[166] ocena tekstu: Projekt Noe

Adres: Projekt Noe
Autorka: Prozerpinka
Tematyka: science fiction
Oceniają: Fenoloftaleina, Dhaumaire


Jak zawsze w przypadku grupówek – o konkretnych rozdziałach piszemy w liczbie pojedynczej, a końcowe podsumowanie w liczbie mnogiej. Nie jesteśmy betami, więc nie wskazujemy wszystkich błędów. Przecinki, które należy dopisać, oznaczamy: (,). O zbędnych informujemy w komentarzach. Miłej lektury, Prozerpinko! :)

PIERWSZE WRAŻENIE
Tytuł mi się podoba – nawet bardzo! Jest krótki, ale treściwy. Za wiele nie zdradza, a jednak w jakimś stopniu intryguje. Na razie mam mocno biblijne skojarzenia. Trochę kojarzy mi się też z science fiction lub z postapokalipsą. Patrząc po hashtagach, w zasadzie się nie mylę. Okładka także prezentuje się całkiem nieźle. Zadbałaś o klimat, spójną kolorystykę. Zasiałaś ziarno niepokoju. 

To nie tak (,) że Kora chciała kogoś narażać. – Trochę kiepsko zjeść przecinek na dzień dobry. Noe z mitologii chrześcijańskiej, Kora z greckiej. Przypadek?

Wiedziała, że ryzykuje i domyślała się, że przyjdzie jej za to zapłacić. – Pamiętaj o jedności czasu.

Okładkę zawdzięczam @TerraEpsilon (.) Praca bierze udział w konkursie literackim "Splątane Nici" organizowanym przez @adriananitniteczka (.) – Z tego poradnika dowiesz się, jak stawiać prawidłowe polskie cudzysłowy.

Opis, choć nieco przykrótki, nastraja mnie pozytywnie. Pora przejść do treści. 

TREŚĆ
1.1
Karteczkę wsunęła mi do kieszeni bezszelestnie i niemal niewyczuwalnie. Od razu chciałam po nią sięgnąć, ale powstrzymało mnie jej spojrzenie. – Tej karteczki? Pilnuj podmiotów. Niby wiadomo, o co chodzi, ale ze zdania to nie wynika, bo jej automatycznie łączymy z ostatnim rzeczownikiem w rodzaju żeńskim, czyli w tym przypadku z karteczką.

Schyliłam się i podniosłam jakiś brudny papier, po czym wrzuciłam go do worka, który trzymałam w drugiej ręce. – Na przyszłość: nie musisz tak precyzować.

– Linda nie odrywa od ciebie wzroku – stwierdził, patrząc w ogień nieobecnym wzrokiem. – Bardziej mi tu pasuje: wbijając w ogień nieobecny wzrok czy coś w tym stylu.

Śmieci wyciągał z worka pojedynczo i bardzo wolno. Specjalnie, żeby jak najpóźniej wrócić do pracy. – Niektóre rzeczy są oczywiste, ale w narracji pierwszoosobowej polecam dopisywanie wszelkich zapewne, znając go itp., bo narratorka nie siedzi innym w głowach, więc nie ma pewności, czy odpowiednio interpretuje ich zachowania.

– Kora, daj sobie spokój – przerwał mi krótko, chociaż bez złości, i wrzucił resztę śmieci w ogień. Wstał. – Wracam do pracy. (–) Po tych słowach odszedł. Westchnęłam. Odczekałam chwilę (...). – Wszystko po westchnęłam powinno znaleźć się w kolejnym akapicie, gdyż nie dotyczy już osoby, której wypowiedź przytoczyłaś. 

Zaczyna się nieźle. Co było na spalonej karteczce? Dlaczego Lindę denerwuje zachowanie Kory? Atmosfera jest tak gęsta, że można by siekierę powiesić. Coś z pewnością się dzieje, a Twoja wizja do utopijnych nie należy. Relacje między występującymi postaciami wydają się nieoczywiste. Z drugiej strony mamy przecież do czynienia z narracją pierwszoosobową, czyli cały czas obserwujemy to, co dzieje się w głowie bohaterki-narratorki. A tutaj pomijasz treść listu, którą przeczytała. To trochę naginanie stylu narracji: w końcu chodzi w nim o to, by ograniczyć wiedzę czytelnika do wiedzy postaci, z której perspektywy opowiadasz tę historię. A Kora zachowuje się tak, jakby w ogóle nie obchodziła ją karteczka, nie ma żadnej wewnętrznej reakcji na jej treść, nawet o niej nie myśli, nie odczuwa zupełnie niczego. 

– Przez ciebie wszyscy zginiemy – syknęła. Nie odpowiedziałam i nawet na nią nie spojrzałam. – Wypowiedzi Lindy i reakcje Kory powinny być oddzielone od siebie akapitami.

– Pilnuj swoich spraw – wyszeptałam spokojnie i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Dziewczyna złapała mnie za ramię i mocno ścisnęła.
– Jeszcze raz zobaczę cię z tą wariatką…! – Domyślałam się zakończenia. – Jak wyżej. Popełniasz podobne błędy jeszcze kilka razy w tym rozdziale. Pozwól, że, skoro już wytłumaczyłam Ci zasady, nie będę więcej zwracać na to uwagi.

Bardzo podoba mi się, że narracja przedstawia gładko punkt widzenia Kory. To znaczy: dziewczyna po prostu myśli o tym, co się dzieje, nie tłumaczy sobie tego sama w myślach. To bardzo dobrze. W ten sposób tworzysz atmosferę – czytelnik czuje napięcie, bo musi dopiero odkryć, o co chodzi, a przy okazji jest naturalnie i bez zbędnych ekspozycji.
Masz jeden problem: czasami opisujesz, że bohaterka myśli, zamiast pozwolić jej myślom faktycznie płynąć w narracji. Zamiast postanowiłam mogłoby być muszę jej zapytać następnym razem. Zamiast skupiłam się, po prostu pozwól jej przywołać w pamięci treść wiadomości lub przemyślenia z nią związane. Pisanie w pierwszoosobówce myśli postaci kursywą, kiedy przecież wszystko widzimy jej oczami… to raczej słaby pomysł. Niech dziewczyna nie myśli o tym, że myśli. Niech po prostu to robi. W tej chwili traktujesz jej myśli wybiórczo, większość piszesz normalnie, a jedną zapisałaś kursywą.
Od samego początku intrygujesz. Przedstawiasz akurat tyle, by czytelnik się nie pogubił, ale odnosił wrażenie, że wszyscy, tylko nie on, wiedzą o czymś ważnym. Kwestia palonych śmieci, Arki (Noego?), tajemniczej grupy z dziwną hierarchią… W mojej głowie pojawiło się wiele pytań. Niestety nie mam w niej jeszcze uporządkowanych tych wszystkich, często pokrętnych, imion (oby dodane postacie były niezbędne, bo inaczej nie ma co nimi szastać i utrudniać czytelnikowi życia :)).

Nie miałam pojęcia, że tylu rzeczy mogę nie wiedzieć. A tak wiele mogłam się jeszcze nauczyć.

Niepotrzebnie streszczasz życie Virtusa i jego matki. Przekazujesz wprawdzie ważne informacje (tak mi się przynajmniej wydaje), ale w sposób kompletnie nienaturalny. Mamy narrację pierwszoosobową. Dzień jak co dzień. A tu narratorka pogrąża się w wielkich myślach o przeszłości znajomego/kolegi/przyjaciela? Może i zastanawiała się nad tym, czy Virtus na nią nie zaczekał i ewentualnie dlaczego, ale rozwlekanie tego odebrało narracji autentyczność. Nie wiem, jakie miałaś zamiary, może całkiem niewinne, ale ja to odbieram jako usilne wpychanie do narracji suchych faktów.


Placówka, w której mogliby jej pomóc, była bardzo daleko. Żeby w ogóle dostać się na listę oczekujących (,) musiałaby chyba sprzedać cały swój majątek i rodzinę. – Placówka musiałaby sprzedać majątek i rodzinę? Sama widzisz, jakie dzikie rzeczy się dzieją, gdy szaleją podmioty.
Na razie powoli wprowadzasz nas do świata przedstawionego historii, co jest sporą zaletą Twojego opowiadania.

Dlatego jej śmierć nie zaskoczyła Virtusa, jego taty ani nawet jego siedmioletniej siostry. I tak walczyła z chorobą zadziwiająco długo i zaciekle. – Mówili siedmiolatce, że jej matka i tak nie dostanie się do jedynej placówki, w której miałaby szansę na przeżycie? 
Pilnuj podmiotów, bo brzmi, jakby z chorobą zmagało się dziecko (czytelnik domyśli się sensu zdania, ale to wciąż błąd).

Westchnęłam i wcisnęłam przycisk dla gości. Mama ich nie lubiła, więc dodatkowo zastukałam kilka razy pięścią. – Dziwne. Jakby kobieta miała nie otworzyć, bo nie lubi tego dzwonka. :D A gdyby córka dbała o preferencje matki, to tylko by zapukała, nie?

Mój pokój usytuowany naprzeciwko drzwi wejściowych pachniał starym papierem. Zaklęłam pod nosem – zapomniałam włączyć odświeżacza przed wyjściem. Zrobiłam to szybko i dodatkowo ustawiłam program wietrzenia. – Odświeżacz (zapomniałam włączyć odświeżacz lub zapomniałam o włączeniu odświeżacza). Emocje jak na grzybobraniu… Zadbaj o dynamikę. Kora musiała być zaskoczona, kolejne ruchy wykonywać szybko. Może warto zacząć od krótszych zdań, unikania szczegółów?
Ekspozycja, ekspozycja… Nie mów – pokazuj. Daj scenom głos, a czytelnikom pozwól wnioskować. Marcus naprawiał drzwi u naszej rodzinki? Narratorka zna szczegóły z życia jego dzieci i żony? To bardziej niż proste domyślić się, że te dwie rodziny się przyjaźnią. Potem tak samo streszczasz sposób, w jaki dorabia mama głównej bohaterki. Nie warto chodzić na skróty. Światełkiem w tunelu jest dla mnie fragment: kto w tych czasach (...) zachowywał jakiekolwiek okna w domu? Ma to jakiś związek z odświeżaczami powietrza i stanem skóry postaci? Twoja wizja przyszłości jest coraz bardziej ciekawa.

— Jak on się trzyma?
Moja mama nagle znalazła się w moim pokoju. – To i to jest oczywiste.
Dość dziwny fragment. Matka zjawia się nagle i zadaje bohaterce pytanie, które najwyraźniej dotyczy jej przyjaciela, a ona nie ma żadnej emocjonalnej reakcji ani na jedno, ani na drugie. Brak mi czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, co bohaterka poczuła w tej chwili. Przecież coś poczuć musiała. Emocje bohaterów i to, jak myślą (a to przecież pierwszoosobówka!) to najlepszy sposób, by czytelnik ich poznał. Zadaj sobie pytanie: co Kora poczuła w związku z nagłym pojawieniem się mamy? Może się wzdrygnęła z zaskoczenia. Co czuje odnośnie do poruszonego tematu? Co myśli? Wczuj się w bohaterkę i spróbuj pomyśleć tak jak ona. Ze wszystkimi jej komentarzami do sytuacji, choćby w stylu o rany.

— Niewiele mówi. Ogólnie coraz mniej rozmawiamy — powiedziałam z nieukrywanym bólem. – Tak jak pisałam wcześniej, brakuje emocji. Postać mówi, że odczuwa ból, zamiast go faktycznie odczuwać.

— Ale... co jeśli ktoś mnie zobaczy? — Spojrzała na mnie tym matczynym, troskliwym wzrokiem, jakby chciała powiedzieć małej dziewczynce, jak wiele jeszcze nie rozumie. – Znów: reakcja matki powinna zaczynać się od nowego akapitu, a nie bezpośrednio po wypowiedzi Kory, bo nie dotyczy słów bohaterki – jest odpowiedzią na nie.

W tak ciężkich sytuacjach dużo spraw staje się dla ludzi mniej ważne niż wcześniej. – Ważnych.

Mało subtelnie wciskasz informacje o konsekwencjach wychodzenia z domu poza godzinami pracy (to ciekawe, ale wciąż suche i usilnie pakowane mi do głowy). Strachu głównej bohaterki też jakoś nie czuję. Niby ma nogi jak z waty. I tyle. Potem są tylko niepoparte niczym stwierdzenia, np.: bałam się, że chłopak mnie zwyczajnie odprawi czy nie lubił mówić o swoich uczuciach. Już lepiej wypada kolejna scena, gdy bohaterka nie ma odwagi zaryzykować w obronie katowanego zwierzęcia: Jakaś niewidzialna ręka ciągnęła mnie w tamtym kierunku, ale sto innych trzymało mnie w miejscu. Psujesz efekt zbędnymi dopowiedzeniami: Nie byłam na tyle odważna, żeby posłuchać. To wszystko widzimy i wnioskujemy.

Jeszcze sama bym oberwała albo wplątałabym się w jakieś uliczne porachunki. – Lepiej. Ze strony technicznej: wystarczyłoby: wplątała się. Dlaczego od razu w uliczne porachunki? Typki nie walczyły między sobą, tylko wyżywały się na zwierzaku. Można by jednak dodać więcej emocji do tych wypowiedzi. Zastanów się nad kształtem swoich myśli – one nie zawsze są składne, a już na pewno nie wtedy, gdy odczuwamy silne emocje. Dla Ciebie jako autorki zmienianie długości zdań, urywanie ich, używanie słownictwa nacechowanego emocjonalnie, naśladowanie mętliku w głowie, który można mieć w takiej sytuacji – to są główne narzędzia, by przekazać czytelnikowi uczucia bohaterów. 

Patrzyłam na brutalne morderstwo. – Biedactwo jeszcze nie umarło.

Pomyślałam, że poczuje się lepiej, jeśli pogłaszczę je, więc przejechałam delikatnie dłonią po jego grzbiecie. – Nie sądzę, by dotykanie brutalnie pobitego zwierzęcia było dobrym pomysłem (dla obu stron).

Pisk wydał mi się trochę mniej pełny bólu. Włożyłam rękę w jego miękkie futro i rozpłakałam się. – Domyślasz się, co tu jest nie tak?
Mnożą się powtórzenia zaimków. Często dodajesz je zupełnie niepotrzebnie, więc wystarczy usunąć zbędne, a nie głowić się nad zamiennikami.

(...) łkałam cicho, a ono razem ze mną. Patrzyło na mnie błagalnym wzrokiem (...).

Stworzenie zaczęło charczeć. – Mamy cały spory fragment o skatowanym zwierzęciu, ale ani razu nie mówisz, co to za zwierzę. Można się teoretycznie domyślić, że pies (a może kot?), ale cały czas określasz je jako zwierzę lub stworzenie. A przecież patrzymy na sytuację oczami Kory i jakoś nie wierzę, że dziewczyna nie potrafi zidentyfikować zwierzaka, już zwłaszcza przy nim klęcząc.

Trwało to tylko moment, ale ciągnął się on w nieskończoność. – Trudno mi poczuć to ciągnięcie się w nieskończoność, skoro dostałam tylko jedno zdanie. 

Nie zważałam na krew, nie dbałam, czy ktoś mnie obserwuje. – To pierwszoosobówka, więc patrzymy na wszystko z perspektywy Kory, która w tej chwili coś przeżywa. Czyli niech po prostu nie zwraca uwagi na krew – może zorientować się później, na przykład Virtus albo matka przestraszą się, że coś jej się stało. O tym, że ktoś ją mógł zobaczyć, mogłaby pomyśleć później, po chwili płaczu. Wyobraź sobie: przytula martwe ciało zwierzęcia i nagle wydaje jej się, że słyszy kroki, więc ucieka w popłochu. Może tchnęłaby przerażone o Boże (o ile w tym świecie wierzą w Boga). Cokolwiek. Taki opis nie tylko byłby bogatszy, ale głębiej oddawałby lęk Kory przed tym, co może ją spotkać, gdyby ktoś ją zobaczył na ulicy podczas godziny policyjnej. Jej reakcja emocjonalna pokazywałaby też lepiej, jaka Kora jest i czego się można po niej spodziewać. Poniżej cytuję, jak to rozwiązałaś:
Jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, niespodziewanie otrząsnęłam się z tego transu. Odłożyłam delikatnie zwłoki, rozejrzałam się i uciekłam.
To nie jest zbyt satysfakcjonujące. Bohaterka opowiada, co się dzieje, ale nie myśli o tym. Poza tym, najpierw głaszcze umierające zwierzę, płacze nad nim, a chwilę później myśli o nim per zwłoki.
Relacja Kory momentami jest wręcz beznamiętna. Niby dziewczyna coś przeżywa, pogrąża się w szoku, a opowiada o wszystkim z nienaturalnego dystansu. 

Na mój widok, jego podkrążone oczy rozszerzyły się gwałtownie (,) a beznamiętna twarz przybrała skupiony wyraz. Wciągnął mnie błyskawicznie do środka i zawlókł do pokoju. – Zbędny przecinek po widok. 

— Co się stało? — spytał kompletnie oszołomiony. [akapit] Wzruszyłam ramionami, ale bardziej na znak, że nie rozumiem, jak w ogóle mogło do czegoś takiego dojść. – To znaczy do jakiego czegoś takiego? Virtus pytał o coś innego.

— To nic... nic... przesadzam — szlochałam, bezskutecznie próbując się uspokoić i nie musiałam długo czekać na pierwsze duszności. – Dopiero teraz dowiadujemy się, że bohaterka dalej płaczem chociaż mogłoby się wydawać, że już przestała jakiś czas temu. Dobrze by było też, gdybyś opisała zaczynające się duszności, a nie tylko sucho napisała o nich.

Już po chwili byłam szczelnie otulona jego ramionami. Był szczupły, ale dość rosły; przewyższał mnie co najmniej o głowę. Schował mnie (,) więc praktycznie całą, a ja chciałam, żeby jego ciepło wymazało to straszne wspomnienie. – Wątpliwe, by dziewczyna zawsze w podobnej sytuacji myślała o wzroście chłopaka. Wystarczyłoby, gdybyś napisała np., że położyła głowę na jego ramieniu albo jak zwykle przy przyjacielu czuła się drobna.
Zastanawiałam się właśnie, dlaczego unikasz określenia gatunku zwierzęcia, a tu główna bohaterka mówi o psie jak o tajemniczym stworzeniu sprzed naszej ery. Szybko przyszłaś z odpowiedzią i to z satysfakcjonującą. Kora mogła jednak już wtedy, na miejscu, okazać zdziwienie, skoro widok psa to taka rzadkość. Może nawet lęk? Jakieś zawahanie? Zastanowienie, czy w ogóle rozsądnie jest podchodzić? Nawet jeśli rozemocjonowało ją coś innego, to jednak warto wspomnieć o zaskoczeniu. Mimo wszystko jestem bardzo zaintrygowana. Jeszcze ta sprawa z Aureą...

Po raz pierwszy (,) odkąd umarła, ktoś przychodzi i mówi do mnie cokolwiek, co nie jest kondolencjami. – Czas.

Co ci obiecała? Że odnajdzie twojego ojca? Że zwróci życie mojej matce? – Jak chcesz, doskonale radzisz sobie bez ekspozycji. Gdyby nie wcześniejsze wyjaśnienia sytuacji rodzinnych bohaterów, ten fragment zrobiłby dużo większe wrażenie na czytelniku. Z jednej strony lepiej pokazywałby postaci, a z drugiej pozostawiał element tajemnicy. Pokazałabyś odrobinę ich historii, na tyle, by czytającego zaciekawić. W pisaniu ważne jest, by pokazywać motywacje, przeżycia i rozwój bohatera wraz z dziejącą się akcją, dzięki czemu czytelnik poznaje go powoli, tak jak poznawałby prawdziwego człowieka. Możesz go wtedy zaskoczyć, a do tego opowieść nabiera głębi i staje się bardziej rzeczywista.

W moim gardle zaczęła się tworzyć bolesna gula. – Lepiej, lepiej. Takie fragmenty sprawdzają się bardziej niż wszelkie: zaczęłam się stresować czy ogarnął mnie strach. Reakcja fizyczna dobrze obrazuje stan psychiczny bohaterki.

Zostawiłabyś ją samą, splamioną twoim przewinieniem. – Myślę, że mało kto tak mówi. Zwłaszcza wśród nastolatków czy młodych dorosłych. A już szczególnie w emocjach. Staraj się czytać swoje dialogi na głos, pomoże Ci to rozpoznać, czy brzmią naturalnie, czy jednak nie do końca.

