[231] ocena: Pamięć Pustkowia

[https://pixabay.com]


Tytuł: Pamięć Pustkowia

Autorka: OsMiornicaDave

Gatunek: fantasy

Ocenia: Skoiastel

 

Jako że tekst, który do mnie zgłosiłaś, jest dość długi (liczy 40 rozdziałów i +/- 80k słów), postanowiłam nie oceniać go w całości. Już pierwsze piętnaście rozdziałów, które przekleiłam do Docsa, wyniosły 155k zbs (znaków bez spacji), kiedy limit na mojej podstronie zmniejszyłam ostatnio do 150k zbs. Dlatego postanowiłam przyjrzeć się właśnie im, a następnie przejść do podsumowania. Wydaje mi się to fair – w końcu potencjalny czytelnik również zacznie czytać cię nie od połowy, a od początku, i to właśnie ten początek ma wpływ na to, czy odbiorca zdecyduje się zostać z twoją twórczością na dłużej. W podsumowaniu dam znać, czy sama byłabym ku temu skora, a jeśli będzie czytało się bardzo sprawnie i lekko – nie wykluczam, że zostanę na dłużej. 

Podpunkt o poprawności znajduje się na końcu oceny. Niektóre z powtórzeń pogrubiam już w części fabularnej.



ROZDZIAŁ I

Po przekopiowaniu rozdziałów z Wattpada do Docsa zauważyłam, że dialogi zwykle zaczynają ci się od dywizów. Nie będę zwracała na to uwagi; podobno Wattpad płata takie figle regularnie, podmieniając myślniki na łączniki. Kluczowe pozostaje dla mnie to, że swoje zastosowanie znalazły tu pozostałe zasady interpunkcji dialogowej. 

 

Nagle łowca pociągnął związanego silnie, przewracając go na ziemię i przygniatając jego plecy kolanem. Żebra, po niespodziewanym zderzeniu z podłożem, zabolały jak cholera. Nero spiął się cały, starając się nie jęczeć.

- Filin, zwiąż mu kostki, żeby nam ptaszek nie odfrunął w nocy - powiedział mężczyzna, uśmiechając się złośliwie. – Do tej pory myślałam, że tekst prowadzisz narracją personalną z perspektywy więźnia; świadczyły o tym właśnie kolokwializmy takie jak cholera, stylizowana mowa pozornie zależna, historia bohatera i jego emocje w chwili, w której wspominał pojmanie oraz nie łudził się, iż ludzie zrozumieją istotę Strażników. To sprawiło, że zaczęłam się wczuwać, rozumieć Nero, poznawać jego motywację, widzieć go oczami wyobraźni i jakoś się zacząć ustosunkowywać. Pozwoliłaś, bym osadziła się w nowej dla mnie historii, w całkowicie nowym dla mnie świecie. I to jest duży plus. 

Jednak kawałek dalej, właśnie w cytowanym wyżej fragmencie, zmieniłaś perspektywę, mam wrażenie, że dostrzegłam wtręt narratora wszystkowiedzącego – przecież Nero, leżąc na plecach, nie mógłby pewnie dostrzec złośliwego uśmieszku mężczyzny, który nad nim stał. Zaraz po tym fragmencie kolejne akapity dotyczyły już Rogera i jego perspektywy; pojawiło się też streszczenie finału pościgu. Po tym wspomnieniu za moment wróciłam do Nero, jego odczuć i przemyśleń, i poszukiwania wygodnej pozycji przy ognisku. Wprawdzie nie gubię się przy czytaniu, ale mimo wszystko trochę żałuję, że nie trzymasz się jednej perspektywy i nie piszesz w wygodnym dla czytelnika zamyśle: jedna scena – jeden POV. Szczególnie właśnie na samym początku lektury. Dlaczego? Obecnie dwie perspektywy – dotyczące bohaterów ze skrajnie różniących się od siebie, bo walczących ze sobą, obozów – przeplatają się, a przez to podajesz mi bardzo dużo nowych informacji, z którymi muszę się zaznajomić, aby poznać od razu obie strony. Nie wiem, czy to nie za dużo nowości jak na pierwszy rozdział. Myślę, że nie wszystko musiałaś odbębniać w takim pośpiechu. Przez to tekst, choć jest poprawny i lekko napisany, ponadto ciekawy, jest do tego wszystkiego trudny, bo przekazuje w opór istotnych danych, koniecznych do zrozumienia i zapamiętania na przyszłość. Te sprawiają, że nie do końca można po prostu wyluzować się, uczestnicząc w scenie i przeżyć wydarzenie na własnej skórze (właściwie skórze bohatera prowadzącego). Wręcz przeciwnie – muszę się wysilić, by wszystko sobie od początku układać i segregować informacje na pół; coś się tyczy strażników, coś łowców. I może to kwestia gustu, ale nie przepadam za takimi tekstami; pierwsze strony, uważam, są po to, by zachęcić i wciągnąć, a niekoniecznie od razu, by uczyć o uniwersum, zrzucając na głowę tonę świeżych danych. Jeszcze nie zdążyłam wczuć się w położenie Nero, a już musiałam zmienić perspektywę i choć nic mi się nie pomieszało, czuję zdecydowany przesyt. A mowa przecież o samym początku lektury, kilku pierwszych stronach. 

 

Spójrz na ten fragment:

Dowódca przywołał w pamięci finał pościgu. (…) Uciekinierzy, biegnący w kierunku kamiennego kręgu, stanowili łatwy cel. Roger szykował się właśnie do strzału, kiedy wszystko się posypało. W pierwszym momencie nie zauważył nawet, skąd nadszedł atak. Usłyszał tylko urwany krzyk i któryś z jego ludzi uderzył o ziemię. Jeden z nocny wędrowców musiał pozostać, ukryty pomiędzy drzewami. Poruszał się bardzo szybko, wyprowadzając krótkie cięcia i odskakując poza zasięg broni łowców. Walka prowadzona z konia nie dawała im spodziewanej przewagi. (…) // - Kurwa, zaraz nam uciekną! - krzyknął Sander, składając się do strzału. Dowódca miał wrażenie, że czas nagle zwolnił.  [Prowadzona i wyprowadzając tak blisko siebie rzucają się w oczy].

To scena-retrospekcja walki. Mam wrażenie, że okropnie marnujesz jej potencjał, wplatając ją w przemyślenia Rogera przy ognisku, gdy Nero jest już związany. Gdybyś od niej zaczęła, myślę, że wywołałaby znacznie większe pokłady emocji i znacznie mocniej zadziałałaby na mnie jako potencjalnego czytelnika, moją wyobraźnię, a jednocześnie sprawiłaby, że w napięciu chciałabym dowiedzieć się, co będzie dalej. Po czym otrzymałby obraz bohatera pokonanego. Zostałoby to zdecydowanie mocniej odebrane, wywarło większe wrażenie i zaciekawiło czytelnika. Obecnie wiem już, jak skończył nocny wędrowiec, przez to dynamiczny fragment, choć rysuje mi się w wyobraźni, nie interesuje aż tak, jak mógłby. Pamiętaj jednak, że to tylko naprawdę luźna sugestia.  

 

- Wilard, jak skończysz bawić się supełkami, przejmujesz z młodym pierwszą wartę. Potem ja z Chudym, na koniec bliźniaki. Młody, zajmij się garami, to twój przywilej z racji wieku. - Filin prychnął pod nosem (…). – Czy Filin to młody, który reaguje na usłyszane słowa? Czy też to on je wypowiada? Nie sądzę, podejrzewam Rogera, jednak zapis mi tego nie daje. Pamiętaj, że gdy po dialogu przytaczasz reakcje innych postaci niż mówiące, komentarz musi się znaleźć w nowym akapicie – inaczej tekst stanie się chaotyczny, tym bardziej że dopiero go zaczęłam i nie znam jeszcze twoich postaci. 

 

Zaraz potem Roger zasypia na derce, myśląc o magach i tym, czy uda im się wycisnąć coś z więźnia. Już akapit dalej dostajemy informacje o quasi-magicznej bramie, jej położeniu i wyglądzie, a następnie o Sarezedasie, który jest rektorem Akademii Magii i z czego zasłynął oraz że jego córka zginęła w wypadku. Dam z siebie wszystko, by zapamiętać te dane, ale już teraz przeczuwam, że raczej mi się nie uda. Tym bardziej że dalej przechodzisz od razu do Nero i pod pretekstem jego zmiany niewygodnej pozycji leżącej tłumaczysz, że nocni wędrowcy parają się techniką kontroli umysłu oraz wspominasz jakiegoś instruktora, który wyjaśniał działanie tej mocy. Następnie płynnie przechodzisz do informacji na temat samego Pustkowia, czyli miejsca, skąd pochodzą nocni wędrowcy. I nie miej mi za złe, że streszczam ci, o czym masz historię, bo na pewno dobrze to wiesz, ale staram się poukładać sobie te informacje w głowie, a ten akapit oceny na pewno mi w tym pomoże. Tych informacji jest tak dużo, że naprawdę obawiam się, iż większość przecieknie mi przez palce. Scena jest pasywna – bohaterowie praktycznie się w niej nie ruszają – a wypychana ekspozycją, mam wrażenie, że bez umiaru, jakbyś pisała, co ci ślina przyniesie na język, byleby tylko napisać i zdradzić jak najwięcej, żeby może potem nie musieć przypadkiem do niczego wracać. Dlatego też poznajemy bohaterów, którzy nie występują w scenie czy emocje dotyczące przebywania w miejscu, w którym obecnie wcale się nie znajdujemy. 

Wytłumaczyłaś mi działanie Pustkowia jako miejsca, w którym nie istniały żadne znaki rozpoznawcze, nie można było zapamiętać drogi ani wyznaczyć szlaku. Jedynym kierunkowskazem były właśnie uczucia ludzi zamieszkujących materialne światy. Podobno aby się w nim odnaleźć, niezbędna była umiejętność odczuwania uczuć innych ludzi. Nie wiem, jaki masz plan na tę opowieść, ale żałuję, że dowiedziałam się tego tak szybko, a nie w momencie, kiedy wędrowiec trafia do Pustkowia i… po prostu się w nim odnajduje. Cała ta ciekawa kwestia wyjaśniła się, gdy Nero leżał sobie na ziemi i coś wspominał. 

Przy czym boli mnie to znacznie mocniej. Dosłownie – miałam wrażenie – z minutę temu czytałam o tym, że Roger, który Nero pojmał, nie miał pojęcia, jak działa brama i nawet nie bardzo chce mu się wierzyć w to całe Pustkowie. Umiałam się z nim utożsamić, ponieważ Roger wydaje się ludzkim żołdakiem. Więc kiedy perspektywa oddawała Rogera, wraz z nim zastanawiałam się, co się mogło stać z jego ludźmi, którzy nagle rozpłynęli się w powietrzu. Teraz już znam odpowiedzi na te pytania – bardzo szybko wszystko wyszło na jaw i, niestety, ot tak, ekspozycją. Nie musiałam się wysilić, by zdobyć te informacje wraz z bohaterem, a jego rozważania nagle przestały być dla mnie ważne. W końcu znam już wszystkie potrzebne mi odpowiedzi. Mogę tylko obserwować, jak Roger sam będzie ich poszukiwał, ale nie czuję już, że muszę mu w tym kibicować, bo mnie samej przestało zależeć. Mam wrażenie, że wszystko, co było najważniejsze, sama podsunęłaś mi pod nos. 

 

Jeśli dopuściliby do głosu strach, pierwotna energia tego miejsca mogła zacząć materializować obraz ich leków. – A nie przypadkiem: lęków? 

 

Nocni wędrowcy przechodzili długi trening, zanim mogli bezpiecznie przekroczyć Pustkowie. – Jakby co, to jest ten moment, w którym nie pamiętam już imienia maga-rektora. Zapomniałam też, jak wyglądała scena walki-retrospekcji. Nawet nie odeszłam od komputera na pięć minut, czytam cię od początku, w twoim świecie jestem dopiero kilka chwil, a czuję, że powinnam zacząć czytać rozdział od początku, bo informacje mi uciekły i obecnie pamiętam tylko ogólniki – kto jest porwany, kto go złapał i jak działa Pustkowie. Pozwól jednak, że nie będę się wracać, aby ogarnąć całą resztę i sobie ją przypomnieć. Tekst powinien bronić się sam, a nie zmuszać czytelników do takich desperackich ruchów. 

Co ciekawe, widziałam na Wattpadzie komentarz, w którym jeden z odbiorców przeprosił cię za brak skupienia, bo się pogubił. To na pewno miłe z jego strony – takie przeprosiny – ale nie zwalałabym tu winy na jego zaniedbanie. Ja się staram skupić jak cholera, a mam wrażenie, że zakodowała mi się mniej niż połowa informacji, które mi przekazałaś. Jak zauważył inny czytelnik – na niekorzyść działa też head-hopping, czyli to skakanie między głowami Rogera a Nero. I on też ma rację.  

Inna sprawa, że w ogarnięciu tego chaosu nie pomagają błędy logiczne wynikające z nieprzemyślanej techniki. Spójrz:   

Krępy brzydal przy ognisku wpatrywał się w niego praktycznie bez przerwy, za to jego towarzysz sprawiał wrażenie, że nie widzi świata poza struganym patykiem. // Więzy trzymały mocno, a on leżał na ziemi doskonale widoczny w blasku ognia. // Przynajmniej nie jest mi zimno - pomyślał z rezygnacją. Nero przymknął oczy, udając, że śpi. – Przez to, że w drugim zdaniu podmiot chowa się pod zaimkiem on (który odprowadza do ostatniego podmiotu męskoosobowego, czyli: towarzysza patrzącego na strugany patyk), nie wiem, do kogo należą myśli. Podejrzewałabym, że do Nero, który leży, jednak ten jako podmiot pojawia się za późno, bo dopiero w ostatnim zdaniu. Sugeruję zmienić kolejność: 

(…) za to jego towarzysz sprawiał wrażenie, że nie widzi świata poza struganym patykiem. //  Nero przymknął oczy, udając, że śpi. Więzy trzymały mocno, a on leżał na ziemi doskonale widoczny w blasku ognia. // Przynajmniej nie jest mi zimno – pomyślał z rezygnacją.

Oczywiście, może ci się to wydawać niepoważne, bo przecież skoro wcześniej przytaczałaś myśli Nero, to powinnam się domyślić, że teraz też tak jest, ale – jak już pisałam – to dla mnie nowy świat, nowa historia, nowi bohaterowie. Wcześniej też zdarzał ci się head-hopping, więc nie czuję, bym w tym przypadku mogła czegokolwiek być pewna. Staraj się pisać tak, by technika łączenia akapitów, tworzenia spójnej od strony technicznej prozy, szła w parze z bogactwem językowym, lekkim stylem i ciekawą fabułą. I choć o poprawności przeczytasz pod częścią właściwą oceny, już teraz wspomnę, że znajdziesz tam informacje o powtórzeniach. W rozdziale pierwszym niektóre znajdują się nawet w jednym zdaniu, a wcale nie wyglądają na celowe. 

 

O, widzisz, zupełnie nagle do bohaterów, którzy otrzymali prawo własnej perspektywy, dołączył Wilard. I to tylko na chwilę; znając życie, wróci albo za pięć rozdziałów, albo wcale. Już od początku musisz przemyśleć kwestie narracji – to, na jaki typ się zdecydujesz. Jeśli na narratora wszystkowiedzącego, w przypadku tak rozwiniętej historii (kiedy w jednej scenie pojawia się kilka męskoosobowych postaci) możesz narazić się na okropny chaos. Ja bym raczej skłaniała się w stronę narracji personalnej i oddawała perspektywy tylko najważniejszym postaciom, a head-hopping albo odrzuciła (w myśl: jedna scena – jedna perspektywa), albo łasiła się na niego na przykład w połowie notki, wyraźnie zmieniając punkt widzenia i nowego trzymając się dłużej niż ledwo kilka akapitów. Na pewno nie oddawałabym perspektywy byle komu, na trzy linijki, a już na pewno nie Wilardowi czy innemu Filinowi. To wprowadza jeszcze większe zamieszanie. Tymczasem jedyne zamieszanie, jakiego potrzebujesz, to przemyślane zamieszanie fabularne stworzone po to, by przyciągnąć czytelnika. 

 

Roger poczuł nagle to, co zaniepokoiło nocnego wędrowca. – Luźna sugestia, ot, sztuczka: nagle poczuł to. Czytelnik szybciej otrzyma informację o tej nagłości (nie: jakby już po fakcie, po odczuciu), a więc zdanie stanie się pozornie bardziej dynamiczne, mniej sprawozdawcze. 

 

Roger lekko się uśmiechnął. Zodan był z nich wszystkich najlepszym szermierzem. Spojrzał na swoich ludzi. – To ludzie Rogera czy Zodana…?

 

Podoba mi się scena dynamiczna. Trzymasz w niej tempo i nie skupiasz się na zbędnych dopowiedzeniach, które mogłyby wytrącić z czytania. Fragment przedstawiający atak potwora z mackami da się odpowiednio przeżyć i nawet nie panuje w nim chaos. To na swój sposób dziwne, że odnajdujesz się w akcji, a gdy bohaterowie nic nie robią – popadasz w przesadzoną ekspozycję. Mam jednak nadzieję, że to efekt wprowadzenia – pierwszego rozdziału – a nie tendencja do lania wody, którą utrzymasz. 


Inna sprawa, że scena tej walki wypełniona jest powtórzeniami bardziej niż fragmenty pasywne. Mam wrażenie, że nie czytałaś jej drugi raz, a na pewno nie na głos, bo inaczej musiałabyś, po prostu musiałabyś wyłapać takie potworki jak ten:

Roger poczuł nagle to, co zaniepokoiło nocnego wędrowca. Powietrze stężało i zapadła cisza, którą nagle przeszyło opętańcze wycie.

