobnym opisem dopiero drugi raz. Przez większość czasu stylizacja w ogóle u Ciebie nie istnieje, a narrator wydaje się nie istnieć w gąszczu pustych dialogów. Sprawia to, że wszelkie próby malowania świata opisem są bezcelowe, gdyż nie tylko giną w płytkich fragmentach, ale na ich tle wydają się wręcz śmieszne. Odnoszę wrażenie, że jedynie wrzucasz losowo podłapane z innych lektur fragmenty, by pomiędzy nimi umieścić swoje codzienne zwroty. Nie powinno tak być. Musisz stworzyć określonego narratora, z konkretnym stylem, który używa odpowiedniego języka, albo zostać przy narracji personalnej i stylizować partie względem bohaterów prowadzących sceny. Nie da się wrzucić całego języka polskiego do jednego wora i szastać wszystkim, co popadnie. 

Resztę wieczoru spędzili na wspólnym pieczeniu ciastek korzennych i [zbędna podwójna spacja] kurczaka[,] w którego Draco przetransmutował złapaną przez Harry'ego mewę. – Jakoś tego nie widzę, by czterech grzecznych uczniów o zdolnościach magicznych (za to bez zdolności kulinarnych, bo przecież wszystko robi się samo) upolowało mewę, ukręciło jej łeb, oprawiło i upiekło. Bez względu na to, na którym etapie została transmutowana.

Hermiona czuła[,] że sekundy dzielą ją od utraty przytomności. Świat wirował, a przed oczami pojawiały jej się coraz większe, ciemne plamy. – Okay, rozumiem, że Hermiona właśnie usłyszała wiadomość, która powinna zwalić ją z nóg, ale przecież ta dziewczyna latami walczyła przeciwko Voldemortowi, przeżyła niejedno. Oznacza to, że w chwili zagrożenia nie powinna mdleć, a działać lub uciekać. 

Oto, co robią Twoje streszczenia: 
Styczeń i pierwszy tydzień lutego były dosyć osobliwymi miesiącami dla Hermiony. 
Akapit później: 
Pierwszego dnia lutego,[zbędny] Hermiona nie mogła się skupić na nauce.
Jeżeli streściłaś mi już pierwszy tydzień lutego, to czemu nagle do niego wracamy? Leno, gubisz się już nie pierwszy raz w swoim tekście i to chyba jasny dowód na to, że streszczenia są złe. Sama nie przyswajasz tego, co w nich zawierasz, a co ma w tym wypadku zrobić czytelnik? 

Hermiona pełna sprzecznych myśli postanowiła posłuchać głosu serca i zaryzykować. – Piękny Imperatyw Opkowy. Ufa tak, o! Jedna z najlepszych czarownic swoich czasów, bystra i inteligentna, leci jak pszczoła do nektaru do każdego zagrożenia w Twoim tekście. 

Musisz, bo chyba cię kocham. – I… tyle? Nie dostałam dalej żadnego opisu uczuć, zaskoczenia, wzajemności, nic. Rzuciłaś tym wyznaniem w próżnią i zdanie dalej czytam, że od tej rozmowy minęło dwa tygodnie i życie toczy się dalej. Więc… po co to było? 

Hermiona i Harry zaczęli jeść ciasteczka, poczuli się dziwnie i zrobili się senni. Co zrobili nasi zaprawieni w bojach czarodzieje, którzy pokonali Czarnego Pana? Nic, jedli dalej, a potem poszli spać.
Następnie obudzili się w obcym domu, przestraszeni i zdziwieni. Nie teleportowali się od razu na drugi koniec świata, by uciec od zagrożenia, nie wyciągnęli różdżek, nawet się nie zmartwili. Zeszli sobie do salonu, jakby nigdy nic. Leno, obudź się! Robisz z nich półgłówków! 


Rozdział 16: Teatr cieni

No tak, wybranka serca Draco udaje martwą (w czym chłopak jej pomógł). Jest to wielka tajemnica, której oboje powinni strzec, bo Czarny Charakter tylko czycha na naszą parkę. Co więc robi nasz główny bohater? Idzie się nawalić. Przeto najlepszym sposobem na zachowanie sekretów jest wlanie w siebie wiadra wódki. 


