[124] ocena bloga: listy-niczyje.blogspot.com

Adres: Listy niczyje
Autorka: Deadly Poison
Tematyka: FF potterowskie – córka Voldemorta
Oceniające: Eredis, Forfeit


Po bardzo długiej przerwie z radością wracam do życia i oceniania – na pierwszy ogień idzie Twój blog. Zaznaczam, że oceniam na bieżąco, więc pewne uwagi, które pojawią się na początku, mogą nie być znaczące względem późniejszej treści. No to do roboty!
Od For: Dołączyłam do grupówki. Mam świadomość, że kiedyś, kiedyś, oceniałam już tego bloga, lecz sporo mogło się zmienić (mój warsztat również), więc z radością powracam do Listów niczyich i mam nadzieję, że choć trochę pomogę Eredis. No to zobaczmy, czy opowiadanie się rozwinęło.



PROLOG
Jest krótki i poprawny pod względem technicznym. Nie wiem, czy to zasługa poprzednich ocen, solidnej bety, a może Twojej doszlifowanej poprawności, ale brak błędów (poza tym jednym, wypisanym niżej) to wielki plus. Nie zaskoczy Cię zapewne również opinia, że jest to początek bardzo tajemniczy, o którym trudno się dokładniej wypowiedzieć. Trzeba Cię też pochwalić za eksponowanie emocji targających główną bohaterką, przez stosowanie w większości zdań pojedynczych nierozwiniętych, a czasami też i równoważników. To bardzo dobry zabieg, czuję się zaintrygowana dalszą częścią.

Gdy się już skończy - nie odpiszesz. – Nie użyłaś tu myślnika, lecz dywiz. Cytując fragment artykułu maximilinne: W typografii myślnik to pauza (—: skrót klawiszowy: alt+- (z klawiatury numerycznej) lub alt+0151) lub półpauza (–: skrót klawiszowy: alt+ctrl+- (z klawiatury numerycznej) lub alt+0150). Obecnie raczej odchodzi się od pauzy, na rzecz półpauzy, ale tak naprawdę to tylko od Was zależy, na co się zdecydujecie. Dywiz jest łącznikiem między dwoma wyrazami, na przykład w złożeniu biało-czerwony.
EDIT: Później w dialogach używasz już półpauzy. Niedopatrzenie?


ROZDZIAŁ 1 – Koszmary
Wtrącę tylko, że Twoje wcięcia akapitowe są bardzo małe. Uważam, że dużo wygodniej czytałoby się, gdyby były większe, a i tekst wyglądałby na mniej zbity.

Młoda szatynka jeszcze raz przeczytała list, wierzchem dłoni ocierając wilgotne od łez policzki. – Zaczynanie zdania od młoda szatynka nie wygląda dobrze. Określanie osoby kolorem włosów świadczy raczej o słabym warsztacie pisarskim; osobiście bym się tego pozbyła.

Mimo, że minęły już prawie dwa miesiące, ona wciąż nie potrafiła pogodzić się ze stratą. – Mimo że bez przecinka (następuje jego tak zwane cofanie); co ciekawe, kilka zdań później zapisujesz już to poprawnie.

Będzie walczyć [przecinek] póki będzie miała siłę. – Jest to zdanie złożone podrzędnie, którego konkretne człony oddzielamy od siebie właśnie przecinkami.

Kiedy ostatniego dnia czerwca, piętnastolatka przekroczyła próg starej posiadłości, a drzwi zaskrzypiały za nią przeraźliwie, zacisnęła tylko zęby i powoli skierowała swe kroki do jednego z największych pomieszczeń, w którym zwykł przesiadywać jej ojciec. – Pierwszy przecinek zbędny; jest to dopełnienie zdania i nie oddzielamy go przecinkiem.

Zastanawia mnie, dlaczego bohaterka od razu poszła do salonu, w którym siedział ojciec. Zazwyczaj jest tak, że ludzie chcą uniknąć awantury, więc starają się nie wchodzić sobie w drogę; tutaj jednak dziewczyna w pierwszym odruchu szła do ojca z założeniem, że się jej oberwie. Niby chciała mieć to już za sobą, ale wydaje mi się to trochę nielogiczne.
No i od razu dowiadujemy się, że Narcize jest córką Voldemorta. To dość powszechny wątek w fanfikach potterowskich, a także mało ambitny i trzeba mieć nie lada umiejętności, aby wiarygodnie napisać historię córki Czarnego Pana. Bo ja nie wierzę, że mógł mieć dzieci. Wiadomo, seks ludzka rzecz i każdy ma fizjologiczną potrzebę zaspokajania, ale Voldzio przecież nie znał miłości, prawda? Nie? Uważasz, że mógł spłodzić dziecko? No to czytam dalej, przekonaj mnie!

Stanęła w wejściu do salonu, który [przecinek] mimo trzaskającego w kominku ognia, wręcz mroził swoim chłodem. Ciemne ściany i kamienne podłogi, mimo przestronności wnętrza i wysokiego sklepienia, upodabniały to miejsce do średniowiecznych lochów. – Podkreślona część może być traktowana jak wtrącenie, więc w takim wypadku powinna być oddzielona przecinkami z dwóch stron. Możesz jednak nie robić z tego wtrącenia (bo nie ma czasownika), ale wtedy przecinek po ognia trzeba usunąć.

Patrzący nie zatrzymałby się jednak na podziwianiu tego misternie rzeźbionego siedzenia, ponieważ to postać odpoczywająca na nim skupiała całą uwagę. – Nie jest to błąd, ale lepiej brzmi w fotelu.

Bardzo zręcznie i po prostu dobrze opisany salon oraz sam Voldemort. Potrafiłam dokładnie wyobrazić sobie mrok pomieszczenia, jak i surową postać ojca bohaterki; zastanawia mnie, co dziewczyna zrobiła źle i jak doszło do tego, że Czarny Pan w ogóle ma córkę.

– My? – zapytała niepewnie dziewczyna, robiąc kilka kroków do przodu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak nie dostrzegła nikogo poza swoim ojcem. – Co, zaprosiłeś swoich śmierciożerców? Czyżbyś sam nie potrafił poradzić sobie z własnym dzieckiem? – zapytała, jak zwykle zbyt butnie. – Jak na kogoś, kto jeszcze kilka chwil wcześniej bał się spotkania z własnym ojcem, to dziewczyna zachowuje się bardzo dziwnie. Skoro znęcano się nad nią całe wakacje, powinna drzeć ze strachu i starać się nie zdenerwować Voldemorta, który ją przecież torturował. Okropna klisza – córcia antagonisty taka pyskata...

Otworzyła usta, próbując zaczerpnąć powietrza, niczym ryba wyjęta zwody. – Z wody.

Przez tyle lat nie zdołałaś nauczyć się szacunku... – westchnął Czarny Pan, patrząc beznamiętnie na bezradną szatynkę. – Znów określasz bohaterkę kolorem włosów. Uwierz, już lepiej powtórzyć jej imię, albo nawet nazwać ją dziewczyną.

– Widzisz, Narcize, wciąż nie potrafisz okazać mi wdzięczności za to wszystko [przecinek] co dla ciebie robię... – zdanie złożone podrzędnie.

Te dwie wypowiedzi wyżej następują po sobie, a należą do jednej osoby. Powinnaś zapisać je inaczej; albo wszystko w jednym akapicie, albo od nowych akapitów: wypowiedź -> czynność -> wypowiedź.
Poza tym masz problem z zapisem dialogów (do czego jeszcze wrócimy). Jeśli po wypowiedzi stawiasz myślnik i opisujesz czynność wykonywaną przez postać, to wypowiedź kończysz kropką, a komentarz narracyjny zaczynasz wielką literą. A jeśli wypowiada się pierwsza osoba, a po wypowiedzi opisujesz czynność drugiej postaci, powinnaś zacząć od nowego akapitu.
Pamiętaj, dobrze jest w dialogu unikać ściany tekstu. Na dole zalinkuję poradnik, który może lepiej wyjaśni Ci, gdzie konkretnie popełniasz błąd. A teraz przykład. Popatrz, jak to wygląda, a jak powinno wyglądać:

– Przez tyle lat nie zdołałaś nauczyć się szacunku... – westchnął Czarny Pan, patrząc beznamiętnie na bezradną szatynkę. [polecam akapit] Machnął niedbale ręką, a ona wreszcie z głośnym świstem odetchnęła, dysząc teraz jak po przebiegnięciu dłuższego dystansu. [polecam akapit] Nadal nie podnosiła się jednak z ziemi. Voldemort, jak gdyby nigdy nic, zaczął przechadzać się po pokoju. [akapit] – Widzisz, Narcize, wciąż nie potrafisz okazać mi wdzięczności za to wszystko [przecinek] co dla ciebie robię... że daję ci jeść, wychowuję cię... – wskazał na nią ręką, jak gdyby pokazywał, że jedną z lekcji wychowania odbyła przed chwilą. [zbędna kropka] [spacja]...pozwalam ci się uczyć, a nawet zawierać przyjaźnie ze zdrajcami krwi. A ty nadal nie dajesz mi nic w zamian... żadnego podziękowania. Dlaczego? Dlaczego nie potrafisz docenić tego, że pozwalam ci oddychać? – [wielką literą] spojrzał na nią, niemalże ze smutkiem, choć tak naprawdę jego oczy pozostały takie jak zawsze. Wyprane z wszelkich uczuć, podobnie zresztą jak głos – nieznośnie spokojny, zimny i mimo że bardzo cichy, bez trudu można było usłyszeć każde słowo.
[akapit] Dziewczyna wciąż siedziała na podłodze, choć udało jej się już uspokoić. Wpatrywała się w swojego ojca z największą nienawiścią, jaką jest w stanie wydobyć z siebie człowiek, ale nie odezwała się ani słowem. Nikt zresztą tego od niej nie oczekiwał.

– W zamian za całą tę... dobroć [przecinek] jaką ci daję [przecinek] oczekuję jedynie, że będziesz wykonywać moje prośby, czy to naprawdę tak wiele?  jaką ci daję to wtrącenie.

Czy doprowadzenie do mnie Pottera jest aż tak trudne? Miałaś tyle okazji... tyle okazji, żeby mi pomóc. – westchnął ciężko i dopiero teraz wyciągnął różdżkę. – Kropka po wypowiedzi bohatera jest zbędna, gdyż westchnął odnosi się do sposobu mówienia, nie do czynności, którą mówiący wykonuje w trakcie monologu.

Nawet przez moment rozważała szybką przemianę w deatha, jak zwykle w takiej sytuacji, ale nauczona doświadczeniem wiedziała, że kara jest nieunikniona. – Nie mam pojęcia, co to death. Jeśli wprowadzasz coś swojego do opowiadania, powinnaś zrobić to bardziej subtelnie, a nie rzucać nazwami jak popadnie, szczególnie że długi czas do tego nie wracasz, a czytelnik jest zdezorientowany.

 Petrificus Totalus. – Znów brakło tu kursywy.

Szesnastolatka nie mogła nic powiedzieć, ani choćby się poruszyć, więc stała i  [przecinek] nie mrugając [przecinek] patrzyła na swojego ojca. – Imiesłowy przysłówkowe oddzielamy od reszty zdania.
Poza tym teraz określasz bohaterkę wiekiem. Nie lepiej napisać choćby nastolatka?

Voldemort machnął różdżką na drzwi, prowadzące do lochów, a te w momencie się otworzyły. – Zbędny przecinek po drzwi. Przed imiesłowem przymiotnikowym czynnym nie stawiamy przecinka.

– Na dowód miłości do mojego jedynego dziecka – niemal się uśmiechnął, choć wzrok pozostawał pusty i nie zdradzający żadnych uczuć. [podwójna spacja, akapit] Szesnastolatka nie mogła nic powiedzieć (...). – Powinnaś postawić kropkę po dziecka i zacząć zdanie po myślniku wielką literą. I kolejny raz określasz postać wiekiem.

Nie miała pojęcia [przecinek] o czym mówi i kim może być ów zaproszony gość, ale nie podejrzewała niczego dobrego. – Nie miała pojęcia, o czym mówił i kim mógł być ów zaproszony gość (czas).

Dziwny dźwięk nasilał się z każdą chwilą, jakby przedmiot, który je [go – ten dźwięk] wydawał [przecinek] przybliżał się, i rzeczywiście po paru chwilach do pokoju wtoczyła się jakaś postać. – Nie pasuje mi zestawienie przedmiot – postać.

Przecież wiesz, że chętnie poznam twoich przyjaciół – drwiący uśmiech pojawił się na twarzy Czarnego Pana. – A tutaj kropka po wypowiedzi bohatera jest wskazana; drwiący zapisujemy wtedy wielką literą, gdyż uśmiech odnosi się nie do sposobu mówienia, a do czynności, którą mówiący wykonuje podczas wypowiedzi. Wypisałam już kilka przykładów złego zapisu dialogów; nie będę cytować każdego. Wspomnę o tym jeszcze w podsumowaniu.

Voldemort jednak nie przywykł do bycia ignorowanym, więc szybko postanowił dać o sobie znać. – To zdanie idealnie pasuje do sytuacji, jest dość przewrotne i pozwala się wręcz zaśmiać w tak dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazła się Narcize. Jeśli to celowy zabieg, to bardzo dobry.

– Crucio – powiedział cicho, a salę momentalnie wypełnił krzyk bólu.  – Ponownie brak kursywy przy zaklęciu. Nie będę więcej cytować podobnych błędów, gdyż przewija się to przez cały tekst.

Zobaczyła pełznącego gigantycznego pytona, zbliżającego się do chłopaka. – Bez przecinka. Nagini nie była pytonem. Prawdopodobnie była samicą Naga, wężokształtnego bóstwa mogącego przybierać formę człowieka (to tłumaczy, w jaki sposób posiadła ciało Bathildy, by zwabić Harry’ego w pułapkę).

Chyba był za bardzo zszokowany i przestraszony, żeby dostatecznie przejąć się tym, że największy czarnoksiężnik świata właśnie zwrócił się do jego dziewczyny per "córeczko". – To nie jest poprawny cudzysłów polski. Powinien on wyglądać tak: „(...)”. Ty użyłaś angielskiego. Polski automatycznie generuje Word lub możesz go uzyskać poprzez kody: [alt + 0132] (dół) i [alt + 0148] (góra) z włączoną klawiaturą numeryczną.

Chciała błagać ojca, żeby zostawił jedynego człowieka [przecinek] za którego oddałaby życie. – Zdanie złożone podrzędnie (i przed który zawsze stawiamy przecinek).

Gdyby można było utopić się we własnych łzach, już by nie żyła. – Bardzo ciekawa metafora, która świetnie działa na wyobraźnię czytelnika.

Zastanawiam się, dlaczego Nagini w żaden sposób nie zareagowała na rozkaz Narcize. Przecież dziewczyna również władała językiem wężów, była córką Voldemorta i chociaż wyraźnie ojciec nad nią dominował, to w tym makabrycznym – i jednocześnie świetnie napisanym – fragmencie zabrakło mi chwili… zawahania Nagini.

– NAGINI, ODEJDŹ! – miała ochotę zabić węża, ale przecież wiedziała, że to nie on jest winny temu [przecinek] co się stało.
No i trochę zaskoczył mnie wniosek Narcize, że Nagini nie jest winna śmierci chłopaka. Ależ jest! Przecież ona go zabiła, mimo że na rozkazy. Nic w tym dziwnego, że dziewczyna obwinia węża. Powinna! To naturalny odruch. Nikt w takiej sytuacji nie pomyślałby: kurczę, szkoda, że go zabiłaś, ale ci kazali, więc nie jesteś winna. Ten dopisek mogłaś sobie darować.

W chwili [przecinek] w której umarł, umarła też jakaś część jej. – To zabawne, że w tak dramatycznym zdaniu, przy tak lekkim stylu i przy dobrych, naprawdę dobrych opisach pojawiają się tak banalne wręcz błędy.

(...) Nie chcę, by istniało.” – Kropkę stawiamy zawsze po cudzysłowie, nawet jeśli należy do cytowanego zdania: klik.

