[205] ocena tekstu: Noc krwawego księżyca





Autorka: Domi
Tematyka: fantasy, romans
Ocenia: Forfeit


Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, od czego zacząć. W spisie treści masz podlinkowane dwie wersje opowiadania i dopiero po przeczytaniu postów z informacjami zrozumiałam dlaczego. Może warto zaznaczyć to jakoś również w archiwum? Napisać, że jedna z wersji jest nieaktualna, ale chcesz ją zachować dla pokazania progresu? Możesz również pomyśleć o stworzeniu osobnego pliku ze starą wersją, by osoby chętne mogły się zapoznać. Link do dowolnego serwisu mogłabyś umieścić gdziekolwiek, a strona byłaby dużo bardziej przejrzysta i odbiorca nie miałby wątpliwości, co właściwie powinien czytać.

Za to umieściłaś: Śpisz rozdziałów, zamiast spisu. Wrzuciłaś tam już osiem notek. Jakim więc cudem nie zauważyłaś tego wcześniej? Ponadto w zdaniu: Jeżeli chcecie się ze mnie ponabijać to zapraszam brakuje przecinka przed to.

Na pierwszy rzut oka tekst (ten właściwy) wygląda przyjemnie – jest wyjustowany, ma szeroką interlinię i wcięcia akapitowe.

Zaznaczam, że:
[,] – to brakujący przecinek (lub co innego, czego brakuje);
[zbędny] – oznacza zbędny przecinek przed nawiasem kwadratowym.
Zaczynajmy! 


PROLOG


(...) powiem tyle, że ich stan bywał ciężki,[zbędny] albo bywało też tak, że w ogóle nie wracali. – Albo albo bywało, albo bywało też tak. Za duże nagromadzenie słów o tej samej funkcji w jednym miejscu.

Wcześniej jakoś się nie przejmowałam swoim "obiadem", bo według prawa do szesnastego roku życia, każdy jest chroniony, przed oddawaniem krwi. – Dwa ostatnie przecinki są zbędne. Polecam za to wydzielić przecinkami lub myślnikami według prawa, bo inaczej wychodzi ci prawo do szesnastego roku życia, a nie prawo obowiązujące do danego wieku. Ponadto używasz błędnych cudzysłowów, prawidłowe wyglądają tak: (...). Możesz je uzyskać za pomocą kodu na klawiaturze numerycznej, czyli lewy ALT + 0132 oraz ALT + 0148. Word powinien poprawiać cudzysłowy automatycznie, zawsze możesz też wstawić je z telefonu. Niepoprawny cudzysłów powtarza się nagminnie, więc nie będę wytykać każdego takiego błędu, jednak powinnaś przejrzeć cały tekst pod tym względem. 

W końcu musiała wybrać sobie spośród ludzi,[zbędny] materiały na wampiry. – W drugiej części zdania równorzędnego nie masz czasownika, więc nie trzeba go oddzielać. 

Ech, z jednej strony, szanuje[ę] to[,] jakie osoby wybrała, ale z drugiej uważam, że przez upływ czasu i niesprawiedliwe prawo, jakie stworzyła, ulegli oni zepsuciu. – Tak się zastanawiam, ile lat ma bohaterka, że była świadkiem wspomnianego zepsucia i tego, jacy wybrańcy byli niegdyś. Mogę wnioskować, że skończy szesnaście; takie rozważanie o przeszłości wydaje mi się niezwykle poważne. Może taki jej urok, zobaczymy. 

W końcu, wieki temu, nie wypierała osoby u władzy, tylko biednych, nie mających szans na przeżycie, w skrócie, ludzi takich samych, jak ona niegdyś. – Chyba chodziło ci o wspierała? Namnożyło ci się tu przecinków, dwóch pierwszych spokojnie możesz się pozbyć – zdanie będzie dzięki temu płynniejsze. 

Może, jakiś tam gest miała, ale dyskryminację, jaką stworzyła, po przejęciu władzy nad światem, nie można niczym usprawiedliwić. – Kolejny fragment i znów przeładowany przecinkami. Pierwszy, trzeci i czwarty możesz wyrzucić. I powinno być dyskryminacji – kogo? czego? Czyli dopełniacz, nie biernik. 

Tak szczerze, kamień spadł mi z serca[,] kiedy Glinda - nasza lokalna informatorka - powiedziała mi[,] że Morgana wyjechała. – Stosujesz dywizy (-) zamiast półpauz (–) lub pauz (—), co jest błędem. Skoia pod zgłoszeniem podesłała ci artykuł o podstawach. Przyznaj, zajrzałaś do niego przed ponowną próbą? 

Co do tej informacji[,] nie mam żadnych wątpliwości, ponieważ już następnego dnia oficjalnie ogłoszono, że na czas nieobecności królowej, władzę będzie sprawowała jej trójca.
W skład wchodzi dość młodo wyglądający wampir, który zaraz,[zbędny] po tym ogłoszeniu usunąć[ł] połowę zakazów,[zbędny] narzuconych ludziom, więc wydaje mi się, że on nie jest, [zbędny] aż tak zepsuty, jak jego kompanie[kompani]. O pozostałych członkach składu szkoda gadać, jeden to psychopata, co zabija o byle,[zbędny] zbyt głośne oddychanie, a za to drugi, em... nie wiem[,] co o nim myśleć. Z niektórych opowieści Glindy, jakie udało jej się pozyskać z sieci informatycznej, można wywnioskować, że głównie stoi, gapi się nieprzyjemnie i to wszystko. – Cały ten fragment jest do wywalenia. W obliczu wyraźnie nakreślonego zagrożenia rzucasz mi w twarz informacją na temat struktury działania trójki wampirów. Po co? Czy teraz muszę to wiedzieć? Wydaje mi się, że to nie jest odpowiedni moment. Przez to w ogóle nie potrafię się wczuć w bohaterkę, w jej sytuację, spojrzeć na wydarzenia jej oczami. Ten urywek czytałam jak suchy raport lubsprawozdanie do szkoły. Takie informacje powinny płynąć z tekstem, być wkomponowane w naturalne myśli, emocje, to, co bohater przeżywa tu i teraz. Po co bohaterka tłumaczy sobie coś, co już wie? Narracja pierwszoosobowa charakteryzuje się tym, że jesteśmy w głowie postaci, czytamy jej myśli. Czy ty również, gdy widzisz swoją mamę, tłumaczysz sobie w myślach: o, to jest moja mama, czyli kobieta, która mnie urodziła? Mam również wrażenie, jakby bohaterka przez część prologu myślała, że ma publikę, której opowiada część funkcjonowania świata, zacytuję: O pozostałych członkach składu szkoda gadać. To taki fragment, który zwraca uwagę; jakby postać coś komuś opowiadała, opisywała komuś tego wampira. Po co? Samej sobie to opowiada? Bez sensu. Nie w ten sposób. Jeśli nie masz pomysłu na przekazanie informacji na temat rozwijanego przez ciebie uniwersum, mogłabyś spróbować stworzyć prolog, który byłby twoim wprowadzeniem. Karty historii. Narrator wszystkowiedzący. Od rozdziału pierwszego jednak trzymałabyś się już samej historii bohaterki, jej perspektywy, jej uczuć, bez zbędnych ekspozycji.

Przewracam się na bok i tym razem wpatruje[ę] się w okno, niebo powoli się rozjaśnia. Czy dzięki łagodniejszym zasadom uda mi się przeżyć? Ach, warto mieć marzenia. Znając mnie, pewnie na wstępie,[zbędny] tak ich zezłoszczę, że mnie ukatrupią. – O, a tu wyszło wiarygodnie. Wiesz, między ekspozycją a naturalnymi przemyśleniami często jest cienka linia. Wybierając narrację pierwszoosobową w czasie teraźniejszym postawiłaś sobie poprzeczkę bardzo wysoko. 

Przeczytałam prolog i mam wrażenie, że to była sztuczna scena, bez emocji, napisana tylko po to, aby streścić sytuację w państwie/regionie/czymśtam. Wiesz, zupełnie inaczej by to wyglądało, gdybyś chociaż dodała jakieś odruchy bohaterki. A ona tylko dwa razy przekręciła się w łóżku. Nie znam sytuacji, nie czuję przejęcia, nie ma żadnych emocji, nie wiem, czemu ona myśli o jakichś wampirach i dlaczego, zamiast stresować się jakąś tam ucztą, rozmyśla o strukturze władzy w kraju/regionie/krainie/whatever. Jak na razie – scena na siłę, suche streszczenie. 


ROZDZIAŁ 1


Kiedy byłam już prawie na dole, usłyszałam rozmowę,[zbędny] mojego rodzeństwa z mamą. – Piszesz opko w czasie teraźniejszym. Skąd nagle zdanie w przeszłym? 

Rzuci nim,[zbędny] przez połowę sali i po problemie.

