[172] ocena tekstu: Klątwa

Tytuł: Klątwa
Autorka: Sylwek
Tematyka: fanfiction Dragon Ball – dramat obyczajowy
Ocenia: Skoiastel



Szablon jest w porządku – estetyczny, nie utrudnia odnalezienia się na stronie. Nie rozumiem tylko, dlaczego zakładki mają inne adresy niż strona główna z treścią opowiadania. Pamiętam, że tworzenie nowych blogów dla podstron było rozwiązaniem na Onecie, ale Blogger ma możliwość zakładania ich wewnątrz jednego bloga (zakładka Strony w panelu bocznym kokpitu).
Minus stanowi kolumna z treścią właściwą – jest zbyt szeroka, przez co źle się czyta; wzrok musi przemierzyć długą drogę od lewej do prawej strony, do czego wcale nie jest przyzwyczajony.

W zgłoszeniu oraz w wiadomościach prywatnych napisałaś mi, bym spojrzała na tę opowieść nieco mniej pod kątem ścisłego kanonu DB i tekstu opartego na dynamicznej akcji (głównie scenach walk), a nieco bardziej jak na fanowską twórczość – jako dramat, romans, obyczajówkę. No i okej, dla mnie będzie to na pewno łatwiejsze i przyjemniejsze, bo kiedyś oceniałam już opowiadanie o DB dość mocno odbiegające od kanonu i moje serduszko krwawiło równie mocno z każdą kolejną nieścisłością kanoniczną, o której autorka mnie nie uprzedziła. Tutaj przynajmniej przedstawiłaś mi, z czym się zmierzę, postanowiłam więc nieco luźniej podejść do twojej twórczości, tym bardziej że ma już ponad dekadę; wiem, jak trudno jest pracować na żywym organizmie, bo sama od 2006 wciąż prowadzę jedno z moich opowiadań i wcale nie jest to łatwe. Wiem też, że masz stałych czytelników, którzy są z tobą od początku i lubią twoją fabułę; napisałaś, że bardziej zależy ci na wyszlifowaniu stylu niż redagowaniu całej linii fabularnej od podstaw. Niektóre nieścisłości uznam więc za zamierzone i skupię się na fabule tego, co piszesz, bez jakiegoś szczególnego odniesienia się do kanonu. Kiedy coś dość mocno rzuci mi się w oko jako niespójność, to o niej napiszę, ale spokojnie dam radę przyjąć, że nie czytam Prousta, tylko fanowskie opko w alternatywnym świecie DB. Czemu nie.

Wyjątkowo w ocenie nie znajduje się podpunkt o poprawności. Po komentarzu Chwilowego Anonima pod oceną Ayame chciałabym wypróbować nową formę; jasne, poprawność jako osobny punkt mógłby się znaleźć – standardowo – między treścią a podsumowaniem albo pod nim, ale w przypadku tej konkretnej oceny nie wydaje mi się to dobrym pomysłem (podsumowanie zaczęłam pisać od razu po skończeniu treści i widać tam pewne nastawienie i atmosferę; poprawność w tamtym miejscu zaburzyłaby tę ciągłość). Na szczęście błędów nie masz wielu, wymieniłam tylko niektóre z nich, dlatego postanowiłam przytoczyć ten krótki podpunkt w formie załącznika: [POPRAWNOŚĆ].


TREŚĆ

Prolog
Już na początku mierzę się z okropnym zamieszaniem w podmiotach, a przez to klimat, jaki chcesz stworzyć, naprawdę trudno mi odczuć. Kilka przykładów:
Stworzenie przypominające metrowego wilka (...) łapą uderza w podbródek, posyła go na ziemię, nie pozwala wstać. – Posyła (kogo? co?) – podbródek? A gdzie, nie wiem, reszta ciała?

Krew ścieka na trawę, ciemne plamy zasychają powoli, a cichy szept zaczyna wibrować w uszach. – Bohater dopiero co został ranny, ale jego krew krzepnie (nie zasycha) szybciej, niż zaczęło mu wibrować w uszach od uderzenia. Na moje oko za szybko wspominasz o tym mało znaczącym procesie.

Ktoś krzyczy a przecież chłopak jest już martwy. Krzyk przybiera na sile, wywołuje ból, rozsadza czaszkę. – Komu krzyk rozsadza czaszkę, skoro bohater stracił życie? Krzyczącemu? Bestii?

Nienawiść oplata serce. Ręce same zaciskają się w pięści, gdy patrzy na niego i wie, że musiał umrzeć. – Kto patrzy? Ta nienawiść?
Wiem, że ma być tajemniczo, ale jednocześnie nie zgadzają się podmioty i gdy ktoś czyta tekst na głos, słychać bzdurki.

Zdziwiłam się, widząc, że prolog ma u ciebie kilka ładnych stron. Dość dużo; przywykłam do tego, że wstępy do historii zazwyczaj bywają krótsze. W końcu są wstępami, wprowadzają czytelnika w świat, który kreujesz lub na którym, w tym przypadku, bazujesz. Już na drugiej stronie widzę, że, jakby manierycznie, wielokrotnie przybliżasz mi całkiem sporo faktów, które dla mnie wcześniej już stały się jasne – na przykład najpierw dostaję obraz snu i Vegetę, który budzi się wstrząśnięty po koszmarze, z czego potrafię wywnioskować, że ma wyrzuty sumienia (zresztą sam siebie pyta, kiedy miało miejsce pozostawienie rannego chłopca), by za chwilę przeczytać raz jeszcze: Jego syn był przecież w zbliżonym wieku do chłopaka pozostawionego na pastwę losu. Podkreślenie mogłabym dopowiedzieć sobie sama; czasem nie musisz się tak pieścić. Potem widzę coś takiego:
– Wiesz, że nie pójdziemy spać, dopóki nie opowiesz? (...)
– Był taki jeden chłopak… Talls. – Vegeta postanowił przybliżyć Bulmie pewien etap swojej przeszłości. – Przecież właśnie przed sekundą przeczytałam, że bohater zaczął opowiadać.
To są jak na razie drobnostki, ale gdy je mnożysz, tekst staje się rozwleczony.

– To tylko przeszłość – szepnęła do ucha Vegety. – Nie ma sensu tego roztrząsać.
Wojownik nie odpowiedział. W pamięci przywołał słowa, które kiedyś usłyszał. – Nie musisz też mnożyć podmiotów. Skoro Vegeta pojawił się w poprzednim dopisku narracyjnym, w drugim automatycznie stanie się podmiotem domyślnym. Samo nie odpowiedział byłoby wystarczające, a tekst dzięki temu – płynniejszy.

Krótki pisk rozległ się z gardła nieznajomej. I chociaż uwielbiał, kiedy gwałcone kobiety krzyczały (...). – Pisk uwielbiał? Jesteś pewna?

Lubię takie retrospekcje jak ta pierwsza. Główny bohater wcale nie jest w niej postacią pozytywną, chociaż w poprzedniej scenie leżał z małżonką w łóżku i nikt nie spodziewałby się po nim takiej przeszłości. Zaskoczyłaś mnie. Podoba mi się również, że tak delikatna kwestia jak gwałt (a przynajmniej zamiary co do niego) są opisane tak… po prostu. Nie ma w tym żadnego drugiego dna, opis procesu nie trwa długo, nie ma długich i tanich wstępów oraz fakt pozbawiony jest oceny. Vegeta był kiedyś dupkiem i to chcesz mi dać do zrozumienia. Przyjmuję taki stan rzeczy, chociaż jest to dla mnie trudne, bo jako fanka Vegety nigdy w życiu nie chciałabym być jednocześnie fanką gwałciciela; gwałt i przekleństwa mocno mi też nie pasują do świata DB [bardziej klimatycznie sprawdziłoby się japońskie kuso (クソ) niż stara polska kurwa]. Na moje oko przesadzasz z wulgarnością i przerysowujesz. Gdybym przybyła tu z przypadku, jako zagubiona fanka DB, nie czułabym się dobrze, bo nie czuję atmosfery znanej mi z anime. Zobaczmy jednak, co będzie dalej. Może to tylko taki trudny wstęp, a potem wszystko się unormuje?
Oby.

Vegeta po kilku sekundach wylądował przed nim, pozbawiając życia za pomocą niewielkiego pocisku KI. – Nie musisz podkreślać czasu; ta informacja niczego nie wnosi. Jeżeli zaczęłabyś zdanie od Vegeta wylądował, domyśliłabym się, że stało się to zaraz po dojrzeniu mężczyzny. Na tej samej zasadzie mogłabyś napisać pozbawiając go życia niewielkim pociskiem KI. Mam wrażenie, że twoje zdania są strasznie okrąglutkie, jakbyś sądziła, że po prostu musisz napisać o wszystkim naraz. Nie. Staraj się podejść do tego na zasadzie: będę pisać krócej, sprawniej, prościej… Dzięki temu zachowasz lekkość i płynność.
Poza tym: pozbawiając go życia – ten zaimek jest potrzebny.

Nie jestem pewna, czy w świecie DB wizja przedszkola jest taka sama jak u nas; grupom nadaje się zabawne nazwy, często od zwierzątek i roślinek? Kojarzy mi się to dość polsko, a chyba wolałabym czuć świat Dragon Balla. Może w tamtym uniwersum istnieją inne zwierzęta i inne roślinki?

– Chyba śnisz. – Na ustach Vegety zaigrał kpiący uśmieszek. – Hmpf – prychnął (...). – Przyznam, że fonetyczne parsknięcie wygląda głupio; to bardziej slang internetowy niż faktycznie wykorzystywany w literaturze zapis. Częściej spotykam się z pff, chociaż wydaje mi się, że samo prychnął nie byłoby gorsze.

Piszesz, że Vegeta prychnął, bo nie mógł uwierzyć w niedorzeczny pomysł żony. Okej, ale… sama zdążyłam się tego domyślić. Gdy ktoś prycha na jakieś słowa, przeważnie uważa je za pozbawione sensu. Wiem też, że Vegeta rozmawia z nikim innym tylko Bulmą. Kilka linijek dalej widzę taką sytuację:

– Nie – przerwał szybko Vegeta, nie chcąc słyszeć dalszej wypowiedzi żony. – Tak, bo kiedy się komuś przerywa, to właśnie dlatego, że nie chce się tego kogoś słuchać… Błagam, mnożysz zdania bez żadnej wartości. 


Vegeta wyczuł KI swojego syna, który wszedł do środka kapsuły, zapalając światło. – Czy nie za późno? Czy Vegeta nie powinien wyczuć go już z oddali, a nie dopiero wtedy, gdy młody wszedł i włączył światło?
O, a tutaj chyba miało być odwrotnie:
– Dlaczego tata… – Trunks urwał w pół zdania (...). – Jak coś, to zgaszę światło.
Vegeta spiorunował Trunksa wzrokiem i nie odpowiedział. – Nie powinno być tak, że najpierw Vegeta przerywa Trunksowi spojrzeniem, a dopiero wtedy ten się wycofuje? W twojej wersji Vegeta nie zrobił tego, a syn i tak nie skończył pytania, zmieniając temat, więc ojciec właściwie nawet nie miał już na co odpowiedzieć.

Zdecydowanie brakuje ci lekkości. Z większości zdań można wyciąć jakiś nadmiar informacji, nawet z takiej sytuacji jak ta:
Trunks był gotowy do akcji. Spojrzał na ojca i kiwnął głową.
Ten jednak nie poruszył się, ignorując syna. – W ostatnim zdaniu sam czasownik wystarczyłby, naprawdę. Czuję się, jakbyś czasem miała mnie za niepełnosprytną i właśnie dlatego przytaczasz mi różne definicje. Podejrzewasz, że nie domyślę się, czym mogłaby objawić się ignorancja albo dlaczego przerywa się komuś rozmowy lub czym właściwie jest wspominanie przeszłości?

Talls odsunął dłoń od twarzy, patrząc Vegecie w oczy.
– Do zobaczenia w Piekle – pożegnał się Vegeta, wsiadając do kapsuły.
Wilczury były już niecałe dwa metry od wojowników. Vegeta nacisnął przycisk. – Nie musisz też być tak skrupulatna; czytelnik nie ma miarki w oczach. Dlaczego więc ma ją narrator?

Dlaczego Piekło zapisałaś wielką literą? Mało tego; czy w uniwersum DB bohaterowie znają pojęcie piekła i nieba? 

Powiem ci, że pod względem tego, jak kreujesz Vegetę, prolog nawet zaczyna mi się podobać – bohater nie jest czarno-biały; widać, że ma charakter i to niekoniecznie pozytywny, ale z drugiej strony wiem, że to Vegeta, więc nie potrafię go skreślić. Podobają mi się również grafiki, które wykorzystujesz między akapitami. Nie jest ich dużo, nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie – pomagają się wczuć. [Do niewygodnej kwestii źródeł wrócimy w podsumowaniu].
Trochę męczy mnie nagromadzenie przemyśleń. Wybrałaś narratora wszystkowiedzącego, mimo to bardziej skupiamy się na tym, co Vegeta myśli, niż na jego czynach. Takim momentem, kiedy autentycznie się zmęczyłam, było: Chciał odlecieć chociaż na chwilę, zniknąć z oczu Bulmie, która zacznie mu robić wyrzuty i namawiać do wzięcia udziału w przyjęciu przedszkolaków i kilka podobnych. Już z wcześniejszych scen wiem, że Vegeta nie chce iść na to przyjęcie, ale usilne wracanie do tematu wygląda mi na przesadyzm. Nie musisz się powtarzać; staraj się z każdą sceną iść w przód, dodawać informacji, a nie tylko wałkować jedne i te same. Po co czytelnik ma się kręcić w kółko? Tak samo traktuję sporo wstawek przemyśleń Vegety o samym sobie, na przykład, że jest mordercą, ale trzyma dziecko za rękę. Wolę patrzeć na sceny i samodzielnie wnioskować o tym, że Vegeta to postać głęboka, która ma wiele stron – wad oraz zalet – niż żeby narrator wciskał mi to do głowy. Niby nie piszesz ścianami tekstu, ale takie mniejsze lub większe akapity niczego pojawiają się co jakiś czas; niepotrzebnie. Same sceny pozwoliłyby mi czerpać z czytania radość, ponieważ mogłabym samodzielnie wyciągać wnioski o bohaterze, uczestniczyć aktywnie w historii, a nie tylko obserwować jej przebieg. Nie pisz mi też wprost o zamiarach swoich postaci.  

Bulma pomyślała, że Trunks coraz częściej wychodzi z domu, (...). Rodzina Briefs latami prowadziła Capsule Corpotation. Skierowała swoje kroki w stronę jadalni, dołączając tam do męża. – Śmiem wątpić.

Nie wiem dlaczego, ale parsknęłam pod nosem na widok zdania w cudzysłowie, którego Vegeta nie wypowiedział. Jego masz samo w sobie i tak było całkiem urokliwe. Natomiast te plastikowe postaci jako synonim lalek wcale mnie nie urzekł, wygląda na wymuszony. Rozbawiłby mnie, gdyby Vegeta nie miał pojęcia, że lalki to lalki i określał je właśnie w ten sposób, ale kiedy najpierw użył określenia właściwego, nie jest już tak zabawnie.

– Nie pójdziemy do szkola – powiedziała smutno Bra, która w taki sposób skracała zbyt długie wyrazy i „przedszkole” nie figurowało u niej w oryginalnej wersji.
– Jaka szkoda – odparł ironicznie Vegeta, wiedząc, że córka nie odczyta tego zdania we właściwym sposób.
– Mi też przykro, tatusiu.
Ten fragment jest popsuty. Lepiej odbierałoby się go, mogąc samodzielnie zauważyć, że małe dziecko nie czuje sarkazmu, ale ty przytoczyłaś to w dopisku, i to jeszcze zanim się w ogóle wydarzyło.
Właściwie przyszło mi do głowy, że zamiast tłumaczyć mi, na jakiej zasadzie Bra skraca słowa (chociaż w sumie dlaczego to robi? Ma już sześć lat, nie trzy), wystarczyłoby mi to kilka razy po prostu pokazać w dialogu; mogłabyś nawet napisać w kolejnej wypowiedzi tusiu i już byłoby to dla mnie wystarczające (w końcu przedszkola i tatusiu mają tyle samo sylab).
Podoba mi się, że wypowiedzi bohaterów nawet się rymują (szkola/szkoda). Nie czuć tego aż tak mocno, jak mogłoby, przez długie dopiski.

Bra wyciągnęła spod kołdry drobną rączkę i odnalazała szorstką, chłodną dłoń ojca.
Saiyanin zastygł na moment, nie wiedząc w jaki sposób wyswobodzić się z tego uścisku. – Nie przesada? Ona tylko wzięła jego rękę… Rozumiem, że nie jest do tego przyzwyczajony i nie przepada za czułością, ale stwierdzenie, że trzeba się wyswabadzać i że jest się ściskanym brzmią tak, jakby Vegeta miał problemy psychiczne, na przykład jakąś poważną fobię.

– Mama mówiła mi „leki i leżenie to os… osdowienie” – dodała, ale nie mogła sobie przypomnieć ostatniego słowa. – Przecież je sobie przypomniała, zapisałaś je po wielokropku. Gdy się pojawiło, dopisek stracił sens. Miałby go, gdybyś zapisała całość tak:
– Mama mówiła mi: „leki i leżenie to os…”  – nie mogła sobie przypomnieć ostatniego słowa – „osdowienie” – dodała po namyśle. – Chociaż na moje oko dopisek nie musiałby się pojawiać wcale. Można się domyślić, że jako małe dziecko Bra zapomniała jakiegoś trudnego słowa.

Kiedy Trunks miał gorączkę, nie chciał nawet na niego patrzeć i unikał jak tylko mógł, a teraz siedział przy tej smarkuli (...). – Chory Trunks siedział przy Brze? Chyba na pewno coś pomieszałaś.

Przy zapisie:
– Łee… jak to? Łeee… łe… łeeeeeeee… buuu… – przeszły mnie ciarki zażenowania. Okej, może mamy przed sobą kilkulatkę; nie neguję jej zachowania. Neguję to, jak przedstawiłaś płacz w tekście. Wygląda jak z parodii.

Słucham? Kaczka Dziwaczka Jana Brzechwy? W japońskim uniwersum? Nie zaskoczyłaby mnie manga Mikan, Pomarańczowy Kot czy Opowieść o zbieraczu bambusu lub inna bajka dla dzieci, którą zna właściwie każde japońskie dziecko, ale… polska Kaczka Dziwaczka, naprawdę?


I, dalej, co robi tu cytat Stanisława Sojki? Kompletnie nie pasuje do uniwersum. Zamiast tworzyć klimat DB, zamiatasz go pod dywan.

ROZDZIAŁ 1
Jak masz robić wcięcia akapitowe za pomocą spacji, to lepiej nie rób ich wcale. Taki rozlazły tekst wygląda gorzej niż bez żadnych wcięć.
Strasznie dużo u ciebie błędów wynikających z zamieszania w podmiotach. Znów wypiszę tylko kilka z nich:
Już od dłuższego czasu jego relacje z Gotenem słabły, widywali się rzadko, jednak Son i tak zapraszał co roku na urodziny.
– Cześć – rzucił swobodnie w stronę matki siedzącej w kuchni przy stole. – Tak naprawdę przywitał się Trunks, nie Goten.

Już od dawna nie rozmawiał z matką, a obecnie miał ważny powód, którym był planowany wyjazd pod namioty z kolegami. Oczywiście wiedział, że pojedzie nawet bez tej zgody (...). – Ten planowany wyjazd wiedział…?

Pot strumieniami ściekał z czoła, a jeansy nieznośnie uciskały całe ciało.
Miał tego dość. – No nie bardzo.

– Najpierw jednak muszę zdradzić ci pewną tajemnicę – oznajmił ojciec tym samym, łagodnym tonem. [akapit] Trunks ostrożnie zajrzał do pokoju i zobaczył, że bierze Brę na ręce (...) – obserwacja Trunksa nie dotyczy wypowiedzi jego ojca; w dopisku do dialogu powinny znaleźć się tylko informacje dotyczące osoby mówiącej.

Mam wątpliwe odczucia, jeżeli chodzi o ten rozdział. W pierwszej scenie wisi dużo przemyśleń Trunksa; wypełniają one przestrzeń – więcej dzieje się poza planem, w głowie bohatera. Narrator jest strasznie dosadny, przybliża mi emocje wprost i to długimi zdaniami, przez co stale mam wrażenie, że tekst jest przegadany. Dodatkowo momentami przebija się w narracji mowa pozornie zależna (wrócę do tego w podsumowaniu) – pojawiają się pytania retoryczne Trunksa o ojca oraz zdania stylizowane, w tym kolokwializmy:
Dumny wojownik postanowił spędzić popołudnie na zabawie z dzieckiem? Czy to sen? A może opętał go demon czyniący dobro? Nie, to mało prawdopodobne. Wtedy matka oszalałaby z radości, nie wściekłości. Szkoda, że sceny nie są stylizowane całościowo.
Swoją drogą pytania te świetnie obrazują, że Trunks nie rozumie ojca, mimo to scenę kończysz pustym zdaniem: Schodził powoli po schodach, nie rozumiejąc tej pokręconej sytuacji. Taka ekspozycja jest słaba, o czym wielokrotnie piszemy w naszych ocenach. 

Kolejna scena, czyli 100 minut wcześniej, dalej robi wrażenie przegadanej. Owszem, dialog Vegety z Bulmą jest okej, ale wypowiedzi przerywają następne ekspozycje, więc całość nieco się wlecze. Strasznie dużo czasu spędzam w głowie Bulmy, czytam o jej niezadowoleniu, które bije z wypowiedzianych przez nią słów. Masz głupi nawyk, który sprowadza się do tłumaczenia czytelnikowi, co właśnie przeczytał, spójrz:
– Bra bardzo chciałaby wspólnej zabawy. Jesteś jej ojcem! (...) Przecież Trunks jest na imprezie, nie poćwiczycie razem. – Bulma zamierzała wykorzystać ten moment, aby przekonać męża do spędzenia chociaż kilkunastu minut z córką.

Albo:
– Jak ty lubisz działać mi na nerwy! Jesteś wredny, paskudny i okropny! – wygarnęła mężowi rozdrażniona kobieta.  
– Jesteś jej ojcem! – oburzyła się Bulma, która reagowała tak za każdym razem, pomimo ciągłych odmów. – Wiem, że tak reaguje; już w poprzednim rozdziale widziałam podobną scenę. Nie musisz mi tego podpowiadać.

Widzę też head-hopping. Chociaż w scenie przeważa perspektywa Bulmy, pojawiają się jej przemyślenia i mowa pozornie zależna, czasem narrator przeskakuje za plecy Vegety. Już na początku pisania każdej sceny ustal, do kogo ona należy. Opisuj wszystko z perspektywy wybranego bohatera, a inne postaci ogranicz do zachowania i wypowiedzi. Jeżeli już chcemy być w czyjejś głowie, to w jednej, nie we wszystkich naraz:
– Bra bardzo chciałaby wspólnej zabawy.
– Hmpf! – prychnął Vegeta, wypijając na jednego łyka resztkę soku pomarańczowego. Właśnie skończył jeść obfity obiad i zamierzał odpocząć chwilę przed treningiem. – Co mnie to interesuje?
– Jesteś jej ojcem! – oburzyła się Bulma, która reagowała tak za każdym razem, pomimo ciągłych odmów. (...) – Przecież Trunks jest na imprezie, nie poćwiczycie razem. – O, to jeden z przykładów twojego head-hoppingu w tej scenie. Skoro w całej przeważa narracja Bulmy (kolor zielony), zdania pisane z perspektywy Vegety (kolor czerwony) należy przerobić tak, aby przedstawiane były jednak jakby z oczu jego żony, nie jego samego. Bulma natomiast nie ma przecież pewności odnośnie do tego, co zamierza Vegeta (podkreślenie), bo nim nie jest. Ona może to tylko podejrzewać. Moja sugestia:
– Bra bardzo chciałaby wspólnej zabawy.
– Hmpf! – prychnął Vegeta, wypijając na jednego łyka resztkę soku pomarańczowego. Pewnie zamierzał teraz odpocząć, jak to zwykle po obiedzie… – Co mnie to interesuje?
– Jesteś jej ojcem! – oburzyła się (...). – Przecież Trunks jest na imprezie, nie poćwiczycie razem. 

Inny przykład head-hoppingu:
– Jesteś ojcem i…
– I co z tego? – wszedł jej w słowo, wstając z kanapy. Miał dość takiego odpoczynku, skoro wisiało nad nim widmo zabawy z córką. – Nie zmusisz mnie do czegoś takiego – rzucił zirytowany, wychodząc z salonu.
Bulma nie miała więcej siły na te słowne gierki. Nie dzisiaj, kiedy czekało ją sporo roboty w laboratorium.
Skoro wybieramy perspektywę Bulmy, informacje z podkreślonej części nie mają prawa wystąpić w tej scenie w takiej formie. Lepiej byłoby je zupełnie pominąć – w końcu Bulma nie wie, co Vegeta odczuwa i myśli.
Dzięki pozbyciu się head-hoppingu tekst stanie się spójniejszy; czytelnik nie będzie musiał skakać z jednej głowy do drugiej, będąc w każdej ledwo po trochu, no i łatwiej będzie mu się wczuć w postać, za którą stoi narrator. Więcej o samym zjawisku przeczytasz tutaj: [KLIK].

Dziwię się, że prolog był prologiem, a teraz czytam rozdział pierwszy i nie czuję różnicy między tymi częściami; równie dobrze prolog mógł być rozdziałem pierwszym, a obecnie przeze mnie czytany – drugim.

Pewnie za szybko, aby mówić o samej fabule, ale… nie rusza mnie czytanie o tym, że kolejny raz Vegeta unika interakcji z córką, Bulma się wścieka, a Bra jest smutna – miałam już o tym poprzedni rozdział. Jest to życiowe, ale jakieś-takie… trochę nudnawe, chciałabym już iść dalej. Rozruszałam się dopiero przy scenie z zamianą ciał; wtedy wszystko stało się dla mnie jasne i zaczęłam nawet trochę śmieszkować pod nosem, choć chyba za mocno jak na DB – przy zdaniu: Pewnie z trudem kontrolowała tak potężne ciało dotarła do mnie myśl, że – faktycznie – Bulma powinna odczuć jakąś różnicę. Mało tego, brakowało mi jej przemyśleń odnośnie do przemiany. Sytuacja nie różni się od tej, którą widać chociażby w filmie Dziś 13, jutro 30. Choć miałaś potencjał, by przybliżyć czytelnikom różnicę między Ziemianami a Saiyanami i sprawić, że tekst stanie się bardziej o DB, nie wykorzystałaś tego; nie bardzo rozumiem dlaczego. Przeszkadzają mi też wszystkie nawiązania do typowych ziemskich elementów, na przykład koszulki z logiem Nirvany. Tym bardziej że zwróć, proszę, uwagę, o czym są teksty Cobaina – o życiu w Seattle, o wpływach politycznych, o normach społecznych charakterystycznych dla lat '80, o amerykańskiej klasie średniej czy nawet o wierze w chrześcijańskiego Boga. Sądzisz, że pasuje to do uniwersum Dragon Balla, do rzeczywistości w Zachodniej Stolicy?


Biały pysk wyrażał zadowolenie, zaś oczy świeciły bladoniebieskim światłem (...). Oczy zaś. Chociaż na twoim miejscu unikałabym tego spójnika; stylizuje zdanie na starawe, a nie pasuje to do stylu całości.

Podoba mi się konflikt wewnętrzny Trunksa – bohater nie rozumie zachowania swojego ojca, nie ma pojęcia o zamianie, jego irytacja jest uzasadniona. Moim zdaniem jednak znów zdecydowanie za bardzo rozwodzisz się nad stanem psychicznym. Notki są długie, mogą nużyć. Ekspozycje przeważają nad akcją, coś dzieje się raczej pozornie. Nawet scena walki – treningu – wydaje się przegadana, ponieważ między zdaniami dotyczącymi zachowań bohaterów, dostaję ich przemyślenia (w których mieszasz w podmiotach – zerknij przy okazji na podkreślenia):
Trunks spojrzał w czarne, nieludzkie tęczówki. Ten moment był idealny. Nigdy wcześniej nie atakował podczas rozmów, uznawał to za niehonorowe, jednak to nie on powtarzał ciągle o stałej czujności, czy braku czystych zasad w trakcie bitwy. Rozgoryczenie i zawód wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Uformował w dłoni ognistą kulę i posłał prosto w twarz ojca. Trzymająca go ręka puściła, a on rozpoczął natarcie. Uaktywnił drugi poziom, zaczynając wypuszczać niebieskie pociski. 
Kiedy stawiasz na działanie – tu: na walkę – pozbądź się ekspozycji o motywach. Zaufaj mi, potrafię całkiem sporo wyciągnąć z tekstu. Przez całą notkę dostałam masę wskazówek o tym, że Trunks jest rozgoryczony zachowaniem ojca. Nie potrzebuję zbyt wielu zdań, a ty na siłę starasz się kilkukrotnie przekazywać mi tę informację. Gdyby opowiadanie było wydrukowaną książką, akapity o tym, co myśli bohater, pomijałabym wzrokiem. Gdybyś w trakcie ich pisania pomijała je ty – rozdział byłby konkretniejszy, a przy tym krótszy, bardziej przystępny dla czytelnika (szczególnie blogowego, który nie przepada za długimi notkami tylko pozornie o czymś). Zobacz, ilu słów użyłaś, aby przybliżyć mi główną problematykę tego rozdziału. Vegeta i Bulma zamienili się ciałami; Bulma bawiła się z Bre; Trunksa zmieszał ten widok; końcowa walka, która niczego nie wyjaśniła w relacji ojciec-syn – na to wszystko potrzebowałaś prawie 26 tysięcy znaków, czyli aż 13 stron, a mogłabyś zmieścić się w połowie, tym bardziej że nie są to sceny nie-wiadomo-jak poważne, raczej przedstawiają życie rodzinne, pewną rutynę.  Na moje? Lejesz wodę. Konkretniejszy rozdział byłby bardziej żywy, dynamiczny, pobudzałby, zamiast usypiać.
Za bierność i jednostajność odpowiada też stateczna narracja – to wnikanie w psychikę, ale bez stylizowania każdej postaci z osobna. Trunks myśli takimi samymi zdaniami jak Bulma czy Vegeta, narrator jest w każdej scenie stały, dlatego robi się monotonnie. Nadużywasz też imiesłowów współczesnych – to podtrzymuje wrażenie jednostajności. Zdarza się, że używasz ich wielokrotnie w obrębie krótkiego tekstu.
Tak naprawdę ożywiłam się dopiero w końcowej scenie walki i przy ostatnim zdaniu, gdzie pojawił się cliffhanger, i tylko dlatego, że chcę już przejść do sceny, w której oburzony Vegeta będzie rozmawiał z Bulmą. Z drugiej strony wiem, że to kontynuacja tego rodzinnego wątku, znów – dyskusje o tym, że wielki wojownik nie może spędzić trochę czasu z córką. Z jednej strony wiem, że to ma być obyczajówka, ale z drugiej – masz na razie troje pełnoprawnych bohaterów (Bulma, Vegeta, Trunks) i wszyscy kręcą się wokół jednego tematu; brakuje mi wielowątkowości. Wiem, że to dopiero drugi rozdział, ale czuję się tak, jakbym miała za sobą dużo więcej – tak bardzo ślimaczy się całość.

ROZDZIAŁ 2
Z ust Vegety nie znikał ironiczny uśmieszek. Wyraźnie z niej kpił (...). – Niby wiem, że kpił Vegeta, ale ze zdania wynika, że tylko jego uśmieszek.
Ojciec wciąż nie traktuje swojej córki najlepiej, a ja zastanawiam się tylko nad jednym. Bra ma już sześć lat i dopiero teraz konflikty w rodzinie narastają do tego stopnia? W takim razie jak wyglądało to wcześniej? Dlaczego takie sytuacje nie działy się, gdy Bulma dopiero co urodziła drugie dziecko, którym ojciec nie chciał się zajmować? Mało tego – ciężko mi uwierzyć w ten wątek, ponieważ małżeństwo wychowało już Trunksa. Nie oszukujmy się – Vegeta już dawno ma za sobą walkę z własnym ego. Chociaż to wciąż książę i wojownik z trudną przeszłością, w uniwersum rodzina i bliscy przyjaciele są dla niego bardzo ważni. Cała ta sytuacja jest dla mnie przesadzona, wydumana, nie potrafię się w nią wczuć i traktować tych problemów poważnie.

Trunks żałował swojego lekceważącego zachowania względem ojca. – Okej, tylko przed tym zdaniem mamy kilka linijek myśli Trunksa dokładnie o tym samym…
Podobają mi się wspomnienia bohatera z jego szkoły i przemyślenia związane z Delią, która dała mu kosza. Fajnie, że zaczynamy nowy wątek. Plus, że łatwo da się wyczuć, że niektóre cechy charakteru Trunks odziedziczył po ojcu.

W jednej ze scen pojawiają się kolejni bohaterowie, dobrze znani z sagi – mamy Goku i Chi-Chi. W tym momencie wychodzi na jaw, że piszesz dla czytelników, którzy znają uniwersum. Nie pojawiają się opisy postaci; rzucasz tylko imionami.  

W kotlinie panował przyjemny spokój, lekki zefirek muskał twarze (...). – Kiedy piszesz o zefirku, nie musisz wspominać, że był lekki. Samo to słowo określa już wiatr, jego natężenie i tak dalej.

Skąd tu nawiązanie do Małego Księcia? Nie wiem, czemu upierasz się, by do uniwersum DB pakować elementy z naszego świata. Fakt – akcja dzieje się na Ziemi, ale jednak ma miejsce w państwie, które nie istnieje realnie i może pochwalić się dużo wyższym poziomem postępu technologicznego niż ten charakterystyczny dla XXI w. (spójrz chociażby na rozwój Zachodniej Stolicy). Myślisz, że w takich czasach Nirvana byłaby popularna, a dzieciom czytałoby się Małego Księcia?
Bo ja w to wątpię.

Na tej samej zasadzie scena imprezy u Maxa nie przedstawia imprezy różniącej się od tych w naszych czasach. Brakuje mi twojej kreatywności, wyjścia poza znany i poniekąd bezpieczny schemat współczesnych domówek. Co pije się w Zachodniej Stolicy? Wódkę i blue curaçao? Czemu nie wymyślisz czegoś własnego, co pasowałby do świata znanego czytelnikom z animacji? Albo czemu nie sięgniesz chociażby po japońskie produkty? I dlaczego nazwy drinków są angielskie, chociaż piszesz po polsku? Mam wrażenie, że czytam jakiś fragment rodem z serii After i wcale nie czuję się z tym najlepiej.  


Opis pocałunku mnie… obrzydził. To wędrowanie językiem, szybkie i energiczne ruchy… Ough. Przecież nie musisz być taka dosadna. Aż boję się czytać, co będzie, gdy Trunks przejdzie do kolejnej bazy.  [Do tematu wyczucia i dobrego smaku wrócę w podsumowaniu].


ROZDZIAŁ 3
Nie wiem, po co w tych i poprzednich scenach występuje Goku. Wyglądają jak gagi pisane na potrzeby parodii. Postać w tym momencie nic nie wnosi; masz okazję pokazać zazdrość Vegety, ale to niewielki powód, by po to napisać kilka scen (tym bardziej że bohaterowie spotkają się jeszcze nieraz). Sprawniej i konkretniej byłoby to zupełnie pominąć i poprzestać na tym, że Vegeta rozmawia z Brą, a Bulma martwi się o dziecko. Reszta to zapchajdziury.
O tyle tylko dobrze, że Goku faktycznie zachowuje się i rozumuje jak Goku.

– Dam jej znać zwiększając KI, zrozumie, że ma jeszcze poczekać. – Vegeta włączył pierwszy poziom. – Włączył pierwszy poziom? Miał na to jakiś przełącznik czy coś?

Dwa bladoróżowe płatki opadły na włosy dziewczynki. Cykady rozpoczęły głośniejszy koncert. Roje malutkich muszek przyfrunęły w pobliże jeziorka. Czerwona łuna ozdabiała gładką toń wody. Wieczór przesycony był ciężkim zapachem kwiatów. – Te wszystkie zdania są pojedyncze i czyta się je jednostajnym tempem, przez co wydają się regularne, jakby wypadały z karabinu. Dobrze byłoby coś tu pourozmaicać.
Na dodatek nie ma sensu przesadzać ze zdrobnieniami. Jeżeli mówisz o muszkach, wiadomo, że są malutkie. Nie trzeba tego słowa wzmacniać.
Mieszasz w narracji. W tej samej scenie raz jesteśmy w głowie Bry i czytam stylizowane na kilkulatkę zdania, a raz dostaję perspektywę Vegety, innym razem, na przykład przy wyżej podanym cytacie, przebrzmiewa narrator wszystkowiedzący.
Interakcje Vegety i Bry są całkiem zabawne – to, jak ojciec denerwuje się na córkę, bo mu przeszkadza w realizacji planu (notabene strasznie głupiego, nie pasuje mi to do księcia, ale o tym zaraz), a Bra, nie rozumiejąc sarkazmu, wszystko bierze na poważnie i jednocześnie zadaje masę pytań charakterystycznych dla dzieciaków. Jednak zastanów się, czy nie lepiej byłoby te dialogi poskracać, z dwóch scen planowania zrobić jedną, konkretną? Kiedy jakiś temat ciągnie się długo, nie wnosisz już niczego nowego, a każdy kolejny gag bawi mniej.

Nie wiem, czy myśl o zabijaniu w czasie podróży z dzieckiem jest sensowna. Vegeta ma swój plan, który realizuje, chce zrobić Bulmie na złość i widać, że jest tym pochłonięty, ale jednocześnie przychodzi mu na myśl wspomnienie morderstw. Robi się poważnie, ale tylko na chwilę i jest to dla mnie trochę dziwne, wybijające z rytmu.

[Updated: po scenie z kupnem sztucznej krwi aż mnie naszła ochota, by dopisać tu coś jeszcze. Mianowicie nie może być tak, że przez większą część rozdziału robisz z Vegety głupka, by nagle wsadzić mu do głowy tak poważne przemyślenia godne zimnokrwistego wojownika. To kompletnie od czapy!].

W końcu sakame! Mega się cieszę, że doczekałam elementu wykreowanego na wzór uniwersum. Rety, super, że nie wzięłaś kuku albo makao…
Chwila, stop. Skoro po jednym rozdaniu Deric musi wypić cztery albo i pięć kieliszków naraz, na dobrą sprawę impreza mogłaby się skończyć zaraz po trzech rundkach, bo wszyscy pousypialiby albo skończyli gdzieś w toalecie, z głową w sedesie. Nie oszukujmy się – sake to dla Japończyków mocny alkohol, a rozmawiamy o nastolatkach. Nawet sączona cały wieczór potrafi dać nieźle w czuba, a tutaj dzieciak wypija kilka kieliszków jeden po drugim? Wcześniej na pewno też coś pił. Wątpię, by zasiadał do gry trzeźwy.
Poza tym sake nie pije się w kieliszkach, tylko podgrzewaną, w porcelanowych czarkach.
[BTW., raz piszesz o kieliszkach, a raz o niewielkich szklaneczkach. Te drugie, jako synonim tych pierwszych, brzmią nieporadnie].

To prawda, że kilka dni temu jeden z jego bliskich kolegów całował się z Misą, teraz już byłą dziewczyną. Ale nie wiedział, co tak naprawdę ich łączyło i wolał nie myśleć o tego typu zdradzie. – Ze zdania wynika, że to bliski kolega nie wiedział, co łączyła Misę i Paka, a przecież w drugim podmiotem ma być sam Pak. Takich błędów masz najwięcej:
(...) alkohol skutecznie, w pierwszej kolejności, przytępiał najsubtelniejszy zmysł wyczuwania energii. Zbladł lekko (...). – Alkohol miałby zblednąć czy zmysł?

Pijany na imprezie Trunks widzi w drzwiach ojca:
Stanął przed nim w milczeniu, dorównując wzrostem. Popatrzyli sobie w oczy. (...) lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić, ojciec zabrał głos bez zbędnego powitania:
– Potrzebuję sztucznej krwi.
– Co? – Trunks zdębiał. (...)
– Ogłuchłeś? Załatw mi sztuczną krew – powtórzył Vegeta, mrużąc niebezpiecznie oczy. Głośna muzyka drażniła uszy, a ilość nastoletnich bachorów bezczelnie się na niego gapiących, tylko irytowała.
Serio, Pierwszy Wojownik Wielki Książę nie mógł załatwić sobie tego jakoś inaczej, tylko wbijając na imprezę syna? Nie mógł użyć na przykład własnej, prawdziwej krwi? Przecież szybko się regeneruje, więc nawet nie odczułby skaleczenia. Za takiego głupiego powodu chciało mu się odwiedzać syna, w ogóle wychodzić z domu? Powątpiewam. Poza tym sztuczna krew to nie jest coś, co da się załatwić ot tak na imprezie; nocami sklepy z artykułami na, nie wiem, Halloween są raczej zamknięte. Już prędzej obstawiałabym, że Vegeta po prostu użyje jakiejś farbki albo skołuje coś z laboratorium Bulmy. Proszenie o taką przysługę syna (i mieszanie go przy okazji do planu, wzbudzanie jego podejrzeń i tak dalej) jest po prostu bezmyślne. Tym bardziej że sztuczna krew to nie narkotyki, które załatwia się w undergroundzie, do którego nie każdy ma wstęp.  

– Czy to jakiś wariat? – zapytał Deric stojący w pobliżu. – Może go wyrzucimy?
– Albo zadzwonimy po gliny? – dodał następny głos.
– Ty idioto, jak zadzwonimy po gliny, to wszystkich nas zamkną! (...)
– No to lepiej go wywalmy…
– Zamknijcie się! – krzyknął Trunks, a wszyscy w pobliżu posłusznie zamilkli. – Przyszedł do mnie, więc to nie wasza sprawa. Spadajcie – dodał, lecz od razu uznał to za nietrafione słowo. Nikt nie powinien być zbyt blisko podczas takiej rozmowy. – Pogadamy na zewnątrz – zwrócił się do ojca, a nie chcąc słyszeć żadnej zjadliwej wypowiedzi, bez zachowywania pozorów, wzleciał w górę, przelatując nad tłumem w stronę frontowych drzwi. Ojciec był tuż za nim.
Eee, i Vegeta tak sobie pozwala – stoi i słucha, jak jacyś gówniarze decydują o jego losie. Absurdalne, nie sądzisz?
W sensie cała stworzona przez ciebie sytuacja jest mocno od czapy, ale to już jakaś rekurencja odczapowości – czapa w czapie, że się tak wyrażę.

Totalnie też nie rozumiem retrospekcji o treningach Trunksa z Gotenem. Dlaczego pojawiła się w tym miejscu i przerwała scenę? Wydaje się ważna, ale czy na pewno to dobry czas i miejsce? Nie urzekła mnie natomiast w ogóle końcówka rozdziału – ekspozycja o tym, jaki charakter ma obecnie Trunks, i streszczenie tego, co wpłynęło na cechy bohatera. To wszystko mogłoby być wplecione w tekst, w sceny, bardziej… subtelnie. Nie, ot, sztucznawym opisem.

ROZDZIAŁ 4
Kochał ją na swój dziwny, pokręcony sposób. Uwielbiał te oczy ciskające błyskawice; te usta tak często wykrzykujące, jak go nienawidzi; tę zmarszczkę na nosie, kiedy ze wściekłości nie wiedziała, co powiedzieć. Kochał ten delikatny dotyk i sposób, w jaki go całowała, gryzła w ucho, wędrowała palcami po całym ciele. Uwielbiał działać jej na nerwy, patrzeć na zmarszczone czoło, przyciskać mocno do kabiny prysznicowej, ochlapywać wodą wysuszone włosy, żeby podbiegła do niego przezywając od idiotów, a on mógł wtedy zamknąć jej usta pocałunkiem. Każdej nocy zarzucała mu nogę na udo w trakcie snu i przytulała się, a on słyszał bicie tego ziemskiego, słabego serca, którego strzegł. Spokojny, miarowy oddech Bulmy odganiał koszmary. – Zacytowałam większy fragment, ponieważ bardzo mi się spodobał. Nie rozumiem tylko, jak on się ma do bieżącej akcji, a mianowicie: dlaczego Vegeta obecnie ma problem z wyrażaniem uczuć? Z porozumieniem się z żoną, z pomocą jej w wychowywaniu dzieci, ze spędzaniem chociaż minimum czasu ze swoją córką? Pisałam już o tym wcześniej – Vegeta, choć nie zapomniał o swojej brutalnej przeszłości, nie jest już tym samym księciem i tym samym wojownikiem. Mam wrażenie, że część fabularnych konfliktów do tej pory opierasz właśnie na tym, że Vegeta jest zagubiony i ma problem z zaangażowaniem się. Jednak gdyby  faktycznie miał taki problem, nie związałby się z Bulmą i nie miał z nią dwójki dzieci (których też dzieli spora różnica wieku, więc Vegeta miał naprawdę sporo czasu na zaaklimatyzowanie się lub stwierdzenie, że to jednak nie dla niego i koniec z rozmnażaniem). Mam wrażenie, że bazujesz na nadziei, że czytelnik po prostu nie zwróci na to uwagi i będzie łykał, co dajesz, ale na moje oko twojemu Vegecie brakuje stabilnego kręgosłupa moralnego. Może być gburowatym dupkiem z natury, ale powinno być w nim dużo miłości do rodziny, która stanowiłaby dla niego najwyższą wartość – bo tak właśnie jest w kanonie, takiego Vegetę zdążyliśmy kanonicznie poznać. To oddany pozorant. U ciebie jednak w ogóle tego nie czuję – facet się strasznie miota, opierasz fabułę na założeniu, które jest nieautentyczne i to jest to, co do tej pory przeszkadza mi najbardziej.

Błędy z podmiotami się mnożą:
(...) aby tylko krew nie ściekała, przeszkadzając w treningu. Kiedy zapytała o to syna, przytaknął obojętnie

Wątpił, aby ktokolwiek domyślił się prawdy, czy zauważył podobieństwo. Dodatkowo nie wypił [ten ktokolwiek?] jeszcze zbyt dużo, jak na swoje standardy, więc rozmawiał swobodnie. – W poprzedniej notce czytałam, że Trunks jest już w niezłym stanie, a teraz temu zaprzeczasz (a zimne drinki pozwalały postrzegać świat w kolorowych, rozmazanych barwach – generalnie, jak komuś po alkoholu rozmazuje się wzrok, to już niedaleka jest droga do helikoptera, a po nim nie zostaje już nic poza snem. Chyba że, nie wiem, to były drinki z LSD?).
Borze, naprawdę Trunks skoczył do pierwszego-lepszego sklepu i kupił tę sztuczną krew…? I co, Vegeta nie mógł zrobić tego sam? Byłoby szybciej, już mógłby realizować swój szalony pomysł. Bez sensu. Poza tym sama scena zakupu jest nieskładna i żenująca:
Trunks zniknął w mgnieniu oka, odlatując z niebywałą prędkością. Znał sklep z takimi gadżetami, więc wbiegł do środka i wyminął dwójkę ludzi w kolejce. – Znał sklep, więc do niego wbiegł? A jakby go nie znał, to wszedłby spokojnym krokiem? To miał być chyba jakiś skrót myślowy. 


– Dam dziesięć razy tyle za amatorskie pudełko filmowe z samą krwią. – Rzucił pieniądze na ladę. Sprzedawca rozszerzył oczy ze zdumienia, bez słowa obsługując go poza kolejką. Trunks pochwycił zakup i wybiegł ze sklepu, lecąc już w stronę Vegety. Był naprawdę zadowolony z przebiegu spotkania, w myślach dziękując ojcu za dyskrecję. Nie przytargał tam Bry, nie zrobił zamieszania, a co najważniejsze – nie ośmieszył go i nie powiedział nikomu, kim jest. Wątpił, aby ktokolwiek domyślił się prawdy, czy zauważył podobieństwo. Dodatkowo nie wypił jeszcze zbyt dużo, jak na swoje standardy, więc rozmawiał swobodnie.


Rozumiem, że kreujesz bohatera na młodego gniewnego, tru kozaka, który nie wiadomo ile może wypić i jaką dupeczkę wyrwać, jest szanowany w towarzystwie (bo jakby inaczej…), ale przesadzasz, a przez to przestaję traktować tę pracę poważnie. Mam wrażenie, że ta przytoczona scena nie uległa redakcji od roku, w którym pierwszy raz ją napisałaś. W porównaniu do niektórych górnolotnych opisów jest strasznie naiwna.

(...) cisnął karton w odległy koniec pokoju za łóżko Bry.Bulma zapewne odnajdzie to po pewnym czasie i ponownie wpadnie w złość. Czuł satysfakcję z powodu spławienia Kakarotto, a także braku jego głupich synów na karku. – Ale co ma piernik do wiatraka? Aktualnie Vegeta realizuje szalenie głupawy plan; skąd nagle przemyślenia o Goku, a tym bardziej o jego synach, których nawet jeszcze nie spotkaliśmy w żadnej scenie?
Tak naprawdę nie miałam przesadnej ochoty wracać z Trunksem na imprezę, ale – niestety – stało się. Kilka nieciekawych dialogów, popisywanie się i tak dalej… Przypomina mi się, dlaczego zwykle nie czytam literatury YA. Jasne, można opisywać imprezę, ale na moje oko pewne elementy warto wyważyć, aby zachować autorską powagę, a nie tworzyć momentami kliszową parodię. I to o szkodliwych wzorcach (pal licho, że gówniarz zachowuje się paskudnie  – samo życie. Ale dlaczego rodzic w ogóle na to nie reaguje?).
Scenę kończysz średnią na jeża ekspozycją, którą właściwie można by wyciąć, bo relacje Trunksa z dziewczynami zdążyłam zobaczyć już w kilku scenach.

– Nie prowokuj mnie, Bulma. – Vegeta posłał jej groźne spojrzenie. – Nie wiesz do czego naprawdę jestem zdolny.
– Tatuś jest bardzo zdolny! – podsumowała Bra. – Sam wymyślił przestawienie! Ale ja też pomagałam i ozdabiałam pokój. Ładnie, mamusiu? – Okej, umówmy się. Bra to obecnie największa zaleta tego opowiadania.

Briefs ponownie został główną atrakcją imprezy, bowiem po akcji ze sztuczną krwią i tajemniczym osobnikiem, wielu znajomych rozmawiało o tym, jak unosił się w powietrzu.Bowiem nie pasuje do stylizacji; to słowo wykorzystuje się głównie w bajkach i przypowieściach, legendach czy podaniach, ewentualnie jako element stylizacji konkretnej postaci mającej jakiś powód, by wypowiadać się w ten sposób. 

Dziwne wydaje mi się to, że Trunks tak długo mieszka na Ziemi, chodzi do szkoły i dopiero teraz zwraca na siebie uwagę tym, że potrafi latać. Biorąc pod uwagę jego charakter, dziwne jest to, że nie pochwalił się tym wcześniej, a biorąc pod uwagę logikę – nikt nie dostrzegł tego do tej pory? Przecież Vegeta czy Goku w ogóle nie kryją się z tą umiejętnością. Na pewno ktoś już ich widział i reagował na nich w jakiś sposób; czy Saiyanie na Ziemi to jakaś tajemnica?
Była Nirvana, był Sojka, a teraz przyszedł czas na O.S.T.R.-ego. Nadal tego nie kupuję.

Po długim prysznicu i seksie „na zgodę”, leżeli w łóżku, zwróceni twarzami w swoją stronę. – Ale wiesz, że niektórych rzeczy nie musisz pisać wprost, nie? Dlaczego nie pozwolisz mi domyślić się kontekstu, tym bardziej że za chwilę opisujesz parę leżącą w łóżku, a jeszcze niżej – ich grę wstępną w postaci retrospekcji?
Przyznam też, że ich ilość mnie przeraża. Retrospekcje pisane są jaśniejszą czcionką i kursywą, i czyta mi się trudniej, na dodatek nie uważam, by wszystkie wspomnienia były potrzebne, aby popchnąć fabułę w przód lub dodać coś odnośnie do przeszłości bohaterów. Jasne, fajny jest motyw, kiedy najpierw dostaję mrożącą krew w żyłach scenę, w której Vegeta trzyma na rękach zakrwawioną Brę, by potem dojść do prawdy, ale to nie jedyne retrospekcje.

– Czego pragniesz? – wyszeptał wprost do ucha, ciepłym oddechem wypełniając powietrze wokół jej szyi. Rozluźnił uchwyt, nie wyczuwając sprzeciwu.
– Tego, tego. – Bulma poczuła twardego, uniesionego penisa na środku swojego lewego pośladka. – Chcę, żebyś… (...)
Już był w niej, wykonując nieśpieszne ruchy. 


I cały romantyzm trafił szlag.

Sny Vegety to, według mnie, najlepszy do tej pory motyw opowiadania. Ciekawa jestem, o jakiej przepowiedni mowa. Sceny z Trunksem są dla mnie zbyt przekolorowane (żenadometr rośnie), a konflikt Bulmy i Vegety – naciągany.

ROZDZIAŁ 5
Mam wrażenie, że podoba ci się opisywanie zbliżeń. Zwykle lekkie, choć przesadzone i… czy wnoszą coś do fabuły? W sensie okej, w Trunksie buzują nastoletnie emocje, ale nie jest to nihil novi. Ze scen seksu też coś musi wynikać. Muszą mieć znaczenie dla przebiegu fabularnego, a nie tylko sobie wisieć, bo fajnie. Chodzi o pokazanie czegoś istotniejszego niż sam stosunek. Zauważ, że powieści z elementami erotycznymi kieruje się do dorosłego odbiorcy, który widział kobietę/mężczyznę nago nie tylko w formacie .jpg albo .avi. Idąc tym tropem rozumowania, na pierwszym planie w tych scenach powinny być sprawy między dwojgiem ludzi, ich relacja, rozwijanie fabuły. Tego zdecydowanie mi brakuje. Jest stosunek, ale niczego nie wnosi. Równie dobrze scenę mogłabyś skrócić albo streścić, bo nie wydarzyło się w niej nic, co byłoby dla mnie zdumiewające bądź w jakiś sposób znaczące fabularnie. Dopiero z rozmowy po stosunku zaczęło coś wynikać.

Trunks natomiast nie lubił zaangażowania, nie chciał zaczynać poważniejszych relacji. – Dlaczego ekspozycją podajesz coś, co sama mogłam wywnioskować z dialogu? Przecież Trunks sam wyraźnie powiedział: Mam dość związków. Kręcimy się w kółko.

Kolejna scena to interakcja Bry i Vegety. Znów – dostaję słodko-kwaśny obrazek, który mnie nie zaskakuje. Wiem już, że Vegeta ma poważny problem z pełnieniem roli ojca. Plus jest taki, że bohater w pewnym momencie ustąpił i wyciągnął rękę do córki. Zaskoczyło mnie to. Coś gdzieś się w nim rozwija, teraz powinno być już tylko coraz lepiej.

(...) odsuwając się i tupiąc mocno prawą nogą, co miało podkreślić niechęć do wojowników. – No tak, to dość logiczne, nie musisz mi tego tłumaczyć.

– Zwariowałaś? Nie będę niczego przepisywał. – Trunks miał dość słuchania poleceń. Odkąd przyszła, niemalże nie odrywali oczu od książek, siedząc obok siebie przy stole i popijając lemoniadę. Dziewczyna była przeciwna korzystaniu z Internetu, a on przystał na pomysł szukania informacji w tradycyjny sposób, ponieważ przyniosła ze sobą kilka podręczników.
– A jak zamierzasz przedstawić ten projekt, co? – W końcu rzuciła mu zirytowane spojrzenie. – Musimy wyjść na środek sali, dopowiadając rzeczy, których nie będzie na plakacie. Chyba że wymyśliłeś lepszy pomysł. Ale… dlaczego Delia nie chciała korzystać z Internetu? To nie jest początek XXI wieku, gdzie nauczyciele kręcili nosami na notki z sieci. W uniwersum, o którym piszesz, postęp technologiczny jest daleko, daleko w przodzie, ale mimo to wydajesz się w ogóle o tym nie pamiętać – świat, który opisujesz, nie różni się zbytnio od naszego. Podejrzewam, że w Zachodniej Stolicy dawno nikt nie korzysta w szkołach z typowych podręczników, a na lekcjach w szkole średniej, zamiast plakatów, tworzy się prezentacje multimedialne, jak więc logicznie wytłumaczyć opory Delii? Okej, jasne, może ma jakieś złe doświadczenia z korzystania ze źródeł ogólnodostępnych albo jej rodzina jest jakimś odpowiednikiem amiszów (ale w takim razie co robiłaby Delia w takiej szkole?). A może jest ona po prostu kimś na wzór hipsterki? Jednak to wyjaśnienie powinno pojawić się w tekście.

Spróbować traktować jak dziewczynę a nie obiekt seksualny? – Coś szybko Trunks zaczął się wahać. W tej samej notce, w której jeszcze niedawno upierał się, że nie potrzebuje dziewczyny...? Ta kwestia mogłaby się rozwijać stopniowo, jak i stopniowo rozwija się emocjonalność Vegety w stosunku do Bry.

Ciężko mi uwierzyć w charakter Bulmy, który prezentujesz w scenie rozmowy z nauczycielką. Rozumiem, że syn w oczach matki zwykle pozostaje nieskalany, ale pedagog przedstawiła naprawdę mocną historię. Jasne, twoja Bulma przypomina tę znaną mi z animacji – jest temperamentna, ale… na moje oko straciła na racjonalności i szlachetności. Nauczycielka mówi o zapłakanej i psychicznie poniżonej piętnastolatce, a Bulma nie chce nawet wziąć jej argumentów pod uwagę, mimo że ma też córkę; Trunks nie jest jedynakiem. Jej empatia powinna być wystarczająco rozwinięta, by Bulma mogła wziąć pod uwagę inną perspektywę niż jej własne ograniczone przekonania.
Natomiast dziwi mnie też sam fakt, że nastolatka została upodlona przez młodego gniewnego tak silnie, że straciła kontakt z rzeczywistością i prawdopodobnie będzie potrzebować jakiejś terapii, a jedyne, co robi wychowawczyni, to dzwoni do jego matki? I co, może mu jeszcze wpisze uwagę do dziennika? Czy w takim wypadku do domu Bulmy nie powinien zapukać kurator? Właściwie można założyć, że w prestiżowej szkole w Zachodniej Stolicy są kamery, które mogłyby posłużyć jako dowody przeciwko Trunksowi.

Dalej: po co mi ekspozycja o tym, że dzieciak spławia matkę w rozmowach o swoich partnerkach? Z jego zachowania wobec koleżanek ze szkoły i z rozmowy Bulmy z Kazumą sama mogłam się domyślić, że Trunks ściemnia z tym czekaniem na tę jedyną. Ale nie. Musisz mi powiedzieć to raz jeszcze. Po co?

W scenie rozmowy przy stole, kiedy Vegeta w obecności Bry i  Bulmy pyta Trunksa, czy zaliczył koleżankę, odechciało mi się czytać. Uprzedzałaś – życiówka życiówką, ale dlaczego uparłaś się by tę patologię przerysowywać do granic możliwości? Naprawdę ciężko się to przyswaja. Kolejna scena, która nie wygląda na redagowaną od czasów gimnazjum.

– Można uznać to za matematycznie opłacalne zaliczenie – zironizował Vegeta. Miał dziś bardzo dobry humor, bo rano uprawiał z Bulmą dziki seks w łazience, a później osiągnął nowy poziom podczas treningu. Tej nocy nie nękały go koszmary. – Bardzo dziękuję, jeszcze tej informacji brakowało mi do kompletu. O rety… Trzynasty rozdział, mówiłaś? Jak to było? Wytrzymaj do trzynastego…? No cóż. To będzie bardziej niż wyzwanie.
Co? Vegeta widział nawalonego syna na domówce, Bulma słyszała o nagannym zachowaniu w szkole, a mimo to rodzice puszczają Trunksa pod namioty ze znajomymi? Dlaczego Vegeta nie zaoponuje? Nie ma w nim żadnej troski o syna? Tak zależało mu na wspólnych treningach, a przecież alkohol, jak wiadomo, nie ma najlepszego wpływu na sportowców, tym bardziej że Trunks nie był pełnej krwi Saiyanem. Mam wrażenie, że to, co pokazywało anime, czyli Vegetę, który był marudny i unosił się dumą, ty przekolorowałaś w obrazek jakiegoś patola, który nie dba o to, co stanie się z jego najbliższymi. Nie jestem w stanie tego kupić.

Ekspozycja o przeszłości Trunksa wydaje się nie mieć końca – strasznie się ciągnie. Nie wiem, czy coś wnosi; niby przybliżasz przeszłość bohatera i opisujesz, skąd wziął się jego charakter, ale mam wrażenie, że dałoby się to pokazać. Z drugiej strony bardzo dużo u ciebie retrospekcji. Wydaje mi się, że nie potrafisz dozować informacji i każdą uważasz za ważną, natomiast nie bardzo wiesz, jak wytłumaczyć czytelnikowi, dlaczego bohater obecnie ma taki i taki charakter i skąd się wziął jego kręgosłup moralny – to dlatego potrzebujesz retrospekcji i streszczeń przeszłości. Z drugiej strony relacja Vegeta – Trunks opiera się na wspólnych treningach, co kilka razy pokazałaś sceną. Wiem, że Vegeta to wymagający mistrz, a jego syn jest uczniem, któremu bardzo zależy, by być taki jak ojciec lub nawet go prześcignąć. Ale wiem to ze scen dziejących się tu i teraz, a nie tych, które pokazują mi, co było kiedyś. Te drugie to dla mnie tylko przyklepywanie tego, czego dawno zdążyłam się domyślić. Czuję, że nie ufasz sobie jako autorce i boisz się, że nie pokazałaś czegoś wyraźnie, dlatego co chwilę wracasz do jakiegoś tematu, trzy razy dajesz mi to samo, upewniasz się, że na pewno dotrze do czytelnika to, co chcesz przekazać. Nie musisz tak działać. Napisać mniej i dać powody do myślenia jest lepiej niż przegadać jakiś wątek. Wtedy staje się on nudny, bo wszystko już o nim wiemy.

ROZDZIAŁ 6
Przerażają mnie długości twoich rozdziałów. Mam wrażenie, że każdy kolejny jest dłuższy od poprzedniego. Przeraża mnie też, że Vegeta i Trunks siedzą sobie i piją, i rozmawiają o zaliczaniu dziewczyn na jedną noc i dobrej zabawie. A najgorsze chyba jest to, że kończysz scenę wzmianką, że nie opowiedzieli sobie o swoich pierwszych dziewczynach, ale ja już widzę ścianę tekstu zapisaną kursywą i domyślam się, że to będą dwie sążniste retrospekcje. Tylko że mam z nimi jeden problem: nie interesują mnie. Mało obchodzą mnie pierwsze dziewczyny tej dwójki, naprawdę. Zdecydowanie ciekawszy jest dla mnie wątek koszmarów sennych Vegety i konsekwencje, które Trunks powinien ponieść za zachowanie w szkole. Nic więcej nie trzyma mnie aktualnie przy tej historii. I tak, wiem, że to miała być obyczajówka, ale te też mają jakiś główny wątek, wątki poboczne i tło, a u ciebie w ogóle nie czuję tego podziału. Nie wiem, co jest na pierwszym planie, a co tworzy plan dalszy. Mam wrażenie, że chcesz skupić się na wszystkim, dlatego napisałaś w pierwowzorze aż 117 rozdziałów – wygląda na to, że nie masz planu i nie wiesz, do czego dążyć. Po prostu płyniesz z prądem i tylko dodajesz życiowego, obyczajowego budulca.
Gdyby to była jeszcze obyczajówka osadzona w świecie DB, to znaczy pozbawiona naszej współczesnej rzeczywistości, czytałabym opowiadanie, aby poznać, czym charakteryzuje się to uniwersum – poznałabym prawo, system edukacji, kulturę i obyczajowość, sztukę i tak dalej. Nie dajesz mi tego. Czuję się trochę tak, jakbym czytała YA o zdegenerowanym nastolatku – misterze szkoły, zapatrzonej w nim matce i ojcu, który ma w tyłku wszystko poza samym sobą i tylko czekam, aż fabuła pójdzie w którąś stronę. Którąkolwiek. Tak naprawdę mam wrażenie, że ciągle czytam pierwszy rozdział, osadzam się w świecie i zaraz dopiero coś się stanie.
Tylko że to nie jest już pierwszy rozdział.

W całej tej notce chyba najbardziej zabolało mnie to, że Trunks mówi ojcu, że bierze narkotyki, a Vegeta w ogóle na to nie reaguje:
– Ćpasz pod nosem matki?
– Przecież ja... to nie… no, nie ćpam. – Trunks wzruszył ramionami. Powstrzymywał śmiech. – Czasami… wiesz, coś wezmę i tyle… alkohol słabo na mnie działa.
– Zdążyłem zauważyć – zakpił Vegeta, odstawiając na bok pustą butelkę z etykietą przypominającą pirata. Lubił rum i jego specyficzny smak. – Bulma się niczego nie domyśla?
– Nie wydasz…? 
– Kobiety nie muszą o wszystkim wiedzieć. – Saiyanin posłał mu porozumiewawczy uśmieszek, chwytając kolejną flaszkę.


A gdyby tak podstawić imiona? Zamiast Vegeta, pisać Janusz, a zamiast Trunks – Seba? W sumie i tak nie trzymasz się za bardzo kanonu i świata przedstawionego w DB, raczej idziesz w YA, więc właściwie nawet nie byłoby widać różnicy.
Scena z nakładaniem lodów też się ciągnie i ciągnie. Wnoszę o konkrety.

Bra zaczyna rozmowę przy stole:
– Ja znam bajkę o Frizierze, co zjada takich niedowierzących jak wy.
– Fryzjer zjada ludzi? – Videl uniosła brwi w geście zdumienia.
– Ciociu! Nie fryzjer a Frizier.
– Nie mam pojęcia, o co chodzi. – Bulma rozłożyła bezradnie ręce.
– Może chodziło o Freezera? – podpowiedział Gohan. Właśnie skończył dużą porcję lodów, a Bulma podsunęła wózek, zachęcając do spróbowania innych smaków.
– Ach, o tego potwora? Naprawdę mówiłeś jej o Freezerze? – Spojrzała na męża z naganą w oczach.
Naprawdę Bulma nie zrozumiała, o kogo chodzi? Frizier, który zjada ludzi – nie domyśliła się? Trochę naciągane. No i nie kupuję też tego, że Bra używa słowa: niedowierzający, skoro w poprzednich dialogach ma problem z wypowiadaniem się. Lepiej byłoby użyć takich niedowiarków.

Uśmiechnęłam się, gdy Bra powiedziała: Ale to ci zniszczy psychiki jako nawiązanie do tego, co usłyszała w poprzedniej rozmowie Bulmy i Vegety. Dziewczynka chłonie jak gąbka! Czy mówiłam już, że moja ulubiona postać i nadzieja tej historii? Czasem nawet jest mi jej żal, że wychowuje się w tak zaburzonej rodzinie.

ROZDZIAŁ 7
Co to za szkoła, skoro nawet nauczyciel boi się ucznia i gdy ten chce, to dostaje przerwę na lekcji? W takim razie w ogóle po co jakiekolwiek lekcje z Wusu? Ach, bo nie wystarczy tworzyć bohatera, który ma wianuszek fanek, tru kumpli i jest królem wszystkich domówek. Nie. Trzeba dołożyć mu jeszcze superlatyw w postaci władzy nad nauczycielami, bo tak. Bo jeszcze za mało mu charyzmy. Pod względem tego, jak dzieciak ma się dobrze we wszechświecie i wszyscy mu ulegają, wypada jak Gary Stu.

