[222] ocena bloga: Szepty Księżyca


 Tytuł: Szepty Księżyca

Autorka: Kyōko

Tematyka: fanfiction oparte na uniwersum Naruto

Ocenia: Forfeit, Ayame



PIERWSZE WRAŻENIE

Długo trwało, nim mogłyśmy zabrać się za ocenę twojej twórczości. Jednak finalnie przysiadłyśmy do niej i… w końcu możemy wziąć się do pracy! Gotowa?

Szata graficzna jest urocza, bardzo nastrojowa, font czytelny i spójny. Trochę rozbawiła mnie uwaga zamieszczona w widgecie Historia: Nie ponoszę odpowiedzialności za swoją poprawność literacką. Masz na myśli poprawność językową? Oczywiście, że ponosisz za nią odpowiedzialność. Ty to opowiadanie tworzysz i odpowiadasz za wiedzę, którą posiadasz (lub nie), również w tej kwestii. Uwaga o wulgaryzmach czy scenach erotycznych natomiast moim zdaniem jest nieco zbędna. Skoro wyżej wymieniasz takie elementy jak kategoria czy gatunek, równie dobrze możesz dodać rating, a przy konkretnych scenach lub nad rozdziałami takowe sceny zawierającymi – uzupełnić odpowiednią adnotacją. Tak tę kwestię często rozwiązują choćby na FanFiction.net i w moim odczuciu jak najbardziej się to sprawdza. Zamiast tego w widgecie mogłabyś umieścić krótki blurb, choćby ten otwierający zakładkę O blogu.

Jak już o podstronach mowa, to trochę namotałaś. Spis treści połączony z zakładką Linki wygląda okropnie, zdecydowanie powinien znaleźć się na specjalnie wydzielonej do tego stronie i nie tak rozjechany na boki (w dodatku z prologiem po prawej). To jedna z ważniejszych zakładek na twoim blogu, a zepchnęłaś ją na margines i potraktowałaś po macoszemu. Radosnej twórczości z zakresu wyrównywania każdego łącza rozdziału do innej strony moje oczy mówią stanowcze: nie, dziękuję. Same Linki natomiast powielają się z widgetem Inne bóstwa.

Zakładka Postacie na ogół nie ma dla mnie racji bytu, zwłaszcza gdy mowa o fanfiction – twórczości od fanów dla fanów. Tak jest również w tym przypadku. Bohaterowie w większości są wszystkim znani, a OC powinniśmy poznać z opowiadania, nie z magicznej podstrony. Szukasz pretekstu do wstawiania większej ilości ładnych artów? Pinterest i Instagram zapraszają.

Jeśli to cię nie przekonuje, to... gdybyś zrobiła porządek z już istniejącymi linkami, zyskałabyś miejsce na nieźle zorganizowany spis treści. Taki, którego potencjalny czytelnik nie musiałby szukać po bocznych widgetach.

Realia – jak dla mnie niepotrzebne, przy czym bardziej jest to słowniczek pojęć niż rzeczywiste określenie realiów prowadzonej przez ciebie historii. Nie sądzisz, że lepiej byłoby w przypadku mniej znanych krajów, pojęć czy wiosek dodać odpowiednie odnośniki pod rozdziałami? Wciąż jednak nie nazwałabym tego realiami, bardziej pasować zdaje się wspomniany już słownik uniwersum. Niesamowicie mylące. 

W tym wszystkim zabrakło mi jedynie informacji, o czym tak naprawdę jest opowiadanie. Nie wiem na start, w jakich czasach osadziłaś bohaterkę, jaki okres jej życia wzięłaś pod lupę, jak bardzo namieszałaś w oryginalnej fabule. Nie chcę, byś zdradzała mi wydarzenia z opowiadania, ale chciałabym móc przygotować się na to, co mi zaserwujesz. Teoretycznie powinna mnie o tym informować zakładka O blogu, ale mamy tam niewiele mówiący blurb na niespełna cztery linijki, mnóstwo informacji o tobie i twoich początkach blogowania, podziękowania, soundtrack, wyjaśnienie istnienia niektórych podstron i… niewiele o samym blogu.

Sumarycznie odnoszę wrażenie, że choć jest ładnie i treść pozornie wygląda na uporządkowaną, to w istocie panuje tam nieład. Oby część właściwa była bardziej spójna.



TREŚĆ


Prolog

Podniosła się z łóżka, pilnując, by nie wydać przy tym hałaśliwych odgłosów. – Wystarczy by nie hałasować, hałaśliwe odgłosy brzmią nienaturalnie i przez to zaburzają tempo czytania.


To miejsce, które pomogła odbudować od zgliszczy… – Ze zgliszczy. Jak feniks z popiołów, a nie od popiołów. Co innego, gdyby chodziło o podstawy, fundamenty – wtedy od podstaw jak najbardziej by pasowało. 


Wyspa nawet w środku nocy zapierała dech w piersi. – Wyspa? Jaka wyspa? Do tej pory sądziłam, że miejscem akcji najpewniej jest Konoha, ale tam wysp szukać próżno, skoro otaczają ją lasy – prędzej w Kraju Wody lub Księżyca (co przeczytałam w twojej słowniczkowej zakładce). Nie piszesz nic więcej, a ja już mam mętlik w głowie. To jak zobaczyć bałwana na środku pustyni. Wcześniej była mowa o jej kraju, a skoro Hinata jest główną bohaterką, zakładam Kraj Ognia. Czy któraś wioska z tego kraju była osadzona na wyspie? Nie przypominam sobie nic takiego z uniwersum. 


Westchnęła ciężko i podniosła wzrok na świecący w nowiu księżyc. – Trochę się przyczepię, ale Księżyc nie świeci, odbija światło. Ciężko jednak, by w tej fazie mógł je odbijać w sposób widoczny z Ziemi: [KLIK].


Jedynym, co przeszkadza mi podczas czytania tego króciutkiego prologu, jest fakt, że główna bohaterka nazywa swojego męża… mężem. Wiem, że opierasz opowiadanie na miłosnym trójkącie i lepiej by było, gdybyśmy nie wiedzieli, kim jest wybranek głównej bohaterki, ale jednak tak formalne nazywanie ukochanego (bo widać, że bohaterka darzy go ciepłymi uczuciami) jest nienaturalne. Może gdybyś nie używała określenia mąż aż trzy razy na mniej więcej stronę tekstu, nie rzuciłoby się to w oczy. 

Sądzę, że wystarczyłoby, gdybyś napisała tak o nim na samym początku, a dalej używała podmiotu domyślnego. Przecież gdy myślisz o kimś bliskim, choćby ze swojej rodziny, nie określasz przy każdej okazji statusu prawnego pomiędzy wami. 


Brawo za cliffhanger. Zabrakło mi tylko czegoś w rodzaju przeczucia – w końcu doświadczony shinobi w pewnym stopniu podświadomie wyczuwa zagrożenie. Co więcej, jeśli trzymasz się faktów z kanonu, a Hinata doczekała się potomstwa, mają za sobą Czwartą Światową Wojnę Shinobi – powinno się to w jakiś sposób odbijać na bohaterach. 



Rozdział I

Nawet w panującym półmroku była w stanie dojrzeć, jak energia krążyła w układach Nejiego; niezmącona, spokojna. Tak samo jak jej właściciel. – Tak samo (krążyła) czy taka sama była (niezmącona, spokojna)? 


Neji bez drgnięcia z miejsca był w stanie odeprzeć atak. – Nie do końca o to chodzi w scenach dynamicznych (a taką sceną jest walka, choćby treningowa). Spróbuj wczuć się w sytuację Hinaty. Jej dłonie ze skoncentrowaną chakrą chybiają celu. Natrafiają na pojawiające się znikąd dłonie Nejiego. Tymczasem jego stopy pozostają w bezruchu. Nie zrobił nawet kroku. 

Co Hinata widzi podczas walki, w jaki sposób to rejestruje? 

Nasuwa się też pytanie, w jaki sposób można drgnąć inaczej niż z miejsca? Takie niepotrzebne wtręty wydłużające zdania w scenach akcji spowalniają fabułę, która powinna być wartka. 


Wypuściła drżący oddech. Atakowała w skrajnej desperacji; z nadzieją na choćby najmniejszy sukces. Postawiła wszystko na jedną kartę. – Żałuję, że nie oddałaś tego myślami Hinaty. Widzę jej oddech, ale nie potrafię odgadnąć myśli. To aż się prosi o POV [KLIK]. Tak samo zresztą zaczęłaś rozdział, spójrz: Drżała ze zmęczenia, choć ze wszystkich sił pragnęła ukryć słabość. Druga część cytatu ma już znamiona ekspozycji, a przecież mogłaś to ładnie wyciągnąć, pisząc, w jaki sposób starała się to drżenie ukryć (np. napinając mięśnie, zaciskając dłoń na krótki moment przed uformowaniem znaku). Ponadto gdybyś zmieniła te zdania na choćby myśli, byłyby krótsze. Za bardzo je rozwlekłaś. Hinata jest nabuzowana emocjami, walczy, ledwo stoi na nogach. Potrzebuję dynamiki. 


Kilkoma ruchami całkowicie zablokował przepływ chakry. Puścił ją gwałtownie. – Tę chakrę?


Upadła z głuchym łoskotem na chłodną matę i skuliła się. Znów zaatakuje? Będzie chciał dobić? – Wydaje mi się, że poszłaś trochę za bardzo w melodramat. To trening, jakich Hinata wiele musiała odbyć w swoim życiu. Sama walka nie była szczególnie zaciekła, Neji bardziej odpierał jej ataki niż sam atakował, więc przypuszczenie, że chciałby ją dobić jest zdecydowanie nad wyrost. 


Zasłoniła głowę dłońmi, dysząc ciężko. Nie miała sił dłużej się opierać. – Te dwa zdania w mojej opinii jednak się wykluczają. Skoro skuliła się, zasłoniła głowę, to jest to jakaś forma oporu. 

Odwrócił się przez ramię. – Albo się odwrócił, albo spojrzał przez ramię. Do tej drugiej czynności wystarczy odwrócić głowę.


Urodzenie w takiej, a nie innej kolejności, stawiało przed faktem dokonanym. – Choć podoba mi się wydźwięk tego zdania i fakt, że zamyka wiele znaczącą scenę, zmieniłabym jego koniec. Może Urodzenie w takiej, a nie innej kolejności, z góry przesądzało o losie?


Podoba mi się przedstawiony przez ciebie Neji. Jest jak żywcem wyjęty z kanonu. Mam nadzieję, że to nie jednorazowe zachowanie. 


— Hinata-sama? – Nie jestem pewna, czy dopisywanie tytułów grzecznościowych jest dobrym pomysłem. Jeśli robisz to teraz, powinnaś robić to również na przestrzeni całego tekstu przy każdym imieniu, gdy jest to wymagane, nie wyłączając innych przypadków, tj. -kun, -san, sensei, -dono, etc. Jednakże samo -sama jest jednoznaczne z pani, więc… nie łatwiej po prostu pisać po polsku? Dalej Hinata mówi do ciotki, nie używając żadnego przyrostka, a przecież Hinata była znana z tego, że niezwykle dba o etykietę. 


Hinata przytaknęła w ciszy głową. Nie była w stanie hamować dłużej łez. Zatrzęsła się od szlochu. Ten jeden, jedyny raz, z dala od oceniających na każdym kroku oczu, pozwoliła sobie na chwilę słabości. Dziedziczce nie przystawał płacz. – Scenę wcześniej Hinata miała łzy w oczach. Ogólnie dość często się tak zdarzało, często również płakała – była niezwykle wrażliwa. Na egzaminie na chūnina, w czasie walki Naruto z Painem, w czasie wojny, w zasadzie co chwilę. Narrator kłamie. 


Nie chciała być tą głupią dziedziczką, którą klan chciał w niej widzieć.  Zazdrościła młodszej siostrze. – Podwójna spacja między zdaniami. Wyszukiwanie tekstu pokazało mi, że masz ten błąd w dwunastu miejscach w tylko tym rozdziale (edit: błąd przewija się w całym opowiadaniu). No i powtórzenie – nie chciała, ale klan chciał. 


Zazdrościła młodszej siostrze. Na nią nikt nie patrzył z rozczarowaniem, nikt nie miał wobec niej oczekiwań. – A to w ogóle kłamstwo względem uniwersum. Hanabi bardzo często trenowała i to z nią Hiashi ćwiczył, wiążąc przyszłość klanu. Nikt nie patrzył na Hanabi z rozczarowaniem, bo była świetna w walce. Hiashi widział w niej następczynię i dlatego ją szkolił; przewidywał, że Hinata zostanie wydziedziczona lub wymyśli coś innego, aby zepchnąć ją na drugie miejsce. Hanabi była przygotowywana bardzo dobrze i jestem pewna, że sporą część dzieciństwa musiała poświęcić, by osiągnąć poziom, jaki prezentowała. Przecież w razie śmierci Hinaty (to życie ninja, a ona nie była szczególnie uzdolniona), jej młodsza siostra reprezentowałaby klan. Dziwi mnie, że bohaterka ma takie przemyślenia względem Hanabi, którą przecież w anime wciąż i wciąż podziwia, wręcz zazdrości jej szybkich postępów. Wydaje mi się, że popłynęłaś w czarno-białe klimaty, przejaskrawiłaś obraz, aby w jak najbardziej dramatycznym świetle zaprezentować sytuację Hinaty. Nie kupujemy tego.


Głowa klanu wydała rozkaz — musimy zabrać was w bezpieczne miejsce i chronić! – Wątpię, by w momencie ataku na jeden z klanów w wiosce, Mayako używała takich określeń jak głowa klanu. Prędzej rzuciłaby coś o Starcu (nie znamy jego imienia) lub po prostu rzekła: rozkazano. Kto podczas mordu ma czas układać długie, ładne zdania? 


Podskoczyła w miejscu, gdy jej uszu dobiegł niespodziewany hałas.Wytężyła wzrok. – Wzrok wytężyła pewnie po to, by lepiej słyszeć? Może jednak po prostu rozejrzała się, wytężając wzrok (jeśli, przykładowo, otaczała ją ciemność i widoczność była przez to ograniczona)? No i zabrakło spacji pomiędzy zdaniami. 



— Klan Uchicha został zaatakowany! – Uchiha. 


Mayako ciągnęła ją za sobą tak szybko, że co chwilę się potykała. Zaczepiała dłońmi o niemalże każdą ścianę na zakręcie. – Raczej nie obiema dłońmi, jeśli jednocześnie trzymała i ciągnęła za sobą Hinatę. 


Przecież Itachi-sama strzegł zawsze klanu. – Zawsze strzegł klanu.


Hinata wykorzystała okazję. Zmusiła zdrętwiałe kończyny do ruchu. Jak najciszej postawiła pierwszy krok w tył. W sercu dziękowała bogom za to, że jej ciotka darzyła Kō tak wielkim uczuciem. Wpatrywali się w siebie jak w obrazek! Kolejny krok. Poczuła pod stopą schodek. Teraz albo nigdy!

Puściła się biegiem, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć jej nieobecność. – Ciężko mi uwierzyć, że dwójka wyszkolonych ninja (a przynajmniej jeden) ze znamienitego rodu w obliczu kryzysu tak po prostu się zagaduje, pozwalając zwiać dziedziczce rodu, która ucieka biegiem, zapewne hałasując przy tym niesamowicie. 


Otarła rękawem łzy. – Dosłownie parę zdań wcześniej twierdziła, że nigdy nie okazuje słabości poprzez płacz. Czemu okłamuje samą siebie i mnie? 


Pędziła tak szybko jak tylko potrafiła, po raz pierwszy w życiu nie myśląc o towarzyszącym wysiłkowi bólu. Zadrżała, gdy do jej myśli wdarły się wspomnienia. – W chwili mordowania klanu chłopaka, który podoba się Hinacie, właśnie w tym momencie, kiedy martwi się o jego życie i biegnie zrozpaczona na ratunek… ona sobie wspomina? To chyba nie jest najlepszy moment na pogrążanie się we wspomnieniach. W takich chwilach prędzej obstawiałabym totalną bezmyślność wywołaną skokiem adrenaliny (przerywaną rejestrowaniem ograniczeń organizmu) albo ewentualnie myślenie o tym, co mogło się stać z klanem. 


W towarzystwie jej ojca do ogrodu wkroczyli ludzie, których widziała pierwszy raz w życiu.. – Albo jedna kropka, albo trzy. 


— Tego rodzaju porozumienia między klanami nie były stosowane od wielu generacji — zaczął Fugaku . – Generacji? A nie pokoleń? Plus zbędna spacja przed kropką.


— Połączenie naszego rodowego Byakugana oraz Sharingana klanu Uchiha da wiosce Liścia najwyższą pozycję wśród Wielkich Nacji. – Osobiście nie widzę potrzeby, by kekkei genkai zapisywać od wielkiej litery, jednak zdaję sobie sprawę, że taki zapis podają między innymi fanowskie wersje Wikipedii, a w oryginalnej Wikipedii zapis ten jest mieszany – raz od wielkiej, raz od małej. W moim odczuciu powinna to być mała litera, ponieważ choć nazwy poszczególnych technik zapisujemy od wielkich liter jako nazwy własne, to byakugan oraz sharingan nie tyle są technikami same w sobie, co umożliwiają wykorzystywanie, tworzenie i kopiowanie szeregu jutsu z ograniczeniem więzów krwi. Nie znalazłam jednak żadnej odnoszącej się do tego reguły, dlatego raz jeszcze podkreślę – to moje zdanie, moje odczucie i w powyżej przedstawiony sposób staram się to racjonalizować. W dalszej ocenie również podkreślam to jako błąd, ale nie bierz tego do siebie, raczej potraktuj jako pole do otwartej dyskusji. 


Przestraszona, skryła się za spódnicą nieznajomej pani. – Wątpię, by Hinata lgnęła do obcych. Czemu nie do ojca? Przecież była bojaźliwa. 


Wpadła w głęboką kałużę, a błoto wdarło się do jej oczu. Zapłakała ze złości i przetarła twarz. – Dopiero co lądowała w błocie i płakała. Coś bardzo niezdarna ta Hinata, aż za bardzo. I znów płacze.


Nie zwracała uwagi na niebezpieczeństwo. Teraz liczył się tylko Sasuke. – Nie pisz mi tego wprost. Z samego tekstu chcę samodzielnie wywnioskować, że Hinata jest na tyle poruszona, by rzeczywiście nie zwracać uwagi na ewentualne niebezpieczeństwo, bo najważniejsze w tej chwili jest dla niej znalezienie Sasuke. Chcę, byś oddała w tekście przyspieszony oddech, palący ból w płucach, pieczenie oczu, spocone dłonie – cokolwiek, co pozwoli mi zobaczyć, w jakim stanie jest główna bohaterka. Tymczasem takich elementów w tekście niesamowicie mi brakuje. W kółko piszesz tylko, że Hinata ma łzy w oczach, płacze (choć wcześniej podkreślałaś, że nie może pozwolić sobie na taką słabość) i gdzieś się potyka. 


Starała się nie myśleć o śmierci, krwi, przerażeniu. Jedynym punktem w jej  myślach był Sasuke. – Ponownie – nie pisz mi o tym wprost, przedstaw myśli Hinaty tak, bym sama mogła to wywnioskować. Przy okazji: przybłąkała się podwójna spacja.


Już u podnóża schodów dostrzegła spływającą strumieniami krew. – Strumieniami? Wcześniej krew była na drodze do rezydencji, bohaterka wręcz w niej brodziła. Niezależnie od tego, jak liczny przed masakrą był klan Uchiha, ich krew jak każda inna ciecz z pewnością wsiąkałaby w ziemię… gdyby istotnie było jej tyle, by zalać drogę i spływać strumieniami po stopniach. Problem w tym, że nawet gdyby w rezydencji ułożyć stos ciał, poderżnąć wszystkim gardła i podziurawić dla lepszego odpływu, mało prawdopodobne byłoby uzyskanie takiego efektu. 


Sięgnęła drżącą dłonią [do] klamki.


Przecież z jego oczu płynęły łzy, to chyba dobrze, prawda? – Poruszająca empatia! No dobra, żarty na bok – trochę zbyt złożone zdanie jak na kogoś, kto zastał właśnie sporo trupów w rezydencji znanego klanu. To raz. Dwa – spróbowałabym oddać, dlaczego według Hinaty łzy oznaczają coś dobrego, np. Dostrzegła łzy na bladych policzkach. Sasuke płakał, choć nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nie poruszył się. Płacz był jednak dobrym znakiem. Żył. Odetchnęła z ulgą. 


Podoba mi się sposób, w jaki zakończyłaś wpis. Mogłaś to wprawdzie nieco przeciągnąć zdaniem lub dwoma, by ostateczna cisza była bardziej odczuwalna, ale i tak jest dobrze. 


Teraz przyszło mi na myśl, że denerwujący jest brak numeracji rozdziałów w tytułach postów. Po przeczytaniu zastanawiałam się, czy był to pierwszy czy też drugi rozdział i który mam otworzyć jako następny. 



Rozdział II

Nie mogła sobie wybaczyć, że przez własną słabość, zrzucała całe brzemię na siostrę. – Drugi przecinek zbędny. 


Do przegranej zabrakło zaledwie kilku cali. – W walce wręcz kilka cali to bardzo dużo (1 cal = 2,54 cm). Przy czym nie jestem pewna, czy powinnaś stosować taką jednostkę. Choć na przestrzeni lat cal zmieniał swoją wartość i Wikipedia podaje, że mieliśmy takie miary jak cal angielski, pruski, polski, francuski, reński, hiszpański, wiedeński czy rosyjski [KLIK], to w Japonii jest nieco inaczej. Według informacji, które znalazłam, od 1924 roku w uznany tam został system metryczny [KLIK], a w 1966 roku zakazano stosowania systemu tradycyjnego, tzw. shakkan-hō. Więcej na ten temat możesz przeczytać tutaj: [KLIK].


Wykorzystała okazję do ataku. Bez rezultatu. – Chętnie dowiedziałabym się, jaki rodzaj ataku podjęła Hinata i w jaki sposób nie przyniósł on rezultatu. 


Miała problemy z braniem oddechów. – Bierze się raczej wdechy, oddechy się prędzej wykonuje. Przy czym samo sformułowanie brzmi dość topornie. Może miała problemy z zaczerpnięciem powietrza? 


Atakowała pewnie, bez zawahania. – Na jakiej podstawie Hinata to wywnioskowała? Ruchy Hanabi były pewne, wzrok skupiony, dłoń uformowana do ataku nawet nie drgnęła? Mowa ciała to część przekazu niewerbalnego, który obejmuje około 65% całości komunikatu, nie lekceważ tego. 


Wdech. Zmusiła się do trwania w bezruchu. Wydech. Hanabi była coraz bliżej. Jeszcze chwila, jeszcze sekunda… teraz! – O, ten fragment mi się podoba! Oddajesz dynamikę i przez tę chwilę wyraźnie pojmujesz punkt widzenia głównej bohaterki. 


Odzyskała równowagę, wyprostowała się. Uniosła dłoń i z głośnym krzykiem pchnęła Hinatę w skroń.

Przeszyła ją fala bólu. Ktoś krzyknął. Nie była w stanie utrzymać równowagi.


Całą scena pojedynku między dziewczętami wydaje się… strasznie krótka. Brakuje mi trochę więcej Hinaty, trochę więcej akcji. Ponadto dziwi mnie, że Hinata dopiero teraz dostrzega, że Hanabi potrafi walczyć. Przecież trenowały razem, ba, Hiashi prowadził treningi Hanabi, dziewczyna była stawiana wyżej od Hinaty nie raz i nie dwa. Czemu nagle teraz Hinata jest zaskoczona, że jej mała siostrzyczka wyrosła? Mieszkają pod jednym dachem! Pojedynek był już wcześniej planowany, dziwne, że Hinata nie podpatrzyła jednego z treningów młodszej siostry, by sprawdzić, z jakim poziomem umiejętności przyjdzie jej się zmierzyć. 

Za to zawahanie w czasie walki ze względu na siostrę było takie… w jej stylu, jeśli bierzemy pod uwagę młode lata dziewczyny.


Oparty o ścianę Neji obserwował go spod przymkniętych powiek.Skrzyżował dłonie na piersi. – Brak spacji między zdaniami. Na piersi krzyżujemy prędzej ramiona, nie same dłonie. 


Doprowadzić tak młode dziecko do podobnego stanu... czyste okrucieństwo. – Przecież Hinata nie walczyła z dorosłym, wyszkolonym przeciwnikiem, tylko z młodszą siostrą. Nie była chyba aż tak słaba, aby doszczętnie sprała ją mała dziewczynka. Rozumiem, że Hanabi miała talent, ale czy różnica między dziewczynkami byłaby aż tak ogromna? Mam wątpliwości. No i niech medyk nie wyolbrzymia. Tak, Hinata mocno oberwała i czasowo straciła wzrok, ale dzieci szkolone na ninja są często na skraju życia i śmierci, a ich wyczerpujące treningi wyniszczają ciało. Szczególnie osoby ze starych rodów, ćwiczone pod opieką najlepszych shinobi. Nie jest to żadna nowość dla pracowników szpitali, stąd reakcja wydaje się mocno przesadzona.


— Klan ma swoje tradycje i zasady. Nie oczekujemy, że ktoś postronny [je] zrozumie.

Neji wypiął pierś, posyłając mężczyźnie pogardliwe spojrzenie. Głupiec. Nie jemu oceniać rzeczy, których nie jest w stanie zrozumieć. – Podwójna spacja na końcu cytatu. Właściwie to wydaje mi się, że medyk powinien to rozumieć, szczególnie w wiosce, która utrzymuje się z działalności shinobi (jakby nie było – płatnych zabójców i ochroniarzy). 


Medyk pokręcił głową ze zrezygnowaniem i podniósł się z posłania, zbierając swoje przybory.

Gdy skierował się w stronę drzwi i sięgnął w ich kierunku, te niespodziewanie otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł Uzumaki, a zaraz za nim do sali wstąpiła młoda dziewczyna. Jeśli dobrze pamiętał, nazywała się Haruno Sakura. – Chyba się trochę zagalopowałaś. Czemu nagle znamy myśli medyka? Zrobiliśmy hop do jego głowy, a tak nie wolno! Dopiero co pisałaś scenę z perspektywy Nejiego. Takie skakanie ze świadomości jednej postaci do drugiej nazywamy head-hoppingiem. Poczytasz o tym tu: [KLIK]. Najważniejsze, żebyś wiedziała, że jest to błąd narracyjny. Pisząc narracją trzecioosobową personalną z perspektywy jednej postaci (tj. przytaczasz tylko jej myśli), nie możesz nagle zacząć pisać z perspektywy innej postaci. Powinnaś zacząć nową scenę lub przerzucić się na narratora wszechwiedzącego, wyzbywając się perspektyw, sucho opisując otoczenie i myśli bohatera. Sądzę jednak, że wolisz pisać „zza pleców” (w tym przypadku Nejiego), powinnaś więc poprawić tę scenę.


— Ty! Jesteś z klanu Hyūga, prawda? To co mówią w wiosce, że Hinata jest ranna… Co się stało? Gdzie ona jest?! — Naruto urwał, dostrzegając leżącą na łożu postać. – Na łożu. W szpitalu. Może jeszcze baldachim do tego? 


Jeżeli klan wydziedziczy Hinatę, zostanie jej tylko uczęszczanie do akademii. – Ale… skąd oni to wiedzą? Przecież nie widzieli jej walki, nie wiedzą, jaka jest podczas potyczki, Naruto i Hinata poznali się zimą w dzieciństwie, ale nie łączyła ich aż tak zażyła relacja. A Sakura? Od kiedy się kumpluje z Uzumakim? On był samotnikiem, w akademii trzymał się raczej z chłopcami, którym podobało się jego zachowanie (i sprawianie kłopotów), a bliższe relacje nawiązał po utworzeniu drużyn. Skoro Hinata dopiero przegrała kumite – nie była jeszcze w akademii i cała reszta dotąd się nie wydarzyła.


