[171] ocena tekstu: Odpowiedzialność

Autorka: Sayuri Shirai
Tematyka: fanfiction Naruto
Ocenia: Ayame




PIERWSZE WRAŻENIE

O szablonie i podstronach miałyśmy okazję pisać prywatnie, nie będę się więc jakoś szczególnie nad tymi aspektami rozwodzić. Szata graficzna stworzona przez Netkę z Sidereum Graphics jest spójna i powiązana z tematyką strony. Zastosowany font nie męczy oczu zbyt szybko, więc nie mam się do czego doczepić. Jest czytelnie. Choć nie powiedziałabym, że to mój ulubiony art z Gaarą. Gdybym sama prowadziła stronę z twórczością, w której odgrywa on główną rolę, zdecydowałabym się raczej na jaśniejszą (piaskową?) kolorystykę i… zdecydowanie innego Gaarę. Pozostaje to jednak w obszarze prywatnych upodobań. Jeśli tobie odpowiada ciemniejsza odsłona, to nic mi do tego.
Na stronie panuje względny porządek, łatwo się odnaleźć. To, co mi przeszkadza, to osobna ramka o tobie (nie ma tam niczego, czego nie znaleźlibyśmy po kliknięciu na twój podpis pod notkami) pod menu oraz podstrona Spisy ff. Po co je wydzieliłaś? Mogły spokojnie figurować w linkach i wszyscy by się odnaleźli, gwarantuję.
Ostatnia uwaga dotyczy poprawności. W zakładce O blogu masz całkiem sporo różnej maści błędów. Wiem, że to coś, nad czym aktualnie pracujesz, więc daruję sobie ich konkretniejsze wypisywanie. Zaznaczam tylko, że powinnaś tam jeszcze zajrzeć. Powtórzenia (mnóstwo), błędy interpunkcyjne i kilka innych kwiatków psują ogólny odbiór tekstu stworzonego z ciekawym pomysłem. Szkoda na starcie tak psuć odbiór strony, nie?
Koniec o drobiazgach, przejdźmy do części właściwej. 


TREŚĆ

Rozdział 1.

Pustynią podążały trzy osoby, dziewczyna i dwóch chłopaków. – Jeśli chcesz napisać, że dziewczyna i chłopcy byli tymi trzema osobami, to użyj półpauzy. W obecnej formie wychodzi na to, że pustynią podążało łącznie sześć osób – trzy bez płci, dwoje płci męskiej i jedna płci żeńskiej. Czyli:
Pustynią podążały trzy osoby – dziewczyna i dwóch chłopaków. 

Jednak co dokładniejsi obserwatorzy mogliby zauważyć, że wysoka, smukła blondynka z wachlarzem na plecach idzie tuż obok ubranego na czarno, umalowanego chłopaka. Natomiast czerwonowłosy shinobi idzie w dość sporej odległości przed nimi. – No dobra, ale pisałaś, że pustynią podążały trzy osoby. Wspominasz, że przy dokładniejszej obserwacji można zauważyć jakieś cechy charakterystyczne. Jednak skoro narrator zachowuje dystans, skąd zna płeć tych postaci? Na dobrą sprawę charakterystyczna jest tylko Temari. Jej figury już w pierwszej serii nijak nie dało się uznać za chłopięcą. Ale Kankurō i Gaara? Przy odrobinie luzu w interpretacji zakładamy, że jak ma krótkie włosy, to najpewniej chłopak – Gaarę więc zostawmy. W przypadku Kankurō to nie taka prosta sprawa, skoro jego strój nie ukazywał zbyt wiele, prawda? 
Dalej: jeśli jako narrator widzisz jakieś bardziej rzucające się w oczy elementy, jak Kyodai Sensu Temari, jakim cudem dostrzegasz makijaż? To ile w końcu widzi narrator lub dokładniejszy obserwator?

Tak, to była trójka dzieci obecnego Kazekage. Blondynka – Temari, brązowowłosy, umalowany chłopak – Kankuro, a czerwonowłosy – Pustynny Gaara. – Mieli gdzieś na czołach napisane, że to dzieci Kage? Skąd to wiesz? Nie masz wybranej konkretnej narracji, którą się posługujesz. Od samego początku mieszasz narratora wszystkowiedzącego z personalnym, dlatego nie mogę określić, czy wiesz, kim są wymieniani bohaterowie, bo piszesz jako wspomniany wszystkowiedzący, czy może jednak nie powinnaś tego wiedzieć jako personalny odległy obserwator, który pojawia się w tym rozdziale. Zresztą po co to teraz wprowadzasz? Czytelnik pewnie wie, kim oni są, a jeśli nie, to powinien dowiedzieć się z czystego tekstu, nie chamskiej ekspozycji. 
Dodatkowo błąd w zapisie imienia i… jest jakiś inny Gaara w twoim opowiadaniu? No dobra, wiem, że gdzieś w anime pojawia się taki przydomek, ale skoro wszystkich określasz po prostu imieniem, bądź w tym konsekwentna.

Dwójka starszego rodzeństwa wlokła się za najmłodszym bratem (...). – Nie mieli jeszcze jednego brata, który byłby młodszy od nich, a starszy od Gaary, zatem po co pisać o najmłodszym? Najstarsza była Temari, za nią Kankurō, a na końcu Gaara. Gdybyś napisała, że szli za najmłodszym z trójki rodzeństwa lub z perspektywy Temari – że szła za najmłodszym bratem, miałoby to sens. W obecnej formie ujmujesz dwójkę jako jedno, pozostaje jeden brat – Gaara. Nie możesz więc wyszczególnić najmłodszego. Po prostu za młodszym bratem. Nie kombinuj. 

Ich brat był Jinchuuriki, jego demon to pustynny duch o imieniu Shukaku. – Jinchūriki. Od małej. Tym razem przynajmniej ujęłaś zapis przez dwa u. Nie wiem, na ile orientujesz się w kwestiach językowych, więc wyjaśniam, że w języku japońskim te poziome kreseczki nad literami oznaczają przedłużenie w wymowie. Zatem ū zapiszemy jako uu. Podobnie sprawa ma się z ā, ī oraz ē (czyli kolejno: aa, ii, ee), zaś wyjątkiem jest ō, które zwykle w alfabecie łacińskim zapisuje się jako ou (poza kilkoma wyjątkami). Na twoim miejscu trzymałabym się oryginalnego zapisu, czyli jinchūriki.
Widziałam wiele określeń na Shukaku, ale skąd wytrzasnęłaś, że jest on duchem? Nigdzie nie znalazłam informacji źródłowej. To bijū – demon, ogoniasta bestia. Wydaje mi się, że chciałaś w ten sposób nadać scenie klimatu, nieco finezji. Musisz jednak trzymać się faktów.

Dzięki niemu mógł panować nad piaskiem, co z satysfakcją wykorzystywał[,] zabijając każdego, kto jego zdaniem był przeszkodą. – Błąd. Właściwie pod tym względem informacje zaczerpnięte z internetu są niespójne, ale wystarczy sięgnąć do źródła i wszystko staje się jasne. Gaara Uwolnienie Ziemi odziedziczył po matce. Od Shukaku wzięło się z kolei Uwolnienie Magnesu. 

Zarówno Kankuro, jak i Temari obawiali się Gaary, bali się samej jego obecności, a co dopiero rozmowy z nim. – Kankurō. A gdybyś chciała koniecznie zapisać to alfabetem łacińskim, to zgodnie z tym, o czym już wspominałam, byłoby to Kankurou. 
EDIT: W kolejnych rozdziałach nie wygląda na to, by Kankurō obawiał się Gaary, jest wobec niego dość buńczuczny. To co w końcu z tym strachem?

Dlatego każdą misję wykonywali w milczeniu, jedyne uwagi[,] na jakie sobie pozwalali[,] to te dotyczące misji. 

Mam tylko jedną, dość istotną wątpliwość... dlaczego mi o tym piszesz? Dopiero co obserwator nie mógł wyłapać większych szczegółów w wyglądzie postaci, a chwilę później poznajemy relacje, jakie panują pomiędzy opisywaną trójką bohaterów. To tak chamska ekspozycja, że łapki opadają. Dobrze, że tylko one. Świetnie, że zaczęłaś od oddalonej perspektywy. Nieźle komponuje się to z miejscem akcji, którym na tę chwilę jest pustynia. Jak w filmach – najpierw widzimy jakieś kropki na linii horyzontu, później rozpoznajemy więcej detali, aż w końcu zrównujemy się z postaciami, być może nawet wchodzimy w ich buty i postrzegamy wydarzenia z ich perspektywy. U ciebie zabrakło tego porządku. Nie wiem, z czyjej perspektywy chcesz pisać i nie wiem jeszcze, do czego zmierzasz. Jednakże relacje pomiędzy trójką rodzeństwa powinny być wyczuwalne, przedstawione poprzez ich zachowania i wypowiedzi. Nie poprzez napisanie wprost, że unikali rozmów, bo bali się Gaary. Zresztą nie jestem pewna, czy w istocie się go tak obawiali. Czy gdyby tak było, mogliby współpracować tak płynnie, jak pokazali to podczas egzaminu w Konohagakure? Na pewno Kankurō i Temari byli zdystansowani, nieufni, może nawet nieco obawiali się nieznanej i nieprzewidywalnej natury młodszego brata, o którym zbyt wiele nie wiedzieli. Ale lęk? Niemożność odezwania się w jego towarzystwie? Przesada i ograniczone pole do współpracy, nie uważasz?

Gaara nie miał wielu rzeczy, które cenił, a co dopiero lubił, ale od dawna zauważył, że zdecydowanie bardziej woli przebywać tu, na pustyni[,] niż w jego rodzimej Wiosce. – Błędna konstrukcja. Od dawna wiedział lub dawno zauważył. W tym przypadku na pustyni potraktowałabym jako wtrącenie, stąd dostawiony w nawiasie przecinek.

Suna, bo tak się owa nazywała[,] była Ukrytą Wioską Ninja, gdzie nieprzerwanie od kilkunastu lat zarządzał Czwarty Kazekage. – Zabrakło przecinka. Dla ułatwienia podkreśliłam orzeczenia. Właśnie one dość często są wskazówką, gdzie należy go postawić.

Gaara nienawidził go z całego serca, to przez niego był od zawsze odrzucany, nieakceptowany wśród mieszkańców… – Wspominałam już, że ekspozycja to bardzo słaby sposób na wyjaśnianie czytelnikowi zawiłości fabularnych? W takich chwilach krwawią nie tylko oczy, ale i serduszko. I jestem pewna, że gdzieś daleko ginie przez to mała panda. 


Na ten moment nie ma dla fabuły znaczenia, skąd wzięła się niechęć mieszkańców Suny wobec Gaary. Jasne, że w dużej części to wina jego ojca, ale może to wypłynąć gdzieś w rozmowie jego rodzeństwa, o ile będą rozmawiać o młodszym bracie. Wprowadzając czytelnika w fabułę, nie musisz przedstawiać mu wszystkich szczegółów z życia bohaterów. Kiedy oglądasz anime, nie dostajesz przecież metryczki w pakiecie z garścią spoilerów i wyjaśnień. Zatem tutaj również nie jest to potrzebne. Skup się na tym, co jest istotne dla sceny, nadaj jej dynamiki. Na tę chwilę akcja koszmarnie się przez te wszystkie tłumaczenia wlecze.

Każdy człowiek mieszkający w Sunie na dźwięk jego imienia krzywił się i czuł[,] jak po plecach przebiega mu dreszcz strachu, na jego widok ludzie odwracali się i uciekali w drugą stronę. – Na widok tego dreszczu strachu ludzie uciekali? Brzmi jak reakcja ludności na padaczkowy atak toniczno-kloniczny. Kto wie, może to opętanie… A tak serio: pomyliłaś podmiot.

Gaara nienawidził tych pełnych obrzydzenia i strachu spojrzeń, doprowadzały go do szału, co zwykle kończyło się śmiercią osób obdarzających go tym spojrzeniem. – W oryginale w istocie pojawiały się sceny, które jasno dawały do zrozumienia, że ojciec Gaary wysyłał pojedyncze jednostki, których celem było zlikwidowanie jego syna. Jednakże nic nie było o tym, by dzieciak w ramach realizowania swojej pasji mordował przypadkowych mieszkańców. Było natomiast, że ze względu na swoje umiejętności stanowił zagrożenie dla ludności cywilnej. Pomiędzy stanowieniem zagrożenia a mordowaniem jest wyraźna różnica. Odnosząc się do twojej interpretacji – czy jego ojciec, który jest Kage, nie powinien go zamknąć z tytułu wielokrotnego mordowania? Jakby nie patrzeć, Kazekage musi chronić mieszkańców Wioski, w której panuje. Prawda, Gaara był ważny strategicznie, ponieważ jako jinchūriki stanowił coś w rodzaju tajnej broni Suny, ale to chyba nie znaczy, że może sobie ot tak biegać i mordować cywilów, co nie? Kage mógłby zaangażować jakiś oddział ANBU, który by go usadził. Tymczasem chcesz mi powiedzieć, że hasał po okolicy i zabijał każdego, kto krzywo na niego spojrzał? 

Młody shinobi Piasku był potężną bronią[,] nad którą nie dało się zapanować, stał się poważnym problemem dla Wioski, dlatego starano się go wyeliminować. – Nie ma co do tego do końca precyzyjnej definicji, ale sądzę, że skoro shinobi są główną siłą militarną Wioski, to dzieciak może się uważać za ninja, gdy zda Akademię i zyska tytuł genina. Wcześniej jest po prostu cywilem z zadatkami na shinobi.

Kankuro i Temari starali się być wobec niego uprzejmi, oczywiście głównie ze strachu, ale odczuwali też dziwną potrzebę bycia dla Gaary miłym[i].

Uśmiechnął się szyderczo pod nosem - jakie rodzeństwo? – Należy zastosować półpauzę [–], nie łącznik [-].

Narzucił na siebie maskę zimnego mordercy i już od dobrych siedmiu lat nie zdejmował jej ani na chwilę. – Maskę zakłada się na twarz, nie okrywa się nią jak peleryną. 


Dobrze pamiętał[,] ile łez wylał przez swoją samotność, przez obrzydzenie i nienawiść, której doświadczał od innych. – Jasne, odsłoń wszystkie karty za jednym zamachem, co się będziesz rozdrabniać. W końcu wcale nie składaliśmy elementów tej układanki przez prawie całą serię, jak nie więcej. Poza tym to takie istotne dla tuptania przez pustynię… masz rację, czytelnik się bez tej wiedzy nie obejdzie.

Szedł[,] coraz bardziej oddalając się od rodzeństwa, lecz nagle zamarł w bezruchu. – A da się zamierać jakoś inaczej? Zamierania w biegu jeszcze nie testowałam, ale może Gaara podoła. Kto, jak nie on?

Niecałe pół metra przed nim leżała na piasku jakaś osoba. – I zauważyli to dopiero, gdy niemal się o tę osobę potknęli? Na pustyni? Co aż tak pochłonęło ich uwagę, że nie dostrzegli leżącej przed nimi persony? Piasek, piasek i więcej piasku?

Po chwili obserwacji dostrzegł, że była cała posiniaczona, gdzieniegdzie na jej ciele zauważył rany, z których powoli sączyła się krew. – Naprawdę nie widział siniaków na pierwszy rzut oka? Wymagało to obserwacji? Poza tym aby nadal sączyła się z jej ran krew, dziewczę musiałoby moment wcześniej spaść z nieba. Albo właśnie się solidnie wykrwawia od sporych ran. Inaczej krew już dawno by zakrzepła. 

Sam nie zdawał sobie sprawy[,] dlaczego, ale mimowolnie podszedł do niej i kucnął obok[,] wpatrując się w nią z uwagą. 

Po chwili dziewczyna otworzyła oczy, była przerażona. Jej orzechowe tęczówki pełne były nieskrywanego strachu. – Wałkujemy to w niemal każdej ocenie. Jak człowiek przejawia strach? Jakie wykonuje gesty, co się dzieje z mimiką, jaka jest mowa ciała? Co można zauważyć na pierwszy rzut oka? Nie pisz wprost, jak się ktoś poczuł, daj to czytelnikowi do zrozumienia, by sam wyciągnął wnioski, składając elementy układanki w obraz, który chcesz mu pokazać.

- Kim… kim jesteś? – wydyszała z niemałym trudem[,] nie odrywając wzroku od jasno-niebieskich oczu, które spostrzegła tuż nad swoją głową. – Do zapisu dialogów jeszcze wrócę w podsumowaniu, ale na tę chwilę: w zapisie stosujemy pauzę dialogową [—], a nie łącznik [-]. 
Gaary oczy były raczej… jasnozielone. Może bardziej jasnomiętowe, ale sugerowałabym pierwszą formę (gdyby opowiadanie chciał przeczytać ktoś, kto z bardziej skomplikowanymi kolorami się nie lubi). 
A tak poza tym, to część po samej wypowiedzi sugeruje, że oczy shinobi lewitowały sobie gdzieś ponad dziewczyną, najwyraźniej oddzielone od swojego właściciela.

Kankuro i Temari dopiero po chwili dostrzegli, że czerwonowłosy kuca, wydało im się to dziwne, jednak kiedy zauważyli, że trzyma kogoś na rękach[,] nie mogli uwierzyć własnym oczom. – Młody zdążył podejść, kucnąć, pogapić się, przedstawić… a Temari i Kankurō dopiero teraz zauważyli, że w ogóle coś takiego zaszło? W dodatku dziewczynę dostrzegli dopiero, gdy ich brat wziął ją na ręce? Musiałby być sporych rozmiarów, by przysłonić im widok na leżącą na piasku nieznajomą. Chyba mierni z nich shinobi, skoro tak późno reagują. 
Unikaj określania postaci za pomocą koloru włosów czy oczu. Ich stosowanie kiepsko świadczy o tobie i twoich pisarskich umiejętnościach. 

To było nieprawdopodobne, zrównali się z nim. – O ile to zrównanie się z Gaarą nie było takie nieprawdopodobne, a ogólna sytuacja, zapisałabym to w dwóch osobnych zdaniach.

Kolejny szok, w rękach trzymał piękne dziewczę z mocno okaleczonym ciałem. – Zamiast pierwszego przecinka zastosowałabym dwukropek lub półpauzę, bo gdyby zignorować przecinek, wychodziłoby na to, że szok trzyma tę dziewczynę. Gdybyś zastosowała inny znak, nie byłoby żadnych wątpliwości. Wyraźnie chodzi ci o to, że postępowanie młodszego brata tak zaskoczyło Temari i Kankurō. 
Poważnie? Piękne dziewczę? Proszę, bądź mniej sztampowa, bo uschnę i umrę przed końcem rozdziału. Powoli zalatuje mi Mary Sue. W końcu już została potraktowana wyjątkowo przez Gaarę, do tego ma być piękna i pewnie będzie również uzdolniona. Obym się myliła. A co do określenia: czytelnik sam ma sobie wyrobić opinię, czy nowa bohaterka mu się spodoba, czy nie. Możesz odnieść się do typowych kanonów piękna, ale ostateczną opinię pozostaw odbiorcy. Może tenże nie gustuje w krwawiących rudzielcach. 

- Kim ona jest? – spytała ostrożnie Temari[,] nie chcąc narazić się najmłodszemu. – Jeśli piszesz, że spytała ostrożnie, nie musisz dodawać, w jakim celu. Czytelnik nie jest idiotą, poradzi sobie z interpretacją czegoś tak oczywistego.

- Co… – Kankuro zawahał się[,] przypatrując się nieprzeniknionej twarzy brata. 

- Ale… – Już zaczynała Temari, jednak widząc zimne spojrzenie czerwonowłosego[,] przerwała natychmiast.

Zresztą sam za bardzo nie wiedział[,] dlaczego to zrobił.

Nie, sam nie potrafił zrozumieć[,] dlaczego tak postąpił.

Kankuro i Temari nie mieli pojęcia[,] co o ty myśleć i czekali na rozwój wypadków w Sunie. – Wydarzeń.

Scena chwilowego odzyskania przytomności przez dziewczynę… Ty tak na poważnie? Uśmiechnęła się, podziękowała za uratowanie życia, a chłopcu kolana zmiękły? Ona była NIEPRZYTOMNA. Z jakiegoś dziwacznego powodu wykrwawiała się na pustyni. Wiesz, piasek w różnych miejscach, w których nie powinien być, upał, ból, gwałtowny spadek ciśnienia, dezorientacja, ograniczona świadomość… a ona się z gracją ocknęła, grzecznie podziękowała i padła zemdlona w ramionach swego wybawcy? 

Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że z pewnością nie wie[,] kim on jest. Doszedł do wniosku, że kiedy tylko się dowie[,] będzie reagowała w taki sam sposób, jak wszyscy. – Pozwól mi zgadnąć. Zakochają się, ona nauczy go, że nie wszyscy są do niego negatywnie nastawieni, Gaara pogodzi się z rodzeństwem i zamarzy o zostaniu Kage, śniąc snem Naruto?


Godzinę później dotarli do Suny, strażnicy otwierali oczy ze zdumienia na widok Gaary niosącego jakąś dziewczynę. – Podziel to na dwa osobne zdania, bo obie części nie tworzą jednej całości. Dotarcie do Wioski to jedno, a reakcja strażników na nietypowe zachowanie syna Kage to zupełnie inna informacja. 
Czy oczy strażników były wcześniej zamknięte? Kurka, i za to się im płaci? Zapewne chodziło ci o to, że ze zdumienia otworzyli oczy szerzej, a nie o to, że w ogóle je otworzyli.
Swoją drogą zastanawia mnie, dlaczego Gaara miałby zdecydować się na niesienie dziewczyny. Nie można o nim przecież powiedzieć, że to fan kontaktu fizycznego. Czy nie naturalniejsze byłoby, gdyby postanowił obcą mu dziewczę przenieść na kierowanym chakrą piasku?

Każdy mijający go człowiek przystawał na chwilę[,] patrząc na ten niecodzienny widok[,] kiedy to Gaara okazywał ludzkie odruchy. – Czyli Gaara zamiast lecieć do szpitala z wykrwawiającą się na jego rękach nieznaną dziewczyną, uznał za stosowne stworzenie jednoosobowej powolnej parady przez Wioskę? Bo jakoś nie czuję tego pośpiechu, który przecież powinien pojawić się w takiej sytuacji. 

Czerwonowłosy przekroczył próg szpitala, w którym nagle zrobiło się niesamowicie cicho. – No pewnie, bo co tam aparatura medyczna, co tam codzienna praca osób, które pracowały na innych oddziałach czy przechodzili innym korytarzem, wymieniając uwagi z osobą towarzyszącą. Drodzy państwo, Piaskowy Gaara wkracza do budynku i w tej samej sekundzie wie o tym nawet salowa trzy piętra powyżej. 

Grupka czterech medic-ninja siedziała w pokoju, a kiedy zauważyli, że Gaara wszedł[,] skamienieli.

- Zajmijcie się nią – warknął czerwonowłosy[,] zrzucając młodą dziewczynę na kanapę w kącie pokoju. – Poważnie? Rzucił ranną dziewczyną, którą sam postanowił godzinę targać do Suny? Romantyk. Chwilę temu zastanawiał się, czy jak się dowie, kim on jest, zacznie go traktować tak, jak traktują go pozostali mieszkańcy Wioski. Dostrzegam niespójność.


– Natychmiast – wycedził tonem nie wróżącym nic dobrego. – Niczego.

Gaara sam nie wiedział[,] co nim kierowało, ale stał pod drzwiami i czekał na jakąś informację dotyczącą zdrowia dziewczyny. – Chwilę temu rzucał tą ranną dziewczyną, a teraz na zmartwienia mu się zebrało?

Nie można powiedzieć, że przejął się jej losem, ale chciał dowiedzieć się[,] dlaczego się do niego uśmiechała, dlaczego nie patrzyła na niego jak na potwora. – Sytuacja zaczyna być coraz bardziej groteskowa. 

Jej łóżko stało naprzeciw drzwi, Gaara stanął przy ścianie w prawym rogu pokoju. – Powtórzenie.

Jego rodzeństwo przystanęło[,] widząc swego młodszego brata, a Kazekage jak zwykle udawał, że nie dostrzega swego najmłodszego syna.

- Gdzie ją znaleźliście? – spytał przystojny, ciemnowłosy mężczyzna. – Ta sama sytuacja, co z pustynną nieznajomą. Opisz Kage, jeśli masz taką potrzebę, ale interpretację i ocenę pozostaw czytelnikowi. 

Blondynka i brązowowłosy nie mieli pojęcia[,] dlaczego Gaara tak uparcie pilnuje tej dziewczyny, jakby była mu bliska. – Ostatnia część tego zdania jest zwyczajnie zbędna, w dodatku to naprawdę chamska ekspozycja. Widzimy przecież, że w jakimś stopniu się przejął (przynajmniej wtedy, gdy nie rzucał tejże piękności na kanapę w gabinecie lekarskim), nie ma więc potrzeby, by dodatkowo to wyjaśniać.

Kankuro zaczynały puszczać nerwy, nienawidził[,] kiedy jego młodszy brat całkowicie ich lekceważył. – Przecież odpowiedział, więc nie lekceważył ich całkowicie.

Każdy mieszkaniec Suny powoli oddawał się w objęcia Morfeusza, jednak pewien młody, czerwonowłosy shinobi nie miał zamiaru spać. – Nie sądzę, by w tym uniwersum byli zaznajomieni z mitologią grecką. Poza tym chyba jednak nie każdy mieszkaniec, skoro Gaara jednak nie spał. 

Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby to uczynił[,] uwolniłby przy okazji moc demona. – Nie do końca o to chodziło. Gaara nie spał, ponieważ podczas snu Shukaku mógł przejąć nad nim kontrolę. Nie chodziło wyłącznie o uwolnienie mocy.

Niemal każdej nocy zastanawiał się[,] jak to jest - spać. – Brakujący przecinek i łącznik zamiast półpauzy.

Jak zwykle podczas swoich conocnych obserwacji nieba[,] siedział niemal w bezruchu[,] wpatrując się w jasno świecące gwiazdy.

Opadała wtedy maska chłodu i nienawiści[,] ukazując inną stronę Gaary.

Wydawał się on być wtedy zdecydowanie spokojniejszy i zrelaksowany, jednak zdawał sobie sprawę, że gdyby ktokolwiek przerwał mu tę chwilę wytchnienia[,] zabiłby go bez zastanowienia.

Jedyne więzi[,] jakie go łączyły z ludźmi[,] to nienawiść i żądza mordu. Westchnął cicho[,] wpatrując się w aksamitną czerń nieba.

