[204] ocena tekstu: W świetle lampy



Autor: Aleksandraa
Tematyka: fanfiction Sasu-Naru, AU
Ocenia: Skoiastel

Dzień dobry wieczór. Prawdopodobnie nie spodziewałaś się oceny tak szybko, ponieważ jeszcze dwa dni temu w mojej zakładce w ramce z aktualiami obok twojego tytułu wisiał dopisek 0% – marzec/kwiecień. Tak się jednak złożyło, że dzięki pewnemu wirusowi znalazłam w pracy znacznie więcej czasu, niż bym chciała go mieć i choć w kolejce przed twoim tekstem znajduje się u mnie jeszcze inna historia, stwierdziłam, że w aktualnych okolicznościach opowiadanie, którego akcja kręci się wokół środowiska medycznego, będzie pozycją idealną.
Nie przedłużając, zacznijmy.


ROZDZIAŁ 1

Nie odwróciłem się w stronę wejścia, moje mięśnie jednak spięły się wyraźnie, gdy poczułem świdrujący wzrok czarnych oczu na sobie. – Skoro bohater to poczuł, wiadomo, że na sobie, nie na kimś innym.

Nie wiem, na ile to Wattpad zmienia ci myślniki na dywizy, a na ile to twoja nieuwaga. Dla spokoju sumienia pozwolę sobie w podsumowaniu podrzucić ci link do artykułu o interpunkcji dialogowej. Przyda ci się tym bardziej, że popełniasz inne błędy z tego zakresu, chociażby stawiasz kropkę po wypowiedzi dialogowej, gdy dopisek narracyjny dotyczy wypowiadanych słów. Zasady nie są trudne, trzeba jednak je poznać. Na etapie, kiedy postanawia się publikować coś w sieci, a nie pisać do szuflady, uważam, że to wręcz autorski obowiązek.

Dlaczego spotykałem się z nim akurat podczas trzymania penisa w dłoni? – A nie byłoby lżej: Dlaczego spotykałem się z nim akurat z penisem w dłoni? Narracja pierwszoosobowa to przede wszystkim lekkość i naturalność myśli. Nie ma sensu niczego komplikować.

Nie zraził się moim tonem. // Ciche, rytmiczne kroki drewnianych, medycznych butów zmierzały w moją stronie, by stanąć przy pisuarze tuż obok, po mojej lewej. // - Nie byłbyś sobą, gdybyś wybrał miejsce choć odrobinę bardziej oddalone od mojego, prawda? – O, a to brzmi, jakby tylko kroki stanęły obok Naruto. A gdzie cały Sasuke? :)
Swoją drogą te paskudne drewniaki to pozostałość po dawnej modzie wśród pielęgniarek (i nie tylko), która zebrała już swoje ortopedyczne żniwo i zakończyła panowanie, ginąc w odmętach rozporządzeń i ogólnych zasad BHP. 

- Aż tak przywykłes do widoku chłopięcych genitaliów (…) – przywykłeś. Nie wiem, czy piszesz na telefonie, czy prosto na Wattpadzie, ale dość często zdarza ci się gubić znaki diakrytyczne: (…) blady kutas jest zawsze jakąś odmiana. – Odmianą. O, albo dalej: Chwilą ciszy. – Chwila.

Poza tym obawiam się, że Twoja szanowna małżonka mogłaby mi wówczas dosypać relanium do kawy. – W dialogach nie zapisuje się zaimków jak zwrotów grzecznościowych, czyli od wielkiej litery. Przecież to nie list. A Relanium (od wielkiej litery, bo to nazwa handlowa środka farmakologicznego z zawartością diazepamu) mamy w tabletkach lub ampułkach do podawania domięśniowego. Małżonka mogła więc coś podrzucić do kawy, ale raczej nie dosypać.

Tym razem jego wargi zacisnęły się mocno, powstrzymując od komentarza. – To natomiast brzmi, jakby wargi Uchihy miały samoświadomość. I co powstrzymywały? Brakuje enklityki.

Już na początku mam problem z narracją Naruto… Cóż, nie da się ukryć, że to bardzo, ale to bardzo charakterystyczny bohater serii; na pewno energiczny, w pewien typowy dla siebie sposób żywiołowy. Czy jego myśli nie powinny być również choć trochę bardziej żywe? Okej, facet dorósł, ale jednak – mam wrażenie, że w znacznej mierze odjęłaś mu tego, co mocno cechowało go w oryginalne. Obserwuję jego rozważny ciąg myśli, dochodzenie do wniosków i to jest całkiem poprawne, ale zupełnie nie w stylu Naruto. Do tego nie czuję też żadnej charakterystycznej dla bohatera stylizacji językowej, Uzumaki gramatycznie składa długie zdania złożone. Do tego używa zwrotów nieco poetyzowanych, takie odnoszę wrażenie. Mamy, na przykład, coś takiego: Mijając się na korytarzach[,] obdarzali się ledwie spojrzeniem (…). Ta składnia, inwersja, patetyzm… Nie, zupełnie nie jak Naruto. Jego narracja, gdybym miała ją przyporządkować do kogoś innego z serii, bardziej przypominałaby mi kogoś starszego, bardziej rozważnego, może pisarza, poetę, artystę… Nagato? Naruto natomiast już bardziej czuję w końcówce tego zdania: (…) atmosfera na sali była naprawdę nie do zniesienia.

Odkręciliśmy kran, nalaliśmy mydło na dłonie, by wręcz synchronicznie zacząć je myć klasycznym sposobem. – Z ciekawości: jak wygląda nieklasyczne mycie rąk? Mocniej rozchlapując wodę i klaszcząc zapienionymi dłońmi, zamiast pocierać je?
No dobrze, teoretycznie wiemy, że chodzi o sposób mycia rąk wymagany w środowisku medycznym (schemat bez problemu można odszukać w sieci). Może więc zamiast mycia klasycznym sposobem, zdecydowałabyś się na luźniejsze mycie, jak na medyków przystało? Bo jeśli jest to też czynność naturalna dla lekarza, wdrożona w życie jako zdrowy nawyk, Naruto też nie powinien skupiać się jakoś specjalnie, chyba że właśnie coś by się z tym wiązało. Na przykład zwrócenie uwagi na synchronizację czynności. Czy coś. Daj mi to jednak naturalniejszą myślą. 

Zerknąłem, tym razem jawnie, na mężczyznę, a raczej jego odbicie. – Zakładam, że Naruto zna Sasuke na tyle dobrze, by nie nazywać go w myśli mężczyzną. To sztuczne, zbyt dystansujące, biorąc pod uwagę relację łączącą bohaterów – chociażby sposób, w jaki sobie dogryzają.

Uniosłem kącik warg do góry, krzyżując z nim spojrzenia. – Z tym kącikiem skrzyżowała...? Jesteś pewna?
Nie da się unosić w dół. Pleonazm.

Jakbyś wyściubił czasem nos poza szpital czy fundację[,] dostrzegłbyś to.

Głęboki wdech, jakby chciał coś dodać.
Nie tym razem.
Wyszedł, nie dodając już nic więcej. – Skoro w drugim zdaniu zaznaczasz, że nie tym razem, jest to jednoznaczne z tym, że Uchiha więcej się nie odezwał. Potrafię to wywnioskować.

(…) zamiennie pokazując swoją zabawną i tą zimną, zupełnie oschłą część. Początkowo egzystowanie z nim było ciężkie. Obojętnie, czy chodziło o rozmowę na korytarzu, czy o pilną konsultację, miał dokładnie ten sam ton. – Tę zimną część. Do tego nadal nie czuję, bym czytała o Naruto. Egzystencja? Nie wiem, wydaje mi się, że to słowo nie bardzo pasuje do kanonicznego bohatera, biorąc pod uwagę, jakim był lekkoduchem i jaką miał stylizację językową. Nie był szczególnie inteligentny, nie używał wyszukanych słów, jego wyczucie również nie należało do rozbudowanych, inteligencja emocjonalna rozwijała się w bardzo ograniczonym stopniu. Można to wywnioskować choćby po tym, jak długo nie dostrzegał uczuć Hinaty. Był uparty, chciał zostać dostrzeżony i doceniony, kombinował i nigdy się nie poddawał. Nijak ma się to do poetyzmu. Okej, przeniosłaś go w inne ramy akcji, ale czy to wystarczający powód, by zmieniać jego narrację, a przez to w pewnym stopniu jego charakter? Tym bardziej że już na tym etapie przeczuwam, że zaraz zleje się ona z partiami Sasuke – postacią stoicką, zupełnie odmienną od Uzumakiego.

Napis na nich nieustannie prowokował u mnie szeroki uśmiech, obojętnie od sytuacji. // Dr. Naruto Uzumaki, ordynator chirurgii dziecięcej. – Doktorze, ma pan błąd na tej tabliczce. Po takim skrócie nie stawia się kropki. Więcej na ten temat: [KLIK].
Przy czym chciałabym zaznaczyć, że jeśli nie zrobił doktoratu (a ukończenie studiów medycznych na kierunku lekarskim absolutnie nie równa się zdobyciu takowego), to nie miał tytułu doktora, a zatem ten skrót nie ma prawa bytu. W środowisku medycznym zwracanie się do lekarza per doktorze to grzecznościowy archaizm. Na plakietkach mają po prostu lek., starszy asystent, młodszy asystent, rezydent etc. 


ROZDZIAŁ 2

Pierwsza grupa, którą w zdecydowanej większości stanowiły kobiety, obojętnie od stanowiska pracy, zachowywała się jakby chwilowo straciła rozum. Lata studiów, czy to medycznych, czy pielęgniarskich, czy ratowniczych, szły w niepamięć. – Studia pielęgniarskie to też studia medyczne, dokładnie tak samo, jak te o profilu lekarskim. Natomiast ratownictwo medyczne to studia paramedyczne.

Oczy wwiercały się w moją potylicę, dłonie zatrzymywały, przerywając na sekundę wykonywaną czynność, policzki zaś oblewały się rumieńcem. To jeszcze było do zniesienia. Najgorsze były szepty.
' Doktor Uchiha. Nie widziałam go w tym kolorze!' ' słyszałyście, że znów pokłócił się ze swoją żona? Myślicie, że wezmą rozwód?' ' może mogłabym podejść do niego i spytać się o poradę..?'
Oho, widzisz? Coś mi podpowiadało, że będziesz przedstawiała obie perspektywy i coś mi podpowiadało, że nie będą się one zbytnio od siebie różniły. Tu też zabierasz się za poetyzowanie, zdania są poprawne, wielokrotnie złożone bez krzty charakteru, do tego archaizowane (nie da się nie zwrócić uwagi na zaś). No i okej, może tu chłód i brak żywiołowości nieźle oddaje Uchihę, nie sądzę jednak, że plusem jest, iż pokrywa się to z narracją Naruto. Jakbyś nie pisała w narracji pierwszoosobowej, dopasowując stylizację do charakteru postaci, ale jakbyś pisała… po swojemu, tworząc jednolicie jak trzecioosobówkę, narratorem wszystkowiedzącym. Trochę zaskoczyłam samą siebie, przewidując to już po pierwszym rozdziale i trafiając, ale jednak. 
Do tego co to za cudzysłowy? Poprawny polski wygląda tak: „(...)” i nie, dolnego nie tworzą przecinki, a górny to nie apostrofy czy primy. Nie ma, że boli, zapamiętaj kody (z użyciem klawiatury numerycznej): 
lewy ALT+0132 
lewy ALT+0148
Jeśli jej nie masz, nic nie stoi na przeszkodzie, abyś zadbała o zapis w inny sposób, na przykład kopiując i wklejając znaki lub poprawiając je na telefonie (przytrzymaj dłużej znak cudzysłowu). Serio, cokolwiek, tylko pozbądź się tych potworków. 

