[177] ocena tekstu: Pieśń walczących

Tytuł: Pieśń walczących
Autorka: Xalex
Tematyka: fantasy
Ocenia: Skoiastel



1.
Bardzo dobry początek. Potrafię się wczuć, ponieważ poruszasz zmysły – wszystko rozumiem, bo krótko i za pomocą perspektywy bohatera (którego jednocześnie poznaję) przytaczasz sytuację polityczną. Ani się nie rozdrabniasz, by mnie znudzić, ani nie mówisz za mało, bym nie wiedziała, o co w ogóle chodzi. Jest dobrze.
I, co mnie cieszy chyba najbardziej, jest całkiem poprawnie technicznie. Na razie znajduję jakieś mało znaczące drobiazgi:

W peryferyjnych miastach, takich jak Ancoria, brakowało ludzi praktycznie do wszystkiego, a wiele z budynków wciąż pozostawało w zdewastowanym stanie. – Podkreślonego wtrącenia nie musisz oddzielać przecinkami. Na dobrą sprawę nie ma w środku orzeczenia, które trzeba by oddzielić ze względów technicznych, a  same pauzy oddechowe brzmią tu dość nienaturalnie pod względem tempa czytania, spowalniając je.

(…) powtarzał w myślach, podczas odkładania mosiężnej szkatułki do szafki z drugim dnem. – Tu także przecinek jest zbędny.

Oho, chyba wywołałam wilka z lasu:
Budynek wciąż nazywano „Małym Urzędem”, po mimo [pomimo!] niepełnionych już od kilku dobrych lat funkcji samorządowych. – Mam nadzieję, że to zwykłe przeoczenie.

Od powierzchni odbijał się sygnał świetlny nadawany z kamienicy obok — wszystko szło według planu, ale mimo to obiecał sobie, że uśmiechnie się dopiero, kiedy wyjdzie stąd cało. – Radość z czytania odbierają typowe babole dotyczące pomieszania podmiotów. Ech, czy nie istnieje już żaden tekst nimi nieobarczony? Tak, wiem – mowa pozornie zależna, mowa stylizowana, skróty myślowe i tak dalej… Ale to naprawdę tak nie działa. W obecnej formie, szczególnie w trakcie czytania na głos, to brzmi tak, jakby uśmiechnąć miał się nie bohater, a sygnał świetlny. Czyli bez sensu. Chyba że przyjęło się substancję, której działanie sprawi, że uśmiechający się sygnał świetlny będzie całkiem normalny.

Zerknął przez uchylone drzwi, po czym wyszedł na spotkanie półcieniowi przerwanemu przez szereg wyszczerbionych okien, przez które wlewały się przytłumione światła latarni. – Okej, ale tu chyba trochę za mocno popłynęłaś w fantasy, bo za nic w świecie nie mogę sobie tego wyobrazić. Spotkanie z półcieniem, to znaczy co? – Szedł w stronę kolegi, który wyłaniał się z cienia tylko do połowy? Przy czym bohater dalej nie spotyka żadnego towarzysza, więc… jak mam inaczej rozumieć to zdanie?

Następnie skręcił w prawo i udał się na tyły budynku w stronę niedomkniętego okna. Odetchnął w duchu. Lina wciąż na niego czekała. Pozostały na czatach cztery piętra niżej Nheil rozglądał się ze skupieniem. Napięcie na jego twarzy nie zelżało nawet na widok przyjaciela — oboje wiedzieli, że gdyby przyłapano ich na wtargnięciu, zapłaciliby za to bardzo wysoką cenę. – Mam zastrzeżenia. Nheil znajdował się cztery piętra niżej, ale jednocześnie główny bohater był w stanie zauważyć, że napięcie na jego twarzy nie zelżało? Przecież cztery piętra to dość spora wysokość. Ale nawet zakładając, że gość ma naprawdę bardzo dobry wzrok, nie uważam za możliwe zobaczyć taką drobnostkę jak, nie wiem, drgający na twarzy mięsień, tym bardziej nocą, w niepełnym świetle i kiedy Nheil się rozglądał, a więc ruszał głową.

Nie trwało to jednak długu. – Długo.

Mógłby przysiąc, że usłyszał za sobą jakiś trzask. Zerknął przez ramię. Czuł w kościach coś wyjątkowo niepokojącego, coś, co skłoniło go do wyciągnięcia z kieszeni wiadomości i oderwania od munduru odznaki z krzyżującymi się mieczami (…) – a to niepokojące, wyczuwane w kościach coś nie było po prostu tym usłyszanym trzaskiem? Wydaje mi się, że Hal nie potrzebuje niczego więcej, by się zabezpieczyć i, następnie, wyciągnąć broń.

Lubię takie zabiegi jak ten:
Zejście na plac nie miało teraz większego sensu — na dole zaroiło się od strażników i psów. Hal wątpił, że był to niekorzystny zbieg okoliczności. Czyżby ktoś w szeregach niepodległościowców ich wydał? Ta możliwość zmroziła mu krew. – Ostatnim zdaniem kończysz akapit. Dobra, trzymająca w napięciu puenta. Zdania mają różne długości, ale wciąż jest dynamicznie i emocjonująco.

— Nie zabijać go! — Usłyszał za sobą słowo w obcym języku, co dało mu wystarczająco dużo do myślenia. – Z tym krótkim fragmentem mam spory problem. Doprowadzasz do sytuacji, w której bohater, wypowiadając się w dialogach, używa znanego sobie języka (logiczne), ale jednocześnie w dialogach również po polsku zapisujesz słowa z języka, których bohater nie rozumie. Gdyby doszło do dialogu między obcym a Halem, czytelnik rozumiałby wszystko, miałby tekst po polsku, a bohaterowie nie rozumieliby siebie prawie wcale i powstałoby niezłe zamieszanie. Bardzo dużo musiałyby tłumaczyć dopiski narracyjne, co stałoby się niewygodne, niepraktyczne.
Mam sugestię. Możesz obce bohaterowi frazy pomijać w dialogu, pisząc, na przykład: Strażnik krzyknął coś w nieznanym języku. I tyle. W końcu jeśli pierwszy raz masz styczność z językiem, którego zupełnie nie znasz, to trudno choćby oddzielić słowa w ciągu dźwięków, a co dopiero w pełni je wyodrębnić i jakoś opisać. Albo ewentualnie mogłabyś wymyślić te nowe, obce słowa, których Hal nie rozumie. Wiem jednak, że tworzenie własnego języka to spore wyzwanie, które trzeba dobrze przemyśleć i zaplanować; nie da się tego zrobić na już. W każdym razie obie moje propozycje mają jedną zaletę: nie wychodzimy z głowy Hala. Skoro korzystasz z mowy pozornie zależnej i Hal nie wie, co do niego powiedziano, po co mi zdradzać tę tajemnicę? Wolałabym nie wiedzieć wraz z nim; miałabym większe pole manewru, by sobie coś dopowiedzieć, coś wywnioskować. Bohater ucieka? Hmm, na pewno krzyczeli, by się zatrzymał albo, skoro jeszcze nikt go nie zaatakował, może to alarm, by go nie zabijać…? Nie zabieraj mi takiej możliwości. Chcę się wczuć w Hala maksymalnie. Gdy on czegoś nie wie – ja też nie muszę, zresztą na tym polega też narracja personalna.  

Wairdańskiego nauczył się z polecenia matki wraz z siostrą, która opanowała go do takiego stopnia, że bez większych problemów szło jej fałszowanie wiadomości. Mimo iż sam potrafił tworzyć w miarę poprawne zdania oraz rozumiał większość ze słów, jego bezakcentowa wymowa pozostawiała wiele do życzenia. Naraz przed oczami zamajaczyła mu scena buntującej się, małej Vesny oraz profesor Heorot starającej się wdrożyć do ich głów podstawy obcego języka. – Nie, nie i jeszcze raz nie… Proszę, nie w takiej chwili. Nie w czasie konszachtów w scenie dynamicznej i nie w czasie strzelaniny. Nie przerywaj mi jej ekspozycją o jakichś tam naukach. To mnie nie interesuje, chcę wiedzieć, co dalej z Halem. Informacja o tym języku mogłaby wypłynąć kiedy indziej, jak już będziemy sobie odpoczywać i pić korzenne piwo, okay?

Jak przez mgłę pamiętał szarpaninę i kolejne wystrzały. Szybko powalono go na ziemię. Uderzyła w niego fala żaru rozchodząca się po ramieniu i udzie. Nie czuł prawej nogi. Potem siłą zawleczono go do sali na parterze. Halwyn mrugał przez dłuższą chwilę, by cokolwiek dojrzeć zza cisnących się do oczu łez.  – Nie czuł nogi, nie pamiętał strzelaniny, coś go powaliło, uderzyło, oczy miał załzawione, ale jednak wie, że znieśli go na sam parter. Liczył piętra, schody? Pamiętaj, jeśli korzystasz z mowy pozornie zależnej i mamy narratora personalnego, chowającego się za bohaterem, to mieszanie go w jednym akapicie z narratorem wszystkowiedzącym wprowadza tylko niepotrzebny chaos i spłyca emocje.

(…) z nosa ciekła mu krew, ale[,] co najgorsze, ciężko mu się oddychało.

Ze zdwojoną siłą dotarło do niego, że właśnie utracił to, na czym najbardziej mu zależało. Na wolności. – Lepiej: (…) utracił to, na czym najbardziej mu zależało. Wolność.

Szybko uniemożliwił mu to ciasny knebel.
— Spotkamy się w sali przesłuchań, chłopcze — rzucił na odchodne. – Ten knebel rzucił?

(…) a od jej imienia nazwę wzięła nawet sama stolica kraju.
Przywarła [ta stolica?] plecami do zimnej wnęki, gdy z końca ulicy naprzeciwko placu wyłonił się automobil. – Sprawa jest prosta. Chodzi o błąd w zakresie spójności tekstu, czyli brak nawiązań pomiędzy poszczególnymi zdaniami. U ciebie orzeczenie (przywarła) odnosi się do ostatniego żeńskiego podmiotu ze zdania poprzedniego (stolica – co zrobiła? – wzięła). Tak więc podmiotem domyślnym, chcąc nie chcąc, w drugim zdaniu jest stolica, a nie – zgodnie z twoją intencją – bohaterka.

Zapewne pragnęli zapewnić sobie gwarancję nietykalności (…).Zapewne zapewnić źle brzmi.

Drżącą dłonią wyciągnęła z kieszeni spódnicy zegarek z łańcuszkiem — chyba jedynej bardziej wartościowej rzeczy, jaką posiadała. – Wyciągnęła (kogo? co?) – jedyną bardziej wartościową rzecz.

Sięgnęła za pas, gdzie upchnęła pistolet. Już miała pobiec w stronę zamieszania, kiedy usłyszała za sobą kroki. Obróciła się, od razu celując. Brat dobrze ją wyszkolił. – Wątpię, by to ostatnie pomyślała sobie przy wyciąganiu broni, będąc wystraszoną. Szkolenie brata można by przedstawić gdzieś dalej, mniej ekspozycyjnie. Ewentualnie, też nie wiem dlaczego (ot, przeczucie), ale lepiej brzmiałoby mi: Brat wyszkolił ją dobrze. Choć to raczej naprawdę luźna sugestia, niczym właściwie niepoparta (poza moim widzimisię).

Nheil przez chwilę wpatrywał się w smużkę wydychanej przez siebie pary. Potrzasnęła nim, zmęczona całą tą sytuacją i jego milczeniem. – Ta para nim potrząsnęła. No na pewno.

— Po prostu, idź! – Ten przecinek wygląda mi na zbędny. Chyba że chciałaś, by pierwsza część zdania dotyczyła wcześniejszego pytania bohaterki, a druga wydała rozkaz, ale wtedy mniej myląco wyglądałoby to, gdybyś użyła kropki.

Mów[,] co się stało!

(…) nuta desperacji w jego tonie, [przecinek zbędny] sprawiła, że niemal nie ugięły się pod nią kolana.

Jeśli trafił w ręce skorumpowanej policji wojskowej, jego szanse na powrót w jednym kawałku praktycznie nie istniały. Nie wywinąłby się już z samego faktu posiadania ich munduru. Kiedy miała osiem lat[,] była świadkiem[,] jak ledwo żywych oskarżonych transportowano do szpitala. – Nie masz wrażenia, że powrót w jednym kawałku brzmi dość cynicznie, a nie wywinąłby się – mało dotkliwie? Nie wiem, czy w odniesieniu do pojmanego Hala, o którym tak właśnie myśli jego siostra, jest to adekwatna oznaka bliskości i przejęcia się losem brata. Na moje – raczej niezbyt.

Zanim przejdę do dwójki, chcę napisać jedno. Widzę, że masz nie tylko ciekawy pomysł, ale i plan. Ciekawi mnie twój świat przedstawiony, czasy, które opisujesz. W tle majaczą też pierwsze wskazówki odnośnie do postępu technologicznego i jak na razie nie widzę niespójności. W dodatku obie sceny, z których składał się rozdział, są mocne, trzymają w napięciu, budzą emocje. Bohaterom chce się współczuć, mimo że zna się ich zaledwie chwilę. Już teraz podziwiam Nheila za to, że nie dał się uczuciom i ruszył dalej robić swoje, a o Hala bardzo się martwię. Właściwie gdyby nie te szalejące podmioty, byłoby naprawdę świetnie; jedynie one odrywają mnie od tekstu, bo, czytając go na głos, czasem dochodzą do moich uszu naprawdę dziwne bzdurki pokroju trzęsącej pary czy rzucającego coś knebla.
W każdym razie pierwszy raz od oceny Przypadkowych opowieści, czyli aż od marca, czytam coś w ramach WS nie tylko, bo ocena, ale przede wszystkim – bo naprawdę wciągnęłam się w tekst.


2.
(…) przemierzenie go praktycznie na oślep, [przecinek zbędny] nie stanowiło dla niego większego wyzwania.

