[246] Ocena tekstu: Pamięć Pustkowia [v.2]

Forest Light, autor: @jplenio; na wolnej licencji Unsplash


Autorka: osMiornicaDave
Gatunek: fantasy
Ocenia: Skoiastel


Już na samym początku pragnę bardzo mocno przeprosić cię za to, że nie udało mi się wyrobić z oceną do świąt, mimo że informowałam cię o takich planach. Tak się złożyło, że wpierw musiałyśmy wypuścić na świat dwie oceny tekstów zgłoszonych znacznie wcześniej, i to ich ocena stała się priorytetem całej ekipy. Do tego nie spodziewałam się też, że tak wiele czasu poświęcić będę musiała zadaniom związanym z realizacją materiału na kurs DTP, na który niedawno się zapisałam. Mam jednak szczerą nadzieję, że niniejsza praca okaże się warta twojego czasu. Postanowiłam, że zacznę od przeklejenia do Dokumentu Google pierwszych ośmiu rozdziałów tekstu wraz z prologiem (łącznie wyszło tego ok. 132k zzs, co daje ponad 3 przeczytane arkusze wydawnicze) i skupię się na jego omówieniu. A co będzie potem… – zobaczymy. ;)




Ach, no i tym razem nie oddzielam punktu dotyczącego poprawności językowej od oceny treści właściwej, bo i błędów nie znalazłam aż tak wielu.


PROLOG

Już od pierwszych zdań twój tekst robi dobre wrażenie – skupiłaś się nie tylko na tym, by melodyjnymi i płynnymi zdaniami wprowadzić mnie w odpowiednią atmosferę, ale i zadbałaś o poprawność, a to już wyższa szkoła jazdy. Ani korektor, ani redaktor nie miałby tu większej roboty. Przykład:

Wszędzie po horyzont rozciągała się lodowa równina spowita delikatną mgłą. Nic nie urozmaicało jednostajnego krajobrazu. Nie było tu skał ani pagórków, nie było drzew. Tylko płaska, niekończąca się przestrzeń. Żaden dźwięk nie mącił spokoju tego miejsca. Nawet przemierzający ją mężczyzna, sunący bezszelestnie niczym duch. Buty nie zapadały się w śnieg, a ciemnych włosów nie poruszał wiatr. Szedł szybko, a jego napięta twarz rozpogadzała się z każdym krokiem. W końcu westchnął głęboko, z uśmiechem błąkającym się na ustach.

Jeśli już pojawiają się powtórzenia – łatwo uznać je za celowe. Niemniej fragment może wydawać się nieco jednostajny, a mniej melodyjny, niż mógłby, poprzez zastosowanie zbyt wielu zdań prostych (albo złożonych, lecz krótkich), przynajmniej na jego początku. Te, moim zdaniem, niepotrzebnie wprowadzają czytelnika w pewne zautomatyzowanie. Być może chciałaś tym zabiegiem oddać, że Pustkowie jest właśnie takim miejscem – surowym, pustym, pozbawionym jakiegoś melodyjnego piękna, jednak na moje to niezbyt dobrze działa. Co rusz pojawiające się kropki wymuszające pauzę oddechową czynią opis tego miejsca nie tyle surowym, a, no właśnie, mechanicznym. Aby temu zapobiec, połączyłabym ze sobą na przykład te zdania: Żaden dźwięk nie mącił spokoju tego miejsca – nawet przemierzający ją mężczyzna, sunący bezszelestnie niczym duch.
Inna sprawa to wątpliwości dotyczące właśnie tego cytatu. W pierwszym zdaniu piszesz, że nie zakłócał spokoju tego miejsca żaden dźwięk, a następnie wspominasz nawet przemierzającego mężczyznę. Jednak człowiek nie jest dźwiękiem samym w sobie, a jedynie wydaje te dźwięki, powoduje je. Przeredagowałabym to zdanie na bardziej sensowne, robiąc z imiesłowu przymiotnikowego (sunący) – czasownik: Żaden dźwięk nie mącił spokoju tego miejsca – nawet przemierzający mężczyzna sunął po nim bezszelestnie niczym duch.
Nie zmienia to faktu, że cały wstęp czyta się bardzo lekko, pozostawia on po sobie dobre wrażenie.

Buty nie zapadały się w śnieg, a ciemnych włosów nie poruszał wiatr. Szedł szybko (…) – podmioty. Sugeruję: Wędrowiec szedł szybko…

Wędrowiec, w tym jednostajnym krajobrazie, odnajdywał piękno. – Waham się nad tym wtrąceniem, szczerze mówiąc. Obie pauzy oddechowe robione w wyznaczonych miejscach na moje odbierają tu lekkość.

Nie jestem przekonana także co do rozmowy dwójki bohaterów. Gdy tak ją czytam, mam wrażenie, że nie brzmi ona naturalnie, a w sposób wymuszony przez twoją potrzebę poinformowania czytelnika, jak działa Pustkowie. Okej, to jest ważne, ale nie musisz robić tego tak… nachalnie. Daj swoim postaciom zachowywać się i rozmawiać tak jak zwykle, w końcu dobrze się znają, do tego nie przebywają w tym miejscu pierwszy raz. Zarówno Terifel, jak i Nero wszystko o nim wiedzą – nie za bardzo więc rozumiem, dlaczego mieliby się dzielić tą wiedzą akurat w taki sposób. Przypomnij sobie ten fragment:

– Witaj, Nero, w tej wysokiej trawie jesteś prawie niezauważalny – powiedział.
– Ciebie za to świetnie widać na tle śniegu.
Terifel obrzucił zamyślonym spojrzeniem rozciągającą się przed nim przestrzeń, pokręcił głową.
– Chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak każdy z nas widzi tu coś innego. Co za upiorne miejsce.
– Przecież to fascynujące.
Nero zaśmiał się, widząc uniesioną brew kolegi, wpatrującego się w niego z powątpiewaniem.
– Za dużo czasu spędziłeś z wiedzącymi, kiedy wkuwałeś te swoje runy – prychnął Terifel. – Tutaj wszystko jest nienaturalne, martwe. Żadnych zwierząt, roślin... Kurde, nie ma nawet wiatru ani deszczu. Przez to, że nigdy nie zapada tu zmrok, nie jestem nawet w stanie ocenić, ile czasu spędzam na tych cholernych patrolach.

Zauważ, że już wymiana pierwszych dwóch zdań mówi wystarczająco o Pustkowiu; warto zdać się na zaufanie, że czytelnik wyniesie z niej to, co powinien – w tym przypadku nie jest to wcale takie trudne, niczego nie ukrywasz przesadnie, bo bohaterowie rozmawiają wprost, po prostu mówią za dużo i nienaturalnie. Gdybym mogła ci coś zapropnować, na pewno byłaby to zabawa stylizacją Terifela – by nie wyrażał się tak ekspozycyjnie, poza tym jednak trochę szkoda, że od razu na wstępie zdradza mi tajemnicę Pustkowia – jak działa to miejsce. Szkoda, że sama nie mogłam tego odkryć, na przykład dedukując z wypowiedzi bohaterów lub ich skojarzeń. Mogłabyś też te należące do Terifela nieco poskracać, na przykład w ten sposób:

– Witaj, Nero, w tej wysokiej trawie jesteś prawie niezauważalny – powiedział.
– Za to ja ciebie świetnie widzę na tle śniegu.
Terifel obrzucił zamyślonym spojrzeniem rozciągającą się przed nim przestrzeń, pokręcił głową.
– Śniegu, huh? Ty to masz farta na tych patrolach… To miejsce chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Jest upiorne.
– Raczej fascynujące.
– Za dużo czasu spędziłeś z wiedzącymi na wkuwaniu run – prychnął Terifel. – Przecież tu wszystko jest… martwe. Widziałeś kiedyś jakieś zwierzę? Albo chociaż roślinę? Kurde, nie ma wiatru ani deszczu, a przez ten wieczny dzień nawet nie jestem w stanie ocenić, ile siedzę na tych cholernych patrolach.

Jeszcze inna sprawa, że Terifel w drugiej części wypowiedzi zarówno mojej, jak i twojej, pyta Nero o zwierzęta i rośliny, kiedy pierwszą zaczyna od stwierdzenia, że widzi wysoką trawę. Nawet jeśli to tylko obraz generowany przez Pustkowie, czy nie powinno się liczyć? Czy to nie byłoby dziwne, gdyby Terifel oczekiwał roślin prawdziwych, wychodzących poza narzucony mu widok, dobrze wiedząc, jak działa to miejsce?

– Bez rozkazu starego, [przecinek zbędny] nigdy bym się tam nie zapuszczał.

Terifel pokiwał ze zrozumieniem głową. – Zmieniłabym szyk: pokiwał głową ze zrozumieniem – by na akcencie postawić emocję.

Znów otaczała go pustka i cisza. – Otaczały go.

Nero ruszył znów przed siebie, a odbierane uczucia, [przecinek zbędny] stawały się coraz silniejsze.

Piszesz o umiejętnościach Nero i innych strażników zupełnie wprost, jakby nigdy nic:

Strażnicy nie umieli czytać w myślach, jak niektórzy podejrzewali. Po prostu czuli to samo, co osoby z ich otoczenia. Robili to spontanicznie od urodzenia. Dopiero w trakcie szkolenia dowiadywali się, jak odróżniać własne emocje od obcych i odcinać się od tych niechcianych wrażeń.

A przecież dosłownie kawałek dalej, konkretną sceną, Nero nie tylko korzysta z tych umiejętności, co po prostu odzywają się w nim, musi na nie reagować. To też by mi wystarczyło samo w sobie, pozwalało odkrywać historię we własnym tempie. Nie musisz niektórych informacji zdradzać za szybko, a już na pewno nie musisz ich zapowiadać, jeśli zaraz chcesz, by tekst ukazał je wprost. Niepisana zasada jest prosta: eksponuj (opisuj) to, bez czego czytelnik może się obejść i co ewentualnie uzupełni jego wiedzę o uniwersum. Pokazuj to, co odbiorca ma odczuć/zobaczyć. Stan, w którym główny bohater odczuwa agonalne krzyki emocji jakiegoś obcego człowieka ze świata zewnętrznego, spoza Pustkowia, powinien być dla mnie przejmujący, równie boleściwy jak dla Nero oraz wywołujący współczucie w stronę nieznajomej postaci, a jednocześnie zaskakujący (nawet nieco pozytywnie) – bo odkrywający nowe karty o nocnych wędrowcach i rozkręcający akcję. Tymczasem tak nie jest, właściwie po ówczesnym opisie tych umiejętności trochę się spodziewałam, że strażnik zaraz coś w tym Pustkowiu odczuje – przecież nie będzie sobie tylko ot tak po nim szedł. I niby się nie zawiodłam, ale czy zaskoczyłam swoim odkryciem, zaangażowałam w samodzielne wnioskowanie? No też nie.

Rozumiem, że może ci się wydawać trudne pokazać bohatera, który nagle zaczyna czuć emocje innych – ot tak, jakby nigdy nic. Mimo to czytelnik raz, że wie, że jest w świecie kompletnie fantastycznym, więc tylko czeka na takie smaczki; dwa: istnieje druga niepisana zasada. Mówi ona: Nie wiesz, jak coś (powiedzieć) napisać? Najlepiej napisz (powiedz) to wprost. Nero nie jest pierwszy raz w Pustkowiu i nie czuje podobnych emocji pierwszy raz w życiu. Daj mu się zachowywać, rzuć jakąś pojedynczą myśl o tej sytuacji, pokaż, jak stawia blokady, próbuje się odciąć, ale nie da rady. Możesz nawet zostawić tę scenę całą tak, jak jest, nic nie zmieniać, a jedynie wytnij ekspozycję o jego umiejętnościach, uprzedzających fakty. Ta scena tak czy siak będzie działała, niczego jej nie będzie brakować.

A, no i jeszcze coś:

Po prostu czuli to samo, co osoby z ich otoczenia [5]. Robili to spontanicznie od urodzenia[5]. Dopiero w trakcie szkolenia[5] dowiadywali się, jak odróżniać własne emocje od obcych – podkreśliłam rymy dokładne oraz zaznaczyłam jednaką liczbę sylab. To podobieństwo brzmieniowe aż kłuje w uszy.

Serce zaczęło bić jak oszalałe. Cóż z tego, że odczuwał obce emocje. Ciało nie zdawało sobie z tego sprawy. Gdy wrażenia stawały się zbyt intensywne, reagowało na nie, jak na jego własne uczucia. Oddech stał się urywany i spazmatyczny, w oczach pojawiły się łzy. – A ja bym zrobiła to tak: Serce zaczęło bić jak oszalałe. Cóż z tego, że odczuwał obce emocje, skoro ciało nie zdawało sobie z tego sprawy? Jego oddech stał się urywany i spazmatyczny, w oczach pojawiły się łzy. – Tak. Dokładnie tak. Wycięłam tylko to jedno zawadzające zdanie i zrobiłam to dlatego, bo przekazywało dokładnie tę samą informację, którą już zdążyłam pojąć.
Potrafisz pisać. Ty, cholera, naprawdę potrafisz pisać, mimo to mam wrażenie, że ciągle jeszcze w siebie nie wierzysz i na pewno mniej niż w poprzedniej wersji opowiadania, ale nadal będziesz się zabezpieczała ekspozycją w obawie przed niezrozumieniem. A prawda jest taka, że tekst tylko na tym traci. Trudniej się wczuć, gdy tłumaczysz rzeczy, które już stały się jasne. To odrywa mnie od właściwych emocji, przeżywania sytuacji wraz z Nero. Elektrownia ma w zwyczaju mówić o waleniu czytelnika łopatą po łbie. I ja faktycznie teraz się tak czuję.
Niemniej muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności przekazywania emocji. To, że zduszasz je tłumaczeniami, to inna rzecz. Najważniejsze jednak, że te uczucia w tym tekście są. Już z niego nie znikną, teraz możesz jedynie je podbijać. I to jest świetne.

Strażnik dojrzał w dali wyłaniający się z mroku, płonący budynek. – A może: Z oddali strażnik dojrzał płonący budynek, wyłaniający się z mroku.

Próbował przyjrzeć się temu wyraźniej, walcząc z bólem rozsadzającym czaszkę. Spędził wiele lat na Pustkowiu, ale nigdy nie natrafił na nic podobnego. – Na budynek czy na aż tak przejmujące emocje, budzące aż tak mocny ból?


ROZDZIAŁ 1.1

Uwielbiam twoje atmosferyczne, plastyczne opisy:

Zachodzące słońce rzucało długie cienie pomiędzy drzewami, oświetlało złotymi promieniami grupę przemierzających leśne ostępy zbrojnych. Na twarzach mężczyzn malowało się napięcie i wyczerpanie. Zdrożone konie stawiały sztywno kopyta, oddychając ciężko przez rozszerzone chrapy. // Roger, jadący na czele dowódca oddziału, rozglądał się uważnie dookoła. Jego kary ogier parsknął niespokojnie i pomachał łbem w daremnej próbie pozbycia się uporczywych gzów. Wokół zaległa już rosa, roztaczając zapach wilgotnej ziemi i traw. Wieczór rozsnuł między drzewami pojedyncze pasma mgły. Pogłębiający się mrok zwiększał niepokój znajdujących się w lesie ludzi.

Podziw budzi również ich poprawność zarówno językowa, jak i stylistyczna; nie rzucają się w oczy chociażby powtórzenia, szyki dobierasz płynne, melodyjność podkreślają (zazwyczaj…) zdania różnorodnej długości. Co tu dużo mówić? Tekst do tej pory się chłonie.
No właśnie: zazwyczaj. Bo jednak zdarzają się akapity, które nie brzmią tak dobrze przez dominację zdań prostych oraz podwójnie złożonych, o podobnej liczbie sylab [umieściłam je w nawiasach]. Nie masz takich momentów wiele, ale gdybyś chciała przejrzeć tekst jeszcze raz i go maksymalnie upłynnić, to na nie powinnaś zwrócić szczególną uwagę:

Po niebie śmigały świszczące przenikliwie jerzyki [16]. Wśród śpiewu cykad i bzyczenia komarów powoli zapadała noc [19]. Zatrzymali się na postój, kiedy było już ciemno [15]. Księżyc świecił jasno, umożliwiając sprawne rozbicie obozu [19]. Nie minęło wiele czasu, nim zmęczeni ludzie zapadli w sen [18]. – Na pewno pomaga spokojne czytanie na głos, akcentując pauzy oddechowe przy znakach interpunkcyjnych. Wtedy sama usłyszysz, że niektóre fragmenty zaczynają brzmieć monotonnie.

Już na początku, porównując z poprzednią wersją opowiadania, rzuca się w oczy również brak uporczywego head-hoppingu, tak bardzo utrudniającego nie tylko rozumienie tekstu na poziomie fabularnym, ale i przeżywanie go emocjonalnie, zżywanie się z bohaterami. Nie masz pojęcia, jak bardzo doceniam, że od początku sceny mogę obserwować i oceniać wydarzenia z jednej perspektywy. Dzięki temu oddajesz charakter głównej postaci, w tym charyzmę, do tego zręcznie, stopniowo przedstawiasz mi innych – poprzez obserwację. Nie musisz już robić tego toną opisów; rzeczy po prostu… się dzieją, słowa są wypowiadane, a ja mogę z tego czerpać i cieszyć się lekturą. Nareszcie! Chałwa ci!

– Wydaje mi się, Wilard, że mają tam co innego – odpowiedział i zmarszczył w zamyśleniu brwi. Skierował wzrok w stronę, o której mówił przed chwilą zwiadowca.
– Czyżby zmierzali do Bramy? Przecież to tylko jakaś sterta kamieni pośrodku dziczy. Głupie bajanie, nic więcej – stwierdził z przekonaniem zastępca.
– Wcześniej mówiłeś, że nocni wędrowcy to głupie bajanie.
– Niemożliwe, żebym pomylił się w życiu więcej niż raz.




Poklepał szyję konia. Była mokra od potu. Zwierzęta były wykończone, ludzie też.

Bardzo podoba mi się rozmowa Rogera i Wilarda przy ognisku. Jest na zupełnie innym poziomie niż ekspozycyjny dialog z prologu; bohaterowie wymieniają się informacjami naturalnie i wykorzystujesz zmartwienie dowódcy, by Wilard mógł wprowadzić w tekst dane o tym, co jego przywódcę tak męczy (jego zastępca nie mówi niczego po nic). Poza tym sceny jak ta pozwalają akcji płynąć jej tempem, no i czytelnik wycisza się przy nich dokładnie tak, jak wyciszają się postaci, gdy po rozmowie zapadają w sen. Fajnie też, że Roger naprawdę przeżywa sytuację swojego oddziału, tym bardziej że nie mierzy się z tradycyjnym wrogiem, a nocnymi wędrowcami, o których wciąż zbyt mało wie.

– Wiesz, Wilard... Traciłem już ludzi w trakcie bitwy. Ale stracić ich przez gierki Gildii Magów to coś zupełnie innego.
– Robiłeś wszystko, żeby nie wysłali nas do pacyfikowania jakichś nieszczęsnych wieśniaków, a jednocześnie nie wypierdolili z Zakonu za brak kompetencji i niesubordynację. Kto mógł przypuszczać, że faktycznie jeszcze istnieją jacyś mityczni nocni wędrowcy i że właśnie my będziemy mieli pecha, żeby się o tym przekonać. – A to ostatnie, to nie było pytanie?

Czasem jednak nadal wkrada ci się ten head-hopping:

– Zmienię cię. Bez sensu, żebyśmy oboje nie spali – powiedział zrezygnowanym głosem.
Poruszył barkami, próbując trochę je rozluźnić. Nic to nie pomogło. Były spięte i bolesne, podobnie jak mięśnie ciągle zaciśniętych szczęk. Zastępca spojrzał na niego uważnie.
– To nie twoja wina. Zginęli na służbie – odezwał się cicho.
Znali się zbyt długo, żeby nie wiedział, co dręczy jego dowódcę.
Roger chwycił patyk i zaczął machinalnie rozgarniać resztki ogniska.
– Ta cała sprawa jest dziwna – odezwał się po chwili. – Podkreślone zdanie oddaje perspektywę Wilarda, nie – Rogera, choć od początku sceny siedzimy bliżej tego drugiego.

Na szczęście tym razem da się to łatwo przeredagować:

Zastępca spojrzał na niego uważnie.
– To nie twoja wina. Zginęli na służbie – odezwał się cicho.
No tak. Znali się zbyt długo, by Wilard niczego się nie domyślił. Ile razy tak już siadał z nim w ostatnim czasie…? Roger chwycił patyk i machinalnie zaczął rozgarniać resztki ogniska.
Zbyt często.
– Ta cała sprawa jest dziwna – zauważył po chwili, znów podejmując temat.