Na razie mogę jedynie napisać, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki opisujesz wydarzenia. Widać, że oddzielasz od siebie narrację trzecioosobową i pierwszoosobową – ta pierwsza zawiera dłuższe, bardziej rozbudowane zdania, ta druga jest pełna emocji, ekspresji i po prostu przedstawia przemyślenia zranionej, cierpiącej z powodu ogromnej straty dziewczyny. Narcize jest z pewnością bardzo wrażliwa – dobrze, że widzę to w jej zachowaniu i listach, a nie w postaci ekspozycji.
To, co mi przeszkadzało, to dziwna sztuczność, z jaką rozmawiał z córką Voldemort. Owszem, pokazałaś, że jest on człowiekiem bezwzględnym, który z jakiegoś powodu pragnie upodlić, upokorzyć córkę. Jednak sam ich dialog według mnie wypadł dość… sztywno? W pewnych momentach odnosiłam wrażenie, że zamiast Czarnego Pana kwestię wypowiada jakiś zbuntowany nastolatek; nie wiem, z czego wynikała ta infantylność, ale czasami ją widziałam i trochę jednak przeszkadzała we wczuciu się w sytuację.
Niemniej jednak na razie jestem bardzo zadowolona (choć liczba błędów w porównaniu do prologu jest ogromna) i z ciekawością przechodzę do rozdziału drugiego.


ROZDZIAŁ 2 – Powrót do szkoły
Za każdym razem, kiedy któryś źle wykonał swoje zadanie, leżała na marmurowej posadzce, obserwując ze spokojem [przecinek] jak jej ojciec karał swoich popleczników klątwą cruciatusa. – To dość dziwne, że mimo że sama bała się ojca i jego zaklęć, była zupełnie obojętna na krzywdę innych. Wcześniej wydawało mi się, że jest wrażliwa i nie popiera działań ojca, teraz trochę namieszałaś mi w głowie. A dodatkowo znów źle zapisana nazwa zaklęcia.

Nadzieję, że Crucio będzie najgorszą z kar, które przyjdzie im przyjąć, a przerażające stworzenie, jakim była, jest jedynie ozdobą, okrutnym żartem czy też zwykłą przestrogą, a nie ich przyszłym katem. – Nie umiem dostrzec sensu w tym zdaniu; w dodatku pomieszałaś czasy.

Każdy z nich z całą pewnością wybrałby godzinę tortur zaklęciami, niźli minutę poddania się działaniu jadu deatha, chociaż przecież żadne z nich nigdy nie było na to działanie narażone. – Kolejne zdanie, którego nie rozumiem. Po co wplatasz angielskie słowa, które są trudne do zrozumienia, nawet w kontekście zdania? Death występuje tutaj w znaczeniu śmierciożercy? Jeśli tak, to co ma oznaczać określenie jad Deatha?

Ale czy panika przed nieznanym jest większa, niż ta [przecinek] która przyszłaby po skosztowaniu tej paskudnej broni? – W tym kontekście zdanie powinno brzmieć:  Ale czy panika przed nieznanym nie jest większa niż ta, która przyszłaby po skosztowaniu tej paskudnej broni?
Przecinek przed niż zbędny.

Cały pierwszy akapit drugiego rozdziału jest dla mnie bynajmniej niezrozumiały. Długo zastanawiałam się, co właściwie opisujesz – przemyślenia głównej bohaterki? Bo przez moment wydawało mi się, że są to przypadkowe zdania, zupełnie ze sobą niepowiązane, wrzucone w jedno miejsce. Mimo że znam kanon, nie miałam pojęcia, o czym piszesz. Pamiętaj, czytelnik nie siedzi w Twojej głowie, a jeśli wprowadzasz własne terminy, należałoby w subtelny sposób wyjaśnić w tekście, o co chodzi. I nie, zakładki nie są od tłumaczenia tego, co wprowadziłaś. Tekst powinien bronić się sam.

Domyślasz się już [przecinek] po co każę ci tyle czekać?

Tylko ten jeden fotel i wielki regał na książki, obok któego znajdowały się drzwi do lochów – jedne z wielu zresztą. – Którego. Dziwnie to brzmi – tylko fotel i regał obok drzwi, ale jeszcze też dużo innych drzwi...

– Musi chodzić o coś nader ciekawego – powiedziała w końcu, z wyczuwalną ironią, nie przestając wodzić wzrokiem po ciemnozielonych ścianach. – Przecinek po końcu zbędny.

– Mam go zabić? – zapytała spokojnie chorwatka, jakby przypominając sobie, że ojciec już wcześniej powiedział jej dokładnie [przecinek] czego od niej oczekuje. – Chorwatka wielką literą, ponieważ słowo to określa obywatelkę Chorwacji. I tutaj pojawia się mała nieścisłość – Narcize może być jedynie pół-Chorwatką, bo, o ile mnie pamięć nie myli, Voldemort to Anglik.

(...) dokończyła bezwiednie, nadal wpatrując się w oczy Chłopca–Który–Przeżył. – Chłopiec, Który Przeżył. Ten pseudonim napisałaś z myślnikami, a piszemy bez. A jeśli już się uprzesz, to z dywizami.

Po prostu nie widzę w tym sensu – dodała, różdżką kierując w bruneta. – Znów określasz postać kolorem włosów.
W tym rozdziale w ciągu może strony tekstu już dwa razy użyłaś też jako podmiotu szesnastolatki. To naprawdę nie wygląda dobrze. Proponuję również zmienić różdżką na różdżkę.

(...) a w jego ręce niewiadomo skąd pojawiła się różdżka. – Nie wiadomo.

Zaraz, chwilę. Czytam, że Narcize miała rzucać zaklęcie, potem odskoczyła przed innym, ale… trochę wyżej pisałaś, że była w postaci animagicznej. Kiedy się zmieniła? Może coś źle zrozumiałam przez ten chaotyczny pierwszy akapit? Co się tu zadziało?
O, właśnie. Wspominając o animagii, jak ona się tego nauczyła? Nie jest za młoda, by opanować tak trudną sztukę? Ma szesnaście lat (chociaż gdzieś wyżej pisałaś, że jednak piętnaście), ale sama raczej nie dałaby rady. Czy Voldemort ją szkolił? Naprawdę słabo wprowadziłaś ten wątek. Gubię się. Nie umiem odnaleźć się w tym, co się dzieje.
Nagle okazuje się, że ta scena to sen Narcize. Przyznam szczerze, że poczułam się skołowana. Najpierw przedstawiłaś nam trudny do zrozumienia fragment, potem tragiczną scenę śmierci Adama. Byłby to naprawdę ciekawy zabieg, gdyby nie fakt, że kwestie Voldemorta brzmiały tak… infantylnie. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest wykreować bohatera złego do szpiku kości, ale tutaj większość jego wypowiedzi jest bardziej zabawna niż poważna i złowroga.  

W domu mogła się od nich oderwać, spędzając większość czasu pod swoją animagiczną postacią, a im dłużej była deathem, tym mniej ludzkie stawało się jej rozumowanie. – Teraz jestem skołowana jeszcze bardziej. Więc death to to, w co zmienia się Narcize, czyli jakieś zwierzę, o którego istnieniu nie mam pojęcia. Rozumiem, że może chcesz być tajemnicza, liczysz na jakiś element zaskoczenia czytelnika, ale uwierz, to tak nie działa. To znaczy dobrze jest zaintrygować czytelnika, ale nie robić z niego głupca. A tak się czuję. Piszesz swobodnie o czymś, o czym nie mam zielonego pojęcia. Ty masz to w głowie, a ja nie rozumiem tekstu.

Nie dość, że nie mogła czuć się komfortowo w swoim domu, to i ciało oraz umysł zdawały się pozostawać w ciągłej gotowości do zdradzenia jej, w najmniej oczekiwanym momencie. – Ostatni przecinek zbędny, dopełnienia zdania nie oddzielamy przecinkiem.
Całe to zdanie jest ekspozycją. Pytasz, co to takiego ekspozycja? W skrócie to suchy opis tego, jaki jest bohater, co czuje, co myśli, jak reaguje, zamiast POKAZANIE, jak czuje, myśli, reaguje – w danej scenie. Odsyłam Cię do artykułu, który załączę na dole, żebyś miała wszystkie pomocne linki w jednym miejscu.

Jego usta były dziwnie ściągnięte, ledwo widoczne, a szaro–niebieskie oczy znakomicie kontrastowały z kruczoczarnymi włosami. Wyglądał trochę jak starszy brat Malfoya. – Każdy z rodu Malfoya miał akurat bardzo jasne włosy. ;)

– Powinienem się przedstawić – odezwał się nagle brunet, co kazało dziewczynie jeszcze raz na niego spojrzeć.
– Gavin Foulke – skinął głową, co wymusiło na szatynce przywołanie nikłego uśmiechu. – Brunet, szatynka… Nie będę już tego wypisywać. Polecam przejrzeć cały tekst pod tym względem. No i powiedz mi, dlaczego wypowiedź jednej osoby zapisałaś w dwóch akapitach, od kolejnych myślników? Przecież to nadal mówi Gavin, a z Twojego zapisu wynika, że pierwsza wypowiedź należy do chłopaka, druga do dziewczyny.

– Skoro nie jesteś uczniem, to kim? – spytała, sądząc, że przecież może odbywać w szkole praktyki. – Przez sześć lat w Hogwarcie Rowling nie napisała o takiej możliwości ani słowa. Wygląda to trochę tak, jakbyś przeniosła to z Polski.

Po drugim rozdziale moje zadowolenie nieco przygasło. Momentami nie rozumiałam, o czym piszesz, przez te poplątane zdania. Nie wiem też, kim lub czym są deathy, mam co prawda parę teorii na ten temat, ale najwyraźniej muszę poczekać. Rozmowa z Gavinem nieźle ci wyszła – domyślam się, że to nowy nauczyciel, być może będzie uczył obrony przed czarną magią, bo, jak wiemy, ci nauczyciele zmieniali się praktycznie co roku. Chociaż ta scena kojarzy mi się trochę z Więźniem Azkabanu i Lupinem – nauczyciele nie mieli zwyczaju podróżować z uczniami. Czyżby kopiuj-wklej?
Natomiast fragment ze snem byłby w porządku, gdyby nie infantylne, trochę nawet patetyczne, momentami żałosne wypowiedzi Voldemorta i pokręcone zdania, w których na próżno szukałam sensu. Idziemy dalej.


ROZDZIAŁ 3 – List
To głównie dzięki nim przyzwyczaiła się do ludzkiej krzywdy do tego stopnia, że nie robi już na niej żadnego wrażenia, chyba, że dotyczy bezpośrednio jej najbliższych. – Pomieszałaś czasy, co jest poważnym błędem; chyba że piszemy bez przecinka.
I nie wiem, kim są ci oni; wprowadzasz tajemnicę, ale w dość… toporny sposób. Nie sprawiasz, że czytelnik chce poznać tajemniczych kompanów Narcize, raczej jest to robione na siłę. Mogę jedynie się domyślać, że chodzi o te deathy; coś mi się wydaje, że są to te wilki z gifów w zakładce o bohaterach. Gdyby nie zakładka – byłby chaos. A nie świadczy to dobrze o tekście.
No i całe zdanie jest naprawdę straszną ekspozycją.

– Bardzo mi przykro, ale szlam, takich jak ty, nie wpuszczamy... chociaż, wiesz co? – Oddzielanie podkreślonego wyrażenia przecinkami jest zbędne.

Obie nie miały jednak większego sensu, bo dziewczyna nie potrafiła wytłumaczyć [przecinek] co działo się z ojcem, a jej wyjaśnienia, że teraz opiekuje się nią wujek  [przecinek] również nie przemawiały do większości. – To nie przygotowała wcześniej z Voldemortem wspólnej wersji? Nie sądzisz, że to nieodpowiedzialne, skoro Czarny Pan to jej ojciec?

Powstało więc wiele plotek, mówiących na przykład, że rodzice dziewczyny byli mugolami albo oddali ją do adopcji – sama Chorwatka przestała je w końcu dementować, przez co nawet jej najbliżsi przyjaciele nie znają jakiejś składnej wersji wydarzeń. – Znowu pomieszałaś czasy; jeżeli prowadzisz całe opowiadanie w czasie przeszłym, koniecznie unikaj wplątywania czasu teraźniejszego, bo zdanie się nie klei. W ogóle jest niepoprawne stylistycznie i trudno je zrozumieć.

– No cóż, nie możemy się o tym przekonać, bo twoi rodzice już od dawna gryzą glebę... nic zresztą dziwnego, pewnie nie mogli przeżyć, wiedząc [przecinek] jak paskudne dziecko im się trafiło. – odparowała Parkinson (…). – Teksty tych nastolatków są absolutnie żałosne, niczym wzięte z polskich paradokumentów typu Szkoła. Ślizgoni potrafili upodlić człowieka na wiele różnych sposobów, ale odwoływanie się do wyglądu raczej nie wchodziło w grę. Wydaje mi się to zbyt mało wyszukane i płytkie, jak na arystokratów. Ślizgoni uchodzili za przebiegłych i potrafili odpowiednio się wyrazić w słownej potyczce (no, może Crabbe czy Goyle nie byli za bardzo błyskotliwi, ale też mało się odzywali).

– A ciekawe [przecinek] co twój przyjaciel Głupoter o tym sądzi? – Absolutnie nie kupuję tego zdania w wykonaniu Malfoya, on tak NIE MÓWIŁ. Chyba pomyliło Ci się z Irytkiem. I skoro ma to być rym do nazwiska, to lepiej wygląda: Głupotter.

Chwila, moment. Jeżeli Narcize spędzała czas u Voldemorta w wakacje, to śmierciożercy musieli wiedzieć o jej istnieniu. Czy Malfoy udaje, że nie wie, kim jest dziewczyna, czy jakimś cudem nie skojarzył jej z córką Czarnego Pana?

(...) powiedział głos rozsądku w jej głowie i choć miała wielką ochotę zrobić mu na przekór, powstrzymała ochotę przemiany w śmiercionośne zwierze (…). – Zwierzę. Znowu pod względem stylistycznym trudne do przełknięcia zdanie.

– Zemsta szlam nadchodzi – powiedział jeszcze do nich tajemniczym tonem, po czym sam zaśmiał się, wyraźnie z siebie zadowolony. – Jeżeli Malfoy wie, kim jest Narcize, dlaczego odzywa się do niej w taki sposób? Nie boi się gniewu Voldemorta, obrażając jego córkę? Lucjusz na pewno ostrzegłby syna, aby uważał na Narcize.

<<Może nie chciał być powiązany ze śmiercią reprezentanta kraju...>> – pomyślała i chwilę trwało [przecinek] zanim do końca doszedł do niej sens jej własnych myśli. Wybuchnęła głośnym śmiechem, uświadamiając sobie [przecinek] jak idiotyczne było jej rozumowanie. – No dobrze, ale później nie wyjaśnia, dlaczego jej rozumowanie było tak idiotyczne, dlatego czuję się nieco zdezorientowana. Poprawniejsze będzie użycie słowa wybuchła.
Plus pierwsze jej jest zbędne. Czasami nadużywasz zaimków, przez co tracisz na lekkości, bo siejesz powtórzenia.

Ten wniosek na moment ją pokrzepił, bo pojawiła się nadzieja, że jeszcze nie jest z nią aż tak źle, ale za moment tylko westchnęła (...).

Starała się nie rozglądać na boki, wiedząc, że spóźnienie na taką ceremonię nigdy nie mogło zostać niezauważone, a ona nie należała do grupy ludzi, [zbędny przecinek] lubiących być w centrum uwagi. – Co jest dość dziwne, zważywszy na to, że niedawno wdała się w dyskusję ze Ślizgonami.

(...) a ona nie należała do grupy ludzi, lubiących być w centrum uwagi. Niestety, nie mogło umknąć jej uwadze, że kiedy tylko zrobiła kilka kroków wzdłuż stołu Gryfonów, na sali zapadła zupełna cisza, więc z początku [przecinek] nie patrząc w kierunku stołu nauczycielskiego, pomyślała, że dyrektor przemawiał i przerwał, widząc spóźnionego ucznia. Zmarszczyła jednak brwi, bo po Dumbledorze spodziewałaby się raczej zignorowania takiego ucznia, niżeli umyślnego zwracania nań atencji wszystkich zgromadzonych, więc [przecinek] chcąc nie chcąc [przecinek] uniosła wzrok na mównicę, nadal nie zwalniając kroku. – Podkreślona część wygląda na wtrącenie. A oto kolejne pokręcone zdanie. Mieszasz też style: to nań bardzo mi nie pasuje do stylizacji narracyjnej, której używałaś do tej pory.