Z tym rzucaniem, to lekka przesada, nigdy nie udało mi się unieść całego wora mąki,[zbędny] bez żadnych komplikacji. A z resztą Kararowi łatwo nazywać innych mikrusami, skoro sam ma dwa metry wysokości.
Odziedziczył wysoki wzrost po ojcu, ja i moja siostra mamy przeciętny wzrost po mamie. Co do urody jest inaczej [–] Karar zdecydowanie ma zielone oczy i złote loki po mamie, ja i Fara natomiast mamy srebrne oczy i proste[,] ciemnobrązowe włosy po tacie. – Nie, nie i jeszcze raz nie. Tak się nie opisuje postaci, chyba że w podstawówce, gdy trzeba napisać charakterystykę. Opis wyglądu najlepiej wplatać w tekst. Zobacz, wystarczy, że Karar przeczesze palcami złote loki lub schyli się, przechodząc przez próg i już wiem, jaki ma kolor włosów, jaką ich strukturę i że chłopak jest wysoki. Czy to nie wygląda lepiej niż suchy opis wyglądający na wyrwany z kartoteki kryminalnej? Ostatecznie i tak tego nie zapamiętam. Przecież nie znam tych postaci, nie umiem sobie ich wyobrazić w scenie, a kolor włosów rzucony pomiędzy innymi cechami wyglądu nic mi nie daje – za chwilę o nim zapomnę. 

Mama chyba nie zamierza,[zbędny] tak łatwo im ustąpić.

— Nie przesadzaj — Powiedziałam, gdy tylko przekroczyłam ostatni stopień schodów. – Podkreślony wyraz odnosi się do wypowiedzi, więc powinien być zapisany małą literą. Zresztą spójrz – na końcu, po Nie przesadzaj, nie postawiłaś kropki. Skąd więc miałaby się wziąć później wielka litera? 

Słysząc moje słowa mama, powoli do mnie podeszła[.] W dalszym ciągu jest osłabiona, po ostatnim obiedzie wampirów. – I znów – jedno zdanie w czasie przeszłym, drugie w teraźniejszym. 

Masz leżeć w łóżku, aż w pełni nie odzyskać[sz] sił (...).

— Dobrze. Zostanę w łóżku, ale masz mi obiecać, że wrócisz — postawiła trudny warunek. – Stawia. Znów zmieniasz czas. Zastanów się, czy na pewno chcesz pisać w teraźniejszym, bo pomyłki zdarzają ci się coraz częściej. Dalej tak samo:
Mimo że przegrała i tak musiała pomarudzisz[ć] na odchodne.

Kiedy wychodzi z piekarni[,] od razu bierzemy się do pracy.

Piekarnia w końcu,[zbędny] sama chleba nie upiecze,[zbędny] ani go nie sprzeda, a to nasze jedyne źródło utrzymania. Sprzedajemy nie tylko chleb, ale też bułki, rogale, babeczki, ciasteczka, ciasta i oczywiście torty. – Czyli to piekarnia i cukiernia, dwa w jednym. W ogóle sama nazwa mówi, że pieką nie tylko chleb. Jest to dość oczywiste, nie musisz wymieniać. Szczególnie że główna bohaterka doskonale o tym wie i nie ma powodu, by się nad tym rozwodzić. 

W piekarni pomagam od kiedy miałam dziesięć lat, jestem kimś w rodzaju „chłopca na posyłki”, czasami mam coś podasz[ć], przynieś[ć], pozamiatać, ale powoli zaczynają mnie wdrażać w temat pieczenia i dekorowania. – O, a tu masz poprawny cudzysłów. Czyli już go znasz! Teraz wystarczy zastosować go w reszcie tekstu. I znów bohaterka tłumaczy sobie samej, kim jest. Trochę jakby cierpiała na Alzheimera i samej sobie musiała przypominać podstawowe informacje. Przykre, a pewnie nie o to ci chodziło.


Mój o pięć lat starszy brat Karar zajmuje się przeważnie przygotowywaniem ciasta, a moja o trzy lata starsza siostra Fara i czterdziestoletnia mama zajmują się kwestią dekoracyjną. Fara nie znosi bycia nazywaną starszą siostrą, woli wersję, że jesteśmy bliźniaczkami. Pamiętam, że jak raz jeden z klientów próbował zgadnąć jej wiek i powiedział, że dwadzieścia, to jego stopa nigdy więcej nie przekroczyła progu piekarni.
Natomiast mama nie pracuje zbyt często, ponieważ musi borykać się z anemią, której się nabawiła,[zbędny] przez obiady wampirów. Chciałabym, aby nie musiała brać w nich udział[u], aby nikt nie musiał, ale co ja mogę? – Jedynie ostatnie zdanie wypada naturalnie, ale na tle całości zlewa się z kolejną streszczenio-ekspozycją. Przeczytałam to i wiesz co? Już nie pamiętam, kto jest od kogo ile starszy, jak ma na imię brat bohaterki-bez-imienia, a wzmianka o jakimś kliencie wypadła mi z głowy. Wróciła przy drugim czytaniu fragmentu. Czemu nie zrobiłaś z tego sceny? Nie opisałaś, jak jakiś facet wchodzi i pyta siostrę o wiek, a ta siostra goni go z miotłą? Przynajmniej zapamiętałabym więcej szczegółów, może poznałabym imię bohaterki i jakieś cechy postaci. A tu wymieniasz mi po kolei, jakbyś prowadziła archiwum z życia rodziny, gdzie w skrócie opisujesz podstawowe fakty. Słabo, nie sądzisz? Według mnie nie na tym polega opowiadanie. Jak nazwa wskazuje – powinnaś opowiadać. Tymczasem dostaję najpewniej zupełnie zbędne informacje w formie, którą równie dobrze mogłabyś przekształcić na punktory. 


Dopiero po południu, kiedy ruch osłabia, a my nie jesteśmy aż tak zajęci, dociera do nas głód i robimy sobie na przemian przerwę,[zbędny] na jedzenie. Słabnie lub się osłabia. Kiepsko też brzmi dociera do nas głód. Może warto zmienić na coś w stylu: dociera do nas, że jesteśmy głodni/dociera do nas uczucie głodu?

— Nie mogę uwierzyć, że dostąpiłem zaszczytu, spotkania tak pięknej dziewczyny, w tak małym miasteczku. – Przeładowujesz tekst przecinkami. W tym zdaniu rację bytu ma tylko pierwszy, resztę wyrzucamy. Nie wiem, skąd u ciebie ta tendencja. Spróbuj czytać tekst na głos i robić pauzy oddechowe w miejscach przecinków. Niewygodnie, prawda? Jak automat. Myślę, że powinnaś podszkolić się z postaw znaków interpunkcyjnych. Wrócę do tego w podsumowaniu, a na ten moment pozwól, że będę pomijać większość błędów, aby nie przeklejać tu niemal każdego zdania i nie przedłużać sztucznie oceny. 

W sumie tak się teraz zastanawiam, jakim cudem ona potrafi,[zbędny] tak świetnie dogadywać się z każdym, a ja nie mam żadnych przyjaciół, nie licząc oczywiście ludzi z targu. – Po co główna informuje samą siebie o tym, że się zastanawia? Przecież czytamy jej myśli! Nie prościej było napisać: Cholera, jakim cudem ona potrafi tak świetnie dogadywać się z każdym? Że też ja tak nie potrafię! Nie mam żadnych przyjaciół, czasem zagadają tylko ludzie z targu? W dodatku, jak widzimy, bohaterka uważa, że nie ma ŻADNYCH przyjaciół, ale za chwilę dodaje jednak, że są nimi ludzie z targu. Ludzie, w liczbie mnogiej. Wyobrażam sobie setkę osób, bo przecież nie wiem, czy chodzi o klientów, sprzedawców czy jednych i drugich. No to na co ona narzeka? 

— Jak ty,[zbędny] to robić[sz]? — Jestem szczerze ciekawa. – Dopisek jest zbędny, przecież mogę to wywnioskować z tego, że bohaterka chwilę temu o tym myślała, a teraz o to pyta. Nie mówi znużonym głosem, bo nigdzie o tym nie wspomniałaś, więc raczej jest ciekawa. Nie tłumacz mi oczywistości – daj mi pobawić się w rozpracowywanie bohaterów i ich zachowań. Ponadto notorycznie mylisz końcówki słów i pozwól, że tego również nie będę dłużej wypisywać, bo tekst jest tym usiany. Nie wiem, skąd ta maniera – są to proste zdania i proste słowa – ale musisz przejrzeć całość pod tym kątem. O, tu kolejny przykład, tym razem z użyciem złego słowa: 
— Och, wiesz że cię kocham, ale jak będziesz się tak marszczyć, to nigdy nie zajrzeć sobie męża — odpowiada i szczypie mnie w policzek. – Znajdziesz. 

— Ja jestem,[zbędny] jeszcze zbyt młoda, żeby się tym martwic[ć] — oznajmia, ucinając rozmowę.

Jednak Sajmon dość mocno wyróżnia się spośród typowych wampirów, to dlatego, że jest,[zbędny] po prostu stary. Oczywiście z wyglądu, bo oni wszyscy mają po kilkaset lat, ma on siwe włosy, zmarszczki na czole i dłoniach, chyba jedynym element z młodego wygląd[u], jaki posiada, to oczy błękitnego koloru. – Przeczytaj drugie zdanie. Czy ono ma w ogóle sens? Kali jeść, Kali pić. Bardzo ciężko jest mi czytać każde, jakie napisałaś. Przyznaj, sprawdzasz tekst przed publikacją? Zastanawia mnie, czemu spolszczyłaś Simona na Sajmona, trochę nie pasuje do innych imion i do klimatu opowiadania (nie kojarzy ci się z Brajanem – dość nowoczesnym imieniem, które stało się powszechnym żartem?). Myślę też nad kwestią oczu – według ciebie jasnobłękitne oczy charakteryzują młodych ludzi? Noworodki – tak. Choć nie zawsze. Tęczówki u starszych osób jaśnieją (ale nie błękitnieją), więc nie jestem pewna, czy to dobry wyznacznik do powoływania się. Może u wampirów to działa inaczej? To byłby ciekawy pomysł, trzeba tylko tę kwestię dobrze wprowadzić. Albo w ogóle wprowadzić. Uargumentować, wplatając w tekst, bez zbędnych ekspozycji.

