[236] ocena tekstu: Biały Kruk [Cherub Life v.2]



Tytuł: Biały Kruk
Autorka: autxmn
Gatunek: akcja, fanfiction
Ocenia: Skoiastel


Cześć, autxmn!
Dawno żeśmy się nie czytały, a ja bardzo długo nie mogłam doczekać się tej oceny i szczerze czekałam na twoje zgłoszenie. Od ostatniej oceny na WS [KLIK] zmieniło się w twoim tekście bardzo dużo, szczerze trzymałam za ten projekt kciuki, bo prywatnie podpatrywałam, jak ciężko nad nim pracujesz. Nie wiem dokładnie, ile wersji masz już za sobą, ale zanim się zgłosiłaś, sama zaczęłam czytać najnowszą z nich i już wtedy byłam pod wrażeniem efektów. Zresztą – pisałam ci o tym niejednokrotnie w komentarzach, zapraszając cię znów do swojej kolejki, by móc wypowiedzieć się o tym progresie nieco szerzej i na forum. Nie zdziw się więc, że początkowo ocena może przypominać betę; pierwsze rozdziały omówiłam już pokrótce z tobą w komentarzach na blogu, jednak gdy się zgłosiłaś, na twoje życzenie przerwałam czytanie i wracam do niego dopiero teraz. Ponadto widziałam już, że tekst jest względnie czysty i naprawdę przyjemny w odbiorze, a więc podejrzewam, że głębsze wnioski znajdą się dopiero w rozdziałach, których nie znam.
Choć według moich wytycznych limit długości ocenionych treści wynosi +/- 150 tys znaków bez spacji, to (biorąc pod uwagę, że pierwsze rozdziały już wcześniej skomentowałam, a teraz ledwo przelecę je wzrokiem), omówię więc znacznie więcej rozdziałów, niż 10, które +/- mieszczą się w tym limicie. Ocenę zakończę w momencie, gdy poczuję, że wyczerpałam już temat, a gdyby się okazało, że nie przeczytam całości, to nie martw się – pewnie prędzej czy później i tak to zrobię prywatnie, już poza ocenialnią; będziemy się dogadywać na priv. Mam nadzieję, że taki układ ci pasuje.
No to do dzieła!


01. Niecierpliwość, impertynencja oraz zawisłość

Z poprzedniej oceny pamiętam Josha i wiesz, że nie wspominam go dobrze, ale już od pierwszego rozdziału nowej wersji niechęć zanika, a zastępuje ją szczere zainteresowanie bohaterem i sympatia. Wybrałaś narrację personalną, więc akapity pełne są mowy pozornie zależnej Josha, dzięki czemu mogę go poznać, ale i się w niego wczuć. Pamiętam jego zafiksowanie na punkcie butów, o które dbał z pedantyczną ostrożnością i już na początku przypominasz mi o tym tak:

Coś ochlapało mu spodnie. Wydawało mu się, że poczuł zimną wodę nawet na swetrze. Sekundę później sam przebiegł po gigantycznej kałuży.
Tylko nie buty, tylko nie buty...
A jednak buty.

Świetnie! Znacznie lepiej, niż ostatnio eksponując tę dbałość, gdy tak po prostu o niej wspominałaś.

Wstrzymywał oddech. Skarcił się w myślach i wypuścił powietrze.
Sammy właśnie go dogonił, biegli ramię w ramię. Joshua posłał mu pytające spojrzenie, ale Sam zareagował. Skręcił w boczną uliczkę.
Joshua ciągle biegł prosto. Zwolnił, przeklął pod nosem, obrócił się na pięcie i ruszył za resztą. Miał chwilę, żeby zerknąć za siebie; nie dostrzegł nikogo ani niczego poza starszym panem palącym papierosa na ławce. Zmarszczył brwi.

Rozdział zaczynasz z grubej rury, bo od ucieczki, zdania są dynamiczne – bardzo w moim guście; czyta się lekko, płynnie. Nawet gdy pada powtórzenie imienia, nie przeszkadza – lepiej powtórzyć to, niż silić się na wymuszone zamienniki. Wydaje się, że nie ma w tym rozdziale pustych zdań. Każde służy poznaniu miejsca akcji, postaci, ale nie ekspozycją, a bieżącymi wydarzeniami. Wykorzystujesz opisy sensoryczne, mamy więc dźwięki, na przykład chlupot, albo zapachy (papierosy). W poprzedniej wersji, pamiętam, zwracałam uwagę na to, że nie czuć, by Josh był z Walii, więc w obecnej wersji znajdujesz kawałek miejsca, by i to wpleść, ale nie ekspozycją, a wzmianką o charakterystycznych pastwiskach:

– Ogrodzenie elektryczne…! – wystękał ktoś.
Joshua przewrócił oczami.
– Włączone? – spytał Sammy.
– Wolę nie testować.
– Pieprzone owce – mruknął Joshua, podchodząc nieco bliżej.
– Pieprzona Walia.
Westchnął.

Jest dobrze. Jest naprawdę bardzo dobrze.

Potrzebowali kilka sekund na podjęcie decyzji. – Potrzebowali (kogo? czego?) kilku sekund.

Już po drugiej stronie pobiegli dalej, ale chyba nikt nie wiedział już, w jakim celu.

Inni już je ściągali i pospiesznie wsadzali do kieszeni. // Joshua wziął głęboki wdech, ale nie za bardzo wiedział, od czego zacząć. Przeczesał więc ciemne włosy, przestąpił z nogi na nogę, wsadził ręce do kieszeni… – To akurat mocno rzuca się w oczy. Kieszenie bym zostawiła, ale czasownik wsadzać w kontekście krawatów z pierwszego zdania łatwo zastąpić innym. Może upychać po kieszeniach? Chować?

– Ucieka się przed czymś. Lub kimś – dodał. Ton jego głosu tylko pozornie był bezbarwny. Wydawało mu się, że zobaczył, jak Arthur nieznacznie zadrżał. – Podmioty.

Ale Arthur tylko nonszalancko się uśmiechnął. – Tylko uśmiechnął się nonszalancko.

Parę minut szybkiego marszu później, [przecinek zbędny] Sam zszedł z głównej drogi i po wilgotnej trawie podszedł do starej bramy, która wyglądała, jakby stała tu od epoki brązu. – Świetne jest to porównanie. Mocno… obrazowe. Zresztą dalszy opis wysypiska również:
Zjedzone przez rdzę samochody, mnóstwo butelek, jeszcze więcej rozbitych butelek, a na pewno dużo więcej innych śmieci, które trudno było rozpoznać. Coś ciągle skrzypiało, trzeszczało, zgrzytało i jęczało. Złowroga góra śmieci (czy może śmierci) wyglądała i brzmiała, jakby zaraz miała się zawalić.

Postanowiłam na początku oceny nacytować cię sporo głównie dla pozostałych czytelników WS, którzy, patrząc na twoje opisy, mogą podpatrzeć, jak powinien wyglądać lekki i zgrabny, po prostu przyjemny w odbiorze tekst. Jeśli zaczynasz z takim poziomem i warsztatem, nie podejrzewam, że gdzieś dalej miałabyś zaliczyć regres. Nie będę za to chciała spoilerować przesadnie dalszych stron; myślę, że znalazłoby się wielu chętnych, którzy sami sprawdziliby, jak i o czym konkretnie piszesz.
Nie mogę też przejść obojętnie obok naturalnych dialogów. Oddajesz postaci, które są nastolatkami, i trudno tego nie wyczuć. W poprzedniej wersji miałam wrażenie, że Josh jest zbyt wulgarny, a jednocześnie dziecinny i trudno było mi go osadzić w ramach wiekowych, prowadzony był niekonsekwentnie. Nie czułam, by obracał się w towarzystwie osób, które charakterystycznie co do wieku chcą na siłę uchodzić za starsze, niż są w rzeczywistości. Tutaj nie mam z tym najmniejszego problemu:

(...) Joshua pokręcił głową. Nie przejmując się nimi, spojrzał na wystającą spod sweterka koszulę.
– Cholera, będę musiał to prać, a jutro do szkoły – mruknął.
Sammy upił łyk piwa.
– Nie masz drugiego?
Joshua uniósł brew.
– Mam, ale jeśli nie pamiętasz – podkreślił – od wczoraj to raczej bagno niż koszula..[.]
(...)
– Albo cię zawieszą – wtrącił Arthur. – To nie byłby twój pierwszy raz, Llewelyn.
Sammy prychnął z rozbawieniem.
– Zawieszą za mundurek? Gdzie tak robią, w przedszkolu?
Arthur powoli pokręcił głową, pijąc. Minęła dłuższa chwila, nim wreszcie powiedział:
– Mój brat tak miał.
– Ale on nie chodził do prywatnej, tylko do jakiejś szkoły dla debili.
– Poza tym obstawiam, że to kolejna wymyślona historia. – Joshua wzruszył ramionami.
Arthur powoli przeniósł na niego spojrzenie. Josh dostrzegł furię w jego oczach, ale ze spokojem to wytrzymywał. Nie pozwolił sobie nawet na chwilowe okazanie słabości.

Wydaje mi się jednak, że furia to zbyt mocne określenie. Kojarzy się z szaleństwem, szałem, agresywną wściekłością, tymczasem Arthur w kolejnym zdaniu tylko wywarkuje, by Josh się zamknął. Nie czuć w nim realnej furii, ot, frustrację, może wkurzenie. W oczach mógłby mieć złość, irytację, ale furię? Trudno to kupić.

Stopniowo jednak atmosfera zaczynała się rozluźniać. – Zwróć uwagę na szyki; słowa takie jak jednak czy tylko zwykłe odnoszą się do konkretnych części zdań i to je powinny poprzedzać, a dziwne inwersje nie pasują do współczesnej literatury. Choć dawniej nie zwracało się na nie szczególnej uwagi, a jednak stawiało się zwykle na drugim miejscu w zdaniu, dziś coraz częściej w redakcji poprawia się wersje potencjalnie okej, bo zrozumiałe, na lepsze – pod względem logicznym. Takich poprawnych wersji jest sporo, na przykład: Atmosfera jednak zaczynała się stopniowo rozluźniać. (Gdzie mamy jednak na drugim miejscu w zdaniu, ale poprzedza ono czasownik, więc i wilk syty, i owca cała). Albo: Stopniowo atmosfera zaczynała się jednak rozluźniać. (Gdzie jednak stoi bezpośrednio przed miejscem akcentowym, a więc podbija rozluźnienie). Chodzi głównie o to, by jednak wzmocniło tę część zdania, której dotyczy.

Joshua wygodnie siedział na kanapie i popijał coca-colę ze szklanej butelki, podczas gdy stojący trochę dalej Sammy i Declan zaczęli śpiewać upiornie wesołe piosenki. – Rym. Rzuca się w oczy, śmieszy i odwraca uwagę od sensu fragmentu.

Arthur przechadzał się po wysypisku – oglądał samochody. Niemal całkowicie pożarty przez rdzę lincoln, jakaś nazistowska terenówka, chromowana kierownica w morzu wygiętych gwoździ…
– Ale starocie – powiedział w pewnym momencie Arthur między zaciąganiem się papierosem a piciem piwa. – Nie powtarzałabym podmiotu. Raz, że skoro Arthur ogląda samochody, gdy reszta siedzi na kanapie, łatwo domyślić się, że to jego komentarze. Dwa – ostatnim podmiotem całego fragmentu i tak jest właśnie on (w pierwszym zdaniu). Mamy ciągłość.

(...) Arthur ewidentnie miał coś z głową. Nie dał jednak poznać po sobie tej myśli (...) – podmioty. Po sobie myśli nie dał poznać bohater, do którego należy perspektywa, czyli Josh.

– Wskazał na niewielkie rozcięcie na rączce. – Nie wiem, co debilowi strzeliło do łba, ale chyba jest po prostu głupi – mruknął Arthur. Chyba bezwiednie zaczął kręcić coraz szybciej.

Ale wtedy nie czuł nie podekscytowany – się.

Okej, wspominałam, że dobrze jest używać imion bohaterów, ale czasami jednak popadasz w przesadę:

Arthur musiał żartować. A skoro Arthur żartował, to on też zażartował.
– Umiem różne triki – wyjaśnił Arthur. – Mogę ci jakieś pokazać.
Arthur wziął zamach…

Ostatnie imię nie musi się dublować, bo podmiot nie uległ zmianie. Poza tym w tym fragmencie Josh i Arthur występują sami, a piszesz z perspektywy tego pierwszego. To daje ci duże pole manewru, bo Josh w swoich myślach może określać Arthura różnorako, nie tylko imieniem.

Mam również wrażenie, że scena robi się powtarzalna, jeśli chodzi o reakcje bohaterów na wypowiadane i słyszane słowa. Twoje postaci bardzo dużo gestykulują, na przykład unoszą brwi, wzruszają ramionami czy kręcą głową. Nie używasz tych samych określeń jakoś szczególnie blisko siebie, ale wystarczająco na tyle, by po chwili czytania czuć tę wielokrotność. Jakby twoi bohaterowie byli dość zrobociali – jak Simsy czy inne postaci z gier, którym przypisano kilka konkretnych reakcji dopasowanych do emocji dialogu. Mam wrażenie przesady, nie każda postać musi jakoś obcesowo i teatralnie reagować. Choć kojarzy się to z naturalnością, ludzkością, to jednak i z tym można przesadzić. Przy czym sama nie wiem, czy na twoim miejscu zróżnicowałabym reakcje i dodała parę nowych, czy kilka po prostu wycięła i zostawiła same wypowiedzi dialogowe. Raczej to drugie, by nie wypychać sceny reakcjami do granic możliwości.

Na początku chwaliłam cię też za POV, ale w dalszej części tekstu pojawia się dużo mowy zależnej, na przykład: Później Joshua w myślach stwierdził, że Sammy powinien zmienić pseudonim. Sammy Terrorysta. Sammy Gangster.
Albo: Joshowi przemknęło przez myśl, że dawanie broni pijanemu czternastolatkowi nie mogło się skończyć zbyt dobrze.
Te fragmenty, choć nie są złe, znacznie mocniej oddziaływałyby, gdyby podane były mową pozornie zależną. Można, oczywiście, mieszać różne techniki przybliżania myśli, jednak tych wprost mogłoby być więcej, by częściej przebywać w głowie Josha bezpośrednio. Po prostu:
Sammy powinien zmienić pseudonim. Sammy Terrorysta. Sammy Gangster.
Albo: Dawanie broni pijanemu czternastolatkowi nie mogło się skończyć zbyt dobrze.
Nie martw się tym, że czytelnik nie wyczuje w tym Josha, a narratora wszystkowiedzącego. Nie będzie tak, bo od samego początku personalizowałaś tekst. Dalej tej personalizacji raczej brakuje niż byłoby jej za dużo. Ona zawsze jest w cenie.

Nadepnął na parę puszek. Omal się nie przewrócił. // Zaklął pod nosem parę razy. – Sugeruję: kilka.

Joshua delikatnie się uśmiechnął. Serce wciąż biło mu nieco szybciej niż zwykle, ale starał się jak najszybciej wymazać tamto wydarzenie z pamięci. – Sugeruję: najprędzej.

Miał szeroki uśmiech na ustach. – De facto nie mógł mieć go gdzieś indziej.

Zapach prochu unosił się wokół. – Z glocka? Trochę ciężko mi w to uwierzyć, zważywszy na to, że to nie broń czarnoprochowa. Unosił w aspekcie niedokonanym sugeruje, że trochę to trwało, ale bez przesady. Zapach po jednorazowym wystrzale z pistoletu na naboje 9mm nie jest tak wyczuwalny jak strzał z chociażby rewolweru czarnoprochowego. Może gdyby Josh wystrzelał naraz cały magazynek…

Za zakrętem wreszcie wyłonił się jego dom. Założył kaptur na głowę. – Podmioty. Plus napisałabym: Zza zakrętu wreszcie wyłonił się...

– Synku, musimy jutro… – Ojciec przerwał, łapiąc równowagę. Oparł dłoń na ścianie. – Musimy jutro porozmawiać. I to ko… koniecznie.
Przetarł ręką twarz.
Joshua próbował za wszelką cenę odsunąć od siebie całe zażenowanie, jakie odczuł. – Nie umiem wyczuć, kto przetarł twarz. Jeśli ojciec, dopisek może znaleźć się w poprzednim akapicie dialogowym. Jeśli Josh, sugeruję: Joshua przetarł ręką twarz. Próbował za wszelką cenę odsunąć od siebie całe zażenowanie (...).


02. Mówiłem o łamaniu prawa

Choć poprzedni rozdział zaczynał się mocno, po drodze zdążyliśmy nieco wyluzować, gdzieś w ¾ pojawiła się broń, a na końcu – w domu – znów było lekko, napięcie minęło. Żonglujesz emocjami, ale nie męczysz, raczej balansujesz na krawędzi. Rozdział drugi zaczynasz znów z buta – zaspany Josh wykonuje polecenia matki, która zachowuje się podejrzanie. Trzeba uciekać, ale przed czym…? Narracja personalna pozwala wyciągać wnioski wraz z Joshem, te są jednak zbyt szczątkowe, co tylko wzbudza napięcie. Czytelnik ma wiele powodów, by czytać, a głównym z nich jest fabuła – bogata w niewiadome i przedstawiona oczami bohatera, którego zdążyło się polubić. Plus za plusem; trudno mieć jakieś większe uwagi. Widać, że panujesz nad tekstem, a rzeczy, które wypisuję, są w rzeczywistości mało istotne.

– Weź cokolwiek – powiedziała szybko matka.
– Po co ten...
Powiedział to z trochę nieprzytomnym rozbawieniem, ale gdy spojrzał na matkę, spoważniał.

[Do postronnych czytelników: być może po ocenie do tej pory widać, że tekst jest pełen błędów w podmiotach i powtórzeń, ale nic bardziej mylnego. Rozdziały są długie, sążniste, a ja – jak rzadko do tej pory na WS – wypisuję wszystko, co wpada mi w oko. Tekst prezentuje wysoką poprawność i będę to brać pod uwagę w przypadku wystawiania noty końcowej].

Opisy, którymi przedstawiasz rzeczywistość, pobudzają wyobraźnię swoją obrazowoscią:
Spod drzwi do salonu sączyło się światło. Widać było jakiś przechadzający się tam i z powrotem cień. Joshua wytężył słuch. Usłyszał kroki. Ojca? Nie, wydawały mu się za ciężkie.
W takim razie czyje?
Zadrżał. Pytająco spojrzał na matkę.
Pokręciła tylko głową i przyłożyła palec do ust. – Tylko pokręciła głową.

Wyszedł z domu – miejsca, które wydawało mu się pieczarą lwa, nawet mimo iż wciąż nie wiedział, [przecinek zbędny] dlaczego.

– Włącz radio. – Wrzuciła bieg i cofnęła do tyłu. – Na pewno wiesz co.

Był tylko jeden, tyci problem – nie było tam żadnego ekranu multimedialnego, a jedyny interfejs był całkowicie manualny i składał się z około pięciu pokręteł, trzech przycisków, dziesięciu przekładni i ładowarki, która na pewno nie była częścią radia.

Mama Josha zachowuje się kosmicznie podejrzanie i trochę trudno mi uwierzyć, że jej syn podchodzi do tego z taką lekkością. Okej, jej polecenia są jasne, ostre, a więc trudno się kobiecie sprzeciwiać, jednocześnie jednak dziwię się, że Josh zadaje na głos tak niewiele pytań i mocniej nie naciska, by usłyszeć odpowiedzi. Kobieta nie tylko ucieka z synem z domu, ale także kradnie wóz sąsiadów i sygnalizuje, że może być poszukiwana przez policję. Josh tymczasem reaguje na to tak:
(…) skrzyżował ramiona i westchnął z frustracją. Wpatrzył się w domy za oknem, ignorując rosnący niepokój. Nie za bardzo podobało mu się to, że coś przed nim ukrywała.

Frustracja oraz próby ignorowania wyraźnego problemu, a także zdanie składowe nie bardzo mu się podobało wydają się w tych okolicznościach bardzo łagodne. Minimalizują problematykę, więc odczuwam mocny dysonans między tym, co dają mi sceny, a tym, co czuje Josh. Mam wrażenie, że wymuszasz na mnie zawieszenie niewiary, by fabuła mogła lżej iść w przód – bohater godzi się na wszystko, bo tak jest łatwiej wykreować tę sytuację. Ale jednocześnie trudno mi tę niewiarę zawiesić, bo nie znam przeszłości Josha ani jego matki. Poprzedni rozdział pokazał, że bohater wprawdzie zna się trochę na militariach, ma sporą dozę instynktu samozachowawczego, ale jednocześnie zaniepokoił go nóż, a pistolet – wystraszył. Nic nie wskazywało na to, że Josh jest kimś więcej niż zwykłym nastolatkiem z renomowanej szkoły, ponadto nie palił i nie pił, grał w piłkę nożną, pykał w gry na komputerze – ot, zwykły dzieciak ze zwykłego domu. A teraz, w drugim rozdziale, w sytuacji bardzo niecodziennej zachowuje jasność umysłu i spokój ducha, o niewiele pyta i próbuje zbywać niepokój – jakby zachowanie matki było tylko trochę podejrzane, a nie totalnie od czapy i zatrważające. Jakby uciekanie z domu nocą i kradzież samochodów nie były jakieś bardzo zaskakujące. I tu mam zgrzyt.