Kiedy jednak zobaczyła osobę, która najwidoczniej przed chwilą przemawiała, przekrzywiła głowę niczym zdziwiona sowa. – Dość specyficzne porównanie.

Zmienili nam dyrektora? – przeszło jej przez myśl, ale od razu dostrzegła Dumbledore'a, [przecinek zbędny] siedzącego przy stole i – podobnie zresztą jak pozostali członkowie grona pedagogicznego – przypatrującemu się jej. – Przypatrującego.

Chłopak, z którym wdała się w pociągu w dyskusje, okazał się chłopakiem, a właściwie mężczyzną, który będzie ją uczył. – Wdała się z nim w jedną dyskusję; notabene, miałam rację. No i chłopak okazał się chłopakiem brzmi źle. Może lepiej chłopak okazał się nauczycielem?

No nie mów, że ta "żabcia w uroczym swetrze" (....) – znów niepoprawny cudzysłów.

– Nie, nie ona... spójrz na niego [kropka] [akapit] – [wielka litera] lekko skonsternowana Narcize podchwyciła szybko jej entuzjazm i spojrzała na stół belfrów, a jej brwi podjechały niemalże do linii włosów. (...) [akapit] – O nie... – powiedziała pod nosem, ale raczej nie zainteresowała tym dziewczyn. – Drugi fragment wypowiedzi należy przecież do Narcize, a pierwszy do Lavander.

Wiedziała też, że każdy chłopak, który jest lub był kapitanem drużyny quidditcha, mógł zawrócić [Lavender] brunetce w głowie, a jeśli w dodatku jest kilka lat starszy – zauroczenie murowane. – Nie dość, że ekspozycja, to jeszcze słaby research. Lavender była blondynką. I wciąż mieszasz czasy.

W końcu musiały mieć ze sobą wspólne tematy, nawet jeśli panna Kopljar nie była aż tak próżna jak jej koleżanki. – Nieładna ekspozycja, oj, nieładna…

– To dowiem się w końcu [przecinek] kim jest ta landryna? – Takie słowa kompletnie nie pasują mi do Narcize (szczególnie jako córki Voldemorta).

– Ma na myśli, że ministerstwo chce się upewnić, że Dubledore nie nadaje się dłużej do bycia dyrektorem – przerwała jej Lavender, [przecinek zbędny] o wiele pewniejszym tonem od swojej przyjaciółki, choć i ona mówiła szeptem. – Mała literówka. No i mówić pewnie to nie znaczy wcale: mówić głośno, prawda?

Czy Narcize jako córka Voldemorta popierała Dumbledore’a? Bo tak mi się wydaje, gdy czytam rozmowę jej i przyjaciółek. To znaczy, dziwiła się, gdy koleżanki podważały stanowisko Albusa i jego poglądy. Dziwne.

(...) biegałam po lasach graniczących z moją posiadłością, rozszarpując bezbronne zwierzęta, byle tylko zupełnie nie oszaleć... – Kompletnie nie zrozumiałam tego fragmentu; czy naprawdę Narcize aż tak dała się uwieść instynktowi animaga, że znajdowała prawdziwą przyjemność w rozszarpywaniu ofiar?

Ten–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać – powinnaś to zapisywać z dywizami (jest więcej takich przypadków w tym rozdziale).

(...) dodała, potakując głową, kiedy szatynka skończyła swoje streszczenie prasy z ostatnich tygodni. – Dodała do czego? Przecież wcześniej nic nie mówiła.
Poza tym jak inaczej mogłaby potakiwać, jeśli nie głową?

Zapytasz [przecinek] czemu w takim razie po raz kolejny adresuję do Ciebie tą wiadomość? – Tę wiadomość – biernik (z tą wiadomością – narzędnik).

Bardzo podoba mi się pełen emocji list Narcize. W tym fragmencie była zupełnie inna, wrażliwa, nie tak bezwzględna, na jaką starasz się ją wykreować.

Między przemyśleniami Narcize a wypowiedzią koleżanki zrobiłaś jedynie jeden odstęp. Myślałam, że to ciąg dalszy, że nadal jesteśmy w sypialni, a okazało się, że mamy kolejny dzień. Polecam zrobić większą przerwę lub jakoś inaczej zaznaczyć zmianę sceny.

Chociaż z takim wyglądem może byłabym mu w stanie to wybaczyć… – Lepiej by brzmiało: Chociaż z takim wyglądem może byłabym w stanie mu to wybaczyć.

Niezwykle ciekawe i intrygujące zakończenie tego rozdziału. Mimo że wydaje się to wielce nieprawdopodobne, że odpisał właśnie Adam, to jednak czytelnik odnosi wrażenie, że list przyszedł właśnie od niego. Idziemy dalej.


ROZDZIAŁ 4 – Kim jesteś, nieznajomy?
Zmarszczyła brwi, ale nie potrafiła zwrócić uwagi na żadną myśl, która próbowała wykrystalizować się w jej głowie. Czuła się [przecinek] jakby ktoś nacisnął czerwony przycisk, zupełnie odłączając ją od mózgu i emocji. Sięgnęła po małe, kwadratowe etui i otworzyła je. Przez dłuższą chwilę patrzyła na piękny, złoty pierścień z zielonym kamieniem i jakby bezwiednie uniosła do niego dłoń. Kiedy tylko musnęła przedmiot palcami, poczuła dziwne mrowienie w opuszkach i chyba to był impuls, który na nowo przywrócił jej łączność z mózgiem, wyrywając z dziwnie wygodnego odrętwienia. – Jest to bardzo ładny fragment. Nie potrafię zrozumieć, skąd takie dziwne skoki w twoim opowiadaniu – raz piszesz świetnie, lekko i poprawnie, a w następnym fragmencie tworzysz niezrozumiałe i pełne błędów zdania; trudno ogarnąć, co właściwie chcesz przedstawić.

Całe dzieciństwo spędziła w wyludnionym domu, chociaż mogłaby przecież mieszkać z dziadkami. A jednak niewidzialna moc trzymała ją w tym szarym mieście, bez wsparcia i przyjaciół. Bez nikogo, prócz dwóch krwiożerczych stworzeń, z którymi wbrew wszystkiemu, wbrew prawom natury i logice, miała tyle wspólnego. – Czyli całe dzieciństwo opiekowały się nią te deathy? No przecież nie mogły wychować jej zwierzęta. Właściwie to co się z nią działo, jak nie było Voldemorta?

Teraz wszystko wydawało jej się ciężkie, jakby każda cząstka jej ciała zmieniła się w gąbkę, [przecinek zbędny] nasiąkniętą wodą.

Nienawiść do tych wszystkich, którzy w jej mniemaniu przyczynili się do tego [przecinek] jak wygląda [czas] jej życie. Do ojca, jego popleczników, ale z drugiej strony również do tych wszystkich, którzy stoją [czas] na jego drodze.

Zawsze próbuje w coś wierzyć, ale do końca nie wie jeszcze [przecinek] w co powinna. – Czas.

Zresztą nie chciała mieć nic wspólnego z kobietą, która była w stanie pokochać potwora. – To akurat dość słaby argument, w końcu nie miała nawet szansy poznać matki; nie wiedziała też chyba, czy nie została ona wykorzystana przez Voldemorta.

Rozejrzała się tylko profilaktycznie, sprawdzając [przecinek] czy nikt jej nie obserwuje i w mgnieniu oka zniknęła w zaroślach zakazanego dla uczniów terenu. – Wystarczyło napisać Zakazanego Lasu, po co na siłę komplikować?

Z pełnym przekonaniem mogła wykluczyć przekupstwo – kiedy ojciec czegoś od niej chciał, wychodził z założenia że terror jest o wiele lepszą kartą przetargową. – Mam nadzieję, że brak przecinka przed że to tylko kwestia zwykłego przeoczenia.

(...) przeszło jej przez myśli i [przecinek] nie wahając się dłużej [przecinek] rzuciła przedmiot w jedne z większych krzaków. – Bo Narcize nawet nie zdążyła się do niego przywiązać; wiedziała w ogóle o istnieniu tego pierścienia? Podkreślona część to wtrącenie.
Serce na moment zamarło jej w piersi i w pierwszym odruchu obnażyła zęby, gotowa zaatakować właściciela przerażającego szeptu. – Dosłownie przed chwilą rzuciła pudełkiem. To jest w tej chwili zwierzęciem czy człowiekiem?

Nie wiem, dlaczego Narcize słyszy jakieś szepty i kto w ogóle do niej przemawia. Jestem trochę zdezorientowana tą sytuacją. I dlaczego ktoś nazywa ją Cassandrą?

Niezależnie od pory dnia, Zakazany Las był tak samo przytłaczający i nieprzyjazny, i mimo że czasem lubiła tu przychodzić, nigdy nie czuła się do końca komfortowo. – Odrobinę to nielogiczne.

– Lumos – szepnęła, jednak bez żadnego efektu. Usiłowała jeszcze strzepnąć magiczny patyk, jakby myśląc, że nikłe światełko ukrywa się gdzieś wewnątrz i uda jej się wyciągnąć go [je] siłą. – Rozumiem, że Narcize nie była najlepsza w zaklęciach, jednak jest to dość podstawowa umiejętność; dziwne, że do tej pory nie nauczyła się tak prostego czaru i wciąż udawało jej się zaliczać egzaminy. No i w dodatku rzucała zaklęcie (znów zapisane bez kursywy, swoją drogą). Czy nie była przed chwilą przemieniona? Gubię się.
No i magiczny patryk brzmi tak bardzo... źle. Naprawdę, takie zamienniki tylko spłycają tekst. Nawet jeśli to miało być ironiczne, kiepsko wyszło.

Przepraszam, że się spóźniłam, ale musiałam iść do Skrzydła Szpitalnego, bo... – Czemu skrzydło szpitalne zapisałaś wielkimi literami? Powinno być małymi.

–...bo twoje koleżanki twierdziły zgodnie (...) – spacja po myślniku.

(...) – powiedział Foulke spokojnym głosem, w którym gdzieś z tyłu czaiła się złośliwość. – Z tyłu głosu?

– Świetnie, jeszcze dzisiaj dowiem się [przecinek] czy to prawda, a jeśli mnie okłamałaś... – uśmiechnął się w sposób, który jeżył włosy na karku. – To pożałujesz. – Te ostatnie słowa brzmią strasznie sztucznie. Szczególnie z ust akurat tego mężczyzny; nie pasują mi do jego dotychczasowej kreacji. Może lepiej brzmiałoby wyciągnę z tego konsekwencje lub coś w tym stylu.

Nie miała ochoty już rzucać się na tej lekcji w oczy, więc tylko udawała, że ćwiczy zaklęcie, uważając, żeby przypadkiem niczego nie wysadzić. – Skoro Narcize tak bardzo nie lubiła rzucać się w oczy, dlaczego wciąż notorycznie się spóźniała i miała ochotę kłócić się z nauczycielem? Trochę niekonsekwentnie prowadzisz tę postać.

W gruncie rzeczy cieszyła się, [zbędny przecinek] ze spóźnienia, bo przynajmniej nie zostało jej czasu na kompromitacje swoimi nędznymi umiejętnościami. – Nie zostało dużo czasu/zostało jej mało czasu.

– Kto do ciebie napisał? – zapytała, jakby od niechcenia, Lavender, kiedy po skończonej lekcji znalazły się na korytarzu. – Podkreślona część źle wygląda jako wtrącenie i ciężko czyta się zdanie z tyloma pauzami oddechowymi. Polecam usunięcie przecinków.

Dość irytujące i męczące jest to, że znacznie częściej Narcize nazywasz Chorwatką, zamiast używać jej imienia. Bardzo często z kontekstu zdania wynika, że to właśnie ona coś mówi czy robi, nie musisz tego wciąż zaznaczać. A już na pewno nie są też właściwe określenia typu szatynka lub szesnastolatka. Strasznie spłycają tekst, a powtarzają się nagminnie.

O wiele łatwiej było przekonać do nich innych, niż siebie. – Jest to zdanie pojedyncze i przecinek nie jest potrzebny.


ROZDZIAŁ 5 – Bal maskowy
Zresztą i tak nie wiedziałaby [przecinek] jak to ująć, na wypadek przechwycenia listu przez osoby trzecie (a ostatnio usłyszała coś podobnego w Pokoju Wspólnym), a zresztą wątpiła, że doczekałaby się odpowiedzi. – Narcize bała się wysłać list, żeby nikt go nie przechwycił i to bardzo mądre posunięcie; dlaczego więc Voldemort się tego nie bał? Pokój wspólny zapisujemy małymi literami.

Chorwatka nie mogła się uwolnić od tajemniczej Cassandry, która wciąż pojawiała się gdzieś w zakamarkach jej umysłu, a zielonooka nie była nawet pewna, czy jest to tylko wspomnienie tajemniczego głosu z Zakazanego Lasu, czy może nowe szepty, wciąż powtarzające to imię. – Tym razem napisałaś zielonooka. Wyszukujesz coraz to nowe przymiotniki do opisu, a wystarczyło napisać Narcize, by nie brzmiało to topornie.

– Równie nieoczekiwana jak zobaczenie Ślizgona w bibliotece – odparła [przecinek] nim zdążyła ugryźć się w język. – I to by było na tyle z chęci Narcize do pozostania niewidoczną. Najpierw, stosując ekspozycję, próbujesz nas przekonać do tej cechy bohaterki, by potem przedstawić zachowanie, które wyraźnie wszystkiemu zaprzecza. To taka typowa cecha Mary Sue – niby słodka, cicha i niewinna, a tak naprawdę najlepsza, najzabawniejsza i każdy zwraca na nią uwagę. Wiesz, wydaje mi się, że coraz bardziej idealizujesz Narcize. Zresztą czy ona tego chce, czy nie, Gavin jest teraz jej nauczycielem, więc powinna okazywać mu szacunek i zwracać się per profesorze, prawda? Czemu więc wyśmiewa go w twarz i traktuje jak kolegę? Czy jest jakaś inna, lepsza? Przecież miała się nie wyróżniać. A będąc córką Voldemorta, powinna wiedzieć, co to szacunek.

Zupełnie zapomniała o tym incydencie, sprzed paru dni.
 – Ten przecinek jest zbędny – nie wiem, co chciałaś nim tutaj oddzielić.

Przy braku konsekwencji następnego dnia, założyła, że sprawa przedawnia się, niczym zaległe wypracowania u profesora Binnsa. – Pierwszy przecinek zbędny, bo jest to dopełnienie, którego nie oddzielamy przecinkiem od reszty zdania; trzeci również zbędny, bo to porównanie i nie ma tu drugiego czasownika/orzeczenia, które należałoby oddzielić przecinkiem właśnie.

– Cudownie, czy mogę już iść? – Jest to dość bezczelna odzywka uczennicy do nauczyciela, szczególnie, że przed sekundą uznała, że nie chce denerwować Gavina. Cały czas Narcize zwraca na siebie uwagę.

Bardzo fajnie zaczęłaś przedstawiać postać Gary’ego Mercera, porównując jego wygląd do wyglądu zwierzęcia. Jednak im dalej brnęłaś w opis, tym więcej było w nim ekspozycji. Z plastycznego opisu przeszłaś do zachwycania się bohaterem, a narrator wszechwiedzący nie powinien tego robić. Na samym końcu to już w ogóle strasznie jarał się Mercerem.
Pod koniec akapitu zestawienie z Narcizie jest ekspozycją, bo można by faktycznie POKAZAĆ, że oni lubią spędzać ze sobą czas i ukazać dzielące ich różnice w dialogu, a nie poprzez suchą narrację opisać wszechwiedzącym. (Tylko jak można pokazać relację bohaterów, jeśli autorka wmawia nam, że Gary był i wspierał Narcize, skoro nie było o tym słowa?).
ALE zestawienie cech mogłoby pewnie wypaść dużo lepiej, gdyby była to mowa pozornie zależna z perspektywy Narcize, która obserwuje Gary'ego i ocenia go, porównując do siebie. Wtedy dałabyś nam szansę poznać, że się nim interesuje. A tak to tylko zestawia ich suchy narrator, a my mamy wierzyć w ich zachowania i to, że lubią spędzać ze sobą czas.

Napisałaś, że profesor Vector jest nowym opiekunem Ravenclawu, z tym że nie wiadomo, aby była ona Krukonką, co więcej, nie wiemy nawet, czy uczęszczała do Hogwartu (możliwe, że do innej szkoły lub uczyła się w domu).

