Pierwsze wrażenie
Od samego początku zaintrygował mnie tytuł opowiadania – Włochate
serce. Może dlatego, że wyobraźnia podsuwa mi pod nos obraz odświętnego
stroju Hagrida, a może dlatego, że choćbym nie wiem, jak się starała, nie
jestem w stanie wskazać, czego lub kogo faktycznie tytuł ten dotyczy. Z
uniwersum pani Rowling wysuwa się kilka rozwiązań – od czarnej, nieokiełznanej
czupryny młodego Pottera, po różne stwory hodowane przez gajowego.
Skądinąd jest to całkowicie absurdalny pomysł, jeśli wziąć pod
uwagę funkcję włosów i ich występowanie na powłokach skórnych. Ale tu już
dochodzi do głosu moja medycznie ukierunkowana natura, która w świecie fantasy
nie musi mieć zastosowania, prawda? Zostawmy to więc i chodźmy dalej.
Ten sam tytuł znajduje się nie tylko na adresie strony, ale
również na jego belce. Jak już w ocenie stażowej wspominałam, jestem ogromną
fanką cytatów zamieszczanych na belkach. Są dobre zarówno do ozdoby, jak i
naprowadzenia potencjalnego czytelnika na temat historii lub choćby jej
charakteru. Przyjmuję jednak, że to całkiem indywidualna kwestia.
Co do szablonu, to nie da się ukryć, że dopracowany jest w każdym
calu. Minimalistyczny, jasny i czytelny, a jednocześnie nie zieje pustką i
surowością. Udało Ci się wyrównać czystość, którą szanuję, ale nie popadłaś w
sterylność, która z kolei jest nienaturalna i odstraszająca. Brawo.
Jedynym minusem są linki do rozdziałów. Upchnięte na skraju strony
sprawiły mi pewien kłopot, ponieważ aby je znaleźć, musiałam pomniejszyć obraz,
co jest częste przy moim skromnym netbooku, ale jednak wciąż irytuje. Może
znajdziesz gdzieś kodowanie na automatyczne dopasowanie do ekranu? A może warto się zastanowić
nad tym, czy nie ułatwić roboty potencjalnemu czytelnikowi, który może się
nieźle zirytować, a przez to zniechęcić, nim znajdzie miejsce, w którym
ustawiłaś rozdziały? Coś, co jest oczywiste dla autora, nie musi w końcu być
oczywiste dla odbiorcy.
Poza tym tuż nad głównym obrazem (nagłówkiem?) mamy ramkę Prorok
Codzienny. Po najechaniu na niego kursorem wyświetla się tekst. Ale w
takim razie czym jest treść, którą umieściłaś nad rozdziałami? Według mnie
spokojnie mogłabyś te dwa elementy połączyć w jeden, bo na dobrą sprawę dotyczą
tego samego – aktualności związanych z Tobą i Twoim blogiem.
Poza tymi dwoma defektami uważam, że jest naprawdę świetnie.
Treść i poprawność
Rozdział pierwszy: Nocne koszmary
Błędy
Hogwart Express powoli ruszał i chłopak zorientował się, że nie
pomachał na pożegnanie swojej nadpobudliwej mamie (…). – Zupełnie mi to tu nie pasuje. Brzmi, jakby pani Potter
miała ADHD.
Hedwiga się na niego wkurzy (…) – wkurzona sowa? Naburmuszona, niezadowolona… Generalnie w
przypadku zwierząt stawiałabym na opis zachowania, cechy zewnętrzne wynikające
z takiego czy innego humoru, zamiast nadawać im terminologię charakterystyczną
dla ludzi. Nie mówimy przecież, że zwierzę jest zawstydzone czy zatroskane,
dlaczego więc miałoby być wkurzone?
Chyba ktoś spędził za dużo czasu w wakacje w Dworze
Malfoyów, bawiąc się w piaskownicy z swoim najlepszym
przyjacielem. – Raz, że powtórzenie
(możesz napisać „wakacyjnego czasu we Dworze” albo drugie „w”
zamienić z „na”), a dwa, że „ze swoim najlepszym przyjacielem”.
Nie wiem, czy rozpoznałabym go na ulicy. – Wcześniej
piszesz o zmianie w zachowaniu, a nagle wyskakuje rozpoznawanie na ulicy.
Rozpoznajesz kogoś w miejscu publicznym po tym, jak się zachowuje czy po tym,
jak wygląda? Później jest wyjaśnienie, że chodzi o wygląd: Przyznaj,
ile wydałeś na operację plastyczną?
Nie lepiej byłoby to zamienić, najpierw odnieść się do zachowania,
o którym wcześniej mówi Susan, a dopiero później wstawić żart o operacjach
plastycznych i podeprzeć argumentem, że nie zostałby rozpoznany na ulicy przez
przyjaciółkę?
Przyznaj, ile wydałeś na operację plastyczną? No dobra,
bez żartów ― przerwała Granger. – Wszystko
ładnie, pięknie, ale ta zmiana tematu wypowiedzi wyszła bardzo nienaturalnie.
Najczęściej w tym miejscu w charakterystyczny sposób zawieszamy głos lub
gestykulujemy. Jeśli nagle zmieniamy kierunek wypowiedzi, robimy to w
odpowiedzi na coś – ostrzegawcze spojrzenie Longbottoma, prychnięcie, ruch lub
słowo? Taki przeskok może dezorientować czytelnika.
Tak samo tu:
A wy? Nie wymigacie się od odpowiedzi! – Pogroziła im palcem.
Lepiej powiedzcie szybko, jak tam wasze sumy – Jeśli wszyscy uczniowie Hogwartu w ramach projektu do
zajęć z ONMS nie zakładali hodowli rybek, to skrót od Standardowych
Umiejętności Magicznych zapisujemy wielkimi literami, zaś w przypadku odmiany
zapisujemy z dywizem (SUM-y).
― Siadaj na tyłku, Neville. Pociąg zaraz zrobi zakręt i się
przewrócisz. ― Hermiona pchnęła go lekko na siedzenia. – Skoro schudł, to chyba zajmuje już tylko jedno siedzenie?
Zatem albo na siedzenie, albo w kierunku siedzeń.
Neville nabrał głośno powietrze w policzki w udawanych oburzeniu. Podrywa parę
razy w górę palec wskazujący i co chwilę łapał powietrze (…). – Nabrał powietrza (...) w udawanym oburzeniu.
Powtórzenia ze względu na nagromadzenie błędów tym razem dodatkowo podkreśliłam. Podrywał parę
razy (...), bo trzymamy się jednego czasu, w którym piszemy.
(…) byłam wręcz zdegustowana tym brakiem poczucia obowiązku
i regularności, i… – Poczucie
regularności? Jeśli chodzi o brak regularności, to zmień szyk. Inaczej poczucie w
pewnym stopniu odnosi się nie tylko do obowiązku.
