[210] ocena tekstu: Spokojnie – to tylko ja...


[źródło: vincentindra Wallpapers] 


Autor: Annabell di Angelo 
Tematyka: fantasy, romans, fanfiction 


WSTĘP

Pierwsze wrażenie

Szablon jest prosty i, co najważniejsze, przejrzysty, ale z całą pewnością nie przyciąga uwagi, więc może warto by poszukać czegoś bardziej klimatycznego i w nowszym stylu? Na Bloggerze znajdziesz wiele szabloniarni, jak chociażby WioskaSzablonów, które pozwolą Ci lepiej zadbać o dobre pierwsze wrażenie. Tekst jest, na szczęście, wyjustowany, ale już gorzej prezentują się akapity – widać, że coś tam próbowałaś dodać ręcznie przy dopiskach narracyjnych, ale nieźle się porozjeżdżało. Zachęcam Cię więc do zapoznania się z naszym artykułem – dzięki trzeciemu punktowi dowiesz się, jak szybko i bezboleśnie poradzić sobie z wcięciami akapitowymi. Wszystko inne gra – adres mailowy jest widoczny, archiwum funkcjonalne i na stronie nie roi się od zbędnych gadżetów. Dziwi mnie tylko brak podstron. Sprawia on, że osoba odwiedzająca bloga zupełnie nie wie, czego może się spodziewać, jeśli nie kojarzy charakterystycznych ilustracji Virii. Przydałby się chociażby krótki opis opowiadania w stylu tych, które zazwyczaj odnaleźć można na okładkach książek. Edytowany: z całą pewnością post Wprowadzenie lepiej sprawdziłby się jako zakładka, w końcu nie każdy zapoznaje się z notą powitalną, zwłaszcza konieczną do wyszukania na samym końcu archiwum.

Wprowadzenie

Mimo stosunkowo luźnego charakteru tego posta pozwolę sobie wypisać znalezione w nim błędy, a zrobisz z tym, co zechcesz.

(...) więc- jak się już możecie domyślać- gdy następnym razem (...). – Zamiast dywizów (-) powinnaś użyć półpauz (–) lub pauz (—). Widzę, że w treści właściwej nie znajdziemy już takich błędów, ale, jeśli chcesz ułożyć sobie tę wiedzę w głowie, więcej dowiesz się dzięki podlinkowanemu wcześniej artykułowi (punkt 2). Co do powyższego przykładu półpauzy-pauzy należałoby także oddzielić spacjami. Ten sam błąd popełniasz jeszcze raz w tym poście. 

Nie bójcie się mówić mi wprost[,] co myślicie na temat bloga. – We wskazanym miejscu powinien znaleźć się przecinek. W powyższy sposób będę oznaczać wszelkie zjedzone znaki interpunkcyjne.

Jednakże zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy, które uznam za obraźliwe lub "hejterskie". – Tak nie wygląda poprawny polski cudzysłów. Powinnaś skopiować prawidłowe znaki ( „...”) lub użyć skrótów klawiszowych (ALT+0132 i ALT+0148).



TREŚĆ

Prolog

Postaram się teraz w skrócie opowiedzieć wam[,] jak mi minęły ferie, a także podam wszystkie najnowsze i najfajniejsze newsy z obozu.

Językowo jest w porządku – zachowałaś styl charakterystyczny dla serii Ricka Riordana, zwłaszcza pierwszych części z cyklu Percy Jackson i bogowie olimpijscy. Posługujesz się językiem prostym, ale nie prostackim i nie brakuje humoru cechującego naszego narratora. Stylizacja młodzieżowa przychodzi Ci naturalnie, a skoro się na nią zdecydowałaś, to liczę na konsekwencję.
Mianowicie (,) w środku nocy nad obozem rozbłysło światło. – Po mianowicie można postawić dwukropek lub zrezygnować ze znaku interpunkcyjnego.

(...) ponieważ niezwykły obiekt leciał w ziemię niedaleko od nas z prędkością światła. – Lepiej: w kierunku ziemi

W końcu jednak Pan D. oraz Chejron musieli przerwać to miłe przyjęcie, gdyż nastąpiły pewne komplikacje w postaci złodziejaszków Hood'ów (...). – Wspomniane przez ciebie nazwisko odmieniamy bez apostrofu, np. Robina Hooda i Gavinowi Hoodowi, a więc i Hoodów

(...) przyczyną jego powrotu do życia jest fiolka z lekarstwem lekarza, którą przez cały czas miał przy sobie, o czym większość zapomniała w przypływie rozpaczy po utracie przyjaciela, a ci, którzy pamiętali[,] najwyraźniej nie skojarzyli, że może ona również zapobiec zgonowi. – Wielkimi: Lekarstwem Lekarza. Rozumiem Twój zamysł na prolog i podobne streszczenia wyjątkowo mają rację bytu przy tak obranym kierunku, ale mimo to szkoda, że z naprawdę ważnego wątku robisz takie hop-siup. Gdybyś nie wspomniała o okolicznościach powrotu Leo, czytelnicy i czytelniczki niezaznajomieni z Krwią Olimpu z pewnością poczuliby się pogubieni, ale to średnie usprawiedliwienie dla tak szybkiego załatwienia sprawy. Byle było z głowy? Wyszło, jakby cała sprawa była trywialna, a nasi herosi i heroski, cóż, wypadli jako mocno nieogarnięci (no a ta cała przyjacielskość jakaś średnia, co?). Na tym tle cała radość z powrotu Valdeza nie budzi już większych emocji, co zapewne nie jest zamierzonym efektem. Fanów i fanki serii powinna ogarnąć nostalgia, a nowicjuszy i nowicjuszki zaciekawienie – nie widzę podobnej siły we wstępie opartym na streszczeniu, mimo że narracja nadal mnie urzeka (i to ona budzi tęsknotę za Percym Jacksonem, a nie bezpośrednio treść). 

(...) dodał mu parę fajnych gadżetów jak mini-zamrażarka (...). – Bez dywizu: minizamrażarka. Więcej o tej zasadzie znajdziesz tutaj

(...) a następnie wysłał smoka do jego pana, by ten ,,złapał go w locie" (...). – Nadal nie używasz poprawnych polskich cudzysłowów, co dalej będę ignorować, by się niepotrzebnie nie powtarzać.

Chodziło  o to (...). – Między dwoma pierwszymi wyrazami wkradła Ci się podwójna spacja.

(...) co niestety nie jest możliwe wśród Greków, natomiast w Nowym Rzymie- jak najbardziej. – A tu kolejny powtarzalny błąd. Zamiast obecnego dywizu powinna pojawić się półpauza (ewentualnie pauza, ale skoro stawiasz na półpauzy w innych miejscach, trzymaj się ich) i zostać oddzielona spacjami. Na to także więcej nie będę zwracać uwagi, skoro poznałaś już zasadę.

To  nie tak, że obozowicze źle się czują wśród Rzymian (...). – Następna podwójna spacja na początku zdania. Rozumiem, że takie głupotki niekiedy trudno wyłapać, więc przesyłam przydatny poradnik, z którym zapoznanie pomoże Ci uporać się z podobnymi technikaliami.

Nie mam zbyt wiele do powiedzenia, bo to typowy prolog pozwalający osobom mniej i bardziej zaznajomionym z uniwersum zrozumieć, o co w ogóle chodzi z całym obozem i jego mieszkańcami. Trudno jeszcze określić, w jakim kierunku pójdzie fabuła, skoro w dużej mierze streściłaś to, co miało miejsce w finale Olimpijskich herosów. Pod względem poprawności jest bardzo dobrze – popracować musisz jedynie nad drobnymi technikaliami. Czyta się szybko i przyjemnie, więc pozytywnie nastawiona mogę sięgać po pierwszy rozdział.

Rozdział I

Odnośnie do informacyjnej notki od Ciebie PS zapisujemy bez kropki na końcu. 

Czułem wiatr owiewający moją twarz, rozwichrzający włosy. – Na przyszłość: zaimki dzierżawcze w podobnych miejscach są absolutnie zbędne. W końcu wiadomo, o czyjej twarzy mowa, więc po co się tak rozdrabniać? O konsekwencjach nadużywania zaimków znajdziesz w punkcie dziesiątym wspominanego wcześniej artykułu

Tyle że ten długopis zmienia się w długi na metr miecz z niebiańskiego spiżu za każdym razem, gdy zdejmę z niego zatyczkę. – Niepotrzebnie kombinujesz, skoro w zupełności wystarczyłoby metrowy

Nagle gdzieś za sobą usłyszałem szelest. Niewiele myśląc[,] wykonałem unik- w samą porę. – Mocno spłycasz potencjalnie emocjonalną scenę, mechanicznie wymieniając czynności bez chociażby wspominania o reakcji fizycznej w obliczu zagrożenia (np. szybciej bijącym sercu). Znów posiłkujesz się streszczeniem, więc jako tako można przymknąć na to oko, ale nie da się ukryć, że marnujesz materiał na dynamiczną, poruszającą scenę. Podobnie jest kilka zdań później, gdy opisowi potwora nie towarzyszy praktycznie żadna reakcja Percy’ego. 

Miało bardzo ostre szpony, czerwone wyłupiaste oczy i całe pokryte było jakimś śluzem, a jego skóra miała lekko fioletowy odcień. Stworzenie mogło mieć około dwóch metrów wysokości.

Im dalej, tym lepiej – opis walki jest bardzo dobry. Zadbałaś o odpowiednią dynamikę i zgrabnie wplotłaś humor. Równie sprawnie poszło Ci z opisywaniem przemyśleń Percy’ego na temat Annabeth – zdołałaś uchwycić tę jego typową nieporadność i niedomyślność. Ogólnie pod względem zgodności z kanonem nie mam się do czego przyczepić. 

W tym krótkim rozdziale niby niewiele się wydarzyło, ale wprowadziłaś czytelniczki i czytelników do świata Ricka Riordana, pod koniec pozostawiając ziarno niepokoju. Muszę przyznać, że reakcja Percy’ego – a raczej jej brak – na słowa Rachel budzi moje wątpliwości. Jednak jeszcze będziesz mieć okazję wyjść z tego obronną ręką.

Rozdział II

Syn Hefajstosa odsłonił okna, a ja zacisnąłem powieki, gdy promienie słoneczne zaświeciły mi w twarz. – Rozumiem, że chciałaś uniknąć powtórzenia imienia, ale w narracji pierwszoosobowej podobne kwiatki nie mają racji bytu. To nielogiczne, by Nico w myślach nazywał swojego przyjaciela synem Hefajstosa. 

Pobiegłem ścieżką w stronę stołówki, ale gdy byłem w połowie drogi[,] moją uwagę zwróciły krzyki, dochodzące ze znajdujących się niedaleko domków. – To ale tu nie pasuje, więc zamiast tego spójnika mogłabyś użyć np. a. Ale sprawdziłoby się po drobnych zmianach: Zamierzałem pobiec do stołówki, ale gdy byłem w połowie drogi (...). Dopiero teraz mamy przeciwstawne zdania.

