[185] ocena tekstu: I'll do it, Babe


Autorka: BaaaRrKka
Tematyka: obyczajowe, Young Adult
Oceniają: Forfeit, Hachi i Skoiastel

The Good Place, 2016. Netflix

Już na pierwszy rzut oka widać, że nie bardzo dbasz o stronę estetyczną swojego tekstu. Niepoprawne cudzysłowy, łączniki zamiast myślników, błędny zapis dialogów... O tym wszystkim poczytasz sobie w naszej Encyklopedii [KLIK]. Pozwól, że nie będziemy już wracać do tego w czasie czytania. Przy czym naprawdę zaskakujące, że ktoś dziś jeszcze zaniedbuje swoją pracę w ten sposób. Tekst pod tym względem jest nieestetyczny i odstrasza.

fragmenty rozdziału pierwszego – kliknij, aby powiększyć


Przejdziemy może do blurbu:
“(...) Chcę żyć ze świadomością, że robię, [przecinek zbędny] to, co kocham. Chcę Ci pomóc, chociaż z drugiej strony, [przecinek zbędny] to wielkie ryzyko mnie przerasta. Obiecaj, że się uda. Obiecaj, że odejdziemy szybko i bezboleśnie z tego ziemskiego padołu." – Pomijając już te nieszczęsne cudzysłowy, wyciągnij ze środka ostatnią kropkę. Zasada mówi, że ta zawsze ląduje na zewnątrz. 
A odnośnie do treści… Pozytywnie. Zachęcasz; niżej wspominasz o masakrze w Columbine High School, więc zainteresowane poważną tematyką przechodzimy do rozdziału pierwszego. Lubimy teksty choć minimalnie oparte na wydarzeniach, które miały miejsce w rzeczywistości. 
Od teraz ocenę pisać będziemy w l.pojedynczej, aż do podsumowania.



Zwykła dziewczyna o niezwykłym umyśle

Już na starcie zabiłaś mi porządnego ćwieka. Cały ten fragment zaczynający się od: Anastazja to dziewczyna o trudnym charakterze… Co właściwie miałaś na celu, kiedy go pisałaś? Czy to dyskretny komunikat w stylu: Preferuję czytelników raczej średnio rozgarniętych, którzy miewają trudności z czytaniem ze zrozumieniem i nie mają nic przeciwko, kiedy autor dyktuje im, jak mają odbierać danego bohatera, bo sami nie radzą sobie z wydawaniem własnego osądu? Wybacz mi ten dosadny dobór słów – chcę jedynie przedstawić, jak bardzo te kilka akapitów szkodzi opowiadaniu.
Od razu powiem, że nastawianie się na czytelnika niższego sortu jest przykre – nie rób sobie takiej krzywdy. Zakładam, że zależy ci na tym opku i na tym, by poprawiać swój pisarski warsztat (w końcu po coś zgłosiłaś się po ocenę), dlatego boli mnie, że takim – nazwijmy to – wstępem odpędzasz ambitniejsze osoby, które szukają czegoś, co dostarczy im nie tylko rozrywki, ale i będzie okazją do samodzielnego wnioskowania. Kto by chciał kupować już ułożoną układankę, na którą mógłby się tylko pogapić? Pisanie jest właśnie takim podrzucaniem elementów – składanie ich w całość należy do czytelnika. Kiedy mówisz mi, że Anastazja jest taka i siaka, a taka uważa, że powinna być, przekraczasz swoje kompetencje jako autora. Aż chce się powiedzieć: Hej, zajmij się tym, co do ciebie należy – kreowaniem świata i prowadzeniem w nim bohaterów, żebym sama mogła stwierdzić, jaka jest Anastazja. Jeśli będę chciała poczytać charakterystykę postaci, otworzę sobie opracowanie pierwszej lepszej lektury.
Może być też inna możliwość, dlaczego ten fragment w ogóle się tu znalazł. Może nie ufasz samej sobie i boisz się, że nie uda ci się odpowiednio oddać Anastazję w tekście i postanowiłaś zawczasu nakreślić ją czytelnikowi, tak na wszelki wypadek? Jeżeli tak… to trochę wiary w siebie! Wiem, że dopiero zaczynasz przygodę ze słowem pisanym, ale nie od razu Rzym zbudowano. Przy czym chyba się zgodzisz, że gdyby rzymscy architekci podchodzili do pracy z duszą na ramieniu, że a nuż coś nam się nie uda, to… stworzyliby projekt jakiegoś kurnika, a nie stolicy najsłynniejszego starożytnego imperium. Szkoda, żebyś tak ograniczała swój potencjał.
A może chciałaś pokrótce przedstawić główną bohaterkę, jako że w blurbie znalazły się inne informacje? Ta opcja byłaby jeszcze najbardziej do przyjęcia, ale powiem jasno: czytelnik nie jest idiotą. To nie tak, że jeśli nagle wrzucisz go do głowy postaci, o której wiadomo tylko tyle, że jest dziewczyną, zupełnie nie będzie umiał się odnaleźć. Wręcz przeciwnie – będzie zaintrygowany i skupiony na tekście, starając się dociec, gdzie właściwie jest, dokąd zmierza akcja i – co najważniejsze – z kim jest. Jakie to ma w tej chwili znaczenie, na jakim poziomie jest technikum, do którego uczęszcza dziewczyna, jakie są jej zainteresowania i jaki profil w związku z tym wybrała? Czy nie byłoby przyjemniej wyłuskać te informacje z opowiadania? Przykładowo z dialogu między Anastazją a inną postacią, z którego mimochodem wypływa, na jakie zajęcia chodzi bohaterka? Albo ze sceny, kiedy (najprościej) nauczyciel strofuje lub wręcz karze jakiegoś ucznia za zachowanie godzące w dobre imię szkoły?
(Widzę też jeszcze jedną opcję: zwyczajnie nie chciało ci się przedstawiać Anastazji, więc uznałaś, że machniesz o niej parę zdań i później nie będziesz musiała zawracać sobie tym głowy – jeśli tak było, to nawet się nie przyznawaj. Tak to można pisać szkolne wypracowania, kiedy matura jeszcze daleko, a które trzeba odbębnić, a nie opowiadania).
Niezależnie od powodu, dla którego ten wstęp w ogóle powstał – w połączeniu z totalnie niezachęcającym stanem tekstu (patrz: zdjęcie powyżej i towarzyszące mu uwagi) – szczerze wątpię, czy gdybym nie występowała tu w roli oceniającej, dałabym szansę tej historii i po prostu nie poszukała czegoś innego. Jeśli bym została, to tylko z racji tego, że wplatasz w opko wątek strzelaniny w Columbine High School, co wydaje się naprawdę obiecujące.

Zanim przejdziemy dalej, chcę cię jeszcze uczulić – dobrze jest unikać tego typu fragmentów: W szkole to normalna, niczym nie wyróżniająca się dziewczyna, ale nie chciałbyś wiedzieć co knuje…Co robi w domu, co pisze w swoim "dzienniku", co myśli i jaka jest w rzeczywistości, kiedy zdejmie maskę. Gdybym natrafiła na to opowiadanie sama z siebie, na widok tych dwóch zdań uniosłabym brwi i pomyślała: Aha… A na jakiej to podstawie narrator stwierdza, co ja bym chciała wiedzieć, a czego nie? Bo tak po prawdzie, to chyba jednak chciałabym wiedzieć – nie dlatego, że pociągają mnie ludzie o znacząco odchylonej od normy psychice (a coś takiego, chcąc nie chcąc, podejrzewam teraz u Anastazji) – ale dlatego, że wolałabym oszczędzić sobie czytania o kolejnej normalnej, niczym niewyróżniającej się dziewczynie, które w opkach wcale nie są rzadkością. No i też dlatego, że skoro Anastazja jest tu najważniejsza, chciałabym ją dobrze poznać – bez względu na to, jakie ewentualne demony w niej siedzą.

Tyle tytułem przydługiego wprowadzenia. Przejdźmy do treści właściwej.

Godzina 6, a ja ledwo żywa wychodzę spod cieplutkiej kołdry. – Godziny w prozie zapisuj słownie. Godzina szósta.

Wszyscy wiemy, że nikt nie lubi szkoły, ale ja chodzę tam tylko z jednej prostej przyczyny, mogę spotkać się z ludźmi, dzięki którym od razu czuję się lepiej. Oni sprawiają, że się śmieję, cieszę się, najzwyczajniej w świecie jestem szczęśliwa, a chyba nie ma nic piękniejszego na świecie niż uczucie szczęścia. – Jeszcze nawet nie zdążyłam poznać tych ludzi, zobaczyć ich, zauważyć, jak reaguje na nich twoja bohaterka, a już eksponujesz jej odczucia. Niepotrzebnie. Nie zapowiadaj – staraj się zaskakiwać na każdej płaszczyźnie, nawet tak błahej jak spotkanie ze znajomymi. Może i dla Anastazji wizyta w szkole będzie czymś normalnym, rutynowym, jednak dla mnie będzie to Ten Pierwszy Raz, okazja, by poczuć emocje i wczuć się w twoją postać. Nie upraszczaj mi tego i nie psuj. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdybyś w pełnoprawnej scenie ukazała te wszystkie uśmiechy, radość, szczęście – emocje, o których na razie tylko drętwo opowiadasz. 

Przygotowałam się do wyjścia, nie robiłam raczej niczego specjalnego. – To po co bohaterka mnie o tym informuje? Staraj się wyrzucać to, co nie niesie ze sobą żadnych informacji i tylko sztucznie nabija ilość słów na rozdział. Szkoda życia na pisanie (i czytanie) pustych zdań.

Następnie wsiadłam do tej wypasionej bryki [,] jaką [którą] był Ford (...). – Jakiej tej? Ten wyraz wskazuje na coś, o czym już wcześniej była mowa, a przecież Anastazja dopiero przedstawia mi swój samochód. [Swoją drogą opisuje go tak, jakby było to auto znajomego, a nie jej wymarzone jeździdełko – czemu bohaterka tak udziwnia, zamiast powiedzieć po prostu: Wsiadłam do swojego wypasionego forda (marki samochodów zapisujemy małą literą)?]

A którą, nie jaką, dlatego że mowa o konkretnej bryce, nie o jakiejś randomowej. To wbrew pozorom nie do końca są słowa zamienne.

Czasem zdarza się, że zapisujesz partie narracyjne w czasie teraźniejszym: 
Mamy nowy dzień. 
By nieco dalej pisać w czasie przeszłym:
Zajechałam na parking przed szkołą (...). – Widzisz różnicę w odmianie czasowników? Staraj się pod tym względem być konsekwentna. Albo całość opowiadania przedstawić z pozycji: jestem tu i teraz, a wokół mnie dzieją się rzeczy albo: byłam tam, uczestniczyłam w tamtych wydarzeniach, one miały miejsce chwilę temu. To pomoże twoim czytelnikom ustosunkować się do treści, mając jakiś punkt zaczepny. Zapanujesz nad chaosem.

Schodami w dół zeszłam do szatni, aby zostawić swoje rzeczy. – Dziwny szyk. Poza tym schodami w dół zawsze się schodzi. Nie można, na przykład, w dół wchodzić. Po prostu: Zeszłam do szatni (...)

A a tam zobaczyłam grupkę starszaków, którzy naśmiewali się z jakiegoś chłopaka. Mówiąc "jakiegoś" [,] miałam na myśli to, że znałam go tylko z widzenia i nic poza tym. Strasznie się wkurzyłam i podeszłam do nich [,] pytając zirytowanym głosem, co robią. Oni się tylko śmiali, mieli mnie gdzieś, a następnie sobie poszli, pewnie nie chcieli, żebym powiedziała komuś o zaistniałej sytuacji. – Pierwsza poważniejsza akcja i od razu ujęta tak lakonicznie, że trudno cokolwiek o niej powiedzieć, nie mówiąc już o tym, żeby sobie to jakoś przekonująco zwizualizować w głowie. Pomijam fakt, że motyw buńczucznej bohaterki, która na dzień dobry ratuje z opresji jakiegoś prześladowanego biedaka, to okropna klisza (chociaż nie byłby, gdybyś bardziej pociągneła Anastazję za język, przekształciła to streszczenie w pełnoprawną scenę i dodała jej kilka oryginalnych akcentów).
Podkreśliłam jedno zdanie w tym fragmencie. Czuję się trochę tak, jakbym oglądała bajkę „Marta mówi” i któryś z bohaterów tłumaczył mi oczywistości. To bardzo źle wygląda w tekście.
Wydaje mi się też mało prawdopodobne, żeby starsi uczniowie odpuścili, żeby nie prowokować dziewczyny, by na nich doniosła. Byłabym jeszcze skłonna w to uwierzyć, gdyby rzecz działa się w gimnazjum, a nie w technikum – w końcu to prawie dorośli ludzie. Poza tym co miałoby im grozić za to, że wydrwili chłopaka? Jak właściwie to zrobili? Wytykali go palcami, śmiali się jeden do drugiego czy otwarcie robili sobie z Todda pośmiewisko? Samo naśmiewali się mówi bardzo niewiele.
Anastazja twierdzi, że się przejęła, wręcz wkurzyła, ale na to nie wygląda. Mam tutaj na myśli, że kiedy nie przytacza się dokładnie (w formie dialogu) słów bohatera, a jedynie pisze: podeszłam do nich [,] pytając zirytowanym głosem, co robią, jest to nic innego jak streszczenie – czyli komunikat dla mnie: To nie jest ważne. A w streszczeniu nie ma emocji, choćbyś nie wiadomo jak się starała. Po prostu nie.

Ów chłopak stał przy swojej szafce [,] patrząc na mnie z politowaniem. Był również załamany (...). – To słowo znaczy: «współczucie, litość, często z odcieniem lekceważenia lub pobłażliwości» [źródło]. Podejrzewam, że nie o to chodziło. Skoro Todd był załamany i jednocześnie wdzięczny Anie za wsparcie, nie mógł patrzeć w ten sposób. Może pochlebnie? Ale jakby się to wtedy miało do załamania…?

