[225] ocena tekstu: Bro'war



Tytuł: Bro'war Autorki: Mari Kim & Miyeon Lee
Tematyka: luźny obyczaj
Ocenia: Skoiastel


Cześć i czołem, kluski z rosołem! 

Pierwszy raz w historii WS zabrałam się za ocenę tekstu grupowego, pisanego w dwójkę. Sama nigdy nie pisałam tak beletrystki, nie znam szczegółów waszego układu, a więc nie wiem, która z was tworzyła konkretne fragmenty. Zastanawiałam się więc, czy całą ocenę zwracać się do was w liczbie mnogiej, czy może pisać standardowo w pojedynczej, a odpowiednie uwagi przypiszecie już do siebie same, wiedząc, które będą się do kogo odnosić. Postanowiłam ostatecznie wybrać opcję numer dwa, jest dla mnie lżejsza i zdążyłam się do niej przyzwyczaić. Do liczby mnogiej przejdę dopiero w podsumowaniu; mam nadzieję, że taki układ wam pasuje. Wspomnę jeszcze, że poprawność znajduje się na samym dole oceny i obejmuje jedynie rozdziały 1-4. Niektóre powtórzenia celowo pozostawię w części fabularnej, ponieważ chcę z ich pomocą pokazać, jak wpływają na stylizację całości. We właściwej części skupię się, poza nią, na narracji i fabulariach, w tym, oczywiście, bohaterach, 

No to do roboty!

 

Rozdział 1

Postawiłem ostatnie pudło na podłodze w swoim nowym pokoju i westchnąłem, mając już dość latania po schodach na trzecie piętro. Oparłem ręce na biodrach i rozejrzałem się po swojej niewielkiej sypialni zawalonej moimi rzeczami w kartonach oraz dwóch walizkach z ubraniami. – Podoba mi się kolokwializacja, na przykład latanie po schodach – dzięki niej jest lekko, a narracja pierwszoosobowa nie wygląda na wymuszoną. Od razu widać, że do czynienia mam z bohaterem o luźniejszym sposobie bycia, co potwierdza zresztą dalsza część tego rozdziału. Za to odnośnie do techniki za usprawiedliwiony zaimek uważam ten pierwszy – w końcu bohater trafia do swojego nowego pokoju, podkreśla, że ma coś wreszcie na własność i to jest jak najbardziej okej. Następne jednak pogrubienia nie robią już roboty i gdyby je usunąć, fragment byłby lżejszy. Poza tym bohater dobrze wie, czyje rzeczy wniósł właśnie na piętro – wie, co znajduje się w kartonach. 

 

No, poza blatami, kuchenką, lodówką i zlewem to raczej nic więcej nie było. Zerknąłem na zegarek. Ekipa z meblami powinna być już pół godziny temu, a nawet i wcześniej. – Nie podoba mi się pierwsze zdanie, a właściwie pozostawienie czasownika na końcu; brzmi dość dziwnie. Może: No, poza blatami, kuchenką, lodówką i zlewem, raczej nie było nic więcej. – Poza tym czemu raczej? Bohater stoi w tym pomieszczeniu, wie, co dokładnie ma przed sobą. Raczej sugerowałoby, że jednak się… waha? Po co? No i kolokwializacja kolokwializacją, ale nie ma co też popadać w przesadę. Choć daleka jestem od puryzmu, tu zasugerowałabym: ekipa z meblami powinna trafić tu/przybyć/przyjechać/znaleźć się/zapukać pół godziny temu/robić swoje już od pół godziny. W takim znaczeniu, że tego powtórzenia naprawdę łatwo uniknąć, a narracja nadal pozostałaby luźna. 

 

Hyon ledwo przekroczył próg mieszkania i rzucił karton na podłogę, po czym nogą go przesunął, aby móc przejść. – Sugeruję szyk: przesunął go nogą. Nie musisz mi też tłumaczyć, że bohater chciał przejść. Skoro przesunął karton, a potem po prostu przeszedł obok i znalazł się w innym miejscu pomieszczenia, sama domyślę się, co oznaczał ten gest. Wątpię, by narrator tłumaczył sobie te ruchy w myślach – tak jak ja na pewno odgadł, o co Hyonowi chodzi, i nawet by się nad tym nie zastanawiał. 

Z drugiej strony czemu Hyon od razu nie rzucił kartonu gdzieś na bok, tylko najpierw zagrodził sobie drogę? Niepotrzebnie dowalił sobie roboty.

 

Odgarnął swoje czarne włosy, aby grzywka za bardzo nie wpadała mu do oczu. – O, tutaj znów logiczne, że nie czyjeś inne. 

 

Przyglądałem się pomieszczeniu, mając satysfakcję, że w końcu się udało mi i Hyonowi znaleźć odpowiednie mieszkanie, blisko centrum i naszej pracy, ale i z dala od rodziny. – Lżej i naturalniej dla narracji byłoby nazwać pomieszczenie „po imieniu”, w sensie: kuchnią, pokojem, salonem, wnęką kuchenną etc. Natomiast mając satysfakcję to zalążek ekspozycji, którą można łatwo wyplenić, po prostu ją wycinając. Satysfakcja narratora i tak objawia się wprost, w kolejnych słowach: w końcu udało mi się znaleźć… – i to mi w zupełności wystarcza, buduje narrację pierwszoosobową tak, jak być powinno. Jednak znów nie przekonuje mnie dziwny szyk, czasem dobierasz go w niezrozumiały dla mnie sposób, mam wrażenie, że piszesz inaczej, niż zwykle się mówi, a to czyni narrację nienaturalną, spójrz: w końcu się udało mi i Hyonowi znaleźć odpowiednie mieszkanie vs w końcu mi i Hyonowi udało się znaleźć odpowiednie mieszkanie. Choć znacznie lepiej brzmiałoby po prostu: w końcu udało nam się znaleźć odpowiednie mieszkanie. 

 

Musiałbym postradać resztki rozsądku, aby ledwo kończąc dwadzieścia jeden lat się żenić. Co to to nie! – Doceniam sprytne przemycenie informacji o wieku postaci. Bardzo zręcznie; wykorzystałaś do tego walory narracji pierwszoosobowej, czyli naturalne przemyślenia bohatera. Fajnie!

 

To latanie tam i z powrotem, noszenie ciężkich kartonów oraz mebli mnie wykończyło. – Truizm, bo już dawno to wiem. 

 

(…) po czym zszedłem z bro przed blok i razem z pomocą ekipy, udało nam się wnieść meble, których w zasadzie i tak było niewiele, ale najgorzej poszło nam ze sprzętem do ćwiczeń. – Oho, mamy i bro, które pojawia się również w tytule. Podoba mi się wykorzystanie zangielszczenia. Czy: bro’war oznacza, że braci wkrótce coś skłóci i będą toczyć między sobą wojnę? A może po prostu często będą pić browar? Nie wiem, ale podobają mi się obie wersje; ogólnie podoba mi się tytuł. Wprawdzie wspominałyście, że być może ulegnie on zmianie, ja jednak sądzę, że w sumie byłoby szkoda, jeśli bohaterowie faktycznie są braćmi albo się mocno przyjaźnią. 

 

— No, no, co za stylówka, Tony. Sam wybrałeś? — zapytał Hyon Tony’ego z uśmieszkiem. – Kto ma uśmieszek? Hyon czy Tony? Bo sens jedno, ale szyk – co innego. 

Coś czuję, że uśmieszek Hyona to będzie taki jego znak rozpoznawczy. Bohater dość często z tego korzysta, co zgrywa się z charakterem cwaniaka, za którego go mam. Wiem, że jeszcze wcześnie, jeśli chodzi o wnioski o kreacji postaci, ale cieszę się, że różnice między głównym bohaterem a Hyonem już od początku delikatnie się kreują. To akurat ważne, bo charakter to element fabularny, który poznajemy z czasem, ale od pierwszych słów coś już musi dawać o nim znać. To ciekawe, bo chociaż główny bohater jest tu narratorem, mam wrażenie, że jestem o nim w stanie powiedzieć znacznie mniej niż o Hyonie, którego znam jedynie postronnie.

 

Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na ubranie kumpla — koszula z napisem Mam dziewczynę. (…) 

— Bardzo śmieszne. Wolałem to założyć, niż żeby Mercy przyszła ze mną — rzekł Tony z pochmurną miną. Z dwojga złego lepiej ta nieszczęsna koszulka. – Ojej, ale mi się realnie żal zrobiło Tony’ego! Naprawdę! Gość ma niełatwo, na dodatek spuszcza nos na kwintę, zamiast przemycić z domu inną koszulkę, żeby tę teraz przebrać. Nie kombinuje, a więc ma w sobie sporo pokory i łagodności, ma w sobie coś wręcz z pantoflarza, nie chce zrobić przykrości swojej dziewczynie. Jestem ciekawa jego dalszego udziału w fabule, mam nadzieję, że nie jest to bohater, o którym niczego więcej się już nie dowiem. 

W dalszych fragmentach tej sceny bohaterowie trochę z Tony’ego żartują, trochę się troszczą, ale też zamiast sugerować samodzielność i przepracowanie kompromisów, od razu podsuwają pomysł, co by Tony miał Mercy po prostu rzucić. Oni wiedzą więcej niż ja, bo dziewczynę znają, więc liczę, że w przyszłości też dowiem się, czy poza numerem z koszulką i okrutną zazdrością jest jeszcze coś, co sprawia, że Mercy jest tu postacią negatywną i łatwo jej nie lubić. A może to chłopacy przesadzają…? Wniosek? Historia jest ciekawa, postaci wydają się do tej pory naturalne, mają swoją przeszłość, ale nie prowadzisz narracji w sposób ekspozycyjny i niewiele zdradzasz, a – wręcz przeciwnie – rzucasz hinty. To dlatego na tak wczesnym etapie, choć wydarzyło się niewiele, już rysują się jakieś wątki i mogę śmiało powiedzieć, że mam ochotę czytać dalej. Na razie idziemy w dobrym kierunku i to mnie cieszy.

 

— Eli, znalazłem kogoś dla ciebie. (…)

— Która? — zapytałem, przyglądając się tym niewiastom, choć niewiele widziałem, skoro trzy z nich były odwrócone do mnie plecami, a dwie jakoś dziwnie podrygiwały, w ogóle nie czując rytmu muzyki.

— Ta w białej bluzce z tatuażem na plecach. Z tyłu jest niczego sobie.

— Z tyłu może i tak, ale jak z przodu? Nie dam się znów wkopać w takie gierki. Ostatnio jak mi wybrałeś, to wyglądała jak moja ciotka.

— Bo to pewnie była twoja ciotka — dogryzł Hyon (…).

— Mam sokoli wzrok!

— Sokoli? — Aż parsknął śmiechem. — Stawiałbym na kreci.

— Sam jesteś krecik — odparłem, biorąc drinka.

 


Okej, to było dobre. 

 

Z jednej strony bohater ma dwadzieścia jeden lat i bardzo lekką, luzacką narrację, ale z drugiej – czasami włącza mu się jakiś archaiczny tryb i zaczyna rzucać zdaniami w stylu: 

— Która? — zapytałem, przyglądając się tym niewiastom (…). 

— Zdrowie! — rzekliśmy razem (…). 

Nie wiem, co o tym sądzić, szczerze mówiąc. Osobiście nie podoba mi się taki misz-masz, ale być może w jakimś stopniu należy on do stylizacji językowej postaci. Trudno powiedzieć. Jeśli takich archaizmów pojawi się więcej i będą negatywnie wpływać na mój odbiór tekstu, wrócę do tego w podsumowaniu. 

Pomijając takie momenty, ogólnie narracja jest twoją mocną stroną. Długo zastanawiałam się, czy zabierać się za kolejną pierwszoosobówkę, bo przemęczyłam ich wiele i często łapię autorów na tym, że brakuje im naturalności, nieco luzu charakterystycznego dla myśli. Ale tutaj jak na razie nie ma o tym mowy. I nie chodzi mi wcale o zabawną stylizację i ogólnie śmieszną scenę, ale o to, w jaki sposób piszesz. Tutaj jakąś myśl urwiesz, innym razem spłycisz zdanie kolokwializmem i to jest bardzo spoko.

 

Trochę żałuję, że opis tańca sprowadziłaś do ogólnika w stylu: tańczyłem nieźle, bo na tańcu to się znam. Tak naprawdę, choć bohater przekonywał mnie, że potrafi tańczyć, wyobraźnia podsunęła mi obraz zupełnie odwrotny; jakiegoś gościa, który – choć bardzo w to wierzy – to jednak na parkiecie mocno się wydurnia, naśladując Travoltę z „Pulp Fiction”. W końcu narracja pierwszoosobowa może być (a nawet musi!) subiektywna. Nie muszę bohaterowi wierzyć w jego przechwałkach. Eli mógłby chociaż przytoczyć, co z dziewczyną robi, abym mogła się wczuć i rozruszać wyobraźnię w kierunku, który chcesz, abym obrała. Abym sama mogła ocenić jego umiejętności. Poza tym czy oni nie tańczyli do EDM? Wspominałaś wcześniej o właśnie takim rodzaju muzyki. Tym bardziej nie wiem, gdzie bohater miałby tu pole do popisu. Przecież raczej nie tańczyli, trzymając się za ręce czy w biodrach – jak w stylu klasycznym – tylko właśnie podrygiwali blisko siebie i podskakiwali, nie? 

 

Tony przy swoim nowym równie pijanym koledze stawał się odważniejszy, momentami wyglądali jak zakochana para. W pewnym momencie nasz kłapouch ściągnął koszulkę i zaczął nią kręcić, wydając z siebie dziwne dźwięki przypominające okrzyki wojowników.

—Tony! Tony! Tony! — krzyczałem razem z Hyonem. – Przyznam szczerze, że takie zakończenie rozdziału nieco mnie zdziwiło. Nie pod względem fabularnym, ale technicznym; miałam wrażenie, że brakuje jeszcze zdania albo dwóch, które zbudowałyby podwaliny pod przejście dalej, podsumowały coś, uprzedziły, że oto kończy się scena. Trudno mi to wytłumaczyć, ale nie mogę pozbyć się wrażenia nagłego urwania, które nie przypadło mi do gusty. Aczkolwiek, no właśnie, być może innym nie robi to różnicy, a nawet się może podobać, więc spoko.

 

Rozdział 2

Ogólnie narracyjnie tekst prezentuje całkiem wysoki poziom, ale czasami niepotrzebnie albo sobie utrudniasz i nie korzystasz z zaimków (przez co generujesz powtórzenia):

Dopiero wtedy Hyon zrobił kilka zdjęć, a ja potem wyciągnąłem z kartonu dwa garnki i dwie chochelki (całe szczęście, że je mieliśmy), i wróciłem do łazienki, dając Hyonowi [mu] komplet sprzętu „muzycznego”. 

Albo przesadzasz z zaimkami i robi się pretensjonalnie:

Westchnąłem, kiedy ugasiłem swoje pragnienie (…).

(…) wchodząc do łazienki i wichrząc swoje już i tak potargane włosy. 

(…) zmoczyć trochę swoje czarne włosy, które sterczały na wszystkie strony.

Niechętnie podniosłem swój tyłek, włączyłem muzykę (…). 

Spróbuj to nieco wyważyć. Szczególną uwagę zwróć na swoje/swój/moje/mój, których nadużywasz. Polecam CTRL+F i wyszukaj je na docsie, przeanalizuj, które realnie da się obronić: np. wyżej wspomniany swój nowy pokój jako podkreślenie własnych czterech ścian jest okej (najczęściej to właśnie sytuacje, w których da się podmienić swój na własny, podkreślając wartość tego słowa). To jednoznaczna informacja, że jakaś własna rzecz ma w tym momencie znaczenie. Niestety w przypadku swoich, a nie niczyich innych włosów i innych partii ciała – nie ma to sensu, więc nie da się tego obronić. [No chyba że pisałabyś, na przykład, że bohater zrobił coś swoimi (własnymi) rękoma, ergo: samodzielnie. Ale to nie jest taka sytuacja]. 

 

Przy „Daddy shark” bro przyłączył się do mnie i dopiero przy tej zwrotce Jim zaczął się budzić. Skrzywił się, ledwo otwierając oczy i w ślimaczym tempie zasłonił uszy.

— C-co…? Co jest…? — wychrypiał zdezorientowany Jim. Półprzytomny spojrzał na nas. – Wytnij drugie podkreślenie; podmiot nie zmienił się, nadal chodzi o osobę, która wcześniej zasłaniała uszy. Poza tym szyk ostatniego zdania jest dość nienaturalny, może: spojrzał na nas półprzytomny/półprzytomnie…? Dalej też pojawia się trochę dziwnie skonstruowane zdanie:

Prawie dostałem zawału, kiedy nagle zadzwonił domofon. Niechętnie do niego podszedłem, by zobaczyć, kogo wiatr przywiał. – W połączeniu z luźną, naturalną narracją imitującą to, co faktycznie bohater na bieżąco może mieć w głowie, ta konstrukcja kompletnie odstaje. Nie wiem, czy ktoś właśnie takimi szykami myśli – jak Mistrz Yoda na końcu czasowniki stawiając. Ergo: (…) by zobaczyć, kogo przywiał wiatr

 

Do tej pory sądziłam, że Eli i Hyon są rodzeństwem. Sugerowało mi to pojawiające się w narracji i tytule: bro; w scenie w sklepie uśmiechałam się pod nosem, bo myślałam, że bohaterowie chamsko trollują innego klienta, wkręcając go w swój romans. Teraz do mieszkania nagle przyszła siostra Hyona i dowiaduję, że to wcale nie jest też siostra głównego narratora, więc ci jednak nie są braćmi. Czy są parą? Tego nadal nie wiem, bo nie wiem, czy w sklepie tylko się naigrywali, bo się przyjaźnią, czy naprawdę coś ich łączy, ale nadal kręcą z tego bekę. Jeśli tak, fajnie, że nie afiszują tego w scenach przedstawiających codzienność (moment przeprowadzki, impreza), a więc budujesz niedopowiedzeniami i nie silisz się na sztuczności nadmiernym okazywaniem uczuć przez bohaterów. Teraz, gdy w scenie pojawiła się siostra Hyona, odbieram całość jako ciekawy plot twist i jestem zainteresowana tym, co dalej wypłynie. Nie wiem, czy to zabieg celowy, który przemyślałaś i który wychodzi na jaw dopiero teraz, czy po prostu to ja jestem od początku niedomyślna i wolno łączę fakty, ale no dobra. Podoba mi się, że nie mówisz takich rzeczy jak bycie parą/rodzeństwem/przyjaciółmi wprost, trzeba je wyinterpretować z tekstu z czasem trwania fabuły. O to właśnie chodzi w pisaniu – tekst ma przede wszystkim zaskakiwać i twój to jak na razie robi.

O, nawet gdy Elin wspomina, że wreszcie na swoim mieszkaniu bohaterowie będą mogli szaleć – tak do końca nie wiem, czy chodzi o romansowanie, by w końcu móc przestać ukrywać się gdzieś po kątach chociażby w mieszkaniu rodziców, czy chodzi po prostu o studenckie życie imprezowe, które widziałam ze dwie-trzy sceny temu; a może jedno i drugie, bo nic niczego w tym wypadku nie wyklucza…? Na dobrą sprawę głównego narratora poznałam już jako trochę ironicznego śmieszka i luzaka, więc nawet gdy mówi Hyonowi o zdradzaniu go – też nie mam do końca pewności, czy tylko tak sobie żartuje i ciągnie żart ze sklepu, czy naprawdę bohaterów coś łączy. Będę mogła to dopiero odkryć, przyglądając się temu, co dalej wypłynie na wierzch fabularny, i to też jest jeden z tych elementów, który obecnie trzyma mnie przy czytaniu: chęć poznania ciągu dalszego. Tekst działa. 

 

— Czujecie? — przerwał nagle Hyon. — Coś jakby… — Spojrzał na mnie, a gdy zwróciłem uwagę, że faktycznie coś jakby się paliło, nagle mnie olśniło.

— Cholera, pizza! — Wstałem jak oparzony i pobiegłem do kuchenki. Odstawiłem orzeszki na blat, po czym wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. No, w każdym razie nie do końca, bo ciasto gdzieniegdzie się z lekka przypiekło, ale to dało radę odkroić. – Czy gdyby ciasto było jedynie z lekka przypieczone i pizza dalej byłaby tak po prostu jadalna, na pewno byłoby już czuć spaleniznę?

 

Odstawiłem orzeszki na blat, po czym wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. (…) Elin się zaśmiała, po czym kontynuowała swoją rozmowę z braciszkiem (…). – Do wyrazów, na które musisz uważać, dołącza po czym. Drugie swoje do wycięcia. 

 

— Ten węgiel? Nie… Dzięki, bro. – A, czyli pizza była mocno spalona, ale Eli po prostu taką lubi i poziom spalenia wyznaczył wcześniej w dość subiektywny sposób? W takim razie sugeruję wyżej, w opisie spalonej pizzy, przyznać wprost, że była mocno zwęglona, ale w sumie to nic. Bo zdążyłam już sobie wyobrazić, ot, zwykłą pizzę, a tu się nagle okazuje, że na talerzu jest jednak czarna jak węgiel. 

 

Aż zagwizdałem, bo Hyon mało kiedy aż tak się stroił, więc to musiała być niezła dziewczyna. – Okej, a więc bohaterowie nie są parą. Szybko, w tej samej notce, to wszystko, nad czym tyle się zastanawiałam, się wyjaśniło. Nawet trochę szkoda, ten stan utrzymania mnie w słodkiej niewiadomej mógłby jeszcze trochę potrwać. Ziarno niepewności, na które w pierwszym rozdziale nie zwróciłam uwagi, ale zaczęło kiełkować w scenie w sklepie i potem w żartach o zdradzie i w rozmowie z Elin, kilka linijek dalej zostaje wyplewione. Dzieje się to wszystko w jednym rozdziale, a biorąc pod uwagę, że fabularnie mało mamy do roboty (pierwszy bohater je pizzę, drugi – szykuje się do wyjścia), takie dociekanie ich relacji było do tej pory jedyną interesującą kwestią tej notki. Teraz przestało nią być, bo przez pojedyncze zdanie relacja stała się zupełnie jasna. Na moje trochę marnuje się tu potencjał. Samo przesadnie długie utrzymywanie sztucznej tajemnicy też nie byłoby dobrym pomysłem, w końcu to wyznaczenie granicy dla niewiadomych jest sztuką budowania ciekawej, złożonej fabuły. Ale jednak gdy tajemnica, nawet jeśli dotyczy drobnostki, wychodzi na jaw za szybko… Nie wiem, czy to nie gorzej, niż gdyby ją trochę przeciągnąć. 

 

Westchnąłem cicho, lekko kręcąc głową, mając dość wysłuchiwania kazania. – Wiem to: widzę po reakcjach bohatera. Zbędne tłumaczenie oczywistości. Dalej podobnie, ekspozycja:

Rozłączyłem się, wzdychając. Nie lubiłem tak traktować matki, ale jej kontrola i kazania o wydorośleniu i ustatkowaniu się działały mi na nerwy. – Na pewno sama wiesz, co z nią zrobić. Show, don’t tell. 

 

Rozdział 3

Właśnie przekręcałem się na drugi bok, gdy usłyszałem, jak ktoś wchodził do mieszkania. Po krokach domyśliłem się, że to Hyon, który poszedł do swojego pokoju i się w nim zamknął. – Po krokach, a nie po tym, że Hyon jako jedyny miał klucze, wszedł i ogólnie ogarniał się w mieszkaniu? Dziwny skrót myślowy. 