Zaczęło się jakoś piętnaście minut temu [.]

Z tego[,] co pamiętam (...).

Uznałem, że to nie najgorszy pomysł, toteż poszedłem w jego ślady. Toteż mocno gryzie się ze stylizacją młodzieżową. Spokojnie mogłabyś je zamienić na bardziej neutralne więc.

I zdałem sobie sprawę, że tą osobą mogę być ja. Potrafię przecież poruszać się cieniem. Może udałoby mi się dotrzeć do ofiary od razu wrócić na plac, unikając w ten sposób stania się pieczoną kiełbaską. Podjąłem decyzję i wkroczyłem w cień. – Szybko poszło. Nico jako heros przyzwyczajony jest do niebezpiecznych sytuacji i nauczony szybko reagować, ale zupełna rezygnacja z przemyśleń i oznak wahania się wypada nienaturalnie. Trudno też ukryć, że krzywdzisz pozostałych mieszkańców i mieszkanki Obozu Herosów. To skupisko potencjalnych bohaterów i bohaterek, a nie sanatorium – skąd więc bierność pozostałych? Ogłupianie pobocznych postaci, by protagonista mógł się wykazać, stanowi zabieg wręcz irytujący. 

Oczy piekły mnie od gorąca, a włosy na moich ramionach zaczęły się powoli zwęglać. – Mocno niefortunny szyk zdania.

(...) wydusiłem, starając się nie wdychać dymu. – Nie lepiej byłoby to pokazać? Poprzez zasłanianie ust rękawem, nerwowe spoglądanie na kłęby dymu i odsuwanie się od nich? Poza tym nadal brakuje emocji, czego nie można już usprawiedliwić zdystansowanym charakterem streszczenia. Myślę, że nawet na Nica, i to podróżującego cieniem, w opisanej przez Ciebie sytuacji oddziaływałby strach.

Zaczynałem także odczuwać skutki wdychania zatrutego, gorącego powietrza. – Rzekomych skutków w ogóle nie widać, więc pora zacząć je opisywać, bo suche wnioski to zdecydowanie za mało. Nie bój się subtelności, pozostawiania wskazówek pozwalających na domysły. Pozwól czytelnikom i czytelniczkom wnioskować – na tym polega cała frajda.

Musiałem znaleźć jakiś cień, a nie było to takie proste wśród płomieni. Nie przemyślałem tego wcześniej. – Teraz pora na reakcję di Angelo. To w końcu specyficzny chłopak, który widział więcej niż większość ludzi, a nie robot. Samo stwierdzenie, że sytuacja wymyka się spod kontroli, ma wystarczyć? Nie wzbudza to strachu o bohatera, nie pozwala poczuć zagrożenia, bo znika ono dosłownie w kolejnym zdaniu, kiedy Nico natychmiast dostrzega rozwiązanie. Ledwo zdążyłam zarejestrować, co się dzieje, a tu już po wszystkim.

Jeszcze tylko trzy metry, dwa… – Za to takich zdań mogłoby być zdecydowanie więcej. Oddaje ono rozgorączkowanie postaci, pozwala zgrabnie wpleść jej myśli i dodać dramatyzmu. Od razu jest naturalniej. 

Na nasze głowy o mało co nie spadł kryształowy żyrandol. – Kryształowy żyrandol w domku Apolla? Przyjrzyjmy się chociażby opisowi ze Złodzieja Pioruna: Po obu stronach pod ścianami ustawione były piętrowe łóżka. Nieociosane cedrowe belki podtrzymywały sufit. Pomalowane na biało ściany były nagie, jeśli nie liczyć kilku haków na płaszcze i broń. (...) (siedziba) Pachniała czystą pościelą i suszoną szałwią. Jedynymi ozdobami były ustawione na parapetach doniczki, w których pomimo zimnej pogody na zewnątrz kwitły wesołe żółte kwiaty. Nie wiem jak Ty, ale ja tego nie widzę. 

Przytrzymałem ją w porę, jednak sam także nie czułem się najlepiej. – Widocznie nie da się uniknąć wykładu o ekspozycji. Nie mów, pokazuj. Beznamiętne relacjonowanie zabija emocje, bez których trudno o zaangażowanie w lekturę. To, że napiszesz, że bohater się źle czuje, nie sprawi, że w to uwierzę, bo wyobrażam sobie, jak po prostu stoi. Nie trzyma się na brzuch/głowę/rękę, nie kręci mu się w głowie, nie ma dreszczy. Wyobraź sobie, że mówię Ci, że źle się czuję. I co? Jak sobie to wyobrażasz? No właśnie, nie wiesz, jak to zrobić. A gdy powiem, że czuję ucisk w gardle, jest mi słabo, mam mroczki przed oczami, płytki oddech… O to właśnie chodzi. Aby nie opisywać tego, jak czuje się bohater, tylko pokazać objawy – a ja, czytelnik, domyślę się, o co chodzi. Na tym polega pisanie opowiadania. Daj mi się tym pobawić, daj mi wczuć się w postaci. Nie relacjonuj, to nie sprawozdanie. 

(...) jedni patrzyli z niedowierzaniem, inni z nieustającą paniką, niektórzy z powstrzymywanym obrzydzeniem i wstrętem, ewentualnie z otwartą wrogością. – Wracamy do punktu wyjścia. Gdzie objawy, namacalne reakcje? Nerwowe przekrzykiwania, spojrzenia spode łba, przyspieszony oddech? Podajesz wniosek za wnioskiem, ograniczając samodzielne ich wyciąganie, które jest podstawą relacji między osobą piszącą a czytającą tekst.

Nie byłem jakoś specjalnie lubiany. – Sucha konkluzja niemal na samym początku opowiadania mocno ogranicza Ci pole do manewru. Akurat brak sympatii i zrozumienia wśród rówieśników i rówieśniczek łatwo pokazać. W końcu Nico dużo czasu przebywa w samotności i ma inne zainteresowania niż zdecydowana większość osób przebywających w Obozie Herosów. Ilustrowanie wyobcowania Nica pozwoliłoby wejść w jego buty i utożsamić się, a tak mamy po prostu na podstawie jednego stwierdzenia przyjąć do wiadomości, że di Angelo zdecydowanie nie jest bohaterem obozu. Myśl o osobach, które nie znają serii, skoro nigdzie na blogu nie widnieje informacja, że wymaga się znajomości kanonu. Sądzę, że także miłośniczki i miłośnicy Percy\ego Jacksona z chęcią jeszcze bardziej zżyliby się z jedną z najważniejszych postaci z cyklu. Na razie dostają słaby szkic.

Pokręciłem przecząco głową i opadłem ciężko na ziemię. Poczułem mdłości. – W kulturze zachodniej kręcenie głową jest na tyle rozpowszechnionym gestem, że nie musisz dopowiadać, co on oznacza. Cieszę się, że zaczęłaś skupiać się na oznakach złego stanu Nica, a nie tylko go stwierdzać – lepiej późno niż wcale.

(...) mruknął Will, badając oczy dziewczynie z pożaru. – Ten zamiennik brzmi mocno nienaturalnie, skoro Nico wie, że wspomniana dziewczyna to siostra Willa. Zresztą stosunkowo dawno nie użyłaś tego określenia, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by umieścić go we wskazanym zdaniu.

Była całkiem ładna. Miała długie kasztanowe włosy i delikatne rysy twarzy. Usta były ładnie zarysowane, a duże brązowe oczy otaczała gęsta sieć czarnych rzęs. Nie miała makijażu, co moim zdaniem tylko podkreślało jej naturalną urodę. Chociaż nie jestem pewien, czy powinienem oceniać teraz, gdy leży nieprzytomna, jest cała osmalona i ma wywrócone białka oczu. – Uważaj na podmioty, bo zrobiło się niezłe zamieszanie. Jeszcze raz przeczytaj ten fragment, pamiętając, że zaimek odruchowo łączymy z ostatnim rzeczownikiem w zgodnym rodzaju. Odnośnie do samego opisu jest on dość łopatologiczny, ale przynajmniej umieściłaś go dopiero teraz, a nie przy opisie zmagania się z pożarem, co kompletnie zabiłoby dynamikę i ładunek emocjonalny sceny. Poza tym Nico di Angelo zasługuje na lepszą historię miłosną niż zauroczenie od pierwszego wejrzenia wśród śmiercionośnych płomieni, prawda? 

(...) zaczął Will, – Na miejscu przecinka powinna znaleźć się kropka.

Rozdział III

Fabuła podąża w strasznie sztampowym kierunku. Wciąż jest poprawnie, ale… bez polotu. Czytam, bo czytam. Nie mogę się wczuć. Paradoksalnie, im więcej czytam, tym mniej widzę kanonicznych postaci, a coraz bardziej jedynie Twoje luźne interpretacje. 

Bogowie, co ja znowu narobiłam? Jak się tu znalazłam? – Śmiało dodawaj więcej takich myśli. Są o wiele lepszą opcją niż wyświechtane frazesy pokroju: ogarnął ją niepokój

Wprowadzasz kolejną narratorkę i wypowiada się ona dokładnie tak samo jak jej poprzednicy. Wpadasz więc w główną pułapkę dla osób chcących wykorzystywać różne perspektywy. Może Ci się wydawać, że przybliżasz postacie czytelnikom i czytelniczkom, bo bezpośrednio dajesz im głos, ale tu pojawia się kolejny paradoks – jesteś na dobrej drodze do pozbawienia Percy’ego, Nica i Natalie podmiotowości. Ich narracje zlewają się ze sobą. Absolutnie nic ich nie wyróżnia, czego nie możesz bez końca usprawiedliwiać dzieloną grupą wiekową czy środowiskiem, ponieważ żadne dwie osoby nie myślą dokładnie tak samo. Równie dobrze mogłabyś nad drugim rozdziałem napisać perspektywa Percy’ego, a ja może w połowie posta zorientowałabym się, że coś mi nie gra. Natalie wyróżnia się chociaż rodzajem… ale naprawdę tylko nim, więc widzisz wagę problemu. Musisz bardziej się skupić i wczuć się w postaci, które przecież powinnaś dobrze znać. Percy’ego charakteryzuje wspomniany już przeze mnie humor – nieco głupi, ale cięty i idealny dla obserwatora. Narrację Jacksona pamiętam też jako dość chaotyczną i krążącą wokół doznań i interpretacji chłopaka, bez zbędnych szczegółów. Natomiast Nico to zupełnie inna postać, zwłaszcza pod koniec głównej serii, ale przed Ukrytą Wyrocznią, której akcja dzieje się później niż Twoje opowiadanie. Tylko pomyśl – syn Hadesa, po stracie Bianki, mocno introwertyczny, ale z nadmierną skłonnością do ironii. Raczej melancholik, sceptyk, który smętnie snuje się po obozie i unika innych mimo stopniowej resocjalizacji. Nie tak trudno ukazać naturę di Angelo poprzez narrację. Co do Natalie, sama wiesz najlepiej, po co stworzyłaś tę postać i co ma ona sobą reprezentować. Zadbaj o indywidualizację narracji, a to zaowocuje. W końcu nie liczy się ilość, ale jakość.

