[142] ocena bloga: dragon-story.blogspot.com

Adres bloga: Dragon Story
Autorka: Mari Kim 
Kategoria: fantasy
Oceniająca: Dafne


Nijak nie mogę zrozumieć, jak się ma Dragon Story do Białego lotosu. Ten drugi tytuł przemawia do mnie dużo bardziej, pierwszy zaś brzmi zwyczajnie, mnie osobiście nie zachęca. Po wejściu na bloga nic nie sugeruje jego tematyki – ani motto, ani szablon, ani nawet żadna informacja w ramce. Na szczęście widzę zakładkę, która zapewne uchyla rąbka tajemnicy (ale o tym potem).
Podoba mi się kolorystyka, jest nieco kontrastu, ale nic nie razi mnie w oczy. Schludny szablon, wszystko czytelne, czcionka nie wariuje. Ciekawi mnie, czy obrazek w nagłówku odnosi się do treści opowiadania czy wybrany został raczej randomowo. Wyjdzie w praniu. Lubię efekt powiększenia po najechaniu kursorem na tekst (denerwuje mnie tylko rozjeżdżanie przy Stronie głównej, ale to mały defekt). I nie do końca rozumiem sens tych podkreślających linii w menu. 
Cóż, całkiem tu przyjemnie. Jest nawet muzyczka, chociaż osobiście nie lubię jej na blogach. Cieszę się, że nie włącza się automatycznie, zawsze mnie to irytowało. Co tu dużo mówić? Nastawiam się raczej pozytywnie. Dbasz o wizerunek swojego bloga, mam nadzieję, że będzie to widoczne również przy czytaniu.

Zajrzyjmy do ramek. Mamy podzielone menu. W zasadzie nie rozumiem dlaczego, ale niech będzie. Pora na zakładki.
Bohaterowie – nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem sensu istnienia czegoś takiego na blogu. Pisząc, dążymy do rozwijania się, profesjonalizmu, być może do stworzenia czegoś na kształt powieści. Widziałaś gdzieś książkę, w której autor poświęca kilka stron na opis bohaterów? Ano nie bardzo. Bo czytelnik powinien ich poznawać poprzez Twoje opisy, dialogi. A zdjęcia? To już szczyt absurdu. Pozbawiasz nas – czytających – wyobraźni, a siebie pola do popisu. Po co nam znać takie rzeczy jak wzrost postaci (na dodatek powtórzony w obu linkach, tak jak i wiek)? Czy wygląd nie powinien wynikać z treści? I po kiego w ogóle go opisujesz, skoro dołączyłaś fotografie? To w zasadzie metryczka z kilkoma danymi Twoich bohaterów. Aż dziwne, że nie podałaś wagi, obwodu w biodrach albo, na przykład, imion rodziców. Uwierz mi, ta zakładka to jedna wielka pomyłka.
Rozdziały – okej, da się w tym odnaleźć, choć osobiście jestem fanką wstawiania tej informacji na stronę główną (lub w szeroką listę). Bądź co bądź to najważniejszy element bloga.
Zwiastuny – nie wiem, co mogą sugerować te zlepki fotografii i ujęć i nie rozumiem, czemu mamy tutaj normalnych ludzi, a zaraz potem bohaterów mangi (anime?), ale okej, jak chcesz.
Fabuła – to już jak najbardziej przydatne, dobrze wiedzieć, z czym ma się do czynienia i czy zostać, czy uciekać gdzie pieprz rośnie. Całkiem w porządku, lecz nie rozumiem sensu wplatania spoilera o przemianie głównej bohaterki. Wkradło Ci się kilka błędów (przecinki), ale nie mogę skopiować tekstu, więc mogę Ci je wskazać ewentualnie później, jeśli będziesz chciała.
Jest też podstrona o Tobie, gdyby ktoś chciał lepiej poznać autorkę, odnośnik do Wattpada, linki i spamownik. Podoba mi się, że informujesz czytelników o postępach w pisaniu, sama uważam to za przydatną wiadomość i używam w przypadku pisania ocen. Ankieta, obserwatorzy, znów odnośnik do Twojego profilu (po co dwa razy coś o autorce?)... Trochę tego dużo (na szczęście ładnie uporządkowane), ale gdyby wywalić tych nieszczęsnych bohaterów, to byłabym całkiem zadowolona. Wybacz, nie mogę tego strawić.
PS Pytanie w ankiecie, czy głosujący czyta bloga, podczas gdy obie możliwe do zaznaczenia odpowiedzi zakładają, że tak, jest bez sensu. Rozchodzi się o komentowanie, a nie o czytanie.
Widzę, że pomimo opublikowania siedmiu rozdziałów Twoje opowiadanie jest już dość obszerne – zajmuje około stu stron w Wordzie. Mam nadzieję, że da mi to pewien ogląd na Twoje pisarstwo i pozwoli wyciągnąć jakieś wnioski.
 
Startujemy, oczywiście, od rozdziału pierwszego. Okej, zaczynasz zastanawiająco – w nieznanym nam budynku panują wszechobecny rozgardiasz i panika, nie przychodzi nam jednak od razu poznać przyczyny takiego stanu rzeczy. Przedstawiasz za to dwie bohaterki, szczególnie skupiając się na niejakiej Maddie. Przyznam, że opis, choć dość długi i szczegółowy, wzbudza we mnie ciekawość. Co takiego się tutaj stało?

Strach przed schwytaniem ich i kara jaką by musiały ponieść, były ogromne, ale skoro już tak daleko zaszły, nie mogły sobie pozwolić na poddanie się. Zwłaszcza Maddie, która dobrze o tym wiedziała. – Dlaczego zwłaszcza Maddie? Druga dziewczynka mogła się poddać, była mniej wartościowa? Czy może Maddie miała po prostu większą świadomość?

(...) jej anioł stróż pilnował nad szczęściem trzynastolatki (...). – Najpierw używasz zaimka, a dopiero potem rzeczownika określającego dziewczynkę. To zaimek zastępuje rzeczownik, a nie na odwrót. Poza tym – pilnował (kogo? czego?) szczęścia.

Narastająca chwila napięcia rosła z każdą sekundą (...). – W jaki sposób chwila, a więc jednostka czasu, może rosnąć? Czas ma to do siebie, że jest bardzo leniwy i ograniczony. Niewiele rzeczy może robić. W zasadzie tylko jedną – płynąć.

O nie, nie, nie. Urywasz. Nie wiadomo, o co chodzi. Mamy po prostu nagły przeskok w czasie i oto jesteśmy w świecie o pięć lat starszym, a miejsce zdarzenia z tajemniczego i groźnego zmienia się w liceum. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.

I pomimo przymusu zapisania się do choćby jednych zajęć pozalekcyjnych, nikt jednak nie czuł się zmuszony (...). – Trudno użyć pejoratywnego słowa przymus, a potem twierdzić, że nikt nie był zmuszony. Lepiej zastąpić je bardziej neutralnym obowiązkiem. Ponadto – zapisania się na choćby jedne zajęcia.

Opis szkoły trochę zgrzyta. Pierwszy akapit utrzymałaś w czasie przeszłym, potem zaś korzystasz z czasownika jest, a zaraz potem – znajdą. Niestety, tutaj potrzeba konsekwentności, nie można sobie ot tak lawirować w czasoprzestrzeni.

Okej, czyli to nie starsza Maddie, a nowa bohaterka. Całkiem szybko. Obym się nie pogubiła. Tak czy owak poznajemy Tamarę i jej oprawców, czyli grupkę bezmózgich rówieśników. Mamy więc motyw mobbingu i jednocześnie zyskujemy nową informację o dziewczynie – jest adoptowana.

(...) to w jej kocich oczach pojawiły się łzy. – Dlaczego akurat niebieskie oczy miałyby być kocie? Nie do końca rozumiem ten tok rozumowania.

Och! Teraz to mnie zaskoczyłaś, a lubię być zaskakiwana. Zabójstwo? Hmm...

W podręcznym lusterku, które wyciągnęła z torby, przejrzała się, aby sprawdzić czy jej makijaż się zupełnie nie rozmazał. – Wybacz, ale to dość groteskowe. Kilka akapitów pełnych emocji, bólu, straty i głębokich przemyśleń, a potem – ni z gruszki, ni z pietruszki – przejmowanie się makijażem.

Oby. Może zainstaluje pan kamery? Wtedy by miał pan dowody. – No nie bardzo. Skoro byli w rękawiczkach i kominiarkach, kamery niewiele by zmieniły.

Podoba mi się scena z mieczem, czyżby coś miało z tego wyniknąć? Wprowadzasz na samym początku dużo bohaterów i rozpoczynasz kilka wątków, ale jak na razie jest to na tyle płynne i uporządkowane, że się nie gubię.

(...) prawie motywował do ewentualnej obrony. – Jak można być prawie zmotywowanym, a coś – prawie motywować?

W końcu miała poczucie winy, że przez nią, teraz już ośmioletni chłopiec, nie miał ojca, a Elizabeth – męża. Sama nie mogła wyobrazić sobie, jak może boleć utrata kogoś, kogo się kocha i miała nadzieję, że nigdy ją to nie spotka. – Nie wiem, jak do tego doszło, ale z tego wynika, jakby jej ta strata nie dotyczyła. Chyba że wtedy nie była jeszcze związana z tą rodziną.

Trochę mnie szczypały, bo rzęsa mi wpadła i nie mogłam jej wyciągnąć (...). – Do obu oczu naraz?

Nie potrafił odejść od tak, więc zabrał zeszyty i już w swoim pokoju odrobił za nią. Starał się jak mógł, aby jego charakter pisma był podobny do pisma siostry. Dopiero w nocy skończył i zmęczony poszedł spać. – Odrobienie pracy domowej dla ośmioletniej siostry zajęło mu tyle czasu? Za inteligentny to on chyba nie był...

Czemu kolega dzwoni do niego, żeby mu powiedzieć, by wstał do szkoły? Chris jest ułomny i nie wie, kiedy ma szkołę?

Po trzech męczących godzinach lekcyjnych, w końcu przyszedł czas na lunch. – Naprawdę zaczynam się o niego martwić. Skoro po trzech lekcjach zachowuje się, jakby przebiegł maraton, to chyba umrze z przemęczenia, gdy pójdzie do pierwszej pracy.

Kurczę, mamy już naprawdę dużo bohaterów, a to dopiero kilka stron tekstu. Zdążyłam pogubić się, kto jest kim, zwłaszcza że niektóre imiona nic nie mówią, przedstawiasz niektóre postaci tylko poprzez opis, więc czytelnik nie zapamiętuje ich automatycznie. Tym bardziej, że to już trzecia w tym rozdziale zmiana głównego bohatera, tzn. tego, na którego życiu skupia się narrator.
Okej, trochę tego wszystkiego nie rozumiem. Poznajemy nową postać w sytuacji, gdy zrywa z dziewczyną. Całe to zajście przedstawiasz z jej perspektywy mało emocjonalnie, niespecjalnie porwał mnie ten opis. Najbardziej zastanawia mnie jednak, czemu właśnie od tego zerwania zaczęłaś przedstawienie tej osoby. Mam wrażenie, jakbym nie tyle czytała coś od początku, o ile zaczęła lekturę gdzieś pośrodku. Hmm. Może coś się później wyjaśni.
Szara codzienność kilkorga nastolatków zostaje przerwana dziwnym incydentem na ulicy. Czekałam na taki moment. Zaciekawiłaś mnie i jestem niemal pewna, że coś z tego wyniknie. I słusznie – końcówka rozdziału okazała się naprawdę interesująca.

Zaczęło być jej strasznie gorąco, ale z tej agonii nie potrafiła zdjąć z siebie jesiennego płaszcza. – Dziewczyna prawie umiera z bólu, a narrator skupia się na płaszczu. Priorytety...

Czuję się trochę przytłoczona natłokiem informacji o bohaterach. Nie sądzę, by wprowadzanie tak wielu z nich już w pierwszym rozdziale było dobrym posunięciem. Niemniej jednak podoba mi się, że pomimo wielu opisów i wprowadzeń, od razu akcja nabrała tempa. 

Będąc w tym miejscu oceny, postanowiłam przejść na ocenianie nieszablonowe – nie mam zielonego pojęcia, gdzie wcisnąć poprawność z pierwszej notki, więc wkleję Ci ją tutaj, a dalej będę pisała już... eee... chronologicznie?

(...) każdy był zaciekawiony tym, co się właściwie dzieje i co wywołało ogromne zamieszanie. Zwłaszcza wśród strażników. W całym budynku było słychać krzyki mężczyzn (...).  – Był, było.

(...) od ich ciężkich pośpiesznych kroków. – Misja na dziś: wstaw przecinek w odpowiednie miejsce.

Przez niewielkie okienka w drzwiach, wyglądali (...). – Tutaj przecinek zupełnie bezzasadny.

(...) co dzieję się poza tym ciasnym pomieszczeniem, w których siedzieli. – Dzieje się. W których? Pomieszczenie się rozmnożyło?

Drobne niewiasty w każdych zamkniętych pomieszczeniach (...). – Nie rozumiem po co tutaj to każdych. Wytłumacz mi, proszę.

(...) czując wtedy nieco większe poczucie bezpieczeństwa. – Czując poczucie... Hmm... Prędzej czując się bezpieczniej.

(...) a coraz większa niewiedza, potęgowała strach. – Bez przecinka.
Zwłaszcza, kiedy donośne głosy (...). – I tu.
W końcu niepohamowany atak złości i desperacji tej osoby, został zakończony (...). – I tu.
(...) niepewnie i w ogromnym strachu, poza swoje pomieszczenie (...). – I tu.
(...) ale zamiast tego, szły na przód. – I tu.

Będę pomijać dalsze przykłady tego typu, bo byłoby to mozolną pracą, a ja, jak wiadomo, od samego betowania nie jestem. Generalnie wszystkie te błędy wynikają z faktu, że oddzielasz przecinkami części składowe zdań pojedynczych lub takie, w których nie występuje więcej niż jeden czasownik. W podsumowaniu postaram się przybliżyć Ci konstrukcje, w których na 99% przecinek nie jest potrzebny.

(...) ale Maddie przeczuwała, że przy takim zamieszaniu na pewno i on zostałby wezwany do pomocy. – Został. Już napisałaś, że przeczuwała, nie musisz kolejny raz intonować trybu przypuszczającego.

Strach przed schwytaniem ich i kara jaką by musiały (...). – O, a tutaj przecinek jak najbardziej wskazany. Słówko jaką, poza tym – zdanie złożone.

Z narastającym napięciem niepewności , drżącymi rękoma otwierała drzwi wyczekując na moment (...). – Napięciem niepewności? Z narastającym napięciem albo z narastającą niepewnością. Ewentualnie z narastającymi niepewnością i napięciem. Przecinek przed imiesłowem, zaś pierwszy niepotrzebny.

– Odwal się debilu! – Przecinek przed wołaczem. W innych przypadkach również.

Dzisiejszy dzień i tak bardzo przybijał ją (...). – Nie uważasz, że w tym szyku brzmi to dość kulawo?

Mieszanka emocji szargały nią (...). – MIESZANKA emocji SZARGAŁA nią.

A to, co lokalna gazeta oraz telewizja ukazywała wtedy (...). – Ukazywały.

(...) patrzył na Tamarę. Inni z pożałowaniem, litością, współczuciem, a inni – zwłaszcza młodsze pokolenie – patrzyło na dziewczynę (...). – Inni, a inni? Jedni, a inni. Patrzył, patrzyło.

(...) jakby była naznaczona albo była jakimś chodzącym problemem (...). – Była, była.

Czas nie leczył ran ani to miejsce (...). – Ani czas, ani to miejsce. Szyk koszmarny w tej postaci.

Zawsze starała się pilnować, by przez przypadek nie wyglądać jak „panda”. – Po co ten cudzysłów? Powinno się pisać głupi jak „but”?

Nieraz Tamara miała dziwne wrażenie, że w niektórych figurkach tkwiła jakaś przyjemna energia, którą emanowała rzecz. – Którą emanowały (one, czyli figurki). I koniec. Kropka.

(...) półeczce stała średnich rozmiarów figurka Buddy. Po prawej stronie tuż od wejścia, niemalże na całej szerokości pomieszczenia stała lada. – Wtrącenie oddzielamy przecinkami z obu stron. Stała, stała.

Musze zająć się szkodami, które wyrządzili. – Muszę.

Potrafią zniszczyć człowiekowi życie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, albo mając to po prostu gdzieś. Żeby tylko ich dorwać i im zniszczyć życie. – Zniszczyć życie, zniszczyć życie.

 Za ciemnozieloną kotarą było średniej wielkości pomieszczenie, zagracone mnóstwem różnej wielkości pudeł. Niektóre były otwarte (...). – Było, były. A wystarczyłoby napisać znajdowało się...

Podszedł do dziewczyny, pokazując jej tą piękną broń. – TĘ piękną broń. Formy używamy tylko w narzędniku.

Zawsze pragnęła mieć tego rodzaju broń, nawet jakby służyło tylko do ozdoby. – Służyła (broń).

Pan Lee wyciągnął ostrze pochwy, ukazując wspaniałą głownię, którego sztych delikatnie (...). – Głownię, którego sztych?

Uważała, że są lepsze, intrygujące w swej budowie i niezwykle piękne. – Lepsze niż co? Kiedy porównujemy, przydałoby się zestawić co najmniej dwie rzeczy.

Tamarę coraz bardziej ciekawiło, co to była za historia. – No i po co tu to była?

Choć wiedziała, że nie należy wtykać nosa w nieswoje sprawy, ale jednak bardzo chciała poznać prawdę. Choć i ale raczej nie idą w parze. Choć coś tam, to coś tam.

(...) lubiła słuchać jego opowieściach o Chinach (...). – Jego opowieści.

(...) i pokaże ci Mur Chiński (...). – Pokażę.

Tamara wyszła ze sklepu i dopiero zwolniła, gdy (...). – Zwolniła dopiero (wtedy), gdy...

Kawiarenki były przepełnione ludźmi, pragnącymi chwilę odpoczynku w przyjemnym lokalu przy ciepłym napoju lub samym kawałku czegoś słodkiego. A jak na tę porę roku oraz na tą część stanu Waszyngton, pogoda była dość ładna (...). – Były, była. Tę.

Skręciła w ścieżkę wiodącą przez park, który był skrótem do jej domu. Uwielbiała tutaj spacerować, bo przeważnie panował tu spokój. Można było (...). – Był, było. Dalej znów.