— Jest w dobrej formie, jak na tysiącletniego staruszka. – Zaraz, zaczynam się już gubić w tym wszystkim. To te wampiry zostały stworzone tysiąc lat temu? Bohaterka mówiła, że wampiry hamują rozwój miasta. Od tysiąca lat?

Po paru godzinach,[zbędny] ruch prawie ustał[ustaje][,] a słońce za niedługo zajście[zajdzie]. – Znów zmieniasz czas. Nie dajesz sobie rady z teraźniejszym, wciąż gdzieś pomiędzy wplatasz przeszły. Zapytam raz jeszcze: na pewno chcesz porywać się z motyką na słońce? Na ten moment nie radzisz sobie z prostymi zdaniami i narracją pierwszoosobową. Już teraz męczę się przy czytaniu tego opowiadania, mimo że jestem dopiero w połowie pierwszego rozdziału. 
Naprawdę pomijam większość błędów w odmianie zdań, złej interpunkcji i pomieszania czasów, bo inaczej musiałabym wkleić tu każde zdanie, dodając drugie tyle tekstu na ich wskazanie. Licz się z tym, że potrzebujesz porządnej bety, ale zanim takową znajdziejsz – samodzielnie musisz nauczyć się podstaw. Sama interpunkcja dialogowa nie uratuje opowiadania, w którym mylisz proste słowa. Co więcej – to praca, którą powinnaś wykonać jeszcze przed zgłoszeniem. Wystarczyło zajrzeć do naszej encyklopedii, porządnie zapoznać się z zawartymi w niej materiałami i przeczytać choć kilka ocen, które dotąd opublikowałyśmy. Jeśli nie opanujesz podstaw, żadna beta nie porwie się na współpracę z tobą.
Zastanawiam się teraz, czy nie masz dysleksji. Jeśli tak – powinnaś mnie powiadomić, na pewno inaczej podeszłabym do twojego tekstu, bo w takim przypadku autor potrzebuje więcej czasu, by wypracować pewne rzeczy, a może nawet nigdy ich nie wypracuje. Jeśli nie – przepraszam, ale takie wrażenie sprawia ten niechlujny tekst. Pozwól więc, że od tej pory skupię się na fabule i bohaterach. 

Mam niecałe dwie godziny do zachodu, po tym czasie nastąpi obowiązkowa godzina policyjna, nie jest ona formą kontroli, a raczej bezpieczeństwa, w nocy jest wyjątkowo niebezpiecznie, ponieważ wampiry przeważnie nie śpią, tylko wałęsają się po ulicach, a jak najdzie ich jakieś pragnienie, to nie mają ochoty czekasz[ć] do obiadu. W końcu kto miałby im udowodnić, że zaatakowali człowieka, przeważnie ofiara jest martwa, a świat[d]ków zdarzenia nie ma. – Czy nie ma tam żadnej policji czy wydziału kryminalistycznego? Jak to nie da się ustalić, że ofiarę zabił jakiś wampir? Właśnie mając ciało, łatwiej udowodnić winę, zwłoki można zbadać, przeprowadzić sekcję. Nie mam pojęcia, jakie prawa panują w twoim świecie, jakie mamy czasy, choć sądząc po jednej piekarni w całym mieście, raczej nie współczesne. Dlatego właśnie ciężko jest mi się wczuć. Nadal nie poznałam imienia głównej bohaterki, powinnaś je jakoś przemycić, na przykład w dialogu, a na pewno stałaby mi się nieco bliższa. Nie wiem, jak wygląda, kim jest, oprócz tego, że pracuje w piekarni. Tak naprawdę po prologu i prawie całym pierwszym rozdziale nie wiem o protagonistce nic; nic się również nie dzieje, nie znam świata przedstawionego. Dostałam za to kolekcję szkolnych wypracowań, rysopisy z kartotek policyjnych i kilka streszczeń. Potwornie się nudzę. 
I zauważ również, że pierwsze zdanie jest strasznie długie. Może warto je podzielić?

Dojście na targ zajmuje mi niecałe pięć minut, można znaleźć na nim wiele ciekawych rzeczy i dowiedzieć się wielu różnych informacji, oczywiście o ile wie się gdzie szukasz. – Dlaczego bohaterka tłumaczy sobie samej w głowie to, co już wie? Czemu nie pomyśli inaczej? Na przykład: Mam szczęście, że wiem, gdzie szukać najnowszych plotek. Targ jest wielki, ale Glindra zwykle wie wszystko. I jak, nie brzmi naturalniej?

Zbliżam się do straganu Glindry, to dwudziesto pięcio letnia kobieta o dosyć krągłych kształtach, ma zielone oczy i rude kręcone włosy. – Dwudziestopięcioletnia zapisujemy łącznie. Twoja postać ponownie w zupełnie nienaturalny sposób w głowie przedstawia nam bohaterkę. Przecież zna Glindrę, nie musi jej opisywać sobie samej w myślach. Jak to rozwiązać? Mogłaś zaznaczyć, przykładowo: Glindra ma nową sukienkę? Podkreśla te jej kształty i pasuje do zielonych oczu. Jednak mogłaby związać rude loki, zasłaniają całą twarz. Oczywiście to tylko sugestia, da się na pewno wpleść opis dużo subtelniej, jednak chcę ci pokazać różnicę między właśnie takim ukrywaniem opisu w tekście a charakterystyką z podstawówki. Nie musisz rzucać cech wyglądu jak karabin maszynowy. Właściwie – w ogóle nie musisz ich rzucać. Zastanów się, czy wygląd jakiejś postaci pobocznej jest ważny dla twojej fabuły. Prawdopodobnie nie. Zwróć uwagę, że nawet gdybyś ty sama miała z marszu podać rysopisy osób, które nie są ci najbliższe, a jedynie przewijają się w otoczeniu, nie zwracałabyś uwagi na takie detale jak kolor oczu, o ile nie byłaby to jakaś nietypowa barwa lub heterochromia. Najpewniej zarejestrowałabyś jakąś cechę charakterystyczną – rzucającą się w oczy bliznę, nieregularność, stały dodatek do ubioru. Tak samo jest z postaciami. Jeśli coś nie ma znaczenia – wyrzuć to. 

Podziwiam jej misterną sieć informacyjną, no ale ona ma swoje kontakty, a my mamy Glindre. – Zastanawia mnie, czy inspirowałaś się pewnym popularnym bohaterem. Od razu mi się skojarzyło. Mogę się mylić i nie jest to skojarzenie wcale złe; chyba pierwszy raz jestem czegoś ciekawa. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. 


Wiesz, nie przekonują mnie myśli głównej o podarunku od Glindre. Są nienaturalne, jakbyś szybko opisywała sytuację, odhaczała z listy to, co masz przedstawić. To nie myśli, to streszczenie napisane pod czytelnika. Główna opowiada nam, co oznacza podarek, ale wcale się tym nie przejmuje. Jest sucho, nieemocjonująco. Po prostu nas powiadamiasz. 

Pozwól, że nie wkleję fragmentu, gdzie wymieniasz kilku obcych mi ludzi, podając imiona, wiek i rzeczy, którymi handlują. Nie dałaś mi okazji przywiązać się ani do protagonistki, której imienia nadal nie znam (za to wiem, kto jakie ma oczy i włosy, jakiego jest wzrostu i o całej masie innych pierdół), ani do kogokolwiek. Pożegnanie nie robi na mnie wrażenia, bo nie jest mi szkoda bohaterki. Ani więzi z osobami, o których pierwsze słyszę. Gdybyś zaczęłą historię wcześniej, ukazała relacje, codzienne życie, emocje i dopiero pożegnanie z postaciami, najlepiej nielicznymi, które wcześniej się przewinęły, to wszystko miałoby szansę zadziałać. Jak na razie wiem jedynie, że do sklepu dziewczyny, która nie mogła spać przez cały prolog, wszedł wampir, narzekał na niedobre ciastka (widzisz? Stworzyłaś scenę o tym i to głównie to zapamiętałam. Imion rodzeństwa już nie – nie robili nic konkretnego), po czym dziewczyna poszła na targ, dostała wisiorek i pożegnała randomowych ludzi. I nadal nie wiem, w czyjej głowie siedzę. 


ROZDZIAŁ 2


Gdy opuszczałam targ, usłyszałam znajomy głos. To Sajmon kłóci się z Hamintonem. – Znów pozwalasz sobie na mieszanie czasów. To naprawdę irytujące. Proszę, zwróć na to szczególną uwagę podczas poprawiania rozdziałów. Swoją drogą – czy ty właśnie przekształciłaś znanego wszystkim Hamiltona, zamieniając jedną literę? 