Następne[,] co pamiętam (...).

Drugim powodem mojego zmieszania były jego smutne i udręczone oczy, które mimo całej swej goryczy i zmęczenia patrzyły na mnie stalowo i przeszywająco. – Zobacz, łatwo jest rzucać pustymi frazesami, zamiast rzeczywiście spróbować odzwierciedlić w narracji to, ile Nico widział i stracił, bo wierzę, że ma to swoje odbicie w jego sposobie myślenia, a nie tylko w stylówce na mrocznego chłopca. 

Poza tym (,)nie miałem co robić, no i byłem ciekaw[,] kim jesteś. – Ten pierwszy przecinek jest zbędny.

Rozmowa Nico i Natalie nie ma w sobie za grosz oryginalności, a prezentowane postaci – charyzmy. Nieco trąci infantylizacją postaci i coraz bardziej sugeruje przewidywany romans. Mój początkowy entuzjazm stopniowo gaśnie. Na razie Spokojnie – to tylko ja jest zwykłym czytadłem. Oczy mi się nie wwiercają w czaszkę, ale trudno mówić o entuzjazmie. 

Rozdział IV

Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy rozwinięcie wątku Willa i to nie ze względu na moje osobiste sympatie, ale potencjał wątku. Właśnie zyskujesz okazję, by nadać opowiadaniu głębi i zrezygnować z tych wszystkich oczywistości, którymi wcześniej nas dręczyłaś. Schematy są w porządku, ale co to za opowiadanie, kiedy za każdym razem wiadomo, czego można się spodziewać? Nuda. Jak wcześniej miałam przeczucia co do tego, że relacja Nica i Natalie zmierza w kierunku romantycznej, tak teraz nie wiem, co myśleć. I dobrze. Di Angelo jest skomplikowany i zdarza mu się czuć wstyd przy najzupełniej normalnych sprawach – masz więc okazję dopracować kreację postaci, by uczynić Nica bardziej ludzkim. 
Edytowany: mam nadzieję, że nie wspomniałaś pokrótce o Willu, byle mieć tego bohatera z głowy. Moje uczucie do niego bardzo osłabło – i to tyle? Można lecieć z nowym romansem? No prawie jak w Dramione, które przecież trzeba zacząć od uśmiercenia Rona albo zrobienia z niego damskiego boksera. Jesteś pewna, że chcesz jednym zdaniem pozbywać się bohaterów i bohaterek istotnych dla narratora, bo nie pasują do Twojej koncepcji? Pisz, o kim chcesz, choćby to miał być romans Nica i Pana D., ale niech to będzie wiarygodne psychologicznie. Di Angelo dopuszcza do siebie niewielu ludzi i trudno mi uwierzyć, że byłby zdolny do tak szybkiego zerwania kontaktu z jedną z nich, jakby nic się między nimi nie stało. Zignorowanie kwestii Willa może źle odbić się na Twoim opowiadaniu, bo nie sądzę, by fani i fanki serii marginalizowali takie igranie z kanonem. Aby uniknąć podobnych problemów, mogłaś zdecydować się na autorskie postacie i hulaj dusza – piekła nie ma. Swoją drogą, z potencjału uniwersum Percy’ego Jacksona też na razie mało korzystasz.

Tyle że nie bardzo potrafię wytłumaczyć dlaczego. Potrafiłem, skoro zdecydowałaś się na pisanie w czasie przeszłym. Ewentualnie mogłabyś wykorzystać kursywę lub cudzysłów w celu przytoczenia myśli Nica za pomocą mowy niezależnej, ale absolutnie nie ma takiej potrzeby przy narracji pierwszoosobowej. 
Edytowany: to nie jedyny fragment obrazujący, że z konsekwencją bywa u Ciebie różnie. Trzymaj się jednego czasu.

Westchnąłem z desperacją, po czym wstąpiłem w cień i przeniosłem się do mojego pokoju w domku trzynastym. – Odnoszę wrażenie, że uczepiłaś się podróżowania cieniem i zupełnie zapomniałaś, że nadużywanie tej umiejętności może prowadzić do wyczerpania. Nico jest cool, bo to syn Hadesa i ma super moce – dotarło. Takie krążenie wokół jednego wątku mocno rzuca się w oczy, kiedy niemalże ignorujesz pozostałe elementy świata fantastycznego. Była drobna wzmianka w pierwszym rozdziale o przygodzie Percy’ego w galerii oraz przepowiedni, a potem cisza. Zapominałabym, że nie czytam o zwykłych nastolatkach, gdyby nie to nieszczęsne podróżowanie cieniem przy każdej możliwej okazji. Uniwersum Percy’ego Jacksona daje Ci naprawdę wiele możliwości – aż żal z nich nie skorzystać. 

Na jej czole połyskiwała srebrna opaska, a w ręku trzymała kurczowo łuk i dwie strzały. – Pilnuj podmiotów, bo nawet w Percy’m Jacksonie opaski tak nie szaleją. Przypominam: czasownik odruchowo łączymy z ostatnim rzeczownikiem w zgodnym rodzaju, a więc z fragmentu wyżej nie wynika, że łuk i strzały trzymała Bianca. To nie jedyny błąd tego typu w czwartym rozdziale. 

Ja ze strachem i niedowierzaniem, ona ze spokojem i ciepłem w oczach. – Takie to wszystko odległe, obojętne dla narratora, a więc również dla odbiorców i odbiorczyń. Chciałaś, by czytali suche relacje? Pisząc w czasie przeszłym, można pozwolić sobie na większy dystans, ale nadużywanie owego przywileju skutkuje powyższym odbiorem.

Moje ręce zaczęły się trząść, więc zacisnąłem je mocno, by tego nie dostrzegła.  – Wspomnienie trzęsących się rąk – super, kumasz, o co chodzi z pokazywaniem emocji. Tylko po co wskazanie celu na końcu? Zaciśnięcie drżących dłoni bądź schowanie ich do kieszeni to wyraźna oznaka prowadząca do prostego wniosku – czytelnicy i czytelniczki sami dodaliby dwa do dwóch. Następnym razem im pozwól, to nie pożałujesz. Takimi niby-głupotkami dopracowuje się warsztat, by po tekście się płynęło, a nie rejestrowało machinalne wykonywanie czynności poprzeplatane drętwymi wnioskami.

O co tu, do diabła, chodzi? – Podobnych fragmentów mogłoby być zdecydowanie więcej. Krótkie zdanie skłaniające do refleksji i swobodnie wplecione w scenę.

Kiedy się odrodziłam - mówiła cicho (,) - znalazłam się w ciele małej (...).

Jej dusza przedwcześnie ją opuściła, ale moja zastąpiła dawną. – W bierniku mamy (wzięłam tę starą książkę), a występuje w narzędniku (stałam z tą starą książką). W mowie potocznej często używamy i taki błąd w wypowiedzi jednej z postaci nie jest karygodny, ale nie sądzę, że popełniłaś go celowo. 

Dzięki nowemu, silnemu duchowi wróciłam do zdrowia, lecz dalej byłam bardzo chorowita. Miałam białaczkę. – Bianca mówi o tym wszystkim jak o pogodzie. Gdzie emocje, zaangażowanie? Przerwy na głęboki wdech, jąkanie? Ostrożne dobieranie słów czy poprawianie się? Wiem, że to sen Nica, ale z pewnością nie jeden ze zwyczajnych, skoro chłopak dowiaduje się o nowych faktach z życia siostry. Rozumiem, że Bianca dojrzała oraz ma inne podejście do śmierci niż większość osób, ale podobne sceny sprawiają, że czytelnicy i czytelniczki nie mogą się z tą postacią utożsamić. Skąd współczucie czy jakiekolwiek objawy empatii, skoro sama zainteresowana zdaje się nic nie czuć? Ten zabieg ma czemuś służyć? Na razie widzę rozmowę między bratem i siostrą, którzy powinni wręcz buzować z nadmiaru emocji, a są nienaturalnie spokojni, czego w tak niezwykłej dla nich sytuacji nie można usprawiedliwiać temperamentami danych postaci. 

Wzdrygnęła się na to przykre wspomnienie. (...). Bianca przełknęła ślinę. – Światło nadziei, ale to wciąż zdecydowanie za mało. 

Oczywiście, będąc małą Lou[,] nie pamiętałam mojego poprzednie-go wcielenia. – W przedostatnim wyrazie wkradł Ci się zbędny dywiz. W tekście jest sporo błędów wynikających z nieuwagi, więc polecam dawać mu trochę odleżeć i sprawdzać go potem na spokojnie.

Ale gdy trafiłam z powrotem do Podziemia, Hades spotkał się ze mną osobiście i na krótką chwilę przywrócił mi dawne wspomnienia. – Wcześniej pieszczotliwie tata, a teraz Hades?

Odchrząknęła. Moja siostra, a raczej jej dusza (...). – Drugie zdanie nie dotyczy już osoby wypowiadającej się, więc powinno powędrować do kolejnego akapitu.

Założyła na niego jedną z dwóch strzał; jej dłonie drżały, podobnie jak usta. – Pojawia się coraz więcej oznak tego, że Bianca jednak coś czuje, ale Nico nadal zachowuje się, jakby relacjonował obejrzany film. Dziwny ten sen – nie wiem, co chciałaś przekazać za pomocą sprawozdania. 

Twoja dusza ma bardzo smutną historię (...). – Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, że to miałyby być pierwsze słowa nastolatka, który słyszy, że jego siostra przeżyła jeszcze dwa życia po tym, jak ją stracił w tragicznych okolicznościach.

Ale ja nadal nie rozumiem[,] dlaczego tu jesteśmy. – Przynajmniej chłopak zaczyna zadawać logiczne pytania.

Dalej jest już lepiej – doskonale wpleciony opis łąki i reakcji Nica na tajemniczą mgłę. Widzę, że zaczyna zarysowywać się nowy wątek, co cieszy, zważywszy, że sen mógł być tylko nic nie wnoszącym zapychaczem. Schody zaczynają się, gdy niepotrzebnie poświęcasz dużo uwagi szczegółowej charakterystyce zewnętrznej dusz. Nico widzi trzy wcielenia swojej siostry – są rzeczy ważniejsze niż białe kołnierzyki. Być może elementy wyglądu postaci nie rzucałyby się w oczy aż tak i nie odrywały od sceny, gdyby były podane subtelniej? Jakby od niechcenia, pojedynczo – to tu, to tam... 

Podobnie mała, blond włosa dziewczynka stojąca między nią a rudą kobietą około czterdziestki (...). – Łącznie: blondwłosa.

(...) po małej Lou zachowały się jedynie wspomnienia, starannie ukryte we wnętrzu jej duszy i sercach bliskich jej osób. – Nie wiem, czy cieszy mnie długo oczekiwane zwrócenie uwagi na emocje, czy jednak dziwi ze względu na nagły dramatyzm Nica, który ni z gruchy, ni z pietruchy zaczyna rzucać poetyckimi sformułowaniami o pustych skorupkach symbolizujących dawne życie.

