[119] ocena bloga: nim-zgasnie-slonce.blogspot.com

Autorka: Forfeit
Tematyka: fanfiction Naruto
Oceniające: Hiroki i Skoiastel



Na początku powinno chyba paść kilka zdań odnośnie szaty graficznej, ale nie widzimy najmniejszego sensu, by się nad nią rozwodzić. Jest przejrzyście i schludnie, do tego bardzo podpasowała nam estetyka szablonu – czego chcieć więcej?
Podoba nam się tytuł. A raczej spodobał się, kiedy Hiro odkryła, że Hyūga oznacza po japońsku „w stronę słońca”. Piszesz, że to wersja robocza, ale naszym zdaniem spokojnie może zostać.
Do zakładek nie mamy żadnych uwag.
Zaskoczył nas brak prologu, chociaż to nie żaden przytyk, lecz zupełnie luźna uwaga. Od razu przechodzimy więc do treści właściwej.
Aha, jeszcze jedno. Od tej pory będziemy wypowiadać się za siebie, liczbą pojedynczą, natomiast w podsumowaniu wrócimy znów do mnogiej. Znasz tę formę z oceny Boso... .
Dodamy jeszcze, że zgłosiłaś się do nas i Elektrowni, jednak tę pochłonęła nauka, więc postanowiłyśmy nie czekać i wziąć sprawy w swoje ręce. Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe.
No, to zaczynamy!


I. Patrząc w gwiazdy
Rozdział zaczyna się dość typowym wstępem – narrator opisuje dzień, pogodę i czas akcji. Wspomina też, że bohaterka leży w łóżku i wpatruje się w zegarek. W mojej podświadomości kreuje się obraz Hinaty, która dopiero co się obudziła i ogarnia sytuację dookoła siebie; sprawdza, która godzina, i zastanawia się nad tym, co zamierza ze sobą za chwilę zrobić. Ale od razu, dalej, dostaję coś takiego: Wstała z westchnieniem z wygodnego łóżka, ostatni raz omiotła spojrzeniem nieduży, przytulny pokój, złapała swój plecak i wyszła. – To znaczy, że co? Bohaterka leżała w ubraniu, całkowicie gotowa do wyjścia? I dosłownie wstała i sobie poszła? Zdaję sobie sprawę, że dobre opowiadanie unika dłużyzn, więc nie opisuje się całego porannego rytuału – toaleta, przebieranki, śniadanie i te sprawy – ale tutaj jednak mi czegoś brakuje. Chyba że dziewczyna po prostu robiła już coś wcześniej, a teraz tylko odpoczywała i czekała, aż wybije jedenasta, no ale sam pierwszy akapit tego nie podkreśla w żaden sposób, a wręcz przeciwnie – naprawdę daje wrażenie, że dzień dopiero się zaczął.

[Hinata] postanowiła wyjść wcześniej, ponieważ chciała jeszcze porozmawiać z Kibą na temat Naruto. Krążyły plotki, że po prawie trzech latach powrócił do Konohy. – Hinata mogłaby trochę bardziej emocjonalnie wypowiedzieć się o tej nowince. W końcu to „ten jej Naruto”, na którego widok na następnej stronie zemdleje. Narrator jest trzecioosobowy, ale ukazuje nam świat z jej perspektywy (mowa pozornie zależna) – tak więc Hinata powinna być od rana rozproszona, ciągle powracać myślami do zasłyszanej plotki, denerwować się, rumienić, cokolwiek. Zamiast tego pokazujesz nam rozmyślania dziewczyny o jej relacjach w klanie (co zresztą jest w tym miejscu czystą ekspozycją). Nie trawię tego. Przez cały ranek Hinata nie myśli o Naruto, tylko martwi się, że zawodzi ojca jako kunoichi, a potem na sam widok Uzumaki traci przytomność, bo on przecież tak mocno na nią oddziałuje.

Nadal pozostawał dla niej szorstki.
Nadal jest mną zawiedziony”. – To nie wygląda wcale jak celowe powtórzenie.

Pogrążona w myślach pokonała biegiem ostatni zakręt i niemal wpadła na kogoś. W ostatniej chwili wykonała piruet, który uchronił ją od rychłego zderzenia z nim. – „Niemal na kogoś wpadła” i „co uchroniło” brzmiałyby lepiej. Z kim się zderzyła, z piruetem? Strasznie niezgrabnie opisana scena.

– Przepraszam, Neji, spieszy mi się! – powiedziała na wydechu i pobiegła czym prędzej na spotkanie ze swoją drużyną. – Dopiero teraz dociera do mnie, że dziewczyna faktycznie się spieszy. Wszystkie wcześniejsze przemyślenia na temat ojca wprowadziły tak leniwą atmosferę, że absolutnie nie czuć tego pośpiechu. Opisywanie refleksji bohatera spowalnia akcję i musisz się z tym liczyć.

Drzewa, krzaki i budynki dawały upragniony przez mieszkańców cień, w którym mogli się schować przed upałem. – W pierwszych rozdziałach opowiadania (później jest lepiej) masz mnóstwo takich zdań jak to: niby poprawnych, ale jednak w jakimś stopniu… nieforemnych, niewygodnych w czytaniu. I tutaj na przykład nie mam się do czego przyczepić, ale uważam, że dużo lepiej brzmiałoby:
Drzewa, krzaki i budynki dawały mieszkańcom upragniony cień, w którym można było się schować przed upałem.

Uśmiechnęła się na samą myśl, że zobaczy swoich kompanów – Shino, Kibę i jego psiaka, Akamaru. – Myślę, że to dobry moment, aby wprowadzić też nazwiska wymienionych bohaterów, bo używasz ich potem wymiennie z imionami. Mimo iż znam kanon, w pierwszej chwili trudno mi było skojarzyć, że na przykład Yūhi to nikt inny jak Kurenai.

Fragment kończysz utratą przez bohaterkę przytomności. To jedno z najbardziej popularnych cliché, a potwierdzeniem moich słów niech będzie chociaż fakt, że w tych kilku rozdziałach używasz takiego rozwiązania jako zamknięcia sceny jeszcze trzykrotnie (a samych omdleń jest jeszcze więcej). Dobre cliché nie jest złe; bohaterka ma przecież prawo reagować aż takim przejęciem na widok ukochanego, lecz miej na uwadze, że na początku robi się przyjemnie, odrobinę śmiechowo, pobłażliwie w stronę Hinaty, potem przewidywalnie, a na końcu – już tylko frustrująco. Rozumiem jednak, że to nawiązanie do animacji, bo w niej Hinata traciła przy Naruto przytomność dość często. Nie jestem jednak przekonana co do kwestii, że to, co sprawdza się tam, dobrze wyglądałoby na papierze. A już na pewno animacja nie zmusza Cię do kończenia w ten sposób fragmentów.


Kiba wydaje się być trochę… niekumaty. Najpierw pyta Hinatę, dlaczego ta zawsze mdleje na widok Naruto (a więc jest tego świadomy; wie, że to nie pierwszy raz), a kilka akapitów dalej po prostu stwierdza: Cholera. Ona zawsze stresuje się, gdy Naruto jest blisko. Dodatkowo dziewczyna przecież robi się podobno rumiana i drży. W jakim on świecie żyje, że nie domyśla się, co jest tego powodem? Rozumiem Naruto i jego kanoniczną ignorancję, ale Kiba zawsze wydawał mi się nieco bardziej ogarnięty.

Nie mogę używać swoich połączonych ataków bez Akamaru! – Wściekł się właściciel pierwszego głosu. – Małą literą.

(...) widocznie chłopcy musieli ją tu przenieść. Albo „widocznie ją tu przenieśli”, albo „musieli ją tu przenieść”. Nie oba.

(...) nieco zdenerwowany, lecz bardzo zdeterminowany (...). – Te słowa nie są sobie przeciwstawne.

Cholera. Ona zawsze stresuje się, gdy Naruto jest blisko – pomyślał Kiba , który przyglądał się wszystkiemu. – No i zaczęło się. Pierwszy w opowiadaniu przykład head-hoppingu, który będzie się trzymał z nami aż do końca. Już tłumaczę:

Head-hopping to rodzaj błędu w narracji trzecioosobowej, który ma miejsce, gdy w obrębie jednej sceny obserwujemy akcję z perspektywy więcej niż jednego bohatera. Przykład z tego samego rozdziału:

W białych oczach z odcieniem lawendy dostrzegł słone kropelki, które po chwili spłynęły po alabastrowych policzkach. Wytarł je kciukiem, przysunął się do niej i przytulił ją delikatnie do siebie. Dziewczyna, na początku lekko, niepewnie, a później mocniej, przywarła do niego. Poczuła się o wiele lepiej – bezpieczniej.

W porządku jest, kiedy w tekście chcemy wprowadzić kilka punktów widzenia, musimy jednak zapewnić odpowiednie przejście od jednego do drugiego. Kiedy nagminnie skaczemy między nimi, jak nam wygodnie, łatwo możemy wprowadzić czytelnika w konsternację. Najbezpieczniej jest zostać przy podziale: jeden rozdział (tudzież podrozdział oddzielony gwiazdką) – jeden punkt widzenia. Jasne, że możesz też w jednym fragmencie przedstawić dwie czy nawet trzy perspektywy, ale tekst musi stać się płynniejszy, a role podzielone w sposób bardziej widoczny – pomocne będą tu na pewno akapity.

Jest zasadnicza różnica pomiędzy head-hoppingiem a narratorem wszechwiedzącym. W drugim przypadku również mogą być przedstawione uczucia i myśli różnych bohaterów, jednak będą one już niejako przefiltrowane, opisane przez kogoś z zewnątrz. Przykład:

Narrator wszechwiedzący:
Jennifer odwróciła wzrok, a na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Była wyraźnie zirytowana całym tym zamieszaniem. Daniel wpatrywał się w nią intensywnie, ale milczał. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Zauważ, że wykorzystano tu czasowniki typowe dla narratora wszechwiedzącego jako neutralnego obserwatora; narrator tylko opisuje, co zrobili bohaterowie – Jennifer odwraca wzrok, na jej twarzy widać uśmiech, wyraźnie widać też jej irytację, a Daniel patrzy na nią i milczy, wygląda, jakby miał się rozpłakać – jest to opis całkowicie zewnętrzny. Porównajmy to teraz z następnym przykładem.

Head-hopping:
Jennifer odwróciła wzrok i uśmiechnęła się kpiąco. Całe to zamieszanie strasznie ją irytowało. Daniel wpatrywał się w nią intensywnie, ale milczał. Nie mógł dać się znowu wyprowadzić tej wariatce z równowagi, ale mimo to czuł, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Drugie zdanie o tym, że całe zamieszanie irytowało Jennifer, nie jest już opisem z zewnątrz (suchą relacją), lecz wyrażane są w nim jedynie wewnętrzne odczucia bohaterki. To samo tyczy się fragmentu o tym, że Daniel nie mógł dać się wyprowadzić z równowagi i czuł się tak czy owak. Zauważ, że w przykładzie wykorzystano też określenia pasujące do mowy pozornie zależnej (np. wariatka). W jednym akapicie jesteśmy więc w dwóch różnych głowach, zdanie po zdaniu. To za dużo dla czytelnika. Wymagasz od niego zbyt wiele skupienia, bo skaczesz i mieszasz. Zrób coś dla mnie i, gdy chcesz ukazać dwa punkty widzenia, wykorzystaj narratora wszechwiedzącego, a gdy będziesz miała potrzebę zajrzeć wielu bohaterom do ich głów, postaraj się nie wpychać wszystkich informacji naraz, w jednym akapicie.
Wielokrotnie w późniejszych rozdziałach gubiłam się, bo nie wiedziałam nawet, czyje myśli śledzę. Pozbycie się head-hoppingu nie tylko sprawi, że tekst będzie mniej chaotyczny, ale też pozwoli czytelnikowi bardziej utożsamić się z którymś z bohaterów.

Pięć minut wcześniej próbował ją obudzić [przecinek] wachlując kawałkiem pergaminu (...).

Okay, następna scena. Hinata odzyskuje przytomność, po czym praktycznie od razu wyrusza na misję. Moje pytanie – gdzie się podział Naruto? Nikt nie komentuje jego zniknięcia (odejścia do własnych obowiązków?), a Hinata nie poświęca mu nawet jednej myśli, chociaż przed chwilą przez niego zemdlała. Plus wiem, że oni są ninja noifogle – ale dwukrotna utrata świadomości chyba jest jakimś przeciwwskazaniem do podjęcia misji rangi B?

Skakali po gałęziach drzew do późnego popołudnia. – Wiem, o co chodzi, ale to zdanie brzmi po prostu śmiesznie.

Potem, gdy teren się zmienił, zaczęli wędrować. – Lepiej: iść pieszo. Wędrowanie kładzie bardziej nacisk na proces przebywania długiej drogi, a nie na sposób przemieszczania się. A Skoi to w ogóle wędrówka kojarzy się bardziej ze spacerem, w czasie którego odwiedza się różne miejsca jakby bez wskazanego celu, bez pośpiechu, natomiast Twoi bohaterowie mają przecież ściśle określony plan.
Na dodatek narrator opisuje drogę, a dopiero po chwili wspomina o tym, że Hinata zamyśliła się. Jakby wyłączyła myślenie wcześniej i obudziła się dopiero po całym dniu (skakanie po gałęziach trwało przecież aż do późnego popołudnia, prawda?).

– Kiba…
– Spokojnie, nie martw się tym, co się stało. Naruto i tak się nie domyśla, jest na to za głupi – odrzekł z uśmiechem i poczochrał sobie włosy.
– Nie domyśla… głupi…
Pozbyłabym się drugiego wielokropka; jest niepotrzebny, a używasz ich już wystarczająco często przy Hinacie. Wiesz przecież, że nadwielokropkoza nie świadczy za dobrze o warsztacie.

– Hinata, wszyscy wiedzą, że podkochujesz się w Naruto. Oprócz niego samego, oczywiście. – No dobra, ale to teraz wygląda, jakby Kiba na to wpadł dopiero niedawno, bo przecież tego samego dnia, wcześniej, zadawał jej pytania odnośnie tej kwestii, a potem sam zastanawiał się nad tym powodem.

Kiba ostatni raz spojrzał na Hinatę zrezygnowanym wzrokiem, w stylu „jeszcze porozmawiamy”, po czym odszedł nakarmić Akamaru. – Oj, w tym zdaniu dużo rzeczy mi się nie podoba. Ostatni raz spojrzał zrezygnowanym wzrokiem, to znaczy, że wcześniej już kilka razy takim patrzył? Wzrok w stylu? Bardzo dziwne sformułowanie, a przecież to samo można przekazać na wiele różnych sposobów: „jakby chciał jej przekazać, że jeszcze nie skończyli”, „z jego oczu można było wyczytać”, „uniósł brwi, dając jej do zrozumienia” itp. No i wzmianka o Akamaru – wiemy już, że to pies, ale gdy pisałaś o skakaniu po drzewach, jakoś nie mogłam sobie go wyobrazić i w ogóle zapomniałam, że towarzyszy on Kibie. Dopiero teraz sobie o nim przypomniałam.

Nagle [Hinata] poczuła, jak Kiba chwycił ramię dziewczyny. – Aaaa, co tu się stało?! Akapit wyżej jesteśmy w głowie Hinaty, akapit niżej w głowie Kiby… a tu jeszcze taka hybryda! Zobacz, to jest dokładnie to, o czym pisałam. Gdyby cały rozdział był z perspektywy Hinaty, poprawne zdanie brzmiałoby: „Nagle poczuła, jak Kiba chwycił jej ramię”. Z punktu widzenia Kiby natomiast musielibyśmy napisać: „Kiba chwycił ramię dziewczyny”. Domyślam się, że taki potworek wkradł Ci się raczej z rozpędu, ale jego źródłem jest właśnie to, że nie trzymasz się jednej perspektywy.

Nie dotarł jednak do niej całkowicie, a to wszystko przez wstydliwość. – Jego wstydliwość czy jej?

Po krótkim postoju ruszyli dalej w drogę. Kolejny odcinek pokonali w milczeniu. – Wykluczając dwa zdania wcześniej wypowiedziane przez Kibę, to przecież oni milczą cały dzień.

(...) musieli czekać na ostateczny postój, gdy rozbiją obóz i zaplanują nocleg. – Po rozbiciu obozu mają jeszcze coś do zaplanowania w związku z noclegiem?

Shino poszedł znaleźć drzewo na ognisko. – Gałęzie? Drewno? Susz? Chrust? Drzewo w tym kontekście jest używane raczej potocznie.

Kiba po chwili dołączył, więc zdecydowali spożyć posiłek bez mistrzyni, ponieważ byli strasznie głodni, a kobieta mogła przyjść bardzo późno. – Istnieją zdania współrzędnie złożone, podrzędnie złożone i dziwnie złożone – takie jak to. Dlaczego zdecydowali się spożyć posiłek bez mistrzyni? Bo Kiba właśnie dołączył czy dlatego, że byli strasznie głodni? Proponuję kropkę po „mistrzyni” i usunięcie „ponieważ”.
Dlaczego kobieta mogła przyjść bardzo późno? Przecież miała się tylko rozejrzeć po okolicy.

Nikt nic już więcej nie mówił.
Kolejny odcinek pokonali w milczeniu.
Nikt już nic więcej się nie odezwał. – Już nic kompletnie zbędne.
Trzy cytaty z trzech różnych części tej samej misji. Oj, gadatliwymi naszych bohaterów nazwać nie można. Przekonujesz mnie, że są zgraną paczką, ale tego nie widać. Mamy przedstawione godziny milczenia bez powodu. Sceny wyglądają przez to bardzo sztucznie. I może nawet przymknęłabym oko, ale w następnych rozdziałach powtarza się to samo: nie wiadomo, jak zakończyć scenę – zakończmy ją milczeniem (albo omdleniem).
Rozumiem nieśmiałość Hinaty, ale przecież dziewczyna na początku rozdziału tak bardzo cieszyła się, że będzie mogła uczestniczyć w kolejnej misji ze swoimi bliskimi towarzyszami; dodatkowo, znając z animacji zadziorny i porywczy charakterek Kiby, nie wydaje mi się, aby cała ekipa aż tak przymulała. Wiem, że Shino jest typowym introwertykiem, więc nie dziwi mnie jego milczenie, ale jeżeli tak wyglądają relacje całej paczki w czasie misji, to muszę stwierdzić, że są one dla mnie jako czytelnika… nudne.  

– Witaj, Hanabi. Widziałaś może Hinatę? – spytał.
– Przykro mi, Neji. Hinata wyruszyła rano na misję rangi B z mistrzynią Kurenai, Kibą i Shino. Myślę, że wróci za kilka dni.
Nieważne, jak surowa jest kultura w tym domu, dziesięciolatki tak się nie wypowiadają. Nie dość, że odpowiedź nie brzmi naturalnie, to jeszcze zawiera za dużo szczegółowych informacji – Neji rzucił tylko luźne pytanie. W mojej wyobraźni Hanabi szybciej odpowiedziałaby: „Słyszałam, że wyruszyła na misję”.

– Dziękuję, Hanabi – rzekł i odszedł od niej. Przypomniał sobie wydarzenie sprzed południa.  – Strasznie na siłę to wprowadzenie refleksji.