Czasami koledzy Trunksa nazywali go Mistrzem, bynajmniej nie tylko dlatego, że wygrywał wszystkie zawody; zawsze szybko potrafił zdobyć spore ilości alkoholu i znaleźć genialne rozwiązania. Wśród nastolatków to było najważniejsze. – No nie może być, nigdy bym się nie domyśliła, a już na pewno nie po tych wszystkich scenach z Trunksem szukającym w szkole poklasku.
Ach, jakby było mało, piętnastolatek skołuje auto, żeby włamać się i zepsuć koleżance jej imprezę. Ma chociaż prawo jazdy? Albo potrafi prowadzić samochód? Skąd, skoro potrafi latać? Vegeta też z tego powodu zapewne nigdy nie prowadził samochodu, więc kto miałby go tego nauczyć?
Denerwuje mnie krótkowzroczność Bulmy. Goten chce sobie poukładać życie i ma mniej czasu dla przyjaciela? Jego dziewczyna to musi być głupia smarkula, tak, tak, na pewno! Chyba zapominasz, że Bulma nie była taką ignorantką, która nie szanuje ludzi. Jasne, miała temperament, ale nie była przez to nielotna i krótkowzroczna. U ciebie ta jedna cecha wypiera wszystkie inne, przez co nie możemy odbierać postaci jak kogoś z krwi i kości – Bulma staje się wydmuszką pompowaną jedną cechą. 

Bra bez najmniejszego problemu podleciała, siadając na ławce obok, i od razu zaczynając wymachiwać nogami, które nie dosięgały ziemi. – Od kiedy Bra potrafi latać? O ile wiem, miała jedną lekcję, po której stłukła kolano i stwierdziła, że już nie będzie sprawiała sobie bólu. Więc skąd nagle ta umiejętność – tak dopracowana i kontrolowana?
Tekst Nany o kończeniu – przedni, zaśmiałam się pod nosem. Fajnie też, że Goten jedzie pod namioty z Trunksem, bo podejrzewam, że po tym, co tam zobaczy, odpuści sobie Trunksa bez żalu. Jednak to, co najbardziej zainteresowało mnie w tej notce, to fragment o Akumie i Toe. Przygotowanie jako tytuł pasuje do rozdziału pod wieloma względami; już nie chodzi tylko o namioty. Na szczęście.


ROZDZIAŁ 8
Miałam zapytać już przy poprzednich notkach, ale wyleciało mi to z głowy i pytam dopiero teraz: dlaczego zawsze między tytułem rozdziału a treścią jest aż tak sporych rozmiarów odstęp?



 – Impreza zaczyna się rozkręcać około osiemnastej, wtedy większość dup szuka już tego „jedynego”. – Kortez poszedł w ślady kolegi, siadając na trawie i wyjmując piwo. 


Wiem, że można, a czasem i trzeba pisać o takiej młodzieży, ale ciężko przyswaja mi się takie obrazki w odniesieniu do świata DB. To raz. Ani trochę nie potrafię się wczuć; właściwie od dawna zastanawiam się, dla kogo tak naprawdę piszesz, bo chyba nie dla szanujących uniwersum fanów. Na to, co wymyślasz, brakuje mi słów. Ani to nie jest zgodne z kanonem (gdzie społeczeństwo nie praktykowało takich patologicznych zachowań), ani wartościowe pod względem merytorycznym (tekst wydaje się być nie żadnym romansem czy obyczajówką, a zwykłą karykaturą bez morału – przynajmniej jak na razie).
Pomijając fragmenty z Brą, do tej pory opowiadanie nie daje mi praktycznie niczego pozytywnego. Nie czuję wyważenia – nie ma wartości pozytywnych i negatywnych; jest tylko chamstwo i zwyrodnialstwo. Spore nadzieje wiązałam z Bulmą, ale nawet ona jako jedna z ważniejszych postaci żeńskich w całym uniwersum nie jest postacią pozytywną. Nie mam tu komu kibicować, kogo lubić i w kogo się wczuwać. Bo w Trunksa i resztę gawiedzi, przepraszam, ale nawet nie chcę.
Jedno mnie zastanawia – co na to wszystko Goten?
Niby pyta sam siebie, po co w ogóle zjawił się w Mglistym Lesie, a ja pytam, dlaczego wątpi dopiero teraz – gdy dostaje do ręki piwo? W sensie później otrzymuję soczystą ekspozycję o tym, że Goten znał paczkę Trunksa, wiedział, że są, no cóż, zdegenerowani. Dlaczego więc w ogóle przyszedł do Trunksa przed wyjazdem i chciał wziąć w nim udział? Nie wydaje mi się, aby chęć oderwania się od myśli na temat dziewczyny, która go rzuciła, była aż tak silna, by zniżać się do takiego poziomu.   

Mam rozumieć, że wątek nastolatki przechodzącej psychiczną traumę i konsekwencji z tym związanych po prostu przepadł, tak? Trunks pojechał na wycieczkę, Bulma nie podjęła tematu, nauczycielka już więcej nie zainterweniowała, nic się nie stało? Szkoda. Liczyłam na jakiś aspekt wychowawczy i konsekwencje.

Nikt w domu nie zauważył zniknięcia Smoczych Kul? Gdzie oni chowali ten potężny artefakt, w pokoju rodziców na dnie szafy? Te kule powinny być pod nadzorem, w sejfie, a ich kradzież powinna włączyć jakiś alarm co najmniej! Nie, Trunks zabrał komplet na wycieczkę i uznał, że zwycięzca żenua-zadań wygra życzenie. Dlaczego żenua? Ano dlatego:
– Ja mam za to świetne zadanie dla Maxa: poderwać geja.
Deric i Kortez nie mogli powstrzymać śmiechu.
– O fuuuj! – Maxa wykrzywił usta w wyrazie obrzydzenia. – Kurwa, zwariowałeś? W życiu tego nie zrobię!
– Wymiękasz? – Trunks posłał mu triumfujący uśmiech.
– No kurwa, jesteś obleśny, Briefs. – Spojrzał na trzymaną w ręku butelkę i dodał: – Już nawet piwo mi nie podchodzi.
– Może spotkasz w gejowskim klubie Tana? – kontynuował wątek Trunks.
– Ja pierdolę, jaka to by była beka! – dodał Deric.
– Pojebało was do reszty, kurwa… Nie będę udawał pierdolonego pedała.


I czy wzmianka kolejnego seksu Vegety i Bulmy coś wnosi poza seksem samym w sobie? Na moje oko nie bardzo.

ROZDZIAŁ 9
Tytuł: Porozmawiajmy o Trunksie mnie odstrasza. Co jak co, ale akurat o tym bohaterze rozmawiać chcę jak najmniej.

O rety, tamten rozdział kończę seksem, a ten seksem zaczynam – i to grupowym. Nie wiem po co. Aby pokazać, że Trunks to taki chojrak, bo mało mi na to dowodów, czy aby czytelnicy wkładali sobie ręce w majtki, czytając o uciskaniu sutków i wchodzeniu między rozłożone nogi? Nie wiem, zdecyduj się, co chcesz pisać, bo czasami zapędzasz się i podejmujesz pisania porno. Dla mnie to bezcelowe; brakuje tu fabuły. Jakby tego było mało, te dwie dziewczyny też nie są wzorem do naśladowania – jednej szuka jej chłopak. Pamiętasz, jak pisałam o wyważeniu wzorców pozytywnych i negatywnych...?


Porsche? W uniwersum, w którym nie istnieją Niemcy? Jakim cudem? Ach, co tu się dziwić, jak dalej mamy stroje Lorda Vadera. O rety, jakie to jest upierdliwe i logicznie niewytłumaczalne…

Podoba mi się twój Goku. Ten fragment to chyba najlepszy moment notki:
– Ale to kwaśne – oznajmił. – Chyba popsute, Satanie.
– Jak popsute? To rocznik narodzin Videl, doskonały smak!
– Jak rocznik Videl, to bardzo stare – wypalił Goku.
– Tato! – upomniał go syn. – Wino ma specyficzny smak, trzeba być znawcą. Im dłużej wino leży, tym nabiera lepszego smaku.
– Jak wojownik długo nie ćwiczy, nie nabierze lepszej formy. – Goku odstawił kieliszek na stół.
Przy czym zauważ, że na całe rozdziały zwykle jeden czy dwa krótkie fragmenty dialogów w jakiś sposób mnie ujmują (najczęściej żartem sytuacyjnym). To trochę za mało, by lektura bardziej mnie wciągnęła. Muszę jednak przyznać, że scena przyjęcia jest miłą i pozytywną odskocznią od Trunksa, jednak Goku to bohater dalszoplanowy i jest go za mało, by uznać go za postać pozytywną, która wyrównuje poziom. Na dodatek do uniwersum pasuje też jego naiwność – Goku ufa Trunksowi, że odda pomnik, ale… no mógłby to chociaż zgłosić jego rodzicom, a najlepiej Bulmie. Dlaczego nie przyszło mu to do głowy?

ROZDZIAŁ 10
Spodobała mi się retrospekcja Vegety zaczynająca rozdział:
– Lecimy na planetę Fezów. – Skrzywił się, a Salvia pomyślała, że jest bardzo podobny do ojca. Tak samo dumny, pewny siebie. I tak samo zagubiony. Chciała mu powiedzieć jak bardzo go kocha i jak silny odczuwa niepokój w związku z tym zadaniem. Zamiast tego wyszeptała tylko:
– Przeżyj.
I odeszła, a były to ostatnie słowa, które Vegeta usłyszał z ust matki.
Wreszcie, po długich mordęgach, zrobiło się klimatycznie. Fakt, takie wspomnienia mogą tłumaczyć, dlaczego Vegeta ma problem z emocjonalnością, jednak mam wrażenie, że wspomnienia te miały siłę, jeszcze zanim bohater stał się ojcem dwójki dzieci. Teraz retrospekcja o tym, że bliscy cię ograniczają i mając ich, narażasz również ich życie, nie mają większego sensu – już po ptokach, dzieje się. Vegeta ma rodzinę, w anime był dobrym ojcem. Nie jesteś w stanie tego naciągnąć.

Raz jeszcze: dlaczego Goku nie porozmawia z Bulmą, tylko pcha się do Vegety? Przecież to nie jest żadna nowość, że Vegeta ma wszystko gdzieś. Widzę to jak imperatyw – sprawa jest prosta, ale na siłę nie chcesz doprowadzić do rozwiązania.

Wszyscy spojrzeli w ekran telefonu Maxa, przez który widać było jak Deric Sola śpiewa „Ruda tańczy jak szalona, krzyczy, piszczy jak to ona”*, biegając po całej scenie i uciekając przed ochroniarzami.


Wybacz, nie znalazłam w sobie żadnego adekwatniejszego komentarza do tej niskiej sceny.

Czy mogłabym przescrollować tę scenę o: Pijana młodzież wszczynała bójki, gdzieniegdzie leżało rozbite szkło, rozochocone małolaty podwijały sukienki coraz wyżej (...)? Czuję, że tracę siły i czas.
Wiesz, co jest też okropnie okropniaste? Że z twojej wizji świata przedstawionego wynika, że praktycznie nikomu nie przeszkadzają takie zachowania. Kończysz scenę zdaniem:
Rodzice z dziećmi wracali do domów, choć niektórzy ojcowie tęsknie spoglądali na opuszczany teren, marząc, aby ponownie być dwudziestolatkami. – Jakby, nie wiem, narrator nie zdawał sobie sprawy z tego, że mieć dwadzieścia lat nie oznacza wcale chlania, rozbojów i puszczania się. Nie. Bądźmy rodzicami, którzy tęsknią za takimi niewinnymi wybrykami młodości. Tag.

ROZDZIAŁ 11
Kąpiel w jeziorze należała do corocznej tradycji, zaś ilość ratowników można byłoby uznać za przesadzoną (...) (...) ilość ratowników zaś można było… Chociaż na twoim miejscu w ogóle zrezygnowałabym z tego słowa. Nie pasuje do współczesnej narracji.
Piszesz o ecstasy, że działa natychmiast, ale może dasz mi coś więcej? Jak odczuwa to pół-Saiyan? Nazwałaś to euforią, ale za kilka zdań mamy zwykły obrazek zwykłego Trunksa, który obserwuje zawody i nic po nim nie widać. Mam wrażenie, że ta tabletka wisi w tekście, bo brakuje ci skandalu, ale w żaden sposób się do niej nie odnosisz poza tym, że o niej wspominasz. Na przykład nie dowiaduję się, jak wyglądał zjazd pół-Saiyana i czy pojawiły się typowe skutki odstawienia. Albo jak Trunks będzie chciał zaliczać (tfu!) dziewczyny pod namiotem, będąc pod wpływem? Przecież od dropsów i alkoholu nie staje tak łatwo…
[Update: potem kilka razy pojawia się wzmianka, że po wzięciu Trunks jest nerwowy, ale mimo wszystko to dla mnie za mało].

(...) chociaż Goten wcześniej wyczuł dobrze mu znane KI. W rękach niósł trzy szklanki wypełnione różowym napojem. – Niósł Trunks, nie Goten.

(...) – No kurwa, Goten, brzmisz jak stara zakonnica. – Zakonnica? Wiara katolicka w uniwersum Dragon Ball? Chyba poleciałaś za mocno...

(...) nawet uaktywniony ssj1 nie pomógł (...) – kiedy pierwszy poziom Super Saiyanin uaktywniał się w anime, powodowało to jakieś napięcie, emocje. U ciebie tego brakuje, tylko o tym piszesz i nic więcej. Poza tym źle wygląda taki zapis. Jeżeli już chcesz używać skrótów (które notabene w literaturze nie są mile widziane), użyj wielkich liter i podaj gdzieś ich rozwinięcie dla mniej rozeznanych czytelników.

Goten skoczył w jego stronę, a pięść jaśniejąca złocistą poświatą, minęła twarz Trunksa o kilka centymetrów, co w żaden sposób nie zmyło kpiącego uśmieszku. On miał ten ruch zaplanowany. – Uśmieszek zaplanował ruch...?

(...) nie zdołał wstać i wyprowadzić kontry. Goten przygwoździł go swoim ciałem do kołdry (...). – Ten rym jest zbyt widoczny.

Większy fragment dla zobrazowania problemu:
– Przyniosłem wam Różowy Raj, rozdawali za darmo – wymyślił na poczekaniu Trunks. – Uznałem, że pewnie nie zdążycie… Ludzie przy barze zwariowali, serio. Wypiję z wami zdrowie i zmykam.
– Super, dzięki. – Ledwo Gina wypiła kilka pierwszych łyków, szklanka wypadła z jej ręki, a ona osunęła się nieprzytomna. W tym samym momencie dziewczyna została złapana przez Trunksa, który niewyobrażalnie szybko odleciał z miejsca całego zajścia.
Goten poszybował za nim z dwusekundowym opóźnieniem. Zobaczył wciągającego nieprzytomną Ginę do namiotu za ramiona. Trunks ułożył ją na śpiworze, unosząc kciuka w górę. Ten triumfujący gest wywołał złość u Gotena, który nie powstrzymywał wybuchu.
– Co ty jej zrobiłeś?!
– Zamknij się – syknął Trunks, a uśmiech spełzł mu z twarzy. – Chyba nie chcesz wyjść na kompletną ofermę, co? Pomagam ci zaliczyć. Dałem jej ultraszybko działający środek nasenny, możesz ją przelecieć.
– Zwariowałeś. – Syn Goku patrzył na przyjaciela z niepokojem. Dopiero teraz do niego dotarło, do czego ten może być zdolny. – Zostaw. – Złapał rękę zsuwającą spódniczkę.
– Pomogłem ci wejść do naszego towarzystwa, nie kapujesz? Gdybyś dawniej nie był moim dobrym kumplem, nie zabrałbym cię na ten wyjazd… Dostosuj się do reguł, jakie panują.
– Nie miałem w planach… Ja nie… Czemu to robisz?
– No kurwa, żeby ci pomóc, tępaku.
Goten spojrzał na nieprzytomną Ginę, która leżała bezwładnie niczym lalka, a koronkowa spódniczka została opuszczona do połowy ud, odsłaniając czarne figi.
– Dawniej razem walczyliśmy przeciwko złu – mruknął cicho syn Goku, spuszczając wzrok. Czuł zawód. Przyjechał pod namioty, aby pobyć z przyjacielem, poznać lepiej jego znajomych.
– Ja pierdolę. – Trunks parsknął gorzkim śmiechem. – Zebrało ci się na moralizatorskie gadki? Jesteś jak twój stary. (...)
Stali naprzeciwko siebie, bez słowa mierząc się spojrzeniami.
– Przykro mi, że tak wyszło… Chciałem tylko pogadać. – Syn Goku posłał mu smutny uśmiech. – Nie mam po co dalej tu z wami zostawać. Nie pasuję do twoich przyjaciół. Wezmę Ginę. – Machnął ręką w kierunku nieprzytomnej dziewczyny. – Kiedy odzyska przytomność?
– Za jakąś godzinę czy dwie.

Gotenowi… przykro? Przykro mu, że jego dawny przyjaciel chciał namówić go do gwałtu?! Goten powinien wyjść stamtąd z Giną, niczego nie tłumacząc i nigdy już nie wracać! Jego delikatna reakcja (nawet jak na krótką walkę w namiocie) jest w obliczu tego przestępstwa po prostu żadna.  


W ogóle ciężko mi uwierzyć w to, co zaplanował Trunks. Jak o tym przeczytałam, to myślałam, że zwymiotuję – tak bardzo brzydzi mnie twoja główna postać. To miał być gwałt, wiesz? Na pewno zdajesz sobie z tego sprawę, co Trunks reprezentuje i jesteś pewna, że świadomie chcesz go na takiego wykreować? Jest to obrzydliwe i nie potrafię zrozumieć, jak bardzo trzeba być zdegenerowanym... Jedynie żałuję, że Goten nie wygrał bójki, po prostu pozwolono mu odejść. Chciałabym, by Trunks poniósł konsekwencje za to. Przede wszystkim chcę, aby Bulma dowiedziała się, do czego jej ukochany synek zamierzał doprowadzić. Oczywiście tak się pewnie nie stanie, bo Trunks wydaje się być twoim faworytem i do tej pory tylko mu się powodzi. Czy kiedyś to się skończy?
[Poza tym jak sobie pomyślę, że w przyszłych rozdziałach ten bohater jednak znajdzie jakąś tam swoją wielką miłość i nawet stanie się ojcem, to już w ogóle zbiera mi się na wielki rzyg na samą myśl o tym]. Nastroju nie poprawiło mi nawet ciekawe zakończenie o Akumie.
A w ogóle opisałaś dość poważną walkę w… namiocie. Na pewno? W sensie bohaterów ogranicza dość mała powierzchnia; nie wyobrażam sobie starcia w takim miejscu.

ROZDZIAŁ 12
W tytule pojawia się wzmianka o świętach, a ja w ogóle nie mam ochoty na taką atmosferę po ostatniej notce. Paskudnie czytało mi się takie treści w odniesieniu do uniwersum DB i do bohaterów, którzy zawsze kojarzyli mi się pozytywnie. Nie rozumiem, dlaczego tak uparcie to niszczysz.


Tym bardziej że zaczynasz rozdział od smuteczku Trunksa, który przeżywa dawną przyjaźń z Gotenem, ale w ogóle nie przejmuje się tym, jakie miał zamiary i do czego mógł doprowadzić.

W kolejnej scenie przytaczasz wspomnienie świąt, ale ta retrospekcja nie jest zapisana kursywą, jak robiłaś w poprzednich notkach.
Dlaczego twoi bohaterowie łamią się opłatkiem? To tradycja chrześcijańska! Naprawdę nie czujesz, że coś tu ewidentnie nie pasuje?
Wydaje mi się, że w tym rozdziale chciałaś na chwilę oderwać czytelnika od rzeczywistości, którą przedstawiasz, i wmówić mu, że rodzina Briefs wcale nie jest aż tak patologiczna i da się ją lubić, ale to nie działa (i nawet nie dlatego, że Vegeta częstuje Trunksa alkoholem). Czuję się, jakbym oglądała zakłamany filler; jakbyś chciała wybielić swoich bohaterów, jednak zdecydowanie na to za późno. Nie kupię tego sympatycznego obrazka, bo po przeczytaniu wcześniejszych notek jest dla mnie sztuczny.

ROZDZIAŁ 13
Nie mógł jednak odczytać położenia Kul, co oznaczało, że zostały gdzieś ukryte. – A dlaczego Trunks nie weźmie pod uwagę, że Goten mógł tak po prostu te Smocze Kule oddać Goku? Goten powinien tak zrobić. Tu chodzi o potężny artefakt w ręku nieodpowiedzialnego gówniarza! Goten jeszcze w pokoju mógłby zawiadomić ojca, a nie wychodzić z Trunksem i jeszcze spełniać jego życzenia o wyciszaniu swojego KI.
[Update: niżej okazuje się, że – faktycznie – Trunks włamuje się do pokoju Gotena i chce odzyskać zdobycz. Dlaczego do akcji w pokoju nie wkracza Goku? To brzmi jak imperatyw narracyjny – coś logicznie powinno mieć miejsce; Goku w takich momentach nie bywał ograniczony i powolny. Jednak w ogóle to pominęłaś, nie wyjaśniając, dlaczego bohater pojawił się ze sporym opóźnieniem].

Mieszasz w dialogach:
– Ukradłeś? – powtórzył zaskoczony Goku, zwracając wzrok na syna.
– Pożyczyłem. – Goten zrobił się czerwony na twarzy.
– W twojej rodzinie zabieranie bez pozwolenia to pożyczanie? – Trunks udał uprzejme zdziwienie. – Drugą wypowiedź przytoczył Trunks, a trzecią – Goten. Ty zapisałaś odwrotnie; po wypowiedzi dialogowej mogą pojawić się tylko te zdania, które dotyczą postaci wypowiadającej się.

To jest dla mnie gorzej niż odklejone – czytać o niefrasobliwej rozmowie Goku z Trunksem na temat tego, że coś wisi w powietrzu, bo Vegeta był niespokojny. Czy Trunksa naprawdę nie spotka żadna konsekwencja wynikająca z otrucia koleżanki? Mam o tym zapomnieć, bo Vegeta jest po prostu większym chamem niż zwykle? Wiem, że Goku w anime był sympatycznie ufny i naiwny, ale w twojej rzeczywistości, w której Trunks jest naćpany i pijany, kradnie i nie ma szacunku do nikogo, nawet Goku powinien bardziej się zmartwić, tymczasem jego rola ogranicza się do bycia prostodusznym tłem cieszącym się na myśl o śniadaniu, a maksimum jego zaangażowania to rozmowy z Vegetą, które i tak niczego nie wnoszą i nie mają wpływu na naszego Janusza. Dlaczego, jeżeli potrafisz zmienić charaktery Briefsów i dostosować je do współczesnej, trudnej obyczajowości pełnej zachowań amoralnych będących na porządku dziennych, nie dostosujesz też Goku i reszty? Niech będą dobrzy, jak są kanonicznie, ale nie muszą być aż tak ślepi i głusi.
Cieszę się, że wątek wiedźmy wysuwa się na prowadzenie. Lepiej późno niż wcale.


ROZDZIAŁ 14
Wiesz, czego strasznie brakuje mi w twoich rozdziałach? Opisów. Zaczynamy rozdział podróżą i skupiasz się na ogólnikach: bohaterowie podążali do siedziby Baby Guli, lecieli nowoczesnym samolotem i… tyle. Później pojawia się opis terenu wokół chatki, ale takie momenty są rzadkie, przez co moja wyobraźnia działa w kratkę.

– Odnajdziesz tylko jeden sen, tak? Nic więcej nie zobaczysz?
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Pomarszczona twarz Baby Guli wyrażała tylko zaciekawienie, natomiast Vegeta był wyraźnie spięty.

– Powiesz mi, kto to… I jak to przerwać? – Vegeta czuł irytację. (...) Na samą myśl, że jakaś starucha dostanie możliwość grzebania mu w snach, przepełniała go irytacja.

Miał wrażenie, że to Babidi wstał z grobu, i znowu zaczyna kontrolować jego umysł. A przynajmniej próbuje.
Nagle wszystko ustało. Klęczał na zimnych kafelkach cały zlany potem. – Z fragmentu wynika, że klęczał nie Vegeta, a Babidi.

Podobają mi się przemyślenia Vegety na temat trudnych wyborów między Bulmą a Brą. Powiem ci, że jest to jeden z lepszych fragmentów z kilku ostatnich rozdziałów. Lubię, gdy jest tak poważnie. Proszę, zostańmy już przy tym. Nie masz pojęcia, ile dałabym, by nie czytać o scenie nadchodzącej imprezy koleżanki Trunksa…

Po skończonym posiłku Bra poszła do salonu porysować przy smerfnych hitach (...). Smerfne Hity to nazwa własna, a właściwie tytuł, więc przydałby się cudzysłów lub kursywa. Natomiast na pewno domyślasz się, co myślę o takich elementach świata przedstawionego...
Swoją drogą trochę bawi mnie to, że nikt nadal nie zauważył w rodzinie Briefsów zniknięcia Smoczych Kul.

No i niestety impreza dzieje się, młodzi gniewni wbijają na nią pod przebraniem, w tle słychać Eye of the tiger, a ja zastanawiam się, czy ty tak na poważnie… Jak to jest, że połowa rozdziału to naprawdę wartościowy konflikt fabularny, a druga połowa to nonsensowna szopka, o której praktycznie nie da się czytać?

– Ten gnojek żyje. Polecimy teraz na drugi koniec świata, żebyście mieli jakieś alibi, skoro tak pękacie – dodał z irytacją. – Jakie alibi? Alibi ma się wtedy, gdy nie ma świadków w trakcie przestępstwa, tymczasem pastwiącego się nad Keiem Trunksa z ekipą widziała cała grupa imprezowiczów…

Tak! W końcu policja u Bulmy! Rety, nareszcie…! Nie masz pojęcia, jak mnie to ucieszyło. Aż przeczytam kolejną notkę z ciekawości, choć przyznam się, że w planach mam niedługo skończyć ocenę. Wydaje mi się, że masz nad czym pracować; z tak ciężkostrawną ¼ tekstu, przez którą naprawdę trudno mi było przejść, sądzę, że dalsze – nawet najlepsze – rozdziały mogą zostać niezauważone, a więc i niedocenione przez przyszłych czytelników. Dlatego też uznałam, że sprawiedliwie byłoby wrócić do oceny, jeżeli w planie będziesz miała pracę nad pierwszymi rozdziałami. Wtedy mogłabym zacząć raz jeszcze i dokończyć całość. W tym momencie, choć reakcja Bulmy jest dla mnie jak światełko w tunelu, muszę przyznać, że bardzo zmęczył mnie twój tekst i nie bardzo mam siły na więcej.

ROZDZIAŁ 15
Nie wiem dlaczego, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś więcej po Vegecie. To znaczy nie – inaczej. Nie spodziewałam się po TWOIM Vegecie czegoś innego, ale miałam nadzieję, że jednak nie pójdziesz w tę stronę i Vegeta stanie się w końcu prawdziwym, kanonicznym Vegetą. Takie przemyślenia jak te są wyssane z palca i słabe:
Może miała nadzieję, że saiyańskie geny nigdy nie dadzą o sobie znać? Trunks był wojownikiem, więc demonstrowanie siły oznaczało naturalną kolej rzeczy. – Piszesz tak, jakbyś zatrzymała się w anime na etapie Vegety, który nie miał jeszcze rodziny i za wszelką cenę chciał być dalej tylko chłodnym wojownikiem. Ale tak się nie stało; Vegeta na swój sposób był oddany rodzinie i wiedział, że z siłą wiąże się odpowiedzialność. Przede wszystkim nie był zły. Niestety w twojej historii jest, a jego reakcja na zachowanie Trunksa tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że Bulma jak najszybciej powinna spakować walizki i zabrać dzieciaki ze sobą.
Swoją drogą nachodzi mnie taka myśl: dlaczego – skoro chciałaś wykreować rodzinkę antagonistów – wykorzystałaś do tego postaci, które są znane i lubiane z uniwersum w głównej mierze właśnie dlatego, że są dobre?
Z drugiej strony dziwi mnie, że za drugim podejściem Vegeta jednak daje za wygraną i chce porozmawiać z synem. Ehe. Ciekawe, co z tego wynikłoby, poza kilkoma pochwałami? Nie widzę tej rozmowy. Zupełnie nie mogę jej sobie wyobrazić.

Jestem tutaj, wspieram cię, nigdzie nie odchodzę – mówiły ręce Vegety, ukrywające ukochaną kobietę przed całym złem tego świata. – W takie coś to już w ogóle nie wierzę.
Nie może być tak, że z jednej strony Vegeta totalnie niczym się nie przejmuje, a z drugiej nagle z dupy strony chce być wsparciem i przytula Bulmę w trudnej chwili. Jeżeli chcesz, by wyrąbanie się na wszystko było tylko pozorowaną maską, Vegeta nie powinien w ogóle nie przejmować się kwestiami wychowawczymi. Albo rybki, albo akwarium. Teraz wygląda to tak, jakbyś nie mogła się zdecydować, jaki Vegeta ma charakter. Jestem dobry od święta. Kocham raz na ruski rok, gdy się autorce przypomni albo gdy trzeba dodać trochę romantyzmu, specjalnie pod czytelników. Trochę tak, jakbyś chciała znów na siłę przekonać mnie pod koniec rozdziału, że jednak Vegeta nie jest patologiczny i wybielasz go. A przecież to nie działa w ten sposób; jeżeli Vegeta regularnie jest dupkiem, mojego zdania o nim nie zmienią dwa stosunki seksualne i przytulenia – też ze trzy na krzyż. Nie jestem naiwna; wciąż uważam, że najlepsze, co Bulma mogłaby zrobić, to jak najszybciej odejść od męża.

Narkotyk zaburzył zdolność percepcji, nie potrafił wyczuć na taką odległość. – Narkotyk miał moc czucia? No na bank.

Liczyłam na to, że Trunks być może się zmieni. Że nie może wydarzyć się już nic gorszego, tymczasem kreujesz go na zepsutego do szpiku. Przy scenie porwania Blue zabrakło mi sił. Teraz już wiem, że na pewno nie chcę czytać nic więcej:

Na izbie przyjęć wystarczyło kilka banknotów, aby dostać numer pokoju „kolegi”, jak Trunks udał przed recepcjonistką. (...)  Pani Tan otwarcie szlochała, zaś z oczu Blue wypływały ciche, pojedyncze łzy. (...)
– Puszczaj! Zostaw! Ty psycholu!
Przez całą drogę milczał, aż wylądowali na zupełnym odludziu, gdzieś w środku mrocznego lasu. Niewielka polana sprawiała upiorne wrażenie. Delia odskoczyła od niego, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu. (...)
– Zostaw, Briefs. – Delia spróbowała wyrwać swoją rękę, którą Trunks złapał za nadgarstek. – Zostaw, to boli!
– Nie musi boleć – odparł chłopak z drapieżnym uśmieszkiem, obserwując ją z rosnącym podnieceniem.
– Ty nie… – Delia stała sparaliżowana ze strachu, coraz wyraźniej rozumiejąc obecną sytuację. Dopiero teraz to do niej dotarło. – Proszę… nie rób mi krzywdy… – Cichy szept wypowiedziała suchymi ustami, bojąc się nawet oblizać wargi, aby go nie sprowokować. (...)
– To będzie dla ciebie zaszczyt, zobaczysz. – Jednym szybkim ruchem zdarł z nastolatki przód sukienki, co podziałało na nią otrzeźwiająco. Zaczęła przeciągle wrzeszczeć, wzywając pomocy. Lecz Trunks był już za nią. Mocno złapał w pasie i zatkał usta ręką. – Tutaj nikt nie usłyszy wołania. (...)
– Klękaj – nakazał stanowczo. Z rozmysłem wydał tak dwuznaczne polecenie, rozbawiony, że ona zinterpretuje to jako wstęp do seksualnej gry. Obserwował ją z bliska, a lęk ukryty w oczach Blue sprawiał mu satysfakcję. (...)
Z obrzydzeniem splunął na kamienne podłoże. Nie czuł już żadnego podniecenia. Był tylko wściekły, że wciąż odczuwał pewne wątpliwości.
Kurwa, ta idiotka błagała o życie po kilku sekundach – podsumował w myślach, formując przed sobą błękitny pocisk KI. – Nie ma nic bardziej żałosnego.

Myślałam, że skończę po tym rozdziale, ale wiesz… nawet na to nie mam już siły. Nie jestem nawet ciekawa, co będzie dalej z wiedźmą, ze snami Vegety i tak dalej. Do głowy przychodzi mi tylko parafraza Deneve spod jednej z poprzednich ocen: właśnie po lekturze wylało się na mnie absolutne wiadro cringe’u. Choćbym przeszła Kędzierzyn wzdłuż i wszerz, to nie starczy mi kilometrów, żeby rozchodzić tę żenadę.

Jest mi po prostu niesamowicie przykro, że zgodziłam się przeczytać kolejny rozdział, bo nie dość, że nastawiłam się pozytywnie i tylko się rozczarowałam, to jeszcze dostałam obrzydliwie patologiczną scenę, w której uczestniczy naprawdę wartościowy bohater Dragon Balla. Takie rzeczy w obrębie fanfiction akurat tego uniwersum powinny być zakazane.



PODSUMOWANIE

Zacznijmy od poprawności. Pod tym względem największy problem w Klątwie miałaś z podmiotami – mieszałaś je w obrębie dwóch zdań, przez co wychodziły głupoty, na przykład mający czegoś dość pot albo moment, który nie atakował kogoś w odpowiednim momencie. Na szczęście jakoś od szóstego rozdziału błędy w podmiotach nie rzucały już się w oczy, część też pominęłam. Jeżeli chodzi o interpunkcję, największy problem masz ze spójnikiem a – wydaje się, że nie wiesz, kiedy stawiać przed nim przecinek, a kiedy nie, natomiast zasada jest dość prosta i łatwa w zapamiętaniu: [zajrzyj tutaj]. Zapamiętaj też, że w Dragon Balla nie ma żadnego apostrofa.
Błędy masz także sporadycznie w dialogach – po wypowiedzi narracyjnej często umieszczasz dopiski wprowadzające informacje o postaciach, do których nie należą wypowiedzi dialogowe; czasem też dopiski te ciągną się, zmieniają się w nich wątki i postaci, jakbyś zapominała o akapitach.
Ogólnie jesteś bardzo poprawna i tu nasuwa mi się pierwsza myśl odnośnie do podsumowania… dlaczego marnujesz takie umiejętności na pisanie o patologicznej rodzince tylko pozornie pochodzącej ze świata DB? Bo z tego, co wiem, wynika, że miało to być obyczajowe fanfiction osadzone w świecie fantasy, a wyszło zwykłe, współczesne YA osadzone w świecie fantasy przyprawiające mnie o ciarki zażenowania. To tak w skrócie.
Jakbym miała tę myśl rozwinąć, zaczęłabym jednak od świata przedstawionego. W uniwersum Dragon Balla, w Zachodniej Stolicy charakteryzującej się niesamowitym postępem technologicznym, dostajemy nawiązania do polskich, ale i zagranicznych elementów popkultury, których bohaterowie w ogóle nie powinni znać. Pite i jedzone jest głównie to samo, niczym nie różnią się kwestie społeczne i kulturowe, a także oświatowe. Poza wykorzystaniem kapsuł i bogactwem, które przysługuje rodzinie Briefs, nic nie nawiązuje do uniwersum DB i nie charakteryzuje go. Wniosek? Nie zaskoczyłaś mnie, nie zaangażowałaś się na tyle, by wykreować i pokazać mi coś nowego, oryginalnego, by wprowadzić mnie w świat oraz zachęcić do poznawania go od podstaw. DB powinno się wylewać z twojej historii, a na razie to tylko taki miły dodatek, który – gdyby wyciąć go tu i tam – właściwie z fanfiction bez problemu zrobiłoby ci się opowiadanie zupełnie autorskie. Brakuje bogactwa, którym cieszy się uniwersum DB, w tym pobudzania zmysłów – smaków czy zapachów. Pod ich względem wyobraźnia czytelnika mocno kuleje.  Klimat DB kompletnie u ciebie nie istnieje. Mniej więcej porównałabym to do lektury ficzka o Harrym Potterze, w którym bohater ani razu nie pojawił się w Hogwarcie albo – gorzej! – jest w Hogwarcie, w którym w teatrze szkolnym wystawia się Romea i Julię i jeździ na mugolskie sportowe wczasy w Bułgarii, gdzie wyrywa się panny, a każdy musi mieć je po dwie. Ough! Pod tym względem aż mi się przypomina Boso po mokrej trawie...  
Oczywiście klimatu nie tworzą tylko prawa, którymi rządzi się uniwersum. Klimat tworzą też postaci. Tak więc mamy Bulmę, która jest temperamentna jak w anime, ale brakuje jej rozumu i instynktu, jakbyś trochę cofnęła ją w rozwoju. Dodatkowo niestety mam wrażenie, że ta, która była jedną z najważniejszych postaci żeńskich w całym uniwersum, u ciebie w większej mierze pojawia się głównie po to, aby nakłaniać Vegetę do miłości do dzieci i aby uprawiać z nim seks. Na początku jest strasznie monotematycznie – Bulma nie odgrywa żadnej innej roli w tej historii; dopiero w ostatniej przeczytanej przeze mnie notce jej postać nabiera znaczenia, nie widzę jednak jej przyszłości, ponieważ w dalszych rozdziałach mignęły mi przed oczami notki, w których Bulma wspomina stosunki seksualne z Vegetą, panują romantyczne nastroje; nawet jeżeli od niego odchodzi, zamiast być silną i odpowiedzialną kobietą, chcącą wychować porządnie swoje dzieci, zamyka się w jakimś średnim na jeża syndromie sztokholmskim, tęskniąc za zwykłym psychopatą. Ot – stęskniona za tru lofem kobieta, którą podświadomie kręcił chłód męża. Aż by się chciało rzucić żena-tekstem: łobuz kocha najmocniej.
Nikły plus, że czasem podkreślasz próżność Bulmy i jej przywiązanie do makijażu, co pokrywa się z animacją. Tak samo to, że Bulma pali papierosy.
Dalej mamy Vegetę, który jest kompletnie przerysowany i zamiast być poważnym ex-wojownikiem z tupetem i wielkim ego, staje się Januszem, który ma na wszystko wyrąbane i widzi tylko czubek własnego nosa, pięści i dno butelki. Na dodatek jest Januszem opóźnionym w rozwoju emocjonalnym, bo zamiast uczyć się miłości do córki, gdy ta przyszła na świat, Vegeta nie ogarnia ojcostwa jeszcze sześć lat później, a mimo to szczęśliwym dla niego trafem żonka nadal się go trzyma tak, jakby w ogóle było kogo. Przez wszystkie rozdziały Vegeta tylko na początku, w jednej notce, a właściwie w dłuższym, romantycznym fragmencie – który nawet cytowałam gdzieś wyżej – ukazał się jako postać pozytywna. Aż chciało się o nim czytać. Jedna na kilkadziesiąt scen to jednak zdecydowanie za mało.
Brakuje mi też konsekwencji; pisałam o tym w ostatnim ocenianym rozdziale. Nie może być tak, że Vegeta pół rozdziału jest taki, a pół siaki. Bohater powinien mieć stały kręgosłup moralny i go rozwijać, uzupełniać, zmieniać, ale pod wpływem czasu i ważnych fabularnie wydarzeń, a nie tak o, tylko na chwilę, bo akurat smutna Bulma pojawiła się na horyzoncie i wypada dać czytelnikom jakąś pozytywną wibrację... Samo to, że jest sprawny w łóżku nie czyni z niego postaci pozytywnej tym bardziej, że niektóre stosunki (uwaga dotyczy także stosunków Trunksa) są po prostu obleśne. Jakbyś nie wiedziała, że nie wszystko tak dokładnie musisz opisywać i przez to zakrawasz o porno.
Mało tego, twojemu Vegecie również brakuje nieraz inteligencji – serio, fatygować syna po sztuczną krew w samym środku nocy, jakby był to jakiś towar zakazany? Albo nie reagować na paskudne zachowanie Trunksa? Przecież Vegeta uchodził podobno za surowego, wymagającego ojca, który nie był aż tak obojętny i zepsuty. Potrafił odróżnić dobro od zła. Żena-sceny-gagi kompletnie tego nie ukazują.
O, à propos Trunksa – to wygląda co najmniej tak, jakbyś miała na jego punkcie jakiś kompleks. Co było złego w kanonicznym Trunksie, że aż tak musiałaś go zepsuć? Tylko dokładasz mu negatywnych wzorców, zamiast na pewnym etapie przystopować i kreować tymi cechami, które już masz. Nie możemy mieć po prostu trudnego, zbuntowanego nastolatka, który wypił kilka piw za dużo i czasem próbuje brawury. Nie. My musimy mieć Mistrza Gangu, który wszystko potrafi wyrwać i zaliczyć (czasem nawet w parze!), ukraść i wypić lub połknąć w praktycznie każdej ludzkiej ilości, boją się go nawet nauczyciele, a rodzice udają, że niczego nie widzą, przez co dzieciak może coraz więcej i więcej. Mamy próby gwałtu (w tym gwałt na kanonie) i zabójstwo z zimną krwią. Nie sądzisz, że gdyby Trunksowi odjąć ciemnej strony i poczucia zajebistości, a podkreślić nieco bardziej jego złożone wnętrze, to, że gdzieś tam w środku ma problemy, i gdyby jeszcze odejść czasem od tych pustawych scen, opowiadanie stałoby się głębsze? Poza tym zajrzyjmy do źródła tego problemu, który stworzyłaś – Trunks jest taki, bo ojciec nie kochał go w dzieciństwie. Serio? Absolutnie nie. Vegeta nie był złym ojcem. Nie wiem, dlaczego tak usilnie go na takiego kreujesz; to zupełnie niezgodne z kanonem.
W ogóle nie kupuję też tego, że Bulma, Goku czy Goten nie zauważyliby, że z Trunksem zaczęło dziać się coś niedobrego już wcześniej i dobry chłopiec wyrósł pod ich okiem na zwyrola. Dlaczego? Ponieważ w świecie DB istnieli bogowie, którzy trzymali pieczę nad tym, co się dzieje. Na przykład Kaito – niby nie ingerował w ludzkie życie, ale znał wszystkich bohaterów, o których wspominasz, przyjaźnił się z nimi i zależało mu na nich, więc można śmiało wysunąć hipotezę, że zareagowałby jakoś, gdyby ci z reguły dobrzy bohaterowie nagle zaczęli robić bardzo złe rzeczy. Uprzedziłby, jakie może to nieść za sobą konsekwencje. Dziwne. Naprawdę dziwne, że nikt gówniarza nie nauczył, że z wielką siłą w parze idzie wielka odpowiedzialność i nie można ot tak porywać, truć i zabijać ludzi. 
Niestety, jakby było mało, Trunksowi towarzyszą jego koledzy i koleżanki, i wszyscy w głównej mierze są równie patologiczni. Postaci pozytywne takie jak Goku czy Goten są uznawane za słabe i tworzą jedynie bardzo daleki plan, jeśli nie samo tło. Na dodatek sceny ewidentnie pokazują, że te postaci nie dość, że są słabe, bo wyłącznie przegrywają, to jeszcze nie grzeszą inteligencją. Są pozytywne, ale niepoważne i nieporadne, więc tylko umniejszasz ich wartość.
A tak w ogóle dlaczego Goten nie poszedł z informacją o tym, co wyczynia Trunks, do Gohana czy Goku? (Albo chociażby do Piccolo!). Uznał, że próba gwałtu to… zaraz, jak on to powiedział? Nazwał to bzdurnym zadaniem i stwierdził, że mu przykro. Sama widzisz – nawet postaci pozytywne nie są tak do końca pozytywne, bo są przygłupawe. A czy w anime takie były? (Już nie chce mi się komentować tego, co wymyślił Goten, by Trunks nie mógł użyć Smoczych Kul. Pomysł naiwny i naciągany, co i tak jest eufemizmem).
Nadzieję widzę w Brze, której naprawdę czasem było mi żal, że musi wychowywać się właśnie w takiej rodzinie. Wielokrotnie przychodziło mi na myśl – z poważną zadumą – że u Goku i Chi-Chi miałaby lepiej. Na początku historii niektóre sytuacje mnie bawiły, ale teraz dochodzę do wniosku, że mnie smucą – to dowody na to, że Bra wyciąga ze swojego środowiska same negatywne wzorce, chociażby powtarza po ojcu teksty o zaliczaniu panien, a zamiast spędzać czas z nim, przez większość swojego dzieciństwa widzi tylko jego hologram. Wątpię, by wyrosło z niej coś dobrego w przyszłej części fabuły, bo dobro nie bierze się znikąd, a Bulma też poza tylko jednym rozdziałem nie wykazywała się jakoś specjalną zaradnością w stosunku do wątpliwych metod wychowawczych, godząc się na życie z Vegetą.
A odbijając tak na chwilę od twojej fabuły – zawsze zastanawia mnie, na jakiej podstawie w ogóle istnieje w fandomie to przekonanie, że Vegeta i Bulma do siebie pasują i dlaczego ich związki w takich opkach trwają tak długo? Autorki upierają się, by robić z Vegety popaprańca, a z Bulmy męczennicę, chociaż w anime tak nie było... Ty też nie dajesz mi dowodów, po których mogłabym wywnioskować, że ten związek ma rację bytu. Mam wrażenie, że w opowiadaniu jedynymi twoimi argumentami na to, że bohaterowie się kochają, jest to, że mama z tatą czasem piją szampana i uprawiają seks, i że mama chce, by tata kochał swoje dzieci. Takie wnioski wyniosłam po piętnastu notkach. Smutne i płaskie, prawda? Nie widzę tu niczego głębszego i na poważnie. Nie widzę wsparcia, zaufania, współpracy, kompromisów – tego, co tworzy poważne związki. Czy anime mi tego nie dawało? Trudno powiedzieć. Wiem jedno. Vegeta w najwyższej gotowości, w kryzysie, był w stanie poświęcić bardzo dużo nie dla swojego świętego spokoju, ale właśnie dla rodziny. U ciebie niby też, ale tego wszystkiego jest za mało, poza tym w Vegecie wszystkie negatywne cechy są do granic podkolorowane, co daje sprzeczność. W każdym razie skoro w anime nie jest aż tak skrajnie paskudny, dlaczego wmawiasz mi teraz, że po tylu latach, gdy Bra jest już dość dużą dziewczynką, nagle Vegeta ma problemy emocjonalne i jak nie trenuje, to leni się, marudzi i w chwili spokoju chleje gdzieś w ukryciu przed Bulmą? Może nie pokazałaś tego aż tak wyraźnie wprost – chociażby w trzech scenach – ale wyobrażam sobie ten obrazek sama od siebie; przecież napisałaś, że Vegeta miał nieograniczony dostęp do alkoholu i mógł, kiedy tylko chciał, brać, ile chce, i nie robić nic więcej. Nie wyciągam wniosków znikąd. 
Odnośnie fabuły, w której pojawiają się nadużycia takie jak alkohol, narkotyki i próby gwałtów, a przekleństwa ścielą się gęsto, doprowadziłaś do tego, że nie chcę już czytać tej historii. Nie odpowiada mi jej atmosfera. Nie pasuje mi kontrast między tym, co daje mi anime, a tym, co dajesz mi ty – a dajesz mi fanfik, w którym Trunks jest po prostu obrzydliwy i obrzydliwe jest jego środowisko, obrzydliwa jest Zachodnia Stolica. Opowiadanie porusza kwestie patologiczne, które nie występowały w DB, natomiast ja to anime mocno kojarzę z moim dzieciństwem i za nic w świecie nie chciałam psuć sobie tego cudownego obrazu. Mogłaś mnie uprzedzić, że tworzysz parodię, a nie, że (cytuję zgłoszenie) jest to bardziej mroczna strona anime. Przecież to eufemizm pełną gębą!
Zastanawiam się, czy jakikolwiek fan DB właśnie tego by chciał, jednocześnie nie licząc na parodię.  Trzeba znać granicę i wiedzieć, dla kogo i w jakim celu się pisze. Bo na moje oko nie potrafisz się zdecydować, jaki charakter ma mieć twoja historia i czy czytelnikami mają być nastolatkowie rządni seksów i młodzieńczych wybryków, czy to po prostu fani Dragon Balla szukający życiówki na poziomie. Ci drudzy mocno się rozczarują obecną formą. Jeżeli będziesz jednak chciała ich zadowolić, robiąc to na sto procent i na poważnie, pierwsi się prawdopodobnie znudzą i pójdą szukać ekscesów gdzieś indziej. Nie zadowolisz wszystkich.
Być może nie byłoby aż tak źle, ale brakuje mi w twoim utworze wyważenia. Nie potrafisz nie przerysowywać, bo, nie wiem, normalność wydaje ci się nudna? Na przykład przerysowana scena z Maxem śpiewającym polską piosenkę o pewnej tańczącej tytułowej rudej – czy gdybyś nie podała tytułu, scena byłaby mniej zabawna? Nie wiem, czy bawiłaby, na pewno w obecnej formie mnie zażenowała; niektóre rzeczy mogłabyś sobie darować, bo faktycznie wyglądają jak fragmenty nieprzeredagowane jeszcze z czasów gimnazjum, kiedy pewne młodzieńcze zachowania jeszcze wydawały się śmieszne lub nieszkodliwe. Tak jak Max mógłby śpiewać piosenkę bez tytułu, na tej samej zasadzie Trunks mógłby się przebrać, ale strój mógłby być mniej współczesny. Albo Bulma mogłaby nie uwierzyć nauczycielce, ale jednocześnie nie musiałaby robić z siebie aż takiej głupiej kozy – niektóre sytuacje i bohaterów dałoby się utemperować, nieco ogładzić, aby atmosfera bardziej pasowała do literatury, była bardziej życiowa i realna, tym bardziej że uparłaś się na obyczajówkę. To jak to jest? Obyczajówka czy groteska? Życiówka czy parodia? Bo momentami nie wiedziałam, z jakim gatunkiem miałam do czynienia.
Obyczajówki wiążą się z realizmem – sytuacje nie są przekolorowane, a z nich można wyciągnąć wnioski, co jest dobre, a co złe, oceniać bohaterów i ich decyzje, obserwować, jak podejmują te złe lub te dobre i oczekiwać konsekwencji. U ciebie tego nie ma – bohaterowie podejmują głównie złe decyzje (które są pokazane w sposób absurdalny lub prześmiewczy, co pewnie gawiedź bawi, i praktycznie nie ponoszą za to żadnej konsekwencji – np. Bulma wie, że ktoś opowiadał Brze o Freezerze, ale nic dalej z tym nie robi; Vegeta, zamiast porozmawiać z synem, upija go jakby w nagrodę; Trunks nie odpowiedział za poważne znieważenie koleżanki, za morderstwo – również, bo przecież co może mu zrobić głupia ziemska policja?). Dodatkowo raz na jakiś czas pojawiają się sceny poważne, raz romantyczne, a raz gimbo-śmieszkowe, które robią mi niezły mindfuck: ej, hola, albo robimy to całościowo na poważnie, albo ze wszystkiego kwiczymy pod nosem. Fakt, że niektóre elementy anime też były przesadzone, a niektóre sceny doprowadzały do wzruszenia, ale to miało pewien smak – pojawiał się raz na odcinek drobny gag o tym, że Vegeta obraża Goku, a Goku nawet nie wie, że mu się obrywa, ale, no sorry, nikt nie rozmawiał z Trunksem o zaliczaniu panienek, nikt nikogo nie próbował zgwałcić i ci dobrzy nie zabijali niewinnych ludzi.
Jedno z gorszych odczuć po przeczytaniu opowiadania, które mi towarzyszy, to poczucie, że tak właściwie nie wiem, czy dokądkolwiek zmierzałam. Wyobrażam sobie dalsze rozdziały: dojrzewającego Trunksa spotykającego miłość swojego życia, będącego ojcem i zachowującego się jak Vegeta. Trenującego więcej i pokonującego w końcu staczającego się ojca. Wyobrażam sobie Brę, która nie wiadomo dlaczego, jest całkiem dobrą duszyczką – przeciwieństwem swojego brata. Nieźle się uczy i słucha mamy. Wyobrażam sobie też Bulmę i Vegetę uprawiających więcej seksu, choć właściwie nie wiadomo dlaczego – przecież Vegeta nie jest bohaterem pozytywnym i w ogóle nic nie wnosi do ich związku. Zauważasz, czego sobie nie wyobrażam? Nie wyobrażam sobie konfliktu fabularnego odnośnie wiedźm, nie wyobrażam sobie koszmarów Vegety i tak dalej. Dlaczego? Bo wciąż mam o tym wszystkim za mało informacji; jeżeli coś jest twoim tłem, to właśnie te pozornie najbardziej interesujące zagadnienia. Przez pierwsze dziesięć czy dwanaście rozdziałów rzucałaś te wątki jak ochłapy pomiędzy pijaństwo Trunksa i nieodpowiedzialność Vegety. Wiem, że powinnam przeczytać tę historię do końca, bo pewnie te wiedźmy i koszmary rozwiną ci fabułę, tylko… który czytelnik wytrzyma kilkanaście rozdziałów niczego, aby dojść do tych najbardziej wartościowych rzeczy? Nie sądzisz, że może lepiej byłoby zacząć najbliżej tych ważnych elementów fabuły i na nich się skupić, a ze zdegenerowanego dzieciaka i problemów wychowawczych zrobić wątek o mniejszym nasileniu? Chyba że chcesz, by był to wątek główny. To też by się udało, gdyby nie było bardziej śmiechawe i przesycone głupotą niż prawdziwie życiowe i czegoś czytelnika uczące, zmuszające do refleksji.
Brakowało mi też planu. Pisałam to już gdzieś wyżej – po piętnastu notkach wciąż nie wiem, co jest planem pierwszym, a co drugim i trzecim. Gdzie tu podział na wątki główne i poboczne? Opowiadanie na początku ciągnie się jak flaki z olejem, przekazuje bardzo dużo informacji, które mogłyby w ogóle być pominięte, bo nie mają znaczenia fabularnego, albo mogłyby zostać podane w inny sposób (na przykład nie pełnoprawną retrospekcją, tylko jednym czy dwoma zdaniami umieszczonymi gdzieś w scenie bieżącej). Na moje oko nie wiesz, gdzie kończy się jeden wątek, a gdzie zaczyna drugi i nie stworzyłaś planu: ot, zaczęłaś i jakoś poszło, i to stąd ponad sto rozdziałów oryginału. Jeżeli chcesz nadać im formę, musisz znać kształt swojego opowiadania i mieć na nie plan – wiedzieć, które sceny tworzą który wątek i gdzie należy go przerwać, by zacząć coś nowego; stworzyć konspekt obejmujący wstęp, wprowadzenie głównego konfliktu fabularnego, rozwinięcie do punktu kulminacyjnego i zakończenie wraz z podsumowaniem wątków pobocznych.
Wiesz, co mnie trochę martwi? Przescrollowałam najnowsze rozdziały i mam pewne obawy co do twojej dalszej twórczości. Znów rozmieniasz się na drobne i znów nie wiadomo, gdzie skończysz. Ograniczyłaś treść i ze stu rozdziałów postanowiłaś mieć… ile? W ilu chcesz zmieścić się z konkretnym planem fabularnym? Na moje oko jeszcze za mało tniesz i za mało redagujesz. Robi się z tego powoli taka Moda na sukces. Bohaterowie dorastają, odchodzą i wracają, każdy za każdym tęskni i tak dalej, wciąż mamy seks, wciąż mamy problemy emocjonalne – wiesz, że tak można bez przerwy? Tylko że mało kto czyta takie sagi, które po pewnym czasie okazują się nie mieć początku, głównego konfliktu fabularnego, rozwinięcia, punktu kulminacyjnego i zakończenia. Nikt nie czyta tasiemców, w których nie dzieje się nic istotnego, nic, co wzbudzałoby zaciekawienie czytelnika i pozwoliło zatrzymać go u ciebie na dłużej. A przecież gdzieś trzeba postawić kropkę i zamknąć wszystkie pootwierane wątki. Nie mówię, że nie chcesz tego zrobić, być może masz nawet na to jakiś plan, tylko że początek, który przyswoiłam i ogólny wgląd w bloga, nie zapowiadają tego. Być może się mylę, bo wnioskuję po ogólnikach, srollowaniu najnowszych notek i dedukcji z ich tytułów, ale wydaje mi się, że najciekawszy wątek, czyli wątek wiedźm i koszmarów, już się w tych czterdziestu notkach skończył, a mimo to opowiadanie trwa. 
Okej, dość już o fabule – porozmawiajmy o samej technice pisania powieści. Jeżeli chodzi o twój sposób prowadzenia narracji – strasznie się motasz. Zaczynasz scenę narratorem wszystkowiedzącym, ale za chwilę okazuje się, że główne przemyślenia należą do, na przykład, Trunksa i zaczynasz bardziej stylizować jego mowę pozornie zależną. Po kilku zdaniach przeskakujesz do następnej postaci również uczestniczącej w scenie, i przekazujesz narracją jej przemyślenia, jej emocje i tak dalej, znów coś stylizujesz raz na kilka zdań… Klasyczny head-hopping. Jak ja bym to widziała? Prowadź każdą scenę zza pleców jednego wybranego bohatera – tego, który w danej scenie jest najważniejszy. Resztę bohaterów pokazuj przez pryzmat tego, co główna postać widzi w ich zachowaniu i słyszy z ich ust. Dzięki temu na jaw wyjdzie, kto jest główną postacią (tylko one powinny mieć swoje partie narracyjne), a więc i posegregują się wątki: na główne i poboczne. Taką na przykład scenę z Goku szukającym Trunksa, który ukradł pomnik, należałoby w tym wypadku pominąć i przedstawić ją od momentu, kiedy Trunks zostaje złapany i tylko z perspektywy tego bohatera pociągnąć cały fragment. Na moje oko partie narracyjne powinien dostać Trunks, Vegeta, Bulma i Bra, ewentualnie antagonista z planety Seth, żeby było ciekawie (chociaż wzmianka, co się dzieje na Seth, pojawiła się ze dwa razy, więc… sama zdecyduj, jak ważny to wątek). Nikt więcej.
A jeżeli o narracji mowa, brakuje mi też stylizacji. No dobra, może Trunks w wypowiedziach do znajomych brzmi jak Trunks, a Bra – jak na sześciolatkę przystało – też wypowiada się adekwatnie do swojego wieku, ale nie chodzi mi o dialogi. W partiach narracyjnych tylko raz na kilka zdań pojawiają się chociażby pytania retoryczne, które są stylizowane, a reszta narracji jest jednolita, niecharakterystyczna. Jeżeli będziesz chciała wykluczyć narratora wszystkowiedzącego, zadbać o podział na sceny i perspektywy, dobrze byłoby, gdyby każdy z głównych bohaterów miał swoją stylizację. Teraz, gdy tego brakuje, tekst jest monotonny, a przez to momentami wydaje się nudny. Poprawny, ale nic ponad to. Mowa bohaterów, ich sposób opowiadania o sobie i swoich odczuciach to też element kreacji, dużo o nich mówi. Żal z tego rezygnować.
Z drugiej strony pod kątem stylizacji jesteś dość niekonsekwentna. Chociażby w pierwszym rozdziale, gdy Trunks jest jeszcze przed wypadem pod namioty i zszokowany widzi ojca bawiącego się z Bulmą, jego mowa pozornie zależna przypomina całkiem grzecznego, normalnego nastolatka. Trunks myślał wtedy tak: Dumny wojownik postanowił spędzić popołudnie na zabawie z dzieckiem? Czy to sen? A może opętał go demon czyniący dobro? Nie, to mało prawdopodobne. Wtedy matka oszalałaby z radości, nie wściekłości. (...) Schodził powoli po schodach, nie rozumiejąc tej pokręconej sytuacji. – Po takiej mowie pozornie zależnej wnioskowałam, że Trunks nie jest tak skrajnie obrzydliwą patologiczną jednostką, którą okazuje się kilka rozdziałów dalej – to dlatego późniejsze jego akcje szokowały mnie. Co ciekawe, nie jest to też rozwój postaci negatywnej, ponieważ Trunks nie zmienia się w opowiadaniu, a degeneratem okazuje się już w niektórych retrospekcjach i jeszcze przed wypadem pod namioty. Natomiast skoro takiego właśnie paskudnego Trunksa chcesz mieć nadal w opku, jego mowa pozornie zależna też powinna pasować do jego charakteru. Jak ja bym to widziała? Spójrz: Dumny wojownik postanowił spędzić popołudnie na zabawie z tym bachorem? Czy to sen? A może opętał go pieprzony Dende? Nie, to mało prawdopodobne. Wtedy matka doszłaby z radości. (...) Schodził powoli po schodach, zupełnie nie kumając tej popierdolonej sytuacji. – I co? Milusio, prawda? Nadal jesteś pewna, że chcesz mieć takiego Trunksa?
Jeżeli mówimy już o bohaterach i ich języku, nie sposób nie wspomnieć o tym, że, głównie w pierwszych rozdziałach, przemyślenia dominują nad akcją. Wielokrotnie miałam ochotę przescrollować takie ekspozycje, szczególnie że często nie wnosiły niczego ponad to, co mogłam wyczytać między wierszami ze scen. Równie zbędne były niektóre retrospekcje – na przykład ta przedstawiająca, jak Trunks potraktował koleżankę z klasy. Gdyby stało się to chronologicznie i pokazane zostało akcją przed telefonem nauczycielki do Bulmy, historia na niczym by nie straciła, po prostu łatwiej czytałoby się tekst pozbawiony kursywy. Zastanów się dobrze, które retrospekcje naprawdę są ci potrzebne, bo na moje oko to właśnie w nich wychodzi twój brak planu – wygląda to tak, jakby niektóre wydarzenia przyszły ci do głowy za późno i na siłę upchnęłaś je do fabuły właśnie za pomocą wspomnień.
Twoje opowiadanie składa się głównie z dialogów i akcji – brakuje opisów. Na przykład wprowadzasz kolegów z klasy Trunksa, a ja nie mam pojęcia, jak ich sobie wyobrazić. Widzę imiona i nic więcej. Bohaterów kanonicznych znam z anime, więc być może tym usprawiedliwiasz sobie takie braki w opisach. Ale jak wytłumaczysz braki deskrypcji świata przedstawionego? Nie widzę budynków, wnętrz i tak dalej – pamiętam w sumie opis polany i bodajże placu zabaw, pojawia się też teren wokół chatki Baby Guli, ale dla mnie to wciąż mało, zbyt okazyjnie. Nie wymagam długich, ciągnących się akapitów, ale opisy mogą być też czasem wplecione w scenę nieco niepozornie, jakby przypadkiem. Przez ogólny minimalizm moja wyobraźnia praktycznie nie działa albo włącza się i wyłącza, a bohaterowie często poruszają się w próżni.
Nie ma opisów, ale są grafiki – klimatyczne i dopasowane do treści. Problem jednak jest taki, że w zakładce z ważnymi informacjami piszesz o tym, że nie podpisujesz obrazków, ponieważ trudno znaleźć ci wszystkich autorów. To brzmi jak wymówka; nie musisz podawać konkretnych danych osobowych – skoro korzystasz z Tumblra, warto pod zdjęciami podlinkować stronę, z której ściągnęłaś obrazek. Natomiast gdy ja klikam na fotkę, otwiera mi się ona na twoim autorskim blogu. Słabo, prawda? Chyba jednak rozumiem, dlaczego tak robisz – grafiki, które wplatasz w rozdziały, są stylowo jednakowe, wtapiają się w tło notki. Nie tylko kradniesz obrazki, ale też obrabiasz je na własną rękę. To przestępstwo. Spójrz na to pod innym kątem: ktoś mógłby zagarnąć z twojego bloga te lepsze sceny, dodać tu i ówdzie ledwo po kilka zdań, i wrzucić do siebie na bloga. Co o tym myślisz?
Wróćmy jednak do kwestii tekstu.
Jeżeli chodzi o lekkość, raz bywało lepiej, raz gorzej. Pisałaś o oczywistościach, skupiałaś się na nic nie znaczących szczegółach i mnożyłaś podmioty. Wszystkie te czynności niemiłosiernie wydłużały ci linijki. Ta pierwsza była upierdliwa pod względem powtarzalności – co rusz dochodziły do mnie te same informacje, przez co miałam wrażenie, że zamiast ruszyć w przód, tylko kręcę się w kółko. Druga sprawa była taka, że (często również w scenach dynamicznych) podawałaś informacje tylko pozornie wnoszące coś do tekstu – na przykład czas trwania akcji (np. ruch trwający kilka sekund). Zakładając, że przecież w scenie zdania wprowadzają czynności dziejące się po sobie, tempo lepiej podkreślisz, omijając szczegóły i skracając zdania niż dodając detali i wydłużając fragmenty. Jeżeli zaś chodzi o podmioty, sprawa jest taka, że potrafisz w jednym zdaniu napisać Vegeta, by w drugim użyć wojownika. Zaimki są krótsze i sprawiają, że tekst staje się lżejszy. Warto również tak konstruować akapity, by nie musieć co rusz zmieniać podmiotu, tylko dbać o ciągłość, dzięki temu tekst jest płynniejszy; ty natomiast bardzo lubisz skakać nawet w obrębie krótkich fragmentów, przez co wybijasz czytelnika z rytmu.
Właściwie to by było na tyle; wydaje mi się, że nie znajdę już nic, co mogłabym dodać. Postanowiłam nie wystawiać noty końcowej, ponieważ nie przeczytałam całości. Chciałabym jeszcze uwzględnić, że ocena dotyczy jedynie twojego opowiadania; żadna z uwag nie ma podłoża ad personam. Wybacz niektóre złośliwości. Wiem, że może być ciężko czytać taką ocenę, jednak chcę, abyś wiedziała dokładnie, co czułam w trakcie lektury; nie uznałam jej za dramat obyczajowy, choć słowo dramat wielokrotnie cisnęło mi się na usta. Sama wiesz, że niektóre momenty były wystarczająco hardcore’owe, i nie potrafiłam przejść obok nich obojętnie. Chociaż na początku oceny napisałam, że wiem, że czytam ff DB, nie spodziewałam się, że dostanę tak mało tego uniwersum – właściwie tylko bohaterów osadzonych w zupełnie odklejonym od anime świecie, i to bohaterów, których bardzo lubiłam i których obrazek, mam wrażenie, chyba próbowałaś mi – nie wiem dlaczego – zepsuć.
Najwyraźniej nie mam aż tyle dystansu, ile chciałaś, abym miała.



202 komentarze:

  1. Hej, dziękuję za ocenę. :)
    Ustosunkuję się do niej, kiedy będę miała więcej czasu, bo trochę zajmie mi odpisywanie. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby coś było nieczytelne, tu jest link do odpowiedzi jako całości:

    https://vegetabulma.blogspot.com/p/ocena.html

    Trochę mi zajęło pisanie odpowiedzi, bo sama ocena była dość długa, a ja obiecałam, że odpiszę równie długo. Wyszło dłużej, dlatego bez zbędnych wstępów zaczynam.

    Co do zakładek, to chyba nie jest to aż tak ważne, jakie mają adresy, ale odpowiem, bo skoro to poruszyłaś i byłaś ciekawa, czemu takie a nie inne, to mogę wyjaśnić, jaką miałam z tym historię. Założyłam bloga na blogspocie i dodawałam tam notki, potworzyłam zakładki, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że strona nie pokazuje wszystkich notek. Znikały niektóre odcinki (hm... może blogspot uznał tak, jak Ty, że są zbyt hardcorowe i chciał uchronić młodzież przed ich czytaniem :D).

    W każdym razie, co dziwne, znikały nie od początku, ale dopiero, jak dodałam kilka nowych. Założyłam więc nowego bloga (tak, po tym jak pytałam na forach i w pomocy, czy można coś z tym zrobić, ale nikt nie umiał pomóc, a czas mnie gonił, przenosiłam bloga na nową domenę razem z komentarzami). To ten obecny blog, ale zakładki pozostały ze starego. Na tym nowym zniknął tylko jeden odcinek. No, koniec dygresji.