Podczas swoich wizyt u Dracona, Neville zawsze nieswojo czuł się w
towarzystwie Lucjusza i Narcyzy, którzy na jego przyjście urządzali uczty
składające się z kilkunastu dań (...). – Nawet jak na rozrzutność Malfoyów to lekka przesada. Nie
lepiej skupić się tu na jakości (składające się z dań wyglądających jak małe
dzieła sztuki), a nie ilości?
Powyginane gałęzie i mroczne gęstwiny nie
wprawiały Harry’ego w dobry humor. Przypominały mu raczej mroczną postać
z jego snów (…). – Mroczne gęstwiny w
mrocznym lesie otaczały mroczną postać w jej mrocznej szacie, z mrocznym
uśmiechem na twarzy… Powtórzenie.
Takie niezbyt normalne. No
bo już od dawna powtarza się taka jedna scena (…), a potem
nagle wszystko się rozmazuje i pojawia się taka ciemna postać. – Pewnie ta ciemna postać była też mroczna? Powtórzenie.
(…) dłoń jak dłoń, wiecie, o taka sobie… Ale jak przypatrzysz się
dłużej, to masz wrażenie, że to jakiś szpon! – Jeden szpon?
Kiedyś nie do końca
kumałem, o co chodzi, no i też kiedyś pojawiał się tak rzadko
(…). – Powtórzenie.
(…) nie mógł pozbyć się obawy, że pomyślą, że coś
kręci. Że próbuje skupić na sobie ich uwagę (…). – Powtórzenie.
Wiesz, że cztery głowy, to nie jedna (…). – Co cztery głowy, to nie jedna.
Bałaś się nudnych wakacji i zabrałaś ze sobą komika, któremu
musiałaś zapewnić tylko za dach nad głową i wyżywienie? – Pozostałość po niepełnych poprawkach?
W dość dziwny sposób kierunkuje swoje możliwości – Raczej kieruje swoimi możliwościami lub ukierunkowuje
swoje możliwości.
Wciąż jednak miała w głowie swój ostatni wypad do świata mugoli i
ich spojrzenia, jakby była wariatką i to tylko dlatego, że nie rozumiała
rozkładu jazdy autobusów, albo że spytała, jakimi czarami napędzają silnik
samochodowy, albo że rozmawiała z automatem z biletami… – Na potterowskiej Wikipedii znalazłam informację, że Susan
Bones ma status czarownicy półkrwi. O ile o jej rodzicach za wiele nie wiadomo,
o tyle sytuacji to za bardzo nie zmienia. Nawet jeśli faktyczne jako część
potężnej magicznie rodziny nie miałaby styczności ze światem mugoli, na pewno
nie mówiłaby do automatu biletowego. Czy czarodziej mówi do czajnika, że chce
napić się zielonej herbaty? Nie. Macha różdżką, wypowiada zaklęcie lub w
bardziej prozaiczny sposób – sam nalewa wodę i po jej zagrzaniu zalewa liście.
Nie sięgała przyjaciółce
do pięt (…) – nie dorastała.
A skoro potem przypałętała się Susan, bo pół
dzieciństwa spędziła u Potterów (…), to zaczęły razem rozmawiać, bo Hermiona
przecież rozmawiała z każdym (…). Ciężko było też odgadnąć, jakie motywy
kierują Hermioną, bo nie należała do typowo babskich dziewczyn. – Powtórzenia.
Nie mogła nawet spytać przyjaciółki, czy dobrze wygląda w tej
spódniczce w zielone grochy, bo lekceważące i lekko zirytowane spojrzenie
Hermiony, jakie jej wtedy rzucała, wywracało świat Susan do góry nogami. – Puchoni bywają nadwrażliwi, ale od razu wywracający się z
powodu jednego spojrzenia świat? Na początek ograniczyłabym to jednak np. do żołądka.
Cho wymyśliła, że tak będzie sensowniej, gdy się
podzielimy (…). – Wyrzuciłabym
„tak”.
Ciężko wbić do głowy ojcu, który ma kompleks, bo całe
życie chciał być szukającym, a ciągle brali go tylko na ścigającego, że
kupowanie najnowszego Turbo XXX to przesada, wiesz… – Przez nagromadzenie przecinków nie widać, który element zdania
stanowi wtrącenie. Pogrubione przecinki zastąpiłabym półpauzami, by podkreślić
hierarchię zdania.
Ba, jesteście mistrzami w kantowaniu i nieprzestrzeganiu
regulaminu i to tylko i wyłącznie dla żartu. – I powtórzenie.
Niedługo potem z zagadkową miną na twarzy wróciła do nich
Hermiona. Szybko przebrała się w szaty, po czym zapchała usta
pasztecikiem i nie odzywała się już do końca podróży. – Długo przeżuwała ten pasztecik… A tak właściwie, to skąd on się
tam wziął? Nie było żadnej informacji o jedzeniu, o wózku ze słodyczami czy
czymkolwiek, z czego moglibyśmy wywnioskować obecność pasztecików w przedziale.
Uwagi do rozdziału
Normalny człowiek pewnie by się tego nie czepiał, ale kto
twierdził, że jestem normalna? Nie ja. A zatem kot. Pan Kot. Do kogo w końcu to
zwierzę należy? Uwaga Harry’ego, który upomina ojca, by karmił stworzenie,
sugeruje, że jest ono pod opieką Rogacza. A jednak nadmienia, że w przypadku
zagłodzenia futrzaka Syriusz nie będzie zadowolony. Jeśli miałabym zgadywać,
uznałabym, że James dostał go w prezencie od przyjaciela, ale jednak brakuje mi
tego dopowiedzenia od Ciebie. Żyć mi to nie daje!
Charakterystyka Lily i Jamesa Potterów. Z jednej strony są to
postaci poboczne, ale skoro już ich wskrzesiłaś, przydałoby się krótkie
wprowadzenie gdzieś między wierszami. Mamy łobuzerskie uśmiechy Pottera
Seniora, mamy święte oburzenie Lily w pakiecie z jej typowym dla matek
nadgorliwym żegnaniem jedynego syna, ale przecież nie znamy ich tak naprawdę z
głównego uniwersum autorstwa Rowling. Jacy są w Twoim tekście? Dla mnie trochę
tego mało.
Ponadto mamy kilka niezrozumiałych półsłówek:
Oj tak, jego mama była słynna ze swoich okrutnych zemst. – Jakiś przykład czy mamy wierzyć na słowo? Nie kupuję tego.
Co więcej, zdarza się, że szwankują dialogi – nie wiadomo, kto, co
i kiedy mówi.
Przykładowo najpierw mamy wypowiedź Susan, później Neville’a i
nagle wtrąca się Hermiona, co jest zaznaczone dopiero po jej „tyradzie”. Z
ciągłości wynika, że mówi to Susan, a później dostajesz w łeb informacją, że to
jednak Granger. Ta-daa!
Rozdział drugi: Decyzje Tiary Przydziału
Błędy
Malfoy podniósł na niego oczy (…). – Wzrok.
Granger wróciła po patrolu taka milcząca, jakby ktoś
ją strzelił Silencio (…) – tak milcząca lub
po prostu milcząca.
