[182] ocena tekstu: Being your voice


Autorka: Laire Stock
Tematyka: romans yaoi z elementami fantastyki
Oceniają: Deneve i Skoiastel



Podoba mi się szata graficzna. Jest schludnie i czytelnie. Brakuje mi tylko justowania w gadżetach. W jednym brakuje ci kropki:
Resztę zapraszam do czytania[.] ;) – emotikon wcale jej nie zastępuje – nie zamyka zdania. Przy ostrzeżeniu warto byłoby nie uogólniać – symboliczne +18 niewiele mówi czytelnikom sieciowym. Równie dobrze może odnosić się do mocnej erotyki, jak i delikatnych wstawek. 
Niektórzy autorzy rozwiewają wątpliwości, używając tagów, na przykład: #slash, #smut (jeśli istnieją sceny erotyczne, lecz nie pornograficzne), #vanilla (jeśli są one bardzo delikatne) lub #lemon (jeśli erotyka jest mocna) i tak dalej. Nie jest to jednak żaden wymóg, ot, luźna propozycja.
W tytule innego twojego opowiadania: Shine baby! brakuje przecinka przed wołaczem. W cytacie na zachętę brakuje natomiast kropki za cudzysłowem, który sam w sobie jest niepoprawny. Powinien wyglądać tak: „(...)”. Użyj klawiatury numerycznej i kodów: ALT+0132, by otworzyć, i ALT+0148, by zamknąć cudzysłów. 

Blurb: Jego najlepszy przyjaciel – Simon, jest kochany i zawsze go wspiera. – Jeżeli zaczynasz wtrącenie myślnikiem, tak też powinno się ono kończyć. Jeżeli natomiast chcesz użyć przecinka, to również w obu przypadkach. Ważna jest konsekwencja. 
W spisie treści przed prologiem umieszczasz również zakładkę z bohaterami. Na jej dole znajduje się informacja o prawach autorskich, jednak mimo wszystko brakuje mi tam źródeł. Google Grafika to zbyt duży ogólnik. Swoją drogą w tytule owej zakładki również masz angielski cudzysłów, co źle wygląda w przypadku opowiadania pisanego po polsku. 
Nieco googlania pokazuje mi, że zdjęcie Ladie to zdjęcie niejakiej Kerti Pahk. Ponieważ Kerti jest fotografką i projektuje ubrania, nie sądzę, żeby była zadowolona na wieść, że ktoś buchnął jej zdjęcie. A jako że zdjęcia to istotny element jej pracy, wydaje mi się, że może mieć kilku niezłych prawników. To, że nikt nie znalazł tych zdjęć na twoim blogu teraz, nie znaczy, że nie stanie się tak nigdy. A kary potrafią być naprawdę dotkliwe. Prawników nie obchodzi to, że ktoś wziął z Tumblra.


PROLOG

Zerwałem się z łóżka w środku nocy, słysząc ten krzyk wewnątrz mojej głowy. Zapewne to on mnie obudził. – Trochę to masło maślane, nie sądzisz? Skoro zerwał się z łóżka, słysząc krzyk wewnątrz głowy, to czytelnik wie, że właśnie to było powodem nagłego przebudzenia.

Wpadłem do środka, potykając się o próg[,] i ruszyłem w kierunku łóżka, na którym rzucał się ciemnowłosy chłopak pogrążony w koszmarze. – Zakładam, że narrator zna imię tego chłopaka, więc niezbyt naturalne są myśli, w których określa go z takim dystansem. Samo nawiązywanie do włosów wygląda jak opis wciśnięty na siłę. 
Już w pierwszych zdaniach w oczy rzuca się straszne nagromadzenie imiesłowów współczesnych. Dość mocno zwróciły moją uwagę. 

– Dereck – poruszyłem jego ramieniem, klękając przy łóżku. – Ledwo zdanie wcześniej pojawia się informacja, że Dereck leży na łóżku, więc kiedy Simon dotyka jego ramienia i klęka, łatwo domyślić się jego położenia. 

Poczułem, jak coś przyciąga mnie do siebie. Westchnąłem po raz kolejny i przytuliłem ciemnowłosego. – I znów: niezbyt naturalne określenie. Jakbyś na siłę unikała powtórzeń; wychodzi pretensjonalnie. 
Podoba mi się to, że jestem w stanie wyczuć, że Simon zachowuje się w porządku bardziej z poczucia obowiązku niż faktycznej chęci bliskości. To ciekawy wniosek na koniec, który sprawia, że mam ochotę zajrzeć do kolejnej notki.
[UPDATE: Po przeczytaniu ocenianego tekstu wydaje mi się, że jednak to poczucie obowiązku wyszło ci tu raczej przypadkowo – być może nie planowałaś pokazywania takich emocji, ponieważ już one nie wracają; później nie czuję, by Simon się zmuszał, był zmęczony opieką].

ROZDZIAŁ 1

Smarowałem chleb masłem w kuchni, kiedy usłyszałem ciche tupanie. Odwróciłem się i mój wzrok padł na wysokiego, umięśnionego, ciemnowłosego chłopaka. – Znów ten niezręczny opis postaci. Piszesz tak, jakbyś nie pamiętała, że masz narrację pierwszoosobową, nie trzecio-. 
Nie bardzo rozumiem też irytację bohatera – Dereck nie mówi od pięciu lat, a więc wydaje się dość logiczne, że nie zacznie odzywać się ot tak, a mam wrażenie, że Simon wydaje się tym wręcz oburzony: 
– Zamierzasz się odzywać?
Po raz kolejny wzruszył ramionami.

– No jasne – warknąłem w odpowiedzi i wywróciłem oczami.
Swoją drogą ten pusty odstęp wygląda mi na zbędny.

Pamiętam moje zdziwienie, gdy odkryłem, że on może przekazywać mi mentalne wiadomości. – Sugeruję inny szyk zdania, bardziej naturalny: może on (co robić?) przekazywać (co?) wiadomości (jakie?) mentalne. Czyli:
Pamiętam moje zdziwienie, gdy odkryłem, że może on mi przekazywać wiadomości mentalnie. Poza tym w tej wersji to właśnie nacisk na ostatnie słowo (informacja: mentalnie), do którego prowadzi całe zdanie, może wywołać u czytelnika większe emocje, efekt zaskoczenia. 

Ja z początku też w to nie wierzyłem, ale w końcu musiałem przyjąć to do wiadomości. (...) Nigdy nie udało nam się tego odkryć, a ja musiałem się przyzwyczaić do tego, że on odpowiada w mojej głowie i że jestem jedyną osobą, z którą kontaktuje się w sposób słowny. 

– Spoko – powiedziałem, bo tak naprawdę nie byłem zły. – Skoro nie był tak naprawdę zły, dlaczego wcześniej warczał i przewracał oczami? To wyraźna oznaka irytacji; wyczułam ją w tekście, a teraz się jej wypierasz.

– Masz ochotę napisać jakieś wypracowanie? – zapytałem.
Oczy Derecka rozszerzyły się, a on gwałtownie pokręcił przecząco głową. Chciało mi się śmiać na tę jego reakcję. Fakt był taki, że Dereck miał talent do ścisłych przedmiotów takich jak matematyka, fizyka czy chemia. Nienawidził jednak wszystkiego, co humanistyczne. Historia i wypracowania były jego zmorą. – O, a to już ekspozycja. Dałaś mi obrazek tego, jak Dereck reaguje na pytanie o wypracowanie szkolne; nie musisz mi wyjaśniać jego reakcji. Widzę, że nie przepada za przedmiotami humanistycznymi. Jeżeli to ważna informacja, możesz przytoczyć ją raz jeszcze w jakiejś scenie, gdzieś przy okazji. Nie musisz mi jej wciskać na siłę. 

Oczy Derecka rozszerzyły się, a on gwałtownie pokręcił przecząco głową. – Pleonazm. Nie można pokręcić głową twierdząco.

Mi się, w każdym razie, jeszcze nigdy nie udało. – Mnie.

Zawsze tak robił, kiedy chciał sprawdzić, czy wciąż znajduję się w kręgu jego zainteresowań. – Chwila. Dereck musiał szturchnąć Simona, żeby sprawdzić, czy nadal on sam (Dereck) interesuje się Simonem? Nie powinno być odwrotnie? To jest: (...) kiedy chciał sprawdzić, czy nadal znajduje się w kręgu moich zainteresowań. Choć samo w sobie brzmi nieco pretensjonalnie.

Po długich i bolesnych dedukcjach odkryłem, że dotknięcie mnie nawet na jedną sekundę – w jakiś sposób go uspokajało. 
Uniosłem brew i zerknąłem na niego, udając, że nie wiem, co robi. Nawet na mnie nie patrzył. Dupek.
Hm, a gdyby tak...?
Tym razem ja go szturchnąłem. Spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi ślepiami z wyraźnym oczekiwaniem, a ja poczułem, że kąciki moich ust unoszą się mimowolnie. Pokręciłem głową, udając, że nie wiem, o co chodzi. Dereck wywrócił oczami i odsunął się ode mnie. – Zakładam, że bohater nie byłby w stanie poczuć niczyich innych kącików.

Nie jest źle, czyta się dość szybko i sprawnie, jednak istnieją pewne niuanse, które sprawiłyby, że narracja stałaby się bardziej wiarygodna. Na przykład tutaj: Wolałem nie zajmować się teraz niepotrzebnymi rzeczami, bo bardzo nie lubiłem spóźniać się do szkoły. – Znów ekspozycja. Pomyśl, jak przekazać tę myśl naturalnie, nie tak, aby z góry określała bohatera, a aby to z niej samej czytelnik mógł go określić. Coś w stylu: 

Wolałem nie zajmować się teraz niepotrzebnymi rzeczami, bo jeszcze bym się spóźnił. – Dodatkowo ten biedny, prowadzony za rączkę czytelnik wie też, dokąd bohater może się spóźnić (przecież rozmawiał z Dereckiem o szkole), dlatego nie musisz tego dopowiadać. Daj mi samodzielnie poskładać te puzzle. Trochę zaufania.

Dereck wkładał właśnie skórzaną kurtkę, buty miał już ubrane, a jego sportowa torba i mój plecak stały oparte o ścianę. – W co wkładał kurtkę? I w co ubrał buty?