    Serio kolumna jest zbyt szeroka? Mi wydawała się za wąska. :D Robiłam taką, jak na Wordzie, ale chyba faktycznie wyszła szersza niż ta wordowska. To można spokojnie poprawić. W sumie od razu to zrobiłam, żeby nie zapomnieć. ;)

    „W zgłoszeniu oraz w wiadomościach prywatnych napisałaś mi, bym spojrzała na tę opowieść nieco mniej pod kątem ścisłego kanonu DB (...)” – Dokładnie tak napisałam, ale... Właściwie spojrzałaś na to stricte pod kątem ścisłego kanonu DB. I okej, niech tak już będzie, tylko niepotrzebnie o tym pisałam, skoro i tak tę prośbę pominęłaś. :)

    „(...) bez jakiegoś szczególnego odniesienia się do kanonu. (...) spokojnie dam radę przyjąć, że nie czytam Prousta, tylko fanowskie opko w alternatywnym świecie DB.” – No właśnie. Czegoś nie rozumiem. Nastawiałaś się na alternatywny świat DB, ale wszelkie odstępstwa od świata DB, jaki znałaś, traktowałaś jako coś strasznego. Do tego jednak dojdę później, w konkretnych przykładach.

    Co do poprawności, ciekawy pomysł z wypunktowaniem tego w osobnym formularzu. ;) Zazwyczaj w ocenach w trakcie oceniania wymieniacie błędy. Oba rodzaje mają chyba swoje plusy i minusy. Ale tutaj w sumie jest wygodniej czytelnikowi, który czyta jako osoba postronna, a w tym poprzednim – ocenianemu i Wam. ;) Dla mnie to bez różnicy, szczerze mówiąc. ;)

    TREŚĆ


    PROLOG

    Co do zamieszania w podmiotach – jak dla mnie to zdanie jest oczywiste. Skopiowałaś fragment, wycinając część o chłopaku. W oryginale brzmi to tak: „Stworzenie przypominające metrowego wilka rzuca się na rannego chłopaka (…) łapą uderza w podbródek, posyła go na ziemię (...)”. Jaki jest sens w jednym (serio, jednym) zdaniu pisać dwa-trzy razy, że chodzi o chłopaka?

    Zdanie „Stworzenie przypominające metrowego wilka rzuca się na rannego chłopaka (…) łapą uderza w podbródek chłopaka, posyła chłopaka na ziemię” zawiera powtórzenie „chłopaka”, a ja nie chciałam traktować Czytelników jak idiotów i pisać, że chodziło o chłopaka, bo z jednego zdania każdy może to wywnioskować. No bo skoro wilk rzuca się na chłopaka, to oczywiste jest, że ten sam wilk uderza go (tegoż chłopaka…) w podbródek. Raczej Czytelnicy są na tyle sprytni, że nie uznają: kurczę, ta autorka pisze o wilku, a tu nagle pojawia się jakiś nowy „potworek” znany jako podbródek, który wkracza do akcji i obrywa cios zamiast chłopaka. Ale zmiana akcji, zamiast chłopaka oberwał jakiś bliżej nieokreślony podbródek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ależ komentarzy… Z jednej strony cieszę się, że mam o czym dyskutować, z drugiej – po niektórych komentarzach wiem już, że będzie to walka z wiatrakami. Przede wszystkim dlatego, że bronisz swojego tekstu na zasadzie „po co mi logika, to mój świat i moje kredki” (tu właściwie mogłabym wygrzebać większość kółek ze Sznaucerka i leżałyby jak ulał). A z tym w ogóle trudno dyskutować w jakikolwiek sposób.

      Nie wiem, na ile zdążę odpisać komentarzy dziś w nocy, dlatego jeżeli gdzieś urwę, to pewnie wrócę dnia następnego. Postaram się jednak maksymalnie streścić. Nie ma sensu poruszać każdej kwestii, ponieważ zupełnie się nie zrozumiałyśmy. Przede wszystkim dlatego, że według ciebie spojrzałam na to opowiadanie pod kątem ścisłego kanonu DB, natomiast ja… naprawdę dawałam bardzo dużo luzu tej historii. Gdybym chciała być bardziej ścisła, ocena tej samej ilości notek byłaby dwukrotnie dłuższa. Na samym początku założyłam więc, że przeczytam nieco luźniejsze opeczko z ulubionymi bohaterami, gdzie mniej będzie akcji kojarzonej z anime, a więcej relacji damsko-męskich. Tego się spodziewałam, i niczego więcej.

      Nastawiałaś się na alternatywny świat DB, ale wszelkie odstępstwa od świata DB, jaki znałaś, traktowałaś jako coś strasznego. Do tego jednak dojdę później, w konkretnych przykładach. – Nie. Alternatywny świat DB potraktowałam jako skrót myślowy. Absolutnie nie oznaczał dla mnie naruszenia konwencji DB znanej z anime w zakresie fabularnym, choć może powinien. To znaczy, że potrafiłam przyjąć, iż nie opisujesz ostrych starć, a idziesz bardziej w społeczną życiówkę. Sądziłam jednak, że to jedyna zmiana, a bohaterowie wciąż poruszają się w ramach znanego mi uniwersum i mają przeszłość, którą znam i do której mogę się odnieść. Nie zakładałam, że w parze z alternatywnym gatunkiem idą alternatywni bohaterowie i alternatywny świat. Pewnie to mój błąd, jednak nic już z tym nie zrobię. Już po fakcie.
      [Swoją drogą, skoro zmieniasz wszystko, po co ci fanfik. Wciąż nie mogę tego pojąć]. Przejdźmy jednak do rozdziału pierwszego.

      Co do zamieszania w podmiotach – jak dla mnie to zdanie jest oczywiste. Skopiowałaś fragment, wycinając część o chłopaku (…) – nie ma znaczenia, czy coś jest oczywiste i co wycięłam. W obrębie wskazanego fragmentu podmioty nie zgadzają się i jest to błąd techniczny. Przeczytaj ten fragment na głos. Z niego naprawdę wynika to, co napisałam. Tak samo dalej:
      (...)nie chciałam traktować Czytelników jak idiotów i pisać, że chodziło o chłopaka, bo z jednego zdania każdy może to wywnioskować. No bo skoro wilk rzuca się na chłopaka, to oczywiste jest, że ten sam wilk uderza go (tegoż chłopaka…) w podbródek. Raczej Czytelnicy są na tyle sprytni, że nie uznają: kurczę, ta autorka pisze o wilku, a tu nagle pojawia się jakiś nowy „potworek” znany jako podbródek, który wkracza do akcji i obrywa cios zamiast chłopaka. Ale zmiana akcji, zamiast chłopaka oberwał jakiś bliżej nieokreślony podbródek! – Czytelnicy mogą zakładać, co chcą, ale to wciąż jest błąd. Nie chodzi o domysły, ale poprawną konstrukcję techniczną tekstu.
      Nie będę już odnosić się do innych przykładów błędów w podmiotach. Pogódź się z tym, że jest to błąd lub twórz dalej… błędnie. ;) Błąd wynika ze strony technicznej i wybrana forma narracji nie ma tu nic do rzeczy – jeżeli w pierwszym zdaniu składowym zdania złożonego męskoosobowym podmiotem było A, w drugim zdaniu składowym do zaimka go nie będzie odnosić się nic innego. Nawet jeżeli chcesz bronić się mową pozornie zależną – da się tak konstruować akapity, by i wykluczyć ten błąd, i by narracja wciąż była naturalna; nie musisz nawet myśleć o powtórzeniach, po prostu pomyśl nad konstrukcją. Jeżeli tego nie potrafisz, ćwicz albo rób dalej błędy. Twoja brocha.

      Usuń
    2. „Przede wszystkim dlatego, że bronisz swojego tekstu na zasadzie „po co mi logika, to mój świat i moje kredki.”
      Hm, mam wrażenie, że jest odwrotnie i Ty pisałaś na zasadzie „ja tak uważam, więc tak powinno być”.

      „Nie ma sensu poruszać każdej kwestii, ponieważ zupełnie się nie zrozumiałyśmy.”
      No akurat w tym obie zgadzamy się w 100 procentach. :D

      „Alternatywny świat DB potraktowałam jako skrót myślowy. Absolutnie nie oznaczał dla mnie naruszenia konwencji DB znanej z anime w zakresie fabularnym, choć może powinien.”

      Jako że uwielbiasz, jak cytuję słownik, to proszę bardzo.
      Wg słownika języka polskiego PWN:
      alternatywny

      1. «dający możność wyboru między dwiema możliwościami»

      2. «inny, przeciwstawiający się temu, co tradycyjne i oficjalnie uznane»

      Także nie wiem, skąd bierzesz znaczenia jakichś słów, ale chyba z prywatnej szuflady „znaczenia słów wg Skoiastel”. A tak serio, bez uszczypliwości, to naprawdę uważasz, że alternatywny świat DB to taki, który różni się od oryginału tylko tym, że „nie opisujesz ostrych starć”? Samymi walkami? A wszystko inne ma być dokładnie takie, jak w anime? Przecież ja opisuję wydarzenia, których nie ma w anime (grupę bogatej i zepsutej młodzieży), więc ciężko uznać, że mam na czym się wzorować, skoro takich rzeczy w oryginale nie było.

      „Czytelnicy mogą zakładać, co chcą, ale to wciąż jest błąd. Nie chodzi o domysły, ale poprawną konstrukcję techniczną tekstu.”
      Nie wykluczam, że coś jest moim błędem czy nie jest, ale opierałam się na książkach znanych pisarzy i tam jest to na porządku dziennym, ale może oni wszyscy też popełniają taki błąd. Czy jest jakieś słownikowe odniesienie do tego, o czym piszesz? Bo mnie zaciekawiłaś. ;)

      Usuń
    3. Część odpowiedzi również pominę; nie mam ochoty się powtarzać, naprawdę.

      Czy jest jakieś słownikowe odniesienie do tego, o czym piszesz? Bo mnie zaciekawiłaś. ;) – Przecież to jest wiedza tajemna z piątej klasy szkoły podstawowej o budowie zdań i korzystaniu z zaimków odnoszących się do podmiotów. Podmiot to wykonawca czynności, orzeczenie to czynność, a zaimek – zastępuje podmiot. Nie wierzę, że muszę to tłumaczyć. :D Może zerknij jeszcze raz, niżej, do tego przykładu: Trunks spojrzał w czarne, nieludzkie tęczówki. Ten moment był idealny. Nigdy wcześniej nie atakował. – Bo tam to wytłumaczyłam już chyba najjaśniej, jak potrafię.
      Jest to też tzw. błąd w zakresie spójności tekstu, czyli:
      brak nawiązań pomiędzy poszczególnymi zdaniami: „Nowy dziedzic zabrał się ostro do gospodarowania i od razu zmiarkował drobne kradzieże Gibały. Nie miał on teraz na chleb”. – Zaimek „on” odsyła do wyrazu „dziedzic”, a nie – zgodnie z intencją – do wyrazu „Gibała”;[źródło]

      To też się wiąże z logiką i strukturą tekstu; czuję się jak matematyk, którego uczeń uparcie wnosi o źródło, że 2+2 to 4.

      Usuń
  3. Co do tego wibrowania w uszach i całej sceny… tutaj akurat nie zrozumiałaś sceny, ale to z mojej winy, bo niedokładnie ją opisałam, tzn. źle przedstawiłam to swoim opisem. ;) Scena jest pisana z punktu widzenia Vegety, który ma sen i widzi, jak ten chłopak zostaje zaatakowany przez wilczura, obserwuje go, widzi krzepnącą krew, aż do momentu wibrowania w uszach. Zresztą, co do krwi, można przyjąć, że w snach krew szybciej krzepnie niż w rzeczywistości, bo sen był w pewnym sensie oderwany od rzeczywistości, ale to już mniej istotne. Można uznać, że sny powinny odpowiadać realizmowi. No ale to najmniej ważne, co do krwi, napisałaś, że powinna krzepnąć – jasne, brzmi o wiele lepiej niż wysychać, zwłaszcza że nie ma tam upału, co ja z tym wysychaniem wymyśliłam. :D

    Jeszcze co do wspominania o wibrowaniu w uszach – chodzi o to, że scena jest za mało rozbudowana, że powinno być więcej opisów ze snu, wyglądu chłopaka itd.? Bo rozumiem, że dla Ciebie nie było jasne, że to z perspektywy widzenia Vegety, który miał sen o umierającym chłopaku. Później zaznaczam, że Vegeta się przebudził, wspominając ten koszmar. Dlatego uznałam, że jasnym jest, że to on wszystko obserwował i czuł, jak krzyk rozsadza mu czaszkę a nienawiść oplata serce. Może w trakcie snu powinnam zaznaczyć tam obecność Vegety, wtedy byłoby to wszystko czytelniejsze? Jakoś pomyślałam, że skoro to taki malutki fragmencik, to w momencie przebudzenia Vegety, wszystko będzie jasne. Ale faktycznie nie musi takie być, jakoś to przemyślę i nakieruję od razu na to, kto jest odbiorcą snu.

    Co do prologu, to masz rację, że jest zbyt długi, ale wydarzenia w nim dzieją się o wiele wcześniej niż właściwa akcja, przybliża nam to życie rodziny i przeszłość Vegety.

    Co do Vegety i jego wyrzutów sumienia, a później powtarzania tego – racja, to trzeba uporządkować, nie ma sensu powtarzać tego tak dosadnie. Na pewno przejrzę tekst pod tym kątem, żeby nie rozwlekać tak tekstu.

    Co do pominięcia tego „wojownika”, zacytuję Cię: „Nie musisz też mnożyć podmiotów. Skoro Vegeta pojawił się w poprzednim dopisku narracyjnym, w drugim automatycznie stanie się podmiotem domyślnym.” - Jasne, jak najbardziej się zgadzam. Tylko trochę mnie bawi, że nie uznałaś tego samego przy tym podbródku, bo skoro w jednym zdaniu mamy chłopaka i wilka, który atakuje (naszego ciągle wałkowanego) chłopaka, to chyba nie ma sensu wspominać, że podbródek należał właśnie do niego. To tylko tak w ramach zauważenia ciekawej wybiórczości.

    „Pisk uwielbiał. Jesteś pewna?” - Wracamy do tego samego, to chyba jakieś przeznaczenie, żeby patrzeć na takie sformułowania pisane z podmiotami lub bez. Całość jest pisana z perspektywy Vegety, który chodzi po planecie i spotyka kosmitkę. Kiedy krzyczy, to Czytelnik domyśli się, że chodziło tutaj o Vegetę, a nie o pisk. Równie dobrze można czepić się tego wojownika wyżej. Kwestia podejścia. Można uznać, że nie napisałam tam „Wojownik odpowiedział”, tylko samo „odpowiedział” i ktoś stwierdzi: chwila, chwila, KTO powiedział? Jakiś tajemniczy ktoś, kogo wcześniej nie było, a teraz wszedł do sypialni Briefsów i przerwał im rozmowę, odpowiadając za Vegetę? A Vegeta nawet nie zauważył, tylko kontynuował rozmowę z Bulmą, jakby tajemniczego ktosia w ogóle nie było? Albo traktujemy ludzi jak idiotów i piszemy „podbródek chłopaka”, „wojownik odpowiedział”… albo uznajemy, że przecież oni wiedzą, do kogo należy podbródek i kto rozmawia z Bulmą w sypialni o Tallsie. Konsekwencja to podstawa w nastawieniu do Czytelnika.

    Wystarczy poczytać książki, żeby wiedzieć, że kiedy piszemy coś z perspektywy jakiegoś bohatera czy też opisujemy kogoś na samym początku, to reszta opisu odnosi się do tej postaci, to jest oczywiste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (...) jasne, brzmi o wiele lepiej niż wysychać, zwłaszcza że nie ma tam upału, co ja z tym wysychaniem wymyśliłam. :D – nie chodzi o upał; krzepnięcie krwi to poprawne pojęcie dla tego procesu fizjologicznego. Krew mogłaby zasychać, nie wiem, na przykład na ubraniach, ale krew z rany na skórze szybciej będzie krzepnąć niż schnąć.

      Jeszcze co do wspominania o wibrowaniu w uszach – chodzi o to, że scena jest za mało rozbudowana, że powinno być więcej opisów ze snu, wyglądu chłopaka itd.? – nie, scena jest rozbudowana okej, z tego co pamiętam. Chodzi o chronologię informacji w tym jednym konkretnym zdaniu. Najpierw wspominasz o krzepnięciu, a później o wibracji, gdy wibracje powinny być pierwsze. Dźwięk dochodzi do uszu szybciej i tak też oddziałuje na człowieka. Informacje w zdaniu złożonym powinny wypływać chronologicznie, nic więcej. Nie ma tam żadnej grubszej sprawy.

      Co do pominięcia tego „wojownika”, zacytuję Cię: „Nie musisz też mnożyć podmiotów. Skoro Vegeta pojawił się w poprzednim dopisku narracyjnym, w drugim automatycznie stanie się podmiotem domyślnym.” - Jasne, jak najbardziej się zgadzam. Tylko trochę mnie bawi, że nie uznałaś tego samego przy tym podbródku, bo skoro w jednym zdaniu mamy chłopaka i wilka, który atakuje (naszego ciągle wałkowanego) chłopaka, to chyba nie ma sensu wspominać, że podbródek należał właśnie do niego. – To nie jest ta sama sytuacja. W przykładzie z podbródkiem błąd jest techniczny, co wyjaśniłam już wyżej. W przykładzie z wojownikiem sytuacja jest natomiast odwrotna – już w pierwszym zdaniu pada podmiot, a w drugim nie ulega on zmianie (nie pojawia się inny rzeczownik męskoosobowy). To dlatego oba zdania nawiązują do tego samego i nie trzeba powtarzać podmiotu.

      Wystarczy poczytać książki, żeby wiedzieć, że kiedy piszemy coś z perspektywy jakiegoś bohatera czy też opisujemy kogoś na samym początku, to reszta opisu odnosi się do tej postaci, to jest oczywiste. – Kocham te ukryte pod warstwą sarkazmu pociski ad personam. Nie zgadzasz się z moją wizją? Najwyraźniej czytasz mało książek… Szkoda tylko, że przez całą ocenę, gdzie do stylizacji językowej i mowy pozornie zależnej nawiązywałam też kilka razy, ani razu nie przystanęłaś i nie zastanowiłaś się nad tym, że wiem, co piszę i może jednak to ty jesteś w błędzie... Raz jeszcze: technika i konstrukcja zdań ze zgodnymi podmiotami nie mają nic do narracji. Korzystanie z narracji personalnej nie jest wytłumaczeniem dla błędów technicznych. Da się pisać lekko i poprawnie jednocześnie.
      Przy czym zgadzam się, że jest to błąd powszechny i kiedy otworzysz sobie jakąś książkę (domyślnie: YA; tam często kiepsko z redakcją), te błędy w podmiotach tam są. Co nie znaczy, że nie są błędami.

      Usuń
    2. „Krew mogłaby zasychać, nie wiem, na przykład na ubraniach, ale krew z rany na skórze”
      Ale ta krew nie jest z rany na skórze, tylko na ziemi. Tyle że wg mnie i tak lepiej brzmi krzepnięcie, o którym napisałaś. A może nawet lepsze byłoby wsiąkanie w ziemię?

      „Dźwięk dochodzi do uszu szybciej i tak też oddziałuje na człowieka. Informacje w zdaniu złożonym powinny wypływać chronologicznie, nic więcej.”
      Ale w zdaniu jest napisane, że krew powoli krzepnie, a (kiedy to się dzieje), nagle bohater słyszy szept w uszach. Bez sensu pisać: słychać szept a w tym czasie krew krzepnie powoli. W sensie: kiedy krew powoli krzepnie, bohater zaczyna nagle słyszeć ten szept, nie wcześniej. To, że szept szybciej dochodzi do uszu to okej, ale proces krzepnięcia jest dłuższy. I też pisanie, że nagle bohater słyszy szept to niepotrzebne zapychanie.

      „Kocham te ukryte pod warstwą sarkazmu pociski ad personam.”
      W moją stronę było ich od Ciebie więcej, więc widzisz, miałam na kim się wzorować. :D A tak serio, to chyba nie sądzisz, że rzucając na prawo i lewo ukryte ad personam, nikt inny tego nie zrobi.

      „(...) i nie zastanowiłaś się nad tym, że wiem, co piszę i może jednak to ty jesteś w błędzie...”
      Nie twierdzę, że nie robię błędu, ale brakuje mi konkretów, bo pisanie „ma być tak i tak” to trochę za mało. Ale przyznam się do błędu, jak będę wiedziała, że go zrobiłam. ;)

      „Przy czym zgadzam się, że jest to błąd powszechny i kiedy otworzysz sobie jakąś książkę (domyślnie: YA (...)”
      Kurczę, gdybym ja jeszcze to YA czytała...

      Usuń
    3. Wskaż w ocenie ad personam, proszę, bo chyba ktoś tu jest przewrażliwiony. ;) Wszystko, co napisałam, odnosi się tylko do twojego tekstu i niczego więcej.

      Usuń
  4. Co do Vegety – piszesz, że podoba Ci się pokazanie, jaki dawniej był, ale ciężko Ci zaakceptować bycie fanką gwałciciela. To chyba kwestia tego, że gwałt to takie swojego rodzaju tabu, nie? Bo Vegeta był też mordercą, i to mordercą dużego kalibru, gnojkiem pozbawionym zasad i moralności. To już nie jest tak trudne do zaakceptowania? Nie piszę tego złośliwie, tylko z czystej ciekawości, bo nie Ty jedna masz z tym problem, tzn. gdy rozmawiam z fanami Vegety, część z nich twierdzi, że gwałty w przeszłości to za wiele jak na kogoś takiego. Ale… jakiego? Przecież on był mordercą. Zabijał dzieci. Czy gwałt na kobiecie jest gorszy niż zamordowanie dziecka? To już kwestia moralności każdego z nas i nie nam oceniać, co jest gorsze, co lepsze, bo nic nie jest takie czy takie. Po prostu jestem tylko ciekawa, czy nie przeszkadzało Ci, że lubiłaś mordercę, a przeszkadza Ci, że Vegeta mógł gwałcić?

    Co do wulgarności – Vegeta jest facetem, który nie stroni w DB od naprawdę mocnych słów, więc już poznając ekipę Z, nie był osobą pięknie się wypowiadającą. A tutaj widzimy go jako samotnego wojownika, wychowanego w okrutnym czasie. Przekleństwa to norma wśród żołnierzy na wojnie, więc w pewnym sensie także wśród osób takich jak Vegeta. W anime, owszem, musieli cenzurować, zastępować to wszelkimi „ty gnido!” , „ty draniu!”, ale takie teksty jak „kisama” pojawiały się przecież często, a wg słownika ich znaczenie to: ty (obraźliwe), drań, sukin***, sku******.

    „Gdybym przybyła tu przypadkiem, jako zagubiona fanka DB, nie czułabym się dobrze, bo nie czuję atmosfery znanej mi z anime”. - W zakładce (pierwszej widocznej na blogu - „O czym jest blog?”) znajdują się ostrzeżenia, gdzie napisałam:
    „Ostrzeżenia: opowiadanie zawiera sporo przekleństw i brutalnych scen. (…), nie polecam czytać tekstu osobom o słabych nerwach”. Fakt, że nie czujesz się dobrze w tym świecie rozumiem, ale nie ma sensu pisać, że przypadkowy fan także tak się poczuje, bo prolog ma znaczek +18, a to nie znaczy, że w tekście zobaczymy kogoś, kto powie dwa razy (i to przypadkiem): „o cholera”, a mężczyzna spojrzy na kobietę i uzna, że chciałby ją mieć, ale nie może, bo to nieetyczne. Ten znaczek +18 nie jest tam przypadkowo. Co nie zmienia faktu, że dla Ciebie to może być powyżej pewnej granicy, co rozumiem. Tylko jak ktoś wchodzi i widzi +18 a nie lubi przekleństw w nadmiarze, podobnie jak brutalności, to po prostu wychodzi, a jak nie wychodzi, to sam ma do siebie pretensje, że przeczytał. U Ciebie, owszem, inaczej, bo poniekąd musiałaś czytać dla oceny, ale nie ma sensu wciągać w to przypadkowych Czytelników, którzy są świadomi wyboru. A przynajmniej ja takich nie miałam, bo najwyraźniej ci, którym spodobał się klimat – zostali, a ci, dla których było zbyt brutalnie – zapewne poszli sobie czy też uciekli przerażeni.

    „Może to taki trudny wstęp, a potem wszystko się unormuje?” - Oj, marzenia ściętej głowy. :D Taki wstęp był celowym zabiegiem, aby odstraszyć tych, którzy nie tolerują brutalności czy wulgarności. Prolog, w którym u rodzinki Briefs jest miło i słodko… cóż, taki tekst sprawiłby, że ludzie czytaliby w błogiej nieświadomości, a widząc pierwsze mocniejsze obrazy, uciekaliby z poczuciem oszukania.

    Co do japońskiego "kuso" - po pierwsze, wątpię, aby Czytelnicy znali to słowo. Pisanie go byłoby sztuczne i nie oddawałoby klimatu. Pisząc w Polsce, mam polskich fanów znających język polski a nie japoński. Nasze polskie "kurwa" jest odpowiednie przy opisywaniu degeneratów czy patologii. Jest też kilka znaczeń słowa „kuso”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Vegety – piszesz, że podoba Ci się pokazanie, jaki dawniej był, ale ciężko Ci zaakceptować bycie fanką gwałciciela. To chyba kwestia tego, że gwałt to takie swojego rodzaju tabu, nie? – Nie. Chodzi o to, że gwałt i przekleństwa nie pasują mi do uniwersum DB i to już jest dla mnie gwałt na… kanonie. Może być to kwestą gustu, czemu nie. Jednak nie jestem w stanie jako oceniająca czy czytelnik (właściwie dla mnie to jedno i to samo…) przejść obok tego obojętnie.

      Bo Vegeta był też mordercą, i to mordercą dużego kalibru, gnojkiem pozbawionym zasad i moralności. – No. Był. Ale potem mu przeszło – to raz. Anime traktuje bardziej o współczesnym Vegecie z jakąś trudną przeszłością, niż skupia się na niej, być może dlatego dla niektórych to może być temat zbyt ciężkostrawny. Dwa, że anime wprawdzie pokazuje morderstwa (choć jednocześnie daje do zrozumienia, że nikt nie umiera na serio, bo zawsze istnieje szansa, że można wrócić z zaświatów), ale bohaterowie tam nie przeklinają i nie gwałcą.

      Po prostu jestem tylko ciekawa, czy nie przeszkadzało Ci, że lubiłaś mordercę, a przeszkadza Ci, że Vegeta mógł gwałcić? – Mógłby gwałcić, pewnie. Nawet podoba mi się zamysł głównego bohatera z trudną przeszłością, napisałam o tym w ocenie. Przy czym akurat przy scenie pierwszej uznałam, że to tylko taki flashback do przeszłości Vegety, ale obecnie jest on wersją, którą znam z oryginału. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że się pomyliłam.

      Co do wulgarności – Vegeta jest facetem, który nie stroni w DB od naprawdę mocnych słów, więc już poznając ekipę Z, nie był osobą pięknie się wypowiadającą. – Chciałabym zobaczyć jakiś fragment anime albo mangi, w której padają dosłownie aż tak mocne słowa jak u ciebie. Polskie przekleństwa mają mocniejszy wydźwięk niż chociażby japońskie, ponieważ mentalność Japończyków jest inna i nie używają oni w swoim języku aż tak mocnych słów. To dlatego zasugerowałam kuso. Zresztą dziwisz się tej sugestii, jednak jest ona ogólnie wykorzystywana w fanfikach do M&A, ponieważ przybliża czytelników do świata przedstawionego.
      Problem w tym, że twój świat przedstawiony to jakaś zmyślona, chaotyczna mieszanka wybuchowa nieoparta na uniwersum, czego na tym etapie historii też się jeszcze w żaden sposób nie spodziewałam.

      Ten znaczek +18 nie jest tam przypadkowo. Co nie zmienia faktu, że dla Ciebie to może być powyżej pewnej granicy, co rozumiem. Tylko jak ktoś wchodzi i widzi +18 a nie lubi przekleństw w nadmiarze, podobnie jak brutalności, to po prostu wychodzi, a jak nie wychodzi, to sam ma do siebie pretensje, że przeczytał. – Znaczek +18 nic nie mówi. Tyle, że gdzieś czasem pojawi się seks albo przekleństwo, w żaden sposób nie zapowiada on skrajnej patologii, nie wyznacza ram brutalności. Niektórym mogą nie przeszkadzać od czasu do czasu sceny erotyczne mające znaczenie fabularne lub pojawiające się przekleństwa, ale to nie znaczy od razu, że +18 uprzedzi go w jakikolwiek sposób przed nadmiarem takich bodźców. Polecam oznaczenia z fandomów, na przykład #violence, #smut, #angst, #AU i tak dalej, i tak dalej...

      Usuń
    2. „Chodzi o to, że gwałt i przekleństwa nie pasują mi do uniwersum DB i to już jest dla mnie gwałt na… kanonie.”
      Okej, a już mordowanie dzieci pasuje... Ech. DB to w dużej mierze akcja kierowana do młodzieży, więc ciężko, aby Akira pokazywał gwałty, które są +18, podobnie jak seks. W DB nie ma scen seksu, ale trzeba uznać, że bohaterowie ten seks uprawiali (patrz: mają dzieci). Uwielbiam takie podejście: nie było w anime, więc nie może być też w opowiadaniu i kropka. Teraz powinnaś zawnioskować o usunięcie Gohana, Trunksa i Gotena, bo nie widziałaś w anime seksu ich rodziców, więc to... gwałt na kanonie.

      „No. Był. Ale potem mu przeszło – to raz.”
      No właśnie. I to dla Ciebie okej – Vegeta był zły, jest dobry. A Trunks nie może być później dobry, bo... Bo nie. Bez żadnego ale.

      „Anime traktuje bardziej o współczesnym Vegecie z jakąś trudną przeszłością, niż skupia się na niej, być może dlatego dla niektórych to może być temat zbyt ciężkostrawny.”

      Takie tematy nigdy nie są łatwe, ale nie znaczy to, że nie można o nich pisać zahaczając o Vegetę, tylko dlatego, że ktoś ma delikatną psychikę. Jest znaczek +18, zaznaczenie brutalności, nie wiem czego więcej chcesz.
      W anime mamy nawróconego Vegetę a ja opisuję jego młodość. To znaczna różnica. To jakby czepiać się, że ktoś opisujący dzieciństwo Goku będzie pisał, jaki on był niedobry. A przecież uderzył się w głowę i po tym stał się lepszy.

      „Dwa, że anime wprawdzie pokazuje morderstwa (choć jednocześnie daje do zrozumienia, że nikt nie umiera na serio, bo zawsze istnieje szansa, że można wrócić z zaświatów (...)”
      W anime, gdy Vegeta wymordował wioskę Nameczan, nie zostali przywróceni do życia, co było dla nich straszne, a wtedy Vegeta z kpiącym uśmieszkiem wyznał, że to on ich wymordował. Może później ich wskrzesili za pomocą Kul, ale ciężko powiedzieć.


      „(...) ale bohaterowie tam nie przeklinają i nie gwałcą.”

      Bo DB nie jest +18. Rany, tak ciężko zrozumieć, że piszę na podstawie DB, ale ze znaczkiem +18 i z dopiskiem, że jest brutalnie i są przekleństwa, więc oczywiście będzie brutalniej, będą przekleństwa. Skoro czytałaś, że tak będzie, to skąd oburzenie? Bo nie rozumiem.
      No i ciężko, żeby w anime były gwałty, skoro nie ma znaczka +18.

      Przypomniało mi się, jak w klasie omawialiśmy „Pana Tadeusza” i jeden z kolegów nagle wyskoczył, że dla niego najlepsza była XIII księga. No i następnego dnia większość klasy wiedziało już o co chodzi. Chłopcy byli podjarani, ale większa część dziewczyn uznała, że to obrzydliwe i nie przeczytały całości. I jeszcze gadały, że jak pisarz taki jak Fredro (akurat nie wiadomo czy to on, ale taki był wtedy pogląd) mógł coś takiego napisać, skoro to ohydne i w żadnym stopniu nie pasuje do takiej pięknej książki jaką jest „Pan Tadeusz”.
      Obecnie tekst, gdzie można to przeczytać, jest opatrzony notką, że zawiera wulgaryzmy i erotykę. Jeżeli ktoś po takich informacjach jest przerażony, to nie powinien czytać dalej i psuć sobie obrazu Zosi i Tadeusza.

      Tak samo u mnie: skoro dla Ciebie +18, przekleństwa i brutalność to w połączeniu z DB coś okropnego, to po co czytać?

      "Znaczek +18 nic nie mówi. Tyle, że gdzieś czasem pojawi się seks albo przekleństwo, w żaden sposób nie zapowiada on skrajnej patologii, nie wyznacza ram brutalności."

      Nie, znaczek +18 właśnie COŚ mówi. Nie tylko, że CZASEM pojawi się seks albo przekleństwo, rany... Może problemem jest to, że nie wiesz, co znaczy znaczek +18? Dojdę do tego później.

      Usuń
    3. „Mógłby gwałcić, pewnie. Nawet podoba mi się zamysł głównego bohatera z trudną przeszłością, napisałam o tym w ocenie.”
      No to teraz pytanie za 100 punktów: Vegeta może gwałcić, a Trunks nie może nawet o tym myśleć?

      „Przy czym akurat przy scenie pierwszej uznałam, że to tylko taki flashback do przeszłości Vegety, ale obecnie jest on wersją, którą znam z oryginału. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że się pomyliłam.”
      Czy Vegeta, którego znamy obecnie, gwałci kobiety z Zachodniej Stolicy? Nie. Nie ma tam żadnej takiej sceny, więc nie wiem, o co chodzi.

      „Chciałabym zobaczyć jakiś fragment anime albo mangi, w której padają dosłownie aż tak mocne słowa jak u ciebie.”
      Nie napisałam, że przeklina (znowu, DB nie ma znaczka +18, więc po prostu Akira nie mógł mu dać żadnych przekleństw), ale nie wypowiada się ładnie, bo słowa takie jak „gnojek”, dupek” czy „szmata” są używane.

      „Polskie przekleństwa mają mocniejszy wydźwięk niż chociażby japońskie, ponieważ mentalność Japończyków jest inna i nie używają oni w swoim języku aż tak mocnych słów. To dlatego zasugerowałam kuso. Zresztą dziwisz się tej sugestii, jednak jest ona ogólnie wykorzystywana w fanfikach do M&A, ponieważ przybliża czytelników do świata przedstawionego.”
      Znowu to samo. Japończycy mają inną mentalność. Co nas to obchodzi, gdy prowadzimy opowiadanie o uniwersum ze światem podobnym do Chin?
      Nie czytam fanfików do M&A, więc nie wiem, czego używają ich autorzy. I po co mam je czytać, skoro ja nie piszę o różnych fanfikach M&A, tylko o DB.
      Używanie sztucznych przekleństw ma przybliżyć do świata przedstawionego? Wątpię.

      Usuń
    4. „Znaczek +18 nic nie mówi. Tyle, że gdzieś czasem pojawi się seks albo przekleństwo, w żaden sposób nie zapowiada on skrajnej patologii, nie wyznacza ram brutalności. Niektórym mogą nie przeszkadzać od czasu do czasu sceny erotyczne mające znaczenie fabularne lub pojawiające się przekleństwa, ale to nie znaczy od razu, że +18 uprzedzi go w jakikolwiek sposób przed nadmiarem takich bodźców.”

      Tu się mylisz.
      Nie ma chyba takiej klasyfikacji książkowej, bo właściwie jaki sens pisać na książce +18, ale w filmach telewizyjnych pokusili się na zaklasyfikowanie różnych dzieł do szufladek.

      I tak oto znaczek +18 w filmach:
      „– społeczne usprawiedliwianie agresji, wulgarności, uprzedzeń i negatywnych stereotypów społecznych;
      – wadliwy obraz natury ludzkiej polegający na szukaniu tylko egoistycznych przyjemności, dążeniu do sukcesu za wszelką cenę z wykorzystaniem innych osób do własnych celów;
      – obrazy naturalistycznego seksu, patologicznych form życia seksualnego,
      – agresji przedstawionej w sposób brutalny;
      – nieuczciwość, wulgarność, postępowanie moralnie naganne osób atrakcyjnych bez oceny niewłaściwości tego zachowania,
      – nagradzanie przejawów społecznej patologii.”
      Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/System_ocen_program%C3%B3w_telewizyjnych_w_Polsce

      Skoro tym charakteryzują się filmy +18, można przyjąć, że także i teksty +18, nieważne, czy są na podstawie anime, książki, filmu czy po prostu pisane z własnej inwencji. Dla mnie jest to poniekąd oczywiste. Czasami biorąc jakąś książkę do ręki w dzieciństwie, niekoniecznie zdawałam sobie sprawę, że to +18, podobnie jak niektóre książki nie są może +18, ale dla dojrzalszych osób, choćby takie „Dzieci z dworca zoo”, czytane w drugiej klasie podstawówki, czy też inne książki z opisami patologicznych zachowań, które każdy może wziąć do ręki, a znaczka nie ma.

      Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że +18 to nie tylko jakaś lekka scenka seksu bez dokładnych opisów i kilka przekleństw na krzyż. Sam fakt, że pornografia jest +18 o czymś świadczy. Nikt nie wprowadzi dla Ciebie filmów pornograficznych +23, tylko dlatego, że widać tam stosunek z każdym szczegółem i z obrzydliwą patologią czy gwałtem.

      Usuń
    5. Ale ty publikujesz opko w sieci, a nie piszesz książki czy kręcisz filmu. A tutaj, w fandomie, istnieją znaczniki fandomowe; dlaczego nie chcesz wyjść na przeciw swoim czytelnikom? xD

      Pytałaś mnie o Japonię, odpowiedziałam ci w komentarzu, dlaczego ją zasugerowałam, a ty do mojej odpowiedzi piszesz coś w stylu: Znowu to samo – a co miałoby być, skoro wciąż wyjaśniam swoje pierwotne zdanie? XDD znów: następnym razem przeczytaj wszystkie komentarze od razu, a potem dopiero sklejaj odpowiedź. Gdybyś tak zrobiła, połowę moich początkowych uwag spokojnie mogłabyś pominąć, bo miałabyś pełen obraz, o co mi chodzi. Tylko marnujesz czas w tym momencie. :D

      Usuń
  5. Jedno to „gówno” – dość ordynarne i nadające się, ale w takiej formie niewystarczające, tzn. nikt nie powie w momencie, dajmy na to, ujrzenia bandy zaopatrzonej w noże "gówno" tylko "o kurwa". Ten wyraz brzmi sztucznie jak jest sam, chyba że stanowi wypowiedź na czyjeś pytanie. Nie wiem jak z japońskim "kuso", bo może jest tak, jak z francuskim "merde", używanym właśnie w samotnej formie. Natomiast „kuso” jako „cholera” brzmi już lepiej. Ale to wyraz o całkiem łagodnym zabarwieniu, wątpię, aby mordercy czy zbiry używały „cholera” zamiast „kurwa”.

    Zresztą... Co z tego? Jaki sens ma pisanie "kuso" u bohaterów mojego opowiadania? To jakbym pisała opowiadanie w świecie „Harry’ego Pottera” i uznała, że skoro Hogwart jest w Szkocji, to zamiast „cholera” napiszę „ifrinn”, bo to ładniej brzmi. I może i miałoby to jakiś dziwny, nietypowy sens, gdyby nie prosta rzecz. Świat DB nie dzieje się w Japonii, więc skąd taki pomysł, abym używała japońskich wyrazów? Dalej piszesz tak silnie o kanonie, a jedną z podstaw świata (w którą wchodzi też rodzaj języka używanego przez bohaterów) pomijasz, uznając, że można sobie pisać po japońsku, bo... bo tak klimatyczniej. No to albo obstawiasz przy kanonie albo przy klimacie.

    Co do atmosfery z anime – chyba ciężko o nią w przypadku opisywania świata, którego w anime nie było. Nie poznaliśmy tam młodego Vegety i jego towarzyszy. W DB znamy go już jako 30-latka, a klimat, który nam serwował w scenach ze swoją osobą... był, szczerze mówiąc, nieciekawy.

    Vegeta w anime:
    Ujęcie na obcej planecie – je rękę jakiegoś kosmity (i nie jest to zwierzak)
    Kolejne sceny – zabija mieszkańców jakiejś planety
    Kolejne sceny – przylatuje na Ziemię z zamiarem pozabijania Ziemian. Walczy z Goku i Gohanem, nie mając litości dla 5-letniego dziecka. Planuje zabić go powoli.

    Chyba nie ma sensu przytaczać nic więcej. Moje opowiadanie to nie jest stricte DB a historia Vegety, Bulmy i ich rodziny. Fakt, że pojawia się Goku, czy inni z DB, o niczym nie świadczy, bo są oni tłem lub postaciami drugoplanowymi.

    Masz rację co do czasu, pisanie o sekundach powinnam sobie darować. I tak jest oczywiste, że to było chwilę później. Pisanie krócej i płynniej - no właśnie, tego muszę się nauczyć, bo faktycznie bez sensu dodaję jakieś uzupełnienia, które nie są wcale ważne.

    Wizja przedszkola w świecie DB – nie wiemy, jaka ona jest, więc chyba nie powinno przeszkadzać, że jedna z grup to właśnie Biedronki. Raczej pisanie o grupie przedszkolnej występującej jedynie w prologu, niemającej większego znaczenia fabularnego, nie sprawi, że nagle świat mojego opowiadania będzie niczym świat DB. Mogłabym napisać, że była to grupa Dinów (świat DB to też dinozaury), ale jakoś średnio to kojarzy mi się z dziećmi. W DB nie ma konkretnych roślinek czy zwierzątek zupełnie innych niż u nas. To nie fantasy na innej planecie. Sama wizja przedszkola jest inna, ale nazwanie grupy od owada, który też występuje w DB, to zwyczajna sprawa. Sam fakt, że w DB był gang Królika, który zamieniał ludzi w marchewki. I można zapytać: czemu nie gang jakiegoś nietypowego zwierzęcia i nietypowego warzywa?

    Wiesz, Goku był Saiyaninem, pochodził z kosmosu a na imię miał Kakarotto, czyli "Carrot" a to marchewka. Ziemska marchewka? Serio nie było w kosmosie innych warzyw? I w ogóle czemu akurat warzywo? Podobnie z Brolly'm czy innymi Saiyanami. Coś dużo tych marchewek, może Akira je lubił, a może to podprogowy przekaz, żeby ludzie jedli marchewki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat DB nie dzieje się w Japonii, więc skąd taki pomysł, abym używała japońskich wyrazów? – Ponieważ w oryginalne manga była japońska. Często zdarza się w fikach, że kursywą do dialogów przypisywane są zwroty kojarzące się z oryginałem. Na tej samej zasadzie w fikach często do imion dodaje się końcówki –kun, –san czy –domo, aby czytelnik mógł bardziej wczuć się w świat przedstawiony. Podobnych zabiegów bardzo mocno brakowało mi u ciebie. Czułam, że z DB pozostały mi tylko imiona postaci, i nic więcej. Nie dostałam żadnej egzotyki, czegoś nowego, świeżego i tak dalej. To rozczarowywało najbardziej. Dostałam po prostu przykry obrazek polskiej rodziny.

      Co do atmosfery z anime – chyba ciężko o nią w przypadku opisywania świata, którego w anime nie było. – Właśnie dlatego tak bardzo liczyłam na ten tekst, gdy się do mnie zgłosiłaś. Sądziłam, że dasz mi to, co anime okroiło i spłyciło, uzupełnisz tę lukę, rozwiniesz. Nie, że stworzysz zupełnie odrębne województwo patologicznej Polski, w której osadzisz postaci kanoniczne tylko z imion.

      Wizja przedszkola w świecie DB – nie wiemy, jaka ona jest, więc chyba nie powinno przeszkadzać, że jedna z grup to właśnie Biedronki. – Mnie przeszkadza, ponieważ czuję się, jakbym czytała parodię. Brakuje tylko wzmianki, że Trunks kupuje tę sztuczną krew w Żabce, a pod namiot wybiera się w sandałach i skarpetach. To dla mnie mniej-więcej ten sam poziom. Uważam też, że przenoszenie znanych nam z Polski obyczajów do fika z DB to rozczarowujące pójście na łatwiznę. Coś w stylu: no bo po co kreować coś, czego czytelnik nie zna, aby poznał i rozwinął wyobraźnię, i bardziej chciał odkrywać świat przedstawiony, skoro można mu dać obrazek znany zza okna?

      W takim razie po co w ogóle czytać takie ficzki o DB, skoro wystarczy wyjść z domu. Na tej samej zasadzie traktuję uwagę chociażby o Kaczce Dziwaczce. To ten sam poziom – łatwizna i zero wysiłku, zero kreacji świata, a korzystanie z tego, co czytelnik już zna. Tylko że akcja chyba nie dzieje się w Polsce, co? Okej, nawet jeśli nie dzieje się w Chinach czy Japonii, a w TwoimZmyślonymŚwiecie™, to trzeba było wymyślić SwojeZmyśloneTytułyKsiążek. To dopiero byłoby coś!

      Usuń
    2. „Ponieważ w oryginalne manga była japońska. Często zdarza się w fikach, że kursywą do dialogów przypisywane są zwroty kojarzące się z oryginałem.”

      I co z tego? Ja czytałam po polsku, nie po japońsku. Oglądałam polską wersję (plus japońską z polskimi napisami). Poza tym – w jakim miała być języku, skoro pisał ją Japończyk? Jeżeli Anglosasi stworzyli serial „Czarnobyl”, który dzieje się na Ukrainie, lecz gadają tam po angielsku, to co, mam uznać, że w Czarnobylu gadali po angielsku, a jak napiszę opowiadanko do filmu, to powstawiam sobie amerykańskie teksty, tylko dlatego, że robię fika do serialu amerykańskiego? I nie ma mnie obchodzić, że wydarzenia dzieją się na Ukrainie, bo akurat w tym serialu bohaterowie gadają po angielsku?

      Twoja logika mnie całkowicie rozkłada na łopatki. Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać.

      „Mnie przeszkadza, ponieważ czuję się, jakbym czytała parodię. Brakuje tylko wzmianki, że Trunks kupuje tę sztuczną krew w Żabce, a pod namiot wybiera się w sandałach i skarpetach.”

      Owady takie jak biedronki występują na wielu kontynentach. Nie odniosłaś się do tego, że u Akiry jakoś bohaterowie mieli imiona od ziemskich warzyw, a Marchewkowy Królik był gwiazdą niejednego odcinka. Marchewkowy, nie z wymyślonej roślinki. A co do krwi, to było napisane, że Trunks kupował w specjalistycznym sklepie.

      „Uważam też, że przenoszenie znanych nam z Polski obyczajów do fika z DB to rozczarowujące pójście na łatwiznę.”

      Ty tak uważasz, okej. Ale moi Czytelnicy w dużej ilości cieszyli się, że są te polskie zwyczaje, które znali, które w danym momencie też celebrowali. Nie przeszkadzało to im, a wręcz sprawiało, że lepiej się czytało.

      Akira nawiązywał do naszego świata garściami, nie wymyślał często nowych rzeczy, tylko przerabiał dobrze znane.

      „W takim razie po co w ogóle czytać takie ficzki o DB, skoro wystarczy wyjść z domu.”

      W fiku nie chodzi o podawanie tytułów książek i zespołów, to są mało istotne dodatki, w obyczajówkach ważne są relacje między bohaterami, a już fakt, czy ktoś sobie czyta „Kaczkę Dziwaczkę” czy „Wesołego Królika”, nie stworzy nagle wielkiej atmosfery DB. Tak, książka „Wesoły Królik” to wymyślony przed chwilą tytuł. I co, gdybym zamiast „Kaczki Dziwaczki” podała takie coś, czy nawet tego „Pana Donguo i wilka”, to nie stworzyłoby klimatu DB, jedna nazwa bajki + brak tekstu Sojki + brak zespołu Nirvana na koszulce. No błagam.

      „Okej, nawet jeśli nie dzieje się w Chinach czy Japonii, a w TwoimZmyślonymŚwiecie™, to trzeba było wymyślić SwojeZmyśloneTytułyKsiążek. To dopiero byłoby coś!”

      Napisałam wyżej, że wymyślanie na siłę tytułów japońskich, chińskich czy własnych, nie ma sensu, bo nikt nie wie, o co chodzi. Dlatego postawiłam na polskie. Każdy zna i wie, o co chodzi, ma jakieś skojarzenia. Pisząc o chińskich – nikt nie wiedziałby o co chodzi, ot, zapychacz. Pisząc zmyślone, musiałabym je dokładniej opisać, więc zrezygnowałam, bo nie o tym jest opowiadanie.

      Usuń
  6. Co do „hmpf” to w mandze używali słowa „phi”, ale ono ma już inny dźwięk niż „hmpf” słyszane w anime z ust Vegety. Samo „pff” to nie jest ten dźwięk. Ciężko oddać prychnięcie, żeby było wiadomo, że chodzi o takie „hympf” a nie „phi” czy „pfff”. Nie jest to prosta kwestia.

    „Tak, bo kiedy się komuś przerywa, to właśnie dlatego, że nie chce się tego kogoś słuchać…” – Z tym się zgadzam całkowicie, będę musiała na pewno przejrzeć porządnie bloga pod kątem wtrąceń nie wnoszących nic nowego do fabuły.

    Co do Vegety wyczuwającego syna, to nie musiał go wcześniej wyczuć, jeśli ten wyciszył KI, co było u nich częste i przewija się na blogu. Ale osobiście uważam, że samo zdanie o tym wyczuwaniu KI nie ma sensu, skoro i tak Trunks wchodzi i zapala światło. ;p

    „Nie powinno być tak, że najpierw Vegeta przerywa Trunksowi spojrzeniem, a dopiero wtedy ten się wycofuje? W twojej wersji Vegeta nie zrobił tego, a syn i tak nie skończył pytania, zmieniając temat, więc ojciec właściwie nawet nie miał już na co odpowiedzieć.”
    Szczerze mówiąc, cała ta moja scena jest toporna, bo dawniej dotyczyła czegoś innego, była dłuższa i jakoś tak na szybko ją edytowałam, co poskutkowało jakimiś dziwnymi perspektywami. Powinnam napisać to od nowa. Popracuję też nad dopowiedzeniami do zdań, strasznie ich dużo i są niepotrzebne.

    Co do miarki w oczach – racja, wystarczy samo „blisko”.

    Zapis słowa piekło zostanie poprawiony. A co do uniwersum DB, piekło było znane, trafiali tam po śmierci, kiedy byli „źli”. W mandze piekło polegało na wymazywaniu duszy zmarłych, w anime po prostu siedzieli w czymś, co wyglądało jak parodia piekła, a w DB Super piekło było dla złych ludzi tym, co jest dla nich najgorszą z możliwych kar. Co do Vegety, nie ma sprecyzowanych jego wierzeń, kiedy był młody, ale w DB często rzuca teksty w stylu „poślę cię do piekła” czy coś w tym stylu, co napisałam.

    „Powiem ci, że pod względem tego, jak kreujesz Vegetę, prolog nawet zaczyna mi się podobać – bohater nie jest czarno-biały”
    Co do kreowania Vegety – fajnie, że się podoba, bo jak dla mnie nie był on pozytywną postacią w młodości, ani też później. To jest chyba trudniejsza sprawa do przyjęcia. Większość uznaje, że: okej, jako młody był zły, ale później się zmienił i wszystko już z nim super.


    Co do ilości przemyśleń – przemyślę to. :D Narrator nie jest tak do końca wszechwiedzący, bo w zależności od postaci, widzimy inną perspektywę.

    „Niby nie piszesz ścianami tekstu, ale takie mniejsze lub większe akapity niczego pojawiają się co jakiś czas; niepotrzebnie.” – To racja, w tym rozdziale trochę podobnych przemyśleń jest, co trzeba poprawić.

    „Nie pisz mi też wprost o zamiarach swoich postaci.
    Bulma pomyślała, że Trunks coraz częściej wychodzi z domu, (...). Rodzina Briefs latami prowadziła Capsule Corpotation. Skierowała swoje kroki w stronę jadalni, dołączając tam do męża.”

    Ej, serio tak napisałam?! Coś strasznego. Będę poprawiać. ;)

    Plastikowe postaci faktycznie są jakieś niepasujące.

    „(...) Bra skraca słowa (chociaż w sumie dlaczego to robi? Ma już sześć lat, nie trzy)”

    Chwila. Przecież w rozdziale jest napisane, że Bra idzie do przedszkola. Pierwszy dzień w przedszkolu to właśnie ok. 3 latka. Do szkoły idziemy mając ok. 6 lat. Prolog dzieje się trzy lata przed głównymi wydarzeniami. Zresztą, poszukałam w tekście i wklejam fragment z notki: „Vegeta nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Jak gadać z chorą trzylatką?”. Także chyba jakieś niedopatrzenie z Twojej strony, dlatego na teksty odnośnie skracania wypowiedzi nie odpowiadam, chociaż z drugiej strony, nawet sześciolatki potrafią skracać jakieś wyrazy, które są dla nich trudniejsze. Dzieci różnie się rozwijają.

    „Saiyanin zastygł na moment, nie wiedząc w jaki sposób wyswobodzić się z tego uścisku. – Nie przesada? Ona tylko wzięła jego rękę… Rozumiem, że nie jest do tego przyzwyczajony i nie przepada za czułością, ale stwierdzenie, że trzeba się wyswabadzać i że jest się ściskanym brzmią tak, jakby Vegeta miał problemy psychiczne, na przykład jakąś poważną fobię.”

    OdpowiedzUsuń
  7. No wiesz, on ma problemy psychiczne, w końcu jest byłym mordercą, dawniej latami służącym kosmicznemu tyranowi, którego rodziców zabito, gdy był dzieckiem, a jego od małego uczono walki. Ciężko być po tym normalnym. Obecnie żołnierze wracający z Iraku, wychowani w dobrych rodzinach, po wojnie mają tak zrezaną psychikę, że nie potrafią tworzyć żadnych więzi. Vegeta też ma czasami problemy z takimi czułościami. Chociaż, jak widać dalej, w pewnym sensie to zwalcza i nie przeszkadza mu, że Bra trzyma go za rękę. To trochę takie pierwsze wzdrygnięcie na nową sytuację zawierającą czułość. On trochę się tego bał, tej odpowiedzialności, tej czułości ze strony dzieci.

    Z tym „osdowieniem” i Brą zapominającą tego słowa w oryginalnej formie – racja, zmienię to bez dopisku o przypominaniu, bo to kretyńsko brzmi.

    „Kiedy Trunks miał gorączkę, nie chciał nawet na niego patrzeć i unikał jak tylko mógł, a teraz siedział przy tej smarkuli (...). – Chory Trunks siedział przy Brze? Chyba na pewno coś pomieszałaś.” – Znowu jesteśmy przy tym samym. Siedzimy z Vegetą i Brą w jednym pokoju. Vegeta wspomina dzień, w którym Trunks miał gorączkę, więc oczywiste jest, że dotyczy to jego przemyśleń względem dzieci. Więc jaki Trunks siedzący przy Brze? Zdanie dotyczące przemyśleń Vegety, zaczynające się od „Kiedy Trunks miał gorączkę, (Vegeta – dopowie sobie Czytelnik) nie chciał nawet na niego patrzeć i unikał jak tylko mógł, a teraz siedział przy tej smarkuli”. Nielogicznym byłoby uznać, że chodzi o Trunksa. No serio tak pomyślałaś? W momencie, gdy Vegeta siedzi przy chorej Brze i wspomina sobie, że z synem było inaczej?

    Co do płaczu Bry, to w zamyśle był niczym z parodii, bo Bra go wymuszała. Totalnie wymuszony płacz, ale zapis faktycznie jest przydługi, trzeba by skrócić.

    Eee... To teraz ja jestem zaskoczona. „Mikan”, „Pomarańczowy Kot”, tekst „każde japońskie dziecko”? Dlaczego japońskie dziecko? Co Ty masz z tą Japonią? Czy fakt, że Akira był Japończykiem, musi oznaczać, że jego bohaterowie muszą czytać japońskie bajki? A więc... Twoim tokiem rozumowania, „Kaczka Dziwaczka” jest idealna. Zobacz – jestem Polką, także moi bohaterowie, wg Twojej logiki powinni czytać polskie bajki. Proste, nie? ;) A tak serio, czy to polskie bajki, czy japońskie, czy chińskie... Nie ma to znaczenia, bo – powtórzę za samym autorem – „Świat Dragon Ball’a rozgrywa się w miejscu przypominającym Chiny, ale nigdzie nie jest powiedziane, że to Chiny”. Także absurdalne są takie stwierdzenia, że ta bajka okej, bo jest z tego samego kraju, co autor wydający mangę.

    Teraz trochę więcej odnośnie nawiązań. Ja postawiłam na „Kaczkę Dziwaczkę” dlatego, że ludzie to znają. Nawet, gdyby świat DB to byłyby Chiny (a nie są), nie napisałabym, że Vegeta czyta Brze „Pan Dongguo i wilk”, bo Czytelnicy i tak tego nie znają i nie wiedzą, co to jest i o co chodzi. A tak mogli sobie wyobrazić Vegetę sięgającego po „Kaczkę Dziwaczkę” i parsknąć śmiechem czy po prostu skojarzyć bajkę dzieciństwa. To miało na celu tylko to. Nie było arcyważne.

    Uważam, że pisząc opowiadania na podstawie czegoś znanego, co nie istnieje jednak w realnym świecie, wymyślanie własnych tytułów bajek mija się z celem. To i tak nie jest moje dzieło, moja twórczość, a bazując na znanych książkach, bajkach czy świętach, daję Czytelnikom trochę świata, który znają. Gdybym pisała własną książkę o świecie fantasy, wprowadziłabym wymyśloną przez siebie bajkę i ją opowiedziała. Tutaj nie miałoby sensu opowiadanie bajki zmyślonej. Chociaż kiedyś napisałam zmyślony tekst kołysanki „śpiewanej” Bulmie do małego Trunksa, coś o smokach. Później uznałam: no fajnie, oryginalny tekst, sama wymyślałam, ale... Jaki to ma sens dla Czytelników, którzy nawet nie znają melodii, a przy takich „aaa kotki dwa” można przynajmniej sobie to wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, on ma problemy psychiczne, w końcu jest byłym mordercą, dawniej latami służącym kosmicznemu tyranowi, którego rodziców zabito, gdy był dzieckiem, a jego od małego uczono walki. Ciężko być po tym normalnym. Obecnie żołnierze wracający z Iraku, wychowani w dobrych rodzinach, po wojnie mają tak zrezaną psychikę, że nie potrafią tworzyć żadnych więzi. – Dobrze byłoby, gdybyś odpisywała mi po przeczytaniu całej oceny. Wtedy wiedziałabyś, że nie musisz mi zwracać uwagę na to na tak wczesnym etapie oceny, ponieważ: A. Jeszcze wtedy nie wiem, że Vegeta ma AŻ TAKIE problemy. B. (o czym piszę w podsumowaniu) te problemy wydają się wydumane, kiedy patrzy się na anime i obecnego Vegetę.

      Vegeta nie czyta Brze „Pan Dongguo i wilk”, bo Czytelnicy i tak tego nie znają i nie wiedzą, co to jest i o co chodzi – a szkoda. Kto powiedział, że literatura nie może zachęcać do samorozwoju…? Zresztą o tym pisałam już wyżej. Równie dobrze mogłaś wymyślić własne tytuły. Still, byłoby to lepsze niż cokolwiek polskiego. Kojarzy mi się to z sytuacją, kiedy twórcy napisów do filmów boją się wytężać umysły widzów i zamiast tłumaczyć żarty sytuacyjne, które autentyczne pojawiły się w dialogu, tworzą własne odniesienia, pasujące do polskich realiów. Jest to spore uproszczenie, ale i odebranie możliwości poznania nowego tła kulturowego. Zabijanie w zarodku możliwości rozwijania wyobraźni. Osobiście jestem fanką egzotyzacji, czyli zostawić autora w spokoju – niech kreuje nowy świat – i przybliżać do niego czytelnika, nie odwrotnie. Czytelnik sobie poradzi, nie potrzebuje banałów. Nie musisz specjalnie dla niego obniżać sobie poprzeczki. Tak naprawdę tym odbierasz mu wiele radości z poznawania nowych światów.

      Później uznałam: no fajnie, oryginalny tekst, sama wymyślałam, ale... Jaki to ma sens dla Czytelników, którzy nawet nie znają melodii, a przy takich „aaa kotki dwa” można przynajmniej sobie to wyobrazić. – A czemu nie spojrzysz na to z perspektywy zafascynowanego czytelnika, który samodzielnie może wymyślić swoją melodię? Zaśpiewać to samodzielnie, rozruszać się, bawić twoim tekstem?
      Tak to właśnie działa. Bycie autorem to oddawanie puzzli. Składanie ich i zabawa nimi należą do czytelnika.

      Usuń
    2. „Dobrze byłoby, gdybyś odpisywała mi po przeczytaniu całej oceny.”

      Vice versa, ponieważ wiele z Twoich zarzutów rozmywa się w kolejnych rozdziałach, ale edycja nie została dokonana.

      „Kojarzy mi się to z sytuacją, kiedy twórcy napisów do filmów boją się wytężać umysły widzów i zamiast tłumaczyć żarty sytuacyjne, które autentyczne pojawiły się w dialogu, tworzą własne odniesienia, pasujące do polskich realiów. Jest to spore uproszczenie, ale i odebranie możliwości poznania nowego tła kulturowego.”

      Czy ja wiem? To już kwestia indywidualna. Niektóre żarty są znane tylko w pewnych kręgach, podobnie jak odniesienia do konkretnych sytuacji. Podając w polskich tłumaczeniach dosłowne teksty, czasami zabawne sceny są po prostu niezrozumiałe i przez to widz nie ma możliwości pośmiania się ze sceny.

      Nie mówię, że powinno się wszystko spolszczać i dopasowywać do naszych realiów, ale dosłowne tłumaczenie jest często słabe, zwłaszcza w piosenkach czy bajkach typu „Shrek”.

      „A czemu nie spojrzysz na to z perspektywy zafascynowanego czytelnika, który samodzielnie może wymyślić swoją melodię? Zaśpiewać to samodzielnie, rozruszać się, bawić twoim tekstem?”

      Można też i tak, ogólnie jakieś piosenki wymyślane przez autorów, czy też krótkie bajki, są dobrym pomysłem, ale samo napisane tytułu nic nie da, a mi chodziło o Twoją drobiazgowość w wyszukiwaniu słów kojarzących się z polską.

      Usuń
    3. Czy ja wiem? To już kwestia indywidualna. – No brawo. W końcu. :D A wiesz, że kwestią indywidualną są wszystkie propozycje i sugestie odnośnie do fabuły (bo wykluczając technikalia, które są pewniakiem) zawarte w ocenie, czy sądziłaś raczej, że każdy tutaj, publikując wpis, automatycznie zmusza autorów do jakiejkolwiek ingerencji w ich tekst, bo takie właśnie są odczucia postronnego czytelnika, który po prostu wystawia dłuższy komentarz opiniujący? Na dobrą sprawę trzeba by wtedy słuchać wszystkich czytelników... XD
      I czy to znaczy, że sztama i dasz spokój z afiszowaniem tego wielkiego bólu, bo staram ci się cokolwiek sugerować i proponować? Nie wiem, niekorzystanie z polskich elementów – chociażby?
      Bo wiesz... to wszystko jest kwestią indywidualną. Nie wiem, czego innego się spodziewałaś. Jakiejś prawdy objawionej, która nie istnieje?

      Usuń
  8. Nie uważam tego za coś złego ani niekanonicznego. Widzisz, Ty się tak oburzałaś, że nie ma kanonu DB, a sama chciałaś do świata jedynie podobnego do Chin wrzucić japońskie bajki. Bo co, bo trochę podobna kultura?

    A czemu cytat Sojki ma komuś przeszkadzać, skoro moje opowiadanie to nie jest stricte DB, tylko obyczajówka w tym świecie. Gdybym wrzuciła go do opowiadania pełnego walk - owszem, nie pasowałby. Tutaj ten cytat to kwintesencja rodziny Briefs, która nie potrafi się ze sobą porozumieć. W dalszych rozdziałach będzie ten problem narastał. I do takiego klimatu to pasuje. Do bijatyk w stylu DB nie, ale to nie jest bijatyka w stylu DB.

    ROZDZIAŁ PIERWSZY

    Co do spacji jako akapitów, to szczerze mówiąc nie wiem, czemu tekst z akapitami w Wordzie tutaj wygląda tak, jak wygląda. Pisałam Ci o tym w mailu, że w razie czego mogę podesłać opowiadanie w formie docsa, bo wklejane na bloga tak się rozłazi.

    Znowu z tymi podmiotami i traktowaniem ludzi jak idiotów? Serio? Chyba każdy wie, że skoro Trunks coś tam sobie myśli o relacjach z Gotenem, a później wchodzi do kuchni, to żaden Goten (nawet sprowadzony myślami Trunksa) nie teleportował się znikąd tylko po to, aby przywitać się z matką Trunksa i zniknąć w kolejnej scenie.

    Tak, "planowany wyjazd wiedział", że Trunks pojedzie, bo nikt z Czytelników nie domyśli się, że to myślący o wyjeździe Trunks "wiedział". Naprawdę trzeba tam dopisać imię Trunks, bo każdy uzna, że stworzyłam nowego bohatera istniejącego sekundę, który jest wyjazdem i wie, że i tak pojedzie... Logiczne.

    Odnośnie dopisku po dialogu - całkowita racja, musiałam to przeoczyć.

    Co do ekspozycji - w tym rozdziale to prawda, za dużo przemyśleń Trunksa, które nie są potrzebne, na pewno to poprawię.

    Odnośnie mowy pozornie zależnej, to w prologu też występowała, ale nie zwróciłaś na to uwagi.

    Co do tłumaczenia tego, co mówią bohaterowie: faktycznie głupi nawyk. Na pewno pozmieniam, bo brzmi kretyńsko. Niby zwracam na to uwagę a jednak nie. To po prostu moje niedopatrzenie i wewnętrzna głupota. Będę nad tym pracować i na pewno przejrzę tekst pod tym kątem. Mam nadzieję, że w nowszych rozdziałach tego nie ma, muszę też do nich zajrzeć.

    Head-hopping: kiedy ktoś wypowiada kwestię po myślniku i wiemy, o kogo chodzi, to nie uważam, aby tak straszne było wtrącenie tam jego przemyśleń, stylizowanych na wzór bohatera. Oczywiście wtedy, gdy są potrzebne, bo zgadzam się, że jest ich za dużo. Ale jeśli coś jest istotne, to nie widzę przeszkód. Vegeta coś mówi i narrator przybliża nam jego stanowisko. Bulma mówi - opis dostajemy z jej perspektywy. Grunt, aby nie mieszać po myślnikach. Ty uważasz inaczej. Scenami. Jakaś scena od Bulmy i nawet jak Vegeta mówi, to jest jej perspektywa. Dla mnie to tworzy pewien chaos, ale to chyba indywidualna kwestia każdego czytającego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu cytat Sojki ma komuś przeszkadzać, skoro moje opowiadanie to nie jest stricte DB, tylko obyczajówka w tym świecie. – W tym, czyli w jakimś twoim czy tym znanym z anime, czy polskim – naszym? Jeżeli to ostatnie, to tylko bardziej mi przykro.

      Head-hopping: kiedy ktoś wypowiada kwestię po myślniku i wiemy, o kogo chodzi, to nie uważam, aby tak straszne było wtrącenie tam jego przemyśleń, stylizowanych na wzór bohatera. – Widzisz, ty uważasz, że to nie takie straszne, a ktoś kiedyś jednak to uznał za poważny błąd narracyjny… Ale co ja będę tłumaczyć; linki dostałaś, tu masz jeszcze taki: [KLIK]. Może jak nie ja, to przynajmniej Weiland – ceniona przewodnik pisarska – jakoś cię przekona.

