[7] ocena bloga: black-redstart.blogspot.com

Adres blogaBlack Redstart
Autorka: Croy
Tematyka: fan fiction — Harry Potter, Dramione 
Oceniająca: Dafne



1. Pierwsze wrażenie i grafika

Hm, trochę się zagalopowałaś z tym kopciuszkiem. Skąd Ty w ogóle go wytrzasnęłaś? Nie potrzeba wysokiego stopnia wtajemniczenia anglojęzycznego, żeby skojarzyć kopciuszka ze słowem „cinderella", a jak się tkwi jeszcze na niskim, to się nie bawi w translator. Dlatego lepiej używaj polskich adresów, jeśli nie masz stuprocentowej pewności, że dobrze dane słowo tłumaczysz. Bez względu na to, jak w Twoim mniemaniu będzie to brzmieć w takim czy innym języku, znaczenie się nie zmieni. A przynajmniej nie powinno, bo w tym wypadku... cóż.
Chciałam się doczepić angielskiego na belce, obawiając się, że i tu zaliczyłaś wpadkę, ale to cytat z piosenki, więc potraktuję to jako chęć zachowania wersji oryginalnej. Chyba bardzo lubisz ten angielski, bo nawet starym, dobrym polskim cudzysłowem postanowiłaś wzgardzić. Oj, oj.
Szaro tu. Naprawdę zbyt szaro. Wcale nie ratują tego białe przebłyski tu i ówdzie, jedynie budują sztuczny kontrast. Trudno nazwać urozmaiceniem użycie kilku odcieni szarości.
Na nagłówku mamy Emmę, mamy Toma, mamy lwa i węża, mamy Hogwart oraz mamy fragmenty jakiejś drogi. Zbitka kilku atrybutów tej historii, ot co. Lepiej byłoby ustawić tę parkę na tle zamku. Rozumiem znaczenie zwierząt na nagłówku, ale to wygląda wręcz śmiesznie, jak koło głowy Hermiony wisi sobie w powietrzu łeb lwa. A po lewej pełznie sobie nieproporcjonalna głowa węża. Nie jestem specem w dziedzinie grafiki, ale prostota chyba byłaby lepsza. Tekstura tła bardzo ładna.
Za mała czcionka. Zdecydowanie. Szablon nie jest wąziutki, a przecież tekst do króciutkich nie należy. Źle się to czyta. Maczek nie jest w modzie.
Elementy składowe dają średnie pierwsze wrażenie. Tematyka natomiast bardzo mnie zachęca.

5/10


2. Treść

Pod prologiem zaznaczyłaś (jeśli ktoś jakimś cudem by się wcześniej nie zorientował), że Twoje opowiadanie krąży wokół tematyki Dramione. Dlaczego więc, u licha, cały prolog poświęciłaś osobie Severusa Snape'a? Wiem, że każdą historię trzeba jakoś zacząć i takie rozwiązanie jest oryginalne, ale mam mieszane uczucia. W ogóle nie nakreśliłaś tutaj żadnego zarysu fabuły czy bohaterów, pokazałaś tylko byłego Ślizgona jako podwójnego agenta, o czym doskonale wiemy już z książki. Wyglądało to, jakbyś na siłę próbowała nakreślić wizerunek szpiega-bohatera i o ile nie ma w tym nic złego, o tyle silenie się na patos już dobre nie jest. Pełno tu mądrości życiowych w stylu: „Trzeba ponieść konsekwencje swoich czynów" lub: „Szpieg ma trudne życie, ale przecież dobry cel". Owszem, ale co z tego? Do czego zmierzasz? Nie widzę tutaj żadnej puenty, a tym samym zasadności napisania akurat takiego, a nie innego prologu. Wolałabym przeczytać coś wprowadzającego w historię albo budującego klimat; zaserwowałaś nam coś, co przypomina bardziej rozprawkowo-refleksyjny potok składniowy aspirujący do stania się prozą poetycką. No nie, słaby efekt. Wszędobylskie równoważniki zdań i imiesłowy niewiele pomogły. Oby dalej było lepiej.

Rozdział pierwszy rozpoczyna się podobnymi filozoficznymi, ekstra odkrywczymi rozważaniami o egzystencji. Życie jest takie trudne i usiane kamieniami, a tajemnicza ONA ma ich na swojej drodze od groma i ciut, ciut. Wreszcie pierwsza informacja o bohaterce — jest męczenniczką.

„Z tego powodu wprowadzono nowy, tajny projekt, który na celu miał wyszkolenie agentów, którzy w odpowiednim czasie pomogą w całkowitym obaleniu władzy Toma Riddle’a. W pokoju znajdowali się byli szpiedzy i najlepsi aurorzy Ministerstwa. To ich zadaniem było przygotowanie od najmłodszych lat wybranych adeptów." — Ktoś tu chyba nie respektuje zasady ujednolicania czasów. Nieładnie.

„W pokoju znajdowali się byli szpiedzy i najlepsi aurorzy Ministerstwa. To ich zadaniem było przygotowanie od najmłodszych lat wybranych adeptów. Jednym z pomysłodawców był Severus Snape. Na jego twarzy widać było ból (...) — I ma szeroki zasób słów.

W połowie rozdziału nadal nie wiem, kim jest ta dziewczynka, wiem natomiast, że Snape wpadł na genialny pomysł szkolenia dzieci do walki z Voldemortem. Nie wiem, w jaki sposób bieganie ma rozwijać umiejętności magiczne, ale nauczyciel eliksirów najwyraźniej zmienił branżę i odkrył, że jego życiowym przeznaczeniem jest zostanie trenerem osobistym. Nie poznaję go. Mówi, jakby czytał jakiś tekst z papierka (poważnie, te dialogi błagają o naturalność) i sympatyzuje z dzieciakami. Do czego to zmierza? Pojęcia nie mam. Podobno do Dramione, ale kto to tam wie?

Wiem, że można być oschłym w stosunku do ludzi, ale żeby robić z kogoś rzekomo inteligentnego zwykłego idiotę? Fragmentu „W takim razie możemy przejść dalej. Gimnastyka, chyba wiesz co to, hmm? Musisz nauczyć się jak się rozciągać i ruszać niczym guma" nie da się odczytać inaczej. Albo tutaj: „Nie zapominaj jednak o ciągłych ćwiczeniach, to najważniejsza rzecz, by nie zapomnieć dotychczasowych nauk"... Również on ciągle mówi, jakby recytował z kawałka papieru. Może masz jakiś patent i asa w rękawie. Nie będę bawić się w twarde opiniowanie w trakcie czytania pierwszej (no, drugiej) notki.

Możesz mi wyjaśnić, jakim cudem szkolenie tej dziewczyny na specjalistkę od sztuk walki i fitnessu ma pomóc jej i całemu czarodziejskiemu światu w walce z czarnoksiężnikiem? I może zdradziłabyś w końcu, kim właściwie jest ta dziewczyna? Zagadki są fajne, ale nie wtedy, kiedy tak się dłużą i gdy bez ich wyjaśnienia opowiadanie nie ma sensu. I nie kiedy ciągle czytam o niej" i o nim".

„- Oklumencja. Jest to sztuka...
- Wiem co to jest, nie jestem idiotką – przerwała mu dziewczyna.
- To dobrze, bo nie chciałbym szkolić idiotki. Zaczynajmy!"
— Czyli Harry jest idiotą, bo po pięciu latach nauki w Hogwarcie nie wiedział, czym jest oklumencja. To wiedza elementarna, mam rozumieć?

Nie, nie, nie, stop. Jak gdyby nigdy nic opisujesz sobie nagle dzień zaręczyn Ginny i Dracona, jakby poprzednie wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Taki zabieg miałby sens, gdybyś całą zagadkę umieściła w prologu. Przeskakiwanie z opisu mugolskiego treningu (rozdział pierwszy) do tekstu właściwego (rozdział drugi) bez słowa wyjaśnienia to kiepski pomysł. Pewnie chciałaś zbudować dzięki temu napięcie — owszem, tajemnica mnie nurtuje, ale w negatywnym znaczeniu tego słowa. To frustrujące, na razie nie widzę tutaj żadnej spójnej całości, a jedynie dwa równolegle prowadzone opowiadania, które ktoś postanowił dla eksperymentu spiąć w jedno.

W dwójce, jakby była jedynką, zaczynasz tak naprawdę kreować świat przedstawiony. Piszesz o sytuacji w świecie czarodziejów, o losach bohaterów, o ich charakterach, wyglądzie... Sprawa ma się tak: Ginny jest w szczęśliwym związku z Malfoyem (chociaż ich małżeństwo ma być dowodem pojednania, więc ktoś musiał w to ingerować), którego jednak Hermiona również kocha. Mamy więc motyw miłosnego trójkąta. Nie sądzę, by: „Jedyną przeszkodą było to, że Hermiona też go kochała (...)" było dobrą metodą na przedstawienie tej skomplikowanej zażyłości. Treningi opisujesz przez cały rozdział i nie dowiadujemy się praktycznie niczego, a tutaj streszczasz całe życie uczuciowe bohaterki w jednym zdaniu. Cóż.

„Jego życie znaczy więcej niż słowa jakiegoś debila od siedmiu boleści" — Debil od siedmiu boleści. Wyrażenie od siedmiu boleści" ma zazwyczaj nadać negatywne znaczenie słowu, które samo w sobie jest pozytywne, a nie wzmacniać negatywne znaczenie negatywnego. Kiepskiego lekarza nazwiemy lekarzem od siedmiu boleści, kogoś fałszującego piosenkarzem od siedmiu boleści i tak dalej. Wnioski? Twoja praca domowa.

„Na dole czekała cała rodzina Weasleyów, Harry, Zakon, Malfoyaowie, a co za tym idzie Draco." — Pomijając Malfoyaoów(?), Zakon to nie osoba.

Hermiona ma trzy wcielenia. Trzy. Dlaczego nie dwa? To trochę poplątane i w tej chwili trudno mi objąć to wszystko rozumem, myli mi się, kiedy Hermiona (A może Katherina? A może Amber?) jest sobą, kiedy szpiegiem, kiedy ulubieńcem Voldemorta, i tak dalej, i tak dalej. Mam nadzieję, że wzięłaś pod uwagę, jak trudno będzie kształtować jednocześnie trzy charaktery. Tego typu bohaterzy są bardzo kłopotliwi w swojej kreacji, łatwo pominąć coś ważnego i zlać dwie (trzy) postaci w jedną.
Jak sama napisałaś w komentarzu, akcja właściwa zaczęła się dopiero teraz, a dwa poprzednie posty stanowiły jedynie wstęp. Mogłaś zrobić z nich jeden dłuższy prolog, pomijając cały ten sentymentalny bełkot o męczeńskim losie szpiegów. W przeciwnym razie przejściu z pierwszego rozdziału do drugiego towarzyszyło zdziwienie i dezorientacja. A tak — zgrabnie napisany wstęp stałby się dobrym zawiązaniem akcji, która powoli ruszyłaby od pierwszego rozdziału. Wydaje się właściwsze, czyż nie?

Czcionka w rozdziale trzecim to już chyba jakiś zamach na moje oczy. Starą poczciwą Verdanę jeszcze JAKOŚ przeżyję, ostatecznie to dość czytelny styl, ten maczek jednak trudno zaakceptować.
Mamy nieco groteskową sytuację na początku. Pijani Harry i Ron są pod odstrzałem oskarżeń członków Zakonu, ponieważ tychże zdaniem to przez tę dwójkę zniknął Draco. Takie sytuacje na początku opowiadania nie dają wcale oczekiwanego efektu. Ani trochę nie boję się o Ślizgona, ponieważ doskonale wiem, że ten przeżyje, inaczej cała historia nie miałaby sensu. Jakoś jednak trzeba zawiązać akcję, dlatego spokojnie czekam na rozwój wydarzeń.
Rodzina umiera ze strachu, że młody Malfoy nie żyje, ten zaś śpi sobie spokojnie na kanapie w domu Hermiony. Fajnie. Ta zaś wraca od Voldemorta, gdzie — jako Katherine — Śmierciożercy poddali wymyślnym torturom. Całkiem zresztą mugolskim. Chyba rzeczywiście psychole fanatycy, skoro rzucili różdżkę wraz z Cruciatusami, żeby zastąpić ją nożem.