Dawno nie zastanawiał się nad tym, zaprzestał już prób zrozumienia[,] co to jest za wyjątkowa więź. Został zbyt mocno zraniony przez innych[,] aby nadal się tym zajmować. – Twoje opowiadanie jest jedną wielką ekspozycją i niespójnością. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach będzie lepiej, bo na tę chwilę mam ochotę rzucić tekstem niczym Gaara rudą na kanapę.


Nie zauważając niczyjej obecności[,] powoli wykonywała wszystkie czynności wokół swej pacjentki, aż nagle zamarła.

Oblała się zimnym potem[,] bojąc się poruszyć.

Czy chwilę temu Gaara nie twierdził, że gdyby ktoś przerwał mu tę chwilę relaksu, zabiłby go bez zastanowienia? Tymczasem wchodzi pielęgniarka, a on… nic. 

Przez chwilę nadal stała jak sparaliżowana, jednak kiedy znowu posłał jej swoje zimne spojrzenie[,] wzdrygnęła się i posłusznie wykonała jego polecenie.

Nie mogła opanować drżących rąk, kilkukrotnie wbijała się igłą w przedramię rudowłosej. – Tą samą igłą? I to ma być medyk? Jeśli za pierwszym razem nie trafisz w naczynie, nie wyciągasz igły z ciała. Zmieniasz jej ułożenie i nadal próbujesz trafić. Jeśli przypadkiem igła ci się wysunie, całkiem ewentualnie (choć niezgodnie z zasadami) możesz jej użyć ponownie, ale nigdy wielokrotnie. Nie udało się? Trudno! Wyciągasz igłę, wrzucasz do czerwonego pojemniczka i sięgasz po kolejną. Całkiem fajne zobrazowanie zdjęciami mikroskopowymi znajdziesz tutaj: [KLIK].

Wzięła uspokajający oddech[,] zastanawiając się, czy może zaufać czerwonowłosemu.

Odetchnęła z ulgą[,] wiedząc, że to ostatnia rzecz[,] jaką miała przy niej zrobić. – Moment, czyli… wbiła jakąś igłę i na tym koniec? Co to miało być? Pobieranie krwi, zakładanie dojścia dożylnego, akupunktura? 


Kiedy zatrzasnęła je za sobą[,] ruszyła szalonym biegiem w kierunku pokoju pielęgniarek.

Po kilku minutach opadła na ścianę[,] dysząc ciężko i dziękując bogom, że udało jej się ujść z życiem.

Gaara bez większego entuzjazmu spojrzał na wyłaniające się ze wschodu słońce. – Czyli słońce wyłaniało się ze wschodu? Bo sądzę, że jednak chodziło o słońce wyłaniające się zza horyzontu (albo o to, że słońce wstaje na wschodzie). 

Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie będzie szczęśliwy[,] żyjąc w ten sposób, jednak inaczej już nie potrafił, poddał się.

Nieświadomie podszedł do jej łóżka[,] wpatrując się w jej twarz. – Powtórzenie.

Musiał się dowiedzieć[,] kim jest ta dziewczyna leżąca tuż przed nim.

Delikatne rysy, kształtne, intensywnie czerwone usta, a oczy…? Zastanowił się chwilę… tak, miała brązowe oczy otoczone rzędem długich rzęs. – Leżała nieprzytomna kilka godzin po tym, jak wykrwawiała się na pustyni. Obstawiam, że oznacza to mniej krwi w naczyniach i spadek ciśnienia. Mało prawdopodobne, by jej usta były intensywnie czerwone. A co do oczu – była nieprzytomna, na litość boską! Nie widział jej oczu! Wierz lub nie, ale mało kto zwraca uwagę na kolor tęczówek. Nie rejestrujemy takich detali nawet w przypadku przyjaciół, których znamy zdecydowanie dłużej niż Gaara zna tę dziewczynę. Jeśli więc kolor nie był jakiś unikatowy, zwyczajnie by go nie pamiętał.

Siedział tak dłuższy czas[,] wpatrując się w jej drobną dłoń.

Zauważył, że nadal trzyma jej dłoń i zastanawiał się[,] dlaczego nie odtrąciła go.

Spojrzała na niego zaskoczona, nie wiedziała[,] co o nim myśleć.

Nie miał pojęcia[,] co powinien zrobić i jak powinien zareagować.

Gaara[,] będąc w szoku[,] skinął głową, dziewczyna po raz kolejny obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem.


Rozdział 2.

Sądzę, że już teraz możemy sobie odpuścić poprawianie przecinków. Sama widzisz, że masz z nimi spory problem. W podsumowaniu jeszcze się do tego odniosę i podrzucę ci kilka naszych artykułów. Tymczasem przyjmijmy, że będę wymieniać najważniejsze błędy, a poza tym skupię się na samej treści twojej historii.

Czerwonowłosy siedział kilka kolejnych godzin w sali szpitalnej i głęboko zastanawiał się nad zachowaniem rudowłosej. – Zgrzyt, zgrzyt… Nie określamy postaci za pomocą koloru włosów. Po pierwsze: powoduje to właśnie takie kwiatki, jak powyżej, czyli czerwonowłosy siedzący z rudowłosą, fiołkowooki flirtujący z chabrookim, złotousta zaciągająca do łóżka rybiołuskiego czy jakieś inne cudeńka, które odwracają uwagę czytelnika od tej ważniejszej części zdania. Po drugie: to naprawdę słabo świadczy o twoich umiejętnościach pisarskich. Dajesz jasno do zrozumienia, że nie wiesz, jak budować scenę i stworzyć spójny akapit, bez stałego określania podmiotu. 

To fakt, nie był przy niej aż tak oschły, ale zdawał sobie sprawę, że swoją powierzchownością odpychał od siebie ludzi. Czyżby ona miała być wyjątkiem? – Właściwie to trochę za wcześnie, by wnioskować, że jest jakimkolwiek wyjątkiem. Dziewczę było przy nim przytomne raptem… trzy razy. Może nie zdążyła jeszcze odczuć, że jest takim morderczym chamem. Albo jest świadoma i zadziałał jej instynkt samozachowawczy. Tak czy inaczej wnioski Gaary jak na tę chwilę idą stanowczo za daleko. Zwłaszcza, że chłopak jest dość powściągliwy w swoich emocjach i przemyśleniach, a u ciebie ciągle męczy ten sam temat. 

Jak zwykle nie spojrzał w jej stronę, nie odpowiedział. – Nie pisz nam o tym. Niech sytuacja rzeczywiście się powtórzy, niech czytelnik zobaczy, że Gaara notorycznie ignoruje pytania Temari. 

- Czy Ty słyszysz[,] co do Ciebie mówimy?! – wykrzyknął Kankuro[,] patrząc ze złością na swego brata. – W tekście, który nie jest listem lub jakąś inną formą korespondencji, zwroty ad personam zapisujemy od małej litery. 
To jest też fragment, który dobrze pokazuje to, o czym wspominałam na początku oceny. Pisałaś, że rodzeństwo Gaary boi się go, tymczasem tutaj nie wygląda, jakby tak właśnie było.

Kankuro i Temari nie mogli uwierzyć w to[,] co widzą. – W co? W to, że dziewczyna się przebudziła i umie mówić? Najpewniej chodziło ci o to, że Gaara powstrzymał się od zaatakowania ich, ale czy nie byłoby naturalniej, gdybyś wyraźniej zarysowała to wycofanie się i dodała opis, dzięki którym czytelnik zorientowałby się, że Temari i Kankurō są tym faktem zaskoczeni? 

- Tak – odpowiedział chłodnym tonem. Ze zdumieniem zauważył, że nie odstraszył jej tym, nadal spoglądała na niego z ciepłym uśmiechem. – Chłodny ton to trochę za mało, by przestraszyć kogoś, kto nie zna Gaary i jego temperamentu. Dziewczyna mogłaby się co najwyżej zrazić lub spojrzeć na niego nieufnie. Co byłoby całkiem logiczne, ale chyba nie ma powodu, by oczekiwać logiki, jeśli dalej mamy coś takiego: 
- Więc… więc już się obudziłaś? – wymamrotała Temari. Rudowłosa spojrzała na nią uważnie i skinęła głową. – To… to ja pójdę do ojca. – Naprawdę? Kurka, wiem, że Temari była blondynką, ale nadal jedną z inteligentniejszych postaci z uniwersum. Zaradną, charakterną nastolatką. Dość lotną, by dorównać Shikamaru, prawda? Czy zatem naprawdę sądzisz, że musiała pytać dziewczyny, czy jest ona przytomna, skoro nasz rudzielec zdążył się już odezwać i pouśmiechać? Zrozumiałabym, gdyby po tych uśmiechach powątpiewała w jej sprawność umysłową, no ale…


Kankuro spojrzał ze złością na zamykające się drzwi, zostawiła go samego z Gaarą, który chwilę wcześniej próbował go zabić. – Wiemy. Byliśmy przy tym, co nie? Po jakie licho znów o tym piszesz?

Zemszczę się[,] przemknęło mu przez myśl, jednak szybko otrząsnął się, co ma zrobić? Zostać tu…? – Myśli zapisujemy kursywą lub ujmujemy w cudzysłów. Osobiście preferuję pierwszą z opcji:
Zemszczę się, przemknęło mu przez myśl, jednak szybko się otrząsnął. Co ma zrobić? Zostać tu…? 

Mimo, że znacznie się od siebie różnili[,] dostrzegła pewne podobieństwo w rysach twarzy.Mimo że jest całością. Nie rozdzielamy tego sformułowania przecinkiem, tylko zamiast postawić go przed że, przesuwamy go odrobinę wcześniej i stawiamy przed mimo.
Co w sumie nie oznacza, że musieli być braćmi, nawet jeśli pominąć, że dziewczyna, która dopiero się przebudziła, nie zwracałaby uwagi na takie pierdoły, jak porównywanie rysów twarzy dwóch chłopców, zwłaszcza gdy jeden z nich ma makijaż dodatkowo utrudniający takie porównania. 

Ja… ostatnie[,] co pamiętam, to walka… nie pamiętam[,] z kim walczyłam… – Serio? Nic? No weź, jeśli przeciwnik nie ogłuszył jej na wstępie, to musiała zapamiętać cokolwiek. Charakterystyczną maskę, broń, którą się posługiwał, może ochraniacz na czoło, jeśli był z jakiejś Wioski.

Nie mogę podjąć pochopnej decyzji, abyś pozostała tutaj, ale wydaje mi się, że tak będzie najlepiej. – To w końcu nie może podjąć tak pochopnej decyzji (Kage nie może jej podjąć?), czy właśnie ją podjął, bo tak będzie najlepiej? 

- Czy… czy mogłabym dostać tabletkę regenerującą Chakrę? – Od małej, to nie jest nazwa własna.

Nagle do pokoju powróciła Temari niosąc jej tabletkę. – W czymś? Może jakiś kubeczek? Tacka? Kieliszek? Moja pielęgniarska część mózgu buntuje się przeciw myśli, że Temari mogła tak po prostu iść z tabletką w dłoni. Pomijając już kwestie epidemiologiczne… to zwyczajnie niegrzeczne. Pomyśl o tym jak o podaniu komuś ciastka. Wyjmiesz jedno ciastko z paczki i podasz komuś, czy podsuniesz całą paczkę, by się poczęstował? 

Rudowłosa zaraz po przełknięciu jej poczuła, że powróciła jej Chakra. Delikatnie rozwinęła bandaże. – Ta chakra rozwinęła bandaże? Poza tym jaki środek działa natychmiastowo? Żaden. Daj spokój, nawet magiczne eliksiry w Potterze potrzebowały trochę czasu! 


Po chwili nawet po najpoważniejszych ranach nie było śladu, a ona sama wyglądała o niebo lepiej. – Zdajesz sobie sprawę, że to jest absurdalne? Dziewczyna wzięła się właściwie znikąd, nikt jej pewnie nie trenował i sama z siebie błyskawicznie leczy rany, których nie mogli wyleczyć specjalizujący się w tym shinobi po szkoleniu? W ciągu, powiedzmy, godziny po odzyskaniu przytomności? I nawet nie złapała zadyszki? 

Mężczyzna patrzył na nią w osłupieniu, tak szybko dała sobie radę z takimi ranami? – Podkreślona część to myśl. Dałabym ją w osobnym zdaniu i zapisała kursywą.

Widzę, że rzeczywiście Twoje umiejętności są na wysokim poziomie. Przemyślałaś już, czy zechciałabyś wstąpić do naszej jednostki? – Co akapit, to absurd. Ocenił jej umiejętności, bo dostała magiczną tabletkę, po której mogła uleczyć swoje rany? Dziewczyna przed chwilą przyznała się, że nie jest shinobi, bo nikt jej nie szkolił. Może więc warto byłoby na początek przydzielić jej jakiegoś sensei (nie, nie Gaarę, chodzi mi o prawdziwego sensei), z którym przerobiłaby materiał z Akademii i który wytrenowałby ją chociaż do solidnego poziomu genina? Co więcej, Kage wcześniej nie proponował żadnego przystępowania do jednostki, więc niby co miała sobie przemyśleć? Dopiero się obudziła! Dlaczego wszyscy, włącznie z autorką opowiadania, zdają się tego nie zauważać? 

- Zastanawiałem się nad Twoim zakwaterowaniem. Gaara. – Spojrzał na czerwonowłosego – masz urządzić jej pokój. – Kropka po zaznaczonym imieniu jest zbędna, skoro po następnej półpauzie kontynuujesz rozpoczęte zdanie. Zaś podkreślony wyraz zapisujemy od małej litery, bo odnosi się do samej wypowiedzi i mimiki stanowiącej część przekazu. Gdyby dotyczył czynności pobocznej lub zachowania innej osoby, zapisalibyśmy to od wielkiej litery, bowiem nie dotyczyłoby to już samej wypowiedzi. 
A co do logiki. Czy Kage naprawdę właśnie uznał, że umieści dopiero oprzytomniałą, zupełnie obcą dziewczynę w tym samym mieszkaniu, co swojego najmłodszego syna, który, jeśli wierzyć poprzedniemu rozdziałowi, morduje za krzywe spojrzenia? Dwoje nastolatków w tej samej kwaterze. Co złego może się stać? 


Sayuri szła za Gaarą. – O, już ją wypisali! Jasne, w końcu po co zastawić ją choć dobę na obserwacji, przecież leczy się sama i nie ma w tym zupełnie nic dziwnego!

Temari i Kankuro wyszli chwilę po ojcu, jednak czerwonowłosy został i czekał aż rudowłosa doprowadzi się do porządku. – Stał w tym samym pomieszczeniu, w którym Sayuri doprowadzała się do porządku? W sensie co, umyła się, ubrała, uczesała i zupełnie nie przejęła faktem, że obok stoi obcy chłopak? 

Nie potrafiła zrozumieć[,] dlaczego ludzie darzą go tak głęboką niechęcią. – No wiesz, te wielokrotne morderstwa to może być w sumie jakaś wskazówka. Ale tak tylko gdybam. 

Potrafiła nawet kilka godzin wpatrywać się z uwielbieniem na te jasno świecące punkty (...). – Wpatrywać się w coś, nie na coś. 

- Masz racje[,] Kazekage-sama. – Proste zdanie i dwa błędy. Po pierwsze: rację. Po drugie: przed zwrotami stosujemy przecinki.

Poza kompletnym brakiem logiki, w tym opowiadaniu zaskakuje mnie coś jeszcze. Mianowicie Kage postanowił wykorzystać obecność dziewczyny jako sposób na ułagodzenie zachowania swego młodszego syna. Tymczasem pierwsze, co mi przyszło na myśl, to wykorzystanie dziewczęcia jako jego słabego punktu. Gdyby ją skrzywdzić, zrobić z niej zakładnika (albo chociaż przekupić) i w ten sposób dobrać się do Gaary... Nie tracę nadziei, że Kazekage w końcu na to wpadnie.


Rozdział 3.

Po chwili usłyszała trzask drzwi frontowych. – Nadal nie ruszyli się spod drzwi, więc obstawiam, że nie tyle słyszałaby ich trzask, co przede wszystkim zobaczyła, że Gaara wychodzi z mieszkania.

Wykonała jeden niepewny krok i zamarła z ręką na klamce. Nie, nie może… przecież to byłoby… niedopuszczalne. – Ale właściwie chłopak nie powiedział, które drzwi prowadzą do jej pokoju. Machnięcie ręką na wybrany korytarz i powiedzenie, że pokój jest tam nie oznacza wskazania konkretnych drzwi. Zatem na dobrą sprawę Sayuri nawet nie wiedziała, czy te uchylone prowadzą do pokoju jej nowego gospodarza. 

Po pracy zmęczone rudowłose dziewczę oparło się wygodnie o ramę okna[,] spoglądając w gwiazdy. – Dotąd pisałaś z jej perspektywy w trzeciej osobie (przynajmniej w tej scenie, bo całe opowiadanie jest totalną mieszanką narracyjną, do czego jeszcze wrócę). Nie wiem jak ty, ale ja nie myślę o sobie, że teraz blondwłose dziewczę zrobi sobie kawę i siądzie do oceny opka, które najpewniej trzeba będzie napisać od nowa. Dlaczego więc Sayuri ma myśleć o sobie jak o rudowłosym dziewczęciu opierającym się o ramę okna? Teoretycznie nie jest to jakimś wielkim błędem, bo w narracji trzecioosobowej kierujemy akcją widzianą jakby zza pleców bohatera (inaczej niż w pierwszoosobowej, w której z kolei patrzymy na wszystko oczami postaci). Jednak według mnie nie brzmi to naturalnie – sprawia, że muszę się zatrzymać nad zdaniem i zastanowić, co tu się wydarzyło, z czego wynika i co miałaś na myśli. A powinnam płynnie przejść przez opis, odtwarzając scenę w swojej głowie. 

Nie mogła przestać myśleć o delikatnie uchylonych drzwiach… co mogło być za nimi? Jego sypialnia? – Myślę, że to tam ukryta jest Narnia. Warto sprawdzić. A tak serio: nie rób ze swoich postaci kompletnych idiotów, bardzo proszę. Są trzy główne możliwości: kuchnia, łazienka lub pokój Gaary. Niezależnie od tego, co kryje się za drzwiami, Sayuri może w pewnym momencie mieć zwykłą potrzebę skorzystania z toalety. Wtedy najpewniej sprawdzi każde pomieszczenie. No i nie oszukujmy się, każdy normalny człowiek już dawno przegrałby z ciekawością, zaglądając do tego przeklętego pokoju. W końcu drzwi są już uchylone, prawda? Nawet nie musi tam wchodzić. 

Dopisek dla osób, które nie czytały opowiadania, ale czytają ocenę: tak, przegrała z ciekawością. Tak, to pokój Gaary. A mogła jednak trafić do toalety… Opowiadanie nie byłoby tak boleśnie przewidywalne.

Bez chwili namysłu usiadła na materacu, wystawił[a] swą dłoń i przejechała po materiale. Niesamowicie gładki. Westchnęła głęboko. Do jej nozdrzy napłynął przyjemny zapach… jego zapach. Przymknęła oczy zastanawiając się[,] co to za cudowna mieszanka, która pobudzała jej zmysły. Wyczuwała jakąś korzenną woń, piasek i[...] co to był za słodki zapach…? – A klei się? Bo jeśli tak… to może lepiej zabierz rękę, Sayuri. 


Wyczuwała jakąś korzenną woń, piasek i[...] co to był za słodki zapach…? (...) Krew! To był zapach krwi! – Krew nie pachnie słodko. To rozkładające się tkanki mogą mieć słodkawy zapach. Taki mdły. Krew natomiast nie tylko smakuje, ale również pachnie trochę cierpko, metalicznie. 

Wzięła uspokajający oddech i ponownie wygodnie rozłożyła się na jego łóżku. – Chwilę temu uważała za niegrzeczne zaglądanie do jego domniemanego pokoju, a teraz pokłada się na jego materacu uwalonym krwią nieznanego pochodzenia? 

To… znienawidzone przez niego słowo… to… to miałaby być miłość? – Zna tę dziewczynę… dobę? Dwie? Większość z tego czasu była nieprzytomna, a Gaara już zdołał się w niej zadurzyć, choć ponoć tak ciężko u niego z uczuciami? 

Przeszedł go dreszcz, ona będzie z nim mieszkała. – Pierwsza część zdania nie jest ściśle związana z drugą. Zapisałabym je w dwóch osobnych zdaniach, dzięki czemu wzmocnisz ich przesłanie. Krótkie zdania dynamizują sceny. W tym przypadku dynamika dotyczyłaby myśli, co byłoby o tyle adekwatne, że przecież ta myśl naszła go nagle. 

W sumie sypialnia to nie pasujące określenie (...). – Niepasujące. Nie z przymiotnikami piszemy łącznie.

Wskazałem Ci Twój pokój. – Tak właściwie… to nie. Co Sayuri mogłaby skrzętnie wykorzystać, ale najwyraźniej nadal jest otumaniona po głaskaniu materaca Gaary.

Jestem chyba nieco zbyt ciekawska… – Ciekawość tłumaczyłaby jej wejście do pokoju. Co niby ma tłumaczyć leżenie w nieswoim łóżku? 

Przymknął oczy i znowu zaciągnął się jej zapachem. Nie potrafił go określić, ale… był cudowny. Siedział[,] wpatrując się w gwiazdy. – Mieszasz podmioty. Ten zapach siedział, wpatrując się w gwiazdy? 

Sam jej zapach sprawiał, że przestawał być zimnym mordercą, a coraz bardziej zatracał się w tym głupim przekonaniu, że być może ona się go nie boi. – O, znalazłam idealne rozwiązanie! Zróbmy z tego akcję rodem z Pachnidła. Kage przerobi dziewczynę na jakiś perfum w ładnej buteleczce i będzie nim psikał synowi w twarz, gdy dzieciak znów postanowi kogoś zamordować. To mogłoby być niezłe rozwiązanie. W arsenale każdego mieszkańca Wioski. 

Shukaku, inaczej Ichibi, to pustynny demon. Dzięki niemu mogę panować nad piaskiem. – Znów błąd. Wyjaśniałam już wpływ Shukaku na Gaarę gdzieś na poziomie pierwszego rozdziału, więc tylko zaznaczam, że tutaj również występuje małe niedopatrzenie.

– Nie boisz się mnie? (...). 
- Nie – (...). – Przecież mnie uratowałeś. – Nadal nie widzę w tym sensu, choć ta argumentacja przewija się już któryś raz. Mianowicie nie pojmuję, dlaczego Sayuri upiera się, że Gaara nie może nikogo krzywdzić, skoro ją uratował. Jeden dobry uczynek nie zrobi z bazyliszka potulnej owieczki, prawda? Zatem uratowanie rudej oznacza co najwyżej, że chłopakowi pozostały jakieś ludzkie odruchy. Nie oznacza natomiast, że automatycznie nie jest zdolny do krzywdzenia innych.

Kilka zdań, kilka pytań z jej ust, a on nie tylko czuł się zmieszany, ale też jakby… jakby lepiej. – Lepiej niż zmieszany? Wstrząśnięty! No dobra, to może podniesiony na duchu? Co ty na to?

Sayuri opamiętała się, dlaczego[,] do cholery[,] go przytuliła? – Ponownie: pierwsza część to fragment narracyjny. Druga część to myśl. Pierwsza to twierdzenie, a druga – pytanie. Co więc robią w jednym zdaniu? Z myślami jest podobnie jak z dialogami. Jeśli dalsza część, ta opisowa, stanowi dopełnienie myśli, mogą być w jednym zdaniu, ale myśl nadal musi być zapisana kursywą. Inne warianty zapisujemy oddzielnie.

Dlaczego ma ochotę nadal leżeć na jego piersi? – Przytuliła go, oboje są w pozycji siedzącej (chyba), a w każdym razie nikt tam nie leży, więc skąd ci się to wzięło?

Czy naprawdę przez cały rozdział czytaliśmy o tym jednym wieczorze z masą przemyśleń, kiedy to Gaara siedział na skale, a Sayuri męczyła jego materac? 

Wielokrotnie powtarzasz te same przemyślenia. Bohaterowie zadają sobie te same pytania i mam wrażenie, że kręcimy się w kółko. Zamiast płynnie przejść z jednej perspektywy do drugiej, jakoś sensownie umotywować działania i odczucia obu postaci, wrzucasz ich w absurdalny misz-masz i oczekujesz, że wyjdzie z tego coś sensownego. Otóż nie wychodzi. Oni naprawdę znają się zbyt krótko, by tak o sobie myśleć. Pewnie, to ten wiek, gdy hormony buzują, a wszelkie próby logicznego myślenia z góry skazane są na porażkę. Ale nadal istnieje związek przyczynowo-skutkowy. Nadal jedno powinno wynikać z drugiego. U ciebie tego nie ma. Nie pokazujesz czytelnikowi, z czego wynikają relacje dzieci Kage. Nie pokazujesz, jak Gaara zachowywał się przed znalezieniem Sayuri. Dziewczyna leczy się sama w kilka sekund, co zalatuje klasycznym marysuizmem. Na tę chwilę zupełnie nie czuję tego opowiadania. Może dalej będzie nieco lepiej… Sprawdźmy.


Rozdział 4.

Ta dziewczyna po raz drugi go przytuliła i po raz drugi pozwolił jej na to, dlaczego? – Cały czas powtarzasz ten sam błąd, mianowicie łączysz dwa zdania o innych charakterach w jedno. Najłatwiejszą z opcji jest zapisanie ich jako dwa osobne. W ten sposób:
Ta dziewczyna po raz drugi go przytuliła i po raz drugi pozwolił jej na to. Dlaczego?
Inny sposób, który mogę zaproponować, to zastosowanie półpauzy:
Ta dziewczyna po raz drugi go przytuliła i po raz drugi pozwolił jej na to – dlaczego?

Nie potrafił skupić myśli na niczym innym poza pewną rudowłosą dziewczyną, która śpi w pokoju obok. – A tu pomieszałaś czasy. Jeśli całość piszesz w przeszłym, nie możesz nagle przejść na teraźniejszy. 

Wciąż na nowo odtwarzał w głowie wszystkie krótkie rozmowy, gesty i spojrzenia, a czasem dodawał nawet coś więcej, marzył. – Właściwie skoro piszesz, że czasem dodawał nawet coś więcej, to oczywiste jest, że marzył. Jeśli jednak chcesz to zastosować jako podkreślenie, lepiej będzie zapisać je osobno. Zróżnicowana długość zdań dodatkowo zapewnia ci uwagę czytelnika. Jeśli będziesz się rozwodzić stale nad tymi samymi zagadnieniami, pisząc przydługie zdania pełne tego samego sensu, ale ujętego w inne słowa, to czytelnik przyśnie w połowie. Zadbaj o dynamikę.
Wciąż na nowo odtwarzał w głowie wszystkie krótkie rozmowy, gesty i spojrzenia, a czasem dodawał nawet coś więcej. Marzył.