Rzuciłam mu się w ramiona i rozpłakałam się. Odwzajemnił gest. – Rzucenie się w ramiona czy rozpłakanie się? Tylko że płacz nie jest gestem, więc też nie za bardzo pasuje. Myślę, że napisanie, że poczuła jego ramiona wokół siebie albo, krócej, że ją przytulił, lepiej się tu sprawdzi. 
Podoba mi się, jak skonstruowałaś bardzo ważny dialog między Korą a Virtusem. Udało Ci się nie zdradzić zbyt wiele, zachować naturalność i jeszcze bardziej mnie zaciekawić. Postaraj się jednak pamiętać o tym, by Kora miała jakieś wewnętrzne reakcje na to, co się dzieje. Niech myśli. Cogito ergo sum, prawda? 
Mogę Cię pochwalić za poprawność, bo w tekście zdarzają się co najwyżej drobne powtórzenia, gdzieś zjedzony czy niepotrzebny przecinek. Okiełznasz podmioty, porzucisz ekspozycję, pozwolisz Korze myśleć i będzie naprawdę dobrze. Mam tylko nadzieję, że ukrywanie wielu spraw przed czytelnikiem nie będzie odbywało się kosztem utraty charakteru pierwszoosobówki. Po pierwszym rozdziale jestem pozytywnie zaskoczona. Mam wiele przeróżnych pytań. 

1.2.
Pierwsza i bardzo długa część, odbywała się w domu zmarłego i brali w niej udział tylko członkowie najbliższej rodziny ubrani w białe, żałobne stroje. – Bez pierwszego przecinka.

Zdobyłam się tylko na krótkie ,,do widzenia". – Podlinkowałam Ci poprzednio odpowiedni artykuł. Pozwól, że, jeśli gdzieś jeszcze postawisz nieprawidłowy cudzysłów, nie będę się powtarzać.
Bardzo ciekawy motyw z nasionami. Mogłabyś częściej nawiązywać do tradycji ówczesnych ludzi. Nienachalnie wypadł też smutek głównej bohaterki wyjątkowo nienachalny.
Niesubtelnie przemycasz informacje o świecie przedstawionym. Suche streszczenia nie są dobrą opcją. Daj głos scenom. Przemyślenia Kory na pogrzebie usprawiedliwiłabym jeszcze kondycją psychiczną dziewczyny (choć ta zarzeka się, że formalna ceremonia jej nie ruszyła), chęcią powrotu do lat spędzonych ze zmarłą, potrzebą refleksji nad życiem, ale późniejsze opisywanie polityki i sytuacji społecznej… Kora zachowuje się, jakby wszystko przeżywała pierwszy raz, a na pewno tak nie jest. Albo wręcz jakby jej to wszystko nie dotyczyło, bo przedstawia suche fakty, jakby czytała podręcznik. W dodatku opowiada o tym dość obiektywnie, a nie jak ktoś, kto należy do tej warstwy niższej i podlega reżimowi. To problem ekspozycji, która wiele odbiera Twojemu opowiadaniu. A jest ono naprawdę ciekawe, przynajmniej na razie. 
Czasy wciąż szaleją.


Kolejnego poranka udałyśmy się do kapsuł. – Po przeczytaniu dalej muszę zauważyć, że kapsuły to środek transportu. Raczej nie mówi się, że udało się do kapsuł, tylko od razu podaje się cel podróży. Wyjaśnię to na przykładzie: poszłam do auta. To brzmi, jakbyś poszła do auta i to auto było głównym Twoim celem. Np. poszłam do auta, żeby wziąć torbę, cokolwiek. Raczej nie mówi się: następnego ranka poszłam do auta, jeśli to auto służyło tylko do pojechania do pracy. Po przeczytaniu tego zdania byłam bardzo ciekawa, o co chodzi, i odrobinę się rozczarowałam, gdy okazało się, że bohaterka pojechała z matką na jakiś rynek, by handlować.

Widok dość smutny, ale mi zawsze się podobał. – Nie do końca rozumiem, dlaczego stragany uginające się od towarów to smutny widok? To chyba dobrze, że nie brakuje produktów. Może byłoby lepiej, gdybyś mocniej zaznaczyła, co dokładniej Korę smuciło w tym obrazie?

Przeskoczyłam szybko na drugą stronę, żeby je zająć (,) a mama dołączyła do mnie po chwili, wchodząc normalnym wejściem od tyłu. – Przyznam, że ten fragment mnie zaciekawił. To musi być strasznie męczące – przychodzisz coś sprzedawać i musisz szukać wolnego stoiska. Dlaczego tak jest? Czy to znaczy, że te biedne stragany zostały tam postawione odgórnie i nie należą do nikogo? Nie ma żadnych opłat? Nie twierdzę, że to coś złego – absolutnie! To naprawdę interesująca kwestia. Chciałabym wiedzieć, jak to rozwiązałaś.

Lepiej być wtedy pod dachem, bo to, co leci z nieba (,) jest skroploną chmurą zanieczyszczeń. – Zdecydowałaś się na pisanie w czasie przeszłym, więc się tego trzymaj.

W pierwszej chwili tłum ogarnęła panika. Po chwili do ludzi dotarło, co się dzieje i zaczęli się nerwowo rozstępować na boki. – Pilnuj czasów.

Wrzuciłam wszystkie zakupy, tam (,) gdzie poleciła. – Przecinek o słowo dalej.

Nie byli to więc jacyś podrzędni żołnierze, ale ludzie z wysoką rangą. – Lepiej: wysokiej rangi.

Jeden z młodszych – wyglądający na mniej niż trzydzieści lat – zatrzymał się przy naszym stoisku i udawał, że przygląda się towarom z zainteresowaniem. – Wyjątkowo kiepsko udawał czy Kora czyta w myślach? :)

Podał go koledze, który schował go to torby.

Przez dłuższą chwilę mężczyzna mierzył mnie spojrzeniem pełnym aprobaty, co przyprawiło mnie o mdłości.

Scena z dewoltami z pewnością ważna i przełomowa, ale jakoś jej nie czuję. Poszło szybko, emocji było tyle co nic, nic zaskakującego się nie zdarzyło. Widzę, że próbowałaś zbudować napięcie, ale zupełnie nie przemawia do mnie takie zachowywanie się rzekomo przerażonych bohaterów. I Kora znów nie ma żadnych myśli, żadnego mętliku w głowie. Ot, sucha relacja tego, co się wydarzyło.

Nie widziałam twarzy buntownika. W zasięgu mojego wzroku stał jednak dewolta, który wyciągnął pistolet i zastrzelił mężczyznę bez większego wysiłku. Kilka osób drgnęło lub odwróciło wzrok. – Za to bohaterka relacjonuje przebieg zdarzenia, jakby mówiła o pogodzie. Aż tak często dochodzi do podobnych sytuacji? Bo na razie wygląda na to, że bardziej skupia się na przechodniach niż na tym, co sama czuje. Poza tym wydaje mi się, że strzelanie akurat szczególnego wysiłku nie wymaga, więc nie trzeba o tym pisać. Być może chodziło Ci o to, że się nie zawahał? To zabrzmiałoby dużo lepiej.
Nie rozumiem działania dewoltów. Skoro dla mamy Kory i reszty wylegitymowanych wydaje się oczywiste, że umundurowani po nich przyjdą, dlaczego dewolci nie działają od razu, tylko dają ofiarom czas na ucieczkę? Ukrywanie córki w najbardziej oczywistych miejscach, czyli u swojej matki lub siostry, też nie wydaje się szczególnie rozsądne.

Zawsze w takich sytuacjach, kazała mi iść do mojego pokoju, a ja nigdy się nie sprzeciwiałam. – Kto tak myśli? Czytelnik sam powinien wnioskować, co dzieje się często, co niekiedy itd. Skoro chciałaś pokazać rozgoryczenie Kory, mogła ona chociażby mruknąć jak zawsze, wahać się, czy nie zaprotestować, a potem się poddać. Mogłaby też w myślach, czyli w narracji, powiedzieć: Znowu! Jak zawsze! Dlaczego dla niej to rozwiązywało wszystkie problemy? Coś takiego bardziej żywo i realistycznie przekazuje tę samą informację.

Miałam zamiar pokazać jej, że jestem wściekła. – Nadal strasznie sucho… Nie czuć wściekłości bohaterki, tym bardziej rzekomego zamiaru okazania zdenerwowania. Niech Kora zaciśnie zęby, ułoży dłonie w pięści, poczuje ciepło rozchodzące się po ciele.

Przysługiwał mu tylko jeden dzień wolnego i poświęcił go uroczystości pożegnalnej (...) – jego nieobecność nie wróżyła więc nic dobrego. – Zaimki mnożą się jak ryby po deszczu.

Nie wiem, czy zauważyła ją (,) zanim kobieta zniknęła, ale posłała mi mordercze spojrzenie.

Ciężko mi było tak ją zbywać, ale obietnica była obietnicą – i tak właśnie ją naginałam. Ona jednak uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na mnie. – Znowu gubisz podmioty, tym razem wychodzą przez to uśmiechające się obietnice.

Odmów, nakazałam sobie w myślach. – Nie musisz pisać, że bohaterka coś sobie nakazała w myślach, bo… narracja to jej myśli, forma przedstawienia wydarzeń z jej perspektywy. Dlaczego więc miałaby opisywać swoje myśli w swoich myślach?

Odmów, nakazałam sobie w myślach.

– Jasne.
– Nici z pokazania wiarygodnie wahającej się bohaterki.
Aurea podczas sceny pożegnania nie pokazuje żadnych emocji. Nie będę nawet wspominać o głównej bohaterce, ale poboczna postać też jest bardzo… nijaka. Muszą mieć jakąś więź, w końcu Aurea uczyła Korę wiedzy zakazanej, czegoś niebezpiecznego, a mimo to tak po prostu się odwróciła i odeszła od niej. Kurczę, brakuje emocji. To mogła być dość ważna i barwna scena.

Po prostu sobie poszła! Jak gdyby nigdy nic! A co z tymi drobiazgami? olśniło mnie. – O patrz, patrz! Pierwsze dwa zdania są świetne, wyrażają prawdziwe emocje bohaterki: są krótkie, zakończone wykrzyknikami i nacechowane złością (oczywiście działa to dobrze w tym przypadku; inaczej zaznaczymy inne emocje w tekście). W trzecim zdaniu obciąć olśniło mnie, wywalić kursywę i przerzucić je do nowego akapitu – wtedy tekst sam w sobie pokaże, że to była nowa, nagła myśl. Niespodziewana. Forma tekstu może przekazywać tę samą informację, co same słowa, jeśli odpowiednio używasz różnych zabiegów.
Niby zmienianie miejsca zamieszkania jest nielegalne i grozi poważnymi konsekwencjami, a ciągle ktoś proponuje to jak lekarstwo na wszelkie problemy. Nie wiadomo nic o tym, co władze odkryły na temat Kory, a dziewczyna już ma opuścić stary dom i praktycznie sama się wydać, skierować na siebie uwagę.
Zjadasz coraz więcej przecinków. Nie będę więc wypisywać wszystkich błędów interpunkcyjnych, tylko w podsumowaniu omówię ich typy. Podobnie rzecz się ma z pomieszanymi podmiotami.

Powstrzymał mnie krzyk.

— Wszyscy w szeregu pod ścianę!
– Bez pierwszego zdania byłoby lepiej. Zawsze najpierw jest akcja, a potem reakcja, w tym przypadku akcją jest krzyk, a reakcją to, że Kora się zatrzymała. Dzięki temu tekst byłby bardziej realistyczny i emocjonujący – czytelnik przeżywałby to tak samo jak bohater. Takie zdania zapychają opowiadania i zwalniają akcję.

Jak wytresowani, błyskawicznie wykonaliśmy polecenie. – Czy Kora nie była na tyle przestraszona, by myśleć o tym, że zachowują się jak wytresowani? W takich sytuacjach działają inne mechanizmy. Człowiek robi, a nie myśli. A Kora się nad tym nie zastanawia. Wytresowani to słowo o raczej pejoratywnych konotacjach, co sugeruje, że Kora może trochę gardzi, może żywi inne negatywne uczucia do tego, jak się zachowują i jak zostali nauczeni. Musisz uważać z takimi rzeczami. Kora nie poświęca temu więcej myśli, co sugeruje, że możliwe, że nie zwraca na to uwagi, że to dla niej normalne – ale z drugiej strony słowo wytresowani sugeruje, że ma na ten temat własną opinię. Tyle że poza tym niczego więcej nie myśli. Nie myśli nawet, że się boi. Ale problem tego zdania rozbija się o to, o czym piszę od początku ocenki. Czyli o bardzo obiektywną i pozbawioną emocji narrację.
Musisz mi wybaczyć to, że tak bardzo na to naciskam, ale chcę pokazać Ci różne miejsca, w których ten błąd występuje.

Doskonale jednak wiedziałam, że (,) jeśli wszyscy ci ludzie zaraz zginą – każdy jeden straci życie za moją głupotę. – Dwa przecinki albo dwa myślniki.

Szczerze mówiąc, liczyłam, że ktoś odezwie się za mnie i(,) cokolwiek by to nie oznaczało, nie będę musiała się wychylać. – Czegokolwiek.
Jakie informacje mają dewolci? Każą wydać winnego lub proszą go o zgłoszenie się, więc nie znają tożsamości spiskowca, ale precyzują, że chodzi o nastolatkę lub nastolatka. Aurea wcześniej powiedziała, że została wydana (i znowu nie ma sensu, skąd to niby wie, ale po raz kolejny ma czas na uniknięcie konsekwencji ot tak), więc zdrajca nie zna dokładnych danych wspólnika Aurei, tylko jego przybliżony wiek? Plus przypadek, że akurat poprzedniego dnia ją notowali, a dzisiaj wpadają do miejsca, gdzie pracuje… To byłby naprawdę duży zbieg okoliczności.

— To ja. — Te słowa nie padły z moich ust. Virtus wystąpił przed szereg. – Czy Korze nie zaczęło walić serce? Nie powinna spojrzeć na Virtusa w oszołomieniu? Myślę, że jego zachowanie było dla niej na tyle wielkim szokiem, że powinna poczuć jakiekolwiek emocje, a nie tylko zacząć się wydzierać. Niestety, tekst jest bardzo płaski emocjonalnie i to mi przeszkadza. Niby dzieje się coś strasznego, okropnego, a ja kompletnie tego nie czuję. Szczerze, nawet się za bardzo nie przejęłam losami Virtusa i Kory w tym momencie. Nie dałaś mi poczuć, że dzieje się coś przerażającego i okrutnego. Piszesz o tym tak, jakbyś pisała o jedzeniu kolacji w każdy normalny dzień.
Końcówka trochę kojarzy mi się z Igrzyskami śmierci. Trochę bardzo… ale wybacz, jeśli to zbieg okoliczności.

1.3.
Z ciemności, która trwała godzinami, wyłoniły się obrazy. – Skąd Kora, narrator pierwszoosobowy, wie, ile czasu minęło, odkąd straciła przytomność? Mogło minąć kilka godzin lub nawet kilka dni – nieprzytomni przecież nie odczuwają czasu.

Czułam, że poruszam swoim ciałem po twardej ziemi. Czułam, że to ciało przesuwa się i przetacza kompletnie bez gracji, jak worek pełen kamieni. – Ostatni przecinek zbędny. Ale jest też inny problem w tym zdaniu: dziewczyna była na wpół przytomna i przypuszczam, że wleczono ją po ziemi. Nie poruszała się samodzielnie, skoro dopiero zaczynała odzyskiwać przytomność. Poza tym pierwsze zdanie jest bardzo niezgrabne, wyrzuciłabym je. Zastanawiam się… może lepiej napisać, że jej ciało (bo domyślam się, że wciąż nie miała w nim władzy, a przynajmniej nie pełnej) przesuwało się po ziemi?
Pomijając potknięcie – pierwszy akapit zdecydowanie na plus! Krótkie zdania opisujące jej wrażenia ładnie pokazały, że odbierała bodźce fragmentarycznie. Pokazały też jej dezorientację i to, że ledwo kontaktowała. Jedyne, czego mi brakuje, to jakichś nieskładnych myśli w stylu: gdzie ja jestem?, co się dzieje? itd.

„Muszę wstać, motywowałam się w myślach, ale kontakt z moim własnym umysłem urywał się co chwilę przez pulsujący ból głowy”. – I znów bohaterka opowiada o tym, że motywuje się w myślach, zamiast po prostu myśleć. Mnie to nie przekonuje.

Poczułam (,) jakby mój lewy obojczyk ważył tonę. Zawyłam żałośnie, ale moje oczy były zaskakująco suche. – Nie musisz ciągle podkreślać, czyje co do kogo należy. To oczywiste przy narracji pierwszoosobowej. I dalej:
Poleciałam na mojego wybawcę, a ten złapał mnie zręcznie i postawił z powrotem do pionu. Trzymając mnie mocno, poprowadził gdzieś naprzód.

Żaden z tych głosów nie koił, wszystkie były głośne i ostre. Ból głowy się nasilał. – Tę samą informację można by przekazać dużo krócej i bardziej realistycznie. W końcu Kora porządnie oberwała i jest na wpół przytomna. Myślę, że kilka głosów odebrałaby zbiorczo jako hałas i nawet gdyby ktoś szeptał, to i tak by jej to nie ukoiło. I to, co mówiłam o pierwszym akapicie: krótkie zdania. Może coś w stylu: Za głośno. Boli. Przestańcie gadać. Moim zdaniem lepiej to odwzorowuje jej stan, a dzięki temu pozwala się czytelnikowi lepiej w niego wczuć. Nie wiem, może to tylko ja, ale jak boli mnie głowa i jestem wyczerpana, a jakiś hałas mi przeszkadza, to jedyne, co potrafię myśleć, to: zamknij się oraz inne, mniej cenzuralne słowa.

Kilka rąk przytrzymywało mnie, gdy ostrożnie położono mnie na łóżku.

Poczułam wilgotną szmatkę na czole i igłę na ramieniu. – Optuję za mniej konkretnymi określeniami. Niech Kora poczuje ukłucie. Chłód na czole. Coś nieprecyzyjnego, bo wszystkie jej odczucia były do tej pory nieprecyzyjne, na skraju świadomości. Jeśli się nie jest przygotowanym na zastrzyk, to raczej się nie wie, że ukłucie to igła. To już jakiś wniosek – a bohaterka dalej ma zamknięte oczy, za chwilę zasypia i w ogóle jest niemal nieprzytomna. Samo sformułowanie poczuć igłę na ramieniu też dość niefortunne, ponieważ nikt jej raczej tej igły do długości ramienia nie przykładał.
Niby Kora zasnęła, a linijkę później dalej słucha rozmowy towarzyszących jej ludzi.
Zastanawiam się, na ile wszystkie beznamiętne relacje wynikają ze świadomej kreacji bohaterki i jej reakcji obronnych, a na ile z nieświadomego tworzenia postaci zachowującej się jak robot.

– Pamiętasz cokolwiek? – Westchnęłam i przełknęłam bolesną gulę, która utworzyła się w moim gardle. – Wszystko od westchnęłam przenieś do nowej linijki. Ostatni fragment absolutnie zbędny. Nie prowadź czytelnika za rączkę.

Nie mogłam się odezwać, bo całą swoją energię skupiałam na nie wybuchnięciu płaczem. – Lepiej: na tym, żeby nie wybuchnąć płaczem.
O tym, że bohaterka jest na skraju płaczu, dowiadujemy się dopiero teraz, a przecież jest świadoma już od dobrej chwili. I nic. Żadnych uczuć. Nawet nie pomyślała o Virtusie. Nie wykorzystujesz potencjału narracji, którą wybrałaś. Dziewczyna niby przejmuje się losem przyjaciela, ale nie ma żadnych refleksji, ogranicza się do mechanicznych reakcji. Trudno to bez końca tłumaczyć szokiem bohaterki.

— Opowiedz — przerwałam mu. — Zabili go? — Po moich policzkach potoczyło się kilka łez, a głos mi się załamał. – Niestety wyszło to trochę sztucznie. Skoro Kora jest tak bardzo przejęta losem Virtusa (czego na razie nie czuję, tylko muszę się domyślać), to nie powinna od razu (nie zwracając uwagi na nic innego, chcąc się jak najszybciej dowiedzieć, co się stało) po prostu wypalić: zabili go? albo tchnąć przerażone Virtus? To opowiedz zupełnie mi tu nie pasuje. Przecież najważniejszą informacją jest dla niej teraz to, czy Virtus żyje. O to, żeby jej cokolwiek opowiedzieli, nie powinna poprosić później? Rozumiem, że każdy zareagowałby inaczej, ale myślę, że są jakieś priorytety. Dalej brakuje mi emocjonalności u bohaterki. Nie czuję, że naprawdę bała się o los Virtusa. Nie czuję, że zależało jej, żeby się dowiedzieć, co z nim.

– Kiedy jeden z nich zaczął cię bić, zapanowało jakieś takie poruszenie: kilka osób zaczęło krzyczeć, niektórzy chcieli pomóc tobie albo Virtusowi. – Tala pospieszyła z wyjaśnieniami. – Bez kropki po Virtusowi. Tala relacjonuje dramatyczne zdarzenie. Życie dwóch młodych osób i pomagających im ludzi było w niebezpieczeństwie, a kobieta mówi: jakieś takie poruszenie? Dla mnie absurdalne.


