[70] ocena bloga: dragon-age-wspomnienia-z-plagi.blogspot.com

Autorka: Patrycja Hry
Tematyka: fanfiction na podstawie gry Dragon Age
Oceniające: Dhaumaire, Forfeit, Skoiastel

Dziś przygoda z Isabellą Kroczącą, seksualnym szaleńcem Zevranem i żyjącym we friendzone Alistairem. Zapraszamy!



Ocena zacznie się od uwag o estetyce Twojej szaty graficznej. A właściwie jej braku.
Wielki nagłówek przytłoczył wszystko. Nic nie jest bardziej pociągające na blogu od tego obrazu. Ktoś zrobił na nim wielką kupę, a czcionkę zmaltretował i powykręcał. Serio. Wszystko tonie w brązie, pomijając te rażące, białe napisy pełniące funkcję jakiegoś bliżej nieokreślonego zmazu. Wcale nie pomagają. Po co ich tam tyle? Szczególnie, że dwa są tak zbliżone do siebie pod względem treści, że właściwie znaczą to samo.
Idea połączenia tylu kolorów: zieleni, brązu, złota, a na koniec szarości z ciemnym pomarańczowym sprawia bardzo złe wrażenie, niemiłe dla oka.
Jeśli chodzi o ramki, niby wszystko śmiga, poza obrazkiem w kolumnie po prawej. Najzwyczajniej przestał się wyświetlać. No i wycentrowałabym szeroką listę.
Pewne podstrony można by ze sobą połączyć, a dzięki temu zaprowadzić większy ład, pomniejszyć ilość zakładek, a co za tym idzie – ułatwić zapoznanie z ich treścią. Na przykład „o mnie” i „moje blogi” spokojnie zmieszczą się na jednej stronie.
Zawartość bocznych ramek nie wygląda źle, choć jest trochę nieuporządkowana. Za to szerokość środkowej kolumny już jest drażniąca, a poza tym wszystkie trzy fajnie byłoby od siebie oddzielić czymś więcej niż niewyraźnymi srebrnymi ramkami.
Potem jeszcze zajrzałam w komentarze… i rozbolały mnie oczy. Żółcienie i czerwienie na czarnym tle, czyli efekt bardziej niż kiczowaty.
Sumując – szablon wygląda jak stary onetowski potworek i raczej leci do wymiany.

Podoba mi się za to, że umieściłaś gadżet z muzyką, który nie włącza się po wejściu na bloga i nie wrzyna w ucho od razu, tylko grzecznie czeka, aż zainteresowani go sobie włączą. W dodatku piosenka jest bardzo ładna. I miło też, że umieściłaś ten odnośnik, który pozwala bez przewijania jak szaleniec wrócić na górę strony.

Zacznijmy od przyjrzenia się zakładkom. Następnie pojawi się ocena głównego tekstu i jego podsumowanie, potem kilka słów o każdej z miniatur i wreszcie ocena końcowa.

 O mnie
Niekrótki, specyficzny opis. Okropne formatowanie zepsuło wcięcia akapitowe.

(...)co za tym idzie w porównaniu z większością blogerek jestem stara.
Postaw przecinek po pierwszym orzeczeniu.

Ale nie o blogerkach miałam pisać, a o sobie. Ciężko się pisze o osobie skomplikowanej i niestabilnej psychicznie. Nie chcę pisać pustych słów tylko po to, by inni zwrócili na mnie uwagę.
Brzydkie powtórzenia.

Bo jak powiedział Abraham Lincoln: Nie wierzcie, w to, co piszą w Internecie.
Pierwszy przecinek zbędny.

Boję się, że jak otworzę jutro oczy to znowu będą małą dziewczynką (...).
Postaw przecinek po oczy.

 O blogu
Czyli podstawowe informacje. Niektóre powtarzają się w innych miejscach na blogu (np. informacje o becie lub zapis na belce). Swoją drogą:
Belka:  "Na wojnie - zwycięstwo. W pokoju - czuwanie. W śmierci - ofiara." Motto Szarej Straży.
Po pierwsze, tak nie wygląda poprawny polski cudzysłów. Ten właściwy prezentuje się tak: „(...)”. Po drugie, z zasady nie stawia się kropki w cudzysłowie, ale za nim. Po trzecie: kwestia dywizów. Pełnią one rolę jedynie łączników, natomiast tutaj wykorzystałaś je błędnie. Zastąp je myślnikiem: ( – ). Taki sam przypadek błędu znajduje się w wyśrodkowanym fragmencie.

Dragon AGe: Origins
Age

Estetyka tej podstrony została gdzieś w piwnicy. Między gifami a tekstem jest zbyt duża luka, niepotrzebnie pogrubiłaś też wszystko, co tylko się dało. I okropnie czyta się w tym przypadku tekst wyśrodkowany.
Brakło mi na tej podstronie informacji o źródłach. Skąd masz gify, obrazki, mapę? Wszystkie są Twojej twórczości czy pożyczasz?

 Bohaterowie
Zamień wszystkie dywizy na tej podstronie na myślniki.
Po imionach nie stawiaj KROPEK!
Nie w moim guście są też zdobienia zdjęć. Przytłaczają, są ogromne.

Nie mając innego wyboru wstąpiła w szeregi tego legendarnego zakonu.
Brak przecinka w zdaniu z imiesłowem.

Był wybitnym berserkerem z kasty krasnoludzkich Wojowników lecz nadużycie trunków spowodowało, że stał się pośmiewiskiem i awanturnikiem.
Wojownik małą literą. Przecinek przed lecz.

Co do opisu Wynne:
Podczas rzezi templariuszy podjęła bardzo ryzykowną decyzję, która może okazać się fatalna w skutkach.
Po co to piszesz? Ani nic nie wniosło, ani nic nie wyjaśniło, ani nie przedstawiło jej historii. Nie mam pojęcia, jak się do tego odnieść i jak mogłabym wykorzystać tę informację. Albo pisz tyle, by czytelnik mógł wyciągnąć jakiś wniosek, albo nie pisz wcale, bo takie udziwnione dawkowanie informacji wprowadza zamieszanie.

 Rozdziały
W tytułach notek nie stawia się kropek. Co dziesięć wpisów robiłaś przerwę, ale każda ma inną wielkość.

 Miniaturki
Będę tu zamieszczać miniaturki, które łączy jedno - świat Dragon Age.
Myślnik zamiast dywizu.

 Słownik
Średnik nie pełni roli dwukropka, a dywiz myślnika.
W zakładce zepsuło ci się formatowanie. Są też literówki, więc przejrzyj całość raz jeszcze.
Pod nazwami napisanymi czerwoną czcionką jest żółty cień, przez co trudno odczytać te wyrazy.

 Bestiariusz
Zastanawiam się nad funkcjonalnością tej zakładki. Wklejasz zdjęcia bestii i dodajesz również bogate opisy, dużo lepiej opracowane niż to, co ukazujesz w opowiadaniu. Doprowadzasz do sytuacji, w której czytelnik musi zajrzeć do zakładki, by wyobrazić sobie coś, z czym walczą bohaterowie. Podobnie sprawa wygląda z zakładką o bohaterach czy słownikiem. Broń się tekstem, a nie dopiskami. Jasne, że mogą być. Mogą uzupełniać wiedzę. Ale nie powinnam się opierać stricte na nich, ale wszystkie potwory i postaci widzieć oczami wyobraźni dzięki… opowiadaniu.

Do pozostałych zakładek takich jak linki, spamownik czy mapa krainy nie mam uwag. Czas najwyższy skomentować treść właściwą.


PROLOG
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to kompletny brak akapitów. Niby masz odstępy między wersami, jednak wcięć jak nie było, tak nie ma.
Po prologu dostałam delikatnych zawrotów głowy i gdybym była zwykłym blogowym czytelnikiem, opuściłabym Wspomnienia z Plagi natychmiast. Oprócz nadmiaru informacji – mój Boże, trudno w ogóle połączyć te wszystkie nazwy, nazwiska i fakty ze sobą – narracja jest tak nienaturalna, że lekkie wprowadzenie, coś, co miałoby zaciekawić, zmęczyło mnie. Rzucasz nazwiskami ojców, matek, córek i kogo tylko możesz, przeplatasz trudne do zapamiętania nazwiska i tworzysz niezłe zamieszanie. O ile osoby znające fandom Dragon Age nie będą zapewne miały problemu z wyobrażeniem sobie wszystkiego, to przypadkowego czytelnika zaskoczy natłok na razie zbędnych informacji, jak nazwy rodów.
Czytelnik nie powinien mieć żadnego problemu z wyobrażeniem sobie całej przedstawionej tutaj scenerii, ale informacje napływają zbyt szybko. Jakbyś streszczała tylko poprzednią część sagi. Ale aby cokolwiek z niej wynieść, należałoby przeczytać wszystkie poprzednie części. Obejrzeć filmy czy też zagrać w grę. Szkoda, bo farfocle pisze się również, by zachęcić zainteresowanych tekstem do poznania całego kanonu od podstaw i głębiej.
Używasz także nieco archaicznego języka. Może ma pasować do klimatu, lecz jeśli już takowym się posługujesz, mam nadzieję, że będziesz się tego trzymać. Jednak, patrząc na spis treści, przeraża mnie wizja, że tak sztywna narracja miałaby być prowadzona w całym tekście, od początku – do końca.
Może zamień to na fragment jakiejś kroniki albo historię opowiadaną w tawernie? Scena, zamiast nudnego, suchego opisu?
Trzy razy pojawia się wyrażenie „pomioty zła” i już samo to sprawia, że tekst wydaje się sztuczny. Widzę też zagadkowe dla mnie słowo „teyrn” czy też „tyrn”... zatem zaglądam do słownika pojęć i widzę „teyrin”, a następnie czytam, że „w Fereldenie panuje następująca hierarchia: Król, Teynir, Arl, Bann”. I już nic z tego nie rozumiem. Często też używasz „co” zamiast „który” i przez to tekst wcale nie brzmi bardziej luźno, bardziej archaicznie, tylko bardziej wręcz… śmiesznie. Jakby opowiadał to sztywny urzędnik, nieumiejętnie próbujący nadać lżejszy wydźwięk swoim słowom. Tutaj, na przykład:
Zaś z Orzammaru, gdzie wplątali się w zawiły konflikt polityczny, pomagając Bhelenowi Aeducanowi odziedziczyć tron po ojcu, wyszli po niecałych trzech miesiącach w towarzystwie krasnoluda Oghrena, co był im przewodnikiem po zawiłych Głębokich Ścieżkach.
Jeśli bardzo chcesz zachować ten prolog, powinnaś go dokładnie przejrzeć pod względem językowym. Polecamy jednak, byś spróbowała napisać go jeszcze raz, stosując rady zawarte powyżej.


ROZDZIAŁ 1
Zevran siedział w cieniu drzewa. Jasne, blond włosy, sięgające ramion, miał upięte z tyłu głowy. Część jego szczupłej twarzy była opuchnięta, a w niewielu miejscach naznaczona strupami, czy siniakami. Jedno z oczu, których tęczówki miały barwę złocistych bursztynów, nosiło ślady krwi, przysłaniającej białko. Odzienie również pozostawiało wiele do życzenia, gdyż prócz poplamionych posoką spodni nie miał na sobie nic.
Cały opis postaci na dzień dobry. Tylko po co tak szczegółowy? Zagmatwany bez powodu. Niepotrzebnie udziwniasz: Jedno z oczu, których tęczówki miały barwę złocistych bursztynów, nosiło ślady krwi, przysłaniającej białko – Złociste bursztyny…? No i jak ślady krwi mogą przysłaniać białko?
Dwa zbędne przecinki: po strupami i po krwi.
Znów uparcie używasz co zamiast która, którzy itd.

W końcu nie wiedział ile jeszcze ich mu zostało.
Po co ta inwersja? Ile jeszcze mu ich zostało.

Czekał na wyrok, który był tak długo odwlekany dopóki nie zdradził nazwisk tych, co zapłacili Antivańskim Krukom, do których należał, aby wysłać na tamten świat Szarych Strażników.
Uff! Ależ się zmęczyłam. To tylko jedno zdanie. Spójrz, jak jest długie i jak wiele informacji w nim zawarłaś. Informacji, które są niejasne. I, jakby tego było mało, pisane stylem dość topornym.

Jednak niemal pusty żołądek buntował się przed jakimikolwiek ostrymi zapachami, a wymiotować nie miał zamiaru, już i tak zbyt wiele razy miało to miejsce, kiedy zbłąkana damska stopa odziana w kozaki wykonane z solidnej skóry trafiły go pod mostek.
Zbłąkana stopa?
Stopa trafiły? Niepoprawnie sformułowałaś zdanie. Do tego dochodzi żołądek, który nie chciał wymiotować, bo kozaki jakiejś damki trafiły go pod mostek. No nieźle, nieźle...

W końcu nie wiedział ile jeszcze ich mu zostało.
Postaw przecinek przed ile;

Czekał na wyrok, który był tak długo odwlekany dopóki nie zdradził nazwisk tych, co zapłacili (...)
Brakuje przecinka przed dopóki. No i z fragmentu wynika, że wyrok nie był kapusiem.

Koczowisko było praktycznie jak każde inne, które zwykł widywać do tej pory.
To znaczy, że co jakiś czas chodził sobie, żeby pooglądać koczowiska? To właśnie wynika ze zdania.

Parę szmacianych namiotów, w tym przypadku sześć, rozrzuconych w różnej od siebie odległości – najdalej wysunięty należał do wiedźmy Morrigan. Ta czarnowłosa kobieta o wyjątkowo egzotycznych żółtych tęczówkach każdego przyprawiała o dreszcze, a w szczególności Alistaira, młodego mężczyznę o śniadej cerze oraz jasnych włosach. Alistair także należał do zakonu Szarej Straży; pomimo iż był wyższy stopniem, pozwalał młodej Cousladównie dowodzić.
Literówka: Clouslandównie.

Zbyt szybko przeskakujesz z jednej informacji do drugiej. Czytelnik nie zdążył jeszcze wczuć się w postać Morrigan, a już zasypujesz informacjami o Alistairze.
Opis wyglądu jest strasznie wybrakowany. Mogłaś się go spokojnie pozbyć, wpleść w tekst, cokolwiek. Nie podawaj wszystkiego na raz, szczególnie tak okrojonego. Kolor oczu i włosów to najgorszy opis, jaki może być. Świadczy o niskim warsztacie autora, tak jak określanie tymi cechami postaci, np: blondwłosa, zielonooki. Unikaj tego jak ognia.

Do obozu wkroczyła rudowłosa kobieta odziana w lekką zbroję.
Jest i trzecia bohaterka. Przedstawiasz ją w ten sam, nudny sposób i to zaledwie kilka zdań po zaprezentowaniu nam Alaistera i Morrigan. Próbowałaś być szczegółowa, ale prawda jest taka, że zaraz wszystko nam się pomiesza. Za dużo jednocześnie i przesadnie wprost.

Z lewej strony bark chronił jeden naramiennik, zaś reszta ręki pozostawał odsłonięta, co ułatwiało kobiecie posługiwanie się łukiem, który w jej zgrabnych dłoniach był iście śmiercionośną bronią.
To łuk może być nieiście śmiercionośny? Znaczy… no jeśli się nie chce zabić, to na pewno, ale nijak tu ten wyraz nie pasuje.

Na mostku widniał srebrny symbol Zakonu. Całość kończyła się tuż nad kolanami.
Niespójne. Trzeba by jakoś zaznaczyć, że chodzi o tę zbroję, a nie o symbol Zakonu i jej mostek; od zbroi przeszłaś do łuku, a potem do tego znaku, powodując zamieszanie w tekście.

– Tak, jak ty toporem, krasnoludzie – (...).
Bez przecinka przed jak.

Kreskowane linie teren patrolu, a raczej spacerów znudzonego mabari, psa bojowej rasy Isabelli.
Co to mabari? Gdy wprowadzasz nowe słownictwo, powinnaś tłumaczyć je w bardziej klarowny sposób. No i kreskowane linie? Zresztą całe zdanie kuleje, bo brzmi, jakby Isabella była rasą bojową. Poza tym to, że mabari to bojowa rasa psa opisujesz dokładniej w drugim rozdziale i trochę zbędne jest to tutaj. Z drugiej strony pozostawianie tej informacji w tekście zupełnie bez wyjaśnienia też nie jest dobrym pomysłem. Na Twoim miejscu usunęłabym stąd pojęcie mabari i zaznaczyła, że bojowe psy pilnują terenu. Informację, że są to mabari, które należą do Isabelli, przemyciłabym inaczej, na przykład wplatając ją w dialog.

Trzy esowate linie, identyczne jakie miał wytatuowane na lewej skroni i części twarzy oznaczały jego samego.
Zgubiłaś przecinek po twarzy, bo fragment o tatuażu Zevrana jest wtrąceniem.

Sapnął, stukając ołówkiem przy literce I, przy której znajdowano się wiele podpunktów, takich jak: (...).
Zdaje mi się, że to już by mogło być od nowego akapitu.


ROZDZIAŁ 2
Była blada o niemal mlecznobiałej cerze, a atramentowo czarne włosy jeszcze bardziej to podkreślały.
Albo była blada, albo o niemal mlecznobiałej skórze, jedno jest zbędne. A atramentowoczarne łącznie, bo mówisz o odcieniu.

Blizna, która szczególnie przyciągnęła uwagę elfa znajdywała się na lewym policzku młodej kobiety.
Po pierwsze znów zapomniałaś o przecinku po wtrąceniu (do elfa), a po drugie pomyliłaś wyrażenia: znajdować się gdzieś i znajdywać coś, kogoś.

Zaczynała się tuż przy uchu, biegła poziomo po linii grzbietu kości jarzmowej, a kończyła nie cały cal od nosa.
Niecały.

Zevran obstawiał sztylet, bądź strzałę.
Zbędny przecinek przed bądź.

Zaczął zastanawiać się nad historią znamiona.
Znamienia.

Znów rozdział zaczynasz opisem postaci. Potem nastąpił dialog, w którym odrobinę się pogubiłam, bo zanim zdążył się rozkręcić (a sytuacja wydawała się poważna, w ruch poszły sztylety), nieumiejętnie wplotłaś w niego opis Rufusa. Jak gdyby pies nagle stał się ważniejszy od całej scenerii pełnej napięcia, które gdzieś tam zaczęło kiełkować.

Rufus to wierny pies Szarej Strażniczki, czystej krwi mabari.
Był; skoro cały czas piszesz w czasie przeszłym, to bądź konsekwentna. To sugeruje czas teraźniejszy.

Ogary bojowe były psami zazwyczaj szkolonymi do walki.
Przecież ogary bojowe, jak sama nazwa wskazuje, służą do boju. Lepiej byłoby jakoś tak to ująć, by zamiast ogarów bojowych wskoczyła nazwa rasy.

(...) i zadem opadającym lekko, niczym u hieny.
Przed niczym nie stawia się przecinków, podobnie jak przed jak. Raczej hien, skoro odnosisz się do całych ras czy gatunków.    

Ich szerokie szczęki, wyposażone w ostre, wytrzymałe zębiska, podczas szarży stawały się bronią, niosącą obietnicę śmierci.
Zbędny przecinek przed niosącą.

Uszy miały drobne, złamane w połowie, osadzone tak, aby w walce nie zostały ranne.
Aby nie zostały zranione. Uszy, które zostały ranne brzmią, jakby uszy były autonomicznymi, żyjącymi jednostkami, co brzmi zabawnie.

– Ta propozycja też jest kusząca. – Zevran dostrzegł niebezpieczny błysk w oku jego oprawczyni.
– Więc – spojrzał uważnie na Strażniczkę – co byś chciała wiedzieć?
Skoro pierwsza wypowiedź należała do Zevrana (a z tego wynika zapis dialogu – Zevran jako mówca pojawia się bezpośrednio po myślniku, a nie w kolejnej linijce), do kogo należy druga wypowiedź? Gubienie podmiotu w takich chwilach, gdy w scenie bierze udział więcej bohaterów (a czytelnik zna ich zaledwie z koloru oczu, włosów i stroju) jest groźne. Może być za chwilę sprawcą niezłego zamieszania.

– Nazywam się Zevran Arainai, dla przyjaciół Zev, należę do Antivańskich Kruków, moim zadaniem było zlikwidowanie ostatnich Szarych Strażników. Jak widać zawiodłem.
Naprawdę wierzyłam w to, że będzie trochę twardszy. A on po prostu wszystko wygadał. I to takim słowotokiem… Naprawdę wystarczyło pogrozić palcem i przyprowadzić psa, który wygląda na niebezpiecznego? Nie przekonało mnie to. W dodatku ta wypowiedź strasznie przypomina recytację danych z kartoteki policyjnej – jest sztuczna i słaba w odbiorze.

Bo to, że Loghain chce się nas pozbyć, nie jest żadną nowością – odpowiedziała wściekle, przypominając sobie, jak w Lothering, pół roku temu napadnięto ich w karczmie przez ludzi Loghaina, którzy mieli za zadanie wybijanie niedobitków z Ostagaru, a w szczególności tych, którzy mienili się Szarymi Strażnikami.
Brzmi tak, jakby ludzie Loghaina zlecili napad na naszych bohaterów. Jak zostali napadnięci? Jak napadli ich? I dlaczego informuje nas o tym narrator?

– Próbowanie po raz drugi byłoby głupstwem, biorąc pod uwagę fakt, iż zawiodłem za pierwszym razem, a uciekać nie mam zamiaru. W pojedynkę, bez prowiantu oraz broni, podczas szalejącej Plagi, marne me szanse. Jak już ci też wspominałem, jeśli ty mnie nie zabijesz, zrobią to Kruki. Więc jak będzie, Strażniczko? – Spojrzał na nią wyczekująco bursztynowymi oczami.
Potwornie sztuczne. Postaci cały czas posługują się sztywnym, urzędowym językiem. Nikt na co dzień, a już w ogóle, jeśli wisi mu nad głową potężny miecz, nie wyraża się tak poprawnie i służbowo. Zevran stara się uratować swoje życie. W ogóle dialogi tu kuleją: są nudne i przypominają mi trochę te rozmowy z Dlaczego ja? i pokrewnych.
Nienaturalność utrudnia czytanie.

– A więc niniejszym składam ci przysięgę wierności i lojalności, ważną do czasu, aż zdecydujesz się mnie z niej zwolnić. Jestem twój, to ci przysięgam – powiedziawszy to, skłonił się nisko.
Zevran stara się być wiarygodny, a ta wypowiedź – przez swoją urzędowość właśnie – wygląda na cyniczną.
Nie ma w nim konkretnego stylu wypowiedzi, widzę brak konsekwencji już w pierwszych momentach czytania o nim. Przed chwilą rzucił nijak pasujące do tego dla przyjaciół Zev.

– Nas jest pięcioro na niego jednego, poza tym Rufus też będzie mieć na niego oko, więc przestań panikować. – Ostatnie zdanie powiedziała już podniesionym głosem.
Skoro jest powiedziała, to bez kropki i wielkiej litery, bo odnosi się to bezpośrednio do wypowiedzi.
Muszę się zgodzić z jednym z czytelników, że choć w grze przyjęcie Zevrana do drużyny mogło nastąpić tak szybko, to jednak to jest opowiadanie i być może główna bohaterka powinna dać sobie trochę czasu na podjęcie decyzji? To raczej nie takie hop-siup, przed chwilą chciała go zabić.

Alistair, mimo że był doskonałym wojownikiem, potrafił stać się niezmiernie irytujący.
Wydaje mi się, że strasznie idealizujesz postacie. Każdy był fantastyczny, doskonały, wspaniały. I co ma wspólnego bycie wojownikiem z wzbudzaniem irytacji?
I dlaczego nie możemy sami tego poczuć, poprzez uczestnictwo w scenach, dzięki którym sami będziemy mogli scharakteryzować postać? Uwydatniasz wszystkie cechy z marszu, a nie dajesz nam na to dowodów w postaci scen. Wychodzi na to, że ci wielcy bohaterowie kochani przez samego narratora biorą udział w ekspozycji.


ROZDZIAŁ 3
Zauważyłam, że zbyt duża interlinia między akapitami bardziej przeszkadza niż pomaga. A przynajmniej mnie. Oczywiście, niewielka jest wskazana, ale u Ciebie są to ogromne odstępy między akapitami i dialogami, co wydłuża tekst i sprawia, że mam problem ze skupieniem się na jednym ciągu myślowym. Jak gdyby cały tekst nie był jedną, spójną historią, tylko osobno dialogami, osobno opisami postaci, osobno opisami miejsc, osobno opisami zachowań. Nie czuję płynności.
Dlaczego fragment pamiętnika Zevrana jest ujęty w cudzysłów i napisany kursywą? To tak, jakbyś zapisała dwa razy cudzysłowy. Jedna z form wystarczy. Preferuję jednak cudzysłów. Czytanie połowy rozdziału pisanego czcionką Times New Roman, na dodatek kursywą, męczy oczy.
Na początku miałam bardzo przyjemne wrażenia odnośnie tego fragmentu, a potem się posypało. Niektóre akapity wyszły naprawdę fajnie, a inne leżą i kwiczą. Wiesz, jak czasem śmiesznie wygląda stawianie obok siebie takiego, na przykład, tyłka i bowiem? Widać, że chciałabyś pisać archaicznie i luźno zarazem, ale niekoniecznie Ci to wychodzi.
Rzuca się w oczy brak opisów otoczenia. Dużo dialogów, dużo opisów postaci tudzież minionych zdarzeń, a gdzie świat?
Z jednej strony Zevran nie pisał książki, ale pamiętnik, więc rozumiemy brak opisów miejsc. Prowadzenie notatek z życia nie musi się wiązać z opisywaniem wszystkiego tak, jak ma się to w pamięci. Z drugiej strony to nie brzmi wcale jak pamiętnik, ale opowiadanie. Kto w tak wielobarwny, szczegółowy sposób zapisuje swoje wspomnienia? To wydało mi się nienaturalne: byleby męki się skończyły. Czy Zervan para się też poetyką?

Uroda to nie wszystko. Fakt, Isabella była piękną kobietą, wręcz zjawiskową.
Może lepiej zamienić kolejność tych zdań, dzięki czemu jedno będzie wynikać z drugiego? Poza tym jeśli jest to dziennik Zevrana to wynikałoby z tego, że Isabella już piękna nie jest.

Morrigan sprawnie pozbyła się moich łuczników spalając ich na proch, Sten osłaniał Lelianę rozbrajającą pułapki, pies zagryzł wojowników, atakujących Alistaira.
Przecinek po łuczników i zbędny po wojowników.

„Tu zginie Szara Strażniczka”, krzyknąłem, jak ostatni kretyn.
Bez przecinka przed jak.

Byleby w między czasie, jak z niego będzie złazić stworzyła parę golemów, co nam obiecano do walki z Plagą. I pomnik ku czci naszej kochanej Strażniczki
Brak kropki na końcu zdania. Międzyczasie pisze się łącznie. Przecinek przed stworzyła.

Nie mniej jednak, uważam, że puszczenie się z elfem, na dodatek pokroju Zevrana, jest co najmniej obrzydliwe – dodała, siadając przy ognisku.
Niemniej pisze się razem, a po jednak jest zbędny przecinek.

Ale jak zawsze nie umiał się oprzeć, by się z wiedźmą nie posprzeczać
Brak kropki na końcu zdania.

– Uwierz lub nie, ale przyjmuję zakład. –Morrigan uśmiechnęła się jadowicie.
Zjedzona spacja przed Morrigan.

– Nie jestem z tego dumna z tego, co ci robiłam... Ale – obróciła się do niego – po prostu miałam z tego jakąś…
Powtórzenie.

Może liczę na to, że mnie zabijesz, pomyślała.
Zjadłaś akapit przy tym zdaniu.

Owszem, chciała się dowiedzieć kto nasłał na nią i na jej przyjaciół zabójców, ale później, tortury, które miały pomóc w wyciągnięciu od Kruka prawdy, stały się dla niej lekarstwem na to, co działo się w jej umyśle.
Robienie wtrącenia z tortury to bardzo kiepski pomysł.
Czyżby Isabella przekładała własne przyjemności ponad dobro i bezpieczeństwo drużyny? Dlaczego Alistair się nie postawi? Nie spróbuje porozmawiać, namówić, żeby najpierw wyciągnęła informacje? Przecież to mogłoby być bardzo ważne.

Gdy pastwiła się nad Zevranem, nawet Arcydmon, śpiewający swą przyprawiającą o ciarki pieść, zdawał się być znośny.
Arcydemon. I pieśń, nie pieść.
Dość słabo opisałaś znęcanie się nad Zevranem, więc nie sądzę, by to porównanie było trafne. Nie da się odczuć tego bólu.

Zadając każdą kolejną ranę na ciele Zevrana myśl o tym, że (...).
Nie zadaje się ran na kimś/na czymś, tylko komuś lub czemuś. No i brakło przecinka w zdaniu z imiesłowem.

Cały  akapit o toczeniu boju, myślach Isabelli, sprawianiu bólu i historii dołączenia do straży jest nie na miejscu. To pójście na łatwiznę. W czasie akcji,  w której bohaterka pastwiła się nad nowym towarzyszem, powinna dziać się… akcja. W takich momentach nie ma miejsca na narracyjną opowieść o pobudkach działania, ozdobioną długimi zdaniami. Przeszłaś w tym akapicie przez cały szereg informacji zupełnie zbędnych. Narrator opisał, co bohaterka ma w głowie. Ekspozycja goni ekspozycję.

Zaś każda kropla krwi elfa odganiała od Isabelli tęsknotę o własnej śmierci.
Tęsknota o śmierci? Prędzej: do śmierci.

– Owszem, jestem – odparła hardo, również robiąc krok w przód, tak, że ich ciała dzieliły minimetry.
Nie istnieje coś takiego jak minimetry – milimetry owszem.

Najbardziej w całym rozdziale spodobały mi się dwa ostatnie zdania, czyli przedstawienie wieku bohatera w dialogu. Ładnie przeplotłaś to z informacją o jego profesji. Ten moment mnie zaintrygował i idealnie pasuje jako zakończenie notki.


ROZDZIAŁ 4
Na blogu masz literówkę, bez kreseczki w Ł.

Ognisko żarzyło się pomarańczowym blaskiem, roztaczając wokół aurę spokoju i bezpieczeństwa. Jednak poza granicami tego na pozór bezpiecznego obozowiska szalała Plaga.
To już jest jakiś zalążek opisu otoczenia, ale wciąż bardzo ubogi i pozostawiający niedosyt. Trudniej wczuć się w opowieść, jeśli skąpisz epitetów światowi.

Po upływie paru minut, a nie raz godzin, wracała.
Nieraz – KLIK.

Alistair nie pytał nigdy o powody jej zachowania. Jej nosząca ślady łez twarz była wystarczającą odpowiedzią.
No i mamy powtórzenie, więc można w pierwszym zdaniu jej zastąpić np. wyrazem takiego albo w ogóle pozbyć się jej z drugiego zdania.

