[220] ocena tekstu: Kto w gwiazdy zapatrzony…

[z: wallpaperup.com]



 Tytuł: Kto w gwiazdy zapatrzony, nie dostrzega ziemskich spraw

Autorka: Lys andra

Tematyka: fanfiction Naruto, OC

Ocenia: Skoiastel



Cześć, czołem, dżem dobry! 

Jako że w zgłoszeniu poprosiłaś, bym skupiła się na postaciach i tym, czy ich sylwetki psychologiczne są spójne, a liczba – nie przytłacza, postarałam się właśnie na to zwrócić szczególną uwagę. Nie wiń mnie jednak, że całkiem sporo miejsca zajęło mi również omówienie narracji oraz technikaliów. Nie uprzedzając jednak faktów – zapraszam do lektury. 



Pierwsze wrażenie – wygląd, estetyka bloga

Raz: wyjustuj tekst w notce na stronie głównej (Prolog: Tom II). 

Dwa: nie rób akapitów za pomocą spacji. Przez to rozdziały wydają się pływać na stronie i ciężej się je czyta. Możesz pisać nie bezpośrednio na blogu, ale na przykład w Dokumencie Google albo programie typu Word. Tam wcięcia stworzysz za pomocą linijki i, po ich skopiowaniu i wklejeniu na Bloggera, powinny zostać zachowane. Jeśli nie, w artykule: [Bez czego ani rusz] przeczytasz o możliwościach wcięć tworzonych bezpośrednio na Bloggerze. 

Trzy: zakładka o bohaterach. Jest bardzo staranna, a to się chwali. Traktuję ją bardziej jako ciekawostkę, nie podoba mi się jednak, że zdradzasz w niej cechy charakteru swoich postaci. Z jednej strony to dla mnie jako oceniającej ułatwienie, bo na końcu, przy podsumowaniu, będę mogła twoje założenia wynikające z zakładki porównać sobie z tym, co wynika bezpośrednio z tekstu. Niemniej czy czytelnik też tak powinien…? Na moje,  wcale nie musisz uprzedzać, że Otoha Sekiei jest bardzo skrytą i szorstką osobą, a Daiya Kohaku jest pacyfistką i w chwilach nadmiernego stresu zaczyna wymiotować. Zdecydowanie wolałabym zobaczyć taką reakcję w opowiadaniu – raz, drugi, trzeci – żeby móc wywnioskować to samodzielnie. W końcu obecnie znajduję się o krok przed poznaniem nowych ludzi. Czy ty, poznając takowych na ulicy, też dowiadujesz się zawczasu o takich rzeczach? Nie, bo wychodzą one na jaw w praniu. Proces poznawczy bohaterów książek trwa (a przynajmniej powinien)… całą książkę. 


Posiada  powiązania z Siedmioma Mistrzami Miecza, o których jednak nie wspomina za wiele. Jest bardzo skrytą i szorstką osobą, która posiada szczególną więź ze swoją starszą siostrą.


Inna sprawa, że faktycznie, postaci masz tyle, że już po przeczytaniu zakładki nie pamiętam ich imion i nazwisk. Kojarzę chłopca, który jest chorowity, czy kobietę, która ma tendencję do histeryzowania, ale nie zapamiętałam ich imion. Mam nadzieję, że nie będę musiała wracać do tej zakładki ani posiłkować się nią w trakcie lektury, by była ona dla mnie jasna i przyjemna. W razie czego, poinformuję cię, gdyby taki moment jednak nastąpił. 



PROLOG

Postanowiłam w przypadku pierwszej notki zrobić ci pełną betę i zobaczyć, ile miejsca mi zajmie ta część oceny. Jeśli niewiele, mogę pod tym względem sprawdzić każdy rozdział. Jeśli sporo – będziesz potrzebowała bety, bo nie wypcham całej pracy uwagami o technice. Sprawdźmy więc na podstawie prologu, jaki jest twój poziom poprawności. 

 


Sakura stała na balkonie[,] obserwując powoli budzących się do życia mieszkańców wioski. Leniwie przeczesała dłonią zmierzwione włosy, zastanawiając się[,] co przyniesie dzisiejszy dzień. – Po tym przykładzie widać, że czasem pamiętasz o przecinku przed imiesłowem współczesnym, a czasem o nim zapominasz. Przymknęła powieki[,] przywołując obraz jej dawnej drużyny. I dalej:

Myślała o nim codziennie, pozostawił za sobą tyle pytań, po prostu opuścił wioskę[,] porzucając swoje dotychczasowe życie i przyjaciół. 

 

Co lub kto go do tego skłoniło? – A nie: kto (…) skłonił? Albo: Kto… albo raczej co go do tego skłoniło? – Może w ten sposób?

 

Sakura poczuła napływ frustracji, codziennie utykała w tym samym punkcie, czując[,] jak bardzo płytkie i bezsensowne są jej przemyślenia. Poczuła, czując źle brzmi.

 

Obok niej zgrabnie wylądował Naruto[,] uśmiechając się od ucha do ucha. (…) Nigdy nie przychodził do niej bezpośrednio[,] by zawiadomić o misji (…).

 

– Ach, [przecinek zbędny] tak? 

 

Dzisiejszy dzień miała ochotę przesiedzieć w pokoju[,] studiując ostatnio zdobyty zwój (…). 

 

(…) przysiadł sobie na balustradzie[,] ignorując kiepski humor Sakury. Zastanawiał się chwilę[,] dlaczego po raz pierwszy o misji dowiedział się poprzez zaszyfrowany list. Zazwyczaj misje były przydzielane podczas rutynowych raportów lub w postaci zwojów dostarczanych przez specjalne[,] wyszkolone ptactwo.

Wizja niebezpiecznej i tajnej misji bardzo mu się spodobała, miał jedynie nadzieję, że babcia Tsunade daruje sobie przydzielenie Saia do ich drużyny, nie ufał mu. Miał wrażenie, że to wyjątkowo słaby zamiennik Sasuke (…). 

 

Przystopujmy na moment z technikaliami i porozmawiajmy o pierwszych wnioskach na temat narracji. Scenę zaczynasz, wychodząc od Sakury i trzymasz się jej perspektywy, ale w pewnym momencie, gdy dziewczyna idzie przygotować się na misję, perspektywę zmieniasz na tę wychodzącą od Naruto. Oba fragmenty są płynne, trwają jednak dość krótko, bo po kilka akapitów, a później – już u Tsunade – przechodzisz do narratora wszystkowiedzącego. Dość mieszasz w tej narracji, przez co mam wrażenie, że nie przemyślałaś opowiadania pod jej kątem i po prostu zaczęłaś je pisać bez backgroundu w postaci wiedzy o różnicach między rodzajami. 

Gdybym to ja była autorką, raczej postanowiłabym to opowiadanie pisać w POV. Scenę przedstawiałabym za pomocą jednej postaci, z pozostałych robiąc tło. Ewentualnie, jak [TUTAJ] radzi wujek Mróz, dopuściłabym się head-hoppingu, ale po dłuższej interakcji postaci i w sposób taki, by zmiana była jasna i widoczna dla czytelnika oraz obarczona sensem. W pierwszej chwili, gdy Sakura idzie się przebrać, przeskok na Naruto byłby logiczny, bo to on pozostał w miejscu akcji, no i dzięki temu czytelnik może dowiedzieć się, co bohater myśli o Saiu. Ale w kolejnej scenie zupełnie wykluczyłabym narratora wszystkowiedzącego, w efekcie czego Naruto nie nazywałabym blondynem (będę do tego wracać). Za kim postawiłabym narratora na czas trwania spotkania z Tsunade? Myślę, że za Naruto. Pisałaś o nim, na przykład: Nie lubił, gdy coś go omijało. Nim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie zauważył, że pomieszczenie jest już puste. Do tego korzystałaś z jego mowy pozornie zależnej, używając, na przykład języka potocznego: nie dał się spławić. Zdecydowanie ciekawiej i lżej dla tekstu (a przede wszystkim znacznie spójniej pod względem narracji) byłoby, gdybyś brała pod uwagę jedność perspektywy. Gdy przechodzisz do narratora wszystkowiedzącego, robi się obiektywnie, czytelnik bardzo szybko dystansuje się do tego, o czym czyta. 

Przestajesz wtedy też korzystać z okazji przedstawiania mi postaci za pomocą stylizacji ich myśli. Jakby nie było, marnujesz potencjał tkwiący w swoim tekście. Gdybyś prowadziła narrację personalną (POV) cały czas, trzymając się to Sakury, to Naruto, mogłabym czerpać z ich przemyśleń, poczucia humoru i tak dalej. Wszystkowiedzący odbiera mi tę szansę, ot, eksponuje myśli i opisuje, co się dzieje, ale obiektywnie i – w porównaniu do akapitów stylizowanych – nudno. Poza tym narrator wszystkowiedzący wchodzi do głów wszystkim postaciom naraz, w takich partiach postaci te tracą indywidualizm. Widać to na przykład tutaj:

W całym budynku hokage panowała dosyć dziwna, lekko napięta atmosfera. Pracownicy gorączkowo biegali z dużymi stertami dokumentów, wymieniali ukradkowe spojrzenia i nerwowo szeptali między sobą. Cała ta sytuacja bardzo zaciekawiła Sakurę i Naruto. Czuli, że coś poważnego musiało się wydarzyć. – Gdybyś chciała to napisać w POV, Naruto miałby pewne przeczucia czy obawy i ukazywał je wprost, swoimi myślami, bym mogła domyślać się jego emocji i śledzić jego ciąg myślowy. Nie musiałabyś sięgać po upraszczającą, a więc i spłycającą ekspozycję: czuł to i tamto. To pójście na łatwiznę. Mogłabyś za to pokazać, jaki Naruto jest zainteresowany (na przykład przygląda się wszystkim, unosi brwi, przestępuje z nogi na nogę i zastanawia się, o co chodzi) oraz co widzi, patrząc na Sakurę; jak podejrzewa, że ta również jest zaciekawiona (mógłby, na przykład, zobaczyć, jak marszczy brwi albo stuka palcami o usta, pewnie się nad czymś zastanawiając). 

Takie pisanie, unikając ekspozycji, ma też kolejny walor – pobudza wyobraźnię. Czytając, automatycznie wyobrażam sobie zachowujących się jakoś i myślących coś bohaterów, a nie widzę tylko postaci stojących, o których narrator mówi: był zaciekawiony/czuła zaskoczenie i tym podobne. Pokazuj, nie opisuj.

 

Blondyn energicznie zapukał do drzwi, po czym bez czekania na odpowiedzieć wszedł do środka. – Odpowiedź. Ja jednak nie tylko o tym…

Spójrz, co na temat blondynów/brunetów/różowowłosych etc. pisałam w poprzedniej ocenie tekstu, również będącego fanfiction Naruto [ocena 218 – Nie można wiecznie wierzyć w kłamstwo – gatunek SasuNaru]:

 

Jeżeli chcesz, by czytelnik poznał Sasuke, użyj wcześniej imienia lub przytocz kolor włosów inaczej. Nie pisz: na łóżku leżał czarnowłosy mężczyzna/brunet. Napisz coś w stylu, że: „Promienie słońca wylądowały na jego czarnej czuprynie, upierdliwie rażąc w oczy”. Dzięki temu podasz czytelnikowi, że bohater jest brunetem, i jednocześnie dodasz wrażeń sensorycznych – nie stworzysz z koloru włosów określenia postaci samego w sobie. Zamiennika dla imienia. 

Jeśli zajrzysz do książek wydanych, nie znajdziesz tam określeń w stylu: czarnowłosy/niebieskooki/blondwłosy/zielonooki i tak dalej. To czyni tekst śmiesznym. Oczywiście, dobrze jest wiedzieć, że ktoś ma włosy ciemne, ktoś blond, a ktoś inny jest łysy, ale takie dane wplata się w znacznie subtelniejszy sposób (przykład powyżej). Są to wzmianki, które powinny dookreślić postać raz na jakiś czas i nie rzucać się w oczy. Przytoczenie koloru włosów jako takiego zamiennika sprawdziłby się za to wtedy, gdy, na przykład, Sasuke stałby w kolejce do sklepu i przed nim tkwiłaby w niej jakaś rudowłosa dziewczyna, której nie znałby z imienia. Pewnie myślałby o niej wtedy per: ta ruda/rudowłosa. Ale tu narrator dobrze wie, jak Sasuke ma na imię. Określanie go kolorem włosów na dłużą metę ukaże twoje braki w warsztacie – dokumentuje, jak bardzo na siłę starasz się nie generować powtórzeń. 

 

Znacznie lepiej jest jednak imię powtórzyć, zamiast kombinować i popadać w śmieszności.

 

Obecność wszystkich drużyn na raz był niecodziennym widokiem. – Naraz. Na raz piszemy osobno, gdy chcemy podkreślić, że coś zrobione było nie: jednocześnie, a: na jeden raz. Przykładowo:

Wszyscy naraz stanęli wokół stołu, unieśli buteleczki w toaście i, po głośnym: Kampai!, na raz opróżnili swoje tokkuri. – Inaczej: Wszyscy jednocześnie stanęli wokół stołu, unieśli buteleczki w toaście i, po głośnym: Kampai!, jednym haustem opróżnili swoje tokkuri. 

 

Wszyscy mieli poważny wyraz twarzy, a wokół panowała cisza. Tsunade spojrzała na Naruto zza sterty papierów. Zdjęła okulary, po czym dłonią przetarła oczy, a następnie zjechała palcami na czoło. 

– W takim razie mamy komplet. – Wyjęła ze sterty jedną z teczek, a następnie podała ją kapitanowi Yamato.

– Babuniu, co to za zgromadzenie? Nie za dużo nas tutaj jak na jedną misję? – Tsunade zignorowała jego pytanie, a następnie odchrząknęła. – Gdyby nie to, że znam uniwersum i wiem, że w ten sposób zwracał się do Tsunade tylko Naruto, byłabym przekonana, że to słowa kapitana Yamato. Nigdzie dalej nie wspominasz, że należały do Uzumakiego. 

Inna sprawa, że w komentarzu narracyjnym do dialogu powinno się znaleźć tylko to, co dotyczy postaci mówiącej. Mogłabyś, na przykład, zapisać to tak: 

(…) podała ją kapitanowi Yamato.

– Babuniu, co to za zgromadzenie? – Naruto spojrzał na Tsunade pretensjonalnie, widząc, jak zignorowała jego pytanie, a następnie odchrząknęła. Nie za dużo nas tutaj jak na jedną misję? 

 

Jako, [przecinek zbędny] że ich treść wymaga dużej dyskrecji[,] podjęłam odpowiednie środki i każdy ze zwoi może być odpieczętowany tylko przez kapitana drużyny. – Przy połączeniach: chyba że, zwłaszcza że oraz jako że ma zastosowanie tak zwana reguła cofania przecinka. Pojawia się on po całym zdaniu składowym, a nie przed spójnikiem że/iż. Więcej przykładów i dokładne objaśnienie problemu: [KLIK]. Dalej to samo:

(…) nie widział zbytniego sensu w ochronie kogoś z Wioski Żelaza, jako, [przecinek zbędny] że ta szczyciła się własnymi wojownikami (…). 

 

Nim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie[,] zauważył, że pomieszczenie jest już puste. Gdy wyszedł na korytarz[,] zauważył Sakurę w skupieniu kiwającą głową podczas rozmowy z kapitanem Yamato. 

 

– Oczywiście[,] Yamato-sensei, przygotujemy się do podroży jak najszybciej. – [akapit zamiast myślnika] Naruto skołowany podszedł do Yamato[,] oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.

 

– Naruto[,] za trzy godziny wyruszamy do Kraju Żelaza. – Przecinek stawia się również przy wołaczu, w przypadku zwrotów do postaci. Dalej tak samo:

– Skąd o tym wiesz[,] Sakurka? – Naruto nie bardzo orientował się w świecie plotek i często najnowsze informacje docierały do niego z dużym opóźnieniem. – Poza tym przez to, że mieszasz w przypadku wypowiedzi dialogowych i komentarze narracyjne nie zawsze odnoszą się do postaci, które wypowiadają słowa. Tu nie mam pewności, czy pytanie zadał Naruto, czy może Yamato. 

 

– Powiedzmy, że to jakby księżniczka – odparł Yamato[,] delikatnie unosząc kąciki ust w uśmiechu. – Nie musisz tego dopowiadać. 

 

– Wieści szybko się roznoszą, a pikanterii dodaje fakt, że jej wybranek to nikt inny jak Roshi z Iwagakure[,] znany bardziej jako nosiciel czteroogoniastej bestii. – Sai, który dotychczas obserwował wszystko w milczeniu[,] podszedł bliżej do blondyna. – Piękno tego wieczoru jest wprost proporcjonalne do zagrożenia[,] jakie może czyhać na państwo młodych. – Czyhać na kogo? (biernik) Na państwa młodych. 

 

Sakura jest zadowolona ze swojej wiedzy, Sai również bryluje, ale nie bardzo jestem przekonana co do formy, w jakiej padają kolejne informacje. Dialog jest sztywny i przypomina ekspozycję dialogową – bohaterowie rozmawiają o czymś, co jest dla nich jasne, ale czego nie wiem ja, więc muszą mnie o tym jakoś poinformować. Przez co wymieniają się informacjami w dość suchy sposób. Nie masz wrażenia, że przypomina to trochę dialog z „Trudnych spraw”? Ekspozycję dialogową, groteskowo jak to on ma w zwyczaju, idealnie obrazuje Miecio:

 

 6:35 – 7:30


Zakładając, że Naruto i Sakura są po odpowiedniej edukacji i nie pracują jako ninja od dziś, na pewno wiedzą, kto jest nosicielem czteroogonistej bestii. 


On sam nigdy by nie pomyślał[,] by mieć ochronę w przyszłości na swoim ślubie (…).

 

Gdy zapadł zmrok i przed drużyną rozpostarł się gęsty i ciemny las[,] kapitan Yamato zarządził postój. Rozpalenie ogniska i przygotowanie skromnej kolacji nie zajęło zbyt długo, dlatego po pewnym czasie wesołe iskierki ognia tańczyły[,] podpiekając warzywa i ryby nadziane na długie patyki. – Podoba mi się ten opis. Jest płynny i porusza wyobraźnię. 

 

Kapitan Yamato w spokoju sączył herbatę z termosu[,] pogrążony we własnych myślach. 

 

– Dowiem się w końcu[,] o co chodzi z tą misją? Jak mam dobrze wykonać zadanie[,] skoro nawet nie wiem[,] o co chodzi. – O, a to powtórzenie w przypadku stylizacji Naruto bardzo mi się podoba. Na moje, fajnie oddajesz tego bohatera. Szkoda, że całej sceny w lesie nie przedstawiasz z jego perspektywy. Wtedy narracja mogłaby być nieco bardziej kolokwialna, a przy tym oddawałaby charakter postaci. Tym bardziej że, wspominając o wesołych iskierkach, i tak nieźle to oddaje. Nie potrzebujesz narratora wszystkowiedzącego, nie rozumiem, po co tak często po niego sięgasz, dystansując czytelnika. Tu, na przykład narrator przechodzi do Yamato i opisuje jego umiejętności i przeżycia wewnętrzne:

Splótł ramiona i wycelował pretensjonalne spojrzenie w stronę opiekuna drużyny.  [zbędna podwójna spacja]  Ten spojrzał na niego z konsternacją i wzdychnął[,] odstawiając termos. Rozejrzał się dyskretnie i sprawdził[,] czy w pobliżu nie wyczuwa żadnej obcej chakry. Pomocne okazały się w tej kwestii drzewa, które dzięki jego kekkei-genkai informowały o tym[,] co się dzieje w obrębie kilku kilometrów.

 

– Jak się [zbędna podwójna spacja] pewnie domyślacie[,] nie jesteśmy wysłani w zwykłą delegację. – Z łatwością możesz wyeliminować z każdego rozdziału wszystkie podwójne spacje. Wystarczy, że będziesz ich wyszukiwać za pomocą komendy: CTRL+F, a następnie zastąpisz je spacją pojedynczą. 