Wracam do piekarni chwilę, [zbędny] przed zmierzchem i pomagam nakryć do stołu. Obiad jest już gotowy, Fara z drobną pomocą mamy go zrobiła. Wszyscy zasiadamy do stołu i zaczynamy jeść w milczeniu.
— I jak było na mieście? — Fara rozpoczyna rozmowę, jakby wyczuwając napiętą atmosferę.
— Fajnie. — Nie mogę ich martwić.
— To, [zbędny] chyba w porządku.
Nikt nic więcej nie mówi, kończymy jeść i sprzątamy, [zbędny] po sobie. Po czym, [zbędny] każde z nas, [zbędny] idzie do swojego pokoju. – To jest cała scena obiadu. Kolejna okazja na przemycenie imienia bohaterki, w której głowie jesteśmy, została zmarnowana. Nie wykorzystałaś również tej sceny, aby pokazać relacje łączące rodzinę, aby przybliżyć charaktery postaci. Ten fragment jest po nic i gdybyś go wyrzuciła, wartość opowiadania nie zmieniłaby się. Znasz pojęcie brzytwy Ockhama? Polega to na tym, że tniemy jak najwięcej zbędnych fragmentów i pozbywamy się ich z opowiadania. Zdecyduj, czy chcesz wyrzucić tę „scenę” – dziewczyna i tak zaraz wyjedzie, więc jej rodzina może się już więcej nie pojawić (ale w takim razie po co w ogóle wprowadzałaś aż tyle niewiele znaczących postaci?) – czy też masz zamiar rozwinąć scenę, aby coś wnosiła. W tym momencie okrutnie się nudzę, czytam zapychacze, nic się nie dzieje. 

Ciekawe jakie osoby spotkam w metropolii, znając życie[,] pewnie większość z nich,[zbędny] będzie jak Sajmon,[zbędny] czy któryś z jego poprzedników, bo[,] a jakże mogłoby być inaczej, im w końcu niczego nie brakuje, wszystko mają na srebrnej tacy i mają szereg służących spełniających,[zbędny] każdy ich kaprys. – Bohaterka ciągle i ciągle powtarza, że na pewno wszyscy są tacy, jak Sajmon. Dlaczego mam wrażenie, że wmawia to mi – czytelnikowi – na siłę? Czemu robi to w tak suchy sposób? Nie przejmuje się tym, nie rozmyśla, jedynie informuje o tym samą siebie. W dodatku mam wrażenie, że upychasz tak wiele tych narzekań, żeby przekonać mnie, że te wampiry są złe do szpiku kości, jednak nie mam żadnego dowodu, że tak jest naprawdę. Mówisz o jakichś morderstwach, lecz nie byłam świadkiem żadnego – bo nie było go w scenie. Mówisz o przerażeniu przed obiadem, ale nikt o tym nie gada, nie plotkuje, nie jest przestraszony, nie wspiera głównej-bohaterki-bez-imienia. A Sajmon jak na razie jest taaaaaki straszny, bo przecież nie smakowały mu ciasteczka Fary, a ryba na targu była jego zdaniem nieświeża. To ma być ten mrożący krew w żyłach zabójca? Moja kierowniczka w pracy, gdy nie ma humoru, jest straszniejsza niż ta bestia. 


Jak minęła mi podróż, czy wampir coś do mnie mówił, czy ja coś mówiłam? Nie mam pojęcia, czułam jedynie wszechogarniającą pustkę, powróciłam do świata realnego, dopiero na dźwięk głośnego gwizdu i krzyku „ Proszę wsiadać „. – Jak to główna bohaterka nie wie, czy coś mówiła? Przecież nie była pijana ani pod wpływem narkotyków. Jak mogła nie pamiętać podróży, kiedy obudziła się na komunikat, aby wsiadać? Przecież to nakierowuje nas na to, że dopiero zaczyna się podróż. A ten moment zapomnienia jest wygodną wymówką, aby nie opisywać sceny – sceny, która mogłaby być ciekawa, pokazująca emocje związane ze zmianą życiowej sytuacji bohaterki. Wolałaś nam tego oszczędzić. Czemu się tak spieszysz? Żeby ukazać już obiad u wampirów? Ciekawszą akcję? Przecież nawet jeśli życie bohaterki-bez-imienia będzie zagrożone, nie zainteresuje mnie to, bo, mimo że siedzę w jej głowie, nie znam jej. Czuję się tam obca, więc nie będzie mi tej bohaterki żal. Bo czemu? Tylko mnie nudzi. 
Zwróć uwagę na błędny cudzysłów. Pierwsze zdanie polecam podzielić na trzy pytania. 

— Masz pojęcie, że za właśnie, takie zachowanie skazuje się ludzi na śmierć — mówi przez zaciśnięte zęby.
— Przypuszczam, jednak,[zbędny] pragnę zauważyć, że nawet nie wiem, czy uda mi się przeżyć, w takim wypadku równie dobrze mogłabym umrzeć teraz — odpowiadam chłodno, nie daję rady zapanować nad niechęcią do niego i jego[jemu] podobnych. – Dlaczego dziewczyna jest taka śmiała? Przecież ponoć obawia się obiadu. Rozumiem, że może to być reakcja obronna, ale… mówiła, że wampiry są złe, że to bestie. Dziwi mnie więc, że sobie na tyle pozwala. Ponadto ten wampir odpowiada jej ripostą. Czy na pewno jest tak straszny? Zaripostuje ją na śmierć?

Wszystkie wampiry, jakie spotkałam, właśnie w ten sposób tłumaczyły, dlaczego nie zamierzają jeść w obecności ludzi. Ewentualnie próbowały coś, tylko bo[po] to, aby stwierdzić, że smakuje okropnie.
Poza tym, oni nie muszą jeść ludzkiego jedzenia, do życia wystarcza im krew, ale czują smak i zapach potraw. To dlatego niektóre wampiry,[zbędny] dalej spożywają ludzkie posiłki, mimo że nie dostarczają im,[zbędny] żadnych wartości odżywczych. – Dopiero co tłumaczyła, że wampiry, które spotkała, narzekały na okropne jedzenie, a za chwile twierdzi, że nie jedzą dla energii, tylko dla smaku. To się wyklucza. I czemu te dzikie bestie nagle z czegokolwiek tłumaczą się ludziom? Musisz się zdecydować na jednorodną kreację. 

W sumie,[zbędny] podobnie jest ze słodyczami, ludzie je jedzą, bo są smaczne, ale niekoniecznie odżywcze. – Słodycze mają wartości odżywcze. Dostarczają węglowodanów, w przypadku słodyczy głównie sacharozy, która jest disacharydem, czyli zbudowana jest z dwóch monosacharydów, w tym przypadku fruktozy i glukozy. Glukoza z kolei jest podstawową substancją napędzającą komórki całego organizmu. Fakt, że to mało wartościowy posiłek, ale odżywczy już tak.

Nazywam się Henryk i będę odpowiedzialny, za twoje przygotowania[,] panienko Eryko. – Nareszcie. Końcówka drugiego rozdziału – poznaję imię głównej bohaterki. 

Chciałabym go nienawidzieś[ć],[zbędny] za wprowadzenie mnie i innych,[zbędny] w ten podły świat, ale nie mogę, on robi to wszystko z obawy,[zbędny] przed wampirami, jeżeli mam kogoś nienawidzieś[ć], to na celownik wybieram Wilhelma. – Trochę nie rozumiem tego szukania na siłę osoby do nienawidzenia, nagle teraz. Czemu? 


ROZDZIAŁ 3


— Wiesz, na czym polega moja rola? Mam…
— Pilnować, abym nie umarła do obiadu, nie uciekła i godnie się reprezentowała na obiedzie, to są wszystkie obowiązki, jakie musisz pełnić. – Totalnie nie kupuję tej sztucznej ironii Eryki (skoro już znam jej imię, nie omieszkam tego wykorzystać). Czemu ona się nie boi strażnika? Przecież stoi w obliczu zagrożenia. A ten wampir też się do niczego nie nadaje – pozwala, by jakaś smarkula mu pyskowała i nie umie się odgryźć czy jej zbesztać; nawet zachować powagi, która sprawi, że Eryka poczuje respekt. To ma być potęga stworów? Przywożą dziewczynę, która mówi i robi, co chce? Bez sensu. Nie budujesz autorytetu wampirów. Pokazujesz, że wcale nie mają takiej władzy. Więc czemu bohaterka cały czas mi to wmawiała? 

Kiedy jestem,[zbędny] już tak umownie bezpieczna i mogę odetchnąć z ulgą, postanawiam jeszcze,[zbędny] przez chwilę pozostać,[zbędny] przy drzwiach i nasłuchiwać. – Z jaką ulgą? Przecież to wampir dostosowuje się do Eryki, a nie na odwrót. Inaczej bym to odbierała, gdyby bohaterka broniła się tymi odzywkami, jednak to ona atakuje, a strażnik… nie reaguje. Tu nie ma mowy o uldze i bezpieczeństwie. Nie czuję, by Eryce coś groziło. 

Teraz ma na sobie czarną koszulkę z krótkimi rękawami i granatowe spodnie, o zgrozo[,] on wygląda PRAWIE jak człowiek. – Nie musisz aż tak podkreślać słowa prawie, bo i tak wyłapuję, że jest ono istotne. 