Przyjaciele spojrzeli w stronę skąd dobiegł głos.
Przecinek przed skąd.

Usiadł obok Alistaira, po czym bez zbędnych ceregieli sięgnął po kawał chleba, jakby fakt, że tydzień temu walczyli ze sobą, a później był ich więźniem nie miał miejsca.
Jakiekolwiek zdanie złożone składa się ze zdań składowych, a każde z nich zawiera po jednym czasowniku. W tym wypadku być i mieć to dwa czasowniki – między nimi musi pojawić się przecinek.

Zevran to tylko narzędzie, takie samo, jak mój łuk, czy twoja tarcza.
Zbędny przecinek przed czy  – KLIK.

Opowiesz więcej, czy to też jest nieodpowiednie dla moich uszu?
„Gdy zaś wyraz czy łączy elementy współrzędne − najczęściej takie, które się wzajemnie wykluczają, przecinka nie stawiamy”.

Stwórca pchnął każdego z nas, do możliwości odkupienia błędów przeszłości, broniąc świata przed  Plagą.
Broniąc (kogo? co?) świat. Zbędny przecinek po nas.

Na przykład ja urodziłem się w burdelu, moja matka kurwa, zmarła przy porodzie.
Zbędny przecinek po kurwa.

(...) zaledwie parę mil od ich jakże uroczej, rozpadającej się chaupy toczyła się bitwa.
Chałupy.

W końcu zaczęła ze mną rozmawiać o czymś więcej niż wymienianie się nic nie znaczącymi anegdotami (...).
To brzmi tak, jakby rozmawiali o wymienianiu się anegdotami.

– Kto powiedział, że ja ufam tobie? – spytał retorycznie.
Kto? Wcześniej pisałaś o Alistairze.
– To dopiero mój pierwszy dzień, jako jeden z was. Nie mam zamiaru się spoufalać – wyjaśnił, po czym dodał: – Z Wysokoża powiadasz – zamyślił się Zevran. – Mówi ci coś nazwisko Howe? – spytał tajemniczo. – Taki brzydki siwy jegomość z orlim nosem?
Później piszesz, że to wypowiedzi Zevrana, ale lepiej byłoby umieścić to po pierwszym myślniku, żeby pozostawić czytelnika bez niedomówień.

– Alistairze, obudź wszystkich, niecały kilometr na północ stacjonują pomioty, kierują się w stronę Redcliffe. – rozkazała, zupełnie ignorując obecność Zevrana.
Jeśli komentarz autora lub narratora ściśle dotyczy wypowiedzi (w Twoim przypadku rozkazała), to zaczyna się małą literą i nie poprzedza tego żadna kropka.

Rozdział pozostawia niedosyt. Był przegadany. Znów zero opisów, same dialogi, czasem rozciągnięte niepotrzebnie wypowiedzi bohaterów, brak szczegółów, na co też zwrócił uwagę jeden z Twoich czytelników. Bardzo skupiasz się na postaciach Isabelli i Zevrana, a gdzieś w międzyczasie poruszasz temat innych bohaterów, dajesz niewielki kąsek ich relacji, historii, osobowości, a potem bezwzględnie ucinasz. Po pierwsze to męczące, a po drugie spłyca historię. Wątki poboczne, choć przecież są bardzo blisko głównego nurtu i urozmaicają opowieść, zdają się przezeń przyduszone i mętne. Czytelnik chciałby się czegoś dowiedzieć o tej okropnej Morrigan, o tym, jak bardzo nie lubią się z Alistairem, o dobrej Lelianie, o (prawie nieobecnym) bezwzględnie lojalnym Isabelli Stenie i inteligentnym psie Rufusie. To by bardzo wzbogaciło opowiadanie. Teraz te postaci są bardzo płaskie, jakby wycięte z kartki papieru i postawione obok trójwymiarowych Isabelli i Zevrana.


ROZDZIAŁ 5
Miał na sobie tą samą zbroję, co w dniu, kiedy próbował uśmiercić ją, Alistaira i resztę.
Tę zbroję – KLIK.

– Jestem gotowi do walki, kadan – odezwał się Sten, wbijając ogromny miecz w twardą ziemię.
Literówka: gotowy. Poza tym co to jest kadan? Nie ma tego w słowniku.

– Do jasnej cholery, ileż można wysłuchiwać tego waszego szczekania na siebie?! Wystarczy mi świadomość, że musimy powstrzymać Plagę oraz fakt, że nie mam pojęcia, czy uda mi się tego dokonać! Na dodatek idzie zima, a wy zamiast martwić się naszą, nie oszukujmy się,  patowa sytuacją, ciągle drzecie po sobie ryje! Choć raz zróbcie pożytek z tego, że możecie zamknąć usta i się nie odzywajcie. – Rozzłoszczona Isabella mówiła podniesionym głosem, a  wszyscy patrzyli na nią oniemiali. – Więc jeżeli skończyliście już tę dziecinadę, może byście w końcu posłuchali, po co wyciągnęłam wasze tyłki z namiotów. – Przyjaciele bez słowa tylko pokiwali głowami. – Jak wam wiadomo, stacjonujemy nieopodal jeziora Calenhad; z północnej strony pnie się wieża magów, do której udamy się już pojutrze, nas na chwilę obecną interesuje szlak handlowy biegnący prosto na zachód, do Redcliffe. Kilometr od naszego obozowiska, stacjonują pomioty. Po kierunku, z którego przyszły wydaje mi się, że chcą zaatakować ziemie Alra Eamona.
Zwykle osoba, która jest wściekła, nie tylko od czasu do czasu wrzuci jakieś przekleństwo, ale też mówi szybko i w sposób potoczny i zwięzły. Nie rozwleka się na bezsensowne: oraz fakt, uda mi się dokonać, nie oszukujmy się, na dodatek, pnie się wieża… Nie myśli o tym, wysławia się gwałtownie i niekoniecznie z nienaganną poprawnością i z użyciem literackiego stylu.
Literówka: arl. W słowniku znajduje się taki termin przy panującym podziale stanowisk w Fereldenie.

Na dodatek idzie zima, a wy zamiast martwić się naszą, nie oszukujmy się,  patowa sytuacją, ciągle drzecie po sobie ryje!
Literówka: patową.
Drzeć po sobie ryje? Trochę kiepskie wyrażenie. Drzeć na siebie ryje albo po prostu drzeć ryje.  

Musimy ułożyć jakąś plan.
Literówka: jakiś.

– Może zabrzmię, jak wariat, ale nie obraziłbym się na towarzystwo Morrigan.
Zbędny przecinek przed jak.

– O resztę się nie martwię, ale powiedz mi, co zamierzasz zrobić z Zevranem? – spytał, przyglądając się przyjaciółce, jakby chciał dostrzec każdą zmianę w jej wyrazie, która mogłaby świadczyć o tym, że starała się go okłamać.
W wyrazie przyjaciółki? Czy w wyrazie twarzy przyjaciółki?

– Nie za dobrze. Nie oszukujmy się, czeka nas trudna walka. Jesteśmy na o tyle dobrej pozycji, że zaatakujemy z zaskoczenia. A teraz mnie posłuchajcie. – Uklęknęła na ziemi i zaczęła palcem szkicować manewry. – Tu jest skarpa, na której obecnie znajduje się Alistair. Morrigan, będziecie musieli działać razem, tylko on jest w stanie cię osłaniać, więc teraz się skup – powiedziawszy to, nakreśliła okrąg. – W tym obszarze znajdują się wrzeszczoty. – Spojrzała na wiedźmę. – Spal ich do cna. Leliano – gdy tylko łuczniczka usłyszała swoje imię, pochyliła się nad liderką – twoim zadaniem będzie wyeliminowanie emisariuszy, znajdują się dokładnie tu.
Leliana spojrzała skupiona na mapkę naszkicowaną przez Isabellę.
Na czym Isabella rysowała palcem, że można się było temu przyjrzeć? Należałoby doprecyzować.

Spojrzeli ponad siebie; Morrigan była w swoim żywiole, rzucała zaklęciami we wszystkie strony, brutalnie eliminując wrogów. Alistair stał dumnie osłaniając ją tarczą, raz po raz dziurawiąc na wylot wrogów, chcących wyeliminować czarownicę.
Powtórzenie.
Dość sztywne te opisy, mało dynamiczne. Krótkie zdania wprowadzają więcej dynamiki, są więc doskonałe do opisywania walk.

Łuczkiczka spojrzała w stronę swych ofiar; krasnolud miał rację, rozpoznała ten układ rak.
Literówki: Łuczniczka, rąk.

Wiedziała doskonale, co to zaklęcie – Morrigan często go używała. Leliana zawsze zastanawiała się, jak można było używać tak plugawych  zaklęć.
Powtórzenie.

– Mam nadzieję, że mi wybaczysz to niecne posunięcie – powiedziała Leliana, podając rękę przyjacielowi.
Przecież do przyjaciół się tak nie mówi… Rozumiem w żartach, ale to się przewija cały czas. Do przyjaciół mówi się swobodnie, nieformalnie. Nawet, jeśli bardzo się ich szanuje. Szczególnie zabawne to jest w przypadku Zevrana – w sumie trochę rozwiązłego, wychowanego przez prostytutki skrytobójcy – i Oghrena, wiecznie pijanego, wulgarnego krasnoluda, którzy… Mówią jak jakaś arystokracja na oficjalnym spotkaniu, nie jak prości ludzie.

– Sten! – krzyknęła, padając przy nim na kolana. – Sten, słyszysz mnie? Morrigan – krzyknęła w stronę skarpy, a w jej głosie słychać było panikę.
Powtórzenie.
Skoro krzyknęła, to gdzie wykrzyknik?

Elf rzucił się ku rogatej bestii, zwinnym ruchem prześlizgnął się pod kroczem rogatego ponad czterometrowego olbrzyma, zadając dwa ciosy.
Przecinek po rogatego.

Isabella czekała na ten moment, doskonale wiedziała, co musiała zrobić, już nie raz walczyła z tymi bestiami.
Sugeruję wstawienie średnika po moment. Postawi dłuższą pauzę w czytaniu, bo oddzieli od siebie części zdania równorzędnego i podkreśli intonację narracji.

Rzuciła się sprintem, podskoczyła i odbijając się potworowi od ogromnego kolana z dokładną precyzją wbiła mu  sztylet prosto w czaszkę.
Cóż, sprint to raczej bardzo nowoczesne słowo, a tekst, zdaje się, miał pachnieć jakąś archaicznością? Raczej w fantasy nie używa się sprintu, po prostu się biegnie. Druga rzecz jest taka, że precyzja sama w sobie oznacza dokładność, więc wychodzi pleonazm.


ROZDZIAŁ 6
Ciągle wyobrażam sobie, że to mogłem być jak.
Literówka: ja.

Oczami wyobraźni widzę, jak zostaję złapany przez tego potwora, jak przelatuję, cholera wie, ile metrów, po czym uderzam w ziemię, jak kłoda.
Cholera wie nie jest wtrąceniem – w tym przypadku zastępuje liczbę, a przecież nie mówimy przelecieć, pięć metrów. Kasujemy pierwszy przecinek przed cholera.
Swoją drogą, to cholera wie tak pasuje do wcześniejszego sposobu wypowiadania się postaci i jej charakteru, że mam powody, by nazwać to naruszeniem zasad harmonii stylistycznej.

Popadam, w paranoję.
Zbędny przecinek.

Więc czemu tego nie zrobiłem?, zastanawiał się, a odpowiedź sama pojawiła się w zasięgu jego wzroku.
Z namiotu wyszła Morrigan; zmierzała w ich stronę, dłonie nadal pokryte krwią qunari wycierała niedbale w tkaninę.
Ten fragment sugeruje, że Morrigan jest odpowiedzią na pytania Zevrana.
I lepiej byłoby podzielić ostatnie zdanie na dwa zaraz po stronę.

Elf stał sam pośrodku obozowiska, z oddali obserwował Isabellę, siedzącą na kamieniu i ćwiartującą królicza tuszę.
Literówka: króliczą.
Przed chwilą obok stali Alistair i Leliana. Ten pierwszy poszedł do namiotu, tę drugą olałaś. Co się z nią stało? Kiedy zniknęła, skoro Zevran stał sam?

oddajającą się Strażniczkę wpatrywał się elf.
Literówka: oddalającą.

Zevran poszedł za Isabellą do jej namiotu. A kto został na straży? Jeden pies to chyba trochę za mało, szczególnie, że nie może atakować pomiotów, które w każdej chwili są w stanie napaść na obóz.

– Słucham? – Isabella widocznie zbita z tropu nie miała najmniejszego pojęcia, co mogło trapić skrytobójcę.
Nie spodobało mi się to zdanie. Z dialogu można podejrzewać, że Isabella nie wie, o co chodzi. Innym, dobrym dowodem na to mógłby być jej jakikolwiek gest: podniesienie brwi czy zasłuchanie się. Coś co nakierowałoby czytelnika i sprawiło, że bardziej wczułabym się w postać. Mogłoby to być opisaniem tonu głosu, wyrazu twarzy, wykonanego gestu.
Jakieś inne czynności natomiast mogłyby pokazać nam, że Isabella dobrze udaje – w przypadku, w którym faktycznie kłamałaby. Ale ty napisałaś po prostu nie miała pojęcia. Wiem, że masz narratora wszystkowiedzącego, lecz bez przesady... Chciałabym więcej wynieść z tego tekstu. Chciałabym, by był dla mnie przygodą, zagadką. A ty mi wykładasz jak jest, od razu, z grubej rury. Może i masz ładne opisy, ale nie radzisz sobie z dawkowaniem informacji i sposobem ich przekazywania. Idziesz zwyczajnie po linii najmniejszego oporu.

– Nieważne, i tak nie zrozumiesz – odparła rzuciwszy Rufusowi pod nos mięso, wstała.
Przecinek przed imiesłowem.

– Myślisz, że mnie spławisz zwykłym „i tak nie zrozumiesz"?  
Niepoprawny cudzysłów górny.

Isabella leżała szczelnie opatulona kocem, zastanawiając się nad całą sytuacją, czy dobrze zrobiła, darując Zevranowi życie.
Rozbiłabym na dwa zdania kropką po sytuacją; z drugiego zrobiłabym autonomiczne pytanie, które zadaje sobie bohaterka.

Isabella zaprzątała sobie myśli Zevranem.
Chwilę wcześniej:
Była świadoma tego, że Zevran jej się przyglądał, jednak nie miała zamiaru zaprzątać sobie tym głowy.
Więc nie myślała o nim, ale myślała?

Kusiła los, a teraz z Zevranem na pokładzie kusiła go jeszcze bardziej.
Przypuszczam, że zgubiłaś przecinki po teraz i po pokładzie.

Ten rozdział był trochę nudnawy.
Poza tym zbyt szybko rozwijasz relację bohaterów. Isabella bez najmniejszego problemu zaakceptowała obecność Zevrana. Dobrze przeczytałam? Ona naprawdę rozmyślała o tym, czy przypadkiem jej nie zabije, bo śpieszy się jej do śmierci? Wiesz, w Twoim przypadku nie zabrzmiało to jak ironia, a nie chciałabym podejrzewać Isabelli o kompleks seryjnego samobójcy. Jej charakter, który przedstawiłaś nam do tej pory, nie świadczył o niczym takim, więc takie myśli w tym momencie pojawiają się deus ex machina. Isabella jest waleczna, przynależy do pewnej grupy. I pozwala nowemu towarzyszowi, który niedawno chciał ją zabić, wąchać swoje włosy. Czy to nie brzmi irracjonalnie?


ROZDZIAŁ 7
Szara Strażniczka otworzyła oczy; z dworu dochodziły odgłosy budzącego się świata.
Warto byłoby wzbogacić jakoś ten opis, bo znów jest tak… ubogo. Właściwie osoba, która nigdy nie grała w Dragon Age, nie ma szans dowiedzieć się o wyglądzie świata. A nawet jeśli się grało, to i tak trudno jest sobie wyobrazić otoczenie, które przecież wpływa na bohaterów.

Spojrzał na nią, bezpruderyjnie pożerając wzrokiem.
Kogo pożerał wzrokiem? Nią? To niepasująca odmiana, więc trzeba zaznaczyć, że ją.

Czy uwalana w krwi, czy szarżująca z bronią w ręku na pomioty, czy o poranku – zawsze wyglądała zjawiskowo i podniecająco.



Co to za fetyszysta?

– Kto w ogóle powiedział, że mam ci się tłumaczyć, elfie.
Znak zapytania.

– Niech cię szlag. – Dziewczyna obróciła się przodem do Zevrana i wbiła w niego spojrzenie niebieskich oczu; nie umknęło jego uwadze, że część jej koszuli zsunęła się z ramienia, odsłaniając kościsty obojczyk. – To, co robię, to, jakie są moje decyzje, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie będę ci się tłumaczyć.  Może liczyłam na to, że zabijesz mnie we śnie i nie będę musiała się dalej męczyć na tym podole, a może nie chciałam być sama, lub po prostu pragnęłam... kogoś obok, kogoś, kto bez zbędnych pytań po prostu będzie, by chociaż raz, noc nie była cholernie przykrym doświadczeniem – urwała, czekając na reakcję.
Faktycznie, to jej sprawa. Nie powie, o co chodzi, ale da Zevranowi tyle sugestii, ile mu się nawet nie śniło. Czy silna strażniczka, którą prezentujesz, nie powinna, nie wiem… po prostu wyjść? Wzruszyć ramionami? W co ona pogrywa?
Sztuczne, mdłe. Znowu: ktoś, kto jest zdenerwowany, nie mówi nienagannie. Ponadto literówka: padole.

Wiedziała, że wytrącona z równowagi powiedziała zbyt wiele. Miała tylko nadzieję, że Zevran nie weźmie tego na poważnie, choćby nie wiadomo jak było to bliskie prawdy, czającej się w najmroczniejszych zakamarkach jej serca.
Ale właśnie ona powiedziała to tak, że zabrzmiało absolutnie poważnie. Nie jakby była wytrącona z równowagi, tylko całkiem opanowana i poważna.
I dlaczego nie mogę poczuć powagi sytuacji, tylko czytam suchy komentarz o tym, co główna bohaterka ma aktualnie w głowie? Ekspozycja za ekspozycją.

Stan Stena był stabilny, jednak ani się nie poprawiał, ani nie polepszał.
Pleonazm. Skoro był stabilny, to znaczy, że niezmienny. Nie musisz powtarzać dwa razy tego samego.

Morrigan wiedziała, że był silną i wytrzymałą osobą, ale jak każda, nawet on, miał granice wytrzymałości.
Pomieszałaś w tym zdaniu osoby.

Co pewien czas klęła pod nosem – klęła na wszystko.
To pewnie zabieg celowy z powtórzeniem klęła, ale przez użycie myślnika robi się po prostu powtórzenie. Lepiej byłoby zamienić go przecinkiem lub kropką. Zwłaszcza, że potem następuje:
Na to, że w lesie nie potrafiła znaleźć potrzebnych ziół, na to, że nie była uzdrowicielką(...).

Dawno nie była tak zirytowana, nawet Alistair się trzymał od niej z daleka, co sygnalizowało, by się do niej nie zbliżać.
Niepotrzebna inwersja: trzymał się od niej z daleka.

Leliana, jak zwykle w pełnej gotowości, była już w pełnym uniformie – swojej orlesiańskiej skórzanej zbroi, której pierś zdobił krzyż miłosierdzia.
Powtórzenie.

– Za niedługo będzie południe, a Isabella nadal w namiocie – dziwił się Alistair, dłubiąc w ziemi mieczem z wyrytym na linii klingi gryfem, znakiem rozpoznawczym Szarej Straży.
Następna wypowiedź:
– Zawsze wstawała przed świtem, prawda, Leliano? – zwrócił się do rudowłosej kobiety, siedzącej nieopodal, karmiąc psa Strażniczki.
Tak szybko przeszedł z jednej czynności do drugiej? Chyba że to Leliana karmiła psa. Dziwnie sformułowałaś zdanie.

– Na cycki moich Przodków! – krzyknął Oghren, wskazując ręką, w której trzymał drewnianą łyżkę, w stronę namiotu Isabelli.
Heh… co? Czy to znaczy, że wszyscy przodkowie Oghrena niezależnie od płci mieli biust? Zresztą co to za powiedzenie? Jest beznadziejne.

Alistair spojrzał na Lelianę, ta tylko wzruszyła ramionami, patrząc na niego wzrokiem „nie mieszaj się w to”.
W Twoich zdaniach złożonych często brakuje spójników. Alistair spojrzał na Lelianę, a ta tylko (...) lub na przykład Alistair spojrzał na Lelianę; ta tylko (...). I może lepiej byłoby wzrokiem mówiącym „nie mieszaj się w to”?

– Nie twoja sprawa, a teraz mnie przepuść, muszę sprawdzić, co ze Stenem.
Rozbiłabym to na dwa zdania, oddzielając kropką po przepuść. To nadałoby większej naturalności wypowiedzi, bo wydaje mi się, że Isabella nie mówiła wszystkiego na jednym wdechu.

to on wiedział jej wszystkie sekrety
Wiedział o wszystkich jej sekretach lub znał jej wszystkie sekrety.

Poklepała towarzysza po ramieniu, po czym; minąwszy go skierowała się do Morrigan.
Zamiast średnika przecinek oraz przecinek przed skierowała.

Och, no oczywiście. Wystarczyła jedna kłopotliwa sytuacja, by Alistair robił wykład, a Isabella najpierw rzuciła: to nie twoja sprawa, a po jednej wymianie spojrzeń od razu wypaplała, co się stało. Zauważyła dziwny błysk w oku Alistaira… Oho, czerwona lampka. Uwaga – to zazdrość. Czytelnik się tego domyśli, jak będziesz o tym pisać w taki prosty sposób. Tekst stanie się przewidywalny i nudny, jeśli nie dasz odpowiednio rozwinąć się fabule i nie stworzysz bohaterom charakterów, które mogliby potwierdzać lub zmieniać poprzez sceny. Ty ich dostosowujesz do scen, dlatego wydają się papierowi – o tym już było ciut wyżej. A w tym rozdziale udowodniłaś dodatkowo, że nad tekstem panuje imperatyw. Podkładasz dialogi i sceny, w których na siłę chcesz przedstawić za dużo i zbyt banalnie. 


ROZDZIAŁ 8
Qunari to wytrzymała rasa, ale mimo tego ich ciało także zbudowane są z krwi i kości.
Czyli ciało zbudowane z krwi i kości nie powinno być wytrzymałe? Idąc tym tokiem myślenia, nawet Schwarzenegger się rozczaruje.
Ich ciała, bo qunari chyba nie są jednym wielkim osobnikiem?

Jedynym osobnikiem z grupy, który zdawał się od samego początku uwielbiać Morrigan, był Rufus.
Zawsze zanosił jej różne rzeczy: upolowaną mysz, wiewiórkę czy jakiekolwiek chwasty. Alistaira niezmiernie to bawiło.
Członkiem grupy brzmiałoby bardziej naturalnie. Dlaczego przeskoczyłaś do następnego akapitu? W końcu nie zaczęłaś nowej myśli, kontynuujesz starą.

– Zapomniałaś o Zevranie, – Isabella wzięła z lnianego worka przewieszonego przez gałąź drzewa parę elfich korzeni i podała przyjaciółce.
Wkradł się przecinek zamiast kropki.

Zapowiadał się piękny dzień; czuć było w powietrzu nadchodzącą zimę, jednak jesień była wyjątkowo ciepła i słoneczna. Pomimo hulającego wiatru, niosącego lodowate powietrze prosto z Gór Mroźnego Grzbietu, pogoda się utrzymywała.
Więcej! Widzisz? Jeśli chcesz, to potrafisz.

Isabella obróciła się w kierunku, który pokazywała Morrigan.
W tym samym momencie ich spojrzenia spotkały się. Isabella szybko odwróciła głowę.
To też jest kontynuacja poprzedniej myśli. Niepotrzebnie rozdzielasz to akapitem i powtarzasz niezmienny podmiot.

– Miałam, ale tylko z jednego – odparła smutno Isabella, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
Niepotrzebne z.

– Pamiętaj, że Zevran jest jak trucizna przeznaczona specjalnie dla ciebie. – Isabella spojrzała na przyjaciółkę. – A wiesz gdzie ja trzymam swoje trucizny? – spytała, a Isabella  tylko uniosła brew. – Blisko siebie – powiedziała, poklepując dłonią kieszeń spódnicy.
To wygląda tak, jakby mówiła Isabella. Jeśli Isabella tylko reagowała, to od nowego akapitu, bo to już z kolei jest nowa myśl.


ROZDZIAŁ 9
Tytuł rozdziału: Kłótnia.
Cóż to za spoiler. Nic, tylko wyczekiwać momentu…

Leliana siedziała obok mężczyzny z poważną miną.
– To twoja sprawa, czy ufasz mym słowom, czy nie. Nie muszę ci się tłumaczyć.
Dwa rozdziały wyżej podobnie wypowiadała się Isabella. To moja sprawa, nie muszę się tłumaczyć… Widzisz teraz problem? Oni wszyscy są tacy sami. Nijacy. Tak mógł powiedzieć to jakikolwiek randomowy człowiek na ulicy. A ty chyba chcesz mieć niepowtarzalnych bohaterów, prawda? Każdego charakterystycznego, z innego regionu, z inną historią, innymi korzeniami. Nie wychodzi ci to.

Ruszył wyprostowany ku namiocie wiedźmy.
Ku namiotowi – jak już, ale to i tak brzmi, jakby namiot był osobą. Nie mogło być po prostu w stronę namiotu albo do namiotu? Po co tak utrudniasz?

I znów: Alistair poszedł do Morrigan i nic więcej nie wiemy. A to by było ciekawe! Nie znoszą się, ale jakoś bardzo tego nie widać. Ciągle tylko jest mówione, że się nie lubią, ale nie mamy żadnego przykładu, jak bardzo. To już drugi raz, gdy milczysz o ich relacjach, mając okazję głębiej je czytelnikom przedstawić.

– Jak na razie znaczysz dla mnie tyle, co łajno bryłkowca – odparł spokojnie krasnolud. – Kiedy twoja pozycja w tej grupie będzie wyższa niż ranga podrzędnego dupczyciela, wtedy porozmawiamy na równi, jo?
– Na równi, proszę cię, przyjacielu, nie rozśmieszaj mnie. Najpierw musiałbyś sporo podrosnąć – odgryzł się żartobliwie elf, jednak najwidoczniej trafił Oghrena w czuły punkt.
– Lub ujebać ci giry toporem.
Obaj już stali i gromili się spojrzeniami.
Jakoś krótka była ta wymiana zdań. W moim odczuciu potrzeba trochę więcej, żeby aż się poderwać. Zwłaszcza, że oboje ci bohaterowie przedstawieni są jako wygadani.
Mimo to odpowiedź Oghrena sprawiła, że się uśmiechnęłam. Była mocna, odpowiednia do jego charakteru. W punkt.


ROZDZIAŁ 10
– Opiekujcie się nim – dodała patrząc smutnym wzrokiem na stojące nieopodal nosze, na których leżał wciąż nieprzytomny olbrzym.
Zgubiony przecinek przed imiesłowem patrząc.

Isabella oparła się dłońmi na biodrach, (...).
Mówi się opierać dłonie na biodrach.

Ona, mimo że rodowita fereldenka, wiedziała tylko, gdzie leżały najważniejsze miasta oraz budowle.
Nazwy mieszkańców krajów piszemy wielką literą.
To mało wiedziała.
*czuje imperatyw*

Dlaczego nie cofnęli się w las od razu? To znaczy nieco bezsensowne było to zatrzymywanie się na środku pola, rzucanie plecakami i rozsiadanie się. Zevran dla podkreślenia swoich słów nie musiał się od razu rozkładać pod drzewem, mógł po prostu zawrócić, oprzeć się o drzewo…

Sama była podobnie odziana, jednak jej koszula idealnie przylegała do ciała, zapięta pod samą szyję, a na ramiona miała zarzucony brudy, szeroki, wełniany szal, który zapewne w latach swojej świetności musiał być koloru wrzosu.
Brudy szal? Chodziło o brudny? Mógł być też rudy, stąd nie wiadomo, jak sobie go wyobrazić.

Zastanawia mnie, dlaczego rozebrali się do zwykłych ubrań w środku lasu, podczas gdy w każdej chwili może ich coś zaatakować: czy to pomioty, czy bandyci, czy też zwykłe zwierzęta leśne. To trochę nielogiczne. Są w trakcie wyprawy i powinni być w każdej chwili gotowi, że zostaną napadnięci, że trzeba będzie uciekać itd. W komentarzach poruszyłaś kwestię snu w zbroi, ale… Ktoś powinien zostać na warcie.
Już pomijając fakt, że odpowiadanie na pytania w komentarzach, a nienanoszenie wyjaśnień do tekstu, by następni czytelnicy nie mieli już wątpliwości, jest ignorancją.


ROZDZIAŁ 11
Opis seksu poprzerywałaś zbędnymi akapitami, co utrudniło wczytanie i wczucie się.

Zwinnie rozpiął guziki jej koszuli, odsłaniając jej żebra, motek, piersi.
Literówka: mostek.

Skóra elfa błyszczała od deszczu, wyginający się kręgosłup ł z daleka wyglądał jak wzburzone morze.
Skąd tam ta literka? Porównanie kręgosłupa do morza jest… okropnie nietrafione.

Skrytobójca zniesmaczony zapachem kopnął niedbale rożen, by na powrót zatracić się w przyjemności.
Mężczyzna składał pocałunki na szyi kobiety; zmierzając coraz niżej, drażnił koniuszkiem języka gorącą skórę.
Jeśli cały czas piszesz o czynnościach jednej osoby, nie musisz wciąż zaznaczać, że to ona.

– Ciekawe uczucie – wymruczał Zevran w szyję kochanki, przerywając tym samym ciszę.
– Jakie?
– Czuć twoje bijące serce tak blisko mojego. Można mieć złudzenie, że to dwa serca kołaczą w jednej piersi. – Isabella zaśmiała się.
Już nie wiem, kto co mówi. Z ułożenia dialogu wynika, że czuć twoje bijące serce mówi Zevran, ale piszesz, że to Isabella się zaśmiała, czyli tak, jakby wypowiedź należała do niej. Używaj enterów.

Niebezpieczny konser.
Literówka: koneser.

– Okrywasz się pomimo tego , że chwilę temu się pieprzyliśmy. Też potrafisz zaskoczyć.
Skąd ta spacja?