Druga grupa, antagonistycznie składająca się z mężczyzn i, jako wyjątek , z mojej żony, cechowała się czymś zgoła odmiennym. – Spacja przed przecinkiem zbędna. 
Jeszcze nie widziałam, abyś do oddzielania wtrąceń wykorzystywała również myślniki. Zwykle mnożysz przecinki, a czasem zdanie aż się prosi o wyznaczenie pauz oddechowych w bardziej zróżnicowany sposób, biorąc pod uwagę ich nasilenie. Poza tym same przecinki w zdaniach wielokrotnie złożonych często zlewają się w oczach.
Nie można się antagonistycznie składać z mężczyzn. Antagonistycznie oznacza tyle co: w pełni niechętnie lub wrogo. Jak można się więc wrogo składać? Wygląda jak skrót myślowy. Może: Druga grupa – wrogo nastawieni mężczyźni wraz z moją żoną – cechowała się… 

W milczeniu znosili to, że[,] owszem, byłem i wyżej stanowiskiem, i pozycją społeczną. // Było niewiele osób, którym udawało się wyłamać z tego męczącego schematu. Poza ścisłą dyrekcją szpitala, która widziała już więcej i przypadków medycznych, i ludzi, którzy je leczyli, w związku z czym byli dość obojętnie nastawieni, był jeszcze doktor, który tylko sobie znanym sposobem dostał tak wysokie stanowisko. 


Trochę tego dużo, nie sądzisz? Zdecydowanie potrzebujesz bety, która ci to wyłapie. 

Całe akapity w narracji Uchihy nie dość, że nie są zbytnio stylizowane, to jeszcze są… nudne. Wydaje mi się, że trącą ekspozycją. To znaczy: bohater tłumaczy sobie to, co już wie. To jego świat, szpital, w którym pracuje nie od dzisiaj. Czemu, zamiast pokazać mi sceną, jak w czasie trwania opowiadania jacyś faceci przypatrują mu się zawistnie, po prostu opisujesz mi to? Czemu nie wstawisz tu tych wzdychających kobiet? Czemu akurat teraz, w tym momencie fabuły, Uchiha zastanawia się nad swoją pozycją i porównuje ją do pozycji Naruto? Jaki ma do tego powód? Co go do tego sprowokowało? Może ktoś podważył jego działania i porównał z Uzumakim? Nawet nie potrafię ulokować bohatera w scenie, nie wiem, co robi, gdzie jest, co go otacza. Widzę Uchihę zawieszonego w czasie i przestrzeni, w totalnej pustce. Narrator opowiada mi o jego życiu i stosunku do Uzumakiego, ale… to w żaden sposób nie porusza mojej wyobraźni. Zrobiłyby to sceny – dokładnie takie, jak ta z pierwszego rozdziału. Tymczasem kilka sporych akapitów już za mną, a nadal mam pustkę w głowie. 
Nie zrozum mnie źle. Nie mam nic do przemyśleń postaci, a już szczególnie uważam je za obowiązkowe w narracji pierwszoosobowej. Dobrze jednak, by postaci te dopasowywały przemyślenia do tego, co się dzieje, co je otacza i aktualnie na nie wpływa. By były naturalne i pchały fabułę w przód. Tu natomiast trochę się zapędziłaś, stawiając przemyślenia ponad scenę. A przez to w połowie naprawdę długiego fragmentu o jakichś grupkach wokół Uchihy i wersjach dotyczących czegoś tam nie pamiętam już początku tego strumienia świadomości. Nie chce mi się jednak zaczynać czytać od początku, wybacz szczerość. 
Edit: Ach, okej, dopiero przy zdaniu o geniuszu Uzumakiego przypomniałam sobie, o co chodzi. Uchiha ma po prostu typowy dla siebie ból tyłka. No i fajnie, ale… czemu akurat teraz? I czemu nie pokażesz mi tego geniuszu Naruto sceną, tylko zapowiadasz charakter postaci? Każesz mi wierzyć, że lekarz jest świetny, ale ja nie mam zwyczaju wierzyć na słowo. Potrzebuję dowodów. I, przy okazji, fabuły.

Może w przypadku dyrekcji innych z Konoszańskich szpitali miałoby by to uzasadnienie, tak tutaj było to wręcz śmieszne. – Przymiotniki pochodzące od nazw miejscowości (lub wiosek – w tym przypadku) zapisujemy od małej litery. 

(...) mógł robić[,] co chciał. 

Sięgnąłem do pagera, który zaczepiony był po prawej stronie spodni. // Chirurgia dziecięca, konsultacja, dr. Uzumaki Naruto. – O, Sasuke też zapisał to z błędem. xD 
Bohater się nieco sfrustrował, ale w żaden sposób nie oddałaś tego narracją. Spójrz:
Westchnąłem głęboko, zawracając w miejscu, by skierować się w stronę idealnie przeciwną do drzwi, za którymi potencjalnie czekał mnie święty spokój i możliwość dopicia kawy. – Nie widzę, by w myślach Sasuke okazywał zirytowanie. Wzdycha, okej, ale czy coś więcej? Przecież siedzę z nim w jego głowie, każde zdanie narracji to jego myśl. Zamiast faktycznie irytować się na zły moment, dostaję informację o idealnie naprzeciwległych drzwiach. Po co mi to? W sensie no dobra, przytaczasz opis miejsca akcji, ale kompletnie giną w tym emocje bohatera. Albo jesteśmy w opisie miejsca, albo przedstawiamy emocje. Drobne uwagi są w porządku, ale tylko wtedy, gdy ten detal, o którym piszesz, ma znaczenie dla fabuły i/lub samego bohatera. Jeśli to jednak kolejny element wystroju czy ogólnej architektury – po co o tym wspominać? 
Poza tym i tu, jak w przypadku narracji Naruto, niepotrzebnie się tak rozdrabniasz. Skoro piszesz, że bohater zawrócił, dla mnie to już samo w sobie znaczy tyle, że się odwrócił i odszedł w drugą stronę. To oczywiste, jedno wynika z drugiego, więc nie musisz opisywać, że punkt pierwszy składał się z podpunktów od a do g – przejdź od razu do punktu drugiego lub przerwij scenę w jakimś interesującym momencie. Interesującym, nie w części wodospadu luźno powiązanych spostrzeżeń i ekspozycji. To jeden z objawów tzw. stylistycznego lazy writingu. Poczytasz o nim w naszej encyklopedii (link znajdziesz też w podsumowaniu). 

Jadąc windą[,] starałem się choć pobieżnie wyciszyć swój umysł. – Daj mi to wprost, pokaż zdaniem, pozwól się wczuć. Narracja pierwszoosobowa jest naprawdę trudna, bo to ciągłe oddawanie myśli bohatera, u ciebie jednak brzmi to mniej-więcej jak narrator trzecioosobowy, a jedynie z odmienionym końcówkami. Patrz:
Jadąc windą, starał się choć pobieżnie wyciszyć swój umysł. // Blondyn wzywał go na konsultacje tylko w ciężkich przypadkach. – Żadna różnica, co nie? Więc po co ci właściwie narracja pierwszoosobowa?
Do tego ten blondyn… Przyznaj się, ale tak z ręką na sercu. Czy przed zgłoszeniem się zajrzałaś do któregokolwiek poradnika o kreacji postaci albo prowadzeniu naturalnej narracji pierwszoosobowej? Czy czytałaś jakąkolwiek wcześniejszą ocenę tekstu napisanego tym typem narracji? Oczywiście, że nie, inaczej wiedziałabyś, że określanie bohatera po kolorze włosów jest właściwie niedopuszczalne. Na okrągło powtarzamy to w ocenach, do znudzenia mielimy i wtykamy autorom przy każdej sposobności. Przejdzie tylko i wyłącznie w sytuacji, w której narrator nie zna osoby, o której się wypowiada. Na przykład widząc rudego gościa przed sobą w kolejce do kasy, który zbyt ostentacyjnie wzdycha na kasjerkę z plakietką: uczę się. A jak długo w twoim uniwersum Uchiha zna Uzumakiego, hmm? Skoro żartują sobie ze swoich penisów niczym prawilne ziomeczki, to zakładam, że wystarczająco, by nie określać się kolorami różnych tkanek swoich organizmów.
Dalej powtarzasz ten zabieg wielokrotnie, na przykład tu:
- W pracowni rezonansu, doktorze Uchiha - powiedziała sprawnie, widziałem jednak aż za dokładnie, że na dźwięk nazwiska blondyna zarumieniła się i spuściła odrobinę wzrok. – I za każdym razem działa na mnie tak samo odstraszająco. Pozwól więc, że już do tematu nie wrócę i do końca czytania będę udawać, że nic takiego nie widzę. 

Jak? Tego nawet bóg raczej nie wiedział. – Jaki bóg? W sensie jestem ciekawa, w co wierzą bohaterowie twojego uniwersum. Może taki frazeologizm nie jest najlepszym pomysłem? Może lepiej bóstwu nadać konkretną nazwę lub przekształcić całe powiedzenie tak, by oddawało fandom? Mogłabyś odwołać się do któregoś z Kage.

Dotarcie do pracowni na końcu korytarza zajęło mi może dwie minuty. – Naprawdę nie musisz pisać o wszystkim. Co mi dają takie informacje? Mam pochwalić Sasuke, że jest wolny czy szybki? Spieszy mu się czy idzie od niechcenia? Jeżeli przemycasz jakąś informację, daj jej powód istnienia w tekście; niech każde zdanie będzie przydatne czytelnikowi i coś mu przekazuje. W innym razie tnij, bo to ewidentnie paskudny zapychacz.

Bez pukania wszedłem do niewielkiego pomieszczenia, aż wzdrygając się na widok tak spiętego, skupionego mężczyzny. – Czemu się wzdrygnął? To reakcja na spięcie Uzumakiego? Dlaczego? Czy lekarze na co dzień nie bywają skupieni, by koledzy – szczególnie z branży – przechodzili wobec tego do porządku dziennego? A może to takie niesubtelne *wink-wink*, że och, to Sasuke reaguje na Uzumakiego i wzdryga się z jeszcze nieodkrytej miłości…?

- Nie sądziłem, że aż tak dokładnie analizujesz moją mimikę - odpowiedział, jednak bez zwyczajowych iskierek w głosie. – Czyli jak? Jeszcze rozumiem, gdy mowa o iskierkach w spojrzeniu, ale w głosie...? Może to bąbelki były? Szampana? Prosecco?

Bez zbędnych komentarzy podszedłem do niego, pochylając się nisko, by przyjrzeć się skanom.
Początkowe zdjęcia nie wzbudzały we mnie większego zainteresowania. Wystarczyło jednak poczekać może dwie sekundy, by ujrzeć, w jakim stanie były jelita dziewczynki. – Co ten Sasuke ma z tym zegarkiem w głowie? Dlaczego wciąż liczy czas tego, co robi? Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne?
Zauważ też, że często używasz konstrukcji w stylu: zrobiłem coś, by coś tam, coś tam… To trochę bez sensu, skoro bohater wykonuje czynność. Ty też przed spełnianiem swoich zamierzeń tak dokładnie zastanawiasz się, że, nie wiem… Idę do lodówki, aby zjeść kolację? A teraz opublikuję opowiadanie, by wisiało na Wattpadzie. Jasne, że nie, bo ludzie tak nie myślą, to nienaturalne. Pozwól swoim bohaterom po prostu robić swoje. Możesz napisać, że: Bez zbędnych komentarzy podszedłem do niego i pochyliłem się nisko. Zdjęcia wcale nie wyglądały na ciekawe. 
Zauważ też, że usunęłam ci imiesłów współczesny (pochylając). Oznacza on tyle, że bohater wykonuje czynność 1:1 w czasie, w którym wykonuje też czynność wprowadzoną przez czasownik. W twojej wersji Sasuke wchodzi więc do pomieszczenia, i, podchodząc do Naruto, pochyla się już w drodze i z każdym krokiem obniża poziom. To trochę dziwny obraz, sama przyznaj. 