— Co tak pachnie[?] — unika mojego pytania.
— Trucizna na wampiry, chcieć[chcesz] spróbować? — mówię i wyjmuję miskę, żebym mogła,[zbędny] jak najszybciej nałożyć sobie potrawkę i wrócisz[ć] do pokoju.
— To zależy, co robi ta trucizna, chyba nie będę,[zbędny] przez nią zielony,[zbędny] ani nie zacznę mówić kompletnie bez sensu — ciągnie temat.
— Nie, po prostu od niej umrzeć[sz]. — Nakładam sobie porcję i biorę widelec.
— To wampira można zabić? — pyta się z uśmieszkiem na twarzy.
— Jeżeli można, to umrzeć[sz], jeżeli nie, to co się boisz? — odpowiadam i szybko znikam za drzwiami. – Totalnie nie rozumiem tej sceny. Pomijając nagromadzenie błędów, cały dialog jest bez sensu. Eryka jest strasznie bezpośrednia, choć wcześniej, na początku opowiadania, taka nie była. Mam wrażenie, że zmieniłaś jej charakter, bo bardziej ci pasuje do sytuacji. Ponadto rozmowa nic nie wnosi, jest bezsensowna, jakbyś wymyśliła ją naprędce, oby tylko wrzucić wampira w normalnych ciuchach i oby postacie zamieniły kilka słów. 

Jem potrawkę i próbuje[ę] się, [zbędny] jakoś uspokoić, ale mój podły humor trwa do wieczora. – Przecież miały być jakieś przygotowania czy coś, a tu Eryka siedzi cały dzień w pokoju i się nudzi. To po co przyjeżdżała wcześniej? 
I dlaczego znów tłumaczy sobie, że podejmuje próy uspokojenia się? Bohaterka nie wie, co robi?

— Och, nic wielkiego, dzień jak, [zbędny] co dzień, pomyślałam sobie, że może wybiorę się na miasto, popsuje trochę krwi wampirom, a jak starczy mi czasu, to wpadnę w odwiedziny do paru osób — odpowiadam ironicznie, popsuł mi humor samą swoją obecnością, [zbędny] już na dzień dobry. – Znów Eryka jest ironiczna. Zaskakujące, co? Problem w tym, że wcale. Niczego się nie boi, za to idzie robić pożywne śniadanko. Zero stresu, żyje w luksusie, ma dla siebie całe mieszkanie… Naprawdę nie potrafię tego kupić. To ma być przygotowanie na śmierć, a widocznie bohaterka świetnie się bawi. Tylko czemu mi wmawia, że się boi i stresuje? Powinna nie móc przełknąć śniadania, wyłamywać palce, powinny drżeć jej ręce przed wejściem na salę… Za to ona flirtuje sobie z wampirem-strażnikiem i ma jeszcze bezczelnie pretensje, że on śmie jej pilnować. Śmiech na sali. 
Poza tym – jeśli za każdym razem musisz podkreślać, że to, co właśnie powiedział bohater, jest ironią, to znaczy, że kiepsko zbudowałaś scenę. To powinno być oczywiste, wynikać z kontekstu, z dialogu, z całej sytuacji. 

Instruktorka Amelia jest szczupłą dwudziestolatką, ma blond włosy uczesane w perfekcyjny kok i fiołkowe oczy, bo[po] wyrażę[wyrazie] jej twarzy można przypuszczać, że jest surową nauczycielką. – Już mówiłam o tym, by nie opisywać z marszu postaci. W tym rozdziale zasypałaś mnie kilkoma opisami ubrań – przebrnięcie przez te fragmenty było naprawdę żmudne, a ja i tak nie pamiętam, jaki strój włożyła Eryka trzy zdania temu. Może dlatego, że o ile nie poszła nago, najpewniej nie będzie to miało znaczenia dla fabuły.

Położyła nam kilka słowników na głowie i kazała chodzisz[ć] w kółko przez dwie godziny. W tym czasie słowniki kilka razy, [zbędny] zdążyły upaść na podłogę, w szczególności na początku, ale pod koniec było zdecydowanie lepiej. – Oto cały opis zajęć. Nie wspomniałeś, żeby z kimś Eryka się zapoznała, co mówiła nauczycielka, jakie dostali instrukcje, czy było ciężko utrzymać równowagę; nie ukazałaś żadnej sceny, po prostu streściłaś całe zajęcia w dwóch zdaniach – a powinna to być najciekawsza scena tego rozdziału. Nie zbudujesz opowiadania na streszczeniach. Powinnaś wyrzucić wszystkie fragmenty, które nie są pełnoprawną sceną. Tak, wyrzucić. One nic nie wnoszą do opowiadania. 

Zastanawia mnie dobór imion. Oprócz Fary, Sajmona, Karara i Glindy mamy Amelię, Tomasza i Krystiana. Skąd takie pomieszanie? Są z innych państw? Nie. Te imiona nie wyróżniają też wampirów ani ludzi, nadajesz je losowo. To wygląda bardzo źle; jakbyś wymyśliła na początku parę imion dla alternatywnego świata fantasy, ale potem skończyły ci się pomysły i w trzecim rozdziale nadajesz polskie imiona jak leci. Syn Kati ma na imię Krystian? Wiem, że teraz popularne są imiona zagraniczne, czyżby w twoim świecie była moda na nadawanie dzieciom polskich? Jeśli tak – powinno to być gdzieś w tekście. Pamiętaj tylko, że uzasadnione sceną, a nie streszczeniem lub suchą informacją brzmiącą, jakby główna bohaterka ze znudzeniem czytała podręcznik. 

— Zwijamy się. Dokończymy tę rozmowę później — mówi ten po prawej i obaj bliźniaczy znikają pośród dekoracji na dachu budynku. – Jakich dekoracji? Na dachu? 
Zastanawia mnie, kto im w ogóle pozwolił wejść na dach, to znaczy to może być niebezpieczne, więc powinni mieć zakaz; mieli też być pilnowani. Nie wiem, gdzie ci bohaterowie się znajdują i wyobrażam sobie coś na kształt Hogwartu. Mam wrażenie, że postacie robią co chcą; niby są więźniami, a jednak zachowują się, jakby to była zabawa, trochę jak w powszechnie znanych wątkach w książce 365 dni. Sam fakt, że dwójka randomowych dzieciaków włamała się do tego przybytku i kręci się po dachu (jak przeszli cały budynek aż na dach?), po czym znika za jakimiś dekoracjami… Nie wiem, jaki jest sens chowania się tam; nikt nie szedł, a stanie na środku jakoś im wcześniej nie przeszkadzało. To dziwne, ale wyobraziłam sobie scenę w podrzędnym teatrze, gdzie bohaterowie znikają ze sceny, kryjąc się za sztuczną ścianą czy drzewem, że niby już sobie poszli, ale i tak częściowo ich widać. Płytko. 

Może nauczyciele nie są tutaj źli, to jednak niezbyt uśmiecha mi się iście na te zajęcia. – Pójście. 

Czuję się jak kukiełka, [zbędny] w tym miejscu. – Nie wierzę. Do tej pory Eryka robi co jej się żywnie podoba. Niczego się nie boi, nie myśli o powrocie do domu, nie tęskni za rodziną… Ciężko ją nawet uznać za prawdziwą postać – żyjącą, czującą. Ona jest imperatywem samym w sobie. Pamiętaj, że pisząc pierwszoosobówkę, siedzimy w głowie bohaterki i czytamy jej myśli. Największy problem Eryki od czasu przyjazdu to to, że jej strażnik jej pilnuje, co ją irytuje, bo się na nią patrzy i do niej mówi. Rzeczywiście, istna tragedia w obliczu możliwej śmierci. Ponadto Eryka się nudzi i nie ma co robić. To jest większy problem niż wizja picia jej krwi, aż umrze. Strasznie to naciągane. 


ROZDZIAŁ 4


Wchodzę do prawie pustej Sali[małą literą], zajęcia z tańca są indywidualne, aby zapobiec wyśmiewaniu nowicjuszy i aby nauczyciel mógł lepiej poinstruować ucznia. – Jakby w czasie dwugodzinnych wędrówek z podręcznikiem na głowie uczeń nie mógł być wyśmiany. Argument kaleka. I przecież większość zajęć na świecie dla nowicjuszy jest prowadzona w grupach i wszyscy żyją. 

— Twoja postawa, patrzysz się na każdego,[zbędny] jak drapieżnik, analizujesz innych, w rozmowach jesteś oschła, za wyjątkiem zaufanych osób, nie jesteś typem beksy, spryciary, ani gwiazdy,[zbędny] czy diwy, naprawdę rzadko tutaj,[zbędny] ktoś taki się trafia — odpowiada z miną, z której nie można nic wyczytać. – I odkrył to instruktor po jednej lekcji tańca, nawet nie rozmawiając z bohaterką? Zanim zaprzeczysz – nie, nie rozmawiali. Nie było takiej sceny, a to, czego nie było w scenie, nie istnieje. Nawet w streszczeniu, którym mnie potraktowałaś na początku rozdziału, nic nie wspomniałaś o jakiejkolwiek rozmowie. Jedyne, co wiem, to to, że instruktor (już zapomniałam imienia) ma czarne włosy. I serio uważa, że Eryka nie zachowuje się jak diwa czy gwiazda? Polemizowałabym. Nie dałaś mi żadnych argumentów dla tej cudacznej analizy osobowości głównej bohaterki, a jednocześnie odnoszę wrażenie, że próbujesz mi wmówić, jak mam ją postrzegać. Niestety to nie działa. 