Albo ten:

Nero przez chwilę obserwował walkę, po czym skoncentrował się na gałązce wystającej z ogniska. Wysunął jej płonący koniec i przycisnął do niej sznur na nadgarstkach. Przez chwilę się wahał (…). 

Ewentualnie ten: 

Wilard rzucił się na pomoc i odciągnął go w stronę Zodana. Więzień, wiedząc, że kończy mu się czas, zaczął przesuwać się w stronę ogniska.

Chyba że niektóre z nich są celowe? Po tym zaczęłam naprawdę brać to pod uwagę: 

- Jak można pokonać to cholerstwo?!! - krzyknął w kierunku więźnia. // - Daj mi miecz, to ci pokażę - odpowiedział ten, przerywając przesuwanie się w kierunku ogniska.


Nie czuję jednak tej celowości; mam wrażenie, że niepotrzebnie spłyca ci styl. I choć wiem też, że, na przykład, spójników „i” w scenach dynamicznych raczej nie traktuje się jak powtórzeń – to one często nadają tempo – w przypadku twojej sceny mimo wszystko zrezygnowałabym z kilku. Pojawiają się praktycznie co zdanie, a przez to sprawiają, że tekst staje się nie tyle dynamiczny, ale wręcz momentami robotyczny, jednostajny. Spójrz:

Nocny wędrowiec przeciął dwa z nadlatujących w jego stronę ramion i przeturlał się pod trzecim. Błyskawicznie się podniósł i zaatakował kolejną mackę ciemności. Wykorzystując pęd[,] wykonał obrót i ciął przez środek wijącego się mroku. Powietrze przeszył przerażający wrzask, po czym czerń zawirowała i zapadła się w sobie. – Czasem możesz go po prostu pominąć, nie każde zdanie potrzebuje spójnika. Na przykład: Wykorzystując pęd, wykonał obrót, ciął przez środek wijącego się mroku.

 

Pokaz umiejętności nocnego wędrowca po raz kolejny uzmysłowił łowcom, jak bardzo był niebezpieczny. – Lepiej: Ten pokaz umiejętności po raz kolejny uzmysłowił łowcom, jak nocny wędrowca bardzo był niebezpieczny. 

 

Podoba mi się końcowy cliffhanger. Jest trochę utarty – utrata przytomności jako ogarniająca ciemność – ale chyba nigdy nie znudzą mi się takie klisze. To jednak mocno subiektywna opinia; miej po prostu świadomość, że nie jesteś ani pierwszą, ani ostatnią, która wpadła na to wyrażenie. 

Możesz również na swoją korzyść wykorzystać fakt, że to sformułowanie jest już trochę jak stare domowe kapcie – mocno znoszone – i, na przykład, w dalszej części rozwinąć je mniej sztampowo niż jako zwykłą utratę przytomności. Płócienny worek na głowie czasem może nie być takim znowu najgorszym pomysłem. Puść wodze fantazji.

 

 

ROZDZIAŁ II

– Kurwa mać, co to miało być!?? – wrzasnął Wilard. – Zapis nie oddaje tyle wrzasku, co ciekawości. Może jednak dwa wykrzykniki, a jeden pytajnik…?

 

– Pojęcia nie mam. Nigdy czegoś takiego nie spotkałem – przyznał dowódca.

Roger otrząsnął się i spojrzał na towarzyszy. – Do tej pory myślałam, że to Roger był dowódcą. Czy jednak nie? A jeśli tak, czemu dublujesz podmiot? 

 

Poza powtórzeniami lubisz też imiesłowy współczesne. I choć w scenach dynamicznych odpowiadają za tempo, tu mamy fragment pasywny, gdy bohaterowie dochodzą do siebie po walce. Mimo to mam wrażenie, że na siłę starasz się go skonkretyzować i odebrać mu melodyjność, a dodać wartkości: 

Zodan siedział, opierając się o drzewo. Mężczyzna oddychał ciężko, trzymając się za bok. Obok niego siedział Vesper, ranny bliźniak. Z pomocą brata rozcinał właśnie nogawkę spodni, odsłaniając poczerniałą ranę.

 

Ekspozycje, niestety, się nie kończą. Nie są długie, bo na przykład historie bohaterów przytaczasz krótkimi akapitami, ale występują one po sobie od razu. Dowiaduję się więc, że bracia są nierozłączni, dawniej szukali lepszego życia i przygód, których teraz im nie brakuje, oraz że bodajże Wilard (widzisz? czytałam o tym kilka zdań temu, a nie jestem nawet tak do końca pewna, że to o niego chodziło) stracił ciężarną żonę w wyniku epidemii. Potem zaraz dowiaduję się, że król, którego imienia też nie pamiętam, oskarżał o tę epidemię kogoś, a ktoś oskarżał króla. 



Znów przytoczę jeden z komentarzy, na które trafiłam pod notką: 

W tym rozdziale trochę lepiej poznajemy bohaterów, ale niestety głównie z perspektywy narratora. Przez to mam sporo informacji o zmarłej żonie i arystokratycznych korzeniach, ale też pewien problem z dopasowaniem tego do osób. Oczywiście, tutaj w grę wchodzi również spora liczba bohaterów i moja słaba pamięć do tego typu rzeczy. Zdecydowanie bardziej jednak podobają mi się wybuch Willarda i zmartwienie Nêspera bratem, bo to rzeczywiście budowało ich charaktery i zapadało w pamięć. Nie twierdzę, że konkrety dotyczące przeszłości nie są ważne, ale w aktualnej chwili nie zapadły mi specjalnie w pamięć.

– I, powiem szczerze, że czuję się tak, jakby notkę skomentował nie obcy mi czytelnik, a moje milsze alter ego, obarczające winą siebie i swoją nieuwagę czy słabą pamięć, a nie średnią konstrukcję tekstu i twój wybór nużącej narracji z perspektywy ni to narratora wszystkowiedzącego, ni to Rogera, który przygląda się swoim ludziom, czy też z pozycji tych właśnie ludzi. Występują oni w scenie, na przykład dwaj bracia troszczą się o siebie – i to widać, więc doceniam, czuję, rozumiem – ale jaką mieli historię i pobudki, by wyruszyć z Rogerem? Za pięć minut o tym zapomnę. Masz cały tekst, ogrom rozdziałów przed sobą, by dawkować mi te wszystkie informacje. Nie musisz mnie nimi zasypywać, bo to i tak nie działa.

Nie zawsze musisz sprzedawać wszystkie historie, jakie pojawiają się w twojej głowie. Możesz dla własnych potrzeb stworzyć pewne zaplecze wymienianych bohaterów, ale nie oznacza to, że od razu musisz je opisać. W grę wchodzi użycie ich w późniejszych rozdziałach lub… spuszczenie zasłony milczenia, jeśli nie są szczególnie istotne dla samej fabuły. 

 

– W końcu się obudziłeś – stwierdził, wręczając mu wodę. – Mam do ciebie wiele pytań.

Nero przyssał się do bukłaka z wodą (…). – Nie musisz powtarzać, co było w bukłaku. 

 

Niepotrzebnie sama komplikujesz sobie dialogi. A właściwie ich budowę – w tym przypadku dublowanie podmiotów z wykorzystaniem różnych określeń dla jednego bohatera. Praktycznie zapominasz o tym, że istnieją zaimki albo podmioty domyślne, a przez to dopiski narracyjne są kwadratowe albo wprowadzają zamieszanie. Spójrz: 


Krępy łowca ukląkł koło nocnego wędrowca [rym zaburzający dynamikę]. Rozciął nogawkę spodni na udzie więźnia i ocenił ranę.

– Wygląda dobrze, na szczęście nie trafiliśmy w żadne duże naczynie i raczej nam się tutaj nie wykrwawi.

Wilard z wprawą wyciągnął strzałę i opatrzył ranę. Następnie przyjrzał się uważnie jeńcowi.

– Wygląda dość niewinnie, jak trzyma te ślepia zamknięte. Aż trudno uwierzyć, że takie chuchro wykończyło kilku naszych – powiedział beznamiętnym tonem.


Czy wspomnianym w pierwszym zdaniu krępym łowcą jest właśnie Wilard? Nie mam pewności, choć czytam, że jeden rozcinał nogawkę, a drugi – wyciągnął strzałę. Jednak w dialogach przejście do nowego akapitu bazowo oznacza przejście do kolejnego bohatera. Więc jeśli Wilard i krępy łowca to jeden i ten sam bohater, wystarczyłoby zrobić to tak:


Krępy łowca ukląkł koło nocnego wędrowca. Rozciął nogawkę spodni na jego udzie i ocenił stan.

– Wygląda dobrze, na szczęście nie trafiliśmy w żadne duże naczynie i raczej nam się tutaj nie wykrwawi. – Z wprawą wyciągnął strzałę i opatrzył ranę. – Wygląda dość niewinnie, jak trzyma te ślepia zamknięte. Aż trudno uwierzyć, że takie chuchro wykończyło kilku naszych – powiedział beznamiętnym tonem.

 

Dalej podobnie:


Roger zapatrzył się w nocnego wędrowca. Odpowiedź więźnia nic mu nie wyjaśniała, a jedynie rodziła kolejne pytania.

– Jakiej zasłony? Nie rozumiem – przyznał.

Nero odłożył miskę i spojrzał uważnie na dowódcę. – Dlaczego nie na niego? Mam przez to wrażenie, że Nero spojrzał na zupełnie kogoś innego niż Roger. Bardzo trudno odnaleźć mi się w niektórych twoich dialogach. Muszę czytać powoli, analizując konstrukcję, bo niczego nie jestem pewna po samym zapisie. Postaram się o tym nie wspominać za często, aby nie wypychać oceny, chyba że gdzieś w dalszej części tekstu naprawdę się pogubię. Wiedz jednak, że takie problemy występują i coś trzeba będzie na nie zaradzić. Na początek sugeruję zaimki.

 

 

ROZDZIAŁ III

W poprzednim rozdziale pisałaś o Nero tak: 

Na ucieczkę nie miał w tej chwili szans. Czuł się tak beznadziejnie, że pewnie nie dałby rady zwiać nawet, gdyby go rozwiązali i dali mu konia.

Tymczasem nie minęła chwila (zaczynasz od reakcji więźnia na pytanie Nêspera, którym zakończyłaś poprzedni wpis, więc mamy ciągłość), a Nero sobie wstaje jakby nigdy nic i planuje ucieczkę: 

– Zaraz będziecie tu mieli towarzystwo – dodał, kuśtykając w stronę krzaków. Miał nadzieję, że pojawienie się wozu rozproszy uwagę łowcy na tyle, że uda mu się go ogłuszyć i uciec.

Więc jak to właściwie jest z jego stanem fizycznym i poczuciem beznadziejności, hmm?

 

– Witajcie, panie, jam Zbysko z Vulki, rad wam będę pomóc. – Okej, mów co chcesz, ale Zbysko z Vulki to prawie jak Zbyszko z Bogdańca i nader mocno się kojarzy. Trudno nie kwiknąć ze śmiechu. Pytanie tylko, czy chcesz iść w parodię, czy trzymasz się nieco poważniejszych tonów fantasy? Nie umiem wyczuć.

Edit: A może tonów horror/gore/thriller, patrząc na rozdział, w którym opisujesz zatęchłe trupy z wypływającymi wnętrznościami…? Do kwestii klimatu wrócę w podsumowaniu.


– Daleko wasza wioska? – zapytał łowca. 
– Ano z pół świecy* będzie, panie – odparł zapytany. – O, a to mi się bardzo podoba. Fajnie oddajesz realia twojego uniwersum, a pomiar czasu wśród chłopstwa za pomocą spalanej świecy to jeden z wielu elementów, które pozytywnie zaskakują i sprawiają, że można się wczuć. Przyjemna jest też stylizacja językowa Zbyska; nie można jej nie docenić. 

 

Uniósł głowę i zobaczył, że zatrzymali się na skraju lasu. Przed nimi rozpościerał się widok na wioseczkę, składającą się raptem z czterech gospodarstw. Wieś, choć mała, wyglądała na zasobną i zadbaną. (…) Wokół domów znajdowały się budynki gospodarcze i ogródki warzywne oraz zieleniły się sady. Droga od lasu do wsi prowadziła przez zaorane już pola. Dalej, nad okalającą wieś niczym niebieska wstęga rzeką, rozciągały się łąki, pełne stogów suszącego się siana. – Na początku prowadziłaś ten fragment z perspektywy Nero, który leżał na tyłach wozu i oglądał wioskę, wjeżdżając do niej. Skąd więc w tym samym akapicie informacje dotyczące tego, co znajduje się dalej? Skąd Nero mógł wiedzieć, że to ogródki warzywne i budynki gospodarcze i że dalej znajduje się jakaś rzeka? Nie mógł tego wszystkiego dostrzec z wozu, ot tak. 

 

Wszystko w tym rozdziale dzieje się nagle. Sprawdziłam i słowo to pojawiło się w tej notce sześć razy, ale przez rozdział pierwszy, w którym liczba ta jest dokładnie dwukrotnie większa, nie umiem odeprzeć wrażenia, że natrafiam na to słowo praktycznie co chwilę. 

I z jednej strony czytam, że coś dzieje się nagle, chcę więc uczestniczyć w czymś emocjonującym i dynamicznym, ale z drugiej – dostaję bardzo krótkie akapity. Przechodzenie do kolejnych linijek wymusza dłuższą pauzę oddechową. To wprawdzie dobry motyw, by budzić napięcie, jednak nadużywany – bardziej irytuje; raczej sztuczkę tę zostawia się „na specjalnie okazje”. Przyjrzymy się temu fragmentowi:


Nagle usłyszeli na zewnątrz przeciągły krzyk. 
Dowódca wybiegł na zewnątrz i zobaczył woźnicę przyciskającego do piersi ciało kobiety. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok. 
Łowcy szybko przeszukali pozostałą część wioski. Niestety przy życiu nie pozostał żaden człowiek ani zwierzę. 
Roger obrzucił towarzyszy zmartwionym wzrokiem. Wszyscy wiele już w życiu widzieli, ale do takich widoków żaden z nich nie potrafił się przyzwyczaić.

Jak bym to widziała? Luźna sugestia: 


Nagle usłyszeli przeciągły krzyk. 
Dowódca wybiegł na zewnątrz i zobaczył woźnicę przyciskającego do piersi ciało kobiety. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok; łowcy szybko przeszukali pozostałą część wioski. Niestety przy życiu nie pozostał ani żaden człowiek, ani żadne zwierzę. 
Obrzucił towarzyszy zmartwionym wzrokiem. Wiele już widzieli, ale do takich widoków nikt z nich nie potrafił się przyzwyczaić…

 

Nie umiem przejąć się tragedią mieszkańców. Chociaż opisy ciał są obrazowe, same w sobie nie działają. Nie wiem, czy przedstawiłaś scenę narratorem wszystkowiedzącym, czasem na pewno stawiałaś go za Rogerem, innym razem za Nero, ale wydaje mi się, że to właśnie te przeskoki z jednej głowy do drugiej i chłód narracji, obiektywizm, gdy mowa o strasznym wydarzeniu, na mnie nie podziałały. Może trochę żal mi było Zbyska, bo go polubiłam, a fragment, gdy bohater tulił zmarłą żonę, był emocjonujący. Raz jednak, że za krótki, a dwa – trochę chamsko przerwany zdaniem: Przynajmniej lament woźnicy wreszcie ucichł; nie miałam więc czasu na zbytnią żałobę czy coś.

Ponadto mam wrażenie, że za bardzo skupiłaś się na obrazowym opisywaniu zwłok, tj. tak bardzo chciałaś oddać efekty procesu rozkładu i całą obrzydliwość, że w pewien sposób pominęłaś kwestię człowieczeństwa. Twoi bohaterowie wraz z narratorem, jedynie obrazując śmierć, traktują te ciała jako obleśną rzecz rzuconą w kąt i jednocześnie zapominają, że każde ciało to był kiedyś żyjący, myślący, kochający człowiek z określonymi cechami charakteru i upodobaniami. W tym wszystkim brakło mi duszy – emocji podsuwanych opisem wskazującym na CZŁOWIEKA,  nie tylko CIAŁO. No bo okej, mogą być wszędzie ulewające się jelitka, fekalia i cała reszta, ale gdzieś również będą wciąż otwarte, zmętniałe oczy, zaciśnięta w zesztywniałej dłoni chusta z plamami krwi, ciało kobiety trzymającej w skostniałych, woskowych dłoniach zwłoki dawno nieżyjącego dziecka. Jakoś bez tego trudno mi wyobrazić sobie empatyczne podejście i czuć rozżalenie tragiczną sytuacją, która spotkała wioskę. Właściwie mało co czuję, ewentualnie obrzydzenie [(…) ciało stężąło w dość makabrycznej pozycji, z wnętrznościmi zwisającymi z rozszarpanego brzucha. W twarzy zastygłej w wyrazie przerażenia brakowało oczu, wydłubanych przez żarłoczne ptactwo], ale ty nie piszesz przecież horroru, a złożoną powieść, w której powinnaś postawić na różnorodne emocje, by i wywoływać je w odbiorcy. 