Przecież kiedy Sayuri dowie się[,] kim on tak naprawdę jest, zmieni o nim zdanie. – Ale ona już to wie. Gaara ja uświadamiał, reakcje mieszkańców również z pewnością zrobiły swoje. Wiedzę możemy odhaczyć, ale jeśli chcesz się upierać, że Sayuri nadal może go nie zaakceptować, spróbuj napisać coś o pełnym pojęciu sytuacji, o zrozumieniu. 

Nie czuła się dobrze sama w tak wielkim łóżku. – Tak, mam świadomość, że to jakże subtelna aluzja do myśli, że Gaara mógłby z nią to łóżko dzielić, ale czy Sayuri przypadkiem nie była od zawsze sama? Podróżowała, gdzieś tam pomieszkiwała, ale generalnie nie sądzę, by na co dzień z kimś spała, więc dlaczego nagle miałaby się czuć z tym nieswojo? 

Początkowo chciała je zignorować i pójść dalej spać (...). – O pójściu spać mówimy zwykle wtedy, gdy jesteśmy gdzieś poza łóżkiem. W takim przypadku rzeczywiście pojawia się element chodzenia, bo trzeba do tego łóżka przecież podejść. Sayuri już w nim jest, więc może po prostu zasnąć.

(...) ubrała się w swoje nieco już zniszczone ubranie. – Wcześniej całkiem obficie krwawiła, leżąc na pustynnym piasku. To te same rzeczy? Mogłabyś wspomnieć, że dostała jakieś ubrania ze szpitalnego magazynu czy coś.

Przecież miała się go nie bać, przecież starał się być przy niej inny. – W którym momencie starał się być inny? Dotąd wszystko kręci się wokół tego, że Gaara czuje się przy niej inaczej niż zwykle (i nie wie, jaki jest tego powód), nie chce zabijać przypadkowych ludzi w jej obecności (i nie wie, jaki jest tego powód), a kilka akapitów temu miał mocne postanowienie trzymania się z daleka od tymczasowego gościa. To w końcu coś się dzieje, ale on nie wie co i trzyma się na dystans, czy jednak się stara być inny? 

Czy oni naprawdę zawsze będą go traktować jak małe dziecko, które ma w rękach wyjątkowo niebezpieczną rzecz? Zawsze spokojnie, ostrożnie, żeby tylko nie wywołać katastrofy. – Myślę, że skoro morduje przypadkowych ludzi za nieprzychylne spojrzenia, to jest w tym trochę racji. Może nawet jakiś instynkt samozachowawczy. 

- Jak wyglądają treningi u was? – Ponoć Sayuri żadnego jeszcze nie przeszła, więc czy nie powinna spytać, jak wyglądają ich treningi lub po prostu treningi shinobi? Obecna forma sugeruje, że mimo wszystko już gdzieś trenowała i jest ciekawa różnic pomiędzy tymi dwoma doświadczeniami. 

Nagle stanął przed nią Gaara, miał na sobie piaskową gurdę. – Nie był w nią ubrany, tylko trzymał ją na plecach, więc mógł ją trzymać, nieść lub mieć umocowaną. Nie miał jej na sobie.


Każdy chyba człowiek chciał jak najbardziej oddalić się od czerwonowłosego. – Szyk sugeruje, że tylko chyba-ludzie oddalali się od Gaary. Mogłabyś to chyba dać na początek zdania albo całkowicie z niego wyrzucić. 

Sayuri zaczęła zastanawiać się dlaczego ludzie aż tak się go boją. (...) Wiedziała, że ludzie po prostu nie potrafią zrozumieć czyjejś odmienności, ale taki strach? – Powtórzenie.

Pierwsza połowa rozdziału znów była wyłącznie plątaniną myśli. Z jednej strony wiem, że to jest potrzebne, ale z drugiej – coś powinno z tej plątaniny wynikać. Tymczasem, jak już wcześniej pisałam, kręcisz się stale w tym samym miejscu, wyciągając te same wnioski i zadając te same pytania. Nie pcha to w żaden sposób akcji, nie pomaga w rozwinięciu postaci, a męczy niemiłosiernie. Na szczęście druga część rozdziału wyglądała nieco lepiej. Mimo kilku niedorzeczności, które się pojawiły, zaczęłaś budować relację pomiędzy głównymi bohaterami. Gdybyś jeszcze nie pchała tego usilnie w stronę romansu i buzujących hormonów, stawiając na naturalność, byłoby naprawdę dobrze. 

Zabrakło mi opisu Suny za dnia. Sayuri jest w tej Wiosce pierwszy raz. Wspominasz wprawdzie, że patrzyła na budynki z aprobatą, że w świetle dnia wyglądały zupełnie inaczej niż nocą. To był świetny moment na rozwinięcie myśli, zbudowanie plastycznego opisu, który wciągnie czytelnika i uwiarygodni relację z perspektywy twojej bohaterki. Przy okazji mogłabyś tchnąć odrobinę świeżości w ten powtarzalny schemat złego Gaary i nienawidzącego go otoczenia. Czy zapatrzony w miejscową architekturę rudzielec nie mógłby przypadkiem na kogoś wpaść? Czy ten ktoś, dostrzegając Gaarę, nie mógłby wyjąkać przeprosin i czmychnąć w popłochu? Czy zaniepokojna nagłością całego zajścia Sayuri nie mogłaby automatycznie złapać chłopca za rękę, szukając ochrony i wsparcia? 


Rozdział 5.

Tu zapewne bierzemy się za trening. Proszę, niech Sayuri nie będzie Mary Sue, niech Sayuri nie będzie Mary Sue… No, to lecimy.

Kankuro również wpatrywał się z zaciekawieniem na dziewczyny. – Wpatrywać się w coś, patrzeć na coś, ale nie wpatrywać się na coś, ok? 

Wiedział, że jego siostra jest dosyć silna, a i Sayuri nie wyglądała na przestraszoną. – Chwilę wcześniej wpatrywała się w swoje buty (co jest dość niegrzeczne w obecności kogoś wyższego rangą, tak swoją drogą), uznałabym to więc za brak pewności siebie, postawę defensywną. Jeśli nagle coś się zmieniło lub Sayuri jakoś się zmobilizowała, powinnaś o tym napisać wcześniej, podkreślając tę zmianę. Tymczasem raz mamy dziewczę obserwujące własne obuwie, by chwilę później przeczytać, że nie wyglądała na przestraszoną. To jaka w końcu jest? 

Temari zastanawiała się, czy specjalnie próbuje wyprowadzić ją z równowagi, ale starała się tym nie przejmować. – To nie ma sensu. Co Temari miałaby odebrać jako próbę wyprowadzenia jej z równowagi? Wcześniej sama spytała rudzielca, czy jest gotowa do walki, a teraz miałaby uznać identyczne pytanie za zniewagę? Gdyby Sayuri użyła ironicznego tonu, uśmiechnęła się kącikiem ust, dając do zrozumienia, że to aluzja do wcześniejszego pytania Temari – wniosek byłby logiczny. Tu się nic kupy nie trzyma.

– Uprzedzę Cię - ma on trzy gwiazdki, jeśli zobaczysz trzecią oznacza to, że przegrałaś. – O, to jest to, o czym już wcześniej wspominałam. Zamiast stosować formę adekwatną do dynamiki trwającej sceny, ty ją rozwlekasz w przydługich zdaniach. Dziewczyny mają walczyć. Kalkulują możliwości przeciwnika, temperatura rośnie. Pokaż to. Nadaj scenie tempa. 
— Uprzedzę cię – ma on trzy gwiazdki. Jeśli zobaczysz trzecią – przegrałaś.

Temari w końcu zdecydowała się otworzyć wachlarz na drugiej gwieździe. To nadal nie przynosiło rezultatów. – Jak zabić całą akcję? Właśnie tak. Rety, masz takie pole do popisu, a zamiast opisać ataki, przekazać, że rzeczywiście na etapie drugiej gwiazdy są silniejsze niż na etapie pierwszej – ty piszesz tylko, że to nadal nie przynosiło rezultatów. Wspaniale, to w sumie już wszystko wiem, mogę zamknąć rozdział, skoro sprowadza się on tylko do wachlowania odskakującej przeciwniczki. 

(...) po prostu zaczynała jej się podobać walka z tak popędliwym przeciwnikiem. – Problem w tym, że Sayuri nie walczy, tylko ucieka. Co to więc za walka? 

Temari nie udało się dokończyć zdania, padł jeden celny cios w jej kark i nie mogła się poruszyć! Nie mogła nawet ruszyć palcem, a co dopiero wykonać technikę. – To jest tak złe, że brak mi słów. Jednak Mary Sue. Na dobrą sprawę na tę chwilę jako czytelnik straciłabym resztki nadziei, że opowiadanie jeszcze wyjdzie na prostą. Nie wyjdzie, skoro dopiero połowa za nami, a ty już popełniłaś chyba wszystkie możliwe błędy fabularne. Gdybym nie musiała, dalej bym z pewnością nie brnęła. 

Uderzyłam w splot nerwowy, blisko rdzenia kręgowego… to taki jakby paraliż. – Pudło. Na wysokości odcinka szyjnego kręgosłupa znajduje się splot szyjny. Unerwia on głównie czuciowo, poza pewnym wyjątkiem, który jest pozostałością po życiu płodowym, mianowicie ruchowo splot ten unerwia tylko przeponę. W związku z czym Temari byłaby zdolna do poruszania się, ale mogłaby się udusić, gdyby okazało się, że mięśnie międzyżebrowe nie są wystarczające jako tłocznia. 

- Po prostu znam się na ciele człowieka. Nie jestem co prawda shinobi, ale można byłoby z pewnością uznać mnie za medic-ninja. – Sądząc po powyższym, to jednak nie zna się na ludzkiej anatomii. A magiczne samoleczenie niemające nic wspólnego z wiedzą i kontrolą chakry nie świadczy o jej umiejętnościach medycznych. 

Wystawiła rękę do blondynki, ta niepewnie chwyciła ją i pozwoliła pomóc sobie w dojściu do senseia. – Raczej nie odmieniamy, ponieważ i na końcu wyrazu nie jest wymawiane. Na dobrą sprawę sensei czytamy jak sensee. Spróbuj tam teraz dodać końcówkę deklinacyjną. 

Gaara dokładnie obserwował walkę i ze złością nie mógł ocenić, czy jest silna, czy nie. – Walka miałaby być silna? Przede wszystkim najpierw musiałaby się odbyć, bo powyższego fragmentu walką nazwać nie można. Zapewne chodziło ci o to, że Gaara nie mógł na jej podstawie ocenić możliwości Sayuri? 

Nie miał pojęcia dlaczego, ale chciał jej zaimponować, chciał z nią wygrać. – Chciał jej zaimponować? Na każdym kroku podkreślasz, jak bardzo dziewczyna jest wyjątkowa. 


Ułożyła pieczęci i nagle marionetka pokryła się wodą. – Shinobi czerpią z żywiołów dostępnych w naturze. Techniki wodne w Wiosce Ukrytej w Piasku? Dość niefortunne, nie uważasz? 

Był zmuszony przerwać nić Chakry łączący go z marionetką. – Od małej. Łączącą.

Tak biegły w walce medic-ninja to rzadkość. – Na jakiej podstawie klasyfikujesz ją jako medic-ninja? Nie ma żadnych kwalifikacji, nie przeszła żadnego szkolenia, a oni nawet nie sprawdzili jej umiejętności w tym zakresie. I niby dlaczego jak medyczny ninja nie miałaby dobrze walczyć po szkoleniu? Mamy Tsunade, Sakurę, Ino i Hinatę, które tej teorii zdecydowanie przeczą.

Ale… czy ona dobrze słyszała? Gaara kogoś zabił? – Nie, to łóżko uwalane krwią wzięło się stąd, że oprawiał na nim dziką zwierzynę, bo Kage go nie żywił. 


Sposób w jaki zwracał się do kogokolwiek innego znacznie różnił się od tego skierowanego do Sayuri. – O, ruda znów myśli o sobie w trzeciej osobie!

Coś musiało sprawić, że zaczął zabijać i coraz bardziej oddalać [się] od ludzi.


Rozdział 6.

Czerwonowłosy siedział przy stole i zacisnął ręce na kubku, aby opanować ich drżenie. – Jednorazowo zacisnął dłonie na kubku (bo obstawiam, że jednak trzymał go w dłoniach, a nie oplatał obiema rękoma niczym wygrzewający się boa) czy trzymał je zaciśnięte przez na nim przez dłuższą chwilę? Spójrz, podkreślone orzeczenie to czas przeszły niedokonany, a pogrubione – przeszły dokonany. W tym samym zdaniu, choć wspomniane czynności są również istotne i trwają w tym samym czasie.

– Masz spore możliwości, a Twoje medyczne ninjutsu już teraz jest imponujące. – Wybacz, ale uczepię się tego, bo to jeden z większych absurdów, który powielasz. Sayuri ani razu nie użyła jutsu. Nie zastosowała żadnej techniki. Dwa razy użyła chakry – raz lecząc samą siebie w szpitalu, za drugim razem cofając efekty uderzenia Temari w kark. Sama obecność zielonej poświaty o niczym jeszcze nie świadczy. O żadnej technice nie napisałaś.

– Zostaniesz geninem, wiesz co to, prawda? – Czyli co, w Sunie każdy dostawał ochraniacz i zostawał geninem… bo tak? A jakieś testy sprawdzające wiedzę? Zdajesz sobie sprawę, że praktycznie umiejętności to nie wszystko (a ona w sumie za wiele ich dotąd nie pokazała)? 

Sayuri też go skrzywdzi. (...) Pamiętał, że jako dziecko również martwił się, że Yashamaru będzie widział w nim potwora jeśli kogoś skrzywdzi. – Powtórzenie.

Westchnął i wstał, aby zalać herbatę. Jego niezbyt wesołe myśli zakłóciła Sayuri[,] która weszła do kuchni i opadła na najbliżej stojące krzesło. Wzięła do rąk kubek i w milczeniu wpatrywała się w zachodzące słońce. Po chwili ponownie poczuła na sobie jego wzrok, spojrzała mu w oczy. – Pisałam, że do kwestii narracji jeszcze wrócę. Myślę, że to dobry moment. Zobacz, to jest ten sam akapit. A jednak w jego obrębie napisałaś zdania z dwóch różnych perspektyw. Wygląda to tak, jakbyś starała się być jednocześnie narratorem personalnym i wszystkowiedzącym. Jakbyś wirowała wokół rozgrywającej się sceny, co rusz wchodząc do głów postaci. Typowy head-hopping. Nie ma nic złego w zmianie perspektywy, ale musisz się zastanowić, jak zrobić to dobrze. Zdecyduj się na jeden typ narracji. Jeśli wybierzesz narrację personalną, zmiana perspektywy musi być wyraźna. Najlepiej zrobić wtedy nie tylko nowy akapit, co również dodatkowy odstęp przed nim. Co więcej, scena z jednej perspektywy powinna trwać dłuższy moment, by czytelnik nie poczuł się jak na kolejce w wesołym miasteczku.

Dla mnie, osoby[,] która nigdy nie widziała shinobi, a jedynie o nich słyszała o nich, to było naprawdę niesamowite.

To zdarzyło mu się pierwszy raz od bardzo dawna, przeprosić kogoś. – A czy nie czytelniej wyglądałoby to zdanie po zastosowaniu półpauzy?
To zdarzyło mu się pierwszy raz od bardzo dawna – przeprosić kogoś.

Przez chwilę przez jego myśl przebiegł obraz rudowłosej w takiej właśnie chwili. Zadrżał. Musiał jak najszybciej uciszyć demona, który podpowiadał mu ten obraz. – Podpowiadał mu obraz? A nie podsuwał?

Zdawał sobie sprawę, że zbyt dużo czasu minęło odkąd kogoś zabił, więcej nawet niż się tego spodziewał Kazekage. – A niby skąd Gaara miałby wiedzieć, czego spodziewał się Kazekage? 

Przeklął pod nosem, dlaczego do cholery ojciec kazał jej tutaj zamieszkać? – To powinno być zapisane jako dwa osobne zdania. 

Gaara wstał z materacu i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. – Materaca.

Gaara przypomniał sobie, jak obserwował ją w szpitalu, wtedy po raz pierwszy przeszło mu przez myśl, że ktoś może być ładny. – To zdanie również lepiej będzie podzielić, najlepiej nowe zaczynając od wtedy.


Rozdział 7.

- Zaprowadzisz mnie na plac? – spytała Sayuri. – Nie powinna podać numeru placu, który usłyszała od Kazekage? Najwyraźniej jest ich więcej niż jeden, skoro zostały ponumerowane

(...) nie może zaspokoić Shukaku, przez co demon był coraz bardziej niespokojny. – Skoro Gaara nie mógł zaspokoić potrzeb demona, oczywistym jest, że Shukaku nie będzie spokojny. Nie musisz tego dodatkowo pisać.

Niecałą godzinę później ruszyli w stronę centrum Wioski. – Ten plac miał być w centrum Wioski? Czy to nie byłoby dość niebezpieczne? Sensowniej byłoby ulokować go gdzieś bliżej skraju Suny.

Zdawała się nie dostrzegać różnicy w jego zachowaniu, a może po prosu to ignorowała? – Po prostu. I znów połączyłaś dwa zdania o różnych charakterach.

Zamarł, [gdy] usłyszał swoje imię. – Najpierw usłyszał, jak ktoś wypowiada jego imię, a dopiero wtedy z tego powodu zamarł. Jeśli zmieniasz kolejność w zdaniu, musisz to podkreślić, na przykład używając jakiegoś adekwatnego spójnika.

Właściwie nie zostaliśmy poinformowani[,] w jakim celu mamy się z Tobą spotkać… – I nie mieli żadnych przemyśleń z tym związanych? Stracili członka drużyny, więc jakieś sugestie mogłyby im się nasuwać, prawda?
A tak w ogóle, to gdzie wcięło jakiegoś sensei? 

Jeśli tylko ten skończony idiota zrobi choćby jeszcze jeden krok w jej kierunku[,] będzie musiał jakoś zareagować… – Ten idiota będzie musiał zareagować? Pomieszałaś podmiot. Jeśli zamienisz części zdania, będzie oczywiste, że chodzi ci o Gaarę. Spójrz:
Będzie musiał zareagować, jeśli tylko ten skończony idiota zrobi choćby jeszcze jeden krok w jej kierunku…

A sensei nadal nieobecny. Nie sądzisz, że jednak to on powinien kierować zapoznaniem drużyny z nowym jej członkiem? 

Nim chłopak choćby ją dotknął[,] dziewczyna wyminęła jego rękę i jednym, celnym ciosem w krocze unieruchomiła go. – Nie sądzę, by kopanie w narządy rozrodcze działało unieruchamiająco. Zresztą kawałek dalej masz: Blondyn zawył z bólu i zwijał się na ziemi.
To w końcu był unieruchomiony czy zwijał się na ziemi? 

Choć zrezygnowany nie zboczył z drogi prowadzącej do jego domu. – Nie rozumiem. Rozważał, czy mógłby zabić przypadkową osobę tak, by Sayuri się nie dowiedziała. Przypuszczam więc, że to zrezygnowanie dotyczy odrzucenia możliwości dokonania morderstwa. Jak się ma do tego choć na początku? Jakby ta rezygnacja miała jednak spowodować, że zmieni kierunek i poszuka przypadkowej ofiary. Czegoś mi tu wyraźnie brakuje. Sądzę, że podeszłaś do tego zdania z dziwacznej strony i wrzuciłaś do niego byle co.
Zrezygnował ze swoich planów i szedł dalej, nie zbaczając z drogi prowadzącej do domu.
Nie chodziło o coś takiego?

- Co jest[,] ślicznotko? – Jak to jest, że raz pamiętasz o przecinkach przed zwrotami, a innym razem (przeważającym) najwyraźniej ta wiedza ci umyka?

W głowie rudowłosej miotała się niewypowiedziana prośba zaprowadźcie mnie do domu, ale nie chciała sprawiać wrażenia osoby zależnej od kogokolwiek. – Myśli werbalizujące się w głowie bohatera powinny być oddzielone od reszty tekstu za pomocą kursywy lub cudzysłowu. 

Cholera[,] i co ona ma zrobić? To oczywiste, że sama nie trafi. – Czy osoba, która nie zna nowej okolicy i wie, że przyjdzie jej przez dłuższy czas mieszkać w konkretnym miejscu, nie stara się zapamiętać drogi do najważniejszych punktów? Wiesz, jakby nie patrzeć, powinna jednak pamiętać, którędy szła z Gaarą i móc wrócić po swoich śladach. Mogłabyś więc na tym fragmencie zakończyć jej przepychankę słowną z resztą nowej drużyny i uwiarygodnić jej postać choćby poprzez samodzielny powrót do domu Gaary. 

- Ale… jak go poznałaś? – Masaru usłyszawszy krótką historię dziewczyny[,] nie mógł uwierzyć w to, co słyszy, Gaara komuś pomógł?! – To… niemoż… Znaczy… to wiele wyjaśnia – zakończył nieco kulawo. – Fragment o usłyszeniu krótkiej historii nie dotyczy już samej wypowiedzi, więc powinien zaczynać się od nowego akapitu. Wtedy mogłabyś to nieco rozbudować, bo opowiadanie historii nie trwa szczególnie krótko, by tak to pominąć, podsumowując marną formułką. Co więcej, znów łączysz zdania pytające z twierdzącymi w jeden twór. 

Muszą się pilnować, aby nie powiedzieć, lub nie zrobić czegoś głupiego przy niej… Spojrzał na blondyna i uśmiechnął się pod nosem. Ten to ma szczęście. Z pewnością nie zdaje sobie z tego sprawy. – I Masaru nie ma żadnych wątpliwości, czy nie powinien przypadkiem oświecić kolegi z drużyny odnośnie ewentualnego zagrożenia? 

Po kilku minutach wędrówki doszli pod dom czerwonowłosego, obaj byli bardzo spięci (...). – Czerwonowłosy i ten dom byli bardzo spięci? 

Po długich namysłach zdecydowała się wejść do środka.Po namyśle, bo długo to przecież nie trwało.

- Nie musisz dzwonić, czy pukać. – Zbędny przecinek. Przed czy stawiamy go wtedy, gdy wprowadza zdanie podrzędne albo wtedy, gdy się powtarza, pełniąc tę samą funkcję.

Albo inaczej… dlaczego on nie potrafi, gdy tylko rudowłosa jest w pobliżu, zabić kogoś? Shukaku coraz mocniej wymyka się spod kontroli… – No to nie może nikogo zabić, gdy ruda jest w pobliżu, czy Shukaku wymyka się spod kontroli, zmuszając go do morderstwa? Potrafi czy nie? Jedno zdanie sugeruje co innego niż drugie.

- Rozumiem… po prostu wydawało mi się, że tak będzie odpowiedniej. – Że jak? Bardziej odpowiednio.

Znowu, kiedy tylko miał okazje być przy niej, zrobił to. – Okazję.

Kiedy był przy niej, nawet Shukaku zdawał się nie być problemem. Zastanawiał się[,] dlaczego milczy. – Mowa o Sayuri, a z kontekstu wynika, że jednak to Shukaku milczy. 

Przecież zna[ją] straszną, ostateczną broń Suny. – W końcu mowa o chłopcach z nowej drużyny rudej, więc oni znają

W sumie… nie sądzę, abym miała polubić tego całego Kaito… to ten blondyn – Sayuri rozstała się z Gaarą, nim dostrzegli szczegóły wyglądu chłopców. Teoretycznie dziewczę nie wie, że jej obrońca czaił się w krzakach, obserwując początek spotkania z nową drużyną, więc nie użyłaby doprecyzowania to ten blondyn, bo z jej perspektywy Gaara nie znał szczegółów wyglądu chłopców.

Przez tyle lat przyzwyczaił się do samotności (...). Przez tyle lat przyzwyczajał się albo po tylu latach przyzwyczaił się. Jednak forma jest dokonana, druga niedokonana. Ty zrobiłaś jakąś błędną mieszankę.

Cokolwiek - powrócić do rozmowy, zacząć obserwować zachód słońca, albo chociażby patrzeć tępo w przestrzeń… możliwości było wiele. – Nie stawiamy przecinka przed albo, o ile się nie powtarza.

Ale nie… ona oczywiście musiała zadać jakieś idiotyczne pytanie, które klasyfikowało się do grona najgłupszych i najbardziej żenujących rzeczy[,] jakie zrobiła w życiu. – W tym kontekście: kwalifikowało. Poza tym, jeśli kwalifikowało się pytanie, to nie do tego, co zrobiła, lecz do pytań, jakie dotąd w swoim życiu zadała. Pytanie nie jest czynnością. Zadawanie pytań nią jest. 
W związku z czym – pytanie kwalifikowało się do najgłupszych, jakie dotąd zadała albo zadanie tego pytania kwalifikowało się do najgłupszych rzeczy, jakie w życiu zrobiła.

Ale dla nich to był naprawdę dziwny moment. Dziewczyna po chwili dotknęła jego skóry. – Pomiędzy pierwszy a drugim zdaniem warto zrobić przerwę w postaci nowego akapitu. Przechodzisz od przemyśleń i gdybania do samej czynności. Potraktuj to jako nową scenę.
W dodatku już nie wiem, z czyjej perspektywy piszesz. Raz mamy zdanie z przemyśleniami Gaary, w tym samym akapicie zdanie z przemyśleniami Sayuri, by kawałek po jej perspektywie znów pisać o niej per dziewczyna

Dziewczyna cofnęła się o krok i przypatrywała mu się ze strachem[.] Czerwonowłosy drżał na całym ciele i nadal trzymał się za głowę. – Kropki też gubisz.

W tym opowiadaniu brakuje mnóstwa elementów. Sensownie zbudowanej fabuły, akcji w postaci opisów walk (mimo że już odbyły się dwie walki i jeden trening, tak naprawdę ani razu nie spróbowałaś stworzyć ich dynamicznego, rozbudowanego opisu), związków przyczynowo-skutkowych, technik ninja i… Shukaku! Ciągle przewija się, że próbuje namówić Gaarę do morderstwa, a ani razu nie wykorzystałaś tego do przedstawienia czytelnikowi, że naprawdę chłopak zmaga się ze swoim demonem. Tak samo pisałaś, że nie może spać przez jednoogoniastego. Czy nienaturalne byłoby przedstawienie jakiegoś ich wewnętrznego dialogu? Albo chociaż sposobu, w jaki demon stara się przekonać go dalszego mordowania? 


Rozdział 8.

- Cholera! Cholera! – Gaara krążył po swoim pokoju co jakiś czas powtarzając te słowa. – To jedno słowo. 