Był również załamany, pewnie czuł się dziwnie, gdyż po raz pierwszy ktokolwiek zwrócił uwagę tym pajacom i go w pewien sposób obronił. – Skąd u Anastazji taka pewność, że pierwszy raz? O ile nie trzymała się z tymi chłopakami, raczej nie mogła wiedzieć, czy już kiedyś ktoś im się nie postawił.

Widać było, że Todd jest strasznie nieśmiały, ale kulturalnie mi również podał rękę. – Skąd tu ale? To, że ktoś jest nieśmiały, nie wyklucza, że jest również dobrze wychowany. Ewentualnie mogło to zapanowanie nad stresem zdziwić Anastazję, jednak… w ogóle tego po niej nie widać. Nie czuć, by się nad tym zastanowiła, brała to pod uwagę. By oceniała, analizowała Todda. 
Unikaj ekspozycji. Po czym bohaterka poznała, że Todd był nieśmiały? Jak się zachowywał? Pokaż to, bym mogła uruchomić wyobraźnię. Mógłby poczerwienieć, albo ta wyciągnięta ręka mogłaby mu się trząść.
Pamiętaj też o jedności czasu, bo wychodzą ci bzdurki: sytuacja miała miejsce w czasie przeszłym (Todd podał rękę), ale nieśmiały jest... teraz. Widzisz zgrzyt? 
Przydałoby się również poprawić szyk wyrazów w zdaniu: 
Todd był strasznie nieśmiały, a jednak kulturalnie podał mi rękę. – Może coś w tym stylu?

-Chryste, człowieku[,] aleś Ty wysoki! Jestem przy Tobie taka malutka! – Zwroty grzecznościowe zapisujemy dużymi literami tylko w listach.

Ów garstka się właśnie powiększyła. – Owa. To słowo się odmienia [źródło].

-Nie ma za co, chociaż raz na coś się przydałam- wypowiadając te słowa uśmiech jeszcze bardziej mi się poszerzył. – Ze zdania wynika, że słowa wypowiadał uśmiech, który jednocześnie się poszerzył. Poprawnie powinno być: Gdy wypowiadałam te słowa, uśmiech jeszcze bardziej mi się poszerzał. (Chociaż znacznie lżej byłoby: powiedziałam, uśmiechając się coraz szerzej).

Na koniec uśmiechnęłam się jeszcze do niego, opierając swoje ciało o pobliską szafkę. – Opierając się o szafkę. Nie musisz aż tak komplikować – bohaterka i jej ciało to jedno. 

Kiedy szłam korytarzem razem z Wiolą-moją bardzo dobrą przyjaciółką do szatni, zobaczyłam tego chłopaka, którego "obroniłam" tego ranka. – Dalej wspominasz, że Anastazję ciekawiło, co bohater właśnie zapisywał w swoim kajecie; czuję, że chcesz mi subtelnie przekazać zainteresowanie Anastazji Toddem. No właśnie – Toddem. Ona zna już jego imię, więc nie musi nazywać go tym chłopakiem. Skoro wspominała wydarzenie, jest to dla mnie wskazówka, że zapamiętała je dość dobrze, a więc Todda też powinna zapamiętać. 

-Ładny zeszyt[,] słońce! - spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem niepewnie. – Wypowiedź należała do Anastazji, a więc to komentarz dotyczący jej czynności powinien znaleźć się po myślniku. Jeżeli takowy nie występuje i przytaczasz, co zrobił Todd, powinnaś to przenieść do nowej linijki. 
[Nie pomijając, że sam zwrot słońce wydał mi się dość… odważny, trochę na wyrost. Nie spodziewałam się go po Anastazji tym bardziej, że wiedziała ona już wcześniej, iż Todd był zamknięty w sobie, nieśmiały. Takim zwrotem mogłaby wiele zaryzykować – chłopak mógłby poczuć się ośmieszony, szczególnie że dziewczyna nie szła sama, a miała obok siebie jeszcze koleżankę. Mnie na miejscu Todda zrobiłoby się raczej… głupio. Chyba że jednak nie był aż tak nieśmiały, jak wspominałaś jeszcze chwilę temu]. 

Gdy już zeszliśmy, Wiolka zapytała mnie co to za chłopak, odpowiedziałam omijająco:
- Nikt ważny… – Odpowiada się wymijająco. W Korpusie PNW: „Nie znaleziono żadnych wyników wyszukiwania dla: omijająco”. Kiedy dla odpowiadania wymijająco jest ich całkiem sporo.

Ja po prostu lubię zagadywać do ludzi, jestem spontanicznym człowiekiem. – Chciałabym, abyś nie zaklinała cech bohaterki narracją lub robiła to zdecydowanie rzadziej. Podstawą opowiadań i powieści są sceny, z których się wnioskuje. Jeżeli bohaterka jest spontaniczna – musisz to pokazać, i to nie raz, aby czytelnik sam mógł odkryć tę cechę. Tymczasem to, co robisz, nazywane jest ekspozycją.
Ekspozycja to wszystkie większe bądź mniejsze ściany tekstu, w których opisujesz, zamiast pokazywać. Przytaczasz i relacjonujesz, zamiast dać dowód. Upraszczasz nią swoją opowieść, ponieważ nie trzeba się wysilać, aby ją zrozumieć. Ot, dostaję pod nos gotowe informacje, zamiast wskazówki pozwalające odkrywać kolejne karty. Biorąc też pod uwagę, że twoje opowiadanie pisane jest narracją pierwszoosobową, ekspozycja jest tym bardziej złym pomysłem. Dlaczego? Ponieważ Anastazja opowiada mi o tym, co już wie. Co jest dla niej jasne, logiczne, wręcz rutynowe. Na przykład tłumaczy, że jest spontaniczną osobą, która uczęszcza na korki z matmy. Po co? Przecież to nie jest dla niej żadna zaskakująca nowość. Dla mnie – jest, ale ja to wolę zobaczyć, a nie zostać o tym sucho poinformowana. 

W sumie, później nie działo się nic ciekawego, po skończonym kółku pojechałam moją furą do domu. – Anastazja ma przerażająco nudne życie, skoro raportuje czytelnikowi nawet coś takiego. 
Rozumiem, że trzeba było jakoś przenieść akcję do domu, ale to robi się inaczej – na przykład poprzez odstęp w tekście. 
Dziwi mnie też zachwyt samochodem. Rozumiem, że bohaterka go lubi, ale dwukrotne podkreślanie tego w tak krótkiej notce dość mocno rzuca się w oczy. Anastazja brzmi, jakby się przechwalała. Coś w stylu: to MOJA fura, widzicie? Jest zarąbista i należy do MNIE. Czy celowo kreujesz ją na butną egocentryczkę?

Była ode mnie o 3 lata młodsza i dwa razy tyle głupsza niż cała ta rodzinka. – Spójrz, jak kulawo to wygląda: dwie liczby i dwa różne zapisy. Stosuj tylko słowne. 

Wchodząc do domu [,] przywitałam się z Meszkiem, prawdopodobnie tylko on się cieszył z mojego powrotu. – Trochę mnie dziwi, że bohaterka opisuje każdego domownika – nawet jak nie musi, bo dana osoba osobiście się nie pojawia – ale o Meszku, który najwyraźniej jest tu jedyną drogą jej istotą, nie mówi nic. I nie chodzi mi tutaj o kolejny opis rodem z podstawówki: A to jest Meszek, mój [i tu następuje fragment, czym właściwie jest Meszek].

Skończyłaś rozdział tak naprawdę niespodziewanie. Czułam, że czegoś brakuje, jakbyś ucięła sobie w połowie wypracowanie szkolne. Postaraj się zamykać sceny czymś konkretnym. 
Na ten moment, czytając twoją pisaninę, wydaje mi się, że słucham narratora z polskich paradokumentów. Szkoda tylko, że oszczędziłaś nam scen, z których mogłabym wnioskować. 

Na koniec powiem jeszcze, że tytuł rozdziału wydaje mi się nieadekwatny do treści. Na razie Anastazja sprawia wrażenie dziewczyny jakich wiele, tu się zgodzę. Ale w którym momencie prezentuje ponoć niezwykły umysł?


Jup, mamy większe problemy.

A jednak bez pytania

Następnego dnia przyjechałam moim autem pod szkołę, do której uczęszczałam. – Nie ma potrzeby, aby bohaterka musiała zaznaczać, czyim autem zajechała. Gdyby należało ono do kogoś innego, z pewnością dałaby czytelnikowi znać. To nienaturalne, żeby w narracji pierwszoosobowej narrator kładł nacisk na to, że coś należy do niego, jakby miał jakąś nerwicę na tle posiadania.
Ostatnie trzy słowa też są zbędne – skoro niemal cała akcja poprzedniej notki działa się w szkole Anastazji, byłoby dziwne, gdyby ta podjechała nagle pod jakąś inną placówkę. Dobrą prozę można poznać między innymi po tym, że nie ma w niej sztucznych zapychaczy, pamiętaj.

Zarzuciłam markowy plecak na ramię i pomaszerowałam w kierunku wejścia. Wchodząc[,] zauważyłam nauczyciela geografii, spuściłam głowę, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego z panem Lobsem. – Dlaczego uznałaś komentarz o markowym plecaku za istotny? Wciąż ciekawi mnie, czy specjalnie starasz się kreować pewną siebie egocentryczkę, która lubi się przechwalać, czy jednak nie jest to twoim celem, ale po prostu… jakoś tak wychodzi. Nie mogę się tego domyślić ani wyczuć intencji w świadomym kreowaniu postaci. Przy czym nie mam nic przeciwko markowym plecakom ani temu, że noszą je bohaterowie, ale jeżeli już o tym wspominasz, przydałoby się tę myśl rozwinąć, nadać jej sens istnienia w tekście. 
W dodatku napisałaś, że Ana, przechodząc obok nauczyciela, spuściła głowę. A podobno jest taka odważna! Skoro już chwilę później narzeka na nauczycieli i twierdzi, że nie należy im się szacunek, to czemu nie przejdzie z podniesioną głową? 

Zawsze [Nigdy] nie mówiłam nauczycielom "dzień dobry" czy "do widzenia", gdyż uważałam to za coś strasznie niepotrzebnego, to bezsensowne idealizowanie ludzi z jakimś zasranym papierkiem pokazującym ich jakże wysoką inteligencję, którą mogą przekazywać następnym pokoleniom. Oni zawsze oczekiwali od nas nie wiadomo czego, może szacunku i kultury, którą nigdy nie otrzymaliśmy od nich, więc po co my, uczniowie, mielibyśmy traktować ich w taki sposób? – Taa, tyle że podobno technikum dziewczyny jest, cytuję, bardzo prestiżowe i cieszące się dobrą sławą. Wywyższanie się nauczycieli i nieposzanowanie uczniów tak dosyć mocno stoi w sprzeczności z tym obrazkiem. Niby może być tak, że opinia publiczna swoje, a rzeczywistość swoje, ale to i tak się ze sobą nie klei – za duża rozbieżność. Umówmy się, że dopóki nie zobaczę oczami Anastazji, jak któryś nauczyciel potwierdza zachowaniem jej słowa, to w nie nie uwierzę.
Poza tym aż ciśnie mi się na usta: co ma piernik do wiatraka? Co ma posiadanie papierka przez nauczycieli do mówienia im dzień dobry? Co ma kultura do wykształcenia? Rozumiem rozżalenie złym traktowaniem uczniów przez kadrę, ale bohaterka mogłaby wiedzieć, że odbijanie piłeczki złośliwości nie stawia jej w najlepszym świetle. Tym bardziej że wcześniej Anastazja uznała, że podanie jej ręki przez Todda jest kulturalne i pochwaliła to, a sama kulturą nie grzeszy. Na pewno taki celowy obrazek głównej postaci chciałaś wykreować? 

Mój naturalny odcień to ciemny blond, nie był on zły, ale za to nudny - jak najbardziej, a przecież musiałam się wyróżniać pośród tych lasek z obrzydliwym tlenionym blondem na głowie. – Nie ma nic złego w tym, że ktoś chce się wyróżniać z tłumu – ale zaczyna mnie męczyć, jak bardzo Anastazja gloryfikuje samą siebie, natomiast matkę, siostrę, kadrę nauczycielską, i nawet dziewczyny, które zawiniły tylko tym, że od czerwieni wolą tleniony blond, sprowadza do poziomu śmieci. Mam nadzieję, że wątek strzelaniny okaże się wart towarzyszenia tej antypatycznej bohaterce.
Ewentualnie liczę na to, że strzelanina okaże się przełomowym wątkiem, który będzie miał wpływ na Anastazję i chociaż trochę ją ogładzi. To byłby świetny motyw. 

W tej szkole nikt oprócz paru osób nie witał się ze mną, więc było to nieco dziwne. – Mnie natomiast nie dziwi, że mało kto chce się z nią witać.
Do tego skoro Anastazja wcześniej stwierdziła, że jest spontaniczną osobą i sama się wita i odzywa do ludzi, dlaczego teraz to od nich oczekuje pierwszego ruchu?

(...) a przecież musiałam się wyróżniać pośród tych lasek z obrzydliwym tlenionym blondem na głowie. – Słowo blond się nie odmienia. Jeżeli chciałabyś zachować poprawność, możesz napisać coś w stylu: musiałam się wyróżniać pośród tych obrzydliwie tlenionych blond lasek. Niby narracja pierwszoosobowa pozwala na naturalność myśli i w języku potocznym blond odmieniamy dość często, a jednak w tym zdaniu masz już kolokwialne laski, więc właściwie nie ma powodu, by przesadzać ze stylizacją. Jest okej.

Wychodząc z łazienki[,] uderzyłam kogoś drzwiami (...).