 

Twoi bohaterowie niczego nie przeżywają, wydarzenia nie mają na nich najmniejszego wpływu, choć piszesz, że żaden z nich nie potrafił się do takiego widoku przyzwyczaić. Ostatecznie nikomu aż tak smutno wcale za długo nie było. Rozumiem, że Roger niejedno widział, więc jako dowódca nie miał w sobie aż tylu pokładów empatii, a Nero jako nocny wędrowca w tym czasie blokował się emocjonalnie. Ale z drugiej strony żeby chociaż ci bohaterowie trochę oddali zachowaniem to okropieństwo, na które natrafili. Ktoś mógłby zadrżeć, komuś mogłoby zakołatać serce, brat rannego mógłby wystraszyć się, że może nie trafili w najbezpieczniejsze miejsce, mógłby wyobrazić sobie swojego towarzysza z tak samo wyprutymi flakami… nie wiem, w każdym razie fragment nie działa, bo nie pobudza emocji. Jest opisowy i rzeczowy, na chłodno, a przedstawiasz scenę, która na pierwszy rzut oka chłodno oceniana być nie powinna. 

Pod tym względem szczególnie rzuca się w oczy końcowy fragment: 

Łowcy skończyli oczyszczać główną chatę. Była zamieszkana przez liczną rodzinę. Zwłaszcza widok dzieci łamał Wilardowi serce i przypominał sceny z przeszłości, o których najbardziej nie chciał pamiętać. W końcu krępy łowca postanowił zostawić reszcie przenoszenie zwłok i udał się w kierunku wozu, aby zająć się rannymi. – Używasz słów, które tylko dokumentują, że chodzi o posprzątanie byle ciał. Niby Wilardowi łamało się serce, ale jednocześnie mamy: oczyszczanie głównej chaty i w końcu zostawienie roboty – jakby wcale nie chodziło o coś, co budzi w Wilardzie emocje. Raczej brzmi to tak, jakby bohater wreszcie mógł sobie odpuścić brudną robotę i zająć się żywymi, bo to jest przyjemniejsze.



Nocni wędrowcy byli bardzo wrażliwi na emocje i energię danego miejsca. Dzięki tej zdolności umieli znajdować przejścia w zasłonie. Tylko dzieci urodzone z tą wrażliwością mogły zostać nocnymi wędrowcami. Rozpoczynając szkolenie na strażnika, musieli z kolei opanować umiejętność odcinania się od tych wrażeń. – To wszystko już wiem. 

Pisałaś: 

Jedną z pierwszych umiejętności, którą nabywali nocni wędrowcy lub strażnicy, jak sami siebie nazywali, była technika kontroli umysłu. Dzieci zaczynające trening uczyły się, że strach i ból istnieją tylko w ich głowie. (…) Umiejętności te były niezbędne, aby przetrwać na Pustkowiu, miejscu pomiędzy światami. (…) Pustkowie reagowało również na uczucia i wolę wędrowca. Przebywając na Pustkowiu, strażnicy musieli sprawować pełną kontrolę nad swoim umysłem i uczuciami. – Tę ekspozycję akurat zapamiętałam, gdyż miałam świadomość, jak ważna jest fabularnie ze względu na Pustkowie oraz dawała odpowiedzi na pytania, które zadawał Roger ad bariery i tego miejsca. 

 

 

ROZDZIAŁ IV

Miałam nie pisać już o dialogach, ale naprawdę ciężko przejść obok niektórych obojętnie: 


Wilard patrzył zdezorientowany na nocnego wędrowca leżącego na dnie wozu. 
A temu co znowu? – pomyślał. 
– Co tyś mu zrobił? – zapytał wkurzonym głosem zbliżający się właśnie Roger. 
– Nic takiego. Tylko go pacnąłem lekko w głowę – powiedział zapytany rozbrajającym tonem
Dlaczego nie po prostu: 
– Co tyś mu zrobił? – zapytał wkurzonym głosem zbliżający się właśnie Roger. 
– Nic takiego. Tylko go pacnąłem lekko w głowę – odpowiedział mu rozbrajająco.

Akapit wystarczająco informuje o zmianie mówcy, a w przypadku rozmowy jedynie dwóch osób logiczne, kto odpowiada Rogerowi, nie musisz tego jeszcze dookreślać, szukając tych określeń jakby na siłę. 

Zwróć też uwagę na podkreślenia – mają jednolitą konstrukcję, a to rzuca się w oczy.

 

– Żebym ja cię zaraz nie pacnął, ty łbie zakuty. Wszystko się jebie na całego! Jakieś pierdolone mary senne wyrzynają wieś, większość naszych ludzi jest martwa albo prawie martwa, a ty nokautujesz jedyną osobę, która może cokolwiek wiedzieć na ten temat! – wrzeszczał dowódca na poważnie już zdenerwowany. – Podoba mi się ta wypowiedź, jej ostra stylizacja i słowo nokautować. Nie pisałabym jednak, że Roger był na poważnie już zdenerwowany; czuć to po samej wypowiedzi. Mogłabyś ewentualnie zastąpić tę ekspozycję jakimś gestem albo opisem sensorycznym, który doda emocji i jeszcze bardziej wciągnie czytelnika. Coś w stylu: 

– (…) – wrzeszczał dowódca, a jego twarz zrobiła się wyraźnie czerwona.

Albo: 

– (…) – wrzeszczał dowódca, któremu niebezpiecznie zadrżały ręce. Zacisnął pięść, za to nie dał rady wyrównać oddechu. 

To tylko luźne przykłady, wcale nie musisz z nich korzystać. Chcę ci tylko pokazać, jak mogłabyś bardziej przekonać odbiorców o tym, że Roger jest faktycznie zdenerwowany. Nie musisz do tego wykorzystywać pustych słów informujących o czymś ot tak, wprost. Tym nie pobudzasz wyobraźni. 

 

Wydzierały się na zewnątrz tylko w chwili śmierci, wstrząsając eteryczną strukturą świata. Im bardziej gwałtowny i dramatyczny był koniec, tym silniejsza była energia uczuć. Z czasem stawały się one mniej odczuwalne, ale chwila śmierci była najgorsza. – Chyba nie rozumiem. W takim razie wyzierały na zewnątrz (zapewne tego słowa szukałaś) tylko w momencie śmierci czy ogólnie były odczuwalne, ale w jej trakcie – najmocniej? Bo to się wyklucza. 

 

Jak ostatnio wszystko działo się nagle, tak tu jawi mi się wręcz wstrząsająca liczba chwil. W dość bliskiej od siebie odległości mamy ich aż tyle: 

  • Wydzierały się na zewnątrz tylko w chwili śmierci (…) ale chwila śmierci była najgorsza. 
  • To, co wyczuł przed chwilą, to ogromne poczucie straty, żalu, rozpaczy i nienawiści. 
  • Po chwili zniknęły mroczki, które widział przed oczami i zaczęła mijać nieznośna słabość i drżenie mięśni.
  • Roger pomyślał, że woźnica faktycznie przestał lamentować i zniknął już chwilę temu. 
  • Uniósł głowę i napotkał martwe spojrzenie człowieka, który chwilę temu proponował im pomóc i gościnę.
  • Po chwili, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do półmroku panującego w izbie (…).

To naprawdę rzuca się w oczy. Odległości między tymi zdaniami nie są duże.

 

Śmierć woźnicy nie przejęła mnie dokładnie tak samo – i z tych samych przyczyn – co śmierć całej ludności wioski. Poza tym scenę bardzo szybko przerwałaś retrospekcjo-streszczeniem dziejącym się w głowie Rogera, który nagle przypomniał sobie swojego komendanta i coś tam o jakimś doniesieniu. Fragment ciągnie się tak długo, że po chwili w ogóle zapomniałam, że to retrospekcja, na dodatek nie do końca wiedziałam, gdzie się kończy. Piszesz w niej, na przykład:

Był więc naprawdę zaskoczony, gdy zajechali do niewielkiego folwarku, położonego w malowniczej okolicy nad zakolem niewielkiej rzeki. // Przybyli pod wieczór, licząc na nocleg i wieczerzę, a zastali wypalone zgliszcza. Główny budynek wyglądał, jakby ogromna siła rozsadziła go od wewnątrz, a ogień dokończył dzieła. – A ja tak do końca nie wiem, czy mowa o poprzednich wydarzeniach sprzed poznania Nero, czy już wróciliśmy do wspomnienia, gdy woźnica przywiózł bohaterów po wcześniejszych przygodach do wioski. Niby wiem, że nie, bo ta się podobno nie paliła, gdy przyjechali, ale za to wcześniej też wspominałaś jakąś rzeczkę; zamieszanie jest straszne. Dopiero w połowie akapitu domyślam się, że to retrospekcja wydarzeń bardziej zamierzchłych. Szkoda tylko, że takie fragmenty jak ten nie są w ogóle jakoś oddzielone od narracji, na przykład, nie wiem, asteryskami albo chociażby enterami. Poruszam się po tym tekście jak we mgle – tak czuję. 


Spójrz na przykład na ten fragment: 

Łowcy coraz bardziej tracili morale, a zmęczenie, atak z ostatniej nocy i to, co zastali w wiosce spowodowało, że nerwy zaczynały im puszczać. // Roger odciął gospodarza i ułożył go obok reszty rodziny. Następnie znalazł wełniany koc i przykrył nim dzieci. Ich widok był dla wszystkich szczególnie przykry. – Dopiero po chwili dotarło do mnie, że odciągany gospodarz to prawdopodobnie woźnica, a nie gospodarz wspomnianego w retrospekcji folwarku. Ale czy ten pierwszy akapit to jeszcze retrospekcja o tym, że łowcy po pożarze, który miał miejsce przed akcją opowiadania, stracili morale, czy już ten akapit odnosi się do bieżących wydarzeń? Które wydarzenie kryje się pod „ostatnią nocą”? Może chodzi o atak potwora, którego zabił Nero w pierwszym rozdziale? Pytam, bo realnie nie wiem.

 

Z jednej strony tekst jest pełen informacji, które jakby nie są mi potrzebne na już (co rusz dostaję jakieś przemyślenia, wspomnienia, ekspozycje dotyczące przeszłości niektórych postaci czy ich pochodzenia), z drugiej – momenty, w których piszesz, co robią bohater w bieżącej scenie, są czasownikowe albo wyeksponowane pod względem emocji. A przez to tak naprawdę tych emocji w tekście nie ma. Są przytoczone, ale nie pokazane. Więc kiedy Nero zaniepokojony siedzi na klepisku, piszesz: Nero siedział na klepisku (…). Cała ta sytuacja bardzo go niepokoiła.

A kiedy Roger odcina ciało powieszonego gospodarza, czytam: (…)  znalazł wełniany koc i przykrył nim dzieci. Ich widok był dla wszystkich szczególnie przykry.

Jednocześnie nie widzę smucących się łowców, których realnie przejmuje widok śmierci, ani nie widzę Nero, który jest zaniepokojony – zachowuje się w ten sposób, wyraża jakkolwiek podobne emocje.  Wprawdzie postanawia pomóc łowcom w walce z potworami Pustkowia, a swoją motywację usprawiedliwia tak: 

Pomimo, że bardzo chciał wrócić do domu, nie mógł tak po prostu odwrócić się plecami i odejść. Nie po tym, co widział dzisiaj we wiosce. – To w rzeczywistości mnie nie przekonuje. Nero nie był przejęty widokiem ciał, w pierwszej chwili zresztą blokował emocje, a dalej, gdy rozpoznał śmierć woźnicy, wprawdzie rozkołatało mu się serce, ale nie czuć w tym było realnych uczuć, pokazałaś raczej reakcję jego ciała, a nie słabą kondycję psychiczną związaną z przejęciem losem ludzi. Nie dziwne więc, że nie potrafię się teraz wczuć i mu uwierzyć, że aż tak się poświęca, bo przeżycia w wiosce mocno na niego wpłynęły i ukształtowały jego decyzję. Wcale nie, mam wrażenie, że nic na niego nie wpłynęło, a tylko zaklinasz to narracją.

 

 

ROZDZIAŁ V

Nero rozmasowywał obolałe nadgarstki (…) // Dowódca zajęty był przygotowywaniem kolacji, ale wiedział, że uważnie go obserwuje. – Dowódca obserwuje Nero czy Nero obserwuje dowódcę? 


Dowódca (…). Podszedł do rannych. Tylko jeden z nich zachowywał jako taką przytomność, choć wzrok miał raczej mętny. 
Postanowił zacząć od szermierza, jego stan wydawał mu się najbardziej poważny. 
– Podaj mi mój nóż – zażądał. 
Dowódca zastanowił się chwilę, czy rozsądnie będzie spełniać tę prośbę (…). – Okropny chaos. Kto postanawia zacząć od szermierza? Roger-dowódca? Tylko on jest tu wspomniany, więc bazowo to o niego chodzi. Ale w takim razie kto jest szermierzem? I kto ma podać nóż? Ten szermierz? Przecież jego stan jest poważny, dlaczego Roger miałby go o to prosić? Zaraz potem jednak czytam, że dowódca zastanawia się nad tą prośbą. Ale czy nie on ją wydał? A jeśli nie on… to kto? Chyba nie Nero, który nie występuje w ogóle w tym fragmencie. 

Edit: Owszem, Nero. Ale dociera to do mnie dopiero pół akapitu dalej. Bez sensu. 


Nie wiem, czy piszesz tak chaotycznie dlatego, bo wiesz, co masz w głowie i już nie starasz się, by to jasno przekazać, uważając, że każdy czytelnik na pewno się wszystkiego domyśli – w końcu, na bora, piszesz po polsku – czy może dzieje się tak, bo sama po drodze się gubisz i nie ogarniasz, kto gdzie kończy swoją interakcję, a kto ją zaczyna? Wygląda to czasem tak, jakbyś w połowie akapitu zmieniła koncepcję, zdanie, i nagle z narracji trzecioosobowej narratorem wszystkowiedzącym przechodzisz sobie w personalną, potem odwrotnie, potem dialog ma dublowane podmioty (np.: w progu pojawił się Wilard z Nêsprem. // – Co kurwa – wrzasnął krępy łowca)… mam wrażenie, że ten tekst nigdy nie odleżał przed publikacją i nigdy nie spojrzałaś na niego obiektywnym okiem, wczuwając się w postronnego czytelnika, który nie siedzi w twojej głowie, więc nie wie, co chcesz przekazać. Ma tylko słowa, wypływające z niego dane, a te nie dość, że pojawiają się w ilości przytłaczającej, to jeszcze są nieuporządkowane. Jak mam się w tym odnaleźć?

 

W pewnym momencie zaczął coś nucić cichym, dźwięcznym głosem, który przykuwał uwagę i hipnotyzował. Melodia, choć piękna i nostalgiczna, niczego nie wnosiła w proces leczenia. – A czy skoro nie hipnotyzowała, to nie odrywała na przykład od męczącego uczucia bólu? Nie odstresowywała?

 

Była to po prostu stara ballada, którą [zbędna podwójna spacja] śpiewała mu matka do snu, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Teraz pozwalała mu się skupić i uspokoić. – Czyli jednak wnosiła coś w proces leczenia, bo ułatwiała działania medyczne... 

 

Nero przetarł czoło i przesunął się do młodego łowcy. Ciemne ślady widoczne były na większości jego (czyjej?) twarzy, szyi i połowie klatki piersiowej. // Nocny wędrowiec podrażnił nacięcie na palcu i zaczął proces od nowa. – Niby domyślam się, że chodzi o pacjenta, ale zaimek jego równie dobrze mógłby odnosić się do Nero, w końcu obaj bohaterowie to podmioty męskoosobowe. Staraj się pisać tak, by nie dawać czytelnikowi powodu do zadumy nad tym, który bohater wykonuje daną czynność. Na przykład: Nero przetarł czoło i przesunął się do młodego łowcy. Na większości twarzy, szyi i połowie klatki piersiowej nadal widział ciemne ślady. // Podrażnił nacięcie na palcu i zaczął proces od nowa. – Widzisz? Utrzymanie jednej perspektywy dłużej niż na jedno zdanie pozwala zredukować ilość dublowanych określeń postaci. Poza tym sprawia, że tekst staje się  ogólnie lżejszy, płynniejszy. 


Tego fragmentu również nie rozumiem:


Nero skończył i odwrócił w stronę łowców. (…) 
– Oczyściłem skażenie, teraz niech się wykaże ten wasz karzełek. – Kiwnął głową w kierunku Wilarda. 
Ten warknął gniewnie, ale został osadzony w miejscu przez dłoń dowódcy zaciskającą się na jego ramieniu. 
Za łatwo z nimi raczej nie będzie – pomyślał Roger, wzdychając cicho
– Nim zajmę się po kolacji – zwrócił się do Nêspera kucającego przy bracie i nie czekając na reakcję, ruszył do stołu. 
– Uduszę go. – Wilard znów się zagotował.

Rogera w pierwszym momencie też oburzyła wizja obsługiwania nocnego wędrowca. – Kim dokładnie Roger zajmie się po kolacji? Chodzi o brata Nêspera? Ale przecież leczyć miał Nero, nie Roger. Jednak podkreślenie ewidentnie nie ukazuje zmiany podmiotu, czyli wykonawcy czynności (czasowników) – obie czynności bazowo przypisuje się więc Rogerowi. Poza tym o jakie obsługiwanie chodzi? Dlaczego Nero w ogóle trzeba by obsługiwać? Przecież go uwolnili, nie ma już więzów na rękach, sam może się obsłużyć przy ognisku. Czy może chodzi o to, że to Nero będzie ich obsługiwał, w sensie: leczył rannych towarzyszy…? Przyznam szczerze, że od początku rozdziału stale się gubię w pozornie najprostszych akapitach, a potrafię czytać je po 2-3 razy. To się zaczyna robić męczące, a zmęczony (i zirytowany) czytelnik nie będzie dociekał, co autor miał na myśli, tylko sięgnie po pozycję, nad którą nie będzie musiał dumać, co właściwie przeczytał. Czyli na ten moment z pewnością nie tę. 