Jej okurzona czerń kontrastowała ze
szmaragdową szatą McGonagall (…) – nie ma takiego
koloru jak okurzona czerń. A nawet jeśli przyjmiemy, że jest to
chociażby czerń bliższa grafitowemu, na pewno nie kontrastuje ona ze
szmaragdową zielenią, bo są to kolory za mało od siebie oddalone.
Po prawej Vince i Greg przeżuwali wielkie kawały kurczaka (…). – Kurczak opowiadał kawały, a oni je przeżuwali? Już samo
„wielkie” wystarczy do określenia porcji mięsa, nie musisz podkreślać tego
nienaturalnym zgrubieniem „kawałków”, bo wychodzi z tego typowe masło maślane.
To wy w trójkę, razem z Hermioną, chodzicie cały
wieczór jak struci (…) – we
trójkę.
Dzieciaki nie płynęły na łódkach? – Łódkami lub w łódkach.
(…) byli pojeni wyrachowaniem, zaradnością i przebiegłością,
zamiast bezwarunkową miłością do każdej żyjącej istoty i obowiązkiem niesienia
bezinteresownej pomocy wszystkiemu stworzeniu – wszelkiemu lub każdemu.
Neville bał się, że pewnego dnia blondyn rzeczywiście nie będzie
już chciał się bratać z takim upośledzonym Ślizgonem, zwykłą namiastką
prawdziwego węża. – Węża zapisałabym
wielką literą, bo chodzi o Ślizgona, a nie jakiegoś gada.
Uwagi do rozdziału
Fakt, Dumbledore był trochę stuknięty, ale nigdy nie przejawiał
skłonności do znęcania się nad niewinnymi maluchami. – I Neville wiedział o tym jako jedenastolatek? Czy tak dobrze
poznał Albusa, by w wieku jedenastu lat wysnuwać wnioski o jego upodobaniach i
mieć co do nich pewność?
Po prawej Vince i Greg przeżuwali wielkie kawały kurczaka (…),
a potem Tiara zamilkła i pojawiło się jedzenie. Zirytowany blondyn wbił
widelec w kawałek kaczki i nalał sobie soku dyniowego. – No dobra, nie rozumiem. Jeśli jedzenie pojawiło się po
przydziale uczniów, to skąd Crabbe i Goyle mieli wcześniej tego kurczaka? To
jakieś pochowane po kieszeniach przekąski?
- No więc czego chciałeś? – spytał Draco, jak zwykle
majestatycznie potrząsając grzywką. – NIE.
Nie, nie, nie, nieee. Twój Draco (ani żaden inny) nie może mieć grzywki! Ani
nią potrząsać! Błagam, nie rób mi tego…
Neville zamarł i dziękował Merlinowi, że jego twarz była ukryta w
cieniu baldachimu, bo miał duże trudności z zamknięciem ust. – Tego raczej cień by nie ukrył. Ewentualnie egipskie
ciemności dałyby radę.
Grzywka Draco to nie jest jedyna rzecz w tym rozdziale, z jaką nie
mogę się pogodzić. Drugą jest skłonność Neville’a do przesady i histerii. Nawet
jeśli w danej sytuacji pozwala, by targały nim emocje, mógłby pojawić się
gdzieś cień logiki. Tymczasem mamy Longbottoma, który dramatyzuje, że Malfoy
będzie spędzał z nim mniej czasu, bo zaręczył się z Pansy. Czy to oznacza, że
przeprowadzi się teraz na Alaskę i więcej się nie zobaczą? Nie. Mimo że bardzo
podoba mi się kończący rozdział moment przemyśleń, w pewnym stopniu mam co do
niego mieszane uczucia właśnie przez Neville’a, którego na początku
przedstawiasz nam jako chłodnego nastolatka z ironią na ustach, by w kolejnym
rozdziale zrobić z niego ciepłą kluchę usychającą z tęsknoty.
Rozdział trzeci: Dym w Ministerstwie
Błędy
(…) gnała z materiałem na łeb na szyję i fukała na niego
zirytowana, gdy tylko próbował zagaić rozmowę. – Zagaić można kogoś rozmową, ale nie samą rozmowę.
(…) ściskał urodzony poprzedniego dnia w wielkich
bólach zwitek pergaminu (…). – Ekhem, może
raczej zrodzony? Wypracowanie to nie kamień nerkowy i w obecnej
formie nie brzmi to najkorzystniej…
Wychylił się zza jej fałd i wręcz oniemiał zachwytu,
gdy jego oczom ukazał się zapowiedziany kwiat. – Z zachwytu.
(…) z dość dużą skutecznością potrafiłby wyrecytować dowolny
rozdział tej książki przebudzony w środku nocy nawet wspak (…). – Przebudzony wspak?
W cieplarniach zawsze panował straszny ukrop, a poza
tym niedzielna ulewa w niecałe dwa dni odeszła w niepamięć, a na
jej miejsce do Hogwartu zawitało słońce, które z każdym dniem grzało coraz
mocniej, jakby lato się zbliżało, a nie kończyło. – Nie mogło się obyć bez powtórzenia, oczywiście. Rozbiłabym to
na dwa zdania, nowe zaczynając od „Na jej miejsce do Hogwartu (…)”, a później
„(…) jakby lato się zbliżało, nie zaś kończyło”.
Uwagi do rozdziału
Zauważyłam, że jest pewna luka w logice. Mianowicie wspomniane
zostało, że Dumbledore nałożył zaklęcia ochronne na zamek, by cokolwiek, co
stało się z jeziorem, nie przedostało się do budynku. Neville’a zirytowało, że
tego samego nie planuje zrobić z cierplarniami, „zaprzepaszczając kariery
uczniów”. Ale dlaczego nikt nie pomyślał o dostosowaniu części zamku (np.
nieużywanych klas) do warunków panujących w zagrożonych szklarniach i
przeniesieniu tam roślin, które w większości przecież są w doniczkach?
- Nie wątpię, Longbottom, bo była to praca domowa na te zajęcia
(…). – Czy nauczyciele nie zwracali się do uczniów per
panie/pani?
Zaś spomiędzy księżycowych pręcików wyłaniało się najpiękniejsze znamię,
jakie miał okazję oglądać do tej pory (…). –
Jednak dodałabym, że chodzi o znamię słupka, bo dla osób niezorientowanych w
botanice (albo takich, co nie uważali na biologii) może to nie być takie
oczywiste.
- … a zasadził je u nas drogi, poczciwy Beery –
mówiła Sprout.
(…)
- Pewnego dnia drogi Herbert udał się do
Zakazanego Lasu (…) – no to w końcu Beery czy
Herbert? Herbert Beery? Beery Herbert? A tak w ogóle to kto to jest?