Wracał właśnie z porannego treningu, pokonując pierwszy korytarz. Już zbliżał się do zakrętu, zza którego nagle wyłoniła się dobrze znana mu postać. W ostatniej chwili wykonała piruet, który uchronił ją przed zderzeniem, ominęła kuzyna i odwróciła głowę.
Czytaliśmy o tym chwilę temu. Wiem, że teraz uczestniczymy w retrospekcji z perspektywy innego bohatera, ale na moje oko niepotrzebnie wydłużasz linijki – samo przypomniał sobie wydarzenie sprzed południa wystarczy. Tym bardziej, że w tym opisie nie ma emocji Nejiego, jego zdania na temat Hinaty, a jedynie suche przypomnienie czegoś, co wydarzyło się kilka akapitów wyżej. W dodatku niemal tymi samymi słowami. Kopiuj-wklej.

– Co za ruchy… – wyszeptał chłopak, zachwycony gracją i wdziękiem, z jakimi Hinata go wyminęła. Dodatkowo jej szybka reakcja i ocena sytuacji wobec potencjalnego zagrożenia zachwiania równowagi oraz niesamowite wybrnięcie z zaistniałej sytuacji napawały go dumą, jakiej nie miał okazji poczuć od dawien dawna. – Zachciało mi się śmiać. Czy ten podziw nie jest aby przesadzony? Dziewczyna po prostu prawie się z nim zderzyła na korytarzu. Potencjalnie zagrożenie, wybrnięcie z sytuacji… tjaa. Jeśli Neji musi się zachwycać zwinnością Hinaty, to niech to robi w czasie wspólnych treningów, których rzekomo jest dużo (rzekomo, bo niestety wiemy o tym z ekspozycji, a nie ze scen).

Skierował się do swojego pokoju. Nie był on bardzo duży. Został utrzymany w odcieniach brązu. – To trochę sztuczne… w sensie, że sztywne. Być może się czepiam, For, albo wzrastają mi wymagania względem Twojej twórczości, ale trzy zdania proste obok siebie, jeszcze w opisie pokoju, nie robią dobrego wrażenia.

Po prawej stało wygodne, miękkie łóżko, zachęcające, aby się na nim położyć i wtulić w poduszkę. Jednak ulubionym miejscem Nejiego w tym pomieszczeniu stał się niski parapet, wyłożony miękkim kocem. – Połączyłabym te dwa fragmenty; jednak to spójnik, którym nie trzeba zaczynać nowego zdania, bo przecież kontynuujesz myśl, a kropką wymuszasz na mnie zupełnie zbędną, dłuższą pauzę oddechową.

Okno było dość szerokie, by chłopak mógł siedzieć z w połowie zgiętymi w kolanach nogami, opierając się o ścianę. – Unikaj umieszczania spójników obok siebie. Lepsza będzie kolejność: z nogami w połowie zgiętymi w kolanach.

Momentem, który najbardziej ich zbliżył do siebie, była śmierć matki Hinaty. Hiashi nie pomógł wtedy córce – przeciwnie, zwyzywał ją od najgorszych (...). – Ale… ale czemu?


Wiemy, że w domu Hyūga panowała bardzo surowa atmosfera, ale w tym zwyzywaniu nie widzę żadnego motywu. Przelewał na nią swój ból. I tyle? Nie kupuję tego. Mam wrażenie, że to tylko mało wyrafinowana próba pokazania nam, że z Hiashiego słaby ojciec, a Hinata taka biedna.

Mam wrażenie, że nie miałaś pomysłu na końcową scenę (a właściwie akapit, bo trudno nazwać ten wywód sceną) – ona jest niczym innym, tylko streszczeniem. Mogłabym spojrzeć na nią przychylnym okiem, gdyby była częścią wstępu/prologu/czegokolwiek w tym stylu, ale to już przecież fragment rozdziału pierwszego (albo mogłaby być też, przykładowo, przemyśleniami Nejiego zapisanymi jako jego myśl – w pierwszej osobie, wprost, naturalnie, a nie tak, by miało się wrażenie, że tekst jest wyjaśnieniem czytelnikowi nadchodzącego plotu). Dajesz pofolgować narratorowi, a Skoia nie lubi, gdy ten relacjonuje przeszłość. Przecież ojciec Hinaty jest bohaterem, więc jego stosunek dałoby się przedstawić czytelnikom inaczej niż tak, jak to zrobiłaś. I wcale nie musisz pisać o nim teraz, chyba że Neji akurat ma go w głowie. Ale Neji, a nie narrator.
Poza tym sam ninja zachowuje się jak zaczarowany – wcześniej pyta o Hinatę i jest zauroczony wspomnieniami o niej, potem rozmyśla o niej w pokoju, pojawia się retrospekcja na ich temat… Jakbyś nie dała się niczemu rozwinąć, tylko waliła z grubej rury: UWAGA, CZYTELNIKU, NEJI KOCHA HINATĘ. A, jakby tego było mało, na końcu, w ostatnim zdaniu pojawia się myśl, że ktoś jest temu uczuciu przeciwny… Nie przekonałaś mnie, więc robię kwaśną minę. Tekst nie powinien wywoływać takich reakcji, a jednak przewidywalność i brak subtelności w tej notce działają na jego niekorzyść.
Nie oszukujmy się, to nie najlepszy początek. Biorę jednak pod uwagę, że pisałaś go trzy lata temu – i już teraz mogę z radością powiedzieć, że końcowe rozdziały są o niebo lepsze.


II. Zazdrość
Przecinek przed niż w cytacie rozpoczynającym rozdział – zbędny.

Kurenai wróciła  na miejsce obozowiska w chwili, gdy ognisko zaczęło przygasać. – To bardzo podejrzane, że Kurenai bez żadnego poważnego powodu opuściła swoich podopiecznych na tak długo. W poprzednim rozdziale czytamy, że tylko rozglądała się po okolicy. Nigdzie później nie wyjaśniasz, co się z nią działo, a zostawienie swojej drużyny i pójście na długi spacer po całym dniu wędrówki (plus ominięcie kolacji) jest bardzo dziwnym zachowaniem.

Jej podopieczni smacznie spali, a raczej tylko dwoje z nich. – Dwóch, bo w domyśle to Kiba i Shino.

Dowiadujemy się, że Hinata nie poszła spać, tylko trenowała oraz że takie nocne treningi są jak najbardziej w jej zwyczaju.
Excuse me?
Rozumiem, że to ninja, że to kanon Naruto, gdzie wszyscy trenują do upadłego, ale to nie zmienia faktu, że mocno sprzeciwiam się tej konkretnej scenie w opowiadaniu. Jest niewiarygodna. Hinata była cały dzień w trasie, zemdlała dwa razy i potrzebuje być w pełni sił następnego dnia, bo w końcu odbywa właśnie misję. Jaki trening? Gdzie tu odpowiedzialność? Poza tym ktoś tu chyba nie rozumie prostego polecenia: stać na warcie. Pilnowanie obozowiska nie równa się treningowi niedaleko, w samotności. Nieco później pojawia się wytłumaczenie z Byakuganem, ale wzbudza ono moje wątpliwości:
Za namiotem chłopcy nie słyszą odgłosów, a ewentualnych wrogów wykryłabym Byakuganem, którego cały czas używam. Teraz odpoczywam (...). – To używa go cały czas czy odpoczywa? Byakugan, tak samo jak inne kekkei genkai, wymaga czakry.

Chwilę później dzieje się coś, co mnie już zupełnie wyprowadza z równowagi. Mianowicie Kurenai… każe obudzić chłopaków, bo chce im wytłumaczyć szczegóły misji. Aaagh, no heloł! Nie mogła zrobić tego wcześniej? Przez tyle godzin szli w milczeniu! A na pewno tempo nie było za szybkie na rozmowę, w końcu Kiba zamienił parę słów z Hinatą. Jeśli Kurenai bała się, że ich podsłuchają, to mogła też darować sobie wieczorny spacerek i wyjaśnić wszystko przy kolacji. Albo w ogóle jeszcze w wiosce, na przykład w gabinecie Tsunade. Dzięki temu przynajmniej chłopcy by się wyspali.


(...) spytała retorycznie. – Zadała pytanie retoryczne.

Ich zadaniem jest dostarczenie pisma do naszej Hokage. I tu zaczyna się nasze zadanie. – Powtórzenie.

To oznacza, że Akatsuki wiedzą o tym, co się wydarzyło, a bardzo prawdopodobne jest to, że sprawdzili dane miejsca i zatarli ślady. Możliwe także, że nie chcieli wzbudzać podejrzeń, walcząc z całym oddziałem ANBU. – Nie wiem, co tu się w ogóle dzieje. Skąd taki wniosek? Zacieranie jakich śladów? Akatsuki chcą odzyskać pierścienie i nie zwracać uwagi, że im na nich z jakiegoś powodu zależy – tyle zrozumiałam po kilkakrotnym przeczytaniu akapitu. Ale jednak zabrali te pierścienie z pola walki, nie zostawiając za sobą fałszywek. Jak miało to nie wzbudzać podejrzeń ANBU?

To oznacza, że Akatsuki wiedzą o tym, co się wydarzyło, a bardzo prawdopodobne jest to, że sprawdzili dane miejsca i zatarli ślady (...) – przez chwilę zastanawiałam się, o jakie dane jakiego miejsca Ci chodzi. Po chwili dopiero dotarło do mnie, że to nie dane w znaczeniu informacje, a w znaczeniu: te miejsca.

W dokumentach mogą być zawarte cenne uwagi i wskazówki, o których nawet ja nie mam pojęcia. Korzystniejsze dla wrogów będzie ich zniszczenie. – Jakie uwagi, jakie wskazówki? Odnośnie czego? Jeśli odnośnie faktu, że pierścienie są ważne, to chyba już trochę za późno. Nawet jeśli Akatsuki zniszczą dokumenty, niczego tym nie osiągną – tak ważne informacje raczej mają swoje kopie. Co innego, jakby to oni chcieli się czegoś dowiedzieć z tych papierów. Okay, okay, piszesz, że Kurenai nie ma o treści dokumentów pojęcia – ale po co w takim razie w ogóle im mówi o swoich domysłach? To luźna uwaga, a nie jakiś konkret dotyczący misji. Jeśli już musiała ich budzić w środku nocy, niech chociaż powie coś sensownego.
Generalnie całego pomysłu na misję nie łykam, a ten pełen ogólników wywód Kurenai naprawdę źle się czyta.

Niestety, tak. – Przecinek zbędny.

Każdy zastanawiał się, jak przebiegnie misja. To dlatego Kurenai zapoznała ich tak szczegółowo ze wszystkim. – Nie nazwałabym tego zapoznania szczegółowym. Było w nim pełno wątpliwych informacji.

Byakugan Hinaty, zmysł węchu Akamaru i Kiby oraz umiejętność obserwowania otoczenia przez owady Shino świetnie się dopełniały. – No fajnie, ale w czasie tej całej rozmowy tylko Hinata skupiała uwagę na tym, czy ktoś ich nie podsłuchuje i nie śledzi. Dlaczego męska część zespołu nie współpracowała? I dlaczego wcześniej Kurenai docenia jedynie umiejętności dziewczyny? [Kurenai: Miała świadomość, że Hinata wykryłaby ich natychmiast, jednak ostrożności nigdy za wiele. (...) Hinata: Skupiła myśli na tym, by, słuchając wyjaśnień mistrzyni, wyszukiwać potencjalnych szpiegów].

– Dlaczego więc nie jest to misja rangi A? – zapytał Kiba.
(...) Nie chcemy wzbudzać ewentualnych podejrzeń wroga. – A skąd wróg zna rangę? Jeżeli szpieg ma wgląd do dokumentacji Konohy, to wiedziałby również, jaki jest cel misji, więc zachowywanie jakichkolwiek pozorów nie miałoby automatycznie sensu.

Hinata zgłasza się na pierwszą wartę, na co Kurenai pozwala dziewczynie pełnić ją tylko przez godzinę. Czy muszę tłumaczyć, że taki układ nie ma sensu? Następca Hinaty się w najlepszym razie zdrzemnie – równie dobrze mógłby w ogóle nie iść spać. Poza tym kolej Hinaty już była wcześniej… Co to za nieugięta heroska z niej, że jednocześnie nie sypia po całym dniu przemierzania krainy, potem nocą jeszcze trenuje…?

– Chwileczkę! A oni to co? – zapytał urażony chłopak, po czym wskazał palcem na pozostałych towarzyszy. Urażony to maciupeńka ekspozycja, nie sądzisz? Przecież tę reakcję bez problemu da się wywnioskować z dialogu. ;)

Spuściła wzrok. Miała obawy, że plan Kiby się nie powiedzie. – Zero emocji. For, przecież dobrze wiesz, jak je opisywać. Wcześniej masz coś takiego: Gdy dziewczyna upewniła się, że wszyscy na pewno śpią, postanowiła wznowić rozmowę sprzed popołudnia. – A może niech się rozejrzy, a potem po prostu wznowi dialog? Nie musisz opisywać tego, co wynikałoby z zachowania bohaterów (i tak wynika, bo przecież dialog się pojawia). Na dodatek, jeżeli chodzi o emocje, to przecież wiesz, że w zdaniach typu: miała obawy, postanowiła, chciała… ich nie ma. Są one dopiero w zachowaniu i w myśli, ewentualnie w mowie pozornie zależnej. Wcześniej, w pierwszym rozdziale cytowałaś to, o czym bohaterowie myśleli. Dlaczego zrezygnowałaś z tego sposobu na rzecz suchego narratora?

Żywiła  nadzieję, że jego plan się powiedzie oraz pokona słabość. – O, znów suchota. Poza tym kto pokona słabość? Plan?

Po chwili chłopak wstał, pożegnał [brakujące „się”] i położył spać.

– Dzień dobry, Hanabi – odrzekł. Lubił tę małą. – Co dzisiaj na śniadanie? – zapytał. Często niepotrzebnie uściślasz, że ktoś coś powiedział, odrzekł, zapytał… Czytelnik się domyśli, o co chodzi.

– Wybacz, ale dzisiaj tylko zwykłe kanapki. Nie miałam czasu na nic innego, spieszę się do akademii. Zrobić ci jeszcze kilka na trening? – zapytała [Hanabi]. – Znowu, dziesięciolatka tak się nie wypowie. No i dlaczego proponuje mu więcej kanapek, skoro mówi, że się spieszy?

– Trenujesz? Myślałam, że po ostatniej misji będziesz wypoczywał. W końcu nieźle oberwałeś od swojego klona. No wiesz, jesteś geniuszem wśród nas, poza tym masz już rangę Jōnina, więc chyba ciężko było ci się zmierzyć z własnymi mocami… – Ten dialog, a właściwie jego niewielka część, wydaje się napisany strasznie… pod czytelnika. Ekspozycja dialogowa. Tenten rozmawia z Nejim, jakby ten wcale nie wiedział, że niedawno walczył ze swoim klonem i trzeba byłoby mu przypomnieć w ogóle, że ma już taką rangę... Rozumiem coś w stylu: w końcu nieźle oberwałeś! Takiemu Jōninowi pewnie ciężko było zmierzyć się z własnymi mocami, co?
Po zmierzaniu się z własnymi mocnami czytelnik domyśli się, że chodzi o misję ratowania Kakashiego, gdy drużyna Guya walczyła z własnymi klonami. A jeżeli nie, bo – przykładowo – te odcinki wyleciały z głowy, to nadal da się sens z klonem wywnioskować z podkreślonego kontekstu.

(...) z jednej strony dziękował zmarłym za to, że jego towarzyszka była rozgadana, zaś z drugiej, nie miał ochoty jej słuchać. – Nie wiem, czy brzmi mi to dziwnie ze względu na różnice kulturowe, czy brzmi dziwnie... bo brzmi dziwnie. Substytut „przodkowie” albo „praojcowie” też się nie sprawdzi. Zresztą nie przypominam sobie w kanonie obecności kultu zmarłych. W Japonii owszem, ale w Naruto chyba nic takiego nie było.

– Patrz! – przerwał potok słów koleżanki, pokazując na ich przyjaciół, po czym wstał, po czym ruszył we wskazaną stronę.

Ani razu nie przegrał z Asumą w shōgi. Jego mistrz zawsze go chwalił i był z niego dumny. Dlatego tak często konsultował się z Piątą [jego mistrz czy Shikamaru?]. Ceniła Shikamaru, mimo okropnego lenistwa chłopaka. – Tak dużo informacji! I to jeszcze od osób i o osobach, które nie uczestniczą w scenie! Pamiętasz uwagę o head-hoppingu? I jakby tego było mało, eksponujesz bohatera i przedstawiasz go narracją, zamiast go jedynie pokazać (sceną, aby czytelnik sam mógł wnioskować, że Shikamaru to młody, ale leniwy geniusz) albo komentować oczami Nejiego.

– Kiba, Hinata i Shino. Ach, i oczywiście Akamaru – powiedziała Yūhi, a każdy z towarzyszy, gdy zostało wymienione jego imię, skłonił się lekko. – Akamaru też zalicza się do towarzyszy?

Akamaru rozłożył się na miękkim dywanie u stóp swojego pana. Rozglądali się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, szczególną uwagę zwracając na biblioteczkę. Domownicy musieli być miłośnikami książek. Po pięciu minutach do salonu weszła niska kobieta. – I tak przez te pięć minut wpatrywali się w biblioteczkę? Informacja o wejściu do salonu pada od czapy…

(...) ale ostrzegam: lepiej się przy niej zachowywać i nie przeginać (...) – to przeginać jest mocno kolokwialne, jakoś nie pasuje mi do bohatera, a poza tym nie bardzo wiem, co znaczy w tym kontekście.

Zmieniono natychmiast temat na sytuację Wioski Liścia, a następnie podano kolację.
Po skończonym posiłku Kohaku pokazał im ich pokoje. Poszli przygotować się do snu (...). – Takie streszczenia nie dość, że odbierają opowiadaniu klimatu, to jeszcze są strasznie nudne. W powyższym przykładzie nawet nie przekazujesz nam niczego ważnego – równie dobrze mogłabyś go pominąć, czytelnik domyśli się, że jak dotarli na miejsce noclegu, to poszli tam spać. Spokojnie mogłaś zamknąć scenę na przytaknięciu.


III. Wycieńczenie
Następny rozdział zaczyna się przedstawieniem nowej postaci – Izumi – którą to (razem z jej podwładnym Oramu) nasi bohaterowie mają eskortować do granicy kraju. Jej arogancja jest mocno przerysowana, ale nie uznałabym tego za rażący błąd, chociaż do fragmentu To wszystko, ruszajmy tekst wydał mi się tak naciągany, że aż przewróciłam oczami. Izumi wpasowuje się w kanon anime, a to wyolbrzymienie jej cech dodaje trochę komizmu (chociaż mogłoby więcej, jakbyś chciała pociągnąć to w tę stronę!). Nie jestem jednak całkowicie przekonana do kreacji tej postaci. Z biegiem rozdziału staje się coraz bardziej wkurzająca i nawet historia o wielkoduszności, którą kiedyś okazała bratu Oramu, nie jest w stanie przyćmić jej jednowymiarowości. Samo odniesienie się do jej przeszłości muszę jednak bardzo pochwalić – wpasowało się idealnie w schematowy odcinek „Naruto”. Jesteśmy w domu.