-Hej! - rozległ się zachrypnięty głos zza moich pleców. – Szyk. Albo:
(...) – zza moich pleców rozległ się zachrypnięty głos.
Albo:
zachrypnięty głos rozległ się gdzieś zza moich pleców. – W zależności od tego, na co chcesz postawić nacisk. Moja pierwsza sugestia kładzie go na informację o tym, że głos był zachrypnięty. Druga – skąd dobiegał. Twoja natomiast to poplątane z pomieszanym... coś.

Parę metrów ode mnie stał Todd. Mina zdziwienia nie schodziła z mojej twarzy. Była ona spowodowana tym, że Todd był strasznie nieśmiały, a przynajmniej taki się wydawał, w dodatku, raczej nie odzywał się niepytany, ale tutaj zrobił wyjątek. Dlaczego? Nie mam pojęcia. – To już któryś raz, kiedy Anastazja wyskakuje z tym, że coś się dzieje na jej twarzy. Wypowiada się trochę jak obcokrajowiec, który ładnie załapał podstawy języka, ale jeszcze nie wie, jak wyrazić się tak, by brzmieć naturalnie. Naprawdę – im prościej, tym lepiej. No i ta mina zdziwieniaZdziwiona mina, po prostu. A już w ogóle super byłoby, gdybyś opisała tę minę, nie tylko emocję, która z niej wynika (zdziwienie). Co zadziało się na twarzy Anastazji? – Dziewczyna uniosła brew? Zmarszczyła czoło? Otworzyła usta? Daj mi coś, co nie będzie suchym stwierdzeniem. 
Jednak do tego fragmentu mam znacznie większe zastrzeżenie: czy to nie tak, że dziewczyna poznała Todda zaledwie wczoraj? Już z poprzedniej notki wiem, że sprawiał wrażenie nieśmiałego, więc tutaj bohaterka wbija mi do głowy to, co jest dla mnie jasne, ale dwa krótkie spotkania to chyba trochę za mało, by stwierdzić, że jakaś osoba raczej nie odzywa się niepytana. Ktoś, kto ocenia innych, nie mając ku temu wystarczających przesłanek i uważa się przy za nieomylnego, wydaje się co najmniej niesympatyczny. Jeśli taka miała być Anastazja, to wychodzi nieźle, ale jeśli nie – coś trzeba w tej kreacji zmienić.


-Ymm...a od kiedy Ty jesteś taki pewny siebie i zagadujesz ludzi? - na mojej twarzy zagościła intryga zmieszana z zaciekawieniem. – I znowu to na mojej twarzy… Nie będę się więcej ku temu pochylać, przejrzyj tekst pod tym kątem. Uwierz, to nie brzmi oryginalnie, tylko głupio – zwłaszcza w narracji pierwszoosobowej.
Intryga =/= zaintrygowanie. Ta pierwsza to [źródło]:

1. «podstępne działanie polegające na wzajemnym skłóceniu jakichś osób»
2. «zawikłanie akcji w utworze literackim wynikające ze sprzeczności dążeń poszczególnych postaci»
Sama widzisz, że nie pasuje.

-Co tam[,] moja wyzwolicielko? - spytał[,] podchodząc do mnie i podśmiewając się. – Czy jeżeli Todd byłby aż tak nieśmiały (do czego Anastazja usilnie próbuje mnie przekonać), odezwałby się w ten sposób? Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak mieszasz w budowie sylwetek psychologicznych obu postaci. Bohaterka narracją przekonuje mnie o swoim niezwykłym umyśle, mimo że wydaje się być całkiem przeciętna, a Todd, choć uchodził za nieśmiałego, z takim powitaniem wyskakuje jak filip z konopi. Dlaczego?

-A tego co opętało? - pomyślałam [,] patrząc się na Todda znikającego za pobliskim zakrętem. – Nie za bardzo wiesz, o co chodzi w narracji pierwszoosobowej. To trudny typ, znacznie trudniejszy niż trzecioosobówka. O tajnikach narracji również możesz u nas poczytać [KLIK].
Uprzedzając: w pierwszoosobówce narrator nie może nagle zacytować samego siebie w myślach. To jest niedopuszczalne – każde zdanie to jego myśl. Jak by to wyglądało poprawnie? (Przy czym to tylko sugestia, żeby ci pokazać. Nie mówię, że masz pisać dokładnie tak). Zamrugałam, patrząc na Todda znikającego za pobliskim zakrętem. A tego co opętało?

W tym rozdziale do tej pory przeczytałam zaledwie niecałą stronę a4 – trochę ponad trzysta wyrazów. Tymczasem ocena tej notki jest cztery razy dłuższa (tak, liczyłam). To zaczyna się robić męczące; praktycznie o każdym zdaniu można by coś napisać, z każdego można coś wyciągnąć, coś w nim zmienić. Źle czyta się taki tekst. Już na tym etapie wiem, że nie dam rady skomentować całości. Wezmę pod lupę trzy-cztery notki, byś miała bazę i wiedziała, nad czym pracować. 

Jednym z plusów tego technikum było to, że codziennie mieliśmy po 5 lekcji, ponieważ nasz dyrektor stwierdził, że tak będzie dla nas lepiej i w ten sposób przyswoimy więcej materiału, to jest prawdopodobnie jedyna rzecz za jaką mogę go pochwalić. – Po pierwsze, dyrektor nie ustala sobie ot tak, ile godzin zajęć ma klasa, bo jest to narzucone przez system oświaty. Po drugie, w zwykłym liceum ma się o wiele więcej zajęć, a w technikum dochodzą przedmioty zawodowe. Jak wyobrażasz sobie zmieszczenie podstawy programowej w pięciu lekcjach dziennie? Niewykonalne. I to ma być prestiżowa szkoła? 

Tutaj następuje kolejny wielce łopatologiczny i przedstawiający same wady opis trojga nauczycieli. Ale, Anastazjo, po co? Po co mi to dajesz? Takie zabiegi sprawiają, że nie tylko coraz trudniej z tobą wytrzymać, jako że (przepraszam za wyrażenie, jednak tylko to pasuje mi do tego, co robi bohaterka) gnoisz następnych ludzi z rzędu, jakbyś nie miała nic lepszego do roboty, ale i traktujesz mnie jak głupią. Chcę sama zobaczyć, jak się ci nauczyciele zachowują – nie mam najmniejszego zamiaru wierzyć ci na słowo. 
Co więcej, widać, że Anastazja przesadza; chyba wszyscy pamiętamy, jak złościliśmy się na nauczycieli i buntowaliśmy, uważaliśmy, że wiemy lepiej. Tylko wiesz, to był koniec podstawówki/gimnazjum, kończąc szkołę średnią, wyrasta się z takich przesadyzmów. W ogóle nie widać, żeby główna bohaterka miała prawie dwadzieścia lat. 


Zdecydowanie brakuje scen. Jeżeli już jakąś pokazujesz, coś się dzieje, i tak akcję maksymalnie skracasz do dialogu, a reszta pozostaje suchym opisem, pustą ekspozycją – tak było chociażby z poznaniem Todda czy spotkaniem go na korytarzu. A gdyby stworzyć scenę konkretnej lekcji i pokazać, jak nauczyciel rozmawia z uczniami? Mogłabyś albo zobrazować faktycznie toksyczne zachowanie kadry, albo, ot, całkiem przeciętnego nauczyciela w pracy i oburzoną nauką Anastazję. Ale dopóki nie ma tej sceny, a pozostaje sucha relacja, nawet nie mam z czego wnioskować. Nie wiem, czy to Anastazja przesadza i niepotrzebnie marudzi, tworząc niemiłą atmosferę w tekście i odrzucając mnie, czy może jednak naprawdę zachowanie nauczyciela warte jest słów, które dziewczyna wykorzystuje w opisie. A wykorzystuje dość mocne, nazywając kadrę chociażby chujową. Jak na razie efekt jest taki, że chujowo to czuję się ja, przebywając w towarzystwie twojej głównej bohaterki. 

Przy czym jednak bawi mnie, że Anastazja z jednej strony obraża trójkę nauczycieli i nie wita się z nimi na korytarzu, a z drugiej, przytaczając ich pełne nazwiska, używa formy grzecznościowej: pan Foster, pan Lobs, pan Roger Rutherford. Ci nauczyciele nie mają pseudonimów, bohaterka nie skraca ich nazwisk, nie przekręca ich, co przecież w szkołach zdarza się często, a już szczególnie gdy z którymś belfrem ma się kosę. Forma grzecznościowa wygląda tu dość sztucznie, tym bardziej że piszesz w narracji pierwszoosobowej i siedzimy w głowie Anastazji. 

Na jakiejś lekcji ogłoszono przez interkom, że od godziny 11 [jedenastej] jest apel na sali gimnastycznej i żeby wszystkie klasy się właśnie tam zebrały. Pomyślałam, że super, bo nie będzie nudnej jak flaki z olejem 
historii sztuki. Tak szczerze, to nie mam bladego pojęcia po co taki przedmiot w ostatniej klasie szkoły średniej. – A ja nie mam pojęcia, do czego informacja o historii sztuki miałaby mi być potrzebna. Ten przedmiot (a raczej to, że go nie będzie) jest ważny? Jeśli nie, po co zaśmiecać tym notkę?
Podkreślenie jest zbędne. 
Czyli Anastazja ma jakieś dziewiętnaście lat, biorąc pod uwagę, że to technikum. Hm, to do której klasy chodzą ci starszacy, którzy dokuczali Toddowi? Powtarzają rok, nie widzę innej możliwości. Bawi mnie, że prestiżowa placówka pozwala na coś takiego, zamiast powiedzieć: Panom już dziękujemy.
Natomiast jeżeli to prestiżowa szkoła prywatna, nie rozumiem, co robi tam Anastazja ze swoimi wiecznymi problemami w stronę wymagającej kadry. Zaczynam wątpić w jej słowa, biorąc pod uwagę, że w szkołach prestiżowych nie pracują tacy nauczyciele. Mogą być wymagający, ale wątpię, by znęcali się psychicznie nad uczniami, których rodzice przecież słono płacą za prestiżową łatkę. Płacą, więc wymagają. 

Usiadłam z Wiolą gdzieś na szarym końcu, aby sobie poplotkować, jak na kobietki przystało. – Tak, bo właśnie to się robi, będąc osobą dorosłą i uczennicą prestiżowej szkoły (to kolejny argument za tym, że ten wstęp to pochodzi z miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Dręczenie innych na korytarzach, patologiczne relacje między uczniami i nauczycielami, młodzi nieprzejawiający zainteresowania ani nauką, ani sprawami szkoły… Chyba zupełnie inaczej postrzegamy znaczenie prestiżu). Anastazji bliżej do czternastki przechodzącej okres buntu niż młodej kobiety, która za chwilę będzie pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. 

Naszym oczom ukazały się strzelaniny szkolne na przestrzeni ok. 30 lat w Stanach Zjednoczonych. – Ale ja też chciałabym to zobaczyć. Czemu Anastazja nie wysiliła się, żeby jakoś przybliżyć czytelnikowi ten film? To bardziej niż przykre, że nie zasłużyłam nawet na streszczenie. Dziewczyna opowiada o szkolnych bzdurach, a to, co bezpośrednio dotyka tematyki opcia, podaje w jednym zdaniu.

Nagle przeszedł mnie dreszcz i zakryłam ręką usta, byłam niesamowicie wstrząśnięta. Przez moje myśli przeszło uczucie współczucia, ale nie do ofiar, lecz sprawców. To było chujowe, że właśnie ludzie ich doprowadzili do takiego stanu, a ich choroby psychiczne jeszcze bardziej wszystko spotęgowały. – Zaczynam się obawiać, widząc, w którą stronę usiłuje iść fabuła. Jeśli to kolejna opowieść w stylu: Mordercy tacy biedni, ludzie sami są sobie winni, że padają ich ofiarą, to… będzie ciężko.
Nie wiem, czy Anastazja zdaje sobie z tego sprawę, ale nie zawsze tak jest, że ci, którzy decydują się wystrzelać ileś tam osób, mieli ciężko w życiu i nikt ich nie rozumiał (pomijając rzecz oczywistą, że nie jest to żadne usprawiedliwienie dla tego typu czynów).
Poza tym Anastazja uczy się w szkole średniej w USA. Rozumiem, gdyby ten filmik puszczono w szkole w Polsce, nie każdy tu słyszał o strzelaninie w Columbine High School. Jednak naprawdę wątpię, by w Stanach Zjednoczonych informacje o akurat tej historii i filmy pokazujące przemoc dotarły do bohaterki dopiero w tak późnym wieku. Nie przekonuje mnie jej naiwność i cielęca nieświadomość. Tym bardziej że w tym roku obchodzone jest dwudziestolecie, media na pewno dawno podłapały ten temat. Anastazja nie śledzi fejsa? 

Mówiłam do samej siebie w myślach:
-Jak trzeba mieć nasrane w głowie? No kurwa jak? Cholera jasna, myślałam, że to ja jestem nieźle pierdolnięta, ale najwidoczniej nie. – Myśli nie zapisuje się tak, jak wypowiedzi dialogowe – nie potrzebujesz myślnika. Poza tym wystarczyłoby zacząć od razu od Jak trzeba...

-Ana, słuchasz mnie? - spytała Wiola, wyrywając mnie z agonii. – Z jakiej znów agonii? Film przedstawiał rzeczy straszne i smutne, ale to słowo naprawdę tutaj nie pasuje. Wiesz, co oznacza? To, według PWN, stan poprzedzający zgon. Jest zbyt nacechowane, więc nie idź w tę stronę. Może coś bardziej pasującego: wyrywając mnie z ciężkiego/bolesnego/posępnego transu?


Torba od Brownells

Niby wszystko [nic] mnie nie obchodziło, niby miałam na wszystko wywalone, szczególnie na cierpienie innych, lecz tutaj musiałam zrobić wyjątek.