I, jak w przypadku poprzedniej oceny, wybacz mi, że trochę bawię się tym tekstem. Chcę ci po prostu pokazać, jak możesz rozgrywać takie sytuacje, by podać czytelnikowi dokładnie to samo – tu: że Wilard wie, co czuje dowódca – niemniej odbiorca dowiaduje się tego z perspektywy Rogera, a bez przeskoku tylko na jedno zdanie. Nie musisz kopiować 1:1, wiadomo. 
Generalnie pozbywanie się head-hoppingu nie jest trudne, ale na pewno upierdliwe, znacznie prościej więc zwyczajnie nie dopuszczać do takich sytuacji. Na szczęście nie wymaga to większej gimnastyki, tak naprawdę wystarczy ci świadomość, że w tej scenie to ty poniekąd jesteś Rogerem, a więc wszystko, co nie stanowi dialogu, wychodzi tylko od was – ciebie i twojego bohatera prowadzącego.




Na wszystkich twarzach widać było zmęczenie i determinację. Chcieli dopaść tych, którzy usiekli ich towarzyszy. – Zmęczenie kłóci mi się tu trochę z determinacją, nie zestawiałabym ich spójnikiem „i”, a postawiłabym na wzmocnienie kontrastu, na przykład: Na wszystkich twarzach widać było zmęczenie, ale i determinację. Albo coś w stylu: Na wszystkich twarzach widział zmęczenie, ale to determinacja była wyraźniejsza. – By podbić sens o tym, że to determinacja odsuwała zmęczenie na dalszy plan, bo trzeba było działać.

– (…) Jako młodziki czasem tam zaglądaliśmy, bo nasłuchaliśmy się o tym miejscu przeróżnych, strasznych historii. No w gacie żem tam nie narobił. – Cieszy również, że już od początku tekstu zaczynasz podkreślać różnice charakterów bohaterów i robisz to, świadomie korzystając z dobroci stylizacji językowej. Roger wydaje się poważny, stateczny, wyrażać się tak, jak szanowany dowódca powinien, za to Wilard jest wulgarny, a Sander – kolokwialny; jego stylizacja przypomina gwarę. To, że nie czekasz z przedstawianiem relacji między strażnikami oraz różnic ich dzielących, jest niewątpliwym plusem. Łatwiej mi będzie postaci zapamiętać, ale nie ukrywam, że już zdążyłam ich polubić. Jak widać, dużo mi nie było trzeba.

Dalej łasisz się na ekspozycję – taką trochę ciszę przed burzą – bo zaraz po niej ma miejsce już akcja właściwa. I wiesz co? Wyjątkowo nie przeszkadza mi ta forma, tym razem dlatego, że zgrabnie przemycasz ją do tekstu pod postacią przemyśleń Rogera:

– Mimo wszystko wygląda na to, że właśnie tam się kierują – odrzekł dowódca.
Nie dawało mu to spokoju. Gildia Magów dobrze broniła swoich sekretów. Za dobrze. Zakon Jasnego Płomienia, pod który podlegał Roger wraz ze swoim oddziałem, stanowił zbrojne ramię Rady Gildii. Zakon został powołany prawie pół wieku temu, pod koniec trwającej wtedy wojny domowej. Miał służyć do walki z nocnymi wędrowcami. Nocnych wędrowców już od lat jednak nie widywano, a Zakon wciąż miał pełne ręce roboty. Obecnie skupiał się głównie na zastraszaniu drobnej szlachty, tępieniu magów wyłamujących się spod kontroli Gildii i na rozszerzaniu wpływów politycznych członków Rady. Zbyt często okazywało się, że wioski, pacyfikowane pod pretekstem wspierania dzikich magów, podlegały arystokratom mającym właśnie zatarg z Gildią.
Roger zaciskał zęby i odwracał wzrok, widząc przerażone spojrzenia wieśniaków. Ludzie nie bez powodu bali się ich i nazywali łowcami czarownic. 

Czuć subtelny POV Rogera dający do zrozumienia, że bohaterowi wcale nie podobają się działania Zakonu (np. fraza oceniająca: Zbyt często…) – tak jak i narracja chociażby u Sapkowskiego często w podobny sposób dawała do zrozumienia, że Geraltowi nie podobają się działania Kapituły. Jednak i Geralt jako wiedźmin, i Roger jako dowódca ledwo oddziału straży nie mają w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia, z pewnymi rzeczami muszą się po prostu boleśnie pogodzić.
Przy takich ekspozycjach ważne, by nie padały za często, u ciebie jednak nie ma o tym mowy. Nie wstrzymujesz akcji, ta jeszcze się nie zaczęła, bohaterowie pogadali, teraz w ciszy podróżują w siodłach – idealny moment, by tę informację wprowadzić. Lepszego w tym rozdziale nie było.

Zaśpiewała stal. To Zodan, najlepszy szermierz z nich wszystkich. – W podkreślonym zdaniu zamiast przecinka użyłabym myślnika.

Dowódca miał wrażenie, że czas nagle zwolnił. Otworzył usta do krzyku. (…) Sander zgiął się wpół. Szok na jego twarzy przeszedł w grymas bólu. Wydał z siebie coś coś pomiędzy jękiem a bulgotem i zwalił się na ziemię. – Podmioty.

Okej, scena kończy się użyciem tajemniczego, magicznego amuletu. Roger nosił go przy sobie cały czas, ale wspominasz o nim dopiero teraz, właściwie w najbardziej kluczowym momencie. Moim zdaniem zbyt akuratnie, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to dopiero pierwszy rozdział i trudno byłoby gdzieś wcześniej zaznaczyć, że bohater posiada taką rzecz. Może mogłabyś w scenie przy ognisku zauważyć, że Roger jakby mimowolnie po niego sięga, obraca go w palcach? Nawet nie musisz tam wspominać, że to magiczny amulet i że mający moc. Czytelnik mógłby uznać to za na przykład amulet dosłowny – noszony na szczęście. Nie musisz mu poświęcać więcej niż jedno zdanie (czy dwa, kiedy na przykład Roger schowałby go pod koszulę przed snem), ważne, by zaznaczyć, że wyjątkowy rekwizyt znajduje się na miejscu cały czas, a nie pojawia się w nim ot tak, dopiero wtedy, gdy jest potrzebny.

Dowódca wykrzyknął słowo kończące inkantację zaklęcia. Wyzwolił moc, którą uwięziła dla niego dawna przyjaciółka. Dostrzegł zdziwiony wzrok nocnego wędrowca. Napastnik poleciał gwałtownie w tył. – Szkoda, że nie zacytowałaś tego ostatniego słowa jako dialogu z wykrzyknikiem. To byłoby bardziej przejmujące, tak zwyczajnie ciekawsze. No i mimo wszystko nie wyjaśniałabym teraz działania amuletu oraz pochodzenia jego mocy; nie ma na to czasu w tej scenie. Przecież zawsze możesz do tego wrócić, gdy już będzie po wszystkim (Roger mógłby na przykład zastanowić się, czy na pewno użył mocy bohaterki X w najlepszym momencie; oby nie potrzebował jej gdzieś potem, ple, ple, ple…). Teraz dla czytelnika najważniejsze jest, że amulet po prostu działa, robi coś, o czym przeczytam już w kolejnym zdaniu. Tylko na to czekałam, ekspozycjom w takich miejscach mówię stanowcze: nie.
A, jeszcze jedno. Co to znaczy: wyzwolił moc? Jak to się objawiało? Co się stało z Rogerem? Rozbłysł złocistą poświatą niczym Goku w SSJ? A może zwyczajnie uniósł się nieznacznie nad ziemią, zamknął oczy, zaraz opadł i stał się silniejszy, gotowy do walki? Nie wiem, co mam sobie wyobrazić. Może coś stało się nie z nim, ale z amuletem? Nie wspominasz o tym, przechodzisz od razu do Nero, który dziwi się sytuacji, a za chwilę pada na ziemię. Od czego? Uderzyła w niego jakaś fala energii? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.


ROZDZIAŁ 1.2

Nero otworzył gwałtownie oczy i od razu tego pożałował. (…) Przymknął pospiesznie powieki i spróbował ułożyć się trochę wygodniej. – Gdy korzystasz z przysłówków nacechowanych dynamicznie, stawiaj je przed czasownikiem, bo to jego mają podbijać. Kiedy stawiasz je za – dopowiadają, jaki był ruch, ale… ten ruch już zdążył minąć, informacja nie działa już tak, jak mogłaby Także: Nero gwałtownie otworzył oczy (…). Pospiesznie przymknął powieki. Przy czym przysłówki możesz stawiać również na końcu zdania – w miejscu akcentowym. Wtedy zwracasz na nie największą uwagę, jednak akurat w tych przykładach zdań nie uznałabym tego za dobry pomysł.

Od razu rzuca się w oczy, że POV Nero jest znacznie bardziej intymny niż POV Rogera. Jakbyś nocnego wędrowca pisała w głębokim punkcie widzenia, wykorzystując praktycznie każdą okazję do przytoczenia jego myśli i wrażeń – wspomina na przykład cholerną szyszkę, która gdzieś mu się wbija, obcego nazywa w myśli rudym gnomem, a swoją porażkę traktuje bardzo personalnie, myśląc o Nelfi. Za to w przypadku partii narracyjnych Rogera tych bieżących przemyśleń nie było aż tak wiele, jakbyś rozpisywała go w ograniczonym punkcie widzenia – trochę oddając dowódcę, ale korzystając głównie z narratora wszechwiedzącego. Na przykład Roger przy ognisku z Wilardem nie zastanawiał się nad wieloma sprawami, nie wyciągał wniosków z rozmowy, przytaczałaś tam jedynie, co bohater robił – a to grzebał w ognisku, a to patrzył jakimś wzrokiem, a to oznajmiał coś; generalnie czasownik + przysłówek, ale bez wnikania w to wszystko, co dowódca łowców miał wtedy w głowie. Tymczasem tu zaczynasz z grubej rury – od razu dajesz mi soczystą narrację Nero, pełną osobistych odczuć i przemyśleń, budowaną tą tajemną mową pozornie zależną. Być może łatwiej ci pisać o wędrowcu z powodu jego charyzmy, bo charakter tej postaci zdecydowanie różni się od statecznego, poważanego dowódcy strażników. Ale i tę stateczną, poważną osobowość zapewne dałoby się mocniej podkręcić, oddać w miejscach, gdzie Roger jest ze sobą sam na sam, w swoich myślach. Obecnie narracja jest przez to nierówna. Nie dlatego, że Nero jest bardziej zawiadacki, ale dlatego, że jego partie budują głównie przemyślenia (bez znaczenia o jakim charakterze), a nie akapity neutralne, obiektywne, suche.

Nadal, jak w poprzedniej wersji, przesadnie często przytaczasz imiona i inne określenia:

Gorzej nie mógł trafić. Nocny wędrowiec nie wiedział może wiele o sytuacji w tym świecie. – Oba zdania dotyczą Nero. Skoro podmiot pojawia się kawałek wcześniej, a w pierwszym cytowanym zdaniu jest już domyślny, w kolejnym mogłoby tak pozostać.
Inna sprawa, że skoro w scenie tej stawiasz narratora za ramieniem Nero, zbyt częste określanie tegoż bohatera nocnym wędrowcem (albo, co gorsza, więźniem) szybko tę perspektywę oddala. Zdecydowanie lepiej jest nazywać postać prowadzącą scenę po prostu po imieniu. Wygenerowanie drobnego powtórzenia (gdy w rzeczywistości z tekstu na każdym kroku i tak bije bogactwo językowe) czy unaturalnienie narracji personalnej? Na moje – wybór jest prosty.

Przyznam się, że z oceną tej wersji tekstu mam więcej problemów niż przy poprzedniej. Nie chodzi o to, że jest on słabszy – wręcz przeciwnie! Czyta się znacznie lżej, a stylizowane partie dają sporo przyjemności z przeżywania akapitów wraz z postaciami. Wciąż jednak dostrzegam momenty, w których przebija się narrator wszechwiedzący; no dobra, limited POV, gdzie narrator ten przeplata się z perspektywą protagonisty, to też jest rodzaj narracji i powinnam to zaakceptować. W poprzedniej wersji dokładnie wiedziałam, co gdzie nie gra, w którym miejscu tekst robi się zbyt chaotyczny, za to tutaj chaosu już nie ma, łatwo się odnaleźć, ale jednocześnie wiem, że mogłoby być jeszcze lepiej. Nie mam problemu z tym, że obiektywnemu wszechwiedzącemu oddajesz chociażby mniej istotne opisy miejsc czy atmosfery, rozpoczynające sceny, niemniej emocje mogłabyś prowadzić już w POV, bardziej się na nim skupić. Powieść tylko by na tym zyskała. O, na przykład tutaj:

Nocny wędrowiec nie pokazał po sobie ulgi, którą właśnie poczuł. Reszcie udało się uciec! Rudy gnom syknął wściekle zirytowany milczeniem więźnia i ruszył w jego stronę. Wzrok dowódcy usadził go na miejscu. – Narrator nazywa Wilarda gnomem, bo oddajesz stylizację Nero, ale w tym samym zdaniu pojawia się informacja, dlaczego Wilard syczy – a tego nocny wędrowiec wiedzieć już nie powinien. Mógłby się tego domyślać, jednak zdanie wcale tego nie sugeruje. Chyba że Nero w tym momencie czuje jego emocje i dlatego jest ich pewien? Nie wiem tego, mogę tylko zgadywać.

– Jak działa Brama? Dokąd prowadzi? – zapytał łowca. – Wilard czy Roger?

Ból głowy tego nie ułatwiał. Wzdrygnął się, czując chłodny powiew wiatru. – Podmioty.

Srebrne światło rozświetlało noc. Nocny wędrowiec, przyzwyczajony do obecności dwóch księżyców, czuł się obco pod tym niebem.

Poruszył ponownie rękami, sprawdzając więzy. – A może: Ponownie poruszył rękami…?

– Trzeba przyszykować naszego gościa na noc. Filin, podaj linę – zwrócił się do najmłodszego z łowców – szczupłego chłopaka z potarganymi, jasnymi włosami. – Nie polecam korzystać z półpauz w dialogach oraz komentarzach narracyjnych do nich; są mylące, ponieważ ten sam znak wyznacza rozpoczęcie i zakończenie wypowiedzi. Aby stosować półpauzy do wydzielania wtrąceń, musiałabyś najpierw wszystkie półpauzy dialogowe zmienić na pauzy:

— Trzeba przyszykować naszego gościa na noc. Filin, podaj linę — zwrócił się do najmłodszego z łowców – szczupłego chłopaka z potarganymi, jasnymi włosami.

Ewentualnie przeredagować fragment:

– Trzeba przyszykować naszego gościa na noc. Filin, podaj linę – zwrócił się do najmłodszego z nich.
Chłopak miał jasne, potargane włosy.

Od twardej ziemi ciągnęło chłodem. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że czas jest jego wrogiem. – A tutaj słychać rym niedokładny: chłodem/wrogiem.

Przynajmniej przy ognisku nie jest aż tak zimno – pomyślał z rezygnacją. // Nocny wędrowiec p[P]rzymknął oczy, udając, że śpi. Dalej podobnie:
[Nagle] Nero otworzył nagle sklejone oczy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Coś go obudziło. Zmiana była dyskretna i przerażająca. Powietrze stało się zimne i nieruchome, sowy przestały pohukiwać.
Potworna wściekłość, gniew, nienawiść.
– Zbudź wszystkich i dorzuć do ogniska! – krzyknął napiętym głosem nocny wędrowiec, spoglądając na pilnującego go, wrednego gnoma. – W obu przypadkach podmiot rodzaju męskiego nie zmienił się. 

Najmłodszy z łowców rzucił się w ich stronę, wyciągnął miecz więźnia. (...)
– Zodan – krzyknął chłopak w stronę tyczkowatego towarzysza.
Mężczyzna złapał rzucony mu przez młodszego łowcę miecz, sprawdził wyważenie i zamachnął się na próbę. 

Wybrzuszały się, jakby pragnęły wydostać się z okalającej je czerni. Liczne usta otwierały się, wydając okrzyki pełne nienawiści i gniewu. – Dwukrotnie stawiasz enklitykę się naturalnie pozbawioną akcentu… na miejscu akcentowym (przed znakiem interpunkcyjnym). Przez to zbyt mocno zwraca uwagę i traktowana będzie jako powtórzenie, szczególnie że między obydwoma pada jeszcze trzecia. Sugeruję coś w stylu:
Wybrzuszały się, jakby pragnęły uciec z okalającej je czerni. Z licznych otwartych ust wybrzmiewały okrzyki pełne nienawiści i gniewu. – Przy czym to tylko jedna z zapewne nieskończonej liczby możliwości.

Nero zerknął na łowców. Czuł ich strach i determinację. Zdążył już doświadczyć na własnej skórze, że nie brak im umiejętności i doświadczenia. Tym razem jednak nie byli gotowi na to, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Nocny wędrowiec z[Z]acisnął szczęki, czując narastającą wściekłość i bezsilność. Wolałby stanąć do walki nawet z kilkoma upiorami jednocześnie, niż leżeć na ziemi, przyglądając się, jak walczą z [jednym z nich] nim amatorzy. – Tutaj wzmocniłabym kontrast między kilkoma upiorami a tylko jednym z nich.

W kierunku łowców wystrzeliły macki ciemności. Tyczkowaty zareagował błyskawicznie. Runiczne ostrze mignęło w powietrzu. Ciemność pojaśniała w miejscu trafienia. Upiór zawył i zaatakował ponownie. Nero skulił się i patrzył. – Podobieństwo brzmieniowe podkreślonych wyrazów kłuje w uszy.
Znów przesadzasz z dynamizmem [8]. Aż ciężko mi w to uwierzyć [8]. Jednak takie mam wrażenie [8]. Nic na to nie poradzę [7]. Ale mogę coś doradzić [8].
Ergo: wydaje mi się, że jedną z porad odnośnie do budowania scen akcji zdaniami prostymi potraktowałaś kiedyś zbyt dosłownie. Tak – takie sceny faktycznie podbija się zdaniami prostymi; nie –  to nie jest jedyny sposób. Znaczenie ma również melodyjność fragmentu, a tej brakuje, gdy twarde pauzy oddechowe wyznaczane przez kropki padają regularnie.
Oczywiście nie jest tak, że cała scena akcji składa ci się tylko ze zdań prostych albo złożonych, ale bardzo krótkich, niemniej masz takie momenty, kiedy tę sztuczkę ciągniesz dłużej, nawet przez sześć zdań, jakby nie wyczuwając granicy i tego, że właśnie robi się sztywno, jednostajnie. W takich chwilach mam wrażenie, że w tle przygrywa mi do marszruty żołnierska piosenka:

Wystrzeliły kolejne ramiona. Chudy zaatakował stwora z półobrotu. Był szybki. Przeciął nadlatujące macki. Niestety nie wszystkie.

Wiesz, czyje sceny walki mogłabyś przestudiować? Sapkowskiego. Nie pokażę ci fragmentu pisanego, ale udostępnię kilkuminutowy fragment słuchowiska, byś po tym doświadczeniu mogła przeczytać niektóre swoje akapity na głos. Usłyszysz wtedy różnicę i… pewnie się zdziwisz i jednocześnie zrozumiesz, o co mi chodzi. :)


„Wiedźmin. Czas pogardy” – A. Sapkowski. Rozdział czwarty


Sapkowski, tak jak ty, uwielbia budować sceny dynamiczne oparte głównie na czasownikach, ale korzysta przy tym z różnorodnych długości zdań łączonych nieraz wieloma przecinkami, by tę melodyjność uzyskać, a jednocześnie czytelnika rozpędzić. Nadal trzyma tempo, bo przecinki oddzielają zdania składowe, od dłuższych po krótkie, jednak przecinki te stanowią lżejszą pauzę niż kropki. Te drugie pojawiają się tam, gdzie pauza ma być twardsza, zdanie po niej ma więc wybrzmieć mocniej. Gdy u ciebie w niektórych momentach te kropki padają częściej, ten efekt twardej pauzy nie robi już takiej roboty.

Sapkowski skupia się również na tym, czego i w twoich scenach akcji mogłoby być więcej – na wrażeniach sensorycznych. Używa słów oddających dźwięki, mamy więc wibrujące jęki, stukoty, łomoty, chrzęsty i trzaski – te ostatnie zarówno zapisane, jak i usłyszane aż realnie bolą czytelnika, bo są to wyrazy zbudowane z fonetycznie mocnych dwuznaków (chrz, trz). Wykorzystuj to, by twoje sceny mogły prezentować jeszcze wyższy poziom. Teraz są okej – lepsze niż większość tu, na WS, ocenianych; da się je czytać i sobie wyobrażać. 
Ale mogą być lepsze. Mało tego: wiem, że też o tym wiesz oraz wiem, że umiałabyś je takimi wykreować. 
Zrób to także dla czytelników, którzy, czytając nawet i w myślach, akcentują, intonują, słowem: bawią się tekstem, chłoną go wyobrażonym dźwiękiem. Wcale nie muszą mieć do tego audiobooka, bo – może to, co teraz napiszę, będzie w jakiś sposób dziwne, ale trudno – w ten sposób działa ich mózg: intonuje myśli. Takie interaktywne czytanie jest po prostu bardziej angażujące. Dlatego w ten sposób uczy się rodziców czytać swoim dzieciom, stworzono nawet o tym sieć poradników. Niemniej by móc tak czytać, trzeba mieć przed sobą tekst napisany niejednolicie. Za to melodyjny i przyjemny w odsłuchu.