No i w końcu mieliśmy pierwsze seksy w lesie. Domyślić tego się można już po tytule notki. No bo jakby mogła się skończyć inaczej ta chwila wolności od reszty, prawda? Przecież trzeba było ich tam wszystkich zostawić w obozie, znaleźć tani powód… Nie kupuję tego. Rufus wystraszył się pochmurnego nieba i zostawił swoją panią in flagranti z nowym towarzyszem, który (tylko przypomnę) nadal całkiem niedawno chciał ją zabić. We wcześniejszym rozdziale mabari też pojawiał się na planie tylko, gdy jego pani wypowiadała jego imię. Sam nigdzie nie biega, nie wącha trawy, nie wiem, nie interesuje się szyszkami czy papierzakami. Jak zachowuje się pies w lesie, na bora? I dlaczego wykorzystujesz go tylko wtedy, gdy jest ci potrzebny, a nie należy zwyczajnie do opisywanego otoczenia?
W każdej grze mechanika jest dużo bardziej okrojona, bo trudno stworzyć skrypty pojedynczych, szczegółowych zachowań, by sceneria stała się bardziej realistyczna. Ty natomiast używasz słów do kreowania świata. Słów, które nie znają ograniczeń, a mimo to i tak ograniczyłaś otoczenie.
Swoją drogą szybkie docieranie się było, seks już był… to co? Teraz jakaś kłótnia na horyzoncie pewnie, co? Albo niedomówienie?


ROZDZIAŁ 12
Kilkanaście metrów od ich obozowiska, skryte wśród drzew, było małe zalewisko.
Dlaczego tak? A nie, przykładowo:
Kilkanaście metrów od ich obozowiska było skryte wśród drzew, małe zalewisko.

– Nie masz swojego namiotu ? – spytała Isabella z nutą irytacji w głosie.
Skąd ta spacja przed znakiem zapytania?

– Te skurwysyny nie oszczędziły nawet mojego małego bratanka – szepnęła, patrząc załzawionymi oczami na Zevrana.
To tak nie działa. Chwilę po seksie zaledwie kilka wypowiedzi zajęło Ci przejście przez tyle różnych emocji: przez irytację, dobry humor, do poważnego tematu, dalej smutku od przykrych wspomnień i w końcu płaczu po dawnej stracie. Jasne, że taka sytuacja może mieć miejsce, ale powinna być ona dobrze opisana. U Ciebie jednym znakiem przejścia w trudny temat jest standardowe zawieszenie głosu, a potem od razu pojawiające się w oczach łzy. Spieszysz się niepotrzebnie. Nie ma tu przyspieszonego oddechu na myśl o złości, nie ma rozczarowanych westchnień, nie ma zaciskających się na myśl o zemście pięści. Nie ma wbitego w ziemię wzroku, smutnego tonu głosu, problemów z przełknięciem śliny. Nawet typowego drżenia dłoni czy złapania się za głowę. Twoja postać wali monolog na temat starych czasów i… od razu zagalopowuje się i smuci jak na zawołanie. Tania aktorka w filmie klasy C.

(...) a obietnica zemsty na tym skurwielu Rendonie Howe, którą złożyłam umierającemu ojcu, sprawia, że dziennie się zmuszam do walki.
Nocnie się nie zmusza?

Na dworze padał deszcz. Było zimno, z ust wylatywały obłoczki pary. Elf podszedł do swojego plecaka i wyciągnął zeszyt. Przekartkował strony, zastanawiając się, czy czegoś nie napisać, lecz rozmyślił się i schował notes na samo dno tobołka.
Zostawił plecak i notes na dworze, w deszczu? Nie napisałaś, że był w swoim namiocie. Jest ulewa, jego notatnik powinien być mokry, jeśli nie jeszcze w plecaku, to na pewno wtedy, gdy go wyciągnął. Nie można pisać na przemoczonych kartkach.


ROZDZIAŁ 13
Ten rozdział swoim początkiem był satysfakcjonujący, bo w końcu nieco bliżej poznajemy jedną z postaci pobocznych, tu akurat Morrigan. Co prawda wcześniej już wspominałaś o niej i o Alistairze, ale były to raczej wybrakowane opisy. Przyjemnie jest się na chwilę oderwać od Isabelli i Zevrana i poznać ich otoczenie.
Opisywałaś już nieco postaci poboczne, mam jednak żal, że bardzo pośrednio. Zwykle potrzebne były Ci tylko do rozmowy o Isabelli i Zevranie lub sprowokowania jakieś sytuacji z którymś z głównych bohaterów, dlatego przyjemnie jest poczuć, że nie tylko Strażniczka i jej niedoszły zabójca są wiecznym centrum zainteresowania. Przyjemnie jest poczuć, że ta dwójka nie jest jedynym sensem istnienia wszystkich i wszystkiego dookoła, a do tej pory tak właśnie było. Bardzo kulała wielowątkowość. Miejmy nadzieję, że ten rozdział był subtelnym wstępem do zmian. Lepiej późno niż wcale.

– Dzień dobry – powitał się elf.
Przywitał. Powitać się to tak, jakby witać się z samym sobą.

W wyciągniętej ku niej ręce trzymał miskę z owsianką i kawałkami mięsa.
Tachają ze sobą tyle jedzenia? Mleko i płatki owsiane…? Od kiedy wojownicy w podróży raczą się takimi rzeczami? Biorąc pod uwagę, że gdy są w grupie, mają też Alistaira, który nosi ciężką tarczę i miecz. Jeszcze Sten nosi potężny oręż… Rozumiem, że w grze jest często więcej slotów na EQ, no ale co wolno wojewodzie...

(...)a wczorajszy wybryk z Zevranem w roli głównej(...)
Wybryk z kimś w roli głównej? Wybryk może być czyiś, raczej nie ma w nim… ról?


ROZDZIAŁ 14
Kiedy zostawał w obozie bez mojego nadzoru zachowywał się jakby go demon opętał.
Dwa przecinki: po nadzoru i się.

Szarej Strażniczce przypominała w pewien sposób wieżę Ishal, na której szycie musieli z Alistairem rozniecić płomień w czasie bity w Ostagarze.
Literówka: bitwy.

Isabella, korzystając z okazji, postanowiła zapytać o powód zachowania mieszkańców.
– Witam. – Ukłoniła się grzecznie. – Co tu się stało?
Nie musisz tego robić. Nie musisz uprzedzać faktów, że bohaterka coś zrobi, bo ma coś na celu. Niech ona to zrobi, powie to, co ma powiedzieć. Dlaczego książki zapierają dech w piersiach? Bo czytelnicy sami dociekają, o co chodzi i rozwiązują na bieżąco fabułę. Ty rozwiązujesz ją sama, a nam podajesz odpowiedzi na tacy. To nudne.

– Witam. – Ukłoniła się grzecznie. – Co tu się stało?
Jeśli chcesz być już tak bardzo poprawna, a Twoje postaci mają się posługiwać językiem doskonale, to wiedz, że najpierw mówi się witaj, a odpowiada się witam.

Dziewczyna spojrzała na elfa i skinęła głową; puściła staruszka i skierowała kroki ku brzegu jeziora, zagwizdała na swojego psa pod nosem.
Ku brzegowi.

– Niestety. Krasnoludy z Orzammaru, na czele z królem Aeducanem, już dały swoje słowo, by wspomóc nas w walce – wyjaśniła naprędce, po czym rozejrzała się wokół.
Dać słowo, by coś zrobić? Daje się słowo, że coś się zrobi. Zrobienie tego nie jest skutkiem dania komuś swojego słowa.

– Zevran. Ta tam – kiwnął głową w stronę Strażniczki – to Isabella, a ten potwór to Rufus. – Pogłaskał stojącego obok niego ogara bojowego. Carroll gestem wskazał elfowi kierunek. – Twój?
– Co? Pies? – Zevran spojrzał na mabari. – Nie, nie. – Machnął ręką, idąc za Isabellą. – To jej. Ma go, odkąd skończyła siedem lat.
Pomieszałaś w dialogach. Gdy pisałaś wypowiedź Zevrana i jego czynności, zaczęłaś również o Carrollu. Powinnaś to przenieść do kolejnej linijki, a wypowiedź Carolla zacząć od nowego akapitu.

Isabella bez zastanowienia wyciągnęła dwa sztylety i z szybkością wiatru znalazła się pomiędzy templariuszami - katami, zagradzając własnym ciałem dostęp do pobitej kobiety.
Znalazła się pomiędzy dwoma facetami, tak? Więc jakim cudem jednocześnie zasłoniła kobietę? Ponadto z jakiej racji postawiłaś spacje przy dywizie? Dywiz przecież łączy wyrazy. Możesz też zamienić go na myślnik i zostawić przerwy.

Jego twarz pokryta już była pojedynczymi zmarszczkami, kiedyś zapewne ciepłe niebieskie oczy miały teraz w sobie chłód, a wąskie usta ściśnięte do białości.
Oczy miały chłód i ściśnięte usta?

Tan dzień nadszedł, a Krąg jest bezsilny.
Literówka: ten.

(...) wskazał ręką na Isabellę, która z każdym kolejnym słowem Gregorego odzyskiwała pewność siebie (...)
Gregor w dopełniaczu odmienia się Gregora. Gdyby miał na imię Gregory – wtedy Gregorego.


ROZDZIAŁ 15
Dobra, tu już nie poskąpiłaś opisów. I naprawdę czyta się dużo przyjemniej. Mam nadzieję, że dalej będzie przynajmniej tak samo pod tym względem, a może nawet lepiej.

Piwo lało się strumieniami, a kelnerki nie nadążały z obsługą stolików.
Cały czas starałaś się, aby Twój tekst klimatem pasował do uniwersum, w którym się poruszasz: dodawałaś jakieś archaizmy, starałaś się nadać mu bardziej staropolski kształt. A teraz czytam: kelnerki. To nowoczesne słowo, raczej niespotykane w fantastyce.

Ciepłej atmosfery dopełniały skóry wiszące nad stolikami. Ławę Zevrana i Strażniczki zdobiła biała.
A chwilę później:
W tej wnęce stały trzy potężne ławy zdobione przeróżnymi żłobieniami, blaty pokryto materiałem w kolorze jesiennych liści; przy jednym z tych stołów siedzieli właśnie oni, Antivański Kruk oraz Szara Strażniczka.
Coś się chyba pomieszało. Biała skóra zdobiła tę ławę, ale blat pokryty był jakimś materiałem? O co chodzi?

– Nad czym tak myślisz, Strażniczko? – Isabella zerknęła na towarzysza, nic nie mówiąc.
Wcześniej pisałaś, że wciąż zdarzają się tacy, którzy chętnie ucięliby głowy Szarym Strażnikom, więc czy to aby na pewno odpowiedzialne, że Zevran mówi do Isabelli w ten sposób? Zwłaszcza, że zaraz potem sam twierdzi, że w zbroi zbyt rzuca się w oczy. A przecież ktoś zawsze może podsłuchać rozmowę.
No i znów: wypowiedź Zevrana opatrzona jest reakcją Isabelli tak, że wygląda, jakby to ona mówiła.

– Chyba jestem szalona, że to robię, ale zgoda. – Isabella wstała z miejsca.
Niby dlaczego pomysł zdjęcia zbroi w karczmie, gdzie zamierzają przenocować i co jest teoretycznie bezpieczne, jest bardziej szalony od zdejmowania zbroi w środku lasu, bez zostawienia kogokolwiek na warcie?

Szczególnie to widział, jak miał możliwość patrzenia jej w oczy. Miały taki sam wyraz jak jego, gdy jedyne czego pragnął to zaznać ukojenia w śmierci.
Zamiast jak: gdy.
Zamiast gdy: kiedy.

Wynne spała pod dziesiątką, Zevran mówił, że ich sypialnie to trzynasta i piętnastka.
Literówka: trzynastka.
Czy to jest bardzo istotne dla fabuły? Często skupiasz się na opisywaniu dupereli.

Te dwa brakujące numery po piątce to pewnie szóstka i siódemka, pomyślała Couslandówna, drapiąc się po głowie.
To bardzo odkrywcze.



Zastanawiała się, w co ma się przebrać. Każdy strój wydawał się jej nieodpowiedni.
Zaraz, zaraz… Isabella naprawdę nosiła namiot, kilka zupełnie niepotrzebnych w podróży strojów, metalowy ruszt, jakieś płatki owsiane i garnki ze sobą? W jednym plecaku? Po co jej to wszystko? Wszyscy wiedzą, że w grach jest określona liczba pól w inwentarzu, ale to się nie przenosi na rzeczywistość.

– Największy dzban piwa, jaki macie na składzie, oraz po butelce alkoholu, jaki posiadacie w swych zapasach. – Uśmiechnął się szeroko.
Każdego alkoholu. Inaczej wygląda na to, że karczma mogła zaoferować tylko jeden rodzaj alkoholu.

Czerwone usta zdawały się być zroszone krwią, a oczy skrzyły się jak najszlachetniejsze szafiry; kolor sukni tylko podkreślał jej szlachetną urodę.
Czyli jak zrobić doskonałą heroinę, jeszcze doskonalszą, niż jest. Takie naloty patosu psują odbiór stylu, autorko.

Isabella w końcu dostrzegła znajomą twarz w morzu pożądliwych spojrzeń skierowanych na nią, uśmiechnęła się delikatnie i skierowała kroki do miejsca, na jakim siedziała, zanim poszła się odświeżyć.
Jaki nie jest synonimem dla który – KLIK.

Skąd Isabella miała tyle pieniędzy, że stać ją było na WSZYSTKO? Wiem, że jest szlachcianką, ale sama pisałaś, że uciekała z dworu w nocnej koszuli, a jej rodzina została wymordowana. Naprawdę grupa zdążyła się tak wzbogacić, że było ją stać na wynajęcie trzech dużych pokoi z dwuosobowymi łóżkami w bardzo ładnej i klimatycznej karczmie? Na kilka butelek różnych, pewnie nie tylko najtańszych, alkoholi? No i znów, jak Zevran zamierzał taszczyć kilkanaście kilometrów parędziesiąt kilogramów ekwipunku? Wydaje mi się, że zaprawieni w boju i podróży wojownicy potrafią się obejść bez takich wygód.
Co się zaś tyczy kobiecości Isabelli… cóż, trochę to naciągane.
Dodam jeszcze, że tyle się naczytaliśmy w pierwszych rozdziałach o tym, że Rufus należy TYLKO do Isabelii, że słucha tylko jej, jest nieznośny, gdy nie ma jej w pobliżu. Rozumiem też, że mamy już piętnasty rozdział i być może należy zmienić jego postawę. Ale stopniowo, na bora. U Ciebie pies jest taki, taki i taki i nagle – JEB – już zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. To samo tyczy się też innych kwestii. Systematyczne oswajanie czytelnika z sytuacją jest ważniejsze niż permanentny mindfuck na jego twarzy, uwierz mi.


ROZDZIAŁ 16
Ta część wołałaby słuchać, jej żałosnych krzyków i błagania o śmierć, patrzeć na jej powolną agonię, aż w końcu ujrzeć martwe ciało z ogromną dziurą w miejscu serca.
Agonia raczej z reguły jest powolna.
Pierwszy przecinek zbędny.

A mimo to zezwalający na to, by ruszyła Stwórca wie gdzie z jej niedoszłym mordercą.
?

Obiecaliśmy sobie, że tamta sytuacja, w lesie, nie miała znaczenia. Niech skonam, tak cholernie jej pragnę.
Tej sytuacji?
I po co robić z w lesie wtrącenie?

Zupełnie, jakby świat nie zmierzał ku końcowi, jakby za murami tawerny nie szalała Plaga, a ja nigdy nie dostałem zlecenia uśmiercenia Szarych Strażników.
Skoro już gdybasz, to tego się trzymaj. W końcu Zevran dostał to zlecenie, więc jakbym nigdy nie dostał (...).

Nigdy nie miałem takiej kobiety. Najlepsze kurwy z Antivy nie mogą się z nią równać.
No, wyśmienite okazanie szacunku najcudowniejszej kobiecie świata…

Gdy tylko sobie przypomnę tamtą noc.
To…? Zjadło drugą część zdania. Gdy wprowadza równorzędność wydarzeń.

Isabella, jak tylko otworzyła oczy, wiedziała, że będzie to długi i koszmarny dzień.
Zamiast jak: gdy.

„(…)Już późno. Czas iść spać. Wolę nie wiedzieć, jak bezsensownie brzmią moje słowa.”  KLIK

Przy każdym ruchu miała wrażenie, że wypluje żołądek wraz z zawartością, a pulsujący ból głowy rozsadzi jej czaszkę.
Ta głowa jest tu zbędna. Skoro rozsadza czaszkę, to to raczej oczywiste.

Rozdział zawiera momentami sporo elementów ekspozycyjnych jak opisy uczuć i myśli. Narrator wkłada mi do gardła opinię, którą powinnam wywnioskować z tekstu sama, rozpoznać ją w bohaterze po jego czynach i opisie otoczenia, w którym ten bohater się obraca. Odbierasz mi zabawę i piszesz akapity pełne myśli postaci, dotyczące jej przyszłości, wyjaśniasz jej zachowania, jak gdybyś chciała się upewnić, że wszystko do mnie dotrze. Dociera aż za mocno, więc nie mam radości z czytania. Łykam tekst, w którym nie ma lekkości narracyjnej, ale po prostu… dogłębne opisy sucho przedstawiające bohaterkę. Nic to szczególnego.


ROZDZIAŁ 17
Pogrążony był w nad wyraz ponurych myślach. W tamtym momencie irytował Isabellę.
Widzisz? I znów… zamiast napisać, jak się zachowywała, by pokazać nam irytację, wywaliłaś to jednym zdaniem i nakreśliłaś sytuację. Ja czytam opowiadanie czy jego streszczenie?

Isabella nie rozumiała, jak można tak myśleć, ale czy właśnie takie myślenie nie pasowało do niego, czy nie było jedną z wielu rzeczy, które sprawiały, że Zevran był właśnie tym kim był – skrytobójcą bez skrupułów, wulgarnym i pozbawionym pruderyjności mężczyzną, żartownisiem i lubieżnikiem. Nie wyobrażała sobie, by ktoś inny mógłby zastąpić jego osobą w historiach, którymi ją zabawiał ostatnio. Nie potrafiła zwizualizować sobie innego mężczyzny, który z taką nonszalancją, jaką Zevran opisał, pozbawił życia księcia, czy członka Zakonu, lub po wykonaniu zlecenia obudził się bez ubrań w rynsztoku.
Uff. Tu są tylko trzy zdania. Pierwsze i ostatnie są okropnie długie, więc potnij je. Nie ukrywam też, że wolałabym czasem przeczytać myśli Isabelli, które wypłyną stricte od niej. Chciałabym poznać, jak się wyraża, jakich słów używa ona, a nie narrator stale opisujący jej myśli.
Pierwsze zdanie zakończyłabym znakiem zapytania. W trzecim przed czy przecinek jest zbędny, przed lub również.

Wieczorne promienie słońca wszystko wokół zabarwiały pomarańczową barwą.
Zabarwiały barwą?

Nie wyobrażała sobie, by ktoś inny mógłby zastąpić jego osobą w historiach, którymi ją zabawiał ostatnio.
Powinno być: osobę. I jedno by za dużo.

Miał przeczucie, że spała już w momencie, gdy starał się nie upaść na schodach. Gdy spała zdjął z jej stóp buty, a pod łóżko podsunął miskę, czując, że będzie jej potrzebować.
Powtórzenia. I kto będzie potrzebował miski?

Zevran zaśmiała się lekceważąco.
Literówka: zaśmiał.


ROZDZIAŁ 18
Ruszże wodze fantazji, użyj finezji i wyrwij którąś.
Mówi się puść wodze fantazji.

– Czy ty nie rozumiesz, że jestem dżentelmenem?
Hę? Dżentelmen? W fantasy? A potem pedał… No ładnie.

– Złaź ze mnie, ty cholerny kundlu. – Alistair szamotał się na ziemi; zadowolony Rufus nie miał najmniejszej ochoty schodzić z młodzieńca.
Dalej w euforii wylizywał twarz templariusza.
To jest ta sama myśl, dlaczego przeniosłaś ją do nowego akapitu?

Alistair wyglądał już jak siedem nieszczęść. Potargana koszula, ubrudzona błotem i ziemią, spodnie miał w nie lepszym stanie, a z jego złocistych włosów wystawały zaschnięte liście oraz cienkie gałązki, zaś twarz była zlepiona cuchnącą śliną.
Twarz zlepiona śliną? Chyba lepiąca się od śliny. Poza tym bez przesady: kiedy niby te liście i gałązki mu się wplotły we włosy? Nigdzie się nie turlał, leżał w jednym miejscu, po prostu pies wylizał mu twarz.

Ciągle mam wrażenie, że czytam rozdziały o niczym. Niby coś się dzieje, papierowe postacie rozmawiają między sobą, następuje sztampowa wymiana informacji (poprzez dialog lub narratorskie, ekspozycyjne akapity). A czy przypadkiem Dragon Age nie jest grą, w której się walczy? W której jest konkretna akcja? Jakieś niebezpieczeństwo? Cel? Dlaczego mam wrażenie, że zatraciłaś w tekście gatunek, który zadeklarowałaś? Czy gra byłaby ciekawa, gdyby opierała się jedynie na rozmowie? Mam wrażenie, że podkreślenie relacji głównych gołąbków zupełnie przyćmiło akcję i jej tempo. Już nie wspominając, że większość ekspozycji można spokojnie wyciąć, skrócić tym sposobem opowiadanie o połowę i połączyć kilka rozdziałów ze sobą. Do tej pory tekst wygląda jak first draft.


ROZDZIAŁ 19
I kolejny raz: jedna trzecia rozdziału to opisy pogody i tego, co sobie każdy w grupie myśli. Akapity wylewają wszystko. A potem przychodzi Alistair i padają słowa:
– Musimy porozmawiać.
Och, cóż za nowość, cóż za świeżość.
Do połowy notki mamy dialog i posiłek. Potem nikły opis drogi i same dialogi. Dalej? Wejście do świątyni i dialogi, które wyjaśniają, co stało się wcześniej. I do końca dialogi w grupie, czyli praktycznie nic się nie wydarzyło.

Zevran nie był już traktowany jako zło konieczne, jednak wciąż pozostawał między nim, a pozostałymi dystans.
Zbędny przecinek przed a. KLIK
Plus pisze się jak zło konieczne.

Alistair widząc to, wyszarpał słoiczek z jej dłoni, otworzył i podstawił pod nos, uśmiechając się.
Wyszarpnął, skoro zrobił to od razu. Wyszarpał byłoby wtedy, kiedy przez chwilę by się właśnie szarpali.

– Na gospody nas nie stać, noclegi są coraz droższe z powodu Plagi. Zapasy się kurczą, bo pomioty grabią farmę po farmie – ciągnęła wątek, mieszając w kubku.
Już ich nie stać? Ale ostatnio było ich stać na trzy duże pokoje z dwuosobowymi łóżkami w ładnej gospodzie! I na kilka butelek różnego alkoholu...

Na razie dobrze mi z niewiedzą. – Westchnęła i wzięła pociągnęła łyk z kubka.
Hę? Wzięła pociągnęłaWziąć i zrobić to forma potoczna. Chyba że po prostu z nieuwagi dałaś dwa orzeczenia.

– Nazywam się Isabella Vanessa Cousland, jestem Szarą Strażniczką. Jest ze mną Alistair, wychowanek arla Eamona.
Pisałaś, że Szarzy Strażnicy są wyjęci spod prawa, dlaczego więc Isabella się do tego przyznaje tak od razu?

– Co możemy zrobić? – spytała, zerkając na siebie i patrząc głęboko w brązowe oczy Teagana, doszukując się w nich krzty szaleństwa.
Zerkała na siebie i jednocześnie patrzyła w oczy Teagana?

– Niestety cię odczaruję. – Isabella potarła skronie. – Jednak bądźcie przygotowani.
Dlaczego odczaruje? Nie miało być przypadkiem rozczaruję?

– Co nie co – odparł.
Co nieco.

– Nie znasz jej tak, jak ja, czy reszta – powiedział, machając ręką w kierunku Leliany i Morrigan, które zażyły się zainteresować rozmową.
Powinno być: zdążyły.

– Alistairze, na takie cos nie ma odpowiedniego momentu.
Literówka: coś.

W stu procentach zgadzam się z zamieszczonym pod tym rozdziałem komentarzem Agnieszki Dziurdzi, jeśli chodzi o kreację głównej bohaterki. Gdzie się podziały masochistyczne zapędy Isabelli? Kiedy jej przeszło? Dlaczego czasem staje się miękką kluchą, innym razem silną przywódczynią? Podkreślę jeszcze raz: powoli zachowaniem bohaterki wyjaśniaj jej postawę i ewentualne zmiany charakteru. Nie rób tego spontanicznie: akurat teraz napiszę sobie, że zrobiła tak i tak, bo to słodkie i romantyczne, ale potem pokażę, że jest super wojowniczką bez uczuć, bo to twarda babka jest. To nie na tym polega kreacja.


ROZDZIAŁ 20
Nastał ranek, a w raz z nim Isabella otworzyła oczy.
Wraz.

Jedno musiała przyznać, czuła się wypoczęta.
Dużo lepiej by to brzmiało z myślnikiem zamiast przecinka, gdyż pojawia się element zaskoczenia, który dementujesz przecinkiem.

Isabella bez ceregieli usiadła okrakiem na przyjacielu i, łapiąc za kołnierz, potrząsnęła.
Kogo, co łapiąc za kołnierz? I kim lub czym potrząsnęła?

Alistair otworzył oczy, już miał krzyczeć, jednak jak tylko spostrzegł kto się nad nim pastwił, zrezygnował.
Czyli bardziej bał się osoby niż samego faktu, że ktoś się nad nim pastwił?

– Co ty sobie myślałeś, by mnie tak podstępem usypiać, co? Życie ci nie miłe? Ile razy mam powtarzać, byś mnie nie raczył takimi numerami? Który to już raz? Kto ci to dał? – bombardowała go pytaniami.
Coś Isabella nie wygląda, jakby się wściekła. Moja trzyletnia siostrzenica jest bardziej straszna, kiedy się zdenerwuje…



Odnoszę przykre wrażenie, że cała ta sytuacja – między innymi to, że Isabella siedzi okrakiem na Alistairze – miała na celu tylko wzbudzenie zazdrości w Zevranie. I to jest bardzo sztuczne.

Co byś zrobił jakbym rzuciła się na któregoś z tych ludzi? – spytała retorycznie. – Jak już chciałeś mnie usypiać, trzeba było chociaż ulokować wśród ludzi, którym ufam.

Nazwij mnie idiotą jeśli między wami do czegoś nie doszło.
Przecinek przed jeśli.

– Daruj sobie – odparł, uznając, że dyskusja została skończona. – Obudź resztę – dodała, po czym odeszła z zamiarem włożenia zbroi.
Powinno być: odparła.

Wynne i Rufus są bardziej tam potrzebni niżeli tutaj. Dobrze wiesz, że gdy tylko ten pies coś zwietrzy, od razu zaczyna ujadać. Nie mam zamiaru dać się zabić z powodu natury zwierzęcia.
A w pierwszych rozdziałach tak mocno podkreślałaś, że mabari są inteligentne, że rozumieją, co się do nich mówi i potrafią wyciągać wnioski. Po co je tak zachwalałaś, skoro teraz wychodzi na to, że to zwykły… pies? Czyżby przestał być wygodny w opisywaniu i trzeba się go pozbyć?

Isabella podzieliła drużynę na trzy grupy. Ona, Alistair oraz Wynne zajęli się upartym kowalem, który zdecydował, że odetnie się od mieszkańców i zabarykadował się we własnej kuźni. Powodem okazała się jego córka, która pracowała jako służka na zamku arla. Odkąd zaczęły się ataki na wioskę nie dostał od niej żadnej wiadomości. Gdy prosił miejską milicję o pomoc w sprowadzeniu córki do domu, spotkał się z odmową. W geście zemsty postanowił pić i nie ruszać palcem swego pieca. Isabella i Alistair obiecali, że jak wyruszą na zamek poszukają dziewczyny. To udobruchało starego Owena i ponownie rozpalił piec, zakasując rękawy do roboty.
Sytuację, którą można by jakoś ciekawie opisać, którą można by urozmaicić historię… Ujęłaś w jednym akapicie. Heh. Nawet nie wiem, jak to skomentować. Zdaję sobie sprawę, że wszystko tu kręci się wokół romansu niewyżytego elfa i złoszczącej się na miarę trzyletniego dziecka szlachciance, ale w pewnym momencie to się robi nudne. A świat przedstawiony bardzo przez to ubożeje. I właściwie następne akapity to streszczenia tego, co stało się w grze. Ech. Momentami czuję się, jakbym czytała opowiadanie dla dzieci.

Leliana wyjaśniła towarzyszom, że łatwopalny olej, może posłużyć za skuteczną barykadę.
Łatwopalny olej barykadą? I po co ten drugi przecinek?

Isabella stała na rynku nieopodal ćwiczących strzelanie z łuku ludzi i przyglądała się skrawkowi papieru, który wręczył jej Stan.
Sten.

W końcu zgniotła korespondencję i wcisnęła do kieszeni z tyłu pasa.
Pasy mają kieszenie? Od kiedy?

Raz po raz czytała treść, a za każdym razem coraz bardziej marszczyła nos.
Raz, raz, razem, coraz – strasznie się to zlewa.

– Musimy ruszać – powiedziała. – nie mamy czasu do stracenia, z każdą sekundą tracimy szanse na to, że twój brat jeszcze żyje.
Nie powinno być napisane wielką literą.

Drużyna Szarych Strażników szła w milczeniu, z obawą, co spotkają na swojej drodze, kiedy dotrą na miejsce.
To w końcu kiedy dotrą czy kiedy będą szli?

(...) – Uśmiechnęła się wymownie.– Wynne jako uzdrowicielka bardziej by się tu przydała niż tym nic niewartym wieśniakom – powiedziawszy to, wyminęła mężczyznę, zostawiając go w tyle.
Spacja między kropką a myślnikiem.

Powolne, apatyczne, napełniające odrazą i obrzydzeniem stworzenia.
Odraza i obrzydzenie to synonimy.


ROZDZIAŁ 21
Z trwogą w oczach stawiali czoła istotom powołanym do życia za pomocą nie znanej magii.
Nieznanej łącznie. I cóż za wyczerpujący opis sceny.

Nie patrzyła bowiem na jakiegoś potwora, a człowieka. /rozkładającego się człowieka.
Co to jest?

Mimo zapadniętych oczu, pozbawionych ciśnienia krwi, zwiotczałej, naderwanej w paru miejscach skóry, zmatowiałych, wypadających już włosów to nadal był człowiek.
Oczy były pozbawione ciśnienia krwi czy krew była pozbawiona ciśnienia? Tak czy siak nie jest to zbyt zgrabne sformułowanie.

Uwagę Isabelli przykuła rana brzucha na ciele denatki. Duża, poszarpana, z brakiem wnętrzności oraz śladami paznokci oraz zębów na sino-białej skórze.
Rana z brakiem wnętrzności? Eeee… że co? Wystarczyłoby zresztą napisać rana na brzuchu denatki.

– Kto mówi? – odezwała się Isabella, ścierając z ciebie cuchnącą krwią truposzy.
Raczej: krew, siebie.
Chociaż, zawsze mogła wziąć krew i nią zetrzeć z Ciebie umarlaków…

Jego ciemne oczy spojrzały wprost w chłodne oczy Isabelli.