Matka znieruchomiała. Odwróciła wzrok, ale Joshua ciągle się w nią wpatrywał. Nawet w delikatnym blasku rzucanym z deski rozdzielczej Joshua dostrzegł, że jeszcze bardziej pobladła. Zacisnęła szczękę. Josh ściągnął usta, ale nie poddał się.
– Niedługo do nas dołączy – powiedziała tak samo stanowczo jak wcześniej.
Joshua wzruszył ramionami. 
Spójrz, jak można uczynić ten fragment lżejszym:
Matka znieruchomiała. Odwróciła wzrok, ale Joshua ciągle się w nią wpatrywał. Nawet w delikatnym blasku rzucanym z deski rozdzielczej dostrzegł, że jeszcze bardziej pobladła. Zacisnęła szczękę, a on ściągnął usta, ale nie poddał się.
– Niedługo do nas dołączy – powiedziała tak samo stanowczo jak wcześniej.
Wzruszył ramionami. 
Scena przedstawia tylko dwóch bohaterów różnych płci, więc z góry łatwo rozpoznać podmioty. Nie musisz ich nadużywać, bo nie zmieniają się. W całym fragmencie każde zdanie należy do którejś postaci, nie przeplotłaś tego z jakimś zdaniem, którego podmiotem byłaby na przykład deska rozdzielcza czy wzrok, by musieć znów powracać do imion. Miej to na uwadze, gdybyś zdecydowała się ostatni już raz redagować ten tekst.

– Mogłem jednak wziąć router – mruknął. – Świetnie, bez hotspotu mogę tylko się włamać do jakiegoś wi-fi.
Trochę po czasie uświadomił sobie, że mówił to na głos. A matka to słyszała.
Przypomniało mu się, jak zareagowała na ostatnią wizytę u dyrektora szkoły po pewnym pamiętnym włamaniu. Zacisnął usta, nieco się przygarbił, lekko postukał w klawiaturę i odetchnął.
– Rób, co musisz.
Joshua uniósł brew. Popatrzył przeciągle na matkę.
– Podejrzane – zauważył. – Mówiłem o łamaniu prawa. Znaczy chyba. W tej rodzinie to nie ja jestem prawnikiem. – Czy zdziwienie Josha nie powinno jednak pojawić się nieco wcześniej? Na przykład wtedy, gdy mama ukradła samochód sąsiadów? Trudno jakkolwiek przyrównać to do skorzystania z czyjegoś wi-fi.

Matka tylko lekko się uśmiechnęła.
– Masz moje pełne pozwolenie. – Słowo tylko sugeruje, że nic więcej nie zrobiła, a jednak wypowiedziała się.

Dziwne jest także to, że Josh w żaden sposób nie dziwi się, iż jego mama przewidziała obstawienie dróg wyjazdowych z miasta. Najpierw kobieta o tym mówi, a za chwilę komunikat pada w radiu. Josh nie martwi się, że wraz z matką podróżuje w tym czasie kradzionym samochodem, ponadto ktoś chyba włamał im się do domu i jeszcze ściga ich policja. Co zrobił po tym komunikacie?:
(…) skinął głową. Rozsiadł się wygodniej. Przeciągle ziewnął. Jeszcze chwilę trochę zamglonym wzrokiem wyglądał za okno, ale zbyt dużo tam nie widział. Prawie zasnął.
I o ile poprzednie jego lekkie niepokoje jeszcze od biedy dało się kupić, tak to już wychodzi mocno groteskowo.
Poza tym podkreślenie: choć te dwa wyrażenia stojące obok siebie nie są błędem, to jednak w czasie redakcji warto byłoby zwrócić uwagę na to, że obok siebie źle brzmią i wyrywają z rytmu czytania. Może: Trochę zamglonym wzrokiem jeszcze chwilę wyglądał za okno, ale (…)?


03. Tylko nie patrz w lusterko

Wszyscy żyli w harmonijnym, niezakłóconym porządku. // Ale nie Joshua Llewelyn. // Kiedy tylko się rozbudził, wszystko się zmieniło.
Zacisnął usta. Rozejrzał się. Im dłużej patrzył, tym większe miał wrażenie, że policji było tylko więcej i więcej… Serce nieco mu przyspieszyło, gdy minęli policjantkę czytającą książkę, a może raczej udającą, że czytała książkę.
Dwie godziny wcześniej czuł się, jak gdyby wychodził z jaskini lwa. Teraz czuł się tak, jakby do niej wchodził. (...) Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzyli. Wziął głęboki wdech i spróbował się uspokoić. W myślach policzył do dziesięciu.
Nic to nie dało.

Bardzo dobrze oddałaś niepokój Josha w tej notce. Emocje towarzyszące mu na lotnisku, które roiło się od policjantów, z łatwością mi się udzieliły; rozglądanie się, próby wypadania naturalnie, gdy w środku aż wszystko skręca z obawy – to jest to, na co liczyłam. Z jednej strony mocno kibicuję Joshowi i jego mamie, z drugiej wciąż zastanawiam się, co kobieta ukrywa. Poza tym wykazuje się silną psychiką, dobrze wie, co robić w przeciwieństwie do Josha, który nie jest bohaterem gry; wychodzi bardzo ludzko, stresuje się, zachowuje nienaturalnie:
Szedł trochę sztywniejszym i szybszym krokiem niż wcześniej. Nie za bardzo wiedział, co zrobić z rękami. Co jakiś czas oglądał się za siebie i gdy za piątym razem dostrzegł policjanta, zacisnął usta i zesztywniał jeszcze bardziej.
– Joshua – szepnęła mu matka. Usłyszał ją jak przez ścianę. – Przestań się oglądać, jakbyś się bał, że ktoś cię śledzi. I nie podbiegaj tak. Następnym razem udawaj, że jesteś u siebie.
Przełknął ślinę.
– Następnym razem?
Matka już nie odpowiedziała.

Świetnie, że wzięłaś pod uwagę, że nie wszystko musi mu się udawać. W końcu skąd miałby doświadczenie w tych rzeczach…? Doceniam to.
Wiadomo, że bohaterowi, który nie ma na nic wpływu, i posłusznie porusza się za rodzicem, nie mogę wiele zarzucić, poza może niską dociekliwością wcześniej, ale jego matka ewidentnie ma coś na sumieniu i przeszło mi przez myśl, że być może nie byłoby źle, gdyby wpadła – przynajmniej szybciej poznałabym odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Fabuła pobudza emocje, budzi napięcie, mamy gruby konflikt fabularny – dla mnie? Miodzio. Niewiele musisz z tym rozdziałem robić. Wszystko, co znalazłam, to jakieś głupoty.

Rozumiem, że Josh przeczesuje włosy, gdy jest zdenerwowany. Ale czy nie przesadzasz trochę? Od początku tekstu zrobił to 18 razy, z czego tylko w tym rozdziale – 9. Fajnie, że ma coś charakterystycznego, poza tym przejął gest pewnie po matce, która również go wykonuje, jednak to też sprawia, że tego gestu jest bardzo dużo, mam wrażenie, że czytam o nim co chwilę i trochę tę granicę naturalności znów odrobinę przekroczyłaś. Jakby w naturze Josha nie był tylko ten gest, ale już wręcz tik nerwowy, który może przeszkadzać mu w dalszej fabule i coraz mocniej irytować czytelnika, jeśli będzie aż tak natarczywą manierą.

Chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział co. Nie wiedział nawet, o czym myśleć. Wszystko w głowie pędziło tam i z powrotem, umysł wszedł na najwyższe obroty. Zastanawianie się nad milionem rzeczy naraz zdecydowanie nie pomagało w skupieniu się… – Kilka zdań świadczących o tym, bezpośrednio przedstawiających galop myśli oddałoby stan Josha znacznie lepiej, szczerze mówiąc.
Scena ucieczki jest świetna, jedna z lepszych, jakie czytałam w życiu. Mocna, obrazowa, pobudzająca emocje, a trudno się oderwać od tekstu. Nie powstydziliby się jej wydania autorzy powieści sensacyjnych; gdybym miała coś zmienić – w tym fragmencie nie zmieniłbym nic:

Przód auta zarył w żółte rabatki. Coś stuknęło w podwozie, matka mocowała się z pedałami, silnik zarzęził. Już wydawało się, że skończą w środku rabatki z bratkami.
Wtedy szarpnęło, podrzuciło, rzuciło w bok.
Prosto pod maskę rozpędzonej półciężarówki. Znów szarpnęło. Pisnęły opony, drugi kierowca gwałtownie hamował, świat Josha zawirował [a nie, okej, jednak bym zmieniła – ten rym kłuje w uszy przy czytaniu na głos].
Ruszyli pod prąd.
Auta zwalniały albo ostro skręcały, hamując. Nissan rozpędzał się przeraźliwie wolno. Joshua z zapartym tchem patrzył, jak policjanci dalej jadą tamtym pasem. Gdy się odwrócił, jechali na czołowe spotkanie z białym mercedesem. Pasy odebrały mu dech, gdy zwolnili i skręcili w lewo.
Tyle że gliniarze ich doganiali.
I był jeszcze ten helikopter.

No okej, można to drugie jechali dać jako sunęli czy gnali, jeśli być tak skrupulatnym i unikać powtórzenia, którego raczej w tym tempie odbioru i tak nikt by nie zauważył. Do tego, choć to już sugestie redakcyjne, z ostatniego zdania zrobiłabym ewentualnie mowę pozornie zależną, usuwając był i kończąc wielokropkiem. Dalej:

Jakieś sto metrów dalej był zjazd. Jeśli tylko policjanci wykorzystają okazję…
– Co zrobimy? – odważył się zapytać Joshua.
To pytanie tylko trochę nie pasowało. Jeśli ktoś miał coś zrobić, to na pewno nie on.
Matka nawet na niego nie spojrzała. Wyminęła roztrąbionego tira.
– Zgubimy helikopter – powiedziała opanowanym głosem – a potem radiowozy.
Joshua zacisnął usta. No tak, wszystko jasne. Zgubią helikopter, a potem radiowozy. Bułka z masłem, co mogło pójść nie tak?




Świetnie się bawię! Okej, może powinnam napisać, że Josh jednak mógłby nieco bardziej panikować, ale wtedy ta scena utraciłaby pewien smak. Denerwował się na lotnisku, powoli jednak przyzwyczaja się do tempa i zmian – tak to sobie tłumaczę. Tej sceny łatwiej mi bronić niż tamtej, w której Josh odczuwa ledwo lekki niepokój czy przysypia, bo tu ewidentnie nie ma czasu na nic innego; ma być dynamicznie i z humorem, zwalamy to na karb gatunku. Wcześniej mógł jednak przeżywać bardziej, bo i scena była znacznie bardziej pasywna, tam był na to czas. Tu – czas na zabawę, jako czytelniczka bawię się przednio.




Parę sekund później minęli zjazd. Kolejna chwila minęła, nim radiowozy znalazły się za nimi. – Nie umiem wyczuć, czy to powtórzenie jest celowe.



04. Geniusz informatyk, mówiła

Czterdzieści godzin przed – cholera, przed czym? Każdy rozdział zaczynasz odliczaniem i z każdym coraz bardziej chcę wiedzieć, do czego to. Całe szczęście, że nie czytasz oceny w czasie mojego jej pisania, bo mogłabyś za wcześnie odpowiedzieć mi na to pytanie. A ja totalnie nienawidzę spoilerów.

Minąwszy Egerton Forstal, przejechali jeszcze parę kilometrów. Joshua miał wrażenie, że dotarli na koniec świata – jednak szybko się okazało, że koniec świata miał swój własny koniec świata: wąską uliczkę z paroma uroczymi domkami otoczonymi białymi płotkami i z warzywnymi ogródkami. – Chyba pisałam to w komentarzu, ale wspomnę jeszcze raz. Ten fragment jest bardzo dosłowny i fajnie obrazuje miejsce akcji. Niby nie mówi wiele, a jednak mówi wszystko.

Poza sześcioma domami Joshua dostrzegł jeszcze plac zabaw, który został opuszczony chyba jeszcze za czasów jaskiniowców.
– Ale czekali na nas w Londynie – zauważyła powoli. – Niemożliwe, że tak magicznie zgadli i to parę godzin po… Po paru godzinach – poprawiła. – Gdy zdanie nie jest urwane i po wielokropku nie zaczyna się kolejne, a znak oznacza jedynie chwilowe zawieszenie głosu, jego kontynuacja powinna wprowadzona być od małej litery.

– Liczę na to, że to chyba zniknie i zmieni się w na pewno tak. – Cytowane fragmenty wyróżniłabym cudzysłowem, aby nie zlały się z resztą wypowiedzi.

Gdy dopisek narracyjny nie wprowadza verbum dicendi (czasownika dot. mówienia) – pierwszy w komentarzu powinien stać podmiot, dopiero za nim czasownik. Mamy więc, przykładowo:
– Odkąd skończyliśmy z szaleństwami, mieliśmy trochę czasu, żeby się ustawić, ha-ha – zaśmiała się Dawn. Ale:
– Odkąd skończyliśmy z szaleństwami, mieliśmy trochę czasu, żeby się ustawić. – Dawn zaśmiała się.
Natomiast tobie wyszła jakaś hybryda do poprawy:
– Odkąd skończyliśmy z szaleństwami, mieliśmy trochę czasu, żeby się ustawić. – Zaśmiała się Dawn.

Dawn lekko się uśmiechnęła.
– Ach, tęskniłam za tym… – westchnęła Linnette i uśmiechnęła się.

Nie mam najmniejszego komentarza ad fabuły. Na razie wszystko łykam jak karp pączki, tekst dobrze wchodzi i to najważniejsze. Tylko znów zwróciło uwagę to manieryczne przeczesywanie włosów… tym razem 8 razy. Z poprzednimi to już 24, a dopiero cztery rozdziały za mną.


05. Widzieliśmy twoją matkę w wiadomościach

W początkowej rozmowie z bliźniakami Josh trzykrotnie unosi brew. To charakterystyczny gest, więc rzuca się w oczy. Dialogi masz płynne, czyta się szybko, tym mniejsza odległość wydaje się między takimi samymi czynnościami. A przez to mam wrażenie, że Josh tak podnosi tę brew i opuszcza… zaraz znów podnosi…
Imperatywem narracyjnym zalatuje wysyłanie po listy akurat Josha. W sensie dorośli pozwalają mu wychodzić na dwór i na przykład nikt nie patrzy przez okno, czy Josh z kimś nie rozmawia. Mógłby od kogokolwiek pożyczyć telefon czy zapytać o wiadomości albo nawet zakraść się i spojrzeć do salonu przez okno – skoro nikt dorosły z domu zupełnie nie zwraca na niego uwagi. Mama Josha na pewno widziała dzieciaki, gdy podjeżdżali do domu jej znajomych. Od początku kreujesz ją na bardzo ostrożną, a jednak wypuściła gdzieś Josha samego – gdzie kręcili się inni ludzie, którzy mogliby go poznać (co – jak łatwo się domyślić, jeszcze zanim przeczyta się rozdział – ma miejsce).

– Codziennie rano przy śniadaniu, kiedy czytam o nim fanfiki na wattpadzie – dodał śmiertelnie poważnie. – Wattpadzie.

Byłam święcie przekonana, że Patrick wyszedł, żeby sprytnie, ale jak najszybciej zaciągnąć Josha do domu, tymczasem na pytanie dziwnych bliźniaków, czy nowy kolega może z nimi iść na dwór, Patrick… zgodził się?




Spojrzał na Patricka. Niech wymyśli cokolwiek, na przykład to, że musieli naprawiać pralkę, toster, odkurzacz, przybijać zdjęcia w łazience, wysuszyć piwnicę, zrobić intensywną deratyzację w ogródku, iść na polowanie na dziki, niedźwiedzie, antylopy, kangury… – totalnie się zgadzam, Josh nie powinien nigdzie iść. Zresztą sam mógłby powiedzieć, że jest zajęty i chce, nie wiem, cokolwiek sprawdzić jeszcze przy komputerze.
Z drugiej strony mógłby chcieć gdzieś wyjść z chłopakami, bo to byłaby szansa dowiedzieć się czegokolwiek ze świata zewnętrznego. Jeszcze inna rzecz: jak na genialnego nastolatka, też podejrzane, że Josh nie dodał 2+2 i nie domyślił się, że w wiadomościach być może mówią o porannej spektakularnej ucieczce przed helikopterem, a po mediach krążą już zdjęcia jego i mamy. Właściwie kupiłabym i opcję, w której Josh chowa się, bo jest ostrożny, i opcję, w której idzie z chłopakami, bo ma jakiś swój plan. Ale opcja, w której on nie chce iść, bo nie, a Patrick na siłę wypycha go z domu, żeby poszwendał się po ulicy, mimo że jest poszukiwany – tego kupić nie umiem. To jest zbyt dziwne.
Tym bardziej gdy Patrick mówi:
– (…) Twoja mama na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
Nie będzie miała nic przeciwko? Oczywiście, że powinna mieć coś przeciwko! Czy Patrick celowo chce się pozbyć jej i Josha ze swojego domu? Tak to trochę wygląda.

– Widzieliśmy twoją matkę w wiadomościach – zaczął Shawn. – Szukają jej i chłopaka około dwunastu lat, wysokiego, z ciemnymi włosami i niebieskimi oczami. Mówili, że to skrajnie niebezpieczni złodzieje, jeżdżą kradzionym autem… Trąbią o tym praktycznie wszędzie.
Joshua znieruchomiał. Serce nieco mu przyspieszyło, krew odpłynęła z twarzy. Znów wiadomości. Więcej informacji – i to tych, które podejrzanie się zgadzały. Ale złodzieje…? – Ale czemu on się dziwi, skoro przecież mama na jego oczach ukradła dwa samochody?
No i poza tym skoro w wiadomościach dokładnie opisywali Josha, tym bardziej mama i dorośli z salonu nie powinni wypuszczać go z domu.

– Poszukuje ich policja za kradzież czegoś grubego, co należy do rządu – ciągnął Shawn. – O, dopiero tutaj Shawn przyznaje, że chodzi o coś wartościowego i po tej wypowiedzi zdziwienie Josha uznałabym za trafne. Mam wrażenie, że w tym wypadku reakcja padła szybciej niż jej zapalnik.

Joshua nabrał garść piasku i rzucił go prosto w jego oczy. – Sugeruję: rzucił nim.
Świetne jest to, że Josh nadal nie jest bohaterem, który wszystko potrafi i gdy kozaczy przy bliźniakach, tylko pozoruje pewność siebie, a w rzeczywistości boi się, drży. Dajesz tej postaci miejsce na rozwój i to się ceni.


06. Czyli mamy miasto do spalenia

Matka chyba by mu powiedziała, gdyby tak było…
– A ja nie nazywam się Sarah Julia Cunningham, a jednak nie dopytuję – odparła tylko matka.

Problem w tym, że za oknem miał jedynie ścianę wagonu. Super, wsiąść do autobusu tylko po to, żeby potem wjechać autobusem do pociągu. Super, wsiąść do autobusu tylko po to, żeby potem wjechać autobusem do pociągu. Jeszcze gorsze było to, że ktoś na siedzeniu obok przewoził kurę. – Na stronie Eurotunelu w szczegółowych informacjach jest napisane, że pociąg zabiera na pokład tylko samochody osobowe i autokary, za to nie znalazłam ani słowa o autobusach [źródło].
Edit: Dalej w tekście zamiennie używasz autobusu z autokarem, ale w pierwszej chwili, gdy piszesz tylko o autobusie, jest to mocno mylące. Nie dziw mi się więc, że wpierw pomyślałam o takim ulicznym, zatrzymującym się i zgarniającym random ludzi z przystanków.
Inna sprawa:
Do autokaru turystycznego, np. Flixbus nikt nie mógłby wnieść kury, a już na pewno nie siedziałaby na kolanach czy była na smyczy (funfact: jest taki gadżet do kupienia na AliExpress), więc wątek dziwnego pasażera z nietypowym zwierzątkiem też budzi wątpliwości. I tu nie muszę robić researchu – na coś mi się ta praca w biurze podróży opłaciła. Pies przewodnik? Tak. Pies lub kot w transporterze, kagańcu, z czipem i książeczką szczepień? Opcjonalnie, ale rzadko. Kura? Nie ma szans.

Po niecałej minucie Joshua zmarszczył brwi. Paszportami zainteresował się, gdy podczas kontroli dostrzegł nazwisko trochę różniące się od tego normalnego. Dla pewności przypatrzył się im jeszcze przy drugiej kontroli, francuskiej – i miał rację. Nie był już Joshuą Llewelynem. Ale Arnold? – [Źródło]: Niezależnie od tego, czy jedziemy autokarem, czy samochodem, pierwsza „przeszkoda” to kontrola biletów (jeśli jedziemy autokarem załatwia, to za nas przewoźnik). Zresztą kontrola w czasie przejazdu tunelem też byłaby bez sensu, bo skład autokaru nie może się zmienić w czasie podróży, żaden pasażer nie dosiądzie się przecież w tunelu. Ponadto bohaterowie powinni być także skontrolowani przez celników (nie: kontrolerów biletów) – francuskich i angielskich – i to całkiem szczegółowo. Nie będę się o tym jednak rozpisywać; więcej informacji znajdziesz w podanych wyżej źródłach oraz na filmikach na YT.