[jak widać, butów się w nic nie ubiera]



Ekspozycje się mnożą. Kolejna wygląda tak: 
Były takie dni, kiedy odbywaliśmy takie rozmowy nawet po dwadzieścia razy dziennie. Rzygałem nimi i starałem się, jak mogłem, aby było ich jak najmniej. Szczególnie, że bardzo często dotyczyły tych samych, nudnych tematów. Męczyło mnie to. – Nie wydaje ci się, że od tego jest fabuła i sceny, aby pokazywać, co się dzieje w życiu postaci i jak reagują one na te wydarzenia? Opisy i streszczenia wprawdzie przekazują informacje, ale czytelnik nie będzie ich odpowiednio przeżywał ani nie poruszą one jego wyobraźni.  

(...) wie[,] jak bardzo lubię gadać (...).

– Jak to co? Będziemy dobrze się bawić! Tańczyć, pić... – urwałem. Cóż, w tym momencie, kolejną rzeczą, którą powinienem wymienić, było gadanie. Gadanie. Zaproponować Dereckowi rozmowę z inną osobą niż ja, to tak jakby poprosić niewidomego, by przyjrzał się, jak piękne jest niebo albo zasugerować głuchemu, by posłuchał twojej ulubionej piosenki. Po prostu klapa. – Dereck nie mówi już pięć lat. Wydaje mi się, że to wystarczający kawał czasu, by przekonać się do tego i nie być tym rozczarowanym czy sfrustrowanym, tylko tego oczekiwać. Na dodatek na pewno o tym fakcie wiedzą również wspólni znajomi i nie będą wymagać od Derecka cudów. Tymczasem, gdyby nie informacja, że minęło pięć lat, po zachowaniu narratora wnioskowałabym, że Dereck stracił głos całkiem niedawno. 

A jest coś[,] co tobie wychodzi?

– Hej, Simon. A gdzie Dereck? Nie będzie go dzisiaj? – Przed momentem Simon tłumaczył czytelnikom, że nie chodzą na hiszpański razem, bo są na różnym stopniu zaawansowania. Co też Dereck miałby robić pod tą samą salą razem z Simonem? Być może czeka na swoją lekcję w bardziej lubianym towarzystwie niż swoja klasa, ale to jedynie przypuszczenie. 

Niecałe dziesięć minut później nadszedł nauczyciel hiszpańskiego – pan George Siwer (...). Zachowywał się tak, jakby jego siwe włosy oznaczały respekt. – To brzmi jak skrót myślowy. Raczej: oznaczały konieczność respektowania go. Czy coś. 

Pokręciłem przecząco głową (...). – Kręci się zawsze na nie; na tak się kiwa. Logiczne.

Strasznie dużo mi wzruszania ramionami; w tym jednym rozdziale powtarzasz u swoich postaci tę czynność aż dwanaście razy. Jakby nie było innego gestu wyrażającego brak zainteresowania. Gdyby jeszcze takie reakcje odnosiły się do jakiegoś konkretnego bohatera, możnaby to uznać za jego cechę szczególną. 

Jeśli chodzi o Nancy, dla niej niezbędny był również smartphone, więc oparła go o swój mały, czarny piórniczek, tak aby Siwer nie mógł go dostrzec ze swojego miejsca.
– Ladie zaproponowała jakiś wypad na dniach – powiedziała Nancy, wpatrując się w ekran telefonu. – Skoro powiedziała, to wiadomo, że Nancy, bo to ona była ostatnim żeńskim podmiotem w zdaniu przed wypowiedzią dialogową. Nie musisz raz jeszcze zaznaczać, że wypowiedź należy do niej.
Simon w myślach stale nazywa Nancy – przyjaciółkę – dziewczyną. W ogóle mnie to nie przekonuje. 

Tak jakby obchodziły mnie uczucia tego idioty. Gdybym miał jakiś ostry przedmiot, to dźgnąłbym go na najbliższej przerwie. – Czy Simon naprawdę musi być taki krawędziowy? W swoich myślach zachowuje się, jakby miał ciężkie zaburzenia osobowości. Z jednej strony przychodzi utulić Derecka do snu, z drugiej myśli o tym, żeby go dźgnąć, bo mieli wcześniej jakąś drobną sprzeczkę. Simon mógłby chcieć oszukiwać kolegów i przed nimi kozaczyć, ale dlaczego miałby to robić we własnych myślach?

Oczywiście, czasem tak robiłem, bo na przestrzeni kilku lat, [przecinek zbędny] jako tako to opanowałem (...). 

– Chcesz o czymś pogadać z Dereckiem? – Zmieniłem temat. Zmieniłem małą, ponieważ komentarz ten bezpośrednio dotyczy wypowiedzianych słów. 

Choć ona tak naprawdę nie miała tak na imię, po prostu wszyscy tak się do niej zwracaliśmy.

Z jakiegoś powodu za każdym razem stawała po jego stronie, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że ona coś do niego czuje. Ona zbędne. 

Nie poddawałem się w mojej złości i zachowywałem się, jakbym był obrażony. Tak naprawdę nie byłem. Należałem do osób, które nie trzymały długo urazy, ale tym razem zależało mi na jego przeprosinach. – Byłem zły, ale tak naprawdę to nie. Nie trzymałem długo urazy, ale chciałem go dźgnąć czymś ostrym. Czy Simon mógłby się zdecydować, o co mu chodzi?

Pierwszy problem pojawił się wraz z zakończeniem zajęć. Miałem dwie opcje – zignorować przyjaciela i iść na autobus (co wiązało się z wracaniem... autobusem. Z innymi ludźmi, a szczerze za tym nie przepadałem) albo pójść z Dereckiem do samochodu i łaskawie pozwolić mu się odwieźć, ale... Cóż, jako że wciąż byłem na niego zły, mógł mnie chamsko wykopać, a nie mogłem dopuścić do takiego skompromitowania. – Simon mówi, że nie jest kimś, kto trzymałby długo urazę, a zaraz potem pokazuje, jak długo trzyma urazę. Seems legit.

Simon oznajmia, że nie podejdzie do Derecka, żeby ten przypadkiem nie kazał mu iść na autobus, bo byłaby to kompromitacja, zaraz potem:
Machnąłem na niego ręką i rozejrzałem się. Gdy moje bystre oko dostrzegło mojego przyjaciela, dobiegłem do niego. Dereck zerknął na mnie kątem oka, ale nic nie pomyślał. Uparta dupa z niego. – To się po prostu nie trzyma kupy. Zachowanie Simona jest skrajnie nielogiczne.

Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę, a wówczas usłyszałem w głowie cichy pomruk.
Si...
Popatrzyłem na niego i czekałem. – O, a z tego wynika, że Simon popatrzył nie na Derecka, a na… pomruk. Poza takimi drobnostkami, jesteś całkiem poprawna technicznie. Bardzo mnie to cieszy i ułatwia czytanie. Jest nieźle, choć zawsze mogłoby być bardziej naturalnie, siedemnastoletnio i dobrze byłoby, gdyby główny bohater jednak zdecydował się, czego chce.  

ROZDZIAŁ 2

– Jasne, pewnie – odparłem. W mojej głowie krążyły jednak myśli nad tym, czy wypadałoby zapytać ją, czy czuje coś więcej do Derecka. – Podkreślenie jest zbędne. A gdybyś tak zaczęła to zdanie od: Czy wypadałoby… i zakończyła je pytajnikiem? Wiesz, pytania retoryczne to też bardzo dobry sposób prowadzenia narracji pierwszoosobowej. Wtedy widać, że bohater naprawdę bierze coś pod uwagę i analizuje niektóre kwestie, a nie tylko informuje mnie, że tak już zrobił. 

– Jesteś jakiś dziwny – stwierdziła. [akapit] Dzisiaj Nan zdecydowała się na mniej wyzywający strój (...). Dlaczego kolejny raz podkreślasz, że Nancy ubiera się jak hipsterka? Wspomniałaś już o tym, zakładaj, że czytelnik jest inteligentny i nie trzeba mu powtarzać po kilka razy.

– Myślisz, że Dereckowi się spodoba? – [akapit] O cho, czekałem na to pytanie. – Oho. 

– No, chyba tak – opowiedziałem. Tak naprawdę, nie miałem zbytnio pojęcia o gustach Derecka, ponieważ raczej się z nikim nie umawiał ze względu na tę sprawę z niemówieniem. – Biorąc pod uwagę, że Simon jednak z Dereckiem rozmawiać potrafi, to nie sprawa z niemówieniem jest kluczowa w tej kwestii, a samo to, że Dereck zapewne nie rozmawia z Simonem o sprawach uczuciowych. 

Opis wyglądu Penny’ego wydaje mi się wymuszony i zbyt szczegółowy. Nie sądzę, by naturalnym było na wszystko zwracać uwagę aż tak skrupulatnie i wyodrębniając to w jednym dłuższym akapicie. 

– Hej, jestem Simon – przywitałem się, wyciągając w jego stronę dłoń.
– Penny – odparł, ujmując moją dłoń. – Wystarczyłoby: (...) ujmując ją

– Nancy – dodała dziewczyna i również wymienili się uściskiem. – Czy Penny to nie jest przypadkiem żeńskie imię? – zapytała. (...)
– Nie. – Pokręcił głową. – Choć wiele osób tak uważa, ale jest to imię obupłciowe. – Ciekawostka: Penny nie jest imieniem obupłciowym, a najlepszym na to dowodem jest fakt, że Google nie zna męskiego osobnika, który nosiłby to imię. Okay, może być pseudonimem, na przykład od nazwiska Pennington. Poza tym jest nawet o tym źródło: [klik]: Since 1880, we have no record of any boys being named Penny while 92,788 girls were named Penny.
Śmiem więc twierdzić, że Penny ściemnia, bo mu wstyd, a jego rodzice mieli po prostu niesmaczne poczucie humoru, by nazwać syna po dziewczyńsku. Nawet mi żal chłopaka. 

(...) Nancy ukradkiem wysyła esemesa do Ladie o Penny'm. – Pennym.

Penny wydawał się być naprawdę spoko kolesiem. Chwilami trochę nieśmiały, ale raczej rozmawiał z nami bez większego stresu. Okazał się być otwarty na wszelkie tematy i chętnie z nami dyskutował. – Skąd te wnioski? Simon zna go zaledwie kilka minut – skąd wie, że chłopak jest otwarty na wszelkie tematy? To ile oni tych tematów poruszyli na jednej lekcji, gdzie, no właśnie, jeszcze wypadałoby choć trochę uważać (lub chociaż sprawiać takie wrażenie)? Tak naprawdę w ogóle nie zwróciłam uwagi na to, że postaci nie są na przerwie – tak bardzo poczułam szkolny klimat.