„Po nałożeniu leginsów i luźniej bluzki na długi rękaw, była gotowa na stawienie czoła nowym przeszkodom." — Brzmi, jakby właśnie odkryła genialne lekarstwo na zło całego świata, założyła mundur, wzięła bagnet w jedną dłoń, a owo lekarstwo w drugą, po czym ruszyła na podbój wyzwolonego uniwersum. 

„- Nie wiem, o co ci chodzi, ale dobrze, że o tym wspominasz. Powinienem zawiadomić kogoś, że żyję. Moi rodzice i zapewne cały Zakon odchodzą od zmysłów, myśląc że umarłem." — Ojej, Draco, skąd w Tobie tyle błyskotliwości? Wpadłeś na to po drzemce i po zrobieniu sobie kawy, daj spokój z tym pośpiechem, mogłeś jeszcze zjeść ciasteczko.

„- Nic o tobie nie wiem, a mimo to spałem u ciebie, piłem twoją kawę, a teraz jem śniadanie. Zdradzisz chociaż jak masz na imię?" — Jesteś pewna, że to nie Draco ucierpiał w całym tym zamieszaniu? Biedaczek, wydaje się być bardzo zamroczony.

„Ich błędem była zbyt duża beztroska mimo wojny czającej się za drzwiami." — Żeś się doczepiła tej metafory... Jest zbyt charakterystyczne, by je powielać.

„Tak jak się spodziewała, obie siedziały na swoich łóżkach zajęte własnymi sprawami. Luna nie podniosła nawet wzroku znad kolejnej fascynującej książki, ale Pansy oderwała się na moment od lusterka." — Książka to może jakaś sprawa, ale lusterko... Cieszę się, że w tym szczególe i w późniejszej odzywce Pansy zachowałaś niechęć ślizgońsko-gryfońską. Ale o tym w podsumowaniu, bo to, wraz z kreacją bohaterów, dość zmienne i ogólnikowe sprawy.

Kompozycja podobna do tej autorstwa pani Rowling — niepokój, strach i wreszcie cudowne ocalenie. Dlatego cieszę się, że końcówka zapowiedziała zmianę koncepcji. Nawet jeśli zwiastuje to kłopoty. A może właśnie dlatego...
Nie mogę się powstrzymać od jednej uwagi. Przeglądam czasem komentarze pod notkami i już któryś raz z rzędu rzuca mi się w oczy, że czytelnicy zachwalają poprawność Twoich tekstów, na co Ty zaś odpowiadasz pochwaleniem swojej bety. Czegoś tu nie rozumiem. Albo podmienili Ci notki, albo Twoja beta nie jest wcale tak godna pochwały, a czytelnicy mało spostrzegawczy, bo błędów jest stosunkowo dużo. Sama spójrz na punkt „Poprawność"... W tym rozdziale szczególnie. No nic — poczekamy, zobaczymy.

Koniec gadu-gadu, rozdział czwarty idzie pod gilotynę.
„I dziękujemy za waszą pomoc, gdyby nie to nie mielibyśmy gdzie wszyscy się podziać. Po tym jak zniszczyli Norę...
- Dobrze, już dobrze. Tylko bez sentymentów – przerwał to wszystko Artur." — Nie, nie chodzi mi o brak przecinków. Kiedy przeczytałam odpowiedź bohatera na podziękowanie Molly, sądziłam, że jej nadawcą jest Lucjusz. I to nawet nie dlatego, że to do niego i jego żony pani Weasley skierowała te słowa. Po prostu Tylko bez sentymentów" ciśnie się raczej w usta eks Ślizgona, a nie nieco poczciwszego Artura. No ale dalej Lucjusz dyskutuje z Molly o zrobieniu z rezydencji schronu dla przeciwników Voldemorta, jedyną przeszkodę widząc w ulokowaniu ich syna z córką rozmówców w jednym pokoju, więc... Więc chyba jednak z końcowej notatki o bohaterach zrobi się litania. Albo wykład.

„- Nie! Nie będę dzieliła z nikim pokoju! - Głos Ginny rozniósł się po pomieszczeniu. - Od zawsze to musiałam być ja, teraz chcę mieszkać sama, póki mogę. Nie będę przyjmowała w pokoju jakiejś obcej dziewuchy!" — Przecież to właśnie Ginny, jako jedyna dziewczyna wśród dzieci Weasleyów, zawsze miała swój pokój. Litania zamienia się w referat.

Kto zażegnuje konflikt? Severus. Czy Ty właśnie skazujesz mnie na napisanie epopei?
No nie, bo zaraz zejdę. Draco nie może mieszkać z narzeczoną, ale ich młodszy syn (a to niespodzianka) ma absolutną zgodę na dzielenie sypialni z kimkolwiek, nawet jakąś dziewczyną, bo przecież nie zrobi nic niestosownego". Zabij mnie.
Zabini pije sobie jakiś drogi trunek w gabinecie Lucjusza i chce, żeby mieszkała z nim Hermiona, a nie Pansy. Ale, ale! Wszystko się wyjaśnia. To wielcy przyjaciele! Na dodatek ukrywający swą zakazaną przyjaźń przed światem. La la la.

„- Och tak – przytaknęła szybko blondynka. - Także uwielbia magiczne stworzenia. Opowiadała mi, jak we Francji polowała na ostroroga krzaczastego, to było fascynujące." — Przynajmniej Luny nie skrzywdziłaś.

„Ciągle myślał o wczorajszym spotkaniu z tajemniczą Kathriną (...)" — Łączysz dwa imiona: — Katherine i Katrina — w jedno.

Ta część kończy się nocnym wypadem Ślizgonów i Hermiony do kuchni w celu podwędzenia czegoś z lodówki, co skutkuje zweryfikowaniem ich jako grupki przyjaciół. Reagują na to, jakby zostali przyłapani na uprawianiu perwersyjnego seksu w sypialni państwa Malfoyów. Seriously? 

Rozdział piąty zapowiadasz bardzo zachęcająco: „Ten rozdział trochę nudny, ale musiałam go dodać, przepraszam." Nie rób sobie autoreklamy, pierwsza zasada biznesu.
„Nadal była zmęczona po nocnych przygodach z przyjaciółmi."

„- Teraz to przegięłaś, zjem twoje ulubione ciasteczka, które znalazł Felix. Nie zostawię ci nawet jednego!
- Świnia! Lepiej pożegnaj się z tymi chipsami, bo jak tylko je dorwę, nie zostanie nawet okruszek!"
— Cała ta kłótnia mogłaby zostać uznana za całkiem uroczą, ale ten fragment to już chyba przesada.
Dalej Artur i Snape dyskutują na temat niedorzecznej według nich znajomości Ślizgona i Gryfonki. Oczywiście małżeństwo Dracona i Ginny nie jest tak dziwne, jak przyjaźń wcześniej wymienionego i Hermiony. „Lucjusz też nigdy nie pozwoliłby na oczernianie swojego syna, a za nim na tę wojnę poszliby wszyscy Ślizgoni." - Sev zgadza się ze mną, że to bardzo logiczne.

„Voldemort uwielbiał, gdy kobiety w jego towarzystwie ubierały się w suknie, zwłaszcza jeśli były tak zbudowane jak Katherina." - NO NIE. No po prostu *$%*^ NIE. Boże, czy Ty to widzisz? Jeszcze powiedz, że Voldzio chciałby wskoczyć z nią do łóżka. Jego NIE INTERESUJĄ kobiety. Ja rozumiem, zmienianie kanonu, oryginalność i tak dalej, no ale bez przesady... Poza tym, kto był zbudowany jak Katherina? Suknie?

„Ty jednak możesz przydać mi się, księżniczko." — Ale on miły, no proszę.

„- Nie mam wam nic do powiedzenia – zwrócił się brunet do swoich wychowanków." — Nie mogę się przyzwyczaić do nazywania Snape'a brunetem. Ja rozumiem, że może być trudno wymyślać coraz to nowe synonimy, no ale brunet... serio...
Muszę przyznać Ci rację, ten post to niemal typowa przejściówka. Idźmy dalej.

Szóstka rozpoczyna się przedmałżeńską kłótnią. Ginny chce różu, serduszek, kwiatów, bogactwa, wystawnego wesela i tryliarda gości, a Draco woli coś bardziej kameralnego. Na to ruda, cała zaryczana, stwierdza, że narzeczony najwyraźniej tego ślubu nie chce, więc może lepiej, jeśli się on nie odbędzie. Szkoda, że jeszcze nie tupnęła nóżką dla lepszego efektu. Świat stanął na głowie, no ale przecież za drzwiami toczy się wojna. Swoją drogą, rzeczywiście szczęśliwy związek. Blondas wyraźnie tak właśnie myśli.

„Z tej ich całej hałastry najmądrzejsza jest dwójka najstarszych i bliźniacy, reszcie niestety tego zabrakło." — Ta reszta to dwóch chłopaków, Percy i Ron, oraz wspomniana wcześniej Ginny. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, czterech mądrych i troje głupich. Bilans i tak dodatni.

Potem pojawiają się retrospekcje. Pięciolatka toczy rozmowy z obcym mężczyzną, jakby była co najmniej dwa razy starsza. Jako jedenastolatka już całkiem nieźle pyskuje. Ma też specjalne względy, bo czaruje (przynajmniej nie ćwiczy tylko jakiegoś kung-fu) na długo przed tym, jak dostała się do szkoły. Retrospekcje są w porządku, całkiem zgrabnie wplecione, tylko po co brać je w cudzysłowy? To przecież żaden cytat. Kursywa wystarczy, nawet ten rażący biały można by z powodzeniem wyrzucić.

Okej, nie ma Amber. To poprawia sytuację, lepiej dwie tożsamości niż trzy. Trochę psuje efekt kretyńskie zachowanie dwóch dorosłych i inteligentnych mężczyzn — Artura i Severusa — jak taczają się po podłodze, walcząc na pięści. Severusa jakoś w tej roli nie widzę. No ale dobrze, podepnijmy to pod samoobronę. Nawet jeśli równie dobrze Albus mógł leciutko ruszyć różdżką i temu zapobiec.

części siódmej mężczyźni kłócą się o Hermionę. Jakim cudem żaden się nie zorientował, że ona szpieguje, nawet jej własny nauczyciel — tego nie wiem. Kurs aktorstwa musiała zaliczyć lepiej niż kung-fu. Szkoda mi Artura, kłócą się o śmierć dziewczyny, która tak naprawdę żyje, tylko kryje się pod dwoma odmiennymi alter ego.
Draco wyznaje Katherine (Hermionie), że nie chce żenić się z Ginny. Potem, ni stąd, ni zowąd, zaczyna mówić o Granger, jakby to ona była tego powodem. Porzuciłam jednak zastanawianie się nad sensem tego przeskoku, kiedy przeszłaś z kolei do opisania początków przyjaźni Dracona i Hermiony. Dobrze to sobie wymyśliłaś — pomoc Felixowi, znacznie przyjaźniejszemu od brata, troska o jedną osobę... Choć nadal nieprawdopodobna przyjaźń, ma przynajmniej jakieś dopracowane i przemyślane fundamenty.
Podsumowując — Draco znów spędził noc na kanapie w mieszkaniu Kath, dziewczyny, z którą jego znajomość ogranicza się do dwóch spotkań. Zaczynam myśleć, że to przerodzi się w Dratherine, ale co ja tam wiem.

rozdziale ósmym Harry i Ron — najlepsi przyjaciele Hermiony — w końcu orientują się, że coś jest nie tak. Nawet postanawiają uknuć jakiś plan. Nie mam pojęcia, czy im to wyjdzie, ale przynajmniej przestali siedzieć i się patrzeć jak cielęta w namalowane wrota.