– Chwileczkę. Jestem Kurenai, to Kiba, Hinata i Shino. W razie czego od razu możesz się do nas zwrócić o pomoc. Będziemy was eskortować do samej granicy i mogę zapewnić, że nic się nikomu nie stanie – wyjaśniła sensei drużyny. Izumi spojrzała z wyższością na kunoichi. – Czy ostatnie zdanie nie powinno znaleźć się w nowym akapicie? Dotyczy bohaterki, która nie wypowiadała tej części dialogowej, ale następną.  

Z drugiej strony [Hinata] przypomniała sobie Hiashiego. (...) Hiashi był dla niej zagadką. – Raczej nie nazwie tak ojca we własnych myślach, ma do niego za dużo szacunku.

Hiashi był dla niej zagadką. Neji podzielał jej zdanie, ale raczej nie brał tego na poważnie. – Czego nie brał na poważnie?

Hinata zachwycała się widokiem pięknych skał, które uległy wietrzeniu obrośniętych mchem oraz drzew o różnorodnych kolorach liści. – Coś tu mocno nie gra. Raz: skał, które uległy wietrzeniu [,] obrośniętych mchem. Nawet po dopisaniu przecinka brzmi słabo. Może lepiej szyk? Coś w stylu: obrośniętych mchem skał, które uległy wietrzeniu (...)? Dwa: wietrzenie jest procesem ciągłym (dzięki, Dhau!), więc skały im nie uległy, tylko nadal ulegały. Możesz na przykład napisać, że było na nich widać ślady wietrzenia. Tylko że… co właściwie masz na myśli? Przydałby się jakiś opis, bo ten proces powoduje naprawdę wiele różnych efektów. Poza tym czy naprawdę Hinata tak bardzo interesuje się petrografią? Nie zauważyłam wcześniej czegoś podobnego. To dziwne, zwykle ludzie zauważyliby raczej, że skały mają różne ładne kształty i porasta je mech.

To miejsce wydawało jej się magiczne, co dopełniały śpiew ptaków i radosne promienie popołudniowego słońca. – Mam problem z Twoimi opisami otoczenia (nie tylko tutaj). Brakuje mi jakiegoś zabiegu, który rzeczywiście oddziaływałby na wyobraźnię – w większości przypadków wiem tylko, że wokół jest pięknie, sielankowo, są drzewa, kwiaty, bla, bla, bla. Irytuje mnie do porzygu idealne otoczenie. Chwilami rzeczywiście kojarzy się to ze sposobem przedstawienia świata w „Naruto”, ale czasem idziesz już trochę za daleko i całość wychodzi sztucznie. Wrócę jeszcze do tego przy opisie placu zabaw.

Ich zapasy się skończyły, a siostra Kohaku zagarnęła dla siebie porcję Hinaty, z racji, że jej nie było. – Matko, to jest tak okrutne, że aż zasługuje na [soundtrack] w tle. Podarowałabym sobie przecinek po Hinaty; wymusza niepotrzebną pauzę oddechową, a zaraz potem i tak mamy kolejną, przed że.

Dostali także zakaz spożycia ostatniego posiłku, który zostawili na wieczór. – Czyj był ten zakaz?

W pewnym momencie Hinacie zakręciło się w głowie. Przed oczami miała rozmyty obraz, a chwilę później nie widziała nic oprócz ciemności. Poczuła jedynie, jak coś ostrego rozcina jej skórę rąk, a zaraz po tym doszedł do niej zapach świeżej krwi. W ostatniej chwili uchroniła się przed uderzeniem głową w podłoże, unosząc ją lekko w górę i podtrzymując się na zakrwawionych rękach. Usłyszała krzyk, po czym poczuła, jak ktoś podnosi ją, po czym kładzie na swoich [zbędny zaimek] kolanach, trzymając w ramionach. Po chwili zamazany dźwięk stał się wyraźniejszy, ale dziewczyna nadal nic nie widziała.
Skopiowałam dłuższy fragment, żeby lepiej pokazać coś, czego brakuje mi już od początku, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich cytatów, w których byłoby to wyraźnie widać. Dynamika. Nie ma jej. Zdania są rozwleczone i kiedy próbuję wyobrazić sobie scenę, musi ona się dziać w zwolnionym tempie. Gdybyś je bardziej posiatkowała, uzyskałabyś dużo więcej emocji i odpowiednią prędkość. Dodatkowo tempo spowalniają ci takie wyrażenia jak po chwili (nie wiadomo właściwie, ile ta chwila trwa, lecz wydaje się długa, gdy Tobie zależy zapewne na sekundach) czy chociażby po czym – wszystkie te spowalniacze pozwoliłam sobie podkreślić. Czytelnik automatycznie wie, że każdy kolejny ruch dzieje się po poprzednim. Spróbuj też częściej budować napięcie zdaniami prostymi.
Czy ninja (poza Kibą) mają taki super węch, że zaraz wyczuwają świeżą krew?

[Hinata] zasłabła z wycieńczenia (...). – Mówiłam, że powinna mieć zwolnienie lekarskie z misji. I nie trenować po nocach, dattebayo!
Wiem, że masz krótkie i bardzo konkretne rozdziały, ale omdlenie Hinaty zaraz po wzmiance, że ta nie jadła śniadania, ale bardzo dużo trenowała, było dość mocno przewidywalną sceną. Już przy pierwszym jej zakręceniu się w głowie czytelnik dobrze zna przyczynę.  

Hinata poczuła się lepiej. Za sprawą Kurenai dostała kromkę chleba i szklankę wody, aby choć trochę odzyskać siły. – Streszczenia, streszczenia, streszczenia.
Szklankę wody? A nie kilka łyków z butelki/bukłaka?
(Oprócz tego Hinata powinna dostać od Kurenai jeszcze zakaz nocnych treningów. W ogóle Kurenai momentami wydaje mi się mało odpowiedzialna; rozumiem respekt przed Izumi, ale tu chodzi o młodych ninja, nad którymi Kurenai trzyma pieczę. Dodatkowo nie mogę pozbyć się wrażenia, że nic złego by się nie stało, gdyby ktoś opieprzył Izumi z góry na dół i postawił się jej absurdalnym decyzjom, bo Hokage i tak trzymałaby stronę swoich ninja, a raport Izumi, którym grozi, nie miałby wcale takich konsekwencji, jakich spodziewa się to wstrętne babsko. Tak czuję i to odczucie w podejrzany sposób nie mija nawet, gdy czytam, że Hokage podobno nie życzyła sobie żadnych skarg. Nie chcę bagatelizować problemu, ale po prostu nie potrafię wyczuć jego powagi).

Obraz przed oczami rozmazywał się Hinacie co jakiś czas, ale dzielnie kroczyła naprzód, nie dając znać nikomu o tym, w jakim jest stanie. W końcu obiecała kiedyś ojcu, że nie będzie nikomu przeszkadzać. Chciała również pokazać, że jest dobrą kunoichi i zdolną, dzielną dziewczyną, która się nie poddaje. – To dość mocno ekspozycyjny fragment. Gdyby Hinata dałaby znać komuś, to dostalibyśmy taką scenę, nie musisz więc zaznaczać, czego nie zrobiła. Dalej wnikasz w jej psychikę, ale ta mowa pozornie zależna (o ile to jest właśnie mowa pozornie zależna, a nie narrator wszechwiedzący; trudno je odróżnić, bo nie stylizujesz Hinaty na charakterystyczną) jest trochę sucha.

– Nic nie szkodzi, poradzę sobie. W końcu już niedaleko. Do granicy jakieś dwie godziny drogi. – Kunoichi modliła się w duchu, by wytrzymać i pokazać reszcie, że jest silna. Nie chciała, aby znów musieli się nią opiekować. – I znów. Piszesz, co bohaterka chciała/nie chciała, zamiast wpleść te przemyślenia i modlitwy naturalnie, te wcześniejsze myśli o ojcu. Możesz je POKAZAĆ, dać czytelnikowi wprost, za pomocą jej myśli albo właśnie mową pozornie zależną. Może coś w stylu:
– Nic nie szkodzi, poradzę sobie. W końcu już niedaleko. Do granicy jakieś dwie godziny drogi. – Na wszystkich mędrców, da radę. Nikt nie będzie się nią opiekować, nie tym razem – przyrzekała w myślach krok za krokiem. Jeszcze wszystkim pokaże, może nawet ojciec dowie się, że była dzielna. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak wyprostowany klepie ją po ramieniu i mówi, że jest z niej dumny. Delikatnie uśmiechnęła się do tej myśli.
Sama nie jestem za dobra w te klocki, poza tym Hinata to poniekąd Twoja bohaterka i to Ty najlepiej wiesz, jakimi słowami się wyraża. Chodzi głównie o to, by czytelnik wiedział, że to faktycznie jej myśli, że wierzy, w to, co mówi i co myśli, że to jest prawdziwe i naturalne, i oddaje emocje, a nie jest suchą relacją narratorską.

Przeciwnicy zaatakowali od razu. Shino rozkazał swoim owadom otoczyć jednego z nich. Kiba i Akamaru zajęli się niskim mężczyzną, który posłał w ich stronę wybuchowe notki, Kurenai złapała w technikę iluzji przywódcę grupy. – A gdyby tak rozpisać komendę Shino i pokazać, co w ogóle znaczy zajęli się? Bo aktualnie moja wyobraźnia nie działa.

Hinata zatoczyła się lekko i, mimo tego, [przecinek zbędny] że nie mogła używać czakry, wyciągnęła sztylet.

Hinata wypluła krew (...). – Dobra, wiem, że w „Naruto” pluje się krwią z byle powodu, ale... ale nie. Płuca nie zostały przedziurawione => nie ma krwioplucia.

Przyłożyła dłonie do rany, która, zaraz po wyjęciu ostrza, zaczęła niesamowicie ją piec. – Oj, pieczenie akurat byłoby ostatnią rzeczą, jaką mogła poczuć. Dodatkowo dwa ostatnie przecinki spowalniają tempo czytania, a przecież nie są wymagane.

W kącikach oczu pojawiły jej się łzy, za co zganiła w myślach samą siebie.
Shinobi nie powinien tak łatwo okazywać uczuć. – Przecież to nie łzy smutku, tylko bólu. Może nie powinien okazywać słabości?

Powstrzymała się od płaczu z bólu, który zaczął przesłaniać jej widok na świat. – Tak, już wcześniej domyśliłyśmy się powodu tego płaczu, naprawdę.

Spostrzegł, że Shino wysłał swoje owady, które zajęły się napastnikiem. – Nadal nie wiem, co oznacza słowo zająć się.

Kunoichi, która wyszła właśnie z lasu, zapewne zaprzestając gonić wrogów (...). – To już chyba reguła, że kiedy dzieje się coś ważnego, to Kurenai nie ma na miejscu, bo jest gdzieś w lesie. A potem się pojawia, kiedy sytuacja wymaga, by coś powiedziała. Imperatyw jak nic.
No i to zdanie powinno znaleźć się w nowym akapicie, a nie po wypowiedzi Kiby.

Przyjaciele przejmują się Hinatą, Izumi sobie świruje – a co się stało z przeciwniczką Hinaty? Przed chwilą, trzymając nóż w ręce, walczyła z Akamaru. Co się dalej stało? Uciekła? Pies ją zagryzł? Nie wspominasz o niej nawet mimochodem, jakbyś całkowicie zapomniała o tej postaci.
Nieprzytomna Hinata zostaje posadzona na grzbiecie Akamaru (który nadal walczy?). Tutaj wkrada się kolejna nieścisłość. Stronę wcześniej Kiba mówi do osłabionej Hinaty: Gdyby nie to, że Akamaru nosi większość naszego bagażu, chętnie posadziłbym cię na jego grzbiecie. Sam niósł ją na rękach, aby nie obciążać psa, a teraz siadają na nim oboje? Co się stało z bagażem? Czy Akamaru walczył z nim wcześniej na grzbiecie?

Po wcześniejszej jędzowatości Izumi ciężko mi teraz uwierzyć, że po słowie Kiby od razu zamyśliła się nad tym, co powiedział. Tak z marszu, od razu spokorniała. Wcześniej wydawała się mocno przerysowana, teraz wyobrażałam sobie, że zaraz coś odfuknie, a może ewentualnie potem zrobi jej się głupio, przemyśli kilka spraw, gdy zostanie sama. Jednego Ci nie odejmę – zaskoczyłaś mnie, tylko nie wiem, czy nie za mocno.

– Hinata jest w szpitalu (...)
– Prowadź – odparł krótko. – To zabrzmiało tak, jakby Neji nie wiedział, gdzie jest szpital.


IV. Rozmowy
Cudowny cytat Kamieńskiej na początku.

Inuzuka, z racji tego, że był z Hinatą na misji, zaczął wyjaśniać wszystko po kolei. – Czytelnik wie, że Kiba był na tej misji, więc dopisek jest zupełnie zbędny.

Ten zaś zapanował nad sobą, wydawał się obojętny. – Pisałaś wcześniej: uspokojony już Neji. Teraz wykorzystujesz czasownik zapanował, jakby zrobił to dopiero w tej chwili, a nie wcześniej.

Posiadam sporo informacji zarówno na jej temat, jak i technik, jakich używa. – Raczej „których”. Używa konkretnych technik, a nie „jakichś”, „o jakichś cechach”.

Neji i Hiashi szli spokojnie szpitalnym korytarzem. Żaden z nich się nie odzywał, lecz młodszy  czuł, że to jego wuj powinien zacząć tę rozmowę. – Takie określenie nie sprawdza się dobrze jako podmiot. Jego zbędne.

Żaden z nich się nie odzywał, lecz młodszy czuł, że to jego wuj powinien zacząć tę rozmowę. Był podenerwowany i zdawał sobie sprawę, że to, co teraz omówią, nie będzie dla niego łatwe. – I jeszcze raz ten sam cytat, ale tym razem, aby pokazać podobną konstrukcję obu zdań i powtórzenia.

Fauna wokół wydawał się beztroska oraz zadziwiająco szczęśliwa, a śmiech dzieci, bawiących się na placu zabaw, i piękne, zachodzące słońce, potwierdzały tę teorię. – Wydawała. Jak fauna mogłaby być szczęśliwa?
Co? O co tu chodzi? Zachodzące słońce potwierdzało, że fauna była beztroska?


Przemierzali malownicze alejki, wdychali woń pachnących kwiatów i słuchali świergotu ptaków, szybujących ostatni raz tego dnia nad ich głowami. (...) Przyglądali się w milczeniu, jak troskliwe mamy podchodzą do swoich dzieci huśtających się, zjeżdżających na zjeżdżalni lub po prostu biegających wokół, przytulają je, chwytają za ręce i prowadzą do domu.
No właśnie, te opisy. To wszystko jest zbyt… idealne. Cukierkowe. Niepobudzające wyobraźni. Zamiast pisać nam, że coś jest malownicze, cudowne itp., spróbuj oddziaływać na zmysły: Popołudniowe powietrze było ciepłe i pachniało koniczyną. Szli przez park, mając po obu stronach drzewa, które rzucały na alejkę rozedrgane cienie. Postaraj się unikać ekspozycyjnych określeń, przekonywać nas na siłę, że: tak, tam jest malowniczo, beztrosko, szczęśliwie. Opisuj tak, abyśmy mogły same to wywnioskować; inaczej wkładasz nam tę opinię w gardło sama najlepiej wiesz gdzie.
Jakieś minusy w opisie też są potrzebne, dodają realności (chyba że chcesz nam opisać teren dla kroczących dumnie Merysujek). Jestem pewna, że jeśli tam był plac zabaw, to jakieś dziecko ryczało albo głośno kłóciło się z innym. Matki też z pewnością nie były nieskończenie cierpliwe i uśmiechnięte. Ponadto słabo wyszło opisanie ich wszystkich razem – wygląda to, jakby każda z nich wykonywała tę samą czynność synchronicznie z innymi: teraz siedem matek podchodzi do dzieci, następnie się przytulają i w parach wychodzą z placu zabaw.

– Miałeś ją chronić (...).
– Wuju, ona była na innej misji, nie mógłbym…
– To nie jest istotne.
Że co?


Czy on naprawdę oczekiwał, że Neji będzie strzegł Hinaty 24/7? Porzucając wszelkie inne obowiązki ninja? Coś w stylu:
– Wuju, ale to było fizycznie niemożli…
– Żadnych wymówek!

W jednym momencie uderzył swojego bratanka w twarz. Chłopak przestraszył się lekko, gdyż wuj nigdy się tak nie zachowywał. – Ta dynamika, te emocje!
Noż kurna… Te dwa zdania mnie dobiły. Już wcześniej mamy coś podobnego (i już wtedy pokazujesz przerażenie Nejiego):
– Dała to po sobie poznać! – przerwał mu Hiashi ze zdenerwowaniem. Młodzieniec dawno nie widział go wytrąconego z równowagi. Ta momentalna zmiana nieco go przeraziła. – Niby bohater krzyczy, ale prawie wcale tego nie czuć. Określenia czasu takie jak: w jednym momencie, chwilę później, momentalnie, itp. zwykle nie działają. Czasem zamiast nagle czy natychmiast lepiej jest po prostu napisać, co się wydarzyło. Czytelnik przyzwyczajony do chronologii układanych zdań wie, że sytuacje następują po sobie.
Możesz też spokojnie podarować sobie tłumaczenia zachowań, np. gdyż wuj nigdy się tak nie zachowywał. Nie musimy znać wszystkich pobudek zachowań bohaterów – to ludzie o różnorodnych charakterach, mają prawo reagować róźnie. To samo w sobie wystarczy. Nie sądzisz, że lżej odbierałoby się wersję:
– Dała to po sobie poznać! – przerwał mu.
Neji dawno nie widział wuja wytrąconego z równowagi. To nieco go przerażało.
Skasowałam przy okazji słowa „ze zdenerwowaniem” – nawiązując do jednej z zasad Stephena Kinga (polecam mocno: KLIK). W opisach dialogów dobrze sprawdza się minimalizm. Uszczególnianie, w jaki sposób dany bohater coś powiedział, wbrew pozorom wcale nie nadaje wypowiedzi emocji.

Złapał się za bolący policzek, a z kącika ust popłynęła mu stróżka krwi. – Raczej wątpię, by od spoliczkowania od razu leciała krew. Jakbyś chciała dodać dramaturgii, ale tę czuć by było już wystarczająco, gdyby Neji po prostu złapał się za piekący policzek. Czy coś. I znowu, w anime rzeczywiście są sceny, kiedy krew leje się bez powodu – ale po przeniesieniu historii na papier operujesz zupełnie innymi narzędziami: o ile przy kreskówce jestem jeszcze w stanie przymknąć oko, bo animator chciał jakoś przekazać widzowi, że to musiało zaboleć, o tyle tutaj taka stróżka krwi wydaje się absurdalna.

Hiashi postępował zupełnie odwrotnie, niż zwykle. – Przecinek zbędny.

Nikogo już nie było, Hiashi także zniknął w oddali. – Z wcześniejszego opisu otoczenia wynikało, że Neji i Hisashi zostali sami już wcześniej.