O, widzisz, w tej scenie, mniej dynamicznej (spacer po bibliotece) Ves wspomina lekcje z panią Heorot. Informacja o tym, że bohaterka uczyła się znienawidzonego języka wraz ze swoim bratem i tak więc do mnie dociera. Tym bardziej ekspozycję z rozdziału pierwszego możesz z czystym sumieniem wyciąć. Nie powinno boleć; ten moment jest lepszy i wychodzi bardziej naturalnie.

Wyglądało na to, iż cel misji został częściowo osiągnięty.
Heorot nie drążył dłużej tematu, posyłając jej sceptyczne spojrzenie.

Hal tłumaczył to środkami ostrożności, rzekomo nie chciał wplątywać ją w całą sprawę bardziej (…).Jej.
Nie szalejesz z ekspozycją aż tak. Czasem znajdzie się u ciebie taki fragment jak ten powyższy cytat (czego chce bohater, czego nie chce i tak dalej), da się jednak obok tego przejść obojętnie. Nie jest takich momentów zbyt wiele. 

W głowie kręciło jej się, jakby ktoś zamknął ją w wirującym wokół własnej osi automobilu. – Może to szukanie dziury w całym, estetyczna poprawka właściwie bez znaczenia, ale chyba lepiej brzmiałby szyk: W głowie jej się kręciło, jakby…

Wzięła głębszy oddech, przyglądając się, jak Merion wyciąga spod stolika nadajnik.
— Co zamierzasz? — Vesna wahała się jeszcze przez chwilę, analizując całą sytuację. – Nie musisz przytaczać, ze wahała się akurat Vesna. W zdaniu przed wypowiedzią dialogową wzięła głębszy oddech odnosiło się właśnie do tej bohaterki, a po drodze nie pojawił się żaden nowy podmiot żeński. 

Wiley był chyba jedyną osobą, do której Heorot zwracał się po imieniu. Przychylność właściciela drukarni zaskarbił sobie przyjaznym usposobieniem i wyjątkowym zacięciem do konstruowania, podczas gdy Caelowi i Filipowi niezbyt na niej zależało. – Na niej, czyli na czym? Nie powinno być: na tym (na konstruowaniu)?
[Dopiero po drugim czytaniu dotarło do mnie, że chodziło ci o przychylność, jednak nie wycięłam uwagi, byś zobaczyła, że da się w tym zdaniu coś przeoczyć; jest dość pogmatwane]. 

W każdym razie ich zróżnicowana pod względem wieku grupa wspierała niepodległościowców, wykorzystując do tego matematykę, fizykę i mechanikę.
Przysiadła na krześle (…). – Matematyka, fizyka czy mechanika?

(…) zajęła wykręcaniem mokrego materiału spódnicy. – Nie byłoby lżej: wykręcaniem mokrej spódnicy? Wiadomo, że zrobiona jest ona z jakiegoś materiału.

— Odpocznij[,] póki możesz.

Naraz przypomniała sobie poranną sprzeczkę z Halwynem o możliwe przyjęcie go do służby wojskowej Santhemii w celu szpiegowania. [podwójna spacja] Potem padła propozycja wyjazdu do Kronady — portowego miasta (…).

Ostrzał przestarzałych statków podobno nie trwał długo, nie kłopotano się nawet z wyławianiem ciał, gdyż było ich zwyczajnie za dużo. Odszedł bohaterską śmiercią (…). – W domyśle: ojciec, ale z technicznego punktu widzenia wynika zupełnie coś innego.

Podoba mi się sprytny zabieg – przytaczasz historię ojca, którego Vesna wspomina i porównuje poniekąd jego sytuację do sytuacji, w której znalazł się jej brat. Już chciałam mówić, że to dość nienaturalne tak przerywać scenę na potrzebę ekspozycji, ale okazało się, że Merion w tym czasie wyszedł. Gdy wrócił, pojawiło się zdanie: Vesna nie zauważyła nawet, kiedy zdążył zostawić ją samą. To, jako tłumaczenie, że Vesna się zamyśliła, zupełnie mi wystarcza. Kupuję to.

— (…) Bliźniaki do obliczeń, Wiley[,] pomożesz mi z częściami, a ty[,] Vesno — wepchnął do rąk dziewczyny pudło — zajmiesz się spisywaniem częstotliwości fal i rodzajem nadawania. – Nie zjadaj, proszę, przecinków przy wołaczu. Trochę ich szkoda.


3.
— Generale… — Zza drzwi rozległ się niepewny głos oraz pukanie.Rozległy się, bo dźwięki wymieniłaś dwa.

Kiedy miał niespełna dwanaście lat[,] matka z wielką chęcią oddała go do szkoły oficerskiej z nadzieją, że bękarta jego pokroju sponiewierają na śmierć, a proszę [—] jak wysoko zaszedł.

— Mawiają, że nawet demony czasem muszą sypiać, czyż nie[,] żołnierzu? – I znów sytuacja z wołaczem.

Oficer zawahał się, jakby bijąc z myślami[,] czy powinien się zaśmiać, czy też zaprzeczyć. – Ten przecinek powinien pojawić się z dokładnie dwóch powodów: przez obecność imiesłowu współczesnego (podkreślony), który oddziela się od reszty zdania właśnie przecinkiem, oraz przez to, że pierwsze czy nie jest traktowane jako spójnik, a jako partykuła. O tym przeczytasz więcej tu: [źródełko].

Starszy mężczyzna pokiwał tylko głową, pozostawiając jego wypowiedź bez komentarza. Maretien dostrzegł jednak w jego oczach cień urazy.

Operatorzy wairdańskiego wywiadu stosowali szereg zmyłek, dlatego do ostatnich godzin nie było wiadomo[,] na jakim kanale będą nadawane zaszyfrowane wiadomości. – Chyba raczej: na którym. Chodziło konkretny kanał, a nie kanał o jakichś cechach (wyjaśnienie tutaj: klik). Tutaj podobnie:
Minęły już jakieś dwie godziny od wypisywania przez nią częstotliwości i dokładnych godzin, w jakich je odsłuchiwała. Zaczynało brakować jej już miejsca na kartce. – Których godzin, ponieważ dokładnych, konkretnych. Nie jakichś.

W tym roku ze względu na nieurodzaj i zaopatrzenie wojsk wprowadzono surowe restrykcje na żywność, przez co wiele z produktów stanowiło towar luksusowy niedostępny dla przeciętnego Santhemczyka. Raz poczęstowano ją rozwodnioną zbożówką. Do dziś Ves zadawała sobie pytanie, dlaczego rodzina Iterbornów wydała za paczkę tak niesmacznego miału równowartość czterech bochenków chleba. – Chwytają mnie za serce wszystkie drobnostki; tu na przykład myśl o tym, że istnieje podział wśród towarów oraz że Ves nie lubi alkoholu. Jednocześnie mamy informacje i o sytuacji polityczno-społecznej w świecie przedstawionym, i jego elementach (istnienie zbożówki), i o bohaterce. Wykorzystujesz zdania do budowania opisów przekazujących ogrom informacji, a w dodatku nie jest to odklepanie ekspozycji – w końcu to część wspomnień Ves, która aktualnie mogła sobie na nie pozwolić, szukając częstotliwości. To naprawdę działa. Bardzo dobrze się ciebie czyta.
Zresztą sama widzisz, że nie wypisuję zbyt dużo, jedynie jakieś brakujące przecinki czy drobne potknięcia, które zauważyłaby ci każda beta. A to znaczy, że chłonę tekst, nawet nie chcę się od niego odrywać. Cieszę się fabułą i jej złożonością.

Vesna zerwała się z krzesła, niemal nie zrywając przy tym przewodu słuchawek.
— Mam!
Filip i Wiley spojrzeli po sobie, Cael uśmiechnął się lekko, a Merion oderwał się od dotychczasowego zajęcia, jakby wyrwany z transu. Doskoczył do jej boku, niemal się przy tym nie przewracając.

sto pięćdziesiąt trzy Cherozów, na krótkich falach. – A dlaczego od małej litery?

— Jest różnica między byciem miłym, [przecinek zbędny] a podlizywaniem się. – [źródełko].

Wairdańczcy i ich stronnicy to zwykła banda zadufanych głupców — dodał pod nosem.
Przez następną godzinę udało jej się wychwycić jeszcze pięć z komunikatów: jedne mniej, inne bardziej wyraźne. – Na pewno domyślasz się sama, co tu nie gra.

(…) czy nie popełnili jakiś błędów, gdy je powtórzono. – Jakichś.

— To współrzędne podbitych miast… — Vesna wskazywała na zapiski — To czekających w gotowości wojsk, a to ich cel. – Sugeruję w podkreśleniu zawrzeć myślnik. Pauza oddechowa da do zrozumienia, że Vesna faktycznie wskazuje coś palcem i robi przy tym krótką przerwę.

— Nemesia jest obstawiona po zęby, a tak długo[,] jak jej mury stoją, Wairdańczycy nie mają szans.

Skupianie się na jednym człowieku podczas, gdy groził im upadek (…). – Przecinek za człowieku, nie dalej. Dlaczego? – [źródełko].

Nawet Cael nie odezwał się ani słowem, pochłonięty tępym zapatrzeniem w dal. Do ich uszu dochodził wyłącznie syk żarówek.
— Przede wszystkim musimy zachować ostrożność i przekazać depeszę dalej. – Tutaj jeszcze chwilę przeciągnęłabym tę ciszę. Mam wrażenie, że uwaga o niej nie była aż tak znacząca, jak mogłaby, skoro zaraz po syku wyłącznie żarówek pojawił się dialog.

Uwielbiam to, w jaki sposób puentujesz tę scenę:
— Chyba nie muszę wam mówić, jak kończyli przyłapani łącznicy. To niebezpieczna gra, jeśli chcecie zrezygnować, nie będę tego oceniać.
Cała ich czwórka nie zastanawiała się zbyt długo. Nie po to tyle się poświęcali, by zwyczajnie się teraz wycofywać. Poza tym Vesna miała rachunki do wyrównania. (…).
— Liczę na was, dzieciaki. Nie… — poprawił się. — Cała Santhemia na was liczy. – W tym miejscu pojawia się przejście do kolejnego rozdziału, a ja już nie mogę się go doczekać. Cliffhanger zacny, oj, zacny.


4.
Przysłoniła nos dłonią. Obok płynęła rzeka ścieków, od której zapachu na samym początku wątpliwej przyjemności przechadzki prawie nie zwymiotowała, co więcej[,] czuła się wyjątkowo niepewnie, kiedy trzymana przez nią latarka mrugała. Oby tylko wytrzymała aż do wyjścia — zdecydowanie nie uśmiechało jej się przemierzanie podziemi po omacku. – Tej latarce się to nie uśmiechało?

Owszem, lubiła Wiley’a, ale tak samo jak i Filipa, Ceala,[przecinek zbędny] czy Nheila. – Zbędne i.
  
Wojna wyzwalała w nich wszystkich to[,] co najgorsze, ukazywała rzeczy, które na pierwszy rzut oka nie były widoczne. – Luźna sugestia: nie lepiej byłoby podzielić ten fragment na dwa osobne zdania?

Wiley uśmiechnął się, [przecinek zbędny] i po raz pierwszy zamiast serdeczności Vesna spostrzegła w tym grymasie wyłącznie pogardę. – Generalnie przecinka przed i się raczej nie stawia, chyba że oznacza ono więc – wprowadza zdanie wynikowe. Tutaj tak nie jest.
Wrócę do tego w podsumowaniu.

Szarpali się, turlając po betonowej ścieżce pełnej brudu. Z przykrością musiała [ta ścieżka?] stwierdzić, że chłopak miał o wiele więcej krzepy. Łupnął ją czymś ciężkim w głowę i mogłaby się założyć, że był to uchwyt pistoletowy. – O ile nie jest to nowy element twojego świata przedstawionego, poprawna nazwa tej części pistoletu to chwyt pistoletowy.

Przez chwilę nie mogła skupić myśli, później ugryzła przeciwnika w przedramię, kopiąc go zażarcie. Później sugeruje, że skupianie myśli mogło trwać dość długo. Na moje – zdecydowanie za długo jak na scenę dynamiczną.

Zbyt długo krążyła po podziemiach, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Wciąż wydawało jej się, że czuje za sobą oddech Wiley’a. Przygryzła usta, powtarzając w głowie pokrzepiające bzdury. W końcu musi natrafić na jakieś wyjście. Musi, prawda? – Bardzo podobają mi się takie przemyślenia. Czyta się je lekko, mimo że sam wątek jest zatrważający. Nie mam żadnych problemów, by wczuć się w sytuację Vesny, również nie miałam ich w scenie dynamicznej. Wiesz, gdzie przyspieszyć, skrócić, urwać. Słowem – zbudować napięcie. Bardzo to cenię.

Lepsze było jednak to, od zginięcia w tym podziemnym więzieniu. – O, a tu się coś niedobrego stało ze składnią. Co sądzisz o wersji: Było to jednak lepsze niż śmierć w tym podziemnym więzieniu?

— Jak najbliżej kamienic przy ulicy Sofijskiej. – Do tej pory dostawałam same egzotyczne, nietypowe nazwy, które sama wymyśliłaś, a tutaj nagle pojawia się ulica Sofijska – słowo wygląda dość… po naszemu, nawet odmieniłaś. Obwód Sofijski mamy w Bułgarii, a ulicę Sofijską – w Mladenovie, w Serbii.
Do czego zmierzam? Jakoś mi ta nazwa nie leży wśród tych wszystkich nazw fantastycznych, wymyślnych.

— Nie. W każdym razie, [przecinek zbędny] nie do końca.

— Ale co to był za ruch? Gdzie się tego nauczyłaś? — Pytania zabrzmiały aż nazbyt swobodnie, wręcz radośnie. – Takimi niuansami udowadniasz, że naprawdę niewiele potrzeba, aby dać poznać charakter postaci. Znam dziewuchę kilka zdań, a już ją lubię!
Dalej – tylko przyjemniej:

— Kręci się tu szaleniec z bronią, lepiej na niego uważaj.
— Ma broń? Naładowaną chociaż?
— Zostały mu trzy strzały.
Przewodniczka zagwizdała.
— Nieźle. Ale skąd to wiesz?
— To był mój pistolet. Okradł mnie, przeklęty zdrajca.
— Zdradził cię? Powinnaś go wykastrować. Ja bym tak zrobiła.
Nie wiem już, za co mam chwalić. Może za nienadużywanie dopisków narracyjnych w dialogach dwuosobowych? Nie, to bez sensu. To jakby chwalić, że się ładnie oddycha.