„W końcu niedługo rok szkolny, jeśli chcemy to zrobić, to musimy zacząć już teraz. Ale Snape i Blackwood" — Ale Snape i Blackwood co?

Nie sprawdzam poprawności w każdym rozdziale, tutaj roi się od literówek i błędów interpunkcyjnych, no ale to...

„Moi przyjaciele nie zrozumieli by... 
- Wiem i niestety ubolewam nad tym faktem. Lecz nadal profesor Snape...
- Nie traktował by mnie tak jak teraz, gdyby wiedział o mnie wszystko."
Czasowniki w formie osobowej z cząstką „by"... Coś świta? Cokolwiek?...

Mogę za to pochwalić końcówkę. Przemyślany zabieg z urwaniem snu w najciekawszym momencie. Teraz nie tylko bohater się sfrustrował i zaciekawił, ale i czytelnik. Swoją drogą, jeśli Katherine pokazuje się i Voldemortowi, i Draconowi w tej samej postaci... Może oni jakoś to połączą... W końcu Albus sam zaczął rozmyślać o dziewczynie, która jest tak blisko Lorda. No, dalej, ruszcie głowami... 

Rozdział dziewiąty też zareklamowany perfekcyjnie: „Może nie jest on najlepszy, ani najdłuższy, ale cieszę się, że udało mi się coś napisać." Prawie jak: „No, w zasadzie to jest do d**y, ale przynajmniej coś jest". Naprawdę, nie przewiduję dla Ciebie świetlanej przyszłości w świecie biznesu.

„Pomalutku zbliżamy się do głównej tematyki bloga, czyli Dramione!" — Dziesiąty rozdział za pasem, ale hurra, PRAWIE pojawił się już główny temat!

„Chcecie poczytać o siostrach Black? Bellatrix i Voldemorcie? Ginny? Dramione?Fremione?" — A o skrzatach domowych? Hogwarcie? Ministerstwie Magii? Testralach? Harrym? Draconie? Stu innych bohaterach? By the way, Fremione brzmi jak jakieś subtelne francuskie słowo. No, przynajmniej nadałaś notce wdzięku.

Po niedługim wstępie wreszcie mam przed sobą treść właściwą. Napisałaś, że nie została zbetowana. Skoro w betowanej nie brak błędów, to co będzie z niebetowaną? No nic, Daff, raz kozie śmierć.

„Był głupcem, gdyż myślał, że kocha pierwszą kobietę, która była dla niego miła." — To zdanie buduje fałszywy obraz uczucia Severusa i sugeruje, że jego miłość do Lily nie była prawdziwa.

Za dużo w pierwszej części mowy zależnej. Ciąg opisów, zero dialogów. A szkoda, bo niektóre można by dobrze zbudować. Jestem pewna, że scena torturowania jednego z zaufanych Śmierciożerców byłaby godna poświęcenia jej większej uwagi.

„Dlatego śmierć Amber po wydaniu Malfoyów, nie była szokiem, lecz czymś oczywistym." — Wciąż jesteś myślą w Sali Tronowej, a jednak nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki, wyskakujesz z Amber i Malfoyami. Potem zaś przeskakujesz sobie do tematu próby czekającej Hermionę i Dracona. Nie możesz sobie fruwać pomiędzy notatkami i pisać wyrwanych z kontekstu uwag, które nie łączą się w spójną całość.

Wszystkim żal biednej, niedoświadczonej w szpiegostwie Hermiony, a tymczasem ona przerasta w tej umiejętności ich wszystkich razem wziętych. Niezły trolling.

„Wiedziała, że zaklęcia będą latały między nimi i postronni będą mogli oberwać kilkoma z nich. Nie było to jednak jej marzeniem." — No co Ty, naprawdę? Kto by nie marzył o dostaniu paroma zaklęciami? Niesłychane, dziwna ta Granger.

Trochę mi się to wszystko wydaje przesadzone. Oczywiście, umiejętnościom Hermiony do szpiegowskich trochę brakuje, ale nie róbmy też z niej osoby nieporadnej życiowo. O ile pamiętam, umiała walczyć, znała więcej zaklęć niż np. Harry, mogła jedynie nie bratać się czarnomagicznymi urokami, mieć słabszy refleks...


Nie mam nic przeciwko zgodnym z tematyką, wkomponowanym w całość obrazkom, ale coś Ci tutaj chyba nie wyszło.

No, to by było na tyle. Dziewiątka to ostatnia z opublikowanych części opowiadania. Na dodatek napisana jeszcze w minionym roku. Skoro jednak mimo wszystko poprosiłaś o ocenę, widocznie chcesz do tego opowiadania wrócić (co, jeśli dobrze pamiętam, miało/ma stać się na początku kwietnia). Przyda Ci się więc trochę... świeżości? Podsumowanie czas zacząć.

Wiele uwag pisałam już na bieżąco, wykorzystując metodę relacji na żywo, ale nie mniej rzeczy jeszcze muszę dopowiedzieć i/lub zebrać do kupy.
Zaczniemy od bohaterów, bo jako pierwsi nasuwają mi się na myśl. Nie bez powodu. Mam wrażenie, że wykorzystałaś tylko ich nazwiska i wygląd. Charakterami zupełnie różnią się od tych książkowych. Jaki jest według Ciebie sens pisania o chociażby Severusie, który sarkazmu i chamstwa użył może raz na pięćdziesiąt kwestii, skoro równie dobrze mogłabyś wprowadzić na jego miejsce kogoś innego? Bo co, bo fani HP Severusa lubią? No tak, tylko czy polubią Twojego, który częściej niż specyficznego, oschłego nietoperza przypomina bruneta uczącego w szkole?
Draco już od początku uwielbia Hermionę, a ona woli obracać się w towarzystwie jego i innych Ślizgonów, bo najzwyczajniej w świecie ma dość Harry'ego, Rona i Ginny. O ile tę pierwszą sprawę wyjaśniłaś (nawet jeśli moim zdaniem potrzeba czegoś więcej niż troski o tę samą osobę, by z wrogów przemienić się w przyjaciół), o tyle nie mogę doszukać się przyczyny w osłabieniu więzi z Gryfonami. Nic nie dzieje się bez powodu, a u Ciebie tak po prostu jest. Bo wygodnie.
Malfoyowie też Malfoyami nie są, skoro robią przytułek ze swojej rezydencji, porzucają ideę czystej krwi i pozwalają synowi ożenić się ze zdrajczynią, bratającą się ze szlamami. Nie przypominając już tej irracjonalnej rozmowy o spaniu narzeczeństwa w jednym pokoju i zasadach panujących w tym domu. Może i są w podbramkowej sytuacji, ale nie aż tak.
Ginny to marudna, rozkapryszona dziewucha, która myśli, że wszystko musi iść po jej myśli. Harry i Ron dostali rolę idiotów, potrafiących jedynie się przechwalać i robić problemy. Ale bez obaw, na szczęście jest jeszcze Voldemort łasy na kobiece wdzięki.
Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że utarte trzymanie się kanonu jest nudne, nierozwijające, oklepane. Ale, na Boga, jeśli chce się przerabiać niemal każdego bohatera i robić mu jakieś szuru-buru w charakterze, to bierze się za pisanie parodii, a nie dumnie nazywa swoje opowiadanie fanfikiem. Bo co tutaj zachowałaś? Imiona, miejsca, czary, motyw wojny i.. w zasadzie tyle. Równie dobrze mogłabyś stworzyć nowych bohaterów, osadzonych po prostu w świecie stworzonym przez panią Rowling. No ale tak, to wymagałoby dużo większego wysiłku w kreowaniu świata przedstawionego, trzeba by wyjaśniać zależności pomiędzy bohaterami, budować im nowe historie... Lepiej bazować na czymś, co jest gotowe i co ludzie już kiedyś polubili.
Widzę tutaj dwa plusy. Jednym jest Hermiona/Katherine. Bez Amber, bo ta w zasadzie istnieje tylko po to, by jej własny nauczyciel nie znał jej tożsamości i myślał, że ta nie żyje. Z tego można by zrobić całkiem dobry motyw. Problem w tym, że, jak na razie, Kath charakterem łudząco przypomina Hermionę (Twoją, nie tę książkową), która sobie beztrosko gawędzi z Malfoyem, więc sens istnienia alter ego staje pod znakiem zapytania. To właściwie jedna postać, która ma dwa wizerunki. Wykorzystując drugi z nich, zachowuje się tak samo, jak wtedy, gdy korzysta z pierwszego. Szpieg idealny, nie ma co. Próbujesz nadać jej jakieś nowe ja, kiedy piszesz sceny z nią i Voldemortem, ale to wszystko bazuje na zachowaniu, wyuczonych ruchach. Za mało uwagi poświęcasz jej uczuciom. W prologu naobiecywałaś dużo, pisząc górnolotne sentencje o trudnym życiu szpiega, a potem odsunęłaś to na bok. Powinnaś więcej pisać o tym, jak właściwie ona się czuje, musząc ich wszystkich okłamywać. Jak patrzy w oczy przyjaciołom i nie może im powiedzieć, przez co przechodzi. Jak bardzo ją to boli. Szkolenie nie mogło wyprać jej z uczuć. Nie mówię, że Twoje opisy całkowicie pomijają kwestię emocji, ale jak się sugeruje pierwszą notką, że te będą grały istotną rolę w opowiadaniu, a potem zmienia strategię, to trzeba się liczyć z konsekwencjami.
Drugi plus to Felix. Gdyby Twoi Malfoyowie w istocie byli tak oziębli i aroganccy, jak powinni, jego postać byłaby jedną z ciekawszych w tym opowiadaniu. Ta osobowość kontrastowałaby na tle rodziny, wyróżniała się, wprowadzała wątek psychologiczny. Przez to, że Twoi Malfoyowie to takie ciepłe kluchy, Felix trochę wtapia się w tłum.
Zachowana jest chyba tylko Pansy, ale jeden akapit z jej udziałem to za mało, by móc powiedzieć, że to chociaż w małym stopniu ratuje sytuację. No i Luna, również epizodyczna.

Przejdźmy do dialogów. Naprawdę, powinnaś porzucić styl narracyjny, kiedy przechodzisz do ich pisania. Spójrz na te przykłady:
1) „(...) może oprócz kpiącej miny, która utrzymuje się non stop na jego twarzy."
2) „Dodatkowym powodem kłótni było moje pozwolenie na wyjazd panny Granger w poszukiwaniu potrzebnych jej materiałów."
3) „Porozmawiaj o tym z nią, a ja i tak muszę zamienić słowo z naszym Mistrzem Eliksirów." 
Jedne brzmią bardziej sztucznie, inne mniej, ale w nieoficjalnych rozmowach mało kto mówi o „kpiącej minie utrzymującej się na czyjejś twarzy", używa sformułowania „dodatkowym powodem kłótni było" albo gawędzi o „Mistrzu Eliksirów". Aż dziwne, że nie zaczęłaś w rozmowach nazywać Severusa brunetem, a Dumbledore'a siwobrodym. Dialog to nie opis. Musi wyglądać naturalnie, musi być dostosowany do okoliczności i przede wszystkim bohaterów, którzy go prowadzą.