Gdy już chciała zrezygnować doznała olśnienia, choć trzeba przyznać, że nie była tym zachwycona. – Nie sprecyzowałaś. Nie była zachwycona tym, że doznała olśnienia czy raczej tym, co przyszło jej do głowy w jego wyniku? 

Skarciła siebie w myślach, przecież… – Od przecież powinno zaczynać się nowe zdanie, bo wniosek po nim następujący nie dotyczy skarcenia, o którym wspominasz w pierwszej części zdania.

– Powiedz to! – powtórzył głośniej. – Tylko powtórzył głośniej? Bo ten wykrzyknik sugeruje, że wykrzyczał.

I była w stanie to zrobić, mimo, że bała się, mimo, że właśnie zaczynał tracić nad sobą kontrolę. – Zbędne przecinki.

Dziewczyna czuła, że czerwonowłosy coraz bardziej się uspokaja. Ale… dlaczego? Może zależy mu na niej? – Nie sądzę, by uspokajał się, bo mu na niej zależy. Wygląda na to, że z jakiegoś powodu jej obecność wpływa na niego uspokajająco (jakże mogłoby być inaczej, skoro to Mary Sue). Czyli nie samo to, że mu na niej zależy. 

Rozumiem co to, do cholery, miało być? – No to rozumie czy nie i musi pytać? Co to, do cholery, ma być?


Przez kilka kolejnych dni nie zdarzyło się nic godnego uwagi. Każdego dnia rudowłosa przygotowywała śniadanie. – To pierwsze zdanie to taki fakt z opowiadania czy twoja osobista opinia? Kilka rozdziałów temu Gaara zachwycał się każdy ruchem swojego rudowłosego gościa podczas przygotowywania tegoż posiłku, a nagle nie dzieje się nic godnego uwagi. Wygląda na to, że brak akcji streszczasz tak samo jak samą akcję.

Jounin nie był głupcem. – O, i tu wiedziałaś, że ō w wyrazie jōnin możesz zapisać jako ou. Dlaczego tego samego nie stosujesz w zapisie imienia brata Gaary? 

Nic nie może trwać w nieskończoność. Pewnego dnia Kazekage zawołał do siebie drużynę (...). – To brzmi, jakbyś opowiadała bajkę. Dawno, dawno temu…


Stwierdzasz oczywistość. Brakuje mi konkretów, bo zamiast przedstawić akcję, zbudować scenę, ty ją streszczasz. Zamiast pokazać, że Kage zwołał ich do siebie, tylko piszesz, że tak było.

Zgarnęła włosy z czoła i spojrzała na Masaru. – Zgarnęła i… i co? Tak je trzymała, rozmawiając z kumplem? A może je po prostu odgarnęła? Co ty na to?

Wszyscy dookoła dobitnie dawali do zrozumienia, że strach przed nim jest uzasadniony, ale dlaczego przed nią nie jest ani odrobinę przerażający? – A kawałek wcześniej było coś takiego: Z jednej strony obawiała się Gaary (...). No to jak w końcu jest?

Rozdziałowi wyraźnie brakuje zakończenia. Urywasz w połowie przemyśleń Sayuri na temat tego, czemu Gaara czuje do niej sympatię. Przydałoby się jeszcze zdanie, które domknie całość. 


Rozdział 9.

Wbrew jej obawom[,] Kaito zachowywał się przyzwoicie i nawet żaden z nich nie pozwalał sobie na żadne komentarze dotyczące jej znajomości z Gaarą.

W zasadzie… od ich pierwszego spotkania nie pozwolili sobie. – Jeśli to zdanie nadal dotyczy komentarzy na temat relacji Sayuri i Gaary, przydałoby się dopisać, że nie pozwolili sobie na nie. Jeśli jednak masz na myśli coś zupełnie innego, to wybitnie brakuje tu informacji.

Dlaczego nadal nie przedstawiasz kluczowych rozmów? Rozpisujesz błahe słowne przepychanki, choć powinnaś przedstawić czytelnikowi najważniejsze informacje, przeplatając je w rozmowach i opisach. Tymczasem wszystko skracasz, podsumowujesz i eksponujesz. Nie chcę czytać streszczenia tylko opowiadanie. Na tę chwilę tekst nie bardzo takowe przypomina. 
W dodatku sensei nadal się nie pojawił. Puścili nieopierzonych nastolatków na pierwszą wspólną misję bez kogoś wyższego rangą? 

- Kiedy oni w końcu wyjdą z tego przeklętego baru? – spytał zniecierpliwiony Kaito obserwując drzwi. – Czy oni zamierzają zapić się na śmierć? – Powtórzenie. Postaraj się o naturalność dialogów. W rzeczywistości w rozmowach część słów lub nawet sformułowań często pozostaje w domyśle. Naturalniej brzmiałoby proste: Zamierzają zapić się na śmierć? 

Nagle wśród nich pojawiło się ożywienie - w końcu wyszli! – Ze zdania wynika, że to trójka shinobi w końcu skądś wyszła, tymczasem z kontekstu wiemy, że chodzi o osoby, które oni obserwowali. 

(...) bez żadnego ostrzeżenia poderżnął sobie gardło. Krew wytrysnęła z rany. Sayuri została nią od stóp, do głów obryzgana… – No tak jakby… nie. Tętnice znajdują się przede wszystkim w częściach bocznych szyi. Chronią je mięśnie i częściowo układ kostny. Gdyby więc poderżnął sobie gardło, stojąc przed dziewczyną, mogłaby zobaczyć przekrój skóry, tkanki mięśniowej, może tarczycy i krtani. Zależy od wysokości i głębokości cięcia. Niemniej krew raczej spłynęłaby po jego szyi, częściowo wypryskując z ran w sposób rytmiczny, adekwatny do tętna, z każdym uderzeniem serca coraz słabiej i coraz wolniej. Człowiek nie jest workiem z krwią i zwykle nie strzela nią na wszystkie strony po przedziurawieniu.


Tej nocy postanowili spać w jednym namiocie. (...) Początkowo miał ochotę również położyć się obok swoich towarzyszy, jednak zdecydował, że choć przez chwilę przyjrzy się rudowłosej. – I nikt ich nie pilnował? Skoro dzieciak i tak nie śpi, mógłby objąć wartę i zapewnić całej trójce bezpieczeństwo. Ale nie, co tam, obozowanie na łonie natury w świecie, w którym płatni zabójcy różnych nacji latają swobodnie po lesie, nie stanowi żadnego zagrożenia.

Nie było wątpliwości, była piękna. Jej długie, miedziane włosy rozrzucone były niedbale dookoła jej głowy (...). – Powtórzenie.

Niech zgadnę, nasza Mary Sue podbiła serce kolejnego nieszczęśnika.


Oznaczało by to, że dziewczyna nie czuje do niego sympatii (...).Oznaczałoby piszemy łącznie.

Ominąwszy strażników[,] udali się w stronę siedziby Kazekage. W jego gabinecie czekał na nich mężczyzna zlecający misję. – Nie było mowy o tym, by wysłali do Kage wiadomość (np. jastrzębiem) o wykonaniu misji i planowanym terminie powrotu, więc skąd zleceniodawca wiedział, że właśnie w tej chwili drużyna wróci do Wioski? Czysta magia…

Dziewczyna myślała z uśmiechem o pieniądzach, które wesoło brzęczały w jej sakwie. Nareszcie będzie mogła oddać Temari choć część pieniędzy (...). 


Rozdział 10.

Nie wiedziała i właśnie ta niepewność dodawała jej odwagi i pomagała iść na przód. – Naprzód.

Wstrzymała oddech i przekroczyła zaułek. – Przekroczyć można linię, rzekę – coś, przez co można przejść w poprzek lub ponad tym. Sayuri weszła do zaułka.

Obawiała się unieść wzrok, jednak nie po to doszła aż tutaj aby uciec. Wstrzymała oddech i uniosła wzrok. – Powtórzenie.

Uliczka wydawała się być pusta, ale po chwili dostrzegła dwa martwe ciała, które leżały bezwładnie w kałuży krwi. (...) Piasek wirował dookoła czerwonowłosego, który zbliżał się powoli do mężczyzny leżącego na ziemi. Człowiek ów błagał go, aby odszedł (...). – No to w końcu w zaułku poza rudą był tylko Gaara i dwa martwe ciała czy również ten błagający facet? 

Nie chciał dzielić się jedyną osobą, u której odnalazł choć część swoich dziecinnych mrzonek. – A przypadkiem nie część z tego, co dotąd uważał za dziecinne mrzonki? Bo same dziecinne mrzonki pochodzą raczej od samego ich twórcy, najpewniej z okresu dzieciństwa. Nie od innej osoby. Nie możemy więc ich u takowej znaleźć.

Przecież dziewczyna nie jest jego przedmiotem (...). – W ogóle nie jest przedmiotem, jest osobą. 

Zaczął głęboko oddychać próbując się uspokoić. – To nie tyle kwestia głębokości oddechu, co jego częstotliwości. Jeśli chcemy się uspokoić, oddychamy wolniej, regularnie. 

Podczas ponownego odczytywania drugiego zdania uśmiechnął się pod nosem, to było typowe dla dziewczyny. – Uśmiechanie się pod nosem było typowe dla dziewczyny?

Przez jego twarz przebiegł grymas gdy odczytywał słowo Kazekage. – W cudzysłów albo kursywą, inaczej brzmi to, jakby chodziło o jakieś słowo wypowiedziane przez Kazekage.

Zbyt długo zwlekał, zbyt długo nie zaspakajał [potrzeb] Shukaku. – Zaspokajał potrzeb. No chyba że samego Shukaku. Kto wie, co oni tam wyczyniają w umyśle Gaary.


Z cichym prychnięciem narzucił na plecy piaskową gurdę i wyszedł przez okno. – Prychnięcie odbieram jako wyraz lekceważenia czegoś lub kogoś. Tymczasem dla Gaary wydaje się to być trudną sytuacją. Przecież w końcu ulega, poddaje się potrzebie demona. Decyduje się zrobić coś częściowo wbrew sobie. Dlatego to prychnięcie pasuje mi tu jak pięść do nosa.

Zauważył, że trójka mężczyzn pochyla się nad jakimś workiem. – Ach, więc jednak było ich trzech! 

Jeszcze lepiej… – pomyślał sarkastycznie – dam przysługę społeczeństwu[,] zabijając ich. – Przysługę się wyświadcza, nie daje.

Po raz pierwszy w życiu był do tego stopnia przerażony. Jak… jak to się stało? Mężczyzna wyczuł moment i w błyskawicznym tempie oddalił się od tego potwora. Dziękował wszystkim siłom, które sprawiły, że zainteresował się kimś innym i mógł ocalić swoje życie. – Spójrz, pierwsze zdanie dotyczy myśli Gaary, a trzecie – uciekającego mężczyzny. Jeśli pisałaś z perspektywy chłopaka, nie możesz pisać, o czym myślał mężczyzna, bo Gaara tego zwyczajnie nie wie. Nie siedzi mu przecież w głowie. Znów zmieniłaś perspektywę, tym razem na jedno zdanie. Tak właśnie wygląda całe opowiadanie – dwa zdania z perspektywy Sayuri, jedno – pobocznej postaci, trzy kolejne z Gaary. Po kilku akapitach czytelnik nie ma pojęcia, kto co czuje lub myśli, bo wszystko się miesza jak w wielkim kotle. 

Mierzyli się spojrzeniem. – Spojrzeniami. Każde z nich zapewne miało po jednym (Shukaku nie liczymy).

Sayuri miał[a] łzy w oczach.

Rudowłosa w odpowiedzi jeszcze mocniej zacieśniła uścisk między nimi. – Uścisk nie był pomiędzy nimi, to ona ściskała Gaarę, więc trwali w nim. 

Dla wszystkich, ale… ja patrzę nie na Shukaku, nie na maszynkę do zabijania, ja patrzę na człowieka, który się po prostu zagubił. – Może jednak zdecydujesz się na takiego pospolitego mordercę, co? W tej raczej sentymentalnej sytuacji sformułowanie brzmi dość komicznie. Przed oczami mam taki stary PRL-owski młynek do mielenia mięsa.


Nie wierzę, że sam się tym stałeś, ale nie musisz nic opowiadać. Nie musisz odpowiadać na żadne pytanie. Bądź po prostu taki… chociażby przy mnie – spojrzał w jej oczy. – Dwa pierwsze podkreślenia: czyli co, ma przy niej być tym zimnym mordercą? W końcu o tej postawie mowa w okolicy pierwszego podkreślenia. Taki w drugim sugeruje więc, że ma być nim chociażby dla niej. Chyba nie o to chodziło? 
Zaś co do ostatniego podkreślenia: wypowiedź należy do Sayuri. Jeśli chcesz opisać czynność, którą wykonał Gaara, traktujesz to jako formę odpowiedzi i zaczynasz od nowej linijki. 


Epilog

Wiem, że dotychczasowe rozdziały powstały lata temu. Wiem również, że epilogiem po tych latach chciałaś domknąć dotąd poruszone wątki. Jestem ciekawa, co wymyśliłaś dla swoich bohaterów oraz jak zmienił się twój styl i czy w epilogu znajdę te same błędy, od których roiło się w dotychczasowej treści.

Powierzył swoje dalsze losy w jej ręce. – Mam wątpliwości. Powierzyć można coś komuś. W ręce się przeważnie oddaje.

Każdej pełni razem z nim siedziała na tym idiotycznym materacu i odżegnując sen, wspierała go w walce z demonem. – Tekst zdradza lekką nostalgię, zaś określenie materaca jako idiotyczny może albo oznaczać irytację bohaterki, albo nadawać humorystycznego wydźwięku jej myśli. Żadna z tych opcji nie pasuje jednak do całokształtu. Nie wiem, co chciałaś przez to pokazać.

Próbowała stać się dla niego łącznikiem z ludzkim światem. Przemycała go do tego świata (...). – Nawet jeśli celowe, to nadal powtórzenie, którego łatwo można uniknąć – przemycała go do niego. 

Pierwszymi osobami, które miały pomóc w tym (...).Pierwszymi osobami, które miały w tym pomóc (...).

Temari i Kankuro przeszli ten okres adaptacyjny Gaary w sposób najbardziej naturalny. – Widać lata nie pomogły w poprawieniu zapisu imienia tej postaci. Kankurō.

Z czasem niektórzy nawet rozmawiali z nim.Z czasem niektórzy nawet z nim rozmawiali.

Plotki same w sobie były niegroźne - powtarzano jedynie jak mantra pytania (...). – Tu masz łącznik, a powinna być półpauza.

Czy tutaj była prawdziwa podpowiedź? – Była? A może kryła się? Drobna poprawka kosmetyczna, która mogłaby znacząco poprawić odbiór tekstu.

Ale czy mogła to przewidzieć? Czy mogła przewidzieć szaleństwo i głęboko zakorzenioną nienawiść ojca do syna? Tak, to mogła przewidzieć. Znała przecież ich historię. Może nie mogła przewidzieć konkretnych kroków (...). – No, już nie rób z dziewczyny Trelawney. Nawet jak na celowe powtórzenia – jest ich po prostu za dużo.

Została zaciągnięta do obozu bandytów, a widok, który się przed nią otworzył… – Widoki się nie otwierają, mogą się, na przykład, rozpościerać. 

To on wyjaśnił jej, że dalsze życie Jinchuuriki Shukaku… – Wprawdzie można to tak zapisać, ale czy nie sądzisz, że japońskie znaki specjalne nadałyby treści charakteru? To ū w wyrazie jinchūriki wygląda znacznie lepiej niż powielone u

Walka na tym poziomie była poza wszelką skalą. – Myślę, że jednak gdzieś na skali mogła się mieścić. Na przykład w pobliżu poziomu Kage. Wcześniej napisałaś, że Sayuri nie mogła przyswoić kolejnych wydarzeń, więc może i walka była poza jej możliwościami percepcji? 

Byli na pustyni, więc dosłownie wchłaniał ich do wnętrza piasku. (...)Nie dostrzegła nawet kiedy i Rasa padł, ale nie miała wątpliwości, widząc jedno z ciał, leżących pośrodku tego ogromnego pomieszczenia. – Czy po drodze gdzieś się przenieśli i tego nie zauważyłam?

Sayuri nadal nie odnajdowała odpowiednich słów, których mogłaby w tej chwili użyć. – Odnajdywała.

Poza tym nieźle gotujesz, więc biorę[,] co dają. – Do podobnych scen w poprzednich rozdziałach podchodziłaś w sposób kiczowaty, infantylny. Tutaj jest znacznie lepiej. Poważnie, ale również z odrobiną humoru. Poruszasz ważny temat i choć nie da się uniknąć ekspozycji, nie jest ona tak nachalna. Tym zdaniem pokazałaś również, że wiesz, kiedy klimat zaczyna robić się zbyt ciężki i należy go przełamać. W końcu w prawdziwym życiu również nie lubimy, gdy coś nam ciąży, próbujemy wtedy nieco odbić w innym kierunku, co tutaj wyszło ci naprawdę naturalnie. Brawo.

- Akatsuki nadal będzie chciało dobrać się do Shukaku. – A pauza dialogowa? Widać zapis dialogów to coś, co jeszcze u ciebie leży. O to jestem jednak dość spokojna, bo wiem, że ostatnio intensywnie nad tym pracujesz. Ważniejsze, to… skąd ta wzmianka o Akatsuki? Świetnym dopełnieniem byłoby, gdyby wypowiedź Gaary nawiązywała do jakiejś części wielkiego planu zgładzenia go. Wiesz, jakby Kazekage dogadał się z członkami organizacji, że dostaną prawie nieżywego chłopaka, by bez walki z nim zabrali sobie bijū, jeśli w zamian, na przykład, nie będą nękać mieszkańców Suny. Albo wspomogą Wioskę w rozwoju, by prześcignąć Konohę. Cokolwiek. Tymczasem na tę chwilę mam wrażenie, że chciałaś nawiązać do oryginalnego uniwersum i tak to sobie wisi niepowiązane fabularnie.

Jeżeli tylko będziesz ze mną, możesz zabrać mnie[,] dokąd zechcesz. – Jednak trochę popłynęłaś w kicz. Ale w porównaniu z wcześniejszymi rozdziałami – tylko trochę.

Sayuri odrzuciła ochraniacz z symbolem Suny, a Gaara wpatrywał się w tę młodą kobietę. – Brzmi, jakby ochraniacz był tą młodą kobietą.

Możliwe, że już nigdy, nikomu nie zaufa. Możliwe, że powróci do zabijania po takiej dawce, jak ta dzisiejsza. – O, i znów mieszasz perspektywy. Obstawiam, że są to myśli Sayuri, która ma obawy, że po tych wydarzeniach jej partner wróci do zachowań sprzed lat. Z budowy zdań można jednak wyciągnąć wniosek, że to nadal o ochraniaczu. Albo myśl Gaary o Sayuri, jeśli uznać, że ta młoda kobieta, o której chwilę temu wspomniał, to właśnie ona. A może Gaara myśli, że to ochraniacz zacznie mordować? W sumie… jest taki film jak Mordercza opona, więc może Morderczy ochraniacz z Suny też zrobią.

Mimo tego małego potknięcia, epilog czytało mi się znacznie lepiej niż poprzednie dziesięć rozdziałów, które, muszę przyznać, były naprawdę męczące. 

Jeśli pozwolisz, przejdę od razu do podsumowania, w którym zbiorę to, co dotąd wymieniłam w powyższej ocenie. 


PODSUMOWANIE

Jestem pewna, że po tych trzydziestu stronach oceny sama doskonale wiesz, z czym masz największe problemy. Niewątpliwie tym, co kładzie na łopatki całe opowiadanie i ledwo pozwala takowym go nazwać, to streszczanie najważniejszych scen. Zamiast rozpisać ważne wydarzenia, przedstawić je czytelnikowi, zbudować scenę, a wraz z nią – napięcie, ty podsumowujesz je suchymi, ekspozycyjnymi zdaniami. Piszesz, że coś się wydarzyło, coś trwało chwilę lub zostało zrobione. To właśnie te sceny, które zwykle pomijasz lub sprowadzasz do przykrego obowiązku, mają wciągnąć czytelnika w twój świat. To one odpowiadają za budowanie klimatu i pchanie akcji stale do przodu. Ich pomijanie jest więc strzałem w stopę. Tekst o budowaniu scen znajdziesz tutaj: [KLIK]. Mam nadzieję, że ci on pomoże, bo bez tego żadna poprawność językowa nie podniesie poziomu opowiadania.
Kolejny problem to zmiana perspektyw, czyli head-hopping. W jednym akapicie potrafisz napisać z punktu widzenia nawet trzech postaci! Na pewno jest to jakieś osiągnięcie, ale przypuszczam, że nieszczególnie warte szczycenia się nim. Wybierz narrację, która najbardziej ci odpowiada i skup się na poprowadzeniu jej od początku do końca. Pewnie, nikt nie zabroni ci napisania kilku scen z innego punktu widzenia, ale powinno to być na tyle rzadkie, że każdy od razu by tę zmianę dostrzegł. Nie możesz siedzieć w głowach wszystkich osób jednocześnie, bo odbierasz czytelnikowi całą zabawę z interpretowania zachowań i scen. W końcu wszystko jest jasne, wszystko wyjaśniasz, eksponujesz. Z czytania takiego opowiadania nie ma żadnej frajdy, bo od początku do końca wszystko jest oczywiste. 
A jak już przy oczywistościach jesteśmy – w Odpowiedzialności króluje ekspozycja. Gdy już coś się zaczyna dziać pomiędzy bohaterami, skutecznie zabijasz cały klimat… wyjaśnieniami. Zamiast wszystko tłumaczyć, powinnaś to przekazać poprzez sceny lub konkretne zachowania. Artykuł na temat ekspozycji znajdziesz tutaj: [KLIK].
Co do samych bohaterów: nie podołałaś. Sayuri w Odpowiedzialności to typowa Mary Sue. Piękna, mądra, uzdolniona, dobroduszna i ogólnie taka do rany przyłóż. Na początku było to nawet zabawne, ale z każdym kolejnym rozdziałem powodowało coraz większy niesmak i budziło niedowierzanie. Jak mogłabyś uwiarygodnić jej postać? Wygląd do oceny pozostaw czytelnikowi. Możesz kreować kogoś na ładnego w ogólnym rozumieniu tego słowa, ale nie narzucaj swojej opinii, jeśli nie jest to zdanie innej postaci. Co więcej: pamiętaj, że każdy ma jakieś mankamenty. Przypisując je do głównych bohaterów, sprawiasz, że są bardziej… ludzcy. U ciebie wszyscy zachwycają się nową dziewczyną – jaka to ona piękna, uzdolniona i w ogóle same superlatywy. Jakimś cudem Gaara z miejsca ma do niej słabość zamiast, na przykład, przekonać się do niej po tym, jak nie uciekła z panicznym krzykiem po pierwszej jego chłodnej wypowiedzi. Temari, mimo całego swojego temperamentu, nawet przez chwilę nie ma Sayuri za złe, że ta pokonała ją w walce. Zamiast tego zaprasza ją na sponsorowane zakupy (a mogła początkowo być jej niechętna i po usłyszeniu o ubraniowym problemie dziewczyny, po prostu dać jej jakieś swoje stare rzeczy). Kankurō, nowi koledzy z drużyny – wszyscy uparli się, by traktować ją wyjątkowo lub zwracać uwagę na jej niesamowitą urodę. Nie, nie i jeszcze raz nie. O Mary Sue pisała u nas Dhaumaire, więc jeśli będziesz zainteresowana obszerniejszymi wyjaśnieniami, zapraszam cię pod ten adres: [KLIK].
Z kolei przemiana samego Gaary wyszła mocno kulawo. Nie widziałam tych zmian następujących krok po kroku. Zamiast tego chłopak od samego początku traktował rudą wyjątkowo, ulegał jej i od pierwszego dnia przestał zabijać przypadkowych mieszkańców Wioski, by, nazwijmy to po imieniu, jakoś jej się przypodobać. W kółko zadawał sobie te same pytania, nie dochodził do żadnych większych wniosków, przez co każdy kolejny akapit przemyśleń sprawiał, że miałam wielką ochotę zakończyć ocenę, uznając opowiadanie za przypadek tragiczny. 
Ostatnia uwaga do bohaterów – nie są oni lewitującymi oczami i włosami. W prawdziwym życiu zwykle nie rejestrujemy nawet, jaki kolor tęczówek mają nasi bliscy znajomi. Nie jest to więc coś, na co w pierwszej kolejności zwracamy uwagę, gdy kogoś poznajemy. No chyba że tenże kolor jest szczególnie nietypowy i stanowi cechę charakterystyczną. Nie określaj postaci za pomocą barw. Przypadkowy czytelnik w nosie ma, czy drugoplanowa postać jest blondynem, brunetem czy rudzielcem. Znajdź coś, co wyróżni danego bohatera spośród wszystkich innych. Może ktoś nosi opaskę na oku? Może szczególnie lubuje się w tatuażach z gum do żucia? A może niezależnie od pory roku nosi ciężkie buciory sięgające kolan? O kreowaniu bohaterów możesz poczytać tutaj: [KLIK].

Fabularnie zabrakło mi naprawdę wiele. Mogłaś wspomnieć o technikach (nie było chyba ani jednej), polityce Suny, organizacji wewnętrznej (nieobecny w kluczowych momentach sensei nowej drużyny Sayuri przelał czarę goryczy); często wspominany Shukaku, który w rzeczywistości ani razu nie doczekał się choćby krótkiej sceny tylko dla siebie i swojego gospodarza, nieistniejące sceny walki, które w oryginale były bodźcem do rozwoju akcji i samych postaci. Zabrakło również czegoś, co pokazałoby, że przeżycia bohaterów jakoś na nich wpłynęły, zwłaszcza w przypadku Sayuri, która przez całe opowiadanie jest dokładnie taka sama. Kolejne wydarzenia – walka na pustyni, dołączenie do sił zbrojnych Suny, zamieszkanie z Gaarą, trening z dziećmi Kage – wszystko po niej spłynęło, nie zostawiając żadnego śladu. 

Jeśli chodzi o poprawność językową, to wszystko starałam się wyjaśniać na bieżąco. Na pewno zauważyłaś, że sporym problemem jest mieszanie podmiotów. Wynika to z budowy samego zdania. Popracuj nad szykiem i upewnij się, że następujące po sobie akapity są pod tym względem spójne.
Zwrócić szczególną uwagę musisz także na interpunkcję oraz zapis dialogów. Przecinki u ciebie zwyczajnie nie istnieją. Gdybym miała wypisywać wszystkie błędy z nimi związane, ocena byłaby przynajmniej trzy razy dłuższa, ale nie o to w ocenianiu chodzi. Dlatego odsyłam cię do naszych tekstów. Artykuły na ten temat znajdziesz w encyklopedii WS: [KLIK].
Co do zapisu wypowiedzi: zwróć uwagę, jakich znaków używamy w dialogach. Powinny to być pauzy dialogowe [—] lub półpauzy [–], tymczasem u ciebie przeważają łączniki [-], co każe mi sądzić, że niektóre półpauzy, które gdzieniegdzie się pojawiają, są dziełem przypadku (i automatycznego poprawiania przez system). Co więcej, nie do końca wiesz, kiedy przenieść się do nowej linijki. O tym wszystkim przeczytasz tutaj: [KLIK].