Źle mi się ocenia. Brakuje mi jakichś znaczących potknięć, które mogłabym wytknąć. Z jednej strony świetnie, bo mogę sobie po prostu czytać dobry tekst, ale jednak ocena zobowiązuje, prawda? Też wypadałoby, by miała jakąś długość i była o czymś. Jak tak dalej pójdzie, to skończymy temat na zamieszaniu w podmiotach i kilku brakujących przecinkach takich jak ten:
Podobno kiedyś już korzystał z tej drogi, a[,] znając go, dobrze się przygotował i da radę przejść nawet po omacku.


5.
Ves powstrzymywała się od przekleństwa. Podczas gdy jej rodzina ledwie wiązała koniec z końcem, inni wydawali pieniądze na zbytki z taką łatwością[,] jak [z jaką] przychodziło oddychanie. – Wierz mi albo i nie, ale wcześniejszy fragment oceny, gdy napisałam, że nie mam cię za co chwalić i użyłam powiedzonka z oddychaniem, powstał, zanim przeczytałam coś podobnego kawałek dalej, w twoim tekście.
Dość  przewrotne, nie sądzisz?

— W jakich miastach mają stacjonować nasi wrogowie?
Vesna wskazała im punkty na mapie, w tym Ancorię. (…)
— Te informacje zostały skrupulatnie zaszyfrowane, nie ma mowy o pomyłce — syknęła.
— Jeśli to prawda, musimy działać, mój drogi. — Camilla musnęła ramię męża.
— Ja muszę — warknął, na co kobieta wzdrygnęła się. — Ty wracasz do Nemesii. — Pokręcił głową.
Bardzo dobrze wprowadzona obyczajowość twojego świata. To, że, tradycyjnie, mężczyźni czują się zobowiązani i bez zawahania oddalają swoje kobiety w bezpieczne miejsce, daleko od frontu. Przypomina mi to scenę ze Spartacusa, kiedy Marek Licyniusz Krassus odesłał z namiotu swoją kochanicę. Pamiętam, że mimo iż uchodził za niezrównanego, szanowanego i poważnego oficera, w tej scenie w jego oczach widać było dużo miłości do Kore i dosłownie ułamkowego żalu związanego z rozstaniem. Tutaj, choć nie napisałaś tego wprost, również to czuję w jakimś niewielkim stopniu:
Vesna już miała zadać Nheilowi pytanie o brata, ale uprzedziła ją Camilla:
— Mam… uciekać? Jak tchórz? — Wbiła w męża ostre spojrzenie.
— Jak mądry człowiek. — Głos Desmonda nie uznawał sprzeciwu.

Vesna skłoniła się, nie wiedząc, jakie słowa mogłyby oddać jej wdzięczność. Zdecydowanie nie przywykła do tak niespodziewanych uśmiechów losu. Skłoniła się. 

Marnowanie czasu na człowieka spisanego na straty, [przecinek zbędny] zalicza się do skrajnej głupoty.

Vesna zagryzła zęby. Wiedziała o tym. Doskonale zdawała sobie sprawę z daremności tej akcji, a mimo to w jej sercu nie gasła nadzieja. Nawet jeśli będzie musiała działać sama, brata nie zostawi. – Pewnie domyślasz się już, co z tym fragmentem jest nie tak, prawda? Od tej pory przestanę zwracać uwagę na tego typu potknięcia. Najlepiej będzie, jeśli całość sama przeczytasz jeszcze raz i to na głos. Wtedy dopiero błędy w podmiotach mocno rzucają się w uszy.

— Chcesz powiedzieć, że dla zdobycia tych dokumentów, [przecinek zbędny] Punica paktował z tymi diabłami?

Emanował niepodobną do siebie zapalczywością, ale w jego oczach dostrzegła pokłady męczącej go winy. Sama czuła się… rozczarowana. Wcześniej liczyła na jego wsparcie, na to, że obietnica uratowania Halwyna nie była jednie pustymi słowami. Teraz wątpiła, że chłopak w ogóle zdoła cokolwiek wskórać.
(…)
— Nie zostawię Hala. Masz moje słowo.
— Pytanie ile jest ono warte? — odparła ze zrezygnowaniem. – Tutaj zrobiło mi się trochę dziwnie. Vesna była rozczarowana, potrzebowała wsparcia, wydawała się wręcz go pożądać (sama chciała zapytać już wcześniej Nheila o brata), a kiedy usłyszała słowa otuchy i Nheil upewnił ją w swoich postanowieniach, nie uwierzyła mu? Więc po co ledwo kawałek wcześniej w ogóle chciała o cokolwiek go pytać?

Całe jego ciało odrętwiało od bólu. Kości jakby skruszały od zbyt wielu ciosów, u jego palców brakowało paznokci, poparzona skóra wciąż wydawała się płonąć. Zapach wymiocin drażnił go tak samo jak opieka lekarza. Dość. Chciał już odejść. Spotkać ojca. Nie miał już nawet sił błagać o truciznę.
Skupił się na myślach o przekreślonej przyszłości, o planach, których już nie spełni.
Miał tylko nadzieję, że Vesna nie wpadnie na jakiś szalony pomysł, że nie pójdzie w jego ślady. Uśmiechnął się, ale nie oddała tego zmaltretowana twarz. Kochał ich wszystkich: siostrę, matkę, dziewczynę, przyjaciół. – Bardzo ładny, obrazowy fragment. Zastanawiam się tylko – skoro dostałam mowę pozornie zależną Hala – czy bohater nie powinien siostry i dziewczyny nazwać w swoich myślach po imieniu? To, że określił je inaczej, mogłoby wskazywać, że nie były mu aż tak bliskie, a to przecież nieprawda.

Czuł czyjąś obecność. Zdołał uchylić opuchniętą powiekę, odkrywając, że pochylał się nad nim mężczyzna w okularach — rozpiął jego koszulę, by zająć się paskudną raną brzucha. – Czuł czyjąś obecność, ale nie wiedział czyją, dopóki nie otworzył oczu? Przecież ledwo kilka zdań wyżej czytałam, że opieka lekarza męczyła Hala, a to znaczy, że bohater zdawał sobie sprawę z obecności tego mężczyzny obok siebie.

Najwyraźniej zauważył ciążący na jego piersi wisiorek (…).
— Zabierz… nie… nie wyrzucaj. Proszę… — wymamrotał.
Halwyn widział już[,] jak Maretien zrywa jego jedyną pamiątkę po dziadku, jak ciśnienie nią w płomienie. – Chyba raczej: jak zrywa i jak ciska albo: jak zerwie i jak ciśnie. Zwróć uwagę nie tylko na literówkę, ale i na jedność czasu.

Scena z oddaniem wisiora lekarzowi wyborna. Czekam z utęsknieniem na tę, w której Hal albo Vesna jakimś cudem odzyskują pamiątkę. Jeżeli masz taki lub jakikolwiek związany z nią plan – lepiej być nie może. Tylko czekać, aż ta strzelba wypali.

W kolejnym fragmencie przechodzimy do perspektywy zdrajcy Wileya. Zaskoczyłaś mnie – ostatnie, czego się spodziewałam, to to, że ten antagonista też ma pobudki swojego zachowania i trzeba przyznać, że... są całkiem logiczne. Potrafię wczuć się w sytuację bohatera i zrozumieć, dlaczego zdradził. Przez to jest mi go ździebko bardziej żal niż ledwo chwilę temu, jednak bez przesady. 
Tak – ucieszyłam się, gdy spotkał Inez.

Wolał nie wiedzieć[,] do czego lepiły się jego ubrania i skóra.

Na własne oczy widział ginących w imię większego dobra, a ich powykrzywiane od bólu twarze wciąż nawiedzały go w snach. – Mimo że doceniam fakt nadania tej postaci realistycznego backstory, to i tak, gdy tylko pojawiło się to zdanie, pożałowałam, że gdzieś wcześniej, zanim bohater okazał się zdrajcą, nie zobaczyłam sceny, w której nawiedzają go wspomniane koszmary. Wydaje mi się, że wtedy motywy byłyby jeszcze bardziej realne, a postać – złożona i budząca emocje. Mam wrażenie, że od jego poznania do zakończenia sceny w kanałach minęło zbyt mało czasu, by móc wystarczająco utożsamić się z bohaterem. Dodatkowo ma on tylko jedną do tej pory scenę, w której dostaję jego POV. Gdyby było tego więcej lub trwało dłużej, pewnie teraz przejęłabym się bardziej.

We wspomnieniach Wileya brakuje mi też powrotów do rzeczywistości, choć raz na jakiś czas – gestów wykonywanych w czasie wędrówki i czymś, co przypominać mi będzie o klimacie kanałów. Czuję go tylko na początku, gdy wspominasz o tym, że bohater woli nie myśleć, do czego się lepi, a potem to gdzieś ginie, umyka. 
Na końcu bardzo dobry cliffhanger. Nie ma co się rozdrabniać – lecimy dalej.


6.
Kolejny rozdział zaczynasz dość podobnie do zakończenia poprzedniego – mamy niewielką ekspozycję o tym, co myśli Glenn, co sobie wyobraża i w jakiej jest sytuacji. Akapit, o którym mowa, kończysz słowami: Przed oczami widział ich córkę Elyse nazywającą go starszym braciszkiem. Zdarzało się, że nachodziły go koszmary, w których dziewczynka tonie w morzu krwi. Szczęka rozbolała go od zaciskania zębów. – Znów dostaję wzmiankę o nawiedzających kogoś koszmarach i znów żałuję, że nie pojawiła się scena, która autentycznie by o nich świadczyła. O ile poprzednie fragmenty, chociażby ten o Wileyu czy o wspominającej niektóre wydarzenia Veśnie, nie przeszkadzały mi wcale, o tyle co do Glenna mam zastrzeżenia. Jeszcze go nie poznałam, nie wiem, kim jest i nie potrafię go sobie wyobrazić, a już dostaję ekspozycję o nim na dzień dobry. Nie przekonało mnie to.

— A mi się wydaje, że jesteś ulepiony z zupełnie innej gliny. Dlatego obwieścili cię mianem demona.
Coś w tym stwierdzeniu dotknęło go do żywego. Wykorzystywano jego talent do strategii, dobrego oka i zarządzania ludźmi, wrzucano w wojenną zawieruchę tylko po to, aby ludzie stojący za absurdalnymi pomysłami nie pobrudzili sobie rąk. – W sumie udowodnienie tego wszystkiego byłoby wymagające i na pewno zajęło trochę stron, ale… kusi mnie chęć otrzymania jakichś dowodów na ten fenomen Glenna. Na razie to wszystko to dla mnie tylko gęba-cholewa.

Chyba raczej najlepszą rzeczą[,] jaka mogła spotkać zastraszonego, dziesięcioletniego chłopca.

— Tylko go nie uszkodź. Potomkowie krwi są zbyt cenni na twoje zabawy.
Xara zacmokała.
— I kto to mówi? Sam go pokiereszowałeś.
— Tylko po to, by go sprawdzić. Och, gdybyś widziała minę tego santhemskiego lekarza, gdy zobaczył gojące się rany pacjenta, który już dawno powinien skonać.
— Może wiedział? — Zachichotała. — Co prawda ostatni taki przypadek oficjalnie odnotowano w Santhemii jakieś sto lat temu w Wojnie Krwiorzeckiej, i to u samego Jethera Darsana, ale są i tacy, którzy wciąż interesują się obdarzonymi, nawet jeśli tylko w legendach. – Czy ostatnie zdania wypowiedziane przez Xarę nie są jakby taką… ekspozycją dialogową? Skoro Maretien sam zasugerował, że więzień (czyżby Hal?) jest jakimś cennym potomkiem krwi, obdarzonym, whatever, to oznacza, że wie, jak jest ich niewielu. Xara nie musi chwalić się przed nim swoją wiedzą. Jej wypowiedź brzmi sztucznie.

Xara zakasała rękawy szaty i ukucnęła za chłopakiem, lewą dłonią przysłaniając mu oczy.
— Co… się… — wybełkotał więzień. – Nie musisz pisać, że więzień. Już w poprzednim zdaniu wprowadzasz chłopaka, jest więc to domyślne.

— Pamiętaj, że chcę go jeszcze użyć — podkreślił Maretien.
Xara uśmiechnęła się szerzej.
— Nie wierzę… on może być z daru Nemesii…
Z każdym drgnięciem jej palców chłopak zwijał się, szarpał i krzyczał jak opętany. Zemdlał dopiero po chwili. – Nie lepiej byłoby najpierw pokazać dziwne zachowanie więźnia, a dopiero później podać wniosek, który pada z ust Xary?
Coś czuję, że wisior, który Hal oddał lekarzowi, nie był tylko zwykłą pamiątką. Dziadek na pewno wiedział coś więcej, skubany… W każdym razie sama widzisz, jak układam te puzzle. Bawię się bardziej niż przednio.

Kamienice, które mijała Vesna, położone były w biedniejszej dzielnicy Ancorii, [przecinek zbędny] i gdyby nie grupka bawiących się nieopodal dzieci, sprawiały wrażenie ponurych i opustoszałych. – Sprawiałyby, ponieważ dzieci bawiły się tam, a więc kamienice nie sprawiały wrażenia opustoszałych. Dopiero, gdyby dzieci nie było… no.

Od tego smrodu robiło jej się niedobrze, po za tym zwracała zbyt dużo uwagi (…). – Poza tym.

Po chwili odpoczynku, [przecinek zbędny] zajęła się pobieżnym pakowaniem.