Ale żeby nie było, masz też fenomenalne fragmenty dynamiczne i ich ruszać nie musisz. O, na przykład ten:

Nocny wędrowiec przeciął dwa z nadlatujących w jego stronę ramion i przeturlał pod trzecim. Podniósł się błyskawicznie i zaatakował. Wykorzystując pęd, wykonał obrót. Ostrze zalśniło, wbiło się w mackę. Skręt nadgarstka, kolejny cios. Uskok i atak. Miecz śmigał w szaleńczym tempie, pozostawiając po sobie świetliste smugi. Zamach, odbicie. Nero wyskoczył w górę i ciął przez środek wijącego się mroku. Powietrze przeszył przerażający wrzask. Czerń zawirowała i zapadła się w sobie.

Widzisz? Tu krótkie, proste zdania pasują jak ulał – oddzieliłaś je dłuższym, obrazującym smugi miecza, skorzystałaś ze sprytnego, ciekawego zabiegu. To mi się podoba. To jest dobre, bo to działa.
A potem nadchodzi taki moment, gdy zaczynasz przesadzać ze spójnikiem „i”:

Zgiął się i skoczył w pobliskie krzaki. Niestety nie docenił refleksu dowódcy i wyłożył się jak długi na ziemię. Ostry ból przeszył jego prawe udo. Wykończony organizm dał o sobie znać i nocnego wędrowca ogarnęła ciemność.

No cóż. Nikt nie mówił, że będzie lekko…

Zamknął oczy i oczyścił umysł, odcinając się od bólu, [przecinek zbędny] płynącego z oparzonej skóry.

Ach, widzisz, prawie bym zapomniała napisać kilka słów o fabule. Z drugiej strony… co tu dużo pisać…? Wszystko się zgadza – od próby samodzielnej walki z upiorem, po logiczną i rozsądną decyzję Rogera i ostateczne powstrzymanie Nero przed ucieczką… Nie mam uwag, tak po prostu. Jestem zachwycona postaciami decydującymi o dalszym rozwoju fabuły i tak zwyczajnie chcę więcej.


ROZDZIAŁ 2

Czasami zdarza ci się pisać za dużo:

Przetarł wciąż lekko drżącymi dłońmi zmęczone oczy i spojrzał na towarzyszy. Nocny wędrowiec i Filin leżeli nieprzytomni. Zodan siedział oparty o drzewo. Mężczyzna oddychał ciężko, z dłonią przyciśniętą do boku. Obok niego siedział Ve[é]sper. Z pomocą brata rozcinał właśnie nogawkę spodni, odsłaniając poczerniałą ranę. // Kiedy opadło napięcie związane z walką, Roger poczuł się przytłoczony kolejnymi problemami i nieznanym zagrożeniem. – Pokazujesz rannych i zmęczonych walką bohaterów oraz ich napięcie, bo chociażby Wilard niedawno podniósł głos, zdenerwowany. Tak naprawdę wykreśliłam ci truizm, bez którego wszystko i tak pozostaje jasne.

(…) polecił, rozglądając się nieufnie po ciemnym lesie. Wzdrygnął [się] na wspomnienie upiora i postanowił dorzucić jeszcze do ogniska (…).
Rana na boku Zodana miała identyczne, przypominające zgniliznę zabarwienie, brzydko pachniała i oprócz krwi wyciekała z niej jakaś ciemna wydzielina. Skóra wokół była obrzęknięta i zaczerwieniona.
– Jak się czujesz? – zapytał Roger, kucając obok szermierza.
– Dziwnie – odpowiedział zapytany cichym, chrapliwym głosem. – Czy Zodan to szermierz, czy Roger podszedł do kogoś innego? Pamiętam, że w którymś momencie najlepszego szermierza nazwałaś po imieniu, ale nie pamiętam dokładnie, czy na pewno był nim Zodan, a obecny fragment nie daje mi takiej pewności – dowódca rozgląda się po różnych łowcach, być może podszedł teraz do jakiegoś innego…? Nie chcę specjalnie scrollować oceny czy tekstu właściwego, by sobie przypomnieć; wolałabym, żeby to właśnie ten wyrywek mnie nakierował. Może w ten sposób?:

Rana na boku Zodana miała identyczne, przypominające zgniliznę zabarwienie (…).
– Jak się czujesz? – zapytał Roger, kucając obok niego.
– Dziwnie – odpowiedział szermierz cichym, chrapliwym głosem.

„– Właściwie nie czuję bólu, ale jest mi duszno i zupełnie nie mam siły. Podasz mi wodę?
Dowódca podał mu bukłak, który ten [domyślnie: Zodan – dop. Skoia] odebrał drżącą dłonią.
Te rany są naprawdę niepokojące – przypominają zakażenie krwi, ale rozwijają się w kilka minut, a nie dni, jak zwykła gangrena pomyślał, marszcząc czoło (…)” – w pierwszej chwili wydawało mi się, że to head-hopping i nagle oddajesz myśli Zodana, gdyż to on jako podmiot (ten) pada jako ostatni i technicznie łączy się z orzeczeniem pomyślał
Może:
„Dowódca podał mu bukłak, nie oderwawszy wzroku od jego drżącej dłoni.
Te rany są naprawdę niepokojące – przypominają zakażenie krwi, ale rozwijają się w kilka minut, a nie dni, jak zwykła gangrena – pomyślał, marszcząc czoło (…)”.

– Co z nim? – Odwrócił się do Nêspera, odsłaniającego nogawkę brata. Rana była niewielka, ale również wyglądała niepokojąco.
– A bo ja wiem. Ranka mała taka, a cały leci mi przez łapy. – W głosie mężczyzny słychać było troskę.
Roger kucnął koło niego, przyglądając się uważniej ciemnym śladom.
Są nierozłączni, odkąd wypełzli z tej swojej puszczy – pomyślał, zerkając na ściągniętą twarz towarzysza, pochylającego się nad swoim rannym bratem. – Gdyby Vésperowi coś się stało... Nêsper musi być przerażony. – Dwa razy przekazałaś mi dwie te same informacje: że Vésper jest bratem Nêspera i że jest ranny. Po co? Szczególnie że dokładnie opisałaś ranę, więc już ją widzę oczami wyobraźni. Zdecydowanie lepiej byłoby napisać: pochylającego się nad Vésperem. – Gdyby coś mu się stało... Nêsper musi być przerażony.
Podobieństwo imion da czytelnikowi znać, że chodzi o wspomnianych już gdzieś wcześniej bliźniaków, łatwiej będzie skojarzyć fakty, no i też te imiona zapamiętać – szybciej zapadną w pamięć, gdy po prostu będziesz ich używała. Pamiętaj, że to wciąż początek książki, dopiero tu zaczynam przywykać do ekipy, poznawać ją, rozróżniać jej członków. Im częściej będziesz tu używać imion oraz zaimków, a nie tylko funkcji, tym szybciej odbiorca przywiąże się do tych ludzi. Nie będzie ich traktował ot, jak jakichś pierwszych-lepszych randomowych łowców, szermierzy, więźniów czy nocnych wędrowców, ale jednostkowo, indywidualnie. To, że jakiś bohater jest szermierzem, czytelnik i tak prędzej czy później zobaczy, widząc go walczącego szablą. To, że protagonista jest więźniem – wiem, już odkąd został pojmany. Rogera dowódcą nazywaj częściej w scenach pisanych w POV Nero, a więźniem Nero nazywaj w POV Rogera – świetnie wychodzi ci to w przypadku nocnego wędrowca nazywającego Wilarda rudym gnomem. O to właśnie chodzi! Idź w tę stronę, bo to jest wręcz doskonałe. Potrafisz, bo udowadniasz to wielokrotnie, tylko jeszcze czasem chyba zapominasz o potencjale, który tkwi w tej personalizacji. Gdybyś tego nie robiła, odpuściłabym ci – okej, masz wszechwiedzącego, wszystko w porządku. Ale momentami dajesz mi fenomenalnie rozpisane sceny bogate w tę stylizację, wiele rzeczy do siebie pasuje, a ten smutny obiektywizm zdarza ci się tylko czasami. Niby to nie problem, właściwie mogłoby tak zostać, pewnie, chociaż szkoda byłoby marnować twoje zdolności. Rozwiń je, doszlifuj na maksa i będzie, o:




Wiesz, jakie jeszcze zalety ma pisanie w POV? Nie musisz przypominać, do kogo należą myśli, bo docelowo zawsze będą pochodzić od głównego bohatera prowadzącego scenę:

„Nero przyssał się do bukłaka, obserwując łowcę spod zmrużonych powiek. Nie wyczuwał u niego aż takiej wrogości, jaka biła od rudego gnoma. Dowódca był za to wyraźnie zatroskany i zaniepokojony.
Zobaczymy, co uda się ugrać dzięki współpracy – pomyślał nocny wędrowiec i kiwnął głową na znak zgody”. – I akurat w tym miejscu prawda, że jak wytniemy nocnego wędrowca, to czytelnik otrzyma mylną informację, że myśli należą do Rogera. Ale można to ugrać inaczej, na przykład tak:

„Nero przyssał się do bukłaka, obserwując łowcę spod zmrużonych powiek. Nie wyczuwał u niego aż takiej wrogości, jaka biła od rudego gnoma, a troskę i zaniepokojenie.
No to zobaczmy, co uda się ugrać…
W końcu kiwnął głową”.

Właściwie nawet nie trzeba wspominać, że zrobił to na znak zgody. Kiwanie zawsze ją wyraża; na nie głową się kręci.

– Przede wszystkim chcę wiedzieć, czym było to, z czym walczyliśmy wczoraj – zapytał dowódca zbrojnych.
– Upiór Pustkowia – odpowiedział Nero, przełykając kaszę. (…) // Roger zapatrzył się w nocnego wędrowca. Odpowiedź chyba wiele mu nie wyjaśniła. – O, tutaj na przykład zastanawiam się, skąd nocny wędrowiec wie, że Roger to Roger, a nie na przykład Johnny. Nie pamiętam, by pojawiła się gdzieś informacja, że usłyszał, jak ktoś nazywa dowódcę po imieniu.

Dialog, w którym nocny wędrowiec tłumaczy dowódcy, czym jest Pustkowie, wypada dość sztywno i znając do tej pory charakter bohatera, jakoś mi do niego nie pasuje:

– Nie istnieje tylko jeden świat, ale jest ich wiele. Każdy ze światów to sen, który przyśnił się bogom. Czasem jest on lepszy, czasem gorszy. Pomiędzy światami znajduje się Pustkowie, pierwotna materia, chaos. Nasi wiedzący sami nie są co do tego zgodni. Świat od Pustkowia odgradza zasłona, która w nocy jest cieńsza. Jesteśmy w stanie przekraczać ją w niektórych miejscach. Staje się ona szczególnie cienka tam, gdzie pojawiły się silne emocje. Generują one pewien rodzaj energii, która nawet po latach jest możliwa do wyczucia i w jakiś sposób przenika do pustki. Bardzo silne emocje potrafią kształtować pierwotną materię po drugiej stronie zasłony. Niestety, najsilniejsze pozostają w miejscach, gdzie wydarzyła się jakaś tragedia i to, co przenika do Pustkowia, kształtuje upiory.

Raz, że brakuje mi tu stylizacji bohatera; całość mogłaby być przypisem pod rozdziałem, bo tak właśnie brzmi. Natomiast dwa: nie wiem, czy Nero, który niedawno tak żałował oddawania łowcom swojego miecza, a przed chwilą myślał o tym, co można ugrać i jak wycwanić się przed nimi, powiedziałby im o tym wszystkim ot tak. Przecież na pewno zdradza właśnie jakieś ważne tajemnice skrywane przez wędrowców od wieku, ba, właśnie przyznał się, że jako jeden z nich ma możliwość wyczuwania emocji ludzkich spoza zasłony. Dość łatwo to wywnioskować. Jestem trochę zdziwiona, że Nero nie ma żadnych oporów, by składać tak szerokie tłumaczenia komuś, komu nie ufa i kto go uwięzi, może nawet odda na tortury magom. Pozostaje też fakt, że wyrzucił z siebie wszystko ot tak, bez choćby próśb i gróźb czy starań reszty ekipy sprawia, że napięcie bardzo szybko zmalało – o, obecnie siedzimy sobie, jemy śniadanie, już jest git. Poza tym Nero był zmęczony, ledwo co się napoił, a teraz je. Konstrukcja dialogu w ogóle nie oddaje jego stanu, w tej wypowiedzi nie ma ducha i nie da się poznać, w jakim stanie psychicznym znajduje się osoba mówiąca.

Po usłyszeniu tych słów Roger praktycznie od razu zapytał o leczenie swoich ludzi. Wiem, że jesteśmy w POV Nero, któremu łowcy wiszą i powiewają, ale zastanawiam się, czy na pewno nie ma sposobu, by dostrzegł jakieś choćby ich minimalne zdenerwowanie czy niedowierzanie na wieść o zasłonie i Pustkowiu. Może chociaż kątem oka…? Albo ucha? Przecież Wilard czy ktoś tam mógłby go wyśmiać. Udowodnił już wcześniej, że ma w sobie coś z niedowiarka, nazywając Bramę stertą kamieni.

Nero próbował uskoczyć, ale noga się pod nim ugięła. Cholerny gnom zdążył wyrżnąć mu mocno w szczękę, zanim dowódca zdołał go odciągnąć.
– Dosyć tego – warknął Roger. Ostry ton dowódcy od razu usadził jego zastępcę. – Jak wyżej: skąd nocny wędrowiec wie, że Wilard to zastępca Rogera? Facet ma jakieś odznaczenie? Dało się tego domyśleć? Ktoś go nazwał zastępcą? Może, smażąc dwie pieczenie na jednym ogniu i pozbywając się powtórzenia, coś w stylu:
Nero próbował uskoczyć, ale noga się pod nim ugięła. Cholerny gnom zdążył mocno wyrżnąć mu w szczękę, zanim dowódca zdołał go odciągnąć.
– Dosyć tego – warknął. Ostry ton od razu usadził jego pomagiera.

Spróbuj bardziej wczuwać się w Nero, korzystając z określeń, których on sam mógłby użyć. Mógłby Wilarda na przykład nazwać medykiem, jeśli akurat widział, jak ten opatruje swoich ludzi. Pamiętaj też, że gdy narrator chowa się za protagonistą, nie musi, ba, nawet nie powinien być obiektywny ani wszystkowiedzący. Jego wiedza ogranicza się wtedy do wiedzy tegoż protagonisty. On może czegoś nie wiedzieć, ale może się domyślać, za to my powinniśmy wtedy móc śledzić jego tok rozumowania; bohater może też pewne rzeczy po prostu zgadywać, zadawać sobie w głowie pytania i… mylić się w udzielanych sobie odpowiedziach, a potem, z czasem naprostowywać przekonania i dowiadywać się innych rzeczy. Tutaj Nero mógłby być święcie przekonany, że Wilard to jakiś, ot, zwykły pachołek Rogera, pierwszy do bitki typ na posyłki, następnie jednak zaskoczyć się wysoką pozycją i wiedzą medyczną – na przykład w momencie, gdy Wilard będzie go opatrywał.

Drgnienie mocy zwróciło uwagę starca. Zatrzymał się. Jego twarz zaczęła się rozpogadzać. Był tu taki samotny. Zbliżył się do biurka i zaczął pospiesznie rozgarniać notatki. Z zadowoleniem wydobył spomiędzy nich sporej wielkości kryształ. – Nowa scena, nowa postać, nowy punkt widzenia i jedno biedne stwierdzenie: był tu taki samotny. Żeby chociaż obdarować je wielokropkiem, by faktycznie przypominało mowę pozornie zależną smutnego swoją sytuacją bohatera… Tymczasem dostałam ledwo zdanie oznajmujące o jego stanie wewnętrznym, które traktować można jako ekspozycję. Przez to nawet nie zdążyło mi być tej postaci żal, nie zdążyłam poczuć wobec niej żadnych emocji. Poczułam jedynie, że chyba chciałaś je na mnie trochę wymusić.

– Witaj, mistrzu – z kryształu dobiegł męski głos. (…)
Staruszek słuchał w skupieniu słów dobiegających z kryształu. – Staruszek obecnie rozmawia tylko z kimś z kryształu, nikogo innego nie słyszy, nikogo też nie ma bezpośrednio obok niego. Wykreśliłabym truizm i zmieniła szyk: słuchał słów w skupieniu.

Wszcząłem już kroki, które obrócą to chwilowe niepowodzenie na naszą korzyść. – A nie lepiej: podjąłem już kroki? Wszcząć według WSJP to inaczej zacząć, np. wszcząć pracę, wszcząć postępowanie, śledztwo i tak dalej. Kroki za to podejmuje się, robi.


ROZDZIAŁ 3

Zazwyczaj pomagało mu to się skupić, tym razem wzmogło tylko senność. – Tylko wzmogło.

Sądził, że gildia stworzyła ją, aby usprawiedliwić posiadanie zbrojnych oddziałów, dzięki którym pacyfikowała dzikich magów i coraz śmielej rozszerzała swoje wpływy. – Nie leży mi też korelacja, brzmi mało fachowo w ustach dowódcy takiego oddziału, którego stylizację powinna cechować nomenklatura wojskowa. Może: sformowanie? Albo dysponowanie oddziałami?

– Gospodarzu, zostań przy wozie. Wil i Nêsper za mną – rzucił i pogonił konia w stronę wsi.
Bardzo szybko natknęli się na pierwsze trupy. Na ich twarzach zastygło przerażenie (…) – w pierwszej chwili nie wiadomo, czy zastygło ono na twarzach trupów, bo ludzie umierali w przerażeniu, czy chodzi o twarze łowców. Ta kwestia rozwiązuje się kawałek dalej, ale lepiej zapobiegać niejasnościom niż je rozwiewać po czasie.
Tym bardziej że ledwo kawałek dalej masz:
W jego twarzy zastygłej w wyrazie przerażenia brakowało oczu (…) – i to zdanie dotyczy już martwego parobka. Podobieństwo rzuca się w oczy.

Na tym etapie zaczynam się irytować, że ocena łudząco zaczyna przypominać betę. Rzadko się tak zdarza, niemniej znów – w kwestii fabuły niewiele mam tu do dodania. Każda scena na swój sposób jest dobra, twoi bohaterowie żyją w tym tekście, o ich sytuacji czyta się z rosnącym zainteresowaniem. Łowcy jeszcze nie wydobrzali, a już trafili do wioski, w której może czyhać na nich kolejne niebezpieczeństwo. Stety-niestety czytałam poprzednią wersję i mniej-więcej pamiętam dalszą historię, dlatego wybacz, jeśli te pierwsze rozdziały potraktuję tak ogólnikowymi uwagami fabularnymi. Jest po prostu dobrze i chcę wiedzieć, co wydarzy się dalej. Nie irytuję się już jak przy pierwszym podejściu, nie mam też odczucia, że akcja się wlecze albo nie da się jej zrozumieć i się w nią wciągnąć.
Chociaż teraz wygląda to tak, że masz sporo tych narracyjnych czy stylistycznych niedociągnięć, wcale nie jest to prawda. Rozdziały są długie, soczyste i w rzeczywistości te sugestie, o których tutaj wspominam, to głównie drobiazgi.

Stojący obok Nêsper wypuścił głośno powietrze. Z jego napiętej postawy bił strach. – Określenie napięta postawa sprawia, że wyobrażam sobie bohatera zesztywniałego, ale wyprostowanego, stabilnego i tak dalej. Nie umiem wyobrazić sobie za to bijącego z niego strachu. Po czym miałabym go poznać…?

Odbierał emocje umierających mieszkańców wioski. Ich zaskoczenie, przerażenie i rozpacz pozostawiły trwały ślad na zasłonie. – Czyli były tam jeszcze osoby, które żyły, ale umierały? Czy raczej chodzi o to, że Nero odbierał te emocje z, nie wiem, atmosfery panującej wokół i dotyczyły one już poległych? Jeśli to pierwsze, trochę byłoby dziwne, gdyby nocny wędrowiec nie zrobił czegokolwiek, by tych ludzi uratować – na przykład krzycząc do łowców, że w wiosce są jeszcze jacyś ranni, ale nadal żywi.

Cała sytuacja coraz bardziej go niepokoiła. Najpierw anomalia na Pustkowiu, potem obecność upiora, teraz to. – Nie sądzisz, że niepokoiła to mocny eufemizm? Już w prologu Nero czuł silne emocje, które go przerastały, a przecież nie odbierał odczuć ściśle powiązanych ze śmiercią. Tutaj ją czuje i widzi jej efekty dookoła, i ledwo jest zaniepokojony…? Miałam go za bardziej wrażliwego.

Martwiła go myśl, czy podobne dramaty nie dzieją się też w innych miejscach. – Szkoda, że w przypadku tej sceny, kiedy to doświadczamy takiej tragedii, nie zawsze pamiętasz o personalizacji. Zobacz, jak spore emocje mógłby oddawać ten fragment, gdybyśmy zmartwienie Nero mogli dostrzec z niego wprost. Nie eksponuj, że bohater jest zmartwiony – pokaż to jego zachowaniem, na przykład mimiką, oraz bezpośrednią myślą, tą mową pozornie zależną typu: A jeśli podobne rzeczy działy się też w innych miejscach…?