No i też dziwi trochę, że nie wiadomo właściwie, jak mama Josha i jej syn dostali się do autokaru w pociągu. Kobietę od rana pokazują w wiadomościach, nagroda do zgarnięcia za nią jest niebotyczna. Gdyby Linnette się chociaż przebrała czy miała perukę… Tymczasem przypadkowe dzieciaki na ulicy rozpoznają Josha i jego matkę właściwie od razu i z daleka, gdy bohaterowie tylko parkują samochód i wchodzą do domu. Ale gdy podróżują z ludźmi autobusem w pociągu, to nagle nikt nic, nu-nu. A przecież w Eurotunelu jest wi-fi.


07. Lepiej nie trafić na kamery

Miał też nadzieję, że jak najszybciej pozbędzie się tych kretyńskich spodni, które paskudnie piły go w co najmniej czterech miejscach i tylko przypominały o spokojnym życiu ucznia prywatnej szkoły, a nie dzieciaka ściganego przez policję. – Aż, powiem ci, jestem zdziwiona, że Josh jeszcze nie wspomniał niczego o swoich butach, choćby mimochodem i przelotnie.

Podczas gdy matka kupowała bilety, Joshua zastanawiał się, czy samolotem dało się przewozić noże. Na pewno nie w bagażu podręcznym, to było pewne. Mógł go gdzieś schować, ale przecież czekały go trzy odprawy (cholerna przesiadka) i nawet jeśli za pierwszym razem mu się poszczęści… za drugim już niekoniecznie. – Nawet za pierwszym nie, bo bramki potrafią dać znać nawet o metalowej sprzączce pasa, a co dopiero nożu motylkowym.

Do akt oprócz kradzieży jakichś dokumentów musieliby mu dopisać bycie niedoszłym nożownikiem.
A nie za bardzo miał na to ochotę.
Podrapał się po karku. Nie za bardzo miał ochotę na stratę noża, ale żeby go przewieźć, musieliby kupić dodatkowy bagaż. – Czy to celowe? Jeśli tak, dla podkreślenia dodałabym też przed ochotę.

– No i… W podręcznym raczej nie można przewozić noża, więc… No, i mógłbym wsadzić tam też laptopa. Kto wie, kiedy się potknę albo coś, przypadki chodzą po ludziach… – to akurat słaba wymówka, bo laptopy pakuje się do bagażu podręcznego, zalecają to nawet pracownicy lotniska. Główne bagaże lubią się gubić i spóźniać, mogą się także uszkodzić, gdyż nie są traktowane jakoś super ostrożnie. Oczywiście, Josh nie musi o tym wiedzieć, jednak wcześniej wspominał, że często latał z rodzicami na wakacje, więc zapewne zdążył zauważyć, że sprzętu elektronicznego jak aparaty, tablety, laptopy, ładowarki, szczoteczki elektryczne i tak dalej z reguły nie przewozi się w bagażu rejestrowanym, chyba że robi takie podchody, bo wierzy w naiwność matki. Poza tym, no właśnie, bagaż rejestrowany wymaga dodatkowych procedur, a to naraża bohaterów jeszcze bardziej. W końcu nie tylko trzeba wejść do sklepu, kupić torbę, ale też ją nadać przy służbach celnych. Jeśli Josh widzi zdjęcie mamy i swoje na rozkładówce w kiosku – mógłby skojarzyć, że spełnienie jego prośby jest ryzykowne, a najbezpieczniej byłoby po prostu pozbyć się noża. Podejrzewam jednak, że zaplanowałaś dla niego jakąś rolę. Trudno znaleźć jakiekolwiek dobre rozwiązanie, szczerze mówiąc. Może jego super-mama miałaby jakiś sensowniejszy pomysł na przemyt?

Joshua wzruszył ramionami.
– I tak będziemy czekać. – Jeśli Josh ma na myśli oczekiwanie w strefie bezcłowej, to przecież do tej strefy trafia się już po odprawie i nadaniu bagażu. Więc nie, jeśli bohaterowie chcą kupić i zarejestrować bagaż, muszą to zrobić wcześniej, przed odprawą celną. Typowe długie oczekiwanie na lot odbywa się już tylko z bagażem podręcznym w zupełnie innej części lotniska i za bramkami.
Edit: chyba że chodzi o to, że będą czekać długo na odprawę…? Jednak w dalszym fragmencie Josha mama przyznaje, że mają mało czasu. Nie umiem wywnioskować, czy chodzi jej o odprawę, czy samolot.

Miał wrażenie, że pomylił własną matkę z jakąś Francuzką. Nie dość, że nie wiedział, że mówiła po francusku – mówiła z doskonałym akcentem. // Chłopak wyjął telefon z kieszeni i szybko coś powiedział.
– Merci beaucoup! – Uśmiechnęła się Linnette [Linnette uśmiechnęła się]. Gdy przeszli parę kroków, powiedziała: – Musimy się pospieszyć.
– Dlaczego?
– Mamy mało czasu – odparła kobieta nerwowo.

Fragment ten sugeruje, że kobieta pyta chłopaka o godzinę, ale przecież kilka scen wcześniej ukradła komuś zegarek. Nie pamiętam, czy przy pierwszym moim czytaniu (przed oceną) pojawiła się tamta wzmianka o zegarku, dlatego wydaje mi się, że scena z pytaniem o godzinę to pozostałość, o której zapomniałaś w czasie edycji, gdy dodawałaś kradzież.

Ten dialog jest prześwietny:

Joshua uniósł brew. Uśmiechnął się na sekundę, ale natychmiast spoważniał. Zagrożenie terrorystyczne…?
– Ale… czemu?
Co takiego ukradli, że wzięto ich za terrorystów?
Matka spojrzała na niego i pokręciła głową.
– Nie teraz. Musimy się pospieszyć.
– Ale…
– Nie dyskutuj, Joshua.
Wziął głęboki wdech.
– Nie rób miny, Joshua.
– Nie robię miny.
– Robisz minę – podkreśliła stanowczo matka. – Masz to po mnie. Doskonale wiem, kiedy robisz minę.




(...) mógł swobodnie wkładać ręce do kieszeni i nie bać się o to, że za którymś razem nóż wypadnie na ziemię albo niefortunnym zbiegiem okoliczności potnie sobie rękę i jeszcze bardziej niefortunnie się wykrwawi. – To brzmi trochę tak, jakby rękę miałby sobie pociąć nóż.

Znajdowali się na obrzeżach centrum Lille i miał wrażenie, że niemal za wszystkimi zakrętami czaili się policjanci gotowi do ich aresztowania, oddania strzału… Każda sekunda, każdy kolejny krok, każde przejście przez ulicę mogły wciągnąć ich w ogromne problemy. Mimo wszystko musieli się dostać na lotnisko. // A najgorsze było to, że Lille chyba za wszelką cenę próbowało mu o tym przypomnieć. Radiowozy stały prawie na każdej ulicy, niewielkie grupki policjantów widział za każdym rogiem… (...) W prawie Paryżu niemal na każdej ulicy znajdowała się kawiarnia, restauracja lub jakaś knajpa. Gdy przechodzili obok piekarni, Joshua czuł zapach świeżego pieczywa – był to zapach tak przyjemny, że Josh na moment zapomniał, że zjechała się za nim kawaleria z całego kraju. – Aż chciałoby się powiedzieć, że Josh i jego mama mają ogromnego farta. Zakup plecaka sprytnie pominęłaś, tak jak wejście do autokaru, a jednak odbiorca może zastanawiać się, jakim cudem bohaterom udaje się aż tyle. Mama Josha nie była przebrana, miała tylko okulary. Bohaterowie nie zmienili ubrań od pościgu, więc poszukiwano ich na podstawie ich ubrań, ludzie w Prawie Paryżu mijający ich oraz widzący ich zdjęcia w sieci, w gazetach, w telewizorach… to aż cudownie niemożliwe, że nikt, zupełnie nikt, nie zwrócił na nich uwagi.

Przetarł nos, zacisnął usta i szybko skinął głową.
Wyszli na zewnątrz.
– Proszę, to dla ciebie. – Wręczyła mu bułeczkę z czekoladą. – Sobie wzięłam croissanty z tym nadzieniem migdałowym. Zawsze chciałam ich spróbować.
Joshua skinął głową. – W takich momentach warto byłoby podkreślić celowość powtórzenia, by nie wyglądało jak… no, powtórzenie właśnie. Może: ponownie skinął?

– Jak powiem trzy, masz biec – powiedziała matka.
Joshua znieruchomiał.
– Że co?
– Trzy!
Policjanci zaczęli biec. – O, a to warto byłoby czymś tak po prostu zastąpić.


08. Mówią państwo po angielsku?

Pisk opon i klakson zmroził mu krew w żyłach. – Zmroziły.

W ostatniej chwili dostrzegł wąską uliczkę obok. Zdążył zahamować, omal nie wpadł na ścianę, wykorzystał pęd i wpadł w zaułek.

Scena ucieczki przed policjantami robi wrażenie. Nawet gdy już wydawałoby się, że Joshowi udało się uciec – nagle znów gdzieś obok pojawia się policja, napięcie nie maleje. Czyta się z zapartym tchem, przybliżając twarz do monitora. Mimo że scena trwa dość długo, nie zmęczyłam się nią, umiejętnie przeplatasz zdania krótkie z dłuższymi, jest melodyjnie i naprawdę lekko. Zacytuję jeden z moich ulubionych fragmentów, mniej dynamiczny, ale podsumowujący scenę:

Manewrując między śmietnikami a schodami pożarowymi, gnał dalej, zadyszany, przeklinając siebie, policję, emerytki spacerujące w biały dzień, ludzkich niedźwiedzi, a przede wszystkim własną matkę.
Całe ciało błagało go o przerwę, jego kroki stawały się coraz cięższe, ale zaciskał zęby. Dawał z siebie wszystko i jeszcze trochę więcej.

Przed sobą miał tylko siatkę z drutem kolczastym na górze. Ogrodzenie nie było wysokie, ale… drut kolczasty.
Żaden kłopot. A przynajmniej taką miał nadzieję. (...) // Wyobraził sobie, że to było zwykłe wyjście z chłopakami, w końcu nie takie rzeczy robił. – W pierwszym rozdziale pokazałaś już, że Josh potrafi wspinać się i przeskakiwać przez ogrodzenia, dlatego tutaj nie dziwi, że nawet po męczącym biegu daje sobie z radę z przeszkodą. Fajnie, bo udowadniasz, że tym razem budujesz tekst w oparciu o hinty i realne możliwości chłopaka, a tekst zyskuje głębię, dane się zazębiają i wynikają z siebie. Pamiętam, że w poprzedniej wersji, tej, którą oceniałam, Josh wielokrotnie robił coś, co nie mieściło się, że tak powiem, na liście jego skillów pasywnych, a narrator sugerował, że bohater wyobrażał sobie po prostu jakieś ruchy z filmów akcji. To tak jednak nie działa i cieszę się, że zrezygnowałaś z tamtego uproszczenia.

Mocno odepchnął się od płotu. W trakcie krótkiego lotu modlił się w myślach, żeby nie połamać nóg. I chronić kostki. I kolana. I kręgosłup.
Wylądował na trawie na ugiętych nogach. Nim dotarło do niego, co właściwie zrobił, już biegł dalej. Nawet nie patrzył za siebie. Myśli pędziły tam i z powrotem, ale i tak w głowie miał tylko jedno: odnaleźć matkę. – Takie fragmenty jak ten wypadają znacznie naturalniej, bo łatwiej uwierzyć, że na Josha zadział pewien instynkt samozachowawczy niż szczegółowe wyobrażenia, jak coś zrobić, porównując wydarzenie do sceny filmowej. To drugie zajmowało czas, którego bohater nie miał, bo akcja gnała w przód. W tej wersji tekstu również go nie ma, ale Josh już nie traci czasu na za długie przemyślenia. A przez to traci się wrażenie, że akcja zatrzymuje się, by mógł pomyśleć.

– Musimy jeszcze dotrzeć na lotnisko – przypomniała. – Złapiemy taksówkę. To niedaleko. – Trochę trudno mi w to uwierzyć, że matka Josha po spotkaniu z nim ma jeszcze nadzieję na to, że dostaną się na lotnisko. Są zmęczeni, brudni, roztrzęsieni, spoceni, a Josh ma uchlapane krwią spodnie i rozoraną nogę. Nie, to się wcale nie będzie rzucać w oczy w mieście, w którym wszyscy zdają się ich ścigać, a przynajmniej znać ich twarze i kwotę wyznaczonej za nich nagrody.

Skinął tylko głową, po czym wsadził ręce do kieszeni. – Tylko skinął głową…

Nie rozwiązywało to jednak żadnego problemy. – Problemu.

Zwłaszcza, [przecinek zbędny] że zapewne te radiowozy na poboczu były gotowe właśnie do ruszenia w pościg.
Matka Josha zaskakuje coraz bardziej – na plus. To, że trafił im się lekkoduszny policjant, to czysty łut szczęścia, który jestem w stanie kupić, tylko… język arabski? Linnette i Josh pochodzą z Walii, więc czy z karnacji czy choćby stroju jakkolwiek byli podobni do Arabów? Matka Josha mogłaby z jakiegoś targowego straganu zwinąć komuś choćby jakąś chustę.


09. Nie będzie dobrze

Znowu to zrobiłaś – zagrywasz dokładnie tą samą kartą, którą wyłożyłaś na stół, gdy bohaterowie chcieli dostać się do autokaru. Rozdział rozpoczynasz od informacji, że wsiadają oni już do samolotu. No dobrze, ale skoro takie problemy robili im policjanci na ulicy i ci kręcący się niedaleko lotniska, jakim cudem ktokolwiek przepuścił ich przez bramki? W taksówce Joshowi adrenalina mogła nieco opaść, ranna noga na pewno dała o sobie znać, zresztą nadal bohater miał brudne spodnie. Wystarczyłoby, by policjanci na bieżąco przekazywali sobie informacje o strojach uciekinierów i ich kondycji fizycznej, i byłoby po ptokach. Tym bardziej że Josh miał bagaż rejestrowany. 
Trochę rozczarowało mnie, że po fartownym wjeździe na lotnisko taksówką, bohaterom nadal sprzyja ogromne szczęście, te sceny są chyba zbyt blisko siebie, by kupić obie naraz. Nie, żeby brakowało mi wrażeń, ale teraz wygląda to tak, że obstawa lotniska i policja to niezorganizowani partacze. Tym bardziej że w miejscowości, w której się znajdują, lotnisko jest tylko jedno, drogi najpewniej też są zablokowane. Łatwo podejrzewać, że kobieta z synem będą chcieli opuścić Francję, może nawet Europę i… udaje im się to, a ty nawet nie tłumaczysz jak. Po prostu muszę w to uwierzyć, bo dostaję ich w samolocie i kropka. No okej, mogę na to pójść, ale nadal pozostaje niesmak.

Do tego zwróć uwagę na jeszcze jedną rzecz: pierwsze rozdziały przedstawiają ucieczkę, bohaterowie robią wszystko, by dostać się na lotnisko. Opisujesz pościgi samochodowe i manewrowanie między radiowozami pieszo, próby ukrywania się, przeskakiwanie ogrodzeń i tak dalej. Jednak czytelnik wie, że to cały czas jest poniekąd wstęp do głównego punktu – tego najtrudniejszego – czyli dostania się na pokład samolotu. Gdy to pominęłaś, czuć rozczarowanie. Bo jednak mamy wstęp (próby) oraz zakończenie (siedzenie w samolocie), a gdzie najważniejsze – środek? Wygląda, jakbyś pominęła go celowo, bo nie miałaś na niego pomysłu albo bo byłaś już zmęczona ciągłymi scenami akcji. Jednak jeśli powiedziałaś A, czyli dałaś do zrozumienia, że wejście do samolotu jest piekielnie trudne, to musisz też powiedzieć: B, inaczej cała ta bieganina na mieście traci wartość i sens.

Jednak w ciągu trwającego nieco ponad dwanaście godzin lotu nie mógł zmrużyć oka, a gdy tylko próbował zasnąć, widział wszystko na nowo, w kółko i w kółko, a niewyjaśnione wątki nie pozwalały się rozluźnić. – Dwanaście godzin? Z Francji do Bułgarii? Poza tym…, chwila. Czy z lotniska Lille-Lesquin w ogóle leci cokolwiek do Bułgarii? Tablica wylotów mówi mi, że nie. Musieliby mieć przesiadkę, na przykład w Marsylii (lot bezpośrednio ok. dwie godziny), a stamtąd do Warny, ale to też z dwoma przesiadkami. Albo do Sofii – z przesiadką na przykład w Stambule (choć przez Paryż byłoby szybciej, ale rozumiem, że w tym wypadku to jak wejść w paszczę lwa). W każdym razie pamiętaj, że lotnisko na obrzeżach Lille loty poza Francję ma raczej sezonowe. Połączenia z Lille do Sofii czy Warny i tak wyszukiwarka lotów pokazuje mi z co najmniej dwoma międzylądowaniami, wtedy w dwanaście godzin minimum byłabym w stanie uwierzyć, ale też nie napisałaś, by Josh gdziekolwiek się przesiadał. Zastanawiam się teraz, czy totalnie nie prościej byłoby kupić bilet na lot czarterowy (te są krótsze, bo są docelowe) u touroperatora w jakimś lokalnym biurze podróży, oczywiście online. Wtedy bohaterowie lecieliby z cztery godziny z hakiem bez żadnych międzylądowań i elo.

– Mamo, mogę wziąć laptopa?
Obejrzała się na niego.
– Możesz – odparła z nieznacznym uśmiechem. – Nie wchodź na facebooka ani nic takiego, dobrze?
Joshua westchnął i skinął głową. – Facebooka od wielkiej. A w ogóle… ona naprawdę mu uwierzyła, że tego nie zrobi? Po tych wszystkich pytaniach, które zadawał i ze świadomością, że jeszcze nic mu sama konkretnego nie powiedziała? Na miejscu Josha Facebook byłby pierwszą odpaloną zakładką. A skoro Josh faktycznie nie posłuchał mamy w kolejnych zdaniach, to oznacza, że kobieta jest mocno naiwna.

Listem gończym z Interpolu ścigana jest 36-letnia Brytyjka posądzona o kradzież i morderstwo oraz jej 11-letni syn. – To zdanie wydaje się trochę kwadratowe. Może jednak z podkreślenia zrobiłabym wtrącenie wydzielone przecinkami, bo morderstwo oraz jej syn bez pauzy brzmi i wygląda dziwnie.

Chciałam przez moment zacytować fragment kłótni matki z Joshem, bardzo uczuciowy i przerażająco naturalny, esencjonalny, ale za chwilę pomyślałam sobie, że to bez sensu. Raz, że tylko bym spoilerowała sytuację z ojcem, dwa – ten fragment nie zadziałałby tak samo jako wyrwany z kontekstu urywek. Cała scena rozmowy wywołuje bardzo silne emocje, które narastają w jej trakcie i wybuchają w punkcie kulminacyjnym, więc trudno wybrać jakikolwiek urywek, żeby odbiorca wyłapał zalety, o których wspominam. Podoba mi się też, jak rozsądnie używasz przekleństw, dzięki czemu nabierają mocy i są prawdziwe. Josh już nie wkurza, nie irytuje, ale naturalnie balansuje na krawędzi: niby wciąż pozostaje dzieciakiem, młodym nastolatkiem, ale jednocześnie dorasta w czasie lektury poprzez rozgrywające się wydarzenia. I mogłabym powtarzać, jakie to znakomite, ale i tak już uważam, że ocena posysa, bo przestaje być obiektywna; czytam cię szybko i z lekkością, a stylistycznie nie odbiegasz od autorów znanych i wydanych, więc moja robota w temacie twojego warsztatu zdaje się bezsensowna. Zresztą jestem pod wrażeniem twojej poprawności, błędy praktycznie nie występują, tekst wygląda jak po korekcie i niezłej redakcji. Idźmy więc dalej.


10. Doskonale wiesz, ile to jest warte

Usta pomalowane czerwoną szminką, idealnie wykonana reszta tego wszystkiego, co się robi na twarzy… Po co? // W głowie zapaliła mu się czerwona lampka.

(…) od samego początku monitor był wyłączony. Pospiesznie włożył buty stojące obok łóżka (…). – Podmioty.

Wtedy Joshua potężnie pchnął ją na ścianę salonu fryzjerskiego. // Joshua zdążył przerzucić nogę nad ramą i odepchnąć się od ziemi, nim rower walnął w ścianę.

Scena pościgu za mercedesem jest świetna, ale wątpliwa pod tym względem, że kierowca na bank dostrzegłby pedałującego za nimi od dłuższego czasu nastolatka. Matka wystarczyłoby, żeby odwróciła się i spojrzała przez tylną szybę, a wszystko stałoby się dla niej jasne. Tymczasem Josh nie tylko cały czas gonił samochód, ale także przeszedł za nim przez bramę tajemniczej rudery. Podejrzane, nie wiem, czy nie zbyt naiwne i czy znów nie wymagasz ode mnie zawieszenia niewiary kosztem prowadzenia fabuły; z drugiej strony mam dysonans, bo podoba mi się ta scena na rowerze i wytykanie jej jako imperatywu, bo Joshowi w sumie udało się fartem, nie sprawia mi wielkiej frajdy. Tym bardziej że po akcji w taksówce i przelocie do Warny, takie łuty szczęścia się kumulują. Niedługo będzie ich za dużo, by były znośne.
Edit: W następnym rozdziale pada taka informacja: – Cieszę się, że przeszedłeś. Gdyby nie ty… – przerwała na chwilę. – Wiedziałam, że przyjdziesz. Dlatego nie zamykałam drzwi. – A więc Linnette wiedziała, ze jej syn będzie ją śledził i pewnie dlatego nie zwróciła na to uwagi. W takim wypadku moja uwaga wydaje się nieadekwatna. Pozostawiam ją jednak, abyś widziała, jak odbieram tekst na bieżąco. Przyszło mi jeszcze do głowy, że Josh sam mógłby w czasie pościgu zdziwić się, iż idzie mu tak prosto, bo przecież się nie tuszuje z pościgiem. Wtedy czytelnik nie byłby odosobniony w swoich wątpliwościach.