Ostatnie zdanie wypowiedziałem z trudem; niełatwo przychodzi mi okazywanie uczuć, a co dopiero mówienie o nich. – Widzimy. Naprawdę.

Rozdział V

(...) spytała Sabrina z uśmiechem, wchodząc wraz z Willem do sali szpitalnej, w której się znajdowałam. – Absolutnie zbędna doprecyzowanie. Ich nadmiarem tylko męczysz czytelnika.

(...) spytałam zaskoczona, ale poczułam ulgę. Leżałam w szpitalu zaledwie dwa dni, lecz już zaczynałam odczuwać ogromną nudę i lenistwo, które mnie opanowywały. Miałam tylko nadzieję, że nie odbiją się one na moich treningach. – Pytanie Natalie samo w sobie świadczy o zaskoczeniu (a żeby je podkreślić, mogłabyś np. dodać jeszcze wykrzyknik na końcu), więc określenie zaskoczona można wywalić i pierwszą ekspozycję mamy z głowy. Rzekomą nudę i lenistwo też mogłabyś zgrabnie pokazać, gdybyś nie zdecydowała się na streszczenie kluczowych dni pobytu dziewczyny w szpitalu. Drugim, pewnie niepożądanym skutkiem takiego zabiegu, jest skłonienie czytelników i czytelniczek do bagatelizowania pożaru. Całe wydarzenie służyło tylko po to, by Natalie i Nico się poznali? Udało się, więc po jednej scenie w szpitalu można przechodzić dalej, jak gdyby nic się nie stało? Dziecko Aresa nie zostanie ukarane za wzniecenie pożaru, w którym Natalie mogła zginąć? Wiadomo w ogóle, kto dokładnie odpowiada za podpalenie? Dlaczego nikogo zdaje się to nie interesować, włączając samą poszkodowaną oraz jej podobno troskliwego brata?

- Dobrze, mamo - prychnęłam ze śmiechem. 
- Ej, ej, nie wyjeżdżaj mi tu z mamą. Po prostu się martwię. - Wzruszyła ramionami. 
- Aww, jak słodko[.] - uśmiechnęłam się. – Pomijając już błędnie użyte dywizy, o których wspominałam na początku oceny, ostatnie dopowiedzenie powinno być poprzedzone kropką i zapisane wielką literą, ponieważ nie dotyczy bezpośrednio wypowiedzi (nie ma nic wspólnego z mówieniem, tak jak i fragment wyżej o wzruszeniu ramionami). Poza tym powyższy dialog ilustruje poziom infantylizacji niemal dorosłych postaci (skoro Natalie jest mniej więcej w wieku Nica, ma około 15 lat, ale Obóz Herosów zmusza do szybszego dorośnięcia).

Po jakimś czasie Will pokazał mi moje wyniki badań. I[,] rzeczywiście, wszystko było w porządku (...). – A ona skąd to wie? Podobnie jak brat interesuje się lecznictwem? Swoją drogą, nie sądzę, by w obozie rozdawali druczki. Równie mocno dziwi mnie używanie przez postaci określenia szpital.

Bardzo lubię taką pogodę (...). – No co Ty nie powiesz? Natalie wyszła ze szpitala po tym, jak niemal zginęła w pożarze (i podobno ma poparzenia drugiego stopnia, czego mam nadzieję nie zignorujesz, bo bycie heroską nie tłumaczy aż tak szybkiego powrotu do zdrowia), a zachowuje się, jakby wygrała w totka. Bardzo spłycasz wszelkie wątki dramatyczne.

(...) zaczęła siedząca obok mnie Sabrina (,) (...) [.]

Wiesz, po posiłku zwykle większość z nas ma godzinę wolną od ćwiczeń, ewentualnie pojawiają się wcześniej lekcje greki, angielskiego, matmy i tego typu, ale wszyscy, którzy mają w planie te przedmioty, już się z nich zwolnili. – W Obozie Herosów nie nauczano angielskiego i matematyki. Tu znajdziesz spis wszystkich zajęć. Dalej mocno kręcisz też z godzinami, ponieważ po południu odbywają się tylko gry zespołowe, ćwiczenia etc., na pewno nie najcięższa greka. 

Powrót do przeszłości Natalie wypada dość naturalnie, gdyż wplotłaś jej wspomnienia w dobrym momencie. Sytuacja sprzyja rozmyślaniom, szkoda tylko, że nie przestałaś ignorować kwestii pożaru – przecież on tym bardziej powinien skłonić Natalie do rozpamiętywania czasów sprzed poznania prawdziwej rodziny.

Było to spowodowane głównie tym, że sześć dni spędziłam sama w lesie (...). – Za szybko pochwaliłam. Czytelnicy i czytelniczki naprawdę nie muszą znać takich szczegółów, a już na pewno nie chcą czytać sześciu długich akapitów nafaszerowanych streszczeniami.

Po paru dobach skończył mi się prowiant i woda, które trzymałam razem z nożem, zapalniczką i latarką w brązowym podartym plecaku, więc musiałam sama zapewnić sobie jedzenie i picie. – Emocje jak na grzybobraniu. Taki osiągasz efekt, gdy z dystansem opisujesz dramatyczne wydarzenia i rozczulasz się nad takimi głupotami jak kolor plecaka.

Ryby uciekały prędzej niż biegnąca lama. – Ciekawe porównanie. Ale zdecydowanie nie dodaje powagi fragmentowi, którego budowa nie pozwala traktować go emocjonalnie. Nie wspominając już o trudności w wyobrażeniu sobie małej dziewczynki z taką łatwością łowiącej jakimś patykiem ryby w rzece. Z zadowoleniem rozpaliłam ognisko, a poszło mi to tak sprawnie, że długo jeszcze samej sobie nie mogłam się nadziwić. – To kiepski moment na pierwsze do tej pory utożsamienie się z bohaterką.

Patrząc teraz na nich wszystkich, rozmawiających ze sobą, roześmianych i szczęśliwych, czułam się tak, jakby nagle wszystkie puzzle znalazły się na właściwym miejscu, we właściwym czasie, z właściwymi ludźmi, tworząc właściwy obrazek. – Z pewnością nie chodziło Ci o zjednoczenie puzzlowej rodziny.

Moja siostra, Christina, blondynka o włosach niemalże białych, nieco dłuższych niż moje, czyli sięgających gdzieś do pasa, z wiecznym uśmiechem na twarzy i iskrzącymi się oczami, wzięła mnie pod ramię i pocałowała w policzek. – Nadal mnożysz zbędne informacje, których w dodatku nie sposób zapamiętać w takiej ilości, i oczekujesz, że czytelnicy i czytelniczki będą wierzyć na słowo, jaka dana postać jest, zamiast ukazać jej charakter za pomocą scen, dialogów etc.

Od razu widać, że masz tróję z matmy (...).  – Z tego, co pamiętam i znalazłam w sieci, w Obozie Herosów nie wystawiali stopni, a już z pewnością nie robili tego zgodnie ze skalą ocen w Polsce. Masz naprawdę wiele łatwo dostępnych źródeł informacji o funkcjonowaniu obozu itd. – tylko trzeba chcieć je znaleźć, a nie liczyć, że osoba siedząca po drugiej stronie nie zorientuje się, że research kuleje.

Rozdział VI

(...) zawołał do mnie Will, Zbierając rodzeństwo w grupkę przed domkiem. – Małą: zbierając.

Zdawałam sobie sprawę, że czekali już tylko na mnie; wszyscy moi bracia i siostry czekali na zewnątrz. 

Wayne miał siedemnaście lat, metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, krótko przystrzyżone czarne włosy i czekoladowe oczy, niemalże identycznej barwy co jego skóra, a także olśniewająco białe zęby, które często można było zobaczyć, gdy się uśmiechał. – Nim skończyło się zdanie, już zapomniałam, o kim mowa. Wzmianka o tym, że Wayne był wysoki i czarujący w zupełności by wystarczyła, a nawet sądzę, że brak jakiejkolwiek informacji na ten temat nikogo by nie zabił. 
Edytowany: okazuje się, że dopiero się rozkręcałaś. Opisywanie przeszłości randomowej postaci nie jest potrzebne, a wręcz szkodliwe, zwłaszcza gdy zaczynasz interpretować czyjeś zachowanie za swoich odbiorców oraz odbiorczynie. Wayne to spoko koleś i kwiat lotosu – niech uśmiechnie się do Natalie, przepuści ją w drzwiach czy coś takiego i mamy przedstawienie bohatera z głowy.

Szybko zawiązałam moje ulubione i dość już znoszone miętowe trampki, po czym wybiegłam na świeże powietrze. – Ekspozycji jest coraz więcej, a nie coraz mniej, na co miałam nadzieję. Natalie ma ulubione trampki – ma je nosić i tyle (albo nie dać wyrzucić siostrze, mimo że są zniszczone – możliwości można mnożyć, a Ty się ograniczasz do okrąglutkich i pustych zdań).

Pomodliłam się do mojego taty i do Ateny, prosząc, by pomogła mi trochę w strategii bitewnej. Nie za dobrze sobie z nią radziłam, zwłaszcza ostatnio, dlatego mała pomoc ze strony bogini na pewno by mi nie zaszkodziła. – To by mogła być dobra scena (a sceny nie ma tu tak naprawdę żadnej). Modlenie się do Ateny sugeruje problemy w obmyślaniu strategii bitewnej, a na dodatek ukazuje stosunek Natalie do religii (co jest spójne z wystąpieniem kolejnej sceny modlitwy w tak krótkim opowiadaniu). Byłaś w stanie tyle pokazać, a wyłożyłaś wszystko na talerz i emocje zupełnie gdzieś wyparowały.

Zaczęłaś opowiadanie od opisu historii Percy’ego w galerii, wizji Rachel oraz niby-zniknięcia Annabeth, po czym zdaje się, że zupełnie porzuciłaś te wątki. Minęło pięć rozdziałów, a tu ani widu, ani słychu. Skoro wolisz pisać z perspektywy Nica czy Natalie, po co było kombinować?

Niewiele się dzieje. Dziewczyny coś poplotkują, pochodzą sobie reprezentacją całego domku czy pojedzą i tak w kółko. Nadal mam problem z tym, jak dziecinnie zachowują się Twoje postaci. Nie odmawiam im prawa do prowadzenia rozmów na głupie tematy czy zakochiwania się w wielkim stylu, ale kiedy fabuła opiera się tylko na tym, rodzi się problem. Zanim główny wątek się rozwinie, zapomnę o przesłankach z pierwszego rozdziału. Nie myślałaś, żeby pisać o młodszych postaciach, skoro czujesz takie klimaty? Nie wpasowałabyś się w moment w serii? Na razie trudno mi ocenić taką obawę, skoro jeszcze nic konkretnego, co wydarzyło się np. w finale Bogów olimpijskich, nie ma właściwie znaczenia, więc równie dobrze akcja mogłaby dziać się wcześniej. Wykorzystania potencjału uniwersum jak nie było, tak nie ma. Obóz Herosow i ponadnaturalne towarzystwo to taki dodatek do całości, nic więcej.