Teraz to z oceny na pewno wnioskujesz, że bardzo bym chciała, byś personalizowała tekst całkowicie… Nie jest to prawda. Na przykład opisy miejsc rozpoczynające sceny mogą nadal stanowić partie narratora wszechwiedzącego, czemu nie. Nikt nie każe nikomu pisać tylko w jedynej słusznej narracji deep POV. Ale! W tak emocjonujących scenach jak ta, gdy dochodzi do ludzkiej tragedii, a w powietrzu unosi się zapach śmierci, i kiedy wcześniej korzystałaś już z personalizacji, obiektywizm jest ostatnim, co zadziała na odbiorcę. Wręcz przeciwnie!
Przyzwyczaiłaś mnie do tego, że potrafisz stylizować narrację po stronie Nero. Gdybyś nie robiła tego wcale, za to wszystko, jak leci, pisała wszechwiedzącym (jak, przykładowo, Herbert w „Diunie” czy Le Guin w „Ziemiomorzu”), logiczne byłoby, że te fragmenty nie mogłyby być inaczej opisane. Ale jeśli już korzystasz z dobroci narracji mieszanej, niech dobór ten będzie czymś umotywowany. A nie da się ukryć, że z personalizacji korzysta się właśnie tam, gdzie chce się podbić emocje. Pssst! To jest właśnie ten moment.

– Hej, cudaku – zagadnął Wilard, podchodząc bliżej.
Nie widząc reakcji, trzepnął więźnia w tył głowy. // W tym samym momencie nocny łowca zawył i skulony padł na dno wozu. – Łowca czy nocny wędrowiec…?

Wypoczniemy tam, a rano wytargujemy jakąś furmankę na dalszą drogę – zastanowiał się szybko Roger. – Zastanawiał.


ROZDZIAŁ 4

– Ja ci tu[,] kurwa[,] zaraz posłabuję…

Drugą scenę tego rozdziału zaczynasz od informacji, że Nero był nieostrożny i pospiesznie stawiał bariery, jednak przecież ostatnio, gdy go widziałam, stracił przytomność, leżąc w wozie. Odzyskał już ją czy to retrospekcja? Opis ciągnie się zbyt długo, by to stwierdzić, poza tym stanowi niezłą ekspozycję. Znów zaczynasz za dużo tłumaczyć:

Był zbyt nieostrożny, zupełnie się odsłaniając. Emocje emitowane przez żywych nie były jednak aż tak silne. Dopiero w chwili śmierci ich moc rosła nieporównywalnie, potrafiąc wstrząsnąć strukturą zasłony chroniącej świat przed Pustkowiem. Im bardziej gwałtowny i dramatyczny koniec, tym silniejsza stawała się energia uczuć. Była jak krzyk wściekłości i żalu duszy zmuszanej do opuszczenia materialnego ciała. Z czasem stawała się ona mniej odczuwalna, ale już na zawsze pozostawiała eteryczny ślad w miejscu tragedii.

Nie czuję, by ta wiedza była mi potrzebna, szczególnie podana w ten sposób – niezbyt atrakcyjny, szczerze mówiąc. A przecież mogłabyś na przykład podobne wyjaśnienie wystylizować i podać czytelnikowi w postaci dialogu Nero z Rogerem, kiedy to nocny wędrowiec przy jakiejś okazji, nawet gdzieś dalej, mógłby wytłumaczyć, dlaczego zasłabł na wozie. Łowcy, tak jak ja, nie znają zbyt dobrze nocnych wędrowców, ich zwyczajów i umiejętności, dlatego odkrywanie wraz z nimi tych rzeczy byłoby znacznie bardziej angażujące i ciekawe.

Poza tym podejrzewam, że jeszcze nie raz ani nie dwa Nero będzie mierzył się ze śmiercią ludzką; podobne wytłumaczenie sprawdziłoby się znacznie lepiej, gdyby protagonista to wszystko odczuwał na bieżąco. Tutaj piszesz o jego emocjach, gdy tak naprawdę ludzie w wiosce już są martwi, przecież Roger i reszta zajęli się ciałami (nawet nie wiem jak, bo jedynie krótko o tym wspomniałaś; czy je spalili, czy wykopali doły, i co z woźnicą?). Ekspozycją wspominasz, że Nero najsilniej odczuwa ludzki dramatyczny koniec, tylko bez sensu pisać o tym, kiedy ten koniec miał miejsce chwilę temu. Znacznie lepiej byłoby, gdyby nocny wędrowiec poczuł, że coś złego dzieje się w wiosce, a mieszkańcy prawdopodobnie umierają w męczarniach, gdy znajdował się w drodze do niej, jeszcze na wozie. To mogłoby też obudzić w czytelniku emocje, wzrosłoby napięcie. Teraz już jest po ptokach. Nie ma sensu eksponować uczuć, które przebrzmiały, bo odbiorca nie ma co z tą wiedzą zrobić. Tyle tylko, by ją pojąć, ale w żaden sposób nie może przełożyć jej na tekst, by móc przeżywać te wszystkie rzeczy razem z Nero.

To, co przed chwilą wyczuł, było ogromnym poczuciem straty, żalu, rozpaczy i nienawiści. – Pisałaś już podobnie na ten temat: Był w stanie wyczuć rozpacz woźnicy, smutek bliźniaka, zdenerwowanie i poczucie odpowiedzialności dowódcy, żal i wściekłość Wilarda. Odbierał emocje umierających mieszkańców wioski. Po tym to już w ogóle nie wiem, czy Nero się obudził i to wszystko czuje teraz, czy faktycznie cofamy się z akcją, czytając o nim w momencie, gdy ludzie ginęli. Robi się niejasno.

Przed chwilą pisałaś, że bohater postawił bariery, a w następnym akapicie już je zdjął…?:
Nero starał się pośpiesznie stawiać bariery. (…) // Nero pozwolił sobie na zdjęcie osłon po tym, jak łowcy przeszukali wioskę, a on sam również nie wykrył niczego niepokojącego. – Gubię się, szczerze mówiąc.

To, co przed chwilą wyczuł, było ogromnym poczuciem straty, żalu, rozpaczy i nienawiści.
– Woźnica – wyrzęził, kiedy w końcu mógł zacząć normalnie myśleć.
Mężczyźni patrzyli na niego, nic nie rozumiejąc.
– Co z nim? – zapytał dowódca.
– Nie żyje – odpowiedział Nero, niezgrabnie dźwigając się do siadu. – Z tego by wynikało, że bohater uważa, że niczym niepokojącym jest śmierć woźnicy. Co tam, że poczuł jakieś poczucie straty i żal, a facet nie żyje; generalnie nic niepokojącego się nie stało. Na pewno w ten sposób mam go rozumieć? Bo nie wydaje mi się, że właśnie to chciałaś mi przekazać, niemniej właśnie tak wyszło przez zamieszanie związane z ekspozycją i zaburzoną chronologią. Bo niby też piszesz, że Nero zacisnął szczęki aż do bólu. Tyle rozpaczy, tyle śmierci. – Tylko że nie jestem przekonana, że wspominanie o tym po fakcie działa. Niby dlaczego nocny wędrowiec nie mógł poczuć tego wcześniej, gdy mężczyzna był w trakcie umierania?

Po chwili zniknęły mroczki tańczące przed oczami, zaczęła mijać nieznośna słabość i drżenie mięśni. – Zaczęły mijać, bo i słabość, i drżenie mięśni. Poza tym czy drżenie to nie jest objawem właśnie tej słabości? Zmieniłabym kolejność: Nieznośna słabość po chwili zaczęła mijać. Zniknęły mroczki tańczące przed oczami i drżenie mięśni.

Nocny wędrowiec współczuł gospodarzowi oraz mieszkańcom wioski, ale potrafił się zdystansować od ich tragedii. Musiał to umieć, inaczej dawno by oszalał, podróżując przez zasłonę. – To mnie mimo wszystko trochę dziwi, bo jednak Nero jest dość wycieńczony porwaniem. Nie miał kiedy się zregenerować, do tego narracją wspominałaś wcześniej, że był nieostrożny, odsłaniając bariery. Czyli nie stawiał ich. Jak miałby się więc dystansować do odczuwanych emocji?
Wyczuwam pewną nieścisłość lub – mimo ekspozycji (a może właśnie przez nią) – nie rozumiem do końca, jak działają moce Nero. Narracja czasami mówi mi, że bohater potrafi się kontrolować i dystansować, jednak scena z prologu wcale tego nie udowodniła, tutaj zaś ludzie umierają, a protagonista niby zamyka oczy, ale generalnie dobrze się trzyma, jest tylko, ot, zaniepokojony, no i trochę współczuje, wiadomo, lecz bez przesady.
Znów przypomina mi się fragment z prologu, gdy bariery Nero nie przynosiły rezultatu. Pisałaś wtedy: serce zaczęło bić jak oszalałe. Cóż z tego, że odczuwał obce emocje. Ciało nie zdawało sobie z tego sprawy. Gdy wrażenia stawały się zbyt intensywne, reagowało na nie, jak na jego własne uczucia. Oddech stał się urywany i spazmatyczny, w oczach pojawiły się łzy. (…) Próbował przyjrzeć się temu wyraźniej, walcząc z bólem rozsadzającym czaszkę. Spędził wiele lat na Pustkowiu, ale nigdy nie natrafił na nic podobnego. Zmusił się, żeby zrobić jeszcze parę kroków. Świat zawirował, z nosa pociekła krew. Tutaj tymczasem nic podobnego się nie wydarzyło, ciało Nero nie reaguje przesadnie na odczuwane rzeczy, mimo że do świadomości bohatera docierają przecież makabryczne emocje ludzi umierających w męczarniach. I teraz jest bliżej nich, bo bezpośrednio w ich świecie, a nie w Pustkowiu, czyli za zasłoną. Dobrze rozumuję?

Poprzedni rozdział w porównaniu do obecnego wydawał się dobrze rozplanowany i chociaż scena z Nero, który lekko się martwił, praktycznie nie reagował na ludzką tragedię, nieco mnie zdziwiła, nie miałam co do tamtej notki większych zastrzeżeń. Zobacz, tam wszystko jest przemyślane: nocny wędrowiec i łowcy wjeżdżają do wioski -> łowcy odkrywają śmierć mieszkańców -> w tym samym czasie Nero odczuwa emocje, próbuje się od nich odciąć -> Wilard uderza go w tył głowy, koniec rozdziału. A tu od drugiej sceny nie wiemy, w jakim momencie akcji się znajdujemy, bo twój protagonista od razu jest (jeszcze albo już?) przytomny, za to narrator usilnie wraca do tego, co przeżyliśmy w poprzedniej notce, czyli do sceny odcinania się Nero i jego odczuwania. Teraz zapychasz ten wątek informacjami, mimo że dotyczą one sytuacji, która już minęła. Gdyby narrator tego nie robił, a skupił się na przedstawianiu rzeczywistości scenicznie, na bieżąco, chronologicznie, tekst byłby bardziej ścisły i spójny. Nie kombinuj i nie komplikuj go sama sobie.

Spojrzał w głąb izby i dostrzegł kształty leżące na podłodze. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do półmroku, rozpoznał zwłoki kobiety i dwójki małych dzieci. Mieli złożone ręce, zamknięte oczy, a na każdym z nich leżał bukiecik polnych kwiatów. – Wcześniej wspominałaś, że: Łowcy szybko przeszukali pozostałą część wioski. Niestety przy życiu nie pozostał żaden człowiek ani żadne zwierzę. A teraz nagle okazuje się, że do jednej z chat akurat nie zajrzeli.
Taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, gdybyś przeszukanie to ukazała z perspektywy Rogera, któremu na przykład wydawało się, że to już wszystkie chaty, bo był zmęczony albo widział swoich ludzi kręcących się po okolicy i myślał, że sprawdzili każdy kąt za niego. Roger mógłby zadać komuś pytanie, czy to już wszystko, a ktoś mógłby wprowadzić go w błąd; teraz łowca mógłby mieć do siebie lub innych pretensje, że nie dopilnowano sytuacji, przez co zginął człowiek. Gdybyś wcześniej nie oznajmiła faktu przeszukania wioski obiektywnym narratorem wszystkowiedzącym – pojawiłoby się pole do błędu. Tymczasem takiego narratora trudno nie traktować dosłownie, za to łatwiej złapać go na nieścisłościach.
No i dowiadujemy się, że woźnica się powiesił, chociaż rozdział wcześniej pisałaś, że gdy łowcy sprzątali wioskę, Nero martwiła myśl, czy podobne dramaty nie dzieją się też w innych miejscach. Starał się zorientować, co działo się w dalszej okolicy wioski. Przy całkowicie opuszczonych osłonach potrafił wyczuć wyjątkowo silne emocje nawet ze znacznej odległości. – Dlaczego więc nie wyczuł emocji woźnicy, który w tym momencie zapewne szykował sobie sznur?

Wilard pokręcił tylko głową i zabrał się za kopanie. – Wilard tylko pokręcił głową.

Tragedia wioski bardzo go niepokoiła. – Wiem to. Dajesz mi to do zrozumienia chyba już trzeci raz.

– Wszyscy ulokowani w chacie – oznajmił. – Ale stan Zodana i Filina jest bardzo ciężki. Według mnie nie przeżyją nocy. – I tego Nero nie odczuwa? A może nałożył na łowców blokadę już dawno bądź ich emocje ma gdzieś? Jeśli się blokuje – czy wymaga to od niego aż tak niskich pokładów energii, że może sobie na to pozwolić? A może łowcy wprawdzie są bliscy śmierci, ale nie odczuwają bólu ani strachu? W takim razie dlaczego?




Podejrzewam, że ta i podobne nieścisłości wynikają z tego, że na za dużo pozwalasz swojemu narratorowi, który w swoich ekspozycjach zgubił gdzieś chronologię zdarzeń, a niektóre rzeczy przytacza tak o, na teraz, by ładnie brzmiały, ale nie da się ich powiązać z tym, co faktycznie wynika ze scen. Wyobrażam sobie ciebie przy pisaniu takich scen: 
– O, tu napiszę, że Nero się niepokoi, bo to pozytywny bohater, a sytuacja jest smutna…
Trzy sceny potem: 
– …a tu napiszę, że Nero jest zdystansowany, bo akurat chcę, by zajął myśli teraz czymś innym. I jeszcze podkreślę, że noga go boli, a w ogóle to jest bardzo zmęczony…
Kolejne trzy sceny dalej: 
– Tutaj zaś wspomnę, że Nero czuje, że Roger jest pozytywnie nastawiony, żeby szybciej ich pogodzić i zawiązać relację. A nie, stop, przecież wcześniej Nero musi być wrogi, bo chcę mieć dialog z kłótnią pod konflikt fabularny… Ale zaraz. Czy ja aby nie zapomniałam, że mój bohater może odczuwać szczere emocje rozmówcy? Etam, może nikt się nie kapnie. O, i jeszcze wspomnę, że próbuje ciągnąć stolik i robi różne głupie wygibasy, bo wątek humorystyczny też jest potrzebny. 
– Ej, a co z tą bolącą nogą…? 
– Jaką nogą? Teraz chcę mieć wątek o tym, że woźnica popełnia samobójstwo, bo to dramatyczne. 
Dwa akapity wcześniej: 
– No a teraz napiszę, że Nero skupia się, by sprawdzać, czy w okolicy nie dzieje się aby nic złego, bo to dobry bohater. 
I wracamy do punktu wyjścia.




No nie, to nie powinno tak działać. Zmęczenie, nasilające się bóle, przygnębienie po śmierci ludzi i w końcu umiejętności to rzeczy, które powinny w Nero być spójne, do tego zmieniać się pod wpływem konkretnych bodźców, a nie ot tak. Protagonista może się zmieniać i rozwijać, ale musi być to jasno zaznaczone w tekście, poprowadzone w nim na przestrzeni scen, możliwe do śledzenia i zrozumienia.

Do tej pory również w scenach pisanych z perspektywy Nero nie mogłam się dowiedzieć, czy bohater ten w ogóle szykował jakiś plan ucieczki i co zamierzał zrobić, mimo że scen z jego perspektywy pojawiło się kilka. Ta wydaje się idealnym momentem, by wreszcie pomyślał o tym, w jakim położeniu się znajduje i co zrobić dalej, tymczasem w ważnej ku temu scenie głównie opisujesz wnętrze chaty. Mimo że scenę zaczynasz gagiem, jak mężczyzna próbuje dotaszczyć się wraz ze stołem w stronę kuchni, dość szybko narracją pada wniosek, że był to wyjątkowo głupi pomysł – trudno więc traktować tę próbę poważnie. Poza tym na próbie też wcale nie musiało się kończyć; wręcz przeciwnie, zdawać by się mogło, że Nero jako pojmany, bardziej przejmie się swoją sytuacją i będzie planował coś z nią zrobić, a szukaniu rozwiązania poświęci trochę czasu. Ale zamiast myśleć o tym, co dla Nero wydawałoby się najważniejsze, bohater zastanawia się na przykład, jak mogli żyć ludzie, którzy mieszkali właśnie w tej izbie, choć to dziwne, bo wcześniej ani nie przejął się woźnicą, ani pozostałe trupy nie zrobiły na nim większego wrażenia, sam zresztą zaznaczył, że potrafi się od takich sytuacji dystansować. Teraz tego dystansu nie widać, widać za to brak przemyśleń związanych ze swoim dyskomfortem. Nero zachowuje się, jakby nic mu nie przeszkadzało, odkąd siedział na wozie. Ot, jest tu, gdzie jest, i tyle. Partie narracyjne z jego udziałem ostatnim razem wykorzystujesz głównie do ekspozycji umiejętności postaci. No dobrze, a coś więcej? Jakieś przeżycia i przemyślenia bieżące?
Jeżeli Nero nie skupiał się na wymyślaniu planu ucieczki, można rozumieć, że nie ma żadnych opcji i pomoc rannym łowcom to jedyne, co może zafundować mu wolność. A jeśli jest inaczej (edit: wiem, że tak, bo dopisuję ten akapit po przeczytaniu dalszego dialogu) – już na tym etapie, będąc w głowie nocnego wędrowca, powinnam wiedzieć, że wściekał się on na łowców i nie będzie im szedł na rękę. Tymczasem teraz tego nie czuję, Nero wydaje się raczej obojętny.

Zwraca uwagę, że scenę kończysz informacją o tym, że bohater ten: Zastanawiał się, czy inni strażnicy wiedzą o pojawieniu się upiora po tej stronie zasłony. Za to następną zaczynasz od Rogera, który zabrał się za przyrządzanie kolacji, zastanawiając się, jak przeprowadzić rozmowę. Obawiał się, że groźbą i przemocą może wiele nie wskórać, a czas naglił. – Czyli w tym momencie zupełnie zrezygnowałaś z personalizacji. Czy coś w tym złego? Niby nie, ale – pisałam już o tym – gdy pojawiała się wcześniej, a teraz jest jej znacznie mniej, nie umiem nie zwrócić na to uwagi. Szkoda, bo mogłabyś na przykład napisać: Ciekawe, czy inni strażnicy wiedzieli o pojawieniu się upiora po tej stronie zasłony? Albo chociaż skorzystać z możliwości podawania myśli bohaterów wprost, cytatem zapisanym kursywą: Groźbą czy prośbą… Zresztą nie ma na to czasu. I nawet nie chodzi, by przeszkałcać oba fragmenty – wystarczy jeden z nich, by po prostu pominąć powtórzenie: zastanawiać się.

– Jak się czujesz? – zapytał w końcu, odwracając się do więźnia. // Odpowiedziało mu milczenie i wrogie spojrzenie nieludzkich oczu. (…) – Masz szczęście, że trafiłeś akurat na nasz oddział. Nikt inny nie próbowałby z tobą rozmawiać – powiedział. // Więzień nadal milczał, ale łowca miał wrażenie, że w jego oczach dostrzega trochę mniej wrogości, a więcej zaciekawienia. – Nie sądzisz aby, że ten wzrok zmienia się pod wpływem niczego? Roger w rzeczywistości nie powiedział jeszcze nic wyjątkowo interesującego. Już prędzej zrozumiałabym, gdyby wzrok ten zmienił się zaraz po pytaniu o to, jak Nero się czuje. W końcu poprzednią scenę zakończyłaś sytuacją, w której bohater ten spodziewał się przypalania, tymczasem zamiast chęci tortur, dostrzega w łowcy dziwną… troskę. Jednak w obecnym zapisie, kiedy Nero dziwi się po drugiej uwadze Rogera, nie mam pewności, czy łączyć jego zdziwienie właśnie z tym pierwszym pytaniem. Po nim wzrok nocnego wędrowcy podobno nadal pozostawał wrogi.