– Grasz na gitarze? – zapytał Penny, wskazując kostkę wiszącą na szyi ciemnowłosego. – Nie. Po prostu nie. Z przyczyn oczywistych takich jak narracja pierwszoosobowa i naturalność myśli. Poza tym określanie postaci po kolorze oczu czy włosów uchodzi za braki w warsztacie. 

– Już mówiłem twoim znajomym, że to też jest męskie imię. – Penny zaśmiał się. Miał całkiem ładny śmiech. – A tak poza tym, moja mama jest trochę szalona. – Simon dopiero co poznał nowego kolegę, a już tekst jest pełen aluzji: zachwalanie urody, śmiałości, ładnego śmiechu… Może dla ciebie wygląda to jak *wink-wink* subtelne wstawki, dla mnie to jednak cegła w twarz – męczące epatowanie tym, że Simon jest gejem, i to akurat wtedy, gdy pojawił się nowy. Jakby Simon nie mógł być gejem już gdzieś wcześniej, na przykład stwierdzić, że, nie wiem, podoba mu się jakiś serialowy aktor. A Dereck – nie. 

Kto wie[,] może chodziliśmy razem do podstawówki, ale nawet o tym nie pamiętamy?

Penny dwukrotnie zwrócił się do Derecka, a odpowiedział mu Simon. Czy nie dziwne, że Penny w żaden sposób na to nie zareagował, jakby takie zachowanie było na porządku dziennym? 

– Och, masz iPhone'a! – zawołała Ladie, przysuwając się do chłopaka. – Witamy w gronie szczęśliwców. – Naprawdę nie sądzę, żeby kolejne osiemnaście linijek dyskusji o iPhone’ach cokolwiek wnosiło do tekstu.

Widziałem oczami wyobraźni, jak nowy i nasza kochana blondynka zostają najgłośniejszą parą naszej szkoły. Ta radosna wizja została zniszczona przez zachowanie Penny'ego, które doprowadziło do małej niepewności tyczącej się jego orientacji. Chłopak dość często zerkał w naszą stronę, a konkretniej obserwował Derecka. Podejrzewałem, że mógł o nim myśleć, ponieważ nie odezwał się słowem, ale w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. – A Simonowi nie przyszło do głowy, że Penny mógł z zainteresowaniem przyglądać się Dereckowi, bo Dereck nie odezwał się ani słowem, a nie dlatego, że Penny jest gejem? Przecież to jest znacznie bardziej prawdopodobne. Poza tym patrzenie na kogoś wcale nie oznacza żadnego zauroczenia, w jakim świecie Simon żyje? 

Choć nie żebym się na tym znał i wiedział, ile czasu zajmuje palenie fajek. – Generalnie nie trzeba palić, żeby przynajmniej domyślać się, czy komuś się spieszy, czy się jednak delektuje. To przecież widać – dość łatwo to poznać po tempie, w jakim raz za razem unosi się papierosa do ust, zaciąga się i wypuszcza dym. 

Na sam koniec naszego, [przecinek zbędny] udanego spotkania dziewczyny pożegnały się z nowym buziakiem w policzek. 

Nawet Helen Simon opisuje tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. To strasznie sztuczne. 

ROZDZIAŁ 3

Zdążyliśmy zdecydować, że chcemy robić angielsko-irlandzkie ciasto Porter, oraz przygotować wszystkie składniki, a potem się zacięliśmy.Robić angielsko-irlandzkie ciasto na porterze – porter to nie nazwa ciasta, a rodzaj angielskiego piwa, które się do niego dodaje. 
Najpierw piszesz, że bohaterowie zdążyli zdecydować o cieście i składnikach, a za chwilę scena przedstawia ich spór o składniki i formę ciasta. O co chodzi?

Nie radzisz sobie z tą narracją pierwszoosobową, oj, nie radzisz: 
Ciemnowłosy był pomocny bardziej, niż się spodziewałem i nawet komunikował się ze mną w większych ilościach, co bardzo mnie cieszyło. Łudziłem się wewnętrznie, że może w końcu mu się poprawia, ale w głębi serca wiedziałem, że po prostu miał dziś dobry dzień, a jutro równie dobrze mógłby mnie ignorować cały czas. – Pomijając pretensjonalnego ciemnowłosego, zupełnie zabijasz jakiekolwiek emocje. Tekst jest poprawny, ale kompletnie suchy, a przez to – nudny i się wlecze. Gdzie w tym fragmencie widzisz uciechę Simona? Gdzie jest konkretna myśl zapisana wprost o tym, że bohater się łudzi? Tak, to sobie możesz pisać w narracji trzecioosobowej (poza, oczywiście, ciemnowłosym – to jest po prostu słabe), a nie, próbując wpuścić mnie do głowy twojego głównego bohatera. Poza tym emocje Simona przekazujesz w naprawdę kiepski sposób. Zamiast pokazać, jak Simon się cieszy, po prostu piszesz, że Simon bardzo się cieszył. Pokaż to czytelnikowi. Inaczej może uwierzy ci na słowo, ale na pewno nie zobaczy, jak bohater się cieszy, gdy tylko napiszesz o fakcie dokonanym.

Kiedy nasze dzieło grzecznie się piekło, my siedzieliśmy przed piekarnikiem i cały czas zaglądaliśmy przez szybkę, sprawdzając postępy. Trochę mnie to bawiło, ponieważ wiedziałem, że zachowujemy się jak małe dzieciaki z przedszkola, które wręcz nie mogły doczekać się ulubionych słodkości. – Gdzie tu zabawa? Gdzie tu jakiekolwiek pozytywne nastawienie? To, że o nim wspomnisz, nie oznacza, że da się je wyczuć. Z prawidłowym opisywaniem nastrojów w tekście jest trochę jak z komunikacją. Jeśli ktoś będzie ci powtarzał, że jest bardzo zadowolony z prezentu, który właśnie od ciebie otrzymał, ale jednocześnie będzie nerwowo pocierał nos, skrzywi się i będzie w połowie odwrócony, jakby chciał odejść – raczej mu nie uwierzysz. Tak samo jest ze słowem pisanym. Możesz twierdzić, że bohater coś tam poczuł, ale co z tego, jeśli w treści w istocie tego nie znajdziemy?

– Ach, sorki, trochę się zamyśliłem – odparłem. – Pewnie, ale trzeba pilnować czas. Jak spalimy te muffinki, to się chyba popłaczę.
Co ty taki nierozgarnięty? Nastaw budzik w telefonie.
– A może ty nastawisz? Czemu ja mam wszystko robić? – obruszyłem się. – Pilnować: kogo? czego? – czasu. No i muffinki pieką się już jakiś czas, a bohaterowie nie śledzili go na żadnym zegarze. To, że teraz ustawią alarm, nic im nie da, bo na dobrą sprawę nie wiedzą nawet, na ile go nastawić. 

Nasze mamy były wysokie i eleganckie. Zawsze miały ładne fryzury i ubierały się adekwatnie do sytuacji. Choć mama Derecka, a dla mnie ciocia Marie, nigdy nie nosiła spodni, a więc i dzisiaj ubrała się w chabrową, prostą sukienkę i buty na obcasie, a całość dopełniał ciemny kok spięty na czubku głowy. Moja mama lubiła czasem wyluzować i spotkanie ze mną uznała za dobrą okazję, by założyć ładny, beżowy sweter pasujący do jej jasnych włosów i jeansy. – Opisywanie od stóp do głów wyglądu bohaterów zupełnie jakby wykreślano kolejne punkty z listy – jaki to ma sens? Co to znaczy dla fabuły i tekstu? Zupełnie nic. Niżej tak samo znajduje się opis wyglądu ojca. Nie lepiej przemycić ten nieszczęsny ubiór przy okazji? Na przykład tak: Mama Derecka objęła mocno syna, nie dbając o to, że wygniecie elegancką chabrową sukienkę.

Jego mama notorycznie pytała go przy każdym spotkaniu, czy nie chciałby może udać się do lekarza w związku z tym niemówieniem. Prawdę mówiąc, zgadzałem się z nią i uważałem, że Dereck potrzebował pomocy specjalisty, ale z drugiej strony wiedziałem, że on po prostu się tego bał. (...) Tym oto sposobem trwaliśmy w tej sytuacji od pięciu lat. – Bohaterowie chodzą do liceum, mają siedemnaście lat. Pięć lat wcześniej Dereck miał dwanaście i zakładam, że jeszcze wtedy mieszkał z rodzicami i był od nich zależny. Nie chcę wysuwać pochopnych wniosków, ale opiekunowie mieli pięć lat, by wpłynąć na syna i pomóc mu; rozumiem, że teraz jako prawie dorosły człowiek Dereck chce decydować o sobie i nawet ma do tego prawo, ale jako dwunastoletni smarkacz – nie musiało tak być, a nawet nie powinno. Na moje oko to rodzice zawalili sprawę, nie posyłając swojego dziecka na terapię i nie robiąc nic w tym kierunku. Samo zadawanie pytań o ewentualnego lekarza teraz, gdy chłopak przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy, to za mało – odbieram te pytania jako sztuczną, udawaną troskę ludzi, których nie mam problemu obwinić o poważny stan ich syna. 
W tej chwili to w zasadzie ciężki imperatyw opkowy – rodzice nic nie zrobili przez te wszystkie lata z Dereckiem, bo gdyby jednak zabrali go w dzieciństwie do lekarza, to tu i teraz nie mielibyśmy wątku o milczącym Derecku. Dlatego też jego rodzice zachowują się totalnie od czapy, bo tego wymagało opko. Nie. Tak się nie robi. Zdecydowanie bardziej wiarygodnie brzmiałoby, gdyby Dereck był u tuzina specjalistów i żaden nie dał rady mu pomóc. A pytanie o to, czy nie chciałby pójść do następnego, wywoływałoby u niego zrozumiałe rozżalenie w związku z tym, że już tyle razy próbował, że więcej po prostu nie chce. 