Podszedł pod gabinet Shizune, chcąc zapytać ją o stan kuzynki. – Nie musisz podawać powodu. Wiemy, że Shizune ma takie informacje, a Neji nie ma innego powodu, aby się z nią spotykać.
Nie rozumiem tylko zainteresowania Nejiego kwiatami w gabinecie. Dlaczego wydało mu się to dziwne, podejrzane, że zwrócił na nie uwagę? Czy kobieta, jeszcze na dodatek pracownik szpitala, nie może przyjmować bukietów? Shizune nie lubiła kwiatów i nie miała ich nigdy wcześniej? Każesz nam podejrzewać, że kwiaty przyniósł Kakashi – i to zdecydowanie zbyt mocno. Gdyby narrator opisał je jako kolejną część wnętrza, tak po prostu, że na biurku stoi bukiet, nie zwrócilibyśmy na niego aż takiej uwagi, a teraz mam wrażenie, że krzyczysz do mnie: czytelniku, ten bukiet ma znaczenie! Coś jest między Kakashi i Shizune! Jakby sam ich dialog i wcześniejsze dziwne zachowania robiły za małe wrażenie. Trochę subtelności, For.

Czy Shizune zawsze przekazuje informacje w taki suchy, zautomatyzowany sposób? Nie wyczułam w niej naturalności; jakby jej kwestię przeczytał jakiś Robocop:
– Jest na razie nieprzytomna, wymaga operacji. Odbędzie się ona jutro z samego rana, wykona ją pani Tsunade. W chwili obecnej jest w bardzo ciężkim stanie, ale stabilnym. Dokładne wyniki pojawią się dopiero po przeprowadzeniu operacji. Nóż z trucizną został wbity dość głęboko, to cud, że żyje. Dobrze, że została tu szybko przetransportowana. Młody Inuzuka spisał się na medal, teraz tylko kwestia tego, czy uda jej się z tego wyjść bez szwanku.
Nie kreujesz tym żadnych emocji (słabe powtórzenie by the way). Wydaje mi się, że ta wypowiedź jest zbyt… bezosobowa, sztywna, nieludzka, zbyt poprawna. Być może Shizune jest zdenerwowana na Kakashiego i to też ma wpływ na jej suchość, ale czy powinno to się odbijać na rozmowie o pacjentce?
Na dodatek czytając tę wypowiedź, mam wrażenie, że bohaterka cieszy się, że żyje… nóż. Wiem, że w dialogach powtórzenia i składnia nie są aż tak poprawiane, właśnie dla naturalności, ale tutaj i tak nie wyczuwam prawie żadnej, więc spróbuję to trochę uczłowieczyć. Może coś w stylu:
– Jest na razie nieprzytomna, Neji. W bardzo ciężkim, ale stabilnym stanie. Wymaga operacji, która odbędzie się jutro z samego rana przez panią Tsunade, a po niej poznamy wyniki. Nóż z trucizną wbito głęboko; to cud, że Hinata żyje. Dobrze, że szybko ją tu przynieśli, młody Inuzuka spisał się na medal, teraz tylko kwestia tego, czy uda jej się z tego wyjść bez szwanku.

Od Shizune dowiadujemy się, że Hinata wymaga operacji (i ten wątek będzie się ciągnął aż do ostatniego rozdziału), ale – co to właściwie za operacja? Dziewczyna dostała w brzuch zatrutym nożem. Zszyć ją musieli od razu, bo inaczej by się wykrwawiła, a głównym problemem jest trucizna. Zabieg chirurgiczny wydaje się w tej chwili zupełnie zbędny, ale jeśli jest do niego jakiś powód, powinnaś o nim napisać. Może nóż naruszył jelita, a Hinatę szyto na szybko, prowizorycznie? A może trucizna doprowadziła do martwicy jakiegoś narządu?

– Czy mógłby ją teraz zobaczyć?
– Absolutnie. – Absolutnie tak czy absolutnie nie? + literówka: mógłbym.

Wszystkie wykonane ruchy same kontrolowały moje ciało.
Hinata natarła na mnie pierwsza, ale jednym ruchem ręki (...). – Powtórzenie.
Ruchy kontrolowały ciało? Przecież tych dwóch rzeczy nie można od siebie oddzielić. To brzmi, jakby ruchy kontrolowały ruchy.

(...) rzekła cicho, jak zwykła się do mnie zwracać. Darzyła mnie szacunkiem, ale także braterską miłością, czego nie można było powiedzieć o mnie. Zwroty z mojej strony względem Hinaty były czysto formalne.

Cofnęła się kilka kroków w tył. – Pleonazm.
Opuściła głowę w dół (...) – i jeszcze jeden.

Miałem wrażenie, jakby przykładano mi do mózgu rozżarzone pręty. – Może lepiej do głowy? Mózg nie ma receptorów czuciowych – no i zaraz wyobrażam sobie, że aby przyłożyć pręty do mózgu, najpierw trzeba zdjąć skalp, otworzyć czaszkę… Chyba nie o to chodziło.

Byłem sparaliżowany bólem, niemniej jednak wciąż darłem się, zdzierając gardło, i wiłem niczym wąż, próbując dociec, co się dzieje z moim ciałem. – Raz: to był sparaliżowany czy wił się jak wąż? Dwa: próbując dociec? To on był zdolny do dociekania czegokolwiek w takim stanie?

Szli w milczeniu, aż dotarli nad jezioro (...). – Eh, znowu.

(...) niebo bezchmurne, zapowiadające pokój (...). – Może spokój?

Neji, ja po prostu…
– Dziękuję – przerwał mu stanowczym głosem chłopak, a następnie odwrócił się i odszedł. Kiba westchnął i lekko się uśmiechnął. – To ja już wiem, dlaczego Naruto ma ponad trzysta odcinków. Skoro bohaterowie idą w milczeniu nad jezioro, a potem nie dzieje się nic poza opisem miejsca akcji, ostatecznie scena kończy się dialogiem złożonym tylko z dwóch wypowiedzi...


V. Atak
Rozdział zaczyna się od rozmowy Shizune i Naruto, przy czym kunoichi jest jednocześnie rozdrażniona i rozśmieszona przez chłopaka. I nie mówię tu o jakichś mieszanych uczuciach – narrator komentuje, że Shizune prawie wybucha śmiechem, a w tej samej chwili zdenerwowana krzyczy na Uzumakiego! Tłumaczysz to huśtawkami nastroju, ale to tak nie działa. W opisanej rozmowie bohaterka nie przejawia zmiennych emocji, tylko jest w obu skrajnościach (złości i rozbawieniu) w tej samej chwili. Jeśli chcesz pokazać, że hormony jej świrują, musisz ująć przemianę bardziej płynnie, bo w tej chwili Shizune czuje nie wiadomo co – jako czytelnik mam wrażenie niekonsekwencji i chaosu, a nie chwiejnych nastrojów.
Piszesz o tym, że Kakashi odpoczywa, bo podobno wcześniej mocno się natyrał: dużo trenował i przykładał się do swojej pracy, ale tego nie widać, nie czuć, nie było tego w tekście. Wydaje się być po prostu niczym niezajęty, niestrapiony, wyluzowany na co dzień.

Nareszcie cię znalazłem! – krzyknął blondyn (...). – Forfeit, nie.

Nie denerwuj mnie, idioto! – Wstała i walnęła go lekko w kark, aż upadł na kolana. – O kim mowa? Tsunade?
Po tym, jak Kakashi upada w retrospekcji uderzony przez Hokage, a wcześniej Naruto zaskakuje go na drzewie, Hatake – mimo zapewnień narratora – wcale nie wygląda na styranego i zmęczonego, ale zwyczajnie słabego ninja.

– Jak zawsze się lenisz, mistrzu, a potrzebuję twojej pomocy – odparł chłopak, opierając ręce na biodrach i robiąc zawiedzioną minę. – Hahaha! Piękne!
Widzisz? Nawet Naruto zauważył, że Kakashi się po prostu leni, więc czemu wybiela go narrator? Mogłabyś użyć narracji bardziej personalnej, charakterystycznej dla tego ninja, abyśmy odczuły, że to mowa z jego perspektywy. Hatake mógłby sam sobie tłumaczyć się (swoją stylizacją), że przecież jest tak bardzo zabiegany i należy mu się odpoczynek – czytelnik wyczułby, że przesadza, ale to nic, bo to właśnie taki bohater. Natomiast sam narrator wszechwiedzący, który go wybiela, gdy tak naprawdę nie widać jego zapracowania, wypada słabo.

(...) chciał wreszcie chwili spokoju, dopóki nie zostanie wysłany na kolejną misję. – Ale rozdział temu nie czytaliśmy, że Kakashi jest odpowiedzialny za śledztwo na temat trucizny w organizmie Hinaty. Cytuję:
– Chcemy brać czynny udział w tej misji! (...)
– Ech… Niech wam będzie. Ale pod warunkiem, że będziecie siedzieć cicho. Nikomu ani słowa. Nie róbcie nic głupiego i nieodpowiedzialnego, wykonujecie tylko moje rozkazy.
A teraz okazuje się, że Kakashi nie ma nic do roboty? To… rozczarowujące. Praktycznie nic się nie dzieje, z rozdziału na rozdział jest coraz spokojniej, coraz nudniej.

Blondyn spuścił głowę w dół z zawodem, gdyż zrozumiał, że nic nie przekona Kakashiego”. – Uwagi do pogrubienia się domyślisz, do podkreślenia też. Czerwony kolor oznacza ekspozycję uczuć (dobrze wiemy, co znaczy w tym wypadku spuszczenie głowy), a niebieski – ekspozycję pobudek bohatera, skoro łatwo można domyślić się ich z kontekstu sceny.

Brunetka zaczęła analizować uzyskane informacje (...). – Nie wolno!!!


Choćby spojrzeć na nią. – To brzmi trochę naciąganie; jakby Naruto miał coś więcej do Hinaty niż tylko przyjaźń tłumaczoną już w następnym zdaniu. Tak, tłumaczoną – znów to robisz, znów jak krowie na rowie wywalasz nam pobudki, tym razem o tym, dlaczego Naruto chce zobaczyć Hinatę. A przecież to logiczne, że się martwi, widać to było i czuć w rozmowie z Shizune i z Kakashim, wynika to z postawy młodego ninja.
Ogranicz głos narratorowi – załóż mu kaganiec i spokojnie obetnij kilka kwestii. Postaw na bohatera, jego czyny, wypowiedzi i ewentualnie myśli, mowę pozornie zależną (przecież Naruto ma bardzo charakterystyczną stylizację, wykorzystaj ją!), a nie eksponowanie jego zamiarów i tego, co ma w głowie za pomocą sztywnego:
Czuł, że musi dostać się do niej, aby upewnić się, że przeżyje. Choćby spojrzeć na nią. Przecież była jego przyjaciółką.

Shizune dostaje informacje o składzie trucizny, z których wynika, że substancja zaraz przejdzie do kolejnej, niebezpiecznej fazy działania. I dokładnie w tym momencie Hinata dostaje padaczki. Pszypadeg? Pojechałaś typowym imperatywem, Forcia.

(...) wyszeptała, ale krzyk dochodzący zza zamkniętych drzwi jej przerwał. – Coś mi nie gra ten szyk. Nie lepiej: (...) ale przerwał jej krzyk dochodzący zza zamkniętych drzwi?

Mogła też oczywiście od razu zabić dziewczynę, ryzyko było ogromne, lecz jeśli nie podałaby jej zaraz tego środka, Hinata już w tej chwili mogła pożegnać się z życiem.

(...) dlaczego wysłałaś Naruto do mnie [przecinek] twierdząc (...).

Chwilę temu mowa pozornie zależna Shizune mówiła o cholernie trudnym leku. Teraz Kakashi nazywa w myśli pielęgniarkę cholerną kobietą. To się rzuca w oczy.

Jej życie było na włosku (...). – Wisiało.

(...) dwa kieliszki i butelkę z czerwonym płynem. – Wolałabym się dowiedzieć, czym konkretnie niż poznać sam kolor (dalej dowiaduję się, że to wino; starczyłaby mi tamta informacja). Płyn wypada trochę tanio (ale i tak lepiej niż ciecz), logicznie; wiadomo, że coś pływało w butelce, skoro Tsunade wyciągnęła też kieliszki.

To trudniej pojąć, niż myślałam – westchnęła dziewczyna. – Znowu nie wiem, o kogo chodzi. Jeżeli to kontynuacja wcześniejszego fragmentu, po co rozdzielałaś go gwiazdką? Przez chwilę sądziłam, że mamy nowy dzień, nowe posiedzenie, nową scenę.

Pewne jest to, że trucizna jest stworzona na bazie tych samych składników, choć jej wykonanie jest dużo mniej staranne. Gdyby tę trutkę przygotował sam Sasori, co jest niemożliwe (...).

(...) skąd Orochimaru lub Kabuto miał pojecie [przecinek] jak się w ogóle zabrać do tego wszystkiego? – Oni „mieli” pojęcie. Plus literówka.

Drzwi otworzyły się z hukiem, uderzając w ścianę, z której posypał się tynk (...) – i zrobią tak jeszcze kilka razy. Pozwolę sobie przypomnieć, że chyba wszędzie w Wiosce Liścia mamy typowe, japońskie, rozsuwane drzwi.

Tsunade wstała szybko, ustawiając się przodem do napastnika, a Shizune pisnęła z zaskoczenia, jednak po chwili także zerwała się na nogi. Kurz dość prędko opadł, a na twarzach kobiet wymalowało się zdziwienie. – I kolejny przykład sceny pozbawionej dynamiki i emocji. Używasz słów „szybko”, „po chwili”, „prędko”, a zdania są długie i złożone, zupełnie nie oddające napięcia.

Neji: – Jak, do cholery, mogę być spokojny?! – Co oni wszyscy mają z tą cholerą? Już nie ma innych przekleństw?

Wszystko runęło na podłogę, lecz nie dbał o to. Zbliżył się do kobiet, przewracając po drodze stolik. Wszystkie papiery wzniosły się w górę (...). – Powtórzenie i pleonazm: papiery nie mogły wznosić się w dół.
Wiem, że młody Hyūga działa impulsywnie, ale jego rozpieprzanie po pokoju papierów o śledztwie, truciźnie i stanie zdrowia Hinaty raczej nie pomaga…
Podoba mi się, że Neji przypomina charakterem swojego wuja. Pod wpływem emocji zarzuca Tsunade, że to jej wina, bo nie wysłała go na misję wraz z Hinatą. To tak samo pusty zarzut jak pretensje Hisashiego o to, że Neji nie pilnował kuzynki. Czy zwalanie winy jeden na drugiego to przypadłość klanu Hyūga?

(...) ale wieść o coraz gorszym stanie kuzynki strasznie nim wstrząsnęła. – Tak, zdążyłyśmy to zauważyć, naprawdę.

(...) zaczął, rozglądając się i omiatając wzrokiem cały bajzel. – W tak poważnej scenie, komiczny potocyzm wywołał u mnie szeroki uśmiech (w niektórych znaczeniach można go odczytać również jako dom publiczny, wiedziałaś o tym?). Chyba nie tak miało być.

Gdy obie kobiety zniknęły, Neji niechętnie spojrzał na cały bałagan, który musiał posprzątać. – Ile razy jeszcze powtórzysz, że to bałagan i że bohater musi go ogarnąć? Spójrz:
Jedna kropelka czerwonego płynu skapnęła na zabałaganioną podłogę. W gabinecie panował chaos (...) rozglądając się i omiatając wzrokiem cały bajzel. (...) będziesz musiał jeszcze dzisiaj posprzątać cały ten bałagan. – Starczy, nie sądzisz?


VI. Odtrutka
Oczywiście zauważyłby to wyłącznie stały gość i bardzo dobry obserwator. – To nieszczególnie ważna informacja. Trochę za bardzo wnikamy w niepotrzebne wątki. Przypomina mi się stary żart w stylu: jebło, to jebło, na „ch” drążyć? Tym bardziej że dalej mamy: Shizune nie mogła jednak skupiać się wyłącznie na mankamentach pomieszczenia, gdyż musiała przekazać Tsunade potrzebne do analizy wyniki. Wychodzi więc na to, że narrator się skupia na pierdołach, chociaż bohaterka nie ma na nie czasu. Bez sensu.
Drugi, trzeci i czwarty akapit teoretycznie prowadzisz z punktu widzenia Shizune, ale w którymś momencie przeskakujesz na chwilę do głowy Hokage i podajesz nam informacje, które zna tylko ona. Powrót do perspektywy pierwszej kunoichi wychodzi Ci przy tym wyjątkowo niezgrabnie.

Stojąca w drzwiach z wyrazem szoku na twarzy Shizune pokręciła głową, jakby próbując odgonić od siebie złe myśli, po czym ruszyła powoli w stronę biurka, mijając po drodze przeszkodę i jednocześnie nie zaszczycając jej wzrokiem. – Z poprzedniego akapitu wcale nie wynika, że Kakashi został wezwany do Hokage właśnie w tej chwili i musiałam się ładnie nagłowić, zanim zrozumiałam, że to on jest tą przeszkodą i powodem szoku Shizune.

Był on poniekąd zamieszany w sprawę, a czasu, jak na złość, brakowało. – No właśnie, czasu brakowało, Kakashi jest wmieszany w sprawę, a jeszcze wczoraj nic nie robił, czytał książki i marudził na to, że ma mało czasu dla siebie, bo jest taaaki zmęczony pracą. Wciąż ciężko mi w to uwierzyć, naprawdę.

Chyba musimy koniecznie pogadać (...). – Chyba czy koniecznie?

I znów choleruje Tsunade, a zaraz w następnej scenie Neji. Ja wiem, że w animacji wszyscy jak jeden mąż powtarzają tylko kuso, ale w tekście pisanym wygląda to jak monotonna stylizacja. Dodatkowo w poprzedniej scenie na bezsenność narzekał Kakashi, a teraz robi to młody Hyūga. Takie powtarzalne elementy naprawdę rzucają się w oczy. Masz wiele środków, których możesz użyć – nie wszystkim nerwy objawiają się od razu zaawansowaną insomnią. Zadbaj o to, by każdy bohater był inny, charakterystyczny.  

Wyciągnął z kieszeni karteczkę, na której były napisane tajemnicze liczby. (...) Wiedział, że to tajemnica, którą był w stanie odkryć.

(...) a jego oczom ukazało się wielkie pomieszczenie pełne półek z książkami. – Chwilę wcześniej czytamy o tym, że Neji idzie do biblioteki. Jak na pierwsze zdanie opisujące bibliotekę, to jest dość mocno… banalne.

(...) skończył się zapas czarno-złotych chryzantem. – Chryzantemy złociste w półlitrówce po czystej stoją na fortepia... Dobra, skończyłam.

Shizune, sprowadź mi tu jak najszybciej Nejiego i Naruto! – Przypomina mi się scena, w której Neji i Kiba rozmawiają z Kakashim o tym, że chcą wziąć udział w misji/śledztwie czy czymś tam i pomóc w uzdrowieniu Hinaty. I że oboje mają do tego powody, bo Neji to jej bliska rodzina, a Kiba był z nią na misji. A teraz Tsunade woła Naruto? Przecież Kakashi i Shizune jasno zabronili mu uczestniczyć w czymkolwiek. Czy Tsunade nie wymienia się informacjami ze swoimi podwładnymi?
[Update: potem wyjaśnia się udział Uzumakiego; okej, łykam to, ale wciąż dziwi mnie niezaangażowanie Kiby].
Rozumiem zaspanie Naruto, jego wygląd jest adekwatny i śmieszny, ale słowo ociągać kompletnie nie pasuje mi do sytuacji. Chłopak chwilę temu chciał na siłę zobaczyć się z Hinatą i udowadniał tym, że zależy mu na jej zdrowiu, a teraz, gdy przychodzi co do czego, to się ociąga? Powinien biec co sił w nogach, potykając się o te źle ubrane spodnie, a nie dawać się zaciągać musem do Tsunade. Tak bym to widziała.