Zapomniałaś też o logice. Każesz dzieciom biegać, wykonywać rozmaite ćwiczenia i trenować sztuki walki, by były gotowe do walki z czarnoksiężnikiem. Jak przyjdzie co do czego, to nawet nie będą mogły sprawnie wsadzić mu różdżki do nosa (badum tss), tyle jest warte to szkolenie. Oczywiście mogą zginąć godnie, wykonując przed nim wcześniej rozmaite figury jiu-jitsu, no ale. Dumbledore jest dobrym czarodziejem, pewnie w dzieciństwie dużo biegał.

Obiecałaś czytelnikom Dramione, wiedząc, że fani z zainteresowaniem zaczną czytać Twoje opowiadanie. Powinnaś opublikować teraz dziesiąty rozdział, a mam wrażenie, jakby głównym tematem tego fanfika (jeśli już zakładamy, że nie stylizujesz go na parodię) było życie szpiegowskie i odwrócenie ról wśród czarodziejów. Po raz kolejny zastanawiam się, dlaczego nie napisałaś autorskiego opowiadania osadzonego w realiach Harry'ego Pottera, ale może, jeśli utrzyma się takie tempo, za dwadzieścia rozdziałów się dowiem.
Szkoda, bo pomysł jest naprawdę ciekawy, ma jedynie sztuczną, przesadzoną otoczkę. Nie kreuj świata tak, by było Ci wygodnie, nie wyginaj bohaterów pod takim kątem, byś mogła dopasować ich do sytuacji. Zmierz się z zadaniem wyśrodkowania tego wszystkiego albo zachowaj koncepcję, nie używając jednak czyichś pomysłów do tego stopnia, by przerodziły się w nienaturalność. Fanfik wymaga zmiany realiów, ale u Ciebie bywa to tak absurdalne, że aż momentami groteskowe. No nie, nie tędy droga.

Twój warsztat nie zmienił się znacznie przez te wszystkie rozdziały. Nadal masz problemy z tymi samymi rzeczami. Gubisz gdzieś po drodze logikę, popełniasz podobne błędy w pisowni, biegasz sobie pomiędzy sytuacjami i bohaterami. Wciąż nie rozumiem, jakim cudem Ty i Twoi czytelnicy tak bardzo chwalicie Twoją betę, a ci drudzy nie doszukują się w postach żadnych błędów.
Momentami styl tego opowiadania robi się nieznośny. Na siłę szukasz synonimów, tworząc sztucznie brzmiące konstrukcje. Silisz się na patos, chociaż reszta opisu utrzymana jest w jednostajnym, zwyczajnym tonie. I tak sobie piszesz o tym wszystkim, zmierzając... właściwie nie wiadomo dokąd.
Poświęć trochę czasu kreacji bohaterów, zastanów się, jacy chcesz, by byli, jacy powinni być, by tworzyli sensowną, pasującą do siebie całość. Nie gub tych cech ich charakterów, które sprawiają, że np. kiedy mówi Severus, wiemy, że mówi Severus, a nie na przykład Molly. (Nawiasem mówiąc, co z jej mężem? Artur, Artur i Artur, owszem, ale nie o tego Artura chodzi, może się nieźle pomieszać.)
Pomyśl, co właściwie jest motywem przewodnim tego opowiadania, które wątki są ważne, a które mniej. Stwórz temu opowiadaniu solidny szkielet. Warto realizować ciekawe pomysły, ale jeśli nie ma się koncepcji, jak to wszystko powinno wyglądać, można stracić tak wiele, że i ciekawy pomysł nie pomoże. Pisanie spontaniczne też ma swoje plusy, lecz trzeba potem przy tym usiąść i zastanowić się, czy ma ręce i nogi. Bo może się przypadkiem okazać, że gdzieś w środku opowieści nie będzie dało się ich tak po prostu wyczarować.
Czeka Cię dużo pracy, ale wiem, że masz w sobie kreatywność i potencjał. To jednak nie wszystko i musisz pamiętać o wielu innych rzeczach, jeśli chcesz doskonalić swój warsztat.

20/50


3. Poprawność

Prolog

„(...) samemu podejmuje się decyzje, czy chce się zrobić krok w przepaść."
— To chyba jedna decyzja, prawda?

„Wojna jest miejscem (...)"
— Wojna to walka, stan, w jakim znajdują się strony konfliktu. Nie nazwałabym jej miejscem.

„Mimo to większość ludzi nie chce mieć wolnej woli, nie chce brać na siebie odpowiedzialności za podejmowane decyzje, myśląc, że to w czymś pomoże, jednak tak nie jest i nigdy nie będzie."
— Mimo tego że coś tam, to coś tam. U Ciebie: Mimo to większość ludzi nie chce mieć wolnej woli (...), myśląc, że to w czymś pomoże, jednak tak nie jest i nigdy nie będzie. Trochę brakuje tego „to coś tam". Wyrzuciłabym „Mimo to" z początku.

„Rozdzielają rodziny, niszczą marzenia i przyszłość nie tylko innych, ale w szczególności swoją."
— Nie tylko cudzą, ale w szczególności swoją — brzmi lepiej.

„(...) decyzji która ratuje i morduje setki ludzi."
— Przecinek przed która. Ratuje, ale i morduje setki ludzi — brzmi dobitniej, bardziej kontrastowo.

„(...) mimo, iż na krawędzi."
— Mimo że, mimo iż.

„Szpiegujący od lat, jednak to od dwóch lat, w ciągu których potęga Czarnego Pana wzrosła, musiał pokazać swoją lojalność."
— Szpiegował od dawna, ale w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy to potęga Czarnego Pana wzrosła, musiał szczególnie mocno ukazać swoją lojalność.

„(...) że został zdradzony i jego usługi nie będą już nikomu potrzebne..."
— Nie mieszaj czasów.

„Wracam do pisania po kilku latach i mam nadzieje (...)"
— Nadzieję. 

Rozdział pierwszy

„Nie zawsze wszystko jest tak jak powinno (...)"
— Tak, jak powinno.

„(...) nagle rosną przed nami kolejne przeszkody."
— Rosną sobie spokojnie i niespiesznie, a my spacerujemy wokół nich i je podlewamy, tak.

„(...) wiedziała z jakiego powodu."
— ...wiedziała, z jakiego powodu.

„Musicie znaleźć sobie ucznia z jak największą siłą magiczną w ciągu dwóch lat i zacząć ich szkolić."
— To szkolenie polega na rozmnażaniu dzieci? Z jednego robi się kilkoro?

„(...) dopiero po chwili wstał o kilka lat starszy od Severus'a Artur."
— Odwiedzę Bartk'a. Kupię prezent dla Antk'a. I upiekę wreszcie ten tort dla Jack'a.

„Nie bądź śmieszny Snape (...)"
— Nie bądź śmieszny, Snape...

„Najlepiej znaleźć dziecko pełnej krwi, jednak wiem, że może być to trudne."
— Chyba włączyła mi się natura biochema, chętnie dowiem się, jak wygląda niepełna krew.

„Za kilka lat to nie będą dzieci, a gdy Voldemorta powróci (...)"
— Tego jeszcze nie było. To dziewczynka! Voldzio od dziś jest Voldzią!

„Nauczyć kamuflażu i wszystkich pomocnych zaklęć, nie tylko tych zabijających."
— Zaklęcia zabijające.

„Młoda dziewczynka stała w parku(...)"
— To istnieją stare dziewczynki?

„(...) jej uśmiech.
- Gotowa? - spytał, patrząc na jej skupioną twarz."
— Jej, jej.

„(...) chodzi tu nie tyle o czas, a o drogę (...)"
— Nie tyle o coś, co o coś.

„Mijała wiewiórki, puste ławki, cichy park prowadził ją małymi drogami i tak co dnia."
— Idealnie skonstruowane zdanie. Podmiot ewoluuje z dziewczynki do parku. Rozdziel.

„(...) czy może raczej wczesna nocą (...)"
— Wczesną nocą.

„Ostatniego dnia wakacji, stała w tym samym miejscu (...)"
— Bez przecinka.

„Widzę, że humorek dopisuje i dobrze."
— Widzę, że humorek dopisuje, i dobrze. (Lub przekształć to w zdanie i równoważnik, bo tu nie ma żadnej pauzy.)

„(...) lepiej niż myślałem."
— Lepiej, niż myślałem.

„(...) i pamiętaj co masz robić."
— Przecinek przed co.

„(...) zniknął szybciej niż się pojawił."
— Przecinek przed niż.

„Przez okno dziewczyna obserwowała wschód słońca (...)"
— Dziewczyna obserwowała przez okno wschód słońca...

„Musisz nauczyć się jak się rozciągać i ruszać niczym guma."
— Przecinek przed jak.

„Umiesz robić mostek? - spytał od razu.
- Mniej więcej? - mruknęła z cierpiętniczą miną."
— Mniej więcej" już samo w sobie ma wiele wahania, nie trzeba tego jeszcze przerabiać na pytanie.

„Więc nie stój tak tylko zaczynaj."
— Więc nie stój tak, tylko zaczynaj.

„Jej ciało i tak nieźle potraktowane przez biegi, zaczęło kolejną walkę."
— Jej ciało, i tak nieźle zmęczone po biegu, zaczęło kolejną walkę. (Nieźle potraktowane?)

„Następne tygodnie spędziła na nowym poznaniu swojego ciała, choć można rzec, że jej ciało narodziło się na nowo."
— Masełko Ci trochę wyszło.

„Jej ciało niczym guma potrafiło wyciąć się pod niemal każdym kątem."
— Wyciąć?

„Jego nauka skończyła się szybciej niż nadejście września (...)"
— Przed początkiem września, i tyle.

„Mimo to, twoja kondycja i ciało są już przygotowane."
— Przecinek nie jest potrzebny.

„Teraz czas na coś co polubisz, bo robiłaś to już jakiś czas temu."
— Przecinek przed co.

„Capoeira gdy opanujesz resztę (...)"
— Przecinek przed gdy.

„A jeśli przyjedziesz w czasie świat to powinno udać się nam znaleźć czas (...)"
— Przecinek przed to. Świąt.

„(...) jak co roku te dwa miesiące były czymś niezwykłych, ciągłym zaskoczeniem jego obecności (...)"
— Jak co roku, te dwa miesiące były czymś niezwykłym. O co chodzi z ciągłym zaskoczeniem jego obecności?

„Niestety z przyjściem września musiała się pożegnać i obiecać, że znów przybędzie, że będzie ćwiczyła, że nie zapomni."
— Musiała się pożegnać z nim, czyli z tym końcem września, tak?

„Gdy była zła zawsze wyładowywała się ćwicząc."
— Gdy była zła, zawsze wyładowywała się, ćwicząc.

„(...) lub cokolwiek by odpędzić od siebie złość i myśli."
— Cokolwiek, byle odpędzić...

„Ostatni rok był piekłem i jedyne, czego chciała, to godnego siebie przeciwnika i walczyć."
— Przeczytaj to sobie na głos.

„A gdzie pytania czy ćwiczyłam?"
— Przecinek przed czy. To chyba jedno pytanie, nie?

„Wszystkie książki, które mi dałeś przerobiłam."
— Przerobiłam wszystkie książki, które mi dałeś. (Twoja wersja w rozmowie brzmi sztucznie.)

„Potem popracujemy nad twoja kontrolą. Chodzi o twoją mimikę (...)"
— Twoją, twoją.

„Musiała pokazać, ze nadaje się (...)"
— Że.

„Lipiec – Sierpień 1995 - Mogłabyś mi przypomnieć, ile masz lat?"
— Zjadło Ci enter.

„To pytanie padło jak tylko weszła do ich sali."
— Przecinek przed jak.

„Żadnego dzień dobry, czy innego zwrotu grzecznościowego (...)"
— Bez przecinka.

„Szesnaście, a ty powinieneś o tym widzieć (...)"
— Wiedzieć.