Wypowiedziawszy te słowa, wzięła Draco pod rękę i pospiesznie ich opuściła. – Mogła go najwyżej wyciągnąć za nogę, bo młody Malfoy leżał w postaci zachlanych zwłok na kanapie, nikt z takim balastem nie wychodzi pospiesznie. 

Przez kilka tygodni opracowywałem recepturę eliksiru pozwalającego zmienić czyjś wygląd na stałe. – Zwykły Eliksir Wielosokowy warzy się kilka tygodni. Gdyby istniał taki, który zmienia wygląd na stałe, nie sądzę, by w Czarze Ognia Moody pił swój co chwila. Do tego nigdzie nie pisałaś, by Narcyza była geniuszem i wyrocznią i potrafiła przewidzieć przewidzieć taki bieg wydarzeń już kilka tygodni wcześniej. Kolejny Imperatyw. 

Uroczystość rozpoczął chóralny śpiew, po czym przyszedł czas na przemowę Dyrektorki, Minerwy McGonagall. – Przecież wiemy, kto jest dyrektorem. 

Po dłuższej pauzie w relacjach Hermiony i Draco (przypominam – po pamiętnych słowach o miłości zdawać by się mogło, że zapomniałaś o tym wątku) rzucasz mi jedynie płytkie streszczenie, że ich miłość znów rozkwitła. Jaka miłość? Kiedy to się stało? Jak? Co czuli? Czy oni w ogóle coś czują? Bo skoro nie ma tego w tekście, to widocznie nie. 

W tym momencie stało się jasne, że Lucjusz Malfoy nie był aż tak naiwny[,] jak się wszystkim wydawało i [podwójna spacja] istotnie zmienił priorytety w swoim życiu. Harry i Hermiona zrozumieli, że nie muszą czuć z jego strony zagrożenia, o ile nadal będą grać w rozpoczętą przez siebie grę, wedle ustalonych reguł. – To jest… beznadziejne, Leno. Nie popierasz swoich rozwiązań fabularnych niczym, po prostu mówisz, że tak jest i ja mam wierzyć. Niestety – nie wierzę. 


Rozdział 17: Ostatni walc

W notkach odautorskich podkreślasz, że masz wiele perypetii w życiu i dlatego posty opóźniają się. Niestety – widać, że Twoje problemy ważą nie tylko na ich częstotliwości, ale również jakości. Da się odczuć, że pędzisz do rozwiązania swojego opowiadania na łeb, na szyję, nie starasz się, a jedynie chcesz zamknąć otwarte wątki, byle jak, byle by było. Ten i wcześniejsze rozdziały są dla mnie naprawdę męczące. 

Powstrzymywała się od płaczu[,] marszcząc brwi i poruszając delikatnie nosem. Ginny znała tylko jedną osobę[,] która tak robiła. – Gdy oznaczyłam sobie ten fragment w czasie pierwszego czytania tekstu, pojawiły się tam wulgaryzmy, które musiałam ułagodzić. NIE. Jeżeli Hermiona nie robiła tego przez całe opowiadanie, to nie próbuj mi teraz wmawiać, że to typowe dla niej zachowanie. I Ginny przecież opłakiwała Hermionę rzewnymi łzami, nie wyglądała na nieprzekonaną o jej śmierci. Jaki człowiek w takiej sytuacji doszukiwałby się swojej nieżyjącej przyjaciółki w innych ludziach, a wręcz szedł do nich z niezachwianym przekonaniem, że to ona? Ginny nie wyglądała mi na psychicznie chorą, a tak to odbieram. 

Wtedy przypomniał jej się sen, który męczył ją już od ponad roku. – Tak? Bo ja czytałam o nim raz. Znowu – nie czuję tego. 

A zatem, w tej podniosłej chwili[,] jaką jest uczczenie pamięci naszego niedoścignionego mistrza, Lorda Voldemorta, wznieśmy toast! – Śmierciożercy używali zwrotu Czarny Pan

Powoli konali w męczarni, nie rozumiejąc zupełnie[,] że dopuszczono się zdrady. – Ktoś na pewno musiał rozumieć, przecież to nie przedszkolaki albo osoby niepełnosprawne umysłowo. Żaden nie wyciągnął różdżki w czasie tego powolnego umierania? 