Potrzebujemy czarno-złotej chryzantemy, aby przygotować odpowiedni lek. Niestety, ciężko ją dostać, a zostało jedynie osiemnaście godzin. Oczywiście samo tworzenie leku zajmie około godzinę, więc daję wam czas do drugiej w nocy najpóźniej. Ostrzegam, że jeśli się nie wyrobicie, poniesiecie surową karę. – Ale czemu? Daje im bliskie niewykonalności zadanie i jeszcze grozi niczym dealer z podrzędnego filmu żądający spłaty długów? Ponadto czy śmierć przyjaciółki nie byłaby wystarczającą karą?

Niestety, jest on skąpcem, wiec nawet pieniądze mogą nie pomóc. – Jeśli jest skąpcem, to właśnie pomogą. Plus literówka.
Raczej chodziło ci o to, że bohater jest nadziany i kolejne monety mogą nie zrobić na nim wrażenia. Tak? Dobrze myślę?

A mogę chociaż zjeść trzecie śniadanie? Burczy mi w brzuchu! –  A chwilę wcześniej piszesz, że Naruto jest zaspany! Jeśli dopiero wstał, to nie zdążyłby być już po dwóch posiłkach. Zresztą to zupełnie nie pasuje do jego charakteru. Życie przyjaciółki jest zagrożone, a on chce odwlekać ratunek, bo nie zjadł trzeciego śniadania!

Dolina ta nazywała się tak, ponieważ (...) zdeformowane echo jego głosu odbijało się w dolinie przez wiele godzin. – Lepiej: odbijało się tam/w niej?

Niewielu śmiałków zapuszczało się do tego miejsca, a to za sprawą pewnej rośliny. Wydzielała ona trujący zapach, który szybko zabijał ludzi. – Sam zapach nie może być trujący. Może jakiś toksyczny pyłek?

Legenda mówi, że osoba, która wyjdzie z doliny bez szwanku, dostaje oświecenia (...). – Doznaje.

(...) podejmuje właściwą decyzję na dany temat, jeśli ma jakiś problem. – To zdanie jest trochę kulawe. Może coś prostszymi słowami: podejmuje właściwe decyzje odnośnie swoich problemów. Czy jakoś tak. Kontekst ten sam, ale jakby nieco zgrabniej, nie sądzisz?
Fragment o Kakashim, który myśli o tym, że gdyby zginął, to zostawi tyle niedokończonych spraw, jest suchy. Nie ma w nim emocji, stylizacji bohatera, tylko narrator, który próbuje mi wmówić, że Hatake się martwi. Tymczasem wcale nie czuję tego zmartwienia.

Lata w ANBU pomogły mu znaleźć sens istnienia, sposoby rozwiązywania problemów oraz pokonywać strach. – A chwilę wcześniej czytam: Kakashi jednak nie wierzył w bajki i mimo tego, że cały czas miał mnóstwo problemów, jeden najważniejszy nie dawał mu spokoju. – To się poniekąd wyklucza i źle wygląda w zestawieniu, w jednym akapicie.
Dodatkowo to drugie przytoczone zdanie ma średni sens; piszesz, że Kakashi nie wierzy w bajki i mimo że ma problemy, to jeden nie daje mu spokoju. Użycie mimo że świadczy o jakimś wykluczaniu, a tu się nic nie wyklucza, to po prostu zdanie nadrzędne.

Zerwanie simotuke wydawało się niemal niemożliwe – był pewny, że nie da rady wstrzymać oddechu na tak długo, aby przecisnąć się, zdobyć składnik leku i wyjść poza niebezpieczny obszar. Prędzej zaplątałby się w pędy lub nie dotarłby na czas, gdyby musiał uważać na drogę, żeby ominąć przeszkody.
Po chwili zastanowienia spróbował wykonać obie czynności na raz, zachowując umiar. – Czyli jednocześnie uważał na drogę i wstrzymywał oddech... ale z umiarem?
Powyższe przemyślenia są chaotyczne, suche i nudne. Jakby pisane od niechcenia.

Nie podoba mi się cały opis sceny – ani nie czuję żadnych emocji (a przecież Kakashi ryzykuje życiem!), ani nie potrafię sobie zwizualizować otoczenia. Nie wiem, czy kwiat simotuke znajduje się blisko, czy daleko, nie wiem, jak wyglądają trujące rośliny. Ba! Nie wiem nawet, jak wygląda sama Dolina Wiecznego Krzyku, a wymyśliłaś ją na tyle ciekawie, że aż szkoda nie wykorzystać potencjału. Mogłabyś stworzyć naprawdę super klimat, narysować przed oczami czytelnika obrazek zarazem niepokojący, jak i piękny. Tymczasem jedyne, co opisałaś dokładnie, to kwiat simotuke, ale i ten opis mnie nie zachwyca:
Kwiatostan typu baldach tworzyły malutkie, różowe kwiatki z czarnymi pręcikami. Delikatne listki w kształcie łezki układały swego rodzaju ochronę przed owadami dla pąków wydzielających słodką, zachęcającą woń. – To brzmi jak opis z atlasu, a nie spostrzeżenia shinobiego w czasie misji. Chyba nawet Ino nie pomyślałaby o kwiecie w ten sposób, podczas gdy groziłoby jej niebezpieczeństwo. Zresztą od kiedy to Kakashi na tyle interesuje się botaniką, żeby użyć sformułowania „kwiatostan typu baldach”?

Prędzej zaplątałby się w pędy lub nie dotarłby na czas, gdyby musiał uważać na drogę, żeby ominąć przeszkody. – Kakashi zauważył kwiat pewnie z daleka, wśród innych, trujących kwiatów (jak?). Przerywa swoje przemyślenia o latach w ANBU i problemach z Shizune (o których narrator ani sam Hatake oczywiście nie mówią wprost, jakby była to na siłę utrzymywana tajemnica, kiedy czytelnik poniekąd domyśla się już, o co ogólnie chodzi – między bohaterami coś było i się zepsuło). W każdym razie Kakashi planuje zerwanie tego kwiatka i bierze pod uwagę, że nie da rady wyjść z nim z doliny, bo pędy i inne przeszkody mogą mu na to nie pozwolić. Ale... żadnej takiej przeszkody nie pokonywał w drodze po kwiat, zajęty myślami o swojej egzystencji! Nie był w ogóle skupiony na misji i wydawało mi się, że po prostu sobie chodzi jakby nigdy nic po tej dolinie. A teraz na siłę wymyślasz mu przeszkody. Chyba że te trujące kwiaty znajdują się tylko w jednym miejscu, gdzieś przed Kakashim, w jednej kępce i tam są te różne pędy. Tak? O to Ci chodziło? A cała pozostała droga to luz blues? Po Twoim mocno szczątkowym opisie widzę to tak:



Byłoby ciekawiej, jakby cała dolina stanowiła problem, a nie tylko jakaś kępka.
Jeżeli chcesz pokazać brak profesjonalizmu, nieudactwo Kakashiego, to Ci się udaje, bo w miejscu, kiedy nie ma za bardzo czasu na ekspozycje, kiedy należy przedstawić podobno trudną akcję w dolinie, taka ekspozycja ma miejsce. W ramach konsekwencji Kakashi powinien przez swoją nieuwagę faktycznie mieć konkretny problem z zerwaniem kwiatka. Tego oczekuję.

Opisana scena mogła być naprawdę ciekawa – samym pomysłem Doliny Wiecznego Krzyku jestem naprawdę zachwycona. Tymczasem jedyne, co mamy, to suche przemyślenia Kakashiego (i kolejne cholera). Nawet kiedy na koniec, zgodnie z legendą, udaje mu się podjąć ważną decyzję – mam poczucie sztuczności i taniości. Znów niedaleko siebie znajdują się w pewnej chwili i po paru chwilach, co rozwleka szczątkową akcję.
Naprawdę spodziewałam się czegoś więcej niż opisu czołgania z kwiatkiem w ręce, traumatycznej myśli i… oddechu czystym powietrzem. Brakuje akcji w akcji! Zapewniasz, że będzie ciężko i niebezpiecznie, a nie było.
Ocieranie się o śmierć to dla Jōnina nie pierwszyzna. Dlaczego teraz, kiedy nagle zagroziły mu głupie rośliny, zaczął patrzeć na życie z innej perspektywy? Nie kupuję tego. Może szybciej uwierzyłabym w taką przemianę, jakby w Dolinie panowała naprawdę niezwykła atmosfera – a tego niestety po szczątkowych opisach nie czuć. Tak samo, jak nie czuć, że Kakashi spędził w tej traumatycznej dolinie aż cztery godziny. Dla mnie to był opis na dziesięć minut nijakiej akcji, mimo że – paradoksalnie – rozdmuchany i wydłużony ekspozycją.

(...) i brzęczących pszczół. – A nie przypadkiem: bzyczących?

Niestety, ich humoru nie podzielał żaden z chłopców, może oprócz Naruto. – Żaden z trojga oprócz jednego. Po co używasz takiego silnego określenia jak „żaden”?

Shikamaru był zamyślony. (...) Podobno mężczyzna był strasznie zrzędliwym egoistą, więc mogło nie być to takie proste.

– Czego chcecie? – warknął niezadowolony mężczyzna. – Nie musisz zaznaczać, że to jego słowa. Wynika to z kontekstu; we wcześniejszym zdaniu piszesz: Omiótł przybyszy wzrokiem godnym szaleńca.

Dobra, niech będzie. Właźcie. Ale oni nie dostaną kanapek. – Hehe, dobre.
W ogóle bardzo podoba mi się zachowanie Naruto już do końca rozdziału (jak z anime wyjęte!). Właściwie każdy z bohaterów w tej scenie zachowuje się naturalnie – to Twoja mocna strona. 



VII. Walka o życie
Zaczynamy rozdział od Shikamaru, który czym prędzej dołącza do wesołego grona bohaterów cholerujących. Trochę mi mało jego mendokusē. O ile nie pamiętam animacji jakoś wybitnie, to ten niuans mocno zapadł mi w pamięci.

(...) Nara przejechał mu pędzelkiem z białą farbą po twarzy. – Jeśli malował nim płot, to chyba pędzlem.

Pył unosił się wysoko w górę, a potężne odgłosy walących się ścian brzmiały jak grzmot. – A nie grzmoty?

(...) szybko użył Byakugana, aby sprawdzić sytuację. (...) Czym prędzej popędzili w stronę stadionu, aby poznać więcej szczegółów. (...) Neji, widząc na trybunach nieprzytomnego dziadka oraz Kibę, czym prędzej podbiegł do nich. – Dwa razy tłumaczysz pobudki, które są logiczne. Znamy działanie Byakugana oraz domyślamy się, po co bohaterowie biegną. Takim pisaniem rozwlekasz ważną akcję, która powinna być wartka.

Starzec dodał, że Hinatę porwano. – Ten sam starzec, który jest nieprzytomny?

– Czekaj, Neji, pójdę z tobą! – Uparta Tenten. – Słowa należą do niej, ale przemyślenia o jej upartości są już myślą Nejiego, powinny więc znaleźć się w nowym akapicie.

– Przestań! – Kunoichi skarciła Inuzukę. Karcić odnosi się bezpośrednio do wypowiedzianej kwestii, dopisek narratorski zacznij małą literą; kunoichi nie jest nazwą własną.

Brawo, Tenten. – W retrospekcji zapisałaś te słowa kursywą (jak całość tekstu), ale najwyraźniej są to myśli Nejiego. Do tej pory te pisane były bez kursywy.

Niestety, przeciwnik użył stylu ziemi: błotnej fali, na szczycie której stanął. Jej odgałęzieniami sprytnie atakował Genina. – Odgałęzienie fali… Trochę mi to nie brzmi.
Akcja była sprawna. Czasem spowalniałaś ją chwilami, ale nie przeszkadzało to aż tak, jak wcześniej. Pierwszy raz, mimo że to retrospekcja, mam wrażenie, że coś się dzieje, a historia nie jest przegadana. W końcu! Brawo.

– Przepraszam, Neji, to wszystko przeze mnie – usłyszał cichy szept zza pleców Tenten i Kiby. – Słowa nie należały do słuchacza, ale mówcy. Usłyszał powinnaś zapisać wielką literą, a wypowiedź zakończyć kropką.

Zgadzam się na wasz związek, macie moje błogosławieństwo. – Po co Shikamaru zgoda Hokage na związek z Temari? Jest jakiś zakaz mieszania się z ludźmi z innych wiosek czy jak?

Po spotkaniu z kuzynem Hinaty nie mogła się uspokoić. – Przez ten cały head-hopping nie wiem nawet, czy to zdanie dotyczy Shizune czy Sakury. Poza tym obie musiały być niespokojne już przed spotkaniem z Nejim, w końcu Hinata właśnie miała atak, a obie są jej medyczkami.
Moment retrospekcji rozmowy Shikamaru i Tsunade jest mylący – do tej pory wspomnienia dotyczyły porwania i ratowania Hinaty w czasie walki z poplecznikami Orochimaru i były pisane z perspektywy Nejiego, a ostatnia retrospekcja przedstawia wydarzenia sprzed poprzedniego rozdziału, opisuje ją narrator wszystkowiedzący i dowiadujemy się, że to Shikamaru i Tenten wpadli na pomysł, by wysłać do Piasku prośbę o listę składników z odtrutkami. Trochę mi zajęło, zanim ogarnęłam chronologię wydarzeń. W takim wypadku trzeba przemyśleć budowę rozdziału – czytelnik może mieć problem (ja dla pewności otworzyłam poprzednie rozdziały, by się poupewniać, czy dobrze główkuję). Osobiście ostatnią retrospekcję umieściłabym w innym miejscu, może właśnie w poprzedniej notce, aby nie była tutaj kolejną, oderwaną od tych należących do Nejiego.
Poza tym dlaczego w ogóle to retrospekcja, a nie bieżące wydarzenie opisane wcześniej? Dobra byłaby z tego scena.

Końcówka rozdziału przy łóżku Hinaty pobudza odpowiednie emocje, ale…
Pacjentka nagle uspokoiła się. Chwilę później zaczęła się strasznie pocić, jej twarz stała się czerwona, a oddech coraz płytszy.
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i wpadł zdenerwowany Neji (...).
Spróbuj to wyciąć i przeczytaj zdanie bez pogrubionych elementów. I co? Tak bardzo źle? Brakuje ich? Bo moim zdaniem jest lżej, płynniej, szybciej, bardziej przejmująco.


VIII. Prawda
– Neji, wyjdźmy stąd! (...) Tak jej nie pomożesz.
– Wiem.
Rozpraszasz medyków, debilu. Czy Neji jest naprawdę taki ograniczony, że musi z pełną świadomością narażać dodatkowo życie Hinaty, bo nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby ją teraz opuścił? Gdzie tu logiczne myślenie? W kanonie Neji był bardziej inteligentny.

Nie mógłby się z tym pogodzić. Nie wyobrażał sobie, w jaki sposób potoczyłby się jego los bez tej dziewczyny. – Z tym, czyli z opuszczeniem sali szpitalnej czy ze śmiercią Hinaty?

(...) matkę, którą w pewien sposób kochał, choć słabo ją pamiętał, gdyż lekarze nie zdołali jej uleczyć. – Z tego zdania wynika, że Neji pamiętał ją słabo przez lekarzy. Domyślam się, że to skrót myślowy i chodziło Ci o śmierć kobiety, kiedy bohater był jeszcze młody, ale tym razem znów brzmi to tak, jakby Neji zwalał na kogoś jakąś winę…

Przetarł rękawem mokrą twarz od potu i łez. – Lepiej: twarz mokrą od potu i łez. W tej kolejności. Zwróć uwagę, co się do czego odnosi:


(...) wpatrywał się w Hinatę, której właśnie zakładano kroplówkę. – Znaczy zakładano z powrotem, bo zerwała ją w czasie ataku, tak? Raczej nie przeżyłaby tych kilku dni pozbawiona przytomności bez kroplówek.

Monitor funkcji życiowych przestał wydawać jednostajny dźwięk, po sali rozeszło się pikanie. – To nie jest błąd, nic też nie można poradzić na to, że masz skrzywionego czytelnika, ale pikanie zawsze mnie w pewien sposób rozbawia i zepsuło mi powagę sytuacji. Przypomina mi kultową scenę z „Czasu Surferów”:
– Czy mi się wydaje, czy znowu bawisz się moją komórą, co?
– Wydaje ci się. – *gra w węża na Nokii 3310*
– Czy mógłbyś odłożyć tę pieprzoną komórkę, bardzo cię proszę?
– Przyznaj, pikanie cię denerwuje, bateria wytrzyma.
– Nie, Kozioł, nie denerwuje mnie pikanie, bateria jest słaba.
– Pikanie cię denerwuje! Pik, pik!
– Nie, Kozioł…
– Pikanieee!
Powróćmy jednak do opowiadania.

– Odpocznij, Neji. Idź do domu, zjedz coś i się prześpij. Ostatnio jesteś wyczerpany.
– Przynajmniej jestem  już spokojniejszy. Ale zmęczenie daje o sobie znać. Pójdę się przespać, jest środek nocy.
Mam wrażenie, jakby Neji dodał to ostatnie, bo był zbyt zadufany w sobie. Nie idzie spać, dlatego że Sakura mu kazała – robi to tylko i wyłącznie z własnej decyzji, bo w końcu jest środek nocy. Neji jest niezależny, nie da sobie rozkazywać.

No i oczywiście dostała bardzo mocne leki znieczulające. Gdyby nie one, już dawno umarłaby z bólu. – Z bólu się zasadniczo mdleje, nie umiera. Ewentualnie śmierć mógłby przyspieszyć długotrwały ból, który powodowałby silny stres i depresję, co skutkowałoby osłabieniem układu odpornościowego i szybszy postęp pierwotnej choroby… ale to takie już moje gdybanie. Chyba że chodziło Ci o samobójstwo z bólu? Ale jakoś nie pasuje mi sugestia, że Hinata zabiłaby się, jakby nie dostała leków.

Jest czwarta nad ranem, wszyscy są wyczerpani po ratowaniu Hinaty, ale to nie koniec na dziś. Kakashi koniecznie chce jak najszybciej porozmawiać z Shizune i widać, że to jest takie ważne, że nie może czekać następnego dnia, aż medyczka się zdrzemnie po maratonie pracy. Może to coś, co odkrył w Dolinie Wiecznego Krzyku? Tsunade też nie może się jeszcze położyć, bo Hiashi akurat w tej chwili – zamiast uszanować to, że może być zmęczona – przychodzi złożyć jej podziękowania. Ba, żeby tylko! Musi przy okazji dopytać o operację i poplotkować o Hanabi.

Muszę być skupiona podczas przeprowadzania operacji. – Darowałabym sobie te sztywniactwo w przypadku Tsunade. Nie wystarczyłoby zwykłe: podczas operacji? Tak samo było wcześniej, gdy pisałam o wypowiedziach Shizune z pierwszych rozdziałów. Czasem mam wrażenie, że silisz się na taką dokładność tylko dla czytelnika, odbierając postaciom naturalność i lekkość, ale zupełnie niepotrzebnie.