No dobrze, zatrzymajmy się na chwilę i poukładajmy to, co do tej pory się nazbierało i rodzi wątpliwości. Kumite Hinaty z Hanabi miało miejsce zapewne jesienią lub wczesną zimą. Pozwoliłam sobie przescrollować rozdział i na dole widzę, że starsza z sióstr dołącza do akademii, co według Wikipedii miało miejsce zimą, wtedy też w obronie starszej Hyūgi staje Naruto. Choć ich drogi kilka razy się krzyżują, w tym konkretnym przypadku zaznaczone jest, że nie znali się, gdy Hinata podjęła ogólnodostępną edukację ninja. Nie wydaje mi się zatem, by w świetle tak krótkotrwałej znajomości, Naruto wparował z impetem do szpitalnej sali, w której ulokowano jego rówieśniczkę. Ledwie ją znał, kilka razy się spotkali, ale nie byli przyjaciółmi. Wygląda mi to wręcz na imperatyw umieszczony w opowiadaniu tylko po to, by wprowadzić drużynę 7. Nie musiałaś się tak śpieszyć.


— Ty i twój klan... jesteście bandą chorych popaprańców! — wrzasnął Uzumaki.

Odbił się od ściany i ruszył w jego kierunku. Naruto i jego słynna, niewyparzona gęba. – Wygląda to tak, jakby od ściany odbił się Naruto (wraz z jego niewyparzoną gębą), tymczasem ten konkretny fragment zapewne dotyczy Nejiego. Dobrze byłoby to zaznaczyć, by nie budziło wątpliwości. 


Naprawdę… dlaczego byli tak uparci? Co oni widzieli w Hinacie? – Właściwie nie dostrzegam w tej scenie, by Hinata była w jakiś sposób ważna dla Sakury lub wyróżniała się w jej oczach, więc nie wiem, skąd ta liczba mnoga. To Uzumaki jej broni, Uzumaki podkreśla, że praktyki klanu są okrutne, a skreślenie Hinaty jako dziedziczki rodu nie oznacza, że nie może być ona w przyszłości dobrą kunoichi. 


Fajnie, że wypowiedzi Naruto są takie… narutowe. Szczególnie to o Hokage i cierpieniu. 


Do jej uszu dobiegło skrzypienie rozsuwanych drzwi. – O ile w rezydencjach klanów górowało raczej tradycyjne budownictwo, czyli drzwi przesuwne, o tyle w budynkach miasta (akademia lub właśnie szpital) są one rozwierane. 


Wyprostowała się gwałtownie i odwróciła głowę w kierunku [źródła] dźwięku.


Po chwili łóżko zapadło się po jej prawej stronie i poczuła dotyk małej, chłodnej dłoni na policzku.

— Sasuke?

— Jak się czujesz?

Znajomy głos podziałał na nią kojąco. Uśmiechnęła się pod nosem. – Ale… skąd Hinata wiedziała, że to on? Po czym go poznała? Piszesz scenę z jej perspektywy, daj mi trochę jej odczuć. 


Poczuła, że małe ramiona zamykają ją w pokrzepiającym uścisku. Nie broniła się przed tym dotykiem. – Ciężko mi kupić takiego Sasuke, mimo że jest dzieckiem. To już okres po masakrze. Sasuke raczej nie skłaniał się ku bliskości. Porównywano go do Naruto – obaj byli samotnikami bez rodziny. Co więcej – bohaterowie są w tym samym wieku, więc dla Hinaty ramiona kolegi są normalnej wielkości, żadne dziecko nie pomyślałoby w ten sposób.


Moja porażka nie może równać się z tym[,] co spotkało twoją rodzinę.


Zawsze jest wyjście z takich sytuacji. Ja zaakceptowałem swoją. – Nie, nie zaakceptował. Zmagał się z nią przez lata. Nie tak łatwo pogodzić się z tym, że brat wymordował całą rodzinę, a szczególnie nie poradzi sobie z tym małe dziecko, świeżo po traumatycznych przeżyciach. 


— Odbuduję swój klan. Mam teraz nowy cel, a cały mój żal i nienawiść przekuję w siłę. Stanę się potężny, zdobędę władzę, pomszczę rodzinę i... zabiję mojego brata. – To nie oznacza akceptacji i poradzenia sobie z problemem, o czym Sasuke wspomniał chwilę wcześniej. Wiem, że dzieci mówią różne rzeczy, ale Naruto charakteryzowało się raczej tym, że bohaterowie byli… bardzo szczerzy. Nie potrafię kupić takiego małego Sasuke. 


Zbyt dobrze go znała; wiedziała, jaką miał minę. – To kolejna rzecz, której zabrakło mi w twoim opowiadaniu. W pierwszym rozdziale Hinata poznaje Itachiego i Sasuke, ich rodzice uzgadniają, że od tej pory mogą razem spędzać czas oraz trenować (co postrzegam jako ogromny kredyt zaufania, w końcu podczas treningu klany wzajemnie poznają swoje możliwości). W momencie masakry klanu Uchiha młodszy z braci był już dla bohaterki bardzo ważny. A gdzie jakieś chwile pomiędzy? Dlaczego nie opiszesz jednego z treningów, nie pokażesz choćby krótkiego spotkania lub wspólnego obiadu tych dwóch rodzin? Daj mi cokolwiek, dzięki czemu będę mogła uwierzyć, że ta dwójka rzeczywiście stała się sobie bliska. Na słowo ci nie uwierzę.


Od czasu rzezi w klanie Uchiha zniknęło z niego całe ciepło i beztroska. – Właśnie dlatego przed chwilą ją przytulał i mówił, że powinna myśleć pozytywnie i patrzeć w przyszłość. 


— Nie możesz! — krzyknęła.

Zdziwiła się swoją reakcją. – W jaki sposób? Po czym można to poznać? Jej głos załamał się, dłonią zasłoniła usta, zacisnęła ją w pięść, mnąc pościel? 


Rzadko dawała się ponieść emocjom. – Bzdura. W anime dość często trzęsła się, płakała, łatwo wybuchała (płaczem, krzyczała ze strachu, radości itp.). Była cicha, ale często dość wylewnie okazywała emocje. Tak też jest w twoim opowiadaniu. Kogo próbujesz oszukać?



Nie mogła znieść jego gwałtownej zmiany. – Jakiej zmiany? My jej nie widzimy, bo nie pokazałaś nawet jedną sceną, jakiego Sasuke Hinata znała wcześniej. 


On nas praktycznie wychował i wyszkolił, Sasuke! Gdy nasi rodzice byli zajęci sprawami klanów, to właśnie on przy nas był, poświęcał nam każdą wolną chwilę! – Coś nas wyraźnie ominęło. Próbujesz stracone sceny nadgonić ekspozycją? Nie kupuję tego. 


Bezlitosny morderca nie płacze nad ciałem dopiero co pozbawionej życia rodziny. – Chyba czytamy inne opowiadanie. Wróć do sceny z pierwszego rozdziału i do momentu, w którym Hinata rejestruje obecność Itachiego. W żadnym zdaniu nie napisałaś, że w oczach starszego z braci pojawiła się choćby jedna łza, tymczasem tutaj nagle okazuje się, że płacze nad zamordowaną rodziną. W którym miejscu? Zresztą niezbyt dobrze wpłynęłoby to na jego wiarygodność, a z kanonu wiemy już, że Itachi prowokował swojego młodszego brata, by ten stał się silniejszy i dokonał zemsty będącej czymś w rodzaju pokuty. 


Zawisła między nimi pełna napięcia cisza, tak nietypowa i obca dla obojga.

Nigdy wcześniej nie podniosła głosu. Nie mogła jednak zdzierżyć myśli o śmierci osoby, która była jej tak bliska. Tak dobrze pamiętała czasy (...). – Powtarzasz to samo sformułowanie.


Skryty w cieniu rezydencji Neji obserwował, jak prowadzona przez Haruno i Yamanakę Hinata stawiała niepewne kroki. – A niby skąd je znała? Nie uczęszczała jeszcze do akademii, a jako dziedziczka klanu raczej nie hasała sobie za dużo ulicami Konohy na tyle swobodnie, by nawiązywać takie znajomości. 


Już po chwili bezszelestnie poruszał się kilka metrów przed kuzynką, gotowy chwycić ją w każdym momencie, gdyby tylko straciła równowagę. – Rozumiem, że ninja są szybcy, ale kilka metrów? 


Nie rozumiał, skąd wzięło się w nim to nagłe poczucie obowiązku. Każdy odruch sympatii w kierunku Hinaty zrzucał na wmawiane mu od dziecka reguły. – Chciałabym to zobaczyć w innej formie. Przedstaw, jak bije się z myślami, roztrząsa, skąd to postępowanie i ostatecznie dochodzi do wniosku, że to dyscyplina i reguły klanu zmuszają go, by strzegł Hinaty. Nie streszczaj. 


Jako członek bocznej gałęzi, nawet z ogromnym potencjałem i tytułem geniusza, nigdy nie mógł traktować siebie jako równemu tej słabej dziewczynie. – Równego. 


To jednak nie zobowiązywało go do żywienia wobec niej jakichkolwiek ciepłych uczuć.

(...) budziło się w nim jakieś dziwne uczucie. – Powtórzenie. 


Błądziła nieporadnie po stole. – Brzmi, jakby na niego weszła i zgubiła drogę. Napisz, że błądziła dłońmi i zmień kolejne zdanie, by uniknąć powtórzenia.


Wcześniej miała nadzieję wziąć w nim udział. Chciała w towarzystwie Sakury i Ino brać udział w atrakcjach, może nawet znalazłaby w sobie odwagę na krótką rozmowę z Naruto… – Powtórzenie.


Zamachała nimi w powietrzu, a chłodna trawa połaskotała podszycie jej stóp. – Podeszwy. 


— Jak się tutaj dostałeś? Nie zatrzymał cię nikt w bramie?

Usłyszała ciche westchnięcie.

— Nikogo tam nie ma. Musiałaś zauważyć przez te kilka dni, że w rezydencji jest mniej członków klanu, niż zazwyczaj. – Co nie zmienia faktu, że powinien być ktoś na straży. 


Nie dam się zepchnąć w odmęty szaleństwa[,] jeśli chcę odbudować swój ród — wyznał cicho.


Tak samo jak ja, musisz postawić sobie cele i do nich dążyć, by nadać swojemu życiu jakiś wyższy sens. – Większy sens.


Od zawsze ciszę między nimi traktowała jako coś krępującego i za wszelką cenę próbowała ją przerwać (...). – Ponownie: brakuje mi pokazania tego sceną.


Wpatrywała się w blask kolorowych ogni. Były tak piękne; jasne i kolorowe.


Zanim zdążyła pociągnąć pytanie, jej uwagę przyciągnęło ciche pukanie do drzwi. – Chyba raczej powtórzyć?


W przejściu pojawiła się kunoichi, [zbędny przecinek] ubrana w strój przystosowany do treningu. – Czyli jaki? Strój zapewne musiał mieć konkretne cechy, dzięki czemu nie krępował ruchów podczas walki. Zauważ, że nie proszę o przydługie opisy o tym, co każdy z bohaterów nosi w danej scenie, ale jeśli chcesz wprowadzić coś nowego i zaznaczasz, że się jakoś wyróżnia, to warto napisać, w jaki sposób dokładnie. 


Okrągłą twarz okalały brązowe włosy, [zbędny przecinek] zwijające się w niedługie fale.


Była piękna. Ale te czerwone oczy… były nieprzyjemne. – Powtórzenie.


— Kurenai Yūhi — przedstawiła się. – Czy przypadkiem w tradycji japońskiej nie uznaje się, że przedstawienie się należy rozpocząć od nazwiska? W końcu to nazwisko jest szczególnie ważne [KLIK]. W zakładce O blogu pisałaś, że w opowiadaniu widoczne jest, że przechodziłaś fascynację kulturą i tradycjami Japonii. Chyba nie aż tak, skoro wykładasz się na podstawach. Wcześniej, gdy Neji identyfikował w myślach Sakurę, napisałaś poprawnie, rozpoczynając od nazwiska. Bądź w tym konsekwentna. 


To nie mogło wróżyć nic dobrego. – Niczego.


Z całym szacunkiem, Lordzie Hiashi, ale czy rozsądne jest posyłanie pierworodnej do akademii? – Chwila, moment, jaki lordzie? Przenieśliśmy się do innej rzeczywistości? Od kiedy w uniwersum Naruto używa się takich określeń? 

Znalazłam to określenie w tylko jednym przypadku – w odniesieniu do daimyō (ang. Feudal Lord), ale nijak się to ma do Hiashiego Hyūgi. 



Hyūga nie mają pożytku z tak bezwartościowych, pozbawionych potencjału wojowników jak Hinata — odparł Hiashi. – Hiashi był surowy i wymagający, ale nie sądzę, by w ten sposób wypowiadał się o starszej córce w towarzystwie obcej kunoichi. Jakkolwiek Hinata by go nie zawiodła, jej przegrana wciąż oznacza ujmę na honorze klanu i słabość, która potencjalnie może zostać wykorzystana w przyszłości przez ewentualnych wrogów. To, co opowiada w obecności członków klanu Hyūga, to jedno, ale wypowiadając się przy kimś spoza rodziny, okazuje nie tylko brak kultury, ale również bezmyślność, co jakoś nie przystoi głowie rodu. 


Była przecież zdolna i zdeterminowana.Musiała sobie poradzić. – Brak spacji. 


— Rozumiem — odparła po chwili Kurenai. – Scenę tworzysz z perspektywy Hanabi, małej dziewczynki, młodszej przecież od Hinaty, która dopiero rozpocznie naukę w akademii. Nawet myślenie o osobie dorosłej po imieniu jest nie na miejscu, a już zwłaszcza u młodej osóbki, której zapewne od kołyski wpajano zasady etykiety. 


Nie wiadomo jak długo trwać będzie obecny pokój... w wypadku wojny nikt nie będzie jej chronił ani pytał o zdanie. – W tamtym okresie nad Krajem Ognia nie wisiała groza wojny. Chodzi o wojny między krajami? O potyczki między wioskami? Może lepiej po prostu porównać to do cięższych misji? 


Podobała mi się relacja wydarzeń z perspektywy Hanabi, choć nie tyle drzazgą, co belką w oku pozostaje, że zupełnie nie dopasowujesz narracji do wieku i doświadczeń postaci. Fakt, Neji i Hinata mają swoje charakterystyczne zachowania i sposoby myślenia ustosunkowane do charakteru, ale zdajesz się zapominać, że to wciąż dzieci. Naukę w akademii rozpoczyna się w dziewiątym roku życia, tymczasem twoi bohaterowie zachowują się, jakby byli co najmniej nastolatkami. Nie są. 



Rozdział III

W końcu pokażesz swojemu klanowi[,] na co tak naprawdę cię stać!


Była w tak wielkim szoku, że nie mogła się opierać. – Znów: wolałabym, żebyś pokazała, w jaki sposób ten szok objawia się u Hinaty. 


Została zgłoszona do walki o rangę chūnina. Walki. O rangę. Chūnina. Nie… nie, nie[,] nie. To się nie skończy dobrze, ten pomysł był fatalny.

— T-tak, rzeczywiście. Nie mogę się doczekać… — wychrypiała z wymuszonym uśmiechem. – O rety, ten fragment jest genialny! Podoba mi się, jak oddaje naturę Hinaty i fakt, że mimo iż sama nie cieszy się na myśl o egzaminie, to entuzjazm Kiby i oczekiwania względem jej reakcji wymuszają powiedzenie czegoś zupełnie innego. 


Bardzo podoba mi się również, że oddałaś sposób wypowiadania się Shino, który mogliśmy bliżej poznać w serii Boruto


Z twarzy Shino jak zwykle nie mogła odczytać żadnych emocji. – Nic dziwnego. 



Dołożę wszelkich starań, żeby wyciągnąć z was przez ten ostatni tydzień wszystkie ukryte talenty! – Tydzień? To trochę mało czasu na wyciąganie i szlifowanie talentów. Kurenai wydaje się strasznie naiwną sensei, a przecież powinna znać możliwości swoich podopiecznych. 


Trening Hinaty i Shino był niesamowicie krótki. Właściwie ciężko uznać, że rzeczywiście pojawił się w tekście, choć była mowa o kilku sparingach między tą dwójką. Straszna szkoda, zmarnowałaś okazję na napisanie całkiem wartościowej sceny, dzięki której moglibyśmy bliżej poznać umiejętności głównej bohaterki. W końcu od jej ostatniego występu w poprzednim rozdziale z pewnością minęły już ponad cztery lata (tyle czasu zajmuje edukacja w akademii).


Choć strasznie szkoda mi Hinaty, bo wszyscy wiemy, jak wyglądał jej egzamin na chūnina, to przyznaję, że całkiem ładnie oddałaś jej rodzącą się determinację i motywy, które sprawiły, że ostatecznie do niego przystąpiła.


— Nie spodziewałem się, że akurat z tobą przyjdzie mi walczyć.. – Albo trzy kropki, albo jedna. 


Shinobi dał sygnał dłonią i odskoczył na bezpieczną odległość. – W tym miejscu zabrakło mi dookreślenia, że chodzi o tego, który nadzorował walki w roli sędziego. Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy to nie Neji dał sygnał i odskoczył. 


Zacisnęła dłonie w pięści, by ukryć ich drżenie. – Nie wyjaśniaj motywacji działań Hinaty, daj czytelnikowi samodzielnie zinterpretować to, co mu podsuwasz. Oczywiście zaciśnięte dłonie mogą oznaczać też złość, ale wystarczy napisać, że zacisnęła drżące dłonie i już jestem pewna, czemu to zrobiła. Musisz przemycać informacje, a nie tłumaczyć zachowanie. 


Przebudowałabym nieco fragment z wypowiedzią Nejiego, by bardziej podkreślić gnieżdżące się w nim emocje (i jednocześnie nie mieszać tak bardzo w stosowanych czasach). Pokażę ci moją propozycję przeróbki:

— Wycofaj się, póki masz czas. Nie jesteś zdolna do zostania prawdziwym shinobi. Nieważne jak bardzo się starasz, pewnych rzeczy nie jesteś w stanie zmienić. — W oczach Neji’ego nie dostrzegła nawet cienia litości. Zacisnął zęby. — Przestań w końcu być tak naiwnie uparta!


Neji ułożył dłońmi znak i aktywował Byakugan[a]. – Deklinujemy. Od małej litery.


Teraz, albo nigdy! – Bez przecinka.


Znów zupełnie pominęłaś walkę. Mam wrażenie, że boisz się opisywania scen dynamicznych, uciekasz w przepełnione ekspozycją opisówki i nie zawsze spójne dialogi. Rozumiem, że tworzenie opisów walk może być trudne, ale piszesz opowiadanie na podstawie uniwersum z typu shōnen, którego rdzeniem jest właśnie akcja, walka i rozwój postaci na tej właśnie podstawie. Na dłuższą metę nie dasz tak rady, bo opowiadanie będzie mdłe i nijakie bez tego, co jest dla niego najważniejsze. Za każdym razem dajesz nam początek walki i ewentualnie czas po niej – w tym pączku brakuje nadzienia. Mam wrażenie, że zaczynasz scenę, przygotowujesz podkład w postaci bohatera, który przeżywa silne emocje przed sceną dynamiczną, po czym… ucinasz najważniejszą część. To po co to całe przygotowywanie się? Czemu rozkręcasz scenę i obiecujesz dobrą rozrywkę, a potem każesz mi się obejść smakiem? Wiem, że Hinata przegrała, ale nie znam jej odczuć, nie wiem, co czuła w czasie tego sparingu. Pozwól mi poznać ją także pod tym kątem. 

Zabranie się do pisania scen dynamicznych na pewno nie będzie łatwe, ale jeśli będziesz sumiennie ćwiczyć, każda kolejna powinna być lepsza.


Dlaczego wszystko było tak niewyraźne, rozmazane? – W tej scenie ważne byłoby opisanie próby otwarcia oczu. Czytając o przebudzeniu po walce w ramach egzaminu, chciałabym poznać każde doznanie Hinaty – co usłyszała, co poczuła, czy próbowała unieść powieki; podnieść rękę, ale dłoń zdawała się ważyć tonę i przeszywający ból mięśni spowodował, że opadła z powrotem na szorstką szpitalną pościel? Pozwól nam wejść w jej skórę. 

Tymczasem najpierw wszystko jest niewyraźne i rozmazane, a dopiero później Hinata próbuje otworzyć oczy, ale razi ją światło słoneczne. Coś tu bardzo nie zagrało. 


Z czym teraz zostaliśmy, jako mieszkańcy? – A ten przecinek co tutaj robi?


Hinata nie miała siły przysłuchiwać się dalszej wymianie zdań. Nie rozumiała. Nic z tego cichego bełkotu nie miało kompletnie sensu. Bo jak to — zniszczona wioska, śmierć Hokage? Może to tylko sen… tak! Umysł robił sobie z niej żarty, to pewnie te lekarstwa. Przecież to było niemożliwe, żeby… Chwila. Potwór z Piasku? Czy to możliwe, że chodziło o niego. – Ostatnie zdanie miało chyba być pytaniem. Czemu Hinata, przebudzając się i będąc półprzytomna, myśli tak okrągłymi zdaniami? Analizuje w miarę szybko, choć nawet nie widzi. Skąd ta nagle czysta logika i szybkie łączenie faktów? 


W całej tej scenie razi mnie, że ewidentnie została stworzona tylko po to, by Hinata poznała jak najwięcej wydarzeń, które miały miejsce w czasie, gdy ona była nieprzytomna. Razi mnie, jak bardzo nie bierzesz pod uwagę, że wyszkoleni shinobi przebywający z chorą w jednym pomieszczeniu zapewne zauważyliby, że Hinata odzyskała przytomność. W końcu razi mnie, że ponownie nie oddajesz perspektywy bohaterów. Czy Kō powiedziałby, że Jira[i]ya-sama wyruszył z Naruto na poszukiwanie nowego Hokage, już niedługo w Liściu znów będzie panował pokój? Raczej nie, w końcu kim był dla niego Naruto? Pewnie upierdliwym, hałaśliwym dzieciakiem stwarzającym zagrożenie przez to, że ma w sobie Kuramę. Dopiero co dyskutowali przecież o Gaarze – że jak można było dopuścić tego potwora z Piasku do egzaminu. Sądzę zatem, że wyruszenie Naruto z Jiraiyą (zerknij na poprawny zapis imienia, proszę) nie wzbudziłoby wielkiej nadziei – właściwie jego uczestnictwo w misji zapewne zostałoby taktownie przemilczane, ewentualnie Mayako wtrąciłaby, że będą mieli od niego trochę spokoju, a Hinata będzie bezpieczniejsza. 

Szkoda też, że tylko wspominasz o spotkaniu Hinaty i Gaary w jakimś przebłysku wspomnienia; przecież to główne postacie! Zapoznanie się tej dwójki jest kluczowym elementem opowiadania, poznałabym motywacje uczuć Hinaty względem Gaary lub na odwrót, dowiedziałabym się, czy młodzieniec imponuje dziewczynie, czy go podziwia czy raczej się boi… Ale to wymagałoby opisania walki. Znów jej uniknęłaś kosztem ważnej sceny. 


Nie musieli przecież ze sobą rozmawiać, ani nic[zego] tłumaczyć. – Przecinek zbędny.


Wszedł do szpitala i ruszył dobrze znaną drogą w kierunku sali numer dwadzieścia dwa. Był ją odwiedzić już kilka razy, nie mógł się jednak przełamać, by wejść do środka. – Tę salę przyszedł już kilka razy odwiedzić? Miło z jego strony, ale nie wiem, czy sala to doceni. A tak poważnie – podmiot się zagubił. Spokojnie, wszyscy wiemy, kto leży w szpitalu i o kogo chodzi, nie wyjawiasz żadnego sekretu. 


Zerknął kątem oka na Hinatę, która od razu uciekła wzrokiem.Irytujące! – Zabrakło spacji. 


Gardził jej słabością, nieudolną walką[,] ale… nie potrafił nienawidzić. – Po tym zdaniu masz również podwójną spację. 


Mimo wszystko… jednak nie chciał, żeby go nienawidziła. – Rety, nie. Nie, nie, nie. Taka ładna scena zepsuta w tak banalny sposób. Nie pisz tego wprost. Sama jako czytelnik chcę domyślać się, że skoro Neji czuje żal z powodu swoich słów i czynów mających na celu zranienie Hinaty i sprawienie, by dostrzegła taką rzeczywistość, jaką on sam widzi, to najpewniej wcale nie chce dla niej źle i tym bardziej nie chce, by darzyła go nienawiścią. Ale wolałabym to wywnioskować sama, bo gdy podsuwasz mi gotowy wynik, odbierasz jednocześnie wszystkie związane z tym emocje.


Wszyscy powinni już spać. Z determinacją ruszyła w kierunku niedużej komody. Zaczęła pakować do niewielkiego plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Bezszelestnie przemykała  z jednego kąta pomieszczenia w drugi. – Rozumiem, ze w nocy jeszcze trochę biła się z myślami czy uciec, ale jednak wydawała się praktycznie przekonana, tak więc czemu nie spakowała się wcześniej, skoro widocznie jakiś czas planowała ucieczkę? Ryzykowała obudzeniem innych ninja, ludzi wyszkolonych, czujnych. Choć może z tą czujnością aż tak nie przesadzajmy… 



No i pakując się na szybko, wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy, by odejść. Tak się robi raczej w pośpiechu, a nie wyruszając w zaplanowaną, bardzo długą podróż. To nieodpowiedzialne, szczególnie jak na ninja. 


Uaktywniła Byakugan[a] i prześledziła wzrokiem całą rezydencję. – Nie lepiej aktywowała? Całą za jednym zamachem? To rezydencja klanu, zapewne całkiem spora, a umiejętności Hinaty nie były na aż tak wysokim poziomie, żebyśmy ot tak uwierzyli w ogromną moc jej byakugana. Może sensowniej będzie opisać, jak po drodze sprawdzała różne pomieszczenia? Stopniowo.


— Jesteś naprawdę naiwna[,] jeżeli uważasz, że uciekłabyś niezauważona.


Trochę bawi mnie twoje pomijanie niektórych czynności, które są istotne dla wyobrażenia sobie przedstawianych przez ciebie scen. Spójrz: Przycupnęła na szczycie bramy i powstrzymała pragnienie zerknięcia do tyłu. Po drodze nie ma żadnej wzmianki, by Hinata zeskoczyła na ziemię, tymczasem dalej czytamy, że Wyprostowała się i stanęła z nim twarzą w twarz. Wciąż na tej bramie?


— Wybacz[,] Neji — szepnęła. Zastanawia mnie też, czemu czasem dodajesz przyrostki grzecznościowe, a czasem nie. Tu nie dodałaś choćby -kun, a wcześniej pisałaś -sama. Zapisuj je lub nie, jednak postaraj się być w tym bardziej konsekwentna. 


— Dlaczego zawsze patrzysz na mnie z góry i traktujesz mnie gorzej, a za chwilę sprawiasz wrażenie, jakbyś się jednak o mnie troszczył? Nie jestem zabawką, Neji! Też mam uczucia! I też mam już tego wszystkiego dosyć! 

Jej głos drżał od emocji. Z trudem przełknęła łzy, ostatkami sił walczyła ze sobą, by nie zaalarmować krzykiem innych członków rodziny. Musiała nad sobą panować! – W sumie to zdążyła wykrzyczeć już trzy zdania i nikt się nie obudził. A gdzie jacyś ludzie pełniący straż? Czy cała posiadłość rodu Hyūga smacznie sobie śpi niedługo po śmierci Hokage i napaści Wioski Piasku? 

W dalszej części tekstu znów krzyczy. I znów nikt nie reaguje.


Chmura fioletowego dymu w ułamku sekund wypełniła powietrze. – Sekundy. Nie istnieje ułamek kilku sekund. Edit: błąd powtarzasz wielokrotnie w całym opowiadaniu.


Cała ta ucieczka Hinaty jest dość kuriozalna. Nie opisujesz żadnych większych przygotowań z jej strony. Plecak z kilkoma rzeczami pakuje o północy, tuż przed wyruszeniem. A jedzenie? Suszone mięso, ryż, cokolwiek? Jak na początkującą shinobi po podstawowych naukach przyswojonych w akademii, dziewczyna jest niesamowicie nieporadna i zwyczajnie bezmyślna. Ucieka w bliżej nieokreślonym kierunku i dopiero po tym, jak ponoć zbliża się do granic Kraju Ognia, dociera do niej, że w sumie nie wie, dokąd ma się udać i… wybucha płaczem. To pewnie to jej opanowanie i nieokazywanie emocji, o których wspominałaś. 