Ojej, tyle wątpliwości, a tak naprawdę niewiele się wciąż wydarzyło w tej notce. Postaram się nie powtarzać już wcześniej wspomnianych nieścisłości; skupię się na fabule i tym, czy w trakcie pisania zaliczasz progres. Czasami jest tak, że, zaczynając pisać, nie czuje się jeszcze bluesa, ale z biegiem czasu autor się wyrabia. Tym bardziej cieszę się, że wpadłaś po ocenkę. Szybciej wyplewimy babole i wdrożysz zdrowe nawyki. 
Następnym niech będzie zapisywanie liczb słownie:
- Ile ona ma lat? - spytałem cicho, patrząc na profil Naruto znajdujący się tuż obok mnie.
- 9 - odpowiedział również szeptem. 
Kolejnym:
(...) nawet po chemii i naświetlaniach zostało jej.. – przewrócony dwukropek to nie wielokropek. Ten poprawny składa się z kropek trzech. 

- Pół roku. - odpowiedział za mnie. Uniósł dłoń, uciskając opuszkami palców swoje powieki. – Dobrze, że nie uciskał powiek Sasuke. :D 

Milczał. Przechylony wręcz skrajnie do tyłu, ze spiętymi do bladości wargami. – Nie sądzę, że dałoby się aż tak… rozumiem stres Uzumakiego, ale spinać wargi aż do bladości? Sama spróbuj. Zresztą warg się nie spina, to dotyczy tkanki mięśniowej, co z kolei nijak ma się do warg, które są zbudowane ze skóry – mięśnie je okalają. Zaciskać do białości natomiast mówi raczej o knykciach. 
Druga sprawa, że jednak trochę dziwne, że ktoś taki jak Sasuke uważnie przygląda się Naruto i analizuje każdy jego gest. Czy to naprawdę już wstęp do romansu? Inna kwestia – akurat dobrze, że Naruto (jak to przecież on) pełen jest empatii i przejmuje się pacjentem. W końcu czuję, że to ten znany mi bohater, a kolejny dialog podtrzymuje pozytywne wrażenie:
- Spróbujemy. Rozmawiałem z jej rodzicami. Znają twoje nazwisko. Powiedzieli, że jeśli będziesz asystował, zgodzą się na zabieg.
Wyprostowałem się gwałtownie, dopiero po chwili przyswajając to, co starał mi się przekazać.
- Zwariowałeś. Spójrz na ukrwienie. Spójrz, jaką średnice ma tętnica krezkowa. To się nie uda, Uzumaki. Wykrwawi się[,] zanim ją dobrze otworzymy[.]
- Ominiemy ją. - wzruszył ramionami, na co chciałem się zaśmiać.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam się zgodzić na zabieg, którego powodzenie wynosi, ja wiem, 10 [dziesięć] procent?
- Tak. Dokładnie tak to sobie wyobrażam.
Spojrzał mi w oczy, wstając, podobnie jak ja.

I wtedy pojawiło się to:
Przypomniałem sobie nagle, dlaczego jedna z plotek brzmiała, że Uzumaki urobił Tsunade na ładne oczy. 
I cały czar sceny prysł. 
Dlaczego zrzuciłaś mi na głowę tę cegłę? Okej, naprawdę wiem, że to yaoi i bohaterowie w końcu poczują do siebie miętę, ale czemu tak niesubtelnie sugerujesz to w takim momencie? Na podstawie czego uznałaś, że dialog o trudnej operacji na dziecku to dobry czas na informowanie czytelnika o ładnych oczach Naruto? Czy Sasuke ledwo sekundę temu nie wstał z krzesła gwałtownie, zdenerwowany – a przynajmniej nieźle zirytowany – nieodpowiedzialnością kolegi? Psujesz emocjonującą scenę. Staraj się działać bardziej… delikatnie. 


Błękit, zwyczajowo skrzący się, prowokujący do kolejnych ripost, teraz zbladł, nabierając koloru przywodzący na myśl wzburzone, ciemne morze lub zachmurzone niebo. W obecnym oświetleniu wpadały wręcz w granat. – Nie pogarszaj. Naprawdę uważasz, że takie słowa pasują do Sasuke? Że to brzmi jak realna myśl, którą mógłby przetworzyć w głowie? Nie sądzę, serio. To nie jest raczej typ wrażliwca, tym bardziej że od początku opowiadania Uchihę raczej Uzumaki drażni, tylko momentalnie facet ma gej-przebłyski (a to dopiero drugi rozdział). Na pewno nadejdzie taki moment, gdy bohater zacznie rozumieć swoje odczucia względem kolegi z branży, sądzę jednak, że powinno to nadejść zdecydowanie gdzieś dalej. Nie wiem, ile notek zaplanowałaś, ale aby realistycznie rozwijać relację między postaciami, potrzebujesz zaplecza i czasu antenowego. Nie wierzę, że masz je już w drugim rozdziale. Przecież niczego jeszcze nie rozwinęłaś, za nami jedynie kilka ironicznych wstawek.  

Mówili, że Uzumaki potrafił zjednywać sobie ludzi. Jako ordynator wynegocjował więcej dotacji na oddział, niż wszyscy jego poprzednicy (...). – Gdy po spójniku niż nie pojawia się czasownik, przecinka nie stawiamy. 

Zdziwiłam się, że Shikamaru to anestezjolog. Z uniwersum znam go głównie jako świetnego taktyka, a jednocześnie bohatera leniwego, któremu zwykle się bardziej nie chce, niż chce. Już widzę jak ten pełen wewnętrznej motywacji typ dba o komfort psychiczny pacjentów… Cóż. Trochę im współczuję.
Ino jakoś też nie wydaje się bezpiecznym wyborem. To dość temperamentna bohaterka, która często stawała w opozycji do rozkazów i pomysłów kolegów. Nie sądzę, by przy stole operacyjnym był czas i miejsce na wątpliwości, czy nawet tę jej bezczelność w stylu bycia. Pasowałaby mi ona raczej na szpitalny oddział ratunkowy. Mam wrażenie, że rzuciłaś sobie nazwiskami bohaterów tak o – bez głębszego przemyślenia, czy faktycznie sprawdziliby się na wytyczonych stanowiskach. 
Oczywiście, może być też tak, że odwróciłaś ich charaktery i zupełnie nie będą się one pokrywać z tym, co przez wiele lat prezentowały nam manga czy animacja. Osobiście uważam jednak, że ciężko ci będzie przekonać czytelnika do zmian, nalegając, by brał on poprawki, że kreujesz AU. Poza tym zawsze wychodziłam z założenia, że jak ktoś chce zmieniać oryginalne kreacje postaci, to… w sumie po co mu fanfiction? Nie lepiej wtedy zbudować swoje postaci od zera, nie mącąc odbiorcom niepotrzebnie w głowach?
Czytelnik – członek fanserwisu – zwykle czyta FF po to, by zobaczyć, jak jego ulubieńcy poradzą sobie w innych niż poznane okolicznościach. Zakłada to właśnie zmianę tych okoliczności, nie zmienia się natomiast character development. Inaczej czytanie o ulubieńcach traci sens – skoro przestają oni być tymi samymi bohaterami. 

Zmrużone oczy rozszerzyły się[,] jeszcze zanim dokończyłem zdanie. Nie zdążyłem wziąć głębszego wdechu, gdy silne ramiona zacisnęły się wokół mojego pasa, unosząc mnie na dobre kilka centymetrów. – To scena rodem z anime i nie potrafię wyobrazić jej sobie w wykonaniu dorosłych mężczyzn w szpitalu. Nawet biorąc pod uwagę żywiołowy charakter Naruto, mam wrażenie, że przekroczyłaś pewną granicę. Ściskanie, klepanie po ramionach, szeroki uśmiech i zmrużone oczy – o, to jeszcze by do mnie przemówiło. Ale podnoszenie dorosłego człowieka? To już parodia. Nijak ma się to również do kultury Japończyków, w której dotyk poza sferą rodzinną, ściśle ukrytą przed światem zewnętrznym, tak naprawdę nie ma racji bytu. Według Japończyków to dotyk jest najważniejszym ze zmysłów, dlatego obdarzają się nim niezwykle rozważnie. Zupełnie nie wzięłaś pod uwagę czynników kulturowych. Szkoda.

I choć to bym jeszcze jakoś przeżył, zwalając na karb tej chorej ekscytacji jego zachowanie, tak faktu, że w tej właśnie chwili do pracowni weszła akurat moja żona, znieść nie mogłem. – Okej, wiem, że Uchiha ma problemy z żoną, ale… no właśnie, wiem to przez ekspozycję. Do tej pory nie trafiłam na scenę, w której pojawiłaby się kobieta. Nie widziałam żadnego zatarcia między nimi. Może takie pojawi się gdzieś dalej, ale na razie epatowanie tym, jak Sasuke nie lubi swojej żony, za to całkiem podobają mu się oczy Naruto, jest dla mnie po prostu zbyt bezceremonialnie, a przez to nie budzi żadnych emocji. Jeśli nie dostaję sceny, nie mogę tak po prostu znielubić partnerki Sasuke, a zacząć kibicować rozwijającej się relacji z Uzumakim.

To był spontaniczny odruch. Taki, którym potrafiłem obdarować moich przyjaciół, niezależnie od płci, taki, który był dla mnie zupełnie swoisty. – Swoisty, czyli: wyjątkowy, szczególny dla kogoś. Pisząc jednak z perspektywy Naruto, zapewne chciałaś napisać, że odruch ten był dla niego swojski, naturalny. Swoisty wydaje się zbyt obiektywne na ten typ narracji, tak sądzę. 
Naruto twierdzi, że jego spontaniczny odruch jest dla niego typowy, to znaczy, że z przyjaciółmi całuje się na porządku dziennym, niezależnie od płci, tak? W takim razie trochę dziwne, że wszyscy są potem tak tym zaskoczeni, niektórzy oburzeni. Sama żona Sasuke wyglądała na wkurzoną, widząc ich pozbawiony seksualnego kontekstu pocałunek, ale teraz dowiaduję się, że dla Uzumakiego takie obdarzanie przyjaciół podobnymi gestami jest zupełnie normalne, a przecież wszyscy go znają, znają jego ekspresję.

Potrafiłem kontrolować każda z negatywnych emocji. Obojętnie , czy stres, czy smutek, czy złość, w sytuacji, w której musiałem, zachowywałem chłodny umysł i kamienna twarz. – Ekspozycja. Pokaż mi takiego bohatera. Daj mi go poznać samodzielnie. Nie zaklinaj jego cech narracją. Wiem, że to trudne, ale na pewno będziesz miała do tego w opór okazji, na przykład w scenie operacji. 
Znów spacja przed przecinkiem zbędna, brakuje też znaku diakrytycznego w pogrubieniu.  

Nie raz wraz z pacjentami wybuchałem śmiechem (...). – Nieraz (w znaczeniu: często, nie: dwa razy). 

(...) przybijałem spontaniczne piątki czy ściskałem płaczących rodziców, gdy terapia przynosiła skutki. – To też możesz pokazywać. Zresztą już to raz zrobiłaś, oddając reakcję Naruto na zgodę Uchihy na przeprowadzenie trudnej operacji. Widziałam tę radość, po co więc mi teraz ten opis? 
Ewidentnie musisz poczytać o ekspozycji. Odpowiedni artykuł znajdziesz w podsumowaniu.

Spojrzała pierw na mnie, następnie na swojego męża. – Skąd u Uzumakiego takie archaizmy? Żaden z niego poeta, emerytowany wykładowca filolog. 
Czy coś. 

Jej wzrok, [przecinek zbędny] czy miną, która wskazywała na krańcowe obrzydzenie. – Zaczynam wątpić, że choć raz przeczytałaś każdy rozdział po publikacji. Mnóstwo u ciebie takich potknięć, do tego  zgubionych kropek na końcu zdań (!) czy zbędnych spacji. Tekst jest przez to nieestetyczny i źle się go czyta. Proszę, poświęć mu chwilę, bo nie wypiszę ci każdej pierdoły takiej jak chociażby te:
- Chce ją przebadać[,] nim ja weźmiecie na stół. 