 

Wstałem dopiero pół godziny później. Zrobiłem poranny trening (trzeba mieć się czym pochwalić), wziąłem prysznic i zdążyłem zjeść śniadanie, przy tym z nudów oglądając Prawo i Porządek: Zbrodniczy zamiar, kiedy Hyon wyszedł ze swojej nory w samej bieliźnie, potarganych włosach i z miną potencjalnego przyszłego zombie. – Strasznie czasownikowy akapit, pozbawiony nawet minimalnej strony emocjonalnej. Bohater zachowuje się w nim jak maszyna. Może podkreśla tym rutynę, bo to po prostu kolejny w życiu poranek, ale to też dałoby się ubrać w jakiekolwiek, choćby jednozdaniowe przemyślenie, które byłoby naturalne. 

 

Hyon tylko pokazał palcem, aby dać mu chwilę, poszedł do kuchni napić się szklanki wody, po czym usiadł na kanapie obok mnie. – Ale w sumie skąd Eli wie, po co poszedł Hyon? Śledził go wzrokiem? Szedł za nim? 

 

Tak samo nieemocjonujący jest opis szaleństwa w parku motocrossowym. O ile początek rozdziału, czyli pobudkę, jeszcze ostatecznie dałoby się obronić tym, że nie jest ona niczym ciekawym i nie trzeba się nad nią tak modlić, o tyle przejażdżka motocrossem po podobno najtrudniejszej z tras powinna być czymś budzącym emocje. Tym bardziej że jedyną emocją, która od samego początku towarzyszy mi w czasie czytania, jest zainteresowanie postaciami i tym, jakimi są osobami, ale ich życie wcale nie jest super ciekawe, a w opowiadaniu, poza sceną imprezy, która miała miejsce dwa rozdziały temu, nie wydarzyło się zupełnie nic intrygującego ani chociaż minimalnie dynamicznego. Większość tekstu to do tej pory suche opisy czynności albo śmieszne gagi (malowanie kumplowi twarzy, żart sytuacyjny w sklepie), ale brakuje innych uczuć. Tu mogłabyś je poruszyć – rajd motocrossowy wydaje się świetną okazją – ale tego nie zrobiłaś, idąc na łatwiznę. Szkoda, bo w sumie osobiście nie znam się na motocrossach, a dobrze skonstruowany opis składający się także na stany emocjonalne bohatera mogłyby mnie zachęcić do samodzielnego poznania tej dziedziny – to raz. Dwa: bohater wybrał się do parku, zabrał na randkę Hyona, bardzo zależało mu na wyjściu z domu, ale gdy przychodzi co do czego, komentuje wyjazd jednym czy dwoma zdaniami, a w kolejnych opisuje… wygląd nieba, jakby (mimo tego, co mówi) skupiał się na jego zmianie, a nie na tym, że przeżywa jakieś rzeczy: 

Kilka minut później gotowi wjechaliśmy na trasę prowadzącą przez lasek — najbardziej wymagająca i kręta droga, ale za to najciekawsza, gdzie rzeczywiście można było jeździć jak szalony. Nasze poczucie czasu całkowicie zniknęło, dopóki niebo nie zmieniło swojego koloru z czystego błękitu na odcienie pomarańczy i czerwieni. – Na siłę przekonujesz mnie, że wycieczka była fajna, a, widać, wcale nie była. Nie da się tego dostrzec ani w jakikolwiek sposób wczuć w bohaterów. Mam wrażenie, że Eli wybrał jedną z nudniejszych opcji spędzenia czasu z Hyonem, bo opis, zupełnie tak jak opis poranku, przedstawia jakąś ich rutynę. Tym bardziej że piszesz wcześniej, że Hyon ma swój motocross i zapewne taka jazda, chociaż fajna, to dla niego nic wielkiego. 

 

Pytanie, czy powinienem mu przeszkodzić, czy jednak pozwolić mu skończyć zarzucać haczyk na pannę? W sumie mogłem się zabawić, jednak nagle podszedł do nich jakiś łysy mężczyzna z wymalowaną złością na twarzy. – Ze złością wymalowaną na twarzy; choć lepiej byłoby: z wymalowaną na twarzy złością. W konstrukcji, w której wykorzystujesz nacechowane słowo: złość, ono aż się prosi, by postawić je na końcu. Wtedy puentuje zdanie, a czytelnik znacznie mocniej odbiera emocje. 

 

Opis interakcji między Hyonem, dziewczyną a jej chłopakiem jest suchy. Może i Eli ma taki charakter, że czerpie frajdę z przyglądania się ostrzejszej wymianie zdań (wspomina, na przykład, że brakuje tylko soczku i popcornu; swoją drogą słowo soczek w ustach dwudziestojednolatka, który wcześniej chlał wódkę i ostro imprezował, wywołuje u mnie jakieś dziwne ciarki zażenowania). Ale wspomina o tym popcornie, gdy bohaterka zrywa z chłopakiem, a nie wtedy, gdy już dochodzi do jakichś rękoczynów w stylu: (Facet) Złapał dziewczynę za rękę i siłą chciał pociągnąć za sobą. – Na to Eli nie reaguje. Ale nawet nie chodzi o to, by interweniował, jeśli to bazowo sprzeczne z jego sylwetką psychologiczną. Chodzi raczej o to, by miał jakiekolwiek minimalne przemyślenia dotyczące tego, co widzi, bo obecnie opis to sucha relacja pozbawiona strony emocjonalnej; nawet obojętność czy dobrą zabawę czerpaną z oglądania takiej sceny da się oddać narracją pierwszoosobową. Tutaj się to nie dzieje, przez co nagle mam wrażenie, że czytam opowiadanie napisane trzecioosobówką. Przestaję czuć, że ta opowieść należy do Elia, bo robi się zbyt bezosobowo. 

Dopiero po dłuższym fragmencie pojawiają się – rzadko, ale jednak – jakieś zdania typu:

Wow, cóż za oryginalna odzywka. (…) Patrząc na bro, wiedziałem, że w środku się aż gotuje i gdyby mógł, zabiłby samym wzrokiem. (…) Okay, tym razem to aż mi się ciśnienie podniosło. – Ale wygląda to raczej tak, jakbyś próbowała coś naprawiać; najpierw napisała całą scenę bez tego, a potem gdzieniegdzie dokleiła te fragmenty. Nie są naturalnie wplecione w narrację, nie stanowią jej integralnej części, ale są dokooptowane, jakbyś czasem sobie przypominała, że coś takiego wypadałoby jednak wpleść w tekst pierwszoosobowy. 

 

Ponadto wiem, że to ma być obrazowa scena, ale momentami przesadzasz z gestami. Nie czyta się lekko i płynnie, bo przytaczasz dokładne ruchy aż trójki bohaterów. Spróbuj może z niektórych zrezygnować, bo zamiast lekko iść w przód, czytam bardzo wolno, skupiając się na tych gestach, wyobrażając sobie każdy najmniejszy. Poza tym widzę to sobie tak, że Eli – jakby oglądał mecz ping-ponga – nic więcej nie robi, tylko kieruje wzrok z prawa na lewo, przytaczając kolejne czasowniki. To, szczerze mówiąc, męczące, bo wymusza na mnie kreację tej sceny 1:1, jakby liczyło się każde najmniejsze kiwnięciem palcem, i to w scenie, która trwa ze dwie strony A4. Trochę za długo, by utrzymać mocne skupienie na pojedynczych ruchach. Spójrz, co się stanie, gdy wytnę partię dialogową:

 

(Hyon) Puścił do niej oczko, na co ona odpowiedziała mu uśmiechem, palcem kręcąc przy tym kosmyk włosów. Zrzuciła rękę swojego chłopaka z ramienia i posłała mu wściekłe spojrzenie. (Mężczyzna) rozkazał, łapiąc dziewczynę za rękę. Warknął, zbliżając się do Hyona i mierząc go wzrokiem. Bro prychnął rozbawiony, a ja stanąłem obok, przyglądając się. Uśmiechnął się zadziornie. Dziewczyna wtrąciła się, próbując wepchnąć się między swoim chłopakiem a Hyonem i ich rozdzielić. Facet już naprężył swoje mięśnie i zacisnął dłonie w pięści. Hyon wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się zwycięsko, jak gdyby już wygrał tę „bitwę”. (Mężczyzna) rzekł wściekle, potem zwrócił się do Hyona i machnął mu palcem przed nosem. Złapał dziewczynę za rękę i siłą chciał pociągnąć za sobą. (Hyon) Rozdzielił ich, stając przed dziewczyną, aby odgrodzić drogę mężczyźnie. Facet złapał Hyona za ubranie i warknął. Bro szybko strząsnął jego ręce, patrząc wściekle i odparł. (Mężczyzna) zaśmiał się. Hyon posłał mu prowokujący uśmieszek. Prychnął ze śmiechem. Panna złapała swojego „ex” za rękę i próbowała go odciągnąć, ale ten tylko strząsnął jej dłoń, nie odrywając wzroku od Hyona. (Mężczyzna) Lekko popchnął Hyona. Zacisnąłem dłoń, podchodząc bliżej. Bro zaśmiał się, choć znając go, wiedziałem, że ledwo się powstrzymuje, aby nie przywalić sukinsynowi. (Mężczyzna) Znów popchnął Hyona. Podszedłem do sukinsyna i złapałem go za fraki, patrząc na niego z góry, bo skunks był niższy ode mnie.

 

Czy uważasz teraz narrację za atrakcyjną? Jest jednolita konstrukcyjne i dynamicznie, i masa w niej powtórzeń. Mamy też oczywistości i tłumaczenia, które w ogóle nie są potrzebne, a wydłużają narrację, typu: Hyon staje między bohaterami, bo chce odgrodzić drogę (co, przy okazji, średnio brzmi). Albo dziewczyna wpycha się między Hyona a chłopaka-mężczyznę-faceta-eks (tak, zdecydowanie nie przez x), żeby ich rozdzielić. Fragment jest zbyt czasownikowy i imiesłowowy, a przez to – wręcz robotyczny. Eli, jak pisałam, zwraca uwagę na niemożliwą, nienaturalną ilość szczególików i analizuje wszystko jak jakiś nakręcony komentator sportowy. Poza tym konstrukcje zdań są powtarzalne (patrz raz jeszcze: podkreślone imiesłowy współczesne), często powtarzasz te same spójniki, tempo jest monotonne, a wstawienie partii dialogowych wcale nie pomaga aż tak. No i do tego dochodzi jeszcze to, że bohaterowie sporo gestów powtarzają: mamy na przykład ze cztery uśmiechania się, kilka prychań, co chwilę ktoś komuś strzepuje rękę z ramienia… Jednocześnie raz nazywasz obcego typa chłopakiem, raz mężczyzną, przez co tak do końca nie wiem, czy mam sobie wyobrazić dorosłego gościa, czy raczej jakiegoś młokosa. 

 

Dalej mamy scenę już bardziej dynamiczną – przynajmniej w założeniu. 

 

Facet już cały czerwony ze złości odepchnął mnie i rzucił się na Hyona, wymierzając mu prawy sierpowy, jednak bro szybko zablokował atak i zadał cios. Koleś zatoczył się do tyłu, lecz w ostatniej chwili złapał Hyona i rzucił go na ziemię. Zaczęli się szarpać. Dziewczyna zaczęła wołać, aby przestali, zwłaszcza jej ex. Ja podszedłem do nich i złapałem sukinsyna od tyłu, chcąc odciągnąć go od bro, który już oberwał i miał krew na ustach. Koleś szarpał się i trafił mnie w żebra. Syknąłem cicho, jeszcze bardziej wkurwiony.

 

Nie jest najgorsza, ale wciąż, jak widzisz, masa w niej powtórzeń, znalazło się też kilka dopowiedzeń, które tylko spowalniają czytanie. Pojawił się też fragment, który jest oczywistością i śmiało można by go wyciąć (podkreślony). Niektóre zdania są wielokrotnie złożone, do tego połączone spójnikami takimi jak jednak, które są dość długie i ostatecznie spowalniają odbiór, albo lecz – które, zresztą tak samo jak jednak, uznawane jest za spójnik dość okrągły, literacki. Powtarzasz też konstrukcje, dużo jest chociażby spójnika i. Niby nie jest źle, ale super-idealnie – też nie. Spróbuję ci coś zasugerować. Nie chodzi o to, byś przekleiła fragmenty czy posiłkowała się moim, ale byś zobaczyła, co ewentualnie wycięłabym i jakich użyła synonimów, by fragment stał się nieco lżejszy i bardziej dynamiczny:

 

Już cały czerwony ze złości facet odepchnął mnie i rzucił się na Hyona. Wymierzył prawy sierpowy, a bro zablokował go. I oddał. Koleś zatoczył się w tył, ale raptem złapał Hyona, powalił na ziemię, zaczęli się szamotać. Panna wrzeszczała, żeby przestali, zwłaszcza jej eks. Wytargałem go za plery, odciągając od bro – ten już i tak oberwał, miał na ustach krew. Tamten się szarpał; aż syknąłem, gdy trafił mnie, kurwa, w żebra.

 

Wiem, że w jednym poradniku pisałam, by zamiast antagonista czy przeciwnik, które są wyrazami długimi, użyć wroga czy rywala, ale wiele zależy od narracji. Tu mamy narrację pierwszoosobową i wątpię, by główny bohater używał tego słowa w swojej głowie i określał nim swoich przeciwników. Może raz, ale u ciebie zauważyłam to słowo użyte chyba z trzykrotnie i rzuciło mi się ono w oczy. Tym bardziej że dwa z nich są dość blisko siebie: 

Dwóch złapało mojego rywala, który po otrząśnięciu się, chciał znów doskoczyć do mnie. Jeden stanął między nami, trzeci mnie trzymał za ramię i siłą odciągał. Kątem oka dostrzegłem, że rozdzielili też Hyona i tego sukinsyna.

— Panowie, spokojnie — odezwał się jeden. — Ej, ej, spokojnie! — zawołał do mojego rywala, który wciąż się wyrywał.

 

Usiadłem na kanapie obok Hyona i wziąłem swój talerz z jedzeniem. // — Bro, czyżbyś naprawdę liczył na coś? — Hyon spojrzał na mnie i poruszał brwiami z zalotnym uśmiechem. // — Tak, że zmyjesz potem gary — odparłem z cichym śmiechem i zacząłem jeść. – Podkreślenie można wyciąć dla płynności; z marszu wyobrażam sobie talerz pełen jedzenia, a nie pusty. Poza tym szyk: i z zalotnym uśmiechem poruszył brwiami. Zwróć uwagę na tryb czasownika: w twojej wersji poruszał odmienione jest w trybie niedokonanym, tymczasem w tym samym zdaniu pojawił się pierwszy czasownik odmieniony w trybie dokonanym: spojrzał (nie: spoglądał). To się gryzie, więc warto ujednolicić. 

 

Twój tekst powinien przede wszystkim odleżeć i po czasie zostać przeczytany na głos. Ogrom w nim powtórzeń, trudno o jakiś akapit ich pozbawiony, spójrz:

Zgrabnie wylądowałem na ulicy i zacząłem biec przez puste ulice miasta. Z daleka dostrzegłem wielkiego potwora, który przypominał wielką brudnozieloną meduzę, stojącą na dwóch mackach i strzelającą zielonym promieniem. Miasto stało w ogniu, budynki waliły się, a kilku śmiałków próbowało walczyć z tym olbrzymim potworem, ale nie dawali rady. 

 

Rozdział kończy się dynamicznym snem, który, na moje, spokojnie mógł znaleźć się w innej notce. Tutaj mamy już scenę walki ulicznej, kiedy to Hyon wyrywa nową dziewczynę. Jeśli dopracujesz gdzieniegdzie opisy, rozdział będzie działał znacznie lepiej, jednak w scenach dynamicznych z założenia chodzi o to, by nie unikać czasowników, a te – w większej ilości – zawsze będą wymagały od czytelnika skupienia, zaangażowania, ruszenia wyobraźnią. Ledwo odsapnęliśmy po bójce, a tu już kolejny mocno dynamiczny fragment i walka z potworem. Może warto byłoby go przełożyć, aby czytelnik mógł odpowiednio zregenerować się po pierwszej scenie? 

 

PLUŚNIĘCIE

Otworzyłem oczy i przetarłem je, w ślimaczym tempie podnoszą się do siadu. Rozejrzałem się po ciemnym pokoju, wytężając słuch. Czyżby któryś z sąsiadów jeszcze nie spał i coś odwalał? Może to dźwięk z ulicy? To brzmiało jakby… ktoś coś ubijał…

PLASK

Jeśli to miał być żart w stylu: „o, bohater z pokoju obok pewnie się masturbuje”, to… no, nie wyszedł. Przede wszystkim dlatego, że przecież sam proces nie należy do aż takich głośnych, by przerywać sny postaci w innej części domu. Od początku wiedziałam, że pewnie Hyon goni jakieś robactwo albo, nie wiem, robi pompki, klaskając, bo nie chce kolejny raz oberwać na ulicy po nosie od jakichś leszczy. A jednak informacja o *wink-wink* ubijaniu i jeszcze te wielokropki sprawiają, że czuję zażenowanie – jakby ktoś chciał na siłę nabrać mnie na coś, czego w logiczny sposób i tak nie da się łyknąć. 

Za to sama pogoń za komarem i tłumaczenie jej ciągnie się potem chyba z dobrą stronę A4 i bohaterowie jeszcze coś tam dyskutują, a przecież Eli mógłby poznać powód plaskania, mruknąć coś w stylu: Aha, i wyjść, bo podobno był śpiący i wyrwano go z fazy snu REM. Zupełnie tego po nim nie widać. Mam wrażenie, że na siłę chcesz uczynić tekst śmiesznym, gdy śmieszny jest już wystarczająco.

 

Rozdział 4

Na szczęście natura obdarowała mnie chociaż wysokim wzrostem i przyciągającą aparycją (choć często słyszałem, że na pierwszy rzut oka wyglądałem na chłodnego). – To już wiem, pamiętam. Pisałaś: też niekiedy ludzie odbierali mnie za chłodnego i strasznego.

 

W sumie nawet chyba sama Annabelle się uważnie przysłuchiwała i wpatrywała we mnie. – Eli siedzi przed nią i nie jest pewny, czy Annabelle się wpatruje? To właśnie sugeruje szyk i stawianie słowa chyba przed imieniem. Może inaczej: W sumie nawet Annabelle chyba się zainteresowała, bo uważnie wpatrzyła się we mnie. 

 

— To czym się zajmujesz? — zapytałem, zaczynając od czegoś zwykłego.

— Studiuję — odparła beznamiętnie, patrząc przed siebie znużonym wzrokiem.

Pokiwałem lekko głową. 

Tyle informacji na raz już dawno nie dostałem. Nie wiem, co ja z tym zrobię. – Dobre! Choć ogólnie nie mam zbyt pozytywnej opinii ani o Elim, ani o Hyonie, momentami lubię ironiczność tego pierwszego.

 

— To ja pani bardzo dziękuję za poczęstunek. — Ująłem jej dłoń, by podziękować za ciepłą gościnę. – Bohater dziękuje w dialogu, a sam gest jest tego ładnym dopełnieniem, którego nie musisz wcale tłumaczyć. Dawno stał się jasny. 

 

Nie tylko stylizacja młodszych bohaterów wychodzi ci naturalne, ale radzisz sobie także ze stylizacją starszej sąsiadki. Jej kwestie są przekonujące i dobrze oddane. Za to sama scena, w której Eli pomaga sąsiadce wnieść zakupy i dziękuje jej za jabłecznik, zaskoczyła mnie na plus; chociaż nie przepadam za głównym bohaterem, fajnie, że pokazujesz jego dobre strony i nie jest postacią czarno-białą. 

Końcowa odsłona natomiast, w której Eli je ramen i rozmawia o sześciopakach, jest, moim zdaniem, zbędnym zapychaczem. Wiem, że bohater jest wysportowany, bo ćwiczy, i przystojny, bo wielokrotnie już o tym mówił, więc nie sądzę, by wymagało to kolejnego przyklepania. Zastanawiam się, po co stworzyłaś tę scenę; jeśli Hyon chciał przyznać, że dziewczyna, którą poderwał, nie daje mu żyć, mógł to zrobić w czasie innej sceny, która miałaby jakiekolwiek znaczenie fabularne, tymczasem Hyon gra na PS4, a Eli wcina ramen i ostatecznie nic z tego nie wynika. 

Ponadto z jednej strony narracja pierwszoosobowa jest jak najbardziej okej, bo wychodzi naturalnie i lekko – kiedy tylko przytaczasz myśli bohatera – ale z drugiej: strasznie dużo w tym rozdziale po-prostu-czasowników. Przytaczanych czynności, które wykonuje bohater właściwie bez pomyślunku, jakbyś raz na jakiś czas przechodziła do narracji trzecioosobowej albo jakby główny bohater stawał się simem z ustawioną wolną wolą. Wtedy też obserwujesz, jak się zachowa, i to z tego czerpiesz przyjemność, a raz na jakiś czas widzisz w chmurce jego emocje czy myśli. Chciałabym jednak znacznie częściej przebywać w głowie Elia, bo obecnie mam wrażenie, że zalałaś ten rozdział opisem czynności. Zdanie po zdaniu nieraz przez cały akapit potrafisz przytaczać tylko konkretne ruchy typu: 

Poklepałem Hyona po ramieniu, przechodząc obok niego, gdy szedłem do swojego pokoju, gdzie musiałem spakować do torby rzeczy potrzebne na zajęcia z taekwondo. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Już po dzwonku wiedziałem, kto się do mnie dobijał. Wolałem odebrać, żeby mieć to z głowy. – Gdyby zamiast ostatniego – notabene strasznie suchego – zdania pojawiła się jakaś myśl bohatera, oddająca jego stan emocjonalny, a w kolejnym akapicie usłyszałabym po prostu początek rozmowy telefonicznej zapisanej w formie dialogu – tyle by mi wystarczyło. Sama wydedukowałabym, że bohater nie chce, ale musi, bo wybiera mniejsze zło. Tymczasem mam wrażenie, że ten rozdział pod względem miejsca do samodzielnej analizy jest strasznie biedny. Praktycznie wszystko, co mogłaś, wyłożyłaś mi na tacy. I choć nie piszesz chamską ekspozycją, w twojej pisaninie jest, mimo wszystko, momentami coś nużącego. Takie trochę przegadanie (szczególnie ostatnia scena), jednocześnie brak emocji (nie – emocjonalności, bo bohater nie musi wszystkiego przeżywać, ale ludzie, nawet nie przejmując się wieloma rzeczami, nadal o nich myślą i na nie reagują, choćby i olewawczo). Eli mógłby wyciągać więcej wniosków z tego, co się dzieje dookoła niego. Powtórzmy sztuczkę z wycięciem partii dialogowej: 

Sąsiadka również mnie odprowadziła do drzwi i pożegnała z szerokim uśmiechem. // Wróciłem w końcu do swojego mieszkania i od razu po wejściu poczułem zapach ramenu. Aż się zatrzymałem i wziąłem głęboki wdech, przez co skręciło mnie w żołądku. Właśnie wtedy z łazienki wyszedł Hyon i spojrzał na mnie, potem na talerzyk z ciastem. // Położyłem talerzyk na blacie i rozłożyłem ręce, zadzierając głowę, jakbym w czymś wygrał. // Odezwałem się i sięgnąłem po miskę, do której nałożyłem sobie obiad. // Prychnął Hyon i podszedł bliżej, aby przyjrzeć się jabłecznikowi. // [Hyon] zażartował, sięgając po łyżeczkę. // powiedziałem i usiadłem przy stole, aby na spokojnie zjeść. // Kiedy Hyon spróbował jabłecznika, aż wydał z siebie ciche „woah” i wcinał dalej, gdy ja delektowałem się ramenem. To była najlepsza potrawa na całym świecie i mógłbym ją jeść non stop. – Widzisz? Kilkanaście linijek tekstu, w którym nie pojawia się najmniejsza emocja. Oczywiście Eli zaznacza, że aż się zatrzymał na zapach ramenu, co sugeruje, że lubi zarówno zapach, jak i być może smak samej potrawy, jednak zauważ, że czynność tę otaczają… kolejne czynności. Mogłabyś więc czasem pójść inną drogą i, na przykład, wpleść naturalną myślą, że fajnie, że ogólnie Hyon zrobił ramen. Albo w momencie, w którym Hyon podziwia jabłecznik, Eli mógłby jakoś skomentować to w swojej głowie. Jego przemyślenia do tej pory czyniły tekst, choć luźnym, również poniekąd intymnym, osobistym. Naprawdę niejednokrotnie czułam, że śledzę jego myśli. Jednak często też o tym zapominasz i Eli staje się robotem, działa na autopilocie. Nie wiem, czy to przez twoje zaangażowanie, wenę twórczą czy przez to, że chcesz nakreślić czytelnikowi całą wizję sceny widzianą w głowie podczas pisania. Nie ma nic w tym złego, ale staraj się nie zostawiać zbyt wielu czasownikowych zdań nieokraszonych żadną wystylizowaną myślą, bo wtedy akapity stają się obiektywne i suche

 

Rozdział 5

Z niemal przyjemnością doręczyłem ostatnią paczkę, po której wróciłem do firmy, aby odstawić dostawcze auto na parking oraz podbiłem swoją kartę. – Czyli jednak bez przyjemności? Niemal oznacza, że coś wydarzyło się prawie, ale ostatecznie – nie. Może lepiej byłoby nie zaprzeczać, że bohater czerpie radość ze skończonej pracy? Może: z niemałą przyjemnością? Albo niemal podskakując z radości…? W końcu wiadomo, że Eli nie skakałby, ale nie zaprzeczyłabyś tym uczucia radości samej w sobie, które niewątpliwie odczuwa, a jedynie ostatecznie niewykonany gest. 

