Nie ma zasady na pisanie – przeczytać można w poradniku Po bandzie... Winiarskiego (do którego notabene będę tutaj wracać i się odnosić) i... ciężko się z tym nie zgodzić. Zaraz potem Winiarski jednak dodaje: ...ale są pewne wskazówki, o których warto wiedzieć.
Postanowiłam nie pisać tego tekstu dla grupy autorów, którzy wiedzą już wszystko (więc trudno, aby
wiedzieli więcej) albo wiedzą najlepiej (więc za nic ich nie przekonam). Nie
piszę tego artykułu też dla tych, którzy zamykają swoją pisaninę w szufladzie o
nazwie ToTylkoMoje lub zawieszają na wieszaczku z doklejoną karteczką: ToTylkoBlożek.
Artykuł powstał więc przede wszystkim dla tych, którzy chcą skupić się na
zadowalaniu czytelnika; chcą skupić się na tym, by tekst odbierano tak, jak
sobie to wyobrażają, czyli aby dotarło.
MOJE PIERWSZE FANTASTYCZNE
FANTASY!
To
właśnie ten moment, w którym mam plan na opowiadanie i wiem już wszystko: od
sposobu poznania się bohaterki z bohaterem, aż po kolor płaszcza powiewającego
na wietrze w trakcie ostatniej bitwy. Ale nadchodzi taki moment, gdy samo
siedzenie na toalecie i wyobrażanie sobie poszczególnych scen nie wystarcza.
Zaryzykuję więc, otworzę nowy dokument tekstowy i napiszę: MOJE PIERWSZE FANTASTYCZNE ZDANIE!
[Uwaga,
żart sytuacyjny – tak naprawdę niżej jest o początkach szlifowania, także
przyda się już jakiś first draft, czyli wstępny szkic tego, co ma być kiedyś
powieścią].
Z czego składa się zdanie? Przypomnij
sobie nudne lekcje polskiego, te o technicznym podejściu do sprawy. Zdanie
składa się z części zdania (hello, Captain Obvious!). Części zdania to kolejno:
podmiot, orzeczenie, przydawka i dopełnienie. Ale jako że
obiecałam ci receptę na powieść lekką (lekka powieść pisana jest językiem
przystępnym, a narracja wypada w niej naturalnie), to zamieńmy sobie części
zdania na części mowy. I co? Mamy więc rzeczownik, czasownik, przymiotnik, a także
przysłówek.
(Przy
czym kolejny raz przypomnę, że nie ma zasady na pisanie – warto zapamiętać to
już teraz – istnieją tylko wskazówki. Wszystko opisane poniżej to właśnie takie
wskazówki).
01. RZECZOWNIK – kto? co? – nazywa rzeczy, obiekty,
miejsca, osoby, czynności, organizmy, zjawiska, pojęcia abstrakcyjne.
Może
być nim pot, mogą być to łzy, może być to but lub peleryna bohatera – zgodzisz
się, że rzeczowniki te są plastyczne, prawda? Takie sobie zwykłe rzeczy proste
do wyobrażenia. Jesteś w stanie je sobie wykreować „przed oczami”, mają więc
one wartość i siłę oddziałujące na czytelnika. Obrazują – tworzą obraz. Jedne
mocniej (pot naturalnie oznacza zmęczenie, łzy automatycznie kojarzą się ze
smutkiem), inne słabiej, więc wymagają dodatków (but z cholewką niepachnącą
zachęcająco, krwistoczerwona peleryna). Tak samo silne rzeczowniki to te
personifikujące uczucia: miłość i nienawiść, wierność i zdrada, nadzieja i
depresja. Posiadają one mocniejszą wartość; miłość kojarzy się ciepło i mile, a
nienawiść – zupełnie odwrotnie. Wszystkie rzeczowniki, które budzą silne
skojarzenia, nazywane są rzeczownikami obrazowymi, plastycznymi. Używasz
głównie ich, a wykorzystując je, maksymalnie poruszasz wyobraźnię czytelnika.
To twoja baza.