 

Ktoś może słyszał o tragedii[,] jaka dotknęła tę wioskę? - Sakura i Sai powoli kiwnęli głowami, Naruto za to tylko mocniej zmarszczył brwi[.] - Nasze ANBU brało udział w zabezpieczaniu śladów, jako, [przecinek zbędny] że wioska sama w sobie nie posiadała własnej jednostki shinobi, zatem i brakowało wyspecjalizowanych służb śledczych. – ANBU funkcjonuje pod tą nazwą tylko w Konosze, w innych wioskach jednostki specjalne nazywają się inaczej (jeśli w ogóle tam są). Ergo: „nasze” zbędne. Do tego myślniki zamiast dywizów. Dalej podobnie: 

(…) pozostali mieszkańcy postanowili rozproszyć się po świecie w obawie o życie i zdrowie swoje i najbliższych. - Yamato na chwilę zrobił pauzę, jakby w głowie przywoływał obrazy z tego dnia[.] - Nigdy w życiu nie pracowałem przy incydencie o takim zasięgu. 

 

Incydent ten wydarzył się około pięć lat temu, zatem krótko nakreślę wam sytuację[,] jaka panowała w wiosce i jaka jest obecnie. 

 

Miała też elementy chakry ludzi z kekkei-genkai[,] pomimo, [przecinek zbędny] że nie należała do żadnego ze znanych nam klanów (…). 

 

Wyraz twarzy Sakury przedstawiał zarówno napięcie[,] jak i niewyobrażalną fascynację.

 

– No dobra[,] mamy tutaj jakiś morderców i specjalną chakrę (…).

 

Yamato spoważniał[,] patrząc na dogasające ognisko. – I koniec prologu. Nie masz wrażenia, że ta część dziwnie się urywa? Ledwo przetrawiłam długą historię o Kraju Żelaza i zagrożeniu pary młodej, a tu jedno zdanie – komentarz narracyjny do dialogu – i ostatnia kropka. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czego mi brakuje, być może nawet i krótkiego opisu o atmosferze w lesie, bohaterach reagujących na usłyszane słowa, może reakcji Naruto, który w końcu dowiedział się, o co chodzi. Yamato odpowiada mu na pytanie i… tyle. 

 

Jako że to prolog, wierzę, że kolejne części tekstu nie będą się składały głównie z ekspozycji i informacji pochodzących z dialogów. Zarysowałaś background głównego wątku kryminalnego i to doceniam, nie mogę nie powiedzieć, że historia, którą opisał Yamato, jest ciekawa i może być naprawdę dobrym punktem wyjścia do rozdziałów właściwych. Gdyby nie takie skakanie od narracji personalnej do narratora wszystkowiedzącego, myślę, że wciągnęłabym się bardziej. 

Jeśli chodzi o postaci, Naruto ukazujesz w pełnej krasie, Yamato w swojej długiej opowieści trochę zlewa się z narratorem wszystkowiedzącym, jak na razie nie dostrzegam u niego jakiegoś charakterystycznego idiolektu, natomiast w ostatniej scenie w lesie brakowało mi Saia – nawet jeśli miałby robić za tło i czasem być wspominany, że po prostu siedzi i się przysłuchuje. Do Sakury pasuje fascynacja zarówno dramatyczną historią opowiadaną przez Yamato, jak i zainteresowanie nadchodzącym ślubem córki generała Mifune. Przy czym zawsze możesz postarać się bardziej – ekspozycje, którymi przytaczasz stany emocjonalne Sakury, zastąpić wskazówkami świadczącymi o tych stanach. Wspominałam już o tym. Możesz, na przykład, zamiast nazywać fascynację po imieniu, przytoczyć, jak Naruto przygląda się Sakurze i obserwuje, jak dziewczyna słucha w kompletnym skupieniu, z otwartymi ustami, i, nie wiem, zasłuchana przypomina przy tym jakąś rybę. Zupełnie improwizuję, ale na pewno wiesz, o co mi chodzi.

Przyszło mi też do głowy, że gdybyś chciała podkreślić bardziej perspektywę Naruto, któremu trudno o takie skupienie, w czasie długiego monologu Yamato, Naruto mógłby czasem przerwać go, robiąc pauzę w morzu nowych informacji, i zastanowić się nad czymś zupełnie błahym – na przykład właśnie porównując Sakurę do ryby. To oczywiście przykłady, ale chodzi mi o to, jak mogłabyś oddać jego charakter, tę typową trudność w koncentracji. Wtedy też monolog Yamato nie byłby ścianą tekstu, która męczy już od pierwszego spojrzenia na nią. Tym bardziej że czcionkę na blogu masz malutką (czytam w powiększeniu strony do 125%). W takim wypadku wypowiedź kapitana podświadomie wydaje mi się jeszcze dłuższa. 

 

[kliknij, aby powiększyć, następnie otwórz w nowym oknie]

 

ROZDZIAŁ 1

Postanowiłam nie robić ci już pełnej bety. Pominę brakujące przecinki w sytuacjach, o których już pisałam (na przykład przecinki w zdaniach z imiesłowami współczesnymi czy przy konstrukcji jako że), zwrócę natomiast uwagę na nowe potknięcia, ewentualnie poprawię te, które pojawiają się w cytatach wyciąganych na rzecz innych, niż technicznych, uwag. Dzięki temu poruszę każdy mniejszy bądź większy problem, a ty, pod koniec oceny znając je wszystkie, będziesz mogła przepracować temat samodzielnie. To, że zacznę wypisywać mniej, nie znaczy jednak, że nagle tekst stanie się czysty:

Sam doskonale wiedział[,] czym jest wychowywanie się z brzemieniem[,] jakim jest bycie jinchuuriki. Nawet jeśli człowiek byłby w stanie [–] mimo wszystko [–] ułożyć swoje życie, to wciąż nie może być pewien, że on i jego rodzina będą bezpieczni. Najgorszym jest fakt, że to nawet nie chodzi o samego człowieka, bo on jest tylko naczyniem na zapieczętowaną energię.

 

Naruto nawet nie zauważył[,] jak fauna i flora wokół niego uległy zmianie. Soczyście zielone tło stało się szaro-brązowe, a drzewa i krzewy ustąpiły krzewinką oraz różnego rodzaju mchom i porostom. – Krzewinkom. 

 

Przez chwilę przegrzebywał swój plecak w poszukiwaniu  grubszych ubrań, ale jedyne[,] co znalazł[,] to skórzana peleryna i ciepły dres. Spojrzał żałośnie na swoje obuwie.

– Naruto, nie mów że... – Sakura spojrzała surowo w stronę blondyna, który z zażenowaniem pocierał swój kark. – Może: spojrzała na niego surowo, gdy z zażenowaniem…?

 

– Proszę, użyj tego. – Sai wyciągnął dwa skórzane worki, przesypał zawartość z jednego z nich w postaci przyborów malarskich do drugiego. – Jeżeli rozetniesz worek i obwiążesz nim swoje buty, to może uda [ci się] uniknąć Ci się amputacji palców. – Dobre! Sai, widzę, w formie. 

 

(…) wypowiadając te słowa[,] na jego twarzy gościł życzliwy uśmiech. – Błąd składniowy. Podkreślony imiesłów dotyczy Saia (to on wypowiada słowa – to on jest podmiotem w tej części zdania), ale w drugiej części podmiotem jest już uśmiech (co? – uśmiech – co robi? – gości). Brakuje spójności. Sugeruję: wypowiadając te słowa, Sai uśmiechał się życzliwie.

 

Naruto zresztą też wypada przekonująco. Do tej pory rozdział czyta się naprawdę przyjemnie i, co najważniejsze, płynnie (szczególnie jeśliby przestać zwracać uwagę na powtórzenia). Dam ci na razie spokój z uwagami na temat stylizacji narracji ze względu na obraną perspektywę, którą wciąż mieszasz z narratorem wszystkowiedzącym, sprawiając, że główne postaci, które dzięki POV mogłyby zadawać się stać naprawdę blisko mnie, w rzeczywistości są mi trochę dalekie. Domyślam się, że jeśli mieszałaś narrację w prologu, to dalej prowadziłaś cały tekst podobną metodą, skacząc sobie, jak ci się podoba – bez kontroli. Nie ma sensu, bym cały tom się powtarzała, mówiąc, jak wiele tracisz, prowadząc tekst narratorem wszystkowiedzącym. Pamiętaj o możliwości, jaką jest narracja personalna. Możesz stosować ją w każdej scenie, a czasem nawet scenę przerwać w połowie i przeskoczyć do innej postaci. Dzięki temu poznam każdego głównego bohatera głębiej, a nie wszystkich naraz – ogółem, pokrótce. Wrócę do tego w podsumowaniu. 

 

Na moje, trochę za mało i po łebkach opisałaś całą przeprawę. Skróciłaś ją do fragmentu: Podróż była jedną z bardziej wymagających, ze względu na ukształtowanie terenu i pogodę. Naruto miał wrażenie, że czuje każdą wyboistość terenu i każdy kamień jak na złość musi być twardszy od poprzedniego. – Pierwsze zdanie to ekspozycja, dopiero drugie oddaje realne kłopoty Naruto, jednak dalej już o nich nie wspominasz. Nie zdążyłam się jeszcze dobrze wczuć w straszną pogodę, a tu już postój. Po nim niby mija kilka godzin, a Uzumaki wydaje się czuć wcale nienajgorzej: 

Naruto po kilku godzinach stwierdził, że w sumie dyskomfort się zmniejszył, ale nie był pewien[,] czy to przyzwyczajenie[,] czy po prostu odmrożenie. 

Jeśli bohater jest zmęczony – pokaż to. Daj mi przeżyć z nim te trudności, wraz z nim je pokonać. Często w opisie podróży przeskakujesz. Spójrz:

Dużym wyzwaniem było się przedzierać w nieznanym kierunku, z ograniczoną widocznością. Na szczęście po kilkunastu minutach na horyzoncie zamajaczyły trzy punkty.

A to minęło kilka godzin wędrówki, a to po kilkunastu minutach spędzonych w zaspie punkty stały się widoczne. Przez to nie mogę się wczuć w trudne położenie bohaterów. Weźmy na przykład Naruto. Nie jest niecierpliwy? Wypatruje punktów jak inni czy może nie skupia się na robocie, tylko idzie za wszystkimi jak wół? Okej, ma worki na nogach, ale jednak nie nosi czapki, kurtki, rękawic. Jest przemoczony i na pewno skostniały, jednak mało temu poświęciłaś miejsca, przez co opis przeprawy jest krótki i mocno rzeczowy, a brakuje w nim wrażeń sensorycznych, które pobudziłyby moją wyobraźnię i pozwoliły mi współczuć Naruto.  

 

Z Sakurą poszło ci znacznie lepiej:

Sakura miała wrażenie, że podróż trwa wieczność. Mimo że była przyzwyczajona do trudnych warunków, tak nagła zmiana klimatu dała się we znaki, nawet pomimo ciepłego odzienia. Kurczowo przyciskała połać kurtki do klatki piersiowej[,] mając wrażenie, że mrożący powiew wiatru ma ochotę wyrwać jej wszystkie trzewia. Śnieg wpadał jej do oczu, nosa i ust. – Gdyby nie powtórzenia i pomieszane podmioty w podkreśleniu, zupełnie nie miałabym się do czego przyczepić. Od razu można się wczuć. 

 

Zastanawiała się, co by było[,] jeśli by po prostu zboczyli z trasy i przegapili ten widok. Wizja zostania mrożonką niespecjalnie jej odpowiadała. Była wdzięczna, że kapitan dobrze przygotował się do podróży (…). – I znów podkreśliłam błąd pomieszanych podmiotów.

Poza tym, biorąc pod uwagę, że kapitan bardzo dobrze zna Naruto, czy przed wyruszeniem nie powinien tak po prostu sprawdzić zawartości jego plecaka? Przewidując, że skostniały i marudny Uzumaki będzie wszystkich spowalniał i obniżał morale całej drużyny. Z drugiej strony fakt – Naruto jest już już dużym ninja i powinien umieć o siebie zadbać. I czy śmieszna wizja siebie jako mrożonki w takiej sytuacji pasuje do sylwetki psychologicznej Sakury? Bo właśnie mnie zdecydowanie bardziej przypomina to, co mogłoby dziać się w głowie Naruto. 

 



Wiedziała bowiem, ze wszystko sprowadzi się do tego samego pytania[:] – Dlaczego odszedłeś? Dlaczego od małej. Że. 

 

Nie zdążyła ponownie zatopić się w rozmyślaniach, gdyż jej uwagę przykuła wyłaniająca się brama wioski oraz stojący na straży samuraje. Przykuły, bo mowa o więcej niż jednym elemencie: zarówno brama, jak i strażnik. 

 

Sakurę przebiegł dreszcz wzdłuż kręgosłupa, czuła się nieco nieswojo[,] nie mogąc nawet spojrzeć w oczy tych ludzi. Jakby byli maszynami, [przecinek zbędny] bądź marionetkami. 

 

– Delegacja z Konoha-gakure? – zapytał z lekko mechaniczną manierą, wywołaną prawdopodobnie maską. – Ale przecież maski nie wpływają na tonację ani ekspresję głosu… 

 

Czcigodna Tsunade-sama chciała przekazać serdeczne gratulacje [zarówno] dla ojca panny młodej[,] jak i samych państwa młodych.

 

Sakura zastanawiała się[,] skąd ta pewność u nich (…).

 

Praktycznie wszystkie okna były zasłonięte grubymi, ciemnymi kotarami, że ciężko było nawet stwierdzić[,] czy ktoś zamieszkuje dane domostwo. Na zewnątrz nie bawiły się żadne dzieci, ludzie nie spotykali się[,] by pogawędzić na targu, jedynie słabe światła dobiegające z pobliskich karczm i sklepów dawały szanse[,] by pomyśleć, że tutejsi ludzie jednak wychodzą poza próg domu. – A nie: progi domów? W końcu nie mieszkali wszyscy w jednym. 

Poza tym naprawdę nie sądzę, by ktoś przebywający w wiosce zaledwie kilka minut mógł dojść do aż tak głębokich wniosków. 

 

Im bardziej zagłębiali się w wioskę[,] tym większa liczba samurajów pojawiała się wokół nich. Sakura miała wrażenie, że otacza ją armia (…). Napiętej atmosfery dokładała też grobowa cisza, miało się wrażenie, że dźwięk śniegu pod butami to jedyny kompan. (…) Miała wrażenie, że jej serce wróciło do bicia dopiero[,] jak zauważyła blond czuprynę za sobą. – Szyk: zauważyła za sobą blond czuprynę. Dzięki temu uzyskasz lepszy efekt zaskoczenia – informacja, kto szedł za Sakurą, powinna pojawić się na końcu, bo to do niej jakby dąży czytelnik. 

 

– Jak myślisz, zaproszą nas na jakąś szamę? Czuję, że odmroziłem sobie żołądek – mruknął Naruto[,] rozglądając się po wiosce. [akapit] Sakura już otwierała usta[,] by jakkolwiek skomentować słowa blondyna (…). – Przed chwilą pisałaś już o blond czuprynie. Wiem, jaki kolor włosów ma Naruto.
Inna sprawa, że opis podajesz z perspektywy Sakury; to jej wrażenia i skojarzenia dotyczące armii podawałaś ledwo kilka zdań temu. Dlaczego Sakura w myślach nie określa Naruto w jakiś swój sposób? Jeśli nie chcesz nadużywać imienia, pamiętaj, że możesz też użyć nazwiska. Albo zaimka. Czemu nie napiszesz po prostu: jego słowa?

 

Zaczynasz dobitniej mnożyć powtórzenia. Większość faktycznie dałoby się zastąpić zaimkami, inne – wyrazami bliskoznacznymi.  

– Niestety liczba gości przerosła nasze najśmielsze oczekiwania, zatem zmuszeni byliśmy przydzielić po kilka osób do jednego pokoju. Proszę się jednak nie martwić, pokoje [te] są  przestronne i niekoedukacyjne.

Kapitan Yamato, Sai i Naruto zostali we trójkę przydzieleni [skierowani] do jednego pokoju [z nich]. Sakura[ę] została poprowadzona [zaprowadzono] do drugiego skrzydła budynku[,] do pokoju na samym końcu długiego (…) korytarza. Na koniec [pożegnanie] otrzymała od staruszka miękki i ciepły szlafrok, kapcie oraz duży [spory] puszysty ręcznik. Przez chwilę zawahała się[,] czy nie powinna zapukać, jako że w pokoju [środku] prawdopodobnie ktoś już jest, ale w końcu [przecież] ona też tutaj będzie mieszkać. Jej oczom ukazał się nie za duży, ale przytulny [zbędna podwójna spacja] pokój (…). 

 

– To pewnie zmiana klimatu tak Ci się odbija – odparła Kurotsuchi, która rozpakowywała właśnie swoje rzeczy. – W dialogach nie stosuje się formy grzecznościowej – zapisu od wielkich liter. To nie list. 

 

Nagle jednak w pomieszczeniu dało się słyszeć przeraźliwie głośny huk (…). – Jeśli nagle, to nie jednak. To znaczy, no, de facto możesz tak pisać, ale jakiekolwiek dopowiedzenie pojawiające się po nagle spowolni akcję i sprawi, że wcale nic nie będzie taka nagła. 

 

Temari szybko zeskoczyła z łóżka[,] a Kurotsuchi otworzyła drzwi i wybiegła na korytarz.

Z korytarza dobiegały odgłosy zamieszania i padające rozkazy. – Sugeruję po prostu: Dobiegały z niego/stamtąd (…). 

 

Gdy już otwierał usta, by zapytać co się stało,  kolejny wybuch sprawił, że kawałek stropu spadł na ziemię[,] odcinając Sakurę i Temari od reszty.


Jego oczom ukazało się stado kruków. – Pomieszane podmioty; obecnie wychodzi na to, że stado kruków ukazało się oczom kawałka stropu. Pamiętaj, że zaimek jego będzie odnosił się do ostatniego podmiotu męskoosobowego. Nie – przedostatniego. 

 

Był mocno zdezorientowany[,] gdyż nie widział tutaj za wiele ptactwa. Ptaki były agresywne i zaczęły go dziobać[,] i szarpać za włosy i ubrania. – Czy spójnik gdyż na pewno pasuje do stylizacji Naruto? Nie jest zbyt poważny, górnolotny? Może lepiej byłoby użyć prostego: bo?

 

Sceny dynamiczne przedstawiające spadające stropy czy Naruto przeganiający dziobiące go ptaki są okej, ale mogłyby być znacznie bardziej niespokojne. Używaj czasem krótszych, prostych zdań. Stawiaj na czasowniki, nie – zbędne zapychacze i dopowiedzenia. Spójrz chociażby na fragment: 

Chciał je przepędzić, ale w momencie kiedy spojrzał w oczy jednego z nich, dojrzał sharingana, a wtedy było już za późno na jakiekolwiek reakcje. Naruto poczuł[,] jak ogarnia go ciemność i uczucie bezwładności. 

 


Możesz to nieco udynamicznić, przyspieszyć tempo czytania, a więc i przetwarzania obrazów w głowie czytelnika. Poza tym Poczuł uczucie źle brzmi. Sugestia: 

Chciał je przepędzić, ale kiedy spojrzał w oczy jednego z nich, dojrzał sharingana, a wtedy było już za późno. Ogarnęły go ciemność i bezwałdność. 

 

Nie przesadzaj też z eksponowaniem. Mogłabyś zupełnie porzucić czasownik: czuć się oraz czasowniki przybliżające stany emocjonalne (był smutny/radosny/zmęczony/zaniepokojony/wystraszony/jakikolwiek), na rzecz pokazywania, jak zachowują się twoi bohaterowie. Po tym, jak Sakura krąży w kółko i gorączkowo rozgląda się za możliwością ucieczki, sama doszłabym do tego, że jest zdenerwowana. Czytanie emocji z zachowania bohaterów i ich myśli podsuniętych mi mową pozornie zależną byłoby dla mnie znacznie większą frajdą. Ty natomiast piszesz wprost: Sakura zaniepokoiła się tym, że nagle utknęła w ślepym zaułku. Z Naruto podobnie: Był mocno zdezorientowany[,] gdyż nie widział tutaj za wiele ptactwa. Przez to wszystko – każdą emocję – podsuwasz mi pod nos. A wystarczyłoby napisać coś w stylu: „Naruto rozejrzał się w popłochu. Przecież nie było tu wcześniej żadnych ptaszysk. Skąd ich teraz tyle, kuso…?”. 