Chwaliłam cię już za poruszanie wszystkich zmysłów? Uwielbiam jak plastycznie przedstawiasz mi najmniejsze detale, a wyobrażenia nabierają kształtów, kolorów, smaków i dźwięków. O, na przykład tu: Żeby nie zostawić swoich śladów w błocie, ruszył poboczem, ale buty i tak nieprzyjemnie cmokały przy każdym kroku. Albo:
Jęknął – a właściwie tylko próbował jęknąć, bo miał zasłonięte usta. Próbował oderwać od siebie nadgarstki napastnika, drapał i szarpał, ale uścisk był jak uchwyt żelaznego imadła.
Te porównania! Te opisy!




11. Jeśli kłamiesz, wrócę tu i przestrzelę ci stopę

Steve pokiwał głową i odchrząknął. Przez długą chwilę wpatrywał się w przestrzeń ponad głową Linnette.

Zaśmiał się z własnego żartu i jeszcze wesoło prychał, gdy stawiał walizkę na maske samochodu. – Maskę. Choć może płynniej byłoby: na masce.

Linnette zacisnęła usta. Za wszelką cenę próbowała nie okazywać emocji ani nie zareagować gwałtownie – nawet jeśli Steve wydawał się wiedzieć coś więcej.
– Ufam ci – powiedziała tylko.
Spojrzała na walizkę wypełnioną plikami banknotów. Zacisnęła usta i przeniosła wzrok na teczkę. – Zwróć uwagę ogólnie na cały dialog w tej scenie. Użyj szukajki, by sprawdzić, czy liczba uśmiechów [polecam szukać pod: uśm], zaciśnięć ust czy gestów typu wzruszenie ramion nie jest za dużo i czy taka powtarzalność ci odpowiada. Na moje robi się mechanicznie; miałam już podobne wrażenie w pierwszym rozdziale i tutaj ono wraca.
To samo zresztą tyczy się słowa: matka. Wyszukaj je, sprawdź momenty, w których nagromadzenie jest zbyt duże. Zdarza się, że podmiot możesz pominąć; Linnette to jedyna kobieta w tej scenie, więc wszystkie czasowniki żeńskoosobowe będą przypisane do niej – jeśli tylko gdzieś pomiędzy zdaniami nie napiszesz czegoś w stylu, że ziemia zadrżała. O takich momentach mówię:

Joshua skinął głową. Matka puściła go i znów zwróciła się do Billa:
– Kluczyki.
– Nie wiem – wydusił Bill pomiędzy jękami bólu.
Matka [O]odchrząknęła.

Tekst nadal pozostanie logiczny, ale zyska dodatkową płynność, bo czytelnik mimo wszystko nie będzie wpadał na stale powtarzane słowa, których nie potrzebuje, by rozumieć, co czyta.

– Dobrze wiesz, Linnie, że ja nie jestem człowiekiem, który chowa urazę – stwierdził powoli. Odsunął się parę kroków od Linnette. – Spokojnie mogłabyś napisać: odsunął się od niej parę kroków. Zaimka warto użyć również nieco dalej:

Słowa Steve’a przestawały jej się podobać.
Wzrok miała nieruchomo wbity w Steve’a – rejestrowała jego każdy nawet pozornie nieważny ruch, choćby drgnięcie nosa. – Może: Nieruchomo wbijała w niego wzrok?

Przy sprzedaży rzeczy TEJ wagi najważniejsza jest jak najmniejsza ilość świadków. – Mimo wszystko napisałabym liczba; choć to dialog, zachowałabym poprawność. Nie jest to duża strata dla tekstu, a nie będzie można się przyczepić.

Kiedy znów, na ułamek sekundy, skrzyżował spojrzenie z matką, wstrząsnął nim niemy spazm. Ściągnął brwi, próbował przeprosić (…) – podmioty. Plus nie robiłabym z drugiego zdania składowego wtrącenia, a więc usunęłabym oba przecinki.

Wpatrywał się w matkę z myślami pędzącymi tam i z powrotem. Wymyśli coś. Musiała coś wymyślić. Błagał w myślach, żeby coś wymyśliła. – Trochę tego za dużo…

Koło ucha zabrzęczała mu zabłąkana [m]ucha, która wleciała prosto w pajęczynę rozciągniętą na sąsiednim filarze. Wiatr nieznacznie poruszał folią przybitą do wąskiego okna. – Podoba mi się ten krótki przerywnik. Dobrze buduje atmosferę i wstrzymuje napięcie, gdy bohaterowie są na celowniku, praktycznie klękają przed lufami.

(…) matka odezwała się:
– Lubisz widowiska, tak?
Złapała za zamek pistoletu i mocno szarpnęła w bok. Huk wystrzału przeszył powietrze. Już trzymała broń – odwróciła się i strzeliła w stronę Josha. Chłopak usłyszał za sobą zdławiony okrzyk, a gdy się obejrzał, Ray cofał się w panice i trzymał za bark. Spod palców ciekła mu krew. Joshua zobaczył, jak pistolet spada na ziemię.
Skrzyżowali spojrzenia.
Joshua nie wiedział, co się dzieje. Niewyraźnie usłyszał polecenie matki i bez zastanowienia sięgnął po broń. Nawet nie wiedział, kiedy udało mu się podejść do matki i podać spluwę. Coś świsnęło tuż nad jego głową. Poczuł tylko wiatr.

Jejku, wiesz, co jeszcze warto docenić? Wprost uwielbiam takie zabiegi, gdy akapity są przemyślane pod względem budowy, użytych słów, ich dźwięczności. Wystarczy przeczytać ten fragment na głos. Zobacz: ziemię i dzieje to rymy niedokładne, mają tyle samo sylab, tę samą końcówkę, nie brzmią jednak aż tak podobnie i nie są aż tak blisko siebie, by kłuły; wręcz przeciwnie – przy czytaniu wyznaczają melodyjność. Podobnie masz wyżej, bok i broń – bliskie budową słowa, bo o bliźniaczej pierwszej literze i liczbie sylab, ale położone na końcu zdań składowych, gdzie padają akcent. I to działa. Dalej również: skrzyżowali spojrzenia/bez zastanowienia. Jestem pod wrażeniem, jak operujesz słowem, by tekst sprawdzał się nie tylko fabularnie, ale i technicznie. Dopracowany w drobiazgach.




Joshua nie tracił czasu i gorączkowo odsunął się do tyłu, aż poczuł na plecach drzwi bentleya. Przełknął ślinę i nerwowo zaczął przygryzać wargi do krwi. Gorączkowo zastanawiał się, czy powinien coś zrobić – ale co?

Bill szybko doszedł do siebie. Gdy matka wymieniała z Rayem serię szybkich ciosów, złapał ją za szyję i zaczął dusić.

Ray wykorzystał tę chwilę i zaczął bić Linnette w brzuch. – Sugeruję: po brzuchu. W brzuch pasuje bardziej do trybu dokonanego, na przykład: uderzył.

– Na trzy rzucasz! – powiedziała szybko, zerkając w stronę Josha. Kosztowało ją to oberwanie od sierpowego. – Sugeruję: z sierpowego.

Co miał rzucić? // I wtedy zorientował się, że wciąż miał pistolet w dłoni. – To powtórzenie nie wygląda na celowe.

Oba posłały Steve’a na ziemię. Joshua znieruchomiał, obserwując, jak Steve uderza w [nią] ziemię i wzbija w powietrze chmurę pyłu.


12. Może i zgubi, ale na pewno nie pogrzebie

Szczerze powiedziawszy, trochę zgubiłam się w tym fragmencie:

– Joshua? Joshua!
Karabiny i pistolety nagle ucichły. Świszczące pociski i wybuchy rakiet zlały się w czerń. Huk odległych granatów i strzałów ziemia-powietrze zastąpiła cisza…
Ale nie tym razem.
Tym razem matka nie wyrwała go z idealnego snu pełnego rakiet, granatów i bomb. (…) Tym razem nawet nie spał. Zerwał się od razu i spojrzał na ekran laptopa. – Skoro najpierw piszesz, że karabiny nagle ucichły – zdaniem oznajmującym – czemu za chwilę wspominasz, że Josh wcale nie spał? W takim razie skąd chociażby huki tych granatów…? Może chodzi o to, że w dalszej części piszesz o recepcji i gościach z karabinami wchodzącymi do bułgarskiego hotelu, ale skąd wtedy w takim razie rakiety…?

Drzwi z hukiem wypadły z futryny i walnęły o podłogę. W górę wzniosła się chmura kurzu, wyrwane zawiasy spadły na podłogę (…).

Joshua starał się nie zwracać uwagi na dwóch wykrwawiających mu się pod nogami trupów. – Na (kogo? co?) dwa wykrwawiające mu się pod nogami trupy. Trupów w bierniku to forma rzadsza, przestarzała już, więc unikałabym jej we współczesnej młodzieżówce.

Piasek obsypał mu twarz. Próbował się odsunąć do tyłu, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. – Podmioty.

Joshua z matką zdążyli dobiec do ogrodzenia.
– Podsadzę się – szepnęła matka.
Usłyszał bolesne syknięcie, gdy podparł się o [jej] splecione ręce matki. Dalej podobnie:
Karabin upadł obok niego. Matka z łatwością przesadziła siatkę i złapała [go] karabin.

Piszesz, że Joshowi kostka dała się we znaki i w tym momencie przyszło mi do głowy, że może Josh nadal powinien czuć też rozorane niedawno udo? W sumie nie wiem, jak długo bohaterowie przebywali w motelu, ale w sumie… czy ono nie powinno być odczuwalne w czasie sceny pościgu na rowerze za mercedesem?

Na kolana Josha wypadły zakurzone mapy, porysowane płyty i parę narzędzi. Matka od razu zlustrowała je wzrokiem. Złapała śrubokręt i mocno wbiła go w stacyjkę. Westchnęła boleśnie, ale walnęła nasadą dłońmi drugi raz. Joshua miał wrażenie, że samochód zaraz rozleci się na kawałki. Spojrzał nerwowo na ogródki. Od paru chwil w powietrzu wisiała gęsta cisza, ale on bez przerwy odczuwał niepokój w sercu.
I miał dziwne wrażenie, że to dopiero początek.
Trach!
Kolejne uderzenie. Matka przekręciła śrubokręt zdecydowanym ruchem. – Wątpię, by tak to działało. Owszem, da się odpalić samochód śrubokrętem, jednak nie wkłada się go w tradycyjną stacyjkę, a w kostkę stacyjki, wcześniej wyciągniętą i rozebraną. To tam przekręca się śrubokręt (zresztą kostka ma nawet przeznaczony dla niego otwór, więc nie wbija się go na siłę), natomiast w standardowej stacyjce i tak musi znajdować się kluczyk. Takie informacje znalazłam na filmikach instruktażowych z YT, na przykład [KLIK], oraz forach internetowych [np. tu; są też zdjęcia]. Natomiast nie znalazłam źródła informacji, który mówiłby o tym, że auto da się odpalić, na siłę wbijając śrubokręt w stacyjkę. Zresztą nawet na chłopski rozum, widząc, jak wygląda sama stacyjka (tzn. miejsce, do którego docelowo wsuwasz kluczyk), widać też, że wepchnięcie śrubokręta tylko by ją uszkodziło – jest za mała, a śrubokręt jedynie połamałby zamek.
Edit: Znalazłam również kilka filmików angielskich o tym, jak odpalić auto śrubokrętem bez kluczyka, jednak to wymaga demontażu chociażby kierownicy [KLIK], aby móc ją odblokować i nią poruszać (za co wcześniej odpowiadał właśnie kluczyk w stacyjce). Pamiętaj, że nawet stare samochody takie jak polonezy charakteryzują się blokadą kierownicy po wyciągnięciu kluczyka i to nie jest kwestia nowoczesnej technologii, a raczej standardowego zabezpieczenia.
A, i jeszcze coś: Przy czym nie daj się zmylić filmikom, w których potencjalni złodzieje aut wkładają na luzie śrubokręt do stacyjki zewnętrznej (w miejsce kluczyka). Właśnie zobaczyłam trzy filmiki o tym, jak przerobić śrubokręt na kluczyk imitujący go, jednak to wymaga wcześniejszej pracy ze szlifierką i innymi narzędziami. Niemniej efekt jest świetny i można łatwo nim kogoś sprankować [KLIK].

Wyłamał palce. Zobaczył naprzeciwko dwa jasne punkty, które bardzo szybko zaczęły się powiększać.
– Joshua – zawołała ostrzegawczo matka.
– Co…
Urwał w połowie słowa. – W sumie to nie była połowa słowa, nawet nie połowa zdania. Napisałabym:
– Co… – ale nie skończył. Czy coś w tym rodzaju.

Zakończenie rozdziału jest mocne. Wyczyny Linnette były spektakularne i pod koniec kobieta naprawdę zaczęła kojarzyć mi się z Larą Croft (koniecznie tą z części Angel od Darkness, głównie przez podłoże sensacyjne i determinację bohaterki, jej turbowytrzymałość) czy inną silną zawodowczynią pokroju Nikity albo Salt. I gdy przez myśl mi przeszło, że robi się to zbyt spektakularnie – rozdział skończył się wiadomo jak. Znów zaskoczyłaś mnie wyczuciem; mam wrażenie, że, pisząc, mocno wyczuwałaś się nie tylko w postaci, by oddawać ich przeżycia, ale i w czytelników – wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom. Nie, żebym źle życzyła matce Josha, ale podświadomość i znajomość uniwersum, na którym bazujesz, zdradzały mi, jak to się musi skończyć. Sądzę, że skończyłaś to w dobrym momencie. Nie zawodzisz mnie.


13. Był tylko żałosnym Joshuą Llewelynem

Nie było ckliwie, nie połasiłaś się na rzewne pożegnania i łzawe opisy, hollywoodzkie zagrania pokroju ostatnich wyszeptanych słów. Było tak… po prostu. Realistycznie i chłodno. Cieszę się, że poszłaś tą drogą i jedyne, co zwróciło moją uwagę, to Josh i jego przeczesanie włosów. Wiem, że to odruch naturalny i poza kontrolą, który pojawia się w nerwach i gdy bohater nie wie, co zrobić, ale jednak chyba nieco bardziej połasiłabym się na to, by Josh zachowywał mniejszy stoicyzm, by zamiast zastanawiać się nad pierwszą pomocą, po prostu przeżywał tę scenę bardziej chaotycznie, po ludzku i nastoletniemu. Chodzi mi głównie o ten fragment:

Wytarł krew w spodnie i drżącą dłonią przeczesał włosy.
Muszę coś zrobić.
Muszę. Coś. Zrobić.
Przymknął oczy i wziął głęboki wdech. Próbował sobie przypomnieć, co tłumaczył mu kiedyś tata, gdy jakieś dwa lata temu wziął sobie za obowiązek nauczyć Josha podstaw pierwszej pomocy. Wtedy, z ranami namalowanymi flamastrem albo niewielkim fantomem, wszystko wydawało się dziecinnie proste i zabawne.
Teraz, kiedy historia pisała się na jego oczach, prezentowało się to całkowicie inaczej.
Drżącą dłonią przeczesał włosy.

Z jednej strony bardzo podoba mi się zdanie o innej historii, piszącej się przed bohaterem. Z drugiej – to, co je poprzedza, trochę wytrąca mnie z atmosfery dramatu. Jeśli to POV Josha, który przypomina sobie zabawną naukę – nie pasuje do tej specyficznej chwili. Myślę, że taka rzecz po prostu nie pojawiłaby mu się w głowie. Mimo wszystko rozmawiamy o dwunastolatku, do którego powoli dociera, że został na świecie sam.
Swoją drogą od momentu, w którym Josh dowiedział się, że jego ojciec nie żyje, mam wrażenie, że za mało o tym myślał. Wiem, że akcja była wartka, ale brakło mi w niej chociaż pojedynczych półsłówek, krótkich zdań, tej mowy pozornie zależnej, która dałaby mi do zrozumienia, że Josh nie przeszedł obok tamtej tragedii obojętnie.
Moment z chusteczkami i desperacką próbą ratowania sytuacji jest bardzo przejmujący. Jednak znów odczuwam pewien dysonans – z jednej strony Josh potrzebuje tej chwili dla siebie, z drugiej – cały początek sceny jest dość długi, a jednak ktoś nadal powinien czyhać na bohatera i na zawartość torebki Linnette. Trochę mało prawdopodobne wydaje mi się, że wszystko wokół się tak uspokoiło, by Josh miał aż tyle czasu dla siebie.

Do końca rozdziału nie mam już żadnych kluczowych uwag fabularnych. Choć coś mnie zakłuło w scenie z dobermanem, który to reprezentuje moją ulubioną rasę; rozumiem Josha i pewnie dałabym z siebie wszystko, by postąpić podobnie. Nie odczuwam też, że Josh za lekko podszedł do kwestii postrzelenia człowieka czy zastrzelenia psa. Okej, może mógł mocniej przeżyć odrzut (nie musi mu od razu uszkadzać stawu w łokciach, ale żeby chociaż poczuł, że coś takiego istnieje…), ale właściwie to moja jedyna uwaga.

Pot wstąpił Joshowi na czoło. Słyszał, jak po paru sekundach trwających wieczność kroki stawały się coraz głośniejsze. – Podmioty.


14. No Anglik jak się patrzy

Wspominałam, że brakuje mi jakichś delikatnych wzmianek o tym, jak Josh myśli o ojcu? W takim razie tutaj, w rozdziale czternastym, dałaś mi je. Świetnie, ale nie znaczy to jednak, że bardziej ludzko byłoby, gdyby Josh częściej miał takie, choćby krótsze, przebłyski. Wtedy wraz z tym dłuższym fragmentem dawałyby mi obraz dziecka, które rzeczywiście tęskni za ojcem.

Tym bardziej, [przecinek zbędny] że coś go gryzło od paru dni.

Jeśli akcja dzieje się w czasach współczesnych, a Josh ukradł smartfon, jednocześnie mając jakąś wiedzę i umiejętności hakerskie, co udowodnił w pierwszych rozdziałach, chyba powinien wiedzieć, że obecnie każdy kradziony telefon można znaleźć po numerze IMEI, który można wskazać na komisariacie wraz ze zgłoszeniem kradzieży. Jestem też zaskoczona, że Josh nie skorzystał ze skradzionego telefonu, nie zrobił z nim jeszcze niczego znaczącego. Nie wszedł na wiadomości, by sprawdzić chociażby, jak tam obecne nastroje, nie sprawdził Fejsa (nie wykluczył też tego ze względu, iż mogło to być ryzykowne) i tak dalej.

– A co ci się… dzieje? – spytał drugi chłopak, wskazując na twarz Josha.
Joshua zmarszczył brwi, ale szybko się zorientował, o co mogło chodzić. Zdążył już zobaczyć swoje odbicie. Siniaki, więcej siniaków, krew i więcej krwi… – Josh chodzi w bluzie, od co najmniej czterech dni w tej samej, akcja dzieje się w Bułgarii i, podejrzewam, nie w środku zimy. Na pewno więc też bohater poci się jak świnia i śmierdzi. Dziwne, że ani kierowca samochodu, ani teraz inne dzieciaki wcale nie zwróciły uwagi właśnie na to.




15. Spróbuj krzyknąć, to skończy się gorzej

W tym rozdziale Josh również nie użył telefonu. To dziwne tym bardziej, że miał na to chwilę w autokarze czy przed nim, oczekując na odjazd. Nawet jeśli co rusz ktoś truł mu tyłek o to, że jest obcej narodowości, rzuca się w oczy strzelba, która jeszcze nie wystrzeliła. Jeśli wystrzeli potem – czy nie będzie za późno? Jakbyś zapomniała, że on ten telefon ma…
Zdziwiłam się, gdy jeden z chłopaków w autokarze przyznał, że w wiadomościach nie podają imienia syna Linnette Llewelyn. Nie wiem nawet dlaczego, ale wydało mi się to mało prawdopobobne.
Reszta rozdziału: kozak! Josh się rozwija, nabiera pewnej wprawy, ale każde jego działanie jest umotywowane instynktem przetrwania. To wciąż dobry chłopak, któremu chce się kibicować. Podoba mi się moment, w którym znów się usprawiedliwia:

Przeklął w myślach.
To będzie kradzież i to nie tylko, ale… komu bardziej przydadzą się te pieniądze? Stefan pewnie przepuściłby je na gry lub nadmorskie pamiątki, które postawi na szafie i nie ruszy przez następne osiem lat – to Joshua doskonale znał z autopsji. A Joshua? Wierciło go z głodu, pieszo na pewno nie wróci na wyspy, szukał go cały świat…




W poprzedniej wersji opowiadania Josh był odpychający, a już po kilku rozdziałach życzyłam mu, by chociaż raz coś mu nie wyszło, by się potknął, by poznał smak życia. Tu zdążył go już poznać, a od początku przywiązałam się do niego i życzę mu jak najlepiej. Ma w sobie ogromne pokłady gniewu, jest rozczarowany światem, tym, że media uwierzyły bliźniakom oraz że wszyscy są przeciwko niemu. Broni się i buntuje, idealnie pokazuje to kończący scenę obrazek wystawionego środkowego palca. Jedyne, czego żałuję, to tego, że Josh został rozpoznany, a więc policja znów może złapać trop. Tym bardziej że Josh wciąż ma kradziony telefon.