„(...) warknęła na jego pytanie."
— Warknęła w odpowiedzi na jego pytanie. Pytanie nie jest rzeczą lub człowiekiem/zwierzęciem, na które można warknąć.

„(...) nie zwracając uwagi na jaj oburzenie."
— Jej.

„Wiem co to jest (...)"
— Przecinek przed co.


Rozdział trzeci

„To tu przeniósł się cały Zakon i ich bliscy(...)"
— To tu przenieśli się członkowie Zakonu i ich bliscy...

„(...) ale ja i Ron nie wiedzieliśmy co robić (...)"
— Przecinek przed co.

„Cisza, jaka po tym zapadła, zmusiła chłopaków do spojrzenia w górę. Wszyscy przypatrywali się im, a ich miny mówiły
wszystko. Jednak oni nie wiedzieli, o co chodzi. Przecież zrobili, co...
- Wy idioci! - pierwszy krzyknął Severus, co nikogo nie zdziwiło."
— Halo, halo, chyba się pogubiłam. Wypowiedź narratora zostaje przerwana przez krzyk bohatera? Nie sądzę.

„- Ale my nie wiedzieliśmy jak..."
— Przecinek przed jak.

„(...) że tak długo nie wiedzieli co robić (...)"
— Przecinek przed co.

„Powinniśmy go odbić. Gdybyśmy zebrali wszystkie siły, może udałoby się nam odbić go(...)"
— Jakby nie dość sztuczny był ten szyk dla dialogu, powtórzenie jeszcze pogarsza sprawę.

„Nigdy nie można było być pewnym kiedy czeka cię nagroda (...)"
— Przecinek przed kiedy.

„(...) zniszczyć jej życie jak wielu innym przed nią."
— Przecinek przed jak.

„(...) zaraz po tym jak wywyższał ją i chwalił przed wszystkimi."
— Przecinek przed jak

„Dziś jednak nie wiedziała, czy da radę dostać się choćby do domu."
— A to gdzieś indziej chciałaby się dostać, że nie wie, czy będzie w stanie choćby do domu się doczłapać? Czy da radę choćby dostać się do domu" ma większy sens.

„Upewniając się, że nikt za nią nie idzie przeniosła się prosto do swojego domu, niezbyt gotowa stawić czoła wściekłemu Ślizgonowi."
— Upewniając się, że nikt za nią nie idzie, przeniosła się prosto do swojego domu, niegotowa stawić czoła wściekłemu Ślizgonowi. (Niezbyt gotowa brzmi sztucznie, chociaż na upartego można tak powiedzieć.)

„Wiedziała jednak, że osłony niepozwoliły by wyjść stąd chłopakowi (...)"
— „Nie" z czasownikami piszemy osobno. Cząstkę „by" zaś piszemy łącznie z osobowymi formami czasowników. Wniosek? Nie pozwoliłyby.

„(...) nie mógł być podawany z innymi jakich potrzebowała."
— Przecinek przed jakich.

„Doskonale wiedziała, jak zachowuje się rano. Musiał przeciągnąć się kilka razy i rozkosznie uśmiechnąć tuż po ziewnięciu. Kolejno zamruga kilka razy, by zorientować się gdzie jest i dopiero po chwili usiądzie i rozejrzy się po pomieszczeniu."
— Gwałcisz czasy. Przecinek przed gdzie.

„Nie pomyliła się w tym, gdy po raz drugi skanował jej mieszkanie wzrokiem, zauważył ją."
— Nie pomyliła się — gdy po raz drugi skanował jej mieszkanie wzrokiem, zauważył ją.

„(...) skanował jej mieszkanie wzrokiem, zauważył ją. Podniósł się spokojnie, nie spuszczając jej z oczu. Zaczął iść w jej stronę (...)'
— Jej, ją, jej, jej. Dwa i pół zdania. Niezły wynik.

„Nie ufał jej i dobrze."
— Nie ufał jej, i dobrze.

„Sącząc powoli gorący płyn na nowo zaczął rozmowę."
— Sącząc powoli gorący płyn, na nowo zaczął rozmowę.

„(...) spytał machając lekko ręką."
— Przecinek przed imiesłowem.

„(...) jesteś zadowolony z takiego obrotu spraw (...)"
— Sprawy.

„(...) że jesteś w tej chwili największym celem."
— Głównym celem.

„Co oni sobie, do cholery, myśleli nie zapewniając ochrony temu przyjęciu!"
— Co oni sobie, do cholery, myśleli, nie zapewniając ochrony temu przyjęciu?

„Draco zawiesił głowę, doskonale wiedząc, że ma racje."
— Kto ma rację, Draco? Zawiesił głowę?

„Przez to całe zamieszanie z jego ślubem, niektórzy zapomnieli (...)"
— Bez przecinka.

„W ostatniej chwili przypomniałem sobie czego brakowało mi wczorajszego dnia."
— Przecinek przed czego.

„Nie było żadnej głupiej błazenady, ani przechwałek o ratowaniu świata (...)"
— Bez przecinka.

„(...) chciałem dać więcej czasu, jeśli będzie potrzebny i schowałem się gotów do walki."
— ...chciałem dać więcej czasu, jeśli będzie potrzebny, i schowałem się, gotów do walki.

„(...) i postawiła kubek z zlewie."
— W zlewie.

Tak to słowo najlepiej ją opisywało."
— Tak, to słowo najlepiej ją opisywało.

„Mówiła do niego jakby doskonale go znała (...)"
— Przecinek przed jakby.

„Była... inna niż się spodziewał."
— Przecinek przed niż

„(...) lecz została ona złagodzona sam nie wiedział przez co."
— Przecinek przez sam.

„Odwrócił się do lodówki i otworzył tak jak poleciła."
— I ją otworzył, tak, jak poleciła. Jakkolwiek sztucznie brzmi wykonanie polecenia w postaci otwarcia lodówki.

„Od razu sięgnął po swój ulubiony jogurt i nie było trudno znaleźć w kuchni kawałek wczorajszej bagietki."
— Nie jest też trudno znaleźć błędy w tym zdaniu. Znajdź i je przerób, błagam.

„Ruszył za nią i jak się przekonał (...)"
— Przecinek przed jak.

„Zdradzisz chociaż jak masz na imię?"
— Przecinek przed jak.

„(...) zbyt długo dochodziłam do takiej pozycji by teraz zmarnować ją przez jakiś idiotów."
— Przecinek przed by. Jakichś.

„(...) w końcu to do nich należała ta praca. Nie mogli teraz myśleć o ofiarach tego przyjęcia."
— Mamy już „to" i „ta", nie potrzebujemy jeszcze „tego", i tak wiadomo, o jakim przyjęciu mowa. Innego nie było.

„Mężczyzna już machał nad nowo przybyłym, szepcząc zawiłe zaklęcia."
— Machał różdżką, ewentualnie ręką, w gwoli ścisłości.

„- Ostatni, dodatkowy dodatkowego jeśli wolisz."
— Przecinek przed jeśli.

„Kobiety odesłano na górę, bo mogły choćby przez chwilę się przespać (...)"
— Bo? Piszesz, jakby ktoś górował nad nimi wszystkimi i nimi dyrygował.

„I coś ty myślał ratując Pottera i Weasleya, sam się narażając?"
— I coś ty sobie myślał, ratując...

„Już na wstępie zaczął Lucjusz."
— Zaczął na wstępie, to dopiero dziwne.

„(...) niż później ryzykować życiem tylu osób."
— Ryzykować (kogo? co?) życie.

„(...) na co jego syn odetchnął w ulgą."
— Z ulgą.


„Nie chcieliśmy zawiadamiać go przez kominek, ani sprowadzać wcześniej (...)"
— Bez przecinka.

„(...) to mógłby za duży szok."
— Aha.

„Cały dom był zajęty przez Zakon, a łączone pokoje były najlepszym rozwiązaniem."
— Był, były.

„(...) obie siedziały na swoich łóżkach zajęte własnymi sprawami."
— ...obie siedziały na swoich łóżkach, zajęte własnymi sprawami.

„(...) i odetchnęła z ulgi."
— Z ulgą, na Boga, z ulgą.

„Położyła głowę na poduszkę wdzięczna za (...)"
— Na poduszce. Przecinek przed wdzięczna.

„Głośny pisk i mocny uścisk wybudził ją ze snu."
— 1. Głośny pisk. 2. Mocny uścisk. DWIE rzeczy, nie jedna. WYBUDZIŁY ją więc ze snu. Nie wybudził.

„(...) trajkotała rudowłosa wymachując rękoma."
— Przecinek przed imiesłowem.

„Doskonale, a co do tej drugiej sprawy sam się nią zajmę."
— Doskonale, a co do tej drugiej sprawy, sam się nią zajmę.

„(...) zapłaci on za każda naszą porażkę."
— Za każdą naszą porażkę. Nie potrzeba tego „on".

„Kolejny rozdział pojawił się wcześniej niż planowałam."
— Przecinek przed niż.

„Zapraszam do zakładki „Bohaterowie” gdzie mam (...)"
— Przecinek przed gdzie.

„Oraz do „Współpracy” gdzie znajdziecie (...)"
— Przecinek przed gdzie.

„Postanowiłam, że w czasie wakacji będę publikowała co 10-11 dni, choć do roku szkolnego nic nie obiecuję."
— Choć do roku szkolnego?


Rozdział piąty

„Bardzo wszystkim dziękuje (...)"
— Dziękuję.

„(Od jakiegoś czasu jest włączona możliwość anonimów)"
— Na czym polega włączenie możliwości anonimów, hm?

„Ci którzy śledzą mnie (...)"
— Przecinek przed którzy.

„(...) miejsce gdzie nikt już nie zaglądał (...)"
— Przecinek przed gdzie.

„Gdyby nie ja, nawet nie zwrócił by na ciebie uwagi!"
— Nie zwróciłby.

„Krum zwrócił swoją uwagę na moją inteligencję (...)"
— Wiadomo, że swoją.

„(...) po drodze wyjmując lody. Chłopak jadł ciastka, zgarniając nimi lody, podobnie dziewczyna robiła z chipsami."
— Lody, lody na patyku... Zrobiła.

Miny dorosłych mężczyzn były bezcenne (...)"
— No raczej, że dorosłych, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że Artur i Severus to już nie nastolatkowie.

„(...) choć wymamrotane słowa Snape „moje składniki” (....)"
— ...choć wymamrotane przez Snape'a słowa „moje składniki”...

„Teraz wiedzieli już, co działo się za ich plecami, jednak była pewna, że nie zdradzą tego nikomu. Wiedzieli (...)"
— Że też ich od tej wiedzy głowa nie boli!

„(...) a to była jedna z nich. Było już niemal południe, gdy dziewczyna wstała i z ociąganiem wyszła z pomieszczenia. Miała dziś do zrobienia jeszcze jedną rzecz i coś czuła, ze nie będzie to wcale miłe."
— Była, było, będzie... Że.

„W gabinecie na pietrze Severus (...)"
— Na pietrze, ok.

„A mam ci przypomnieć, pewną piękną rudowłosą..."
— Bez przecinka.

„By zdobyć zaufanie Ślizgona musisz być po jego stronie, a co więcej musisz troszczyć się o tę samą osobę co on."
— By zdobyć zaufanie Ślizgona, musisz być po jego stronie, a co więcej, musisz troszczyć się o tę samą osobę, co on.

„Albo sam Malfoy wstąpił do Zakonu by troszczyć się o synów, zwłaszcza Felixa (...)"
— Przecinek przed by. To „albo" nie jest najtrafniejszym spójnikiem w tym miejscu.

„On ma coś w sobie, co karze się nim opiekować (...)"
— Karze to się nieposłuszne dziecko.

„(...) był strasznie zagubiony. Granger była wtedy (...)"
— Był, była.