– Nie mogę pozwolić ci odejść, póki nie dowiemy się, co tu się właściwie dzieje – dodał łowca.
Więzień znów spojrzał na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Roger przyglądał mu się w milczeniu, analizując sytuację. Pojmany mężczyzna wiedział doskonale, czym była istota, którą spotkali w nocy, i umiał z nią walczyć. (…) Być może pojawienie się upiorów było właśnie ich sprawką? Łowca miał jednak przeczucie, że jest inaczej.
– Czego szukaliście w ruinach? – zapytał.
Odpowiedziała[y] mu cisza i wrogi wzrok więźnia. – Nie musisz wspominać, czyj to był wzrok. Dialog jest dwuosobowy.
Poza tym zanim Roger zastanowił się nad sytuacją, Nero patrzył na niego wzrokiem nieprzeniknionym, czyli tajemniczo, ale zaraz potem – już wrogo. Tymczasem łowca nie zrobił niczego, co mogłoby wywołać w nocnym wędrowcy gniew, był raczej spokojny i rozsądny, nawet stwierdził w myślach, że wątpi w winę nocnego wędrowca. Już pal licho, że empata nie wyczuwa złych zamiarów; zastanawiam się tylko, co mogło być przyczyną jego nagłej wrogości. We wcześniejszej scenie, pisałam o tym, niczym nie dałaś mi do zrozumienia, by Nero myślał o łowcach z aż taką wrogością. Raczej po tym, co sądził o ludziach i swoich towarzyszach – strażnikach, wydawało mi się, że odpuścił sobie cokolwiek, a teraz będzie czekał na ratunek albo grał kartami, które rozda mu Roger.

Dalej robi się jeszcze dziwniej: Podszedł do nocnego wędrowca i kucnął przed nim. Zapatrzył się w te jego dziwne ślepia i wycedził:
– Zamordowałeś moich przyjaciół. Powinienem zabić cię tu i teraz lub jak najszybciej oddać w ręce oprawców Gildii. Uwierz, że mam na to wielką ochotę. – No dobra, ale przed chwilą Roger na głos stwierdził, że nie po drodze są mu ideologie Gildii Magów, a na samym początku sceny zastanawiał się nad tym, czy grożenie Nero naprawdę ma jakiś sens, może nie warto na to tracić czasu, poza tym tu chodzi też o życie rannych przyjaciół, których nocny wędrowiec mógłby uleczyć. Zresztą…! Roger sam zaczął rozmowę od pytania o samopoczucie. Czy takie pytania zadaje się komuś, kogo ma się ochotę wydać na tortury i śmierć z ręki magów? Dowódca łowców daje mi mylne wskazówki o tym, co naprawdę czuje, więc i przestaję dziwić się Nero, że teraz jest w stosunku do niego niechętny – też byłabym, gdyby ktoś w stosunku do mnie tak szybko zmieniał nastroje. Nie spodziewałam się po dowódcy, że jeśli już zacznie od wyciągniętej ręki i będzie proponował paktowanie, zmieni taktykę pod wpływem ledwo jednego wrogiego spojrzenia, zezłości się i przejdzie do gróźb. To by pokazywało, że Roger jest słaby oraz niesłowny albo faktycznie zaczął od udawanej troski… Jak więc komuś takiemu zaufać i na jakiej podstawie chcieć mu pomóc? Jasne, Roger jest tylko zmęczonym psychicznie człowiekiem, który stracił ludzi, a wokół niego dzieją się rzeczy, których nie rozumie, niemniej wydaje mi się, że sam wzrok Nero to za mało, by kogoś tak doświadczonego jak dowódca rozeźlić i sprawić, że facet tak szybko się podda.


W takim wypadku mielibyśmy do czynienia z kliszami,
a wiesz, jak się z nimi czuję…


Więzień szarpnął się w jego stronę, w jego kocich oczach płonęła wściekłość.
– Nie zrobilibyśmy wam nic, gdybyście na nas nie ruszyli. Ścigaliście nas i próbowaliście zabić. Wtedy nie przyszło ci do głowy, żeby zadawać pytania? – Aha, to stąd negatywne emocje u Nero. Okej, to mocny argument, przyznam. Jednak skoro nocny wędrowiec ma to łowcom za złe, dlaczego na początku ich spotkania rozmawiał z nimi, opowiadając im ze szczegółami o nocnych wędrowcach jakby nigdy nic, a przed chwilą jego wzrok wyrażał zaciekawienie?
Mam wrażenie, że obie sylwetki psychologiczne w tym momencie dość mocno się rozjeżdżają. Roger zachowuje się teraz tak, jakby nie miał planu na tę rozmowę i improwizował – stąd mimo że próbuje przekonać Nero o swoich czystych zamiarach, denerwuje się i mówi mu wprost, że najchętniej, to by się go pozbył, za to nocny wędrowiec nagle zaczyna odczuwać emocje, których wcześniej nie przejawiał. W poprzednich scenach nie przedstawiałaś jego mową pozornie zależną aż tak niechętnych odczuć w stosunku do łowców; no dobra, może nazywał Wilarda rudym gnomem, ale nie był na bohaterów wściekły za to, o czym właśnie wspomina. Nie potrafiłam już wtedy wykluczyć jego rychłej współpracy z łowcami, bo nie przejawiał aż takiej wrogości. A nagle jednak jest wrogi. Czemu wyciągnął tak silne argumenty przeciwko łowcom dopiero teraz? Nie powinno tak być, jeśli już wcześniej siedziałam w jego głowie.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Ciszę przerwał w końcu Roger: (…). – Ponieważ cały fragment przez podobieństwo akcentów nie brzmi dobrze, zmieniłabym szyk. Proponuję: Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu to Roger przerwał ciszę: (…).

– Upiory. To wy je do nas sprowadziliście?
Nocny wędrowiec jeszcze mocniej napiął się w więzach.
– Sami je do siebie sprowadziliście. Wymordowaliście własnych strażników i jesteście teraz bezradni jak dzieci we mgle – wycedził.
– Własnych strażników?
Nocny wędrowiec oklapł, opuścił głowę.
Nocnych wędrowców. W waszym świecie też się kiedyś rodzili. – Jego głos zabrzmiał głucho, pusto.
Teraz Roger faktycznie poczuł się jak dziecko we mgle. Patrzył na więźnia, zastanawiając się, czy dobrze rozumie. Idea istnienia innego świata wydawała mu się bardzo abstrakcyjna. Ciężko mu było w nią uwierzyć. – No okej, ale to nie jest tak, że Roger słyszy o niej pierwszy raz. Dlaczego już wcześniej nie miał co do niej takich przemyśleń, nie zastanawiał się nad słowami Nero, które w bodaj rozdziale 1.2 brzmiały:

– Nie istnieje tylko jeden świat, ale jest ich wiele. (…) Pomiędzy światami znajduje się Pustkowie, pierwotna materia, chaos. Nasi wiedzący sami nie są co do tego zgodni. Świat od Pustkowia odgradza zasłona, która w nocy jest cieńsza. – Już tam dość mocno zdziwiłam się, że Roger do usłyszanych słów podszedł raczej obojętnie: ani go wyjątkowo nie zdziwiły, ani ich nie obśmiał, właściwie trudno podejrzewać, co sobie wtedy pomyślał. Jeśli teraz, za drugim razem, stwierdza, że brzmi to absurdalnie, podobna, a nawet bardziej drastyczna myśl powinna pojawić się już wcześniej. Tymczasem wygląda to tak, jakby Nero z Rogerem rozmawiali teraz po raz pierwszy, a tamta rozmowa wcale się nie odbyła. Zresztą, jako że była niewystylizowaną ekspozycją, można by ją wyciąć bez strat i właśnie tak udawać.

Nie dość, że zabójca[,] to jeszcze wariat?

Więzień siedział ze zwieszoną głową, z włosami przysłaniającymi mu twarz. Ranną nogę wyciągnął przed siebie. Opatrunek zaczął powoli nasiąkać krwią. Z całej jego sylwetki biła[y] niechęć i zrezygnowanie. – Z sylwetki opatrunku? Dodatkowo można śmiało wyciąć podkreślony wyraz, bo wiadomo, że jego włosy nie przysłaniały cudzej twarzy.
Kompletnie zapomniałam o tym, że Nero był ranny! Może dlatego, że od momentu wspomnienia o tej ranie minęło kilka scen, w których nic o stanie zdrowia nocnego wędrowca nie padło, mimo że mową pozornie zależną z perspektywy bohatera wspominałaś o wielu rzeczach.

Łowca miał już do czynienia z bardzo różnymi ludźmi i zdawał sobie sprawę, że nocny wędrowiec nie jest kimś, kto poderżnąłby im gardła w nocy. Zresztą w obecnym stanie nie powinien być zbyt groźny. – No dobrze, ale Nero przyznał się wcześniej, że posiada magiczną moc odczuwania emocji, poza tym zna się na runach i pewnie wielu rzeczach, o których łowcy nie wiedzą. Roger nie może wykluczyć, że ktoś taki na przykład mógłby czytać w myślach (co ekspozycja zauważyła już w prologu), a dzięki czemu mógłby też bez trudu wybrać dogodny moment na ucieczkę albo cokolwiek. Poza tym przed chwilą Nero patrzył na niego nienawistnie i na głos uznał, że to łowcy zabili jego pobratymców. Może nie poderżnąłby nieprzyjaciołom gardeł, ale mógłby na przykład uciec do Pustkowia (w końcu Roger nie wie do końca, jak ono działa; być może zasłona może odsłonić się wszędzie…?). Sama nie jestem dowódcą wojsk, nie mam żadnego doświadczenia strategicznego ani nic, ale jednak nie zaufałabym komuś, kto ma mnie za mordercę bliskich mi osób… W dodatku komuś z magicznymi mocami.

Nie należał do tego świata i nie powinno go obchodzić to, co się tutaj dzieje. Jego mieszkańcy sami byli sobie winni, mordując bezwzględnie każdego nocnego wędrowca, którego udało im się schwytać. – Jak ma się to do zainteresowania Nero życiem zmarłych mieszkańców i pozostawionego przez nich w chacie dobytku?
Teraz przyszło mi do głowy, że być może to celowe – nocny wędrowiec wypiera swoją sympatię do ludzi i ich życia z powodu tego, czego sam ostatnio doświadczył. Jeśli tak, to naprawdę fajny wątek z olbrzymim potencjałem! Jednak, widzisz, jeszcze nie mam pewności, czy wyszło ci tak, bo taki był plan, czy niechcący. Aby dać do zrozumienia to pierwsze, może warto byłoby w takich przypadkach jak wtedy, w chacie, mową pozornie zależną przemycić Nero zdziwienie samym sobą?

Pomimo że bardzo chciał wrócić do domu, nie mógł tak po prostu odwrócić się plecami i odejść. – Nie mógł, bo nie pozwalał mu na to przeszywający ból nogi.



Nie, przepraszam, wiem, to akurat nie ten powód, bo Nero miał na myśli metaforę, ale i tak nie mogłam się powstrzymać…

– Pomogę twoim towarzyszom i wesprę was w walce z upiorami – powiedział, czując[,] jak palą go te słowa. 


ROZDZIAŁ 5

Podoba mi się, że historia, którą czytałam wcześniej, przestała być jednotorowa. Zamiast na zmianę przebywać z Nero i Rogerem w tym samym miejscu, w obecnej wersji odwiedzamy jeszcze innych protagonistów, być może nawet któryś z nich okaże się antagonistą… Niewątpliwie wzbudzasz tym zainteresowanie. A już w ogóle znakomicie, że kolejna perspektywa dotyczy postaci żeńskiej; to miła odmiana, szczególnie że wśród łowców nie ma żadnej kobiety. Nie zrozum mnie źle – nie mam z tym żadnego problemu, niemniej fajnie wiedzieć, że ważne fabularnie bohaterki istnieją w twoim uniwersum.

Podmioty:
Podróż z ich domu w stolicy do położonej pośród lasów posiadłości cioci, a właściwie prababci Tesseithy, dłużyła się niemiłosiernie. Pomimo że bardzo cieszyła się z zaproszenia, to droga niezmiernie ją irytowała. // Była już dorosła i gdyby chciała, postawiłaby na swoim. Jednak cena nie byłaby tego warta. Nie miała najmniejszej ochoty znów wysłuchiwać histerycznych wywodów na temat swojego zachowania nieprzystającego pannie na wydaniu.

Na szczęście Catriona urodziła się ze zdolnościami magicznymi, które dawały jej niezrównanie więcej wolności niż innym pannom w jej wieku i z jej statusem społecznym. – A tej informacji o magicznych umiejętnościach nie można było przemycić mniej opisowo? Na przykład… sceną, w której bohaterka korzysta z magicznych zdolności? Na tym etapie tekstu wiedza o nich zupełnie nic mi nie daje, bo nie piszesz, o jakie talenty chodzi; zresztą gdybyś pociągnęła temat, nadal byłaby to tylko ekspozycja. Teraz więc mamy sytuację, w której narrator rzuca ogólnik i nic z niego nie wynika.




Niby zarzucasz wędkę, by mnie zainteresować, ale jednocześnie odbierasz odbiorcy ten element zaskoczenia, że twoja bohaterka nie jest zwyczajną panną na wydaniu.

– Wiesz[,] kochanie, dorośli mają swoje potrzeby, a babcia ma tych potrzeb wyjątkowo dużo.

– Jaki ład? Przez zabijanie innych magów tylko dlatego, że nie mogą sobie pozwolić na studia w akademii? – wcześniej zapisywałaś akademię od wielkich: – I jeśli już przy tej opinii jesteśmy, wytłumacz mi, proszę, co miał znaczyć twój pojedynek w Akademii?

Bez niego zapanowałby chaos. Król nie byłby w stanie nad nim zapanować.

Uwielbiam Nolana, czyli ojca Catriony. Jego subtelne w swojej niewybredności żarty są naprawdę przednie. Nieźle je wyważyłaś, bo nadal mamy do czynienia ze szlachcicem, a jednocześnie z racji, podejrzewam, przyjemnej relacji z córką, pozwala sobie w jej towarzystwie na nieco swobody. To pokazuje, jak ich więzi są zacieśnione, ale i udowadnia, że Nolan ma poczucie humoru oraz, przy okazji, jak obojętny jest wobec tego, co zrobiła ciotka Catriony, Tessa:

Z dziewczyny uszło całe napięcie. Matka zawsze wiedziała, jak sprowadzić ją na ziemię z wyżyn jej idealistycznego wzburzenia. I zawsze to do niej należało ostatnie zdanie.
Catriona spuściła głowę i [tylko] odezwała się tylko żałośnie:
– Ale żeby z łowcą czarownic??!
– Może miał jakieś wyjątkowe atrybuty?
– Nolan!

Mam wrażenie, że bohater żartuje z tej sytuacji, bo w rzeczywistości nie interesuje się nią. Po prostu nie jest ona jego sprawą.

Zakon Jasnego Światła był ucieleśnieniem wszystkiego, czym gardziła idealistyczna dusza dziewczyny. Zbieraniną najemników wykonujących bez szemrania krwawe wyroki Rady Gildii. // Będę miała całe wakacje, żeby delikatnie o tym z ciocią porozmawiać – pomyślała. – Raz, że podmioty, a dwa: nie jestem przekonana co do użycia słowa wakacje. To dość współczesne określenie, odstające od stylizacji całego tekstu. Ciekawostką niech będzie, że formę wakacya/wakacyja (z łac.) jako wolność od nauk, zawieszenie lekcyj odnotowuje „Słownik języka polskiego” S.B. Lindego z lat 1807–1814. Jak widzisz, w XVII wieku wakacja występowała w liczbie pojedynczej rodzaju żeńskiego (ta wakacja), i dopiero we współczesnej polszczyźnie przekształciła się w rzeczownik liczby mnogiej. W słowniku archaizmów synonimem wolnego i swobody jest na przykład dobrowoleństwo (chociażby: dobrowoleństwo od nauk), popularny był również wypoczynek/odpoczynek.

– Nie stój tak nade mną, nie mogę się skupić. – Nocny wędrowiec rzucił [łowcy] zmęczone spojrzenie w stronę łowcy. – W ten sposób na akcencie postawisz informację o zmęczeniu, która wydaje się tą najistotniejszą dla całego kontekstu.

Oparł drugą dłoń na brzuchu rannego, zamknął oczy i wsłuchał się w energię, [przecinek zbędny] krążącą w jego ciele.

Nocny wędrowiec zamknął w końcu krąg run. Krwawe ślady zabłysły na moment i wchłonęły się w skórę. Po chwili zgnilizna zaczęła cofać się w kierunku zranienia, aż w końcu zniknęła zupełnie.

– Co[,] kurwa? 

– Ciekawe[,] pod jakim warunkiem – burknął Wilard (…).


ROZDZIAŁ 6

Pogłębił nacięcie na palcu i zabrał się do pracy [16]. Skoncentrował się na runach i nuconej melodii [15]. Łowca przysiadł z drugiej strony, wpatrując się z przejęciem w cały proces [19]. // Ukończone znaki rozbłysły i zblakły [12]. Skaza zaczęła się kurczyć, a po chwili zniknęła zupełnie [18]. Rana pozostała czysta i bez wysięku [13]. // Nero odsunął się i usiadł, oparty plecami o ścianę [18]. Przymknął powieki, zbierając siły [10]. Sytuacja z poprzedniej nocy mogła się powtórzyć [15]. Nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek, [12] [przecinek zbędny] bez zabezpieczenia tego miejsca [10]. W końcu wstał i ruszył chwiejnie do drzwi [10]. Spiął się i zacisnął szczęki (…). – W nawiasach zaznaczyłam liczbę sylab w zdaniu, pogrubiłam też powtórzenia. Ogólnie nie jest to najbardziej melodyjny prozaicznie fragment, także przez czasowniki głównie zwrotne (z enklityką się). Przez to wszystko wydaje się ociężały, a czytanie go – mozolne. Inaczej pewnie byłoby, gdyby zapisać go… wierszem:

Pogłębił nacięcie na palcu i zabrał się do pracy,
Skoncentrował na runach i nuconej melodii,
Przysiadł z drugiej strony,
wpatrując się w proces z przejęciem.

Ukończone znaki rozbłysły i zblakły,
Skaza zaczęła się kurczyć, a po chwili zniknęła,
Rana pozostała czysta
i bez wysięku.

Przymknął powieki, zbierając siły.
Nero odsunął się i usiadł, oparty o ścianę,
Sytuacja z poprzedniej nocy
mogła się powtórzyć.

Spiął się i zacisnął szczęki,
W końcu wstał i ruszył chwiejnie do drzwi.
Bez zabezpieczenia tego miejsca,
Nie mógłby odpocząć.

Widzisz, sztuczki, czyli powtórzenia spójników i podobieństwa liczby sylab wcale nie sprzyjają pisaniu prozy, sprawdzają się za to w innych formach. Przyznam, że zapisanie tego wierszem było dla mnie fajną ciekawostką, ale kompletnie oderwało mnie od tego, co kluczowe dla tej sceny, czyli emocji. W tym gąszczu czasowników brakuje duszy, uczuć, realnego skupienia i przejęcia, czy nawet zniechęcenia Nero tym, że po zakończeniu leczenia ma przed sobą jeszcze inne zadania, na przykład zabezpieczenie terenu. Nie czuję, by realnie był tym zmęczony, mam wrażenie, że tak sobie tylko o tym piszesz, ale nie jest to przekonujące, nie budzi mojego współczucia.

Rozluźnił się i skinął bez słowa głową. – Może: (…) i skinął głową bez słowa? Albo: (…) bez słowa skinął głową.

Roger z Wilardem wymienili porozumiewawcze spojrzenia, widząc nocnego wędrowca kierującego się z nożem w dłoni do wyjścia. Dowódca wstał i pospieszył za nim. Na dworze panował mrok. Rozejrzał się i ze zdziwieniem spostrzegł byłego więźnia opierającego się o ścianę chaty, na której coś skrobał. – Podmioty.

W swoim POV Roger nazywa Nero byłym więźniem. Muszę przyznać, że dość szybko pogodził się ze statusem nocnego wędrowca i jego wolnością…

Rzucisz się na mnie, [przecinek zbędny] czy zaczniesz mówić?

Były więzień syknął i przerwał pracę. Oparł się plecami o ścianę i popatrzył na łowcę.
– W odróżnieniu od magii, runy mają wpływ tylko na energię. Ich działanie nie jest też tak spektakularne. Nie jestem w stanie ciskać kulami ognia czy wzywać wiatru. Nie potrafię się nawet samodzielnie wyleczyć. (…)
Nocny wędrowiec zamyślił się na chwilę, po czym dodał:
– Nie umiem tego dokładnie wyjaśnić.

W takich przypadkach dobrze jest zapamiętać zasadę: jedna osoba mówiąca = jeden akapit. Poprawny zapis:

Były więzień syknął i przerwał pracę. (…)
– W odróżnieniu od magii, runy mają wpływ tylko na energię. Ich działanie nie jest też tak spektakularne. Nie jestem w stanie ciskać kulami ognia czy wzywać wiatru. Nie potrafię się nawet samodzielnie wyleczyć. (…) – Zamyślił się na chwilę, po czym dodał: – Nie umiem tego dokładnie wyjaśnić.