      Poza tym nie możesz wiedzieć, czy tak jak ty tekst odbierze czytelnik. Piszesz o tym z pewnością siebie godną pozazdroszczenia, tylko że… bazujesz tylko na swoich doświadczeniach, bo to przecież twoje opowiadanie. Ty je stworzyłaś i wiesz, gdzie o co ci chodzi. Ale dla czytelnika nie musi być tak samo klarownie. Dla niego nienaturalne przeskoki miedzy punktami widzenia mogą być kłopotliwe, ponieważ zmiana perspektywy co krótki fragment wybija z rytmu. Zerknij na dowolne książki pisane za pomocą deep POV-ów i zobacz, że perspektywa nie zmienia się co kilka zdań, czasem nawet w obrębie jednego akapitu. Przeważnie punkt widzenia to pełnoprawny element pojedynczej sceny – wręcz jest jej budulcem, bazując też na stylizacji językowej głównego bohatera sceny. Jak chcesz mieszać – twoje ryzyko, próbuj, ale nie zakładaj, że ci wyszło, bo tak sądzisz. No bo jakie masz do tego podstawy? To, że jeszcze nikt się nie poskarżył?
      No więc poskarżyłam się ja. ;)

      Usuń
    2. „W tym, czyli w jakimś twoim czy tym znanym z anime, czy polskim – naszym?”

      No na pewno nie w Twoim japońskim świecie, gdzie czytają sobie japońskie bajki. Szczerze mówiąc, to śmieszne, że tak pisałaś o tej Japonii, tak się oburzałaś, że powinno być japońskie, a jak uświadamiam Ci, że nie jest to japoński świat, to dobra, od Japonii odeszłaś (prawie zawsze), ale Polskę negujesz tylko dlatego, że ja podałam polskie odniesienia. Śmieszne.

      „Dla niego nienaturalne przeskoki miedzy punktami widzenia mogą być kłopotliwe, ponieważ zmiana perspektywy co krótki fragment wybija z rytmu. (...) No bo jakie masz do tego podstawy? To, że jeszcze nikt się nie poskarżył?
      No więc poskarżyłam się ja. ;)”

      Dzięki za tę skargę. :D To do przemyślenia i zastosowania. :)

      Usuń
    3. No na pewno nie w Twoim japońskim świecie, gdzie czytają sobie japońskie bajki. Szczerze mówiąc, to śmieszne, że tak pisałaś o tej Japonii, tak się oburzałaś, że powinno być japońskie, a jak uświadamiam Ci, że nie jest to japoński świat, to dobra, od Japonii odeszłaś (prawie zawsze), ale Polskę negujesz tylko dlatego, że ja podałam polskie odniesienia. Śmieszne. – Odeszłam od Japonii, bo widzę twój wielki oburz i nie ma sensu ciągnąć dalej tego tematu. xD Zwyczajnie uznałam, że cokolwiek byłoby ciekawsze od twojej nudnej polskiej wizji. Wciąż sądzę, że trochę egzotyki nikomu by nie zaszkodziło.

      Usuń
  9. Scena zamiany ciał: cóż, to był dobry pomysł, ale słabe wykonanie. Pisałam to „na raty”. Zaczęłam w 2015 roku a skończyłam w 2016. Wcześniej to były dwa osobne rozdziały, ostatecznie zostały połączone. Wynikało to z tego, że w 2016 roku nie miałam chęci ani pomysłu, żeby kontynuować ten wątek zamiany ciał, ale musiałam go zamknąć i na siłę, na szybko, dopisałam ciąg dalszy, aby przejść do kolejnego odcinka, który już miałam gotowy. Dlatego widać, że to wyszło słabo. Czasami chcę napisać ten rozdział od nowa, a czasami wyciąć w cholerę i ogólnie pozmieniać koncept. Jeszcze zobaczę, co zrobię, bo aktualnie skupiam się na obecnej fabule i ciężko mi wrócić do początków.

    Piszesz o Cobainie tylko z jednej perspektywy. Jego życie to też w dużej mierze problemy z samym sobą, niezrozumienie otoczenia, narkotyki. To mocna muzyka, popularna i znana wśród młodych. Takie Smells Like Teen Spirit choćby, zawiera w tekście pewne nawiązania, ale może być też dopasowane do czegoś innego. Młody Cobain mając 17 lat został wyrzucony z domu, rodzice się rozstali, a on tułał się bez celu. Można uznać, że do Trunksa dociera taka muzyka albo że po prostu lubi jego piosenki bez większego zagłębiania w tekst. Nie każdy od razu interesuje się zespołem, którego koszulkę nosi na każdej płaszczyźnie. Można lubić rodzaj muzyki, teksty, ale nie czytać „do kogo są skierowane w głównej mierze”, „co oznaczają, gdy się w nie zagłębimy”. Teksty piosenek wykonywane przez zespół, którego koszulkę ma na sobie Trunks, wcale nie muszą pasować do świata DB. Nirvana ma naprawdę sporo kawałków a ich interpretacja zależy od słuchacza. Fakt, że Trunks słucha Nirvany oznacza bardziej, że lubi taki styl muzyki. A co dalej, to już dopowie sobie czytelnik, jeżeli zna Nirvanę.

    A, jeszcze jedno mi się przypomniało. Uważasz, że w opowiadaniu zespół, który gdzieś tam się przewija musi stylem odpowiadać uniwersum? To samo w sobie jest śmieszne, ale dobra. Pytanie, co z anime, w których mamy openingi i endingi, które nie zawsze pasują klimatem do danego świata? Zamach na wytwórnię? Taki japoński ending DB to coś strasznego - jakieś romantic, deszcz smutnie spływający po szybach, zamyślona Bulma na łóżku, melodia jak z taniego romansu. Zero klimatu DB. Ale ktoś może też uznać, że to ma przybliżyć Bulmę, jej samotność, szukanie miłości, oddać melancholię, która potrafi dopaść w podróży. Mi tam się nie podoba i jestem przeciwna, ale nie zamykam się na potencjalne opinie innych.

    Inaczej: dałabym koszulkę znanego zespołu z Japonii (to nie Japonia i to bez sensu), a Ty uznałabyś pewnie, że fajnie, że klimat, nawet nie znając nazwy tego zespołu?

    Co do zaś, masz rację, bardziej pasuje natomiast lub po prostu brak wtrąceń i wymienianie po przecinku.

    „Podoba mi się konflikt wewnętrzny Trunksa – bohater nie rozumie zachowania swojego ojca” - Konflikt wewnętrzny Trunksa rozkręca się razem z klątwą, dopiero tam są rozwinięte relacje Vegeta-Trunks.

    OdpowiedzUsuń
  10. Co do podmiotów, nie będę tego przerabiać po raz kolejny. Napisałam, że to zależy od traktowania czytelników jako idiotów lub potrafiących odróżnić to, co się dzieje w tekście.

    Podam jeden przykład z literatury, chociaż takich jest o wiele więcej, ale nie będę teraz specjalnie szukać. ;p

    „Przysłonił ręką oczy i patrzył pod słońce — drogą od lasów szła jakaś dziewczyna
    i ciągnęła za sobą na postronku dużą, czerwoną krowę; gdy przechodziła obok, pochwaliła
    Boga i chciała skręcić, aby księdza pocałować w rękę, ale krowa szarpnęła ją w bok i znowu
    ryczeć zaczęła.” (W.S. Reymont „Chłopi”)

    Idzie dziewczyna. Ciągnęła krowę, a gdy przechodziła obok, pochwaliła Boga i...
    Tu pewnie zwróciłabyś uwagę Reymontowi: Co, ta krowa pochwaliła Boga?

    „Na moje? Lejesz wodę. Konkretniejszy rozdział byłby bardziej żywy, dynamiczny, pobudzałby, zamiast usypiać.”
    Okej, zarzut trafiony, myśli zbyt długie, bo skoro jest scena, to po co te motywy bohaterów. Czytelnicy się domyślą, że Trunks jest wściekły, bo to widać po opisach, a Vegeta zaskoczony, bo tak też wygląda. Do zmiany.

    „Za bierność i jednostajność odpowiada też stateczna narracja – to wnikanie w psychikę, ale bez stylizowania każdej postaci z osobna.”
    Może w niektórych przypadkach tak było, ale ogólnie narrator w pewnym sensie przybliżał myśli Trunksa bardziej w stylu Trunksa, a Vegety - w jego stylu. Oczywiście to nigdy nie będzie jako myśl Vegety, tylko stylizacja.

    Styl aurora czasami wymyka się dobrze znanym schematom. Wyróżniacie narrację pierwszoosobową, drugoosobową, narratora wszystkowiedzącego i tzw. Povy. Mieszanie czegoś to największy błąd. Okej, to logiczne i trzymanie się danej narracji nie powoduje dla Was chaosu. Ale nie zawsze taka sztywność jest jedyną możliwą formą pisania. Pisarze potrafią eksperymentować, nie w każdej książce mamy do czynienia z „czystym” narratorem. Nie zawsze jak jest wszystkowiedzący to nie ma povów i na odwrót. Dla Was to błąd, rozumiem. Tylko to coś jak z futurtystami, którzy tworzyli różne gatunki, często błędne. Choćby takie hasła z błędami ortograficznymi - "Nuż w bżuhu". Wygląda okropnie, prawda? Mimo wszystko nie zmienili wszystkich poprawnych liter na złe. Podobnie może być z tekstem literackim. Jeżeli Czytelnik nie ma trudności z odróżnieniem stylizacji bohaterów od wszystkowiedzącego, to łączenie może być ciekawym zabiegiem literackim. Na wszystko potrzeba szerszej perspektywy, nie zamknięcia.


    ROZDZIAŁ DRUGI

    „Niby wiem, że kpił Vegeta, ale ze zdania wynika, że tylko jego uśmieszek.” - Pisałam o tym kilka razy, nie ma sensu przy każdym przypadku pisać tego samego. Jeśli coś wiemy, to nie ma sensu tworzenia powtórzenia z dodawania imion.

    Jeśli chodzi o relacje Bra-Vegeta, to z tekstu wynika, że spędzał z nią czas w zwyczajny sposób (np. scena, gdy opowiadał bajkę, jak była chora), ale nie wychodził na żadne imprezy okolicznościowe w żłobku czy przedszkolu. W domu wspólne posiłki, siedzenie w salonie, na ogródku.

    „Dlaczego takie sytuacje nie działy się, gdy Bulma dopiero co urodziła drugie dziecko, którym ojciec nie chciał się zajmować? Mało tego – ciężko mi uwierzyć w ten wątek, ponieważ małżeństwo wychowało już Trunksa.”

    Takie sytuacje też się działy, to nigdy nie zniknęło. Dopiero teraz Vegeta sam poleciał gdzieś z małą bez reszty rodziny.
    Co do wychowania Trunksa - jaka to różnica, skoro Vegeta nie wychowywał Trunksa tak, jak Ziemianin. Synów traktuje się inaczej niż córki. Ziemianie często albo uwielbiają chłopaków, bo mogą z nimi spędzać czas w taki bardziej męski sposób... Albo są zakochani w córeczkach, które traktują jak księżniczki. Vegecie bardziej odpowiadał syn i możliwość szorstkiej relacji. Dopiero później, właśnie w tym rozdziale, ulega urokowi Bry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przysłonił ręką oczy i patrzył pod słońce — drogą od lasów szła jakaś dziewczyna
      i ciągnęła za sobą na postronku dużą, czerwoną krowę; gdy przechodziła obok, pochwaliła
      Boga i chciała skręcić, aby księdza pocałować w rękę, ale krowa szarpnęła ją w bok i znowu
      ryczeć zaczęła.” (W.S. Reymont „Chłopi”)
      Idzie dziewczyna. Ciągnęła krowę, a gdy przechodziła obok, pochwaliła Boga i...
      Tu pewnie zwróciłabyś uwagę Reymontowi: Co, ta krowa pochwaliła Boga?
      – Nie, ponieważ podmiotem w zdaniu wciąż jest dziewczyna. Ona wykonywała czynność, czyli ciągnęła za sobą na postronku dużą, czerwoną krowę. Kolejne zdanie składowe – po średniku – odnosi się wciąż do dziewczyny. Błąd byłby w wersji: (…) drogą od lasów szła jakaś dziewczyna, za nią szła ciągnięta krowa; gdy przechodziła obok… – widzisz już różnicę? W drugim z trzech zdań składowych zmienił się podmiot – wykonawca czynności. U ciebie tak samo:
      Trunks spojrzał w czarne, nieludzkie tęczówki. Ten moment był idealny. Nigdy wcześniej nie atakował podczas rozmów. – W zdaniu środkowym podmiotem, czyli wykonawcą, jest moment. I kolejne zdanie, chcesz czy nie, technicznie będzie odnosić się do niego.
      Znów pudło. Doceniam jednak próbę – próbuj dalej.

      Wyróżniacie narrację pierwszoosobową, drugoosobową, narratora wszystkowiedzącego i tzw. Povy. Mieszanie czegoś to największy błąd. – Niemieszanie jest po prostu bezpieczniejsze. Ale to nie mieszanie jest błędem – tylko mieszanie nieumiejętne. Granica powinna być wyraźna, tzn. czytelnik powinien wiedzieć, jaką/czyją narrację ma przed sobą, lecz same przejścia powinny być jednocześnie płynne, aby nie zakłócać lekkości. Mieszanie wymaga świadomości i doświadczenia, a mam wrażenie, że tobie go jednak brakuje. Stylizacji jest za mało, by mówić o charakterystycznej mowie pozornie zależnej, dodatkowo zdarzają się wpadki z head-hoppingiem, Dowodem też jest dla mnie twoja nieumiejętna obrona argumentów, na przykład nawiązanie do futurystów:
      Tylko to coś jak z futurtystami, którzy tworzyli różne gatunki, często błędne. Choćby takie hasła z błędami ortograficznymi - "Nuż w bżuhu". – Aż chciałoby się zapytać: co ma piernik do wiatraka? Co ma celowy błąd w tytule do chaotycznej narracji, w której można się zgubić, a przez to czerpać mniejszą przyjemność z czytania, ponieważ tekst traci na płynności i lekkości, a nadmierne przeplatanie nikłej mowy pozornie zależnej z dominującym, jednostajnym wszystkowiedzącym odbiera możliwość lepszego poznania postaci? Jeżeli to przykład wyjścia poza schemat, to zbyt ogólnikowy, bez sensu. Podaj tytuł dotyczący powieści, w której zastosowano mieszaną narrację – po prostu.

      Takie sytuacje też się działy, to nigdy nie zniknęło. – Dlaczego więc nikt nie rozwiązywał tych problemów wcześniej, tylko dotarliśmy do momentu w opku, gdy Vegeta ma już drugie dziecko, a Bulma wciaż przy nim naiwnie tkwi, wierząc, że typ się zmieni? (nie, nie odpisuj mi na to; pytałam o to w ocenie, więc odpowiedź mam pewnie gdzieś niżej).

      Usuń
    2. „W zdaniu środkowym podmiotem, czyli wykonawcą, jest moment. I kolejne zdanie, chcesz czy nie, technicznie będzie odnosić się do niego. (...) widzisz już różnicę?”

      Widzę różnicę, dzięki za wytłumaczenie, bo faktycznie podchodziłam do tego ze złej strony. ;)

      „Niemieszanie jest po prostu bezpieczniejsze. Ale to nie mieszanie jest błędem – tylko mieszanie nieumiejętne. Granica powinna być wyraźna, tzn. czytelnik powinien wiedzieć, jaką/czyją narrację ma przed sobą, lecz same przejścia powinny być jednocześnie płynne, aby nie zakłócać lekkości.”

      Tutaj jest zdanie na zdanie. Trzeba by zebrać grupę ludzi i zapytać, czy są w stanie rozróżnić narrację w moim opowiadaniu, czy nie sprawia im to trudności itd., bo tak to do niczego nie dojdziemy.

      Usuń
    3. Widzę różnicę, dzięki za wytłumaczenie, bo faktycznie podchodziłam do tego ze złej strony. ;) – W takim razie nie musisz mi już odpisywać na jeden z pierwszych komentarzy, gdzie przytaczam źródło ze szkoły podstawowej. Yay! Sukces. xD Lepiej późno niż wcale.

      Tutaj jest zdanie na zdanie. – Jak w każdej ocenie przez całą jej treść, wykluczając technikalia.

      Usuń
  11. „Nie oszukujmy się – Vegeta już dawno ma za sobą walkę z własnym ego. Chociaż to wciąż książę i wojownik z trudną przeszłością, w uniwersum rodzina i bliscy przyjaciele są dla niego bardzo ważni.”
    Dlaczego piszesz, że już dawno ma za sobą walkę z własnym ego? Na jakiej podstawie taki wniosek? W DBZ siedem lat wychowywał Trunksa i żył z Bulmą, a mimo tego chęć walki z Goku zwyciężyła, ego wzięło górę nad uczuciami. Chociaż wystarczy napisać: duma. Rodzina była dla niego ważna, a kiedy wrócił po pokonaniu Buu nawet nie uśmiechnął się do żony i syna, mimo że wcześniej przeżywał to, że ich stracił.

    Jeszcze jedno: czy Ty na pewno oglądałaś to samo anime, co ja? Jacy „bliscy przyjaciele” Vegety? Powiedz mi, kim są ci bliscy przyjaciele Vegety, bo chyba mówimy o innym anime... A może jest problem ze słowem przyjaciel? No wiem, że współcześnie ludzie w Internecie nadużywają tego słowa i wszędzie wysyłają serduszka czy inne duperele, ale nie można na tym opierać definicji przyjaciela.

    Za słownikiem PWN:
    przyjaciel:
    1. «osoba pozostająca z kimś w bliskich, serdecznych stosunkach»
    2. «osoba okazująca komuś lub czemuś swoją sympatię, sprzyjająca czemuś»


    Czy Vegeta pozostawał z kimś w bliskich stosunkach? Może chodziło Ci o Goku? Na podstawie DB widzimy z nimi takie oto sceny:

    1. Vegeta poznaje Goku, chce go zamordować, zabić mu syna, ale przegrywa, Goku darowuje mu życie, Vegeta go nienawidzi, a jedyne o czym marzy, to zabić Goku i zemścić się.
    2. Vegeta na Namek znowu spotyka Goku. Nie znosi go, ale wspólny wróg chwilowo niweczy jego plan o zemście na Goku. Vegeta umiera i przed śmiercią ma nadzieję, że Goku zabije Freezera. Okej, to jakiś pozytywny aspekt ich... relacji, ale daleko temu do przyjaźni, wiesz?
    3. Vegeta nie widzi Goku dłuższy czas. W końcu spotykają się na chwilę na Ziemi, rozmawiając krótką chwilę. Stosunek Vegety do Goku jest niechętny.
    4. Mijają trzy lata, kolejne spotkanie, na którym Vegeta jest pewnym siebie dupkiem, ratuje Goku z tekstem: „Moim celem jesteś, byłeś i będziesz ty, Kakarotto”, kopie go (Goku, nie ten tekst :D) i tyle.
    5. Następnie widzą się już kilka dni później. Goku przychodzi do Vegety z propozycją treningu w Komnacie Ducha i Czasu. Rozmowa trwa chyba z minutę.
    6. Kolejna rozmowa (5 minut?) po wyjściu z Komnaty. x2
    7. Spotkanie na turnieju Cell’a razem z resztą drużyny Zet.
    8. Goku umiera. Brak kontaktu przez siedem lat.
    9. Pierwsze spotkanie po latach podczas Turnieju Sztuk Walki. Cały turniej trwa jeden dzień (w tym walka z Buu itd.), w trakcie którego relacje Goku i Vegety są pokazane średnio przyjaźnie. W Vegecie widać gorycz, złość na Goku, jest na przemian wściekły, wrzeszczy, że go zabije (bardzo po przyjacielsku, wiem), aż ostatecznie, gdy najgorsza walka osiąga punkt kulminacyjny, nastawienie Vegety ulega zmianie. Dochodzi do scalenia. I co potem? Już wszystko dobrze? No nie. Vegeta niszczy kolczyki i tym samym stwierdza, że nie chce ponownego scalenia, nawet kosztem życia rodziny i istnienia Ziemi. Ostatecznie pokonują Buu, a Vegeta i Goku wyciągają w swoją stronę uniesione w górę kciuki. Taaaak, przyjaźń pełną parą.
    10. Mija dziesięć lat. Można uznać, że przez ten czas Vegeta i Goku stali się super przyjaciółmi. Ale nie. Ich relacje są dość chłodne, chociaż nie ma już nienawiści. Z drugiej strony emocje stygną w miarę upływu czasu - nie widzieli się przez pięć lat, a wątpię, aby pisali sms-y. Chociaż to by pasowało do Twojej nowoczesnej wizji uniwersum DB.

    W moim opowiadaniu relacje Vegety i Goku są bardziej rozwinięte niż w DB.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie do Vegety, jego bliskich i jego problemów z wygórowanym ego. Widzisz, ja to odbieram zupełnie inaczej. Wiem, co oznacza przyjaźń i tak – uważam, że Vegeta wokół siebie ma bliskich, którzy zrobiliby dla niego bardzo dużo. I chociaż walczy ze swoją przeszłością, nie uważam, by powodowało to u niego takie zachowanie, jakie ty sobie wymyśliłaś. Dla mnie – zwyczajnie przesadziłaś. Fakt, w DBZ Vegeta chciał walczyć z Goku i stał się postacią negatywną na własne życzenie dzięki Babidiemu, który dał mu swój znak. Ale... to wszystko się dobrze skończyło. Mało tego – Vegeta zginął w walce z Buu, poświęcając się dla wszystkich. Dokonując samozniszczenia, uratował nie tylko swojego syna, ale również Gohana, oddając ich w ręce Piccolo. A nikt go do tego nie zmusił, prawda? Nikt nie zmusił go również, by pożegnać się nie tylko z Bulmą, ale i Son Goku.
      Więc jeżeli tłumaczeniem mi, czym jest przyjaźń, sądzisz, że Vegeta poświęciłby swoje życie dla ot, kolegów... No nie bardzo, wciąż tego nie kupuję. Vegeta miał w sobie więcej dobroci, niż wszyscy bohaterowie podejrzewają. Na przykład gdy Goku walczył z Buu, bogowie dali Vegecie przepustkę, by mógł go wspomóc. Pamiętasz, jakie wtedy padły słowa w Świecie Kaiōshinów? Vegeta dokonał spowiedzi jak Robak, ukorzył się, przeprosił i podziękował Goku, nazywając go numerem jeden. To teraz ja się zastanawiam, czy na pewno oglądałyśmy to samo anime.
      Zresztą błagam – gdyby Goku i Vegeta nie byli przyjaciółmi, dlaczego przez tyleset odcinków mieliby przebywać tak blisko siebie? Na pewno te wszystkie przeżyte razem sytuacje, wzloty i upadki, i zdobyte doświadczenia umocniły Vegetę, by kolejne powroty, jak ty to nazywasz, demonów przeszłości były coraz mniejsze i mniej znaczące. Ja mam jednak wrażenie, że zupełnie zapomniałaś, że postaci są od tego, by się z biegiem fabuły rozwijać. Twój Vegeta przez okres wychowawczy dwójki dzieci stoi sobie mentalnie w miejscu i na tym naciąganym motywie opierasz całą jego kreację, w którą ja zupełnie nie mogę uwierzyć. Nie przekonuje mnie. Jest naciągana.

      Usuń
    2. „Odnośnie do Vegety, jego bliskich i jego problemów z wygórowanym ego. Widzisz, ja to odbieram zupełnie inaczej. Wiem, co oznacza przyjaźń i tak – uważam, że Vegeta wokół siebie ma bliskich, którzy zrobiliby dla niego bardzo dużo.”

      Ale napisałaś, że ma „bliskich przyjaciół”, więc zapytałam jakich. Osobno napisałaś o rodzinie i bliskich przyjaciołach. Teraz odwracasz kota ogonem.

      „Więc jeżeli tłumaczeniem mi, czym jest przyjaźń, sądzisz, że Vegeta poświęciłby swoje życie dla ot, kolegów... No nie bardzo, wciąż tego nie kupuję.”

      Czemu nie czytasz ze zrozumieniem?

      „Mało tego – Vegeta zginął w walce z Buu, poświęcając się dla wszystkich.”

      Jasne, ja tego nie neguję, uważam, że miał w sobie sporo ukrytego dobra, które na moim blogu też jest widoczne. Bo kiedy dokonał samozniszczenia, kiedy poświęcał się w walce z Buu? W KRYTYCZNEJ sytuacji. U mnie też w takiej sytuacji jest w stanie poświęcić wszystko dla najbliższych.

      „Zresztą błagam – gdyby Goku i Vegeta nie byli przyjaciółmi, dlaczego przez tyleset odcinków mieliby przebywać tak blisko siebie?”

      Opieranie przyjaźni na tym, że ktoś występuje w iluś tam odcinkach, jest słabe. Piccolo i Kuririn też przebywali w iluś tam odcinkach blisko siebie, a jakoś nikt nie uważa, że są super przyjaciółmi. Poza tym, odcinki to nie całe lata, to często kilka godzin czy jeden dzień, po którym mamy kilka lat całkowitej separacji.
      No i znowu, nie czytasz ze zrozumieniem. Napisałam, że Vegeta to specyficzny przyjaciel Goku, no bo w DB ich relacje to nie jest przyjaźń, ale coś na jej kształt.

      „Twój Vegeta przez okres wychowawczy dwójki dzieci stoi sobie mentalnie w miejscu i na tym naciąganym motywie opierasz całą jego kreację, w którą ja zupełnie nie mogę uwierzyć. Nie przekonuje mnie. Jest naciągana.”

      Tak, bo Vegeta mając jedno dziecko mentalnie nie stał w miejscu. Tyle przykładów podałam, a Ty sobie je umiejętnie zignorowałaś, żeby było Ci wygodniej.

      Usuń
    3. Czemu nie czytasz ze zrozumieniem? – No właśnie mam takie samo wrażenie, czytając twoje odpowiedzi. Czemu nie potrafisz zrozumieć mojego punktu widzenia? Przecież nie piszę w obcym języku. Rodzina, bliscy przyjaciele, bliscy, przyjaciele, semantyka... Te sprawy. Nie musisz łapać mnie za słówka.

      Tyle przykładów podałam, a Ty sobie je umiejętnie zignorowałaś, żeby było Ci wygodniej. – Nie dlatego, tylko dlatego, że nie widzę sensu kopać się z koniem. Już też tyle razy tłumaczyłam swój punkt widzenia, że po prostu nie potrafię wyjaśnić go jeszcze... jaśniej.

      Usuń
    4. [Co naprawdę nie znaczy, że każę ci go kupić, serio].

      Usuń
  12. „W tym momencie wychodzi na jaw, że piszesz dla czytelników, którzy znają uniwersum.”
    O nie, to wyszło na jaw?! A to taka wielka tajemnica...! Ludzie nie powinni wiedzieć, że piszę tylko dla fanów DB...
    A tak serio - oczywiście, że tylko dla nich. To opowiadanie na podstawie DB, gdybym chciała pisać dla tych, co go nie znają, pisałabym zupełnie inaczej. Poza tym sam początek pokazuje, że jest to dla fanów DB. Nie ma sensu pisać dla tych, co nie znają świata i tłumaczyć, co to KI, Saiyanie, kim jest Goku, Goten, Chi-Chi... Oraz reszta postaci z DB. Dla stałych fanów byłoby to nużące - wyjaśnianie kim jest Goku i jak wygląda.

    Lekki zefirek brzmi kretyńsko, poprawię

    „Fakt – akcja dzieje się na Ziemi, ale jednak ma miejsce w państwie, które nie istnieje realnie i może pochwalić się dużo wyższym poziomem postępu technologicznego niż ten charakterystyczny dla XXI w. (spójrz chociażby na rozwój Zachodniej Stolicy). Myślisz, że w takich czasach Nirvana byłaby popularna, a dzieciom czytałoby się Małego Księcia?
    Bo ja w to wątpię.”
    Wcześniej pisałaś o japońskich bajkach, a teraz, że państwo nie istnieje realnie. Więc jak w końcu? Nie jest to nasz świat, ale japońskie bajki stanowią wyjątek? Co do wyższej technologii niż ta charakterystyczna dla XXI wieku - serio? W DB jest trochę fajnych gadżetów, ale jak dla mnie nasz świat jest bardziej technologicznie zaawansowany pod każdymi względami (nie liczę całkowicie bajkowych wynalazków CC typu zmniejszacz, czy wehikuł czasu albo kapsułki pach-bach). Cała baza wojskowa nie umywa się do naszych.

    Przy okazji... Co mają wspólnego książki/muzyka z postępem technologicznym? W takim razie nie mogę iść posłuchać gry na harfie, bo w obecnych czasach mamy taki postęp, że trzeba słuchać elektro? Nasz świat jest jaki jest, a mimo tego ludzie czytają starsze książki, bo to klasyka. Tak po prostu. Bo lubią.

    „Co pije się w Zachodniej Stolicy? Wódkę i blue curaçao? Czemu nie wymyślisz czegoś własnego, co pasowałby do świata znanego czytelnikom z animacji? Albo czemu nie sięgniesz chociażby po japońskie produkty? I dlaczego nazwy drinków są angielskie, chociaż piszesz po polsku?”

    W DB nie pokazywali bohaterów pijących drinki, ale Goku miał na statku piwo w zwykłej puszce od dr Briefsa. Czy naprawdę nazwanie drinka "Gwiezdny Smok" sprawiłoby, że ludzie poczuliby klimat DB? Wątpię. Dla mnie to byłoby wydumane. Znane drinki są dla czytelników punktem odniesienia. Czemu tak uczepiłaś się japońskich produktów ze światem, który nie ma nic z Japonią wspólnego?
    I jeszcze zabawna uwaga z angielskimi nazwami, kiedy w Polsce mamy w pubach często angielskie nazwy drinków. Cóż, powinno się uznać, że sama Rowling pisząc HP popełniła straszny błąd wymyślając alkohole takie jak "kremowe piwo" czy "ognista whisky". Przecież Hogwart jest w Szkocji, nazwy napojów w pubach powinny być po szkocku. I w dodatku jak można wymyślić "kremowe piwo", co jest typowo mugolskie, czarodzieje powinni mieć inne alkohole a nie takie lekko zmodyfikowane piwo czy whisky.

    Chociaż i tak najśmieszniejszy jest tekst "nazwy drinków są angielskie a piszesz po polsku". Pewne nazwy są po prostu znane i nie ma potrzeby ich tłumaczyć, a inne tracą coś na tłumaczeniu.
    Blue curracao to rodzaj likieru. Jakbym miała to przetłumaczyć na "niebieskie curracao", to brzmiałoby absurdalnie. Podobnie jakbym napisała, że bohaterowie piją „wodę życia”, a wszyscy musieliby się domyślać, że to jest tłumaczenie whisky. Absurd goniłby absurd. Jakoś nigdy nie spotkałam się w pubie z drinkiem "boski wiatr", wszędzie było po prostu kamikaze. Nie sądzę, aby w jakimś menu widniało też „destylowane wino”; nie, jest po prostu "brandy".
    Ciężko, żeby w literaturze zakłamywać rzeczywistość i wszystko spolszczać, żeby Czytelnicy nie wiedzieli, o co chodzi. Aha, a pod tekstem dodawać kilkanaście przypisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1Dla tych, co go nie znają, pisałabym zupełnie inaczej. Poza tym sam początek pokazuje, że jest to dla fanów DB. Nie ma sensu pisać dla tych, co nie znają świata i tłumaczyć, co to KI, Saiyanie, kim jest Goku, Goten, Chi-Chi... Oraz reszta postaci z DB. Dla stałych fanów byłoby to nużące - wyjaśnianie kim jest Goku i jak wygląda – czasem mam wrażenie, że nie chcesz się ze mną zgodzić dla niezgody samej w sobie. Na złość babci odmrożę sobie uszy? Tak to wygląda. Generalnie pomyśl czasem głębiej nad zarzutem, o którym czytasz, zamiast wysuwać zbyt szybkie wnioski. Czy naprawdę twierdzisz, że chodziło mi o opis bohatera w stylu: miał takie i takie włosy, nosił takie i takie ubrania? albo: Saiyanie to niemal wymarła rasa wojowników zamieszkujących bla, bla, bla... – naprawdę założylaś, że chodzi mi o ekspozycję? I że tylko taki autentycznie męczący czytelników sposób to jedyna opcja wprowadzenia opisu? Nie. Chodzi o opisy wprowadzające do tekstu atmosferę, rozbudujące ci świat i postaci, poruszające wyobraźnię. Dzięki temu zyskują i ci, którzy nie znają uniwersum, i ci, którzy znają je bardzo dobrze, ponieważ mogą się wczuć, ich wyobraźnia będzie działać, mogą poczuć się, jakby naprawdę byli w tym świecie. Na tej zasadzie ficzki chociażby o Potterze wręcz przesiąkają atmosferą Hogwartu. Gdyby nie pisać w nich, jak wygląda szkoła czy poruszający się po niej uczniowie i nauczyciele, w wyobraźni czytelnika w czasie czytania pozostaje niewypełnione, puste pole. Czemu zakładasz, że czytelnik znający kanon nie ucieszy się z pokazywania mu świata i postaci? Nie ważne, jaki to czytelnik. Dlaczego traktujesz to na zasadzie wyboru, kogo zadowolić, zamiast chcieć napisać po prostu dobre opowiadanie? Sprytny autor potrafi opisywać tak, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – nie nużyć stałych czytelników, a porywać ich w świat, przy okazji przyciągając nowych. Ty nie porywasz, tylko marnujesz potencjał, odbierasz sobie możliwości kreacji, zamiast wykorzystywać je. Gdyby myślał tak jakikolwiek twórca własnego uniwersum, żadne nigdy by nie powstało, bo wszyscy wyszliby z założenia, że czytelnik się nie odnajdzie, a kreacja świata tylko go zmęczy. Nie wiem, czemu tak się upierasz w założeniu, że czytelnik to idiota.
      Rozumiem jednak, że mogłaś wyciągnąć tak upraszczający wniosek ze zdania o pisaniu dla fanów jedynie znających świat. Tylko że – wciąż – jeżeli dobrze i porywająco byś to rozegrała, na pewno tacy czytelnicy nie mieliby nic przeciwko subtelnym wstawkom budującym postaci i rzeczywistość, w której się poruszają.

      Usuń
    2. Czy naprawdę nazwanie drinka "Gwiezdny Smok" sprawiłoby, że ludzie poczuliby klimat DB? Wątpię. Dla mnie to byłoby wydumane. (...) cóż, powinno się uznać, że sama Rowling pisząc HP popełniła straszny błąd wymyślając alkohole takie jak "kremowe piwo" czy "ognista whisky". – Z jednej strony piszesz, że kreowanie własnego uniwersum wcale nie oddaje czytelnikom klimatu i jest wydumane, ale kilka zdań dalej mówisz, że jednak Rowling tworzy własny świat i używasz tego argumentu jako pozytywu. Więc o co chodzi?
      Tak. Właśnie tak uważam – że Gwiezdny Smok byłby spoko. Byłby czymś nowym, nieznanym, rozwijającym, interesującym. Znane alkohole nie mają potencjału w świecie, który nie istnieje, to tylko pójście na łatwiznę.
      Japońskie rozwiązania sugerowałam natomiast, kierując się oryginalnym językiem, w którym powstała manga. Choć, gdy napisałaś wyżej o Chinach, to też byłby klawy pomysł. Pewnie nawet lepszy. Właściwie wszystko byłoby lepsze od tego, co masz. ;) Napisałam o tym bardzo dużo zdań w ocenie i czy naprawdę wciąż muszę się powtarzać...?

      Jakoś nigdy nie spotkałam się w pubie z drinkiem "boski wiatr", wszędzie było po prostu kamikaze. Nie sądzę, aby w jakimś menu widniało też „destylowane wino”; nie, jest po prostu "brandy". – Hmm, zastanówmy się chwilę. Może dlatego, że do polskich barów przybywa moda zachodnia? I nie, nie ma w tym nic złego. Ale czy ty piszesz opowiadanie, którego akcja dzieje się w Polsce? Z tego, co wywnioskowałam – nie, choć czasem się nad tą kwestią wahałam. To dlaczego wciąż nawiązujesz do Polski?
      Naprawdę, kiedy tłumaczysz mi, co to jest blue curaçao, czuję się, jakbyś miała mnie za idiotkę. Dosłownie.
      Dlaczego nie możesz po prostu napisać: hmm, chyba jednak wolę w swoim świecie wykorzystać utarte schematy?
      Przecież nie zmuszę cię do kreowania głębszej rzeczywistości, pokazywania nowego świata. Nie chcesz, to nie. Tylko zauważyłam, że to marnowanie potencjału. Nie ścigamy się jednak o złote majtki.

      Usuń
    3. „czasem mam wrażenie, że nie chcesz się ze mną zgodzić dla niezgody samej w sobie.”

      Ja mam takie wrażenie po każdym Twoim zdaniu. I jeszcze za każdym razem przekręcasz swoje słowa, co jest trochę śmieszne, a trochę żałosne.

      „Chodzi o opisy wprowadzające do tekstu atmosferę, rozbudujące ci świat i postaci, poruszające wyobraźnię. Dzięki temu zyskują i ci, którzy nie znają uniwersum, i ci, którzy znają je bardzo dobrze”

      Wcześniej napisałaś prosto: „W tym momencie wychodzi na jaw, że piszesz dla czytelników, którzy znają uniwersum.”, czyli dla tych, co nie znają, musiałabym zawrzeć jakieś opisy wyglądu Goku czy Chi-Chi, bo jeżeli ktoś w ogóle nie miał styczności z DB, zdziwiłby się, że nagle pojawia się ktoś o imieniu Goku, a nie wiadomo, kim jest i jak wygląda. Teraz to przeinaczasz.

      „Z jednej strony piszesz, że kreowanie własnego uniwersum wcale nie oddaje czytelnikom klimatu i jest wydumane, ale kilka zdań dalej mówisz, że jednak Rowling tworzy własny świat i używasz tego argumentu jako pozytywu.”

      No błagam, Rowling pisała książkę o swoim własnym świecie, a ja tylko fika do DB, w którym najważniejszą rolą nie jest wymyślanie książek czy zespołów widniejących na koszulkach. Wcześniej pisałaś z ironią, że skoro nie chcę japońskich odniesień, to powinnam wymyślać swoje własne, a teraz bez ironii twierdzisz, że wymyślanie własnych nazw jest już spoko. Raz tak, raz tak, zależy jak wiatr zawieje. Byle tylko w moje oczy, nie?

      „Ale czy ty piszesz opowiadanie, którego akcja dzieje się w Polsce? Z tego, co wywnioskowałam – nie, choć czasem się nad tą kwestią wahałam. To dlaczego wciąż nawiązujesz do Polski?”

      A czemu Ty wciąż nawiązywałaś do Japonii, uznając to za super sprawę, skoro mangę pisał Japończyk, a kiedy pisze Polka, to już jest Ci nie w smak. Raz uważasz, że nazwy powinny być takie, w jakim języku ktoś tworzy, a raz, że zbliżone do świata podobnego do uniwersum.


      Usuń
    4. Wcześniej napisałaś prosto: „W tym momencie wychodzi na jaw, że piszesz dla czytelników, którzy znają uniwersum.”, czyli dla tych, co nie znają, musiałabym zawrzeć jakieś opisy wyglądu Goku czy Chi-Chi, bo jeżeli ktoś w ogóle nie miał styczności z DB, zdziwiłby się, że nagle pojawia się ktoś o imieniu Goku, a nie wiadomo, kim jest i jak wygląda. Teraz to przeinaczasz. – Ale wciąż: z czym masz problem? Z przyznaniem, że zawarcie w scenie jednego czy dwóch subtelnych opisów wyglądu czy miejsc, dodających atmosfery, jest głupim pomysłem? Nawet jeżeli czytelnik zna postaci, oddziaływanie na jego wyobraźnię nie będzie negatywne. Chyba że faktycznie dla ciebie słowo opis równa się ekspozycji. A przecież tak nie jest.

      Wcześniej pisałaś z ironią, że skoro nie chcę japońskich odniesień, to powinnam wymyślać swoje własne, a teraz bez ironii twierdzisz, że wymyślanie własnych nazw jest już spoko. – Po prostu rzucam różne pomysły, cokolwiek – nadal sądzę, że albo własne odniesienia, albo znane, ale egzotyczne, bardziej rozwiną czytelnika i poruszą jego wyobraźnię, i ulokują go w świecie przedstawionym, niż przejedzone elementy polskie, które w ogóle nie pasują do niczego w świecie DB.
      Serio, cokolwiek. Chiny, Japonia, Korea, TwójZmyślonyŚwiat. Wszystko będzie porywało w tekst bardziej.

      Usuń
  13. Nie mam pojęcia, co to seria "After".

    Cały opis pocałunku to zaledwie jedno krótkie zdanie. Gdybym opisywała pocałunek miłego i grzecznego chłopca, mógłby być bardziej romantyczny. Ale tutaj mamy do czynienia z dwójką nastolatków, która do nieśmiałych nie należy.

    ROZDZIAŁ TRZECI

    Goku występuje dlatego, że jest kimś w rodzaju nietypowego przyjaciela Vegety. Nie określiłabym ich relacji jako przyjaźń, ale ukazane sytuacje obrazują ich relacje. Gdyby tak pozbywać się wszystkich scen z nowymi bohaterami, to żadnych bym nie wprowadzała. A podobno brakowało innych postaci poza Vegetą, Bulmą i Trunksem...

    „Włączył pierwszy poziom? Miał na to jakiś przełącznik czy coś?”
    Racja, lepiej brzmi „uaktywnił”.

    „Te wszystkie zdania są pojedyncze i czyta się je jednostajnym tempem, przez co wydają się regularne, jakby wypadały z karabinu. Dobrze byłoby coś tu pourozmaicać.”
    W zamiarze zdania miały być jednostajne, pokazywać, że nic nie mąci tego spokoju.

    „Na dodatek nie ma sensu przesadzać ze zdrobnieniami.”
    Z tym się zgodzę, zdrobnienia zostaną poprawione (są aż trzy...)

    „Mieszasz w narracji.” – O tym pisałam wyżej, chyba bez sensu się powtarzać.

    „Jednak zastanów się, czy nie lepiej byłoby te dialogi poskracać, z dwóch scen planowania zrobić jedną, konkretną? Kiedy jakiś temat ciągnie się długo, nie wnosisz już niczego nowego, a każdy kolejny gag bawi mniej.”
    To już zależy od indywidualnego patrzenia na daną sprawę. Jeżeli kogoś bawią takie sceny, to nie przeszkadza mu, że są dwie. Nie zamierzam też usuwać wszystkiego, bo później te sceny mają znaczenie, relacje Vegety i Bry są pokazane na początku bloga, później jest ich mniej.

    „Nie wiem, czy myśl o zabijaniu w czasie podróży z dzieckiem jest sensowna. (...) Robi się poważnie, ale tylko na chwilę i jest to dla mnie trochę dziwne, wybijające z rytmu.” W życiu nie wszystko jest czarno-białe, nie zawsze w miłych sytuacjach myślimy tylko o miłych rzeczach, a w trudnych chwilach jedynie o tym, co złe. Bywa, że człowiek nagle przypomina sobie o czymś smutnym w naprawdę przyjemnym momencie. Taka dziwna myśl, pojawiająca się i znikająca. Vegeta też takie myśli miewał, co pokazałam w tym fragmencie.

    Przy okazji, "nieraz" w tym przypadku piszemy osobno, jako że bohaterowie spotkają się jeszcze nie jeden raz, a nie jako zamiennik na „często”.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak dla mnie podchodzisz do tego jak do opowiadania pisanego o czasach średniowiecza, kiedy zdobycie przypraw czy wiedzy o alkoholach z innych krain było naprawdę wyzwaniem. Stawiano na to, co mieli. Natomiast w naszych czasach można bez problemu kupić w Polsce sake, rakiję, whisky, rum, malibu oraz jedzenie charakterystyczne dla różnych państw. Więc skoro w naszym kraju można, to dlaczego nie w świecie wymyślonym, gdzie też musiał następować przepływ informacji czy produktów.

    Już się boję, co by było, gdybym pisała opowiadanie dziejące się w Polsce i opisała posiłek bohaterów, którzy wcinają pizzę. A później Twój komentarz: „Czy wiesz, że pizza pochodzi z Włoch? I pierwsze pizze jadła biedota? Nie może być tak, że bohaterowie w Polsce jedzą pizzę, są w Polsce, wymyśl polskie potrawy”. U nas nastąpiło takie przemieszanie a co dopiero w DB. Nic nie jest takie ograniczone i można spokojnie kupować produkty z innych krajów.

    „Sake to dla Japończyków mocny alkohol.”
    Czy musimy przerabiać to praktycznie co chwilę? Nie wiem, z czego wynika to ciągłe odwoływanie do Japonii. Rozumiem, że Akira pochodzi z tego kraju, ale naprawdę uważasz, że jak tworzymy fantasy, to bohaterowie muszą być tej samej narodowości co ich autor i koniecznie muszą pić to, co jest najbardziej znane w kraju tegoż autora? Litości!

    A, jeszcze jedno. Czy jakiś bohater DB w ogóle przypomina Ci Japończyka?

    „Poza tym sake nie pije się w kieliszkach, tylko podgrzewaną, w porcelanowych czarkach.”
    Haha, no tak, bo jak zepsute małolaty chcą napić się sake, to na ten moment zmieniają się w poważnych ludzi, wyciągają porcelanowe czarki i podgrzewają. A jak w Polsce małolaty piją na imprezie wino to obowiązkowo w kieliszkach a piwo w żadnym wypadku ze szklanki czy prosto z butelki - tylko kufle! Zresztą, i tak wiesz lepiej, jak piję się sake w świecie wymyślonym, zaledwie tylko podobnym do chińskiego, pomimo że ani razu bohaterowie nie pili tam sake. I wiesz to, bo... No tak. Twórca pochodzi z Japonii, gdzie tradycyjnie pije się w ten sposób. Pomijasz też fakt, że u mnie są małolaci, co nawet znając jakąś tradycję, nie zastosują się do niej. Młodzież potrafi pić "z gwinta", naprawdę, jej nie obchodzą zasady picia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego i jeszcze wcześniejszego komentarza nie będę się odnosić. Jeżeli chcesz poznać moje zdanie, wystarczy, że przeczytasz ocenę raz jeszcze, a później powyższe komentarze.
      Wytłumaczyłam już, dlaczego nawiązywałam do Japonii oraz dlaczego nie podoba mi się korzystanie z utartych, polskich schematów. Nie pasuje ci Japonia, to nic z tym nie zrobię – mnie nie pasuje w ff DB Polska. Wciąż uważam, że najlepiej byłoby wykreować własny, interesujący świat od podstaw, noale... ;)

      Argument ze średniowieczem jak kulą w płot. Piszesz o sprowadzaniu produktów, na przykład alkoholi, jakby było to największą oczywistością, ale nie pojawia się to w teście, więc skąd czytelnik miałby to wiedzieć? Przeczytać dyskusję w komentarzach? Wszystko, czego nie ma w tekście, się nie liczy. Daj mi informacje o konstrukcji twojego świata w opowiadaniu, to wtedy nie będę mieć wątpliwości. Jak na razie dajesz mi ff DB z polskimi odniesieniami, który nie trzyma się kupy, bo nie masz na niego innego pomysłu niż korzystanie z polskich standardów,
      a to jak radośnie położyć laskę na cały wspaniały świat DB.
      I to może mi się nie podobać.

      Usuń
    2. „Piszesz o sprowadzaniu produktów, na przykład alkoholi, jakby było to największą oczywistością, ale nie pojawia się to w teście”

      Co ma się pojawić, że ludzie z Zachodniej Stolicy sprowadzali alkohole? Serio? Jakoś w DB na wioskach potrafili mieć takie same domki, jak te w Twojej supernowoczesnej Zachodniej Stolicy, no i nikogo to nie dziwiło. A każdy sam sobie dopowiadał, że pewnie sprowadzili.

      Usuń
    3. Co ma się pojawić, że ludzie z Zachodniej Stolicy sprowadzali alkohole? – No pewnie! A czemu nie? Na tym polega głębia kreacji świata przedstawionego; wszystkie informacje o nim, które przemycisz, będą wartościowe. O, przykładowa scena: bohater wbija do sklepu po sztuczną krew, jakby nigdy nic mija pełną półkę z alkoholami lokalnymi, a na widok pustej, z zawieszką, alkohole sprowadzane wzdycha z dezaprobatą. Bang – mamy kilka pieczeni na jednym ogniu: element sylwetki psychologicznej bohatera, który woli alkohole sprowadzone; informacje, że do TwojegoAlternatywnegoŚwiata alkohole w ogóle się sprowadza i że lokalne napoje typu Smocza Gwiazda są średnie, generalnie półka jest pełna, mały jest na to popyt. Coś tam coś tam kreacja świata przedstawionego.

      Liczysz, że czytelnik będzie wnioskował o wszystkim, a nie dajesz mu backgroundu do tych wniosków. Z czego ma wnioskować, jak nie masz opisów i głęboko osadzonego świata przedstawionego? Po prostu wykorzystujesz sobie polskie elementy i huzia na józia, jakoś będzie. Tak to wygląda. A w moim odczuciu po prostu idziesz sobie po linii najmniejszego oporu, bo wolisz się skupić na fabule i bohaterach, niż tle.

      Usuń
  15. Odnośnie wymądrzania: „Choć mieszkańcom Zachodu określenie sake jednoznacznie kojarzy się z ryżowym, japońskim alkoholem (często mylnie nazywanym wódką), dla mieszkańców Japonii słowo to oznacza po prostu napój alkoholowy. Każdy. W Kraju Kwitnącej Wiśni sake to zarówno tradycyjny trunek, produkowany z ziaren ryżu, jak i popularne piwo, wino, a nawet szampan czy whisky.”
    (Źródło: https://www.oyakata.com.pl/ksiega-mistrza-oyakata/kultura-japonska/sake-japonski-alkohol-ryzowy)

    „W Japonii samo słowo sake (酒) ma inne znaczenie od przyjętego w językach europejskich. Oznacza ono każdy napój alkoholowy pochodzenia zagranicznego i krajowego: piwo, whisky, wino.”
    (Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Sake)

    Nigdzie nie jest napisane, ile procent ma alkohol, który chłopaki piją. To, że Japończycy po swoim sake (11-15%) są pijani (Azjaci mają po prostu mniejszą odporność na alkohol, za co odpowiada gen AL-DH2), nie znaczy, że bohaterowie ze świata fantasy też to mają. Zwłaszcza że z reguły nie wyglądają na Azjatów. Picie w kieliszkach podobnych do naszych od wódki to jak picie słabego wina na małe kieliszki.

    Niewielkie szklaneczki brzmią słabo i zostaną poprawione na kieliszki. Swoją drogą, co za durne określenie na kieliszki.

    Co do Paka i tego: „Alkohol miałby zblednąć czy zmysł?”, to już wcześniej o tym pisałam. Co jest, oczywiste, to jest oczywiste. Jak nie dla każdego, to nic nie poradzę. Czytelnicy zrozumieli. Kiedy piszemy z perspektywy jednej osoby, to dotyczy tej osoby a nie jej zmysłów czy alkoholu.

    „Serio, Pierwszy Wojownik Wielki Książę nie mógł załatwić sobie tego jakoś inaczej, tylko wbijając na imprezę syna? Nie mógł użyć na przykład własnej, prawdziwej krwi?”
    Och, tak, świetny pomysł, Bra, podejdź bliżej, tatuś zaraz się potnie i poleje własną krwią... Serio, to bardziej obrzydliwe niż pocałunek dwójki małolatów. Ale tylko dla mnie. Każdy ma inny miernik tego, co jest obrzydliwe a co nie.
    Przy okazji, prawdziwa krew śmierdzi. Zwłaszcza gdy jej dużo i zakrzepnie, a co dopiero w taki ciepły dzień. To dopiero Bra miałaby traumę.

    Farbki - okej, mógł użyć, ale czy Bra miałaby wielkie pudełko czerwonej farby? Zazwyczaj farbki dla dzieci są w małych pudełeczkach. I nie są płynne a po rozrobieniu z wodą, blakną. No i farby mają ten specyficzny zapach, wyczuwalny. A sztuczna krew to coś, co ostatnio pokazywał mu Trunks, więc pomysł przyszedł do Vegety na łące, mógł załatwić to za pomocą syna, bez chodzenia po sklepach. I czemu dalej piszesz, że nocami sklepy są zamknięte? W dużym mieście mogą być otwarte do tej 22-23. W opowiadaniu jest około 21.

    „Za takiego głupiego powodu chciało mu się odwiedzać syna, w ogóle wychodzić z domu?”
    Vegeta już wcześniej wyszedł z domu, poleciał na łąkę z Brą. Wracając do domu i szukając farbek, mógłby nie zdążyć ich znaleźć do momentu przyjścia Bulmy do pokoju. Kupowanie farbek to też jakiś pomysł, ale jak pisałam - rozrabianie z woda, polewanie pokoju... To już bardziej problematyczna kwestia.

    „Eee, i Vegeta tak sobie pozwala – stoi i słucha, jak jacyś gówniarze decydują o jego losie. Absurdalne, nie sądzisz?”
    Trwała impreza, było dużo nastolatków, ich rozmowy były ciągiem, minęło jakieś 30 sekund, więc nie sądzę, aby dla Vegety ten czas przekraczał granice cierpliwości, zwłaszcza że sam miał interes.

    „Totalnie też nie rozumiem retrospekcji o treningach Trunksa z Gotenem.”
    Jakich treningach z Gotenem? Opisany jest trening Trunksa z Vegetą. Kiedy chłopiec leci nad jezioro, spotyka Gohana, a ten tłumaczy mu zasady walki. Żadnego Gotena w tekście nie ma. Retrospekcja pokazuje zmianę w traktowaniu dzieci przez Vegetę: dla Trunksa był surowy i wymagający, a dla Bry nie potrafił taki być, zmienił się. Czytelnicy mogą dzięki temu zobaczyć, jak to dawniej wyglądało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak, świetny pomysł, Bra, podejdź bliżej, tatuś zaraz się potnie i poleje własną krwią. – Nigdzie nie napisałam, że miałby to robić przy niej, oraz nie napisałam, by to były jakieś hektolitry. Chodzi mi o to, że cały pomysł z wparowaniem na imprezę, proszenie syna o pomoc brzmi jak parodia. Po niektórych scenach wnioskowałam, że nie chcesz pisać parodii, a jednak czasami zakrawasz o tanią komedię.

      Vegety ten czas przekraczał granice cierpliwości, zwłaszcza że sam miał interes. – Nie chodzi o czas, tylko o to, że przez całe opowiadanie kreujesz Vegetę jako mającego obsesję na punkcie swojego ego, swojej przeszłości, a tu jakieś szczyle jawnie go obrażają, a on to ma w nosie. Zauważyłam sprzeczność w kreacji.

      Treningi z Gotenem; ok, chyba miałam wtedy na myśli Gohana lub czegoś nie zrozumiałam, mój błąd.

      Usuń
    2. „Nigdzie nie napisałam, że miałby to robić przy niej, oraz nie napisałam, by to były jakieś hektolitry. Chodzi mi o to, że cały pomysł z wparowaniem na imprezę, proszenie syna o pomoc brzmi jak parodia.”

      Każdy ma inne podejście dla niektórych spraw, dla mnie Twój pomysł to makabryczna parodia. Krwi w pokoju było przesadnie dużo, co jest w tekście, więc Vegeta musiałby jej sobie zdrowo upuścić. No i oblewanie włosów dziecka własną krwią, zbieraną wcześniej do... właśnie, do czego, może jej kubeczka do mycia ząbków? Błagam.

      „(...) a tu jakieś szczyle jawnie go obrażają, a on to ma w nosie. Zauważyłam sprzeczność w kreacji.”

      Cała scena to jakieś 30 sekund, a Vegeta nie ma czasu, chce szybko zrobić to, co zaplanował. Nikt nie obraża go wprost, chłopaki gadają gdzieś tam w tle.

      Usuń
  16. „Nie urzekła mnie natomiast w ogóle końcówka rozdziału – ekspozycja o tym, jaki charakter ma obecnie Trunks, i streszczenie tego, co wpłynęło na cechy bohatera.”
    Tu masz całkowitą rację, po retrospekcji nie powinno być dalszego tekstu, bo Czytelnik sam może wywnioskować sobie, jakie relacje łączą Vegetę i Trunksa. Całość do wyrzucenia.


    ROZDZIAŁ CZWARTY

    „Nie rozumiem tylko, jak on się ma do bieżącej akcji, a mianowicie: dlaczego Vegeta obecnie ma problem z wyrażaniem uczuć?”
    Pamiętasz w ogóle Vegetę z DB? Przecież on wiecznie miał problem z wyrażaniem uczuć i tylko w naprawdę trudnych momentach lub (jak przyjęłam) podczas niektórych rozmów z Bulmą, potrafił się otworzyć. W DB ani razu nie widzimy Vegety, który nie ma problemu z wyrażaniem uczuć. ;p

    Przecież będąc „osiem” lat z Bulmą nadal nie wyglądał na cywilizowanego. Stronił od ludzi, chodził naburmuszony, dla chorej ambicji walki z Goku, wystrzelił pocisk, który mógł zabić jego żonę. To nie jest postać, która zmienia się liniowo, jak chciałabyś przyjąć. To bardziej sinusoida.

    „(...) więc Vegeta miał naprawdę sporo czasu na zaaklimatyzowanie się lub stwierdzenie, że to jednak nie dla niego i koniec z rozmnażaniem.”
    Po ośmiu latach życia z rodziną, przyznał, że tęsknił za dawnym życiem: „Chciałem wrócić do Vegety z przeszłości! Zimnego, okrutnego Saiyanina, który nie przejmując się niczym walczyłby z tobą jak równy z równym!”. Podchodzisz do wszystkiego w bardzo schematyczny sposób. W takim razie Vegeta wcale nie powinien poddać się czarom Babidiego, bo prawie dziesięć lat mieszkania na Ziemi, a później życie z żoną i synkiem, zmieniłoby go do tego stopnia, że zachowywałby rozsądek i na pierwszy plan wyszłaby rodzina i jej bezpieczeństwo, a nie... walka z Goku.

    Ludzie, wbrew pozorom, nie są tak prości, jak przyjmujesz. Mają swoje wzloty i upadki. Nawet jak ktoś latami zachowuje się lepiej, to ma chwile słabości, a jak ktoś cały czas jest średnio miły, może mieć lepsze chwile. Nie wiem, skąd pomysł, że postać musi iść wytyczoną linią, jak poniżej:
    Bardzo zły à zły à umiarkowanie zły à dobry à bardzo dobry à super dobry
    To tak nie działa, naprawdę. Ludzie popełniają błędy, staczają się na dno, wychodzą na prostą, są wredni, źli do szpiku kości, wygrzebują się z tego wszystkiego, naprawiają, a po chwili, nie wiedząc, kiedy... Znowu są tacy sami, zrezygnowani, niechętni do walki.

    „miał naprawdę sporo czasu na zaaklimatyzowanie się lub stwierdzenie, że to jednak nie dla niego i koniec z rozmnażaniem”
    Jeszcze nawiązując do tego fragmentu. Jeżeli ktoś nie chce mieć dzieci, to nie znaczy, że nie będzie ich miał, bo rozpocznie medytację pt. „Chcę seksu, ale nie chcę dzieci”. To tak nie działa. Nigdzie nie jest powiedziane, że Vegeta chciał drugiego dziecka. Mogła to być wpadka i tyle.

    „Mam wrażenie, że część fabularnych konfliktów do tej pory opierasz właśnie na tym, że Vegeta jest zagubiony i ma problem z zaangażowaniem się. Jednak gdyby faktycznie miał taki problem, nie związałby się z Bulmą i nie miał z nią dwójki dzieci”

    OdpowiedzUsuń
  17. Naprawdę? Rany. Ludzie zagubieni, mający problem z zaangażowaniem też łączą się w pary. Seryjni mordercy potrafią mieć rodziny, być kochającymi ojcami i mężami, a przykładni policjanci potrafią w domu katować żonę i dzieci. Na świecie nie istnieją tylko idealne pary. W czasie II wojny wielu nazistów miało żony i dzieci, traktowali je z czułością i troskliwością, a bez mrugnięcia okiem mordowali żydowskie dzieci. Himmler pisał do żony listy tak naszpikowane przesłodzonymi zdrobnieniami i zapewnieniami o miłości na wieczność, że czytając je bez znajomości autora, nikt nie uznałby, że ma do czynienia z mordercą.

    Błędy z podmiotami omawialiśmy wiele razy, więc to już nie ma sensu.

    „generalnie, jak komuś po alkoholu rozmazuje się wzrok, to już niedaleka jest droga do helikoptera, a po nim nie zostaje już nic poza snem.”
    Z tym akurat jest różnie, można wypić więcej i czuć się pijanym, a później trochę zmniejszyć tempo i wrócić do dobrego stanu. Zależy ile godzin trwa impreza. Trunks pił z kolegami, tańczył z Naną, później grał w grupie w sakame. Ziemianie potrafią w miarę wytrzeźwieć podczas imprezy, a co dopiero ktoś z genami Saiyan.

    „Borze, naprawdę Trunks skoczył do pierwszego-lepszego sklepu i kupił tę sztuczną krew…? I co, Vegeta nie mógł zrobić tego sam?”
    W tekście nie jest napisane, że wszedł do pierwszego-lepszego sklepu. W tekście jest: „Znał sklep z takimi gadżetami (...)”. Skoro znał, to oczywiście kupował już coś tutaj wcześniej. Czytanie ze zrozumieniem nie gryzie. Vegeta nie mógł zrobić tego sam, bo przecież nie znał żadnych tego typu sklepów, musiałby właśnie wejść do pierwszego-lepszego i tam zapytać czy może mają coś takiego, później do kolejnego i tak minęłoby sporo czasu. Oczywiście Trunks mógłby nie znać żadnego sklepu a wtedy szukanie zajęłoby mu czas, ale bez sensu to przedłużać, skoro mamy do czynienia z wątkiem pobocznym. Poza tym Vegeta jest wygodny i ta scena pokazuje coś więcej: on się nie przejmował tym, że syn jest na imprezie, uznawał, że skoro sam czegoś chce, to musi to dostać. Cóż, w DB nie ma żadnych interakcji pomiędzy Trunksem a Vegetą oprócz jednej, w której Trunks (18 lat) nie chce brać udziały w turnieju, a Vegeta mówi: „To rozkaz, masz wziąć w nim udział”. Nawet po kilkunastu ładnych latach nie uznawał sprzeciwu.

    „Znał sklep, więc do niego wbiegł? A jakby go nie znał, to wszedłby spokojnym krokiem? To miał być chyba jakiś skrót myślowy.”
    A jednak przeczytałaś, że znał sklep, więc skąd wcześniejsze zdziwienie? Jeżeli potrzebuję jakiejś rzeczy bardzo szybko i wiem w jakim jest sklepie, to nie ma w tym nic dziwnego, że wbiegam do środka. A co dopiero taki małolat, który się spieszył. Nie znając czegoś, ludzie często idą wolniej, rozglądają się, szukają.

    „Rozumiem, że kreujesz bohatera na młodego gniewnego, trukozaka, który nie wiadomo ile może wypić i jaką dupeczkę wyrwać, jest szanowany w towarzystwie (bo jakby inaczej…), ale przesadzasz”.
    Młody gniewny - ok. Picie dużo - tak, ale to wynika z samego założenia (wg fabuły, skoro Saiyanie mogą zjeść bardzo dużo, mogą też dużo wypić, to nie jest jakaś tam cecha chłopaka, ale rasy z jakiej pochodzi, to jakby czepiać się, że Goku nie dość, że jest silny to jeszcze szybki).
    Dalej: gdzie jest powiedziane/pokazane, że Trunks wyrywa każdą "dupeczkę", jak określiłaś? Widzimy jak na imprezie podchodzi do niego jedna dziewczyna i z nią spędza wieczór. Sporo pijanych małolat też coś tam krzyczy, że chciałoby z nim latać, ale na tym się kończy. Jedna dziewczyna na imprezie i to już jest za wiele? No tak, nastolatki powinny grzecznie siedzieć w kącie, żeby tylko „nie przesadzić”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież on wiecznie miał problem z wyrażaniem uczuć (...) – na moje, gdy Bra już była na świecie, to były już tylko w głównej mierze pozory.

      Nawet jak ktoś latami zachowuje się lepiej, to ma chwile słabości, a jak ktoś cały czas jest średnio miły, może mieć lepsze chwile. – Słabości – okej. Jednak u ciebie to nie są słabości generalnie dobrej osoby, która jednak potrafi odnaleźć się na Ziemi, tylko namolne pokazanie Vegety jako tego złego, który czasem, w chwilach słabości, poddaje się i słucha żonki, z wielkim bólem pośladów idąc bawić się z dzieckiem.

      Vegeta nie mógł zrobić tego sam, bo przecież nie znał żadnych tego typu sklepów, musiałby właśnie wejść do pierwszego-lepszego i tam zapytać czy może mają coś takiego, później do kolejnego i tak minęłoby sporo czasu. – Och tak, bo Vegeta to taki opóźniony w rozwoju człowiek, który nie domyśli się, że sztuczną krew nabywa się w sklepie z gadżetami, a nie w spożywczym czy obuwniczym. Poza tym co za problem było pozyskać informacje na własną rękę? Nie wiem, sprawdzić Internet. Przecież i tak masz współczesną rzeczywistość. Kiedy jest ci to potrzebne, maksymalnie upraszczasz swój świat, a tam, gdzie nie ma problemów, tworzysz wielkie mecyje i konflikty fabularne, które trzeba rozwiązywać naokoło.

      Usuń
    2. „Och tak, bo Vegeta to taki opóźniony w rozwoju człowiek, który nie domyśli się, że sztuczną krew nabywa się w sklepie z gadżetami, a nie w spożywczym czy obuwniczym. Poza tym co za problem było pozyskać informacje na własną rękę? Nie wiem, sprawdzić Internet. Przecież i tak masz współczesną rzeczywistość.”

      Vegeta nie ma przy sobie telefonu, musiałby chodzić i pytać ludzi: „Przepraszam, gdzie są sklepy ze sztuczną krwią?” jak totalny idiota, albo wrócić do domu i tu szukać w necie, narażając się na spotkanie z Bulmą. Nie, wolał załatwić to szybciej i wykorzystać syna.

      Usuń
    3. No właśnie. Nie ma przy sobie telefonu. Ale w czasach współczesnych telefony są na porządku dziennym (w Polsce również, he-he). Kolejny wniosek dla czytelnika: Vegeta to albo konserwa nieprzekonana do technologii, albo jest po prostu nią niezainteresowany (lecz ona, jak widać, jednak przydaje się do najprostszych czynności), albo nie potrafi korzystać z telefonu (xD), przez co radzenie sobie z prostymi problemami wychodzi mu dłużej i robi to na okrętkę (rozdmuchane wątki).

      Usuń
  18. Co do szanowania w towarzystwie - serio? Taki szczeniacki poklask na imprezie, gdzie wszyscy popili, to wielki szacunek? Przecież Trunks jest bogaty, znany, popularny, nic dziwnego, że go jakoś tam lubią. Tylko nie sądzę, aby go szanowali. A co do dziewczyn - w szkołach często są chłopcy podobający się większości żeńskiej części.

    „Ale co ma piernik do wiatraka? Aktualnie Vegeta realizuje szalenie głupawy plan; skąd nagle przemyślenia o Goku, a tym bardziej o jego synach, których nawet jeszcze nie spotkaliśmy w żadnej scenie?"
    Przemyślenia o Goku i synach nie są tu potrzebne, zaburzają scenę i pójdą do kasacji.