Zachowanie Lucjusza również jest puste. Nigdy nie był zbyt honorowy, nie wydawał się również wybitnie przywiązany do swojej żony, a tu nagle pyk, chce umrzeć razem z nią. Po raz kolejny mnie nie przekonałaś. 


Epilog

Przywitała ją cisza i pustka. Jej dwie najlepsze przyjaciółki od ostatnich 5 [pięciu] lat. – Przywitały, ponieważ wymieniasz dwie składowe. 
Kilka zdań później piszesz o Ginny. To jej przyjaciółka nadal nią jest, a wtedy nie są nimi tylko cisza i pustka czy jednak Ginny jest już jedynie byłą przyjaciółką? W takim wypadku nie powinnaś o niej pisać jak o aktualnej. 

Zamiast męża, przyszedł do niej list z Ministerstwa, [zbędny] zawiadamiający o smutnym zdarzeniu[,] jakim była jego śmierć. – Naprawdę? Śmierć męża to dla Ciebie smutne zdarzenie

Księżyc ponad chmurami śmiał się z nich obojga. Śmiał się, bo on wiedział[,] jak to się skończy, od ich pierwszego spotkania w sali Pulvis. Był świadkiem ich szeptów wtedy, [przecinek zbędny] i był nim także teraz. Wiedział[,] że nie ma na świecie dwóch tak dopasowanych osób jak oni. Żałował jedynie[,] że tak długo zajęło im zrozumienie[,] że tak właśnie jest. – Znowu  zbędny patetyzm, bo tego nie widać. 

Samo zakończenie byłoby całkiem niezłe, gdyby nie fakt, że nie pasuje zupełnie do Twojego opowiadania. Gdybyś je dobrze opisała, to ten ostatni rozdział mógł być naprawdę uczuciowy, skłaniający do refleksji, mógłby grać na emocjach, może nawet doprowadzić kogoś do siorbnięcia nosem z żalu. Ja jednak nie dałam rady przez całość lektury przywiązać się do Twoich bohaterów, którzy byli dziecinni, nieodpowiedzialny, bez krzty charakteru. Epilog pasowałby do dojrzałej pary o skomplikowanej relacji, której u Ciebie nie znalazłam. Sprawiłaś, że nie jest mi żal Lucjusza czy Rona, nie potrafię się cieszyć szczęściem Hermiony i Draco, a jedynie zastanawiam się nad zmarnowanym potencjałem całej Twojej pisaniny. 


Podsumowanie

Pozwoliłam sobie zawrzeć je jedynie w punktach, gdyż uważam, że wyczerpałam temat w trakcie pisania oceny. Jeśli przeczytałaś całość – nie ma potrzeby męczyć Cię ponownie szerokim tłumaczeniem nieścisłości i raz jeszcze linkować artykuły. Do tego część definicji, które padły w tej i innych ocenach (definicje takie jak na przykład imperatyw narracyjny czy ekspozycja) znajdziesz nie tylko w nich czy artach, ale również jako krótkie przypominajki w naszym słowniczku [KLIK]. 
A teraz przejdźmy do rzeczy.

NARRACJA, STYL I OPISY

Liczne powtórzenia upraszczające styl całości;
brak komentarzy narracyjnych przy wypowiedziach dialogowych; 
niezgrabne lawirowanie między narratorem wszystkowiedzącym a narracją personalną;
head-hopping; 
streszczenia dotyczące ważnych fabularnie wątków; 
zbyt liczne ekspozycje; 
brak stylizacji językowej – dla narratora (mieszanie stylizacji kolokwialnej z patetyczną) i postaci;
zbędne tłumaczenie czytelnikowi oczywistości (czajnik gwizdał, bo zagotowała się woda; bohater dolewał oliwy do ognia, bo poruszał niewygodny temat); 
niezgrabne dopowiadanie w dalszej części lektury, kim są znani już bohaterowie (przyszedł czas na przemowę Dyrektorki, Minerwy McGonagall; ich oczom ukazał się Potworek, skrzat domowy);
jedynie dwa udane opisy na całość fabuły; 