 

Przed publikacją rozdział powinien odleżeć chociaż kilka dni. To pozwoliłoby ci wyłapać naprawdę sporą liczbę powtórzeń oraz na spokojnie zastanowić się, jakimi sposobami mogłabyś lepiej oddać swoje postaci i ich odczucia. Zerknijmy na to:

Sakura[,] niewiele myśląc[,] ruszyła na bestię i pochwyciła za ogon, a następnie[,] skupiając w sobie całą siłę[,] wywinęła rybą[,] rzucając w stronę jednego z murów. Poczuła jednak po chwili silne zawroty głowy i mdłości, jej dłonie mocno paliły, a mięśnie były osłabione i drżące. Na początku nie mogła zrozumieć[,] co się stało, jednak po chwili domyśliła się, że zwierzę[,] w momencie kontaktu z jej ciałem[,] zaczęło absorbować jej chakrę. Zganiła się w głowie za bezmyślne postępowanie, a następnie zaczęła się rozglądać, czy aby zwierzę nie zamierza ponownie zaatakować. Zauważyła tylko jednak wielki obiekt zbliżający się w jej stronę z zawrotną prędkością. 

Ten fragment nie działa za dobrze. Nawet nie tylko przez powtórzenia, ale też, jak już wcześniej wspominałam, wiele zbędności, które spowalniają proces czytania, a więc i przetwarzania przez wyobraźnię czytelnika danych, które opisujesz. Do tego wszystkie zdania są wielokrotnie złożone, a gdyby jeszcze wstawić w nie poprawnie przecinki – tempo czytania jeszcze bardziej zwolni, gdyż przy okazji pojawią się też właściwe pauzy na oddech. 

Inna sprawa, że za często sięgasz po imiesłowy współczesne – to te czasowniki zakończone na -ąc. Podkreśliłam je; przez ich nadmiar tekst staje się monotonny, ale to nie jedyny ich problem. Mam wrażenie, że nie wiesz, dlaczego ktoś je w ogóle wymyślił. Dlaczego nazywają się współczesne? Nie dlatego, że to jakieś nowoczesna forma językowa; imiesłowy współczesne wykorzystuje się do informowania odbiorcy o czynności, która dzieje się dokładnie w tym samym czasie, co czasownik pojawiający się w tym samym zdaniu. Współ-cześnie względem niego. To może brzmieć topornie, a więc sięgnijmy po przykład:

Sakura wywinęła rybą, rzucając ją w stronę jednego z murów. Wywinęła to czasownik. Rzucając – imiesłów. Z twojej wersji zdania wynika, że Sakura jednocześnie (w czasie 1:1) wywijała rybą i nią rzucała. Obie jednak wiemy, że to niemożliwe – Sakura najpierw nią wywijała, żeby lepiej móc ją rzucić po którymś obrocie; wywijanie miało wzmocnić rzut. To jak w przypadku rzutu młotem – najpierw się obracasz, potem rzucasz. Jak więc będzie brzmieć poprawna wersja? Na przykład: Sakura wywinęła rybą i rzuciła nią w stronę jednego z murów. 

Okej, we wcześniej cytowanym fragmencie sceny mamy więc: powtórzenia, niepoprawne bądź ogólnie za częste imiesłowy współczesne i za dużo zdań wielokrotnie złożonych, a teraz porozmawiajmy o zapychaczach. Jest kilka wyrazów, które zwyczajnie bym wycięła, by podkręcić tempo. Pozwól mi coś ci zasugerować. Oczywiście, nie musisz korzystać z mojej wersji, chcę tylko, żebyś zobaczyła, czym one się różnią i które wyrazy uznałam za zbędne. Niektóre to oczywistości, inne tylko leją wodę. 

Niewiele myśląc, Sakura ruszyła na bestię. Pochwyciła ją za ogon, skupiając w sobie całą siłę; wywinęła rybą i rzuciła nią w stronę jednego z murów. Gdy ledwo powstrzymała mdłości, zakręciło jej się w głowie, dłonie mocno paliły, a osłabione mięśnie – drżały. Co się stało…? Pewnie gdy dotknęła bestii, ta zaabsorbowała chakrę. Sakuro Haruno! Ty głupia, nieodpowiedzialna… Rozejrzała się, czy aby na pewno zwierzę znów nie atakuje. Zamiast niego dostrzegła (…). 

Zauważ też, że myśli Haruno, które ty przytoczyłaś ekspozycją, oddałam wprost – narracją. To fajna sztuczka podkreślająca perspektywę i bardziej zbliżająca czytelnika do postaci. 

No i jeszcze jedna sprawa: w twojej wersji w kolejnych zdaniach pojawia się słowo: obiekt. Ono sugeruje, że Sakura nie ma pojęcia, co się do niej zbliża. Dalej piszesz wprawdzie o potężnym mieczu – zapewne jednoręcznym. Miecz, jaki ma kształt, każdy wie. Dlaczego Sakura go nie rozpoznała? Napisałaś, że zauważyła wielki obiekt. Kiedy to przeczytałam, zupełnie szczerze, wyobraziłam sobie jakiś meteoryt albo coś w tym stylu. Gdybyś chociaż nazwała go jakimś żelastwem, moja wyobraźnia nakierowałaby się choćby i ułamkowo, nie odpływałaby w jakieś dziwne zakamarki.

 


W ostatnich akapitach tego rozdziału przyjrzyj się jeszcze powtórzonemu słowu: być – w różnych formach. Jest ich trochę za dużo i rzucają się w oczy. 

Mimo wszystko bardzo cieszę się, że tak szybko przeszłaś do grubej akcji. To świadczy o tym, że masz ogólne pojęcie, jak ważne jest podtrzymywanie uwagi czytelnika budowanym napięciem i że skoro w prologu mocno odpoczęliśmy i zaaferowały nas opowieści, za chwilę powinno się coś wydarzyć. Wiesz też, na czym polegają i jak wykorzystywać cliffhangery, by czytelnik chciał przeczytać kolejny rozdział. Osobiście, jak wspominałam, dopieściłabym trochę opis podróży, wzbogaciła go o kilka przeżyć wewnętrznych, w tym mowę pozornie zależną Naruto, aby odbiorca bardziej się przejął niesprzyjającymi warunkami i aby nie miał wrażenia, że podróż ta zajęła w sumie ledwo-chwilę-moment. 

No i ostatecznie narracja – tu poległaś. Końcowa scena akcji to twoje przeskoki: Sakura-Naruto-Temari-Kurotsuchi-Temari-Sakura (istnieje szansa, że pomyliłam kolejność, ale sama widzisz, o co mi chodzi). Czasem nawet nie tworzyłaś nowego akapitu, po prostu leciałaś ciągiem: raz wrażenia tego bohatera, raz innego, a niektóre perspektywy nie trwały nawet dwóch zdań. Taki przeskok, jak nazwał go w artykule Remigiusz Mróz, nazywa się head-hoppingiem i naprawdę rzadko robi dobre wrażenie. Musisz o tym pamiętać. 

Niestety o ile podkręcenie tempa scen akcji czy wzbogacanie opisów o przeżycia wewnętrzne (ale nie ekspozycje!) postaci da się doklepać, to head-hopping jest akurat takim rodzajem błędu, który przeważnie wymusza na autorach pisanie większości tekstu od nowa – uwzględniając istnienie różnych technik narracyjnych i świadomie je stosując,  zachowując ich jedność. Ostatecznie wszystko jednak zależeć będzie od twoich chęci.


 

ROZDZIAŁ 2

Gaara i Kankuro stali przed hotelem i czekali na Temari (…). – Kankurō.

 

Staraj się również pilnować nacisku na końcu zdań, kładzionego na istotne informacje. Na przykład tutaj: (…) obserwował w skupieniu lawirujące na wietrze płatki śniegu, widok niezwykle rzadki dla niego. – Znacznie lepiej brzmiałaby wersja: widok niezwykle dla niego rzadki. Ostatecznie najważniejszą informacją, którą chcesz przekazać, jest nie to, do kogo należało wrażenie, ale jakie ono w ogóle było. 

 

Młodzieniec uniósł głowę, zauważając ogromny cień nad sobą. Początkowo myślał, że to duża chmura zwiastująca burzę śnieżną, ale po zmrużeniu oczu zauważył ruchomy obiekt, który stawał się coraz bardziej wyraźny z każdą sekundą. – I znów: który z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy. Pamiętaj, by w takich sytuacjach na końcu zdań stawiać to, co potencjalnie najważniejsze i najciekawsze. Wtedy tworzysz pozór zdania-drogi, którą czytelnik przemierza w celu dowiedzenia się tego, co kluczowe. Budujesz tym odpowiednie napięcie. Tu zdecydowanie ważniejszy od czasu reakcji jest czasownik, co w ogóle dzieje się z obiektem. Możesz też napisać: po zmrużeniu oczu z każdą sekundą coraz lepiej widział zbliżające się coś/zbliżający się obiekt. Przy czym zauważ, że ten dość niefortunny obiekt pojawił się już w przypadku fragmentów pochodzących od Sakury, i to całkiem niedawno. Dobrze to pamiętam. Staraj się tak oddawać perspektywy bohaterów, by były one różnorakie. Poza tym słowo obiekt jest trochę pretensjonalne samo w sobie – brzmi dość nieporadnie, jak, na przykład nazywanie książki przedmiotem, wody – cieczą/substancją, i tym podobne. Nie do końca jestem pewna, czy stosujesz to słowo, bo chcesz zachować element sceniczny w tajemnicy, czy może nie chcesz generować powtórzenia, bo zaraz, gdzieś w kolejnych zdaniach, nazwiesz tę rzecz. 

Edit: to się nie dzieje. Właściwie nie wiem, co nadlatuje. Teraz jest to jakiś ruchomy obiekt, za chwilę: setki drobnych elementów. Nadal nic nie wiem. Mam sobie wyobrazić jakieś pociski? Jeśli tak, to czego? Moja wyobraźnia w tym momencie nie działa. 

 

Mijane przez nich obrazy były dosyć tragiczne, bo ogromna ilość [liczba] mieszkańców straciła swoje życie, zdrowie i dorobek w mgnieniu oka. Ci[,] którzy byli przytomni[,] płakali i zawodzili z bólu, zarówno fizycznego jak i psychicznego. – Nie przekonuj na siłę, to raz; wystarczy, że pokażesz mi faktycznie tragiczny obraz, a ja sama określę go takim. Pokaż uciekający tłum, zawodzących ludzi pochylających się nad zmarłymi – taki obraz zadziała lepiej. 

Dwa: użycie słowa dość przy tragiczne i tak umniejsza wartość tragedii. Mam wrażenie takiego: noo, widok był trochę straszny. I trzy: może zmieńmy szyk? Dla bohaterów, którzy stracili życie, i tak nie ma znaczenia ich zdrowie ani dorobek. Sugeruję: część mieszkańców w mgnieniu oka straciła dorobek, zdrowie, a nawet życie.

Trzy: ilość to określenie dla rzeczowników niepoliczalnych. Można napisać, na przykład: ilość wody albo ilość piasku. Kiedy mówimy o rzeczach policzalnych, na przykład o ludziach, których da się policzyć jednostkowo, poprawne będzie użycie określenia: liczba. Widzisz różnicę? Ilość wody, ale liczba kropel. Ilość piasku, ale liczba ziaren. Liczba mieszkańców

 

– Proszę nam pokazać gdzie. – [akapit zamiast myślnika] Kobieta otarła łzy[,] brudząc swoją twarz sadzą i krwią, jednak szybko zaprowadziła ich na miejsce. Dom był dosyć duży, ale  parter praktycznie się zawalił. Z pierwszego piętra wydobywał[y] się ogień i dym. – Ale jeśli zawalił się parter, zawalić się powinien cały… dom. Ponadto ogień i dym to dwa elementy sceniczne. Czasownik powinien dotyczyć obu. 

 

Serce młodzieńca uczuło delikatny ścisk na myśl o ogromnej matczynej miłości (…) – poczuło. Poza tym to brzmi, jakby serce myślało, a nie Gaara. 

 

Pośpiesznie przedzierali się przez kolejne części piętra uważając przy okazji na spadające resztki stropu i dziury w podłodze. – Czy Gaara nie mógłby swoją mocą powstrzymać konstrukcji przed zawaleniem? Jego piasek mógłby sobie z tym poradzić.  

 

–  Nie uda wam się, ogromna szafa się przewróciła i je zasłania! – wykrzyczała, po czym rozpłakała się jeszcze głośniej. [akapit] Gaara użył piaskowej dłoni do wyrwania drzwi z zawiasów. Ich oczom [oczom tych drzwi?] ukazała się mała[,] osmalona dziewczynka, która kurczowo trzymała szmacianą lalkę. Była mocno blada i oszołomiona. Oddychała szybko i nierówno. Kankuro ją złapał i mocno przycisnął do siebie. Okno było całe, ale woleli je wybić (…). – Scena z uratowaniem dziewczynki jest zatrważająca pod względem tragizmu sytuacyjnego i ładunku emocjonalnego. To dobrze! Jednak emocji byłoby więcej, gdybyś zdecydowała się na pisanie za pomocą perspektyw, nie narratorem wszystkowiedzącym. Podoba mi się, że masz pomysł na działanie bohaterów i stawiasz ich w sytuacjach, w których muszą podejmować decyzje. Nie będę już pisać o samej narracji; często w tej scenie przeskakujesz z głowy Gaary do Kankurō i z powrotem, przez co nie jest aż tak płynnie, jak mogłoby być. 

 

Pomimo, [przecinek zbędny] że nie wyczuwali niczyjej obecności, mieli nieprzyjemne wrażenie, że są obserwowani. 

 

Pilnuj również się ze słowem zacząć. Nadużywasz go, a tak łatwo je ominąć. Spójrz:

Nie czekając długo, cała gromada klonów zaczęła atakować braci, Ci [ci] jednak nie pozostali dłużni, wielka piaskowa pięść zaczęła masowo zgniatać przeciwników (…). Cała gromada klonów zaatakowała braci, a ci nie pozostali dłużni – zgnietli ją wielką piaskową pięścią. 

 

Ich ilość [liczba] tak szybko się zwiększała, że mężczyźni czuli[,] jak z szerokiego i przestronnego korytarza znaleźli się w ślepym zaułku. – Czuli? Nie sądzę, by ten czasownik tutaj pasował, przecież bohaterowie nie byli niewidomi, widzieli, gdzie się znaleźli. Może: nawet nie zauważyli/nawet nie zwrócili uwagi

  

Ruszyli we wskazanym kierunku, gdy nagle usłyszeli ponowną falę eksplozji, cały budynek zadrżał. To mogło oznaczać, że albo wróg znalazł to[,] co chciał[,] i postanowił zniszczyć na sam koniec wioskę, albo [–] wręcz przeciwnie [–] był zirytowany i próbował wykurzyć z ukrycia swój cel. 

Sakura ciężko oddychała, była zmęczona ciągłymi unikami. Nie była w stanie wyprowadzić żadnego ciosu, bo ogromny miecz za każdym razem kończył milimetr od jej skóry, wyszarpując przy okazji sporą ilość chakry z jej ciała. Temari była w nieco lepszej sytuacji, gdyż mogła się odgrodzić od przeciwnika wachlarzem, jednak i jej nie pozwolono wyprowadzić ataku. 

 

– Suna i Konoha niewiele się różni[ą], oboje nie potrafią wyszkolić przyzwoitych shinobi. – Suna i Konoha to wioski. Te wioski, a więc obie nie potrafią. Choć to i tak skrót myślowy (wiadomo, szkolą przedstawiciele wiosek – konkretni shinobi), dopuszczalny jednak w przypadku wypowiedzi dialogowej. 

 

Tak jak uważaj na słowo zacząć, tak i zwróć uwagę na pojawić się

Obok pojawił się ślimak, który zaabsorbował chakrę z wodnych baniek i uwolnił półprzytomne kunoichi. Na samym końcu pojawiła się wysoka i chuda postać kobiety, ubranej w granatowy płaszcz. (…) W ciemnoniebieskich oczach kobiety pojawił się tajemniczy błysk.

 

Tekst, jakby nie było, opisujesz, biorąc na tapet przeżycia młodych ludzi. Gaara, mimo że jest Kazekage, wciąż jest też nastolatkiem. Tak samo Naruto, Sakura, Temari i pozostałe postaci pierwszoplanowe. Zupełnie nie czuć tego w narracji – jest ona strasznie okrąglutka. Często łączysz zdania składowe za pomocą spójnika ponieważ. Nie jest to błąd, ale w scenach dynamicznych, gdy bohaterowie się spieszą, spójnik ten nie tylko mnie spowalnia, ale sprawia, że mam wrażenie, że nie czytam opowiadania, a wypracowanie; tak samo działa spójnik gdyż. Jest dość sztywno, a w dodatku grzecznie. Mam wrażenie, że nie czujesz tak do końca tego tekstu i jego atmosfery, starasz się ją budować za pomocą określeń przekonujących mnie na siłę: coś było straszne, coś było okropne, coś było nieprzyjazne. Jednak staraj się też oddawać klimat za pomocą formy, spróbuj trochę obrzydzić tekst, spraw, by był bardziej naturalny. Nie bój się używać bo zamiast ponieważ czy jako że albo ale zamiast jednak

Przybycie tajemniczej kobiety wywołało we mnie pewną konsternację. Kiedy przeczytałam o blondynce i jej ślimaku, który leczył Sakurę, pomyślałam, że do wioski przybyła sama Tsunade. Dopiero gdy dotarłam już prawie do końca, dowiedziałam się, że postać była nieznajoma, ponadto nosiła warkocze. Może byłoby lepiej przenieść te wzmianki wyżej, gdy kobieta ledwo co pojawia się w scenie? 

Podobają mi się wypowiedzi dialogowe zarówno tej kobiety, jak i Kisame. Szczególnie w jego przypadku dobrze oddają charakter. Natomiast sam opis walki Sakury i Temari oraz, później, przybycie nieznajomej jest nieco chaotyczne, nie czyta się aż tak płynnie, raczej powoli i dokładnie, aby się nie zgubić. Zwalę winę na wszędobylski head-hopping, nie do końca przemyślaną narrację, ale o tym już wspominałam. 


 

ROZDZIAŁ 3

Była to drobnej budowy[,] niska kobieta o ciemnoróżowych kręconych włosach spiętych w niski kucyk opadający na jej ramię. Jej oczy były duże, pełne bólu przeplatającego się ze wzrastającym gniewem. Na bladej skórze koloru alabastru widać było kropelki potu i oznaki dużego wysiłku fizycznego. Sakura dopiero teraz uświadomiła sobie, że kobieta jest w zaawansowanej ciąży, co częściowo maskowane było przez gruby ciemnoszary płaszcz. 

 

– Zależy[,] o kim mówisz, jeśli o T[t]woim kochasiu[,] to pewnie Sasori się nim zajął. Mam wrażenie, że gdzieś już czułem tą[ę] chakrę – odparł[,] opierając się o Samehadę, która zamruczała z zadowoleniem.

– Czyli to jego chcecie – odparła jakby sama do siebie. – Samehada czy różowowłosa postać?

– Gdyby wasza wioska ułatwiła nam dostęp do Jinchuuriki, to nie skończyłaby tak żałośnie. – Usta kobiety zacisnęły się w cienką linię. Stojąca naprzeciwko Kisame blondynka spoważniała. – Czy to zdanie na pewno wypowiedziała kobieta? Która? Dialog jest niezbyt jasny, biorąc pod uwagę, że często zapominasz o akapitach. Pamiętaj, że komentarz narracyjny pojawiający się za wypowiedzią w tym samym akapicie powinien dotyczyć tylko osoby mówiącej. To ułatwia sprawę czytelnikom w rozeznaniu się. 