Zapałki? Czy to nie dziwne, że Josh trafił akurat na dzieciaka, który je miał? Z całej grupy wycieczkowiczów ile osób mogło tam mieć zapalniczkę bądź zapałki i po co? Być może po to, by popalać papierosy; wpadł mi do głowy pomysł, że Josh mógłby widzieć, jak w oczekiwaniu na autokar grupka chłopaków kitra się gdzieś z fajką – wtedy mielibyśmy hint, a sytuacja nie wydawałaby się tak mocno przypadkowo akuratna.


16. Resztą będzie się martwił później

Wyminął czerwony samochód i przeszedł jeszcze trochę, po czym zszedł na pobocze. Spojrzał na dosyć głęboki rów i gniewnie wypuścił powietrze. // (…) w takim świecie zapalniczka lub zapałki były na wagę złota.
Przeszedł jeszcze spory kawałek w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Najgorsze było to, że był o krok od słuchania muzyki – miał telefon i słuchawki, ale najwyraźniej na darmo. Nawet jeśli udało mu się złapać zasięg, internet nie działał, a Iwan w pobranych miał samo techno. Co jak co, ale Joshua nie był jeszcze aż tak zdesperowany.
Ciągle miał cichą nadzieję, że uda mu się znaleźć rzekę – aż wreszcie okazało się, że nie była to płonna nadzieja. – Obecność jezdni i samochodu mówi mi, że w pobliżu musi być jakiś dostęp do sieci. Jakikolwiek. Nie przesadzajmy, Bułgaria to nie kraj Trzeciego Świata, nie muszą mieć 5G, ale LTE albo 3G? Mam wrażenie, że od samego początku utrudniasz Joshowi dostęp do sieci tylko na potrzeby fabuły. Wcześniej było to zrozumiałe, pilnowała go mama, potem nie miał telefonu, może faktycznie nie było zasięgu… Ale nie może być tak, że tego zasięgu nie ma totalnie nigdzie. Trudno w to uwierzyć! Zresztą już wcześniej Josh znajdował się w mieście, zanim wsiadł do autokaru, i też nie zainteresował się telefonem. Jak na kogoś, kto wcześniej grał, hakował, spędzał czas w sieci – coś mało o tym myśli i się tym interesuje. Josh mógłby użyć chociażby Google Map, żeby określić położenie satelitarne, zobaczyć, kiedy kończy się las i gdzie znajdzie na przykład jakieś pierwsze zabudowania, sklep, pustostany czy squaty, zamiast marnować baterię na szukanie muzyki.

Okej, Joshua sięga po telefon, żeby wybrać jakiś numer. Przez chwilę zastanawiałam się jaki; otworzyłam w zakładkach wszystkie notki, szukając słowa numer w rozdziałach, bo coś mi świtało, ale bez konkretów i, faktycznie, w dziesiątce Josh dostaje od mamy wskazówkę, by w razie czego dzwonić pod numer, którego miał się nauczyć na pamięć. Kompletnie wyleciało mi to z głowy! Wydaje mi się, że tamten fragment znajduje się po prostu za daleko od bieżącego rozdziału – nie pod względem cyfr, bo chodzi de facto tylko o sześć rozdziałów, ale pod względem akcji. Za dużo rzeczy, które odwracały uwagę od tego numeru, wydarzyło się po drodze. Moja propozycja? Wpleć gdzieś w poprzednie notki jakieś hinty o tym, że na przykład Josh sprawdza, czy wciąż pamięta ciąg cyfr. Wtedy łatwiej czytelnikowi będzie zarejestrować, że Josh pamięta o tym rozwiązaniu i bierze je pod uwagę od śmierci mamy.

Gdybym miała wybrać najlepszy fragment tego rozdziału, bez wątpienia byłby to ten moment:

Joshua wyrywał wszystko, co wpadło mu w ręce – od drobnych traw po mech i nieliczne kwiatki. Ze wzrokiem wbitym w wodę, [przecinek zbędny] rozrywał rośliny w dłoniach. Ciskał je w stronę rzeki, ale lądowały parę centymetrów przed nim. Miał lekko przyspieszony oddech, coraz szybciej przebierał rękami. Wreszcie złapał jakiś kamień.
Przypomniał mu się pies.
Podrzucił kamień w dłoni i z całej siły rzucił go przed siebie. Wylądował w wodzie z cichym chlupnięciem. Zaraz za nim poszedł drugi, potem trzeci i czwarty.
Wtedy Joshua przeczesał włosy i schował twarz w dłoniach.
Cholera jasna.
Pokręcił głową, zaczerpnął powietrza i sięgnął po plecak. Starannie próbował unikać dwóch rzeczy, które przyprawiały go o zawroty głowy, i wyciągnął paczkę chipsów. Serowe.
Uśmiechnął się.
Idealne dla takiego frajera jak Wiktor.
Jednak gdy tylko poczuł mocny zapach, żołądek związał mu się w supeł, a w gardle urosła gigantyczna gula. Co musiał zrobić, żeby to zdobyć?
Z drżącym oddechem wsadził chipsy z powrotem do plecaka. Poradzi sobie bez nich. Zamknął plecak, wziął głęboki, uspokajający wdech i położył się na ziemi. Podłożył sobie plecak pod głowę.
Zaczął wpatrywać się w bezchmurne, rozgwieżdżone niebo.
A może tamtej nocy wcale nie śniły mu się strzały?
Nieważne.




Bardzo dobrze radzisz sobie z oddawaniem trudnych i różnorodnych emocji, które w nim tkwią. Zdecydowanie brakowało ich w poprzedniej wersji.

Gdyby tylko miał dostęp do internetu… Gdyby tylko miał laptopa. Czemu go nie wziął? Nie dość, że była to jedyna coś warta rzecz, to teraz mógłby rozwiązać tę sprawę całkowicie inaczej. – Gdyby miał laptopa, ile wytrzymałaby jego bateria? Pewnie rozładowałby go już wcześniej. Wydaje mi się, że Josh jako komputerowy freak powinien na to wpaść. Może gdyby miał dostęp do laptopa z pełną baterią? Albo gdyby wyobraził sobie laptopa, który w ogóle działa bez niczego? Wcześniej w naturze Josha było wyobrażanie sobie różnych rzeczy – należało to zapewne do jego, mimo wszystko, wciąż nastoletniej strony. Na tym etapie tekstu jest tego coraz mniej. Czy to dlatego, że Josh powoli dojrzewa, zmienia się pod wpływem trudnych momentów? Jeśli tak – świetnie. Liczę jednak, że gdy dojdzie do siebie w CHERUBIE, trochę mu tego przywrócisz.


17. Wtedy wyciągnąłeś nóż i go dźgnąłeś

Szczerze wierzę, że Renne zostawiła laptopa u Josha zupełnie celowo – żeby sprawdzić, czy bohater poradzi sobie z jego rozkodowaniem. Podejrzewam, dla kogo kobieta pracuje i jakie ma zamiary, mam jednak wielką ochotę szybko dowiedzieć się, czy trafiłam. Właściwie to jest chyba ten moment, w którym powinnam także skończyć ocenę, aby sztucznie jej nie przedłużać; uwag mam coraz mniej. Chociażby ten rozdział podobał mi się w pełni i trudno cokolwiek mi wytknąć czy pochwalić coś, o czym jeszcze bym nie wspominała. Postanowiłam jednak, że przeczytam tekst na rzecz oceny do momentu, w którym Josh dołączy do CHERUBA. Pamiętam, że rozdział, w którym opisałaś wtedy pierwszy dzień w organizacji i testy, w poprzedniej ocenie zajął sporo czasu antenowego i budził bardzo dużo wątpliwości. Tego porównania jestem ciekawa najmocniej.

Zaczerpnął powietrza i powoli wstał. Lekko zakręciło mu się w głowie, ale to zignorował. Wyłamał palce, przeczesał włosy i powoli ruszył do łazienki. Po drodze jeszcze przeciągle ziewnął – jednym z jego głównych zajęć było spanie – i zacisnął usta. Obficie opłukał twarz zimną wodą i spojrzał w lustro.

I to ironicznie nie dlatego[,] że niezbyt za tym przepadał.

– Na twoim miejscu zrobiłabym dokładnie to samo.
Na sekundę podniósł wzrok, później głośno wypuścił powietrze. Sam nie wiedział, czy to dobrze, czy to źle. Z jednej strony zrobiło mu się lżej na sercu, (…).

Na pewno tak po prostu nie skończy w poprawczaku..[.]


18. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę

– Nienawidzę takich gówniarzy – warknął ochroniarz, ale chyba specjalnie na tyle głośno, by Joshua to usłyszał i szyderczo się uśmiechnął.
– To może czas zmienić pracę – mruknął Joshua ponuro.

Wsunął buty, wepchnął sznurówki do środka i sięgnął po plecak plecak. Serce waliło mu jak oszalałe, kiedy męczył się z zamkiem plecaka… // Przejrzał jego zawartość. // Wszystko leżało dokładnie tak, jak to zostawił. // Zmarszczył brwi. Otworzył białą teczkę i przekartkował zawartość. Nie wczytywał się w dokumenty, ale wszystko wydawało się być dokładnie na swoim miejscu. – Okej, ale to już jest mało prawdopodobne, nie sądzisz? Josh jest poszukiwany jako jeden z groźniejszych kryminalistów – właśnie za kradzież tajnych dokumentów rządowych. Wie, że grozi mu poprawczak, w szpitalu pilnowany jest przez jednego i to niezbyt rozgarniętego ochroniarza – co jeszcze z przymrużeniem oka byłabym w stanie kupić. Ale serio nikt z policji nie przegrzebał jego rzeczy, by upewnić się, że nie ma dokumentów przy sobie? W to akurat uwierzyć ciężko.
Owszem, Josh także ma co do tego wątpliwości, można więc uznać, że to celowe zagranie Renne Beckett. Ale po co? I dlaczego policja jednak nie zaingerowała wcześniej? 

Trochę za dużo u ciebie konstrukcji ze spójnikiem i. Choć jest to charakterystyczne dla współczesnych kryminałów, sesnacji, przygodówek, w których prosta, lekka i o odpowiednim tempie narracja to walor – mam wrażenie, że jednak z tym przesadzasz. Polecam po napisaniu rozdziału w oknie szukajki wpisać tę literkę poprzedzoną i zakończoną spacją. Zobaczysz, gdzie masz ich zdecydowanie za dużo. Czasem nie ma co kombinować, wystarczy jedną usunąć, a postawić przecinek. Nie każde zdanie wymaga od razu spójnika. Spójrz:

Jeszcze rzucił okiem na drzwi, zamknął wszystkie aplikacje i odłożył laptopa na stolik – nie chciał go brać ze sobą, na wypadek gdyby miał zamontowany nadajnik. // Zgarnął niewielką karteczkę i nerwowo zmiął ją w dłoni. Wrzucił ją do kosza na drugim końcu sali, po czym zaczerpnął powietrza i przeczesał włosy. Po chwili namysłu i dwóch szybkich spojrzeniach na łóżko postanowił jeszcze ułożyć poduszki i przykryć je kołdrą tak, by imitowały śpiącego człowieka. – O, tu na przykład zdanie: Zgarnął niewielką karteczkę, nerwowo zmiął ją w dłoni. Albo: (…) postanowił jeszcze ułożyć poduszki – przykryć je kołdrą tak, by imitowały śpiącego człowieka. Niby nic, a jednak nie ma się już wrażenia aż takiej powtarzalności.

Gwizdanie układało się w wesołą melodię. Pielęgniarz minął go, wyjmując z kieszeni bladoniebieskiego uniformu niewielką kartę. Przyłożył ją do terminalu. Rozległo się ciche piknięcie, po czym pielęgniarz pchnął drzwi i poszedł dalej.
W takich wypadkach w ogóle nie korzystasz z dobrodziejstwa mowy pozornie zależnej, a przecież Josh mógł pielęgniarza nazwać typem, gościem, facetem i tym podobne. A szkoda.

Zeskoczył z kaloryfera i wparował do sąsiedniej kabiny. Zamknął klapę sedesu i obrzucił ją wzburzonym spojrzeniem. Wyglądała na wyjątkowo delikatną, ale to nie powstrzymało go przed wejściem na nią i sięgnięciem do okna. Obrócił klamkę i stanowczo pociągnął do siebie.

Zbiegł, a właściwie zeskoczył, [przecinek zbędny] na sam parter. – Dla lekkości nie robiłabym z tego wtrącenia. Drugi przecinek jako pauza oddechowa odbiera płynność.

Przeklął w myślach, ale nie narzekał. Jedno kontrolne spojrzenie na drzwi później już myślał, jak przejść na drugą stronę. Pomyślał, że mógł chodzić na gimnastykę zamiast na tenisa. – Sugeruję z ostatniego zdania zrobić mowę pozornie zależną, czyli podać tę myśl wprost. Zresztą przekleństwo tak samo… Ostatnio coś mi mało tej personalizacji. A że wychodzi ci świetnie – śmiało! – daj nam tego dobra trochę więcej.

Joshua przypomniał sobie noc w lesie – zwłaszcza tamtego gangstera. Mrugnął i przed oczami miał mężczyznę upadającego na ziemię z plamą krwi na koszulce. Później zobaczył mamę spadającą z klifu. – Z klifu? A nie po prostu z płotu? Musiałam to zweryfikować; nie pamiętam klifu dosłownie.
Edit: Okej. Faktycznie, w rozdziale dwunastym Josh wspomina, że za ogrodzeniem był trzymetrowy spad, jednak klif to, według encyklopedii: urwisko brzegowe, brzeg wysoki – stroma, często pionowa ściana brzegu morskiego lub jeziornego, utworzona wskutek podmywania brzegu przez fale (procesu abrazjii). Wyraźnie zabrakło ci tutaj jakiegoś innego synonimu na ten trzymetrowy spad, za którym przecież nie było wody.

Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że Josha złapali. I nie dlatego, że mu nie kibicuję, bo kibicuję z całych sił. Ale po prostu fajnie, że pamiętasz, że to tylko nastolatek, który bardzo dużo przeżył i nie poradzi sobie z policją. Nie ma supermocy ani innych wybitnych umiejętności, a sam pistolet to za mało, zresztą Josh wciąż mierzy się z traumą jego użycia, a to dodatkowy walor – pokazujesz bohatera, który jest ludzki, musi się również liczyć z konsekwencjami swoich czynów. I liczy się z nimi. Nie waloryzujesz nie zawsze dobrych decyzji twojej postaci, choć jest główna i wiele jej się wybacza, ponieważ rozumie się jej decyzje. Tego zdecydowanie brakowało w poprzedniej wersji.


19. I mimo to mnie chcecie?

Widzę tytuł i aż chce mi się odpowiedzieć: „nie, Josh, nie mimo to. Tylko właśnie za to. Za to, co zrobiłeś i jakim duchem się wykazałeś, ty zawzięty skurczybyku!”.




– Cześć, Joshua[.] u[U]śmiechnęła się. 

Wziął głęboki wdech przepełniony frustracją. Dostrzegł zmianę na twarzy Beckett, gdy parę długich sekund mierzyli się spojrzeniami.
Parę rzeczy zdążyło się zmienić… – Frustrację, to czuję ja, wypisując w ocenie takie głupoty.am wrażenie, że sztucznie ją zapycham, ale nie mam innych uwag. Przemyślenia Josha w celi wyszły bardzo naturalnie, a wizyta Beckett tylko upewniła mnie, że laptop zostawiła w celi z premedytacją. Czyli wszystko zgodnie z planem. Świetnie!
Pamiętam, że w poprzedniej wersji Josh, mimo że miał możliwości i czas w CHERUBIE, niezbyt interesował się śmiercią rodziców ani pochodzeniem tajemniczej walizki. Tym razem nie wie jeszcze o tych możliwościach, a już widać, że zależy mu znacznie bardziej.

(…) właśnie trzy lata temu przeprowadzili się do Cardiff, czy tym, że jego rodzice pracowali do wywiadu. – Dla.

Ale tylko niepewnie odchrząknął. – Lepiej: tylko odchrząknął niepewnie.

Przykład ze staruszką to pierwsza rzecz, którą kojarzę z poprzedniej wersji, domyślam się jednak, że to też parafraza tekstu źródłowego. Wybrzmiała zdecydowanie lepiej, a zapowiedź organizacji CHERUBA interesuje znacznie bardziej niż wtedy, gdy w ocenianej wcześniej wersji Josh już pojawił się w kampusie. Ponadto gdy Renee Beckett wspomina o Zarze, przypomina mi się również, jak w poprzedniej wersji tekstu w jedną zlały ci się wszystkie postaci żeńskie, włącznie z sekretarką telefoniczną gangstera. Ciekawe, jak kreacja różnorodnych stylizacji językowych wyjdzie ci tym razem.


20. Musiałeś się potknąć

Chłopak odezwał się tak nagle, że Joshua lekko drgnął. Gdy się odwrócił i ujrzał szczupłego czarnoskórego chłopaka z burzą kręconych włosów i z zadziornym uśmieszkiem na twarzy, lekko zmarszczył brwi.

Faith mówi tak:
(…) blisko siedemdziesięciu to czerwone koszulki, które pieszczotliwie nazywamy juniorami; to ci, którzy są za młodzi, żeby brać udział w misjach. Kolejna część zwykle jest na misjach lub na ćwiczeniach, więc w jednej chwili w kampusie z reguły nie przebywa więcej niż dwieście dzieci. – Czy to trochę nie dziwne, że swoich praktycznie rówieśników nazywa dziećmi? Znając ją z poprzedniej wersji, wydaje mi się, że sama o sobie nie pomyślałaby w ten sposób, choć nie wiem, jak tamta sylwetka psychologiczna ma się do obecnej.

– W kampusie kolory koszulek określają rangę cherubina – pośpieszyła z wyjaśnieniem Faith, rzucając Warrenowi przeciągłe spojrzenie. – Pomarańczowe są dla gości i mówią agentom, żeby nie rozpowiadali przy pomarańczowych wszystkich tajemnic, a najlepiej nie mówili w ogóle. Z pomarańczowymi można rozmawiać tylko za zgodą prezeski. Wspominałam już o juniorach, oni noszą czerwone koszulki. My z Warrenem mamy szare, co oznacza, że skończyliśmy szkolenie podstawowe i mamy uprawnienia do udziału w operacjach. Granatowa koszulka jest nagrodą za wyjątkową skuteczność podczas akcji, a najwyższym wyróżnieniem jest czerń, którą przyznaje się za profesjonalizm i znakomite osiągnięcia podczas wielu akcji…
– Wykułaś to prosto z podręcznika cherubina? – zaśmiał się Warren.
– Po prostu się przygotowałam – odparła Faith, kręcąc głową. – Może tylko trochę się wyuczyłam…
Joshua nieznacznie się uśmiechnął.

No dobra, pamiętam Warrena jako cwaniaka, ale jednak tutaj moim zdaniem średnio trafił z dogryzaniem. Faith nie powiedziała niczego, co nie byłoby ich codziennością i co wymagałoby jakiegokolwiek wykuwania. To nie jest przykład wiedzy podręcznikowej; od początku swojej pracy w CHERUBIE zarówno Faith, jak i Warren doskonale wiedzieli, w jakich koszulkach chodzą i dlaczego. Chyba że Warrenowi chodzi o ton oraz dobór słów, przypominający podręcznikową stylizację. Może, aby nie budzić wątpliwości, lepiej, by zagaił coś w stylu: Brzmisz jak z podręcznika… – czy coś takiego? No i, jak wspominałam, odpowiedź Faith wydaje się nienaturalna, bo bohaterka nie musiała się przygotowywać z czegoś, co należy do jej codzienności. Podejrzewam, że skoro ma szarą koszulkę, to trochę już w CHERUBIE siedzi.

Zwłaszcza, [przecinek zbędny] gdy usłyszał o szkoleniu podstawowym.

– Wysyłamy dzieci na tajne misje w różnych częściach świata. Agenci CHERUBA są prawdziwymi, świetnie wyszkolonymi szpiegami, tyle że w wieku od dziesięciu do jedenastu lat. – Skoro Josh ma bodajże dwanaście lat, czy nie jest dla niego za późno? Zakładając, że ukończy szkolenie podstawowe za pierwszym razem, a więc w sto dni, a po drodze gdzieś będzie miał urodziny – niewiele czasu mu wystarczy, by wykazać się w organizacji. Czy to nie dziwne, że organizacja poświęca czas komuś, kto ledwo mieści się w wyznaczonych ramach?

– Jeśli zaczniesz o tym rozpowiadać, kto ci uwierzy? – Uśmiechnęła się Zara. – Zara uśmiechnęła się. Dalej tak samo:
– Ja uważam, że nie warto przejmować się na zapas – uśmiechnęła się Zara. – Gdy w konstrukcji dialogowego komentarza narracyjnego pojawia się verbum dicendi (czasownik dot. mówienia), najpierw zaleca się wskazanie czasownika, następnie podmiotu. W tym wypadku jednak mamy czasownik dotyczy czynności niepowiązanej z wypowiadaniem, dlatego wpierw powinien pojawić się podmiot.

Zdecydowanie bardziej realistycznie wypadła scena, w której to Warren prowadzi meleksa. Łatwo domyślić się, że ma już w tym zakresie doświadczenie, którego brakowało ostatnio Joshowi. Na moje – dobry wybór.