Czuł, że ta kobieta była nieobliczalna. Może i miała piękną twarz, ale w sercu skrywała mrok.
Ale ani razu nie pokazałaś, że jest tak niebezpieczna, jak ją opisujesz. Co niebezpiecznego zrobiła poza tym, że gniewa się jak małe dziecko, śpi z nieznajomym elfem i ucieka w las, kiedy się zdenerwuje?

– Ten młotek dobrze kombinuje – poparł Alistaira Oghren. – Babie musiało się we łbie poprzewracać, kiedy jej synalek zaczął tyłkiem puszczać fajerwerki zamiast bąków.
Krasnolud w końcu zaczyna brzmieć jak krasnolud!

Isabella z całej siły kopnęła kłódkę, która pod wpływem uderzenia rozleciała się na kawałeczki.
Ale jak? Isabella taka silna, że bez problemu rozwaliła kopniakiem kłódkę, z którą pewnie ten magik siłował się kilka dni? J-a-k? Potem ucięła rosłemu mężczyźnie głowę jednym ruchem… sztyletu. Kiedy nawet mieczem trzeba by się porządnie zamachnąć, żeby nadać mu odpowiednią prędkość i siłę do przecięcia kręgów. Sztylet, nawet, jeśli byłby dłuższy niż przeciętny łotrzykowy kozik, to jednak jest to broń krótka i przeznaczona do krótkich, szybkich ciosów. Zapewniam, że rozrąbanie na pół szyi sztyletem należy do rzeczy niewykonalnych, zwłaszcza dla dziewczyny rozmiarów Isabelli.

Dlaczego nagle Jowan zrobił się taki spokojny, skoro jeszcze przed chwilą jęczał i błagał, żeby go puścili? Jeszcze przed chwilą bał się Isabelli, a potem nagle był na wszystko gotów? Przynajmniej wyjaśniła się tajemnica groźnej, niebezpiecznej Isabelli… 


ROZDZIAŁ 22
Widział, jaki wyraz twarzy miała Isabella. To była twarz obojętności. W takich chwilach stawała się nieobliczalną, niebezpieczną kobietą podejmującą pochopne decyzje.
A jaką twarz ma obojętność?

Jako ostatnio szła Morrigan.
Literówka: ostatnia.

Alistair na momencie zrobił się blady.
Na moment.
Poza tym, no kurczę, ile oni już podróżują? Ile przygód mają za sobą? Ile walk? Dlaczego Alistair blednie w takich banalnych momentach? Podejrzewałabym anemię, gdybym nie miała dowodów na to, że uwydatniasz wszystko przesadnie.

Już na samym wejściu można dało dostrzec, jak zamożna była rodzina arla.
Można było dostrzec/dało się dostrzec. Proponuję to drugie, aby uniknąć powtórzenia (była).

Mijając kolejne drzwi, mocniej zaciskali dłonie na swym orężu, bojąc się, że w każdej chwili mogą zostać zaatakowani.
– Zatrzymajcie się – odezwał się szeptem Alistair.
Cała grupa spojrzała na niego jak na wariata.
– Słyszycie to? – Spojrzał po wszystkich.
Towarzysze zaczęli wsłuchiwać się ciszę. Do ich uszu doszedł dźwięk jakiegoś instrumentu.
Z poprzednich akapitów wynikało, że wszyscy szli w milczeniu i pogotowiu, więc dlaczego tylko Alistair usłyszał lutnię? I dlaczego cała grupa robi to samo? Patrzy na mężczyznę, jak na wariata. Trzyma się oręży. Takie opisy nie pomagają, choć zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie o grupie jest trudne.

– Nie potrzebna nam ta dyskusja, gdybaniem nic nie osiągniemy.
Niepotrzebna łącznie.

Teraz stała tu, w sali, gdzie przed laty odbyło się jej wesele, i patrzyła, jak jej dziecko manipulowało swoim ojcem. Uczucie żalu ścisnęło jej serce.
Powtórzenia.

Arlessa od razu rozpoznała w niej młodą Cousladównę.
Literówka: Clouslandównę.

Pewnej wiosny, kiedy towarzyszyła mężowi podczas wyjazdu do Wysokoża, poznała cała rodzinę Cousland.
Literówka: Clousland.


Co tu zaszło?

– Zaczekaj!– Izolda pobiegła za córką teyrna.
Brak spacji.

– Oszalałaś?! – Alistair wściekły podbiegł do przyjaciółki. – Jak mogłaś? Do cholery, Isabello, weź się w garść. Tak nie można! – krzyczał rozwścieczony.
Alistair jest tak wściekły i namiętny w okazywaniu swojego oburzenia, że w głowie przeczytałam jego kwestie głosem Krzysztofa Gonciarza.

Skrytobójca pokiwał głową odprowadzając ją wzrokiem.
Przecinek przed imiesłowem.

(...) jednak gdy tylko znalazł się przy futrynie poczuł nieprzyjemny chłód stali na krtani.
Przecinek przed poczuł.

Zevran patrzył na niego, a Alistair nie był nawet w stanie stwierdzić, czy ośmieliłby się poderżnąć mu gardło.
Ale to Zevran przykładał ostrze do szyi Alistaira i w końcu nie wiem, czy ten drugi myślał o sobie, czy o elfie.


ROZDZIAŁ 23
Isabella kroczyła przed siebie, z całej siły ściskała dłonie na rękojeściach. (...)
Szlachcianka cierpiała. Po prostu. Znowu koszmary przeszłości męczyły jej umysł. Wciąż i wciąż nawiedzały ją obrazy czerwonej posadzki, na której leżeli martwi rodzice. Wystarczyło, że zamykała oczy.
Poprzedni rozdział zakończyłaś akcją, a pierwszy akapit tego świadczył o jej kontynuacji. Aż tu nagle rozwodzisz się nad tym, co bohaterka ma w głowie. Nie dość, że spowalniasz tempo, wracając do przeszłości w najmniej odpowiednim momencie (Isabella wygląda na wściekłą, nabuzowaną, jej myśli powinny być teraz prostsze) to jeszcze eksponujesz wnętrze postaci, zamiast przedstawić nam je w inny, bardziej plastyczny sposób.

– Może porozmawiamy, nim mnie zabijesz?
Couslandówna wyprostowała się, chowając ostrza, dając tym samym znak, że nie zamierzała atakować.
– Nie rozmawiam z przebierańcami. Ukarz swe prawdziwe oblicze, demonie, a wtedy się zastanowię.
Ach, czyli schowanie ostrzy nie było jednak dowodem samym w sobie na chęć rozmowy? I Ukaż, bo ukazać się. Ukarz byłoby w przypadku, gdybyś mówiła o ukaraniu.

– Nieźle jej przypierdzieliła – zaśmiał się Oghren, pochylając się nad wciąż nieprzytomną arlessą.
– Ciebie to bawi? – oburzył się Alistair. – Wy w ogóle macie pojęcie, co ona chce zrobić? – Wskazał na drzwi, za którymi parę minut wcześniej zniknęła Isabella.
– Wiemy, Alistairze  – odparła Morrigan, siedząc na jednym z krzeseł. – Chce zabić dzieciaka, i co z tego? I tak nie mamy innego wyboru.
Myślałam, że skoro za drzwiami akcja z sukkubem dzieje się pełną parą, w zaledwie pomieszczeniu obok też powinno wrzeć. A tam sielanka! Rozmowy na luzie. No, Alistair troszkę się zdenerwował, ale zamiast zareagować, dyskutuje z towarzyszami. Morrigan też papierowa – zamiast zadziałać, od razu okazuje niechęć, bo przecież wcale nie mogłaby na przykład pójść pomóc Isabelli. Koniec końców w grze każdy pomagał każdemu. Fakt, można tam towarzyszy zostawić i iść zwiedzać świat samemu, ale w tym momencie fabularnym każdy z bohaterów zdaje sobie sprawę z tego, że demon jest niebezpieczny. No i Isabella jest przywódczynią, więc powinni zgodzić się z nią i ruszyć do ataku. A oni stoją i czekają na rozwój wydarzeń. Tag. To na pewno brzmi realistycznie.

– Wiem, że meczą cię koszmary. Że budzisz się w nocy z krzykiem. Wiem, że kiedy zamykasz oczy, nawet w tej chwili, widzisz swój płonący dom, swoich martwych rodziców.
Isabella przymknęła oczy, krzywiąc się. W gardle poczuła uścisk, a pod powiekami zaczęły wzbierać łzy.
Ale przecież Isabella od początku opowiadania wcale nie czuła się aż tak źle, jak opowiadał sukkub. Dlaczego teraz reaguje tak emocjonalnie, skoro przez większość tekstu nie ujawniała słabości? Nie budziła się z krzykiem, gdy zasypiała obok Zevrana. Skąd teraz nagle taki strach?

Wiem, że nawet teraz myślisz o tym, co żołnierze Howe’a zapewne zrobili przed śmiercią Orianie, drogiej zonie twego brata.
Literówka: żonie.

(...) wysyczała Astada, z nieskrywana satysfakcja obserwując ból na twarzy Szarej Strażniczki.
Literówki: nieskrywaną, satysfakcją.

Wściekła, że została zaatakowana cisnęła w kierunku Isabelli magiczny pocisk, lecz chybiła, na co zareagowała przerażającym, wściekłym krzykiem.
Przecinek przed cisnęła.

Isabella byłą tylko człowiekiem, mogła polegać tylko i wyłącznie na swojej sile fizycznej i sprycie, zaś Astada była demonem, władała magią, mogła latać, a nawet jakby tego chciała zniknąć.
Powtórzenia. Literówka: była. Brak przecinka przed zniknąć.

Pierwsza zaatakowała demonica, zamachując się dłonią uzbrojoną w długie szpony, co zmusił Couslandównę do odskoczenia w tył.
Literówka: zmusiło.

Isabella uderzyła głową o ścianę. Demon zamachnął się po raz kolejny, chybiając o milimetry. Isabella z trwogą w oczach spojrzała na wbite w ścianę, zaraz przy jej twarzy pazury.
Brak przecinka przed pazury.

Reszta trwałą już tylko parę sekund.
Literówka: trwała.

Astada skumulowała magię, celując w Isabellę, ta dobyła tylnej kieszeni i pasa i na chybił trafił wyrzuciła trzy rzutki.
Zbędna literka.

– Ile można pozbywać się jednego demona? – spytał już podirytowany qunari.
No nie wiem… może idź i sprawdź, drogi qunari?
Bohaterowie wychodzą na głupich w takich sytuacjach. Nic nie robią, tylko czekają i zadają durne pytania.

Przycisnęła jedno ramie do piersi, obserwując, zbliżającą się do niej Astadę, na której twarzy malował się zwycięski uśmiech.
Drugi przecinek jest zbędny.

Jak mogła dać się tak sprowokować, cały jej plan spełzł na panewce, już nie zmusi demona do opuszczenia ciała chłopca, już nie miała szansy na zabicie tej kreatury podstępem.
Postawiłabym znak zapytania pomiędzy sprowokować i cały jej plan, a potem po na panewce kropkę. Trzy zdania, które wtedy by powstały, tworzyły by całkiem spójny potok myśli bez wciskania ich w jedno długie, niezrozumiałe i konstrukcyjnie mające niewiele ze sobą wspólnego zdanie złożone. I jeszcze trzymaj się czasu przeszłego!

Czasem żałowała, że nie miała więcej siły, że nie mogła znieść większego bólu.
Jak to? Przecież rozwala jednym kopniakiem kłódki na kawałki i odcina głowy sztyletem.

Wszędzie była znać krew i porozwalane meble.
Literówka: było. Ale ja bym się zastanowiła, bo po co to znać? Wszędzie znać porozwalane meble? No raczej nie. Może chodziło o było widać?

Wyglądała okropnie, jednak nie to martwiło Zevrana. Nie rozumiał jej spojrzenia. Poddała się.
Przecież ona podobno tylko czekała na śmierć, a on o tym wiedział. Co więc było w tym dziwnego?

Korzystając z nieuwagi demona, zajętego walką z elfem podeszła, jak najbliżej mogła.
Powinnaś postawić przecinek przed podeszła, które jest imiesłowem, za to ten po jest zbędny. Przed zajętego przecinek musi się po tym fragmencie znaleźć. Sugerowałabym też przerzucić jak za najbliżej: (...) walką z elfem, podeszła najbliżej jak mogła. Może lepiej byłoby w ogóle to jak przerzucić za najbliżej?

Resztki siły, jakie jej zostały wlała w pchnięcie ostrza, które przeszyło ciało Astady na wylot.
Jesteś pewna, że Isabella dzierży sztylet a nie miecz? Bo sztylet raczej byłby za krótki (chyba że to jakiś dłuższy sztylet, wtedy proszę specjalistów od DA o głos), żeby przebić ciało na wylot.

Zevran patrzał to na martwego Connora, to na Isabellę.
Patrzył!

– Co ty wyprawiasz?! – Zevran wparował do pokoju, patrząc na tragiczny obraz.
Dlaczego Zevran tak się dziwi sytuacji i ma pretensje do Isabelli? Wcześniej wykonał jej polecenie, powstrzymując Alistaira i wymachując mu sztyletem przed nosem. O, na dodatek w tej kwestii brzmi zupełnie tak samo jak on. Po jego wypowiedzi myślałam, że to właśnie Alastair przybiegł do pokoju pierwszy.
No i dlaczego piszesz, że sytuacja jest TRAGICZNA? Zamiast pokazać prawdziwy tragizm?

Scena walki Isabelli i Demona zawierała sporo literówek. Była sztampowa i ciężko się ją czytało. Nie wyczułam tej paniki, złości i zaciekłości, które próbowałaś ukazać. Przykro mi, ale opis był kiepski i chaotyczny. I znów: krótkie zdania służą do wprowadzenia dynamiki. Do tego służy też wiele innych zabiegów, np. używanie onomatopei. Ten opis, podobnie jak większość z nich, był krótki, nudny i pozbawiony szczegółów.


ROZDZIAŁ 24
Przez chwilę, kiedy otworzył drzwi, zdawało mu się, że Isabella się poddała, jakby nie miała już sił by walczyć. /nie potrafił tez pojąc sensu jej słów, gdy mówiła w amoku o zaprzepaszczonej szansie.
Znowu. Co to za dopiski oddzielane ukośnikiem? Może mam niepotrzebne skreślić?

Sam doskonale pamiętał, kiedy się nim opiekowała, jak nad nim czuwała pomimo tego, że chciał ich zabić. W pamięci wyrył mu się obraz jej niebieskich oczu, gdy po pierwszym dniu tortur przyniosła mu wody. Widział w nich ból. Cierpiała razem z nim. Współczuła mu. Później inne niebieskie oczy patrzyły na niego z pogardą, chcąc zadać kolejną dawkę bólu.
To jest dobre.

O, ci chodzi?
Nie, mi stoi.

Czując, że nie będzie ona [rozmowa] jednak trwała długo, oparła się o przeciwległą ścianę, krzyżując, jak to miała w zwyczaju, ręce na piersi.
Czy Isabella nie była przypadkiem ranna?

To ty – wskazał na nią palcem – to ty omotałaś sobie mnie, nie ja ciebie.
Nie istnieje takie wyrażenie jak omotać sobie kogoś. Omotać kogoś – owszem.

Czarodziejka, jak tylko ujrzała w jakim stanie była Isabella od razu rzuciła się z pomocą.
Zamiast jak: gdy. Przecinek po Isabella.

P opatrzeniu rannych oraz usunięciu większej części cuchnących ciał wszyscy zebrali się w ogromnej jadalni. Tlące się świece, nadawały pomieszczeniu jeszcze bardziej przygnębiającej atmosfery. Przy potężnym drewnianym stole siedziała cała drużyna Szarej Strażniczki w towarzystwie banna Tegana.
Literówka: po. Przecinek po ciał. Zbędny przecinek po świece i Teagana, nie Tegana.

– Proszę. Mów mi Isabello.
Isabella, jeśli już.

– Dobrze. Isabello, jak już wiecie, mój brat jest w śpiączce.
Od kiedy Isabella to liczba mnoga? Co to za sowiecka naleciałość?

Mała komódka stojąca w rogu pokoju była na tyle duża, by pomieścić wszystkie rzeczy, jakie miała przy sobie dziewczyna.
No nie wiem, skoro Isabella nosi przy sobie kilka strojów na zmianę.
Które zamiast jakie.



Hę? Co to za luka?


Oboje jesteśmy popieprzonymi osobami niemającymi skrupułów.
Nikt nie mówi jesteśmy popieprzonymi osobami niemającymi skrupułów. To osobami jest nader sztuczne, a zamiast niemającymi doskonale spisałoby się krótsze bez.

(...) zwrócił się do drobnej elfki z białymi włosami zmywającą podłogę.



Dlatego byłem na wściekły.
Na kogo/co?

Kiedy usłyszała, że chciał ją zabić, nie była zaskoczonaZaskoczył ją tym, że on już tego nie chciał.


ROZDZIAŁ 25
Pragnienia mężczyzny
Coraz bardziej denerwują mnie tytuły rozdziałów. Są banalne, spoilerują treść i brzmią jak odcinki taniej telenoweli. Na dodatek znów połowa rozdziału jest pisana niewygodną kursywą, którą przedstawiłaś treść pamiętnika Zevrana. Jedna, wielka, prosta ekspozycja. Czy nie możemy połowy tych informacji wywnioskować sami, w inny sposób? Oczywiście, Zevran może pisać sobie pamiętnik, ale bez przesady. Wykorzystywanie tego patentu przez połowę rozdziału jest słabym pomysłem i pójściem na łatwiznę.

Alistair stał przed nim z założonymi rękoma na piersi. Wpatrywał się w niego wzrokiem wyrażającym pogardę i coś jeszcze. Zevran spojrzał głęboko w oczy Strażnika i nagle doznał szoku. Tak to było to. Niejednokrotnie widział ten złowrogi błysk w oku, kiedy spoglądał na Taliesena, kiedy ten przyłapywał go na tym, że spędził noc z innym Krukiem. Zazdrość.
Nie za długo Zevran myślał nad uczuciami Alistaira? To wpatrywanie się w głębię oczu, wnioskowanie… Zajeżdża patosem. I brakuje przecinka po tak.

Potworny ból pękającej kości sprowadził skrytobójcę na ziemię. Zatoczył się i upadł na deski. Podparł się jedną ręką, by drugą dotknąć rozwalonego policzka, z którego zaczęła sączyć się krew.
Pęknięta kość policzkowa, a Zevran jej sobie tak po prostu dotyka? I jeszcze się potem śmieje? Przecież podczas śmiania się człowiek porusza mięśniami twarzy, również tymi, które znajdują się na kościach policzkowych, więc… to bolałoby w cholerę. Wiedziałam, że to fetyszysta.


ROZDZIAŁ 26
W jadalni na zamku Recliffe zaczynało się robić tłoczno.
Redcliffe.

Służba co i rusz podawała nowe potrawy, które mimo uszczuplonych przez Plagę zapasów, prezentowały się zachęcająco. Lekka zupa z korzennych jarzyn pachniała wspaniale, mimo że nie uraczyło się w niej mięsa.
Uraczyć w czymś coś? Hę?
Drugi przecinek zbędny.

Później ino na chwilę wrócił, zrzucił stare łachmany, założył świeże i tylem żem go widział.
Tyle żem. Z tego co pamiętam, Oghren zwykle dziarsko pyskował, a nie zaciągał poznańską gwarą.

Kobiety siedziały naprzeciwko, ciskając w siebie niewidzialnie błyskawice.
Ja właśnie czytam mangę czy opowiadanie?

– Dziwne – wyszeptała pod nosem, zastanawiając się, gdzie mógł zniknąć, że nikt go nie widział przez cały ranek i przedpołudnie. Sama po przebudzeniu spędziła całe przedpołudnie w komnacie, czytając.
Skąd wzięła książkę? Znaczy się, one były w bibliotece, z tego, co pisałaś, a Isabella podobno nie wychodziła z komnaty.
Przez cały ranek absolutnie by wystarczyło.

Rudowłosa dziewczyna świdrowała
współlokatorkę wzrokiem.
Po co przeniosłaś część zdania do kolejnej linijki?

Zadaję sobie pytanie, jak to się stało, że Morrigan widziała spotkanie Alistaira i Zevrana na korytarzu, zawróciła, potem poszła do jadalni, a gdy wróciły z Lelianą, dopiero usłyszały śmiejącego się elfa i krzyczącego pocałowałeś mnie niedoszłego templariusza? Wydawało mi się, że sytuacja, która zaistniała w pokoju Alistaira, była dość krótka. Kiedy więc Morrigan zdążyła to wszystko zrobić i jeszcze pokłócić się z Lelianą?

– Co ci się stało w  twarz? – zawołała przejęta, widząc opuchliznę i małą ranę, która jeszcze niedawno musiała krwawić.
Przecież… pękła mu kość… policzkowa...

Z tym, że ci, co wrócili nie zapuścili się daleko.
Zbędny pierwszy przecinek: KLIK. Postaw go po wrócili.

– Trop jest, wytyczne są, ale nadal brak kluczowych iformacji – oznajmiła Isabella.
Literówka: informacji.

Dlatego czym prędzej, raz jeszcze, przestudiuję notatki brata Genitiivusa.
O jedno za dużo w imieniu.
Oba przecinki zbędne.

– Z czego rżysz, krasnalu? – spytał już podirytowany zachowaniem kompana Alistair.
Już? Przecież Oghren zaśmiał się dopiero raz. Wcześniej nie miał okazji zdenerwować templariusza.

Chyba właśnie do niego dotarło. Widać było, jak Orzammarczyk starał się połączyć fakty.         – Ło, cholera – wyszeptał i po chwili zatopił swoje usta w alkoholu.
Zjadło Ci enter.

Zevran podnosi się z klęczek i poczuła, jak na odchodnym, pocałował ją w czubek głowy, po czym wszedł po schodach i zniknął za drewnianymi wrotami zamku.
Poczuła, jak wszedł po schodach i do zamku? Niezły ma szósty zmysł ta nasza Isabella. Drugi przecinek zbędny.


ROZDZIAŁ 27
U szczycie schodów stała białowłosa elfka, ta sama, która z polecenia Teagana przyszykowała całej drużynie pokoje.
U szczytu schodów/na szczycie schodów.

– Panienka zapamiętała moje imię?– spytała zszokowana, nie kryjąc radości.
Spacja między myślnikiem i znakiem zapytania.

– Mam dobrą pamięć do szczegółów i detali.
To to samo.

Spojrzała nieśmiało, uśmiechałem starając się zamaskować rozpacz.
Powinno być: uśmiechem.

Póki co, na zamku pozostawali bezpieczni. Pytanie tylko na jak długo.
Po tylko przecinek lub nawet dwukropek, a po długo pytajnik.

Najwidoczniej los miał, co do tego inne plany.
Zbędny przecinek.

Ostatnio coś często pojawia się Morrigan. W którymś rozdziale poświęciłaś jej cały odrębny fragment i rozbudziłaś we mnie jakąś nadzieję, że będziemy mieć okazję poznać ją bliżej. Czuję się tak, jakbyś po prostu po drodze zgubiła ten wątek.


ROZDZIAŁ 28
Niespokojny, czarny jak węgiel ogar bojowy mabari leżał w jadalni przy ognisku.
Wystarczy ogar bojowy lub samo mabari, wszyscy wiedzą już o co chodzi.

Nie chciała zaprzątać sobie umysłu makabrą minionych dni.
Jednak przeszłość i teraźniejszość przez chwilę zdawały się splatać ze sobą.
„– Isabello, za tobą! – słysząc wołanie matki, Isabella odwróciła się, automatycznie blokując cios miecza, który dzierżył rycerz spod herbu Howe.(...)”
Isabella zamrugała.
Jeżeli kursywą zapisałaś myśli Isabelli, jej wspomnienia, to podmiot pojawiający się po wołaniu matki jest zupełnie zbędny, mogłaś to też zapisać w 1 os. liczby pojedynczej: odwróciłam się. Niepotrzebnie powtarzasz też podmiot po fragmencie wspomnień, bo z góry wiadomo, do kogo należą myśli.

Muszę jednak przyznać, że widać znaczną poprawę w Twoim stylu pisania. Nie skąpisz już opisów, a te są całkiem niezłej jakości.

(...)dając do zrozumienia, co chcą z nią zrobić.  Isabella,  chcąc się obronić, zaczęła wierzgać nogami z całej siły.
Wiadomo, dlaczego zaczęła wierzgać. Nie musisz tego tak podkreślać.

Isabella na powrót otwarła oczy, ujmując przy tym w dłoń ciepłe mleko.
Nie da się ująć w dłoń cieczy.

Delikatnie przy nim ukucnęła i pogłaskała czule za czarnym uchem.
Nie da się delikatnie ukucnąć.

– Z kim rozmawiasz? – Pod wpływem emocji i zdenerwowania Isabella nie zauważyła nawet, kiedy do jadalni wkroczył Alistair.
To brzmi, jak gdyby zdenerwowanie nie było emocją. Poza tym Isabella nie dostrzegła kroków Alistaira, a usłyszała cichy pomruk psa i całą swoją energię poświęciła na drapanie mabari za uchem? Doprawdy?

Wystraszona wpatrywała się w przyjaciela stojącego w futrynie.
W progu.

Tak naprawdę nie powinna na nikogo.
Nie powinna na nikogo co?

– Pierdol się, Alistairze! – przerwała mu wulgarnie, przystając na chwilę.
No nie mów! I tak, mam na myśli to, że wulgarnie jest tam niepotrzebne.

– Isabello, błagam cię, zamilcz, bo pobudzisz cały zamek. O ile już tego nie zrobiłaś. – Alistair sam już był zdenerwowany.
Ależ ta Isabella jest namiętna. Emanuje seksem! Tak bardzo, że pobudzi cały zamek…

– Sam zamilcz! – przerwała mu. Jej klatka piersiowa unosiła się pod wpływem głębokich oddechów spowodowanych zdenerwowaniem.
Nie usprawiedliwiaj czynów i nie upewniaj czytelnika w tym, co sam mógł wywnioskować. Chcesz, by bohaterka była zdenerwowana? Opisz czyn lub jej zachowanie o tym świadczące. W takim momencie zdenerwowana to słowo tabu. A tak poza tym, głębokie oddechy jakoś mi nie pasują do mocnych, krótkich słów i zdenerwowania Isabelli. Raczej szybkie oddechy, przyspieszone tętno, adrenalina i takie tam...

Po chwili jednak zamrugała i pokręciła ustami w geście zdenerwowania. Prychnęła ze zdenerwowania, po czym zaśmiała się szyderczo, a w jej oczach znać było narastającą wściekłość.
Tak słabo jest zdenerwowana, że trzeba o tym ciągle przypominać.


ROZDZIAŁ 29
Na dwóch białych piersiach unoszących się pod wpływem każdego oddechu kobiety.
Dwie białe piersi? Dobrze, że nie trzy. Jak widział ich kolor, skoro była ubrana?

– Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą, zbliżać się dalej.
Chyba ucięło Ci środek zdania.

Szara Strażniczka, co na co dzień zabijała pomioty, wykonywała szemrane zadania, by jakoś przetrwać i wyżywić drużynę, kobieta nieuginająca się przed niczym, nieznająca strachu, a jednak bojąca się zasypiać i zamykać oczy.
Zamiast co: która.
Ach, ta ekspozycja… bo przecież trzeba jakoś przypomnieć czytelnikowi, o czym czyta. I wytłumaczyć, dlaczego tak jest, zamiast pokazać to w scenach.

To odcisnęło na niej piętno, wykańczało ja od środka, a każda nowa rewelacja, czy to, że syn arla był plugawcem, czy to, że Alistair był następcą tronu, nie ułatwiały jej życia.
Literówka: ją.
I o tym też nie dało się napisać w inny sposób? Mniej oklepany? Suchy? Może za pomocą opisu zachowania bohaterki i jej myśli, a nie ogólnej kreacji wywalonej wprost?

– Masz na myśli „zerżnąłem”? – spytała z ironią w głosie. Ciepło jej oddechu pozostawiło ślad na szybie w postaci pary.
Rozbawia mnie, jak w jednej chwili Isabella mówi niemalże azaliż powiadam wam, a w następnej rzuca wulgaryzmami.
Abstrahując od tego akurat fragmentu, często w jednej wypowiedzi zestawiasz ze sobą język oficjalny, język piękny i poetycki z potocyzmami. Nie powinnaś tego robić.

Zevran uniósł kącik ust w kpiącym uśmieszku, który nie miał w sobie nic z rozbawienia. Poczuł się, jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Więc takie miała o nim zdanie. Dla niej był zwykłym kurwiarzem.
I dopiero teraz go to zabolało? Wcześniej sam o sobie myślał w ten sposób. Niedawno zresztą oferował się Alistairowi – miał męską potrzebę, bo przypomniało mu się życie w Antivie. Cóż… jakoś bardzo nagła ta zmiana w naszym elfiku. Tempo akcji zasuwa nieproporcjonalnie do rozwoju bohaterów i potem nadrabiasz zaległości sztywnymi opisami spoilerującymi ich charaktery, zamiast naświetlać je z biegiem fabuły.

Oghren bezwstydnie podrapał się po kroczu, pociągnął wielkiego łyka z butli i ruszył za towarzyszem.
Wielki łyk, nie wielkiego łyka.

W pokoju tej nietypowej dwójki nie było niczego szczególnego. Dwa kiepskiej jakości łoża z wysokimi oparciami były ustawione w metrowej odległości od siebie pod jedną ze ścian. Na wprost drzwi znajdowało się nie za duże okno, na którego parapecie stały cztery woskowe świece oświetlające pomieszczenie. Po prawej stronie od drzwi, w kąt, był wciśnięty mały kwadratowy stolik oraz dwa krzesła. Dalej leżały dwa kufry na odzienie. Surowości wnętrza dopełniały szare ściany oraz kamienna podłoga.
Ten opis wydaje się sztywny. Jest wyliczeniem. Jedynie ostanie zdanie pozwala odczuć klimat pomieszczenia. Poza tym w opisie stosujesz banalne wyrażenia: coś gdzieś stało, coś gdzieś leżało, coś było takie i takie. Tak można opisać pomieszczenie w rozprawce szkolnej, a nie w klimatycznym opowiadaniu.

na oko nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat. Była od niego niższa niemalże o głowę.
Co wzrost ma wspólnego z wiekiem?


ROZDZIAŁ 30
Tytuł to Kulminacja żądzy. Oho, pewnie będą seksy.

Isabella, nie namyślając się, ruszyła za egzotyczną przewodniczką.
Śniegowy elf jako egzotyczny? Średnio to pasuje.

Podłoga w tym pomieszczeniu wykonano z drewna zaimpregnowanego pszczelim woskiem. 
Powinno być: podłogę.

Zevrana stał naprzeciwko niej w korytarzu.
Powinno być: Zevran.

Woda była gorąca. Czasem wręcz nie do zniesienia.
Czasem? Więc woda w wannie zmieniała temperaturę skokowo?