Ładnie poprowadzona narracja epilogu, w tym ciekawe wykorzystanie zabiegów stylistycznych (na przykład personifikacja księżyca, celowe powtórzenia);

Niestety poza epilogiem nie jestem w stanie powiedzieć nic pozytywnego o Twoim stylu. Widać, że miałaś jakiś pomysł na to opowiadanie, jednak znacznie bardziej rzuca się w oczy, że całość zaplanowałaś raczej nieszczegółowo. Przez to tekst wygląda, jakbyś nie mogła do końca się zdecydować, o czym tak naprawdę chcesz pisać. Rozdziałów jest niewiele, do tego są krótkie, a zawarłaś w nich stosunkowo dużo akcji, przez co wszystko opisałaś pobieżnie; sam styl jest płaski, narracja mocno chaotyczna, bogata w streszczenia i ekspozycje, przez które mam wrażenie, że więcej miejsca zajęły zbędne zapychacze niż wartościowy tekst.

FABUŁA

Wyglądający na zbędny prolog;
zbyt szybkie tempo fabularne (wyczuwalne szczególnie na końcu tekstu), przez które ciężko wczuć się w przedstawione wydarzenia;
imperatyw narracyjny (peleryna niewidka, sytuacja z łazienką prefektów i inne);
strzelby Czechowa, które nie wypalają (zapominanie o elementach, które miały olbrzymi potencjał; przykładowo: fiolka sproszkowanego rogu jednorożca) lub wypalają za szybko (brak napięcia);
wymuszone i nielogiczne sytuacje mające miejsce w trakcie przesłuchań; 
niezgodnie z kanonem przedstawiony Azkaban; 
brak researchu (przykładowo błędne działanie proszku Fiuu); 
potraktowany po macoszemu wątek odejścia Rona; 
nieadekwatny do wieku rozwój emocjonalny głównych bohaterów; 
spłycenie ważnych wątków (Kelly Barks, relacje z przyjaciółmi, związek Hermiony i Draco oraz ten wcześniejszy – Hermiony i Rona); 
sceny, a nawet całe wątki, które wydają się mieć nikłe znaczenie fabularne (na przykład bal);

Tutaj w ogóle nie widzę dobrych stron, strasznie mi przykro. Jak wyżej: czuć, że opowiadanie pisałaś bez planu, w dodatku rozwiązania fabularne są infantylne, jakby nie odleżały w Twojej głowie i jakbyś nie brała poprawki na to, że piszesz o dorosłych ludziach. Poszłaś po linii najmniejszego oporu, nie przyłożyłaś się, a do tego często zapominałaś, co pisałaś wcześniej. Wydarzenia nie dzieją się konsekwentnie, a postaci ich nie przeżywają. Mimo niewielkiej objętości Twojego tekstu, umieściłaś w nim kilka zupełnie zbędnych wątków, które potem pędziły na łeb, na szyję, chociaż ich rozwiązania nic nie wniosły, za to to, co powinno być na pierwszym miejscu – rozwój relacji Hermiony i Draco oraz oddalanie się od Rona – albo działo się gdzieś poza kadrem, albo przytoczone zostało ekspozycją. Miało też miejsce kilka niemożliwie szczęśliwych przypadków. Wiem, że mowa o świecie magicznym, ale on też ma swoje granice, czytelnik też nie kupi wszystkiego. Szczególnie zawiedzie się wymagający czytelnik znający kanon, który nie potrzebuje researchu, by weryfikować to, co wymyślasz. Niektóre takie dalekie od kanonu wymysły sprawiały, że tekst stał się płytki, a konflikty fabularne rozwiązywały się same. Sporo bohaterom ułatwiałaś, chociażby wątek Azkabanu nie był ani trochę emocjonujący, sytuacja w Ministerstwie nie budziła napięcia. Wszystko przez to, że nie przemyślałaś, jakimi sztuczkami sprawić, by bohaterowie mieli większe poprzeczki do przeskoczenia, by się znacznie bardziej wysilali. Dotyczy to zarówno postaci pozytywnych, jak i tych negatywnych.
Słowem: generalnie dużo działo się za szybko, wręcz lawinowo i bez pomyślunku, jakbyś się bardzo do czegoś spieszyła.