– Po pierwsze nie odwróciłby się od Dumbledore, to nie ten typ człowieka. – Czemu nie odmieniłaś nazwiska dyrektora?

Co będzie teraz z mugolakami? Spojrzała w oczy Gary'ego i po raz pierwszy zaczęła się o niego martwić. Nie interesowało ją [przecinek] co będzie z nimi, nic dla niej nie znaczyli. Ogół ludzi mogła z łatwością porównać do każdych innych zwierząt – wszyscy z taką samą łatwością mogli stracić życie. Ale jej przyjaciele, [przecinek zbędny] i przede wszystkim chłopak siedzący przed nią, [przecinek zbędny] mieli dla niej o wiele większą wartość. – Czemu serwujesz mi takie oczywistości? Przecież to logiczne, że każdemu zależy bardziej na bliskich niż na przypadkowych osobach. Wydaje mi się, że czasami opisujesz tak banalne rzeczy, jakbyś myślała, że czytelnik nie jest ich świadomy i nie potrafi samodzielnie myśleć. A ja muszę przebijać się później przez ściany tekstu, gdzie pół rozdziału to oczywistości, gdybania i rozważania na powtarzalne tematy. Wiesz, to trochę nużące. Rozwlekasz rozdział, spowalniasz akcję, a przede wszystkim wplatasz często paręnaście zdań o czymś w środku dialogu, przez co zapominam, o czym tak naprawdę bohaterowie rozmawiali. Tak, to chyba Twój największy problem – pakujesz mnóstwo nieważnych informacji lub powielających się. Niech narrator przedstawia nam bohaterów i ich zachowanie, a nie eksponuje ich lub przytacza filozoficzne, mało ważne rozważania.

To właśnie Mercer był pierwszą osobą, która wysłała jej list, po tym, jak Prorok Codzienny opisał rzekomy wypadek jej chłopaka. Zapraszał ją do siebie, żeby nie była z tym wszystkim sama, ale choć bardzo chciała, nie mogła pojechać, bojąc się, że jej ojciec znajdzie również jego, a była pewna, że śmierci dwóch tak bliskich osób nie była w stanie przeżyć. – Zatrzymajmy się na chwilę przy tym fragmencie. Mamy rozdział piąty. Narcize właśnie spotyka jakiegoś znajomego, narrator opisuje go szczegółowo, zaczynają rozmowę, jakby znali się od dawna i… zwierzają się sobie? I w dodatku Gary coś pisał do Narcize po śmierci Adama? Kiedy? Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek ta postać wystąpiła. Narcize ani razu nie pomyślała o chłopaku, nie wspomniała o nim, nagle wyskakujesz, że się całkiem nieźle kumplują i ja mam w to uwierzyć? Wiesz, jak to wygląda? Jakbyś nie miała pomysłu na rozdział, w ostatniej chwili przypomniała sobie, że Kopljar miała dostać szlaban i w sumie to może wprowadzisz nową postać – może jakiś chłopak, który będzie przyjacielem Narcize. Bo tak. Wiesz jak to się nazywa? Imperatyw. Link do artykułu na ten temat będzie na dole.
Plus ze zdania wyżej wynika, że skoro Czarny Pan odnalazł Adama, to przecież z łatwością mógł zabić również Gary’ego. To bez sensu. Widać jak na dłoni, że nie przemyślałaś nowej postaci i upchnęłaś ją na szybko.

– Ciągle mam wrażenie, że słyszę jej imię, jakaś Cassandra, od paru dni – jeszcze bardziej niż zwykle – myślę, że oszalałam, ciągle tylko Cassandra i Cassandra, już mam jej po dziurki w nosie i w końcu stwierdziłam, że może to wcale nie jest jakieś przypadkowe dziewczę, tylko ktoś istotny, kto teraz mnie nawiedza, może jestem opętana, [przecinek wygląda na zbędny] czy coś, Merlinie, nie wiem [przecinek]  Gary... – Świetnie oddałaś niepewność dziewczyny, chaos i bicie się z myślami.

Wiedział, że dziewczyna mocno przeżyła śmierć swojego ukochanego, ale nie spodziewał się, że tak mocno odciśnie się to na jej psychice. – Zaraz, ale jak to wiedział? Skąd? Przecież wcześniej nie było ani słowa o Garym.

Zawsze miał ją za niesamowicie odporną na wszystko i zahartowaną przez życie. – To słaby z niego przyjaciel, jeśli nie zauważył wrażliwości Narcize, którą się odznacza po śmierci Adama.

Kiedy pierwszy raz przyjechała do Hogwartu, wreszcie mogła poczuć się normalna. Przez tyle lat była wyszydzana przez mugolskie dzieci, które uważały, że coś z nią jest nie tak, a tutaj wreszcie poczuła się akceptowana. – Tak bardzo ekspozycja. Tak bardzo Mary Sue.

Wiesz, tak teraz pomyślałam, że Gary ma rację. Rzeczywiście, te głosy są podobne do tych, które słyszał Harry. Sama w opowiadaniu przyznałaś, że w pewien sposób powieliłaś schemat – wykorzystałaś pomysł Rowling. To naprawdę dziwne; mowa bazyliszka, którą słyszał Potter, była dobrze uargumentowana. Ciekawa jestem, jak Ty wytłumaczysz głosy w głowie Narcize, bo na razie wygląda to tak, jakby była chora psychicznie. W dodatku denerwuje się na przyjaciół, że jej nie rozumieją, a POWINNI, chociaż nie mają nawet pojęcia, co się dzieje w jej życiu. Nie za dużo od nich wymaga? Kolejny objaw Mary Sue – Narcize jest wspaniała i najlepsza, każdy powinien ją rozumieć, bo jak nie, to nie jest fajny. A ona przecież jest.

Nigdy nie mogła bawić się z dala od linii drzew, żeby w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, nie być zdana na samą siebie. Tutaj jednak mogła choć na chwilę uwolnić się od czujnego oka krwiożerczych stworzeń i poznać kawałek świata, przed którym tak usilnie ją broniły. – Naprawdę próbujesz mi wmówić, że dziewczynkę wychowały dwa zwierzaki i nie pozwalały jej wychodzić z lasu, żeby rozmawiała z ludźmi? Może jeszcze one nauczyły ją animagii? Już bardziej uwierzę, że małpy wychowały Tarzana.


Rekonstrukcje średniowiecznych bitew, rycerze na koniach i dziesiątki dzieciaków pod opieką rodziców, biegające po całym terenie lub bawiące się w specjalnie przygotowanym mini–zoo. – Minizoo.

– A skąd wiesz [przecinek] że cię lubią?

(...) dodał jeszcze i pobiegł, prawdopodobnie w kierunku, z którego wcześniej przyszedł. – Jak to prawdopodobnie przyszedł? Narcize mogła nie wiedzieć, bo skąd, ale narrator wszechwiedzący?

Rozmowa z chłopczykiem wypadła nieco nienaturalnie, lecz sam opis wesołego miasteczka był bardzo dobry.

Nigdy nie podchodziła już bliżej innych dzieciaków, wolała towarzystwo Deathów. – Wcześniej zapisywałaś tę nazwę małą literą. To jak to wreszcie jest?
No i przez pięć rozdziałów wciąż się te deathy przewijają. Może wreszcie wyjaśniłabyś, czym są? Domyślam się, że wilkami z zakładki, ale… Właśnie. Z zakładki. Ja chcę mieć to w tekście. Książki nie mają zakładek. Nie możesz tak długo zwlekać z wyjaśnieniem czegoś, co jest w Twojej głowie, bo czytelnik się gubi i irytuje, ilekroć o tym wspominasz. A o tych zwierzętach wspominasz bardzo często. Czy to są po prostu wilki? Skoro tak, to czemu mają angielską nazwę? Na siłę wciskasz zagraniczne słowo, choć zupełnie tu nie pasuje.  

Zresztą niedługo po tym zdarzeniu sama stała się jednym z nich. Jej psychika nie mogła widocznie dłużej znieść odmienności, i nie licząc kilku nieprzyjemnych wypadków przy pierwszych przemianach, było to najlepsze [przecinek] co ją w życiu spotkało. – To znaczy przemiana była tym czymś? Ale wiesz, że do animagii potrzebne są wiedza, eliksir i lata ćwiczeń? No i to jest BARDZO TRUDNA sztuka. Przecież zarejestrowanych animagów było tylko siedmiu, a nie sądzę, by tych niezarejestrowanych mogło być dużo więcej. Przyjmuje się, że średnio na tysiąc czarodziejów mniej niż jeden zostaje animagiem.
Huncwoci uczyli się parę lat, pomagając sobie w nauce, zanim opanowali przemianę. A Ty chcesz mi wmówić że siedmio lub ośmioletnia dziewczynka po rozmowie z chłopcem i po paru próbach stała się animagiem? To NIEMOŻLIWE. Gdy człowiek za wcześnie próbuje się przeobrazić, może stać się półzwierzęciem na zawsze. Sam proces jest nie tylko trudny, ale i czasochłonny:
Proces, w którym człowiek staje animagiem, zaczyna się od tego, że na przestrzeni jednego miesiąca (od pełni księżyca do pełni) należy nieprzerwanie trzymać w ustach pojedynczy liść mandragory. W żadnym wypadku nie należy go połykać, ani wyjmować z ust. Jeśli liść zostanie wyjęty z ust, cały proces należy rozpocząć od nowa. Następnie ów liść zostaje użyty do uwarzenia skomplikowanego eliksiru. Przy odpowiednich warunkach należy wypowiedzieć zaklęcie Amato Animo Animato Animagus i wypić gotowy eliksir.  [Wiki]
Tak więc widzisz, do zaklęć potrzebna jest różdżka (choć później można zmieniać się bez użycia jej), a wątpię, aby Narcize ją posiadała w tak młodym wieku.

Od tamtej pory miała to poczucie, że jest grupa [przecinek] do której przynależy – najpierw Darkness i Soffre, później przyjaciele w Hogwarcie, a teraz? Znowu jest sama, bez kogoś, kto w stu procentach ją zrozumie. – Ten fragment tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Narcize zmieniała się w wilka, o którym wspominasz (o ile to wilk). Czyli zmieniła się w wilka i należała do grupy dwóch innych deathów, ale też do swojej paczki z Hogwartu (właśnie dlatego, że stała się animagiem)? No i to jest przyczyna braku zrozumienia i samotności?
Wydaje mi się, że Narcize jest coraz bardziej merysujką i to dlatego obwinia wszystkich wokół o to, że jej nie rozumieją, ale przecież to jej wina. Po pierwsze, gdy przyjaciele chcą jej pomóc, strzela focha, bo ona wie najlepiej, a po drugie, przecież nie zacznie opowiadać, że Voldemort to jej ojciec i serio powrócił, i zabił Adama. Ale skoro cierpi z powodu jego śmierci, powinna pozwolić przyjaciołom ją wesprzeć, bo tego jej brakuje, tak? A ona uparcie wmawia im, że wszystko jest w porządku i odrzuca pomoc, potem ma pretensje, że jest samotna.

Nadal mi Cie brakuje. – Cię. Po raz kolejny wspomnę, że zapominasz o znakach diakrytycznych – pilnuj tych ogonków.

Nie rozumiem, w jaki sposób tytuł odnosi się do przedstawianej treści. Czy chodzi o skrywanie uczuć?


ROZDZIAŁ 6 – Sen
Otwieram rozdział, a tu niemal zbita ściana tekstu. Nie wygląda to dobrze. Większe wcięcia akapitowe i może częstsze akapity (bo widzę, że masz tendencję do nierobienia ich) powinny pomóc. Także przewaga opisów nad dialogami sprawia, że wygląda to tak, a nie inaczej.

Narcize leżała na łóżku, a bębniący o szybę za jej uchem deszcz, nie pozwalał skupić się na wykonywanej od wielu godzin czynności. – Drugi przecinek zbędny, dopełnienia zdania nie oddzielamy przecinkiem.

Pewnie nawet współczułaby Gryfonom biorącym udział w dzisiejszym treningu Quidditcha (...). – Quidditch zapisujemy małą literą.

Zostało jej niemal dwadzieścia minut do szlabanu u profesora Foulke, (...). – Nie odmieniłaś nazwiska. W zasadzie nie jestem pewna, jak je odmienić; zależy jak się je czyta, bo – przyznam – nie znam takiego. Jeśli czytamy [Folk], to odmieniamy z apostrofem – Foulke’a, a jeśli [Foulke], to Foulkego (lecz zakładam, że pierwsza opcja jest prawidłowa).

Bardzo dobrze wyszedł Ci pierwszy akapit. Lekki styl, ładnie skonstruowane zdania i mała ilość błędów. Wszystko wyszło naturalnie, opisy były niewymuszone, świetna robota. Minusem jest jednak to, że fragment jest bardzo długi. Czytając, zauważyłam co najmniej trzy miejsca, gdzie mogłaś spokojnie zacząć nowy akapit, a nawet byłoby to wskazane.

Tak naprawdę nie spodziewała się odpowiedzi, ale słysząc to samo zdanie już chyba trzeci raz tego dnia, nie była w stanie go zignorować. Mimo tego, [przecinek zbędny] i tym razem, nie doczekała się odpowiedzi.

Jedynym, co teraz przyciągało jej uwagę, były rozdrapane, ciemnobordowe wnęki, [przecinek zbędny] w miejscu, w którym powinny znajdować się jej tęczówki. – To zdanie i kilka kolejnych przedstawiają coś makabrycznego; niemal wszystko wyszło Ci dobrze, tylko ten cytat brzmi nieco nienaturalnie, nie od razu zrozumiałam, o co w nim chodziło.

Jakby ktoś w wyjątkowo brutalny sposób wyłupał oczy, mimo że wciąż wszystko widziała. – Pasowałoby mi tu jej oczy, bo wyszło to dość niejasno, nawet mimo kontekstu zdania.

Smugi krwi na policzkach wyglądały tak świeżo, że odruchowo uniosła dłoń, żeby jakoś zatamować nią krwawienie. – Natomiast tutaj nią jest niepotrzebne.

– Spójrz tylko, pokażę ci siebie...chciałaś wskazówek, dostaniesz je... – Po wielokropku stawiamy spację.

(...) ale nawet nie próbowała sprawdzać [przecinek] czy tym razem ktoś obok niej stoi.

Wszystkie jej koszmary przebiegały przez świadomość dziewczyny, a ona nie chciała otwierać oczu, bojąc się, że to co zobaczy, będzie jeszcze gorsze. – A tu napchałaś zaimków, które tylko spowalniają akcję. Dziewczyny jest zbędne, a ona możesz wyrzucić i wstawić tam średnik. I teraz zdanie powinno być płynniejsze.

Uniosła dłonie, jakby obejmując niewidzialnego arbuza. – Trochę trudno mi to sobie wyobrazić takie porównanie. W dodatku przy makabrycznej scenie rozśmieszyło mnie, psując klimat.

Była pewna, że stało się coś strasznego, w końcu usłyszała krzyk Narcize, siedząc w Pokoju Wspólnym. – Ponownie, pokój wspólny zapisujemy małymi literami. Ostatni raz cytuję ten błąd.

Tak teraz czytam o tym, że Hermiona wbiegła do dormitorium, a wcześniej siedziała z Narcize na lekcji, a… gdzie w tym wszystkim Harry? Przecież Voldemort chciał, żeby córka mu dostarczyła Pottera. Wydawałoby się, że to dość ważna dla Narcize osoba, ważna dla fabuły, a tu klops. Ani razu dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi, nie pomyślała o nim. Chyba każdy pamięta scenę, gdzie Harry pokłócił się z Umbridge – czemu jeszcze tego momentu nie było? A jeśli był, to Narcize powinna zwrócić uwagę, jakoś zareagować, coś pomyśleć. Przecież są razem w Gryffindorze, uczęszczają na te same podstawowe zajęcia, mijają się w pokoju wspólnym… Zauważ, że skupiasz się tylko na tym, co według Ciebie jest w danym momencie istotne – głos Cassandry i śmierć Adama. Nic innego się nie liczy, a przecież sytuacja w domu Kopljar powinna być równie ważna. W dodatku to przecież trochę przez to, że Narcize nie wystawiła Pottera Czarnemu Panu zginął Adam, prawda? Dlaczego więc Harry pojawił się tylko raz, i to we śnie dziewczyny?