Kiedy skończyli, nocny wędrowiec naciął dłoń i przyłożył do runy. Krew popłynęła i wypełniła wyżłobione rowki. Po chwili czerwień zniknęła w drewnie. // Więzień osunął się ciężko po ścianie i usiadł, chowając głowę między kolanami. Roger dał mu chwilę na zebranie siły. – Pisałam już o tym w poprzedniej ocenie:

Ponadto powtórzenia okropnie zubożyły ci styl, przez co nie dość, że twój narrator jest suchy, to jeszcze wyraża się schematycznie, powtarzając non stop jak nie konstrukcje z imiesłowem, to te ze spójnikiem „i”. Jest więc jednolicie i na tle fabularnym, i technicznym.

Mimo że fabułę skonkretyzowałaś, tempo opowiadania już na pierwszy rzut oka wygląda na żywsze oraz dzieje się więcej, dostaliśmy też nowe postaci, to nadal technicznie nie jest melodyjnie ani przyjemnie, tylko właśnie schematycznie. Chyba lubisz te krótkie zdania podwójnie złożone; przyznam, że nie rozumiem dlaczego. Szczególnie że nie piszesz scen akcji, ale sceny przedstawiające proces leczenia, a więc scenę o podłożu emocjonalnym, czy scenę korzystania z magii w czasie, ot, rozmowy pod chatą. Nie musisz dbać o tempo, bo nikt cię nie pogania, bohaterowie przed nikim nie uciekają, a i tak piszesz w sposób maksymalnie ograniczony do schematycznych konstrukcji, przez co sceny pasywne czyta się podobnie do tych dynamicznych, robi się drętwo. No i tak, brakuje stylizacji – albo stylu wprawionego gawędziarza, jakim będzie narrator wszystkowiedzący, albo odmiennych stylów postaci, od których pochodzić będą partie pisane w POV. W wielu fragmentach dominuje u ciebie styl prosty: czasownik + spójnik, czasownik, kropka. Czasownik + spójnik, czasownik, kropka. Czasownik + spójnik, imiesłów współczesny (traktowany jak czasownik), kropka. Czasownik w zdaniu prostym, przecinek, dopełnienie, kropka. I tak w kółko. A przecież nie tylko emocjonująca fabuła odpowiada za budzenie w odbiorcy uczuć, forma również ma znaczenie. Nie bój się jej ubogacić.




Widok Véspera[,] wciągającego resztę potrawki, napełniał ich serca nadzieją. – Albo robimy z tego wtrącenie, albo usuwamy oba przecinki i zmieniamy szyk: Widok wciągającego resztę potrawki Véspera napełniał ich serca nadzieją. – Z drugiej strony tutaj można to czytać dwojako: że potrawka należała do Véspera, a jadł ją może ktoś inny. Sugeruję więc: Widok resztki potrawki znikającej z talerza Véspera napełniał ich serca nadzieją.

Większość poprzedniego dnia przespał, dając ciału możliwość na przyspieszoną regenerację. Na szczęście (…). – A może: możliwość przyspieszenia regeneracji?

Praktycznie nie mam uwag co do ostatniej sceny. Nero wreszcie może zastanowić się nad ludźmi, którzy go otaczają; lepiej im się przyjrzeć i wyciągnąć swoje wnioski. Narracją podkreślasz, że czasami używał swoich umiejętności, by sprawdzić, co bohaterowie mają w swoich głowach, dzięki temu nauczył się odróżniać Véspera od Néspera czy lepiej poznać Wilarda, szkoda jednak, że takie rzeczy nie dzieją się na bieżąco, a są jedynie opisem sytuacji, która miała już miejsce gdzieś poza kadrem. Myślę, że gdybym częściej towarzyszyła Nero w używaniu jego mocy, zamiast czytać o gotowych wnioskach, lepiej mogłabym się w niego wczuć.


ROZDZIAŁ 7

Kiedy jej serce zaczęło bić trochę wolniej, a oddech [się] uspokoił, podniosła się i podjęła trening na nowo. – W tym wypadku podwojone się nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Może: (…) a oddech się uspokoił. Wstała i na nowo podjęła trening.

O! Bardzo zręcznie wplotłaś w tekst informację o tym, jak starzeją się czarodzieje. Nie pada ona ot tak, ale wpierw poprzedza ją zachowanie Logena, a po niej – myśl Catriony o dojrzewaniu:

Nigdy nie potrafiła zrozumieć tego, jak mężczyźni reagują na ciocię. Ciocię, która miała już przecież grubo ponad sto lat, choć wciąż wyglądała młodziej od jej matki. Czarodzieje starzeli się w zależności od mocy, jaką dysponowali – im byli potężniejsi, tym wolniej. // Całe szczęście, że chociaż normalnie dojrzewamy. Oszalałabym, będąc dwudziestolatką o wyglądzie dziecka”. – Umotywowałaś tę ekspozycję, przez co praktycznie nie rzuca się w oczy. Widzisz? Da się!

– Obiecuję, że nad magią też się skupię. – A nie lepiej: nad magią też popracuję/na magii też się skupię?

W rozmowie z ciocią Catriona przyznaje, że urodziła się z magią, która zapewnia jej wolność. Tym bardziej wspomnienie tego już wcześniej, w czasie podróży bohaterki, zupełnie mija się z celem.
Natomiast w kolejnej scenie rzuca się w oczy, że obie padające bardzo blisko siebie myśli Nero zaczynają się podobnie: Ciekawe, jak toczyło się życie w tej wsi. Oraz: Ciekawe, czemu wyruszył pierwszy? Można odnieść wrażenie, że powtarzalność spowodowana jest twoimi problemami z wczuciem się w bohatera, w jego stylizację i kreację naturalnych myśli. Ile razy dziennie sama siebie, w swojej głowie, informujesz o tym, że coś jest dla ciebie ciekawe?

No i wcale nie musisz po każdej myśli zapisanej kursywą dopisywać: (…) – pomyślał. Masz narrację personalizowaną, czytelnik na tym etapie tekstu będzie wiedział, że wszystko podane w ten sposób jest niczym innym jak myślą głównego bohatera. Już nas do tego przyzwyczaiłaś.
Edit: No proszę, dalej pojawiają się wystylizowane myśli Nero. Czyli na ogół się wczuwasz, ale momentami za słabo.

Roger podszedł do niego i wręczył płaszcz łowcy.
– Założysz go, kiedy będziemy zbliżać się do osad. Weźmiesz Kasztankę. – Wskazał smukłą, kasztanową klacz z białymi pęcinami i gwiazdką na czole. Nagle o czymś sobie przypomniał i spojrzał uważnie na Nero. – Taki trochę head-hopping. Czy Roger wyglądał, jakby sobie coś przypomniał? Po czym nocny wędrowiec mógł to wywnioskować?
Do tego zmieniłabym szyk, stawiając nacisk na informację, jaki dowódca miał wzrok: spojrzał na Nero uważnie. Dzięki temu odbiorca może znacznie bardziej odczuć emocje związane z tym wzrokiem. Poza tym w tym wypadku dialog jest dwuosobowy, więc stawianie nacisku na informację, że Roger zwracał się akurat do nocnego wędrowca, a nie kogoś innego, jest marnowaniem potencjału.

Zabudowania gospody wyglądały na stare, ale dobrze utrzymane. Ze środka słychać było śmiech, gwar i zawodzenie barda. Nero zaciągnął na głowę kaptur zakonnego płaszcza i spoglądał zaciekawiony. Nigdy jeszcze nie był w takim miejscu. W trakcie swoich wizyt na tych ziemiach przemykał się nocą, unikając ludzi. – Ale dlaczego unikał, skoro był ich taki ciekawy? Wcześniej niejednokrotnie dawałaś mi do zrozumienia, że Nero interesowały obyczaje ludzkie, wspominałaś też, że rzadko zdarzało mu się obserwować takie zwyczajne życie. Nie mogę jednak domyślić się powodu, dlaczego robił to rzadko (nie pozwalały mu obowiązki?) albo przynajmniej dlaczego, gdy już miał okazję trafić do tego świata, to ludzi unikał (z obawy, że, nie wiem, ześle na nich niebezpieczeństwo?). Jeśli Nero faktycznie ciekawi się ludźmi nie od dziś, dziwne, że do tej pory dobrowolnie ich omija. A jeśli zaczął interesować się nimi dopiero teraz, powinnam móc dostrzec w nim tę zmianę (czymś umotywowaną; może wizytą w rodzinnej chacie?) oraz śledzić Nero ciąg myśli o tym, że teraz ludzie zaczęli w nim tę ciekawość wzbudzać, co jest dla niego nowe, w jakiś sposób dziwne, nietypowe.

Sala była ciepła i dobrze oświetlona, pachniała piwem, potem i pieczenią. – Zaledwie scenę wcześniej: Powietrze pachniało ziemią, lasem i końmi. Jeszcze wcześniej: W izbie było przyjemnie ciepło, pachniało ziołami i kolacją. I ja wiem, że wspominanie zapachów uatrakcyjnia tekst, czyni go bardziej atmosferycznym, niemniej da się wykorzystywać różne konstrukcje zdaniowe, by przytoczyć, co bohaterowie właśnie czują. Możesz wykorzystać do tego na przykład personalizację i wspomnieć od razu, przy okazji, jak Nero reaguje na zapachy, czy mu się podobają, a może są dla niego nietypowe? Tym bardziej że te zapachy są dla niego nowe, bo podobno rzadko miał okazję przebywać wśród ludzi.

Wilard przewrócił oczami i przejął inicjatywę.
– Witaj, piękna panienko! – zakrzyknął. – Dawaj nam tu zaraz po kuflu piwa. Chociaż nie, dla tego tam przynieś mleka – dodał złośliwie, kiwając głową w stronę zakapturzonej postaci.
– Kwaśnego – poprosił Nero, udając wylękniony głos. Krępy łowca prychnął, a dziewczyna uniosła brwi ze zdziwienia. – I ja również uniosłam brwi w taki sposób; nie zrozumiałam, dlaczego bohater udał zlęknionego. Czy żeby dano mu spokój? A może, żeby zwrócić uwagę karczmarki, że wśród kompanów jest źle traktowany? Czy nie lepiej byłoby tej uwagi nie zwracać, wręcz przeciwnie, mocno wtopić się w tłum, nie zostać zauważonym, krakać tak, jak reszta wron? Wcześniej pisałaś, że Nero zaciągnął na głowę kaptur zakonnego płaszcza i spoglądał zaciekawiony. (…) Zgarbiony, schował się za plecami towarzyszy. (…) Nero zaszył się w najdalszym kącie i spod kaptura zachłannie obserwował otoczenie. Więc teraz, gdy zachowuje się nienaturalnie i zwraca na siebie uwagę, daje się kelnerce zapamiętać (o, no właśnie, już przy kolejnej wizycie znów zapytała go o mleko…), to początkowe ukrywanie się praktycznie nie miało sensu.

Wkrótce na stół spłynęły zamówione dania i łowcy rzucili się na jedzenie jak wygłodniałe psy. Trzeba było przyznać, że wyjątkowo dobrze tu karmiono. Nero z zachwytem wpatrywał się w dobrze wypieczone mięso i opływającą sosem kaszę. Od dłuższego czasu nie miał okazji porządnie się najeść. Pieczyste było delikatne i aromatyczne. Z przyjemnością rozkoszował się jedzeniem, dziwiąc się smakiem nieznanych mu przypraw. Po skończonym posiłku owinął się szczelniej płaszczem i oparł głowę o ścianę. – W oczy rzuca się też twoje usilne unikanie zaimków, przez co w tak prostych jak ten fragmentach odbijamy się od dania do jedzenia, od mięsa, po pieczyste i znów do jedzenia, a następnie: posiłku. Jest poprawnie, ale nieprzesadnie lekko, jakbyś za bardzo komplikowała sprawę, szukała tych synonimów na siłę. A co powiesz na:

Wkrótce na stół spłynęły zamówione dania i łowcy rzucili się na nie jak wygłodniałe psy. (…) Pieczyste było delikatne i aromatyczne. Nero z przyjemnością rozkoszował się nim, dziwiąc smakiem nieznanych mu przypraw. Po skończeniu owinął się szczelniej płaszczem i oparł głowę o ścianę.

Sennie obserwował ludzi spod półprzymkniętych powiek. Dużą grupę na środku sali stanowili żołnierze. – Tyle razy wspominałaś o tym, że Nero ciekawili ludzie, ich życie, zwyczaje i nowe miejsca, a jak przyszło co do czego, skupiłaś się właściwie tylko na jedzeniu i karczmarce. Domyślam się, że oddać wrażenia kogoś, kto nigdy nie był w karczmie, jest trudno – tym bardziej że masz fabułę, której akcja dzieje się w quasi-średniowieczu, więc oddać musisz też atmosferę tego okresu. Ta scena aż się o to prosi, szczególnie zważywszy na to, że twój bohater potrafi odbierać emocje innych ludzi. Chciał ich poznać – ma ku temu świetną okazję!
No okej, dalej mamy wprawdzie jakieś opisy, ale, szczerze mówiąc, nie są tym, na co liczyłam:

Zbrojni byli już mocno podpici, zachowywali się głośno i agresywnie. Przy wejściu siedział bogato ubrany, otyły mężczyzna z niezbyt ładną, starzejącą się już żoną oraz dwiema, równie jak on pulchnymi córkami. Koło niego znajdowało się kilku zbrojonych wyglądających na ochronę. Wieśniacy dopijali pomału piwo i zbierali się do wyjścia, odsłaniając ludzi siedzących po drugiej stronie sali – młodą dziewczynę, rzucającą co chwila wylęknione spojrzenia w stronę łowców czarownic, w towarzystwie chłopaka i starszego mężczyzny wyglądających na myśliwych.

Nie opisuj teraz rzeczywistości suchymi zdaniami oznajmującymi, przypominającymi narratora wszechwiedzącego, a skup się w stu procentach na Nero. Bo co mi z tego, że widzi on te wszystkie rzeczy, skoro kompletnie nie wyciąga z nich żadnych wniosków? Nawet nie wiem, czy sytuacja mu się podoba; generalnie zjadł i poszedł spać, mimo że taaaki był wszystkiego ciekawy. Skoro wyeksponowałaś już tę jego ciekawość, teraz musisz ją oddać, inaczej informacje o Nero będą wisiały w tekście bez pokrycia, a sylwetka psychologiczna postaci wynikająca ze scen (z jej zachowania i stylizowanej perspektywy) rozjedzie się z cechami, o których zapewnia mnie narrator.
Do tego, jeśli Nero nie znał się na ludziach, bo unikał ich, skąd wiedział chociażby, że myśliwi są myśliwymi, a zbrojni – ochroną? Bohater mógłby nad tym pomyśleć nieco dłużej, na przykład wyciągając wnioski ze stroju myśliwych czy zachowania zbrojnych. Chciałabym po prostu móc śledzić jego tok rozumowania – by myślał o tym, co widzi i sądził coś, miał swoje zdanie, a nie tylko opisywał to, co ma przed oczami jakby po nic albo, no właśnie, dla czytelnika. I gdybyś teraz to zainteresowanie Nero oddała, poświęcając mu kilka akapitów, przeplatając wrażenia bohatera z rozmowami łowców i tym, co po prostu dzieje się w karczmie, nie musiałabyś niczego eksponować. Za bardzo się spieszysz.




– Taaa... Przy babach to on wszystko na opak rozumie – westchnął Wilard i zamachał w stronę kelnerki. – Czy to również nie jest aby zbyt nowoczesne określenie?

Nêsper otwarcie zarżał, wypluwając piwo na podłogę.
Zabiję gada – pomyślał Nero, wwiercając się ślepiami w Wilarda. – Podobne: zarżał, gada i Wilarda na akcentach średnio brzmią, tym bardziej że ostatnie zdanie kończy całą scenę. Sugeruję:

Nêsper otwarcie zarżał, wypluwając piwo na podłogę.
Zabiję gada – pomyślał Nero, przewiercając Wilarda ślepiami.

Każdy bard, nawet najgorzej śpiewający, był zawsze prawdziwą skarbnicą informacji. – Z tego ma wynikać, że bard był skarbnicą zawsze prawdziwą czy zawsze był skarbnicą? Na moje – szyk.

Oj[,] nie udał się ten nasz królewicz.

– A nie słyszałeś plotek jaki[ch]ś dziwnych ostatnio? – Do tej pory zdania wypowiadane przez Rogera nie były stylizowane w ten sposób – łowca nie wypowiadał się z inwersją kojarzącą się bardziej poetycko, bardowsko, a jednocześnie trochę po chłopsku. Czy dowódca łowców teraz celowo dostosowuje swoją mowę? Jeśli tak, warto by to było zaznaczyć, bo czytelnik tego akurat może się nie domyślić lub po prostu nie być pewnym, czy to przemyślane zagranie. Przy czym nie musisz tego dawać do zrozumienia wprost, dopiskiem, że łowca starał się naśladować barda, ale możesz to zasugerować, na przykład wspominając jedynie, że starannie dobrał słowa czy zmienił tembr głosu.
Tak czy siak podoba mi się ta scena, rozmowa bohaterów była ciekawa i, jak wspominałam, stylizowana. Przede wszystkim bard brzmiał jak bard, choć bardziej prosty, a nie wyszukany jak ten z Oxenfurtu. No i też intrygująca pozostaje kwestia zdobytych informacji i końcowych wniosków Rogera. Muszę przyznać, że cliffhanger to ci wyszedł.


ROZDZIAŁ 8

Wilard zaniósł się głośnym śmiechem, chwytając się za brzuch. Nocny wędrowiec wyprostował się z godnością i obrzucił łowcę złym spojrzeniem. Na drewnianej podłodze rozłożone były sienniki, z pewnością pamiętające lepsze czasy. W zamkniętym pomieszczeniu wyraźnie czuć było woń niedomytych ciał (…). – Może to nitpicking z mojej strony, bo generalnie na powtórzone się nie zwraca się aż takiej uwagi, ale gdy jest go za dużo – rzuca się w oczy. Wtedy warto zrezygnować z choć jednego, na przykład: Nocny wędrowiec z godnością wyprostował plecy. Albo: Wilard przerwał ciszę głośnym śmiechem. 
Pro tip! Sama zwykle po skończeniu rozdziału korzystam z szukajki i sprawdzam, czy nie przesadziłam gdzieś z się, był, miał, któr, jednak, jego, tylko, jeszcze i tak dalej… Takich wyrazów w tabelce nazbierałam już z trzydzieści (w sumie są w nim także te słowa, których sama świadomie nadużywam… po prostu), więc i przeglądanie tekstu po jego skończeniu zajmuje mi więcej czasu. A jednak przynosi efekty, bo i beta ma potem mniej roboty.

Nero, choć przeżył prawdopodobnie pierwszą noc w karczmie, w ogóle... jej nie przeżywa. Mimo że miał sposobność nocować w miejscu należącym do ludzi, ba, pewnie i wśród ludzi – nic z tego nie wyniknęło. Szkoda.

Naciągnął głębiej na głowę kaptur (…) – technicznie rzecz biorąc, kaptura nie nosi się nigdzie indziej… Sugerowałabym zmianę szyku: Głębiej naciągnął kaptur (…).

Ruszyli szybkim kłusem, przechodząc wkrótce do galopu. Wypoczęte konie ciągnęły do przodu, rozbryzgując kopytami kałuże wody. Deszcz padał coraz mocniej i piaszczysta droga szybko pokryła się błotem. Nero zgrzytnął zębami, gdy pierwsze krople wody z przesiąkniętego płaszcza zaczęły ściekać mu po szyi. Kiedy wreszcie zwolnili do stępa, był już równie nieszczęśliwy jak poprzedniego dnia. – Pięć zdań podwójnie złożonych. Olaboga.

Deszcz spływał mu po czole i kapał z nosa. Zapatrzył się na chude plecy jadącego przed nim Zodana. – Podmioty.

Nero nie łudził się, [przecinek zbędny] co do odpowiedzi.

Kasztanka musiała odebrać zaniepokojenie jeźdźca, bo parsknęła niespokojnie i rzuciła głową. – Może: zarzuciła? Rzucić głową nie brzmi dobrze, bo dość kolokwialnie, do tego potraktowane dosłownie – niepotrzebnie może rozbawić.

À propos głowy:
Zgarbiona, stara kobieta, w postrzępionym ubraniu i burej chustce na głowie, spod której uciekały rzadkie strąki siwych włosów. Kasztanka musiała odebrać zaniepokojenie jeźdźca, bo parsknęła niespokojnie i rzuciła głową. // Nero wpatrywał się uważnie w postać. Starucha uniosła głowę i wbiła w niego spojrzenie pokrytych bielmem oczu.

Przez chwilę przyszło mu do głowy, że być może było to tylko przywidzenie.
– Uwolnij to dziecko, strażniku. Wyczułeś je, a ono wciąż czeka. Czeka i krzyczy w noc i w ogień. Nie zwlekaj. – Po tych słowach rozluźniła chwyt i odwróciła się, tracąc nim zainteresowanie. (…)
Szybko jednak odrzucił tę myśl. Był zmęczony tym telepaniem się w siodle, ale nie aż tak. I choć podróżował w towarzystwie łowców czarownic, to chyba jeszcze do reszty nie oszalał. Miał jednak wrażenie, że umyka mu coś ważnego. – Trochę zdziwiło mnie, że Nero nie odniósł się do usłyszanych słów, nie zdziwił się na przykład, o jakie dziecko mogło kobiecie chodzić. Czy w ogóle znał jakiekolwiek dziecko, z którym mógłby tę sytuację powiązać? Jeśli tak, na pewno o nim pomyślał. Jeśli nie, czy tym bardziej nie powinien się zdziwić?