(...) aby nie były suche. I choć zawsze miała przy sobie pomadkę, to nie chciało jej się wyciągnąć ją, gdyż zaczynała coraz bardziej marznąć, a jeszcze dwie przecznice i będzie w domu. Im bliżej było zimy (...). – I znów...

I choć zawsze miała przy sobie pomadkę, to nie chciało jej się wyciągnąć ją (...). – Przeczytaj to. Coś nie gra, no nie?

(...) widząc siedzącego chłopca plecami do niej (...). – Raczej chłopca siedzącego do niej plecami.

(...) a ciemne meble kontrastowały z beżowymi ścianami oraz jasnej sofy w komplecie z dwoma fotelami. – Kontrastowały z jasnej sofy?

(...) obejmujący swojego wtedy pięcioletniego synka, obok męża Elizabeth, równie wyglądająca na szczęśliwą, która obejmowała (...). – Również albo wyglądająca na równie szczęśliwą. Obejmujący, obejmowała.

(...) a potem zniszczyć tą sielankę. – Tę.

(...) a Nick spojrzał na nią nieco zaskoczony, nie słysząc jak ktokolwiek wchodził do domu. – Nie usłyszał tego wcześniej niż w momencie, w którym na nią spojrzał, więc ten imiesłów nie pasuje. Przecinek przed jak.

(...) że zaraz wróci i masz sobie odgrzać obiad – powiedział chłopiec, zaraz wracając do oglądania telewizji. Machał nogami, trzymając pilota, jakby w obawie, że ktoś mu zaraz go zabierze.
– Mhm. Zaraz. – Dużo tu tych zarazów.

Wszystko było jej jedno, dopóki nie zacznie drążyć tematu. – Czasy. Zmieniłabym też szyk.

(...) bo ośmiolatka już sama wiedziała, co jej wolno, a czego nie, ale mimo wszystko dużą uwagę na nią zwracano.


Nie potrafił odejść od tak, więc zabrał zeszyty i już w swoim pokoju odrobił za nią.  
– Ot tak. Odrobił zeszyty?

(...) dokąd większość uczniów zmierzała. – Inspirujesz się mistrzem powyżej czy co?

Granatowe oraz czarne mundurki uczniów kontrastowały z panującą bielą, która przeważała w budynku. – Panująca biel. Koronę nosiła czy co? Wystarczy, że napisałaś która przeważała w budynku. Śmiesznie wygląda to oraz przy okazji łączenia przymiotników.

Chociaż dzięki temu można było odnieść, że szkoła jest bardzo czysta i przestronna. – Co odnieść?

Jak zwykle miał rozpiętą marynarkę, guzik przy szyi od białej koszuli rozpięty, a krawat ledwo był zawiązany.  – Po co to był? W ogóle nie pasuje do kompozycji zdania. Rozpiętą, rozpięty. Guzik białek koszuli. Po prostu.

(...) a krawat ledwo był zawiązany. Kruczoczarne włosy oczywiście były w całkowitym nieładzie, a kilka strąków sterczało w różne strony. Dave był (...). – Był, był, był. Litości.

W każdym bądź razie (...). – AAAAA, zabijcie mnie. W każdym razie albo bądź co bądź. Nie można sobie ot tak łączyć dwóch zwrotów w jeden... potworek.

Jak milczę to przynajmniej wydaje się (...). – Przecinek. Wydaję się.

(...) w ogóle nie urażony kolejnymi docinkami ze strony kolegi. – Nieurażony. Kolejnymi? A gdzie opisałaś poprzednie? Chyba nie widzę.

(...) a Dave, który się nie spodziewał takiego odzewu, trochę zatkało go. – Eee?

(...) biorąc butelkę nie gazowanej wody i upiła parę łyków. – Ejże, przecież to elementarna wiedza. Przymiotniki w stopniu równym piszemy łącznie z partykułą nie. Amen. Wyryć na blachę.

– Odwal się! – żachnął, mając dość Vanessy. – Mógł co najwyżej SIĘ żachnąć.

Nie ukrywał, że sam lubił otaczać się wśród płci pięknej (...). – Otaczać się (kim? czym?) płcią piękną.

Na odpowiednią chwilę zwlekał przez prawie dwa miesiące (...). – Zwleka się Z CZYMŚ, na odpowiednią chwilę SIĘ CZEKA.

Może jedna da jej jeszcze jedną szansę na poprawienie się (...). – Jednak.

Zaczęła szlochać, a dolna warga dziewczyny zaczęła drżeć. – Jej dolna warga. Zaczęła, zaczęła.

Z jednej strony chciał pocieszyć ją (...). – Ją pocieszyć.

(...) ale przeczuwał, ze tak może być. – Że.

Jesteś wszyscy, jak inni! – Co?

(...) ukazał się wspaniały i pięknie, niemalże błyszczący, księżyc ze wspaniałym kręgiem halo. – A nie piękny? Aż musiałam wygooglować ten krąg halo, ciekawa sprawa.

Coraz chłodniejsze powietrze oraz lekki wiatr przypominał o nadchodzącej zimie. – Przypominały.

(...) szaleństwo i obłęd, nad którym najwyraźniej nie mógł zapanować. – Synonimy. Poza tym wtedy byłoby nad którymi.

Poza tym, nie chce zabierać wam czasu. – Nie chcę. Nie wspominając o przecinku...

Szła zamyślona, omijając różnych ludzi, którzy nawet nie zwracali na nią uwagę. – Bardziej mijając. Uwagi.

(...) że w całym stanie Waszyngton taka pogodna, to był jak chleb powszedni. – Taka pogoda była chlebem powszednim. I tyle. Komplikujesz sobie życie.

(...) i czuła choć małą więź z nim. – Jak można czuć z kimś choć małą więź?

A pan Lee, który z nieznanych dla Tamary powodów, opuścił swoją rodzinę, i tutaj nie miał nikogo. – I tutaj? To gdzie jeszcze? Nic o tym nie wspominasz. To nie ma sensu, skoro w Chinach kogoś miał (czyt. rodzinę). Drugi przecinek niepotrzebny.

(...) by Azjata nie czuł się zbytnio sam. – Albo jest sam, albo nie. Zbyt samotny miałoby większy sens.

Złapała za klamkę i chciała otworzyć drzwi, ale te o dziwo były zamknięte. Zdziwiła się i próbowała ponownie, naciskając klamkę, ale bez skutku. – Bezsensowne powtórzenie. Logiczne, że próbując ponownie, nacisnęła klamkę. Jak inaczej miała spróbować otworzyć drzwi sklepu? Kilofem? Łomem?

(...) nie było widać. Nie zostawił na widoku żadnej karteczki, że zaraz wraca. Tamara postanowiła zajrzeć na tył sklepu, który był połączony z domem starszego Azjaty. Drzwi do magazynu również zamknięte. Przez chwilę przyszło jej do głowy myśl, że Chińczykowi coś się stało i potrzebował pomocy. W końcu już nie był młodzieniaszkiem, a z wiekiem powstawały różne dolegliwości. – Ech, te powtórzenia...

Jedyną jeszcze nadzieją, gdzie mógłby być mężczyzna (...). – Mężczyzna miałby znajdować się w nadziei? Ciekawa konstrukcja.

(...) był jego ogród. Podeszła do podwójnych drewnianych drzwi i rozsunęła je. Choć wiosną i latem, wszystkie rośliny były (...). – Powtórzeń ciąg dalszy.

(...) teraz widok tych wszystkich krzewów z kwiatami, niewielkie, ładnie ozdobione, oczko wodne oraz nieduże drzewka, przyprawiały Tamarę o ciarki. – WIDOK (co robił?) PRZYPRAWIAŁ. Ostatni przecinek zbędny.

Wysoki i postawny młody mężczyzna z ognistymi włosami, niezbyt dokładnie zaczesanymi do tyłu i wyraziście zielonych oczach (...). – O wyraziście zielonych oczach.

Jego ubranie wydawało się zbytnio wyrafinowane, i nieco przestarzała (...). – Znów pomijam przecinki. Ubranie mogło być (jakie?) PRZESTARZAŁE.

Zaczynała mieć coraz gorsze przeczucie. – Mówi się, że ma się złe przeczucia, a nie przeczucie.

(...) który mógł oczarować nie jedną kobietę. A łagodne zielone oczy, niemalże hipnotyzowały Tamarę, która starała się nie nawiązywać z nim już kontaktu wzrokowego.  – Który, która. Niejedną.

Ta dziwna aura coraz bardziej przerażała ją. – Ją przerażała.

Alex wszedł do domu, co sprawiło, że Tamara zaczęła jeszcze bardziej panikować i chciała już za wszelką cenę uciec, ale nie chciała po prostu wybiec z domu. – Do domu, z domu. Powtórzenie.

Obawiała się, że ten natychmiast rzuci się za nią biegiem. Natychmiast najgorsze myśli przychodziły jej do głowy. – Natychmiast, natychmiast. Natychmiast przychodziły? To wskazuje raczej na proces ciągły. Przyszły albo ew. zaczęły przychodzić.

Nie mogła opanować tego. – Ten szyk...

Był niezwykle silny, a jego aura zaczęła paraliżować całkowicie Tamarę. – No a kogo innego, skoro byli tam sami?

Zaczęło być jej strasznie gorąco, ale z tej agonii nie potrafiła zdjąć z siebie jesiennego płaszcza.  – W tej agonii.

Po chwili całe ciało było sparaliżowane, mimo iż wciąż była przytomna (...). – Było, była.

* koniec przerywnika *

Czuję się autentycznie zainteresowana losami bohaterki i z takim nastawieniem przechodzę do rozdziału drugiego.

Kaszlnęła, odczuwając przy tym niewielki ból. Przez cierpienie, jakie przed chwilą przeszła, myślała, że zaraz umrze, a jednak przeżyła. – Naprawdę? Dobrze, że mówisz. Gotowa byłam pomyśleć, że trupy kaszlą.

Resztkami sił, powoli podniosła się, zaraz potem zdejmując płaszcz. – No w końcu!

Co tak naprawdę zrobił z nią? – Rajuśku, ale koślawa składnia.

Czy coś dziwnego stanie się teraz z nią? – No nie...

Dopiero teraz zaczynało do niej docierać, co się tak naprawdę wydarzyło. – Jak to? Przecież przed chwilą poświęciłaś kilka akapitów na opisanie jej myśli i emocji.

Drżącą ręką, wyciągnęła z kieszeni kurtki klucze, jeden z nich trzymając między palcem wskazującym a środkowym. – Dzięki Bogu, że napisałaś, którymi palcami przytrzymała klucz. Nie wiem, czy byłabym w stanie dalej czytać bez tej informacji.

Gdyby miała więcej siły, na pewno by pobiegła, a tak wciąż zmagała się z trzęsącymi nogami. – Gdzie pobiegła? Przecież stoi właśnie pod drzwiami swojego domu.

(...) po czym resztkami sił udała się do łazienki na piętrze. – Już tyle razy wspomniałaś o resztkach sił, że zaczynam się zastanawiać, czy używamy tej samej definicji słowa resztka.

Miała już dosyć bycia traktowanej, jak nic nie wartą zabawkę (...). – Niewartą. Traktowaną.

Prysznic jakby ostudził jej ciało, oczy przestały piec, a jedyne czego brakowało, to jedzenia. – Czy to oznacza, że umyła sobie oczy?

O, dziewczyna zaczyna wyglądać trochę jak Voldemort. Robi się ciekawie. Tylko skąd ta nad wyraz spokojna reakcja jej matki (skrót myślowy)?

Rozbolała ją głowa i czuła się jeszcze bardziej zmęczona oraz głodna (...). – Ejże, przed chwilą pisałaś, że prysznic pobudził jej ciało i że czuła się lepiej.

Strach wcale ją nie opuści, ale była tak zmęczona, że momentalnie odpłynęła. – Czasy. Jej.

Okej, matka rozmawia ze swoją siostrą, najwyraźniej bezpośrednio zaplątaną w to wszystko, jakby gawędziły o przeziębieniu, a nie o serii dziwnych faktów nie z tego świata. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi, ale to mi się podoba – dobrze czuć się zaskoczoną.

Miała wrażenie, a może bardziej nadzieję, że to było tylko jakimś dziwnym snem. Bardzo realistycznym. – A ja mam wrażenie, że już te zdania czytałam. W takiej albo podobnej wersji.

W domu panowała grobowa cisza, co nie tylko irytowała Tamarę, ale też każdy najdrobniejszy dźwięk wywoływał u niej niepokój. – Niby grobowa cisza, ale jednak nie. Ciekawe.

Jeśli to prawda i była to ta sama kula, to znaczy, że w ciągu ledwo paru godzin, jest w stanie pokonać kilkanaście kilometrów. To zadziwiające, a zarazem nieco niepokojące. Jak można wyjaśnić, że UFO może pokonywać tak długą drogę w tak krótkim czasie? – Skisłam. No tak, kilkanaście kilometrów w parę godzin... Samochody są bardziej nowoczesne niż statek kosmiczny? Wait, nawet ludzkie nogi są szybsze...

Jedynie szacunkiem i pomocą, próbowała odwdzięczyć się za wszystko Elizabeth, mimo że rozbiła jej rodzinę. –  Ze zdania wynika, że Elizabeth rozbiła rodzinę Tamary.

(...) a ostatnie, co pamiętała to wchodzącą Elizabeth do pomieszczenia. – Ten szyk to serio jakiś okropny potworek.

Nie tylko nienawidziła takiej pogody, ale tej szarości, co było jeszcze bardziej przygnębiające. – Gdy piszesz nie tylko nienawidziła takiej pogody, to sugeruje to, że kolejna część zdania będzie mówiła, co jeszcze oprócz nienawiści do tej pogody czuje. Coś w stylu: Nie tylko nienawidziła takiej pogody, ale wręcz nie chciało jej się przez nią żyć. Gdyby pozostać przy Twoim szyku, musiałoby to brzmieć mniej więcej tak: Nienawidziła nie tylko takiej pogody, ale przede wszystkim tej szarości, która była jeszcze bardziej przygnębiająca. Widzisz różnicę?

(...) pobiegła na pobliski przystanek, aby wsiąść do autobusu. – Naprawdę? Myślałam, że po to, by kupić ziemniaki.

Siedziała przy oknie, próbując ignorować te wszystkie głośne rozmowy. – Jakie te? Nic wcześniej o żadnych rozmowach nie wspominasz.

W dalszym ciągu odczuwała strach, ale pod jakąś presją musiała iść na przód i wrócić do normalnego życia, co nie było łatwe. – Jaką presją?

Odkąd się zaprzyjaźnili, zawsze mogła na niego liczyć, pomagał jej w każdej sytuacji, nawet jeśli chodziło o samą obecność chłopaka i wysłuchanie żalów dziewczyny. – Chłopaka, dziewczyny... Te synonimy tu bardzo marnie wyglądają, nie wspominając o tym, że sugerują związek romantyczny, a nie przyjaźń.

Kraj Porannej Świeżości? Cóż to za wymyślna nazwa! Sprawdziłam i rzeczywiście takowa funkcjonuje. Cóż, wygląda na to, że czegoś mnie nauczyłaś. Ciekawe, że w szkole uczą koreańskiego.

Tamarze z łatwością przychodziło nie mówienie całej prawdy (...). – Nie+rzeczownik. Mówi Ci to coś?

(...) po czym wszedł po schodach na górę, zostawiając samą Tamarę. – Zostawiając Tamarę samą. Przecież to się samo ciśnie na usta (czy tam klawiaturę).

(...) a myśl o nieskończonej ilości zadań, dobijało ją jak nic innego. – Myśl ją dobijało. Ciekawe.

Tamara doskonale rozumiała tą huśtawkę (...). – Tę. Tę huśtawkę. Tylko w narzędniku jest inaczej.

Na szczęście nie jestem i mój poziom mózgu nie ma wzlotów i upadków. – Poziom mózgu? A co to takiego?

Z resztą, ty myślisz czymś innym. – ZRESZTĄ.

I to powstaje wtedy, kiedy trzeba. – Bez sensu odpowiedź. Przeczytaj cały ten dialog.

(...) który nie przestał się szczerzyć, jak głupi. Zadowolony z siebie Dave, zaczął jeść lunch. – O przecinkach będzie potem, ale kurczę, nie widzisz tu błędów? 

A przynajmniej nie w gronie przyjaciół, bo może sobie nie życzył tego. – Szyk znów płacze.

(...) ale cała trójka skutecznie zagradzali jej drogę. – Troje zagradzali, ale trójka zagradzała.
Jakby powoli jakiś amok zawładną nią. – Literówka.

(...) tylko rozwścieczyło Andy’iego. – Hej, co to za dziwna odmiana, co tam robi to i?

Najwyraźniej tego się mógł spodziewać po swojej przyjaciółce. – Narrator znów domniema?

W szpitalu nie ląduje się z byle czego. – Raczej z byle czym albo z byle jakiego powodu.
Ojciec zastanawia się, czy nie zabrać ją do szpitala w Nowym Jorku. – Czy nie zabrać (kogo? czego?) jej...

Mimo iż deszcze nie padał (...). – Taaak?

(...) hałasy dla typowego miasta (...). – Hałasy typowego miasta albo hałasy typowe dla miasta.

Nie podoba mi się trochę sposób, w jaki Tamara próbuje pocieszyć Chrisa. Masz rację, nie jest w tym najlepsza. Wydawało mi się jednak, że ma za dużo oleju w głowie, by mówić, że chora dziewczynka na pewno wyzdrowieje i w ogóle cud, miód i orzeszki. No nie. Niekoniecznie. Istnieje ryzyko, że będzie wręcz na odwrót. A oszukiwanie siebie czy kogokolwiek innego nawet nie leży obok rzeczywistej pomocy. Dziewczyna niby wie, że gada głupoty, ale jednak gada. Bez sensu.

Dziwna aura ALexa unosiła się w powietrzu. – ALexa powiadasz.

Delikatne rysy twarzy, te same zielone oczy, mały nos, kształtne usta podkreślone ciemną szminką oraz ogniste, krótkie włosy okalające jej twarz. – To sugeruje, że ta kobieta miała pomalowane ciemną szminką usta, zupełnie jak Alex. Hm.

Na twoim miejscu nie ufał bym tym tabletkom. – Hej, cząstka by z osobową formą czasownika pisana jest łącznie. ŁĄCZNIE, amen.