O ile sam ten wniosek nie robił już na niej żadnego wrażenia, o tyle sytuacja sprzed paru chwil była cokolwiek niepokojąca. – To cokolwiek nie pasuje mi do zdania. Może chodziło Ci o co najmniej?

Przez myśl przeszło jej pytanie, czy każdy Ślizgon – były czy obecny – musi obowiązkowo urzędować w lochach, tak jakby od tego zależało jego życie. – Skoro to pytanie, to brakuje znaku zapytania.

Doszła jednak do wniosku, że oszczędzi sobie zadawanie tego pytania swojemu nauczycielowi zaklęć, więc zapukała tylko mosiężną kołatką, [przecinek zbędny] o podniszczoną, ciemną powierzchnie i nie czekając na zaproszenie, otworzyła drzwi. – Powierzchnię, bo była tylko jedna. I oszczędzi (kogo? czego?) zadawania.

Nierówne, jak w całych lochach, ściany nie były ozdobione niemal żadnym obrazem, nieprzyjemne uczucie chłodu potęgowały proste, podniszczone regały ustawione wzdłuż trzech boków dość wysokiej sali. Zaledwie kilka pochodni oświetlało pomieszczenie, a spora wnęka w jednej ze ścian wyglądała, jakby zamurowano tam okno (które przecież nie miało prawa istnieć pod ziemią), potęgując jedynie nieprzyjemne wrażenie. – No nie do końca. Zakłada się, że w pokoju wspólnym Slytherinu – który znajdował się pod jeziorem – były okna, bo docierało tam zielonkawe światło przeświecające przez wodę.
Dodatkowo nie są to typowe powtórzenia, ale wyczuwa się je, bo jest to dość charakterystyczne słowo.

Wyjść i poczekać [przecinek] aż mnie pan wpuści?

– Znasz chorwacki, nieprawdaż?
Dziewczyna uniosła brwi w wyrazie zdziwienia.
– No... tak, siłą rzeczy znam, a czemu… – Skąd zna chorwacki? Pochodzenie o niczym nie świadczy, a przecież wychowały ją ponoć zwierzęta. Może deathy potrafią mówić po chorwacku?
Wiesz, wydaje mi się, że nie miałaś po prostu pomysłu na przeszłość dziewczyny i wymyślałaś ją na bieżąco. A teraz widać efekty – niedopracowanie.

Przetłumaczysz tekst jednej z ksiąg z klątwami. Ma ponad pięć wieków, więc masz się z nią obchodzić ostrożnie do granic możliwości. – Uważasz, że to ma sens? Nie dość, że dziewczyna nie używa chorwackiego na co dzień, nie wiadomo w sumie, skąd zna ten język, to ma tłumaczyć księgi sprzed pięciu wieków? Języki się przekształcają. Wątpię, by Narcize poradziła sobie z jakimiś archaicznymi zwrotami, nie mówiąc o języku naukowym, który używany jest zazwyczaj w takich księgach.

Uszkodź ją w jakikolwiek sposób, albo celowo napisz tam jakąś głupotę, a uwierz mi, że bardzo tego pożałujesz – Przecinek przed albo jest zbędny. Nie stawia się go głównie dlatego, że jest to spójnik współrzędny i zestawia równe, ale wykluczające się wartości. Możemy postawić przecinek przed albo, lecz tylko wtedy, gdy jest powtórzony w zdaniu, np.: albo kawa, albo herbata.

(...) i przetłumaczę wszystko jak trzeba. A przynajmniej się postaram, nie używam chorwackiego na co dzień, ale myślę, że dam radę… – To nieprawdopodobne. Umiesz trochę angielski, nie używając go na codzień? Przetłumacz na ten język Pana Tadeusza albo Bogurodzicę.

Nie lubiła [przecinek] kiedy ktoś tak bezczelnie ją ignorował. – Dlaczego gdy pochwalę Cię za brak błędów, natychmiast zaczynają się one mnożyć?

Gavin westchnął ciężko, zastanawiając się, za jakie grzechy ściągnął na siebie towarzystwo tego irytującego dziewczęcia. – Hm, no cóż, przecież sam zadał jej tę karę. Jego myślenie jest w tym momencie trochę nielogiczne. No i dlaczego nagle siedzimy w jego głowie? Narrator opisywał scenę w trzeciej osobie z perspektywy Narcize, a teraz czytamy sobie myśli Gavina. Takie przeskoki działają jak head hopping i zostały wprowadzone nienaturalnie; nigdy wcześniej nie wprowadzałaś perspektywy Gavina (co nie jest zaskakujące, bo dopiero go poznajemy), ale w sumie nie tylko jego – zawsze prowadziłaś narrację z perspektywy dziewczyny.  

– A nie sądzisz, że gdyby była taka możliwość, to nie skazywałbym się na spędzenie czasu w twojej obecności? – Nie wiem, czy nauczyciel w Hogwarcie odezwałby się do ucznia w taki sposób. Może przypomina trochę Snape’a, ale kompletnie mi to nie pasuje do Gavina. Nauczyciele zwracali się do uczniów per pan/pani, nawet Severus, choć były w jego przypadku od tego odstępstwa.

– Też mi kara, ja tam jestem zachwycona możliwością odbycia tego szlabanu – powiedziała z wyraźną ironią. – Podobno nie chce się rzucać w oczy. Aha.

– Bezsensu, co to za układ? – Bez sensu.

– Myślisz, że uciszenie ucznia zaklęciem to złamanie jakichś szkolnych praw? – zapytał z nutką jadu w głosie, wracając wzrokiem do dziewczyny. – Brak szacunku nauczyciela do ucznia bardzo rzuca się w oczy. Jaka dziewczyna by nie była, powinien mówić do niej na pani.

– Machać różdżką potrafi każdy głupi, ja wole się skupiać na bardziej złożonych gałęziach magii, jak choćby na eliksirach, czy transmutacji, które przydają się w znacznie większym stopniu niż wiedza o różnicach między zaklęciem a klątwą. – Wolę, bo to pierwsza osoba liczby pojedynczej; notorycznie gubisz ogonki! Zbędny przecinek przed czy, to nie jest zdanie złożone podrzędnie. W dodatku Gavin ma tu rację w sprzeczce. Skoro nie potrafiła nawet Lumos rzucić…


Co jakiś czas wbijała uporczywe spojrzenie w nauczyciela, albo wzdychała ostentacyjnie, licząc na to, że w przypływie niepodobnych do niego, ludzkich uczuć, pozwoli jej wrócić do dormitorium. – Zbędny przecinek przed albo – tłumaczyłam powyżej; ludzkie uczucia podobne do człowieka? Że co? Zdanie nie ma sensu. Miałoby, gdybyś zmieniła uczucia na odruchy. No i źle postawiłaś wtrącenie: licząc na to, że w przypływie – niepodobnych do niego – ludzkich odruchów pozwoli jej wrócić do dormitorium. Nie lepiej?

Aż podskoczyła, kiedy z zamyśleń wyrwał ją głos profesora Foulke, stojącego tuż nad nią. – Znów nie odmieniłaś nazwiska. Powtarza się to nagminnie.

W kolejnych zdaniach notorycznie gubisz przecinki, ale nie będę kopiować całego akapitu, bo błędy są takie same jak wyżej wymienione i dokładnie przeze mnie opisane.

Moja matka pewnie potrafiłaby to przetłumaczyć [przecinek] bo nie dość, że była Chorwatką, to jeszcze Ślizgonką, ale...
– No to nie możesz do niej napisać? – Zaraz, a to Narcize czy jej matka miała odbyć szlaban? Wiem, że chciałaś wprowadzić scenę, gdzie Gavin dowiaduje się o śmierci, ale to brzmi głupio i nielogicznie. Przecież nawet jeśli Narcize ma problem z tłumaczeniem jednego zdania, to zanim matka by jej odpisała na list, minęłoby parę dni. W Hogwarcie nie ma Internetu, a czarodzieje nie posiadają smartfonów. Bez sensu.

Oczywiście nie raz zdarzało jej się zastanawiać, jak by to było, gdyby jej matka żyła, jak wyglądałoby jej – Narcize – dzieciństwo. – Wtrącenie imienia zalatuje trochę pretensjonalnym stylem Katarzyny Michalak. Wystarczyło wstawić Narcize zamiast jej, a zdanie brzmiałoby o niebo lepiej – oczywiście wtedy trzeba by było przerzucić je na koniec zdania, za słowo dzieciństwo.

Nie zastanawia się [przecinek] ile istnień zakończyli. Ilu niewinnych ludzi przestało oddychać za ich sprawą. Nie obchodzi jej to. Czy naprawdę jest aż tak różna od swojej matki? – Pomieszanie z poplątaniem.
Po pierwsze, czas. Dlaczego nagle zaczęłaś prowadzić narrację w czasie teraźniejszym? To poważny błąd.
Po drugie, nie mam pojęcia, o kim piszesz – mogę się jedynie domyślać, że o deathach, ale nie jest to zaznaczone w tekście na tyle wyraźnie, by czytelnik z pewnością wiedział, o co chodzi. Takie budowanie sztucznej tajemnicy jest bardzo męczące na dłuższą metę.
Po trzecie, nie pasuje mi tworzenie dwóch pierwszych zdań, które spokojnie mogłyby być jednym, o wiele lepiej brzmiącym.
Po czwarte, gubisz przecinki. Nieprzerwanie.
Uf, skończyłam.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni – szepnął ten irytujący, wszędobylski głosik, gdzieś wewnątrz jej umysłu. – To teraz głos, zamiast z oddali, zza siebie, słyszy w głowie?

Spójrz na ostatni akapit – długość tej ściany tekstu mnie przytłacza. Mogłaś podzielić ją spokojnie na kilka akapitów, a nawet powinnaś, gdyż zaczynasz dialogiem, a dalsza część tekstu odnosi się do czegoś innego niż rozmowa z Gavinem.

Chorwatka musiała widzieć życie umykające wraz z jej ostatnim oddechem. I wtedy szatynka się odwracała, a Narcize mogła spojrzeć w jej zielone oczy. W swoje zielone oczy, wpatrujące się w puste, rozkrwawione oczodoły napastnika. Zaraz miała zginąć i to z własnej ręki. Spoglądała na ubrudzone bordową mazią ręce i z powrotem na samą siebie, uciekającą w popłochu przed przeznaczeniem, które i tak miało ją dopaść. I wtedy budziła się, dysząc ciężko i starając się po raz kolejny zrozumieć nienormalny sen, w którym grała obie pierwszoplanowe role. – Po pierwsze, bordowa maź jako krew brzmi źle, jak wcześniej magiczny patyk jako synonim różdżki. Po drugie, dlaczego nagle zaczęłaś używać czasowników niedokonanych? Przecież opisujesz jednorazową sytuację, a nie notorycznie powtarzającą się.

Bezskutecznie próbowała znaleźć w nim sens, [przecinek zbędny] i choć niemal co noc zachodziła coraz dalej, nie potrafiła odgadnąć [przecinek] czy koszmary zwiastują prawdziwe zagrożenie, czekające na nią. – Opisujesz, jak Narcize zasnęła i co jej się śniło, a tu nagle wyskakujesz ze stwierdzeniem, że co noc tak ma. Strasznie namieszałaś.

Opisany sen był dla mnie niezrozumiały (nie do końca wiedziałam, co dokładnie się w nim dzieje) i zlał się z poprzednimi zdaniami – nie byłam pewna, czy to już sen, czy jeszcze nie; nie zaznaczyłaś tego wyraźnie.


ROZDZIAŁ 7 – Gospoda pod Świńskim Łbem
Przestały ją nawiedzać dziwne wizje i coraz rzadziej słyszała w swojej głowie głosy, które nie należały do niej samej. – Swojej jest zbędne, bo czyjej innej? Samej też brzmi słabo, bo przecież wiemy, że chodzi o głos Narcize.

Nie mów, że nie chciałabyś usłyszeć [przecinek] co dokładnie się wydarzyło tamtej nocy!

– Nie rozumiem [przecinek] co wy w nim widzicie, jest jakiś uszkodzony emocjonalnie – warknęła, kręcąc głową z obrzydzeniem. Tak naprawdę parę miesięcy wcześniej i ona twierdziła, że rok starszy Puchon jest przystojny, do czasu [przecinek] kiedy dowiedziała się [przecinek] co o niej myśli. – I znowu zgubiłaś kilka przecinków.
No i pojawia po raz kolejny problem pisania myśli, której potem nie kończysz. Piszesz „A”, ale zapominasz o „B” (notabene, to taki sam błąd jak w przypadku wszystkich scen z niejakimi deathami). Co myślał ten cały Bill o Narcize? Nie przypominam sobie, żeby wcześniej narrator cokolwiek wspominał o tym chłopaku i jego słowach kierowanych do dziewczyny. Urwałaś zdanie i nigdzie nie dopisałaś, co Puchon sądzi o głównej bohaterce, przez co zostawiasz u czytelnika niedosyt, niestety nie ten pozytywny.

(...) skrzywiła się automatycznie, na myśl o szlabanie. – Przecinek zbędny.

Chyba, że profesor Foulke będzie chciał dodatkowo uprzykrzyć jej życie, ale nie podejrzewała żeby tak miało się zdarzyć. – Błąd na błędzie: chyba że bez przecinka, brakuje go natomiast przed żeby.
I nie wiem, czy Narcize może być taka pewna, bo nauczyciel – mimo że twierdzi inaczej – lubi dokuczać dziewczynie i nie stroni od dawania jej kar. Mimo że ma dość bohaterki, może zlecić jej inną formę szlabanu.

A do tego potrzebowała wyjątkowych składników, których niestety nie miał jej kto przesłać sowią pocztą, musiała więc radzić sobie sama, co nieodłącznie wiązało się z wycieczką do Zakazanego Lasu, a tym samym – z łamaniem szkolnych reguł. – Dlaczego Snape zadał uczniom pracę domową, która była niemożliwa do wykonania bez pomocy z zewnątrz? Czy składniki nie powinny obejmować zapasów szkolnych? Trochę to naciągane, nawet jak na tego nauczyciela, który przecież nie utrudniłby życia Ślizgonom. I chyba Narcize nieco przesadza, chodząc do Zakazanego Lasu, bo skąd wie, gdzie dokładnie szukać konkretnych składników?

Tym razem światło żarzyło się intensywnie na końcu jej różdżki, więc dokładnie widziała odbijające się złote refleksy we włosach uciekającej przed nią blondynki. – Jeśli coś się żarzy, to z założenia delikatnie; słowo intensywnie mi tutaj nie pasuje.

Jasnowłosa już wiedziała [przecinek] że znalazła się w pułapce. – I znów: używanie określeń jasnowłosakruczowłosy i tak dalej jest znakiem nieudolności autora; błagam, wystrzegaj się tego!

– No to właśnie widać [przecinek] co się dzieje [przecinek] kiedy go nie wypije – warknęła Narcize, zirytowana próbą jakiejkolwiek ingerencji w jej życie. – Poprawnie powinno być wypiję, bo Narcize mówi o sobie, nie o innej postaci.

– Zbieraj się, niedługo trzeba będzie wychodzić do Hogsmeade – rzuciła jeszcze Patil i sama opuściła sypialnie [ę]. (…) Rozejrzała się po pomieszczeniu, czy przypadkiem nikt nie zawraca sobie nią głowy, ale Hermiona musiała wyjść wcześniej, a dwie pozostałe dziewczyny wróciły do przerwanej za jej sprawą drzemki. – No to dziwne rzeczy dzieją się w tym Hogwarcie. Brak spójności – najpierw piszesz, że w sypialni została tylko Narcize, potem twierdzisz, że Lavender i Parvati wróciły do swoich łóżek. Coś tu nie gra, nie sądzisz?

Narcize już miała wstawać z łóżka, ale przy pierwszym ruchu skrzywiła się niemiłosiernie, stwierdzając, że brzuch jednak boli ją bardziej niż powinien. Powoli odgarnęła kołdrę, ale widząc bordowe ślady na swojej pidżamie, pospiesznie ją zasłoniła. (...) Ostrożnie odchyliła koszulkę, a jej oczom ukazały się rozlegle rozcięcia, ciągnące się od górnej części żeber aż do biodra z drugiej strony. Wyglądały jak wydrapane pazurami jakiegoś dużego drapieżnika. – W pierwszej chwili myślałam, że po prostu dostała okres. Ale dziwne jest to, że dopiero teraz ogarnęła, że jest ranna. Nie czuła wcześniej bólu? Krew nie przesiąkła przez kołdrę? Nie powinna udać się do skrzydła szpitalnego? Przecież takie obrażenia są bardzo poważne, nie da się ich nie zauważyć.