Zwróciłam ci również uwagę na zastosowanie języka japońskiego w terminologii. W opowiadaniu, którego ogólne uniwersum odnosi się do japońskiej kultury i tegoż języka, warto zastosować pojęcia w takim zapisie, który nada charakteru i sprawi, że czytelnik lepiej wczuje się w klimat (choćby bijū, jinchūriki). Jeśli jednak używanie japońskich znaków sprawia ci za duży kłopot, powinnaś zmieniać je na alfabet łaciński (rōmaji) zgodnie z odgórnie narzuconymi zasadami, które wyjaśniłam już powyżej. 

Myślę, że jak na opowiadanie, które pisałaś lata temu, w czasach gimnazjalnych, nie jest wcale takie najgorsze. Tekst wprawdzie nie wymaga poprawek, tylko napisania go od nowa, ale niewątpliwie ma pewien potencjał, którego szkoda by było nie wykorzystać. Dziesięć rozdziałów to niewiele do przepracowania, więc mam nadzieję, że się zmotywujesz i sprawisz, że ta historia będzie jedyną w swoim rodzaju perełką wśród nielicznych opowiadań z Gaarą w roli głównej. W tej chwili wystawiam fatalny z plusem i trzymam kciuki za poprawki. Nie zniechęcaj się, Odpowiedzialność można jeszcze uratować.



Za betę bardzo dziękuję Forfeit i Skoiastel. Dziewczyny, jesteście niezastąpione.

52 komentarze:

  1. W pierwszej kolejności chciałam podziękować za cierpliwość do mojego wspaniałego dzieła. Mam nadzieję, że w akcie frustracji nie ucierpiał żaden przedmiot w Twoim otoczeniu (i w otoczeniu osób, które zajmowały się betowaniem oceny).

    Zazwyczaj na WS zaczyna się ocenę od pierwszego wrażenia, to i ja się odwdzięczę – cudowny GIF. :) Ocena mniej cudowna, ale nie spodziewałam się niczego innego. Przyszłam po wiadro pomyj, które było mi potrzebne i je otrzymałam. Dziękuję.

    Z chęcią wywiążę się z obowiązku, by po opublikowaniu oceny, napisać coś od siebie. Spodziewam się mnóstwa śmiechu i zażenowania. Zobaczymy, czy moje przewidywania były słuszne i może pod koniec odrzucę chęć dokonania aktu samospalenia.

    Pierwsze wrażenie
    Kiedy zgłaszałam się do Netki, która była tak miła i stworzyła mi szablon, wiedziałam, że nie jest ona zaznajomiona z uniwersum. Podałam również kolorystykę (podyktowaną moim dziwnym problemem ze wzrokiem) i wątpię, by dało się zrobić z tego coś bardziej pasującego do Gaary. Przemyślę tę kwestię, bo w sumie blog ma być dla czytelników

    Faktycznie, nigdy nie zwróciłam uwagi, że zakładka „O mnie” jest całkiem nieprzydatna, a i te linki są niepotrzebnie pomieszane. Kiedy tworzyłam bloga, byłam jak dziecko we mgle, a później nigdy nie powróciłam myślami do tych kwestii. Zmienię.

    Chciałam dalszą część w ten sam sposób komentować – przy niemal każdej Twojej wypowiedzi dopowiadać coś od siebie, ale to niepotrzebne. Zaspamiłabym jedynie komentarze, więc będę dawała znak tylko przy newralgicznych kwestiach.

    Rozdział 1.
    „Widziałam wiele określeń na Shukaku, ale skąd wytrzasnęłaś, że jest on duchem?” Już tłumaczę. Doskonale wiem, że to bijū. Nie chciałam też dodać klimatu ani finezji. Miałam tu całkiem mocny argument, związany z tłumaczeniem. Jestem pewna (a odcinki o Gaarze z pierwszej serii znałam, w czasie, w którym to pisałam, na pamięć), że w scenie z siedemdziesiątego siódmego odcinka tak właśnie Yashamaru określił Shukaku. Chciałam nawet sprawdzić, zatryumfować i powiedzieć, patrz Ayame, to błąd tłumacza, a mi biednej wrył się w mózg. Ale… nie do końca. Sprawdziłam i tam kwestia Yashamaru brzmi dokładnie tak: „Nie jesteś jednak w stanie opanować ducha Shukaku, który w tobie mieszka (…)”. Jeżeli to weźmiemy pod uwagę, to zepsułam całkiem. Potem przypomniałam sobie o jeszcze innym odcinku. I tu już znalazłam, bingo! Siedemdziesiąty szósty. „Shukaku Piasku to żyjący duch używany zwykle w celach związanych z walką (…)”. Sądzę, że stąd to wzięłam. ;) Ale nie umniejsza to skali błędu i zapewniam, że w żadnym innym opowiadaniu nie opisałam tak Shukaku.

    O cholera, rozpisałam się strasznie nad taką głupotą, ale aż żal mi to wywalać. Obiecuję, że w dalszych punktach będę się bardziej streszczać.

    „Gaara Uwolnienie Ziemi odziedziczył po matce. Od Shukaku wzięło się z kolei Uwolnienie Magnesu.” To wszystko zawsze wydawało mi się kwestią sporną. Możliwe, że oglądając jedynie anime, coś przeoczyłam. Podasz mi to pierwotne, dobre źródło? Jestem szczerze zaintrygowana. W innej Twojej ocenie widziałam, że w ten sam sposób to tłumaczysz, ale mam inną teorię, podpartą jedynie anime. Jeżeli to źródło od autora, chętnie się z nim zapoznam i zmienię błąd we wszystkich opowiadaniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Sayuri!
      Wiem, że długo musiałaś czekać na odpowiedź. Raz jeszcze za to przepraszam i biorę się do roboty. :)

      szablon
      Jak pisałam, to tylko całkowicie subiektywne odczucie. Jeśli taki szablon Ci odpowiada, nie męczy Twojego wzroku i jest zgodny z uniwersum (a jest!), zostałabym przy nim. Chciałam Ci tylko przedstawić inny punkt jego postrzegania.

      „Nie jesteś jednak w stanie opanować ducha Shukaku, który w tobie mieszka (…)”.
      Powiem Ci, że niedawno sama pogrzebałam więcej na ten temat. Okazuje się, że jest takie odniesienie nie tylko we wspomnianym przez Ciebie odcinku. Anglojęzyczna Wikipedia podaje również coś takiego: Sunagakure came to believe that Shukaku itself was a living ghost (生霊, ikiryō) of a corrupted priest sealed inside a tea kettle. Może więc mieć to coś wspólnego z ogólnymi wierzeniami typowymi dla japońskiej kultury lub po prostu niepełną wiedzą na temat bijū. Może więcej szczegółów znali shinobi bliżsi władzy, a prosty lud tłumaczył to sobie, jak mógł. Nasuwają mi się jeszcze dwie inne opcje. Po pierwsze: bijū technicznie nie miało fizycznej formy. Trwały w klatkach z ludzkiego ciała jako... twory z chakry? Tak można to chyba ująć. Dwa: to mogła być po prostu dość poetycka metafora.
      Jak to się odnosi do Twojego opowiadania? Sama widzisz, że musiałyśmy pogrzebać, by znaleźć odniesienie. Zwykły czytelnik pewnie tego nie zrobi.

      To wszystko zawsze wydawało mi się kwestią sporną. Możliwe, że oglądając jedynie anime, coś przeoczyłam. Podasz mi to pierwotne, dobre źródło?
      Bo to kwestia bardzo sporna. Mianowicie ile stron nie sprawdziłam, tyle teorii się znalazło. Przeważała opinia, że Gaara naturę magnesu odziedziczył jako kekkei genkai ze strony ojca. Jeśli jednak pogrzebiesz głębiej, okazuje się, że Uwolnienie Magnesu jest bardziej złożone. Nie znalazłam przełożenia na polski, ale przeważają iron sand oraz gold dust. O ile pierwsze jest rzeczywiście kekkei genkai występujące m.in. u Rasy (choć nie tylko, więc może to być zdolność nie tyle rodowa, ale w to już się może nie zagłębiajmy), o tyle drugie jest typowe dla możliwości Shukaku. Co do źródła, to jak napisałam: przekopałam pół internetu. :) Wykopałam też rozdziały, do których odnoszą się czytane przeze mnie teksty i jest to między innymi rozdział 546. Ten mówi bodajże o możliwościach bijū. O Uwolnieniu Magnesu w postaci kekkei genkai znajdziesz informację w rozdziale 268 i, bodaj, Gaara Hiden. Gdzieś się ponoć przewija również w anime.

      Usuń
    2. Co do Shukaku pełna zgoda. Wcześniej też napisałam, że nie kłóciłam się, bo cholernie zależało mi, żeby wyszło na moje. Potraktowałam to raczej humorystycznie (jak chyba 90% komentarzy, bo inaczej pozostałoby mi jedynie płakać).
      A swoją drogą koncepcja z wierzeniami ludowymi jest ciekawa. W przypadku Konohy został opisany proces tworzenia wioski A Suna? Biedna została bez dobrej historii, ale jakoś to nadrobię. ;)

      "Dwa: to mogła być po prostu dość poetycka metafora." Ale żeby dorosły mężczyzna w takiej sytuacji mówił do kilkuletniego dziecka w sposób poetycki? Nie znam japońskiego, więc się nie wypowiem, ale to byłoby dość dziwne.


      To teraz moja teoria, dotycząca umiejętności Gaary. Z częścią dotyczącą tego, że to po Karurze odziedziczył zdolność panowania nad żywiołem ziemi, zgadzam się, ale obecność Shukaku w jego ciele poniekąd zawęziła rozwijanie tego żywiołu właśnie do piasku. Choć miał możliwość w wielu sytuacjach wykorzystania innych technik, zawsze wybierał piasek. Specjalnie rozbijał skały, żeby było mu wygodniej, więc sądzę, że to była po prostu jego „rzecz”, nawyk, a z czasem już konieczność, bo nie rozwijał innych technik z żywiołu ziemi, a jedynie te związane z piaskiem.

      Nie mogę zgodzić się z tym, że to dzięki Shukaku Gaara panował nad Uwolnieniem Magnesu z dwóch powodów. Po pierwsze – kiedy jeszcze bijuu był zapieczętowany w jego ciele, nigdy z tego nie korzystał. Nie zostało przedstawione, by rozwijał tę umiejętność. Nie mamy żadnego dowodu, że robił cokolwiek w tym kierunku. Po drugie – gdyby to była technika, z której mógł korzystać jedynie dzięki Shukaku, nie mógłby robić tego po wyciągnięciu demona. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo w jaki sposób jinchuuriki miałby korzystać z mocy, którą utracił wraz z wyciągnięciem bijuu?

      Nie neguję tego, że Shukaku korzystał z Uwolnienia Magnesu, ale Gaara po raz pierwszy użył tej umiejętności po wyciągnięciu Shukaku. Nawet gdyby uznać, że to, co w Gaara Hiden zostało zapisane, jest słuszne – że chciał korzystać z tej techniki jedynie w ostateczności – to chyba za sytuację krytyczną powinien uznać własną śmierć albo zniszczenie Suny, a mimo to nie wykorzystał tajnej broni podczas walki z Deidarą. Można kłócić się, czy w ogóle miał szansę analizować, kalkulować, skoro został przechytrzony, ale nadal nie przypominam sobie żadnej sceny, by przed wojną korzystał z Uwolnienia Magnesu. Moja teoria zakłada, że istnienie w ciele Gaary Shukaku, blokowało mu kekkei genkai. Z drugiej strony Chiyo po porodzie powiedziała: „To już trzecie użyte dziecko, ale dopiero pierwsze, które okazało się kompatybilne”. Pewna nadinterpretacja mogłaby zakładać, że chodziło o „dostrojenie” umiejętności Gaary z umiejętnościami Shukaku, właśnie w kontekście żywiołów i możliwości korzystania z Uwolnienia Magnesu.

      Usuń
    3. Przeczytałam oba rozdziały (po polsku, więc może to też kwestia tłumaczenia) i w 268 znalazłam tylko to: „Trzeci korzystał z techniki, którą władał poprzedni właściciel Shukaku, i na jej podstawie opracował swoją własną… Polega ona na formowaniu opiłków żelaza w dowolną broń, zależnie od potrzeb i sytuacji. Organizm Trzeciego cechowała specyficzna zdolność, dzięki której mógł dokonać zmiany chakry w siłę magnetyczną”. Tutaj nie ma zbyt wiele informacji, które tłumaczyłyby umiejętności Gaary. W przypadku 546: [Rasa:] „Złoto jest cięższe od piasku… Jego domieszka może go spowolnić”. [Gengetsu:] „Widzę, że wiesz, jak sobie radzić z piachem”. [Rasa:] „Kiedy szalał Shukaku… To właśnie tak go zatrzymywałem”. Nie mam pojęcia, w jaki sposób wyglądałby pojedynek pomiędzy dwoma osobami, które korzystają z Uwolnienia Magnesu. Czy dałoby się przejąć kontrolę nad metalem, który kontroluje ktoś inny? Raczej nie, bo Shukaku mógłby zablokować techniki Rasy, ale… Nadal nie tłumaczy to kwestii Gaary.

      I w sumie nie wiem, czy przypadkiem nie pomyliłam się, pisząc, że Gaara kiedykolwiek na ekranie korzystał z Uwolnienia Magnesu. Do głowy przychodzi mi tylko odcinek 302, gdzie Gaara powstrzymał klona Gengetsu. Mizukage wytłumaczył to w ten sposób, że Gaara wymieszał piasek ze złotem, który pozostał po wcześniejszej walce Rasy z synem. Nawet Gaara nie wspominał jednoznacznie, że korzystał z Uwolnienia Magnesu. „Ukryłem złoty pył w moim piaskowym klonie”.

      Informacje dotyczące tego, co jest zapisane w „Gaara Hiden”, zaczerpnęłam jedynie z internetu. Nie czytałam tego. Domyślam się z różnych opisów, że to tam Gaara użył Uwolnienia Magnesu, więc mógł z tego korzystać po wyciągnięciu Shukaku.

      Wiem, że w opowiadaniu napisałam, że to dzięki Shukaku Gaara panował nad piaskiem i wydaje mi się, że mogłam w ten sposób to opisać, bo tak Gaarze wytłumaczył to Yashamaru. Nie mamy dowodu, że Gaara kiedykolwiek dowiedział się, z jakiego żywiołu korzystała jego matka. Yashamaru przedstawił mu tę ochronę jako metafizyczny dowód miłości Karury, a potem zniszczył go psychicznie. Nie uznaję Gaary za idiotę, który po latach nie wpadłby na rozwiązanie, ale z drugiej strony wiemy, że był dość… hmm… niestabilny i w tym najbardziej niebezpiecznym stanie „rozmawiał” z matką, więc można założyć, że do egzaminu na chuunina mógł żyć w takim pół-szaleństwie, bez zrozumienia tej materii.

      Jeżeli nie chce Ci się tego czytać albo komentować ponownie, zrozumiem. Przedstawiłam tylko teorię, która wydaje mi się, że jest dość logiczna.

      Usuń
    4. Ale żeby dorosły mężczyzna w takiej sytuacji mówił do kilkuletniego dziecka w sposób poetycki? Nie znam japońskiego, więc się nie wypowiem, ale to byłoby dość dziwne.
      Właściwie nie tak bardzo, jeśli weźmie się pod uwagę kulturę japońską. :) Przykładowo kobiety, które są matkami, zwracają się do domowników, w tym własnych dzieci, formami najbardziej rozbudowanymi, ponieważ są one najbardziej uprzejme. Czyli nawet jeśli dziecko normalnie wieczorem powie oyasumi (dobranoc), to matka odpowie oyasumi nasai (grzeczniejsza forma). Czyli kładzie się nacisk na traktowanie dzieci z dyscypliną, ale jednocześnie szacunkiem, który ma im dać dobry przykład. W dalszym gdybaniu możnaby zakładać, że metaforyczne wypowiedzi kierowane do dziecka mają za zadanie nauczenie go czegoś. Albo po prostu odnoszą się do ogólnego charakteru kulturowego, gdzie surowość przeplata się z subtelną sztuką. Widać to w wielu aspektach kulturowych samej Japonii.
      Poza tym na tym etapie możemy chyba uznać, że nie wszystko w tym uniwersum jest przemyślane i dopracowane, więc w sumie możemy się tak przerzucać różnymi uwagami, a ostatecznie i tak jest to kwestia wyczucia i subiektywnego podejścia.

      Co do umiejętności Gaary i Shukaku, to nie jestem pewna, czy możemy gdybać, jak wpłynęło na chłopaka wyciągnięcie z niego bijū przez Akatsuki. Jakby nie patrzeć, to jedyny taki żyjący przypadek. Pamiętam, że gdzieś w tekstach źródłowych opracowań znalazłam informację, że po wyciągnięciu Ichibiego z Gaary, umiejętności i poziom manipulacji chakrą się nie zmieniły. Prowadzi nas to do rozważań, na ile umiejętności Gaary wynikały z jego własnej mocy i kekkei genkai, a na ile z tego, że był jinchūriki. Tak czy inaczej myślę, że nie mamy na ten temat dość informacji, by zagłębiać się w detale. Nadal jednak pozostawiam uznanie w tekście Uwolnienia Ziemi Gaary jako dzieło mocy Shukaku za mocno nietrafione, bo jakkolwiek możemy się spierać odnośnie pochodzenia umiejętności Uwolnienia Magnesu, tak Uwolnienie Ziemi było już typowe dla samego Gaary. Przyznaję jednak, że Twoja teoria, iż on sam mógł o tym nie wiedzieć, jest dość prawdopodobna. :)

      Usuń
    5. W sumie to miłe, że tak przyjemna dyskusja została poprowadzona. Ostatecznie oba rozwiązania mogą być słuszne w przypadku Uwolnienia Magnesu – Gaara odziedziczył to jako kekkei genkai i mógł korzystać z tego dzięki Shukaku. Raczej nie widzę przeszkód, żeby te dwie teorie kłóciły się ze sobą, skoro nie ma rozstrzygających odcinków/rozdziałów. I niestety takowych raczej już nie będzie, bo Suna i postaci z niej pochodzące to niezbyt rozwinięte wątki w „Boruto”. A nawet gdyby były rozwinięte, to znam wiele osób, które twierdzą, że „Boruto” powinno być rozpatrywane jako odrębne uniwersum, tak wiele tam absurdu. :P

      Usuń
  2. „EDIT: W kolejnych rozdziałach nie wygląda na to, by Kankurō obawiał się Gaary, jest wobec niego dość buńczuczny. To co w końcu z tym strachem?” I teraz mam dylemat. Na każde tak zadane pytanie mam odpisywać, czy to był jedynie przytyk (nie taki, za który mam się obrazić, tylko taki, który wskazuje „Patrz, cholero jedna, coś narobiła. Ty kreujesz te postaci, czy tylko piszesz, żebyśmy Ci uwierzyli?”). Nie mam jak zweryfikować tego, więc każde pytanie potraktuję poważnie. Odpowiedź: Bo x lat temu nie było to dla mnie oczywiste, że postaci i ich zachowania muszą być spójne.

    „Niemożność odezwania się w jego towarzystwie? Przesada i ograniczone pole do współpracy, nie uważasz?” W sumie, to waham się nad odpowiedzią. Z sugestią zawartą w pytaniach zgadzam się w pełni (i z kwestią o ekspozycji, ale o tym później). Chodzi mi o fragment: „Czy gdyby tak było, mogliby współpracować tak płynnie, jak pokazali to podczas egzaminu w Konohagakure?” Możliwe, że inaczej odbieramy ich płynność. Mam ogromną ochotę krok, po kroku prześledzić każdy fragment egzaminu na chuunina, w którym się pojawili i zastanowić się, co wpływa na to, że odbieramy to inaczej, ale to nie kącik dyskusyjny. Pozostawiam to jedno zagadnienie z całego akapitu do dyskusji, bo w pełni zgodzić się nie mogę.

    „Na widok tego dreszczu strachu ludzie uciekali?” A powiedz mi, tak z ręką na sercu, nie przestraszyłabyś się dreszczu strachu? ;) Podmioty gubiłam (zapewne) wiele razy. Z jednej strony wstyd, z drugiej jest to dość zabawne (kiedy zapomnę, że to moje babole).

    „Jednakże nic nie było o tym, by dzieciak w ramach realizowania swojej pasji mordował przypadkowych mieszkańców.” Przynajmniej raz było pokazane, że owszem, i wśród cywilów były ofiary śmiertelne. Nie dodam do kalkulacji uwolnienia Shukaku, wszak rozmawiamy jedynie o morderczej pasji dzieciaka.
    „Tymczasem chcesz mi powiedzieć, że hasał po okolicy i zabijał każdego, kto krzywo na niego spojrzał?” To już moja rozbudowana nadinterpretacja (w tym ff absurdalna), która poniekąd do teraz pokutuje, pomimo tylu lat różnicy pomiędzy poszczególnymi tekstami. I znowu nie wiem, czy jest konieczność, żeby roztrząsać, co doprowadziło mnie do takich przemyśleń (i które fragmenty „Naruto”). Jeżeli tak, daj znać.

    „Gaary oczy były raczej… jasnozielone.” Nie jesteś pierwszą osobą, która przekonuje mnie, że tak właśnie jest. Ale cholera, wchodzę w grafikę i widzę jasnoniebieskie. Nie znajduję logicznego wytłumaczenia dla tego ewenementu, a nie będę przecież pisała o czymś, czego nie widzę. Chyba najłatwiej będzie ominąć ten problem, nie opisując dokładnie tęczówek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi o fragment: „Czy gdyby tak było, mogliby współpracować tak płynnie, jak pokazali to podczas egzaminu w Konohagakure?” Możliwe, że inaczej odbieramy ich płynność.
      Nie przeczę, jest taka możliwość. :D Niemniej nadal brakuje mi pokazania tej ich współpracy. Myślę, że gdyby nie wspólne treningi i misje, nie mogliby wypracować formy współpracy optymalnej dla wszystkich członków drużyny. W Twoim opowiadaniu przewija się motyw Gaary, który wyłącznie stoi gdzieś z boku i w ogóle nie wchodzi w interakcje ze swoim rodzeństwem. Jak się ma do tego wspólne wykonywanie misji i wspomniany egzamin? Musieli przecież choć trochę ćwiczyć razem, a u Ciebie tego w ogóle nie ma. Nie pokazujesz też, jak wyglądały ich misje, więc pozostaje bazowanie na wspomnianych treningach. A to już się kupy nie trzyma.

      A powiedz mi, tak z ręką na sercu, nie przestraszyłabyś się dreszczu strachu? ;)
      Hmm... zależy, jak go sobie zwizualizujemy. :D Mam nadzieję, że nigdy takowy gonić mnie nie będzie!

      Przynajmniej raz było pokazane, że owszem, i wśród cywilów były ofiary śmiertelne.
      No dobra, ale absolutnie nie mam nic do tego, by takie ofiary się zdarzały. Na miejscu Gaary pewnie też byłabym cokolwiek zirytowana i kto wie, co bym im tym piaseczkiem zrobiła. Czepiam się natomiast, że zrobiłaś z tego dyscyplinę sportową zastępującą, na przykład, relaksującą jogę.

      Nie jesteś pierwszą osobą, która przekonuje mnie, że tak właśnie jest. Ale cholera, wchodzę w grafikę i widzę jasnoniebieskie.
      To może rzeczywiście warto zostać przy jasnych i nie precyzować koloru. Nadal będę skłaniać się ku temu, że są jasnozielone, ale nie jest to przecież istotne fabularnie.
      Jakbyś była ciekawa, to sprawdziłam w Gimpie i... jaśniejsza część tęczówki wskazuje na miętę, a cień na wybitny turkus. Ekhem.

      Usuń
    2. „Jak się ma do tego wspólne wykonywanie misji i wspomniany egzamin?” Wydaje mi się, że piszemy trochę obok siebie. Zgodziłam się z Tobą, że opowiadanie jest po prostu złe. Nie negowałam tego. Wydaje mi się, że inaczej widzimy ich płynność, zgranie. A właściwie... Ty je widzisz, a ja nie. ;)

      „Czepiam się natomiast, że zrobiłaś z tego dyscyplinę sportową zastępującą, na przykład, relaksującą jogę.” Cholera. Tak się rozpisałam nad przemyśleniami dotyczącymi umiejętności Gaary i obawiam się, że w tym miejscu wyszedłby podobny babol, w którym wytłumaczyłabym, dlaczego tak to postrzegam. Jeżeli widzisz sens w drobiazgowym roztrząsaniu problemu, to daj znać, popuszczę wodzę fantazji. ;)

      „Jakbyś była ciekawa, to sprawdziłam w Gimpie i... jaśniejsza część tęczówki wskazuje na miętę, a cień na wybitny turkus. Ekhem.” Uznajmy, że mam to samo upośledzenie, co stereotypowi mężczyźni i istnieją dla mnie tylko podstawowe kolory. Wierzę w ocenę Gimpa, ale nadal widzę niebieski. :(

      Usuń
  3. „A tak poza tym, to część po samej wypowiedzi sugeruje, że oczy shinobi lewitowały sobie gdzieś ponad dziewczyną, najwyraźniej oddzielone od swojego właściciela.” No w przypadku Gaary… ;) Ale tak, jasne, widzę tę głupotkę.

    „Powoli zalatuje mi Mary Sue.” Oj. To potem irytacja sięgnie zenitu.
    „Obym się myliła.” Przepraszam!
    „ (…) a ona się z gracją ocknęła, grzecznie podziękowała i padła zemdlona w ramionach swego wybawcy?” A jak inaczej Mary Sue miałaby to zrobić? ;)

    „Pozwól mi zgadnąć. Zakochają się, ona nauczy go, że nie wszyscy są do niego negatywnie nastawieni, Gaara pogodzi się z rodzeństwem i zamarzy o zostaniu Kage, śniąc snem Naruto?” No przyznaj, że choć trochę zaskoczyłam! Bo o ile z ogólną fabułą (jakimś cudem, no nie wiem jak) trafiłaś, ale nie w dziesiątkę. Dałabym ósemkę.