Wiele nie posiadali, dlatego długo to nie potrwało. Upchnęła do przetartego sakwojażu tylko chudy stosik ubrań, koc, leki oraz drobne. Od tego wszystkiego rozbolała ją głowa (…). – Trochę dziwnie to brzmi w tym kontekście. Najpierw piszesz, że Vesna nie posiadała zbyt wiele, a później, że rozbolała ją głowa od tego wszystkiego, jakby było tego jednak w rzeczywistości całkiem sporo.

Rana Vesny goi się dość szybko i dopiero teraz Vesna zwraca na to uwagę? Czyli co, mam rozumieć, że nigdy przenigdy wcześniej chociażby się nie skaleczyła ani nic, aby dostrzec, że wszystko goi się na niej jak na psie? Jej brat też nie wiedział o darze? W takim razie skąd o nim wiedział Maretien? A może nie wiedział, tylko Hal wpadł mu w ręce przypadkowo, przypadkowo Maretien spotkał na swej drodze obdarzonego? W takim razie brakuje mi sceny, w której Maretien dostrzega to i wpada w zachwyt, obmyśla plan, woła tkaczkę. Cokolwiek w tym rodzaju.
Nie zrozum mnie źle. Nie chcę dyktować ci niczego ani narzucać; po prostu składam te puzzle na głos, głośno myślę o tekście, abyś mogła wiedzieć, co sądzę i czego ewentualnie może brakować postronnemu czytelnikowi. Jednocześnie nie oznacza to, że te sceny to jakiś wymóg.

Czy powinna przemilczeć sprawę Halwyna, a może zwyczajnie skłamać, by nie zmartwić bardziej schorowanej kobiety? – A skoro to POV, to dlaczego kobiety, a nie – wprost – matki?

(…) by nie zmartwić bardziej schorowanej kobiety?
— Jestem — Ves ukucnęła obok fotela, łapiąc kobietę za lodowatą dłoń.

Ale może tak było lepiej? Może dzięki temu kobieta przenosiła się w o wiele lepsze miejsce? Daleko od wojny, daleko od tego wszędobylskiego brudu?
— Właśnie miałam ci powiedzieć… — Wzięła głębszy oddech.
— Co takiego? — Nieve zmrużyła oczy. W narracji przed pierwszą wypowiedzią dialogową wykonawcą czynności jest Nieve, a więc czytelnik ma prawo sądzić, że dialog zaczyna właśnie ona, a nie Vesna, choć na pewno chodziło ci o tę drugą.

Na ten widok Vesna zaczęła przeklinać wszystko: całą tę niepotrzebną wojnę, przeklętych Wairdańczyków, swą bezsilność. – To tylko kolejna z wielu sugestii, ale tutaj właściwie dałoby się wzmiankę podpiąć pod POV. Sposób bardziej naturalny, wprost – konkretne przekleństwa zadziałają lepiej niż sucha uwaga. Rozbudzą emocje.

Wysypała na dłoń dwie białe tabletki cuchnące ostrym zapachem i nalała wody do przybrudzonej szklanki. Przekonanie matki do zażycia leków zajęło jej ponad pół godziny. Kobieta znów zatraciła się w swoim świecie, rzucając się, łkając i krzycząc. – Tutaj też żałuję, że przynajmniej początku histerii Nieve nie nakreśliłaś. Streszczenia scen prawdziwie emocjonalnych są słabe, nie budują właściwie niczego.

 — To również. — Niemal cały ciężar kobiety napierał na jej poranione ramię, gdy zmusiła ją do powstania. Zagryzła zęby. – Oba żeńskie zaimki w jednym zdaniu odnoszą się do dwóch różnych podmiotów – łatwo się zgubić. O ile z kontekstu można wyczytać, o co chodzi, o tyle nie jestem przekonana do poprawności strony technicznej akurat tego dopisku narracyjnego.


7.
Bezkrwawe przejęcie miasta, więc tak to sobie wymyślili. – Tutaj raczej lepszy byłby myślnik, a nawet wielokropek, od przecinka. W końcu przy czytaniu przerwa oddechowa w tym miejscu jest dłuższa.

Co[,] jeśli zostały zatrzymane? – Potrzebujemy tego przecinka, ponieważ mamy tu elipsę czasownika w pierwszym wypowiedzeniu składowym (w domyśle: Co będzie, jeśli zostały zatrzymane?).

Spojrzała na jego karabin, oceniając swe szanse. Nie miała wyjścia, musiała wykonać polecenie.
Na rynku panowało poruszenie. Na północnym krańcu placu stało podwyższenie (…). – Dwa pierwsze rymy jeszcze nie wyglądają tak źle – uznałam je za nawet interesujące przejście – jednak trzeci rym to już przesada. 

Chłód[,] jaki ją ogarnął[,] miał zupełnie inny wymiar (…). 

Po chwili na scenę wyszedł wysoki mężczyzna w średnim wieku[,] o przygładzonych włosach i ostrych rysach twarzy. Po tłumie poniosły się szepty.

Lepka od potu koszula przywarła do jej pleców. Czy podzielą los tamtych nieszczęśników?
— Skończycie właśnie w taki sposób — kontynuował. — Niektórym z was wciąż wydaje się, że możecie nas przechytrzyć.
Pod Ves niemal nie ugięły się nogi. On chyba nie mówił o pojmanych jeńcach? O Halwynie…
— Wy nazywacie ich niepodległościowcami. My zdrajcami i oprawcami. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. — Umilkł na moment, jakby delektując się tą chwilą. — Ale takie zbrodnie nie mogą ujść bez echa. Dlatego dziś wymierzymy należytą karę. — Uniósł rękę i na ten znak żołnierze zaczęli wybierać z tłumu losowe ofiary — głównie młodych mężczyzn.
Padły kolejne strzały, ludzie cofali się i krzyczeli.
— Oto i pierwsza lekcja. Nauczymy was, czym jest posłuszeństwo. – Bardzo dobra scena – mocna, przejmująca. Trochę jak wieszanie w Auschwitz, a trochę jak w starożytnym Rzymie, gdzie krzyżowano na ulicach dla zastraszenia ludu. Podtrzymujesz klimat, nie można się nie wczuć i nie da się nie współczuć.

Kątem oka widziała[,] jak Santhemczków zmuszono do ustawienia się przy murze.

Potknęła się o drobne ciało dziecka. Zmówiła w duchu modlitwę do Nemesii, wątpiąc, że bogini ją usłyszy. Jeszcze trochę! Jeszcze tylko chwila! Po drodze wpadła chyba na co najmniej sześć osób, brnąc w gąszczu cuchnących strachem ludzi. – Kolejna sugestia: szkoda, że modlitwa pojawiła się wzmianką, a nie mową pozornie zależną – wprost – lub nawet myślą zapisaną kursywą. Zdanie o cuchnięciu strachem – kwintesencja tego fragmentu. 

Za materiałem za dużych spodni spiętych szelkami, [przecinek zbędny] Vesna dostrzegła wetknięty pistolet.

Gęsta atmosfera utrzymuje się przez całą scenę, aż do ucieczki Vesny i starcia z żołnierzem. Dopiero gdy pojawia się Inez, oddycham z ulgą:
— Zabiłaś go? — Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, [przecinek zbędny] niż pytanie.
— Powiedzmy, połowicznie. — Inez wzruszyła ramionami, jej usta wykrzywiał kpiący uśmieszek. — Za całą resztę odpowiadają szczury. – Ta bohaterka ma w sobie to coś, co jest bardzo potrzebne choć jednemu bohaterowi takich tekstów. Dystans. Dzięki temu angst wydaje się na ogół mocniejszy, bo tylko momentami można od niego odetchnąć. 

— Wairdańczycy przejęli miasto — wyspała. – Wysapała?

To tylko kwestia czasu[,] zanim zajmą się podziemnymi czystkami.

Każdy obywatel powiedziałby, że paktowanie z podziemnymi zakrawało o szaleństwo, ale Inez… Inez była inna. – Dość szybko na taki wniosek, nie sądzisz? Może wydawała się inna lub coś w tym stylu – Ves zna ją właściwie z kilku dialogów i kilku chwil. Trochę niewiele. Czy w naturze Ves jest taka ufność, optymizm? Nie sądzę.

Inez wybałuszyła oczy, [przecinek zbędny] i gdyby nie ciemność, Vesna pomyślałaby, że dziewczyna poczerwieniała. (...)
— Jaka klęska? — Wybałuszyła oczy. — Ty mówisz poważnie? – Przecież wybałuszyła je ledwo kilka zdań wcześniej.

Oczywiście, że Inez chce się nauczyć strzelać. Bardzo ładnie wykorzystałaś wcześniejszy hint; świetnie, że wszystko się ze sobą łączy.

Co gorsze[,] dotarcie na miejsce nie było wcale takie proste.

— Bezczelna dziewucha! — skomentował majstrujący przy broni Mile. [akapit] Vesna kojarzyła go z zafascynowaniem dowodzącymi czy to z uczucia podziwu, czy bezczelnego przypochlebiania się. Teraz jednak nie to było najważniejsze.

Zmroziło ją tę wieść. – Na tę.


8
Korytarze krzyżowały się, tworząc skomplikowaną strukturę, która, jak się okazało, składała się z co najmniej kilku kondygnacji. Wiele ze szlaków, jak zdążyli się już przekonać, zawaliło się, dlatego wędrówka trwała tak długo. – Dwie podobne konstrukcje z podobnym wtrąceniem jedna po drugiej nie brzmią wprawdzie bardzo źle, ale jakoś super – też nie.

(…) co tylko bardziej zacieśniało supeł w żołądku Vesny. To czekanie doprowadzało do szału.
Ves obserwowała zacienione przejście z górnego gzymsu (…). – Podmiot nie zmienił się, nie musisz go powtarzać.

Dawno temu miejsce to stanowiło kamieniołom, w późniejszych wiekach wykorzystano je do sieci wodociągowej, by ostatecznie użyć ich jako kanalizacji. Co jeszcze w sobie kryło, pozostawało tajemnicą budzącą zbyt duże zainteresowanie ich wrogów. Użyć go (miejsca stanowiącego kamieniołom i wykorzystywanego do sieci wodociągowej) ewentualnie: użyć jej (tej sieci wodociągowej).

— Jesteś pewna, że ta cała Inez nie wyprowadzi nas na manowce? — Z jego ust popłynęła smużka pary.
— Rozważam wszystkie możliwości. — Wzruszyła ramionami, poprawiając chwyt na rewolwerze. — Nic mnie już chyba nie zdziwi. – No nie wiem, czy rozważa. W sensie okej, też chcę wierzyć w to, że Inez jest w porządku, jednak Vesna zdaje się nie brać wcale żadnej innej opcji pod uwagę. Już wcześniej stwierdziła pewna siebie, że przecież Inez była inna

W jednej chwili butelka trzasnęła o beton. (…) W tej samej chwili drugi z nich zarobił cios metalową pałką w tył głowy. (…) Dym rozprzestrzeniał się jak zaraza, a kiedy po jakiś [jakichś] dziesięciu minutach zaczął z wolna opadać, minęli cztery powalone ciała, przeskakując nad jedynym z nich. (…) Po chwili ze zgrozą odkryła jednak, że oprócz Ferana, który od początku miał pozostać w tyle, brakowało jeszcze dwóch osób.

Cała ich szóstka udała się jego krokiem, podczas gdy Inez odprowadziła ich tylko wzrokiem (…). – Ten rym dość mocno rzuca się w oczy. Za mocno.

Żołnierz padł na ziemię z wrzaskiem, starając się zatamować uciekającą krew z marnym skutkiem. – Lepiej: z marnym skutkiem starając się… Inaczej brzmi to trochę tak, jakby to krew miała taki skutek, nie żołnierz.

Docisnęła piętę do jego krwawiącego uda. – Wiadomo, że jego. Przecież to on miał dwie kulki w nodze, nikt inny.

Zachowanie Vesny bardzo mnie zdziwiło. Do tej pory nie znałam jej z tej strony, jednak nie wspominam o tym, bo jest to złe. Jest to po prostu bardzo… dziwne. Potrafię wczuć się w zaskoczoną, wystraszoną Lilyan.  

Nheil przeładował broń z głuchym dźwiękiem, od którego się wzdrygnęła. – Przed chwilą zarżnęła bezlitośnie strażnika, a teraz wzdryga się od broni?

Vesna przyglądała się Nheilowi z niekrytą podejrzliwością. Oboje pragnęli odzyskać Halwyna, obojgiem targały wielkie emocje. – O tych emocjach akurat nie musisz wspominać. Zachowanie bohaterów jest wystarczająco nierozsądne i narwane, by nie było ich widać.

Służka padła na kolana, błagając o życie po Santhemsku, co tylko jeszcze bardziej zirytowało Vesnę. – Podkreślenie małą literą.

— Mów. Mów, co wiesz[,] dziewczyno, bo zaczynam tracić cierpliwość! – W sumie bohaterowie nie mają stuprocentowej pewności, że dookoła na pewno nikogo nie ma, więc nie wiem, czy krzyczenie w bazie wroga to wyjątkowo dobry pomysł.

Vesna zastanawiała się[,] na ile kobieta kłamała i jak szybko przyszłoby jej wydanie ich. 

Ufanie jej nie wchodziło w grę, ale czym by się stała, gdyby bez większych skrupułów zakończyła teraz żywot być może niewinnej osoby? – W jednym zdaniu podmiot domyślny (ona – czym by się stała…?) i jej oznacza dwie różne osoby, jednak nie sądzę, by technicznie przez to zdanie było poprawne.

O ile zabójstwo strażnika do mnie przemawia, o tyle w ogóle rozmyślanie o tym, czy morderstwo na santhmańskiej kobiecie byłoby okej, w ogóle mnie nie przekonuje. Dlaczego przeszło to Veśnie przez myśl? Dość… creepy. Chyba za bardzo. 