<<Na pewno puma>> – usłyszała złośliwy chichot gdzieś wewnątrz jej głowy. – Bardzo marny żart.

A co [przecinek] jeśli rzeczywiście opuszczała sypialnię i nawet o tym nie pamięta? – Znowu mieszasz czasy.

Omamy słuchowe to jedno, da się jej zignorować. Wzrokowe ją przerażały, ale też da się z nimi żyć, za to brak kontroli nad własnym ciałem i zaniki pamięci? – No niekoniecznie zgadzam się z początkiem. Bardzo łatwo nabawić się nerwicy i problemów psychicznych tylko przy omamach wzrokowych i słuchowych.

Coś przerażającego, tylko dlaczego w takim razie wyszła z tego spotkania cało, z jednym zaledwie zadrapaniem? – Znowu opis nie pasuje do tego, co było podane wcześniej. Wyraźnie zaznaczałaś, że rany są rozległe i dość głębokie, teraz uważasz, że to zwykłe zadrapanie. Niekonsekwencja fabularna.

Swój pozna swego – po raz kolejny usłyszała ten paskudnie irytujący głosik, będący jej podświadomością [przecinek] i z przerażeniem spojrzała na swoją dłoń. – Chyba nie zrozumiałam przekazu Cassandry (?).

Musiała częściowo przemienić się podczas snu, to by wyjaśniało ból i ogólne wyczerpanie organizmu. – Co to znaczy częściowo? Że tylko głowa lub tylko ręka? To jest niemożliwe. Albo się przemieniasz, albo nie. Tak działa animagia. Częściowe przemiany występują wtedy, gdy ktoś nie opanował animagii, a bardzo chce już się przemieniać. Wtedy w wyniku zbyt wczesnej próby przemiany może odbyć się to częściowo i nieodwracalnie. Słaby research.

Już od bardzo dawna nie zdarzało jej się nie kontrolować przemian w deatha. Pamiętała za to swoje trudne początki w sztuce animagii. – Po tylu rozdziałach i wstawek z deathami nareszcie wyjaśniasz, że są one powiązane z animagami. Skąd w takim razie wzięła się taka nazwa na wilki (?) i dlaczego właśnie one na nią zasłużyły? Zwykle jest problem przy wprowadzaniu własnych stworzeń magicznych do przyjętego już kanonu lub z ich modyfikacjami. Powinny być one dokładnie tłumaczone i wyjaśniane. Skąd czytelnik ma wiedzieć, dlaczego są tak ważne, że aż zyskały nową nazwę? No i to, co piszesz na temat animagii, to stek bzdur. Nie mogę w to uwierzyć.

To była jedna z bardziej bolesnych i przerażających sytuacji w całym jej życiu, a warto pamiętać, że to życie do najbardziej kolorowych nie należało. – Niepotrzebna ekspozycja w postaci podkreślania niesamowicie trudnego życia Narcize. Nie musisz tego aż tak wyraźnie zaznaczać, takie konkluzje czytelnik powinien sam wyciągnąć z tekstu. Co więcej znów wmawiasz nam, jak niebezpieczne było życie Narcize, a nie podajesz szczegółów, nie ma żadnych argumentów.

Na razie musiała obwiązać ranę bandażem, nasączonym eliksirem leczniczym. Całe szczęście, że była w jego posiadaniu, bo pójście do skrzydła szpitalnego wiązałoby się z koniecznością wymyślania historii związanej z nabyciem ran, a nie podejrzewała, żeby jej wyobraźnia była w stanie stworzyć jakąś składną opowieść, nie narażającą jej na restrykcje przez rzekome łamanie szkolnych zasad. – Nie miała problemu ze wstaniem czy obudzeniem podobno drzemiących obok współlokatorek? Skąd wzięła eliksir leczniczy?

Nie ma nic gorszego, [przecinek zbędny] niż walka z nieznanym.

No i przede wszystkim [przecinek] czy cokolwiek to zmieni w jej, Narcize, sytuacji. – Znowu chwyt na Katarzynę Michalak. ;)
Zdecydowanie lepiej by brzmiało: zmieni w sytuacji Narcize.

W tej chwili zdaje się uważać na to [przecinek] co robi, jest w miarę ostrożny, przynajmniej w porównaniu do tego, co dziewczyna zna z opowieści i Historii Magii. Czasy [przecinek] w których Voldemort był w pełni władzy [przecinek] były przecież jednymi z najmroczniejszych w całej czarodziejskiej historii. To pewnie dlatego większość czarodziejów stara się odepchnąć od siebie możliwość jego powrotu. Tak [przecinek] jakby mieli nadzieję, że jeśli pomyślą, że coś jest niemożliwe, to rzeczywiście nie będzie to mieć miejsca. – Pomieszałaś czasy (znowu!).

Fala goryczy rozlała się w jej ciele, niczym gorąca herbata pita w zimowy wieczór. – Porównanie mocno nietrafione.

Dlatego właśnie Narcize nie jest w stanie uwierzyć, że Harry Potter może odmienić jej los na lepsze. – I znów czas.

Narcize spróbuje walczyć, oczywiście, w końcu jest Gryfonką. – I znowu…

Jakby nawet jej podświadomość wstydziła się wypowiedzieć tych słów głośniej. – Te słowa.

Normalnie w takiej sytuacji starałaby się przemyśleć wszystkie za i przeciw, ale nawet nie przypuszczała [przecinek] jakie konsekwencje może jej przynieść ten jeden, krótki podpis, który złożyła na pergaminie. Jak bardzo może tego jeszcze pożałować. – Spoiler alert! Nie powinnaś w ten sposób budować napięcia, gasisz zapał czytelnika. Idziemy dalej.


ROZDZIAŁ 8 – Dzieciństwo
Ty na pewno wiedziałbyś [przecinek] co poradzić w takiej sytuacji. Takiej czy innej… zawsze wiedziałeś. – Rozumiem, że poznajemy Adama głównie z listów Narcize, ale nic do tej pory nie wskazywało, że zawsze pomagał w trudnych chwilach swojej dziewczynie. Mogłabyś podać przykład konkretnej sytuacji, w której Adam wykazał się taką cechą; na razie stosujesz ekspozycję.

Potrzebuję Cię, odpiszesz mi w końcu? – Czy to tak na poważnie?

Dawno nie widziała u niej takiej zaciętości, przy jakimkolwiek temacie. – To zdanie źle brzmi stylistycznie; przecinek niepotrzebny.

Jak gdyby bardzo chciała nie zgodzić się ze słowami Parvati, ale jednocześnie nie była w stanie podważyć toku jej myślenia. – Nie pasuje mi tutaj wyrażenie podważyć toku jej myślenia. Podważyć jej zdania już bardziej.

Oczywiście w żaden sposób nie zmieniła zdania, [przecinek zbędny] co do tego, że grupka dzieciaków nie ma szans w prawdziwym pojedynku ze Śmierciożercami, nie wspominając nawet o Voldemorcie, niemniej sama idea robienia czegoś przeciwko człowiekowi, nastawionemu na zniszczenie całego jej życiowego szczęścia, była pokrzepiająca. – Nie do końca jestem pewna, po której stronie stoi Narcize. Z jednej strony nienawidzi ojca i się go boi, z drugiej momentami miałam wrażenie, że go popiera. Śmierciożercami małą literą.

Weasley zaraz zniknęła przy stole Ravencalwu (...). – Wkradła się tu literówka.

Narcize nadal uważnie ją obserwowała, ale nie wróciła już do podjętego wątku. – Tym zdaniem zaczynasz ogromniasty akapit – ściana tekstu naprawdę odrzuca. Szczególnie, że większość to czysta ekspozycja.

Odkąd tylko nauczyła się czytać, siedziała z nosem w książkach, zgłębiając tajemnice sztuki ważenia eliksirów, numerologii, animagii czy zielarstwa. – Jak do tej pory niewiele udało się pokazać tych zdolności Narcize. Znowu stosujesz ekspozycję – opisujesz, jak świetna jest w jednej dziedzinie, tylko to nie wynika z jej zachowania czy działań. A nie opisałaś żadnej lekcji numerologii czy eliksirów, z której sami moglibyśmy wywnioskować, że Narcize ma do tego smykałkę. Ciągle tylko narrator nas o tym zapewnia, a sama Kopljar udowadnia, że naprawdę nie umie machać różdżką.

Zwierze było tak wielkie, że nie miałaby szansy, gdyby chciało ją zaatakować, a kły wystające mu z paszczy z całą pewnością mogły zadać dziewczynie śmierć. – Zwierzę. I zadać śmierć brzmi słabo. Może lepiej uśmiercić albo chociaż zadać ból?

Wiedziała jednak, że z całą pewnością nie zamierza opuszczać dziadków, a i oni nie pozwolili by jej odejść. – Pozwoliliby.

Dziwny obłok przez moment trwał w zawieszeniu, po czym z dużą szybkością wleciał wprost w dziewczynę. Narcize poczuła zimno i nieprzyjemne ukłucie, jakby ktoś wbił jej nóż w klatkę piersiową. Przez chwilę nie była w stanie nabrać powietrza, ale kiedy duch stracił z nią kontakt, prawie wszystko wróciło do normy. Nadal miała jednak gęsią skórkę na rękach, a uczucie chłodu trwało, mimo słońca, stale ogrzewającego chorwacką ziemię. – Czyżby Narcize stała się właśnie horkruksem?

– Przecież wiesz, że w każdej chwili może się zrobić… krwawo. – Trudno mi wyobrazić sobie kogokolwiek wypowiadającego takie zdanie – brzmi po prostu sztucznie.

No i nareszcie wyjaśniasz, kim są deathy! Nie za późno o parę rozdziałów? Jednak w gadające, przerośnięte wilki jakoś… trudno mi uwierzyć. No i strasznie kojarzą mi się z wilkorami z Gry o Tron. Różnica jest taka, że tamte nie mówią. To wszystko brzmi bardzo sztucznie i sztampowo.

Jeden z nich miał ciemniejszą sierść, która przy oczach wyglądała jak niemal czarna maska. – Sierść jak maska? Nie pasuje mi takie porównanie.

Drugi natomiast, jasno szary, z pyskiem w[z] którego wystawały wielkie kły, jakby już gotowe do ataku. – Jasnoszary; kły gotowe do ataku? Chyba przyznasz, że to brzmi niepoprawnie. Całe to zdanie jest niepoprawnie zbudowane.

– Teraz możemy cię zabić, zawsze lubiłem mieć widownię (...). – Wybacz, ale te dialogi są wymuszone i sztuczne aż do bólu.

Zostawimy wam dwie minuty. – Zostawimy? Raczej damy/dajemy.

– No pewnie [przecinek] że będzie…

– Ale ja nie chce nigdzie jechać. – Chcę.

Cała scena wspomnienia wypadła sztucznie, ciężko mi się ją czytało, a dialogi wypadły strasznie nienaturalnie. Zawiodłam się również opisami – trudno było mi cokolwiek sobie wyobrazić. Opisy otoczenia były marne, opis akcji z wężem również nie przypadł mi do gustu, a w deathy już całkiem ciężko mi uwierzyć. Wcześniej przecież nie mówiły i nagle, w tej scenie, wyobraziłam sobie ich jako ludzi. Kompletnie nie umiem połączyć ich ze światem potterowskim – nie pasują tu, a Ty, jako autorka, wcale mi tego nie ułatwiasz.

Nawet jeśli bardzo się starała, nie mogła poczuć się zupełnie samotnie. – Starała się czuć samotnie? To trochę dziwne.

Choćby robiła wszystko, żeby przyjaciele się od niej odwrócili, oni jak na złość ciągle byli przy niej. Nawet wrogowie zawsze kręcili się gdzieś w pobliżu, nie pozwalając zatracić się w swojej beznadziejnej samotności. – W tym momencie zachowanie Narcize jest kompletnie nielogiczne. Owszem, bała się swojej tożsamości i starała się ukryć przed innymi swoje pochodzenie, ale odsuwanie się od przyjaciół jest zachowaniem trochę niepasującym do naszej bohaterki. Przecież miała Parvati, Lavender, Gary’ego (którego w tekście jest tak mało, że wątpię, czy rzeczywiście jest jej najlepszym przyjacielem) i Adama, więc jej przemyślenia są najwyraźniej brakiem konsekwencji w prowadzeniu postaci Narcize, która sama jeszcze dwa czy trzy rozdziały temu twierdziła, że przyjaciele ją zostawili i jest samotna.

Spojrzała na niego z zażenowaniem i westchnęła ostentacyjnie, wracając w pełni do przygotowywanej mikstury. – Westchnęła ostentacyjnie na zajęciach przy Umbridge i Snape’ie, a wcześniej pisałaś, że nie chce rzucać się w oczy. Więc jak to w końcu jest?

Bardzo ciekawa końcówka rozdziału; trochę ciężko uwierzyć, że eliksir rozwalił metalowy kociołek, a nikt oprócz Narcize nie oberwał (przecież to musiała być ogromna siła!), w dodatku dziewczyna miała w zasadzie tylko jedną ranę.
Wydaje mi się też, że podałaś trochę za mało informacji na temat wizyty Dolores. Ja wiem, że to jest kanoniczne, ale osoby, które opierają swoją wiedzę wyłącznie na filmie lub takie, które dawno nie czytały Pottera, mogą być w pewnym momencie lekko zmieszane.


ROZDZIAŁ 9 – Tajemnice
Myślałam, że Narcize z takimi obrażeniami trafi do Munga, a tu Pomfrey jej ot tak przebite płuco naprawiła. Wiem, że pielęgniarka szkolna jest świetna w tym, co robi, ale niektóre wypadki wymagają czasami szybkiej interwencji specjalistów. Przedstawiłaś sytuację tak drastycznie, że spodziewałam się niezbędnej pomocy magomedyków.

– Teraz będziesz musiała dużo odpoczywać. Noc spędzisz tu, a rano będziesz mogła wrócić do dormitorium – mówiła rzeczowym tonem. – Seeeerio? Przy zwykłym złamaniu Pomfrey każe siedzieć ze trzy dni w łóżku w skrzydle szpitalnym, a Narcize po takich obrażeniach poleży pół dnia i ma wrócić do zajęć? Nie wierzę, to nie jest Poppy, którą wszyscy znamy.

Tak teraz czytam ten sen, gdzie Narcize jest pod postacią deatha… Skoro animagowie to ludzie zmieniający się w zwierzęta, a deathy – wnioskuję z tekstu – są jakby półludźmi (myślą jak ludzie, mówią, opiekują się ludzkimi dziećmi), to czy powinno dać się w nie zamieniać za pomocą animagii?

Mimo braku szkolnej szaty, Narcize miała pewność [przecinek] że była tu uczniem. Krukonką. – To jakiś dodatkowy zmysł Narcize? Rozumiem, że mogła się domyślić, iż dziewczyna uczyła się w Hogwarcie, gdyż znała szkołę i poruszała się pewnie, jednak skąd Kopljar przyszło do głowy, że tamta była Krukonką?

Casssandra spojrzała na wilka uważnie (...). – Cassandra.

Świadomy sen można kontrolować. Skoro Narcize była tak świadoma we śnie, jak opisujesz, to mogła robić co chce i raczej w dowolnej chwili się wybudzić.

Czytam, że Kopljar zastanawiała się nad atakiem na zbliżającą się osobę, a gdy już ten ktoś podszedł, odsunęła jego różdżkę dłonią. To była przemieniona, czy nie? To dosyć istotne, nie uważasz? I kolejny raz Ci się zdarza nie poinformować czytelnika o tym, czy Kopljar jest człowiekiem, czy zwierzęciem.

Zaraz, to to jednak nie był sen? Czy Narcize lunatykowała? Opisujesz, jak zasypia, a nagle nie śpi, tylko jest na korytarzu i rozmawia sobie z Gavinem, i wszystko dzieje się naprawdę, a powtarzała, że śni. Gubię się!

Chociaż patrząc na ciebie nie wiem czy nie lepiej od razu wysłać sowy do Munga… – Sowę. Jedna chyba wystarczy?
Nie wiem czemu, ale sarkastyczne wypowiedzi Gavina w początkowych rozdziałach były chyba bardziej ambitne i śmieszne. Teraz są lekko żenujące i słabe.