 

Już nie mogłem się doczekać, aby pójść do klubu wypić parę drinków i się zabawić. // Już nawet w drodze do domu nie kupiłem Red Bulla, i bez tego czułem się nabuzowany oraz pełen energii. Piątki chyba mają w sobie coś magicznego, że człowiek od razu tryska szczęściem, przynajmniej ja tak miałem po skończeniu roboty. – A czy nabuzowany i pełen energii to poniekąd nie to samo? 

 

(…) wszedłem do mieszkania, zamykając drzwi. – Na pewno bohater zrobił to jednocześnie? To właśnie sugeruje imiesłów współczesny. Jeszcze otwieranie bym rozumiała, bo można ciągnąć za klamkę, pchać drzwi i w tym samym czasie przekraczać próg. Ale jak można wchodzić i zamykać drzwi w czasie 1:1? Żeby drzwi zamknąć, najpierw trzeba wejść do środka, więc to są czynności, które następują po sobie. 

 

Przeciągnąłem się i wykonałem małe ćwiczenia rozciągające, żeby się rozruszać. – Nadal nie zostawiasz mi pola do samodzielnej dedukcji. Skoro bohater się przeciąga, łatwo wytłumaczyć sobie, że w jakiś sposób brakuje mu ruchu. To logiczne.

Poza tym takie usprawiedliwianie przed sobą własnych działań, w przypadku tak rutynowych rzeczy, jest sztuczne. Czy ty też, gdy wykonujesz jakąś zwykłą czynność, tłumaczysz się przed samą sobą? W stylu: hmm, idę do lodówki, bo jestem głodna? Śmiem wątpić. Kończysz pewnie na odczuciu, zdefiniowaniu głodu i… po prostu idziesz do lodówki. Nie nakazujesz swojemu ciału tego robić, podkreślając cel, bo przecież podświadomie już go znasz. 

 

— Koło osiemnastej, chciałam się tylko upewnić, czy możesz… – Napisałaś mi, że akcja opowiadania nie dzieje się w Korei. W takim razie gdzie? Jestem ciekawa, czy tam też – jak u nas – dysponują dwudziestoczterogodzinnym systemem zegarowym. 

 

Zaśmiałem się, zamykając szafkę. Nawet sobie wyobraziłem, jak niby jadę ulicą i bro wypada z samochodu, a potem turla się po jezdni. Myślę, że wtedy to by się ostro wkurzył. – Zmiana czasu narracyjnego: to raz. Dwa: myślenie o myśleniu? W narracji pierwszoosobowej…?

Za to podoba mi się ta myśl:

Chciałbym zapewnić Elin, że będzie miała spokojny biwak, ale znając Hyona nie mogłem niczego obiecać, bo bro był nieprzewidywalny. Nie, inaczej, względem swojej siostry był przewidywalny z tym, że będzie chciał ją pilnować. – Jest tu dużo powtórzeń słowa być, ale akurat w takim poplątanym fragmencie z nawrotką wypada to całkiem spoko. Oddzieliłabym jednak wtrącenie inaczej za pomocą myślników, aby trochę bardziej rzucało się w oczy, bo w obu zdaniach wielokrotnie złożonych masz już sporo innych przecinków i wtrącenie trochę wśród nich ginie. 

 

— Zamawiamy coś? Jestem głodny, a nie chce mi się nic robić. (…)

— Możemy. Zamów mi hamburgera, a ja idę wziąć prysznic — odparł, wyrzucając butelkę, po czym poszedł do łazienki.

Tak więc zamówiłem jedzenie, bo szczerze nieraz wolałem zapłacić niż samemu coś przygotować. Za to w czasie oczekiwania mogłem sobie pograć w FIFA-ę na PS4, choć i tak najlepszy mecz to się rozgrywa w rzeczywistości, tak jak to było w środę. Tym razem mój skład drużyny wygrał pięć do trzech i drużyna Hyona musiała postawić nam jedzenie. – O jejku, no dobra, ale oni ledwo rozdział temu (i to w ostatniej scenie!) grali i jedli. To było zbyt niedawno może nie pod względem osi czasu fabuły, ale z mojej perspektywy, bo między tymi dwoma scenami na planie nie wydarzyło się nic szczególnego. Zresztą zdarzało się też, że wspominałaś już o prysznicach i innych naprawdę rutynowych rzeczach. Powtarzasz te motywy nie wiadomo po co. 

W kolejnych akapitach bohaterowie czekają na jedzenie, jedzą je, Hyon idzie spać, a Eli szykuje się na biwak. Dostaję dokładny opis jego stroju, który jest równie nieciekawy, bo nic nie wnosi. Zdecydowanie bardziej wolałabym rozruszać wyobraźnię scenicznie. Eli w aucie mógłby przekląć, że jego biała koszulka właśnie się pogniotła, albo ktoś mógłby go skomplementować, że ma fajny fryz gdzieś w dalszej części tekstu. Tymczasem twój opis wygląda tak:

Po obiedzie posprzątałem i się przebrałem. Włożyłem spodnie, białą koszulkę i czarną, rozpinaną bluzę z kapturem. Ułożyłem też włosy, zaczesując je nieco bardziej do tyłu, by wyglądać seksowniej. Przy pierwszym spotkaniu laski zawsze wolały taką fryzurę, a ja lubiłem robić wrażenie. – Niezbyt profesjonalnie, trochę, jakby bohater tłumaczył, co ubrał, jakiemuś postronnemu obserwatorowi. To nie są nawet naturalne przemyślenia oddające chwilę zastanowienia się nad strojem typu: Hmm, czyżby właśnie nadszedł najwyższy czas na białą koszulę? A żeby nie wypaść zbyt oficjalnie, włożyłem bluzę z kapturem i nie zapiąłem zamka. 

Nie połasiłaś się na żadną stylizację, przez co całość wypada uczniacko.

 

To raczej niezbyt dobre określenie. Trafiałem na różne dziewczyny, ale mój najdłuższy związek trwał chyba z pięć miesięcy, może dłużej, ale zakończył się nie z mojej winy. I dobrze

 

Często używasz tej konstrukcji: 

Skręciłem, wjeżdżając na parking i zaparkowałem. // — No dobra, moje panie. Koniec przejażdżki. Wysiadać! — rozkazałem pogodnym tonem, klaszcząc w dłonie i wysiadłem z auta. – Przez taką powtarzalność tekst traci walory stylistyczne. Zauważ też, że dalej, po tym pojawia się fragment:

Od razu otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem rzeczy dziewczyn, które podeszły do mnie i wzięły swoje plecaki, a ja zabrałem im worki, cokolwiek to było (namiot bądź śpiwór). Zamknąłem samochód i poszedłem z nimi. – W tak krótkim kawałku tekstu mamy pięć tych samych spójników. Bez przesady.

 

Koleżanka Elin szybko wypatrzyła swoje znajome, które powoli się już rozbijały blisko jeziora (…). – A gdyby tak pokazać to reakcją Elin, którą Eli rejestruje? Nie wiem, dziewczyna mogłaby wskazać koleżanki palcem albo po prostu ruszyć w ich kierunku, powiedzieć coś w stylu: O! Tam są! Nie miałabym wrażenia, że wychodzisz z perspektywy narratora. 

 

Panny spojrzały w naszą stronę, ale ich wzrok zatrzymał się na mnie i z zaciekawieniem zaczęły mi się przyglądać. Przeczesałem włosy i oblizałem usta, pewnym krokiem zbliżając się do nich. – To brzmi naprawdę niefortunnie. Chciałabym usprawiedliwić bohatera, że wykonał ten gest, bo, nie wiem, usta mu wyschły, a chciał się przywitać, ale poruszasz tę kwestię akurat w momencie, gdy bohater rejestruje, jak przyglądają mu się jakieś dziewczyny i koniec końców ruch wypada trochę… obleśnie? Chciałabym wierzyć, że Eli nie robi tego z premedytacją, śliniąc się na widok jakichś małolat, ale – szczerze – to tak do końca nie mam podstaw, by to wykluczyć, ponieważ już wcześniej zdarzało się mu sugerować, że nie ma problemu z traktowaniem dziewczyn w sposób przedmiotowy. Tym bardziej niefortunnie wypada to oblizywanie ust, gdy za chwilę dalej bohater komentuje w myśli zgrabne, długie nogi i nawet śliczną twarz. Ouh, trudno mi go polubić, a tak się staram… mam wrażenie, że coraz bardziej mnie zawodzi. Nie wiem, czy celowo połączyłaś to wszystko w taki sposób, by Eli wyszedł w oczach czytelniczek na niezbyt sympatycznego (choć, oczywiście, bohaterkom pozoruje coś zgoła innego). Jasne, nie walczę z tym, że on ma prawo się tak zachowywać, ma prawo być takim chłopakiem, zastanawiam się z ciekawości, czy kreowanie go na takiego w oczach czytelniczek jest na pewno celowe i zdajesz sobie sprawę z tego, jakie ma konsekwencje. Jedną z nich może być na przykład to, że szybciej przerwę czytanie, bo jednak nie lubię czytać literatury rozrywkowej o seksistach. Nie wyklucza to jednak, że nadal masz prawo kreować tak swoją postać i ktoś inny chętniej może będzie chciał dać jej szansę. To już kwestie jak najbardziej indywidualne. 

 

— Eli — wtrąciła Chastity, która stanęła obok mnie — to jest Joslyn — wskazała na blondynkę, chyba była niewiele niższa ode mnie, ale za to jak się pięknie uśmiechnęła. — Olive — brunetka w spodniach w kratę i pieprzykiem na policzku. — Grace — latynoska piękność z jasnymi cieniami na powiekach, podkreślającymi jej niesamowite oczy z długimi rzęsami — i Kayla — dziewczyna w bluzie od AC&DC, czarnych, farbowanych włosach z grzywką i kolczyku w wardze. — A to jest Eli. – Bohater, słysząc imię jakiejś dziewczyny, patrzy na nią i komentuje jednym zdaniem, jak ona wygląda; jest to dość naturalne dla sceny, w której postaci dopiero co się poznają (wygląd, mimo wszystko, rejestruje się pierwszy i nie mam z tym problemu). Dziewczyn jest jednak sporo, więc dziwię się, że Eli bezbłędnie zapamiętał imiona wszystkich, i to za pierwszym razem. Ja, szczerze mówiąc, po takim opisie nie zapamiętałam ich nawet na dwa-trzy akapity i za pięć minut wszystkie mi się pomieszały. Czytałam na przykład, że powiedziała coś Joslyn, która pomagała Eliowi z namiotem, ale w żaden sposób nie mogłam sobie tej postaci wyobrazić. Musiałabym przescrollować rozdział do opisu wyglądu, a to nie jest chyba  rozwiązanie, które powinien podjąć czytelnik. 

 

Jeśli chodzi o fabułę, denerwuje mnie postać Chastity. I znów jak w przypadku Elia – niby dobrze, bo wywołuje w czytelniku konkretne emocje (na pewno nie można ją nazwać postacią bezbarwną), ale czy nie za bardzo ją podkolorowałaś? Jej infantylność i szybkie obdarzenie zaufaniem w sumie nieznanego gościa nie są cechami, które by mnie zajmowały. Z jednej strony więc chciałabym, by scena z jej udziałem szybko się skończyła, a z drugiej – trochę boję się o tę dziewczynę, bo podejrzewam, że jest dość młoda i nie chciałabym, by się niepotrzebnie zaangażowała, by Eli ją wykorzystał, flirtując z nią i robiąc jej jakąś nadzieję. 

Jednocześnie coraz mocniej wkurzam się na tego bohatera, bo szczypie, zaczepia, bierze na ręce praktycznie obcą dziewczynę, i to jeszcze młodszą od niego – prywatnie nie lubię takich typów i ciężko mi się o nich czyta. Wiem jednak, że to – no właśnie – prywatne gusta i nijak się mają do oceny, bo nie jestem osobą, która odpowiada tu za kreację postaci. Wiem tylko, że gdybym była postronnym czytelnikiem, a nie oceniającą, nie wybrałabym takiej lektury i w sumie gdzieś w tym momencie przerwałabym ją, bo Eli ma zbyt wiele cech, które jednak mi nie odpowiadają. I chociaż zawsze można powiedzieć, że postać zmienia się przecież z biegiem trwania fabuły i zmiana ta umotywowana będzie być może jakimiś wydarzeniami, których warto doczekać – ja akurat jestem typem czytelniczki, na której ciężko wymusić czytanie, które opierałoby się jedynie na dość mglistej nadziei: bohaterze, proszę, zmień się, rozwiń, dojrzej emocjonalnie. Jeszcze gdyby Eli nie był głównym bohaterem opowiadania pisanego narracją pierwszoosobową i w wielu momentach nie siedziałabym tylko w jego głowie (mogłabym na przykład odskoczyć do kogoś innego, urozmaicić sobie lekturę innym punktem widzenia, mieć inne wątki, które by mnie tu trzymały) – byłabym skłonna zostać z tej ciekawości. Ale Eli nie jest kimś, komu chciałabym poświęcać czas, a perspektywy nikogo innego, kto by miał nieco inny charakter i był tu jakąś odskocznią, mi nie dajesz. 

Czuję tu jednak pewien dysonans, bo kiedy przez większą część rozdziału nie przepadałam za głównym bohaterem, nagle pod koniec dostałam taką scenę, w której wypadł on całkiem spoko. Jak pisałam – na pewno nie jest to postać jednowymiarowa, a to zawsze jakiś plus. 

 

Zastanawiam się, ile Elin ma lat. Przypomina mi trochę Ginny Weasley. Na przykład w tym zdaniu:

— Bo ty i Hyon często rozrabiacie — stwierdziła Elin.Rozrabiacie to słowo infantylne i kojarzy się ze znacznie młodszą dziewczynką, której może faktycznie nie powinno się samej puszczać na biwak…? Na oko dałabym jej tu może z piętnaście lat, na pewno nie więcej. Podejrzewam, że jej koleżanki nie są wcale od niej starsze, a dwudziestojednoletni Eli ogląda się za nimi, oblizuje na nie usta, gdzieś tam je obmacuje, podszczypuje i ogólnie robi mi się niefajnie, przebywając z nim i dziewczynami na tym biwaku. Jeszcze w głowie określa je panienkami, zwraca się do nich: moje śliczne… Nie, ani trochę mi się to nie podoba. 

Tymczasem na biwak przybywa Hyon i wita się z dziewczynami:

— Witam piękne panie! 

Jego stylizacja językowa coraz częściej zlewa się ze stylizacją Elia, jednocześnie coraz mniej różnic w ogólnej kreacji widzę między nimi. 

 

Rozdział 6

— Elin, nie mówiłaś, że masz tak przystojnego brata! — powiedziała z zachwytem Grace, nawet nie patrząc na Elin i dotknęła ramienia Hyona. – Oho, dziewczyny też zaczynają się zlewać. Wcześniej, pamiętam, za ramię łapała Elia Chastity. Czy to dlatego, że nastolatki specjalnie mają stać się jednolitą masą, z której żadna się nie wyróżnia, bo zaraz i tak przejdziemy do innych scen i nigdy już nie wrócimy do tematu Grace czy tam innej Kayli…? W sumie ciekawe.

 

No to Eli, teraz myśl człowieku, by zrobić tak, aby każdy był zadowolony. I Hyon, aby miał spokojną głowę, żeby się o nic nie martwił i zawrócić go do domu, i aby Elin mogła spędzić biwak z koleżankami. – Z tego, co pamiętam, Hyon największy problem miał z obecnością na biwaku innych, potencjalnych facetów – o tym przynajmniej rozmawiał z Elim. Obecnie żadnego obcego faceta przy ognisku nie ma, widać, że dziewczyny miały (przynajmniej na razie) bawić się same, w swoim gronie. Hyon wiele razy podkreślał, że niepokoi się o siostrę w towarzystwie mężczyzn. Skoro żadnych nie uświadczył – jakby nie ma problemu…? Z dalszego dialogu wynika, że mimo wszystko Hyon nie bardzo chce zostawiać siostrę, ale interesuje mnie, skąd Eli przewidział jego reakcję. Nie jestem pewna, czy nie wyprzedza on faktów.

 

Podoba mi się ten fragment: Jeden przypominał mi typowego lowelasa z trzydniowym zarostem, co myślał, że zaciągnie każdą pannę do łóżka. Ten wzrok pewnego siebie playboya znałem aż za dobrze. – Obrazuje, że Eli zdaje sobie sprawę z tego, jaki ma charakter i że prawdopodobnie patrzy teraz na swoje odbicie. Czy to dlatego typ tak strasznie go mierzi? Z jednej strony to dobrze, że dostrzega coś takiego, z drugiej – trochę szkoda, że nie idzie za tym nic więcej, żadna refleksja. To nie tak, że do Elia dociera, że może branie nieletnich dziewczyn na ręce, szczypanie nieznajomych i inne takie, gdy on jest już dawno pełnoletni, wygląda niefajnie. Nie – mam wrażenie, że przechodzi obok tego porównania zupełnie obojętnie, na wzór: co wolno wojewodzie… i zadziera nosa jak taki sam szczyl. A to też dziwne tym bardziej, że wspomniany przez niego lowelas podobno jest od niego młodszy, może jest nawet rówieśnikiem dziewczyn, więc jakby to znacznie bardziej typowe, że w swoim towarzystwie rówieśnicy jakby mają prawo się podrywać. Chłopaki mogli być na przykład kolegami z klasy Elin; Eli nawet nie wie, nie ma pewności, czy to jacyś bliżsi znajomi siostry, z którymi zawiązała już wcześniej relację, w którą Eli nie powinien się wtrącać. Dziewczyny – ich zachowanie, cokolwiek – mogłyby mi podpowiedzieć, czy nowo przybyli znajomi to ktoś zupełnie obcy, kto podszedł z piwem, czy jakaś część paczki, którą Elin ukrywała przed braćmi, bo na dobrą sprawę nawet tego nie wiem. 

 

Może w tym momencie byłem surowy, w dupie miałem, kto pije, ale wolałem, aby biwak Elin odbył się bez problemów. Wokół było mnóstwo dorosłych ludzi i nawet jeśli część machnie ręką, to zawsze znajdzie się jeden, co wezwie policję. Jeszcze ci debile w ogóle nie zakrywali butelek. (…)

— Ja dbam o moją siostrę i resztę pań i nie mam zamiaru pozwolić komukolwiek wpędzić je w kłopoty. Poza tym damom serwuje się wytrawne wino, drinka albo szampana, nie byle jakie piwo. – Tylko że piwo ma z cztery procent, a wino czy szampan – trzy razy tyle. Czemu Eli, który zarzuca nastolatkom, że piją piwo, w ogóle oferuje drinki, które zwykle są na bazie wódki albo innego alkoholu wysokoprocentowego? Czy to się nie wyklucza? Celowa luka w jego rozumowaniu? Pokazywanie, że sili się na głupie argumenty, by tylko spławić tych kolesi i pokazać, że to jednak on jest największym, kogutem w kurniku…? Nie umiem poznać. Przypadkowi ludzie szybciej zadzwoniliby na policję, widząc młodzież z butelką wódki niż puszką piwa, które z daleka mogło uchodzić za smakowe i bezalkoholowe. Poza tym to o kogucie, myślałam, że to cecha Hyona. 

Co ciekawe, nie pokazujesz perspektywy ze strony dziewczyn, więc nie wiem, czy są zażenowane zachowaniem Elia, czy może zgadzają się z nim, że piwo to zły pomysł. Nagle przestały być nawet tłem, a przecież tyle ich tam siedzi przy ognisku… Dopiero nieco dalej piszesz: 

Kątem oka dostrzegłem, jak Chastity niepostrzeżenie próbuje odstawić piwo, to samo zrobiła Olive, Grace i Joslyn. Na szczęście Elin i Kayla jako jedynie nie przyjęły alkoholu. – Trochę późno. No i ciekawe, czy zrobiły to pod wpływem nacisku dorosłego, a i tak nie są super zadowolone z imprezy, i chowają piwo, bo tak wypada, czy realnie nie chcą mieć z nowymi kolegami zbyt wiele wspólnego? Nadal nie wiem, czy to jacyś przypadkowi goście, czy zaproszeni znajomi, którzy mieli planowo przyjść z piwem, bo nie wynika to z rozmowy, jakichś reakcji dziewczyn na sytuację. Nie wiem, czy cieszy ich obrót spraw, że nagle ktoś im matkuje, bo nie wiem, co wyrażają ich twarze, a to zdaje mi się w tym momencie kluczowe. Trochę wygląda to tak, jakbyście ugadały to dokładnie między sobą, więc średnio to rozpisałyście, a w efekcie czytelnik musi się tego domyślić. 