Wiem, że piszesz, iż Hinata nie wie, ile dokładnie wędrowała, ale to w zasadzie niemożliwe – nawet w lesie widać, kiedy słońce wschodzi, a kiedy zachodzi, więc jeśli nie padła po drodze nieprzytomna, to raczej nie mogła stracić rachuby na tyle, by nie wiedzieć, czy minął tydzień czy dzień. Kolejny absurd – jak blisko granic musiałaby znajdować się Konoha, by dziecko tak szybko do nich dotarło? Czemu nie spotkała nikogo po drodze? Nie natknęła się na jakieś wioski? Piszesz, że była głodna i spragniona, a więc nie znalazła nawet strumyka? Nie zbierała deszczówki? Przecież nie żyje na pustyni. Rozumiem, że okoliczni mieszkańcy mogli się przestraszyć po napaści na Konohę, ale jednak to nadal główna wioska Kraju Ognia, więc… chyba logiczne, iż istnieje większe prawdopodobieństwo, że jakieś mniejsze aglomeracje mogą być w pobliżu, a nie dopiero wiele kilometrów dalej. 

Twoje opowiadanie ma tyle dziur, że próbując ominąć jedną, z impetem wpadam w drugą. 


Słońce już dawno schowało się za horyzontem. – A jednak rejestruje upływ czasu! Biorąc pod uwagę, że egzamin miał miejsce wiosną lub latem, między północą, a zachodem słońca mogły upłynąć jakieś 

dwadzieścia dwie, może dwadzieścia trzy godziny. Czy tyle wystarczyłoby, aby Hinata dotarła do granic kraju?

Również skoro Hinata wie, gdzie zachodzi słońce, to jak mogła zabłądzić? W akademii nie uczyli jej orientacji w terenie? To podstawa bycia ninja, a ona nie miała żadnych innych przeszkód oprócz lasu. Rozumiem, mgła, nierówny teren, klify, rzeka… ale bohaterka błądzi wśród drzew, po których może skakać, a więc rozejrzeć się z góry po okolicy, poza tym wie, gdzie jest zachód. Pamięta chyba, w którą stronę ruszyła? 


Musiała wziąć się w garść!

Słońce już dawno schowało się za horyzontem. Musiała szybko znaleźć jakieś schronienie na noc.


Postawiła bosą stopę na wodzie, która lekko się wzburzyła. Kolejny krok. Ruszyła nieprzytomnie przed siebie i zatrzymała się na środku, stając idealnie w centrum odbicia księżyca. – Czyli szła po wodzie, tak? Może warto napisać, jak tego dokonała – uwalniając równomiernie czakrę?


Początkowo była zbyt zaskoczona, żeby zareagować, ale po chwili podjęła próbę przeciwstawienia się tej wrogiej energii. – Streszczenia i ekspozycje wypełniają twoje opowiadanie. Nie opisujesz zachowań postaci – stwierdzasz ich obecność. Wyjaśniasz i motywujesz je, nim odbiorca sam wyciągnie sensowne wnioski. Strasznie to… nudne, odbierające emocje. A szkoda, bo oddawanie myśli postaci w narracji personalnej wychodzi ci dobrze. 


Widmowa postać prowadziła uległe ciało, nad którym nie miała już kontroli. – To zdanie jest tak fatalne, że nie mam pojęcia, od czego zacząć. Może od tego, że brzmi jak erotyk fantasy bardzo niskich lotów, pewnie głównie przez to uległe ciało. Zakładam, że nie takie wrażenie chciałaś wywrzeć. Poza niezbyt trafnym określeniem, głównym problemem tego zdania są pomieszane podmioty. W końcu jeśli widmowa postać prowadziła gdzieś Hinatę, to jednak miała kontrolę nad jej ciałem. Wiemy jednak, że chodzi o Hinatę, więc proszę, dodaj ją do tego zdania. Zresztą po raz kolejny stwierdzasz suchy fakt, zamiast opisać, w jaki sposób kunoichi odczuwała ten brak kontroli, co wtedy myślała.


Cała ta scena wydaje mi się jakaś… nietrafiona. Nie potrafię wyczuć, jaki miałaś w związku z nią zamysł, ale odnoszę wrażenie, że ponownie zabrakło mi głównej bohaterki w scenie, którą postrzegamy jej oczami i zmysłami w ujęciu ogólnym. Nie czułam bezwładu, nie czułam, by tajemnicza postać nią kierowała. Nie wyczułam również tego momentu, w którym przejęła nad Hinatą kontrolę. Obstawiam, że miało to coś wspólnego z pocałunkiem w czoło, ale znów – przydałoby się jakieś odczucia protagonistki z tym związane zawrzeć w tekście. Według mnie ta scena po prostu nie działa, czegoś w niej ewidentnie zabrakło. Myślę, że ładnie by się to odnosiło do Imperiusa w potterowskiej serii – może spróbuj zainspirować się więc fragmentem z czwartego tomu, w którym Harry zostaje poddany jego działaniu? To może być trop. 


Ktoś… tak, ktoś zmierzał w jej stronę. Ostatnia szansa, może jeszcze nie wszystko stracone… – Jest początkującą kunoichi, która znalazła się na zupełnie obcym sobie terytorium. Nie powinna zakładać, że zbliżająca się postać nie jest wybawieniem z opresji, a raczej zagrożeniem? Choć scena zamykająca rozdział jest naprawdę niezła, to ten jeden element mi z nią nie współgra. 


Obrazek na końcu notki wygasł. 



Rozdział IV

Tym razem postaramy się wypisywać głównie uwagi fabularne, chyba że znajdą się jakieś bardziej absurdalne błędy językowe, których nie miałyśmy jeszcze okazji omówić na przykładzie poprzednich rozdziałów.


Westchnął i zamrugał kilka razy oczami, podnosząc je na wschodzące za horyzontem słońce. – Czym innym miałby mrugać, jeśli nie oczami? Zbędne.


Wiedział, że jeżeli przekroczy umowną granicę, ojciec przestanie zabawiać się w wysyłanie wynajętych shinobi. – Brzmi, jakby rzeczywiście Gaara miał jakąś umowę z ojcem. Dwie owieczki dla smoka w styczniu, cztery w lutym, razem trzydzieści owieczek rocznie… Odpuść epitet, pasuje tu jak pięść do nosa.


Liczył dobiegające zza okna odgłosy szumów wiatru. – Czy szum wiatru według ciebie nie jest dźwiękiem jednostajnym? Dzielisz i rozróżniasz poszczególne szumy na tyle, by osobno je liczyć? 


Kątem oka dostrzegł stojącego w progu Kankurō. Nie mógł nic wyczytać z jego twarzy. Temari była wyraźnie zmartwiona. Czyżby brata również niepokoił powrót ojca? – Staram się pamiętać o skupianiu się na uwagach fabularnych, naprawdę. Ale jak, do licha, Gaara wysnuł wniosek, że Kankurō jest zaniepokojony? Przecież nic nie mógł wyczytać z jego twarzy, prawda? Więc co doprowadziło chłopaka do tego wyniku? Stanie w progu? Zmartwienie Temari? Nie wiem, nic takiego nie piszesz, równie dobrze mógł to sobie wyssać z palca.

Trochę mnie jednak dziwi takie opisanie Kankurō. Nie ma wprawdzie zbyt wiele w oryginalnej serii, jednak w tych momentach, w których mamy okazję bliżej go poznać, a nawet w dalszych częściach tego rozdziału jest on dużo bardziej emocjonalny. Sądzę, że tutaj tego zabrakło. Mógłby się niecierpliwić, przestępować z nogi na nogę, zaciskać usta, zagryzać nerwowo wargę. 


Temari wyciągnęła dłoń w kierunku klamki i zamarła. Kankurō ją wyręczył. Skinął głową i rozsunął przejście. – Rozsunął? Czyli to były drzwi przesuwne, tak? One zwykle nie mają klamki, ewentualnie uchwyt. Ale trzeba docenić, że wreszcie się pojawiły zamiast zwykłych, o wiecznie skrzypiących zawiasach. 


— Darujmy sobie błądzenie wokół tematu — wtrącił Satori. – Satori? Chodzi o tego demonicznego potwora z Więzienia krwi? Raczej to niefortunny zbieg okoliczności, że jedna z postaci OC nazywa się jak ptasi demon, ale polecam research na przyszłość, aby nie dublować imion znaczących postaci z jednego fandomu. 


Jakiś sannin pokonał ojca? – Jak to – jakiś? Przecież wiadomo, że chodzi o Orochimaru, bo raczej nie o Jiraiyę czy Tsunade. Czemu nie nazwą go więc po imieniu? To była znana persona. 


Podszedł do zgromadzonej Starszyzny i rzucił im wyzywające spojrzenie.\ – Co to się na końcu przyplątało?


Dlaczego rozmawianie z nim musiało być tak cholernie ciężkie? – Tylko że… Gaara nie powiedział jeszcze ani słowa, więc o jakiej rozmowie właściwie mowa? 



— Chcę być częścią tej wioski — ciągnął dalej Gaara — więc podejmę się szkolenia do tytułu Kazekage, jako shinobi wioski piasku, a nie Pustynny Demon. – Wioska Piasku od wielkich, bo to nazwa własna. 


Będę trenował nieustannie, budując więzi z mieszkańcami, stając się ich tarczą, umysłem i sercem — dodał ciszej, zaciskając dłonie w pięści.

Zamrugał kilka razy. – Wypowiedź należy do Gaary, ale mruga jego brat. Pilnuj podmiotów. 


Bardzo podoba mi się scena z punktu widzenia Kankurō; po fragmencie z punktu widzenia Gaary, który nie rozumie swoich emocji, miło poczytać coś pozwalającego bardziej wczuć się w sytuację w Wiosce Piasku. Obawy Kankurō są uzasadnione i dobrze to przedstawiłaś, zachowując charakter postaci. Scena jest przyjemna, pod kątem poprawności zdarzały się niewielkie potknięcia – przejrzyj rozdział raz jeszcze, a na pewno je wyłapiesz. Widać jednak, że trochę bardziej nad nią pracowałaś, bo czyta się ją przyjemniej niż poprzednie. Mamy też wyraźnie zaznaczony klimat charakterystyczny dla Naruto, miło wrócić do tego świata. 


Spodobał mi się także fragment opisujący tonięcie Hinaty. Ładnie oddałaś jej emocje i odczucia, mogłam w pełni zrozumieć tę sytuację i wyobrazić sobie ten ból, o którym piszesz. Scena była niesamowicie plastyczna, naprawdę dobrze się ją czytało. Podobało mi się również, że mimo swojej beznadziejnej sytuacji Hinata wciąż myśli o Sasuke, zastanawia się, czy z przyjacielem jest wszystko w porządku, martwi się o niego, powtarza sobie, że musi go odnaleźć. To bardzo realnie przedstawia ich relację; nie jest papierowa, wydaje się rzeczywista, mimo że to dopiero początek i nie było wiele scen z udziałem duetu Hinaty i młodego Uchihy. 

Całość zwieńczyła myśl o halucynacjach oraz jej – Hinaty – ostateczne poddanie się, gdy woda wypełniała płuca, a wokół była tylko ciemność i przenikliwy chłód. Podoba mi się.


Jej drewniane sandałki wystukiwały cichy rytm, który zagłuszał wachlarz ciągnących się za nią włosów. – Trzy razy czytałam to zdanie, za każdym razem znalazłam inną interpretację i każda jest tak samo absurdalna. Ten rytm sandałków zagłuszał wachlarz włosów? Wachlarz włosów zagłuszał rytm sandałków? I właściwie jaki dźwięk wydają włosy, że są zagłuszane lub zagłuszają sandałki? Nie wiem, co miałaś na myśli, ale brzmi fatalnie. 


Tajemnicza postać w pierwszej kolejności trajkocze bez ładu i składu, a gdy Hinata pyta, gdzie właściwie się znajduje, ta odpowiada, że to nie jest bezpieczne miejsce na rozmowę i wyjaśni wszystko później. Całość, rzecz jasna, kończy słynne Możesz mi zaufać. Tu coś ewidentnie nie gra i od razu czuję, że nie, zdecydowanie nie można ufać tej całej Akirze (swoją drogą imię nieco sztampowe i jakby nie przystające do kapłanki). 


Akira zaprowadziła ją do pomieszczenia, którego nie spodziewała się zastać w jaskinii. – Jaskini. Brzmi, jakby to Akira nie spodziewała się zastać tego pomieszczenia, ale przecież to ona prowadziła, więc zapewne chodziło o Hinatę. Zgubiłaś podmiot. 


(...) żadna informacja ostatecznie nie ostała się w jej głowie. Była zbyt zmieszana. – Ta informacja była zbyt zmieszana? Ponownie: zgubiłaś podmiot.


Akira podsunęła w jej kierunku parującą filiżankę. Pachniała ziołami i… czymś jej nie znanym. Posmakowała ostrożnie naparu. – Ta filiżanka pachniała, nie jej zawartość? 

Czy to nie wydaje ci się nieodpowiedzialne? Rozumiem, że Hinata jest młoda, ale nie zawahała się przed wypiciem nieznanego napoju podanego przez obcą osobę. Wiem, że została opatrzona i uratowana, ale jest ninja przygotowywaną przez jeden z najlepszych klanów – to skrajnie nieodpowiedzialne. Może i Hinata była młoda i słabsza niż rówieśnicy, ale nie była głupia; tymczasem tu nawet nie pomyślała, co robi. 

Wspominałam, że od razu czuć, że Akirze zdecydowanie nie można ufać? Już wtedy brzmiała trochę jak Hej, dziewczynko, chcesz cukierka? Może to jednak nadawałoby sytuacji realizmu, gdyby nie to, że mimo wszystko Hinata pierwszą lepszą dziewczynką nie była.

W tej scenie zabrakło mi również obserwacji postaci. Oprócz rozmowy, bohaterka nie dostrzegała żadnych ruchów. Rozumiem, że napar ją otumanił, ale nawet wcześniej nie przemknęło jej to przez myśl. 


Pozwól nam, kapłankom księżyca, poprowadzić cię po odpowiedniej drodze. – Może lepiej ku odpowiedniej drodze? Lub prowadzić właściwymi ścieżkami


I znów przeskok w ważnej scenie. O ile omijanie, które widziałyśmy w anime, było wybaczalne, bagatelizowanie opisania okresu przystosowania się Hinaty do nowego miejsca i jego funkcjonowania już wybaczalne nie jest. Za chwilę zupełnie nie będę wiedziała, kto jest kim, co się dzieje, jak to wszystko działa. To jakby wrzucić cię w pierwszej części Pottera do Hogwartu w grudniu i kazać wiedzieć, jak ta szkoła działa. 


Asuka, Akane, Akira… sporo tych imion na a, całkiem zresztą do siebie podobnych. Nie sądzisz, że to za dużo? Już nie wiem, o kim mówi Akane w pierwszej scenie, w której występuje. 


Pochyliła głowę w wyrazie szacunku i ruszyła biegiem w ich kierunku. – Biegła z pochyloną w szacunku głową?


Kusiło ją, żeby ponownie się odwrócić, lub chociaż przyczaić za zakrętem i podsłuchać… – Zbędny przecinek przed lub.


Nie rozumiała, dlaczego na cowieczorne picie herbaty mawiało się “posiłek”. Przecież to wcale tak nie wyglądało… Wszystkie kapłanki po modlitwach przychodziły, piły ziółka od Akane i wracały do swoich zajęć. – Od Akane? A nie od Akiry? Już nie wiem, kto tu jest kim. Błędny cudzysłów. 

Jeśli po tej herbatce kapłanki były syte, mimo że nic nie jadły, to nic dziwnego, że nazywano ją posiłkiem. 

Zwrócę ci też uwagę na to, że to wygląda jak sekta. Kobiety modlą się, będąc zmuszane do rytuałów i śpiewania pod groźbą kary, piją otumaniające nalewki nieznanego pochodzenia… Czy Hinata jest faszerowana narkotykami? 


Choć spędziła już wiele czasu w świątyni, wciąż pewne rzeczy ją zaskakiwały. Akane, Asuka i Ayano były przełożonymi, dlatego tak bardzo wyróżniały się wyglądem. Pozostałe akolitki, które nie pełniły ważniejszych ról, wyglądały niemal identycznie jak najwyższa kapłanka — Akira. Nosiły takie same kimona, nawet włosy miały tego samego koloru. Nigdy nie kwapiła się do nawiązywania z nimi bardziej zażyłych relacji, bo za żadne skarby nie byłaby w stanie ich rozróżnić. – Ale… to streszczenie. Czemu nie pokażesz mi tego w bardziej przystępny sposób? No nie wiem, Hinata może zobaczyć jedną z przełożonych i pomyśleć, że ma ładne kimono i że to dziwne, że inne akolitki nie mogą nosić tego, co chcą… Nie streszczaj mi funkcjonowania świątyni. Robisz to, bo ominęłaś sceny wprowadzające Hinatę do tego świata. A mogłam go przecież poznać razem z nią.  


Odsunęła naczynie od twarzy i szybkim ruchem wylała zawartość pod stół. – Dyskretnie. Na pewno nikt nie zobaczył gwałtownego ruchu, nikt nie usłyszał dźwięku cieczy wylewanej na posadzkę (w ciszy absolutnej, bo przecież piszesz, że rozmowy nie były prowadzone) i nikomu nie poleciało po butach. 



Scena z wylewaniem zawartości filiżanki pojawiła się tak nagle! Nie poznałam życia w świątyni, nie wiedziałam, jak Hinata się tam czuje, co robi – uraczyłaś mnie jedną okrojoną sceną, a tu już spostrzega, że napar otumania. Za szybko. Czuję, jakbym straciła pomiędzy dotarciem do świątyni a tym momentem cały rozdział. Czemu nie dasz mi się oswoić, rozeznać w sytuacji, gdzie się spieszysz? Czemu nie ukażesz stopniowo, jak Hinata się domyśla, że coś jest nie tak? Co wzbudziło jej podejrzenia? Streszczeniami nie zbudujesz odpowiedniego tła. Czuję się, jakbym czytała first draft. 


Gdy mijała ostatni z regałów, sięgnęła na chybił trafił po kilka ksiąg. Większość ze zwojów znała już niemalże na pamięć, ale wciąż uwielbiała do nich wracać. – To ile czasu Hinata już tam jest, że zna na pamięć większość zwojów z biblioteki? Ile tygodni czy miesięcy, może i lat mi streściłaś? 


Przyłożyła dłonie do skroni i syknęła cicho. Niewyraźne obrazy zaczęły przewijać się w jej myślach. Jakaś wysoka kobieta o ciemnych włosach, głos dziewczynki, oceniające oczy, które tak bardzo przypominały jej własne. Czym były te wszystkie wizje? Przecież nigdy nie wychodziła ze świątyni. Czyje były te niewyraźne wspomnienia? – Czemu nie pokażesz mi tych scen? Dlaczego w momencie przeskakiwania obrazów w głowie, Hinata myśli tak okrągłymi zdaniami? Nie dość, że otumaniana tyle czasu, nie dość, że ma detoks od naparu, zalewają ją wspomnienia, to ona używa tak pięknych, poprawnych, zgrabnych zdań, jakby był trzeźwo myślącą osobą. Nie kupuję tego, nie czuję, by coś się z nią działo, by przeżywałą atak wspomnień. To powinno być bardziej jak wyłapywanie urywków zdarzeń, miganie klisz, mieszanka obrazów i zapachów dryfujących na pograniczu świadomości. 


— Znowu czytasz kilka godzin pod rząd? – Ciekawe, skąd rusycyzm u kapłanki Kaguyi w japońskim uniwersum… Z rzędu.


Przypominam ci, że wciąż nie masz statusu kapłanki i otrzymanie go nie jest łatwą rzeczą. Powściągnij trochę język i temperament! – Od kiedy to Hinata ma cięty język i temperament? Przecież to nie są jej cechy, nie zachowuje się tak. Czemu bohaterka mi to wmawia? Oczywiście, mogła się zmienić przez te lata, które mi streściłaś, ale to udowadnia jedynie, jak bardzo ten zabieg był niepoprawny i jak wiele z fabuły czytelnik traci. 


Zamarła. Przegięła. – Przesadziła. Mowa potoczna jest tu mocno nie na miejscu. 


Zacisnęła dłonie w pięści. O święci bogowie pieśni, ile ona by dała, by zetrzeć z jej twarzy ten złośliwy uśmieszek. Lub rozbić na jej głowie lutnię, może nawet cały shamisen. Musiała nad sobą panować, bo znów będzie po nocach szorować kafelki w kaplicy. No już! Wdech, wydech. Uśmiechnęła się sztucznie. – Strasznie podoba mi się ten fragment. Ładnie ukazuje charakter Ayano i z łatwością mogę się w nią wczuć. 


O[c]h, ile by dała, by znaleźć się na jej miejscu. – W języku polskim mamy och i ach, przez ch. 


— Bój się bogów[,] Ayano! 


Jakim cudem nie zamarzł? Było chyba kilkanaście stopni na minusie! Edit: Tak, pod koniec przebywania Hinaty wśród kapłanek dowiadujemy się, kim właściwie jest jej towarzysz z konieczności, jednak brakuje mi reakcji samej kunoichi na warunki zewnętrzne oraz jakiejś refleksji na temat braku wpływu tych warunków na Fukuro. Jego tożsamość powinna być zagadką, do której rozwiązania prowadziłyby nas zostawiane przez ciebie wskazówki. Tylko że tych wskazówek w sumie nie ma, więc ostatecznie podsunięte rozwiązanie zupełnie nie robi na nas wrażenia. 


Rozwiązała pospiesznie z dłoni sznurek, do którego przymocowane były dzwoneczki i rzuciła go w kierunku samuraja. Złapał je zwinnie, nawet nie odwracając się w jej stronę. Ukłoniła się mu nisko i popędziła za Asuką, która znikała już za głównym wejściem. – Jak to rozwiązała? Jak to rzuciła? Jak to popędziła? Nie mówiąc już o braku siły przez trzy dni niespania i niejedzenia, o odwodnieniu organizmu, ale, do cholery, ona ma odmrożone ciało! 

Sama pomyśl: shinobi nie są istotami nadprzyrodzonymi odpornymi na warunki zewnętrzne. Hinata kilka dni tkwiła w bezruchu, z zawieszonymi na dłoniach dzwoneczkami (co troszkę brzmi, jakbyś ściągnęła pomysł na test Kakashiego), w niskiej temperaturze. Ukrwienie tkanek jest między innymi wynikiem pracy mięśni poprzecznie prążkowanych szkieletowych, której tutaj być nie mogło. Dodatkowo niska temperatura wpłynęła na zmniejszenie światła naczyń krwionośnych. Efekt? Niedotlenienie tkanek, po trzech dniach prawdopodobne częściowe ich obumarcie z powodu ograniczonego dostarczenia oksyhemoglobiny i substancji odżywczych do części dystalnych (tu w dużej mierze do dłoni, bo możemy założyć, że stopy ukrwione były przez działanie grawitacji). Nie mówiąc już o tym, że bez pracy mięśni trudno, by krew ot tak płynęła w górę. A co tam mamy? Mózg. Tymczasem twoja bohaterka nie ma nawet bólu mięśni, skurczy w podudziach, zasinienia opuszków palców u rąk czy zawrotów główy. 


Ponoć to nie przystało córkom Księżyca. – Nie przystawało. Nie mieszaj czasów.


Nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiecuhu. – Uśmiechu. 


Za to podoba mi się scena rozmowy Hinaty z Ayano, gdzie ta czesała jej włosy. Bardzo wyważona, naturalnie przemyca istotne informacje, a jednocześnie jest przyjemna i ukazuje, jak Hinata spędza czas w świątyni, jakie ma relacje z akolitkami. Na plus. 


Bóstwa pokarają was za niesubordynacje, wy bezbożnice! – Niesubordynację. 


Zgroza, czysta zgroza! — zawołała i przeżegnała się dwa razy. – Czy przeżegnanie nie charakteryzuje religii katolickiej? Skąd akolitka zna ten znak? A może to jakiś inny znak, który tak nazywasz? Jeśli tak, powinnaś to nakreślić dużo wcześniej, gdy po raz pierwszy opisywałaś zwyczaje panujące w tym miejscu. 


Mam wrażenie, że z całością popłynęłaś tak szybko, że mnóstwo rzeczy pominęłaś, ogrom streściłaś, a część jest zwykłym imperatywem bez żadnych podstaw. Tak jak uwielbiam sceny z Hinatą i Ayano, tak brakuje mi przedstawienia stopniowego nawiązywania ich więzi. Postaci mieszają się, bardziej domyślamy się, kim są, niż rzeczywiście jesteśmy tego świadome. Wszystko jest tylko jedną, skłębioną, chaotyczną masą o różnobarwnych włosach. 

W dodatku nie wiemy, jak długo Hinata tak naprawdę żyła wśród kapłanek. W jednej z rozmów wspomniałaś jednak, że Hanabi stała się już pewnie dużą i silną dziedziczką. Czyli rejestrują upływ czasu. Natomiast nie ma tego w tekście.


— Głowa do góry, plecy proste i zasuwaj! – Jakże godnie. Jak przystało na kapłankę w miejscu świętym, najbliższym bogini, czyż nie?





Rozdział V

Nie wspominałyśmy o tym wcześniej, nie chcąc się czepiać, ale po czterech rozdziałach jesteśmy wymęczone, więc postanowiłyśmy zrobić to teraz – masz strasznie tasiemcowate rozdziały. Dwadzieścia stron fontem Arial 10 z interlinią 1,5? Trudno utrzymać skupienie i zainteresowanie czytelnika przez tak długi czas. Przebrnięcie przez to jest jak niekończąca się opowieść. Z całą pewnością znajdą się zwolennicy tej długości rozdziałów, jednak według nas w granicach rozsądku mieści się od dziesięciu do piętnastu stron. 


W końcu... po tych dwóch długich latach wrócił do domu. – Zaraz, to przeskakujemy o dwa lata? Nie dowiemy się, co się stało z Hinatą w poprzedniej notce? 


Podeszła bliżej i zmierzyła dłonią dzielącą ich odległość. – W sensie zmierzyła dłonią, ile centymetrów od siebie stali? Tak, wiem, chodziło o wzrost, ale musiałam się chwilę zastanowić, zanim na to wpadłam. Czemu nie napiszesz po prostu różnicę wzrostu


Jiraya pokiwał przecząco głową i zachichotał pod nosem. – Jiraiya.


Skakał wzrokiem między wszystkimi, nie mogąc się nadziwić, jak małe zmiany nastały podczas jego nieobecności. – Nastąpiły.


Zerknął przez ramię na przyjaciół, którzy zostali w tyle z nisko zwieszonymi głowami. – Nie wydaje się to szczególnie wiarygodne. Nie wszyscy z nich byli z Hinatą dość blisko, by dwa lata po jej zaginięciu wciąż reagować w tak intensywny sposób. 


Kto by się spodziewał takiej niespodzianki z samego rana?. – To pytajnik czy kropka?


Odwrócił się gwałtownie w stronę Sakury, która szybko uciekła wzrokiem w bok. 

— Co do cholery…? — szepnął, wracając wzrokiem do wypisanych czerwienią słów. – Powtórzenie.


— Nie odnaleźli ciała, tak? — mruknął cicho.

Sakura podniosła na niego załzawione oczy. Przyglądała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Otarła rękawem mokry policzek i skinęła powoli głową.

Zaplótł dłonie na karku i podniósł wzrok na niebo.

— Co za ulga — westchnął. — Przez chwilę naprawdę mnie wystraszyłaś. – Podoba mi się ten kawałek, jest tak bardzo… narutowy. Oddaje zapał chłopaka i wiarę w dobro, pokazuje jego pozytywne nastawienie. Uśmiechnęłam się, czytając ten fragment. 


Ciała nie odnaleźli, więc poszli po najmniejszej linii oporu. – Po linii najmniejszego oporu – to opór jest najmniejszy, a nie linia. 


Kto jak kto, ale ty powinnaś bardziej w nią wierzyć — w końcu się przyjaźnicie, nie? – Przyjaźnią się? W czasach akademii najbliżej Sakury była Ino. Później shinobi doskonalili swoje umiejętności podczas misji w składach określonych z góry drużyn. Niedługo później Hinata zaginęła, natomiast w kanonie dziewczęta zbliżyły się do siebie głównie podczas szkolenia u Tsunade. Kiedy według ciebie zatem stały się sobie na tyle bliskie, by ich relację określać przyjaźnią? 