 

Mężczyzna nadgryzł kciuka i[,] wykonując szybko technikę[,] posłał ogromnego smoka z wody w stronę Sakury i Temari. – W przypadku opisów dynamicznych zwróć uwagę również na miejsce, w którym stoją przysłówki, na przykład szybko. Jeśli chcesz, by odpowiednio zadziałało na czytelnika, unikaj inwersji. Informacja o tym, jak ruch został wykonany, powinna dotrzeć do mnie przed samym ruchem, bym mogła wyobrazić sobie faktycznie szybki ruch. Jeśli wyraz szybko będzie stał za czasownikiem, stanie się raczej dopowiedzeniem po fakcie, czyli nie zadziała, dotrze z opóźnieniem. A więc: szybko wykonując. Nie – wykonując szybko. Poza tym nadgryzł (biernik: kogo? co?) kciuk

 

Brakuje mi krótkich zdań, które przyspieszą tempo i sprawią, że zacznę odczuwać napięcie związane z walką. Czytam, ale nie czuję się zaaferowana, niezbyt wciąga mnie nie tyle fabuła, co właśnie forma, którą mi ją podajesz. Wiem, że dla wioski atak Akatsuki jest szokujący, a w walce poległo już wielu, starcie z Kisame będzie trudne, ale zupełnie tego nie przeżywam. Głównie przez to, że wszystko przytaczasz w taki bardzo okrąglutki, trochę nudzący sposób, bardzo dużo dopowiadasz i tworzysz zdania-kolosy, które nie służą budowaniu napięcia ani nie budzą emocji:

Kiedy oboje nieco się zmęczyli, Kisame postanowił wykorzystać nerwy swojej przeciwniczki i niby specjalnie zmienił tor swojego ciosu w stronę ciężarnej kobiety, która nadal stała niczym słup, dotykając się jedynie nerwowo w okolice [okolicy] brzucha. Małpa i blondynka jednak w momencie doskoczyli [doskoczyły] do niego w celu zablokowania uderzenia, jednak mężczyzna wcale nie planował uderzyć w kobietę z różowymi włosami, jego cios został wymierzony prosto w ramię blondynki, która nie zdążyła wykonać pełnego uniku. – Zobacz, jak wiele informacji tu umieściłaś; zdania są wielokrotnie złożone. Zastanów się, z czego mogłabyś zrezygnować, by tekst był jasny, ale nie aż tak ubogacony, nie musi być też aż tak ładny i grzeczny. Poza tym powtórzenia… one naprawdę odbierają przyjemność z czytania, spłycają styl całości. Wierzę, że możesz pisać bez nich, po prostu musisz je wyłapać. Czytać to, co piszesz, po czasie, ale przed publikacją. Niech rozdziały odleżą albo pokaż je jakiejś becie. Ponadto powtórzenia to jedno, ale w grę wchodzą też podobnie brzmiące słowa, które odbierają melodyjność. Każdy akapit powinien mieć jakąś melodię, rytm, tempo. Może to trochę śmieszne, ale tak jest; na przykład wykonanie i wymierzanie to nie te same słowa, ale mają taką samą liczbę sylab, taki sam początek i koniec słowa, tak samo: doskoczenie i dotykanie. Przez to tekst staje się jeszcze bardziej monotonny, nie czyta się go lekko. 

Inna sprawa, że słowa, których używasz, często wydają się nietrafione. Na przykład tutaj:

Kisame postanowił wykorzystać nerwy swojej przeciwniczki i niby specjalnie zmienił tor swojego ciosu w stronę ciężarnej kobiety (…). – Chyba raczej chodziło ci o: niby zmienił? No bo gdyby zrobił to niby specjalnie, wychodziłoby na to, że było to z jego strony zupełnie przypadkowe. A przecież chciał upozorować zmianę toru. Zrobił to celowo.

 

(…) kobiety, która nadal stała niczym słup, dotykając się jedynie nerwowo w okolice brzucha. – Taki szyk sugeruje, że bohaterka dotykała się jedynie nerwowo, a nie jakoś inaczej, na przykład: trochę nerwowo, a trochę z miłością. Bez sensu. Tobie chodziło raczej o: (…) kobiety, która nadal stała niczym słup, jedynie dotykając się nerwowo w okolicy brzucha. – Z tej wersji wynika, że dotykała brzuch i nie robiła nic więcej. 

 

Wiem, że nie powinnam nadużywać twojego zaufania, którym obdarzyłaś mnie, oddając swój tekst do oceny i nie powinnam tak wiele razy w tej ocenie przekształcać twoich autorskich akapitów:

 

Kiedy oboje nieco się zmęczyli, Kisame postanowił zagrać jej na nerwach. Niby zmienił tor ciosu na ciężarną; nadal stała niczym słup, jedynie gładząc się czule po brzuchu. Małpa i blondyna doskoczyły do niej, ale Kisame wcale nie planował jej sięgnąć. Cios skierował prosto w ramię blondyny. Nie zdążyła go uniknąć. 

 

Pamiętaj jednak, że w żaden sposób nie chcę wymuszać na tobie konkretnych poprawek, a jedynie pokazać ci, na co mogłabyś zwrócić uwagę – chociażby podczas pisania kolejnych rozdziałów. 

Zauważ, że zmieniłam w swojej wersji blondynkę na blondynę. Mam wrażenie, że ta pierwsza jest dość grzecznym określeniem, kojarzącym się raczej z dziewczynką, a wcześniej pisałaś o kobiecie, podsuwając mi pod nos wizję raczej dojrzałej babeczki. Ponadto akapit przedstawia perspektywę Kisame; wątpię, by ten nazywał swoją przeciwniczkę, ot, blondynką. Wydaje mi się, że Kisame, gdyby chciał jakoś ją określić, zrobiłoby to bardziej… jadowicie, z charakterem. 

 

Gdyby nie naprawdę długie zdania wielokrotnie złożone oraz pisanie na okrętkę (na przykład: rozpoczęła coś robić/zaczął coś robić, zamiast: robił to), cała scena byłaby naprawdę dobra. Podoba mi się, że nie zapominasz o emocjonalności swoich postaci, które oddajesz w myśl zasady: show, don’t tell. Za dobry uważam, na przykład, ten fragment:

Sakura poczuła, że jej mięśnie tężeją ze strachu[,] bo ujrzała z daleka Itachiego Uchihę (…). 

Nie jest jednak aż tak dobry, kiedy widzi się dalszą część tekstu, zbudowaną znów na powtórzeniach:

 

Sakura poczuła, że jej mięśnie tężeją ze strachu[,] bo ujrzała z daleka Itachiego Uchihę, brata Sasuke we własnej osobie, chciała krzyknąć do Wakany, by się odwróciła, ale tamta najwyraźniej to zauważyła i posłała Sakurze słaby uśmiech. 

Ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz, gdy ujrzała demoniczną postać wiszącą nad kobietą. Był to bóg ciemności i śmierci we własnej osobie, do tej pory jedyną znaną jej osobą, która potrafiła go przywołać[,] był Hiruzen Sarutobi.

 

Za to naprawdę dobrze oddałaś zakończenie tej sceny; nie każdy lubi cliffhangery, ale ja ja je po prostu uwielbiam:

 

Kobieta z krwawiącym ramieniem rzuciła się rozpaczliwie w stronę nieprzytomnej ciężarnej.

– Wakana, siostro, coś ty zrobiła?! – krzyknęła poddenerwowana[,] klepiąc w blady i oblany zimnym potem policzek swojej siostry. Jej oddech był bardzo płytki, a tętno słabo wyczuwalne.

– Musimy szybko zabrać ją do skrzydła medycznego! – wrzasnęła w stronę Temari  i Sakury. – Ona umiera...

 

W kolejnej scenie, a właściwie pod jej koniec, czuć, że przeszłaś do perspektywy Naruto. Bohater jest przejęty, współczuje nienarodzonemu dziecku, obawia się – że jak on sam – może stracić matkę, która obecnie jest w stanie krytycznym i na której medycy zamierzają przeprowadzić cesarskie cięcie. Kurczę, to naprawdę mocny motyw i cieszę się, że się pojawił – wywołał we mnie realne emocje. Mam tylko taką sugestię, abyś przemyślenia Naruto dotyczące chociażby gruzowiska również oddała z pomocą jego stylizacji i emocji – wprost. Tak jak i ten fragment, w którym Naruto przypomina sobie sharingana i myśli o Sasuke.  

Podobnie robisz w przypadku przemyśleń Sakury w kolejnej scenie: 

Wyrzuty sumienia piekły ją nieprzyjemnie pod skórą. Czuła się jak szpieg żerujący na cudzym nieszczęściu, gdy wkłuwając się w żyły Wakany[,] przyłożyła wacik, który następnie[,] zamiast wyrzucić do kosza na odpady medyczne, schowała do foliowego woreczka, który teraz wręcz kłuł ją swoją obecnością w kieszeni. Czy gdyby zrobiła to szybciej, życie matki dałoby się uratować? Raczej nie, ale wątpliwości zawsze pozostaną.

Mam wrażenie, że zaczynasz załapywać, o co chodzi z tym całym POV. Dobrze. Nareszcie. Oby head-hopping towarzyszył ci jak najrzadziej, tekst od razu staje się płynniejszy, a w myśli bohaterów łatwiej się wczuć, a dzięki temu przeżywać to, o czym piszesz. Inna sprawa, że ciągle używasz tych zdań wielokrotnie złożonych, jakbyś chciała powiedzieć wszystko naraz. Przez to pojawiają się błędy składniowe, stylistyczne, błędy dotyczące niepoprawnego wykorzystywania imiesłowów współczesnych, powtórzenia. Nie musi tak być:

Czuła się jak szpieg żerujący na cudzym nieszczęściu, gdy wkłuwszy się w żyły Wakany, przyłożyła wacik, który – zamiast wyrzucić do kosza na odpady medyczne – schowała do foliowego woreczka. Teraz wręcz kłuł ją swoją obecnością w kieszeni. – Zauważ, że imiesłów współczesny: wkłuwając, zamieniłam na bierny: wkłuwszy. Sakura nie przyłożyła wacika w czasie wprowadzania igły, jak mniemam, tylko już po wykonaniu nakłucia, prawda?


 

ROZDZIAŁ 4

W sumie… czemu to Sakura miała wykonywać cesarskie cięcie? Czy nie mogli tego zrobić profesjonalni medycy z Wioski Żelaza? Sakura jest tu gościem, a poza tym, gdy pojawiła się w wiosce z Yamato, Naruto i Saiem, wydawało się, że nie bardzo darzono ich tu zaufaniem (pamiętam to chłodne powitanie). Sakura nie była aż tak popularna, nie rozumiem więc, dlaczego teraz tak bez pardonu zgodzono się, by jako obca ingerowała w zabieg córki Mifune, tym bardziej że była ona również jinchuriki Czteroogoniastego. Przydałoby się jakieś rozwinięcie tego wątku, sensowny powód, dla którego to akurat Sakura, a nie medycy znający Wakanę, brali udział w zabiegu. Przypomnijmy sobie, jak to wyglądało w przypadku Kushiny: wszystko było przygotowywane bardzo długo, znaleziono specjalne, odosobnione miejsce, by w przypadku ucieczki bestii w czasie porodu (bariery są wtedy osłabione) nie było ofiar. Nad matką Naruto czuwali najlepsi medyczni ninja, do tego ANBU obstawiało cały teren. Wszystko masz dokładnie przedstawione w oryginale, wystarczy tylko zaczerpnąć nieco wiedzy i cała scena byłaby o wiele bardziej wiarygodna.

Piszesz o lekarzach; czy w uniwersum Naruto nie byli to przypadkiem medycy?

 

– Czy delegacja z Konohy ma w pakiecie na wszelki wypadek pocieszanie, gdyby coś poszło nie tak? A może próbujecie węszyć? (…) Nic tu po was, miejcie choć trochę godności i opuś[ć]cie wioskę. – Rozumiem ból po stracie siostry, jednak Otoha dobrze wie, że to Sakura odebrała poród jej siostrzeńców. Skoro obecnie najstarsza żyjąca córka Mifune nie miała nic przeciwko, by Konoha brała w tym czynny udział, teraz jej szorstkość jest chyba przesadna. Wynika z żałoby i jest zrozumiała, ale czy nie przesadzona…?

 

– Ja pierdole[ę]... 

 

Widziałam w komentarzach prośby o zakładkę z bohaterami; muszę przyznać, że osobiście nie miałam kłopotu z poznaniem kolejnych sióstr. W scenie ich rozmowy z Yamato mocno je zróżnicowałaś, ich sylwetki psychologiczne i stylizacja językowa wypowiedzi dialogowych oddają charaktery, które zdradziła mi zakładka. Nie musiałam jej otwierać, aby poznać te postaci – dobrze ukazałaś je sceną. 

 

Drużyna siódma postanowiła jeszcze przed zmrokiem wyruszyć w drogę powrotną do wioski. Nie czuli się tam zbyt mile widziani i w sumie ich to nie dziwiło. – No mnie jednak trochę dziwi, zważywszy na to, że bliźniaki Wakany żyją głównie dzięki Sakurze, która pewnie jest zmęczona, więc podstawową zasadą dobrego wychowania byłoby zaproponowanie im noclegu. Inaczej twoi bohaterowie wychodzą na zwykłych prostaków. 

 

Po smutnej atmosferze, którą oddałaś żałobę i żegnanie Wakany, na samym końcu rozdziału wracamy do wątku kryminalnego, pojawia się również element zabawny: 

 

Szkoda, że nie udało nam się zdobyć próbek DNA pozostałej trójki sióstr. Zdaję sobie sprawę, że byłoby to trudne i wielce nietaktowne. [kropka zbędna] – westchnął Yamato. (…)

– Nie do końca. – Sai, który do tej pory siedział cicho, wyjął ze swojej malarskiej torby woreczek wypełniony chusteczkami. Naruto spojrzał [na niego] z obrzydzeniem na niego.

– Stary[,] skąd to masz?

– Wyjąłem z koszy w ich pokoju – odparł bez zawahania brunet.

– Raaany! Jesteś obrzydliwy! Ty wiesz, że kradzież i włamanie nie jest okej? (…)

– Nie sądzę, by ktokolwiek miał nas ścigać za kradzież smarków.

 

I to jest bardzo przyjemny zabieg, ponieważ pozwalasz mi zakończyć rozdział w zupełnie innej atmosferze, niż go zaczęłam; nie przytłoczyłaś mnie dramatem, wykorzystując do tego postać Saia, który idealnie sprawdza się w swojej roli. 


 

ROZDZIAŁ 5

Rozdział zaczynasz lekko i całkiem przyjemnie. Na początku zastanawiałam się, czy przedstawianie kolejnych scen za pomocą następnej postaci – tym razem padło na Ino – to dobry pomysł, w końcu strasznie dużo pojawiło się już bohaterów głównych, którym oddawałaś partie narracyjne – tę perspektywę, którą tak cię męczę. Przemyśl, czy wszystkie te postaci są ci faktycznie potrzebne; zbyt dużo perspektyw sprawi, że czytelnik będzie miał znacznie więcej postaci do poznania. Fakt, teraz dzięki Ino historia nie jest jednowątkowa, odbijamy w stronę szarej codzienności – pracy w szpitalu, być może ze znajomości z nowym pacjentem wyniknie coś większego. Jednak zdaję sobie też sprawę, że jestem dokładnie w połowie pierwszego tomu, wciąż dużo tekstu przede mną, a wprowadziłaś już z tuzin postaci. 

 

Spojrzał się na nią przyjaźnie (…).

 

Przez myśl przeszło jej, że jakim cudem ten chłopak jeszcze żyje przy takiej ilości utraconej krwi. – A gdyby tak oddać to samym pytaniem? Bez wstępu w podkreślonej postaci?

Dalej mogłabyś emocje Ino również pokazać wprost:

– Chcielibyśmy ci jakoś pomóc. Kto ci to zrobił? – Blondynka była mocno zaniepokojona ilością ran na ciele chłopaka, to nie wyglądało jak zwykły napad rabunkowy. Chłopak przez chwilę milczał, tak jakby się zastanawiał.

 

Jak na krew żylną była zdecydowanie za jasna i znajdowały się w niej jakieś dziwne drobinki. [Ino] Nie skomentowała tego faktu. – Błąd w podmiotach. Teraz wychodzi na to, że sprawy nie komentuje krew pacjenta. 

 

– Kogo ja widzę, mamy gości z Suny. – Ino uścisnęła Temari[kropka] [spacja]Ja rozumiem[,] Shikamaru, że z ciebie to romantyk nigdy nie był, ale zabierać kobietę na randkę do szpitala? – Ino zachichotała[,] widząc[,] jak oboje czerwienieją po jej komentarzu.

 

Ledwo w scenie pojawiły się kolejne osoby – Shikamaru i Temari – i już tracisz panowanie nad narracją. Dobrze idzie ci oddawanie perspektywy i trzymanie się jej, gdy w scenie występuje postać główna plus poboczna, do której głowy nie skaczesz (jak było w przypadku interakcji: Ino + pacjent), natomiast gdy w scenie dochodzi do spotkania postaci, które uważasz za główne, zaczynasz niepotrzebnie mieszać. I tak oto w tej samej scenie blisko siebie mamy takie narracje:

 

(Ino) Zdziwiła się mocno, gdy w laboratorium spotkała Shikamaru i Temari, którzy właśnie coś szeptem omawiali [coś szeptem] w rogu pokoju.

(Temari) (…) potarła czoło, mając wrażenie, że ilość niewiadomych znacznie przewyższa ilość znanych jej faktów.

Shikamaru już otwierał usta, by przedstawić to, co udało mu się ustalić (…). 

Trzy osoby i co chwilę jestem w jednej z trzech głów. A wystarczyłoby przez całą scenę stawiać narratora za Ino i niech ona dopowiada sobie, co widzi i co wnioskuje z zachowania i mimiki towarzyszy stojących obok, na przykład: 

Temari potarła czoło. Ino, patrząc na nią, miała wrażenie, że przytłoczyła ją ilość niewiadomych, przewyższająca ilość znanych im wszystkim faktów. (…) Shikamaru już otwierał usta. Pewnie po to, by przyznać, co udało mu się ustalić (…). – Widzisz różnicę? Zdania oddają perspektywę i przemyślenia samej Ino. Ona jest prowadzącą sceny, reszta jest dla niej tłem – to ona ocenia i wnioskuje. Dzięki temu wraz z nią odkrywam, podejrzewam, co mogą myśleć inne postaci, ale nie przeskakuję bez pardonu od razu do ich głów na tylko jedno czy dwa zdania. Narracja jest spójna i, wbrew pozorom, lżejsza.

Zresztą mam wrażenie, że wiesz, o co chodzi z pisaniem perspektywicznym, ponieważ zdarza ci się tak działać, na przykład tu: Temari wydawała się być mocno zaskoczona tym pytaniem. Albo: Shikamaru w skupieniu obserwował parametry wyświetlające się na monitorze, jakby tworzył niewidzialne notatki w głowie. Tylko czasem się zapominasz. Spróbuj bardziej nad tym panować. 

 

Inna sprawa, że czytając tę scenę, mam wrażenie, że komentarze dotyczące wypowiadających postaci są trochę sztywne, sztuczne…? Tak czuję. Większość to zdania proste, przedstawiające czynności, dość mechaniczne. Narrator widzi ruch bohatera, przytacza go, ale nic więcej. Przez to dialog jest dość monotonny i w pewnym momencie jego forma staje się przewidywalna. Praktycznie każda wypowiedź zawiera jakiś komentarz i nawet jeśli nie wiem, jak potoczy się rozmowa, to zaczynam podejrzewać, że zaraz wypowiadający wykona jakiś ruch. Spójrzmy na to, biorąc pod uwagę konkretny przykład. Podkreślę w nim komentarze narracyjne:

 

– Całe szczęście, że Gaara i Naruto są bezpieczni. Równie dobrze oni mogli paść ofiarami Akatsuki[.] - Ino usiadła na małym obrotowym krzesełku. – Nie chcę nawet wiedzieć [myśleć][,] jak źle ta misja mogła się skończyć [jak źle mogłaby się skończyć ta misja].

– Dlatego też musimy ich dorwać, nim oni dorwą ich. (…) – Temari zacisnęła dłonie w pięści.

– Opowiedz coś więcej o córkach Mifune[.] - Shikamaru oparł się o ścianę. – Widziałaś, by któraś formowała pieczęci? – [akapit zamiast myślnika] Temari wydawała się być mocno zaskoczona tym pytaniem. (…)

– To zakazana technika z naszej wioski, skąd mogłaby ją znać. – Ino zmarszczyła brwi. [akapit] Temari tylko wzruszyła ramionami.