Chyba się spieszyli, bo wtedy po prostu go wywlekli. – I to cudowne szczęście głównych bohaterów…

— Nic nie zrobił! — zaprzeczyłam stanowczo. — Wiecie, jaki jest Virtus, chciał wszystkich obronić. – Rozwlekasz zdania. Gdyby bohaterka po prostu krzyknęła, że Virtus próbował ich chronić, wyszłoby bardziej naturalnie. Wiecie, jaki jest Virtus sprawia, że brzmi na bardzo spokojną albo co najwyżej lekko zdenerwowaną. Ewentualnie jakby opowiadała jakąś anegdotkę o kumplu z odległej przeszłości. Jakby się nie martwiła za bardzo. Albo odnoszę takie wrażenie, bo bohaterka nijak nie zareagowała na przedstawioną jej historię. Nie poczuła nawet ulgi, gdy dowiedziała się, że Virtus był żywy, kiedy go ostatnio widzieli. Nie zaniepokoiła się też, co mogli z nim zrobić...

— Uratował was! — wrzasnęłam i zaniosłam się płaczem. — Jak możesz mu coś takiego zarzucać?! Jestem absolutnie pewna, że jest niewinny. – Nie, nie kupuję tego. Za długie zdania jak na osobę, która przeżywa szok, nie wie, gdzie jest, co się dzieje, co się stanie z jej przyjacielem. Takie ładne, okrągłe wypowiedzi można wygłaszać, jak się w miarę panuje nad emocjami, a tutaj bohaterka wrzeszczy i zalewa się łzami.

— Nie ruszaj lewą ręką — upomniał mnie Bazyli, gdy chciałam otrzeć twarz z łez. — Masz złamany obojczyk. – Po pierwsze, ból przy złamaniu obojczyka jest ogromny, więc Kora raczej sama nie miałaby ochoty ruszać ręką. Po drugie, jeśli matka Tali jest lekarzem, to powinna wiedzieć, że złamania się usztywnia, żeby kość się dobrze zrosła, ale też dlatego, że pod obojczykiem przebiega tętnica.
Edycja: wiem, że później rozwiązałaś problem z obojczykiem, mimo tego wydaje mi się, że wątek ciągnął się zbyt długo bez żadnych pytań ze strony bohaterów (a przede wszystkim samej zainteresowanej) i nie miał żadnego znaczenia.

– Co to za miejsce? – zapytałam. Małe pomieszczenie, prawie kompletnie pozbawione mebli niewiele mi mówiło. – Tak ni z gruchy, ni z pietruchy. Mamy kilka linijek samych dialogów, Kora w ogóle się nie rozgląda, nie myśli o tym, gdzie jest, a tu od razu wielkie zdziwienie. Zero naturalności.

— Myślicie, że Virtus...? — Nie potrafiłam nawet sformułować końcówki. Patrzyli na mnie w milczeniu przez dłuższą chwilę. – Kora dopiero teraz zaczęła się nad tym zastanawiać? Myślałam raczej, że Virtus był dla niej na tyle ważny, że nie mogłaby przestać o nim myśleć. Ale jej się przypomina dopiero na wspomnienie o jego ojcu. Jakby to był ledwie jakiś znajomy albo jakby nie zabrali go dewolci, którzy w poprzednim rozdziale na oczach Kory zabili człowieka.

Nic już nie miało dla mnie znaczenia. – Właśnie widać. Nawet to, że jej najbliższy przyjaciel znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, najwyraźniej. Wybacz tę drobną złośliwość, ale trochę nietrafione jest to zdanie w całym kontekście.

Co jakiś czas przysypiałam i budziłam się, ale powieki wciąż zaciekle zaciskałam. Nie spałam, kiedy weszła mama i spytała, co ze mną. Nie spałam też, kiedy Tala wypłakiwała się Agisowi w ramię, ani wtedy gdy w pokoju panowała absolutna cisza. – Niby nie spała, ale dalej w ogóle o niczym nie myśli. Opisujesz po prostu fizyczną reakcję jej ciała. Ale z tego nic nie wynika. Czytelnik ma się domyślać, dlaczego Kora nie mogła zasnąć? Bo skoro nic jej nie obchodziło, to dlaczego nie mogła spać przy takim wyczerpaniu organizmu?

(...) pracowała w szpitalu i przyjmowała chorych na boku, którzy z różnych powodów nie mogli się w nim zjawić. Przyjmowała na boku chorych, którzy (...). Część zdania po przecinku dotyczy w końcu chorych.

Nie można też umniejszać roli jej taty – kucharza, który zawsze dbał, żeby każdy potrzebujący w okolicy miał co jeść. Była jedynaczką, co zdawało się tylko potęgować jej pragnienie niesienia pomocy – jej młodsza siostra zmarła przy porodzie. Za wyjątkiem jednej tragedii jej rodzina wydawała się ideałem szczęścia i często myślałam, że jeśli coś wreszcie się wydarzy, dziewczyna się zmieni. W takich chwilach patrzyłam na nią i wszystkie wątpliwości rozwiewały się – trudne sytuacje zdawały się być dla niej tylko wzmocnieniem. – Tak trochę jak ze szkolnego wypracowania. Poza tym wątek rodziców-samarytan brzmi pięknie, z tym, że… skąd biedna rodzina, której córka spłaca swoją edukację paleniem śmieci (jak przypuszczam), ma na tyle pieniędzy, żeby zadbać o wszystkich potrzebujących?
Dalej – jeszcze lepiej. Kora rzekomo boi się o Virtusa, który mógł zostać zabity (i to przez nią), a debatuje nad egzotyczną urodą Tali. Im dalej w las, tym więcej drzew, bo uraczasz nas kolejnymi ekspozycjami. Rozpisujesz się na temat wyglądu i charakteru bohaterów, których nawet nie jesteśmy w stanie spamiętać, o których w większości słyszymy pierwszy lub drugi raz. To do niczego dobrego nie prowadzi. Zastanów się nad celem, który faktycznie chcesz osiągnąć.

Dopiero gdy rozdzieliły nas wydarzenia, które miały dopiero nadejść, pojęłam, jak wiele w nasze życie wnosił jego śmiech. – Chwileczkę. Do tej pory myślałam, że mam do czynienia z narracją pierwszoosobową, która opisuje wydarzenia współczesne bohaterce-narratorce… Teraz pytanie, czy faktycznie chodziło Ci o narrację pamiętnikarską (której do tej pory w ogóle nie używałaś), czy z jakiegoś powodu bohaterka nagle zaczęła przewidywać przyszłość?

Z obrzydzeniem, którego powodów nie potrafiłam podać, oparłam się o ramię mamy. – Z obrzydzeniem w stosunku do…?

Wstałam powoli i ostrożnie. (...) Poprowadziła mnie do domu i położyła w moim łóżku, po czym wyszła. – Wracam do zarzutu o złamanym obojczyku. Kora o bólu wspominała tylko raz, kiedy wleczono ją po ziemi.

Poprowadziła mnie do domu i położyła w moim łóżku, po czym wyszła. Ją również coś gryzło. – Skąd taki wniosek?

Gdy zamykałam powieki (,) widziałam wciąż to samo.

Do pokoju weszła mama, usiadła przy mnie i płakała wraz ze mną. Mówiła coś do mnie (...).
A Korze dopiero teraz znów się przypomniało o Virtusie. I matka też po jakimś czasie usłyszała to wycie Kory. Bardzo mocno polegasz na wyobraźni czytelnika. Niemal wszystko muszę sobie sama wyobrażać i dopowiadać, bo rzucasz tylko ogólniki jak ochłapy mięsa.

O ile nie ruszałam ręką, nie czułam bólu w obojczyku. – Wątpię, żeby już zupełnie jej nie bolało. To poważny uraz.

„Co jeśli zapomnę, jak wygląda?”. – Po kilku dniach? Nie piszesz o tym, ile czasu upływa, ale nie miałam wrażenia, żeby to było choćby kilka tygodni, więc nie kupuję tego kompletnie.

Bo to ja zawaliłam sprawę i nie potrafiłam się do tego przyznać, nawet w obliczu śmierci przyjaciela. – Teraz Kora mówi, że Virtus może już równie dobrze nie żyć… A ja dalej niczego nie czuję. Do tej pory Kora nie martwiła się, że Virtus może umrzeć. Możliwe też, że takie jest moje odczucie, bo zbiłaś cały rozdział w jedną, długą scenę, która obejmuje streszczenia i ekspozycje. Nie mam tu poczucia mijającego czasu. Opisujesz dużo rzeczy, które spokojnie można wywalić, bo niczego nie wprowadzają do fabuły ani nie wzbogacają w żaden sposób postaci… I te długie kawałki nudnych i niepotrzebnych streszczeń służą jako przejścia między scenami.

Mój mózg starał się oszacować szanse odbicia Virtusa, ale jednocześnie nie mógł przyswoić pewnych faktów. – Teraz dopiero zaczęła myśleć o odbijaniu Virtusa? Chwilę temu mówiła, że może być martwy, ale spędziła cały dzień nie zastanawiając się, czy może cokolwiek dla niego zrobić. A nawet więcej niż dzień, jak mniemam. Wcześniej nawet nie próbowała sobie wybić ratowania go z głowy, bo w ogóle nie przeszło jej to przez myśl.

Jest zezwolenie na wywożenie dzieci poza granice okręgu. – Przyznam szczerze, że zaskoczyło mnie, że Kora jeszcze zalicza się do dzieci. Myślałam, że jest pełnoletnia, skoro ukończyła szkołę i pracuje. Nie bierz tego za krytykę, bo przecież ukończenie szkoły nie musi się równać pełnoletniości.

Tamtej nocy spałam z mamą. – Znów pojawia się zdanie streszczające, które brzmi na narrację pamiętnikarską. Jakby postać wspominała, że po tej rozmowie spała z mamą. Ale poza tym, kiedy czytam, mam wrażenie, że próbujesz opisywać wydarzenia współczesne narratorce. Musisz to przemyśleć.
Niepokoi mnie jedna rzecz. Po początku rozdziału myślałam, że bohaterkę zabrali wojskowi. Była ciągnięta po ziemi i obchodzono się z nią niezbyt delikatnie. Ale potem okazuje się, że Kora znajduje się w domu swojej przyjaciółki, że zabrano ją do pokoju matki tejże przyjaciółki, żeby udzielić jej pomocy medycznej. O tym pokoju nie powinni raczej wiedzieć dewolci, skoro kobieta przyjmuje tam ludzi, którzy nie mogą pójść do zwykłego szpitala. Co z wojskowymi butami i wleczeniem Kory po ziemi jak worka kamieni? Albo czegoś nie zrozumiałam, albo w tym fragmencie umknęła Ci logika.

1.4.
Tala i Bazylii podtrzymywali mnie z obu stron, co odrobinę mnie irytowało.

Nogi miałam w pełni sprawne, ale uparli się, że muszą pomóc mi iść. – Zupełnie nienaturalne (zarówno przekazywanie informacji o stanie zdrowia narratorki, jak i nachalne tłumaczenie zaistniałej sytuacji).

Kilka twarzy wydało mi się znajome. – Znajomych.

– Co jej jest? – zapytał jeden z obecnych tam mężczyzn Bazylego. – Bardzo dziwny szyk. O wiele lepiej: zapytał Bazylego jeden z obecnych tam mężczyzn.
Dalej:
— Co jej jest? — zapytał jeden z obecnych tam mężczyzn Bazylego. (...)
— Ma złamany obojczyk, jest lekko poobijana…
— I umie mówić — mruknęłam pod nosem, ale cała trójka usłyszała to wyraźnie.
— Wybacz. Mimo wszystko chodźcie. Nie wyglądasz najlepiej, masz pierwszeństwo wejścia do kapsuły. – Kto i dlaczego przeprasza Korę? Mam wrażenie, że to ktoś, kto próbował za nią wyjaśnić sytuację, powinien ją przeprosić, ale reszta wypowiedzi brzmi, jakby mówił to mężczyzna z ZWS.

Ich ideą było pomaganie na Południu, co w moim odczuciu marnie im szło. Dowodem było to, jak niewiele o nich wiedziałam i że dopiero kiedy wybuchła wojna, zobaczyłam ich po raz pierwszy. – Ciężko się czyta takie wypracowania. W ogóle nie czuć klimatu opowiadania, prędzej jego opracowania.

Kiedy się rozejrzałam, doszłam do wniosku, że niewątpliwie pomagali. Kobiety uspokajały dzieci i sprawdzały dokumenty. Mężczyźni pomagali wchodzić do kapsuł i pilnowali ogólnego porządku.

Mimo wszystko czułam, że przebija przez to wszystko litość. – Uzasadnienie?

I to na dodatek ten najgorszy rodzaj litości, kiedy ludzie łaskawie udzielają pomocy, rozprawiając o tym (,) jak to źle się dzieje na świecie, a potem wracają do swoich domów, do swoich szczęśliwych żyć i odrzucają wszelkie wspomnienia z tamtego krótkiego aktu pomocy. – Dziewczyna niby niewiele wie o Siewcach, a tworzy całkiem szczegółowe recenzje. Poza tym umieściłaś ten opis w niefortunnym miejscu i brzmi, jakby mężczyzna naprawdę długo czekał na odpowiedź.
Brakuje mi przemyśleń narratorki. Często dostajemy gotowe decyzje, a bohaterka waha się, analizuje sytuację gdzieś poza kadrem.

Nie wiem, co mnie zdradziło, ale nagle poczułam (,) jak ich ramiona mnie oplatają i zaciskają w opiekuńczym uścisku. – Mogło ją zdradzić na przykład to, że się zaparła i rozglądała. Jeśli Tala i Bazylii znają Korę od paru lat, jak pisałaś, to raczej wiedzą, co jej chodzi po głowie. Przynajmniej w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźli. To dość naiwne, że Kora się zastanawia, co ją zdradziło. No i Kora nie poczuła żadnego żalu, złości, rozczarowania? Tylko przyjęcie niefortunnego faktu do świadomości i można lecieć dalej?

Kiedy Tala wyszeptała te słowa, poczułam, że moja twarz już od jakiegoś czasu jest mokra od łez. – W ogóle nie dajesz znam znać o emocjach postaci, kiedy ta postać zaczyna je odczuwać. Kora szukała wzrokiem Virtusa, ale nie zauważyła, kiedy obraz zaczął jej się rozmywać od łez? Pomijam, że znowu niczego nie myśli, więc w ogóle nie czuję, żeby była w jakimkolwiek stopniu zdenerwowana. Po prostu nagle się dowiaduję, że sobie płacze.

— Jasne. — To było niesamowicie naiwne. – Czy Kora próbuje udawać, że nie rusza jej, że jej przyjaciel mógł umrzeć? Mnie się taka odpowiedź właśnie kojarzy w ten sposób. Niby płacze, ale potem jak gdyby nigdy nic odpowiada jasne, kiedy informuje się ją, że nie ma szansy, żeby temu przyjacielowi pomóc. Znów, rozumiem różne reakcje, ale są jednak priorytety. Od kilku dni nie wiem, czy mój przyjaciel żyje, a jeśli coś mu się stało, że z mojej winy, ale jak go tu nie ma, to spoko, zapomnijcie, że coś mówiłam. Aha. Musisz popracować nad tym, jak Kora wyraża emocje, bo na razie wychodzi to słabo. Nie jest autentyczna, a ja zamiast się przejmować, że dzieje się coś złego, nie czuję nic. A w najlepszym przypadku przecieram oczy ze zdziwienia, że Kora jest taka spokojna przez większość czasu.

Ale wszystko we mnie wrzało z bezsilności i poczucia winy. Chciałam po prostu odzyskać przyjaciela. – Nie czuję tego. Kora to prędzej podręcznikowy stoik. Dalsze tłumaczenie zachowania także do mnie nie trafia. Dziewczyna ledwie co myśli o Virtusie, niby planuje coś z nim związanego, ale niemal cały czas idzie spokojnie spacerkiem, analizuje otoczenie i tłumaczy zasady panujące w jej świecie.


Spojrzałam na niego ze złością, ale na jego twarzy nie dostrzegłam litości (,) tylko smutek. Zrozumienie. Poprowadził nas dookoła tłumu. Przed wejściem do komory wejściowej, zatrzymał się zmieszany, jakby o czymś sobie przypomniał. – Pilnuj podmiotów. Przed wejściem do komory wejściowej nie brzmi najlepiej.
Swoją drogą, dlaczego Tala może jechać z Korą, skoro też nie jest chora? To chorzy mają pierwszeństwo, a nie dziewczynki jako ogół, jeśli dobrze rozumiem? Potem piszesz, że chorzy są poza kolejką, a potem małe dzieci. To wciąż nie wyjaśnia, dlaczego pozwolono jechać Tali. Nie jest ani chora, ani mała. Czyżby wkradł nam się imperatyw?

Tala była przerażona. Co(,) jeśli każda kapsuła jedzie w inne miejsce? – Dlaczego narratorka mówi o uczuciach Tali, a potem… zgaduje jej myśli? Jakaś dziwna mieszanina, na chłopski rozum wiem, że drugie zdanie to myśli Kory, ale jest tuż po tym, jak mówi się o Tali… A Kora z kolei nic. Pomyślała, ale nic nie poczuła. Opiera się na tym, że Tala była przerażona? Czy czyta jej w myślach? 

Virtus był dla mnie jak brat, ale właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że takiego rodzeństwa miałam więcej. Co ja zrobię bez wiecznie wesołego Bazylego? – Znowu wybiegasz w narracji w przyszłość. Nie bardzo wiem, jak mam to interpretować. W końcu Kora opisuje to z perspektywy czasu czy jednak nie? No i w poprzednim rozdziale zaspoilerowałaś, więc nawet się nie zdziwiłam. Co więcej, mogę się domyślać, że Kora i Bazylii już się raczej nie zobaczą albo coś się bardzo między nimi zmieni. Być może wtedy chciałaś dodać trochę klimatu i zaniepokoić czytelnika, ale odbyło się to kosztem tego fragmentu.

Bazyli odprowadził nas wzrokiem. – Czasami piszesz Bazyli, a innymi razy Bazylii. Nie wiem, z czego to wynika, ale staraj się zachować jednolitą pisownię. Chyba że piszesz na telefonie i poprawia Cię autokorekta. :D Mimo wszystko pilnuj tego.

To był ostatni raz, kiedy go widziałam. – O, i znowu! Nie wiem, co mam o tym myśleć. Pomijając, że przez to Twoja narracja jest niejednolita, to teraz się zastanawiam, czy nie piszesz tego tylko po to, żeby dać czytelnikowi znać, że to już koniec wątku Bazylego. Jeśli to drugie, to niestety słaby zabieg. Może Ci się wydawać, że tworzysz napięcie, ale prawda jest taka, że rzucasz w czytelnika pustymi informacjami. Gdybyś nie napisała tu, że to ostatnie spotkanie Kory i Bazylego, czytelnik potem zastanawiałby się, czy oni się jeszcze spotkają. Musiałby sam próbować coś wywnioskować, a przez to byłby bardziej zaciekawiony i zaangażowany w historię, którą opowiadasz. Wtedy pojawiłoby się napięcie. Gdyby Kora dopiero za kilka rozdziałów pomyślała, że prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy Bazylego, bo jego kapsuła nie dotarła albo wydarzyło się cokolwiek innego… Nie tylko stworzyłoby to ciekawy wątek, ale dałoby też pole, by opisać emocje Kory. Tęsknotę za nim, żałobę, cokolwiek. W końcu uświadomiła sobie, że był dla niej ważny. 
Piszesz, że widzimy Bazylego ostatni raz. Ale skoro o Virtusie niczego takiego nie napisałaś, pozwala się nam to domyślać, że go zobaczymy. I tu znów znika trochę napięcia, bo już tak bardzo nie boimy się o bohatera. Chyba że to po prostu brak konsekwencji. Tak czy siak, widzisz, jestem w stanie wyciągnąć z tego naprawdę sporo różnych problemów Twojego opowiadania.

Kobieta, która siedziała za nim (,) uśmiechała się serdecznie, mimo kolejki dzieci, którą obsługiwała.

Wejdziecie bez kolejności. – Kolejki.
Wciąż źle zapisujesz dialogi. Niekiedy trzeba się domyślać, co kto mówi.

Pamiętasz (,) do kogo miałaś jechać?
Matka nawet nie powiedziała Korze, jak się jej ciotka nazywa? Pomijam, że przed chwilą Kora płakała i rozmyślała, co może zrobić dla Virtusa, a teraz w ogóle o nim zapomniała.

Nowością było to, że z jakiegoś głośnika, o którego istnieniu w tych antycznych kapsułach nie miałam pojęcia, rozległ się uprzejmy, kobiecy głos. – O mamo... Papierowość emocji Kory jest czasami rozbrajająca. Coś, co zupełnie powinno ją zaskoczyć, nazywa stoicko nowością.