(...) to jeszcze nie podpisane dokumenty rozwodowe. Może pieprzyć[,] kogo chce. – Od kiedy bohaterka pracuje w tym szpitalu? Czy nie zna dr. Uzumakiego, by wiedzieć, że na pewno jego reakcja jest adekwatna do sytuacji? Przecież ledwo zdanie dalej stwierdziła, że wie o zgodzie na operację, czemu nie doda dwa do dwóch? No chyba że chcesz z niej zrobić pretensjonalną krowę bez żadnego backgroundu, ale, wiesz, to brzmi jak imperatyw narracyjny: drogi czytelniku, Sasuke miał żonę, ale wiesz, już na początku opka okaże się, że to wredna jędza, więc nie martw się, bo za chwilę Uchiha będzie singlem! Nie lepiej byłoby wprowadzić czytelnika do historii w momencie, kiedy między małżeństwem dopiero zaczyna się psuć? Czytelnik będzie miał okazję poznać podstawę konfliktu, zobaczyć na własne oczy, z czym postaci się mierzą i jaki mają problem, by uznać, że powód ich rozstania jest naprawdę solidny? Obecnie nie wygląda na taki. Głównie dlatego, że któryś raz przekonujesz mnie o nim, ale właściwie nie wiem, o co chodzi, bo nie dostałam scen. 

- W przeciwieństwie do ciebie, moja droga, ja zostaje wierny danemu słowu. - usłyszałem chłodny głos Sasuke, który szarpnął się w stronę drzwi (...). – Ten głos się szarpnął? Pilnuj podmiotów.

Minęła mnie, zostawiając za sobą zapach wiśni i głuchy stukot krótkich obcasów. – A czy stukot niskich obcasów różni się czymś od stukotu obcasów wyższych...?


ROZDZIAŁ 3

Nie byłem do końca pewien, co powinienem czuć w stosunku do miny, którą obdarzyła mnie doktor Uchiha. Jej szok na widok sceny, którą zastała, był zasadniczo zrozumiały, właśnie zobaczyła, jak jej mąż był całowany przez innego mężczyznę. Później jednak, gdy zaskoczenie minęło, w głębi zielonych oczu ujrzałem coś, co mogłem zdefiniować jako smutek. Czysty.
Pomimo maski osoby, która jest ponad jakiekolwiek konflikty, która przewyższa poziomem rozmówców, wyglądała na przegraną. Jakby straciła coś bezpowrotnie. – Pisałam już, że konflikt tego małżeństwa wydaje mi się wymuszony i niczym niepodparty. Tu faktycznie jeszcze mocniejsze jest wrażenie, że nie zaplanowałaś dla niego podstawy – głównie dlatego, że – zdaje się – już po ptokach, małżeństwo nie będzie niczego naprawiać. Dajesz czytelnikowi jasne info, że Sasuke jest gejem, żona ma z tym problem i w sumie to tyle. Szkoda, bo to znaczy, że dość ciekawy wątek, który mógł być częścią fabuły, wydarzył się wcześniej, gdzieś poza kadrem, przed opowiadaniem właściwym. Już idziemy dalej, furtka zamknięta. 
Otwierając ją i umieszczając w opowiadaniu choć ze dwie-trzy sceny interakcji Sasuke plus Jego-Żona-Która-Jest-Tak-Ważna-Że-Nawet-Nie-Dostała-Imienia, nadałabyś opowiadaniu głębi. Tymczasem jest zupełnie płaskie, bo problem małżeństwa po prostu rozwiązał się sam i nie ma już przeszkód, by panowie się spiknęli.
Wcale nie cudownie. 

Reszta dnia minęła dość rutynowo. Po upewnieniu się, że przy zabiegu będzie pożądany personel i powiadomieniu o owym fakcie rodziców dziewczynki zająłem się wypełnianiem dokumentacji. Kolejne pliki kartek przelewały się przez moje biurko. Zlecenia na konkretne zabiegi, modyfikacja dawek leków, wnioski dotyczące zmiany sposobów leczenia, korespondencja z fundacjami, inwestorami i władzami miasta. – Ale gdzie się tak spieszysz? Czemu nie pokażesz Naruto pracującego? Jedna-dwie konkretne sceny byłyby lepsze niż taka rzucona rozpiska. Czy ktoś narzuca ci limity publikacji? Czemu tak pędzisz do tego romansu? Spokojnie, on nie ucieknie. Otwieraj nowe wątki, daj mi poznać środowisko – miejsce akcji. Wybrałaś sobie dość trudny temat, poprzeczka jest zawieszona wysoko, oddanie środowiska szpitalnego zapewne wymaga głębokiego researchu. Nie pisz na pół gwizdka, kreuj fabułę porządnie. Skoro dla Naruto operacja jest ważna, skoro jest on blisko z rodzicami pacjenta, dlaczego nie pokażesz, jak z nimi rozmawia? Mogłabyś przemycić tym kilka (czyt. całkiem sporo) wskazówek odnośnie do jego charakteru, stylu bycia. A rozmowy z inwestorami? Wcześniej mówił o nich Sasuke, podejrzewam więc sprytnie wpleciony wątek problemów z finansami, może otwieranie nowego oddziału? Jak mam się wczuć w problematykę opowiadania, skoro na łeb na szyję biegniesz do scen romantycznych? Daj mi trochę tła i innych wątków. 

Hinata Hyuga. – A nie przypadkiem: Hyūga? Chciałabyś, by ktoś zapisywał twoje nazwisko z literówką albo bez znaku diakrytycznego? Wiem, że z klawiatury polskiej nie wklepiesz takiego znaku, ale używasz tego nazwiska raz na kilka notek. Chyba nie byłoby aż takim problemem wkleić symbol przedłużenia samogłoski z Google, tak sądzę. Widać byłoby, że mocniej się przykładasz. 

Jedna z najlepszym pielęgniarek na oddziale, o zdolnościach uspokajania niemowląt przewyższających nawet te moje. – Czemu eksponujesz mi kolejną postać? Dlaczego nie pokażesz mi jej w akcji? Skoro nie przewidziałaś sceny dla Hinaty; może nie jest ona tak ważna, by pojawiała się tutaj i by Naruto myślał o niej w ten sposób? Poza tym skoro ją zna, czemu tłumaczy sobie, kim była? Ba, nawet wiedział o jej skrytych uczuciach!

Zabieg wykonany był tydzień temu, a rana wciąż się czerwieniła mimo odpowiedniej pielęgnacji. Ostatnie dwa dni były spokojne, miał mieć pojutrze wypis, teraz jednak.. – Kolejny wywrócony dwukropek. I zabieg, który miał mieć wypis. Tak, tak. Na pewno. 

Inni ordynatorzy, zwłaszcza Ci z głównych oddziałów, dziwili się, że byłem tak zaangażowany w proces leczenia każdego z pacjentów. – O tym angażowaniu czytam już chyba z piąty raz, ale wciąż jedynym dowodem było wymuszenie turbo trudnej i nie do końca odpowiedzialnej operacji. Reszta to zapowiedzi, streszczenia i ekspozycje. Czekam na sceny, które je potwierdzą. Gdy już to zrobią, wróć tu i powycinaj wszystkie fragmenty takie jak te. Staną się bezsensowne jeszcze bardziej, niż są teraz.
Poza tym naprawdę napisałaś zaimek Ci w kontekście jacyś oni wielką literą? Gdzie tu potrzeba grzeczności…?
Ledwo kilka akapitów niżej jak na zawołanie pojawia się scena, w której Naruto odwiedza pacjenta i rozmawia z jego rodzicami. Widzisz? Pokazujesz tę dobroć, sumienność, zaangażowanie, więc tym bardziej po co mi uprzedzanie charakteru postaci? Gdy oglądasz film czy czytasz wciągającą powieść, też żaden lektor przed akcją właściwą nie mówi ci: o, ten bohater jest zły, będzie kradł. A tamten jest całkiem spoko i w dodatku odważny, więc będzie go ścigał. To psuje całą zabawę. Teraz, gdy już to wiesz, wróć się na sam początek i pousuwaj wszystkie ekspozycje. Nie mówię: niektóre czy te większe. Mówię: wszystkie. W wielorozdziałowej i wielowątkowej historii nie powinno być na nie miejsca. Od tego jest fabuła – od tego są sceny – by przedstawiać czytelnikowi, jak jest, zamiast go tylko zapewniać.

Najtrudniejszą częścią każdego dnia od ponad trzech miesięcy był właśnie powrót.
Wchodząc do miejsca, które przez lata uważałem za ostoję spokoju, które były moim sacrum, gdzie wraz z rodziną dzieliłem tyle naprawdę dobrych chwil, widziałem tylko i wyłącznie własną żonę, rozebrana, leżącą pod nieznanym mi wówczas mężczyzną. – Okej, a więc oto jest problem państwa Uchiha... Mamy więc żonę, ale trochę kłopotliwą. Cieszę się, że jednak kwestia się wyjaśniła, jednak nadal żałuję, że problem rozwiązał się sam gdzieś wcześniej i teraz niby trochę jest trudno, wiadomo, wspomnienia, ale generalnie bez przesady, bo zaraz czas na romans. Właśnie tak odbieram to opowiadanie przez sposób, w jaki kreujesz wątki.
W zasadzie to nie. 
Nawet ich nie kreujesz, po prostu je streszczasz, nie mają większego znaczenia. 

Słyszałem krzyki. Przeprosiny. Błagania. Widziałem łzy, czułem, jak szarpie mnie za koszulę, prosząc o choć chwilę rozmowy.. – Naprawdę szkoda, że ja nie mogłam zobaczyć tak emocjonującej sceny. Mogłaby mnie złapać za serducho, niestety nie było mi dane. Dostałam ledwo suchy opis sytuacji po fakcie. 

- A wiesz co? Dziś w przedszkolu Chouchou powiedziała, że jem za mało. Wtedy ja jej powiedziałam, że nie, [przecinek zbędny] i że lepiej wiem, bo mój tata jest lekarzem i się na tym zna. A ona powiedziała, że skoro tak mało jem, to musisz być beznadziejnym lekarzem! – Fajnie oddajesz stylizację małej dziewczynki. Można się wczuć. 

Nie byłem w stanie patrzeć na nią dłużej, niż kilkadziesiąt sekund. Nie utrzymywałem kontaktu wzrokowego, nie zbliżałem się bardziej, niż było to niezbędne. Czułem mdłości[,] przebywając z nią w tym samym pomieszczeniu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek innej interakcji. – Pomijając powtórzenia, naprawdę dobrze oddałaś tu realizm odczuć Sasuke.
Na końcu świetny cliffhanger z ujawnieniem imienia żony. No tego się nie spodziewałam! Teraz już wiem, czemu tak długo go nie zdradzałaś, wyszło jednak dość niezręcznie. Może taka scena powinna pojawić się trochę wcześniej? Tak sugeruję, by uniknąć w czytelniku odczucia, że robisz to celowo albo żona Sasuke nie ma znaczenia, dlatego pozbawiłaś ją tożsamości. 
Kończysz rozdział romantycznymi myślami kierowanymi do Uzumakiego. Nie działają na mnie w obliczu tego, o jakiej traumie Sasuke przekonywałaś mnie do tej pory w scenie interakcji z żoną czy córką. Nie wiem, mam wrażenie, że niepotrzebnie się spieszysz. Nie rozumiem, czemu zdecydowałaś się zacząć opowiadanie, gdy bohaterowie już od razu czują coś do siebie, jednocześnie akurat robią się samotni. Ta relacja się nie rozwija, a jeśli tak, to mocno dosadnie, brakuje mi subtelności i początku. Jakbym czytała opowiadanie od środka. 



ROZDZIAŁ 4

Wiem, że miałam się nie powtarzać, ale zauważyłam, że twoje opuszczanie jednej kropki w wielokropku to nie jednorazowy wybryk, a jakieś dziwne przyzwyczajenie. Ze wszystkich postawionych w początkowym dialogu wielokropków – a naprawdę jest ich sporo – żaden nie był poprawny. Dlaczego? Nigdy nie widziałaś wielokropka czy po prostu robisz to specjalnie? Jeśli tak – po co?