Byłam spokojna, Arizona to raczej zwykły, niczym nie wyróżniający się stan, gdzie do tego typu zbrodni dochodziło bardzo rzadko. – Bardzo rzadko, ale jednak dochodziło. Poza tym Arizona to nie koniec świata, docierają tam jednak informacje z zewnątrz. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Anastazja nigdy wcześniej nie spotkała się z tym, że świat potrafi być jednak brutalny i że tak mocno przeżywa wydarzenie sprzed dwudziestu lat, które zobaczyła na filmiku na szkolnym apelu. To jest bardzo, ale to bardzo naiwne i świadczy albo o tym, że do tej pory Anastazja była po prostu społecznym nieogarem, albo aż tak wierzyła w cudowność ludzi. Przy czym jej sposób bycia, przekleństwa i złośliwość raczej sugerują mi, że zwyczajnie nie miałaś pomysłu na ten wątek i połasiłaś się tu na imperatyw narracyjny. Coś jest nieprawdopodobne, ale jednak dość łatwo to napisać i pokątnie łudzić się, że czytelnik łyknie to bezkrytycznie. 
Ale ja – stety-niestety – nie jestem tym typem czytelnika. 

Mieszkaliśmy w Sedonie, chyba najgorsze zadupie w całej Arizonie, ale cóż, tylko na mieszkanie w tym rejonie było stać moich rodziców. – Z podkreślenia sugeruję zrobić wtrącenie wydzielone za pomocą nie przecinków, a myślników lub nawiasów.

Zalety mieszkania tutaj, [zbędny przecinek] mogę policzyć na palcach jednej ręki, tak naprawdę, to zaleta była jedna i była nią przesympatyczna pani Amanda, mieszkająca obok mnie. Traktowałam ją jak własną babcię. Była strasznie kochana, zawsze mi pomagała, ale to już wiecie, gdyż już wcześniej Wam ją przedstawiłam. – To chyba się Anastazji śniło, bo pierwszy raz czytam o pani Amandzie. Poza tym po co w ogóle wprowadzasz informacje o nowej postaci, skoro postać ta nie pojawiła się w scenie? Dane na temat relacji Anastazji z Amandą nie są mi w tym momencie do niczego potrzebne. Mam sobie je zachomikować na potem czy co?
Ekspozycje się mnożą:
Krzyki mamy obudziły mnie i przy okazji nieźle wkurwiły. – Jak wygląda wkurzona bohaterka? Co robi? Jak się zachowuje? Skrzywiła się? Przeklęła pod nosem? Tupnęła nóżką? No dajże mi to w końcu. Nie streszczaj, nie relacjonuj, nie opisuj. Pokazuj. 

Pamiętaj, że opowiadanie czy powieść to sztuka także wizualna. Działa na wyobraźnię, wizualizuje nam obraz w głowie. Jak mam zwizualizować sobie wkurzoną Anastazję, skoro mi jej nie pokazujesz? Mówisz tylko, że jest wkurzona, ale to nic nie znaczy, jest zbyt ogólnikowe. Tak samo wspomnienie pani Amandy – to puste, nic nieznaczące słowa. Pokaż tę kobietę – jak rozmawia z bohaterką, przytula ją na powitanie, jest dla niej miła, przynosi jej upieczone ciasteczka. Pula pomysłów, które mogłabyś wykorzystać, praktycznie nie ma dna, nie ma granic, tymczasem ty spłycasz wszystko jak leci: bohaterów, ich emocje, zachowanie, wydarzenia, które dzieją się wokół. Wszystko jest tylko jedno- czy dwuzdaniowym opisem. 

Zajrzałam jeszcze do pokoju Samanty, ale ta spała z otwartymi ustami w nieludzkiej pozycji, więc uśmiechnęłam się tylko pod nosem i kontynuowałam swoją podróż. – Zejście po schodach nazywasz podróżą? Serio…?

Weszłam do kuchni[,] skąd dochodził krzyk, ale na pierwszy rzut oka nie widziałam, czym mógł być spowodowany. – Czekaj, chwila, pogubiłam się. Anastazja wiedziała, że obudziły ją krzyki mamy i że dochodziły z kuchni. Była zdziwiona i natychmiast poszła szukać odpowiedzi, ale… po drodze jakby nigdy nic zajrzała do pokoju siostry? Po co? Czy nie powinno się bohaterce choć trochę spieszyć? Mogłabyś uzyskać efekt zaskoczenia, chociaż na moment stworzyć choć ułamek dynamicznej akcji. Zbieganie ze schodów zamiast lakonicznej podróży byłoby bardziej pożądane, bo budzące emocje. 

-Poparzyłam się[,] robiąc Wam śniadanie. - wydukała mama z widocznym grymasem bólu na twarzy. – Myślnik zamiast łącznika, spacja po nim, przecinek przed imiesłowem współczesnym, zbędny zapis wielką literą, zbędna kropka na końcu wypowiedzi i, znów, myślnik zamiast łącznika. Ach, no i grymas zawsze występuje na twarzy. Taki już jego los. 


Dawka kolejnych zbędnych streszczeń:
Oczywiście kiedy wróciłam do łóżka nie mogłam na nowo zasnąć, zawsze tak miałam. A później musiałam chodzić spać o 22, co było dla mnie ogromną stratą czasu, ponieważ w nocy najlepiej mi się oglądało filmy, więc sen to skutecznie uniemożliwiał. – A gdyby tak stworzyć scenę z oglądania tych fil… Nie, chwila. To byłoby nudne prawie tak samo jak powyższy opis. 
Po co w ogóle mi ta informacja? Dlaczego to właśnie na takie akapity marnujesz wenę twórczą i energię, którą musisz przeznaczyć na stukanie w klawisze? Żeby napisać mi, co bohaterka robi wtedy, gdy nie dzieje się opowiadanie? Gdy Ana znajduje się gdzieś poza kadrem? Ale wiesz… to zwykle nie jest interesujące, czytelnika ciekawi fabuła. Tu tej fabuły ewidentnie brakuje. Trzeci rozdział, a ja czuję, że zmierzamy donikąd. Bohaterka bez celu egzystuje od sceny do sceny, to nie jest ani trochę porywające. 

Co sobota musiałam robić zakupy, rodzice byli tradycyjnie zajęci, więc na mnie spadła ta odpowiedzialność. – A nie przypadkiem: co sobotę?

Gdy już to zrobiłam, wsiadłam do Forda i pokierowałam się ku Tucson. – O ile bohaterka nie wsiadła do całej fabryki Forda, skorzystaj z małej litery. 

-Halo, halo, a komu się tak nagle gdzieś spieszy? - spytałam nie kogo [nikogo] innego jak Todda we własnej osobie, przy okazji sapiąc po dość szybkim biegu. – Albo: nikogo innego jak Todda, albo: Todda we własnej osobie. Dwie utarte frazy naraz to przesadyzm. 

Szczerze powiedziawszy, naprawdę nie spodziewałam się, że apogeum absurdu pojawi się już w trzecim rozdziale (nie, żebym nie przewidywała jakiegokolwiek, sądziłam jednak, że spokojnie i bez ekscesów przebrniemy jeszcze przez kilka notek). Przez akcję pod marketem kończącą rozdział właściwie nie jestem w stanie napisać nic konstruktywnego. Przecież to jest istne kuriozum. 


Ale co by nie być gołosłowną, wklejam całą scenę:

Zaparkowałam na gigantycznym parkingu sieci sklepów Walmart, wzięłam torbę na zakupy i wyszłam z samochodu. Naprzeciwko marketu znajdował się Brownells, innymi mówiąc, sprzedawali tam broń, różnoraką.  (...)
-Halo, halo, a komu się tak nagle gdzieś spieszy? - spytałam nie kogo innego jak Todda we własnej osobie, przy okazji sapiąc po dość szybkim biegu.
-Spadaj królewno. - powiedział ozięble chłopak. (...) 
Teraz dzieliła nas większa odległość. Przystanęłam na chwilę, aby złapać oddech, ale resztkami tchu zawołałam:
-Pomogę Ci!! - wyglądało na to, że wysoki nie usłyszał. (...)
-W czym Ty chcesz mi pomóc? - spytał z ironią.
-Nie jestem taka głupia[,] na jaką wyglądam i wiem[,] po co Ci zawartość tej torby. - odpowiedziałam agresywnie, wskazując na sportową torbę w jego ręku.
-Nie, nie wiesz, więc daj mi święty spokój. - powiedział Todd, chaotycznie machając rękoma. Odwrócił się na pięcie i powoli oddalił.
Nie myśląc wiele, szybko podążyłam za nim i złapałam energicznie za torbę, przy okazji, [przecinek zbędny] wyrywając mu ją z zimnej dłoni.
-Pojebało Cię już do reszty? - krzyknął na mnie, zwracając tym uwagę przechodniów.
Torba leżała tuż przed moimi butami. Schyliłam się, aby zajrzeć do niej, ignorując przy tym pytanie.
-Słonko, mnie nie oszukasz. AK-47, Remington i jeszcze dwa Hecklery, nie zapominając o dużej ilości amunicji. - wymieniłam po kolei rodzaje broni, jakie [które] zawierała torba. -Nie muszę pytać[,] po co Ci są? - (...) Nigdy w życiu nie pozwolę zabić Ci niewinnych ludzi. - powiedziałam do siebie w myślach i pobiegłam za wysokim tak szybko, jak tylko mogłam.
Podbiegłam do niego i chwyciłam szybko za jego dłoń, przyciągając ją do swojej klatki piersiowej i mocno ściskając.
-Mnie też zabijesz? - powiedziałam pełna opanowania i spokoju.
Chłopak nie zdążył nawet przemyśleć[,] co się właśnie stało[,] i powiedział:
-Jeśli mi pomożesz, tak jak powiedziałaś, to oczywiście, że nie.
Nagle wróciłam na Ziemię i puściłam dłoń szatyna.
-Wybacz, emocje wzięły górę. Więc…[spacja]tak, pomogę Ci. - powiedziałam[,] wzdychając. Nie czułam nic w tamtym momencie. Absolutnie nic.
-Dzisiaj o 17 spotkamy się przy Willow Kanion, wszystko Ci wytłumaczę. - rzekł Todd bez jakichkolwiek emocji.
Przytaknęłam i rozeszliśmy się.

Być może zastanawiasz się, co z tą sceną jest nie tak i dlaczego ją cytuję. Otóż: z nią nie tak jest wszystko.

  1. Twój research umarł. Dwie minuty zajęło mi wyguglowanie, że klienci, kupując broń w sklepie, muszą wypełnić tzw. formularz wydawany przez Federalne Biuro. Następnie sklep wysyła zapytanie o konkretną osobę do FBI, które sprawdza, czy chętny na broń znajduje się w specjalnej bazie karnej. Działa to tak jak u nas, kiedy chcesz wziąć coś na raty i sklep wysyła informację do banku z zapytaniem o twoją wypłacalność.
  2. Sklepy stacjonarne w USA, które przytaczasz, regularne poddawane są kontrolom. Tak jak, nie wiem, tajemniczy klienci w polskich sklepach chcą kupić alkohol bez dowodu, a potem sypią się kary. Tylko wiesz… karabin to nie piwo. 
  3. Prawo do zakupu broni zależne jest od stanu. Pisałaś, że akcja opowiadania dzieje się w Arizonie. Kolejne dwie minuty wyszukiwania informacji pokazuje mi, że w Arizonie prawa regulujące posiadanie broni są szczególnie liberalne, ale aby kupić broń, trzeba mieć ukończone 21 lat. A Todd, z tego co wiem, nie jest pełnoletni. 
  4. Jasne, że Todd może mógłby nabyć broń na jakimś targowisku, które w USA też są ogólnodostępne, i tam niczego podobno się nie wypełnia. No ale… on robił zakupy przed hipermarketem. Na parkingu. Zapewne monitorowanym. Gratuluję rozumu.
  5. Gratuluję rozumu także Anastazji, która robi szopkę w publicznym miejscu, zwracając na nich uwagę przechodniów. W USA, gdzie posiadanie broni przez nieletnich jest surowo karane. 
  6. Dodatkowo dlaczego robisz z Todda półgłówka, który wynosi kilka nielegalnych spluw naraz, zamiast co jakiś czas pojawiać się w sklepie po nową broń? Scena wyszła komicznie, w klimatach parodii. Bohater nie myśli, jest pozbawiony inteligencji.
  7. Nie wiem, czy AK-47 zmieściłoby się w torbie sportowej. Jego długość to +/- 870 mm. Być może zmieściłby się, ale sam, niekoniecznie z innymi gratami.
  8. Po co chłopak kupuje remingtona? Jeżeli chodzi ci o te popularne, czaderskie rewolwery, są one… czarnoprochowe. A jeżeli o wiatrówki – to broń myśliwska i na pewno nie zmieściłaby się do torby sportowej. I na pewno nie przydałaby się Toddowi, chyba że ma ranczo i chce odstraszać dziką zwierzynę.
  9. Jeżeli w tym momencie zastanawiasz się nad tym, czy powinnaś uściślić modele hecklerów czy remingtona, by sprecyzować, czy to wiatrówki, strzelby czy pistolety i jakie, to… nie. Skąd niby Anastazja zna się na broni palnej i od jednego spojrzenia poznaje markę? To wygląda tak, jakbyś po prostu chciała się popisać swoją wiedzą o tym, że znasz jakichś tam popularnych producentów. 
  10. W ogóle ujmująco naiwny jest sam początek, w którym Anastazja ani przez moment nie zastanawia się nad prawdopodobieństwem kupienia broni przez Todda; od razu wie, o co chodzi, jakby badała tę torbę już od początku rentgenem w oczach. Skąd dziewczyna ma pewność, że chłopak, na przykład, nie dorabia w tym sklepie jako pomocnik albo czy może przypadkiem nie pracuje tam jakiś jego członek rodziny? 
  11. Totalnie nie kupuję tego, że Todd stał kilka minut tyłem do dziewczyny, a ona sobie te kilka minut tak głęboko oddychała. Przecież nimi powinny targać emocje, buzować, zmuszać do działania, odezwania się… kilka minut to za długi okres w tak dynamicznej scenie. 
  12. Przy pierwszym czytaniu do połowy sceny brzmi ona tak, jakbyś sugerowała, że Anastazja chce pomóc Toddowi dokonać morderstwa. Jako że nie wyjaśnia się, w czym ona niby chciałaby mu pomóc, czytelnik nie ma pojęcia, o jaką pomoc chodzi.
  13. Żenujący jest moment, w którym Anastazja kładzie sobie na piersi dłoń obcego, potencjalnie chorego psychicznie dzieciaka, który może być niebezpieczny. 
  14. Zdecydowanie brakuje strony emocjonalnej Anastazji w trakcie rozejścia. Co myślała? Jakie targały nią emocje? Dziewczyna zachowuje się, jakby zobaczyła torbę z granatami, ale nie tymi wybuchającymi, tylko tymi, które się je. 
  15. Żaden inny fragment opowiadania nie był jednocześnie tak dynamiczny i tak niepoprawny. Powtórzenia świadczą o ubogim zasobie słów i przeciętnym stylu.
  16. O tym świadczą również określenia, które wykorzystujesz, by wprowadzić bohatera w tekst. Anastazja myśli o nim: wysoki czy szatyn, a przecież zna jego imię. Zamienniki wyglądają sztucznie. 
  17. Jeśli wysoki to ksywka, którą Anastazja nadała chłopakowi, to powinnaś zapisać ją wielką literą.  
  18. Ana i Todd praktycznie się nie znają, a zachowują jak prawilne ziomeczki. To wygląda wręcz komicznie, bo kreujesz bohaterów na takich, którym na sobie zależy i którzy są za siebie w pewien sposób odpowiedzialni. A to totalnie nie jest potwierdzone w fabule. 
Sumując: scena jest nie dość, że naiwna, to jeszcze jest źle napisana. 
Do tego zdarza ci się niepoprawnie używać imiesłowów współczesnych (to słowa wyrażające czynność, zakończone na -ąc). Piszesz, na przykład: powiedziałam wzdychając. Imiesłowy współczesne są od tego, by przytaczać w zdaniu czynność, która dzieje się dokładnie w tym samym momencie co czynność wprowadzona przez czasownik. Nie można przecież jednocześnie i mówić, i wzdychać. Wzdycha się przed lub po mówieniu. Zresztą spróbuj sama. Nie wypowiesz zbyt wielu słów na westchnięciu. Ot, zwykłe: ech albo kurwa, ale na pewno nie całe zdanie, i to złożone.  