— Witajcie. — Kilkoro dzieci grzecznie, ale i naiwnie odpowiedziało nagraniu. — Z tej strony Milsia Donenport, prezes i założyciel Związku Wolnych Siewców. Organizacja została założona przeszło piętnaście lat temu i od początku skupiała ludzi dyspozycyjnych, zawsze chętnych do pomocy i oddanych słusznej sprawie. Przez ten czas czynnie braliśmy udział w życiu Południowych Okręgów, próbując naprawić wraz z wami powojenne szkody i starając się pomóc wam w razie potrzeby. Jak na pewno wiecie, okręg(,) z którego pochodzicie(,) jest zagrożony wojną. Już niedługo stanie się terenem regularnych walk. Uznaliśmy, że naszym obowiązkiem jest pomoc przynajmniej przyszłym pokoleniom, których ten konflikt z pewnością nie dotyczy. Zostaniecie przeniesieni do Okręgów Północnych. Każde z was otrzyma nowy dom i zacznie nowe, bezpieczne życie. Nasi wolontariusze są do waszej dyspozycji. W kapsule jest ich co najmniej dwóch. W razie jakichkolwiek problemów należy zgłosić się do nich. Życzę miłej podróży. Do zobaczenia. – Tak, tak właśnie mówi się do kilkuletnich dzieci. A już na pewno streszcza się tym przerażonym dzieciom, które wiedzą tylko, że odebrano je od rodziców, historię organizacji charytatywnej i zachwala się swoje dokonania. Jestem też przekonana, że mówienie im, że będzie wojna i ich dom wkrótce stanie się terenem regularnych walk na pewno pomoże. I na pewno dzieci wiedzą, czym są regularne walki. A zakończenie wywodu? Życzę miłej podróży. Aha. Powiało strasznym brakiem empatii ze strony tej całej Milsii Donenport. Teraz tylko pytanie, czy takie było Twoje założenie, czy po prostu walnęłaś brzydką ekspozycję. Mimo wszystko myślę, że dzieci powinno się próbować uspokajać i zapewnić, że będzie dobrze. Dorośli raczej nie robią takich rzeczy, czy to dlatego, żeby nie przysporzyć dzieciakom więcej cierpienia, czy też dlatego, że strasznie ich może przysporzyć jeszcze więcej kłopotu.

Moje ciało powoli się regenerowało i po przebudzeniu czułam się dużo lepiej. – Dlaczego Kora wcześniej miała czuć się źle? Nie napisałaś, że nie przespała nocy ani nic. A jeśli chodzi o ten nieszczęsny obojczyk, to po drzemce w zatłoczonej kapsule Kora na pewno nie poczułaby różnicy.
Trochę też bawi ta zmienność. Kora raz płacze, bo Virtusa nie ma przy kapsułach, a potem wzrusza ramionami i drzemie sobie w kapsule jak gdyby nigdy nic.

Kiedy kapsuła zaczęła hamować, Tala złapała mnie za rękę i zacisnęła powieki. Spod jednej wypłynęła łza. – Widzę pewną niekonsekwencję w zachowaniu postaci. Oprócz Kory, która popada w skrajności martwienia i nie martwienia się o Virtusa, w poprzednim rozdziale Kora opowiadała o tym, jaka silna i zawsze uśmiechnięta jest Tala. A następnego dnia czy dwa dni później Tala tak po prostu roni łzę przy Korze. Kory to z kolei nawet nie dziwi. W międzyczasie nie pokazujesz, żeby Kora zarejestrowała, żeby zachowanie Tali się zmieniało. Nie pokazujesz, żeby odłączenie od rodziców miało na nią większy wpływ. Gdy rozstają się z Bazylim, Tala też jest bliska płaczu… To w końcu jest na tyle wrażliwa, że po rozstaniu z przyjacielem (a przecież nie mogła wtedy wiedzieć, że już się nie zobaczą) się popłakała, czy jednak nie dałaby po sobie poznać cierpienia, choćby po to, by nie dobijać Kory?

Mimo że mnie to nie zaskoczyło i mimo że przeżywałam najgorsze chwile w życiu, Północne Okręgi już od pierwszej chwili zrobiły na mnie duże wrażenie. Na chwilę oderwałam myśli od wspomnień ostatnich dni i skupiłam się na podziwianiu i pamiętaniu, żeby z wrażenia nie przestać oddychać. – Nie zaskoczyło mnie to, gdzie tam. Ale w sumie jednocześnie zachwyciło na tyle, że zapomniałam o zagrożonym śmiercią przyjacielu, o zostawionych za sobą matką i kolegach, o tym, że mój dom w każdej chwili może zamienić się w pobojowisko… Przykro mi, ale to brzmi absurdalnie.
Dodam jeszcze, że dziewczyna, które całe życie żyła w biedzie, sprzedawała rupiecie na targu i musiała harować za to, że chodziła do szkoły, nie jest zaskoczona czystością i nowoczesnością też jest dla mnie mało autentyczna. Zwykle jeśli się czegoś nie zna, to trudno jest to sobie wyobrazić, więc mimo woli nas to zaskakuje. Choćby trochę. Nawet, gdy tego spodziewamy.

Ta informacja również nie wywowała żadnej reakcji. – Wywołała. Dziwi mnie, że dzieci nie zaczęły się choć trochę niepokoić sytuacją. A tym bardziej Kora. Która na dobrą sprawę myślała coś o tym, że kapsuły mogą jeździć losowo, ale kiedy dowiaduje się, że miała rację, nawet nie pomyśli: czyli jednak ani niczego innego.

Będziecie mogli ubiegać się o przeniesienie, a jeśli wasze wnioski zostaną odrzucone, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście odwiedzali swoje rodziny i przyjaciół w innych okręgach. – Ci funkcjonariusze nie mówią jak do dzieci. Jak dzieci mają się ubiegać o cokolwiek? Kiedy mówi się o takich rzeczach, zawsze się mówi, że, nie wiem, kiedy dorośniecie, to będziecie mogli. Cokolwiek. Przecież dziecko ma przedstawiciela prawnego, którym jest rodzic lub opiekun, samo nie może załatwiać spraw urzędowych.

Odwrócili się i zaczęli prowadzić nas do innej kapsuły. – Dlaczego mam wrażenie, że płaczące, przerażone i zszokowane dzieci nie poszłyby tak po prostu za obcymi ludźmi, kiedy oni by się odwrócili i sobie ruszyli? Bardzo dużo streszczasz. Jeśli jakaś scena jest na tyle istotna, by zawrzeć ją w tekście, to robisz czytelnikowi krzywdę, streszczając ją. Jeśli nie jest na tyle ważna, by się w nim pojawić, to trzeba ją wyrzucić. A ja mam wrażenie, że wszystko, poza dialogami, w tym opowiadaniu to streszczenia. Dziwi mnie też, że Kora w żaden sposób nie odnosi się do płaczących dzieciaków. Nie denerwują jej, nie jest jej ich żal, nie martwi się o nie. Jest od nich starsza, ale zupełnie niczego o nich nie myśli. Jej obojętność na świat wokół jest aż straszna.
Wróciłam do pierwszego rozdziału, żeby sprawdzić zupełnie inną rzecz, ale przez przypadek natknęłam się na informację, że Kora miała chore płuca. Jest czwarty rozdział i sporo się w tym czasie działo, Kora odczuwała wiele negatywnych emocji i nic. A w pierwszym rozdziale piszesz: Tylko wyciszenie nerwów mogło teraz pomóc moim chorym płucom.

Przypomniała mi się ta w domu – niebieska, sztucznie czyszczona, o posmaku detergentów. – Nie wiem, czy bardziej niepokoi mnie to, że Kora wie, jak smakują detergenty, czy to, że używali takiej wody.

Nie zważałam na to, że zamoczyłam opatrunek, bo i tak był brudny i rozpadający się. – Wracamy do problemu złamanego obojczyka. To poważniejszy problem, niż Ci się wydaje, ale w tekście Korze uraz wydaje się prawie w ogóle nie przeszkadzać. Zastanawiam się w takim razie, dlaczego uwzględniłaś go w tym opowiadaniu. Skoro nie ma znaczenia fabularnego ani nie utrudnia bohaterce życia, to równie dobrze mogłoby go nie być.
Zadziwia mnie też, że transport przyjechał z dziećmi chorymi, które miały z tego powodu pierwszeństwo, ale funkcjonariuszy to w ogóle nie obchodzi. Nawet Kora, która powinna mieć usztywnioną rękę, jest ignorowana. A są podobno w bardzo nowoczesnym miejscu.

Kolejny dzień rozpoczął się jeszcze boleśniej niż poprzednie. Śniłam o domu, a gdy otworzyłam oczy w sennym nastroju, rzeczywistość uderzyła mnie brutalnie. Przełknęłam chęć rozpłakania się. – Kora po raz kolejny ma swoje wahania. Przed snem w ogóle nie myślała o matce, o Virtusie, choćby o Bazylim, ani razu nie pomyślała też o Aurei, która wydawała się być ważną częścią jej życia. A potem sobie nagle przypomina, ale i tak przełyka chęć rozpłakania się. No w sumie trochę jej smutno, ale nie czuję, żebym czytała o nastolatce, której wszystko w życiu się posypało i która została wrzucona w zupełnie nową rzeczywistość, gdzie musiała sobie radzić sama, bo nie ma Virtusa do wypłakania mu się w ramię, ani chroniącej jej matki.
Dodatkowo ze zdania wynika, że to oczy były w sennym nastroju, nie Kora.

Zwykłam nosić obcisłe, czarne ubrania ze sztucznej skóry. – Zaskoczyło mnie to. Czy nie istnieją inne, tańsze materiały, które byłyby przy okazji wygodniejsze (nie wiem, czy spodenki ze skóry mogłyby spełniać to kryterium) i które łatwiej by się naprawiało? Biedni ludzie raczej naprawiają ubrania.

Mieszkałam w gorącym, wręcz parnym miejscu, gdzie powietrze było niemal zakurzone. – Ale czytelnik dowiaduje się o tym dopiero, kiedy akcja przenosi się do Valei. Do tej pory wyobrażałam sobie rodzinne miasto Kory jako miejsce o umiarkowanym klimacie. Mimo że było tam gorąco, Kora nigdy się nie spociła, nawet podczas pracy. W ogóle nie wspominała o gorącu. Klimat ma przecież wpływ na ludzi i ich życie codzienne. Ale opowiadanie nie daje wcześniej wskazówek, że było gorąco.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, miałam ochotę zemdleć, bo uznałam to za jedyną słuszną reakcję na to, co zobaczyłam. – Nie czuję tego. Bohaterka mówi, że omdlenie to prawidłowa reakcja, ale nie piszesz, żeby ugięły się pod nią nogi, żeby zabiło jej szybciej serce, nie pomyślała sobie nawet o matko (czy czegokolwiek pełniącego funkcję takiego powiedzenia w Twoim uniwersum), nie zakręciło jej się w głowie, nic.

Po drogach, które nie były tylko ubitą ziemią, jeździły dziwne pojazdy, które wydawały dźwięk powietrza poruszającego się szybko po okręgu. – Dziwne porównanie, nie do końca wiem, jaki dźwięk wydaje powietrze poruszające się po okręgu.

Nikt nie bał się przebywać na zewnątrz i ja również dałam się ponieść temu uczuciu wolności. – Tak po prostu? Pomimo wszystkiego, co się wydarzyło, Kora już się z tym pogodziła? I tak po prostu od razu się rozluźniła w nowym miejscu? Zwykle zmiana otoczenia, szczególnie tak drastyczna i w tak okropnych okolicznościach, ma duży wpływ na człowieka. Nie jest łatwo się przystosować. Człowiek, który całe życie podejrzliwie zerkał na przechodnia obok, nie poczuje się tak szybko tak swobodnie w nowym miejscu. To siła nawyków. Na przykład wielu ludzi, którzy jadą do Japonii na kilka miesięcy, zaczyna nabierać japońskich przyzwyczajeń, np. kłaniania się przy witaniu zamiast podawania ręki. I potem, po powrocie, potrzebują trochę czasu, żeby się przestawić, bo z odruchu kłaniają się też w kraju ojczystym. Warto byłoby to wziąć pod uwagę tym bardziej, gdy w Twojej historii mowa o odruchu, który zapewnia przetrwanie. Wyuczona nieufność to coś, czego bardzo trudno się pozbyć.

(...) utrzymywał się na Południu przez ostatnie kilkanaście lat . – A tu się wdarła dzika spacja przed kropkę.
Czy ta pani zdaje sobie sprawę, że mówi do dzieci? Bo ja mam poczucie, że puszczanie im filmiku o sytuacji politycznej w ich domu nie jest dobrym pomysłem. Dzieciaki to jednak dzieciaki. Będą się bać jeszcze bardziej i potencjalnie zaczną sprawiać problemy. Inne nie zrozumieją, o co chodzi. W każdym razie zwykle w takich akcjach chodzi o to, żeby dzieci zapewnić, że będzie dobrze i żeby się nie martwiły, a nie by bardziej je straszyć. Pozostaje też kwestia tego, czy dorośli uznaliby, że warto takie rzeczy tłumaczyć dzieciom, które przecież nie rozumieją, co się dzieje, a opowieści o polityce tylko bardziej je zdezorientują? Na razie to brzmi, jakby pani Milsia mówiła: wasz dom zostanie zniszczony, co zresztą wszyscy wiedzieli od dawna, ale nie martwcie się, tu będzie wam lepiej. Czy jakiekolwiek dziecko by to przekonało? No nie wiem.
Choć przekazałaś te informacje w bardzo niesubtelny sposób, to jednak udało Ci się mnie trochę zaintrygować. Widzisz, to opowiadanie ma wiele problemów, ale sam pomysł jest dość interesujący.
Nadchodzi moment, w którym dowiadujemy się, że bohaterka ma 17 lat. Liczby składają się dość dziwacznie. Czy to oznacza, że dzieci idą do szkoły w wieku 11 lat? Pisałaś, że szkoła trwa cztery lata, a Kora od dwóch lat sprząta, bo zostały jej jeszcze cztery lata pracy. To dość późno, by zacząć edukację. Zastanawiam się też, co robią ludzie, którzy otrzymali tylko te 4 lata wykształcenia i odrobili swoje 4 czy 6 lat odpracowywania. Po prostu idą do pracy innej niż zbieranie śmieci?
Kora opowiada o aresztowaniu ojca i znowu mam wrażenie, że czytam podręcznik. Piszesz, że wspomnienie było bolesne, ale nie dajesz mi tego poczuć. Kora sobie wzdycha, jakby to na niej nie robiło wrażenia. Jej reakcje są okropnie niedopasowane do sytuacji.
Widzę, że wracamy teraz do sprawy chorych płuc. Nie zapomniałaś o tym, to świetnie! Ale z drugiej strony minęło tyle czasu od pierwszego rozdziału, a Kora pomimo tego, ile się wydarzyło, ani razu nie miała takiego napadu duszności.

— No nie wiem... mam złamany obojczyk. – Przepraszam, ale w tej chwili parsknęłam. Kory tak bardzo nie obchodzi ten jej złamany obojczyk, że nie dość, że rusza sobie tą ręką jak chce i nie ma żadnego opatrunku, nigdzie się z tym nie zgłasza, to jeszcze na pytanie, czy dolega jej coś więcej odpowiada... to. A takie tam, wie pan, mam złamany obojczyk! Kora jest 17-latką z zerowym poziomem rozsądku.

— To znaczy... masz złamany obojczyk... teraz? — Skinęłam głową, nie widząc w tym nic dziwnego. — O — odparł tylko. — W takim razie przejdźmy do konkretów. – I w ogóle nikogo tak bardzo nie obchodzi ten złamany obojczyk, że naprawdę się zastanawiam, po co w ogóle był Ci ten wątek w opowiadaniu. Jest nielogiczny i nierealistyczny, karykaturalny wręcz, a w tej chwili bardziej budzi we mnie rozbawienie niż współczucie dla Kory. Rozumiem, że potem tę kwestię wyjaśniasz, ale wszyscy bohaterowie (którzy nie mogą wiedzieć o tym wszczepionym usztywnieniu) mają to w nosie.
Przyznam jednak, że całkiem mnie zainteresował wątek z przyrodnim bratem. Jestem też przekonana, że czułabym się zupełnie inaczej, gdyby nie te błędy w narracji, które wiele Twojemu opowiadaniu odbierają, i ten nieszczęsny obojczyk.

1.5.
Po raz drugi zostawiono mnie samą w czarnym, miękkim fotelu i kazano czekać. Tym razem czułam, że zbliżają się już duszności. Po tym (,) co usłyszałam, nie byłam w stanie się uspokoić, a poziom mojego zestresowania zmierzał do punktu kryzysowego. – Zapewne chodziło Ci o punkt krytyczny. Poza tym opisujesz, co bohaterka czuje, ale dość nieporadnie. Niby Kora nie może się uspokoić, a niczym stoik relacjonuje wydarzenia, nie okazując emocji i siedząc w bezruchu. Nie wiem, co o tym myśleć. Wciąż waham się, ile jest w tym świadomej kreacji bohaterki, a ile braków w warsztacie.

Na szczęście moją uwagę odwróciło zajście na korytarzu. Siedziałam do niego tyłem, ale najwyraźniej ktoś nie domknął drzwi, bo usłyszałam kroki, a później przytłumione głosy. – Gdzie emocje? Jakaś oznaka zdziwienia, dreszcze, nagłe znieruchomienie, chociażby uniesienie brwi, zaciśnięcie pięści? Kora wyjątkowo wolno reaguje, dystansuje się do wszystkiego. Nawet nie może się do niczego odwrócić z ciekawości.

Dziewczyna siedzi tam ze złamanym obojczykiem bez żadnego opatrunku! – Brak opatrunku jest problemem? Przy złamaniu? Nie kojarzę nawet, by unieruchomiono dziewczynie obojczyk.

Mężczyzna, który ze mną rozmawiał, musiał stać dość daleko, bo jego wrzask wydał mi się odległy. – Ona przecież tylko podsłuchuje czyjąś rozmowę. Czy chodzi o to, że wcześniej ze sobą rozmawiali?

Z jednej strony poznanie ludzkiego oblicza tego miejsca, podniosło mnie na duchu. – Bez przecinka.
Kolejne godziny spędziłam, czekając. Czas dłużył się niemiłosiernie i (,) o dziwo (,) miałam to już wszystko gdzieś. Żadnych duszności, żadnej chęci płaczu. Siedziałam tam nieruchomo i w ciszy, bo wypłakałam już wszystkie łzy. Jakby moje ciało całkowicie się od tego wszystkiego odcięło i fizycznie nie czułam już nic. Ale nie byłam w stanie zatrzymać gonitwy myśli, więc analizowałam wszystko od początku. I jeszcze raz, i jeszcze raz, aż twarz Virtusa wydała mi się już tylko niewyraźną plamą w wyobraźni. – Dobrze, że opisujesz uczucia bohaterki, starasz się o głębię psychologiczną, tylko z pewnością wymaga to jeszcze dopracowania. Na razie czytam puste słowa. Kora jest narratorką. Niech nie informuje o swojej gonitwie myśli, tylko rzeczywiście pogrąża się w analizach. Gdzie się to wszystko podziało? Wszelkie przemyślenia, rozważania? Dlaczego są ukrywane przed czytelnikiem? Nie chcesz go zamęczać, zanudzać? Cierpi na tym logika i specyfika narracji, którą wybrałaś. Do tego nie sposób nie wytknąć, że pan, który przed chwilą tak się zdenerwował stanem Kory, pozwolił zostawić ją tam samą na kolejnych parę godzin. Piszesz też o łzach, które Kora wypłakała, ale ostatni raz wspominam jej płacz z momentu, gdy była w domu z matką. Nigdzie dalej tego nie ma. To spora niekonsekwencja. Tak samo jak z jej chorymi płucami – wspomniałaś o nich w pierwszym rozdziale, a potem przypomniały Ci się dopiero wtedy, kiedy fabuła tego wymagała.

– Jest w tej sali, może pan wejść – dobiegł mnie głos, a po chwili również delikatne pukanie. Wstałam i obróciłam się w stronę drzwi, które właśnie się otwierały. – Kora była pogrążona w myślach (rzekomo). Nie przestraszyła się? Nie została z nich gwałtownie wyrwana? Nie potrzebowała chwili, by się otrząsnąć i skupić na bodźcach z zewnątrz? Dziewczyna nadal bawi się w zdystansowane relacje, jakby spisywała wspomnienia sprzed lat. Niektóre fragmenty przypominają pamiętnik, ale inne, cytowanie itd. kłócą się z tą wizją. Mam wszystko usprawiedliwiać szokiem Kory? Nadal przeżywa to, co mogło się stać Virtusowi? Rozłąkę z matką? Wojnę? Tylko tego też nie czuć, więc na siłę staram się tłumaczyć Twoje podejście. Może masz jakiś plan na Korę i będziesz się go konsekwentnie trzymać. Na razie jednak taka kreacja narratorki wydaje się coraz mniej świadoma (i znośna).
Do Kory przychodzi nieznajomy. Wiadomo, że ma jakąś sprawę. Kora nie zastanawia się nad celem wizyty, nie łączy jej z zapowiedzią lekarza. Nie pojawiają się ani dobre, ani złe przeczucia. Za to dziewczyna opisuje wygląd chłopaka. Czy to naprawdę scena, w której liczy się wielkość czyjegoś nosa? Tym bardziej, że nawet nie pomyślała sobie: to mój brat. W ogóle żadnych uczuć odnośnie do całej sytuacji, a przecież ten człowiek jest jej rodziną… o której Kora przez 17 lat swojego życia nie wiedziała. I nic. Spokojnie analizuje sobie jego wygląd.


Do sali wszedł młody wolontariusz. – Kora skąd to wie? Domyśla się? Rozpoznaje charakterystyczny strój? Czy dla niej wszyscy pomagający w tym miejscu to wolontariusze? Można się pogubić. Tym kończą się streszczenia na całe akapity, z których nie sposób wyciągnąć ważnych informacji i poukładać ich w głowie.