 

Od tej pory Hyon głównie stał się duszą towarzystwa i obiektem zainteresowania dziewcząt. Żartował z nimi, zaczepiał, podrywał mimochodem, czasami, kiedy było trzeba, wbił szpilę gościowi, co chciał wyrwać Elin. Mnie też zdarzyło się dogryźć temu „adonisowi” od siedmiu boleści (…). Nikt tu idiotą nie jest, by nie wiedzieć, że chłop przyszedł na polowanie. (…) Z przyjemnością obserwowałem, jak tej trójce gówniarzy o mało żyłka nie pękła, bo nie umieli przebić się przez zajebistość Hyona, który, w porównaniu do nich, umiał gadać z pannami i bez większego wysiłku był w centrum uwagi. – Czyli słowem: my, dorośli, wyrywać nielegalne dla nas nastolatki – dobrze. Ale inni, młodsi, wyrywać swoje rówieśniczki – źle, więc my im pokazać, jak to robić? Okej, rozumiem, że Hyon jest tam głównie po to, by pilnować siostry, ale jednocześnie sam daje fatalny przykład i tak naprawdę jeszcze pewnie w jakiś sposób tego swojego zajebistego podrywu, jakby nie było, uczy młodocianych lowelasów i adonisów, których tak chciał pocisnąć. Hyon i Eli ogólnie wprowadzają bardzo niefajną atmosferę do spotkania grupki młodzieży na biwaku, trochę jak wujkowie Staszek i Janusz na weselu; w końcu ekipa miała prawo bawić się w swoim towarzystwie. Chyba że ci nowi nie należeli jednak do ekipy…? Czemu do tej pory nie umiem tego znikąd wywnioskować? Załóżmy, że nastolatkowie są obcy i znaleźli się tu z piwem wśród dziewczyn przypadkowo. Wynikałoby to ewentualnie z faktu, że dziewczyny nie rozmawiają z chłopakami, nie bronią ich jako swoich znajomych i nie okazują, że chciałyby z nimi spędzić czas. Wręcz przeciwnie – bardziej interesuje ich dopiero poznany Hyon. I tu nasuwa mi się kolejne pytanie: czemu ci goście nie zwiną się gdzieś indziej wypić piwo, tylko imprezują w towarzystwie, które ich nie chce, nie potrzebuje, ignoruje? Dziewczynom nie przeszkadza, że kolesie stali się tłem (albo nawet nie; zakładam, że siedzą przy tym ognisku w zupełnym milczeniu i ze skwaszonymi minami; po co?). 

Hyon przy tym adoruje wszystko, co się rusza i ma płeć żeńską, a przedstawicielki tej płci świetnie się bawią. Naprawdę zaczynam się zastanawiać, dlaczego ci koledzy-rówieśnicy jeszcze sobie stamtąd nie poszli? Ja bym poszła, nie chciałoby mi się siedzieć w takim dziwnym gronie, które ewidentnie mnie nie chce. Nawet nie dlatego, że czułabym, że przegrałam z jakimiś starszakami, no wow, tylko dlatego, że dziewczyny, którymi potencjalnie koledzy się interesowali, okazały się, cóż, no właśnie… typowe. Nie chciałabym mieć takich koleżanek. 

Ogólnie cała grupka nastolatek zachowuje się tak, jakby bohaterki miały jedną jaźń. Przypominają mi się takie kliszowe grupki niezbyt rozważnych i lotnych dziewczyn w komediach romantycznych (albo, ostatnio, chociażby w „Gambicie Królowej”; na pewno wiesz, o jakie charakterystyczne grupki mi chodzi). Dlatego też bardzo ucieszyłam się, że Elin sobie stamtąd poszła. Ciekawe, że Hyon nie zauważył jej zniknięcia; a podobno przyszedł tam jej pilnować, nie? 

 

— (…) Zawirusował mi komputer por… — urwałem — …filmikami — dokończyłem, wychodząc z tego cało. – No niekoniecznie, bo Elin musiałaby być niespełna rozumu, żeby nie wyłapać kontekstu. 

 

Cieszy mnie ostatnia scena, szczera rozmowa Elia z Elin. Dziwi mnie za to, że dziewczyna nie tyle tak łatwo zwierzyła się bohaterowi, przestała się gniewać, że rozwalono jej imprezę, ale szybko łyknęła jego pocieszenie i znacząco poprawił jej się nastrój. To może świadczyć o tym, że jej problem nie był taki turbo-poważny. Szczególnie widać to tu: 

— Wiesz, jak to jest stać się kogoś cieniem? — Momentalnie odwróciła głowę, gdy tylko ponownie zaszkliły jej się oczy.

Pokiwałem lekko głową, teraz już lepiej rozumiejąc ból Elin. 

— Przede wszystkim nie porównuj się do Hyona — zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. — Każdy jest inny i lepiej być najlepszą wersją siebie, niż próbować komuś dorównywać. (…). 

— Dzięki — odparła po tym, jak uważnie mnie wysłuchała i przysunęła się, by uścisnąć mnie w podzięce.

Używasz takich słów jak ból, bohaterka znów ma ochotę płakać, a jednocześnie jedna krótka rada wystarcza, by trochę jej przeszło. Jasne, biorę pod uwagę, że relacja Elin i Elia jest długotrwała i naprawdę mocna, chłopak potrafi pocieszyć przyszywaną siostrę i bohaterowie mają na siebie dobry wpływ. Ale czy aż tak, by to wszystko trwało tylko tyle…? Sama rozmowa i jej problematyka odbiera się mniej poważnie, bo Eli dużo żartuje, przez co trudno mi uwierzyć, że Elin było aż tak źle. Może dlatego, że Eli też zaczyna żartować za szybko, zamiast początkowo wysłuchać Elin. Rzuca żart za żartem, pojawia się też gag o porno – no dobra, może to poprawi nastrój bohaterce, ale czy wpierw jej ból zdążył przekonać czytelnika? Mnie nie.

 

Rozdział 7

Koleżanki Elin dają niezły popis, szczególnie Chastity. Na pierwszy rzut oka widać, że Elin nie bawiła się jakoś super, a te szczebioczą o kolejnych wypadach i nadal kręcą z jej bratem. I jeszcze ten tekst, że młodszy brat zniszczył jej paletę cieni do powiek, więc miała ochotę go zabić. Okej, może to drobiazg i wcale nie świadczy o niczym, ale kiedy dodasz taką wypowiedź do tego, co Chastity prezentowała na biwaku, wnioski nasuwają się same. To próżna i głupiutka dziewczyna.

 

Po tym, jak zawiozłem Elin do domu, wróciłem do mieszkania. Trochę poćwiczyłem, aby zadbać o swoje mięśnie, ale też po to, aby się obudzić, bo nic tak nie stawiało mnie na nogi, jak trening. – Często wspominasz, że Eli coś ćwiczy albo trenuje sztuki walki, ale jeszcze nigdy nie pokazałaś tego konkretną sceną. Widziałam za to, jak bohater imprezuje i obżera się pizzą i ciągle pije red bulle. Wprawdzie żeby dobrze wyglądać, nie trzeba robić głodówki ani niczego sobie odmawiać, jednak jakoś styl życia Elia nie idzie mi w parze z jego super wyglądem i szczerą pasją do sportu, który zresztą niby jest dość ważny, a i tak stale traktowany po macoszemu, ledwo jednym czy dwoma zdaniami. Na dobrą sprawę nawet nie wiem, co dokładnie Eli ćwiczy. Czy to środa – klasyczny dzień nóg? 

 

Eli robi też całkiem spore zakupy, ma pieniądze na dużo rzeczy, ma na przykład PS4, często imprezuje i tak dalej. Do tego na pewno płaci za regularne treningi taekwondo, ma samochód, który też musi utrzymać. A podobno pracuje jako dostawca paczek. Nie martwi się takimi przyziemnymi rzeczami jak brak kasy. Skąd u niego ta zupełna beztroska? Nawet to zwyczajne życie, codzienne sytuacje, które pokazujesz scenami, nie wprowadza konfliktu fabularnego. Wszystko do tej pory Eliemu się udaje i z niczym, zupełnie niczym, nie ma problemu. Obecnie jestem na takim etapie – tyle tekstu mam już za sobą – że tylko czekam, aż powinie mu się noga, by opowiadanie zaczęło być o czymś i ukazywało rozwój postaci wymuszony przez rozwój fabuły. 

Tym bardziej że kolejna scena to scena… zakupów. Trwają i trwają, mam wrażenie, w nieskończoność. Zastanawiam się, co wnosi to do fabuły? W jakim kierunku ona zmierza? Gdzie tu miejsce na jakiś plot twist, cliffhanger, konflikt fabularny, cokolwiek – co pchnęłoby fabułę w przód? Bo teraz mam trochę wrażenie, że kręcę się w kółko – od jednej imprezy do drugiej, a pomiędzy czytając o przygotowaniach. Poza tym sceny zakupów w powieściach YA, kiedy (zwykle) bohaterki szykują się na imprezę i lecą po odpowiednie ciuchy, jest jedną z popularniejszych klisz, które istnieją w literaturze tego gatunku. Są przewidywalne i zwykle za długo się ciągną.

Cieszę się za to, że na tapet wrócił wątek Tony'ego i Mercy. A odnośnie do ostatniej sceny, w której mamy zapowiedzianą imprezę i znów obserwuję, jak się wyrywa panny – cóż, myślę, że o tym, jaki jest Eli i jak kreacja jego postaci wpływa na możliwy odbiór tekstu (a, przy okazji, jak wpływają na niego postaci żeńskie), napiszę szerzej w podsumowaniu. 

Czyli w sumie po opisaniu narracji. Myślę, że jeśli chodzi o treść – przeczytałam wystarczająco, by móc wyciągnąć jakieś wnioski. 

 

PODSUMOWANIE

Narracja, styl (stylizacja), opisy

Zwykle oddzielam styl odautorski od stylizacji bohaterów, tu jednak mamy narrację pierwszoosobową, więc, chcąc nie chcąc, styl, w którym pisałyście całość, będzie stylizacją językową Elia. I tu pojawiło się kilka problemów. Pierwszym, na który zwrócę uwagę – a zwrócić na nią naprawdę nietrudno – są powtórzenia. W waszym tekście jest ich od groma, co widać zarówno po cytatach zawartych w części o fabulariach, jak i w podpunkcie dotyczącym poprawności. W dialogu na powtórzenia zwykle nie zwraca się uwagi; nie ma się co oszukiwać, przeciętni bohaterowie opek tak jak i przeciętni ludzie w powieściach obyczajowych nie są jak Pan Makłowicz i daleko im do kwiecistej, bogatej mowy pozbawionej powtórzeń. W przypadku narracji pierwszoosobowej dwudziestojednolatka, który z natury jest dość swobodny i bezpretensjonalny, też trudno tego wymagać, ale bez przesady. Powtórzenia w takiej ilości nie świadczą już o naturalności narratora, ale oddają truistyczny styl całości, często wręcz taśmowy – szczególnie gdy rozmawiamy już nie o powtórzeniach w stylu być, mieć, tylko, ale nawet o całych konstrukcjach (na przykład zdaniach z imiesłowem współczesnym, po którym pojawia się spójnik i). To wcale nie jest wybór między: mamy powtórzenia, a więc piszemy naturalnie, bo ludzie się powtarzają a mamy tekst pozbawiony powtórzeń i bohater brzmi jak wydumany erudyta. Nie. Nie wymuszam ładnych, okrąglutkich zmian typu być na znajdować się czy iść na kroczyć, nie musicie też rezygnować ze wszystkich powtórzeń (niektóre, szczególnie w dialogach, są spoko). Ale często chodziło mi o wyrazy, dla których łatwo znaleźć jakiś lekki, równie luźny synonim, jeszcze przyklepujący tezę, że bohater jest współczesnym dwudziestolatkiem. 

W przypadku stylizacji już w rozdziale pierwszym zauważyłam, że Eli czasami archaizuje. Nadal uważam, że to niepotrzebne udziwnianie. Same słowa typu niewiasta, rzekłem, bowiem jeszcze nie drażnią, ale w połączeniu z innymi stylami, które czasami wkradają się w przemyślenia bohatera – tworzą nietypową mieszankę. Momentami bohater jest infantylny: panienki, soczek – takie słówka zawarte w narracji często wywoływały u mnie ciarki, pewien niesmak. (W dialogach natomiast, gdy Eli zwraca się do Hyona per cukiereczku – to jestem w stanie kupić, bo ewidentnie się zgrywa). Mamy więc już kilka przykładów archaizmów, kilka słów zdecydowanie zbyt infantylnych, miejscami Eli jest znowu zbyt dojrzały (damy, panie, dżentelmeni). Zrezygnowałabym z takiego misz-maszu, by skupić się na jednej, konkretnej stylizacji. Dominuje ta luzacka, młodzieżowa, przepełniona laskami czy dupkami, więc taka niech pozostanie, a nie udziwniajcie jej momentami – w nich Eli wydaje się nieszczery. 

Inna sprawa, że miejscami narrator wydaje się dobrze wiedzieć, że prowadzi narrację dla jakiejś postronnej osoby, obserwującej jego życie. Kilkakrotnie zwracałam na to uwagę, jednak wielokrotnie przechodziłam obok tego obojętnie, by się nie powtarzać; wytłumaczę swoje odczucia tutaj. Weźmy, dla przykładu, takie zdanie:

[r.1] Nim jednak cokolwiek zdecydowałem, zadzwonił mój telefon. – To drobnostka, ale w przypadku waszej narracji pierwszoosobowej takich sytuacji jest całkiem sporo. Tu chociażby z góry nie podejrzewałabym, że dzwoni telefon stacjonarny (bo bohaterowie dopiero co się wprowadzili i nie rozdawali nikomu numeru; zresztą w ogóle zakładam, że nie mają stacjonarnego, bo to raczej relikt przeszłości). Poza tym Hyon wyszedł z domu i na pewno wziął swoją komórkę ze sobą. Tak więc niczyj inny telefon zadzwonić do Elia nie mógł. Tendencja do używania: mój telefon chyba bierze się z literatury nieco starszej, kiedy to komórki dopiero co pojawiły się na rynku (to przynajmniej da się wytłumaczyć, a co w przypadku moich/swoich włosów?). Dziś jednak posiadanie komórki na własność nie jest niczym szczególnym i może warto od takiej naleciałości z zamierzchłych czasów odejść. Bo w końcu czy wyciągając telefon z kieszeni albo sięgając po niego na stół, naprawdę myślimy o tym, że to telefon należący tylko do nas…? No raczej nie, bo to z góry logiczne i jesteśmy tego świadomi. I właśnie przez takie dopowiedzenia w tekście pisanym narracją pierwszoosobową nie mogę odpuścić wrażenia, jakby bohater celowo mówił coś do mnie; jakby wiedział, że zwraca się do osoby trzeciej, jakiegoś podglądacza-czytelnika i mu wszystko tłumaczy, zamiast naturalnie kreować myśli w głowie – pod siebie. Nim jednak cokolwiek zdecydowałem, zadzwonił telefon. Albo nawet jeszcze lepiej: ktoś zadzwonił. Telefon nie dzwoni sam z siebie, a człowiek raczej zwykle nie zastanawia się nad istotą samego procesu dzwonienia, a tym, czyj numer/nick zobaczy zaraz na ekranie. To drobnostki, ale, jak piszę, to one czynią narrację pierwszoosobową i zwykle odpowiadają za to, jak się ją odbiera. Czy naturalnie, czy właśnie pretensjonalnie – jakby narrator zdawał sobie sprawę z tego, że jest tylko bohaterem opowiadania i porusza się bądź myśli pod jakichś czytelników. 

Po czym jeszcze mam takie wrażenie? Ano po tym, że Eli jako narrator często popada w jakiś trans, w którym przestaje myśleć, a zaczyna tylko relacjonować. Przypomina mi się rutynowy poranek bodajże z rozdziału trzeciego albo przejażdżka motocrossem lub komentowanie rozmowy między dziewczyną a jej eks i Hyonem. Pamiętacie na pewno moment, w którym cytowałam zapisane ciągiem (bez dialogów) sprawozdanie z tej rozmowy; sprawozdanie – bo oparte tylko na obserwowanych czynnościach. Takie streszczenia ostatecznie brzmią, jakbyście się bardzo spieszyły do tego, co będzie kawałek dalej; w reporterskich fragmentach główna postać w narracji pierwszoosobowej staje się papierowa, bo pozbawiona wnętrza. Nawet jeśli przytaczacie tylko jeden z wielu rutynowych poranków – Eli mógłby ująć sytuację jakimś sarkastycznym przemyśleniem. Tymczasem dostajemy fragment pamiętnika: drogi pamiętniczku, dziś wstałem, poćwiczyłem, wziąłem prysznic i do serialu zjadłem śniadanie. Proszę, nie idźcie w tę stronę. 

 

Nie musicie też aż tak skupiać się na oczywistościach i podkreślać tego, co już dawno stało się jasne. Najpierw wypowiedzią dialogową przytaczacie, na przykład, że bohater dziękuje, a następnie – w dopisku narracyjnym – że ujmuje czyjąś dłoń. I w tym samym zdaniu pojawia się jeszcze: dziękując za ciepłą gościnę. To tylko jeden z kilku wspomnianych w ocenie przykładów, lecz jeśli będzie czytać opowiadanie od początku, zauważycie, że tak naprawdę jest tego znacznie więcej. Wykorzystajcie to, że jest was dwie; w przypadku jednego autora, który pisze całość samodzielnie, znacznie trudniej jest wczuć się w potencjalnego odbiorcę i domyślać się, co jest w stanie wywnioskować z tekstu ktoś stojący obok. Wy jesteście dwie, a więc jeśli któraś z was czyta jakiś fragment, którego nie pisała, po raz pierwszy – niech zwraca uwagę na tego typu rzeczy. Myśli: o kurczę, przecież to jest logiczne, nawet nie muszę o tym czytać, żeby to wiedzieć. Najlepiej oceniać pod tym kątem tekst na świeżo, przy pierwszym czytaniu, gdy zaskakuje.

 

Jeszcze odnośnie do kwestii narracji, spójrzmy na przykład na kolejną nieścisłość, tym razem na przykładzie z rozdziału czwartego:

— Ty i urok, pff — prychnął Hyon i podszedł bliżej, aby przyjrzeć się jabłecznikowi. – W przypadku narracji pierwszoosobowej skąd Eli wiedział dokładnie, w jakim celu podchodzi Hyon? Może widział jabłecznik z daleka i chciał od razu wziąć sobie kawałek? Albo podszedł, by go tylko powąchać? Niestety nie raz ani nie dwa zdarzało się wam wychodzić z głowy głównego bohatera, by przedstawić pobudki działań kogoś innego. Zresztą pobudki przedstawiacie również, gdy chodzi o samego narratora – często uprzedzałyście mnie, co planował on zrobić, zamiast pokazać, jak daną rzecz… po prostu robił. Przykłady:

(…) pojechałem, aby pomóc Jimowi w jego randce. 

(…) wskazałem drogę, aby ruszyć znów na spacer.

(…) usiadłem przy stole, aby na spokojnie zjeść. 

Czytelnik sam to wszystko wywnioskuje, jeśli bohater zdecyduje się po prostu zrobić te rzeczy, które wpierw zapowiada. Nie odbieraj mi, narratorze, zabawy; to przecież jak małe spoilery. 

 

Skoro mankamenty wynikające głównie z narracji pierwszoosobowej mamy za sobą, przejdźmy do opisów. W przypadku tych dotyczących miejsc akcji jest okej, jestem w stanie wyobrazić sobie lokalizacje, w których przebywają bohaterowie, mimo że nie skupiacie się na tym aż tak. Opisy te zwykle trzeba samodzielnie poskładać z porozrzucanych po akapitach sugestiach; tu bohater usiądzie na kanapie, tam wejdzie do nowego mieszkania i się rozejrzy – słowem: nie mam zastrzeżeń. Za to w przypadku opisów wyglądu postaci robi się średnio, bo powtarzalnie, gdy mowa o ubraniach i formie, w jakich przytaczacie dobór garderoby. Może to nie jest jeszcze ta słynna checklista, bo opisy nie ciągną się przez kilka zdań, ale i tak wygląda to średnio. Dlaczego w tym przypadku nie urozmaicacie bardziej i skrzętnie nie ukrywacie tych opisów gdzieś w tekście? Kilka przykładów:

[r.2] [Hyon] ubrany w jasny szarobrązowy garnitur, z ozdobnym pasem oraz złotym wisiorkiem, który rzucał się w oczy na tle czarnej koszulki, do tego wszystkiego białe sportowe buty. 

[r. 5] Włożyłem spodnie, białą koszulkę i czarną, rozpinaną bluzę z kapturem. Ułożyłem też włosy, zaczesując je nieco bardziej do tyłu (…). 

[r. 9] poszedłem do pokoju, aby się przebrać w czarne szorty i równie czarną koszulkę bez rękawów oraz włożyć buty (…). Wziąłem prysznic i na dzisiejszy wieczór (zapewne z niespodzianką) wybrałem białe spodnie razem z białym T-shirtem oraz karmelową marynarkę w kratę i sportowe buty, a do tego założyłem złoty zegarek.

[r. 12] Włożyłem czarne spodnie i czarną koszulę w pionowe szare paski oraz sportowe buty.

 

Co ciekawe, problem stanowi właśnie garderoba. Bo w przypadku ogólnych cech wyglądu bohaterów, znów jest interesująco – postaci często przeczesują włosy, Eli dostrzega nową fryzurę Elin (jednocześnie wspominając starą) czy wykonują jakieś inne gesty świadczące o ich sylwetce. Albo w przypadku Elia – narrator znajduje jakiś sensowny powód, by się opisać, na przykład stwierdza, że jest wysoki w odniesieniu do sytuacji, w której zestawia siebie z cechami typowego Koreańczyka. I to jest ciekawe, i sprytnie wplecione w tekst, więc generalnie potraficie i wiecie, o co chodzi, ale czasami chodzicie na skróty.

 

Ad opisów, warto też wspomnieć o opisach scen dynamicznych i mam wrażenie, że czytałyście już poradnik z WS, ale jeszcze potrzebujecie trochę szlifów. Powtórzenia, podobne konstrukcje, zdania wielokrotnie złożone, używanie długich słów, nadmierna ilość przysłówków, brak konstrukcji, w których zamiast ponawiać podmiot, korzysta się z zaimków… Ach, no i to, czego mi brakowało dość mocno, czyli wrażenia sensoryczne – tego nie ma, a szkoda. Zajrzyjcie [TUTAJ] i sprawdźcie podpunkt E. 

 

FABUŁA

Tu będzie krótko, bo i niewiele się wydarzyło. Chociaż przeczytałam bardzo dużo tekstu, mam wrażenie, że w rzeczywistości historia ledwo co się zarysowała. Nie będę odkrywcza: każdy wie, że bohaterowie książek powinni być w jakiś sposób fascynujący i przeżywać rzeczy, które są dla nich wyzwaniami i które mają na nich wpływ, rozwijają ich, każą im się wysilać, by fabuła pchała się w przód, a na końcu owocowała puentą. Po to czytamy książki, jak i po to oglądamy filmy czy gramy w gry komputerowe – bo chcemy nie tylko poznać proste życie bohaterów, ale przeżyć z nimi urywek ciekawej historii, fragment, który czyni akurat ich życie wyjątkowym. Tak też dzieje się w powieściach obyczajowych, a nawet komediach romantycznych lub YA – gdy wyrywek czyjejś rzeczywistości jest na tyle kłopotliwy i nietypowy, że aż wart przedstawienia. Do czego zmierzam? 

Gdybym miała wybrać grę, do której upodobnił się „Bro’war” – byłyby to Simsy. Dlaczego? Bo tu bohaterowie po prostu sobie… żyją, a wy ich prowadzicie, czasem mam wrażenie, bez celu. Zauważcie, że przez tyle stron główny bohater nie przeszedł jeszcze żadnej przemiany, w niczym się nie rozwinął, ciągle pozostaje taki sam i spędza dzień za dniem na… ot, życiu. Pracy, (niby)treningach, zakupach, imprezach. Tak po prostu. Jasne, mamy pojedyncze sceny, w których jakby z przypadku coś się dzieje, ale to wszystko jest ruletka w stylu: ciekawe, czy spotka mnie dziś coś interesującego…? Wydaje mi się, że nie na takim założeniu pisze się powieści, zdecydowanie brakuje tu ściślejszego planu wydarzeń opartego na konkretnej fabule – konkretnych, wiążących się ze sobą wątkach. Gdy doszłam do tego prostego wniosku, poraziła mnie jego oczywistość, tymczasem w przypadku „Bro’war” nadal nie wiem, co stanowi główny wątek i jaki jest sens opowiadania, czyli centralny konflikt fabularny. I to jest, moim zdaniem, strasznie rozczarowujące. No bo co? Pogoń Elia za romansem, a może jakąś zmianą siebie? Albo podświadome dążenie do niespodziewanej miłości? Odnalezienie miłości w przyszywanym bracie, odkrycie własnego JA? Nie czuję tego, strzelam, a po połowie tekstu dawno powinnam chociaż domyślać się, że w którymś kierunku zmierzam. Którymkolwiek.