– Dereck – zaczęła ciocia, czekając chwilę, aż uzyska uwagę syna. – Jak się czujesz? (...) Zastanawialiśmy się z ojcem, czy może zmieniłeś zdanie i chciałbyś skorzystać z pomocy lekarza? – O, no właśnie o tym mówię. Pięć lat tak sobie wesoło czekają i dziwią się, że ich synowi ot tak nie zrobiło się nagle lepiej. 
Głupota, naiwność, nieodpowiedzialność. 

Rodzice też nie są Einsteinami parentingu, skoro ciągle pytają Derecka, czy chce iść do lekarza, ciągle pada ta sama odpowiedź i zaczyna się histeria, a oni nadal to powtarzają. Robią to samo i co, oczekują innego wyniku? 2 + 2 to 4. Abstrahując od jakiejś wyższej matematyki: dwa patyki i dwa patyki to zawsze będą cztery patyki. Nie pięć, nie dwadzieścia. Tak samo dopóki nic nie zmieni się w Derecku, a zakładam, że się nie zmieni, on też nie podejmie innej decyzji dotyczącej lekarzy.

W każdym razie, [przecinek zbędny] oglądaliśmy właśnie śmieszny filmik, kiedy zaczął się ten temat.

Myślałem, że może, [przecinek zbędny] jak poznam jego motywacje, łatwiej mi będzie mu pomóc.

Dereck przestał mówić pięć lat. – Pięć lat temu.

Mam podrzuciła mnie kilka godzin wcześniej do babci (...). – Mama.

Dereck zaczął się wiercić na łóżku, więc odsunąłem się odrobinę, robiąc mu więcej przestrzeni. Ostatecznie odwrócił się przodem do mnie, ale wciąż leżał na boku, i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, a potem objął. Wtuliłem się w niego, a on wtulił się we mnie, po czym chyba zasnęliśmy. – Ale nieee, oni nic, #nohomo, totalnie przyjaźń. 


Ja wiem, że to yaoi i spoko, ale chociaż pokaż rozwój tej relacji w sensowny sposób. Bo teraz są przytulanki w łóżeczku, ale jednocześnie udawanie, że gdzie tam, oni nic, zero, null. Kiedy zupełną oczywistością jest to, że Simon się Dereckowi podoba. To są chłopcy. W wieku dojrzewania. Pewne nastroje trudno ukryć.

(...) przyjąłem moją ciepłą, świeżo zrobioną herbatkę.
– Dziękuję – mruknąłem, dmuchając w płyn, żeby szybciej go ostudzić. Dmuchając w nią i ją ostudzić. Płyn jako synonim herbaty jest naprawdę kiepskim pomysłem.

– Co prawda, [przecinek zbędny] to my zasnęliśmy, ale jesteśmy tylko nastolatkami, my ciągle śpimy. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem się z mamą albo dłużej z nią rozmawiałem. – No dobra, ale kiedy tylko przyjechała, Simon nie zrobił nic w jej kierunku, tylko wraz z Dereckiem schowali nosy w telefonie… 

Zwracaj uwagę na pewne słowa, które bardzo lubisz powtarzać. Jakieś obrazki, jakichś filmach, jakichś lekkich rzeczach i tak dalej. To brzmi jak paskudny lazy writing. Jakby nie chciało ci się pisać, o co dokładnie chodzi, więc bohater wygodnie zbywa wszystko skwitowaniem, że chodziło o jakieś tam rzeczy.

ROZDZIAŁ 4

Na tym etapie opowiadania dziwi mnie jedno. Simon spędza czas z Dereckiem, wie, że przyjaciel dobrze czuje się w jego towarzystwie (nie, nie interesuje się Nancy), przytula się do niego, robi mu herbatki, chce nauczyć go jeździć i odpina mu pasy, wspiera go i ufa mu, ale… Simon nawet nie zastanawia się, dlaczego tak jest. Nie poświęca temu ani minuty narracji. Mówi o przyjaźni, ale czy, ot, przyjaciele naprawdę zasypiają wtuleni w siebie? Simon to prawie dorosły mężczyzna, co zmusza mnie do zadania pytania – czy jest on upośledzony emocjonalnie? 
U młodych ludzi temat seksualności powinien też co jakiś czas powracać w myślach, tym bardziej gdy jest się gejem i interesuje nowym kolegą w klasie. W końcu poza nagłym rozwojem sfery seksualności mamy również pewne komplikacje wynikające z orientacji. Jeśli bowiem bohater nie ma za bardzo styczności z innymi osobami homoseksualnymi, może czuć się niepewnie. Tymczasem narracja twojego bohatera jest czysta i niewinna jak łza, jakby chłopiec jeszcze nie wyszedł z przedszkola – teraz dzieci dojrzewają szybciej. Gwarantuję, że w podstawówce już o tym myślą, choć zwykle w ten heheszkowaty sposób. Jasne, bohater może być zwyczajnie grzeczny, ale on nawet nie myśli o swoim dojrzewaniu, o samym sobie, choć wciąż jesteśmy w jego głowie i powinnyśmy znać jego myśli (wszystkie, nawet te o chęci pokątnej masturbacji na myśl o Pennym). 
Bardzo realistycznie ujęła to chociażby Ome w miniaturze Na boisku o piątej. Choć została ona napisana narracją trzecioosobową, mową pozornie zależną, jest bardzo blisko emocjonalności, jaka może towarzyszyć młodemu, dojrzewającemu chłopakowi. Oczywiście nie znaczy to, że twój bohater ma odczuwać emocje jeden do jeden jak Marcin, jednak chodzi mi o to, by Simon przeżywał… cokolwiek jakkolwiek, naprawdę. Marcin w swojej narracji trzecioosobowej jest zdecydowanie bliższy czytelnikowi niż twój Simon, mimo że de facto siedzę cały czas w głowie tego drugiego. Jak to jest, że praktycznie nic o nim nie wiem? Nie wiem nawet, czy jest gejem świadomym swojej orientacji, czy jeszcze to do niego nie dotarło. 

Uroczy weekend z rodzicami zleciał nam szybciej[,] niż się spodziewaliśmy. 

Wieczorem, kiedy wrócili z imprezy z Helen[,] ciężko było z nimi porozmawiać, bo byli już bardzo zmęczeni. 

Przez chwilę miałem trochę doła, że mama tak szybko wróciła do domu, ale potem do niej zadzwoniłem. Była jeszcze w drodze, ale porozmawiała ze mną chwilę przez telefon. A potem przylazł do mnie Dereck i zaproponował, żebyśmy poszli pojeździć, skoro mamy chwilę wolnego czasu. Niechętnie się zgodziłem, bo wiedziałem, że muszę ćwiczyć, ale i tak bardzo się obawiałem.
– Dereck, boję się – wyszeptałem, gdy ciemnowłosy właśnie zatrzymał się na środku polnej dróżki.


Emocje wciąż leżą. Nie czuć strachu, narracja Simona do tej pory jest poprawna, ale nic poza tym. A przez to sceny są po prostu niezajmujące. Mimo że tematyka twojego opowiadania jest pozornie ciekawa, piszesz tak, że po kątach nic, tylko ziewam. 
Zastanawiam się, po co tak właściwie Simon na siłę chce robić prawo jazdy, skoro ewidentnie boi się jeździć? Naprawdę nie jest ono takie niezbędne do życia. Wielka Brytania to nie trzeci świat, komunikacja miejska działa tam całkiem nieźle. Z miasta do miasta też nietrudno o całkiem w porządku transport publiczny. A skoro Simon tak okropnie się boi, to i tak będzie unikał jeżdżenia samochodem, a jeśli już wsiądzie za kółko, to będzie mógł spowodować wypadek. Posiadanie papierka dla samego posiadania go? Jaki to ma sens?

Na tę myśl zacząłem trochę się stresować, co od razu dostrzegł Derek, bo dotknął delikatnie mojego uda, żeby mnie uspokoić. – Pamiętaj, by zapisywać imiona swoich bohaterów poprawnie.

– Nie, nie trzeba – nie zgodziłem się. – Takie dookreślenia są zbędne. Wiemy, że Simon się nie zgodził. Nie trzeba powtarzać tego w didaskaliach.

Chyba, [przecinek zbędny] że chcesz gdzieś iść. 

Jedziesz dwadzieścia trzy na godzinę.
– Nie szkodzi – powiedziałem.
Prowadziłem dalej swoim (powolnym) tempem, ale Dereck nie narzekał. (...) Cały czas miałem spięte mięśnie, ale im dłużej trwała moja podróż, tym bardziej się uspokajałem. Skręcałem właśnie szósty raz w lewo, kiedy wszystko wzięło w łeb. Oczywiście, jak to ja, zwolniłem przed zakrętem i sytuację tę wykorzystał chyba rudy kot. Zwierzątko przebiegło szybko przed samochodem, wyprowadzając mnie z równowagi. Krzyknąłem przerażony i zahamowałem gwałtownie. Auto zatrzymało się, a ja zacząłem głośno oddychać. (...)
– O mój Boże, nie. Już nie chcę. Dereck, nie mogę, ja się boję. Nie nadaję się do tego i… (...) Zamieńmy się miejscami – poprosiłem żałośnie. (...)
– Wracamy do domu? – zapytałem.
Dereck skinął głową.
Chyba, że chcesz gdzieś iść. Jakieś lody?
– Nie, raczej nie. Chcę trochę odpocząć
Ale po czym odpocząć? No już bez przesady. Dwadzieścia na godzinę i takie emocje...? 
Mam do ciebie pytanie – czemu celowo kreujesz tak niezajmujące, przesadzone sceny? Naprawdę robisz wszystko, by mnie uśpić.
Szło ci bardzo dobrze. Po prostu się przestraszyłeś, ale to nic złego. – Biorąc pod uwagę, że Simon jechał jakieś 23 km/h i zupełnie nie radzi sobie z emocjami za kółkiem, to coś bardzo złego.

Uniosłem ręce w górę w geście poddania, nie chcąc się kłócić. – Nie można unieść rąk w dół.

– Nie jest tak źle – stwierdził blondyn i dotknął włosów przyjaciółki. – Ale mogło być lepiej. – Stracił zainteresowanie nową fryzurą Nan i spojrzał na mnie. – Przyjaciółki? Penny i Nancy znają się dwa dni!

(...) chyba nawet w najśmielszych snach, [przecinek zbędny] nie spotykałem się z kimś takim.