Trochę nie kupuję tego, że w budynku nie było praktycznie żadnej straży. Jest to dość nierealne – który antagonista tak robi? Na pewno nie ten, którego ceni się za spryt. Maretien nie wydaje się więc geniuszem zbrodni – jak mam go szanować, skoro ledwo dwójka rebeliantów wbija mu na kwadrat i robi zamieszanie? To nie jest tak, że niczego nie znajdą – w środku zostały pewnie jakieś dokumenty, narzędzia, które rebelia mogłaby wykorzystać. I, przede wszystkim, są tam ludzie, którzy coś wiedzą. Zupełnie nieodpowiedzialne ze strony Maretiena tak sobie tam wpuścić wroga. Kompletnie głupie i od czapy, tak szczerze mówiąc, że aż nie chce mi się w to wierzyć. Poza tym cała sytuacja wygląda też trochę jak imperatyw – wszystko po to, aby Vesna mogła dostać się do budynku bez większych problemów.

Odłożył czytaną książkę, po czym wstał.
— Tak? — zapytał po wairdańsku, ale zupełnie bez akcentu.
— Gdzie są więźniowie? — Vesna ledwo utrzymywała nerwy na wodzy.
— Co to za pytanie? — zająknął się na widok broni. — Och… – Mam rozumieć, że lekarz nie poznał swoich przeciwników? Nie zobaczył, że są splamieni krwią i już na pierwszy rzut oka nie wyglądają wcale na Wairdańczyków (tym bardziej że chyba już wcześniej zauważył, że w budynku jest dość cicho)? Czy to nie jest naiwne?


9.
— Nasi dotarli na miejsce. Przegonimy tych krwiopijców raz na zawsze! — krzyknął Nheil. – Problem w tym, że kompletnie nie czuję, by jacyś krwiopijcy byli na terenie, o którym mowa. Nie czuję walki, bitwy, tego, że w tym momencie bohaterom jest ciężko. Atmosfera gdzieś się zatraciła, przyznam szczerze, i zaczyna mnie to martwić.

Wzrok[,] jaki posłał kolaborantowi[,] sprawił, że mężczyzna aż się skulił.

— To koniec… — Lilyan oparła się o ścianę, wpatrując pustym wzrokiem w przestrzeń.
— Co to za postawa? Nie wolna tracić nam nadziei! — warknął Nheil. – Ale jaki koniec? Przecież na teren budynku wjechali nasi, sytuacja wygląda na opanowaną. Więc faktycznie – skąd ta postawa?

— Wairdańczycy mają przewagę liczebną! Jakie mamy szanse? — Lilyan pobladła. – O, właśnie o tym mówię. Jaką przewagę? Budynek jest pusty, nic nikomu w nim jak na razie nie grozi. Na dobrą sprawę bohaterowie mogliby wyjść jak weszli. Ta przewaga liczebna nie brzmi zbyt realistycznie w tym miejscu. Może dlatego, że nie czuję atmosfery walki – przeciwnika zdaje się w ogóle nie być na oblężonym terenie. Właściwie wciąż mnie zaskakuje, dlaczego tak łatwo poszła cała akcja.
Zaczynam mieć też niepokojące wrażenie, że coś mnie omija, coś przestaje być dla mnie jasne. Czy to ja pominęłam jakąś sugestię, czy to ty zapomniałaś o czymś wspomnieć, coś mocniej podkreślić?

Vesna szarpnęła niedoszłą narzeczoną Halwyna i rzuciła się w korytarz bliski zawaleniu.
— Szybko! — rzuciła w biegu, wymijając przy tym poobrywane części ścian.

Nie potrafiła określić, kiedy zauważyła spanikowaną Inez oraz jak przez trzęsące się korytarze dotarli w końcu do wejścia, za którym znajdowały się piwnice drukarni. – Na dobrą sprawę sama ucieczka do drukarni też wydawała się dość prosta. Do budynku po Hala bohaterowie szli długo i było dość ciężko, a teraz wyjście okazało się wręcz banalne i trwało aż jedno zdanie? Skoro drukarnia była tak blisko miejsca, w którym przetrzymywano Halwyna, równie dobrze to z niej można było po niego ruszyć, i to nawyraźniej bez pomocy Inez.

Z doświadczenia wiedziała, że nerwy oraz desperacja to bardzo źli doradcy. [podwójna spacja] Szybko na trzeźwo oceniła sytuację. – Ehe, teraz, gdy ojczyzna za oknem przegrywa, Vesna nie reaguje nerwowo. Ale wcześniej, w sprzeczce z Nheilem nie potrafiła się opanować i przemyśleć sytuacji na chłodno. Więc jednak mam ją odbierać jako rozsądną z natury i taką, która najpierw myśli, a potem działa, czy nie? Bo do tej pory zachowywała się raczej jak kąpana w gorącej wodzie – w drukarni też wpierw nie miała zamiaru pomóc przy maszynie, a chciała od razu iść i ratować brata – trzeba było ją przekonywać i uspokajać dość długą chwilę. Więc generalnie spieszy się jej do bitki, a teraz nagle nie?

Rzucić się w wir walk i polec jako nieznany bohater, [przecinek zbędny] czy może ukryć się i wdrożyć w życie plan uratowania bliskich? – Niby tak, ale jednak nie do końca – gdy ona będzie uciekać, jej bliskim może już wtedy coś się stać i nie będzie już kogo ratować i dla kogo ustalać plan awaryjny.
Nie znaczy to, że nie popieram odwrotu, po prostu ta kwestia nie jest aż tak zero-jedynkowa, jest więcej za i przeciw, które może warto byłoby wziąć pod uwagę.

Z przeważającą liczebnością, sprzętem i taktyką, [przecinek zbędny] na ten moment nie mogli się z nimi równać. – To brzmi tak, jakby ta przeważająca liczebność, sprzęt i taktyka należały do rebelii, nie oprawców. Usuń podkreślenie.

Obrócił się, by powiedzieć coś do brata, ale naraz jego uśmiech wykrzywił grymas szoku. – Skąd Vesna wiedziała, co dokładnie chciał zrobić Filip? Może po prostu chciał się odwrócić, niczego nie mówiąc? Nie wyglądałoby to jak head-hopping, gdyby Filip zdążył coś powiedzieć lub Vesna dostrzegłaby chociaż, jak bohater otwiera usta. Myślę, że wtedy scena byłaby też znacznie mocniejsza.

Wraz z Merionem i Inez wsunęli się między maszyny. – Inez? Ona też tam była? Wiem, że prowadziła bohaterów kanałami, ale nie wiedziałam, że dalej też za nimi szła i że Merion też ją wpuścił do siebie. Raz, że jej nie znał, dwa – kompletnie nie czuć jej obecności w scenie. Gdzieś mi się dziewczyna zgubiła, przestałam brać ją pod uwagę aż do teraz.
Strasznie chaotyczny jest ten rozdział, czuję, że dużo mi umyka, wielu kwestii nie rozumiem, muszę cofać się w tekście, aby go sobie poukładać raz jeszcze. Nie wiem dokładnie co, ale coś tu nie działa. Może akcja jest jednak nieco za szybka?

Inez przygryzała dolną wargę, wpatrując się w pistolet z niedowierzaniem. Najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie strzelała, a nabywanie tej umiejętności w takich okolicznościach wiązało się z czystym szaleństwem. – Nie przekonuje mnie ta myśl w POV Vesny. Raz, że Vesna jest w dość groźnym położeniu i w tym momencie myślenie o Inez i patrzenie, co ta robi, nie jest pewnie najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej że wokół trup ścieli się gęsto. Dwa – pokazując mi wcześniej Vesnę, która bez oporów zabija i to tak dość brutalnie, teraz każesz mi uwierzyć, że bohaterka bez problemu wczuwa się w kogoś, kto wykona swój pierwszy w życiu strzał, nazywając tę lekcję szaleństwem, ale… no nie. Vesna do tej pory wydawała się realistką. To raczej nie szaleństwo, a mocne doświadczenie, które może komuś uratować życie. Myśl o szaleństwie bardziej pasowałaby mi do Inez, ale to nie jej POV.
Poza tym czy w tym pistolecie Inez w ogóle ma jeszcze jakąkolwiek amunicję? Z tego co pamiętam po starciu z Wileyem nie był to pełny magazynek.

Ile trwał ten koszmar? Minuty? Godziny? Całą wieczność? Czuła się, jakby utknęła w zaciętej klatce filmowej. Cisza, jaka nastała, przerażała jeszcze bardziej od chaosu. – Poniekąd zdziwiłam się, że w twoim uniwersum bohaterowie znają pojęcie filmu i klatki filmowej. Popularyzacja tej sztuki to początki dwudziestego wieku. Do tej pory sądziłam, że gdyby osadzić twoich bohaterów w jakichś ramach czasowych, byłaby to raczej epoka odrodzenia (tak też sobie wyobrażałam twój świat, na przykład stroje postaci) – rewolucja przemysłowa, broń palna, manufaktury, maszyny parowe, początki elektryczności, rozwój kolei i tym podobne.

— Zaraz będą tu posiłki! Ruchy! Ruchy! — Nheil wsiadł już na miejsce kierowcy. Odetchnął, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce, a samochód wydał z siebie warkot. – O, teraz piszesz o samochodach i kluczykach w stacyjkach, a wcześniej, używając automobilu, sprawiałaś, że wyobrażałam sobie wóz bardzo antyczny, może nawet o silniku parowym. Twoje opowiadanie od początku było dla mnie typowym steampunkiem, a teraz widzę, że to wyobrażenie było błędne i jestem skołowana.

— Uczcimy ich pamięć, gdy jakimś cudem do nich nie dołączymy — szepną i zajął się raną siarczyście klnącej Inez.
Chwile przedłużały się, gdy tak siedziała w bezruchu z nieprzytomnym wzrokiem, nie zwracając większej uwagi na to, co się działo. – To head-hopping i nagle jesteśmy w głowie Inez czy jednak zgubiłaś podmiot i zapomniałaś wspomnieć, że wracamy do Vesny?  

Merion nie było (…). – Meriona.

Nie wiedziała, co mogłaby w tej chwili powiedzieć. Żadne słowa nie oddałyby tego, co czuli. Filip. Feran. Bryn. Lilyan. Ludzie walczący z nimi ramię w ramię. Wszyscy polegli. Nie mieli nawet czasu na pochowanie ich ciał, na oddanie im należnej czci. – To brzmi tak, jakby czasu na pochówek nie mieli wszyscy polegli. Poza tym nie wiedziałam, że Lilyan też coś się stało. Niby nie wspomniałaś o niej, więc mogłabym to wywnioskować po tym, że nie uczestniczy w scenie, jednak nie wzięłam tego pod uwagę. Specjalnie cofnęłam się w tekście, aby sprawdzić, gdzie przegapiłam ten moment i nie znalazłam go.

— W takim razie idę z tobą — wtrąciła się Ves. Miła już serdecznie dość tego kluczenia, ukrywania się i udawania, że wszystko jakoś się ułoży. – Miała.
— To dobry pomysł. — Merion poprawił strzaskane okulary. — Nheil powinien zostać na straży, Inez jest ranna, a on… — zerknął na Caela — Cóż, chyba nie muszę tego komentować.
Nheil westchnął ciężko. W tej chwili lepiej było nie wchodzić w słowne utarczki z Merionem, dlatego po krótkiej dyskusji dał tej sprawie spokój. – Klasyczny head-hopping. Scena pisana była z perspektywy Vesny, a tutaj mamy wnioski należące do Nheila. Na jedno zdanie weszliśmy mu do głowy.

Na pierwszy rzut oka Venea z przepływającą przez nią rzeką Veną, wydawała się pustawa. – Albo wydziel wtrącenie, stawiając przecinek przed z, albo nie rób wtrącenia w ogóle i usuń przecinek, który postawiłaś.

Ci, którzy nie zostali przydzieleni do wozów, dołączali do stery trupów złożonej ze zdeformowanych osób — zbyt chudych, zbyt grubych, pozbawionych nóg lub z innymi niepełnosprawnościami. Od tej sceny zebrało jej się na wymioty. – Jej, czyli tej stercie trupów? Na pewno nie.

Jasnym było już, że muszą czym prędzej się stąd wynosić, [przecinek zbędny] i że wiele tutaj nie wskórają.
Mam wrażenie, że to twój najmniej dopracowany rozdział. Mocny, bo pokazał śmierć i odebrał nadzieję, ale jednocześnie dla mnie jednak zbyt chaotyczny, poplątany. Z jednej strony okej – mogę wczuć się w Vesnę, dla której też ta cała sytuacja jest nowa – chaos, napięcie i walka, w której bliscy umierają nawet nie wiadomo kiedy, brak planu, brak perspektyw i tak dalej – ale jednocześnie czuję, że coś gdzieś nie wyszło niekoniecznie celowo. Mam wrażenie, że inne rozdziały pod względem scen dynamicznych, które były dla mnie w pełni zrozumiałe i proste do wyobrażenia, dłużej leżakowały i dopieściłaś je porządniej.
Ciekawe, jak będzie więc prezentować się ostatnia nadesłana do mnie notka.


10.
Sterowiec (…) przypominał kunsztowną rzeźbę statku mknącą wśród chmur. (…) Plotki na ten temat zdecydowanie nie oddawały kunsztu machiny wojennej (…) – choć między tymi zdaniami jest jeszcze jedno, powtórzenie wciąż rzuca się w oczy.

Czuła[,] jak jej bok płonie, głowa zdawała się pękać, dym dusił i rozszarpywał.

Scena opisu stanu Vesny i przeżywania jej rekonwalescencji – bardzo dobra. Emocjonująca i emocjonalna jednocześnie. Nic dodać, nic ująć.

— Gdzie my jesteśmy? — Jej głos wydawał się obcy. — Co to za miejsce?
— To budynek, do którego najwyraźniej nie miał już kto wrócić. (...)
— Więc włamaliśmy się do mieszkania jakiegoś nieszczęśnika?
— Coś w tym rodzaju. — Wzruszył ramionami. — I tak na dniach rozpoczną się przeglądy i będziemy musieli się stąd wynosić. (…)
— Zajmowanie się tobą to katorga! Nie zmrużyłem oka od trzech tygodni! – Kiedy wpierw przeczytałam, że zaraz wkroczą tu żołnierze, sądziłam, że najlepiej byłoby od razu zebrać się i wyjść, a potem dotarła do mnie informacja o trzech tygodniach i… no, dość długo, nie sądzisz? Przez trzy tygodnie nikt ich nie znalazł na wrogim terenie? Przez trzy tygodnie nikt nie zajrzał do kamienic, mimo że wcześniej robiono selekcję i szukano santhmańskiej ludności? I skąd Merion miał wodę i bułki?
Jakimś cudem zdołała wyminąć konstruktora i wybiec z ledwo stojącego budynku. Ulice zalewały czarne flagi, gdzieś w oddali przechadzali się żołnierze. – Tym bardziej trudno mi uwierzyć w taki łut szczęście.