Czarne włosy miał tradycyjnie ułożone w artystyczny nieład, co, jak zawsze, wydało mi urocze i atrakcyjne. (...) Z jego czarną niczym węgiel czupryną silnie kontrastowała blada cera, lecz te wszystkie kontrasty w jakiś dziwny sposób ze sobą współgrały. – Często też rzucasz totalnie wyświechtanymi sformułowaniami, których trudno już nie mieć dosyć.

Miał delikatnie zarysowane usta, obsydianowe oczy zdobiły długie czarne rzęsy, a jego rysy były eleganckie, jak u księcia. Z kolei sposób, w jaki się poruszał, był subtelny, pełen gracji i wdzięku. – Nie dość, że opis znów niepotrzebny, to Natalie zachowuje się, jakby widziała Nica pierwszy raz (a to nawet nie ich pierwsza wspólna scena w opowiadaniu napisana z perspektywy Natalie).

Patrząc na niego, przestałam jeść i nieświadomie zaczęłam bawić się widelcem, co od razu zauważyła Sabrina (...). – No średnio nieświadomie, skoro to komentuje, a od razu nie pozwala wysnuć wniosku, że Natalie dopiero w pewnym momencie zorientowała się, co robi od dłuższego czasu.

Serio, nieważne, ile bym zjadła, zawsze będę ważyła mniej, więcej tyle samo. – Bez ostatniego przecinka.

Dzięki, tatku. – To pewnie miało być żartobliwe… ale halo, Apollo zdecydowanie nie jest ojcem roku, a Natalie kolejny raz odnosi się do niego z czułością, jakby spędzali ze sobą każde popołudnie w miłej rodzinnej atmosferze.

Jednak w pewnym momencie gwałtownie się od niego odsunęła i trzepnęła go w ramię, nagle rozzłoszczona. Chris, widząc jej reakcję, zaczął się śmiać i zgarnął w ramiona, ponownie do niej przemawiając. – Nadużywasz zaimków. Przede wszystkim mocno rzuca się w oczy wieczne powtarzanie przez Natalie mój brat czy moja siostra.
Poza zaimkami, nadużywasz też zbędnych dopowiedzeń. Bohaterka odsunęła się w pewnym momencie, zrobiła to gwałtownie i jednak (ergo: znikąd, bo zaczynając od tego zdanie, podsuwasz już, że w bohaterce nastąpiła zmiana zachowania; potem to jeszcze doprawiasz wszystko przysłówkiem nagle). Nie musisz być taka łopatologiczna, pisać okrąglutko, powtarzać się. Postaw na lekkość i płynność, uzyskasz tym większy efekt zaskoczenia. Często mniej znaczy więcej. Obecnie zdanie jest długie i brakuje mu dynamiki, więc dokładanie budulca sprawia, że tempo czytania spowalnia. Spójrz na luźną sugestię: 
Nagle odsunęła się od niego i trzepnęła go w ramię, rozzłoszczona. Chris, widząc to, zaczął się śmiać i zgarnął ją w ramiona, ponownie przemawiając. Lżej? Ano lżej.

Jęknęłam cicho, ponieważ jego łokieć boleśnie wbijał mi się w plecy, a moja lewa ręka, którą wykręcił do tyłu, mocno doskwierała. – Wiadomo, że to jej ręka. Takich głupotek od Kapitanki Oczywistej też Ci się namnożyło. Na dodatek bohaterka jęczy z bólu, wspomina, że łokieć wbija jej się boleśnie, a ręka jest wykręcona i doskwiera. Ale ten czasownik znaczy tyle coś być uciążliwym, drażnić. Doskwierać może więc brzydka pogoda, latająca mucha, ale wykręcana mocno ręka...? Brzmi jak sztuczny eufemizm.

Kolejna scena jest równie sztampowa co poprzednie – Natalie postanawia przestraszyć Nica, zachodząc go do tyłu, a ten reaguje jak rasowy heros, więc przygważdża ją do ziemi, przez co oboje kończą zawstydzeni. Trudno kupić czytelników i czytelniczki sceną, jeśli podobnych wśród współczesnej literatury młodzieżowej mają na pęczki. To już nie niegroźna inspiracja czy bawienie się kliszami, ale tworzenie absolutnie nieinnowacyjnego opowiadania, a przez to i nieangażującego. Szkoda. Zaczęło się przecież obiecująco.

Bogowie, ale mi przywaliłeś. Myślałeś, że jestem cyklopem, czy co? – Kiepski tekst do kogoś, kto przyjaźni się z Percym (a odpowiedź Nica to już totalna farsa!) mającym brata cyklopa, a i częściowo nawet z samym zainteresowanym – Tysonem. Poza tym ostatni przecinek jest zbędny.

Od razu widać, że po macoszemu potraktowałaś początek rozmowy wspomnianej dwójki, byle tylko jak najszybciej przejść do kwestii figurki (z jej wątkiem poradziłaś sobie całkiem nieźle, miłe mrugnięcie do fanów i fanek serii). Od streszczeń w Twoim opowiadaniu aż głowa boli. Teksty typu nie chciałam go obrazić czy przez moją nadmierną ciekawość rodem z Autorzy objaśniają świat nie pomagają.

Nie jestem pewien[,] jak to się stało, ale wyglądają identycznie jak te, które spaliłem.

Zastanawia mnie tylko[,] dlaczego to zrobił. – Nadal nie pilnujesz czasów, co pewien czas wyskakując z teraźniejszym.

W rozdziale jest więcej błędów, chociażby interpunkcyjnych, niż zwykle, więc powinnaś uważniej sprawdzać posty przed opublikowaniem. Poza tym odsyłam Cię do artykułu o poprawnym zapisywaniu dialogów, ponieważ błędnie zapisujesz wtrącenia. Np. tutaj:
- Wiesz - zaczęłam po chwili ciszy (,) - mój tata... jeszcze nigdy go nawet nie widziałam. – Przecinek po ciszy nie powinien się tam znaleźć.

Rozdział VII

Nieoczekiwanie powracasz do perspektywy Percy’ego, więc liczę, że wreszcie zawiąże się główny wątek. Najwyższa pora. Pozytywne zaskoczenia to przynajmniej częściowa personalizacja narracji Percy’ego – chociażby pojawiły się charakterystyczne dla niego zwroty bezpośrednio do czytelników i czytelniczek oraz tłumaczenie się przed nimi. 

No... coś tam było o tym, ile razy można jej używać, jak często... tylko że nie pamiętam dokładnie[,] o co chodziło.

Cyklopy, podobnie jak satyry, rozwijają się wolniej i nie dorastają tak szybko jak inni ludzie czy półbogowie. Dlatego Tyson, mimo że miał już prawie osiemnaście lat, zachowywał się czasami jak jedenasto-, dwunastolatek. Jego niewinne spojrzenie, dziecięcy dobór słów, niezwykła wrażliwość i niekiedy przesadny entuzjazm wobec małych rzeczy dość mocno kontrastowały z prawie dwoma metrami wzrostu oraz potężną sylwetką, co powodowało, że zwykle wyglądał po prostu jak duże dziecko. I pomimo że był w moim wieku, traktowałem go niejako niczym młodszego brata. – Ładnie wprowadziłaś Tysona. Było dużo standardowych odzywek i ukazanie jego stosunku do ojca czy brata, a tu bum i ekspozycją w twarz, a co!

Rozdział z perspektywy Percy’ego od razu czyta się przyjemniej – gdzieś mignęła sprawa Annabeth i przestałaś ograniczać przedstawianie funkcjonowania obozu do opisów posiłków i modlitw. Szczególnie dobrze wypada scena z pegazem, choć absurdalnie brzmi, że najżywszy i najbardziej naturalny dialog w opowiadaniu to rozmowa protagonisty ze skrzydlatym koniem. Co jak co, ale Natalie i Nico mogliby się nieco nauczyć od Mrocznego.

Centaur stał w środku z łukiem w ręce i kołczanem pełnym strzał na ramieniu. – Wystarczy: pełnym kołczanem, a tak właściwie to przekazanie tej informacji z pewnością nie jest kwestią życia lub śmierci, więc nie rozdrabniaj się tak, tylko zacznij dopracowywać opisy otoczenia, które służyłyby czemuś, np. budowały klimat, podsycały ciekawość czy rozbudzały wyobraźnię. Nie ukrywam, że odtwarzając sobie wszystko w głowie, głównie bazuję na tym, co już znam z książek i ekranizacji. Był opis domku Aresa oraz wspomnienie o lesie i jeziorze – to na tyle z próby przedstawienia (superanckiego!) Obozu Herosów, o którym marzą tysiące nastolatków i nastolatek z całego świata. Zamiast tego mamy rozczulanie się nad kolorem oczu czy odcieniem skóry randomowych kolesi. Dziwne masz priorytety.

Weźcie teraz po tuzinie strzał z najtępszymi grotami. – Wprawdzie Chejron budził respekt, a część herosów i herosek traktowała poważnie zajęcia z łucznictwa, myśląc o przyszłych misjach… ale nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy nauczyciel mówi młodziakom coś w stylu weźcie te najbardziej badziewne strzały, a oni przytakują niczym potulne owieczki. Chejron wypada naiwnie, a resztę kolejny raz obdarzasz jednym mózgiem.

Wybór drużyn nie stanowi żadnego zaskoczenia. Idziesz po linii najmniejszego oporu, więc oto nadciąga imperatyw opkowy

Zwykle celowaliśmy w tarcze, manekiny ćwiczebne, ewentualnie w stogi siana lub nadlatującą mewę. – Jakoś nie widzę Chejrona-półkonia każącego strzelać do ptaków. Jakby to miało w ogóle wyglądać? Celujcie w tarczę, a jak przypadkiem przeleci mewa, to możecie spróbować w nią trafić?

Kamizelki to podarunek od samego Hefajstosa, są odporne nawet na najostrzejsze i najtwardsze ostrza. – A to z jakiej okazji? Wydaje mi się mocno naciągane. Przypomnij sobie, że w Bitwie Labiryncie, gdy odwiedzono Hefajstosa, ten odnosił się przychylnie jedynie do Tysona będącego cyklopem. Poza tym bóg sypał tekstami pokroju: szkoda, że herosi nie są maszynami.

Nie wiemy[,] co się może zdarzyć.

Chłopak uśmiechnął się do mnie pobłażliwie i wypuścił strzałkę do Natalie. – Strzałkę? Poważnie? Chyba taką do darta. Scena jest już wystarczająco absurdalna, skoro młodzież ćwiczy strzelanie z łuku na sobie nawzajem, a jeżeli nie trafią w superodporne kamizelki od Hefajstosa, tylko w czyjeś ramię, to trudno.