„(...) rozpętało by się istne piekło."
— Rozpętałoby się.

„Wiedział, że te dzieciaki oszukiwały wszystkich od lat i jak widać zbliżyły się do siebie. Ale w końcu nie powinien im tego zabraniać, zwłaszcza teraz. Wojna czaiła się na progu, a każda, choćby najmniejsza, radość była dobra dla tych dzieciaków."
— Ach te dzieciaki, wszędzie ich pełno...

„Nauczyła się, że nigdy nie należy patrzeć im w oczy, nawet jeśli sądzisz, że są twoimi sojusznikami."
— Nie należy patrzeć im w oczy, nawet jeśli sądzi się, że są sojusznikami. Bezosobowo to bezosobowo.

„(...) co też zwykle udawało się jej."
— Denerwuje mnie dziwny szyk ten.

„Tej nocy jej krwista suknia wyróżniała się pośród zwykłych (...)"
— Spośród.

„Ciasny gorset i materiał falami lejący się do stóp nie był najwygodniejszy (...)"
— 1) Ciasny gorset. 2) Materiał.

„Ramiona zakryte koronką i włosy lejące się aż do końca pleców, coś czego Bellatrix nie miała z jej wściekłymi lokami."
— Aż się prosi o jakieś orzeczenie w pierwszym zdaniu składowym. Przecinek przed czego.

„Zwiesiła usłużnie głowę, po czym dodała."
— Skoro coś dodała, a Ty to zapowiadasz, powinnaś zastąpić kropkę dwukropkiem.

„Mogę nawet oddać życie, byś ty Panie..."
— Byś ty, panie (Panie, jeśli się upierasz)...

„(...) i klękając na kolana, spytała (...)"
— Przecinek przed imiesłowem.

„Czy nie lepiej byłoby ją zabić, panie? Jej stan umysłu pogarsza się z dnia na dzień, a my nie możemy pozwolić sobie na potknięcie, Mistrzu."
— Panie, Mistrzu, Wielebny, Królu, Ekscelencjo, Pyszczku, Słoneczko, Diabełku...

„Słowa wypowiedziane przez niego, nie mogły znaczyć nic dobrego."
— Jego słowa nie mogły znaczyć nic dobrego. I tyle. Po co komplikować sobie życie?

„(...) nie wspominając już o masie osób z Zewnętrznego kręgu i kandydatów (...)"
— Dlaczego „Zewnętrzny" zasłużył na zaszczyt rozpoczynania się wielką literą?

„(...) ale dzięki temu to my znamy ich ruchy, a oni nic o nas nie wiedzą."
— Bez „to".

„W dom Malfoyów ktoś ich ostrzegł."
— Co?

„(...) a nie znam lepszej osoby niż ciebie do tego zadania."
— Lepszej osoby niż ty.

„Zajmij się tym jak najszybciej, a teraz muszę zająć się Bellatrix."
— Zajmij, zająć.

„Wiedziała, że Lestrange ma dziś pecha, gdyż nie widziała żadnych mugoli przeznaczonych do torturowania na dzisiejszy dzień."
— Kto nie widział, Bella? Bo tak z tego wynika.

„Jednak jej ostatnią myślą, zanim opuściła dwór, była „W co ona się, do cholery, wpakowała?”."
— Ona to znaczy kto, Hermiona? Jeśli tak, to dlaczego myśli o sobie w trzeciej osobie? Dwukropek przed cytatem.

„(...) a w jej tymczasowym miejscu zamieszkania mogło być to wszystko. Albo kolejne „miłe” spotkanie z Harrym i Ronem, rozmowa z podekscytowaną Ginny lub znoszenie starszych pań, pytających o najlepsze zaklęcia do durnych przygotowań."
— Więc spotkanie z Harrym i Ronem, rozmowa z podekscytowaną Ginny lub znoszenie starszych pań nie mieści się w tym „wszystkim"?

„(...) bo gdy tylko weszła za próg (...)"
— A nie lepiej „przeszła przez próg"?

„(...) przygotowań do ślubu i wspólnie chciały pokazać, że ich rodziny zorganizują najlepszy ślub na świecie."
— Ślubu, ślub. Wiadomo, że wspólnie, czasownik w liczbie mnogiej na to wskazuje.

„Mam nadzieję, że mogę panią później pomóc."
— Paniom, na litość boską. Celownik w liczbie mnogiej = końcówka „om".

„Jej uśmiech słodkiej dziewczynki działał cuda jak widać (...)"
— Szyk woła do mnie i prosi, by go zabić zmienić.

„(...) usłyszała jeszcze komentarz Narcyzy."
— Dalej dodajesz ten komentarz, więc na co zamieniamy kropkę? No na co? No na dwukropek. Brawo. Bystra dziewczyna.

„Ona też sądziła, że Gryfonka to dobra, ale zapatrzona w książki dziewczyna. I cóż, w końcu tylko ona (...)"
— Ona oną pogania.

„(...) powiedział i przepuścił ją zamykając drzwi."
— Chciałabym zobaczyć, jak ktoś jednocześnie przepuszcza kogoś w drzwiach i zamyka drzwi.

„Jeśli chcemy zyskać poparcie Amerykanów, musimy udać się do nich osobiście i to nie jakiś podrzędny członek Zakonu, ale ktoś z prestiżem, okazujący nasze zainteresowanie."
— Od „chcemy, musimy" do „ktoś, kto". No ładnie.

„(...) oni przedstawią nam swojego przedstawiciela."
— Przedstawią przedstawiciela.

„(...) między stosami, dopiero co przyniesionych, książek."
— Nie robiłabym z tego na siłę wtrącenia.

„(...) więcej czasu niż to potrzebne."
— Przecinek przed niż. Lepiej: niż to konieczne.

„Niezadowoleni usiedli, spróbowali sięgnąć po talerze (...)"
—Zamieniłabym przecinek na spójnik i.

„Mogłaś przyjść wcześniej, teraz przynajmniej nie musielibyśmy na niego patrzeć (...)"
— Lepiej: przynajmniej nie musielibyśmy teraz na niego patrzeć.

„Moglibyście się uspokoić? Moglibyśmy po prostu (...)"
— Moglibyście, moglibyśmy.

„Zauważ, ze ja mam czystą krew (...)"
— Że.

„Draco podobnie jak Zabini też wstali od stołu."
— Draco, podobnie jak Zabini, też wstał od stołu

„Teraz na środku pomieszczenia stały w sumie cztery osoby. Potter i Weasley, a naprzeciwko nich Ślizgoni."
— Teraz na środku pomieszczenia stały w sumie cztery osoby: Potter i Weasley, a naprzeciwko nich Ślizgoni.

„(...) doszła do nich, samej nie wiedząc (...)"
— Sama.

„(...) dom lwa leżał pokonany, a nad nimi górowali Ślizgoni."
— Teraz to dom lwa się rozmnożył.

„Wtedy jednak do dzieła wkroczył Severus wraz z McGonagall."
— Do dzieła? Więc jednak?

„Jak mogliście zacząć pojedynek w pokoju pełnym ludzi i to o jakąś głupotę."
— Pytanie, stwierdzenie, wykrzyknienie.?! Minerwy nie posądzałabym o brak emocji.

„Wiedziała, ze musi (...)"
— Że. Wiedziała... Musi... Dalej: będzie... Cóż za bogactwo czasów!

„(...) odezwała się niespodziewanie Luna."
— Za chwilę nastąpi wypowiedź Luny. Obraziłaś się na te dwukropki czy co?


Rozdział dziewiąty

„Może nie jest on najlepszy, ani najdłuższy (...)"
— Bez przecinka.

„Ostatnio, dzięki jednej z ocen mojego bloga (Możecie znaleźć link po lewo z zakładce "Linki"), że czytelnicy mogą mieć już dość tych ciągłych tajemnic, niedomówień itp. "
— Chyba zżarło Ci jedno orzeczenie. Po lewej.

„Dlatego przyspieszyłam akcję, Z notki na notkę, będzie działo się więcej i zacznę zdradzać, to co chciałam zachować na dłużej."
— Dlatego przyspieszyłam akcję, z notki na notkę będzie działo się więcej i zacznę zdradzać to, co chciałam zachować na później.

„(...) więc nie wiem kiedy pojawi się coś nowego."
— Przecinek przed kiedy.

„tym razem wyszło dużo Severusa (...)"
— Zdanie rozpoczynamy wielką literą.

„Dziękuję, nie wiem czy bez tego napisałabym to na czas."
— Przecinek przed czy.

„Chcecie poczytać o siostrach Black? Bellatrix i Voldemorcie? Ginny? Dramione?Fremione?"
— Spację Ci zjadło.

„Jak podoba się nowy wygląd bloga? Nie jest to co prawda zamówiony szablon, ale podoba mi się."
— Podoba, podoba.

„Powinni co prawdo zrobić to już dawno (...)"
— Co prawda.

„(...) że dość duża część winy leży po jego stroni (...)"
— Stronie.

„Gdyby nie iść zbyt neurotyczne zachowanie już dawno mogliby załatwić to co planowali, a tak mieli coraz mniej czasu."
— Gdyby nie ich zbyt neurotyczne zachowanie, już dawno mogliby załatwić to, co planowali, a tak mieli coraz mniej czasu. (Iść, serio? Piszesz to na telefonie?)

„Młoda, zaledwie nastoletnia dziewczyna (...)"
— Jak już piszesz „zaledwie", to podaj konkretny wiek.

„Jednak gdy pojawił się w Sali Tronowej wyczuł oczywiste napięcie."
— Jednak gdy pojawił się w Sali Tronowej, wyczuł oczywiste napięcie.

„(...) jakby nie były pewne co zamierza zaraz uczynić. "
— Co zaraz uczyni, po prostu. Przecinek przed co.

„Nie mógł do dziś uwierzyć co się tak wydarzyło. "
— Do dziś nie mógł uwierzyć w to, co się tam wydarzyło.

„Wiele razy udało mu się zaprzeczyć słowom innych, wykazując się należytą lojalnością. Jednak tym razem nie udało się."
— Udało się, nie udało się — powtórzenie.

„To znaczy, przecież oskarżenie, które padło było tak łatwo obalić, słyszał wiele gorszych, choć tym razem Voldemort nie chciał odpuścić."
— Ale gmatwasz. Oskarżenie, które padło, było tak łatwo obalić, słyszał już wiele gorszych, ale tym razem Voldemort nie chciał odpuścić.

„Torturował go, łamał kawałek po kawałku, aż wreszcie zdradziły go dwie rzeczy, na które nie miał wpływu."
— Go, to znaczy kogo, Voldemorta czy Snape'a?

„(...) pokazywały mu wszystko co stracił w życiu."
— Przecinek przed co.

„(...) coś czego nigdy nie zapomni."
— Przecinek przed czego.

„Drugim aspektem jego ujawnienia, było złamanie się jedno z wyszkolonych przez nich szpiegów."
— Drugim aspektem jego ujawnienia było złamanie się jednego z wyszkolonych przez nich szpiegów.

„Zbyt lojalny by dalej patrzeć (...)"
— Przecinek przed by.

(...) gdy został wybrany na ucznia, przez jednego z mężczyzn."
— Bez przecinka.

„Nie został wychowany tak jak należy (...)"
— Tak, jak należy.

„Nie liczył jednak za zbyt szybką śmierć."
— Na.

„Jego jedyną drogą ucieczki było zaklęcie, które rzucił na niego Dumbledore, zaledwie kilka tygodni temu."
— Lepiej: Jego jedyną drogą ucieczki było zaklęcie, które Dumbledore rzucił na niego zaledwie kilka tygodni temu.

„Jego serce musiało na moment zatrzymać się."
— Się zatrzymać. Pomijając fakt, że znów używasz tego samego zaimka dzierżawczego.