    Ok, mam ochotę połowę Twoich złośliwych uwag jeszcze bardziej pogłębić i pośmiać się z siebie, ale daruję sobie, bo znowu zaczynam spamić.

    „Nie sądzę, by w tym uniwersum byli zaznajomieni z mitologią grecką. Poza tym chyba jednak nie każdy mieszkaniec, skoro Gaara jednak nie spał.” Wiesz, kiedy pisałam do Ciebie zeszłej niedzieli, miałam egzystencjalny kryzys. Dokąd zmierzam? Jaki jest sens istnienia? Czym jestem? Po co piszę? No jak widać po to, żeby popełniać wszystkie możliwe gafy w tekście. A tak na poważnie, to choć trochę na sam koniec wyjaśnię, tak tego pojąć nie mogę, bo nawet po pobieżnym sprawdzaniu tekstu powinnam to wyłapać.

    „Nie do końca o to chodziło. Gaara nie spał, ponieważ podczas snu Shukaku mógł przejąć nad nim kontrolę.” Jak najbardziej się zgadzam, ale to był raczej skrót myślowy, który nie powinien pojawić się w tekście.

    „Zmieniasz jej ułożenie i nadal próbujesz trafić. Jeśli przypadkiem igła ci się wysunie, całkiem ewentualnie (choć niezgodnie z zasadami) możesz jej użyć ponownie, ale nigdy wielokrotnie. Nie udało się? Trudno! (…)” O ile ten cały wątek powstał przez słaby reaserch (a właściwie jego brak), tak… Naprawdę mnie zaskoczyłaś. Poszukam też na własną rękę i następnym razem będę opieprzała pielęgniarki. Mam paskudne żyły i wielokrotnie tak to wyglądało. Zastanawiam się teraz – jest to jakoś sankcjonowane? Chętnie będę walczyć o prawa do nowej igły z każdym kolejnym wysunięciem.
    „Co to miało być? Pobieranie krwi, zakładanie dojścia dożylnego, akupunktura?” No… „Nie zauważając niczyjej obecności powoli wykonywała wszystkie czynności wokół swej pacjentki, aż nagle zamarła.” Może nie powinnam się wykłócać, bo napisane jest to w doprawdy powalający sposób, ale coś tam jest. ;) Nie tylko pobierała krew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przyznaj, że choć trochę zaskoczyłam!
      Przyznaję!

      Zastanawiam się teraz – jest to jakoś sankcjonowane? Chętnie będę walczyć o prawa do nowej igły z każdym kolejnym wysunięciem.
      Na większość procedur medycznych są odpowiednie ustawy i rozporządzenia. Generalnie użycie tej samej igły drugi raz nie jest jeszcze takie złe. Natomiast każdy kolejny to już komedia. Inna sprawa, że pielęgniarki są rozliczane ze zużytego sprzętu, bo w dokumentacji muszą podać, ile poszło na danego pacjenta przy konkretnej procedurze. Jeśli to szpital, to jeszcze pół biedy. Ale w POZ niczego nie ukryjesz, a są placówki, w których można mieć przez to problem. Więc tak, zwracaj uwagę na ponowne używanie igieł. A z mojej pielęgniarskiej strony dodam: jeśli wiesz, że masz kiepskie żyły, to weź dzień wcześniej wypij te 1,5-2 litry wody. I Tobie, i personelowi będzie łatwiej. :D

      No… „Nie zauważając niczyjej obecności powoli wykonywała wszystkie czynności wokół swej pacjentki, aż nagle zamarła.” Może nie powinnam się wykłócać, bo napisane jest to w doprawdy powalający sposób, ale coś tam jest. ;) Nie tylko pobierała krew.
      Yhyyy, ale co z tą igłą robiła, to już nie jest napisane, nie? Stąd moja wątpliwość. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, jak to działa w uniwersum Naruto. Wiemy, jakie są mniej więcej szpitalne struktury, ale nic poza tym. W rzeczywistości mamy pielęgniarki zabiegowe, opatrunkowe itp. itd.
      Wiem, że czepiam się częściowo przez swoje wykształcenie, ale przydałby się jakiś drobny research, dzięki któremu mogłabyś dokładnie napisać, czym się ta pielęgniarka zajmowała. Nie musisz przecież kroczek po kroczku opisywać sposobu otwierania jałowych opakowań, ale gdybyś przyswoiła jakąś procedurę, mogłabyś ją pobieżnie wpleść w fabułę i pokazać, że w tym i tym przypadku coś nie poszło, bo pielęgniarka (albo pielęgniarz) była zdenerwowana obecnością Gaary.

      Usuń
    2. „ (…) to weź dzień wcześniej wypij te 1,5-2 litry wody. I Tobie, i personelowi będzie łatwiej. :D” Trzymam Cię za słowo, że to coś pomoże. :P

      Usuń
  4. Rozdział 2.
    „Co w sumie nie oznacza, że musieli być braćmi, nawet jeśli pominąć, że dziewczyna, która dopiero się przebudziła, nie zwracałaby uwagi na takie pierdoły, jak porównywanie rysów twarzy dwóch chłopców, zwłaszcza gdy jeden z nich ma makijaż dodatkowo utrudniający takie porównania.” No istnieje jeszcze opcja, że ktoś nie wie, w jaki sposób opisywać postaci i wkłada to w jednym miejscu po całości. Ale to tylko mój domysł, mogę się mylić. ;)

    „Charakterystyczną maskę, broń, którą się posługiwał, może ochraniacz na czoło, jeśli był z jakiejś Wioski.” Oczywiście się zgadzam, ale nie o to chciałam spytać. „Wioska” czy „wioska”? Wahałam się nad tym długo i w końcu uznałam, że „wioska”. A tutaj widzę z dużej litery… Jest jakaś reguła? Bo w sumie to nie nazwa własna.

    „Zdajesz sobie sprawę, że to jest absurdalne?” Niestety tak.

    „Dlaczego wszyscy, włącznie z autorką opowiadania, zdają się tego nie zauważać?” Autorka zauważa! Z kilkuletnim opóźnieniem…

    „Dwoje nastolatków w tej samej kwaterze. Co złego może się stać?” Posiedzą razem na idiotycznym materacu, powymieniają się erotycznymi uwagami o pociągającym zapachu, będą się jąkali na swój widok, bo uczucia ich przerosły. Wiesz, całkiem normalne rzeczy.

    „Gdyby ją skrzywdzić, zrobić z niej zakładnika (albo chociaż przekupić) i w ten sposób dobrać się do Gaary... Nie tracę nadziei, że Kazekage w końcu na to wpadnie.” No to się doczekałaś. :) Okazało się, że Rasa nie był całkowicie skretyniały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Wioska” czy „wioska”? Wahałam się nad tym długo i w końcu uznałam, że „wioska”.
      I tu przyznaję, że nie wiem. Pisałam na ten temat z For przy okazji bety i nie mogłyśmy się dogadać, więc ostatecznie uznałam, że zostawię i najwyżej wyjaśnię swój punkt widzenia.
      Mianowicie w oryginale mamy słowo gakure, które najczęściej występuje wraz z częścią określającą, o którą wioskę chodzi. Mamy Sunę (Sunagakure, Wioskę Ukrytą w Piasku), Konohę (Konohagakure, Wioskę Ukrytą Wśród Liści Drzew itd.). W ocenie słowa wioska użyłam dla określania samej Suny, a nie aglomeracji jako takiej. Inne się u Ciebie chyba nawet nie pojawiają, więc uznałam, że to będzie skrót od nazwy własnej, Wioski Ukrytej w Piasku, stąd wielka litera. Gdyby pojawiało się u Ciebie więcej wiosek, najpewniej przeszłabym do małej litery i z kontekstu wyciągnęłabyś, o której z nich w danej chwili piszę.
      A tutaj widzę z dużej litery…
      Przy okazji: od dużej (welkiej)/małej lub dużą (wielką)/małą. Nigdy z dużej (wielkiej)/małej. :D

      Okazało się, że Rasa nie był całkowicie skretyniały.
      No fakt, coś tam z tego wynikło, ale nadal to zakończenie jest jakieś... no... po macoszemu. W tym wielkim planie Rasy jest sporo dziur i niedociągnięć, więc o ile brawa za pomysł zrobienia z OC przynęty, o tyle nadal lekki facepalm przez całą resztę niezbyt dopracowanych knowań.

      Usuń
    2. „W tym wielkim planie Rasy jest sporo dziur i niedociągnięć, więc o ile brawa za pomysł zrobienia z OC przynęty, o tyle nadal lekki facepalm przez całą resztę niezbyt dopracowanych knowań.” Zgadzam się, ale też nie wiem, jakim cudem miałabym nie potraktować po macoszemu czegoś, co powinno trwać dobre kilkanaście rozdziałów. W sumie to nie Twój problem, ani Twojej interpretacji, tylko tekstu, którego nie było. ;)

      Usuń
    3. Zgadzam się, ale też nie wiem, jakim cudem miałabym nie potraktować po macoszemu czegoś, co powinno trwać dobre kilkanaście rozdziałów.
      Myślę, że jest pewna różnica pomiędzy opisaniem czegoś skrótowo, ale spójnie, a napisaniem byle było i nadal nietrzymającego się kupy z resztą twórczości. Pewnie, że nie musisz się rozwodzić nad czymś, co nie jest istotne fabularnie i nie wpływa jakoś szczególnie na jej dalszy bieg (tutaj jest to epilog, więc ciężko mówić o dalszym biegu, ale mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli). W Twoim przypadku epilog był pisany po latach jako spięcie i dopełnienie już istniejących wątków, dlatego o ile on sam był dobry, o tyle niespecjalnie łączył się z fabułą. Sądzę, że to, co przedstawiłaś na końcu, powinno być jakoś związane z tym, co prezentujesz w rozdziałach. Akcja epilogu jest niejako rośliną, której korzenie sięgają przez wszystkie rozdziały, a owoce są tym efektem końcowym, do którego dążysz przez wszystkie sceny.
      Moja uwaga odnośnie niedopracowanych knowań odnosiła się właśnie do tego, że w większości nie miały one odniesienia w rozdziałach. Jestem jednak pewna, że to dopracujesz przy okazji pisania opowiadania w wersji poprawionej. Wiem, że miałaś ograniczone pole do popisu. :)

      Usuń
  5. Rozdział 3.

    „Dlaczego więc Sayuri ma myśleć o sobie jak o rudowłosym dziewczęciu opierającym się o ramę okna?” Bo Sayuri sprzed lat nie wiedziała, co to jest narracja, nie miała pojęcia jak bardzo irytujące jest określenie rudowłose dziewczę (tam chyba nawet było rudowłosa istota, ale głowy nie dam), a poza tym to takie poetyckie…

    „Dopisek dla osób, które nie czytały opowiadania, ale czytają ocenę: tak, przegrała z ciekawością.” Jak mogłaś rzucić takim spojlerem?! W najbardziej emocjonującym punkcie rozdziału?! A nie… to za chwilę będę płonąć ze wstydu.

    „Co Sayuri mogłaby skrzętnie wykorzystać, ale najwyraźniej nadal jest otumaniona po głaskaniu materaca Gaary.” Co prawda już dokonałam aktu samospalenia ze wstydu, ale to nie przeszkadza mi w dalszym komentowaniu (czy to był absurd na poziomie „Odpowiedzialności? Mam nadzieję, że nie wypadłam z wprawy). Chciałam tylko skomentować, że i Twój fortel jest absurdalny (może to zasługa mojego wspaniałego opka), bo wskazał jej pokój, w którym miała spać. „- Muszę wyjść. Twój pokój jest tam – powiedział i wskazał w stronę końca wąskiego korytarza.” Widzę, że słabo to opisałam (no jestem zaskoczona, że akurat ten fragment tak kiepsko mi wyszedł), ale pokazał jej drzwi, które były na wąskim korytarzu. Rozumiesz… Nie? No dobra, pokazał jej korytarz! A może tam miała spać?

    Rozdział 4.

    „Przytuliła go, oboje są w pozycji siedzącej (chyba), a w każdym razie nikt tam nie leży, więc skąd ci się to wzięło?” Nawet teraz zastanawiam się, czy jest to fizycznie możliwe i chyba tak. Jeśli siedzisz i opierasz się o coś (np. ramę okienną), a ktoś się na Ciebie… no właśnie? Co zrobi? Położy? Nie będę się kłócić, bo w tym wspaniałym dziele wszystko powinno być inaczej.

    „Podróżowała, gdzieś tam pomieszkiwała, ale generalnie nie sądzę, by na co dzień z kimś spała, więc dlaczego nagle miałaby się czuć z tym nieswojo?” Akurat tutaj nie trafiłaś (nie mam się czym chwalić, bo powinnaś to móc wywnioskować z tekstu). Nie było tu podtekstu. Chodziło o to, że Sayuri zazwyczaj spała w innych warunkach i możliwość spania w wielkim, wygodnym łózku, sprawiała, że czuła się nieswojo i nie mogła zasnąć.

    „To te same rzeczy?” Tak. Latała sobie w zakrwawionych, podziurawionych ubraniach. Co smutne, nie jest to sarkazm.

    „To w końcu coś się dzieje, ale on nie wie co i trzyma się na dystans, czy jednak się stara być inny?” Gaara był wykreowany przez osobę, która nie rozumiała, czym jest kreacja. Mam nadzieję, że to go trochę usprawiedliwia. Pod innymi względami możemy się kłócić o jego zdrowie psychiczne, ale tutaj rozdwojenie jaźni to wina autorki.

    „Ponoć Sayuri żadnego jeszcze nie przeszła, więc czy nie powinna spytać, jak wyglądają ich treningi lub po prostu treningi shinobi? Obecna forma sugeruje, że mimo wszystko już gdzieś trenowała i jest ciekawa różnic pomiędzy tymi dwoma doświadczeniami.” Jesteś po lekturze i wiesz, że przeszła niesamowity trening… ze sobą. To się tylko leciutko kupy nie trzyma. Była tak zdolna, że sama się wytrenowała. To przecież logiczne, nie?

    „Każdy chyba człowiek chciał jak najbardziej oddalić się od czerwonowłosego. – Szyk sugeruje, że tylko chyba-ludzie oddalali się od Gaary. Mogłabyś to chyba dać na początek zdania albo całkowicie z niego wyrzucić.” Zważ na to, że to przemyślenia Sayuri, więc możliwym jest, że uważała osoby, które nie były przychylne „czerwonowłosemu” za chyba-ludzi – wyraz pogardy dla ich żałosnego jestestwa. A tak serio… Tak, to byli ludzie, a „chyba” wędruje na początek zdania.

    „Czy ten ktoś, dostrzegając Gaarę, nie mógłby wyjąkać przeprosin i czmychnąć w popłochu?” O! To będzie! Ta scena na pewno podniosła wartość literacką tego opka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłaś rzucić takim spojlerem?!
      Wiesz, to tak jak z tymi wszystkimi horrorami. Niby nie znasz fabuły, ale i tak doskonale wiesz, co się za chwilę wydarzy. :D

      Widzę, że słabo to opisałam (no jestem zaskoczona, że akurat ten fragment tak kiepsko mi wyszedł), ale pokazał jej drzwi, które były na wąskim korytarzu. Rozumiesz… Nie? No dobra, pokazał jej korytarz! A może tam miała spać?
      No wiesz, gdyby ktoś mi pokazał korytarz, w którym najpewniej było więcej drzwi niż jakaś tam jedna ich para, po czym wyszedłby z domu, zostawiając mnie w okolicy domniemanego przedpokoju, nie miałabym zielonego pojęcia, co rozumie przez machnięcie ręką w stronę korytarza z jakże wiele mówiącym wyjaśnieniem, iż pokój jest tam. Tam, czyli gdzie? Dwudzieste drzwi na lewo za zakrętem, obok popiersia Shukaku?

      Jeśli siedzisz i opierasz się o coś (np. ramę okienną), a ktoś się na Ciebie… no właśnie? Co zrobi? Położy?
      To raczej będzie właśnie opieranie się o kogoś, a nie położenie na nim. Jak sądzisz? Można jeszcze pomyśleć o przylgnięciu, ewentualnie przywarciu, ale to ostatnie już kojarzy się z nieco bliższym kontaktem. :)
      Wcześniej nie musisz wcale precyzować, że Sayuri usiadła obok i oparła się o ramę okienną. Wystarczy informacja, że usiadła. Mamy ją w konkretnym miejscu.

      Chodziło o to, że Sayuri zazwyczaj spała w innych warunkach i możliwość spania w wielkim, wygodnym łózku, sprawiała, że czuła się nieswojo i nie mogła zasnąć.
      Ok, to wyjaśnienie do mnie przemawia. Teraz pozostaje ulokować to gdziekolwiek w tekście. Nie poprzez ekspozycję. :D

      Latała sobie w zakrwawionych, podziurawionych ubraniach. Co smutne, nie jest to sarkazm.
      I... Kage, mając córkę w zapewne podobnym wieku, nie postarał się o cokolwiek, co byłoby przynajmniej całe i czyste? Choćby ze wspomnianego magazynu odzieży szpitalnej? Wow, nie ma to jak właściwy człowiek na właściwym miejscu!

      O! To będzie! Ta scena na pewno podniosła wartość literacką tego opka.
      Na pewno dodałaby naturalności. Takie drobiazgi spinają to, co eksponujesz w konkretnych scenach i chcesz przedstawić czytelnikowi. Może się on przekonać, że mieszkańcy rzeczywiście boją się Gaary na co dzień, a nie tylko wtedy, kiedy przypomni sobie o tym autor opowiadania i wstawi w ekspozycyjną scenkę w glorii swej chwały. :)

      Usuń
    2. „(…) Tam, czyli gdzie? (…)” Zmartwiłam się teraz, że na poważnie wzięłaś moją żartobliwą uwagę. Naprawdę, nie jest ze mną tak źle i wiem, że to było okropnie napisane, a uwaga z korytarzem była tylko nieudolnym żartem.

      „Na pewno dodałaby naturalności. Takie drobiazgi spinają to, co eksponujesz w konkretnych scenach i chcesz przedstawić czytelnikowi.” Nie rozumiem, dlaczego „dodałaby”. Raczej „dodała”. Możliwe, że w morzu absurdu, groteski, kiczu i blasku Mary Sue nie zauważyłaś tego, ale ta scena się pojawiła. :P To co? Fatalny z dwoma plusami? :D

      „To będzie!” – chodziło mi o to, że to będzie dalej w którymś rozdziale.

      Usuń
    3. Naprawdę, nie jest ze mną tak źle i wiem, że to było okropnie napisane, a uwaga z korytarzem była tylko nieudolnym żartem.
      Spokojnie, rozumiem, po prostu nadal miałam potrzebę doprecyzowania. Wybaczysz, nie? :D Tak już mam. Trzydziesty raz będę tłumaczyć to samo, nawet jeśli osoba, której tłumaczę, po drodze zdążyła zasnąć.

      To co? Fatalny z dwoma plusami? :D
      Nice try but still – nope. :D

      Usuń
  6. Rozdział 5.

    „Tu zapewne bierzemy się za trening. Proszę, niech Sayuri nie będzie Mary Sue, niech Sayuri nie będzie Mary Sue…” Jedyne, co mogę napisać – ostrzegałam. :( Nawet podczas pisania te x lat temu, wahałam się, czy w tym miejscu nie przedobrzę (musisz mi wierzyć na słowo, że zachodziły w moim mózgu jakieś szczątkowe procesy myślowe). Teraz nie miałam wątpliwości, że to koszmarnie wykreowana bohaterka, ale w tej prywatnej wiadomości chodziło mi o to, czy to w tym miejscu wypłynęło to w pełni, czy może później. Domyślam się, że pierwsza opcja jest prawdziwa.

    „Tu się nic kupy nie trzyma.” To chyba nie powinno być dla Ciebie zaskoczeniem na tym etapie. Niestety.

    „Chciał jej zaimponować? Na każdym kroku podkreślasz, jak bardzo dziewczyna jest wyjątkowa.” A nie pomyślałaś, że może czytelnik nie zrozumie, że Sayuri jest wyjątkowa? Choć… Skoro pisałam to do szuflady, to chyba chciałam mieć pewność, że sama nie zapomnę. xD

    „Dość niefortunne, nie uważasz?” Domyślam się, jakie możesz mieć zdanie na temat mojej inteligencji po lekturze tego cuda, ale pozwól, że tym razem się odszczeknę. W Sunie istnieli shinobi, którzy korzystali z żywiołu wody, prawda? [Przynajmniej jeden filler na to wskazywał].

    „Tak biegły w walce medic-ninja to rzadkość. – Na jakiej podstawie klasyfikujesz ją jako medic-ninja? (…) Mamy Tsunade, Sakurę, Ino i Hinatę, które tej teorii zdecydowanie przeczą.” Z sensem tego fragmentu zgadzam się w pełni. Ale skoro wymieniłaś tylko cztery osoby, to chyba mam prawo uznać, że biegły w walce medic-ninja to rzadkość.

    Rozdział 6.

    „– Masz spore możliwości, a Twoje medyczne ninjutsu już teraz jest imponujące. – Wybacz, ale uczepię się tego, bo to jeden z większych absurdów, który powielasz. Sayuri ani razu nie użyła jutsu. Nie zastosowała żadnej techniki. Dwa razy użyła chakry – raz lecząc samą siebie w szpitalu, za drugim razem cofając efekty uderzenia Temari w kark. Sama obecność zielonej poświaty o niczym jeszcze nie świadczy. O żadnej technice nie napisałaś.” Upewnię się, o co Ci chodzi w tym miejscu. O brak dopisku „Iryō Ninjutsu” przed rozpoczęciem leczenia? Bo już chyba samo to jest uznawane za medyczne ninjutsu, właśnie ta zielona otoczka. Tak przynajmniej wyczytałam w internetach i teraz to jeszcze raz sprawdziłam. Medyczne ninjutsu to właśnie leczenie, które może być rozwijane do tworzenia technik. Z technikami się zgodzę – nie użyła żadnych, ale medyczne ninjutsu wykorzystywała. Jak inaczej można nazwać leczenie przy użyciu chakry, jeśli nie medycznym ninjutsu?

    „– Zostaniesz geninem, wiesz co to, prawda? – Czyli co, w Sunie każdy dostawał ochraniacz i zostawał geninem… bo tak? A jakieś testy sprawdzające wiedzę? Zdajesz sobie sprawę, że praktycznie umiejętności to nie wszystko (a ona w sumie za wiele ich dotąd nie pokazała)?” I znowu… z niesamowicie słabo opisanym procesem się zgadzam, ale nawet jeśli położymy na bok kolejną dyskusję tym razem na temat tego, czy sama walka mogła wystarczyć, to chyba Kazekage mógł o czymś zadecydować. Jakkolwiek absurdalny, ale istniał plan, dla którego Rasa chciał ją w Sunie i już samo to mogło wystarczyć, by dać rudowłosej dziewce stopień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz nie miałam wątpliwości, że to koszmarnie wykreowana bohaterka, ale w tej prywatnej wiadomości chodziło mi o to, czy to w tym miejscu wypłynęło to w pełni, czy może później. Domyślam się, że pierwsza opcja jest prawdziwa.
      Tak, zdecydowanie pierwsza z opcji. Wcześniej miałam jeszcze płonne nadzieje, że może jej fizyczna strona tak wszystkich zafascynowała i chociaż na treningu wyjdzie, że to jakaś łamaga, która, no nie wiem, w kekkei genkai nieznanego pochodzenia odziedziczyła zdolność do samoleczenia. Trochę jak Karin z klanu Uzumaki. Tymczasem wyjechałaś z Mary Sue w pełnej krasie i moje szczątki nadziei spłonęły w jej blasku.

      W Sunie istnieli shinobi, którzy korzystali z żywiołu wody, prawda?
      Hej, ale nie twierdzę, że to niemożliwe. Twierdzę, że nieco niefortunne w miejscu, które stoi pośrodku pustyni i zbudowane jest przeważnie z piasku. Wodę musieli mieć (pewnie wody gruntowe, bo na jakieś miłe jeziorko nie ma co liczyć), po prostu było jej mniej. Nadal: użytkownicy Natury Wody w Sunie... no auć. :D

      Z sensem tego fragmentu zgadzam się w pełni. Ale skoro wymieniłaś tylko cztery osoby, to chyba mam prawo uznać, że biegły w walce medic-ninja to rzadkość.
      Nie do końca. Tsunade gdzieś w anime tłumaczyła, że po prostu mało kto chce się zajmować medycznym jutsu. Wiesz, shinobi pragną walczyć i ginąć jak bohaterowie, a nie gdzieś tam stać z boku, w cieniu swych towarzyszy, których tyły mają ubezpieczać. Zatem nie tyle chodziło o to, że medyczny shinobi nie jest biegły w walce, ile o to, że mało których biegły w walce shinobi chce zgłębiać tajniki medycznego jutsu. No i nie każdy ma ku temu predyspozycje. Co do tego, że mogę wymienić tylko tę czwórkę... jak wspominałam, oryginalne uniwersum niespecjalnie zgłębia temat medycznej strony rzeczywistości. A szkoda.

      Upewnię się, o co Ci chodzi w tym miejscu. O brak dopisku „Iryō Ninjutsu” przed rozpoczęciem leczenia?
      Nie do końca. Iryō Ninjutsu to po prostu Medyczne Techniki Ninja. Czyli nazwa konkretnej gałęzi ninjutsu. Nie nazwa techniki leczenia. Zwróć uwagę na odcinki, które pokazują początek nauki Sakury u Tsunade. Mamy zwoje, pieczęcie. Z kolei w odcinkach w czasie Wojny Shinobi pojawia się tyle ciekawych technik, że aż żal byłoby z nich nie skorzystać i jakoś się nie odnieść. Ninpō Sōzō Saisei? Sama zielona otoczka to po porostu skoncentrowana chakra. W tym przypadku najpewniej chodzi o to, że sprawdza się w ten sposób drogi przepływu chakry osoby badanej, ewentualnie powoduje kumulowanie chakry shinobi w konkretnym miejscu, by tkanki wyleczyły się same, ale szybciej.
      Co do samej Sayuri, to gdzie ona przykłada choćby dłoń ze skoncentrowaną w niej chakrą? Gdzie mamy zastosowanie jakiejkolwiek techniki? No nie mamy. Zamiast tego serwujesz taki fragment:
      Rudowłosa zaraz po przełknięciu jej [tabletki regenerującej chakrę, ekhem] poczuła, że powróciła jej Chakra. Delikatnie rozwinęła bandaże. Czuła na sobie czujne spojrzenia Kazekage i jego dzieci, była nieco zestresowana. Po chwili nawet po najpoważniejszych ranach nie było śladu, a ona sama wyglądała o niebo lepiej.
      Swoją drogą: tabletka regenerująca chakrę... Borze. Pewnie, bo co tam Infūin: Kai Tsunade, w Sunie mają takie fajne tabletki, wiesz. [KLIK]

      Jakkolwiek absurdalny, ale istniał plan, dla którego Rasa chciał ją w Sunie i już samo to mogło wystarczyć, by dać rudowłosej dziewce stopień.
      No dobra, ale nadal pozostaje sprawianie pozorów, że dziewczyna została wcielona do sił militarnych Suny, bo ma ku temu jakieś tam zdolności. Tymczasem nie wiadomo nawet, czy dziewczyna się orientuje w teorii. I będę się tego czepiać przy każdym opowiadaniu, które spróbuje mi wmówić, że wiedzę teoretyczną można pominąć. Nie można. I żadna walka pod czujnym okiem Kage tego nie załatwi. [KLIK]

      Usuń
    2. „Nadal: użytkownicy Natury Wody w Sunie... no auć. :D” Naprawdę dziwisz się (po lekturze), że nie zauważyłam absurdu, który popełnili twórcy anime? ;)

      Wracając do kwestii medycznego ninjutsu. Nie przypominam sobie, by przy jakiejkolwiek scenie leczenia były wypowiadane nazwy technik. Nie mówię, że nie miały konkretnych nazw, ale nie padały one przy leczeniu. Dlatego zakładam, że ta zielona otoczka to właśnie medyczne ninjutsu (oczywiście nie utrzymuję, że Sayuri w scenach pokusiła się choćby o wykrzesanie z siebie chakry).