    „Jasne, można opisywać imprezę, ale na moje oko pewne elementy warto wyważyć, aby zachować autorską powagę, a nie tworzyć momentami kliszową parodię. I to o szkodliwych wzorcach (pal licho, że gówniarz zachowuje się paskudnie – samo życie. Ale dlaczego rodzic w ogóle na to nie reaguje?).”
    Co do parodii, to już Twoje zdanie, więc komentować nie będę, ale patrząc na to, jaka wizja małolatów przebija się z Twoich słów - zazdroszczę naiwności.
    Odnośnie zdania w nawiasie - jaki rodzic? Jesteśmy na imprezie ze smarkaczami, a Ty wyskakujesz z rodzicami. Ciekawe, ilu rodziców bogatych gnojków wie cokolwiek o swoich dzieciach...
    Szkodliwe wzorce - to nie jest literatura dziecięca ani młodzieżowa. Czytelnik sam musi uznać, że coś jest nie tak (do tego dochodzimy dalej, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie Trunksa i reakcje otoczenia na to, co robił).

    „Scenę kończysz średnią na jeża ekspozycją, którą właściwie można by wyciąć, bo relacje Trunksa z dziewczynami zdążyłam zobaczyć już w kilku scenach.”
    Z ekspozycją się zgodzę, za wiele ich, wnoszą tylko niepotrzebną ilość dodatkowego tekstu.

    „Okej, umówmy się. Bra to obecnie największa zaleta tego opowiadania.”
    Ile osób, tyle opinii. Jakaś część moich Czytelników bardziej lubi Brę i fragmenty z nią, a druga woli Trunksa. Każdy ma swoje własne spojrzenie na bohaterów.

    „Bowiem nie pasuje do stylizacji; to słowo wykorzystuje się głównie w bajkach (...)” Racja, zresztą tutaj brzmi to bardzo sztucznie, zwłaszcza że cała stylizacja jest luźna.

    „Dziwne wydaje mi się to, że Trunks tak długo mieszka na Ziemi,chodzi do szkoły i dopiero teraz zwraca na siebie uwagę tym, że potrafi latać. Biorąc pod uwagę jego charakter, dziwne jest to, że nie pochwalił się tym wcześniej, a biorąc pod uwagę logikę – nikt nie dostrzegł tego do tej pory?”
    Z tym się po części zgodzę, mógłby ujawnić się wcześniej, ale z drugiej strony, nie było mu to aż tak potrzebne, i tak w sporcie osiągał najlepsze wyniki. A co do logiki Ziemian, to w DB wszyscy uwierzyli, że Mr Satan pokonał Cell'a (a wcześniej oberwał od niego raz i był wyeliminowany na dłuższy czas), dodatkowo na turniejach Goku i reszta często latali, a ludzi nagle dziwiło, że mały Trunks i Goten latają. Mr Satan ciągle wciskał ludziom kit, że latanie to tylko sztuczka, a tu nagle Videl też zaczęła latać.

    „czy Saiyanie na Ziemi to jakaś tajemnica?”
    Odpowiadając na to pytanie: tak, Saiyanie na Ziemi to była tajemnica, przynajmniej w DB, bo u mnie wyszła na jaw... ale to trochę później.

    „Była Nirvana, był Sojka, a teraz przyszedł czas na O.S.T.R.-ego. Nadal tego nie kupuję.”
    Przyznam szczerze, że nie wiem, jaki masz problem z odwoływaniem się do znanych tekstów. Akurat Czytelnicy bardzo to lubią, a w DB normą jest odwoływanie się do różnych kultur. Oczywiście nie bezpośrednio, ale w sposób zauważalny. Akira często w ten sposób łączył swoją mangę z naszym światem. Ja dodaję muzykę i teksty, a robię to aż... cztery razy na sześć rozdziałów, po prostu nawiązanie za nawiązaniem nawiązanie poganiające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie zdania w nawiasie - jaki rodzic? Jesteśmy na imprezie ze smarkaczami, a Ty wyskakujesz z rodzicami. – No ale przecież Vegeta wbił na tę imprezę.

      Odnośnie do polskich tekstów w TwoimZmyślonymŚwiecie™ już się wypowiadałam. Nie mogłaś tych komentarzy pisać tak, by jednak się nie powtarzać? Na przykład przeczytać ocenę do końca i do każdego powtarzalnego motywu odnieść się raz. Zaoszczędziłybyśmy czas i energię.

      Usuń
    2. „No ale przecież Vegeta wbił na tę imprezę.”

      I co, widząc syna na imprezie, miał mu powiedzieć „Chyba czuję od ciebie alkohol, wracaj do domku, bo masz pięć lat”?

      „Odnośnie do polskich tekstów w TwoimZmyślonymŚwiecie™ już się wypowiadałam.”

      Przy każdym nawiązaniu do Polski (a było ich niewiele, nie wiem, może trzy-pięć?), podkreślałaś, że znowu ta Polska, więc ja odpowiadałam. No nie wiem, mogłaś napisać tylko raz, nie odpowiadałabym na wszystkie.

      Usuń
  19. „Ale wiesz, że niektórych rzeczy nie musisz pisać wprost, nie? Dlaczego nie pozwolisz mi domyślić się kontekstu, tym bardziej że za chwilę opisujesz parę leżącą w łóżku, a jeszcze niżej – ich grę wstępną w postaci retrospekcji?” – Całkowicie się zgadzam, to zdanie jest do wyrzucenia. Ogólnie jak dla mnie konstrukcja tekstu jest... słaba, po prostu. Ta retrospekcja wygląda wręcz śmiesznie, powinna być w formie zwyczajnej sceny.

    „Przyznam też, że ich ilość mnie przeraża. Retrospekcje pisane są jaśniejszą czcionką i kursywą, i czyta mi się trudniej, na dodatek nie uważam, by wszystkie wspomnienia były potrzebne, aby popchnąć fabułę w przód lub dodać coś odnośnie do przeszłości bohaterów.”
    Z tym się zgodzę, nie wszystkie są potrzebne i na pewno sporo można po prostu zamienić na zwykłe sceny, skoro dzieją się... praktycznie chwilę temu.

    „I cały romantyzm trafił szlag.”
    Nie każdy lubi tylko romantyczne scenki. Seks to nie tylko czułe gry wstępne, po których w magiczny sposób ludzie znikają i nie robią nic więcej, tylko idą spać, zaspokojeni samym patrzeniem sobie w oczy. ;)

    „Sny Vegety to, według mnie, najlepszy do tej pory motyw opowiadania. Ciekawa jestem, o jakiej przepowiedni mowa. Sceny z Trunksem są dla mnie zbyt przekolorowane (żenadometr rośnie), a konflikt Bulmy i Vegety – naciągany.”
    Sny i cały wątek z Vegetą są główną osią fabuły w drugiej części opowiadania. Konflikt Bulmy i Vegety się właśnie zakończył.

    Przy okazji, chyba chodziło Ci o „przekoloryzowane”? A tak w ogóle, to pierwszy raz widzę słowo „żenadometr”, to chyba jakaś gwara młodzieży, zabawnie wygląda, może jedna z moich bohaterek też tego użyje. :D

    ROZDZIAŁ PIĄTY

    „Mam wrażenie, że podoba ci się opisywanie zbliżeń.”
    Trzy i pół strony opisów zbliżeń (nie zawsze stricte seksu) na 84 strony tekstu, to faktycznie po prostu przesyt. No tak, bo powiadanie, gdzie mamy Vegetę i Bulmę, nie powinno zawierać nawet opisów pocałunków, a co dopiero seksu. A nastoletni Trunks, który dostał przez całego bloga trzy sceny seksu, to faktycznie ciężki przypadek.

    „Ze scen seksu też coś musi wynikać. Muszą mieć znaczenie dla przebiegu fabularnego, a nie tylko sobie wisieć, bo fajnie. Chodzi o pokazanie czegoś istotniejszego niż sam stosunek.”
    Wszystkie sceny seksu z Trunksem mają akurat znaczenie dla przebiegu fabularnego. Z Naną jest wątek ciąży, więc ciężko, żebym w ogóle nie opisała tego seksu, tylko o nim wspomniała, a później Czytelnicy po iluś tam rozdziałach nawet nie kojarzyliby, że oni ze sobą spali, a tu nagle Nana w ciąży i wszyscy „Jaka Nana? Co za Nana?”. Scena seksu na łące to pokazanie, że Trunks podchodzi do wszystkiego tak niefrasobliwie, jak głupi gówniarz, którym jest w każdym aspekcie.

    „Idąc tym tropem rozumowania, na pierwszym planie w tych scenach powinny być sprawy między dwojgiem ludzi, ich relacja, rozwijanie fabuły. Tego zdecydowanie mi brakuje. Jest stosunek, ale niczego nie wnosi.”
    Ty tak serio? Przy seksie małolatów, którzy są nieodpowiedzialnymi bachorami, chciałabyś relacje między dwojgiem ludzi? Nie zawsze sceny seksu mają pokazywać jakieś głębsze relacje, czasami właśnie mają ukazać, że tych relacji brak, że to tylko pusty stosunek, bez emocji, sam popęd seksualny. I to już jakiś punkt odniesienia, z którego można wywnioskować, co się liczy dla bohaterów.

    „Dlaczego ekspozycją podajesz coś, co sama mogłam wywnioskować z dialogu? Przecież Trunks sam wyraźnie powiedział: Mam dość związków. Kręcimy się w kółko.”
    Tutaj to chyba błędem jest cała ta scena już w nowym rozdziale, lepiej wyglądałaby w poprzedniej notce, a nie jako retrospekcja tutaj. I tak, ekspozycja do kosza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seks to nie tylko czułe gry wstępne, po których w magiczny sposób ludzie znikają i nie robią nic więcej – tak. I taki seks też można opisywać, ale... z klasą, błagam, z klasą. Nie z rzygiem lub nie po to, by czytelnik miał sobie włożyć rękę w majtki. Myślałam, że to opowiadanie miało mieć głębszą problematykę, niż zakrawać momentami o porno dla porno.

      No tak, bo powiadanie, gdzie mamy Vegetę i Bulmę, nie powinno zawierać nawet opisów pocałunków, a co dopiero seksu. – Te seksy są blisko siebie. Poza tym, uwaga, dwie z dziesięciu zasad dobrej argumentacji: sofizmat rozszerzenia, czyli nie będziesz przeinaczał lub wyolbrzymiał tezy dyskutanta, aby ułatwić sobie dyskusję oraz dychotomia myślenia, czyli nie będziesz postrzegał zjawisk tylko w ich skrajnych przypadkach.

      Ty tak serio? Przy seksie małolatów, którzy są nieodpowiedzialnymi bachorami, chciałabyś relacje między dwojgiem ludzi? – Ale przecież relacja wcale nie musi oznaczać relacji budowanej latami na bazie doświadczeń. O relacji między dwojgiem ludzi można rozmawiać nawet wtedy, gdy dopiero się ona zaczyna. Zwracam się do ciebie jako do autorki, nie do bohaterów. To twoim obowiązkiem jest tak przedstawiać sceny seksu, aby były one czymś więcej niż seksem i dawały czytelnikom jakieś informacje o postaciach, wnosiły coś do fabuły i nie wyglądały jak scenki żywcem ściągnięte od Olivii Cunning. Nie zwracam się do twoich młodych bohaterów, że mają traktować się poważnie na początku znajomości. Lol. Jak w ogóle mogło ci to przyjść do głowy? xD

      Usuń
    2. „Myślałam, że to opowiadanie miało mieć głębszą problematykę, niż zakrawać momentami o porno dla porno.”

      Wg Ciebie jest to porno. Polecam z jakimś się zapoznać, zanim się uzna, że u mnie mamy do czynienia z porno. Zresztą... +18 znowu się kłania.

      „Poza tym, uwaga, dwie z dziesięciu zasad dobrej argumentacji: sofizmat rozszerzenia, czyli nie będziesz przeinaczał lub wyolbrzymiał tezy dyskutanta, aby ułatwić sobie dyskusję oraz dychotomia myślenia, czyli nie będziesz postrzegał zjawisk tylko w ich skrajnych przypadkach.”

      Napisałaś coś do czego się nie stosujesz nawet odrobinę. Dziwne.

      „to twoim obowiązkiem jest tak przedstawiać sceny seksu, aby były one czymś więcej niż seksem i dawały czytelnikom jakieś informacje o postaciach”

      Wystarczy czytać między wierszami. No nie wiem, mam Ci wyjaśnić, co mówią niektóre sceny o postaciach? Co mówi taki seks Trunksa na polanie o nim i o jego podejściu do życia?

      Usuń

  20. „Plus jest taki, że bohater w pewnym momencie ustąpił i wyciągnął rękę do córki. Zaskoczyło mnie to. Coś gdzieś się w nim rozwija, teraz powinno być już tylko coraz lepiej.”
    Pokazanie, jaki Vegeta był wcześniej dla Bry, a także jaki jest teraz, jak się zmienia, ma kluczowe znaczenie dla opowiadania, no i tak, teraz będzie lepiej, co jednak nie znaczy, że idealnie.

    „(...) odsuwając się i tupiąc mocno prawą nogą, co miało podkreślić niechęć do wojowników. – No tak, to dość logiczne, nie musisz mi tego tłumaczyć.” – Haha, no logiczne, aż sama mam ochotę pacnąć się w czoło za pisanie takich oczywistości. ;p Muszę przejrzeć tekst pod tym względem, bo chyba za słabe okulary kupiłam, skoro nie widzę tych oczywistości.

    „Ale… dlaczego Delia nie chciała korzystać z Internetu? To nie jest początek XXI wieku, gdzie nauczyciele kręcili nosami na notki z sieci.”
    A dlaczego wszyscy mają mieć chęć korzystania z Internetu? Są ludzie, którzy wolą książki, tak po prostu. Po co tutaj kolejna ekspozycja stwierdzająca: Delia nie chciała korzystać z Internetu, bo wolała szukać wiedzy w książkach, lubiła szelest papieru, trzymanie w rękach książki, korzystanie z wiedzy stricte podręcznikowej, a nie tej, co jest w Internecie. Czytelnik sam może sobie wywnioskować, jak to o niej świadczy.

    „W uniwersum, o którym piszesz, postęp technologiczny jest daleko, daleko w przodzie, ale mimo to wydajesz się w ogóle o tym nie pamiętać – świat, który opisujesz, nie różni się zbytnio od naszego. Podejrzewam, że w Zachodniej Stolicy dawno nikt nie korzysta w szkołach z typowych podręczników, a na lekcjach w szkole średniej, zamiast plakatów, tworzy się prezentacje multimedialne, jak więc logicznie wytłumaczyć opory Delii?”

    Patrzę i własnym oczom nie wierzę. Czy Ty w ogóle pamiętasz coś z uniwersum DB? Jak można czepiać się korzystania z książek i opierać to tylko na własnych podejrzeniach, zamiast zajrzeć do źródeł? Dobra, trochę przykładów: dr Briefs to znany naukowiec potrafiący wynaleźć naprawdę niezłe wynalazki takie jak statek kosmiczny. Na pewno znał Internet, przenośne dyski, ale... O dziwo, gazetki z gołymi paniami to już czytał w wersji papierowej.
    I nie dostaliśmy żadnego tłumaczenia, dlaczego woli papier. Niektórzy już tak mają, ciężko to wyjaśnić, po prostu jedni lubią papierowe książki, inni elektroniczne, jedno wolą zdjęcia cyfrowe i robią ich milion, trzymając w folderach na komputerze, a inni... tak, drukują zdjęcia i oprawiają w ramki. Nawet w DB, w tym uniwersum, są drukowane zdjęcia i książki. Wiem, że szokujące, bo powinny być w formie hologramów lub prezentacji multimedialnych, ale są tacy, co stawiają na zwykłe fotki.
    Idąc dalej: szkoła, w której uczył się Gohan. Nauczyciel WF-u nosi dziennik. Nie tableta. W sali wykładowej inny nauczyciel stoi za biurkiem, a uczniowie siedzą w ławkach, a co mają przed sobą? Nowoczesne komputery? Nie. Zeszyty. Książki. W ręku trzymają długopisy.

    „A może jest ona po prostu kimś na wzór hipsterki? Jednak to wyjaśnienie powinno pojawić się w tekście.”
    Scena o tym, że Trunks próbuje poderwać Delię, a ja mam wyjaśniać, dlaczego bohaterka woli korzystać z Internetu? Obecnie każdy ma dostęp do Internetu, tablet na dłuższą metę jest tańszy niż kupowanie nowych książek z częstotliwością jednej na miesiąc, a jednak... Popatrz, ludzie lubią czytać papierowe książki! Coś dziwnego. Ze mną też coś nie tak, skoro nadal kupuję książki w wersji papierowej, a takie mamy nowoczesne czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Delii, mam wrażenie, że dla ciebie kreacja świata i ekspozycja to to samo. Ja ci sugeruję, byś mogła pogłębić swoją postać i w scenie wytłumaczyć jej ciekawą postawę, nową i niespotykaną dla czytelnika, nadać jej sens, co byłoby niewątpliwym walorem, a ty się bronisz, że nie chcesz eksponować. Tylko że to nie musi być ekspozycja. Niby piszesz, że czytelnik sam może sobie wywnioskować, jak to o niej świadczy., ale tak naprawdę czytelnik nie ma z czego wnioskować. Gdy ja zaczęłam to robić, analizując i myśląc chociażby o hipsterstwie, teraz w komentarzu mnie poprawiasz. To jak to świadczy o tobie jako autorce, gdy wyjaśniasz prawa rządzące twoim światem poza kadrem?
      Skąd wiesz, że inni czytelnicy nie mają podobnych wątpliwości?
      Faktem jest, że dziewczyna podjęła dziwną, niezrozumiałą, decyzję sprzeczną z przyjętą normą, choć jest wychowana w świecie tych norm, i zainteresowany twoim tekstem czytelnik jest ciekawy tej różnicy. Ty jej w żaden sposób nie tłumaczysz (nie-ekspozycją, po prostu w scenie), przez co czytelnik odchodzi od tej postaci z niczym. Nawet nie ma z czego sobie niczego dopowiedzieć, dlaczego dziewczyna różni się od rówieśników poglądowo.

      A dlaczego wszyscy mają mieć chęć korzystania z Internetu? – Ponieważ Delia wychowuje się w czasach, gdzie wydaje się to być normą (przyjęłam to na zasadzie pewniaka, ponieważ twój świat generalnie nie porusza zbytnio tej problematyki, więc z głowy muszę uzupełniać sobie luki samodzielnie). Po prostu. Gdybyś lepiej pokazała mi ten świat i jednocześnie uwarunkowała decyzję Delii, nie musiałabym rozkodowywać motywów sama, myśleć o amiszach i tak dalej, i pewnie nie miałabym żadnych wątpliwości.

      Jak można czepiać się korzystania z książek i opierać to tylko na własnych podejrzeniach, zamiast zajrzeć do źródeł? – Ale to ty jesteś autorką, to twój obowiązek pokazać mi świat przedstawiony. Nie zwalaj swojego lenistwa i ingorancji do kreacji świata na czytelnika.

      Obecnie każdy ma dostęp do Internetu, tablet na dłuższą metę jest tańszy niż kupowanie nowych książek z częstotliwością jednej na miesiąc, a jednak... – A jednak Vegeta z Wujka Google w poszukiwaniu sklepu korzystać nie potrafi, a nawiązujesz wciąż do czasów współczesnych. xD

      Usuń
    2. „Nawet nie ma z czego sobie niczego dopowiedzieć, dlaczego dziewczyna różni się od rówieśników poglądowo. (...) Ponieważ Delia wychowuje się w czasach, gdzie wydaje się to być normą”

      Zrobiłaś wielki wywód niepotrzebnie, bo w DB normą było używanie książek, jakoś ludzie nie siedzą z komórkami na lekcjach, tylko zeszytami i tomami do czytania. Więc po co tłumaczyć coś oczywistego?

      „Ale to ty jesteś autorką, to twój obowiązek pokazać mi świat przedstawiony. Nie zwalaj swojego lenistwa i ingorancji do kreacji świata na czytelnika.”
      A Twoim obowiązkiem, jako osoby znającej (?) DB, jest wiedza o tym, że w DB uczniowie używali książek i zeszytów i było to normą. Siedzenie przy książkach, nie komputerach czy tabletach. Pominęłaś całe moje wyjaśnienie o tym, jak to wygląda w DB i uznałaś, że muszę koniecznie napisać, czemu Delii używa książek tak, jak w kanonie DB, a nie tak, jak Ty sobie wymyśliłaś we własnym kanonie swojego DB.

      „A jednak Vegeta z Wujka Google w poszukiwaniu sklepu korzystać nie potrafi, a nawiązujesz wciąż do czasów współczesnych. xD”

      Bulma jest supernowoczesna i ma różne gadżety, ale już większość bohaterów z DB to zazwyczaj ludzie bez gadżetów w rękach. Vegeta nie miał przy sobie komórki, był W TRAKCIE TRENINGU.

      Usuń
  21. „Coś szybko Trunks zaczął się wahać. W tej samej notce, w której jeszcze niedawno upierał się, że nie potrzebuje dziewczyny...?”
    A kto mówi, że zacznie się tak zachowywać? To są tylko jego luźne przemyślenia, jakiś rodzaj desperacji. Ludzie myślą sobie czasem: „A może powinien zrobić tak?”, „A może powinienem przeprosić?”, co nie znaczy, że zachowają się następnym razem dobrze, czy przeproszą.

    „Ciężko mi uwierzyć w charakter Bulmy, który prezentujesz w scenie rozmowy z nauczycielką. Rozumiem, że syn w oczach matki zwykle pozostaje nieskalany, ale pedagog przedstawiła naprawdę mocną historię. Jasne, twoja Bulma przypomina tę znaną mi z animacji – jest temperamentna, ale… na moje oko straciła na racjonalności i szlachetności.”

    A kiedy Bulma była racjonalna i szlachetna? Wiesz, co oznaczają te wyrazy?

    Za słownikiem PWN:
    Racjonalny: „kierujący się rozumem, logiką”’
    Szlachetny: „postępujący w sposób wspaniałomyślny, uczciwy i bezinteresowny; też: świadczący o takich cechach”.

    Bulma to zaprzeczenie tych dwóch cech. W mandze rzadko kiedy kierowała się logiką, a świadczy o tym już samo to, że weszła w związek z byłym mordercą, który przyleciał na Ziemię w celu pozabijania jej mieszkańców. Kiedy tylko były jakieś problemy, najczęściej uciekała.


    „Jej empatia powinna być wystarczająco rozwinięta, by Bulma mogła wziąć pod uwagę inną perspektywę niż jej własne ograniczone przekonania.”
    Kiedy Vegeta pozabijał ludzi na trybunach, Bulma krzyknęła „Vegeta! Co ty wyprawiasz?!”, skupiła się na nim, a nie na umierających ludziach. Tu jest podobnie. Niektóre matki patrzą tylko na swoje dziecko, a nie na krzywdę obcych dzieci.

    „Czy w takim wypadku do domu Bulmy nie powinien zapukać kurator? Właściwie można założyć, że w prestiżowej szkole w Zachodniej Stolicy są kamery, które mogłyby posłużyć jako dowody przeciwko Trunksowi.”
    Jakie dowody, czego? Tego, że chłopak powiedział do dziewczyny, że ma płaski tyłek, nosi push-upy i nie jest już dziewicą? Za to kurator? Cóż, w takim razie w ładnym świecie żyjesz, ciekawe, jaka kara spotka chłopaka, co powie dziewczynie jakieś brzydkie słowo na „k...” albo „s...” – chyba więzienie?

    Zachowanie Trunksa jest przerażające, gówniarz pozwala sobie na zbyt wiele, ale dziewczynę załamało głównie to, że jej nadzieje runęły. Gdyby Trunks powiedział: „Wiesz, nie pasujemy do siebie, to był tylko seks”, ona przeżywałaby to równie mocno, po prostu odeszłoby publiczne poniżenie i ta obezwładniająca prawda, ale ból i rozpacz też by istniały. Zamknięcie w toalecie też by się wydarzyło.

    „Dalej: po co mi ekspozycja o tym, że dzieciak spławia matkę w rozmowach o swoich partnerkach?”
    Nie wiem, po co ta ekspozycja, bo faktycznie jest do wyrzucenia. :D

    „W scenie rozmowy przy stole, kiedy Vegeta w obecności Bry i Bulmy pyta Trunksa, czy zaliczył koleżankę, odechciało mi się czytać. Uprzedzałaś – życiówka życiówką, ale dlaczego uparłaś się by tę patologię przerysowywać do granic możliwości?”
    Vegeta sobie zażartował, żeby zezłościć Bulmę. To męski żart, wiem, że nie każdy go pojmie i nie mam pretensji. ;) Poczucie humoru mężczyzn odbiega od kobiecego. (Nie)stety.

    „O rety… Trzynasty rozdział, mówiłaś? Jak to było? Wytrzymaj do trzynastego…? No cóż. To będzie bardziej niż wyzwanie.”

    Co do trzynastego rozdziału, chodziło mi o to, że styl pisania jest zbliżony do obecnego (nie taki sam), a nie że fabularnie będzie lżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto mówi, że zacznie się tak zachowywać? To są tylko jego luźne przemyślenia, jakiś rodzaj desperacji. Ludzie myślą sobie czasem: „A może powinien zrobić tak?”, „A może powinienem przeprosić?”, co nie znaczy, że zachowają się następnym razem dobrze, czy przeproszą. – Ponieważ dobre opowiadanie korzysta ze związków przyczynowo-skutkowych. Jeżeli pojawiają się przemyślenia, muszą mieć odniesienie w tekście, w jakiś sposób oddziaływać na bohatera. Ale jeżeli chcesz, by ten wątek trwał i trwał, i trwał i potrzebujesz do tego kilku scen zamiast jednej porządnej, i chcesz pisać znów opowiadanie na kilkadziesiąć rozdziałów, to proszę. Tylko że za dziesięć czytelnik zapomni, że Trunks w ogóle o czymkolwiek takim myślał, bo nie unikasz dłużyzn.

      Kocham to, jak cytujesz mi słownik. Pozwól, że nie odniosę się do tego. Jeżeli uważasz, że Bulma była taką głupią krową, no to okej, niech tak będzie. Miej sobie taką Bulmę.

      To męski żart, wiem, że nie każdy go pojmie i nie mam pretensji. ;) – Ja go zrozumiałam aż za dobrze. Po prostu nie sądzę, by Vegeta pozwolił sobie na niego przy rodzinnym stole. Szacunek. Wartości. Czy coś.

      Usuń


    2. "Jeżeli uważasz, że Bulma była taką głupią krową, no to okej, niech tak będzie. Miej sobie taką Bulmę."

      Skoro takie wnioski wysuwasz, to sobie dalej wysuwaj. Nie każdy musi być czarno-biały i idealny, jak przyjęłaś. Bohaterowie mogą się mylić, być tchórzliwi, bać się zmierzyć z konsekwencjami i prawdą, a później tego żałować i nie znaczy to, że są "głupimi krowami".

      „Po prostu nie sądzę, by Vegeta pozwolił sobie na niego przy rodzinnym stole. Szacunek. Wartości. Czy coś.”

      Tak, bo Vegeta musi zawsze wszystko przemyśleć i każdą wypowiedź mieć wartościową.

      Usuń
  22. „Co? Vegeta widział nawalonego syna na domówce, Bulma słyszała o nagannym zachowaniu w szkole, a mimo to rodzice puszczają Trunksa pod namioty ze znajomymi? Dlaczego Vegeta nie zaoponuje? Nie ma w nim żadnej troski o syna?”
    Haha, normalnie parsknęłam śmiechem po tych zdaniach. Przydałby się ten gif z załamanym Piccolo. Vegeta ma zaoponować? Vegeta? Serio? On w jego wieku robił dużo gorsze rzeczy. Ziemscy ojcowie są mniej przewrażliwieni niż matki, na więcej dzieciom pozwalają, a co dopiero taki Saiyanin. I znowu patrzysz na wszystko tylko z punktu widzenia kobiety. Mężczyźni mają inne spojrzenie na takie sprawy, naprawdę.

    „Mam wrażenie, że to, co pokazywało anime, czyli Vegetę, który był marudny i unosił się dumą, ty przekolorowałaś w obrazek jakiegoś patola, który nie dba o to, co stanie się z jego najbliższymi.”
    Och, Vegeta puszcza syna pod namioty i dla Ciebie to jest tak straszne, że wysnuwasz wniosek: nie dba, co stanie się z jego najbliższymi. No tak. Bo Trunks ma pięć lat i jest słabowitym dzieciątkiem. Po raz kolejny: punkt widzenia kobiety. To matki zawsze się martwią, myślą o dzieciach na wakacjach, tym, czy nic złego ich nie spotka.

    „Nie wiem, czy coś wnosi; niby przybliżasz przeszłość bohatera i opisujesz, skąd wziął się jego charakter, ale mam wrażenie, że dałoby się to pokazać.”
    Z tym muszę pomyśleć, bo to prawda, że za dużo informacji podanych wprost. I tak widzimy zachowanie Trunksa, więc nie ma sensu pisać, skąd się wzięło, czytający mogą sami wywnioskować.
    „Czuję, że nie ufasz sobie jako autorce i boisz się, że nie pokazałaś czegoś wyraźnie, dlatego co chwilę wracasz do jakiegoś tematu, trzy razy dajesz mi to samo (...)"
    Masz rację, za bardzo skupiałam się na pisaniu, dlaczego Trunks jest taki a taki, wyjaśnianiu tego, a z jego zachowania i relacji z rodzicami widać, dlaczego taki jest. Na pewno opowiadanie zostanie przejrzane też pod tym względem.

    ROZDZIAŁ SZÓSTY

    „Przeraża mnie też, że Vegeta i Trunks siedzą sobie i piją, i rozmawiają o zaliczaniu dziewczyn na jedną noc i dobrej zabawie.”
    To faktycznie przerażające, powinni rozmawiać o misiach i samochodzikach.

    „Mało obchodzą mnie pierwsze dziewczyny tej dwójki, naprawdę.”
    Wiadomo, nie musi Cię wszystko interesować, ale Czytelnicy byli akurat bardzo ciekawi, a same sceny pokazują ich w przeszłości. Scena z Vegetą jest istotna i ma znaczenie dla późniejszej fabuły. Co do Trunksa - to pokazuje, że nie zawsze był takim chamem i chojrakiem, jak teraz.

    „I tak, wiem, że to miała być obyczajówka, ale te też mają jakiś główny wątek, wątki poboczne i tło, a u ciebie w ogóle nie czuję tego podziału. Nie wiem, co jest na pierwszym planie, a co tworzy plan dalszy.”
    Główny wątek to klątwa, a powolny jej rozwój ma swój cel, przybliża bohaterów i ich życie przed klątwą. Nie zawsze tytułowe słowo-klucz jest w każdym rozdziale. Ze znanych książek, choćby taki „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, a mamy o tym tylko fragment na początku i w końcowej akcji. Klątwa u mnie uderza w 17 rozdziale, a wszystkich jest 41, więc szybciej niż w połowie. Wcześniej są sny, poszlaki, a główna akcja przypada na relacje Vegety z rodziną i paskudne zachowanie Trunksa. To wszystko ma swój cel i w trakcie klątwy wszyscy ponoszą konsekwencje swoich zachowań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vegeta ma zaoponować? Vegeta? Serio? On w jego wieku robił dużo gorsze rzeczy. – I to oznacza, że chce wychować takiego samego syna.
      Okej. Twój cyrk.

      I znowu patrzysz na wszystko tylko z punktu widzenia kobiety. Mężczyźni mają inne spojrzenie na takie sprawy, naprawdę. – Nie, patrzę na to przez pryzmat rozsądku, to ty w tym momencie generalizujesz mężczyzn. To, że ktoś jest mężczyzną, nie świadczy od razu tym, że będzie mniej przewrażliwiony na punkcie dziecka. To kwestia charakteru każdej jednostki z osobna. Nie uważam przy tym, by Vegeta był tym twoim stereotypowym mężczyzną. Według mnie logiczne, że nie chciałby, by jego syn był patologiczny, bo... który rodzic tego chce?
      A jeżeli Vegeta właśnie taki ma pomysł na wychowanie, to – serio – co tam jeszcze robi Bulma z dzieciakami obok niego?

      Główny wątek to klątwa, a powolny jej rozwój ma swój cel, przybliża bohaterów i ich życie przed klątwą. – Sam fakt, że musisz tłumaczyć mi to, jak skonstruowana jest twoja fabuła, jest słaby. gdyby było tak, jak mówisz, zauważyłabym to i doceniłabym. Nigdzie nie napisałam też, że tytułowe słowo-klucz ma gdziekolwiek padać, więc przykład z Potterem nietrafiony. Nie wiem, skąd wzięłaś ten wniosek. To, że masz plan na opko, nie znaczy jeszcze, że jest ono dobrze poprowadzone. To, że masz cel, do którego zmierzasz, nie znaczy, że dobrze wyważyłaś sceny, porozmieszczałaś hinty i przygotowałaś spójny foreshadowing. Na moje oko temu opowiadaniu brakuje solidnego rozpracowania na części pierwsze, ale nie będę się już w to zagłębiać. Widzę, że jesteś uparciuchem i bronisz się przed oceną już nawet nie samej fabuły, co i konstrukcji tekstu jako tekstu beletrystycznego. Nie wiem, czego spodziewałaś się po tej ocenie. Miałaś ponad 170 poprzednich, by zobaczyć, jak pracujemy z tekstem i na co zwracamy uwagę, a mimo to się zgłosiłaś. Chcę, żebyś wiedziała też, że ocenę betowało kilka innych dziewczyn, czytało cię fragmentami i co do twojego tekstu byłyśmy zgodne. To nie tylko ja widzę dziury, mam wątpliwości, i ich sobie nie wymyślam na siłę. Ja naprawdę nie widzę, byś miała jakikolwiek plan, by to był świadomy podział na wątki ważne i ważniejsze, raczej sądziłam, że po prostu szkoda ci starej pracy, więc nie tniesz, nie redagujesz, chcesz temu nadać jakiś kształt, ale znasz tylko ogólniki i dążysz do nich raczej na spontanie.

      Usuń
    2. „I to oznacza, że chce wychować takiego samego syna.
      Okej. Twój cyrk.”

      Vegeta się zmienił, zarówno w podejściu do Trunka, jak i spojrzeniu na wychowanie syna. Ale tego już nie wiesz.

      „Nie, patrzę na to przez pryzmat rozsądku, to ty w tym momencie generalizujesz mężczyzn.”

      Ja opisuję jednego, skrzywionego mężczyznę, który, jako facet, może mieć zachowanie odmienne od kobiecych.

      „Sam fakt, że musisz tłumaczyć mi to, jak skonstruowana jest twoja fabuła, jest słaby. gdyby było tak, jak mówisz, zauważyłabym to i doceniłabym.”

      Nie przeczytałaś całości, więc jak możesz to zauważyć?

      „Widzę, że jesteś uparciuchem i bronisz się przed oceną już nawet nie samej fabuły, co i konstrukcji tekstu jako tekstu beletrystycznego.”

      Napisałam, że wiele rzeczy pozmieniam i wyrzucę, bronię się tylko przed ułagodzeniem fragmentów, które Ty uważasz za zbyt drastyczne dla Twojej psychiki. Co nie znaczy, że wszyscy tak myślą.

      „Nie wiem, czego spodziewałaś się po tej ocenie. Miałaś ponad 170 poprzednich, by zobaczyć, jak pracujemy z tekstem i na co zwracamy uwagę, a mimo to się zgłosiłaś.”

      Podobało mi się to, jak odnosicie się do pewnych rzeczy i nadal mi się to podoba, po prostu w Twojej ocenie jest kurczowe trzymanie się kanonu sprzed wydarzeń na moim blogu. Bazujesz na ośmioletnim Trunksie, a u mnie on ma piętnaście lat. No ale mniejsza. W mojej ocenie niewiele jest czystej oceny, większość to tylko przerażenie na myśl o tym, że Trunks nie jest grzeczny i miły. Fajne były te wszystkie wstawki z imperatywami, dają do myślenia i pozwolą na poprawienie wielu dłużyzn. Może się spodziewałam więcej porad, zamiast ciągłego ataku, że opisuję takie straszne rzeczy, chociaż sama się na nie zgodziłaś, widząc znaczek +18 i czytając, że będzie brutalnie i wulgarnie.

      „Chcę, żebyś wiedziała też, że ocenę betowało kilka innych dziewczyn, czytało cię fragmentami i co do twojego tekstu byłyśmy zgodne.”

      Fajnie, szanuję wszystkie osoby prowadzące Wspólnymi Siłami (przy okazji, ile z nich zna bardzo dobrze DB?), ale sama też mogę podać minimum 20 moich Czytelników, którzy czytają mojego bloga (znając dobrze DB) i dla nich jest to przyjemna lektura, zgodna z kanonem. Tak, też są osoby wkurzone na zachowanie Trunksa, ale nie ma mój sposób pisania o nim, tylko na samego bohatera. Bo na tym to polega, na dostarczaniu emocji ludziom.

      „Ja naprawdę nie widzę, byś miała jakikolwiek plan, by to był świadomy podział na wątki ważne i ważniejsze (...)”

      Początkowo – nie był, do czego się zresztą przyznałam (czytanie ze zrozumieniem nie boli). Napisałam, od którego rozdziału zaczyna się plan, w którego kierunku dążę. Przyznam szczerze, że już dawno chciałam zrobić reset bloga, ale uznałam, że dokonam tego po ocenie, mając więcej porad i robiąc wszystko za jednym zamachem.

      Usuń
  23. „Mam wrażenie, że chcesz skupić się na wszystkim, dlatego napisałaś w pierwowzorze aż 117 rozdziałów – wygląda na to, że nie masz planu i nie wiesz, do czego dążyć (...)”
    Nie napisałam w pierwowzorze 117 rozdziałów, nigdzie tak nie twierdziłam. Wystarczy przeczytać zakładkę „Ważne informacje”. To na pewno wiele by ułatwiło.
    Co do zarzutów, że nie mam planu i nie wiem, do czego dążę - tak nie jest. Ja dobrze wiem, do czego dążę. W Klątwie wiele błahych momentów okazuje się mieć później znaczenie.
    Przyznam rację, że początkowo ten plan nie istniał w tak bardzo szczegółowej formie, ale jest to zaznaczone w „Ważnych informacjach” w ten sposób: „Od 90 do 117 odcinka była to jedna ciągła historia zupełnie inna od poprzednich na blogu. Dlatego też na tej stronie rozdział 90 został prologiem (...)”. Dawniej pisałam bloga stricte o Vegecie i Bulmie, ich początkach, narodzinach Trunksa, Bry, była to saga rodzinna. Dopiero jak wpadłam na pomysł klątwy i trochę potrwało pisanie, postanowiłam stworzyć osobnego bloga. Rozdziały, które są znane jako te od 90 do 117 zostały trochę przerobione, niektóre połączone, no i tak powstało jakieś 20 odcinków na nowym blogu. Kolejne 20 jest już pisane konkretnie tylko pod klątwę.

    Ale patrząc całościowo - są wstępem do klątwy, sprawiają, że wydarzenia, które się w niej odegrały, nabierają większej mocy. Konsekwencje czynów Vegety, jego relacji z dziećmi, przeszłości oraz tego, co robił - to wszystko ma znaczenie.

    „Gdyby to była jeszcze obyczajówka osadzona w świecie DB, to znaczy pozbawiona naszej współczesnej rzeczywistości, czytałabym opowiadanie, aby poznać, czym charakteryzuje się to uniwersum – poznałabym prawo, system edukacji, kulturę i obyczajowość, sztukę i tak dalej.”
    Znowu to samo. Nasza współczesna rzeczywistość a świat DB się łączą. Chyba masz w głowie jakiś własny obrazek anime, który z DB ma niewiele wspólnego. A może oglądałaś wersję dla jakiejś dziwnej sekty, typu, nie wiem... nowocześni amisze - super nowoczesny świat a w nim idealni byli mordercy, idealne kobiety, idealni nastolatkowie. No to wtedy okej. Poza tym nie tworzę przewodnika ani encyklopedii w świecie DB więc nie widzę potrzeby rozpisywania się o kulturze czy obyczajach.

    „Tak naprawdę mam wrażenie, że ciągle czytam pierwszy rozdział, osadzam się w świecie i zaraz dopiero coś się stanie.”
    No tak, bo nic się nie dzieje, a jeśli coś się dzieje, to jest zbyt drastyczne i ciężkie, bo przecież to powinno być opowiadanie o idealnej rodzinie, w której Vegeta jest prawnikiem, Bulma mecenasem sztuki, Trunks uczniem uwielbiającym szkołę i jej system nauczania... Dlatego też brakuje systemu szkolnictwa czy też prawniczych dodatków. Co ciekawe, w oryginalnym DB był policjant. Nie jakiś dziwny twór świata fantasy a policjant łudząco przypominający tych naszych stróżów prawa.

    „W całej tej notce chyba najbardziej zabolało mnie to, że Trunks mówi ojcu, że bierze narkotyki, a Vegeta w ogóle na to nie reaguje”
    Serce krwawi. Vegeta, który podchodzi do syna zbyt na luzie jest i tak lepszym człowiekiem niż ten z DB, który nazywał Trunksa „śmieciem” i nie chciał uratować rodziny, bo „nic go nie obchodzi”. No ale kończąc dygresję, taka wizja Vegety niestety się wyłania, nie jest odpowiedzialnym rodzicem, co właśnie miał ukazać ten fragment, on traktuje Trunksa jak kolegę, a nie syna. To jeszcze się na nim odbije. Na nich obu.

    „A gdyby tak podstawić imiona? Zamiast Vegeta, pisać Janusz, a zamiast Trunks – Seba? W sumie i tak nie trzymasz się za bardzo kanonu i świata przedstawionego w DB, raczej idziesz w YA, więc właściwie nawet nie byłoby widać różnicy.”

    OdpowiedzUsuń
  24. Dobra, podstawiam te imiona.
    Fragment opowiadania, które może się tyczyć każdego YA:

    „– A co piliście? – Sebę zainteresował galaktyczny wachlarz trunków.
    – Kazmę, winkuho albo czysty spirytus zwany w różnych miejscach inaczej. Najczęściej jednak nie wiedzieliśmy, co znaleźliśmy. – Janusz przemilczał fakt, że przez to często chorowali, otruci przez nieznane dla organizmu toksyny. Nadludzka odporność pozwalała przeżyć.
    – A dlaczego możemy tak dużo wypić?
    – Saiyanie to rasa potrzebująca wielkich zapasów energetycznych, picie alkoholu jest jedynie skutkiem ubocznym.”

    Kolejny fragment z typowym Januszem i jego synem:

    „– A po co nam tyle jedzenia? (...)
    – Wymagała tego przemiana w Oozaru. – Janusz nie miał już problemów z rozmową. (...)
    – Eee… Co? Ozaro?
    Seba spojrzał na ojca, marszcząc czoło. Nigdy wcześniej nie słyszał tej nazwy. Brzmiała zupełnie obco.
    – Dawniej nasz ród potrafił dziesięciokrotnie podwyższać swoją siłę, zamieniając w ogromną bestię. Do tego potrzebny był ogon i księżyc.
    – Ogon? – Seba parsknął śmiechem. – Tato, serio miałeś ogon?!
    – Heh. – Lewy kącik ust Janusza uniósł się nieznacznie w górę. – Straciłem go będąc dorosłym i dlatego nigdy mi nie odrósł.
    – A jak ta bestia wyglądała?
    – Przypominała wielkiego goryla.”

    Jasne, to są typowe rozmowy zwykłych Januszów z ich synami, więc przy podstawieniu imion nie widać różnicy. Wrzuciłabym taki dialog do pierwszej lepszej obyczajówki, no i „właściwie nawet nie byłoby widać różnicy”, jak sama stwierdziłaś.

    Dobra, a tak bardziej serio.

    W DB nie ma żadnej sceny z okresu czasu, który ja opisuję. Kiedy Trunks ma rok, Vegeta nie mieszka z Bulmą i nie są razem. Ich relacjom daleko do normalnego związku. Później widzimy Trunksa mającego osiem lat i Vegetę mieszkającego z rodziną przez jakieś siedem lat, a mimo tego dowiadujemy się, że mając syna tyle lat, nawet go nie przytulił. Na siedem lat mieszkania razem pod jednym dachem, w dodatku bez chodzenia do pracy? Tatuś roku. Sorry, ośmiu lat, z czego rok nawet dzieciaka nie widywał. Później następuje kolejny zgrabny przeskok i... TADAM, Trunks ma 18 lat, zaś jedyne zdanie jakie wypowiada do niego ojciec, zostało wcześniej przytoczone. To o rozkazie wzięcia udziału w teleturnieju, bo inaczej będzie miał zmniejszone kieszonkowe.

    Z tego wyłania się naprawdę idealny obraz Vegety. Zwłaszcza że tak dużo go mamy w momencie, kiedy Trunks skończył piętnaście lat i Bra przyszła na świat, widzimy, jak bardzo dbał o rodzinę, jak liczył się z ich potrzebami, jak... A, nie, sorry. Nie ta opowieść. W DB nie ma żadnego fragmentu, w którym widzimy Trunksa jako piętnastolatka, a kiedy chłopak ma osiemnaście lat, pokazano nam tylko jedną wypowiedź Vegety do własnego syna. I na tym opierasz stuprocentowe przekonanie, że Vegeta musi być lepszym ojcem, niż ten, którego ja prezentuję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce mi się wszystko na to odpowiadać, bo... tłumaczysz mi swój świat zupełnie na darmo. To wszystko, o czym piszesz, powinno wynikać bezpośrednio z opowiadania. Wiesz, nie miałabym żadnych wątpliwości, gdyby twój świat przedstawiony miał bazę i był dla mnie jasny, był spójny, nie był też przy okazji aż tak polski. Tak, nie ukrywam, że spodziewałam się czegoś innego. Spodziewałam się DB w świecie DB i bohaterów DB, którzy po prostu są nieco bardziej życiowi. I znów: nie spodziewałam się, że dostanę bohaterów ze świata DB umieszczonych w jakiejś alternatywnej Polsce, z przeinaczonymi charakterami.
      Tylko tyle.

      Usuń
    2. „Nie chce mi się wszystko na to odpowiadać, bo... tłumaczysz mi swój świat zupełnie na darmo. To wszystko, o czym piszesz, powinno wynikać bezpośrednio z opowiadania.”

      Ale co ma wynikać z opowiadania? To, że czytając o 15-latku, Ty uparcie widzisz 8-latka? Mam pisać w każdym akapicie, ile ma lat, bo zapominasz?

      Usuń
  25. „Scena z nakładaniem lodów też się ciągnie i ciągnie. Wnoszę o konkrety.”
    To już subiektywne odczucie, nic na nie poradzę. Miałam tak w DBZ podczas oglądania Gohana w szkole.

    „Naprawdę Bulma nie zrozumiała, o kogo chodzi? Frizier, który zjada ludzi – nie domyśliła się? Trochę naciągane.”
    Czy każdy zawsze musi się wszystkiego domyślać? Akcję na Namek Bulma przeżyła jakieś dwadzieścia lat temu. Bra powiedziała niezbyt wyraźnie, Bulma nie musiała od razu zrozumieć, o kogo chodzi.

    „No i nie kupuję też tego, że Bra używa słowa: niedowierzający, skoro w poprzednich dialogach ma problem z wypowiadaniem się. Lepiej byłoby użyć takich niedowiarków.”
    Słowo „niedowierzający” się nie pojawia. Bra używa błędnego wyrazu: „niedowierzących”. A „niedowiarek” to zwyczajne słowo i wątpię, aby dziecko je użyło, tzn. owszem, może, ale tutaj akurat średnio to pasuje.

    „Dziewczynka chłonie jak gąbka! Czy mówiłam już, że moja ulubiona postać i nadzieja tej historii?”
    Mówiłaś. ;) O Brze jest więcej dużo później, jej wątek zaczyna się w 17 rozdziale, ale tak naprawdę w 19 dostajemy naprawdę spore sceny poświęcone głównie jej.

    „Czasem nawet jest mi jej żal, że wychowuje się w tak zaburzonej rodzinie.”
    To akurat prawda. Szkoda dziecka, zwłaszcza że nie jest niczemu winne. Z drugiej strony, Trunks też wychowywał się w zaburzonej rodzinie, ale jego nie jest żal, bo to gnojek, nie? Zawsze mnie ciekawią opinie Czytelników odnośnie bohaterów. Wiesz, czasami wrzucam coś i dostaję po prostu skrajnie różne podejścia do tematu. Jedni piszą o Trunksie: „niewychowany gówniarz, powinien dostać lanie”, a inni: „zagubiony nastolatek, do którego nikt nie potrafi dotrzeć”. Jedni się na niego wkurzają, drugim jest go żal.
    Ile osób, tyle opinii. Jak w życiu.

    ROZDZIAŁ SIÓDMY

    „Co to za szkoła, skoro nawet nauczyciel boi się ucznia i gdy ten chce, to dostaje przerwę na lekcji? W takim razie w ogóle po co jakiekolwiek lekcje z Wusu?”
    Nie wszystkie szkoły są idealne, zwłaszcza te prywatne. Uczniowie potrafią zrobić piekło nauczycielom. Zakładanie koszy na głowy to czasami lekki żart przy tym, co wyprawiają. To niestety smutna prawda. Ale fajnie, że nie poznałaś nigdy takiej szkoły. Tylko szkoda, że na tej podstawie wysnuwasz wnioski, że tak zawsze musi być.

    Przy okazji, w anime mamy pokazane tylko trzy lekcje, w których Gohan bierze udział, ale odnośnie różnych patologii, to kiedy Gohan był mały, Chi-Chi załatwiła mu nauczyciela, a ten miał jakąś sadystyczną skłonność do bicia ucznia pejczem. Są nauczyciele-oprawcy, więc dlaczego nie mogą być też i źli uczniowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena z nakładaniem lodów też się ciągnie i ciągnie. Wnoszę o konkrety.”
      To już subiektywne odczucie, nic na nie poradzę. Miałam tak w DBZ podczas oglądania Gohana w szkole.
      – Eee... Tak. Bo cała ocena jest subiektywnym odczuciem. Możesz się albo z nim zgodzić, albo nie. Tak to działa.

      Czy każdy zawsze musi się wszystkiego domyślać? – No, skoro domyślił się czytelnik, a czytelnik głupi nie jest, to Bulma... He-He.

      Są nauczyciele-oprawcy, więc dlaczego nie mogą być też i źli uczniowie? – Mogą być. Tylko oni są w dużej mierze aż tak patologiczni na wielu płaszczyznach, że z każdym kolejnym krokiem to się robi tylko coraz bardziej męczące. Jakbyś na siłę starała się pokazać, jaki to Trunks nie jest. A dostałam już o tym kilka innych scen.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. "Eee... Tak. Bo cała ocena jest subiektywnym odczuciem. Możesz się albo z nim zgodzić, albo nie. Tak to działa."

      Dlaczego więc nie możesz pogodzić się z tym, że moja odpowiedź też jest subiektywna, tylko uważasz, że powinnam przyjąć wszystkie Twoje pomysły jako coś super, kiedy ja twierdzę, że są słabe i niezgodne z kanonem?

      I jeszcze muszę pisać tak, jak Tobie się podoba, bo lubisz Japonię, to musi być japoński świat, a nie rozumiesz, że to tak nie działa.

      Usuń
  26. „Ach, bo nie wystarczy tworzyć bohatera, który ma wianuszek fanek, tru kumpli i jest królem wszystkich domówek. Nie. Trzeba dołożyć mu jeszcze superlatyw w postaci władzy nad nauczycielami, bo tak. Bo jeszcze za mało mu charyzmy. Pod względem tego, jak dzieciak ma się dobrze we wszechświecie i wszyscy mu ulegają, wypada jak Gary Stu.”
    Rozbiję to na kilka części, ale musiałam dać całość, bo zabawnie brzmią te nasączone jadem zdania. Odwdzięczę się z podobnym smakiem. :D

    „Wianuszek fanek” – okej, miał jakieś tam swoje fanki, a jaki popularny chłopak nie ma? Chyba jak nie ma, to wtedy przestaje być popularny, nie? Skoro w naszym świecie zwykły chłopak ze zwykłej szkoły, co nie jest bogaty, potrafi mieć jakieś wzdychające za nim dziewczyny, to co dopiero Briefs – bogaty, wysportowany, ze znaną matką, łamiący szkolny regulamin, a do tego latający?

    „tru kumpli” – jak na razie są pokazani tylko kumple, którzy z nim imprezują i niewiele z tego wynika. Czy są tacy „tru” to można przeczytać w odcinku „Oczami Gotena”. Więc z tym nie można się zgodzić w żadnym wypadku.

    „król wszystkich domówek” – eee... Ale u mnie były pokazane tylko dwie domówki. Więc co za tekst „wszystkie”? Poza tym, średnio można uznać go za „króla domówek”, skoro jedyne, co robi przy znajomych, to: tańczy z Naną i się z nią całuje (wow, wyczyn), gra w sakame i jest odporny na alkohol (to nie jego zasługa, tylko genów), wyśmiewa Paka (po prostu szczyt wspaniałości, no chyba nikt nie potrafi wyśmiewać innych), leci z dziwnym gościem po sztuczną krew i robi chwilowe zamieszanie tym, że potrafi latać. Ale jak z tego korzysta? Zabiera dziewczynę w odosobnione miejsce. I tyle, no normalnie król imprezy. Co w tym takiego „łał”?
    Inna domówka z Trunksem, a jedyny opis tego, co robił, jest taki: „Świadomy mocnej głowy, bez umiaru wlewał w gardło kolejne litry alkoholu. W pewnym momencie świat zaczął przypominać karuzelę, a on dostał napadu śmiechu bez powodu, razem z Maxem wspominając po raz dziesiąty żart (...) Kiedy przyjaciel odszedł, Trunks spostrzegł Kamuri sączącą drinka.”. Trunks wspomina dziesięć razy jakiś całkowicie nieśmieszny żart, a następnie idzie na zaplecze z koleżanką. Po prostu król domówek! Kurczę, jakby każdy, kto jak głupi śmieje się z jednego żartu, czy też obraża w prostacki sposób kolegę, byłby nazywany królem domówek, to mielibyśmy samych władców.

    „superlatyw w postaci władzy nad nauczycielami” – Skąd ta liczba mnoga? Rany, czy to jakieś ocenianie w formie dopowiadania nieistniejących sytuacji? Czy jeżeli w Dragon Ball’u jest scena, w której Buu pomaga niewidomemu chłopcu i leczy mu wzrok, to znaczy, że Buu jest super dobrym gościem, bo leczy chorych? „A, jedna scena była, ale co tam”.

    Nie rozumiem takiego podejścia. W tekście jest wyraźnie napisane, że Wusu: „Wolał nie wchodzić w drogę tym bogatym dzieciakom, bo kiedyś nieznani sprawcy porysowali mu auto i powybijali w nim szyby.” Zrobił te pięć minut przerwy ze strachu, ale czy to znaczy, że inni nauczyciele też tak robili, czy są z nimi jakieś sceny o tym świadczące? No nie. Więc skąd tekst o „władzy nad nauczycielami”? Jakby każdy tak z jednej sceny, z jednego wydarzenia robił liczbę mnogą, byłoby ciekawie.

    Rozmowa dwóch koleżanek:
    Ala: I jak było na randce z tym nowym kolegą z klasy?
    Ela: Wczoraj pierwszy raz w życiu się całowałam.
    Ocena Skoiastel: Ela całowała wszystkich nowych kolegów z klasy, no niezła ta Ela.

    Rozmowa dwóch kolegów:
    Jan: I jak, kupiłeś tę nową grę?
    Marek: Tak, chociaż była strasznie droga.
    Ocena Skoiastel: Kurczę, ten Marek to rozrzutny jest, wszystkie nowe gry kupił, ciekawe, skąd wziął na to pieniądze, bo nie ma tego w fabule.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „król wszystkich domówek” – eee... Ale u mnie były pokazane tylko dwie domówki. Więc co za tekst „wszystkie”? – Taki wniosek wyciągnęłam. Pokazałaś dwie domówki, w obu bohater był paskudny, więc... tak. To jest król WSZYSTKICH TWOICH domówek. Nie pokazałaś żadnej innej, a czego nie ma na planie – to nie istnieje. To odnosi się też do wyjaśnień z nauczycielami i tak dalej. Liczy się tylko to, co jest w scenach, ty natomiast znów tłumaczysz mi coś, opierając się na swojej autorskiej wiedzy z głowy. Kiedyś to autorskie zagranie było urocze, ale staje się coraz bardziej ograne i przewidywalne. Nie zaklinaj tekstu wyjaśnieniami w komciach. Tekst powinien bronić się sam.
      To samo odnosi się do tych śmiechowych dialożków. Widać, że kompletnie mnie nie zrozumiałaś. Jeżeli przez ileś rozdziałów Trunks jest bohaterem negatywnym, to tak go będę odbierać – nie ma w tym większej filozofii i nie wiem, co tak cię dziwi. Nawet jeżeli będziesz próbować mi tu wmówić, że poza kadrem plecie wianki ze stokrotek i marzy o tej jedynej miłości – jak na razie jednak w twoim tekście jest paskudnym bucem, a ty się dziwisz, że tak go odbieram.

      Usuń
    2. „Taki wniosek wyciągnęłam. Pokazałaś dwie domówki, w obu bohater był paskudny, więc... tak.”

      Dobra, napisz, jak paskudny był Trunks w tej pierwszej domówce, bo jak dla Ciebie fakt, że śmiał się i zestresowany uprawiał seks na zapleczu, oznacza, że był taki paskudny i do tego król domówek, to nie mam pytań.

      "Nawet jeżeli będziesz próbować mi tu wmówić, że poza kadrem plecie wianki ze stokrotek i marzy o tej jedynej miłości"
      Nikt czegoś takiego nie próbował Ci wmówić, więc nie wiem, co sobie wymyślasz.

      Usuń
  27. „Czasami koledzy Trunksa nazywali go Mistrzem, bynajmniej nie tylko dlatego, że wygrywał wszystkie zawody; zawsze szybko potrafił zdobyć spore ilości alkoholu i znaleźć genialne rozwiązania. Wśród nastolatków to było najważniejsze. – No nie może być, nigdy bym się nie domyśliła, a już na pewno nie po tych wszystkich scenach z Trunksem szukającym w szkole poklasku.”
    Haha, no moje zdanie też jest niezłe, ta ekspozycja po prostu idzie na pierwsze miejsce wśród najbardziej bzdurnych wypowiedzi, jakie przytoczyłam xd.

    „Ach, jakby było mało, piętnastolatek skołuje auto, żeby włamać się i zepsuć koleżance jej imprezę. Ma chociaż prawo jazdy? Albo potrafi prowadzić samochód? Skąd, skoro potrafi latać? Vegeta też z tego powodu zapewne nigdy nie prowadził samochodu, więc kto miałby go tego nauczyć?”
    Gdzie tu jest pokazane, że Trunks skołuje auto? To znaczy, chyba nie czytałaś tej oceny przed publikacją, bo nie ma nic o tym, że Trunks prowadzi sobie auto komików. Podchodzi do zaparkowanego samochodu i tyle.

    „Chyba zapominasz, że Bulma nie była taką ignorantką, która nie szanuje ludzi.”
    Cóż, polemizowałabym, ale nie ma w DB żadnych scen z tamtego okresu. Ale wcześniej jest trochę wydarzeń, w których Bulma średnio podchodzi do innych, nawet do Goku, na którego wrzeszczy. Podczas lotu na Namek Bulma tylko śmieciła (każąc Gohanowi i Kuririnowi sprzątać) i krzyczała na chłopaków. Poza tym, od własnego syna usłyszała, że Goten ma dziewczynę i przez to się oddalili, więc jako matka, uwierzyła mu.

    Przy okazji, znowu wyciągasz jeden fragment, a drugi całkiem pomijasz. Niezbyt to profesjonalne.

    Mamy taki fragment: „(Bulma) Rozumiała zachowanie swojego syna. Potrzebował bratniej duszy, a Gotena zabrała jakaś głupia smarkula. Nic dziwnego, że wstydził się do tego przyznać.”
    I komentujesz to tak:
    Goten chce sobie poukładać życie i ma mniej czasu dla przyjaciela? Jego dziewczyna to musi być głupia smarkula, tak, tak, na pewno!
    A przecież dalej jest ciąg dalszy:
    „(Bulma) Uwierzyła mu, pomimo wewnętrznego głosu, który mówił jej, że ta historia jest trochę za bardzo naciągana. Ale gdyby nie zaufała tym słowom, musiałaby rozpocząć poważną rozmowę i bardziej kontrolować syna.”

    Jest napisane, że Bulma czuła, że ta historia z zanikiem przyjaźni z powodu dziewczyny Gotena jest naciągana, ale to już całkiem pomijasz, bo najlepiej uznać, że Bulma nie ma żadnych „ale” w stosunku do swojego syna i dzięki temu móc napisać:

    „U ciebie ta jedna cecha wypiera wszystkie inne, przez co nie możemy odbierać postaci jak kogoś z krwi i kości – Bulma staje się wydmuszką pompowaną jedną cechą.”
    Jaką znowu jedną cechą? Ciągle piszesz o kilku: nieszlachetna, nieracjonalna, nie szanuje ludzi, krótkowzroczna, nielotna. Zresztą okej, pewnie chodziło o „krótkowzroczną”, skoro to jest dwa razy napisane. Tylko że znowu odsyłam do słownika PWN:

    krótkowzroczny I
    1. «nieostro widzący przedmioty odległe»
    2. «nieumiejący przewidywać»
    3. «wynikający z braku zdolności przewidywania»

    To teraz czego nie przewidywała? Tego, co dalej z Trunksem? Ona czuła, że coś jest nie tak, przewidywała, że może z tego wyniknąć coś złego, ale spychała to na dalszy plan. Odwlekała poważna rozmowę. Zresztą, używanie słów, których znaczenia do końca się nie zna – nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Bulma) Uwierzyła mu, pomimo wewnętrznego głosu, który mówił jej, że ta historia jest trochę za bardzo naciągana. Ale gdyby nie zaufała tym słowom, musiałaby rozpocząć poważną rozmowę i bardziej kontrolować syna.” – Ale ten wycinek nic nie zmienia. Co z tego, że coś przeszło jej przez myśl, skoro nie zmienił się jej główny wniosek?

      Usuń
    2. „Ale ten wycinek nic nie zmienia. Co z tego, że coś przeszło jej przez myśl, skoro nie zmienił się jej główny wniosek?”

      Ale Ty pomijałaś to za każdym razem. Fakt, że ktoś myśli o czymś, ale tego nie robi, to oznacza, że czytelnik może wysnuć sobie wniosek, jaka jest ta osoba: że wie, zauważa, ale boi się zareagować, boi się zmierzyć z prawdą. Każdy z Czytelników to zauważał, ale Ty nie, więc wybacz, że nie potrafiłaś wysnuć tego wniosku, przykro mi.

      Usuń
  28. „Bra bez najmniejszego problemu podleciała, siadając na ławce obok, i od razu zaczynając wymachiwać nogami, które nie dosięgały ziemi. – Od kiedy Bra potrafi latać? O ile wiem, miała jedną lekcję, po której stłukła kolano i stwierdziła, że już nie będzie sprawiała sobie bólu. Więc skąd nagle ta umiejętność – tak dopracowana i kontrolowana?”
    Vegeta poleciał z Brą na łąkę, nic nie stało na przeszkodzie temu, żeby tam uczył ją latać. Goten w DB też bardzo szybko opanował latanie. Akurat w tej scenie z Trunksem, Bra podlatuje na niewielką odległość, siadając na ławce, praktycznie unosi się i od razu opada na ławkę. W kolejnej scenie, już z rodzicami, widać, że Bra ma jeszcze pewne problemy i jest wyjaśnienie: „Bra westchnęła ciężko, mając do wykonania niezwykle trudną misję. Wstała, wyciągając do przodu ręce i skupiając wzrok na tacie. (...) Dziewczynka wciąż była zachwycona swoim osiągnięciem. Potrafiła już latać z otwartymi oczami.”

    „Tekst Nany o kończeniu – przedni, zaśmiałam się pod nosem.”
    I to jest właśnie ta perspektywa, o której mówiłam. Stanowi ona największy problem podczas Twojego czytania. Patrzysz na wszystko jako kobieta, w kobiecy sposób, przyjmując kobiecy punkt widzenia. I okej, w porządku, ale na świecie też są faceci, nie zawsze milutcy, czuli, wspaniali. Są też gnojki, dupki, są zadufani gówniarze, którzy nie szanują kobiet, przeklinają, rzucają żenujące żarty, w ich mniemaniu „taaaakie zabawne”.
    Wyszczególniłaś tekst Nany, która powiedziała, że Trunks szybko kończy, bo pokazuje on perspektywę kobiet, to jak one go postrzegają. Nana nie jest kolejną naiwną dziewczyneczką z liceum, która chce zmieniać chłopaka takiego, jak Trunks. On jej się podoba, ale nie jest w niego zapatrzona. Delia natomiast w ogóle nie jest zainteresowana Trunksem. Myślę, że cała historia podobałaby Ci się bardziej, gdybyś czytała ją z perspektywy takiej Nany.

    „Fajnie też, że Goten jedzie pod namioty z Trunksem, bo podejrzewam, że po tym, co tam zobaczy, odpuści sobie Trunksa bez żalu.”
    O, widzisz, Twoje podejrzenia też się czasami sprawdzają. :D

    „Jednak to, co najbardziej zainteresowało mnie w tej notce, to fragment o Akumie i Toe. Przygotowanie jako tytuł pasuje do rozdziału pod wieloma względami; już nie chodzi tylko o namioty. Na szczęście.”
    Akumy i Toe jest później o wiele więcej. Hm, tak w ogóle to mogłaś pominąć sobie te 18 rozdziałów i przejść do 19, gdzie szaleje klątwa i na namioty nie ma czasu.xd


    ROZDZIAŁ ÓSMY

    „Miałam zapytać już przy poprzednich notkach, ale wyleciało mi to z głowy i pytam dopiero teraz: dlaczego zawsze między tytułem rozdziału a treścią jest aż tak sporych rozmiarów odstęp?”
    Na głównej stronie są skróty rozdziałów, które nie znalazły się tam w magiczny sposób, tylko zwyczajny, niestety. Początek bloga zostaje zaczytany przez blogspot i to pojawia się na stronie w skrótach. Zapowiedź piszę białą czcionką na samej górze i robię przerwy, bo inaczej zaczyta się też fragment notki. Jak sobie podświetlisz górę bloga, to tajemnica wyjdzie na jaw. :D Na Onecie i bloxie nie trzeba było tak wielkich odstępów, wystarczyły maluteńkie. A tutaj przy malutkich wczytuje się już początek rozdziału.

    „Wiem, że można, a czasem i trzeba pisać o takiej młodzieży, ale ciężko przyswaja mi się takie obrazki w odniesieniu do świata DB.”
    W DB nie mieliśmy nigdy ukazanych bogatych nastolatków płci męskiej, więc ciężko, żeby mieć jakieś odniesienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Vegeta poleciał z Brą na łąkę, nic nie stało na przeszkodzie temu, żeby tam uczył ją latać. – To wyjaśnienie powinno znaleźć się w tekście. Nie wiem, tłumaczysz mi wszystko tak, jakbyś była zawiedziona, że nie siedzę w twojej głowie. Czytelnik ma tylko tekst, tylko sceny. I albo one będą spójne, albo w fabule pojawią się dziury.

      I okej, w porządku, ale na świecie też są faceci, nie zawsze milutcy, czuli, wspaniali. Są też gnojki, dupki, są zadufani gówniarze, którzy nie szanują kobiet, przeklinają, rzucają żenujące żarty, w ich mniemaniu „taaaakie zabawne”. – Istnieją też faceci sympatyczni i dobrzy, ale jakimś cudem nie pokazujesz ich w tekście, a jeżeli już (przynajmniej do tego momentu, do którego czytałam), to wszyscy są słabi, głupi i przegrywają. Więc nie dziw mi się, że męczą mnie nadmierne, przerysowanie patologiczne schematy.