– Jest późno, ja już pójdę. – Hiashi wstał, pożegnał się i wyszedł.
Kobieta przyznała mężczyźnie rację – niedługo wstanie słońce, a ona wciąż była na nogach. Postanowiła opuścić gabinet i choć trochę się przespać.
I tyle? Żadnej wściekłości, że ktoś jej przeszkodził, kiedy właśnie wyczerpana szła spać? I to w dodatku bez pilnego powodu! Żadnych sfrustrowanych, zniecierpliwionych myśli? Tylko suche: przyznała mężczyźnie rację i postanowiła opuścić gabinet. Tsunade jako ocean spokoju! Dobre sobie!

(...) jak zespół medyczny uratował życie Hinaty. – To brzmi trochę tak, jakby samo życie było ważniejsze od tego, czyje to jest życie. Życie Hinacie – tak bym to widziała, przecież wszyscy umartwiali się, że właśnie o nią, Hinatę, chodzi. Gdyby na jej miejscu znalazł się inny, randomowy no-name ninja, pewnie nikt nie spinałby się aż tak.

Ale wróćmy do Kakashiego. Co może być na tyle pilne, że musi zostać przekazane bez dnia zwłoki, teraz, o piątej rano? Narrator cały czas podkreśla, że shinobi ma do powiedzenia coś naprawdę ważnego. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać – jeżeli to pytanie ma aż takie znaczenie, to czy nie powinien tym bardziej poczekać, aż Shizune się wyśpi, żeby mogła mu udzielić sensownej odpowiedzi?
Wydaje mi się, że ma to bardzo mocne powiązanie z doliną i jej legendą – Hatake robi takie wrażenie. Jakby nie potrafił już czekać, piekliło go, aby coś wyjawić, tu i teraz, byleby zrzucić z siebie ciężar, rozwiązać problem, o którym myślał tak często. Być może jest to rodzaj klątwy, która na niego spadła po pobycie w dolinie… Ładne zagranie, ale w takim razie jest zbyt racjonalny, zbyt opamiętany. Jeżeli ma to faktycznie powiązanie z doliną, to mógłby wykrzyczeć od raz po powrocie, o co mu chodzi, pokazać szaleństwo, a ktoś inny mógłby zauważyć, że to na przykład dlatego, że Kakashi był w dolinie. A jeżeli dolina nie ma jako tako większego znaczenia, a jedynie myśl o bliskiej śmierci poukładała bohaterowi w głowie, to jednak mógłby uszanować Shizune i dać jej się wyspać.

Tak. Jesteś zmęczona, ja muszę wkrótce wyruszać na dość długą misję, więc myślę, że to ostatnia okazja, byśmy porozmawiali. – Wkrótce. Czyli raczej nie jutro, bo by o tym wiedział. Mogą się umówić na wspólny obiad czy coś. Daj Shizune spać, człowieku…

Niestety, pewnego wieczoru, bez słowa wyjaśnienia, kobieta stwierdziła, że nie powinni się spotykać. Że to wszystko jest bez sensu. Od tamtej pory, zamiast utrzymywać normalny kontakt, unikała go. Kłócili się o bzdury, nie mogli odważyć na szczerą rozmowę. W związku z ostatnimi wydarzeniami, nie mieli nawet czasu na spotkanie. – For, wiesz, że to jest streszczenie, prawda? Że to działo się poza kadrem i że w ogóle nas nie przekonuje...

Nagle drogę przebiegł mu czarny kot. Kakashi z reguły nie był przesądny, więc nie wierzył w szczęście. – Nie wiem, może Kakashi w anime tylko szukał wymówki (tak, często szukał wymówek), lecz pamiętam, gdy mówił w którymś odcinku coś w stylu: „Przepraszam za spóźnienie, ale czarny kot przebiegł mi drogę i musiałem iść naokoło”. To tak mocno wbiło mi się w pamięć, że właściwie jakiś element z akurat takim przynoszącym pecha kotem godny sytuacji wspomnianej w anime byłby tu wisieńką na torcie.

Nieumalowana Shizune z podpychinętymi oczami i w szlafroku… Nie żeby coś, ale jeżeli bohaterowie mieli coś do siebie wcześniej i być może będą mieć później, a kobieta wiedziała o przyjściu Kakashiego, to jakoś logicznym wydaje mi się, że mogła się chociaż przygotować.

No dobra, dochodzimy do punktu kulminacyjnego. Otóż o co Kakashi pyta się Shizune o piątej rano? Czy ta weźmie urlop i wyjedzie z nim na wakacje.


Popatrzyła na niego cała zapłakana, poważna, jednocześnie zmartwiona, a ręce jej się trzęsły. – Nigdzie wcześniej nie ma wzmianki o tym, że zaczęła płakać, więc jak mogłaby być od razu zapłakana?
Doceniam, że zakończyłaś scenę w takim momencie. Jest to dobra metoda na budowanie napięcia.

– Wiesz (...) przeprowadzić! – Szczęśliwa Hanabi – ostatnimi czasy to był bardzo rzadki widok. – Ten myślnik użyty w komentarzu narratora do dialogu trochę mnie zmylił – myślałam, że „ostatnimi (...) widok” to słowa Hanabi. Równie dobrze możesz dać ostatnie zdanie do nowego akapitu.

Jeszcze się nie wybudziła, choć powinna odzyskać świadomość już dzisiaj. Gdy tylko to zrobi, podamy jej leki znieczulające i przeprowadzimy operację. – Hinata już teraz jest na silnych analgetykach, pisałaś o tym wcześniej. Odstawili jej leki, żeby się obudziła… i dostała je z powrotem (wnioskuję, że odstawili, skoro oczekują na jej wybudzenie)? Huh? Zresztą przed operacją powinna otrzymać anestetyki, a nie środki przeciwbólowe. I po co w ogóle Hinata ma odzyskać najpierw przytomność? Nie mogą zrobić operacji teraz? Jeśli jej organizm potrzebuje odpoczynku, to wybudzenie się z farmakologicznej śpiączki nie będzie żadnym wskaźnikiem odzyskania sił i tym samym przesłanką, że chora jest gotowa na zabieg.
No i ponawiam pytanie – po co w ogóle operacja?
Dodatkowo zaskakuje mnie zaskakuje Neji. Bohater wydaje mi się strasznie chaotyczny – raz robi zadymę u swojej przełożonej – jakby nie było – najważniejszej, tytułowanej osobie w wiosce, jakby była jego koleżanką (mocno... niekanonicznie, a i to określenie wydaje się eufemizmem), niszczy cudze rzeczy, potem nie daje ludziom w spokoju pracować, a później śpi jakby nigdy nic do jedenastej. Gdy dowiaduje się o stanie Hinaty od Hanabi, rzuca niby: To wspaniale, ale nie czuć jego autentycznego zainteresowania, przejęcia, odetchnięcia z ulgą czy czegokolwiek. Raz jest wysuszony, a raz narwany. Na moje oko przydałoby się go trochę wypośrodkować.
Poza tym przejdźmy na chwilę do kreacji Hanabi – zwykle zastaję ją w domu, kiedy albo coś gotuje, robi śniadanie, budzi domowników. To mała dziewczynka, a zachowuje się jak gospodyni domowa; w ogóle nie znam jej charakteru, no może jedynie, że jest troskliwa. To trochę mało, jeżeli chcemy rozmawiać o realistycznych, złożonych osobowościach.

Kurenai podziękowała Nejiemu i ruszyła w swoim kierunku razem z Shino. Ten drugi posłał jeszcze Hyūdze znaczące spojrzenie, pod tytułem dobrze, że jest cała, chcąc wyrazić swoją ulgę. – Znowu to „spojrzenie pod tytułem”, „spojrzenie w stylu”... Co to w ogóle znaczy? Zresztą:


Neji postanowił udać się wreszcie na trening. Najpierw jednak zdecydował się, aby pójść do domu na obiad, gdyż nie zdążył nawet zjeść śniadania. – Pogrubiłam to, co zbędne.
Neji nie mógł zdecydować się jednocześnie na dwie rzeczy. Tego nawet ciężarna Shizune z burzą hormonalną by nie potrafiła. Udawał się wreszcie na trening czy szedł coś zjeść? Poza tym lody też śniadanie, nie dyskryminować!

Dotarł już do terenu swojej posiadłości (...). –  Na teren.


IX. Enigma
Bardzo mi się podoba scena walki Nejiego i Tenten. Nie wiem, czy nie jest nawet moja ulubiona w całym opowiadaniu. Widać, że Twój styl się naprawdę wyrobił – nie ma nawet porównania do pierwszych rozdziałów. Jest dynamika, są emocje, postaci żyją. Dokładnie o to chodziło!
Skoia przypomniała sobie, że kiedyś już betowała ten rozdział, więc pewnie od niej tu wielu uwag nie uświadczysz. Napisze jednak, zgodnie z pierwszym akapitem, który należy do Hiro, że jest to najlepsza notka pod względem… praktycznie wszystkiego. Emocje? Są. Napięcie? Tak. Scena walki? Działa na wyobraźnię. Dialogi? Naturalne. Ale we dwie i tak coś na pewno jeszcze znajdziemy…
O! No właśnie:
Chciała zobaczyć jego reakcję. Widzieć jego złość, słyszeć krzyk, płakać z bezsilności, cokolwiek. – To „płakać z bezsilności” jest tam tak od czapy – reakcja Shizune między reakcjami Kakasiego. Mylące. Poza tym ona już podobno była zapłakana w poprzednim rozdziale.
Ale, ale! Są emocje! I to pięknie opisane.

– Jestem w ciąży.
(...) stała i czekała, aż usłyszy wybuch złości,  trzask zamykanych drzwi lub odgłos krzesła łamiącego się pod wpływem uderzenia.
Czy to naprawdę pierwsze, czego spodziewa się kobieta, kiedy powie partnerowi o ciąży? Kakashi to nie jej alfons, który teraz musi wyłożyć dodatkową kasę na aborcję, bo – ups – zaciążyła (sorry, takie skojarzenie). To nie nastolatek na garnuszku mamusi, dla którego rodzicielstwo byłoby gwałtownym skokiem w dorosłość. Hatake to dorosły facet, nie zareagowałby na tę informację napadem furii. Właściwie to w ogóle nie potrafię go sobie wyobrazić w takim stanie, to nie pasuje do jego charakteru. Poza tym myśli Shizune dają świadectwo o tym, jakby bohaterka w ogóle nie znała swojego partnera. Albo znała go dużo słabiej od czytelnika, który przecież śledzi relację tej dwójki dopiero od kilku notek. Nie uczestniczył w niej wcześniej.

Dalej mamy całą akcję z grupami krwi. Aż z ciekawości rozrysowałam sobie drzewo genealogiczne klanu Hyūga, ale nie udało mi się znaleźć niczego podejrzanego. Nic nie wskazuje na to, by np. Hinata była podrzutkiem czy coś. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz, bo uwielbiam takie biologiczne wątki w opowiadaniach!

Podobają mi się rozważania Kakashiego, kiedy przemierza Kraj Dźwięku:
Czasami zastanawiał się, co mógłby robić, nie będąc ninja. (...) Dzieci ninja z reguły same zostawały ninja, nie mając przy tym lekkiego życia. Mogły stracić rodziców w każdej chwili.
Raz, że to dosyć oryginalne i głębokie przemyślenia, jak na kanon skupiony na heroicznych wyczynach. Dwa, bardzo fajnie i naturalnie wyszło, że Kakashi myśli o tym akurat teraz, kiedy sam ma w swoim życiu podjąć nową rolę, rolę ojca.

– Kiba. Czy ty…
– Nie, Neji. Czuję do niej to, co ty.  Po prostu jest moją przyjaciółką. Siostrą.
Neji sam nie wiedział, czemu nie potrafił się z tym zgodzić.
Podoba mi się, że łagodnie wprowadzasz ten pairing. Wcześniej trochę rzucałaś nam w twarz uczuciami Nejiego, ale tutaj już jest to bardziej stonowane. Chłopak wydaje się prawdziwszy. Sam jeszcze ma w sobie konflikt i nie jest pewien, co czuje. Aż się przykro robi na myśl, że kiedy Hinata się wybudzi, istnieje prawdopodobieństwo, że sama będzie traktować go jak brata, zamknie we friendzonie. Ciekawe, czy Neji powie jej o swoich uczuciach?
Widzisz? Chcemy wiedzieć, co będzie dalej i jak zakończy się ta historia. Mimo wielu niedociągnięć, czujemy zainteresowanie. To dobry znak.

Miniaturka. Nigdy więcej mnie tak nie strasz.
Tu Skoia. Podzieliłyśmy się z Hiro robotą – ona zrobi betę, a ja skomentuję pracę pod względem fabularnym, jako że znam kanon. Zacznijmy od bety:

(...) aby dowiedzieć się, czemu Sanji zareagował tak impulsywnie po przebudzeniu się. – Drugie „się” można spokojnie usunąć.

Po paru chwilach biegania wokół rumowiska, młody mężczyzna zatrzymał się gwałtownie. – Przecinek zbędny.

Nic, a nic. – I tu też.

Jego zachrypnięty głos brzmiał, jakby przez wiele miesięcy się nie odzywał. – Kto się nie odzywał, głos? Może: nie był używany.

Wierzyła w to, że sobie poradzą z wrogiem, choćby nie wiadomo co. – Po usunięciu pogrubionych słów zdanie będzie brzmiało zgrabniej.

Zastanowiła się przez chwilę, czy aby Zoro się nie domyślił jej uczuć. – Zaraz, moment. Przecież kilka linijek wyżej Robin sama przed sobą nie przyznawała, że się w nim kocha, a tu już takie przemyślenia? To nie wyszło zbyt naturalnie.

(...) więc użyła swojej mocy – zreplikowała swoje ucho (...). – Raz, że powtórzenia, a dwa, że te słowa są zbędne.

*kliknij, aby powiększyć


„Się” to jedno z tych bardziej podstępnych i trudnych do uniknięcia powtórzeń. W całym opowiadaniu znajduje się kilka akapitów, gdzie jest ich rzeczywiście za dużo. Dałam tego screena, żeby już bez sensu nie kopiować większej ilości tekstu. Jakbyś chciała dopracować takie duperelki, to wiesz, co robić: Ctrl + F i do dzieła!
Gdzieniegdzie pogubiły się wcięcia akapitowe. Jeśli blogger świruje i nie chce wczytać tych zapisanych w szablonie, przypominam kod HTML do wstawienia ręcznie przy edycji postu:

<div style="text-indent: wartośćpx;"> treść akapitu </div>

Brook delektował się spokojnymi dźwiękami, podsycanymi przez śpiew ptaków. – Średnio mi brzmi użycie tu tego słowa. Podsycać znaczy intensyfikować. Czy śpiew ptaków sprawiał, że dźwięki smyczków były wyrazistsze? Bo chyba nie o to chodziło.

Brook zaczął się śmiać w swój specyficzny sposób, a Roronoę pogrążyły myśli. – Roronoa pogrążył się w myślach.

Czekałam na ciebie i czekałam, aż wreszcie postanowiłam po ciebie przyjść!

Cholerne sake. Nie! Cholerne leki. – <3

Na chwilę obecną przepraszam za zastój i ozdrawiam tych wytrwałych, którzy wciąż czekają na rozdział. – Czuję się ozdrowiała.

No dobra, to teraz kilka słów o fabule: uwielbiam ten moment. Wycięty niby z anime, tuż po – moim zdaniem – najmocniejszej scenie (no, nie licząc może Marinefordu). Znam tę miniaturę, bo czytałam ją kilkukrotnie. Nadal uważam, że – jak już pisałam ci dawno temu – reakcja Sanjiego (dialogi, emocje!) łapie za serducho, a całość czyta się z zapartym tchem aż do… momentu, w którym Zoro siada na kanapie w pokoju Robin. Gość wszedł, zobaczył dziewczynę w ręczniku, jakby w życiu nie widział żadnej kobiety, mimo że trochę się już najeździł i z nią, i z Nami. Już miał iść do drzwi i zarył o stolik... Dlaczego zmienił kierunek i znalazł się na kanapie? Wie, że jest fatalny w tym, co mówi, w dziękowaniu i wyrażaniu swoich uczuć. Na dodatek wcześniej nie myślał o Robin jak o kobiecie, w której mógłby się zakochać, a zachowuje się, jakby znał jej uczucia, był ich pewien i swoich nagle teraz też. Jednocześnie tworzysz postać, która nie wie, a może się domyśla, stresuje się i denerwuje oraz postać, która jest pewna, chce i zbliża się. Jakby Zoro się nie rozwijał, tylko był dwoma charakterami naraz.
No tak, jeszcze jest sake, ale… to trochę wygląda tak, jakby Roronoa w cugu przyszedł przeprosić, zobaczył Robin w ręczniku, właściwie to zdenerwowany usiadł obok niej, a potem od razu – JEB – pocałunek. No nie wiem, ja tego nie kupuję, mimo że przyjemnie się to czyta (Hiro też się podobało).
I jeszcze pod koniec Zoro prowadzi dłuuuuugi monolog o swoich uczuciach, których wcześniej jakby w ogóle nie wykazywał, nie analizował. Przychodzi przeprosić koleżankę i zapytać, czemu się tak troszczyła, a wychodzi zakochany.
LOL.

Dawno nie było żadnego gifa, a ten mi się strasznie podoba, więc tak sobie wstawię:


PODSUMOWANIE
Ostatnio dobrze nam się, For, w ocence Boso... podsumowywało wszystko podpunktami. I tak też tutaj zrobimy, pomijając technikalia. W tym przypadku jedyne, co szczególnie zwróciło naszą uwagę, to pleonazmy. Twój tekst przeszedł przez ręce kilku bet i Tobie oraz dziewczynom należą się podziękowania, bo generalnie jest poprawnie. Dzięki temu ocena nie zajęła aż tak wiele czasu i czytało się zdecydowanie płynniej.
Co następne na tapet?

NARRACJA I STYL
„lekkie pióro”;
plastyczne opisy (nie wszystkie, ale szczególnie ostatnia walka zrobiła na nas wrażenie);
równe tempo, ładne prowadzenie scen statycznych (np. przy wątku Kakashi-Shizune);
progres na przestrzeni kilku lat (widać, że wciąż pracujesz nad tą historią);
obniżanie poziomu napięcia poprzez wykorzystywanie określeń czasu w scenach dynamicznych (po czym, po chwili, w jednym momencie, chwilę później);
redukowanie dynamiki poprzez nadmierne wykorzystywanie przysłówków (szybko, prędko, nagle itp.);
suchość przy opisach emocji;
✖ head-hoppingi;
streszczenia;
ekspozycje (szczególnie za pomocą przymiotników w dopowiedzeniach narratorskich przy dialogach, np.: powiedział zachwycony, zdenerwowany, urażony itp. oraz ekspozycje tłumaczące zachowania bohaterów bądź wybielające ich zachowanie);
pomieszane retrospekcje (niektóre nawet i zbędne, które można by zastąpić scenami);
zbyt wysublimowane, wyidealizowane opisy otoczenia;
wyrażenia niedopasowane do stylu narracji całościowej bądź danego bohatera (spojrzenie w stylu, kwiatostan typu baldach, wietrzenie skał i inne, wymienione wyżej).