HERMIONA

Niewytłumaczalne zachowania przy Draco (przesadzona niemożność oderwania od niego wzroku w Malfoy Manor; bezpodstawne zaufanie, którym obdarzyła bohatera);
brak przemyśleń względem Rona jako partnera w związku, jak i tego, że zdenerwowany opuścił przyjaciół;
nieodpowiedzialne zachowania, które stoją w sprzeczności ze stwierdzeniami o niesamowitej inteligencji  postaci (zwoływanie Wizengamotu, zgadzanie się na każdy słaby plan Dracona, nabieranie się na płytkie prowokacje); 
niekonsekwencja prowadzenia postaci (dziecinne pyskówki przeplatane dojrzałymi przemyśleniami);

Wiarygodnie przedstawiony konflikt wewnętrzny pod wojnie; 

Tutaj napiszę właściwie tylko jedno. Spłaszczanie problematyki związku Rona z Hermioną, by imperatyw już mógł spokojnie poprowadzić bohaterkę w objęcia nowego obiektu westchnień, jest mocno ograny, powtarza się wręcz nagminnie, zupełnie jak motyw pomijania Petera Pettiegrewa w fikach o Huncwotach… Tym bardziej dziwi, że nadal jest powtarzalny w fandomie, w obrębie Dramione. Przecież nie chodzi o to, by nie oddalać od siebie pierwszej pary, a jedynie – by nie robić tego po łebkach. Ron znów wydaje się tym bardzo smutnym zapychaczem, którego właściwie w opowieści mogłoby wcale nie być. Jakbyś pisała z podejściem: no szkoda, że Rowling spiknęła tę dwójkę, bo teraz trzeba się męczyć, by ich rozdzielać… Tymczasem wątek pogorszenia się stosunków tej dwójki ma naprawdę ogromny obyczajowo-magiczny potencjał! Przecież Hermiona to wrażliwa i rozsądna, czująca coś kobieta, nie kukła, której zadaniem jest nosić klapki na oczach – byle do przodu, w stronę zakazanego romansu. Hermiona zwykle bywała tą, która łagodzi też spory i nie odwraca się od bliskich nawet w trudnych sytuacjach; jej brak zainteresowania obecnym czy też byłym chłopakiem wydaje się więc naciągany, niezrozumiały. Jakbyś zmieniła charakter kanonicznej postaci na rzecz podciągnięcia jej do swojej wizji... I okej! Tak też może być, ale każda zmiana charakteru postaci wymaga odpowiedniego zaplecza, wydarzeń, które skłoniłyby bohaterkę do zmiany postawy. Zauważ, że absolutnie nie neguję samego motywu Dramione, ale niechże będzie wprowadzony realistycznie, rozgrywa się też w czasie, a dziewczyna ma do niego sensowny powód. Do tego inna sprawa: niby można powiedzieć, że przecież dodałaś Hermionie wrażliwości, bo się zakochała, ale to przeginanie szali w drugą stronę – objawia się u niej podejmowaniem skrajnie nierozsądnych decyzji, nie pasujących do dorosłej kobiety, która przeżyła wojnę i zna realia, w których żyje. Zna też struktury i zasady działania instytucji Ministerstwa, tym bardziej decyzje, które podejmuje na jego rzecz, są po prostu wydumane.  

DRACO

Brak ukazania drogi bohatera (tego, co działo się między początkiem kariery śmierciożercy a zakończenie historii jako uczciwy czarodziej); 
nieadekwatnie szybkie przebaczenie Lucjuszowi, który zniszczył bohaterowi życie; 
brak konkretnego charakteru, który powinien istnieć (szczególnie zostać mocno zarysowany w przypadku trudnego dzieciństwa); 
bohater przedstawiony jest jako maminsynek...
…grzeczny jak piesek kanapowy. 

I to jest zwyczajnie nudne. Draco robi wszystko, co powie Narcyza, a jednocześnie Narcyza bierze na siebie rozwiązywanie wszystkich problemów Draco i on jej na to pozwala. Czy uważasz, że bohater wychowujący się w rodzinie śmierciożerców naprawdę powinien się tak zachowywać? Trzymać się maminej spódnicy i być okropnie niesamodzielny? No nie, bo widzę, że gdzieś tam próbujesz nam – głównie narracją, ekspozycją – wmawiać, że Draco jest jednak dzielny i niezależny… No ale narracja swoje, a sceny – zupełnie coś innego. Z nich ewidentnie wynika, że Malfoy stał się nieporadną marionetką. 