– Obie miały w sobie coś dziwnego. Ich chakra była inna, taka…[spacja]tłamsząca. Człowiek miał wrażenie[,] jakby się dusił w ich towarzystwie.

Shikamaru złożył dłonie w charakterystyczny dla niego sposób, gdy nad czymś rozmyślał.

 

W efekcie końcowym wygląda to trochę tak, jakbyś nie napisała tego lekko i pod wpływem inspiracji, naturalnie, a komentarze te dosztukowywała na siłę po stworzeniu dialogu; mam wrażenie, że postaci zachowują się tu mechanicznie. Nie wiem, czy domyślasz się, co mam na myśli, ale nie potrafię inaczej ubrać w słowa tych odczuć.

 



– To dosyć niecodzienne zajęcie dla czternastolatka, nie powinieneś być w akademii? – Blondynka miała wrażenie, że coś tutaj nie gra. Jaka matka pozwalałaby swojemu anemicznemu synowi machać łopatą od rana do wieczora. – Znak zapytania zamiast kropki na końcu. Poza tym blondynka w odniesieniu do perspektywy Ino brzmi tu wyjątkowo źle; Ino sama w swojej głowie nie określałaby się kolorem włosów. 

Widzę, że czasem kombinujesz, silisz się na zamienniki, zamiast powtórzyć imię. Nie bój się tego, najczęściej takie zabiegi są ignorowane przy redakcji i nikt nie traktuje tego jako powtórzeń. A jeśli podmiot pojawia się za często, możesz przecież skorzystać z nazwiska postaci. Gdy i tego ci będzie mało – masz jeszcze zaimki osobowe, istnieje też tak zwany podmiot domyślny. To lepsze niż określanie postaci kolorem włosów. Poza tym co zrobisz, gdy w scenie spotkają się, na przykład Ino i Tsunade albo Sasuke i Itachi…? Zwróć też uwagę, że czasem określasz Ino dziewczyną, innym razem kobietą. To również mylące. 

 

Niemniej sama treść dialogu jest intrygująca, końcówka z odkryciem tożsamości lekarza – również. Pod względem rozwoju akcji nie mam się do czego przyczepić, czerpię przyjemność z dalszego odkrywania fabuły. Gdyby nie strona techniczna, w tym mocno niedopracowana interpunkcja (w tym interpunkcja dialogowa), czasem dziwne szyki sugerujące jakieś skróty myślowe, również zauważalne mieszanie słownictwa (jakby czasami brakowało ci słowa; używasz wtedy takiego, które brzmi podobnie, ale nie zawsze jest trafne pod względem logicznym)… no, czytałoby się lepiej, na pewno sprawniej. Nadal też rzuca się w oczy ogrom powtórzeń, w szczególności słowo być – we wszystkich możliwych rodzajach i czasach. Masz bardzo dużo do przepracowania pod względem technicznym, ale gdy to ogarniesz, czytanie cię stanie się przyjemnością. 


 

ROZDZIAŁ 6

Kenji siedział w poczekalni szpitala czekając na swój wypis. Obserwował uważnie ludzi, którzy wchodzili i wychodzili z budynku. W pewnym momencie zauważył dwie interesujące postaci. (…) Chłopaka zainteresował brak źrenic u obu. 
Starsza z nich podeszła do Sakury, która właśnie przygotowywała wypisy. – Zaczęłaś z perspektywy Kenjiego, a ja zastanawiam się, czy jest on z Sakurą na ty? Szkoda, że tak rzadko stylizujesz narrację – nie wykorzystujesz ogromu potencjału. Haruno, w jego obserwacjach, mogłaby być określana, na przykład, jako Sakura-san. Czternastoletni Kenji wydaje się dość pewny siebie, a może nawet i nieco bezczelny (tak odbieram jego tekst o aniołach, którym przywitał Ino), ale wątpię, by, wiedząc, jak jego medyczka się nazywa, nazywał ją – ot tak – po imieniu. 

 

– Jeżeli rozwalisz sobie głowę w trakcie treningu[,] to będziesz martwa, a z tego co się orientuje[ę][,] wasza wioska nie zatrudnia w roli shinobi umarlaków. – Kenji nie mógł się powstrzymać przed komentarzem, rozbawiony bojowym nastawieniem tak młodej osoby.

–   Nic nie wiesz. A poza tym sam wyglądasz[,] jak byś był już truchłem. – Hanabi wystawiła mu język zadowolona z przytyku jaki posłała w stronę chłopaka. – No to albo mu, albo jaki posłała w stronę chłopaka. Ja wolę pierwszą wersję, szczerze mówiąc.

Ponadto wydaje mi się, że nie czuję tu osobowości Hanabi. Ta raczej zawsze przypominała mi Nejiego, była uprzejma, ale i jak na dziecko dość dojrzała i opanowana, na pewno taktowna (czego zresztą wymagano od niej, wychowując ją w tradycjach klanu Hyūga). Nie przypominam sobie za to, by była niewychowana. Podejrzewam, że jeśli brać pod uwagę kanon, swoją wypowiedź zakończyłaby po pierwszym zdaniu. 

 

 – Pani Sakuro, proszę się nią dobrze zająć. Konoha nie może stracić takiego ziółka. – O, no właśnie. Czemu: Pani Sakuro, a nie Sakura-san, skoro wcześniej używałaś już takich końcówek? Czemu doktor, a nie medyk? Mam wrażenie, że zapominasz o uniwersum i jego szerokich możliwościach. Końcówki grzecznościowe czerpane z Japonii (pojawiające się również w kanonie „Naruto”; wszak chociażby Sakura zwracała się do Uzumakiego Naruto-kun) mogłyby oddać atmosferę, tymczasem to się nie dzieje. 

 

Gdy Hinata i Hanabi zniknęły wraz z Sakurą w pokoju zabiegowym[,] Kenji ponownie skierował wzrok w stronę drzwi wejściowych. Rozpogodził się, gdy ujrzał swoją ulubioną sanitariuszkę[,] Ino.

 

–  Moja drużyna została poproszona przez hokagę o towarzyszenie ci w trakcie powrotu. – Hokage. 

 

Chłopak powoli pokiwał głową. Wyglądał na mocno zmieszanego. – No dobrze, ale jeszcze przed chwilą scenę prowadziłaś z jego perspektywy. Więc w sumie może: Mocno się zmieszał? Dalej tak samo:

– To bardzo miłe ze strony waszego hokage, że tak dba o swoich gości. Jednak jeżeli nie chodzi o żadne sprawy biznesowe, to nie sądzę[,] by moja matka miała ochotę z wami rozmawiać. Jest raczej mało…[spacja]towarzyska. – Kenji wyglądał[,] jakby szukał odpowiedniego słowa. – Nie pominąwszy, że te wypowiedzi są bardzo blisko siebie i po prostu rzucają się w oczy, również jako powtórzenia. 

 

– Dosłownie pośrodku niczego – mruknął Shikamaru[,] mrużąc oczy, by przyjrzeć się szczegółom budynku. Była to posiadłość w stylu starojapońskim, która na pewno miewała lepsze czasy. – Uniwersum Naruto nie zna takiego stylu, bo i nie zna Japonii. 

 

– Wróciłeś[,] Kenji. (…) Proszę[,] zechciejcie usiąść w ogrodzie. Kenji[,] poproś Aoi, by przyniosła herbatę i poczęstunek dla gości. – Nie uraczyła swojego syna od samego początku ani jednym spojrzeniem, co nie umknęło uwadze Shikamaru.

 

Kenji skinął tylko głowa i zniknął za przesuwanymi drzwiami (…). – Szyk i literówka: Kenji tylko skinął głową…

 

(…) na których namalowane były czarne żurawie na tle czerwonego zachodu słońca. Gdzieniegdzie można było zauważyć przetarcia i dziury na lekkim materiale, który mimo nadszarpnięcia zębem czasu wyglądał na kosztowny, a malowidła były wykonane z dużą starannością.

 

Shikamaru tymczasem badawczo przyglądał się trawie otaczającej wierzbę. Zauważył, że kawałek ziemi różni się znacząco od pozostałych. Był dużo jaśniejszy, a trawa znacznie niższa i rzadsza. Tak jakby dopiero odrastała. – Rozumiem, że Shikamaru zwrócił na to uwagę, jednak piszesz o tym w mało subtelny sposób. Nie nasuwa mi się pytanie: ciekawe, co jest nie tak z tą trawą…, tylko od razu: kogo tam zakopano? 

 

Miał pełno niedoborów podstawowych pierwiastków i białka świadczące o stanach zapalnych toczących się w jego organizmie. – Raczej: rozwijających się. Czasownika toczyć w przypadku zdania o kontekście medycznym używa się bez się; to choroba może toczyć organizm [KLIK]. 

Ponadto czy Ino nie powinna wiedzieć, że mówi się raczej o jonach, nie pierwiastkach? (Dlatego poziom sodu czy potasu sprawdza się w jonogramie, na podstawie badań krwi). A te „białka” to immunoglobuliny; im jest ich więcej, tym wyższe jest CRP – wskaźnik zapalny. 

 

Powiem ci, że jeśli Kenji faktycznie nie ma podstaw edukacji, to pisze jednak zbyt poprawnie. Ino czyta jego wpisy w pamiętniku i listy (które przytaczasz cytatami zapisanymi kursywą); są to wpisy czternastolatka pozbawionego umiejętności technicznych słowa pisanego. Szkoda, że Ino zauważa w nich błędy, a ja – nie. Mogłabyś zaakcentować je wprost, w treści, a nie ledwo wzmianką gdzieś na boku. Poza tym to okropna ekspozycja. Kenji zna swojego ojca od dawna i, mimo że długo go nie widział, dobrze wie, czym tata się zajmuje. Dlaczego więc w najnowszym wpisie Kenji sam sobie to wszystko przedstawia? Spójrz:

 

Nie widziałem ojca od roku. Jest podróżnym handlarzem, więc zdarza mu się znikać na wiele miesięcy, ale nigdy na tak długo nie opuszczał domu. – Już znacznie lepiej wyglądałoby to, gdyby Kenji napisał coś w stylu: ojciec dawno nie wrócił, pewnie ciągle handluje w jakiejś wiosce i ma niezłe obroty, że nie spieszy mu się do domu. Z tego łatwo dałoby się wywnioskować fach ojca, jednocześnie nie byłoby to takie sztuczne, łopatologoiczne: mój ojciec jest handlarzem.  

 

Pozostałe listy przekazują informacje już w znacznie bardziej osobisty, na pewno nie aż tak ekspozycyjny sposób. Wątek kryminalny rozwija się i to się ceni. Zastanawia mnie tylko, czy Ino nie poświęciła śledztwu zbyt wiele czasu? No dobrze, niby swoje ciało schowała w wannie (to też zastanawiające, czy, ot, odkurzająca coś starsza służąca nie miała problemu, by Ino – która jest dość wysoka, co też stanowi problem – podnieść i przełożyć do wanny?). Więc nikt jej tak szybko pewnie nie znajdzie. Ale jednocześnie opuściła Kenjiego i resztę na całkiem długo; zdążyła przeszukać łazienkę, sprawdziła też pokój chłopaka i przeczytała sporo listów. Zapewne trwało to znacznie dłużej niż standardowy czas przebywania w łazience. Nikt jej nie szukał? Kenji nie zaniepokoił się jej nieobecnością? 


 

ROZDZIAŁ 7

Gdy drużyna dziesiąta powracała do wioski[,] Ino przez całą podróż niewiele się odzywała, pochłonięta własnymi myślami. Dopiero, [przecinek zbędny] gdy stanęli przed  bramą Konohy[,] odwróciła się w stronę Shikamaru i Chojiego.


Nadal masz problem z poprawnym zapisem dialogów. W głównej mierze chodzi o akapity. Przez zamieszanie praktycznie za każdym razem nie mam pewności, kto wypowiedział dane słowa. Przykład:


– Coś cholernie złego dzieje się w tym domu i nie mogę przestać o tym myśleć. – Shikamaru spojrzał w stronę Ino i delikatnie potarł swoje czoło. 

– Czyli nie tylko ja miałem takie wrażenie. Udało Ci [ci] się coś znaleźć w środku? 

– Słoik pestek moreli i... – t[T]utaj Choji spojrzał się na Ino zaskoczony. 

– Czy oni nie wiedzą, że pestek moreli się nie je? (…) – Choji pogładził się po brzuchu z konsternacją.

Pierwsza wypowiedź, chociaż należy do Ino, tu wygląda, jakby przypisana była Shikamaru. Dalej to samo – już miałam pytać, skąd Chōji wie o morelach; dopiero po chwili, gdy przeczytałam kolejną wypowiedź, dotarło do mnie, że zdanie to wypowiedziała Ino, a Chōji jej odpowiedział. Jak powinien wyglądać ten dialog, zapisany poprawnie? 

 

– Coś cholernie złego dzieje się w tym domu i nie mogę przestać o tym myśleć. 
Shikamaru zerknął w stronę Ino i delikatnie potarł czoło. 
– Czyli nie tylko ja miałem takie wrażenie. Udało ci się coś znaleźć w środku? 
– Słoik pestek moreli i… 
Choji spojrzał na nią zaskoczony. 
– Czy oni nie wiedzą, że pestek moreli się nie je? (…) – Pogładził się po brzuchu, skonsternowany. 
- Nie wiem[,] czy bardziej jestem zszokowana[,] czy przerażona. 
– Może szkodzenie swojemu własnemu synowi pozwala jej mścić się za jakieś własne porażki i kompleksy. Psychika ludzka jest zbyt skomplikowana, a ja nie jestem psychiatrą. – Sakura przerzuciła karton z jednorazowymi rękawiczkami. – Tak czy siak, powinnaś czym prędzej zgłosić to do Tsunade-sama. – Nie masz wrażenia, że Sakura wydaje się tu strasznie chłodna i niezaangażowana? Jakby stan jej młodego pacjenta w ogóle jej nie interesował. Być może nie miałaś tego na celu, ale… tak po prostu wyszło przez dobór słów czy zachowanie Sakury w czasie trwania dialogu. Wydaje mi się, że jej poziom empatii ukazany w kanonie był większy.

[Za to Tsunade-sama wygląda super]. 

Edit: Okej, niżej, przez head-hopping dowiaduję się, że Sakura nie tyle jest niezaangażowana, co wciąż przeżywa śmierć Wakany. Ale jednak początkowo Ino nie nawiązuje w rozmowie do sióstr, a mówi tylko o Kenjim. Sakura wydaje się ignorować jego problemy, zanim dowiaduje się o powiązaniu z córkami Mifune. Poza tym trochę dziwi mnie też fakt, że Ino nie powiedziała Sakurze o powiązaniach z Orochimaru i Zabuzą. 

 

– Niestety dużo tych dzieci pochodziło od matek, których nie było stać na wynajęcie detektywa albo zrobienie medialnego szumu. – Czy to nie zbyt współczesne określenie dla uniwersum „Naruto”, w którym nie istnieje ani telewizja, ani internet, a jedynym medium są bodajże gazety? 

 

– Tak jak mówię[,] nie mamy żadnych dowodów, które pozwolą nam na przeszukanie. – Tsunade rozsiadła się wygodniej na krześle. – Wszystko[,] co zrobicie, by dostać się do rezydencji[,] będzie nielegalne. – A zaniedbanie dziecka ze strony matki nie jest wystarczającym dowodem? Powodem, by zabrać jej chłopaka, a ją – na złożenie wyjaśnień? I przy okazji pretekstem, by przeszukać dom na chociażby obecność rtęci, o której mówiła Ino? 


 

ROZDZIAŁ 8

Ino doskonale wiedziała, że mają mało czasu i być może będą świadkami czegoś nieprzyjemnego. Miała ochotę jak najszybciej dostać się do środka i zabrać stamtąd Kenjiego do bezpiecznej Konohy.

 

– Ja również będę czujnie obserwować sytuację w środku – odparła Hinata z przyciśniętymi dłońmi do klatki piersiowej. – Z dłońmi przyciśniętymi do klatki piersiowej. 

 

Ostrożnie obwąchał teren i stwierdził, że czuje zapach człowieka, jednak był on bardzo subtelny i przytłumiony zapachem ziemi. Odetchnął z ulgą, bo wiedział już, że na pewno nie odkryją rozkładających się ludzkich zwłok. – Nie rozumiem, skąd taka pewność. Przecież zwłoki nie rozkładają się ekspresowo i nie śmierdzą od razu. Przytłumienie zapachu ludzkiego ziemią mogłoby oznaczać właśnie to, że został zakopany ktoś, no cóż… jeszcze „świeży”. Przynajmniej ja tak to rozumiem. 

 

Podoba mi się pomysł z barierą i martwym ptactwem. Bardzo obrazowy, ponadto mnożysz trudności swoim bohaterom. To lubię! Za to kolejna scena jest mocno memiczna i na ledwo moment odbija od klimatu opowiadania, ale nie czuję, by mi to przeszkadzało. Chōji, jak Sai, jest po prostu sobą i to naprawdę wygląda jak scena-gag wyciągnięta żywcem z anime: 

 

Nara wyciągnął z kieszeni monetę, po czym wrzucił ją do szybu. Minęła[,] o dziwo[,] krótka chwila i dało się słyszeć brzęk [metalu] uderzającego metalu o posadzkę. Mocno go to zastanowiło, bo gdyby znajdowały się tam śmieci, to pieniążek wylądowałby w miękkich odpadkach, a nie na twardej posadzce. Ponadto jeżeli szyb byłby tak [zbędna podwójna spacja] płytki, to zapach zgniłej żywności mocno dawałby się we znaki mieszkańcom.

Shikamaru nachylił się do wnętrza zsypu, próbując ocenić, czy czuje jakiś powiew wiatru lub czy widać cokolwiek. Miał wrażenie, że widzi jakiś szarawy kontur, dlatego jeszcze mocniej wysunął się w stronę zsypu. Powierzchnia  była strasznie śliska, dlatego kurczowo trzymał się dwóch metalowych trzpieni po bokach.

Wystraszony nagłym krzykiem Chojiego uderzył głową w [zbędna podwójna spacja] górną ściankę zsypu i stracił równowagę.

Choji tym czasem [tymczasem!] oskarżycielsko wycelował palec w rozłupane na desce do krojenia pestki moreli.

– Ja to czułem! Oni trują ludzi! – żachnął się oburzony. – Spójrz na to[,] Shikamaru, mamy dowody! – Gdy odwrócił się w stronę swojego towarzysza, zobaczył pustkę. Chwilę potem usłyszał głuchy łoskot na dole.

Zmieszany spojrzał w stronę zsypu, do którego jego towarzysz przed chwilą wrzucał monetę.

– No ni cholery się nie zmieszczę, to nie na postawnego mężczyznę jak ja te wymiary. – Popukał w klapę zsypu. – Shikamaru! Żyjesz?!

 

Pół zdania składowego przekreśliłam, ponieważ jest logiczne; wiem, o jaki zsyp chodzi, nie musisz mi tego raz jeszcze wykładać. 

Wydaje mi się jednak, że lepszy efekt uzyskałabyś, zmieniając kolejność zdań. Sugeruję, by Chōji faktycznie najpierw krzyknął, a dopiero po tym Nara wpadł do szybu, na przykład:


Miał wrażenie, że widzi jakiś szarawy kontur, więc mocniej wsunął się do zsypu. Było ślisko, dlatego kurczowo przytrzymał się dwóch metalowych trzpieni po bokach.
– Ja to czułem! Oni trują ludzi! – usłyszał i, wystraszony nagłym krzykiem Chōjiego, uderzył głową w górną ściankę zsypu. Stracił równowagę.
Tymczasem Chōji wycelował oskarżycielsko palec w rozłupane na desce do krojenia pestki moreli.
– Spójrz na to, Shikamaru, mamy dowody!


Z drugiej strony, czy krzyki w takim miejscu są na pewno dobrym pomysłem? W sensie już pal licho, że Shikamaru wpadł do zsypu, bardziej chodzi mi o to, że nikt w mieszkaniu, przed kim się do tej pory ukrywali, ich nie usłyszał? Szyb dodatkowo wzmocni dźwięk. 