Trochę tego się nazbierało, For, zresztą sama widzisz. Streszczenia, ekspozycje, retrospekcje… Nie ma sensu tego tłumaczyć, bo wiemy wszyscy, że znasz definicje. Teraz, gdy masz też wskazane dokładnie problematyczne miejsca, łatwiej Ci będzie pracować ze swoim tekstem. Ważne, żebyś się nie zniechęcała, bo to nie są błędy nie do poprawy, które psują całość. Na pewno, przeglądając każdy rozdział, zwróć uwagę na przeskoki między bohaterami; aby narrator nie opisywał jednocześnie ogólnie bohaterów, ich wyglądu, zachowań i zdanie potem nie wskakiwał do głowy jednego z nich. Wnętrza postaci oddzielaj grubą linią (a najlepiej i przenoś je do nowego akapitu) od cech zewnętrznych, szczególnie że często korzystasz z mowy pozornie zależnej. Nie może być tak, że w tym samym akapicie mamy narratora wszechwiedzącego, cechę zewnętrzną Naruto i cechę wewnętrzną (uczucie) Hinaty, bo się czytelnik zamiesza.
Z samym napięciem będzie Ci chyba najłatwiej; wystarczy poobcinać kilka zdań, podzielić kilka na pół, z kilku wywalić zbędne zapychacze, które nic nie wnoszą. Musisz pamiętać – w czasie pisania scen dymanicznych cały czas mieć w głowie i powtarzać jak mantrę – że czytelnik z marszu bierze pod uwagę domyślną chronologiczność zdarzeń. Także nie musisz zaczynać zdań od tego, że coś jest następne, wydarzyło się chwilę potem albo moment później, bo my to i tak wiemy, tak samo byśmy to odebrały bez tych (zbyt dosadnych) wskazówek. Zabrakło głównie dynamiki, napięcia, ale i konfliktu. O tym jednak przeczytasz w kolejnym podpunkcie o fabule.

FABUŁA I POMYSŁ
sceny postaci drugoplanowych (np. podróż do krewnego Hinaty po pomoc i scena u niego – a w ogóle jak dziadek miał na imię? – treningi, rozmowy Shikamaru i Temari, sceny z udziałem Naruto);
temat Neji-Hina dość oryginalny;
brak poważnego konfliktu (poza chorobą Hinaty nie wiemy, co się dzieje z misją, której nie skończyła, wiadomości do Tsunade tak po prostu przechodzą, a jedyną akcją dynamiczną jest poszukiwanie składników na odtrutkę – są to dwie sceny, z czego jedna udana, a druga słabo wykreowana) – bez konfliktu, problemu, antagonisty czytelnik się nudzi;
BRAK AKCJI W AKCJI;
kompozycja całego tekstu (Hinata, która wydawała się główną bohaterką, znika w połowie III. rozdziału);
potknięcia w researchu (np. wątek operacji, japońskie drzwi i inne wymienione wyżej);
niepoważne, niedojrzałe (niegodne dorosłej opiekunki) zachowanie Kurenai na misji;
Kakashi i jego podróż przez dolinę (słaby opis doliny, skupianie się na ekspozycji uczuciowej w momencie akcji, odwracanie uwagi czytelnika, słaby problem ze zdobyciem kwiatka, bo w efekcie Kakashi tylko rozwija swoje przemyślenia, ale nie widać, aby zadanie sprawiało mu autentyczny problem, brak napięcia w ważnej scenie).

Nie mogłyśmy się pozbyć wrażenia, że całość wydaje się być zwykłym fillerem; niczym wybitnie poważnym. Misja, która od początku powinna być ważna – tak ją przedstawiasz – nagle staje się niedokończonym, nieznanym nam wątkiem, a groźni ninja i antagoniści, którzy powinni być istotni – znikają, przestają istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie. O większości zdarzeń dowiadujemy się z dialogów, o metodach leczniczych Hinaty, co staje się pierwszym wątkiem – również z rozmów czy z listów, które po prostu przychodzą. Fabuła… idzie do przodu, ale bohaterowie nie mają na nią za bardzo wpływu; jedynie dwie sceny poszukiwania składników oraz potem scena ratowania Hinaty w szpitalu sprawiają, że czytelnik zbliża się do monitora i interesuje się fabułą.
Przypomina mi się w takich chwilach przykład z Indianą Jonesem w filmie: Poszukiwacze zaginionej arki. Gdyby wyciąć główną postać Forda, fabuła… nie zmieniłaby się – hitlerowcy skradliby medalion, ukradliby arkę i otworzyliby ją. Główny bohater nie ma wpływu na fabułę, ale Indiana może sobie na to pozwolić – to bohater ciekawy, barwny, realny, złożony i bierze udział w wielu scenach dynamicznych. Natomiast twoi bohaterowie są… po prostu są bierni i biorą udział w równie biernej fabule. A więc jednak częściej nuda niż ciekawość.
Mamy wrażenie, że liczą się tylko Hinata, wątek Kakashiego i Shizune oraz uczucia Nejiego. To mocno spłyca historię. Wiesz, Naruto jest animacją z gatunku shōnen, a więc nastawione jest głównie na akcję, na walkę, na „dzieje się”. A u Ciebie się nie dzieje, a jak już coś rusza, to znowu styl nie pozwala się wczuć, bo psujesz opisy akcji albo ekspozycją, albo zbędnymi upychaczami, albo zdaniami złożonymi przesadnie, albo czymś tam jeszcze, co wymieniłyśmy wyżej. Na dodatek trochę boli, że w rozmowach przewijał się temat Akatsuki, Orochimaru, akcja opowiadania dzieje się między ważnymi momentami tego uniwersum – tak wybrałaś, postawiłaś sobie poprzeczkę i tylko przegadałaś temat.  A jak się ma sprawa z postaciami?

BOHATEROWIE
kanoniczność Naruto i innych pobocznych bohaterów (Kakashi i Shizune, Kiba, Hisashi, Shikamaru, Temari, zadbałaś nawet o zachowanie specyficznej dla nich gestykulacji, co doceniamy!);
Hiro dopisuje dodatkowego plusa za dużą ilość czasu antenowego dla Kakashiego, w którym się podkochuje;
naturalne dialogi (ale! część jest ekspozycyjna bądź niewiele wnosi, czasem historia może wydawać się przegadana);
niespójność w charakterze Nejiego;
słaba kreacja Hanabi, która niknie w tekście;
Shizune, która wątpi w Kakashiego i traktuje go jak niedojrzałego;
niektóre kanoniczne zachowania przerysowujące prozę (opowiadanie nie powinno być aż tak równoznaczne z animacją – tutaj działają na wyobraźnię dużo bardziej realistyczne zasady kreowania; np. omdlewanie Hinaty albo tryskanie krwią psuły dobre wrażenie);
wykorzystywanie kolorów włosów przez narratora trzecioosobowego wszystkowiedzącego przy wskazywaniu postaci w scenach;


HINATA – GŁÓWNA BOHATERKA OPOWIADANIA
Bardzo przykro nam to stwierdzić, ale Hinata ma cechy Mary Sue. Może nie takiej klasycznej – pięknej, genialnej, uwielbianej – przypomina bardziej Bellę Swan. O jakie elementy mi chodzi?
ciężkie dzieciństwo, zawsze była gorsza od Nejiego;
ojciec traktuje ją z okrucieństwem i w ogóle jest taka biedna w tym swoim domu, że nic tylko nad nią jojczyć;
jednostronne zakochanie – melodramatyczne omdlenia, przesadne emocje...
jest cały dzień na misji, a potem po nocach trenuje (jak zawsze);
zachwyt otoczenia nad jej wytrwałością;
traktowanie tej szarej myszki jako kogoś wyjątkowego (ponad zwykłych ninja), kiedy trafia do szpitala (nagle wszystko inne przestaje mieć dla wioski znaczenie, nie czuć, że życie w Wiosce toczy się normalnie).
Zanim zaprotestujesz – tak, większość tych rzeczy jest kanoniczna. Tyle że merysuizm to nie tylko błąd nadania postaciom pewnych cech, ale również (a może nawet przede wszystkim) błąd w ich przedstawianiu przez narratora. Pierwszy przykład: w domu Hinaty jest lekka patola. Kanon? No kanon. I sam ten fakt nie robi z bohaterki merysujki, problem jest z jego ukazaniem. Spójrz na rozdział pierwszy: Hiashi wyzywa dziewczynę od najgorszych, bo jej matka umarła – to zdecydowanie jest przerysowana sytuacja. Dwa: nie byłoby nic złego w tym, że Hinata podkochuje się w Naruto... gdyby faktycznie o nim ciągle myślała. Bo w tej chwili to zakochanie jest tak wrzucone jako jedna z jej cech, ot, dopisanych przez narratora, żeby dodać postaci dramatyzmu, a nie znajdujące potwierdzenia w scenach. Hinata tylko sobie zemdleje od czasu do czasu, ale to też jakby dla samego omdlewania. Niby Naruto jest tego powodem, lecz na poziomie emocjonalnym wydaje się całkowicie oderwany od sytuacji.
Podziw innych wobec Hinaty wytrwałości też sam w sobie jest na miejscu – tylko że Ty na siłę wymuszasz u innych bohaterów refleksje jaka to Hinata niesamowita. Zachwyt nie pojawia się jako naturalna konsekwencja ich toku myślenia; to ich myślenie jest pokazane tylko po to, by pochwalić Hinatę. Ciągle miałyśmy wrażenie, że świat kręci się wokół niej – nawet kiedy przez większość fabuły pozostawała nieprzytomna, wszyscy ciągle się na niej skupiali, jakby nie tylko Neji był w niej zakochany, ale cała wioska. Tak, właśnie. Bo to nie jest martwienie się o nią, tylko taki zaślepiony, merysuistyczny podziw. Mogłaś to ukazać inaczej. Zachować kanon i nie tworzyć Mary Sue. To naprawdę nie było niewykonalne.
Poza tym – znów powrócimy do korzenia problemu – Hinata pojawia się tylko na początku opowiadania, a potem znika, więc mamy zbyt mało materiału, by ją naprawdę dobrze poznać i polubić. A trzeba by ją polubić, żeby jej potem dobrze życzyć i współczuć, gdy choruje, nie sądzisz? I faktycznie zobaczyć, że jest silna i zdeterminowana (wieloma scenami, nie jedną – nocnym, nieodpowiedzialnym treningiem i rezygnacją z posiłku!), aby mieć dowody na słowa, które docierają do nas od innych postaci. Nie bardzo się nią martwiłyśmy, bo nie zrobiła na nas wrażenia wtedy, gdy był na to czas tym bardziej, że jak przyszło co do czego i miała walczyć z jedną przeciwniczką, która wcale nie była jakoś super-pro-potężna, to wtedy... Hinata trafiła do szpitala. To wcale nie jest fajne, że główna postać historii jest ofiarą losu i męczennicą, a potem postacią wyjątkową, bo... nieprzytomną. Zdecydowanie brakuje wielu rozdziałów historii przed jej zachorowaniem (nie streszczeń, wspomnień, retrospekcji!), by Hinata stała się postacią żywą i by dało się ją poznać i polubić. Właściwie to póki co brakuje na to fabuły.

Wiele z wymienionych błędów zarzuciłybyśmy również Naruto. Trochę dziwnie to przyznać, ale poprzez powielanie niektórych problemów z fabułą w animacji, bardzo wiernie oddałaś jej klimat. Trudno nam stwierdzić, czy można to uznać za zaletę, ale na pewno należy Ci się pochwała za bystrość w przestudiowaniu oryginału i wyłapanie wielu niuansów, co pozytywnie wpłynęło na odtworzenie świata. To coś więcej niż tylko trzymanie się kanonu. Niestety niektóre błędy na papierze sprawiają gorsze wrażenie niż na ekranie, bardziej rzucają się w oczy – i tak samo, jak przy przerysowywaniu prozy pluciem krwią itd., radzimy ich zdecydowanie unikać.

Jest nam smutno, bo spodziewałyśmy się naprawdę porządnego fanfika. Dwa lata temu dostałaś u Niah trzy z plusem, od tego czasu naniosłaś poprawki i faktycznie dopisałaś najlepsze rozdziały. Teoretycznie powinnaś spodziewać się lepszej oceny, ale... to wciąż nie jest praca na czwórkę. Pod względem technicznym zasługujesz na piątkę, bo betareaderzy nie próżnowali, sama też przecież należysz do osób bardzo poprawnych i wyczulonych na błędy (wiemy to, bo nieraz betowałaś nam oceny i niejedną Twoją już betowałyśmy – wcale nie miałyśmy dużo roboty), jednak dobre opowiadanie to nie tylko poprawne zdania. Opowiadanie musi szarpać za serca, zmuszać nas, byśmy z każdym rozdziałem przybliżały się do monitora, byśmy, nie zatrzymując się i nie myśląc o uwagach i niedociągnięciach, czytały dalej i nawet brak researchu łykały jak karp pączki… Bylebyś nas wciągnęła, zabrała w podróż i pokazała plastycznie świat i nibyżywych bohaterów w dynamicznych, mrożących krew w żyłach sytuacjach, albo i statycznych – takich, by zatrzymać się, odetchnąć, uśmiechnąć się bądź rozczulić. Tutaj póki co nie miało to miejsca. A szkoda. Niah napisała, pamiętamy, że opowiadanie ma potencjał, któremu podcinasz skrzydła. I, niestety, musimy podtrzymać jej zdanie.
Na dzień dzisiejszy? Trzy z plusem.
Pewnie pomyślisz, że Cię to prześladuje, ale głowa do góry. Teraz już będzie z górki.



Za betę dziękujemy Fenoloftaleinie. <3

9 komentarzy:

  1. Nie będę się za bardzo rozpisywać, bo jeśli coś przedstawiłam źle, to moja wina. Tekst powinien obronić się sam, a się nie obronił.
    Może przelećmy chronologicznie:
    Hinata mdlała, bo przerysowałam trochę jedną scenę z anime. I ona mdlała wtedy z wrażenia, nie z wyczerpania czy czegokolwiek innego. Co więcej, nawet gifa wstawiłyście z tej sceny, którą opisałam – co za zrządzenie losu. :D
    Kiba wiedział, że Hinata jest zakochana. On nie rozumiał, czemu ona mdleje na widok Naruto, racja, tyle że to miało być coś w stylu „rety, co z tego że go kocha, nie musi tak na niego reagować”. No i Kiba również był nieogarnięty. Momentami wręcz przypominał Naruto. No i to są jeszcze dzieciaki. No wiem, że ninja, ale jednak dzieciaki.
    Problemy z narracją mogą wynikać z tego, że... tekst był poprawiany trzy razy. A raczej błędy. I czytając, zmieniając powtórzenia, mogły powstać różne kwiatki, których potem po prostu nie wyłapałam. Ale dziwne, że żadna z trzech bet nie zwróciła mi na to uwagi ¬– a inne, podobne błędy wytykali.
    Misja rangi B – Hinata traciła przytomność ze strachu, wrażenia, a nie ze zmęczenia. No i nie przesadzajmy, ninja pracowali w różnych warunkach i nie odsuwano ich od misji.
    Eeeej, wspomniałam na sto procent wcześniej, że Shino dyskutował z Kurenai. Nie szli w milczeniu cały czas. Z drugiej strony, widzieli się codziennie – może niewiele się zmieniło przez noc i nie mieli o czym opowiadać? :D Ale serio, szkoda mi trochę czasu na opisywanie tego, co niepotrzebne i rozmowy o niczym.
    Jeśli chodzi o Hanabi – ona się tak wypowiada, bo tak jej każą, bo taka kultura. Może i dziwne, ale zamierzone. Sądzę jednak, że dziewięć rozdziałów to zbyt mało, aby wszystko wyjaśniać. A i tak mam zawarte mnóstwo informacji.
    A Neji zachwycał się zwinnością Hinaty, bo zawsze była sierotą. Takie podświadome myśli, był z niej dumny, heh.
    Scena końcowa – no bo chciałam, żeby czytelnik wiedział, że Neji już ją kocha, choć sam się przed sobą do tego nie przyznaje. Nie opowiadam ich historii od początku, bo w samym anime śledzimy zmianę podejścia Nejiego. A retrospekcje są po to, by pokazać, że kiedyś się w niej zakochał. A nie teraz, nagle, w ciągu jednego wieczora. Widocznie nie wyszło.
    Jak pisałam scenę tłumaczenia misji kiedyś, to stwierdziłam, że będzie świetna okazją do wytłumaczenia czytelnikowi w jakim momencie Naruto się znajdujemy i określenia mniej-więcej co się dzieje dla kogoś, kto nie oglądał Naruto.
    Tenten – miało to pokazać, że przesadnie go podziwia.
    To, że w Naruto nie wierzyli w bogów, a w Japonii wierzą w zmarłych, nie znaczy, że bohaterowie nie mogą. Na przykład Hidan wierzył w swoje dziwne bóstwa. A ród Nejiego był przywiązany do tradycji, gdzie oddawało się zmarłym cześć. A jeśli się mylę lub źle pamiętam, to nie znaczy, że nie mogli. :P
    W Naturo pełno było takich historii, jak ta o Izumi. I pełno niezrównoważonych psychicznie postaci. Dlatego zdecydowałam się wprowadzić tę bohaterkę. Dla dużego kontrastu. I miała być taka, jaka jest.
    Wietrzenie – no, może i tak. Ale uległy też, bo już widać skutki :D Słaba ze mnie pani geograf widocznie.
    omdlenie Hinaty zaraz po wzmiance, że ta nie jadła śniadania, ale bardzo dużo trenowała, było dość mocno przewidywalną sceną. To chyba dobrze, że nie zadziało się to przez przyczyny, o tak o? Znaczy, wiem, że przewidywalnie, ale chciałam, aby było widać połączenie na zasadzie przyczyna-skutek.
    Ale z Hiashim, to się w ogóle nie zrozumiałyśmy. Nie zauważyłyście, że on tylko SZUKAŁ powodu, by zganić Nejiego? By się przyczepić? Że stoi przed trudnym wyborem? Niah zauważyła, więc myślałam, że to widać. Z jednej strony musi rządzić rodem i być bezwzględny, a z drugiej chciałby okazać więcej miłości dzieciom. No i w przyszłości by się wyjaśniło konserwatywne podejście Hiashiego do dzieciaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowanie Shizune... przez to, co się stało, miała być ponura, mówić formalnie i w ogóle. Meh...
      Z Kakashim, Kibą i Nejim – Kakashi po prostu chciał się pozbyć problemu. Obiecać, że mogą pomagać, a tak naprawdę odsunąć ich od sprawy. Bo za bardzo przeżywali. Neji nie odpuszczał, więc wysłali go z Naruto i Shikamaru. No i Kakashi był sierotowaty. I leniwy. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Znów nie wyszło.
      Kolory włosów musiałam przeoczyć, serio. Nie wywaliłam tego pewnie po pierwszej wersji opka. No dziewczyny, wiecie, że to nie było specjalnie.
      Jestem uzależniona od cholery.
      O nie, w gabinecie Hokage, jak i chyba w całym budynku, były zwykłe drzwi. Sprawdzałam!
      O, wygląd kwiatka mogę wytłumaczyć. Kakashi mógł wiedzieć, bo spotykał się z Shizune, która była medyczką i zajmowała się leczeniem. Myślałam, że ktoś skojarzy.
      Z tym błogosławieństwem, miał być joke. Przecież Tsunia czasami żartowała sobie z ludzi.
      No, Neji był inteligentny, ale też arogancki. Dlatego wlazł tam do sali.
      To co mam wstawić zamiast pikania? :D :D
      Z operacją i w ogóle całym pobytem w szpitalu zawaliłam. Próbowałam szukać info, ale słabo wyszło, meh.
      Shizune również wytłumaczę. I zaspoileruję. Znacie przeszłość Kakashiego. I jego wychowywanie się bez matki. Shizune też znała. I bała się jego reakcji. Bo Shizune popadła w depresję i nie myśli racjonalnie, ze strachu przed porzuceniem nie wie, czego się spodziewać. Unikała rozmowy ze strachu, dlatego mówi Kakashiemu o tym dopiero teraz. Ale sam fakt depresji miał się pojawić później. No i nie wmówicie mi, że Kakashi jest odpowiedzialny i nie ucieka przed problemami. Stąd nastawienie Shizune.
      Z grupami krwi mam wszystko rozplanowane. :D I mam nadzieję, że mi się uda. Hiro – wiem, że Tobie szczególnie by się ten wątek spodobał. Ale skoro już nie zauważyłaś… co jest nie tak, to nie wiem, czy przypadkiem nie popełniłam błędu.
      A po wybudzeniu Hinaty powinno być ciekawiej. Sam fakt jej śpiączki był zaplanowany po to, by pokazać, jak bardzo Neji nie panuje nad sobą przez nią. Chociaż ujarzmiłam jego charakter, widocznie wciąż przesadzam.
      Miniaturka była napisana dla funu. Bo chciałam mieć coś z tym pai ringiem. Ale Skoia, dobrze pamiętam, jak przy becie mi pisałaś, że końcowy monolog jest super. Coś się zmieniło? Nie poprawiałam go.
      Akapity mogą być winą Bloggra. Się wywalę.
      Nie chciałam, by Hinata ciągle myślała o Naruto, bo to byłoby nienaturalne. Nie przesadzajmy. Nie można irytować czytelnika i pisać, że główna bohaterka myśli tylko o jednej osobie. Jasne, mdleje, reaguje dziwnie na jego widok i wspomnienie, ale ona jest ninja, ma inne obowiązki i swój rozum. A jej zakochanie to młodzieńczy wybryk. Przecież są dziećmi, nie traktujmy ich jak dorosłych. Wiem, że w anime Hinata szalała za Naturo, a on później oszalał dla niej (zbyt szybko, swoją drogą, i banalnie. Nie kupuję), ale mimo wszystko moja Hinata nie musi postępować tak samo, choć kanoniczne cechy posiada (chyba).