RESZTA POSTACI

Ginny i Blaise jako kolejni fabularni zapychacze (zaraz za Ronem); 
niewiarygodna i pozbawiona powodu zmiana charakteru Lucjusza (imperatyw narracyjny); 
brak u Lucjusza oznak ucieczki z Azkabanu; 
 brak Rona w scenach, braki w jego charakterze, który Rowling zarysowała wyraźnie (do tego brak konsekwentnie prowadzonej sylwetki psychologicznej – charakter nieadekwatny do zachowań, podejmowanych decyzji – na przykład motyw rzucenia uroku na Ginny); 
członkowie Wizengamotu i Minister Magii zajmujący poważne stanowiska kreowani na niedojrzałych głupców;
Nott – zbyt niewyrazisty na antagonistę (dużo mówi, mało robi; ostatecznie umiera w prymitywnej zasadzce);  

Wiernie i realistycznie przedstawiona rodzina Malfoyów; 
sympatyczna i pozytywnie zaskakująca postać Blaise’a (odejście od schematu typowego Ślizgona); 
trafne riposty Harry’ego (jedyna postać trzymająca się określonej formy).

Tu dopowiem jeszcze, że w czasie lektury nie byłam w stanie wczuć się w żadną wykreowaną przez Ciebie postać. Wszystkie są identyczne, nijakie, a do tego – co w sumie mogłabym dorzucić jeszcze do punktu o narracji i opisach – wykonują te same gesty (głównie podnoszą brwi), a ich głębsze przemyślenia są dla czytelnika wiedzą zakazaną. Jakbyś nie kreowała jednostek, ale sztuczny tłum, szarą masę. Postaciom brakuje charyzmy, tego czegoś, co różniłoby bohatera A od bohatera B. A przecież niektóre postaci różnią się od siebie wiekiem, statusem społecznym, kulturą i wreszcie... charakterem! To powinno być widoczne, również w dialogach, jak nie na pierwszy, to przynajmniej na drugi rzut oka – jak nie w pierwszej, drugiej czy trzeciej scenie, to pod koniec historii już na pewno. A właśnie że tak nie jest. 
Do tego nie istnieją w Twoim tekście również jakiekolwiek relacje międzyludzkie. Niby próbujesz mi wmawiać, że Hermiona czy Harry są w jakichś związkach, ale ja tego zupełnie nie czuję, bo bohaterowie nie zachowują się, jakby kogokolwiek kochali. Właściwie wszystkie postaci spotykają się w scenach, rozmawiają ze sobą, ale to nie ma głębszego podłoża, żadnego ładunku emocjonalnego i mało rzeczy z tego wynika. Jakbym brała udział w przedstawieniu, w którym widzę, że człowiek schowany za sceną trzyma żyłki i porusza kukiełkami. Nie mogłam tak prawdziwie poczuć, że przed oczami wyobraźni miałam prawdziwych ludzi i oni w tym świecie żyją i przeżywają problemy. 
Do tego schematyczne i trywialne (żeby nie mówić: banalne) rozwiązania fabularne sprawiły, że postrzegałam ich zwykle jako średnio inteligentnych. 

POPRAWNOŚĆ

Brak wcięć akapitowych; 
brak justowania tekstu; 
błędy interpunkcyjne; 
cyfrowy zapis liczb w prozie, w sytuacjach, które tego nie wymagają (dla przykładu: nie są symboliczne jak chociażby numery więźniów opowiadań o Auschwitz);
niepoprawne cudzysłowy, mylenie dywizu z myślnikiem;
mylenie podmiotów, dopełnień, błędy w szyku wyrazów w zdaniach; 
nadprogramowe spacje lub zupełny brak; 
mylenie który z jaki (nie w każdym przypadku są to synonimy);
błędny zapis dialogów; 
nadmiar imiesłowów przymiotnikowych współczesnych; 
toporne konstrukcje (myśl każąca wybiegać myślami; jeden wzrok należący do trzech postaci) oraz niedopasowane słownictwo (ambitna natura każąca dociekać; przynależenie do osoby);
błędna pisownia imion i nazwisk.