To naprawdę dziwny człowiek, nie dość, że najwidoczniej przyjaźni się z wampirem, który ma mnie pilnować, to jeszcze porównuje nas. Kto normalny by to robił? – Dziwne jest to, że przyjacielem człowieka jest akurat ten wampir, który ją pilnuje i dziwne, że jest porównywana? A nie dziwi cię to, bohaterko, że na spotkanie wampirów ludzie są szkoleni przez… ludzi? Zresztą Eryka sama się wyżywała na Wilhelmie, czemu się dziwi, że wampir, który jest dla niej miły, może się z kimś zaprzyjaźnić? Eryka naprawdę zachowuje się jak rozwydrzona dziewucha, a w myślach kłamie. A może to rozdwojenie jaźni? Sama już nie wiem – co innego bohaterka robi, a co innego myśli. 

W piekarni sprzedajemy różne specjalne wyroby, ale tylko w piątki, chłopakom rzadko kiedy udawało się na nie zdążyć i tak,[zbędny] jakoś zaczęłam im trochę odkładasz[ć] na później, po kilka sztuk, to tyle — wyjaśniam, może moja znajomość z bliźniakami nie jest,[zbędny] jakaś wyjątkowa, ale przynajmniej,[zbędny] jakaś jest. – Czemu Eryka tłumaczy mi to, co właśnie powiedziała? Nie jestem głupia, nie musisz powtarzać mi dwa razy tego samego. To nie paradokument. 

Gdy docieramy na miejsce, po pokonaniu dwudziestu pięter, Krystian jest już zdyszany. – Dwudziestu? Gdzie oni się znajdują? Tylu to nawet Hogwart nie miał. 
Ach, potem się dowiadujemy, że chłopak wchodził te dwadzieścia pięter z Eryką na rękach i tylko się zdyszał. Nastoletni, niepracujący fizycznie chłopak. Tak. Na pewno. 

— Nie mam apteczki — odpowiada chłodno.
— Kłamca.
— Skąd ten pomysł?
— Bo powiedziałeś,[zbędny] to po tym, jak nie chciałam ci odpowiedzieć na pytanie, a zresztą, skoro ty mi nie pomożesz, to sama jej poszukam — deklaruję, po czym zaczynam przeszukiwanie pokoju, przez mój upadek znowu trudno mi chodzić, na szczęście w półmroku jest to ledwie dostrzegalne, z złych wieści, przez to moje poszukiwania są utrudnione i co chwila w coś uderzam. – Co to w ogóle ma być? Eryka wpada do czyjegoś pokoju, pyskuje, a w dodatku grzebie w cudzych rzeczach. Rozumiem, że wampir ją przedrzeźnia, ale on może sobie na to pozwolić – przecież jest wampirem, naczelnym, no halo! Głupota tej dziewczyny mnie przeraża, a jeszcze bardziej nie rozumiem wampira. Dlaczego na to pozwala? Albo jest fajtłapą, albo – co bardziej prawdopodobne – ma z tego niezły ubaw. W każdym razie cała scena wydaje mi się nierealna; jak nieudana parodia. 
Z nieco innej beczki – zupełnie nie potrafisz dzielić treści na zdania. Nie wszystko, co piszesz, musi się łączyć i zlewać w nieokiełznany strumień losowych, nieukształtowanych myśli. Poszczególne części zdań łączą się ze sobą trochę bardziej lub trochę mniej. Jeśli jedno jest w stanie istnieć bez drugiego, bez obaw możesz ciąć je na mniejsze fragmenty. Dynamika tekstu rządzi się swoimi prawami, ale na tę chwilę u ciebie jej po prostu nie ma. Pomijając kwestię równie nieistniejącej logiki tej sceny, mogłoby to wyglądać tak: (...) deklaruję, po czym zaczynam przeszukiwanie pokoju. Przez upadek trudno mi chodzić. Na szczęście w półmroku jest to ledwie dostrzegalne. Ze złych wieści – przez to moje poszukiwania są utrudnione, co chwilę w coś uderzam. Jak widzisz, po drodze poprawiłam kilka innych błędów i usunęłam zbędne elementy. 

— Prędzej się zabijesz, niż ją znajdziesz — mówi, pozostając przy drzwiach. – I właśnie teraz zaczynam się głębiej zastanawiać nad całą sceną. Skoro dziewczyna potrzebuje apteczki, to powinna ją dostać, jednak jeśli wampir jedynie się bawi sytuacją, to logiczne, że jej nie da przez jakiś czas. On może sobie na to pozwolić, ale powinny być tego konsekwencje. Widzę, że jedyne, co chcesz osiągnąć, to sprowokować różne sytuacje (nawet te bezsensowne) w taki sposób, aby ta dwójka miała okazję do rozmowy – dla wątku romantycznego. Mam nadzieję, że nas do tego nie prowadzisz. Taki wątek buduje się na przestrzeni tekstu, ale tekst ten musi mieć podstawy. Funkcjonowanie danej relacji powinno być czymś uargumentowane, a już pisałam, że zachowanie Eryki jest karygodne i trudno w nie uwierzyć. Nie możesz tworzyć wątku romantycznego, kiedy wszystko wokół leży – zbuduj podstawę świata, w którym bohaterka funkcjonuje. Dostosuj jej charakter do sytuacji. Gdzie Eryka, która w piekarni prosiła brata o odezwanie się do Sajmona? Właśnie, wampiry. Musisz najpierw ukazać całe społeczeństwo, ich władzę, to, jak spędzają czas. Pamiętasz Igrzyska Śmierci? Myślisz, że czemu funkcjonowały? Bo wszyscy bali się Kapitolu. Nie przeciwstawiali się mu. Dlaczego więc u ciebie mamy sielankę i Eryka rządzi strażnikiem? Czemu na tak wiele im się pozwala? Przecież wybrani z dystryktów też mieli jakieś dogodności, prawda? Ale były zasady. U ciebie zasad nie ma, a to kwestionuje realność twojego świata. Po prostu nie wierzę, by ten obiad był straszny. Na moje, Eryka może sobie po prostu wyjść i jeszcze trzasnąć drzwiami. Nikt jej nie zmusza, nikt nie kontroluje, nie boi się, nie myśli o tym, co ją czeka. Ona się NUDZI i dogryza opiekunowi. I co innego, gdyby była to reakcja obronna. Jednak kreujesz ją na bohaterkę, dla której to zabawa. A jeśli główny wątek jest nierealny, wszelkie inne padają jak domek z kart. 

Przemywam rany wodą utlenioną, ból jest niemiłosierny, mam ochotę wrzeszczeć, ale nie chce[ę] robić z siebie sieroty, więc tłumie[ę] bolesny jęk. Kiedy rany są już odkażone, zaczynamy przyklejać plastry, jest to o wiele przyjemniejsze, niż obmywania[e] ran. – Encyklopedia-Aya mówi, że raz, woda utleniona nie boli w takim stopniu, w jakim to przedstawiasz, najwyżej lekko szczypie, a dwa, tego się na rany nie stosuje. Woda utleniona nie służy do odkażania – wprawdzie uszkadza komórki bakteryjne, które dostaną się do rany, ale w takim samym stopniu działa na te należące do ludzkiego organizmu – rozkłada je. A zatem zostajemy sobie z martwymi komórkami bakteryjnymi oraz własnymi w ranie. To nie pomaga, naprawdę. Najlepsze są środki na bazie alkoholu. Chcesz urealnić scenę? Użyj spirytusu. A tak nawiasem pisząc – woda utleniona nie jest całkiem bezużyteczna. Świetnie spiera krew z ubrań.

Kiedy kończę, zwijam się w kłębek w kącie kanapy, nie mam siły chodzić,[zbędny] ani przez,[zbędny] to[,] że moje stopy są w opłakanym stanie, ani przez, to że zużyłam większość swojej energii na powstrzymywanie kszyków. – Krzyków. Cały czas mam wrażenie, że strasznie wydłużasz zdania przecinkami, zamiast dzielić je na krótsze. Tam, gdzie intuicyjnie postawiłabym kropkę, widzę u ciebie przecinki. Czasem doprowadzasz do tego, że zdanie ma kilka linijek i zaczyna się zupełnie inną myślą, niż kończy. Wtedy się gubię i muszę wracać do początku, a to irytuje. Pomyśl nad tym. Zdanie wyżej spokojnie mogłabyś podzielić na dwa. 

— Potrzebujesz coś jeszcze [zbędna spajca]? — pyta się, odwracając w moją stronę.
— W sumie, to tak[.] [P]potrzebuję, żebyś sobie poszedł. — Na nic mi jego towarzystwo, a skoro chwilowo jestem unieruchomiona, to lepiej, żeby sam sobie poszedł.
Po tym jak, to mówię wampir naprawdę odchodzi, to trochę podejrzane, że nie robi, żadnych problemów, ale nie mam siły się nad, tym zastanawiać. – Ale… co jest podejrzane? Do tej pory to główna bohaterka czepiała się wampira, a on zazwyczaj ignorował jej docinki albo rzucał coś prześmiewczo. Czemu się dziwi, że odszedł? To nie pierwsza taka sytuacja. 

Skończyłam czytać czwarty rozdział i chcę wspomnieć, że imię głównej postaci zostało do tej pory wymienione tylko raz od początku opowiadania. 