Wspólny spacer przez budynek aż po samo wyjście okazał się równie niezręczne. – Niezręczny. Dziwi mnie brak pytań ze strony Kory. Wcześniej okazywała ona nieufność w stosunku do wszystkich dookoła, spotykała się z poszukiwanymi ludźmi, ryzykowała. Kreowałaś ją na pewnego rodzaju buntowniczkę, która nie bała się przyznać do zdrady, by ratować przyjaciela. Nie rozumiem więc nagłej pasywności bohaterki. Piszesz w narracji pierwszoosobowej, więc powinnam wiedzieć tyle co Kora. Zgromadzone informacje nie pozwalają na wycofanie się, uspokojenie.

Chłopak wyraźnie szukał tematu, który mógłby poruszyć, ale ostatecznie nie zdecydował się na żaden. – Bardzo wyraźnie… Ciężko się to czyta. Dostajemy same wnioski, wyniki obserwacji. Najciekawsze kąski zostawiasz dla siebie.
Aha, rozumiem, że sprawa obojczyka pozostaje nierozwiązana i bohaterka chodzi sobie po zatłoczonym mieście, gdzie w każdej chwili ktoś może ją szturchnąć albo popchnąć, z tak poważnym urazem niezabezpieczonym. Już pomijam, że troska pana, który ją przesłuchiwał, wydaje się bardzo wybiórcza, skoro nie dość, że pozwolił Korze siedzieć kilka godzin w tamtym pokoju (i w tym czasie oczywiście nie był on nikomu potrzebny; dopiero, kiedy pojawił się Septimus, działaczom organizacji przypomniało się o tym pomieszczeniu), to jeszcze bez problemu wypuszczono ją stamtąd z tym samym urazem. A podobno mieli zająć się wszystkimi, którzy wymagali natychmiastowej opieki zdrowotnej.
Na ten moment mam silne poczucie, że temu opowiadaniu byłoby dużo lepiej bez wątku złamanego obojczyka, bo nie dość, że nie spełnia żadnej roli fabularnej, to jeszcze wszyscy traktują to, jakby to był jakiś tam siniak. Rozumiem, że to miało dodać dramatyzmu sytuacji Kory, ale na razie to tylko co i rusz łapię się za głowę. I już nie chodzi o to, że faktycznie coś tam z tym obojczykiem zrobiono (o czym czytelnik dowiaduje się naprawdę późno, a przez cały ten czas wygląda to, jakby Kora biegała sobie radośnie po świecie z kością, która przy choćby potknięciu się mogłaby się przesunąć i wyjść na wierzch czy coś), ale o brak jakichkolwiek pytań i interwencji bohaterów w tej sprawie.
Później serwujesz nam opis poczucia odrealnienia bohaterki. Ot tak. Wcześniej nie było żadnych oznak zdezorientowania, nieprzyzwyczajenia do warunków. Wręcz przeciwnie – Kora zachowywała się, jakby podobne wydarzenia były codziennością, a miejsce nie różniło się od tych jej znanych.

Byliśmy otoczeni przez wieżowce i budynki, które jeszcze niedawno stanowiły tylko element krajobrazu. – Tylko? Jak to przestały? Skoro bohaterowie byli otoczeni przez takie a nie inne budynki, to te budynki naturalnie stały się elementem krajobrazu.

Nie było to wyraźne i dobitne otumanienie zmysłów (,) tylko delikatne uczucie. – Nie czuję tego. Naprawdę. Staram się, ale kończy się to nieustannym dopowiadaniem czegoś, co powinno znaleźć się w tekście. Niby Korę przerasta otoczenie, niecodzienny hałas, a z narracji nie wyłania się obraz osoby zdezorientowanej.


Kilku ludzi zwraca uwagę na Korę, podobno przez jej białe włosy. Wzbudzenie tym zainteresowania wydaje mi się nielogiczne. Jeżeli dobrze się odnajduję, to do tego miejsca trafiają osoby z rejonów, w których nie jest bezpiecznie, nie ma schronów i tak dalej, więc widok ofiary warunków pogodowych powinien być na porządku dziennym.
Czasami mam wrażenie, że bohaterka sobie przeczy. Tu jest obojętna, tu zdezorientowana, tu stwierdza, że pobyt w takim miejscu nie może nie być nieznośny. Już sama nie wiem, co czeka Korę, skoro zachowuje się tak dziwnie i tajemniczo wypowiada o przyszłości. Tu jakaś ciotka, tu rodzina zastępcza… Dokąd to w końcu zmierza? Dlaczego nie wiem (widocznie) tego co narratorka?
Podajesz mnóstwo informacji. Wręcz bombardujesz nimi czytelnika. Trudno więc oczekiwać, że połapie się we wszystkim po jednej lekturze. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Jeszcze orientuję się w podziale na Północ i Południe (wojnie, różnicach politycznych), ale ze szczegółami jest już gorzej.
Błędy są powtarzalne. Wciąż źle zapisujesz dialogi i gubisz podmioty (na przykład w tym rozdziale korytarz otwiera drzwi). 
Wszyscy ludzie trafiają do luksusowych apartamentów czy to przywilej głównych bohaterek?

Na środku stała jaskrawo-zielona kanapa (...). – Jaskrawozielona. Z dywizem zapisujesz, gdy coś składa się z elementów w dwóch kolorach (np. flaga Polski jest biało-czerwona). Gdy jednak masz na myśli jeden odcień, piszesz łącznie: np. ciemnoczerwony. Różowy fotel w fioletowe prążki będzie różowo-fioletowy. Natomiast sofa w kolorze będącym połączeniem żółtego i zielonego, będzie żółtozielona.

Działanie samej toalety śmiertelnie mnie przestraszyło. Gdy tylko wstałam, deska zaczęła się sama obracać, zaświeciła się czerwona lampka i wszystko samo się spłukało. Wyszłam stamtąd dość roztrzęsiona. – Dziewczyna bardziej przejmuje się działaniem toalety niż spotkaniem brata, o którym nie miała pojęcia, bardziej niż sytuacją, w jakiej się znalazła, bardziej niż matką, która może zginąć w nadchodzącej wojnie. Dlaczego odnoszę wrażenie, że wystrój domu Septimusa i działanie toalety było dla Kory ważniejsze od tego wszystkiego? I w ogóle ten brak konsekwencji. Tu Kora płacze i wyje, potem w ogóle nic jej nie obchodzi, potem silne stany emocjonalne wywołuje w niej to, że ubikacja sama spłukuje wodę. Tymczasem wielkie budynki, czyste i nowoczesne wnętrza miejsc, do których się udaje, czy inna technologia nie robią na niej większego wrażenia.


Kora wciąż tłumaczy się ze swojego zachowania. A tu to, że nie była w nastroju. Tu, że reagowała tak ze względu na sytuację. Tu, że przez ostatnie wydarzenia nie chciała zawierać nowych znajomości. Dziewczyna tak już ma i czuje potrzebę tłumaczenia się przed samą sobą czy nie umiesz inaczej pokazać emocji targających nią?

Działanie samej toalety, śmiertelnie mnie przestraszyło. – Bez przecinka.

— Za sekundkę system oceni twój stan fizjologiczny — dobiegł mnie jego głos — i wybierze program usypiania z odpowiednią temperaturą i muzyką relaksacyjną. W nocy będzie mierzyć twój puls, ciśnienie, temperaturę i... no właśnie. — Na "suficie" łóżka wyświetlił się kontur ludzkiego ciała. W jego piersi regularnie biło serce, a wokół wyświetlało się mnóstwo napisów. Aż nagle wszystko zgasło, pogrążając nas w kompletnej ciemności. — No to... dobranoc — powiedział Septimus, ale pożegnało go tylko ciche kliknięcie zamykających się drzwi. – Wracamy do problemu Twojej wybiórczości. Przypominają Ci się niektóre rzeczy wtedy, kiedy akurat ich potrzebujesz. Więc złamany obojczyk u Kory pojawia się i znika, zależnie od tego, czy w tej scenie to będzie wygodne, czy nie. Maszyna wyświetliła sylwetkę Kory razem z bijącym sercem, ale oczywiście nie dała znać, że z organizmem Kory jest coś nie tak. Septimus też tego nie zauważył, a przecież złamany obojczyk boli na tyle, że Kora nie mogłaby ruszać ramieniem.

Nie bardzo wiedząc, co zrobić (,) położyłam się. – Nie bardzo rozumiem dylemat. Co miała zrobić z łóżkiem, jeżeli nie położyć się w nim? :) Chodziło Ci o to, że Kora nie wiedziała co zrobić ze sobą, więc od razu poszła spać? Tylko to nie wynika z tekstu, bo dziewczyna wcześniej opisuje niecodzienny wygląd mebla.

Poczułam (,) jak materac nagle stał się miękki, ale nie zapadłam się w nim całkowicie.
Mam mieszane odczucia co do opisu snu. Z jednej strony, wreszcie zadbałaś o dynamikę. Krótkie, jakby urywane zdania sprawdziły się doskonale. Czułam więcej emocji niż przez większość tekstu. Z drugiej strony, trochę przesadziłaś z oszczędnością. Zmarnowałaś potencjał sceny. Później też było nieźle (przebudzenie się bohaterki, powracanie do koszmaru).

— Zdrzemnąłbym się jeszcze, ale jeśli ty nie chcesz... (...)
 — To ja się jeszcze prześpię — dodał szybko, po czym opuścił pokój. – Bardzo szybko zmienił zdanie.

Nie wiem (,) od kogo jest (...).

Zamknęłam w dłoni, starając się nie zacząć wyć, a ona idealnie się w nią wpasowała. Schowałam do kieszeni spodni. – I znów bohaterka sobie przypomina o matce po… jakichś dwóch dniach? Rozumiem, o co chodzi, ale przez to, że Twoja bohaterka w ogóle nie myśli, a Ty zdajesz się na narracyjne stwierdzenia, że myślała, to wychodzi bardzo sztucznie. W ogóle nie widać, żeby Kora czymkolwiek się przejmowała, tylko co jakiś czas przypomina jej się to Virtus, to mama, to chore płuca, to niesprawne ramię. Ani razu nie pomyślała o Bazylim czy Tali. Nie zastanawia się zupełnie nad niczym, nie czuć zupełnie jej emocji, a potem rzucasz coś o wyciu… Skąd tak silne emocje, skoro do tej pory nie dałaś czytelnikowi nawet odczuć, że Kora się w ogóle martwiła?
W narracji pierwszoosobowej dziwnie prezentuje się ukrywanie faktów przed czytelnikiem. Scena z rozpakowywaniem paczki wyszła więc nieco śmiesznie. Cieszę się, że przynajmniej powróciłaś (oby z wyjaśnieniami) do wątku Aurei.

Przeszłość była jej pasją i nie mogła przyjąć do wiadomości, że świat powstał takim, jakim jest. – Do kontekstu lepiej pasuje: stał się.

— Praktycznie jestem już dorosły. — Wzruszył ramionami i zrobił obojętną minę. – Praktycznie? Nie jestem pewna, jak to rozumieć, ale to dość dziwne, że w takim razie pozwolono zaopiekować się nieletnią (domyślam się, że w tym świecie dorosłości nie osiąga się w wieku 18 lat, skoro Kora ma 17 lat, a Septimus miał być od niej starszy).

Jestem twoim bratem. Biologicznym. – Być może Septimus naprawdę tego nie rozróżnia (nie wiem, na ile jest wykształcony), ale potem piszesz, że rodzeństwo jest z różnych matek. Są zatem rodzeństwem przyrodnim, nie biologicznym.

— Ale byłem już dorosły, więc jakoś dałem radę. – Tutaj bohater stwierdza, że wtedy (czyli przypuszczalnie parę lat przed akcją opowiadania) był już dorosły, a przed chwilą, że jest prawie dorosły. To w końcu jak? Jest czy nie jest? Czy może po prostu każdy okręg ma inny wiek wchodzenia w dorosłość? To oczywiście możliwe, ale na razie to dwa różne, kłócące się ze sobą stwierdzenia.

— Kiedy dowiedziałem się o wojnie... [R]rozumiem, że nie czujesz się moją siostrą. – To, co tutaj stwierdza Septimus – chciałabym to poczuć w Twojej narracji. Bo wygląda na to, że o tym, jak czuje się bohaterka-narratorka dowiemy się dopiero, kiedy jakaś inna postać zwróci na to uwagę, snując jakieś przypuszczenia.

Nie należałam do osób pewnych siebie, dlatego zawsze postrzegałam wracanie do jakiegoś tematu po dłuższym czasie za przywilej osób, które już dobrze się znają. I przez to dziwne przekonanie, nie zapytałam go o jego "pomysł", mimo że bardzo chciałam. – Do tej pory nie czułam, żeby Kora była jakoś szczególnie niepewna siebie. Czyżby znowu wybiórczość? Odnoszę wrażenie, że Kora zachowuje się tak, jak Ci akurat pasowało, żeby dana scena wyglądała. A to imperatyw.
Rozwiązanie z bratem trochę schematyczne (popularne w YA, młodzieżówkach), ale daje Ci też pole do popisu i jeszcze możesz to dobrze wykorzystać. Zaczęło się średnio, w zasadzie od czapy z tą szczerą rozmową przy śniadaniu. Przynajmniej wyjaśniła się sprawa z luksusowym mieszkaniem. Tylko co stało się z innymi dziećmi? Ładnie też nawiązałaś do sytuacji z dewoltami na straganie. Teraz ma to sens.


Dlaczego Septimus miałby martwić się o pieniądze? Problem jest z niektórymi towarami? Chłopak wcale nie żyje w luksusie, tylko wydaje się tak przez kontrast z Południem, które zna Kora? Edytowany: zaintrygowały mnie puste zbiorniki w wannie. Czyżby rzeczywiście Septimus tylko sprawiał pozory stosunkowo bogatego?

Wyciągnęłam wszystkie ubrania i nie mogłam uwierzyć, że będę nosić coś takiego. – To znaczy jakiego? Nie wiem, co mam sobie wyobrazić, bo narracja ukrywa przede mną to, co wie bohaterka, choć zadaniem narracji pierwszoosobowej jest ograniczenie wiedzy czytelnika do tego, co wie bohater-narrator.

Odwrócił się i gdyby nie to, że kompletnie nie miałam wtedy humoru, zaśmiałbym się. – Zaśmiałabym.

Czułam się okropnie - jakby ktoś nasikał na moje życie i zwyczajnie odszedł, chichocząc pod nosem. – Wkradł Ci się dywiz. Nasikać gryzie się z klimatem, wytrąca z rytmu.

Przerażała mnie perspektywa "zaczynania od nowa". Szkoła, nowi znajomi, potem praca? Nie byłam pewna, czy jeszcze tak umiałam. Nie po tym co widziałam i co zrobiłam. Na dodatek życie pod jednym dachem z niewiele starszym mężczyzną. Moim bratem? Wątpliwe, ale wierzyłam w to. Albo może po prostu chciałam w to wierzyć, bo to tak wiele ułatwiało. Nawet gdyby to była prawda, nie wydawało mi się, żeby to mogło jakkolwiek wpłynąć na moje życie. Znów zachciało mi się płakać. Poddałam się temu uczuciu, karcąc się w myślach za tę okropną słabość. – Ten akapit to jest coś, czego brakowało mi przez cały ten czas. Zamiast rozłożyć te przemyślenia Kory stopniowo na czas trwania akcji, wrzuciłaś jeden akapit, w dodatku dość późno, bo Kora zdążyła już zamieszkać z Septimusem (i nie miała po drodze żadnych pytań, wątpliwości, niczym się nie martwiła). Przez większość czasu Kora przeskakuje między obojętnością albo bardzo dużą emocjonalnością, więc albo w narracji nie piszesz absolutnie niczego o jej przemyśleniach i odczuciach (odnoszę wrażenie, że jest tak przez 85-90% tekstu), albo przypominasz sobie, że piszesz o żywej osobie, i zbierasz wszystkie emocje w jedną chwilę. Stąd te dziwne skrajności.

— Nie chcę tu być. — Pociągnęłam nosem, próbując opanować szloch. Nagle poczułam potrzebę usprawiedliwienia tego wybuchu. Stał tak z lekko zszokowaną miną, najwyraźniej zupełnie nie wiedząc, jak się obchodzi z rozstrojoną emocjonalnie nastolatką. — Najgorsze jest to, że powinnam być wdzięczna. Bo ja mogę teraz sobie szczęśliwie żyć mimo... mimo tego, co zrobiłam. – I gdzie ta niepewna siebie Kora, która wcześniej starała się w ogóle nie okazywać po sobie emocji i nie była w stanie zapytać, co Septimus miał na myśli, bo nie mają bliskiej relacji? Z jakiegoś powodu ta sama Kora nie ma problemu, żeby człowiekowi, który przecież wciąż wydaje się obcy, mówić o bardzo prywatnych rzeczach.
No i Kora nazywa się rozstrojoną emocjonalnie nastolatką. Trochę to dziwne, nie pasuje do narracji pierwszoosobowej. Chyba że chciałaś pokazać, że bohaterka karci się za ten wybuch emocji, że uważa to za żałosne czy cokolwiek – ale nie potrafię tego wyczytać z tego fragmentu.

Miałam ogromnę[ą] ochotę, żeby jakimś cudem został oświecony i wiedział o mnie wszystko; potrafił się postawić w mojej sytuacji. Tylko po to, żeby do mnie podszedł i powiedział, że to nie moja wina. (...) 
– To nie twoja wina... 
Przerwałam mu głośnym płaczem. Tak wiele sprowadzało się przecież do mojej winy. Nie takiej pociechy potrzebowałam. – No trudno nazwać Korę konsekwentną. Udowadniasz to coraz częściej.
Nadużywasz słowa wyć. Za każdym razem, gdy Kora płacze (co zdarza się dość często i często w losowych momentach), piszesz, że wyła, powstrzymywała się od wycia, przerywało jej własne wycie itd. Robi się to trochę męczące.

Septimus nagle znalazł się w przy mnie. – Niepotrzebne w.
W tym rozdziale dowiedzieliśmy się czegoś ważnego. Zobaczymy, jak pociągniesz wątek (rzekomego) rodzeństwa. Cieszy powrót do dewoltów i nowe fakty, logicznie wyjaśniające coś, co mnie wcześniej dziwiło. Intryguje Septimus, który może nie mówić całej prawdy. Nie uniknęłaś starych błędów. Było przynajmniej nieco mniej ekspozycji i streszczeń. Liczę na zawiązanie akcji i jeszcze więcej scen. Zakończenie nastraja mnie pozytywnie. Grunt, że opowiadanie wciąga. Mam wiele pytań i chcę już zacząć czytać kolejny post.

1.6.
Ten rozdział zaczynasz dobrze – urywkiem rozmowy, bardzo sugestywnym. Kora wreszcie zadaje odpowiednie pytania i zachowuje się względnie racjonalnie (nie chcę ingerować w Twój pomysł na postać – jedynie próbuję się wczuć w czytelnika, który nie ma wyboru i musi znosić narratorkę przez cały czas). W końcu nie bez powodu główni bohaterowie są na ogół stonowani, rozgarnięci. Trudno utożsamiać się z papierowym człowieczkiem opartym na ekspozycjach, który jedynie mówi o emocjach.
Później jest trochę gorzej. Septimus wyznaje siostrze, że robią coś nielegalnego, a ona nie ma na ten temat żadnych refleksji. Nie okazuje zdziwienia, nie waha się, nie ma nowych przemyśleń… właściwie w ogóle nie reaguje (ważniejszy wydaje się smak pitej kawy). Wszystko jest dla niej tak samo interesujące jak wcześniej, nowy fakt nieistotny. Żadnych dreszczy, podniecenia, uczucia niepokoju, wyobrażania sobie potencjalnych konsekwencji. Rozumiem, że Kora dopytywała się o warunki oglądania tajnych akt w innym okręgu, zapewne domyślała tego i owego, ale nie tłumaczy to kolejnego epizodu świadczącego o szczególnie beznamiętnej głównej bohaterce. Jak czytelnik ma się wczuć, skoro nawet narratorka nie okazuje zaangażowania?

Gdy udało mi się uspokoić, musiałam przyznać, że to, o czym mówił, to coś naprawdę interesującego. – Właśnie narratorka to usposobienie spokoju (momentami wręcz niepokojące). Próbujesz za pomocą narracji przekazać jej uczucia, ale scena ich nie potwierdza. To kłóci się ze sobą. Sucho podawane fakty nie mają potwierdzenia. Trudno w nie uwierzyć. Poza tym dziwi mnie, że Kora nie dopytuje się o wtyczki Septimusa (zwłaszcza że podkreśla on, że dopiero od kilku dni ma dostęp do akt).

Moje wnętrze właśnie eksplodowało z ekscytacji. – Jedno zdanie ma to odzwierciedlić?

Wyjaśnił mi, że w obecnej sytuacji, być może przymkniętoby oko na dziewczynę z okręgu objętego wojną, która po prostu zwiedza. – Bez przecinka po sytuacji. Przymknięto by.