– To wszystko dla Daniela Platzman'a? Na pewno to doceni.
– Dlaczego dla niego? Raczej dla Daniela Wayne Sermon'a – warknęła Nancy. – Oba apostrofy są zbędne. Zasada jest prosta: jeżeli nazwa własna kończy się na literę, która jest wymawialna, znaku się nie stawia (czyt. Platzman – Platzmana; Google – czyt. Gugl – Google’a). 

– Okay, dzięki. Simon, chcesz iść ze mną? – zapytałem.
Uchyliłem usta ze zdziwienia, gdy poprosił akurat mnie (...). – Chyba raczej: zapytał.  

Sprawa z Pennym wyszła dość szybko, dość konkretnie, czego się nie spodziewałam. Zaciekawiło mnie, co dalej będzie z biednym Dereckiem, którego Simon, trochę przez ignorancję, trochę przez naiwność, umieścił we friendzonie. O ile początek notki był kompletnie niezajmujący, o tyle druga jej połowa – całkiem-całkiem. Wciąż jednak powinnaś bardziej pracować nad narracją pierwszoosobową i emocjonalnością twojej głównej postaci – Simon nadal częściej stwierdza, że coś czuje, niż realnie to odczuwa. Za dużo u ciebie suchych stwierdzeń i rzucanych faktów. 

Skoro już jesteśmy przy szybkości – scena wyjścia na fajkę. Wiesz, że papierosa nie pali się w trzydzieści sekund? Penny w czasie krótkiej rozmowy nie zdążyłby go spalić.

ROZDZIAŁ 5

Scena z koszmarami nie wypadła aż tak przekonująco, jak mogłaby. Problem ten sam – brak emocji. Simon relacjonuje wydarzenia na chłodno, nawet jakby po czasie. Spójrz:
W środku nocy około godziny trzeciej obudził mnie krzyk. Nie był to zwykły krzyk. Rozniósł się on donośnie wewnątrz mojej głowy, obrazując ogromne cierpienia oraz paraliżujący lęk. – Tak tego bohatera obudził ten krzyk i był tak przejmujący, i realistyczny, że Simon zamiast się wystraszyć, zrobić coś, zaskoczyć i siebie, i mnie – spojrzał na zegarek. I to nie tylko o ten fragment chodzi; cała scena powypychana jest mało emocjonalnymi stwierdzeniami pełnymi obiektywizmu; brakuje zaangażowania. Simon, zamiast działać i faktycznie biec z pomocą, myśląc tylko o Derecku, robi dokładnie coś odwrotnego. Na przykład stwierdza dumnie, że tylko on może mu pomóc, ogląda pościel przyjaciela zamiast działać. Interesuje go dosłownie wszystko, na dodatek sam nie reaguje w żaden sposób na widok Derecka – nie trzęsie się, nie oddycha szybciej, nie widać po nim ani strachu, ani pewności swoich działań, ani właściwie niczego:
Nie wiedziałem, jak długo trwał w tej okrutnej marze sennej, ale wiedziałem, że byłem jedyną osobą, która mogła go z tego wyrwać.(...) Mój wzrok był przyzwyczajony do ciemności, więc bez problemu dostrzegłem chłopaka miotającego się na łóżku. Jego skotłowana kołdra leżała gdzieś w nogach zupełnie bezużyteczna. Poduszka spadła na podłogę, ale jej nieobecność nie została w ogóle dostrzeżona.
Nie przekonuje mnie to zupełnie. 

Cała ta scena wybudzania Derecka jest wręcz groteskowo komiczna. Simon szarpie Dereckiem, potrząsa nim, a ten dalej się nie budzi – znam osoby, które mają ciężki sen, ale, na bora zielonego, może bez przesady? Brakowało tylko, żeby Simon zaczął do Derecka krzyczeć i okładać go po twarzy.

Dereck otworzył oczy i zaczął rozglądać się dookoła. Jego wzrok błądził po wszystkim, od czasu do czasu zatrzymując się na mojej twarzy. – To brzmi tak, jakby Dereck strzelał tym rozbieganym spojrzeniem po pokoju jakieś dziesięć minut. I jasne, gdy ktoś jest w szoku, chwilę zajmuje mu powrót do rzeczywistości, ale znowu: bez przesady. 

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, bo chciałem dać Dereckowi odpowiedniej przestrzeni na uporanie sobie z tym koszmarem samemu. – Dać Dereckowi (kogo? co?): odpowiednią przestrzeń. No i: uporanie się. Nie: sobie.

Z drugiej strony, ostatnio Dereck radził sobie dobrze i pierwszy raz od dłuższego czasu przytrafiło mu się takie załamanie. – Radził sobie dobrze? Nie wiem, nie sądzę. Bodajże dzień przed poznaniem Penny’ego, na samym początku opowiadania, miał nocny atak. Później miał doła i był wycofany, poprawiło mu się w trakcie robienia muffinek, ale w czasie przyjazdu rodziców też było dość emocjonalnie… Poza tym Dereck jest zdołowany, bo Simon ma randkę. Te sytuacje nie miały miejsca aż tak dawno temu, wręcz przeciwnie – zdanie więc brzmi tak, jakby Simon szukał sobie wymówki, by spotkać się z Pennym bez wyrzutów sumienia. 
Więc jednak zależy mu na Derecku czy nie? Jego intencje są szczere czy udawane, czy szczere tylko na pół gwizdka?

Już nie mogłem się doczekać spotkania z Penny'm (...). – Pennym.

Wróciłem więc do oglądania „Black Mirror”. (...) Parę godzin później, kiedy obejrzałem już cały serial, usłyszałem dźwięki dochodzące z głębi domu i wiedziałem, że to Dereck właśnie wstawał. – Jak to: obejrzałem cały serial? Black Mirror ma obecnie 22 odcinki. Nawet biorąc pod uwagę, że rozdział opublikowałaś w lutym 2017 – już wtedy serial liczył połowę z tego, każdy odcinek trwa prawie godzinę, mamy więc jakieś pół doby ciągłego oglądania, zakładając, że korzystanie z toalety, jedzenie i picie to zupełnie zbędne czynności dnia codziennego. Simon zaczął z rana, minęło południe i skończył całość? Bardzo, bardzo naciągane. 

Dawno temu wstałeś?
– Tak – potwierdziłem. – Z trzy godziny temu. Spotkałem się na chwilę z Helen, a potem oglądałem jakiś serial. – Jakiś… serial? Wcześniej Simon zachwycał się nim dość mocno, oznajmił, że tak się wciągnął, iż musiał skończyć całość (co zrobił w zaledwie… trzy godziny), a teraz nawet nie poda tytułu? Czy więc moment oglądania cokolwiek wniósł? Zachwyt Czarnym lustrem był ważny fabularnie? Raczej nie. Na dobrą sprawę mogłaś napisać coś w stylu: Włączyłem cokolwiek, byleby minął mi czas i wygląda na to, że wyszłoby na to samo. A nie, nawet wyszłoby lepiej, bo zaoszczędzilibyśmy trochę miejsca w tekście, nie zmarnowałabym czasu na watę słowną. Tymczasem część tego rozdziału, pomijając rozmowę z Pennym, wygląda, jakby powstała po nic. 
Ewentualnie mogłoby być tak, że Simon ukrywa tytuł przed Dereckiem, by nie robić mu przykrości, iż obejrzał coś fajnego bez niego, ale… tego nie ma w tekście, mimo że mam przed sobą scenę zapisaną narracją pierwszoosobową. To moje dopowiedzenie wzięte z kosmosu, bo Simon tylko wspomina, co robi, a pomija zupełnie to, co tak naprawdę ma w głowie i jakie emocje się z tym wiążą. 

Do końca nie wiedziałem, czy lubię Penny'ego w ten sposób. Na pewno podobał mi się z wyglądu i uważałem go za przystojnego, ale przez to też sądziłem, że nie mam u niego szans. Gdy tylko zaprosił mnie na tę randkę, nie wierzyłem w swoje szczęście, ale też bardzo się ucieszyłem. Nie czułem jednak żadnego magicznego przyciągania, jak w tym w tych wszystkich romantycznych książkach. Czy to oznaczało, że nie było szansy na coś więcej między nami? Może potrzebowałem jakiegoś bodźca w postaci tej randki, żeby się upewnić. Poza tym podczas rozmowy z Penny'm [Pennym], zawsze czułem, że moje serce bije jakoś szybciej. – Raz, że to chamska ekspozycja – stwierdzane oczywistości jednorazowo w jednym akapicie, i to wprost: w płytki sposób, by przedstawienie zainteresowania Simona Pennym mieć już z głowy. Dwa: dlaczego Simon myśli o tym, co czuje, akurat, gdy Dereck pyta go o tę kwestię? Dlaczego Simon nie pomyślał o tym, gdy chociażby skończył rozmowę z Pennym? Czemu nie analizuje swoich emocji na bieżąco, tylko potrzebuje do tego pytań i wskazówek? Wychodzi na to, że twoja główna postać nie czuje i nie myśli naturalnie, tylko… na zawołanie, gdy akurat wymaga tego fabuła. A to bez sensu. Nie na tym polega narracja pierwszoosobowa. 


Przy czym zdajemy sobie sprawę, że wplatanie w narrację naturalnych przemyśleń o Pennym to tu – to tam, świadczących o zainteresowaniu nim jest trudniejsze, jednak o to właśnie chodzi w tym rodzaju narracji. Od tego masz każde zdanie opowiadania, czyli każdą myśl Simona, by na bieżąco informować czytelnika o tym, co Simon… myśli. Logiczne, prawda? Nie rób tego wtedy, gdy akurat ci się przypomni. 

Zostałem brutalnie wyśmiany, kiedy prawie przez godzinę wybierałem ciuchy na randkę z Penny'm [Pennym].  (...) Wszystkie ubrania, które miałem na półce[,] mi się podobały, więc po co codziennie zastanawiać się co ubrać? – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego przyszykowanie wyjątkowego setu ubrań na randkę (ofc, z pomocą osoby bliskiej – mamy, przyjaciółki/przyjaciela) według autorów opowiadań YA jest praktycznie obowiązkowym punktem programu. Fragment jest tak przejedzony i oczywisty, że ciężko o nim czytać kolejny raz w życiu (ta sama śpiewka w stylu: nie mam się w co ubrać, bo jestem tak normalny/normalna i przeciętny/przeciętna, że w szafie mam tylko przeciętne ubrania…). Zaczynam przez to doceniać małe rzeczy, na przykład to, że brak pomysłowego outfitu tym razem nie kończy się szalonymi zakupami oraz że czytam yaoi, a więc prawdopodobnie dlatego oszczędziłaś mi kilku akapitów o nakładaniu głównej postaci przez swoją bbf letkiego makijażu, bo główna, lecz wciąż szara, bohaterka nie potrafi się sama pomalować. 