ROZDZIAŁ 5


— Wstawaj, od śniadania nic nie jadłaś, a głodowanie,[zbędny] też w niczym nie pomoże — powiedział i położył tacę z kilkoma kanapkami i filiżanką herbaty na stoliku. – Ale… ona nie jadła, bo kazaliście jej przez osiem godzin tańczyć… 


— A ta druga sprawa, to wiesz, że w budynku jest winda? — pyta się, tak jakby pytał o najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem. – No chyba nie jest, skoro nawet tamten chłopak, co ją niósł, tego nie wiedział. Chyba że wiedział, ale chciał zgrywać silnego faceta i zaimponować Eryce, co by było głupie i nieodpowiedzialne (mógł ją upuścić na schody w każdej chwili albo nabawić się kontuzji). I takie rzeczy jak plan budynku powinny zostać przedstawione przez opiekunów, nie? A może były, ale wtedy, kiedy Eryka wyłączyła myśli na czas podróży? 

W ogóle zastanawiam się, dlaczego wszyscy są tacy mocno „family friendly”? Przecież ci ludzie będą posiłkami wampirów (chyba, bo nie wyjaśniłaś dokładnie, co się będzie dziać na obiedzie; miałam nadzieję, że wyjaśni się to w czasie zajęć, które streściłaś), muszą być przeszkoleni, chyba powinna być jakaś dyscyplina, prawda? Tymczasem hasają wesoło po budynku, gadają sobie, jakby byli kumplami, każdy ma własny apartament z pokojami, kuchnią, łazienką i w ogóle „full wypas” (nie, kraty w oknach nie wystarczą). Trochę mi się to kłóci z wizją niebezpieczeństwa. Jeszcze gdyby bohaterka w myślach przedstawiła to jako podejrzanie wyglądające miejsce, jako coś w stylu wygodnego mieszkania, aby zażyć luksusów przed śmiercią… Nie wiem, totalnie tego nie kupuję. Mają lepsze warunki niż w Hogwarcie, są świetnie traktowani. Nawet mogą jeździć po innych wampirach bez konsekwencji i strzelać fochy. Coś jak reality show. 

— Jesteście dość mocno zacofani.
— A jak myślisz, czyja to wina? — Nie daruję mu tego, to jego gatunek tak poniżył ludzi, a on sobie myśli, że może jak gdyby nigdy nic nas oceniać, tak jakby nasza obecna sytuacja byłam wyłącznie naszą winą. – No tak, bo najlepiej wyżyć się na biednym kelnerze za błędy całej rasy. 

Dopiero w połowie rozdziału dowiedziałam się, że „kelner z tacą” to nasz strażnik/opiekun. Strasznie chaotycznie prowadzisz narrację, nie dookreślasz tego, co się dzieje, kto przybywa, co kto mówi. Mamy mnóstwo postaci, które są tylko tłem i nie wprowadzają nic nowego do opowiadania. Odnoszę wrażenie, że cały czas czytam jakiś ledwie szkielet opka, nie pełnoprawne opowiadanie. Masz problemy z narracją pierwszoosobową, wszystko opisujesz, jakby to była trzecioosobówka z odmienionymi końcówkami. Nie będę po raz kolejny powielać naszych ocen i artykułów. Już pisałam, że mylisz czasy, wypisałam kilka błędów narracyjnych, więc na ten moment, aby bardziej wyczuć, o co chodzi, polecam ci przeczytać ocenę Skoi [173: Heal], gdzie tłumaczy to dokładnie. Nie ma sensu się powtarzać. Nie będę również czytać dalej, gdyż przeczytałam ponad połowę opowiadania i widzę, że powinnaś całość napisać od początku. Nawet jeśli dalsze rozdziały coś wnoszą fabularnie, powielasz błędy (przejrzałam kolejne notki, ale pozwól, że nie będę ich komentować), a nie ma sensu ciągnąć czegoś, co nie ma podstaw. Przejdźmy zatem do podsumowania. 


PODSUMOWANIE

Pozwól, że przybierze ono częściowo formę punktową, ponieważ dość szczegółowo opisałam wyżej, z czym masz problemy. 
Zacznijmy od poprawności. Popełniasz prawie każdy rodzaj błędu: 
– mieszanie czasów;
– brakujące lub zbędne przecinki w przypadkowych miejscach;
– błędne końcówki słów każdego rodzaju; 
– błędne słowa; 
– błędy ortograficzne; 
– błędne cudzysłowy; 
– braki znaków diakrytycznych; 
– dywizy poza dialogami; 
– za długie zdania, połączone przecinkami w losowy sposób;
– wszechobecne literówki. 

Wypisałam mnóstwo przykładów wyżej, więc nie będę się na ten temat rozpisywać. 
Jeśli chodzi o narrację, najbardziej rzuca się w oczy: 
– ekspozycja; 
– suche opisy, w tym opisywanie postaci jak na wypracowaniu szkolnym; 
– myślenie o oczywistościach, tłumaczenie sobie oczywistości; 
– nienaturalne nazywanie postaci; 
– sztywne myślenie, podobieństwo do narracji trzecioosobowej; 
– brak stylizacji językowej. 
Nieco więcej wspomnę jeszcze o stylizacji. Nie wiem, w jakich czasach toczy się akcja, jaki to jest świat, a bohaterka leci współczesnymi słówkami (szkoda gadać), by za chwilę mówić dość archaicznym językiem (niegdyś). Nie wiem też, na ile stylizacja jest błędem w przypadku, kiedy akcja rozgrywa się w  czasach, gdzie wampiry posiadają dwudziestopiętrowy (albo wyższy) budynek z windą, ale wieśniacy mają jedną piekarnię na miasto i głównym miejscem spotkań jest targ. 
Tu więc przejdę do świata przedstawionego, który niemal nie istnieje. Nie ma danych o czasie, o miejscu, nie wiem, na czym się wzorujesz – quasi-średniowiecze? Totalnie alternatywny świat, gdzie technologia i zacofanie jest zmieszane, w zależności od miasta? A może to nowoczesne czasy, tylko wioska i okolice są jakimś odrębnym, zacofanym regionem? 

Przemyśl też główną bohaterkę. Jest rozwydrzona, pyskata, nie myśli o konsekwencjach, taka trochę Mary Sue, poza tym, że nie potrafi tańczyć. Nie da się jej polubić. Już wymieniałam sytuacje, w których jest szczególnie nie do zniesienia. Ponadto jest totalnie nieciekawa. Oprócz oburzania się o wszystko i myślenia, jak to jest niebezpiecznie (choć zachowanie pokazuje, że niczego się nie boi), to bohaterka pusta w środku, która nie przejmuje się swoim losem, nie tęskni za rodziną… Jej jedynym problemem przez to opowiadanie było to, że przez jeden dzień się nudziła. Napiszesz – przecież była scena z bliźniakami i rodziną. Tak, ale Eryka wcale nie przejmowała się rodziną. Po prostu przytrafiła jej się okazja, żeby się w razie czego skontaktować i spoko; rodzina odhaczona, problem z głowy. Głównie narzekała na strażnika. Nie potrafię wymieniać żadnej pozytywnej cechy tej bohaterki. Nie, jedna jest! Była troskliwa dla znajomych – chowała bułki, żeby starczyło dla bliźniaków. Zapamiętałam, bo było to w scenie. Tak naprawdę drugą postacią, która realnie wystąpiła, był Wilhelm. Strażnik, który… nabijał się z dziewczyny, zakrawając o nieodpowiedzialność i robił jej na złość. I więcej. Reszta postaci to tylko wymienione z imienia osoby, które wiem, że były jakoś tam ubrane. Mało, prawda? 
To wszystko jest spowodowane ekspozycją, brakiem scen, streszczeniami. Nie ma fabuły w fabule. Niby jakoś czas leci, bohaterowie gdzieś tam idą, ale wszystko dzieje się poza kadrem. Protagonistka streszcza mi, co robiła, ale ja tego nie doświadczyłam. Miała lekcję tańca? Czemu nie czytałam, jak liczy w myślach kroki? Czemu nie nuciła melodii pod nosem? Dlaczego nie wzdrygnęła się, gdy pierwszy raz nadepnęła instruktora na stopę? (Nawet nie pamiętam, jak się nazywał. Czemu? Bo nie było go w scenie!) Takie streszczanie skutkuje brakiem emocji. Nie polubiłam bohaterki, nie kibicowałam jej ani nie wczuwałam się w nią, ponieważ… nie było w tym uczuć. To, że napiszesz, że Eryka się bała obiadu, nie znaczy, że w to uwierzę. Nie wspominała o tym co chwilę, nie drżała na myśl o zbliżającym się dniu… 
A to oznacza, że musisz nauczyć się budować sceny. Na początek polecam ci jeszcze raz zajrzeć do artykułu: 
BEZ CZEGO ANIRUSZ? – podstawy podstaw;
oraz do pozostałych:
O TAKICH, CODOBRZE MÓWIĄ – czyli kwestie narracji;
SCENA – jak ją rozgryźć?

Nie myśl, że po przyswojeniu tych zasad, będziesz potrafiła pisać opowiadanie. To wieloletni trening i długotrwałe doskonalenie warsztatu. Polecam także czytanie książek, ocen i artykułów z naszej Encyklopedii. Popracuj również nad poprawnością, ponieważ tekst czytało się strasznie ciężko. 
Nie będę się również rozpisywać o bardziej szczegółowych aspektach – zbyt dużo przed tobą pracy u samych podstaw, by już teraz wprowadzać cię w nieco subtelniejsze aspekty tworzenia. 