Wiesz, cieszę się, że w ogóle żyję (...). – Natalie jedno mówi, a drugie robi. Nie widać, by choć trochę przejmowała się pożarem.

Rozdział VIII

Gdybyś chciał skrzywdzić moją siostrę, to nie ważne[,] jak bardzo bym cię lubił (...). Nie z przymiotnikami łącznie: nieważne.

Szach - mat! Szach-mat lub szach mat.

Tłumaczysz się jeszcze[,] zanim powiesz o co chodzi…

(...) podsunąłem, siadając w siadzie skrzyżnym. Siadając w siadzie zdecydowanie nie brzmi dobrze, a skoro nie ma co się rozdrabniać, samo siadając w zupełności wystarczy. Jeżeli jednak zależy ci na tym konkretnym siadzie, możesz utworzyć od niego przysłówek: siadając skrzyżnie

Mam rozumieć, że nie chciałeś go pocałować? – Aha. Czyli to jednak wersja z: zróbmy z Willa dupka, bo stoi na drodze wielkiej miłości Nica i Natalie. Poza tym nienaturalnie wychodzi przypominanie sobie o tym zdarzeniu w środku ósmego rozdziału. Wcześniej di Angelo, mimo że nawet rozmyślał o Willu, ani chwili nie poświęcił zdradzie. Jeśli chciałaś dawkować emocje i w tym celu ukrywać pewne wydarzenia, póki nie nadejdzie odpowiedni moment, wybranie narracji pierwszoosobowej było błędem.

Który dwa tygodnie temu pocałował innego faceta (,) na moich oczach, w lesie, myśląc, że to się nie wyda. – Jak? Z dalszej części wynika, że Will po prostu nie wiedział, że jest obserwowany przez Nica, ale powyższe zdanie przedstawia zupełnie inną, i strasznie nielogiczną, wersję wydarzeń. A pierwszy przecinek jest zbędny.

Wątek rozwija się w nieoczekiwanym kierunku, ale nadal dostrzegam sprzeczności i niepokojące tendencje. We wcześniejszym rozdziale Nico mówił, że nie czuje do Willa nic więcej niż obojętność, a tu mamy zazdrosnego chłopaka urządzającego scenę. Di Angelo mógłby okłamywać innych, a także samego siebie, odrzucając bolesne uczucia… ale to się totalnie nie klei, gdy powrócimy np. do tego fragmentu: Dlaczego więc nie czułem tego ostatnio? Moje uczucie do niego bardzo osłabło i przerodziło się w jakąś dziwną... niechęć. Tyle że nie bardzo potrafię wytłumaczyć dlaczego. 

Zaraz jednak przypomniałem sobie moją rozmowę sprzed chwili z dziewczyną i uznałem, że ja chyba też nie umiem kłamać. – Kłopotliwa kolejność wyrazów.

Zatrzymał na mnie spojrzenie nieco dłużej[,] niż normalnie by wypadało.

Rozdział IX

Otworzył delikatnie szkatułkę i ostrożnie wyciągnął wisiorek, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Niekiedy przesadzasz z nadmiarem określeń, zwłaszcza przy dialogach. W końcu nie ma nic złego w użyciu w nich zwykłego powiedział. Opisy czynności nie potrzebują tylu szczegółów.

Spojrzałam na niego pytająco, więc szybko wyjaśnił. – Zdanie odnoszące się do reakcji Natalie nie powinno znaleźć się przy wypowiedzi Nica, tylko w kolejnym akapicie. Już wskazałam Ci wcześniej podobny błąd i podlinkowałam, oby przydatny, artykuł.

Minęło wiele lat[,] odkąd jej nie ma, nie przejmuj się.

Mniej więcej w połowie zabawy przyszli bracia Hood'owie, którzy przyszli, by poopowiadać żarty, wykonywać sztuczki, popisać się przed ładnymi dziewczynami, a w międzyczasie też coś zwinąć. Hoodowie. Mnożysz zupełnie zbędne informacje. Hoodowie dostaną chociaż jeszcze jedną scenę w Twoim opowiadaniu? Wątpię. Czemu więc służy powyższy opis?

Chejron często wpuszczał pojedyncze monstra do obozu, żebyśmy mogli na nich poćwiczyć i sprawdzić się w walce. Zazwyczaj nie były one bardzo groźne, o ile miało się broń przy sobie. Ja nie miałam nic. Wejście głębiej mogło równie dobrze sprowadzać się do nagłej i nieprzyjemnej śmierci. – W to tym bardziej nie uwierzę…

Eee, cześć[,] Natty (...).

Myślałam o tym, jak przyjemnie byłoby zatopić palce w tych rozwichrzonych włosach… – Jest sporo takich oklepanych, no i tandetnych, tekstów. 

Twojego opowiadania nie czyta się źle, ale zapewne nie to chciałaś usłyszeć. Jest bardzo poprawnie – w końcu rzadko wypisuję niemal wszystkie błędy, nie chcąc, by analiza niepotrzebnie się rozwlekła. Tylko co z tego, skoro mamy średnio kanoniczne i raczej płytkie postaci, którym brakuje życia. I morze ekspozycji zamiast, no, opowiadania.

Ale odkąd mnie uratował[,] zdążyliśmy się mocno zaprzyjaźnić. – Rozmawiali zaledwie kilka razy. Nico otworzył się (nienaturalnie szybko, zwłaszcza jak na niego) przed Natalie, ale żeby od razu nazywać to przyjaźnią?

Rozdział X

Cieszy mnie widok prawidłowych półpauz. Mam nadzieję, że przejrzysz pod tym kątem poprzednie rozdziały, by przestały straszyć.

Zbędne dopowiedzenia, które zabijają dynamikę, doskonale widać na początku tego rozdziału:
Nagle z mojej prawej strony doszedł do mnie jakiś szmer. (...) Słowo odbiło się echem w otchłani, w której się znajdowałem.

To była kobieta. Rozpoznałem jej głos. Jednak nie miałem pojęcia[,] do kogo on należy. – No to nie rozpoznał, tylko np. skojarzył.

W kręgu światła ponownie pojawiła się córka Ateny, mimo że ta poprzednia nie zniknęła. – Wybrałaś kłopotliwe synonimiczne określenie, które sugeruje, że mowa o innej córce Ateny. Poza tym nie powinnaś zapominać, z czyjej perspektywy piszesz – Percy miałby nazywać w myślach swoją dziewczynę córką Ateny? Bez szans.

Robiłem[,] co mogłem, żeby do niej dotrzeć.

Przez chwilę patrzyłem na nią w niemym przerażeniu, jak tańczy pod drzewem, próbując zedrzeć z siebie czarną pelerynę. – To określenie z pewnością psuje dramatyzm sceny, zwłaszcza przy narratorze, który (teoretycznie) jest nie mniej przerażony od samej zainteresowanej. Za to metafora czarna peleryna dobrze się wpasowała w klimat.

Kobieta, której twarzy ani imienia nie potrafiłem sobie przypomnieć, wyszeptała mi do ucha (...). – Wypadałoby wcześniej wspomnieć o tym, że Percy kojarzył też twarz tajemniczej kobiety, tylko nie mógł sobie przypomnieć szczegółów.

Na terenie obozu jeszcze nikt się nie pojawił, z wyjątkiem strażników stojących przy granicy i Sośnie Thalii. – Raczej: na zewnątrz. Na terenie obozu główni bohaterowie i bohaterki są cały czas.

Och, Peter Johnson. – Zobacz, jak chcesz, umiesz coś pokazywać, zamiast tylko obciążać stronę czytającą natłokiem informacji.

Ty zapomniałeś spytać, ja zapomniałem zrobić (...). – Cała scena w Wielkim Domu jest naprawdę przyjemna. Znajduję w niej wszystko, czego w danym momencie akcji potrzebuję – żywe i spersonalizowane dialogi, długo wyczekiwane elementy fantastycznego uniwersum oraz skupianie się na tym, co kluczowe.

Rozdział XI

– Rozumiem – odparł zamyślony. [–] Wcześniej nie miałeś żadnych wizji? 

To pierwszy taki sen[,] odkąd ją ostatni raz widziałem.

– Rachel... kilka dni temu mówiła, że musi powiedzieć mi coś ważnego. 
– Nie rozmawiałeś z nią jeszcze? 
– Nie było okazji. Nie widzieliśmy się od tamtej pory, jedynie na posiłkach. – Jeśli wizja Rachel zawierała sugestię o tym, że Annabeth może być w niebezpieczeństwie, trudno Ci będzie wytłumaczyć, dlaczego wyrocznia ani nie nalegała na rozmowę, ani sama nie podejmowała konkretnych kroków.

Wiele szczegółów z twojego snu jest takie samo jak te w moim. – Jakich? Takich samych.

Ma ciemne włosy i brązowe oczy, śniadą skórę i białe zęby. Jest wysoki, ale nie wyższy od ciebie, no i jest mniej więcej w naszym wieku. – Poważnie? To są informacje, które podaje się, opisując prawdopodobnie proroczą wizję?

Dobrze, że Percy próbuje się usprawiedliwiać i dzięki temu poznajemy nowe szczegóły, które są wprawdzie częściowo istotne, ale nie mogą załatać ogromnej dziury logicznej w wątku zniknięcia Annabeth. Jedynym rozsądnym z całej grupy wydaje się Chejron. Jego postawa ma sens, bo to dojrzały i doświadczony mężczyzna, ale dlaczego zaangażowani emocjonalnie Percy i Rachel nie zareagowali podobnie szybko na wieść o potencjalnym niebezpieczeństwie grożącym Annabeth?

– Wybieram Leona Valdeza i Nica di Angelom – powiedziałem głośno i wyraźnie, a wokoło zapanowała cisza. Angelo.

Rozdział XII

Ratuje ludzkość. Ratuję.

Unikałam patrzenia na syna Hadesa, omijałam go wzrokiem najusilniej[,] jak mogłam. I udawało mi się to. – Tak drobna wzmianka nie usprawiedliwia braku jakiejkolwiek reakcji ze strony Natalie na to, że Nico, do którego przecież zaczyna coś czuć, wybiera się na niebezpieczną misję. Napisałaś ponad trzydzieści wersów, ignorując relację najważniejszych postaci występujących w scenie, a potem poleciałaś z kolejnymi banałami pokroju: wpatrywałam się w jego obsydianowe oczy, z bólem zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie już nigdy nie będę mogła przyjrzeć im się z bliska. (...) a mnie znów dopadło to dziwne uczucie. Żal? Smutek? Bezpodstawna tęsknota za czymś, co i tak nigdy nie było moje?