Tłuszcz na jej ciele falował jeszcze chwilę (...). – No dobra, to już lekka przesada. Tłuszcz nie faluje na
ciele, kurde! A do kompletu z wcześniejszymi nagminnymi komentarzami o masie
profesor brzmi to tragicznie. Rozumiem humorystyczną narrację i lekkie
przerysowanie cech niektórych postaci, ale w magiczny sposób póki co dotyczą
one głównie Sprout i jej wagi, co za trzecim (czwartym?) razem jest już nudne i
niesmaczne.
I znów bardzo podobało mi się zakończenie. Parsknęłam śmiechem i
pokręciłam głową nad zachowaniem Neville’a, mogę więc stwierdzić, że
opowiadanie wciągnęło mnie bez reszty!
Rozdział czwarty: Szkoła dla obłąkanych
Błędy
Profesorowie już w pierwszym tygodniu nauki w Hogwarcie dali im
odczuć różnicę pomiędzy zajęciami (…). – Tak
ogólnie w pierwszym tygodniu nauki? Tj. na pierwszym roku, tak? A nie
przypadkiem w pierwszym tygodniu tegorocznej nauki?
(…) jakby zaskoczył go już moment uświadomienia
sobie, że Susan w ogóle jakoś wygląda, a co dopiero wizja oceny jej aparycji.
Czasami Ruda miała już dość (…). – Niespodzianka! Powtórzenie.
Czekali przez chwilę przy akompaniamencie Kła (…) – akompaniamencie szczekania Kła.
Na dodatek miał słuszność w tym[,] co mówił: nie
powinni go przepraszać, bo gdyby mogli wybierać znów, postąpiliby dokładnie tak
samo. – Brak przecinka.
Nagle zaczął nucić pod nosem skoczną piosenkę, a po
chwili nawet wstał, aby nalać im znowu herbaty, choć poprzedniej jeszcze nie
wypili, a zamierzając w stronę czajnik, bujał się na boki,
jakby… tańczył? – Powtórzenie.
Według słów Hagroda gnomy ogrodowe wykopały sobie pod
powierzchnią na północy kraju istne królestwo. – Hagrida. Pod powierzchnią czego wykopały to królestwo?
Uwagi do rozdziału
Plus za Susan czytającą książkę bardzo zbliżoną do „Zmierzchu”!
Naprawdę rozbawił mnie przedstawiony przez Ciebie opis fabuły, a sama lektura
pasuje mi do Twojej wersji rudowłosej. Sądzę, że każdy czasem jest taką Bones,
jaką w tym rozdziale opisujesz – czuje się niedoceniany, niedostrzegany, nigdy
dość dobry, by być godnym uwagi. Świetne jest to, że ze stworzonymi przez
Ciebie bohaterami można się utożsamiać, analizując te same aspekty, jakie
zaprzątają ich głowy. Pozwalasz czytelnikowi wejść w skórę postaci,
zaprzyjaźnić się z nią.
Przyjaciele spojrzeli po sobie skonsternowani, szukając
jakichkolwiek oznak, że którekolwiek z nich ma chociaż blade pojęcie, czym jest
ZIU. – Hermiona wraz z tą swoją WSZĄ miałaby nie wiedzieć, czym
jest Zrzeszenie Istot Udręczonych?
Ale gdy jego znajoma sasabonsamka pojawiła się u niego w
odwiedzinach (…). – Jakieś wyjaśnienie, co to
za nowe stworzenie?
Doznał [Harry] jednak wstrząsu tak silnego, że przez pół roku spał
w szafie. – Mogłabyś w tym miejscu nawiązać do
kanonu i zamiast szafy wybrać komórkę pod schodami. W końcu tam również mógłby
skryć się bogin.
A czy Dumbledore jako największy mag nie mógł zapewnić lepszych
warunków dla kałamarnicy poza spetryfikowaniem jej i pozostawieniem na pewną
śmierć na błoniach Hogwartu, robiąc widowisko przed uczniami? Za nic nie pasuje
mi to do Albusa.
Rozdział piąty: Sen o jedzeniu
Błędy
(…) nawet mógł mniej więcej przewidzieć, jak będzie wyglądał
zespół Krukonów, bo ich kapitan, Duncan Inglebee, nie planował
wielkich zmian, Potter wciąż czuł się zdenerwowany, bo Ślizgoni
jeszcze nie przeprowadzili swoich eliminacji. –
Powtórzenie, jakżeby inaczej. Jest ich w tym rozdziale znacznie więcej, ale
większość wciąż dotyczy spójników, więc po prostu sygnalizuję, że rozdział jest
do ponownego sprawdzenia.
Nałożyli sobie po wielkim kawałku kotleta faszerowanego fasolką
szparagową (…). – Kotletów się nie
faszeruje.
Harry’emu wydało się dziwne, że ulubienica Filcha przebiegła przed
nimi w tak porywającym tempie (…). – Porywająca może być książka, sztuka teatralna, film. Nie
tempo kota, które najwyżej porywa po drodze drobiny kurzu z posadzki.
(…) a żółtko zawiązuje się z szkieletem elfich
skrzydeł (…) – ze szkieletem.
Susan obdarzyła chłopaka tak pięknym uśmiechem,
że ten prawie spadł z krzesła, rozmarzony. – Którego chłopaka – Harry’ego czy Neville’a? Podchodzą obaj, wita
się Neville, a ona odpowiada Potterowi. Nic już nie rozumiem z tego zapisu.
Uwagi do rozdziału
Gdy Hermiona zaaplikowała dziewczynie eliksir spokoju (…). – Skąd Hermiona miała ten eliksir? Pomfrey na pewno jej nie dała,
Snape tym bardziej. Na tę chwilę brakuje mi logiki. Jeśli uwarzyła kilka
eliksirów w tajemnicy przed gronem pedagogicznym, warto o tym gdzieś wspomnieć.
Można podsunąć też taką wątpliwość komuś przyglądającemu się tej sytuacji. Byle
nie zostawiać tego bez jakiegokolwiek powiązania.
Ron wytrzeszczył oczy. Miał minę zmartwionego
spaniela i chyba z wrażenia nie był w stanie zamknąć ust. – Był raczej wystraszony, więc skąd mina
zmartwionego spaniela? Nie idzie ona w parze ani z wytrzeszczem, ani z
otwartymi ustami.
Mam sporo wątpliwości względem pomysłu z przepowiednią. Jak Draco
może w przyszłości jeść surowe serce kałamarnicy, jeśli ta już nie żyje?
Zresztą głowonogi mają więcej niż jedno „serce”, zaś w przypadku tak dużego
stworzenia dałoby się jednym wyżywić wszystkich uczniów Hogwartu. Świat magii
to jedno, ale absurd to co innego i w tym przypadku już się nie broni samo.
Rozdział szósty: Śmierdzący turniej
Błędy
Zmrużyła oczy w wyrazie zadowolenia i wyglądało,
jakby mało brakowało, żeby zaraz zaczęła mruczeć z zadowolenia jak
jej puchaty Krzywołap (...) – wyglądała.
I powtórzenie.