- Od spieprzaj. Raporty wypełniłaś?
- Ty Su.. Cicho! Ordynator idzie.. Dzień dobry, doktorze Uzumaki! – Cała początkowa scena wygląda jak pisana na kolanie. Nie połasiłaś się na najmniejszy opis miejsca i postaci, mamy tylko dialog, a więc niczego nie potrafię sobie wyobrazić. Nie wiem nawet, kto tu jest narratorem, czyja to narracja, trudno mi się wczuć. Do tego nie mogę nie zauważyć, że uważam osoby wypowiadające się za ubogie umysłowo przekupy, a to też nie zachęca. Rozumiem, że pocałunek Uzumakiego z Uchihą mógł wywołać reakcję, ale mam wrażenie, że zamiast ukazywać naturalną ciekawość personelu, znów idziesz w parodię. Przecież na pewno dałoby się to choć odrobinę wyważyć, napisać lekki dialog jednocześnie ukazujący ludzi, którzy, pracując na odpowiedzialnych stanowiskach, nie zachowują się jak stado gimbusów. 

- Zazdrościsz, młotku? Sam przecież też masz swój fanklub. Jednoosobowy, ale zawsze. – O! A to akurat jest dobre!

- Już jej się oświadczyłeś, [przecinek zbędny] czy dopiero pierścionek wybierasz?
Z tego co kojarzyłem, Uzumaki nie palił prawie wcale, jak już jednak się na to decydował, wychodził albo z Narą, moim najlepszym anestezjologiem, albo właśnie ze mną. – Tak, wiemy już, kim jest Nara. Sasuke też to przecież wie. 

Dysonans, który czułem, patrząc na wykrzywioną twarz osoby, która powinna, jak zawsze, tryskać beznadziejnym optymizmem, był wyjątkową drażniący. Uczucie to było podobne do ziarnka piasku tkwiącego tuż pod powieką. – Podoba mi się to porównanie. Jest obrazowe. 

- Nawet gdybyś wydymał połowę personelu na biurku samej Tsunade[,] a potem to nagrał. 

- Przestań chrzanić - mruknął, bez żadnej riposty. – A to nie była riposta sama w sobie? 

Intensywnie pachnący obłok poszybował powoli, rozpraszany przez wywiew klimatyzacji, który znajdował się tuż nad nami.
- Brutalnie. - Zaciągnąłem się kolejny raz, ostrożnie przyswajając informacje, które mi podał. – Ten obłok mu podał tę informację…? Nie sądzę.

Siedział jeszcze moment[,] nim powielił mój ruch, ostatecznie stając przy drzwiach.

Uśmiechnąłem się pod nosem, kręcąc tylko głową. – Zbędna inwersja; tylko kręcąc głową


ROZDZIAŁ 5

- Hinatko, jakbyś mogła ty pobrać krew na badania[,] byłbym ci wdzięczny. Na sali drugiej jest chłopiec[,] który na wstępie powiedział, że on się boi igieł (...). – Nie wiem, jak to skomentować i czy powinnam, bo może to kwestia gustu, ale… to zdrobnienie sprawia, że czuję ciarki na całym ciele, w ten nieprzyjemny sposób. Strasznie głupio to podkreślenie wygląda, szczerze mówiąc. 

Po powiedzeniu jednak wszystkiego miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. – Masz dziwne upodobania do inwersji, a przez to treść wychodzi bzdurna. Tu natomiast zupełnie uciekł ci kontekst. Sugeruję:
Jednak po powiedzeniu wszystkiego miałem wrażenie (...). Albo: 
Po powiedzeniu wszystkiego miałem jednak wrażenie (...). Ewentualnie:
Po tym wszystkim miałem wrażenie, że jednak o czymś zapomniałem. 
A najlepiej byłoby, gdybyś oddała zwątpienie myślą wprost. Zastanów się: czy w swojej głowie też mówisz do siebie: czuję się tak i tak/mam wrażenie, że coś-tam, coś-tam…? Raczej nie. To wrażenie po prostu się czuje i oddaje. Może coś w stylu: 
Skończyłem mówić. Chyba jednak o czymś zapomniałem…  
Zupełnie nie wykorzystujesz ogromnego potencjału, jaki tkwi w narracji pierwszoosobowej. Umyka ci on przez palce, to dlatego narracja wydaje się trochę sucha, nie ma też różnicy stylizacyjnej między partiami Naruto a tymi należącymi do Sasuke. 

- No co? - uniosłem brew pytająco, wkładając dłoń do kieszeni brązowej bluzy w małe, pomarańczowe liski. – A czy ordynator na oddziale nie powinien nosić kitla? To właśnie w nim wyobrażam sobie tego bohatera od początku sceny. 
Skoro pisałaś wcześniej, że Naruto jest zdziwiony, nie musisz wspominać już, że unosi brew pytająco. Pozwól mi trochę samodzielnie pogłówkować, wyciągać wnioski z tego, co czytam. 

Przed opuszczeniem oddziału zerknąłem na tablice, na której rozpisane były zabiegi na cały dzisiejszy dzień. Niestety, pierwszy wykonywałem z doktor Uchihą. I to w tej damskiej wersji. – No ale pisząc, że zabieg wykonuje z doktor Uchihą, czytelnik od razu, już przed dopowiedzeniem, myśli o kobiecie. Gdyby chodziło o Sasuke, Naruto odmieniłby: z doktorem Uchihą. Sugeruję: 
Niestety, pierwszy wykonywałem z Uchihą. I to w żeńskim wydaniu. 
Czy coś takiego. Inaczej tracisz efekt zaskoczenia. 

Teoretycznie znaliśmy się długo. Skończyliśmy ten sam uniwersytet, ja rok wcześniej od niej, zdarzyło nam się jednak być na tych samych imprezach, byłem na ich ślubie z Sasuke, nawet chyba tańczyłem z nią na jej własnym weselu. Miałem wrażenie, że naszą trójkę łączy coś w rodzaju swoistej przyjaźni. – Ach, i to dlatego Sakura nie domyśliła się, że przyjazny pocałunek Naruto nie ma żadnego erotycznego podtekstu? Przecież to bez sensu. Jeśli bohaterowie znają się długo, całe lata, to chyba po takiej znajomości można przewidywać pewne rzeczy? I taką rzeczą raczej nie jest wniosek, że Naruto to gej, a Sasuke na niego leci. A już na pewno nie sądzę, by Sakura w swojej złości na bohaterów próbowała im zniszczyć kariery w pracy, rozdmuchując plotkę. Poza tym skoro ma dziecko z Sasuke, chyba powinna domyślić się, że facet, załamany zdradą, nie będzie po tak krótkim czasie po prostu szedł sobie w ślinę z Naruto. Mało tego, wydaje mi się nawet, że Sakura byłaby skłonna do tego, by zdementować plotki i powstrzymać swoją asystentkę od kłapania jęzorem na prawo i lewo – dla bezpieczeństwa chociażby rodziny. Jakby nie było, Sasuke również zarabia na dziecko, dlaczego miałby mieć problemy w pracy?

Całe wspomnienie Naruto o Sakurze jest tylko nieemocjonującym streszczeniem. Kolejny wątek, który spłyciłaś, zamknęłaś w kilku zdaniach. Rozumiem, że nie musisz przedstawiać go pełnymi scenami retrospekcji, bo to background postaci, (choć w sumie mogłabyś, czemu nie). Ale czy naprawdę nie da się informacji potrzebnych czytelnikowi przemycić w opowiadaniu inaczej? Na przykład staż Sakury w Ameryce i pracę z rodzicami przytoczyć w dialogu, pytaniem o, nie wiem, ich stan zdrowia? Pisanie opowiadania nie polega na tym, by odklepywać kolejne suche fakty o postaciach, a sobie do prowadzenia pozostawić tylko najfajniejsze interakcje Sasu-Naru. Niepotrzebnie się do nich spieszysz, zamiast kreować scena za sceną, wplatając różne wątki. 
Właściwie cały fragment aż do:
Nie wytrzymywałem [wytrzymałem] po kolejnych 30 [trzydziestu] minutach, gdy przestała się odzywać nawet do blondynki, wyciągając do niej tylko dłoń po kolejne narzędzia.

Nadaje się do tego, by go zaznaczyć i wyciąć, a każdą streszczoną informację rozpisać sobie w punktach gdzieś na kartce obok. A potem pomyśleć o tym, w której scenie opowiadania, w jakiej okoliczności naturalnie wyszłaby w praniu. Czytelnik nie musi wiedzieć wszystkiego naraz; nie chce, nawet nie oczekuje, że dostanie puzzle ułożone pod nos. Największą frajdą jest samemu je składać, odkrywać kolejne fakty fabularne. Co z tego, że je przyswoję, skoro nie pobudzą w żaden sposób moich emocji?


- Nie kpij. Mam do przeprowadzenia zabieg, muszę się na nim skupić. Nie zamierzam przejmować się tym, że nie potrafisz znieść milczenia.
- Potrafię, jeśli jest ono konstruktywne, a nie podszyte dziwnym fochem. – Jak milczenie może być konstruktywne? Konstruktywny, według PWN:
1. «dający pozytywne rezultaty, wnoszący coś nowego»
2. «zdolny do stworzenia czegoś nowego, wartościowego»
Na moje zupełnie nie pasuje do kontekstu. Nie chodziło ci przypadkiem o milczenie uzasadnione? 

- O to, Sakura, że plotki dotyczą całej naszej trójki, a tylko chodzisz jakbyś miała kij w tyłku. – Nie miało być raczej: a tylko ty chodzisz…?

Grzywka, której różowe refleksy odbijaly się od lampy nad nami, kilkoma pasmami wypadła jej spod zielonego czepka, [lepszy średnik] dłoń[,] która trzymała skalpel[,] wyraznie zadrżala.
Była w fatalnej kondycji psychicznej. – Dłoń czy grzywka? 

- Nie. Tyle tylko, że jeśli masz jakiekolwiek podejrzenia, że twój własny prywatny mąż jest w stosunku do ciebie niewierny, to wyjaśniaj do z nim, a nie psuj humoru szóstce osób na tej sali. Gdybym mógł, uwierz, nie brałbym tego zabiegu, obiecałem jednak rodzicom tej małej, że wezmę w nim udział. – A to nie było przypadkiem tak, Naruto, że sam zapropopnowałeś prawie niemożliwy zabieg, na który rodzice musieli się zgodzić? Sami by sobie tego nie wymyślili… 
Ten prywatny mąż też dziwnie brzmi. Własny to jeszcze, ale prywatny? Jakby go Sakura chowała przed światem.
W konstrukcji tylko że występuje tzw. cofanie przecinka i stawia się go dopiero po całym zdaniu składowym. Do tego powtórzenia, literówki, braki znaków diakrytycznych… Tego się robi coraz więcej, tekst staje się coraz bardziej męczący. O dużym potencjale fabularnym, jeśli chodzi o środowisko lekarzy, ale dość trudno się nim delektować, szczerze mówiąc. 

Więc wyjdź, odetchnij kilka razy, [przecinek zbędny] i wróć tutaj, jak już będziesz w stanie ze mną i resztą zespołu współpracować. (...) Poradzę sobie z nim, [przecinek zbędny] albo wezwę Tsunade.

Ciężko było rozdzielić rolę jakiegoś tak kolegi z pracy i szefa. – Jakiegoś tak? A nie przypadkiem: jakiegoś tam? Z drugiej strony niedawno czytałam, że Naruto wcześniej był przekonany o przyjaźni tej trójki. Więc czemu teraz myśli o sobie jak o zupełnie nieważnym koledze? 