Jako że okazuje się, iż Brownells to nazwa sklepu, tytuł powinien nazywać się: Torba z Brownells. Jak torba z Carrefoura. Albo: Torba od Brownellsów, jeśli, na przykład, jest to nazwisko właścicieli. 

Mimo wszystko cieszę się, że pojawił się u ciebie jakkolwiek wątek kryminalny czy sensacyjny. Jednak spróbuj wprowadzić go inaczej. Cała ta nierealna scena aż prosi się, by wylądować w koszu. Nie znam kogokolwiek, kto by ją kupił. 



Kanion Willow

Nagle bohaterka zaczęła zwracać się do czytelników, piszesz chociażby: Wiele osób mówiło również o tym, że ów dom jest nawiedzony, ale ja nie wierzyłam w te bzdury, proszę Was, ile ja mam lat. – To problem narracji. Czasem przybiera ona formę narracji pamiętnikarskiej, tak jakby Ana faktycznie prowadziła bloga czy pisała pamiętnik. Zdarza się to jednak bardzo rzadko, do tego dziewczyna często jednak przytacza wydarzenia i dialogi dość szczegółowe, jakby brała w nich udział dopiero teraz. Bohaterkę nieraz coś zaskakuje, wydaje się przeżywać to, co o czym piszesz, na bieżąco. W tym momencie mamy więc zgrzyt, bo albo pamiętnik – albo to, co tu i teraz. Nie można zjeść ciastko i mieć ciastko jednocześnie. 

(...) następnie ubrałam bluzę z logiem Guns N' Roses oraz czarne, bardzo podarte jeansy. Zrobiłam mocny makijaż, taki jaki przeważnie nosiłam, nie chciałam się odpicować, jak to zwykle bywałam robić, to przecież tylko spotkanie. – Spójrz na podkreśloną część. To przecież brzmi tak, jakby Ana zrobiła sobie make-up taki, jak zawsze, bo nie chciała się umalować tak, jak zawsze? 
W dodatku wcześniej wspominałaś, że bohaterka to normalna, niewyróżniająca się niczym z tłumu dziewczyna. Gdzie więc na to dowody? 
Poza tym nie wiem, czy bardziej bawi, czy niepokoi mnie fakt, że Ana jakby nigdy nic szykuje się na spotkanie z uzbrojonym Toddem, którego jeszcze scenę temu podejrzewała o chęć napaści z użyciem broni palnej na szkołę. I do tego ubiera się adekwatnie do tematu – jeszcze brakuje jej tylko okrzyku Antify na ustach. Dziewczyna w ogóle się tym nie stresuje, nie interesuje, nie zastanawia się nad tym. Nu-nu, totalnie, że nic, tylko dopracować make-up. 

Nie wiem dlaczego, ale czytając dialog Any z Samanthą, poczułam się niekomfortowo, zdałam sobie sprawę, że lektura nie daje mi przyjemności. Jakbym zmarnowała czas. Rozumiem chęć pokazywania typowych relacji dwóch sióstr, ostrą wymianę zdań, docinki o chłopakach i te sprawy – to wszystko jest naturalne i wydaje się całkiem okej. Ale zaczyna męczyć mnie błędny zapis dialogów oraz brak jakiegoś wypełnienia, tła akcji, opisu miejsca. Skupiasz się tylko na schemacie:
– Wypowiedź – komentarz narracyjny. 
– Odpowiedź – drugi komentarz narracyjny. 
Zaczynam wątpić, że czytam beletrystykę. 
U ciebie wygląda to tak:

Wychodząc z łazienki zobaczyłam Samantę, która z wyraźnym rozbawieniem patrzyła na mnie.
-A co to za szmata? Dostałaś od bezdomnych czy coś? - skomentowała moją górną część ubioru.
-Gówno Cię to obchodzi. - odpowiedziałam lekceważąco.
-Randka z tym cieniasem Swordem? - siostra nadal drążyła temat.
-Jakim kurwa Swordem? - oderwałam się na chwilę od prostowania włosów.
-Już nie udawaj. No jak on tam ma? Todd, Tom czy jakoś tak. - opierając się o futrynę jeszcze bardziej się ze mnie śmiała. -Jak możesz nie wiedzieć jak ma na nazwisko Twój chłopak?
-Nie jesteśmy razem, po pierwsze, po drugie, nie interesuje mnie to, jak się nazywa, a po trzecie, skąd Ty to wszystko wiesz? -zapytałam, spoglądając na siostrę podejrzliwie.
-A widzisz, mam Cię! Zaraz wszyscy Twoi znajomi się o tym dowiedzą.
-O czym mieliby się dowiedzieć idiotko? - myślałam, że zaraz jej przypierdolę.
-Z kim się zadajesz. - odpowiedziała kręcąc głową jak pojebana.

Ten dialog Any z Sam jest strasznie jałowy, jeżeli chodzi o budowę tekstu. W ogóle całe opowiadanie jest jałowe, pozbawione opisów. Tu chociażby wcześniej przytoczyłaś, w co ubrała się Ana, ale gdy Sam pojawiła się w scenie, czytelnik nie dostał o niej najmniejszej informacji, od razu dialog, wymiana ostrych zdań i koniec, idziemy dalej, zero wniosków, zero jakichś przemyśleń odnośnie do rozmowy z siostrą. Tak się nie pisze.
Strasznie ograniczające jest tylko zapewnić mnie, że jestem z Aną w łazience, ale pominąć to w tekście, nie przytoczyć ani jednego elementu tej łazienki, ani jednego elementu kładącego podwaliny pod scenę. Dlaczego więc nie zamieniasz w tekst tego, co sobie wyobrażasz? Dlaczego oddajesz mi tekst, który nie porusza wyobraźni? A jestem prawie przekonana, że, przytaczając scenę w łazience, oczami wyobraźni widziałaś wtedy jednak znacznie więcej niż dwie bohaterki w próżni.
Pozwól, że spróbuję nieco… poeksperymentować z tym fragmentem. 

– A co to za szmata? Dostałaś od bezdomnych czy coś? 
Spojrzałam na odbicie Sam w lustrze, marszcząc brwi. Widziałam, jak opiera się o futrynę. Zły znak.
– Gówno cię to obchodzi – wycedziłam. No pewnie, że musiała tu przyjść akurat teraz. Akurat, gdy trzęsły mi się ręce i ledwo łapałam kolejne pasemka. Dlaczego w ogóle to robiłam? Po co się starałam? Nie zależało mi przecież. 
– Randka z tym cieniasem, Swordem? – drążyła, a ja kątem oka spojrzałam na telefon położony na brudnej od pudru umywalce. Dochodziła szesnasta, psia mać. Nie zdążę posprzątać, a i tak już na bank się spóźnię. 
Przewróciłam oczami.
Ale co on mi, kurwa, zrobi? Przecież mnie nie zastrzeli. Chyba. 
Zaraz, co ona tam do mnie…
– Jakim, kurwa, Swordem? – Oderwałam się od prostowania włosów. Syknęłam, gdy kciukiem dotknęłam rozgrzanego plastiku, i uśmiechnęłam się kwaśno. Sam przyuważyła to, parskając. I to ma być siostra? Ja pierdolę, w dupie mam taką siostrę. 
– Już nie udawaj. No jak on tam ma? Todd, Tom czy jakoś tak... Jak możesz nawet nie wiedzieć, jak ma na nazwisko twój chłopak? – Jej śmiech roznosił się echem.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Otworzyłam je, gdy tylko się odwróciłam. Przyjęłam moralizatorski ton, wyprostowałam plecy.
– Nie jesteśmy razem, to po pierwsze, a po drugie, nie interesuje mnie to, jak się nazywa. A po trzecie, skąd ty to wszystko wiesz? – Spojrzałam na nią spod byka. Stała w tej swojej idealnie wyprasowanej koszuli i patrzyła na mnie przez te pingle z góry jak zawsze, śmiała się od ucha do ucha. A gdyby tak jebnąć jej tą prostownicą? Albo zmyć uśmiech z pyska wybielaczem spod zlewu?
To dopiero była myśl.

Przy czym pamiętaj, że nie każę ci tak tego napisać. Chcę tylko, byś porównała oba fragmenty, zobaczyła, które detale przybliżyłam. Choć nie przepadam za pisaniem w narracji pierwszoosobowej, starałam się oddawać myśli Any na bieżąco, a jednocześnie nie zapominać o wyglądzie wnętrza, niewyeksponowaniu zachowań i emocji, o wyglądzie siostry. Oczywiście nie musisz opisywać za każdym razem wszystkiego, co w danej przestrzeni mogłoby się znaleźć. To jest nawet niewskazane. Niedobrze jest też pisać o wszystkim naraz, bo wtedy wychodzi często nieciekawa ekspozycja. Sztuka polega na tym, żeby opis podać trochę od niechcenia. Jakby przypadkiem, przy okazji. 
Zauważ, że w tej wersji Ana nie nazywała Samanty siostrą bez celu – ponieważ gdyby tak o niej myślała w swojej głowie, w tej sytuacji, byłoby to pretensjonalne, typowe raczej dla narracji trzecioosobowej. Tu informację o tym, że Sam to siostra Any, chciałam przemycić inaczej. Tej umiejętności również ci na dzień dzisiejszy brakuje – nie potrafisz sugerować słowem, oddawać czytelnikowi puzzli do poukładania. Rzucasz gotowca – odklepane informacje i wysunięte wnioski. Nad twoim tekstem nie trzeba myśleć, nie można się nim bawić, trudno w ogóle nazwać go pracą beletrystyczną. 

-Ana, to mój najlepszy przyjaciel, Duff. - powiedział Todd, jeszcze się śmiejąc.
-Cześć słonko, miło poznać. - podałam mu rękę z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
-Hej - Duff również podał mi rękę, po czym przyciągnął do siebie i zapytał prosto do mojego ucha:
-Skoro masz taki dobry uścisk, to może chcesz ścisnąć coś innego?
Stanęłam na palcach i szepnęłam do niego:
-Pierdol się. - puściłam jego dłoń i z sarkastycznym uśmieszkiem spojrzałam na Todda.
-Luz Ana, on tak zawsze. - powiedział Todd próbując wytłumaczyć przyjaciela. – Tę scenę czytałam z zażenowaniem. To jest aż nieprawdopodobne, że jacyś ludzie się tak zachowują, szczególnie w przypadku takim jak tu – z trzech osób, dwie (EDIT: cała trójka) są z prestiżowej szkoły, świetnie się uczą i tak dalej. Nie piszesz o dzieciach z na przykład trudnego środowiska albo rodzin patologicznych, dlatego nie potrafię kupić tej sceny i wszystkich jej podobnych. Nie wypada to naturalnie.