(...) klimatu, jaki miał w sobie stan Waszyngton. – Klimatu, jaki miał w sobie... Hm...Czy mówimy o klimacie, który ma w sobie Polska? Nie, mówimy o klimacie w Polsce, klimacie charakterystycznym dla Polski, ewentualnie nawet klimacie Polski, ale nie w Twój sposób.

Dziwiła się, dlaczego tyle osób mieszka tu. – Grr, naprawdę nie widzisz niczego niepokojącego w tym szyku?

Depresja szybciej łapie i ciężko o dobrą, pozytywną energię. – Dobrze, że napisałaś, że dobra energia jest pozytywna. Nie wpadłabym na to za żadne skarby świata.

Z Chrisem nie rozmawiała o tym, co było zeszłego dnia. Co stało się zeszłego dnia brzmi ładniej.

Razem z Vanessą, próbowały na przerwie pouczyć się, nawet poprosiły Paula o jakieś wskazówki. Ani dodatkowe zajęcia ze sztuki dramatycznej, nie wniosły kolorów. – Ejże, przeczytaj to na głos. Serio robisz pauzy w miejscach, w których wstawiłaś przecinki?

(...) postanowiła wstąpić do ulubionej kawiarenki, która robiła najlepszą gorącą czekoladę w mieście. – No nieźle, jak już kawiarenka czekoladę umie robić... Ciekawe, co umie sklep? Albo budynek banku?

Nie lubiła podporządkowywać się całkowicie strachowi i wszelkim własnym obawom. – To rzeczywiście nadzwyczajne, warto o tym wspomnieć. W końcu większość ludzi uwielbia swój strach i obawy.

Nie była na niego zła, bo nie miała za co, ale jednak była zmieszana. – Powtórzenie.

Sprawa nieobecności Azjaty w zeszłym tygodniu nie dawała jej spokoju i ciągle łudziła się (...). – Nie możesz tak w środku zdania zmieniać podmiotu. Z tego wynika, że to ta sprawa się łudziła.

Tylko zapyta na ulicy, gdzie są ludzie. – To brzmi trochę tak, jakby chciała zapytać go o to, gdzie są jacyś tam ludzie. A tu chodzi przecież o to, że porozmawia z nim w obecności ludzi, coby było bezpieczniej.

(...) ale z drugiej strony nie wszystko było do końca jasne i nie mogła w pełni zaufać mu. – Jezu. Te zaimki na końcu to jakaś Twoja zmora.


Choć ulżyło Tamarze i prędzej chciała uwierzyć, że może rzeczywiście nie ma nic wspólnego z Alexem. – Kto nie ma nic wspólnego z Alexem, Tamara?

(...) ale przeciwnicy byli równie wprawieni do pojedynków. – Mogli być wprawieni W CZYMŚ, nie DO CZEGOŚ.

Dwójka mężczyzn zaczęło ją gonić. – DWÓCH mężczyzn ZACZĘŁO ją gonić.

(...) więc i tak zrobiła. Nie myślała w danej chwili, dlaczego do końca to zrobiła. – Ugh.

– Szybciej – rzekł nieco znużonym, choć wciąż seksownym głosem. – Co? Od kilku ładnych stron czytam o tym, jaki on jest przerażający, dziwny i w ogóle, aż nagle, pisząc jakoby z perspektywy nieźle wystraszonej Tamary, wyjeżdżasz z jakimś seksownym głosem. No nie.

(...) jak bardzo tamten „wypadek” był koszmarem. – Raczej jak wielkim był koszmarem.

W tym momencie zachowujesz się, jak matka. – No bardzo, kuźwa, dziwne, zważywszy na to, że jest matką...

Spojrzenie blondyki było znacznie inne, bardziej surowe. Nie było w nim nic z życzliwości ani ciepła. – Powtórzenie i literówka.

To nie podobne do ciebie. – NIEPODOBNE.

Szczerze mówiąc, powoli zaczyna mnie irytować, że nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi. Ponad trzydzieści stron A4, któryś raz padają dziwne słowa (chodzi mi teraz o rozmowę kobiet), a ja wciąż nie wiem, kim są Posiadacze, co mają do tego smoki ani co oznacza Hóng Lóng. Budowanie napięcia, powolne odkrywanie kart itp. to dobre zabiegi, wzbudzają w czytelniku zainteresowanie opowieścią, ale... bez przesady. Po którymś razie przestaje to być ciekawe, a zaczyna denerwować, szczególnie jeśli mowa o fantastyce, czyli świecie powstałym w głowie autora, którego my, czytelnicy, nie mamy prawa znać ani rozumieć. Po prostu bez znajomości pewnych rzeczy czytanie tego dialogu nieco mija się z celem – i tak nie wiem, o czym one mówią, jakie to ma znaczenie dla bohaterów i fabuły. Za pierwszym razem, gdy urządziły sobie taką pogaduszkę, było to całkiem interesujące, prowokowało do domysłów. Teraz mnie po prostu denerwuje.

(...) powiedziała po krótkie ciszy. – Krótkiej.

Tamara starała się dopóki nie zaczęła mówić cichym i zachrypniętym głosem. – Starała się, dopóki nie zaczęła mówić? Co?

Sobie pogadamy, a z chęcią mnie wysłuchasz. – A? Nie rozumiem konstrukcji tego zdania. Ani przekazu.

O, w końcu pojawia się nadzieja, że będę wiedziała, o czym bohaterowie rozprawiają. Z chęcią się dowiem.

Nie wiedziała już, czy ma odczuwać strach po kolejnej wizycie Alexa. – Nie no, co Ty. Powinna się cieszyć, że znowu prawie nie umarła ze strachu. A ona się zastanawia, czy się bać. Chciałabym sobie czasem móc postanowić, jakie emocje chcę odczuwać.

(...) miała się znakomicie. Czuła całkowitą bezsilność. – Iks de.

W ogóle już nie rozumiała zachowania tego mężczyzny. – Już? To na początku cokolwiek rozumiała?

Był mężczyzną. Powinien dać sobie radę. – Iks kurde de (znowu). Wybacz, ale co płeć ma tutaj do dawania sobie rady z trudnymi sytuacjami?

(...) na pójście do szkoły. Prędko wyszykowała się, w pośpiechu zjadła śniadanie i poszła do szkoły. – Powtórzenie.

(...) czarne BMW, a którego wysiadła Sandra. – Z którego.

Denerwuje mnie protekcjonalne zachowanie Sandry.

(...) choć chłopak niechętnie szedł. Nie miał też pojęcia, jak zareagować. Czy miał się śmiać czy uciekać przed dziwną kobietą. – Hmm, skoro piszesz opowiadanie jakoby z perspektywy Tamary, nagłe – i tylko na jedno zdanie – wchodzenie w głowę Chrisowi wydaje się bardzo nie na miejscu.

Chris zerknął na Tamarę, która miała ochotę zapaść się pod ziemię (...). – Zapaść się pod ziemię? A to niby czemu, coś ją zawstydziło? Przecież czekała na to.

(...) głównie na Tamarze, która mogła tylko pomarzyć, aby znaleźć się w takim budynku z daleka bijący bogactwem. – Bijącym – to raz. Po drugie – znalezienie się w takim budynku akurat nie jest jakieś nieosiągalne dla przeciętnego człowieka, można nawet znaleźć się w pałacu. Co innego kwestia posiadania.

Okolica z całą pewnością zamieszkiwana była przez ludzi należących do tych bogatszych, ale i nie lubiących niepotrzebnie przechadzać się na spacery (...). – Skąd wniosek, że ci ludzie nie lubili spacerować? Nielubiących.

Wspaniałe żyrandole z nie małą ilością zwisających kryształów. – I co, tyle? Bez żadnego czasownika, puenty? Równie dobrze mogłaś napisać masło i postawić kropkę. Poza tym – niemałą.

Korytarz mający zdecydowanie dużą przestrzeń, a po lewej stronie znajdowały się schody pokryte jasno-kremowym dywanem. – O, a tu przechodzisz z dziwnego pisania imiesłowami do normalnego użycia czasownika. W jednym zdaniu. Bez sensu. Ten opis jest dziwnie napisany.

Chris natomiast wygodnie usiadł na fotelu, choć nie oparł się, by również trochę się porozglądać i przyjrzeć pomieszczeniu. – To opierając się, siedząc w fotelu, nie można się rozglądać? To blokuje gałki oczne?

Chociaż zadarty nos i rysy twarzy były nieco częściami wspólnymi obu kobiet. – Chwila, miały jeden nos? Bliźnięta syjamskie? Poza tym – czym są nieco części?

Taaak, pretensjonalna aż do bólu. Wkurza mnie. Spójrz tylko na ten dialog:
- Od czego by tu zacząć…?
- Najlepiej od początku.
- Nie pouczaj mnie.
– WTF?

(...) bo wyciągnę drewnianą linijkę i będę was lać po łbach. – Linijkami to chyba po rękach.

Otóż istnieje legenda o Świętych Smokach, Smoki Żywiołów, jak zwał tak zwał. – Co to za dziwna odmiana? O Świętych Smokach, Smoki Żywiołów. Ok.

(...) ale nigdy nie przekazywały swojej wiedzy, nigdy nie rozmawiają z Posiadaczem, nie dawały żadnych wskazówek. – Czemu zmieniasz czasy, i to jeszcze w ciągu jednego zdania?

– Taki przyjaciel, a nie powiedział, że od roku umie kontrolować wodę – powiedziała Sandra z chytrym uśmieszkiem. – Boże, jaka ta kobieta jest frustrująca.

Nie mogła zrozumieć, jak mógł przez tyle czasu okłamywać ją. – Te zaimki na końcu są jeszcze bardziej wkurzające.

Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym? – Grr!

– Zrobił dobrze – rzekła Sandra, która natychmiast została spiorunowana spojrzeniem Tamary. – A przed chwilą z tego powodu z nich drwiła.

Nie do końca chwytam fragment o powiązaniu smoków i ich żywiołów z układami w ciele człowieka. Jaki to konkretnie ma cel? Jakie znaczenie? Nie widzę absolutnie żadnego. Nie rozumiem też, dlaczego właściwie smoki wczepiają te moce w ludzi. Zazwyczaj w takich historiach niesie to ze sobą jakąś misję, najczęściej górnolotną. A tutaj? Dlaczego właściwie mają się szkolić, rozwijać tę moc? W jaki sposób zmieni to świat, pomoże komuś itp.? Skoro cykl od tak dawna się powtarza, skoro istnieje całe stowarzyszenie zaplątanych w to ludzi, skoro buduje się dla Posiadaczy wille, by tam mieszkali i trenowali (w tym też nie widzę przyczyny), to musi to mieć duże znaczenie, musi być czymś więcej niż grupą młodych ludzi, którzy bawią się wodą albo są odporni na oparzenia. Jak na razie jednak wiem tyle, ile Sandra powiedziała bohaterom, wywożąc ich do jednej z takich willi. To by było tyle z wyjaśnień.

Zobaczymy, wierzę, że to wszystko ma ręce i nogi. Przechodzę do rozdziału trzeciego.

Sandra zostawiła dwójkę nastolatków, którzy wciąż byli nieco zdezorientowani (...). – Dwoje nastolatków.

(...) byli nieco zdezorientowani, nie wiedząc, co mają o tym wszystkim myśleć. I choć oboje mieli niepodważalne dowody na prawdziwość słów kobiety, to jednak cień wątpliwości pozostawał w ich głowach. Zwłaszcza Chris był (...) – Byli, był.

(...) burknęła, chcąc wyładować i dać dobitnie do zrozumienia, jak się teraz czuje. – Co wyładować?

To nie było coś, o czym wolałem mówić, zrozum mnie. – Chciałem. Woleć to można coś od czegoś. Ew. woleć o czymś nie mówić, w tę stronę to jeszcze ma sens.

Obiecuje, że następnym razem już nic nie będę przed tobą ukrywał. – Zgubiłaś ogonek. Później też Ci się zdarzyło.

Skoro Chris sam niby potrafi kontrolować nad wodą (...). – Sprawować kontrolę nad wodą albo, co brzmi tutaj lepiej, kontrolować wodę.

Teraz pozostaje tylko pytanie, czy wierzy w słowa Sandry i legendy o Świętych Smokach. – To brzmi tak, jakby ta legenda również była osobą, która coś im powiedziała. Może: w słowa Sandry i legendę o Świętych Smokach?

Tamara sama nie do końca wiedziała, co ma o tym myśleć, ale nawet była przekonana. – No to nie wiedziała, co myśleć czy była przekonana? To dwie różne sprawy.

– Obiecuję, że jutro ci pokaże – powiedział z poważną miną. – Przysięgam – dodał, widząc minę przyjaciółki. – Powtórzenie.

Dawać nauczkę tym, co zasłużyli… Którzy brzmi lepiej.

Wygląda na to, że Tamara, podobnie jak ja, szuka w tym wszystkim celu. No, może wzmianka o psikusach niespecjalnie wpisuje się w górnolotne idee ratowania świata, ale i tak cieszę się, że ktoś zaczął się zastanawiać nad konsekwencjami posiadania takiej mocy.

– Oj… – jęknęła cicho, nie lubiąc, gdy ktoś sprowadza ją na ziemię (...). – Ten imiesłów wskazuje na to, że podczas jęknięcia nie lubiła, gdy ktoś sprawdza ją na ziemię. A to przecież stan ciągły. Takie użycie imiesłowu nie jest poprawne.

Chris przyglądał się Tamarze i widział to rozmarzone spojrzenie dobrze wiedząc, o czym teraz myśli. – Kto myśli, spojrzenie?

Znał ją niemalże doskonale, a chęć zemsty przyjaciółki nie była dla niego czymś nowym. – Jej chęć zemsty. Po prostu.

Ja w każdym bądź razie nie pisze się na to wszystko. – Ugh! Czekam na dzień, w którym autorzy zrozumieją, że w każdym razie i bądź co bądź to dwa odrębnie funkcjonujące związki, które nie scalają się w żadne w każdym bądź razie. No czekam.


Teraz, gdy dostaje szanse, nie ma zamiaru jej w żaden sposób zmarnować. – O, to nagle czasem opowiadania jest jakieś teraz? Porzucamy czasowniki w czasie przeszłym, huh? No nie. Szansę.

(...) pożegnał się i dopiero odszedł, gdy ta weszła do środka. – Raczej i odszedł dopiero wtedy, kiedy weszła do środka.

(...) zdejmując, a potem wieszają płaszcz i zostawiając torbę na schodach. – Zjadło Ci coś.

W końcu ludzie bali się przed tym, czego nie znali. – Bali się tego, czego nie znali lub czuli lęk przed tym, czego nie znali.

Domyśliłam się, gdy zobaczyłam twoje oczy tamtego dnia. Nie byłam pewna, dlatego zadzwoniłam do niej. – No dobra, ale czemu akurat Sandra przyszła jej do głowy? Czemu jest w to wtajemniczona? Czekam na jakieś wyjaśnienie jej związku z tą sprawą. Co takiego wydarzyło się w przeszłości?

Coś, co jest nowe i nie mieli z tym styczności wywoływało u nich lęk, a u niektórych nawet nieuzasadnioną agresję. – Coś, co jest nowe i z czym nie mieli styczności. Poza tym – ta agresja może być równie dobrze uzasadniona, czasami nowe i nieznane jest złe, a czasami dobre.

Czy w jej ciele rzeczywiście tkwiła dusza smoka, Hóng Lónga, który był władcą ognia? To jak spełnienie marzeń, nieprawdopodobny cud. – Spełnienie marzeń? Wybacz, ale kto normalny marzy o tym, by mieć w sobie duszę smoka władającego ogniem? Komu w ogóle przyjdzie coś takiego na myśl?

(...) aby już wypróbować tą nową umiejętność. – Tę. Tylko w narzędniku używamy formy .

Chciała by towarzyszył jej w tej nowej przygodzie, a on jak zwykle myślał o wyleczeniu Christie. – No naprawdę zły Chris, niedobry Chris; woli poświęcać uwagę siostrze, zamiast rozwijać jakieś tam dziwne, niepotrzebne mu moce. Dziwoląg, serio. Na szubienicę z nim.

– Nie przepadam za nią – mruknął Chris, idąc przed siebie. – Ja też.

(...) patrzyła na to, co za chwilę się stało. – Po chwili, coby utrzymać ciągłość czasu.

Niewielkiej ilości woda uniosła się (...). – Niewielkiej ilości woda? Co? Coś może być niewielkiego rozmiaru, ale niewielkiej ilości woda... umm...

Zobaczył jak świecą jej się oczy przez podziw. – Z podziwu. No i przecinek.

Chris zaśmiał się cicho, nie mogąc z zachowania swojej przyjaciółki. – Nie mogąc z zachowania swojej przyjaciółki, ok. Taki potoczny zwrot może i sprawdzi się w dialogu, ale w środku narracji wygląda śmiesznie.

(...) Tamara aż nie mogła doczekać się nauki nad kontrolą ognia. – Kontroli nad ogniem.

Niestety nic nie przynosiło pozytywnych skutków. – Nie żadne nic, tylko te próby, ćwiczenia czy cokolwiek. Poza tym nie przyniosło to żadnych skutków, nie tylko tych pozytywnych.

(...) Tamara była gotowa już przed dziesiątą, co było absolutnym cudem! – Powtórzenie. Narrator zaczyna brzmieć nie jak postronny obserwator, a ktoś, kto jara się wszystkim w podobny sposób co bohaterka. I te wykrzykniki...

Zazwyczaj dziewczyna odsypiała w weekend wczesne wstawanie i spała, ile tylko mogła. – No skoro odsypiała, to logiczne, że spała. Nie da się odespać w inny sposób. Chyba że potrafisz, wtedy wal śmiało, bardzo (bardzo, bardzo) chętnie się dowiem.

(...) co chwila sprawdzając telefon w nadziei, że w każdej chwili Sandra napisze bądź zadzwoni. – Co chwilę. Po co to w każdej chwili?

Nick jeszcze spał, był tak samo leniwy, jak jego przybrana siostra (...). – Spanie w weekend do dziesiątej wcale nie jest jakąś oznaką lenistwa.

(...) włączyła telewizor, przełączając kanały (...). – To sugeruje, że włączyła telewizor i w tej samej chwili przełączała kanały. Niby jakim cudem? Błędne użycie imiesłowu.
(...) odwiedzają tą błękitną planetę. – Tę, jak już pisałam..