- Mój Grant często grywa w gargulki – zwierzyła się
Padma, chcąc zmienić temat – No faktycznie, cóż
za wstydliwy sekret, że aż się z niego zwierza… Napomknęła? Wspomniała? Może
szepnęła? Wtedy czytelnik sam zdecyduje, czy Padma się zwierza, czy może jednak
nie…
Strąciła po drodze nowe perfumy Megan Jones, która spała tuż przy
wyjściu, ale kompletnie się tym nie przejęła –
Megan leżała tuż pod drzwiami zwinięta w kłębek i z perfumami w garści?
Prawdopodobnie chodzi o to, że łóżko panny Jones stało najbliżej drzwi, perfumy
były na szafce, a Susan przypadkiem strąciła je i nawet się tym faktem nie
przejęła… Jeśli tak, to na pierwszy rzut oka zupełnie nie wiadomo, o co chodzi.
Uwagi do rozdziału
I co to są obrączki? – Obrączki
na pewno nie są zarezerwowane wyłącznie dla mugoli, najpewniej funkcjonują
również w czarodziejskim świecie, więc nie sądzę, by Susan nie wiedziała, czym
są.
Po tych słowach Luna zanurzyła łyżkę w zupie koperkowej, rozchlapując
ją na pół stołu – Albo to była bardzo duża
łyżka, albo zrzuciła ją spod sufitu.
(…) czasami nawet niezwykle cierpliwa Hermiona
nie dawała z nią rady. – Na podstawie
czego określasz tę cierpliwość? Tekst do tej pory przemawiał raczej za czymś
odwrotnym. Tak samo tu:
Nic dziwnego, że poza przyjaciółmi z dzieciństwa, którzy właściwie
traktowali ją jak rodzinę i przymykali oko na dziwaczne zachowania, bo byli do
nich przyzwyczajeni, i niezwykle wyrozumiałą Hermioną, nie miała
nikogo.
Rozdział siódmy: Wycieczka integracyjna
Błędy
(...) nie miał dziś siły na zgrywanie opanowanego Ślizgona, mimo
że powód tego trosk był prozaiczny i banalny. – Jego trosk.
Hermiona nie chciała, aby przyjaciel czuł się skrępowany,
postanowiła więc skorzystać z okazji, że wszyscy mają chwilę
wolnego i zgromadzili się w jednym miejscu o tej samej porze, więc opowiedziała
chłopakom o pomyśle z pergaminami i pierścionkami. – Powtórzenie.
Czuła się, jakby ktoś uderzył ją w twarz, ale jednocześnie jakaś
część jej mózgu krzyczała: Hermiona stanęła w twojej obronie!, a do
jeszcze innej zaczęło powoli docierać, że Neville ma rację, a ona
robi niepotrzebne sceny. – Fragment „Hermiona
stanęła w twojej obronie!” zapisałabym jednak kursywą jako wyróżnienie
zwerbalizowania myśli bohaterki. Tradycyjnie mamy również powtórzenie.
Nie pozostaje nam więc nic innego [,] jak znaleźć
jakąś myślodsiewnię. – Przecinek przed jak.
Uwagi do rozdziału
— Ty za to łapiesz szlaban za szlabanem, jakbyś robił to
specjalnie, a w poniedziałek nie było cię na zajęciach! — kontynuowała oburzona. – Ponownie brakuje mi zasygnalizowania, że zwraca się do
Neville’a, skoro wcześniej mówiła do Susan.
Rozdział ósmy: Nieopanowane tęsknoty
Błędy
Jedynym rozwiązaniem, jakie widział w obecnej sytuacji, było
odwiedzenie kuchni i błaganie skrzatów o wydanie mu jakiegoś posiłku[,] mimo odbywającej się właśnie wieczornej
uczty. – Brakuje przecinka.
(...) ewakuował się z kuchni, póki jeszcze kłótnia
pomiędzy Karpikiem a Chochelką nie osiągnęła punktu kulminacyjnego. Miał jeszcze chwilę
sam na sam z większością zamku (...). –
Powtórzenie.
(... )zagadka rozwiązała się sama już po chwili, gdy jego oczom ukazał arras
(...). – Ukazał się.
Zaś po środku znajdował się wielki stół, na którym na atłasowych,
czerwonych poduszeczkach leżała się ponad setka złotych
piłeczek. – Leżała.
(...) Harry uznał, że powinni poczekać i dopiero po uczcie z
okazji Nocy Duchów wspólnie w czwórkę obejrzeć jego odkrycie
(...). – We czwórkę.
— To jest niesamowite — powiedział Neville, gdy usadowili się
każdy na swojej pufie. – Na swoim
pufie.
Szum w jego głowie stał się głośniejszy i bardziej
uporczywy[,] i już miał coś odparować tej bezczelnej Susan, lecz
nagle poczuł się, jakby ktoś zgasił światło i osunął się
bezwładnie na podłogę. – I powtórzenie do
kompletu z brakiem przecinka.
Nagle poczerwieniałeś cały na twarzy i zleciałeś z pufy. – Z pufa.
Uwagi do rozdziału
Wyminął pięć długich stołów stojących na środku (...). – Mogłabyś napomknąć, że były one kopią tych ustawionych w
Wielkiej Sali.
Wieczorem Wielka Sala jak zawsze straszyła lampionami (...). – Lampiony same w sobie straszne nie są, więc może jednak
lepiej wyglądałoby to sformułowanie z uwagą, że były one jakoś stylizowane, by
straszyć uczniów w tym konkretnym dniu?
Rozdział dziewiąty: Włochate serce
Błędy
Nie docierało do niej, że wydarzenia z ostatnich tygodni rzeczywiście
miały miejsce. (...) Sielanka ostatnich tygodni przyzwyczaiła
ją do zupełnie innych standardów niż dotychczas (...). – Powtórzenie.
Starała się nie zwracać na nie uwagi i czym
prędzej przepędzać poza granice świadomości. W takich momentach ciaśniej
przytulała się do Rogera i wdychała cudowny zapach jego włosów i skóry. – Powtórzenie pojawiające się wielokrotnie.
Dodatkową atrakcją tego meczu była obecność na trybunach przyjaciół Dumbledora. – Dumbledore’a.
To może ja nam przyniosę coś do picia? – Według mnie lepiej brzmiałoby To może przyniosę nam coś
do picia? lub To może ja przyniosę nam coś do picia?.
To chyba nie będzie dobry mecz pod kątem komentatorskim,
pomyślała Susan. – No dobra, przyznaję bez
bicia, że nie jestem tego zupełnie pewna, ale dla mnie pod kątem łączy
się raczej z dopełniaczem (pod kątem – kogo? czego?), natomiast tu lepiej
brzmiałoby pod względem, które ma szersze spectrum zastosowań w
zdaniu (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/pod-katem;14807.html).
To samo tu:
Ojciec Argusa, Benjamin, był magiem niezwyciężonym, ale i okrutnym, pod pewnym kątem przypominającym
nawet samego Lorda Voldemorta (...). – O ile
nie chodzi o kwestię padania światła.