– (…) Zaszyj się gdzieś w lesie. Myślę, że nie będziesz miał problemu, żeby nas jutro odnaleźć? // Nero skinął głową na znak zgody. Też nie miał zamiaru pchać się pod nos siepaczom Gildii. Zdziwił się jednak, że dowódca zdecydował się, [przecinek zbędny] spuścić go z oka. // Zsunął się z siodła i stęknął, lądując na ziemi. – Również jestem zdziwiona. Roger nawet się nie zawahał, reszta drużyny także nie miała nic przeciwko? Dość dziwne. Budowanie tych relacji nie zajęło sporo czasu, bohaterowie ustalili jakiś plan, wypuścili więźnia ledwo ile – dwa dni wcześniej? Od tamtej pory minęło niewiele scen, a i z nich nie wynikało, by relacje te jakoś się zacieśniły, by wszyscy bez problemu zaufali Nero. Przy czym scenę przedstawiasz z jego perspektywy, a head-hopping byłby niewskazany, więc rozumiem, dlaczego zdecydowałaś się pominąć kwestię ewentualnych wątpliwości. Niemniej Nero mógłby jakieś chociaż minimalnie wyczuć, by czytelnik nie odnosił wrażenia, że między bohaterami już wszystko jest spoko.

Marzył o małym ognisku, ale nie umiał go rozpalić. Nie miał pojęcia, jak miałby się za to zabrać w tym przemoczonym lesie. Jego ojciec na pewno by potrafił. Niestety nie zdążył go nauczyć, zanim Nero w wieku sześciu lat trafił do twierdzy strażników. – Zdziwiło mnie również to, że dopiero w ósmym rozdziale jakby nigdy bohater nic pomyślał o swoim ojcu. Czy miał to w zwyczaju? Raczej nie, bo gdyby odczuwał jakieś emocje, na przykład tęsknotę, byłyby one bardziej regularne. Skąd więc teraz nagle taka myśl? Trudno uwierzyć, że znikąd; takie rozżalenie zwykle narasta, musi mieć gdzieś swój początek. Nero nie miał do tej pory w zwyczaju narzekać na swoją przeszłość. Przydałby się ku temu silniejszy bodziec.
Już zaczęłam się zastanawiać, dlaczego bohater nie zniknie za zasłoną, przeczekując ten czas w Pustkowiu; właściwie napisałam o tym cały akapit, ale szybko wycięłam go, bo odpowiedź znalazłam w kolejnym fragmencie:
Stłumił nagłą chęć przejścia na Pustkowie. Czas za zasłoną biegł w zupełnie innym rytmie. Tam mogłoby mu się wydawać, że minęła zaledwie chwila, kiedy w materialnym świecie upłynąłby cały dzień. Nigdy nie był w stanie tego przewidzieć. (Podmioty) 
Uwielbiam takie momenty, gdy tekst poniekąd wychodzi mi naprzeciw i odpowiada na pytania, które zaczynają kłębić się w mojej głowie. W dodatku nie jest to ekspozycja; Nero odmawia sobie przejścia i czymś to motywuje, usprawiedliwienie pochodzi wprost od niego.

Nienawiść, wściekłość i gniew. – Czy wściekłość i gniew to w tym kontekście nie to samo?

Nadal panowały ciemności, a niebo nie zaczęło jeszcze szarzeć. – Skoro wszędzie panowały ciemności, to niebo nie mogło być ledwo szare; Nero nie widziałby tego, a gdyby widział – nie byłoby dla niego aż tak ciemno. Ujęłabym to inaczej, na przykład, że panowała ciemność mimo nadal wczesnej pory. 

Sięgnął po miecz i opuścił osłony, namierzając istotę. – W sumie… kiedy Roger oddał mu miecz? Nie potrafię przywołać w pamięci tego momentu.

I znów scenę dynamiczną zaczynasz wręcz fenomenalnie, aż nagle, gdzieś w połowie, przechodzisz w krótkie zdania proste, przez co robi się niemelodyjnie: Chora noga ugięła się. Nero potknął się, tracąc impet. Wykonał niezgrabne cięcie od dołu. // Upiór zawył i zaatakował. Mężczyzna jęknął głośno. Ramię upiora rozorało mięśnie na plecach. (…) Upiór zawył i zafalował. Runy zapłonęły na ostrzu. Tym razem trafił idealnie. Ciemność zapadła się w sobie i ucichła. – Podmioty.

Okej, skończyłam lekturę ośmiu rozdziałów, ocena liczy właśnie ponad pięćdziesiąt stron a4, zauważyłam też, że to dokładnie ten sam moment, w którym przerwałam czytanie poprzedniej wersji na potrzeby pierwszej oceny. Postanowiłam ocenić jeszcze jeden rozdział, byś otrzymała feedback dotyczący nowej dla mnie treści. Nie wiem jednak, czy będę w stanie wspomnieć o czymś świeżym, co już na wcześniejszym etapie nie rzuciło mi się w oczy. Znam twoje tendencje i mogłabym już w tej chwili skleić o nich podsumowanie, w którym poinformowałabym cię, że o ile sama fabuła pozostaje prawie bez zarzutów (jest ciekawa i chce się ją odkrywać), o tyle czytanie byłoby po stokroć przyjemniejsze, gdybyś częściej łasiła się na stylizację mowy pozornie zależnej, a scen dynamicznych nie składała po części z jednolitych brzmieniowo zdań. Ale ile można o tym samym…?
No dobrze. Sprawdźmy więc, czy wynajdę coś nowego.


ROZDZIAŁ 9

– (…) Prędzej czy później i tak zamierzałem sprawdzić, na ile warte jest jego słowo. – A nie po prostu: sprawdzić, ile warte jest…?

– Kurwa – rzucił, [przecinek zbędny] jadący obok Wilard.

Tak jak i nie miałaś problemu ze stylizacją barda czy woźnicy, tak i przy kolejnej okazji nie zawodzisz – gospodarz również brzmi przekonująco:
– Panie szanowny, przyszykuję w alkierzu miejsce na nocleg, z rodziną na strych pójdziem – powiedział chłop, gnąc się w pokłonach.
– Nie ma potrzeby. – Roger zbył go machnięciem ręki. – Przenocujemy na sianie. Jutro rano już nas tu nie będzie.
– Panie, ale tak się nie godzi.

Wtem rozległo się łomotanie w drzwi. Chłop z żoną podskoczyli przerażeni. Gospodarz potruchtał pośpiesznie, żeby otworzyć pukającemu. W drzwiach stał mężczyzna w płaszczu łowcy, którego Roger kojarzył z widzenia. – Niedynamicznie, wręcz nudno, bo nie dość, że niemelodyjnie, to jeszcze sucho i obiektywnie. 
Nie musisz spoilerować, co właściciel zamierza zrobić, pospiesznie truchtając, bo to logiczne, że przecież chce sprawdzić, kto przyszedł, i najprawdopodobniej zaraz otworzy pukającemu albo, nie wiem, wpierw wyjrzy przez okno. Do tego informacja, kto przybył, nie wywołała w Rogerze żadnych emocji, mimo że to chyba jego scena (jego POV), zresztą o przerażeniu też informujesz mnie wprost. A gdybyś skupiła się na samych reakcjach postaci (podskoki, pospiesznie truchtanie, wymienianie niepewnych spojrzeń, drżenie i tak dalej), uczucia te byłyby bardziej odczuwalne. Zresztą często piszesz w ten sposób, ograbiając fragmenty z tego, co mogłoby zadziałać mocniej, pozostając w domyśle. Nieraz chodzi również o takie truizmy jak unoszenie brwi w zaciekawieniu czy kręcenie przecząco głową.

Lucjusz Serge był magiem o niemałych umiejętnościach i ogromnych ambicjach. Jedyne, co się dla niego liczyło, to władza i pieniądze. Gildia traktowała go jak użyteczne narzędzie. Przydawał się, gdy chciała zademonstrować siłę, przekazać groźbę lub ostrzeżenie. Mag doskonale odnajdywał się w takich zadaniach. – Ekspozycja. Czy muszę to wiedzieć o Lucjuszu już teraz? Skoro Roger w dalszej części przyznaje, że na widok mężczyzny chce mu się rzygać, wszystkie te rzeczy mogłabyś wpleść w scenę interakcji – dialogu. Raz dowódca mógłby mową pozornie zależną stwierdzić, że facet był łasy na władzę i pieniądze, innym razem – że w rzeczywistości odwiedziła ich marionetka Gildii Magów. Niech tylko Lucjusz zdąży w tej interakcji dać się poznać jako nieprzyjemny, być może nawet niebezpieczny typ, którego Roger całkiem słusznie się brzydzi, ale i trochę się go obawia – to naprawdę wystarczy! W takim rozegraniu otrzymałabym obraz, z którego mogłabym samodzielnie wyciągnąć wnioski, a te pokryłyby się i zostały uzupełnione przez przemyślenia głównej postaci prowadzącej scenę. Nie musisz, ba, nie powinnaś w ten sposób uprzedzać faktów, bo tylko wymuszasz nimi na mnie opinię o bohaterze, które mogłabym mieć szansę wyrobić sobie sama.

– Myśli pan, że jest pan taki sprytny[,] panie de Amargo?
– Nie znam się na roślinach[,] panie Sarge.

Stanowią ogromne zagrożenie, a każde zagrożenie należy niszczyć. – Nie lepiej: eliminować? Eliminacja zagrożenia jest utartym połączeniem wyrazowym i przy nim niszczenie zagrożenia brzmi nietypowo, zwyczajnie dziwnie.

Lucjusz podniósł się gwałtownie i podszedł do Rogera. Stanął blisko, patrząc mu prosto w oczy. Łowca poczuł niepokój, [przecinek zbędny] biegnący wzdłuż kręgosłupa. W bladych, niebieskich oczach Lucjusza dostrzegał szaleństwo. – To dwuosobowy dialog. Nie musisz wspominać, o czyje oczy chodzi, bo swoich Roger nie widzi.

A więc[,] panie de Amargo? Da się pana wytresować, [przecinek zbędny] czy będę zmuszony się pana pozbyć?!!

– Powód i dowód[,] powiadasz…

Wyjął z kieszeni srebrny pieniądz i zapatrzył się w profil królowej. Po jej śmierci przestano bić jej wizerunek. Takich moment zostało już bardzo niewiele. – Monet.

Roger pragnął również, [przecinek zbędny] jak najszybciej zejść z oczu Lucjusza Sarge. – Sarge’a.

– Ciekawe[,] ile tego dziadostwa się tu jeszcze kręci.

W dialogu Nero z Wilardem za często, moim zdaniem, obrazujesz niechęć dwóch bohaterów. Trochę tego naupychałaś w dość krótkim fragmencie, aż wydaje się przesadzone. Tych oznak pada po prostu za dużo:

– Sam nie dam rady tego opatrzeć – powiedział z wyraźną niechęcią.
– Czyżbyś prosił mnie o pomoc? – zapytał Wilard, wykrzywiając się złośliwie.
Nocny wędrowiec wbił w niego ślepia, zaciskając usta w wąską kreskę. (…)
– Wil, pomóż mu – rzucił, przerywając przeciągający się pojedynek na spojrzenia.
– Niech ci będzie. Tylko następnym razem pilnuj lepiej tego gnojka, żeby ci się znowu w krzakach nie poharatał – burknął mężczyzna ze skwaszoną miną.

Rozumiem, że bohaterowie nie są subtelni w okazywaniu tej niechęci, ale powoli robi się groteskowo.

– Na gorszy moment nie mogło trafić. Teraz, kiedy król jest słaby, wszyscy i tak patrzą ze strachem w przyszłość – zauważył Zodan. – W tym kontekście naturalniej brzmiałoby: Teraz, gdy król jest słaby, wszyscy i tak patrzą w przyszłość ze strachem. Nacisk pada na emocje, które we wspomnianych okolicznościach towarzyszą ludziom.

Pod koniec sceny już w ogóle nie pamiętam, czy rozdział ten jakoś wyraźniej personalizowałaś i za czyimi plecami stoję:

Nocny wędrowiec wbił w niego ślepia, zaciskając usta w wąską kreskę. // Roger popatrzył na nich i pokręcił głową.
– Wil, pomóż mu – rzucił, przerywając przeciągający się pojedynek na spojrzenia.
– Niech ci będzie. Tylko następnym razem pilnuj lepiej tego gnojka, żeby ci się znowu w krzakach nie poharatał – burknął mężczyzna ze skwaszoną miną.
Nero przekrzywił głowę i obrzucił łowcę ciężkim wzrokiem. Zranienie okazało się na szczęście dosyć powierzchowne. Wilard szybko się z nim uwinął, marudząc coś o marnowaniu bandaży i dodatkowej pracy. Nocny wędrowiec siedział nieruchomo, puszczając te uwagi mimo uszu.
– Jeśli ataki upiorów będą się nasilać, wszyscy skoczą sobie niedługo do gardeł – westchnął Roger. (…)
Nero [tylko] kiwnął tylko głową, milczał. Roger popatrzył w jego zmęczone oczy, zastanawiając się, co ten właściwie jest w stanie wyczytać z ich emocji. Wzdrygnął się, czując się nagle obdarty z prywatności. Nero odwzajemnił jego spojrzenie, po czym spuścił wzrok na zniszczoną koszulę. (…) Roger ze zdziwieniem dostrzegł uśmiech wypływający na twarz nocnego wędrowca.

Fragment: Zranienie okazało się na szczęście dosyć powierzchowne pojawia się między zdaniem dot. Nero a zdaniem dot. Wilarda, ostatecznie nie wiadomo więc, czyja to myśl i kto tę sytuację ocenił. Tak czy siak, gdy Roger zaczyna zastanawiać się nad spojrzeniem Nero, przechodzimy do jego POV, no więc mamy head-hopping. 
Do tego praktycznie całą końcową scenę sprowadziłaś do sztywnego, obiektywnego informowania mnie o czynach różnych postaci, na przemian korzystając z czasowników wprowadzających czynności na przemian z imiesłowami współczesnymi. Ostatecznie wszystko jest tak samo suche, bo nawet gdy ktoś się nad czymś zastanawia – tylko to stwierdzasz, ale zapominasz o wnioskach myślących postaci, ich skojarzeniach. Przez to nagle dociera do mnie, że średnio znam twoje postaci. Częściej są dla mnie… poddawanymi czynnościom marionetkami w rękach narratora niż realnie żyjącymi i myślącymi, świadomymi bohaterami z krwi i kości. Nie wiem, co lubią, co przeżywają i o czym (jak!) myślą na bieżąco, nawet nie bardzo wiem, jak się czują, czy za czymś nie tęsknią i jakie konkretnie mają cele oraz czy bardzo im do nich spieszno. Ale o tym porozmawiamy sobie już w podsumowaniu.


PODSUMOWANIE

Tu będzie wyjątkowo krótko, bo i ocena nie jest długa – zawarte w niej uwagi, jak sama widzisz, częściej stanowiły sugestie, jak tekst dopracować, aniżeli konkretne wytknięte problemy, które oznaczałyby jego kompletną nieczytelność. Wręcz przeciwnie – zwykle czytało się lekko i szybko, oraz, przede wszystkim, z uwagą i ochotą, bo sama fabuła potrafiła zaangażować. Przy czym wiem, że akurat „Pamięć Pustkowia” mogłaby na odbiorców zadziałać zdecydowanie mocniej… Tak – w tym momencie przechodzę do kwestii stylizacji i personalizacji, gdyż to do nich miałam najwięcej zastrzeżeń.

Każda z twoich głównych postaci jest na swój sposób mocno zagubiona – Roger nie zna historii wielu światów, Nero (podobno) nie zna za to świata ludzkiego, tajemniczy mężczyzna z wieży został zamknięty w samotni, a Catrionę stresuje wizja życia pod dyktando apodyktycznej matki, do tego pewnie niedługo wydana zostanie za mąż. Wcześniej jednak ma szansę nauczyć się walki zarówno fizycznej, jak i magicznej… Taka kreacja sprawia, że wszyscy twoi bohaterowie są ciekawi – mają swoje cele i problemy, drogę, którą muszą przejść, do tego wyróżniają ich cechy osobowości. Przynajmniej miało tak być i jest, ale fragmentarycznie, bo zdarza się, jak wspominałam ze dwa akapity temu, że postaci zaczynają jedynie poruszać się w scenach, ale nie ma w tym żadnego ducha, żadnego serca. I zapewne dzieje się tak, ponieważ narracja jest zbyt czasownikowa, skupiona na czynnościach. No i dlaczego nadal tak rzadko korzystasz z dobroci stylizacji partii postaci mową pozornie zależną? Czemu tak często oddajesz głos narratorowi wszystkowiedzącemu? To właśnie on sprawia, że twoje postaci nie mają pola do szczerych, bieżących przemyśleń oraz przeżywania emocji. Świetnie widać to chociażby po Nero siedzącym w karczmie. Zobacz, co różni tę scenę od sceny Catriony siedzącej w karocy, gdzie większość wniosków wychodziła od głównej postaci.
Doceniam przy tym, że praktycznie całkowicie zrezygnowałaś z head-hoppingu, bo to pomaga wczuć się w postaci i zrozumieć tekst, a nawet delektować się nim – zamiast skacząc po różnych perspektywach, pędzić do rozwiązań fabularnych na łeb, na szyję. Ale tej personalizacji perspektyw nadal mogłoby być więcej. Fajnie, że część ekspozycji, opisów, streszczeń wycięłaś, inne umotywowałaś (jak w scenie Catriony i jej ciotki), jednak niektóre wciąż wiszą w tekście jakby po nic, przerywając wydarzenia dziejące się tu i teraz. Nero w karczmie zdaje się ostatecznie słabo interesować życiem ludzkim, mimo że narrator zaklina zupełnie coś innego, a deskrypcje ludzi i rzeczy dotyczących bohatera w rzeczywistości nie oddają jego wrażeń. Są… zwyczajnymi opisami. Tak samo zresztą tajemniczy mężczyzna zamknięty w wieży niby jest samotny, ale tych emocji w nim nie czuć – zostały jedynie podane mi wprost. A gdzie jakaś… stylizacja? Świetnie wychodzi ci stylizowane barda czy Wilarda, ale Nero i Roger nadal wydają się pod tym kątem średnio od siebie różnić.
Twoja personalizacja w ogóle jest mocno nierównomierna, bo na samym początku dominował POV Nero, za to Rogera w Rogerze było dość niewiele; pisałam już o tym: nocny wędrowiec zdaje się tam ciekawszym bohaterem tylko dlatego, że dowódcę trudniej poznać po niestylizowanych fragmentach. Nawet jego rzeczowość i rozwagę dałoby się pokazać, nie posiłkując się obiektywnym narratorem wszechwiedzącym. Do tego nie mogę nie wspomnieć najbardziej chaotycznego, niezrozumiałego dla mnie rozdziału czwartego – mocno gubiłam się tam w przemyśleniach Nero i ekspozycjach o nim, poza tym spokoju nie dawała mi kwestia jego umiejętności. 
Pozwól, że posłużę się przykładem:

Drzwi chaty otworzyły się. Dowódca zbrojnych wszedł do środka, niosąc drewno na opał. Ułożył je przy palenisku i rozpalił. Nero przełknął nerwowo ślinę, spoglądając na leżące przy ogniu kleszcze. – Kreując postaci fantastyczne do gier RPG czy grając w gry fabularne, nawet komputerowe, często natrafić można na termin: OP, czyli overpowered – co oznacza: silniejszy/mocniejszy, niż być powinien. I taki też na ogół wydaje mi się Nero, a właściwie jego umiejętność rezonowania emocji innych. Pisałaś tak: Strażnicy nie umieli czytać w myślach, jak niektórzy podejrzewali. Po prostu czuli to samo, co osoby z ich otoczenia. Robili to spontanicznie od urodzenia. Dopiero w trakcie szkolenia dowiadywali się, jak odróżniać własne emocje od obcych i odcinać się od tych niechcianych wrażeń. Dałaś więc Nero bardzo trudną do utrzymania w literackich ryzach umiejętność, bo teraz jako czytelnik z łatwością mogę praktycznie ciągle dziwić się, dlaczego bohater nie odczuwa pewnych rzeczy i emocji na bieżąco albo nie korzysta ze swojego talentu, jakby czasem o nim zapominał, wcale nie był wychowany w duchu nocnego wędrowca i nie posiadał doświadczenia związanego z pełnieniem tej funkcji. No bo jak inaczej miałabym sobie tłumaczyć, dlaczego nie wykorzystał on talentu, by móc domyślić się zamierzeń łowców. Czy są źli, czy są w stanie zrobić mu krzywdę, czy go nienawidzą i naprawdę będą go torturować przypalonymi kleszczami? Nero tego nie wie i nawet nie próbuje się przekonać. A mógłby, skoro od urodzenia ma tę moc we krwi.