Wokół głównego bohatera przez większość czasu antenowego działy się rzeczy niebędące najlepszym materiałem na powieść, nawet obyczajową. Nie zrozumcie mnie źle – nie wymagam pościgów i strzelanin, ale gro miejsca zajęły sceny-zapchajdziury typu: przygotowywanie jedzenia, jedzenie, granie na PS4, gadanie o dziewczynach, przekomarzanie się (co wielokrotnie jest śmieszne, ale ostatecznie bezcelowe, nie pcha fabuły w przód), komentowanie swojego wyglądu (plus ubieranie się, szykowanie do wyjścia etc.), wstawanie rano, jazda samochodem, ostatnio nawet wielostronicowe zakupy… Tak, to są rutynowe rzeczy, które dzieją się w życiu każdego z nas i nawet w przypadku zastosowania luźniejszej stylizacji Elia nadal pozostają oczywiste. 

(Co też dziwne, z jednej strony skupiacie się na rutynie, ale z drugiej – treningi Elia, które są jej częścią, sprowadzacie do jednego-dwòch streszczających zdań; gdy bohaterowi coś/ktoś przerywa rutynę, na przykład dzwoni telefon, to Eli akurat – tak się składa – nie ćwiczy, tylko, na przykład, siedzi na kanapie. Te treningi, wzmianki o nich, widać, pojawiają się jakby na siłę i traktowane są jak zło konieczne, bo muszą zostać wspomniane, aby bohater mógł być atrakcyjny fizycznie i to akurat strasznie rzuca się w oczy). 

Jasne, że mamy też sceny typu: impreza, bójka na ulicy, dynamiczny koszmar, interakcja z dziewczynami na biwaku, wyrywanie dziewczyny w barze, ale jednocześnie nie mogę przejść obojętnie obok przeczucia, że cała ta linia fabularna dzieje się zupełnie z przypadku i koniec końców nie jest porządnie zaplanowana. Bohater idzie na przypadkową randkę z drewnem, bo nagle poprosił go kumpel. Ten sam bohater idzie odwieźć przyszywaną siostrę na biwak, bo… został o to poproszony. Spotyka Tony'ego w sklepie – przez przypadek. I tak dalej, i tak dalej… Załóżmy teraz, że ani Elin, ani ten kolega, którego imienia już nie pamiętam, nie poprosiliby Elia o przysługę. Co wtedy wydarzyłoby się ciekawego w jego życiu, wartego opisania? Zresztą, scena z pomaganiem przyjacielowi w randce wydaje się średnia właśnie z tego powodu, że nie mogę wywnioskować, co wniosła do fabuły. Na upartego można z niej wynieść to, że poznałam lepiej podejście Elia do dziewczyn i jego wymagania względem nich, na jaw wyszły jego pewne cechy charakteru. Jednak dokładnie te same cechy Eli przejawia w wielu innych momentach fabuły, które mają więcej sensu. Więc może w tej scenie chodziło o to, że wyjście na obiad z dziewczyną, która się nie uśmiecha, ma być zabawne…? No i było, ale zabawne sceny też mogłyby mieć sens sam w sobie; planowanie fabuły to nieraz pieczenie wielu pieczeni na jednym ogniu i tego zdecydowanie mi zabrakło – ścisłego planu, a nie – lania wody. Sztucznego wydłużania tekstu wstępami do scen właściwych. Przy czym wspomniany fragment z nie-randką to nie jest jedyna scena, z którą mam problem, bo takich scen, z których ostatecznie nic nie wynika, mam więcej: gag z komarem, spalenie pizzy, zakupy i tona przeplatających to wszystko streszczeń o rzeczach przyziemnych. Zauważcie, że nawet telefon od Elin przypominający o biwaku również miał miejsce wtedy, kiedy u Elia totalnie nic się nie działo. Zresztą ta scena to dubel, bo Elin prosi o przysługę bohaterów również wtedy, gdy siedzą i nic nie robią, odwiedza ich jak Penny Sheldona i Leonarda; opowiadanie ciągnie się trochę jak taki sitcom i jako czytelnik dane mi jest czekać na jakieś wydarzenie i liczyć na przypadek – imperatyw, który zmusi Elia do wyjścia z domu. Jeszcze raz: na tym etapie fabuły nie widzę, o czym dokładnie jest to opowiadanie. O życiu – można by rzec, ale to okropny ogólnik; przecież każda powieść o tym jest. A coś więcej…? 

Teraz, jak o tym myślę, to spotkanie z babcią pod klatką też było przypadkowe. Wprawdzie scena ta ukazała pozytywną stronę charakteru Elia, ale nurtuje mnie pytanie: czy powstała z myślą o ciągu dalszym historii i postać babci jeszcze powróci? Nie jestem tego pewna, a biorąc pod uwagę, że przez zaledwie pięć rozdziałów poznałam w opór postaci dalszoplanowych (dwóch kolegów z pierwszego rozdziału, dwie dziewczyny z randki jednego z tych kolegów, typek z dziewczyną w parku motocrossowym i inni uczestnicy bójki, cała gromada koleżanek Elin, trzech typków z biwaku, staruszka, teraz jakaś Jamie…) – nie mam pojęcia, czy ktokolwiek z nich jeszcze wróci, połowy tych osób nie pamiętam z imion, tymczasem część scen z ich rozdziałem była dość szczegółowa i sugerowałaby, że mają oni wszyscy znaczenie. 

Jeśli w życiu bohaterów faktycznie tak mało się dzieje, może po prostu… złóżcie opowiadanie z ciekawszych fragmentów ich życia? Przecież zawsze możecie postawić asteryski i przejść do jakiejś konkretnej sceny bez tych całych wstępów-streszczeń typu: wstałem, ubrałem się, zjadłem

 

BOHATEROWIE

Na pierwszy ogień idzie narrator, czyli Eli. Skończyłam ledwo kilka rozdziałów, a mam wrażenie, że ciągle czytałam o tym, jak to bohater lubi dobrze wyglądać, lubi (i potrafi!) wyrywać dziewczyny, dobrze tańczy, trenuje sztuki walki (choć tego akurat żadna scena, choćby bójki czy treningu, nie udowadnia) i tak dalej. Eli często mówi o sobie i podkreśla swoje zalety, wady skrzętnie chowając lub w ogóle ich nie widząc, nie dziwne więc, że nadrzędną cechą, jaką mu przypisałam, jest narcyzm. Razem z Hyonem – wydaje mi się – Eli stroi się na każdą okazję. Uważa siebie za przystojnego-łamane-na-dobrze_zbudowanego-łamane-na-seksownego, bo ciągle o tym wspomina. Nie wiem, czy celowo zrobiłyście z niego zakochanego w sobie, ale to jeden z głównych elementów jego kreacji, przez które za nim nie przepadam i ciężko przebywać mi w jego głowie. Mam wrażenie, że okropnie się powtarza. Nie chodzi też o to, by był jakiś przesadnie skromny i pokornego serca, ale, kurczę, tu już przebija się z niego ostra megalomania. 

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jest błędem tworzyć postać o konkretnych cechach charakteru, nawet jeśli są to cechy odbierane przez niektórych jako negatywne. Wasza postać może taka być – z tym nie walczę. Nie wiem tylko, czy celowa kreacja akurat takiego charakteru w przypadku akurat głównego bohatera, w którego głowie trzeba przebywać przez cały tekst, nie odbije się na poczytności opowiadania. Eli zwraca na swoje walory przesadną uwagę nawet po kilka razy na rozdział, w różnych sytuacjach, i tego jest moim zdaniem zdecydowanie za dużo, w pewnym momencie po serii komplementów – jakby na siłę mnie przekonując o swojej faktycznej cudowności – pokazuje mi swoją super-klatę. Jeśli stworzyłyście go takim zupełnie świadomie – no dobra, niby wszystko w porządku, bo ma on prawo taki być, zresztą i tacy ludzie istnieją. Nie zdziwcie się jednak, że niektórzy czytelnicy mogą z Eliem nie wytrzymać i w pewnym momencie zirytować się nim aż tak, że nie będą już ciekawi ciągu dalszego, uznając, że nie chcą już dłużej przebywać z takim egocentrykiem.

Inna sprawa, że działa tu też trochę psychologia – im bardziej Eli zapewniał mnie o swojej idealności, tym mniej mu wierzyłam i więcej dostrzegałam jego wad. Momentami zaczęłam nawet podejrzewać, że może on sam siebie okłamuje, a tak naprawdę niewiele potrafi i wcale nie wygląda aż tak dobrze w lustrze, jednak ostatni rozdział i tańce z Jamie ostatecznie mnie ot takiej nadziei odwiodły.

Jednocześnie nie mogę nie wspomnieć, że dobrze pamiętam o jego pozytywnych stronach (chociażby tym, że ostatecznie ratuje kolegę na feralnym spotkaniu, troszczy się o bliskich i podwozi Elin, wspiera ją przy jeziorze; jak i pamiętam o pomocy staruszce) i nie wykluczam, że ma pozytywne cechy. Przy czym one są dość nikłe w porównaniu z jego negatywnymi stronami: nie tylko megalomanią, ale i skłonnością do przedmiotowego traktowania dziewczyn, która osobiście mnie razi najmocniej. 

Teraz zastanawiam się, jaką Eli ma za sobą przeszłość, że właśnie taki jest. Czy to przez natarczywą matkę? Wychowywanie za młodu pod kloszem? Odrzucenie ze strony rówieśników w bardzo wczesnym wieku? A może Eli po prostu tak ma – bez doszukiwania się głębszych powodów…? Jeśli tak – sądzę, że trochę szkoda, bo przecież elementem powieści obyczajowych jest też rozwój psychiczny bohatera; poznanie jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości (choćby po scenach – puzzlach) i śledzenie, w którym kierunku rozwinęła się jego sylwetka psychologiczna. Żałuję, że przez przeczytane przeze mnie rozdziały nie rozwinęła się ona w żadną stronę, a materiału było dużo; inna sprawa, że nie do końca może to jakoś szczególnie dziwić, bo do zmiany potrzeba bodźca, a w życiu Elia w czasie trwania tego fragmentu fabuły nie wydarzyło się zupełnie nic. 

Jeśli zaś chodzi o Hyona, tu mam jeszcze większy problem. Bo nie dość, że go gwiazdor większy niż Eli, to jeszcze nie kryje się w żaden sposób z wykorzystywaniem dziewczyn – wręcz widzi w tym uciechę. Romansowanie potrafi przełożyć nawet nad troskę o siostrę. I o ile Eli to główny bohater, na którego składają się zarówno cechy pozytywne, jak i negatywne, o tyle o Hyonie wcale nie mogę tego napisać. To też na swój sposób dziwne, bo przecież nie ma ludzi jednoznacznie pozytywnych albo negatywnych – zwykle te cechy w jakimś stopniu się przeplatają. Tymczasem w przypadku Hyona szala w moim mniemaniu niebezpiecznie przechyliła się na jedną stronę. 

Poza tym niektóre z cech, które przypisałyście Hyonowi, pokrywają się z cechami, które można przypisać Eliowi. Podobieństwo aż rzuca się w oczy. Pamiętam, na początku wydawało mi się, że Hyon to ten, który częściej jest cyniczny i do jego charakterystycznych gestów zalicza się cwaniacki uśmiech, natomiast Eli to ten, który jest nieco bardziej rozsądny i jakby automatycznie często przeczesuje włosy. – To były takie moje wstępne rozważania po obserwacji bohaterów w rozdziale pierwszym. Z czasem okazało się jednak, że oba gesty są dla bohaterów wymienne, ale nie tylko gesty – podobna jest ich stylizacja językowa, sposób bycia, chęć wykazania się, pragnienie romansowania, imprezowania, nawet drobiazgi takie jak zakupy ciuchów i tak dalej. Teraz, po tych wszystkich rozdziałach, które przeczytałam, nie widzę już żadnych grubszych różnic, dzielących ich. Może tyle, że Hyon gwiazdorzy bardziej i jest nieco bardziej porywczy. Mało! Braki charakterystycznych dla postaci cech, skłonności, stylizacji, przyzwyczajeń rzucają się w oczy tym bardziej, że mowa o dwóch głównych bohaterach, a nie głównym i jakimś tam dalszoplanowym. Eli z Hyonem spędzają czas wspólnie przynajmniej kilka razy na rozdział, a gdyby powycinać jakieś ich partie dialogowe albo fragmenty dotyczące tylko jednego z nich i dać mi do przypisania – nie potrafiłabym tego zrobić. Okej, może bohaterowie są przyszywanymi braćmi, ale – co jak co – wspólnej jaźni nie mają. A przynajmniej nie powinni mieć. 

Długo zastanawiałam się, skąd taki wybór z waszej strony – mieć głównego bohatera-narratora, który rodzi w czytelniku mieszane uczucia, oraz drugą postać pierwszoplanową, która przejawia cechy jednostki toksycznej. Opowiadanie jest zbudowane w taki sposób, że wymusza na mnie przebywanie w głowie tego pierwszego, któremu przez sporą część narracji towarzyszy ten drugi i trudno od tego uciec. Często, w towarzystwie Hyona, Eli też zaczyna gwiazdorzyć, więc nieraz czułam się jak między młotem a kowadłem. Zastanawiałam się, co by było, gdyby Hyon też otrzymał swoje partie narracyjne i tekst przedstawiałby dwa POV-y…? Czy przesiadywanie w głowie Hyona sprawiłoby, że znacznie mocniej polubiłabym Elia? Możliwe, że tęskniłabym za jego partiami. Bo obecnie to wybór w stylu: gość, którego nie lubię przez większość czasu narracyjnego a gość, którego nie lubię wcale. A to, co zresztą widać na moim przykładzie, może nie rokować za dobrze pod kątem: skończę czy nie skończę historii wcześniej, przed jej zakończeniem?

Ogólnie brakuje mi dobrych charakterów w tej historii. Teraz jestem pewna, że to dlatego, że prowadzicie tekst tylko jedną perspektywą – Elim – i tak naprawdę nie miałam gdzie odskakiwać chociaż na moment, aby od niego odpocząć. Najbardziej, przyznam, potrzebowałam tego w dwóch ostatnich rozdziałach, bo trochę wystraszyłam się, że z czasem może być jeszcze gorzej. Jako narratora czy bohatera nie każdy czytelnik będzie Elia lubił, jak i nie każdy czytelnik będzie go nie-lubił i to samo tyczyć się będzie Hyona i każdej innej postaci. Może pomyślcie o alternatywie i wyrównajcie tę szalę, wprowadzając do tekstu ważną postać męską o innych cechach charakteru niż te, które wymiennie charakteryzują przyszywanych braci. Aby czytelnicy czuli różnorodność i mieli z czego wybierać bohaterów, których obdarzą sympatią. Jeśli nie będą lubić nikogo lub tylko jakieś dalszoplanowe jednostki takie jak Tony, które pojawiają się raz na sześć długich rozdziałów – nie zostaną. Tym bardziej że akurat Tony to postać w moim odczuciu lubiana poprzez pryzmat współczucia i ciekawego wątku toksycznej relacji, a nie dlatego, że to ogólnie fajny facet, bo za słabo go znam, by wysunąć taki wniosek.

Mam też spory problem z postaciami żeńskimi. Zanim jednak do nich przejdę… Czemu siostrę Hyona nazwałyście Elin, gdy na głównego bohatera wszyscy wokół mówią: Eli? Takie podobieństwo jest podejrzane, trochę dziwne i w sumie zastanawiam się, czy wyniknęło z przypadku, a może coś się za nim kryje. Jeśli nic, zrezygnowałabym ze zbieżności, bo w scenie, w której występują obie postaci, może to wprowadzać niepotrzebne czytelnikowi zamieszanie. Tak po prostu.  Sama nieraz machnęłam się w ocenie, w pośpiechu myląc oba imiona.

Elin, jako siostra Hyona – pisałam niedawno – wydaje się znacznie młodsza, niż jest. Eli nieraz podkreślał, że dziewczyna zachowuje się po prostu wyjątkowo grzecznie, jednak na moje – trochę zagrałyście tu kartą Giny Weasley. I tak jak Rowling, tworząc jedenastolatkę, zrobiła z niej dziewczynkę mającą lat na oko siedem – tak wy, mając nastolatkę w liceum, zrobiłyście z niej raczej gimnazjalistkę. Takie mam wrażenie. Niemniej Elin lubię i tak jak Eli martwię się o nią. Ona i starsza pani sąsiadka to jedyne rozsądne postaci żeńskie w całej historii, którymi warto się interesować. Żałuję nawet, że Elin nie ma swoich partii narracyjnych, jej problem bycia w cieniu to dla mnie najciekawszy z wątków i żałuję, że Eli tak szybko pomógł jej się z nim w miarę uporać. 

Nie wiem, czemu tak jest, ale do momentu, w którym przerwałam lekturę, dziewczyn pojawiło się w opowiadaniu naprawdę sporo. Jak to się stało, że wszystkie, poza dwoma wspomnianymi wyżej, są postaciami raczej negatywnymi? Odbieram je jako te naiwne istotki, takie właśnie panienki (jak to określa, w sumie całkiem właściwie, Eli), które łatwo złapać na wędkę. Dla przykładu, dziewczyna z dobrego, religijnego domu idzie do łóżka z Hyonem już na pierwszej randce, inna bohaterka – Jamie – na pierwszej randce ląduje w łóżku Elia. Jeszcze inna – jest sztywna do przesady i W OGÓLE się na spotkaniu nie uśmiecha (pamiętacie kultową scenę z „Magic Mike'a XXL”? – Rozbawić smutną sklepikarkę? To było przynajmniej wyzwanie). Trzecia, Mercy, jest paskudnie zaborcza i zazdrosna o swojego mężczyznę, za to matka głównego bohatera jest niezdrowo nadopiekuńcza. Jeszcze inna bohaterka – ta rzucająca swojego chłopaka publicznie na ulicy – na początku flirtuje z obcym typem (Hyonem), kręcąc włosy na palcach, a potem uczestniczy w dramie i trochę ją nakręca (przy czym nie zrozumcie mnie źle, nie usprawiedliwiam tu agresji ze strony jej eks, ale jednocześnie nie uważam, że sama bohaterka ukazana została ze strony pozytywnej). No i, oczywiście, crème de la crème: koleżanki Elin z biwaku. Są naiwne do potęgi i lecą na tanie podrywy ze strony starszych gości, których dopiero co poznały. Wniosek? Choć postaci żeńskich wam nie brakuje, to mam wrażenie, że nie postawiłyście tym razem na jakość, a na ilość. Większość bohaterek to puste pannice i to niestety jest fakt. Odznacza się Elin, ale głównie dlatego, że mam wrażenie, że jest wyjątkowo młodziutka i dość wrażliwa, oraz starsza sąsiadka, ponieważ te – kliszowo – w takich tekstach są rozsądne i ciepłe. Zdecydowanie brakuje mi bohaterek nie tylko pozytywnych, inteligentnych, ale też jednocześnie znających swoją wartość i wyznaczających granice. Bohaterek, które wśród całej żeńskiej reprezentacji, mogły być jakimś wzorem, by przypaść do gustu czytelniczkom, które chcą się mieć z kim utożsamiać i niekoniecznie popierają niektóre decyzje większości. Elin wydaje się na to jeszcze za młoda i choć ją lubię, a sąsiadka – zbyt leciwa; waszym targetem, podejrzewam, jest starsza czytelnicza młodzież i osoby dorosłe.

Fajnie by było, gdyby w dalszej części fabuły, którą pewnie jeszcze tworzycie, któraś z obecnie przedstawianych bohaterek dojrzała emocjonalnie, może w jakiś sposób rozwinęła się, zmieniła pod wpływem wydarzeń. Chyba że dopiero co pojawi się taka postać – jeśli docelowo Eli ma być w związku z jakąś kobietą. Jednak za mną jakieś siedemdziesiąt stron A4 standardową interlinią i chyba gdyby bohater miał poznać kogoś ciekawego – już by go poznał i ten ktoś miałby jakiś wpływ na obecną fabułę, prawda? Tak mi się przynajmniej wydaje. Ewentualnie chodzi o Jamie, ale ona w sumie też nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. 

 

Kurt Vonnegut – znany i ceniony amerykański powieściopisarz – powiedział kiedyś, że powinnością każdego pisarza jest podać czytelnikom jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie. Cyt.: Czytelnicy powinni mieć tak pełne rozeznanie w tym, co się dzieje, gdzie i dlaczego, żeby mogli sami dokończyć opowiadanie, gdyby karaluchy pożarły ostatnich kilka stron. Dlaczego o tym wspominam? Bo chociaż nie czytałam „Bro’war” do końca (zakończenie zresztą jeszcze nie powstało), pewna opcja na zakończenie tekstu przyszła mi właśnie do głowy. Wspomnę o niej, tylko się, dziewczyny, proszę, nie obraźcie za te gdybania – pozwoliłam sobie na nie, bo chcę być z wami szczera i napisać to, co siedzi mi w głowie i jak sprawa tego opowiadania może wyglądać w oczach potencjalnego czytelnika, który nie skończył waszego tekstu (bez znaczenia, czy przez karaluchy, czy cokolwiek innego). W każdym razie podejrzewam, że „Bro'war” spokojnie mógłby skończyć się tak, że dwaj bohaterowie, zamiast żartować ze swojej potencjalnej relacji homoseksualnej – stopniowo ją urzeczywistniają. Gdybym miała wymyślić sobie zakończenie, raczej odrzuciłabym myśl, że Eli mógłby być z Elin, skoro to jego przyrodnia siostra i właśnie tak ją traktuje (z drugiej strony: czy Harry na początku też nie traktował Ginny w ten sposób…? Nigdy jednak nie byłam #team_hinny). Być może nie trafiłam ze strzałem – z nimi często tak bywa, jednak gdyby się okazało, że istnieje na to cień szansy i faktycznie planujecie rozwinąć pod koniec tekstu relację homoseksualną lub biseksualną, w takim wypadku – przez brak pozytywnych jednostek kobiecych – możecie podświadomie, zupełnie niechcący, pozwolić wyciągnąć czytelnikowi bardzo szkodliwy wniosek. Wniosek, że ta relacja dwóch bohaterów wynikła ostatecznie… z braku laku. Wiadomo, jak krzywdzące i stereotypowe jest paskudne przekonanie o tym, że homoseksualiści łączą się w pary tylko dlatego, że w ich otoczeniu nie znalazła się żadna ciekawa kobieta. Zgadzamy się, że to okropność. Jednak w obecnej wersji opowiadania – przekonanie to aż ciśnie się na myśl, zresztą niebezpodstawne. Bo tych pozytywnych postaci kobiecych, którymi czytelnik mógłby się zainteresować i ewentualnie samodzielnie tworzyć w głowie jakieś pairingi – angażując się w tekst – w obecnej wersji (przynajmniej aż do ósmego rozdziału) nie ma. Spójrzmy zresztą, jakie przemyślenia na temat relacji damsko-męskiej ma sam Eli, główny bohater: Związki na wieczność to nie moja działka. Po pewnym okresie zawsze robiło się nudno, powstawały zakazy, nakazy, trzeba było chodzić na kompromisy, tłumaczyć się, dlaczego nie odpisałem, gdzie i z kim byłem, dlaczego spojrzałem na tamtą laskę… Szło zwariować. Czułem się jak pies w klatce. I to z kagańcem. – I to z jednej strony średnio świadczy o bohaterze, który może po prostu nie chce zaangażować się w tradycyjny związek, ale z drugiej strony… nic dziwnego, jeśli za punkt odniesienia obiera zaborczą Mercy, nadopiekuńczą matkę czy łatwe panny, które po chwili mu się nudzą, bo też nie mają niczego do zaoferowania. Szkoda, naprawdę szkoda, że brakuje tu silnej postaci kobiecej, która wie, czego chce i wyznacza jakieś granice. Nawet niekoniecznie jako postać zaangażowana w jakikolwiek romans, przecież nie wszystko kręci się wokół tego, ale… tak po prostu stanowiąca jakikolwiek element fabuły, która przestałaby może dzięki temu być aż tak kliszowa i stanowić materiał do ostatecznie niefajnych refleksji.