Czy młode i niezaprawione w boju węże poradzą
sobie z tak mocnym składem lwów? –
Ponownie – od wielkich.
Chyba jednak przeliczyła się w kwestii swojej wytrzymałości, bo
zaledwie po kwadransie była już tak umęczona i zirytowana, że
łypała wzrokiem na prawo i lewo i rozważała
rychłą ewakuację z trybun (...). –
Powtórzenia. Chyba jednak przeliczyła się w kwestii swojej
wytrzymałości, bo zaledwie po kwadransie była już tak umęczona i zirytowana, że
łypała wzrokiem na prawo i lewo, rozważając rychłą ewakuację z trybun (...)
(...) dyskretnie wymknęła się na błonia i odetchnęła głośno,
czując się, jakby wyrwała się diabelskich sideł. – Diabelskim sidłom lub z
diabelskich sideł. Co do się, to jest zbędne – dalej masz, że wyrwała
się, więc nie musisz tego powielać, wciąż będzie zrozumiałe.
(...) dyskretnie wymknęła się na błonia i odetchnęła głośno,
czując się, jakby wyrwała się diabelskich sideł. (...)
Pogratulowała sobie w myślach dzisiejszego wyboru bawełnianych
spodni, dzięki czemu swobodnie mogła usiąść po turecku i nie czuć się przy tym
jak ściśnięta przez diabelskie sidła. – Powtarzasz się.
Żałowała tylko, że nie zabrała ze sobą żadnej książki do
poczytania, ale nie chciało jej się teraz biegać do zamku na
siódme piętro (...). – Biec, ponieważ z kontekstu
wynika, że chodzi o jednokrotną czynność, a nie wielokrotnie powtarzaną.
Robert — powiedział i wyciągnął w jej kierunku dłoń o smukłych,
zadbanych palcach. – Tylko palce były zadbane?
Zadbana może być albo cała dłoń, albo paznokcie. Zatem wyciągnął w jej
kierunku zadbaną dłoń o smukłych palcach lub wyciągnął w jej
kierunku dłoń o smukłych palcach i zadbanych paznokciach. Osobiście
skłaniam się ku pierwszej propozycji.
Flamel uwielbiał hazard, chciał więc namówić nowego na grę na galeony. – Do gry na galeony. Wtedy unikniesz powtórzenia.
Wiedziałaś na przykład, że wasz profesor od eliksirów, Snape,
należał kiedyś do grona śmierciożerców? – Śmierciożerców. Od wielkiej litery, ponieważ jest to nazwa
własna.
Jednakże jego głowa od dawna nie działała już jak należy,
więc gdy odszukał wśród swoich materiałów baśń o włochatym sercu czarodzieja,
uznał, że będzie to najlepszy sposób na pokazanie się od innej strony. Chciał,
tak jak stary czarodziej, stać się lepszy w oczach ludzi. Nie
wiedział jednak, jak mógłby zmienić swój charakter. Nie
potrafił grać i udawać jak główny bohater baśni.
Wieczorem położył się do łóżka i jak zawsze
zaczął wsłuchiwać się w odgłosy nocy. (...) I wtedy oświecenie spłynęło na
niego jak grom z jasnego nieba. – Więcej
powtórzeń.
Albo jeszcze lepiej: ktoś go ożywił i trzymaja w
zamknięciu w hogwarckich lochach? – Trzyma.
Chyba Gryffindor wygrał, bo
przed oczami przewijały jej się uradowane postaci w szkarłatnych szatach. Nie
miała jednak czasu, aby zatrzymać się i pogratulować Harry’emu, który chyba nawet
mignął jej wśród uczniów. – Powtórzenie.
Uwagi do rozdziału
A zaraz za nim toczą się goryle Malfoya, Crabbe i
Goyle — standardowo na pozycji pałkarzy (...). – A gdzie podział się nadzór Minerwy niedopuszczającej do
ubliżania komukolwiek (poza Dolores Umbridge)?
Tęskniła za jego głupimi dowcipami i ciepłymi dłońmi, bujną
wyobraźnią i poczuciem bezpieczeństwa, jakie jej dawał. – Harry i Susan tylko się przyjaźnili, a dziewczyna myśli o
nim, jakby byli wcześniej w co najmniej rocznym związku. To partner może dawać
poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że chciałaś ukazać podwójną naturę relacji tej
dwójki, ale zrób to subtelniej, nie wyolbrzymiaj.
Chyba Gryffindor wygrał, bo przed oczami przewijały jej się
uradowane postaci w szkarłatnych szatach. – Wszystkie szkolne szaty są czarne, a ich dodatki
odpowiadają barwom poszczególnych Domów.
Rozdział dziesiąty: Uczuciowy listopad
Błędy
(...) miotał się na prawo i lewo i najwyraźniej
już nawet ucieczka w quidditch mu nie pomagała. Chodził wiecznie sfrustrowany i gadał
do siebie pod nosem. – Tradycyjnie zaczynamy…
Zgadniesz? Tak, powtórzeniami! Skąd wiedziałaś?
(...) chyba jedynie wykrzyczane wprost wyznanie miłośne (...). – Miłosne.
(...) i gdyby nie to, że znał Dracona już jak własną
kieszeń, pewnie połowa jego paplaniny szłaby do kosza. – (...) znał już Dracona jak własną kieszeń (...).
Nie jest źle, wizje nie pojawiają się już tak często- – Dywiz byłby całkiem na miejscu, gdyby przerwanie
nastąpiło w połowie słowa. Tutaj jest po słowie, więc sądzę, że lepszy byłby
wielokropek.
Głowa zawisła mu poza brzegiem łóżka, a platynowe
kosmyki zafalowały łagodnie pod wpływem ruchu. Był bledszy niż kiedykolwiek, a skórę
miał niemal przezroczystą. – Ekhem, ekhem…
—To jest cholernie moja sprawa! – Spacji brak.
Bez dawnego blasku w oczach jego mordercze spojrzenie nie miało
tej mocy[,] co kiedyś. –
Przecinka też.
— Powiedziałeś jej — syknął złowrogo (...). – Skoro syknął, to najpewniej nie z radości.
(...) pojedyncze osoby przykładały kolegom dwa palce za głowę,
dorabiając żartobliwe rogi. – żartobliwie
dorabiając rogi, bo rogi żartobliwe same w sobie nie są.
(...) Próbowałam jakość dojść do tego, czy historia, o której
mówił Robert, może być prawdziwa i uznałam, że najprościej będzie sprawdzić,
czy Filch pojawia się na zdjęciach w późniejszych latach — powiedziała
Hermiona.
(...)
— Jeśli nie przestaniecie sobie dogryzać, ustawię was do kątów — powiedziała
Hermiona. – Niby dość od siebie oddalone,
ale wciąż powtórzenie.
Kompletnie nie wyobrażam sobie, jak wyglądałaby nasza edukacja,
gdybyśmy co roku musieli zmieniać nauczyciela, jak tu się czegokolwiek nauczyć? – W obecnej formie nie ma to sensu. Jak tu się
czegokolwiek nauczyć logiczniej wyglądałoby albo jako osobne zdanie,
albo po półpauzie.