„(...) zaklęcia oraz wszystko czego zażyczy sobie Czarny Pan (...)"
— Przecinek przed czego.

„(...) który powiedział mu jak długa walczyli o jego życie (...)"
— Przecinek przed jak. Długo.

„(...) nie wychowanych od najmłodszych lat do walk (...)"
— Niewychowanych.

„Dlatego śmierć Amber po wydaniu Malfoyów, nie była szokiem (...)"
— Bez przecinka.

„Nie mógł pozwolić by inna dziewczyna (...)"
— Przecinek przed by.

„A on Granger wprost biła niewinność (...)"
— Od.

„(...) podobnie jak Draco, jeśli dalej chce mieć swobodne wyjście z tego domu."
— Mimo wszystko to nie więzienie, ujmij to jakoś bardziej naturalnie.

„Wątpił by w pełni poradziła sobie z tym zadaniem."
— Przecinek przed by.

„(...) doszedł do drzwi, prowadzących do piwnicy. "
— Przecinek nie jest konieczny.

„Poczekał przez moment na Blackwooda, po czym spojrzał na niego uważnie."
— To brzmi, jakby czekał i się nie doczekał, a i tak na niego spojrzał. Czyli jak w końcu?

„To, że nie chcesz by Granger się narażała, nie oznacza (...)"
— Przecinek przed by. Bez drugiego przecinka.

„Draco ma lepszą pozycje w tej sytuacji."
— Pozycję.

„Teraz przestać myśleć o Amber i skup się na tej dwójce."
— Przestań.

„On nas zależy, co dalej będą robić."
— Od.

"Severus uważnie spojrzał na niego jeszcze raz (...)"
— Szyk.

Wyszedł do piwnicy i skierował się do sali treningowej, gdzie czekało na nich już kilkoro ludzi."
— ON JEDEN wyszedł i skierował się do piwnicy, ale tam czekało NA NICH kilkoro ludzi.

„W pokoju należącym do najmłodszego z Malfoyów, przesunięto wszystkie (...)"
— Bez przecinka.

„Felix oraz Blaise usiedli z boku przypatrując się ich poczynaniom."
— Lepiej użyć tutaj „i", a nie „oraz". Przecinek przed imiesłowem.

„(...) a wiesz dobrze, że najczęściej w taki czas robiliśmy to lata temu (...)"
— O takiej porze/o takich porach.

„Nie mogła ukryć swojego zmęczenia przez przyjaciółmi."
— Przed.

„Jednak znam świetnie teorie."
— Teorię.

„Draco uniósł różdżkę i rzucił pierwsze zaklęcie. Nie było one nazbyt niebezpieczne, zwykłe uroki, doprawiające dodatkową parę uszu lub coś podobnego."
— Ono (zaklęcie). Rzucił JEDNO ZAKLĘCIE, ale to były zwykłe UROKI.

„Felix patrzył jak jego przyjaciółki (...)"
— Przecinek przed jak.

„(...) zmaga się z każdym krokiem (...)"
— Coś mi tu nie gra. Zmagać się z krokami?

„(...) aby tylko nie być zamkniętym w tych czterech ścianach."
— Bardziej współcześnie brzmi „byle tylko".

„Nie miał jednak szans, by coś podobnego się wydarzyło."
— Szans na to, by...

„Hermiona spoglądała niepewnie na otaczający ją ludzi."
— Otaczających.

„Zebrała się tu niemal cała rodzina Weasleyów wraz z Harry'm, Malfoyowie, kilku Gryfonów i Ślizgonów."
— A dlaczego nie rodzina Weasleyów wraz z kilkoma Gryfonami na przykład? Trzeba zmienić konstrukcję. Zebrała się tu niemal cała rodzina Weasleyów, Harry, Malfoyowie, kilkoro Gryfonów i Ślizgonów. (Nawiasem mówiąc: Harrym, nie Harry'm.)

„Nie chcieli oni przegapić (...)"
— No co Ty? Skoro „nie chcieli", to pewnie on, ona albo one...

„(...) przedstawienia jakie miało się tu odbyć."
— Przecinek przed jakie. Albo, jeszcze lepiej, które.

„Zapewne nie mało by ich przestraszyła, gdyby pokazała co naprawdę umie (...)"
— Niemało jak już, ale to i tak nietrafiony przysłówek. Przecinek przed co. Ale kto? Hermiona zapewne, tylko że to nie wynika z poprzedniego zdania.

„Na drugim końcu pomieszczenia stał Draco, nonszalancko opierając się o ścianę, obrzucał wszystkich kpiącym spojrzeniem."
— „Na drugim końcu pomieszczenia stał Draco, nonszalancko opierając się o ścianę i obrzucając wszystkich kpiącym spojrzeniem" lub „Na drugim końcu pomieszczenia stał Draco, który, nonszalancko opierając się o ścianę, obrzucał wszystkich kpiącym spojrzeniem".

„(...) wiedział co chłopak potrafi (...)"
— Przecinek przed co.

„Nagła cisza zapanowała w pomieszczeniu (...)"
— Sztucznie brzmiący szyk.

„Ustali na środku maty do ćwiczeń i pierwszy przemówił Blackwood."
— Po pierwsze — nie łączyłabym tych dwóch zdań w jedno. Po drugie — ustali na środku maty?

„Obydwoje spełnili rozkaz (...)"
— Spełnili rozkaz, po prostu.

„Od kogo by tu zacząć."
— Oznajmia czy się zastanawia? Może jakieś trzy kropki wskazujące na to drugie?

„Dziewczyna zastanawiała się czy podniesienie ręki było zbyt dużym wyskokiem jak na nią."
— Byłoby, ona sobie gdyba. Przecinek przed czy.

„W końcu „ona” zawsze chciała być pierwsza, a przynajmniej tak sądzili oni."
— Więcej tych zaimków, w cudzysłowach najlepiej...

„Coś co pani za pewno wie."
— Przecinek przed co. Na pewno lub zapewne.

„Jak bezpiecznie uciec za pomocą teleportacji."
— To pytanie?

„(...) najlepiej przy różnych kontynentach."
— Przy? To gdzieś w oceanie mam rozumieć?

„(...) jednak jak wiadomo dla bezpieczeństwa poufności nie powinno się wybierać..."
— ...jednak, jak wiadomo, dla bezpieczeństwa (?) poufności nie powinno się wybierać...

„już chyba każdy zauważył (...)"
— Zdanie zaczynamy wielką literą.

„Jeśli nie możesz się teleportować, co należy zrobić by uciec?"
— Jeśli TY nie możesz, to co TY masz zrobić. Jednolita forma, pamiętaj. Przecinek przed by.

„Teraz przyszła kolej na Artura, który zadał kolejne pytania (...)"
— Kolej, kolejne.

„(...) zadał kolejne pytania, uzyskując od dziewczyny niemal wypracowanie na ten temat (...)"
— Na jaki temat? Nie podajesz konkretnego. W odpowiedzi, i tyle.

„(...) jedno, czy dwa zdania."
— Bez przecinka.

„(...) zapewne zastanawiając się z którym przyjdzie się jej zmierzyć."
— Przecinek przed z którym.

„Nie bacząc na wściekłe spojrzenie towarzysza, ustał wygodnie w roku placu boju."
— Kto? Severus? Bo to on wypowiada się w poprzednim akapicie. Rogu.

„(...) kilka zaklęć nakierowanych na daną osobę. Nie było łatwo się ich pozbyć, lecz istniało kilka zaklęć (...)"
— Kilka zaklęć, kilka zaklęć.

„Nie było łatwo się ich pozbyć, lecz istniało kilka zaklęć, które zapewniały obronę. Spektakl był niesamowity. Doświadczenie Blackwooda było widać w jego ruchach, pewnym stąpaniu po macie i braku zawahania w rzucaniu najróżniejszych klątw. (...) Otoczenie było przesiąknięte kolorami."
— Braku wahania lepiej. Nie było, był, było, było.

„Wszystko mieszało się w jedno, zlewając ze sobą."
— Jak się miesza w jedno, to oczywiste, że się zlewa. Synonimiczne znaczenie.

„To jedno słowo wypowiedziane podczas tej gry (...)"
— To. Tej.

„Teraz każdy rozumiał, dlaczego chłopaka szanowano w szkole i poza nią. Ona doskonale go znała, ale widząc ich pojedynek, zrozumiała, że byłby wspaniałym szpiegiem, przynajmniej jeśli chodzi o walkę."
— Kto? Szkoła?

„(...) że jest przygotowany na tą wojnę (...)"
— Na tę wojnę. „Tą" występuje przy narzędniku.

„(...) gdy trafisz na ich zgraje."
— Zgraję.

„(...) pozostawiając Dracona samego na samym środku."
— Samego na samym środku.

„Spocony, z lekko przyspieszonym oddechem i on zszedł (...)"
— Spocony, z lekko przyspieszonym oddechem, i on zszedł... (wtrącenie)

„Jego matka sprawdziła dokładnie czy nie ma zbyt dużych ran."
— Przecinek przed czy.

„Było tylko kilka sram (...)"
— No ok, jeśli czujesz taką potrzebę...

„Hermiona jednak, musiała skupić się teraz na sobie."
— Bez przecinka.

„(...) nie ma w słowniku Severusa Snape (...)"
 Kogo? Severusa Snape'a.

„(...) że nie pokazał wszystkiego na co go stać."
— Przecinek przed na co.

„Oszczędzał ją, a ona choć nienawidziła tego, była mu wdzięczna."
— Oszczędzał ją, a ona, choć tego nienawidziła, była mu wdzięczna.

„Krok po kroku unikała jego zaklęć (...)"
— Co Ty masz z tymi zaimkami... Oczywiste, że były to jego zaklęcia, w końcu to z nim walczyła...

„(...) broniła się, pozwalając by kilka zaklęć musnęło jej włosy oraz ramiona."
— Przecinek przed by.

„(...) już dawno odgrodziła by się jednym z najsilniejszych zaklęć (...)"
— Odgrodziłaby się!


„(...) że gdy po chwili zmieniła swoją funkcję na atak (...)"



„Jakby nie patrzeć miała Powyżej Oczekiwań (...)"
— Jakby nie patrzeć, miała Powyżej Oczekiwań...

„(...) szpiegostwo i szkoła rządziły się innymi planami."
— Rządzić się innymi planami. Aha. Piszesz własny słownik frazeologiczny?

„(...) krzywił się patrząc na rozgrywający się przed nim spektakl."
— Przecinek przed imiesłowem.

„Z sykiem kuśtykając (...)"
— Hm. Syczy się ustami. Kuśtyka przez nogi. Niezbyt trafny dobór słów.

„(...) by pozwolić ci robić to co robisz."
— Przecinek przed co.

„(...) z tym dasz sobie rade najlepiej."
— Radę.

„Najstarsza kobieta zajęła się jej ranami (...)"
— Wśród Weasleyów jest tylko jedna dorosła kobieta, nie postarzaj biednej Molly.

„(...) i dostać to czego chciała."
— Przecinek przed czego.

„(...) coraz trudniej utrzymać swoją pozycje (...)"
— Pozycję.

„(...) zwłaszcza, że Artur wypatruje (...)"
— Zwłaszcza że.

„Za niedługo miało się to wszystko skończyć, już ona tego dopilnuje."
— Zdanie trochę kulawo brzmi przez te czasy.

„(...) tego dopilnuje. W końcu miał nadejść koniec tego (...)"
— Tego, tego.