Dla Vesny wyglądało to bardziej jak więzienie niż szkoła. Zaniepokoiło ją także to, że po wcześniejszej przyjazności Meriona nie pozostał ani ślad. Mężczyzna od razu zwęszył, że Ves coś planuje, i szturchnął ją prosto w zabandażowany bok. – Kolejny head-hopping, tym razem wycieczka narracyjna do głowy Meriona. Dziwne, wcześniej ci się to nie zdarzało…
Do końca rozdziału wszystko w porządku – nie podejrzewałabym Meriona, jednak też nie bardzo mogę go winić. Gdyby nie znaleźli się na okupowanym terenie i nie stracili ludzi, pewnie nie zachowałby się tak. Na tym etapie oceny żałuję tylko, że nie wysłałaś mi niczego więcej. Pozwolę sobie więc przejść do podsumowania.


PODSUMOWANIE

TECHNIKALIA
Zdarzyło się kilka potknięć interpunkcyjnych – gdzieś tam nie oddzieliłaś przecinkami wtrącenia, a gdzieś indziej nie stawiłaś ich przed wołaczami. Są to jednak detale, które wyłapie porządny betareader. Często zdarzało ci się też stawiać przecinek przed i, co budziło moją wątpliwość, jednak powtarzało się na tyle często, że przeprowadziłam research. Wynikło z niego, że faktycznie część przecinków wisi poprawnie (zdania nie są równorzędne, a wynikowe; i może zastępować więc). Wprawdzie przecinki w tych miejscach nie są konieczne, a opcjonalne, ale właśnie dzięki nim dowiedziałam się czegoś nowego. Fajnie!
Z drugiej strony nie zawsze tak było i niektóre z tych przecinków jednak powinny wylądować w koszu – te wyróżniłam w nawiasach.
Słabą stroną tekstu są pomieszane podmioty. Wypisałam kilka przykładów na początku, ale z potknięciami spotykałam się dość często, aż do samego końca. Gdy czytałam tekst na głos, niektóre sytuacje dość mocno mnie bawiły, psując klimat:
Cisza, która nagle wdarła się do jej uszu, wydawała się dziwaczna i odległa. Zamknęła oczy poległego, zmawiając krótką modlitwę (…). Albo: Z jego czoła skapywały krople potu. — To o to chodzi. — Ostrze wbiło się głębiej, wyrywając z niego krótkie krzyknięcie. Ewentualnie równie zabawne:
Kącik ust Vesny drgnął ku górze.
— O ile już go nie dopadła.
— To znaczy, że… — zaczął, ale przerwała mu gestem nakazującym ciszę.
Rozumiem, że omijanie podmiotów pozornie buduje atmosferę, w końcu im mniej powtórzeń imion, tym lepiej, dodatkowo POV robi swoje, ale nie może być tak, że techniczna strona tekstu zostaje porzucona, bo klimat – te dwa elementy powinny iść w parze. Da się, tylko trzeba się porządnie nakombinować.
Przy czym zdaję sobie sprawę, że babol ten powtarza się w literaturze dość często, rzadko też jest zauważany przez betareaderów w wydawnictwach – spotykam go w naprawdę wielu książkach. Tylko… czy to coś zmienia? I o czym to właściwie świadczy?
Mam też problem z imieniem twojego bohatera. Chodzi mi o Wileya/Wiley’a. Zapisujesz tę nazwę z apostrofem, a ja jako oceniająca nie potrafię stwierdzić, czy robisz to celowo, czy jest to twoje przeoczenie. Od początku, zanim zobaczyłam, jak odmieniasz to imię, czytałam je jako Łilej (jak Disney – Disnej), jednak gdy dostrzegłam kilka stron dalej apostrof w dopełniaczu, zmusił mnie on do refleksji, że może jest to jednak wyraz typowo anglosaski i czyta się go: Łajli (jak: Casey – Kejsi)? Właściwie sama nie wiem i chciałabym, byś poruszyła tę kwestię w komentarzu – dla zaspokojenia mojej ciekawości. 


FABULARIA
Tutaj powinnam – jak to mam w zwyczaju – pooddzielać od siebie podpunkty takie jak świat przedstawiony, fabuła, bohaterowie, narracja i styl i tak dalej, ale… po co? Żebyś przeczytała, że stworzyłaś dość realistyczne uniwersum o rozbudowanym tle? Albo żebyś dowiedziała się, że każda ze stworzonych sylwetek psychologicznych jest spójna i logiczna?
No okej, spróbujmy.
Jeżeli chodzi o postaci pierwszoplanowe, bardzo cieszę się, że padło akurat na Vesnę – wciąż mało mi powieści o dzielnych, choć nie do przesady silnych kobietach, które starają się radzić sobie w trudnych realiach. Doceniam, że poszłaś w tę stronę. Czy mogę coś jej zarzucić? Przypomina mi się moment, w którym zbyt szybko zaufała Inez, choć z drugiej strony babka dwa razy uratowała jej życie, więc… dałoby się to obronić. Raz zdarzyło się też, że Vesna w sposób pozbawiony nerwowości dość szybko i rozważnie podjęła decyzję o ucieczce, co uznałam za w ogóle do niej niepodobne.
Pilnuj też jej perspektywy. Jeżeli cała scena opisywana jest z punktu widzenia Vesny, trzymaj się tego i nie popełniaj head-hoppingu. Właściwie zdziwiłam się, że w ogóle się pojawił – dwukrotnie, czyli źle nie jest, ale – szczerze? – w ogóle nie podejrzewałam cię o takie kwiatki.
Natomiast w przypadku Hala trochę dziwi mnie to, że, mając tak dobrze wypracowany warsztat, dość pobieżnie rozegrałaś wprowadzenie tajemnicy o darze tego bohatera – dowiedziałam się o nim od antagonisty, który wydawał się już przetrawić wieść o cennej umiejętności (czyżby ekscytował się gdzieś poza kadrem?), przez co, choć sama umiejętność jest godna pozazdroszczenia, emocje w tej scenie nie zadziałały na mnie. Ot, dowiedziałam się czegoś i tyle. Nie potrafiłam się z cieszyć z tej wyjątkowości Hala, nie byłam aż tak ciekawa, co oznacza ona dokładnie i z czym się wiąże. Na dodatek zaraz po tej scenie okazało się, że ranna Vesna też nagle dobrze się czuje – oba talenty wybrzmiały w podobnym czasie, jeden po drugim, czego było mi trochę za dużo naraz. I czy o tych talentach naprawdę nikt nie wiedział wcześniej? Ani Ves, ani Hal nie domyślili się, że tak potrafią? Przecież mieli całe życie, by tego doświadczyć, w dodatku wychowali się w trudnych warunkach – wcale nie urodzili się w czepkach, by tylko pachnieć i wyglądać na szlacheckim dworze.
Natomiast w przypadku bohaterów dalszoplanowych – zdecydowanie brakło mi Wileya. Przez to, że ekspozycja o pobudkach jego zdrady pojawia się tuż przed zakończeniem tego wątku, nie zdążyłam realnie się wczuć. Choć zrozumiałam, dlaczego bohater zachował się podle, jego ostateczna sytuacja w kanałach ni to mnie schłodziła, ni zagrzała. Wprawdzie pisałaś o koszmarach, które niby go nawiedzały już wcześniej, ale nie przekonało mnie to – brzmiało jak niepotwierdzony dowód wprowadzony trochę na siłę (i to w ostatniej chwili!), by obudzić emocje. Akurat na tę wędkę złapać się nie dałam. Poza tym sam fakt, że na tylko jedną scenę oddałaś partię narracyjną postaci dalszoplanowej, aby ją w oczach czytelnika zaraz po zdradzie trochę wybielić, też mnie nie przekonuje. Jak już dawać komuś POV, to dla czegoś większego niż skrawek wątku – tak sądzę. Na dobrą sprawę Wiley jako zdrajca nie jest jakąś super kluczową postacią, niewielki miał wpływ na fabułę poza tym, że był powodem, dla którego Ves zżyła się z Inez. Jasne, zawsze można powiedzieć, że gdyby nie on, to Halwyn nie zostałby pojmany, jednak, jakby nie było, scena zdrady nie występuje w tekście bezpośrednio – o niej dowiedziałam się z dialogu i już po fakcie (co też ma plusy, bo jest zaskoczeniem). W takim zestawieniu Wiley jest dla mnie postacią o małym znaczeniu, a jednak dostał partię narracyjną – mam wrażenie, że nie wykorzystałaś jego potencjału.
Chyba że Wiley jeszcze się pojawi. To byłoby klawe.
Podobnie mało mi było tego ziomeczka, którego imię zaczynało się na literę G. Wprawdzie mogłabym się wrócić do twojego tekstu albo nawet przescrollować w górę ocenę, by zobaczyć, jak gość miał na imię, ale nie chcę tego robić specjalnie, abyś wiedziała, że w ogóle nie zapadł mi w pamięć. Miał jedną krótką scenę w całych dziesięciu rozdziałach i właściwie nie wiem, co miała ona wprowadzić. Nawet jeżeli rozwiniesz wątek w kolejnych notkach, mam wrażenie, że rozwinięcie będzie zbyt daleko od rozpoczęcia, by zadziałać na czytelnika. Na razie wygląda to tak, że scenę można by wyciąć lub wkleić gdzieś dalej i właściwie nic by się nie zmieniło.
W ocenie przewija się kilka uwag na temat scen, których mi brakuje i pamiętam, że były to głównie sceny dotyczące Wairdańczyków, na przykład rozpoznanie daru Halwyna przez Maretiena. Historię można uzupełnić o kilka smaczków, ale na dobrą sprawę nie musisz tego robić wcale – i tak, i tak jest dobrze. Przy czym zaznaczę tu, że jednak brakuje mi trochę drugiej strony medalu. Wprawdzie dostałam scenę ulicznej tyrady Wairdańczyków i sceny z Maretienem, jednak były one przedstawiane z perspektywy niepodległościowców – na etapie, w którym Camilla poinformowała Vesnę o pociągach, a następnie Ves przyprowadziła do Szarzówki Inez, mało mi było knucia po stronie oprawców. Dostawałam informacje o ich najazdach, planach (rozkodowanie wiadomości w drukarni, pociągi, wjazd do miasta) i scenę potwierdzającą to (uliczna manifestacja siły Wairdanu), ale mam wrażenie, że wciąż brakuje mi czegoś pomiędzy, i to właśnie z perspektywy Wairdańczyków. Tam, na dobrą sprawę, mam tylko Maretiena i nikogo więcej; cała reszta bohaterów, którzy dostali partie narracyjne, to niepodległościowcy.
Ujmuje mnie spójny świat – postęp technologiczny idzie w parze z rzeczywistością, którą wykreowałaś. Jak jednak napisałam, zdziwił mnie aspekt samochodów czy filmów. Od pierwszych chwil wyobrażałam sobie obyczajowość i realia bazujące na epoce oświecenia, erze wiktoriańskiej, a z czasem (i to tak dość daleko, pod koniec nadesłanego materiału) wyszło jednak coś innego. Dziwnie poczułam się, musząc zmieniać to wyobrażenie – właściwie przyznam, że podeszłam do tego niechętnie, a nawet… wcale tego nie zrobiłam. Wciąż wyobrażam sobie sceny rodem z Anglii, z okresu rewolucji przemysłowej. 
Wydaje mi się też, że i tak można by pójść jeszcze o krok dalej, nie tylko nadając nietuzinkowe nazwy artykułom spożywczym czy przedmiotom codziennego użytku, ale i, na przykład, chorobom. Mamy w tekście Nieve, która cierpi na depresję i zażywa antydepresanty, a to dość współczesny obraz. Gdyby tak nazwać tę dziś dobrze znaną chorobę inaczej? Na tej samej zasadzie zdziwiły mnie proste, typowe nazwy ulic – krainom chociażby nadałaś miana finezyjne, jakby żywcem ściągnięte ze świata fantasy. W ogóle twoje egzotyczne nazewnictwo – czy imiona, czy krainy – bardzo mi się podoba, oddaje klimat. Chapeau bas, choć muszę przyznać, że nazwy własne takie jak Wairdan czy Santhemię zapamiętałam stricte całkiem niedawno, gdzieś po siódmym rozdziale. Przez większą część oceny szukałam ich w twoim tekście i z niego kopiowałam – długo były dla mnie nieprzystępne i nawet trudno mi powiedzieć dlaczego. 
Mówiąc o bohaterach oraz świecie przedstawionym pozbawionym ekspozycji, nie sposób nie docenić twoich opisów. Istnieją, ale są niezauważalne, dyskretnie przemycasz je w tekście, a czytelnik i tak wszystko wie – widzi postaci i tło, w którym się poruszają. Wypełniasz całą przestrzeń mojej wyobraźni. Bardzo to cenię.
Ogólnie masz fantastyczny styl – nie siejesz powtórzeń, wiesz, gdzie zwolnić, a gdzie przyspieszyć, gdzie nacisnąć, by zadziałać na czytelnika. Czasem zdarzało się, o czym nie pisałam w ocenie, że w scenach akcji wskazywałaś czas jej trwania. Pisałaś na przykład: W jednej chwili butelka trzasnęła o beton. (…) W tej samej chwili drugi z nich zarobił cios metalową pałką w tył głowy. – Gdyby usunąć te wyrażenia, nic by się nie zmieniło (czytelnik i tak zakłada, że wydarzenia dzieją się chronologicznie, więc nie musisz tego zaznaczać; na dobrą sprawę chwila i tak niewiele mówi, nie jest zbyt konkretnym określeniem). Czasem też niepotrzebnie wskazujesz konkretny czas: coś trwało minut dziesięć, coś innego piętnaście, jakby Vesna obserwowała sytuację, mając zegarek w dłoni. A przecież oddała go matce, prawda? :)
Jeżeli mowa o klimacie, warto docenić tu widoczny angst. Gdyby nie pomylone podmioty, atmosfera byłaby na najwyższym poziomie, dramasceny działają na wyobraźnię i pobudzają emocje aż miło. Nie potrafię wybrać moich ulubionych – czy to pojmanie Hala, czy walki w kanałach, czy ścięte głowy w mieście – wszystkie są tak samo dobre. Przy czym w takich momentach bardzo doceniam Inez i jej wypowiedzi dialogowe – te drobne humorystyczne wstawki to idealna odskocznia, która nie zabija ci angstu, a jeszcze bardziej go podkreśla. Dzięki nikłym pozytywnym momentom (jak i tym wzruszającym, jak pożegnanie Vesny i Nieve czy zaoferowanie pomocy przez Camillę) żałuję, że niepodległościowcy mają pod górkę i kibicuję im. Chcę, by tych lepszych chwil było dla nich więcej, utożsamiam się z nimi i boję o ich dalsze losy. Żałuję też tych, którzy zginęli, choć akurat rozdział dziewiąty jest moim najmniej ulubionym – właśnie przez chaos i to, że te sceny śmierci w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób nie zrobiły na mnie wrażenia. Może dlatego, że dziewiątkę czytałam dwa razy i kilka razy do niej wracałam, aby poukładać sobie fakty na spokojnie, bo niektóre nie dotarły za pierwszym razem. Przy czym trudno mi ustalić, czy to wina moja i mojej nieuwagi w czasie czytania, czy czegoś innego. Poza tym w rozdziale nie pasuje mi to, że Veśnie i Nheilowi dość łatwo udało się wejść do budynku, dowiedzieć się czegoś i wyjść. Gdybym miała doczepić się czegoś w kwestiach fabuły, to głównie tej kwestii.