Dlatego tkwiłam w tym samym budynku, próbując zająć się książkami od Aurei albo odkrywaniem urządzeń, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. – Proponuję dodać, że wcześniej.

Drugiego wieczoru Septimus pokazał mi Trydencję, czyli maszynę odpowiedzialną za drobne funkcje apartamentu: automatyczne ustalanie temperatury, monitorowanie poziomu wilgoci w powietrzu czy obsługiwanie alarmu antywłamaniowego. – Drobne? Swoją drogą szkoda, że streszczasz wydarzenia, które mogłyby być interesujące. Edytowany: dobrze, że później bohaterka powraca do wynalazków i bardziej się na nich skupia.

Najbardziej wpływowi w Gandanie również mieli do niej dostęp, ale w moim otoczeniu nie słyszałam nawet plotek o istnieniu czegoś podobnego. – To znaczy Kora wiedziała, że coś takiego istniało czy nie? Bo te dwa stwierdzenia trochę się ze sobą kłócą.

Drugiego wieczoru Septimus pokazał mi Trydencję, czyli maszynę odpowiedzialną za drobne funkcje apartamentu: automatyczne ustalanie temperatury, monitorowanie poziomu wilgoci w powietrzu czy obsługiwanie alarmu antywłamaniowego. (...) Gdy Septimus stanął na urządzeniu, uśmiechnął się do mnie z błyskiem w oku.
— Poznaj Trydencję. – Dlaczego część sytuacji jest zawarta w streszczeniu, a malutki kawalącik opisujesz sceną? Nie rozumiem, co taki zabieg ma na celu. Potem jeszcze Septimus w dialogu opowiada Korze to samo, co zawarłaś w powyższym fragmencie? O tu:
— Trydencja to system, który ma kontrolę nad domem. Mój model jest już dość stary i zajmuje się głównie regulacją ogrzewania, ale te najnowsze sprzątają, gotują... robią dosłownie wszystko! — Podczas gdy Septimus zachwycał się jej możliwościami, zauważyłam, że światło jest hologramem, na którym od wewnątrz widać różnej wielkości prostokąty. Poruszały się po nim wolno we wszystkie strony, jakby płynęły, a największy był opatrzony podpisem: platforma. – Po co się powtarzać? Dużo lepiej by to wyszło, gdybyś zbudowała z tego całą scenę. Poza tym nie chodziło Ci przypadkiem o prostopadłościany?

Kolejnego ranka udaliśmy się do kapsuły. Septimus niósł sporo dokumentów w brązowej teczce, a ja ciężkie uczucie zdenerwowania w brzuchu. Tym razem spędziliśmy w niej trochę więcej czasu niż zwykle. – Zestawianie ze sobą elementów faktycznych (teczki) i metaforycznych (noszenie uczucia w brzuchu) to kiepska metafora.


Wszyscy byli dużo bardziej eleganccy od nas, było im jakoś bardziej spieszno (...).

Mieliśmy te same niebieskie oczy, ale gdyby nie słońce ja byłabym brunetką. – Dobry moment na takie przemyślenia i opisy. Wyszło naturalnie. Tak trzymaj.
Jestem też pozytywnie zaskoczona kolejną sceną z kobietą przy stoisku. Oszczędziłaś nam zbędnych opisów. Zdołałaś prostymi sposobami stworzyć zapadającą w pamięci bohaterkę. Zadbałaś o stylizację językową, dodałaś kilka charakterystycznych, ale nieprzerysowanych cech. Nieznajoma kobieta przemawia do mnie bardziej niż większość postaci, którym poświęciłaś długie opisy.

– Super – mruknęłam mimowolnie, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. Na szczęście tego nie usłyszał, bo pewnie słuchałabym przeprosin przez następny tydzień. – Wcześniej opisywałaś Korę jako niepewną siebie, a tu znowu temu stwierdzeniu przeczysz. Na pewno chciałaś wykreować niewdzięczną bohaterkę? Kora zachowuje się, jakby to wszystko jej się należało. Niczego jej nie brakuje, a nie dość, że nie dziękuje, to jeszcze robi Septimusowi łaskę, że nie narzeka? Jak już pisałam, nieco pogubiłam się w zasadach i sama już nie wiem, gdzie dokładniej trafiła główna bohaterka i po co (co z tą ciotką?). Mieszkańcy Północy pomagają tym z Południa, starają się zapewnić im jak najlepsze warunki, tak? Wszystko funkcjonuje na zasadach umowy społecznej, dbania o słabszych? Tylko gdzie są granice? Kora ma jak w bajce, a jej niezadowolenie trudno usprawiedliwiać traumą, bo dziewczyna szybko przestała martwić się o los Virtusa czy opuszczonej matki, której adres spisali dewolci. Kora wykorzystuje Septimusa, bo wie, że brat wiele dla niej zrobi? Czy dziewczyna potrzebuje po prostu więcej czasu na ogarnięcie się i przestanie się potem tak infantylnie zachowywać? Mam do Kory mieszane uczucia. Wcześniej okazywała waleczność, zdolność do poświęcenia dla bliskich, łamała zasady… a teraz, cokolwiek nie robi, jest wyprana z uczuć i oschła. Brakuje Ci konsekwencji. Edytowany: zakończenie rozdziału daje dużą nadzieję.

Jednak zadbane i nowoczesne wnętrze nie zrobiło już na mnie większego wrażenia. Uderzyło mnie wtedy, jak szybko przyzwyczaiłam się do luksusu po latach życia w Gandanie. Westchnęłam ze smutkiem na myśl, jak łatwo mi to przyszło. – Do tej pory miałam wrażenie, że Kora jakoś nie była wstrząśnięta wyglądem Valei, przynajmniej opisałaś wszystko tak, że wszystkiego się spodziewała i w sumie co tam, no ładnie, ładnie, ale nic nadzwyczajnego. Były ze dwa takie momenty, że faktycznie widać było, że Korę oszałamiają widoki w nowym miejscu, ale w ogóle nie dałaś czytelnikowi poczuć, że musiała się do tego przyzwyczaić. Z drugiej strony fajnie, że bohaterka sama zauważa, że ten proces przebiegł wyjątkowo szybko.

(...) niestety pierwszą osobą, która rzuciła mi się w oczy (,) była... Linda.


Twarz pokryła zdecydowanym i bardzo widocznym makijażem, a spłowiałe włosy, które nie sięgały nawet ramion, pofarbowała na czarno. – Gryzą się te spłowiałe włosy z farbowaniem na czarno. Myślę, że tyle razy wspominałaś o kondycji włosów ludzi w Gandanie, że łatwo się domyślić, że skoro wcześniej miała białe włosy, to teraz, jeśli są czarne, to musiała je w którymś momencie pofarbować. Poza tym narracja mogłaby w lżejszy sposób wyrazić, że wygląd dziewczyny się zmienił. Na przykład zdziwieniem ze strony Kory. Mogłaby pomyśleć: przefarbowała się? No nie wiem, cokolwiek takiego. 

Oczywiście w tamtej sytuacji uczucia Lindy nie miały już żadnego znaczenia. Dla mnie liczyło się coś innego. – Znów dajesz do zrozumienia, że historia pisana jest z perspektywy czasu. Jeśli taki był Twój cel, to niestety trochę za mało. Musisz nauczyć się wykorzystywać pełny potencjał narracji. 
Pozytywnie zaskoczył mnie wątek Lindy. Dalej jednak nie kupuję kreacji głównej bohaterki, jej zmienności, braku przemyśleń i pytań. Niestety na razie największymi problemami tej historii są główna bohaterka i narracja.

1.7. 
Opis prowadzącego zajęcia wydał mi się wyjątkowo przyjemny. Gdyby tylko bardziej wzbogacić go o emocje Kory, to byłby naprawdę super. Nie ma się poczucia, że był nachalny, bo taki wygląd to zdecydowanie coś, co przyciąga uwagę. 

Miałam szczęście, że udało mi się chodzić do szkoły te kilka lat, ale to był także w pewnym sensie przywilej. – Z tymi dodatkami nie ma to sensu. 

Niebo nie było tylko ciemne od pyłu (,) wręcz pomarańczowe (...).

Na większości materiałów, ludzie po prostu biegli. – Bez przecinka.

– Gandana – rzucił chłopak. (akapit) Spróbowałam zobaczyć, czy w ogóle go kojarzę, ale tylko podest, na którym stał mężczyzna, był dobrze oświetlony. – Można się domyśleć, że chodzi o prowadzącego, ale ze zdania to nie wynika. Poleca się używać bardziej precyzyjnych określeń (zwłaszcza w przypadku scen zbiorowych).

Nie mogłam jednak dostrzec zbyt wiele poza kilkoma najniższymi rzędami. – Wcześniej nie widziała innych słuchaczy ze względu na oświetlenie. W tym fragmencie przeszkodą jest wybrane miejsce.
Śmiało mogę powiedzieć, że scena mi się podobała. Całkiem zgrabnie wyszło przekazywanie kolejnych informacji (tylko może było ich nieco za dużo naraz). Oby nie były one zbędne. Namieszałaś mi w głowie. Intrygujące są różnice między informacjami podawanymi na Północy i Południu. Gdzie ludzie mówią prawdę? Co nieco zaczyna się rozjaśniać, ale i dochodzą kolejne pytania. Otworzyłaś kilka wątków. Mam więc nadzieję, że niektóre części nie były tylko zapychaczami i wrócisz na przykład do wyjątkowo udzielającego się chłopaka.

Jechała bezpośrednio do jego mieszkania i szczęśliwie udało mi się nie pomylić linii. – Nie sądzisz, że Kora radzi sobie za dobrze? Wcześniej twierdziła, że jest zdezorientowana i przytłoczona nadmiarem bodźców. Widziała wiele podobieństw między Północą a Południem, ale równie często dostrzegała przepaść między rozwojem technologii w jednym i drugim miejscu. Myślę więc, że naturalniej byłoby spokojniej wszystko poprowadzić. Kora może być bystra, ale to normalne, że człowiek potrzebuje trochę czasu, by się zaklimatyzować, zrozumieć nowe zasady czy urządzenia (zwłaszcza jeśli pochodzi z mniej rozwiniętego regionu).

Ten ciasny salon to jedyne miejsce na Północy, które dawało mi jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. – I teraz mamy sprzeczność. Kora zachowuje się przecież normalnie – tak, może dobrze udawać przed innymi, ale przecież to z jej perspektywy poznajemy historię. Jeżeli w przypadku pierwszoosobówki nie czuć czegoś w narracji, to wiarygodność ma wychodne.

Broszurka przypominała cienki kawałek plastiku w kształcie prostokąta wielkości dłoni. – Nie sądzę, by wdawanie się w takie szczegóły było potrzebne. W końcu co wnosi ta informacja? Intryguje wykorzystanie plastiku (czy tylko czegoś imitującego plastik, skoro przypominała kawałek plastiku?), a nie papieru (co łączę z sytuacją ekologiczną). Ale reszta? Kształt prostokąta? Skoro dziewczyny nie dziwi niestandardowy, to się tego domyślamy, bo każdy broszurkę widział. Wielkości dłoni? Po prostu niewielka. Dalej jest ciekawie. Dla człowieka żyjącego w 2019 roku oferty brzmią kuriozalnie, ale to dobrze!

W wolnym czasie wymyślasz sloagany? – Slogany.

Skorzystaj z kursu na inżyniera uczuć! – Nie bardzo mi tu odpowiada to słowo. Wprawdzie język ewoluuje, znaczenie słów się często poszerza, ale skojarzenia z techniką nie pasują do reszty.

Zdobądź uprawnienia kierowcy kapsuł na naszym kursie! – Właściwie to dziwi mnie, że, mimo zaawansowanych technologii, wciąż potrzebują kierowców (co jest między innymi związane z marnowaniem pieniędzy na wypłaty). Ma to coś wspólnego z krzyżowaniem się tras, o których wspominałaś? Czy komputer nie zapewniłby więcej bezpieczeństwa? Kierowcy, mimo istnienia automatów, muszą opanować sterowanie ręczne (jak np. piloci)?

Gdy Septimus wrócił i zaczął sprzątać, poczułam się trochę, jak natrętny gość, więc wstałam, żeby mu pomóc. – Po pierwsze, bez przecinka przed jak. Po drugie, miło widzieć u Kory ludzkie odruchy. Po trzecie, dlaczego nowoczesne urządzenia umożliwiają szalone rzeczy, a i tak trzeba sprzątać samemu? Niektóre gałęzie wyraźnie się rozwinęły, a inne ustały w miejscu, gdyby je porównać z 2019 rokiem. Taka dysproporcja jest mało prawdopodobna bez dobrego wyjaśnienia. Po czwarte, okiełznaj podmioty. :)

W podświadomości ujrzałam obraz, na którym uczy mnie swojej profesji, jak prawdziwy starszy brat.  – Trochę mi to nie pasuje. Jeśli coś znajduje się w podświadomości, to raczej nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Przez chwilę słychać było tylko dźwięk szmatki przecierającej blaty i twardych włosów szczotki szorujących chropowatą powierzchnię. – Nie brzmi to dobrze. Lepiej: słychać było tylko przecieranie szmatki

Zresztą nie miałam wtedy w zwyczaju negowania każdego zdania, które słyszałam; jednak sytuacja i moje nastawienie zmieniły się. – Nie widzę potwierdzenia w tekście.

(...) ale w głowie kłębiło mi się mnóstwo innych spraw. – Pokaż to w tekście. Po narracji niczego takiego nie widzę.

(...) mimo że fizycznie od niej uciekłam. . – Wkradła Ci się dzika kropka.

Ciekawe, że wyników badań nie przedstawia się pacjentowi, tylko jego opiekunowi. Zastanawiam się nad sensem takiego rozwiązania, w końcu nawet niepełnoletnia Kora powinna mieć dostęp do swoich wyników. Z czego wynika jego brak? Dość dziwne rozwiązanie.
Widzę wyjaśnienie tego, dlaczego Kora mogła ruszać ręką i dlaczego nie miała jakichś powikłań. Takie rozwiązanie ma sens, a ja nie wzięłam pod uwagę, że świat przedstawiony posługuje się już zupełnie inną technologią niż my. W takim razie zwracam honor. Jedyne, do czego bym się w tej sytuacji przyczepiła, to to, że narracja nigdzie nie zaznacza, że Korę dziwi, że nic jej nie jest pomimo złamanego obojczyka, sama bohaterka natychmiast przechodzi nad tym do normalności, nigdy też nie zwraca uwagi na ewentualne trudności, które sprawia jej uraz. Nie drażni jej, że nie jest w pełni sprawna, nie przeszkadza jej to w ogóle. Inni bohaterowie, którzy dowiadują się o tym problemie, też sobie z niego nic za bardzo nie robią.
Plus: proteza spełnia zupełnie inne funkcje niż usztywnienie złamania. Zastanowiłabym się nad innym określeniem.

Perspektywa życia bez nagłych napadów duszności wydawała mi się kusząca. – Nie przypominam sobie żadnego.

(...) jego ton nie wyrażał typowej dla niego paniki (,) tylko zwykłe zaciekawienie.

Rozdziały 6. i 8. kończą się w podobny sposób, tzn. bohaterka rozmawia z Septimusem i on nagle pokazuje to swoje drugie oblicze. Nie jestem pewna, jak się z tym czuję, nie wiem też, na ile to kolejny problem wynikający z niezbyt dopracowanej narracji, ale mam wrażenie, że Septimus w dość dziwnych momentach wyjawia jakieś swoje sekrety (albo zapowiada, że je wyjawi, jak w przypadku tych dwóch rozdziałów). Mam wrażenie, że gdy Kora o czymś wspomni, on od razu odpowiada w sposób, który pasuje fabule – sam z siebie nie mówi o takich rzeczach, a gdy już Kora o tym rzuci temat, wydaje się zupełnie nie wahać. 
Zakończenie znów na plus. Bohaterowie zaczynają nabierać kształtów. Nie są już tacy oczywiści (np. Septimus). Świat przedstawiony rysuje się coraz wyraźniej (i zaciekawia nawet osobę stosunkowo mocno zaprzyjaźnioną z fantastyką naukową). Myślę, że pomysł z produkcją energii słonecznej na orbicie należałoby bardziej dopracować (skoro już zaczęłaś temat). Na razie Kora zadała tylko proste pytanie i zadowoliła się mocno wymijającą odpowiedzią. Czytelnik może być bardziej wymagający. Rozumiem, że nie jesteś specjalistką i możesz nie orientować się w zagadnieniach fizycznych (nikt nie każe Ci iść w hard science fiction), zwłaszcza dotyczących proponowanych działań, wizji, ale dobry research to podstawa (polecam chociażby częściowo powiązany Do we really need the Moon? o panelach słonecznych na satelicie), o którą w dzisiejszych czasach nietrudno zadbać. Jak tak patrzę, w Internecie, nawet po polsku jest sporo artykułów o elektrowniach orbitalnych (i to takich, których nie trzeba tłumaczyć z polskiego na polski ;)). Dobrze, że rzadziej bawisz się w streszczenia i suche podawanie informacji (np. taki wykład czytało się całkiem przyjemnie, mimo poczucia, że został stworzony w celu pójścia na skróty z historią Północy i Południa). Podmioty nadal szaleją, jedność czasu wydaje się pojęciem abstrakcyjnym, zaimków mamy jak grzybów po deszczu – a ja i tak się nieźle bawię. Lecimy dalej. ;)

1.8.
Niezbyt dobrze zaczynasz ten rozdział. Przecież lepiej podawać objawy, a nie jeszcze wnioskować za czytelnika. Więź między Korą a Septimusem zacieśnia się bardzo powoli. Chwała Ci, że nie pędzisz z tym, tylko dajesz bohaterom czas i przestrzeń. W oczy kłują błędne zapisy dialogów (błędy interpunkcyjne, wielkie litery zamiast małych, mieszanie osób wypowiadających się). Momentami naprawdę ciężko się czyta. Dodatkowo, Septimus wspominający o swoich potencjalnych kłopotach nie wydawał się mieć z tym problemu – dowiadujemy się dopiero teraz, że był tak zdenerwowany. Kora nie zwróciła uwagi na jego zachowanie w poprzedniej scenie? 

Tym razem popatrzył na mnie i wyglądał na dość zdziwionego. – To znaczy jak? Nie lepiej po prostu wspomnieć chociażby o uniesionych brwiach? O emocjach wciąż tylko się u Ciebie mówi.

Zupełnie nie poczułam się urażona. – Drażniąco bezpośredni sposób informowania nas o tym. Nie pierwszy raz zdarza się coś podobnego.

Tata nie raz opowiadał mi o ruchach oporu, buntach, o tym (,) że kiedyś będziemy żyć lepiej. – Nieraz.

W trakcie rozmowy, przeszkodzili im dewolci. – Bez przecinka.

Twoje postaci mówią bardzo ładnymi, okrągłymi zdaniami – niezbyt potocznie, nie mają charakterystycznych powiedzeń ani nic, co odróżniałoby ich od siebie albo choćby od sposobu prowadzenia narracji. Fragment, gdzie Septimus opowiada Korze o dziwnym wydarzeniu, w którym brał udział ich ojciec, jest przez to trochę… sztywny. Są rodzeństwem, gadają sobie przy kawie o dość ważnym dla nich temacie. Nie muszą takimi pełnymi zdaniami.

Tata nie zmienił ani imienia, ani nazwiska. – Skąd ta pewność? Kora raz jest wyjątkowo podejrzliwa, a kiedy indziej dziecinnie naiwna. Nie rozumiem jej coraz bardziej. W tej scenie postawa dziewczyny nie odpowiada mi już totalnie, bo bohaterka jest wyraźnie zdystansowana w stosunku do ojca, więc zaślepienie nim raczej nie wchodzi w grę.

Poza tym nie wiem, co działo się z tą dziewczyną, po tym (,) jak mama ją wypędziła. – Bez przecinka po dziewczyną.

Wspomnienie taty nie wywoływało we mnie szczególnie ciepłych wspomnień (...).

Prowadzącym okazał się mężczyzna w średnim wieku o spokojnym głosie. – Kłopotliwa kolejność.

Jego schludny wygląd i rzeczowy ton nie wystarczyły (,) by skupić moją uwagę.

Szkoda, że po macoszemu potraktowałaś scenę wykładu. Z czegoś z potencjałem (z pewnością nie tylko ja posłuchałabym więcej o sercach) powstał średniawy zapychacz pełen na siłę wciśniętych informacji. Skoro Kora jako mieszkanka Gandany wie aż tyle, to reszta tym bardziej powinna. Dzieje się niewiele. Sceny są do siebie podobne i na ogół przegadane. Próżno szukać zawiązującego się głównego wątku. Tu przetrzymywanie Virtusa, tu nadchodząca wojna, tu jakieś tajemnice... ale nie czuć napięcia. Wszystko jest rozmyte i nie wydaje się zmierzać do niczego konkretniejszego.