— Co jest niebezpieczne?  — warknął poirytowany. — Boisz się ataku Akatsuki? To oni są tym wielkim zagrożeniem? Tutaj chodzi o ludzkie życie, przecież musisz to rozumieć! – Takie ładne zdania raczej nie charakteryzują Naruto. Sądzę, że powiedziały coś w stylu: Babuniu, cholera, Hinata gdzieś tam żyje zagubiona, jakie tam niebezpieczeństwo? Olać Akatsuki, muszę Hinatę znaleźć i Sasuke też! To moi przyjaciele!

 

Powiadomiłam wszystkie drużyny, żeby jak najszybciej wróciły do wioski. Poinstruowałam też strażników przy bramie, żeby nikogo nie wypuszczali. – Tych wracających shinobi też nie mają wpuszczać? Doprecyzuj – że nie wpuszczali nikogo obcego albo nikogo poza nimi [tymi drużynami].


Równo z nastaniem świtu musimy zapieczętować granice Piasku. Wyślij wiadomości do wszystkich, którzy przebywają na misjach, żeby wracali jak najszybciej lub schronili się w pobliskich wioskach. – Jaki sens ma schronienie w pobliskich wioskach, kiedy to tylko Wioska Piasku będzie zapieczętowana? 


Dwukrotnie wspomniałaś, że Noc Prześwitu odnosi się do starej legendy, która częściej służy za straszną bajkę dla niesfornych dzieci niż realne źródło informacji o zagrożeniu. Jak dotąd jednak nie napomknęłaś nawet słowem, o co chodzi w samej legendzie. Bardzo mi zabrakło choćby wzmianki na ten temat.


Naga kobieta siedziała zanurzona po szyję w wodzie, tyłem do niej. – Jeśli włosy wiły się po powierzchni i Hinata prześledziła je wzrokiem, za źródło uznając kobietę, która znajdowała się w wodzie po szyję, obrócona do niej tyłem… to jak mogła dostrzec, że nieznajoma postać jest naga? Czy przypadkiem włosy unoszące się na wodzie (wbrew prawom fizyki) nie powinny przysłaniać Hinacie widoku?


— Świątynia pomogła ci wyrosnąć na mądrą i silną kobietę. – Skąd ten wniosek? Mądra może i rzeczywiście była, w końcu wiele czasu spędziła wśród ksiąg, ale silna? Na jakiej podstawie powstało to stwierdzenie? Podczas przyjmowania katany wyraźnie zaznaczono, że przed Hinatą wciąż wiele nauki. 


Materiał skrywający jej plecy rozdarł się na dziesiątki strzępów. – Niesamowicie wyolbrzymiasz wszystkie elementy scen, które chcesz mocniej nacechować emocjonalnie. Niestety zwykle idziesz w przesadę i wychodzi z tego coś… kuriozalnego. Tak jest również tutaj. Materiał mógł się rozedrzeć, odsłaniając skórę, ale… na dziesiątki strzępów? Serio? 


Wrzasnęła na całe gardło. – To stosunkowo proste sformułowanie, ocierające się o formę potoczną. Zbyt proste jak na tak znaczącą scenę. Według mnie wystarczyłoby samo wrzasnęła


Mam mieszane uczucia. Bogini rozrywa Hinacie mięśnie, krew spływa po nogach kunoichi, a dziewczę jedyne, co robi, to krzyczy. Nie drgnie, nie spróbuje się wyrwać, nie stawi oporu w żaden sposób, a przy tym zachowa pełną przytomność. Swoją drogą w jakim celu to powstało? Wiemy przecież, że do pieczęci da się dotrzeć chakrą. Jeśli ten przypadek jest z jakiegoś powodu inny, powinnaś to zaznaczyć w tekście.


Fugaku dopalał papierosa drżącą dłonią. Nie dbał o to, że spalony tytoń opadał na wyjściowe kimono, miejscami przypalając drogi materiał. – To tak nie działa. Spalony tytoń nie przypala, może co najwyżej zabrudzić. Żar zostaje w papierosie, a pyłek, który strzepujesz, to zwykły popiół. Przypalić coś możesz żarzącą się końcówką papierosa. Żeby odpadająca część mogła cię poparzyć, musiałby wypaść żar lub jego część, jeśli przeciągniesz szluga. Jednak nie jest to coś, co zrobiłoby dziury w tkaninie. 


Wiedział, że nie miał prawa jej pożądać. Sam od kilku lat był ojcem i mężem, jednak miłość wiążąca go z Hisaną nie pozwalała mu na godne wywiązywanie się z przybranych ról. – Przybranych? Przecież naprawdę był mężem i ojcem, nie udawał. 


— Tak[,] kochana, będziemy.


— Hehe, tak, na pewno — zaśmiała się niepewnie Hisana. – Próbujesz tworzyć klimat, po czym wyskakujesz z hehe. 


Gdy ułożył ją na łóżku, z westchnięciem ulgi przytuliła ociekającą potem twarz do zimnej pościeli. – Westchnieniem.


Przygryzła koniuszek paznokcia. – To wyrażenie rzuca się w oczy, w poprzednim rozdziale robiła to Hinata, a wcześniej jeszcze ktoś inny. Szkoda, że nie zarezerwowałaś tego dla jednej postaci jako charakterystyczny gest. 


Fala gorąca uderzyła w nią nagle i niespodziewanie. Upadła na kolana, krzyknęła. Objęła pulsujący bólem brzuch. Co?! Teraz?! Nie, nie, nie! 

— Hisana-sama!

Z trudem podniosła wzrok na siostrę, która wbiegła do salonu i porzuciła w progu tacę z naczyniami.

— Mayako... — wyrzęziła z trudem. 

— Nic nie mów, obejmij mnie!

Z niemałym wysiłkiem podniosły się z podłogi. Kolejny skurcz. Stłumiła w sobie krzyk. – To nie wygląda tak, że nagle dostaje się częstych skurczy. Tutaj Hisana dostała ich w odstępie zaledwie kilku sekund. Przy takim tempie, dziecko wychodzi na świat, a nie dopiero zaczyna się na niego pchać. Choć często ciąże i porody są mocno indywidualnie odczuwaną kwestią, na ogół w początkowej fazie, gdy szyjka macicy dopiero zaczyna się skracać i poszerzać, skurcze nie są bardzo silne, nie zwalają z nóg, występują w kilkuminutowych odstępach czasu. Koniecznie poczytaj na ten temat, bo cała scena niestety niesamowicie kuleje – ewidentnie zabrakło researchu. 


— To kto był takim szczęściarzem? — zapytała z łobuzerskim uśmiechem.

Hisana zachichotała, ale szybko skrzywiła się pod wpływem bólu. Posłała przyjaciółce zrezygnowane spojrzenie i zakryła twarz dłońmi. Co za wstyd!

— No nie! — zawołała Kushina. — Fugaku? – Raczej wątpię, by Hisana chichotała. Po pierwsze: ból, po drugie: stres związany z porodem, ale i tym, co powie Hiashi. Gdyby to był nerwowy chichot… ale ona nie powinna czuć się rozluźniona. No i skąd Kushina nagle wpadła na to, że ojcem jest Fugaku? Przecież jest tylu mężczyzn w Liściu! A ponoć nikt o romansie nie wiedział… To bez sensu, skoro wszystko jest tak oczywiste, że Kushina od razu zrozumiała, cała wioska zaraz by wiedziała. 

Edit: No dobra, jest mowa, że był to ktoś od Uchihów, ale wraz – ten klan był liczny. 


Hisana mówi, że nikt nie powinien wiedzieć o krwi Uchiha, nawet Mayako, która… została przy porodzie i nakładaniu pieczęci. Bez sensu; musiała coś podejrzewać. 


Od nocy pożegnania nie widział jej ani razu. Rzadko kiedy opuszczała ściany rezydencji Hyūga, a jeśli już, to zawsze była w towarzystwie siostry. Mógł jedynie obserwować z daleka, niezdolny do jakiegokolwiek działania. – Czyli nie widział, ale widział? Może chodziło ci o to, że nie spotkał się z nią ani razu? 


Coś w wyrazie jej twarzy podpowiadało mu, że wieści, które ze sobą przyniosła, nie mogły wróżyć nic dobrego. – Wieści raczej nie wróżą, są bezpośrednie. To mimika lub gestykulacja osoby je przekazującej może wyprzedzać słowa, tym samym wróżąc charakter treści.


Hisana zasługiwała na znacznie więcej niż kilka z trudem urojonych łez. – Uronionych. 


Pulsujące bólem plecy odeszły na dalszy plan, głowa zdawała się być w tym momencie zepsutą, trzeszczącą pozytywką, wygrywającą chaotycznie urywki wspomnień. – To brzmi, jakby wspomnienia były Hinaty, a nie mogła widzieć czegoś, co się działo przed jej narodzinami. Skoro tak, to czyje one są? I dlaczego kilku osób? (Były pisane z perspektywy obojga rodziców.)


Byakugan zniknął, zastąpiony czarną źrenicą, na której co chwilę pojawiała się czerwień. – Czerwień pojawiała się na źrenicy? Jeśli odnosisz się do sharingana, to w tym przypadku czerwień zaburzona jedynie przez tomoe obejmowała tęczówkę, nie źrenicę.


Akane w ułamku sekund zabrała się za opatrywanie ran na plecach, nawet Asuka sprawiała wrażenie przejętej. – Sekundy. Wielokrotnie powtarzany błąd.


Kiedy indziej podziękuje jej za długie lata kłamstw i manipulacji. – Wciąż nie wiemy tak naprawdę, jak długo Hinata była wśród kapłanek, tymczasem wspominasz o latach kłamstw. Pominęłaś niesamowicie istotną informację.


Wypuściła drżący oddech i pospiesznie przywiązała dzwoneczki do pasma swoich włosów. – W ten sposób za chwilę je zgubi. Już lepiej by było, gdyby upięła włosy i w to wplotła dzwoneczki. Ale co tam, prawa fizyki to przeżytek… 


W ogóle zastanawia mnie, czemu tyle miesięcy Hinata była kontrolowana i przetrzymywana w świątyni, a nagle mówi, że odchodzi i już nie ma problemu, wszyscy ją żegnają z prezentami. To strasznie proste i przerysowane. 



Rozdział VI

Brat, w typowy dla siebie sposób, założył dłonie do piersi i wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – A nie na piersi? I znów – nie ramiona


Jeżeli jej dotkniesz, w ułamku sekund padniesz martwa. – Jak wcześniej. 


Gaara ostrzega Temari, by nie dotykała kopuły… ale przecież dziewczę chwyciło za kunaia. To broń, którą zwykle się rzuca, więc nie dotknęłaby bariery – ostrzeżenie wydaje się bezzasadne. Z kolei Kankurō w czasie tej krótkiej wymiany zdań zgubił staruszka. Wyszkolony shinobi stracił z oczu starszą osobę i nawet się nie zorientował. Poważnie? Mógłby być chociaż nieco bardziej tym zaskoczony, rozejrzeć się solidnie, zawołać. Przecież starzec przed chwilą był obok. Może to podstęp, by Gaara opuścił zabezpieczoną przed Prześwitem Sunę? Nikt się tym nie przejmuje? Wyjaśnisz to jakoś?


Tyle udało jej się zapamiętać z odbytych w szklarnii lekcjach, choć mogła zgubić po drodze kilka szczegółów… – Szklarni. 


Wartki nurt szumił uspokajająco w jej uszach. – Szumiał.



Rozmasowała dłońmi obolałe stopy. – Obie jednocześnie? Będąc całkowicie pod powierzchnią? W rzece? Wyobrażam to sobie i mam ochotę parsknąć śmiechem. 


Kompletnie jałowe gleby, pousychane, przystosowane do specyficznego klimatu drzewa… – Po pierwsze, jak Hinata stwierdziła, że gleby są jałowe? Po roślinności? Czy zasiała tam pole i miała z niego małe plony? Lasy równikowe też rosną na ubogich z materię organiczną glebach, a jednak roślinność jest tam bardzo bujna. I co oznacza drzewa przystosowane do specyficznego klimatu? Rozumiem, że jest tam sucho, skoro te drzewa są uschnięte. Ale chyba Hinata widzi, jaki ten klimat jest, nie? Po co więc wyraża swoje myśli tak na okrętkę, skoro może po prostu stwierdzić: kurczę, jak tu gorąco, aż drzewa pousychały… nie znam tych gatunków, nie jestem blisko Liścia. Brzmiałoby to naturalniej, niż wydziwianie z opisem, w dodatku niepoprawnym. No i trochę nie rozumiem, jak drzewa mogły uschnąć przy rzece na tyle głębokiej, że Hinata spokojnie się w niej zanurzyła. To dość… niemożliwe. Skoro tam naturalnie wyrosły, musiały mieć odpowiednie podłoże i stosunki wodne. Warunkiem uschnięcia jest brak dostępu do wody, a skoro w okolicy jest „pełna” rzeka, stosunki wodne i poziom wodonośny powinny być wystarczające, by drzewo żyło. Chyba że wszystko wokół zjadła jakaś plaga, ale chyba nie o to chodziło. Domyślam się, że Hinata jest gdzieś w pobliżu Suny, a więc zaraz spotka się z Gaarą, a za pomocą okolicy chciałaś nakreślić pustynny lub pół-pustynny klimat. No nie, to tak nie działa. Nawet w łożysku Nilu całkiem nieźle utrzymuje się roślinność. 


Księżyc jeden wie, jak tak naprawdę miało wyglądać przybycie Najwyższej Matki i dlaczego musiała odgrywać w tym jakąkolwiek rolę…? – No jak to? Przecież to wydaje się oczywiste. Posiadaczka dwóch z trzech typów kekkei genkai – sharingana i byakugana – ma niezwykły potencjał. No i w świątyni Hinata dowiedziała się, że ma być naczyniem. Czy tak trudno jej powiązać te dwa wątki? Nie spłaszczaj tej postaci, Hinata była mądra. 


Przeciągnęła się i ułożyła plecami na trawie. – Rozumiem, że tymi samymi, które wcześniej rozrywała jej bogini, by dostać się do pieczęci? 


Potężne ryknięcie zwierzęcia zawibrowało jej ciałem tak potężnie, że doznała kompletnego paraliżu. – Totalnie nie rozumiem tego zdania. Jak coś mogło zawibrować czyimś ciałem? To chyba ciało zawibrowało pod wpływem czegoś, prawda? W końcu jak coś mogło wibrować i być sparaliżowane? A może chodziło ci o jakąś falę uderzeniową? Dodatkowo – powtórzenie. 


Naciągnęła pelerynę na głowę (...). – Ale peleryna leżała na pobliskiej kłodzie, na której wcześniej siedziała Hinata. Jedyne, w co się ubrała, to spodnie, a klatkę piersiową owinęła bandażem. Skąd więc ta peleryna? Nie piszesz, żeby bohaterka po nią sięgnęła, wcześniej zaznaczyłaś, że dziewczyna leżała wprost na trawie (rosnącej na tych jałowych ziemiach?). Czegoś tu nie rozumiem.


Niesamowicie niespójnie przedstawiasz sposób wyrażania się Hinaty. Raz przemawia podniosłym tonem, natchniona swym kapłańskim wychowaniem, a innym razem dostajemy to: Krwawe, do cholery, żniwa, a ona leżała tutaj jak na tacy!


Jak najciszej zaczęła czołgać się w kierunku najbliższej linii drzew. Gdy już do nich dotrze, najgorsze będzie miała za sobą. – Właśnie zaczyna się trzydniowa noc, podczas której bóstwa mordują… ale właściwie kogo i w jakim celu? Dlaczego zatem najgorsze będzie za nią, gdy dotrze do drzew? Tych uschniętych, bez liści? Przecież to jej nie uchroni. Wątpię zresztą, by bóstwa używały tylko wzroku do tropienia. 


Tuż nad jej głową rozległo się potężne warknięcie, które niosło się echem jeszcze wiele mil dalej. Znieruchomiała. Czuła kotłującą się nad nią energię, która przygniatała ją w fizyczny sposób. – Czy tak okrąglutkimi zdaniami wypowiadałaby się przerażona osoba, która może w każdej chwili stracić życie? Takie zdania działają na niekorzyść dynamiki tekstu. Czterosylabowe słowa też nie wyglądają dobrze w takiej scenie. 


Zadarła głowę do góry. – A możliwe jest zadarcie do dołu? Pleonazm.


Przyłożyła czoło do chłodnej ziemii i rozpoczęła cichą modlitwę o jak najmniej bolesną śmierć. – Ziemi. A nie mogła po prostu wezwać Fukuro? Przecież gdy opuszczała kapłanki, mówił, by wezwała go w razie potrzeby. 


Nie mógł zawrócić i przeczekać nocy pod barierą Suny. – To raczej oczywiste, skoro bariera jakże korzystnie dla sytuacji dopełniła się tuż za jego plecami. Zwrócił wtedy uwagę Temari, by jej nie dotykała. Już wtedy oczywiste było, że dla Gaary powrotu nie ma, po co teraz wykładasz nam takie oczywistości?


— Jesteś dziś zaskakująco spokojny. Czyżby niepokoiła cię rychła obecność krewnych, Shukaku? — mruknął, mijając pierwsze, charakterystyczne drzewa. – Kolejny raz piszesz, że drzewa były charakterystyczne, ale nie opisujesz, czym takim właściwie się charakteryzowały. 


Była w jakiś sposób charakterystyczna, odmienna od chakry mieszkańców Suny. – Wszystko jest charakterystyczne, hm?


— Nie drgnij nawet pieprzonym mięśniem. – Ach, więc teraz bohaterzy są tacy dorośli i starają się to udowodnić wulgarnością? A sądziłam, że bardziej dosadny język w uniwersum był raczej cechą wyróżniającą, nie powszechną. 


Peleryna zsunęła się z lewego ramienia, ukazując obwiązaną bandażami klatkę piersiową. – Peleryna jedynie się zsunęła, ukazując zapewne część klatki piersiowej, tymczasem chwilę później Gaara analizuje mięśnie brzucha Hinaty. W czasie, gdy ta trwała przykucnięta, czyli najpewniej nogami zasłaniała brzuch i większą część klatki piersiowej. 


Dopiero, gdy włożyła je do ust, zdecydował się pójść w jej kroki. – W jej ślady.


— Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa.

Patrzyła na niego wyzywająco, jakby oczekiwała, że będzie naciskał. Sam nie wiedział, czy powinien to robić. Z jednej strony — faktycznie, nie była to jego sprawa, ale z drugiej... nie mógł ignorować tego, że shinobi z sojuszniczej wioski, który lata temu zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, najwidoczniej całkiem wyrwał się spod jurysdykcji swoich przełożonych. A on jako kazekage...

— Nie dasz mi spokoju, co...?

Zerknął na nią. Chyba nie mówiła tego bezpośrednio do niego. Bardziej zastanawiała się na głos.

— Uciekłam z wioski. Zadowolony?

— Powód?

Odwróciła głowę w jego kierunku i wsparła ją na dłoni. Ziewnęła przeciągle. 

— Zawsze jakiś jest, prawda? — Przygryzła dolną wargę. — Miałam dość trwania w zawieszeniu. Chciałam kogoś odnaleźć, ale… spotkało mnie trochę rzeczy po drodze. Dopiero ostatnio podjęłam znów poszukiwania, trochę pobłądziłam tu i tam, trafiłam do tego lasu… Dalszą część historii już znasz. – Nie, to nie jest Hinata. Ona taka po prostu nie była. Nie odzywała się tak, nie oczekiwała zainteresowania i nalegania na rozmowę, żeby jednak się pochwalić, co się z nią dzieje. Mogłaby taka być, aczkolwiek nie przedstawiłaś żadnej zmiany w jej charakterze, a przecież tak ogromna różnica powinna z czegoś wynikać, czymś być spowodowana. Nie wiemy, na jaką osobę mogła wyrosnąć, bo znajdowała się pod wpływem narkotyku przez jakieś dwa lata. Przy czym zmiany fizyczne, jakie opisywałaś wcześniej, sugerują, że upłynęło znacznie więcej czasu – wciąż nie wiemy, ile dokładnie. W kwestii usposobienia stała się bardziej zuchwała, ale to nie znaczy, że nagle jest superśmiała jak Temari. To po prostu nie jest typowe zachowanie Hinaty i nie było w tekście żadnych przesłanek wyjaśniających, czemu się taka stała. 


Powoli, z obawą, zerknął kątem oka w lewo. – Ale kunoichi usiadła po jego prawej stronie, spójrz: Oparła się plecami o ścianę i usiadła po jego prawej stronie, zachowując znaczny dystans.


Bał się chociażby drgnąć, chociaż łaskoczący, miarowy oddech dziewczyny na jego szyi zdecydowanie wszystko utrudniał. Czy ona naprawdę, ot tak, zasnęła bezczelnie na jego ramieniu?! I to w takiej sytuacji?! Nikt nigdy nie ośmielił się go dotknąć w tak bezpośredni sposób. 

Nie podobał mu się natłok tych kłopotliwych, nieprzyjemnych doznań. Jej oddech łaskotał go w szyję, przyprawiał o kolejne fale gorąca i powodował dreszcze. – Dwa razy piszesz o tym samym i bardzo to widać. 


Postawiła lilka kroków w tył, aż jej plecy uderzyły o skalną ścianę. – Kilka.


Widziała tylko swoje wzburzone włosy na tle jasnego nieba. – A przypadkiem to wszystko nie działo się po zmroku?


Dwie sprawy mocno zgrzytają mi w tym rozdziale. 

Jedną z nich jest kwestia kekkei genkai Hinaty. Byakuganem dysponowała już wcześniej, ale sharingan odblokowany podczas przełamania pieczęci jest dla niej zupełną nowością. Nie odczuwa z tego powodu żadnych efektów? Nie próbuje nawet przetestować nowej umiejętności? Nie jest ciekawa, jakie możliwości jej zapewnia i jakie ma ograniczenia? Wiem, że jest teraz Noc Prześwitu i może to być spowodowane stresem, aczkolwiek nie pomyślała nawet o tym, jak wiele aspektów zmienia posiadanie sharingana. Nie zdarzyło jej się również przypadkiem z niego skorzystać. Niesamowicie brakuje mi pokazania, jak oswaja się z sytuacją, w jakiej się znalazła. Nie ma dylematu względem moralności postępowania matki, nie ma pretensji o nałożenie pieczęci, nie ma żadnych związanych z tym przemyśleń. 

Drugą z nich jest natomiast scena z Gaarą. Poza tym że Hinata nie jest w tym rozdziale ani trochę Hinatą, o czym już pisałyśmy, a Gaara zupełnie nie jest Gaarą, to po prostu absolutnie nierealne, by doszło do sytuacji, w której Kazekage kontempluje ciało kunoichi w mniejszym lub większym stopniu roznegliżowania i jednocześnie odczuwa uderzenia gorąca tak często, że spokojnie można zacząć podejrzewać go o menopauzę. Za szybko pchasz akcję. Jeśli coś ma się wydarzyć pomiędzy tą dwójką, nie wpychaj im w pierwszej ich wspólnej scenie chemii, motylków i fajerwerków do gardeł. 


Podoba mi się zakończenie rozdziału, ładnie budową zdań oddałaś dynamikę. Jestem ciekawa, czego Akatsuki mogą chcieć od Hinaty i skąd w ogóle mają na jej temat informacje, a także jaki los czeka Gaarę – oby wyjaśniło się to w kolejnych rozdziałach.



Rozdział VII

Masz błąd w tytule rozdziału: Między sercem, a umysłem. Jest to wyjątek, kiedy nie stawiamy przecinka przed a


Niby tak misternie zdobiona rama, a jednak pokrywała ją grubą warstwą kurzu. – Gruba warstwa kurzu. 


Hanabi zapaliła kadzidło. Skrzywił się na tę ziołową woń, a po chwili nie wytrzymał i zakaszlał.

Skrzywił się i zakaszlał. – Powtarzasz. 


Musiał znaleźć sposób, bo do niej dotrzeć, zanim zrobi to klan. – By. 


W tych okolicznościach mógł pozwolić sobie [na] swobodę. 


A ty... przecież przeżycie poza granicami bariery w Prześwit graniczy z cudem! – Jakoś tego nie odczułam. Mówi o tym silna kunoichi, a ja wcale nie pamiętam, by było to tak straszne. Może i Hinata miała problemy, ale Gaara tylko posiedział parę godzin w jaskini i ruszył w drogę powrotną do wioski. Nie wiemy, co się z nim działo przez jakieś dwie i pół doby, a zakładam, że powrót do Suny nie zajmował aż tyle, szczególnie lecąc na piasku. Ponadto poza Hinatą, wiemy, że na wolności był Sasuke (choć mógł wznieść barierę, to jednak w wioskach potrzebowano do tego wielu ninja, mimo że pole ochronne było większe… jednak młody Uchiha był jedynie z Orochimaru oraz bez zwojów od Liścia) i Akatsuki, które dość beztrosko paradowało, gdy bóstwa szalały na wolności. Mimo że ta noc miała być taka groźna, niemal nikomu nic się nie stało (dalej wspominasz o jednej drużynie, która w pobliżu granic została odnaleziona martwa, ale brakuje szczegółów). Niby pisałaś, że to straszne, że ludzie się boją, ale zupełnie nie widać tego w scenach; nie czuję, żeby komuś groziło niebezpieczeństwo, bo mówisz, że coś ma miejsce, ale nie dajesz nam na to żadnych dowodów. A fakt, że Hinacie nie udało się uciec i wpadła do rzeki, zwalam na jej wrodzoną niezdarność, co tylko umacnia moje postrzeganie dziewczyny jako wciąż słabej kunoichi. 


Rzeczywiście, poza wyraźnie przejętymi strażnikami, nic nie odbiegało od normy. – I tylko to nam pokazujesz? Piasek jest bezpieczny i… tyle? A może chociaż bóstwa krążyły przy granicy i próbowały atakować? Ludzie chowali się po domach i nadal bali wyjść, rozglądali wokół, gdy bariera pękła? Straż wciąż miała broń w gotowości? Nie?


Niezłomny Kazekage powróciły cały i zdrowy! – Powrócił. 


Ktoś nerwowo zaczął dudnić palcami w blat stołu. Najwidoczniej przeszkodził im w dość ważnej rozmowie. – A o czym te palce rozmawiały? Pomylony podmiot. 


Wiedział, że starzec knuł za jego plecami. Nie odpowiadało mu to, że nie pozwalał już sobą manipulować tak jak na początku. – To znaczy starcowi nie odpowiadało, że nie jest manipulowany?


— Nasza sytuacja z pozostałymi wioskami uległa znacznej poprawie, szczególnie dzięki przejętemu z Konohy systemowi szkoleniowemu. – Przyjętemu, bo go przyjęli, a nie przejęli (czyli Konoha wciąż ma ten system, nie został on jej odebrany).


Wśród nich z pewnością jest okryty złą sławą Uchiha z wioski Liścia, który sam wymordował cały swój klan. – Nie wymordował dokładnie całego klanu, w końcu Sasuke przeżył. 


Jeżeli podczas Prześwitu rzeczywiście natknął się na Akatsuki w Martwym Lesie… – Ale kiedy? Przecież to Hinata została wyciągnięta przez Itachiego, więc w którym momencie Gaara widział kogoś z Akatsuki? 

Po czasie przypomniałam sobie, że była sytuacja, kiedy Gaara prosił Hinatę o sprawdzenie, ilu jest na zewnątrz przeciwników, jednak skojarzyłam to z ilością bóstw, które ich szukają, bo przecież przed nimi kryli się nasi bohaterowie. Może spróbuj zaznaczyć to wyraźniej w POV? Niech któreś z nich pomyśli albo powie coś na temat przechadzek po lesie w czasie Prześwitu, wtedy będzie to bardziej klarowne. 


Jeżeli Akatsuki rzeczywiście mieli w swoich szeregach samych kryminalistów z księgi Bingo — graniczyło z cudem, żeby pozostawili przypadkowo napotkaną osobę bez szwanku. – Księga Bingo to nazwa własna, a więc oba człony od wielkiej litery. 


Z czasem docierały do niej kolejne bodźce; zapach wiśni, przebijające przez zamknięte powieki światło, uczucie płynącej pod plecami wody, cichy szum drzew… – Czyli leżała na powierzchni jakiejś wody? A czy do tego nie musiałaby uwalniać cały czas chakry? Zdaje się, że to dość trudne, gdy jest się nieprzytomnym. 