Ale teraz okazja była wyjątkowa, bo chciałem zaimponować Penny'emu. – Tak, to jest logiczne. Rozumiem, że Simon szykuje się na randkę i wiem, dlaczego chce dobrze wyglądać. Nie musisz mi aż tak pomagać. 

Streszczasz scenę, która wydała mi się dość ważna:
Obraziłem się na Derecka i dość ostro go skrzyczałem, co bardzo go zaskoczyło, bo chyba nie spodziewał się, że aż tak mnie to dotknie. Ja też się tego nie spodziewałem. Po prostu stresowałem się przed tą randką i musiałem jakoś odreagować. Dereck chyba zdał sobie z tego sprawę, bo potraktował mnie poważnie i dzielnie mi doradzał, gdy długo się stroiłem. – Jednocześnie eksponujesz emocje Simona. Mam wrażenie, że rozdział pod tym względem jest strasznie przegadany i potwornie się wlecze. 


Samo spotkanie z Pennym – tak bardzo wyczekiwane, ważne dla bohatera i tak dalej – jest… niczym wielkim. Piszesz tak: Zacisnąłem dłoń w pięść, zastanawiając się, co powinienem zrobić. Przytulić go? Pocałować w policzek? A może po prostu nic? Na szczęście chłopak sam rozwiązał ten problem i objął mnie na chwilę. Nie było to w żaden sposób nachalne, a nawet bardzo przyjemne, więc już czułem, że nasze spotkanie zaczęło się bardzo dobrze. – I niby nie ma w tym nic złego, jest to poprawny, czysty jak łza fragment, ale… no właśnie. Nie ma tego czegoś. W Simonie nie rozpala się żadna iskra, nie czuć, by chłopak był przejęty, podekscytowany, podminowany, by przeżywał spotkanie, by cieszyło go to. Simon po prostu stwierdza, że jest tak i tak, i jest spoko, i fajnie, bo problem sam się rozwiązał… Kurde! Czemu nie korzystasz z budowania emocji… narracją? To wydaje się takie oczywiste. Sama mam problem z tym rodzajem narracji, dlatego staram się po prostu nią nie pisać, ale wydaje mi się dość logiczne, że chodzi w niej o to, by każde zdanie było oddawaniem emocji bohatera. Coś w stylu: 
Zacisnąłem dłoń w pięść. Cholera, co powinienem zrobić – przytulić go, pocałować w policzek? A może po prostu nic? Odetchnąłem po cichutku, gdy Penny objął mnie na chwilę. Nienachalne, a nawet bardzo przyjemne… – Widzisz, różnica jest taka, że mój fragment pokazuje wprost, co sobie myśli Simon i jak bardzo jest zdenerwowany, udowadnia brak obycia i tak dalej. Twój – tylko mnie o tym zapewnia, przez co całość jest strasznie mdła. Nijaka. Pozbawiona charakteru. Podstawowy błąd twojego opowiadania, bo przecież to narracja stanowi główny budulec każdego tekstu beletrystycznego. Wszystkie opisy będą słabe, a najciekawsze wydarzenia przegadane i drętwe, jeżeli będziesz skupiała się na relacjonowaniu, a nie faktycznym oddawaniu przeżyć wewnętrznych – każdym zdaniem, każdą myślą, każdym gestem. Dalej podobnie: 
Wzruszyłem ramionami i pozwoliłem się prowadzić. Miałem tylko nadzieję, że Penny ogarniał już nasze miasto na tyle, żeby nas nie zgubić. – Do pierwszej kropki jest najbardziej okej. Dalej – już nie. A gdyby tak zacząć od: Oby Penny ogarniał już…? Wtedy mogłabym zobaczyć tę nadzieję na własne oczy, przekonać się o niej, a nie zostać tylko sucho poinformowana. 

Właściwie cały początek wielkiej, wyczekiwanej randki jest pozbawiony emocji:
Nasza obecna rozmowa została przerwana, ponieważ nadjechał autobus. Wsiedliśmy do środka i zajęliśmy miejsca obok siebie gdzież z tyłu. – Po tym zdaniu pojawia się informacja o tym, że bohaterowie wsiedli do autobusu. Co z tego wynikło? Co Simon czuje? Czy sądzi, że autobus mógłby się trochę spóźnić, bo poruszana kwestia była aż tak ciekawa, czy jednak dobrze, że autobus nadjechał, bo Simon czekał już tylko, by odkryć, dokąd zabiera go Penny i co zaplanował… Nie. Nic nie wiem. Okazuje się, że celem jest Starbucks, więc dostaję fragment: Znajdowaliśmy się w centrum. Po przeciwnej stronie ulicy dostrzegłem Starbucksa i już chyba wiedziałem, co było celem naszej wycieczki. – I… nic z tego nie wynika. Nie wiem, czy Simon się rozczarował, czy jednak wciąż jest ciekawy, czy chce dać temu szansę… O rety, cokolwiek! 

W zasadzie z Penny'm rozmawiało mi się bardzo dobrze. – Pennym.
Mhm, no, no. Tak, tak. Na pewno. 
A gdyby Simon po prostu w rozmowie wydawał się szczęśliwy i pomyślał coś w stylu: o stary, mów do mnie jeszcze…? W ogóle nie widzę jego zainteresowania, jego radości, jego dobrego samopoczucia. Jest sztywniacko, to najnudniejsza randka, o której czytałam, ba!, mam wrażenie, że samemu Simonowi wcale się nie podoba. Byleby to odbębnić i wracać na serial. I choć wiem, że tak nie miało być, bo ekspozycją zapewniasz mnie o czymś innym, to jednak właśnie tak to odbieram. Inne przykłady eksponowanych uczuć, przemyśleń:
Blondyn usiadł naprzeciwko i spojrzał na mnie ponaglająco. Zapatrzyłem się w te jego piękne oczy i przez chwilę zapomniałem, gdzie jest rzeczywistość (...).
Ale nic nie mogłem poradzić na to, że byłem w naprawdę dobrym humorze. 
Ja natomiast czułem się dumny i mile połechtany, że podzielił się ze mną tak prywatną historią ze swojej przeszłości. 
Myślałem, że będziemy tutaj siedzieli, pili dobrą kawę i po prostu rozmawiali. 
Nie mogłem zrozumieć tej sytuacji. 
Uznałem, że chyba czas się poddać, bo nic już nie wskóram.
I chyba najbardziej znienawidzone przeze mnie:
Penny chyba też coś takiego sobie pomyślał, bo nachylił się bardzo delikatnie w moją stronę, pozwalając mi zdecydować, czy chcę to zrobić. Chciałem. Moje serce bardzo tego chciało. Ale mój mózg stwierdził, że lepiej poczekać do drugiej randki (...). – To jest tak bardzo nieemocjonujące i nierealistyczne – w tak pozornie pełnym uczuć, ważnym momencie jak pierwszy pocałunek pomyśleć sobie o tym, co właśnie stwierdza mózg. To jest po prostu zbyt śmieszny opis, odciągający od ważnego wydarzenia. 

Spójrz na kolejne przykłady: 
Przez dłuższą część czasu po prostu szliśmy koło siebie w ciszy, ale kiedy dotarliśmy chyba na szóste piętro (nie byłem pewien, bo zgubiłem się w rachubie schodów, a nigdzie nie widziałem numerka informującego, na jakim poziomie się znajdujemy), odezwałem się (...). – Simon jest tak bardzo zaangażowany w randkę i ciekawy tego, gdzie go prowadzi Penny, że w ciszy skupia się na liczeniu pięter. 
Tak. To ma sens. 

Uśmiechnąłem się, gdy tak przysłuchiwałem się, jak Penny opowiadał o kawie z prawdziwą pasją. Zrozumiałem, dlaczego tak bardzo był przestraszony, gdy pytał, czy w Limerick znajduje się jakiś Starbucks. – Skoro Penny jest takim smakoszem kawy, to trochę śmieszne, że ma bzika na punkcie Starbucksa. Bo w Starbucksie wcale nie ma superwyszukanej kawy. Bardziej pasowałoby tu wprowadzenie wątku parzenia kawy samodzielnie – używania dripperów, dobierania odpowiednich ziaren kawy. Nie. Oni idą po prostu do hipsterskiej i przereklamowanej kawiarni. Wow. I Penny zamawia mu kawę smakową. Z syropem. I jest taka wyszukana.
Zamówię ci jakąś bardziej wyszukaną kawę, z dodatkami i jakimś syropem. Oczywiście, nie powiem ci, co tam będzie, żebyś miał niespodziankę. A na koniec ocenisz, czy ci smakowała. – To, czy kawa jest dobra, naprawdę nie zamyka się w tym, ile dodatków i słodkich syropków do niej wlejesz. Patrząc na to pod tym kątem, mogliby iść do dowolnej kawiarni, wszędzie znalazłaby się jakaś kawa z gatunku na słodko.

Zrozumiałem[,] o co mu chodzi, dopiero gdy dotarliśmy na sam szczyt. (Trochę mnie zmęczyło to piętnaście pięter.) – No to się jednak zgubił w tym liczeniu czy nie zgubił? Liczył do piętnastu? Ta randka faktycznie musi być dość nużąca dla niego… I czemu nie skorzystali z windy?

Zrozumiałem o co mu chodzi, dopiero gdy dotarliśmy na sam szczyt. (Trochę mnie zmęczyło to piętnaście pięter.) Stanęliśmy przed ogromnymi szarymi drzwiami, nad którymi wisiała tabliczka z informacją o wyjściu awaryjnym. Potem Penny otworzył te drzwi kluczem i uchylił je, a na nas gwałtownie zawiał wiatr. Blondyn pchnął drzwi mocniej i pociągnął mnie na zewnątrz.
– Jesteśmy na dachu! – zawołałem.
– Dokładnie. – Skąd Penny miał klucz? Tak po prostu? Ukradł komuś? Dostał? Przecież takie wyjścia na dachy wysokich budynków nie są ogólnodostępne. Co więcej, zwykle znajdują się w korytarzach, do których ma dostęp tylko personel pracujący, na przykład dozorca czy 

– Jesteśmy na dachu! – zawołałem.
– Dokładnie.
(...) Dach nie był jakiś szczególnie ciekawy. Po prostu zwykła duża powierzchnia wyłożona asfaltem, a na środku stało coś na kształt budy – stąd wyszliśmy my. (...) 
– Ale super! – krzyknąłem i pobiegłem do przodu. – Z jednej strony w dialogu pokazujesz, że Simon jest uradowany lokacją, z drugiej – opis dachu jest pozbawiony iskry radości. Nie ma zachwytu, nie ma emocji, nie ma niczego. To tylko… opis dachu. 