Gdy weszłam do mieszkania, moje serce zabiło odrobinę szybciej, a fala ciepła zalała moje policzki. – Przyznam, że zbiło mnie z tropu to zdanie. Piszesz o wykładzie, a potem nagle Kora wchodzi do mieszkania. Scen nie oddzielasz w żaden sposób, a wystarczyłoby wciśnięcie drugi raz entera. Jak na razie rozdziały są pisane ciągiem i przez to już któryś raz widzę taki kwiatek, że dzieje się jedna rzecz, a nagle przenosimy się do drugiej. To dezorientuje czytelnika i zakłóca płynność czytania.
Jest coraz więcej brakujących przecinków. Podmioty już totalnie wymknęły się spod kontroli. Z pewnością nie ułatwia to lektury. Przeskoki między scenami są zbyt szybkie. Dezorientują. Za to intrygują tajemnicze znajomości Septimusa.
Chodzi o tą bazę dewoltów? – Tę. Tu znajdziesz wytłumaczenie.

Gdy na ekranie pojawiło się zdjęcie Virtusa, wstrzymałam oddech. Zrobione zostało od przodu, jego mina nie wyrażała zupełnie nic. – Suprajs. Nie musisz podawać takich oczywistości, zwłaszcza jeśli masz zabijać nimi resztki dynamiki. 

– Spoko z ciebie brat – powiedziałam (...). – Nie za szybko? I trochę razi ten kolokwializm. Do tej pory wszystkie postaci mówiły okrągłymi zdankami i niewiele było w tym luźniejszego tonu. A ja bym proponowała, żeby tego slangu i swobodnego sposobu wypowiedzi było więcej. To w końcu młodzi ludzie.

Należałam do osób, które nie uważały, że rozmyślanie to strata czasu. Właściwie odkąd przybyłam do Valei, zajmowałam się głównie tym. – Strasznie sztuczne i nudne. To 8. rozdział i czytelnik zdążyłby się zorientować, że Kora dużo czasu poświęca rozmyślaniu, niestety do tej pory tylko mówiłaś, że sobie rozmyślała i nic ponadto. Więc ten akapit wypada dość słabo.
Brakuje emocji, zaangażowania. Wciąż trudno mi kupić kreację głównej bohaterki. Kora sama sobie przeczy. Zapewnia, że się zamartwia, a mało co myśli o Virtusie, nie przejmuje się jakoś bardzo jego stanem (do którego się przecież przyczyniła). O matce zapomniała kompletnie (więc zarys ich relacji już kompletnie się posypał). Komuś takiemu trudno kibicować. Pojawiły się wyjątkowo ważne informacje (o ojcu, Aurei), a po Korze wszystko spłynęło jak po kaczce (mimo szczątkowych tłumaczeń, że było zupełnie odwrotnie). Emocje wciąż jak na grzybobraniu. Kiedy przyjdzie pora na coś więcej? Gdybym była czytelnikiem, pewnie straciłabym cierpliwość. Jest jeden plus: w czasie czytania mogłam sama wywnioskować, kim była nastolatka z opowieści Septimusa, co w sumie sprawiło mi przyjemność.

1.9. 
Trzeci i ostatni dzień kursu uświadomił mi, jak bardzo nie pasowałam do Północnej rzeczywistości. – Dlaczego wielką?

Czułam (,) że jestem cholernie wybredna, bo przecież w Gandanie dalej zbierałabym śmieci, ale nie dbałam o to. To nie był mój świat i nie zamierzałam udawać, że planuję się grzecznie dopasowywać do tego, co mi się narzuca. – Ale właśnie to cały czas robi… Jeszcze nie tracę nadziei, że z Kory wylezie ta buntowniczka z pierwszych scen.
Dziwne to cholernie po 8 rozdziałach bez jakichkolwiek wulgaryzmów. Nie pasuje. Zaczęłam się już przyzwyczajać do ich braku, bo nie pojawiły się nawet w bardzo nerwowych i nieprzyjemnych sytuacjach, a tu ni z gruchy, ni z pietruchy cholernie.

Z każdego z dostępnych przedmiotów czekały już na nas krótkie testy elektroniczne, które zajęły mi niewiele czasu przez moje ogromne braki. – Czyli w ogóle się nie starała? Odpuściła?
Bardzo niefajnie, że nie wspominasz w narracji o Tali przez tyle rozdziałów, a potem nagle Kora podchodzi i pyta o nią jakiejś instruktorki. Ale w czasie, odkąd się rozdzieliły, ani razu nie pojawiło się o niej wspomnienie. Kora nie zastanawiała się, co u Tali, Bazylego, Virtusa (poza sceną z szukaniem go po bazach danych), u jej matki, u całej reszty ludzi, których zostawiła gdzieś za sobą. Nie wiem, co mam na ten temat myśleć. Niby Kora jest główną bohaterką, ale o jej życiu emocjonalnym wiemy mniej niż o dewoltach, na przykład.
Tala ma zadatki na postać z pazurem, a Ty ją chamsko streszczasz i nie dajesz tak naprawdę poznać. Każesz przyjmować gotowe wnioski bez mrugnięcia okiem. Opinia narratorki ma duże znaczenie, ale czy na pewno chcesz tylko na niej opierać kreację istotnej bohaterki? Liczę na więcej scen z Talą. Same pokazywanie jej poprzez narzekanie Kory to niewiele (zwłaszcza że słabo ufam narratorce). Podobnie rzecz ma się z Lindą. Dostała jeden dobry monolog i co dalej? 

Sala okazała się ogromnym, wielokondygnacyjnym pomieszczeniem. – Wielokondygnacyjny to mógł być budynek.

W kilku miejscach stały przezroczyste stoliki służące do wyszukiwania książek. – Rozumiem, co masz na myśli, ale to śmiesznie brzmi. :) 
Kora robi coś po raz pierwszy, próbuje dowiedzieć się więcej o Arce (która wydaje się niezwykle istotna), a nie jest ani trochę podekscytowana czy przejęta. Wiem, że się powtarzam, ale nieustanny brak emocji czyni lekturę mało angażującą. Niewiarygodnie wypadają wzmianki (inaczej ich nazwać nie można) o rzekomym braku orientacji czy nagłym przypływie uczuć. Kora tylko mówi o tym, co czuje, dlaczego i jak mamy to odbierać. Zachowania niczego nie potwierdzają. A w tej scenie wyczuwam niezły potencjał humorystyczny – Kora, testując możliwości sprzętu, ustawia się w różnych pozycjach, aż zdejmuje urządzenie i okazuje się, że wszyscy się na nią dziwnie gapią. No, może trochę przesadzam, może masz inną wizję, ale dałoby się z tego wyciągnąć znacznie więcej.
Całkiem ładny i mocny fragment, gdy Kora zaczyna faktycznie myśleć o swoich działaniach i ich konsekwencjach. Więcej takich!

Zupełnie nie przejmując się odłożeniem książek na półkę, wyszłam z biblioteki. Gdy Tala skończyła zajęcia, bez słowa rzuciłyśmy się sobie w ramiona. – I wracamy. Rozmyślania Kory w bibliotece jak najbardziej na plus, a potem raczysz nas ogromnym skrótem na temat spotkania z Talą. Bohaterka wychodzi z biblioteki i… teleportuje się? Potem rzuca się przyjaciółce w ramiona, ale nie czuje nic. Ot, mówi, że coś zrobiła.

Nie raz pomagałam przecież mamie! – Nieraz.

— Nie patrz tak na mnie — poprosiła z wyrzutem w głosie.
— Jak?
— No tak jakby... — próbowała znaleźć odpowiednie słowa — jakbym robiła coś złego, bo nie mówię tylko o tym, jak tęsknię za domem. — Głos załamał się jej, a ona spuściła głowę. — Tęsknię, naprawdę strasznie brakuje mi rodziców, ale... próbuję się zaklimatyzować.
— Nic ci nie zarzucam, Tala(,) i cały czas cię słucham. Ja tak chyba po prostu nie potrafię — przyznałam.
(...)
— Przepraszam — odparłam po chwili. — Może rzeczywiście przemknęło mi przez myśl, że... no wiesz. Ale ja się tutaj nigdy nie zaklimatyzuje. – Po pierwsze: zaklimatyzuję. Po drugie: nie czuję w ogóle, żeby Kora patrzyła na Talę w jakikolwiek sposób. Tala zwraca jej uwagę i zaczyna się tłumaczyć, ale zachowanie Kory w ogóle nie podpowiada tego, co bohaterka czuje i co myśli. Nie ma krytycznego nastawienia do słów Tali, nie dajesz nam w narracji znać o jakiejkolwiek wewnętrznej reakcji na nie. Wcześniej Kora też nie zdawała się jakoś bardzo przeżywać pobytu w zupełnie nowym miejscu, bez rodziny i przyjaciół. Niestety, nie kupuję tej sceny, bo przedtem nigdy nie poczułam, że Kora tak nie potrafi. Miałam wręcz wrażenie, że radzi sobie całkiem nieźle w zupełnie nowych realiach.

Moja mam na pewno nie chciałaby, żebym tutaj tylko płakała. – Mama.

Wiele dowiedziałam się również o samym dyktatorze, Oskarze Serwan. – Serwanie.

Mimo że nie raz wracałam (...). – Nieraz.
Idealne ostatnie zdanie. Czekam na to, co obiecujesz. Pora na danie fabule porządnego kopa. Mamy tylko drobne wzmianki o Arce – kiedy dowiemy się o tytułowym Projekcie Noe?

1.10.
Jego wyraźnie zarysowane kości policzkowe i podbródek pokrywał kilkudniowy zarost. Miał głębokie, szare oczy, ciemne włosy i niesamowicie wibrujący męski głos. Tu znajdziesz coś więcej o nieszczęsnych podmiotach.
Cieszę się, że oprócz suchego opisu Fandorina pomyślałaś o tym, żeby wpleść reakcje Kory. Nie masz jeszcze wprawy, ale widzę starania i doceniam je. Warto odpuszczać sobie wszelkie wywarł na mnie duże wrażenie, skoro aż głos uwiązł mi w gardle radzi sobie całkiem nieźle. Niepotrzebnie także dopowiadasz: wyglądał tak pewnie i władczo. Postawa Fandorina jest łatwa do zinterpretowania. Skoro mamy Korę reagującą speszeniem oraz szybkim odwróceniem wzroku, po co się tak rozczulać (chociażby kończyć scenę z: wciąż dało się wyczuć niesamowite wrażenie, jakie na mnie zrobił, dalej łaskotało niebezpiecznie w brzuchu)? Poza tym wielokrotnie używasz takich słów jak wciąż, znowu, zwracając na coś uwagę po raz pierwszy.
Warto Cię pochwalić za różne drobnostki, które umilają lekturę. Mogłaś chamsko wepchnąć do narracji informację o niemal całkowitej rezygnacji z papieru, ale zgrabnie wybrnęłaś naturalnym dialogiem. Trochę gorzej jest dalej, gdy tylko podajesz umiejętności Septimusa, zamiast rzeczywiście skupić się na dobieranych słowach, tonie itp.
Dziwi mnie konieczność zmiany miejsca zamieszkania ze względu na podjęcie współpracy, skoro na Północy technologia jest nad wyraz rozwinięta (nie widzę związku z tajnością wspomnianego projektu). 

(...) – widząc, że jego ostatnie słowa nie wzbudziły czujności Septimusa. – Też bym chciała to zobaczyć, ale w ogóle nie działasz na wyobraźnię, uparcie serwując gotowe wnioski i lecąc dalej.

(...) nie wysilał się na formy grzecznościowe przy bezpośrednim zwracaniu się do siebie. – Lepiej: nie silił się na. Wiadomo.
Uczucie niepokoju, które dopada Korę, ujawnia się dziwnie późno i zupełnie nienaturalnie. Powtórzenia mogłyby być bardziej nerwowe, zapewnienia – gorączkowe. Jeszcze mogę sobie tłumaczyć, że początkowo dziewczyna nie skojarzyła wizyty mężczyzny z poszukiwaniami w bibliotece, ale o wiele trudniej będzie znaleźć usprawiedliwienie, dlaczego po dodaniu dwóch do dwóch Kora zachowuje stoicki spokój i tylko mimochodem wspomina o rzekomych obawach (które znikają jeszcze szybciej, niż się pojawiły).

Mogę? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać ciekawości. – To niech ją chociaż palce zaczną świerzbić...
Nie jest źle, jeśli chodzi o reakcję Kory na nazwę firmy. Zaczęłaś więcej pokazywać, zamiast tylko mówić. Pomyślałaś o objawach fizycznych. Tylko jak na złość akurat tym razem postawiłaś na oszczędność. Nie zdążyłam poczuć napięcia, zastanowić się nad przyczyną dziwnego zachowania dziewczyny. Mimo wszystko, opowiadanie dostało porządnego kopniaka i czekam na rozwój wydarzeń. Bezpretensjonalnie wspomniałaś o Virtusie. Jest jeszcze nadzieja na ożywienie jego relacji z Korą.
Wielka szkoda, że jedynie streszczasz, co dzieje się z dziewczyną po uzyskaniu nowych informacji na temat Arki. Cierpi też na tym przyjaźń Kory i Tali, o której się na razie przede wszystkim tylko słyszy.
Brakuje też przejść między scenami. Wspominałam już o tym wcześniej – wszystko piszesz jednym ciągiem, a sceny dzielą od siebie streszczenia i czasami przeskoki akcji z akapitu na akapit. To bywa męczące, kiedy czyta się ciurkiem, a miejscami sprawia, że się gubię. Tutaj piszesz o rozmowie Kory z bratem, następny akapit mówi już o Tali, w kolejnym piszesz, że Septimus siedział przy tym samym stole, co wcześniej. Jakieś to takie bezładne. Zmniejsza płynność czytania.
Ciekawie prezentuje się Fandorin (mimo że w dużej mierze poznajemy go poprzez ekspozycje). Facet ma charyzmę. Czuję tę tajemniczość, którą próbowałaś uchwycić. Zaufaj więc sobie trochę i odpuść czasem wstawki o niesamowitym uroku i tym podobnych. Naprawdę go widać. Nie musisz wszystkiego podawać na tacy. Wątek firmy, tajnego projektu związanego z Arką coraz bardziej intryguje. Brakuje mi reakcji Kory. Septimus odmawia Fandorinowi, a dziewczyna relacjonuje tę istotną rozmowę jak automat. Gdzie jakieś odczucia, wahanie, sprzeciw albo aprobata? Dalej dzieje się jeszcze więcej. Napięcie powinno rosnąć i rosnąć (ostatnie słowa Fandorina – idealne!), a nie zbudujesz go na samych wypowiedziach bohaterów. Kończysz rozdział przemyśleniami Kory, ale znów kłócą się one z tym, co dziewczyna pokazuje. Nadal brakuje autentycznych emocji.

(...) trzy godziny po zgaszeniu słońca. – Pewnie w tym przypadku chodzi o: Słońce. Dlaczego po prostu nie podał godziny? Klimacik jest, ale z sensem średnio. ;)
Czyżby Septimus wcześniej coś podejrzewał? Czuł się zagrożony? Stąd wzmianki o dziwnym zachowaniu, sytuacji finansowej? Ma to coraz większy sens. Ten rozdział był krótszy od poprzednich i wprowadzał ważną postać, stąd szybko się go czytało. Całokształt wypadł względnie nieźle – pomijając już te rzeczy, o których piszę od początku oceny, czyli ekspozycje, streszczenia i brak myślenia u Kory. Skupiłaś się tu najbardziej na wątku fabularnym, a to było zdecydowanie na plus. Zaczyna się rozkręcać i coraz bardziej wciągać. W końcu dajesz więcej powiązanych ze sobą informacji i mogę sobie pomyśleć, jakie są możliwości, pozastanawiać się, o co chodzi, próbować wysnuć jakieś wnioski. Czytając ten rozdział, czułam się znacznie bardziej zaangażowana niż wcześniej. Czułam to jeszcze w momencie, kiedy pojawiła się Linda i dałaś wskazówki co do jej stosunku do Virtusa. Liczę na więcej takich chwil! Najwyższa pora na ruszenie z akcją. Oby dalej było tylko lepiej. 

1.11.
Septimus zaczyna być postacią okazującą emocje. Nareszcie! Sytuacja jest ciężka, a mało po kim daje się to poznać. Nawet ja przeżywam wszystko bardziej od Twoich bohaterów, których przecież problem dotyczy bezpośrednio (i znów dostaję od narratorki jakieś ochłapy pokroju: nie czułam strachu, choć sytuacja wyglądała nieciekawie; jakby nie dotarło do mnie jeszcze, w co tak naprawdę się wpakowaliśmy). Nerwowe zapewnienia Septimusa o rzekomych znajomościach i bezpieczeństwie dają cień nadziei na zmianę. Napięcie powinno rosnąć, a na razie jest z tym raczej średnio. Narratorka niepotrzebnie uspokaja czytelnika swoim stoicyzmem.
Mieszanie podmiotów irytuje. Zdarzają się też bardziej problematyczne sceny, jak ta z Korą, Septimusem i Fandorinem. Aż trudno połapać się w dialogach.

Posłusznie podążyliśmy za nim po schodach do podziemnego pomieszczenia, (...). – W poprzednim akapicie byli w samochodzie. Nigdzie nie napisałaś, że się zatrzymali, wysiedli, nic. A ja przez chwilę się zastanawiałam, jak Kora i Septimus mogli w ogóle gdziekolwiek podążyć, skoro nie opuścili auta? To już któryś raz, kiedy musiałam się przeczytać jeszcze raz wcześniejsze zdania, żeby się upewnić, że nie przegapiłam momentu, kiedy jedna scena przeszła w drugą.

(...) przedstawił nas sobie szybko, wskazując dłonią na odpowiednie osoby. Ten tylko mruknął niskim głosem i skinął delikatnie na powitanie. – A podmioty cały czas fikają kozły! Odpowiednie osoby – ten? Nijak się to ma do siebie.

Połowę jego twarzy skrywała splamiona chusta, równie maskujący strój pokrywał zresztą całe jego ogromne ciało. – To znaczy? Jak się prezentował? Trudno mi to sobie wyobrazić. Skoro już się bierzesz za opisywanie czegoś, może lepiej nie pozostawiać dziwnych niedomówień?

Prawdopodobnie kilka osób na raz chciało (...). – Naraz, skoro mowa o jednocześnie.
Opisy często są nie tam, gdzie powinny (i nie takie, jak powinny). Czytelnik w końcu zaczyna dowiadywać się o Arce, załóżmy, że kibicuje głównym bohaterom i niepokoi się o nich, a zamiast ważnych informacji, emocji, dostaje wzmianki o kolorze włosów czy kształcie ust randomowych postaci. Skup się na tym, co ważne. Krzycząca kobieta jest charakterystyczna przez to, co robi – zupełnie nie potrzebujemy informacji na temat chociażby fryzury bohaterki. Zawsze warto zadać sobie pytanie: po co? Jeśli nie nadejdzie sensowna odpowiedź, zrezygnowanie ze śmiecenia wydaje się najrozsądniejsze, prawda? Później pojawia się mężczyzna budzący wyraźny niepokój zgromadzonych. To jest właśnie ten aspekt, na którym warto się skupić, który warto dopracować, odpuszczając sobie wszelkie kształty szczęk (jeśli nie mają one nic wspólnego z wywołującą takie a nie inne wrażenie aparycją).

Kalia Nederi, projektant organów. – Taka luźna uwaga, mamy przyszłość, a się jeszcze nie oswojono z żeńskimi formami?
Kora znów przyjmuje rolę biernego narratora. Po prostu relacjonuje wydarzenia, przedstawiając to, co dzieje się z innymi postaciami, jakby jej tam w ogóle nie było, a sprawa dotyczyła zupełnie kogo innego. Dziewczyna nawet nie reaguje w jakikolwiek sposób, gdy Fandorin dochodzi przedstawienia jej ważnej osobie. Absurd goni absurd: Dał chwilę słuchaczom, by przetrawili w ciszy tę informację. Brzmiało to na tyle szalenie, że na naszych twarzach malowały się skrajne emocje. Większość po prostu zatkało. A co z Korą? Ona też ma się wyprowadzić. Ba, zabiera ze sobą brata, z którym zaczyna zacieśniać relację. Po raz kolejny zostawia za sobą przyjaciół, nie ma pewności, dokąd się udaje, co ją czeka. W ogóle nie myśli o najlepszym przyjacielu, który siedzi w areszcie, nie myśli o Tali, kolejnej przyjaciółce, z którą już raz się rozdzieliła. Nie myśli o matce, która nie wiadomo, czy jeszcze żyje. Kora właściwie nigdy tego nie robi, więc być może nie powinno mnie to dziwić, ale nawet wiedząc, że nie można komuś pomóc, trudno jest przestać o tym myśleć. Zwłaszcza w chwili, gdy życie znów wywraca się do góry nogami. To ludzki odruch, niezgoda na niesprawiedliwość. Kora nie sprzeciwia się więc? Albo wręcz przeciwnie – nie ekscytuje się? Nie jest zaskoczona (jak chociażby wspomniana wcześniej kobieta przypominająca warunki umowy)? Nic. Nie ma kompletnie żadnych przemyśleń. Nie reaguje w ogóle, a przecież to z jej punktu widzenia poznajemy tę historię. Trudno nie czuć, jakby było się w głowie robota powtarzającego to, co zobaczy czy usłyszy. Chcę się emocjonować, kibicować komuś, martwić się, przeżywać, ale komu?
Fandorin mówi do rzeczy. Wreszcie ktoś zwraca uwagę, że zainteresowanie dziećmi w  Valei jest tylko pozorne, a system wyraźnie zawodzi.
Kalder nienaturalnie bardzo interesuje się akurat główną bohaterką i jej bratem – ile można się w to bawić? Liczę chociaż na sensowne wytłumaczenie (prawdopodobnie związane z porozumiewawczymi spojrzeniami wymienionymi przez mężczyzn z Arki po słowie Tarwos).