      Hm, tak w ogóle to mogłaś pominąć sobie te 18 rozdziałów i przejść do 19, gdzie szaleje klątwa i na namioty nie ma czasu.xd – Ty tak na poważnie czy pół-żartem? Bo to na pewno nie świadczy najlepiej o twoim podejściu i do czytelnika i, przy okazji, do własnej twórczości. Dla mnie jest dowodem na to, że jednak nie masz aż tak solidnego budulca, w tym dobrze rozmieszczonych hintów. Gdyby tak było, wszystkie wątki tworzyłyby jedną spójną historię, a nie wyrwane z kontekstu jej elementy. Dobrych opowiadań nie trzeba scrollować, a interesujących książek się nie wertuje. Jasne, fabuła się rozwija i wątek główny ma prawo wybrzmieć w jakiejś części środkowej, ale początek też powinien się z nim wiązać i wszystko dla wszystkiego powinno mieć znaczenie. Jeżeli, przechodząc do notki 19, nie poczułabym, że straciłam 19 ważnych, znaczących rozdziałów, to... po co one w ogóle miałyby istnieć? Równie dobrze mogłyby wylądować w koszu.

      Usuń
    3. „To wyjaśnienie powinno znaleźć się w tekście.”

      Nie wszystko musi znajdować się w tekście, a już na pewno nie jakieś drobiazgi. W DB mamy przeskok o ileś tam lat i widzimy jak Trunks biega sobie po kapsule z pierwszym poziomem, a Vegeta jest w szoku. I nie ma żadnego wyjaśnienia, po prostu tak jest i już. Przy okazji, wcześniej się oburzałaś, czemu Trunks nie wyczuł Vegety, jak wchodził do kapsuły. A czemu w DB Vegeta nie wyczuł, że jego syn ma już osiągnięty pierwszy poziom?

      „Istnieją też faceci sympatyczni i dobrzy, ale jakimś cudem nie pokazujesz ich w tekście, a jeżeli już (przynajmniej do tego momentu, do którego czytałam), to wszyscy są słabi, głupi i przegrywają.”

      Goku, Goten i Gohan są sympatyczni i dobrzy, żaden oprócz Goku nie przegrywa. Goten przegrywa SPECJALNIE. Goku jest „głupi” na swój sposób. Tan jest słaby fizycznie, ale w ostatecznej kłótni na linii Trunks-Tan, to Tan jest zwycięzcą. Pokonuje Trunksa słowem, choć, niestety, przypłaca to życiem.

      „Ty tak na poważnie czy pół-żartem?”

      Pół-żartem. Gdyby było serio, nie dodawałabym na końcu „xd”, które raczej wyraża żartobliwy ton.

      „Jeżeli, przechodząc do notki 19, nie poczułabym, że straciłam 19 ważnych, znaczących rozdziałów, to... po co one w ogóle miałyby istnieć?”

      Jeszcze raz - to był żart. Po prostu po 19 odcinku nie ma namiotów, ziemskich kolegów Trunksa, atmosfera jest poważniejsza i nie ma scen seksu małolatów, a Vegecie grunt osuwa się spod nóg, więc (tak, sytuacja krytyczna) jest bardziej ludzki. A to Ci najbardziej w opowiadaniu przeszkadzało. Dlatego tak sobie zażartowałam, ale widzę, że nie załapałaś żartu, więc był słaby czy coś.

      Usuń
  29. „Ani trochę nie potrafię się wczuć; właściwie od dawna zastanawiam się, dla kogo tak naprawdę piszesz, bo chyba nie dla szanujących uniwersum fanów.”
    Obrażanie Czytelników, którzy lubią mojego bloga, to po prostu słabe zagranie. Przypominają mi się wielcy obrońcy Kościoła katolickiego, którzy też uznają, że „szanujący się katolik nie czyta <>”. Dla nich to świat przemocy, zła i braku Boga. Po prostu uwielbiam, jak ludzie przyklejają łatki. „Oglądasz Dragon Ball, mimo że masz 30 lat? Jesteś dziecinny”.
    Albo te wszystkie komentarze na Filmwebie w stylu: „Ten, komu podoba się ten film, to idiota”. Bo tak, wszyscy, którzy myślą inaczej od „specjalistów” i „jedynych głoszących prawdę”, muszą już czegoś nie szanować, być głupi czy cokolwiek innego. Strasznie ograniczone podejście.

    „Na to, co wymyślasz, brakuje mi słów. Ani to nie jest zgodne z kanonem (gdzie społeczeństwo nie praktykowało takich patologicznych zachowań)”
    Ale skąd wiesz, jakie zachowania praktykowało społeczeństwo? Niestety, znowu trzeba odwołać się do DB, którego wizję masz wyidealizowaną do granic absurdu.

    Sorry, ale 16-letnia Bulma podwija sukienkę i pokazuje Goku swoje majtki, wypina pupę i mówi: „I jak? Jeśli chcesz, to możesz nawet dotknąć”. Tylko po to, żeby dostać od niego Smoczą Kulę.
    Genialny Żółw za swoją Smoczą Kulę chce, aby Bulma podwinęła kieckę i pokazała mu swoje majtki. Pech chce (lub sprośny humor DB), że akurat tego dnia Goku jej te majtki zdjął, a ona tego nie zauważyła... I oczywiście podciąga w górę sukienkę, pod którą nie ma majtek... Wiesz, nawet obecnie, wśród zepsucia nastolatek, chyba jednak po tekście od widzianego pierwszy raz na oczy starego dziada, niewiele uznałoby tak, jak Bulma w oryginalne: „Niech będzie... Jeśli tylko tyle, to coś da się zrobić...”. Serio? Łysy, śliniący się staruch chce, aby pokazać majtki, a dziewczyna uznaje Jeśli tylko tyle, to okej. I jest całkowicie trzeźwa. No tak, w końcu podwijanie sukienek, aby pokazać majtki, to całkowicie normalna sprawa.
    Cóż, sam fakt, że Bulma spada z chmurki Kinto świadczy, że nie była szlachetną osobą, jak to sobie wymyśliłaś.
    Dalej: czy w DB widzimy jakąkolwiek imprezę młodych ludzi? Nie. Dlatego wysuwanie wniosków, że społeczeństwo w DB było takie miłe i grzeczne, nie jest jedynym słusznym wnioskiem. Można uznać, że było idealne, ale można uznać, że nie było. Kuririn ma 13 lat i przypływa do Genialnego Żółwia, aby prosić go o naukę sztuk walki. Co zabiera ze sobą w podarunku? Prezent godny grzecznego chłopca? Nie, gazetki z gołymi kobietami. Trzynastolatek. A co mówi: „Chcę się dobrze bić, żeby mieć powodzenie u dziewczyn!”.
    W Turnieju Sztuk Walki bierze też udział kobieta Lanfang, której taktyka polega na tym, że... kusi mężczyzn. Rozbiera się do samej bielizny i tak sobie paraduje po ringu. Przy ugrzecznionym społeczeństwie raczej takie coś nie przejdzie.

    „Pomijając fragmenty z Brą, do tej pory opowiadanie nie daje mi praktycznie niczego pozytywnego. Nie czuję wyważenia – nie ma wartości pozytywnych i negatywnych; jest tylko chamstwo i zwyrodnialstwo.”
    Odnosząc się do tego fragmentu: całe opowiadanie oprócz momentów z Brą pokazuje tylko chamstwo i zwyrodnialstwo?
    Ciekawi mnie tylko, dlaczego tak usilnie pomijasz wątek Delii oraz Tana. Nie ma dla Ciebie wartości pozytywnych, a jednak Delia i Tan są parą, Delia nie jest zachwycona Trunksem jak duża część dziewczyn, Goten jest dobrym chłopakiem, Goku też chce pomagać... A, sorry, zapomniałam o Videl, Gohanie i Pan – to na pewno rodzina zwyrodnialców. U mnie nawet nie przeklinają, więc coś ukrywają i są źli z zasady, bo w moim opowiadaniu „tylko chamstwo”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnosząc się do tego fragmentu: całe opowiadanie oprócz momentów z Brą pokazuje tylko chamstwo i zwyrodnialstwo? – Właściwie... tak. Delia i Tan byli tak słabo wprowadzeni, że praktycznie nie mają żadnej wartości fabularnej, w ogóle o nich zapomniałam (xD) – tak dobrze byli pokazani w tekście. Więc... Tak. To, co zostaje mi w pamięci, to chamstwo i zwyrodnialstwo albo dobro, ale wiążące się z głupotą i słabością.

      Rety, z tymi przykładami o podwijaniu majtek... To anime jest przeznaczone również dla młodszego odbiorcy. Wizja świata nie jest idealizowana, ale nie sugeruje też w żaden sposób, że patologia w nim istnieje aż tak silna. Zresztą to anime traktuje o przyjaźni, wartościach, jaką jest rodzina, dobro, szacunek i tak dalej. To mnie boli – wracałam do tego w podsumowaniu. Faktycznie, podwijanie majtek to odskocznia od idealizmu, jednak jeżeli spojrzysz sobie na inne animacje – jest to typowo japoński humor anime, jak krwawienie z nosa na widok kobiety w stroju kąpielowym. To nie znaczy, że postaci, które tak się zachowują (głównie mężczyźni) są postaciami negatywnymi i trzeba dorabiać im inne patologiczne zachowania. To dlatego uważam, że Trunks jest mega skrajny.
      Nie napisałam też nigdzie, że to podwijanie majtek to słuszne zachowanie, więc nie wiem, dlaczego używasz tego jako przykładu. Zdaję sobie z tych sytuacji sprawę, ale... kurde! W twoim opowiadaniu występują próby gwałtu. Naprawdę chcesz porównywać to do momentu w anime, który pojawił się tam, ponieważ autor oddawał japoński humor? Wciąż to anime mogą oglądać dzieci – nie pojawiają się tam próby gwałtu ani obraz zdemoralizowanej młodzieży, a brak dowodu to nie dowód. Skoro anime nie dało mi realnego obrazu społeczeństwa, a postaci w nim nie zachowywały się tak jak twoje, mam prawo wywnioskować, że jest to niezgodne z kanonem. Ponieważ kanon tworzy autor świata, nie autor ficzka.

      Oczywiście nie musisz się trzymać kanonu, ale wtedy nie burz się, że ktoś ci to wypomina i ma z tym problem.

      Usuń
    2. „Właściwie... tak. Delia i Tan byli tak słabo wprowadzeni, że praktycznie nie mają żadnej wartości fabularnej, w ogóle o nich zapomniałam (xD) – tak dobrze byli pokazani w tekście. Więc... Tak. To, co zostaje mi w pamięci, to chamstwo i zwyrodnialstwo albo dobro, ale wiążące się z głupotą i słabością.”

      Haha, jak można zapomnieć o Delii i Tanie, skoro skończyłaś czytać właśnie na rozdziale, w którym Trunks porywa Delię a odcinek wcześniej Tan zostaje przez Trunksa pobity? Pijana czytałaś czy co? :D Może spróbowałaś tego esctasy po tej mojej reklamie? :D Dobra, sorry za te głupie żarty, ale tym mnie naprawdę rozbawiłaś. W taki pozytywny, zabawny sposób, piszę bez ironii. To jakby w DB skończyć na walce Goku z Raditzem i uznać, że anime nie jest fajne, bo Goku umiera, no i gadać, że się nie wie, kim jest Raditz i nie pamięta się, że w ogóle ktoś taki istniał.

      „W twoim opowiadaniu występują próby gwałtu. Naprawdę chcesz porównywać to do momentu w anime, który pojawił się tam, ponieważ autor oddawał japoński humor? Wciąż to anime mogą oglądać dzieci – nie pojawiają się tam próby gwałtu ani obraz zdemoralizowanej młodzieży, a brak dowodu to nie dowód.”

      Po raz dziesiąty muszę napisać: anime jest dla grupy (jakoś) +15, a notka z próbą gwałtu +18, więc to jest ta ZNACZĄCA różnica.

      Usuń
    3. „Rety, z tymi przykładami o podwijaniu majtek...”

      A, i fajnie, że bronisz anime, ale jestem ciekawa, jaka burza wybuchłaby, gdyby u mnie, np. taka Nana i Trunks szukali kul, napotkaliby jakiegoś starszego dziadka w lesie i powiedziałby, że da Smoczą Kulę, jak Nana podwinie sukienkę, ona by to zrobiła, a wtedy okazałoby się, że tych majtek nie ma, bo wcześniej Trunks je zdjął, jak spała. Czuję, że nie pozostawiłabyś na mnie suchej nitki, a ta scena urosłaby w Twoich oczach do największej patologii. :D

      Usuń
    4. A, no i czuję, że po takiej scenie pewnie skończyłabyś czytać szybciej xd.

      Usuń
    5. Haha, jak można zapomnieć o Delii i Tanie, skoro skończyłaś czytać właśnie na rozdziale, w którym Trunks porywa Delię a odcinek wcześniej Tan zostaje przez Trunksa pobity? – Ach, to była ona xD właśnie tak miała na imię... No tak xD

      Usuń
  30. Teksty Delii oraz cała jej osoba, zostały przez Ciebie umiejętnie pominięte, bo nie pasują do wersji „patologicznego świata”, jaki sobie przyjęłaś. Jedyne nawiązanie do Delii, to było to z książką, że woli szukać informacji w książkach zamiast w Internecie. Ale już fragment o tym, co myśli o Trunksie i pijaństwie został pominięty milczeniem.

    „ – Czemu nie chodzisz na inne (imprezy)?
    – Co ciekawego jest w pijaństwie?”

    Dalsze dialogii:

    „ – Nie jesteś przygotowana na to, co mógłbym ci pokazać?
    Delia wywróciła oczami.
    – Myślisz tylko o tym, jak… – Nie dokończyła.
    – Jak co? No, powiedz, śmiało.
    Dziewczyna westchnęła. Patrzyła na niego z pewną rezerwą, nieprzekonana co do sensu tej dyskusji.
    – Zależy ci tylko na jednym, a później… To nie jest w porządku, wiesz?
    (...)
    – Przyszłam robić projekt, a nie flirtować.
    – Ja tam wolę flirtować.
    Posłała mu spojrzenie pełne dezaprobaty.
    – Plakat zrobię sama w domu. (...) Jakbyś nie wiedział, mam chłopaka.”

    Z rozmowy z Delią jasno wynika, że jest też dziewczyna, które nie lubi sposobu bycia Trunksa, nie schlebia jej spędzanie z nim czasu, a na flirt reaguje wyjściem. No ale przyjęcie tego do wiadomości zaburzyłoby wpisanie w ocenie „tylko chamstwo i zwyrodnialstwo”.
    Riko, którą podle potraktował Trunks, to też inny typ: małolaty-romantyczki, co chciała być z Trunksem w związku, ale pozwoliła się wykorzystać. Niestety, to też jest częste u młodych dziewczyn, które idą z kimś do łóżka, bo chłopak nalega.
    Mamy też Tana, który trzyma się z dala od paczki Trunksa – to normalny nastolatek, tyle że nieśmiały, niepotrafiący publicznie kłócić się z Trunksem i znosić jego docinków.

    „Spore nadzieje wiązałam z Bulmą, ale nawet ona jako jedna z ważniejszych postaci żeńskich w całym uniwersum nie jest postacią pozytywną.”
    Dlaczego musi być postacią pozytywną? W DB też nie do końca była. Moim zdaniem dzielenie ludzi na czarno-białe kwadraciki to kiepski pomysł. Tak to nie wygląda. Istnieją odcienie szarości. Bulma dba o Brę, pracuje, stara się, aby dzieci miały wszystko, próbuje jakoś scalić rodzinę – a że jej nie wychodzi? Nie musi. Ludzie nie są idealni. Rany, Bulma w DB jest zaprzeczeniem idealności! Błagam Cię, która matka naraża życie swojego rocznego dziecka tylko dla chorej zachcianki popatrzenia na groźnego cyborga, który w innej rzeczywistości wymordował wszystkich jej znajomych/przyjaciół, łącznie z jej mężem?


    „Nie mam tu komu kibicować, kogo lubić i w kogo się wczuwać. Bo w Trunksa i resztę gawiedzi, przepraszam, ale nawet nie chcę.”
    Nikt nie każe Ci na siłę wczuwać się w Trunksa i resztę jego kolegów. To są gówniarze, którym na zbyt wiele się pozwala, to widać i to jest oczywiste.
    Trochę też przeczysz sama sobie, bo pisząc, że nie masz „kogo lubić” skreślasz Brę, którą wcześniej lubiłaś i traktowałaś jako pozytywny aspekt bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teksty Delii oraz cała jej osoba, zostały przez Ciebie umiejętnie pominięte, bo nie pasują do wersji „patologicznego świata”, jaki sobie przyjęłaś. Jedyne nawiązanie do Delii, to było to z książką, że woli szukać informacji w książkach zamiast w Internecie. – Wiesz, w sumie ja po prostu zapomniałam, że taka postać istnieje. Naprawdę kojarzę ją tylko z tego, że nie lubi internetu, bo to było w jakiś sposób charakterystyczne. Później, to tak właściwie... wszystkie te dziewczyny mi się pomieszały. Była tam jeszcze ta od żartu na placu zabaw, ale jej imienia też nie pamiętam. I nie czuję, by to była moja wina; po prostu ta postać przepadła gdzieś w tych kilkunastu rozdziałach.

      Dlaczego musi być postacią pozytywną? W DB też nie do końca była. – No, nie była do końca. U ciebie jednak bardziej nie jest, niż jest.

      Trochę też przeczysz sama sobie, bo pisząc, że nie masz „kogo lubić” skreślasz Brę, którą wcześniej lubiłaś i traktowałaś jako pozytywny aspekt bloga. – No nie, bo pisałam w odniesieniu do wczuwania się w kogoś, do kogo należy rozwijanie fabuły. Bra jest jeszcze dzieckiem. To nie ona gra pierwsze skrzypce w opowiadaniu, nie ona pcha fabułę w przód. Nie ma nawet ważnego swojego wątku poza tym, że poza kadrem nauczyła się latać i jest powodem, by pokazywać patologię Vegety. Jest urocza, ale brakuje jej roli, ponieważ jest dzieckiem. To naturalny, miły dodatek, jak na razie nic więcej.

      Usuń
    2. „Wiesz, w sumie ja po prostu zapomniałam, że taka postać istnieje.”

      Słaba obrona. Żadna w sumie, skoro tak się rozpisywałaś o tym, jaka obrzydliwa jest scena z Trunksem i Delią, właśnie tą Delią, na której przyszedł urodziny nieproszony i która była grzeczną, normalną dziewczyną. Skończyłaś czytać właśnie w momencie sceny Trunks-Delia. No to jak można uznać, że nagle zapominasz, że istnieje? Wrzuciłaś na koniec cały wielki fragment z Delią i Trunksem.

      „Później, to tak właściwie... wszystkie te dziewczyny mi się pomieszały. Była tam jeszcze ta od żartu na placu zabaw, ale jej imienia też nie pamiętam.”

      W opowiadaniu jest tylko Delia (normalna dziewczyna, która nie chce Trunksa), Nana (ta, z którą się całuje, uprawia seks i spotyka na placu zabaw) oraz Riko, która występuje epizodycznie, ale jej poświęciłaś najwięcej miejsca. Chociaż akurat do niej wracam później.

      „I nie czuję, by to była moja wina; po prostu ta postać przepadła gdzieś w tych kilkunastu rozdziałach.”

      Wiem, ciężko zapamiętać 2 główne dziewczyny, nie winię Cię.

      „Nie ma nawet ważnego swojego wątku poza tym, że poza kadrem nauczyła się latać (...)”

      Swój wątek Bra ma nawet dłuższy, gdzie jest głównym bohaterem całej akcji.

      Usuń
    3. Słaba obrona. Żadna w sumie, skoro tak się rozpisywałaś o tym, jaka obrzydliwa jest scena z Trunksem i Delią, właśnie tą Delią, na której przyszedł urodziny nieproszony i która była grzeczną, normalną dziewczyną. Skończyłaś czytać właśnie w momencie sceny Trunks-Delia. No to jak można uznać, że nagle zapominasz, że istnieje? Wrzuciłaś na koniec cały wielki fragment z Delią i Trunksem. – Ocena powstawała kilka tygodni. Mam prawo zapominać bohaterów, jeśli są słabo nakreśleni w tekście i nie mają żadnej osobowości ani niczego charakterystycznego, prócz kilku scen-gagów. Nie mają sylwetki psychologicznej ani nic.
      Na dzień dzisiejszy poza kanonicznymi postaciami nie potrafiłabym przytoczyć ani jednej postaci z twojego fika. Żadnego np. kolegi Trunksa. Nic.
      To są dla mnie zupełnie bezosobowe postaci, które nie zatrzymały się u mnie w pamięci na długo.

      Usuń
  31. „Dlaczego więc w ogóle (Goten) przyszedł do Trunksa przed wyjazdem i chciał wziąć w nim udział?”
    Przychodząc do Trunksa, wcale nie chciał wziąć udziału w wyjeździe. Przyszedł po prostu mając nadzieję, że może spędzi czas z dawnym przyjacielem. To Trunks namawia go na wyjazd, a Goten nie jest do tego wszystkiego przekonany, jego zachowanie pokazuje, że jest oszołomiony sytuacją, a co do tego, że znał grupę Trunksa - tak, okej, ale co innego w szkole, a co innego na imprezie. Poza tym przyjaźnili się od dziecka, czasami ciężko uwierzyć, że jakaś osoba zmieniła się tak bardzo w przeciągu 2-3 lat, i jest jakaś nadzieja, że to tylko maska nakładana przed grupą.

    „Mam rozumieć, że wątek nastolatki przechodzącej psychiczną traumę i konsekwencji z tym związanych po prostu przepadł, tak?”
    Nie, nie przepadł. Wątki nie muszą mieć początku i zakończenia na przełomie dwóch rozdziałów. Dlatego wracamy do tego w innych odcinku.

    „Nikt w domu nie zauważył zniknięcia Smoczych Kul? Gdzie oni chowali ten potężny artefakt, w pokoju rodziców na dnie szafy? Te kule powinny być pod nadzorem, w sejfie, a ich kradzież powinna włączyć jakiś alarm co najmniej!”
    Smocze Kule Trunks zebrał sam za pomocą radaru. Ten Bulma (wg DB) trzymała w szufladzie, gdzie nie było nad nim większego nadzoru. Czytanie ze zrozumieniem nie boli.

    „Nie, Trunks zabrał komplet na wycieczkę i uznał, że zwycięzca żenua-zadań wygra życzenie.”
    Życzenia były żenujące, bo wymyślali je piętnastolatkowie, a od takich ciężko wymagać mądrych i odpowiedzialnych zajęć wymyślanych po piwie.

    Przy okazji żenujących rzeczy w DB, to pierwszym życzeniem było poproszenie o kobiece majteczki. Normalnie świetne życzenie, takie odpowiedzialne, że ach i och.
    Z bardziej żenujących: Genialny Żółw za ugaszenie pożaru chciał w nagrodę tzw. "ścisk-pysk", może nie będę wyjaśniać, na czym to polega...
    Z kolei Kuririn, kiedy Yamcha walczył z niewidzialnym przeciwnikiem, wpadł na wspaniały pomysł, aby przeciwnik był widoczny. Kazał Goku polecieć po Bulmę i Genialnego Żółwia, ustawił ich na scenie tak, że Bulma była blisko staruszka, a następnie... Zdjął Bulmie górę sukienki, a że nie miała stanika, to ukazały się jej piersi. Co po tym nastąpiło? Z powodu podniecenia, krew trysnęła z nosa Genialnego Żółwia, opryskując niewidzialnego przeciwnika, który stał się cały czerwony i tym samym widoczny. Szczyt dobrego smaku, serio.
    A tak w ogóle to Bulma, mając 16 lat, wyruszyła w podróż, aby znaleźć Smocze Kule po to, aby... mieć chłopaka. Po prostu odpowiedzialna decyzja.

    „I czy wzmianka kolejnego seksu Vegety i Bulmy coś wnosi poza seksem samym w sobie? Na moje oko nie bardzo.”
    A czy musi coś wnosić od razu? Z seksem Vegety i Bulmy jest późniejszy wątek i te wszystkie scenki mają swoje zadanie fabularne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten Bulma (wg DB) trzymała w szufladzie, gdzie nie było nad nim większego nadzoru. Czytanie ze zrozumieniem nie boli. – W oryginalnym DB nie musiała mieć nadzoru, bo kanoniczny Trunks nigdy nie postąpiłby tak, jak twój. Proste.

      Życzenia były żenujące, bo wymyślali je piętnastolatkowie, a od takich ciężko wymagać mądrych i odpowiedzialnych zajęć wymyślanych po piwie. – Tylko że w kanonie Trunks... A, dobra. Mniejsza z tym.
      Od teraz postaram się odpisywać jeszcze krócej, bo czuję, że to po prostu nie ma sensu.

      Usuń
    2. „W oryginalnym DB nie musiała mieć nadzoru, bo kanoniczny Trunks nigdy nie postąpiłby tak, jak twój. Proste.”

      Ale jaki kanoniczny Trunks? Przecież nie ma w DB 15-letniego Trunksa... A 8 latek na pewno byłby zdolny wykraść kule, skoro potrafił kogoś unieruchomić i podszywać się pod niego.

      „Tylko że w kanonie Trunks... A, dobra. Mniejsza z tym.”

      Tak, wiem, w kanonie Trunks ma 8 lat i nie pije piwa. Tak, tak.

      Usuń
  32. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

    „Tytuł: Porozmawiajmy o Trunksie mnie odstrasza. Co jak co, ale akurat o tym bohaterze rozmawiać chcę jak najmniej.”
    Co ciekawe, najwięcej o nim mówisz.

    „O rety, tamten rozdział kończę seksem, a ten seksem zaczynam – i to grupowym.”
    O rany, seks, straszne, zasłoń oczy, seks w dzisiejszym świecie to w ogóle niepopularna czynność, zwłaszcza w małżeństwie czy u nastolatków, pisanie o nim to jak pisanie o tym, że żołnierze na wojnie walczą.
    Ale korygując, rozdział nie zaczyna się seksem. Na początku rozdziału jest rozmowa Vegety i Bulmy (bez seksu), w której mamy przemyślenia Bulmy (a ona taka krótkowzroczna jest i tylko myśli o synku w samych superlatywach, prawda?). No to dziwne, że nie odniosłaś się do tego: „Oprócz wizji nowego wroga na horyzoncie, miała też inne zmartwienia. Powinna porozmawiać z Trunksem. Ostatnio nauczyciele wciąż dzwonili w sprawie coraz to nowszych wybryków, jeszcze mniej zabawnych od poprzednich. Przestał z chęcią pomagać przy siostrze i był bardzo bezczelny. A dodatkowo ukradł jej zmniejszacz i udawał, że nie wie, o co chodzi. Postanowiła przeprowadzić z nim poważną rozmowę po weekendzie. Westchnęła w duchu. Planowała to od dawna, zaś tygodnie mijały układając się w miesiące. I nic nie potrafiła zrobić z aroganckim nastolatkiem.”

    „Aby pokazać, że Trunks to taki chojrak, bo mało mi na to dowodów, czy aby czytelnicy wkładali sobie ręce w majtki, czytając o uciskaniu sutków i wchodzeniu między rozłożone nogi? Nie wiem, zdecyduj się, co chcesz pisać, bo czasami zapędzasz się i podejmujesz pisania porno.”
    Nie ma co oceniać wszystkich swoją miarką, nie wiem, gdzie wkładasz ręce podczas czytania takich scen, bo większość czytających raczej nigdzie, po prostu uznają to za scenę seksu małolatów i tyle. Porno chyba nie czytałaś, skoro takie opisy uważasz za porno.

    „Jakby tego było mało, te dwie dziewczyny też nie są wzorem do naśladowania – jednej szuka jej chłopak. Pamiętasz, jak pisałam o wyważeniu wzorców pozytywnych i negatywnych...?”
    A pamiętasz, jak pisałam, że są też osoby pozytywne, ale Ty ich nie zauważasz? Delia, Tan, Goten, Gohan, Videl, bo nie wspominam o Brze i Pan. Nana też nie jest postacią negatywną. A co do naśladowania - chyba dziwne, żeby na imprezie typowo rozrywkowej, dziewczyny chętne na przygodny seks, były wzorem do naśladowania. Nikt nie każe ich naśladować, jest to scena pokazująca zepsucie małolatów i środowisko w jakim obraca się Trunks.

    „Porsche? W uniwersum, w którym nie istnieją Niemcy? Jakim cudem?”
    No serio z takim pytaniem wyjeżdżasz? A sama ciągle wszędzie chcesz wcisnąć japońskie bajki, muzykę czy kulturę. Do uniwersum, w którym nie istnieje Japonia. Także co to za dziwny podział? Poza tym, jakoś twórcom DB nie przeszkadzało wrzucenie flagi Stanów Zjednoczonych... A sporo rzeczy jest zaciągnięte z innych krajów.

    „Przy czym zauważ, że na całe rozdziały zwykle jeden czy dwa krótkie fragmenty dialogów w jakiś sposób mnie ujmują (najczęściej żartem sytuacyjnym). To trochę za mało, by lektura bardziej mnie wciągnęła.”
    Przy podejściu, że wszystko jest złe i straszne, to nic dziwnego, że tylko milutkie fragmenty się podobają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. No to dziwne, że nie odniosłaś się do tego: „Oprócz wizji nowego wroga na horyzoncie, miała też inne zmartwienia. Powinna porozmawiać z Trunksem. Ostatnio nauczyciele wciąż dzwonili w sprawie coraz to nowszych wybryków, jeszcze mniej zabawnych od poprzednich. Przestał z chęcią pomagać przy siostrze i był bardzo bezczelny. A dodatkowo ukradł jej zmniejszacz i udawał, że nie wie, o co chodzi. Postanowiła przeprowadzić z nim poważną rozmowę po weekendzie. Westchnęła w duchu. Planowała to od dawna, zaś tygodnie mijały układając się w miesiące. I nic nie potrafiła zrobić z aroganckim nastolatkiem.” – A co tu do komentowania? Każdą ekspozycję i streszczenie miałam wytykać palcem...? Nawet jeżeli dzięki temu pokazujesz, że Bulma się martwi, mogłaś ugrać to w mniej oczywisty i łopatologiczny sposób.

      Nie ma co oceniać wszystkich swoją miarką, nie wiem, gdzie wkładasz ręce podczas czytania takich scen, bo większość czytających raczej nigdzie, po prostu uznają to za scenę seksu małolatów i tyle. – Skąd wiesz, co kto robi przed komputerem? :D Piszesz z premedytacją te teksty jak rodowite porno. A do czego ono jest, jak myślisz?

      Przy podejściu, że wszystko jest złe i straszne, to nic dziwnego, że tylko milutkie fragmenty się podobają – ale czego się spodziewałaś? Że będę chwalić coś, co mi się nie podoba? Czego nie popieram, bo albo jest słabo napisane technicznie, albo niesamowicie kłóci się z kanonem, który uwielbiam, albo jest słabo wprowadzone i nie broni się scenami, albo ogranicza się do średnio mądrych gagów? Na tym etapie czekałam już tylko na wątek klątwy, bo miałam nadzieję, że może... No ale nie dotrwałam, przepraszam.

      Usuń
    3. „A co tu do komentowania? Każdą ekspozycję i streszczenie miałam wytykać palcem...?”

      Nie, chodzi o to, że napisałaś, że Bulma niczego się nie domyślała, a ja odpowiadam, że w tekście było kilka fragmentów, że DOMYŚLAŁA SIĘ, tylko nic z tym nie robiła, spychała problem na bok.

      „Skąd wiesz, co kto robi przed komputerem? :D Piszesz z premedytacją te teksty jak rodowite porno. A do czego ono jest, jak myślisz?”

      Bo gadałam z Czytelnikami, z tego to wiem. ;) Dla mnie i dla ludzi to czytających, sceny nie są jak porno. Nie wiem, wpisz sobie może „porno opowiadania” w Google i zobacz, jak wygląda porno albo zapytaj znajomych (może tego specjalistę od Kaito) czym charakteryzuje się porno, to Ci wytłumaczą, a później porównaj do mojego i może to Cię przekona. Bo nie wiem, jak inaczej możesz się przekonać i porównać. Nie mam pojęcia.

      Przy okazji, kiedyś zapytałam czytelników, czy sceny seksu nie są dla nich „zbyt ostre”, a wszyscy odpisali, że nie, a jedna z czytelniczek wręcz się oburzała, że piszę takie delikatne sceny i powinno być ostrzej, brutalniej. Znam tylko dwie osoby, dla których sceny były faktycznie dość mocne. Ale nie na tyle, by uznać to za porno. ;p

      „ale czego się spodziewałaś? Że będę chwalić coś, co mi się nie podoba?”

      Nikt nie kazał chwalić, po prostu z podejściem, że zachowanie Trunksa jest niekanoniczne (w kanonie nie widzimy go dłużej jako nastolatka), tylko się ośmieszyłaś.

      „Na tym etapie czekałam już tylko na wątek klątwy, bo miałam nadzieję, że może... No ale nie dotrwałam, przepraszam.”

      Też czekałam, aż dotrwasz do klątwy, bo byłam ciekawa, jak taka przerażona po tej ziemskiej patologii, poznasz trochę innego Trunksa – zagubionego w kosmosie, bez swoich koleżków, bez wiecznego popisywania przed grupą, samotnego i powoli zdającego sobie sprawę z tego, co robił.

      Nie szkodzi, że nie dotrwałaś, myślę, że to lepiej dla Ciebie, bo jest jeszcze kilka naprawdę mocnych scen, które nie są łatwe ani przyjemne.

      Usuń
  33. „(...) Goku to bohater dalszoplanowy i jest go za mało, by uznać go za postać pozytywną, która wyrównuje poziom.”
    Jaki poziom, dlaczego u Ciebie wszystko musi być wyrównane niczym w bajkach - jest zła królowa, to musi być też i dobra, jest groźny piesek, to musi być też jakiś milutki dla przeciwwagi. Nie. Nie musi. Bohaterowie sami w sobie nie są czarno-białymi kwadratami, mają swoje problemy, humory, mają lepsze dni, gorsze. Wciskanie na siłę super miłych kolegów Trunksa, którzy nie piją i gardzą seksem nie ma sensu, bo on się z takimi nie zadawał. Nawet z Gotenem nie ma już takiego kontaktu, jak kiedyś.

    „Na dodatek do uniwersum pasuje też jego naiwność – Goku ufa Trunksowi, że odda pomnik, ale… no mógłby to chociaż zgłosić jego rodzicom, a najlepiej Bulmie. Dlaczego nie przyszło mu to do głowy?”
    Piszesz, że naiwność pasuje, ale powinien zgłosić rodzicom. To jak w końcu? Poza tym czemu miałbym zgłaszać, skoro się umówił? Goku był prostoduszny - umówił się, więc wierzył. Dalej zresztą jest scena, w której Goku leci do rodziców Trunksa odnośnie kradzieży pomnika. Więc nie wiem, czemu jest czepianie się o coś, co dalej występuje w fabule...


    ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

    „Wreszcie, po długich mordęgach, zrobiło się klimatycznie. Fakt, takie wspomnienia mogą tłumaczyć, dlaczego Vegeta ma problem z emocjonalnością, jednak mam wrażenie, że wspomnienia te miały siłę, jeszcze zanim bohater stał się ojcem dwójki dzieci.”
    A dlaczego miały siłę tylko do momentu, aż został ojcem? Od małego był wychowywany na bezlitosnego wojownika, później musiał służyć Freezerowi w poniżeniu i z myślą o zemście. Jedyne, co robił w kosmosie, to zabijanie dla przyjemności.
    Uważasz, że to znika tak po prostu? Te 30 lat ma wyparować, bo co - ma dzieci? Trudna przeszłość nie znika tylko dlatego, że przyszłość jest zupełnie inna. W niektórych przypadkach siedzi głęboko, uśpiona i czekająca na moment, żeby się obudzić. Zwłaszcza u Vegety, w którym - co widzimy w samym DB - po siedmiu latach mieszkania z żoną i dzieckiem, obudził się żal i gorycz za to, że kiedyś Goku uratował mu życie i nie podjęli kolejnej walki. Przez osiem lat spokojnego życia z rodziną nie mógł zapomnieć o wydarzeniu sprzed jakichś 13 lat.
    „Teraz retrospekcja o tym, że bliscy cię ograniczają i mając ich, narażasz również ich życie, nie mają większego sensu – już po ptokach, dzieje się. Vegeta ma rodzinę, w anime był dobrym ojcem. Nie jesteś w stanie tego naciągnąć.”
    W anime był dobrym ojcem? Rany, co Ty za anime oglądałaś, że takie wnioski wysnuwasz? Ale okej, ja rozumiem, że dla Ciebie siedem lat mieć syna i nie przytulić ani razu to wzór ojca. A pozostawienie żony i syna na śmierć to norma wśród dobrych ojców, tak samo jak gadki w stylu "Oni nic mnie nie obchodzą". Każdy ma inną wizję rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  34. „Raz jeszcze: dlaczego Goku nie porozmawia z Bulmą, tylko pcha się do Vegety? Przecież to nie jest żadna nowość, że Vegeta ma wszystko gdzieś.”
    A przecież wcześniej pisałaś, że Vegeta ma przyjaciół i jest taki dobry i Goku powinien z rodzicami Trunksa porozmawiać, to nagle zabawnie, że uznajesz Vegetę jako tego, co ma wszystko gdzieś. Chyba że chodzi Ci o Vegetę z opowiadania (co nie jest zaznaczone, ale mogę tak uznać), to okej, tyle że Goku już taki był. Często pchał się do Vegety, aby z nim porozmawiać, poza tym przy poprzednim spotkaniu Vegeta zaznacza, że nie chce, aby Goku rozmawiał z Bulmą, po czym pozbawia go przytomności. Także to też ma znaczenie przy tym, do kogo Goku idzie.

    „Wybacz, nie znalazłam w sobie żadnego adekwatniejszego komentarza do tej niskiej sceny.”
    Wybaczam. Obrazek małolata na scenie jest taki, jak większość zachowań nastolatków. Ale rozumiem, że dla Ciebie takie akcje są wykluczone w społeczeństwie, które jest z zasady grzeczne i nie może zachować się głupawo, nawet, gdy ktoś ma piętnaście lat.

    „Czy mogłabym przescrollować tę scenę (...)”
    Możesz, możesz, nie jest taka istotna, a może „zniszczyć Ci psychiki”.

    „Wiesz, co jest też okropnie okropniaste? Że z twojej wizji świata przedstawionego wynika, że praktycznie nikomu nie przeszkadzają takie zachowania.”
    Jest opisany festyn, impreza, którą można uznać za coś w rodzaju Woodstocku. Słyszałaś o tym w ogóle? W naszym świecie, tak przecież "nowoczesnym", są imprezy dużo gorsze, w trakcie których, podczas koncertów, ludzie uprawiają seks w tłumie pełnym gapiów, chodzą nago, tworzą "wioski nudystów", rzygają gdzie popadnie, potrafią dwa dni się nie kąpać i zamiast papieru w toalecie używać Biblii, a później uprawiać seks z przypadkowymi osobami. U mnie to taka lżejsza forma Woodstocku.

    „Jakby, nie wiem, narrator nie zdawał sobie sprawy z tego, że mieć dwadzieścia lat nie oznacza wcale chlania, rozbojów i puszczania się. Nie. Bądźmy rodzicami, którzy tęsknią za takimi niewinnymi wybrykami młodości. Tag.”
    Skąd wynika, że narrator uważa, że 20 lat to chlanie, rozboje i puszczanie się? On tylko pisze o tym, że ojcowie chcą mieć 20 lat i zostać tutaj dłużej, pobawić się.
    Pisałam, że to impreza w stylu Woodstocku, więc skoro ojcowie są na niej z dziećmi, to mogą mieć myśli o tym, że dawniej byli tak wolni jak te małolaty i mogli robić, co tylko chcą a nie wracać do domu o przyzwoitej porze.
    Druga część zdania o tym „Bądźmy rodzicami, którzy tęsknią za takimi niewinnymi wybrykami młodości” jest niezrozumiała. W sensie rodzice muszą myśleć tylko o tym, że chcieliby być młodzi, aby, nie wiem, wypić kieliszek wina w ukryciu, pójść na wagary, pocałować dziewczynę (koniecznie bez użycia języka, bo inaczej to nie jest niewinne!). No już to widzę...
    Przy okazji, nie zwracasz uwagi na zdania o Vegecie: „Zależało mu na całej rodzinie i ten nieznośny niepokój – znany już z okresu walki z Buu, Demonem czy Grytanami – powrócił. Ponownie musiał stawić czoło uczuciom.” A wcześniej czepiałaś się, że tego nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  35. ROZDZIAŁ JEDENASTY

    „Chociaż na twoim miejscu w ogóle zrezygnowałabym z tego słowa. Nie pasuje do współczesnej narracji.”
    Nie pasuje, fakt. Nie wiem co mam za dziwną manierę używania go, trzeba będzie kiedyś poprawiać wszystkie takie "kwiatki".

    „Piszesz o ecstasy, że działa natychmiast, ale może dasz mi coś więcej? Jak odczuwa to pół-Saiyan?”
    Ojej, chcesz więcej? Działania esctasy? A może tego nie pisała Skoiastel, tylko beta? Po Skoiastel spodziewałabym się raczej "co za okropna okropność, nie dość, że pije i zalicza, to jeszcze bierze narkotyki?”

    „Mam wrażenie, że ta tabletka wisi w tekście, bo brakuje ci skandalu, ale w żaden sposób się do niej nie odnosisz poza tym, że o niej wspominasz.”
    A jednak to pisała Skoiastel...

    Dobra, co do Trunksa, to mamy opis, jak na niego działa: „Przyjemne zapomnienie spłynęło na jego ciało. Już nie był po prostu Trunksem, synem wiecznie skłóconych rodziców, nadopiekuńczej matki, co na wszystko pozwalała, czy ojca, którego prawie nigdy przy nim nie było. Teraz na polanie stał prawdziwy król Saiyan, a może nawet saiyański bóg?
    Chłopak parsknął śmiechem. Nie istniał świat problemów. Mógł bawić się bez końca. I to właśnie kochał. Te momenty, w których żył naprawdę, bez ograniczeń.”

    A jeśli chcesz naukowe opisy, to możesz zajrzeć do encyklopedii „Wpływ narkotyków na pół-Saiyan”. Powodzenia w szukaniu. :D

    „Na przykład nie dowiaduję się, jak wyglądał zjazd pół-Saiyana i czy pojawiły się typowe skutki odstawienia.”
    To racja, można rozwinąć ten wątek narkotyków i ich wpływu na organizm Trunksa. Co do „zjazdu”, to kac pojawia się później, ale trochę informacji o esctasy nie zaszkodzi:

    „Ecstasy (MDMA) to narkotyk popularny wśród tak zwanych „niedzielnych narkomanów” - osób, które sięgają po środki psychoaktywne tylko w weekendy, często przy okazji wyjścia do klubu czy na koncert. (...) MDMA uznaje się obecnie za narkotyk "imprezowy" i towarzyski – dlatego, że jego główne działanie polega na zwiększaniu empatii i poczucia jedności z innymi ludźmi. Poza tym posiada właściwości wyostrzające zmysły i intensyfikujące przeżywanie emocji. (...)
    Całkowity czas działania narkotyku wynosi 2-4 godziny, ale może przedłużyć się nawet do 6. (...) Efekty zażycia: pobudzenie psychiczne i fizyczne, poczucie wewnętrznej siły, energii, brak zmęczenia (...) pobudzenie seksualne. (...) Na drugi dzień po zażyciu narkotyku pojawia się kac, czyli objawy odstawienne: obniżony nastrój (związany z gwałtownym spadkiem serotoniny), senność, zmęczenie, zawroty głowy, mdłości, drażliwość, zmniejszona koncentracja. (...) Po wprowadzeniu na rynek Viagry modne stało się łączenie niebieskiej tabletki z ecstasy. Taka mieszanka, w slangu narkotykowym zwana sextasy, ma potęgować doznania seksualne.”

    Źródło: https://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/zdrowie-psychiczne/ecstasy-mdma-dzialanie-objawy-i-skutki-uboczne-zazycia-narkotyku-aa-ALMX-pBnG-rMT6.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę komentować tego, czego tekst nie oddaje w pełni fabularnie. Twoje wyjaśnienia nic mi nie dają; nie zmienię zdania. Tekst albo się broni sam, albo jest słabo napisany. Albo ecstasy pojawia się w tekście po coś i jednocześnie może wczuć czytelnika i pokazać mu, jak działa, albo wisi, bo tak, a czytelników... Pal licho czytelników! Chcą, to sobie wyguglują...
      Fajne podejście. Takie profesjonalne.

      Usuń
    2. „Nie będę komentować tego, czego tekst nie oddaje w pełni fabularnie.”

      Do porównania z Woodstockiem się nie odniosłaś, a szkoda.

      Co do wyjaśnień, chodziło mi tylko o Twoje zarzuty odnośnie zaburzenia seksualności. Opisałam Ci to, bo byłaś pewna, że to tak zaburza, że nie ma opcji, aby był seks, bo tak sobie uznałaś. Tylko dlatego podałam Ci te linki. A nie ma sensu wplatać tego do opowiadania i tworzyć sztucznego dialogu kolegów typu: "Ej, a po ecstasy można uprawiać seks?", bo chłopcy w tym wieku chętnie dzielą się sukcesami, ale już o porażkach czy problemach rzadko rozmawiają.

      Usuń
  36. Mnóstwo wpisów o tym, jak esctasy przyczynia się do lepszego seksu.
    Przy okazji, żeby nie być jednostronnym, specjalnie szukałam czegoś przeciwnego, więc
    inne źródło:

    "Ecstasy – może spowodować psychiczne pobudzenie seksualne. Psychiczne pobudzenie nie musi oznaczać podniecenia na poziomie narządów płciowych – mogą pojawić się kłopoty z erekcją. Osoby przyjmujące MDMA osiągają przyjemność po najzwyklejszym dotyku i czują mistyczną, transcendentalną więź z innymi uczestnikami narkotycznej sesji."
    Źródło:
    http://www.uslugikryminalistyczne.pl/wplyw-substancji-psychoaktywnych-na-aktywnosc-seksualna/

    Jest napisane „mogą pojawić się kłopoty”, a nie „zawsze pojawiają się kłopoty”.
    A co do Twojego tekstu o tym, jak Trunks zaliczy dwie dziewczyny, bo może nie podołać, to przecież już z nimi był przed zażyciem esctasy. Więc nie wiem, o co Ci chodzi, chyba czytanie ze zrozumieniem znowu gdzieś po drodze się zgubiło. Polecam poszukać.

    „ (...) chociaż Goten wcześniej wyczuł dobrze mu znane KI. W rękach niósł trzy szklanki wypełnione różowym napojem. – Niósł Trunks, nie Goten.”
    I znowu, wycinanie początku zdania, żeby tylko nie było, że gdzieś tam wspomniałam o Trunksie. „Bezszelestnie podszedł do nich Trunks, chociaż Goten wcześniej wyczuł dobrze mu znane KI. W rękach niósł trzy szklanki wypełnione różowym napojem.” – Skoro Trunks podszedł, to oczywiste jest, że to on niósł te szklanki, dziwne, gdyby nagle niósł je Goten. Ale swoją drogą, tutaj można skrócić tę scenę i napisać, że po prostu Trunks podszedł ze szklankami. Takie bezszelestne podchodzenie i tak nie ma znaczenia w tym kontekście.

    „(...) – No kurwa, Goten, brzmisz jak stara zakonnica. – Zakonnica? Wiara katolicka w uniwersum Dragon Ball? Chyba poleciałaś za mocno...”
    Kuririn był w klasztorze Szałolin, gdzie razem z innymi mnichami pobierał nauki. Jest to parodia prawdziwego klasztoru, za Wikipedią: „Klasztor Szaolin[1] (chiń. 少林寺; pinyin: Shàolín Sì) – świątynia buddyjska wybudowana w 495 roku, znajdująca się w Chinach, w prowincji Henan.”
    (Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Klasztor_Szaolin)

    Mogą znać mnichów, a nie mogą zakonnic? Z drugiej strony tak, jakbym napisała: „Goten, brzmisz jak stary mnich” to było lepiej, bo to na pewno występuje w DB...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezszelestnie podszedł do nich Trunks, chociaż Goten wcześniej wyczuł dobrze mu znane KI. W rękach niósł trzy szklanki wypełnione różowym napojem. – I raz jeszcze, mam nadzieję, że ostatni. Środkowy podmiot się zmienia. Czasownik przyporządkowany jest do Gotena, bo to on wyczuł KI. A więc w kolejnym zdaniu to on automatycznie będzie przypisany do kolejnego czasownika. To nie jest skomplikowane, naprawdę. Nie byłoby problemu, gdybyś napisała:
      Chociaż Goten wcześniej wyczuł dobrze mu znane KI, Trunks podszedł bezszelestnie. W rękach niósł trzy szklanki wypełnione różowym napojem. – Mamy pierwszy czasownik w odniesieniu do podmiotu Goten i dwa następne czasowniki przynależne do podmioty Trunks. Chodzi tylko i wyłącznie o stronę techniczną. Nic więcej.

      Mogą znać mnichów, a nie mogą zakonnic? Z drugiej strony tak, jakbym napisała: „Goten, brzmisz jak stary mnich” to było lepiej, bo to na pewno występuje w DB... – To byłoby naprawdę smaczne.

      Usuń
    2. „Mamy pierwszy czasownik w odniesieniu do podmiotu Goten i dwa następne czasowniki przynależne do podmioty Trunks. Chodzi tylko i wyłącznie o stronę techniczną. Nic więcej.”

      Okej, załapałam stronę techniczną. :D

      "To byłoby naprawdę smaczne."
      Tak, tylko że nie miałoby żadnego odniesienia...

      Usuń

  37. „(...) nawet uaktywniony ssj1 nie pomógł (...) – kiedy pierwszy poziom Super Saiyanin uaktywniał się w anime, powodowało to jakieś napięcie, emocje. U ciebie tego brakuje, tylko o tym piszesz i nic więcej. Poza tym źle wygląda taki zapis. Jeżeli już chcesz używać skrótów (które notabene w literaturze nie są mile widziane), użyj wielkich liter i podaj gdzieś ich rozwinięcie dla mniej rozeznanych czytelników.”
    Nie zawsze Super Saiyanin powodował emocje. Kiedy już osiągnęli ten poziom (a zrobili to dawno), nie było już żadnego napięcia. Mam przytoczyć konkretne sceny czy darować sobie? Bo chyba pamiętasz tylko te najważniejsze momenty w DB. I chyba tylko te, w których osiągali jakieś poziomy... Przy okazji, u mnie Vegeta też osiąga nowy poziom, co jest rozbudowane i okraszone odpowiednimi emocjami.

    Co do używania wielkich liter - to racja, skróty ssj1 są po prostu tylko skrótami, lepiej wyglądałoby to w całości. A co do podawania rozwinięcia – no błagam, od 15 tomu DB jest mowa o Super Saiyanine, trochę ciężko, aby jakiś fan nie wiedział, co to znaczy. ;p


    „Uśmieszek zaplanował ruch...?” – Znowu to samo?

    „(...) nie zdołał wstać i wyprowadzić kontry. Goten przygwoździł go swoim ciałem do kołdry (...). – Ten rym jest zbyt widoczny.”
    Przecież to żaden rym, a nawet jeśli, to jakiś strasznie pokraczny.

    „Gotenowi… przykro? Przykro mu, że jego dawny przyjaciel chciał namówić go do gwałtu?! Goten powinien wyjść stamtąd z Giną, niczego nie tłumacząc i nigdy już nie wracać! Jego delikatna reakcja (nawet jak na krótką walkę w namiocie) jest w obliczu tego przestępstwa po prostu żadna.”
    Tak, Goten powinien stamtąd wyjść bez słowa, ale on miał w tym cel. Jaki, to wyjaśnia się później, ale chyba do tego doszłaś, więc napiszę, skoro nie zrozumiałaś – kradzież Smoczych Kul. Gdyby odleciał, Trunks z kumplami mogliby wypowiedzieć życzenie, a Goten, widząc, do czego Trunks jest zdolny, chciał temu zapobiec. Sprowokował więc walkę z Trunksem. Co jest oczywiste, kiedy dowiadujemy się, że kule zniknęły. No ale dla Ciebie powinien odlecieć w pośpiechu, bo tak Ci się podoba. I wciąż podkreślasz, że jest naiwny, więc wolałabyś, aby odleciał bez niczego i nie zabrał kul, to pasowałoby do Twojej wizji.

    Jeszcze nawiązując do mangi, w DB nie ma niestety pokazanego nastoletniego Gotena, widzimy jedynie, że zamiast trenować, woli randkę z dziewczyną. I to tyle. Jako mały chłopiec zgadzał się na wszelkie pomysły Trunksa, nawet mając opory. Na turnieju pozbawili przytomności Zamaskowanego Wojownika (napaść, pobicie, podszywanie się pod inną osobę), a mieli zaledwie 7-8 lat.

    „W ogóle ciężko mi uwierzyć w to, co zaplanował Trunks. Jak o tym przeczytałam, to myślałam, że zwymiotuję – tak bardzo brzydzi mnie twoja główna postać. To miał być gwałt, wiesz?”
    Zadanie Gotena polegało na seksie z jakąś dziewczyną i zrobieniu jej nagich zdjęć. Fakt, że Trunks ironicznie odpowiedział „pomagam ci ją przelecieć” nie znaczy, że chodziło mu o seks, w końcu dziewczyna i tak była nieprzytomna, a Trunks chciał jej zrobić zdjęcia, żeby pokazać kolegom. Bo chyba nie uważasz, że zamierzał rozebrać Ginę i patrzeć sobie, jak Goten „coś” z nią robi, nieprzytomną? Ale zgadzam się, że w tekście nie jest to odpowiednio podkreślone i można się nie domyślić. A przynajmniej nie każdy się domyśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze Super Saiyanin powodował emocje. Kiedy już osiągnęli ten poziom (a zrobili to dawno), nie było już żadnego napięcia. Mam przytoczyć konkretne sceny czy darować sobie? Bo chyba pamiętasz tylko te najważniejsze momenty w DB. – No dobra, ale u ciebie sprawa jest inna, bo piszesz tekst, a nie animujesz. Działasz na wyobraźnię, nie na zmysł wzroku. Musisz poruszyć czytelnika mocniej, pobudzić jego wyobraźnię, rozruszać ją, masz za chwilę scenę dynamiczną, którą takim czymś kładziesz już na wstępie.
      Czemu zawsze masz taki problem, gdy subiektywnie zauważam, że zbyt mało się wysiliłaś? xD

      Jesteś fanką Vegety, który mordował malutkie dzieci – a to jest dla Ciebie jak najbardziej w porządku, ale już Trunks, który po narkotykach zamierza rozebrać dziewczynę i zrobić jej nagie zdjęcia, to przekroczenie wszelkich granic. – Bo kanoniczny Trunks... Ech.

      Fakt, że Trunks ironicznie odpowiedział „pomagam ci ją przelecieć” nie znaczy, że chodziło mu o seks (...) – a ja mam to wiedzieć, booo...? Przecież tego nie ma w tekście. Jest za to tekst o seksie i zdegenerowany Trunks, który w opowiadaniu nie zrobił nic pozytywnego, co by sprawiło, że nie podejrzewałabym go o to na pewniaka.

      Usuń
    2. „Musisz poruszyć czytelnika mocniej, pobudzić jego wyobraźnię, rozruszać ją, masz za chwilę scenę dynamiczną, którą takim czymś kładziesz już na wstępie.”

      Opisywanie przemian w SSJ i rozpisywanie się miałoby sens, gdyby nie fakt, że u nich to standard, kiedy zaś mam sceny, że przekraczają próg, czy też przemieniają się i ma to duże znaczenie w fabule, opisuje to bardziej szczegółowo.

      „a ja mam to wiedzieć, booo...? Przecież tego nie ma w tekście.”

      A przecież ja napisałam, że w tekście nie jest to odpowiednio podkreślone i się z Tobą zgadzam, więc nie wiem, po co mi piszesz to samo. Czytanie ze zrozumieniem, gdzie jesteś? XD

      Usuń
  38. Oczywiście to też jest chamstwo w najwyższej postaci (zdjęcia), więc Trunksa nie usprawiedliwiam, tak jak tego, że był zdolny do wielu świństw. Myślę, że gdyby Goten był inny i zamierzałby coś Ginie zrobić, Trunks nie zaoponowałby. Z drugiej strony, był też po alkoholu i narkotykach („Alkohol pulsował we krwi, a rozluźniające narkotyki powoli przestawały działać. Był rozdrażniony, niespokojny. Potrzebował adrenaliny, odstresowania.”), co tylko wzmagało jego gorszą stronę natury.
    „Negatywne efekty działania (ecstasy)

    napięcie emocjonalne
    depersonalizacja
    niepokój mogący przerodzić się w panikę
    nadwrażliwość na bodźce z zewnątrz
    poczucie utraty kontroli
    nieprzyjemne halucynacje i depresja”

    Źródło: https://www.narkomania.org.pl/informator-o-narkotykach/ecstasy/

    „Jedynie żałuję, że Goten nie wygrał bójki, po prostu pozwolono mu odejść. Chciałabym, by Trunks poniósł konsekwencje za to.”
    Goten celowo nie wygrał bójki. Gdyby walczyli „na serio”, wynik mógłby być inny.

    „Przede wszystkim chcę, aby Bulma dowiedziała się, do czego jej ukochany synek zamierzał doprowadzić. Oczywiście tak się pewnie nie stanie, bo Trunks wydaje się być twoim faworytem i do tej pory tylko mu się powodzi. Czy kiedyś to się skończy?”
    Bulma dowie się, do czego Trunks chciał doprowadzić (akurat nie z Giną, tylko z Delią, ale scena jest faktycznie z nim i z Delią, więc nie ma sensu wracać do tej z Giną). Co do Trunksa i mojego faworyta, któremu tylko się powodzi – to ciekawe, że przestałaś czytać akurat w momencie, kiedy cały świat Trunksa zaczyna wymykać mu się z rąk, kiedy nie wszystko idzie po jego myśli (w sumie to praktycznie nic...), kiedy jest osamotniony, bez przyjaciół, z poczuciem winy i świadomością, co zrobił.



    „[Poza tym jak sobie pomyślę, że w przyszłych rozdziałach ten bohater jednak znajdzie jakąś tam swoją wielką miłość i nawet stanie się ojcem, to już w ogóle zbiera mi się na wielki rzyg na samą myśl o tym].”
    A skąd wiadomo, że znajdzie wielką miłość i zostanie ojcem? Przecież nic o tym nie ma w opowiadaniu. ;p
    Poza tym, cała Twoja wypowiedź jest po prostu jedną wielką hipokryzją, jeśli spojrzymy na wypowiedź odnoszącą się do prologu.

    „Podoba mi się również, że tak delikatna kwestia jak gwałt (a przynajmniej zamiary co do niego) są opisane tak… po prostu. Nie ma w tym żadnego drugiego dna, opis procesu nie trwa długo, nie ma długich i tanich wstępów oraz fakt pozbawiony jest oceny. Vegeta był kiedyś dupkiem i to chcesz mi dać do zrozumienia. Przyjmuję taki stan rzeczy, chociaż jest to dla mnie trudne, bo jako fanka Vegety nigdy w życiu nie chciałabym być jednocześnie fanką gwałciciela (...)”
    Jesteś fanką Vegety, który mordował malutkie dzieci – a to jest dla Ciebie jak najbardziej w porządku, ale już Trunks, który po narkotykach zamierza rozebrać dziewczynę i zrobić jej nagie zdjęcia, to przekroczenie wszelkich granic. Ciekawe podejście. Serio. Zresztą, nawet jak uznasz, że Trunks w zamiarze chciał, aby Goten zgwałcił Ginę, to i tak dla mnie mordowanie dzieci jest gorsze. Ale każdy ma inny rodzaj moralności.

    OdpowiedzUsuń
  39. Piszesz też, że rzygasz na myśl, że Trunks, który nigdy nie dopuścił się gwałtu (tylko był tego bliski) ani nie torturował ludzi, czy też nie planował latać po planetach, aby mordować całe miasta, nie może w przyszłości mieć szansy na miłość i dziecko.
    A już Vegeta może sobie być gnojkiem, dobijać ledwo żywych, mordować dzieci, kobiety, torturować ludzi, ale zostaje mu to wspaniałomyślnie wybaczone, zakłada sobie rodzinę, znajduje miłość w postaci Bulmy i ma dzieci... I to dla Ciebie zupełnie w porządku? Nie rozumiem tej hipokryzji. Parafrazując Ciebie – rzygać mi się chce od takiego rodzaju hipokryzji.

    „Nastroju nie poprawiło mi nawet ciekawe zakończenie o Akumie.”
    Przykro mi bardzo, może prześlę chusteczkę przez maila?

    „A w ogóle opisałaś dość poważną walkę w… namiocie. Na pewno? W sensie bohaterów ogranicza dość mała powierzchnia; nie wyobrażam sobie starcia w takim miejscu.” Nie był to przecież malutki namiocik, a walka trwała krótko. Ale racja, że można gdzieś wspomnieć o rozmiarach namiotu.

    Całkiem też pominęłaś fakt, że Goten ukradł Trunksowi kule. Chyba tylko po to, żeby nie musieć usuwać zdania wrzuconego kilka linijek wyżej, tego, że Trunksowi „tylko się powodzi. Czy to się kiedyś skończy?”. Tak mu się powodzi, że został okradziony z kul, które były dla niego punktem wieczoru.

    ROZDZIAŁ DWUNASTY

    „Paskudnie czytało mi się takie treści w odniesieniu do uniwersum DB i do bohaterów, którzy zawsze kojarzyli mi się pozytywnie. Nie rozumiem, dlaczego tak uparcie to niszczysz.”
    Nie skomentuję tego, że bohaterowie DB zawsze kojarzyli Ci się pozytywnie, skoro Vegeta w przeszłości to kawał drania. Ale niech będzie, każdy ma inne skojarzenia z tekstem „pozytywnie”, niektórzy patrząc na wojownika z kosmosu, który bije dziecko, mogą uznać, to za pozytywne działanie, nie wnikam.
    A, jeszcze jedna rzecz co do DB. Akurat w tym anime spotykamy wielu złych bohaterów, którzy pod wpływem Goku i jego przyjaciół, przechodzą lepsze i gorsze momenty.

    „Tym bardziej że zaczynasz rozdział od smuteczku Trunksa, który przeżywa dawną przyjaźń z Gotenem, ale w ogóle nie przejmuje się tym, jakie miał zamiary i do czego mógł doprowadzić.”
    Trunks ostatecznie nie zrobił niczego poważniejszego niż pozbawienie nastolatki przytomności. Ma teraz o tym myśleć? On jest egoistą, myśli o swoich problemach, na nich się skupia. Zresztą, dzieciaki tak często mają, że myślą o sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem też pominęłaś fakt, że Goten ukradł Trunksowi kule. Chyba tylko po to, żeby nie musieć usuwać zdania wrzuconego kilka linijek wyżej, tego, że Trunksowi „tylko się powodzi. Czy to się kiedyś skończy?”. Tak mu się powodzi, że został okradziony z kul, które były dla niego punktem wieczoru. – To było dla mnie tak mało znaczące w obliczu zajebistości tego bohatera, że w ogóle nie wzięłam tego pod uwagę. Choć fakt, mogłabym. To jednak właściwie niczego by w moim odczuciu nie zmieniło.

      Trucie i rozbieranie dziewczyny, by zrobić jej nagie fotki... to w sumie nic poważnego, huh? Gwałt to nie tylko seks, to też naruszanie strefy komfortu. Liczyłam na jakąś refleksję na zjeździe po tabsie właśnie z tego powodu, ale nie, bo Goten. W sensie ja do końca bardzo liczyłam, że spotkam gdzieś jeszcze tego Trunksa, dobrego dzieciaka z anime... Stąd takie fragmenty w ocenie. Chciałam, byś wiedziała, jak bardzo jestem rozżalona. Nie wiem natomiast, co miałaś na celu ty, pisząc mi takie komentarze. Nie mam prawa czuć emocji w trakcie czytania? Odbierać bohaterów po swojemu?

      ¯\_(ツ)_/¯

      Usuń
    2. „To było dla mnie tak mało znaczące w obliczu zajebistości tego bohatera, że w ogóle nie wzięłam tego pod uwagę.”

      No jak nie wzięłaś pod uwagę, skoro to zepsuło Trunksowi cały plan, którym tak się jarał? Koledzy się z niego śmiali, a mu było wstyd, że wyszedł na ofermę, dał się okraść kumplowi, a teraz jeszcze musi kłamać, że niby go jakaś dziewczyna okradła. Porażka na całego. A kul nie odzyskał.

      „W sensie ja do końca bardzo liczyłam, że spotkam gdzieś jeszcze tego Trunksa, dobrego dzieciaka z anime...”

      Przykro mi, że 15-letni smarkacz to nie jest 8-latek, o jakim chciałaś czytać. O 8-letnim Trunksie pisałam w odcinku „Demon”, tam jest miły Trunks, który ma trochę emocjonalnych problemów, ale słucha mamy, nie imprezuje i nie ma w nim patologii.

      „Chciałam, byś wiedziała, jak bardzo jestem rozżalona.”

      Widzę właśnie, jak jesteś rozżalona. Ale co, ma mi być przykro, mam pisać jakieś przeprosiny, że przeze mnie jesteś smutna? Kartkę wakacyjną przesłać? Dobra, wybacz te złośliwości, ale nie wiem, co odpisać na taki tekst.


      „Nie mam prawa czuć emocji w trakcie czytania? Odbierać bohaterów po swojemu?”

      Hej, hej, ale dlaczego TY masz prawo odbierać bohaterów po swojemu, a JA już nie? Dlaczego w ocenie krytykowałaś i wyśmiewałaś moje podejście do Trunksa, jako niezgodne z kanonem, jako przerysowane, żenujące itd., ale ja już nie mogę się obronić, bo dostaję tylko taką odpowiedź?

      Każdy ma prawo mieć swoją wizję bohaterów. Ja mam swoją. Tobie ta wizja się nie podoba, jest przerażająca, co rozumiem, ale u Ciebie to jest na zasadzie: „mi się nie podoba, więc powinnaś to zmienić”.

      Nigdzie nie napisałam, że nie możesz czuć emocji czy odbierać bohaterów po swojemu, ja piszę tylko to, co jest w kanonie. Czepiłaś się, że Trunks nie powinien mieć szansy na szczęście, ale Vegecie tę szansę dałaś, bo „zmienił się”. Czy Trunks nie może się zmienić? Skreśliłaś go lekką ręką, a nie wiesz, co przeżywa później.

      Usuń
  40. „W kolejnej scenie przytaczasz wspomnienie świąt, ale ta retrospekcja nie jest zapisana kursywą, jak robiłaś w poprzednich notkach.”
    Kursywa by się przydała, wiem, ale bez niej jest czytelnie, a przy każdej Wigilii są podane daty.

    „Dlaczego twoi bohaterowie łamią się opłatkiem? To tradycja chrześcijańska! Naprawdę nie czujesz, że coś tu ewidentnie nie pasuje?”
    Jest wyjaśnione, dlaczego łamią się opłatkiem. Bulma taką tradycję podpatrzyła z telewizji. Jakoś w DB nikomu nie przeszkadza, że Gohanowi są wyprawiane urodziny i ma tort ze świeczkami, a w krajach azjatyckich nie są popularne takie torty. Dziwne, że w DB mają tort i świeczki, skoro to wywodzi się z Niemiec.

    „Wydaje mi się, że w tym rozdziale chciałaś na chwilę oderwać czytelnika od rzeczywistości, którą przedstawiasz, i wmówić mu, że rodzina Briefs wcale nie jest aż tak patologiczna i da się ją lubić, ale to nie działa (...)”
    Jak to chcę wmówić, że rodzina Briefs nie jest patologiczna? Przecież te święta to pokazanie rozpadu rodziny, ciężkich scen, nieobecności Vegety... Sorry, ale raczej nie czytałaś tego odcinka, skoro uważasz, że taki był mój cel. W tym rozdziale widzimy przecież dużo przykrych scen.