Zupełną
odwrotnością są wszystkie rzeczowniki teoretyczne, abstrakcyjne. Takie, których
nie da się wyobrazić, nad których sensem trzeba się zastanowić, a czasem nawet
poszukać ich znaczenia w słowniku. Będą to, kompletnie przykładowo:
perspektywa, pomysł, akumulacja, tożsamość. Ich sens wyłania się dopiero, gdy przeczyta
się całe zdanie, więc jeśli będzie ich w tekście za dużo, stanie się on mętny,
trudny w odbiorze, a styl całego tekstu stanie się męczący.
Na
tym etapie zaznaczę, że wymagający czytelnik lubi prostotę przekazu. Nie banał,
więc nie chodzi mi o banalne rozwiązania fabularne, bo najlepszą intrygę warto
wykombinować, ale, opisując ją niejasnymi zdaniami, narażasz się na
niezrozumienie i przekombinowanie. Miej na uwadze, by w prozie fantastycznej,
przygodowej, nastawionej na „bohater coś robi” rzeczowniki plastyczne
przeważały nad tymi abstrakcyjnymi. Tych ostatnich nie da się zmierzyć,
policzyć, dotknąć czy powąchać. Nadużywane zmęczą, ale nie oznacza to, by ich w
ogóle unikać. Często jednak trudne wyrażenia czy głębokie metafory tłumaczone
są przez autorów na najprostszych przykładach:
Całe nasze życie jest jak kamień rzucony w wodę. Nigdy nie wiemy, jakie kręgi zatoczymy naszym upadkiem, czyją śmierć spowodujemy i kogo uzdrowimy
Nie
jesteś w stanie wyobrazić sobie „życia” samego w sobie, ale „kamień w wodzie”
jest już całkiem obrazowy, prawda? Nie ma więc rzeczowników gorszego czy
lepszego sortu, ale dawanie przykładu na abstrakcyjne rzeczowniki pomaga w ich
pojęciu i rozbudowuje ci tekst. Dodaje ambicji i ułatwia sprawę czytelnikowi.
Moim
zdaniem to najważniejsza dla autora część mowy, biorąc pod uwagę zasadę: Pokaż,
nie opisuj, czyli ruch przeciwko banalizowaniu powieści, wykluczający
spłycającą tekst ekspozycję. Przy tym warto pamiętać, by ograniczać „być” i „mieć”, a także „czuć się”.
Było mi smutno/Poczułam smutek:
★CZYNY:
głośne westchnięcie/spuszczenie wzroku/apatia w ruchach/puste spojrzenie/brak
zainteresowania/spowolnienie/brak energii/ukrycie twarzy w dłoniach, nerwobóle;
★ MYŚLI
[w przypadku narracji 1-osobowej bądź mowy pozornie zależnej w narracji
3-osobowej]: negatywne, niespokojne i zlęknione, wycofane; poczucie winy i
beznadziejności, niska samoocena, myśl o śmierci.
Samo
napisanie, że coś było smutne nie
wywoła… smutku. Ani u bohaterki, ani u mnie, nawet jak wykorzystasz
wyolbrzymienie w postaci: było mi bardzo
smutno/poczułam przepełniający mnie
smutek. Ewentualnie wywoła smutek w betareaderach, analizatorach czy
oceniających.
Nie
popadaj jednak w paranoję. „Być”, „mieć” i „czuć” są przydatne, jeśli
potraktujesz je z umiarem i w momentach, które zwyczajnie wyczujesz. Odradzam
jednak masowe wykorzystywanie ich w opisach postaci (była ruda, miała krzywy nos i zadatki na pisarkę) oraz miejsc (pokój był duży, miał białe ściany…). W
tym ostatnim uważaj też na „stać” czy „leżeć” – chociaż to wszystko zależy od
wyczucia, bo przecież istnieją powtórzenia będące związkami stylistycznymi,
podkreślającymi istotę wyrażenia. Ja mogę tylko radzić. I tak też radzę –
lepiej napisać miał zielone oczy, niż
przekombinować z: gdy stawał w lustrze,
widział swoje zielonookie odbicie.
03.
PRZYMIOTNIK – jaki? jaka? jakie? – określa cechy istot, rzeczy, zjawisk,
pojęć i stanów.