Nie zmieniłem swojego podejścia do ludzi, wszystkich dalej traktując tak, jak przed awansem, bywały jednak chwile, takie jak te, gdzie musiałem podkreślić swoja pozycje. Ona była ordynatorem chirurgii onkologicznej [ta pozycja?], jednak operując jakiekolwiek dziecko[,] podlegała bezpośrednio mi. – Na pewno? Naruto jest ordynatorem chirurgii dziecięcej, nie ma nic wspólnego z onkologią. Dlaczego, na chłopski rozum, miałby dyrygować osobą, która jest ordynatorem specjalizacji odpowiedniej do choroby dziecka? 
W tym momencie postanowiłam zrobić research medyczny, który w moim przypadku oznacza: zapytać Ayame. I czego się dowiedziałam? Że twój główny do tej pory wątek – przeprowadzenie trudnej operacji, którą wymyślił Naruto – nie ma prawa bytu. Raz, że ordynator ordynatorowi jest równy i żaden nie podlega pod drugiego ordynatora z innego oddziału. A więc nie może być tak, że Naruto mądrzy się przed Sakurą. Dwa – nieletni pacjent z guzem nowotworowym nie będzie podlegał pod chirurgię dziecięcą tylko onkologię dziecięcą. A więc w tym przypadku Naruto jest zupełnie zbędną personą w tej sprawie. Cytując Ayame: 
Wbrew pozorom taki onkolog czy ortopeda nie jest tylko do diagnostyki, jest też do zabiegów operacyjnych. Więc po co tam chirurg? Jeśli pacjent obciążony jest różnymi schorzeniami, należy się skonsultować z innym specjalistą dziedziny, pod którą to schorzenie podlega. Jeśli ten specjalista uzna, że sam nie wyraża zgody na zabieg, bo jest za duże ryzyko, ordynator może wziąć odpowiedzialność na siebie i uznać, że zabieg wykonywany jest ze wskazań życiowych.
Z tego wynika, że to Sakura powinna konsultować wykonywanie zabiegu z innymi, w tym chociażby z anestezjologiem Shikamaru, nie będzie tego robić natomiast Naruto. Idąc tym tropem rozumowania, Naruto nie będzie prosił o zabieg Sasuke, Sasuke nie wyznaczy, że anestezjologiem ma zostać Nara, Naruto nie będzie miał powodów, by się ucieszyć i nie pocałuje Sasuke, czego nie zobaczy więc żona tego drugiego. I tak oto tracimy więc główny konflikt fabularny. 
A to chyba niedobrze.

Stała wyprostowana kilka długich sekund, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Czy rozmyślała o tym, że gdyby nie przekreśliła naszej relacji kilka lat temu, ta rozmowa mogłaby przebiec inaczej? Czy zdawała sobie sprawę z tego, że jest tak naprawdę w potrzasku? – Widzisz, do czego dopuściłaś? Przez brak odpowiednio rozplanowanych scen i pośpiech, nagle mamy rozmowę Sakury i Naruto, którą poprzedziłaś sporą ekspozycją wyjaśniającą relację tej dwójki. Aby czytelnik złapał kontekst, na szybko – trochę byle jak – streściłaś w kilku zdaniach przeszłość bohaterów, aby teraz czytelnik miał bazę pod ten dialog i wywnioskował sobie, że no fakt, gdyby nie tamte wydarzenia, to może… Niestety przez to, że ekspozycja pojawia się praktycznie przed tym dialogiem, widać, że to strasznie nienaturalne dla Naruto. Zastanawiał się nad przeszłością swoją i Sakury, by zaraz okazało się, że och, to wspomnienie było akurat potrzebne. Gdyby jednak inaczej porozmieszczać sceny, porozrzucać te fakty o relacjach między postaciami w różnych momentach, czytelnik faktycznie dostałby do ułożenia puzzle. 

Czasem jednak usuwaliśmy cały żołądek, [przecinek zbędny] czy gardło, a to wpływało już na ich komfort w sposób bardzo negatywny. – Nie usuwa się gardła, tylko przełyk. Wtedy zastępuje się go protezą albo wdraża się żywienie PEG-iem. Generalnie to też trochę taki eufemizm mówić, że wycinanie ważnego organu ma negatywny wpływ na komfort życia. Wydaje mi się dość sztuczne, że dorosły facet myśli o tym w tak grzeczny sposób. Jasne, Naruto z charakteru jest pozytywną postacią, ale wycięcie żołądka nazywać pogorszeniem komfortu to jak nazywać kochanka Sakury przyjacielem gospodyni. 

Spojrzałem ostatni raz na Uchihe, zastanawiając się, co tu robił. Wątpiłem, by przerwę w pracy chciał spędzać na patrzeniu na dziecięce wnętrzności. – A gdyby tak… Spojrzałem ostatni raz na Uchihe. Naprawdę… co tu robił? Raczej nie chciał spędzać czasu, patrząc w dziecięce wnętrzności. Przy czym nie mówię: napisz to właśnie w ten sposób. Po prostu chcę ci pokazać, że narracja pierwszoosobowa jednak różni się od trzecioosobowej czymś więcej. To jest być w głowie bohatera, wypowiadać się jak on, przemycać jego myśl każdym zdaniem. Nikt nie określa w myślach tego, że właśnie w tym momencie o czymś myśli. 

- Włącz interkom - zwróciłem się do pielęgniarki na sali.
- Coś chcesz? - zwróciłem się bezpośrednio do niego, pozwalając, by Kiba wykonał pierwsze cięcie. – ?

Uniosłem brew do góry. – Po prostu: Uniosłem brew.

Brat Sasuke, Itachi, sprawował obecnie władzę w fundacji, która zbierała środki głównie na zabiegi wykonywane w naszym szpitalu, był jednocześnie członkiem zarządu, i to tym, który posiadał większość udziałów. Odkąd jednak zakończył pracę na oddziale, tuż po wypadku, która odjęła mu sprawność w prawej ręce, nie widziałem go na korytarzach.

Kiwnąłem tylko głową, pochylając nad tkankami przede mną, czarnowłosy jednak skutecznie zajmował moje myśli. Sam zabieg był prosty, druga para oczu patrzyła mi na ręce, nie obawiałem się więc, że popełnię jakiś błąd, sylwetka Uchihy w centrum mojej jaźni mimo wszystko drażniła. Drapała jak wełniany koc, [przecinek zbędny] albo jak zmechacony sweter.
Co chwila, automatycznie, unosiłem wzrok na jego sylwetkę, odzianą w typowy, granatowy mundur, z czarno-czerwonym czepkiem, by natrafić na dwie, idealnie czarne tęczówki.
Nie dało się obok niego przejść obojętnie. – Obok tego czepka? xD


Serio, przepraszam, ale… ten opis jest zły. I nie tylko dlatego, że mam ciarki cringe’u, widząc kolejny raz kolor włosów zamiast naturalnego określenia postaci. 
Wcześniej ekspozycją zapewniałaś mnie, że Naruto to profesjonalista. Geniusz. Tymczasem rozkojarza się w środku operacji. Wcześniej zganił Sakurę, bo… milczała na sali, a teraz sam błądzi myślami zupełnie gdzieś indziej. 

Tak po prostu. Ktoś, kto dostrzegał tylko jego fizyczny wygląd, mógł zakochać się z miejsca, w przeciągu może dwóch minut. Kto posłuchał go kiedyś dłużej, [przecinek zbędny] niż przez czas trwania wypowiedzenia jednego zdania, przepadał na dobre. – Nie. Raz, że istnieją różni ludzie o różnych gustach i naprawdę nie każdy będzie mięknął w kolanach na widok aspołecznego bubka. A już szczególnie gdy się odezwie. Dwa, znowu ten czas. Dlaczego akurat w dwie minuty, a nie jedną, trzy, dziesięć? Co masz z tymi dwójkami?
Męczy mnie to, że budujesz tłumem. W sensie mamy Naruto, Sakurę, Sasuke, a reszta to puste, głupawe tło. Ludzie bez wyrazu, pozbawieni inteligencji. Szturmowcy z Gwiezdnych Wojen; wszyscy tacy sami. A przecież przesada nie jest dobra, bo to pójście na łatwiznę. 


ROZDZIAŁ 6

Nie byłem pewny, czy była to kwestia wiedzy, wrodzonego talentu czy intuicji, która nie raz [nieraz] ratowała sytuację. Uzumaki dostrzegał fakty, na które nikt inny nie zwracał uwagi, łączył dane i reagował błyskawicznie (...). – Ekspozycja. 

Ubrany w typowy dla niego, czarny garnitur, ze związanymi włosami w niski kucyk, sprawił, że wszystkie pielęgniarki na raz odwróciły się w naszą stronę. – Na pewno na raz, a nie naraz? Zakładam, że chodziło ci o jednocześnie, a nie: odliczając do jednego

Mówiłem ci, że nie ujrzysz ani czegoś wyjątkowego, ani spektakularnego. – Ale te dwie cechy się nie wykluczają... 

Wypadek brata był dla mnie osobistą tragedią, choć ostatecznie miał dla mnie wymierne korzyści. Swoje stanowisko oddał bezpośrednio mi [ten wypadek?], co przyczyniło się i do osobistego rozwoju, i do sytuacji majątkowej, nie było to jednak tyle warte, co jego zdrowie. – Ekspozycja. Czemu nie zrobisz z tego naturalnego strumienia myśli? 

Zanim zdążyłem się odezwać, z trudem przyjmując ten opis, Itachi parsknął śmiechem, podobnym do tego, którym raczył nas jeszcze przed wypadkiem. Odczekał sekundę, by zaśmiać się już w głos, czym zszokował i mnie, i samego Naruto. – Skąd Sasuke wiedział, że Naruto jest zszokowany? Czym okazał zszokowanie sam młodszy Uchiha? Nie widzę zaskoczenia w myśli, dostałam o nim tylko pustą informację.

Technika ta działała głównie na dzieci. Polegała na tym, by w sytuacjach ciężkiego stresu o różnym podłożu, u nas na oddziale zazwyczaj był to brak dostępu do ulubionej bajki lub zły kolor kołdry, wyrzucałem się z siebie żart, który był tak głupi, że aż zabawny. – Coś jest nie tak z drugim zdaniem, coś w nim chyba zgubiłaś. Poza tym zamiast pisać o tym, jaka to technika, może lepiej byłoby pokazać ją sceną? Pokazać, jak Naruto rozbawia dzieci? Przytoczyć żart, jednocześnie oddając realny stres pacjenta? Nie mogę się w żaden sposób przywiązać do twoich postaci, ponieważ wszystko o nich zaklinasz narracją. A to nie pobudza wyobraźni, nie budzi w czytelniku emocji. No bo spójrz, wymagasz teraz ode mnie, bym sama sobie wymyśliła jakiś żart. Chodzisz na skróty, zostawiając mnie z niczym.

Problem brata Sasuke był o wiele bardziej złożony, warto jednak było zaryzykować. Jego śmiech sprawił, że zmarszczki wskazujące na przeżyty stres wygładziły się, odejmując mu co najmniej 10 lat. – To tak nie działa. Człowiek przy uśmiechaniu się sam przecież tworzy zmarszczki mimiczne, skóra więc marszczy się bardziej. Można dostrzec w uśmiechu pozytywne emocje, iskrę w oku, które sprawiają, że człowiek wygląda bardziej żywo, energicznie, przyjaźnie, ale nie ma szans, że zmarszczki w cudowny sposób nagle się wygładzą.