Oczy zaszły mi łzami. Trzask. Znowu się pomyliłam, jednak tym razem grałam dalej. Scena w lesie. Ich splecione dłonie. Pomyłka. I jeszcze jedna. Moje palce zaczęły błądzić, ślizgać się, ale nie zważałam na to. Grałam z pamięci, zaciskając mocno oczy. Ich krótkie, lecz jakże znaczące spojrzenia. Ślizg. Źle postawiłam palec. Samotna łza powoli spłynęła po moim policzku, pomimo zawrotnego tempa utworu. – Bardzo podoba mi się ten opis. Zwłaszcza krótkie, urywane zdania podbijające dynamikę. Cieszę się, że zdecydowałaś się na przedstawienie gry Natalie bez wcześniejszego wciskania do narracji, jak to Twoja bohaterka nie kocha muzyki. Tylko, proszę, nie psuj dobrego wrażenia tą samotną łzą

– Bogowie... [–] wyszeptałam, kręcąc głową.

Że też akurat on, ten, przez którego jestem teraz w takim stanie, w jakim była, musiał się tutaj zjawić. – Nie jestem pewna, o co Ci chodziło. Zamiast była nie powinno znaleźć się tam jestem?

Dobra, mów[,] o co chodzi – rzekłam i spojrzałam na chłopaka z uśmiechem.

Poza tym, [przecinek zbędny] to[,] co się stało wczoraj…

W tym momencie uświadomiłam sobie, że już jutro on, Leo i Percy wyruszają na misję. Niebezpieczną misję, Niebezpieczną misję, na której każdy z nich może stracić życie. Poczułam, jak mój żołądek zaciska się ze strachu. – Rozumiem, że każdy inaczej przeżywa trudna chwilę. Natalie ma prawo reagować z opóźnieniem, ale w poprzedniej scenie totalnie zignorowałaś to, że dziewczyna usłyszała o planowanej misji. Zupełnie jakby Chejron zapowiadał jutrzejszy obiad, a nie wyprawę, której uczestnicy ryzykują życiem. Poza tym na końcu drugiego zdania masz przecinek zamiast kropki. Kolejny raz. Zdecydowanie powinnaś uważniej sprawdzać tekst.

Przestałam myśleć. Mój mózg ześwirował albo to ja byłam emocjonalną masochistką i postanowiłam jeszcze bardziej się pogrążyć. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mną wtedy kierowało, ale przytuliłam go. – Dodaj gdzieś tam Nica, bo się dziwnie zrobiło. :)

Rozdział XIII

Co[,] do cholery[?]

Po nie tak długiej chwili byłem gotowy do drogi i praktycznie gnałem, by nie spóźnić się na spotkanie z Chejronem, a mój miecz ze stygijskiego żelaza boleśnie obijał się o moje lewe udo.Chwila jest mało plastycznym rzeczownikiem, ciężko sobie wyobrazić, jak długo trwa, a gdy dodajesz jeszcze, że nie była aż tak długa… Czuję, że nic mi to określenie nie daje. Nie ułatwia. Nie maluje obrazu. 

Percy, wytłumacz chłopcom[,] o czym mówię.

Leo parsknął cicho i już miał to skomentować, lecz spojrzał na Chejrona i w ostatniej chwili się powstrzymał, drapiąc się po szczęce. – Ostatnie się jest zbędne, skoro pada ono już wcześniej.

Ponadto warto nadmienić, że nasz kierowca ma oczy dookoła głowy – i to dosłownie, ponieważ całe jego ciało pokrywa 50 jasnobłękitnych oczu. – W przypadku prozy zaleca się zapisywanie liczb słownie.

– Tak, tak, wiem[,] co mówiłem – mruknął szybko.

Nareszcie zaczynasz rozwijać główny wątek, który ma potencjał. Zdołałaś zaciekawić mnie zagadką związaną z Ontario oraz tajemniczym towarzyszem Annabeth. Po wyjątkowo krótkim rozdziale nie mam wiele do powiedzenia – szkoda, że nie rozpisałaś kłótni Nica i Willa, bo te postacie potrzebują jeszcze dopieszczenia, by nie były papierowe. Za to zakończenie kolejnym razem na plus – zwłaszcza ironiczny komentarz, który doskonale oddaje naturę di Angelo.

Rozdział XIV

Przeszliśmy spokojnie obok wejścia, po czym okazało się, że wykonanie naszego plany nie będzie takie proste, jak myśleliśmy. Planu.

– Ja to załatwię – dodał i dumnie wypiął pierś do przodu. – Oczywistość. Przecież nie wypiął piersi do tyłu.

To najlepszy rozdział dotychczas. Porzucenie trójkąta miłosnego na rzecz przygody zdecydowanie się opłaciło. Był humor, przyjaźń i potwory – czego chcieć więcej od fanfiction Percy’ego Jacksona? Muszę przyznać, że udało Ci się mnie zaskoczyć w kilku miejscach, a także jeszcze bardziej zaintrygować. Podrasowałaś trochę postaci – wystarczyło kilka scen, by przestały być takie oczywiste i płytkie.

Może chociaż nam opowiesz[,] co się stało?

To może powiedz nam, czy wiesz[,] co się dzieje z twoją siostrą?

Lepiej mów wszystko[,] co wiesz, od tego może zależeć jej życie.

No, może poza Leonem, który odkrył budkę z hotdogami i od razu skorzystał z okazji, aby nam upichcić kolację. Hot dogami. Jeżeli upichcić ma zabarwienie humorystyczne, wszystko gra. Jeśli nie, to określenie zupełnie tam nie pasuje.

Super zakończenie! Nieźle się rozkręciłaś. Zastanawia mnie tylko, dlaczego kamień przeleciał przez ciało Evana, skoro wcześniej Evan jak gdyby nigdy nic np. trzymał butelkę wody. Ma to związek z lwem? Przerwaniem iluzji?

Rozdział XV

Warto też wspomnieć o tym, że w tym czasie Nico znacznie osłabł. Jad pająka powoli wyniszczał jego ciało, a on sam zdawał się już przypominać cień. – Średnia metafora dla syna Hadesa.

Ambrozja i Nektar nie pomagały dostatecznie – bałem się, że nie zdążymy znaleźć dla niego pomocy. – Dlaczego wielką? Piszesz tak jeszcze kilkukrotnie w tym rozdziale. W poprzednich nie popełniałaś tego błędu.

Nie rozpalaliśmy ogniska, gdyż nie chcieliśmy, aby światło i dym wskazywały potworom drogę do nas. – Miałam już ignorować, że obrażasz inteligencję czytelników i czytelniczek, ale czasem się nie da. Spróbuj zostawiać im więcej przestrzeni. 

Syn Hefajstosa szybko stworzył prowizoryczny ciśnieniomierz i zastosował go u chorego. – Wiem o zdolnościach Leo, ale po pierwsze: nie wszyscy muszą, po drugie: nie zaszkodziłoby opisać majsterkowanie chłopaka. Masz Internet i duże pole do popisu.

Nie mamy pojęcia[,] co zrobić w tej sytuacji…

Szkoda, że gdy zaczyna się dziać coś ciekawego, rozdziały stają się coraz krótsze. Motyw Iryfonu to kolejny przykład, że czerpanie pełnymi garściami z fantastycznego uniwersum popłaca. 

Rozdział XVI

Gardło ścisnęło mi się ze strachu, oddech przyspieszył. Poczułam, że pocą mi się dłonie. Na Zeusa, dlaczego akurat jego musiało to spotkać? – Podobna myśl przydałaby się przy ogłaszaniu uczestników wyprawy. Od razu całość wypada naturalniej i nie trzeba żebrać o emocje, bez których trudno o angażującą lekturę.

Pokręcił przecząco głową. – Tak jak w przypadku wcześniejszego potakiwania, dopowiedzenie jest zbędne.

Z tego[,] co pamiętam, ma teraz mnóstwo spraw na głowie, jest w końcu centurionem.

Nawet umierając[,] potrafił robić groźne miny.

Jak prawdziwy lekarz. – Nie bój się feminatywów. Prawdziwa lekarka brzmi równie dobrze, a akurat świat Ricka Riordana jest mocno feministyczny.

Gdyby go zabrakło, nie wiem[,] jak byśmy sobie poradzili.

Zakończenie znów mocno trąci imperatywem. Natalie w ogóle nie jest przygotowana na misję i niemal każda inna osoba znajdująca się w obozie poradziłaby sobie lepiej. Dlaczego Chejron nie ma nic do powiedzenia? Mam nadzieję, że wyjaśnisz to w kolejnym rozdziale. Natomiast Will zachowuje się, jakby nie miał innego rodzeństwa, więc i jego stosunek emocjonalny nie wyjaśnia, dlaczego wybrał Natalie.

Rozdział XVII

Rozdział jest jeszcze krótszy od poprzedniego – niepotrzebnie je podzieliłaś, zwłaszcza że narratorką pozostała Natalie. Błędów praktycznie nie ma. Mało co się wydarzyło, ale muszę przyznać, że zakończenie mnie zaskoczyło i z niecierpliwością czekam na wyjaśnienia. Szkoda tylko, że dramatyzm całej sceny psuje ponowne zwracanie się do boga tato. Nie sądzę, żeby Apollo robił wyjątek dla Natalie i był z nią w zażyłych stosunkach, a nie przekonuje mnie pieszczotliwe zwracanie się do niemal obcego faceta i to wysokiej rangi.

Rozdział XVIII

Nie widząc innego wyjścia, zrobiłam[,] co mi kazał.

Podchodzę z dużą rezerwą do opisywanych wydarzeń. Apollo to dynamiczna postać i z części na część coraz bardziej ludzka, ale boga tego niewątpliwie cechuje egoizm, a tu mamy specjalne traktowanie protagonistki… no nie, nie kupuję takiego rozwiązania.

No[,] no, moja droga, nie zapominaj, z kim rozmawiasz. – Nareszcie. Ale za mało, za mało. Twój Apollo jest taki… rozmemłany. Nie twierdzę, że nie troszczył się o swoje dzieci (przypomnijmy sobie chociażby jego poparcie dla związku Willa i Nica), ale zdajesz się zapominać, że bogowie dystansują się od ziemskich dzieci i nie mają z nimi często kontaktu. Natomiast Twoi bohaterowie zachowują się, jakby ostatni raz widzieli się na wspólnym śniadaniu, przy którym beztrosko gawędzili o sprawach uczuciowych.

Chciałeś mnie zostawić na pewną śmierć. Modliłam się do ciebie, a ty nic! – Natalie jest zupełnie niepoważna. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że takimi scenami ją ogłupiasz.

– Trubadur?! Moja droga, ja jestem poetą. Z mych ust leje się poezja w czystej postaci – odparł wyniośle. – A w fragmenty podobne do tego powinnaś zainwestować. To, że Apollo (przynajmniej na razie) występuje w jednej scenie, nie oznacza, że ma nie mieć charakteru.

– No cóż, właściwie to nic takiego – odparłam, przeciągając samogłoski. – Tyle tylko, że ugryzła mnie żmija, odkryłam swoją moc, zemdlałam na pół dnia i odwiedził mnie nasz ojciec. 
Sabrina zakrztusiła się. 
– Tak, też myślę, że ten dzień był szokujący – skwitowałam z uśmiechem. – Dlaczego urwałaś w takim momencie i przeszłaś do kolejnej sceny? Wciąż to, co najciekawsze, dzieje się gdzieś poza kadrem. Byle szybciej, byle dalej.