Tylko nie mieli wiarygodnego uzasadnienia, skąd te dziwne świetlne kule się wzięły i czy ktoś za nimi stoi. – Stać za świetlną kulą zawieszoną w powietrzu? Może być problem.

Była coraz bliżej do odkrycia w sobie niezwykłej mocy. Do jest niepotrzebne.

Tamara zajęła miejsce dla pasażera, natychmiast zapinając pas, bo dla niej bezpieczeństwo było najważniejsze. – Czy ja wiem... wykazuje przecież zdolność do pakowania się w kłopoty. Poza tym – jak mogła jednocześnie siadać i zapinać pas?

– Skąd ta pewność? – zapytała cicho.
– Nie mam, po prostu to moje podejrzenia. – W sensie nie ma pewności, tak?

Chciała coś odpowiedzieć, ale chłód rozkazu kobiety zniwelował jej zamiary wypowiedzenia się na temat przeszłości.– Ale kto? W poprzednim akapicie wypowiada się Sandra, to sugeruje, jakbyś dalej skupiała się na niej. A mowa przecież o Tamarze.

(...) która przeważnie miała spięte włosy w idealny kok, wyraziste rysy twarzy, delikatny makijaż podkreślający jej kości policzkowe, nieco wąskie usta i bardzo jasne, szare oczy, które patrzyły na Tamarę dość surowo. – Czasami miała wyraziste rysy twarzy, wąskie usta i jasne, szare oczy? A czasami co, łagodniały jej, usta się napompowywały, a oczy zmieniały kolor?

Razem wsiedli do samochodu Sandry i ruszyli do obrzeży Seattle. – A nie ku obrzeżom lub na obrzeża?

Rosnące napięcie i podekscytowanie zaczynało coraz bardziej doskwierać Tamarze.– Zaczynały.

A z drugiej też strony wątpiła, czy podoba temu zadaniu.– Podoła.

Ponownie zawitała w cudownej willi i jeszcze do niej nie dotarło, że to było poniekąd jej. – Że poniekąd należała do niej. Piszesz o willi, a potem jakieś to.

Wrażenie wnętrza domu nie zmieniło się, gdy była tu pierwszy raz. – Co? Jesteś pewna, że tak powinno brzmieć to zdanie?

(...) odezwał się swoim dość niskim głosem z małym akcentem. – Akcent nie jest rzeczą, nie posiada takich cech fizycznych jak rozmiar. Źle to brzmi.

(...) powiedzieli razem Tamara i Chris, odwzajemniając uścisk dłoni z nieznajomym. – Znów ten imiesłów. Mogli odpowiedzieć w tym samym momencie, ale ten mężczyzna nie wyhodował sobie kolejnej ręki, aby wymienić z obojgiem uścisk dłoni w tym samym momencie. Bo niby jak inaczej, na krzyż?

Postaram się wszystkiego was nauczyć, ale musicie włożyć to swoje serce, duszę i dużej ilości chęci! – Po prostu dużo chęci. Poza tym nie kumam tych wykrzykników, czy ten facet wydziera im się w twarz?

Razem ułożyli materac, by siedzieć na nim wygodnie. – Może się czepiam, ale jak ułożyć materac? On się nie zgina, nie zmienia kształtu itp. Po prostu go kładziesz i siadasz.

(...) Hindus krążył wokół nich, jak stary mędrzec. – A to krążenie wokół kogoś jest charakterystyczne dla starych mędrców?

Tamarze wydawało się to dość dziwne i nietypowe (...).– Wow, naprawdę? Przecież to wcale nie tak, że ta sytuacja jest dziwna i nietypowa. Zupełnie obiektywnie.

Smoki nie dzielą się całą swoją mocą, a zwłaszcza, gdy wie (...). – Ze smoków zrobił się jeden, ojej.

(...) również odradzam dużej ilości fastfoodów. – Co Ty masz z tym dużej ilości czegoś? Poza tym mówimy o fast foodzie, nie o fastfoodzie. Odradzać (co?) dużą ilość fast foodów.

Ogień, układ krwionośny. Woda, układ limfatyczny. Powietrze, układ oddechowy. Ziemia, układ pokarmowy i błyskawica, układ nerwowy.– A co łączy się z układem moczowo-płciowym? Albo wydalniczym? :D No offence, tak tylko pytam.

Posiadacz Hóng Lónga, gdy jest poważnie ranny i traci dużo krwi, natychmiast organizm produkuje tyle, ile stracił (...). – Czemu zmieniasz podmiot w połowie zdania?

Choćby to zajęło cały dzień. – No tak, dzień to bardzo dużo na nauczenie się władania żywiołem. Przed chwilą mówili o roku.

Im cięższy trening, tym lepsze efekty. – Mamy bystrzaka roku!

A tu – spojrzał na dziewczynę, która poczuła się gorsza, bo mimo jej wczorajszych starań, niczego nie osiągnęła (...). – No tak, koleś uczył się przez rok, a ona czuje się gorsza i zawiedziona, bo dzień prób nic nie dał. Następna.

Chris bez problemu wydobył z siebie dość dużej ilości wody (...). – No cholera, nie wytrzymam. Wydobył z siebie dość dużej ilości wody? Co to za wyrażenie? Co to za odmiana? Złe nawyki trzeba tępić.

Hindus bacznie obserwował dwójkę, ale najbardziej widać był zmartwiony brakiem postępów u Tamary, która pomimo godziny nie zrobiła żadnego kroku na przód. – No tak, jest świadoma mocy od dosłownie chwili, a już ma – bez żadnej rzeczywistej pomocy, bo chodzenie i patrzenie raczej średnio pomaga – robić kroki na przód. Ugh. Logiczne, że chłopak lepiej sobie poradzi. A Hindus niech jej lepiej pomoże, zamiast być zmartwionym.

Dzieci spod ochrony rządu? Wybacz, ale znowu czuję się jak zirytowany pięciolatek, który słucha rozmowy rodziców i nie ma pojęcia, o czym oni mówią. Po raz kolejny dostrzegam dokładnie ten sam schemat – ktoś z kimś rozmawia, a czytelnik siedzi, czyta i zastanawia się, o kij tu chodzi. Za którymś razem ma się dość, uwierz.

Spokój panujący w sali sprawiał, że czas wydawał się bardziej wydłużać, a może nawet i się cofał. – Cofać. Gdybasz – czas wydawał się wydłużać (Niby jak? Znów – to nie przedmiot. Może ewentualnie zwalniać tempo) albo cofać.

Chris świetnie sobie radził, można by rzecz (...). – Rzec.

Wymuś smoka by udaremnił ci cząstkę mocy, jaka drzemie w tobie. – Udaremnił, co?

Od samego początku, gdy tylko poznała siostrę Elizabeth, wiedziała kim jest ta dwudziestosześciolatka. – Synonim w odniesieniu do wieku jest chyba jeszcze gorszy niż użycie czyjegoś koloru włosów.

W zasadzie to dzięki niej, teraz Tamary była, gdzie była. – Teraz Tamary?

Według niej to w żaden sposób nie wyglądało na trening. – O, w końcu z czymś się mogę w pełni zgodzić.

Cała ta koncepcja wyobrażenia sobie jakiejś sytuacji wydaje się być w porządku, ale z drugiej strony emocje są przecież rzeczą krótkotrwałą, nagłą, zdenerwowanie pojawia się i znika, trudno wymusić je poprzez wspominanie czy kreowanie w myślach jakiejś sytuacji. Nie sądzę, by to tak działało, zwłaszcza pod presją. Nie wiem, czego oni się spodziewają, ale widać nie przygotowali się na ten trening zbyt dobrze; nie wzięli pod uwagę, że coś przecież może nie pójść jak z płatka.

Hindus uczył chłopaka, jak dokładniej panować nad wodą, jak kontrolować ją z różnej odległości. Wytwarzać jej jak najwięcej i zobaczyć, na jakim poziomie był Chris (...). – Eee... Z tej konstrukcji wynika, że Hindus uczył chłopaka zobaczyć, na jakim poziomie był Chris. Aha.

Sandra przyglądała się swojej siostrzenicy, która mimo mijanych godzin medytacji, wciąż nie zrobiła kroku na przód. Żadna iskra nie wydobyła się z ciała drobnej dziewczyny. I pomimo frustracji Tamary, nie poddawała się, choć miała serdecznie dość. – A z tej wynika, że mimo frustracji Tamary Sandra się nie poddawała. Ech.

Nic nie przychodzi od tak. – Ot tak.

(...) trudno było nie próbować nawet na wolniejszych lekcjach wykrzesać z siebie cokolwiek. – To lekcje dzielimy na wolne i szybkie?

(...) która zawsze była uważana za cichą i nie umiejącą się obronić. – Nieumiejącą.

Na pewno lepszym od ciebie, krasnalu – zakpiła, patrząc z wyższością, chociaż i tak różnica wzrostu między obiema dziewczynami było spora. – Kimś lepszym. Eee? I tak różnica wzrostu była spora? No domyślam się po tym krasnalu, po co ta druga część zdania?

Kolejne złośliwe wyzwisko doprowadziło do kolejnej fali gorąca i złości. – Kolejne, kolejnej.

(...) choć reszta dziewczyn próbowały je rozdzielić. – Próbowała.

Takie to powinno się zamykać na oddziale zamkniętym! – Zamykać na oddziale zamkniętym, heh.

(...) doszło by do większej bójki. – Doszłoby.

Nawet drażniła ją migocząca lampa na ulicy, która po chwili zgasła. – Lepszy szyk: Drażniła ją nawet lampa...

Wściekle rzuciła torbą na łóżko, jakby to w czymś miałoby pomóc. – Skoro jakby, to po co tryb przypuszczający?

Nie dość, że jej nastrój jest zmienny jak chorągiewka, to teraz jeszcze Elizabeth i ta przemowa. - Jest?

Widać walczyła z czymś albo najzwyczajniej same ze sobą. – Sama.

Nick by był dobrym, starszym bratem. – Byłby, po prostu.

Czy to dobry czas, aby przytulić ją? – Ten szyk serio wypala mi oczy.

Im więcej masz możliwości władzy (...). – Możliwości władzy?

Skoro jeszcze się nie udało, to wypróbujmy co innego (...). – Wypróbujmy coś innego. Albo spróbujmy czegoś innego.

(...) stawiając na stoliku świecę i zapalił ją. – To brzmi źle.

Może nie za wiele zaszła (...). – Jeśli zaszła, to nie za daleko.

Musisz uważać, by nie poparzyć się. – Taak, wypala mi oczy.

(...) im dłużej używasz ognia, tym szybciej masz zaczerwienienia. – Raczej tym intensywniejsze. No bo co ma szybkość pojawiania się zaczerwienienia do długości używania ognia? Nie widzę związku.

(...) uda ci spełnić swój cel. – Coś zjadłaś.

Chłód przeszywał jej ciało, a ciemność w pomieszczeniu pobudzała tylko wyobraźnię, przyprawiając o ciarki na plecach. Siedziała, czując jak wszystkie mięśnie sztywnieją. Miała już dość, chciała wrócić do swojego bezpieczniejszego mroku, ale wiedziała, że to dopiero początek. – W pomieszczeniu było ciemno i strasznie, a ona chciała wrócić do bezpiecznego mroku, okej.

Ciemne buty przechadzały się po pomieszczeniu. – To buty umieją chodzić? Ciekawe.

(...) czy rzeczywiście było to tylko sen. – Był.

Och. Sen to jakieś wspomnienie? Interesujące, chociaż nie mam pojęcia, o co chodzi. Zobaczymy, co słychać w rozdziale czwartym.

(...) że strach i paraliż utrzymał się do rana. – To dwie rzeczy.

(...) olała nasz piątkowy trening na imprezę. – Olała trening na imprezę? Coś Ci się chyba zjadło.

Muszę pochwalić dialog przy szkolnym stole. Wyszedł Ci naturalnie, jak rozmowa kilkorga zwykłych nastolatków; tak właśnie powinno być. Lekka konstrukcja, prosty język, spontaniczne reakcje.

Chris, jest możliwość by dzieciak wydoroślał kiedyś? – Ale ta składnia na samym końcu wszystko zabiła.

Wpuścił ją do środka, chociaż mężczyzna nie wyglądał najlepiej. – Powiedz mi, po co dodajesz tutaj to mężczyzna? Logiczne, że to o nim mowa, to wynika zarówno z tego, jak i poprzedniego zdania.

Kamień spadł jej z serca, chociaż nie tak do końca. – No to spadł czy nie? Zawiesił się gdzieś w połowie? To metafora, proszę się nie bawić.

Cisza panująca w domu pana Lee zawsze drażniła Tamarę i sprawiała małe skrępowanie. – Sprawiała małe skrępowanie? To brzmi koślawo.

(...) bo nie dało rady odzyskać go od tego rudzielca? Postawił filiżankę na stoliku przed Tamarą, która aż drygnęła. – Kto? Rudzielec? Widzisz, akurat w tym wypadku powinnaś przywołać podmiot.

Kurczę, znowu ktoś ją atakuje i porywa. Nie dajesz odpocząć nawet przez pół rozdziału.

(...) aż ciężko było nie skrzywić się. – Się nie skrzywić.

Otworzyła oczy, a nie wyostrzony wzrok sprawił u niej zawroty głowy. – Wywołał. Nie z przymiotnikami w stopniu równym i imiesłowami przymiotnikowymi piszemy razem. Amen.

(...) a lekki zarost oraz szrama na policzku przy tym surowym wyrazie twarzy, nie budziły zaufania. – Z tego wynika, że powinnam unikać ludzi z zarostem i/lub szramą na policzku. No chyba nie.

Choć cała drżała i sytuacja nie była sprzyjająca do koncentracji w wydobyciu swoich mocy, ale musiała spróbować. – Choć coś tam, to coś tam.

(...) ale pomimo wszelkiego wysiłku wszelkie próby kończyły się fiaskiem. – Brzydkie powtórzenie.

Użyć mi swojej mocy… – Chyba użycz?

Nie mogła już słuchać tego wycia, które przyprawiały ją o dreszcze. – Ale wycie to rzeczownik w liczbie pojedynczej...

Był nadzwyczaj spięty i nerwowy, a jego ręka aż czekała, by wyciągnąć broń z kabury. – A to niby dlaczego? Dlaczego miałby wyciągać broń w rozmowie z nastoletnim przyjacielem zaginionej dziewczyny? Chyba nie był podejrzany.

Zawodowy partner niskiego, był wręcz przeciwieństwem. – Umm... Może po prostu jego partner? I bez przecinka.

Christopher Soren? Pojedzie pan z nami – przemówił swoim basem, który w tym rozkazującym tonie zabrzmiało, jak groźba. 
– Serio? Gotowa byłam pomyśleć, że przemówił basem kogoś innego. Poza tym – zabrzmiało? No i bez przecinka przed jak.

Dziwne było dla niego ta wizyta (...). – Kurde, z rodzajami też mamy problemy?

To wcale nie poprawiało mu poczucia bezpieczeństwa (...). – Nie poprawiało mu poczucia bezpieczeństwa? Cóż to za dziwne sformułowanie?

Coraz bardziej uważał, że to jednak była zła decyzja (...). – Może raczej coraz bardziej nabierał przekonania, że to była jednak zła decyzja. Czy coś w ten deseń.

Szli w głąb ciemności w tym wąskim korytarzu, aż pies zaczął skrobać łapami w coś. – Ugh...

Niewielkie, równie obskurne pomieszczenie, z ogromną ilością zeschniętej krwi i na jednym z drewnianym stole po prawej oraz na podłodze. – Przeczytaj to zdanie. Po prostu je przeczytaj.

Kaszlnął kilka razy, gdy poczuł, że może zaraz zwrócić część żołądka. – Którą? Dno? Odźwiernik? A może trzon?

W tym czasie jeden z funkcjonariuszy zabrał Sandrę, gdy drugi pies odkrył zakopane rzeczy. – To brzmi, jakby funkcjonariusz też był psem. He, he.

Chris czuł się bezsilny i bezużyteczny, ale poszedł za słowami Sandry. – Poszedł za słowami? Interesujące.

Musiał ją uratować albo chociaż pomóc w uratowaniu jej. Nawet nie chciał dopuścić do siebie myśli, że może być już za późno na ratunek dla niej. – Że może być już za późno. Kropka. Po co robić niepotrzebne powtórzenia?

Swoją drogą nieźli ci porywacze. Zatroszczyli się nawet o trumny. Który morderca chowa swoje ofiary w trumnach? Nie, serio, który? Chętnie się dowiem.
No i jakim cudem Tamara, zakopana, bez dostępu tlenu, przeżyła? Ile człowiek jest w stanie przeżyć bez oddechu? Może kilka minut. Kilka minut minęło, odkąd funkcjonariusze tam przyjechali. Ba, pewnie nawet więcej. Żeby to było realistyczne, oprawcy musieli chować ją żywcem, kiedy ekipa poszukiwawcza była w drodze do miejsca pochówku. No na pewno.

(...) ale i w całym kraju rzucał by się w oczy. – Rzucałby.

Czego chcesz? Jestem zmęczony.
– Małą przysługę.
– CZEGO chcesz? Małej przysługi.

Coraz bardziej nie lubił tego manipulanta. Oczekiwał wiele, ale od siebie prawie nic nie dawał. – Ee... no tak, bo zazwyczaj szantażujący, manipulujący itp. to porządni ludzie, wyznający zasadę fair play. Mhm.

Okej, nie wiem, kim była reszta ofiar ani jaki aniołek czuwał nad Tamarą, że się nie udusiła. Nie wiem też, o kim i o czym traktuje druga część rozdziału, trochę wyrwana z kontekstu. Dużo rzeczy nie wiem, jak się okazuje. Może uchylisz w końcu rąbka tajemnicy. Wjeżdża rozdział piąty.

Jak ja mam żyć w spokoju, kiedy porywają ją i o mało nie zabijają? – Coś tu się popsuło.

Zbiorę parę koleszków, powiem, że szukamy rudego sukinsyna (...). – Koleżków... Paru, chyba że chodzi Ci o dwóch. Albo o parkę gejów na przykład.

W dupie byłeś, gówno wiesz. – Mówi się gówno widziałeś. Chyba.

Nie był przekonany czy do końca Sandra gra w tej samej drużynie (...). – Czy do końca Sandra gra w tej samej drużynie? Sama widzisz, jak niezachowanie właściwego szyku potrafi namieszać.