      „Swoją drogą: tabletka regenerująca chakrę... Borze. Pewnie, bo co tam Infūin: Kai Tsunade, w Sunie mają takie fajne tabletki, wiesz.” Chodziło mi o Hyōrōgan (nazwy nie znałam; pamiętałam jedynie, że występowało coś takiego). Ta pigułka m.in. regeneruje chakrę.

      „No dobra, ale nadal pozostaje sprawianie pozorów, że dziewczyna została wcielona do sił militarnych Suny, bo ma ku temu jakieś tam zdolności. Tymczasem nie wiadomo nawet, czy dziewczyna się orientuje w teorii. I będę się tego czepiać przy każdym opowiadaniu, które spróbuje mi wmówić, że wiedzę teoretyczną można pominąć. Nie można. I żadna walka pod czujnym okiem Kage tego nie załatwi.” No i wracamy do punktu wyjścia – Kage mógł tak zrobić. Nie bronię idiotyzmu i słabych podstaw decyzji. Chodzi mi o możliwość.

      Jeżeli będę pisała „Odpowiedzialność” od nowa raczej zmienię najważniejsze punkty historii – Sayuri będzie pochodzić z Suny albo podległej wioski. Bo moim zdaniem największym absurdem nie było mianowanie jej na genina (nadal utrzymuję, że potencjalnie Rasa mógł tak zrobić), tylko zatrzymanie kogoś obcego w Sunie. To przecież centrum militarne kraju Wiatru (a może „Kraju Wiatru”?) i nie dam rady wiarygodnie wytłumaczyć, dlaczego Kazekage zatrzymał przypadkowe rudowłose dziewczę. Nawet jeżeli powstrzymałoby mordercze hobby Gaary.

      Usuń
    3. Naprawdę dziwisz się (po lekturze), że nie zauważyłam absurdu, który popełnili twórcy anime?
      Ale teraz tak zupełnie poza ocenką, zupełnie poza anime: pomyśl, że rodzisz się w Sunie i okazuje się, że jesteś użytkownikiem wody. Chodząca oaza! :D

      Nie przypominam sobie, by przy jakiejkolwiek scenie leczenia były wypowiadane nazwy technik. Nie mówię, że nie miały konkretnych nazw, ale nie padały one przy leczeniu.
      Ja tam się w ogóle zastanawiam, po co te nazwy były potrzebne. Czy chodziło o cokolwiek poza przedstawieniem czytelnikowi, że jedna technika różni się od drugiej, choć na to wygląda i ma jakieś podstawy teoretyczne, a więc i ograniczenia? No bo gdybym była shinobi, nieco by mnie irytowało, że muszę przedstawić swojemu przeciwnikowi technikę, której użyję, zanim jeszcze na dobre ją wykonam. Strategicznie to trochę... do kitu.
      A co do medycznych jutsu, to myślę, że w samym uniwersum były potraktowane trochę byle jak i brakuje w tym konsekwencji. Są odcinki, w których nazwy są wymawiane, a są takie, w której pokazuje się tylko samo działanie chakry. Nie ma więc jednoznacznego argumentu źródłowego, ale sądzę, że jeśli już decydujemy się na podawanie nazw technik, powinniśmy to stosować dla wszystkich na głównym planie opowiadania.
      Jeśli zaś chodzi o zdolność samoleczenia Sayuri, to niby jest coś takiego w oryginale (Saisei Nōryoku), ale to niespotykana umiejętność, która jednak wygląda inaczej, niż to przedstawiłaś. No i sprawiłaby, że dziewczę byłoby jeszcze większą Mary Sue, więc może lepiej nie idźmy w tym kierunku. :D
      Hyōrōgan – czy ta pigułka nie była przeznaczona do celów militarnych? Tj. w wyjątkowych przypadkach, w czasie wojny lub kilkudniowej walki? Poza tym nie jestem pewna, czy one nie miały po prostu podnieść poziomu chakry lub ją podreperować, by shinobi nadal mógł walczyć. U Ciebie wygląda to jak w grze RPG. Statystyki znów na full, jakby nic się nie wydarzyło. Ale jak napisałam: nie mam pewności, bo i na ten temat jest dość mało informacji. Niemniej w opowiadaniu wyszło nienaturalnie i to porównanie do gry nasuwa się jako pierwsze. Nie było żadnego problemu ze zorganizowaniem pigułki dla przypadkowej dziewczyny, najwyraźniej była ot tak dostępna. Zresztą wydaje mi się, że takie zabawki są dość drogie. W końcu przykładowy skład kulek wygląda na kosztowny, a Suna nie należała do zamożnych wiosek. Gdyby więc nawet wyjaśnić pigułkami obecność tabletek regenerujących chakrę, nasuwają się kolejne pytania.

      Usuń
    4. „Ale teraz tak zupełnie poza ocenką, zupełnie poza anime: pomyśl, że rodzisz się w Sunie i okazuje się, że jesteś użytkownikiem wody. Chodząca oaza! :D” Ten ktoś byłby najbogatszą osobą w Sunie! :D Chyba że moje przewidywania, co do realiów w tej wiosce, są słuszne, wtedy ktoś taki byłby zamknięty w odosobnieniu, a Rada zbierałaby profity…

      To kwestie medycznego ninjutsu możemy chyba oficjalnie uznać za zamknięte. I zgadzam się z Tobą – podawanie nazw technik to bzdura. Zawsze mnie to trochę drażniło, ale kimże ja jestem, żeby kłócić się z kanonem?

      „No i sprawiłaby, że dziewczę byłoby jeszcze większą Mary Sue, więc może lepiej nie idźmy w tym kierunku. :D” Uff… dobrze, że nie wzięłaś na warsztat innego ff. ;) Uprzedzałam czytelników, że tam patetyczność wylewa się zewsząd. Moim ulubionym zdaniem, które wygrywa wszystko, jest: „A uśmiech, który zawitał na jej twarzy, wręcz okalał go swoim blaskiem.” Chociaż tak w głębi serduszka uważam, że to opowiadanie jest niezłe, jeśli uzna się je za komedie. :D

      W przypadku tych nieszczęsnych tabletek nie chodziło mi o to, że opisałam je wspaniale, nieźle wytłumaczyłam ich istnienie, a Ty się tylko czepiasz. Odniosłam wrażenie (zwłaszcza po wejściu w link), że wyśmiewasz sam fakt istnienia takich wspomagaczy, a chakrę może regenerować tylko osoba władająca Infūin: Kai. No… istniały, a od autorów zależy, w jaki sposób wykorzystają to w swoich opowiadaniach (ja to zrobiłam bardzo źle).

      Usuń
  7. Rozdział 7.

    „Nie powinna podać numeru placu, który usłyszała od Kazekage? Najwyraźniej jest ich więcej niż jeden, skoro zostały ponumerowane.” Oni już są tak zgrani i zżyci ze sobą, że czytają sobie w myślach.

    „A tak w ogóle, to gdzie wcięło jakiegoś sensei?” Autorka zapomniała. Jak poprawiała teksty jakieś pół roku przed założeniem bloga, to uznała, że na pewno będzie pamiętać przy dokładniejszym redagowaniu. Dalsza część tłumaczenia wyklaruje się pod sam koniec komentarzy.

    „A sensei nadal nieobecny. Nie sądzisz, że jednak to on powinien kierować zapoznaniem drużyny z nowym jej członkiem?” Nie chciałabym widzieć Twojej miny, kiedy zorientowałaś się, że senseia nie ma.

    „To w końcu był unieruchomiony czy zwijał się na ziemi?” Unieruchomiony zwijał się na ziemi, a milcząc, krzyczał. Tak bym podsumowała „Odpowiedzialność”.

    „Nie chodziło o coś takiego?” Tak.

    „Jak to jest, że raz pamiętasz o przecinkach przed zwrotami, a innym razem (przeważającym) najwyraźniej ta wiedza ci umyka?” Trudne pytania zadajesz, ale o tym wątku później.

    „Mogłabyś więc na tym fragmencie zakończyć jej przepychankę słowną z resztą nowej drużyny i uwiarygodnić jej postać choćby poprzez samodzielny powrót do domu Gaary.” Chciałam wysilić się na kolejne absurdalne komentarze, ale przypomniałam sobie, że Twój komentarz jest mniej absurdalny niż prawdziwe wyjaśnienie, którego można się domyślić z tekstu – rudowłosa dziewoja nie ma orientacji w terenie.

    „I Masaru nie ma żadnych wątpliwości, czy nie powinien przypadkiem oświecić kolegi z drużyny odnośnie ewentualnego zagrożenia?” Zapewne powinien, ale jeszcze w tym momencie nie mógł, bo była z nimi Sayuri. Nic natomiast nie usprawiedliwia mnie przed tym, że i później tego nie zrobił. ;)

    „W dodatku już nie wiem, z czyjej perspektywy piszesz.” Opowiem małą ciekawostkę. Pisałam, że walczę z rozdziałami. Zmiany kosmetyczne. Po tym rozdziale się poddałam i uznałam, że „Odpowiedzialność” będzie w takim stanie, w jakim jest teraz na blogu, aż nie napiszę jej od nowa.

    „Czy nienaturalne byłoby przedstawienie jakiegoś ich wewnętrznego dialogu?” A tak szczerze uznajesz to za dobry pomysł? Bo kilka razy chodziło mi to po głowie (nie w tym opowiadaniu), ale uznałam, że Gaara raczej ignorował go, a wtrącanie jedynie odzywek Shukaku byłoby chyba trochę dziwne. Gaara opisał w którymś z odcinków, że chakra demona też się burzy i to w tym kierunku opisywałam (albo raczej w tym ff nie opisywałam) ich zmagania.

    Rozdział 8.

    „Zgarnęła i… i co? Tak je trzymała, rozmawiając z kumplem? A może je po prostu odgarnęła? Co ty na to?” Po dogłębnej analizie problemu uznałam, że masz rację. Choć niewykluczone, że po prostu zapomniałam dopisać, że trzymała rude włosy, bo biedny czytelnik mógłby nie pamiętać koloru tej zachwycającej grzywy. I co gorsza, Masaru i Kaito mogli nie zauważyć tego cudu, więc trzymała włosy przed ich oczami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałabym widzieć Twojej miny, kiedy zorientowałaś się, że senseia nie ma.
      Yup, nie chciałabyś.

      Chciałam wysilić się na kolejne absurdalne komentarze, ale przypomniałam sobie, że Twój komentarz jest mniej absurdalny niż prawdziwe wyjaśnienie, którego można się domyślić z tekstu – rudowłosa dziewoja nie ma orientacji w terenie.
      Ja też nie. Ani trochę. A jednak po swoich śladach jestem w stanie jakoś wrócić.

      Zapewne powinien, ale jeszcze w tym momencie nie mógł, bo była z nimi Sayuri.
      Mógł łypnąć na nią oczyskiem (a nawet dwoma!), łypnąć na kumpla i pomyśleć Później. Cała magia.

      A tak szczerze uznajesz to za dobry pomysł? Bo kilka razy chodziło mi to po głowie (nie w tym opowiadaniu), ale uznałam, że Gaara raczej ignorował go, a wtrącanie jedynie odzywek Shukaku byłoby chyba trochę dziwne.
      Gaara akurat ignorował wszystkich poza Mary Sue. Gdybyś rozpisała te odzywki Shukaku w scenach, w których piszesz, że domagał się ofiary, zaczynając je w nowej linijce i zapisując kursywą, mogłoby wyjść świetnie. Nie musisz od razu rozpisywać ich dialogu, skoro obstawiasz, że go nie było.

      Usuń
  8. Rozdział 9.

    „W dodatku sensei nadal się nie pojawił. Puścili nieopierzonych nastolatków na pierwszą wspólną misję bez kogoś wyższego rangą?” Myślałam, że wstyd to uczucie stałe. Że nie da się bardziej wstydzić, niż wstydziło się przed chwilą. Otóż można. Sensei nie istnieje.

    „Niech zgadnę, nasza Mary Sue podbiła serce kolejnego nieszczęśnika.” Owszem, taka już rola Mary Sue.

    Rozdział 10.

    „Przecież dziewczyna nie jest jego przedmiotem (...). – W ogóle nie jest przedmiotem, jest osobą.” Kiedy weźmie się pod uwagę kreację Sayuri, to chyba można uznać, że Gaara miał rację. Toż to mówiąca kartka papieru!

    „Zaspokajał potrzeb. No chyba że samego Shukaku. Kto wie, co oni tam wyczyniają w umyśle Gaary.” No i teraz zastanów się nad poradą z siódmego rozdziału. Czy naprawdę powinnam opisywać, co się działo w umyśle Gaary? xD

    „Przed oczami mam taki stary PRL-owski młynek do mielenia mięsa.” Patrząc na to, co najczęściej zostawało z ofiar Gaary, Twoje skojarzenie zdaje mi się być nad wyraz adekwatne.

    Epilog

    „Żadna z tych opcji nie pasuje jednak do całokształtu. Nie wiem, co chciałaś przez to pokazać.” Humorystyczny wydźwięk.

    „Widać lata nie pomogły w poprawieniu zapisu imienia tej postaci. Kankurō.” I przyznam, że nie mam pojęcia, jaki jest tego powód. Biedny Kankurō. To korzystając z okazji, dopytam. Skoro używałam wszędzie np. uu zamiast ū, to w przypadku Kankurō powinnam raczej używać formy Kankurou, nie?

    „Ale czy mogła to przewidzieć? Czy mogła przewidzieć szaleństwo i głęboko zakorzenioną nienawiść ojca do syna? Tak, to mogła przewidzieć. Znała przecież ich historię. Może nie mogła przewidzieć konkretnych kroków (...). – No, już nie rób z dziewczyny Trelawney. Nawet jak na celowe powtórzenia – jest ich po prostu za dużo.” Pierwsze trzy to zabieg celowy i tego raczej nie zmienię. Czwartego powtórzenia nic nie tłumaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy weźmie się pod uwagę kreację Sayuri, to chyba można uznać, że Gaara miał rację. Toż to mówiąca kartka papieru!
      Jeśli mam być szczera, to gdzieś przy okazji bety oceny obstawiałam raczej dzban. Wiesz, taki ładny, kolorowy, idealny do podziwiania... ale nadal dzban.

      No i teraz zastanów się nad poradą z siódmego rozdziału. Czy naprawdę powinnam opisywać, co się działo w umyśle Gaary? xD
      Taaak!

      Skoro używałam wszędzie np. uu zamiast ū, to w przypadku Kankurō powinnam raczej używać formy Kankurou, nie?
      Dokładnie. Choć nie tylko Ty popełniasz ten błąd i za nic nie wiem, z czego to się bierze. W każdym razie tak, ō w rōmaji zapisujemy jako ou, więc Kankurō to Kankurou.

      Pierwsze trzy to zabieg celowy i tego raczej nie zmienię. Czwartego powtórzenia nic nie tłumaczy.
      Wiem, a przynajmniej się domyślałam, ale podkreśliłam je wszystkie, byś sama mogła zobaczyć, jak to wygląda w całości. Choć najbardziej mi pasują dwa pierwsze przewidzieć, trzecie już mi zgrzyta, a czwarte zupełnie się nie wpasowuje.

      Usuń
  9. „Wcześniej napisałaś, że Sayuri nie mogła przyswoić kolejnych wydarzeń, więc może i walka była poza jej możliwościami percepcji?” Jest to koncepcja jak najbardziej słuszna, a zważywszy na sposób wykreowania Sayuri, nikogo to raczej nie zdziwi.

    „Byli na pustyni, więc dosłownie wchłaniał ich do wnętrza piasku. (...)Nie dostrzegła nawet kiedy i Rasa padł, ale nie miała wątpliwości, widząc jedno z ciał, leżących pośrodku tego ogromnego pomieszczenia. – Czy po drodze gdzieś się przenieśli i tego nie zauważyłam?” Nie, chodziło o wnętrze grzyba skalnego, a przez głupotę nazwałam to pomieszczeniem.

    „Poza tym nieźle gotujesz, więc biorę[,] co dają. – Do podobnych scen w poprzednich rozdziałach podchodziłaś w sposób kiczowaty, infantylny. Tutaj jest znacznie lepiej. Poważnie, ale również z odrobiną humoru. Poruszasz ważny temat i choć nie da się uniknąć ekspozycji, nie jest ona tak nachalna. Tym zdaniem pokazałaś również, że wiesz, kiedy klimat zaczyna robić się zbyt ciężki i należy go przełamać. W końcu w prawdziwym życiu również nie lubimy, gdy coś nam ciąży, próbujemy wtedy nieco odbić w innym kierunku, co tutaj wyszło ci naprawdę naturalnie. Brawo.” Przez całą ocenę czasem uśmiechałam się pod nosem, ale przy tym fragmencie wybuchłam śmiechem. Widzę, że dostrzegłaś choć jeden pozytyw i wyolbrzymiłaś go do granic absurdu. Dziękuję. Jestem wzruszona. :P

    „Ważniejsze, to… skąd ta wzmianka o Akatsuki? Świetnym dopełnieniem byłoby, gdyby wypowiedź Gaary nawiązywała do jakiejś części wielkiego planu zgładzenia go. Wiesz, jakby Kazekage dogadał się z członkami organizacji, że dostaną prawie nieżywego chłopaka, by bez walki z nim zabrali sobie bijū, jeśli w zamian, na przykład, nie będą nękać mieszkańców Suny. Albo wspomogą Wioskę w rozwoju, by prześcignąć Konohę. Cokolwiek. Tymczasem na tę chwilę mam wrażenie, że chciałaś nawiązać do oryginalnego uniwersum i tak to sobie wisi niepowiązane fabularnie.” Z tego ciężko mi się wytłumaczyć, bo masz i nie masz racji. Masz rację, lepiej wyglądałoby to, co przedstawiłaś. Zdecydowanie. Ale trzeba mieć w pamięci to, że z tego dzieła wyleciało sporo i Akatsuki tam właśnie by się znalazło. Pisałam pod rozdziałem dziesiątym, że zachęcam do zadawania pytań, jeśli coś będzie niejasne i to pytanie nie padło. Akatsuki było częścią istniejącej jedynie w koncepcjach kontynuacji opowiadania.

    „Możliwe, że już nigdy, nikomu nie zaufa. Możliwe, że powróci do zabijania po takiej dawce, jak ta dzisiejsza. – O, i znów mieszasz perspektywy. Obstawiam, że są to myśli Sayuri, która ma obawy, że po tych wydarzeniach jej partner wróci do zachowań sprzed lat. Z budowy zdań można jednak wyciągnąć wniosek, że to nadal o ochraniaczu. Albo myśl Gaary o Sayuri, jeśli uznać, że ta młoda kobieta, o której chwilę temu wspomniał, to właśnie ona. A może Gaara myśli, że to ochraniacz zacznie mordować? W sumie… jest taki film jak Mordercza opona, więc może Morderczy ochraniacz z Suny też zrobią.” Ja bym chętnie obejrzała taki film. :D Aha… to była perspektywa Gaary.

    Ale tego plusa to mogłaś darować. Za jeden pozytyw to za mało, a nieistniejący sensei powinien wręcz zaniżyć, ale to byłoby już poza skalą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chodziło o wnętrze grzyba skalnego, a przez głupotę nazwałam to pomieszczeniem.
      Uznajmy, że to rozumiem... choć nadal dużo bardziej pasowałoby mi wchłonięcie ich w piasek, by się podusili. W końcu to pustynia.

      Widzę, że dostrzegłaś choć jeden pozytyw i wyolbrzymiłaś go do granic absurdu. Dziękuję. Jestem wzruszona.
      Dzięki, starałam się! :D

      Ale trzeba mieć w pamięci to, że z tego dzieła wyleciało sporo i Akatsuki tam właśnie by się znalazło. Pisałam pod rozdziałem dziesiątym, że zachęcam do zadawania pytań, jeśli coś będzie niejasne i to pytanie nie padło. Akatsuki było częścią istniejącej jedynie w koncepcjach kontynuacji opowiadania.
      Ok, ale pamiętaj, by przy poprawkach również to jakoś dopełnić, wyjaśnić. Albo całkowicie wyciąć, bo skoro wypadło przy którejś tam edycji tekstu, to tego również nie powinnaś zostawić.

      Ale tego plusa to mogłaś darować. Za jeden pozytyw to za mało, a nieistniejący sensei powinien wręcz zaniżyć, ale to byłoby już poza skalą.
      Przez chwilę zastanawiałam się nad poszerzeniem skali o trolla czy jakieś inne potterowskie odniesienie, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że pewnie trochę przesadzam i da się znaleźć pozytywy tego opowiadania. Więc znalazłam. Epilog. Zresztą, jakby nie patrzeć, przynajmniej nieźle się bawiłam i z pewnością sporo nauczyłam. Poza tym nie mogę powiedzieć, że opowiadanie jest całkiem do niczego. Masz ciekawą bazę pod coś nowego, lepiej skonstruowanego i dojrzalszego. Twoja sprawa, co z tym fantem zdziałasz.

      Usuń
    2. „Ok, ale pamiętaj, by przy poprawkach również to jakoś dopełnić, wyjaśnić. Albo całkowicie wyciąć, bo skoro wypadło przy którejś tam edycji tekstu, to tego również nie powinnaś zostawić.” Nie, nie, nie. To nie będzie edycja tekstu, tylko napisane od nowa. Nie zostawię choćby zdania z tych rozdziałów. Wątek Akatsuki będzie wkomponowany w fabułę.

      „Poza tym nie mogę powiedzieć, że opowiadanie jest całkiem do niczego.” Prawdopodobnie istnieje jakiś potencjał, ale nawet podwalinami tego nazwać nie mogę, bo najważniejsze punkty fabuły muszę zmienić, żeby cokolwiek trzymało się kupy.

      Usuń
  10. Również przejdę do podsumowania.

    Najważniejsza rzecz, którą obiecywałam przez wszystkie komentarze. Skąd aż tak słaba poprawność językowa? Aż takie niedociągnięcia fabularne? Odpowiedź poniekąd znajduje się na podstronie „O blogu”. Kiedy wpadłam na pomysł opublikowania tych perełek, uważałam, że tylko desperaci wejdą na tego bloga. Do katalogów zgłaszałam się tylko po to, żeby istniał po mojej grafomanii jakiś ślad, bo nie łudziłam się, że ktoś się tym zainteresuje i celowałam raczej w grono odbiorców, którym wystarczy po prostu Gaara. Dość nieoczekiwanie pojawili się stali czytelnicy i wpadłam w popłoch. Choć jakieś pół roku przed powstaniem bloga, poprawiałam te gimnazjalne twory hurtowo (wspomniałaś gdzieś, że oczy Ci krwawią… to stan już po poprawie, a kwiatki w stylu „kródszy” pojawiały się w każdym rozdziale…), to odpuściłam sobie wówczas porządne przekopanie się przez tekst. Kiedy zdobyłam czytelników, nie byłam w stanie wyrobić się z poprawą, a kilka pierwszych rozdziałów „Odpowiedzialności” już ujrzało światło dzienne. WS poznałam jakoś w listopadzie, stali czytelnicy pojawili się w grudniu i wydaje mi się, że nawet gdyby Elektrownia nie zostawiła wiadomości w spamie, sama bym się zgłosiła. Byłam świadoma, że to tekst do napisania od nowa i nie siliłam się na porządną pracę, tylko eliminowałam takie najgorsze kwiatki. Teraz walczę z każdym tekstem, a nie tylko z „Gosposią”. Nie wszystko zauważę, nie wszystko da się wyeliminować, bo oznaczałoby to pisanie opowiadań od nowa, ale nie wygląda to aż tak tragicznie, jak w przypadku „Odpowiedzialności”.

    Poprawny (mam nadzieję) zapis dialogów już występuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że opowiadanie pisałaś dłuższy czas temu. Doceniam, że wyeliminowałaś najgorsze kwiatki i wiem, że czeka Cię jeszcze sporo pracy, by doprowadzić opowiadanie do konkretnego poziomu. Mam nadzieję, że ocena Ci w tym pomoże. Na Twoją korzyść działa raczej niewielka ilość tekstu. Proponuję, żebyś rozpisała sobie to, co już masz w opowiadaniu. W punktach i podpunktach albo na osi czasu. Wtedy będziesz mogła rozpisać, które z nich są ważniejsze, które można pominąć, a które tkwią takie z niczym niezwiązane w samym środku tekstu. Zostawiam to jednak Twojej wyobraźni. Liczę tylko, że nie zrobisz tego na szybko, byle było, a naprawdę zastanowisz się nad porządnym zbudowaniem związków przyczynowo-skutkowych i rozwojem postaci. Strona techniczna wyjdzie w praniu, jak tylko zgłębisz temat.