Koniec końców Pieśń walczących czyta się lekko, choć fabularnie lekko wcale nie jest. Jeżeli chodzi o kwestię twojego budowania słowem, można ci tylko zazdrościć – operujesz nim płynnie i naturalnie. Żałuję jedynie, że nie wysłałaś mi więcej materiału. Koniecznie daj znać, gdzie będę mogła dokończyć tę historię. Historię, która na dzień dzisiejszy jest bardzo dobra, z minusem (5-) – właśnie za ten rozdział dziewiąty, który na moje oko technicznie różni się od całej reszty, mimo że pod względem fabuły wydaje się najważniejszy.  



10 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za ocenę, zabieram się do czytania i komentowania. :) Teraz wyszło na to, że chyba jestem czarownicą, bo kilka dni temu śniło mi się, że dostałam tę wymarzoną piąteczkę, choć zdecydowanie w to nie wierzyłam. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeanalizowałam ocenę, tak więc bez zbędnego przedłużania przechodzę do komentarza (z góry przepraszam za babole, jeśli gdzieś się pojawią, i samą długość tekstu, trochę się rozpisałam xD).

    Rozdział 1

    1. Kiedy wysyłałam ostatnią wersję tekstu, zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie pomyliłam podmiotów. Teraz dotarło do mnie, że z tym rzeczywiście mam największy problem, dlatego podczas poprawek i dalszego pisania będę zwracać na to większą uwagę. Myślę, że przeczytanie tekstu na głos, tak jak doradziłaś, zdecydowanie się tutaj sprawdzi.

    2. Odnośnie do interpunkcji zgadzam się w zupełności, coś musiało mi umknąć, gdzieś zabrakło wiedzy na ten temat, także nad tym również jeszcze muszę popracować. Nie wiem, jak to nieszczęsne „po mimo” się tam wkradło, najwidoczniej je przeoczyłam. xD

    3. We fragmencie z półcieniem chodziło mi o to, że bohater po prostu ruszył w zacieniony korytarz, pomyślę o przeredagowaniu, bo rzeczywiście może być to nieco niezrozumiałe.

    4. Fakt, Halwyn był za wysoko, żeby tak dokładnie dojrzeć twarz Nheila, również to poprawię.

    5. Tyle razy przeglądałam tekst, a pozostawiłam „długu”. xD Ślepota moja, wybacz.

    6. Tak, ta niepokojąca atmosfera i trzask dawały mu się we znaki, także pokombinuję z tym zdaniem.

    7. Z tym krzykiem w obcym dla bohatera języku oczywiście się zgadzam, myślę, że tak jak zasugerowałaś, pominę tę frazy w dialogu. Ekspozycja o naukach również wylatuje, rzeczywiście w tej scenie psuje rytm i atmosferę.

    8. Również zgadzam się z tym, że Halwyn nie mógł wiedzieć, że zawleczono go na parter, może ewentualnie zorientować się, że jest w jakimś podejrzanym pomieszczeniu.

    9. Jeśli chodzi o fragment z tą policją wojskową i przemyśleniami Vesny zastanawiam się właśnie, jakby to jeszcze przedstawić, żeby miało to więcej sensu.

    10. Plan rzeczywiście był (inaczej utknęłabym na jakimś wątku, dlatego zawsze staram się wszystko przemyśleć). Co prawda cała praca licząca czterdzieści rozdziałów została już napisana, ale część tekstu musi jeszcze „odleżeć”, żebym „na świeżo” mogła do niego wrócić i wyłapać babole, na tyle ile dam radę. Dziękuję za docenienie pomysłu i bardzo cieszę się, że stworzyłam coś, co Cię nie zanudziło.

    Rozdział 2

    11. Postaram się odkręcić to pogmatwane zdanie, rzeczywiście można się w nim pogubić.

    12. Tak, wykręcanie spódnicy brzmi o wiele lepiej niż wykręcanie materiału spódnicy.

    13. Z tymi przecinkami przy wołaczu, to wyszło na to, że znam zasadę, ale jej nie użyłam z jakiegoś niewidomego powodu. xD

    Rozdział 3

    14. Rzeczywiście były dwa dźwięki, dziękuję za czujność.

    15. Znów ta sama sytuacja odnośnie do imiesłowu, co z przecinkami przy wołaczu. Coś tutaj przeoczyłam.

    16. Bardzo dziękuję za wskazanie źródła z różnicą między „który a jaki”, przyznaję, że tego nie wiedziałam.

    17. Z tą „zbożówką” chodziło o kawę, ale teraz gdy sprawdziłam ten termin, okazało się, że jest to dość potoczne słowo i nie wiem, czy nie lepiej byłoby powiedzieć po prostu, że Vesnę poczęstowano kawą zbożową.

    18. Mała litera najwyraźniej wkradała mi się tam przez poprawkę, którą wprowadziłam i oczywiście przeoczyłam, że jest to początek zadania.

    19. Dziękuję za podlinkowanie stronek z regułami, muszę jeszcze je zgłębić.

    20. Postaram się przedłużyć tę ciszę.

    21. Zawsze miałam problem z zakończeniem rozdziału, także cieszę się, że wyszedł mi ten cliffhanger. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem już! Wróciłam z urlopu remontowo-budowlanego, siedzę w biurze, piję kawkę, więc najlepszy czas, by odpisać na zaległości.
      Nie odpiszę na wszystko, bo ciężko mi coś więcej dodać, gdy zwyczajnie się ze mną zgadzasz. W pewnym stopniu to wciąż nowe dla mnie doświadczenie. xD

      09.
      Jeśli trafił w ręce skorumpowanej policji wojskowej, jego szanse na powrót w jednym kawałku praktycznie nie istniały. Nie wywinąłby się już z samego faktu posiadania ich munduru. Kiedy miała osiem lat[,] była świadkiem[,] jak ledwo żywych oskarżonych transportowano do szpitala. – Napisałaś, że zastanawiasz się, jak to przerobić, aby miało więcej sensu. Sens jednak już jest i sądzę, że poprawka powinna być raczej estetyczna, aby przemyślenia Vesny nie brzmiały tak chłodno – przecież tu chodzi o jej brata. Może coś w stylu: szanse na szczęśliwy powrót i nie udałoby mu się? Już taka wersja byłaby bardziej delikatna w ustach Vesny i nie sugerowałaby, że Vesna podchodzi do tematu porwania Hala z dystansem.

      17.
      W życiu nie pomyślałabym, że chodzi o kawę, choć teraz wydaje się to nawet logiczne. Wzięłam pod uwagę alkohol głównie przez zakończenie słowa: ówka. Przywykłam, że to zakończenie charakterystyczne w większej mierze dla nalewek z promilami, wiesz: wiśniówka, cytrynówka, ice'ówka, anyżówka... Pomyślałam o spirytusie zbożowym. Widziałam nawet kłosówkę na jego bazie kiedyś w sklepie, z kłosem zboża w środku. ;)

      21.
      Nie wiem, skąd ten problem. Ani razu go nie poczułam; wszystkie rozdziały kończą się naprawdę mocno i aż chce się od razu czytać dalej.

      Usuń
  3. Rozdział 4

    22. Tak, tak chodziło o chwyt pistoletowy, automatycznie to przeoczyłam.

    23. Tego „później” w scenie dynamicznej zdecydowanie się pozbędę, poprawię również wskazany fragment ze składnią.

    24. Racja, ulica Sofijska nie pasuje, wymyślę coś bardziej adekwatnego do świata fantasy.

    25. Inez to jedna z moich ulubionych postaci i szczerze powiem, że w dalszej części opowieści nieco jej za mało, także muszę to zmienić.

    Rozdział 5

    26. Staram się przemycać obyczajowość i inne aspekty właśnie w taki wyważony sposób, cieszę się, że to wyszło.

    27. Zgodzę się, reakcja Vesny wydaje mi się dość niespójna, popracuje nad tym.

    28. Racja, racja Halwyn powinien nazywać bliskie osoby po imieniu, a także wiedział o obecności lekarza, dlatego to poprawię.

    29. Owszem, pamiątka jest dość ważna w dalszej części opowieści. ;)

    30. Chciałam przedstawić sytuację z perspektywy takiej postaci jak Wiley, żeby uchwycić bardziej „odcienie szarości”, że tak to ujmę, niż tworzyć całkowite zło, którego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Wezmę pod uwagę ukazanie koszmarów i wcześniejsze nawiązania do tej postaci, żeby stworzyć jej bardziej realistyczny obraz, jak i jego „powrót” do kanałów.

    Rozdział 6

    31. Odnośnie do sceny z Glennem zastanawiam się, czy nie lepsze byłoby tutaj wprowadzenie i ukazanie strony wairdańskiej. Może bardziej zdałaby się tu scena wymarszu albo jakieś plany odnoście strategii (w końcu Glenn jest pułkownikiem)? Myślę również że zdać efekt mogłoby tu wyrzucenie tego fragmentu albo jego przesunięcie, no i oczywiście pozbycie się tej nieszczęsnej ekspozycji. Swoja drogą Glenn stanie się bardzo istotną postacią dopiero w drugiej części opowieści.

    32. Tak, wypowiedź Xary z ekspozycją ląduje w koszu, przesunę także jej wypowiedź z „dziwnym zachowaniem”, to ma więcej sensu.

    33. Z tym szybkim gojeniem ran chodziło mi bardziej o to, że Vesna niewiele sobie z tego robiła, ponieważ zauważyła to już od lat, biorąc to za oczywistość, ale mogło to wypaść nieco sztucznie. Może lepiej byłoby, gdybym pokazała, że dziewczyna się tego obawia, że boi się o tym mówić?

    34. Wątek z chorobą Nieve można ciekawiej przedstawić, zdecydowanie się za to zabiorę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 25. Moja też. ♥
      I Nheil. Jego również bardzo polubiłam.

      31.
      Zdecydowanie tak. Na moje, lepiej byłoby go zobaczyć najpierw działającego po wairdańskiej stronie, a dopiero później mającego z tym problemy etyczne. Jeżeli zaczynasz od problemów, czytelnik nie czuje, że postać faktycznie ma coś za uszami. Gdy tylko o tym wspominasz, niby coś wiem, ale nie traktuję tego aż tak poważnie. Scena działania sprawiłaby, że miałabym więcej danych o Glennie, o tym, czym i jak się zajmuje. A że ma z tym problemy – może wyjść zdecydowanie gdzieś dalej, później, w praniu.

      33.
      O, a to mnie trochę dziwi, bo nawet nie wiedziałam, że ona wie. Nie brałam tego pod uwagę, bo właściwie Vesna jakby ani razu nie zwróciła uwagi, że coś się z nią dzieje czy nie dzieje... Niby mogłabym pomyśleć, że brak reakcji też jest reakcją, ale nie przyszło mi to do głowy. Podejrzewałam, że Vesna dowie się o darze w przyszłości, gdy będą chcieli ją w jakimś celu wykorzystać.
      Świetnie byłoby jednak, gdyby w jakikolwiek sposób się do tego leczenia odniosła wcześniej, abym miała punkt zaczepienia. A jeżeli się tego obawia i to pokażesz, historia stanie się tylko bardziej złożona, dodasz Veśnie wątek i dodasz też tła – tego, jak ludzie traktują obdarzonych. Dla mnie – bomba.

      Usuń
  4. Rozdział 7

    35. Nawet nie zauważyłam tych rymów, ślepość moja. xD

    36. Zmienię również zachowanie Vesny w stosunku do Inez, nieco za szybko jej zaufała, ale tonący brzytwy się chwyta — nie widziała innego wyjścia, jednak wciąż mogła przy tym pozostać bardziej nieufną.

    Rozdział 8

    38. W sumie nie wiem, czy ukazanie Vesny od tej brutalnej strony ma tutaj uzasadnienie, jeśli chodzi o jej charakter. Może warto będzie się nad tym jeszcze zastanowić.