(...) coraz częściej zastanawiała się, czy chwila przyjemności
fizycznej jest warta kłótni z przyjacielem.
Bo mimo że wciąż nie rozumiała, o co Harry jest tak obrażony,
dotarło do niej, że wcale nie jest szczęśliwa, gdy nie może dzielić się dobrymi
chwilami z przyjacielem. –
Powtórzenie.
I z jednej strony sprawa jeziora bardzo ją
frustrowała i martwiła, ale z drugiej strony wiedziała (...). – Powtórzenie. Wiem, że celowe, ale jeśli je usuniesz, nie straci
sensu, a zabrzmi mniej sztywno.
I gdy tak spacerował podczas pewnego wtorkowego
wieczoru (...). – To podczas wydaje
mi się tu zupełnie zbędne.
Nie tylko przekroczył granicę, ale też wyżywał swoje
frustracje (...) – wylewał
swoje frustracje lub wyżywał się.
Harry nie lubił siedzieć w pokoju wspólnym Krukonów, był on bowiem niezwykle oszczędny
w wystroju. Miało się wrażenie, że trafiło się do niezwykle sterylnego
wnętrza (...). – Powtórzenie.
Nie chciał wierzyć, że istniała choć możliwość, że to
wszystko się tak po prostu skończy. Że mógł tak to wszystko
spaprać w ciągu miesiąca, że straci przyjaciółkę już na
zawsze. – Pooowtórzeeenie.
Uwagi do rozdziału
Kolejny raz pomyślał, że dziewczyna pięknie lata, ale zaraz skarcił
się za te zdrożne rzeczy. – Ok, coś
przegapiłam. Nie widzę nic zdrożnego w zachwycaniu się czyimś lataniem na
miotle. Chyba że mamy zupełnie co innego na myśli. Jeśli tak, to prawo –
najlepszy kryptoerotyk, jaki do tej pory się pojawił.
Rozdział jedenasty: Rude listy
Błędy
(...) wytłumaczyła Hermiona, spacerując pod pustą ścinaną (...) – ścianą.
Oboje maksymalnie nieporadni, pewnie nawet nie wiedzieli, jak się
zabrać za wspólne randkowanie. I tak zaskoczył go ten ich wspólny spacer. – Powtórzenie. Nie randkuje się przecież samemu, więc tam możesz
po prostu usunąć to nieszczęsne wspólne.
Poza tym krótkim zdaniem jego mama nie wyjaśniła niczego, nie
nawiązała nawet to tego (...) – do tego.
Nie było mu jednak dane zbyt długo zamartwiać się oszczędnością w
słowach jego mamy, gdyż zaraz jego cisza i
spokój zostały zakłócone. – Powtórzenie. Skoro
cały czas mowa o matce Harry’ego, to chyba oczywiste, że o tę konkretną osobę
chodzi. Możesz z powodzeniem usunąć pierwsze jego.
Nasza prefekt naczelna gra w gargułki. – Gargulki.
Uwagi do rozdziału
Właściwie w tym rozdziale nie mam większych uwag. Albo to
zmęczenie, albo faktycznie tutaj tekst się poprawia. Wciąż momentami brakuje mi dopełnień w
dialogach, przy kwestiach tkwią gdzieś niepotrzebne przysłówki, ale… było
lepiej. Bardzo kanoniczny Snape, zachowanie Harry’ego po ujrzeniu wspomnienia
Susan zawierało już jakieś emocje… Bohaterowie zaczynają żyć. W końcu.
UWAGI
OGÓLNE
Uniwersum opowiadania
Tworzysz swój świat, swoje stworzenia, nowych bohaterów, ale nie
zawsze wyjaśniasz ich pojawienie się lub rolę czytelnikom. W plątaninie
wprowadzanych przez Ciebie nowości czasem nie można się odnaleźć, przez co
brakuje płynności. Czytanie ma być przyjemnością, a ten bałagan częściowo mi ją
odebrał. Mogę tylko przypuszczać, że są czytelnicy, którzy pomyśleli podobnie.
Skoro już ten swój świat kreujesz i nam pokazujesz, to wpuść nas do niego, a
nie tylko machasz ulotką przed nosem.
Dialogi
Zapis technicznie jest dobry, jednak momentami mieszasz, do kogo
należy właśnie czytana kwestia, do kogo kierowane są słowa postaci, a zwroty
tematu wypowiedzi zmieniają się w nieuzasadniony sposób.
Poza tym brakuje mi zachowania bohaterów naturalnie wplecionych w
ich dialog. Gdy coś mówimy, towarzyszy temu choćby mimika czy gestykulacja. U
Ciebie tego nie ma, a gdy już się pojawia, magicznym sposobem nie zostaje na
długo. I jasne, nie ma sensu przedobrzyć, ale nie ma tego w kluczowych
momentach.
Nie wystarczy przecież napisać, że Harry był zakłopotany, próbując
przeprosić Susan za swoje zachowanie (rozdział 10). Ba! Nie powinnaś pisać tego
wprost. Ale jednak mamy tam prawie suchy dialog. W miejscu, gdzie liczą się
głównie emocje, wcale nie słowa. Jak chcesz wzbudzić jakieś uczucia w
czytelniku i sprawić, by zaangażował się w sytuację bohaterów, jeśli dialog to
taka podeszwa?
Gdzie gestykulacja, gdzie słówka i sposób mowy charakterystyczny
dla postaci? Pod tym względem wyróżnia się tylko Hermiona, której styl jest
dość pretensjonalny, a przez to choć trochę prawdziwy.
Spójniki
To one najczęściej powtarzają się w Twoim opowiadaniu. Choćby
zagadkowa miłość do „bo”. Ten spójnik jest WSZĘDZIE. Po dniu spędzonym na
sprawdzaniu Twojego opowiadania miałam wrażenie, że „bo” wyskoczy na mnie z
lodówki po jej otwarciu.
Skłonność do przesady
Jeszcze nie wpuściliby jej do domu, odnoszące się do powiązania między wyglądem Luny, małostkowością
Hermiony i nielogicznym zachowaniem jej rodziców. Dlaczego dorośli ludzie mieliby
odmówić wstępu do domu poczochranej nastolatce? Nie przemawia do mnie
argumentacja, że to dentyści.
Nie mogła nawet spytać przyjaciółki, czy dobrze wygląda w tej
spódniczce w zielone grochy, bo lekceważące i lekko zirytowane spojrzenie
Hermiony, jakie wtedy rzucała, wywracało świat Susan do góry nogami. – Świat Susan wywracał się do góry nogami z powodu
zirytowanego spojrzenia Granger? Rozumiem, że Bones jest bardzo wrażliwą osobą,
ale jednak ograniczyłabym reakcję do nieprzyjemnego ściśnięcia żołądka lub po
prostu czegoś na nieco mniejszą skalę.