 

Nie przedłużając, jako że tekstu nie skończyłam – nie wlepiam noty końcowej. Poniżej zapowiedziane cztery rozdziały poprawności i jej podsumowanie. 

 

POPRAWNOŚĆ

Rozdział 1

Wyszedłem do salonu połączonego z kuchnią, które obecnie świeciło pustkami. – Który obecnie świecił (ten salon). 

 

Musiałbym postradać resztki rozsądku, aby ledwo kończąc dwadzieścia jeden lat[,] się żenić. Co to [–] to nie! – A czy postradanie resztek rozumu nie jest przypadkiem jakimś utartym związkiem frazeologicznym? Bo tych raczej nie powinno się przeinaczać…

 

— Wieczorem idziemy, [przecinek zbędny] czy opijamy tutaj? — zapytałem, patrząc na Hyona[,] i kucnąłem, bo dziś za długo byłem na nogach. 

 

— Chciałam tylko zapytać jak tam? Jak tam stanowi osobne pytanie, które bohater cytuje, jako że chciał je zadać. Można by wziąć w cudzysłów, zapisać kursywą albo poprzedzić przecinkiem lub dwukropkiem; każda z tych opcji jest spoko, więc sobie wybierz.

 

— Nie trzeba, naprawdę. Damy sobie radę. — Wymownie spojrzałem na Hyona, który tylko pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem. – O, a to brzmi, jakby nie uśmiechał się Hyon, ale jego głowa, która ma jakąś osobną samoświadomość i stanowi jakąś odrębną część bohatera. Sugeruję szyk: który z lekkim uśmieszkiem tylko pokręcił głową. 

 

— No chodź już[,] synusiu (…). 

 

(…) po czym zszedłem z bro przed blok i razem z pomocą ekipy, [przecinek zbędny] udało nam się wnieść meble, których w zasadzie i tak było niewiele, ale najgorzej poszło nam ze sprzętem do ćwiczeń. Te dopiero ważyły – ten dopiero ważył. Inaczej brzmi to tak, jakby cokolwiek ważyły ćwiczenia. 

 

Po ustawieniu mebli na swoim miejscu w końcu mogłem spocząć na kanapie, kładąc nogi na drewnianym stoliku i zakładając ręce za głowę.Kładąc i zakładając tak blisko siebie średnio brzmi. Szczerze powiedziawszy, nie bardzo jednak mam pomysł, co z tym fantem zrobić.

 

— Nie daje! – Daję. 

 

Nawet ułożyłem włosy, które o dziwo się mnie słuchały, a nie [–] żyły własnym życiem[,] i mogłem je lekko zaczesać do tyłu, dzięki czemu wyglądałem przystojniej. 

 

— Ta w białej bluzce[,] z tatuażem na plecach.

 

Później zamówiliśmy już normalne drinki i usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku. Choć w piątki nie przychodziło tak wiele osób jak w soboty, to już zaczęło robić się tłoczno. Zwłaszcza na parkiecie. Kilka osób już podrygiwało w rytm dudniącej muzyki EDM, a ja wybijałem je palcami o blat stołu. – Go. Ten rytm. 

 

Spojrzałem na gościa, a to Hyon. Nawet nie widziałem, że czaił się gdzieś obok.

— Trzeba coś zrobić z Tonym — rzekł, przekrzykując głośną muzykę.

Spojrzałem na nasz stolik, przy którym siedział Tony. 

 

Rozłączyłem się, wyciszyłem komórkę i wróciłem do stolika, ale telefon schowałem do swojej kieszeni, aby Tony’ego nie korciło i nie spędził resztę [reszty] wieczoru na dzwonieniu bądź pisaniu do swojej dziewczyny. 

 

— Słuchaj, nie mamy nic przeciwko, żebyś miał dziewczynę, ale to, co robi Mercy[,] to już przesada.

 

Może w końcu szczęście uśmiechnęło się do Jima i wyrwie jakąś fajną dziewczynę[,] i przestanie być wiecznym kawalerem, na co nieraz narzekał.

 

— Dajesz[,] Tony! 

 

Tony przy swoim nowym[,] równie pijanym[,] koledze stawał się odważniejszy, momentami wyglądali jak zakochana para. W pewnym momencie nasz kłapouch ściągnął koszulkę (…). 

 

Rozdział 2

(…) ważne, że małe palce u stóp były całe. // Ziewnąłem, palcami przeczesując włosy i wszedłem do łazienki. 

 

Na „trzy” razem z Hyonem zaczęliśmy uderzać chochelkami w garnki, drąc się przy tym. Ja nawet zacząłem odprawiać dzikie tańce, rytmicznie uderzając w garnek. Co prawda i mi zaczęły pękać bębenki, ale każda okazja jest dobra na mały psikus. Jednak samo wydzieranie się szybko mi się znudziło, więc zacząłem śpiewać:

 

— Gdyby z nami wrócił[,] to Mercy już by tu była.

 

Chciałbym zobaczyć minę ludzi, którzy będą go mijać[,] i moment, kiedy Jim zobaczy swoją piękną twarz.

 

— Patrzę, bo… w sumie sam nie wiem. Wyglądasz jakby inaczej. Coś z włosami? — Wydawało mi się, że ostatnim razem jak widziałem Elin (jakieś dwa miesiące temu), miała jaśniejsze włosy, teraz były ciemnobrązowe i sięgały jej do ramion.

— A… tak, właśnie wracam od fryzjera. Przyciemniłam kolor i trochę je podcięłam. — Uśmiechnęła się lekko, palcami przeczesując końcówki włosów.

 

Podsunąłem jej paczkę, ale pokręciła tylko głową. – Tylko pokręciła. 

 

— Muszę zobaczyć, co to za koleżanki. Jeszcze się okaże, że niektóre z nich to jakieś Johny, Jacoby i bóg wie kto. – Jakkolwiek sama jestem za tym, by boga we frazeologizmach i fragmentach nienacechowanych zacząć zapisywać od małej litery, jednak zasady ortograficzne obecnie rządzą się innymi prawami i frazeologizmy typu: pożal się Boże, Bóg wie kto/Bóg jeden wie – zapisuje się od wielkiej litery, gdyż bazowo Bóg oznacza tu istotę najwyższą religii monoteistycznych. [źródło]

 

Odstawiłem orzeszki na blat, po czym wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. (…) Elin się zaśmiała, po czym kontynuowała swoją rozmowę z braciszkiem (…). – Do wyrazów, na które musisz uważać, dołącza po czym. Drugie swoje do wycięcia. 

 

Rozdział 3

(…) też niekiedy ludzie odbierali mnie za chłodnego i strasznego[,] i bali się do mnie zagadać. 

 

(…) niedaleko był też sklep, niewielka knajpka oraz camping dla miłośników motocrossu, którzy przyjeżdżali na zawody i nocowali w namiotach. Obecnie kręciło się kilku miłośników, a parę osób jeździło już na torze.

 

(…) przeczesałem oraz zmierzwiłem swoje zapewne oklapnięte włosy (…) odstawiłem swój sprzęt i przebrałem się w wygodniejsze ubrania. (…) wtrąciła dziewczyna, próbując wepchnąć się między swoim chłopakiem a Hyonem i ich rozdzielić. // (…) Facet już naprężył swoje mięśnie i zacisnął dłonie w pięści.

 

Hyon wzruszył tylko ramionami – tylko wzruszył.

 

Dwóch złapało mojego rywala, który po otrząśnięciu się, [przecinek zbędny] chciał znów doskoczyć do mnie. 

 

— Ej, co jest?! — Usłyszałem czyjś krzyk. – Komentarz narracyjny od małej [źródło]. 

 

Tak w ogóle to dzięki[,] bro. 

 

Nim jednak zaczęliśmy jeść, jeszcze poszukałem u siebie w pokoju jakiś podgrzewacz (…) – poszukałem [kogo? czego?] jakiegoś podgrzewacza. 

 

Z daleka dostrzegłem wielkiego potwora, który przypominał wielką brudnozieloną meduzę, [przecinek zbędny] stojącą na dwóch mackach (…). 

 

Musiałem im pomóc, aby uratować wszystkim, uratować naszą planetę. – Wszystkich. 

 

(…) kilku śmiałków próbowało walczyć z tym olbrzymim potworem, ale nie dawali rady. – Nie dawało (domyślnie: kilku śmiałków).


Zamachnąłem się, raniąc meduzę, lecz jej macka zaraz uderzyła we mnie. Gruchnąłem na ziemię, ale nic mi nie było. Szybko się podniosłem i ruszyłem znów na przód. – lepiej: (…) lecz zaraz uderzyła we mnie jej macka. (…) znów ruszyłem naprzód. Naprzód, nie: na przód, ponieważ bohater nie wychodzi z szeregu innych postaci, a po prostu rusza do przodu, na stwora. 

 

Rozdział 4

Pojechałem jeszcze do supermarketu Publix na Riverside Ave, gdzie kupiłem Red Bulla. – Od małej. Red Bull od wielkiej wtedy, gdy masz na myśli producenta, na przykład: Red Bull ogłosił nową promocję na red bulle, dwa w cenie jednej. 

 

Poprawiłem jeszcze koszulkę i dopiero wtedy wysiadłem. Nawet jeśli miałem robić za towarzystwo dla sztywnej dziewczyny i tak musiałem dobrze się prezentować. O reputację trzeba dbać, chociaż i tak najwięcej musiałem nadrabiać charakterem, [przecinek zbędny] przez to, że byłem Koreańczykiem i na pierwsze spotkanie mało która laska była zainteresowana towarzystwem Azjaty. – A nie przypadkiem: na pierwszym spotkaniu? 

 

(albo grubi [–] jak to przedstawiają filmy z Hollywood).

 

Podszedłem do wejścia oraz, chcąc nie chcąc, do niej. // — Już otwieram — odezwałem się pogodnie i otworzyłem drzwi, puszczając przodem staruszkę. – Lepiej: Ją przodem. 

 

Wszystko boli i człowiek tylko tabletki łyka[,] i po lekarzach chodzi.

 

Wszedłem do kafejki i od razu dostrzegłem siedzącego przy stoliku Jima; ta miedziawa, pokręcona czupryna niemal rzucała się w oczy. (…) W oczy rzucał się ciężki makijaż (…) – wiem, że te dwa zdania znajdują się w dwóch osobnych akapitach, jednak nie są one długie i zdublowane sformułowanie nadal… rzuca się w oczy. 

 

Ciekawe, jak by wyglądała, gdyby zaczęła płakać i cały ten tusz[,] czy cokolwiek tam użyła, by się rozmazało i spływało po policzkach. – By się rozmazał i spłynął… 

 

Jim potrzebował mojej pomocy, więc zrobię co w mojej mocy (…) – rym kłujący w uszy przy czytaniu na głos. 

 

To chyba nie zbrodnia? — zapytałem, po czym się wyprostowałem. (…) Klasnąłem w dłonie, po czym wskazałem drogę, aby ruszyć znów na spacer. (…) Nie był to najlepszy dzień w moim życiu, bo mimo moich prób, Annabelle wciąż pozostawała sztywna (…). 

 

Wysiadłem z auta, zamknąłem go [je] i ruszyłem w stronę swojego bloku. – Je, bo: to auto (rzeczownik rodzaju nijakiego). 

 

Wstała powoli, podeszła do blatu, na którym stała blacha z ciastem[,] i ukroiła dwa kawałki jabłecznika, potem przełożyła je na talerz i mi go wręczyła. – I wręczyła mi go. – Podniosłem się i wziąłem od niej poczęstunek.

Dalej podobnie: 

(…) odparłem i ruszyłem w stronę wyjścia. // Sąsiadka również mnie odprowadziła do drzwi i pożegnała z szerokim uśmiechem. // Wróciłem w końcu do swojego mieszkania i od razu po wejściu poczułem zapach ramenu. Aż się zatrzymałem i wziąłem głęboki wdech, przez co skręciło mnie w żołądku. Właśnie wtedy z łazienki wyszedł Hyon i spojrzał na mnie, potem na talerzyk z ciastem.

I dalej…

Położyłem talerzyk na blacie i rozłożyłem ręce, zadzierając głowę, jakbym w czymś wygrał. // — Ma się ten urok — odezwałem się i sięgnąłem po miskę, do której nałożyłem sobie obiad. // — Ty i urok, pff — prychnął Hyon i podszedł bliżej, aby przyjrzeć się jabłecznikowi. — Pewnie ktoś wystawił, aby nakarmić gołębie, a tu przyszedł wielki gołąb i zabrał wszystko. 

Ogólnie przejrzyj każdy rozdział za pomocą CTRL+F w poszukiwaniu: [spacja]i[spacja]. Zobacz, gdzie masz tego zdecydowany nadmiar i spróbuj coś z tym zrobić, bo miejscami narracja przez to prezentuje się dość płasko. Nie chodzi mi o to, żebyś nagle robiła z Elia erudytę czy kogoś o znacznie bardziej wysublimowanej stylizacji językowej, bo nie o skrajności mi chodzi, ale część tych spójników możesz po prostu wyciąć bez jakiejkolwiek innej ingerencji i szkody. Na przykład w zdaniu: 

Aż się zatrzymałem, wziąłem głęboki wdech, przez co skręciło mnie w żołądku. Albo: 

— Ty i urok, pff — prychnął Hyon. Podszedł bliżej, by przyjrzeć się jabłecznikowi. 

 

Zerknął na mnie, jakby chciał mnie obwinić za wszelkie gołębie występki. // Poklepałem Hyona [go] po ramieniu, przechodząc obok niego, gdy szedłem do swojego pokoju, gdzie musiałem spakować do torby rzeczy potrzebne na zajęcia z taekwondo. 

 

Zaraz zrobię ci te zdjęcia i wyśle. – Wyślę. 

 

Albo zrobimy wideo rozmowę i tyle. (…) Rozłączyłem się i tym razem zadzwoniłem na wideo rozmowę. – Wideorozmowę. 

 

Telefon Hyona, który leżał na stoliku, zawibrował. Sprawdził wiadomość i ze zmęczoną miną odłożył komórkę. – Podmioty. 

 

— Chciałbyś, co? W sumie się nie dziwię. Kto by się oparł takiemu seksownemu gołębiowi z absem? – ABS-em. Choć ja bym to również zapisała nie-słownikowo, ale fonetycznie, biorąc pod uwagę, że mówimy o dialogu i wyrazie należącym do slangu: abeesem. 

 

PODSUMOWANIE POPRAWNOŚCI

Jak widać, problemy macie głównie z fleksją, jakbyście się gdzieś spieszyły i już nie czytały tego, co napisałyście. Róbcie to na głos i powoli, nie pędźcie nie wiadomo gdzie. Dopiero wtedy jesteście w stanie samodzielnie wykluczyć takie przypadki jak: poszukałem podgrzewacz/nie spędził resztę wieczoru/salon, które świeciło pustkami.

 

Jeśli chodzi o błędy interpunkcyjne, było ich niewiele i właściwie nie trzeba się nimi przejmować; pamiętajcie tylko o obowiązkowym przecinku przy wołaczu:

[r.1] Dajesz[,] Tony! 

[r.5] A ty[,] Eli[,] masz dziewczynę?

[r.6] Współczuje ci[,] dziewczyno. (…) Siadaj[,] siostra. 

[r.10] Więc[,] Eli — odezwał się ojciec Jamie (…). – Czym się zajmujesz? 

 

Problemy macie również z szykami. Jasne, w polskim języku obowiązuje szyk przestawny i zdanie poukładane na wiele różnych sposobów nadal może być poprawne, jednak w przypadku beletrystyki często liczy się nie tylko sama technika, ale i kontekst. One muszą, po prostu muszą, ze sobą współpracować, inaczej stawiacie nacisk na informacje, które nie są docelowe (czytelnik czuje w takim wypadku zgrzyt; widzi w zdaniu część ważniejszą, która znajduje się chociażby w nieakcentowanym miejscu). Spójrzcie na ten przykład:

 

♣ Tylko Hyon mi to powiedział (a nikt inny).

♦ Hyon tylko mi to powiedział (a nikomu innemu).

♠ Hyon mi tylko to powiedział (a nie powiedział niczego innego).

♥ Hyon mi to tylko powiedział (a niczego innego nie zrobił).

 

Choć zdanie pod względem technicznym w każdym przykładzie jest poprawne – niekoniecznie zgadzać się będzie z tym, co chcecie przekazać. Można to zobaczyć po błędach takich jak: 

[r.1] Hyon pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem. – To zdanie sugeruje, że głowa Hyona stanowi jakieś indywiduum, na które sam Hyon nie ma wpływu, i uśmiecha się ona, ale nie on.

[r.3] Hyon spojrzał na mnie i poruszał brwiami z zalotnym uśmiechem. – O, a tu mamy zdanie, w którym samoświadomośc (i, przy okazji, usta do uśmiechu) przypisana została brwiom.

 

Największe problemy stwarzają w takim wypadku partykuły (wyrazy niesamodzielne, czyli nieposiadające samodzielnego znaczenia). Zwykle należą do nich: tylko, chyba, akurat i jeszcze. I tak jest również w przypadku „Bro’war”:

 

[r.1] (…) trzymała się jeszcze na nogach [jeszcze trzymała się]

[r.2] Podsunąłem jej paczkę, ale pokręciła tylko głową. [tylko pokręciła]

[r.3] Hyon wzruszył tylko ramionami (…). [tylko wzruszył]

[r.5] Koleżanka Elin szybko wypatrzyła swoje znajome, (…) coś chyba im nie szło. [im chyba]. – Zdanie sugeruje, że Elin patrzy na koleżanki, których obecności nie jest pewna. Natomiast sensem właściwym powinno być to, że nie jest przekonana, czy udaje im się wykonać czynność. 

[r.6] To akurat chyba dobrze. [chyba akurat] – A tu w kontekście całego fragmentu, którego nie wkleiłam, bohater zastanawiał się, czy coś jest prawdopodobnie akuratne, udane. Widzi pozytywne strony, jest optymistyczny. Akurat dobre – ergo: trafione. Natomiast wasz szyk sugeruje, że bohater zauważa, że coś jest… chyba dobre, ale nie jest super pewny samej emocji, nie do końca jest przekonany, brakuje mu optymizmu. I może to naprawdę w tym momencie wydaje się drobiazgiem, ale w przypadku odczytywania emocji bohaterów takie drobiazgi zwykle są jednak ważne, bo to one pozwalają budować o postaciach konkretne opinie. 

 

Jeszcze odnośnie do partykuł, lubicie nadużywać tylko. Na przykład:

[r.7] facet, który tylko obracał swoją partnerką albo wykonywał inne „klasyczne” ruchy jak na weselach, co były nudne i schematyczne. // Uwodziłem ją nie tylko tańcem (…). 

[r.8] — My tylko robimy prank koledze. Nie ma się czego obawiać! // Gdy tylko weszliśmy do ubikacji (…). 

 

Wróćmy jednak do szyków. 

[r. 1] (…) w końcu się udało mi i Hyonowi znaleźć odpowiednie mieszkanie (…) – Ten szyk za to sugeruje, że ważniejszą informacją jest tutaj to, kto znalazł mieszkanie, a nie, że to się wreszcie udało. A przecież narrację macie pierwszoosobową i Eli dobrze wie, że to właśnie oni szukali mieszkania – to nie jest ta najbardziej odkrywcza część. Nie sądzę więc, że Eli ułożyłby to zdanie w taki sposób; raczej: (…) w końcu udało nam się znaleźć odpowiednie mieszkanie/w końcu mi i Hyonowi udało się znaleźć odpowiednie mieszkanie.

 

Część zdań jest wprawdzie poprawna, ale mogłybyście zastanowić się nad potencjałem emocjonalnym. W takim wypadku sytuację dość dobrze obrazuje przykład z Makbeta: 

Królowa, mój panie, nie żyje. 

Nie: Królowa nie żyje, mój panie. 

 

Druga wersja ewidentnie wskazuje, że mówiący się spieszy, jakby, ot, zauważa w jakiejś dyskusji, że królowa nie żyje i w sumie być może nie trzeba się tym przejmować; mam wrażenie, że rozmówca nie traktuje sytuacji aż tak poważnie. Trik jest taki, że pozostawiając czytelnikowi na końcu zdań najważniejsze informacje, wyznaczacie mu drogę do celu; czytelnik przechodzi przez całe zdanie, aby dojść do sedna sprawy. Za to umieszczając na końcu, po informacji kluczowej, jeszcze jakieś dopełnienia, sprawiacie, że niektóre zdania tracą moc, szczególnie gdy w zdaniach tych pojawiają się naprawdę nacechowane rzeczowniki takie jak złość czy krew. Na przykład: Bohater miał krew na ustach. Takie zdanie informuje tylko, że typ tak ogólnie sobie krwawi i największą uwagę poświęcamy miejscu, z którego tym razem poleciała krew (może w poprzednich zdaniach ciekła już skądinąd…?). Natomiast szyk w stylu: miał na ustach krew/na ustach miał krew – sugeruje, że to krwawienie staje się sednem sprawy, czytelnik automatycznie bardziej się nim przejmie. Zwracajcie na to uwagę, bo w kilku miejscach rezygnowałyście z emocji, po tym, co stawało się clou zdania, stawiając jeszcze jakieś mniej ważne informacje typu: mężczyzna z wymalowaną złością na twarzy. – To nie jest to, co powinno stanowić najważniejszą częścią przekazanej informacji. Dlatego lepiej byłoby napisać: mężczyzna z wymalowaną na twarzy złością. 

 

Ogólnie jednak tekst pod względem poprawności prezentuje bardzo wysoki poziom. Błędów na przeczytaną ilość materiału jest naprawdę niewiele. Wprawdzie pojawiły się literówki, jakieś potknięcia typu: zapis łącznie czy osobno, ale, pomijając to, tekst był naprawdę czysty i pod kątem techniki czytanie sprawiało przyjemność. 