Wściekła spojrzała za siebie badając wzrokiem drzwi.
Przecinek przed imiesłowem.

Wolał nieskomplikowane relacje, zdrowe relacje pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi.

Jęknęła mu prostu w usta z rozkoszy.
Prosto.

Na chwilę przejęła inicjatywę, gwałtownie ruszając się w górę i w dół, pieprząc mężczyznę pod sobą.
Eeee… co…?

Dwa przedostatnie akapity zaczynasz od Zevran.

Czuł wzbierającą kulminację kobiety, słyszał jej jęki, które nie kłamały.
Czy te jęki mogą kłamać? Chyba nie… ♫
Wzbierająca kulminacja kobiety? No, no! Nieźle! Isabella będzie teraz bardziej kobietą niż była.

Jednak sprawdziła się przepowiednia, już po tytule podejrzewałam zakończenie i wcale się nie pomyliłam. Sama sobie strzelasz w stopę. Dodatkowo w całym rozdziale Isabella jest wyjątkowo faworyzowana, narrator podkreśla jej piękno, gdy tylko wyczuje do tego okazję. Na końcu bohaterka uprawia seks z przystojnym badassem, na domiar złego szaleńczo seksownym i zawiadackim. Normalnie grecki bóg z niego, a nie żaden skrytobójca. Wszystko jest tak piękne, idylliczne, ponętne, och i ach!



ROZDZIAŁ 31
Na plecach, przytwierdzona do skórzanych pasów, znajdowała się oręż Strażniczki; sztylet, z pofalowanym ostrzem, czyniącym z niego niebezpieczną broń; rękojeść wykończono czarnym rzemieniem mającym ułatwić trzymanie jej w dłoni.
Ten, nie ta, oręż. Zatem znajdował się.

Miecz zaś posiadał głowicę w kształcie dwóch splatających się ze sobą gałązek lauru.
Skąd tam ten miecz? Wcześniej nie wspominałaś nic o mieczu. Da się wywnioskować, że był jej bronią i że nosiła go na plecach, tak jak swój sztylet, ale dosłownie tego nie ujęłaś, a jednak piszesz zaś.

Skóra nie krępowała tak jak zbroja.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że piszesz o skórzanym stroju. Przez moment wyobrażałam sobie, że Zevran wyrusza… nagi.

Cały uwalany z brudu i krwi, w byle jakich łachmanach, siedział w klatce na skraju małego miasteczka Lothering.
Uwalany w brudzie i krwi.

Poczuła wtedy wewnętrzną potrzebę wyciagnięcia tego osobnika z jego okowów.
Okowów czego? Ze wcześniejszego tekstu wynika, że z okowów Stena.

– Czy to ważne? Pomyślałam, że może ci się spodobać.
– Dziękuję – powiedział wzruszony.
Gdybyś opisała reakcję Alistaira dokładniej niż rozszerzył oczy, zdumiony i wzruszony byłoby dużo lepiej. Dużo naturalniej, prawdziwiej.

W normalnych warunkach zawsze słychać ćwierkanie ptaków; ogółem odgłosy natury.
To najbardziej skrócony i spłycony opis przyrody na jaki tu trafiłam.

– Honnleath – poprawiła elfa Morrigan. Wiedźma chwyciła się pod boki.
Wiedźma jest zbędne, bo nie zmieniasz podmiotu.

– Ruszajmy, nie mam zamiaru nocować w lesie – powiedział Isabella rozkazującym tonem.
Powinno być: powiedziała.

Tak, tylko że zawsze szliśmy całą drużyna, nie taką garstką jak teraz.
Literówka: drużyną.

Dwójka emisariuszy spostrzegła wiedźmę w chwili, kiedy mieli rzucać klątwę, wiedźma wyciągnęła w ich kierunku dłonie, zaciskając je w pięści.
Rozbij zdanie na dwa.

Bardzo dużo fragmentów zawiera te same błędy, powtarzane na przestrzeni całego opowiadania. Jako że ocena osiągnęła już taką długość, a do końca zostało całkiem sporo notek, nie będę wskazywać każdej ekspozycji, która zwróciła moją uwagę – inaczej musiałabym wyróżnić większość opowiadania. Sama powinnaś zdecydować, po przeczytaniu udzielonych do tej pory rad, w którym momencie zastąpić suchy opis (na przykład kolejne akapity o przeszłości Isabelli) materiałem popychającym akcję w przód i przestawiającym bohaterów inaczej, niż robiłaś to do tej pory. W każdym razie dokładnie przypomnę, o co chodzi w kwestii ekspozycji jeszcze w podsumowaniu, teraz skupię się na innych rodzajach błędów, które zwróciły moja uwagę.


ROZDZIAŁ 32
Jego skronie pulsowały zaciekle ze strachu o życie kobiety.
– Morrigan, musisz coś zrobić – powiedział cicho Alistair, nachylając się nad nieprzytomną Isabellą.
– Nie jestem uzdrowicielką! – krzyknęła ze strachem o życie Isabelli w głosie.
Powtórzenia.

– Dasz radę. Weź dłoń.
To mi się kojarzy z talk to the hand z Terminatora. Zdanie też brzmi tak, jakby Alistair oferował Morrigan czyjąś odciętą dłoń.



(...) krzyknął zdenerwowany, czując, jak z rany wylewa się coraz więcej krwi, a Isabella niemal nie mogła oddychać.
Widzę, że Alistair też ma niezły szósty zmysł, skoro czuje, jak z rany Isabelli leje się krew. Ci Szarzy Strażnicy to rzeczywiście niezwykłe osobistości.

Wzięła parę głęboki oddech, po czym z jej dłoni buchnęło kojące błękitne światło.
Wzięła głęboki oddech/wzięła parę głębokich oddechów.

(...) kobieta zaczęła mrużyć oczy i poruszyła się niespokojnie, czując, że byłą skrępowana.
Literówka: była.

Sędziwy człowiek o oczach czarnych jak smoła spojrzał na obcego. Zevran nachylił się, podając wystraszonemu obywatelowi dłoń. Dziadek o haczykowatym, czerwonym nosie ujął wyciągniętą ku niemu rękę, wdzięczny za oferowaną pomoc.
Niepotrzebnie rozbiłaś opis jednego człowieka. Teraz wygląda to tak, jakbyś pisała o dwóch różnych osobach, a wiemy, że chodzi o jedną.

Obietnicę złożona swemu konającemu ojcu.
Literówka: złożoną.


ROZDZIAŁ 33
W jego tytule masz zbędny przecinek.

Miała się ochotę do niego uśmiechnąć, ale nawet na tak prostą czynność nie miała siły.
Powtórzenie.

– Zaiście męczący człowiek. Nazywam się Shale – dodała po chwili.
Iście albo zaiste.

Moment upadku Isabelli był dobry. Opisany krótko, zaraz po odpowiednim pytaniu. Ładnie zbudowałaś tę scenę, w końcu poczułam odpowiednie tempo, intrygujący dialog. Takie rozwiązanie sprawiło, że od razu chciałam wiedzieć, co dalej. To dobry znak.

Pomioty, walka, ciemność, przerażeni Zevrana, Morrigan i Alistaira.
Literówka: przerażenie. Ewentualnie: przerażeni Zevran, Morrigan i Alistair.

Zwiewana biała koszula nie zawiązana u szyi odsłaniała kościsty obojczyk.
Koszulę zawiązuje się pod szyją?

– Isabello. – Podszedł do niej niepewnie. – Bałem się. Myślałem, że umrzesz. – Usiadł na brzegu łóżka. – Byłaś skąpana we własnej krwi, a ja niczego nie mogłem zrobić. Nie wystawiaj się tak nigdy więcej – zrugał ją za brak czujności. – Następnym razem, użyj mnie jako tarczy. Lepiej jak ja utopię się we własnej krwi. Twoje życie jest bardziej wartościowe i cenniejsze niż moje.
Bardzo sztuczne i bardzo naiwne. Zwłaszcza to lepiej jak ja utopię się we własnej krwi. Scena byłaby dobra, gdybyś ujęła ją inaczej.

(...) powiedział bezgłośnie, gładząc jej rozpalony gorączką policzek, jednak ona już tego nie usłyszała.
Skoro powiedział bezgłośnie, to i tak by tego nie usłyszała.

Tak się zastanawiam, co się stało z Golemem? Nagle pozbyłaś się go z tekstu bez żadnego wytłumaczenia.


ROZDZIAŁ 34
W tytule pojawia się słowo: rozterki. Po tytule, ale i po treści da się wywnioskować, że rozdział okropnie zwolnił tempo opowiadania. Pełen jest ekspozycji ujawniających niby bogate wnętrza bohaterów, jest również pełen rozmów, które mogłyby się wydarzyć inaczej niż w notce specjalnie po to poświęconej. Wiesz, że bohaterowie mogą ze sobą rozmawiać w czasie trwania konkretnych akcji? Takie rozdziały jak ten okropnie wydłużają wszystko. To słabość stylu, którego się mocno trzymasz.

Złotowłosy mężczyzna o szpiczastych uszach, tak bardzo charakterystycznych dla jego rodzaju, mozolnym krokiem schodził po schodach, kierując się w poszukiwaniu cichego miejsca.
Rodzaju w sensie męskiego?

– Nie. Daj mi skończyć. – Zevran uciszył Alistaira. – Spójrz na siebie, jesteś dobrze zbudowany, szlachetnie urodzony i, co najważniejsze, masz ładną buźkę. Więc znajdź sobie kobietę, a najlepiej kilka, i zrób użytek ze swojej szlachetnej spermy, i zapłodnij jakąś niewiastę(...)
Ta wypowiedź wydaje mi się  dość specyficzna. Z jednej str0ny badass Zevran mówi arogancko masz ładną buźkę. Z drugiej wyciąga ciężką artylerię w postaci niewiasty. To okropnie się ze sobą gryzie, styl wypowiedzi nie ukazuje stricte charakteru postaci, bo jest pomieszany. Mam wrażenie, że przez nieregularne mieszanie tak skrajnych stylów  utrudniasz mi jego poznanie.

Niejednokrotnie przekazywano opowieści o tym, jak rzekomo śmiałkowie zapuszczający się w tamte rejony już nigdy nie wracali. Alistair wiedział, że muszą odnaleźć jakikolwiek klan dalijskich elfów, ale czy to nie było jak szukanie igły w stogu siana?
Wychodzi na to, że to właśnie śmiałkowie, którzy nie wrócili, muszą odnaleźć elfi klan.

Tak, doskonale pamiętał tajemnicza elfkę, która wręczyła mu wtedy pewien wisior.
Literówka: tajemniczą.

Podszedł do półek i na chybił-trafił wyjął jedną z ksiąg z obskurnym grzbietem, w kolorze turkusa.
W kolorze turkusu.

W pierwszej chwili templariusz nie zauważył, że nie był sam pokoju.
Niedoszły templariusz.

Elf strącił rękę Strażnika i gwałtownie obrócił się w stronę księcia.
W słowie Strażnik literka n jest mniejsza niż reszta.

Tak naprawdę żadnej nigdy nie kochał
Brak kropki na końcu zdania.

– Mam mnóstwo pacy – powiedziała wymijająco.
Literówka: pracy.

Delikatnie prawą dłoń zacisnęła na jego podbródku. – Powiedz min Alistairze, warto było się upodlić w objęciach tego lubieżnika?
Literówka: mi plus przecinek.

– Wierz lub nie, ale między mną a Zevranem do niczego nie doszło. A nawet gdyby do czegoś doszło, to każdy potrzebuje czasem trochę czułości, prawda? – Spytał, uśmiechając się przy tym zadziornie, starając się rozładować nieprzyjemne uczucie napięcia.
Spytał małą literką.

Było tam trochę niejasności, głównie zagubione przecinki, ale bardzo się poprawiło. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego zaczęłaś wstawiać GIF-y z gry. Na końcu tego rozdziału GIF się nie wczytuje.


ROZDZIAŁ 35
Dziwne, że rozdział nazywa się Czas rozmów, bo bohaterowie tak samo pożytkowali czas już w tamtej notce, w niektórych poprzednich też. Och, akcja spowalnia jeszcze bardziej. Nic się nie dzieje, tylko gadka-szmatka i masa ekspozycji.

– Cholerna książka. –Elf zaklął pod nosem, wstając z miejsca.
Spacja między myślnikiem a słowem.

Niezgrabnie i ze skwaszoną minę podwinęła koszulę, którą miała na sobie.
Powinno być: miną.


ROZDZIAŁ 36
Ważne było to, że ona – Isabella, mogła wstać z łóżka bez obawy, że rana się otworzy, bez obawy o palący ból.
Jeśli ograniczasz wtrącenie myślnikami, to bądź konsekwentna.

– Choć i tak to za długo trwało – mruknęła Strażniczka pod nosem.
W słowie Strażniczka literka n jest mniejsza niż reszta.

Nieco nie rozumiem sensu wstawiania tych GIFów i fanartów. Opowiadanie jest po to, by człowiek uruchomił własną wyobraźnię. Czy próbujesz w ten sposób uniknąć opisywania pewnych sytuacji?
Poza tym dlaczego fragment o pocałunku jest dużo mniejszy od reszty tekstu i wyrównany do prawej?
Wcześniej imię arlessy pisałaś jako Isolda. Teraz już Izolda. Trzymaj się jednej wersji.

– W Denerim mieszka człowiek, który od zawsze prowadził badania na temat Stwórcy i jego prorokini. Moi rycerze byli u niego w poszukiwaniu wskazówek dotyczących położenia Urny. Niestety nie zastali brata Genitivusa w domu. Przywieźli ze sobą jednak jego notatki i zapiski. Ja osobiście uważam, że to brednie szalonego człowieka. Podobno Świątynia znajduje się w Górach Mroźnego Grzbietu.– Teagan zaczął dzielić się swą wiedzą na ten temat. – Podobno jest tam ukryta wioska. Jednak nikt, kto jej szukał, nie wrócił.
To już wiemy. Pisałaś o tym kilka rozdziałów wcześniej i nie sądzę, żeby bohaterowie już zdążyli zapomnieć.

Podobno Świątynia znajduje się w Górach Mroźnego Grzbietu.– Teagan zaczął dzielić się swą wiedzą na ten temat.
Spacja między myślnikiem a kropką.

Po prostu czuł, że było w tym coś więcej niż tylko same pożądanie.
Samo. Zevran albo jest po prostu potwornym hipokrytą, albo ma rozdwojenie jaźni, bo zależnie od dnia wydają mu się różne rzeczy.


ROZDZIAŁ 37
Isabella posłała mordercze spojrzenie to Lelianie, to Zevranowi.
Posyłała i mordercze spojrzenia.

Piątka podróżnych szła wyznaczonym przez Sennivę szlakiem, który miał ich doprowadzić do tajemniczej wioski położonej w dolinie między dwiema górami.
Piątka? Isabella, Zevran, Alistair i Morrigan to cztery osoby.

Pochód zamykała Isabella krocząca, co bardzo nie podobało się skrytobójcy.
ISABELLA KROCZĄCA. Cóż za godny przydomek.



Kiedy Isabella dotarła do Zevrana, spojrzała na niego zdumiona spod kaptura rzucający cień na jej twarz.
Spod kaptura rzucającego cień na twarz.

Cały rozdział był kolejnym totalnie przegadanym. Rozumiem, że masz wielu bohaterów i każdy z każdym musi sobie porozmawiać na prawo i lewo, ale niektóre wypowiedzi zasługiwały na wycięcie i wstawienie w ich miejsce jakiejś plastycznej sceny, która zobrazowałaby problemy w inny sposób. Bo nadużywanie dialogów kosztem akcji to nie jest szczególnie dobry pomysł.


ROZDZIAŁ 38
Między Koronami drzew świszczał wiatr(...)
Dlaczego koronami wielką literą?

Co pewien czas przymykała oczy i zaciekała zęby pod natłokiem przygnębiających myśli.
Zaciskała.

Nie kontrolując tego, z jego piersi wyrwało się westchnienie wyrażające zachwyt nad otaczającą ich przyrodą.
Westchnienie się nie kontrolowało?

(...) odpowiedziała kobieta, patrząc w górę na twarz templariusza.
Alistair nie był templariuszem.

Nawet naczelnik tamtejszej psiarni był przerażony ogarem Isabelli – odparł Zevran
Brak kropki na końcu zdania.

Ten, czując miły gest, zacisnął palce wokół kobiecej dłoni. Isabella spuściła głowę, rumieniąc się niczym mała dziewczynka. Ostatnio obecność Zevrana ją stresowała; zaczynała się jąkać, przejęzyczać i mylić. A gdy ich spojrzenia się krzyżowały, czym prędzej uciekała wzrokiem, na co elf reagował pobłażliwym uśmieszkiem.
No już bez przesady. Isabella to silna babka z trudną przeszłością. Upodobała sobie gościa, którego najpierw próbowała wciągnąć w swoje samobójstwo, a potem kilka razy uprawiała z nim seks. Połączyła ich wspólna więź, znają się już trochę, więc skąd nagle te zawstydzenie? Tak nie powinna zachowywać się doświadczona kobieta w stosunku do mężczyzny, którego poznała jakiś czas temu. Któremu ufała, z którym spała. Dlaczego nie wstydziła się go za pierwszym czy drugim razem? I dlaczego Zevrana nie dziwiło jej dziwaczne zachowanie deus ex dupa, tylko uśmiechał się pobłażliwie?
Powoli wychodzi ci z tego romantyczny tasiemiec. Trochę się nudzę. Wszyscy bohaterowie gadają wystraszeni o pladze, a plagi ani widu, ani słychu.


ROZDZIAŁ 39
Kompletnie nie rozumiem tego elfa. Najpierw chce uprawiać seks z Isabellą, potem stwierdza, że mu na niej zależy. Następnie oferuje się jej przyjacielowi i przeżywa, że według niej jest dziwkarzem. Wreszcie przejmuje się, że prawie umarła, a później z kolei zaczyna fantazjować o Lelianie. Logiczne. Dziw się, że kochanka myśli o tobie jako alfonsie, gdy chcesz wskoczyć do łóżka jej przyjaciołom.


A wartkiej akcji z plagą w głównym wątku jak nie było, tak nie ma. Oceń opowiadanie o Dragon Age – mówili. Będzie fajnie – mówili.


ROZDZIAŁ 40
Zastanawia mnie jedna rzecz. Dlaczego strażnik Azylu wpuścił bohaterów bez żadnych wyjaśnień? Wędrowcy nie brzmią zbyt przekonująco. Być może dlatego, że jest środek zimy, a przeprawa przez ośnieżone, strome góry to nie jest najwspanialszy pomysł, na jaki mogli wpaść podróżnicy. Zresztą strażnikowi wypadałoby zrobić jakiś wywiad z nieznajomymi. A gdyby okazali się mordercami? Albo plugawcami? Nie sądzę, żeby ktoś, kto bierze odpowiedzialność za całą wioskę, przyjął tłumaczenie jesteśmy wędrowcami i od razu zaproponował nocleg… Jakiejkolwiek jakości by on nie był.

Wystarczająca karą jest oddychanie tym samym powietrzem, co ty, a co dopiero mieszkanie pod jednym dachem.
Literówka: wystarczającą.

Nie umarł nawet po spotkaniu z ogrem, mimo iż, jego kości przypominały papkę do karmienia niemowląt.
Po co tam ten przecinek po iż?

Przez cała wyprawę bała się, że spadnie na nich lawina lub, że podczas snu zaatakują ich górskie wilki czy inne stworzenia, kończąc tym samym ich nędzny żywot.
Po to są zmienne warty, żeby zawsze ktoś miał oko na to, co dzieje się dookoła.Usuń zbędny przecinek po lub i odmień nędzny żywot w liczbie mnogiej, bo mówisz o życiach kilku osób.

– Spójrz – wyszeptał Zevran, wskazując palcem cień jednego z domostw, gdzie dało się spostrzec odznaczającą się postać. – Jesteśmy obserwowani.
Myślę, że jeśli chcą być ostrożni i nie wzbudzać podejrzeń, to nie powinien pokazywać paluchem.


ROZDZIAŁ 41
Rozdział jest niewyjustowany, a kursywa ciągnąca się pod koniec męczy wzrok.
Aż się boję notki, patrząc na jej tytuł: Skrywane uczucia. W tym opowiadaniu jest tak dużo uczuć, z którymi nadal nie oswoili się czytelnicy, że kolejną dawkę osobiście uważam za zbędną, jakakolwiek by ona nie była.

Przypatrywał się łukowato wygiętym ciemnym brwiom, błyszczącym oczom, delikatnym, aczkolwiek zadartym, nosiewysokich kościach policzkowych, bliźnie na jednym licu, która zawsze go fascynowała, oraz wąskim podbródku, co niejednokrotnie zabawnie się marszczył, gdy coś szło nie po myśli Isabelli.
Jednym licu? To miała dwa?
Przypatrywał się (komu? czemu?) delikatnemu aczkolwiek zadartemu nosowi. Nie nosie. I wysokim kościom policzkowym oraz wąskiemu podbródkowi.

Nic tu po nas. Skoro mają nas na oku, to znak, że albo się nas boją lub pilnują, byśmy czegoś nie odkryli.
Konstrukcja: albo…, albo…

Przypomniał jej się Daveth oraz sir Jory, dwóch mężczyzn o tak odmiennych charakterach, co mieli być jej braćmi w służbie dobra.
W służbie dobru. No i którzy zamiast co. Masz bardzo irytującą manierę z tym co.

Gdy tylko próbowała przypomnieć sobie twarz ojca, zamiast dumnego, stonowanego i troskliwego szlachcica o przenikliwym niebieskim spojrzeniu, widziała mężczyznę tonącego we własnej krwi, któremu z oczu ulatywało życie.
Zauważyłam, że lubisz śmierć opisywać jako tonięcie we własnej krwi. Tak jak niegdyś Zevran powiedział, że lepiej by było, gdyby to on utopił się w swojej krwi niż żeby przytrafiło się to Isabelli… Czasem ten zwrot jest dobry, ale używanie go do każdego możliwego opisu umierania to już przesada.

Nienawidziła takich nocy, ponieważ podczas takich jak ta wszystko do niej wracało ze zdwojoną siłą i ledwo zagojone rany po raz kolejny zaczynały krwawić.
Nie musisz dwa razy wskazywać tej samej nocy w jednym zdaniu.

Nienaturalną ciszę zmącił pełen cierpienia szloch oraz stłumiony krzyk.
Dlaczego Isabella krzyczy, kiedy zaczyna płakać?

Nie mam apetytu, stałem się rozkojarzony, poddenerwowany tak, że gdybym mógł, to wbiłbym Alistairowi nóż do oka tylko po to, by dać upuść narastającej we mnie frustracji.
W oko. Upust.


ROZDZIAŁ 42
Łatwiej jej przychodziło oglądać swą rywalkę na obrazkach, niżeli czytając o niej.
Oglądać, więc czytać.

Co ja najlepszego zrobiłem?! Jak mogłem?
Nie! Dobrze się stało. Zasługiwała na śmierć. Mogłem to zrobić ja lub on. Tak. Tak musiało być. Prawda?!
MUSIALO! NIE MIAŁA PRAWA ZDRADZIĆ KRUKÓW!
Nie, nie, nie, nie, nie. Rinna.
Rinna.
RINNA. RINNA. RINNA.
Nie mam prawa wymawiać jej imienia. Nigdy nie istniała.
Nie było jej. Nie było nas.
Niczego już nie ma.

Ta dramaturgia… W ogóle jej nie czuć. Być może dlatego, że postaci w tym opowiadaniu posługują się nienaturalną konstrukcją zdań i nienaturalnym sposobem wypowiedzi. Na dodatek zawsze innym, więc nie wiadomo do końca, czego można się po nich spodziewać, a mamy już 42 rozdział. Ale, wracając do tego fragmentu – to słaby wpis. W dzienniku raczej tak się nie pisze. Tak można, no nie wiem, krzyczeć. Albo niech to pismo będzie choć słabo czytelne, kartka przedarta, to by świadczyło o emocjach piszącego, a nie cytowanie krzyku.
Poza tym to wygląda okropnie estetycznie. Linijka pod linijką, elegancko, kursywą. Trzykrotne powtórzenie imienia – lepiej, gdyby ktoś nabazgrał je mimochodem, na różnych częściach kartki. To zbyt poukładany fragment, nie pasuje do naświetlanych emocji, w których pełno chaotycznej rozpaczy.

Musimy się spakować i ruszać w dalsza drogę.
Literówka: dalszą.

Posuwali się w ciszy, czujne patrolując okolicę wzrokiem.
Literówka: czujnie.
Po lekturze prawie wszystkich rozdziałów posuwali się brzmi źle. Przypomniał mi się kabaret Abelarda Gizy o tym, jak małżeństwa z dziećmi uprawiają seks: posuw posuw posuw... ĆŚ ĆŚ ĆŚ rozglądu rozglądu Ok posuw posuw posuw ĆŚ ĆŚ ĆŚ ĆŚ!

(...) pośrodku którego widniał drewniany podest mogący służyć zarówno jako mównica, ale też do innych, mniej przyjemnych celów.  
Zevran, przyglądając się drewnianym belkom i deskom, już widział oczami wyobraźni dyndające na szubienicy ciała.

W zasłoniętych oknach dało się dostrzec materiał w czerwonym kolorze, jednak mimo tego przez szparę pomiędzy materiałem widać było poruszający się cień na tle bladego światła, sugerujący, iż w środku jednak znajdował się ktoś żywy.
Drętwy opis.

Twarz nosiła ślady minionych lat w postaci ledwo widocznych zmarszczek zdradzających, iż ów człowiek wiele przeszedł i niejedno widział.
Może bez zbędnego rozpisywania się? To o śladach minionych latach, blabla… Zmarszczki i to dalej by wystarczyło.

Skórę miał chorobliwie bladą, zaś na dłoniach widniały ciemniejsze plamy, a paznokcie sprawiały wrażenie zgrubiałych i pożółkłych.
Myślę, że to można bez problemu ocenić. Jeśli takie wrażenie sprawiały, to zapewne takie były i nie trzeba się bawić w przypuszczenia.

Sklepikarz wyglądał, jakby nosił dobrze dobraną maską teatralną, którą przywdziewają aktorzy komediowi.
Skoro tak wyglądał, to dlaczego z oczu bez problemu dało się wyczytać niechęć i wrogość? Bo w maskach teatralnych są dziury na oczy czy jak?

Dało się słyszeć charakterystyczny odgłos towarzyszący ciosowi.
Czytelnik się domyśla, że bohaterowie nie przebywają w próżni i słychać różne dźwięki. Nie trzeba o tym przypominać sztywną charakterystycznością.

– Nic ci nie jest?! – spytała zszokowana całym zajściem, podając pomocną dłoń kochankowi.
To tak nienaturalne, że znów mam przed oczyma Dlaczego ja?. Jakoś nie widzę tego szoku Isabelli. Mam wrażenie, że ze znudzeniem podała Zevranowi rękę, że cynicznie zapytała, czy wszystko w porządku, bo ciamajda właśnie potknął się o własne nogi.

Isabella stała jeszcze przez chwilę, patrząc na coraz bardziej powiększającą się kałużę krwi. Stałaby pewnie dłużej, gdyby nie Zevran wołający ją do siebie.
Pewnie zabieg specjalny, ale średnio wyszło. Naturalnie, że kałuża krwi się powiększa, nie trzeba pisać, że coraz bardziej.

Wkroczyła do malej klitki, pełniącą funkcję magazynku.
Pełniącej.

Na tarczy, rzuconą mu na plecy niczym zbędny fant, oraz na ramionach rycerza widniał symbol Redcliffe.
Rzuconej.


ROZDZIAŁ 43
Rozdział niewyjustowany. Poza tym akapity są nierówne i widać, że robione spacją. Podobnie w następnym rozdziale.

Gdy odzyskali możliwość widzenia, ujrzeli, że ich przyjaciele zostali zaatakowani.
Te pościgi, te wybuchy… Zero dynamiki.

Usłyszała nad sobą głos Isabelli, która, dzierżąc w dłoniach dwa sztylety, kroczyła szybkim tempem ku napastnikowi, atakującego Alistaira.
Atakującemu. I wystarczyło by kroczyła szybko. Bez przecinka po napastnikowi.
Niedawno jeszcze taka biedna i wystraszona była. Potem silna i bez emocji, później znów biedna, a teraz kozaczy. Co z nią jest nie tak? Może i jest Isabellą Kroczącą, ale kroczy po tym opku na oślep.

Alistair kopnął nogą, pragnąc złamać napastnikowi nogę.
No… kopnąć da się tylko nogą. Zresztą zrobiło się powtórzenie.

Chybił, jednak nieprzyjaciel nie zamierzał.
Co się stało z tym zdaniem?

Usłyszał tylko gardłowy charkot, a na twarz trysnęło mi coś ciepłego.
No, ciekawe co to mogło być. To ktoś usłyszał, a podmiotowi trysnęło na twarz?

– Co tu się, do cholery, stało? – spytała Isabella Alistaira, gdy ten był przy niej.
Był przy niej? Lepiej brzmiałoby stanął/znalazł się/podszedł do niej.

– Byliśmy obserwowani – powiedział Zevran, przypominając sobie moment, gdy miał z Isabella objąć wartę.
Literówka: Isabellą.

Od frontu wmontowano cztery okna, przez które sączyło się światło. Jednak zaciągnięte zasłony z jasnego materiału nie pozwalały zajrzeć do środka.
I znów: masz dziwną manierę stawiania jednak, które jest przecież łącznikiem, na początku zdania.

Drzwi, a raczej wrota, miały ponad dwa metry wysokości i tworzyły je dwa skrzydła umocowane na mosiężnych zawiasach. Z dwóch kominów ulatywał biały dym sugerujący, że ktoś wewnątrz palił drzewem w kominkach.

Nad podkrążonymi szarymi oczyma jak krzewy sterczały krzaczaste czarne brwi.
Skoro jak krzewy to logiczne, że były krzaczaste.

Gdy padli, targani konwulsjami, łucznika przebiegła nad nimi, chcąc się dostać do stopni prowadzących na balkon, skąd mogła osłaniać towarzyszy.
Pierwszy przecinek zbędny. Łuczniczka.

No, ale muszę przyznać, że przynajmniej po tych ostatnich przegadanych notkach pełnych ekspozycji, w końcu rozwija nam się jakaś konkretna akcja. Szkoda, że tak późno i tyle rozdziałów zmarnowałaś na nic.


ROZDZIAŁ 44
Wnętrze rozpadającej się świątyni wyglądało jak lodowa forteca. Szczeliny kamiennej posadzki wypełniał śnieg wpadający do środka przez liczne wyrwy oraz pęknięcia znajdujące się w sklepieniu. Wiatr zawodził, zwiedzając liczne komnaty, zdające się być od dawna opuszczone i zapomniane. Oszronione ściany skrzyły się w promieniach słońca wdzierających się tą samą drogą, co biały puch tańczący na podmuchach powietrza.
Ładnie mimo powtórzeń.

– I nastrój prysł – powiedział Alistair, siląc się na uśmiech.
Jest taki frazeologizm jak czar prysł.