Nadmierna ekspozycja
Na jego twarzy malowała się determinacja. – Podobno jeśli musisz coś czytelnikowi napisać wprost,
przegrywasz. Oznacza to, że nie potrafisz przekazać tego w inny sposób, niż
wysłać konkretny obraz odbiorcy, który mógłby zinterpretować to tak, jak
chcesz, przeobrażając jednak w coś swojego, gdyby nie powyższy nokaut. Nie pisz
więc od razu, że malowała się na twarzy determinacja, że w oczach widać było to
i siamto – pokaż nam to. Zostaw czytelnikowi radość tworzenia obrazu na
podstawie Twoich myśli, drobnych szczegółów, które uważasz za
charakterystyczne. To samo tutaj:
Wykrzywiła usta w wyrazie zdegustowania i
podniosła brwi.
Pomyśl, co tworzy wyraz determinacji i pamiętaj, że nie musisz ograniczać
się do mimiki. Wtedy wybierz kilka bardziej lub mniej charakterystycznych
elementów (te, które wybierzesz to już kwestia tego, jaki efekt pragniesz
uzyskać) i pokaż je czytelnikowi choćby poprzez obserwacje jednego z bohaterów.
Niech odbiorca sam wyciąga wnioski. W końcu w tym tkwi sedno, to nas bawi w
literaturze. Gdybyśmy chcieli mieć wszystko od razu wypisane, czytalibyśmy
instrukcje obsługi.
Relacje między postaciami
Zabijają humorem i realizmem. Pokazujesz, że bywają lepsze i
gorsze momenty w przyjaźni, nie zawsze jest idealnie, kolorowo, za to zdarzają
się sprzeczki, spięcia. Dzięki temu nie są papierowi, mimo że wciąż sporo jest
z nimi nie tak.
Brak konsekwencji
Hermiona
Z jednej strony Hermionie przeszkadza niechlujność stylu Luny, z
drugiej względem samej siebie nie jest konsekwentna – w ubraniach pozaszkolnych
preferuje rozciągnięte swetry i luźno związane włosy, w przypadku stroju
szkolnego wszystko musi być idealne, wygładzone i dopięte na ostatni guzik.
Później zaś dowiadujemy się, że w czasie wizyty Kruma w Hogwarcie w trakcie
trwania Turnieju założyła na siebie sukienkę i zadbała o wygląd.
Zatem albo dba, albo nie. Albo się stroi, albo nie. Albo zwraca uwagę na wygląd
swój i otoczenia, albo daje spokój z trzygodzinnym czesaniem włosów Luny.
Susan i Harry
- Kobieta majstersztyk. Nie wiem, co trzeba by zrobić, żeby się z
nią pokłócić lub żeby się obraziła. Harry, bierz, póki gorąca. Znaczy –
poprawił się blondyn – Susan zawsze będzie heiss. Spójrz na tę figurę i…
(…)
- Neville wyszczerzył zęby w uśmiechu i wrócił do lektury, a Susan
i Harry’ego znów pochłonęła dyskusja o quidditchu. – I nic? Nadwrażliwa, nieśmiała Susan i wcześniej zazdrosny na
myśl o parze Longbottom-Bones Harry nie zareagowali w żaden sposób na słowa
Neville’a?
Neville
Na początku chłodny, zirytowany, zdystansowany. Później ciepła
klucha uciekająca z lekcji ze złamanym serduszkiem. Nastolatkowie to dziwny
gatunek, ale nie aż tak. Twoi bohaterowie mogliby z powodzeniem z niektórych
scen przejść wprost do psychiatryka z diagnozą mówiącą coś o zaburzeniach
dwubiegunowych.
Szablonowe budowanie postaci
Mam tu na myśli, że nasza czwórka głównych bohaterów odpowiada
typowym schematom czterech domów Hogwartu. I tak Granger to typowa Krukonka,
Bones – Puchonka, Potter – Gryfon, Longbottom – Ślizgon. O ile nie było to
Twoim założeniem. Miejmy nadzieję, że było.
Wnioski o funkcjonowaniu Hogwartu
Bardzo spodobały mi się rozmyślenia Neville’a o uzyskiwaniu
informacji na temat zdolności magicznych osób o niemagicznym pochodzeniu i
proporcjonalnym przydziale do poszczególnych domów.
Humor
Nie te przerysowane opisy falującego tłuszczu Sprout skradły mi
serce. Nie. Te kiepskie, surrealistyczne żarciki wyskakujące na czytelnika w
środku tekstu nie są powodem do pochwał. To zachowanie postaci, kiedy tylko
zaczynają być logicznym skutkiem wydarzeń, nie zaś pchnięciem z określonym
kierunku przez autorkę, i niektóre ich teksty (A weź się goń, ty durna
bahanko!).
Obrazki z tekście
Tak, właśnie! Normalnie nie jestem ich fanką, a najbardziej podoba
mi się maksymalne upodobnienie opowiadania i samego bloga do książki, ale Twoje
idealnie dopełniają treść. Za to wielki plus. Aż szkoda, że nie pojawiają się w
późniejszych rozdziałach.
Dodatki i podstrony
Wspominałam już o dodatkach gdzieś powyżej – podoba mi się, że
obrazy tworzysz sama, a szata graficzna powstała na bazie Twoich prac.
Zachwycam się grafikę dopełniającą rozdziały. To naprawdę super – pokazuje
Twoje zaangażowanie. Sama w pewien sposób poczułam, że to, co tworzysz, jest mi
bliższe.
Podstrony są funkcjonalne i schludnie prowadzone. Pojawia się
tylko kilka błędów, których chociaż tu nie chcę wymieniać, by nie dobijać Cię
nimi tak na koniec. Po prostu zerknij w wolnej chwili do zakładek i przeczytaj
uważnie. To głównie literówki.
Podsumowując – nie jest to wybitne dzieło literatury i dzięki tej
pracy nie okrzykną Cię nowym
Tolkienem/Kingiem/Shakespearem/Mickiewiczem/Słowackim (niepotrzebne skreślić),
ale czytało się całkiem przyjemnie. Popracuj nad tekstem – większość błędów
wynika z przegapienia drobnostek podczas sprawdzania.
Zanim opublikujesz, spróbuj przejrzeć rozdział na chłodno.
Widać, że pisząc, dobrze się bawisz, ale po tej zabawie powinnaś ochłonąć i
przeanalizować tekst – wtedy na pewno zauważysz, które momenty nie pasują do
całości, gdzie gubisz się we własnej fabule. Jak to ujął King: Zabijajcie
to, co kochacie, zabijajcie to, co kochacie, nawet jeśli pęka wam przy tym
wasze małe, egocentryczne, pismackie serce; zabijajcie to, co kochacie.*
Pomyślałabym również o założeniu podstrony, na której dodasz
informacje o stworzeniach i postaciach wprowadzanych przez Ciebie do uniwersum
Rowling.
Razem 57/80 – 71,25% – przeciętny (z plusem)
* Stephen King, Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika,
Prószyński i S-ka
0 Comments:
Prześlij komentarz