Im bliżej była, tym więcej szczegółów dostrzegała. Wśród wtopionych w wodę korzeni dostrzegła bogato zdobione zafu, a z największej gałęzi zwisała znajomo wyglądająca huśtawka. Przypominała trochę , która wisiała przy konoszańskiej akademii… – Powtórzenie + tę. 


— Mhm, wszystko jasne. — Wyprostowała się i potoczyła wzrokiem po tajemniczym miejscu. — Umarłam. Jestem trupem. Fenomenalnie! Akurat teraz, kiedy chciałam odnaleźć Sasuke…

— Gdyby spotkało mnie takie szczęście, nie siedziałbym tu uwiązany niczym jakiś zawszony pies!

Co?

Zamrugała kilka razy oczami i rozejrzała się dookoła. Skąd nagle dobiegł ten głos? Postradała już rozum? No tak! Jak mogła o tym wcześniej nie pomyśleć?! Musiała zapaść w śpiączkę i umysł podsyłał jej jakieś chore, nierealne wizje!  – Jestem kompletnie zaskoczona, że Hinata, szkolona na ninja, nie wpadła od razu na to, że to może być iluzja. Halo, Hinata! Twoja pierwsza myśl powinna brzmieć: genjutsu! 


Z donośnym plaskiem upadła na zakończenie pleców, nie odrywając oczu od… no właśnie, czego? – Połowa twoich bohaterów bluźni, jakby wychowano ich w karczmie, a teraz słowo tyłek jakoś nie przystoi? 


Miałem nadzieję na prawdziwą ucztę… Że też udało się mnie komuś uwiązać! – Jak to uwiązać? Rozumiem, że lisie bóstwo chciało przejąć kontrolę nad ciałem Hinaty, ale w jaki sposób zostało w nim zatrzymane? Usunięcie pieczęci miało przygotować kunoichi na przyjęcie Kaguyi (bo zakładam, że o nią chodzi), ale w jakim celu Shineru jednocześnie tworzyłaby blokadę uniemożliwiającą wycofanie się ze śmiertelnego ciała? Mam wrażenie, że robisz Hinaty coś w rodzaju pokeballa – w końcu nie miała żadnych umiejętności umożliwiających uwiązanie bóstwa w swoim ciele, a w przypadku jinchūriki konieczne byłoby nałożenie odpowiedniej pieczęci w celu jego zatrzymania. Strasznie to wszystko nieprzemyślane. 


Objęła się ramionami i patrzyła na tą dziwną sytuację z narastającą niepewnością. – Tę. 


— Hinata — wtrąciła niezbyt taktownie.

— Na zdrowie — mruknął lis i zakołysał się na piętach. – A ładnie to tak zżynać?



Miejsce pomiędzy sercem, a umysłem… – Bez przecinka. 


Czarna aura? O czym on znowu… 

Zamarła.

Itachi. Przecież ścigał ją Itachi! Jak mogła o tym zapomnieć?! – Nikt nie mówił o czarnej aurze, była mowa o ciemnej energii. Parafraza nie jest taka znowu trudna.

No i… skąd ona wie, że ścigał ją Itachi? Przecież uciekała przed lisem i wpadła do wody, Itachi ją potem dogonił, lecz cały ten moment wbiegnięcia do rzeki jedynie obserwował, a nie biegł. 

Właściwie obie nie do końca rozumiemy całą scenę ucieczki Hinaty. Od momentu, gdy Gaara poprosił kunoichi o identyfikację bytów poza jaskinią, pisałaś tak chaotycznie, że ostatecznie nie wiemy, przed kim oni uciekali. Z jednej strony mogły to być bóstwa, w tym lis, ale z drugiej Hinacie podczas upadku mignął płaszcz, co wskazywałoby na Akatsuki. Do tego wniosku doszłam jednak dopiero dużo później, pod koniec ostatniego rozdziału. W tej chwili zastanawiam się również, czy Hinata przed swoją ucieczką z Konohagakure miała przyjemność dowiedzieć się nieco więcej o tej organizacji na tyle, by identyfikować ich płaszcze i żeby wiedzieć, że Itachi do nich należy. Nawet jeśli to wiedziała, nie miała pewności, że to właśnie starszy Uchiha ją ściga, więc nie mogła teraz sobie o tym przypomnieć. Podsumowując – całość jest dziurawa jak ser szwajcarski.  


Usiadła, rozglądając się niepewnie dookoła. Jej oczy przyciągnęły dwa czerwone punkty. – Po co miałby cały czas utrzymywać aktywnego sharingana? 


Motyw z lisem wydaje się nieco ograny, głównie przez to, że Naruto nosił w sobie Kuramę. Ten zbieg okoliczności jest aż nadto dziwny. Poza tym jeżeli to ma być ta straszna Noc Prześwitu, to hucznie zapowiadanego strachu wcale nie czuję; jak na razie opisujesz cukierkowy świat duszy. Dziwne też, że lis gonił Hinatę i już mówi o tym, że gdyby sobie umarła, to mógłby się uwolnić. Więc czemu na nią w ogóle polował? Coś musiało go przyciągnąć, skoro nie przerzucił się na Gaarę. Może fakt, że Hinata była przygotowana do roli kielicha? Ale w takim razie skąd lis to wiedział? Po zapachu? Zmieniła się chakra Hinaty? W takim razie czemu kapłanki pozwoliły odejść Hinacie ze świątyni przed Prześwitem, skoro miała być naczyniem dla najwyższej? Na pewno wiedziały, że jest duże prawdopodobieństwo, że jakieś bóstwo ją przejmie. A może coś pomieszałam? Nie wiem, czy dobrze rozumiem to opowiadanie. 



Rozdział VIII

Cholera, sharingan! Zapomniała o jego oczach! Musiała szybko odwrócić wzrok ale... wpatrywał się w nią tak intensywnie. – Czy Hinata naprawdę jest ninja? Jak na razie łapie się na wszystkie sztuczki, zapomina o zabezpieczeniu, podstawowym działaniu kekkei genkai, o środkach ostrożności, kierunkach geograficznych… Naprawdę irytuje mnie jej głupota i brak pomyślunku. Jest jak dziewczynka zagubiona we mgle. Momentami dosłownie. Jak ona skończyła akademię bez opanowania podstaw?  


Zresztą… jeżeli trzymałaby się blisko Itachiego, z pewnością w końcu trafiłaby na Sasuke. – Skąd ta pewność? Jedyne, co powiedział jej Neji, to że Sasuke uciekł z Konohy z Orochimaru, by zdobyć siłę. Nie wiedziała, na jakim młodszy braciszek jest etapie swojej edukacji, czy przypadkiem już nie próbował szczęścia i nie poległ. Dopiero niedawno opuściła kapłanki, przypominając sobie o całej sprawie, przez którą odeszła z Konohagakure. Jej informacje są właściwie zerowe, a nawet nie próbuje wypytywać o to Itachiego. 


Już chciała zapytać o cel podróży, ale zamiast słów z jej ust wydobyło się potężne kichnięcie. – Kicha się przede wszystkim nosem… Wiem, że trochę się czepiam, w końcu w pewnym stopniu powietrze wydostaje się również jamą ustną, ale to zdanie jest częściowo błędne, częściowo paskudnie niezgrabne. Napisz wprost, że nagle kichnęła, z zaskoczeniem nos zasłaniając dłonią, a jej towarzysz spojrzał z rozbawieniem (czy coś w tym stylu). 


Deidara zawsze najbardziej nienawidził długich i nużących podróży. – Naprawdę? Kolejny bohater i jego POV? Nie wydaje ci się, że to trochę za dużo? Już teraz style narracyjne ci się zlewają, a tu poznajemy kolejny punkt widzenia i sposób myślenia bohatera. O ile Hinata w miarę wyróżnia się poprzez wyraźne przejmowanie się wszystkim wokół i wspominanie, Gaara charakterystyczną melancholią czy Neji powagą, o tyle reszta bohaterów jest niemal taka sama. Pamiętam, że napisałaś też całkiem niezłą scenę z Kankurō, by porzucić później jego perspektywę na rzecz Gaary i Temari. Więc po co go wprowadzałaś? Po co mam poznawać kolejną i kolejną postać? Powinnaś wybrać ich kilka i z ich perspektywy opisywać wydarzenia. Pamiętasz książki Martina? Stali bohaterowie mieli swój głos. Raz jedynie wystąpiła Melisande, która… może pojawiłaby się później, jednak nadal nie ma kontynuacji powieści. Przez cały czas te same osoby zdawały relację z wydarzeń, aczkolwiek kiedy umierała jakaś postać, w jej miejsce pojawiała się inna. To pozwalało patrzeć na wydarzenia z wielu perspektyw, powodowało, że czytelnik rozumiał pewne zachowania, mimo że inny bohater postrzegał je inaczej, a także mogliśmy poznać losy Westeros z takich, a nie innych wydarzeń, których bohater był świadkiem. U ciebie jednak widzę chaos narracji. Gaara uczestniczył w scenie z Kankurō – mogłaś napisać ją z jego perspektywy lub podrzucić tam Temari, która również często zabiera głos. Nie pamiętam też do końca, ale chyba wcześniej Sasuke nie miał swojej partii, a tu nagle ma. Było też trochę Naruto i mam nadzieję, że do niego wrócimy, bo akurat jego perspektywa wypadła dobrze, ale też nie odznaczała się specjalnie. Dodajmy wspomnienia Hisany i Fugaku, moment Itachiego, tamtej kapłanki w świątyni i… robi się tego całkiem sporo, nie sądzisz? Więc dorzuciłaś jeszcze Deidarę. Czasem jest to potrzebne, żeby oddać jakąś sytuację, ale zdarza się, że może być zbędne. Zastanów się, czy wszystkich tych perspektyw potrzebujesz. To robi się powoli męczące. Nie mogę poznać lepiej jakiejś postaci, bo nieustannie skaczesz. Jestem mniej więcej w połowie tekstu, a nie wiem, co przyszykujesz dla mnie później… 

I nie zrozum mnie źle, wielowątkowość jest dobra, a dopinająca się fabularnie robi wrażenie, ale mnogość głosów narracyjnych nie pozwala dobrze poznać postaci, nie mogę wczuć się w bohaterów, bo na te kilka rozdziałów, każdy – oprócz Hinaty – dostaje jedynie mały wycinek. Gdybym nie pałała sympatią do tych postaci przez anime, nie poczułabym z nimi więzi poprzez tę opowieść. 


— Dlaczego najpierw zajmujemy się Suną i uprowadzeniem jedynki, zamiast zlokalizować Orochimaru? – Jeśli mają na myśli Shukaku i Gaarę, to zapisujemy od wielkiej litery.


Nawet ja nie mogłem przewidzieć[,] co się z nim stanie po zastosowaniu mojej techniki.


Mieszkańcy wiedli zaskakująco dostatnie życie. Ulice tętniły życiem.

Przydrożne stragany były oblegane przez grupy kupujących, shinobi przechodzili się spokojnie chodnikami. – Przechadzali. 


Wszędzie panował półmrok i musiała z całej siły wytężać wzrok, żeby spektakularnie nie wyrżnąć orła. – Wywinąć. 


— Itachi Uchiha. — Postać poruszyła się i zwróciła w ich stronę. – Przypomnę raz jeszcze, że w tradycyjnej japońskiej formie nazwisko wymienia się pierwsze. Ponawiam tę uwagę z dwóch powodów – abyś nie przegapiła, że taka zamiana pojawia się częściej niż raptem raz oraz abyś łatwiej zapamiętała tę regułę. 


— Nie musisz tworzyć nowego kontenera na lisa. – Kontenera, nie naczynia? Brzmi jak na odpady…



Syknęła, gdy lodowata woda zalała jej plecy. Więc rany zadane przez Shineru wciąż się nie zasklepiły… – O, nagle sobie o tym przypomniała! Ale nie odczuwała niezasklepionych ran (przypomnę, że przecież bogini, aby dostać się do pieczęci, rozrywała mięśnie Hinaty) i nie krwawiła, gdy turlała się po trawie na jałowych ziemiach albo gdy nurt rzeczny szumiał jej w uszach.


Pomiędzy długimi, postrzępionymi bliznami… – Chwilę temu były to niezasklepione rany, a kilka zdań później – blizny?


— Hokage-sama, skąd ten pośpiech? — zapytał stojący w kącie pomieszczenia Shikamaru. – Skąd tam się wziął nagle Shikamaru? Z czyjej perspektywy tym razem opisałaś wydarzenie? Myślałam, że Jiraiyi, ale on by nie nazywał Shikamaru po imieniu. Widzisz, gubię się przez to skakanie z głowy do głowy postaci i nie chodzi o head-hopping w obrębie sceny, ale o mnogość perspektyw. 


Przygryzła czubek paznokcia. – Wspominałyśmy już o tym wcześniej, ale chciałam zaznaczyć, że kolejna opisywana przez ciebie postać wykonuje ten sam gest. W dodatku wydaje mi się, że kunoichi na tak długie paznokcie może sobie pozwolić, gdy jej umiejętności są na poziomie wystarczającym, by nie przeszkadzało jej to na misjach. 


Skąd mogła wiedzieć, że za jego działaniami kryło się coś więcej…? – No właśnie sęk w tym, że nie mogła. Jeśli nawet przyjęła wspomnienia swojego biologicznego ojca i wiedziała o planowanym przez klan Uchiha przewrocie politycznym w Konohagakure, to nie oznacza wcale, że wiedziała o działaniach Itachiego. 


Chyba, że… – Bez przecinka. 


— Więc ja też pokażę ci moją prawdę.

Jej czarna źrenica zamigotała kilkukrotnie. Czy to…? Nie, niemożliwe! Sharingan?!

— Ale jak… ?!

Zdążył jedynie krzyknąć. Jego wizja stawała się coraz bardziej rozmazana. Patrzył w  dwubarwne oczy, czując, jak pochłania go technika iluzji podobna tej, której sam w tym momencie używał. – Sharingan dopiero co przebudził się w Hinacie. Skąd wiedziała, jak go używać? Nie ćwiczyła genjutsu, nie wierzę, by była na tak zaawansowanym poziomie, aby móc używać tej techniki w czasie trwania innej, silniejszej – Itachiego, który ćwiczył to latami. 


Mimo niepokojących doniesień o działalności Akatsuki, Suna wciąż, choć objęta stanem wyjątkowym, opływała spokojem. Jeżeli wciąż kręcili się w pobliżu Martwego Lasu…


Zmarszczył czoło i przeniósł wzrok na okno. Skierował wzrok na okno. – Powtarzasz. 


Tak, biały ptak.

Wstał gwałtownie. Jednym ruchem rozpiął biały płaszcz i zarzucił go na oparcie krzesła.



Rozdział IX

Oddanie się papierkowej robocie, związanej z nadciągającymi egzaminami na chūnina, pomogło jej odpowiednio zmęczyć umysł, nie ciało. Dzięki temu spała spokojnie, niemal jak zabita, przez te kilka nocy. – Ale zmęczenie umysłu często przejawia się właśnie w trudnościach z zasypianiem. 


Pójdzie za nią,[zbędny przecinek] czy może jednak nie?

Jej serce zabiło szybciej, gdy usłyszała za sobą kroki. – Wystarczy: usłyszała kroki. Wyżej zasugerowałaś, że Shikamaru pójdzie za Temari. 


Przez pobyt w Liściu spędziła z nim dużo czasu i nabrała przekonania, że chciałaby widzieć go jako stałą część swojego życia. – No nie, tak ładnie zaczęłaś rozdział – chciałabym widzieć, jak relacja pomiędzy nimi dopiero się zawiązuje, przecież zaczęli ze sobą oficjalnie randkować dopiero po Czwartej Światowej Wojnie Shinobi. Tymczasem musiałaś wypalić z takim wykładaniem kawy na ławę. Nie mam nic przeciwko wprowadzeniu tego wątku nieco wcześniej, ale rozwiązałaś to… niezbyt subtelnie.


Ostatnie dopięcia odnośnie bezpieczeństwa podczas egzaminów, planowane zadania, drużyny… – Poprawna wersja brzmi: odnośnie do bezpieczeństwa


Ogólnie wyszła ci całkiem niezła scena. Podobało mi się ukazanie czasu akcji za pomocą perspektywy Temari. Szkoda tylko, że w pewnym momencie tak tę scenę kopiesz, nie zostawiając żadnego pola dla wyobraźni czytelnika. Podrasuj ją trochę, a będzie świetna. 


Zamrugała kilka razy oczami. – Strach gdybać, czym innym mogłaby mrugać.



Odsunął ją od siebie i wpatrywał się w jej twarzy, jakby widział ją po raz pierwszy. – Twarz. 


— Pierścienie mają kluczową rolę przy pieczętowaniu ogoniastych. Nie możesz go stracić, są niezastąpione. Pain zawczasu przemyślał fakt, że któryś z członków może swój stracić, więc stworzył o jeden więcej. Ten z szarym kamieniem i znakiem gwiazdy należy teraz do ciebie. – A Itachi przetrzymuje te pierścienie zamiast Paina, bo…? 

W ogóle nie czaję, czemu tak nagle Hinata dołącza do Akatsuki. W dodatku nikt nie ma nic przeciwko! Tak łatwo dostać się do znanej organizacji z najpotężniejszymi shinobi z Księgi Bingo? Nie zostało to ustalone na żadnym spotkaniu, nikt nikogo nie poinformował, inni członkowie nic o tym nie wiedzą, Hinata nie została w żaden sposób sprawdzona ani przeszkolona, właściwie nikt nawet nie zapytał, czy chce dołączyć i dlaczego, nikt nie wie, co przeszła i jaki jest konkretny powód jej przyjęcia, oprócz dziwnej pieczęci. Czemu jinchūriki są zabijani przy wyciąganiu z nich demonów, a Hinata nie? Miała być naczyniem dla bodajże Kaguyi, a siedzi w niej lis niczym w Naruto (tylko biały, żeby było oryginalnie i bardziej kawaii) i też nikt sobie nic z tego nie robi, spoko, spoko, dawaj do nas. No nie, kupy się to nie trzyma. 

Inna rzecz, że Itachi najpierw udaje obojętnego, żeby nikt nie domyślił się, że łączy go coś z Hinatą, a następnie przymila się i plecie jej warkocza. To też sprzeczne sytuacje. Zupełnie nagle stali się sobie bardzo bliscy, podejrzliwość zniknęła, a lata, które spędzili z daleka od siebie, nie mają znaczenia. 


Delikatne, ale mocno odczuwalne drżenia rozchodziły się po jej szyi. Przejechała po nimi opuszkami palców. – Po nich. Po tych drżeniach przesuwała? Pomylony podmiot. 


Itachi wrócił. Był dokładnie taki, jakiego zapamiętała go w dzieciństwie. Nie mogła znów go stracić. Tej jednej rzeczy prawdopodobnie by nie przeżyła. – Nie czuję tego. Hinata nie była przywiązana do Itachiego w żaden sposób, nie myślała o nim, nie tęskniła za nim. Jej myśli dotyczyły dotąd wyłącznie odnalezienia Sasuke. Czemu nagle uważa, że ponowna utrata kontaktu z nim mogłaby ją zabić i tylko to by mogło to sprawić? Przecież cały czas myślała o Sasuke, martwiła się o niego i… to jedyne, co ją obchodziło. Nie wmawiaj mi, że łączy ją z Itachim coś więcej, skoro tak nie jest. Nie zbudowałaś aż takiej zażyłości za pomocą scen, nie minęło zbyt wiele czasu, odkąd ponownie nawiązali kontakt. To jest tak grubymi nićmi szyte, że nie tylko nie można ci uwierzyć, ale to wręcz odpychające.



Rozdział X

Nie mogła jednak powstrzymać nerwów, przez co cały czas zmieniała pozycję; kręciła się niepewnie po posłaniu tylko po to, żeby za chwile zacząć je poprawiać. – Chwilę. 


Nie chciała zostawać z obcymi, którzy, delikatnie rzecz ujmując, nie mieli wobec niej dobrych zamiarów. – Właściwie skąd to wiedziała? Do tej pory jedynie Itachi wspomniał, że nie powinna się stawiać, bo mogą ją uznać za kłopotliwą i wymienić na inne naczynie dla lisa. Nie było natomiast mowy o jakichś konkretnych planach czy złych zamiarach wobec kunoichi. Poza tym jednym momentem, gdy bez jednego słowa z jej strony została przyjęta do Akatsuki, nie widziała się z nikim poza starszym Uchihą. 


— Pieczętowanie biju, nawet z pomocą twojej chakry, zajmie wiele dni. – Bijū.


Jestem zawiedziona, że wszyscy wiedzą już o porwaniu Gaary, a samo wydarzenie – bardzo istotne! – pominęłaś. Pisanie opowiadania polega na przedstawianiu tego, co ważne. Mam wrażenie, że o tym zapomniałaś. Liczyłam na mocną scenę walki, trochę dynamizmu, emocji, a dostałam ledwie rozmowę na temat tego, co już się wydarzyło. 

Choć trzeba przyznać, że oddanie reakcji Naruto na wieść o porwaniu Gaary było bardzo emocjonalne i trafne. Szkoda tylko, że to jedyne emocje, jakie zechciałaś nam zapewnić, mogło ich być o wiele więcej, gdybyś nie streszczała i nie pomijała wydarzeń. W samym fragmencie dotyczącym podróży do Suny przydałoby się również choć zarysowanie emocji Sakury. Nie ma nic o jej mimice czy gestykulacji, choć mogłoby to sporo nam powiedzieć o jej nastawieniu do wyprawy, w której przyjdzie jej przecież odegrać sporą rolę.  


Denerwowała ją ta wszechobecna ciemność. W jaskini było kompletnie ciemno i gdyby nie drobna flara, którą rozpaliła, nie byłaby w stanie dostrzec nic. – Wystarczy raz wspomnieć, że jest ciemno. No i jak może panować tam kompletna ciemność, skoro świeci się flara? Przeczysz samej sobie w jednym zdaniu. 


Coś w jego postawie sprawiało, że za każdym razem[,] gdy go widziała, przechodziły ją dreszcze. – Widziała go aż raz. Zapewne nadrżała się za wszystkie czasy. 


Ciemna chakra zawisła w powietrzu, przekształcając [się] kilka razy.


 Nie była w stanie zrozumieć dlaczego, ale w jakiś sposób ten fakt ją rozbawił. – Przy tym zdaniu masz akapit ze spacji, wcięcie jest niemal niewidoczne (i niepoprawne). 


Szybko jednak jej wzrok padł na średniego wzrostu blondyna. Ten z pewnością wyglądał mniej groźnie, była w stanie nawet zaryzykować stwierdzenie, że poniekąd normalnie. Cóż, wyglądałby normalnie, gdyby nie rzucający się w oczy defekt. To z pewnością jego walkę wyczuwała za sprawą kolii zeszłej nocy. W końcu brakowało mu całego ramienia…

 Nie była w stanie zrozumieć dlaczego, ale w jakiś sposób ten fakt ją rozbawił. Zasłoniła ustą dłonią, chcąc ukryć cisnący się na usta śmiech. Daremnie. Nie wytrzymała i cicho parsknęła. Krew momentalnie zamarzła w jej żyłach, gdy nowo przybyli członkowie organizacji zawiesili na niej wzrok. – Naprawdę robisz z Hinaty głupią, ułomna dziewuchę. Przecież ona wcześniej bała się odezwać w towarzystwie. Strach powinien ją sparaliżować, jest z Akatsuki, które w każdej chwili może ją zabić, a… śmieje się na widok odrąbanego ramienia! To chyba najmniej przemyślana scena z całego opowiadania. Hinata nie jest ninja, tylko dzieckiem-amatorem z umiejętnościami niewystarczającymi nawet na akademię. Rozumiem Hiashiego, że ją wydziedziczył. Potomkini dwóch potężnych rodów? Dobre sobie. Spójrz, jak ta rozwydrzona bohaterka zachowuje się irracjonalnie i nieodpowiedzialnie w każdej sytuacji. 

Dalsza rozmowa Hinaty tylko to potwierdza.




Przynajmniej ich obecność nie wydawała się tak przerażająca, jak na początku. – Nie odczułam, by Hinata była wcześniej przerażona. 


Nie rozumiem, jak Hinata podczas wyciągania Shukaku mogła wejść w głąb duszy. Przecież ponoć gdy tam była, jej ciało zapadało w mocny sen, co przerwałoby cały proces. Druga rzecz – czemu nikt nie zainteresował się jej dziwnym zachowaniem? Wszyscy tam byli shinobi klasy S, niebezpieczni, podejrzliwi! Naprawdę to wszystko nie ma sensu. Bez żadnych kwalifikacji dopuszczono Hinatę do bycia w Akatsuki, nie sprawdzono jej umiejętności, nie poddano próbom, nawet nikogo nie interesuje, co robi i że już na początku chce przerwać pieczętowanie. Zadziwia mnie to, jacy oni wszyscy są nieostrożni, naiwni, po prostu głupi. 


Nie mogła powiedzieć, że [dobrze] go znała. – Przecież znała – poznali się. Może nie wiedzieli o sobie szczególnie wiele i nie byli blisko, ale zupełnie obcy sobie nie byli. W nawiasie moja propozycja. 


W końcu Pain odwrócił wzrok i zaczął dłońmi formować pieczęci. (...). Z ziemi zaczął wyłaniać się kolosalnych rozmiarów posąg. 

Jak pieprzony pies — warknęła w myślach. – Gdzie właściwie według ciebie Hinata nauczyła się tak przeklinać? Wśród kapłanek, czas spędzając na modlitwach i w bibliotece? Kunoichi nigdy nie była wulgarna, a nie pokazałaś nam niczego, co mogłoby w ten sposób ją zmienić. 


Nie chciała zginąć przez swój głupi upór. – Przecież nie kierował nią głupi upór, powodem jej wahania była niechęć do skrzywdzenia Gaary. To takie głupie? 


Z niemałym trudem próbowała drżącymi dłońmi ułożyć znak. – Skąd niby wiedziała, jakie pieczęci uformować? Kto i kiedy ją tego nauczył? Nie jest to z pewnością wiedza powszechna, nie zdobyła jej również wśród kapłanek. 


Ten krzyk ją przerażał. – Ale Gaara nie krzyczał, on jęknął, spójrz: Gdy ich kły zamknęły się na jego ciele, przepełniony bólem jęk poniósł się po jaskini.


Znów tutaj była. W tym dziwnym, trudnym do określenia miejscu, które rzekomo było jej duszą… – Tak w trakcie wydobywania chakry Shukaku z Gaary? Czy do utrzymania techniki, której według wcześniejszych wskazówek Paina nie można przerwać przez trzy dni i noce nie było potrzebne skupienie? Przecież zawsze wymagało tego stosowanie jakichkolwiek technik, a tu Hinata ot tak zatraca się w swojej duszy, nie zastanawiając się nawet, czy nie spowoduje to zakłócenia rytuału? To, że Deidara potrafił sobie zaczynać pogawędkę w trakcie, nie znaczy, że Hinata ma wystarczające możliwości, by odpływać. 


— Jest pewien sposób… — Kitsune znów zaczął krążyć wokół niej. — Ale czuję się w obowiązku uprzedzić, że konsekwencje są poważne. Naprawdę jesteś gotowa ryzykować własne życie?

— Jestem mu to winna — odpowiedziała bez cienia zawahania. – Chwilę temu twierdziła, że nie znała Gaary, a teraz chce ryzykować własnym życiem, bo jest mu to winna? Sprawdzałaś ten rozdział, czy po prostu dałaś się ponieść emocjom i kliknęłaś publikuj? Jest zdecydowanie najmniej spójny od… czasu odejścia Hinaty ze świątyni, jak przypuszczam. 


— Niech ci będzie, dziewczę. Nie miej tylko później do mnie pretensji, że nie ostrzegałem.

Uśmiechnęła się szeroko. W przypływie emocji rzuciła się lisowi w ramiona. – Kolejne głupie, irytujące zachowanie Hinaty. Ona tak nie robiła, ona nie była tak śmiała i dwa lata w świątyni nie mogą zmienić charakteru postaci o sto osiemdziesiąt stopni. Nie, nie i nie. Nie może rzucać mu się na szyję, nie wie, jak zareaguje jej „ciało” w zetknięciu z siłą bóstwa, czemu nie zachowuje zwykłej intuicji ninja, spoufala się i ekscytuje, gdy życie jej przyjaciela wisi na włosku, a ona stoi pośród morderczej grupy i przyczynia się do umierania Gaary? 