 

Ino z sercem w gardle stanęła przed drzwiami do pokoju Kenjiego. Delikatnie przysunęła ucho do drewna[,] nasłuchując w skupieniu. Delikatny szmer i zbolały jęk wcale nie dodały jej większej ilości odwagi. Dopiero, [przecinek zbędny] gdy usłyszała przeraźliwy bulgot konwulsji[,] [bez pukania] pociągnęła za klamkę bez pukania. Na powitanie uderzył ją  kwaśny zapach wymiotów pomieszanych z potem[,] sprawiając, że i ona poczuła mdłości. To[,] co zobaczyła, podejrzewała, że do końca życia wyryje się w jej wspomnieniach [pamięci] niczym swego rodzaju potworny linoryt. 

 

Cały pokój wyglądał[,] jakby tornado po nim przeszło. – Niepotrzebna inwersja; jakby przeszło po nim tornado. 

 

Skromne wyposażenie chłopaka było wszędzie porozrzucane (…).



To nie brzmi dobrze. Jak już: wyposażenie pokoju.

 

Jego wątła sylwetka owinięta była ówcześnie białym, teraz pokrytym żółtymi, pomarańczowymi i bordowymi plamami prześcieradłem. // Jego włosy posklejane były potem, a twarz blada i wilgotna.

 

Ino przerażona padła na kolana[,] chwytając Kenjiego. 

 

Na chwilę otworzył oczy, spojrzał na nią mętnym wzorkiem. – Wzrokiem. 

 

Końcówka mocna, i, o dziwo, to jeden z twoich poprawniejszych fragmentów:

 

Odwróciła się, słysząc za sobą kroki. Przed nią stanęła koścista i posiwiała staruszka, która była równie zaskoczona[,] jak sama Ino. W akcie desperacji dziewczyna chwyciła za suche i słabe dłonie kobiety i poczęła ją błagać o pomoc.

– Kenji potrzebuje natychmiastowej pomocy. On może zaraz umrzeć. – W oczach Ino pojawiły się łzy. [akapit] Staruszka wychyliła się z łazienki i dostrzegła zza uchylonych drzwi półprzytomnego chłopaka. Pobladła momentalnie na twarzy, po czym pokiwała głową.

– Poczekaj chwilę[,] skarbie. Zaraz wam pomogę. – [akapit zamiast myślnika] Ino nie wierzyła w szczęście[,] jakie wypełniło jej serce. Z ulgą odwróciła się, by wyjąć nasiąknięte zimną wodą ręczniki. W momencie kiedy wyżymała jeden z nich[,] usłyszała za sobą ponownie kroki służącej,

– Nawet nie wie pani[,] jak jestem wdzięczna. – W tym momencie Ino poczuła przeraźliwy ból z tyłu głowy. Miała wrażenie, że wszystkie zęby w jej szczęce zadrżały. Upadła  z łoskotem na zimną posadzkę, a gorąca krew połączona z pulsującym bólem zalała jej mętny obraz pary zniszczonych butów.

Nie musisz pisać, że Ino prosi o pomoc. Widzę to po jej zachowaniu i słowach. 

Naprawdę mocny cliffhanger, doceniam. Fajnie, że wciąż coś się dzieje w tym tekście, a postaci wpadają w prawdziwe kłopoty. Mam wrażenie, że każdy kolejny rozdział jest – pod względem zarówno narracji, jak i lekkości – lepszy od poprzedniego. W takim razie jestem ciekawa, jak wyglądać będzie drugi albo trzeci tom…


 

ROZDZIAŁ 9

Myśl o tym, że jego przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo[,] zaczęła nieprzyjemnie kłębić się w jego klatce piersiowej w postaci ucisku. – To brzmi, jakby klatka piersiowa miała postać ucisku. 

 

Ten fragment jest bardzo dobry, ładnie oddajesz nim myśli i emocje: 

Inuzuka potrząsnął energicznie głową, wiedział doskonale, że napędzanie się strachem nic mu nie da. Wręcz przeciwnie, przerażony stanie się jeszcze łatwiejszym celem dla przeciwnika. Dlatego też wziął głęboki oddech i wszedł do środka, mając nadzieję, że jest przygotowany na wszystko, co go tutaj czeka. Akamaru niemal bezszelestnie podążał za swoim panem ciemnym korytarzem. Jego nos był ściśle przytknięty do skrzypiącej drewnianej podłogi.

Nie musieli długo czekać, by [w] ich nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach krwi i wymiocin. Kiba skrzywił się[,] czując obrzydliwą mieszankę, która wywoływała u niego napad mdłości. Starał się jednak mocno skupić, ponieważ krew należała do dwóch osób. Jedną z nich znał, przez co jego puls zaczął niebezpiecznie szybko wzrastać. Wizja znalezienia rannego lub[,] co gorsze[,] martwego towarzysza napawała go [ten puls?] uczuciem paniki.

Kiba miał wrażenie, że jego oddech niesie się korytarzem i zaraz ktoś lub coś się na niego rzuci. Odpychał jednak czarne scenariusze na tyle, na ile pozwalała mu jego psychika. Z panicznego odrętwienia wyrwał go widok smug krwi, które tworzyły przerażającą mozaikę na jasnobrązowym dywanie. Akamaru doskoczył do drzwi znajdujących się obok i zaczął nerwowo przebierać pazurami, [przecinek zbędny] po ich powierzchni. – Albo po prostu: po nich.

Ładnie budujesz tu emocje. Wniosek? Jak chcesz – to potrafisz. Nie wiem, czy to zasługa tego, że tekst trochę ci odleżał przed publikacją, a może komuś go pokazałaś i razem redagowaliście. Jeśli to tylko twoja praca – jestem pod wrażeniem, naprawdę. Mamy tu narrację personalną, mamy sylwetkę psychologiczną, mamy uczucia i budowane, rosnące napięcie, atmosferę grozy. Nie jest perfekcyjnie, ale te akapity wyglądają już jak dowód pewnych umiejętności, z którymi można (a nawet trzeba! bo inaczej to jak marnowanie potencjału) iść dalej. 

 

Dokonując szybkiej [podwójna spacja] priorytetyzacji w swojej głowie[,] Kiba niemal automatycznie pociągnął za rozklekotaną klamkę. – Dużo długich i trudnych słów (trzy pięciosylabowe, olaboga!), a to nie służy napięciu ani dynamice. Priorytetyzacja? No okej, można i w ten sposób, ale pamiętaj, że przed chwilą oddawałaś mi Kibę, który był wręcz przerażony, spanikowany. To słowo już tego nie oddaje. Wręcz przeciwnie – w jedną sekundę bohater stał się rozsądny, obiektywny i logiczny. Nie kupuję tego.

 

Widok Kenjiego opartego o ścianę i próbującego złapać choćby najmniejszy oddech, zarazem wywołał [u Inuzuki] ulgę[,] jak i ciarki u Inuzuki.

 

– Zbieramy się stąd – mruknął[,] siląc się, by jego głos brzmiał pewnie. Dotykając Kenjiego[,] czuł wilgoć pod palcami i żar, który emanował z jego skóry. 

 

– Teoretycznie nigdzie nie jesteśmy bezpieczni, ale im bliżej wyjścia[,] tym lepiej. – Kiba nie wiedział, czy te słowa są otuchą dla niego[,] czy dla chłopaka, ale to nie grało teraz większej roli. 

 

Gdy upewnił się, że stan chłopaka[,] choć kiepski, wydaje się stabilny[,] ponownie zniknął wewnątrz budynku. Tym razem adrenalina krążąca w jego żyłach dodawała mu energii, dzięki czemu jego krok stał się pewniejszy, a oddech głębszy. Wiedział, że podąża za kimś, kto skrzywdził bliską mu osobę, przez co lęk powoli ustępował wściekłości. – No dobrze, ale Kiba nie znalazł jeszcze Ino i tak naprawdę nie ma pojęcia, co się z nią działo, czuł tylko, że była w niebezpieczeństwie, ranna. Dlaczego więc skupia się na poszukiwaniu wroga, a priorytetem nie jest znalezienie towarzyszki? I nie boi się już o jej życie?

 

Nim zauważył[,] biegł już wzdłuż coraz świeższych śladów, które zaprowadziły go do kuchni. – Na początku, we wcześniejszych rozdziałach, gdy opisywałaś dom Kenjiego, wyobrażałam sobie jakiś mniejszy budynek, może nawet kilkupokojową jednopiętrówkę. Odległości z kuchni do łazienki, ogrodu czy pokoju chłopaka wydawały się niewielkie. Tymczasem nie masz wrażenia, że tutaj Kiba, ale i reszta ekipy, na przykład Shikamaru i Chōji, krążyli po domu, jakby był to co najmniej drugi Hatfield House? Jeśli Kiba biegłby od progu, gdy tylko odłożył Kenjiego i zostawił go przy Akamaru, byłby w tej kuchni za pięć sekund. Jak długo mogły ciągnąć się takie ślady i jak długo Kiba miałby za nimi iść? 

 

(…) tętno jest wyczuwalne, a oddech choć nieco świszczący, rytmiczny. Wyciągnął rolkę bandażu z kabury (…). Pomieszane podmioty.  

 

Rozglądał się czujnie dookoła, ponieważ wiedział, że napastnik będzie chciał wrócić po nią. – Po nią wrócić. 

 

– A Hinata i Shino?

– Mam nadzieję, że nie ucięli sobie drzemki i jak najszybciej wyciągną nas z tego gówna, w którym utknęliśmy. – Kiba odetchnął z ulgą, gdy postawił stopę na wyblakłej trawie. – W sumie ja bym się martwiła, czy nie przysmażyła ich bariera… 

 

Jeśli wróci do pierwotnego rozmiaru[,] beczka go zepchnie [go] w ciemną otchłań. Nie pozostało nic innego niż zmiażdżyć ją, nim ona zmiażdży jego. Z beczki wylało się kilka litrów wina, które spływało strumieniem po schodach i ubraniach chłopaka. Nie było czasu na rozmyślanie nad marnotrawieniem trunku, ponieważ oczywistym był fakt, że beczki same nie spadają na ludzi. Ktoś z pełną premedytacją chciał go zabić w iście kreskówkowym stylu. – Skąd Chōji zna kreskówki, by do nich nawiązywać?

 

(…) ich walka, w tak bardzo nie sprzyjających mu warunkach. Nie z przymiotnikami piszemy łącznie. 

 

Kolejne zaskoczenie bardzo szybko nastąpiło. – Nie wiem, skąd u ciebie te dziwne problemy z poprawnym szykiem wyrazów w zdaniach. Czasem sadzisz tak kwadratowe konstrukcje, że głowa mała. Masz generalnie bardzo dobre akapity, a w prawie każdym da się znaleźć perełkę podobną do tej. Czasowników na końcu zdań nie stawiaj, inaczej twój bohater (jego narracja personalna) będzie jak Mistrz Yoda brzmiał.

 

– Psy z Konohy[,] jak widać[,] nie chcą wcale zdychać. – Nie lepiej: wcale nie chcą…?

 

Jej głos był chrapliwy i nienaturalnie wysoki. – Skoro paskudna masa mięcha zatyka tunel, spuszczę z niej powietrze. Jak z balonu! – zachichotała[,] błądząc szaleńczym wzrokiem po ciele Chojiego. [akapit] Chłopaka przeszedł dreszcz. – [zbędny myślnik] Ta starucha postradała zmysły – przeszło [mu] przez jego myśli. 

 


Prawdziwym antagonistą Chōjiego faktycznie okazuje się tylko wredna staruszka. To jest dość, no przepraszam, śmieszne; do końca czekałam, aż zza rogu wyskoczy na przykład wściekła matka czy jej bogaty w umiejętności kochanek. Aż dziw, że bohaterowie: Ino, Kiba, Shikamaru i Chōji tak się przed babulinką stresowali i chowali po kątach, zamiast po prostu wbić na kwadrat jakby nigdy nic i położyć babcię na glebę. Ino, jeszcze rozumiem, dała się jej podejść, bo straciła czujność. Zaufała staruszce, co było zwyczajnie głupie, biorąc pod uwagę, że babka mieszkała z Kenjim nie od dziś i skoro nie pomagała mu przez cały ten czas, zapewne nie miała zamiaru zrobić tego na wielkie błaganie Yamanaki. Mniejsza jednak o to. Głównym moim problemem z tą sceną jest to, że przeciwnikiem bohaterów, w tym Kiby, który przed chwilą realnie bał się o życie Ino i Kenjiego i panikował, zanim doprowadził się do rozsądku, był fakt, że stresowali się przez obecność… starej baby, którą Chōji pokonał w ilu? trzech zdaniach? Nawet jeśli poszarpała go za włosy, wydawało się, że nic sobie z tego nie zrobił. Nie da się też nie zwrócić uwagi na to, że obecność staruchy (którą też nie wiadomo dlaczego Chōji nazywa w narracji, ot, kobietą) przewidziała Hinata, ostrzegając, że na chacie znajduje się ktoś wiekowy i przygarbiony. Chōji jako wyszkolony ninja nie miał żadnego godnego przeciwnika w domu, przez co akcja wydaje się uproszczona. Przerwotna? Okej. Ale zabawna, więc trochę psuje wrażenie. Poza tym wydaje mi się, że rozjechała ci się tu sylwetka psychologiczna Chōjiego. Zwróć uwagę na to, jak zakończyłaś tę scenę:

 

Miał nadzieję, że z racji wieku i ograniczonej sprawności fizycznej, wariatka po prostu spadnie na ziemię i będzie miał ją z głowy. Ta jednak[,] czując niknący grunt pod jej nogami[,] złapała się długich jasnobrązowych włosów Chojiego i pragnęła go pociągnąć razem ze sobą w objęcia śmierci. Różnica siły fizycznej była jednak nie do przeskoczenia i chłopak nie wiele [niewiele] myśląc, by nie zdążyło go dorwać sumienie, opadł na schody, a następnie z całej siły kopnął kobietę w klatkę piersiową.

Miał wrażenie, że nigdy nie zapomni odgłosu łamanych kości i przeraźliwego krzyku, który po jakimś czasie ustał i jedyne[,] co [Chōji] usłyszał[,] to głuchy łoskot ciała. Ciała, które prawdopodobnie znalazło się na końcu schodów.

Raz używasz kolokwializmów typu wariatka i mieć ją z głowy (bohater więc nie żałuje staruchy i tego, że mogłaby się śmiertelnie połamać), za dwa zdania lecisz w ostry patetyzm i rzucasz objęciami śmierci, by za chwilę pokazać, że jednak Chōjiemu jest przykro i przejmuje się śmiercią swojej przeciwniczki. Nic z tego nie rozumiem. 

 

Cieszę się, że nie boisz się robić swoim bohaterom krzywdy: 

 

Shikamaru jęknął[,] czując, że wylądował na jakimś twardym i nierównym wzniesieniu. Poczekał[,] aż jego wzrok przywyknie do egipskich ciemności[,] i przez chwilę leżał bezwładnie. (…) Dopiero teraz poczuł, że w jego nodze znajduje się jakieś obce ciało, a znieczulenie wywołane dodatkowymi emocjami zaczyna puszczać.To nie emocje zaczynają puszczać, jedynie spada poziom adrenaliny, której wyrzut wywołał upadek. Hormony mogą wywoływać emocje, ale nimi nie są, nie należy tego mylić. 

Nie musisz pisać o tym wprost, używając takich terminów jak hormon czy adrenalina, ale możesz oddać ten stan, opisując, co w związku z tym wspomnianym spadkiem poziomu adrenaliny czuł Shikamaru. Dla przykładu: szum w uszach, kołatanie serca, nagłe wyostrzenie zmysłów będą pasowały do sytuacji.

 

Wsparł się na ramionach[,] zerkając w dół. – Technicznie rzecz biorąc, były to przedramiona.

 

Przez chwilę z dużym wysiłkiem przeszukiwał swoje wszystkie kieszenie, wyjmując z ulgą małą podręczną latarkę. Jej światło było może i [może i było] żałośnie słabe, ale pozwalało dojrzeć mu [mu dojrzeć] ostry[,] łukowaty przedmiot tkwiący w jego podudziu. Gdy skierował światło nieco dalej[,] miał wrażenie, że zaraz zemdleje. – Ten fragment w ogóle nie jest lekki i nie tylko dlatego, że znów udziwniasz konstrukcje, używając inwersji, nienaturalnego szyku. Spójrz na zaimki: Shikamaru przeszukał SWOJE kieszenie, światło pozwalało MU dojrzeć, przedmiot (nie mogłaś określić tego mniej sztucznie?) tkwił w JEGO podudziu… a przecież w scenie Shikamaru występuje sam, samiuteńki. Czemu by nie napisać tego tak?:

Z wysiłkiem przeszukiwał kieszenie, dopóki nie znalazł małej latarkę. Jej światło może i było żałośnie słabe, ale pozwoliło dojrzeć w podudziu coś ostrego, jakby… łukowatego. Shikamaru skierował światło nieco dalej; miał wrażenie, że zaraz zemdleje.

Zauważ też, że pozbyłam się błędnego użycia imiesłowu współczesnego (Shikamaru nie mógł jednocześnie przeszukiwać kieszeni i wyjmować latarki; najpierw zrobił jedno, potem drugie. Z obecnej wersji wynika, że Shikamaru, mimo tego że wie, gdzie jest latarka, bo wyjmuje ją, być może drugą ręką nadal jej szuka). 

 

Łukowaty przedmiot okazał się być kawałkiem żebra, które pochodziło prawdopodobnie od rozpadającego się obok szkieletu. – Za tę uwagę, oczywiście, nisko kłaniam się Ayame. Otóż klatka piersiowa nie ma budowy rozwartej – z założenia ma chronić znajdujące się w jej wnętrzu organy. Jest więc zamknięta, dodatkowo zabezpieczona tkanką chrzęstną. Z czasem wprawdzie tkanka ta ulega rozkładowi jako mało trwała, jednak ani to, ani istnienie żeber wolnych nie sprawia, bym mogła sobie wyobrazić żebro odstające gdzieś w bok pod takim kątem i do tego stopnia, by Shikamaru mógł się na nie ot tak nadziać podczas upadku.

Nie znaczy to, że Shikamaru nie powinien zrobić sobie krzywdy, spadając z wysokości na twardą kupę szczątek. Wybrałaś po prostu mało realistyczny sposób. Ułamana kość piszczelowa byłaby spoko. Do jej złamania nie trzeba wiele siły, więc mogłby się złamać przy upadku. Ale wciąż – niekoniecznie utkwiłaby w skórze. Aby tak się stało, musiałaby znajdować się pod sporym kątem i w stabilnej pozycji, by upadek Shikamaru spowodował jego nabicie się na nią. 

Poza tym moneta, którą Shikamaru wrzucił, spadła idealnie na ziemię, bohater nie usłyszał, by było tam cokolwiek innego. Ale sam nabił się na kość, właściwie wpadł w kupę śmierdzących szczątek, tak? Bo tak to sobie wyobrażam. Dziwne, że moneta też na nic po drodze nie natrafiła, od niczego się nie odbiła. Ani że Shikamaru przy lądowaniu nie usłyszał dźwięku chrupiących pod nim kości. Przecież skoro złamał wystające z jakichś zwłok żebro, powinien usłyszeć pod sobą jakieś trzaski i chrzęsty.  

 

- Kurwa, wiedziałem. [zbędna kropka] - mruknął. Jako, [przecinek zbędny] że Ino pełniła rolę ich apteczki, to jedyne[,] co mu zostało[,] to rozerwanie własnego rękawa. – Nie sądzę, by Shikamaru miał tendencję do uprzedmiotowiania koleżanki. Czy nie chodziło ci aby o sanitariuszkę? 

Inna sprawa, że przydałoby się wyjaśnienie, po co Shikamaru był rękaw. Napisałaś, że go rozerwał, ale nie napisałaś, do czego go wykorzystał. W kolejnych zdaniach Shikamaru już przemierza cmentarzysko. To wygląda więc tak, jakby ostatecznie nic z tym rękawem nie zrobił. Może chciał zrobić opaskę uciskową? Albo mieć materiał na uciskanie rany, by nie krwawiła? A może ma ona posłużyć za prowizoryczny bandaż? I czy Shikamaru wyjął już kość, że chce coś opatrywać? A może jeszcze nie, może właśnie chce ją usztywnić? 