Na tym etapie nie mam ochoty dalej czytać tego opowiadania. Jeżeli niedopracowany jest budulec, widać, że nie przemyślałaś narracji i źle oddajesz głównego bohatera (w sensie: nie źle, tylko w ogóle go nie oddajesz), czy jest sens skupiać się na każdym kolejnym akapicie, każdej scenie? Wszystkie po kolei będą zepsute przez samego Simona i sposób, w jaki rozumuje i przeżywa (czyt. zabija) emocje. Dopóki nie poradzisz sobie z ożywieniem narracji i oddaniem w niej charakteru postaci oraz jej bieżących odczuć, dopóty tekst będzie niestrawny – bez znaczenia, po jakie ciekawe i dynamiczne rozwiązania fabularne sięgniesz.

[o, na przykład takie rozwiązania z puszką]

Dlatego właśnie w tym momencie jednogłośnie postanowiłyśmy przejść już do podsumowania. A skoro nie dokończyłyśmy pracy, dziś pozostawiamy cię bez noty końcowej.

PODSUMOWANIE

Jeżeli chodzi o poprawność, brakło ci kilku przecinków, gdzieś pojawiły się powtórzenia, jednak nie jest to coś, co bardzo utrudniałoby czytanie. Jesteś na ogół poprawna i to się chwali. Pamiętaj tylko, że butów się nie ubiera, a wkłada oraz że apostrof w imionach czy nazwiskach stawia się wtedy, gdy ostatnia litera nie jest wymawialna. Także: Penny – Penny’ego, ale już: o/z Pennym. I to właściwie tyle w tym temacie, przejdźmy więc do kwestii znacznie bardziej istotnej.
Z dużym rozczarowaniem napiszemy to wprost: opowiadanie jest nudne. Przede wszystkim całość jest męcząco nienaturalna – Simon, który uważa, że jest najlepszym przyjacielem Derecka, ciągle określa go jak nie kolorem włosów, to chłopakiem, czyli na chłodno, bez uczuć, bez przywiązania. Choć nie wspominałyśmy o tym w przypadku późniejszych rozdziałów, sytuacja była powtarzalna, przez co trudno nam było wczuć się w realną więź między tą dwójką. [W ogóle trudno mówić o realności tych postaci, więc co dopiero o realności więzi pomiędzy nimi, lecz do tego wrócimy nieco niżej].
Mamy też sporo innych zarzutów co do narracji pierwszoosobowej, na którą się zdecydowałaś – jest nieemocjonująca, ponieważ oparta na ekspozycji. Simon sam siebie określa i stwierdza o sobie (sam sobie, do siebie – w swojej głowie) różne fakty, a przez to w naszym odczuciu zupełnie pozbawiony jest charakteru – to tylko chodząca kukiełka, która podaje czytelnikowi informacje pod nos. 
Przez długi czas wiemy o Simonie tyle, że jest dojrzewającym nastolatkiem, mieszka i przyjaźni się z Dereckiem i lubi seriale. To zdecydowanie za mało! Nie wykorzystujesz potencjału narracji pierwszoosobowej, która pozwala poznawać postać dzięki temu, co myśli ona o wydarzeniach, które mają miejsce. Twój Simon natomiast nie prowadzi żadnego naturalnego monologu wewnętrznego, nie stylizujesz jego wypowiedzi, nie oddajesz jego emocji, po prostu opisuje on wydarzenia i mówi, co czuje. Streszcza i eksponuje, więc właściwie przez całe opowiadanie zastanawiałyśmy się, dlaczego porwałaś się na niezajmującą pierwszoosobówkę, skoro zdecydowanie przyjemniej czytałoby się rozdziały poprowadzone narracją trzecioosobową. Wręcz mamy wrażenie, że uznałaś, że narracja pierwszoosobowa niczym się nie różni od trzecio-, wystarczy jedynie odmienić końcówki czasowników i luz. Oczywiście wcale tak nie jest – o tym poczytasz tutaj [KLIK].
Ekspozycje i słaba narracja pierwszoosobowa to nie jedyne mankamenty tego tekstu. Z jednej strony tworzysz opisy pozbawione jakichkolwiek emocji, z drugiej zachowanie bohaterów w tychże jest skrajnie przerysowane. Tak więc mamy Simona, który, jadąc powoli autem, przeżywa to co najmniej, jakby ścigał się na torze wyścigowym F1. A jedzie nieco ponad 20 km/h. Ja też na początku bałam się prowadzić auto, a jazda 50 na godzinę wydawała mi się niemalże prędkością światła, z tą różnicą, że po oswojeniu się z samochodem nie wyłam jak obdzierane ze skóry zwierzę, gdy do tego samochodu wsiadałam. Dalej mamy Derecka, który na wieść o randce Simona prawie powoduje wypadek samochodowy. Ja rozumiem, że pewne wiadomości mogą być szokiem, ale żeby szarpać kierownicą na wszystkie strony? Właśnie. A to nie ostatni grzech, bo dalej mamy Simona budzącego Derecka z koszmaru. Simon szarpie przyjacielem jak Dereck kierownicą, a ten śpi jak kamień. Przesada – słowo na dziś.
Kolejnym słowem na dziś jest jakiś i wszystkie jego odmiany. Przykładowo Simon szeptał Dereckowi jakieś uspokajające słowa. Trąci to ogromnym lazy writingiem, jakby nie chciało ci się opisywać tego, co przeżywali bohaterowie lub o czym myśleli. Można by dojść do wniosku, że pędziłaś do dalszej akcji, żeby opisać coś ciekawszego. Ale nie. Zamiast ciekawszej akcji mieliśmy zupełnie bezsensowne dyskusje na temat ajfonów. Skoro już przy tej konkretnej sytuacji jesteśmy:
Głaskałem go po plecach, próbując przekazać mu poczucie bezpieczeństwa i szeptałem jakieś kojące słowa do jego ucha. – Wystarczy wyciąć to nieszczęsne jakieś i od razu zdanie brzmi lepiej. Nie pozostawia czytelnika z niedosytem, który w czasie czytania myśli: „jakieś słowa? No dobra, ale jakie?” – bo teraz brzmi to tak, jakbyś coś wiedziała, ale nie chciała przekazać tego czytelnikowi. Po prostu: szeptał mu kojące słowa.
Przejdźmy do fabuły
Akcję pięciu rozdziałów oparłaś właściwie na dwóch wątkach: na zauroczeniu Simona nowym kolegą z klasy oraz na mocnej przyjaźni głównego bohatera ze swoim współlokatorem, który ma problemy psychiczne. Oba wątki są pozornie ciekawe, jednak twoje wykonanie (czyt. narracja Simona) skiepszczają robotę w obu przypadkach. 
Pierwsze ale: choć przez cały czas praktycznie siedzimy w głowie Simona, na dobrą sprawę nie wiemy nawet, czy chłopak wie, że jest gejem. Od początku wiedziałyśmy o jego orientacji, ponieważ… głosi tak tytuł bloga i blurb, ale de facto w opowiadaniu ta kwestia robi się jasna dopiero w czwartym rozdziale, a to dość późno, skoro z Simonem spędzamy czas od początku. Tym bardziej że już w prologu pojawia się interakcja mężczyzna-mężczyzna, na którą Simon reaguje... nijak. 
Okazuje się, że Simon mieszka z Dereckiem, spędza u niego w pokoju noce, przytula się do niego, głaszcze go, ale kwestia uczuciowa zostaje w tych fragmentach pomijana, jak gdyby Simon był niepokalaną dziewicą bez strony emocjonalnej. Nie poświęca ani jednego zdania, by zastanowić się, dlaczego Dereck reaguje na jego bliskość uśmiechem i uspokaja się przy nim. Simon stwierdza, że tak jest, czyli jest tego świadomy, ale nic z tą świadomością nie robi, jego myśl nigdy nie idzie o ten krok dalej, choć czytelnik tylko na to czeka. W ogóle Simon ani razu też nie zastanowił się nad tym, czy to normalne jest przytulać się nocami do przyjaciela w okresie dojrzewania seksualnego, przez co brałyśmy pod uwagę, że o swojej emocjonalności i orientacji nie ma on jeszcze bladego pojęcia i ta kwestia dopiero się fabularnie rozwinie. Myślałyśmy, że jest niewinnym prawiczkiem i z utęsknieniem wypatrywałyśmy, aż mu ta przesłodzona naiwność minie. Od razu było dla nas jasne, że Dereck kocha się w Simonie, więc tylko czekałyśmy na moment, w którym Simon przestanie być taki ślepy. Gdy na planie pojawił się Penny, sądziłyśmy więc, że dostaniemy obraz Simona zaczynającego poznawać siebie i swoją orientację, zauważy, że nowy kolega podoba mu się coś za mocno, być może wtedy też Simon zrozumie, że to, co odczuwa i jak zachowuje się w stosunku do Penny’ego, widzi również w zachowaniu Derecka, którego nieświadomie wrzucił we friendzone – taki podejrzewałyśmy plot fabularny. Dałaś nam do tego jasne wskazówki, a… nagle okazało się zupełnie odwrotnie. Wyszło na jaw, że Simon cały czas dobrze wiedział, że jest gejem i miał całkiem rozwiniętą samoświadomość, ale… tak po prostu zapomniał sobie o tym pomyśleć gdzieś wcześniej. Oparłaś bardzo ciekawy wątek na suchym stwierdzeniu, że Simon tak właściwie to dobrze wie o swoim pociągu do mężczyzn i nic z tego więcej nie wynika. Żadnych przemyśleń, wahań, rozwoju emocjonalnego, wrażeń – ot: fajny, przystojny nowy kolega w klasie, aż mam ochotę się z nim umówić. O! Koleś też okazuje się gejem i umawia się ze mną. Okej. – W tekście, jeżeli chodzi o przemyślenia narratora odnośnie do rozwoju fabularnego, nie pojawia się nic więcej. Kompletnie spłaszczona sylwetka psychologiczna Simona zmarnowała potencjał ciekawego wątku. 