Powróciłem usatysfakcjonowany do pola operacyjnego, z przyjemnością stwierdzając, że zostało już niewiele do końca. – Pole operacyjne to, według PWN, «miejsce na ciele pacjenta będące przedmiotem operacji, zabiegu». Czy więc Naruto powrócił na ciało pacjenta? Chyba raczej chodziło ci o salę operacyjną, może nawet o blok.
I w takim opisie – tak jak w przypadku Sasuke zszokowanego – również nie widzę autentycznych emocji. Gdzie tu przyjemność? Jakie stwierdzenie? Daj mi je, proszę, wprost. Zresztą dalej to robisz, o tutaj:
Pytania brata, mimo prostoty, pobudziło pewien tor myślenia, którego się po sobie nie spodziewałem.
Czemu, tak właściwie, wciąż prowadzę te dziwne, zakrawające o obelżywy flirt, rozmowy z blondynem? Była to kwestia samej przyjemności z faktu komunikowania się z kimś o tym samym poziomie, [przecinek zbędny] czy komunikowania się właśnie z nim? – A więc generalnie potrafisz, ale mam wrażenie, że nie zawsze się starasz.
Przy czym naprawdę Sasuke zastanawia się, czy rozmawia z Naruto, bo są na tym samym poziomie? Poziomie czego, inteligencji? Zawsze sądziłam, że młodszy Uchiha posiada pewien kompleks, mianowicie uważa się za lepszego od innych. Tymczasem tutaj rzuca myśl zupełnie do niego niepodobną. Dziwne. 

Naruto, po zdradzie Sakury, po tym, jak fundamenty mojego życia zawaliły się, zabierając zdolność trzeźwego osądu, jako jedyny nie patrzył na mnie z udawanym współczuciem. Jego stosunek do mnie nie zmienił się w żadnej kwestii, rzekłbym, że nawet tydzień po fakcie stał się jeszcze bardziej cyniczny, chyba tylko po to, bym mógł kłócić się z nim, dając upust nagromadzonej frustracji.
Pamiętałem doskonale, jak wyszedł ze mną na papierosa dwa dni po zdarzeniu, jeszcze w drzwiach żartując, że muszę być wyjątkowo złym kochankiem, skoro nawet własna żona woli puszczać się, niż czekać na mnie z kolacją. – STRESZCZENIE!!

- Przyznaj się, że po prostu jesteś beznadziejny w łóżku i żadna cię nie chciała.
- Nie wypowiadaj się na temat kwestii, co do których nie masz pojęcia, mój drogi.
- Skąd wiesz, że nie mam? Słyszałem to i owo, łatwo można wyciągnąć wnioski.
Zrobił pół kroku w moją stronę, nachylając się odrobinę, na tyle blisko, bym poczuł jego oddech przesiąknięty wonią owocowej gumy do żucia i papierosów. Pojedyńcze [pojedyncze] pasmo jasnych włosów, poderwane wiatrem, musnęło mój policzek, odbierając zdolność nabrania kolejnego wdechu. Czułem doskonale, jak moje źrenice rozszerzają się, gdy zapach jego perfum podrażnił mój nos.
- Bo gdybyś wiedział cokolwiek, Sasuke, nie spotykalibyśmy się na dachu szpitala, paląc, a w składzikach, zgodnie z plotkami - wymruczał tonem, od którego na karku uniosły mi się wszystkie, nawet te dłuższe włoski. Niski, gardłowy, nasycony pewnym siebie erotyzmem, czymś, co ścisnęło moje serce, by odpuścić, wypuszczając bolesną porcje krwi na obieg.
Odsunął się, wyminął i zniknął za drzwiami. – Ten ton go wyminął? Dość często zdarza ci się gubić podmioty. 
Mam problem z tym wątkiem. Na dobrą sprawę w opowiadaniu nic jeszcze się nie wydarzyło; mało scen, dużo ekspozycji i streszczeń-retrospekcji, śmieszki w kiblu z penisów, pocałunek, papieros, robienie maślanych oczu do Sasuke na bloku, a teraz znów papieros… Mam wrażenie, że Naruto musi się w pracy bardzo nudzić, że ma czas na takie przemyślenia i zachwyty w czasie operacji i po niej, a przecież to ordynator, na pewno ma masę spraw do załatwienia. Tymczasem wygląda to trochę tak, jakbyś zapomniała dać mu konkretny cel istnienia w tekście. Cel inny niż: zostać chłopakiem Sasuke i pójść z nim do łóżka. Bo wiesz, Naruto też powinien mieć jakieś swoje backstory, inne sprawy i tak dalej, tymczasem łazi za Sasuke, podgląda go, całuje. Nawet nie widać tego wsparcia, które ostatnio streściłaś, bo… no właśnie, było streszczone. Uważam, że relacje między głównymi postaciami (również romansu) powinny się rozwijać w odpowiednim tempie, a ty od początku tylko tłuczesz mi ten romans do głowy, jakby na siłę, i nic więcej.



SŁOWEM...

Wiem, że pewnie nie tego się spodziewałaś, bo opublikowałaś drugie tyle rozdziałów, ale nie bardzo widzę sens w tym, by po nie sięgać. Już w materiale, który przyswoiłam, widać twój brak świadomości w budowaniu opowiadania scenicznego. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że zaczynałaś pisać tekst z bardzo ogólnym planem w stylu: a co, gdyby akcja działa się w szpitalu i chłopaki się tam w sobie zakochali, dochodziłoby do śmiesznych interakcji…? Ale nic więcej, nic głębiej. Do tego wydaje mi się, że nie za bardzo wiedziałaś, być może nie zastanawiałaś się nawet nad tym, jak doprowadzić do zbliżenia między facetami, więc założyłaś od początku, że Naruto z marszu świadomy jest swoich uczuć. To łatwiejsze niż kreowanie tego uczucia od podstaw, ale, już pisałam, jednocześnie mam wrażenie, że czytam opowiadanie od środka, a sceny, które powinny zbudować mi background, zamiast się pojawić – zostały po drodze w akuratnym momencie streszczone.
I to jest potwornie irytujące, dlatego postanowiłam przerwać czytanie, aby sobie z tobą o tym pogadać. Uznałam, że po tym, co przeczytasz, być może będziesz chciała zacząć jeszcze raz, aby naprostować kilka upierdliwych momentów; bez sensu byłoby więc z mojej strony czytać cię dalej, skoro to dalej może się za chwilę zmienić w twoim wyobrażeniu o sto osiemdziesiąt stopni. Ale do rzeczy.
Jeżeli, zaczynając pisać, miałaś choć szczątkowy plan na wszystkie wątki w głowie, powinnaś przemyśleć porządnie, jak poprowadzić je przez całe opowiadanie zupełnie bez pośpiechu. Niuanse o nich świadczące wpleść to tu – to tam, jak ognia unikając odklepywania suchych faktów na moment przed tym, jak staną się czytelnikowi potrzebne. Tak jak było to w przypadku choćby streszczania relacji Sakura – Naruto tuż przed rozmową tej dwójki czy jak to było z ostatnim wspomnieniem Uchihy o Uzumakim, który podobnoż go wspierał. Dwa zdania dalej chłopaki znów spotkali się na fajce i okej, ale czemu mam wrażenie, że przed scenami właściwymi rzucasz wspomnieniami właśnie z braku planu? Robisz to instynktownie, by czytelnik był informowany o czymś na ostatnią chwilę, przecież zaraz pewne informacje będą mu potrzebne do interpretowania sceny czy dialogu… Błąd! To się przecież od razu czuje! Nie odnoszę wrażenia, że bohaterowie myślą o rzeczach naturalnie, wspominają sobie różne rzeczy. Widzę, że jakieś Trzecie Oko aka Imperatyw Narracyjny vel  Autorka każe im AKURAT TERAZ o czymś myśleć, bo – niesamowite! – zaraz te myśli przydadzą im się w życiu. Niespodziewane, prawda? Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent jest to spowodowane brakiem zmyślnego planu. Twojego nieprzygotowania do pisania. Braku wiedzy o tym, jak wcześniej, przed rozpoczęciem pierwszego rozdziału, poprowadzić każdą ze scen. 
Da się taki plan stworzyć, jednak zajmuje to czas. Planowanie takich rzeczy jest na szczęście znacznie bardziej satysfakcjonujące, daje o niebo lepsze efekty w czasie czytania. Chodzi o to, aby zmyślnie rozsypać wszystkie informacje po fabule i pozwalać je czytelnikowi samodzielnie składać do kupy w czasie czytania kolejnych notek. Nie możesz mu sugerować: hej, patrz, tu się pojawia wielkie ekspozycjo-streszczenie o Naruto, więc typ zaraz pewnie pojawi się w scenie i będzie wspierał Sasuke. Albo: o, czytelniku, zobacz, Naruto teraz eksponuje, jak to śmiesznie się zachowuje w stosunku do pacjentów, więc za chwilę będziesz mógł przeczytać taką scenę... Bez sensu. 
Twoim zadaniem jako autorki jest zabawić czytelnika i dać mu do ułożenia puzzle. On ma wnioskować, czytając, samodzielnie dodając sobie dwa do dwóch. Ma, szukając informacji po różnych rozdziałach, odkrywać kolejne wątki i łączyć fakty. Żeby tak to napisać, musisz jednak najpierw całą tę układankę ułożyć samodzielnie, czyli zrobić tzw. first draft. A potem dopiero zacząć ją sensownie rozsypywać i oddać czytelnikowi w formie opka. Dlatego moją propozycją dla ciebie jest skończyć to opowiadanie tak jak masz teraz, nawet jeśli to ledwo szkic; pozwolić bohaterom dojść do wyznaczonego celu, a potem rozwalić całość, pobawić się nią, tu coś dopisać, tam coś przerobić, tam gdzieś zupełnie wyrzucić fragment suchego streszczenia...
Mam nadzieję, że mnie rozumiesz – rozumiesz moje stanowisko. Nie mam ochoty kontynuować opowiadania, nie jestem go ciekawa. Bohaterowie zachowują się jednotorowo: Naruto biega za Sasuke, a Sasuke myśli o Naruto, w opowiadaniu obecnie nie dzieje się nic więcej. Zapewne masz też pomysł na inne wątki. A może nie? W sumie nie wiem; reszta postaci wydaje się jedynie tłem dla ekscesów dwóch panów. Itachi na przykład będzie pewnie zabierał dziecko Sasuke, gdy ten będzie chciał mieć wolną chatę wiadomo-po-co, a Naruto w sumie wydaje się i tak nie mieć żadnych innych rzeczy do roboty. Tak to obecnie wygląda. Bo szpitalne sprawy też jedynie odbębniasz pobieżnie, raz pokazałaś rozmowę Naruto z rodzicami pacjenta, a przecież mówimy o człowieku, który pracuje w szpitalu, jest ordynatorem chirurgii dziecięcej, ponoć niesłychanie zaangażowanym. Niestety tego nie widać, bo nie ma na to innych dowodów niż ekspozycje. Mało mi scen poważniejszych, ukazujących tę pracę; nie dziw się moim odczuciom, skoro nawet operację zbagatelizowałaś, właściwie nawet jej nie pokazując, a skupiając się na tym, że Naruto ukradkiem zerka na Sasuke. 
Nie wiem, czy po prostu chcesz sobie pisać mniej poważne fanfiction, czy zależy ci na rozwoju, podwyższaniu poprzeczek i napisaniu tego tak, by zainteresować również nieco starszych fanów serii, którzy może i nie będą wzdychać do tego och-ach romansu, ale chętnie sięgnęliby po obyczajówkę AU, w której Naruto faktycznie jest ordynatorem. Jeżeli tak, nie sądzę, by właściwe było przesadzanie z reakcjami postaci, ogłupianie tłumu w tle czy nadmierne koloryzowanie, jak to Sasuke jest wspaniały i przystojny. Przy czym tłuczenie mi tego do głowy którąś notkę z rzędu uważam akurat za bardziej niż zbędne. Każdy wie, jak Sasuke wygląda i że może się podobać niektórym kobietom, ale mam problem z tym, że wplatając to w opowiadanie, przekraczasz granicę zdrowego rozsądku.
Mam wrażenie, że na tym etapie (a to już szósty rozdział!) twoja praca to ledwo zlepek informacji, które dopiero uczysz się oddawać w tekście, wbudowywać je w plan właściwy, na dodatek nie masz świadomości, że z osadzenia bohaterów w medycznym środowisku może wyjść coś naprawdę mega ciekawego, ale i poważnego, łapiącego za serce. Naprawdę może! I tym też się możesz bawić. 
Mam dla ciebie jeden link, przy czym – zupełnie serio – liczę, że się z nim zapoznasz, i to tak dokładnie. Ostatnio napisałam bardzo szczegółową ocenę dotyczącą opowiadania pisanego w narracji pierwszoosobowej i ogromną bolączką tego tekstu były właśnie ekspozycja i streszczenia oraz nienaturalność myśli głównej bohaterki. Proszę, zajrzyj tutaj: [ocena 188: Kroniki Podziemia]. Nie chcę robić tego samego na twoim materiale, ponieważ czuję, że mogłabym dokładnie przepisać połowę porad stamtąd, poza tym – dystans dystansem – ale skoro dopiero zaczynasz swoją autorską przygodę, bez sensu byłoby rozkładać twój tekst na czynniki pierwsze. Na pewno już po tym, co tu przeczytałaś i co wyciągniesz ze wskazanej oceny, do głowy wpadnie ci mnóstwo pomysłów o tym, co gdzieś dodać, co rozwinąć, jaką scenę dopisać, a jakie streszczenie odjąć – więc gdybym poszła dalej z fabułą, moja praca mogłaby pójść na marne; podejrzewam, że twoje opowiadanie i tak przejdzie intensywną przemianę.
No chyba że nie chcesz, ale w obecnej wersji tekst przypomina bardziej wypracowanie szkolne. Bądź tego świadoma – ekspozycje to nie sceny, streszczenia to nie fabuła, i tak dalej. Zajrzyj też do naszej encyklopedii, szczególnie do wpisów o narracji [TUTAJ] i ekspozycji [TUTAJ], a także o lazy writingu [TUTAJ], przez który narracja obu panów mocno się ślimaczy. 
Uważam, że narracja pierwszoosobowa jest jednym z najtrudniejszych typów narracji, ponieważ  wymaga charakterystycznej dla bohatera stylizacji językowej (z artykułu: Jeżeli nie ma zadatków na poetę, nie będzie opowiadał, że złowieszczo szumią dęby). Mało tego, w narracji pierwszoosobowej chodzi o to, że musi ona być naturalna. Intymnie, ale maksymalnie swobodnie. Czytelnik od razu wyczuje nieszczerość, przesadną długość zdań, kwiecistość i nadmiar zaimków stale podkreślający, że ja to ja, a co moje to moje. Kiedy jeszcze dochodzi do tego ekspozycja, robi się zupełnie beznadziejnie, bo dochodzimy do momentu, w którym bohater tłumaczy sobie to, co już wie (na przykład co czuje albo jakie są jego relacje z innymi, jaki ma charakter, co lubi…). 
Ekspozycja to oznaka lenistwa lub braku warsztatu. Używają jej zazwyczaj autorzy niedoświadczeni lub tacy, którzy zwyczajnie do tworzenia się nie przykładają, którzy w sposób dosadny chcą przekazać naraz konkretne treści albo którzy czytają zbyt mało i są niezbyt wszechstronni. Dlaczego? Ponieważ łatwiej jest napisać, że Naruto rozbawia swoich pacjentów niż co jakiś czas do dialogu wrzucić z jego strony jakiś żart. Łatwiej jest napisać, że Uzumaki to zdolny i empatyczny lekarz, niż pokazywać, jak wyglądają jego relacje ze współpracownikami czy rodzicami pacjentów. 