– Floyd, to jest Joshua. Joshua, to jest Floyd. Egzamin wstępny będziecie przechodzić razem[.]

Głęboko westchnął i oparł się o najbliższą szafkę. Kessler dotychczas stał odwrócony plecami, ale odwrócił się gwałtownie i złowrogo spojrzał na Josha.
– Czy ktoś ci pozwolił dotykać moich rzeczy?
Joshua, zaskoczony, natychmiast się odsunął.
Z góry przepraszam, musiałam:

To skojarzenie jest po prostu silniejsze ode mnie.


(…) Floyd już od początku biegł o wiele za szybko, więc po krótkim czasie zaczął dyszeć..[.]

Od czasu [do czasu?] zerkał na Floyda i wydawało mu się, że dostrzegał drgający, kpiący uśmieszek.

Konflikt z Floyderm również pamiętam. O co wtedy poszło, o windę? Tym razem wyraźnie pokazujesz, że Floyd prowokuje, a Josh próbuje zachowaćwzględny spokój, dlatego nie odnosi się już wrażenia, iż to główny bohater jest tu agresorem, który pyskuje i wszystkich zaczepia. Owszem, ma swoje za uszami, nie jest niewiniątkiem, ale nie jest postacią negatywną i, całe szczęście, daleko mu do niej. Zresztą Floyd czy Warren też nie sprawiają wrażenia niemiłych; chłopaki wydają się po prostu, no, normalnymi chłopakami. Nie są do siebie podobni, zaczepiają na różne sposoby, ale nie zachowują się już tak, by CHERUBA można było określić ośrodkiem pomocy radzenia sobie z agresją czy dla trudnej młodzieży. Rety, wreszcie można wymazać to skojarzenie z głowy… całe dwa lata żyłam z przeświadczeniem, że jeszcze mi się ono odmieni.


21. Floyd sześćdziesiąt cztery, Joshua czterdzieści dziewięć

Zrezygnowałaś z biopsji czy przeniosłaś ją na koniec dnia, aby przez kolejne Josh mógł trochę odpocząć? Powiem ci, że którejkolwiek opcji byś nie wybrała – zyskałaś na realizmie. Natomiast ad stylizacji językowej Zary również jestem na tak. Nie brzmi jak Beckett; jest znacznie bardziej wyważona, jak na prezeskę przystało, poza tym widać, że nie odpuszcza Joshui, nie mam już wrażenia, że chłopak może sobie pozwolić na wszystko. Strofuje go, ale jednocześnie nie zawstydza, widać jej pedagogiczne zacięcie. Wiem, że nie jest łatwym oddać dorosłą postać prowadzącą zajęcia w ten sposób, dlatego tym bardziej to doceniam.

Floyd wyrwał się tak szybko, że Joshua nawet go nie spostrzegł. Wtedy pięść zgruchotała mu nos, kopnięcie wbiło się w brzuch. Joshua zatoczył się do tyłu z tępym bólem w czaszce. Jeszcze nie dotarło do niego, co się stało, gdy Floyd szybkim ruchem stopy podciął mu nogi. Runął na ziemię. Spróbował się podnieść. Floyd wbił mu piętę między żebra. Joshua jęknął z bólu i odruchowo zaklął. Wtedy Floyd wcisnął mu twarz w matę, prosto w kałużę krwi. – Kałużę krwi z nosa, rozumiem? Nie wiem, czy nie przesadziłaś. Kałuża brzmi tak, jakby Josh tam się wykrwawiał z jakiejś większej rany, może postrzałowej, i to w tętnicę. Jeśli faktycznie chodzi o krew z nosa, to prędzej też ta zabrudziłaby mu twarz wcześniej, spływając, niż kapiąc w jedno miejsce na macie, żeby Floyd mógł wsadzić w to Josha głowę.
Pogrubienie ukazuje zbędne przypomnienie podmiotu. Podkreślenie – podmioty pomylone.
Ogólnie dużo masz w tym fragmencie imion; zasugeruję ci coś:
Floyd wyrwał się tak szybko, że Joshua nawet go nie spostrzegł. Wtedy pięść zgruchotała mu nos, kopnięcie wbiło się w brzuch. Zatoczył się do tyłu z tępym bólem w czaszce; jeszcze nie dotarło do niego, co się stało, gdy ten dzieciak szybkim ruchem stopy podciął mu nogi. Josh runął na ziemię. Spróbował się podnieść, ale Floyd wbił mu piętę między żebra. Słysząc jęk i odruchowe przekleństwo, wcisnął twarz Josha w matę. – Raz, że mamy synonim ten dzieciak, więc oddajesz trochę mowy pozornie zależnej, robi się bardziej charakternie, Josh zyskuje charyzmę w tym fragmencie, oddajesz między wierszami jego frustrację.
Dwa: to tylko przykład, ale zobacz – nieco dłużej pozostałam przy Floydzie i oddając przekleństwo, które usłyszał, od razu przeszłam płynnie do wykonanego przez niego ruchu: wbicia twarzy Josha w kałużę. Pozostając nieco dłużej przy jednej postaci w scenie akcji nie doprowadzasz do tego, że tych przeskoków jest tak wiele, a więc czyta się płynniej i jednocześnie nie musisz co zdanie wprowadzać nowego podmiotu.

Dalej podobnie:
Udało mu się zablokować parę ciosów i uchylić przed lewonożnym kopnięciem, ale Floyd wciąż zmuszał go do cofania się w kąt sali. Joshua przeszedł do ofensywy i wymierzył dwa słabe ciosy, które ledwie musnęły twarz Floyda. Floyd spróbował kopnąć go w łydkę. – Może:
Udało mu się zablokować parę prostych i uchylić przed lewonożnym kopnięciem, a jednak wciąż zmuszony był cofać się w kąt sali. Przeszedł do ofensywy i wymierzył dwa słabe ciosy, które ledwie musnęły twarz Floyda. Tamten spróbował kopnąć go w łydkę.
Pamiętaj, to tylko pierwsze-lepsze propozycje, aby pokazać ci, że są fragmenty, nad którymi możesz jeszcze pracować. Nie musiałabyś czuć parcia, gdyby to szło pod wydanie, bo bez sensu byłoby odbierać nawet tak drobną robotę redaktorom, bez przesady; ale jednak – w przypadku tekstu blogowego i Wattpada, sama sobie jesteś sterem, żaglem, okrętem.

– Nie no, jasne – rzucił, po czym podniósł wzrok na Zarę. – Poddaję się, więc pięć do zera dla Floyda? – spytał już spokojniej mimo emocji burzących mu krew w żyłach.
Zara powoli skinęła głową.
– Zatem Floyd jest zwycięzcą! – zawołała wesoło i uśmiechnęła się do Floyda. Zaśmiała się, gdy wesoło podskoczył i okręcił się wokół własnej osi. – Tu akurat to imię mocno rzuca się w oczy, bo w obu przypadkach stoi w miejscu akcentowym, ergo: na końcu zdania.

Okej, w części z egzaminem masz więcej powtórzeń niż do tej pory. Zwykle w ocenach wymieniam niektóre przykłady, w tej natomiast do tej pory wypisałam wszystkie, które rzuciły mi się w oczy. Tutaj jednak scenę egzaminu sprawdź jeszcze raz samodzielnie, bo trochę się tego nazbierało, a też moją rolą nie jest pełna redakcja. Przykłady:

Z biegiem czasu szybko się okazało, że jednak będzie miał problem. A nawet kilka.
Wydawało mu się, że czas płynął zdecydowanie za szybko. Szybko się zorientował, że jednak się nie wyrobi, więc skupił się na zadaniach punktowanych najwyżej. [+podmioty]

Joshua poczuł na plecach niewinne spojrzenie. Odwrócił się z furią i posłał Floydowi ostre spojrzenie.

Pogroziła Joshowi palcem.
– Jeszcze jedno słowo, a zabiorę ci ten test i podrę na kawałki, chłopcze – zagroziła surowo. – Choć przedrostek jest inny, czasownik grozić pozostaje niezmienny. Takie przypadki też się liczą, bo wpływają negatywnie na melodyjność tekstu.


22. Może cię tam wrzucę, co ty na to?!

Zwróć uwagę na podmioty wokół dialogów. Już w poprzednich rozdziałach takich sytuacji jak ta miałaś sporo:

(…) Zara co pewien czas wrzucała nowe piłki.
– Koniec! Trzysta siedemdziesiąt siedem dla Floyda, trzysta pięćdziesiąt jeden dla Josha! Floyd wygrywa! – krzyknęła entuzjastycznie Zara.

Wersja z piłkami podoba mi się znacznie bardziej niż pływanie z cegłą z poprzedniego tekstu. Fajnie, że Josh potrafi się wykazać, ale nie we wszystkim jest najlepszy. Brakowało mi jednak trochę oddechu; Joshua po pierwszych wyczerpujących próbach, podejrzewam, jest głodny, ale nic o tym nie wspomniałaś. Nadal też uważam, że więcej mowy pozornie zależnej lepiej oddałoby jego emocje, na przykład frustrację czy determinację. Wtedy też opis pływania byłby bardziej pociągający, bo nie skupiałby się tylko na czasownikach.
Próba z laptopem? O, a tego zdecydowanie brakowało mi w poprzedniej części. Josh został zrekrutowany przez wzgląd na swoje umiejętności, a te nie miały wtedy znaczenia już praktycznie do końca tekstu (nie liczę zgrywania widocznych danych z komputera barona narkotykowego na pendrive). Teraz już kilka razy udowodnił, że radzi sobie z komputerem, a i pojawiło się takie zadanie na teście; nie masz pojęcia, jak cieszy mnie każda różnica i to, że wiele sugestii z poprzedniej oceny wykorzystałaś przy pracy nad nową wersją.

– Więc lepiej, żebyś się nie pośliznął[.] – uśmiechnął się Abdul. – Jak wcześniej: Abdul uśmiechnął się. Dalej podobnie:
– A chcesz się przekonać? – Uśmiechnął się Abdul. 
Co ciekawe, z innymi czasownikami nie masz problemu i podejrzewam dlaczego. Uśmiechnął i usłyszał są w jakimś stopniu podobne.

Tuż przy połowie ześlizgnęła mu się prawa stopa i Joshua zamarł. Floyd sprawnie odzyskał równowagę i pełzł dalej przy dopingujących okrzykach Erica. // I wtedy nadeszła kolej na Josha. Pomyślał, że nie takie rzeczy robił, i wszedł na rurę.

O, a to jest bardzo fajne:
Joshua westchnął. Wiedział, że to nie był trudny skok. Mimo wszystko miał wrażenie, że cały świat zwariował. Dosłownie. Co on tu robił, trzydzieści metrów nad ziemią, biorąc udział w rekrutacji do dziecięcej organizacji wywiadowczej? Poczuł zawroty głowy. – Dawaj mi takich fragmentów więcej, śmiało!

– Musisz puścić bloczek w odpowiednim momencie. Puścisz za wcześnie, a spadniesz z dużej wysokości i nadwyrężysz sobie kostki albo coś złamiesz. Puścisz za późno, a skończysz w tamtym dole. Stąd to wygląda na normalne błoto, ale… cóż. To tak naprawdę jedna wielka kupa syfu. Absolutnego syfu – podkreślił. – Końskie łajno, krowie placki, zgniłe owoce, kurze pióra, rekrucka zupa, salmonella, malaria… Niektórzy twierdzą, że zawartość rowu uzyskuje samoświadomość. Wiem z doświadczenia, że trzeba paru dni porządnego szorowania, żeby człowiek przestał śmierdzieć.
– Serio? – zachłysnął się Josh. – Tu jednak napisałabym: Josh zachłysnął się.
Oszałamiająca prędkość i cudowny widok na sekundę zamroczyły Josha. // Spojrzał w dół, na szybko przybliżającą się ziemię. Już miał puścić? A może to za szybko? A może…
Było za późno. Wystarczyła chwila wahania.
Czubki jego glanów zaorały zaschniętą skorupę błota. Palce puściły rękojeść bloczka. W ostatnim, rozpaczliwym geście wyciągnął przed siebie ręce, ale tylko przebił skorupę i plasnął prosto w jedną wielką kupę syfu.




– Nie otwieraj ust i niczego nie połykaj – poradził szybko Eric.
Podczas gdy Joshua czyścił twarz, miał w głowie tylko jedno. Może i usta miał wypełnione śmierdzącą breją, ale duszę przepełniały mu tak siarczyste przekleństwa, jakich nigdy wcześniej nie słyszał świat.
Zastygł w bezruchu, gdy tylko Floyd się odezwał.[sugeruję dwukropek zamiast kropki]
– O mój Boże, wpadłeś w wielką krowią kupę! – wydusił z trudem Floyd między śmiechem a płaczem ze śmiechu. – To najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem!
Ja też! Cudowne!!

Po tych wszystkich naprawdę brutalnych, poważnych, trudnych wydarzeniach przydało się trochę luzu i zabawy. Zaczynam doceniac CHERUBA, a Floyd nie pozwala mi zapomnieć o tym, że rozmawiamy o dzieciakach i nastolatkach. Myślę, że tym razem udało ci się osiągnąć cel, który przedstawiłaś w komentarzu pod poprzednią oceną:

I czuję się porządnie rozczarowana samą sobą, gdy widzę, że kompletnie nie udało mi się ukazać klimatu CHERUBA takim, jakim naprawdę jest. Udało mi się stworzyć luźną organizację, która wcale nie przypomina dziecięcej agencji wywiadowczej... i naprawdę nie wiem, w którym miejscu zbłądziłam. (...) Aż mi głupio, że nie udało mi się pokazać prawdziwego CHERUBA i jego świetnej strony, że nie udało mi się zainteresować was tą organizacją na tyle, byście były zaciekawione, co będzie dalej.

Oczywiście, że po obecnej wersji tekstu jestem ciekawa, co będzie dalej, a pisanie o CHERUBIE jak o poważnej organizacji do tej pory wychodzi ci bardzo dobrze i przekonująco. Także i tym nie musisz się już wcale martwić.


PODSUMOWANIE

Okej, najwyższy czas powoli zakończyć tę farsę… eee… ocenkę. Tu będzie wyjątkowo krótko, bo i nie mam zbyt wiele do napisania.
Zacznę od tego, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, czyli od ogromnej różnicy między pierwotną wersją tego tekstu a jego obecnym stanem. Odwagi i uporu wymaga wywalenie do kosza tak obszernego materiału, który oceniany był tu poprzednio. Kiedy kończyłyśmy z Elektrownią tamtą ocenę, pamiętałam, pisałaś już drugi tom. Co się z nim stało? Radziłyśmy wtedy, byś może skończyła całość, by nie zablokować się na etapie planowania, ale teraz widzę, że i tak zmieniło się wszystko. Obecny tekst w niczym nie przypomina pierwowzoru. Pamiętam, narzekałyśmy wtedy z Ele okropnie; rozdziały ciągnęły się po dwadzieścia, a nieraz i trzydzieści stron, większość fragmentów była męcząco tasiemcowa, początkowo styl miałaś nieznośnie rozlazły jak rozgotowane nudle, absurd ścielił się gęsto, a Josh był tak okrutnie nieznośny, że miało się ochotę co rusz zdzielić go po łbie. Powiedzmy sobie szczerze – poprzedni tekst nie nadawał się do czytania, ponadto przyklaskiwał wątpliwej moralności. Choć i wtedy poprawność miałaś na wysokim poziomie, dobrze wiemy, że to nie ona świadczy o wysokojakościowym projekcie. Mam w zwyczaju mawiać: napisz dobrą scenę, a wiele będzie ci wybaczone. I wiesz co? W obecnym tekście każda scena jest na swój sposób dobra.
Gdybym miała wymienić coś, co szczególnie mocno wzbudziło moje wątpliwości, byłaby to brakująca scena wejścia do samolotu. Pisałam już: obecnie wygląda to tak, jakbyś nie miała na nią pomysłu i trochę nie chciało ci się głowić. Ale jeśli wstęp przedstawia, że dostanie się na pokład było kosmicznie trudne, czytelnik chcąc nie chcąc będzie ciekawy finału tego wątku. U ciebie ten finał nie wybrzmiał, ba, zupełnie nie istnieje w tekście. Być może uznałaś, że dalsza akcja bogata jest w kolejne równie ważne, jak nie ważniejsze momenty, do których trzeba przecież przejść, ale aby coś nowego zacząć – coś, co już trwa, trzeba wpierw porządnie skończyć. U ciebie ucieczka przed policją poprzedzająca wejście ukazuje, że plan odlotu jest praktycznie nierealny, ale ostatecznie się udaje. Nikt nie wie jak – udało się i kropka. Naprawdę trudno w to wierzyć.

Znalazło się też parę nieścisłości ad researchu, ale nie są to rzeczy, które sprawią, że spora część tekstu znów miałaby wylądować w koszu. To raczej drobiazgi, gdzieś tam umknęły możliwości przelotu z punktu A do punktu B, gdzieś indziej plan nie wydawał się jakiś super strategiczny… No ale powiedzmy sobie szczerze – czytanie ma dawać frajdę i (serio nie wierzę, że to piszę na WS…), więc czasem to zawieszenie niewiary jest konieczne, by w tekście mogły dziać się fajne rzeczy. Tak po prostu. Josh i tak nie jest Garym Stu, nie wszystko mu wychodzi, to postać, która rozwija się z czasem, czasami ma farta, ale przede wszystkim działa i zarabia na swój sukces. To bohater aktywny, rzeczy nie dzieją się obok niego, a on nie przechodzi obok nich obojętnie. Stara się, zależy mu i w takich okolicznościach – dodając mocno dynamiczne sceny, które napędzają bohatera, a czytelnika przyciągają do monitora – naprawdę na wiele rzeczy można przymknąć oko. Może nie na rzeczy, które faktycznie da się sprawdzić i zweryfikować ze stanem rzeczywistym (jak scena odpalenia samochodu śrubokrętem czy możliwość przelotu z Lille), jednak odnalazłam w tym tekście wiele momentów, do których miałam wprawdzie jakieś ale, a za tym zaraz szła myśl: czy to nie jest już wyższy poziom czepialstwa, Sko? Dostałaś zajebisty tekst, to ciesz się nim, niech już ten Josh sobie kupi ten plecak, jak tak bardzo chce… Sama teraz musisz zweryfikować, na które z tych ale zwrócić jeszcze uwagę.

Ha! Coś sobie teraz przypomniałam. Pamiętasz naszą wymianę komentarzy spod pierwszej oceny? Pisałam ci wtedy:

W tekście autora panuje bardziej poważna atmosfera, jedynie odrobinę luźna, a u ciebie jest odwrotnie – zbyt lutnio, a nie bardzo poważnie. Mac ma styl, to trzeba mu przyznać.


Odpisałaś mi:

No właśnie, styl. Muchamore ma całkowicie inny styl od mojego i wątpię, że kiedyś będę pisać podobnie do niego – wartka akcja i te sprawy, bo zwyczajnie... to nie mój styl. Ja lubię powoli dryfować i się rozglądać, podczas gdy Muchamore skupia się na akcji. Tutaj jest ta ogromna przepaść.

Poradziłam ci wtedy, byś mimo wszystko spróbowała dopasować swój styl do sceny dynamicznej, ponieważ potrzebujesz właśnie takiej akcji – w końcu piszesz przygodówkę.  I wiesz co? Nie wiem, czy polubiłaś się z wartką akcją i dopasowałaś się pod nią nieświadomie, być może czytając więcej kryminałów. Albo może przekonałaś się do uwag z poprzedniej oceny i spróbowałaś wyjść poza swoją strefę komfortu…? Ale różnica jest ogromna i trudno jej nie zauważyć. Dwa lata temu wątpiłaś, że będziesz pisać podobnie do autora cenionego i wydanego, tymczasem dziś oddajesz czytelnikom fanfiction, które śmiało można stawiać przy oryginale. Momentami żałowałam nawet, że to fanfik i że posiadanie go w wersji fizycznej jest średnio wykonalne. Wygląda, jakby mógł już iść do wydania, korektę ma praktycznie za sobą, a redakcja to tylko formalność. Wierzę, że – choć na rzecz oceny nie przeczytałam całości – dalej tekst prezentuje równie wysoki poziom.

Inna sprawa, że przed tą oceną wróciłam i przejrzałam poprzednią pracę moją i Eli; tak jak i ty się rozwinęłaś, rety, chcę wierzyć, że ja też. Nie jestem tak w stu procentach zadowolona i dumna z tamtej oceny, bo momentami była chamska i prześmiewcza, że aż dziś przechodzą mnie na myśl o tych fragmentach ciarki. Pewnie gdyby nie chodziło o ciebie – osobę ze świetnym warsztatem i wyczuciem narracyjnym, po których widać, że jest z czym i kim pracować – a kogoś, kto pisze krótko i nie poradziłby sobie z krytyką, po takiej ocenie można by zapaść się pod ziemię i nigdy już nic nie napisać. Trochę mi za to wstyd, a trochę cieszę się ze swojego wyczucia, bo oto jednak stworzyłaś i zgłosiłaś tekst, który zasłużył na piątkę. Czy ocena zadziałała? Mam nadzieję, że dziś widzę poniekąd i jej efekty. Napisałaś nam wtedy:

Przeciętny? Cóż, mogło być i gorzej, więc nie jestem niezadowolona, ale... teraz szczerze i z ręką na sercu wyznam, że myślałam o co najmniej dobrym. XDDD Komedia, gdy teraz na to patrzę, ale, no. Marzenia ściętej głowy. // I, tak, będzie lepiej. Chociażby po to, żeby tu kiedyś wrócić z kolejnym tomem i udowodnić, że potrafię napisać coś świetnego. Właśnie to wyobrażenie dodało mi niesamowitej motywacji. // Powiem tak – jeszcze kiedyś dostanę bardzo dobry.