 

– Mam jeść z nim z jednego naczynia? Chyba żartujesz? – Wilard jako niepisany medyk oddziału bardzo osobiście przeżył śmierć towarzyszy i nagła komitywa z jednym z ich zabójców była dla niego nie do przyjęcia. – Nie pokazałaś tego przejęcia. Dla mnie reakcje Wilarda obecnie nie są wytłumaczone scenicznie, a jedynie wyeksponowane, więc trudno mi w nie uwierzyć (właściwie to czuję się wręcz okłamywana, bo twierdzisz, że coś miało miejsce, jednak… na twierdzeniu się kończy). Raczej mam dziwne wrażenie, że Wilard rzuca się z zazdrości, bo sam jako niepisany medyk nie potrafił poradzić sobie z ranami przyjaciół i zazdrości Nero mocy.

 

Nêsper zebrał się pospiesznie, żeby wykonać polecenie. Od czasu walki z upiorem żył w ciągłym napięciu. Więź między bliźniakami była bardzo silna i nie mógł sobie wyobrazić utraty brata. – Ekspozycja. 


Problemem jest mnogość bohaterów. Nie jesteś w stanie wszystkim wchodzić do głów naraz i pokazywać ich perspektywy po trochu, bo wtedy zrobi się tylko większy chaos. Musiałabyś wyznaczyć ważnych bohaterów, na przykład właśnie Nero, Rogera, Wilarda i Nêspera, każdemu dać do tej pory po jednej scenie (a nawet jakąś urwać w połowie i przejść do nowej perspektywy) i w niej przedstawić mową pozornie zależną to, co siedzi każdemu w głowie. Tak byłoby najspójniej i jednocześnie mogłabym naprawdę wczuć się w przeżycia, poznałabym także, co bohaterowie myślą, mogłabym zobaczyć świat ich oczami. Dzięki temu Nêsper faktycznie ponad wszystko martwiłby się o brata, a Wilard przejął śmiercią towarzyszy. Jednak że tego nie robisz, nadrabiasz na siłę ekspozycją – jakby w ostatniej chwili tłumaczysz swoje postaci, zamiast regularnie oddawać je w scenach. Wprawdzie wcześniej pojawił się, na przykład, moment, w którym Nêsper pielęgnował brata i martwił się o niego, było to jednak ze dwa rozdziały temu i trwało bardzo krótko. Więc to ciągłe napięcie w takich okolicznościach wydaje się mocno nad wyrost. 

 

Praktycznie każdy dialog dałoby się przerobić tak, aby był czytelny i nie budził wątpliwości:


Właśnie układał go na podłodze, kiedy wszedł nocny wędrowiec.

– Możesz zostać, ale staraj się mnie nie rozpraszać. – Nero w[W]iedział, że pozbycie się łowcy może być niemożliwe i postanowił nie tracić na to energii. – Przecież Nero i nocy wędrowiec to ta sama osoba. Nie wiem, skąd u ciebie ta maniera, by dublować podmioty; fakt, powoli zaczynam przyzwyczajać się, że używasz za dużo, poza tym z czasem coraz bardziej docierają do mnie podobne niuanse, że, na przykład, Wilard i krępy łowca to też jeden bohater. Jednak mamy piąty rozdział, prawie szósty, i naprawdę przeraża mnie myśl, że wszystko to załapuję z grubym opóźnieniem. Przez to tak naprawdę nie mogę skupić się na historii, przeżyciach bohaterów, tego, o czym jest to opowiadanie. Za dużo energii pochłania wyciąganie poprawnych danych z tak pozornie prostych elementów jak dialogi. Jak na złość akurat w tym rozdziale masz ich bardzo dużo. 

 

Masz też strasznie okrąglutki styl i piszesz jakby na opak – rzeczy proste na siłę sobie utrudniasz, a fragmenty, które wymagają zrozumienia, przekazujesz skrótami myślowymi. Przez to chociażby nie wiem, co ukryłaś wcześniej pod frazą: obsługiwanie nocnego wędrowca, bo nie da się tego ot tak wywnioskować z tekstu, ale za to dwa razy, dość kwadratowo, w scenie, w której uczestniczy tylko dwóch bohaterów, stale podajesz mi, kto wykonuje daną czynność – chociaż tego akurat łatwo się domyślić. Spójrz, podkreślę podmioty oznaczające tego samego bohatera:  

Nêsper obserwował z uwagą, jak szczupły mężczyzna rozcina ponownie małą rankę na palcu i zaczyna rysować krwią jakieś znaki na skórze Véspera. 
– Co to za symbole? – zapytał zaciekawiony. 
– Runy. – Padła gniewna odpowiedź. 
Łowca pochylił się nad ramieniem nocnego wędrowca i patrzył z fascynacją[,] jak ten, z widoczną wprawą, kreśli tajemnicze symbole.
– Zawsze muszą być malowane krwią? 
– Mhm. – Były więzień rzucił mu szybkie[,][spacja]zirytowane spojrzenie i wrócił do pracy.

 

Jak bym to widziała? Znacznie prościej:


Nêsper obserwował z uwagą, jak szczupły mężczyzna ponownie rozcina małą rankę na palcu i zaczyna rysować krwią jakieś znaki na skórze Véspera. 
– Co to za symbole? 
– Runy – padła gniewna odpowiedź. 
Pochylił się nad jego ramieniem i patrzył z fascynacją, jak ten, z widoczną wprawą, kreśli tajemnicze symbole. 
– Zawsze muszą być malowane krwią? 
– Mhm. – Rzucił mu szybkie, zirytowane spojrzenie i wrócił do pracy.

 

Skąd u ciebie takie skłonności do komplikowania naprawdę prostych rzeczy? Nie mam pojęcia; szczerze mówiąc, chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim bałaganiarskim stylem. Nawet nie umiem podejrzewać, z czego to może wynikać. Inny przykład zbędnej komplikacji:


– Wy sobie pogadajcie, a ja się zmywam – powiedział Nero, chwytając nóż i kierując się do wyjścia. Roger z Wilardem wymienili porozumiewawcze spojrzenia, widząc byłego więźnia kierującego się do wyjścia z chaty z nożem w garści.

Już bez przesady, żeby używać zdanie po zdaniu zupełnie tych samych słów, przekazywać dokładnie te same informacje. Sugestia: 

– Wy sobie pogadajcie, a ja się zmywam – powiedział Nero, chwytając nóż i kierując się do wyjścia. // Roger z Wilardem, widząc to, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.


– Co one właściwie oznaczają? – Nie wytrzymał i zapytał ponownie. 
– Jak się nie zamkniesz, to twój brat zginie tragiczną śmiercią – warknął Nero, próbując utrzymać koncentrację nad subtelnym rytmem, który musiał wyczuć. 
Na szczęście łowca więcej się nie odzywał i zadowolił się tylko spoglądaniem mu na ręce. 
Ciekawe czy gildia magów wie o takich umiejętnościach? – przemknęło Nêsperowi przez myśl. Wcześniej pisałaś, że Nêsper był bardzo przejęty stanem brata, martwił się o niego i za wszelką cenę chciał, by ten wrócił do zdrowia. Jednocześnie w scenie, w której Nero próbuje ocalić Véspera, Nêsper zaczyna zachowywać się, jakby był na jakiejś praktyce w Akademii. Jest zaciekawiony tym, co robi Nero, zaczepia go, podpytuje, jakby leczenie wcale nie dotyczyło jego brata, a jakiegoś zupełnie przypadkowego pacjenta. Mogłabyś tu, zamiast tego, udowodnić troskę Nêspera – pokazać, jak kibicuje, przejmuje się, martwi, czy leczenie na pewno zadziała albo czy przypadkiem nie pogorszy sprawy. To wywołałoby napięcie i inne emocje, a zamiast tego czuję się zupełnie wyluzowana. Praktycznie cały czas.


– Czyli jednak magia! – powiedział Roger triumfalnym tonem. 
– Weź się do roboty, zanim się ściemni. – Nero był wykończony, a to wypytywanie irytowało go coraz bardziej. – A gdyby tak jakoś to zirytowanie i wykończenie pokazać…? Nie – wyeksponować.


Gdy w końcu skończyli zapadła już noc. – Połączenie w końcu skończyć dziwnie brzmi. 

 

 

ROZDZIAŁ VI

W chwili śmierci uderzały w nocnego wędrowca uczucia ofiary, wywołując smutek i poczucie winy. – Czy poczucie winy nie jest z góry zasmucającą emocją? 


Ciężko mi coś napisać o tym rozdziale. Nie różni się od poprzednich – pojawiają się przemyślenia to Rogera, to Nero, a także wieeele zdublowanych podmiotów wciąż wprawiających mnie w zdumienie; np.: 


– Przyjdź niedługo, zrobimy odprawę – rzucił dowódca, odchodząc w stronę wsi. 
Nocny wędrowiec patrzył chwilę za odchodzącym. 
Dziwny człowiek – pomyślał. Zdumiewał go kredyt zaufania, jakim został obdarzony przez dowódcę.

Poza tym niewiele się dzieje. Ekspozycje dotyczące przemyśleń, na przykład o tym, że drużyna nie wydała go na przesłuchanie swoim pracodawcom pozbawione są emocji. Wszak bohaterowie o czymś myślą, ale wydają się w żaden sposób do tych myśli nie odnosić. Mam wrażenie, że ten tekst jest jakby dziwnie pusty – fabuła wprawdzie istnieje, jednak wydaje się pogrzebana, a sporo akapitów zajmują rzeczy, które nie są interesujące i nie sprawiają, że mam ochotę czytać dalej. Zdaję sobie sprawę z tego, że to rozdział pasywny, w ostatnich sporo się działo, więc normalne, że bohaterowie muszą mieć czas odpocząć. Ale żeby chociaż te ich przemyślenia otwierały jakieś wątki poboczne albo dawały do zastanowienia. Tymczasem nie – wszystko tłumaczysz mi wprost i na bieżąco. Jedyną niewiadomą jest Pustkowie i niemożliwość wyjaśnienia wyników Nelfi dotyczących analizy magicznej w okolicy bramy. Dobrze rozumiem? Jednak i to nie jest zbyt ciekawe, bo całe Pustkowie do tej pory tylko eksponujesz, opisujesz, nawet się do niego zbliżyliśmy, więc nie potrafię sobie wyobrazić tego miejsca. To dla mnie dziwne i nowe – zdobywać aż tyle informacji o czymś, co jeszcze nie wystąpiło w tekście. Może lepiej byłoby przed akcją z pierwszego rozdziału pokazać te ekspertyzy Nelfi? Pokazać walkę pod bramą? Pokazać po prostu Pustkowie, aby nie było takie obce tyle czasu?

Przez wszędobylskie ekspozycje historia pozbawiona jest głębi, bo chociaż stworzyłaś ogromny świat, w którym panują władcy, żyją magowie, istnieje też Pustkowie jako świat alternatywny – tego wszystkiego nie dotyczą hinty ani wskazówki czy inne tropy, które można podjąć, by iść z fabułą, wraz z bohaterami, w przód i by samodzielnie wszystko odkrywać. Z tekstu po prostu dowiaduję się, co postaci myślą, wspominają i robią… i śledzę ich ruchy, a wszystkie usprawiedliwia ekspozycja. Przez to, że brakuje mi tajemnic, konfliktu fabularnego, czegoś, co mogłabym sama odkrywać – trochę się nudzę. 




Wszystkie dane podkładasz mi pod nos, a moim ostatecznym zadaniem jest po prostu czytać, ale nie czuję, bym miała miejsce na własną interpretację tekstu, samodzielne poznawanie bohaterów, doszukiwanie się hintów. Historia jest pozornie ciekawa, bo masz chwytliwy pomysł na świat i postaci, ale mam wrażenie, że jeszcze nie umiesz jej sprzedać tak, by pochłaniała. I to nie jest nawet kwestia samego warsztatu, tylko pomysłu na sprytne przemycanie informacji. Tekst nie budzi emocji, nie generuje napięcia, za to jest opowiedziany od A do Z, ze wszystkimi szczególikami. To tak, jakbyś, pisząc opowiadanie, przełożyła je na puzzle i od razu, tworząc sceny, sama bawiła się i układała obrazek w gotowy, tymczasem mnie zostawiasz przyglądanie się, po które elementy sięgasz i co ci wychodzi. Jednak najlepsze powieści działają wtedy, gdy autor tekstu – tego obrazka – świadomie, ze skrzętnie rozplanowanym działaniem, rozwala go zupełnie, daje mi te puzzle, przebiegle je przekłada, a obrazek składam ja. Wtedy dopiero czytanie staje się rozrywką. 

 

Do tej pory łowcy i wędrowiec przeżyli atak potwora i trafili do wioski, którą inne potwory zniszczyły. Aby to wszystko opisać, potrzebowałaś sześciu rozdziałów, tymczasem jeśli chodzi o akcję, to czuję, że dałabyś radę – gdyby tylko wyciąć ekspozycje i streszczenia – zmieścić się w trzech. Mam wrażenie, że się trochę ślimaczymy. Na przykład Nero… szyje sobie gacie i nawet nie dowiaduję się przy tym, czy w ogóle to lubi i jakie to budzi w nim emocje, ale dowiaduję się, że po prostu nocni wędrowcy potrafią takie rzeczy. Czy to dla niego relaksujące, irytujące, jakiekolwiek? Może to śmieszne, że narzekam, że cerowanie powinno wywoływać emocje, ale problem w tym, że tu nic ich nie wywołuje. Ani śmierć, ani przyjemne kąpiele, ani posiłki, ani codzienne czynności. To kolejny przykład, jak bardzo marnujesz potencjał swojej historii. Nie budujesz w oparciu o odczucia postaci, a więc twoich bohaterów w większej mierze nie da się poznać. Wiem, kim są, ale nie wiem, jakie mają charaktery. To szósty rozdział, a o Nero mogę powiedzieć tylko tyle, że robi się nerwowy, gdy ktoś mu przeszkadza. Umiem wymienić jego umiejętności, ale nie umiem napisać, jakie ma cechy charakteru. Co lubi, na przykład, robić? Jakie potrawy mu smakują? Za czym tęskni? Dokąd zmierza? Może to truizmy, ale Nero dostał tak wiele akapitów, a nic z nich nie wynika poza ekspozycją jego umiejętności i życia jako nocny wędrowiec. A gość na pewno ma jakiś charakter. Nie jest robotem, który poruszałby się tylko z punktu A do punktu B w stylu: o, mam poprute spodnie, to je zaszyję, bo umiem. O, a tu ktoś umarł? To wyłączę emocje, bo jestem nocnym wędrowcem, którego uczono tak od małego. O, potwór… Dajcie mi miecz, to go pokonam. A teraz zostałem uwolniony przez łowców i nawet nie wiem, co o tym myśleć. Czy Nero w ogóle przeżywa jakieś głębsze emocje, czy raczej ciągle jest wyciszony? On tak specjalnie jest taki nijaki?

To samo zresztą mogę powiedzieć o Rogerze. Gdybym miała wymienić jakąś jego cechę charakteru, to może tę, że jest dość ugodowy i tylko pozoruje swoje górowanie nad drużyną, liczy się z ich zdaniem i spełnia nawet polecenia swojego zastępcy. Mam wrażenie, że jest miły i całkiem spoko, tylko to słabo ukrywa pod maską dowództwa. Jednak na tym się kończą moje podejrzenia. Roger też wypada dość zrobociale i po prostu wykonuje jakieś czynności, ale nie przeżywa ich. Czasem coś sobie przypomni, jednak sama retrospekcja wygląda jak streszczenie, aby poinformować czytelnika o wydarzeniach, a nie po to, by ukazać, jak Rogera naturalnie atakują niechciane wspomnienia, które działają na niego emocjonalnie. I w jego przypadku też nie wiem, co lubi, co chciałby i tak dalej. Chociaż to twoi główni bohaterowie, po sześciu rozdziałach są mi zupełnie obcy i obojętni. Nie wiem, czy śmierć któregokolwiek z nich by mnie obeszła; na pewno obeszłaby mnie śmierć braci, bo w jednej z nielicznych scen widziałam, że są ze sobą zżyci, a poza tym Nêsper jest miły i wesołkowaty. Chociaż pojawia się zwykle w tle, przynajmniej coś mogę o nim powiedzieć. 

Na tym etapie nie pamiętam już (choć ocena sześciu rozdziałów zajęła mi jeden dzień, czytałam ciągiem), jaka tragedia spotkała Wilarda w przeszłości (czy to on stracił żonę…?) i czemu jest takim nieprzyjemnym bubkiem. Cieszę się jednak, że taki jest, bo to znaczy, że on też ma jakiś charakter, który można określić, wyczuć, czego w przypadku Nero zupełnie nie da się napisać. 

 

  

ROZDZIAŁ VII

Dlaczego właściwie Filin dosiada pięknego ogiera dowódcy, skoro bohaterowie trafili do wioski z nadmiarem koni? Nie mógł wziąć innego? Może Mondego jest najszybszy, ale to trochę bez sensu, skoro Filin i tak ma potem czekać na bohaterów w karczmie. To nie tak, że musi przejechać okrutnie daleką drogę w bardzo krótkim czasie i wrócić. Skoro ma czekać na resztę na miejscu, mógłby wziąć jakiegokolwiek konia, który po prostu nie byłby kulawy, bo skoro wyjedzie znacznie wcześniej niż reszta (szybciej o całą noc) i pojedzie solo, to wiadomo, że, chcąc nie chcąc, do karczmy trafi pierwszy. 

Poza tym coś ci się rozjechało fabularnie. Rozdział temu czytałam:

– Ruszamy jutro wcześnie rano. Filin, weź mojego konia i gnaj jak najszybciej do twierdzy. Potem czekaj na nas w karczmie.

Tymczasem teraz:

Ranek przywitał ich słońcem i śpiewem ptaków. Roger udzielał właśnie ostatnich instrukcji Filinowi, który dosiadał pięknego, karego ogiera dowódcy.