Wydaje mi się, że rezygnacja z nich jest największą
trudnością w trakcie kształtowania pierwszych szkiców powieści. Nie policzę momentów, ile
razy z bólem serca wycinałam zdania za dobre, zbyt poetyckie, za gęsto nafaszerowane epitetami.
Język
polski jest rozwinięty i istnieje sieć rzeczowników, które mogłyby zastąpić epitet (rzeczownik + przymiotnik), dlatego zanim napiszesz silny wiatr,
pomyśl o zawierusze czy wiatrzysku. Ten lekki, na podobnej zasadzie, warto zastąpić zefirkiem
czy samym… wietrzykiem.
Tak
jak w przypadku osłabiania czasowników, kiedyś wydawało mi się, że, pisząc To
była straszna zbrodnia!, podkreślałam tragizm sytuacyjny. No niestety to wcale tak nie
działa, ponieważ rzeczownik zbrodnia jako rzeczownik
plastyczny – esencja sama w sobie – już z marszu kojarzy się negatywnie.
W
takim razie po co przymiotnik, skoro rzeczowniki są wystarczająco obrazowe?
Na przykład po to, aby ukazać różnicę lub wartość: peleryna miała być
krwistoczerwona, a nie trawiastozielona, a bohaterka miała być zainteresowana
bohaterem, a nie znudzona jego żarcikami.
Nie łudź się, że
czytelnik wywróży sobie z kosmosu dopowiedzenie do rzeczownika, którego nie
postawisz, bo będzie ci się wydawał logiczny. W twoim wyobrażeniu chata jest
stara i spróchniała, ale pominąłeś przymiotnik? Ekstra! W moim, dopóki tego nie
napiszesz, może być po prostu drewniana albo nawet z piernika. Jeżeli masz do
przekazania jakąś ideę – MYŚL, jak ją zapisać i jakich słów użyć. Pozwól, by znaczenie wybrało wyraz, a nie wyraz nabierał znaczenia, które według ciebie posiada.
Przy
przymiotnikach i – następnie – przysłówkach pilnuj nadmiarów. Łatwo jest
nagromadzić epitetów, a potem trzymać kciuki, by czytelnik nie porzygał się
tęczą w opisie pocałunku pełnego cudownych, wspaniałych, romantycznych chwil czy nie przewrócił oczami, gdy po raz kolejny walka będzie trudna, bolesna, zacięta. Zwyczajnie nie przedobrzaj.
Najdziwniejszym
przymiotnikiem, którego nie polecam używać, jest dziwny. Jak wyobrazisz sobie
coś dziwnego? W przypadku zwierzęcia – róg wystający z tyłka jest już
wystarczająco dziwny czy jeszcze nie? A w przypadku dziwnych zwyczajów? Nie wiem,
czy wyobrazić sobie fetysz nastrajania gitary basowej jako grę wstępną do seksu w
pozycji misjonarskiej czy okładanie porem po głowie księdza w czasie
zaplanowanej kolędy. Nic nie mówisz, pisząc dziwny, tak samo jak nic nie
mówisz, pisząc jakiś, więc dla dobra mojej wyobraźni… po prostu nie.
04.
PRZYSŁÓWEK – określa czynności, stany oraz inne cechy. W języku polskim tworzy
się najczęściej od przymiotników, za pomocą końcówek -e, -o.
Naczelny Sprawca Pleonazmów. Wielki Stwórca Tautologii. Nadmierny Nadmiernik. Zbędny jak
skarpety kubotom. Nikt o zdrowych zmysłach cicho nie szepcze, szybko nie pędzi,
nie kontynuuje dalej i nie zastanawia się pół dnia nad upływającym okresem czasu. Przeważnie
przysłówkiem starasz się wmówić mi, że bohater jest DOKŁADNIE taki albo WYJĄTKOWO nie taki, ewentualnie ZUPEŁNIE taki, a nie inny. Wyobraź sobie
taką sytuację w kolejnej ocenie:
Całkowicie
pewny siebie przekroczył próg. – Dobrze, że nie w trzech czwartych.