Mimo że był cały uwalani w krwi, uśmiechnął się szczerze i ze spokojem, widząc, Szarą Strażniczkę całą i zdrową.
Uwalony. Ostatni przecinek zbędny.


ROZDZIAŁ 45
Isabella wraz z towarzyszami, od niepamiętnych czasów, byli zmuszeni walczyć w defensywie, nawzajem chroniąc swoje plecy.
Wychodzi na to, że zawsze walczą w defensywie.
Od niepamiętnych czasów nie musi być traktowane jako wtrącenie. Nadużywać przecinków też niedobrze.

Alistair z pasją wyciągnął dłoń, chcąc dotknąć jaja. Zdziwił się, że skorupka, na oko wyglądająca na szorstką, okazała się gładka i przyjemna w dotyku. Szary Strażnik pogładził jajo napawając się jego ciepłem, którego tak bardzo łaknęły zmarznięte dłonie.
Zevran wziął jedno dorodne jajo w dłonie.

Sten i Morrigan spojrzeli z grymasem na twarzach na swoje nogi oblepione przezroczystą śluzowata mazią, po czym zerknęli spod byka na głupkowato uśmiechającego się Zevrana.
Ten otrzepał nogi, starając się pozbyć się oblepiającej go obrzydliwości.
I gdzie mogłyby być te grymasy, jak nie na twarzach? Usuń ten dopisek.

Widzę, że nie palisz się do bitki, jak reszta, która spotkaliśmy po drodze.
Którą.

Alistair wymierzał serię ciosów tarczą, mocno przy tym kiereszując twarz przeciwnika, gdy wsunęła znalezisko do kieszeni z tyłu pasa.
Twarz wsunęła?

– Powiedz to, jak będziemy spowrotem w Redcliffe – mruknął, idący za nimi Alistair.
Z powrotem!

Ruiny walących się budowli skrzyły się od szronu. Pomiędzy starymi budowlami, mającymi czasy swojej świetlanej przeszłości za sobą(...)

Usłyszała głos Zevrana tuą przy uchu.
Tuż.

W momencie, gdy Sten przyparł do muru, osłonięty jednie przez cień, nad doliną przeleciał ogromny smok.
Jedynie.

Długi na piętnaście metrów ogon, pokryty twarda łuska oraz nadziany ostrymi kolcami, zwisał ze skały i poruszał się miarowo, niczym u kota, wylegującego się na słońcu.
Twardą łuską. Skąd ona może to tak dokładnie wiedzieć? Co, Isabella chodzi z miarką i jakimś cudem zdążyła zmierzyć smokowi ogon, kiedy przelatywał jej nad głową?

Szary Strażnik – blady na twarzy – podszedł do wiedźmy.
Blady na twarzy to opis postaci w danej chwili. Wypadałoby umieścić go przed Szarym Strażnikiem lub ewentualnie ująć w przecinki, które nadadzą mu mniejszą siłę.

Gdy tylko znaleźli się we wnętrzu budowli, w pochodniach zapalił się ognień z głośnym syczeniem, trawiąc tkaniny nasiąknięte nafta, oświetlił surowe, pozbawione jakichkolwiek ozdób pomieszczenie.
Naftą.

Z lekką konsternacją dostrzegła, że gdy spojrzała pod odpowiednik kątem, mogła dostrzec prześwitujące przez niego wzory na drzwiach.
Odpowiednim.

– Jesteś pierwszą osobą, która tu dotarła od bardzo dawna. Ochrona Urny i przygotowanie drogi dla wiernych, którzy przybędą oddać cześć Andraście jest moim obowiązkiem, moim życiem.
Co z tego, że Isabella przyszła z czterema innymi osobami? Ach, tak… zapomniałam… Jest pierwsza nawet wtedy, gdy przed nią weszła Morrigan.
Ough. Przez całe opowiadanie skupiasz się tylko na Isabelli, Zevranie i od biedy Alistairze. No cóż… w końcu trzeba rozwijać wątki miłosne, a postacie, które w nich nie uczestniczą, nie muszą najwyraźniej mieć żadnych charakterów. No bo po co.

– Alistair, rycerz i strażnik Zastanawiasz się czy sprawy potoczyłyby się inaczej, gdybyś był przy Duncanie na polu walki.
Brak kropki albo ucięło fragment zdania. I chyba pytajnik zjadło.

– Dobrze więc. Droga wolna. Obyście znaleźli to, czego szukacie – powiedziawszy to mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, a drzwi, które miał za sobą, stanęły otworem.
Ta scena była żałosna. Duch miał sprawdzić podróżników, a ten, który powiedział, że nie chce być sprawdzany, przeszedł próbę. To sztuczne i nie kupuję tego. Poszło zbyt łatwo, było zbyt nudne i nijakie. Ktoś, kto nie przeszedł gry, nie wie kompletnie, o co chodzi.

– Echo z krainy cieni szepce, o rzeczach, które się wydarzą.
Pierwszy przecinek zbędny.

Jestem matką, tocząca rzewne łzy nad córką, której nie zdołała ocalić.
Toczącą.

Morrigan odgadnęła już kolejną zagadkę i przeszła wysłuchać kolejnej, tak jak Alistair i Zevran, tylko Sten stał za Isabellą i myślał.
Odgadła.

Zakonnik rozpłynął się, a Sten najwidoczniej odetchnął z ulgą. Spojrzała w dół, napotykając wzrok Isabelli, która uśmiechała się do niego ciepło.
Spojrzał.

– Dlaczego stoicie jak kołki?– spytała Isabella
Spacja między pytajnikiem a myślnikiem.

– Dziecko moje – powiedział głosem nieżyjącego teyrina Wysokoża. – Wiesz, ze mnie już nie ma i żadne twoje modły nie sprowadzą mnie spowrotem.
Z powrotem.

Postać wyglądająca, jak Bryce Cousland i przemawiająca jego głosem zniknęła, a Isabella wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed sekunda widziała ojca.
To w końcu był Bryce Cousland czy nie? I zbędny przecinek po wyglądająca.

(...) gdzie jeszcze przed sekunda widziała ojca.
Sekundą.

Jeszcze raz rzuciła okiem na rodowy herb, uśmiechając się smutnie.
Smutno.

Czuła bijąca od niego moc, a może tylko się jej zdawało.
Bijącą.

Kolejną próbą było pokonanie cienistych kopii samych siebie. Morrigan walczyła z Morrigan, Sten ze Stenem… Nikt nie włączył jak dotychczas, o życie, czy wyższy cel. Każdy zadawał ciosy pragnąc tego z całego serca. Miło się wrażenie, że był to swoisty rytuał oczyszczenia. Oczyszczenie polegające na zabiciu samego siebie, tej części natury, przeszłości, historii, z których nie było się dumnym.
Ten opis jest naprawdę zły. Jałowy, skrócony, właściwie nie wiemy, o co chodziło. Widać, że po prostu nie miałaś pomysłu, jak to opisać, więc streściłaś to w kilku zdaniach bez większego znaczenia dla historii. W gruncie rzeczy można było ukazać bohaterów z nowej perspektywy, opisać ich zmagania z samymi sobą.
Nikt nie włączył jak dotychczas, o życie, czy o wyższy cel – z tego nie da się wywnioskować nic. Kompletnie tego nie rozumiem. Pomieszały Ci się słowa i interpunkcja.

Miło się wrażenie, że był to swoisty rytuał oczyszczenia.
Miało.

Gdy cienie rozpłynęły się w powietrzu, tak jak i pozostałe mary, zaabsorbowały je drzwi, za którymi, prócz wąskich płyt naciskowych, znajdywała się przepaść.
Po pierwsze: znajdowała się.
Po drugie: człowiek, który nie grał w Dragon Age, kompletnie nie ma jak sobie wyobrazić tej sceny. Gdzie te płyty były? Jakiej były wielkości?

Sten, rozglądając się, przez przypadek nacisnął jedną z płyt. Z głośnym trzaskiem nad przepaścią zmaterializował się na w pół przeźroczysty kawałek mostu.
Dlaczego nie wpadli na to wcześniej, skoro widzieli te płyty?

Męczyli się z tworzeniem mostu ponad godzinę. Dopiero, gdy byli pewni, który element za którą część mostu odpowiada Isabella postanowiła przejść na drugą stronę.
Z jakim tworzeniem mostu? Jakie elementy? To raczej opis części gry, ale przedstawiłaś to tak słabo, że w ogóle nie wiadomo, o co chodzi. I jak cokolwiek sobie wyobrazić? Całą scenę skróciłaś do dwóch zdań. Pogubiłam się, no wybacz.

– Nie – zaprzeczył Sten. – Nie możesz się poświęcać, kadan. Ty masz świat do uratowania, a ja tylko grzechy do odkupienia. Pozwól mi to zorbić. Pozwól mi przejść.
Zaoponował, jeśli już, bo nie było niczego, czemu Sten mógłby zaprzeczać. No i zrobić. Zresztą nic o Stenie nie wiemy. To jedna z najbardziej płaskich i dennych postaci tego opowiadania, a nagle stawiasz go w takiej sytuacji i próbujesz pokazać, że to dramatyczne...

– Masz – powiedział Alistair, podając Stenowi linę, która leżała w kącie, jakby czekał na użycie.
Czekała.
Ta leżąca lina jest dość nieprawdopodobna. Chyba że to bierny do tej pory Sten nagle się obudził i wreszcie doczekał swoich pięciu minut w scenie.

– Ktoś z nas musi wszystko, co na sobie, położyć na ołtarzu i nagi przejść przez płomienie – powiedział, krzywiąc się.
Co ma na sobie.

Podszedł do ołtarzu i po kolei zaczął na nim składować części swojej garderoby i wyposarzenia.
Ołtarza. Składać. Składować oznacza przechowywać. I, na litość boską, wyposażenia.

– Pytasz, bojąc się, że ujrzysz moje ciało i dojdzie do ciebie, że wyglądam lepiej niż ty, czy dlatego, ze boisz się o to, bym nie umarł płonąc żywcem.
Przecinek przed imiesłowem.  I pytajnik na końcu zdania!

Naprawdę stęskniła się za Rufusem i jego miękkim futrem, a nawet za tym cuchnącym odorem z pyska.
Pleonazm. Odór zawsze cuchnie.


ROZDZIAŁ 46
Gdyby Isabella umarła, dlatego, że jego nie byłoby w pobliżu, byłoby to równoznaczna z tym, że ją zabił.
Równoznaczne.

– Gdzie są pomioty, kiedy naprawdę mógłyby się na coś przydać
Mogłyby.

Był sfrustrowany i nie ukrywał tego, że seks pomógłby mu rozładować nagromadzone przez prawie dwa tygodnie napięcie.
Dwa tygodnie? Aż tyle czasu się denerwował? Nie opisałaś tego.

–Myślałam, że do nas obojga dotarło (...).
Spacja między myślnikiem a myślałam.

Gdy zatrzaskiwał okładkę swojego dziennika, wiedział, że zrobił najgorszy błąd, czytając stare wpisy sprzed lat.
Skoro sprzed lat to oczywiste, że stare.

Zevran w końcu opuścił komnatę, którą dzielił z Isabellą. Od kłótni z niej nie wychodził. Dotarło do niego, że nie mógł siedzieć w niej wiecznie i rozpamiętywać przeszłości.
Okej, może to tak do końca nie brzmi, ale biorąc pod uwagę erotyczne napięcie między tą dwójką i fabułą, to... Z Isabelli nie wychodził? W Isabelli siedział i rozpamiętywał przeszłość?



Nie sądził, że zastanie Isabellę w salonie, w którym przed paru tygodniami zamordowała dziecko.
Przed paroma tygodniami.

Pocałował ją w czoło, czego nigdy przedtem nie robił.
Ależ zrobił to kiedyś.


ROZDZIAŁ 47
Rozdział naszpikowany błędami interpunkcyjnymi i literówkami.

Każdej kolejnej doby rosło również nie zadowolenie szlachty, domagającej się od Loghaina wyjaśnień oraz powzięcia jakichkolwiek działań przeciwko plugastwu, trawiącemu ziemię.
Niezadowolenie piszemy łącznie.

Loghain albo nie widział, albo nie chciał widzieć, że to właśnie Howe najbardziej trząsł się na wejść o strażnikach, o pogłoskach, jakoby jedną z ocalałych była córka Bryce’a Couslanda, człowieka, którego zdradził, mordując go wraz z rodziną i przejmując Wysokoże, samozwańczo ogłaszając się nowym teyrnem.
Wieść. I to zdanie jest zbyt długie.

Owszem, ubrania niedbale wiszące na drzwiach szafy mogły wydawać się jakimś intruzem, ale były nie groźne.
Niegroźne.

Zdziwiony zauważył, że sypialnia była pusta.
Oprócz tego, że poza nim w środku byli Isabella i Rufus, to tak, komnata była pusta.

Zastrzegł uszami, słysząc szloch swojej pani.
Zastrzygł.

To przykuło uwagę siwowłosej staruszki, mającej za broń coś potężniejszego niż parę ostrzy, magię.
To zdanie jest źle zbudowane i sztucznie brzmi. Przed magię możesz postawić myślnik, będzie lepiej, choć ja pozbyłabym się tak dziwnego opisu.

Miło było popatrzeć na weselejące się twarze.
Weselące.

Nie mogąc wytrzymać pokusy ło mu Couslandka wzięła w dłoń garść śniegu i pacnęła nim w czubek głowy łuczniczki.
Co to jest pokusy ło mu? Bawiłaś się w Górala?

Otrzepała uniform, chuchnęła z zmarznięte dłonie.
W.

Isabella wzniosła oczy ku mlecznemu niebu, załamując przy tym ręce.
Kolor mleczny: klik.

– To ja już pójdę – powiedział Isabella, nie bardzo wiedząc, co sądzić o tej rozmowie o niczym.
Powiedziała.

Isabella bez słowa minęła przyjaciółkę, która studiowała jedną ze sowich ksiąg.
Swoich.

Nie miałam zamiary ci przeszkadzać w lekturze.
Zamiaru.

Sama się zastanawiałam, czy nie poinstruować Wynne w sprawach magii krwi. Ona zna to tylko z teorii, bo to, że widziała parę rzeczy tam, w Kręgu, o niczym nie świadczy. Mnie matka od dziecka instruowała w tej dziedzinie. Jak jej używać, jak się przed nią bronić, jak okiełznać demony – wyliczała.
Tutaj Morrigan jest dość bezczelna i bazuje raczej na domysłach niż na pewnych informacjach.

Alistair chodził w kółko, mrucząc pod nosem swoje obawy, na które Isabella nie zwracała zbytniej uwagi,. Jedynie wodziła wzrokiem za przyjacielem.
Przecinek i dalsza część zdania, albo kropka i nowe.

Ty trzymasz nas w kupie i nami dowidzisz.
Dowodzisz.

Gdybym ja podejmował decyzje… możliwe, ze już dawno wąchalibyśmy kwiatki id spodu.
Że, od. Wydaje mi się, że Alistair strasznie się podlizuje Isabelli. Z drugiej strony w ten sposób za bardzo ją idealizujesz.

Najwcześniej jutro będziecie mogli z nim pomóc.
Chyba miało być porozmawiać/pobyć, jak wynika z kontekstu. Ewentualnie mu pomóc.

– Nie ramsz mi czegoś do powiedzenie? – zagaiła czarodziejka.
Masz.


 PODSUMOWANIE 

Czasami masz tak banalne błędy, że wydaje mi się, że pisałaś tekst, będąc zmęczona i poprawiałaś go, nie dostrzegając głupot. Ewentualnie, że w ogóle nie sprawdzasz go przed publikacją. Twoją betą jest Nearyh i jestem pewna, że albo czasami pomijasz korektę, albo dopisujesz coś, a następnie wstawiasz niesprawdzony fragment. Widać to szczególnie w niezbetowanych jeszcze rozdziałach – są słabsze i nudniejsze. Jest tam więcej literówek i błędów interpunkcyjnych.
Nie z przymiotnikami piszemy łącznie!
Czasami masz problem z odmianą przymiotnika, szczególnie w zdaniach złożonych. Czytaj je na głos, będzie Ci łatwiej wyłapać zgrzyty w tekście.
W tytułach nie stawia się kropek na końcu. Od trzeciego rozdziału w spisie treści robisz to notorycznie.
Często nie używasz spójników tam, gdzie powinnaś ich użyć. One nie gryzą! Tak samo jak jednak jest spójnikiem i stosowanie go na początku zdania rzadko kiedy ma uzasadnienie. Poza tym gubisz zaimki zwrotne i podmioty. To wszystko wprowadza zamęt w tekście i znów rada: czytaj zdania na głos.
Mieszasz w szyku zdań – na przykład wprowadzając niepotrzebną inwersję – i w dialogach, dopisując do wypowiedzi po myślniku reakcję innej postaci, co jest zasadniczym błędem utrudniającym zrozumienie tego, co właściwie się dzieje. Czasami też przenosisz jedno zdanie, które jest kontynuacją jakiejś myśli, do nowego akapitu, zaburzając tym samym konstrukcję tekstu. I często nadużywasz podmiotów w akapitach, gdy nic nie świadczy o ich zmianie.
Przecinki – gubisz je lub wrzucasz tam, gdzie nie mają prawa bytu. Zapominasz ich szczególnie przed imiesłowami, a wstawiasz niekiedy w całkiem przypadkowych miejscach, między innymi notorycznie przed wyrazami niczymjakbądźczy (w znaczeniu lub). Oprócz tego zdarza Ci się nie stawiać pytajników w pytaniach, a czasem nawet kropki kończące zdania giną w akcji. Dodatkowo robisz wtrącenia z tego, co nimi nie jest, mnożąc przecinki zupełnie niepotrzebnie.
Masz trzy dziwne maniery: używanie oraz częściej od i, zupełnie tak, jakbyś się bała, że i jest za mało formalne; jak zamiast gdy; co zamiast któryktóraktórzy… A to wcale nie sprawia, że tekst jest bardziej staropolski, najwyżej bardziej śmieszy. Prócz tego wciąż mylisz wyrażenia znajdywać coś i znajdować sięZnajdywać się to tak, jakby ktoś właśnie szukał samego siebie.
Dochodzimy do innego ważnego błędu, który popełniasz: starasz się na siłę archaizować swój tekst, od czasu do czasu wrzucając jakieś staropolskie słowo, które nie pasuje do reszty w żaden sposób. Czasem próbujesz dokonać tego na siłę poprzez jakąś dziwną składnię. Tyle że po pierwsze: archaizmów nie stosuje się w narracji, chyba że cały tekst jak leci jest w ten sposób stylizowany. Po drugie: obok tych staropolskich słówek stawiasz na przykład taką kelnerkę, która jest już całkiem współczesna. No i przyłapałam raz krasnoluda na mówieniu gwarą poznańską, a to dziwne. Takie zabiegi prowadzą do tego, że wygląda to wręcz śmiesznie. A chyba miało dodawać uroku, zapaść w pamięć, stworzyć jakiś klimat. Lepiej z tego zrezygnuj. Może i świat Dragon Age to miejsce, gdzie nie ma komputerów, telefonów, samochodów – takie czasy, ale jeśli tak bardzo chcesz dopasować swój styl do dawnych dziejów, rób to cały czas, bo wrzucając pojedyncze starodawne określenia tak bardzo kontrastujące z tymi nowoczesnymi, często zapożyczeniami, uzyskujesz odwrotny efekt od zamierzonego.
Edycja tekstu też momentami leży i kwiczy. Kilka rozdziałów jest niewyjustowanych, a w jeszcze większej ilości wcięcia akapitów są różnych rozmiarów, bo są robione spacjami. To nieestetyczne. Druga sprawa to taka, że oddzielasz od siebie akapity podwójnymi enterami – po co? No właśnie: zbędnie. Rozmiar czcionki – a nawet interlinii – są w różnych rozdziałach różnych rozmiarów. Bajka po prostu, co masz z tym formatowaniem. Takie szczegóły wpływają na odbiór tekstu. Pomijając już jego ogólny kiepski wygląd szablonu (o wiele wygodniej czytało się na telefonie), przez co łatwo męczył się wzrok.
No i niektóre rozdziały do połowy są pisane kursywą, chociaż używasz białej Times New Roman na czarnym tle. To wcale nie należało do najprzyjemniejszych doznań dla oka.

Sztuczne, nudne dialogi; wypowiedzi bohaterów nie mają unikalnego charakteru, niewiele różnią się swoim stylem od opowieści narratora. Wszyscy mówią tym samym językiem, tą samą składnią, która w dodatku jest oficjalnym językiem pisanym. Później wrzucasz sporo wulgaryzmów, ale co z tego, skoro wściekła Isabella mówi jak urzędnik (i to nawet trochę zdziecinniały)? I w tym momencie mieszasz co się tylko da: archaiczne słówka z tymi nowoczesnymi plus wulgaryzmy w formalnym zdaniu. Trochę przekombinowane, nie sądzisz?

No i ekspozycja na ekspozycji ekspozycją poganiała. Wszystko podajesz czytelnikowi na tacy, nie pozwalasz mu się zastanowić nad bohaterami, wskazujesz konkretne cechy od razu, zamiast zabawić czytającego sceną przy ich wykorzystaniu (bez mówienia o nich wprost). W ten sposób opowiadasz wiele istotnych rzeczy, które możesz ująć jako przemyślenia postaci – zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zdarzają Ci się fragmenty wyrwane z pamiętnika Zevrana – albo wpleść w dialogi, budując przy tym charaktery i relacje bohaterów. Lub zwyczajnie opisać poprzez zachowanie postaci, zamiast zastępowania ich jedną nazwą konkretnej cechy. Wpychasz mi do gardła to, co powinnam wyciągnąć sama z tekstu. Szczególnie opinię o bohaterach – narzucasz mi bohaterkę taką i taką, zamiast pozwolić mi ją poznać i samej zbudować o niej opinię.
Spójrz, to prosty przykład z życia: prowadzimy między sobą rozmowę, ja obserwuję Ciebie, Ty mnie. Ja myślę coś o Tobie, Ty o mnie. Trzecia osoba patrzy na nas z boku. Wyciąga wnioski z tego, co zobaczy i usłyszy. A teraz zwróć uwagę, że ja jestem czytelnikiem, który chce wyciągać wnioski z zachowań dwóch dowolnych postaci Twojego opka – na przykład Isabelli i Zevrana, w czasie ich rozmowy. Aby wiedzieć, jak się czują, muszę mieć dobrze opisane, jak się zachowują. Jak wyrażają emocje – aby wiedzieć, co to są za uczucia. A nie tylko, co mają w środku, z jaką historią borykają się we własnych umysłach. Za bardzo eksponujesz, zbyt mało Twoje postacie po prostu… robią. Nie mam z czego wyciągać o nich wniosków. Bo Twoje opowiadanie często nie ma scen, ale kilka zdań o tym, jacy bohaterowie są. I pisze o tym narrator, wprost.
Planuj postacie i dopasowuj do nich sceny. To daje większą frajdę. Myśl, jak faktycznie mogłyby się zachować. Niech nie zachowują się randomowo. Jeżeli, przykładowo, Twój bohater ma być w danej scenie smutny, to napisz, jak wyraził smutek, żebyśmy się domyślili, że to faktycznie smutek. Jak napiszesz, że był smutny, to ja już wszystko wiem, nie muszę dedukować, wyobrażać sobie mimiki bohaterów, nie muszę domyślać się emocji. Ty mi ją po prostu podałaś na tacy.
Jak się zachowuje smutny człowiek? Opisz, jak coś zrobił, a nie tylko to, jak się czuł. Jego zachowanie to dowód na emocje – czytelnik sam je zobaczy oczami wyobraźni.
Często zamiast skupić się na udziale bohaterów w scenach, za bardzo eksponujesz ich wygląd. Masz ogromną paletę charakterów do wyboru, ale Twoje postacie nie mają żadnego konkretnego. Usiądź wygodnie i zastanów się, jaka ma być Isabella. Jak ją widzisz i opisuj jej zachowanie tak, by koniec końców przedstawiało jej osobę. Wygląd wplataj w to ostrożnie. By jej zachowanie było dowodem na jej charakter. Nikt nie lubi Harrego Pottera za to, że jest okularnikiem z błyskawicą na czole, tylko za to, jak opisywano sceny z jego udziałem: jaki był, na przykład, odważny (okulary przy okazji czasami spadały mu z nosa). Ale też odwagi nie pokazano za pomocą zdania Harry był odważny tylko za pomocą opisu sceny, w której robił coś niesamowitego. O to chodzi. Nikt nie mówił, że pisanie opowiadań jest łatwe.
Tyle o wszędobylskiej ekspozycji.

Przejdźmy zatem do kreacji postaci! A bardzo je stypizujesz. To nie wychodzi opowiadaniu na dobre.
Isabella per Krocząca. Jest typową heroiną: przepiękna, mądra, silna pod każdym możliwym względem. Jest oprócz tego doskonałym strategiem, zawsze ma rację i tak dalej. Posiada też jakieś niezwykłe moce: czuje, jak inni ludzie wchodzą po schodach, odcina głowy jednym ruchem sztyletu, jednym kopniakiem rozwala kłódki na drobne kawałki, podczas gdy dorosły facet, który z pewnością dość mocno za kratami się szarpał, nie mógł sobie z tym poradzić. Wszystko jej się udaje, nawet jeśli zbytnio się nie wysila. Cóż: jest doskonała. Czy aby nie za bardzo? Nie rób z niej typowej Mary Sue. Znaczy, jak na razie idziesz idealnie w tym kierunku. Mary Sue nie jest dobra. Jest zła, bardzo zła, a zazwyczaj wciela się w nią główna bohaterka jakiegoś opka. W tym przypadku masz OC, więc o Mary Sue tak naprawdę nietrudno. A to jest fatalna kreacja własnej postaci. Poza tym myślę, że ten cały wątek z tym, jaka to Isabella jest mroczna, nieprzewidywalna itd. jest kiepsko opisany. Przez 47 rozdziałów dowiadujemy się tylko tyle, że w związku z tą swoją mroczną naturą torturowała Zevrana, ucięła zagrażającemu jej magowi głowę i zabiła dzieciaka, czego de facto nie chciała zrobić, ale powinna dla dobra ludzkości, bo przecież był w nim demon. Więc wcale nie wyszła na tym źle. A scena, gdy siedziała okrakiem na Alistairze, która miała potwierdzić jej zły charakter, jedynie śmieszyła. Wcale nie czuję, żeby Isabella była nieobliczalna. Ach, no i często ukazuje też masę słabości, niewyjaśnionych niczym sensownym. Histeryzuje, dramatyzuje, wypada raz patetycznie, pompatycznie, innym razem klnie jak szewc. Jednocześnie jest niedojrzałą nastolatką, silną wojowniczką  i dorosłą psychopatką. Kobieta niby zmienną jest, no ale bez przesadyzmu.
Zevran… czyli wiecznie napalony elf. Wiem, że są czasem takie specyficzne postaci, które często opowiadają zbereźne żarty, ale potrafią też być bardzo poważne. Tymczasem momentami mi się wydaje, że Zevran myśli penisem nawet wtedy, kiedy tłucze się z pomiotami. Seks jest czymś naturalnym, tak. Ale Zevran miał być lekkoduchem, który ma zamiłowanie w stosunkach płciowych, takim fajnym kumplem, żartownisiem, z którym można się przespać bez konsekwencji. I oczywiście badassem, który ma podniecić potencjalną żeńską część czytelników. Miał też być inteligentny, niby bezuczuciowy, ale jednak przyjacielski. Nie wyszło. Dlaczego? Bo cała ta postać ma trzy rodzaje rozterek w swoim życiu:
1. Nie kocham Isabelli, ale może jednak, bo mi na niej bardzo zależy; chociaż w sumie to miałem ją zabić;
2. Mój penis jest nieokiełznany, więc najpierw kilka razy wskoczę do łóżka Isabelli, a potem będę się oglądał na jej przyjaciół (niezależnie od ich płci), jeśli Couslandówna akurat nie będzie chciała się rozebrać;
3. Rinna i Antivańskie Kruki (tak, ich też przeleciałem);
Dla mnie to płytka konstrukcja postaci. Nie ma właściwych podstaw psychicznych, by jego kreacja zaskakiwała, zachwycała lub żeby odbierać go jako kogoś ciekawego. Zwłaszcza, że Zevran dziwi się, że wszyscy dookoła traktują go jak Chodzącego Rozpłodowca, podczas gdy sam o sobie myśli w ten sposób i nawet za bardzo się z tym nie kryje… Trochę to przykre. Czuję się tak, jakbyś próbowała uczynić z niego Greya skrzyżowanego z Kylo Renem. Tak czy siak każda jego rozterka sprowadza się do tego, że chce ściągnąć Isabelli (lub ewentualnie Alistairowi) majtki i jest bardzo niezdecydowany. Miałaś tutaj dość spore pole do popisu. Postać Zevrana bardzo ciężko przedstawić tak, jak planowałaś. Trzeba dobrać mocne argumenty, ładnie przedstawić psychikę bohatera i przede wszystkim poprzeć to czymś. Nie wyszło; jedynym argumentem jest seks.
Inne postaci są jeszcze bardziej płaskie, ale na ich tle trochę wyróżnia się Morrigan, która zdobyła największą sympatię wszystkich trzech oceniających. A to dlatego, że jest najbardziej charakterna i najmniej wymuszona. Całkiem nieźle ją pokazujesz, może nie tak dobrze, jakbyś mogła, ale nie jest tragicznie. Jej sposób wypowiadania się wypadł bardzo przyjemnie, w sposób zbliżony do oryginału. Żałuję tylko, że nagle ucięłaś wątek romansu z nią i jej rola ograniczyła się do dogryzania innym bohaterom od czasu do czasu. Poza nią inne postaci nie wyróżniają się w ogóle.
Jest i Alistair, który chyba miał być mądry, a jest potwornie nieporadny. Jego postać kręci się wokół rozmyślania o relacji Isabelli i Zevrana. Najbardziej boli to, że rozmawiając z Morrigan, potrafi walnąć ciętą ripostę, być choć trochę wredny, jeśli można tak to nazwać. Przy Isabelli i Zevranie zamienia się w potulnego baranka i nie wyobrażam sobie, jak może być wojownikiem, prawowitym przywódcą grupy, skoro nie umie wyrazić własnego zdania. Takie ciepłe kluchy z niego. Niby templariusz, ale jednak nie, tylko szkoda, że o tym też zapominasz. Z resztą drużyny kontakt uszczuplił do minimum, więc jeszcze bardziej ograniczasz jego charakter (wychodzi na cichego, bojącego się mężczyznę, który nie mógłby być niegdyś liderem – jest zbyt mało kontaktowy).
Mamy jeszcze Lelianę, której jedynymi widocznymi cechami są pobożność i troska o innych. I nieźle celuje.
Oghren ma duży potencjał, ale został sprowadzony do nazywania go opijusem i ciągłego gadania na przemian o alkoholu i chędożeniu. Jest trochę podobny do Hagrida z Harry’ego Pottera, taki wyróżniający się, do którego czuje się sympatię. A jednak tworzysz z niego kopię Zevrana w trochę bardziej odpychającej wersji. Zupełnie zepsułaś tę postać.
No i mamy jeszcze Stena, o którym wiemy tylko tyle, że jest wiecznie bardzo opanowany, bardzo silny i ma coś na sumieniu (swoją drogą też jest to wątek nudny; przewija się od czasu do czasu, wyskakuje ni stąd, ni zowąd, by potem równie prędko odejść w zapomnienie). W finale miał swoje pięć minut, ale poza tym nie zaprezentował niczego szczególnego.
No i Wynne, o której wspominasz raz na parę rozdziałów, że nie jest taka zwykła, jakby się wydawała… no i co z tego? Jakoś czytelnik tej niezwykłości w żadnym przypadku nie uświadcza, choć uzdrowicielka dołączyła do Isabelli już kilka rozdziałów wstecz. Wydaje się również, że na siłę chcesz wmówić czytelnikowi, jaka Wynne jest wspaniała, a jednocześnie pozbywasz się jej z opowiadania najszybciej jak się da. Oby tylko móc wrócić do Isabelli, Zevrana i ich pieprzenia się.
Ach, i zapomniałabym: zawsze wszystko im się udaje. Wiem, że gra ma swoje mechanizmy, ale to jest jednak opowiadanie. To nie jest tak, że tylko główna bohaterka czasami jest ciężko ranna albo musi podejmować różne decyzje, choć rzeczywiście najczęściej powinna to być ona.
Nie zrozum mnie źle: postaci poboczne nie powinny przyćmiewać głównego wątku, ale tu się wręcz odnosi wrażenie, że one służą Ci tylko i włącznie do tego, by czasem sprowokować jakąś sytuację między głównymi bohaterami. Czuję się tak, jakby w rzeczywistości towarzysze niewiele dla Isabelli znaczyli (nie mówiąc nawet o Zevranie, który zdaje się mieć wszystkich gdzieś, jeśli akurat nie ma potrzeby). Gdybyś zwróciła na nich większą uwagę, opowiadanie stałoby się dużo ciekawsze. Jak na razie był jeden wątek poboczny… Który nagle zamknęłaś i nic nie zapowiada tego, byś miała do niego wrócić. I pod tym względem mocno się zawiodłam.
Należałoby jeszcze wspomnieć o Rufusie. To zwykły-niezwykły pies, który chyba nie jest psem. Mądry, ale głupi. Groźny, ale boi się burzy. Posłuszny, ale wariuje i ujada, więc potem nikt już go nie chce ze sobą zabierać na misje. A podobno taki geniusz, że mógłby się nauczyć mówić – jak powiada przysłowie o mabari. W lesie nie interesują go szyszki, trawa, papierzaki. W ogóle nic go nie interesuje, najczęściej znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Przypominasz sobie o nim, gdy jest potrzebny, nie pełni części tła historii. I trochę mi go szkoda, bo pies to świetny pomysł, ale kompletnie niewykorzystany.
Mam też drobną uwagę co do nazbyt gwałtownych, nierealistycznych niekiedy reakcji bohaterów. Jeśli jakaś informacja jest dla kogoś oburzająca lub wstrząsająca, to najpierw musi w ogóle dotrzeć do niego, co jest z nią nie tak. To nie zajmuje ułamka sekundy. Nie budujesz napięcia, wszystko upraszczasz do nagłego gniewu, którego się zwyczajnie nie czuje, bo nie odwołujesz się do buzujących emocji, które wieść mogła wywołać.
Twoim głównym problemem z postaciami jest to, że zwykle nadajesz każdemu jedną cechę i wyłącznie jej się trzymasz. To okropne stypizowanie, które sprawdza się jako tako w bardzo krótkich tekstach, ale nie w dłuższej historii. Zobacz, każdemu mogę przyporządkować jakieś określenie, które obrazuje cały charakter:
Isabella – idealna;
Zevran – seksoholik;
Alistair – biedna ofiara losu;
Morrigan – zgryźliwa;
Leliana – pobożna;
Sten – milczący;
Oghren – pijak;
Wynne – poważna.
Twoich bohaterów tak się odbiera; żadnej złożonej psychiki, żadnego rozplanowania, postępują według jednego utartego schematu, każdy wedle tej jedynej cechy. To nie jest dobre. Takich postaci się nie zapamiętuje. Ich rozumowanie ciężko ogarnąć, bo nie ma podstaw na to, by podejrzewać ich o szersze myślenie czy zachowanie inne, niż przewiduje cecha dominująca charakteru.