Czy Filin nie miał wyjechać wczoraj od razu, a bohaterowie – wcześnie rano? Jednak ten nie wiadomo dlaczego przeczekuje ze wszystkimi do rana, a reszta towarzyszy jedzie za nim. 

 

Roger udzielał właśnie ostatnich instrukcji Filinowi, który dosiadał pięknego, karego ogiera dowódcy, gdy nocny łowca wywlókł się z chaty. Nigdy nie należał do śpiochów, ale przyspieszona regeneracja miała swoje prawa. – Dla mnie to brzmi jak wymówka. Nero bardzo dużo sypia albo próbuje spać, lecz coś mu przeszkadza, generalnie mam wrażenie, że w każdym rozdziale było coś o jego spaniu. 


Okej, nie dawało mi to spokoju i aż się musiałam upewnić. Sprawa wygląda tak: 

Rozdział 1: Nagle otworzył sklejone oczy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. 

Rozdział 2: (Do Nero) – W końcu się obudziłeś – stwierdził, wręczając mu wodę. 

Rozdział 3: Nero leżał na dnie wozu i sennie wpatrywał się w konary drzew (…). Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.

Rozdział 5: Nero napchał się tak, aż poczuł, że zaraz pęknie. Teraz najchętniej położyłby się gdzieś w kącie i przespał do rana (…). 

Rozdział 6: (Roger) Powlókł się do alkierza i zmarszczył brwi na widok nocnego wędrowca rozwalonego na największym łóżku i śpiącego w najlepsze.

Rozdział 7: (Cztery różne w czasie sytuacje!) Nero jakoś nie czuł się na miejscu w całej tej krzątanie, więc narzekając na ranną nogę, zaszył się w stajni i podsypiał na sianie. W końcu, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, postanowił się ruszyć i sprawdzić, czy kolacja jest gotowa. (…) Z przyjemnością wyciągnął się na dobrze wypchanym sienniku, naciągnął na głowę lekko drapiący, wełniany koc i powoli odpłynął w sen. (…) Nagle został wyrwany z płytkiego snu silnym kopniakiem w biodro. (…) Nocny łowca zaczynał powoli przysypiać, pomimo panującego w gospodzie gwaru, gdy wrócił w końcu Roger, niosąc klucze do wynajętych pokoi.

 

No i dobra, z jednej strony może Nero tak się regeneruje, z drugiej – Wilard sam zwrócił mu uwagę, że wszystko szybko się na nim goi, poza tym podobno wędrowcy odznaczają się wysoką wytrzymałością i regeneracją. Więc… może po prostu nie udawajmy, że Nero nie lubi spać, skoro wciąż go na tym przyłapuję? Pod tym względem nie mogę z ręką na sercu napisać, że jest to superaktywny i ciekawy bohater. 

Myślę, że sporym problemem jest to, że nie stawiasz asterysków i nie piszesz scenicznie, ale opisujesz wszystko ciągiem – pobudki, posiłki, przejazdy, kąpiele, odpoczynki… Mam wrażenie, że przez to w tekście niewiele się dzieje, a Nero ciągle się nudzi (w dodatku ja wraz z nim). Tymczasem mogłabyś zaczynać sceny jak najbliżej ich końca, zajmując się tym, co najważniejsze, czyli konkretnymi interakcjami. Nie miałabym wrażenia, że ponad połowa tego rozdziału jest jedynie mocno przegadanym wstępem do akcji. 

 

Opis przejazdu i trafienia do wioski jest całkiem przyjemny, ale trudno go jakoś skomentować. Oczywiście, narracja nadal jest pomieszana i co chwilę skaczę między głowami, a więc przemyśleniami Nero a Rogera, jednak nie mogę się spodziewać, że nagle w połowie tekstu uporządkowałabyś tę kwestię. Na szczęście nie zagracilaś tej sceny ekspozycją na temat historii bohaterów czy świata przedstawionego, pozwoliłaś im po prostu ruszyć w przód, a drobne informacje przemyciłaś tak, że ich ilość już nie przytłacza. Ujmuje szczególnie fragment, w którym Nero przypomina sobie, jak kiedyś bardzo lubił konie – w czasie przejazdu powoli, z każdą myślą zaczyna to wątpić, a noga i ogólnie zły stan fizyczny zaczyna mu doskwierać. Fajnie, że da się to odczuć.

 

Na moje, kłopotliwie zrobiło się tutaj: 


Zodan obserwował sztywne ruchy nocnego wędrowca. 
– Kiedy poczujesz się lepiej, chętnie bym się z tobą spróbował na miecze – powiedział. – Nie łatwo było z wami, jak żeśmy was ganiali. 
Nero zmrużył oczy i wykrzywił usta w wilczym uśmiechu. 
– Chętnie – odpowiedział. 
Pomiędzy nocnym wędrowcem i łowcami wciąż wyczuwalna była napięta atmosfera, ale stopniowo pojawiała się też niechętna akceptacja.

Samo to, że Zodan proponuje takie rzeczy i że ogólnie nikt nie robi Nero większych problemów to wystarczający dowód, że akceptacja pojawiała się stopniowo. Zanim o tym napisałaś, dawno potrafiłam sama to wyczuć i nawet uśmiechnąć się do tej myśli pod nosem (i to trochę wcześniej niż w tym momencie). Nie musisz tego stwierdzać, pozwól mi za to samej oceniać sytuacje, o których czytam, i wyciągać z nich wnioski.

 

Kilka akapitów temu pisałam o wstępach do akcji i braków scen. Myślałam, że kiedy dojedziemy do wioski, coś się w niej wydarzy i… nie wydarzyło się nic. Bohaterowie zeszli z koni, Roger poza kadrem poszedł sobie pogadać z sołtysem czy kimś tam, a Nero znów poszedł spać, aż został obudzony kopniakiem i Roger zarządził wymarsz. Po co to wszystko? Czemu bohaterowie nie mogli od razu trafić do właściwej wioski z gospodą, do której zmierzali? Czemu nie pomijasz fragmentów, które są o niczym? 



Dopiero teraz, po siedmiu rozdziałach, tak naprawdę dociera do mnie (oczywiście ekspozycją), że Nero nie ma pojęcia o ludzkim świecie, bo mało w nim przebywa, a jak już, to z dala od ludzi. Piszesz, na przykład, tak (ad zajazdu): Nero zaciągnął na głowę kaptur i spoglądał zaciekawiony. Nigdy jeszcze nie był w takim miejscu. W trakcie swoich wizyt na tych ziemiach przemykał się nocą, unikając ludzi. Ze stajni wyszli chłopcy stajenni i, kłaniając się nisko, chwycili wodze koni. – Po ostatnim zdaniu z końmi widać, że zaciekawienie Nero się nagle urwało, przeszłaś już do innego wątku. Czy nie sądzisz więc, że emocje Nero powinny być w tym fragmencie większe? Że jego zaciekawienie powinno być widoczne też w całej scenicznie, a nie opowiedziane jednorazowo? Pokaż, że Nero jest zaciekawiony. Pokaż, jak się rozgląda, ocenia wystrój, ludzi, potrawy, słowem: wszystko. Wyciśnij coś z tego tekstu, niech nie będzie taki bezosobowy, męcząco nijaki. Kilka akapitów niżej Roger zauważa (tak, on, a nie ja), że Nero jest wystraszony (ale jednocześnie Nero wcale nie zachowuje się, jakby taki faktycznie był, więc sama nie mogę tego stwierdzić). Jego lęk i zaciekawienie ograniczasz do pustych stwierdzeń: Nero z dumnego wojownika przeistacza się w zarobioną, przestraszoną istotę. 

Albo: Nero zaszył się w najdalszym kącie i spuścił głowę, ale zachłannie obserwował otoczenie. Tylko że tej zachłanności też nie widać, nie ma w tym emocji. Nie wiem, czy Nero podoba się nowe miejsce, co myśli o kobiecie, którą opisujesz w kolejnym zdaniu (W końcu przepchnęła się do nich pulchna, młoda kelnerka, trzepocząc rzęsami na widok Rogera. Miała zaróżowione policzki i lekko zadarty nos). Podoba mu się czy może czuje zakłopotanie, nie chciałby, by i do niego podeszła? W pewien sposób zadziwia – a w pewien  irytuje – mnie to, jak bardzo starasz się pisać to opowiadanie, nie pisząc opowiadania, a relację z podróży i charakterystykę otoczenia. Omijasz wszystko, co wychodzi poza te ramy, przede wszystkim omijasz przeżycia wewnętrzne bohaterów, więc stają się oni kukiełkami prowadzonymi przez narratora, a nie potencjalnie żywymi jednostkami, w które można się wczuć. 

Edit: dopiero trochę dalej pojawia się komentarz Nero odnośnie do kelnerki: wzdrygnął się na myśl o spojrzeniach rzucanych przez nią w kierunku dowódcy oddziału, ale nic więcej, więc do końca nie wiem, czemu Nero się wzdrygnął. Obawiał się jej podrywu? A może uważał, że była żenująca? Jeśli tak – dlaczego tak sądził, nigdy przecież nie był w takim miejscu, nie miał pewnie podobnych doświadczeń, w Pustkowiu i nocą, w lasach, na pewno nie podrywała go żadna kelnerka. Uważał ją teraz za dziwną? Niepokojącą? Nie wiem! 

Niby Nero nie bardzo miał się odnajdywać w nowym dla siebie otoczeniu, ale też żadnych problemów z tym związanych obecnie w tekście nie widać. Piszesz, na przykład, że łowcy zaczęli grać w kości. Takie tradycyjne – jak nasze? Nero nie był zaciekawiony grą? Znał ją? 


Nero napełnił brzuch i zawinął się szczelniej w płaszcz. – Co jadł? Czy mu smakowało? Czy było dla niego nowe? Jejku, mogłabym tak pytać o wszystko…


W przypadku tego rozdziału dostrzegłam pewien komentarz czytelniczy, ktoś pisze tak: W sumie to dobrze, bo taki oddech po ataku upiorów i całym zamieszaniu w związku z obecnością Nero, czy też śmieci biednego, polubionego przeze mnie wieśniaka, był wręcz wskazany. – I z tym już nie mogę się zgodzić. Atak upiorów na wioskę nie był pokazany sceną, a walka z jednym mackowatym przeciwnikiem wydarzyła się w pierwszym rozdziale, czyli ostatnia dynamiczna akcja miała miejsce sześć rozdziałów temu. Nie mamy od czego odpoczywać, bo ciągle to robimy. Twoje opowiadanie jest jednym, wielkim, niesamowicie dłużącym się wypoczynkiem. Od pierwszego rozdziału pokazujesz jedynie sceny pasywne, w których w sumie nic się nie dzieje – i do tego również zalicza się znalezienie zwłok we wsi. Bohaterowie przyjechali na gotowe, posprzątali, zjedli, wyspali się i ruszyli dalej. I co? No i są w karczmie, piją i dalej śpią. Nic się nie dzieje.






ROZDZIAŁ VIII

Roger o wynikach przeprowadzonej w karczmie infiltracji informuje mnie dialogiem. Szkoda, że nie mogłam po prostu zobaczyć, jak zdobywa dane o znikających podróżnych i martwej zwierzynie. W tym czasie główny bohater Nero, który podobno ma jakieś moce… śpi (któż by się spodziewał), bo chyba tak bardzo zmęczyło go czterokrotne spanie w poprzednim rozdziale. Jakieś źdźbło prawdy najwyraźniej jednak jest w tej mądrości życiowej, że im dłużej się śpi, tym bardziej zmęczonym się wstaje. 

Dużo czasu antenowego poświęcasz Wilardowi i jego dogryzaniu Nero. I chociaż to całkiem zabawne – nie rozumiem, czemu stoi na równi z głównym planem opowieści. Z jednej strony Wilard to jedna z niewielu postaci, o której umiem napisać coś więcej, poznałam jego charakter, z drugiej – jak to możliwe, że gagi pojawiają się ostatnio w praktycznie każdej scenie, prawie że przyćmiewając to, co powinno być najważniejsze, czyli główny wątek fabularny. 

Ogólnie mam z tą historią taki problem, że jest jednotorowa. Mamy dwóch głównych bohaterów – Nero i Rogera – którzy od pierwszych stron pokazywani są tylko obok siebie, więc czytelnik może odnieść wrażenie, że tekst ma tylko jeden wątek. Wszystko stawiasz na równi, a przez to, że brakuje dalszego planu (może nawet scen pokazujących inny punkt widzenia postaci znajdujących się w innym miejscu), tekst jest płaski. 

 

– Ludzie plotkują na temat choroby króla, arystokracja coraz wyżej podnosi głowę, książę spędza czas na balach – wyliczał dowódca. – Byłam z bohaterami w karczmie rozdział temu. Czemu sama nie mogłam usłyszeć tych plotek? Mogłabyś wprowadzić trochę stylizacji językowej innych mieszczan oraz pokazać emocje towarzyszące dowódcy, który odkrywa pewne niepokojące fakty. Upiekłabyś kilka pieczeni na jednym ogniu, tymczasem mam wrażenie, że w scenach skupiasz się na niczym istotnym, a to, co ważne, albo eksponujesz, albo streszczasz, w związku z czym wiele dzieje się poza kadrem. Już na początku poprzedniego rozdziału tak było – kiedy Roger poszedł załatwiać ważne sprawy z sołtysem, ja dostałam opis zasypiającego czy jedzącego Nero. Gdyby chociaż fragment przedstawiał mi jego emocje i przemyślenia w nie bogate, miałabym wrażenie, że nic ciekawego nie straciłam, dostałam coś ważniejszego od interesów Rogera. No ale nie mogę tego napisać, bo wcale tak nie było. Okropnie marnujesz potencjał tej historii. 

 

– Poprosiłem karczmarza, żeby spakował nam rano prowiant i przyszykował konie. Ruszamy o świcie. 
– Rozalia będzie rozczarowana – roześmiał się krępy łowca. 
– Spierdalaj – rzucił Roger, szykując się do snu.





Nero zaklął szpetnie w nieznanym łowcom języku, kiedy z rana zbudził go kopniak Wilarda. – A więc nocni wędrowcy mają swój dialekt? I Nero nigdy nie wtrącił w rozmowę czy swoje przemyślenia jakiegoś nietypowego słówka? Albo nigdy wcześniej, przez tyle rozdziałów, nie dał mi do zrozumienia, że ich języki mogą się od siebie różnić? Przecież w tym tkwi ogromny potencjał, którego aż żal nie wykorzystać. Pamiętasz na pewno, jak chwaliłam cię za nietypowy sposób mierzenia czasu – na świecę. Fajny smaczek, po którym miałam nadzieję poznać kolejne, a, niestety, inne najwyraźniej nie występują lub mieszczą się gdzieś poza kadrem, by wyjść na jaw opisem albo wcale. Jednak to, że mechanizmy działania twojego uniwersum istnieją w twojej głowie, nie wystarczy. One muszą być pokazane w tekście, ale uwaga – nie za pomocą streszczeń czy ekspozycji. 

Im dalej w las, tym więcej drzew – w twoim przypadku niewykorzystanych możliwości. Rzucasz faktami na prawo i lewo, a ja tylko przyswajam informacje, bohaterowie poruszają się, ale niewiele z tego wynika, bo najważniejsze i tak dajesz za pomocą (zgubną) opisów. Cudownym wyjątkiem jest moment spotkania staruchy – no, takie sceny, to ja rozumiem! Opis wieszczki to coś, co drugi raz obudziło we mnie emocje w czasie czytania i znów są to odczucia powiązane z obrzydzeniem wywołanym przez twoją dosłowność. W przypadku ciał zmarłych nie bałaś się przytaczać, jak dokładnie wyglądały, teraz też się nie powstrzymałaś i oto mamy plującą na boki staruchę z bielmem na oczach. Nie myślałaś, by spróbować napisać coś w klimatach horroru, może gore, thriller…? Mam wrażenie, że oba fragmenty atmosferą jakby odklejają się, wyróżniają na tle ogólnej narracji. Przez dosłowność są mocne i działają na wyobraźnię, kiedy cała reszta jest raczej pogodna, ewentualnie letnia, ergo: ni chłodzi, ni grzeje.



Pomimo, że płaszcze dawały jako taką ochronę, wkrótce wszyscy zostali przemoczeni do suchej nitki. (…) Nagle Nero zagwizdał przeciągle, zwracając na siebie uwagę oddziału. Łowcy zatrzymali i spojrzeli na niego zdziwieni. 
– W wiosce dzieje się coś złego – wyjaśnił. 
– A ty co kurwa, wróżka – Wilard był przemoczony i brakowało mu cierpliwości. – Nie musisz tłumaczyć mi, dlaczego Wilardowi brakuje tej cierpliwości. Poza tym nie zwalałabym winy na deszcz; to bohater, który ciągle jest zaczepny i wszystko wydaje się go wkurzać. Śmiem wątpić, że w pełnym słońcu rzuciłby dokładnie taką samą uwagą.


– Jestem empatą – warknął Nero. – Czuję tam wiele lęku i nienawiści. 
Ku jego zdziwieniu Roger nie wydawał się zaskoczony. Dowódca już wcześniej podejrzewał nocnego wędrowca o podobne zdolności. – I, oczywiście, nijak na nie nie zareagował. Jak na wszystko. Mam wrażenie, że na domysły, że Nero jest empatą, Roger zaregowałby dokładnie tak samo, jak na informację, że dziś na obiad będzie zupa. 

Jasne, że nie chodzi mi o skrajności – Roger jest dowódcą, nie wymagam, by wszystko jakoś super go ruszało. Ale skoro coś podejrzewał, dlaczego wokół tego nie krążyły jego myśli? Czemu nie zastanawiał się mową pozornie zależną, jakie to może mieć konsekwencje i czy Nero nie wykorzysta czasem swoich umiejętności przeciw drużynie? Czemu się tym trochę nie pozadręczał? Cokolwiek, naprawdę, cokolwiek. 