    40. Chyba trochę namieszałam w tym fragmencie ze strażnikami. Przyznam, że ta scena budziła moje wątpliwości. Po pierwsze masz rację, że ta placówka powinna być bardziej strzeżona, ale tłumaczyłam to sobie tak, że wciąż jesteśmy w Santhemii a ten areszt należał to Santhemczyków współpracujących z wrogiem, który wykorzystał ją tymczasowo. Maretien zwinął już z niej, co potrzebował, to miała być taka pułapka, zmyłka, a także pokazanie, że on tutaj rządzi, bo zwerbował większość z pracujących w areszcie ludzi na potrzeby swojej armii, ale wyszło to niezbyt przekonująco, zastanawiam się jak to poprawić…

    41. Fakt, lekarz powinien bardziej wiarygodniej zareagować.

    Rozdział 9

    42. Znowu chyba źle ujęłam ukazanie tamtejszych realiów. Chodziło mi o to, że Wairdańczycy od lat panoszyli się na ziemiach Santhemii, cały czas trwały walki, ale nie potrafili ostatecznie wygrać, musieli się wycofać i zebrać siły, dlatego zdecydowali się na podstęp w postaci zjednania sobie kolaborantów i podpisania fałszywego pokoju, by uśpić czujność Santhemczyków. W tym fragmencie Nheil miał dostać informacje o szacowanej ilości wairdańskiej armii oraz jej ruchach od prowadzącego akcję ojca. To, co rozgrywało się na ulicach, kiedy zajmowali się przeszukaniem aresztu w celu odbicia Hala, miało wskazywać na przewidywaną bitwę prowadzoną przez Desmonda, do której mieli dołączyć — muszę przyznać, że nie dopracowałam tej kwestii, a cała postawa wskazująca na to, że przegrywają, nie ma tutaj uzasadnienia. Zastanawiam się, jak to poprawić, by miało to sens… Może bohaterowie dołączyliby do bitwy, przekonując się na własnej skórze, że przegrywają, a podczas ucieczki z tunelów mogliby natknąć się na jakieś przeszkody (walące się ściany czy podziemnych)?

    43. Zgadzam się, rozdział ten jest najsłabszy, dość chaotyczny i zawiera dużo błędów. Nad tym będę pracować.

    44. Co do ram czasowych miała to być historia stylizowana na pierwszą połowę dwudziestego wieku z elementami epoki wiktoriańskiej.

    45. Z tym samochodem chodziło mi o coś w rodzaju Fiata 621 czy też Bedforda OY.

    46. „Uczcimy ich pamięć, gdy jakimś cudem do nich nie dołączymy — szepną i zajął się raną siarczyście klnącej Inez.
    Chwile przedłużały się, gdy tak siedziała w bezruchu z nieprzytomnym wzrokiem, nie zwracając większej uwagi na to, co się działo”
    — tutaj zgubiłam podmiot.

    47. Wygląda na to, że zapomniałam o scenie z Lilyan, muszę to jakoś przedstawić. xD

    Rozdział 10

    48. Teraz zachodzę w głowę, czy te trzy tygodnie mają sens. Bohaterowie znajdują się na zdemolowanych wojną przedmieściach (czyt. zadupie xD), ukrywając się trochę jak szczury. Wcześniej pomyślałam, że przez ten czas Wairdańczycy zajmowali się podbojem, zaanektowaniem ziem, terroryzowaniem ludności i późniejszą odnową stolicy czy zaludnianiem ziem swoimi ludźmi, dlatego pod tym kątem nie wydawało mi się to złym posunięciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 38.
      Zastanów się może, czy przed Vesną pojawią się jeszcze sytuacje wymagające użycia siły (choć, zakładam, że tak...). Pewnie będą to sceny mocniejsze; weź pod uwagę, że czytelnikowi z biegiem czasu apetyt tylko rośnie – jeżeli Vesna z zimną krwią zarżnie strażnika już w tak dość prostej scenie, a za chwilę będzie myśleć o mordzie na właściwie nie aż tak winnej kobiecinie – co ci zostanie na potem? Jaką Vesnę pokażesz później, skoro już teraz, właściwie wciąż na początku, jest rozwinięta, odważna, silna? Moim zdaniem w punkt byłoby to zarżnięcie zostawić gdzieś na potem. Ewentualnie nieco je tu ułagodzić.

      40.
      Maretien zwinął już z niej, co potrzebował, to miała być taka pułapka, zmyłka, a także pokazanie, że on tutaj rządzi, bo zwerbował większość z pracujących w areszcie ludzi na potrzeby swojej armii, ale wyszło to niezbyt przekonująco, zastanawiam się jak to poprawić… – Przyznam, że z tego, co tu napisałaś, w ogóle nie zdawałam sobie sprawy. A skoro, przy okazji, wspominałam, że brakowało mi gdzieś więcej Wairdanu, to może scena ukazująca te plany? Kogoś wydającego rozkaz odejścia? Może da się to zagrać w ten sposób, że czytelnik będzie spodziewał się, że Vesna i Nheil wchodzą w pułapkę i wręcz chciałby krzyknąć: nie idźcie tam! A oni... no cóż?
      Sama nie wiem. Choć przydałoby się tę pustotę budynku jakkolwiek obarczyć sensem bardziej widocznym fabularnie. Jakoś to czytelnikowi wytłumaczyć, aby nie wyglądało jak imperatyw, specjalnie ułatwianie głównym bohaterom roboty.

      42.
      I znów – to, co napisałaś, wyjaśniłaś, gdzieś mi umknęło, nie było dla mnie jasne. Dzięki scenie rozkodowania wiadomości pamiętałam wprawdzie o pokoju, który okazał się tylko złudą, jednak później z niczym nie połączyłam tego faktu. Wiem, że prowadzona jest wojna, ale nie do końca wiem właściwie, na jakich zasadach się to rozgrywa w rozdziale dziewiątym.
      Na pewno fragment dołączenia do bitwy podsyci emocje i pokaże, jaka tragedia ma miejsce dookoła, jednak nie wiem, czy to wystarczająco wytłumaczy czytelnikowi, co dzieje się wokół. Skąd nagle pod opuszczonym budynkiem, (gdzie Nheil czy Vesna niczego nie słyszeli ani w nim), pojawia się ot tak armia i po prostu... dzieje się bitwa? Nawet w kanałach, którymi bohaterowie szli, nie było niczego słychać, żadnej zapowiedzi, a tam dźwięki z ulicy pewnie dość się roznoszą... Na moje oko wyglądało to tak: strażnik, cisza, pusto, fajnie, strażnik, pusto, cicho, o! coś uderzyło? Patrzymy przez okno, idą nasi, nagle coś się dzieje i po prostu kilka zdań dalej hurr durr bitwa znikąd i to akurat pod budynkiem...

      48.
      Wcześniej pomyślałam, że przez ten czas Wairdańczycy zajmowali się podbojem, zaanektowaniem ziem, terroryzowaniem ludności i późniejszą odnową stolicy czy zaludnianiem ziem swoimi ludźmi, dlatego pod tym kątem nie wydawało mi się to złym posunięciem. – No tak, tylko czy zakładamy, że wszyscy Wairdańczycy robią te rzeczy jedna po drugiej? Pewnie byłoby tak, że część wojsk podbija, część robi zwiad taktyczny, część biega po zaopatrzenie i zaludnia, część selekcjonuje zakładników... W takim świetle to, że przez trzy tygodnie nikt Vesny nie znalazł i nie zabrał, brzmi nieco naiwnie.
      Na tym etapie też nie wiedziałam jeszcze, że Merion ma dokumenty i moc sprawczą, by się ze wszystkiego wyplątać, choć teraz, gdy już to wiem, wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że Vesna mogłaby i tam pół roku leżeć i Wairdańczycy daliby jej spokój. W końcu Merion mógł sobie chodzić po ulicy i, być może, mieszkać w tej kamienicy legalnie.

      Usuń
  5. Podsumowując, jeszcze raz bardzo dziękuję za ocenę, która uświadomiła, na co powinnam zwracać większą uwagę. Przyjęłam do wiadomości informacje o większych i mniejszych usterkach, będę z nimi walczyć w najbliższym czasie. BTW Gify z Fullmetal Alchemist idealne, tym bardziej że uwielbiam tę serię. <3
    Muszę powiedzieć, że bardzo ucieszyła mnie nota końcowa, nad tekstem pracowałam wyłącznie sama, a tak jak sugerowałaś, warto rozejrzeć się za betareaderem. Największą bolączką były te nieszczęsne podmioty, tym muszę się zająć. Co do imienia „Wiley” gdzieś natknęłam się na wymowę /waɪli/, ale teraz powiem, że się zamotałam i nie jestem pewna, czy dobrze to odmieniłam. Będę uważać też na head-hopping, którego wcześniej niestety nie dostrzegłam. Z tymi talentami zastanawiam się, czy nie zrobić z tego jakiegoś społecznego tabu, ogólnie chodzi o to, że ludzie w Santhemii albo nie przywiązywali do nich wagi, albo bali się ich, a cała wiedza na ten temat była przez lata wypleniana przez Wairdańczyków, którzy z wolna pozbawiali Santhemię największego asa w rękawie, spychali dary do roli bajek czy przestróg, choć sami z nich czerpali. Nad sceną z Glennem jeszcze popracuję, chcę, żeby bardziej zapadała w pamięć. Myślę, że rozbudowanie jej wyszłoby też na plus w kontekście ukazania Wairdańczyków.
    Tak w ramach mniej istotnej ciekawostki odnośnie do tworzenia nazw, kiedyś nad tekstem dopisywałam dodatkowe informacje, gdzie zawierałam chociażby coś takiego: „W mowie przodków słowo „wair” oznaczało wojownika, zaś „dhaan” krainę lub ziemię. Połączenie wyrazowe „Wairdan” można więc interpretować jako „krainę wojowników” lub „ziemię należącą do wojów”. Teraz zastanawiam się, czy nie wpleść tego jakoś w tekst lub wrócić do dopisków, których trochę jednak było.
    Najbardziej chyba bałam się stylu, gdzieś tam może i chwalono mnie za pomysły, ale cieszę się, że w końcu udało mi się wypracować również coś więcej.
    Zastanawiałam się nad stworzeniem bloga, ale obawiam się, że w tym zakresie ogarniam jedynie portal Tumblr, który nakierowany jest raczej na język angielski, myślałam także o Wattpadzie, ale szczerze powiem, że mam mieszane odczucia do tej strony. Oczywiście dam znać, taki czytelnik jak ty, Skoiu, to skarb. ;)
    Na zakończenie powiem jeszcze, że tekst zdecydowanie nie wypadłby tak dobrze, gdyby nie stronki takie jak wasza, które stanowią kopalnię wiedzy, dlatego mogę wam tylko pogratulować i życzyć kolejnych pomocnych postów. Odwalacie kawał dobrej roboty, naprawdę podziwiam waszą pracę. :)

    Pozdrawiam cieplutko,
    Xalex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam FMA: B. 10/10 na MAL. ♥

      Co do imienia „Wiley” gdzieś natknęłam się na wymowę /waɪli/, ale teraz powiem, że się zamotałam i nie jestem pewna, czy dobrze to odmieniłam – Tak, jeżeli /waɪli/, to odmieniasz z apostrofem, w tekście masz dobrze. To ja się zamotałam. Przyznam, że na początku z przyzwyczajenia czytałam Wiley jak Disney, gdzie ostatnia litera jest wymawiana (w takich sytuacjach apostrofu się nie stawia). Jasne, powinnam sugerować się apostrofem i czytać tak, jak on wskazuje, jednak nie miałam stuprocentowej pewności, czy tak ma być, bo, wiesz, autorzy robią z tym znakiem czasem różne głupoty
      (spoiler: tak, będzie tego trochę w kolejnej mojej ocenie, ale którego tekstu – nie powiem xD).

      Jeżeli chodzi o pochodzenie nazw – koniecznie wpleć to w tekst lub podaj w przypisach jako ciekawostkę. To zbyt ciekawe, by tak zostawiać to dla siebie, w swojej głowie.

      Ad blog: nie mogę nie polecić Blogspota, który jest bardzo intuicyjny i nastawiony na polskich odbiorców, choć z Wattpadem nie wygrywa, jeżeli chodzi o czytelników. Część blogerów, z tego co wiem, publikuje i tu, i tam. Blogi mają możliwości zabawy szablonami, czcionkami, wyglądem bloga, a kokpit Bloggera nie jest aż tak trudny, by nie dało się z nim zaprzyjaźnić.
      Aczkolwiek nieważne, gdzie to wrzucisz, i tak przyjdę i przeczytam. Podrzuć mi tylko adres, gdy już znajdziesz swoje miejsce. :)


      Cieszę się, że ocena jest przydatna. Bałam się, że nie będę miała o czym w niej pisać, to jedna z moich najkrótszych prac. Dodam, że w tym sezonie działania WS zdobyłaś najwyższą z not, a więc aktualnie wygrywasz w urodzinowym konkursie, gdzie do zdobycia jest nagroda niespodzianka. :)

      Pozdrawiam i ciebie bardzo ciepło,
      Skoiastel

      Usuń
  6. 09.
    No tak, to brzmi zdecydowanie lepiej. Jakby to śmieszkowali angliści: „robi to sens”. xD

    31/33.
    Wątki z Glennem oraz darem Vesny zdecydowanie rozbuduję.

    38.
    Rzeczywiście lepiej przemyślę jeszcze tę scenę. Dotarło do mnie również, że na tym etapie opowieści takie zachowanie nie do końca do niej pasuje.

    40.
    Dobry pomysł z tym ukazaniem planów z perspektywy strony wairdańskiej, wcześniej nie brałam tego pod uwagę. ;)

    42.
    Nie wiadomo, o co chodzi, bo to rozdział dziewiąty, czyli moja pięta achillesowa. xD Muszę te zasady wojny klarowniej przedstawić i rozbudować.

    48.
    Racja. Chyba pójdę jednak w tym kierunku, że Merion miał tymczasowe zezwolenie na przebywanie w budynku.

    O, gdzieś mi umknęła informacja o konkursie. Zobaczymy, może uda się coś wygrać. ;) Jeszcze raz dziękuję za pomoc przy tekście i cenne wskazówki. ;)

    OdpowiedzUsuń