Co do opisów walk:
No cóż, nie jest to Twoja najsłabsza strona, ale też nie najsilniejsza. Wiele razy wspominałam o tym w trakcie oceny, ale długimi i pokrętnymi zdaniami odbierasz dynamikę scenom, które powinny dynamiczne być. Czasami skracasz coś do jednego słowa bądź zdania, podczas gdy rozpisanie się na ten temat – na przykład o chwili, gdy Alistair został zaatakowany i prawie zabity – dodałoby napięcie. Uczyniłoby to opowiadanie bardziej klimatycznym. Jeśli skracasz sceny często kluczowe dla pewnych postaci, to sprawiasz, że wszystko oprócz romansu Isabelli i Zevrana w tym opowiadaniu wydaje się być wyciętym z papieru, dwuwymiarowym tłem dla dwóch postaci zaprojektowanych w technologii 3D. I to marnej.

Opisy przyrody są w miarę w porządku, choć zdarzają się niespójności, tak jak na przykład na początku rozdziału 47. Przez długi czas takich opisów nie było w ogóle, przez co czytelnik, który wcześniej nie sięgnął do Dragon Age, nie ma pojęcia, jak wygląda świat. Potem już jest lepiej, bo przynajmniej jako tako można sobie zacząć wyobrażać wszystko wokół. Rzecz jasna nie chodzi o to, by rozpisywać się o cudach przyrody, a tylko umożliwić czytelnikowi wizualizację otoczenia.

I przepisujesz grę dość dosłownie. Czasem dodasz coś od siebie, ale zwykle lecisz grą, jak z tymi kilkoma strojami, które Isabella ze sobą nosiła. Powinnaś do opowiadania podejść jako do opowiadania, a nie przepisywać mechanikę Dragon Age. Powinien w tym być pewien realizm co do ludzkich możliwości.

Czytając taką ilość rozdziałów, nie da się ominąć komentarzy czytelników. Często słodzą, że jest pięknie, ślicznie i fokle. Nie do końca. Ale gorsze jest to, że są osoby, które wytykają Ci błędy znalezione w opowiadaniu. Nie chodzi tu nawet o te językowe, ale też uwagi odnośnie akcji/fabuły/zachowania postaci. Jeśli nie chce Ci się tego poprawić, to nic dziwnego, że tekst jest usiany literówkami, złymi odmianami, a niektóre wątki są bez sensu. Posłuchaj czasem czyjejś rady. Jeśli scena wypada źle, przeredaguj ją, unaturalnij. A Ty machasz ręką w geście olać to i piszesz dalej, nie zwracając uwagi na to, czy mój bohater zachowuje się logicznie lub czy przesadzam z jakąś cechą charakteru. A potem są takie kwiatki jak idealna Isabella, Zevran seksoholik czy ciapowaty Alistair. Pamiętaj! Jeśli ktoś komentuje z sensem i uznasz, że ma rację, nie olewaj go, tylko przemyśl radę! I tym bardziej dziwi mnie ogrom baboli, których Nearyh na pewno nie pominęła.

Choć wiele rzeczy w opowiadaniu mi się nie podobało, to jednak miało ono też swoje lepsze strony. Niekiedy mogłam się uśmiechnąć, a nawet zaśmiać z wypowiedzi lub po prostu przez komizm sytuacji. Najlepiej na tym tle wypadało dogryzanie sobie Morrigan i Alistaira. Kolejnym plusem jest to, że przez większość opka coś się dzieje. Mamy jakąś fabułę, akcja idzie w przód i, choć czasami opornie, rozwija się. Racja, skupiasz się głownie na Isabelli i Zevranie, ale w tle przewijają się wydarzenia (szkoda, że tak słabo wyraziste). Są to jednak pojedyncze momenty, które tworzą jakąś konkretną całość, ale mimo to nie nazwałabym ich ciągiem fabularnym opowiadania, bo przerywasz akcję czasem nawet kilkoma rozdziałami po sobie, w których jest tylko rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Albo okropnie długie i wylewne wpisy z pamiętnika Zevrana, które w ogóle są już pójściem na łatwiznę same w sobie.
Opowiadanie ma słabsze i lepsze momenty, niestety z przewagą tych pierwszych. Głównie to przez styl i słabą kreację bohaterów. Musisz popracować nad tym. Przede wszystkim rozwiń bohaterów, niech mają różne wady i zalety z dominacją jakichś szczególnych, ale nie ograniczaj się do nich. Zdecyduj się na ten jeden styl, którym chcesz pisać. Nie baw się w ekspozycję, niech bohater myśli, przeklina, coś robi – nie narrator. Pracuj, pracuj i jeszcze raz pracuj nad opowiadaniem. Ma ono potencjał, ale pamiętaj, musisz wykorzystać to, co zapewnia Ci gra. Cała drużyna to aż siedem postaci, siedem! Możesz je świetnie wykreować, bo to Ty pociągasz tu za sznurki. Ale nie wyrzucaj nikogo. Nie olewaj całości dla głównych bohaterów, bo mimo tego, że często występują, wszystko inne w opowiadaniu leży, zepchnięte na dalszy plan. Musisz znaleźć ten złoty środek, tę równowagę między protagonistami a postaciami drugoplanowymi. Oni też są niezmiernie ważni!

Po ocenieniu głównego opowiadania czas wziąć się za miniaturki. Masz ich dziewięć.
Prawie we wszystkich masz zbędne kropki w tytułach.

  1. Utracona Wolność
Na początku zepsuła ci się czcionka.

Od skał, z których zostały wyciosane poszczególne cegły, odbijały się pojedyncze promienie słońca(...)
A to da się tak? W sensie, że jeden promień pada gdzieś, inny gdzieś? Wiesz, generalnie promienie nie docierają pojedyncze. Jakaś struga czy wiązka byłyby możliwe, ale dotarłaby taka już wcześniej przez coś odbita. To nie są dwa czy trzy zagubione promienie, które wyszły sobie ze Słońca i trafiły akurat w cegłówki.
Takie wybujałe opisy przyrody, które trudno sobie wyobrazić (bo odbicia jednego promienia nie widać gołym okiem!), powtarzasz dość często, nawet na poziomie głównego opowiadania. To wcale nie jest wbrew pozorom plastyczne.

Pomostem w kierunku łodzi transportujących ludzi do wieży zmierzało trzech mężczyzn. Dwóch z nich, dumnych i wyprostowanych, było odzianych w lśniące zbroje z wyrytym symbolem zakonu na napierśnikach. Starali się utrzymać szamocącego się miedzy nimi młodzieńca. Był to na oko około dwudziestopięcioletni chłopak o jasnych włosach koloru dojrzałej pszenicy. W jego piwnych oczach czaiła się panika i strach, a na twarzy malowała gorycz.
– Zostawcie mnie! Nie macie prawa! – krzyczał pojmany. – Nie! Nie dam się zapuszkować! Nie spędzę reszty życia w tym... czymś!
Całość tego fragmentu prezentuje się flegmatycznie. Najpierw dowiadujemy się, gdzie jesteśmy (opis miejsca – coś o promieniach, względny spokój). Potem poznajemy wygląd bohaterów, ale gdy ich opisujesz, to przestają się ruszać i wychodzą nienaturalni. Czekają zawieszeni w czasie, aż opis minie. I wtedy ktoś krzyczy, a ja jestem zdziwiona zamieszaniem, bo żadne ze wcześniejszych zdań nie świadczyło o sytuacji. Niby ktoś się wcześniej szamotał, ale nie słyszałam okrzyków, dźwięków tej szamotaniny, nie zobaczyłam tła. Nie nakreślasz sceny odpowiednio, od początku do końca, ale coś opisujesz sztywno, potem bohaterowie coś robią, coś mówią i znów opis. To w całości ma być opowiadaniem, ale nim nie jest.

– Zamknij się, magu! dla twojej informacji mamy takie prawo (...)
Brak wielkiej litery po wykrzykniku.

Słońce przedzierające się przez chmury dopełniało nieprzyjemnego widoku. Nad taflą jeziora leniwie latały komary. W zaroślach słychać było żabi rechot, który w tamtej sytuacji zdawał się drwić z próbującego się oswobodzić za wszelką cenę człowieka.
Widzisz? Tam się ktoś szamoce, ktoś krzyczy, coś się dzieje. Ma być akcja, ma mnie wciągnąć. A ty spowalniasz ją, bo opis słońca i komarów jest taki ważny… naprawdę?

Anders, bo tak się nazywał ów nieszczęśnik, sam nie wiedział, skąd dokładnie pochodził oraz gdzie się urodził. 
No i nie mógł o tym wspomnieć komuś w rozmowie, bo przecież to nie mogło wyjść w inny sposób, tylko narrator musiał taką ważną informację przekazać wprost. Najgorzej. Narrator-Sadysta.

Nie mógł wiedzieć, że rycerze podążający w tym samym kierunku, co on, byli templariuszami (...) Wszystkie plotki, jakich zwykł słuchać, opisywały tylko działanie rycerzy, nigdy ich wygląd.
Oczywiście, że nie mógł, bo przez całe życie sterował nim imperatyw.

Sztuka, którą władał, nie była przeznaczona dla oczu zwykłych śmiertelników. Jednak próżność go zgubiła. Chciał się pochwalić i zaimponować towarzyszącym mu żołnierzom. Nie zdążył rozniecić płomienia w swych rękach, a już został powalony na ziemię antymagiczną aurą – Świętym Uderzeniem.
Nie dało się opisać tego sceną? Sceną w której bohater używa czaru, templariusze faktycznie obezwładniają go. Dlaczego najważniejsze wydarzenia przedstawiasz za pomocą streszczenia narratorskiego, które okazuje się opisem przeszłości bohatera? Czemu to nie może po prostu, nie wiem, wydarzyć się w opku?

Jego złociste włosy sięgające ramion otoczyły mu twarz. Patrząc z daleka, można pomyśleć, że spływał na niego wodospad płynnego złota.
To porównanie wcale nie jest poetyckie. Co najwyżej ostro przekombinowane. No i odrobinę creepy wydaje mi się wizja, w której włosy z własnej woli otaczają komuś twarz. Dobry motyw na scenę w jakimś horrorze.



– Wstawaj! – odezwał się ten sam rycerz, który go uderzył. Jego głos tym razem był cieplejszy i złudnie milszy.
Ty mi możesz próbować ewentualnie wmówić, że był ciepły i miły, ale ja to wyobrażam sobie zupełnie inaczej. Wykrzyknik i treść mówią same za siebie.

– Wstawaj! – odezwał się ten sam rycerz, (...)
– Witaj, młodzieńcze – odezwał się postawny, siwiejący templariusz.
Dwie takie same czynności następujące po sobie nie brzmią dobrze.

Miniaturę kończy takie samo zdanie, jak to, które ją zaczyna. Z tą różnicą, że te ostatnie jest dziwnie urwane.
Jeśli chodzi o ogólną treść, jestem na nie. Cała miniatura to ekspozycja Andersa i marna próba ukazania, że ktoś odbiera mu wolność. A na końcu okazuje się, że jednak nie. Tak bez podania przyczyny, zupełnie z dupy. Nie wiem, dlaczego napisałaś tę miniaturę, gdyż wynika z niej… nic. Nic z niej nie wynika. Jeszcze nie zdążyła się rozkręcić, a już się skończyła niespodziewanie szczęśliwym zakończeniem, które wzięło się chyba z Kosmosu. Nie wiem, dlaczego olśniło Cię do napisania takiego fragmentu, ale on niczego nie daje. Żadnej, najmniejszej puenty. Nie jest nawet czysto for fun, gdyż praktycznie żadnej przyjemności nie czułam w czasie czytania. Mój wyraz twarzy był wciąż taki sam – nijaki.


 2. Nocna Wizyta
Późnym wieczorem w posiadłości Wanery Hawke panowała cisza. Poprzedniej nocy wydarzyła się tragedia, Leandra, matka młodej kobiety, została zamordowana.
Ja wiem, że to miniaturka, ale ten fakt wydaje się dość ważny dla fabuły. Dałoby się go przedstawić chociażby w postaci krótkiej sceny, która zbudowałaby od podstaw napięcie tej notki. Powaga sytuacji dotarłaby do czytelnika na zupełnie wyższym poziomie. A zaczynać od tego? Umieszczać taka informację w dwóch pierwszych zdaniach to wielkie BANG.
Zobacz, niby większość odcinków serialu Supernatural zaczyna się szybkim morderstwem. Ale randomowi bohaterowie umierają w jakiś konkretny sposób, widz widzi to na ekranie. Widzi, jak ktoś oddycha i nagle traci życie. Morderstwo wywołuje emocje. To gruby temat. Z opowiadaniem jest podobnie, nawet miniatura jest niczym innym jak zlepkiem scen, które powinny wywoływać u czytelnika jakieś odczucia. Ty mi napisałaś, że ktoś zginął. Ale ja nie miałam szans poznać tej osoby, ch0ciażby usłyszeć jej ostatnich słów, wyobrazić sobie, jak bardzo to jest przykre. Więc jest mi później trudniej zrozumieć postawę innych bohaterów wobec tej sprawy. Trudniej jest mi się wczuć.

Czarnowłosa piękność nie potrafiła zasnąć. (...) Niebieskooka apostatka wstała z łóżka.
Jestem ciekawa, jak jeszcze określisz główną bohaterkę. Bladonoga? Zielonopaznokciowa? Różowousta? Widzisz, jakie to śmieszne? Twoje przykłady niczym sie nie różnią. Tak się nie określa postaci. To świadczy o słabym warsztacie.

Ostatnimi czasy chodziła zdenerwowana. Przekręciła mosiężny klucz w zamku. Gdy ten zgrzytnął, nacisnęła klamkę. Drzwi zaskrzypiały donośnie.
Rozumiem, że pierwsze zdanie ma związek z następnymi? Po jakie licho wspominać o zdenerwowaniu w takim momencie? Tym bardziej, że wcześniej ukazałaś je w postaci myśli i kilku uwag narratorskim odnośnie zachowania bohaterki. Nie musisz tak pisać. Pokaż, że postać jest zdenerwowana. Nie pisz o tym wprost.

– Może pójdziemy na piętro? – spytała Wanery, spoglądając na przybysza.
(...)
Intrygował ją. Chciała go zrozumieć, pomóc mu. Zależało jej na nim. Czuła, że ona też nie była mu obojętna.
Okej. Czyli Hawke przeżywa śmierć matki. Jest zdenerwowana i smutna. I wpuszcza do domu mężczyznę, z którym wcześniej pokłóciła się i teraz ma mu za złe, że obraził ją dość mocno. Ale najwyraźniej zapomina o tym po sekundzie (chociaż gdyby faktycznie tak było, to nie wspominałaby o tym, gdyż stałoby się to nieistotne dla fabuły) i zaprasza go na pięterko. Imperatyw robi wszystko, by dopuścić do romantycznej sceny, bo bohaterka mimo wcześniejszej obrazy i ogromnej podobno traumy po tragicznej śmierci matki nagle fascynuje się bohaterem (ekspozycja: chciała go zrozumieć, zależało jej na nim) i zastanawia się nad ewentualną miłością. Tak. To ma sens. Logiczna bohaterka.

– Po co mnie przepraszasz, skoro zaraz po tym odsuwasz się ode mnie, jakbym była jakimś potworem? – spytała ze łzami w oczach.
Hej! Co tu się stało? Przecież przed chwilą była po prostu smutna, a ciut później zainteresowana elfem. On tylko delikatnie się od niej odsunął, gdy zaczęła się w niego podejrzanie wpatrywać tymi swoimi cudownymi oczętami, które na każdym kroku podkreślasz. Dobry Jeżu Anaszpanie, dlaczego zareagowała tak ekspresyjnie?





Z jej oczu znów zaczęły płynąć łzy. Nie mogła już tego wytrzymać. Zbyt długo dusiła w sobie wszystkie emocje. Zbyt długo starała się być silna.
Mężczyźnie serce ściskał ten obraz. Jak on mógł? Podczas kiedy ona cierpiała, on myślał tylko o sobie.
Elf też jest kompletnym dziwakiem. Najpierw Hawke obraża, potem żałuje, przeprasza, naskakuje i znowu jest mu głupio. To są dorosłe postaci, prawda? I pełnosprawne umysłowo? Tak się tylko upewniam. Bo tyle się dzieje, tyle emocji już wypłynęło, a miniaturka ma tylko 800 słów.

Natomiast bardzo spodobała mi się sama końcówka. Ostatni dialog i atmosfera sceny bardzo przyjemna, ciepła. W odpowiednim klimacie. Niczego nie podkoloryzowałaś, nie odczułam przesady w dawkowaniu uczuć. Tak trzymaj.

 3. Niepokorny
Dużo literówek i zjedzonych ogonków. Radzę uważnie przejrzeć miniaturę pod tym względem.

Zaczynasz ten tekst baaardzo długą, nudną ekspozycją. Opisujesz po kolei: było tak i tak, gdzieś nieco inaczej, ktoś był taki, a ktoś inny siaki. Pięć akapitów suchych faktów, które szybko nużą i umykają z pamięci. To chyba miał być wstęp wyjaśniający akcję właściwą, ale wyszło nieciekawie. Brzmi jak sprawozdanie, a nie początek miniatury. Szczególnie, że tuż po wyjaśnianiu przeszłości, przystępujesz do dialogu, który nijak nie nawiązuje do wcześniejszego fragmentu.

Szczęśliwy traf chciał, że zwrócił uwagę jeszcze młodego Bhelena na płomiennowłosą piękność skalaną tatuażem.
Że kto zwrócił uwagę Bhelena? Traf? Krasnolud nagle zauważył, że jest szczęśliwy czy coś?

(...)wolał się włóczyć po Kurzowisku i pomagać ubogim oraz bezkastowcom, była z niego dumna.
A wcześniej bezkastowców zapisałaś wielką literą.

– Barvert ma dopiero szesnaście lat, ty sam jesteś jeszcze młody. Pozwól chłopakowi być dzieckiem, nie każ mu zbyt szybko dorastać. Sam młodo zasiadłeś na tronie, dobrze wiesz, jaka to odpowiedzialność. – Kobieta wstała od stołu, szurając ze wściekłości krzesłem.
Ależ o co ona się tak rozzłościła? Po dwóch zdaniach zaledwie i nawet nie opisałaś narastającego gniewu i jego powodu. Jeszcze przed chwilą Rika patrzyła ze spokojem na męża, skąd tak nagle wściekłość?

Barvert stał oparty o dom rodzinny swej matki. Często odwiedzał babcię, która uciekła z pałacu, nie mogąc wytrzymać wszechobecnej kultury dworskiej. Młody Aeducan miał czerwone włosy zaplecione w warkoczyki, które kontrastowały z mahoniowym kolorem tęczówek. Jego oczy były znakiem rozpoznawczym, do jakiego tak naprawdę rodu należał, oraz czyim był potomkiem. Od niepamiętnych czasów Aeducanowie posiadali oczy w szlachetnych odcieniach miodu, mahoniu oraz złota.
W tym akapicie wydarzyło się coś niepokojącego. Po pierwsze, ni stąd, ni zowąd przechodzisz od babci i kultury dworskiej do kolorów włosów i oczu bohatera – z jakiej racji? Nijak się to nie łączy, brak płynnego przejścia, randomowe wrzucenie opisu postaci bez uzasadnienia, dlaczego akurat w tym momencie powinniśmy zwrócić na to uwagę. Po drugie, od kiedy czerwień kontrastuje z mahoniem, który jest opisywany jako brązowoczerwony?

– Mój ojciec od wielu dni nie pokazuje się w domu, a co za tym idzie, to na mnie spadł obowiązek opieki nad babcią. – Czarnooki krasnolud był najstarszym synem Gorera Brosci.
Okej, okej… Przystopuj. Od kiedy ktokolwiek odzywa się w ten sposób do kuzyna? Do kumpla, można by rzec? Skąd zresztą u krasnoluda z najbiedniejszej dzielnicy (i raczej niemającego dostępu do edukacji) taki język? Drugą sprawą jest to, że po myślniku zapisałaś zupełnie przypadkową informację, która nie jest związana z zachowaniem mówcy i nijak nie określa go w tej sytuacji. W formie wrednej ekspozycji. I jeszcze wrzucasz nazwisko, które nic mi nie mówi i chyba nie ma większego znaczenia.




Szalejesz z tym formatowaniem…

– Wiem, Tatiano. Mówię ci, on oszalał. Jak mógłbym kogokolwiek poślubić, skoro nosisz moje dziecko? – Chłopak kręcił się po izbie domu swojej przyjaciółki.
O ile można nazwać przyjaźnią regularne sypianie ze sobą oraz planowanie przyszłości.
Ahaa, przyjaźń. Trochę te zdania naciągane.

– Kurzalcem?! Po moim trupie! Nie pozwolę na to! Nie zgadzam się! – Bhelen rzucił żelaznym kielichem w syna, ten jednak w porę się uchylił.
Zawsze wprowadzasz postaci w stan wściekłości po jednym zdaniu, zupełnie nie rozwijając ich emocji, nie opisując chwili zadumy ani narastającego gniewu. Najpierw chyba musi sobie to przeanalizować, co? Musi do niego dotrzeć informacja. W końcu to była dla niego szokująca rzecz. No kurczę, nie rzuca się kielichami po usłyszeniu jednego zdania. Te Twoje postaci są straszliwie niezrównoważone, skoro reagują tak od razu. To bardzo nierealistyczne i psuje odbiór.

Nie mógł już tego dłużej znieść, rzucił się z pięściami na ojca. Bhelen w przypływie emocji wyciągnął miecz z pochwy. Barverta nawet nie wzruszył ten widok pomimo tego, iż sam był nieuzbrojony. Ruszył w kierunku ojca. Jednak zanim ten wykonał zamach, chłopak zdążył go zablokować. Bhelen wydał z siebie zduszony krzyk, osuwając się na ziemię. Ostrze wbiło się w bok króla. Chłopak zaskoczony zamarł.
Brak dynamiki. Długie zdania sprawiają, że czuję się, jakbym oglądała film w zwolnionym tempie. Zresztą co oni się tak nagle rzucili na siebie? Zupełnie nie poczułam napięcia, które narosło w trakcie rozmowy ani tego, co stało się po walce.

Barvert wybiegł za drzwi. Chciał uciec od tego wszystkiego. Właśnie zabił ojca. Zabił ojca. Zabił! Te słowa dźwięczały mu w głowie, rozrywając czaszkę. Nie wiedząc, co ma uczynić, skierował się wprost do wrót prowadzących na Głębokie Ścieżki.
Nie czuję tego tragizmu. Widzisz? Skąpisz uczuć. Powtarzanie zabił ojca wcale nie buduje większego napięcia. Fragment od nie wiedząc, co ma uczynić, nadaje się już do następnego akapitu.

Pomysł był, ale jego realizacja pozostawia wiele do życzenia. Zwłaszcza finalna scena. Robisz zupełnie na odwrót, niż powinnaś: walki, które muszą być dynamiczne, opisujesz długimi zdaniami, choć w gruncie rzeczy są to sceny gwałtowne i krótkie, za to reakcjom postaci skąpisz opisów. Powiem to jeszcze raz, odwołując się do ostatniej sceny: Rika wbiega i widzi męża, i natychmiast krzyczy. To nie jest coś, czego się spodziewała. Ten widok zszokowałby ją, na chwilę odebrałby jej mowę, a umysł w pierwszej chwili zastanowiłby się: to sen? Oczy mnie mylą? Trudne dla postaci sytuacje wywołują pewne zastanowienie się nad realnością tego, co się wydarzyło. Trudno jest zachować trzeźwość umysłu, kiedy dzieje się coś okropnego i niespodziewanego, początkowo człowiek chce to wyprzeć ze świadomości, nie chce uwierzyć w to, co widzi i potrzebuje kilku minut, by wszystko do niego dotarło. Gdzie pełne niezrozumienia spojrzenia Riki? Dlaczego nie rzuciła się mężowi, by mu pomóc? Dlaczego natychmiast zrozumiała, że on umiera i od razu doszła do wniosku, że zabił go syn? Gdzie dezorientacja i rozpacz młodego Aeducana? I co z królem? Nie umiera się w ciągu sekundy od trafienia mieczem w bok.

 4. Son of Maric
Dlaczego tytuł nie jest w języku polskim?

Eamon spuścił głowę, a jedną ręka pogładził coraz dłuższą brodę okalającą jego twarz.
Ręką.

Doskonale pamiętam tamtą rozmowę między arlem Eamonem a jego jakże urodziwą małżonką, której jedynym życiowym celem, odkąd zamieszkała w Redcliffe, było pokazywanie mi na każdym kroku, jak bardzo mnie nienawidziła. A czemu byłem winny?
Więc… narratorem pierwszoosobowym jest Alistair? I Isolda zawsze rozmawiała o nim z mężem przy nim samym? I on to pamięta, tak? Cóż, trochę nieprawdopodobne. A dlaczego nienawidziła dziecka? Przecież podejrzewała, że to syn jej męża i służki. Nic dziwnego. Szczególnie, że sama w przyszłości miała dziecko z jego bratem.

Dlaczego każdy zawsze dbał o to, by włos mi z głowy nie spadł?
Jak to: każdy dbał? Przecież Isolda chciała wyrzucić go z domu, więc wątpię, by dbała.

Odpowiedź nie jest prosta, a może jest, jednak ja sam stwarzam nie istniejący problem?
Kto tak myśli? To jest drętwe, źle się czyta i nikt takich rozważań w głowie raczej nie prowadzi. Chyba że ma to być dialog, opowieść, jednak nie zaczynasz jej od myślnika. Wychodzi takie opowiadanie bohatera we własnej głowie. W takim razie te myśli są co najmniej sztywne. Nieistniejący łącznie.

Nazywam się Alistair. Mojego nazwiska lepiej nie będę zdradzać; każdy, gdy je słyszy, zaczyna na mnie inaczej patrzeć, inaczej traktować, tak jakby to, jaka płynie we mnie krew, czyniło mnie tak wyjątkowym, a wcale nie jestem. Nie.




Znaczy, krew służki stawia go wysoko w jakiejś hierarchii? Bo jeśli nie jej, to ojca. A skąd Alistair wie, kto jest ojcem i jakie ma nazwisko, skoro Isolda podejrzewała męża, że to właśnie arl go spłodził?

I, naprawdę, rozpoczynanie opka od tego, że bohater sam się przedstawia, to dość kiepski zabieg.