Szczerze mówiąc, najbardziej interesującym i chyba jedynym takim wątkiem w całym opowiadaniu jest Gavin. Tajemniczy, ironiczny, nie wiadomo kto, skąd i po co. I coś ukrywa. O nim nawet przyjemnie się czyta, bo, tak szczerze, jakoś nie ciekawi mnie zapomniany przez Narcize Potter, Czarny Pan, a nawet Cassandra zainteresowała dopiero w tej notce.

– Chyba raczej co może stać się twoim najbliższym… – usłyszała koło siebie, jednak zwalczyła pokusę obejrzenia się za siebie i z wielkim trudem zignorowała tę wypowiedź. – A to nie są słowa tego głosiku? Zawsze zapisywałaś je kursywą.

Bez zbędnego namawiania jej, czym prędzej opuściła Skrzydło Szpitalne (...). – I nic nie powiedziała pani Pomfrey? Chamsko. Skrzydło szpitalne małą literą.

Parvati ma jakiś problem, przyjaciółki chcą coś z niej wyciągnąć, ale dziewczyna je zbywa, a Narcize twierdzi, że spróbuje z nią pogadać… na śniadaniu? No rzeczywiście, odpowiedni czas i pora na zwierzenia z problemów rodzinnych. Brawo, Narcize!

Bała się, że nieświadomie zmieni się w deatha i zrobi krzywdę którejś z osób, na której jej zależało. Tak niewiele ich przecież pozostało w jej życiu, że istnienie każdej z nich było dla niej na wagę złota. – Acha. A jak było więcej tych osób, to byli jej obojętni, tak?

Niegdyś dziewczyna interesowała się tym zagadnieniem, zastanawiając się [przecinek] czy gdyby zmieniła swój magiczny patyk, w jakiś sposób mogłyby poprawić się jej umiejętności. – Magiczny patyk brzmi bardzo źle, a kolejny raz używasz tego określenia.

(...) powiedziała Narcize pewnym głosem i zerknęła na trzymane wcześniej przez dziewczynę zdjęcie. Przedstawiało bliźniaczki Patil i ich matkę. Wszystkie uśmiechały się, jakby jakiekolwiek zmartwienia omijały je szerokim łukiem. – I tylko tyle na temat zdjęcia? Brakowało mi jakiejś informacji o tym, co robiły na tym zdjęciu. Bo przecież było ruchome, prawda?

Myślałam, że osobą, która umarła, jest Parvati – samobójstwo z powodu problemów rodzinnych. A tu zaskoczenie. Powiem Ci, że zaciekawiłaś mnie. W piątej części Harry’ego Pottera nie było takiej sytuacji, więc wnioskuję, że ma to coś wspólnego z Cassandrą.


ROZDZIAŁ 10 – Powrót
Od razu zaznaczę, że w tym i kolejnym rozdziale nie będę wypisywać praktycznie żadnych błędów gramatycznych. Wyżej masz dość przykładów. Zwrócę na coś uwagę ewentualnie przy cytowaniu zdań odnoszących się do części fabularnej.

To musi być ta klątwa, przeklęty pierścień [przecinek] od ktorego wszystko się zaczęło. – Którego.
Czytając początek rozdziału, który, swoją drogą, wyszedł bardzo ładnie, mogłam się domyślić, że Narcize uwierzy w swoją winę. I właśnie dopiero teraz zaczęłam głębiej się zastanawiać, skąd właściwie te sny i lunatykowanie Kopljar. Przecież nie wzięło się to znikąd. Ale w życiu nie połączyłabym tego z pierścieniem. Od kiedy dziewczyna go wyrzuciła, nie wracała praktycznie do tego tematu. Mogłaś wpleść w rozdziały jakieś nawiązania, że Narcize myśli o tym; ja nawet zapomniałam, że w ogóle ten pierścień dostała, a okazuje się, że możliwe, że to przez ten przedmiot to wszystko się dzieje.
Zabrakło mi tu jeszcze stanowczości Rona – na pewno miał nikogo nie wypuszczać; aż dziwne, że uwierzył w powrót Kopljar do domu – bez bagaży, konsultacji z którymkolwiek z nauczycieli itp. lecz jest to jako tako wybaczalne, w końcu był zestresowany. Jednak myślę, że bardziej bałby się konsekwencji u McGonagall i zawołał kogoś do pomocy, aby nie wypuścić Narcize.

Zdecydowanie nie zachowywał się jak reszta nauczycieli i o ile w stosunku do niej zawsze zachowywał się inaczej, zapewne ze względu na ich pierwsze, dosyć karykaturalne spotkanie, to teraz nie miała pojęcia [przecinek] jak mogłaby to uzasadnić.

Bardzo udana scena z Gavinem. Polubiłam go; nareszcie wrócił jego pierwotny charakter – był świetny. Przez ten rozdział jestem coraz bardziej zainteresowana związkiem Foulke’a z całą sprawą. Widać, że coś ukrywa. W rozmowach z Narcize zdradzasz po trochu pewnie szczegóły, trzymasz w napięciu, ale nie piszesz wprost. To pobudza wyobraźnię czytelnika, a jednocześnie pozostawiasz coś w stylu pozytywnego niedosytu – duży plus. Łaknę więcej informacji.

Zachowanie profesor McGonagall w pokoju wspólnym Gryffindoru było bardzo ładnie napisane. Czysta Minerwa – poważna, opanowana, ale i troskliwa. Super, poczułam, jakbym czytała książkę Rowling.

Chorwatka pobiegła do góry, a przygotowania do podróży trwały dużo krócej [przecinek] niż można by przypuszczać. – Chyba na górę.

Zastanawia mnie jedna rzecz – Narcize jest niepełnoletnia, więc nie powinna opuścić Hogwartu pod opieką nauczyciela?

Te długie akapity pod koniec rozdziału wyglądają źle.

Wreszcie, po niemal dwóch godzinach drogi, dotarła na obrzeża miasta, a przed jej oczami rozpościerał się gęsty las i zaledwie dwa domy, oddalone od siebie pewną odległością. – Oddalone odległością brzmi jak pleonazm. Może lepiej oddalone od siebie na pewną odległość lub po prostu odległe od siebie?

Wielka, od dawna nieczynna fontanna ze zniszczonym kamiennym posągiem na środku. – Brakuje mi tu czasownika.

Całkiem niezły opis posiadłości, jednak nie czułam tych emocji, gdy Narcize zbliżała się do swojego domu. Za to końcówka była dobra. Tutaj czuć było niepewność dziewczyny, lekki strach, zdenerwowanie. Wyszło całkiem zgrabnie. Mimo wielu błędów interpunkcyjnych, kilku powtórzeń i gdzieniegdzie ekspozycji to chyba najlepszy dotąd rozdział. Pierwszy raz czuję, że naprawdę chcę więcej.


ROZDZIAŁ 11 – Wspomnienia
Uuu… Ajć. Otwieram rozdział, a tu brak wcięć akapitowych! Zamiast myślników dywizy, czego nie wiedziałam u Ciebie od prologu. Brak justowania strasznie rzuca się w oczy. Wygląda to tak, jakbyś wrzuciła rozdział w wersji surowej, przez przypadek. Jak gdybyś chciała zapisać wersję roboczą, a kliknęłaś opublikuj. Może nie miałaś czasu na betę, a może – jeśli ją masz – beta nie miała czasu sprawdzić tekstu (to się zaraz okaże) i go sformatować, ale notka wisi już jakiś czas i naprawdę nie wygląda to dobrze.

Serce znowu przyspieszyło swój [zbędne] rytm, a płuca jakby kurczyły się, dostarczając do niego coraz mniej tlenu. – Czas.

Mecze gospodarzy Mistrzostw Świata cieszyły się największym zainteresowaniem i niemal zawsze zbierały komplet widzów.
- Życz mi szczęścia, jak wygramy z Irlandią, będziemy w finale - powiedział do niej Adam, ubrany w biało-bordowy strój do quidditcha. Był wyraźnie zestresowany swoim debiutem w meczu reprezentacji. Nie spodziewał się, że tak szybko dostanie szansę na grę i to jeszcze w tak ważnym spotkaniu. – Ja rozumiem, że Adam był dobry, ale grać na Mistrzostwach Świata, będąc niepełnoletnim? No coś nie bardzo to widzę. Wiem, że Krum grał, ale on skończył siedemnaście lat.

Tak bardzo nie chciała okazać słabości, mimo że z każdym dniem Czarny Pan coraz bardziej zabierał jej chęć do życia, a pełna radość była zaledwie mglistym wspomnieniem, które wydawało jej się coraz mniej rzeczywiste. – Rzeczywiście widać było, że Narcize nie chce okazać słabości przy ojcu, ale to, że z każdym dniem zabierał jej chęć do życia, wydaje mi się trochę naciągane. Od powrotu do szkoły Narcize myślała o ojcu ze dwa albo trzy razy. I to wyłącznie przez pierścień i Cassandrę. Nawet wspominając Adama, nie zwracała za bardzo uwagi na Voldemorta. Jak już wcześniej wspomniałam, sprawa Pottera w ogóle nie zaprzątała jej głowy.

Zacisnęła powieki i złapała różdżkę, przykładając ją pod mostek, jak sztylet, który miał przebić jej serce. – Jakoś dziwne wydaje mi się to, że Voldemort dał córce własną różdżkę.

Pokonała dwie kondygnacje schodów, nadal bezgłośnie szlochając. – Zaraz, a kiedy ona wyszła z pokoju? Voldemort w ogóle na to nie zareagował? Czekała na jego odpowiedź, której się w sumie nie spodziewała, i nagle pędzi po schodach. Co tu się stało?

Znów Czarny Pan wydawał mi się sztuczny w tej scenie. Chcesz pokazać jego powagę i wyższość, a wychodzi nienaturalnie.

Babciu, proszę, żebyś czym prędzej wysłała opiekunce mojego Domu, profesor McGonagall, informacje o Twojej rzekomej rychłej śmierci, usprawiedliwiając tym moją aktualną nieobecność w szkole. – Wydaje mi się, że chora, umierająca babcia nie byłaby w stanie pisać sama listu, lecz to tylko luźna uwaga. (No i w pierwszej chwili odebrałam to tak, jakby babcia miała napisać, że właśnie niespodziewanie umarła).

- Wiesz, że nie mógłbym, jesteś dla mnie jak siostra - powiedział z wyraźną ironią, ale coś kazało Narcize wierzyć w prawdziwość jego słów. – Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że death, który zabrał ją od kochającej rodziny, żywi do Narcize jakieś uczucia. Wiem, że ponoć ją wychował, ale zapewnienia narratora o tym, że byli blisko, są dla mnie obojętne. Nie było tego w tekście, więc czuję, jakby death był śmiertelnym wrogiem Narcize. Bo przecież chciał zabić jej babcię i razem z drugim wilkiem ją porwał. Znam go wyłącznie od tej strony, tak więc jego zachowanie jest co najmniej nienaturalne. A atak na dziewczynę naprawdę mógł w moim mniemaniu skończyć się pogryzieniem. W ogóle nie czuć więzi między deathami a Narcize. Bardziej wydaje mi się, jakby ona była ich podwładną niż rodziną.

Wspomnienie o lochach zasiało we mnie ciekawość. Dobre posunięcie.
Choć rozdział nie należał do ciekawszych, wyjaśniłaś część kwestii, przywołując wspomnienia Narcize – lepiej późno niż wcale. Konsekwentnie wprowadzasz listy Narcize do Adama, podoba mi się.
To ostatni rozdział, który widnieje na blogu. Przejdźmy zatem do podsumowania.


PODSUMOWANIE
Bohaterowie
Twoje opowiadanie to fanfik potterowski z OC, więc zacznijmy może od tego, co to właściwie jest OC. Cytując to:

OC – skrót od ang. Original Character; postać wymyślona przez autora tekstu, nieistniejąca w kanonie.