Tak blisko pochowali je. – No kurczę, to wygląda okropnie...

(...) ale one same przedzierały się na przód. – Naprzód.

Gorszą męką od dolegliwości fizycznych, było cierpienie jej serca i duszy. – Och błagam, bardziej banalnych słów na opisanie tych emocji chyba nie mogłaś znaleźć...

Co jeśli nie wystarczająco się skoncentrowała (...). – Niewystarczająco.

Dlaczego ci ludzie nie mogliby zostawić ją w spokoju? – Cały ten fragment to już gdybanie, po co nagle końcówka by przy czasowniku? Zostawić JEJ w spokoju.

Skąd mogła mieć pewność, że już nikt więcej nie skrzywdzi jej albo kogoś innego? – Umm, no nie mogła. Codziennie mnóstwo ludzi kogoś krzywdzi. Bardzo ogólnikowe rozważania.

Żałowała, że nie umarła w tej trumnie. – Serio? Przed chwilą bała się, że ktoś znowu ją napadnie, a teraz jednak masochistycznie wolałaby umrzeć. No niechże się zdecyduje.

Miałaby prawdziwy święty spokój od wszelkich problemów. – A myślałam, że fałszywy...

Nie chciała już walczyć. Nie miała na to ani siły, ani motywacji. – Nie miała motywacji? A co z instynktem samozachowawczym, który posiada chyba każda żyjąca istota na ziemi?

Jednakże czy byłaby zdolna by skończyć ze wszystkim raz na zawsze? – A to by to po co tam?

Choć trudno jej było przyznać przed samą sobą, ale obecność Elizabeth (...). – Choć coś tam, to coś tam, ugh.
(...) dodała namiastkę ciepła, jakie desperacko potrzebowała. – Jakiego.

No nie, żartujesz sobie ze mnie teraz. Bohaterka zna się z tym chłopakiem od wielu lat, przyjaźnią się, dzielą potworny sekret o istnieniu mocy nadprzyrodzonych, ale ona obawia się, że źle wygląda z bliznami, dlatego nie chce, by ten ją oglądał? No to niezła przyjaźń. Ciekawe że w gąszczu nękających ją uczuć znalazła jeszcze miejsce dla próżności.

Przecież dobrze znała postawę swojej matki (...). – O, nagle porzuciłaś pomysł nazywania kobiety po imieniu i podkreślania faktu, że dziewczynę adoptowano? Czemu tak nagle?

Na razie leżała w łóżku i z trudem czuła, że żyje (...). – Jak można coś z trudem czuć? Albo się coś czuje, albo nie. Samo czucie czegoś nie jest trudne, dzieje się samoistnie.

(...) choć wolała, aby było inaczej, a Elizabeth myśli, że już zacznie nie wiadomo, co wyprawiać. – Nie wiadomo co. Poza tym... Czemu nagle zmieniasz czas? To brzmi bezsensownie.

(...) byś chciała jakieś pomocy specjalisty? – Jakiejś.

Pomógł by ci wyjść z tego, zebrać myśli. – Pomógłby.

Czy teraz jakakolwiek terapia by pomogła, skoro trochę się już w jej życiu zmieniło? – Eee... No terapia zazwyczaj jest wskazana, gdy coś się w życiu zmienia, gdy sobie z czymś nie radzimy, więc... co?

(...) przez wszechobecny jasny zielony kolor, gdziekolwiek nie spojrzała. – Może po prostu jasnozielony?

Tamara sama tego chciała, a jest cień szansy, że tu szybciej dojdzie do siebie. –  Ech, te czasy...

Te zapisane na czarno to są obowiązkowe. – To są obowiązkowe?

Był zadbany i zapewne w słoneczną pogodę był piękny, ale teraz przyprawiał o ciarki. – Był był był był był był... Ciągle gdzieś to widzę, ale gdy występuje w jednym zdaniu... grr.

Co było w tym trudnego i ciężkiego? – Ciężki to jest kamień. Poza tym nawet w znaczeniu trudny zdanie brzmiałoby: Co było w tym trudnego i trudnego? Meh.

Nawet obecność innych chorych psychicznie ludzi nie przytłaczał ją, bo sama czuła się jakby była jedną z nich. – Nie przytłaczała jej. Jednym z nich.

Nie miała siły ani motywacji, aby walczyć i znów stawiać czoła temu wszystkiemu. –  Już to czytałam. Opisy emocji w takiej sytuacji są niezwykle istotne i nie można ich pomijać, ale kolejny raz się powielają. To nie jest dobre.

Pogoda jakby wiedziała, jaki nastrój gościł w jej sercu i chciał wesprzeć ją w tym (...). – Pogoda chciał ją wesprzeć, mhm.

Tamara myślała, że da sobie radę, ale coraz bardziej miała dość tej monotoniczności. – A nie lepiej po prostu monotonii?

(...) aby zapytała, czy Chris odwiedzi ją, bo za bardzo się już za nim stęskniła i potrzebowała go. – O, to już wyglądała wystarczająco dobrze, by mu się pokazać? Heh.

Ona nie miała podstaw, aby nie ufać Sandrze. Wiele zawdzięczała kobiecie i dzięki niej miała okazje żyć w normalnym świecie. – Taak? Przez kilka ostatnich stron lamentowała nad tym, że jej świat nie jest normalny. Okazję.

Też nie lubię Sandry, z nią coś jest nie tak. Mądry Chris. Oczywiście mój brak sympatii do bohatera to jeszcze żaden argument, ale mnie też coś tu śmierdzi.

W dodatku zawzięcie broni Alexa, chociaż sama nas przed nim ostrzegała. – Zawzięcie broni Alexa? Co? Nie rozumiem tego zdania.

Okej, nagle z odwiedzin Chrisa przechodzisz ni z tego, ni z owego, jakby urywając wątek w połowie, do opisu kolejnego ze wspomnień Tamary. Dość dziwny sposób przejścia, nie uważasz?

(...) spojrzała na denatów umorusanych we krwi. – Umorusanych krwią.

To nie ja… To nie ja!! – Dwóch wykrzykników to nie stawiamy. Jeden wystarczy, serio.

To nie prawda! – Nieprawda.

Tamarze zrobiło się niedobrze, a zarówno sparaliżował ją strach. – A zarówno sparaliżował ją strach? Umm...

(...) a teraz pragnie pójść do lepszego następny Posiadacza (...). – Co?

Zastanawiam się, czy pojawienie się tajemniczego chłopca, który – bądź co bądź – ocalił jej swoją obecnością życie, będzie miało jakikolwiek wpływ na dalszą fabułę, czy było po prostu dziełem przypadku. Oczywiście wiedziałam, że Tamara nie umrze, ale spodziewałam się raczej, że ktoś z personelu ją powstrzyma.
Swoją drogą dziwi mnie pomysł umieszczenia Tamary w takim ośrodku. Nie mogła opowiedzieć otwarcie o swoich problemach, więc jak pobyt w nim miałby jej pomóc? Może jedynie poprzez odseparowanie się od świata, ale nie jestem pewna, czy tego właśnie potrzebowała.
No nic, przechodzę do rozdziału szóstego.

Tamara za nic nie mogła sobie przypomnieć cokolwiek przed tym, jak trafiła do szpitala. – Fleksja kwiczy. Przypomnieć czegokolwiek sprzed pobytu w szpitalu.

(...) ale wciąż nie dawała stu procentowej pewności. – Stuprocentowej.

Przy pierwszym spotkaniu Alexa, również czuła, że jest niezwykle czarujący. Czy byłby zdolny do kontrolowania ludzi? Do wszczepiania dziwnych wizji? – Meh, czy ona serio się zastanawia, czy Alex byłby zdolny do manipulacji, bo przecież jest taaaaaki czarujący? Mało miała dowodów w przeszłości? Mało jej strachu narobił? Cóż za głupie dziewczę.

Kopnęła drewniany róg łóżka. – Czy ona ma rozum? W pełni świadomie kopnąć coś i prawdopodobnie uderzyć się w palec u nogi? Masochizm.

Uderzyła nogą o biurko kilka razy, próbując wyzbyć się emocji. – No kurde masochizm.

Powinni gnić w piekle!! – Tej, ale jeden wykrzyknik wystarczy.

Jak można być tak cholernie tępym i wierzyć w jakieś marne dowody? – Jak można wierzyć w dowody? Cóż... Podkreśliłabym w tym zdaniu, że owe dowody są sfałszowane lub niewiarygodne, bo w dowody – nawet marne – wierzyć należy.

(...) wrzasnęła, kopiąc w mebel, aż zabolała ją noga. – Dopiero za trzecim razem zabolała ją noga? Matulo...

Nie miała już energii przez tą całą rozprawę. – TĘ. Tylko w narzędniku mamy. Dalej też się zdarza, pominę.

Czy ktokolwiek na sali sądowej nie był tego świadom? – Raczej czy ktokolwiek BYŁ tego świadom.

(...) zdolnościami nad panowaniem swojego żywiołu. – Od kiedy mówimy zdolność nad czymś? Ktoś ma zdolność nad gotowaniem? Albo zdolność nad matematyką?

Od razu weszli do sklepu Azjaty, który akurat czyścił półki, na których stał towar. Który, trzy słowa i znów na których. Nieładnie.

Przywykła już, że do Chińczyka odnosi się z szacunkiem, jakim powinno się okazywać w jego kulturze. – Po pierwsze – coś Ci nie pykło z odmianą. Po drugie – z szacunkiem do starszych powinno się odnosić również w naszej kulturze. I w wielu innych.

Nie miał też pojęcia, co Tamara miała zamiar wydobyć od Azjaty, mówiąc prawdę o nich. – O jakich nich?

Sama legenda mówi się (...). – Mówi się?

(...) posłuszeństwa wobec cesarza. Oczywiście Chí yǒu rén zgodzili się i wiernie służyli królestwu. – Skoro mieli cesarza, to byli cesarstwem, nie zaś królestwem.

Z czasem zmian Posiadaczy, rodziły się problemy. – Z czasem zmian Posiadaczy? Co?

Przeciwko nim, nastawili całą ludność. – Pomijam większość tych bezsensownych przecinków, bo to syzyfowa praca by była, ale ten jest wyjątkowo bezsensowny, dlatego musiałam o nim wspomnieć.

Oczywiście nikt nie był w stanie przeciwstawić się smoczej mocy, ale ludzie zaczęli ich napiętnować (...). – Piętnować.

– A jacy byli ci Posiadacze? Potężni? – zapytał Chris, nieco bardziej zainteresowany. – Nieco bardziej zainteresowany od kogo, huh?

– Wierzy pan w tą legendę? – spytał Chris, bacznie przyglądając się mężczyźnie.
– A wierzysz w Boga? – Chyba bym tego nie porównywała. Ta legenda nie jest częścią wierzeń.

(...) że pewne cechy były u nich bardziej wzmacniane (...). – Bardziej w odniesieniu do czego? Samo były wzmacniane wystarczy.

Nie myślała, że dowie się wiele innych, ciekawych rzeczy (...). – Wielu.

(...) poza tą informacją, jaką szukała. – Której.

(...) usłyszała za za każdym razem (...). – Jeśli za każdym razem, to słyszała. No i bez dublowania proszę.

(...) gdy musiała znajdować się na ulicy. sobą radosny głos (...). – Sobą?

Zastanawia mnie, czego ci ludzie mogli szukać w domu Tamary, jeśli nie zniknęło nic wartościowego. Próbuję przeczesać pamięć i przypomnieć sobie, czy mogła być w posiadaniu jakiejś istotnej magicznej rzeczy, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Bo w przypadki jakoś nie wierzę. Normalny włamywacz nie zostawia nietkniętych łupów.

(...) i nie ukradli z ważnych rzeczy (...). – Hmm, coś jest nie tak.

(...) wydusiła z siebie tak cichym i zachrypniętym głosem, jakby to był zaledwie szelest liści. – Sugerujesz, że szelest liści brzmi jak zachrypnięty głos? No nie bardzo.

Co jeśli przyszli ją zabić, aby ich dzieło zostało idealnie zakończone? – Tak, włamali się w dzień, aby ją zabić, a ponieważ jej nie znaleźli, to dla zabawy wywrócili cały dom do góry nogami, żeby zwrócić na siebie uwagę. Mądra teoria.

(...) a ręka od razu wędrowała pod poduszkę, gdzie ukryła nóż kuchenny. – Rozumiem obawy, ale nóż pod poduszką, serio? Boi się, że ktoś ją zrani, a prędzej zrani się sama. Na przykład instynktownie wkładając rękę pod poduszkę podczas snu. Ałć.

Jeszcze pozmieniał mi hasła na każdym koncie, gdzie się nie wylogowałam! – No nie bardzo, bo żeby zmienić hasło na jakimkolwiek portalu, potrzebujesz wpisać najpierw stare hasło (chyba że dana strona została stworzona przez ameby umysłowe, bo inaczej nie miałoby to sensu).
O matuchno, widelec? Cóż to za głupi pomysł? Skąd w niej taka impulsywność? Podejrzewałam raczej, że uwolni się jej smocza natura i wydarzy się coś złego, coś, co trudno będzie wytłumaczyć.

- Nie pyskuj gówniarzu – warknął mężczyzna, siadając ciężko na swoim krześle, które pod dość sporą wagą dyrektora zaskrzypiało niebezpiecznie. – Cóż, w dzisiejszym świecie za takie słowa to jeszcze tego dyrektora by procesowali, zamiast ukarać dzieciaka. Głupie, ale prawdziwe. Dyscyplina raczej odeszła w niepamięć.
Hm, z rozhisteryzowanej nastolatki zmienia się w nastolatkę z depresją. Nie ma z Tobą łatwego życia. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej plecie takie głupoty, że aż ciężko się czyta. Bo mówienie osobie, która Cię wychowała, że zapewne wolałaby widzieć Twoją śmierć... mocne słowa, niezależnie od przyczyny. Nie potrafię za nią nadążyć. Cała ta jej wybuchowość sprawia, że sama już nie wiem, jakim tak naprawdę jest człowiekiem. Wciąż zastanawiam się, do czego to wszystko zmierza.

Czuła, że zaczyna być tylko jakąś rośliną, a nie człowiekiem, bo wszyscy mieli gdzieś jej uczucia. Nikt się z nimi nie liczył, nikt się nimi nie przejmował. – Tak, dlatego właśnie Chris lata za nią, jak tylko coś się wydarzy. Można być smutnym i można mieć takie myśli, ale obiektywnie rzecz ujmując, jest to histeryzowanie, bo obok prawdy nawet nie leżało. Chyba naprawdę przydałby się jej psycholog.

Nawet nie brała pod uwagę moce smoka (...). – A cóż to za fatalna odmiana?

I tak była widokiem nędzy i rozpaczy (...). – Obraz nędzy i rozpaczy. Nie widok.

Oh, Alex kreuje się na wybawiciela. Przyznam, że to całkiem ciekawe. Może to część strategii. Zniszczyć człowieka, zabrać mu emocje i poczucie własnej wartości, a potem próbować wejść do jego życia, naprawiając bajzel, który samemu się zrobiło. Byłoby to sprytne. Tacy ludzie są podatni na wpływy, otwarci na każdego, kto zdaje się ich rozumieć. Kto wie, może to nie przypadek.
Cała ta ckliwa historia... cóż, nie rozumiem, czemu jej to powiedział. Nie wiem, czy to prawda, ale z drugiej strony jak można kłamać w tak poważnej sprawie? 
O matulu, przytulaski! Hejże, to jest takie trochę... no nie wiem, mało prawdopodobne. Trochę nie rozumiem, po co wcześniej próbował siłą, skoro teraz zmienił podejście o sto osiemdziesiąt stopni. Przecież tu od razu można wietrzyć podstęp.

Wstała i ruszyła do domu, ignorując spojrzenia przechodniów, którzy w przeciwieństwie do niej, byli ciepło ubrani. Jednak nikt nie zareagował ani nie zaoferował swojej kurtki. Nikt więcej ją nie obchodził. – To akurat nie jest jakieś dziwne. Oddać kurtkę obcej osobie, która po prostu idzie ulicą. To nie świadczy o tym, że ona nikogo nie obchodzi. Ciebie obchodzą obcy ludzie, którzy gdzieś Cię mijają? Zwracasz uwagę? Bez przesady.

(...) ale to nie zmienia faktu, że będę przymykać oko na twoje złe zachowanie. – Taka konstrukcja sugeruje, że będzie to oko przymykać. A chyba nie taki był zamysł.

Patrzyła na podłogę, jakby beżowy dywan był znacznie ciekawszy i mniej niebezpieczny niż sama Elizabeth. – No mniej niebezpieczny to na pewno jest.

Zawsze, gdy była brutalnie wyrywana ze snu, mało co kojarzyła. – Jak każdy normalny człowiek.

Niechętnie i powoli wypełzła spod kołdry, rękoma opierając się o podłogę, aby od razu nie spaść, po czym sturlała się z łóżka, by resztkami sił wstać na nogi. – Wtf, kto w ten sposób schodzi z łóżka? Na czworakach, serio? Myślałam, że była zmęczona, a nie pijana.

(...) zabrał czekoladę oraz miskę z wodą i wrócił do dziewczyny. Ułamał dwie kostki i delikatnie wsunął w jej usta. 


W tym czasie ona próbowała pogryźć słodycz. – A to pogryzienie czekolady jest takie wymagające? Oparzyła się w dłonie, a nie wybiła zęby.

Wjeżdża rozdział siódmy.

Przyjemne ciepło pochodzące z serca, płynące przez żyły by ostatecznie wydostać się z dłoni. – Ale skoro podkreśliłaś, że to ciepło pochodzi z serca, to płynęło bardziej przez tętnice... *uczelnia medyczna skrzywia mózg*.

(...) bardzo słaby ogień sięgający zaledwie trzy centymetry wysokości. – Jak już opowiadamy o wielkości, to może płomień? Poza tym – odmiana. Trzech centymetrów wysokości.

Minuty przeradzały się w godziny, zmęczenie goniło zmęczenie (...). – Tego zwrotu używa się w trochę innym kontekście. Na przykład wiesz, obowiązki gonią obowiązki, bo pojawiają się nowe. A zmęczenie jest to samo. Może jedynie wzrastać.