Wybiła się mocno od piaskowej wydmy i wpadła we wszechogarniającą biel. – Wybić się można z czegoś, a odbić od czegoś. 



Rozdział XI

Pozwolił Tenten zamknąć swoją dłoń w uścisku. – A to bardzo do Nejiego niepodobne. Ale to w sumie bardzo uroczy, choć mocno dyskusyjny, akcent. Jeśli pozostaniesz na tym poziomie subtelności, może wyjść opowiadaniu na dobre. Pamiętaj tylko, że Neji zdecydowanie nie był wylewny, co mocno ogranicza twoje możliwości.


— Jesteśmy coraz bliżej końca — zawołał nagle posiadacz rinnegana. — Od tej chwili nie wybaczam żadnej pomyłki. – No ale jak to? Przecież to miało trwać trzy dni i trzy noce, Hinata zdążyła chwilę pogadać z lisem i pozwolić mu przejąć kontrolę, a tu… końcówka? Szkoda, że zmarnowałaś potencjał pokazania, jak bardzo był to wyczerpujący proces i jak lis czuł się w nowej roli. W przypływie optymizmu można uznać, że wykorzystałaś raptem kilka godzin (choć minęły trzy doby) i przeskoczyłaś do końca rytuału, nie dając czytelnikowi o tym przeskoku znać. Wszystko się kończy, nim w ogóle się zaczęło. Jeśli wykorzystałaś godziny z trzech dni, to co działo się przez resztę czasu? 


— Jesteśmy coraz bliżej końca — zawołał nagle posiadacz rinnegana. — Od tej chwili nie wybaczam żadnej pomyłki.

— Intruzi z Liścia mogą sprawiać problemy. Kręcą się w okolicy — dodała inna projekcja.

— Są zaskakująco szybcy, to może być zabawne.

— Rozumiem, że mam możliwość policzyć się z nimi, gdy pieczętowanie dobiegnie końca!

— Mnie również jest to na rękę…

— Czcze rozmowy zostawcie na później. Technika wchodzi w końcowe stadium. Skupcie się.

Równo z jego słowami, coś mocno zatrzeszczało. – Wiemy, że jako pierwszy mówił Pain, ale potem? Jak mam wczuć się w scenę, skoro nie mogę sobie wyobrazić, kto mówi? To byłby też dobry sposób pokazania tego, co obserwuje lis, jednocześnie mogłabyś pobawić się budowaniem charakterystyki postaci za pomocą gestów czy mimiki. Tym samym odbierasz sobie mnóstwo możliwości, a czytelnikom – emocji. Wiemy już, że inaczej niż Kurama, nie potrafi być w głowie Hinaty, a jedynie zerkać jej oczami. W przeciwnym razie wiedziałby, kim jest Itachi czy Pain. Dlaczego jednak nie próbuje opisać tego, co widzi? Zrozumieć, obserwować, analizować? 


Projekcie zaczęły się poruszać. – Projekcje. 


Nim zdążył zareagować, ciało nosicielki wystrzeliło do przodu. Nabrało rozpędu, wyskoczyło wysoko w powietrze i w ostatniej chwili chwyciło nieprzytomnego chłopaka, który spadał.

Ludzkie dziewczę potrafiło przejmować kontrolę, nawet jeśli duszą była gdzie indziej? – Ale czy nie po to Hinata oddała kontrolę nad sobą lisowi, żeby uratował Gaarę? Czemu teraz nagle sama chce decydować? W jaki sposób to zrobiła? Czy lis niczego nie poczuł, nie walczył z nią o kontrolę? W jego narracji nie czuję żadnego zaskoczenia, jakby jedynie stał z boku i relacjonował, co dzieje się z ciałem, które niby przejął, ale chyba nie do końca.


Zmusił ciało do odsunięcia się od chłopaka, który fizycznie był martwy. Jego obecność wciąż jednak unosiła się w powietrzu. Dziewczyna nie miała zbyt wiele czasu… – Jeśli fizycznie był martwy, to rzeczywiście nie było wiele czasu, mózg jest stosunkowo wrażliwy na niedotlenienie wywołane, na przykład, zatrzymaniem oddechowym… 


Żeby jakaś pokraczna człowieczyna odzywała się do niego w ten sposób?! Bez szacunku, w tak ordynarny sposób?!


Już wyciągał wydłużone szpony w kierunku gardła zdezorientowanego chłopaka, gdy ciało nosicielki zapłonęło bólem. – Ale w jaki sposób? W przypadku jinchūriki, jak to pokazano na przykładzie Naruto, chakra stopniowo uwalniała się z ciała. Tu zabrakło mi opisania, jak chakra lisa mogła wpłynąć na Hinatę, skąd się brała, jak przejęła kontrolę na tyle, by zmienić jej cechy fizyczne. 


— To jest pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.

Rozpoznał głos mężczyzny z rinneganem.

 — Siedź cicho we wnętrzu dziewczyny. – Po co tak to rozbijasz? Wygląda, jakby każda z wypowiedzi pochodziła od innej postaci, tymczasem obie kwestie należą do Paina. Połącz je i nie kombinuj, bo w twoich dialogach bardzo łatwo się pogubić, są chaotyczne i nieintuicyjnie zbudowane. 


Musiał koniecznie sprowadzić ją z powrotem. – Czyli… co właściwie miał zyskać na tej zamianie i zajęciu miejsca Hinaty podczas rytuału, gdy jej dusza hulała radośnie w poszukiwaniu Gaary? Sądziłam, że chciał przejąć kontrolę nad jej ciałem, by uciec od Akatsuki i realizować własny plan. Musiał jednak wiedzieć o kolii ograniczającej znacznie jego wolność – w końcu obserwował to, co widziała sama Hinata, rejestrował jej emocje. Miał jakiś plan? Może warto byłoby o tym napomknąć, w końcu miał całe trzy doby rytuału na dopracowanie wszystkich szczegółów.


Kolejna iluzja? Nie, musiała być prawdziwa. – Ta iluzja? Nie, sylwetka. Pomyliłaś podmiot. 


— Jeszcze żyjemy — odpowiedziała z widoczną ulgą. – Skąd to wie? Ma jakiś pogląd na to, co w tej chwili dzieje się z jej ciałem? Jakoś to odczuwa? Może zdradzisz nam jakieś szczegóły? 

Spory kawałek dialogu później Gaara popisuje się (po)życiowym rozgarnięciem:

— Ale… Jakby… Da się w ogóle coś zrobić w tej sytuacji? Gdzie jesteśmy? Żyjemy w ogóle jeszcze? – Tak jakby... dopiero co Hinata powiedziała mu, że żyją, po czym na powyższe pytanie jednak odpowiada, że ona tak, ale co do niego, to nie ma pewności. To po co była wcześniejsza wypowiedź?  


Dziewczyna jeszcze przez chwila wpatrywała się w niego uważnie. – Chwilę. 


W ciszy skinął głową i obserwował, jak Hinata związała końce obydwu nici. – No dobrze, czyli Hinata, wiążąc swój los z losem Gaary, zrobiła z siebie coś w rodzaju kotwicy dla jego duszy. Tylko na jakiej zasadzie miało to działać? Jeśli związali w ten sposób swoje dusze, czy jakkolwiek to nazwać, równie dobrze mogłoby to zadziałać w drugą stronę i zatrzymać Hinatę w zaświatach razem z Gaarą. Co stanowi tu ten czynnik przeważający szalę? Żywotność formy fizycznej? Siła chi? Może w tej chwili rzeczywiście warto skupić się na akcji, ale chciałabym, by w dalszych rozdziałach znalazło się gdzieś miejsce na kilka słów wyjaśnienia. Zobaczymy, czy będziesz o tym pamiętała.


Podsumowując – po raz kolejny wprowadziłaś istotne sceny (tu: udział Hinaty w rytuale, jej relacje z członkami Akatsuki, uratowanie Gaary), pomijając jakiekolwiek fundamenty. 

Reakcje kunoichi na poszczególnych shinobi organizacji są niespójne. Raz drży ze strachu lub bojaźliwie się wycofuje, by za chwilę naśmiewać się ze stanu, w jakim wrócił z misji Deidara. Bierze udział w rytuale, o którym wcześniej nie wiedziała (a przynajmniej nic nam o tym nie pisałaś), formując pieczęci, których nie znała. Kontroluje przepływ chakry, choć właściwie nie ma żadnego momentu, który wskazywałby, że się na tym koncentruje. Nikt nie sprawdził, czy ma takie zasoby chakry, czy jest kompetentna do tak odpowiedzialnego rytuału, czy nie zabraknie jej sił i nie zniszczy wszystkiego. Co ciekawe, znika sobie w głębi duszy, ale rytuał pozostaje niezakłócony, nikt też nie dostrzega, że dziewczę nagle odpłynęło (na prawie trzy doby!). Chce ratować Gaarę, bo uważa to za spłatę długu, a przypatrywanie się jego śmierci – za rzecz niemoralną, a za chwilę nazywa to głupim uporem. Akise przejmuje częściową kontrolę nad ciałem Hinaty, nadając jej niektóre cechy fizyczne lisa, ale właściwie nie piszesz, jak tego dokonał i co w tym celu musiał zrobić. Twierdzisz, że bohaterka ratuje Gaarę, wiążąc swoje życie z jego, ale niczego nie wyjaśniasz, zarysowując nam wątek, który można porównać do nici Ariadny. Tu po prostu nic nie ma podstaw, nic nie jest wyjaśnione, wydarzenia dzieją się, bo tak. Nie kupuję tego. 


Wypluła z ust cuchnącą metalem ciecz. – Miała przebite płuco? Nie chodziło ci przypadkiem o metaliczny posmak? Krew nie pachnie metalem, ma raczej słodkawy zapach, ale odczuwalny dopiero przy większych jej ilościach. 


Opadła głucho na ziemię, która zadudniła szybkimi krokami. – Ziemia nie dudniła szybkimi krokami. Ziemia nie dudni sama w sobie. Ani nie chodzi. 




Rozdział XII

A teraz perspektywa Sakury, mimo że w scenie bierze udział choćby Naruto...


Od dłuższego czasu badała przepływ chakry Kazekage tylko na pokaz. Był martwy. – My to nazywamy reanimacją dla rodziny. Z racji mojego zawodu całkiem łatwo przychodzi mi zrozumienie perspektywy Sakury i sądzę, że naprawdę nieźle udało ci się oddać jej bezsilność i opory przed przekazaniem złych wieści. A z drugiej strony, jak Gaara mógł zostać wskrzeszony po dłuższym czasie? Oryginalna fabuła tego nie wyjaśnia, nic szczególnego o tej technice nie mówi, ale to było dla ciebie pole do popisu. Szkoda, że go nie wykorzystałaś. W końcu zostawia to tyle pytań bez odpowiedzi, na przykład – jak organizm Gaary mógł sprawnie, bez przeszkód funkcjonować po okresie niedotlenienia mózgu w wyniku zatrzymania krążenia? 


Chciała otworzyć usta, by zapytać, ale w tej samej chwili Chiyo bezwłasnie osunęła się w jej ramiona. – Bezwładnie. 


— Hinata!

Nie wierzył własnym oczom. Przeczuwał wcześniej, że mógł podczas tej misji znaleźć jakieś ślady jej obecności. Miał nadzieję trafić na trop, cokolwiek, co mogłoby doprowadzić go do niej. Ale zobaczyć ją po tych trzech, długich latach… – Zaczyna się jak powitanie po dłuższej nieobecności, ale nie jak powitanie powszechnie uważanej za zmarłą kuzynki. Nie czuję w tym emocji, streszczasz mi uczucia, Neji nie zatrząsł się, głos mu nie uwiązł, nie uniósł brwi, nie rozchylił ust. W dalszej części podszedł do Hinaty i zastanawiał się, czy wziąć ją w ramiona. To tyle, jeśli chodzi o gesty Nejiego. Pamiętaj, że on nie jest robotem. Nie mogła mu się np zatrząść dłoń, nie mógł zamrugać szybciej oczami (w domyśle – by powstrzymać łzy)? Wszyscy wmawiali mu, że kunoichi nie żyje od jakichś trzech lat, nagle widzi ją i... nic?


— Weź lekarstwo. – Pigułka wzmacniająca nie jest lekarstwem. Zresztą to nie jest chyba ich dokładna nazwa, prawda? Masz na myśli militarne pigułki żywnościowe? One nie leczyły – podnosiły poziom chakry, wytrzymałości i odżywiały organizm. Jak miało to pomóc plującej krwią Hinacie? 


Gdybyś tylko ze mną rozmawiała... gdybyś mi powiedziała! – To też niepodobne do Nejiego. On nie jest typem proszącym o rozmowę i rozmawiającym o rozmowie. 


Zastanawiam się, skąd Neji się tam w ogóle wziął i jak znalazł Hinatę. We wcześniejszej scenie Neji siedział przy ognisku. Brakuje mi tego, co było pomiędzy. Jakby ktoś wyciął akapit czy dwa. Obok kunoichi wziął się praktycznie znikąd, nie wiemy, co działo się wcześniej, gdzie podziali się członkowie Akatsuki, sama Hinata również się nad tym nie zastanawia. 


Podoba mi się motyw z zapachem chryzantem. Ładnie to wplotłaś w fabułę, delikatnie sugerujesz więź Gaary i Hinaty. Tylko dlaczego chryzantemy? Sprawdziłam – w opisie kokoro nic o nich nie było. Czy nie lepiej byłoby nawiązać właśnie do tego, skoro przy spotkaniu dwójki shinobi w zaświatach i nawiązaniu więzi wspomniałaś, że teraz znają swoje dusze i tak, jak Hinata widziała pustynię, tak Gaara dostrzegł kwiaty wiśni, huśtawkę i całą resztę?


Westchnęła ciężko i poprawiła kuzyna, który spał na jej barkach. – Jeśli był nieprzytomny, to właściwie ciężko mówić o spaniu. 


Coraz częściej zdarzało jej się podejmować irracjonalne decyzje pod wpływem stresu. – No nie wiem, do tej pory niewiele wydarzeń wynikało z realnie podjętych przez nią decyzji, a jeszcze mniej z tych decyzji powodowanych było stresem. 


Jeżeli przeżyjesz w tym stanie zdrowotnym najbliższe miesiące, to i tak będzie wyjątkowo zadziwiające osiągnięcie. – Ale jakim stanie? Nadal tak naprawdę nie wiemy, co przytrafiło się Hinacie, a najwyraźniej wspomniany stan przekłada się na znaczne ograniczenie czasu jej przeżycia. Czy teraz zaczynamy zabawę Nie mogę umrzeć, póki nie odnajdę Sasuke


Nie mogę powiedzieć, że w tym rozdziale akcja ruszyła się jakoś szczególnie do przodu, ale wolniejsze momenty również są fabule potrzebne. Głównie po to, by rozwinąć kilka wątków, z których wyjaśnieniem trzeba było poczekać, aby nie zaburzyć dynamiki akcji przydługimi ustępami, czego… za bardzo nie robisz. Po dotychczasowej lekturze wciąż pojawia się mnóstwo pytań. Skoro Sakura i Chiyo badały Gaarę, to czy nie powinny wyczuć choć słabej nitki chakry, którą połączony był on z Hinatą? Skąd w jaskini wziął się Neji? Gdzie podziało się Akatsuki? Kunoichi otrzymała przecież ostatni zapasowy pierścień pozwalający na pieczętowanie bijū, poprzedni przepadł wraz z Orochimaru, więc czy nie powinni zadbać o jej bezpieczeństwo lub zabrać jej pierścienia, by ich plan doszczętnie się nie posypał? 

Spora część rozdziału nie jest odkrywcza – nadpisałaś scenę z oryginalnego uniwersum, sprytnie uzupełniając ją jednak o kilka elementów ze swojej historii. Ładnie oddałaś jeden z, moim zdaniem, ciekawszych i bardziej znaczących momentów, zgrabnie opisując przywrócenie Gaary – za to duży plus. Wplatanie oryginalnych wydarzeń do własnej fanowskiej twórczości nie jest wcale takie łatwe.



Rozdział XIII

Gdy była młodsza, potrafiła godzinami przesiadywać na parapecie i obserwować burzowe chmury oraz przecinające je błyskawice. – Myślę, że może być ciężko przesiadywanie godzinami uznać za nawyk, bo tak długie burze są stosunkowo rzadkie. 


Kichnęła i zaczęła pocierać dłońmi drżące ramiona.

— Zdrówko, moja droga. – W kulturze japońskiej zwracanie komuś uwagi na niedyspozycję, nawet w taki sposób, jest niestosowne. Wiedziałaś o tym i celowo wykorzystałaś, by podkreślić impertynencję Akise? 


To był twój pomysł, żeby w środek nocy wracać do wioski Deszczu. – W środku nocy. 


Cholernie Zimno. – Zbędna wielka litera.


Hinata… — urwał, zerkając na nią. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że umierasz? – To jaki był sens wiązania ze sobą Gaary, skoro zaraz później miał umrzeć razem z Hinatą?


To nie prezent, czy jakaś ozdoba. – Zbędny przecinek. 


Nikt by się nie spodziewał… Tylko kilka żyć. – I jak ona to sobie wyobraża? Umiejętności Hinaty do tej pory były po prostu żadne. Jedyną jej siłą była determinacja. Nie pozwoliłaś nam zobaczyć najmniejszego realnego postępu z kekkei genkai poza wydumanym użyciem sharingana, które nie miało prawa udać się za pierwszym razem na takim poziomie. Jak może więc w ogóle brać pod uwagę wytępienie Akatsuki, shinobi rangi S? 


Nie ma sensu, żebyś uganiała się za swoimi braćmi. Jeden jest przecież kompletnie nieosiągalny, a drugi zajęty zabawą w szpiega. – Właśnie, lis zna teraz sekret Itachiego. Hinata nawet o tym nie pomyślała, gdy dała mu przejąć nad sobą kontrolę. 


Lider mnie nie puści, Itachi nie pozwolił mi poruszać się samodzielnie… – Przecież w tej chwili sama wędrowała do Wioski Deszczu. To mogła czy nie mogła?


Jego Byakugan sięgał długiej linii pobliskich drzew. – Od małej litery. 


— Wiem, że coś się wtedy stało. Na tej misji w kraju Rzek… — zaczęła niepewnie. – Ach, świetnie. Czyli Neji odłączył się od reszty drużyny, wpadł do jaskini, bo jakimś dziwnym cudem czuł, że znajdzie tam Hinatę (to pewnie przeznaczenie) i trochę z nią pogawędził. Później został nieprzytomny przeniesiony na polanę blisko głównej drogi. Nie wiemy, jak wrócił do drużyny, a oni zachowują się, jakby jedynie na chwileczkę zniknął w pobliskich zaroślach, by załatwić potrzeby fizjologiczne i przypadkiem otarł się o trujący bluszcz.


Poszczególne wątki twojego opowiadania po prostu się ze sobą nie łączą.


To jedyne[,] na co był w stanie się zdobyć.


— Suna Banzai! — wrzasnął nagle jakiś mężczyzna, wychylając się przez okno. – Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, że zdecydowałaś się na poznanie kilku ciekawych słówek i wplecenie ich w swoją twórczość. To taki mały smaczek dla pasjonatów, który zdecydowanie doceniam.


Sunijczyk najwyraźniej był usatysfakcjonowany jej odpowiedzią, bo z niemałym trudem wcisnął się do pomieszczenia i zamknął z hukiem okno.

Temari odetchnęła z trudem i ponownie podjęła mozolną wędrówkę do domu.


Nienawidziła tego, że po tych wszystkich latach wciąż miała problem z odczytaniem jego emocji.

— W porządku — odpowiedział lekko zdumiony Gaara. – To Temari miała problem z odczytaniem emocji Gaary, czy odbierała jego reakcję jako zdumienie? 


Hinata skrzywiła się i zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści katany. – W kółko tylko zaciska na niej dłoń, a prawie wcale jej nie używa od momentu opuszczenia świątyni. Zdaje się, że gdzieś w okolicy Prześwitu posłużyła jej za podpórkę. 


Uśpienie mnie i rozmawianie w MOIM imieniu z Liderem organizacji to nic złego? – A Pain nie ogarnął, że gada z bóstwem, o którego istnieniu miał pojęcie? Nic z tego nie wynikło?


Wyciągnęła ostrze przed siebie i okręciła rękojeść na dłoni. – To okrutne, wiesz? Robisz mi nadzieję, tymczasem: Wbiła ostrze w ziemię i z nerwów zaczęła bawić się włosami. 


Ludzki świat jest… interesujący. Chcę zabawić tu trochę dłużej. – A co takiego zainteresowało Akise na tyle, by raczył współpracować i pomóc Hinacie? Możliwe, że coś mnie ominęło, ale nie widziałam sceny, w której coś szczególnie przyciągnęłoby jego uwagę. 


Podoba mi się ta postać. Kimkolwiek jest lisie bóstwo, zdecydowanie wyszło ci opisanie usypiania przez niego Hinaty, wodzenie kunoichi za nos oraz jego lisi charakterek. Akise jest perełką tego opowiadania i na tę chwilę jedynym, co utrzymuje moje zainteresowanie dalszą fabułą.



Rozdział XIV

Każdy szukał choćby błahego powodu, byleby móc utopić niepewność i strach w kolejnym kieliszku. – Nie mieszaj kultur. W tym przypadku nie pisałabym o kieliszku, tylko o czarce. 


Być może uważali, że powróciła jego niestabliność? – Niestabilność.


A może tylko szukali pretekstu do zwolnienia go, bo przez krótki czas nieobecności znaleźli już kogoś lepszego na stanowisko kage? – Nie jestem pewna, czy kage można ot tak zwolnić. Brzmi nieco absurdalnie, czy to w ogóle możliwe? Z pewnością kage ma możliwość samodzielnie zrezygnować z funkcji. Mogą też próbować odsunąć go od władzy na różne sposoby, choćby planując zamach w celu uśmiercenia lub wywarcia presji, ale… zwolnić? 


Temari, najwidoczniej wyraźnie zadowolona ze swoich umiejętności perswazji, uśmiechnęła się zwycięsko. – Ten fragment jest świetny. Podoba mi się, jak oddajesz perspektywę Gaary i jego relacje z rodzeństwem. 


Rzeczywiście, brakuje danych odnośnie obszarów, w których wstrzymano dostawy. – Odnośnie do, choć jeśli to celowy błąd na rzecz kreacji bohatera, to przejdzie. 


Wyluzuj trochę, bo niedługo trafi przez ciebie na OIOM z jakimś zatruciem. – OIOM? Oddział intensywnej opieki medycznej jak dla mnie pasuje tu tak samo jak zaglądanie do kieliszka (czyli wcale). Może klinika intensywnego lecznictwa? Coś, co nie będzie brzmiało, jakby zaraz mieli go zaintubować i wsadzić pod respirator.


— Nie dziwię się, że po sytuacji z Yūrą chcesz być zapobiegawczy. – Zapobiegliwy. 


Szczerzysz się jak dziecko, które zaplanowało jakieś psikusa i tylko czeka, aż ktoś wpadnie w jego pułapkę — zagaiła podejrzliwie. – Jakiegoś. 


— Kto? — zapytał, przybierając twarz niewiniątka. — Ja? Psikusa? Swojej drogiej człowieczynie? Myślałem, że już sobie ufamy! — zachlipał teatralnie. Chwycił skrawek kimona i otarł nim nieistniejącą łzę. – Bardzo podoba mi się ten fragment. Wrócił styl wypowiedzi lisa.


Czy przebywanie na ziemi w fizycznej formie miało wpływ na jego moce? – Zastanawia mnie to, czemu lis walczył o przejęcie kontroli nad ciałem Hinaty, aby móc się poruszać, skoro może przybierać fizyczną formę i to robić? 


— Kochanie, wróć do mnie. Tak bardzo mi ciebie brakuje.

Nie. To nie mogła być prawda. To… to było już zbyt okrutne! Odwróciła się w kierunku głosu, by ujrzeć niewyraźną sylwetkę kobiety.

— Mama…?

Oczy zapiekły od łez, gdy widmowa postać skinęła głową i rozłożyła szeroko ramiona, jakby czekała na uścisk. Broda Hinaty zaczęła drżeć.

— Nie daj się oszukać, człowieczyno — zastrzegł Akise. — To tylko wyjątkowo silna iluzja. Nie myśl o nich. – Wyjątkowo silna? Hinata nie była szkolona w zakresie technik iluzji w praktyce, a od razu widzi, że to ściema. Więc jaka to silna technika, skoro początkująca nie daje się nabrać?

Nie rozumiem też, w jaki sposób namowy nieżyjącej matki, by do niej wróciła, miały przekonać Hinatę do skierowania się do rezydencji klanu. Skoro nie żyje, to z pewnością tam na nią nie czeka.


Zmusiła zdrętwiałe dłonie do ruchu i wyciągnęła przed siebie katanę. Odczekała w ciszy kilka sekund i z maksymalną prędkością ruszyła do przodu. Wymierzyła cios. Ku jej przerażeniu, mglista postać nie rozpłynęła się. Przeciwnik w ostatniej chwili wyciągnął dłoń, którą z całej siły zacisnął na jej gardle.

Upuściła katanę. Odgłos upadającej na skałę stali odbił się echem w okolicy. – To jedyny popis umiejętności władania bronią przez Hinatę i wcale nie wygląda to dobrze. Wręcz widać, że katana jest zabawką, dodatkiem, gadżetem, aniżeli prawdziwą bronią. 


— Ja znam prawdę, Fukuro. Nie chcę prosić o przyjęcie z powrotem. Wróciłam, żeby zniszczyć to miejsce… – Rety, czyli znowu mamy obyć się bez wyjaśnień? Dlaczego to, co najważniejsze, nie zostaje opisane? Dawno straciłam nadzieję, że nadrobisz te wszystkie dziury fabularne. Czy tym razem Hinata ma w ogóle jakiś plan, czy raczej ponownie działa na oślep? Strasznie mnie irytuje ta zupełna niewiedza. Gdybyś chociaż zarysowała historię Świątyni Księżyca i zaczęła rozdział pokazaniem, jak kunoichi i lisie bóstwo próbują wspólnie coś wymyślić, mielibyśmy cokolwiek. Tymczasem znowu zostajemy z niczym – z pełną dramaturgii scenką, z której nic nie wynika i zamiast przerażać, wprawia w zdumienie i narzuca pytanie: czemu?


Ayano po raz ostatni z namaszczeniem przetarła struny ściereczką, nasączoną specjalnym olejkiem. – Zbędny przecinek. 


— Walczyłaś kiedyś, nie? Jakiej broni używałaś?

Ayano uniosła brwi i w ciszy wpatrywała się w przyjaciółkę. Czy kiedyś walczyła…? Zaraz po przybyciu do świątyni przeszła obowiązkowe szkolenie, ale to było lata księżycowe temu. Jaka to była broń? Chyba taka mała, co dobrze tnie… – To kto tam treningi prowadzi, skoro akolitki nie pamiętają, jak się walczy? Nic dziwnego, że główna bohaterka jest taka nijaka w kwestii walki, skoro uczyły ją osoby mało mające z tym wspólnego (o ile uczyły, bo w opowiadaniu tego nie ma – nie liczę ukazania momentu podarowania kunoichi katany). 


Franca mała, nieźle w piórka obrosła! – Niby w jaki sposób? Osobiście nie widzę żadnego rozwoju postaci. Jedyne, co się zmieniło, to przypadkowe zyskanie lisiego bóstwa, kolii i niezasłużenie nabytego płaszcza Akatsuki. No i pierścienia. Jej umiejętności nie wzrosły, ani razu nie przedstawiłaś nam, by chociaż próbowała powtórzyć kilka ruchów, których podobno nauczyła się wśród kapłanek. Nie była zainteresowana próbami rozpracowania nowego kekkei genkai. Właściwie wracamy do punktu wyjścia, tylko w innym stroju. 


Nie było nic piękniejszego niż dbanie o rośliny. Ich piękno, delikatność…


 A ona? Była wiecznie młoda, wiecznie taka sama. – Dlaczego w takim razie Hinata się zmieniała, skoro Akane się nie starzała? 


Te wszystkie imiona nadal irytująco mi się zlewają. Ayano, Akira, Asuka, Akane, Akise. 