Twoja Narcize jest OC. Jest córką Lorda Voldemorta, którą wychowywała babcia, a potem wilkopodobne stworzenia. Po powrocie Voldzia z zaświatów jest przez niego nękana psychycznie (i fizycznie w pewien sposób też). Takie przeżycia powinny ukształtować jej charakter w pewien sposób; niestety, czytając, wydawało mi się, jakby te wydarzenia w ogóle na nią nie wpłynęły.
Zacznijmy od tego, że Narcize jest chaotyczna. Narrator wciąż wmawia mi, jak bardzo dziewczyna jest załamana, jak wiele przeszła, jak nie chce zwracać na siebie uwagi. Co z tego, skoro Kopljar wciąż robi wszystko na przekór niemu? Niby nienawidzi ojca, chce być mu posłuszna, boi się go (bo przez niego nie mieszka z dziadkami), a tak naprawdę jest swawolna, rozpuszczona. Robi to, na co żywnie ma ochotę. Zdaje się, że w Howgwarcie w ogóle zapomina o zagrożeniu, nie boi się ojca, nie myśli o Potterze (a przecież przez to zginął jej ukochany).
I tu kolejna rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę. Czy tego chciałaś, czy nie, stworzyłaś Mary Sue. Narrator mówi, że Narcize nie chce się wychylać? Więc Narcize awanturuje się z nauczycielem, zwraca się do niego bezczelnie, ciągle pyskuje i robi wszystko, by KAŻDY ZWRACAŁ NA NIĄ UWAGĘ. Widzisz, jak bardzo narrator i protagonistka żyją w niezgodzie? Narcize zawsze musi mieć rację, focha się niczym mała, rozpieszczona dziewczynka, ale działa tu też imperatyw – bohaterka przejmuje się tylko tym, czym w danej chwili wypada się przejmować.
Muszę Cię naprawdę pochwalić za tytułowe listy, które dziewczyna pisze do zmarłego ukochanego. To naprawdę dobry wątek, a i konsekwentnie prowadzony. Ale tylko przy tych listach czujemy nienawiść Narcize do Czarnego Pana. Jakby na co dzień zapominała o tym cierpieniu i niebezpieczeństwie. Zdarzało się też, że Narcize sama mówiła co innego, zaś robiła co innego. Nie będzie pakować się w kłopoty? Robi to niemal specjalnie i z premedytacją. Na przykład mówiła, że wszyscy ją zostawili, gdzie chwilę temu sama odepchnęła przyjaciół. A ja ciągle czytam, jak Narcize pokazuje swoje ochy i achy i wmawia mi, że tylko ona ma rację i tylko ona robi dobrze. I tu zaznaczam jeszcze raz – bohaterka ma pretensje nie wiadomo o co. Szuka pomocy, a jednocześnie ją odrzuca. Spławia Lavender i Parvati, spławia Gary’ego, bo oni nie zrozumiejo, a potem biadoli, że jest samotna. Czy to nie jest przesada? Dlatego tak bardzo to razi w oczy – Narcize jest idealizowana, a to strasznie irytuje. Zawsze wszystko musi być tak, jak ona chce. Kopljar zawsze wie najlepiej i każdy ma myśleć tak, jak ona tego chce. Uważa się za mądrzejszą od wszystkich wokół – nawet nauczycieli (choć sama jest fatalna z zaklęć) – a narrator wcale temu nie przeczy. Wręcz przeciwnie – narrator chce utwierdzić nas w przekonaniu, że TAK, Narcize wszystko wie, Narcize jest wspaniała i wyjątkowa. Dobrze by było, gdyby Kopljar miała jakąś wadę. Niestety nieumiejętność rzucenia Lumos się do tego nie zalicza – to akurat ukazuje, że dziewczyna jest głupia, skoro nie ogarnia podstaw, ale i tak nie zmienia to faktu, że musi wszystko wiedzieć najlepiej.
Jak już wspomniałam, ważnym elementem jest również pochodzenie Narcize. Wielokrotnie w trakcie oceny pisałam, jak bardzo nie wierzę, że wilki wychowały dziewczynkę. Dopiero po czasie okazuje się, że one mówią. Wątpię jednak, by były w stanie zapewnić jej podstawowy byt tak, aby nie oszalała. To nie jest normalne i nic mnie nie przekona, że jest inaczej. Zwierzęta wychowujące ośmiolatkę? Podpaski też jej wilki kupiły? Za co? Czy cały czas mieszkali na skraju lasu, jak opisałaś? Zatrudnili służbę, gdy żyli w chatce? Za mało doprecyzowałaś przeszłość Kopljar, bym mogła uwierzyć w tę jej część.
Na kolejnym etapie wychowuje ją Voldemort i nie traktuje jej dobrze. Zakładając, że to córka Czarnego Pana, z marszu powinna mieć inny charakter, jakąś postawę psychiczną. I tu podkreślę, że racja, narracja mówi, jaka to Narcize czuje się samotna, że tak jej było ciężko, żyła w strachu i tak dalej. Ale co z tego, skoro charakter dziewczyny w scenach pokazuje nam coś innego? Tak jakby Kopljar miała gdzieś swoją przeszłość. Jasne, ta przeszłość była i my mamy bohaterce współczuć, a ona i tak będzie beztrosko zachowywała się jak… Mary Sue.
Nie twierdzę oczywiście, że dziewczyna ma się ciągle zamartwiać, ale niech nie myśli o tym, jaki Voldzio jest straszny tylko wtedy, gdy wspomina Adama (czyli wtedy, gdy jest Ci to na rękę) i niech jej charakter nie przeczy narratorowi. Wydaje mi się, że piszesz tu dość schematycznie: gdy potrzebujesz wątku o listach, dziewczyna się zamartwia, a gdy chcesz sceny z Gavinem, wtedy ma cięty język i pakuje się w kłopoty, nie patrząc na konsekwencje; z przyjaciółkami jest beztroska i tak dalej. Dostosowujesz jej charakter do sceny, a nie scenę do charakteru. Dlatego wydaje się, że Narcize ma różne oblicza, które za bardzo ze sobą kontrastują, aby bohaterka była logiczna. Myślę jednak, że da się to naprawić, gdyż z rozdziału na rozdział widać lekką poprawę.
Ostatnią rzeczą, o której muszę powiedzieć na temat Narcize, jest jej nieudolność w zakresie zaklęć. I od razu tu zaznaczę, że bardzo dobrze, że chciałaś dać Narcize jakieś wady, aby nie była zbyt idealna, ale żeby nie umiała Lumos? Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. To jest poziom pierwszego roku, a od tego czasu nawet nie opanowała tego prostego zaklęcia? Przypominam, że co roku są egzaminy sprawdzające na koniec i DA SIĘ nie zdać. Myślę, że z takim poziomem zaklęć nie przepuściliby Narcize do piątej klasy, a z Lumos przecież nawet Neville sobie radził.
Jeśli chodzi o innych bohaterów, pokrótce o nich wspomnę, gdyż nie występowali na tyle często, aby szerzej się na ich temat wypowiedzieć, ale też pisałam trochę o poszczególnych scenach wyżej.
Lavander Parvati – wydawało mi się, że będą takim zapychaczem, laleczkami, z którymi Narcize spędza czas, aby wypełnić tło. A jednak wprowadziłaś dość ciekawy wątek z rodziną Patil, przez co naprawdę mnie zaciekawiłaś. Bohaterki nie są szczególnie ważne, ale nie są również byle jakie. tworzą niezły drugi plan i mam nadzieję, że je rozwiniesz. Podobno były przyjaciółkami Kopljar, więc liczę, że pojawią się częściej, szczególnie po ostatnich wydarzeniach.
Gary za to był na chwilę i znikł. Bardzo nie podobało mi się wprowadzenie na siłę tej postaci – to czysty imperatyw, gdyż chłopak później się praktycznie nie pojawił i nie brał udziału w żadnej ważniejszej scenie. Spisałam go na straty, a szkoda – miał potencjał.
Jeśli Chodzi o Pottera i Rona czy Hermionę, to niemal ich nie ma, choć Wybraniec powinien być ważny dla Narcize. Znam go jedynie ze snów dziewczyny i jednego, krótkiego spotkania w Hogsmeade. To za mało, by uznać go za coś więcej niż tło, i uważam, że powinnaś to zmienić.
Jest jeszcze Gavin, który ma cięty charakter i głównie za to go lubię. I za przebiegłość. To bohater nieco tajemniczy i jestem ciekawa, co knuje oraz jakie będą jego relacje z Narcize. Dobrze go prowadzisz, jednak czasami w scenach z nim za bardzo skupiasz się na emocjach, a mniej na gestach. To rzuciło mi się w oczy w tych ostatnich rozdziałach. Poza tym nie mam zastrzeżeń – Twoja najlepsza postać jak na razie.
Voldemorta celowo zostawiłam na koniec. Wcześniej wspominałam, że sceny z nim były czasem tak sztuczne, że aż bolało. Zalatywało tanim patosem, który wywoływał raczej zażenowanie. Naprawdę przykro mi, ale nie poczułam Twojego Czarnego Pana. Był nienaturalny, sztuczny, a jego mocy i władzy nie dało się wyczuć. Sceny takie jak oddanie Narcize swojej różdżki (mimo że wiedział, iż dziewczyna nic nie zrobi), tylko pogłębiały to odczucie, bo prawdziwy Voldemort by tak się nie zachował. To, że był potężny, nie znaczy, że jego ruchy czy głos były mechaniczne. Naprawdę wyobrażałam sobie robota. Wpływało na to również olewanie Czarnego Pana przez Narcize, gdy przebywała w szkole – nie czułam, aby był aż takim zagrożeniem. Oprócz morderstwa Adama nie przeczytałam żadnej sceny z Voldemortem, która wzbudziłaby we mnie jakieś głębsze emocje. A podobno to najpotężniejszy czarnoksiężnik?
Więcej bohaterów nie pamiętam, a to znaczy, że nie poświęciłaś im za dużo linijek tekstu. Nie mam zamiaru opisywać dziadków Narcize czy wilków deathów, bo nawet nie mam za wiele na ich temat do powiedzenia. Przewinęli się we wspomnieniach, a jeden wilk pojawił się w ostatnim rozdziale i... tyle. To wciąż niewiele, wciąż za mało. Myślę, że sama potrafisz wyciągnąć wnioski, co należy naprawić, a co pozostawić tak, jak jest.

Świat przedstawiony
Świat potterowski również musisz przedstawić i opisać. I o ile te opisy otoczenia nie są złe, o tyle opisy akcji w tym świecie kuleją. Zauważyłaś, że nigdzie nie ma nauczycieli oprócz Gavina i ewentualnie Snape’a? Gdzieś tam się przewinęła Minerwa, a poza tym Narcize raz spała na lekcji u Binnsa. A co z resztą? Czytając, czuję, jakby Twoi bohaterowie chodzili tylko na dwa, góra trzy przedmioty. A przecież to powinno być ich główne zajęcie. Bardzo brakuje mi lekcji, w których Narcize by uczestniczyła, bo poza wybuchającym kociołkiem, niemal nie ma tych lekcji (tak jak nauczycieli). I również pod tym względem jest to złamanie kanonu. Przecież tyle się działo na piątym roku! Niestety – zachowanie Umbridge spływa po bohaterach jak po kaczce. Niby było spotkanie z zapisami, ale nikt poza tym nie rozmawia o nauczycielce, nie ma z nią żadnych scen – no dosłownie nic. A Bombonierki Lesera Weasleyów, tak bardzo popularne w książce? Przecież ciągle były przypadki jakichś chorób albo wybuchy od innych zabawek bliźniaków. A Standardowe Umiejętności Magiczne? A afera, że nikt Harry’emu nie wierzył na początku roku w powrót Voldemorta? Gazety aż huczały od plotek. A podejrzewanie Dumbledore’a o spisek?
Twoje opowiadanie skupia się tylko na tajemniczych głosach w głowie dziewczyny. Akcja w tle to szczegóły, lecz nawet tych szczegółów nie zawarłaś, a przez to nie czuć tej magii Hogwartu, brakuje tej całej otoczki, dzięki której właśnie Harry Potter zachwycił czytelników. Ja rozumiem, że to opowiadanie z OC, że skupiasz się na wątkach własnych, ale to są czasy Złotego Trio, Narcize jest w ich wieku i jest BARDZO mocno powiązana z osobą Harry’ego właśnie przez Voldemorta. Do tego Kopljar jest z Gryffindoru, przebywa w tym samym środowisku co Potter, więc BARDZO BRAKUJE TŁA. Brakuje mi świata Harry’ego Pottera w świecie Harry’ego Pottera.
Kolejnym elementem, o którym tylko wspomnę, bo wcześniej się już rozpisywałam na ten temat, jest animagia. Tu kanon i research wołają o pomoc, bo nadal ani trochę nie wierzę w przemiany Narcize. No i deathy, o których również pisałam. Dodam tylko, że mogłoby to przejść, naprawdę, ale źle wprowadziłaś te stworzenia. Za późno, za chaotycznie – nadal nie mogę się do nich przekonać i kompletnie nie pasują mi do świata potterowskiego. Powinnaś poważnie przemyśleć ten element, bo ciężko jest ogarnąć na początku kim są deathy, a potem przyswoić sobie ich cechy. No i nasuwa się kolejne pytanie: Czemu użyłaś angielskiej nazwy jako własnej (?), którą i tak zapisujesz małą literą? W ogóle tego nie rozumiem.

Styl
Ten podpunkt to dla mnie prawdziwa zagwozdka. Dlaczego? Już tłumaczę. Otóż Twój styl ma i plusy, i minusy, i kompletnie nie wiem, co przeważa. Widać wyraźnie, że niektóre sceny idą Ci gładko, a z innymi się męczysz. Świadczą o tym choćby pokręcona zdania, aż za bardzo rozbudowane, dziwne składnie, że chyba nawet sama gubisz się, gdy je piszesz. Innym zaś razem tworzysz lekkie i przyjemne zdania, ładne, łatwe do przyswojenia. Jak to właściwie jest? Masz betę, która zwraca Ci uwagę na tylko połowę tekstu? Czy piszesz na siłę niektóre sceny i dodajesz je jedynie po szybkim przejrzeniu? Często też wrzucasz jakieś wątki niedokończone – masz w głowie obraz, ale nie potrafisz oddać go w tekście. I tu znów podam za przykład deathy – od początku wiedziałaś, jak wyglądają, kim są, jaką pełnią rolę, ale czytelnik nie. Gubiłam się, czytając to, co dla Ciebie było oczywiste, a dla mnie niezrozumiałe.
Następną rzeczą jest to, że w tekście myśli przeważają nad dialogami. Gdy Narcize rozmawiała z jakimś bohaterem, po drodze potrafiła myśleć o tylu rzeczach, że gdy chciałaś kontynuować dialog, musiałam wrócić do poprzedniej wypowiedzi, bo nie wiedziałam, o co chodzi. A drugą sprawą jest, że wypowiedzi dialogowe zlewały się z narracją (ale o tym niżej), więc czasem musiałam się naszukać, przez co nie mogłam się skupić na tekście.
Na pewno plusem Twojej pisaniny jest to, że masz mało ekspozycji w tekście. Podoba mi się, że podczas dialogów wplatasz gesty postaci – to bardzo dobrze oddaje charaktery. Szkoda, że jedynie Narcize mogę nazwać główną bohaterką, bo naprawdę nieźle wychodzi Ci ukazywanie zachowania pobocznych postaci i przyjemnie się czyta o ich odruchach. Postaraj się skupiać także na świecie przedstawionym i na bliskich dziewczyny, a na pewno Twoja pisanina będzie przyjemniejsza w odbiorze.
I tu wspomnę również, że z biegiem rozdziałów widać poprawę, szczególnie w dawkowaniu informacji i prowadzeniu głównej bohaterki. Wyjaśniłaś wiele kwestii, które niestety powinny być ukazane wcześniej (np. pierścień, deathy, Gwardia Dumbledore’a), a to znaczy, że zauważyłaś luki, które zrobiłaś. Dobrze, że pracujesz nad tekstem i starasz się naprawiać własne błędy. Zawiodłam się jednak, że wstawiłaś ostatni rozdział na surowo. Wygląda fatalnie i czyta się go źle. Mam nadzieję, że go poprawisz – zastosujesz akapity, sprawdzisz błędy, wyjustujesz itp.
Ostatnim słowem tej części wspomnę, że gratuluję pomysłu na wątek z Cassandrą, choć wydaje się z początku nieco chaotyczny i podobny do motywu Komnaty Tajemnic z bazyliszkiem; w kolejnych rozdziałach wychodzi dużo lepiej. Kolejny znak, że się rozwijasz.

Technikalia
To ostatni punkt tego podsumowania i wezmę tu pod uwagę sprawy czysto techniczne. Wydaje mi się, że albo sprawdzałaś rozdziały sama, po czasie, albo ktoś Ci je betował. Znalazłam jednak parę błędów, które powtarzasz notorycznie. Pozwól, że wypiszę je od myślników, gdyż szczegółowo zostały wskazane i opisane wcześniej.

– Przecinki:
  • brak przy wtrąceniach;
  • brak lub nadmiar w zdaniach złożonych – nieoddzielenie dwóch czasowników;
  • brak przed że;
  • brak przed który;
  • brak przed co;
  • zbędne przed imiesłowem przymiotnikowym czynnym.
– Brak kursywy przy zaklęciach,
– błędy zapis cudzysłowów,
– mieszanie czasów,
– nieodmienianie niektórych nazwisk (np. Foulke),
– braki w znakach diakrytycznych,
– pisanie nazw typowych wielkimi literami lub własnych – małymi,
– błędny zapis dialogów.


W kwestii przecinków chcę jeszcze dodać, że czasami stawiasz je tam, gdzie nie trzeba, na siłę. Przez to podczas czytania pojawia się za dużo pauz oddechowych, skutkiem czego zdania nie są płynne. Jak zauważyłaś, wypisałam główne słowa, przed którymi powinnaś stawiać przecinek. Któryże i co to podstawa, więc naprawdę jestem zszokowana, że tego nie przestrzegasz i mam nadzieję, że to kwestia wyjątkowego niedopatrzenia.
Do tej kategorii mogę jeszcze dorzucić pisanie przekombinowanych zdań, które utrudniają odbiór tekstu.
Bardzo rzucało się w oczy również określanie postaci kolorem oczu, włosów, wiekiem czy pochodzeniem. To dobry zabieg, gdy nie znamy jakiegoś bohatera, jest on dalszoplanowy, mniej ważny. Ale przy Narcize czy jej przyjaciołach czyta się to bardzo źle. Szesnastolatekzielonookibrązowowłosy czy nawet nadużywane Chorwatka – to brzmi naprawdę kiepsko i świadczy o dość niskim warsztacie autora. Polecam wyzbyć się tego. Takie określenia stosują raczej autorzy blogów najniższych lotów.
W kwestii poprawności to chyba tyle.

Załączam tu artykuły, które obiecałam wyżej (i parę innych, które mogą Ci się przydać):
+ PWN o CUDZYSŁOWIE

Podsumowując, nie jest źle, ale dużo pracy przed Tobą. Są braki w niemal każdej części, którą omówiłyśmy. Opowiadanie ma potencjał, jednak pamiętaj, że czasem trzeba się skupić i coś poprawić, zamiast sobie odpuszczać i puścić rozdział tak, jak jest. Rzadko publikujesz, więc zapewne spieszysz się, oby szybciej coś wstawić. Zastanów się, czy to dobrze.
Rozplanuj sobie postaci, akcję, wątki, staraj się wplatać tło, skup się na cechach elementów, które są autorskie i dużo ćwicz. Zwracaj uwagę na błędy, szczególnie te podstawowe. Masz pomysły, lecz postawiłaś sobie poprzeczkę dość wysoko. Córka Voldemorta to nieco wrażliwy dla potteromaniaków wątek i naprawdę trzeba się napracować, aby czytelnik zaakceptował Twoją Narcize. Póki co główna bohaterka jest zbyt chaotyczna. Czasami nawet da się lubić, ale częściej wręcz irytuje. Koniec końców zdecydowałyśmy się postawić Ci słaby z plusem. Mamy nadzieję, że ocena Cię zmotywuje do dalszej pracy.
Życzymy powodzenia w pisaniu i dużo weny!



Betowała niezastąpiona Skoiastel. 

2 komentarze:

  1. „Że po raz kolejny poczuje ten niewyobrażalny ból, który zostawia po sobie zaklęcie Cruciatus”. – Zapisałam to w cudzysłowie, aby Ci pokazać, że nazwę zaklęcia masz napisaną jedynie wielką literą. Według książki Rowling powinna być również zaznaczona kursywą.
    Nie. Cruciatus (nazwę zaklęcia) piszemy normalnie. Crucio (formułkę) kursywą.

    Mag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Masz całkowitą rację! Dziękujemy, już poprawiamy. ;)

      Usuń