Ledwo Tamara przekroczyła próg kuchni, gotowa na kolejny dzień ciężkiej pracy, a Sandra wybiła ją z lepszego nastroju. Ciągle dziwiła się, jakim cudem ta kobieta ma tyle znajomości i wysoki status, że może zdziałać tak wiele. Wydawało się, jakby mogła sprawić, aby wszyscy jedli jej z ręki. – Okej, ale czemu akurat w tym miejscu o tym wspominasz? Nie kontynuujesz tematu, Sandry nawet nie ma w tej scenie ani nawet nie zostaje wspomniana, więc o co chodzi? Zapomniałaś wspomnieć, co takiego kobieta załatwiła. Domyślam się, że o to zawieszenie chodzi, ale spójrz, niczego wprost nie mówisz.

Och, no wiedziałam, że jej stan psychiczny nie jest w najlepszej kondycji, ale żeby halucynacje?...

(...) czekając tylko, kiedy Elizabeth zrobi jej kazanie. – Bardziej. No i... wygłosi jej kazanie.

Jednemu zajmuje to dłużej, innemu szybciej. – Jak jednemu dłużej, to drugiemu krócej.

Chociaż najgłówniejszym wysłannikiem był Alex (...). – W sensie głównym?...
Nie znaczy, że jesteśmy nieśmiertelni, bo jesteśmy (...). – Aha.

Na razie podlegacie pod moją i Sandry opieką (...). – No przecież to nawet nie brzmi.

Za nie podpisanie umowy grozi ci odseparowanie od świata (...). – Niepodpisanie. Toż to rzeczownik.

(...) choć nie miała wątpliwości w słuszność sprawy (...). – Co?
Oboje byli podobnego, jak nie tego samego zdania, choć nie musieli mówić je na głos. – Je?

(...) będzie jako oznaka twojego nie panowania nad sobą. – Będzie co? Odebrany? Odczytany? Postrzegany? Poza tym – niepanowania (nie + rzeczownik).

(...) a oni tylko będą czekać na jedno twoje złe potknięcie. – A może być dobre potknięcie?

Nie potrzebne są mi kłopoty. Nie i przymiotnik w stopniu równym lubią być razem.

(...) bo nic nawet o tym nie wspominała mu. – Kolejny przypadek, gdy nie mogę przejść obojętnie obok tak beznadziejnego szyku.

(...) gdyby Chris nie chciał, to by się nie zadawałby z nią. – Meh, jedno podkreślenie trybu przypuszczającego wystarczy, poza tym znowu... budowa tego zdania jest be.

Nawet on nie mógł zachęcić ją do nauki. – JEJ.

Serio, wśród tych wszystkich problemów znalazła jeszcze czas i miejsce w swojej głowie, żeby przejmować się złą oceną z matematyki? I że niby jej przyjaciel miałby przez to źle o niej myśleć albo się jej wstydzić? Cóż za głupota. Wydaje mi się, że w całym życiu nie wstydziłam się za oceny swoich przyjaciół. Damn, gdzież tu powód do wstydu? Może za swoje własne, wtedy prędzej. Nie wspominając już, że oceny często średnio się mają do inteligencji. I do sytuacji życiowej. A ta ostatnia jest w jej przypadku wyjątkowo skomplikowana, o czym Chris doskonale wie.

Wiedziała, że to chłopak i od czasu do czasu potrafił się zabawić z Davem (...). – Co ma do tego płeć? No i... dziwnie to brzmi. Zabawić się. Hm...

Mijali właśnie kolejne niewielkie bloki, które przyprawiały Tamarę o małe dreszcze (...). – Ale co jest strasznego w blokach?
Chwila, skąd wiesz, że ten chłopiec to Andy? Nie powiedział, jak się nazywa, a narrator przedstawił go jako obcą osobę. Nagle jednak używasz imienia. Nawet w narracji trzecioosobowej wymaga się jakiegoś opisu postaci, inaczej czytelnik nie wie, o kim tak naprawdę mowa. Ja też w pierwszej chwili byłam skonfundowana, zastanawiając się, czy w poprzedniej scenie wystąpił jakiś Andy. Dopiero później Tamara wyjaśnia, że zna go z ośrodka. Zła kolejność.

Wystarczyło jedno kopnięcie w brzuch dziewczyna (...). – Co to dziewczyn?

Tak czułam, że tym razem coś jej wyjdzie z tych prób wykrzesania z siebie mocy. Tak czy owak powtarza się pewien schemat – znów ją atakują, znów w jakiś sposób uchodzi z życiem. Do czego to zmierza? Po którymś razie przestaje robić wrażenie.
Sprawdźmy rozdział ósmy.

(...) jakby oddzielone gdzieś za grubą szybą. – Oddzielone (czym?) grubą szybą.

(...) jak sprawa skończyła by się dla Andy’iego? – Andy'ego, ale do odmiany przejdziemy. Skończyłaby! Pisane razem. Cząstka by jest zapisywana łącznie z osobowymi formami czasowników. Może jeśli kilka razy to powtórzę, w końcu zapadnie Ci w pamięć.

(...) próbując ignorować płacz małego dziecka, które zaczynało ją niezwykle irytować i wręcz sprawiać ból dla jej uszu. – Masz na myśli wkurzający płacz. Tak przynajmniej powinno wynikać z szyku tego zdania, a więc który. Sprawiać ból (komu? czemu?) jej uszom.

Czy matka nie mogła uciszyć tego dzieciaka? Sprawić by magicznie przestał się tak wydzierać? – Nie wiem, co w tym magicznego, ale solidaryzuję się.

Tamara przewróciła oczami, lekko poirytowana zachowaniem Sandry i tego (...). – Tym.

Tamara wyczuła jego zmęczenie, ale też zaczęła zastanawiać się skąd Odrodzenie brało informacje o nich? – No wiesz, wyśledzenie kilku informacji o człowieku nie jest trudne nawet dla zwykłych ludzi, a co dopiero dla tak złożonej i potężnej organizacji.

Nie było miejsca na bagatelizowanie problemów, wymigiwanie się od treningów i olewać Odrodzenie. – I olewać Odrodzenie?

(...) odezwał się w końcu Chris, a jego głos był taki słaby. – Jaki słaby?

Porywanie dzieci i zabijanie jakiegoś mężczyznę. – Mężczyzny.

Tamara miała okazję oraz nadzieję (...). – Miała okazję i nadzieję... Toż to nawet nie brzmi.

– Jakiego pana Lee? – zapytała, marszcząc lekko czoło.

– Prowadzi sklep. Często do niego chodzi – wyjaśniła Elizabeth.
– Wiem, że zna chyba kung fu, więc… – zaczęła Tamara, ale Sandra natychmiast przerwała. – Chyba zna? To musi być ktoś sprawdzony, a nie byle jaki sprzedawca figurek.
Interesujące. Elizabeth nie powiedziała, jakiego typu sklep prowadzi pan Lee. Równie dobrze mógł to być warzywniak, pasmanteria albo monopolowy na rogu. Skąd więc wspomnienie o figurkach? No i trochę podmioty Ci poszalały w wypowiedzi Elizabeth.


Powinnaś ją wspierać, jak na prawdziwą matkę przystało – dodało, mierząc wzrokiem siostrę.
– Szkoda, że nie można powiedzieć tego samego o tobie – odgryzła się Elizabeth, nie dając za wygraną. 
– Wybacz, że mam taką pracę, a nie inną i wyjazdy po całym kraju są w to wliczone. Ktoś musi to robić – prychnęła, jak rozjuszona kotka.
Znowu. Nie było ani słowa o wyjazdach, częstym przebywaniu poza domem czy czymkolwiek innym. Skąd więc ta wzmianka?

(...) czy dobrze robi wpuszczając Chrisa na boisko, a nie zostawić go na ławce rezerwowych. – Zostawiając.

(...) jak właśnie ze swoim najlepszym przyjacielem i razem silniejsi, co znacząco wpływało na rezultat meczu. – Razem silniejsi co? Zjadło Ci czasownik.

Tamara nie mogła nie dopingować Chrisa, ale również Vanessę (...). – Vanessy.

(...) ale wiedziała, że z takimi olbrzymami nie miałaby szans. W dodatku rówieśnicy byli zdecydowanie potężniej zbudowani niż ona, niska i drobna. – W dodatku? Przecież nazywając ich olbrzymami, odniosła się właśnie do wzrostu czy budowy ciała.

(...) aby przyjaciel usłyszał przez tą głośną muzykę. – TĘ głośną muzykę.

(...) tak należała w głównej mierze od Tamary i Chrisa oraz temu, czy dopisze im szczęście. – TEGO.

Mecz zaczął się tuż po gwizdku sędziego. – No, tak to bywa w sporcie.

Ktoś musiał zapanować nad nią, a mając kogoś, kto by ją poprowadził i myślał logicznie było ogromnym wsparciem dla niej. – Ech, przeczytaj to zdanie, proszę.

Ty poczekaj tu, jakby w razie się pojawili (...). – W razie jakby.

Wtem cała aura drapieżności pojawiła z nikąd (...). – Znikąd.

Wygląda na to, że w ten sposób zbliżamy się do rozdziału dziewiątego, który jest ostatni w wysłanych przez Ciebie plikach.

By była od razu na straconej pozycji (...). – Błagam, przecież to brzmi fatalnie.

(...) tylko czy mogłaby zrobić to na tyle szybko i dokładnie, aby atak nie poszedł na straty? – Raczej na marne.

(...) ale w takiej sytuacji winna była mieć jakiś plan. – Trochę dziwne, kiedy w dość swobodny styl wplatasz wyrażenie typu winna była.

(...) skoro ledwo tylko raz potrafiła wytworzyć na tyle potężny ogień, aby kogoś zranić. – Albo ledwo (ledwie), albo tylko. Nie potrzeba obu naraz.

(...) zapytała z ciekawości, ale też aby liczyć na zyskanie czasu. – Aby zyskać na czasie, po prostu. Nie bardzo rozumiem zastosowanie całego wyrażenia.

Chociaż najbardziej prawdopodobną opcją będzie te drugie zakończenie. – To.

(...) które wypełniało całe ciało Tamary mobilizowało do działa i ostatecznego ataku. – Do działa?

Oprzytomniała, rozglądając się po czerni, ale to było bezsensu. – Bez sensu albo bezsensowne.

Odrodzenie jest silniejsze. Tysiąc razy ode mnie (...). – Tysiąc razy bardziej albo tysiąc razy silniejsze (dla podbicia znaczenia słów).

(...) zaczął zajmować się porywaniem dzieci. Z całego świata. Chłopców i dziewczynki. – Chłopców i dziewczynek, no na Boga.

Część dzieci były dla niego perłami. – CZĘŚĆ dzieci BYŁA dla niego perłami.

(...) i nie dało się uratować więc niewinnych żyć. – Więc?

(...) czy chce to sprawdzić, ale jednak korciło go do poznania prawdy. – Korciło go poznanie prawdy.

Uważaj, żebyś sama nie poparzyła się o własny ogień (...). – Własnym ogniem.

To trzeba korzystać. – ?

Czy rzeczywiście nie wchodzić w drogę Tamarze i dać jej wolną rękę do spełnienia zemsty (...). – A nie dokonania zemsty? Spełnianie kojarzy się raczej z marzeniami lub obietnicami.

Podobał mi się fragment wewnętrznej rozmowy ze smokiem. Wreszcie opisy nabrały tempa i żywiołowości, nie były monotonne, nie mówiły wciąż o tym samym. Zastanawia mnie tylko, dlaczego napisałaś mi, że to już całość opowiadania. Bynajmniej nie wygląda na całość. Nic nie jest jeszcze wyjaśnione. Zamierzasz porzucić tę historię czy po prostu tyle zdążyłaś napisać? Może zastanawiasz się co dalej? Daj znać, proszę.
Tak czy owak – czas na analizę całości, krótkie podsumowanie tego, co zostało już napisane.
Szczerze mówiąc, mam bardzo sprzeczne odczucia w związku z tym opowiadaniem. Z jednej strony podziwiam sam pomysł; nie specjalizuję się co prawda w fantastyce, ale zawsze jestem pod wrażeniem wyobraźni, która pomaga autorowi zmienić realistyczny świat, wplatając w nieco nadprzyrodzone postaci bądź wydarzenia.
Nie wiem, czy to przez mój brak obycia, czy raczej przez specyfikę Twojego stylu (stawiałabym raczej na to drugie), to, co stanowi największą zaletę tej opowieści, jest jednocześnie jej wadą. Czytelnik widzi i rozumie tylko tyle, ile mu przedstawisz. To od sposobu, w jaki kreujesz i sprzedajesz swój świat przedstawiony zależy, jak zostanie on odebrany i przyswojony przez osobę postronną. Czasami podczas czytania odnosiłam wrażenie, że w pewnym momencie przestajesz pisać utwór, który zamierzasz opublikować i przedstawić innym, a bardziej kontynuujesz zrodzoną gdzieś w Twoim umyśle historię. Tak jakbyś pisała sama do siebie. Bohaterowie rozmawiają o czymś, narrator im przytupuje, a ja wpatruję się w ekran i nie do końca wiem, o co tutaj się rozchodzi. Wiadomo, tajniki Twojego świata są Tobie znane, ale ja nie potrafię wydedukować ich z rozmowy bądź opisu, jeśli nigdzie wcześniej nie były one wyjaśnione. Nuta tajemnicy to rzecz jak najbardziej pożądana, ale nie, kiedy – któryś raz z rzędu – czyta się o czymś i nie wie tak naprawdę o czym. Musisz bardziej pilnować się podczas pisania. Zdaję sobie sprawę, że może to być przypływ weny, wtedy najlepiej się tworzy – zawsze jednak zadaj sobie pytanie, czy czytelnik odnajdzie się w tej plątaninie myśli i dialogów. Wspominałam w ocenie treści, o których sytuacjach mowa, zaznaczyłam Ci kilka razy, kiedy konkretnie można się pogubić. Za dużo domysłów też nie jest w porządku.
Jeśli chodzi o narrację, zabrakło mi w niej nieco konsekwentności. Narrator trzecioosobowy jest najlepszy, kiedy chcemy obiektywnie opisywać rzeczywistość, daje też większe możliwości, niż jeśli patrzymy oczami jednego bohatera. Siłą rzeczy jednak wyodrębnia się główna postać, z której perspektywy opisuje się zdarzenia (w Twoim przypadku tę rolę gra oczywiście Tamara). Nawet pomimo większej elastyczności wybranego przez Ciebie typu narracji, nie możesz nagle wchodzić do głowy innemu bohaterowi. Zaburza to ciągłość i nie ma większego sensu – gdyby przedstawiać emocje każdej postaci, relacje międzyosobowe byłyby sztuczne, jawne, oczywiste dla czytelnika... i przez to nudne.
Potrafisz konstruować długie opisy, choć czasami za bardzo skupiasz się na szczegółach. Nie jest istotne, którym palcem bohater coś złapał albo jaki kolor bluzki ma na sobie (improwizuję). Niedopuszczalne jest również nagłe (od akapitu do akapitu) przechodzenie z pełnych emocji obrazów stanów wewnętrznych bohatera do rzeczy trywialnych, jak np. oceny w szkole. To się ze sobą gryzie. Zabiera uczuciom i przemyśleniom autentyczność, sprawia, że bohater wcale nie wydaje się być w rozterce, nie jest zaabsorbowany problemami, skoro w następnej linijce wszystkie jego perypetie odchodzą w niepamięć na rzecz zupełnie nieistotnych z punktu widzenia uczuciowego rzeczy.
Podoba mi się postać pana Lee, który jest tutaj takim punktem statycznym, opanowanym w całej tej lawinie wybuchowych charakterów. Postać ciotki jest za to przejaskrawiona – chciałaś ukazać ją jako osobę stanowczą, surową, jednocześnie dość nowoczesną. W efekcie to po prostu diabelnie irytująca kobieta. To w jej przypadku często pojawiały się niejasności, na przykład kiedy mówiła o czymś, o czym my nie mogliśmy mieć pojęcia.
Główna bohaterka zaś wydaje się być okropnie niestabilna emocjonalnie. Rozumiem natłok emocji, nowych wrażeń, które muszą znaleźć gdzieś upust. Z drugiej jednak strony objętościowo bardzo dużo tekstu zajęte było przez... cóż, po prostu jej użalanie się nad sobą. Ciągłe podkreślanie, ile to ona złego nie przeszła i jak bardzo los ją skrzywdził potrafi męczyć, uwierz. Po którymś razie ma się po prostu wrażenie, że czyta się dokładnie ten sam opis.
Jeśli mowa już o schematach... mam wrażenie, że kilka razy czytałam o bardzo podobnej sytuacji. Ktoś kogoś napada, ktoś zostaje ranny, ktoś ucieka. Nic z tego tak naprawdę nie wynika, do tej pory tak naprawdę nie wiem kto, po co, jak i dlaczego. Dziwi mnie to tym bardziej, że wysyłając mi drugi plik z rozdziałami, napisałaś, że to już wszystko.
Poza tym dialogi to czasem gwałt na naturalności. Tutaj można pozwolić sobie na więcej swobody, na bardziej potoczny styl; to w końcu rozmowy bohaterów, które – jak w codziennym życiu – trudno podpiąć pod jakieś szablony. Spójrz jednak na tę wypowiedź:

Chcesz więcej, czy jaki grom? 
No zaraz nie wytrzymam z tymi bachorami.

Kto tak mówi? Żeby takie wypowiedzi brzmiały naturalnie, musiałabyś dodać, że np. powiedziała to teatralnym tonem, opuściła ręce z bezradności, cokolwiek. Poza tym... chyba w życiu nie słyszałam, żeby ktoś powiedział: Chcesz więcej czy jaki grom?, ale być może za krótko jeszcze żyję.
Jeśli już o stylu mowa, nie tylko odnośnie dialogów, to szyk zdania, jakim budujesz niemal każde wypowiedzenie, po dłuższym czasie tak niemiłosiernie męczy, że człowiek wolałby zostać Syzyfem, niż dalej to czytać. Ludzie tak nie mówią. Ludzie tak nie piszą. Przynajmniej nie w języku polskim. Przykładów masz powyżej aż za dużo. Nie bawimy się w mistrza Yodę. Nie stawiamy zaimków na końcu zdania. Tak się po prostu nie robi. Przeczytaj te przykłady na głos. Naprawdę nie słyszysz, że to brzmi... nie po polsku? Niepoprawnie? *staram się szukać zwrotów poprawnych politycznie*
Jeśli wyobraźnia autora to największa zaleta opowiadania, to styl pisania można niechlubnie nazwać jego największą wadą. Musisz nad nim popracować, zdecydowanie.
W kwestii poprawności – masz bardzo duże kłopoty z interpunkcją, również w sytuacjach banalnych i łatwo podpinających się pod schemat. Nie chcę myśleć o tym, ile zajęłoby wypisanie wszystkich pomyłek. Błędy ortograficzne również pojawiły się zbyt często, by mówić o wysokiej znajomości zasad pisowni. Językowo opowiadanie kuleje najbardziej, o czym zresztą była już mowa. Polecam także zaznajomić się z zasadami tworzenia dialogów (KLIK), bo notorycznie zapisywane były źle. Ogólnie dobrym pomysłem jest przestudiowanie encyklopedii, dziewczyny wykonały kawał dobrej roboty również w temacie kreacji bohaterów czy stylu pisania, a z tym, jak już pisałam, masz problemy.