Przysłówki
również rozdmuchują tekst i rozciągają ci niemiłosiernie zdania (wreszcie, jakoś, bezsprzecznie), a także zacierają sens, którego czytelnik przestaje
być pewien (on był trochę smutny, a ona niemożliwie radosna) – wśród ich
nadmiaru tekst przestaje być prosty, naturalny, a staje się wyolbrzymiony,
prefabrykowany, fałszywy i mglisty. Przeważnie umieszcza się przysłówki w first
draftach, na etapie pisania byleby pisać, przelać wenę, a potem, gdy już zamienia się opisy rozmów
w żywe dialogi, a relację zachowań zamienia się w sceny, część przysłówków
ląduje jednak w koszu.
Oczywiście
też nie jest tak, że każdy przysłówek jest be. Zdarza się, że nie warto z niego
rezygnować, na przykład wtedy, gdy podkreśla nowe, niepodejrzewane wartości: przecież można uśmiechać się i radośnie, i smutno.
05.
ZAIMEK – zastępuje rzeczownik (np. ja), przymiotnik (np. mój), przysłówek (np.
tam) lub liczebnik (np. tyle) i pełni ich funkcje w zdaniu.
Bez wątpliwości – zaimek
jest potrzebny. Przede wszystkim dlatego, aby nazywać, ale nie nadużywać imion,
określenia bohater, ksyw czy innych takich. Aby nie silić się i sięgać desperacko po blondynów czy niebieskookie. W narracji trzecioosobowej wymagany,
chociaż i narrator potrafi przesadzić z pisaniem o kimś i rzeczach oraz czynach
przynależnych temu komuś: (…) jego ręka powędrowała w kierunku jego twarzy, po
chwili klepiąc w jego czoło, a jego wzrok zatrzymał się na jego butach. A
raczej ich braku.
To
dość... uciążliwe, nie sądzisz? Myślę, że problemu nie trzeba tłumaczyć.
To
teraz narracja pierwszoosobowa:
O
kurczę! Do domu nie wrócę, by nie zbudzić matki! Dojdę w tym, co mam na nogach,
a na nogach miałem klapki…
Widzisz
tam gdzieś jakieś moje klapki? Moje nogi? Swoją matkę? Nie? Więc
posłuchaj Łony, daj bohaterowi Snickersa i niech przestanie gwiazdorzyć. Czy ktoś jeszcze pamięta moją
pierwszą ocenkę w bitwie trzynastej na portalu Opowi, a tam część o tekście Vasto Lorde?
Kolejny chłodny dzień jesieni dał się poznać od gorszej strony silnymi porywami wiatru, który targał moje długie włosy. (…) Moje ciche myśli przerwało skrzypienie drzwi. Odwróciłem się i spojrzałem na drzwi wejściowe, lecz te stały nieruchomo, zamknięte od środka. (…) Nagle zadzwonił mój telefon. Moją pierwszą myślą było (...).
Skupmy się na głowniaku, którego na całkowitej nieświadomce
wykreowano na egoistycznego buraka. Mnie, mój, moje. LITOŚCI! Ma stylizację jak wymuskany egocentryk z papieru.
Facet opisuje swoje myśli. Cały tekst pisany narracją pierwszoosobową, która nie jest
formą pamiętnikarską, to myśl, czyli znajdujemy się poniekąd w głowie tego bohatera, a więc zaimki odebrały mu całkowicie naturalność postaci. Chyba że chcemy stworzyć taką postać, która właśnie zwraca na siebie uwagę taką stylizacją, jednak trzeba mieć do tego powody i nawet wtedy nie przesadzać z zaimkami przy każdej możliwej okazji, bo przecież istnieje różnica między narysowaniem a przerysowaniem.