Byłem prostym młodzieńcem, który do pewnego okresu w życiu wiódł spokojny żywot. Zachowywałem jak każde inne dziecko, z tym, że nie miałem matki – umarła przy moich narodzinach. Smutne, lecz ja jednak nie odczuwałem smutku po jej starcie. Nie pamiętałem jej, jedną rzeczą, która mi ją przypominała to medalion, który podarował mi arl Eamon; ot tak, na pamiątkę.

Zachowywałem kogo? Brakuje się.


Wtedy nie zastanawiałem nad tym, kto był moim ojcem, szczerze mówiąc, niewiele mnie to obchodziło. Wystarczała mi informacja, że to nie Eamon, a gdy pytałem go o to, czyja krew płynie w mych żyłach, odpowiadał: „Dowiesz się w swoim czasie”.

Czyli Eamon wiedział, a jego żona nie i wciąż podejrzewała go o zdradę? Nie mógł jej powiedzieć wprost? Nie wyjaśniłaś tego, więc wydaje się to dziwne.  


Podczas gdy ja się pakowałem, wściekły i rozgoryczony, że jedyny człowiek, który się mną zajmował tak dobrze,  nie tęskniłem za rodziną, wbił mi nóż w plecy, do pokoju wkroczył Eamon.

To zdanie jest strasznie pokręcone, mnóstwo przecinków, wtrącenia, łatwo zgubić sens. A  małą literą.


Tłumaczył coś, a mnie nie obchodziło, co miał do powiedzenia. Dopiero jedno zdanie. Jedno małe zdanie sprawiło, że moja dłoń zawisła w połowie drogi do plecaka.

Po kłótni, gdy dzieciak nie chciał słuchać wyjaśnień (wątpię, by nie usłyszał tego, co mówił Eamon stojący obok), arl powiedział jedno zdanie, które natychmiast przykuło uwagę Alistaira. To oznacza, że musiał słyszeć zdania wypowiadane przez wuja. W dodatku to głupie, że, gdy Alistair nie chciał Eamona słuchać, ten nagle wygadał mu, kim jest jego ojciec. Tak z dupy trochę.


Większość rekrutów wkraczała do Zakonu, jako dzieci.

Zbędny przecinek.


Ja byłem już młodzieńcem na progu dorosłości.

Więc tak się zachowuje niemalże dorosły człowiek? Ciska medalionem matki, ucieka do komnaty, stroi fochy, nie chce rozmawiać z wujem i chce opuścić dom?  Bardzo dorośle i odpowiedzialnie.


Ogólnie rzecz biorąc, cała miniaturka jest o niczym. Nie wiem, czy to informacje z gry, czy sama wymyśliłaś historię, jednak jest to wyłącznie streszczenie, tak naprawdę nawet nieciekawe. Suche fakty jeden po drugim, zero emocji, zaangażowania ze strony autora – to bardzo widać. Czuję się, jakbym przeczytała tekst z jakiejś Wikipedii, przerobiony na narratora pierwszoosobowego. Nawet nie bardzo wiem, co napisać o tym fragmencie. Nie dość, że krótki, to jeszcze nijaki. Tak naprawdę nie wiem, w jakim celu powstał, bo informacje o pochodzeniu Alistaira mogłaś wrzucić równie dobrze w dwa akapity opka.



 5. Opiekunka Stada
– Myślisz, że się to uda?
– Musi – zachichotała mała elfka.
W północno-zachodniej części lasu Brecilian trwały przygotowania jednego z klanów elfów do dalszej wędrówki. Doszły ich słuchy, że na zachodzie grasowały wilkołaki mordujące ich pobratymców, a od strony Głuszy Korcari nadciągała Plaga.

Jaki związek ma dialog z powyższym opisem? I dlaczego on się tam znalazł? Poza tym użyłaś podwójnego enteru, sprawiając, że nie wiem, czy właśnie skończyła się jakaś scena, czy stało się coś innego.


Na skraju obozowiska dwa małe elfy skradały się do zagrody hallhalle były pięknymi oraz majestatycznymi stworzeniami przypominającymi wyglądem jelenie. Ich sierść miała śnieżnobiały kolor, a ciało wydawało się kruche i drobne, pomimo tego były bardzo wytrzymałymi oraz silnymi stworzeniamiIch długie rogi dodające im dostojności mogły uzdrawiać z ciężkich chorób.

Zaleciało bestiariuszem albo jakąś księgą przyrodniczą.

Skoro ta nazwa się odmienia, to dlaczego nie halliHalle po kropce wielką literą. Dwa zdania, które po sobie następują, mają taką samą konstrukcję, a co za tym idzie – zawierają powtórzenia.


Psotna elfka Ireth wraz ze swoim bratem Elladanem starali się obejść ogrodzenie, by dostać się do zwierząt.

Dlaczego nie dasz się dowiedzieć przymiotów bohaterów w jakiś bardziej naturalny sposób? Właściwie na dzień dobry rzucasz, z kim czytelnik będzie mieć do czynienia. Ja już wiem, że elfka ma na imię Ireth i jest psotna, i że ma brata Elladana. Zauważ, że kiedy oglądasz film, to przy każdej postaci nie wyświetla Ci się jej krótka charakterystyka. Pomyśl: jeśli jest coś, co ujmujesz w ekspozycję i nie masz jak inaczej tego ująć, to prawdopodobnie nie jest Ci to potrzebne. To, że dziewczynka była urwisem, najprawdopodobniej mogłabym spokojnie wywnioskować z jej zachowania, za to fakt, że są rodzeństwem na przykład poprzez dialog. Potem rozpisujesz się o ich ojcu, wychowaniu, przeszłości… Znów rozpoczynasz potwornie długim wykładem o historii bohaterów. Mam wrażenie, że bardziej pisałaś to dla siebie niż dla czytelników; jakbyś próbowała wyrzucić z siebie pomysł na postaci, streszczając sobie, co się stało do akcji właściwej. To można podpiąć pod first draft.

I w ogóle przerwałaś akcję tymi wyjaśniającymi opisami tuż po jej rozpoczęciu. Po jednym zdaniu. To bardzo długi przerywnik. Ciekawe, jak wiele ma wspólnego z akcją...


Winą za jej przewinienia zwykł obarczać syna.

Nie brzmi zbyt dobrze, nie uważasz? Słowa wina i przewinienia są sobie bliskie, więc wyglądają jak powtórzenie. Zamień przewinienia na np. wybryki.


– Ireth, nie możemy, ojciec znowu się wścieknie. – Elladan starał się wyperswadować siostrze pomysł wejścia do zagrody.
– Ale braciszku, ja nigdy nie widziałam z bliska halli, tata nie pozwalał, teraz go nie ma. Poluje w lesie.

Widzisz? O to chodziło. Bohaterowie sami przed nami odkrywają swoje imiona i pokrewieństwo, a także, że ich ojciec jest łowczym. Nie musiałaś tego robić poprzez długi wywód.


Sześciolatka obrażona założyła ręce na piersi. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy, oswobadzając pojedyncze kosmyki z koku, w który tak staranie uczesała ją przyjaciółka rodziny, staruszka Nessa.

No i znów. Wcześniej szczegółowiej opisałaś, jak konkretnie oboje wyglądali. Tu zrobiłaś to jakoś ładniej i przystępniej. Tylko po co nam informacja, kto zrobił dziewczynce koka?


Nessa to bardzo stara elfka. W sumie nikt tak naprawdę nie wiedział, ile przeżyła już lat. Miała siwe włosy iskrzące się w słońcu srebrem, jasne błękitne oczy oraz bardzo wielkie serce. Nessa nie miała własnych dzieci, dlatego też zajmowała się tymi elfami, które z różnych przyczyn nie miały rodziców. Elladanem i Ireth opiekowała się pod nieobecność ojca. Zawsze się denerwowała, kiedy sześciolatka wracała cała umorusana i z potarganymi włosami.

I po co nam to wszystko? Czy Nessa jest na tyle ważną postacią, byś poświęcała jej tyle zdań w tak krótkiej miniaturze? Elladan wspominał, że kobieta zdenerwuje się, jeśli Ireth wróci pobrudzona, po co powielasz tę informację?


Zaciekawione zwierzęta tylko ich obserwowały; nie widywały dzieci w zagrodzie, jedynie dorosłe elfy oraz swoja opiekunkę.

Swoją.


Opisujesz, jak zachowywały się halle. Cały czas czuję, jakbyś napisała tę miniaturę w wersji wstępnej, dla siebie, żeby spamiętać to wszystko, co chciałaś przekazać.


Elladen stał zadziwiony.

Wcześniej pisałaś, że elf nazywa się Elladan, a teraz czytam już Elladen. Trzymaj się jednej wersji.


– Nindë! To nie tak, jak myślisz. Moja siostra, ona chciała tylko zobaczyć halle, no i dałem się namówić. Nie robiliśmy nic złego. Nie straszyliśmy ich, nic z tych rzeczy. Proszę, nie mów ojcu! – Chłopiec zaczął się nerwowo tłumaczyć, machając rękoma.

Nic z tych rzeczy? Wiem, że to elfie dziecko, ale skoro się zdenerwował, to raczej zawołałby coś w rodzaju ani nic. I zbędny przecinek przed jak.


Jej blada skóra była pokrywało Vallaslin – pismo krwi, układające się w fantazyjne wzory.

Raczej: była pokryta.


Nie wiem, skąd pomysł na miniaturę. Mnóstwo ekspozycji i zaledwie jedna scena: jak dziewczynka z bratem wchodzą do zagrody, halla ją wybiera, a opiekunka mówi o tym fakcie jej bratu. Nudziłam  się. Nic ciekawego się nie wydarzyło. Wspominałaś o ojcu, o jakiejś Nessie, których nie miałam okazji poznać – po co? Są zupełnie nieistotni. Skupiłaś się na opisie tego, jak sobie wyobrażałaś funkcjonowanie tej rzeczywistości i zamiast pokazać jakąś ciekawszą historię z Ireth i hallami… Streściłaś mi historię rodziny elfki. Kompletnie nie jestem zadowolona.



 6. Wola stwórcy

Łuczniczka poczuła, jak drżą jej nogi; nie mogąc na nich ustać, opadła na kolana. Nawet nie zareagowała, gdy poczuła piekący ból w momencie, gdy ranna i poparzona skóra zetknęła się z brudną ziemią. Łuczniczka oddychała bardzo ciężko, a w klatce piersiowej czuła nieprzyjemne wrażenie gorąca.


Leliana wymieniła wszystkich z drużyny, a co z Isabellą? Czyżby Twoja OC nie występowała w miniaturkach? I kim jest Caleb?


Leliana po wielu potknięciach i upadkach dotarła do nieprzytomnego mężczyzny.

Jakoś nie wyobrażam sobie, jak Leliana upada, wstaje, upada, wstaje i biegnie dalej. To wydaje się śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że drużyna widziała scenę i nikt nie kwapił się pomóc.


Jedna ręka zwisała na temblaku; słyszała, że mówił wcześniej, że była zwichnięta.

Skoro była na temblaku, to chyba po to, żeby nie wisiała. Poza tym opowiem Ci dowcip: przychodzi ręka do Temblaka Diagnosty, szwagra Tiary Przydziału. On mówi, ona słucha. Ba dum tss.


Z duszą na ramieniu zaczęła iść w tamta stronę.

Tamtą.


– Uspokój się, dziecko – odpowiedziała, uspokajająco wyciągając przed siebie dłonie.


Sten miał obandażowaną klatkę piersiową i częściowo, silne, muskularne ręce.

Ten przecinek jest zbędny, a ze zdania wynika, że ręce były częściowo silne i muskularne. Polecam zmienić na: i także część silnych, muskularnych ramion.


Po jej policzkach, niehamowane już, spływały łzy, tworząc na krótką chwilę dwa strumyki. Nie panowała już nad sobą.


– Czemu tak uważasz? – spytała, siadając przy jego boku i delikatnie gładząc niezabandażowane skrawki skory.

Skóry.


Mówiąc to, walnął się w pierś, tak, że po namiocie rozniósł się głuchy odgłos.

Ponoć był ranny i jęknął z bólu, gdy Leliana go przytuliła, a teraz nagle sam wali się w pierś? Drugi przecinek zbędny.


I nie ma nikogo, kto wskazałby mi właściwą drogę, do tego, jak mam sobie z tym poradzić.

Zbędny środkowy przecinek.


Sam fakt, że miniaturka to ukazanie romansu miedzy Lelianą a Stenem, jest dziwny. Przyznam, że końcówkę czytało się dość dobrze, ale wszystko do czasu wejścia Leliany do namiotu Stena jest płytkie, nijakie. Widać, że nie bardzo miałaś pomysł i spieszyłaś się z napisaniem tego, aby dojść jak najszybciej do ostatniej sceny.

W dodatku sam fakt parowania Stena z kimkolwiek wydaje się lekko wymuszony, może dlatego, że w głównym opowiadaniu nie miał praktycznie charakteru, a co tu mówić o uczuciach. Mimo to jego emocje wypadły zdecydowanie lepiej niż Leliany. Dziewczyna była nierealistyczna, trochę sztuczna. Szczególnie gdy mówiła o miłości. Już więcej czułości okazała Alistairowi w rozmowie, niż gdy siedziała ze Stenem.

Szkoda też, że tak prędko pozbyłaś się Morrigan. Mogłaś stworzyć dobrą scenę z jej udziałem, w końcu wiadomo, że ona i Leliana za sobą nie przepadają.



 7. Król i królowa

Cywile od rana do wieczora przeczesywali ulice stolicy w celu odnalezienia wszystkich poległych po to, by móc oddać im należny hołd podczas wielkiej ceremonii pogrzebowej. Ceremonii tak ważnej, gdyż podczas niej została pożegnana dzielna i wojownicza Szara Strażniczka – niegdyś skromna elfka mieszkająca w denerimskim obcowisku. Tayana, okrzyknięta Bohaterką Fereldenu, ratując ojczyznę, poświęciła życie, zostawiając rodzinę, zaufanych ludzi, a przede wszystkim przyjaciół, którzy pomogli jej zrealizować cel zjednania królestwa oraz pokonania wroga.

Z fragmentu wynika, że gdyby nie elfka, Ceremonia nie byłaby w ogóle ważna. Czyli co, śmierć innych ludzi się nie liczyła? W dodatku, czy tylko Tayana poświęciła swoje życie? Tylko ona opuściła rodzinę i przyjaciół? To właśnie to czyni ją wyjątkową? Dzięki temu jest Bohaterką Fereldenu? Przecież to mogłaby być w takim razie co druga ofiara wojny.


Jednak najważniejszą osobę, jaką Tayana zostawiła wśród żywych, był jej brat(...)

Powinno być: Jednak najważniejszą osobą, którą Tayana zostawiła wśród żywych, był jej brat...


Obietnicą pojęcia królowej Anory za żonę, by wraz z nią, miał władać państwem spustoszonym przez Plagę.

Zbędny przecinek po nią.


W stolicy Fereldenu – Denerim równo trzy miesiące po wielkiej bitwie rozbrzmiały dzwony obwieszczające zawarcie związku małżeńskiego pomiędzy wdową po królu Cailanie a jego przyrodnim bratem, Szarym Strażnikiem.

Brakujący myślnik po Denerim.


Po chwili z wnętrza budynku wyszedł przystojny wyprostowany mężczyzna o opalonej skórze, bursztynowych oczach oraz jasnych niczym pszenica włosach.

Od kiedy mówi się jasne jak pszenica? Pszenica jest tak jasna, że tworzy się z nią porównania? Przecinek między przystojny wyprostowany.


Wąskie biodra kołysały się, każdym ruchem wprawiając połacie kreacji w hipnotyzujący ruch.

Kobiety mają raczej szerokie biodra. A skoro ta miała wąskie, to nie wyobrażam sobie, jak kołysanie nimi mogło hipnotyzować.


Młoda para, czując, jak białe płatki kwiatów lecących na nich z rąk ludu niczym z nieba[przecinek] muskały ich twarze, spojrzała po sobie.

Czemu tak gmatwasz zdania? Nie łatwiej było napisać: Młoda para spojrzała po sobie, czując, jak białe płatki kwiatów lecących na nich z rąk ludu niczym z nieba, muskały ich twarze.


Przyznam, że ta miniaturka to jeden z lepszych Twoich tworów. Alistair nie rzucił się od razu na Anorę, ich niechęć do siebie potęgowała ciekawość. Trochę pogubiłam się w momencie, gdzie poznawali się od trzech miesięcy, choć rano wzięli ślub. Chwilę wcześniej Alistair myślał, że minęły trzy miesiące od wybuchu Plagi.

Bardzo ładnie wplotłaś postać Zevrana do dialogu. Jednak końcówka, gdzie jednak tak z niczego poczuli pożądanie, była zła. Przez całą miniaturkę opisujesz, jak żywili do siebie niechęć, aż tu nagle ostatnie akapity to nagła zmiana. Nie, jednak nie, sorry, wróć, możemy się bawić w seksy. To dość sztuczne, taki imperatyw. W ogóle nie kupiłam tego, że przespali się ze sobą, bo nagła ochota. Tak jak dobrze budowałaś ten mur między nimi, tak bezprawnie i nieumiejętnie go usunęłaś w jednej chwili, a cała miniaturka na tym straciła.



 8. Gdybym tylko...

W tekście występują nierównomierne wcięcia akapitowe.


W momencie, gdy dotarło do ciebie, dlaczego uderzył nas podmuch ciepłe,

Ciepła


Początek mi się podoba. Jest poważny, utrzymany w odpowiednim napięciu, dobrze też dawkujesz informacje o bohaterach.


– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wybuchłeś.

Zasugeruję wykrzyknik, gdyż wybuch podobno był silny. Nie odczułam tego aż tak po samej kwestii.


– Zabiję go, Hawke! – zagrzmiał Sebastian, mierząc we mnie z łuku.

Nie zdziwiłem się, gdy ruszyłeś z miejsca, stając między mną a naciągniętą na cięciwę, gotową zadać śmierć strzałą.

– Tylko spróbuj – wysyczałeś.

Mogłem wyczuć twoją magię. Łaskotała skórę, pieściła niczym stara, dobrze znana kochanka.

„Hawke, jak mogłem w ciebie wątpić?”

Patrząc w twoje plecy, kiedy znów mnie osłaniałeś, zrozumiałem, że źle zrobiłem, nie ufając ci.

Podoba mi się ten fragment. Przedstawiona sytuacja jest plastyczna, a myśli prawdopodobne. Naturalne. Dawno nie było tak dobrego momentu w żadnej z miniaturek, a i w opowiadaniu trudno było o tę lekkość, którą tu wyczułam. Tylko jedno pozostaje do życzenia. Anders twierdzi, że nie zdziwił się, gdy Hawke osłonił go. Ale jednocześnie w myśli przyznaje, że wcześniej wątpił. Czy jedno nie wyklucza drugiego?


Hawke… nie musisz mnie już bronić.

Wcześniej Anders wyrażał takie myśli, ujmując je kursywą. Ja użyłam tu cudzysłowu, by podkreślić, że to Twój cytat, ale Ty nie powinnaś w połowie zmieniać jednej, przyjętej od początku formy.


Zastanawiało mnie w tamtym momencie tylko jedno, czy to ja byłem tego powodem, czy Sebastian, z którym teraz się kłóciłeś o moje życie.

Żałuję, że w tle myśli nie usłyszałam tych kłótni. Gdy Anders dużo myśli, nagle wszyscy dookoła milkną, wszyscy inni, zawieszeni w czasie i przestrzeni, przestają się ruszać.


Do tej pory było naprawdę dobrze, ale nagle zaczęła się wymiana zdań między Andersem a jego obrońcą. I co? I wtedy Sebastian, który mierzył do Andersa z łuku, tak tylko sobie na chwilę zastygł i się przysłuchiwał, wciąż naciągając cięciwę?


Czułem twój oddech. Pachniesz tevinterskim winem.

Pachniałeś.


Nie potrafiłeś odmówić mnie I gdzie nas to zaprowadziło?

Kropka albo mała litera w środku zdania.


warknąłeś na elfa, , a on tylko dumnie uniósł głowę

A co to za babol natury technicznej?


A gdy walka się skończy, znajdę go – mówiąc, wskazał mnie palcem – i przyrzekam, że nie spocznę, dopóki go nie znajdę i własnoręcznie nie zabiję.

Aha. Czyli jak go znajdzie, to będzie go szukał, by zabić. No tak.


Do końca już było okej. Scena konkretna, praktycznie brak ekspozycji i już inaczej odbiera się cały tekst. Podobała mi się ta miniaturka. Jako jedyna aż tak bardzo.



 9. Dwa światy

Warkoczyk rudych włosów owijałam sobie wokół palca, stojąc oparta o jedno z drzew, kątem oka mając baczenie na okolicę.

Pisząc w pierwszej osobie, nie podkreślaj wyglądu głównego bohatera. Dla niego to coś normalnego, że ma rude włosy. Nie uznałby za potrzebne, by o tym wspominać, bo każdy, kto go zna, wiedziałby o tym.


Jednak wątpiłam aby Morrigan się kiedykolwiek przyznała, że cokolwiek co wyszło spod rąk templariusza było godne jej pochwały, czy niemej aprobaty.

Przecinki, przecinki i jeszcze raz: przecinki.

Jednak wątpiłam, aby Morrigan kiedykolwiek się przyznała, że cokolwiek, co wyszło spod rąk templariusza, było godne jej pochwały czy niemej aprobaty.

Sugeruję wyrzucić tę niemą aprobatę, bo po co tam ona? Pochwała wystarczy.


Od tamtej chwili jestem święcie przekonana, że Alistair i Morrigan, najzwyczajniej na świecie czuli do siebie miętę.

Byłam – czas przeszły. Drugi przecinek zbędny.


– Żebym ja nie przywiązała twoich cuchnących nóg do kamienia, który niechcący wpadnie do jeziora – odwarknęła Morrigan, po czym popychając Alistaira, przeszła na drugą stronę obozowiska.

Przecinek po po czym. Kamień to martwy element otoczenia. Nie ma własnej woli, nie może nie chcieć wpaść ani nawet wpaść, bo się nie porusza. Radzę zastąpić wryażeniem przez przypadek.


Obserwowałam, jak otrzepując skóry przed namiotem, mamrota pod nosem – zapewne wymyślne przekleństwa.

Czas – mamrotała.


Było mi go w tamtym momencie szkoda. Miał minę niczym zbity pies.

Zjadło Ci w tym fragmencie akapit.


– Nie ważne – wymruczałam, zezując na niego.

Nieważne piszemy razem.


W odpowiedzi tylko skinęłam głową, by zaraz udać się na obchód wokół obozu, by posprawdzać wnyki zastawione na króliki (...)


Dostrzegłam śpiącego przed namiotem Aidena, a obok niego, strzygąc uszami na jakikolwiek dźwięk leżał jego ogar bojowy.

Dostrzegłam (...) strzygąc uszami (...) leżał ogar bojowy. Kupy się to nie trzyma. Proponuję: obok którego leżał strzygący na jakikolwiek dźwięk ogar bojowy.


Zdziwiona brakiem Alistaira przy ognisku, wkroczyłam na teraz obozu, kierując się wprost do namiotu templariusza.

Chyba: na teren obozu.


Gdy byłam zaraz przy nim, odsunęłam połać materiały, by zerknąć do środka. Pusto. Nadstawiłam uszu by wyłapać jakikolwiek dźwięk, świadczący i tym, że jednak był gdzieś w pobliżu.

Raz stawiasz przecinek przed by, raz nie. Wersja z przecinkiem jest poprawna. I: świadczący o tym.


Nie chciałam wzbudzać bezpodstawnie paniki, jednak dla pewności zsunęłam z ramienia łuk, a z kołczanu wyjęłam strzałem.

Strzału się nie wyjmuje z kołczanu. Strzałę.


Uspokojona, ze jednak nikt go nie porwał, czy nie ukatrupił, gdy na przykład poszedł sobie na stronę, schowałam strzałę, a łuk wylądował na swoim miejscu.

Że. Bez przecinka przed czy.


Oparłam się o brzozę, chcąc nacieszyć oczęta tą sielską sceną.

No błagam, nikt na poważnie mówi o swoich oczach oczęta… Leliana wpada w samozachwyt czy coś?


Polecam przejrzeć dokładnie tę miniaturę pod względem interpunkcji, powtórzeń i literówek, bo jest ich dużo.


Niemal wstrzymała oddech, zacisnęła dłonie, siłą powstrzymując się od głośnego krzyknięcia „no dalej, pocałuj ją”.

Kto? Morrigan powstrzymywała się od krzyknięcia pocałuj ją, skoro Alistair się nad nią pochylał? Bo nie rozumiem, do tej pory pisałaś z perspektywy Leliany w pierwszej osobie.


Alistair tylko wyjął z włosów wiedzmy płatek. Zaśmiał się i zdmuchnął.

Co? To wcale nieoczywiste, że chodzi o płatek, który wyjął z jej włosów. Brakuje zaimka zwrotnego.


To pytanie zdawało się być normalne. W końcu byłam na obchodzie i… Nagle uśmiechnęłam się najjajowaciej, jak tylko mogłam.

Panie i panowie, poznajcie Lelianę, która potrafi uśmiechać się jajowacie. W dzieciństwie jadła za dużo jajek. Widzisz, jakie czasem absurdalne literówki robisz? Utrudniasz tym branie tekstu na poważnie.


– Niby co? – zainteresowałam się, podnosząc na niego spojrzenie niebieskich oczu, jednocześnie wychodząc z krzaków.

Naprawdę uważasz, że Leliana czułaby potrzebę opisywania samej siebie, gdyby coś komuś opowiadała?


Była noc a widoczność była mocno ograniczona(...).


Nie było to takie złe, ale bardzo krótkie. Przynajmniej nie zanudziłaś nas ekspozycjami o tym, dlaczego bohaterowie się tam znaleźli itd., co Ci się zdarza. Miniatura byłaby naprawdę przyjemna, gdyby nie jej niewielka długość i najeżenie błędami. Żałuję tylko, że wspominasz o relacji bohaterów w miniaturze zamiast spróbować ją rozwinąć w opowiadaniu właściwym.



Twoje opowiadanie ma już mnóstwo rozdziałów. Zdaje się, że akcja powinna dostatecznie się rozwinąć, charaktery postaci wyraźnie zarysować i tak dalej. Tak naprawdę, na chwilę obecną, masz bałagan. Wszystko sprowadza się do scen seksu albo rozmyślań Isabelli i Zevrana co by było gdyby albo czy ja ją, a ona mnie. Jak już wyżej napisałyśmy, Twojej twórczości sporo brakuje. Nawet z pomocą Nearyh nie eliminujesz błędów gramatycznych, a co dopiero logicznych.

We Wspomnieniach z Plagi nie czuć motywu przewodniego. Nie ma żadnego konkretnego celu. Wydaje się, że to, co najważniejsze, to seksy i oby przeżyć. To nie jest dobry wątek główny ani żaden punkt zaczepienia, na podstawie którego można pisać godną uwagi historię. Owszem, bohaterowie dążą do pokonania pomiotów, jednak zepchnęłaś to na drugi – jeśli nie trzeci – plan. Gdyby nie fakt, że to fanfiction, całe opowiadanie nie miałoby podstawy. A bez kręgosłupa ciężko tworzyć.

Po przeczytaniu wszystkich rozdziałów mamy wrażenie, że nie bardzo masz pomysł na to opowiadanie. Kreujesz je, opisując po kolei wydarzenia z gry i wplatając swoją OC oraz jej rozterki miłosne. Przez to zapominasz o wszystkim wokół – o tym, co ważne.

Dlatego właśnie nie możemy na chwilę obecną wystawić Ci oceny wyższej niż słaby z plusem, a to przez to, że opowiadanie nie jest średniakiem. Jest kiepskie pod zbyt wieloma względami – ale posiada już fundamenty na których można zbudować coś konkretnego. Ma bazę, której rozplanowanie i opracowanie sprawi, że całość nabierze wreszcie sensu. Wypada stworzyć sceny w miejscach ekspozycji (walcz z nią!), w których nic się nie dzieje. Usunąć fragmenty kompletnie niepotrzebne, nic nie wnoszące do fabuły, które rozciągają niepotrzebnie tekst. Uwydatnić wątki główne, a poboczne prowadzić w tle, naturalnie. I w końcu ożywić bohaterów; nadać im charaktery, autentyczność wypowiedzi.

I pracuj nad tym tekstem również samodzielnie! Beta wszystkiego nie wyłapie (a nawet jeśli, możesz zapomnieć(?)/nie chcieć(?) poprawić), ale chyba chodzi o to, by samemu się kształcić w danym kierunku. A pisanie łatwe nie jest i wymaga ćwiczenia metodą prób i błędów. Dlatego życzymy Ci przede wszystkim powodzenia w pisaniu. Pamiętaj, trening czyni mistrza!


9 komentarzy:

  1. A liczyłem na coś dobrego, co mógłbym poczytać do poduszki. Chlip.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Co jest nie tak w tej ocenie? Bo nie uargumentowałeś zdania.
    Znaczy, chętnie się dowiemy, żeby następnym razem się poprawić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie mam dostępu do komputera, nadłubałabym coś więcej, ale trudno. Zwrócę uwagę na dwa błędy, które mi się rzuciły w oczy. Po pierwsze - opisywanie czynności postaci po wypowiedzi (oczywiście nie za każdym razem i nie tak nachalnie) nie jest błędem, wielu dobrych pisarzy tak robi. Po drugie - co jest złego w gwarze poznańskiej? To znakomicie, że autorka różnicuje style wypowiedzi! Czytałam kiedyś wywiad z jednym z tlumaczacych książki, można powiedzieć - artysta. I sam używa takich zabiegów (oczywiście o ile dialekty czy gwaru brzmią naturalnie. Zatem to jest raczej plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisywanie czynności bohatera po jego wypowiedzi - tak. Ale tego konkretnego bohatera, po myślniku, a nie tej drugiej osoby z dialogu.
      Gwara poznańska natomiast pojawiła sie raz. Bohatera cos olśniło i na jedno zdanie zmienił swój styl wypowiedzi. Jedno zdanie z 47 rozdziałów :)

      Usuń
    2. Tak, w takim przypadku masz rację.

      Usuń
  4. Witam, wstępie chciałam bardzo, ale to bardzo przeprosić za brak komentarza do oceny moich wypocin. Ocenę przeczytałam, jak tylko się pojawiła, ale niestety nawał obowiązków, jaki mi się na barki ostatnio zwalił, sprawił, że zapomniałam o wystawieniu komentarza, za co się kajam.

    Co do samej oceny, przyjmuję ją na klatę. Blog był założony pod napływem chwili i traktowałam go z początku jako eksperyment. Wszelakie uwagi mam w pamięci i są trafne oraz przydadzą się, gdy w końcu znajdę czas by ten bałagan pookładać i sprawić by wyszło z tego coś dobrego.

    Nic kreatywniejszego nie wymyślę. Późna pora robi swoje, a praca mnie zżera i wysysa wszelakie siły życiowe. Oceniali życzę wszystkiego dobrego :)

    Pozdrawiam serdecznie, zapominalska P.

    OdpowiedzUsuń