    „Czuję się, jakbym oglądała zakłamany filler; jakbyś chciała wybielić swoich bohaterów, jednak zdecydowanie na to za późno. Nie kupię tego sympatycznego obrazka, bo po przeczytaniu wcześniejszych notek jest dla mnie sztuczny.”
    Naprawdę nie czytałaś całości, nie licząc pierwszych świąt, nie? Vegeta jest wredny, widać, że nie cierpi świąt, nie chce spędzać czasu z Brą, Trunks na święta jest u Sonów, a jego myśli są dalekie od ideału: „Trunks obserwował, jak Goku podchodzi do wnuczki z szerokim uśmiechem. Gdyby to on miał syna, Vegeta z pewnością omijałby go szerokim łukiem. Skarcił się w myślach za wspominanie ojca. Ale poczuł, jak na dno brzucha opada mu coś zimnego i ciężkiego. Chciałby, żeby jego tata z takim samym zapałem siadał obok niego i Bry. Chciał, żeby tata pokazał mu, jak bardzo go kocha. Czasami już w to nie wierzył. I marzył o wynalezieniu eliksiru powodującego zapomnienie.”

    Widzimy też jak Vegeta na jedne ze świąt odlatuje na złość Bulmie i Bra z matką zostają same w ten wieczór. Vegeta żałuje odlotu, ale duma nie pozwala mu wrócić. Na kolejne święta już jest z nimi, ale Trunksa nie ma, bo chłopak podsłuchuje rozmowę matki, która uważa, że nie powinien z nimi siedzieć.
    I to dla Ciebie sympatyczny obrazek? No to w takim razie przeczysz sama sobie. Najpierw uznajesz, że Vegeta jest u mnie mało pozytywny, bo nie spędza za wiele czasu z Brą, a jak zostawia rodzinę na święta, to nagle to już sympatyczny obrazek? I nie liczę oczywiście tych pierwszych świąt, kiedy jasno jest napisane, że Trunks ma 11 lat. Bo to są jedyne dobre święta Trunksa.

    ROZDZIAŁ TRZYNASTY

    „Nie mógł jednak odczytać położenia Kul, co oznaczało, że zostały gdzieś ukryte.”
    A dlaczego Trunks nie weźmie pod uwagę, że Goten mógł tak po prostu te Smocze Kule oddać Goku? Goten powinien tak zrobić. Tu chodzi o potężny artefakt w ręku nieodpowiedzialnego gówniarza!”
    A czemu Goten musi postąpić tak, jak uważasz Ty? Akurat powinien oddać kule Goku, ciekawe, co ten by z nimi zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  41. „Goten jeszcze w pokoju mógłby zawiadomić ojca, a nie wychodzić z Trunksem i jeszcze spełniać jego życzenia o wyciszaniu swojego KI.”
    Goten mógł wyciszyć KI i gadać z Trunksem bez problemu, bo i tak wiedział, że Trunks nie znajdzie kul.

    „[Update: niżej okazuje się, że – faktycznie – Trunks włamuje się do pokoju Gotena i chce odzyskać zdobycz. Dlaczego do akcji w pokoju nie wkracza Goku? To brzmi jak imperatyw narracyjny – coś logicznie powinno mieć miejsce; Goku w takich momentach nie bywał ograniczony i powolny. Jednak w ogóle to pominęłaś, nie wyjaśniając, dlaczego bohater pojawił się ze sporym opóźnieniem].”
    A czemu Goku w środku nocy musiałby idealnie w momencie pojawienia się Trunksa wkroczyć do pokoju? Mógł akurat sikać czy spać i po prostu się przebudzić, albo spał nago/w bokserkach i potrzebował chwili na ubranie spodni.

    „Mieszasz w dialogach:
    – Ukradłeś? – powtórzył zaskoczony Goku, zwracając wzrok na syna.
    – Pożyczyłem. – Goten zrobił się czerwony na twarzy.
    – W twojej rodzinie zabieranie bez pozwolenia to pożyczanie? – Trunks udał uprzejme zdziwienie. – Drugą wypowiedź przytoczył Trunks, a trzecią – Goten. Ty zapisałaś odwrotnie; po wypowiedzi dialogowej mogą pojawić się tylko te zdania, które dotyczą postaci wypowiadającej się.”

    Nie wiem, o co Ci chodzi, albo jestem za głupia, albo nie wiem, co z tym masz za problem. Jakie „drugą wypowiedź przytoczył Trunks”, skoro jest napisane, że Goten. I jakie „trzecią – Goten”, skoro jest napisane, że Trunks.

    „To jest dla mnie gorzej niż odklejone – czytać o niefrasobliwej rozmowie Goku z Trunksem na temat tego, że coś wisi w powietrzu, bo Vegeta był niespokojny.”
    Goku w DB był niefrasobliwy, czy tego chcemy, czy nie.

    „Czy Trunksa naprawdę nie spotka żadna konsekwencja wynikająca z otrucia koleżanki?”
    Kto miał powiedzieć o tym, że Trunks otruł koleżankę? Goten POWINIEN powiedzieć, ale tego nie zrobił. Gina musiałaby wiedzieć, że coś złego miało ją spotkać, a Goten nie powiedział jej „wiesz, mój kolega chciał ci zrobić coś złego, więc chodźmy z tym na policję”, zapewne po to, aby jej nie straszyć, skoro nie spotkało jej nic złego (tak, utrata przytomności oraz niecne plany to złe rzeczy, ale ciężko o dowody. Słowo przeciwko słowu, nie? Trunks może zawsze powiedzieć, że dostał takiego drinka w barze, w końcu mówi, że rozdawali za darmo). Oprócz dziewczyny był tam tylko Trunks, a sam na siebie nie doniesie.

    „Mam o tym zapomnieć, bo Vegeta jest po prostu większym chamem niż zwykle?”
    Co ma jedno z drugim wspólnego? Skoro Goten tego nie rozgłosił (też nie chcąc pewnie narażać Giny na nieprzyjemne myśli, czy faktycznie nic złego jej nie spotkało), to jak miał to zrobić Goku?

    „Wiem, że Goku w anime był sympatycznie ufny i naiwny, ale w twojej rzeczywistości, w której Trunks jest naćpany i pijany, kradnie i nie ma szacunku do nikogo, nawet Goku powinien bardziej się zmartwić (...)”
    Błagam, Goku darował życie Freezerowi, który zamordował na jego oczach najlepszego przyjaciela, po prostu sprawiając, że ten wybuchł. I to ze świadomością, że więcej go nie wskrzeszą. Nie martwiło go też darowanie życia mordercy, który będzie chciał się zemścić, więc miałby przejąć się Trunksem, który kradnie pomnik? Nawet Trunks Future dziwi się, że Goku po tekście: „Cyborgi wszystkich zabiły (...) Ty nie będziesz walczył, bo umrzesz na serce”, strasznie żałuje, że ominie go walka, a nie widać, aby przejął się tym, że umrze czy też zginą jego przyjaciele i rodzina.

    OdpowiedzUsuń
  42. „Dlaczego, jeżeli potrafisz zmienić charaktery Briefsów i dostosować je do współczesnej, trudnej obyczajowości pełnej zachowań amoralnych będących na porządku dziennych, nie dostosujesz też Goku i reszty? Niech będą dobrzy, jak są kanonicznie, ale nie muszą być aż tak ślepi i głusi.”
    Skąd wniosek, że są „ślepi i głusi”? Goku, co widać kilkakrotnie, przeczuwa, że coś się zbliża, zachowanie Trunksa mu się nie podoba, ale on nie wychowywał nigdy zbuntowanego nastolatka, więc nie wie, co to znaczy i jak interpretować takie akcje. Poza tym traktuje to bardziej jako chłopięce zagrywki, zwłaszcza że Trunks mówi, że odda pomnik.
    Goten jest natomiast sprytniejszy od Trunksa, kradnie mu kule tak, żeby się nie zorientował. Tego jakoś nie dostrzegasz.

    „Cieszę się, że wątek wiedźmy wysuwa się na prowadzenie. Lepiej późno niż wcale.” Wiem, że późno, ale to kwestia dopracowania, kiedyś trochę pobawię się z początkową fabułą i może coś tam jakoś przyśpieszę.


    ROZDZIAŁ CZTERNASTY

    „Wiesz, czego strasznie brakuje mi w twoich rozdziałach? Opisów. Zaczynamy rozdział podróżą i skupiasz się na ogólnikach: bohaterowie podążali do siedziby Baby Guli, lecieli nowoczesnym samolotem i… tyle.”
    To prawda, mam problem z opisami, nie umiem pisać ich wprawną ręką. Staram się nad tym pracować od jakiegoś czasu, ale chyba średnio mi wychodzi.

    „– Odnajdziesz tylko jeden sen, tak? Nic więcej nie zobaczysz?
    Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Pomarszczona twarz Baby Guli wyrażała tylko zaciekawienie, natomiast Vegeta był wyraźnie spięty.”
    Jasne, można zmienić to jedno „tylko” na coś innego.

    – Powiesz mi, kto to… I jak to przerwać? – Vegeta czuł irytację. (...) Na samą myśl, że jakaś starucha dostanie możliwość grzebania mu w snach, przepełniała go irytacja.

    Po tym parsknęłam śmiechem. Sorry, ale wycięłaś spory fragment i po prostu to wygląda, jakbyś celowo chciała pokazać, że dwa słowa „irytację” i „irytacja” są obok siebie. A nie są. Wklejam, żeby nie było:

    „– Powiesz mi, kto to… I jak to przerwać? – Vegeta czuł irytację. Chciał usłyszeć prostą receptę na problem, z jakim walczył od dłuższego czasu, jednak domyślał się, że nie będzie to takie łatwe.
    – Kontrola snów z kosmosu to nieczyste zagranie – powiedziała powoli Baba Gula, obserwując go uważnie. – Muszę wydobyć z ciebie jeden ze snów.
    – Wydobyć? – Vegeta uniósł brwi. – Nie podoba mi się to.
    – I nie musi, ale to jedyny sposób, aby poznać wroga. To jak, wyrażasz zgodę?
    – Odnajdziesz tylko jeden sen, tak? Nic więcej nie zobaczysz?
    Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Pomarszczona twarz Baby Guli wyrażała tylko zaciekawienie, natomiast Vegeta był wyraźnie spięty. Na samą myśl, że jakaś starucha dostanie możliwość grzebania mu w snach, przepełniała go irytacja.”

    Jasne, że można napisać w tym drugim, że przepełniała go złość, ale fragment jest tak długi, że ciężko to uznać za powtórzenie. Te są zazwyczaj naprawdę blisko. A wklejanie długiego fragmentu, żeby wyciąg z niego większą część i sprawić, aby te dwa wyrazy były obok siebie... Rany, jakie to słabe.

    „Miał wrażenie, że to Babidi wstał z grobu, i znowu zaczyna kontrolować jego umysł. A przynajmniej próbuje.
    Nagle wszystko ustało. Klęczał na zimnych kafelkach cały zlany potem. – Z fragmentu wynika, że klęczał nie Vegeta, a Babidi.”
    Ktoś, kto rozumuje logicznie, domyśli się, że chodzi o Vegetę, z którego punktu widzenia pisana jest ta scena, a nie o Babidiego, którego tam – niestety, muszę Cię rozczarować – nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszasz w dialogach:
      – Ukradłeś? – powtórzył zaskoczony Goku, zwracając wzrok na syna.
      – Pożyczyłem. – Goten zrobił się czerwony na twarzy.
      – W twojej rodzinie zabieranie bez pozwolenia to pożyczanie? – Trunks udał uprzejme zdziwienie. – Drugą wypowiedź przytoczył Trunks, a trzecią – Goten. Ty zapisałaś odwrotnie; po wypowiedzi dialogowej mogą pojawić się tylko te zdania, które dotyczą postaci wypowiadającej się.”
      – Ach, okej. Tu ewidentnie mój błąd. Przy trzecim czytaniu to zrozumiałam, tutaj jednak sądziłam, że to uprzejme zdziwienie nie należy do Trunksa... to było... dziwne. Biorąc pod uwagę, że on nie jest uprzejmy.

      Goten jest natomiast sprytniejszy od Trunksa, kradnie mu kule tak, żeby się nie zorientował. Tego jakoś nie dostrzegasz. – No nie dostrzegam, więc nie umiem docenić. Nie odczytałam tego z tekstu, musiałaś mi to wytłumaczyć. Albo ja coś pominęłam, co jest prawdopodobne, albo źle przekazujesz zamiary bohaterów, co prawdopodobne jest tak samo, ponieważ nie patrzysz na swój tekst ani minimalnie obiektywnie.

      Po tym parsknęłam śmiechem. Sorry, ale wycięłaś spory fragment i po prostu to wygląda, jakbyś celowo chciała pokazać, że dwa słowa „irytację” i „irytacja” są obok siebie. A nie są. Wklejam, żeby nie było (...) – nie muszą być aż tak obok siebie, aby rzucać się w oczy. Mnie się rzuciły, ale nie potraktowałam tego jednak jako, ot, powtórzone słowo, ale jako powtórzoną emocję. Skoro raz o niej poinformowałaś, następnie wystarczyło użyć czegoś innego. Emocje w bohaterze też mogą się rozwijać.

      Usuń
    2. „Przy trzecim czytaniu to zrozumiałam, tutaj jednak sądziłam, że to uprzejme zdziwienie nie należy do Trunksa... to było... dziwne. Biorąc pod uwagę, że on nie jest uprzejmy.”

      Jak to: nie jest uprzejmy? Właśnie takie sceny pokazują, że potrafi być uprzejmy, kiedy chce coś osiągnąć. Dla dziewczyn też jest miły i uprzejmy, kiedy czegoś chce, podobnie jak dla matki.

      „Albo ja coś pominęłam, co jest prawdopodobne, albo źle przekazujesz zamiary bohaterów, co prawdopodobne jest tak samo, ponieważ nie patrzysz na swój tekst ani minimalnie obiektywnie.”
      Zarzut, że nie patrzę obiektywnie jest żenujący w obliczu tego, ile błędów wytknęłam Ci przy momentach, w których myliłaś osoby, zapominałaś o nich, czy sugerowałaś się ich dawnym wiekiem.

      Ciężko, żebym w tym fragmencie źle przekazała zamiary bohaterów, skoro po szamotaninie mamy fragment:

      „Trunks nagle zamarł. Ręka, którą miał w kieszeni spodni, wymacała pustkę. Brakowało portfela. Był pewny, że miał go cały czas przy sobie, płacił nawet za drinki przy barze, a później w locie sprawdzał, czy jest na miejscu… Podawał drinka Ginie i na pewno go miał. Przełknął ślinę. A więc to musiało być podczas walki z Gotenem. (...)”

      Tu następuję dłuższy fragment szukania portfela ze Smoczymi Kulami, co pomijam. Dalej:

      „ Przez chwilę trwało zamieszanie i ogólne przetrząsanie namiotu, ale portfela nikt nie znalazł. I wtedy Trunksa uderzyła pewna myśl. Może Goten tylko udawał, że nie jest w stanie walczyć? A jego żałosna technika polegała na odwróceniu uwagi? To miało sens. Szamotali się w pościeli dłuższą chwilę i ten moment musiał wykorzystać Goten. Trunks przymknął oczy i spróbował skupić się na jego KI. Przez alkohol i narkotyki zawsze było to trudniejsze. Tym razem niczego nie poczuł. Zacisnął pięści. Son wyciszył swoją moc do zera. To oznaczało tylko jedno. Miał Smocze Kule.”

      Po tym mamy dłuższy dialog o tym, jak Trunks gada z kumplami, że nie ma kul.

      No i a’propo zajebistości Trunksa:

      „Wiedział, że za nic nie przyzna, kto to zrobił. Koledzy straciliby o nim dobre zdanie. Bo kto zaprasza kumpla-niedorajdę, w dodatku takiego, co kradnie im przepustkę do zostania bogami? Jak Goten mógł to zrobić? I jak on, ten, który zawsze wszystkich przechytrzał, mógł dać się tak podejść? To było niewyobrażalnie kompromitujące. Ale wiedział, co zrobi. Odnajdzie Gotena i zabierze mu Smocze Kule, kiedy tylko ten zaśnie. Wtedy nie zdoła wyciszyć energii. Nad ranem wypowiedzą życzenia.”

      Ciężko to wszystko przeoczyć. Dlatego dla mnie wyglądało to na sprytne pominięcie wątku w ocenie, aby tylko napisać, że Goten, mimo że dobry, to jest naiwny.

      Usuń
    3. Zarzut, że nie patrzę obiektywnie jest żenujący w obliczu tego, ile błędów wytknęłam Ci przy momentach, w których myliłaś osoby, zapominałaś o nich, czy sugerowałaś się ich dawnym wiekiem. – No... nie. :D Bo to nie moja wina, że tekst jest tak średnio pisany, że zapomina się o postaciach czy wątkach lub nie czyta się poprawnie spomiędzy wierszy. Jeżeli te postaci nie mają sylwetek psychologicznych i nie są na swój sposób charakterystyczne albo jakieś ważne hinty są poukrywane wśród wątków mało porywających...

      A dobra. Może po prostu chodźmy na kompromis -> według mnie te postaci nie są charakterystyczne, są natomiast płytkie i łatwo o nich zapomnieć. Potrafię przypominać sobie w tym momencie pierdyliard postaci dalszoplanowych z różnych fików i beletrystyki wydanej, czytanych i z lata temu, a twoich postaci po 2-3 tygodniach nie pamiętam wcale.

      ¯\_(ツ)_/¯

      Usuń
  43. „Podobają mi się przemyślenia Vegety na temat trudnych wyborów między Bulmą a Brą. Powiem ci, że jest to jeden z lepszych fragmentów z kilku ostatnich rozdziałów. Lubię, gdy jest tak poważnie. Proszę, zostańmy już przy tym. Nie masz pojęcia, ile dałabym, by nie czytać o scenie nadchodzącej imprezy koleżanki Trunksa…”
    Cóż, od pewnego momentu, jest już w większości poważnie. A od urodzin Cię nie uratuję, wybacz... Szkoda mi, że taką traumę Ci zgotowałam...

    „Po skończonym posiłku Bra poszła do salonu porysować przy smerfnych hitach (...). – Smerfne Hity to nazwa własna, a właściwie tytuł, więc przydałby się cudzysłów lub kursywa. Natomiast na pewno domyślasz się, co myślę o takich elementach świata przedstawionego...”
    Tak, musi być cudzysłów, to przecież tytuł, nie wiem, co sobie ubzdurałam, że zapisałam bez niczego. No a wiem, co myślisz, wiem. Ty też wiesz, co ja myślę, więc jest okej. :D

    „Swoją drogą trochę bawi mnie to, że nikt nadal nie zauważył w rodzinie Briefsów zniknięcia Smoczych Kul.”
    Czytanie z zrozumieniem... Powtarzam: Trunks sam zbierał kule za pomocą radaru, one nie leżały sobie w szafie, jak założyłaś. Poza tym zabawna rzecz: „nikt w rodzinie Briefsów”, czyli kto? Chyba chodziło o Bulmę, a nie o Trunksa, Brę, czy Vegetę. ;p

    „No i niestety impreza dzieje się, młodzi gniewni wbijają na nią pod przebraniem, w tle słychać Eye of the tiger, a ja zastanawiam się, czy ty tak na poważnie… Jak to jest, że połowa rozdziału to naprawdę wartościowy konflikt fabularny, a druga połowa to nonsensowna szopka, o której praktycznie nie da się czytać?”
    Bo u nastolatków wszystko jest sensowne, przemyślane, może jeszcze dystyngowane?

    Tak, chłopaki zrobili szopkę, jak ostatni kretyni, a później Trunks pokazał, jaki z niego parszywy gówniarz. Ale – co dziwne – nic o tym nie piszesz. Ani słowa o urodzinach Delii – ooo, są normalne, no popatrz, a podobno u mnie wszyscy to degeneraci, nie? A tutaj zwyczajna impreza w ogrodzie, alkoholu brak, siedzą sobie na krzesełkach i czekają na komików. Są normalni nastolatkowie, ale gdybyś o tym wspomniała, to musiałabyś zaprzeczyć swoim poprzednim słowom.

    „– Ten gnojek żyje. Polecimy teraz na drugi koniec świata, żebyście mieli jakieś alibi, skoro tak pękacie – dodał z irytacją. Jakie alibi? Alibi ma się wtedy, gdy nie ma świadków w trakcie przestępstwa, tymczasem pastwiącego się nad Keiem Trunksa z ekipą widziała cała grupa imprezowiczów…
    Przecież Trunks mówi do kolegów „żebyście mieli jakieś alibi”, bo skoro mieli maski, to nikt nie wie, że to byli akurat oni, a gdyby się okazało, że w tym momencie znajdowali się na drugim końcu świata, nie byliby podejrzani. O sobie samym i swoim alibi Trunks nie mówi.

    „Tak! W końcu policja u Bulmy! Rety, nareszcie…! Nie masz pojęcia, jak mnie to ucieszyło. Aż przeczytam kolejną notkę z ciekawości, choć przyznam się, że w planach mam niedługo skończyć ocenę.”
    No to fajnie, że coś tam ucieszyło, po prostu chyba chciałabyś mieć zawsze wszystko od razu, nie? Ktoś kradnie – po godzinie powinna go złapać policja. Ktoś wyzywa koleżankę – od razu niech mu nałożą kuratora. Ktoś jest nieuprzejmy – niech znajomi doniosą rodzicom w tempie ekspresowym. W życiu nie zawsze tak jest, że coś złego równa się od razu działaniem służb, czy też dobrych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo u nastolatków wszystko jest sensowne, przemyślane, może jeszcze dystyngowane? – Czemu zakładasz, że za każdym razem chodzi mi tylko o fabułę, a nie to, że przedstawiasz ją jak parodię, przekolorowując i ubierając wszystko w słowa, które nie podkreślają problematyki, a jakby chcą wkręcić czytelnika w scenę imprezy i narzucają cieszenie się nią...? Spróbuję ci to jakoś wyjaśnić. Co innego tworzyć scenę przedstawiającą trudne zachowania, a co innego napisać scenę, no... nie wiem, nie chcę pisać, że brakuje ci wyczucia, ale generalnie o to też mi chodzi. Twoje opowiadanie nie tylko jest dla mnie niezjadliwe, bo jego fabuła pokazuje niekanoniczne postaci w krzywym zwierciadle (choć kocham te postaci, uwielbiam kanonicznego Trunksa i chciałabym o nich czytać inne teksty, ale to nie ma znaczenia – nie wykluczam, że dobrze skonstruowaną patolę też bym łyknęła).
      Chodzi mi o to, że często mam wrażenie, że – nie obraź się, proszę, ale chcę być szczera – sceny wyglądają jakby pisane były w gimnazjum, jakby autor chciał nimi pokazać, że to wszystko jest fajne i jakby nikt od tamtej pory ich nie redagował pod kątem chowania pod zachowaniem młodzieży problematyki społecznej i wniosków o nich, a po prostu zostawił sobie scenę, bo jest fajna i śmieszna, i he-he-he-he ten Trunks to jest jednak taki kozak... Nie wiem, wybacz, po prostu czasem mam wrażenie, że chciałaś, by wychodziła ci parodia. I dlatego celowo piszesz w taki sposób. Jeżeli nie, coś ewidentnie w tych scenach nie gra – zwykle właśnie tak je odczuwałam; jakbyś chciała w swoim opku promować takie zachowania, bo są fajne i dzięki nim wychodzą śmieszne scenki-gagi. Zdarza się, że niektóre sceny nie wyglądają w moim odczuciu, jakby pisała je osoba dojrzała, która chce przekazać czytelnikom coś wartościowego.

      Ktoś wyzywa koleżankę – od razu niech mu nałożą kuratora. – Nie, ale zdążyłam się zwyczajnie zmęczyć. Opowiadanie cały czas jest na maksa podkręcone w pokazywaniu scen patologicznych, mało jest czegokolwiek innego, a ty się dziwisz, że przeżywam tekst po swojemu i się cieszę, że bohater negatywny w końcu doczeka się konsekwencji? Nie napisałam tego, byś to zmieniała i cokolwiek przyspieszała. Po prostu chciałam ci pokazać, że jednak też odczuwam jakieś emocje w czasie czytania. Czasem jest to zniecierpliwienie, czasem nuda, a czasem rozczarowanie. Tym razem była to radość. Nie wiem, swoim czytelnikom też korygujesz ich odczucia, narzucając swoje, tylko te jedne, prawidłowe?

      Usuń
    2. „choć kocham te postaci, uwielbiam kanonicznego Trunksa i chciałabym o nich czytać inne teksty, ale to nie ma znaczenia”

      Nie ma kanonicznego, 15-letniego Trunksa w DB...

      Ty ciągle patrzysz na mojego Trunksa przez pryzmat Future? O to Ci chodzi, tak?

      Dobra, to teraz wyjaśnienie: Trunks i Trunks Future to kompletnie inne osoby. Ten, którego znamy jako ośmiolatka, to zwariowany, trochę niegrzeczny brzdąc, który nawet na turnieju był wyniosły i miał w sobie coś z cwaniaka. Nie widzimy go aż do momentu, gdy kończy 18 lat. Wychowywał się w bogactwie, miał znaną matkę, był popularny, wygrał światowy turniej, był najsilniejszy z ziemskich dzieci, wychowywał się z Vegetą, dawnym Saiyaninem, który miał chłodne podejście do syna. W miarę dorastania zmienił się w aroganckiego nastolatka, jakiego widzimy u mnie.

      Trunks Future wychowywał się w świecie, w którym rządziły cyborgi, z rodziców miał tylko matkę, o którą musiał dbać, nie był bogaty, popularny, wychowywała go matka i Gohan, który zastępował mu starszego brata/ojca/przyjaciela. Był nauczony życia w trudnych warunkach, skromny jak Gohan, doświadczony przez życie.

      To są inne postacie, wychowane w innym świecie, uwarunkowane innymi przeżyciami. Przy okazji, coś Ci powiem – mój Trunks (tak, ten zdegenerowany małolat) spotyka Trunksa Future w Komnacie Ducha i Czasu.

      Taki fragmencik dialogu:

      „– Nie mieszkali razem, wyleciał w kosmos i tam trenował. Jak wrócił pokonać cyborgi, to był taki punkt zwrotny, bo matka... No, przyznała mi, że już go nie chciała, choć chciała... Nie wiem, o co jej chodziło, kobiety są dziwne, nie?
      – Kochała go, ale nie wiedziała, czy jest gotowa z powrotem przyjąć po tym, co jej zrobił – wyjaśnił Trunks Future.
      – Ty, niezły jesteś w czytaniu kobiet, co? Pewnie wiele już zaliczyłeś?
      Na te słowa policzki starszego chłopaka pokryły się rumieńcem.
      – Jak było dalej z rodzicami? – zapytał szybko.
      (...)
      – Jak mama z nim wytrzymywała? – W głosie Future zabrzmiała gorycz. – Jeśli był dla ciebie taki, jak dla mnie tutaj... Może lepiej, że nie miałem ojca – dodał już ciszej.”

      Chyba o to cały czas Ci chodziło: o miłego Trunksa Future, tak? Jego pamiętałaś z kanonu i twierdziłaś, że to jego obraz Ci zepsułam?

      „Chodzi mi o to, że często mam wrażenie, że – nie obraź się, proszę, ale chcę być szczera – sceny wyglądają jakby pisane były w gimnazjum, jakby autor chciał nimi pokazać, że to wszystko jest fajne i jakby nikt od tamtej pory ich nie redagował pod kątem chowania pod zachowaniem młodzieży problematyki społecznej i wniosków o nich, a po prostu zostawił sobie scenę, bo jest fajna i śmieszna, i he-he-he-he ten Trunks to jest jednak taki kozak...”

      A czemu mam się obrazić? Spokojnie, pisałaś już wcześniej mocniejsze rzeczy, więc ja się naprawdę nie obrażam za to wszystko, ani też nie smucę (jakoś od połowy Twoich komentarzy, mam wrażenie, że Ty się smucisz i przejmujesz).

      Zresztą, szczerość to podstawa. ;)

      Wiem, że te sceny mogą tak wyglądać, tzn. jak patrzy się na nie pod kątem samych, pojedynczych scen, to wrażenie „to takie fajne, hehehe” się utrzymuje. Ale poszczególne sceny tworzą rozdziały, a one całe opowiadanie. Wyciąganie wniosków na podstawie 50 stron książki, czy 3 odcinków serialu, nie jest odpowiednie. Wcześniej czepiłam się tego pokazywania majtek (których nie było), ale wrócę do tego teraz.

      Kiedyś pożyczyłam koleżance (nie oglądała DB za dzieciaka) mangę, pierwszy tomik, bo uwielbiała czytać mangi typu „Death Note”, „Saiyuki”. I ją w DB zraziły te gagi, te sceny z majtkami, z macaniem... Była zażenowana. No ale nic nie poradzę, jak ktoś nie lubi takich rzeczy, to nie będzie czytał dalej. I myślę, że z Tobą jest podobnie – tak Cię odstraszyły te sceny, bo to nie jest to, czego oczekiwałaś. Ona też po moich opisach DB (przyjaźń, ciekawe walki, bohaterowie) spodziewała się czegoś innego.

      Usuń

    3. Moje opowiadanie nie jest moralizatorskie, pokazuję życie takim, jakie jest. Małolaty robią głupoty, złe rzeczy, niegodziwe, okrutne, chamskie, poniżające. Trunks jest w centrum tych wydarzeń. Ale czy taki z niego kozak, naprawdę? Czy jest szczęśliwy? Co on ma, czy odczuwa satysfakcję, nie licząc tych momentów, kiedy pije, ćpa, czy rzuci żenującym żartem w kierunku słabszego kolegi? Widać wyraźnie jego frustrację, jego lęk przed byciem wyśmianym, widać, jak się stara pokazać, jaki to jest fajny, a ostatecznie... Nie wychodzi mu. Koledzy wystawiają go do wiatru, odwracają się plecami, ojciec sprowadza do parteru, a Trunksowi wstyd, jak traktował matkę. Chce coś naprawić, zrobić coś dobrego – nie wychodzi mu, ciągle dostaje kolejne ciosy.

      Wiem, że przeczytałaś tylko do momentu, gdy Trunks był jeszcze zaćpanym idiotą, ale później te wszystkie głupie chwile, są przez niego oceniane na trzeźwo. Bez nich nie widziałby, jak się zachowywał, jak się zmienił.

      „mało jest czegokolwiek innego, a ty się dziwisz, że przeżywam tekst po swojemu i się cieszę, że bohater negatywny w końcu doczeka się konsekwencji?”

      Dziwi mnie, że uważasz, że kurator przysługuje za takie coś, to wszystko. Tylko do tego się odniosłam.

      „Tym razem była to radość. Nie wiem, swoim czytelnikom też korygujesz ich odczucia, narzucając swoje, tylko te jedne, prawidłowe?”

      Nie wiem, co to za przytyk z czytelnikami, skoro odniosłam się tylko do tego, że Twoje ucieszenie było związane z tym, że wcześniej narzekałaś, że nic nie robią. A ja dałam znać, że w życiu nie wszystko jest od razu.

      Usuń
  44. „Wydaje mi się, że masz nad czym pracować; z tak ciężkostrawną ¼ tekstu, przez którą naprawdę trudno mi było przejść, sądzę, że dalsze – nawet najlepsze – rozdziały mogą zostać niezauważone, a więc i niedocenione przez przyszłych czytelników.”
    Fakt, że dla Ciebie ¼ tekstu była ciężkostrawna, to nie znaczy, że dla Czytelników także. To kwestia podejścia. I tego, czy potrafimy oddzielić jednostki od całości. Fakt, że jakieś dzieciaki są zepsute, to nie znaczy, że całe społeczeństwo takie jest. Skojarzyło mi się to trochę z uniwersum HP i podziałem na Slytherin i Gryffindor. Tam też ci pierwsi byli traktowanie jako gorsi, zazwyczaj z tego domu wychodziły same „złe dzieciaki”. Podejście ludzi niestety już takie jest – patrzy się przez pryzmat tych niegrzecznych i nie zauważa tych zwyczajnych.

    „Dlatego też uznałam, że sprawiedliwie byłoby wrócić do oceny, jeżeli w planie będziesz miała pracę nad pierwszymi rozdziałami. Wtedy mogłabym zacząć raz jeszcze i dokończyć całość.”
    Oczywiście praca nad odcinkami jest jak najbardziej potrzebna. Zwłaszcza w kontekście nadmiaru retrospekcji czy skróceniu niektórych historii. Chciałam też kiedyś przemyśleć zamianę ciał i cały ten opis, więc zobaczę jeszcze, co wymyślę.

    „W tym momencie, choć reakcja Bulmy jest dla mnie jak światełko w tunelu, muszę przyznać, że bardzo zmęczył mnie twój tekst i nie bardzo mam siły na więcej.”
    Ostatkiem sił porywasz się więc na 15 rozdział? Niezbyt to bezpieczne, ta notka potrafi dobić...

    ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

    „Nie wiem dlaczego, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś więcej po Vegecie. To znaczy nie – inaczej. Nie spodziewałam się po TWOIM Vegecie czegoś innego, ale miałam nadzieję, że jednak nie pójdziesz w tę stronę i Vegeta stanie się w końcu prawdziwym, kanonicznym Vegetą.”
    Marzenia o jakimś kanonicznym Vegecie, który w kanonie jest gorszy, niż u mnie są po prostu kiepskie, nie sądzisz? Wcześniej mówiłam, że w kanonie Vegeta zachowywał się gorzej, niż u mnie, a ostatecznie i tak nie wiemy, jakim był ojcem, kiedy Trunks skończył 15 lat, a jedyny tekst, jaki w DB wygłasza do syna, jest w tonie rozkazującym.

    „Takie przemyślenia jak te są wyssane z palca i słabe:
    Może miała nadzieję, że saiyańskie geny nigdy nie dadzą o sobie znać? Trunks był wojownikiem, więc demonstrowanie siły oznaczało naturalną kolej rzeczy. – Piszesz tak, jakbyś zatrzymała się w anime na etapie Vegety, który nie miał jeszcze rodziny i za wszelką cenę chciał być dalej tylko chłodnym wojownikiem.”
    Znowu to samo? No to ja znowu powtórzę: Vegeta, mieszkając siedem lat na Ziemi, z rodzinką, w pewnym momencie myślał tylko o walce i nie dbał o życie rodziny, bo zależało mu jedynie na wyrównaniu rachunków z Goku. I jeszcze gadał te swoje teksty: „Nie podobało mi się, że pod waszym wpływem tak złagodniałem. Chciałem wrócić do okrutnego, zimnego Vegety z przeszłości”.

    „Przede wszystkim nie był zły. Niestety w twojej historii jest, a jego reakcja na zachowanie Trunksa tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że Bulma jak najszybciej powinna spakować walizki i zabrać dzieciaki ze sobą.”
    Brr, nie lubię tych pustych określeń w stylu „zły”, „dobry”, „pozytywny”, „negatywny”. Tak jakby ktoś był tylko taki lub taki. Piszesz, że nie był zły. A czy u mnie jest zły? Nie. Ani dobry, ani zły.

    Vegeta to (dawny?) Saiyanin, dla niego syn okazujący siłę to norma, jeśli chodzi o tę rasę. Z drugiej strony, fakt, że Vegeta ma takie przemyślenia, nie znaczy, że są dla niego jedyne i słuszne. Później to przemyśli.
    Co do Bulmy, to czemu ona ma spakować walizki i zabrać dzieci? CC to jej dom, więc jak już to powinna wyrzucić Vegetę.

    OdpowiedzUsuń
  45. „Swoją drogą nachodzi mnie taka myśl: dlaczego – skoro chciałaś wykreować rodzinkę antagonistów – wykorzystałaś do tego postaci, które są znane i lubiane z uniwersum w głównej mierze właśnie dlatego, że są dobre?”
    Co? Wybacz, gapię się w ekran i nie wiem, co napisać. SERIO? Vegeta jest „znany i lubiany dlatego, że jest dobry”? Nie wiem, czy Ty w ogóle pamiętasz, kim był Vegeta w DB. I nie, większość jego fanów lubi go właśnie za to, że nie był dobrą (jak ja nie lubię tego słowa...) postacią. A przynajmniej nie do końca. To były morderca, egoistyczny dupek, zadufany w sobie palant, który wiele razy narażał Ziemię z powodu swojego zbyt dużego ego. To facet, co dugi czas nie dbał o rodzinę. To ten, co nie umie prosić. A przepraszanie to tylko raz w życiu mu się zdarzyło. To ten, co syna nazywał śmieciem. I ten, co przybył kiedyś na Ziemię chcąc wymordować jej mieszkańców.

    „Z drugiej strony dziwi mnie, że za drugim podejściem Vegeta jednak daje za wygraną i chce porozmawiać z synem. Ehe. Ciekawe, co z tego wynikłoby, poza kilkoma pochwałami? Nie widzę tej rozmowy. Zupełnie nie mogę jej sobie wyobrazić.”
    Rozmowa jest w 16 odcinku, ale Twoje podejrzenia, że nic z niej nie wyniknie poza „kilkoma pochwałami”, to w sumie zupełne przeciwieństwo takiej wizji rozmowy. Ale nie zachęcam do czytania, bo jest dość... drastyczna. I na pewno Cię przerazi, na pewno będzie dla Ciebie „okropnie okropna” i tak dalej. Ale pochwał Trunks nie otrzyma.

    Taka delikatna próbka:

    „– Przestań ze mnie kpić! – Moc bojowa Trunksa podskoczyła do góry. Oczy zapłonęły ze wściekłości. – Gdybym był starszy…
    – To wtedy miałbyś coś do powiedzenia, gówniarzu. – Vegeta chwycił go za przód poszarpanej koszulki, podnosząc. – Próbujesz zgrywać chojraka wśród miernot. Zabiłeś zwykłe niedorajdy. Spróbuj z kimś silniejszym… Znasz to uczucie bycia przegranym i oczekującym śmierci?
    – TEŻ ZABIJAŁEŚ! – wykrzyczał mu prosto w twarz Trunks.”

    Więc nie, nie polecam. Ale Trunks zostaje sprowadzony do parteru, więc wszelkie gorące zapewniania, jak to ma dobrze w życiu, nie są do końca prawdą.

    „Jestem tutaj, wspieram cię, nigdzie nie odchodzę – mówiły ręce Vegety, ukrywające ukochaną kobietę przed całym złem tego świata. – W takie coś to już w ogóle nie wierzę.”
    No to nie wierz, ale siła takiego męskiego przytulenia potrafi zabrać na chwilę wszystkie problemy.

    „Nie może być tak, że z jednej strony Vegeta totalnie niczym się nie przejmuje, a z drugiej nagle z dupy strony chce być wsparciem i przytula Bulmę w trudnej chwili. Jeżeli chcesz, by wyrąbanie się na wszystko było tylko pozorowaną maską, Vegeta nie powinien w ogóle nie przejmować się kwestiami wychowawczymi.”
    Rany, znowu to samo: czarno-białe postacie w czarno-białym świecie. Ach, no bo w świecie fantasy podobnym do Chin nie może istnieć żaden kraj oprócz Japonii.

    „Trochę tak, jakbyś chciała znów na siłę przekonać mnie pod koniec rozdziału, że jednak Vegeta nie jest patologiczny i wybielasz go. A przecież to nie działa w ten sposób; jeżeli Vegeta regularnie jest dupkiem, mojego zdania o nim nie zmienią dwa stosunki seksualne i przytulenia – też ze trzy na krzyż.”
    Vegeta w mandze regularnie był dupkiem a jednak Bulma się z nim związała. Ludzie (Saiyanie też) nie są jednoliniowi, jak to sobie przyjmujesz. Mogą mieć różne humory, swoje przyzwyczajenia czy nawet wredne zagrywki. I nie znaczy, że są tylko tacy i już nie inni. Vegeta w anime jest ukazany jako dumny wojownik, który naprawdę rzadko odkrywa uczucia, nawet przy rodzinie. Ale to nie znaczy, że nigdy tych uczuć nie okazał. Mimo że my tego nie widzimy i tylko możemy się domyślać.

    OdpowiedzUsuń
  46. Dla mnie Vegeta jest patologiczny, nie potrafi wychowywać dzieci w odpowiedni sposób, z Brą dopiero się uczy a do Trunksa nie ma podejścia - chciałby być z nim tak jakby "kumplem", ale na swoich zasadach: że młody się słucha i bezwarunkowo szanuje. Ale mimo tego, u Vegety widać wahanie przy traktowaniu Bry czy Trunksa w ten sposób. Coś w jego sposobie myślenia ulega zmianom, pod koniec klątwy relacje Vegety z dziećmi też są inne. Klątwa zmienia wszystko.

    „Nie jestem naiwna; wciąż uważam, że najlepsze, co Bulma mogłaby zrobić, to jak najszybciej odejść od męża.”
    A Bulma w sumie zauważa to, o czym mówisz i pakuje walizki Vegety. O tym jest w późniejszych rozdziałach.

    „Liczyłam na to, że Trunks być może się zmieni. Że nie może wydarzyć się już nic gorszego, tymczasem kreujesz go na zepsutego do szpiku.”
    A czemu niby uważałaś, że Trunks zmieni się za pomocą magicznej różdżki? Co na to wskazywało? Wciąż powtarzałaś, jaki to jest zepsuty i zdegenerowany, więc dziwny wydaje mi się ten tekst, że liczyłaś na szybką przemianę. Bez sensu.

    „Przy scenie porwania Blue zabrakło mi sił. Teraz już wiem, że na pewno nie chcę czytać nic więcej”
    Mi też kilka razy zabrakło sił przy Twojej ocenie, także rozumiem, co mogłaś czuć.

    Scena z Blue nie jest tak oczywista jak się wydaje. Nigdzie nie jest napisane, że Trunks ją zgwałcił czy zabił. Ostatecznie nie zrobił tego.

    „Do głowy przychodzi mi tylko parafraza Deneve spod jednej z poprzednich ocen: właśnie po lekturze wylało się na mnie absolutne wiadro cringe’u.”
    O rany, co to cringe? Jakaś niewyedukowana jestem. Okej, to zażenowanie. Pewnie, bo scenki z Genialnym Żółwiem obmacującym wszystkie kobiety w DB były takie świetne i mało żenujące, że po prostu tylko pomniki stawiać.

    „Choćbym przeszła Kędzierzyn wzdłuż i wszerz, to nie starczy mi kilometrów, żeby rozchodzić tę żenadę.”
    Ojej, no to wybacz, że się tak przejęłaś. Ja tam Twoje żenujące teksty po prostu uznam za brak profesjonalizmu i tyle, nie będę się specjalnie przejmować.

    „Jest mi po prostu niesamowicie przykro, że zgodziłam się przeczytać kolejny rozdział, bo nie dość, że nastawiłam się pozytywnie i tylko się rozczarowałam (...)"
    Zabawna konstrukcja zdania, tak jakbyś zgodziła się przeczytać kolejny rozdział na moją prośbę. Nikt nie zmuszał. Nie wiem, mam teraz żałować kogoś, kto ma bloga z ocenianiem innych opowiadań, bo moje rozczarowało? A jakie to ma znaczenie przy tym, że ja nastawiam się na profesjonalną ocenę kogoś, kto zna DB, a dostaję rozczarowanie w postaci osoby, która tego DB nie zna? Teraz będziemy się nawzajem żałować?

    OdpowiedzUsuń
  47. „(...) bo nie dość, że nastawiłam się pozytywnie i tylko się rozczarowałam, to jeszcze dostałam obrzydliwie patologiczną scenę, w której uczestniczy naprawdę wartościowy bohater Dragon Balla. Takie rzeczy w obrębie fanfiction akurat tego uniwersum powinny być zakazane.”
    Zakazywanie czegoś w literaturze, no nieźle, może jeszcze cenzura, co?
    Zresztą, dlaczego piszesz, że „akurat tego uniwersum powinny być zakazane”? W innych już można, bo co? Bo Ty tak uważasz? Może, nie wiem, masz jakąś listę, gdzie piszesz, jakie sceny są niedozwolone w takich anime, a jakie w takich?
    Dalej „uczestniczy naprawdę wartościowy bohater Dragon Ball'a”. To teraz pokaż mi sceny z DB, w których Trunks ma 15 lat. Pokaż mi, jak się zachowuje, co robi, jak żyje. Pokaż mi, jakie ma podejście do życia, co myśli, jak działa. Pokaż mi tego 15-letniego Trunksa na konkretnych przykładach w DB. Wtedy powiem, że to „naprawdę wartościowy bohater”.
    I jak, już znalazłaś? Nie? A czemu? Bo w DB nie ma Trunksa mającego 15 lat. Widzimy go jako roczne dziecko (pomijam), ośmiolatka (głównie pyskaty gówniarz, co uwielbia zabawę, a w dodatku zaplanował sobie, że pozbawi przytomności uczestnika turnieju i się pod niego podszyje, normalnie najgrzeczniejsze dziecko na świecie), 18-latka (scena, w której nie chce mu się trenować, a później na turnieju nie ma z nim żadnych scen z dialogami, jeśli chodzi o mangę).
    Nie wiemy, jaki ma charakter, czy jest "naprawdę wartościowy", nic o nim nie wiemy. Bazowanie na tym, jaki był 7 lat temu jest słabe (ośmiolatek nie będzie raczej imprezował z narkotykami), a uznawanie, że mając 18 lat i w wtedy, w tych kilku kadrach Trunks nie pije, nie bierze narkotyków i nie robi nic nagannego, więc nigdy nie mógł tego robić, jest zabawne i żałosne jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Liczyłam na to, że Trunks być może się zmieni. Że nie może wydarzyć się już nic gorszego, tymczasem kreujesz go na zepsutego do szpiku.”
      A czemu niby uważałaś, że Trunks zmieni się za pomocą magicznej różdżki? Co na to wskazywało? Wciąż powtarzałaś, jaki to jest zepsuty i zdegenerowany, więc dziwny wydaje mi się ten tekst, że liczyłaś na szybką przemianę. Bez sensu.
      – O, i tu się zgadzam.

      Zresztą, dlaczego piszesz, że „akurat tego uniwersum powinny być zakazane”? W innych już można, bo co? Bo Ty tak uważasz? Może, nie wiem, masz jakąś listę, gdzie piszesz, jakie sceny są niedozwolone w takich anime, a jakie w takich? – Dokładnie. :D Subiektywne odczucia. Emocje. Te sprawy.
      Nie mam żadnej listy, te słowa miały ci tylko pokazać, że w czasie czytania krwawiło mi serduszko. Bardzo dosłownie traktujesz niektóre elementy tej oceny, mówisz o nieprofesjonalizmie i pisaniu kolokwialnym, ale miałaś do dyspozycji aż 66 ocen mojego autorstwa. Miałaś też w encyklopedii moje artykuły, widziałaś mój styl, nie prosiłaś w komentarzu (choć mamy taką możliwość i bierzemy to pod uwagę), by traktować cię ulgowo, nie umieszczać w ocenie gifów. Tak jak chociażby ta najnowsza ocena z wczoraj.

      Mam wrażenie, że przyszłaś tu wylać ponad 60 komentarzy żalu, bo się nie zrozumiałyśmy. Bo liczyłaś, że przeczytasz, że fajnie piszesz i niezłe masz te sceny i ten pomysł, i styl, i to zamieszanie w podmiotach to takie nowoczesne porzucenie konwenansów jest, oj, oj, tylko tu akurat rzuciłaś jakąś logiczność, a tam jednak nieco przedramatyzowałaś, ale ogólnie fajnie, spoko... Tyle że nie. Opowiadanie mi się nie podobało, nie czerpałam radości z czytania, wiele elementów mi się nie kleiło, wydawało się niedopasowane. Czemu miałabym pisać, że jest inaczej?
      Okej, inaczej niż ty odbieram w anime Vegetę i Trunksa i uznałam, że twoja wersja jest szyta grubymi nićmi. Mam prawo do takiej opinii, tobie ma prawo się ona nie spodobać, tylko... wiesz, i tak nie dojdziemy do porozumienia.
      Przy czym ja jeszcze uważam, że opowiadanie jest słabe nie tylko fabularnie (a ty częściowo próbujesz je obronić jakże realistyczną fabułą). Jest też średnie technicznie, i stylistycznie też nie porywa. A to wszystko razem było męczące. Gdyby tylko o fabułę chodziło, może patologiczny obraz naprawdę by mnie zainteresował? Gdyby to było napisane dobrze? Interesująco? Przecież czytam też poważne, trudne teksty i mnie nie odstraszają, bo wiem, że świat nie jest różowy. Tylko takie rzeczy trzeba pisać z pewnym smakiem, którego u ciebie brakuje. Uważam, że nie masz wyczucia, brakuje ci doświadczenia w pisaniu tekstów dojrzałych. To wciąż wygląda jak poziom rodem z Onetu, wybacz. Część scen odebrałam, jak już pisałam, na zasadzie: to chyba nie była redagowane od bardzo dawna, autorka może o tym fragmencie zapomniała, że taki bezwartościowy i nieporadnie napisany zostawiła w wersji głównej...? Naprawdę, nie obraź się, ale chcę być szczera.

      Usuń
    2. Odnośnie do Trunksa. Można założyć, że skoro bohater jest dobrze wychowywany i nie ma jakiś skrajnych zapędów, to pod czujnym okiem przyjaciół i opiekunów nie wyrośnie z niego taki patol. Zresztą nie wyrósł, widać to po tym, jak Trunks przenosi się w czasie. Może to idealistyczne, ale wiesz co? Chcę wierzyć w tego bohatera. Trunks jako bohater anime jest bardziej dojrzały niż twój Trunks, nie wiem, czemu miałby się cofnąć w rozwoju. Ale jasne, gdybania, gdybania, gdybania... Dlaczego to cię tak burzy? Nie zgodziłam się z twoją kreacją bohatera, nie leżała mi, opisałam to naprawdę wieloma zdaniami. Dlaczego na siłę chcesz mnie teraz przekonywać, że moje odczucia nie są słuszne? Nie wiem, nie mam do nich prawa? – odbiję piłeczkę, to samo mi zarzucasz. To nie moja wersja jest jedyna, słuszna. Ocena pokazuje, jak jakikolwiek postronny czytelnik mógłby odebrać ten tekst, gdyby go przeczytał. Czytałam fragmenty twojego opowiadania osobom z mojego otoczenia, którzy również uwielbiają DB, i byli tego samego zdania. Mało tego, betowały go inne oceniające, jedna zna kanon i Trunks raczej by się tak nie zachował, Vegeta to tylko pozorant, kocha rodzinę i zżył się z Goku i resztą bandy, więc... why?, Ej, te sceny seksu to tak nie bardzo do poważnej produkcji... czy, moje ulubione (wybacz, dobrze je zapamiętałam): To opko boli mnie w głowę. Więc ja też nie jestem osamotniona w swoim zdaniu. Nie jestem ostatnim Mohikaninem. Ale nie o to chodzi. To nie jest wyścig, czyja racja jest najbardziej słuszna.

      Usuń
    3. „Dokładnie. :D Subiektywne odczucia. Emocje. Te sprawy.”

      No to przyjmij do wiadomości, że też mam własne emocje i odbieram pewne sprawy po swojemu. :)

      „Miałaś też w encyklopedii moje artykuły, widziałaś mój styl, nie prosiłaś w komentarzu (choć mamy taką możliwość i bierzemy to pod uwagę), by traktować cię ulgowo, nie umieszczać w ocenie gifów. Tak jak chociażby ta najnowsza ocena z wczoraj.”

      Ale przecież ja nie chciałam ulgowego traktowania i napisałam, że nie przeszkadzają mi złośliwości, mam wrażenie, że to Ty chciałabyś, abym odpisywała Ci ulgowo na Twoją ocenę. Gify mi się podobają, są dobrze dobrane. ;) Odpisuję Ci po prostu w takim tonie, w jakim jest ocena.

      „Mam wrażenie, że przyszłaś tu wylać ponad 60 komentarzy żalu, bo się nie zrozumiałyśmy. Bo liczyłaś, że przeczytasz, że fajnie piszesz i niezłe masz te sceny i ten pomysł, i styl, i to zamieszanie w podmiotach to takie nowoczesne porzucenie konwenansów jest, oj, oj, tylko tu akurat rzuciłaś jakąś logiczność, a tam jednak nieco przedramatyzowałaś, ale ogólnie fajnie, spoko... Tyle że nie. Opowiadanie mi się nie podobało, nie czerpałam radości z czytania, wiele elementów mi się nie kleiło, wydawało się niedopasowane. Czemu miałabym pisać, że jest inaczej?”

      Nie liczyłaś, że fajnie piszę, bo liczyłam na krytykę, ale związaną z opowiadaniem, a nie Twoim podejściem do życia i odczytywaniem kanonu.
      Czemu ja mam pisać, że ocena jest super profesjonalna, skoro uważam inaczej? Chyba po to są komentarze, aby wyrazić opinię?

      Mam wrażenie, że chciałaś, abym nic nie odpisała na ocenę albo napisała potulnie „zgadzam się ze wszystkim” lub ostatecznie napisała, ale bez żadnych argumentów. A ja przytaczam ich wiele, zwłaszcza tych z kanonu, Ty nie odpisujesz, bo wiesz, że nie masz racji, więc teraz nagle uważasz, że ja liczyłam na „to i tamto”. Nie, nie liczyłam, bo czytałam Twoje oceny.

      „Okej, inaczej niż ty odbieram w anime Vegetę i Trunksa i uznałam, że twoja wersja jest szyta grubymi nićmi. Mam prawo do takiej opinii, tobie ma prawo się ona nie spodobać, tylko... wiesz, i tak nie dojdziemy do porozumienia.”

      No a ja mam prawo do innej opinii, innego spojrzenia na Trunksa i Vegetę. Tylko że ja mam argumenty...

      Usuń
    4. „Przy czym ja jeszcze uważam, że opowiadanie jest słabe nie tylko fabularnie (a ty częściowo próbujesz je obronić jakże realistyczną fabułą). Jest też średnie technicznie, i stylistycznie też nie porywa.”

      To są już jakieś argumenty, ale w ocenie głównie skupiałaś się na pomieszanych podmiotach i gdzieś na końcu, braku opisów. Większość oceny dotyczy Twojego postrzegania świata małolatów i dopasowania go do mojej wizji, która, wg Ciebie, jest na pewno zła i niepoprawna.

      „Tylko takie rzeczy trzeba pisać z pewnym smakiem, którego u ciebie brakuje. Uważam, że nie masz wyczucia, brakuje ci doświadczenia w pisaniu tekstów dojrzałych. To wciąż wygląda jak poziom rodem z Onetu, wybacz.”

      Okej, możesz tak uważać i wybaczyć nie jest trudno, zwłaszcza gdy wiem, jakie masz poglądy na zachowanie Trunksa i reszty. Jak do tego podeszłaś.
      No i właśnie tak samo ja podchodzę do oceny: poziom słaby, bo brak znajomości kanonu, to jakby ktoś mając 6 lat oglądał DB i coś tam przez mgłę pamiętał, więc oceniał fika o DB. Akurat rady stylistyczne są w porządku, masz wiedzę i tego nie neguję, można coś wynieść, ale fabularnie to tylko uczepienie się jednej myśli: „wszędzie widzę seks i degenerację”.

      „Odnośnie do Trunksa. Można założyć, że skoro bohater jest dobrze wychowywany i nie ma jakiś skrajnych zapędów, to pod czujnym okiem przyjaciół i opiekunów nie wyrośnie z niego taki patol. Zresztą nie wyrósł, widać to po tym, jak Trunks przenosi się w czasie.”

      Zagadka wyjaśniła się w poprzednim komentarzu, więc powiem tylko, że dziwi mnie, że uznałaś Trunksa Future za tego samego bohatera, co ten Trunks z anime. To inne światy. To jakby porównać C18 z przyszłości Trunksa (morderczyni, która dla zabawy zabijała latami) do tej C18, co jest z Kuririnem i ma córeczkę. No ej...

      „Ocena pokazuje, jak jakikolwiek postronny czytelnik mógłby odebrać ten tekst, gdyby go przeczytał. Czytałam fragmenty twojego opowiadania osobom z mojego otoczenia, którzy również uwielbiają DB, i byli tego samego zdania.”

      A ja mam czytelników i ludzi z otoczenia, którzy czytają moje opowiadanie, kochają DB i nie uważają, że przerysowuję i mam same negatywne sceny, bohaterów i świat. Tak sobie można wymieniać i wymieniać... Jaki to ma sens? Ty pisałaś swoje odczucia – ja swoje.

      Mam teraz zacytować moich Czytelników? Nie potrzebuję tego, bo bronię się sama, a Ty widocznie potrzebujesz wsparcia, więc wplatasz mi wypowiedzi innych osób.

      „i zżył się z Goku i resztą bandy, więc... why?”
      Tak, zżył się z resztą bandy, ciekawe, kiedy.

      „Ej, te sceny seksu to tak nie bardzo do poważnej produkcji...”
      Bo to faktycznie bardzo poważna produkcja, literatura piękna normalnie. ^^

      „To opko boli mnie w głowę.”
      Cudowny cytat, pokrzepiłaś się? Aż tak się przejęłaś, że potrzebowałaś wsparcia? I to z tak profesjonalnymi opiniami, że teraz to chyba pokornie zmienię charakter Trunksa i zamiast całować dziewczyny, będzie przeprowadzać babcie przez ulicę. I obowiązkowo pić sake z podgrzewanej czarki. No i nie przeklnie aż do śmierci.


      „Więc ja też nie jestem osamotniona w swoim zdaniu. Nie jestem ostatnim Mohikaninem.”

      I ja tak samo. ;) Także podawanie cytatów jest słabe, bo pokazuje, że sama nie masz argumentów, więc w akcie desperacji starasz się przekazać mi: zobacz, są ludzie, co myślą jak ja.
      Wiesz, ja mam swoich Czytelników, którzy uważają tak, jak ja. To zdania przeciwko zdaniom. A to chyba ja jestem tą, która zostaje oceniana, a Ty oceniasz, prawda? Po co wciągać w to wypowiedzi innych? Chyba że zgłaszałam się do oceny grupowej, tylko o tym nie wiem...

      Usuń
  48. PODSUMOWANIE

    „Zacznijmy od poprawności. Pod tym względem największy problem w Klątwie miałaś z podmiotami – mieszałaś je w obrębie dwóch zdań, przez co wychodziły głupoty, na przykład mający czegoś dość pot albo moment, który nie atakował kogoś w odpowiednim momencie.”
    To już kwestia czytania ze zrozumieniem, a pisałam o tym wcześniej, więc nie będę się powtarzać.

    „Jeżeli chodzi o interpunkcję, największy problem masz ze spójnikiem a – wydaje się, że nie wiesz, kiedy stawiać przed nim przecinek, a kiedy nie, natomiast zasada jest dość prosta i łatwa w zapamiętaniu”
    Przejrzałam podaną stronę z przecinkami, dzięki. Będę zwracać uwagę.

    „Zapamiętaj też, że w Dragon Balla nie ma żadnego apostrofa.”
    A ja żyłam w jakimś błędnym przekonaniu, że jest. Dzięki za wyprowadzenie z błędu.

    „Błędy masz także sporadycznie w dialogach – po wypowiedzi narracyjnej często umieszczasz dopiski wprowadzające informacje o postaciach (...)”
    A kiedy niby, bo podałaś jeden przykład, który był niepoprawny?

    „Ogólnie jesteś bardzo poprawna i tu nasuwa mi się pierwsza myśl odnośnie do podsumowania… dlaczego marnujesz takie umiejętności na pisanie o patologicznej rodzince tylko pozornie pochodzącej ze świata DB?”
    Jest wiele przykładów na to, że pochodzą ze świata DB. Kwestia tylko tego, że to łatka dziejąca się w czasie, kiedy nie ma znanej nam akcji DB. To jakby pisać o Gohanie i Videl w szkole. Czuję, że też niewiele byłoby DB, poza akcjami z ratowaniem ludzi.

    „Bo z tego, co wiem, wynika, że miało to być obyczajowe fanfiction osadzone w świecie fantasy, a wyszło zwykłe, współczesne YA osadzone w świecie fantasy przyprawiające mnie o ciarki zażenowania. To tak w skrócie.”
    Nie czytam YA, więc nie jestem tak zorientowana jak Ty, ale wg informacji w Internecie, to taki gatunek "kierowany do nastoletnich czytelników w wieku 12-18 lat. (...)
    Typowe tematy związane z twórczością tego typu to przyjaźń, pierwsza miłość, związki i poszukiwanie własnej tożsamości" (Źródło: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Young_adult).

    Gdyby jeszcze był to blog o Trunksie - okej, mogę uznać, że tak uważasz. Ale młody nie wypełnia całości opowiadania, a wszelkie sceny z nim nie są przeznaczone dla nastolatków, tylko dla starszych Czytelników, którzy potrafią wysnuć wnioski, że coś jest z chłopakiem nie tak. I chodzi tu o całokształt. U Trunksa nie ma przyjaźni, bo z Gotenem nic go nie łączy, a "tru kumple" czy jak tam ich określałaś, odwracają się od niego. Nie ma tu pierwszej miłości. Nie ma w ogóle miłości. On nigdy nie kochał żadnej dziewczyny. Poszukiwanie tożsamości jest, ale to raczej za mało.
    Wszelkie wybryki Trunksa i to, jaki był, mają znaczenie dla dalszej fabuły. I nie jest to opowiadanie tylko o nim, bo mamy Vegetę, jego związek z Bulmą, relacje z Brą, klątwę.
    No ale dobra, najlepiej poszukać sobie jakiegoś gatunku i pod jedną postać dopasować całość. Wygodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale dobra, najlepiej poszukać sobie jakiegoś gatunku i pod jedną postać dopasować całość. Wygodne. – Właśnie o to mi chodzi. Tak bym sklasyfikowała twoje opowiadanie. Jako YA. Pisane trochę z przekory, pod nastoletnich czytelników, trochę ku śmieszkom, trochę, żeby było seksów, bo seksy też są fajne... Tak odebrałam twoje opowiadanie. Nie zmienisz tego, mówiąc, że tak nie jest. Możesz napisać, że nie to miałaś na celu i w sumie niedobrze, red alert, że ktoś mógł o tym pomyśleć.
      A co, jeżeli jacyś czytelnicy też tak to widzą, po prostu nie znasz opinii wszystkich? Wtedy wygląda to jak problem, którego rozwiązania powinnaś poszukać gdzieś indziej niż na czubku swojego nosa.

      Usuń
    2. „Właśnie o to mi chodzi. Tak bym sklasyfikowała twoje opowiadanie. Jako YA. Pisane trochę z przekory, pod nastoletnich czytelników, trochę ku śmieszkom, trochę, żeby było seksów, bo seksy też są fajne...”

      Jak można sklasyfikować moje opowiadanie, nie czytając całości? W dodatku pisałam już, że na 84 strony, które przeczytałaś, są tylko trzy i pół strony opisów zbliżeń (nie zawsze stricte seksu z opisami). W dodatku na CAŁE opowiadanie przypada 5,5 stron opisów zbliżeń (w tym ujęłam też dialogi przed seksem). Procentowo jest to 0,820 stron zbliżeń w całym opowiadaniu. A Ty uczepiłaś się tego, jakbym o niczym innym nie pisała. A, sorry, nie licząc patologii.

      „Nie zmienisz tego, mówiąc, że tak nie jest. Możesz napisać, że nie to miałaś na celu i w sumie niedobrze, red alert, że ktoś mógł o tym pomyśleć.”

      Ty też nie zmienisz formy mojego opowiadania, pisząc, że jest taka, jak Ci się wydaje, jak Ty ją odbierasz. Niech do Ciebie dotrze, że ludzie różnie coś postrzegają, dla jednych coś jest zabawne, dla innych nie, dla jednych jakaś scena jest dramatyczna, dla innych nie. Rzecz gustu.

      „A co, jeżeli jacyś czytelnicy też tak to widzą, po prostu nie znasz opinii wszystkich? Wtedy wygląda to jak problem, którego rozwiązania powinnaś poszukać gdzieś indziej niż na czubku swojego nosa.”

      Właśnie po to rozmawiam z Czytelnikami, pytam ich, co myślą o danej rzeczy, jak coś widzą. I po to mają komentarze – aby się wypowiedzieć. Jeżeli piszą, że coś im się podoba, to nie uznam nagle, że chyba kłamią, bo jaki jest w tym sens? Uznawać z góry, że Ty uważasz tak i tak, więc moi Czytelnicy też. Opis, który Ty uznałaś za tak przerażający i rodem z porno, wielu Czytelników samych z siebie chwaliło i pisało o nim w samych superlatywach.

      Naprawdę, próbować wmówić mi, że Czytelnicy, których sama zapytałam kiedyś, co myślą o seksie na moim blogu, czy nie jest zbyt dosadny, ludzie mieli okazję się wypowiedzieć i podeszli zdroworozsądkowo. To Ty masz z tym problem, co widać, więc próbujesz uznać, że jeszcze ktoś ma. No i może ma, choć nie znam takiego Czytelnika, ale pewnie czyta gdzieś w ukryciu bloga i nie przyzna się, że sceny seksu są dla niego zbyt mocne. Ale mnie interesują tylko osoby, które się ujawniają i piszą komentarze, a w nich opinie. Co mi po domniemanych czytelnikach, którzy być może są i być może nie pasuje im wizja mojego seksu?

      Oczywiście nie neguję tego, że wielu osobom (np. Tobie i ekipie WS) takie opisy przeszkadzają, nawet wśród Czytelników bloga takie osoby mogą się kiedyś znaleźć. Każdy ma inną wrażliwość, inne spojrzenie na pewne sprawy, inne podejście do czytanych książek. Tylko że autor piszący powieść, nie może uznać, że jeżeli po jednej z książek, kilka osób dało mu negatywne opinie za zbyt mocne opisy, to ma natychmiast zapomnieć o tych pozytywnych recenzjach i ugładzić dalszą twórczość.

      Usuń
  49. „W uniwersum Dragon Balla, w Zachodniej Stolicy charakteryzującej się niesamowitym postępem technologicznym, dostajemy nawiązania do polskich, ale i zagranicznych elementów popkultury, których bohaterowie w ogóle nie powinni znać.”
    Ach, taki postęp był w tej Zachodniej Stolicy, że kamery mają większe niż nasze, a w mieście jest jeden duży telewizor na ogromny tłum.
    No tak, uważasz, że bohaterowie nie mogą znać zagranicznych elementów popkultury dotyczących wszystkich krajów, za wyjątkiem Japonii (akcja opowiadania to świat fantasy podobny do Chin), bo tak Ci się podoba, bo Akira jest z Japonii, bo tak ładnie... Nie ma to jak profesjonalne podejście.
    DB to świat fantasy i owszem, ale nie zmienia to faktu, że nawiązania do naszego świata są naprawdę widoczne. W DB taxi to nadal taxi, występuje bohater łudząco podobny do Frankensteina, kapsuły lecznicze w DB to nic innego jak inspiracja światem "Giezdnych Wojen". Mamy też mumię oraz... wampira zwanego "Dracula Man" (a to z kultury europejskiej). Mało tego, kiedy bohaterowie umierają, ale w jakiś sposób schodzą na Ziemię... nad ich głową wisi aurelola. A taki Mr Popo ma latający dywan. W jednej ze scen mamy nawet flagę Stanów Zjednoczonych! Chi-Chi bierze ślub w białej sukni z welonem, wyglądającej jak tradycyjna suknia europejskiej kobiety. Przykłady można mnożyć bez końca.

    „Pite i jedzone jest głównie to samo, niczym nie różnią się kwestie społeczne i kulturowe, a także oświatowe. Poza wykorzystaniem kapsuł i bogactwem, które przysługuje rodzinie Briefs, nic nie nawiązuje do uniwersum DB i nie charakteryzuje go.”
    No tak, bo w DB jedli zupełnie coś innego. Ciekawe tylko, że Vegeta wcina sobie kurczaka a Buu w cukierniach opycha się ciasteczkami czy tortami.
    Wszelkie te poruszone kwestie w DB też się nie różniły, ale rozumiem, że w tym przypadku najlepiej zamknąć oczy na kanon DB i wymagać „czegoś innego”. Opisywałam szkołę na podstawie tej Gohana, więc KANONICZNEJ. Zwykłe ławki szkolne, długopisy, zeszyty, podręczniki.
    Śmieszne, bo gdybym wymyśliła jakąś inną wizję szkoły, w której uczniowie używają tabletów zamiast książek, to na pewno miałabym wykład o tym, że w kanonie Gohan chodził do szkoły, gdzie używano zeszytów.