Rozdział XIX

– Och, nie[,] nie, absolutnie.

Szybkim ruchem położyła jedną z moich dłoni na jej talii, drugą zaś przyłożyła do policzka. – Lepiej: swojej.

Spróbowałem jakoś się wyplątać z jej uścisków. Kazałem wodzie delikatnie odepchnąć.

Podoba mi się scena nad stawem. Dobrze oddałaś naturę nimf wodnych i przy okazji poruszyłaś ważny społeczny problem, a także podkreśliłaś wagę bycia dzieckiem jednego z Wielkiej Trójki. 

Z nimfy jakby uleciała pewność siebie, widocznie po czasie zdając sobie sprawę ze swojego błędu. – To nimfa zdała sobie sprawę z popełnienia błędu, a nie jej pewność siebie, co wynika z tak zbudowanego zdania.

– Ależ[,] panie, ja…

Dziwi mnie, że wystarczyła krótka groźna, a nimfa bez żadnego oporu wszystko wyśpiewała, choć nie musiała, póki Percy nie kazał jej przysiąc na Styks.

Rozdział XX

Narracja Nica w niczym nie różni się od tych z poprzednich rozdziałów, a heros jest podobno umierający. Uporządkowane, niekiedy wręcz błyskotliwe myśli, kłócą się z wyobrażaniem ciężko rannego, którego stan pogarsza się z godziny na godzinę.

Leo właśnie karmił mnie jakimś wywarem z korzonków i nasion jakichś nieznanych mi roślin, których aromat przyprawiał mnie o lekkie mdłości. Niestety, nie miałem siły mu się przeciwstawiać, a ponoć miało mnie to podnieść na nogi, także zaryzykowałem. No, w końcu nie miałem wyjścia.

Serce biło jak oszalałe w moim osłabionym i wychudzonym ciele, jednak pomimo fizycznego osłabienia nadal myślałem sprawnie. – Kiepskie tłumaczenie. Dwa rozdziały temu, kiedy Natalie zobaczyła Nica, twierdziła, że ledwo utrzymywał otwarte oczy, a podobno od tamtej sceny stan chłopaka tylko się pogarszał. Zdecydowanie brakuje spójności. Z jednej strony chcesz dodać dramatyzmu, a z drugiej nie rezygnować z typowej narracji Nica.
Poza tym w pierwszoosobówce mówienie o sobie jako swoim ciele… często spotykane, ale raczej w tekstach niższych lotów. 

Wrzasnąłem z bólu. – Zobacz. Masz pole do popisu, skoro już uparłaś się na narrację z perspektywy Nica, ale tylko opisujesz to, co on robi, a nie to, co czuje. Oczywiście nie chodzi o to, byś rzucała stanami emocjonalnymi, tylko skupiła się na oddawaniu emocji, pokazywaniu ich.

– Rana... – wychrypiałem, a raczej zawyłem. Co chwila szarpało mną z bólu. – Dlaczego tak późno? Najpierw bodziec, potem reakcja.

Leo pobiegł sprintem do zapasów po nektar i ambrozję, a Percy wydobył wodę z ziemi pod nami, żeby przemyć skazę[,] i szybko odkrył miejsce ugryzienia. – Po kilku rozdziałach pisania tych nazw wielkimi literami powróciłaś do prawidłowego zapisu. Zadbaj o ujednolicenie i skup się, żeby uniknąć tak głupich błędów. Nawet jeśli wydawało Ci się, że nektar jako napój bogów należy zapisywać wielką literą, mogłaś to w kilka sekund sprawdzić w Internecie, dzięki czemu uniknęłabyś kolejnej wpadki związanej ze słabym researchem. 

Tak, chociaż bardzo się starałeś zejść na tamten świat. Zejść na tamten świat? Pierwsze słyszę. Zejść z tego świata o wiele bardziej pasuje. Albo: przejść na tamten świat.

Nowa moc Natalie przynajmniej nadaje sensu wybraniu jej na uczestniczkę wyprawy, ale w związku z ostrzeżeniem Apolla dziwi mnie tak szybkie opanowanie tkania światłem. Oczekuję też potencjalnych komplikacji, bo poszło zdecydowanie za łatwo. Przedstawienie sceny z perspektywy Nica dodało wprawdzie nieco tajemniczości, ale szkoda, że nie opisałaś, na czym dokładnie polegała nowa umiejętność Natalie – w końcu scena uzdrawiania Nica znakomicie się do tego nadawała.

Popatrzyłem na nią jeszcze przez chwilę, a ona uśmiechnęła się do mnie. Nagle dotarło do mnie, jak bezpiecznie się poczułem, gdy usłyszałem jej głos.


PODSUMOWANIE

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to najwyższa pora ogarnąć wcięcia akapitowe i półpauzy we wcześniejszych rozdziałach. Pamiętaj o artykule dotyczącym zapisywania dialogów, który podlinkowałam, bo jest w nich totalny miszmasz potrafiący odstraszyć potencjalne czytelniczki i czytelników. 

Pod względem poprawności jest naprawdę w porządku. Zdarzają Ci się błędy interpunkcyjne, które, jak mnie się przynajmniej wydaje, wynikają z pośpiechu, a nie niewiedzy. Dzięki dokładniejszemu sprawdzaniu tekstu pozbyłabyś się też powtórzeń (przede wszystkim zaimków i najczęściej używanych czasownik typu być, mieć). Pojawiło się także kilka literówek i niepoprawnie odmienionych wyrazów, zdań niezamkniętych kropkami. Zdarzały się nienaturalne synonimy, których uniknęłabyś dzięki większej swobodzie w budowaniu zdań. Nie bój się nieszablonowego myślenia, tylko baw słowem. Dynamikę scen zabijały wplecione w nie zupełnie niepotrzebne opisy wyglądu postaci czy przedstawianie faktów z ich przeszłości. Niepotrzebnie grzebałaś ją również pod określeniami czasu, logicznymi oczywistościami, zapychającymi przysłówkami. Co za dużo – to niezdrowo.

Nie zadbałaś o stylizację językową. Wszyscy wypowiadają się wprawdzie naturalnie, ale dokładnie tak samo, co szczególnie widoczne jest w narracji pisanej w końcu z perspektywy nie jednej, a trzech osób posiadających różne doświadczenia, charaktery oraz spojrzenia na świat. Nie wykorzystałaś w ogóle potencjału narracji pierwszoosobowej. Ignorowałaś uczucia postaci, niekiedy po prostu wymieniając kolejne czynności. Pojawiły się jedynie szczątkowe opisy przyrody czy obozu. Sama musiałam sobie dopowiadać akurat to, czego nie powinnam, i bazować na moich wyobrażeniach, które zrodziły się przed czytaniem Twojego opowiadania. Zabrakło mi więc magii obozu, tego specyficznego klimatu uniwersum. Dopiero pod koniec zaczęłaś wykorzystać to, co najlepsze w serii Ricka Riordana. Wcześniej odnosiłam wrażenie, że równie dobrze mogłabym zignorować rzadkie elementy fantastyczne, a i tak nie zrobiłoby to różnicy.

Mam nadzieję, że dzięki wskazanym przeze mnie przykładom i sugerowanym rozwiązaniom zrozumiałaś, o co chodzi z wałkowaną na WS ekspozycją. Radziłaś sobie doskonale bez niej – chociażby w scenie z Chejronem oraz panem D. czy kiedy Percy wypomniał nimfie, że nie powinna lekceważąco traktować syna Posejdona. Pora zrozumieć, że czytelnicy i czytelniczki potrafią zrozumieć także to, czego nie podaje się dosłownie. Co więcej, czytanie pomiędzy wierszami jest super. Tak samo jak samodzielne wnioskowanie czy poznawanie postaci za pomocą scen. Natomiast przez podanie suchych charakterystyk rodem ze szkolnego wypracowania (szczególnie opisy oczu, włosów, ubrań i cech charakteru upchane naraz, w jednym akapicie) bohaterowie i bohaterki przestali być zagadką. Nie było nad czym się zastanawiać czy kogo próbować rozgryźć.

Z postaciami kanonicznymi bywało różnie. Podeszłaś do nich dość stereotypowo, skupiając się na tym, co najbardziej charakterystyczne (chociażby Nico – ponurak czy Leo – śmieszek). Zdecydowanie wymagają większego dopracowania. Skup się na tym, co chcesz przekazać i pomyśl, czy naprawdę potrzebujesz tylu bohaterów i bohaterek. Może lepiej ograniczyć ich liczbę, ale wybranym poświęcić więcej uwagi? Również o Natalie wiele nie powiem, ponieważ na ogół ograniczałaś jej rolę do przeżywania miłostek. Infantylizowałaś przy okazji swoją bohaterkę, a niekiedy wręcz ogłupiałaś, co po pewnym czasie potrafiło nieźle irytować. Niekonsekwentnie poprowadziłaś wątek miłosny Nica i Willa, jakby był zupełnie nieistotny, bo uczucie rodzące się między di Angelo a Natalie jest o wiele ważniejsze. Nie możesz po prostu zmieniać charakteru kanonicznych postaci albo ignorować relacji pomiędzy nimi tylko dlatego, że akurat uzupełnia to Twoją koncepcję.

Powiem wprost: research jest do bani. Skopałaś kwestie banalnie proste do sprawdzenia. Dziwię się, że nie odstraszyło to fanów i fanek serii, bo ja jako niezależna czytelniczka pewnie bym odpuściła, widząc, że Ci się nie chciało. Pisanie fanfiction ułatwia wiele rzeczy i pozwala czerpać z wielu fantastycznych światów wykreowanych przez ludzi o nieograniczonej wyobraźni, ale także zobowiązuje.

Możesz mieć wrażenie, że nie zabrakło gorzkich słów, więc muszę dodać, że w gruncie rzeczy nie czytało się źle. To pewnie nie to, co chciałaś usłyszeć, ale musisz jeszcze popracować nad warsztatem. Opowiadanie zawiera sporo błędów i wymaga poprawek, a mimo to widzę w nim potencjał. Pod koniec zaczęłam czuć to ahoj, przygodo. Przed Tobą czas na zastanowienie się, o czym tak naprawdę chcesz pisać. Wątek zniknięcia Annabeth oraz trójkąt miłosny wymagają odpowiedniego wyważenia, skoro w ostatecznym rozrachunku ani to, ani to do końca się nie udało. Zastanów się, czy nie wolałabyś pisać o młodszych postaciach, skoro widocznie dobrze czujesz takie klimaty. O samym romansie też Ci nikt nie zabroni pisać. Tylko zrób plan, by nie powtórzyć dziur logicznych z powyższej wersji. Nie mów, pokazuj  – z tą myślą Cię zostawiam. Na dzisiaj przeciętny. Idź i pisz więcej. :)

Za betę dziękuję: Forfeit i Skoiastel. <3


0 Comments:

Prześlij komentarz