 

Kiedy przeczytałam, że w oddali dzieje się jakaś tragedia, którą wyczuwa Nero, sądziłam, że drużyna popędzi na łeb na szyję sprawdzić, co się tam dzieje. A to zaś stanie się pretekstem, by wprowadzić do tekstu z dawna utęsknioną scenę dynamiczną. Tymczasem… nie. Bliźniacy wprawdzie pojechali sprawdzić, o co chodzi, ale jako czytelnik nie ruszyłam z nimi, a zostałam w obozie ze schodzącym z konia Nero. Kilka zdań dalej bracia wrócili i zaczęli opowiadać, że: Zakon urządził tam sobie polowanie na czarownice (…) Zatłukli jakąś kobiecinę, jej córce udało się zbiec. Siedzą tam teraz i terroryzują wieśniaków. Chyba chcą przeczekać deszcz, zamiast uganiać się za zabiegiem – wyjaśnił Nêsper.

No i okej, pomyślałam, że to właśnie teraz ruszymy na pomoc, mając już szczegółowe informacje o sytuacji. Chociaż straciłam element zaskoczenia, nadal coś w rozdziale może się wydarzyć.

Edit: I wydarzyło się – Nero zaatakował upiór, dokładnie taki sam jak w rozdziale pierwszym. Cieszę się więc, że miałam kawałek akcji, ale jednak to też nie było dla mnie jakoś supernowe. 

 

Inna sprawa, że mocno rozczarowało mnie zdanie: Nocny wędrowiec był pod wrażeniem wykonanego zwiadu. Musieli przemykać się przez środek wioski, a nawet nie zapadł jeszcze całkiem zmrok. – Czego dokładnie był pod wrażeniem? Chciałabym to wiedzieć i też móc poczuć respekt przed braćmi, ale nie wiem, ile wysiłku kosztowała ich akcja, bo mnie z nimi nie było, a dokładniejszych informacji zdecydowanie zabrakło również w ich sprawozdaniu. Zakradli się? Wypytywali, udając kogoś innego? To wszystko, co podobno było świetnie zaplanowanym zwiadem, streściłaś w zdaniu: Bliźniacy oddali kompanom broń długą i zniknęli bezszelestnie w wilgotnej trawie. Jeszcze gdybyś miała narrację personalizowaną i narrator stałby za plecami Nero, to logiczne byłoby, że inni bohaterowie robią swoje bez niego, no trudno. Jednak nie personalizujesz narracji, dobierasz sceny i fakty, jak ci wygodnie. Mam wrażenie, że za wygodnie i specjalnie, może podświadomie, nie chcesz się zbyt wysilać, by pokazywać wydarzenia, więc bohaterowie po prostu opowiadają sobie, co przeżyli albo opowiada mi o tym narrator. Tak też było, na przykład, z infiltrującym w karczmie Rogerem. Tylko w tej sytuacji po co brać się za pisanie opowiadania, skoro z góry nie chce ci się… opowiadać.

 

Zaczął się rozglądać za kryjówką, aż dojrzał przewrócone wiatrem drzewo. Dół pod jego korzeniami może nie był wymarzonym miejscem na nocleg, ale dawał niewielką osłonę. Nero skulił się w nim i wpadł w stan pośredni pomiędzy snem a czuwaniem. Na głęboki, regeneracyjny sen nie mógł sobie dzisiaj pozwolić. – O jaka szkoda, no naprawdę…

Na szczęście ten stan nie trwa długo, bo w scenie, jak wspomniałam, pojawia się upiór. Walka jest dynamiczna, ale jednocześnie trochę pomieszana. O większych wątpliwościach technicznych poczytasz niżej, w punkcie o technikaliach, tu tylko podrzucę kilka cytatów, które wytrącały mnie z rytmu:

Nero skupił się, wyrównał oddech i czekał. Nagle upiór pojawił się przy granicy drzew i pomknął w stronę strażnika, wypuszczając śmiercionośne macki ciemności. Mężczyzna zawirował między nimi jak tancerz. – W tym fragmencie przez chwilę myślałam, że upiór już zbliżał się do wioski i zaatakował jakiegoś jej strażnika, nie Nero. Umknęło mi, że tak go określasz i dopiero po chwili dotarło do mnie, że przedstawiasz już walkę nocnego wędrowca.

 

Zauważył, jak niewidoczne zazwyczaj runy ochronne, znajdujące się na jego ciele, uaktywniają się, neutralizując truciznę upiora. – To zdanie jest za długie, przez co odejmuje dynamiki. 

Okej, może i runy neutralizują truciznę, ale z tego, co rozumiem, nie goją ran, tak? W takim razie Nero znów będzie ranny od ataku jednego potwora. Czy to sprawi, że przez kolejne rozdziały będzie miał tylko więcej powodów do regeneracji w czasie snu? Mam nadzieję, że nie. Strasznie smutne jest to, że oto przeczytałam osiem rozdziałów, a w ich czasie tylko w dwóch scenach wydarzyło się coś mocniejszego. Mam wrażenie, że to wszystko dałoby się ująć w o połowę krótszym materiale. Albo nie tyle krótszym, co wyzbytym ze streszczeń i ekspozycji, które zastąpiłoby się scenami realnie pchającymi fabułę w przód i ukazującymi rozwój relacji członków drużyny. Ich działania inne niż: „przybyłem, zobaczyłem, zasnąłem”.

 

Na pochwałę zasługuje ten akapit:

Nocny wędrowiec zaczynał mieć już serdecznie dość tego świata, w którym po krzakach szwendają się upiory, a we wioskach grasują psychopatyczni magowie. Kiedy wędrował przez Pustkowie, nie czuł głodu ani zmęczenia. To było bardzo dziwne miejsce, poza czasem i przestrzenią, ale czuł się tam szczęśliwy. Teraz był przemęczony, obolały i zmarznięty. Na głowę padał mu deszcz, a na domiar złego przyszło mu spać w jakiejś wypełnionej błotem i robalami dziurze. – Choć ja bym go jeszcze trochę podkręciła stylizacją i zrobiła z niego pełnoprawną mowę pozornie zależną, i tak jest lepiej, niż było. Obcesowe wyrażenia oddają konkretne emocje typu niezadowolenie, frustracja, zmęczenie psychiczne. To pierwszy fragment, w którym mogłam poczuć, co czuje Nero i jakoś się z nim utożsamić. Lepiej późno niż wcale.

 


PODSUMOWANIE

Podejrzewam, że jesteś zdziwiona, iż tak szybko przechodzę do tego punktu programu. Jednak nie będę owijać w bawełnę – chociaż planowałam bazowo dojść do piętnastego rozdziału, na tym etapie tekstu nie widzę sensu, bym miała to robić. Wierzę, że jesteś w stanie napisać tę historię lepiej i zgłosić mi ją jeszcze raz – tym razem jako pełnoprawne opowiadanie, nie: first draft czy też relację z podróży swoich postaci. 

Opowiadanie od samego początku krąży wokół istotnych kwestii – Pustkowia, przeszłości Nero i Rogera – a także zawiera mnóstwo szczególików o uniwersum (magowie, królowie, gildie, epidemie i tak dalej), jednak nie sposób tego zapamiętać, a co za tym idzie – zrozumieć. Opowiadanie na wielu płaszczyznach przypomina sprawozdanie. Nie sądzę, że marzyłaś akurat o takim efekcie, niestety tekstu nie czyta się jak książki. W niczym swoją strukturą nie przypomina on powieści – przynajmniej nie w pierwszych ośmiu rozdziałach, gdzie przedstawiasz historię jednotorową, co kilka zdań zmieniając perspektywę, opisując więc wszystko naraz. Być może dalej jest lepiej, w końcu z czasem nabiera się wprawy, także zaczyna się rozumieć, które sztuczki narracyjne i zabiegi kreacji działają na czytelników, oddają emocje – tak działa praca z tekstem, ciągłe udoskonalanie, poszukiwanie najlepszych rozwiązań. Co nie zmienia faktu, że czytelnicy i tak będą cię czytać od początku, nie od środka czy końca. Jeśli więc pierwsze pięćdziesiąt stron tekstu jest nudne i wyeksponowane, nikomu nie będzie się chciało iść dalej, chyba że po to, by sprawić ci przyjemność albo dlatego, że, „forma opka na Wattpadzie wcale nie musi przypominać książki”. Swoją drogą spotkałam się już z takim podejściem wśród czytelników, ale nadal nie potrafię go zrozumieć. Niby dlaczego amatorskie opowiadanie na kilkadziesiąt rozdziałów może bardziej przypominać wypracowanie szkolne zamiast powieści? Przecież tylko to drugie zapewnia szczerą rozrywkę.

Wracając jednak do twojej „Pamięci…”, czuję, że już po takiej ocenie będziesz chciała trochę pozmieniać, bo to nie tak, że nie wiesz, jak pisać i tekst jest kompletnie nieczytelny. Wręcz przeciwnie, gdzieniegdzie przypomina opowiadanie, ale na tym etapie to raczej szkic, który wygląda, jakbyś dopiero na nim uczyła się konstrukcji prozy. Nie – uczyła się pisać, bo to niekoniecznie powiązane ze sobą rzeczy. Można umieć tworzyć świetne zdania, kreować słowem, czarować, mieć podstawy stylu, pisać spoko miniatury do antologii, ale niekoniecznie trzeba umieć poprawnie rozplanować dłuższy, wielowątkowy tekst na poziomie czysto fabularnym tak, by intrygował odbiorców. Tu trzeba ustalać, które informacje kiedy wypływają, które sceny gdzie się zaczynają i kończą, jakie fakty zdradzają czytelnikowi, jak te fakty się potem ze sobą mieszają, przeplatają, jak podejmowane decyzje i odkrywane rzeczy wpływają na bohaterów, rozwijają ich charaktery, a interakcje w grupie zacieśnia łączące ich więzi. Sądzę, że na tym etapie tekstu to z tym miałaś największy problem. Nie zaprzeczam, że mniej złożone opowiadanie, które nie przytłoczyłoby cię ilością nowych danych, wyszłoby spod twojej klawiatury znacznie lepsze i bardziej emocjonujące. Jednak teraz wygląda to trochę tak, jakbyś sama zachłysnęła się ogromem swojego uniwersum i chciała wszystkie dane po prostu z siebie wyrzucić, przelać na papier, by może ich nie zapomnieć albo już nie musieć do nich wracać, a jednocześnie oczarować tą złożonością czytelnika. Stawiając głównie na opisy świata, zapomniałaś o tym, by pobudzać emocje. Tego właśnie efektem są masowe ekspozycje i streszczenia dotyczące świata i postaci. To fragmenty nudne, które pełnią funkcję charakterystyki świata, ale nie są tym światem, twoje postaci się w nich – tych opisach – nie poruszają. Zamierają w miejscu, a bawi się tylko narrator. 

No właśnie – narrator. Czasami rozpoczynałaś ekspozycję jakimś zalążkiem mowy pozornie zależnej, stawiałaś narratora za bohaterem, który obserwował wydarzenia lub coś wspominał i traktowałaś to jako pretekst – wstęp do relacji. Ta relacja szybko jednak (przeważnie już po zdaniu) traciła walory wystylizowanej mowy pozornie zależnej, a stawała się obiektywnym, rzeczowym, suchym w emocje narratorem wszystkowiedzącym. To jeden z większych twoich problemów – nieuporządkowana narracja. Masz trochę trzecioosobowej personalnej, większość jednak streszcza bezosobowy narrator wszystkowiedzący. Wchodzi on do głów postaci, zmieniając punkt widzenia nawet co akapit. Jeszcze dobrze nie zdążę spróbować zrozumieć jednej, by już natychmiast trafić do głowy kogoś innego. Dotyczy to nawet postaci pobocznych, często na kilka zdań. Spójrz chociażby na kawałek pierwszego rozdziału:
Może przysmażę sznur w ognisku? Albo wmówię sobie, że jestem dżdżownicą i niezauważony odpełznę w las? Szlag! – pomyślał (Nero - dop. Skoia) i znowu zapatrzył się w ogień. Widok płomieni hipnotyzował i uspokajał, w konarach drzew cicho szumiał wiatr. (…) 

– Zbudź wszystkich i dorzuć do ogniska, ile tylko możesz! – krzyknął napiętym głosem.
Wilard chciał właśnie rzucić jakiś niewybredny komentarz o więźniach wydających mu polecenia, ale zrezygnował, widząc napięcie i lęk w spojrzeniu nocnego wędrowca. 
Skoro on się boi, to pewnie mamy przesrane – przyszło mu do głowy, zanim zaczął budzić towarzyszy kopniakiem. Młody dorzucił w tym czasie do ognia. Filin miał zdolność błyskawicznego odnajdywania się w każdej sytuacji, czego Wilard skrycie mu zazdrościł. 
– Co się dzieje? – spytał Roger, patrząc to na więźnia, to na Wilarda. (…) 
Roger poczuł nagle to, co zaniepokoiło nocnego wędrowca. Powietrze stężało i zapadła cisza, którą nagle przeszyło opętańcze wycie. Mężczyzna miał wrażenie, jakby usłyszany dźwięk wbijał się igłami w jego mózg. Ścisnął obiema rękami uszy i skulił się.

W tak krótkim fragmencie mamy informacje o czterech zupełnie obcych mi bohaterach i przemyślenia dwóch z nich, wprowadzone mową niezależną. Nie wiem, dlaczego tak piszesz, ale to sprawia, że tekst nie jest lekki, za to chaotyczny i męczący psychicznie – w końcu wymaga ode mnie skupienia przesadnego, zupełnie nieadekwatnego do literatury rozrywkowej, czytanej w wolnej chwili. Moja rada? Na początek przynajmniej trzymaj się jednej perspektywy dłużej niż przez te 2-3 akapity. A najlepiej idź częściej w mowę pozornie zależną i zmieniaj punkty widzenia po dłuższych fragmentach, w których zdążysz trochę osiąść, zmieścić przemyślenia, reakcje, gesty postaci tak, bym mogła ją realnie odczuć i poznać, wnioskując z tego, co czytam. Możesz nawet całą scenę podzielić na pół i head-hopppingiem zmienić Rogera na Nero dopiero w jej połowie, możesz też użyć asterysków. Twoja wola.  


Nie zrozum mnie też źle - to nie tak, że masz przestać opisywać inne postaci, kiedy stawiasz narratora za jedną z nich. To byłoby głupie. Ale po prostu przytaczaj ich zachowanie obserwowane oczami głównego bohatera. Na przykład tak:


„Może przysmażę sznur w ognisku? (…)” – pomyślał Nero i znowu zapatrzył się w ogień. Widok płomieni hipnotyzował i uspokajał, w konarach drzew cicho szumiał wiatr. (…) 
– Zbudź wszystkich i dorzuć do ogniska, ile tylko możesz! – krzyknął napiętym głosem. Instynktowny lęk, który przeszedł mu po twarzy, na pewno dostrzegła już cała reszta, a szczególnie ten nieprzyjemny typ, który od razu zaczął budzić towarzyszy kopaniem. 
„Skoro ja się wystraszyłem, to co dopiero oni…”. 
Jakiś młokos błyskawicznie dorzucił do ognia, więc przysmażenie sznura stało się teraz bardziej realne niż kiedykolwiek. Nero cwaniacko przysunął się do ogniska, aż dostrzegł na sobie karcący wzrok. Dowódca mierzył go tak chwilę, a zaraz rozejrzał się nerwowo, pewnie też przeczuwając już, co nadchodziło. Powietrze stężało i zapadła cisza, którą nagle przeszyło opętańcze wycie. 

Spróbowałam zmieścić praktycznie wszystkie dane, a niektóre sprytnie ukryłam. Już nie trzeba było pisać wprost, że, na przykład, Filin potrafi odnajdywać się w sytuacjach – błyskawicznie zareagował na polecenie, więc to najlepszy tego dowód. To samo dotyczy Wilarda czy Rogera – są pokazani, ale nie są wyeksponowani ani nie grają wszyscy naraz tak samo pierwszych skrzypiec. Oczywiście nie chcę, abyś kopiowała mnie 1:1, nie o to chodzi; chciałam ci tylko pokazać, jak mogłabyś operować narracją, by była bardziej przystępna (nie: chaotyczna w przeskakiwaniu z postaci na postać) oraz personalna, a więc chociaż trochę wystylizowana i pozwalająca wczuć się w bohatera prowadzącego.

Obecnie twój narrator charakteryzuje wszystkich, nawet postaci poboczne, przytacza ich myśli i emocje, przez co nie są one szczerze odczuwalne i nie udzielają się czytelnikowi. Musisz mi w tym momencie wybaczyć, ale na temat ekspozycji napisałam na WS już za wiele: powstały artykuły w encyklopedii [chociażby ten o narracji] i [ten o ekspozycji], wielkie akapity w innych ocenach pełne przykładów zmarnowanych potencjałów i dowodów na to, że takie pisanie nie ma sensu, dlatego nie będę się nad tym dłużej rozwodzić. Zajrzyj do ocen [137], [148], (koniecznie!) [158] i [189]. A jeśli braknie ci materiału, to mamy jeszcze z najnowszych: [201], [217] i [221]. 