Zastanawia mnie, że nim Hinata w ogóle dotarła do świątyni, kapłanki o wszystkim już wiedziały, zdążyły przeprowadzić ewakuację, uzbroić się i zaplanować zapieczętowanie poszczególnych wyjść i zatrzymanie Akiry. Nic nie zostało przekazane… znowu nic nie wiemy. 




Rozdział XV

Och, czyli wracamy do perspektywy Naruto? 


Sakura posłała Naruto pełne determinacji spojrzenie i od razu usiadła przy lampie.  – Do czego była tak zdeterminowana, do wysłuchania planu Yamato? Czy nie lepiej byłoby napisać, że była skupiona? 


Sakura podniosła wzrok na sufit. – Po prostu przewróciła oczami, chyba że czegoś konkretnego na tym suficie szukała. 


Równie dobrze uzyskana od Sasoriego wiadomość może być kantem, zwykłą pułapką. – Wiem, że opieramy się na oryginalnym uniwersum, ale nie wszyscy mają taką pamięć, by na bieżąco odtwarzać poszczególne sceny i słowa, jakie w nich padły, więc przydałoby się choć pobieżne zarysowanie, o jaką wiadomość chodzi. Zwróć uwagę, że mam na myśli zarysowanie – napomknięcie o kilku detalach, które pozwolą czytelnikowi złapać trop. Absolutnie nie chodzi mi o tłumaczenie od początku do końca, co Sasori im zdradził. 

Najlepiej wcześniej niż dwa akapity dalej.


Retrospekcje nie wydają mi się najlepszym rozwiązaniem dla twojego opowiadania. Gdyby fabuła była spójna – jasne. Ale w tej sytuacji nie dość, że dostajemy co drugą scenę, bo połowę nam wycinasz i musimy się domyślać, co mogło wydarzyć się gdzieś po drodze, to do tego wszystkiego jeszcze się cofasz, by pokazać nam kilka wątków pobocznych, mimo że spokojnie mogłaś zachować chronologię. Panuje chaos absolutny. 


Hinata? Jest gdzieś… gdzie? Powiązana z kim? Nie rozumiał! – O, ten fragment mi się spodobał, świetnie oddaje narrację Naruto i jego brak naturalnej zdolności do wyłapywania subtelniejszych przekazów. Zaczęłam nawet współczuć Nejiemu, że musi sobie jakoś z tą jego topornością poradzić. 


Ochyda! – Ohyda. 


Hinata stawia czoła Akirze. – Rozumiem, że znowu cała akcja dzieje się poza kadrem? Ponadto wciąż aktualny pozostaje zarzut w kwestii zdolności Hinaty. Jak miałaby walczyć z wyszkoloną kapłanką wspieraną przez bóstwo, jeśli jej umiejętności były znikome, a po opuszczeniu świątyni tak naprawdę ani nie walczyła, ani nie trenowała? 


Wciąż nie rozróżniam poszczególnych postaci ze Świątyni Księżyca. Wiem, że jedna zajmuje się bronią, inna instrumentami muzycznymi, a jeszcze inna botaniką, mignęły mi odniesienia do ich koloru włosów i domyślam się, że ta, która klnie jak szewc, to najpewniej ta od broni. Na tym koniec, i to po piętnastu rozdziałach.


No proszę, pierwsza scena walki w całym opowiadaniu! Robimy postępy.


Na co liczyłaś, Akira? Że pozwolisz Shineru  uczynić ze mnie kontener, a Kaguya od tak zstąpi z góry i, nie wiem, zniszczy świat? Zrealizuje jakąś twoją chorą wizję chaosu? – Ale przecież Hinata dowiedziała się o tym przy spotkaniu z Shineru, a wygląda to tak, jakby teraz lis jej o tym opowiedział, a wcześniej nie dotarło. Nie jest to dla mnie zaskoczenie. Bardziej zastanawiam się, czemu Hinata uważa, że to wszystko jest wizją Akiry. Przecież od początku widać, że jest ona pod kontrolą bóstwa. 


— Ktoś zdołał przedrzeć się do Shineru. – Dlaczego nie nazwie tego kogoś po imieniu? Zakładam, że chodzi o Fukuro. 


Miał nadzieję stoczyć prawdziwą walkę, zmęczyć się trochę, poczuć te cudowne uderzenia adrenalin, tymczasem przyszło mu się mierzyć z pustą, ogarniętą manią, słabiutką człowieczyną. – Uderzenie adrenaliny.


Zatopił kły jeszcze głębiej. Mocno zassał cudowną w smaku krew. Przełykał szybko i gwałtownie. – Organizm ludzki naprawdę nie jest woreczkiem z sokiem, który wystarczy przedziurawić słomką i wypić zawartość. Większe naczynia krwionośne w znaczącej części osłonięte są innymi tkankami, na przykład tkanką mięśniową. Akise, żeby się do nich dostać, naprawdę musiałby się postarać i to nie jest tak, jak w niskobudżetowych horrorach, w których krew tryska na wszystkie strony – nie mógł więc żłopać jej jak wody z pięciolitrowego baniaka. Zadbaj troszkę o realizm, nie skupiaj się tylko na dramatycznych obrazkach. 


To nie tylko wrażenie - jego energia została wzmocniona po tak wspaniałym posiłku. – Tu powinna być półpauza [–], nie łącznik [-]. 


Zacisnął mocniej kły i gwałtownie przeciągnął po całej długości szyi kapłanki. Odgłos rozdzieranej skóry... Ach! – Znów: zero realizmu. Skóra nie jest z papieru ani nie zachowuje się jak jednorazowy woreczek w markecie. Na szyi może nie jest szczególnie gruba ze względu na niezbyt okazałą warstwę tkanki tłuszczowej, ale do takiego gestu musiałby użyć sporo siły i wciąż nie byłoby to takie proste. 


Jak przez mgłę widziała krótkie urywki wspomnień, których dzięki jej ciału doświadczył kitsune. – Akise nie doświadczał wspomnień, jak sugerujesz tym zdaniem, on je tworzył. Przypuszczam więc, że trafniejsze byłoby napisanie, że Hinata widziała wspomnienia wydarzeń, w których w jej ciele brał udział kitsune. 


Kolejny dresz. – Dreszcz. 


Dygotała pod wpływem torsji. Rzygała tak długo, że zaczęła się dusić. – Najpierw ładnie definiujesz tę czynność jako torsje, a później bezpośrednio nazywasz rzyganiem – ze skrajności w skrajność. Mamy też takie określenie jak nudności i wymioty.


Drgawki trzęsły całym jej ciałem. – No nie, drgawki to nie to samo, co dreszcze. Chyba że Hinata nagle ma napad epilepsji albo poddawana jest elektrowstrząsom. 


Podoba mi się, że nie zapomniałaś o drzwiach, które opisywałaś w początkowych rozdziałach. Jednak po coś je wprowadziłaś i teraz to wykorzystujesz – bo dobrze rozumiem, że są to te tajemnicze drzwi?


Wiesz, że im dłużej zwlekasz, tym bardziej świątynia próbuje się zregenerować kosztem tych małych, niewinnych żyjątek? Być może kolejne właśnie traci życie, bo wolisz na mnie bluzgać i zwlekać z przyjęciem pomocy, której przecież potrzebujesz…


— Ile? — Sapnęła ciężko. — Ile nie żyje?

Przez chwilę panowała cisza.

— Czterdziestka. – Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w świątyni było dużo kapłanek. Serio, zapomniałam o tym, głównie dlatego, że jedyna scena, kiedy widziałam więcej niż trzy czy cztery jednocześnie, to był posiłek w sali lub modlitwa. Poza tym nie stworzyłaś żadnego tła i to, co sobie wyobrażałam, to dziesiątka kobiet uciekających ze świątyni. A czterdzieści umarło jako ta mniejszość. Pomyśl nad zaakcentowaniem tego tłumu, nikt nikogo nie mijał, nie słychać było stukotu dziesiątek butów, głosów wielu osób, nawet wcześniej w bibliotece nie były pozajmowane krzesła, nie blokował się korytarz. 


Skąd w korzeniach wzięły się dzieci? Dlaczego tam? Jak to wszystko działa? Czy Hinacie powiedział o tym lis czy dopiero teraz Fukuro? Chyba lis, bo się nie zdziwiła. Drzewo czerpało z dzieci energię do utrzymania świątyni? Czy to byli potomkowie akolitek? Czemu niektóre były pod wpływem iluzji, a inne nie i wiedziały, że trzeba wzniecić bunt?


Rozglądała się gorączkowo po korzeniach. Biegała między nimi, starając się wypatrzeć ten właściwy. Okrążyła drzewo już ponad dwa razy, do cholery jasnej! – Nie mogła zapytać Fukuro, który to? Albo mniej więcej z której strony go szukać? 


Zawiesiła wzrok na swojej posiniaczonej, zakrwawionej dłoni. – Zasinienia nie pojawiają się tak od razu, prawdopodobnie pierwsze ich ślady mogłaby zobaczyć dopiero po opuszczeniu terenu świątyni. 


Podziemia świątyni były w większości zawalone. – Gdyby podziemia były w większości zawalone, znaczna część wyższych kondygnacji pewnie by już nie istniała, tymczasem nie mamy takich informacji. 


W tej chwili, która trwała w nieskończonść, mogła tylko czekać. – Nieskończoność. 


Mimo uwag, podobała mi się ta długa scena, ponieważ… wreszcie był dynamizm, akcja, coś się działo! Czekałam na to tyle czasu, że mimo wszystko, pierwszy raz przysunęłam się do monitora. Opis wpijania się lisa w ciało Akiry był dobry i zagrał na emocjach, tego mi brakowało. Miły akcent na koniec, szkoda, że nie było tego więcej we wcześniejszych rozdziałach. 



PODSUMOWANIE

Podsumujmy to, co do tej pory udało nam się wyszczególnić. Sądzimy, że najlepiej będzie rozpisać się w poszczególnych sekcjach. Na pierwszy ogień...



Fabuła

Miałaś naprawdę ciekawy pomysł na tę historię, ale zupełnie nie wypalił. Dlaczego? Za szybko popędziłaś z wydarzeniami, chciałaś opisać zbyt wiele jednocześnie i w efekcie porządnie nie zatrzymałaś się z bohaterką na żadnym z przystanków. 

Przed ucieczką z Konohy miała ona jakieś życie – klan, znajomych, akademię, drużynę. Problem w tym, że tego wszystkiego dowiadujemy się tak naprawdę sporo później, gdy wprowadzasz retrospekcje lub wciskasz wspomnienia w usta głównej bohaterki, przez co nie możemy wczuć się w jej sytuację, zrozumieć jej postępowania. Nie otrzymujemy porządnych scen nawiązywania relacji, która właściwie była motywem przewodnim – relacji Sasuke i Hinaty, która pchnęła całą kolej wydarzeń, jak ucieczka kunoichi z Konohagakure, od której zaczęła się akcja właściwa. Sama ucieczka również nie została dobrze opisana (wiele do życzenia pozostawiały przygotowania Hinaty i ogólna logistyka przedsięwzięcia), ale przynajmniej była, czego o wielu wątkach powiedzieć nie można. Szczególnie niezrozumiałe jest to w kontekście planu wydarzeń opowiadania. Przecież i tak zaczynasz od dzieciństwa Hinaty, dość szybko przeskakujesz do okresu dorastania, by potem cofać się właśnie retrospekcjami. O ile było to istotne przy wspomnieniach rodziców, o tyle w innych przypadkach mogłaś to spokojnie wpleść w fabułę na początku historii. 

Pominęłaś niesamowicie istotny okres przebywania głównej postaci w Świątyni Księżyca, opisy szkoleń wśród kapłanek, choć jest to coś, czego nie było w kanonie i nie możemy tu przymrużyć oka na słabo nakreślone wydarzenia – przez to nie miałyśmy szansy poznać umiejętności kunoichi, a w efekcie wszelkie następujące po tym szkoleniu wzmianki o nich brzmiały jak perfidne kłamstwo. Sam wątek świątyni również nie był dobrze przez ciebie przemyślany. Pojona przez większość czasu magicznymi ziółkami Hinata, gdy tylko odzyskała pamięć, bez trudu odeszła, by odnaleźć Sasuke, mimo że krzyżowało to wszystkie związane z nią plany – miała być w końcu kielichem na Kaguyę. Shineru nie interweniuje, protagonistka zostaje obdarowana różnymi zabawkami i odchodzi w siną dal, po czym…

Noc Prześwitu. Noc, o której dorośli szepczą wieczorami swoim pociechom, a o której my nie dowiadujemy się niczego, poza tym że bóstwa zstępują z nieba. Czytamy, że to szczególne wydarzenie jest groźne dla wszystkich, którzy nie mają w tym czasie odpowiedniej ochrony. To jest w końcu powód, dla którego Gaara opuszcza Sunę – aby odnaleźć błąkającego się poza jej granicami młodzieńca (o którym dalej nie wie nikt, nikt też nie sprawdził, czy staruszek, który wmówił to Gaarze, rzeczywiście istniał lub czy nie był to plan wyeliminowania Kazekage, temat w ogóle nie wraca). Tymczasem sama Noc Prześwitu nie wydaje się wcale straszna. Mamy jej początek i mamy koniec. Wiemy, że Akise chciał przejąć kontrolę nad Hinatą, ale został uwięziony w ciele (jak?) kunoichi. Wiemy, że spotkała Gaarę. Wiemy, że kage wrócił do swej wioski (nie wiemy, dlaczego oddalił się od wioski w, zakładamy, parę godzin, a wracał tę odległość kilka razy dłużej – dwa dni). Nie wiemy natomiast, co działo się przez resztę tej wyjątkowej, mrożącej krew w żyłach nocy – trwającej trzy doby. To jednak nie koniec przygód kunoichi, która w bardzo wątpliwy sposób...

Trafiła do Akatsuki! Czyli kolejny absurd tego opowiadania. Nikt nie sprawdził umiejętności Hinaty, nikt nie testował, czy można jej ufać, nikt nawet nie zapytał jej o zdanie. Brała udział w rytuale, do którego nie została przygotowana, stosując pieczęci, o których wiedzieć nie mogła. W końcu zagłębiała się w swoje kokoro, nie tracąc kontroli nad chakrą i nie ściągając na siebie uwagi, mimo że przy wcześniejszej próbie traciła przytomność. Ostatecznie zaś…

Wyruszyła w drogę powrotną do Świątyni Księżyca, by ją zniszczyć, gdy Akise dzieli się z nią historią tego miejsca. Historią, której tak naprawdę nie poznajemy, bo choć wykorzystywanie dzieci w celu odżywiania drzewa (które jest… podstawą świątyni, fundamentem, łącznikiem z Shineru, budką telefoniczną?) brzmi oczywiście bardzo dramatycznie, to właściwie nie wiemy, skąd się ono wzięło, jakie jest jego zadanie… Bazujemy na domysłach. Podobnie było z Nejim i jego nagłym pojawieniem się przy kryjówce Akatsuki. I nie zrozum nas źle, nie chcemy, byś przedstawiała to łopatologicznie ekspozycją, ale za dużo ważnych rzeczy pozostawiasz do dopowiedzenia, a przez to czujemy, jakbyś wycinała sceny spomiędzy opowiadania – postaci teleportują się, rozmawiają o kluczowych rzeczach i uczą nowych technik gdzieś pomiędzy. Ostrożniej dobieraj sceny, zastanów się, jak je połączyć, by tworzyły spójną całość i przedstawiały czytelnikowi pełen obraz. Odbiorca nie siedzi w twojej głowie i nie wie tego, co wiesz ty – musisz mu to pokazać. 

Mimo wielu dziur fabularnych i potknięć, znajdą się też powody do chwalenia. Spodobało nam się, że bliżej przedstawiłaś sytuację polityczną Suny, która w oryginale jest jedynie zarysowana. Jednocześnie całkiem nieźle szło ci wplatanie oryginalnych scen do własnego opowiadania. Cieszy nas to tym bardziej, że opisanie wydarzeń na podstawie mangi bądź anime nie jest proste i wymaga plastyczności języka, co oznacza, że potrafisz to zrobić, musisz tylko popracować nad resztą twórczości i łączeniem poszczególnych wątków. I nie śpieszyć się tak! 



Bohaterowie

Hinata. Oj, Hinata. Co się z tobą stało? Ano stałaś się pyskata i wulgarna, bohaterko. I to by było okej, gdyby nie fakt, że kunoichi nie miała gdzie i kiedy się taka stać, nie zawarłaś tego w tekście, nie ma na to żadnych dowodów. Hinata wszystko potrafi – a tak naprawdę nie potrafi nic. O tym więcej niżej. Czujemy, że to bohaterka sprzeczna, która jest po prostu źle wykreowana. Właściwie protagonistka jest chyba najgorzej stworzoną i najmniej spójną postacią w całym twoim opowiadaniu. Co więcej, według nas ma cechy Mary Sue. Wszelkie moce, których się nie uczyła, a miała perfekcyjnie opanowane… ba! umiejętności tak wielkie, że dołączyła do Akatsuki bez żadnych prób (nawet w świetle walki rekrutacyjnej choćby Deidary) sprawiają, że widzimy Hinatę jako cudowną kunoichi znającą znaki i rytuały, nim ktokolwiek jej o nich powiedział, o czym już wspominałyśmy. No tyle że nie. Nie wygrała żadnej walki, nie pokazała swoich umiejętności, a katanę nosi tylko dla ozdoby. To trochę mało jak na dołączenie do Akatsuki oraz zniszczenie świątyni, nie? Szczególnie zastanawia mnie, czemu akolitki akurat na nią czekały i nigdy wcześniej nie podjęły próby uwolnienia siebie i swoich dzieci? Przecież Hinata – realizując swój plan wynikający z tego, co powiedział jej Akise, a czego nie było dane nam się dowiedzieć – nie zrobiła niczego, czego nie mogłyby zrobić wszystkie panie na a. Hinata nie trenowała, nie odkrywała starych mocy i nie rozwijała nowych, a – nie ukrywajmy – z akademii wyszła z niemal zerowymi umiejętnościami. Jednakże widzimy też plusy kreacji Hinaty – trzymasz się tego, że wciąż szuka Sasuke i myśli o nim; z biegiem czasu nie zatraciła swojego pierwotnego celu. 

Jedną z ciekawszych postaci robiącą całą robotę w tym opowiadaniu jest Akise; choć nadal uważamy, że podobieństwo do Kuramy jest zbyt oczywiste. Podoba nam się styl mówienia lisa i jego chytrość. Widać było, że potrafi wykorzystać słabości Hinaty do własnych celów, jest sprytny, przebiegły i już trochę chodzi po tej ziemi. Mamy wrażenie, że coś ukrywa i liczymy, że to coś rozkręci opowiadanie (dla odmiany – nie poza kadrem). Prawdę mówiąc, jest to chyba najciekawszy wątek całej historii właśnie dzięki tym charakterystycznym dla niego cechom. 

Neji za to jako postać kanoniczna wyszedł dość przekonująco. Jest poważny, opanowany, honorowy, najdoroślejszy z nich wszystkich. Jeśli miałybyśmy wskazać najbardziej spójnego bohatera, w czołówce znalazłby się właśnie Neji. 

Tuż za nim znajdowałby się Gaara. Gaarę lubimy za jego odpowiedzialność, Gaarę poznajemy jako małego chłopca chcącego zmienić świat i Gaarę widzimy, jak ten świat zmienia – zaczynając od wioski. Naprawdę ma na uwadze jej dobro, zauważa nastawienie rady, mieszkańców; myśli o nich, przejmuje się losem każdej osoby (co podkreśla opuszczenie wioski na poszukiwanie mężczyzny). Widać jego niepewność, wahanie, ale także chęć nawiązania relacji z Temari i Kankurō. Widać jego samotność, której chce się wyzbyć, by móc ufać rodzeństwu i widać też jego radość, gdy bliscy przytulają go i mówią, że się martwili. O samej Temari również czytało się przyjemnie, choć była raczej takim pionkiem, z perspektywy którego widzimy problemy wiosek – porwanie Kazekage, Noc Prześwitu, problemy Konohy. I widzimy to wszystko oczami osoby związanej i politycznie i społecznie z dwoma wioskami, dzięki czemu jest to lekkie, przystępne i łatwo można wczuć się w POV Temari. 

Itachi występował krótko, ale musimy zaznaczyć, że nie rozumiemy jego zażyłości z Hinatą. Poświęcił wiele lat, aby wypełnić plan ochrony Sasuke i to wszystko mogłoby spełznąć na niczym, ponieważ przekazał wspomnienia Hinacie, do których dostęp miał również lis. Jest zbyt łatwowierny, za mało skryty przy pierwszym po latach spotkaniu. Przeszkadza nam to. 

Choć dostał dwie sceny – przyjemną odskocznią jest również Naruto. Jego łatwowierność, prostota umysłu i chęć niesienia pomocy przyjaciołom pozwoliła nam wrócić wspomnieniami do oryginału. Tego dzieciaka zawsze miło widzieć i wniósł dozę pozytywnej energii do Szeptów Księżyca

Wypadałoby powiedzieć choć słowo o akolitkach, jednakże… nie potrafimy ich rozróżnić. Wiemy, że jedna przeklinała, a któraś się zajmowała instrumentami czy ogrodem, jednakże nie pamiętamy, która jak miała na imię. Naprawdę ciekawym pomysłem jest nadanie im wszystkim imion na a, ale było ich kilka, a scen z ich udziałem – niewiele. 


Narracja

O head-hoppingu krótko – gdzieś tam się zdarzył i nie wrócił, aczkolwiek ta scena rzuciła się w oczy. Znajdź ją i koniecznie popraw, a będzie dobrze. Widać, że w innych scenach bardzo się pilnowałaś, by ten POV dotyczył jednej osoby. Właśnie, POV. Wychodził ci całkiem, nieźle jednak w wielu scenach brakowało nam… odruchów. Przytaczałaś dużo myśli postaci i nieproporcjonalnie mało było tego, co postać robiła, gdy o tym myślała. Komunikacja niewerbalna jest bardzo ważna i czasem bytło jej za mało Innym razem ten sam gest dzieliło kilka postaci, choć sądzimy, że powinno to być raczej charakterystyczne dla jednej, najwyżej dwóch. Obie jesteśmy jednak pozytywnie zaskoczone, bo dawno nie czytałyśmy całkiem niezłej narracji personalnej. A skoro o personach mowa, wróćmy do problemu ilości postaci, z których perspektywy piszesz opowiadanie. Wspomniałyśmy o tym, że panuje chaos w mnogości perspektyw i podtrzymujemy to zdanie do końca. Przez ten misz-masz nie mogłyśmy poznać lepiej żadnej postaci oprócz pierwszoplanowej Hinaty (i nie wyszło jej to na dobre, niestety). Charakterystyczne POV Naruto czy Nejiego i przyjemne Temari czytało się dobrze, jednak cała reszta zlała się w wielką masę. A pamiętaj – jeśli nie poznamy dobrze bohaterów, nie będziemy z nimi przeżywać wydarzeń, nie będziemy im kibicować, współczuć, nie będziemy obserwować, a jedynie się nudzić. Pamiętaj też, żeby dostosowywać narrację do wieku postaci – mamy tu na myśli głównie Hanabi, o czym pisałyśmy na początku. Zastanów się, czy na pewno tak wyraża się mała dziewczynka? No i oczywiście – czy potrzebujesz tak wielu narracji? Sądzimy, że lepiej byłoby wybrać kilka i na nich bazować. Hinata, Gaara, Neji i Temari wydają się całkiem sensownym wyborem, ale zostawiamy ci w tej kwestii wolną rękę, nie chcemy niczego narzucać, bo być może w innych narracjach czujesz się pewniej niż w tych wyżej wymienionych. 

Przypominamy także, że twój narrator to niezły kłamczuszek. Wypominałyśmy ci to kilka razy – stwierdzał coś, co nie było prawdą, nie miało miejsca – na przykład, że Hinata nie płacze, gdy chwilę wcześniej to robiła albo że jest niesamowicie wyszkolona po pobycie świątyni, co nie miało miejsca. Pamiętaj, że to coś w rodzaju ekspozycji. Pokazujesz, jak Hinata czyta w świątyni książkę, po czym narrator zapewnia, że potrafi walczyć. A później przy każdej scenie dynamicznej dostaje po tyłku albo robi rzeczy, do których nie ma predyspozycji (pieczętowanie z Akatsuki). Nie potrafi też rozpoznać genjutsu, co jest w ogóle nie do pomyślenia – a już szczególnie biorąc pod uwagę nauki u kapłanek ukrywających świątynię silną iluzją. Widzisz, jak bardzo się to nie trzyma kupy? Nie chodzi o to, że Hinata ma sobie radzić w walce; po prostu chcemy widzieć, że zna ruchy, uderzenia, że poznawała to, ćwiczyła, myślała o tym. A tego brakuje. Przebudziła nagle sharingana? Od razu umie się nim posługiwać na wysokim poziomie! Nie, to tak nie działa. Nie możesz nam podstawić pod nos nowego wątku, przeskoczyć rozwoju postaci i zapewniać poprzez narrację, że to, co ominęłaś, miało miejsce – choć nie robisz tego ścianą ekspozycji, robisz to poprzez POV postaci, jej myśli. A my to czytamy i ciśnie nam się na usta: narratorze, przestań kłamać!


Poprawność językowa

O poprawności krótko, bo nie ma o czym się rozpisywać. Twoje główne błędy to: 

– powtórzenia; 

– pomylone podmioty; 

– literówki; 

– zgubione przyrostki (np. do); 

– brak przecinków w zdaniach złożonych – wynikowe, przeciwstawne;

– zbędne przecinki w zdaniach przed przymiotnikami; 

– brak przecinków przed wołaczem;

– nieszczęsny ułamek sekund; 

– zagubione słówka, pomylone lub pomieszane wyrażenia.

Masz dobrą betę i tekst pod tym względem czyta się dobrze. Pilnujesz podstaw takich jak półpauzy czy interpunkcja dialogowa, dzięki czemu jest bardzo estetycznie. 


Kończąc, chciałybyśmy ci powiedzieć, że mocno trzymamy kciuki i że ten pomysł na fabułę może się sprawdzić. Masz już plan, pozostaje tylko uzupełnić wszystkie dziury i zastanowić się nad kwestią narracji. Ale przede wszystkim musisz przemyśleć kreację Hinaty – to jest to, co najbardziej nie trzyma się kupy w opowiadaniu. Twój pomysł ma potencjał, a kilkoma kreacjami bohaterów i zgrabnie opisanymi scenami pokazałaś, że potrafisz stworzyć z tego coś sensownego, być może kiedyś z zadatkami na znacznie wyższą notę końcową. 

Życzymy ci wszystkiego dobrego i na dziś stawiamy… przeciętny [3].




16 komentarzy:

  1. Przeczytane! Na samym wstępie bardzo dziękuję wam za poświęcony na moją ocenę czas. Nie ukrywam, że bardzo na nią czekałam i już od samego początku miałam w głowie błędy, jakie prawdopodobnie mi wytkniecie. Dobrze, że ocena ruszyła akurat z tą poprawioną wcześniej przeze mnie wersją opowiadania, bo gdybym poprosiła was o męczenie się z tą starę, z pewnością byłoby mi głupio. Tę jednak wersję historii przedstawiłam już z jakimś rodzajem pewności i nie jest mi za nią wstyd. Cieszę się, że zwróciłyście mi uwagę na pewne rzeczy, bo nie ukrywam – podczas pisania często czuję, że w tym wszystkim czegoś brakuje. I być może jest to właśnie spowodowane tymi głupiutkimi wpadkami, które (jak mam nadzieję) uda mi się szybko poprawić.

    Odniosę się do oceny w punktach:
    1 Jeżeli chodzi o ten śmieszek w widgecie, nie odnosi się on do poprawności literackiej, bo tę jak najbardziej biorę na swoje barki. Jest to takie puszczenie oczka do opowiadania, które kiedyś czytałam, a które właśnie taką uwagę miało. Chodziło mi w niej raczej o to, że różne rzeczy mogą się dziać w moim opowiadaniu, a nie każdy wrażliwy czytelnik może je dobrze przyjąć. ;) W moim zamyśle jest to taki trochę znak ostrzegawczy à la Czytasz na własną odpowiedzialność! Skoro wprowadza to w błąd, postaram się zmienić wydźwięk tego zdania w najbliższym czasie.