Skoro po trzech rozdziałach trudno nazwać twój tekst opowiadaniem, nie ma sensu dłużej przeciągać. Dwie z nas doczytały tekst do końca i demokratycznie uznałyśmy, że dłuższe skupianie się na poszczególnych elementach scen jest zbędne – wydłużyłoby ocenę, zajęłoby nam więcej czasu, a i tak nie miałoby wpływu na efekt końcowy. Opowiadanie i tak musisz zacząć pisać od początku. Dlaczego?
Zgłosiłaś się do nas zdecydowanie za wcześnie, potrzebujesz rozwoju literackiego praktycznie od zera. Nie jesteśmy w stanie naraz udzielić ci wszystkich wskazówek tak, byś się w nich nie pogubiła, ponieważ twoja wiedza na temat pisania jest wciąż zbyt skromna. Pracuj, pracuj i jeszcze raz pracuj. Zajrzyj do naszych artykułów. Czy w ogóle zapoznałaś się z nimi, przed przesłaniem nam materiału? One powinny ci wystarczyć, by wykluczyć większość złych nawyków (ekspozycja) i przyswoić nawyki dobre (budowanie scenami, tworzenie opisów). 
Zdecydowałyśmy, że lepiej nie zasypywać cię pracą – zastosujmy więc metodę małych kroczków. Wpierw na podstawie naszych wskazówek zawartych w tej ocenie i artykułach pomocniczych dopracuj początek, by następnie zgłosić się z materiałem choć trochę poprawionym, bardziej przypominającym opowiadanie. Wtedy chętnie pod lupę weźmiemy zarówno rozdziały odnowione, jak i następne.


PODSUMOWANIE

Zacznijmy od poprawności. Tutaj nawet możemy cię pochwalić, ponieważ twoja poprawność przez większość tekstu pozytywnie nas zaskakiwała. Zaczynając lekturę, widziałyśmy, że pierwsza notka była nieestetyczna (co widać chociażby na dołączonym do oceny screenie). Zniechęciłyśmy się, bo sądziłyśmy, że próżno szukać u ciebie prawidłowej strony technicznej, co pewnie zmniejszy radość z czytania. Jednak większość przecinków stała na swoim miejscu, gubiłaś tylko te przy imiesłowach współczesnych, totalnie ignorowałaś istnienie zasad interpunkcji dialogowej [o niej przeczytasz TUTAJ] i stale myliłaś łącznik z myślnikiem. W pewnym momencie opowiadania zaczęłaś też inaczej zapisywać imię bohaterki – Anastacia, zamiast Anastazja. Coś takiego jest niedopuszczalne. Skoro w pewnym momencie zmieniła ci się koncepcja, należało nanieść poprawki również na poprzednie notki. To nie jest tak, że jeśli raz opublikuje się rozdział, nie wolno już na niego nawet chuchnąć. Ktoś mógłby dojść do wniosku, że zapomniałaś, jak się nazywa twoja główniaczka.
Przy czym wydawałoby się, że skoro z techniką nie masz aż tak sporych problemów, to reszta już z górki – opowiadanie powinno przyswajać się nieźle. Tymczasem wcale tak nie jest. Poza poprawnością ważna jest także narracja, lekki styl, przekonująca sylwetka psychologiczna postaci i w końcu ciekawa, intrygująca fabuła przytaczana scenami, które tworzą również większe i mniejsze opisy. Umówmy się – tego, co najważniejsze, w obecnym tekście bardzo brakuje. Fajnie, że skupiłaś się na poprawności, ale ona nie sprawi, że czytanie nagle stanie się przyjemnością. Owszem, ona pomaga, jednak nie stworzy tekstu beletrystycznego. Nie ukształtuje w pełnoprawne opowiadanie wypracowania, które obecnie piszesz. 


NARRACJA

Zastanawiamy się nad rodzajem narracji, którą wybrałaś. Najbardziej prawdopodobna wydaje nam się narracja pierwszoosobowa tu i teraz, jednak prowadzona w charakterze opowieści (na co wskazują zwroty do czytelników). Może to jest wytłumaczenie, dlaczego Anastazja opisuje wszystko tak łopatologicznie: Tak lubiłam mówić, to było moje poczucie humoru, w czwartki chodziłam na kółko, chociaż gdyby to zależało ode mnie, to bym nie chodziła, moja klasa była jedną z najgorszych, ale nie przywiązywaliśmy do tego wagi, to jest Wiola, moja przyjaciółka, a to moja siostra Samanta, fanka gier typu symulatory życia… No dobra, okej. Anastazja nie jest przykładem narratorki, która porywa, ale czemu mówi tak… jakby stała obok tego wszystkiego? Niby twierdzi, że tutaj jest wkurzona, a tam wulgaryzuje, niby w jej słowach są jakieś emocje, jednak od tego bije dystans – niemal cały pierwszy rozdział to nieemocjonujące streszczenie. Oczywiście da się tak opowiadać o swoim życiu, ale jest to okropnie nudne. Żadnych konkretów, same ogólniki.
W ogóle nie widzimy w bohaterce zaangażowania – jakby streszczała nam historię, którą gdzieś tam przypadkowo usłyszała, wcielając się tylko w rolę narratorki… A przecież to jest jej życie, ona sama to przeżywa. Przy czym ewentualny argument, że zdystansowanie się Anastazji wynika z tego, że męczą ją monotonia dnia codziennego i rodzina, z którą nie ma najlepszego kontaktu i na którą patrzy z pogardą, też nie do końca nas przekonuje. Tak można by tłumaczyć te fragmenty, w których dziewczyna opisuje stałe elementy jej życia, ale nie streszczenia aktualnych, dziejących się na bieżąco wydarzeń. Weźmy na ten przykład kulminacyjny moment pierwszej notki:
A a tam zobaczyłam grupkę starszaków, którzy naśmiewali się z jakiegoś chłopaka. Mówiąc "jakiegoś" miałam na myśli to, że znałam go tylko z widzenia i nic poza tym. Strasznie się wkurzyłam i podeszłam do nich (...). – Ten dystans i monotonna narracja biją po oczach, a przecież scena mogła być dynamiczna, tworzyć w czytelniku napięcie. 

Masz także problemy z narracją pierwszoosobową, jeżeli chodzi o przytaczanie myśli Any. Pisałyśmy już o tym – nie: pomyślałam, że co mu strzeliło do głowy. Tylko: Co mu strzeliło do głowy? Narracja pierwszoosobowa zobowiązuje.


EKSPOZYCJA

Kontynuujmy przykład o grupce starszaków:
A a tam zobaczyłam grupkę starszaków, którzy naśmiewali się z jakiegoś chłopaka. (...) Strasznie się wkurzyłam i podeszłam do nich. – Gdzie to wkurzenie Any? Jak mam je sobie wyobrazić? Co dokładnie czuje bohaterka w środeczku i jak to się objawia? Zupełnie niczego nie pokazujesz, idziesz na łatwiznę, podrzucając gotowe wnioski. A przecież masz tyle możliwości do wykorzystania: Anastazja mogłaby zacisnąć pięści w złości albo zacisnąć zęby, zmarszczyć czoło, warknąć coś pod nosem, krzyknąć coś do chłopaków w trakcie podejścia. Mogłaby czuć szybsze bicie serca przez zdenerwowanie albo mogłoby się jej wydawać, że nogi same ją niosą, że adrenalina działa, dodaje odwagi. Ukazuj stany wewnętrzne i to, co widać w zachowaniu twojej postaci. Wszystkie opisy typu: strasznie się wkurzyłam nic czytelnikowi nie dają. To one sprawiają, że wciąż porównujemy twój tekst do wypracowania szkolnego. Dalej w cytowanym fragmencie pojawiło się zdanie: Oni się tylko śmiali, mieli mnie gdzieś (...). Zauważ, że nie tylko pomijasz to, co dziewczyna robi, ale ograniczasz też jej zaangażowanie w historię poprzez okrajanie jej myśli. Chłopaki ją zlali, odeszli, a ona co? Nawet się nad tym nie zastanowiła, nie pomyślała niczego o nich, nie zirytowała się, że nie dostali za swoje, nie poczuła się urażona, właściwie nie poczuła nic. Twoja główna bohaterka i przy okazji narratorka – to tylko płaska postać na kartce, kukiełka bez emocji, wnętrza, charakteru ukazanego w tekście. A wszystko przez ekspozycję [o niej przeczytasz TUTAJ].


STYL A STYLIZACJA ANY

Przede wszystkim w twoim tekście roi się od powtórzeń. Nie panujesz nad nimi. Do tego używasz słownictwa kolokwialnego, które w pewnym stopniu oddaje współczesną młodzież, ale nie wyklucza to tego, byś wyeliminowała powtórzenia, inaczej formułując zdanie, korzystając z zaimków czy synonimów. 
Z tekstu można wyciągnąć mylące informacje: albo celowo chciałaś oddać naturę Any przez wykorzystywanie prostego słownictwa, albo dziewczyna została tak wykreowana, bo twój styl dopiero zaczyna raczkować. Skłaniamy się jednak ku drugiej opcji, ponieważ naturalnie poprowadzona Ana w narracji pierwszoosobowej nie powinna nazywać Todda tym wysokim chłopakiem czy szatynem, skoro zna jego imię. Jednocześnie Ana zdecydowanie za dużo przeklina. Rozumiemy jej naturę, jednak bez przesady – jeżeli bohaterka odgryza się złośliwościami i przeklina w momentach, w których jest podenerwowana (na przykład zła na siostrę czy Todda), to niech przestanie kląć jak szewc w scenach pasywnych. Przekleństwa powinny mieć jakieś wytłumaczenie, oddawać stany emocjonalne, świadczyć o czymś, a nie po prostu być, bo to modne tak pisać i tru młodzieżowe – niestety takie miałyśmy wrażenie. Że właśnie na tym ci głównie zależy. Być może się mylimy; piszemy tylko o tym, co można wywnioskować z tekstu.

Pamiętaj też, że przekleństwa same w sobie nie stworzą napięcia ani nie oddadzą emocji Any. To, że przeklnie, to za mało, czasem przydaje się wspomnieć o tym, jak się zachowuje i o czym myśli. W narracji pierwszoosobowej każde zdanie twojej postaci to myśl wychodząca prosto z jej głowy, więc z przekleństwami w parze powinny iść także jakieś przemyślenia. Tymczasem chociażby w scenie zakupu broni roi się od przekleństw, ale zupełnie nie wiadomo, co Ana sobie myśli, jakie ma założenia, dlaczego nie jest wystraszona, dlaczego reaguje tak i siak, co sądzi o zakupach Todda, co kryje się pod zgodą na kolejne spotkanie… Nic nie wiemy, nie oddajesz jej stylizacji inaczej niż przekleństwami. Tego, co najważniejsze w narracji pierwszoosobowej, czyli przeżyć wewnętrznych, nie ma w tekście – zostały zapewne tylko w twojej głowie, ale tam nie mamy dostępu. Zapamiętaj: to, czego nie ma w tekście, dla nas nie istnieje. 


SCENY, STRESZCZENIA, OPISY

A skoro dla nas istnieje tylko to, co w tekście, musisz wiedzieć też, jak ważna w czasie pisania jest selekcja danych. Na pewno masz jakiś choćby i ogólnikowy plan na swoje opowiadanie, wiesz, które sceny pchają ci fabułę w przód, a które to niepotrzebne zapchajdziury niewnoszące niczego wartościowego. Zadawaj sobie pytania: czy ta informacja ma wpływ na następne wydarzenia albo oddaje w jakiś sposób postać? Jeżeli nie – tnij bez żalu. 
Pamiętasz scenę rozpoczynającą rozdział trzeci? Tę, w której Ana podróżuje po schodach do kuchni? No właśnie. Mama bohaterki oparzyła się wtedy w nadgarstek i zbudziła domowników. Nic z tego nie wyniknęło, nie miało żadnego znaczenia dla fabuły. Gdyby Ana się nie obudziła, a jej mama nie oparzyłaby się w czasie gotowania, nic by się w opowiadaniu nie zmieniło. Na dobrą sprawę z historii mogłyby zniknąć wszystkie suche streszczenia: a to o relacji z rodzicami, a to o podejściu Any do nauczycieli, a to o tym, jaki charakter ma nasza bohaterka. Oddawaj wszystko to, co ważne, za pomocą scen. Podsuwałyśmy ci już wyżej przykład z Sam grającą w Simsy i sprzedaną drabinką. Albo przykład z lekcją wuefu, na której dyrektor faktycznie przychodzi w garniturze i forsował uczniów. Dopóki tych scen nie ma, nie uwierzymy w streszczenia, poza tym nie budują one fabuły, to pójście na łatwiznę, oddawanie gotowca. O tym, jak kreować scenami, poczytasz [TUTAJ]. 
Przez wodolejstwo i pisanie o wszystkim naraz masz też problemy ze spoilerami. Na przykład już w pierwszej notce dowiedziałyśmy się, że ojciec Any to alkoholik i gdzie nawet mi ten nawyk się udzielił. Tylko że nie pojawiła się jeszcze żadna scena, w której Ana piłaby alkohol i miałaby z nim problem. Problem, ponieważ alkoholizm to nie nawyk, a nałóg. Poważna sprawa, więc tym bardziej wymagałaby potwierdzenia sceną. 
Natomiast o opisach poczytałaś już trochę wyżej, w komentarzu odnośnie do sceny w łazience. To ona zniechęciła nas do dalszego czytania i szerzej otworzyła oczy na twój problem związany z brakiem opowiadania w opowiadaniu. Wręcz po tej scenie mamy wrażenie, że w ogóle nie zależy ci na pisaniu pełnoprawnej opowieści, tylko na tym, by jak najszybciej przekazywać kolejne informacje, odklepywać je naprędce – to dlatego skupiasz się na czasownikach i ekspozycji, w ogóle zapominasz o opisach otoczenia, o wizualizacji czytelnikowi tła, wyglądu dalszoplanowych bohaterów, o podsumowaniu myśli narracją pierwszoosobową. O wszystkim, co tworzy opowiadanie, nie jego szkic.
Zwolnij. Przelej na papier to, co widzisz, nie pędź na łeb na szyję bez pomyślunku. Nie potrafisz jeszcze kreować rzeczywistości wokół swojej postaci, nie oddajesz miejsc, w których porusza się Ana. Jak na razie skupiasz się na tym, co najważniejsze, jakbyś pisała szkic, tak zwany first draft, którego jeszcze nie obudowałaś tekstem właściwym, a przez to absolutnie nie tworzysz klimatu. Opis tego, co postać ma na sobie i jakim autem jeździ to opis na poziomie kilkuletniego dziecka, a nie (zapewne) dorosłej osoby, która chce stworzyć opowiadanie. W tekście brakuje praktycznie wszystkiego, poza tym nie widać w nim twoich umiejętności i zacięcia. Pal licho poprawność czy niuanse takie jak ekspozycja, czy naturalna stylizacja, a nawet gubienie się w narracji, kiedy po tym, co publikujesz, nie widać, żeby ci zależało na pisaniu. Nie widać, byś czerpała wzorce z innych opowiadań czy książek, w których jednak istnieje coś takiego jak opis, główny budulec. 
Zajrzyj [TUTAJ] i [TUTAJ] – pisałyśmy tam co nieco o opisach i podawałyśmy ich przykłady.