I, wiesz, ja ci ten bardzo dobry teraz wlepiam. Nie dlatego, że go wyprosiłaś czy żeby ci go naciągnąć, byś chciała pracować dalej, ale dlatego, że po prostu na niego zasłużyłaś. Ogromem ciężkiej pracy, której efekty widać już na pierwszy rzut oka. Nie ma sensu wypowiadać się w podsumowaniu o stylu, narracji czy bohaterach, ich dialogach; ostateczną uwagą niech będzie więc ta, abyś nie bała się i nie unikała stylizacji Josha i wplatania jego przemyśleń w narrację nieco częściej, bo to, gdzie już to masz, jest znakomite. 





PS Zapomniałam dodać, że uwielbiam tytuły twoich rozdziałów. Wykorzystałaś cytaty dialogów i to jest mega fajne. 
PS 2 A za betę dziękuję LegasowK. Przynajmniej częściową, dlatego za wszystkie zrobione gdzieś pod koniec literówki – jak zwykle się kajam.

17 komentarzy:

  1. Okej, na samym początku udam, że wytrzymałam presję i nie spojrzałam najpierw na podsumowanie... XD Ale na początku jest tak bardzo milutko, jeju! Naprawdę, trochę nie do opisania jest uczucie podczas czytania tylu dobrych słów na temat własnego tekstu (i poniekąd umiejętności) od ciebie, Skoia – a musisz wiedzieć, że chcąc nie chcąc uważam cię za bardzo rzetelną i czuję, że w całości wiesz, co piszesz. To też trudno mi opisać, ale. XDD Dobra, nieważne.

    1. Powtarzanie reakcji bohaterów – tak, z tym niestety mam duży problem i próbuję tępić to, jak mogę, chociaż i tak nie zawsze wychodzi. XD Czasem po prostu mi pasuje i bez takiego wzruszenia ramionami czy uniesienia brwi dana sekwencja wydaje mi się... niepełna? Tak samo po zastąpieniu tego chociażby słowami pokroju powiedział.
    I tak samo, już nawiązując do fragmentu trochę dalszego, mam problem z tym przeklętym przeczesywaniem włosów. Pozbyć się tego – jasne, ale wtedy czegoś mi brakuje. Chyba zdecydowanie muszę nad tym popracować, chociaż wydaje mi się, że w mniejszych tekstach, które piszę ostatnio, już w miarę udało mi się to wyeliminować. W miarę.

    2. A teraz, w drugim rozdziale, w sytuacji bardzo niecodziennej zachowuje jasność umysłu i spokój ducha, o niewiele pyta i próbuje zbywać niepokój – jakby zachowanie matki było tylko trochę podejrzane, a nie totalnie od czapy i zatrważające. Jakby uciekanie z domu nocą i kradzież samochodów nie były jakieś bardzo zaskakujące. I tu mam zgrzyt. – hm. Kiedy odstawiłam ten tekst na trochę i czasem o nim pomyślałam, zdawałam sobie z tego sprawę. I niby, jasne, w taki sposób chciałam go kreować od początku, ale właśnie i ja mam tutaj wątpliwości – czy on nie jest aż za bardzo spokojny. To faktycznie mogło pójść do lekkiej poprawki.

    3. Scena ucieczki jest świetna, jedna z lepszych, jakie czytałam w życiu. Mocna, obrazowa, pobudzająca emocje, a trudno się oderwać od tekstu. Nie powstydziliby się jej wydania autorzy powieści sensacyjnych; gdybym miała coś zmienić – w tym fragmencie nie zmieniłbym nic. – ♥

    4. Z drugiej strony mógłby chcieć gdzieś wyjść z chłopakami, bo to byłaby szansa dowiedzieć się czegokolwiek ze świata zewnętrznego. Jeszcze inna rzecz: jak na genialnego nastolatka, też podejrzane, że Josh nie dodał 2+2 i nie domyślił się, że w wiadomościach być może mówią o porannej spektakularnej ucieczce przed helikopterem, a po mediach krążą już zdjęcia jego i mamy. Właściwie kupiłabym i opcję, w której Josh chowa się, bo jest ostrożny, i opcję, w której idzie z chłopakami, bo ma jakiś swój plan. Ale opcja, w której on nie chce iść, bo nie, a Patrick na siłę wypycha go z domu, żeby poszwendał się po ulicy, mimo że jest poszukiwany – tego kupić nie umiem. To jest zbyt dziwne.
    ...
    Kurde, faktycznie.
    W sensie ja naprawdę wcześniej o tym nie pomyślałam – ale, kurczę, to zdecydowanie ma sens. Jakby. XD Nie po kryli się na lotnisku i uciekali przed wszystkimi po kolei, żeby teraz odwalić takie coś. Biję się w pierś, imperatyw. W połowie celowy, w połowie nieświadomy, ale imperatyw.

    5. No nie, ja się zdenerwuję z tym Eurotunelem. XD Daję słowo, robiłam research pięć osobnych razy i z różną odległością w czasie, a mam wrażenie, że im dalej, tym gorzej. Nie wiem, brak mi słów. XD W sumie ciekawostka – chciałam ich wysłać promem, ale a) to pewnie trwałoby za długo, b) TEŻ NIE UMIAŁAM ZROBIĆ DOBREGO RESEARCHU.

    6. O nieścisłościach w przypadku przejazdu przez granicę to się nawet nie wypowiem. Naprawdę. Zdecydowanie powinnam to lepiej przemyśleć.

    7. Aż, powiem ci, jestem zdziwiona, że Josh jeszcze nie wspomniał niczego o swoich butach, choćby mimochodem i przelotnie. – XDD spokojnie, na to jeszcze nadejdzie czas, przynajmniej z tego co pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wreszcie mam chwilę, by siąść i porządnie odpisać. :D

      Przeczesywanie włosów jest spoko, po prostu czasem te gesty pojawiają się jednak zbyt blisko siebie. Najlepiej będzie użyć szukajki i sprawdzić, czy odległości między nimi i aż taka powtarzalność ci pasują. Zdarzało się, że ta odległość była zbyt mała (r.13 chociażby), wtedy to będzie rzucać się w oczy bardziej niż powinno i w takich wypadkach wybrałabym jeden z dwóch momentów, ten ważniejszy, w którym Josh musi bardziej pomyśleć albo bardziej się zestresował.

      5. Eurotunel:
      No to już taki drobiazg, najważniejsze, że nie wymaga zbytniej ingerencji w tekst. Szkoda mi tej kury, serio, ale jeśli bohaterowie podróżują w rzeczywistych czasach i nie piszesz groteski czy parodii, no to ona jest mało realistyczna, bo po prostu autokar turystyczny to nie autobus czy PKS kursujący między targowiskiem w miasteczku a wsią. Tam już po prostu jakieś standardy muszą być zachowane, zresztą ostatnio była afera, że kierowca Flixbusa nie wpuścił na pokład kota (po prostu nie mógł, taką samą politykę stosuje cała firma i gość musiał się odgórnie dostosować), a turyści zamiast się wrócić z kotem na chatę, to go wypuścili na ulicę. :/

      Ad dokumentów to też jest szybka poprawka, po prostu warto dać do zrozumienia, że Josh nie dawał swoich dokumentów kontrolerom, jak w przypadku podróży prywatnym samochodem, a kierowcy autokaru, który przejął ten obowiązek. Teraz nie pamiętam też, czy gdzieś nie przeczytałam czasem, że do kontroli celnej wychodzi się z autokaru, bo celnicy mają prawo przetrzepać pojazd. W każdym razie jakby nie jest to duży problem, bo bohaterowie i tak mają fake'owe dokumenty i Josh może być już po takiej kontroli, jeśli swoje przemyślenia podaje w trakcie podróży. Ważne tylko by myślał o rzeczach, co do których jako autorka masz stuprocentową pewność. Najlepiej chyba byłoby się… przejechać Eurotunelem. XD

      Usuń
  2. 8. Samolotowa scena (a przynajmniej jej początek, to lotnisko nieszczęsne, bagaże i te sprawy) to też moja osobista tragedia. XD Mam ten problem, że nigdy nie latałam samolotem. Ubzdurałam sobie, że Joshua będzie latał tak często, że aż dziw, że jeszcze nie został pilotem – i potem tak to się kończy. Niby ludzki research i chwila pomyślenia by to załatwiły, ale jednak chyba postanowiłam pójść na skróty, co niestety mi się zdarza (i też próbuję to eliminować, chociaż wczoraj skończyłam ze szlifierką w przypadku ostrzenia sztyletu w fantasy).

    9. (...) mógł swobodnie wkładać ręce do kieszeni i nie bać się o to, że za którymś razem nóż wypadnie na ziemię albo niefortunnym zbiegiem okoliczności potnie sobie rękę i jeszcze bardziej niefortunnie się wykrwawi. – To brzmi trochę tak, jakby rękę miałby sobie pociąć nóż. – no wiesz, Skoia, nie takie rzeczy się działy.

    10. Matka Josha zaskakuje coraz bardziej – na plus. To, że trafił im się lekkoduszny policjant, to czysty łut szczęścia, który jestem w stanie kupić, tylko… język arabski? Linnette i Josh pochodzą z Walii, więc czy z karnacji czy choćby stroju jakkolwiek byli podobni do Arabów? Matka Josha mogłaby z jakiegoś targowego straganu zwinąć komuś choćby jakąś chustę. – to fakt. Kurczę, problem w tym, że gdy wyobrażałam sobie tę scenę, słyszałam coś brzmiącego dokładnie jak arabski – i tak już zostało. A mogło być tak pięknie.
    Ogólnie to ciekawie się czyta twoje pomysły, o których ja nawet nie pomyślałam – jak ten tutaj, z chustą, czy w przypadku spotkania z bliźniakami w piątym rozdziale. Wydają się takie... naturalne? I pasują o wiele lepiej, podczas gdy nie są nawet jakieś wybitnie skomplikowane.

    11. Bo jednak mamy wstęp (próby) oraz zakończenie (siedzenie w samolocie), a gdzie najważniejsze – środek?
    ...
    Właśnie problem jest taki, że aż do teraz kompletnie nie widziałam samolotu jako większego celu. Naprawdę. Miałam w głowie to, co będzie później, i to uznałam za jeden z wielu przystanków na tej trasie. I... trochę faktycznie nie miałam pomysłu, jak można by to przeprowadzić w sposób wiarygodny (chociaż wiarygodność już trochę mi uciekła).
    Mogłam ich wysłać autem. XD Ale nie, wielki lotnik, żeby sobie uciąć parę rozdziałów jazdy przez Europę. Kurczę, poszłam na skróty, a teraz widzę, że to jest o wiele wyraźniejsze, niż czułam tam gdzieś bardzo, bardzo głęboko w sobie.

    12. Dwanaście godzin z Lille do Bułgarii, ja to nawet liczyłam! Ale, głupio się przyznać, patrząc na to, że Joshua i jego matka są, tak jakby, PRZESTĘPCAMI ŚCIGANYMI LISTEM GOŃCZYM Z INTERPOLU, ten lot miał dwie przesiadki. Tylko byłam tak genialna, żeby sobie ich nie zapisać. Przynajmniej tak było ten rok temu, kiedy to sprawdzałam...
    I też nie jestem obeznana w lotach, więc znów wyszło, jak wyszło. Ech. Ale to też nie jest coś, czego nie da się nadrobić – i hej, dziękuję za nową wiedzę. ♥

    13. I mogłabym powtarzać, jakie to znakomite, ale i tak już uważam, że ocena posysa, bo przestaje być obiektywna; czytam cię szybko i z lekkością, a stylistycznie nie odbiegasz od autorów znanych i wydanych, więc moja robota w temacie twojego warsztatu zdaje się bezsensowna. Zresztą jestem pod wrażeniem twojej poprawności, błędy praktycznie nie występują, tekst wygląda jak po korekcie i niezłej redakcji. – ♥
    I ogólnie dziękuję za pochwały odnośnie tej sceny z poznaniem prawdy o ojcu. Ale co poradzić, jeśli ogólnie lubię tego typu sceny... XD I jeszcze trochę tych miłych słów i stanę się zbyt pewna siebie. To się robi już niebezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie to ciekawie się czyta twoje pomysły, o których ja nawet nie pomyślałam – jak ten tutaj, z chustą, czy w przypadku spotkania z bliźniakami w piątym rozdziale. Wydają się takie... naturalne? I pasują o wiele lepiej, podczas gdy nie są nawet jakieś wybitnie skomplikowane. – Ja myślę, że to nie jest kwestia jakichś superkreatywnych – bo moich – pomysłów, tylko pomysłów jakiegokolwiek postronnego czytelnika, który nie jest tobą. Autor musi wychodzić poza swoje ramy – czy to fabularne, czy redakcyjne – a to jest trudne, bo nie da się patrzeć w stu procentach świeżym okiem na tekst, który samemu się wypłodziło. Jest coś w tym, że łatwiej rozwiązuje się czyjeś problemy niż swoje, tak jak i łatwiej betuje czy redaguje się czyjeś teksty.

      O, ja na przykład naprawdę kajam się za wszystkie literówki, które popełniam na WS, bo wiem, że piszę niechlujnie, piszę przede wszystkim szybko i nie umiem czytać się tak, jakbym widziała swój tekst pierwszy raz w życiu (no i też zwykle piszę podsumowanie z końcem miesiąca, a potem dziewczyny nie mają czasu na betę, za co nie można ich winić, ale jednocześnie chcę się wyrobić w terminie z publikacją, więc wrzucam ocenki bardzo „świeże”, które nie odleżały tyle, bym te literówki powynajdywała). Ale jak to świadczy o mnie jako o redaktorce innych tekstów? Dla kogoś, kto nie siedzi w tym tak głęboko (i nie zna tej zależności, że swoich błędów aż tak łatwo się nie dostrzega, bo zna się tekst, który się pisało, no i też redakcja to nie korekta) – wygląda to po prostu tragicznie, wielka redaktorka Skoia oddaje takie niechlujstwa (XD), więc jaką autor może mieć pewność, że nie przepuszczam u niego takich rzeczy…? Żadną, lajf is brutal, to jest kwestia zaufania. I tak samo jest z fabulariami – komuś łatwiej doradzać czy u kogoś łatwiej dostrzec w ogóle jakieś nieścisłości niż pracować ze swoim tekstem i rozgrzebywać go któryś raz z kolei. Poza tym chałwa ci, że jesteś autorką, która otwiera się na sugestie czytelników. Współpracowałam niedawno z dziewczyną, która, byleby mnie nie posłuchać, poprawiała ze złego na złe – w sensie i stylistycznym, i czasami fabularnym. Na przykład w pierwotnej wersji użyła frazy „nadać sobie nastawienie” w złym kontekście (bohater zmieniał się przez swoje doświadczenia, nie – czyjeś) i po mojej uwadze, że nastawienie raczej się zmienia (zawsze jakieś się ma, ono po prostu ulega zmianie, nie nabywa się go, zresztą zmiana nastawienia najczęściej w takim połączeniu występuje w korpusie PWN, brzmi bezpiecznie i nie budzi wątpliwości), poprawiła frazę na: przyswoić nastawienie, co nadal totalnie źle brzmi. No ale co ja mogę, jak autor to autor; znaj, redaktorze, swoje miejsce.

      Usuń
    2. Co racja, to racja – z pewnością łatwiej wyłapywać tego typu rzeczy u innych czy coś wymyślić, tylko i tak pozostaje takie dziwne uczucie, że czemu nie wymyśliło się tego samemu. I z brakiem tej współpracy też doskonale rozumiem – czasem pomagam przyjaciółce w jakichś lżejszych, krótkich tekstach albo je sprawdzam, sugeruję zmianę, zmieni na gorsze i jeszcze jest zadowolona, że kompletnie nie przystała na moje. XD Ale to już szczegół, na to nic się nie poradzi.
      Ja właśnie uwielbiam rady czy pomysły innych, bo nawet jeśli nie zrobię dokładnie tego, co jest napisane, to nagle otwiera się przede mną takie milion ścieżek: a co, jeśli... I w sumie ogólnie uwielbiam pytać o takie rzeczy. Dobrze jest dowiedzieć się, jak inni poprowadziliby daną scenę i co by tam zawarli, daje to taki szerszy pogląd na sytuację. <3

      Usuń
  3. 14. A więc Linnette wiedziała, ze jej syn będzie ją śledził i pewnie dlatego nie zwróciła na to uwagi. W takim wypadku moja uwaga wydaje się nieadekwatna. Pozostawiam ją jednak, abyś widziała, jak odbieram tekst na bieżąco. Przyszło mi jeszcze do głowy, że Josh sam mógłby w czasie pościgu zdziwić się, iż idzie mu tak prosto, bo przecież się nie tuszuje z pościgiem. Wtedy czytelnik nie byłby odosobniony w swoich wątpliwościach. – dobra, mamy to, właśnie coś takiego chciałam osiągnąć!!!!!! <333 Znaczy, no, zdziwienie Josha byłoby jeszcze lepsze, ale tutaj docenię to, co mam.

    15. Jejku, wiesz, co jeszcze warto docenić? Wprost uwielbiam takie zabiegi, gdy akapity są przemyślane pod względem budowy, użytych słów, ich dźwięczności. – a teraz czuję się jak geniusz, naprawdę. XDD

    16. Skoro najpierw piszesz, że karabiny nagle ucichły – zdaniem oznajmującym – czemu za chwilę wspominasz, że Josh wcale nie spał? W takim razie skąd chociażby huki tych granatów…? Może chodzi o to, że w dalszej części piszesz o recepcji i gościach z karabinami wchodzącymi do bułgarskiego hotelu, ale skąd wtedy w takim razie rakiety…? – o nie, to miało być bezpośrednie nawiązanie do pobudki z rozdziału drugiego i połączenie tego z akcją w tym. D:

    17. Piszesz, że Joshowi kostka dała się we znaki i w tym momencie przyszło mi do głowy, że może Josh nadal powinien czuć też rozorane niedawno udo? W sumie nie wiem, jak długo bohaterowie przebywali w motelu, ale w sumie… czy ono nie powinno być odczuwalne w czasie sceny pościgu na rowerze za mercedesem? – hm, prawdopodobnie powinno. I niby mógłby o tym zapomnieć, bo pościgi i wybuchy, ale... powinno, no co ja będę mówić.

    18. Odpalenie auta śrubokrętem.
    Muszę się przyznać – zobaczyłam coś takiego w jednym filmie i, cholera, spodobało mi się. Za pierwszym razem Linnette odpalała auto za pomocą kabli (nie chcę się walnąć w nazwie. XD Rozruchowych? Ta taka ładna nazwa wypadła mi z głowy), ale doszłam do wniosku, że bardziej podoba mi się śrubokręt. I faktycznie teraz widzę, że od strony technicznej to by nie za bardzo zadziałało...

    19. Moment z chusteczkami i desperacką próbą ratowania sytuacji jest bardzo przejmujący. Jednak znów odczuwam pewien dysonans – z jednej strony Josh potrzebuje tej chwili dla siebie, z drugiej – cały początek sceny jest dość długi, a jednak ktoś nadal powinien czyhać na bohatera i na zawartość torebki Linnette. Trochę mało prawdopodobne wydaje mi się, że wszystko wokół się tak uspokoiło, by Josh miał aż tyle czasu dla siebie. – wiem, że konkretnie przeciągnęłam, może nawet za bardzo, ale to miało właśnie tak wyglądać. Chciałam maksymalnie opóźnić i zwolnić akcję ten jeden, ostatni raz, podsumować dwanaście rozdziałów, a później znów ruszyć.

    20. Jestem też zaskoczona, że Josh nie skorzystał ze skradzionego telefonu, nie zrobił z nim jeszcze niczego znaczącego. Nie wszedł na wiadomości, by sprawdzić chociażby, jak tam obecne nastroje, nie sprawdził Fejsa (nie wykluczył też tego ze względu, iż mogło to być ryzykowne) i tak dalej. – był w środku lasu! Ale jak tak myślę, to w sumie mógł nawet spróbować. XD Chyba z automatu założyłam, że on także z automatu założy, że w tym lesie nawet nie będzie zasięgu.

    21. W tym rozdziale Josh również nie użył telefonu. To dziwne tym bardziej, że miał na to chwilę w autokarze czy przed nim, oczekując na odjazd. Nawet jeśli co rusz ktoś truł mu tyłek o to, że jest obcej narodowości, rzuca się w oczy strzelba, która jeszcze nie wystrzeliła. Jeśli wystrzeli potem – czy nie będzie za późno? Jakbyś zapomniała, że on ten telefon ma… – )): Sprawa miała się tak, że wydawało mi się, że to kompletnie będzie dobry moment, po prostu nie miał na to czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16. Mając na uwadze sen Josha z rozdziału drugiego, wzięłam pod uwagę, że i tu może spać. Tamta scena pomogła mi wpaść na to, że i w rozdziale dwunastym Josh zapewne przysypia. Dlatego zaprzeczenie tego w kolejnych zdaniach zbiło mnie z pantałyku; rozdział zaczęłam wyobrażeniem sobie Josha, który śpi, ma ewidentnie zamknięte oczy, a mama może klepie go w ramię i potrząsa nim, by zaraz przeczytać, że nie, on jednak nie spał. I wtedy miałam takie: WTF. Na moje: trochę przekombinowane.