    Co do nawiązań do uniwersum DB: mamy Saiyan i informacje o ich odporności, o poziomach, technikę Ki-teleportacji, pokazanie nauki latania a także naukę KI-teleportacji, fasolki leczące rany, statek kosmiczny, kapsułę treningową, Smocze Kule (wiem, to akurat za mało Dragonballowe, więc nawet się nie odniosłaś), wspomnienie dawnych przeciwników typu Freezer, Cell. Cały wątek w Komnacie Ducha i Czasu, pojawienie się Trunksa z przeszłości oraz nawiązanie do wehikułu czasu, mamy ukazane osiąganie nowego poziomu, mamy też Babę Gulę i jej moc "wróżenia", mamy przeszłość Vegety i inne planety (DB to też możliwość poruszania się po kosmosie), a także wiele innych rzeczy.

    "(...) nic nie nawiązuje do uniwersum DB i nie charakteryzuje go. Wniosek? Nie zaskoczyłaś mnie, nie zaangażowałaś się na tyle, by wykreować i pokazać mi coś nowego, oryginalnego, by wprowadzić mnie w świat oraz zachęcić do poznawania go od podstaw."
    Przeczysz sama sobie. Piszesz, że nic nie nawiązuje do DB, a wnioskiem jest to, że nie wymyśliłam nic nowego. Albo chcesz tylko kanoniczne DB (szkoła jak ta Gohana, świat fanasy) albo coś nowego. Po co Czytelnikom poznawać od podstaw świat, który znają? Rozumiem, że Ty nie znasz (co widać przez całą ocenę), ale nie znaczy to, że będę opisywała kim jest Goku, Chi-Chi, szczegółowo opracowywała prawo w DB na podstawie urywków z anime (była policja, więzienia, kajdanki) czy też kombinowała z wymyślnymi potrawami (a nie, sorry, Ty byś chciała japońskie potrawy, bo to w końcu manga pisana przez Japończyka...).

    OdpowiedzUsuń
  50. „DB powinno się wylewać z twojej historii, a na razie to tylko taki miły dodatek, który – gdyby wyciąć go tu i tam – właściwie z fanfiction bez problemu zrobiłoby ci się opowiadanie zupełnie autorskie.”
    Niestety, nie da się powycinać "tu" i "tam", bo nikt by nic nie zrozumiał bez znajomości DB, która wiele tu daje. Nie twierdzę, że wszystko, ale sporo. Tobie też by dała, gdybyś znała DB, a nie tylko miała jakąś wizję z dawnych lat.

    „Mniej więcej porównałabym to do lektury ficzka o Harrym Potterze, w którym bohater ani razu nie pojawił się w Hogwarcie albo – gorzej! – jest w Hogwarcie, w którym w teatrze szkolnym wystawia się Romea i Julię i jeździ na mugolskie sportowe wczasy w Bułgarii, gdzie wyrywa się panny, a każdy musi mieć je po dwie. Ough! Pod tym względem aż mi się przypomina Boso po mokrej trawie...”
    Piszesz, jakby świat DB był szklaną kopułą czy zamkiem, gdzie wszystko musi być takie a takie. Niestety, tak nie jest. Świat Dragon Balla to nie jest zamek typu Hogwart, to jest świat, PLANETA. NIE ZAMEK. Jak w ogóle można porównać planetę do zamku? Różność DB polega na tym, że widzimy wiele miejsc, z czego każde jest inne. W Hogwarcie jest zamknięta przestrzeń, ustalone reguły, czarodziejski świat. W DB mamy po prostu ŚWIAT bogaty w różne krainy. Jest wielkie miasto i biedna wioska. Jest samochód latający i przestarzały autobus. Jest kapsułka pach-bach i ludzie chodzący z wielkimi tobołami. Są pustynie, ogrody, pałace, CC i zwyczajne chaty. Są roboty i zwierzęta. Są też dinozaury. Prezydentem jest pies. Światowy Turniej nie ma nawet swoich telebimów dla widzów stojących dalej.

    A co do fanfika o HP, w którym bohater nie pojawia się w Hogwarcie: a co ma jedno z drugim wspólnego? Jakoś na wakacje Harry był poza Hogwartem, a w 7 części, czyli kanonicznej książce, Harry jest poza Hogwartem przez większą część, szukając po lasach horkruksów. Ostateczne bitwa, owszem, rozgrywa się na zamku, ale wcześniej są inne miejsca.

    Ciekawe, co napisałabyś na temat opowiadania o 10-letnim Harrym i jego życiu u Dursleyów, przygodach z magią bezróżdżkową, czy kłótniach z Dudleyem. Już to widzę: „Jak to, ficzek o Harrym nie w Hogwarcie?! Autorka niech coś z tym zrobi, przecież Harry za pomocą magii mógłby się w magiczny sposób przenieść do Hogwartu, tak przypadkowo, żebym tam miała akcję opowiadania”.

    „Tak więc mamy Bulmę, która jest temperamentna jak w anime, ale brakuje jej rozumu i instynktu, jakbyś trochę cofnęła ją w rozwoju”
    W opowiadaniu widać często, że się waha, że celowo nie zauważa wybryków Trunksa, nie chce ich przyjąć do wiadomości. Gdzie jest scena, w której niby cofnęłam Bulmę w rozwoju? Wiesz co to w ogóle znaczy?

    „u ciebie w większej mierze pojawia się głównie po to, aby nakłaniać Vegetę do miłości do dzieci i aby uprawiać z nim seks.”
    Bulma, od momentu pojawienia się Vegety, zmieniła swoje położenie w DB. Nie było jej już tak wiele (już w Z jest jej mniej niż w zwykłym), a co do tego, co napisałaś, scen seksu jest na 84 strony jakieś... 3-4? A nakłanianie do miłości do dzieci - jako matka, chciała, żeby mieli dobre relacje, więc nie widzę w tym nic dziwnego. Oprócz tego, to Bulma planuje wyprawę do Baby Guli, zarządza, jedzie do szkoły Trunksa, pracuje w laboratorium nad nowymi wynalazkami. Później ma też swój wątek, w którym jest zupełnie sama, bez rodziny, w nowym miejscu. Tam radzi sobie, jak może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz, jakby świat DB był szklaną kopułą czy zamkiem, gdzie wszystko musi być takie a takie. Niestety, tak nie jest. Świat Dragon Balla to nie jest zamek typu Hogwart, to jest świat, PLANETA. NIE ZAMEK. Jak w ogóle można porównać planetę do zamku? Różność DB polega na tym, że widzimy wiele miejsc, z czego każde jest inne. – Ale w twoim opowiadaniu tak nie jest. Przez wszystkie pierwsze notki jesteśmy w mieście, o którym niewiele wiem, bo kuleją ci opisy i świat przedstawiony. Jest do bólu współcześnie, polsko, niezajmująco.
      Nie chcę się powtarzać, pozwolę sobie więc to przeskoczyć. Być może faktycznie moja wizja DB jest naciągana, ale... przecież nie wyssałam jej z palca. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że to te twoje polskie wtręty odklejają się od kanonu.

      A co do fanfika o HP, w którym bohater nie pojawia się w Hogwarcie (...) – Problem w tym, że on jest w Hogwarcie, tylko Hogwart to zwykły college.

      Usuń
    2. „Ale w twoim opowiadaniu tak nie jest. Przez wszystkie pierwsze notki jesteśmy w mieście, o którym niewiele wiem, bo kuleją ci opisy i świat przedstawiony.”

      Tak, przez pierwsze notki. A przez pierwsze rozdziały Harry’ego Pottera jesteśmy w zwykłym domku na Privet Drive, a nie w magicznym mieście pełnym czarodziejów.
      Co do kulejących opisów, to się zgadzam – mam z tym problem i nie neguję tego. Czeka mnie sporo pracy nad opisami.

      „Problem w tym, że on jest w Hogwarcie, tylko Hogwart to zwykły college.”
      Tylko że wcześniej o tym nie napisałaś.

      Usuń
  51. Przez całe opowiadanie jest pokazana jako ktoś, kto po prostu odsuwa problemy na bok, zamiast się z nimi zmierzyć. Przykład:
    „Bulma nie była głupia. Przymykała oko na wiele spraw, jednak wiedziała, że coś nadchodzi. Czuła to w tych krótkich chwilach milczenia, jakie zapadały między nią a mężem, w tych momentach całkowitej ciszy, gdy miała wrażenie, jakby ktoś ją obserwował, jakby coś za nią podążało. Ostatnio często sprawdzała nagrania kamer, lecz niczego nie dostrzegła. I to ją przerażało. Podświadomy lęk o dzieci, o malutką Brę, o zbyt szybko dojrzewającego Trunksa, o ukrywającego coś Vegetę – to wszystko sprawiało, że potrzebowała odpocząć.”

    „w dalszych rozdziałach mignęły mi przed oczami notki, w których Bulma wspomina stosunki seksualne z Vegetą, panują romantyczne nastroje”.
    Parafrazując znany cytat: czego nie przeczyta, to zmyśli.

    Bulma ani razu nie wspomina seksu z Vegetą, nie panują też "romantyczne nastroje". Cały czas myśli jedynie o tym, że nie powinna do niego wracać, mimo że go kocha. No ale dla Ciebie wymazanie 15 lat przeżytych razem to najprostsza sprawa pod słońcem, nie? Nikt nie może mieć wątpliwości, nie może się wahać. U ciebie bohaterowie muszą być czarno-biali: albo kocha i jest w szczęśliwym związku albo nie kocha i rzuca bez żadnego zawahania, zamykając 15-letni rozdział w życiu tak, jak czytelnik zamyka stronę internetową.

    Wybacz, tak to nie działa. Życie nie jest proste i nie stawia samych prostych wyborów. Bohaterowie też potrafią zachować się irracjonalnie, niczym zwykli ludzie, zwłaszcza będąc z kimś długo w związku. I tak, związków nie dzielimy na czarno-białe, czyli dobre i złe, pozytywne i negatywne. Związki mają swoje lepsze i gorsze momenty. Mają chwilę szczęścia i bólu, smutki i radości. Ludzie są ze sobą, rozstają się, wracają.

    Jeszcze co do przemyśleń Bulmy: „Ale po tym wszystkim, co ją spotkało, nie wiedziała, czy będzie potrafiła przyjąć go z powrotem. Nawet jeśli za nim tęskniła, nawet jeśli go kochała – nie powinna ulegać emocjom. Całe życie przymykała oczy na to, jak przebiegał jego trening z Trunksem, jak wyglądały ich wspólne lata.”

    „nawet jeżeli od niego odchodzi, zamiast być silną i odpowiedzialną kobietą, chcącą wychować porządnie swoje dzieci, zamyka się w jakimś średnim na jeża syndromie sztokholmskim, tęskniąc za zwykłym psychopatą.”
    No tak, bo każda kobieta musi być taka silna i jak odchodzi od męża, z którym była 15 lat, to na pewno nie robi to na niej żadnego wrażenia, nie rozbija jej świata ani psychiki.

    „Nikły plus, że czasem podkreślasz próżność Bulmy i jej przywiązanie do makijażu, co pokrywa się z animacją. Tak samo to, że Bulma pali papierosy.”
    Hej, to jednak coś tam wiesz o DB i pamiętasz, że Bulma paliła, to już jakiś plus w Twojej nikłej znajomości DB.

    „Dalej mamy Vegetę, który jest kompletnie przerysowany i zamiast być poważnym ex-wojownikiem z tupetem i wielkim ego, staje się Januszem, który ma na wszystko wyrąbane i widzi tylko czubek własnego nosa, pięści i dno butelki.”

    Gdyby Vegeta miał na wszystko wyrąbane, to nie zabrałby Bry na łąkę, nie trenowałby z nią latania, nie pocieszałby Bulmy w związku z klątwą, nie leciałby do Baby Guli ze świadomością, że może zobaczyć jakieś jego myśli, nie żałowałby tego, co robił w przeszłości, nie odczuwałby skruchy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi


    1. Bulma ani razu nie wspomina seksu z Vegetą, nie panują też "romantyczne nastroje". Cały czas myśli jedynie o tym, że nie powinna do niego wracać, mimo że go kocha. – *szuka fragmentu* okej, nieco mylące, faktycznie, rozdział 39. Wspomnienie zbliżenia, teraz, z tego co widzę, należy do Vegety, jednak kilka zdań niżej, chociaż scena się nie zmienia, mamy head-hopping i przechodzimy do głowy Bulmy, która myśli: Chciała bez względu na konsekwencje znowu go przyjąć, spróbować zacząć związek od nowa, ale wiedziała, że nie powinna tego robić. Pojawia się to w tej samej scenie, w której pada tekst kursywą: zjechał niżej, do sutków, drugą ręką ściągając swoje spodnie, a później będąc już w Bulmie. I faktycznie, retrospekcja nie należy do bohaterki, ale te head-hoppingi są naprawdę mylące. Gdyby nie one, byłoby jasne, że scena bieżąca to perspektywa Vegety.

      A, no tak, bo „wychowując” syna siedem lat był po prostu tak emocjonalnie rozwinięty, że przytulił go dopiero wtedy, jak chłopiec skończył osiem lat. Po prostu ideał tatusia. – Ale go przytulił, więc o co chodzi z naciąganiem tych problemów ileś lat później...?

      Usuń
    2. „I faktycznie, retrospekcja nie należy do bohaterki, ale te head-hoppingi są naprawdę mylące. Gdyby nie one, byłoby jasne, że scena bieżąca to perspektywa Vegety.”

      Jest scena, w której mamy perspektywę Vegety:

      „Pamiętał jak po walce z Buu rozmawiali w nocy po jednym z koszmarów Bulmy.”
      Po tym jest retrospekcja, więc chyba oczywiste, że jest z jego perspektywy, bardziej dosadnie napisać się nie da...

      I błagam, nie przeinaczaj fragmentów i nie wycinaj całych akapitów, żeby tylko było na Twoje. To jest po prostu żenujące.

      Dalej mamy podsumowanie Vegety po tym, jak widzieliśmy retrospekcję, a później, gdy zaczyna się perspektywa Bulmy, to wyraźnie widzimy, że Bulma wychodzi z kuchni, idzie do sypialni, a tam mamy jej przemyślenia i siedzimy w jej głowie. Dziwne uważać, że to mogą być myśli Vegety. Czytanie ze zrozumieniem nie boli, a oskarżenia przy wycinaniu fragmentów są tak słabe, że szkoda słów.

      Fragment od razu po retrospekcji:

      „Nie umiał bez niej żyć, ale rozumiał, że Bulma cierpi zbyt mocno i próbuje odciąć się od niego. Pewnie uważała, że w ten sposób wymaże cały ból, jaki ją wypełniał. Nie powinien naciskać na nią zbyt mocno, bo dopóki nie odwiedzi Mistrza Niemożliwego, nie zapewni rodzinie spokoju.

      – Myślę, że możecie porozmawiać sami, jeśli jest coś, co zamierzacie sobie przekazać.
      Bulma wstała i popatrzyła na nich ostatni raz, wychodząc na korytarz. Weszła szybko po schodach na górę, otwierając drzwi od sypialni. Bra spała. Podeszła do łóżka, siadając na jego skraju. Całą siłą woli powstrzymała się od zapalania papierosa. Była wściekła na klątwę wiedźmy, na niezrozumienie ze strony Vegety i Trunksa, na psycholog gadającą te wszystkie irytujące teksty o toksycznej miłości, na problemy z firmą, a przede wszystkim na samą siebie. I na to, że nie mogła wrócić do Vegety.
      Chciała bez względu na konsekwencje znowu go przyjąć, spróbować zacząć związek od nowa, ale wiedziała, że nie powinna tego robić. Dla dobra dzieci.”


      „Ale go przytulił, więc o co chodzi z naciąganiem tych problemów ileś lat później...?”

      No tak, bo jedno przytulenie to dla Ciebie dowód, że osoba zmienia się o 180 stopni w stosunku do dziecka. Gratuluję podejścia do prostego i magicznego rozwiązywania problemów. Raz, przed śmiercią przytulił, więc na pewno już wszystko będzie idealne.

      Usuń
  52. „Na dodatek jest Januszem opóźnionym w rozwoju emocjonalnym, bo zamiast uczyć się miłości do córki, gdy ta przyszła na świat, Vegeta nie ogarnia ojcostwa jeszcze sześć lat później, a mimo to szczęśliwym dla niego trafem żonka nadal się go trzyma tak, jakby w ogóle było kogo.”
    A, no tak, bo „wychowując” syna siedem lat był po prostu tak emocjonalnie rozwinięty, że przytulił go dopiero wtedy, jak chłopiec skończył osiem lat. Po prostu ideał tatusia.

    „Przez wszystkie rozdziały Vegeta tylko na początku, w jednej notce, a właściwie w dłuższym, romantycznym fragmencie – który nawet cytowałam gdzieś wyżej – ukazał się jako postać pozytywna. Aż chciało się o nim czytać. Jedna na kilkadziesiąt scen to jednak zdecydowanie za mało.”
    No tak, tylko ciekawe, że takich fragmentów jest więcej, choćby jak Vegeta spędza czas z Brą czy Bulmą albo uzewnętrznia się przed Trunksem, mówiąc, że nie jest już taki, jak dawniej. Mały przykład:

    „– To nasza skrytka do trenowania? (...)
    – Może. – (...) Nie chciał burzyć idealnego świata córki, a jej bezpośredniość i lekkość pomogły w trudnej sytuacji. (...) Wiedział, że nie odepchnie od siebie Bry, tak jak zrobił to kiedyś z Trunksem.
    (...)
    Teraz wiedział, że jest za nią odpowiedzialny. Musiał chronić swoją córkę i uczyć samokontroli. Nie w brutalny i agresywny sposób, lecz tak, jak dzisiaj – spokojnie i bez pośpiechu. Przypominało to nowe wyzwanie, w dodatku tym razem będące całkowicie jego zasługą.”

    Co do relacji Bulma-Vegeta:
    „W ciszy weszli na górę. Przygotowała dwa kieliszki, kiedy Vegeta wybrał już szampana i usiadł na kanapie (...) Czasami przychodzili tutaj, aby porozmawiać i spędzić razem wieczór.”

    „– Będę rycerzem z kosmosu! Pokonam złe potwory! I obronię planetę! – mówiła uradowana, siedząc na kolanach Vegety i patrząc mu prosto w oczy. Jej beztroski, szczery śmiech był zaraźliwy. Bulma nie mogła się powstrzymać, żeby nie roześmiać cicho. Saiyanin, który dawniej po takiej scenie, odleciałby bez słowa na pustkowie, posłał małej uśmiech kącikiem ust.”

    „ Krajobrazy migały za szybami, ale Trunks podjął z ojcem temat zjawisk atmosferycznych na planecie Vegeta. Rozprawiali o tym całą drogę, wymieniając się spostrzeżeniami na temat Ziemi oraz dawnego świata Saiyan. Bulma czasami o coś pytała, niespiesznie prowadząc pojazd.”

    OdpowiedzUsuń

  53. „Brakuje mi też konsekwencji; pisałam o tym w ostatnim ocenianym rozdziale. Nie może być tak, że Vegeta pół rozdziału jest taki, a pół siaki. Bohater powinien mieć stały kręgosłup moralny i go rozwijać, uzupełniać, zmieniać, ale pod wpływem czasu i ważnych fabularnie wydarzeń, a nie tak o, tylko na chwilę, bo akurat smutna Bulma pojawiła się na horyzoncie i wypada dać czytelnikom jakąś pozytywną wibrację...”
    Znowu powtórzę: ludzie nie są jednoliniowi. Mogą mieć swoje przyzwyczajenia, humory, jednego dnia wstać lewą nogą, drugiego przemyśleć jakieś złe zachowanie i coś zmienić, żeby następnego znowu zachować się gorzej. Taki Vegeta w DB to istna sinusoida. Raz zabija dzieci, a innym razem oszczędza Gohana, bo „ma dobry humor”, nie przejmuje się swoimi towarzyszami broni, a innym razem ratuje im życie, mieszka z Bulmą i są niby parą, a później zostawia ją samą z dzieckiem. Raz gada, jaki to jest niepokonany i wszystkich obraża, a później nagle przeprasza za swoje impulsywne zachowanie. Zachowuje się normalnie, żeby nagle ze złością uznać, że wolałby być tym samym zimnym Saiyaninem, co kiedyś.

    Naprawdę w życiu ludzie nie zmieniają się liniowo, życie to nie takie „od zera do bohatera”. I jak już ktoś zrobi coś złego, to nie znaczy, że teraz ma robić same złe rzeczy i być zły. A jak niekoniecznie pozytywny bohater zrobi coś dobrego, to nie znaczy, że ma teraz być już tylko dobry.

    „Samo to, że jest sprawny w łóżku nie czyni z niego postaci pozytywnej tym bardziej, że niektóre stosunki (uwaga dotyczy także stosunków Trunksa) są po prostu obleśne. Jakbyś nie wiedziała, że nie wszystko tak dokładnie musisz opisywać i przez to zakrawasz o porno.”
    Po pierwsze, notki są oznaczone +18, więc jak nie są Twoim targetem wiekowym, to nie ma sensu ich czytać. Po drugie, to Twoja opinia, że opisy są obleśne czy zbyt dokładne. Nie widziałaś chyba żadnych opisów seksu +18, nie licząc mojego bloga, skoro uważasz, że to „zakrawa o porno”. Bo co, bo raz użyłam określenia oznaczającego męskie genitalia? Raz na ileś tam opisów seksu? O porno można mówić, kiedy w opisach dominują inne wyrazy, ale nie będę ich tu powtarzać, bo jeszcze dostaniesz zawału.

    Na wszystkie sceny seksu w opowiadaniu (jest ich aż 7 na 41 odcinków!) przypada tylko jedno określenie tak bardzo Cię bulwersujące. Reszta to wyrazy nie mające nic wspólnego z porno, podobnie jak opisy, ale to kwestia indywidualna. Właściwie są dwa opisy seksu (jeden Bulmy z Vegetą, drugi Trunksa z dziewczynami), które tak naprawdę można uznać za bardziej dosadne. I faktycznie te dwa opisy oznaczają, że „zakrawam o porno”.

    Przy czym jeden z opisów seksu jest po prostu powalająco długi:
    „A później się kochali. Gorąco, namiętnie, bez opamiętania. Z dala od złych przeczuć, wiedźmy, niepokoju."

    „Mało tego, twojemu Vegecie również brakuje nieraz inteligencji – serio, fatygować syna po sztuczną krew w samym środku nocy, jakby był to jakiś towar zakazany?”
    Tak, bo wg Ciebie najlepiej, jakby Vegeta się pociął i polał krwią swoją córkę. Inteligencja by z niego biła. I z jego krwi także.

    OdpowiedzUsuń
  54. „Albo nie reagować na paskudne zachowanie Trunksa? Przecież Vegeta uchodził podobno za surowego, wymagającego ojca, który nie był aż tak obojętny i zepsuty. Potrafił odróżnić dobro od zła. Żena-sceny-gagi kompletnie tego nie ukazują.”
    Czy surowy ojciec to zawsze tylko taki, co zwraca uwagę na zbyt niemoralne zachowanie syna? Nie. Surowi ojcowie często po prostu krzyczą na dzieci, rozkazują im, a nie obchodzi ich, że te dzieci uprawiają seks z kim popadnie, czy piją na wagarach alkohol.

    Ojciec Vegety był surowy i co robił, kazał mu być grzecznym dzieckiem, czy raczej trenować, żeby podbijać planety? No właśnie. Tak postępowali Saiyanie, takie mieli metody wychowawcze. Vegeta ma inne wzorce. To nie jest kobieta.

    „O, à propos Trunksa – to wygląda co najmniej tak, jakbyś miała na jego punkcie jakiś kompleks.”
    Łał, dedukcja godna prawdziwego profesjonalisty. Ktoś pisze książkę o mordercy? Na pewno ma kompleks mordercy i sam zabija.

    „Co było złego w kanonicznym Trunksie, że aż tak musiałaś go zepsuć?”
    I znowu pytam: gdzie mamy 15-letniego Trunksa w DB? Kanoniczny Trunks ma 8 lat, a później widzimy go jako 18-letniego chłopaka, przez kilka kadrów, z których nie da się wywnioskować jaki był.
    No ale okej, Ty uważasz, że jak ktoś ma 8 lat i jest w miarę grzecznym chłopcem (co pozbawia przytomności dla zabawy, czy lata sobie bez nadzoru rodziców), to już taki grzeczny musi być do śmierci, bo jak już raz był dobry, to musi być dobry i już.

    „Tylko dokładasz mu negatywnych wzorców, zamiast na pewnym etapie przystopować i kreować tymi cechami, które już masz. Nie możemy mieć po prostu trudnego, zbuntowanego nastolatka, który wypił kilka piw za dużo i czasem próbuje brawury.”
    To napisz opowiadanie o trudnym, zbuntowanym nastolatku, co wypił kilka piw za dużo. Czemu chcesz, żeby u mnie było właśnie tak a nie inaczej? Nie można już napisać o naprawdę wrednym gówniarzu, tylko dlatego, że Ty wolisz lżejsze tematy? To jakby uznać, że książka o mordercy i gwałcicielu to za wiele i jak już pisarz tworzy seryjnego mordercę, to nie może on być również gwałcicielem, bo „musi istnieć wyważenie”.

    „My musimy mieć Mistrza Gangu, który wszystko potrafi wyrwać i zaliczyć (czasem nawet w parze!), ukraść i wypić lub połknąć w praktycznie każdej ludzkiej ilości, boją się go nawet nauczyciele, a rodzice udają, że niczego nie widzą, przez co dzieciak może coraz więcej i więcej.”
    Jakiego znowu Gangu, chyba czytając, wzięłaś za dużo tabletek pożyczonych od Trunksa...
    I czemu piszesz, że „potrafi wszystko zaliczyć”, skoro w opowiadaniu Trunks uprawia seks z Naną, później z Riko, w międzyczasie kilka razy zarywa do Delii, która odtrąca go za każdym razem, na festynie znajduje jakieś dwie małolaty, z którymi tak, uprawia seks, no wielki wyczyn, skoro to jakieś zepsute małolaty. W trakcie festynu flirtuje też z inną dziewczyną, ale ona ostatecznie też ma go gdzieś i odchodzi, nawet nie podając numeru telefonu, na którym mu zależało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie istnieją żadne przesłanki, by z Trunksa robić zwyrola. Nawet luźne podejście w DB GT, które nie jest kanoniczne, przedstawia kreację Trunksa jako człowieka dobrego. W filmach również taki był. Skoro inni bohaterowie zachowują się według pierwowzorów, można uznać, że istnieje większe prawdopodobieństwo, że Trunks nie będzie nastoletnim buntownikiem. Jako ośmiolatek widział bardzo dużo, dużo doświadczył, wnioskował. Jeżeli dzieci psocą, nie jest to wyznacznik tego, by wyrastały na jednostki patologiczne. Mały Trunks zbyt dużo widział i zbyt wielu otaczało go dobrych ludzi, by stał się zły i źle postępował. Bez sensu byłoby walczyć za ludzi, których się potem potępia. Wartości się nie zapomina, jakby były niczym. A jeżeli to moja wizja i chcę w nią wierzyć, bo jest idealistyczna... no cóż. Znów. Mam do tego prawo.

      Usuń
    2. „Nie istnieją żadne przesłanki, by z Trunksa robić zwyrola. Nawet luźne podejście w DB GT, które nie jest kanoniczne, przedstawia kreację Trunksa jako człowieka dobrego.”

      Ale jakie przesłanki, skoro piszę, że mamy tylko 8-latka, a Ty uważasz, że 8-letnie dziecko nie ma prawa się zmienić, bo nie i koniec. Żadnych argumentów. Nic.

      A DBGT nie jest już nawet kanoniczne, dla mnie nigdy nie było, zresztą, nawet jakby było, to tam widzimy 23-letniego mężczyznę, a u mnie to 15-letni gówniarz. Vegeta mając 30 lat był gnojkiem i mordercą, więc jakie mieliśmy przesłanki co do tego, że stanie się dobry, kiedy przyleciał na Ziemię i chciał mordować? Żadnych. No ale popatrz, ma 36 lat i jest lepszym człowiekiem, ma syna i nie zabija Ziemian, co tak przecież bardzo chciał zrobić. Po 6 latach z mordercy dzieci nagle sam ma dziecko. I ciekawe, jakie widziałaś przesłanki, co do nawrócenia Vegety w momencie, kiedy go zobaczyłaś na ekranie...

      „Jeżeli dzieci psocą, nie jest to wyznacznik tego, by wyrastały na jednostki patologiczne. Mały Trunks zbyt dużo widział i zbyt wielu otaczało go dobrych ludzi, by stał się zły i źle postępował.”

      Porównywać 8-latka z 15-latkiem i uważać, że jeżeli ktoś jako 8-latek nie pije i nie przeklina, to nigdy nie będzie... Podejście mistrzowskie.

      „A jeżeli to moja wizja i chcę w nią wierzyć, bo jest idealistyczna... no cóż. Znów. Mam do tego prawo.”

      Jasne, że masz prawo, wierzyć można we wszystko, w co chcemy. Tak samo jak mogę sobie wierzyć, że Trunks w bogatej rodzinie, popularny i silny, zarozumiały już jako 8-latek, z trudnym dzieciństwem, może wyrosnąć na zepsutego gnojka. Tylko że Ty usilnie przekonujesz mnie, że nie mam do tego prawa, a Twoja wizja jest jedyna i słuszna.

      Usuń
  55. „ukraść i wypić lub połknąć w praktycznie każdej ludzkiej ilości” – ukradł jeden pomnik, bo miał takie zadanie na festynie, a wypija tak dużo, bo skoro może dużo jeść, to też i dużo pić.

    „boją się go nawet nauczyciele” – uwielbiam Twoje wyolbrzymienia. Jedna scena z nauczycielem, który robi dla Trunksa 5 minut przerwy, ale nagle się okazuje, że wszyscy nauczyciele się go boją.

    „rodzice udają, że niczego nie widzą” – Bulma to owszem, udaje, że nie widzi, a Vegeta widzi, tyle że nic z tym nie robi, a jak robi, to jest za późno.

    „Mamy próby gwałtu (w tym gwałt na kanonie) i zabójstwo z zimną krwią.”
    Mamy jedną próbę gwałtu, która w gwałt się nie przerodziła. Zabójstwo Tana następuje pod wpływem emocji. Trzeba jednak zauważyć, że nie jest to stricte „zabójstwo” tylko pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Trunks był tak silny, że mógłby zabić go jednym ciosem, jednym palcem. Ale nie robi tego, nie zamierzał go zamordować, tylko uderzyć, poniżyć. Chłopak trafia do szpitala, gdzie umiera w wyniku obrażeń.

    Nie usprawiedliwiam zachowania Trunksa, tylko pokazuję, że jego zamiarem nie było morderstwo.

    Swoją drogą, masz zabawne podejście do niektórych spraw. Tak Cię obrzydziła scena z Trunkem, który porwał koleżankę do lasu, trochę się z nią poszamotał, jedyne, co zrobił, to zdarł sukienkę, na chwilę zatkał usta, gdy krzyczała, i kazał uklęknąć, a następnie... odleciał. Nic nie robiąc. Natomiast scena, w której Vegeta spotyka kosmitkę, rozrywa jej ubranie, a następnie morduje z zimną krwią – została uznana za dobrą scenę i spodobała Ci się.

    „Nie sądzisz, że gdyby Trunksowi odjąć ciemnej strony i poczucia zajebistości, a podkreślić nieco bardziej jego złożone wnętrze, to, że gdzieś tam w środku ma problemy, i gdyby jeszcze odejść czasem od tych pustawych scen, opowiadanie stałoby się głębsze?”

    Sceny z Trunksem i więcej o nim są później, kiedy chłopak zostaje sam, nie ma już obok kolegów, rodziców, nie ma życie, które znał. Fragment z 17 odcinka:
    „ Gdyby mógł cofnąć czas, nie doszłoby do tych tragedii. Co nim kierowało? Zaślepiony chorymi ambicjami zdobycia dziewczyny, próbował udowodnić zarówno sobie, ojcu, jak i kolegom, że nie jest zwykłym nastolatkiem. (...)”

    W późniejszych rozdziałach życie Trunksa ulega tak diametralnym zmianom i spotyka go tak wiele trudnych wyborów czy ciężkich sytuacji, że on sam też się zmienia. Nie od razu i nie magicznie, poza tym fakt, że coś w jego myśleniu ulega zmianom, nie znaczy, że jest super dobry. Ma nadal lepsze i gorsze momenty. To 15-letni dzieciak.

    „Poza tym zajrzyjmy do źródła tego problemu, który stworzyłaś – Trunks jest taki, bo ojciec nie kochał go w dzieciństwie. Serio? Absolutnie nie. Vegeta nie był złym ojcem. Nie wiem, dlaczego tak usilnie go na takiego kreujesz; to zupełnie niezgodne z kanonem.”
    Masz na myśli zeszyt z napisem „Kanon DB”, który trzymasz w szufladzie i zapisujesz tam swoje wersje mangi? No ale poważnie. Ja nie uważam, że ojciec go nie kochał, tylko że nie potrafił tego okazać, był zbyt surowy, oschły, a im Trunks bardziej rósł, tym trudniej było Vegecie do niego dotrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. boją się go nawet nauczyciele” – uwielbiam Twoje wyolbrzymienia. Jedna scena z nauczycielem, który robi dla Trunksa 5 minut przerwy, ale nagle się okazuje, że wszyscy nauczyciele się go boją. – To nie są moje wyolbrzymienia. To ty tak wyolbrzymiasz to patolstwo, zrozum. Czytelnik nie wnioskuje z tego, co dzieje się gdzieś poza kadrem, w kosmosie. Ma tylko tekst i sceny. Widzi w nich nieodpowiedzialnego gówniarza, Mistrza Gangu? Nie dziw się, że za takiego go ma.
      Wymagasz czegoś absurdalnego – wchodzenia ci do głowy.

      Trzeba jednak zauważyć, że nie jest to stricte „zabójstwo” tylko pobicie ze skutkiem śmiertelnym. – Ale czemu bronisz tego bohatera, jakby nic się nie stało?...
      Nie usprawiedliwiam zachowania Trunksa, tylko pokazuję, że jego zamiarem nie było morderstwo. – Nie czułam tego w tekście. Trunks wydaje się mieć to wesoło w dupce. Znów zaklinasz coś poza tekstem.

      Tak Cię obrzydziła scena z Trunkem, który porwał koleżankę do lasu, trochę się z nią poszamotał, jedyne, co zrobił, to zdarł sukienkę, na chwilę zatkał usta, gdy krzyczała, i kazał uklęknąć, a następnie... odleciał. Nic nie robiąc. Natomiast scena, w której Vegeta spotyka kosmitkę, rozrywa jej ubranie, a następnie morduje z zimną krwią – została uznana za dobrą scenę i spodobała Ci się. – Ej, tu akurat racja. Fajny zabieg! Naprawdę świetny, takie zapętlenie.
      Tylko że szkoda, że na tym bohaterze. Bo ten, który kanonicznie jest bardziej prawdopodobny... och, wait. xD Prawda jest taka, że możesz mieć jaką chcesz wizję Trunksa, ale nie możesz zmuszać do tego, by ją lubić i wypowiadać się o niej pozytywnie.

      Do Kaito wrócę niżej.

      Usuń
    2. „To ty tak wyolbrzymiasz to patolstwo, zrozum. Czytelnik nie wnioskuje z tego, co dzieje się gdzieś poza kadrem, w kosmosie. Ma tylko tekst i sceny. Widzi w nich nieodpowiedzialnego gówniarza, Mistrza Gangu? Nie dziw się, że za takiego go ma.”

      No ale to Ty wyolbrzymiasz, bo skoro masz jedną scenę, to dopowiadasz sobie inne. Co, mam nagle zrobić trzy sceny, w których Trunks na lekcjach siedzi bez słowa, tylko po to, abyś uznała, że okej, tu trzy sceny normalne, tu jedna nienormalna, więc uznam, że ta jedna to mniejszość. Jaki to ma sens?

      „Ale czemu bronisz tego bohatera, jakby nic się nie stało?...”
      Napisałam niżej, że go nie usprawiedliwiam.


      „Nie czułam tego w tekście. Trunks wydaje się mieć to wesoło w dupce. Znów zaklinasz coś poza tekstem.”
      Trunks jest na prochach i to wredny gówniarz, co widać. Chodziło mi tylko o to, że w planach nie miał wejścia na imprezę i zabicia Tana. Uderzył go, a w następstwie tego, chłopak zmarł. To jest złe, niewłaściwie itd., ale ja się odniosłam tylko do Twoich słów, gdzie napisałaś: „zabójstwo z zimną krwią”, to Twój cytat. Celem Trunksa nie było zabójstwo. Cała scena to pobicie ze skutkiem śmiertelnym, a nie przebicie klatki piersiowej ręką i śmierć na miejscu.


      „Tylko że szkoda, że na tym bohaterze. Bo ten, który kanonicznie jest bardziej prawdopodobny... och, wait. xD”

      Tak, znowu kanon Trunksa na podstawie obserwacji 8-latka?

      „Prawda jest taka, że możesz mieć jaką chcesz wizję Trunksa, ale nie możesz zmuszać do tego, by ją lubić i wypowiadać się o niej pozytywnie.”

      Nikogo do tego nie zmuszam, sama uważam, co podkreślam wystarczająco często, że Trunks to zepsuty gówniarz. Fakt, że się zmienia, to następstwo wielu sytuacji, nie jednego magicznego nawrócenia. I nigdzie nie pisałam, aby wypowiadać się o nim pozytywnie, więc nie wiem, do czego nawiązujesz.

      Usuń

  56. Co do anime, Vegeta wprost mówi do Trunksa Future, że rodzina nic go nie obchodzi (wiadomo, że on tak często gadał trzy po trzy, ale był zdolny do takich tekstów), wiedząc, że Trunks Future to „tak jakby” jego syn, celowo nazywa go śmieciem i ciągle tylko obraża. Później mijają lata i widzimy Vegetę w CC, który trenuje Trunksa i chce, aby ten go uderzył, to go weźmie do lunaparku. Chłopiec się stara, ale gdy tylko muska policzek ojca, ten jest wkurzony i sam uderza syna w twarz, aż ten zaczyna płakać, na co Vegeta: „Nie becz! Zabiorę cię na tę karuzelę, tylko nie becz!”. Czy go zabrał – nie wiadomo. Kolejna scena z Trunksem i Vegetą, to ta, w której Trunks zostaje przytulony, pierwszy raz po ośmiu latach życia z własnym ojcem.

    Tak więc tak, z DB wynika, że Vegeta kochał syna nad życie, po prostu tatuś jednego przytulenia...
    Zresztą, ja nie mówię, że go nie kochał, bo według mnie kochał, ale na swój własny, dziwny, trochę chory sposób, co chcę podkreślić – on po prostu nie potrafił tego okazać.

    „W ogóle nie kupuję też tego, że Bulma, Goku czy Goten nie zauważyliby, że z Trunksem zaczęło dziać się coś niedobrego już wcześniej i dobry chłopiec wyrósł pod ich okiem na zwyrola.”
    Bulma widziała, że coś jest nie tak, ale po prostu uznawała, że to taki wiek, że to przejdzie, w dodatku planowała z nim rozmowę. Do tej pory, jedyne co Trunks robił, to pił, brał narkotyki czy też był chamski dla znajomych. Dopiero od niedawna jest z nim jeszcze gorzej, co skutkuje pobiciem Tana (i śmiercią chłopaka), a także przerażającą sceną z Delią.
    Goku rzadko odwiedzał Briefsów i nie jest tak domyślny, a Goten nie śledził kolegi, więc nawet jak coś wiedział, to i tak nie reagował.

    Dobra, a teraz hit oceny, który rozłożył mnie na łopatki. Już dawno się tak nie zaśmiałam. A oto powód, tadam!
    „Ponieważ w świecie DB istnieli bogowie, którzy trzymali pieczę nad tym, co się dzieje. Na przykład Kaito – niby nie ingerował w ludzkie życie, ale znał wszystkich bohaterów, o których wspominasz, przyjaźnił się z nimi i zależało mu na nich, więc można śmiało wysunąć hipotezę, że zareagowałby jakoś, gdyby ci z reguły dobrzy bohaterowie nagle zaczęli robić bardzo złe rzeczy. Uprzedziłby, jakie może to nieść za sobą konsekwencje.”
    HAHAHAHAHA, można naprawdę spaść z krzesła.
    KAITO? Kaito, który nie reagował na Piccolo chodzącego po Ziemi i mordującego ludzi? Który bez problemu patrzył, jak Ziemię zalewa szatańska pożoga? Zresztą, co on miał do tego? On nigdy nie ingerował. Nie robił tego, bo w DB bogowie się nie wtrącali. Jedynym wyjątkiem jest Wszechmogący, który raz w życiu zszedł z Nieba i chciał pokonać Piccolo na turnieju, podszywając się pod człowieka. I to tyle, jeśli chodzi reakcje o bogów. Zresztą, Kami to typowo ziemski bóg, w dodatku Nameczanin, a Kaito to inny kaliber.
    Zresztą, Kaito znał osobiście Goku, Yamchę, Piccolo, Tenshinhana i Chaotzu, więc jakie „znał wszystkich bohaterów”? A patrzeć z góry na Ziemię mógł na wszystkich ludzi, ale co z tego, skoro nawet nie ostrzegł przed Buu czy przed Babidim. Nawet nie zwrócił uwagi na dr Gero, planującego zemstę, tylko Trunks Future musiał ostrzec naszych bohaterów. Przecież znał Goku, mógł go ostrzec i jakoś pomógł. Ale nie zrobił tego. Jak Babidi chciał opętać Vegetę, to też nic nie mówił.

    OdpowiedzUsuń
  57. Poza tym, pękam ze śmiechu za każdym razem, jak czytam te zdania:
    „(...) więc można śmiało wysunąć hipotezę, że zareagowałby jakoś, gdyby ci z reguły dobrzy bohaterowie nagle zaczęli robić bardzo złe rzeczy. Uprzedziłby, jakie może to nieść za sobą konsekwencje.”
    Tak mnie rozbawiłaś, że już nawet przestałam być zażenowana i poirytowana Twoją nieznajomością kanonu i odbieraniem wszystkiego tylko jednoliniowo. Może tak pokażesz mi scenę, w której Kaito reaguje w sytuacji, gdy jakiś nastolatek źle się zachowuje. O, albo scenę, w której Vegeta źle się zachowuje i Kaito reaguje.
    Już widzę Kaito, który kontaktuje się z Goku i mówi: „Wiesz, nudzę się i patrzę sobie na Ziemię, obserwuję dziecko twojej znajomej, chociaż sam jej nie znam, ale tak sobie ich podglądam, zwłaszcza jej syna, na imprezach, no i widzę, wiesz, jak uprawia seks niczym z porno, a tak w ogóle to jest niegrzeczny i pyskuje rodzicom oraz nauczycielom, no i jest arogancki w stosunku do innych uczniów... Coś trzeba z tym zrobić, bo chciałbym sobie go podglądać jako dobrego chłopca, jakim był kilka lat temu, chociaż wiesz, to tylko jeden z milionów innych chłopców, co się źle zachowują, ale wybrałem akurat jego, no bo tak mi się podobało”.

    „Niestety, jakby było mało, Trunksowi towarzyszą jego koledzy i koleżanki, i wszyscy w głównej mierze są równie patologiczni.”
    Ciężko, żeby Trunks miał super miłych i grzecznych kolegów, skoro sam jest wrednym gówniarzem. Co do koleżanek, to żadnych nie ma, ew. można przyjąć za taką Nanę. Czy jest „równie patologiczna”? Była w stałym związku dwa lata i dopiero po rozstaniu z chłopakiem, na imprezie, jedyną „złą” rzeczą, którą zrobiła, to uprawiała seks z Trunksem. Normalnie zło się z niej wtedy wylewało, chyba jakieś egzorcyzmy powinnaś nad nią odprawić, to może zbawiłabyś jej złą duszę.

    „Postaci pozytywne takie jak Goku czy Goten są uznawane za słabe i tworzą jedynie bardzo daleki plan, jeśli nie samo tło.”
    Jak „daleki plan”, skoro scen z Gotenem jest dość sporo? I to scen, w którym Goten przeciwstawia się Trunksowi, pokazuje mu inny punkt widzenia, stara się porozmawiać, dotrzeć do niego? Jest nawet cały rozdział z punktu widzenia Gotena.

    „Na dodatek sceny ewidentnie pokazują, że te postaci nie dość, że są słabe, bo wyłącznie przegrywają, to jeszcze nie grzeszą inteligencją. Są pozytywne, ale niepoważne i nieporadne, więc tylko umniejszasz ich wartość.”
    Rany, jakie bzdury piszesz. Czemu celowo pomijasz jedne wątki, żeby uwypuklić tylko te, co pasują do Twojej wizji?
    Napisałaś, że postaci są słabe i „wyłącznie przegrywają, nie grzeszą inteligencją”. Ale jak to ma się do tego, że Goten był inteligentniejszy od Trunksa, sprowokował go bardzo umiejętnie do walki, tylko po to, aby ukraść mu Smocze Kule z portfela, w dodatku w taki sposób, aby Trunks nie zauważył. Przegrana Gotena w namiocie to było celowe działanie. On to wszystko zaplanował. Ciężko uznać to za mało inteligentne, skoro w dodatku osiągnął cel i wykiwał Trunksa, któremu przecież wszystko zawsze się udaje. Tyle że celowo pominęłaś tę scenę przy opisie walki chłopaków, skupiając się na tym, że namiot mógł być za mały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałaś, że postaci są słabe i „wyłącznie przegrywają, nie grzeszą inteligencją”. Ale jak to ma się do tego, że Goten był inteligentniejszy od Trunksa, sprowokował go bardzo umiejętnie do walki, tylko po to, aby ukraść mu Smocze Kule z portfela, w dodatku w taki sposób, aby Trunks nie zauważył. Przegrana Gotena w namiocie to było celowe działanie. On to wszystko zaplanował. Ciężko uznać to za mało inteligentne, skoro w dodatku osiągnął cel i wykiwał Trunksa, któremu przecież wszystko zawsze się udaje. Tyle że celowo pominęłaś tę scenę przy opisie walki chłopaków, skupiając się na tym, że namiot mógł być za mały. – Bo tego nie zauważyłam. Nie pominęłam tego celowo, po prostu nie wpadłam na te wszystkie rzeczy, o których piszesz. Nie wywnioskowałam ich z tekstu.

      Usuń
  58. „Są pozytywne, ale niepoważne i nieporadne” – Goku zawsze był nieporadny, a z powagą też nie zawsze sobie radził. Chce zabrać pomnik Trunksowi, ale daje za wygraną, wierząc, że chłopak go odniesie, co jest cechą Goku, on po prostu wierzył ludziom, jak uwierzył Freezerowi czy Raditzowi. Więc uważasz, że nie uwierzyłby chłopakowi w związku z pomnikiem? No jasne.

    „A tak w ogóle dlaczego Goten nie poszedł z informacją o tym, co wyczynia Trunks, do Gohana czy Goku? (Albo chociażby do Piccolo!).”
    Rany, przecież co by taki Goten im powiedział? Wyobrażasz sobie reakcję Goku na tekst Gotena: „Tato, Trunks chciał, żebym zrobił koleżance nagie zdjęcia i namawiał mnie, aby zrobić coś wbrew jej woli, może z nim pogadamy?”. No błagam. Nie komentuję tego z Piccolo.

    „Sama widzisz – nawet postaci pozytywne nie są tak do końca pozytywne, bo są przygłupawe. A czy w anime takie były?”
    Goten w anime był wyjątkowo przygłupawy. Później nie wiemy, jaki był, bo jest 10 lat przerwy, widzimy go jako 17-latka, co zamiast trenować, woli randkować. I tyle o nim.

    „(Już nie chce mi się komentować tego, co wymyślił Goten, by Trunks nie mógł użyć Smoczych Kul. Pomysł naiwny i naciągany, co i tak jest eufemizmem).”
    No tak, bo Goten powinien zanieść kule do Goku albo najlepiej do Kaito, z którym jest najlepszym kumplem i doradziłby mu, jak postąpić z Trunksem, bo to też psycholog dla młodych. Na trzy etaty leci.

    „Nadzieję widzę w Brze, której naprawdę czasem było mi żal, że musi wychowywać się właśnie w takiej rodzinie. Wielokrotnie przychodziło mi na myśl – z poważną zadumą – że u Goku i Chi-Chi miałaby lepiej.”
    O, tak, miałaby lepiej u Goku, gdyby była jego drugim dzieckiem, a Goku na siedem lat zostawiłby Chi-Chi z Gohanem i Brą. To na pewno. Dziecko siedem lat bez ojca, który woli trenować w Zaświatach, miałoby na pewno lepiej.

    „Na początku historii niektóre sytuacje mnie bawiły, ale teraz dochodzę do wniosku, że mnie smucą”
    No to bardzo mi przykro, że zabawne sytuacje smucą.

    „Wątpię, by wyrosło z niej coś dobrego w przyszłej części fabuły, bo dobro nie bierze się znikąd, a Bulma też poza tylko jednym rozdziałem nie wykazywała się jakoś specjalną zaradnością w stosunku do wątpliwych metod wychowawczych, godząc się na życie z Vegetą.”
    Nikt nie wie, co wyrośnie z dziecka, a dobro nie bierze się znikąd, to fakt, ale zło też nie. I nie jest tak, że zło i dobro to jakieś jasne i ciemne dymy, które oplatają ludzi i sprawiają, że są albo dobrzy albo źli.

    „A odbijając tak na chwilę od twojej fabuły – zawsze zastanawia mnie, na jakiej podstawie w ogóle istnieje w fandomie to przekonanie, że Vegeta i Bulma do siebie pasują i dlaczego ich związki w takich opkach trwają tak długo? Autorki upierają się, by robić z Vegety popaprańca, a z Bulmy męczennicę, chociaż w anime tak nie było...”
    A dlaczego ludzie są ze sobą? Czasami można popatrzeć na jakąś parę i uznać „dziwne, że są razem 10 lat”. No a są. U mnie widać, co ich łączy, co ich dzieli, że nie są idealni, że wiele im brakuje do dobrego związku.
    W anime to nie ma praktycznie wcale pokazanego związku Vegety i Bulmy, a kilka scen raczej nie może być wyznacznikiem całokształtu. Za to po tym, jak Vegeta wrócił z krainy zmarłych, nawet nie przytulił swojej żony.

    OdpowiedzUsuń
  59. „Ty też nie dajesz mi dowodów, po których mogłabym wywnioskować, że ten związek ma rację bytu. Mam wrażenie, że w opowiadaniu jedynymi twoimi argumentami na to, że bohaterowie się kochają, jest to, że mama z tatą czasem piją szampana i uprawiają seks, i że mama chce, by tata kochał swoje dzieci. Takie wnioski wyniosłam po piętnastu notkach. Smutne i płaskie, prawda?”
    Smutne i płaskie masz wnioski, nic na to nie poradzę. Kilka razy już pokazywałam, co łączy Vegetę i Bulmę, poza tym, nie mówię, że ten związek jest idealny i nigdzie tego nie widać. U nich często jest źle, ale to też inny rodzaj związku, bo Vegeta był w przeszłości mordercą. Fragment 23 odcinka:
    „Świat bez Vegety byłby zupełnie inny. Nie, nie pusty. Bardziej przepełniony. Tym wszystkim, czego nie potrzebowała – przypadkowymi znajomymi, imprezami, dodatkowymi projektami. To przy Vegecie poznała smak ciszy, kiedy obejmował ją w tak delikatny sposób, jakiego by się po nim nigdy nie spodziewała.”

    „Nie widzę tu niczego głębszego i na poważnie. Nie widzę wsparcia, zaufania, współpracy, kompromisów – tego, co tworzy poważne związki. Czy anime mi tego nie dawało? Trudno powiedzieć.”
    Gdzie w DB jest pokazane, że Vegeta i Bulma się wspierają, ufają sobie, współpracują i idą na kompromisy? Pokaż mi po 5 takich scen. U mnie znajdzie się ich sporo. Wymieniałabym, ale sił mi brakuje na to, co wyczyniasz z kanonem i jak go sobie dopasowujesz do siebie i własnej wizji anime... A, jeszcze mi się coś przypomniało, jak Vegeta w opowiadaniu wspierał Bulmę, to uznałaś, że nie powinien, bo w to nie wierzysz.

    „Wiem jedno. Vegeta w najwyższej gotowości, w kryzysie, był w stanie poświęcić bardzo dużo nie dla swojego świętego spokoju, ale właśnie dla rodziny.”
    Tak, w kryzysie. U mnie, gdy jest kryzys, Vegeta też potrafi. I to dużo więcej niż w anime. Żałuje tego, co robił, bo on taki był – wredny i cham na zewnątrz, a jak rodzina była zagrożona, to nagle otwierał oczy i dla nich walczył. W moim opowiadaniu widzimy go w normalnym życiu (w DB nie mieliśmy tej okazji, nie licząc kilku sytuacji, gdy zachowuje się jak ostatni dupek), a kiedy nadchodzi wróg, to myśli tylko o bliskich.

    „W każdym razie skoro w anime nie jest aż tak skrajnie paskudny, dlaczego wmawiasz mi teraz, że po tylu latach, gdy Bra jest już dość dużą dziewczynką, nagle Vegeta ma problemy emocjonalne i jak nie trenuje, to leni się, marudzi i w chwili spokoju chleje gdzieś w ukryciu przed Bulmą?”
    W anime potrafi być skrajnie paskudny. Scena, w której wypuszcza pocisk w widzów na trybunach, zaledwie o kilka metrów od Bulmy? Mógłby ją zabić. No ale okej – to nie jest paskudne, bo Vegeta nie powinien marudzić, ale już zabijać ludzi na oczach żony, to może. Taki jest dobry w tym momencie i pozytywny, że chyba Kaito za chwilę do niego zadzwoni na ploteczki.

    „Może nie pokazałaś tego aż tak wyraźnie wprost – chociażby w trzech scenach – ale wyobrażam sobie ten obrazek sama od siebie; przecież napisałaś, że Vegeta miał nieograniczony dostęp do alkoholu i mógł, kiedy tylko chciał, brać, ile chce, i nie robić nic więcej. Nie wyciągam wniosków znikąd.”
    Jest też napisane kilka razy, że Vegeta z Bulmą przychodzili do salonu, gdzie pili wino czy szampana i rozmawiali. Nawet ta scena, która Ci się podobała, jest jedną z takich, w których Bulma sączy sobie winko, a Vegeta siedzi razem z nią i rozmawiają. Nie musiał pić w samotności. Poza tym, wypicie drinka po ciężkim treningu to nie jest nic przerażającego u dorosłego mężczyzny. Fakt dostępu do barku nie znaczy, że ktoś od razu „chleje i nie robi nic więcej”. Ja tam też mam swój barek, ale jak wypiję coś raz na miesiąc, czy dwa, to jest sukces. Ale wiesz, każdy ma inne doświadczenia z alkoholem, może są osoby, które uważają, że zaopatrzony barek to doskonała okazja do codziennych libacji, nie wnikam, nie oceniam.

    OdpowiedzUsuń
  60. „Odnośnie fabuły, w której pojawiają się nadużycia takie jak alkohol, narkotyki i próby gwałtów, a przekleństwa ścielą się gęsto, doprowadziłaś do tego, że nie chcę już czytać tej historii. Nie odpowiada mi jej atmosfera.”
    No tak, bo 15-letni chłopcy nie powinni nigdy pić alkoholu ani brać narkotyków, tylko grać w podchody i chowanego. Próby gwałtów były dwie – jedna Vegety, która Ci się podobała, a druga Trunksa, której młody później żałuje.
    Przekleństwa u młodych to niestety standard, mam szkołę obok siebie, a 10-letni gówniarze potrafią co drugie słowo rzucić „kurwa”. Obecnie takie mamy czasy. Jednak nie zwróciłaś uwagi na to, że przeklinają tylko młodzi od Trunksa, jakoś Delia i Tan nie klną, Nana także nie przeklina, Goten również, a w domu u Briefsów nie ma przekleństw na co dzień.

    „Nie pasuje mi kontrast między tym, co daje mi anime, a tym, co dajesz mi ty – a dajesz mi fanfik, w którym Trunks jest po prostu obrzydliwy i obrzydliwe jest jego środowisko, obrzydliwa jest Zachodnia Stolica.”
    Ile jeszcze będziesz wałkowała to, że Trunks jest obrzydliwy, patologiczny, czy też zdegenerowany? Czytałam o tym nie raz w różnych odsłonach. Chyba niekoniecznie stosujesz się do swoich rad. To jedna z nich, do której też mogłabyś się stosować:
    „Nie musisz się powtarzać; staraj się z każdą sceną iść w przód, dodawać informacji, a nie tylko wałkować jedne i te same. Po co czytelnik ma się kręcić w kółko?”

    „Mogłaś mnie uprzedzić, że tworzysz parodię, a nie, że (cytuję zgłoszenie) jest to bardziej mroczna strona anime.”
    Dla Ciebie to może jest parodia, każdy inaczej coś ocenia.

    „Zastanawiam się, czy jakikolwiek fan DB właśnie tego by chciał, jednocześnie nie licząc na parodię.”
    Mam fanów DB, którzy czytają moje opowiadanie i nie liczą na parodię. Oceniasz wszystko tylko przez pryzmat siebie. Tobie coś się nie podoba – nie ma opcji, żeby podobało się innym. Dla Ciebie coś jest parodią – dla wszystkich też musi nią być. Ale wiesz, istnieje świat poza czubkiem nosa...

    „Bo na moje oko nie potrafisz się zdecydować, jaki charakter ma mieć twoja historia i czy czytelnikami mają być nastolatkowie rządni seksów i młodzieńczych wybryków, czy to po prostu fani Dragon Balla szukający życiówki na poziomie.”
    Czytanie o nastolatkach i ich wybrykach, nie oznacza, że samemu jest się „nastolatkiem rządnym seksów”. Tak jak czytanie o mordercy nie znaczy, że samemu jest się mordercą. Bo to, o kim piszemy i jak piszemy, nie warunkuje tego, kim jesteśmy my (piszący) ani czytelnicy. Pewne wydarzenia są przerażające czy obrzydliwe, ale to, jak je zinterpretujemy, zależy od nas.

    „Być może nie byłoby aż tak źle, ale brakuje mi w twoim utworze wyważenia. Nie potrafisz nie przerysowywać, bo, nie wiem, normalność wydaje ci się nudna?”
    Mamy do czynienia z Trunksem, który jest pół-Saiyaninem (geny wojownika z kosmosu), ma bogatą matkę i jest popularny. Ciężko, aby ktoś taki lubił normalność. Ja nie opisuję dziecka dwójki Kowalskich, którzy zarabiają przeciętnie jak na polskie warunki. Ja mam wojownika, który jako ośmiolatek stracił rodziców i musiał ratować swoją planetę.

    „Na przykład przerysowana scena z Maxem śpiewającym polską piosenkę o pewnej tańczącej tytułowej rudej – czy gdybyś nie podała tytułu, scena byłaby mniej zabawna?”
    Czemu scena małolata dokazującego na scenie jest przerysowana? A, tak, polska piosenka jest be, a japońska byłaby idealna.

    OdpowiedzUsuń
  61. „niektóre rzeczy mogłabyś sobie darować, bo faktycznie wyglądają jak fragmenty nieprzeredagowane jeszcze z czasów gimnazjum, kiedy pewne młodzieńcze zachowania jeszcze wydawały się śmieszne lub nieszkodliwe. Tak jak Max mógłby śpiewać piosenkę bez tytułu, na tej samej zasadzie Trunks mógłby się przebrać, ale strój mógłby być mniej współczesny.”
    Co ma piernik do wiatraka? Piszesz, że pewne zachowania wydawały się kiedyś „nieszkodliwe”, a jako przykłady podajesz śpiewanie polskiej piosenki czy ubranie stroju znanej postaci. To znaczy, że co, gimnazjaliści uznają, że śpiewanie piosenek z tytułami i przebieranie się za Vadera to coś nieszkodliwego, a tak naprawdę, według „dorosłych” (czyt. wg Ciebie), to jest szkodliwe? Takie teksty kojarzą mi się z nagonką pewnych grup Kościoła na różne „bezbożności”. To coś w stylu: „dzieciom się wydaje, że Harry Potter to fajna książka, a tak naprawdę to szkodliwa lektura, pełna magii oraz satanistycznych obrzędów”.

    „niektóre sytuacje i bohaterów dałoby się utemperować, nieco ogładzić, aby atmosfera bardziej pasowała do literatury, była bardziej życiowa i realna (...)”
    Chyba nie miałaś na myśli „aby pasowała do literatury”, tylko „pasowała do moich wyobrażeń o literaturze, które muszą być ugrzecznione, bo ja tak lubię”.

    „(...) była bardziej życiowa i realna, tym bardziej że uparłaś się na obyczajówkę. To jak to jest? Obyczajówka czy groteska? Życiówka czy parodia? Bo momentami nie wiedziałam, z jakim gatunkiem miałam do czynienia.”

    Wystarczyło przeczytać zakładkę „O czym jest blog?”
    Przytaczam:
    „Gatunek: dramat obyczajowy z elementami fantasy i science fiction.
    Ostrzeżenia: opowiadanie zawiera sporo przekleństw i brutalnych scen. Te mocniejsze rozdziały są opatrzone znaczkiem "+18", ale nie polecam tekstu osobom o słabych nerwach.”

    Fakt, że dla Ciebie pewne sceny są zbyt drastyczne, nie znaczy, że dla każdego takie są. Skoro wiesz, że masz słabe nerwy, nie lubisz przekleństw i brutalnych scen, mogłaś odpuścić sobie czytanie już na początku. To tak jakbym ja na siłę oglądała romans czy komedię romantyczną, chociaż nie oglądam takich filmów, a później dziwiła się: „Ale czemu w tym filmie tyle rozmów o miłości, ale czemu oni na koniec są razem, ale czemu są pokazane pocałunki? Czemu scen pocałunków nie można zastąpić całowaniem w policzek?”

    „Obyczajówki wiążą się z realizmem – sytuacje nie są przekolorowane, a z nich można wyciągnąć wnioski, co jest dobre, a co złe, oceniać bohaterów i ich decyzje (...)”
    Wg Ciebie tę sytuacje są przerysowane (polecam używać istniejących słów, a nie nazw od kolorowania). Do tego u mnie też można oceniać bohaterów i decyzje, jakie podejmują. A co do dzielenia wszystkiego na „dobre” i „złe”, to nie mam takiego podejścia i daleko mi do niego. Owszem, w bajeczce dla dzieci niech będzie jakiś wyraźny podział, ale nie w literaturze dla dorosłych. Każdy sam może uznać, co jest czym, czemu bohater postąpił tak, czy inaczej.

    „U ciebie tego nie ma – bohaterowie podejmują głównie złe decyzje (które są pokazane w sposób absurdalny lub prześmiewczy, co pewnie gawiedź bawi, i praktycznie nie ponoszą za to żadnej konsekwencji (...)”
    A dlaczego bohaterowie mają podejmować tylko dobre decyzje? To śmieszne. Zresztą, akurat w moim odpowiadaniu konsekwencje wyborów i decyzji są aż nadto widoczne. Bohaterowie zmagają się z tym, co zrobili. Przeszłość Vegety i to, jak mordował, mści się na nim okrutnie po latach, sprawia, że zdaje sobie sprawę, co robił, kim był. Trunks odczuwa bardzo mocne konsekwencje swoich czynów, Bulma swojej ignorancji w stosunku do zachowania syna.

    OdpowiedzUsuń
  62. Przykład z Vegetą:
    „Wyciągnął drżącą rękę w kierunku córki, być może chcąc złapać ją za malutką dłoń, albo pogładzić po ramieniu, ale w tym geście było tak wiele emocji, że nie dał rady czegokolwiek zrobić.
    (...) Nie miał prawa być obok niej, nawet nie miał prawa nazywać się jej ojcem. Przez swoją młodość, przez niegodziwości, jakie wyrządził, przez przeszłość skąpaną we krwi niewinnych ofiar (...). Gdyby mógł cofnąć czas, gdyby mógł w jakiś sposób zmienić rzeczywistość (...) Co robił przez te wszystkie lata? Co robił przed spotkaniem Bulmy? Mordował i gwałcił bez konsekwencji własnych czynów.
    (...)
    Czasami, bardzo rzadko, w snach, jeszcze tych przed wiedźmą, widział ludzi ginących od pocisków. Widział sceny ze swojej przeszłości, słyszał krzyki kobiet, płacz dzieci, ale to wszystko było nieważne, bo szedł między ruinami w nieokreślonym celu, nie zwracając uwagi na cierpiących. I tylko rankiem, obudzony gwałtownie, wyrwany z koszmaru, przez chwilę widział bezimienne twarze patrzące na niego z niemym wyrzutem, wychudzone, poniszczone przez życie, przez niego. Pamiętał to na długo po przebudzeniu.
    Ale do teraz nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że zrobił coś złego. Bo gdyby zaczął nad tym rozmyślać, analizować przeszłość – ciężar dokonanych zbrodni byłby zbyt wielki, aby mógł wieść nadal spokojne życie z Bulmą, Trunksem i Brą. Więc spychał to na dno świadomości, odsuwał jak najdalej, gdzieś tam, gdzie mógł zapomnieć (...)”.

    „Bulma wie, że ktoś opowiadał Brze o Freezerze, ale nic dalej z tym nie robi”
    Można przyjąć, że pytała Bry o to, co mała wie o Freezerze, w końcu Czytelnicy pamiętają, co Vegeta jej opowiedział, a że nie było to nic złego, to jaki jest sens pokazywać rozmowę matki z córką? Nie wiem, jako zapychacz?

    „Vegeta, zamiast porozmawiać z synem, upija go jakby w nagrodę”
    Nagrodę za co? Po prostu siedzieli i rozmawiali, przy okazji pijąc. Nie uważam tego za pedagogiczne, ale jaki ma to związek z opowiadaniem? Zachowania bohaterów nie mogą być takie, jak autora. Autor nie równa się bohaterowie. Nawet jeśli bardzo, bardzo tego chcesz. I próbujesz zrobić wszystko, żeby tak było.

    „Trunks nie odpowiedział za poważne znieważenie koleżanki”
    Serio? Publiczne wyznanie, że ktoś nosi push-upy, ma płaski tyłek i nie jest dziewicą, to „poważne znieważenie”, za które trzeba odpowiedzieć? I co, w Twojej szkole już mieli kuratora za każdy niemiły tekst?
    Niestety, w moim świecie, ofiara sama musi chcieć to zgłosić, żeby coś z tym dalej robić. Poza tym nikt nie daje kuratora za takie coś, bo małolaty potrafią obrzucać się takimi przekleństwami, że chyba byś dostała zawału.

    „za morderstwo – również, bo przecież co może mu zrobić głupia ziemska policja?” Trunks właśnie odpowiada za morderstwo. A co do policji, to mając dobrego adwokata, można wiele zdziałać. Przykro mi, życie to nie bajka.

    „(...) ale, no sorry, nikt nie rozmawiał z Trunksem o zaliczaniu panienek, nikt nikogo nie próbował zgwałcić i ci dobrzy nie zabijali niewinnych ludzi.”
    Kto miał rozmawiać z Trunksem o panienkach, skoro Trunks ma 8 lat, a później 18 i jest zaledwie w kilku kadrach. To tak, jakby uznać, że autor piszący opowiadanie o 18-letniej Pan i jej chłopaku, nie może opisać sceny, w której Pan i jej chłopak razem mieszkają i nie interesuje ich walka, bo Pan w anime była ukazana jako mała dziewczynka, co jadła lody i brała udział w turnieju. Więc absolutnie nie może mieć chłopaka (nie, w anime go nie miała) ani nie może nie lubić walki (ej, hola, w anime brała udział w turnieju!).

    OdpowiedzUsuń