      Usuń
    2. Dobrze, że nie widziałyście pierwszej wersji opka :D Tak naprawdę, to opko jest trochę dla funu, a trochę dla nauki. Uczę się na nim pisać, zmieniam, edytuję, ale także bawię się bohaterami, wypróbowuję różne schematy, staram się pisać zgodnie z kanonem i w ogóle. To opko to miejsce, gdzie ćwiczę, przerabiam, poprawiam. A z drugiej strony – szukałam dobrego NejiHina, ale nie ma, to sobie napisałam i jest jakie jest. I ciągle nad nim pracuję.
      Wydaje mi się, że momentami się nie rozumiałyśmy – może i ja źle opisałam to wszystko. Choćby opis z dziećmi przy huśtawce – kontrast sielanki panującej wokół i rękoczynów Hiashiego a jednoczenie ukazanie Konohy jako miejsca, gdzie panuje względne szczęście, ale tylko względne. Niektóre przerysowane SPECJALNIE sceny miały nadawać charakter anime. Bo mimo poważnych tematów, chciałam, aby opko było również śmieszne, absurdalne, groteskowe. A jednocześnie poruszające ważne tematy, jak odpowiedzialność, przemoc rodzinna fizyczna czy psychiczna, tragedie rodzinne. No i oczywiście Akatsuki ma pracować nad łapaniem Bijuu w tle. Orochimaru to również tło. Na pierwszym planie miał się ukazać wątek tajemnicy, którą rozwiązuje Neji. Nie będzie to powieść, lecz opko o rodzie Hyuuga. Nie o połowie Konohy.
      Zawiodłam się, bo najbardziej czekałam na opinię na temat Hiashiego. I chciałam przeczytać parę zdań o Tenten. Czy czytelnik widzi, że laska przesadza i jest nienormalna. I czy widać, że z pozoru nieważna postać, która wysyła jakieś groźby, lecz wydaje się niewinna, może w przyszłości namieszać.
      Ale Hiashi, jak pisała Niah, ma trochę dwa oblicza. Zastanawiałam się, czy udało mi się to utrzymać, czy coś się zmieniło.
      Dzięki wielkie za ocenę! <3
      Na początku, gdy czytałam, myślałam cała moja koncepcja poszła się... chyba rzucę pisanie i to opko, lecz potem stwierdziłam może napisze od nowa. Ale nie będę miała raczej czasu tego pooprawiać w nieskończoność, bo nie mam nawet czasu na kolejny rozdział. Więc kiedyś pewnie przysiądę i napisze od nowa. Ale opka nie porzucę.
      Problemem jest fakt, że beta nie mówi mi wiele na temat fabuły, a nie mam kogo się radzić. I tak wychodzi.
      PS czy w ostatnim rozdziale po prostu nie wypisywałyście błędów? Bo wiem, że jest ich sporo, a rozdział puszczony bez bety.
      PPS nie sprawdzałam komciów, bo mam sporo roboty i piszę na szybko. Sorki za błędy i chaos. :*

      Usuń
    3. @omdlenia – Ok, przy Naruto mdlała z wrażenia. (Gif dobrany świadomie :D). Ale tego wrażenia, jakie robił na niej chłopak, nijak nie było czuć.
      Na misji też z wrażenia? 0.o No tu mnie zaskoczyłaś.

      @milczenie – Pewnie, nie powinnaś opisywać rozmów, które nic nie wnoszą do fabuły. Ale masz wiele razy, czarno na białym napisane, że milczeli lub coś zrobili w milczeniu. Zdecydowanie za ciężko i to się rzuca w oczy. Obie miałyśmy wrażenie, że milczą prawie cały czas. Wyszło nienaturalnie.

      O nie, w gabinecie Hokage, jak i chyba w całym budynku, były zwykłe drzwi. Sprawdzałam! – O, rzeczywiście, teraz też sprawdziłam i u Hokage są normalne. Nie mogłam znaleźć odpowiedniej sceny w czasie pisanie oceny. Ale w szpitalu masz już rozsuwane: KLIK

      Spotykanie się z Shizune sprawiło, że Kakashi myślał o kwiatach jak botanik?

      Co do Hiashiego... jego kreakcja mnie nie przekonała. Może byłoby inaczej przy większej ilości tekstu, gdzie i jego postać miałaby okazję trochę się rozwinąć. Na razie przed wszystkim rzucają się w oczy jego absurdalne reakcje. Tenten z kolei uwielbiam i naprawdę spodobały mi się sceny z jej udziałem. Więcej zaczęłam o niej myśleć dopiero w ostatnim rozdziale i jej wątek chyba najbardziej mnie zaintrygował. Nie wiem za bardzo, co więcej o niej napisać, bo gdzieś tam tylko przesuwała się w tle. Widać jej charakter, że jest "nienormalna". Bardzo ładnie ją uchwyciłaś.

      Fajnie, kiedy opko jest śmieszne i absurdalne, a jednocześnie porusza ważne tematy, ale chyba nie do końca udało Ci się to osiągnąć. Przerysowane elementy wyglądają jak błędy. Weźmy ten idealny opis otoczenia – chcesz kontrastu, to okay, niech będzie idealny, bez ryczących bachorów itp. Ale spróbuj podejść do opisu trochę inaczej – to, o czym pisałyśmy wyżej, nie używaj po prostu określenia "malowniczy", tylko opisz, oddziałaj na zmysły. Pisanie o ważnych tematach też mnie w większości nie przekonało, może oprócz przemyśleń Kakahiego o tym, że dzieci ninja zwykle zostają ninja i często tracą rodziców. Patola w domu Hyuga? Z tego można by wydobyć bardzo głębokie przesłanie, ale najpierw musiałabyś stworzyć więcej scen w tym domu, a nie serwować nam masę ekspozycji. W tej chwili przypominam sobie jedną scenę – jak Hiashi daje Nejiemu w twarz – i bardzo mi się ona nie podobała ze zwględu na brak emocji.

      Wiesz, co? Jeśli traktujesz to opko jako ćwiczenie, to nie wiem, czy jest sens przepisywać je po raz kolejny od nowa (wyobrażam sobie, jak bardzo to musi być demotywujące). Możesz pisać dalej i po prostu się rozwijać. Ostatni rozdział naprawdę mnie urzekł i pokazałaś warsztat pisarski na poziomie. Jakbyśmy oceniały tylko ten rozdział, to ocena byłaby dużo wyższa, bo umiesz pisać. Ta trója odnosi się do całości, a naprawdę trudno oceniać coś, co powstawało na takiej przestrzeni czasu. Wiem, że poprawiałaś tekst kilkakrotnie, ale widać, że niektóre rozdziały były pisane dużo wcześniej – i to usprawiedliwia wszystkich blondynów, brunetki... Na pewno nie przestawaj pisać. <3 Jeśli tak zmienił się Twój styl przez 3 lata, to aż boję się pomyśleć, jak będzie wyglądał za następne 3.

      Buziaki!
      Hiro

      Usuń
    4. Nope, na misji nie.
      Dobra, to wywale to milczenie.
      I drzwi w szpitalu też poprawię. :D
      Serio uwielbiasz Tenten? Ja jej nienawidzę. I tak chciałam, żeby enten była niby w tle ale potem trochę się wybije. :P
      Ćwiczę na tym opku z dwóch powodów.
      1. Uwielbiam NejiHina i dlatego zdecydowałam się na ficzek o nich.
      2. W przyszłości chciałabym postawić na autorskie fantasy, lecz łatwiej mi się pisze opierając się na kanonie. A wiadomo, że pisanie wymaga ćwiczeń. :P
      Może warsztat podszlifowałam, ale to zasługa tylko i wyłącznie WS. <3
      Dzięki za ocenkę raz jeszcze. :*

      Usuń
  2. To teraz ja :D przepraszam, że tak późno, ale nie mam czasu na internety w weekendy :)

    No i nie przesadzajmy, ninja pracowali w różnych warunkach i nie odsuwano ich od misji. – Niby tak, ale jednocześnie w tym samym opowiadaniu wszyscy potem się nad Hinatą rozczulają; mimo że de facto jej nie ma, nie bierze czynnego udziału w historii, to jednak historia w większej mierze kręci się wokół niej, na dodatek większa część postaci jakby zdaje sobie sprawę z tego, że Hinata jest słabsza, bardziej podatna na nieszczęścia? Więc może... hmm... nie powinna być ninja? Albo powinna zostać odsunięta?
    I teraz to nie jest tak, że podważamy twoją fabułę. Tylko wymagający czytelnik lubi myśleć nad tekstem i szuka sensu. My też go szukałyśmy.

    Ale serio, szkoda mi trochę czasu na opisywanie tego, co niepotrzebne i rozmowy o niczym. – Rozmowy o niczym byłyby jeszcze gorszym rozwiązaniem i nie tego chciałyśmy. Jednak były momenty, kiedy zaznaczałaś, że bohaterowie milczeli, a w scenie nie działo się nic wybitnego. Może warto byłoby powycinać takie fragmenty nawet w całości i zaczynać sceny bliżej momentów, w których się zwyczajnie „dzieje”?

    Jeśli chodzi o Hanabi – ona się tak wypowiada, bo tak jej każą, bo taka kultura. – Gdybym nie wiedziała, że Hanabi należy do rodziny i ma takie samo nazwisko, sądziłabym, że to jakaś gosposia, serio :D

    To chyba dobrze, że nie zadziało się to przez przyczyny, o tak o? Znaczy, wiem, że przewidywalnie, ale chciałam, aby było widać połączenie na zasadzie przyczyna-skutek. – Dobrze, że nie działo się bez przyczyny, ale jednak ta część wydawała się naprawdę mało... subtelna. Tak od razu, z marszu, skutek za przyczyną, to też raczej nie za dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zauważyłyście, że on tylko SZUKAŁ powodu, by zganić Nejiego? – Uwielbiam postać Hisashiego i podoba mi się, że jest takim dupkiem. Tak jak Izumi jest tępą, głupią dzidą – wiesz, czytelnicy są różni, więc bohaterowie będą wzbudzać w nich różne emocje. W ogóle fajnie, że te emocje wzbudzają – to już jest plus. Ale akurat w momencie tego jednego zganienia nie czułam, aby było to celowe, aby Hisashi szukał pretekstu. Wyglądało bardziej jak przesadna kreacja patolstwa, o którym pisała Hiro.

      Zachowanie Shizune... przez to, co się stało, miała być ponura, mówić formalnie i w ogóle. – Przez co dokładnie? Przez ciążę z Kakashim czy wylądowanie Hinaty w szpitalu? Zresztą to nie ma znaczenia; czytelnik wtedy nie wie, co się dzieje z Shizune, jaka jest „normalnie”, spotyka ją pierwszy raz i ta wydaje się na dzień dobry zautomatyzowanym robotem.

      Kakashi mógł wiedzieć, bo spotykał się z Shizune, która była medyczką i zajmowała się leczeniem. Myślałam, że ktoś skojarzy. – Chyba za dużo wymagasz od czytelników :D nie ma takiego wszechświata, w którym bym to połączyła i uznała określenia Kakashiego jako jemu naturalne. Tym bardziej że sama pisałaś wyżej, że jest nieporadny i leniwy. Kto leniwy z natury i jakiś taki „sierotowaty” myśli w taki pokrętny sposób o kwiatkach?


      To co mam wstawić zamiast pikania? – dobre pytanie :D ja bym zmieniła w ogóle formę zdania, że monitor funkcji życiowych przestał wydawać jednostajny dźwięk, a pozioma kreska na ekranie zaczęła równomiernie oscylować (albo np. pulsować/drgać). Coś w ten deseń xD chociaż w sumie to chyba tylko mi się to pikanie tak źle kojarzy xDD

      Bo Shizune popadła w depresję... – ja tej depresji nie czułam, naprawdę.

      le Skoia, dobrze pamiętam, jak przy becie mi pisałaś, że końcowy monolog jest super. Coś się zmieniło? Nie poprawiałam go. – Monolog jest super i mówię to jako wielka fanka tego pairingu i twierdzę tak z osobistej miłości do Zoro, ale jak tak na to patrzę trochę chłodniej, to jednak wydaje mi się nie na miejscu, no bo – jak pisałam – Zoro wcześniej w miniaturze nie ukazuje wielkiego zainteresowania Robin, wychodzi na to, że wszedł podziękować koleżance i zapytać, czemu tak dużo czasu mu poświęciła, a wyszedł zakochany :D

      Nie można irytować czytelnika i pisać, że główna bohaterka myśli tylko o jednej osobie. Jasne, mdleje, reaguje dziwnie na jego widok i wspomnienie, ale ona jest ninja, ma inne obowiązki i swój rozum. – To ja bym jednak wolała, żeby częściej o nim myślała niż żeby mdlała na jego widok, bo (mimo że to scena żywcem z anime) to w prozie wygląda na strasznie przerysowany motyw.

      Usuń
    2. kontrast sielanki panującej wokół i rękoczynów Hiashiego a jednoczenie ukazanie Konohy jako miejsca, gdzie panuje względne szczęście, ale tylko względne. – No okej. Być może taki efekt uzyskałby narrator, gdyby to był jeden przeidealizowany opis, ale ja miałam wrażenie, że cała Konoha taka jest. Albo gdyby narrator wspomniał dyskretnie, że Nejiego wkurzało, że tam jest tak radośnie, a on czuje smutek i mrok, i jeszcze brzemię równie ponurego lub wkurzonego Hisashiego nad sobą. No i to, o czym również wspomniała Hiro – narrator powinien być obiektywny i opowiadać o tym, co widzi, a ten twój jest okolicą strasznie podjarany, wylewa się z niego to idealizowanie miejsca akcji. A gdybyś poruszyła zmysły czytelnika, abym sama stwierdziła, że „łoo, ale tam musi być ładnie!”. A ty mi z opinią o miejscu od razu w gardło :D

      No i oczywiście Akatsuki ma pracować nad łapaniem Bijuu w tle. Orochimaru to również tło. – Nie nazwałabym póki co tego tłem, to dość odważne stwierdzenie. Narazie jest to element jednego czy dwóch dialogów, ledwo napomknięcie. Na pewno nie wątek poboczny czy nawet tło. Po prostu wskazówka, w którym momencie anime jesteśmy. Raczej tak to traktowałam.

      Odnośnie Tenten – tak, jest mocno nienormalna. Może i namiesza, ale na to brakuje tekstu. Niestety jej nienormalność rzuca się w oczy dopiero w ostatnim rozdziale, więc miałam za mało materiału, aby podjąć ten temat. Póki co dziewczyna zaczęła być... dziwna. Ale o niebezpiecznej nie pomyślałam, raczej wzięłam ją na „półserio”.

      Nie porzucaj opka i na pewno nie pisz od nowa. Trochę przysiądź, część fragmentów przeredaguj, może dopisz kilka nowych wątków, może dodaj ze dwa rozdziały gdzieś w środek. Sama musisz to przemyśleć :)

      PS czy w ostatnim rozdziale po prostu nie wypisywałyście błędów? Bo wiem, że jest ich sporo, a rozdział puszczony bez bety. – Ja ci go betowałam przed samą publikacją, sto lat temu, dawno i nieprawda :D nie pamiętasz? :> więcej niż wtedy teraz nie znalazłam :)

      Usuń
    3. Rety, Sko, tak się rozpisałaś, a niby nie miałaś czasu, a ja dopiero teraz znalazłam chwilkę na Internety.
      @Hiashi ma to być patola, ale szlachecki ród w życiu nie będzie tracił honoru. Przerobię trochę.
      @Shizune jest w ciąży, Kakashi ją olał, ona uciekała przed nim, myślałam, że to widać.
      @Hinata jakoś nie widzę tego, żeby Hinata musiała cigle myśleć o Naruto. W pierwszej wersji opka myślała i wszyscy mnie opieprzali, że to źle. ;_;
      @Akatsuki - przecież cały czas jest wspominane o tym, że Orochimaru jest związany z Akatsuki, Sasorim i trucizną, a Kakashi idzie na misję, aby uzyskać o tym info. Było kilka scen, choćby skłąd odtrutki i kontaktowanie się z Wioską Piasku. A nawet podróż Temari i Shikamaru właśnie tam. Nie uważam, by tło było odważnym określeniem.
      @Tenten miała być trochę pół serio, trochę poważnie. Wystąpi później, bo przecież nie da się też wswzystkiego opisać od razu.
      Nie ma sensu dopisywania rozdziału w środek, bo chciałam już Hinatę wybudzić. A jak dopisze w środek, to dłużej będzie nieprzytomna.
      @Beta chodziło mi o betowanie tekstu przez moją betę. :D I dostałam rozdział sprawdzony, usiany błędami. Meh, czeka mnie dużo pracy. :P
      Dzięki, Sko <3

      Usuń