Na tę chwilę trudno mi postawić notę wyższą niż dwójka z plusem (co w naszej nomenklaturze oznacza słaby z plusem). Zbyt wiele rzeczy kuleje zarówno merytorycznie, jak i technicznie. Opowiadanie to bardzo złożona konstrukcja – wszystkie jej elementy muszą dobrze funkcjonować, żeby sprawiała dobre wrażenie. Powodzenia.


Długo mnie nie było. Intensywny rok za mną. Nie będę się tłumaczyć, bo i po co? Cieszę się, że w końcu mogę coś opublikować. Tęskniłam za tym uczuciem.

27 komentarzy:

  1. Nic mi w sumie do tej oceny, bo nie dotyczy mojego tworu, ale w oczy rzuca się, jak bardzo traktujesz autorkę z wyższością. Naprawdę, na ocenialni, która podobno podchodzi do ocen na poważnie hasła typu „Nie+rzeczownik. Mówi Ci to coś?” raczej nie powinny mieć miejsca. Wytykanie błędów połączone z wykpiwaniem autora jest co najmniej oznaką nieprofesjonalizmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale prawda jest taka,że na ocenialniach panuje właśnie takie zachowanie. W życiu dostałam tylko jedną recenzję, gdzie autorka faktycznie wskazała mi błędy, nie wyśmiewając ich. Reszta - kurcze, recenzetki miały ze mnie niezłą zabawę w swoich uwagach. Niestety, ale takie zachowanie jest nie na miejscu. Oczywiście, często robi się błędy, które dla innych są nie do pojęcia, ale wydaje mi się, że takie recenzje mają pomóc autorowi zrozumieć te błędy i je poprawić. Wyśmianie ich nic nie da.

      Usuń
    2. Ale też nie wszystkie tu oceniające są takie i krzywdzące jest wkładanie wszystkich ocen na WS do jednego wora 'takiego zachowania', kurcze.

      Usuń
    3. Nie wkładam wszystkich ocen do jedno wora, tylko twierdzę, że takie zachowanie ma miejsce na recenzowniach (niekoniecznie tylko na WS). Mówiłam, że wyśmiewające były recenzje, które ja dostałam :) Nie twierdzę, że wszystkie tak robią. Jeśli tak zrozumieliście, to przepraszam. Nie miałam tego na myśli :)

      Usuń
    4. Weź pod uwagę, że Dafne na podstronie jasno zaznacza, w jaki sposób ocenia i przed zgłoszeniem prosi o zapoznanie się z jej stylem. Autorka wiedziała, na co się pisze.

      Usuń
    5. Nikt dziewczynom (chyba) nie płaci za ocenkowanie, a mając lat dwadzieścia czy koło tego, jakieś podstawy podstaw należy znać. Nic dziwnego, że powtarzające się głupie błędy irytują. Autor może przecież zawsze zerknąć na poprzednie ocenki i coś z nich wyciągnąć (i poznać styl oceniania oceniającej). Albo wystarczyło słuchać na lekcji w podstawówce. No i przecież jest Internet, żeby sobie sprawdzić pisownię czy daną zasadę.
      Laski z WS mają też nastukane 140 ocenek, gdzie przewijają się często te sam błędy. Chyba nie problem poprawić u siebie literówki, cudzysłowy czy akapity, o których trąbią w każdej ocence.
      Wspomnę również, że Yuu ma rację, styl Dafne to żadna niespodzianka, a autorka bloga napisała niżej wyraźnie, że nie ma żalu za ten właśnie styl oceniającej.
      I jaki profesjonalizm? To tylko blożek (choć przyznam, że rzetelnie prowadzony). Chcecie profesjonalnej oceny swojego tekstu? Zapłaćcie za redakcję osobie wykształconej, która pracuje jako korektor. Będzie miła w ocenie, bo ma z tego hajsy. I po problemie. ;)
      Pozdrawiam, Vi.

      Usuń
    6. Cześć,
      Polecam wejść na moją podstronę, zakładka "Jak oceniam?" (w sumie nawet na stronie głównej o tym napisałam). Moje oceny również nie mają statusu postów prywatnych, każdy może sobie bez problemu tam zajrzeć. Nie na miejscu byłoby wyzywanie ludzi, a nic takiego nie ma tutaj miejsca. Żadną profesjonalistką nie jestem i za taką się nie mam. To nie ma NIC wspólnego z traktowaniem z wyższością, nie jestem żadnym profesorem, żeby patrzeć na kogoś z góry. Tak po prostu piszę, nie jest to żadną tajemnicą ani zaskoczeniem. Nie wiem, czy powinnam przeprosić, że jestem "taka", czy o co się rozchodzi, ale nie sądzę, bym miała w planach to zmienić.
      Buziaki

      Usuń
    7. Tylko blożek rzetelnie prowadzony. To w końcu tylko blożek czy dobra ocenialnia, która ma pomagać? Bycie uprzejmym nic nie kosztuje tak samo jak dojrzała krytyka. Wyśmiewanie czy nad używanie sarkazmu nie pomoże autorowi, ale widać zachowanie na poziomie gimnazjum jest fajniejsze. Szkoda że czasami nie potraficie się zachować i być przykładem do pisania rzetelnych prac a pokazujecie poziom rodem z początków słabych ocenialni, gdzie najważniejsze jest wyśmianie tworu.

      Usuń
    8. Szanowny Anonimie
      (Przy okazji – byłoby bardzo miło, gdyby pod komentarzem pojawił się jednak jakiś podpis).
      Czy według Ciebie słowo blożek wyklucza dobrą ocenialnię? Uważam, że nie – w końcu to ocenialnia na blożku (nie wiem, czy jest dobra, tę ocenę zostawiam innym). ;)
      A tak trochę poważniej. Autorzy, którzy zgłaszają się do ocen, mają dokładny wgląd w styl oceniania danej oceniającej. Mamy zakładkę Ocenione, gdzie pojawiają się nie tylko linki do ocen i ocenionych stron, ale również nota i nick oceniającej. Poza tym na naszych podstronach są odnośniki do dotychczasowych prac. Nie sztuką jest więc zapoznanie się z tym, co autor ocenia i jak ocenia przed zamieszczeniem zgłoszenia.
      Ba! We wspomnianym zgłoszeniu można zamieszczać dodatkowe uwagi. Jeśli znajdzie się więc jakaś wyjątkowo wrażliwa duszyczka, może:
      a) poprosić daną oceniającą o łagodniejsze podejście i/lub zwrócenie szczególnej uwagi na ważne dla autora elementy twórczości
      b) skierować zgłoszenie jako otwarte z dopiskiem, by zabrała się za nie oceniająca o łagodniejszym usposobieniu.
      Łatwo jest dostrzegać „problemy” lub samemu je tworzyć, ale gwarantuję, że równie łatwo można znaleźć dla nich odpowiednie rozwiązanie. Trochę chęci. :)
      Może to nie nam brakuje życzliwości? Może to nie my powinnyśmy wykazywać się dozą wyrozumiałości?
      Głównym punktem naszych ocen z całą pewnością nie jest wyśmiewanie prac autorów, drogi Anonimie. Przede wszystkim pomagamy autorowi. Możliwe, że gdzieś po drodze zażartujemy lub pokażemy, jak bardzo denerwuje nas dany błąd. Możliwe, że autor poczuje się w ten sposób dotknięty. Jasne, że tak. Może rzeczywiście czasami przesadzamy. Weź jednak pod uwagę, że jesteśmy ludźmi. Naprawdę. To nie tak, że autor zgłasza się do chodzącego słownika, który wypunktuje mu wszystkie literówki.
      Jesteśmy ludźmi, mamy uczucia, mamy emocje, okazujemy je. Popełniamy również błędy.
      Tu go jednak nie widzę. Dafne od dawna ma ten sam styl oceniania i ktoś, kto się do niej zgłasza, na pewno się z tym liczy.
      Nota bene – zabawne, że pretensji o styl wypowiedzi nie ma autor ocenianego bloga, a anonimowa osoba w internecie. W imię czego?
      Życzę miłego dnia i troszkę więcej dystansu, Anonimie.
      Pozdrawiam cieplutko
      Ayame

      Usuń
    9. Dziewczynom daleko do zachowania na poziomie gimnazjum, anonimie.
      Nikogo nie wyzywają, nie obrażają i nie krzywdzą. Osoby, które zgłaszają się do oceny raczej zdają sobie sprawę z języka i tonu wypowiedzi, jakimi posługują się tutaj dziewczyny. Można by mieć do nich pretensje, gdyby poza przytykami i ironią w ocenach nie było nic wartościowego. One wykonują kawał dobrej roboty, a w ocenach wyrażają też siebie.
      Jak wspomniała już Skoia, jeśli ktoś sobie nie życzy pewnych zachowań to nie ma problemu, można to załatwić.
      Poza tym, anonimie, zauważ, że to jak piszą dziewczyny boli ciebie, ale pod ocenami raczej nie spotkasz się z krytyką ze strony autorów danych blogów. Oni bardziej cenią uwagi i rady niż te drobne uszczypliwości. Więc odpuść sobie, bo nic nie ugrasz. Dziewczyny raczej się nie zmienią (i dobrze).

      Usuń
    10. Nie masz pojęcia, jak super jest cię tu widzieć, Anno, tym bardziej po Grze... i Zasłonie... ;D

      Usuń
    11. Hue, hue.
      O tych dwóch dziełach lepiej nic nie mówić. ;D

      Usuń
  2. Yay. W końcu ocena mojego bloga. A nie mówiłam, że będzie opieprz jakich mało? Podziękowania zostawię na później. Ocenę już przestudiowałam, więc pozwól, że odniosę się do tych najważniejszych części.

    A. Zamierzasz porzucić tę historię czy po prostu tyle zdążyłaś napisać? – Nie, historii nie zamierzam porzucać. Miałam plan wydarzeń na około ponad dwadzieścia rozdziałów. Zostało opublikowanych dziewięć. Czyli nawet nie byłam w połowie tego, co zamierzałam napisać. Dlaczego? Z tego względu, że w porę zrozumiałam, iż kolejne rozdziały są z dupy wzięte i nijak by miały logikę. Nie pytaj, co tam było, po prostu uwierz, że większe mindfucki niż to, co do tej pory przeczytałaś. Być może z dupy zakończyłam opka, którego mogłam kontynuować i nawet tak zrobiłam. Tzn. zaczęłam pisać niby tom II, blah, blah, blah, jednak poszłam po rozum do głowy i po prostu zaprzestałam publikowania. Zamiast tego, zajęłam się poprawkami planu wydarzeń, aby wszystko miało jedną całość. Czekałam na ocenę bloga, mając nadzieję, że Twoje uwagi pomogą mi w udoskonaleniu fabuły. Dodam też, iż od zgłoszenia minął rok, więc przez ten czas wiele się zmieniło w moim postrzeganiu rzeczy, które miałam na blogu. W tym te nieszczęsne zakładki bohaterów. Wtedy uważałam je za fajne i ciekawe. Kiedyś miałam też wstawione moje rysunki bohaterów, lecz je usunęłam. W tym momencie zrezygnowałam z tej zakładki. Jeden minus można odhaczyć.
    B. Zwiastuny z ludźmi i z anime – uwielbiam robić filmiki, więc lubię robić różne wersje.
    C. Rozdziały na stronę główną? Ale dlaczego? Mnie osobiście taki układ by bardzo przeszkadzał, a z drugiej też strony patrzę na wersję mobilną. Kiedy sama czytałam wiele blogów na komórce, a rozdziały były gdzieś w kolumnie bocznej, nie miałam jak przechodzić do rozdziału pierwszego i to mnie niemiłosiernie drażniło.

    1. Czy może Maddie miała po prostu większą świadomość? – Tak, chodzi o większą świadomość Maddie.
    2. O nie, nie, nie. Urywasz. Nie wiadomo, o co chodzi. Mamy po prostu nagły przeskok w czasie i oto jesteśmy w świecie o pięć lat starszym, a miejsce zdarzenia z tajemniczego i groźnego zmienia się w liceum. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – Spokojnie, wiem, co robię. ;)
    3. Czemu kolega dzwoni do niego, żeby mu powiedzieć, by wstał do szkoły? Chris jest ułomny i nie wie, kiedy ma szkołę? – Może dlatego, że Chris zaspał?
    4. AAAAA, zabijcie mnie. W każdym razie albo bądź co bądź. Nie można sobie ot tak łączyć dwóch zwrotów w jeden... potworek. – Spokojnie, już wiem, że to błąd i już nigdy takiego nie popełnię. ;)
    5. Myślałam, że po to, by kupić ziemniaki. – Ziemniaki są super. Frytki górą.
    6. Ciekawe, że w szkole uczą koreańskiego – Nie wiem, czy to sarkazm, czy serio zainteresowanie, więc po prostu powiem tak, że sprawdzając te… dwa-trzy lata temu, jak działają szkoły, natknęłam się, iż w USA są możliwe lekcje j.koreańskiego, dlatego wzięłam je do opowiadania. Tak, to ma znaczenie, ale nie będę spojlerować.
    7. Hej, co to za dziwna odmiana, co tam robi to i? – Nie wiem. Nie pytaj. Coś mi się wtedy porąbało w głowie. Co najgorsze… ciągnęłam tak do końca. [cenzura]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8. To sugeruje, że ta kobieta miała pomalowane ciemną szminką usta, zupełnie jak Alex. Hm. – No co? Faceci też już się malują. xD A tak serio… my logic not founded.
      9. Ciekawe, co umie sklep? Albo budynek banku? – Okradać nas z forsy. ;P
      10. Jezu. Te zaimki na końcu to jakaś Twoja zmora. – Tell me about it. Powiem tak… nie wiem, czemu tak pisałam. Tak myślałam i często się łapię na tym złym szyku zdania. Pewna dziewczyna mi podpowiedziała, że to przez to, iż dużo używam angielskiego i miesza mi to w głowie. Czy to rzeczywiście przez to, nie wiem, ale spokojnie. Już od tamtej pory się pilnuję, by te zaimki nie były na końcu. Czy mi wychodzi… kto to wie.
      11. Spełnienie marzeń? Wybacz, ale kto normalny marzy o tym, by mieć w sobie duszę smoka władającego ogniem? Komu w ogóle przyjdzie coś takiego na myśl? ¬– …mi. Tamara cieszy się, że ma w sobie smoka, a raczej z tego, że może władać ogniem. Widzi w tym ogromną szansę na zostanie kimś i możliwość przewagi „fizycznej” nad innymi, dlatego jest o spełnieniu marzeń. Być może coś walnęłam nie tak, że wyszło beznadziejnie, ale taki był mój zamysł.
      12. Poza tym – jak mogła jednocześnie siadać i zapinać pas? – Magic. Don’t ask.
      13. A co łączy się z układem moczowo-płciowym? Albo wydalniczym? :D No offence, tak tylko pytam. – Sranie tęczą. xD
      14. (...) uda ci spełnić swój cel. – Coś zjadłaś. – Zjadłam, bo zawsze jestem głodna, nawet gdy dopiero coś szamałam. ;/
      15. To buty umieją chodzić? Ciekawe. – Nawet w HP takich nie było! Widzisz!? Magia pełną parą!
      16. To brzmi, jakby funkcjonariusz też był psem. He, he. – Cii… bo jeszcze PSY tu wjedzie i zacznie śpiewać „Oppa Gangnam Style”.
      17. Swoją drogą nieźli ci porywacze. Zatroszczyli się nawet o trumny. Który morderca chowa swoje ofiary w trumnach? Nie, serio, który? Chętnie się dowiem. – Trzeba najpierw się dowiedzieć, kim był morderca. ;)
      18. No nie, żartujesz sobie ze mnie teraz. Bohaterka zna się z tym chłopakiem od wielu lat, przyjaźnią się, dzielą potworny sekret o istnieniu mocy nadprzyrodzonych, ale ona obawia się, że źle wygląda z bliznami, dlatego nie chce, by ten ją oglądał? No to niezła przyjaźń. Ciekawe że w gąszczu nękających ją uczuć znalazła jeszcze miejsce dla próżności. – Dla próżności? Może według Ciebie to jest próżność, ale np. ja też bym nie chciała, aby moja przyjaciółka oglądała mnie w takim stanie, w jakim była Tamara. Tami i Chris znają się od trzech lat. Chris to wciąż facet, a Tami nadal jest nieśmiałą nastolatką i wstydzi się przy nim pewnych rzeczy. Uważam to za całkiem normalne, że nie chce widzieć przyjaciela po takim pobiciu. Dla Ciebie to dziwne, dla mnie nie.
      19. Może jedynie poprzez odseparowanie się od świata, ale nie jestem pewna, czy tego właśnie potrzebowała. – Właśnie tego potrzebowała.
      20. Czy ona ma rozum? W pełni świadomie kopnąć coś i prawdopodobnie uderzyć się w palec u nogi? Masochizm. – Nigdy się nie wkurzałaś i nie kopałaś w nic, by wyzbyć się złości? Nie? Zazdroszczę.