      Usuń
  11. Z ekspozycją mam mały dylemat. To raczej pytanie w kontekście „Gosposi”, bo „Odpowiedzialność” napiszę jeszcze raz. Żeby zobrazować, dlaczego w ogóle przychodzi mi do głowy myślenie o ekspozycjach, muszę wspomnieć o ilości tekstu. To ok. 500 stron Worda (marginesy 0,5, czcionka 11, interlinia 1 – żeby być dokładną :P). Niektórych ekspozycji pozbywałam się w miarę upływu czasu, ale są takie, których ciężko mi się pozbyć (nie ukrywam, że występują też takie z powodu lenistwa :P). W tych ekspozycjach dane są najczęściej jakieś istotne dla fabuły szczegóły, ale które już przynajmniej raz zostały przedstawione w scenie. Może posłużę się przykładem. W opowiadaniu ktoś codziennie chodzi do siłowni. Za pierwszym razem skonstruowałam scenę. Za drugim razem też. Ale już drugiego dnia zdarzyło się coś istotniejszego fabularnie. Czy wtedy, jeśli chciałabym ciągnąć fabułę, ale jednak i w siłowni zdarzyło się coś istotnego dla bohatera (np. podarła mu się koszulka, a nie miał już pieniędzy, bo był koniec miesiąca i musiał wybierać między kupnem nowej koszulki a jedzeniem i ostatecznie zdecydował się na koszulkę, co rzutowało na dalszej części opowiadania, bo był głodny), to ekspozycja nadal jest tak samo surowo traktowana?

    Chciałam kiedyś zgłosić się z „Gosposią” do Was, bo na tym opowiadaniu najbardziej mi zależy, ale to chyba nie ma sensu. Nawet jeśli ktoś by się podjął oceny takiego tasiemca, to raczej byłaby to frustracja dla Was, a u mnie załączyłby się ałtoreczka-mode i broniłabym każdego niedociągnięcia jak wariatka, bo jestem z nim bardzo emocjonalnie związana. Poza tym już dwa razy redagowałam tego potworka i przyznam, że trzeci raz zniszczyłby mnie kompletnie, a takiego choćby head-hoppingu i tak nie wyeliminuję z takiej ilości tekstu. Muszę przyznać, że kusi mnie, żeby jeszcze kiedyś się zgłosić, z całkiem świeżym opowiadaniem i mam nadzieję, że nie zostawię po sobie jakoś bardzo negatywnego śladu przez tę ocenę.

    Bardzo dziękuję, Ayame, za ocenę i naprawdę mam nadzieję, że nie poniosłaś żadnych strat materialnych za sprawą tej wspaniałości.

    W dzień nie mam czasu na pisanie komentarzy, to stwierdziłam wesoło, że spanie jest dla słabych i nawet nie chcę myśleć, jakie babole znajdę, kiedy jeszcze raz to wszystko przeczytam. Później dopiero w czwartek miałabym czas, żeby coś od siebie napisać, ale stwierdziłam, że to nie fair w stosunku do Ayame i zmobilizowałam się. Mam nadzieję, że wybaczysz mi te kwiatuszki.

    Jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do ekspozycji: warto się zastanowić, czy nie da się konkretnego elementu przedstawić jakoś inaczej niż poprzez ekspozycję. Jasne, że czasem nie można jej uniknąć, ale to bardzo rzadkie przypadki, które zresztą da się ukryć w tekście tak, by czytelnik jej w ogóle nie odczuł jako chamskiego tłumaczenia. W przypadku wspomnianej koszulki przydałaby się jakaś scena, w której bohater patrzy ze zrezygnowaniem na dziurawe ubranie, kupuje kolejną, a wieczorem siedzi z pustym żołądkiem, popijając herbatę i zerkając na nowy zakup.
      Jeśli ekspozycji w tekście jest absolutne minimum, to zwykle się tego nie czepiamy. Możemy wypisać, że tu dałoby się zrobić coś inaczej, by to ukryć lub przedstawić w lepszy sposób, ale jeśli nie jest to częsty błąd, nie wpływa na ocenę końcową.

      Gosposia to solidna ilość tekstu i na pewno żadna nie weźmie go indywidualnie. Raczej postawiłybyśmy na grupówkę z możliwością przerwania oceny w dowolnym momencie, jeśli uznamy, że błędy się powielają i dalsze ich wypisywanie do niczego nie prowadzi. Piszesz jednak, że to opowiadanie jest Ci bliskie, więc osobiście uważam, że nie ma sensu się z nim zgłaszać. Na podstawie otrzymanej oceny Odpowiedzialności możesz skontrolować, na co zwracać uwagę i postarać się samodzielnie wyeliminować błędy, które powielasz w innych twórczościach.
      Gdybyś jednak chciała kiedyś zgłosić się z czymś świeżym, nie widzę przeszkód. Chętnie sprawdziłabym, jakie zrobiłaś postępy. :)

      Tymczasem zapewniam, że żadnych strat materialnych nie poniosłam (choć kilka razy miałam ochotę wyrzucić laptopa przez okno). :D

      Bardzo proszę i do przeczytania (choćby na Katalogowo)!

      Usuń
    2. „Gosposia” nie powinna wręcz lądować u Was, skoro zdaję sobie sprawę z tego, co w niej jest nie tak, ale nie chcę tego zmieniać z przyczyn, które poniekąd wymieniłam w komentarzu na Katalogowo. To byłaby strata Waszego czasu, a moje poirytowanie. Ocena byłaby potrzebna, gdybym dała dopisek do zgłoszenia „Nie zwracajcie uwagi na head-hopping, minimalną ilość fabuły i cukierkowatość.” No raczej nie da się tego zrobić. xD

      Też już wspominałam o tym na Katalogowo – mam wielką wizję. Wizję opowiadania bez cukierkowatości, epickiego romansu (może mała nutka) i ze śladową ilością fabuły. Jeżeli mój wewnętrzny sprzeciw wobec takiego paskudnego tworu nie weźmie góry, to zgłoszę się. Możliwe, że wtedy rudowłosa dziewka awansuje z dzbana na kartkę papieru.

      „Tymczasem zapewniam, że żadnych strat materialnych nie poniosłam (…)” Zignoruję dalszą część i przyznam, że kamień spadł mi z serca. ;)

      „Bardzo proszę i do przeczytania (choćby na Katalogowo)!” Mam nadzieję, że to nie była sugestia, żebym nic więcej nie dodawała, bo, jak już mogłaś zauważyć, nadal istnieją pewne wątpliwości. :P

      Usuń
    3. Wizję opowiadania bez cukierkowatości, epickiego romansu (może mała nutka) i ze śladową ilością fabuły.
      Jak już coś takiego napiszesz, to od razu mówię, że chętnie ocenię Twój tekst. To, co widziałam w epilogu, daje nadzieję na kawałek dużo lepszego warsztatu. Jeśli więc uda Ci się sklecić coś nowego, a ja nadal tu będę – nie krępuj się i wpadaj ze zgłoszeniem. :)

      Mam nadzieję, że to nie była sugestia, żebym nic więcej nie dodawała, bo, jak już mogłaś zauważyć, nadal istnieją pewne wątpliwości.
      Hahah, nie no, spokojnie. Wpadaj, kiedy zechcesz. :D Przynajmniej obie robimy dobry research i czegoś się uczymy! :)

      Usuń
    4. „Jeśli więc uda Ci się sklecić coś nowego, a ja nadal tu będę – nie krępuj się i wpadaj ze zgłoszeniem. :)” Mam nadzieję, że nie pożałujesz swojego entuzjazmu, bo wzięłam to sobie do serca. :P

      Usuń
  12. Od dawna czytam Wasze oceny i muszę przyznać, że ta po prostu jest fantastyczna. Spędziłam przy niej sporo czasu, pomimo braku znajomości "Naruto". Nie przeszkadzało mi to jednak aż tak bardzo.
    Parsknęłam śmiechem kilka razy, zwłaszcza na momencie o tym "gęstym i lepkim" xd. I jeszcze na Mary Sue, kiedy tak bardzo chciałaś, żeby Sayuri nią nie była. Płonne nadzieję.

    Całość, co widać, było pisane przez kogoś młodego. Chyba większość z nas popełniała takie błędy. Typowe zachowania bohaterów, marysuizm, sztuczne dialogi, dziwne konstrukcje zdań, niepoprawne dialogi.

    "No wiesz, te wielokrotne morderstwa to może być w sumie jakaś wskazówka. Ale tak tylko gdybam." Świetne podsumowanie. :D

    Podobnie jak to z biedną pandą. Sama muszę przejrzeć własne opowiadania pod względem ekspozycji, bo przecież uwielbiam pandy! Nie można dopuścić, aby też i przeze mnie cierpiały, bo inaczej wyginą.

    Przy okazji, nie jestem anonimem, ale sama też zgłosiłam swoją twórczość, oddając ją w Wasze ręce, także nie będę zdradzać tożsamości, bo wyszłoby na to, że w jakiś sposób próbuję się przypodobać.

    W każdym razie wszystkie Wasze oceny zawierają cenne wskazówki oraz rady, nie tylko dla autorów konkretnych prac. Ale akurat tutaj w jakiś sposób płynęłam przez tekst bardziej niż zwykle, jakbym czytała ocenę w czasopiśmie. Może te bezpośrednie zwroty do czytelnika ("Dopisek dla osób, które nie czytały opowiadania, ale czytają ocenę: tak, przegrała z ciekawością."), może ilość uwag, może mniej wypisywania takich samych błędów? Nie wiem, ale miałam dużą przyjemność z tekstu.

    Przy okazji, zastanawia mnie, dlaczego od razu wypisujecie błędy z każdego rozdziału w trakcie oceny. Dla mnie to trochę zaburza odbiór. To znaczy, wiem, że piszecie na bieżąco, ale mimo wszystko chyba czytelniej byłoby najpierw polecieć z oceną fabuły, a na końcu wypisać wszelkie błędy składniowe. Albo pod koniec każdego rozdziału podać ciągiem te, które go dotyczą. Czasami w ocenach trzeba przewijać te wszystkie momenty o braku przecinków czy źle zapisanych dialogach. Ale to tylko takie spostrzeżenie, głównie odnośnie osób czytających Was bez prowadzenia własnej strony, potrzebujących ocen dla rozrywki. Ja i tak często patrzę na wymienione błędy, choć w trakcie to po prostu zaburza rytm czytania, rozprasza.

    Oprócz tego - naprawdę wielki szacunek za to, co robicie. Poświęcacie czas dla nas, blogerów, żeby wymęczyć nasze opowiadania, przejrzeć je z każdej strony. Kurczę, tak mi się przypomniało jeszcze jak Skoia oceniała "My, splugawieni" (kolejna fantastyczna ocena), tak dokładnie analizując cały świat, że nawet dodała całą analizę występowania kolorów oczu (razem z wsparciem Ayame). Tam też płynęłam przez tekst, mimo braku gifów. A w ogóle to te gify też są fajne. :)

    Życzę wytrwałości w ocenianiu tekstów, lekkiego pióra i natchnienia.

    Pozdrawiam całą ekipę WS,
    chwilowy Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, chwilowy Anonimie! :)
      Mam nadzieję, że po otrzymaniu oceny dasz znać, kim jesteś. Strasznie mnie to zaciekawiło. Szanuję jednak Twoją decyzję i jak najbardziej ją rozumiem, więc na tę chwilę nie naciskam.

      Bardzo dziękuję za tak miły komentarz. Będę do niego wracać, gdy zacznę wątpić w swoje umiejętności sensownego składania myśli. Czyli zapewne całkiem często. :)

      Przy okazji, zastanawia mnie, dlaczego od razu wypisujecie błędy z każdego rozdziału w trakcie oceny. Dla mnie to trochę zaburza odbiór.
      Dla mnie to najlepsza z opcji. Dzięki temu ani ja, ani autor opowiadania nie musimy cofać się do konkretnych fragmentów, gdy już przejdziemy do kwestii językowych. W swoich pierwszych ocenach stosowałam podział na poprawność i fabułę, ale szybko zauważyłam, że to niewygodne dla obu stron. Poza tym nadal walczę ze swoimi skłonnościami do wypisywania każdej pierdoły, każdego zagubionego przecinka i pomieszanego szyku. Słowem: wyłazi ze mnie beta, co próbuję korygować.
      Sądzę, że w ocenach nadal chodzi przede wszystkim o wskazanie potknięć samemu autorowi opowiadania. Dostosowanie wpisu pod czytelników jest kwestią drugorzędną. Dlatego na pewno zwrócę większą uwagę na kwestię powielania uwag o tych samych błędach, ale raczej nie wrócę do podzielenia oceny na część językową i fabularną. To po prostu niepraktyczne.

      Raz jeszcze dzięki za komentarz!
      Pozdrawiam cieplutko
      Ayame

      Usuń
    2. Ja również podziękuję, bo i mnie wywołano. :) Za każdym razem bardzo miłe jest to, że WS może się komuś tak po prostu przydać, ale i mega miło się o tym za każdym razem czyta w komentarzach. :3

      Odnośnie do sposobu wprowadzenia do oceny poprawności – zgadzam się i z Tobą, Chwilowy Anonimie, i z Ayame. W sensie potrafię się postawić na miejscu czytelnika, dla którego poprawność totalnie odrywa od najważniejszej części oceny, czyli tej dotyczącej treści, i wiem, jakie to jest upierdliwe. Ale jako oceniająca próbowałam też pisać tak, by poprawność była gdzieś niżej, pod merytoryką, i chyba jeszcze bardziej upierdliwe było dla mnie przeklejanie cytatów gdzieś na smutny dół docsa. Na dodatek cytaty te często się dublowały, bo zwykle staram się dobierać z ocenianego tekstu takie fragmenty, w których można i skomentować treść, i wskazać błąd. Ciężko byłoby więc ten jeden cytat rozdzielić. I tak dobrze, że w moich obecnych ocenkach teraz wygląda to tak:
      Bla bla bla [przecinek zbędny] bla bla bla

      Bo kiedyś, jeszcze całkiem nie tak dawno temu, pisałam:
      Bla bla bla bla bla bla – Po trzecim bla brakuje ci przecinka. A tak w ogóle, to masz luki w fabule, bo coś tam, coś tam...”. – A to męczyło czytelników zdecydowanie mocniej, dlatego proponuję sposób z nawiasami też innym oceniającym. ;)

      Wiem też, że fajnie rozwiązała to Sigyn w jednej z ocenek [ocena 135], wypisując ledwo garść losowych błędów, i tak też postanowiłam robić z tekstami na ogół poprawnymi, gdzie tych uwag jest mało, ale gdy praktycznie każde zdanie jest do poprawy, to zdecydowanie trudniejsza sztuka.
      Jednocześnie wydaje mi się, że w ogóle byłoby dla wszystkich lepiej, gdyby oceny nie skupiały się aż tak na poprawności. Przede wszystkim ocena to nie beta i od betowania mamy ludzi na Betowaniu. Powtarzam sobie to na tyle często, że od niedawna staram się wypisywać tylko te najbardziej rzucające się w oczy głupotki. A wychodzi, jak widać, różnie.

      Usuń
    3. Najpierw odpowiem Ayame. :)

      Witam ponownie!

      Mam nadzieję, że jeżeli uda mi się dołączyć do ocenionych osób na WS, to ujawnię swój prawdziwy pseudonim. :)

      Nie wątp, nie wątp, naprawdę świetną pracę wykonujecie na WS, to należy porządnie chwalić. A wiadomo, że czasem o to ciężko, bo mimo wszystko oceny są bardziej krytyczne, na tym to w końcu polega - wskazać autorom kierunek.

      Rozumiem, że głównie chodzi o autorów, jednak osoby czytające dla samej przyjemności tekstu literackiego mogą czuć się odrobinę zagubione w gąszczu błędów. ;) Przy czym nie jest to w sumie nawet sugestia, po prostu subiektywne odczucie osoby czytającej oceny.

      Usuń
    4. Skoiastel:

      Dla mnie ta strona jest świetna, zarówno jako miejsce, gdzie można zaznać wiedzy, jak i rozrywki. Nie znam drugiej takiej, wydaje mi się, że nie ma czegoś równie wielkiego. Owszem, czasami ludzie podejmują się oceniania opowiadań, ale nigdy nie na taką skalę, nie tak profesjonalnie i rzetelnie, jak tutaj. I zarazem nie tak lekko, swobodnie.

      Co do wstawek w nawiasach - jak dla mnie strzał w dziesiątkę.

      Ocena 135 - tak, właśnie o coś takiego mi chodzi. Wiadomo, że jeżeli jest dużo błędów, to dla Was irytujące byłoby wklejanie wszystkiego na sam dół docsa, jednak jedyną możliwą opcją jest odpalenie dwóch Wordów i w jednym pisanie o fabule, w drugim o błędach. I tak z każdym rozdziałem lub po prostu błędy na sam koniec. Ale nie jest to żadna sugestia, tak sobie gdybam, czasami faktycznie trochę upierdliwe jest to czytanie o w kółko tych samych błędach (tzn. dla autora ocenianego opowiadania to jest czytanie pierwszy raz o tym błędzie, po prostu dla mnie, jako czytelnika, to coś powszedniego, bo w wielu ocenach, siłą rzeczy, takie same składniowe gafy się powtarzają, i trzeba to za każdym razem wymienić).

      Co do betowania - fakt, trochę tych błędów wypisujecie. :D Dla mnie to na plus, dobrze jest wiedzieć, na co zwrócić uwagę, chociaż osobiście przy tych najbardziej rażących, wysyłałabym już do zasad magicznym KLIKiem bez zagłębiania w szczegóły. Lubię Wasze magiczne KLIKI, jak to sobie określam, te dotyczące opisów, ekspozycji czy po prostu przecinków.

      Pozdrawiam,
      wciąż Chwilowy Anonim

      Usuń
    5. Och, nie mam już kontrargumentu na pomysł o dwóch docsach, więc w tym momencie skapituluję i (żeby nie było, że się nie sugeruję) postanawiam aktualnie pisaną solo-ocenę ogarnąć na dwóch plikach; potem wszystko skleję i zobaczymy, jak wyjdzie. Przy czym zrobię to również dla siebie – przemyślałam i być może odskocznia od znanej formy trochę mi urozmaici. :)

      A magicznych [Klików] też się postaramy, by było więcej. :)

      Usuń
  13. Ayame, Forfeit, miałabym do Was pytanie. Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem napisania fanfika do jednego anime samurajskiego, którego akcja dzieje się na przełomie ery Edo i Meiji, i tam znaczącą rolę odgrywa klan Fūma. Czy Waszym zdaniem powinno się odmieniać to słowo? Nie przychodzę po konkretną odpowiedź – jak do encyklopedii, bo koniugacje wyrazów japońskich często są kwestią sporną – ale chciałabym wiedzieć, jakie stanowisko bardziej Was „kupuje”.

    Mnie się wydaje, że „Fūma” powinno się odmieniać, ale kiedy tego próbuję, wychodzi jakieś dno. Mogę unikać koniugacji na dwa sposoby:
    Wersja grupowa: „Miałem zatarg z klanem Fūma”.
    Wersja jednostkowa: „Widziałem się z członkiem klanu Fūma”.

    Ale na dłuższą metę tak się nie da, zwłaszcza kiedy do klanu należy dwoje z głównych bohaterów. Jak by to mogło wyglądać w koniugacji?
    M. Fūma; D. Nie ma Fūmy (nie wiem, dla mnie dopełniacz brzmi straszliwie kaleko); C. Przyglądam się Fūmie; B. Widzę Fūmę; N. Idę z Fūmą; M. Mówię o Fūmie. No a wołacz wiadomo.
    No i sumie tu wszystko by mi pasowało, oprócz tego dopełniacza. To mnie się jakoś cuduje, czy Wam też średnio on leży?

    Natomiast liczba mnoga…
    M. Fūmy; D. Nie ma Fūm; C. Przyglądam się Fūmom; B. Widzę Fūmy; N. Idę z Fūmami; M. Mówię o Fūmach.
    Jak sobie tak patrzę na liczbę mnogą, to byłabym bardziej skłonna uznać, że jednak nie powinno się tego odmieniać. No ale wciskać „Fūma” w każdym przypadku i za każdym razem, kiedy o nich mowa, też mnie nie satysfakcjonuje. Tak źle i tak niedobrze. A co Wy o tym sądzicie?

    Pozdrawiam serdecznie, Hachi

    P.S. I tak, mnie ta ocena też bardzo przypadła do gustu. Połknęłam ją na raz i już nie raz. ;) Dowiedziałam się kilku niezmiernie ważnych rzeczy (uwaga o nieodmienianiu słowa „sensei” – absolutnie bezcenna, pięknie dziękuję). Pisz nam dalej, Ayame, tak długo, jak tylko będzie Cię to pociągało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko z córką, widać, że jeszcze śpię. Chodziło mi o DEKLINACJĘ, nie koniugację. Proszę nie powielać tego błędu. :(

      Pozdrawiam jeszcze raz, Hachi

      Usuń
    2. Cześć, Hachi!

      Powiem Ci, że to nie jest proste pytanie. :)
      Z jednej strony rozwiązanie, by używać klanu Fūma i odmieniać tylko ten klan jest najprostsze i uciekałabym się do niego, ile tylko bym mogła. Nie da się jednak ukryć, że nie zawsze się to sprawdzi i choćby po to, by uniknąć powtórzeń, klan będzie musiał iść w odstawkę. Zwłaszcza gdy zechcemy pisać o jego pojedynczych członkach, a nie całej zbiorowości.
      Z moją obecną wiedzą: odmieniałabym. W końcu nie jest to tekst w języku japońskim (gdzie z kolei rzeczowniki są nieodmienne, więc ich nie deklinujemy), a w języku polskim. W większości zastosujemy więc te same zasady, które obowiązują u nas, choć początkowo odmiana może brzmieć nieco dziwacznie. :)

      Bardzo dziękuję za ciepłe słowa! Cieszę się, że moja ocena ma szansę przydać się komuś jeszcze poza samą autorką opowiadania.

      Również pozdrawiam
      Ayame

      Usuń
    3. Pięknie Ci dziękuję! Fakt, nie jest to proste. Co chwila, gdy trafiam na jakiś termin japoński, mam dylemat, czy go odmieniać, jednak zawsze staram się iść w odmianę. W końcu, jak sama zauważyłaś, polski jest językiem fleksyjnym. No ale kwestia klanu Fūma trochę mnie przerosła. Przekonałaś mnie – będę to odmieniać, chociaż trochę potrwa, zanim się przyzwyczaję.

      Och, chyba nie ma takiej oceny, z której bym czegoś dla siebie nie wyniosła. ;) Jesteście naprawdę kochane, że prowadzicie tę stronę, choć pewnie byłoby dla Was prościej pisać tylko i wyłącznie z autorami tekstów.

      Pozdrawiam, Hachi

      Usuń
  14. "Ale nie… ona oczywiście musiała zadać jakieś idiotyczne pytanie, które klasyfikowało się do grona najgłupszych i najbardziej żenujących rzeczy[,] jakie zrobiła w życiu. – W tym kontekście: kwalifikowało. Poza tym, jeśli kwalifikowało się pytanie, to nie do tego, co zrobiła, lecz do pytań, jakie dotąd w swoim życiu zadała. Pytanie nie jest czynnością. Zadawanie pytań nią jest".

    Oj, oceniająca słabo zna poprawną polszczyznę i struga ważniaczkę przed osobą, która zna się jeszcze mniej. Nie zauważyła błędu ze słowem "grono"... "Grono" to grupa ludzi. LUDZI. Nie ma czegoś takiego jak grono rzeczy. Mogłabym wskazać jeszcze kilkadziesiąt podobnych błędów niezauważonych przez osobę oceniającą, ale po co?

    Pani Ludmiła G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Ludmiło, na wstępie bardzo dziękuję za zabranie głosu. Każdy komentarz jest dla nas ważny. :)
      Od razu śpieszę z wyjaśnieniem. Wspólnymi Siłami to ocenialnia literacka. Jak nazwa wskazuje – zajmujemy się oceną, nie betujemy tekstów zgłaszanych przez autorów. Dlatego właśnie nie zaznaczamy każdego błędu, jaki pojawia się w prezentowanej treści. Jeśli opowiadanie zmaga się z poważniejszymi problemami, na nich właśnie skupiamy się w pierwszej kolejności. W tym przypadku błędów było od groma – od fabularnych, po językowe. Dlatego postanowiłam skupić się na, w moim odczuciu, najważniejszych kwestiach.

      Jeśli zaś chodzi o charakter samej oceny, o którym wspomniała Pani jako o struganiu ważniaczki, to drogą mailową został on ustalony z autorką ocenianej twórczości jako optymalny sposób wyrażenia opinii na temat jej opowiadania.
      Nigdy nie twierdziłam, że wiem już wszystko i jestem najmądrzejszą osóbką na świecie, więc klękajcie narody, bo oto przedstawiam Wam prawdę objawioną, jedyną możliwą. Ba! Na każdym kroku podkreślam, że gdyby coś w ocenie było nadal niejasne lub do przedyskutowania, to jak najbardziej zapraszam do pisania w komentarzach, bo mając na koncie raptem kilka napisanych ocen, uważam, że nadal się uczę i z całą pewnością nie jestem alfą i omegą w dziedzinie literatury.

      Twierdzi Pani, że takich błędów przewija się kilkadziesiąt? Zaskakujące, że przytacza Pani aż jeden. Ale przecież po co nam więcej, prawda? Przypuszczam, że nie do merytorycznej dyskusji.

      Pozdrawiam serdecznie
      Ayame

      Usuń
  15. Dołączam do dumnego GRONA anonimów (buziaczki dla Pani Ludmiłki).
    Czytam Wasze oceny od dawna, stosuję się do porad w opowiadaniu, ale raczej nie zanosi się, żebym kiedykolwiek zgłosiła tekst do oceny. Nie czuję presji, żeby wszystko grało na 100%. Ja się bawię i czytelnicy się bawią. Właśnie - zabawa.
    Dawno się tak dobrze nie bawiłam przy jakiejś lekturze, jak przy ocenie Odpowiedzialności . Te uwagi do widzów, doszczętne niszczenie tekstu - coś pięknego. Naprawdę rzadko zdarza się Wam aż tak ostra ocena. Miałam w pamięci, że jest tyle komentarzy i czekałam na nowe show. Autoreczka się wkurzyła? Już zacierałam rączki, ale zostałam zaskoczona.
    Żałuję, że nie znam Naruto. Kiedy patrzyłam na tekst, nie spodziewałam się tego. Myślałam, że nastąpi święte oburzenie, a tu miła dyskusja, ba! Tak samo dobrze bawiłam się, czytając komentarze autorki i Ayame, jak przy ocenie. Rozumiem, że to autorka wyraziła zgodę na tak ostrą krytykę i to jest super! Jeżeli kiedyś ostatecznie zgłoszę tekst, to też poproszę o jazdę bez trzymanki i masakrę. Chętnie przeczytałabym jeszcze raz taką wesołą i prawdopodobnie (jeszcze raz przypomnę - nie znam Naruto) merytoryczną dyskusję. Oczywiście nie życzę autorce, żeby znowu napisała takie... coś. Ale może? Byłoby wesoło. ^^

    Powodzenia i trzymam kciuki, żeby nowe ocenki - wbrew temu, co napisała Sko - pojawiły się niedługo! Wszystkiego dobrego dla całej ekipy WS i czytelników. :)

    OdpowiedzUsuń