Popełniasz dużo błędów. I to nie tylko interpunkcyjnych. Pojawiają się też te ortograficzne. Większości z nich łatwo byłoby zapobiec. Bo czy naprawdę tak trudno zapamiętać kilka zasad o pisowni łącznej i rozdzielnej, wstawianiu przecinka przed konkretnymi spójnikami i oddzielaniu wypowiedzeń składowych w zdaniu złożonym?
Źle odmieniasz niektóre imiona. Polecam lekturę tej notki: KLIK, bo o ile niektóre pomyłki łatwo popełnić, o tyle pisanie „Harry'm" albo „Dumbledora" to już poważne błędy. Zwłaszcza że akurat te nazwiska często się powtarzają.
*No i kto w końcu, Katherine czy Katarina?
Zdarzają Ci się też literówki, i to nierzadko. Mam wrażenie, że nie sprawdzasz swoich notek przed publikacją, tylko czekasz, aż beta Ci je sprawdzi. Co ciekawe, owa beta najwyraźniej też pominęła parę(dziesiąt) lekcji języka polskiego, bo w sprawdzonych przez nią rozdziałach też roi się od błędów. Polecam znaleźć porządną betę, która nie tylko dokładnie sprawdzi tekst, ale jeszcze wyjaśni, co, jak i dlaczego. 
Błędy stylistyczne i logiczne też miałam okazję wypisać. Często kuleje u Ciebie szyk zdania. Przeczytaj te przykłady na głos, przecież to nawet źle brzmi.
W tej dziedzinie też nie możesz więc spocząć na laurach.

12/25


4. Ramki
Na stronie głównej witają nas informacje. Troszkę błędów się wkradło.
„Jak widać nie dodałam rozdziału już od ponad miesiąca. Mimo, iż mam pomysły i sam jego początek nie jestem w stanie teraz tego kontynuować." — Jak widać, nie dodałam rozdziału już od ponad miesiąca. Mimo iż mam pomysły i sam jego początek, nie jestem w stanie teraz tego kontynuować.
„Jeśli chodzi o kontakt ze mną to co tydzień (...)" — Jeśli chodzi o kontakt ze mną, to co tydzień...
„(...) będzie to najlepszy znam, ze niedługo wracam." — Znak. Że.
„(...) właśnie tam oraz na facebooku (...)" — Facebooku.
Staraj się, by na głównej nie było błędów. Możesz tym zniechęcić potencjalnego czytelnika, a każdy bloger wie, że nawet pojedynczy czytelnik jest na wagę złota.
Mamy też obserwatorów i Wiadomosci" (tak, bez polskich znaków). Nie widzę w tej ramce sensu, bo jest ona zupełnie pusta, składa się z samego nagłówka. Pozostaje jeszcze archiwum. Jest okropnie niewygodne, naprawdę. Skąd mam wiedzieć, w którym miesiącu opublikowałaś dany rozdział? W rezultacie włączam na chybił-trafił i tylko się wkurzam. Zainwestuj w spis rozdziałów albo, jeszcze lepiej, szeroką listę.
Na początku przegapiłam karty, nie szukałam ich na górze.
Sądziłam, że nie ma tego w menu aż tak dużo — ot, sześć zakładek, w tym trzy zewnętrzne linki (do innego bloga, do szabloniarni i do bety (link nie działa). Weszłam jednak w pierwszą zakładkę i lekko się zdziwiłam — siedem odnośników.
— O blogu — podstawowe, ogólnikowe informacje;
— Bohaterowie — zwiastun w formie filmiku (ciekawa forma) i link do kolejnej podstrony (niewyodrębnionej, takie rzeczy powinny być zaznaczone poprzez użycie większej czcionki) z opisami bohaterów. Zazwyczaj jestem im przeciwna, ale te są tak krótkie, że właściwie mi nie przeszkadzają.
„Przedstawia od głównych bohaterów opowiadania. Na razie może nie widać kto jest kim (...)" — On (albo w ogóle bez zaimka, wiadomo, że chodzi o zwiastun). Przecinek przed kto.
— Czytanie — czyli polecane blogi po prostu. Wraz z notatkami.
„Chciałam wam polecić blogi które sama czytam." — Przecinek przed które.
„Hermiona cieka od Draco, który ma się ożenić z inną." — Co?
„Historia w której zakochałam się (...)" — Przecinek przed w której.
— Współpraca — wszystko ok, ale dlaczego blogi wiszą tu tylko przez 4 dni? I czemu pełno tu odnośników do kolejnych podstron? + Pisze się „fanpage".
— Croyance — link do konta na Facebooku.
— Versatile — czyli zabawa w nominacje blogowe.
— Liebster Award — to samo.
Dalej mamy jeszcze linki.
Ja się pytam: po co? Dlaczego tutaj panuje aż taki bałagan? Linki do różnych stron masz na kilku podstronach. Dana podstrona tworzy jeszcze kilka podstron. Taki efekt matrioszki. Sztuczny przepych. Kompletnie bez sensu. Nie mówiąc o rozgałęzionej zakładce z informacjami. Można się tutaj pogubić. Zanim znajdę to, czego szukam, miną wieki. Trochę logistyki i poczucia estetyki, proszę.

2/5


5.Punkty dodatkowe

- Za to, że zapominasz o justowaniu tekstu i wstawianiu akapitów. Nie wspominając już o szalejącej czcionce. To się po prostu niewygodnie czyta.

Minus jeden.


Zdobyłaś 38/95 punktów
Ocena: dopuszczający (2)

Przed Tobą dużo pracy, powtórzę to raz jeszcze. Mam tylko nadzieję, że na kilkudziesięciu wordowskich stronach tej oceny znajdziesz chociaż kilka rad, które pozwolą Ci ruszyć do przodu ze swoim warsztatem. Powodzenia.

6 komentarzy:

  1. Cytując tekst opowiadania, używasz i kursywy, i cudzysłowu. Jedno wystarczy, zdecydowanie. A, i cudzysłów zamykasz symbolem cala.
    Cieszę się, że w tym szczególe i w późniejszej odzywce Pansy zachowałaś niechęć ślizgońsko-gryfońską. A ja nie. To niemal dorośli ludzie, ileż można żyć podziałami? Można by założyć, że dziewczyny nie przepadały za sobą taaak bardzo, że Pansy nie martwiła się wcale ewentualną śmiercią rówieśniczki (co byłoby naturalną reakcją... dla psychopaty), ale ich wzajemna niechęć nie jest przecież spowodowana tym, że X lat temu tiara poustawiała dzieciaki tak, a nie inaczej.
    „Tylko bez sentymentów" ciśnie się raczej w usta eks Ślizgona. Czasem mam wrażenie, że ludzie trzymają się tego podziału na domy jako stałej. Jakby, nie przymierzając, istnieli tylko melancholicy, flegmatycy, sangwinicy i cholerycy i... nic pomiędzy. Powiedziałbym, że dorośli ludzie nie żyją ciągle czasami szkolnymi, ale co ja tam wiem... ;)
    Łączysz dwa imiona: — Katherine i Katrina — w jedno. Kathrina pewnie jest z Niemiec. ;)
    To zdanie buduje fałszywy obraz uczucia Severusa i sugeruje, że jego miłość do Lily nie była prawdziwa. Ja akurat kupuję takie przemyślenia Severusa po latach. Nie kupuję natomiast wartościowania na prawdziwą/nieprawdziwą miłość.
    Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że utarte trzymanie się kanonu jest nudne, nierozwijające, oklepane. Byłoby takie, gdyby opisywało się wydarzenia z czasów sagi, czyli na dobrą sprawę przepisywało książkę. Ale gdyby nie zmieniać zasad panujących w tym świecie i na przykład osadzić akcję w przyszłości, można napisać niezłą historię. (Btw, znajdź mi jakiś ff, gdzie autor nie zmienia pewnych rzeczy na potrzeby swojego opka. Gdzie to "oklepanie"?) Trzymanie się kanonu to spore wyzwanie, a nie nierozwijająca nuda. Zwłaszcza gdy trafia się na niespójności w konstrukcji uniwersum i trzeba się nakombinować jak pożenić ze sobą zawarte w kanonie sprzeczności. ;)
    bierze się za pisanie parodii, a nie dumnie nazywa swoje opowiadanie fanfikiem Ale bycie równocześnie ff i parodią się chyba nie wyklucza, nie?
    Dumbledore jest dobrym czarodziejem, pewnie w dzieciństwie dużo biegał. Piękne! <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,
      W ten sposób wydawało mi się to zawsze estetyczne, ale dzięki, pokombinuję.
      Tutaj ten "Ślizgon" był synonimem, może faktycznie niezbyt trafionym, zważywszy na kontekst.
      Kathrina brzmi trochę sztucznie, sama nie wiem. Zwłaszcza że zapowiedziano Katherine.
      Ta niechęć ślizgońsko-gryfońska ukazała się tylko w tym fragmencie na dobrą sprawę, zgadzam się, że odgórne podziały są bez sensu, w tym wypadku jej zachowanie było odmiennością. :)
      Hm, zależy jak na to patrzeć. Całość wyglądała trochę jak oszukiwanie siebie, że tej miłości nie było.
      Owszem, zgadzam się w zupełności, ale wydaje mi się, że robienie z Voldemorta kobieciarza, z Zabiniego miłego, bezbronnego chłopca, a z Severusa niewyróżniającą się postać, to lekka przesada i strata tego, co w kanonie najlepsze. To trochę subiektywna kwestia, nie znam złotego środka.
      No cóż, ta logika każe wyciągać takie wnioski.
      Dziękuję za komentarz i ciekawe uwagi.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
    2. Całość wyglądała trochę jak oszukiwanie siebie, że tej miłości nie było. Myślę, że po tylu latach ma prawo patrzeć na to wszystko inaczej niż gdy Lily jeszcze żyła. Ale to taka luźna myśl.
      wydaje mi się, że robienie z Voldemorta kobieciarza, z Zabiniego miłego, bezbronnego chłopca, a z Severusa niewyróżniającą się postać, to lekka przesada i strata tego, co w kanonie najlepsze. Nie sposób się nie zgodzić. A o złoty środek trudno przy takim wachlarzu możliwości, jaki daje pisanie własnej historii, od miejsca i czasu akcji zaczynając, przez (nie)kanoniczne postaci, na głównej osi fabularnej kończąc.
      A wnioski naprawdę mi się podobały!
      No nic, pozostaje tylko czekać, aż autorka się w końcu odezwie, ma do skomentowania dwie spore oceny.

      Usuń
    3. Tylko czy miłość, która odeszła, należy poddawać takim sądom? To już włazi na światopogląd, można by się całkiem ładnie pokłócić. ^^
      O tak, bardzo trudno.
      Cieszę się niezmiernie.
      Cóż, czekam niecierpliwie.

      Usuń
  2. Podobało mi się to zdanie, nie podoba mi się twoja interpretacja, bronię.
    "Tylko czy miłość, która odeszła, należy poddawać takim sądom? To już włazi na światopogląd, można by się całkiem ładnie pokłócić. ^^"
    Yyyyy postaw się w sytuacji gościa, który przeżył obsesyjną nieszczęśliwą miłość z beznadziejnym końcem, a poza tym ma kijowe życie. To chyba dobrze, że próbuje przepracować tamte uczucia, nie? Poza tym jeżeli minęło tyle dużo czasu i na dodatek Lily żyje już tylko w ludzkiej pamięci, to chyba normalne, że serce już nie bije przyspieszonym rytmem na samo imię, a miast tego wspomnienie ukochanej nawiedza czasami, czy że dawna miłość przefiltrowana jest przez sito refleksji. Po trzecie miłość do Lily chyba stała się (po jej śmierci) po prostu częścią osobości Severusa, odrywając się od osoby Lily oraz namiętności.

    Swojo drogo to nawet fajna ocenka.

    Z wyrazami szacunku,
    Wielki Inkwizytor Internetu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jakby spojrzeć na to z tej strony, masz dużo racji. Chyba odezwał się we mnie fan, zajadle broniący tego uczucia.
      Dziękuję.
      Pozdrawiam.

      Usuń