Zadbajcie teraz o to, by pod względem fabuły również tak było. Mimo że to historia obyczajowa, brakuje momentów budzących jakieś emocje oraz scen, z których wynika coś konkretnego. Być może jeszcze do nich nie dotarłam, jednak czy dobra książka nie powinna chwytać już po kilku stronach, a napięcie wytwarzane przez konflikt fabularny powinno tylko rosnąć? Tu, na moje, brakowało tego konfliktu, choćby i obyczajowego, a to on stanowi kamień węgielny każdej beletrystyki. Bez problematyki nie ma o czym pisać; w końcu bez budulca nie ma pałacu, a bez pałacu – nie ma pałacu. Przy czym zwykłe życie i wyczekiwanie na rozwój fabuły może znacznie bardziej angażowałoby odbiorcę, gdyby należało do bohaterów, z którymi bardziej niż mniej chce się przebywać. W oczekiwaniu na rozwój wydarzeń można wtedy z nimi konie kraść, tymczasem z Hyonem i Elim – różnie bywa. Ciekawi bohaterowie w większej mierze negatywni niż pozytywni znacznie lepiej sprawdzają się za to w powieściach, które napędza konflikt, na przykład kryminałach, bo to on budzi emocje. Gdy nic się nie dzieje i na dokładkę to nic dzieje się w życiu postaci, za którymi się nie przepada – już niewiele trzyma przy tekście. Sama poprawność, choć bardzo ją doceniam, to sprawa drugorzędna. Znacznie łatwiej jest wyuczyć się interpunkcji, niż zaplanować wielostronicowy tekst, w dodatku pierwszoosobowy. Na pewno wiecie, jakie to trudne i plus, że podejmujecie wyzwanie. Nie porzucajcie go, ale pracujcie dalej. 

 

A za betę dziękuję Ayame i LegasowK. 

 

15 komentarzy:

  1. Jesteśmy! Uznałyśmy, że wspólnie złożymy swoje uwagi w jeden komentarz, żeby nie robić bałaganu. Tym bardziej jak okazało się, że większość naszych uwag się powiela, więc złożyłyśmy to w jedną całość.
    Na początek dziękujemy za ocenę! Bardzo wiele nam pomogła i dzięki temu wiemy już, nad czym musimy popracować. Nie będziemy odnosić się od błędów technicznych, bo zgadzamy się z nimi. Dodamy jeszcze, że pisanie wspólnie nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza że jedna pisze w 1os, druga w 3os, a gdy to wszystko łączymy wychodzą czasami takie błędy - typu suche opisy lub właśnie przy składaniu tekstu wychodzi potem, że Eli za bardzo skupia się na gestach (bójka w parku motocrossowym). A jako że na dodatek popełniamy podobne błędy, więc trudno nam siebie nawzajem poprawić.
    Nie przedłużając, przejdźmy do naszych uwag.

    1.— Ten węgiel? Nie… Dzięki, bro”.A, czyli pizza była mocno spalona, ale Eli po prostu taką lubi i poziom spalenia wyznaczył wcześniej w dość subiektywny sposób? — Nie, pizza nie była spalona, tylko lekko przypalona, jak to ujął Eli. Po prostu Hyon lubi dogryzać i się naigrywać.

    2. — Czujecie? — przerwał nagle Hyon. — Coś jakby… — Spojrzał na mnie, a gdy zwróciłem uwagę, że faktycznie coś jakby się paliło, nagle mnie olśniło.
    — Cholera, pizza! — Wstałem jak oparzony i pobiegłem do kuchenki. Odstawiłem orzeszki na blat, po czym wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. No, w każdym razie nie do końca, bo ciasto gdzieniegdzie się z lekka przypiekło, ale to dało radę odkroić.
    Czy gdyby ciasto było jedynie z lekka przypieczone i pizza dalej byłaby tak po prostu jadalna, na pewno byłoby już czuć spaleniznę? - Z doświadczeń jednej z nas... Rzeczywiście nie musi być spalona pizza, aby było czuć spaleniznę. Albo Miyeon jest tak wybitnie uzdolniona kulinarnie, że udało się jej coś niemożliwego (XD).

    3. Hyon tylko pokazał palcem, aby dać mu chwilę, poszedł do kuchni napić się szklanki wody, po czym usiadł na kanapie obok mnie. Ale w sumie skąd Eli wie, po co poszedł Hyon? Śledził go wzrokiem? Szedł za nim? — Może jest tutaj niedokreślenie, ale salon i kuchnia u nich jest w jednym pomieszczeniu, więc Eli widzi wszystko, co się dzieje i w części salonu i części kuchennej. No i tak, Eli śledził Hyona wzrokiem.

    4. Jeśli to miał być żart w stylu: „o, bohater z pokoju obok pewnie się masturbuje”, to… no, nie wyszedł. — Nie, absolutnie nie. Poza tym, jak sama napisałaś, masturbacja nie jest aż tak głośna. Hyon by musiał chyba po suficie latać i się masturbować, aby obudzić Elia.

    5. (…) bohaterowie jeszcze coś tam dyskutują, a przecież Eli mógłby poznać powód plaskania, mruknąć coś w stylu: Aha, i wyjść, bo podobno był śpiący i wyrwano go z fazy snu REM. — Tyle, że Eli nie wiedział, skąd dobiega dźwięk, więc szukał przyczyny, a że zobaczył Hyona na łóżku z klapkiem i latarką, i choć mógłby się już domyślić, co on robi, to i tak nie mógłby nie skorzystać z okazji, aby go chociażby przestraszyć.

    6. Przeczesałem włosy i oblizałem usta, pewnym krokiem zbliżając się do nich. To brzmi naprawdę niefortunnie. Chciałabym usprawiedliwić bohatera, że wykonał ten gest, bo, nie wiem, usta mu wyschły, a chciał się przywitać, ale poruszasz tę kwestię akurat w momencie, gdy bohater rejestruje, jak przyglądają mu się jakieś dziewczyny i koniec końców ruch wypada trochę… obleśnie? Chciałabym wierzyć, że Eli nie robi tego z premedytacją, śliniąc się na widok jakichś małolat, (…) — Nie, Eli nie ślini się na widok małolat. To oblizanie to bardziej właśnie „szykowanie się do przywitania”, niżeli podnieta na widok dziewczyn. Widać muszę to skorygować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, będę odpowiadać na to, co jeszcze bym chciała doprecyzować. Część rzeczy wspomnianych w komentarzach jest dla mnie nowa i chociaż jestem w stanie uzupełnić sobie braki, ciężko mi teraz wczuć się w kogoś, kto wiedziałby to wszystko przy czytaniu. Wielu rzeczy tekst sam w sobie mi nie dawał albo, mam wrażenie, dawał wiele różnych możliwości i wybrałam inną, niż tę, którą planowałyście mi sprzedać (jak, na przykład, oblizywanie ust). Do rzeczy:

      1 i 2 to bzdurki, pisałam, co przyszło mi do głowy, ale nie mają najmniejszego znaczenia na cały tekst, po prostu chciałam doprecyzować wyobrażenie, które mam sobie wyobrazić.

      3. Pamiętałam o tej wnęce. Jednak zdanie jest napisane trochę w taki sposób, jakby Eli już na etapie, w którym Hyon był w drodze do kuchni, wiedział, po co Hyon tam idzie. Może warto byłoby to zdanie podzielić, wydłużyć albo zrobić dwa, pierwsze z informacją o pójściu do kuchni, a drugie dopiero o celu. W sumie mogłam zamiast: śledził go wzrokiem, napisać: siedział w jego głowie? Bardziej o to mi jednak chodziło.

      4. No to nie wiem, może zrezygnujcie z wielokropka, bo on jest taki mocno sugestywny, wiecie… wink-wink. Może żeby się inni nie nacięli na podobne skojarzenie. XD

      5.Tyle, że Eli nie wiedział, skąd dobiega dźwięk, więc szukał przyczyny, a że zobaczył Hyona na łóżku z klapkiem i latarką, i choć mógłby się już domyślić, co on robi, to i tak nie mógłby nie skorzystać z okazji, aby go chociażby przestraszyć. – Raczej chodziło mi o to, by rozmowę już w pokoju skrócić, nie – by z niej zupełnie rezygnować. W moim mniemaniu trochę się przeciągała. Bardziej widziałabym to tak, że rozespany Eli szuka przyczyny, widzi tego nieszczęsnego Hyona walczącego z komarem, ale nie podejmuje już dyskusji, bo sprawa się rozwiązała. Z drugiej strony… nie wiem teraz, czemu ta scena miała służyć. Okej, może trzeba było obudzić Elia, żeby jego sen nie trwał za długo, ale czemu akurat wybrałyście taki sposób? Długi i niewypływający na fabułę, bo walka z komarem sama w sobie gagiem nie jest. Sądziłam, że gagiem jest odkrycie, że Hyon nie bawi się… inaczej. Jeśli nie – po co?

      6. Uff!

      Usuń
  2. 7. Zastanawiam się, ile Elin ma lat. Przypomina mi trochę Ginny Weasley. Na przykład w tym zdaniu:
    — Bo ty i Hyon często rozrabiacie — stwierdziła Elin. – Rozrabiacie to słowo infantylne i kojarzy się ze znacznie młodszą dziewczynką, której może faktycznie nie powinno się samej puszczać na biwak…? Na oko dałabym jej tu może z piętnaście lat, na pewno nie więcej. - Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Elin może kojarzyć się ze znacznie młodszą dziewczynką. Szczególnie oceniając ją na podstawie jednego słowa. “Rozrabiacie” nie jest przypisane wyłącznie dla osób młodszych. Zrozumiałabym, gdyby padło to przy bardzo poważnej scenie, ale nie w czasie której bohaterowie śmieszkują/żartują.

    8. No to Eli, teraz myśl człowieku, by zrobić tak, aby każdy był zadowolony. I Hyon, aby miał spokojną głowę, żeby się o nic nie martwił i zawrócić go do domu, i aby Elin mogła spędzić biwak z koleżankami.Z tego, co pamiętam, Hyon największy problem miał z obecnością na biwaku innych, potencjalnych facetów – o tym przynajmniej rozmawiał z Elim. Obecnie żadnego obcego faceta przy ognisku nie ma, widać, że dziewczyny miały (przynajmniej na razie) bawić się same, w swoim gronie. Hyon wiele razy podkreślał, że niepokoi się o siostrę w towarzystwie mężczyzn. Skoro żadnych nie uświadczył – jakby nie ma problemu…? Dobrze zauważone i tak właśnie miało być. Celowo scena została w ten sposób przedstawiona. Hyon przesadnie się niepokoi o siostrę, ale zarazem bardzo szybko mu przechodzi, gdy ma okazję cieszyć się zainteresowaniem jego osobą. Z dalszego dialogu wynika, że mimo wszystko Hyon nie bardzo chce zostawiać siostrę, ale interesuje mnie, skąd Eli przewidział jego reakcję. Nie jestem pewna, czy nie wyprzedza on faktów.-Eli bardzo dobrze zna Hyona, więc z łatwością przewiduje jego ruchy. Znają się na tyle dobrze, że mogliby wręcz czytać sobie w myślach.

    9. Dziewczyn jest jednak sporo, więc dziwię się, że Eli bezbłędnie zapamiętał imiona wszystkich, i to za pierwszym razem. — Przyznam szczerze, że z tym miałam problem, bo fakt, dziewczyn jest sporo i chciałam rzucić choć dwoma wyróżniającymi cechami wyglądu, aby mniej więcej i Eli, i czytelnik mógł zapamiętać i przypisać je do postaci. Cóż, nie wyszło i może powinnam te cechy wyglądu rozłożyć po tekście i wrzucać tam, gdzie akurat dana postać coś mówi. Tak chyba będzie lepiej, nie?

    10. Hyon największy problem miał z obecnością na biwaku innych, potencjalnych facetów – o tym przynajmniej rozmawiał z Elim. Obecnie żadnego obcego faceta przy ognisku nie ma, widać, że dziewczyny miały (przynajmniej na razie) bawić się same, w swoim gronie. Hyon wiele razy podkreślał, że niepokoi się o siostrę w towarzystwie mężczyzn. Skoro żadnych nie uświadczył – jakby nie ma problemu…? Z dalszego dialogu wynika, że mimo wszystko Hyon nie bardzo chce zostawiać siostrę, ale interesuje mnie, skąd Eli przewidział jego reakcję. Nie jestem pewna, czy nie wyprzedza on faktów. — Eli bardzo dobrze zna Hyona, więc z łatwością przewiduje jego ruchy. Znają się na tyle dobrze, że mogliby wręcz czytać sobie w myślach.

    11. Tylko że piwo ma z cztery procent, a wino czy szampan – trzy razy tyle. Czemu Eli, który zarzuca nastolatkom, że piją piwo, w ogóle oferuje drinki, które zwykle są na bazie wódki albo innego alkoholu wysokoprocentowego? Czy to się nie wyklucza? Celowa luka w jego rozumowaniu? — Eli nie oferował dziewczynom alkoholu, tylko powiedział, że damom serwuje się lepsze trunki niż byle jakie (zapewne tanie) piwo, a jak tamci nie mają nic lepszego, to powinni spadać. Chciał podkreślić, że dziewczyny zasługują na coś lepszego, jak oni chcieli je podrywać. I tak, to miało pokazać, że Eli poniekąd tu jest lepszy i on tu rządzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 7.Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Elin może kojarzyć się ze znacznie młodszą dziewczynką. Szczególnie oceniając ją na podstawie jednego słowa. – W tym akapicie faktycznie zasugerowało mi to jedno słowo, ale dalsze rozdziały ani też wcześnie nie odciągnęły mnie od tej myśli. Elin jest wyjątkowo grzeczna i nieśmiała i skojarzenie z Ginny było pierwszym, jakie przyszło mi do głowy. Do końca czytania nie mogłam już go odrzucić, bo było za silne. Wrócę do tego niżej, bo widziałam, że jeszcze podejmowałyście temat. Nie będę pisać tego samego trzy razy. ;)

      9.(...) może powinnam te cechy wyglądu rozłożyć po tekście i wrzucać tam, gdzie akurat dana postać coś mówi. Tak chyba będzie lepiej, nie? – niekoniecznie; ja bym dialog zostawiła tak, jak jest, bo pasuje do narracji – w końcu Eli ogląda dziewczyny i dokładnie w tym samym czasie poznaje ich imiona. Ale gdzieś dalej albo bym wplotła jakiś fragment, w którym próbuje kojarzyć te imiona i przypominać sobie, która jest która, bym mogła się z nim utożsamić i czuć, że nie jestem w zgubieniu się sama, albo ewentualnie przypominałabym ten wygląd jeszcze raz gdzieś po drodze, ale już nie opisem samym w sobie, a wplecionym na przykład w czynność. Któraś mogłaby na przykład wytrzeć brudne dłonie o koszulkę, a któraś inna poprawić fryzurę czy co tam one miały charakterystycznego.

      Usuń
  3. 12. Od tej pory Hyon głównie stał się duszą towarzystwa i obiektem zainteresowania dziewcząt. Żartował z nimi, zaczepiał, podrywał mimochodem, czasami, kiedy było trzeba, wbił szpilę gościowi, co chciał wyrwać Elin. Mnie też zdarzyło się dogryźć temu „adonisowi” od siedmiu boleści (…). Nikt tu idiotą nie jest, by nie wiedzieć, że chłop przyszedł na polowanie. (…) Z przyjemnością obserwowałem, jak tej trójce gówniarzy o mało żyłka nie pękła, bo nie umieli przebić się przez zajebistość Hyona, który, w porównaniu do nich, umiał gadać z pannami i bez większego wysiłku był w centrum uwagi. Czyli słowem: my, dorośli, wyrywać nielegalne dla nas nastolatki – dobrze. Ale inni, młodsi, wyrywać swoje rówieśniczki – źle, więc my im pokazać, jak to robić? Okej, rozumiem, że Hyon jest tam głównie po to, by pilnować siostry, ale jednocześnie sam daje fatalny przykład- Wiem, że to będzie straszne co napiszę, ale -co do Hyona - tak jest. To (póki co) bardzo negatywna postać. I nie robi z tego nic wielkiego, że w oczywisty sposób podrywa koleżanki swojej siostry. Jednak nim myśli znacznie się rozwiną, dodam, że nie przekroczyłby na tyle granicy, aby dopuścić się łamania prawa. Więc “tylko” zostaje przy komplementowaniu. Ciekawe, że Hyon nie zauważył jej zniknięcia; a podobno przyszedł tam jej pilnować, nie? Wcześniej miałam okazję odnieść się do wątku z udziałem Hyona, ale jeszcze dodam krótką odpowiedź na pytanie. Nie, nie zauważył jej zniknięcia. Zajął się na tyle swoją własną osobą i przyciągnięciem uwagi koleżanek, że nie zajmował sobie tym głowy.

    13. — (…) Zawirusował mi komputer por… — urwałem — …filmikami — dokończyłem, wychodząc z tego cało. – No niekoniecznie, bo Elin musiałaby być niespełna rozumu, żeby nie wyłapać kontekstu. — Eli o tym wie. Wie, że na pewno się domyśliła, o co mu chodziło. Tu jest kwestia tego, że Eli uważa na to, co mówi przy niej. Nie używa wulgaryzmów, stara się nie wspominać ani nie nawiązywać do seksu czy dwuznacznych tekstów przy niej czy wobec niej. To kwestia szacunku do młodszej siostry.

    14. Widziałam za to, jak bohater imprezuje i obżera się pizzą i ciągle pije red bulle. Wprawdzie żeby dobrze wyglądać, nie trzeba robić głodówki ani niczego sobie odmawiać, jednak jakoś styl życia Elia nie idzie mi w parze z jego super wyglądem i szczerą pasją do sportu, który zresztą niby jest dość ważny, a i tak stale traktowany po macoszemu, ledwo jednym czy dwoma zdaniami. — Eli raz zjadł pizzę na szybko, bo nie lubi gotować i nie chce mu się gotować. Czasami woli też zjeść coś zamówionego, co nie znaczy, że zawsze jest to Fast food. Tak, Eli lubi red bulle. Akurat w tych rozdziałach jest namiastka tego, jak Eli się odżywia czy jak trenuje. W późniejszych rozdziałach jest pokazane, jak ćwiczy, chodzi na siłownię czy idzie na plaże popływać czy surfować.

    15. Eli robi też całkiem spore zakupy, ma pieniądze na dużo rzeczy, ma na przykład PS4, często imprezuje i tak dalej. Do tego na pewno płaci za regularne treningi taekwondo, ma samochód, który też musi utrzymać. A podobno pracuje jako dostawca paczek. Nie martwi się takimi przyziemnymi rzeczami jak brak kasy. Skąd u niego ta zupełna beztroska? — Na dużo rzeczy? Czy ja wiem. PS4 nie jest Elia, tylko Hyona i to kupione dawno temu. Eli wie, na co może sobie pozwolić i jak zarządzać pieniędzmi tak, aby starczyło. Często siedzi poza domem, więc to, co ma przeznaczyć na rachunki za zużycie wody czy prądu, idzie na co innego. W rozdziale, w którym jedzie do rodziców i ojciec pyta się, jak stoi z czynszem, jest wyjaśnione, że z Hyonem pracowali i zbierali na wyprowadzkę, a Eli nadal ma jakieś oszczędności. Natomiast już w rozdziale 8 jest napisane, jak Eli patrzy na swój stan konta i zdaje sobie sprawę, że wydał za dużo. Przez to bierze nadgodziny w pracy, żeby trochę dorobić. Więc to nie tak, że on non stop ma sielankę, jest bogaty i na wszystko go stać. Czasami zaciska pasa i rezygnuje z czegoś, bo musi przyoszczędzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12.Więc “tylko” zostaje przy komplementowaniu. – Nie podejrzewałabym go o łamanie prawa, ale jego stylizacja językowa w wypowiedziach do dziewczyn zajeżdża mi właśnie tym wspomnianym wujkiem Staszkiem, który zachowuje się jak oblech. I o ile Hyon zwykle kojarzy mi się negatywnie, tak tu jeszcze krindżowo. Nie uważam jego tekstów na podryw za atrakcyjne, ale to już kwestia gustu i myślę, że może też i wieku, skoro dziewczyny są młodsze, ale i inne cechy mają wpływ na odbiór, na przykład środowisko i kultura, obyczajowość społeczna danej grupy, na przykład mieszkańców tego konkretnego państwa, no i sam wiek, w którym rozgrywa się akcja. Wrócę do tego niżej.
      Inna sprawa, że jestem ciekawa, czy na takie właśnie staroświeckie gadki o pannach i dżentelmenach leciałyby dziewczyny kultury nie tyle słowiańskiej, a, na przykład w USA, gdzie kultura jest zupełnie inna niż u nas.

      13.Tu jest kwestia tego, że Eli uważa na to, co mówi przy niej. Nie używa wulgaryzmów, stara się nie wspominać ani nie nawiązywać do seksu czy dwuznacznych tekstów przy niej czy wobec niej. To kwestia szacunku do młodszej siostry. – W takim razie nie wiem, czy wychodząc cało jest dobrym określeniem, które by to oddawało, bo Eliowi jednak coś się wymsknęło i nie da się tego cofnąć, skoro Elin się domyśliła. Skoro Eli ma szacunek do młodszej siostry, raczej powinien się zasmucić, że coś takiego palnął, niż cieszyć się, że wybrnął, mimo że… no nie wybrnął. Z takiej sytuacji, gdy druga strona już wie – nie da się wybrnąć, bo jest za późno.

      14.Eli raz zjadł pizzę na szybko, bo nie lubi gotować i nie chce mu się gotować. Czasami woli też zjeść coś zamówionego, co nie znaczy, że zawsze jest to Fast food. Tak, Eli lubi red bulle. Akurat w tych rozdziałach jest namiastka tego, jak Eli się odżywia czy jak trenuje. W późniejszych rozdziałach jest pokazane, jak ćwiczy, chodzi na siłownię czy idzie na plaże popływać czy surfować – Ad pizzy, nie wiem, czy było to zaznaczone w tekście; dla mnie Eli przez te wszystkie przeczytane rozdziały – jak wynika z konkretnych scen – jest leniwy i je śmieciowe żarło. Gdyby było inaczej, nie wspominałabym o tym. Streszczeń o treningach nie chcę brać pod uwagę, bo nie stanowią dowodu samego w sobie, są potraktowane zbyt po macoszemu. Jeśli w innych rozdziałach jest inaczej, czy czytelnik nie będzie miał wrażenia, że dowody te pojawiają się za późno? Wydaje mi się, że lepiej byłoby pokazać trening w początkowych rozdziałach niż siedzenie na kanapie, jedzenie czegoś czy granie w gry, bo te rzeczy w ogóle nie są istotne fabularnie.

      Usuń
    2. 15. Do tego najwyraźniej nie doczekałam, ale mimo wszystko nadal trochę dziwne, że do ósmego rozdziału Eli niczym się nie martwi i wszystko mu się udaje. Wygląda to trochę tak, jakby do ósemki, czyli przez te 70 stron A4, był Garym Stu. Gdyby tę część tekstu wydać jako książkę – w zależności od formatu, ale +/- dzieląc przez ilość znaków na arkusze wydawnicze, książka ta liczyłaby może i z 90 czy 100 stron. Przez tyle tekstu w opowiadaniu niewiele się dzieje i brakuje konfliktu fabularnego, więc nawet jeśli Eli ma jakieś problemy potem – trochę słabo, że wychodzą na wierzch tak późno. Można kreować bohaterem, który ma problemy, ale tak długo próbuje je ignorować i maskować, że stwarza pozory (jednak w pierwszoosobówce wyjdzie sztucznie, bo siedzimy w jego głowie i jeśli on się martwi – to ja też) albo można kreować bohatera, na którego problemy spadają faktycznie jak grom z jasnego nieba, jednak nie wiadomo, jak długo będzie chciał czekać na to czytelnik. No i to też dziwne, że najpierw Eli robi zakupy jakby dla mnie rzeczy mało potrzebnych, a zaraz potem dziwi się stanowi konta. To czyni z niego nieodpowiedzialnego i być może gdybym do tego momentu dotrwała, mogłabym jeszcze jedną cechę przypisać mu w podsumowaniu.
      Ogólnie teraz przyszło mi do głowy, że jeżeli opowiadanie nie dzieje się w Polsce, a gdzieś w USA, to elementy technologiczne wplecione w tekst nie oddają tego społeczeństwa. Przyszło mi to na myśl, gdy w sumie wpadłam też na to, że Eli mógłby częściej w apce telefonicznej sprawdzać stan konta, bo dziś nie jest to takie trudne, da się nawet ustawić przypominajki o saldzie dla osób ogólnie roztrzepanych. Ogólnie bohaterowie wydają się mieć telefony tylko do dzwonienia, nie żyją w ogóle w mediach społecznościowych. A to dziwne, bo obaj gwiazdorzą.