Już
prawie technicznie kończymy pierwsze fantastyczne zdanie, a raczej znamy jego
części. Wiemy, co i jaką pełni w nim funkcję, możemy więc spojrzeć na swoje
zdanka i zastanowić się nad każdym z osobna. ALE JAK POUKŁADAĆ te
wszystkie części? Sam SZYK w polskich zdaniach jest swobodny – raczej
technicznie poprawny, ale jak przekombinujesz z przekładaniem wyrazów, to
niektóre zdania mogą wydawać się nieco kulawe, niezgrabne, mimo technicznej
poprawności. Możesz też, wybierając szyk udziwniony, narazić się na to, że czytelnik zupełnie inaczej odbierze to, co chcesz mu przekazać. Szyk odgrywa też bardzo istotną rolę w znaczeniu niektórych partykuł (niesamodzielnych, czyli nieposiadających samodzielnego znaczenia wyrazów, np: tylko, chyba, ani, niech, tak, oby, bodajże itp.):
♣ Tylko Jan nam to powie (i nikt inny!).
♦ Jan tylko nam to powie (i nikomu innemu!).
♠ Jan nam tylko to powie (i nic innego!).
♥ Jan nam to tylko powie (i niczego innego nie zrobi!).
Jeżeli
archaizować chcesz lub Nową Biblię XXI wieku tworzysz, to zawsze pisać Yodą
możesz.
Jeszcze odnośnie kolejności – warto pisać zdania i dzielić w nich informacje na
wypływające chronologicznie, wtedy narzucasz czytelnikowi logiczny wywód i
sprawiasz, że płynie on z tekstem, równo, ciągiem.
Istnieje przekonanie, że najważniejsze części zdania umieszcza się na jego
końcu, te nieco mniej ważne na początku, a o najmniejszej wartości – w samym
środku. Na podobnej zasadzie buduje się już nie tylko zdania, ale i… CAŁE
AKAPITY. Najważniejsze informacje powinny znaleźć się na ich końcu jako suma
tej przeprawy, którą był cały on.
Nie
ma reguły odnośnie długości akapitów. Bzdurą jest to, co kiedyś napisała autorce w ocenie jedna ze stażystek:
Może zacznę od tego, że nasza polonistka zawsze powtarza nam, że akapit, to co najmniej trzy zdania. Bez uzasadnionego powodu, czuję się odpowiedzialna za przekazywanie tej wiedzy dalej. Po prostu nieładnie wygląda akapit, który ma dwa zdania, albo jedno długie, który równie dobrze mogłoby wchodzić w skład dwóch zdań.
Ale odnośnie długości samych zdań
napiszę co nieco.
DŁUGOŚĆ
ZDANIA nadaje tempo. Te długie zabierają w podróż, porywają, a krótkie zmuszają
do skupienia się na konkretach. W opisie przyrody można pozwolić sobie na
spacer pomiędzy drzewami, więc nie ma co ograniczać się do pojedynczych, jednak
w scenach walki nie ma sensu wylewać dygresji na tematy wszelakie – stąd
„kropka za kropką” zdania najczęściej pojedyncze, urywane, opisujące konkretne
ruchy. Cios za ciosem. Krótkie zdania mają więc sens, jeśli mowa o upraszczaniu
opisów wydających się problematycznymi (akcja, w której każdy krok ma
znaczenie) i budowaniu napięcia. Proste zdania skonstruowane za pomocą
rzeczowników plastycznych i bez zbędnych upiększaczy w postaci przysłówków czy
nadmiaru przymiotników budzą emocje, zawierają często dramat. Liczy się wtedy
dosłownie każdy wyraz.
Nie stosuj jedynie zdań krótkich czy długich, ale przeplataj je ze sobą. Najczęściej zdania krótkie ubarwiane są przez długie. Krótkie wywołują efekt sprawozdania, a długie uzupełniają myśli, dopieszczają je.
Nie stosuj jedynie zdań krótkich czy długich, ale przeplataj je ze sobą. Najczęściej zdania krótkie ubarwiane są przez długie. Krótkie wywołują efekt sprawozdania, a długie uzupełniają myśli, dopieszczają je.
A długość samych słów? Niektórzy pisarze uważają, że nie należy używać dłuższego synonimu, jeżeli można zastąpić go krótszym.
Aby
zaoszczędzić czytelnikowi ziewania, przemieniaj. Baw się.
Pisanie ma być formą rozrywki, prawda?
Pisanie ma być formą rozrywki, prawda?
0 Comments:
Publikowanie komentarza