Gdybyś zapoznała się z nimi wcześniej, mam wrażenie, że w ogóle nie wysłałabyś do oceny takiego niedopracowanego materiału, bo wiedziałabyś już, jak bardzo jest on… no, niedopracowany właśnie. I absolutnie nie chcę, abyś zrozumiała mnie w tym momencie źle – cieszę się, że się zgłosiłaś, bo chcę wierzyć, że ocena jest w pewien sposób dla ciebie wartościowa i pozwala ci spojrzeć na tekst z innej niż swoja perspektywy, a czytelniczy feedback to, zakładam, coś dla ciebie cennego. Jednak spoko jest uczyć się na błędach czyichś, a niekoniecznie swoich. Dlatego tym bardziej nie chcę iść w tekst jeszcze głębiej, żebyś nie musiała też w dalszych częściach oceny czytać, że znowu polałaś wodę albo coś streściłaś. Zakładam, że takie rzeczy tam się dzieją, bo raczej nie przekroczyłaś magicznej granicy w stylu: „o, od rozdziału dziesiątego już mam same konkret-sceny”. Jeśli już coś się rozwijało, zmieniało, bardziej szlifowało, to na pewno działo się to z czasem, a nie jak za dotknięciem magicznej różdżki. Obecnie początek wygląda tak, jakbyś sama w czasie jego kreacji jeszcze nie do końca wiedziała, o czym chcesz pisać, co będzie tłem, a co pierwszym planem i jakie charaktery mają mieć i rozwijać twoje postaci, poza braćmi i Wilardem (niedziwne; śmieszków kreuje się de facto łatwiej, bo w oparciu o gagi). I to dlatego bohaterowie dużo ci śpią – bo nie wiesz, co z nimi robić, ale jakoś muszą iść w przód, być może tam zaplanowałaś coś grubszego i męczyłaś się, żeby już do tego dojść. Nie wiem, czy to prawda, ale takie mam właśnie odczucia. Jakbyś za bardzo się pospieszyła z tym pisaniem i zasiadła do tworzenia tekstu bez bazy, więc automatycznie pierwsza wersja opowiadania stała się właśnie nią – tą bazą. I dopiero ją będzie trzeba uformować – pisałam ci już o puzzlach – gotową historię rozwalić i zaprojektować tak, by zaczęła intrygować i budzić emocje. Nie tylko zadowalać opisanym światem. 

Do tego wszystkiego koniecznie trzeba dodać, jak wspominałam, charaktery głównych postaci – Rogera i Nero. Obecnie nie widać ich w opisach, przemyśleniach, szczątkowej fabule. Gdzie można poznać te jednostki? Każda scena z ich udziałem jest sposobnością do kreacji. Przeżywając wydarzenia wraz z postacią, jakby zza jej pleców, poznając (obserwując, nie – czytając o gotowych emocjach) zaczyna się jej kibicować, wczuwać się w nią, współczuć, cieszyć się, gdy coś jej się uda. W twoim opowiadaniu właśnie przez brak rozbudowanych scen i nudnego narratora wszystkowiedzącego, który tylko eksponuje i daje mi gotowe wnioski pod nos, jest mi wszystko jedno i nie zależy mi na twoich bohaterach. Bracia i Wilard są wprawdzie barwni na swój śmieszny sposób, ale to tyle. Główni bohaterowie nie mają też charakterystycznej dla siebie stylizacji językowej, która jest obowiązkowym elementem kreacji, szczególnie gdy twoje uniwersum przedstawia świat alternatywny, a dwóch głównych bohaterów pochodzi z różnych środowisk, ba, zupełnie przeciwnych sobie obozów. Nero w ogóle, jak sam zdążył zauważyć, sporo czasu spędził nie w świecie ludzi, a w Pustkowiu. Trudno w to uwierzyć! Na pewno świat nierzeczywisty musiał jakoś na niego wpłynąć i Nero powinien odnajdywać się w świecie ludzkim na nowo, z jakimiś trudnościami, których nie dałby rady ot tak przespać. Tymczasem chyba właśnie to Nero próbuje robić. Na prawie każdym kroku zachowuje się tak, jakby żył wśród ludzi całe życie, może tylko trochę introwertycznie. Na moje też jest po prostu za bardzo przymulony, żeby być nocnym wędrowcem, a co dopiero głównym bohaterem tekstu. Teraz bardziej niż postać fascynującą na miarę Wiedźmina czy Katniss Everdeen, Nero przypomina Rey Skywalker-Palpatine, w której może i moc jest silna, ale jednocześnie babeczka jest flegmatyczną nudziarą, wokół której rzeczy dzieją się same, a ona po prostu w nich jest, bo… autor uczynił ją główną bohaterką – to jej jedyne osiągnięcie. Ale gdyby ją albo Nero podmienić na jakiegokolwiek innego jedi czy nocnego wędrowcę, mam wrażenie, że obie serie tylko by zyskały, bo trudno uwierzyć, że w obu znalazłyby się jeszcze mniej charakterystyczne postaci. 

Pozwól, że powoli będę przechodzić do poprawności. Ta również namnożyła problemów – na przykład błędne zapisy dialogów (głównie w przypadku nadprogramowych czy brakujących akapitów) czy mieszanie podmiotów sprawiły, że jeszcze trudniej odnaleźć się w twoim opowiedzianym, a nie pokazanym świecie. Ponadto powtórzenia okropnie zubożyły ci styl, przez co nie dość, że twój narrator jest suchy, to jeszcze wyraża się schematycznie, powtarzając non stop jak nie konstrukcje z imiesłowem, to te z czasownikiem „być” albo spójnikiem „i”. Jest więc jednolicie i na tle fabularnym, i technicznym. 

Jako że nie przeczytałam całości, a to, z czym się zapoznałam, nie przypomina opowiadania, nie wystawię ci noty końcowej. Jak pisałam, wierzę jednak, że jesteś w stanie zgłosić się raz jeszcze ze znacznie bardziej dopracowanym materiałem, z którego wywnioskuję coś więcej o postaciach, ich charakterach i emocjonujących przygodach, które przeżyją. 

Na to będę czekać z niecierpliwością. 





 

POPRAWNOŚĆ

Od razu mówię: nie wypisuję wszystkiego, a już na pewno nie wszystkich dostrzeżonych powtórzeń. Pod tym względem, proszę, przejrzyj tekst samodzielnie. Najlepiej czytaj na głos, powoli, akcentując wszystkie pauzy oddechowe i zwracając uwagę na interpunkcję. Wtedy usłyszysz, że w niektórych fragmentach pojawia się nagromadzenie tych samych słów, ale też dostrzeżesz problemy z pomieszanymi podmiotami. W twoim przypadku nie rozmawiamy o kilku być czy mieć, problem jest znacznie poważniejszy, dlatego chciałabym, byś potraktowała go poważnie.

 

BLURB

Niespodziewane doniesienie o pojawieniu się całej ich grupy w ruinach starej posiadłości rektora Akademii Magii, [przecinek zbędny] wzbudza niedowierzanie i niepokój. 

 

ROZDZIAŁ I

Wiedząc, że raczej dziś nie zaśnie, zaczął obserwować mężczyzn, [przecinek zbędny] siedzących wokół ogniska. – Sugeruję szy: dziś raczej nie zaśnie.

 

(…) pomyślał, zgrzytając lekko zębami. – Lekko zgrzytając.

 

Został utworzony pół wieku temu, [przecinek zbędny] jako główna broń do walki z nocnymi wędrowcami.

 

W tamtych czasach żyło tu wielu strażników, [przecinek zbędny] takich jak Nero. 

 

(…) Stracimy na tym tylko trochę czasu, ale to, co z ciebie zostanie, nie będzie miłym widokiem. - Zamyślił się ponownie, a po chwili milczenia dodał[:] - Ja nigdy nie zostawiłbym nikogo z naszych.

 

W jednym jednak zbrojny miał rację, w najmniejszym stopniu nie miał ochoty na spotkanie z magiem. – Przecinek w tym wypadku zastąpiłabym myślnikiem. 

 

Magów od zawsze intrygował fakt istnienia bramy. W sumie nie była to brama w pełni tego słowa znaczeniu. Był to raczej niewielki, niezalesiony obszar, [przecinek zbędny] otoczony omszałymi głazami, na których były wyryte znaki. Wewnątrz nie znajdowało się nic nadzwyczajnego, rosły tam tylko chwasty. Można było tamtędy przejść i nic nie poczuć. Mimo wszystko cała okolica przyprawiała o dreszcz niepokoju, choć ciężko było stwierdzić, skąd to uczucie się brało. 

 

„Przypomnij sobie[,] jak podrapałeś sobie nogi podczas zabawy w lesie (…).” – Do zacytowania słów jakiegoś instruktora, który szkolił Nero, użyłaś i cudzysłowu, i kursywy. Zdecyduj się na jedną formę. A jeśli wybierzesz cudzysłów – wyciągnij z niego kropkę [źródło].

 

Król był już stary i widać było, że traci kontrolę nad państwem. Syn i następca króla, książę Filippe, był słabym i zepsutym dzieciakiem bez krzty charyzmy. Gildia Magów zaczęła coraz zacieklej walczyć o wpływy, zakon słabł, a wojsko po latach spokoju było rozlazłe, [przecinek zbędny] jak spita baba na zapiecku. // Ludzie zaczynali szeptać między sobą jakieś idiotyczne przepowiednie (…). 

 

Zupełnie inną kwestię stanowił mag. Musi zwiać, zanim go do niego doprowadzą i zanim zupełnie opadnie z sił. – Nie umiem wyczuć, czy to powtórzenie jest celowe. 

 

Ogień trzaskał wesoło, zupełnie nie przejmując się sytuacją, a noc królowała wokół mrokiem i pohukiwaniem sów. [Nero] zZaczął macać ziemię palcami skrępowanymi za plecami ze złudną nadzieją na znalezienie czegoś, co pomoże przeciąć więzy. – Pomieszane podmioty. 

 

Nagle otworzył sklejone oczy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Coś go obudziło. Zmiana była dyskretna i przerażająca. Powietrze stało się nagle zimne i nieruchome, ogień przestał nucić swoją wesołą pieśń, a sowy przestały pohukiwać. Nawet komary nagle gdzieś zniknęły.

 

- Uwaga! - wrzasnął więzień, wpatrując się w mrok. // Wytrąceni z transu łowcy spojrzeli po sobie zmieszani. – Te dwie czerwone kreski to miejsce, w którym powinnaś przejść do nowego akapitu. Komentarz narracyjny jest znacznie dłuższy, niż widać to na cytacie i pojawiają się w nim informacje dotyczące innych bohaterów niż mówca. 

 

Walka z upiorami pustkowia zawsze była trudna i niebezpieczna. Nigdy nie można było przewidzieć, skąd zaatakują macki istoty, [przecinek zbędny] ani jaki będzie ich zasięg. (…) Pokaz umiejętności nocnego wędrowca po raz kolejny uzmysłowił łowcom, jak bardzo był niebezpieczny. Roger nie zdążył nawet mrugnąć, gdy walka była zakończona. 

 

Stwór zafalował lekko i stał się trochę jaśniejszy w miejscu, gdzie uderzył go miecz. (…) Ciemność usunęła się przed ogniem i zafalowała.– Choć zdania te znajdują się w dwóch różnych akapitach, nadal znajdują się tak blisko siebie, że powtórzenie tak charakterystycznego słowa zwraca uwagę. 

 

 

ROZDZIAŁ II

Dotarło do niego, że pojawienie się nocnych wędrowców, [przecinek zbędny] mogło być tylko szczytem góry lodowej. 

 

– Zagotuj wodę – poprosił jego zastępca, pochylając się nad Młodym. – Te obrażenia są bardzo dziwne. Szczerze mówiąc, nie wiem, ile będę mógł zdziałać. // Roger podszedł i pochylił się nad ramieniem towarzysza. Szyję Filina otaczał brzydki, czarny ślad, [przecinek zbędny] przypominający gangrenę. Oddech miał ciężki i świszczący, czoło rozpalone. – Pomieszane podmioty. Czytając na głos, słyszę, że oddech ciężki miał nie – Filin, a Brzydki Czarny Ślad. 

 

Objawy przypominały zakażenie krwi, ale rozwijały się w ciągu kilku minut, a nie dni, jak zwykła gangrena. // – Co z nim? – Odwrócił się do Nêspera odsłaniającego nogawkę brata. Rana była niewielka, ale wyglądała podobnie jak u pozostałych. 

– Nie jestem pewien. Rana nie wygląda groźnie, ale jest tak osłabiony, że cały leci mi przez ręce. – Chociaż w dialogach nie zwraca się uwagi na powtórzenia, bo często oddają naturalny styl wypowiedzi, kiedy sąsiadują z powtórzeniami w narracji – źle to wygląda. Przez to tekst, choć płaski nie jest i nie można go takim nazwać, momentami prezentuje stylistyczne ubóstwo. 

 

Patrząc na twarz więźnia[,] zauważył ciemne sińce pod oczami i suche, spękane wargi.

 

Kiedy z pomocą Rogera i Nêspera skończyli opatrywać rannych[,] niebo na wschodzie zaczynało jaśnieć.

 

W obecnej sytuacji dotarcie do celu zajmie im conajmniej dwa razy tyle. – Co najmniej. 

 

Nero otworzył nagle oczy. – Lepiej: nagle otworzył.

 

Znów leżał związany przy ognisku, z tym, [przecinek zbędny] że teraz strasznie bolała go głowa, udo i nadgarstki. – Bolały (liczba mnoga). 

 

Było widać, że mężczyzna jest mocno wystraszony stanem brata. Byli nierozłączni, odkąd lata temu uciekli ze swojej wioski, [przecinek zbędny] położonej pośrodku puszczy, w poszukiwaniu przygód i lepszego życia. 

 

Były silne podejrzenia, że choroba została wywołana za pomocą czarów. Nie było na to dowodów i nie znaleziono winnych, jednak opinia publiczna wiedziała swoje.

 

Zobaczymy[,] co uda się ugrać dzięki współpracy.

 

– (…) Niestety, najsilniejsze emocje pozostają w miejscach, gdzie wydarzyła się jakaś tragedia i to, co przenika do pustki kształtuje upiory. – Nero skończył i popatrzył na dowódcę. Niestety, ten nadal wyglądał, jakby mówiono do niego w obcym języku.

 

Wilard splunął ze złością na ziemię. Cały czas przysłuchiwał się z uwagą rozmowie. – Lepiej: Cały czas przysłuchiwał się rozmowie z uwagą (nacisk na informację o uważności, nie: o istnieniu rozmowy). 

 

– Jak można leczyć takie obrażenia? – drążył dalej dowódca, nieprzejęty odmową. 
– Za pomocą run – odparł jeniec
– Możemy cię do tego zmusić – warknął Wilard, tracąc cierpliwość. 
– Nie możecie – odparł Nero z przekonaniem. – Czy to powtórzenie jest celowe? Pamiętaj, że nie każda wypowiedź musi mieć swój dopisek. Wycięłabym podkreślenie.
 

Nero próbował uskoczyć, ale noga ugięła się pod nim. – Się pod nim ugięła.

 

Szkoda śniadania – pomyślał smętnie, patrząc na rozsypaną kaszę. // – Mają jakieś szanse bez twojej pomocy? – zapytał cicho Nêsper, patrząc z niepokojem w kierunku.

 

– Proszę, pomóż im. – [akapit zamiast myślnika] Nero zapatrzył się w smutne, brązowe oczy bliźniaka.

– Powiedz mi, dlaczego miałbym to zrobić? – wycedził powoli więzień

 

 

ROZDZIAł III

Faktycznie, nic o nich nie wiemy – pomyślał lekko strapiony. Na głos powiedział tylko [dwukropek i akapit] – Wil, weź kuszę i idź z nim. Może faktycznie ma jakieś ludzkie potrzeby.

 

Z dziesięciu osób zostało ich sześciu, a stan trzech z nich wyglądał coraz gorzej. – Stan wyglądał? A nie wyglądali oni, a stan był coraz gorszy? 

 

Roger z Nêsprem zabrali się do układania na wozie derek dla rannych i pakowania bagaży.[spacja]W tym momencie z lasu wyłonił się Wilard z nocnym wędrowcem.

 

Tylko Vésper był nadal przytomny, ale potrzebował dużej pomocy, żeby wdrapać się na górę. Cała trójka była rozpalona, z posiniałymi wargami i nienaturalnie bladą skórą.

 

– Panie, ale to nie choroba jakaś jest? – Woźnica zapytał, przestraszonyzapytał woźnica (od małej)

 

Chaty pokryte słomianymi dachami, [przecinek zbędny] zbudowane były z drewnianych bali. 

 

W wiosce było nienaturalnie cicho, nie szczekały psy, nie bawiły się dzieci. Nigdzie nie było widać ludzi ani dymu z palenisk.

 

Jego ciało stężąło w dość makabrycznej pozycji, z wnętrznościmi zwisającymi z rozszarpanego brzucha. – Wnętrznościami. 

 

Roger wrócił uwagę (…) – zwrócił. 

 

W kącie, zagradzając drzwi do alkierza, leżała starsza kobieta. Łowca uchylił drzwi i ze smutkiem zobaczył zwłoki piątki dzieci. – A może po prostu: uchylili je?

 

Niestety przy życiu nie pozostał żaden człowiek ani [żadne] zwierzę. – Błąd składniowy, w tym wypadku błędne połączenie w całość dwóch rzeczowników o różnym rodzaju (ten człowiek i to zwierzę) z jednym przymiotnikiem (żaden), którego odmiana odpowiada tylko jednemu rzeczownikowi (żaden człowiek, błąd: żaden zwierzę). 

 

Przy całkowicie opuszczonych osłonach, [przecinek zbędny] był w stanie wyczuć wyjątkowo silne emocje nawet ze znacznej odległości. 

 

Kiedyś odebrał echa zabójstwa, [przecinek zbędny] oddalonego o pół świecy szybkim marszem od niego.

 

Nagle nocny łowca zawył i skulony zwalił [się] na dno wozu.

 

 

ROZDZIAŁ IV

– Zamknijcie się[,] do cholery – jęknął Nero. 