    2 Zgadzam się również z tym, że w podstronach panuje lekki chaos. Potraktowałam je trochę po macoszemu, gdy otrzymałam nowy szablon. Za bardzo chciałam przejść do publikowania treści właściwej i nie przemyślałam zbyt dobrze tego wszystkiego. Teraz już wiem, jakie treści są potrzebne, a które nie i zapewne na dniach się za to zabiorę.

    3 O ile zgadzam się z uwagami technicznymi do prologu, tak same założenia odnośnie głównej bohaterki są błędne. To nie Hinata, a bohaterka nie znajduje się w kraju Ognia. Wiem, że z tematyki bloga jak najbardziej może to wynikać, ale właśnie w prologu historia nie dotyczy głównej bohaterki, czego czytelnicy dowiedzą się z czasem.

    4 Z uwagą co do świecącego księżyca – zgadzam się i nie zgadzam. Oczywiście jest to błąd, żeby uważać, że księżyc świeci, ale w mowie potocznej często spotyka się z takim wyrażeniem. Obrałam drogę narracji personalnej, więc pozwoliłam sobie wtykać w usta bohaterów takie słowa.

    5 Jeżeli chodzi o samego męża zgadzam się z tym, że takie określenie może brzmieć nienaturalnie i być może pojawiło się za wiele razy w tak krótkim tekście. Nie chciałam jednak zdradzać czytelnikom personaliów (nie chodzi tu ani o Sasuke, ani o Gaarę), a uważam, że określenie mężczyzna brzmi jeszcze bardziej nienaturalnie. Rzeczywiście zaimki mogłyby ten problem rozwiązać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie – dziękuję za tak szybki odzew! Jeśli pozwolisz, bez zbędnej zwłoki przejdę do Twoich uwag.

      Jest to takie puszczenie oczka do opowiadania, które kiedyś czytałam, a które właśnie taką uwagę miało.
      No dobrze, ale zapewne spora część Twoich odbiorców nie czytała tego opowiadania, więc puszczenie oczka w widgecie na stronie głównej wydaje mi się mocno nietrafione. W prologu lub na podstronie może by przeszło.
      Skoro wprowadza to w błąd, postaram się zmienić wydźwięk tego zdania w najbliższym czasie.
      Wiem, że z mojej strony to prawdopodobnie czepialstwo, ale tak to właśnie odebrałam – jako umywanie rąk od czegoś, od czego umywać rąk nie powinnaś – i wzbudziło to mój niesmak.

      To nie Hinata, a bohaterka nie znajduje się w kraju Ognia.
      W porządku, ale w tej sytuacji przydałoby się nakreślenie postaci tak, by jasne było, że to nie Hinata. O niej piszesz opowiadanie, ona widnieje na nagłówku, więc przyznasz chyba, że założenie, iż w prologu również chodzi o Hinatę, jest całkiem naturalne. Mam zresztą wątpliwości, czy tworzenie prologu odnoszącego się do postaci, która jeszcze bardzo długo nie pojawi się w rozdziałach, ma sens. Nie znam jednak Twojego zamysłu, więc jedynie zostawiam do przemyślenia.

      Oczywiście jest to błąd, żeby uważać, że księżyc świeci, ale w mowie potocznej często spotyka się z takim wyrażeniem.
      W porządku, chciałam się tylko upewnić, że popełniasz go świadomie. Dałoby się wprawdzie ująć to inaczej, ale jeśli uznajesz to za część narracji, to niech będzie.

      Usuń
    2. Cześć! Miło Cię czytać tak szybko i jednocześnie – wybacz, że dopiero odpisuję. Pozwól, że będę omijać kwestie wyczerpane przez Ciebie albo Ayę.
      5. Tak, w takim przypadku masz jak najbardziej rację. Jeśli to nie jest główna bohaterka i ciężko utrzymać w tajemnicy tożsamość jej lub partnera –niech będzie.

      Usuń
  2. 6 Doceniam bardzo uwagi odnośnie spraw związanych z pisaniem scen dynamicznych. Nie ukrywam, że jest to dla mnie największe wyzwanie i mam z tym niemały problem (moja beta również rwała przy tym włosy :p). Wiem, że powinnam się bardziej skupić na opisywaniu czynności – zapewne brakuje tego u mnie, ponieważ rzuciłam się na głęboką wodę z pisaniem za pomocą POV’u i troszeczkę zaniedbałam wszystko poza odczuciami i myślami bohaterów.

    7 Jeżeli chodzi o początkowe sceny z Hinatą (głównie odnoszę się teraz do treningu z Nejim) jej myśli uznałyście za melodramat. Zgodzę się, że wychodzi ona tutaj trochę na histeryczkę, ale zależało mi na przedstawieniu jej w ten sposób: słaba, przestraszona, rutynowo odczuwająca poczucie porażki.

    8 Dziękuję za to za uwagę odnośnie tytułów grzecznościowych. Choć na początku chciałam się ich mocno trzymać, z czasem wyleciało mi to z głowy. Chyba zdecyduję się na używanie polskich zamienników.

    9 Jeżeli chodzi o płacz Hinaty – zgadzam się, że zdarzało jej się to bardzo często; zarówno w kanonie, jak i moim opowiadaniu. Chciałam jednak na samym początku opowiadania pokazać poniekąd wewnętrzną walkę i rozbieżność w jej uczuciach. Oczekiwano od niej pewnego zachowania, które jej nie odpowiadało, ale była zmuszona się dostosować.

    10 A to w ogóle kłamstwo względem uniwersum. Gdybym wybrała narratora wszechwiedzącego, nie miałabym wyjścia i musiałabym się zgodzić. Piszę jednak POV, gdzie uczucia i myśli Hinaty nie muszą być obiektywne, prawdziwe. Inspirowałam się odcinkiem numer 390 (shippuuden), gdzie z perspektywy Hanabi była ukazana jej relacja z Hinatą. Nie miałam intencji by umniejszać Hanabi, a jedynie pokazać, że w tych scenach Hinata jest tylko dzieckiem i dlatego mogła myśleć w dość egoistyczny sposób.

    11 O jeju, ale wstyd! xD Nie wiem, jakim cudem umknął mi ten błąd przy zapisie klanu Uchiha, ale uroczyście przysięgam, że nigdy więcej się to nie powtórzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się, że wychodzi ona tutaj trochę na histeryczkę, ale zależało mi na przedstawieniu jej w ten sposób: słaba, przestraszona, rutynowo odczuwająca poczucie porażki.
      Myślę, że próbując przedstawić przemianę ze skrajności w skrajność, zwyczajnie przesadziłaś. Jeśli na wstępie będziesz ukazywać taką właśnie Hinatę, czytelnik zamknie rozdział, przewracając oczami. Słaba, przestraszona, na przegranej pozycji – tak. Dramatyzująca – nie bardzo. Sądzę, że ona taka po prostu nie była, a dodatkowe ubarwianie tej cechy na każdym kroku nie wyszło jej na dobre. Jak pisałyśmy i zdanie utrzymujemy – Hinata to po prostu najsłabiej zbudowana postać w całym opowiadaniu. To o tyle ciekawe, że jest protagonistką.

      Chciałam jednak na samym początku opowiadania pokazać poniekąd wewnętrzną walkę i rozbieżność w jej uczuciach.
      Ta wewnętrzna walka w ogóle nie była widoczna. Właściwie narracja mówiła jedno, a bohaterka robiła drugie. Nagminnie. Jeśli chcesz pokazać, że Hinata pragnie pozostać niewzruszona, ale emocje biorą górę... opisz to. To kolejny element, który przeskakujesz, pomijasz.

      Usuń
    2. Doceniam bardzo uwagi odnośnie spraw związanych z pisaniem scen dynamicznych. Nie ukrywam, że jest to dla mnie największe wyzwanie i mam z tym niemały problem (moja beta również rwała przy tym włosy :p).
      Mam to samo w moim opku i Skoia na mnie ciągle krzyczy, a sceny poprawiam dziesięć razy. Kwestia wprawy, ale też wyczucia. Spróbuj czytać scenę i wyobrażać sobie jedynie to, co robi postać. Może wtedy zauważysz, gdzie są braki.

      10. No jest to do zaakceptowania. Chodziło raczej o to, że miałyśmy wrażenie, iż Hinata zazdrości tak, że aż żywi negatywne uczucia. Może spróbuj łagodniej oddać te myśli? Miałyśmy na myśli, że Hinata bardzo kochała siostrę, a tego nie widać – widać zazdrość nie cieszę się, że jest ci dobrze a czemu tylko ty masz dobrze?.

      Usuń
  3. 12 Odnośnie zapisu nazw kekkei genkai – rzeczywiście inspirowałam się fanowskimi wikipediamii. Wydaje mi się, że w tekście lepiej to wygląda, gdy jest zapisane za pomocą małej litery, więc zapewne niedługo to poprawię.
    13 W scenie z medykiem i Nejim nie dopuściłam się head-hoppingu, zapomniałam o ostatnim domyślnym podmiocie. Cały czas trzymałam się POV’u Nejiego.

    14 Przyznam wam rację w tym, że trochę się zagalopowałam. Nie przemyślałam zbyt dobrze wprowadzenia postaci i scen i nie widzę innej rady jak to, żeby po prostu przepisać te wydarzenia w inny sposób. Dziękuję za taką uwagę, bo sama na pewno bym tego nie wyłapała.

    15 Jeżeli chodzi o słowa Hiashiego odnośnie Hinaty – w anime (shippuuden 389) Hiashi używa podobnych słów, więc opierałam się w tym wypadku na kanonie.

    16 Odnośnie słów Hiashiego o sytuacji Hinaty w wypadku wojny – być może ujęłam to nieodpowiednio, ale skoro Hinata była kiedyś porwana, a i sytuacje między wioskami nie były tak dobre, jak pod koniec shippuudena, wizja wojny nie była aż tak absurdalna.

    17 Z tym Satori – nie inspirowałam się Więzieniem Krwi, ponieważ nawet tego nie oglądałam, a może prędzej demonem z japońskich legend, albo Satorim Tendō z Haikyuu. A tak naprawdę to po prostu podobało mi się to imię i jego znaczenie. :p
    18 Dlaczego rozmawianie z nim musiało być tak cholernie ciężkie? – Tylko że… Gaara nie powiedział jeszcze ani słowa, więc o jakiej rozmowie właściwie mowa? W tym właśnie rzecz, że rozmowa jest ciężka, ponieważ Gaara nie odpowiada, a odzywa się dopiero w nieco późniejszym fragmencie. Nie wiem, jak inaczej miałabym to opisać. :p

    19 Odnośnie rozdziału Świątynia Księżyca: początkowo liczył on sobie około dziesięciu stron w wordzie. Były to ściany tekstu z ekspozycją. Gdy zrozumiałam, że nie tędy droga, napisałam cały rozdział od nowa. Stron wyszło ponad 30. xD Nie chciałam tego rozbijać na więcej rozdziałów, ponieważ publikowałam wówczas jeszcze na starym blogu i nanosiłam tylko poprawki techniczne do tekstu. To była długa i ciężka walka, ale ostatecznie usunęłam po prostu dużo scen i wątków. Teraz, jeżeli będę musiała, znajdę ten stary rozdział i zaplanuję wszystko inaczej, tak, by lepiej oddać funkcjonowanie świątyni i rozwój Hinaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz, jeżeli będę musiała, znajdę ten stary rozdział i zaplanuję wszystko inaczej, tak, by lepiej oddać funkcjonowanie świątyni i rozwój Hinaty.
      Myślę, że nie chodzi tylko o rozdział. Na temat funkcjonowania Hinaty wśród kapłanek przydałoby się przynajmniej kilka rozdziałów, aby czytelnik rzeczywiście mógł odczuć, że zapuściła tam korzenie, została w to życie wprowadzona, a przez ziółka nie miała wątpliwości, że to jest właśnie jej miejsce. Chciałabym dostać sceny, w których naprawdę jest trenowana, poznać powody, dla których konkretne umiejętności pielęgnowano, zobaczyć wątpliwości, które rodzą się w kunoichi i znikają, gdy bierze łyk naparu. Tego wszystkiego po prostu nie ma, więc cała świątynia brzmi jak jeden wielki imperatyw służący wyłącznie do tego, by główna bohaterka poszła w świat, aby podpierać się sprezentowaną kataną i negliżować przed Gaarą.

      Usuń
    2. Jeżeli chodzi o słowa Hiashiego odnośnie Hinaty – w anime (shippuuden 389) Hiashi używa podobnych słów, więc opierałam się w tym wypadku na kanonie.
      Naprawdę? Mówił tak do obcych ludzi, spoza rodu? Mnie się wydawało, że byli do członkowie klanu. Jestem dość zaskoczona. Nie pamiętam aż tak dobrze szczegółów z uniwersum, aczkolwiek nie kojarzę tak zachowującego się Hiashiego.

      Odnośnie do świątyni – zgadzam się z Ayą. Jest to krótki epizod, a powinna być spora część opowiadania, bo to ważny dla rozwoju Hinaty okres. I nie chodzi o sceny, gdzie załadujesz ekspozycję. Pokaż coś ciekawego i nakreślaj w tle, jak wygląda to funkcjonowanie świątyni.

      Tego wszystkiego po prostu nie ma, więc cała świątynia brzmi jak jeden wielki imperatyw służący wyłącznie do tego, by główna bohaterka poszła w świat, aby podpierać się sprezentowaną kataną i negliżować przed Gaarą.
      Do tego zdania Ayame dodam również, że wygląda to tak, jakbyś szukała wytłumaczenia na umiejętności Hinaty, streszczając całą naukę w jednym rozdziale. Ale nawet tej nauki nie widać. Próba z dzwoneczkiem, mimo wad technicznych, była pokazaniem tego, że Hinata rzeczywiści coś robi, ćwiczy. Pomyśl nad tym.

      Usuń
  4. 20 Jeżeli chodzi o scenę zapoznania Akise z Hinatą, nie wyłapałam wcześniej, że zwroty, których użyłam, pochodzą z Roszpunki (zakładam, że użyłam tego nieświadomie). Czy w takim wypadku jest to błąd, lub coś karygodnego? Jeżeli taki dialog był użyty w bajce, to nie powinnam się już czymś podobnym posługiwać? Naprawdę mam teraz zagwozdkę.

    21 Do tej pory pominęłam kilka komentarzy, bo gdybym chciała odnosić się do wszystkiego, to zapewne skończyłabym dopiero jutro rano. :p Z większością wytkniętych błędów i gaf się zgadzam, ale dość mocno uderzył mnie ten komentarz: Zmusił ciało do odsunięcia się od chłopaka, który fizycznie był martwy. Jego obecność wciąż jednak unosiła się w powietrzu. Dziewczyna nie miała zbyt wiele czasu… – Jeśli fizycznie był martwy, to rzeczywiście nie było wiele czasu, mózg jest stosunkowo wrażliwy na niedotlenienie wywołane, na przykład, zatrzymaniem oddechowym… Nie wiem, czy chodziło tutaj o mój nietrafiony dobór słownictwa, czy o sam sens zdań. Wiem, że niektóre nielogiczności z anime należy uprawdopodobnić, ale akurat tej sceny nie można zmienić. Według kanonu Gaara był martwy minimum kilka godzin (jeżeli nie jeden dzień).

    22 Jeżeli chodzi o tę nić, którą określiłyście jako (...) którą można porównać do nici Ariadny, w tej scenie inspirowałam się japońską kulturą. Istnieje bowiem w Japonii legenda o Czerwonej Nici Przeznaczenia. Chciałam wykorzystać ten motyw, dodając do niego coś od siebie, a wytłumaczenie tego oczywiście się pojawi, ale dopiero w przyszłych rozdziałach. Być może robię źle, rozbijając pewne wyjaśnienia na tak wiele rozdziałów, ale wydawało mi się, że lepiej będzie odkrywać wszystkie karty powoli.

    23 Uśpienie mnie i rozmawianie w MOIM imieniu z Liderem organizacji to nic złego? – A Pain nie ogarnął, że gada z bóstwem, o którego istnieniu miał pojęcie? Nic z tego nie wynikło?. W tym samym rozdziale, ale kilka scen wcześniej, jest informacja o tym, że Akise chce zająć się wszystkim za Hinatę, która zasypia pod wpływem jego mocy. Powyższe słowa odnosiły się do właśnie tego fragmentu, gdzie Pain rozmawiał z Akise, o czym Hinata dowiedziała się dopiero po przebudzeniu. I nie chodziło tutaj o to, że Akise podszywał się pod Hinatę (o czym Pain doskonale wiedział), ale o to, że Akise zrobił coś wbrew jej woli i za pomocą jej ciała.

    24 Czy przebywanie na ziemi w fizycznej formie miało wpływ na jego moce? – Zastanawia mnie to, czemu lis walczył o przejęcie kontroli nad ciałem Hinaty, aby móc się poruszać, skoro może przybierać fizyczną formę i to robić? To, że Hinata widzi Akise, jest wynikiem działania jego mocy, za pomocą których manipuluje Hinatą, co ostatecznie będzie doprowadzało do zatracenia poczucia rzeczywistości. Dodatkowo, chcę umotywować chęć przejęcia ciała Hinaty przez Akise tym, że nie jest on w stanie doświadczać żadnych bodźców w swojej obecnej formie. Akise lubi i chce doświadczać tego, czego doświadczają ludzie; fizycznego dotyku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy w takim wypadku jest to błąd, lub coś karygodnego? Jeżeli taki dialog był użyty w bajce, to nie powinnam się już czymś podobnym posługiwać?
      Możesz to potraktować jako puszczenie oczka do fanów Tangled. Tak jak w przypadku księżyca odbijającego światło – najważniejsze, żebyś była tego świadoma. Co do samego dialogu, to ma miejsce, gdy Roszpunka przedstawia się Flynnowi (co po angielsku ma więcej sensu, w końcu w oryginale Roszpunka to Rapunzel).

      Wiem, że niektóre nielogiczności z anime należy uprawdopodobnić, ale akurat tej sceny nie można zmienić. Według kanonu Gaara był martwy minimum kilka godzin (jeżeli nie jeden dzień).
      Jestem boleśnie świadoma nieścisłości medycznych w anime. Gwoździem do trumny w tym zakresie była reanimacja Naruto przez Sakurę [KLIK]. Jednocześnie mam w pamięci Kuchiyose: Edo Tensei w wykonaniu Kabuto. Cichutko liczyłam, że mój komentarz mógłby zmusić Ciebie lub Twoją bohaterkę do refleksji na ten temat (tak skrajne pogwałcenie praw natury nie jest czymś normalnym i sądzę, że dobrze byłoby w ten sposób odnieść się do urealnienia w samym opowiadaniu).
      Oczywiście ponownie – to tylko sugestia.

      Istnieje bowiem w Japonii legenda o Czerwonej Nici Przeznaczenia.
      Chętnie się zapoznam, dziękuję.

      Być może robię źle, rozbijając pewne wyjaśnienia na tak wiele rozdziałów, ale wydawało mi się, że lepiej będzie odkrywać wszystkie karty powoli.
      Tak, o ile co jakiś czas będziesz podsuwać czytelnikowi elementy układanki. Tymczasem jest sporo wątków, które pojawiają się raz i nigdy nie wracają. Przykłady pierwsze z brzegu: prolog, staruszek z Suny, nić.

      I nie chodziło tutaj o to, że Akise podszywał się pod Hinatę (o czym Pain doskonale wiedział), ale o to, że Akise zrobił coś wbrew jej woli i za pomocą jej ciała.
      To wprawdzie uwaga For, ale pozwolę sobie odnieść się do niej. Mianowicie wydaje mi się, że po raz kolejny zawiodło to, co wytykamy Ci w całej ocenie – brak scen. Czy do Hinaty nie trafiałyby jakieś fragmenty wspomnień z użyciem jej ciała (i mózgu) przez Akise? Dlaczego więc nie spróbujesz pokazać tych krótkich momentów, podkreślając, że Pain był świadom, z kim rozmawia?

      To, że Hinata widzi Akise, jest wynikiem działania jego mocy, za pomocą których manipuluje Hinatą, co ostatecznie będzie doprowadzało do zatracenia poczucia rzeczywistości.
      Znów: brakuje scen. Mogłabyś pokazać, że w pewnym momencie Hinata rozmawia z Akise, ale ktoś (np. Itachi) wchodzi do pomieszczenia i pyta, czemu dziewczyna mówi sama do siebie. To mogłaby być wskazówka dla kunoichi, ale przecież wydarzenia pędzą jedno za drugim, więc nawet nie miałaby czasu się nad tym zastanowić. W ten sposób rzucasz przynętę czytelnikowi.

      Akise lubi i chce doświadczać tego, czego doświadczają ludzie; fizycznego dotyku.
      Tego również nie ma w opowiadaniu, co wytykamy Ci, gdy wspominasz, że Akise spodobało się przebywanie w fizycznej postaci. Brakuje motywów.

      Usuń
    2. Wiem, że niektóre nielogiczności z anime należy uprawdopodobnić, ale akurat tej sceny nie można zmienić. Według kanonu Gaara był martwy minimum kilka godzin (jeżeli nie jeden dzień).
      A ja się odniosę tu do dawnej oceny mojego opka (od Sko i Hiro). Chodzilo właśnie o takie rzeczy, jak plucie krwią po uderzeniu. I stuprocentowo się z tym zgadzam:
      Wiele z wymienionych błędów zarzuciłybyśmy również Naruto. (...) To coś więcej niż tylko trzymanie się kanonu. Niestety niektóre błędy na papierze sprawiają gorsze wrażenie niż na ekranie, bardziej rzucają się w oczy – i tak samo, jak przy przerysowywaniu prozy pluciem krwią itd., radzimy ich zdecydowanie unikać.
      Konkluzją, nie wszystko, co wygląda dobrze w anime, wygląda równie dobrze w prozie.

      Usuń
  5. Podsumowując:
    Ta ocena była mi potrzebna i okazała się bardzo pomocna. Dzięki wam wiem, co powinnam poprawić i co było tym brakującym elementem, który cały czas odczuwałam przy pisaniu każdego rozdziału. Wydaje mi się, że dużym problemem jest u mnie też to, że zbyt dużym sentymentem darzę pierwowzór tego opowiadania, który napisałam gdy miałam czternaście lat. Była to historia znacznie bardziej głupiutka i absurdalna, ale sporo osób ją czytało i chyba właśnie z tego powodu cały czas miałam wrażenie, że bazując na niej napiszę coś dobrego. Teraz jednak widzę, że jest to błędne założenie i nie powinnam tak usilnie trzymać się pomysłów, które w wieku czternastu lat wydawały mi się dobre.

    Słusznie też zauważyłyście, że za szybko pędzę z fabułą i pomijam istotne rzeczy. Chyba już wymyśliłam, w jaki sposób naprawić ten błąd i pewnie zabiorę się do tego na dniach. Wychodzi jednak na to, że lepiej rozbić zbyt długi rozdział na kilka mniejszych, zamiast usuwać z niego co drugą scenę. xD Również z prowadzeniem Hinaty miałam ogromny problem. Choć początkowo wydawała mi się postacią idealną do wprowadzenia w tę historię, tak teraz wiem, że zachowanie jej kanonicznego charakteru, a przy tym wprowadzenie pewnych zmian, muszę robić z większym wyczuciem i znacznie lepiej je uzasadniać. Nie będzie to łatwe, ale z pewnością wykonalne. ^^

    Nie ukrywam też, że podczas czytania tej oceny wiele razy parsknęłam śmiechem. Taka byłam pewna poprawności swojego warsztatu, a tutaj proszę! Takie babole mi się wkradły do tekstu, że wstyd, że ich wcześniej nie wyłapałam. Zdecydowanie też dużym problemem jest to, że za mało myślę, a za dużo piszę pod wpływem natchnienia. To jest zdecydowanie moja największa wada, z którą usilnie staram się walczyć. Nie ukrywam, że ostatnio z weną do pisania u mnie słabo, więc kiedy już na tworzenie przyjdą chęci, tak się w tym zatracam, że umykają mi właśnie takie dziury fabularne, czy niespójności.

    Jeszcze raz pięknie wam dziękuję za cały czas, jaki poświęciłyście na napisanie tej oceny. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła wrócić do was z czymś lepszym. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że dużym problemem jest u mnie też to, że zbyt dużym sentymentem darzę pierwowzór tego opowiadania, który napisałam gdy miałam czternaście lat.
      nie ma w tym nic złego, że trzymasz się tego opowiadania (sama się trzymam mojego xD), ale przemyśl, czy nie warto wnieść więcej nowego, a wyciąć więcej starego. Albo napisać niektóre sceny od nowa, świeższe, inaczej, albo w ogóle do wątku dopisać więcej scen.

      Wychodzi jednak na to, że lepiej rozbić zbyt długi rozdział na kilka mniejszych, zamiast usuwać z niego co drugą scenę. xD Również z prowadzeniem Hinaty miałam ogromny problem. Choć początkowo wydawała mi się postacią idealną do wprowadzenia w tę historię, tak teraz wiem, że zachowanie jej kanonicznego charakteru, a przy tym wprowadzenie pewnych zmian, muszę robić z większym wyczuciem i znacznie lepiej je uzasadniać.
      Masz rację. Wiesz, ten pobyt Hinaty w świątyni wydawał się chwilą, brakowało aklimatyzacji, rozeznania, w ogóle scen przebywania tam. Lepsze uzasadnienie samo powstanie – gdy dobudujesz sceny i pokażesz, jak postać się rozwija. I stopniowo również możesz zmieniać charakter Hinaty, oczywiście wraz z wydarzeniami i pod wpływem tych wydarzeń.

      Takie babole mi się wkradły do tekstu, że wstyd, że ich wcześniej nie wyłapałam. Zdecydowanie też dużym problemem jest to, że za mało myślę, a za dużo piszę pod wpływem natchnienia.
      Błędy popełnia każdy i niektórych nawet uważna beta nie wyłapie. Natomiast jeśli piszesz pod natchnieniem, pozwól rozdziałowi odleżeć kilka dni i podejdź do niego na spokojnie. Wiem, że po dłuższej przerwie chce się jak najszybciej coś opublikować, aczkolwiek nie zawsze jest to dobre.

      Cieszymy się, że ocena ci pomogła i zapraszamy w przyszłości z – mamy nadzieję – już dużo lepszym, piątkowym materiałem. :)

      Usuń
  6. Mam parę przemyśleń co do tego ff.
    Rozdziały do końca uwolnienia się ze świątyni można traktować jako prolog. Mam wrażenie, że autorka miała bardzo ambitny plan, wprowadziła dużo wątków, jednak niektóre nie zostały rozwinięte należycie - Akatsuki, demon i świątynie.
    Co do uwagi, że Hinata jest kreowana na silną, ale sceny tego nie potwierdzają - czytając to ff tego nie brałam pod uwagę O.O. Rzeczywiście jest mało scen dynamicznych, które ukazałyby siłę Hinaty.
    Głównymi celami tego ff wydaje się znalezienie Sasuke i rozwój romansu. Jest bardzo mało Sasuke, a romansu jeszcze nie ma. Ale tu z tego co pamiętam ma być około 50 rozdziałów, więc liczę, że jeszcze to wszystko się rozwinie.
    Najmilej wspominam wątek Nocy Prześwitu, bardzo mi się spodobało takie wprowadzenie fantastyki do Naruto. Liczę, że będzie więcej podobnych nocy, albo innych zjawisk (jakiś Dzień Zaćmienia :D). Podoba mi się też historia z matką Hinaty. Lubię teksty, gdzie ktoś tłumaczy co się stało z matką Hinaty. Kishimoto, dlaczego tego nie wyjaśniłeś? Nawet na ślubie Hinaty, było zdjęcie nieżyjącego Neji'ego, ale już zdjęcia matki brak, a przecież to matka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały do końca uwolnienia się ze świątyni można traktować jako prolog.
      A nie powinno się! Świątynia jest niezwykle ważnym epizodem, który został streszczony do jednego rozdziału, a kształtuje cały charakter Hinaty i pobyt tam trwa około dwóch lat. Masz rację, że ten wątek nie został należycie rozwinięty.
      Wątek Nocy Prześwitu ma duży potencjał, tylko trzeba go bardziej – właśnie – rozwinąć. I usunąć nieścisłości.
      Historia matki mnie się również podobała. Ciekawy zwrot, było to również ładnie opisane. Odnośnie do kanonu i matki Hinaty, to fakt, szkoda. Bardzo mnie boli, że nie znamy nawet jej imienia. W ogóle oprócz Hinaty i Hanabi, ukazano strasznie mało kobiet.

      Usuń