ANASTAZJA I TODD

Tutaj wprost musimy przyznać, że nieszczególnie podoba nam się atmosfera tekstu, którą tworzyłaś już od samego początku. Anastazja jest bohaterką, którą w czasie czytania miałyśmy ochotę albo zrzucić ze schodów, albo udusić jej własnym markowym plecakiem. Wciąż nie wiemy, czy to było celowe zagranie z twojej strony, by tak szczerze znienawidzić twoją główną bohaterkę – jeżeli tak, to wyszło ci idealnie. Pytanie tylko… po co? Dlaczego zrobiłaś z niej tak arogancką malkontentkę? W rozdziale pierwszym zapewniałaś, że: Nie jest taka nieuprzejma na co dzień, ona jest po prostu inna i nie lubi towarzystwa głupich ludzi. W szkole to normalna, niczym nie wyróżniająca się dziewczyna (...) Uczęszcza do technikum, bardzo prestiżowego i cieszącego się dobrą sławą. Czuła, że to idealna szkoła dla niej i tak właśnie jest.
Tymczasem to, co dostałyśmy w tekście, zupełnie temu zaprzeczyło. Naprawdę Ana lubi tę szkołę? To dlaczego wygaduje, że: Jednym z plusów tego technikum było to, że codziennie mieliśmy po 5 lekcji? Przecież to się wyklucza. 

Skrzywienie na naszych twarzach wywołało opisywanie przez Anę swoich związków. Bohaterka miała mnóstwo facetów i była z laską dla beki, ale to nie jej wina, że tamta się zakochała, bo przecież Anastazja jest hetero. Przytoczona scena miała chyba pokazać, jaka dziewczyna jest doświadczona, a wywołała przewracanie oczami. 

Do tego twoja bohaterka jest chamska, nieznająca granic, egocentryczna, rozkapryszona, pusta, a za swoje lenistwo i brak chęci do nauki obwinia kadrę i wcale nie podoba jej się w szkole, do której chodzi. Cytaty na potwierdzenie: 

Mamy nowy dzień. Równie zjebany jak ten wczorajszy, przedwczorajszy i zapewne również jutrzejszy.
Mama prawdopodobnie była w pracy, a nie, tak właściwie to chuj wie gdzie ona była.
Nasza nauczycielka od tego przedmiotu była starą prukwą. 
Bezwzględny, stary dziad bez ambicji. 
Pomyślałam, że super, bo nie będzie nudnej jak flaki z olejem historii sztuki. 
Plasował się na trzecim miejscu w czołówce całego chujowego grona pedagogicznego. Wiecie dlaczego? Uważał się za bóstwo, często przychodził na boisko, kiedy mieliśmy WF i wytykał nam błędy. 
Mój naturalny odcień to ciemny blond, a przecież musiałam się wyróżniać pośród tych lasek z obrzydliwym tlenionym blondem na głowie. 
Chcę się w końcu wyspać, po całym tygodniu zapierdalania na dobre oceny, by dostać to stypendium i się wyprowadzić z tej dziury. 

Cały materiał, który opublikowałaś do tej pory, to, za przeproszeniem, pretensjonalny wylew jadu – aż odechciewa się czytać. Anastazja nie ma ani jednej pozytywnej cechy, pół ważnego apelu plotkowała z koleżanką, a tragedią zainteresowała się, bo zobaczyła mocne obrazki i właśnie to zadecydowało, że jejmość w ogóle zechciała obejrzeć film do końca. 

Wydaje nam się, że wiemy, co chciałaś uzyskać. Już w pierwszym rozdziale pisałaś o zakładaniu maski: Nie jest taka nieuprzejma na co dzień, ona jest po prostu inna (...). Co robi w domu, co pisze w swoim "dzienniku", co myśli i jaka jest w rzeczywistości, kiedy zdejmie maskę. – Problem w tym, że… to tak nie działa. Nie możemy mówić o masce, kiedy tworzysz opowiadanie w narracji pierwszoosobowej i przez cały czas trwania historii jesteśmy w głowie Anastazji. W całego opowiadania wynika, że dziewczyna wszystkie te chamskie przytyki faktycznie pomyślała i odzwierciedlają one jej światopogląd, niczego nie pozorując. Maska byłaby widoczna w momencie, w którym Anastazja w swoich myślach była bardziej sympatyczna, naturalna, swojska, a w dialogach z innymi ukrywała się pod maską bezczelności, być może broniąc się w jakiś sposób przed ukazaniem swojej prawdziwej natury. Jednak dopóki bohaterka pozostaje obcesowa przez cały czas antenowy – każdy będzie odbierał ją właśnie tak, jak napisałyśmy: jak bezczelną dziewuchę, której źle się życzy. 
Sądziłyśmy jeszcze, że być może Anastazja jest taka tylko na początku, kreujesz ją na gówniarę tylko dlatego, by w kolejnych częściach ukazać jej zmianę, pokazać, jaki wpływ miały na nią wydarzenia z Columbine High School. Na potrzebę sprawdzenia tej tezy przeczytałyśmy resztę notek, których nie miałyśmy już siły komentować, i… to się nie dzieje. 
Dzieje się za to wiele innych, bzdurnych rzeczy. Wydaje nam się, że filmik był tylko pretekstem, aby Ana skojarzyła, czemu Todd kupuje broń. Pierwsza myśl jest także taka, że filmik nakręcił go na napad z bronią na szkołę, ale potem się okazało, że Todd planował to jednak od dawna. I tu warto zaznaczyć, że nie tylko Anastazja nie ma spójnego charakteru – nie ma go także Todd. Najpierw podobno jest nieśmiały, co wmawiała nam bohaterka, która go nie znała, lecz jego zachowanie w scenie zupełnie przeczyło tej nieśmiałości. Niemal po paru godzinach znajomości przyznał obcej lasce, że… chce zamordować uczniów, a ona ma mu w tym pomóc, bo – uwaga, hit! – obiecała mu to. Dopiero po tym Ana stwierdziła, że skoro on właśnie w ten sposób zrozumiał jej chęć pomocy, to spoko, zabije z nim dzieciaki, po czym popełni samobójstwo. Ale najgorsze jest to, że mówi to BEZMYŚLNIE, w ogóle tego NIE PRZEŻYWA, a co gorsza, nie stara się zrozumieć Todda. Po prostu: OKEJ, IDZIEM MORDOWAĆ. TO CO, W KWIETNIU? I tak zostali parą. 
Tego nie da się kupić. 
Następną kuriozalną sytuacją jest to, że chwilę później Todd oświadczył się Anie, i to pierścionkiem sąsiadki, która... kazała im się całować. Z jednej strony można to tłumaczyć tym, że są oni świadomi rychłej śmierci, ale z drugiej – kto się zaręcza, wiedząc, że za trzy miesiące popełni serię morderstw i samobójstwo? To się totalnie nie trzyma kupy. Zapewne chciałaś, by wyszło romantyczne, ale koniec końców przez brak atmosfery i twojego obycia literackiego bliżej temu do parodii niż dramatu.
Widać, jak mocno chcesz, by para się zeszła jak najszybciej, aby pokazać ich wspólne cierpienie, ale czytelnik wciąż ma świadomość tego, że ta dwójka prawie się nie zna i, choć mają po prawie dwadzieścia lat, zachowują się jak dwunastolatkowie, którzy obrazili się na cały świat za dodatkową pracę domową z matmy. No sama przyznaj, czy wyszło poważnie?
I tu kolejna rzecz, która się nie trzyma kupy – nie mamy podstaw, by wierzyć, że Ana czy Todd mają depresję, myśli samobójcze czy zaburzenia psychiczne. Coś Anastazja wspomniała o alkoholizmie ojca, tyle że ten ojciec... nie istnieje. Ona o nim nie myśli, nie boi się go, nie zastanawia, czy znów po powrocie do domu czeka ją awantura i sprzątanie rzygów ze schodów. A Todd? Nie wiemy o nim zupełnie NIC. Po prostu mu źle, ale samo stwierdzenie nie ma oparcia w tekście. 

Warto tu wspomnieć o jeszcze jednej, ostatnio ważnej postaci – Duffie. To przyjaciel Todda, który spędza z chłopakiem dużo czasu, a później znajduje dziennik, w którym Todd opisuje plan ataku na szkołę. Duff nie zauważa niczego dziwnego w zachowaniu przyjaciela. Na początku jest chamski i wulgarny, chce bezczelnie poderwać Anę, później wyzywa ją od szmat, a na koniec dzwoni, aby pomogła mu zrozumieć, co się dzieje z Toddem i czemu wypisuje takie rzeczy w dzienniku. Najgorsze, że kiedy Ana przyjeżdża, mówi, że to nie jest istotne i wszystko jest okej, Duff… wierzy jej! Przyjmuje to do wiadomości, przytakuje i wydaje się zapomnieć o sprawie. To nie jest realne i nie mogę uwierzyć w sylwetkę psychologiczna Duffa – szczególnie że on również chodzi do prestiżowej szkoły razem z Toddem i Aną, więc wydawałoby się, że myślenie go zobowiązuje.

O kreowaniu postaci możesz poczytać [TUTAJ], polecamy także zapoznać się z terminem Mary Sue: [TUTAJ]. 

RESEARCH

Problem jest dość ogólny – nie sprawdzasz rzetelności danych, o których piszesz. Niestety pojęcie fikcji literackiej w przypadku opowiadania obyczajowego, którego akcja dzieje się we wspóczesnym świecie, wcale nie oznacza zignorowania realnej rzeczywistości. Więcej na ten temat przeczytasz [TUTAJ], tymczasem my postaramy się wskazać, w których jeszcze miejscach zabrakło ci wiedzy lub/i badań.
[Przy czym wspominałyśmy już o researchu w kwestii absurdalnej sceny na parkingu, więc tutaj poruszymy zupełnie inne oblicze braku przeprowadzonych przez ciebie badań na rzecz twojej pracy].
Pamiętasz, jak Anastazja stwierdziła, że uczęszcza do technikum na profil technik awionik? No właśnie przede wszystkim… takie coś nie istnieje. W USA edukacja w szkołach średnich wygląda trochę inaczej – każdy uczeń wraz z konsultantem szkolnym i rodzicami wybierają odpowiednie przedmioty na kolejny semestr, w których znajduje się grupa przedmiotów obowiązkowych. Nie ma kierunków nauczania, profili technicznych – sama możesz dobrać do obowiązkowych lekcji zajęcia dodatkowe i na pewno nie jest to awionika; prędzej jakieś dziennikarstwo, aktorstwo teatralne, podstawy biznesu. Jeżeli Anastazja interesuje się lotnictwem, mogłaby wybrać, na przykład, technikę i fizykę. Jeżeli w szkole, do której Anastazja chodzi, prowadzone są zajęcia pozalekcyjne, jakiś Klub Pasjonatów Lotnictwa czy coś w tym stylu, bohaterka mogłaby zaangażować się w nie, ale nie uczyłaby się przedmiotów typowo lotniczych w godzinach szkolnych, bo szkoły średnie w USA nie mają z góry ustanowionych kierunków. Specjalistów szkoli się dopiero w college’ach, na przykład w Embry-Riddle Aeronautical University w Prescott, w Arizonie. Pod tym względem twoja praca wymaga więc dodatkowego researchu. 

Do tego dochodzi kwestia naiwności Anastazji i to, że tak wielki wpływ wywarł na niej obejrzany na apelu filmik. Zapoznałyśmy się z kilkoma tekstami i opiniami uczniów z wymiany oraz tekstami publicystycznymi o bezpieczeństwie w liceach na terenie Stanów Zjednoczonych. Oto, co wyczytałyśmy: 

  1. Władze robią co mogą, aby unikać takich sytuacji i jak najlepiej chronić uczniów. Po korytarzach przechadzają się ochroniarze, w rogach zamontowane są kamery, główne drzwi wejściowe są zamykane i pilnie strzeżone, a te od klas muszą być otwarte na oścież. Raz w miesiącu przechodziliśmy szkolenia, co robić, gdy do budynku wtargnie obcy, jak wygląda ewakuacja danego rodzaju, gdzie się chowamy i jak się zachowujemy. – [Źródło]
  2. 15.02.2018 – Strzelanina w liceum w Parkland na Florydzie, która pochłonęła życie 17 osób, była ósmym w tym roku podobnym incydentem w szkołach amerykańskich zakończonym śmiercią lub ciężkimi obrażeniami. (...) Szkoły w USA, świadome zagrożenia, od dłuższego czasu wprowadzają programy „przygotowania się” na dramatyczną ewentualność, szkoląc uczniów i nauczycieli, jak zachować się w razie ataku szaleńca. – [Źródło].
  3. In the years since two Colorado teenagers gunned down 12 classmates and a teacher in the Denver suburb of Littleton, schools across the country have fixated on planning for threats that before had been unimaginable. Teachers and students practice fleeing and hiding during realistic shooter scenarios inside school buildings fortified by bolted doors, bulletproof glass and security cameras. – [Źródło]

Zupełnie niemożliwe jest więc, by Anastazja nieświadoma była dramatu w Columbine High School, a już na pewno nie, chodząc do prestiżowej szkoły, gdzie względy bezpieczeństwa są zapewniane podwójnie mocno. Szczerze wątpimy również w niesprawiedliwe, nieetyczne zachowanie kadry pedagogicznej tegoż technikum. Naszym zdaniem powinnaś raz jeszcze przeanalizować wszystkie swoje wątki i sprawić, by stały się bardziej realne. Nic nie stałoby na przeszkodzie, by Anastazja od początku miała świadomość tragedii, która wydarzyła się dwadzieścia lat temu.