Był zbyt nieostrożny, odsłaniając się tak bardzo. Emocje emitowane przez żywych nie były jednak aż tak silne. 
– Myślę, że nie żyje – odpowiedział więzień, niezgrabnie dźwigając się do siadu. 
Nocny wędrowiec skupił się na powolnym, głębokim oddechu, starając się uspokoić jednocześnie rozszalałe serce. – Podmiot się nie zmienił. Po co więc go dublujesz, tylko innym określeniem?

Po chwili zniknęły mroczki, które widział przed oczami[,] i zaczęła mijać nieznośna słabość i drżenie mięśni. – Zaczęły mijać. 


– Kurwa mać – syknął Roger[,] czując, że pomału sam ma już dosyć. 


Po wyjściu na zewnątrz zobaczył[,] jak Nêsper z Wilardem zanoszą rannych do chaty. 


Przypomniał sobie nalaną, czerwoną twarz komendanta, wydzielającego się na przestraszonego posłańca z Gildii Magów. – Wydzierającego się. 

Nie miał szansy na ucieczkę, ale jego zadaniem była walka z upiorami i ochrona zasłony. Dowódca wydawał się rozsądnym człowiekiem, a ich cele były zbliżone. (…) To nie był jego świat i nie powinno go obchodzić to, co się tutaj dzieje. Jego mieszkańcy byli sami sobie winni (…). 

Pomimo, [przecinek zbędny] że bardzo chciał wrócić do domu, nie mógł tak po prostu odwrócić się plecami i odejść. 

 

 

ROZDZIAŁ 5

(…) zamknął oczy i wsłuchał się w energię krążąca w jego ciele. – Krążącą. 

 

Proces kreślenia run zawsze kojarzył mu się z muzyką. Wczuwał się w prawidłowy rytm zdrowych tkanek i kreślił runy tam (…). – Pomieszane podmioty. 

 

Praca szła mozolnie. Nie wiedział, ile czasu pochylał się nad chorym, kiedy usłyszał otwierane drzwi, podniesione głosy i szamotaninę. Prawie kończył obwód i nie mógł się rozpraszać. Zanucił więc znowu i zamknął oczy. // Roger patrzył zafascynowany na pracę nocnego wędrowca i prawie spalił potrawkę, kiedy drzwi otwarły się i w progu pojawił się Wilard z Nêsprem.Pojawili się. Poza tym czy to nie dziwne, że Roger nie zareagował na dźwięki szamotaniny?

 

– Myślałem, że się na niego zaraz rzucisz i pochlastasz, zanim zdążę się odezwać – wyznał Roger.[spacja]– Doszliśmy do porozumienia (…). 

 

– Musiałem go uwolnić i obiecać, że nie wydam magom, [zbędny przecinek] – przyznał dowódca lekko zmieszany – ale w zamian zgodził się nam pomóc w walce z upiorami.

 

Z biegiem pracy oddech chorego stawał się coraz głębszy i spokojniejszy. W końcu dotarł do miejsca, w którym zaczynał [ten oddech? – podmioty] i zamknął krąg run wokół rany. Krwawe ślady zabłysły na moment i zaczęły wchłaniać się w skórę. Po chwili ślad zgnilizny zaczął cofać się w kierunku zranienia, aż w końcu zniknął zupełnie.

 

Nocny łowca zachowywał się tymczasem z taką swobodą, jakby cała sytuacja wcale go nie dotyczyła. Pałaszował kolację z werwą, jakby nie jadł nic od tygodnia. // Nero n[N]apchał się tak, aż poczuł, że zaraz pęknie. 

 

– Runy. – Padła gniewna odpowiedź. – Zbędna kropka po wypowiedzi oraz wielka litera w dopisku narracyjnym. 

 

Ciekawe[,] czy gildia magów wie o takich umiejętnościach?

 

(…) spoglądając ze zdziwieniem to na wędrowca[,] to na przecierającego dziwnie wilgotne oczy brata. – Szyk: na brata przecierającego dziwnie wilgotne oczy. Inaczej brzmi to tak, jakby jakiś przecierający przecierał oczy jego bratu.

 

Żeby rysować runy[,] nie trzeba być magiem.

 

– Czyli ja też mógłbym się tego nauczyć? – łowca nadal nie widział różnicy. Łowca od wielkiej litery. 


 

ROZDZIAŁ VI

Wilard z Nêsprem siedzieli przy stole, obserwując[,] jak Vésper wciąga resztę potrawki. 

 

(…) panował przyjemny spokój. Sielankowa atmosfera zdawała się przeczyć strasznym wydarzeniom z poprzedniej nocy. Zodan i Filin spali spokojnym snem.

 

Wiedział jednak, że ryzykuje głową swoją i członków oddziału, jeśli Gildia Magów dowie się o jego decyzji. 
– Nie miałem wyboru ze względu na chłopaków, ale te jego ślepia będą problematyczne – odpowiedział cicho dowódca
– Musimy wrócić i złożyć raport w twierdzy, nie możemy go tam targać ze sobą. [chyba zbędny akapit] 
– Wilard przyglądał [mu] się zatroskanym wzrokiem przyjacielowi.

 

Krótki fragment z aż czterema imiesłowami współczesnymi:

Otworzył sennie oczy, rozglądając się po swojskiej, [przecinek zbędny] chłopskiej chacie, budzącej wspomnienia rodzinnego domu. Obrócił się na plecy i syknął, czując na nowo żebra i nogę. Westchnął, przypominając sobie ostatnie wydarzenia. Dawno nie spał tak długo i mocno. Patrząc na słońce za oknem[,] doszedł do wniosku, że musiało już być koło południa.

 

Pomimo, [przecinek zbędny] że nie czuł się winny śmierci pozostałych członków drużyny, to nie było mu też z tym za dobrze. 

 

Mieli w sobie spokój i pogodę ducha, która działała na niego kojąco. Z wyglądu byli praktycznie identyczni. Mieli te same brązowe oczy (…).

 

Przysiadł się do stołu i zajadając, zastanawiał się[,] co dalej. 

 

(…) zbrojni bardziej przypominali nastawieniem bandę najemników, [przecinek zbędny] niż fanatyków na usługach gildii. 

 

W ciche brzęczenie much wdarł się nagle odgłos kroków na ścieżce. Uniósł głowę i zobaczył zbliżającego się nocnego wędrowca (…) – pomieszane podmioty. 

 

Wygląda bardziej jak akrobata, [przecinek zbędny] niż jak wojownik – po spójniku niż przecinek stawia się tylko wtedy, gdy po nim pojawia się czasownik. Tu natomiast, jak widać, w podkreślonej części go nie ma.

 

Póki jego rzeczy były mokre[,] musiał się zadowolić tym, co znalazł w wiosce. Nie przejmując się tym, że ubrania wiszą na nim, [przecinek zbędny] jak na strachu na wróble, pokuśtykał do wioski.

 

Postaraj się tylko nie zajeździć mi Mondego, [przecinek zbędny] ani nie przegrać go w karty.

 

 

ROZDZIAŁ VII

– Patrzcie[,] kogo przywiało na gotowe. – Wilard nie byłby sobą, gdyby nie skomentował. – chociaż sobie tę słomę z włosów powydłubuj (…). – Pogrubienie od wielkiej litery. 

 

– Wilard po kolacji obejrzy ci tę nogę – zwrócił się do nowoprzybyłego. – Nowo przybyłego. 

 

– Goi się na tobie, [przecinek zbędny] jak na psie.

 

Mężczyzna poczochrał pieszczotliwie grzywę, po czym podniósł jej głowę i założył ogłowie. – Głowę grzywy?

 

Zastanawiał się, czy nocny wędrowiec dotrzyma im tempa. Nero jako tako trzymał się w siodle, ale było widać, że nie jest wytrawnym jeźdźcem. Z drugiej strony wiedział, że ten pewnie zagryzie zęby i będzie udawał, że wszystko jest w porządku. – Podkreślona część składowa zdania ma podmiot domyślny, który bazowo odprowadza do ostatniego podmiotu męskoosobowego, którym jest Nero (kto? – Nero – nie jest wytrawnym jeźdźcem). Nie odprowadza za to do Rogera, który w pierwszym zdaniu się zastanawia. Cały akapit jest więc mylący. 

 

Nero wyciągnął z kieszeni płaszcza kawałek suchego chleba, którego schował tam na śniadania (…) który schował tam na śniadanie/ze śniadania – w zależności od tego, co chcesz przekazać.

 

Czuł się dość surrealistycznie w oddziale ludzi, przez których był niedawno ścigany, a do tego przebrany za jednego z nich. Był w stanie wyczuć ich emocje. Dziwił się, że nie czują do niego nienawiści, raczej smutek i żal.

 

Gdyby działo się coś niepokojącego[,] niech nie wychodzą na zewnątrz. 



– (…) Jedyne, co mogą zrobić, to przygotować pochodnie, skupić się w kręgu i starać się odstraszyć je ogniem – powiedział. [zbędne przejście do nowego akapitu] 
– Do pokonania upiora Pustkowia potrzebna jest magia. Zwykły człowiek nie ma z nimi szans – dodał.

 

Łowcy zatrzymali się na placu, [przecinek zbędny] znajdującym się pośrodku wsi, na którym widoczne były ślady po ognisku. 

 

Nero stwierdził, że wciąganie sobie na głowę kaptura płaszcza w ciągu upalnego dnia, [przecinek zbędny] będzie wyglądało wyjątkowo podejrzanie. 

 

Siedział więc zgarbiony, mrużąc oczy i starając się nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Odetchnął z ulgą, gdy wraz z bliźniakami i Zodanem podjechali nad strumień. // Zsunął się ciężko z siodła i delikatnie rozmasował ranną nogę.

 

– W porządku? – zapytał Nêsper, przyglądając mu się z uwagą. [akapit] Nero kiwnął głową na potwierdzenie. – Nie musisz tego dopowiadać. Kiwa się zawsze „na tak”. 

 

Usiedli razem i zaczęli jeść część zapasów znalezionych we wiosce. – W wiosce. 

 

(…) ale stopniowo pojawiała się też niechętna akceptacja. Dla Nero była to dość nowa sytuacja. – Ten rym wyjątkowo mocno kłuje w uszy w czasie czytania na głos.

 

Z pewnością korzystne było, że nie musiał sam się martwić o prowiant i w sytuacjach takich, [przecinek zbędny] jak ta, [przecinek zbędny] nie miał skrupułów, żeby uciąć sobie drzemkę, czekając na powrót dowódcy.

 

Gdyby było inaczej, podróże do tego świata, [przecinek zbędny] byłyby dla nich dużo mniej niebezpieczne. Jednak nikt, poza dzikimi magami, nie miał powodu lękać się, tak bardzo jak ona, łowców czarownic. Emocje, które wyczuwał od tej trójki, były wyraźnie spowodowane obecnością jego towarzyszy. – Podkreślone wtrącenie wzięłabym w myślniki, nie przecinki. Tych drugich w zdaniu jest już wystarczająco dużo.

 

 

ROZDZIAŁ VIII

Westchnął w duszy, myśląc o kolejnym dniu w siodle. Pocieszył się jednak, myśląc, że lepsze to niż przesłuchanie u magów.

Chyba chcą przeczekać deszcz, zamiast uganiać się za zabiegiem – wyjaśnił Nêsper. – Zbiegiem.


Pomimo, [przecinek zbędny] że płaszcze dawały jako taką ochronę, wkrótce wszyscy zostali przemoczeni do suchej nitki. – Przemoczył ich deszcz, natomiast zostali przemoczeni brzmi tak, jakby to, nie wiem, ludzie ich czymś oblewali. Może po prostu: przemokli do suchej nitki…


– Możecie zabrać ze sobą Kasztankę? – zapytał[.] – Bez niej będzie mi łatwiej.

 

– Jasne – odparł dowódca. – I tak mamy już jednego luzaka. Sięgnij sobie coś z zapasów. [chyba zbędny akapit?]
– Niezależnie od sytuacji Roger nigdy nie zapominał o najważniejszym.

 

Nie był pewien, czy mag nie byłby w stanie go tutaj wykryć. Zdjął część osłon i pomknął naprzód biegiem. – Czy da się w ogóle pomykać, nie biegnąc?

Z pewnością widział po ciemku lepiej niż zwykli ludzie, ale mimo wszystko musiał uważać. Starał się utrzymywać równe tempo tak długo, jak mógł, ale w końcu zmuszony był zwolnić.

Znajdował się na niewielkiej polance, co dawało mu więcej możliwości manewru w walce z upiorem. Drzewa ograniczały możliwość uników, natomiast nie stanowiły żadnej przeszkody dla upiora.


Zauważył, jak niewidoczne zazwyczaj runy ochronne, [przecinek zbędny] znajdujące się na jego ciele, [przecinek zbędny] uaktywniają się, neutralizując truciznę upiora. 

 

Dokuśtykał do miejsca, gdzie wcześniej się ukrył i skulił w pozycji embrionalnej, klnąc pod nosem. – Skulił się teraz czy wcześniej? Od tego zależy, czy potrzebny będzie przecinek przed „i”.

 

Postanowił zaryzykować i zapaść w głębszy sen, żeby dać sobie szansę na regenerację. Wprowadził się w krótki trans, żeby już po chwili zasnąć.


I to by było na tyle przykładów.

A za betę dziękuję LegasowK i Ayame. 

3 komentarze:

  1. Bardzo ci dziękuję za czas, który dla mnie poświeciłaś i za pracę, którą włożyłaś w tę recenzję. Postaram się w pełni wykorzystać, wszystkie wskazówki w korekcie opowiadania. Chciałabym móc się z czymkolwiek nie zgodzić, ale niestety nie mogę. Twoje spostrzeżenia są do bólu trafne i dały mi silnego kopa do dalszej pracy. Tekst zdążyłam poprawiać już dwa razy, ale w przypadku mojego własnego opowiadania cierpię na ślepotę wybiórczą. Coś mi w nim nie pasuje, ale nie wiem do końca co. Jestem bardzo wdzięczna za przykłady, które przetoczyłaś. Dzięki nim zaczynam w końcu czuć, o co chodzi z tą całą narracją personalną i pokazywaniem emocji. Mam nadzieję, że uda mi się napisać to lepiej. Sama już zauważyłam wcześniej moje nadmierne zamiłowanie do "nagle". W obecnym tekście jest ich chyba z 50% mniej, ale i tak namnożyły się paskudy jak grzyby po deszczu. Zszokowałam się, że nadal zostało ich tak dużo.
    Bardzo podobało mi się twoje porównanie do puzzli. Kiedy zaczynałam pisać, nie miałam zielonego pojęcia, jak potoczy się ta historia. Miałam nadzieję, że nie będzie to aż tak ewidentne. Jak widać, przeliczyłam się. W trakcie pisania faktycznie dopiero układałam te puzzle i teraz w końcu wiem, kim są bohaterowie i o czym jest cała ta historia. Zabierając się do korekty, będę musiała rozsypać je i ułożyć w dużo bardziej przemyślany sposób. 
    Uśmiałam się, kiedy do mnie dotarło, ile Nero przesypiał czasu w trakcie opowiadania. Trzeba będzie coś z tym zrobić :) 
    Nie zdawałam sobie też sprawy, że jest tu aż taki chaos z podmiotami i zmianami perspektyw. 
    W trakcie korekty na pewno mocno się na tym skupię. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że moja praca okazała się przydatna. Obawiałam się, czy nie przesadziłam z ilością powtórzeń, dublowania przykładów ad chociażby narracji czy dialogów, teraz jednak myślę, że dzięki temu łatwiej będzie ci kilka rzeczy zapamiętać i zwrócić na nie uwagę w dalszej pracy.
      Piszesz o ślepocie wybiórczej i powiem ci, że w przypadku poprawek nanoszonych na własny tekst, takie rzeczy często się zdarzają – głównie jednak w przypadku chociażby powtórzeń czy potknięć stylistycznych, gramatycznych. W przypadku „Pamięci…” sprawa jest jednak o tyle skomplikowana, że poprawki czysto techniczne, gdzieniegdzie, raczej nie będą wystarczające. Najlepiej byłoby napisać początek od nowa, wycinając bez żalu zbędności takie jak streszczenia i ekspozycje, których istota wyszłaby w praniu gdzieś dalej, naturalnie, powoli. A także – a może przede wszystkim – warto też trochę tę narrację spersonalizować.
      Teraz, gdy skończyłaś tekst i masz bazę, na pewno łatwiej będzie ci te puzzle rozwalić i podkładać fakty fabularne do poukładania czytelnikom, już nie samej sobie. To ważne, aby tekst zapewniał rozrywkę osobie postronnej. Zwykle te pierwsze wersje bawią samych autorów – to poznawanie historii, bohaterów i tła, w którym się poruszają. Dopiero drugie czy nawet trzecie pisanie, szlifowanie bazy, to tych umiejętności wykorzystanie – z myślą o czytelniku.

      Nadal przy tym liczę, że wrócisz kiedyś z tym tekstem właśnie do mnie i też będę miała szasnę zapoznać się z tą historią, którą ty już dobrze poznałaś, i też będę miała okazję się nią nacieszyć. :)

      Usuń
  2. Dziękuję :) Na razie nanoszę mniejsze poprawki, starając się ujednolicić narrację i pchnąć w te postacie trochę życia. Do poważniejszej korekty przystąpię pewnie za miesiąc. Myślę, że powstanie prolog na Pustkowiu i dodatkowy rozdział z finałem pościgu, a ekspozycję i streszczenia będę stopniowo wplątać w treść. Zastanawiam się też, czy nie włączyć szybciej dodatkowego wątku. Będę miała z tym sporo pracy, ale może w końcu nauczę się planowania. Kiedy skończę, chętnie podeślę znowu :)

    OdpowiedzUsuń