      Usuń
  4. 16. Cieszy mnie ostatnia scena, szczera rozmowa Elia z Elin. Dziwi mnie za to, że dziewczyna nie tyle tak łatwo zwierzyła się bohaterowi, przestała się gniewać, że rozwalono jej imprezę, ale szybko łyknęła jego pocieszenie i znacząco poprawił jej się nastrój. To może świadczyć o tym, że jej problem nie był taki turbo-poważny. Szczególnie widać to tu:
    — Wiesz, jak to jest stać się kogoś cieniem? — Momentalnie odwróciła głowę, gdy tylko ponownie zaszkliły jej się oczy.
    Pokiwałem lekko głową, teraz już lepiej rozumiejąc ból Elin.
    — Przede wszystkim nie porównuj się do Hyona — zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. — Każdy jest inny i lepiej być najlepszą wersją siebie, niż próbować komuś dorównywać. (…).
    — Dzięki — odparła po tym, jak uważnie mnie wysłuchała i przysunęła się, by uścisnąć mnie w podzięce.

    Używasz takich słów jak ból, bohaterka znów ma ochotę płakać, a jednocześnie jedna krótka rada wystarcza, by trochę jej przeszło. Jasne, biorę pod uwagę, że relacja Elin i Elia jest długotrwała i naprawdę mocna, chłopak potrafi pocieszyć przyszywaną siostrę i bohaterowie mają na siebie dobry wpływ. Ale czy aż tak, by to wszystko trwało tylko tyle…? Sama rozmowa i jej problematyka odbiera się mniej poważnie, bo Eli dużo żartuje, przez co trudno mi uwierzyć, że Elin było aż tak źle. Może dlatego, że Eli też zaczyna żartować za szybko, zamiast początkowo wysłuchać Elin. Rzuca żart za żartem, pojawia się też gag o porno – no dobra, może to poprawi nastrój bohaterce, ale czy wpierw jej ból zdążył przekonać czytelnika? Mnie nie. Zgadzamy się z tym. Faktycznie jej problem staje się mało poważny w tej scenie. Nie mamy zamiaru się tu bronić.

    17. Większość bohaterek to puste pannice i to niestety jest fakt. Odznacza się Elin, ale głównie dlatego, że mam wrażenie, że jest wyjątkowo młodziutka i dość wrażliwa, oraz starsza sąsiadka, ponieważ te – kliszowo – w takich tekstach są rozsądne i ciepłe. Zdecydowanie brakuje mi bohaterek nie tylko pozytywnych, inteligentnych, ale też jednocześnie znających swoją wartość i wyznaczających granice. Takie osoby pojawiają się dużo później. Co będzie miało ogromny, wręcz kluczowy, wpływ na całą historię.

    18. Fajnie by było, gdyby w dalszej części fabuły, którą pewnie jeszcze tworzycie, któraś z obecnie przedstawianych bohaterek dojrzała emocjonalnie, może w jakiś sposób rozwinęła się, zmieniła pod wpływem wydarzeń. Tak właśnie będzie, o czym zdążyłam już wspomnieć.

    19. (...) jednak gdyby się okazało, że istnieje na to cień szansy i faktycznie planujecie rozwinąć pod koniec tekstu relację homoseksualną lub biseksualną, w takim wypadku – przez brak pozytywnych jednostek kobiecych – możecie podświadomie, zupełnie niechcący, pozwolić wyciągnąć czytelnikowi bardzo szkodliwy wniosek. Wniosek, że ta relacja dwóch bohaterów wynikła ostatecznie… z braku laku. Wiadomo, jak krzywdzące i stereotypowe jest paskudne przekonanie o tym, że homoseksualiści łączą się w pary tylko dlatego, że w ich otoczeniu nie znalazła się żadna ciekawa kobieta. To byłoby świństwo i nie ma mowy o czymś takim. Jeśli byłoby coś takiego wprowadzonego to z pewnością nie w taki sposób, jak się teraz prezentuje wszystko (cała fabuła i podejście postaci oraz ich charaktery). Mając być z kimś “z braku laku” to już lepiej być singlem - to moje osobiste wtrącenie, ale nie mogłam na coś takiego nie odpowiedzieć według swoich poglądów.

    OdpowiedzUsuń
  5. 20. Elin, jako siostra Hyona – pisałam niedawno – wydaje się znacznie młodsza, niż jest. — Elin przede wszystkim miała mało czasu antenowego, aby ją dokładnie poznać, chociaż poza tym nie wydaje mi się aż tak grzeczna. Nie każda nastolatka jest szurnięta i pokręcona. Ja wtedy bym powiedziała, że byłaby młodsza i dziecinna. Elin jest ułożona, spokojna i nie wiem, czemu jest uważana za gimnazjalistkę.

    21. Dla przykładu, dziewczyna z dobrego, religijnego domu idzie do łóżka z Hyonem już na pierwszej randce, inna bohaterka – Jamie – na pierwszej randce ląduje w łóżku Elia. — Tak, religijna dziewczyna idzie do łóżka na pierwszej randce, ale to nie tak, że ona ledwo znała Hyona. On wcześniej ją poznał, pomagał w akcji charytatywnej, pisali ze sobą przez jakiś czas. Hyon jest osobą świetnie umiejącą manipulować i odgrywać różne role, aby właśnie kogoś zmanipulować. Potrafi ukryć swoje negatywne cechy dla własnych korzyści i tak zbajerować, że wychodzi na jego. Właśnie to ma pokazać, że Hyon potrafi wyrwać nawet ułożoną dziewczynę i tak ją poderwać, że ona aż złamie swoje zasady. Za to Jamie spędziła trochę czasu z Eliem w klubie. Potańczyli, porozmawiali, Jamie miała kiepski tydzień, oboje pili drinki, więc alkohol mógł przyczynić się do tego, że Jamie chętniej poszła z Eliem do łóżka.

    22. Spójrzmy zresztą, jakie przemyślenia na temat relacji damsko-męskiej ma sam Eli, główny bohater: Związki na wieczność to nie moja działka. Po pewnym okresie zawsze robiło się nudno, powstawały zakazy, nakazy, trzeba było chodzić na kompromisy, tłumaczyć się, dlaczego nie odpisałem, gdzie i z kim byłem, dlaczego spojrzałem na tamtą laskę… Szło zwariować. Czułem się jak pies w klatce. I to z kagańcem. I to z jednej strony średnio świadczy o bohaterze, który może po prostu nie chce zaangażować się w tradycyjny związek — Ale również raz wspomniał, że był w związku, który zakończył się nie z jego powodu. Można by tutaj też się pochylić, że może to ma jakiś wpływ na to, jak Eli postrzega związki.

    23. W przypadku stylizacji już w rozdziale pierwszym zauważyłam, że Eli czasami archaizuje. Nadal uważam, że to niepotrzebne udziwnianie. Same słowa typu niewiasta, rzekłem, bowiem jeszcze nie drażnią, ale w połączeniu z innymi stylami, które czasami wkradają się w przemyślenia bohatera – tworzą nietypową mieszankę. Momentami bohater jest infantylny: panienki, soczek – takie słówka zawarte w narracji często wywoływały u mnie ciarki, pewien niesmak. (W dialogach natomiast, gdy Eli zwraca się do Hyona per cukiereczku – to jestem w stanie kupić, bo ewidentnie się zgrywa). Mamy więc już kilka przykładów archaizmów, kilka słów zdecydowanie zbyt infantylnych, miejscami Eli jest znowu zbyt dojrzały (damy, panie, dżentelmeni). Zrezygnowałabym z takiego misz-maszu, by skupić się na jednej, konkretnej stylizacji. Dominuje ta luzacka, młodzieżowa, przepełniona laskami czy dupkami, więc taka niech pozostanie, a nie udziwniajcie jej momentami – w nich Eli wydaje się nieszczery. — Jak jeszcze mogę zgodzić się z tym „soczkiem”, tak z „panienki” już nie. Nie uważam tego za infantylne, raczej uprzejme ze strony Elia wobec młodszych dziewczyn, gdzie on automatycznie stawia siebie jako starszego. W końcu zwrot „panienki” zazwyczaj używają osoby starsze, a nie młode. Więcej o mowie Elia napiszę, gdy całkiem będę pisać tylko o nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21.On wcześniej ją poznał, pomagał w akcji charytatywnej, pisali ze sobą przez jakiś czas. Hyon (…) Potrafi ukryć swoje negatywne cechy dla własnych korzyści i tak zbajerować, że wychodzi na jego. Właśnie to ma pokazać, że Hyon potrafi wyrwać nawet ułożoną dziewczynę i tak ją poderwać, że ona aż złamie swoje zasady. – Okej, faktycznie, pamiętam to teraz z rozmowy Hyona z Eliem. Jednak gdybyście mi o tym nie przypomniały, samej mi by to umknęło. Jako że te wszystkie informacje padają w dialogu, który jest luźny i występuje gdzieś na początku tekstu, da się o tym zapomnieć. Chyba znacznie lepiej byłoby pokazać Hyona, stworzyć z tej całej manipulacji porządny wątek (Hyon mógłby rozmawiać z Elim o konkretnych etapach manipulacji) i zabierać go czasem ze sobą. Ogólnie fajnie byłoby zobaczyć Hyona, który zdobywa trudną dziewczynę; wtedy jego angażowanie się zajmie odpowiednio dużo czasu antenowego w tekście, by czytelnik mógł to nie tylko usłyszeć w krótkiej wymianie zdań, ale jakby przeżyć na własnej skórze.
      Natomiast kolejna scena podrywu – tym razem w parku – pokazuje, jak Hyon wyrywa potencjalnie łatwą dziewczynę (poznaję ją już w czasie flirtu i z perspektywy Elia, dla którego zdaje się, wszystko jedno, kim ona jest). Z jednej strony idzie Hyonowi lekko, z drugiej – nie widać oporów, więc łatwiej jest uznać, że to nie Hyon wymiata, a poprzeczka jest niska.

      22.— Ale również raz wspomniał, że był w związku, który zakończył się nie z jego powodu. Można by tutaj też się pochylić, że może to ma jakiś wpływ na to, jak Eli postrzega związki. – Z jednej strony tak, z drugiej – to dodaje jeszcze jedną negatywną postać kobiecą, ukrytą między wierszami. Można więc jeszcze się dosugerować, że w tym świecie żyją prawie wyłącznie negatywne kobiety.
      Dziwny jest świat.

      23. Nie uważam tego za infantylne, raczej uprzejme ze strony Elia wobec młodszych dziewczyn, gdzie on automatycznie stawia siebie jako starszego. – Widzisz, a ja znów poczułam ciarki krindżu. Tym bardziej z tym oblizywaniem się, które w tekście może rozumiane różnorako, Eli wyszedł w moich oczach na creepa.

      W końcu zwrot „panienki” zazwyczaj używają osoby starsze, a nie młode. – No tak, pisałam już o wujku Staszku na weselu. Dla mnie to jest bardzo… niepokojące. Tym bardziej miałam długo wrażenie, że Eli ani nie potrafi dobrze tańczyć, ani nie jest super przystojny, tylko się dowartościowuje gadaniem, ani nie potrafi za dobrze wyrywać panien (chyba że łatwych). Dziwiłam się, że z jednej strony mówi, jaki nie jest fajny, a z drugiej zarywa na witam panienki. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że takie teksty na kimkolwiek w czasach innych niż w latach, nie wiem, siedemdziesiątych, i to w Polsce, nie na świecie, będą jeszcze robić jakieś wrażenie. Do rozdziału ostatniego, który mnie trochę zdziwił, że Eli jednak wyrwał kogoś w klubie, sądziłam, że próbuje to robić i myśli, że jest fajny, bo na cel obiera sobie małolatki.


      Ad narracji pierwszoosobowej Elia podsyłam ciekawe źródło, prof. Jerzego Bralczyka. Przewińcie sobie do 26:32, mowa o wiarygodności. Eli nie wydawał mi się wiarygodny, a, jak mówi profesor, wiarygodność to cecha, którą się przypisuje komuś, nie sobie – inaczej nie działa.

      Usuń
    2. Zapomniałam wkleić link do wspomnianego źródła: https://www.youtube.com/watch?v=TG4ZAGnlPOY&t=3347s

      26:32, choć oczywiście polecam całość, bo jest genialna. Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłam, że wykład pana profesora przyda mi się w omawianiu narracji pierwszoosobowej. XD

      Usuń
  6. FABUŁA

    Naszym, głównym błędem okazało się okropne rozciąganie fabuły przez co dojście do ciekawszych wątków jest, najwyraźniej, za daleko. Plan wydarzeń jest i mamy dużo scen, które mówią więcej o samych bohaterach i ich zmaganiach. Z pewnością nad tym wszystkim popracujemy. Może też za bardzo chciałyśmy pokazać codzienne życie, aby czytelnik poznał ich w takich typowych, codziennych sytuacjach. Cóż, nie do końca nam to wyszło. W dalszych rozdziałach już wiadomo, z kim Eli i Hyon się trzymają, bo Tony i Jim częściej się pojawiają i jakby stanowią paczkę, Elin również jest inną częścią paczki.

    Co do narracji/stylu/stylizacji — pierwszy raz piszę w 1os (tzn kiedyś, kiedyś, lata temu próbowałam, ale nie wychodziło i zawsze kończyłam na 3os). Głównie trzymam się narracji 3os, bo w niej najlepiej mi się pisze, ale jako że tu jest luźna obyczajówka, głównym bohaterem jak i narratorem jest osoba z luźnym podejściem, chciałam spróbować. Chciałam napisać coś odrębnego. Uważam, że lepiej w przypadku tego opka pisać w 1os niż w 3os. Wiem, że nie jestem w tym najlepsza, bo dopiero się uczę i czasami nie do końca wiem, na co mogę sobie pozwolić w 1os. Chcę nakreślić sytuację, aby czytelnik wiedział, co się dzieje, chcę nakreślić otoczenie i też miewam problem, bo jednak raz, że to 1os, a dwa, że Eli aż tak nie zwraca uwagi na wygląd. Czasami nie wiem do końca, co w danej chwili/czynności może czuć Eli, jak odpowiednio przekazać emocje, gdy np. jeździł w tym parku motocrossowym. Dla niego to zwykła przejażdżka, nic szczególnego, natomiast Hyon to uwielbia i bardziej się tym rajcuje, to jego konik, nie Elia. Przy sprawdzaniu rozdziałów starałam się zwracać uwagę na oczywiste oczywistości i inne błędy, ale najwyraźniej nie jestem w stanie wyłapać ich wszystkich. Tak, sprawdzałam tekst w mniejszych i większych odstępach czasu. Może to też przez to, że czytałam tekst wiele razy. Albo u siebie najgorzej jest wyłapać to, co u innych od razu się widzi. Miyeon również czytała, ale że popełniamy podobne błędy, to nie jesteśmy w stanie ich tak wyłapać. Co do archaizmów, stylu infantylnego i dojrzałego stylu Elia — on taki jest. Miesza to w zależności od sytuacji i jego humoru. Raz powie „dama”, raz „panienka”, innym razem „laska”. To jest jego mowa. Tak samo jak przekręcanie powiedzonek na swój sposób (jak choćby „wyć do słońca”). Właśnie stylem wyróżniającym Elia jest to, że on mówi różnie, tak jak mu się chce, jak mu pasuje do sytuacji. Czasami palnie coś głupiego i takiego wtf, użyje takich słów, które mogą nie pasować, a czasami, kiedy trzeba, stara się brzmieć już poważniej, dojrzalej i uważnie dobierać słowa. To wynika z jego charakteru, o którym napiszę niżej. Np. przy Hyonie się nie powstrzymuje, może przeklinać na potęgę, gadać kompletne głupoty, walić podtekstami i w ogóle nie mieć hamulców, a przy np. Elin już będzie uważać na słowa. Też może palnąć jakiś głupi tekst, ale nie użyje wulgaryzmu, nie rzuci dwuznacznym tekstem itp. Będzie się pilnował. Przy innych osobach też będzie odrobinę inaczej się wyrażał. Zależy, na co będzie mógł sobie pozwolić i kim jest dla niego ta osoba.

    OdpowiedzUsuń
  7. HYON
    Jeśli zaś chodzi o Hyona, tu mam jeszcze większy problem. Bo nie dość, że go gwiazdor większy niż Eli, to jeszcze nie kryje się w żaden sposób z wykorzystywaniem dziewczyn – wręcz widzi w tym uciechę. Romansowanie potrafi przełożyć nawet nad troskę o siostrę. Dokładnie taki jest Hyon, jakim go zobaczyłaś. I o ile Eli to główny bohater, na którego składają się zarówno cechy pozytywne, jak i negatywne, o tyle o Hyonie wcale nie mogę tego napisać. To też na swój sposób dziwne, bo przecież nie ma ludzi jednoznacznie pozytywnych albo negatywnych – zwykle te cechy w jakimś stopniu się przeplatają. Tymczasem w przypadku Hyona szala w moim mniemaniu niebezpiecznie przechyliła się na jedną stronę. Jego pozytywne cechy ukazują się później. Nie ma ich wiele, ale jednak są. Z powodu niepotrzebnego rozwlekania fabuły, faktycznie późno dowiadujemy się o jego dobrych cechach.
    Poza tym niektóre z cech, które przypisałyście Hyonowi, pokrywają się z cechami, które można przypisać Eliowi. Podobieństwo aż rzuca się w oczy. To prawda. Już wcześniej obawiałyśmy się, że mają zbyt duże podobieństwo. Starałyśmy się nieco ich urozmaicić, ale najwidoczniej, gdzieś się zagubiłyśmy i nie dogadałyśmy tak ważnych kwestii.

    ELIN
    Elin, jako siostra Hyona – pisałam niedawno – wydaje się znacznie młodsza, niż jest. Eli nieraz podkreślał, że dziewczyna zachowuje się po prostu wyjątkowo grzecznie, jednak na moje Nie mogę się z tym zgodzić. Może przeszłoby to u kogoś innego, ale nie u mnie. Sama jestem podobną osobą i daleko mi do bycia dziecinną. Wiem, że z fabuły niewiele można było wyciągnąć jeszcze o Elin, aby mieć pełną jej charakterystykę. Jednak nie oznacza to, że zgodzę się z tym co zostało o niej napisane. Bycie grzecznym, spokojnym, nie wyrywającym się do zabrania głosu, nie okazującym zbyt wiele emocji, nie oznacza, że ktoś jest dziecinny czy w ogólnie nienaturalny. Są takie osoby, istnieją - jak choćby ja. Oczywiście, takie zachowania nie biorą się znikąd. Jednak w dalszej części fabuły można coraz więcej domyślać się co się dzieje z Elin i skąd to wszystko się bierze.
    Niemniej Elin lubię i tak jak Eli martwię się o nią. Ona i starsza pani sąsiadka to jedyne rozsądne postaci żeńskie w całej historii, którymi warto się interesować. Żałuję nawet, że Elin nie ma swoich partii narracyjnych, jej problem bycia w cieniu to dla mnie najciekawszy z wątków i żałuję, że Eli tak szybko pomógł jej się z nim w miarę uporać. Tak jak wcześniej przyznałam - zbyt szybko zostało to zakończone. Jednak, zmagania Elin z problemami będą niejednokrotnie poruszane w fabule i znacznie bardziej rozwinięte niż krótka rozmowa z przyszywanym bratem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad Elin, podsumowanie – ocenę betowały dwie inne oceniające i, choć bazowały tylko na cytatach, nie zwróciły mi uwagi na to, że bohaterkę oceniam może zbyt pochopnie. Nic nie zrobię, tak po prostu czuję. Może jest trochę zbyt wycofana, może, aby za taką być uznawaną, nie musi w każdej linii dialogowej wydawać się wycofana. Tym bardziej że piszesz z perspektywy Elia, który dobrze ją zna i dla niego taka – grzeczna i cicha – jest jak najbardziej normalna. Jeśli Eli zauważa to jej wycofanie dość często, to znaczy, że jeszcze bardziej jest ono widoczne, więc można myśleć, że Elin jest jeszcze cichsza i spokojniejsza, i grzeczniejsza, niż chcesz ukazać. Miałam wrażenie przesady – jakby Elin się wstydziła przebywać wśród ludzi, których zna praktycznie od zawsze.

      Usuń
  8. ELI — Widzę, że jednak muszę zmienić trochę Elia, bo wyszedł nie do końca tak, jak chciałam. On naprawdę nie jest takim złym człowiekiem, ale cóż, chyba nie będę miała wyjścia, jak zrobić z niego pozytywną męską postać. Z wadami, oczywiście, bo nie zrobię z niego nagle świętoszka. Po prostu teraz już wiem, że wcześniej muszę pokazać też jego cechy pozytywne i trochę pozmieniać, żeby nie był aż tak negatywny. Teraz powiem jak ja go widzę i jaki miał być. Tak, Eli jest narcystyczny. Lubi się chwalić i stwarzać otoczkę człowieka bardzo pewnego siebie (i w zasadzie jest pewny siebie), który wie, że jest super, jest przystojny, ma ciekawą osobowość i przy nim nie można się nudzić, bo zawsze coś palnie albo wymyśli i w ogóle. Nie jest takim egocentrykiem, jak niestety wyszedł. Skupia się na zaletach, a wady ukrywa głęboko i daleko. Eli wierzy w siebie, a jak komuś coś się w nim nie podoba, to ma wywalone. Nie bez powodu jest, jaki jest. Tutaj można być spokojnym. Każdy z bohaterów ma jakąś przeszłość, która go ukształtowała. Eli również. To wszystko wyjdzie później.
    Druga sprawa jest też taka, że Eli jest przyjacielski, otwarty, czasami może trochę dziwny, ironiczny, rzuca żartami, uwielbia dokuczać i zaczepiać i nie wszystko, co uważa się za flirt, z jego strony faktycznie jest flirtem. On może tego nie zauważać, bo po prostu taki jest, ale np. ma swoje zasady (o których też wspominał w jednym rozdziale, ale po 7). Jest jeszcze fakt, że Eli lubi kobiety i seks, ale związku już nie chce. Nie ma problemu pozaczepiać obcą dziewczynę, trochę się z nią podroczyć, powygłupiać, czasem trochę poflirtować (choć nie zawsze coś uznaje za flirt, on po prostu taki jest). A tym bardziej jak widzi, że jakaś na niego leci, to tym bardziej sobie pozwoli na wygłupy (jak z Chastity). On tak to widzi. Nigdy nie zalecałby się na poważnie do małolaty.
    W późniejszych rozdziałach bardziej też widać naturę Elia, że jest zaczepialski i przyjazny. Że nie każdą kobietę traktuje jak przedmiot. (Powtórzę się, że teraz już wiem, że muszę to zmienić). On jest po prostu otwarty, lgnie do ludzi, lubi kobiety i jest takim śmieszkiem. Chociaż mimo tego, że lubi żartować, jest pogodny itp., to potrafi też być dojrzały i poważny (sytuacja z Elin na biwaku). On po prostu do większości rzeczy podchodzi na luzie, lubi żartować, rozbawiać ludzi, ale nie jest niedojrzały.

    OdpowiedzUsuń