      18. znaczy się da się odpalić stare auto śrubokrętem, po prostu standardowy śrubokręt wkłada się w inne miejsce. Nie w stacyjkę, a w kostkę i często zdarza się, że stare samochody mają tę kostkę na wierzchu właśnie na potrzeby sytuacji, w których auto nie odpala, a śrubokręt znajduje się w schowku, pod ręką. Ale wtedy w stacyjce musi i tak być kluczyk.
      Zresztą mama Josha i tak nie ma czasu na grzebanie i dokopywanie się do kostki; może mogłaby więc uruchomić samochód jak, nie wiem, na przykład Nicolas Cage w „60 sekundach” odpalił Eleanor? Coś takiego?: https://www.youtube.com/watch?v=tvx9UAXohRY – Cage ma jakieś małe narzędzia, trudno mi określić nawet jakie (ale Josh też nie musi tego wiedzieć, co nie? XD), które Linnette zmieściłaby nawet w torebce. W stacyjkę, zamiast kluczyka, musi wejść coś równie wąskiego, by przekręcić zamek i odpalić silnik.
      Tutaj dla przykładu: https://www.youtube.com/watch?v=sjbK9qSU-20 też widać, że Angie nie wciska nic na siłę w stacyjkę, ale wyciąga ją (chyba kluczem nasadowym? wyciągarką do zamków? nie mam pojęcia), aby dostać się głębiej. Totalnie nie wiem, jak dokładnie zbudowana jest stacyjka f40, ale można zauważyć, że śrubokrętem samym Angie nie odpaliłaby auta, tylko rozwaliłaby zamek, a przecież chce się do niego dostać. Zresztą jak wpiszesz w Google: kradzież auta śrubokrętem, to faktycznie wychodzą takie metody, ale raczej chodzi o wąskie wkrętaki, jakieś neonówki, śrubokręty bardzo płaskie albo klucze – tak zwane łamaki, które wcisną się w stacyjkę, żeby przekręcić w niej zamek. O, na przykład tu widać: https://regiony.tvp.pl/51312088/odzyskali-mitsubishi-zanim-wlasciciel-zglosil-kradziez że kluczyk zastąpiony został łamakiem, który od dupy strony wygląda jak śrubokręt, ale jednak jest ślusarskim kluczem. XD

      Do sedna: chodzi o to, że mama Josha, gdyby wbiła śrubokręt na siłę, to nic by nie zdziałała. Nie musisz dokładnie wiedzieć, jakich narzędzi powinna użyć, bo Josh też nie musi tego wiedzieć, jednak musi to być coś płaskiego, aby się zmieściło w stacyjce.


      Ad19 zgadzam się i rozumiem. Jedynie już pod sam koniec zastanawiałam się, czy tych kilku zdań nie jest za dużo, bo już mi się przypomniało, że goni nas czas. Jednak zaraz akcja ruszyła, więc możesz tu nic nie zmieniać, a i tak będzie świetnie.

      Usuń
    2. Jasne, dobra. Jeśli zdecyduję się na tę korektę (faktycznie ostatnią?), śrubokręt faktycznie idzie do gruntownej przeróbki, przynajmniej jeśli chodzi o typowo ten sposób. :D Jeszcze się pomyśli! I oczywiście dziękuję za analizę pod względem technicznym. ♥

      Usuń
  4. 22. Być może po to, by popalać papierosy; wpadł mi do głowy pomysł, że Josh mógłby widzieć, jak w oczekiwaniu na autokar grupka chłopaków kitra się gdzieś z fajką – wtedy mielibyśmy hint, a sytuacja nie wydawałaby się tak mocno przypadkowo akuratna. – właśnie o tym mówiłam wyżej, przy twoich pomysłach! Kurczę no, faktycznie, z tym to by mogło być tak dobre, czemu ja nie użyłam moich dwóch ostatnich szarych komórek i na to nie wpadłam?

    23. Obecność jezdni i samochodu mówi mi, że w pobliżu musi być jakiś dostęp do sieci. Jakikolwiek. Nie przesadzajmy, Bułgaria to nie kraj Trzeciego Świata, nie muszą mieć 5G, ale LTE albo 3G? – a gdyby uznać, że to akurat był środek lasu w środku lasu w sercu puszczy...? Nie, to wcale nie było tak, że ja nie wyszłam właśnie z takiego założenia.

    24. Wpleć gdzieś w poprzednie notki jakieś hinty o tym, że na przykład Josh sprawdza, czy wciąż pamięta ciąg cyfr. Wtedy łatwiej czytelnikowi będzie zarejestrować, że Josh pamięta o tym rozwiązaniu i bierze je pod uwagę od śmierci mamy. – TO JA TEGO NIE UŻYŁAM NIGDZIE WIĘCEJ? Byłam przekonana, że jest chociaż raz, ale musiałam to wyrzucić przy korekcie.

    25. Co do konstrukcji z i – to moja kolejna pięta achillesowa. Ostatnio też zauważyłam, że o ile wyeliminowałam imiesłowy i po czym w co drugim zdaniu, tak teraz nadużywam: Zrobił to, zrobił tamto i machnął tamto też.

    26. Ostatnio coś mi mało tej personalizacji. A że wychodzi ci świetnie – śmiało! – daj nam tego dobra trochę więcej. – bałam się, że będzie za dużo. )):

    27. Widzę tytuł i aż chce mi się odpowiedzieć: „nie, Josh, nie mimo to. Tylko właśnie za to. Za to, co zrobiłeś i jakim duchem się wykazałeś, ty zawzięty skurczybyku!”. – ♥
    I, swoją drogą, uwielbiam te gify całym sercem. Daję słowo.

    28. Ojej, a myślałam, że za dziewiętnasty mi się mocno oberwie. XDD Do tej pory mam wątpliwości, czy na pewno dobrze go rozwiązałam w kwestiach fabularnych i czy nie napchałam wszystko w jedno miejsce, tak znikąd, bez wcześniejszych zapowiedzi i budowania pod nie podłoża. Hm.

    29. Ciekawe, jak kreacja różnorodnych stylizacji językowych wyjdzie ci tym razem. – ja z kolei boję się dowiedzenia się (powtórzenie, ale to takie skromne, ok) tego, bo XDD ciągle mam wrażenie, że nie udaje mi się tego wypracować. Ale zobaczymy, jak będzie dalej.

    30. Chyba że Warrenowi chodzi o ton oraz dobór słów, przypominający podręcznikową stylizację. Może, aby nie budzić wątpliwości, lepiej, by zagaił coś w stylu: Brzmisz jak z podręcznika… – tak, dokładnie o to mu chodziło i faktycznie mogłam to przedstawić lepiej, właśnie żeby nie było wątpliwości.

    31. Skoro Josh ma bodajże dwanaście lat, czy nie jest dla niego za późno? Zakładając, że ukończy szkolenie podstawowe za pierwszym razem, a więc w sto dni, a po drodze gdzieś będzie miał urodziny – niewiele czasu mu wystarczy, by wykazać się w organizacji. Czy to nie dziwne, że organizacja poświęca czas komuś, kto ledwo mieści się w wyznaczonych ramach? – a to jest jedna z tych kwestii, o którą pyta praktycznie każdy. XD W dużej mierze zrobiłam go tak starego na potrzeby fabuły, żeby jego wcześniejsze wyczyny Rambo mogły być choć trochę wytłumaczalne, i na potrzeby tego nieco wygięłam uniwersum.
    Ale jak już wyginałam, mogłam też zwiększyć wiek... XD

    32. Skojarzenie z G.F.Darwin – Jezu, totalnie. XDD Cudowne.

    33. Nie są do siebie podobni, zaczepiają na różne sposoby, ale nie zachowują się już tak, by CHERUBA można było określić ośrodkiem pomocy radzenia sobie z agresją czy dla trudnej młodzieży. Rety, wreszcie można wymazać to skojarzenie z głowy… całe dwa lata żyłam z przeświadczeniem, że jeszcze mi się ono odmieni. – osiągnięcie odblokowane! ♥

    34. Strofuje go, ale jednocześnie nie zawstydza, widać jej pedagogiczne zacięcie. Wiem, że nie jest łatwym oddać dorosłą postać prowadzącą zajęcia w ten sposób, dlatego tym bardziej to doceniam. – naprawdę mi wyszła??? Okej, to chyba jest ze mną lepiej, niż myślałam. Aż mi lżej na sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26. Ostatnio coś mi mało tej personalizacji. A że wychodzi ci świetnie – śmiało! – daj nam tego dobra trochę więcej. – bałam się, że będzie za dużo. )): – to jej może być za dużo? XDD


      28. Kompletnie tego nie wyczułam, a wręcz przeciwnie – wszystko wydawało mi się mocno poukładane. Przy wypadku Josha przy skarpie miałam takie: ¯\_(ツ)_/¯ no trudno, Josh, masz pecha. Ale przyznam też, że po prostu byłam bardzo ciekawa, co dalej i już trochę nie mogłam doczekać się, kiedy Josh trafi do CHERUBA. Nie wiem, czy osoby, które nie znają zupełnie uniwersum, podchodziłyby do tej kwestii inaczej i tak może dość lekko, ja jednak wyszłam z założenia, że Josh nie może ciągle uciekać, coś musi go skierować prosto w stronę CHERUBA i już tylko na to czekałam.

      A! Bo mi się teraz przypomniało, co ja wtedy brałam pod uwagę. A mianowicie brałam to, że telefon, który wykonał Josh, pozwolił zlokalizować organizacji jego położenie i dlatego wpadł. To znaczy: spadł (XD). Trochę brakowało mi potem wzmianki o tym telefonie i że numer wcale nie musiał być pomylony ani oddelegowywać do faktycznego Centrum Ogrodniczego „Ziarenko”. I trochę jeszcze liczę na to, że ta kwestia wróci gdzieś w kolejnych rozdziałach jakoś niespodziewanie i Josh sobie przypomni ten telefon. XD

      Usuń
    2. Bo tak faktycznie było! Faktycznie go zlokalizowali dzięki temu telefonowi, wystarczyło tylko wysłać kogoś w okolicę, a że mu się spadło... to już trochę inna sprawa. XD
      Nie, ale dobrze, że w sumie nie wyszło tak źle, jak myślałam. Przydałoby mi się trochę więcej wiary w ten tekst. XD

      Usuń
  5. 35. Dwa: to tylko przykład, ale zobacz – nieco dłużej pozostałam przy Floydzie i oddając przekleństwo, które usłyszał, od razu przeszłam płynnie do wykonanego przez niego ruchu: wbicia twarzy Josha w kałużę. Pozostając nieco dłużej przy jednej postaci w scenie akcji nie doprowadzasz do tego, że tych przeskoków jest tak wiele, a więc czyta się płynniej i jednocześnie nie musisz co zdanie wprowadzać nowego podmiotu. – ojej, faktycznie! Plus ten fragment ma od razu inny wydźwięk, właśnie taki pełen frustracji – no dobra, to zdecydowanie kolejna rzecz do zapisania.

    36. nie masz pojęcia, jak cieszy mnie każda różnica i to, że wiele sugestii z poprzedniej oceny wykorzystałaś przy pracy nad nową wersją. – ♥ Oczywiście, chyba już wtedy pisałam, że ocena będzie dla mnie przydatna – i była, oj, była, zdecydowanie. Może przez długi czas towarzyszyło mi wrażenie, że nie wyczerpałam dosłownie wszystkiego, ale... chyba nie jest tak źle.

    37. Co ciekawe, z innymi czasownikami nie masz problemu i podejrzewam dlaczego. Uśmiechnął i usłyszał są w jakimś stopniu podobne. – a to też mnie ciekawi i bladego pojęcia nie mam, czemu tak się dzieje. Jak już pisałam na początku, bez uśmiechów tekst wydaje mi się niepełny (nawet jeśli wszyscy kończą, uśmiechając się średnio co trzy sekundy), a usłyszał pasuje dosłownie do wszystkiego. Staram się z tym walczyć.

    I płynnie (albo niepłynnie, bo dosyć mocno się eksctyrhtegdfk (((nie umiem tego napisać))) ekscytuję) przechodzimy do podsumowania...

    Co do tej pierwszej wersji, to tkwi sobie w ogólnym folderze. Co do drugiego tomu, nieukończonego – też tam tkwi, ale ze względu na to, że w pewnym momencie po prostu mi się urwało i już nie miałam ochoty do tego wracać, zresztą fabularnie nie wydawało mi się już wystarczająco dobre. Szczerze mówiąc, tak samo miałam z tą aktualną wersją – przymierzałam się do drugiego tomu, miałam plan, fabułę... ale nie było to dla mnie wystarczająco dobre, ciągle czegoś mi brakowało, ciągle gdzieś znajdowałam niedociągnięcia i... skończyło się, jak się skończyło.
    Problem też w tym, że tak naprawdę najlepsze pomysły miałam na tomy trzeci wzwyż, ale drugi miał zbudować taki fundament, wprowadzić nastolatkowe dramy i tak dalej. Pomysł jednak mnie pokonał, bo dla mnie był po prostu przereklamowany i nieciekawy. Wskutek tego rzuciłam pisanie na prawie pół roku, ale teraz powoli wracam z pomysłem na nowy projekt. I chociaż chciałoby się wrócić do Josha, bo uwielbiam tego chłopaka zwłaszcza w tej wersji, jest mi strasznie trudno.
    Jest ku temu parę powodów, ale jeden, główny, polega na tym, że stworzyłam sobie głównego bohatera hakera, nic o tym nie wiedząc. I ten.

    Ale, cholera, aż mi się zachciało do tego wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, tak samo miałam z tą aktualną wersją – przymierzałam się do drugiego tomu, miałam plan, fabułę... ale nie było to dla mnie wystarczająco dobre, ciągle czegoś mi brakowało, ciągle gdzieś znajdowałam niedociągnięcia i... skończyło się, jak się skończyło. – Bo tak jest! Pisanie to takie trochę ściganie horyzontu, pościg za króliczkiem. I tak się go goni i goni, i poprawia, i poprawia, wpada na nowe rzeczy ple ple ple… ale czasem trzeba wiedzieć, kiedy skończyć i pójść dalej. Pisząc, rozwijamy się praktycznie całe życie, ale zastanów się, co by było, gdyby Rowling – której pierwsza książka napisana jest językiem bardzo średnim, bądźmy szczerzy – zamiast iść w przód, ciągle dopieszczałaby „Kamień…”? Przecież to można dopieszczać i dopieszczać całe lata, co chwilę autorzy nabywają nowych umiejętności, rozwijają się w narracji, nowych technikach. Ale bez sensu jest pracować w kółko nad tym samym, jeśli tekst już jest czytable (a twój jest!), wtedy najlepiej dać mu po prostu sobie żyć i być. O ile jest tekstem na blogu, może być to trudne, ale gdyby był wydrukowany - i tak nic byś z nim nie zrobiła, musiałabyś ewentualnie za kilka lat wydać wersję poprawioną. Ale po co, gdy, jak napisałam, ta jest bardzo spoko? Ewentualne nowe techniki i umiejętności lepiej wykorzystać w nowych pracach, kolejnych częściach, wtedy też czytelnicy dostaną materiał, z którego sobie wywnioskują, że widzą twój progres. Jeśli będziesz go chować w szufladzie – nikt go nie doceni.

      Problem też w tym, że tak naprawdę najlepsze pomysły miałam na tomy trzeci wzwyż, ale drugi miał zbudować taki fundament, wprowadzić nastolatkowe dramy i tak dalej. Pomysł jednak mnie pokonał, bo dla mnie był po prostu przereklamowany i nieciekawy. Wskutek tego rzuciłam pisanie na prawie pół roku, ale teraz powoli wracam z pomysłem na nowy projekt. – Okej, techniki technikami, umiejętności umiejętnościami, ale nastoletnie dramy… no, to już fabularia. I choć CHERUB jest uniwersum nastoletnim, to jednak pod słowem „drama” kryje się tak wiele nacechowanych negatywnie wartości, że… no niekoniecznie szłabym w tę stronę. XD Skoro w trzecim tomie mają dziać się fajne rzeczy, których nie możesz się doczekać, to mam dla ciebie radę - zrób z trzeciego tomu tom drugi, a ewentualnie kilka bardziej lekkich wątków z bazowej dwójki w to wpleć. Jedynkę też świetnie wyważyłaś – początek jest poważny, dynamiczny i ciężki emocjonalnie, a w CHERUBIE, gdy Josh spędza czas z rówieśnikami i co rusz zaskakuje go coś pozytywnego, atmosfera się zmienia. I to działa.

      Usuń
  6. Co do stylu – jeju, nawet sobie nie wyobrażasz, jak miło jest to czytać – zwłaszcza tutaj, od ciebie, kiedy uważam cię za swojego rodzaju autorytet (chociaż nie wiem, czy to właściwe określenie, ale niech mi będzie). Serio, naprawdę dziękuję.

    Inna sprawa, że przed tą oceną wróciłam i przejrzałam poprzednią pracę moją i Eli; tak jak i ty się rozwinęłaś, rety, chcę wierzyć, że ja też. – mogę szczerze powiedzieć, że ty też. Już wtedy byłam zadowolona, ale dzisiaj jeszcze bardziej czuć bijący z tego tekstu profesjonalizm... i po prostu chce się zostawiać teksty w twoich rękach, bo wiadomo, że dobrze się nimi zajmiesz. Na przykład ja, jeśli chodzi właśnie o takie rzeczy, ufam ci całkowicie i, szczerze mówiąc, mogłabym pójść za tobą w ciemno, nie wiedząc, co mnie czeka.
    Czuć po prostu, że każde zdanie jest przemyślane, a sama ocena jest bardzo rzetelna.

    I, madre de dios.

    Bardzo dobry????
    Nie jest aż tak źle, jak z tym poprzednim, tak? XDD
    Naprawdę, gdy to zobaczyłam, początkowo myślałam, że mam jakieś przywidzenia, bo jakby XDD Nie spodziewałam się niczego szczególnego, a tu nagle bardzo dobry.
    Czy ja mam jeszcze do czego dążyć w życiu???

    A tak na serio – nie no, naprawdę byłam w ciężkim szoku. Uśmiechałam się potem bez przerwy przez bite dwie godziny (później musiałam jechać do miasta, więc dobre się skończyło) i ciągle o tym myślałam, już nie mogłam doczekać się czytania i tak dalej. I, cholera, jestem teraz bardzo podbudowana. Dostać tak pozytywną (i bądź co bądź profesjonalną) opinię na temat swojej pracy w momencie, w którym miałam już wątpliwości co do tego, po co ja w ogóle piszę... Cudowne uczucie. Naprawdę.

    I bardzo dziękuję za tę ocenę i czas, który na nią poświęciłaś! Możesz mi wierzyć, że wszystkie uwagi wezmę sobie do serca, choćby miały mnie przy tym pokarać wszystkie ciała niebieskie.
    I z całą pewnością jeszcze tu wrócę! Nie odblokowałam jeszcze wszystkich osiągnięć, ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie, zapomniałam – mogę się pochwalić, że ja faktycznie wydrukowałam tego Kruka. XDD Co prawda w czterech egzemplarzach i koniec końców uważam, że mogłam wybrać jednak inny font, ale mam papierową wersję!

      Usuń
    2. Daj spokój, bo się rumienię. :D
      Takie komentarze sprawiają, że naprawdę chce się dalej robić to, co się robi, nawet w przypadku tekstów blogowych. To prawdziwa siła napędowa i fajnie, że tak jak ty mnie napędziłaś – tak i mnie udało się przekonać ciebie, że tak, to ma sens i absolutnie masz do czego dążyć. :D

      Będę czekać, aż wrócisz, koniecznie, choć z drugiej strony nie mam pojęcia, co w tej stylizacji i gatunku mogłabym ci jeszcze doradzić. Byłabym ciekawa, jak radzisz sobie z innymi poprzeczkami, bo ta już nie stanowi dla ciebie problemu. Skille do odblokowania? Nic mi nie przychodzi do głowy w obrębie kryminału młodzieżowego pisanego narracją personalizowaną. Mój zasób złotych rad mógł ulec wyczerpaniu. XD

      Ale czad, że masz go na papierze. <3 nie myślałaś o tym, by mieć na nim też coś, co… niekoniecznie byłoby drukowane tylko na własny użytek i dałoby się wydać w wydawnictwie albo poprzez Ridero? Masz smykałkę i, co najważniejsze, warsztat – szkoda byłoby ich nie wykorzystać.

      Usuń
    3. Zasób złotych rad mógł ulec wyczerpaniu? Zobaczymy następnym razem, jeśli przyjdę z tym, o czym faktycznie myślę. XDD Nie, ale miło mi czytać, że faktycznie jest dobrze i faktycznie umiem pisać (to nie zabrzmiało zbyt skromnie, ale wiadomo, o co chodzi). Tym bardziej, że przez ostatnie pół roku przechodziłam dosyć ciężki kryzys twórczy i żyłam z myślą: hej, myślałam, że kiedyś będę zawodowo pisać, tymczasem nie umiem tego robić, co teraz?

      ...ale chyba już jest lepiej. I to w dużej mierze dzięki tobie. <3

      I jeszcze milej czyta się tę cudowną propozycję faktycznego wydania czegoś. Hm. Niby w przyszłości chciałabym iść w tę stronę, aaaaale... XD
      Hm.
      A teraz to się rozmarzyłam.

      Usuń