Z terminem OP wiąże się często jeszcze jedno określenie, mianowicie: nerf. Twórcy gier komputerowych, Mistrzowie Gry, scenarzyści i autorzy literaccy potrafią nerfić swoje OP postaci czy bronie, artefakty, by na pewnym etapie fabuły dostosować je do realiów uniwersum. Nerfienie niczym niepoparte nie jest jednak mile widziane wśród odbiorców fantastyki, bo stoi w opozycji do założeń, które zostały wprowadzone przez autorów do uniwersum na samym początku. Dlatego nierzadko w tej kwestii odbiorcy liczą na spryt twórców, motywujących czymś osłabienie swoich postaci w trakcie trwania fabuły. Tłumaczą nerfienie chociażby niesprzyjającymi warunkami, osłabieniem po poprzednim starciu, a nawet częściową utratą mocy z powodu zadziałania jakiejś magii. I tak tutaj Nero jako porwany oraz osłabiony nocny wędrowiec ma świetny pretekst do tego, by nie odbierać zbyt dużo bodźców od na przykład konającego woźnicy czy towarzyszących mu łowców, by domyślać się ich zamiarów, ale co z tego, skoro z tego nie korzystasz – to znaczy: Nero wybiórczo nie korzysta ze swoich umiejętności, bo po prostu nie. I takie nerfienie niczym nieumotywowane, zakrawające o imperatyw narracyjny, w tym wypadku kupić jest mi dość trudno. Tym bardziej że po rozdziale czwartym, a nawet piątym, Nero bez problemu korzysta ze swoich mocy, by weryfikować emocje towarzyszące łowcom.
Z drugiej strony: można powiedzieć, że Nero swój emaptyzm ma w skillu pasywnym, a to blokowanie się przed nim, stawianie barier, jest skillem aktywnym – który musi uruchomić. Jeśli tak, tym bardziej to dziwne, że będąc bardzo zmęczonym, nie czuje on emocji otaczających go łowców, na przykład bólu po stracie towarzyszy, który odczuwa Roger, czy realnego strachu Nêspera o życie swojego brata. Bo skoro bohater ten potrzebował szkolenia, by odcinać się od emocji ludzkich, to – na chłopski rozum – właśnie w czasie skrajnego zmęczenia (i przy uniemożliwiającym skupienie bólu nogi) powinien tracić nad tą mocą kontrolę. Wtedy to stawianie barier stałoby się znacznie trudniejsze.

Gdybym traktowała to opowiadanie jako, no cóż, opko z Wattpada, z którym nic dalej, poza wrzuceniem go tam, robić nie zamierzasz, pewnie nawet bym o tym nie wspominała, ale piszesz tak zręcznie, że „Pamięć Pustkowia” spokojnie mogłaby kiedyś stać się czymś więcej – pełnoprawną powieścią, którą można by próbować rozesłać po wydawnictwach specjalizujących się w promowaniu fantasy. Zanim jednak przejdziesz do rozsyłania, powinnaś wziąć pod lupę kilka aspektów dotyczących stylu, bo i tu, moim zdaniem, masz nad czym pracować.
Jeśli będziesz czytać całość raz jeszcze, zwróć uwagę na wyrażenia niedopasowane do uniwersum quasi-średniowiecznego takiego jak wakacje czy kelnerka. Stylizacja archaiczna nie jest prosta, na szczęście nie musisz na siłę się w nią wpasowywać; tekst okazał się płynny i przyjemny nawet bez niej. Nie musisz dokooptowywać do niego wyrażeń starawych – wystarczy, że skupisz się na eliminacji tych nowoczesnych. Ale przy stylizacji wypowiedzi dialogowych i myśli postaci mogą przydać ci się źródła takie jak: [Słownik polszczyzny XVI wieku] oraz Elektroniczny Korpus Tekstów Polskich z XVII oraz XVIII wieku [źródło]. Jeśli chcesz, na priv mogę ci także podesłać kilka skanów i .pdf-ów dot. archaizmów, gwary czy etymologii (w tym łacińskiej).

Ad stylu, mieszane uczucia budziły we mnie również sceny dynamiczne. W większej mierze były rozpisane płynnie i ciekawie, w sposób budujący napięcie, niemniej zdarza się, że nagle stawały się zbyt monotonne brzmieniowo. Zresztą nie tylko sceny dynamiczne, ale na przykład momenty pasywne takie jak ten, w którym Nero nakładał runy na chatę lub leczył jednego z braci. Potrafisz się zapędzić w pisaniu głównie zdaniami prostymi, krótkimi, utrzymującymi tempo, do tego zdania te mają podobną liczbę sylab i robi się zbyt rytmicznie, jednostajnie. Jeszcze jeden przykład, jakby wyżej było ich za mało:

Dowódca zgrzytnął zębami [8]. Kusza nie zdała się tu na nic [9; rym niedokładny]. Odrzucił ją i wyszarpnął miecz [9]. Wierzchowiec zarżał nerwowo [8]. Roger zasłonił się, odbił nadlatujące ostrze [15]. Teraz dostrzegł wyraźniej nocnego wędrowca [13]. Zamachnął się, ale ten już od niego odskoczył [14]. – Na moje fragment brzmiałby przyjemniej, melodyjniej, ale nadal czytany byłby w odpowiednim tempie, gdybyś nieco pomieszała te długości. Kłuje w uszy również podobieństwo: zasłonił się/zamachnął się. Jak bym to przeredagowała? Na przykład tak:

Dowódca zgrzytnął zębami. Kusza na nic mu się zdała – odrzucił ją i wyszarpnął miecz. Zasłonił się nim, odbił nadlatujące ostrze; wierzchowiec zarżał nerwowo. Roger dostrzegł nocnego wędrowca wyraźniej… Wziął zamach, ale mężczyzna już zdążył odskoczyć.

Wiem, że upchnęłam tu wiele znaków interpunkcyjnych, może nawet za dużo, jednak chciałabym, byś potraktowała ten cytat nie jako sugestię do przyklejenia, a bardziej ogólny pokaz możliwości interpunkcyjnych, które możesz wykorzystywać na dłuższych fragmentach, by przesadzone skupisko różnych znaków nie raziło w oczy. Po prostu zapamiętaj, że kropka i przecinek to nie jedyne znaki, z których możesz korzystać. Masz też do dyspozycji na przykład myślniki i średniki, a każdy z nich w rzeczywistości sygnalizuje pauzę oddechową o innym nasileniu i inną intonację przy czytaniu na głos. Przy kropce ton zwykle się obniża, więc gdy kropek masz za dużo lub stoją regularnie (dzielą zdania o podobnej liczbie sylab), fragment staje się zbyt regularny, monotonny – wtedy mimo że używasz zdań krótkich, scena dynamiczna nie będzie robiła wrażenia takowej, bo za mało będzie się w niej działo fonetycznie i za często będziesz obniżała mój głos, wymuszając puentę. Przy przecinku za to głos lekko podnosi się lub pozostaje w zawieszeniu, nie zmienia swojej intonacji, podobnie zresztą jak przy średniku, który różni się od przecinka twardością pauzy na oddech (jest odrobinę dłuższa, ale nie taka długa jak przy kropce; taka pomiędzy, ale – nadal – nie obniża tonu). Wykorzystaj to, baw się tym, oddając czytelnikom tekst budzący silniejsze emocje przy czytaniu na głos. Choć pracę z fonetyką najczęściej bierze się pod uwagę przy redakcji opowiadań docelowo tworzonych pod audiobook, w rzeczywistości nigdy nie wiesz, czy ktoś nie będzie czytał cię na głos. Ja na przykład tak czytam, a nawet jeśli nie – staram się intonować w myśli. Pisałam już o tym: takie czytanie sprawia mi większą przyjemność, pozwala tekst lepiej zrozumieć i przeżyć.

Co jeszcze? Moje zainteresowanie wzbudziły klimatyczne ilustracje nad twoimi rozdziałami. Niektóre z nich (chociażby ten z 1.1) to fanarty z gier (Dragon Age), inne pochodzą z prywatnych Deviantartów oraz Facebooków [proces powstawania grafiki z rozdziału 7. w kilku krokach: KLIK]. Do tego na przykład portret Wilarda z rozdziału 1.2 to w rzeczywistości krasnolud Holgarin Smine z gry RPG Pathfinder; źródło: [KLIK]. Nie jestem przekonana co do tego, czy możesz rościć sobie prawa do korzystania ze wszystkich grafik, z których skorzystałaś, tym bardziej że chociażby autorka drugiej ilustracji – Vika Yarova – zarabia na swojej pracy i zastrzega prawa autorskie. Jeżeli chcesz korzystać z darmowych grafik, które są w stu procentach legalne, polecam serwisy takie jak Pexels czy Unsplash. Możesz także pobawić się Artbreederem – platformą, która z pomocą sztucznej inteligencji tworzy unikatowe portrety na podstawie już uploadowanych zdjęć:

Tworzenie Cudownych Marysi jeszcze nigdy nie było tak proste!


To bardzo przyjemne i proste, a przede wszystkim darmowe oraz legalne narzędzie dla amatorów, które może dawać sporo frajdy. Możesz korzystać z gotowej bazy danych i mieszać ze sobą portrety, tworząc nowe, a nawet…, co widać na wyżej dołączonym obrazku, załadolwać własne zdjęcie.


Ad poprawności – jest bardzo dobrze. Korektor wypleniłby drobiazgi, które gdzieś ci umknęły, za to redaktor miałby trochę więcej roboty – na pewno zwróciłby ci uwagę na szyki, szczególnie zdań, w których korzystasz z partykuły.





Co jeszcze? Ogólnie dość często zdarza ci się niepotrzebnie kombinować z szykiem, przez co zdania robią się kanciaste stylistycznie, a nieraz przy okazji truistyczne. Na przykład: Nero kiwnął w odpowiedzi głową. Albo: Roger pokiwał ze zrozumieniem głową. – Kiwanie głową kończące dialog zwykle jest oznaką odpowiedzi i zrozumienia, i w ogóle nie musisz o tym wspominać.

Takich rzeczy mogłabym wymienić całkiem sporo, wręcz mogłabym zagracić nimi ocenę, co i tak poniekąd zrobiłam. Wrażenia o fabule oraz postaciach starałam się komentować na bieżąco, dlatego nie będę się tu powtarzać, tym bardziej że „Pamięć Pustkowia” nie cierpi na problemy, które sprawiałyby, że całość trzeba by zacząć od początku – jako ciekawe opowiadanie fantasy o bogatym tle i barwnych jednostkach sprawdza się naprawdę dobrze. Wątki intrygują na tyle, że chce się czytać dalej chociażby dla poznania dalszych losów postaci, wybaczając potknięcia stylizacyjne, a nawet machając ręką na co pozostałe ekspozycje. Wprowadziłaś też co najmniej dwie nowe perspektywy i samo to już sprawia, że tekst bardziej intryguje. Przy tej wersji bawiłam się znacznie lepiej, bo nie miałam wrażenia, że historia jest jednoliniowa – że stale przebywam w jednym miejscu ze średnio mi wtedy znanymi bohaterami, w tym jednym, który ciągle śpi. Teraz zarówno Nero, jak i Roger są spójniejsi, bardziej zrozumiali, intrygujący, akcja szybciej posuwa się w przód, więc nie mam problemu z przebywaniem przy nich, ale i tak fajnie, że przy poprawkach nie skupiłaś się tylko na nich, a po prostu rozwinęłaś swój świat. To zawsze się ceni.

Na dzień dzisiejszy? Jest dobrze (4). To satysfakcjonująca nota, której bardzo ci gratuluję, bo ledwo rok temu – mimo że powstrzymałam się wtedy od wystawienia noty końcowej – po głowie tłukło mi się: słabo, słabo, słabiutko! Przed wstawieniem piąteczki dziś powstrzymuje mnie już tylko kwestia kosmetyki (redakcji; szyki, style, jednolite brzmienie części akapitów) oraz momentami marnowanie sporego potencjału, który tkwi w personalizacji. A to boli tym bardziej, że wielokrotnie udowadniałaś, jak dobrze potrafisz pisać POV i wczuwać się w swoje postaci – część akapitów jest właśnie tak poprowadzona. Wśród nich narrator wszystkowiedzący oddalający perspektywy i nagle opisujący rzeczywistość mocno obiektywnie zwyczajnie… psuje niezłą zabawę. Pal licho, gdy robi to, żeby przytoczyć szum drzew czy tętent kopyt. Ale gdy masz stworzyć fragment docelowo budzący emocje oraz przybliżający mi czujące, myślące i wnioskujące (słowem: żyjące) postaci… no, tego przeboleć nie umiem.
Świadomość tego, co traciłam, była zbyt dokuczliwa.




A za betę bardzo dziękuję LegasowK i Elektrowni. ♡

11 komentarzy:

  1. Przede wszystkim chciałam bardzo podziękować za ponowną ocenę oraz za cierpliwe wskazanie miejsc i rzeczy, nad którymi muszę popracować. Przyznam się szczerze, że przed drugą ocenką stresowałam się znacznie bardziej, niż przed pierwszą. Wstyd by mi było puścić tekst, w którym powielam wciąż te same błędy, a nie byłam pewna, na ile udało mi się je wyeliminować (chociaż te nieszczęsne podmioty wciąż jeszcze wymykają mi się spod kontroli, to cieszę się, że chociaż head hopping dał się w miarę okiełznać). ;)
    Bardzo się ucieszyłam, że zwróciłaś uwagę właśnie na te elementy, z którymi obecnie najbardziej się męczę. Czasami mam wrażenie, że wiem już, o co chodzi z narracją POV, a chwilę później, kiedy próbuję wpleść w tekst ważną informację, albo wcisnąć jakiś opis, wszystko mi się rozjeżdża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku scen walki rzeczywiście bałam się dodawać dłuższe zdania i barwniejsze opisy, bojąc się utraty dynamizmu. Teraz widzę, jak bardzo z tym przesadziłam:/
      Poprawianie napisanego już tekstu okazało się dla mnie trudniejsze niż dopisywanie do niego nowych wątków. Najbardziej widać to właśnie w czwartym rozdziale - coś tam dopisałam, coś poprawiła, coś zostawiłam, bo wydawało mi się w porządku, a wyszedł totalny chaos.
      Jestem wdzięczna za uwagi co do Nero i jego umiejętności. Wiedziałam, że słabo je rozegrałam, ale teraz mam przynajmniej kilka pomysłów, jak poprowadzić je lepiej.
      Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas. Ocenkę przeczytałam już dwa razy i na pewno będę do niej wracać. :)

      Usuń
    2. Hej.
      Nie myślałaś może o współpracy z beta-riderem?

      Jeśli tak, to bardzo chętnie zapoznam się z twoimi tekstami.
      Poszukam tych nieszczęsnych zagubionych podmiotów, postaram się o jakieś konstruktywne uwagi.
      No ogólnie tego wszystkiego czym zajmuje się beta.

      Daj znać, czy jesteś zainteresowana.

      Usuń
    3. Vern jasne, że jestem zainteresowana. Jak mogę się z tobą skontaktować na priv?

      Usuń
    4. Telegram:
      @Vern3294

      Disscord:
      Vern#4133

      Email:
      dsmola3294@gmail.com



      Usuń
    5. Vern dziękuję, napisałam maila ;)

      Usuń
  2. Przyznam, że od czasu do czasu lubię czytać Wasze oceny, niezależnie od gatunku opowiadania i noty. Fakt, zwykle przeskakuję bezpośrednio do podsumowania, ale zawsze znajduję tam coś dla siebie, jakąś przydatną uwagę, która pozwala mi dostrzec problemy we własnym opowiadaniu i go ulepszyć.

    Jesteście mega :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, dziękujemy ci za tak ciepłe słowa. ❤ Liczę, że kolejne wpisy również cię nie zawiodą. :)

      Usuń
  3. Cześć i czołem!
    Wybacz, że dopiero teraz odpisuję; na szczęście nadeszła niedziela i mogłam wygospodarować nieco więcej czasu. Cieszę się, że ocena, mimo że tak długo na nią czekałaś, w jakimś stopniu spełniła twoje oczekiwania. :)

    Wstyd by mi było puścić tekst, w którym powielam wciąż te same błędy, a nie byłam pewna, na ile udało mi się je wyeliminować – stety-niestety teksty pozbawione błędów… nie istnieją. Na dobrą sprawę w każdym można by coś jeszcze dopieścić, poprawić… To jak ściganie horyzontu, gonienie za króliczkiem. I nie masz się czego wstydzić, wypuściłaś w świat kawał dobrej historii!

    Czasami mam wrażenie, że wiem już, o co chodzi z narracją POV, a chwilę później, kiedy próbuję wpleść w tekst ważną informację, albo wcisnąć jakiś opis, wszystko mi się rozjeżdża. – No właśnie takie miałam wrażenie, że próbujesz, ale niektóre akapity wciąż nie do końca przekonują, nie wydają się płynąć jakby… hmm… prosto z serca postaci.
    Rozwiązanie jest chyba tylko jedno:
    Przestań próbować – to może brzmieć absurdalnie, ale myślę, że zadziała najbardziej efektywnie. Nie próbuj pisać akapitu jako postać, głowić się nad tym, co pomyślałaby w danej chwili. A po prostu… stań się tą postacią na całą scenę, oddaj jej głos i możliwość myśli. Fragmenty POV powinny płynąć naturalnie, jakby same z siebie. Mam wrażenie, że wiele takich akapitów naturalnych, szczególnie na początku, gdy poznawałam Nero i gdy został on porwany, znajduje się w tym tekście, więc potrafisz. Ale chyba nie do końca w siebie wierzysz. Albo może nie tyle w siebie, co właśnie w Nero i innych bohaterów, którym czasami odbierasz głos na rzecz prowadzenia narracji znacznie bardziej obiektywnej. A przecież to postaci na tyle charakterystyczne, że właściwie poradziłyby sobie same. Pozwól im częściej odzywać się w ichnich scenach, pozwól im przeżywać dziejące się wokół nich rzeczy, odbierać je na poziomie emocjonalnym, a nie tylko opisowym (kto gdzie stoi, jak wygląda) – jak wtedy, w karczmie z Nero. Masz na tyle dobrze rozpisane pod kątem charakterów postaci, postaci określone, które dobrze znasz – że najwyższy czas „puścić je wolno” i dać im w tekście pożyć. Zaufaj sobie i im. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zapomniałam się przelogować. XD
      No nic, trudno, kontynuujmy.


      W przypadku scen walki rzeczywiście bałam się dodawać dłuższe zdania i barwniejsze opisy, bojąc się utraty dynamizmu. Teraz widzę, jak bardzo z tym przesadziłam:/ – Tak, no ewidentnie widać, że poszalałaś w drugą stronę. Ale to dobrze, bo to znaczy, że wiesz, o co chodzi. :D Teraz, gdy trochę poredagujesz, wszystko w nich zagra.
      Niemniej o ile w przypadku scen walki cięcia zdań długich czy łączenie krótkich to już bułka z masłem, o tyle redagowanie fabuły i nanoszenie poprawek dotyczących właśnie jej zwykle nie kończy się dobrze. Czasami, jak widzisz – jak my to ładnie w branży określamy – pudrowanie trupa nie jest wcale takie opłacalne. Autor myśli, że zaoszczędził kupę czasu, bo zamiast napisać scenę od nowa, tu coś dodał, tam poprawił, ale to dość ryzykowne zagranie, nie zawsze opłacalne. Raz, że tekst może przestać się zgadzać z dalszymi lub wcześniejszymi scenami (szczególnie gdy poprawki nanoszone są po jakimś czasie od napisania całości i po nich tę całość trzeba jeszcze raz przeczytać, w dodatku – co praktycznie niemożliwe – obiektywnym okiem). A dwa: najczęściej główny problem rozdziału, przez który trzeba było go poprawiać, nadal… gdzieś tam jest. Tylko zakopany, zapudrowany właśnie, zaszpachlowany nową warstwą zaprawy. I nigdy tak do końca nie ma się pewności, czy czytelnik nie dostrzeże plamy na tej ścianie, nie zauważy, że rozdział różni się od innych. Dobre poprawki, przemyślane i tak dalej dalej, zajmują znacznie więcej czasu. Czasem się po prostu nie opłacają.


      (Co ciekawe, ostatnio poznałam, że podobnie jest zresztą z manicure hybrydowym XDDD czasem łatwiej zdjąć zapowietrzoną hybrydę trzymającą się na jednym umyciu i szybko na formie zbudować nową, niż próbować zalepiać, dorabiać, piłować i nie wiadomo co jeszcze, żeby naprawione pazno ani nie wyglądało superdobrze, a i odpadło dwa dni później… Ought XD).

      Usuń
  4. Pudrowanie trupa w przypadku Pamięci Pustkowia to bardzo trafne określenie. Wcześniej miałam nadzieję, że takie pudrowanie jednak wystarczy, ale wiem już, że nie. Dlatego muszę teraz odpocząć trochę od tej opowieści, napisać coś zupełnie nowego, utrwalić to, czego się nauczyłam, a później wrócić i napisać ją od nowa, z nowym planem i niezbędnymi zmianami w fabule. Na ocenę warto było czekać, bardzo pomocna merytorycznie, ale też pod kątem motywacji. Dziękuję ❤️

    OdpowiedzUsuń