– A co jeśli teraz po prostu wyjdziemy? (...)
 – Wtedy Heks stanie wam na drodze. 
Chwilę później odbijaliśmy swoje odciski palców na specjalnym urządzeniu i zostawialiśmy podpisy na różnych dokumentach. – Przeskok? Naprawdę? Znowu? Żadnych przemyśleń, wiarygodnego wahania, ustalania jednej wersji, konsultacji, cienia emocji przy podejmowaniu tak strasznie ważnej decyzji? Poza tym w stosunkowo dalekiej przyszłości nie wymyślono innych metod sprawdzania tożsamości?

(...) – zakończyła, gestykulują żywo. – Gestykulując.

— No z tobą kobietą raczej nikt się nie wyśpi — (...). Z tobą kobietą? Nie do końca wiem, jak to odebrać – chłopak właśnie stwierdził, że kobiety tak w ogóle są nie do zniesienia? Czy chodziło raczej o: z tobą, kobieto, raczej nikt się nie wyśpi

— Nie, to ja przepraszam. Skazałam nas na to, szukając tej cholernej Arki w bibliotece.
— Pierwszy raz użyłaś przy mnie takiego słowa. — Niemal prychnął rozbawiony.
— Cholernej? Następnym razem podniosę poprzeczkę i powiem pieprzonej. – Znowu mam ten dysonans. Do tej pory wulgaryzm pojawił się raz, a było przecież więcej sytuacji, w których przekleństwa cisnęły się na usta. 

(...) Kalder, Fandorin i Heks poprowadzili nas za przystanek do nieczynnej, prawdopodobnie opustoszałej od lat, komory. – Bez przecinka przed komory. Prawdopodobnie opustoszałej od lat nie jest wtrąceniem, a wymienianą cechą. 

1.12. 
Musiałam przyznać, że po tej rosnącej w brzuchu ekscytacji spodziewałam się czegoś więcej. – Gdzie jakikolwiek cień ekscytacji? Znajduję tylko oznaki totalnego przeciwieństwa.

Czas dłużył mi się niemiłosiernie i nie miałam pojęcia, czy minęły godziny, czy może już lata.


Bliźniaki poruszały się (...). – Bliźniacy poruszali się, bo to dwóch mężczyzn.

Gdy wreszcie nadeszła jakakolwiek zmiana w przebiegu naszego marszu, okazała się zupełnie nieciekawa. Czekało nas kilka , a wszystkie po kolei otwierał ręcznie Heks. – Chyba coś się zjadło przed przecinkiem, bo nie dość, że stoi przed nim spacja, to jeszcze tym dwóm zdaniom brak jakiegoś logicznego ciągu.
Opisujesz przeprawę przez niezbyt czyste i zachęcające miejsce, a Kora znów w żaden sposób nie reaguje. Nie czuje żadnego obrzydzenia ani nawet niepokoju, nie zastanawia się też, gdzie się w ogóle znalazła. Jako czytelnik wiem, że sytuacja jest dość dziwna i niebezpieczna, bohaterowie nie wiedzą, co się z nimi stanie (bo szczerze wątpię, żeby nawet Kora tak po prostu ufała Zoi i Kalderowi). Ale w ogóle nie czuję tego klimatu, ot, byłby zwykły niedzielny spacerek gdyby nie opisy brudu.

— Niech ktoś spróbuje hełm ściągnać — zagroził Kalder i ruszył do wyjścia. – Nie jestem pewna, dlaczego Kalder miałby to powiedzieć? Ktoś próbował to zrobić? W ten sposób wypowiadają się ludzie, którzy zostali jakoś sprowokowani i próbują pokazać, że jeśli ktoś coś zrobi, nie ominą go konsekwencje. Byłoby to okej, gdyby ściągnięcie hełmu miało kogoś rozsierdzić, ale tutaj, gdzie (jak mi się zdaje) próbuje ich ostrzec przed zagrożeniem naturalnym, raczej się nie sprawdza. Chyba lepiej by było, gdyby Kalder po prostu ostrzegł czymś w rodzaju nie ściągajcie hełmów. 

Jeden z braci pociągnął drugiego za rękaw i spojrzeli w lewo. – Skoro ubrania były bardzo przyległe, trochę ciężko byłoby pociągnąć za rękaw. 
Podoba mi się koncepcja pustyni i opis sklepienia (musi coś w nim być, skoro nawet Kora jakoś tam reaguje ;)). Tylko nie rozumiem, dlaczego po wyjściu z tuneli ludzie przestali widzieć przez hełmy na czarno-biało. O co chodzi z kominem? Inni go komentują, a Kora oczywiście milczy. Nie mam żadnej wspominki w narracji, więc jak mam sobie taki komin wyobrazić? Narratorka wciąż tylko relacjonuje, co robią pozostali. Dalsze dialogi rozjaśniają sytuację czytelnikowi, ale nijak mają się do zobojętnienia bohaterki.

(...) zanieczyszczenia powietrza wydostają się na zewnątrz najszczerszym, (...). – Szczery komin? :D

— Wszystko w porządku? — zapytałam i sama zdziwiłam się, jak prawdziwe i pełne szczerej troski było to pytanie. – Wydawało mi się, że Kora przywykła już do Septimusa i bycia rodziną, a jednak sama jest zdziwiona, że się o niego martwi?

Niby jak inaczej miałam odbić Virtusa? Albo znów zobaczyć mamę? – Minęło naprawdę sporo czasu, odkąd Kora ostatnio sobie o nich przypomniała. Wydarzyło się wiele rzeczy, jej życie wywraca się po raz drugi do góry nogami. Nie wiemy, co Kora do tej pory myślała o Arce, bo narracja w ogóle tego nie oddaje. Ani razu w tekście nie pojawiło się, że wiązała jakiekolwiek nadzieje albo snuła jakiekolwiek wyobrażenia co do tego, jak Arka może wyglądać. A teraz nagle dowiadujemy się, że – bum! – Kora jednak coś tam pamięta o rodzinie i przyjaciołach! Nie jestem w stanie tego poczuć.

Brzuch rozsadzała mi ekscytacja, sumienie bezustannie zżerało poczucie winy, a mój umysł zaprzątało analizowanie wydarzeń tak wnikliwe, że niemal bolesne. – To, co piszesz o Korze, jest niespójne z tym, jaki obraz przedstawia się w jej narracji.

Do kolejnego pomieszczenia przeszliśmy zwykłymi drzwiami i okazał się zwyczajnym garażem. Okazało się ono.
Ten rozdział musisz jeszcze raz sprawdzić pod kątem językowym, ponieważ błędy (literówki, zła odmiana, bliźniaki zamiast bliźniacy, problemy interpunkcyjne) zdarzają się częściej niż w poprzednich.
Co za zakończenie! Aż szkoda, że nie ma nic dalej. Opowiadanie ma wiele wad, jednak większości z nich łatwo się pozbyć. Błędy są powtarzalne. Grunt to zrozumieć, dlaczego suche przekazywanie informacji nie stanowi dobrego pomysłu. Najwyższa pora pomyśleć także o psychice bohaterów. To, co najważniejsze, czyli koncepcja opowiadania prezentuje się nieźle. Fabuła ruszyła do przodu. Arka rysuje się coraz wyraźniej. Powoli pojawiają się odpowiedzi (ale i kolejne pytania). Aż szkoda poznawać je z punktu widzenia Kory, z którą trudno się utożsamić. Dziewczyna znów ot tak w jednym zdaniu wspomina o matce i Virtusie, po czym wszystko wraca do normy. Nic nie wynikało ze szczątek informacji o Aurei czy Arce. Do tej pory nie wiadomo, dla czego buntownicy tyle ryzykowali.

Podsumowanie
Świat przedstawiony
Potrafiłaś zaintrygować od samego początku. Zasiałaś w naszych głowach wiele pytań. Widać, że spędziłaś dużo czasu, kreując wizję przeszłości, którą zdecydowałaś się przedstawić w Projekcie Noe
Przekazywałaś dużo informacji naraz. Na ogół w sposób nachalny, prezentując podręcznikową ekspozycję. Bohaterowie prowadzili dialogi pod czytelnika, bez powodu snuli wielkie przemyślenia i wracali wspomnieniami do przeszłości, co wychodziło zupełnie nienaturalnie. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, czym ekspozycja jest, dlaczego należy jej unikać i jak, zachęcam do przeczytania tego artykułu. Opowiadanie naszpikowane suchymi informacjami jest nachalne, pozbawione dynamizmu. Zabrakło mi doprecyzowania przyczyn tak złego stanu środowiska. Skąd wzięły się te wszystkie zanieczyszczenia? Dlaczego Słońce aż tak szkodziło ludziom? Mamy się domyślać na podstawie obecnych prognoz? Na siłę budowałaś tajemniczość. Odbywało się to kosztem narracji. Rzucałaś dobrymi pomysłami, ale nie rozwijałaś ich, tylko porzucałaś po jednej scenie (np. elektrownię kosmiczną).

Bohaterowie
Ich kreacje były niespójne, niekiedy nieprzemyślane i stereotypowe. Postaci poznawałyśmy za pomocą ekspozycji, a nie scen, jak powinnyśmy. Wszyscy wypowiadali się niemal tak samo. Niezależnie od sytuacji mówili poprawnie i pełnymi zdaniami. Zachowywali nienaturalny dystans. Dewolci działali nielogicznie, niby egzekwując prawo, ale dając buntownikom czas na ucieczkę. Przedstawiłaś Aureę i szybko jej się pozbyłaś – postać ta powinna być znacząca, a została prawie zupełnie zapomniana. Pozbawiłaś ją jakichkolwiek cech. Równie dobrze ktokolwiek inny mógłby wprowadzić Korę w sprawę Arki i nie odczułybyśmy żadnej różnicy. Podobnie Tala – raz pisałaś, że była zawsze uśmiechnięta nawet w trudnych sytuacjach, a potem płakała niemal bez powodu. 
Kora, o której piszesz, że snuła wiele przemyśleń i ciągle się nad tym zastanawiała, w narracji w ogóle tego nie robiła. Została poprowadzona niekonsekwentnie. Jej zachowanie nie zgadzało się z informacjami wepchniętymi do narracji. Kora przeczyła sobie. Była chaotyczna. Nie miała żadnych charakterystycznych cech. Raz wydawała się buntownicza, innym razem pasywna. Niby martwiła się o matkę i Virtusa, a przypominała sobie o tym raz na ruski rok. Niekiedy podporządkowywała się biernie, kiedy indziej zadawała pytania o wszystko. Nie miała żadnych zainteresowań, przemyśleń, spostrzeżeń. Co jakiś czas od czapy wracała do tematu Arki. Zdecydowania powinnaś zastanowić się, czy o taką główną bohaterkę Ci chodziło. Pomyśl, jak chcesz, by czytelnicy odbierali Korę. Jaką dziewczyna ma do odegrania rolę? Jakich cech potrzebuje, by do tego doszło?
Więcej o kreacji bohaterów możesz przeczytać w tym artykule. Zdarzało Ci się też bombardować czytelnika zbędnymi opisami postaci, więc zachęcam do zerknięcia i tutaj.

Emocje
Kora przez większość czasu zachowywała się jak robot. Jej rzekome niedostosowanie i tęsknota za bliskimi nie były odzwierciedlane w scenach. Trudno było się zaangażować i zacząć kibicować bohaterom, skoro nawet oni nie reagowali emocjonalnie na różne rewelacje. Ewentualnie pisałaś o uczuciach – nie przedstawiałaś ich. 

Narracja
Zdecydowanie miałaś z nią problemy. Porwałaś się na pierwszoosobówkę, chyba nie do końca zdając sobie sprawę, z czym to się wiąże. Ograniczałaś emocje narratorki do minimum. Szczędziłaś reakcji, odczuć, czyniąc z Kory bierną obserwatorkę, która niby uczestniczyła w wydarzeniach, ale przypominała raczej reporterkę (zwłaszcza w scenach grupowych). Nie zwracała uwagi na wiele rzeczy, o których dowiadywałyśmy się dopiero, gdy inne postaci je zauważały (np. komin z ostatniego rozdziału – został wymieniony, jednak Kora nawet nie odwróciła się, by na niego spojrzeć, nie zastanowiła się w żaden sposób nad nim, nie reagowała na niego). Nie pozwalałaś myślom dziewczyny gładko płynąć w narracji, stawiając na absolutnie zbędne pomyślałam i tym podobne. Chwilami odnosiłyśmy wrażenie, że czytamy podręcznik. Zdecydowanie brakowało emocji i napięcia. Wszystko wlokło się niemiłosiernie. Nie potrafiłaś zaangażować. Narratorka z jakiegoś powodu bawiła się w przepowiadanie przyszłości. Przekazywała czytelnikowi, że coś działo się zawsze, często itp., zamiast po prostu to opisywać. Narracja była sucha i nieautentyczna. Kora myślała o myśleniu zamiast myśleć. Zastanów się, czy rzucasz w swojej głowie teksty typu: myślę, że jestem zła albo czuję głód. Nie sądzę. 

Zdecydowałaś się na pierwszoosobówkę, ale zupełnie zapomniałaś o tym, co w niej najważniejsze. Jesteś pewna, że na pewno chcesz pisać tę historię z punktu widzenia Kory? Co chcesz tak naprawdę osiągnąć? Czy nie lepsza byłaby inna narracja, skoro i tak skrzętnie omijasz uczucia bohaterki, skupiasz się na pobocznych postaciach oraz tle? Myślę, że mógłby Ci się przydać ten artykuł. 

Imperatyw
Niekiedy miałyśmy wrażenie, że przypominasz sobie o różnych elementach opowieści dopiero wtedy, kiedy było to konieczne, tak jak z tym obojczykiem (który mimo wszystko powinien Korze przeszkadzać, a nad którym się ona w ogóle nie zastanawiała, co więcej, inni bohaterowie również za bardzo się nim nie przejmowali) czy z chorymi płucami. Bohaterka wybiórczo przypominała sobie też o rodzinie i przyjaciołach. W przerwach między tymi wzmiankami można było wręcz pomyśleć, że Kora wiodła beztroskie życie i dawno zapomniała o tak ważnych dla niej ludziach. Nigdzie nie widać, by faktycznie przejmowała się ich losem czy za nimi tęskniła. Piszesz, że chciała się cieszyć z pozytywów, ale wątpliwości są ludzkim odruchem. Tymczasem gdy pojawił się Fandorin Zoia, bohaterka ani razu w narracji nie wspomniała, że to może być jej szansa! Że to jest to, o czym mówiła Aurea, że być może teraz uda jej się wyciągnąć z Gandany matkę, może uratuje Virtusa – to się nigdzie w tekście nie pojawia aż do jednego krótkiego zdania w ostatnim rozdziale. Rozumiemy, że mężczyzna ją zafascynował, ale tego wątku też w żaden sposób nie rozwijałaś.

Sceny
Twoje opowiadanie ma dość mało scen jak na 86 stron pliku tekstowego – jego większość stanowią ekspozycje i streszczenia. Brakuje przejść między scenami, załatwiasz je pokrótkimi opisami o tym, co działo się w międzyczasie. To często nudne i niewnoszące nic zapychacze, które lepiej wyciąć i postawić enter, przechodząc do kolejnej ważnej sceny. 
Pojawiały się u Ciebie sytuacje, kiedy  bohaterowie jedną czynność wykonywali w jednym akapicie, a w innym zmieniał się nie tylko czas, ale też miejsce i samo działanie (np. jazda samochodem skończyła się schodzeniem po schodach bez jakiejkolwiek informacji, że dojechano na miejsce). Musisz znaleźć złoty środek. Przede wszystkim postaw na sceny zamiast przydługich opisów i w sposób widoczny oddzielaj je od siebie.
Niepotrzebnie rozwlekałaś niektóre fragmenty. Za to inne, mające spory potencjał, pomijałaś, racząc nas jedynie streszczeniem. Najciekawsze działo się niekiedy poza kadrem. Nie pozwalałaś nam dobrze poznać Północy.
Stąd dowiesz się, jak rozgryźć scenę. 

Research
Zbyt późno i na odczepne wyjaśniła się sytuacja z obojczykiem.

Progres
Pod koniec opowiadanie zaczęło się rozwijać. Dowiedziałyśmy się więcej o Arce, Północy i władzy. Po wielu niemal nic nie wnoszących rozdziałach akcja ruszyła do przodu (zdecydowanie za późno). Rozwinęła się relacja między Korą a Sepitumusem, czym zdecydowanie zaplusowałaś, wcześniej traktując tę więź po macoszemu. Narratorce coraz częściej zdarzało się odczuwać jakieś tam emocje, reagować. Starałaś pokazać się zagubienie dziewczyny i jej skłonności do przemyśleń.

Poprawność
Bardzo często gubiłaś podmioty. Niepotrzebnie też precyzowałaś różne rzeczy, przez co cierpiała dynamika. Zdarzało Ci się źle zapisać dialog, np. nie przenieść zdania o drugim rozmówcy do nowego akapitu. Mieszałaś czasy, zapominając, że, skoro obrałaś narrację pierwszosoobową w czasie przeszłym, powinnaś się tego bezwzględnie trzymać. Rzadko zdarzały Ci się błędy ortograficzne, ale nieraz w kontekście często pisze się łącznie. Różnie też bywało z interpunkcją. Z czasem zaczęłaś pisać poprawniej. Tradycyjnie namnożyło się zaimków. Stawiałaś niepoprawne polskie cudzysłowy. Czasami mieszała Ci się odmiana rzeczowników. Słowem – przyda Ci się przyswojenie lub przypomnienie kilku zasad

Myślimy, że powinnaś też więcej czytać science-fiction. Pozwoliłoby Ci to bardziej wyczuć klimat. Zapoznałabyś się też z metodami, które stosują inni autorzy, przedstawiając swoje wizje przyszłości. Zachęcam do zapoznania się z badaniami Japończyków.

Na ten moment opowiadanie otrzymuje ocenę przeciętną. Widać, że masz pomysł na fabułę, ale niestety warsztatowo poległaś. Ale nie przejmuj się tym za bardzo! Twoja opowieść ma potencjał, a jeśli będziesz dużo pisać, czytać i uczyć się o pisaniu – na pewno będzie lepiej. Mamy nadzieję, że nasze rady Ci pomogą. Życzymy mnóstwa weny, pomysłów i sukcesów!

Podziękowania za betę: Ayame, Skoiastel. <3

Mały bonus na poprawę humoru, czyli co się dzieje, kiedy Dhau ocenia po nocach:
Myślę, że tyle razy wspominałaś o kondycji włosów ludzi w Gandanie, że łatwo się domyślić, że skoro teraz Linda miała wcześniej białe włosy. Poza tym narracja mogłaby w lżejszy sposób wyrazić, że wygląd dziewczyny się zdziwił.

2 komentarze:

  1. Cześć! Wybaczcie, że tak długo to trwało, miałam małą przerwę od wszelkich internetowych aktywności :) Pięknie dziękuję za recenzję; jest długa, szczegółowa, pełna porad i zabawnych gifów, czyli dokładnie taka, jakiej się po Was spodziewałam :) Projekt Noe jest tak naprawdę pracą, na którą pomysł zrodził się dosłownie lata temu. Podejść miałam kilka, co jakiś czas tekst po prostu leżał zapomniany i czekał, aż znowu do niego wrócę. Teraz wiem, jak bardzo to się rzuca w oczy. To, że Korze przypominało się coś po czasie, wynika pewnie z tego, że przez to moje rozstania z Projektem Noe, mi też przypominało się dopiero później. Myślę, że stąd ten imperatyw itd. Nie wiem, czy nie lepszym rozwiązaniem nie byłoby po prostu przerobić całość na narację 3osobową? Chociaż w niej nie mam praktycznie żadnego doświadczenia, więc ciężko mi ocenić, czy nie będzie tak samo pełna potknięć. Z chęcią przejrzę wszystkie poradniki i linki, które mi tu podrzuciłyście. A kiedy zabiorę się za poważniej za poprawki w Projekcie (po raz kolejny, czasowo porzuconym), ta recenzja będzie na wagę złota <3 Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Ważne, że jesteś. Każdy odzew jest w jakimś stopniu motywujący. Twój burzliwy związek z opkiem wiele tłumaczy. Rozumiem go. Na pewno warto eksperymentować, szukać swojego stylu. Każda narracja ma swoje plusy i minusy. Ważne, by poznać ich specyfikę. Trzecio- i pierwszoosobówka rządzą się swoimi prawami. Sama poczujesz, która jest Ci bliższa. Projekt Noe dopiero raczkuje i bardzo mu kibicuję. Bardzo nam miło. Pozostaję życzyć połamania pióra! :)

    OdpowiedzUsuń