Warto raz jeszcze podkreślić, że większość opisywanych przez ciebie sytuacji była nieprawdopodobna przez niepełnoletność bohaterów, a jednocześnie ich dziecięce zachowanie i naiwne rozumowanie, niepojmowanie rzeczywistości. Z jednej strony brakowało logicznego myślenia, z drugiej – wiążącej się z tym depresji opisanej z szacunkiem i powagą również zabrakło. 
Nie zapominaj też, że w Stanach możesz kupić broń czy alkohol po ukończeniu 21. roku życia. (Przy czym to nie jest tak, że bohaterowie nie są w stanie sobie tego wszystkiego załatwić na boku, ale! – to właśnie powinny pokazywać sceny – stres, niepewność, kombinowanie). Nie – absurdalne ułatwianie wszystkiego swoim bohaterom, by czytelnik nie musiał przeżywać tekstu wraz z nimi.
  

ABSURDALNOŚĆ FABULARNA

Nie tylko brak researchu sprawia, że na jaw wychodzą dziwne sytuacje. Również to, że często zdarza ci się nie myśleć o tym, co piszesz, wpływa na to, że całość wydaje się nieprawdopodobna. Chodzi o drobnostki, które jakby wylatują ci z głowy zaraz po tym, kiedy umieścisz je w tekście – informacje często wykluczają się w obrębie ledwo kilku zdań. Jakbyś nie skupiała się wystarczająco; mylisz najprostsze fakty. Na przykład jednocześnie piszesz, że Ana wychodzi z łazienki oraz że prostuje w niej włosy jeszcze przez jakiś czas. Albo otwierasz myślnikiem wypowiedź dialogową, by od razu stwierdzić, że bohaterka miała rozchylone usta, wytrzeszczone oczy, sugerując, że nic nie mówiła. Nie potrafisz nawet dozować emocji i odpowiednio przechodzić z jednej w drugą, ot, w jednej wypowiedzi dialogowej Ana rzuca złowrogie spojrzenie, by po usłyszeniu odpowiedzi od razu się śmiać. Czytelnik wciąż jest zagubiony i nie wie, w co ma wierzyć. 
Pamiętasz scenę, kiedy Ana wyłączyła prąd, gdy Sam słuchała muzyki ze słuchawkami w uszach? Wyobraziłyśmy sobie wtedy, że Sam korzysta z telefonu czy laptopa, które są przecież na baterie, więc po jakie licho Ana odłączyła prąd?  
Kolejnym przykładem jest chwila po pocałunku, który Ana komentuje: czekałam na to 9 rozdziałów. To było dziwne i kiczowate, zepsuło tamtą scenę jeszcze bardziej. Unikaj takich określeń, chyba że masz naprawdę chęć napisać parodię. 

Największym absurdem całego opowiadania jest powód wywołania strzelaniny, jaki podał Todd. Chciał, żeby zmieniono prawa do posiadania broni i robiono badania psychologiczne. Tyle że dopiero co szkoła uświadamiała uczniów, że takie strzelaniny to problem i rząd działa w kierunku zmian. Mało tego, w USA prawo dotyczące posiadania broni różni się od siebie w zależności od konkretnego stanu. Todd mógłby chociaż swoje pobudki ograniczyć do Arizony… Nie, moment. Już wyżej przytaczałyśmy, że w Ameryce strzelaniny w szkołach nie są aż taką rzadkością, nie dzieją się raz na dwie dekady. Skąd założenie, że kolejna cokolwiek zmieni, skoro wszystkie wcześniejsze nie miały wpływu na prawo? Jasne, bohater może tak myśleć, ale musisz to uargumentować w tekście. 
Poza tym wcześniej Todd twierdził, iż zabije wszystkich, bo ich nie lubi i będzie to dla niego satysfakcja. Absurd gonił absurd.

POMYSŁ 

Sam pomysł na napisanie tego typu historii i w ogóle tematyka, którą chciałaś przedstawić, są niezwykle ciekawe i świetnie czytałoby się takie opowiadanie. Miałoby ono potencjał, gdyby… było opowiadaniem. Tymczasem musimy napisać to wprost: nie potrafisz budować sylwetek psychologicznych, a fabuła, którą zaplanowałaś, jest pod tym względem wymagająca. Może zacznij od czegoś prostego (young adult?), żeby móc poćwiczyć, a później spróbuj wejść w cięższe klimaty. Pisanie poważnych tekstów, których problematyka opiera się na umiejętnym oddawaniu skomplikopwanych charakterów, w dodatku bezpośrednio – trudną narracją pierwszoosobową – wymaga naprawdę sporego zaplecza, wiedzy, świadomości literackiej. Nie mówimy, że to nie dla ciebie, ale… jeszcze sobie z tym nie radzisz. Zastanów się, czy jesteś na chwilę obecną w stanie temu sprostać? My uważamy, że jeszcze nie pora. Ćwicz, aby w przyszłości móc podołać i zgłosić się z dobrym, ciekawym materiałem. 
Warto także dodać, że podobał nam się zabieg wprowadzenia fragmentu sztuki – urozmaicił opowiadanie. Szkoda, że sama nie napisałaś scenariusza, ale plus za ideę. 

KOŃCZĄC

Uważamy, że albo jesteś dość młodą osobą, albo dopiero zaczynasz przygodę z pisaniem i brak ci podstaw. Masz w miarę opanowaną stronę techniczną, jednak aby zbudować spójny świat i oddać realistyczne, naturalne postaci, dużo ci jeszcze brakuje. Każdy od czegoś zaczyna – rozpocznij od prostszego opowiadania, na którym poćwiczysz pisanie. Wybierz łatwiejszą tematykę, zacznij czytać książki, z których będziesz się uczyć, wnioskować, zauważać, jak pisać. Potem spróbuj sama. Polecamy ci raz jeszcze naszą Encyklopedię, która – mamy nadzieję – pomoże ci ruszyć z opowiadaniem. 
I’ll do it, Babe w obecnej formie nadaje się jedynie do napisania od nowa, lecz jeszcze nie teraz. A przynajmniej nie tak od razu.
Życzymy powodzenia w rozwijaniu warsztatu pisarskiego i zostawiamy cię bez noty końcowej. Uznałyśmy, że nie możemy wystawić oceny tekstowi, którego nie możemy nazwać opowiadaniem, a jedynie jego szkicem. 
Pozdrawiamy i do przeczytania! 


A za betę dziękujemy same sobie.
Kurtyna!

13 komentarzy:

  1. "Twój research ómarł. Dwie minuty zajęło mi wyguglanie, że klienci, kupując broń w sklepie, muszą wypełnić tzw. formularz wydawany przez Federalne Biuro."
    I taka idiotka ocenia opowiadania, która nie wie jak się pisze słowo umarł??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz w internecie? Witamy.

      Usuń
    2. Internet swoją drogą, ale grosz do grosza i od razu mniej poważnie podchodzi się do ocenialni pielęgnującej takie kwiatki. W ocenianych tekstach wszystko zostanie wytknięte, ale oceniającym w razie czego wszystko wolno, a komentujący zostanie wyśmiany – jakoś to do mnie nie przemawia.

      Usuń
    3. No nie wiem, akurat wyśmiana, to od idiotek zostałam ja, za... internetowy slang – ogólnoznany i uznawany w blogosferze już od czasów blogów na Onecie, z dekadę temu.

      Tu nie ma co przemawiać. Jeżeli w tekście pojawiłby się celowy kwiatek pokroju „szkoła óczy i wyhowóje” wśród czterdziestu innych stron, które są napisane poprawnie i rzetelnie, sądzę, że wszyscy domyśliliby się kontekstu i nikt nawet by o tym nie wspomniał.

      Jeżeli jednak aż tak to boli wrażliwych z zewnątrz anonimów, zaraz będę w domu i poprawię. Sztama?

      Usuń
  2. Kiedyś jedna pani korektor pisała tu, że Skoia nie ma szans na zostanie zawodowym redaktorem i dlatego mądrzy się na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekamy zatem na wymyślenie jakiegoś powodu do mądrzenia się dla reszty ekipy WS. Kto da więcej?

      Usuń
    2. A to nie jest tak, że ja już jestem redak... OH WAIT. XD

      Usuń
  3. Cieszę, że dziewczyny w notce wyjaśniły już pewne kwestie odnośnie szkół w USA, bo ja czytając ocenę miałam wrażenie, że autorka nie zrobiła jakiegokolwiek researchu albo bazuje na podstawie Amerykańskich filmów o high schools plus własne doświadczenia z polskich szkół, co to wszystko w dużej mierze nijak się ma do rzeczywistości.

    Ćwiczenia w szkołach są przeprowadzane od podstawówki (nie wiem, jak to jest w przedszkolu, być może tak samo), a pierwszy musi odbyć się w pierwszym tygodniu szkoły (albo w pierwszych dniach; nie wiem, czy we wszystkich szkołach, ale można podejrzewać, że tak jest, bo takie ćwiczenia są BARDZO WAŻNE i to nie bez powodu i, jeśli się nie mylę, jest na to NAKAZ z góry z powodu bezpieczeństwa). Sami uczniowie (nie mówię, że wszyscy) twierdzą, że nawet zwykłe ćwiczenia lockdown są stresujące.

    Apele w USA właściwie nie występują. Wyjątkiem jest zakończenie roku szkoły dla seniorów (czyli maturzystów), wtedy przybiera on formę uroczystą, przychodzi rodzina, jest rozdanie dyplomów itp., ewentualnie może być apel, kiedy rzeczywiście dojdzie do śmierci pracownika szkoły bądź ucznia i wtedy mogą upamiętnić zamordowanych, wtedy to może być wyjątek. Szczerze wątpię, aby apele miały się odbywać z powodu rocznicy strzelaniny z 99r., na których by były puszczane filmy. Bardziej wiarygodnie by wyglądało, gdyby w klasie taki film został puszczony. Jednakże nie uważasz, że uczniowie już wystarczająco są zestresowani, bo uwaga, niektórzy otwarcie się przyznają, że boją się chodzić do szkoły, bo nigdy nie wiedzą, czy któregoś dnia ktoś nie zechce ich zabić. Po prostu nie czują się tam bezpiecznie pomimo ochroniarzy. I nawet kiedy do szkoły wejdzie obca osoba sobie chipsy zjeść ze znajomym, jest ogłaszane przez głośniki, że na terenie szkolnym jest intruz (oczywiście, jeśli to wyłapią) albo jak na terenie szkoły jest podejrzenie o tym, że ktoś posiada narkotyki i lockdown jak palcami pstryknął. Polecam poczytać więcej o lockdown, poczytać komentarze osób, które przeszły przez choćby fałszywe alarmy i jak opisują, że jak się bały, bo takie sytuacje są cholernie stresujące.

    Irytujące jest również kreowanie nauczycieli na wrednych i chujowych ludzi. Już nie mówiąc, że nauczyciele w USA a w Polsce to dwa różne typy rady pedagogicznej. Tam inaczej podchodzą do ucznia, inaczej motywują, inaczej uczą, są bardziej na luzie. Dlatego nie chce mi się wierzyć, aby choćby w całej radzie nie znalazł się choćby JEDEN nauczyciel, który byłby w porządku. Są różne typy nastoletnich buntowników, chuliganów, którzy mają wylane na nauczycieli, są do nich źle nastawieni, nie lubią ich, ale jakby nie patrzeć, to zawsze znajdzie się ta jedna osoba, którą będą nawet tolerować/lubić. A pyskowanie do nauczycieli w USA jest nie do przyjęcia. To nie to co u nas, że można nauczycielowi nawet założyć śmietnik na głowę i wszystko gra. Szkoły w USA są bardziej restrykcyjne niż u nas i za np. minute spóźnienia możesz iść do kozy (o ile szkoła ma coś takiego, bo nie wszystkie mogą je mieć).

    Miałam napisać więcej, ale dziewczyny już wyjaśniły, więc ja tylko dodałam od siebie, bo mnie aż zabolało. Nie chcę uchodzić za znawczynię od szkół w USA, ale tu jest kompletny brak researchu.
    No, to tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dodam jeszcze, żeby mnie nikt źle nie zrozumiał, zawsze może pojawić się jakiś wyjątek od reguły i tego, co napisałam wyżej. Również jeśli chodzi o pyskowanie do nauczycieli, tak wiem, są różne szkoły, jest też różna młodzież, pyskówki jak najbardziej mają miejsce, nie mówię, że w ogóle nie istnieją, ale do takich rzeczy inaczej się tam podchodzi niż u nas. Można by powiedzieć, że surowiej.

      Usuń
    2. Dzięki, Mari! Nie znałam pojęcia lockdownu w szkołach w USA; super, że uzupełniłaś. Aż sobie poczytam więcej na ten temat.


      A co myślisz o ocenie? :)

      Usuń
    3. Szczerze polecam, choć mi ciężko się czytało czy słuchało o tym, co przeżyli uczniowie. Najgorszy był filmik z prawdziwej strzelaniny w szkole podczas lockdown, właśnie w wymienionej przez Was Florydzie. Panika, krzyki i huk jest straszny...

      Ocenka jak zwykle bardzo dobra! :)

      Usuń
    4. A pyskowanie do nauczycieli w USA jest nie do przyjęcia. To nie to co u nas, że można nauczycielowi nawet założyć śmietnik na głowę i wszystko gra. – Och, tak, Mari. Zgadzam się stuprocentowo. Można tylko podziwiać szkoły w USA za dyscyplinę.

      Usuń