 

Wiedział doskonale, że kość stanowi swego rodzaju korek w jego ranie. Nie mógł jednak kuśtykać z kością wystającą mu z nogi. – Dość zabawne skojarzenie jak na kogoś, kto właśnie zobaczył obcą kość wbitą w swoją nogę. Inna sprawa, że Shikamaru w ogóle nie reaguje na taki obraz. Napisałaś, że miał ochotę zemdleć, ale potem, podejrzewam, bohater wyjmuje kość (szkoda, że tego nie opisałaś…), opatruje sobie jakoś tę ranę. To nie jest proste, bo mierzy się z bólem, krwią, strasznym widokiem albo, wręcz przeciwnie, brakiem oświetlenia, bo przecież ma tylko latarkę. W ogóle niczego nie przeżywa, nie widzę trudności związanych z jego położeniem. Mam wrażenie, że on sam ich nie dostrzega. 

 

Delikatnie czołgając się[,] przemierzał upiorne cmentarzysko znajdujące się pod nim, w poszukiwaniu jakiś przydatnych przedmiotów. Z radością zauważył manierkę przy boku szczątków shinobi z Kirigakure. Powąchał jej zawartość i potrząsnął. Z rozczarowaniem stwierdził, że ilość alkoholu nie wystarczy na dezynfekcje[ę]. To też nie takie proste. Już wódka jest stosunkowo wątpliwym środkiem odkażającym. To musiałby więc być nie tylko alkohol sam w sobie, ale również wysokoprocentowy i jak najmniej zanieczyszczony (np. cukrami, które znacząco spowalniają gojenie się ran, o ile od razu nie prowadzą do zakażenia). Sądzę, że skoro Shikamaru miał jednak w zespole Ino, podstawy powinny być mu znane.

 

Jako, [przecinek zbędny] że nie chciał skończyć jako część kupki, zacisnął mocno zęby i wyjął z kieszonki na piersi zapalniczkę. Modlił się, by kość nie tkwiła w tętnicy i aby nikt go nie usłyszał. – Tylko że mowa o podudziu, nie udzie. Tam jedyną opcją, by trafić w tętnicę, byłoby dokopanie się do tętnicy podkolanowej, która jest przedłużeniem tętnicy udowej i w dole podkolanowym przebiega za żyłą podkolanową, dalej tworząc tzw. powrózek nerwowo-naczyniowy razem z nerwem piszczelowym. 

Na chłopski rozum: w udzie jeszcze palpacyjnie do tętnicy się domacamy, co oznacza, że dostęp do niej, a więc również ryzyko urazu, jest stosunkowo wysokie. Natomiast tętnica podkolanowa przebiega głęboko pod kością piszczelową, wśród różnych tkanek, co oznacza, że aby ją uszkodzić, Shikamaru prawdopodobnie musiałby niemal amputować sobie nogę. Ale ostatecznie piszesz przecież, że rana była niewielka: Pomimo małej wielkości i[,] jak się okazało potem[,] głębokości, ból był nie do zniesienia. 

 

Przez chwilę zastanawiał się[,] co zrobić z manierką. Na odwagę postanowił wypić jej zawartość, po czym[,] biorąc głęboki oddech[,] wziął się za delikatne opatrywanie i przypalanie rany. – Zapalniczką? Niewykonalne. Płomień spowoduje najwyżej rozległe poparzenia powłok skórnych. Sama pomyśl: gdyby rana po kości w nodze była jedynie problem skóry, Shikamaru nie musiałby się w to w ogóle bawić. Nim gorącem płomienia z zapalniczki dotarłby do tkanek głębokich, by zasklepić ranę na tak głębokim poziomie, najpewniej po drodze zwęgliłby sobie skórę na połowie kończyny dolnej (nie wspominając chociażby o włoskach na nodze). W filmach najczęściej możesz zobaczyć kawałek rozgrzanego w ogniu żelastwa przykładany do rany. Przykładany dłużej sprawi, że ciepło dotrze głębiej, ogień z zapalniczki natomiast sfajczy tylko skórę. Shiklamaru musiałby znaleźć coś metalowego i długiego, na końcu to zabezpieczyć, by nie poparzyć sobie dłoni i ten metal długo opalać zapalniczką. A to i tak mogłoby być słabe, biorąc pod uwagę, że pewnie szybciej skończyłby mu się gaz albo zdrętwiałby mu palec. Poza tym w przypalaniu rany chodzi o powstrzymywanie krwawienia. Czyli wyciągnięcie kości zdaje się kluczowe, żeby w ogóle ocenić szkody. A tego nawet nie ma w tekście; zupełnie pominęłaś fragment, w którym Shikamaru wyciąga kość. 

 

Pomimo małej wielkości i[,] jak się okazało potem[,] głębokości, ból był nie do zniesienia. Shikamaru miał wrażenie, że straci zaraz przytomność i nigdy więcej się nie obudzi.

Otumaniony bólem, z potem ściekającym po jego skroniach mozolnie sturlał się z górki. Myślał o tym, że dawne sposoby zaopatrywania ran były kuriozalne, lecz [–] dopóki nie rozwinęło się i rozpowszechniło medyczne ninjutsu i shinobi nim się posługujący, [myślnik zamiast przecinka] niezwykle potrzebne. [akapit] Zimna podłoga dawała mu delikatne ukojenie. Nie wiedział[,] gdzie jest, ale sądząc po temperaturze otoczenia[,] była to piwnica. Przerażająco zimna, nie wiedział[,] czy jego zęby szczękają z bólu[,] czy wychłodzenia.

Po jakim[ś] kwadransie począł ostrożnie się podnosić. – Archaizm. Mocno wyróżnia się ze stylizacji całego fragmentu. Dalej tak samo:

Z ulgą stwierdził, że kroki poczęły się oddalać, zatem mógł poczuć się bezpieczniej.

 


ROZDZIAŁ 10

Tsunade odetchnęła głęboko i opadła głębiej w twardym fotelu. Siedzenie w nim całymi dniami sprawiało, że czuła się jeszcze starsza[,] niż była. Papierkowa robota nigdy nie była jej mocną stroną. Zerknęła na zachód słońca, by zauważyć w odbiciu szyby Kakashiego i Yamato. – Ta papierkowa robota zerknęła…?

 

– Widzę, że wiadomości bardzo szybko się rozchodzą w ANBU – mruknęła pocierając kark. 
– Jakby nie patrzeć, to także nasza piaskownica. – Kakashi próbował rozładować nieprzyjemne napięcie. 
– Podaj mi argument, dla którego powinnam wysłać waszą dwójkę. W wiosce jest bardzo dużo pracy i zleceń, a zadbałam o to, by odpowiednia jednostka wyruszyła na ratunek waszym wychowankom. – Ale przecież na misji nie ma ich wychowanków. Czemu do sali wraz z nimi nie weszli Asuma i Kurenai (chociażby tak w zwykłej trosce?). 

Podoba mi się postawa Tsunade; bardzo dobrze oddałaś charakter bohaterki, którą widzimy w anime czy o której czytamy w mandze. 


Nie było mu jednak to dane, gdyż w jego kierunku wystrzelony został ostry przedmiot z głośnym łoskotem. – I znów dziwny szyk, tym razem sugerujący, że to przedmiot miał głośny łoskot, a nie, że wiązało się z nim wystrzelenie przedmiotu. Sugeruję: (…)  w jego kierunku z głośnym łoskotem wystrzelony został ostry przedmiot. Trochę boli użycie słowa przedmiot, tym bardziej gdy za chwilę dobijasz mnie obiektem:

Chłopak przeturlał się wzdłuż ściany[,] słysząc, jak obiekt wbija się tuż obok jego ucha. – Zarówno tu, jak i w przypadku latarki czy wcześniej miecza, nazywanie czegoś niezidentyfikowanego przedmiotem/obiektem jest nietrafione i wygląda, jakbyś na siłę szukała synonimu albo próbowała podkreślić tajemnicę. Niepotrzebnie tak kombinujesz. Może: (…) wystrzelono coś ostrego. Przeturlał się wzdłuż ściany i dostrzegł, jak wbiło się tuż obok ucha. (Przy okazji usunęłam błąd niepoprawnego użycia imiesłowu współczesnego: skoro Shikamaru się turlał, był w ruchu, a w tym samym czasie nic nie mogło mu się wbić koło ucha; wbicie musiało nastąpić już po przeturlaniu). 


Nara wyciągnął bombę błyskową, którą rzucił pod nogi stwora. W momencie, gdy korytarz wypełniło oślepiające światło, które boleśnie podrażniło przyzwyczajone do zmroku oczy przeciwnika, shinobi puścili się sprintem. – A Shikamaru nie miał czasem przed chwilą kości wbitej w nogę? Nawet jeśli wyszarpał ją i zasklepił ranę ogniem, to nadal powinno boleć… Wprawdzie piszesz o tym dalej, ale i tak mam wrażenie, że Shikamaru noga daje się we znaki za słabo. W takim tempie ucieczki tak świeża rana mogłaby się też otworzyć. 

 

Serce Hinaty szybciej zabiło, gdy zauważyła drobny świecący punkt, który pojawił się przed jej oczami na powierzchni bariery. – Jeśli barierę założyła babcia, która aktualnie leżała pod schodami martwa, ze skręconym karkiem, czy bariera nie powinna sama puścić? W końcu nie ma już mocy, która by ją podtrzymywała. 

 

Scena z Hinatą mogłaby być znacznie bardziej emocjonująca. Dziewczyna poświęca się, traci siły, ale jest znacznie mniej przejmująco, niż wtedy, gdy Kiba szukał Ino i Kenjiego:

Wzięła głęboki oddech, długotrwałe posługiwanie się byakuganem zużywało sporą ilość chakry, ale była tak blisko, że nie mogła pozwolić sobie na chwilę ociągania. Wykonała skomplikowane pieczęci, uważnie wertując swoją pamięć i powracając do lekcji z Nejim, niegdyś znienawidzone, teraz były nieocenione [rym kłujący w uszy]. Z całej siły uderzyła w jaskrawo iskrzący się punkt, zatrzymując przepływ chakry dookoła niego. Czuła[,] jak jej dłonie są parzone, skóra piekła i bolała. Zagryzła [podmioty] do krwi wargę i zaczęła powoli dezaktywować sąsiednie struktury. Nigdy nie sądziła, że dezaktywacja bariery może być tak strasznie wyczerpująca.

Prosiła w duchu, by Shino zauważył jakiekolwiek zmiany i szybko do niej wrócił. Bała się, że zemdleje w trakcie i nie będzie miała nikogo, kto mógłby wesprzeć jej technikę własną chakrą. Aburame jednak nigdzie nie było widać. Przez chwilę Hinata pomyślała, że być może ktoś go zaatakował, ale wolała odgonić wszelkie czarne scenariusze. Musiała być obecna tu i teraz. Miała dużą odporność na ból i zmęczenie, podczas jej treningów zadbano o to. Inaczej jednak wygląda stan wycieńczenia podczas treningu, gdzie wiedziała, że po wszystkim będzie mogła wziąć ciepły prysznic i położyć się do miękkiego łóżka, a inaczej w momencie, gdy od jej działań i wytrzymałości zależy los innych.

Na moje, za dużo tu dywagowania i gdybania; Hinata, zamiast skupiać się na swojej pracy, wspomina lekcje z Nejim, treningi, zastanawia się, gdzie jest Aburame, ale mało jej tu i teraz. Mało jej wrażeń, jej zachowań, pokazania tego, że realnie wysila się, zaczyna cierpieć. Wprawdzie wspominasz poparzenia i ból, ale jednak wszystko inne przyćmiło te uczucia. Poza tym przytaczasz je w formie ekspozycji – czuła parzone dłonie, skóra bolała; Hinata bała się, że zemdleje – więc brakuje mi potwierdzającego to opisu, który rozruszałby wyobraźnię i faktycznie mną wstrząsnął. Brakuje emocji. 

Widziałaś może animację „Levius” na Netfliksie? W epizodzie jedenastym pojawia się scena, w której jeden z bohaterów – dokładnie tak jak Hinata – próbuje uratować osobę bliską za pomocą wykorzystania swojej umiejętności wzrokowej. To jednak powoduje ogromny nawet nie tyle dyskomfort, co właśnie ból i, mało tego, może skończyć się dla bohatera kalectwem. 


 

W scenie tej widać, co dzieje się z bohaterem, jak, na przykład, zaciska palce w pięść, zaciska zęby, a w końcu krzyczy, byleby nie zamknąć oczu. Walczy sam ze sobą, a to sprawia, że, oglądając tę scenę, czułam jego emocje, zaangażowanie i strach. Kibicowałam mu, ale jednocześnie martwiłam się, czy nie ryzykuje za bardzo. Możesz więc, pisząc swoją scenę, zasugerować się tamtą produkcją, zobaczyć, jakie emocje oddać za pomocą tak dramatycznej sceny, która nie zasługuje, by przyćmiła ją ekspozycja. Tym bardziej że Hinata, jeśli ma jej się udać, musi być skupiona, nie może zbytnio odlatywać myślami. 

 

Wojownicy od razu ruszyli przodem, wykorzystując dużej wielkości lukę, którą utworzyła Hyuga. – Hyūga.

 

Wybuch był tak silny, że oboje shinobi mieli wrażenie, że niemal wyfrunęli przez jaskinię aż na zewnątrz. Wylądowali z łoskotem na wilgotnej gęstej trawie. (…) ANBU przybyło na miejsce eksplozji i zabezpieczyło wejście do jaskini. – Czy Kenjiemu, który został na zewnątrz z Akamaru, nie groziło niebezpieczeństwo? Wybuch był dla nich niegroźny? Dom mógłby się zapaść, skoro podziemia wyleciały w powietrze, nie sądzisz? A przecież Kejni został w sumie w ogrodzie.

 

Od momentu, kiedy Shikamaru widzi Chōjiego zamiast Ino, opowiadanie staje się bardzo klimatyczne, ciepłe – oddaje to, za co lubi się uniwersum „Naruto”. Doceniam, że podtrzymałaś najważniejsze wartości – bohaterowie nie działali w pojedynkę, a drużynowo, i byli gotowi poświęcić bardzo wiele, aby misja się powiodła. Przy czym nie mogę przejść obojętnie obok myśli, że była to misja dość, mimo wszystko, prosta. Poza jakąś zupełnie niegroźną babcią, nikt nie pilnował tego miejsca. Okej, w piwnicy grasowały eksperymenty, ale co z powierzchnią? Gdyby oddział ANBU po prostu zapukał do domu, starucha nie zdążyłaby stworzyć bariery, bo leżałaby skuta na glebie. Ktoś z medycznego oddziału mógłby zabrać Kenjiego, a ANBU przeszukaliby chatę i eksterminowali potwory w piwnicy, młodzi ninja nie byliby zagrożeni (Hinata nie musiałaby się poświęcać, a Shikamaru czy Ino nie zostaliby ranni). Przeciwnik na dobrą sprawę… nie istniał (albo inaczej: istniał pod ziemią), sama babcia pilnująca całego syfu nie była groźna. Mam nieodparte wrażenie, że… nie miałam się czego bać, a emocje np. Kiby, który szukał Kenjiego czy Ino, były nad wyraz.  

 

Kenji nie miał ochoty ani serca przebywać w swojej rodzinnej wiosce. Postanowił przeprowadzić się do Konohakag[ak]ure i utrzymywał się skromnie z wypłaty zaoferowanej przez klan Yamanaka (…). Postanowił kontynuować naukę i nauczyć się kontrolować swoje rzadkie kekkei genkai umożliwiające mu kontrolowanie własnej krwi,  aby nigdy przypadkiem już  nikogo nie skrzywdzić i lepiej zrozumieć swoje pochodzenie.

       

 

PODSUMOWANIE

Jako że ocena nie jest przesadnie długa (powiedziała Skoia, udając, że do tej pory wcale nie napisała pięćdziesięciu pięciu stron…), postanowiłam stworzyć podsumowanie w formie wypunktowania plusów i minusów. To, co najważniejsze, czyli problematyczną narrację (w tym head-hopping), szeroko komentowałam w treści właściwej oceny, łącznie z przykładami o tym, jak mogłabyś wykorzystać potencjał narracji personalnej. Myślę, że bez sensu byłoby się tutaj powtarzać. Przejdźmy zatem do konkretów:

 


POPRAWNOŚĆ

Wcięcia akapitowe ze spacji;

błędny zapis dialogów (niewłaściwe rozpoczynanie komentarzy narracyjnych od wielkich/małych liter oraz brak akapitu między wypowiedzią dialogową a fragmentem narracji odnoszącym się do innej postaci niż mówiąca);

zapis form grzecznościowych w dialogu od wielkiej litery;

błędne użycie w zdaniu imiesłowów współczesnych zamiast uprzednich, tzw. anakolut [KLIK] (np. wywinęła rybą, rzucając zamiast: wywinąwszy rybą, rzuciła ją);

błąd składniowy, gdzie podmiot imiesłowowego równoważnika zdania powinien odnosić się do podmiotu zdania nadrzędnego. Przykład błędu: wypowiadając te słowa, na twarzy bohatera gościł życzliwy uśmiech. Poprawnie: wypowiadając te słowa[,] bohater uśmiechnął się – gdzie podmiotem w zdaniu nadrzędnym jest bohater, który wypowiada słowa, nie – uśmiech, który zagościł);

częsty brak przecinków przed imiesłowami współczesnymi (np. przysiadł sobie na balustradzie[,] ignorując kiepski humor Sakury);

brak przecinków przy wołaczu (np. Skąd o tym wiesz[,] Sakurka?, Oczywiście[,] Yamato-sensei);

brak przecinków przed spójnikiem by (np. ludzie nie spotykali się[,] by pogawędzić na targu);

wątpliwe szyki w zdaniach (np. pokręcił tylko głową/dotykał się jedynie nerwowo);

stawianie przecinków w konstrukcjach, w których występuje zasada tzw. cofania przecinka (jako że, pomimo że, wtedy gdy, dopiero gdy…);

spojrzeć się na zamiast spojrzeć na;

stosowanie czasownika odmienionego w liczbie pojedynczej w przypadku, gdy odnosi się on do dwóch lub więcej elementów (np. wzrok przykuła wyłaniająca się brama wioski oraz stojący na straży samuraje);

braki w znakach diakrytycznych (np. Sakure zamiast Sakurę; pierdole zamiast pierdolę);

nierozróżnianie liczby od ilości (liczba – rzeczowniki policzalne; ilość – niepoliczalne);

mieszanie podmiotów (np. Jak na krew żylną była zdecydowanie za jasna (…). [Ino] Nie skomentowała tego faktu).; 

nietrafiony dobór słownictwa (np. toczące się ogniska zapalne; wykorzystać nerwy zamiast: zagrać na nerwach);

błędy fleksyjne (np. małpa i dziewczyna doskoczyli – doskoczyły; dotykać się w okolice brzucha – w okolicy; czyhać na państwo młodych – państwa);

zapis imienia bohatera (Chōji) lub nazwiska (Hyūga) bez obowiązkowej kreski nad przedłużoną samogłoską. Rozumiem, że zapis ten jest trudny do wprowadzenia na komputerze chociażby z poziomu klawiatury, ale to nie jest problem, którego nie da się rozwiązać w kilka sekund innym sposobem. Najlepiej tuż przed publikacją rozdziału, gdy skończysz pisać, skorzystać z wyszukiwania CTRL+F i opcji: „zamień wszystkie”, na przykład Choji na Chōji). 

 

spory progres osiągnięty na przestrzeni tych dziesięciu rozdziałów.