      Usuń
    2. 21. O matuchno, widelec? Cóż to za głupi pomysł? Skąd w niej taka impulsywność? – Noża nie miała pod ręką, więc poszedł widelec. Nie widzę w tym niczego głupiego, ale może to tylko ja. Impulsywność, cóż… ma w sobie smoka, może to on tak wzmacnia w niej agresję? Kto wie…
      22. Hm, z rozhisteryzowanej nastolatki zmienia się w nastolatkę z depresją. Nie ma z Tobą łatwego życia. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej plecie takie głupoty, że aż ciężko się czyta. Bo mówienie osobie, która Cię wychowała, że zapewne wolałaby widzieć Twoją śmierć... mocne słowa, niezależnie od przyczyny. Nie potrafię za nią nadążyć. Cała ta jej wybuchowość sprawia, że sama już nie wiem, jakim tak naprawdę jest człowiekiem. Wciąż zastanawiam się, do czego to wszystko zmierza. – Ze mną żaden bohater nie ma łatwego życia. Prędzej czy później dopadnę każdego. Co do Tamary, to taka właśnie miała być. Rozchwiana i sprzeczna. Raz spokojna, raz depresyjna, a innym razem agresywna. Dla niej słowa o jej własnej śmierci nie są czymś wielkim. Tym bardziej że nie czuje wielkiego przywiązania do Elizabeth. Jest wdzięczna za opiekę, za to, że może mieszkać, ale niczego więcej nie czuje. Do samej siebie i swojego życia nie ma… hm, jakby to ująć, szacunku? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. W każdym razie szczęśliwa ze swojego życia nie jest, więc nie miałaby nic przeciwko, gdyby w końcu umarła.
      23. Wtf, kto w ten sposób schodzi z łóżka? Na czworakach, serio? Myślałam, że była zmęczona, a nie pijana. – …znowu ja. I nie, nie byłam wtedy pijana, po prostu lubiłam tak schodzić, gdy byłam młodsza i zmuszałam się, aby wstać. I’m weirdo, okay? Poza tym… ludzie są różni i mają czasem swoich „dziwne” zachowania. Nie wszyscy są szarzy i ponurzy.
      24. Serio, wśród tych wszystkich problemów znalazła jeszcze czas i miejsce w swojej głowie, żeby przejmować się złą oceną z matematyki? I że niby jej przyjaciel miałby przez to źle o niej myśleć albo się jej wstydzić? Cóż za głupota. Wydaje mi się, że w całym życiu nie wstydziłam się za oceny swoich przyjaciół. Damn, gdzież tu powód do wstydu? Może za swoje własne, wtedy prędzej. Nie wspominając już, że oceny często średnio się mają do inteligencji. I do sytuacji życiowej. A ta ostatnia jest w jej przypadku wyjątkowo skomplikowana, o czym Chris doskonale wie. – Tamara taka jest. Wstydzi się każdej złej oceny, bo Chris dobrze się uczy, a ona wypada przy nim kiepsko. Do tego Tamara nadal jest niepewna siebie, nie wierzy, że Chris się z nią przyjaźni, bo ją lubi. Taką ma psychikę.
      25. Nie bawimy się w mistrza Yodę – To mistrz Yoda uczył się ode mnie. A tak na serio, to kiedy pisałam, naprawdę nie widziałam w tym błędów. Czytałam i nie rozumiałam, co gdzie jest źle. Po prostu dla mnie brzmiało w porządku. Ale uspokajam, że już tak nie jest. I się powtórzę, że staram się już pilnować szyku zdań, choć zapewne czasem kiepsko mi wychodzi. Nobody is perfect.
      26. Odnośnie interpunkcji to spokojnie. Podszkoliłam się. Też dzięki Waszej Encyklopedii, na którą czasem zerkam. Naprawdę już nie jest tak źle z przecinkami, jak było wtedy. Nie mówię, że jestem już ekspertem, ale daje radę lepiej niż wtedy.

      Usuń
    3. No dobra. To już wszystko. Teraz mój marny lament i pseudo wyjaśnienia, które wyglądają tandetnie, no ale dobra. Może coś się wyjaśni.
      Nie będę się kłócić o błędy, bo się zgadzam. Powinnam teraz pojechać do Honolulu i śpiewać Horololo (pozdrawiam kpoperki, które wiedzą, o co chodzi). Może mi to lepiej wyjdzie niż pisanie. Heh. Cóż… minął rok. W tym czasie się trochę podszkoliłam i za te wszystkie błędy, które mi wytknęłaś, to powinnam sama się posadzić w kącie i zlać linijką po łapach. I to porządnie. Podziwiam Cię za wytrwałość, za skrupulatność i za ten spokój w ocence. Uwierz mi bądź nie, ale teraz już widzę te błędy, które wcześniej po prostu brałam za normę. Don’t ask. Bardzo Ci za to dziękuję. Widzę, że część błędów to też zwykłe literówki, które przeoczyłam, a jak zmieniły zdanie do poziomu tragedii. Zapewne wiele rzeczy nie wyszły logicznie, przez mój brak umiejętności dobrego poprowadzenia wątku, aby wszystko wyszło dobrze i zrozumiale. Zdaję sobie sprawę, iż charakter Tami może być trudny w odbiorze i nie do końca ją wykreowałam w odpowiedni sposób. Tak samo reszta postaci. Popracuję nad tym, jak i nad resztą momentów, które są niezrozumiałe.
      Teraz proszę, nie zrozum mnie źle. Naprawdę doceniam to, co zrobiłaś i ile pracy włożyłaś, aby przebrnąć przez moje pierdoły z cierniami. Po prostu… może spodziewałam się większego wywodu odnośnie też samej fabuły, bohaterów. Nie wiem. Po prostu za każdym razem, gdy dostaję ocenę, to dużo osób skupia się na moich błędach, za co jestem bardzo wdzięczna (!), ale… nie mogę uzyskać satysfakcjonującej opinii odnośnie fabuły i bohaterów, co mnie dręczy, bo nie wiem, czy się klei, gdzie jest fuck logic, czy jakaś postać nie jest Mary Sue. Wiem teraz, że momentami przeholowałam z Tamarą i jej użalaniem się nad sobą, Sandra wychodzi na przerysowaną, co też nie jest dobre. Nie wiem, może za mało opieprzu dostałam za samą fabułę i czuję się dziwnie. Tzn. oczywiście, były momenty, które wytknęłaś, gdzie fabuła to po prostu logic not found, nie mówię, że nie (przepraszam za powtórzenia „fabuła”). Chciałabym też wiedzieć coś odnośnie samego pomysłu, samym zarysie historii, o bohaterach i ich wadach oraz zaletach. Co, poza byciem mistrzem dla mistrza Yody, jest największą kulą u nogi dla historii? Również spodziewałam się niezłej reprymendy odnośnie braku emocji, a tu cisza, co mnie trochę dziwi, bo zawsze, ale to zawsze dostaje za to ogromną naganę. Nigdzie nie mogę uzyskać tych właśnie informacji, jakby mało kto umiał mi powiedzieć coś więcej. :(

      Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję! Kłaniam się nisko z podziwu, że przebrnęłaś przez to piekło i bardzo przepraszam. Wiedziałam, że jest źle, ale nie sądziłam, że AŻ tak. Cóż… nie pozostaje mi nic innego jak zakasać rękawy i znowu zapierdzielać, by nauczyć się pisać oraz pracować nad swoim opkiem. Polska język, trudna język. Kali być głodny, a ja Yodę uczyć polska.
      Dobra, bo mój mózg już siada, a mi simy zaraz umrą z głodu.
      Po raz ostatni dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
    4. Hejka,
      Miło widzieć tak wyczerpujący wstęp do dyskusji. ;) Wpadłam teraz tylko na chwilę, a nie chcę odpisywać na pół gwizdka, dlatego odezwę się wkrótce.
      Buziaki

      Usuń
  3. Nie moja ocena i też nie ja bloga czytałam, ale po becie wydaje mi się, że może brakło tego w ocenie dlatego, że uwagę Daf mocno przyćmiły te elementy, które tworzą ci styl. I być może to też miało wpływ na to, że te typowo typowe rzeczy (jak chociażby dziwne wstawanie z łóżka, które akurat ja jestem w stanie zrozumieć po twoim tłumaczeniu) nie byłyby dziwne w innej „oprawie“.
    I być może podobnie sprawa wyglądała wcześniej. Gdyby wykluczyć błędy typowo robiące oprawę opka słabą, może wtedy ktoś skupiłby się na tym, co jest w środku. Tak sądzę, ale to ja jako osoba postronna.

    W tej ocenie widzę mocne „zmęczenie materialu“ i mam propozycję, jak mu zaradzić. Popraw brzydkie babole językowe, zaimki i tak dalej, jeśli uważasz to za słuszne, i te uwagi, które uważasz za przedawnione, i zostaw zgłoszenie do mnie. Albo nie zmieniaj ich i stworzę coś na bazie ocenki bez noty końcowej. Oceniając cię, zwrócę uwagę głównie na to, co zaznaczyłaś tu, w komentarzu. Jeżeli zgłosisz się w miarę szybko, to sądzę, że poczekasz z miesiąc do kolejnej oceny, może mniej, – mam pustą kolejkę, została mi na wykończeniu tylko jedna grupówka, więc to dobry moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie było, ja nie mam żadnych pretensji do Dafne i całkowicie ją rozumiem, że mogła być zmęczona moim opkiem. Po prostu miałam cichą nadzieję, że jednak dowiem się coś więcej odnośnie też samej fabuły i pomysłu. Choć rozumiem, że skoro było tak źle, to błędy mogły przysłonić resztę.
      Aktualnie pracuję nad opkiem, poprawiam go, niektórych błędów już nie robię. Jeśli miałabym się zgłosić, to nie prędko, gdyż ilość materiałów by była zdecydowanie za mała na jakąś sensowną notę i zrozumienie tekstu w kwestii fabuły. Mam ledwo 28 stron poprawek, które i tak sama muszę jeszcze przejrzeć. Aczkolwiek bardzo dziękuję za tę ofertę. :) Być może kiedyś jeszcze się zgłoszę, jak będziecie działać i żadna nie odeśle mnie z kwitkiem po tej ocence. XD

      Usuń
    2. Mimo wszystko wiesz, że *drzwi* są dla ciebie zawsze otwarte. Rób swoje, poprawiaj, i nie wahaj się – czekam na zgłoszenie. Chcę się osobiście przyjrzeć tej fabule, już może niekoniecznie babolom językowym, więc miej mnie na uwadze. :)

      Usuń
  4. Zwykle nie komentuję na blogach, ale skoro wypowiedziało się już kilka osób, postanowiłam i ja dodać coś od siebie. Lubię Waszą stronę. Naprawdę wiele można się z niej nauczyć. O wiele więcej wynoszę z czytania Waszej „encyklopedii” i samych ocenianych opowiadań niż z lekcji języka polskiego. Naprawdę. I jestem ogromnie wdzięczna za wkładaną pracę osób, dzięki którym powstała i wciąż się rozwija ta strona. Jednak jest coś, co bardzo mnie razi w oczy i bardzo zniechęca do zaglądania tu — Wasze podejście do ocenianych osób. Jestem gotowa zrozumieć to, że męczą Was tak oczywiste błędy i często jesteście wręcz zirytowane czytanym tekstem. Ale nie potrafię być wyrozumiała dla tych kpin z ocenianych osób. Chcecie być profesjonalne, a zupełnie inaczej Wam to wychodzi. Niby taka mała wada oceniających, a jakież to szkody może wyrządzić. Szanujcie autorów, aby i oni szanowali Was. Mam nadzieję, że przejrzycie na oczy i dostrzeżecie różnicę w uświadamianiu autorów, jakie błędy popełnili, a w byciu po prostu wrednym. Tak, właśnie tak można odbierać te wszystkie złośliwe komentarze oceniających. Zresztą powyższy post może być na to przykładem. Super, że tak dokładnie do tego podchodzicie i wiele można z tego wyciągnąć na przyszłość, ale darujcie sobie te wszelkie sarkazmy. Szczerze? Czytając niektóre oceny, robi mi się aż przykro. Od razu wspomnę, że nie prowadzę żadnego bloga. Za to chętnie czytam prace innych tak jak Wasze oceny, bo wiele można się z nich nauczyć. Dlatego miejcie na uwadze, że nawet takie osoby jak ja, czytelników, rażą takie rzeczy. Popracujcie nad tym, bo szkoda tracić dobrej opinii, którą wypracowałyście ciężką pracą. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę za siebie i swoje ocenki – czuję się zobowiązana, jako że moich prac jest na WS najwięcej.

      Raz: nie czuję, by podejście do ocenianych autorów było niewłaściwe. Żadna ocena nie ma nic wspólnego z poniżaniem ad personam. Wszystkie uwagi odnoszą się zawsze tylko do tekstów. Złośliwe komentarze (np. pierwszy z brzegu z oceny 141: banał ścielił się u ciebie gęsto to po prostu to, co myślę. Ubieranie tego w ładne słowa i pisanie: wybacz, że to napiszę, ale masz troszkę przewidywalną treść... w ogóle nie oddaje tego, co czuję w momencie czytania, a zakładam, że zgłoszonym autorom zależy na szczerości.

      Dwa: pokazywanie irytacji w ocenie to cenna wskazówka, tak po prostu. Autor dostaje jasny obraz, przy którym elemencie jego czytadło staje się ciężkostrawne i jak bardzo.

      Trzy: Każda z nas ma inny styl.
      Są na WS oceniające o mniejszej dozie cierpliwości i większej, i jest to pierwsza rzecz, którą trzeba zaznaczyć na swojej podstronie, dołączając do ekipy. Na blogu też wisi ze 140 ocen i można już przed zgłoszeniem się podpatrzeć, kto jak podchodzi do sprawy.

      Cztery: Każda ocena przechodzi przez betę.
      Czytamy wzajemnie swoje prace i jeżeli coś razi, to zwracamy sobie na to uwagę. A jeżeli wszystkie coś akceptujemy, to znaczy, że uwaga ma sens merytoryczny, tylko jest przedstawiona dobitnie. I znów cel – wskazanie problemu. Mnie, dla przykładu, cisnęła długo Shun, cisnęli inni i wiem, że to działa.

      Wprost: jasne, robimy to za darmo, jak ktoś wyżej zauważył, bawimy się przy tym, ale bawimy z autorami, którzy mają okazję pośmiać się z nami z samych siebie. Nie! – wróć. Z własnych tekstów. Bo tu wszystko jest stricte o tekstach i ze 140 ocen naprawdę drobny procent to prace skomentowane o tym, że gdzieś zabolało. Myślę, że nie ma podstaw, by ten procent rzutował na resztę prac, które autorom faktycznie pomogły i sprawiły radość.

      I na koniec: warto zauważyć, że większa część ocen w podsumowaniach, które są sążnistą puentą, już nie ma gifów, memów, żartów. To podsumowanie jest najważniejszą częścią oceny i tam nigdy nie zdarzyło się polecieć z czymś za mocno. Dodatkowo jesteśmy też otwarci na każdy rodzaj autora – zdystansowanego i nie. Już na etapie zgłoszenia można zwyczajnie poprosić o to, by cała ocena miała charakter bez śmieszków. Tak też robiłyśmy, możemy dalej, ale nie każdy z autorów tego chce. Wręcz przeciwnie, stare zgłoszenia często mają dopisek w stylu: ...ale nie patyczkujcie się ze mną, okej? Jesteśmy dla autorów. 3 lata i jakoś nam to wychodzi – jak ze wszystkim raz lepiej, raz gorzej – ale wychodzi. ;)

      Usuń
    2. Ja również coś od siebie dodam. Obecnie już nie ocenkuję, ale napisałam kilka ocenek. Kiedy tu dołączyłam, w ogóle nie wstawiałam do nich gifów i memów, wszystko tłumaczyłam łopatologicznie, pisałam bardzo łagodnie, choć często targały mną silne emocje. Dalej jestem jedną z najłagodniejszych oceniających WS, a jednak nawet mnie jest ciężko wytrzymać bez śmieszków. Przez ten czas oceniania zrozumiałam, że nie warto wszystkiego łagodzić – autorzy chcą szczerej reakcji, chcą wiedzieć, które fragmenty tekstu po prostu nie działają, a które działają – na nerwy. Poza tym weź pod uwagę, że sztywne ocenki bez żartów i gifów są po prostu nudne. Brzmią jak pseudonaukowy bełkot. Naszych żartów nie wymierzamy w autorów bezpośrednio, śmiejemy się z bzudrek, żeby oni mogli pośmiać się z nami. Zanim dołączyłam do WS uważałam, że czyni to dziewczyny tu bardziej... Dostępnymi i ludzkimi? Chcemy też pokazać, że z własnej twórczości można się śmiać. Wiesz, ile razy śmiejemy się same z siebie? Również zgłaszamy się tu do ocen i przyjmujemy tę samą krytykę. Autorów szanujemy, bo inaczej nie wkładałybyśmy w to tyle pracy. A uwierz, często do oceny mamy blogi bardzo długie, pełne błędów, których ocena wymaga bardzo dużo czasu oraz jeszcze więcej cierpliwości. Sama wspominałaś o encyklopedii, którą również tworzymy, by pomóc, to zaś wymaga szerokiego researchu. Ktoś to musi jeszcze zbetować. Nasza praca jest chyba najlepszym dowodem na to, że chcemy pomagać i mamy do autora szacunek. Indywidualny styl każdej oceniającej można poznać, bo każda z nas ma kilka ocenek na koncie, wybór jest spory. Jasne, doskonałe nie jesteśmy, zdarza nam się przegiąć, czegoś niedopatrzeć, pomylić i tak dalej. Dostajemy wtedy po łbach! Ostra krytyka (merytoryczna, rzecz jasna) najpierw oczywiście boli, ale motywuje do działania i do nabrania dystansu do siebie. Dziewczyny już zresztą pisały, że zawsze jest jakieś wyjście, wystarczy z nami porozmawiać. Też jesteśmy ludźmi. Nie gryziemy, nawet nie połykamy w całości, dogadamy się, jeśli autor będzie chciał. :)

      Usuń
  5. Do kogo polecacie się zgłosić po łagodną ocenę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łagodność oceny nigdy nie jest i nie była gwarantowana. To akurat zależy głównie od autora. :)
      Z kolei jeśli zapytasz o oceniające o łagodnym usposobieniu lub te, które dałyby radę takie być dla zainteresowanego autora, to sugeruję Skoiastel, Dhaumaire i ewentualnie całkiem nieśmiało siebie, jeśli ktoś lubi ironię (nie mylić z sarkazmem, bardzo proszę).

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że każda z nas na swój sposób dogadałaby się z autorem, który uprzedziłby, że wolałby nieco łagodniejszą wersję oceny. Tak po prostu, po ludzku. Dla przykładu wrzucam numery różnych ocen – 68, 81, 114, 123 – które należą do tych nieco bardziej powściągliwych. Niech to będzie więc dowód, że tak też umiemy. ;)

      Usuń