Co jeszcze? Podstawy, podstawy, podstawy. 

Poprawny zapis dialogów [TUTAJ] – must have na dzisiaj. Odrób zadanie domowe i w następnej notce widzę wszystkie kropki i wielkie litery na swoich miejscach; 
Poprawny cudzysłów wygląda tak: „(...)” i nie inaczej;
Wielokropek to nie dwukropek; 
Jest różnica między naraz/nieraz a nie raz/na raz;
W sytuacji, gdy chcesz użyć zaimka żeńskiego: ta i odmienić go w bierniku (kogo? co?), końcówkę zawsze dopasowujesz do rzeczownika, nie przymiotnika. Na przykład: weź grubą książkę do biblioteki. Zaimek wykorzystuje się tylko z narzędnikiem (kim? czym?): dobrze, pójdą tam z grubą książką. Ot, cała filozofia;
Uważaj na powtórzenia. Po napisaniu rozdziału, wklep CTR+F, wyszukaj po kolei: który, był i miał w różnych odmianach. Obecnie wisi tego o dużo za dużo. Możesz też wyszukać spację przed przecinkiem i wyeliminować każdą z takowych;
Czytaj tekst ze dwa trzy razy przed publikacją na głos, powoli. Dzięki temu wykluczysz błędy w poprzestawianych podmiotach, a do tego istnieje szansa, że dostrzeżesz, gdzie brakuje ci znaku diakrytycznego (tego cypelka przy ą, ę albo kreski nad s czy z);
Przy skrócie dr w mianowniku (kto? co? – doktor – dr) kropki się nie stawia. Stawia się ją natomiast przy odmianie, kiedy skrót kończy się na inną literę niż słowo (np. kogo? czego? – doktora – dr.);
Nie używaj form grzecznościowych w zaimkach w dialogach ani narracji, dopóki bohater nie pisze listu albo esemesa. Nigdy nie twórz formy grzecznościowej dla Ci w kontekście oni;
Nie poetyzuj. Żadna z twoich postaci nie czyta poezji klasycznej, więc nie korzystaj z archaizmów pokroju zaś czy pierw, daruj sobie też różnego rodzaju nienaturalne inwersje. Ja wiem, że się pchają na klawiaturę same, bo chcesz pisać ładnie, ale nie tworzysz przecież stylem Mickiewicza drugiej epopei, a opowiadanie o młodych facetach (którzy czasem żartują o kutasach i rżnięciu), i to w narracji pierwszoosobowej;
Nie podawaj dokładnego czasu, który minął przy wykonywaniu czynności. Czytelnika to nie obchodzi, a wątpię też, by bohaterowie wszystko robili z zegarkiem w ręce;
Zapomnij o określaniu postaci kolorem włosów. To jest coś, na co liczę, że zniknie z każdej notki w trybie just now;
Bierz pod uwagę kanon. Mam świadomość, że tworzysz AU, ale nadal nie wyobrażam sobie, by Nara był dobrym anestezjologiem; wyobrażam sobie natomiast, jak siedzi z pacjentem po zabiegu bardziej zmęczony życiem niż sam pacjent;
I w końcu:
Rób research medyczny. Sprawdzaj dane, jeśli czegoś nie wiesz. Znalazło się kilka potknięć, które absolutnie mnie nie dziwią, bo opowiadania, których akcja dzieje się w środowisku medycznym, wymagają sporo wiedzy lub pracy nad tym, by ją zdobyć. Przede wszystkim chęci, by wdrożyć się porządnie w temat. Chwali się, że postawiłaś sobie wysoko poprzeczkę, ale teraz jeszcze trzeba ją przeskoczyć.

Sama widzisz, że sporo elementów, które tu wymieniłam to ledwo podstawy podstaw. Tekst po przeczytaniu tych kilku rozdziałów bardziej przypomina first draft, któremu dopiero nadasz kształt opowiadania. To na taki wynik końcowy chętnie zaczekam, więc obowiązkowo wróć z nim do mnie, gdy już poświęcisz mu czas i j wszystko dopracujesz. 
Tymczasem zostawiam cię bez noty końcowej, ale za to z, mam nadzieję, dawką konkretnych wytycznych. Co z nimi zrobisz, zależy już od ciebie. 
Pozdrawiam!



Za betę bardzo dziękuję Dafne, For i Ayame. Tobie, Aya, również za porady odnośnie do researchu. <3 

6 komentarzy:

  1. Meilem wyślę całą odpowiedź względem oceny.
    Na szybko.
    Bardzo dziękuję za poświęcony czas oraz rzetelność. Względem kilku rzeczy się nie zgadzam, kilka mi się nie podobało, cała część dotycząca pisowni czy literówek została jednak dokładnie przyswojona i poprawiona.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ocena pierwszej wersji mojego opowiadania mogła posłużyć za przykład "jak nie pisać w pierwszej osobie" :D. Druga wersja - i mam nadzieję ostateczna - nieśmiało czeka na ponowne zgłoszenie :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to mam nadzieję, że ostatnia będzie służyć mi za przykład: jak pisać w pierwszej osobie.
      <3

      Usuń
  3. Myślę, że warto jeszcze wspomnieć, że w środowisku medycznym doktor to lekarz ze stopniem naukowym doktora. Tylko. Pacjenci odruchowo mówią na lekarza doktor, jednak lekarz nigdy nie powie na lekarza doktor, bo to umniejsza wszystkich, którzy na ten tytuł zasługują. Tak samo lekarza profesora należy tytułować albo lekarzem, albo profesorem - doktor nie wchodzi w grę w środowisku medyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Zdziwiłam się, że Shikamaru to anestezjolog. Z uniwersum znam go głównie jako świetnego taktyka, a jednocześnie bohatera leniwego, któremu zwykle się bardziej nie chce, niż chce. Już widzę jak ten pełen wewnętrznej motywacji typ dba o komfort psychiczny pacjentów… " - Anestezjolog jest od znieczulenia, absolutnie nie dba o komfort psychiczny tylko fizyczny - trzeba też wspomnieć, że same iniekcje wykonuje pielęgniarka anestezjologiczna i często to ona zbiera wywiad, anestezjolog przepisuje lek/robi punkcje itd.
      „Ino jakoś też nie wydaje się bezpiecznym wyborem. To dość temperamentna bohaterka, która często stawała w opozycji do rozkazów i pomysłów kolegów. Nie sądzę, by przy stole operacyjnym był czas i miejsce na wątpliwości, czy nawet tę jej bezczelność w stylu bycia. Pasowałaby mi ona raczej na szpitalny oddział ratunkowy." - Tak i nie. Trzeba wspomnieć, że na sali operacyjnej zawsze jest zespół terapeutyczny, rzadko kiedy operuje tylko jeden chirurg. Życiowo lepiej jest, kiedy chirurdzy mają inne podejścia, bo w czasie przełomu może to być bardzo korzystne dla pacjenta i jego życia. Jednakże w pełni zgadzam się, że Ino pasuje też na oddział ratunkowy :).

      Usuń
    2. Nie zgodzę się z tym, że anestezjolog jest wyłącznie od znieczulenia – to dość mocne uproszczenie. Często to on musi również być kontaktowy, bo również i jego zadaniem może być wyjaśnienie działania znieczulenia, dostosowanie go do pacjenta, wprowadzenie i wyjaśnienie wszystkiego na bloku operacyjnym, tuż przed zabiegiem w taki sposób, by pacjent się nie stresował, a także dalsza opieka nad pacjentem w czasie zabiegu. Nie wyobrażam sobie, by takie funkcje prawidłowo pełnił Shikamaru, który do kontaktowych... no cóż, zbytnio nie należy. Ja osobiście nie chciałabym, by ktoś, kto cierpi na permanentny Weltschmerz, robił mi punkcję.

      Ciekawostka:
      Odnośnie do Ino, w późniejszym dialogu z autorką dowiedziałam się, że wybór na nią padł ze względu na to, że Ino w anime operowała techniką przejęcia umysłu, natomiast instrumentariuszki w czasie wykonywania zabiegu odpowiedzialne są za to, by wiedzieć, jakiego narzędzia będzie potrzebował w danej chwili operator. Poniekąd muszą czytać w myślach. Pasuje jak najbardziej, jednak i z tym się nie zgodziłam. Przecież w momencie przejęcia przez Ino umysłu ofiary, ta właściwie traciła kontakt z własnym ciałem – nie była zdolna do działań, jej osobowość schodziła na dalszy plan.
      Zgadzam się, że dobrze, by mieć na sali różne jednostki o różnych charakterach, jednak jednostki kłopotliwe i niezdyscyplinowane raczej nie wchodziłyby w grę. Nie wiem, czy obecność zwykle bezczelnej Ino można usprawiedliwiać tym, że lekarze chcą mieć różnorodny dream team przy stole. xD

      Usuń