 

STYL I NARRACJA

uciążliwy head-hopping (KLIK), który sprawia, że (pozwolę sobie użyć porównania z artykułu) lektura przypomina grę w ping-ponga. Jako że co kilka zdań otrzymujemy inny punkt widzenia i przeskakujemy do głowy innej postaci, a bohaterów pierwszoplanowych masz bardzo wielu, tekst jest chaotyczny i nie czyta się go płynnie; 

uproszczone opisy miejsc i wyglądów (nadużywanie czasowników: być i mieć);

ekspozycje dotyczące odczuć, przeżyć wewnętrznych, stanów psychicznych postaci (artykuł o ekspozycji: KLIK; zasada: show, don’t tell, np.: Cała ta sytuacja bardzo zaciekawiła Sakurę. Naruto był mocno zdezorientowany); 

ogrom powtórzeń (zarówno pojedynczych słów, jak i całych fraz);

natarczywe określanie postaci kolorem włosów (szczególnie w pierwszych rozdziałach);

na twoim miejscu zaprzestałabym nazywania Sakury „Panią Sakurą”, gdy w opowiadaniu niejednokrotnie pojawiają się dopiski „-sama” czy „-kun”. Postawiłabym na jednolity zapis (ponadto, co akurat subiektywne, uważam, że takie końcówki budują ci również atmosferę tekstu, w jakiś sposób oddają uniwersum);

  nacisk kładziony na nietrafioną informację, przez co zdanie nie oddaje prawdziwej wagi (dobieraj bardziej trafione szyki, np.: stawał się coraz bardziej wyraźny z każdą sekundąz każdą sekundą stawał się coraz bardziej wyraźny);

lanie wody i wskazywanie oczywistości (np. wpierw Shikamaru wrzuca do zsypu monetę, następnie do niego wpada, ale i tak w kolejnych zdaniach podkreślasz, że chodzi dokładnie o ten zsyp, do którego Shikamaru przed chwilą wrzucał monetę – a przecież od dawna to wiem);

nadużywanie spójnika „i” w scenach dynamicznych;

zbyt długie wielokrotnie złożone zdania oraz wielosylabowe słowa we fragmentach wydarzeń pozornie dynamicznych (stylizacja takich scen nie różni się od stylizacji scen pasywnych) ;

komentarze narratorskie w dialogach czasem wyglądają na sztuczne, wymuszone, mechaniczne; skupiają się na pojedynczych czynnościach/gestach, przez co dialog wydaje się zautomatyzowany, przewidywalny pod względem formy;

 

dopasowana stylizacja wypowiedzi dialogowych bardziej charakterystycznych postaci takich jak Naruto, Chōji czy Sai (jednocześnie pozostali też by mogli być nieco bardziej charakterystyczni, na przykład stylizacja wypowiedzi dialogowych Ino nie różni się od stylizacji Sakury) 

ALE!

brak stylizacji akapitów narracji personalnej (na przykład fragmenty POV Naruto), przez co większość tekstu brzmi jak obiektywny narrator wszystkowiedzący, który nie pobudza emocji i sprawia, że na przedstawione wydarzenia patrzy się bardzo obiektywnie, mało angażująco (do tego: POV Ino i POV Sakury niczym się nie różnią);

 

jak w przypadku poprawności, tak i w przypadku stylu: spory progres osiągnięty na przestrzeni dziesięciu rozdziałów (pierwsze notki pod względem lekkości narracyjnej i stylu są kwadratowe, toporne, a ostatnie – znacznie płynniejsze. Na uwagę i zasługę zasługują dwa ostatnie rozdziały, w tym chociażby Kiba szukający Kenjiego i Ino. Napięcie tam jest duże, ładunek emocjonalny przekazany narracją personalną – również). 


 

FABUŁA

imperatyw narracyjny (dlaczego akurat Sakura odbierała poród Wakamy? dlaczego budynku, w którym prowadzi się nielegalne eksperymenty, pilnuje zwykła… babcia?);

scen dynamicznych, budzących napięcie, mogłoby być więcej (np. scena z przeszukiwaniem mieszkania przez Ino mogłaby być nieco bardziej tajemnicza, oddawać zagadkową atmosferę; Ino mogłaby stresować się tym, co słyszy za ścianami, być bardziej czujną). Dzięki temu momenty, w których bohaterowie coś odkrywają, mogłyby stać się mniej przegadane, a bardziej oddawać atmosferę gatunku;

podejrzenie zakopywania zwłok w ziemi jest zbyt sugestywne, wręcz oczywiste. Gdybyś nie poprowadziła tam POV Shikamaru, ale na przykład oczami Ino z daleka mimochodem, jednym zdaniem, zauważyła, że Shikamaru zastanawia się nad czymś ze wzrokiem utkwionym w ziemię, podtrzymałabyś zagadkowość, zamiast od razu podpowiadać rozwiązanie ważnego wątku (że coś lub ktoś znajduje się pod ziemią);

lepiej mogłaś oddać realne poświęcenie Hinaty w scenie, w której używa byakugana;

scena wypadku Shikamaru jest nierealistyczna, brakuje ci też researchu medycznego;

 

ciekawa kompozycja tekstu: przygodę rozpoczynamy od grupy Sakura-Naruto-Sai, by w połowie zmienić ją na Ino-Shikamaru-Chōji;

pomysł na konflikty fabularne i pełen zarys fabuły – widać, że nie pisałaś jedynie pod natchnieniem, ale miałaś plan na kolejne sceny i rozwiązania;

doceniam przeprowadzony na rzecz wątku kryminalnego research (dzięki Chōjiemu dowiedziałam się chociażby, że morele zawierają cyjanek. Nie miałam o tym pojęcia. Dzięki, Chōji!);

rozwijanie wątku kryminalnego oraz postaci, które działają, a nie tylko rozmawiają (prowadzisz zagadkę od początku do końca i to się ceni);

gagi z Saiem i Chōjim;

zgodność postaci kanonicznych z kanonem (poza bodajże sylwetką psychologiczną Hanabi);

wykorzystanie technik i umiejętności postaci w scenach dynamicznych (szanuję, to wcale nie jest takie proste);

sceny zakończone mocnymi cliffhangerami zachęcającymi do dalszej lektury;

przyjemne, bo ciepłe i pozytywne, zakończenie tomu pierwszego, mocno oddające atmosferę Wioski Liścia i uniwersum „Naruto”.

 


Biorąc pod uwagę wszystko to, co wypisałam, postanowiłam na dzień dzisiejszy przyznać ci notę: bardzo przeciętny (3 z minusem). Szczerze? Gdyby nie złożona fabuła, która momentami cię ratuje, nota byłaby niższa (jak to zwykłam mawiać: napisz niezłą scenę, a wiele będzie ci wybaczone). Pamiętaj jednak, że jest to wynik na dziś. To, jak będzie ten tekst wyglądał jutro, za miesiąc czy rok – zależy tylko od ciebie. Wierzę, że przy twoich większych staraniach może stać się znacznie bardziej czytable. Zresztą widać to po świeżych notkach, gdy porównuje je się z pierwszymi, które opublikowałaś. Różnica jest naprawdę wyraźna. 

Najwięcej uwagi poświęć rozgryzieniu narracji; zastanów się, czy na pewno wszyscy bohaterowie, którzy otrzymują akapity swoich przemyśleń, są ci aż tak bardzo potrzebni. Ja, na przykład, zrezygnowałabym z Temari, Kisame, Kenjiego, Gaary. Nie znaczy to przecież, że masz ich nie pokazywać; chodzi tylko o to, aby ograniczyć POV, oddając partie narracyjne bohaterom, którzy najbardziej na to zasługują – by to na nich skupił się czytelnik. Zauważ, że w podsumowaniu znalazł się podpunkt dotyczący ciekawej kompozycji tekstu: przygodę rozpoczynamy od grupy Sakura-Naruto-Sai, by w połowie zmienić ją na Ino-Shikamaru-Chōji. Uznałam to za plus opowiadania będącego fanfiction jedynie dla naprawdę dobrze znających kanon, ale gdybyś pisała o własnym uniwersum albo gdybyś celowo zgłosiła się do mnie jako do osoby, która nie znałaby kanonu, pogubiłabym się i od początku do końca nie wiedziałabym zupełnie, co czytam. Za dużo nowych danych do przyswojenia, postaci do poznania, do tego ich technik… Dziesięć rozdziałów to za mało, aby odpowiednio wprowadzić wszystkie sylwetki psychologiczne wspomnianej szóstki (a tak naprawdę dziewiątki, bo Kiba czy Hinata też dostają pod koniec swoje partie narracyjne, pojawia się jeszcze scena z Yamato, scena ratowania dziewczynki z Gaarą i Kankurō, mamy dobry POV Tsunade…). Napisałaś dość krótkie opowiadanie, w którym jakimś cudem zmieściłaś te wszystkie postaci; jak dla mnie trochę na siłę – pisałam już o tym, nic by się nie stało, gdybyś z niektórych zrezygnowała. Im mniej partii dostanie każdy bohater, tym słabiej będzie można go poznać – jeśli masz mało tekstu, przez który przewija się dużo bohaterów, wszystkich ich poznaję na pół gwizdka, zamiast dosyć dobrze. Znacznie lepiej przedstawić więc najważniejsze postaci, które grają pierwsze skrzypce; reszta spokojnie mogłaby być tłem ich działania. 

Nie uważam, by większej ingerencji wymagała linia fabularna. Sam konflikt, wątki, które przedstawiłaś, są ciekawe, ewentualnie popracowałabym nad zakończeniem, aby nie było takie proste (jedna babcia pilnująca domu nie brzmi przekonująco – jak wyjątkowo trudna poprzeczka). Na plus zasługuje też Naruto pochylający się nad śmiercią Wakame, która osierociła bliźniaki, jednak czy bohater na pewno jest pierwszoplanowy, skoro ma odegrania rolę w zaledwie dwóch-trzech scenach? (Jeśli dobrze pamiętam, to: odwiedziny u Sakury, potem u Tsunade; podróż bez odzieży i przemyślenia o dzieciach Wakame?). Zastanawiam się też, czy na pewno potrzebny jest ci Gaara i jego scena ratowania dziewczynki. Choć jest emocjonująca, Gaara nigdy więcej nie dostaje swojej partii narracyjnej; to postać niewątpliwie dalszoplanowa. Scena niewiele wnosi, poza samym ładunkiem emocjonalnym; przydałby się jednak jeszcze sens logiczny jej istnienia w tekście. Może warto byłoby oddać tę scenę bohaterowi bardziej… głównemu? Może właśnie Naruto? 

Przy czym nie da się nie wspomnieć (napiszę to raz jeszcze, by ci się utrwaliło): jestem pod wrażeniem tego, jak wiele technik wykorzystałaś, opisując sceny walki. Chociaż pod kątem technicznym mogłyby być napisane lepiej, oddać akcję w sposób bardziej dynamiczny, kreacja postaci i ich czynów były naprawdę dobre. Dzięki tobie przypomniałam sobie ekipę z Akatsuki i ich umiejętności; przyznam szczerze, że „Naruto” oglądałam dość dawno i miło było mi wrócić do akurat tego momentu fabularnego. Twój pomysł przypomina mi coś, co mogłoby stać się nawet nie tyle serią fillerów, co chociażby pełnometrażowym filmem. Pamiętaj jednak, że w wioskach lekarzy zastępowali medycy, możesz też podrasować nieco atmosferę, oddać rzeczywistość i kulturę, częściej wykorzystując dopiski takie jak -san, -kun i tak dalej. Zetknęłam się z nimi kilka razy, a przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by było tego więcej. 

Odnośnie do stylu, mam dla ciebie radę bardzo ogólną. Staraj się nadać swojej pracy więcej… luzu. Nie obniży to poziomu, a – wręcz przeciwnie – unaturalni narrację. W końcu twoim narratorem (bądź narratorami w przypadku partii personalizowanych) nie jest wykładowca w szkole wyższej, by sięgać po styl okrąglutki, mocno ą-ę. Twój tekst wydaje się dość sztywny przez konstrukcje, w których ponieważ i gdyż dominują nad bo, czasem sięgasz po wyrażenia starawe, na przykład począć zamiast zrobić, łączysz zdania spójnikami, które oddają właśnie taki ciężkawy, spoważniały styl, więc ostatecznie brakuje mu lekkości i spontaniczności. Nie bój się używać krótkich zdań, nawet wykrzykników; pytania retoryczne stawiaj wprost, by pochodziły od postaci, nie przez zapowiedź: postać zastanowiła się, czy… Tak samo nie bój się zapisywać w ten sposób myśli swoich bohaterów – oddaj je bezpośrednio, nie obudowuj w: pomyślał sobie, że. Poza tym przez powtórzenia (często też spójników łączących zdania składowe, na przykład który albo jako że) tekst staje się kanciasty, widać, że twój styl jest jeszcze niewyrobiony. Zdania wydają się ciężkie, a stylizacja młodych ninja z Konohy – drętwa. Nieczęsto tworzysz zdania niepotrzebnie wielokrotne złożone, z masą dopowiedzeń, ale i przez powtórzenia – konwencjonalne, trochę szkolne. Tak naprawdę jedynym sposobem, by od tego odbić i rozwinąć skrzydła, dopracować własny, lekki i porywający styl, który nie będzie taki płaski, jest pisać, pisać i jeszcze raz: pisać. Dlatego pisz.

 

Przydałaby ci się również praca z betą. Wiem, jak trudno jest dziś o taką, warto podpytać na Wattpadzie. Postaraj się jednak sama przepracować tekst pod względem technikaliów, w taki sposób zyskana wiedza na pewno przyda ci się w przyszłości, bo zostanie z tobą na zawsze. Możesz sugerować się naszym artykułem o przecinkach: [KLIK]. Jeśli będziesz miała wątpliwości, zawsze możesz zapytać nas o kłopotliwe przykłady na czacie albo w księdze pytań bądź wiadomości prywatnej (czat jest przy tym najszybszą formą kontaktu). Pamiętaj, że zawsze jesteś u nas mile widziana. 

Pozdrawiam i powodzenia w dalszej pracy!

 



Za wsparcie techniczne i research dziękuję Ayame, Elektrowni i Forfeit. 

4 komentarze:

  1. Ja czytając tego bloga miałam pozytywne wrażenia. Podobało mi się to, że czułam się troszkę jakbym oglądała przygodówkę z Naruto :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście tekst pod względem fabularnym bardzo udany. Zabiła go głównie poprawność, ale to jest do ratowania, gdy akcja jest udana. Czytało się miło : )

      Usuń
  2. Przede wszystkim dziękuję Ci za czas, który poświęciłaś. Byłam w szoku, że chciało Ci się tak szczegółowo przedstawić błędy, które popełniłam i podać jednocześnie bardzo pomocne rozwiązania. Całkowicie zgadzam się, że poprawność tekstu kuleje. Generalnie pomysł na opowiadanie był gdzieś z tyłu głowy od kilku lat, plułam sobie w brodę, że nie rozpoczęłam pisania, kiedy jeszcze ff o Naruto królowały na Onecie (aż łezka w oku się kręci, bo pomimo kiczu niektórych blogów, to jednak fanfiki na Onecie wywołują ciepło na moim serduszku). Zawsze śmieję się, że kolosy zdaniowe to efekt uboczny studiów inżynierskich, gdzie z marnej tabelki wyników, otrzymanych ze sprzętu pamiętającego czasy PRL, pisało się elaboraty. Bardzo cieszę się, że kreacja postaci przypadła Ci do gustu. Nigdy nie podobało mi się odzieranie bohaterów z gotowego uniwersum z ich cech charakterystycznych. W końcu za to ich lubimy. Trafiłaś również z punkt, że rozdziały nie leżakowały przed publikacją. Pisałam spontanicznie, chcąc potraktować to opowiadanie jako swego rodzaju ćwiczenie. Zastanawiałam się, czy jestem w stanie na bieżąco wymyślać akcję, która trzyma się kupy, a jednocześnie stworzyć podstawę do rdzennego pomysłu. Na niektóre głupotki logiczne typu akcja z żebrem i przypalaniem, aż sama złapałam się za głowę, gdy uświadomiłam sobie ich nonsens. To kolejny przykład, że pisanie z przysłowiowego palca nie jest dobrym pomysłem. Następnym razem odstawię tekst na jakiś czas, by potem ze świeżym umysłem jeszcze raz go przeanalizować. Co do zagrożenia, które okazało się być niegroźną staruszką. Z mojej perspektywy wyglądało to w ten sposób, że człowiek w niesprzyjających mu warunkach, z natury zaczyna wyolbrzymiać pewne zjawiska. Przykładowo słysząc za dnia w mieszkaniu dziwne stukoty, puknięcia i szurnięcia zignorujemy je. Stwierdzimy, że pewnie sąsiedzi, znowu po raz setny, bawią się w symulator budowlańca. Za to idąc ciemną nocą, w jakiejś zapyziałej dzielnicy, jakąś śmierdzącą uliczką sytuacja będzie całkiem inna. Sama wiem po sobie, że w takiej sytuacji, nawet wyskakujący z krzaków kot sprawia, że mój zawał ma zawał. Tak samo działa fenomen opuszczonych domów, każde skrzypnięcie, latający kurz czy odbite światło od przejeżdżających samochodów staje się podstawą do powstania legend miejskich.
    Jeśli chodzi o narrację, to poszłam po najmniejszej linii oporu, bałam się, że na innym rodzaju się po prostu wyłożę i nie będę potrafiła prawidłowo oddać wszystkich emocji.
    Dla mnie ta ocena to kopalnia wiedzy, którą będę musiała jeszcze X razy przeczytać, by przyswoić jej całkowity sens i wszystkie rady. Obecnie moje pisarstwo trochę przymarło, na rzecz życia prywatnego i kilku wyzwań w nim się pojawiających, ale na pewno wrócę do pisania. Ocena fabuły i wątków podziałała bardzo motywująco na mnie. To nawet w sumie zaszczyt, że osoby ze środowiska literackiego oceniły fabułę jako całkiem dobrą.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny do dalszej pracy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki za obszerny komentarz!
      Cieszę się, że ocena okazała się całkiem przydatna, to na długi czas. Powiem ci, że jeśli faktycznie jest to twoje pierwsze opowiadanie, które postanowiłaś opublikować – jest naprawdę nieźle. Teraz już bardziej chodzi o szlify, każdy kolejny będzie dawał lepsze efekty.

      Jeśli chodzi o scenę zakończenia, teraz rozumiem, co miałaś na celu, ale, mimo wszystko, chyba nadal tego nie kupuję. Jeszcze gdyby to było na etapie szperania Ino za śladami w czasie pierwszych odwiedzin w domu, takie wytworzone napięcie zgodne z przysłowiem „strach ma wielkie oczy” byłoby jak najbardziej super. Jednak w obecnej wersji wykorzystujesz ten zabieg w praktycznie kulminacyjnej scenie, na końcu opowiadania. Przy czym starasz się to napięcie budować stopniowo już od początku, więc zakończenie, które okazuje się mniej kłopotliwe i strasznie niż się spodziewano, po prostu rozczarowuje. Tyle czasu czekało się na grubą akcję, by w sumie nic takiego się nie wydarzyło. I nie mam na myśli, że na przykład Shikamaru nie zrobił sobie krzywdy, ale chodzi o to, że tam praktycznie nie ma żadnej walki, żadnego dłuższego starcia, które byłoby faktyczną kumulacją, wybuchem napięcia. Większe emocje przeżywał Kiba, szukając Ino, niż Chōji czy Shikamaru w czasie swoich małych starć – a przecież im dalej zakończenia, tym powinno być coraz mocniej i mocniej. Przez co czytelnik na końcu pierwszego tomu może mieć takie: no okej, skończyło się dobrze, miło, cieplutko, ale, chociaż stawka była wysoka, to koniec końców dupy mi nie urwało…. Weź pod uwagę, że fenomenem horrorów, thrillerów, powieści sensacyjnych czy filmów, w których trochę horroru, trochę kryminału się ze sobą miesza, efekt strasznego domu to dobre wprowadzenie, sposób na budowanie atmosfery. Jednak nie widziałam/nie czytałam jeszcze, by działo się tak do samego końca, a w scenie kulminacyjnej praktycznie nic się nie wydarzyło. I znów: no dobra, Shikamaru się zranił, Ino też była ranna, Hinata trochę poświęciła, ale potem przybyło ANBU i w trzech zdaniach już było po wszystkim; na dole strażnicy i eksperymenty też nie stanowiły nie wiadomo jakiego zagrożenia, skoro Shikamaru z ranną nogą dał radę im ot tak uciec, a Chōji zrzucił babcię ze schodów. Mało, mało, mało – jak na zakończenie całego tomu, do którego długo mnie prowadziłaś przez całą linię fabularną.

      Usuń