Na koniec chciałam dodać, że pomysł na opowiadanie naprawdę nie był zły, a po tych dwóch samotnych opisach i kilku udanych dialogach widać, że potrafiłabyś napisać coś lepszego niż Szepty. Niestety potrzebujesz jeszcze trochę czasu, by poważnie przemyśleć temat. Dobrać stylizację i całości narracji, i bohaterów, którym przy okazji przydałoby się wymyślić bardziej przejmujące i realistyczne konflikty fabularne. 
Do tego nie mogę pozbyć się wrażenia, że tego opowiadania to tak właściwie nie bardzo chciało Ci się pisać ani się nad nim skupić. Jeżeli jednak chcesz, by tekst był dobry, musi Ci się też chcieć o niego zadbać. Ilość błędów (interpunkcyjnych, składniowych, fleksyjnych, literówki) mogą skutecznie odstraszyć potencjalnych czytelników, a to przecież dopiero czubek góry lodowej. Zresztą pal licho! Przecież istnieje sporo dowodów na to, że nie trzeba napisać poprawnego, wymuskanego technicznie tekstu, by wciągnąć czytelnika w wykreowany świat. Znacznie łatwiej jest jednak dopieścić interpunkcję i przyswoić techniczne zasady pisania dialogów, niż stworzyć autentyczną i poruszającą historię przeżywaną przez głębokie, a przy tym charakterystyczne postaci. Masz plusa, bo masz główny motyw i bardzo ogólny zamysł fabuły, ale właściwie… nic więcej. Brakuje Ci wszelkich podstaw, przez które nawet głowa pełna najlepszych pomysłów poległaby w nierównym boju z… samym tekstem. Świadczą o tym praktycznie wszystkie przytoczone wyżej punkty, na czele ze zbyt mnogą ekspozycją i streszczeniami ważnych elementów fabularnych. Jakbyś, pisząc, migała się od tego pisania. Nie poddawaj się! Nie możesz uciekać przed tekstem; jeśli Ci zależy, musisz z nim powalczyć. Słabiej opisana scena zawsze będzie lepsza niż jej brak. Opis da się poprawić, ale nieistniejących fragmentów nikt za Ciebie nie napisze. 

Na dzień dzisiejszy wystawiam fatalny+, bo widać światełko w tunelu. 
Teraz zadbaj, żeby nie zgasło. 


2 komentarze:

  1. Na początku chciałam Ci podziękować za to że przebrnęłaś przez moje opowiadanie, co sądząc po ocenie nie było ani łatwe, ani zbyt przyjemne.

    Pisałam je na przestrzeni kilku lat, przez co, jak trafnie zauważyłaś, jest ono mocno niespójne. Przyjmuję do wiadomości Twoje uwagi, i niestety właściwie ze wszystkimi muszę się zgodzić. Nie mam dobrego technicznego przygotowania do pisania tekstów, mimo to chciałam spróbować swoich sił. Bardziej kierował mną moim zdaniem ciekawy pomysł, niż umiejętności. Momentami improwizowałam i na bieżąco zmieniałam koncept, co przyniosło fatalne skutki. Patrząc na moje wypociny z perspektywy czasu widzę moje największe błędy. Chyba sama nie do końca wczułam się w to co chciałam przedstawić.

    Miałam ambitne plany napisania opowiadania nieco poważniejszego niż fan fiction, ale chyba zanim się za to zabiorę powinnam jeszcze poczekać i nieco się podszkolić.

    Jeszcze raz dziękuję za ocenę i sprowadzenie mojego wybujałego ego na ziemię :D
    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły naprawdę były niezłe, jedynie koszmarnie niedopracowane. To jest minus pisania pod wpływem weny. Potem taki tekst trzeba na spokojnie jeszcze kilka razy przejrzeć.
      Masz wyobraźnię, podszkol warsztat i może coś fajnego Ci niedługo wyjdzie, zapraszam ponownie : )

      Usuń