Jedynym plusem opowiadania jest chyba pomysł na fabułę, choć ta też kojarzy mi się z Harrym Potterem (wątek szkoły) oraz Igrzyskami śmierci. Nie dokończyłam opowiadania, więc zostawiam cię bez noty, jednak muszę zasygnalizować, że moim zdaniem opowiadanie na ten moment jest na najniższym możliwym poziomie. Nie da się go poprawić, powinnaś je rozplanować i napisać od nowa – gdy zdobędziesz więcej wiedzy w kwestii pisania. 
Życzę powodzenia! 



Serdeczne podziękowania dla Ele, Daf oraz niezastąpionej Ayi – za betę, wskazówki medyczne oraz miłość do półpauz! <3 


2 komentarze:

  1. Witam. Odnośnie oceny, to muszę się przyznać, że niejednokrotnie się uśmiałam z własnej głupoty, to chyba dobrze, bo to znaczy, że można mnie jeszcze zreformować, albo przynajmniej uświadomić, że robię głupie błędy.

    W sprawie tego, że nie wiedziałaś od czego zacząć, bo mam na blogu dwie wersje opowiadania, to uznałam, że lepiej zapobiec, takim rzeczom na przyszłość i to posegreguje.

    Co do moich licznych błędów ortograficznych, to sprawa wygląda, tak że obecnie wszystko pisze w programie, który mi je podkreśla, po prostu sama nie umiem ich zauważyć.

    I nie do końca ogarniam przecinki, korzystam czaszami z Internetu, żeby się upewnić, gdzie się je stawia, ale i tak różnie to wychodzi.

    Jeżeli chodzi o półpauzy i pauzy, to tak, zajrzałam do komentarza pod podaniem i wydawało mi się, że wszystkie poprawiłam, nie wiem, może te dwie przegapiłam. A no i jak zaglądam dalej w tekst oceny, to chyba są one zachowane, czyli to była moja nieuwaga w prologu.

    Tak, cały prolog do poprawki, wiem to. Nieważne, ile podejść nie robiłam, to on mi nie wychodził.

    Z dobrych wieści natomiast jest, to że w późniejszej części oceny, kiedy wspominałaś, że tak późno poznajemy imię bohaterki, to że jest trudnym przybytkiem i co ważniejsze kwestie więzi rodzinnych.

    Dosłownie staniała mi przed oczami piękna ścienna, chociaż nie wiem, czy znowu taka piękna, ale na pewno zabawna. I uznałam, że fajnie byłoby ją umieścić w prologu. Było by podane imię bohaterki, pokazanie, jak wyglądało jej dzieciństwo ( takie małe nawiązanie do jej charakteru ) i relacje rodzinne.

    Oczywiście przytoczone punkty i tak postaram się rozwinąć w opowiadaniu, ale bardzo przypadł mi do gustu właśnie, taki prolog. Myślę, że będzie bardziej ciekawy i przede wszystkim żywy.

    A i z czasem, w jakim piszę, to zdecydowałam się na przeszły, chyba jakość wygodniej mi się go używa. Czeka mnie masa poprawek w teksie, ale co tam, przynajmniej będzie spójny, przy okazji pozmieniam te opisy postaci i w szumie, to cały tekst.

    Musze, też lepiej wyjaśnić sytuację polityczną.

    Jeżeli chodzi o „Podziwiam jej misterną sieć informacyjną, no ale ona ma swoje kontakty, a my mamy Glindre. – Zastanawia mnie, czy inspirowałaś się pewnym popularnym bohaterem. Od razu mi się skojarzyło. Mogę się mylić i nie jest to skojarzenie wcale złe; chyba pierwszy raz jestem czegoś ciekawa. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. ”

    To nie inspirowałam się nikim konkretnym. Po prostu podoba mi się motyw osoby, która ma dostęp do informacji, nawet takich, których nie powinna znać, ale ma kontakty. To dało mi też możliwość powrotu do tej postaci, bo te jej informacje muszą mieć, jakieś źródło.

    No i podobnie jest z Ryszardem, on wie za dużo i ma kilka porządnych sekretów, zresztą samo, to że kumpluje się z wampirem, który ją pilnuje nie jest kosmicznym zbiegiem okoliczności, ale puki co nie zostało to wyjaśnione w fabule. Więc się nie dziwię, ze nie jest to jasne.

    Nie chcę za bardzo tutaj spolerować, chyba że chciałabyś przeczytać mój plan na rozwiniecie tego, to wtedy, jakość ci to prześlę.

    I bardzo proszę ( oczywiście, jeżeli to czytasz ) o podanie bohatera, który ci się skojarzył i z jakiego to opowiadania. Tym razem to ty mnie zaciekawiłaś i nie przegapię możliwości poznania nowej, być może fajnej historii.

    A i jeszcze imiona postaci. Tak wiem, że są pomieszane z fantasy, z tymi istniejącymi, z różnych cięci świata, to w sumie nawiązuje do tego, że cały świat jest pomieszany.

    Historia świata jest inspiracją różnych mitologii i teorii związanych z wszechświatem, wyszedł z tego niezły chaos. Wiem, nie podałam historii stworzenia świata i będę musiała to zrobić. Gorzej, z tym że nie wiem, jak mam wpleć historie do fabuły, może trochę poeksperymentuje z prologiem, lub napisze osobny post. Jeszcze nad tym pomyślę.

    To byłoby na tyle. Dziękuję za napisanie oceny i jak poprawię tekst, to zgłoś się ponownie, byłoby mi miło, gdybyś zgodziła się sprawdzić mnie w przyszłości i nie martw się, nie przyjdę z powrotem, po dwóch dniach, prawie nic nie zmieniając w teksie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!
    Odniosę się do tych części wiadomości, które – według mnie – warto rozwinąć. Jeśli którąś kwestię pomijam, to znaczy, że przyjęłam do wiadomości/zgadzam się i nie ma sensu tego roztrząsać.
    @dywizy/półpauzy – tak, nie było ich wiele. Widać, że zadbałaś o ten aspekt. w razie czego polecam ctrl+F, dzięki czemu możesz z łatwością znaleźć dywizy w całym tekście. Pamiętaj jednak, by nie usuwać tych poprawnych, które są w połączeniach wyrazowych.
    @prolog – jeśli chcesz przedstawić przeszłość bohaterki, może zrób to jako sen? Urywane sceny z dzieciństwa, pokazujące istotne momenty. Na pewno nie streszczaj tego dzieciństwa, nie opisuj, jak się czuła Eryka. Możesz też nie robić z tego snu, a po prostu niech prolog będzie jakimś fragmentem z życia Eryki z okresu dziecięcego. Fragmentem, który coś wnosi. Może jak była mała i jej mama się przygotowywała na obiad, a Eryka bała się o to, czy wróci i myślała, kto poprowadzi piekarnię, gdyby mamie się coś stało? Myślę, że taka jedna scena nakreślająca życie bohaterki będzie fajna. Na pewno coś wymyślisz!
    @postać – chodziło mi o Varysa z Gry o tron. Jest popularnym bohaterem, szczególnie w książce jego charakter jest świetnie oddany. Pracuje w zamku i ma szereg „ptaszków”, które przekazują mu informacje. Osobiście uwielbiam tę postać.
    @Ryszard – jeśli jego przyjaźń z wampirem jest czymś niespotykanym, może spróbuj to bardziej pokazać? Niech Eryka się dziwi, jak to możliwe. Niech widzi więcej typowych sytuacji w zamku, plotek; ukaż, jak traktowani są przez wampiry ludzie. Czy Ryszard i Wilhelm kryli się z przyjaźnią? Nie? Dlaczego się nie bali? Staraj się zadawać sobie pytania, rozrysuj plan wydarzeń, napisz np. na kartkach, kto ma z kim jakie relacje i dlaczego, a także co z tego wyniknie. Pamiętaj, każdy twój ruch musi mieć sens dla fabuły.
    @imiona – jeśli są pomieszane, to dlaczego? Zastanawia mnie, czy wampiry mają dzieci z ludźmi, wtedy mieszanka imion byłaby wytłumaczalna, ale nie było nigdzie wspomniane o pół-wampirach. Czemu wampiry pozwalają na nadawanie ludziom imion zarezerwowanych dla ich grupy? Może to nie takie imiona? Pomyśl, jak to rozwiązać i przekazać w tekście.
    @historia – nie musisz robić tego od razu. Pamiętaj, że wszystko możesz wprowadzać po kolei, stopniowo. Na przykład dlaczego Eryka nie może mieć lekcji z historii powstawania świata, aby na obiedzie wykazać się wiedzą? Pokazując taką lekcję, możesz przemycić informacje historyczno-polityczne. A może niech rozmawia o tym z kolegą? Tylko nie zbyt bezpośrednio. Niech też sama coś wie, bo nierealne by było, gdyby kazała sobie wszystko opowiadać – przecież żyje w tym świecie i wie, jak on funkcjonuje, prawda?
    Mam nadzieję, że moje uwagi wspomogą Cię w rozwijaniu warsztatu. I jasne, zapraszam w przyszłości po ocenę. Jednak pamiętaj, trening czyni mistrza, zaglądaj do artykułów i ocen, czytając książki, zastanów się nad tym, jak wygląda narracja i dlaczego bohater jest oddawany tak, a nie inaczej.

    Bardzo dziękuję, że odpowiedziałaś na ocenę. To dla mnie dużo znaczy i cieszę się, że mogłam pomóc!
    Pozdrawiam, For

    OdpowiedzUsuń