Przy czym nie zrozum nas źle: nie jest, oczywiście, błędem, że nie dostałyśmy akurat takiej historii, jaką przewidziałyśmy – chodzi bardziej o to, że nie dostałyśmy w zamian nic innego, co byłoby interesujące. Spójrz: Simon od początku był świadomym seksualności i rozwiniętym bohaterem, którego próbowałaś jakoś wpierw przed czytelnikiem ukryć – nie wiadomo w ogóle po co. Przy okazji ukryciem tym umniejszyłaś wagę jego emocjonalności, pociągu seksualnego. Po nagle świadomej rozmowie z Pennym na palarni dalej w tekście Simon odbierany był przez nas już tylko jako… pruderyjny oszust. 
Inny wątek dotyczy problemów emocjonalnych Derecka i jest on naprawdę ciekawy (całkiem interesowało nas podłoże problemów Derecka i to, kiedy chłopak się odezwie), tylko że – znów – Simon zupełnie ten wątek spłyca. Gdy nocami Dereck przeżywa gorsze chwile, Simon stwierdza sucho, że jest mu go żal i chce namówić go do zwierzeń, jednak sama narracja nie wyraża tych emocji, nie udowadnia niczego. To są tylko rzucane fakty w stylu: Serce mi się krajało, gdy widziałem, co przeżywał. A przecież już którąś-set ocenę wspominamy o tym, jak bardzo ceglane są takie ekspozycje, szczególnie w narracji pierwszoosobowej. Pokaż nam to serducho! Skoro Simonowi tak bardzo zależy, daj więcej myśli o tym, nie skupiaj się na opisach pościeli. Nie tłumacz jak krowie na rowie, że głaskanie to chęć przekazania poczucia bezpieczeństwa [r. 5: Głaskałem go po plecach, próbując przekazać mu poczucie bezpieczeństwa (...)] – ten przykład bardzo dobrze obrazuje, jak bardzo twój tekst pozbawiony jest uczuć, jak bardzo przypomina wypracowanie szkolne. Simon myśli o głaskaniu, a nie głaszcze, myśląc o Derecku. Też tak robisz? Wykonujesz jakiś ruch i zastanawiasz się, po co to robisz, jaki jest tego cel – za każdym razem? Na pewno nie, bo wykonując coś, jakby automatycznie wiesz, do czego chcesz zmierzać, wtedy twoje myśli skupiają się na czymś, co nie jest tak bardzo oczywiste i co podświadomie dawno stało się dla ciebie jasne. Opowiadanie piszesz tak, jakbyś nie wczuwała się zupełnie i nie zastanawiała, co postać znajdująca się w danej sytuacji faktycznie może mieć w głowie i jak może wyrażać swoje przeżycia. Streszczasz je wprost: czułem to i tamto, było mi tak i siak. Piszesz w kółko tylko o tym, co Simon chce zrobić, co robi i co czuje, a to jest, choć poprawne, to puste – nie pozwala się wczuć, bo nie pozwala samodzielnie wnioskować. Nie pozwala też poznawać postaci z biegiem fabuły – po prostu oddajesz nam pod nos gotowca. 
Bardzo dziwi nas też, jak sztuczną, przyjaźń męsko-męską wykreowałaś. 
Simon jest w niej zupełnie pozbawiony jakiegoś instynktu, wyczucia sytuacji, czegokolwiek. Praktycznie sypia ze swoim przyjacielem, nocą przytula go do siebie, ale narracja skupia się tylko na zachowaniu: Przybliżyłem się do przyjaciela i objąłem go delikatnie. Dereck przyciągnął mnie, wsuwając nos w zagłębienie mojej szyi. Gdy tylko wydmuchał powietrze, połaskotał mnie. (...) Chwilę później Dereck w końcu uznał, że może się z powrotem kłaść spać. Położyłem się obok niego i obserwowałem go, czekając aż uśnie, dopiero wtedy pozwoliłem sobie odpłynąć. – Nie wiemy właściwie, co w tym momencie myślał o tej całej sytuacji Simon. Leżenie przy innym mężczyźnie, nawet przy przyjacielu, po prostu wisi mu i powiewa. Czy bohater uważa, że wszyscy przyjaciele tak robią? Nie widzi w tym nic dziwnego? Nietypowego…? W żaden sposób nie zastanawia się, czy wchodzenie Dereckowi do łóżka jest dobrym pomysłem?
Sam Dereck też nie zachowuje się naturalnie. I tutaj w pewien sposób rozumiemy, że może pisanie wprost, iż Simon dostrzegł czy poczuł, że Dereck nocą w trakcie ich wspólnych przytulanek ma wzwód, nie byłoby takie urocze i niewinne, tylko po co uniewinniać tak naturalne procesy? Penis jest przecież zupełnie naturalny. Zazwyczaj. W każdym razie po co kreować jakiś naiwny, zupełnie oderwany od rzeczywistości, upupiony na siłę obrazek? Fakt, przy takim obrocie spraw sztuczna tajemnica o tym, że Dereck kocha Simona chyba za szybko wyszłaby na jaw. Ale przy okazji ta tajemnica jest tak bardzo naciągana i nie zmienia się do bodajże ósmego rozdziału… Głuchy i ślepy dawno by zauważył, że Dereck kocha się w Simonie. A Simon – nie. Dlaczego?
I o ile Derecka jeszcze jesteśmy w stanie zrozumieć (gość ma problemy psychiczne, przeżywa traumę i cierpi na depresję), o tyle Simon, który podkochuje się w innym koledze, jest dla nas zupełnie odklejony od rzeczywistości. Zachowuje się tak bardzo naiwnie, jakby swój rozwój emocjonalny zatrzymał na etapie wczesnej szkoły podstawowej. A to jest po prostu nieciekawe. Słodka, urocza naiwność, miła głupota, ślepota i nic więcej. 
Dlaczego opowiadanie jest tak na siłę paskudnie przesłodzone niewinnością? Aż trudno uwierzyć w taki realizm sytuacyjny. W opowiadaniu mamy dwóch dojrzewających gości, którzy nie myślą i nie zachowują się tak, jakby dojrzewali – są totalnie aseksualni, nieskalani i cnotliwi. Nawet matka Simona rozmawia z nim tak, jakby nie traktowała go poważnie, jakby bohater miał zaledwie kilka lat (o tym niżej) albo, ewentualnie, jakby akcja opowiadania działa się w ubiegłym wieku (przy czym mamy smartfony i Starbucksa, więc… no też nie). Tutaj dochodzą również problemy nieemocjonujących, dziwnie ładnych, rozbrajająco uprzejmych dialogów. Szczerze wątpimy, że tak wypowiada się współczesna młodzież. A właścieie jesteśmy całkiem pewne, że wcale nie. Okej, może pokazujesz środowisko dobrze wychowanych chłopców, ale, aby zainteresować i wprowadzić konflikt fabularny, przydałaby się jakaś przeciwwaga, kontrast. Na początku liczyłyśmy, że będzie to Penny, który nie zdał dwa razy i pali papierosy, ale on też okazuje się niewinny, nie robi nic złego, nie wprowadza żadnego napięcia ani konfliktu, wysławia się całkiem słodko (na przykład kończy rozmowę telefoniczną, mówiąc: papa). To, że pali papierosy, miało chyba wyłącznie sprawić, że jako postać będzie bardziej cool. Nie jest seme – nic więc dziwnego, że opowiadanie jest nudnawe, skoro postaci są wszystkie takie same – pozbawione charakteru, charyzmy. Odbijają od tego dziewczyny, ale tylko dlatego, że różnią się... wyglądem, i niczym więcej. Wychodzi więc na to, że wszystkie twoje postaci to grzeczne, niepopełniające błędów, dziewicze wydmuszki, o których ciężko czytać, tym bardziej że w opowiadaniu w zasadzie nic się nie dzieje. Główni bohaterowie – ani Simon, ani Dereck – nie są częścią interesujących, dynamicznych akcji i nie robią żadnych ciekawych rzeczy. 
Rozdziały są długie, ale wypełnione po brzegi zapchajdziurami, które nie mają żadnego znaczenia fabularnego. Na przykład czytamy kilkanaście linijek o tym, jak chłopaki decydują, z czego zrobić ciasto i jakie – nic z tego nie wynika, ostatecznie postanawiają upiec muffinki. Dialogi nie przekazują tam żadnych istotnych informacji, nie pchają fabuły w przód, nie zawierają nawet sugestii, które mogłyby rozwinąć stosunki między postaciami w jakimś konkretnym kierunku. Można by napisać: Postanowiliśmy upiec dziś muffinki i wyciąć cały wstęp, stronę czy dwie, a zupełnie nic by się nie zmieniło. Tak samo większość dialogów w szkole – fakt, pokazuje relacje bohaterów i ich podejście do życia, jednak dłuży się niemiłosiernie, brakuje konkretów. Oczywiście, niektóre sceny nie muszą rozwijać nie wiadomo jakich akcji, ale mogą wnosić cokolwiek innego, na przykład przedstawiać umacniającą się więź fabularną. Na bora!, niech to będą sceny, które czemuś służą. Czemukolwiek. Tymczasem większa część rozdziałów po prostu niemiłosiernie się ciągnie i jest zupełnie o niczym, nie umacnia niczego, dialogi są porozciągane do granic możliwości (jak chociażby wymiana zdań o iPhone'ach). Jakbyśmy przechodziły przez morze smoły
Nudne, a przez to zwyczajnie męczące jest też czytanie o tym, jak Simon wybiera czy ogląda seriale albo w ogóle zastanawia się, co ze sobą zrobić w dniu wolnym od szkoły… Zupełnie jakbyś chciała dać bohaterom trochę za dużo siebie i pokazać czytelnikom, jakie fajne seriale znasz, oglądasz i lubisz. Wepchnąć te tytuły dla samego ich wepchnięcia, bo to daje bohaterowi +5 do fajności. 
Myślenie przychodzi Simonowi ciężko, topornie, zdania są szczegółowe, przedstawiają krok po kroku: brak pomysłu – szukanie pomysłu – realizacja pomysłu… Opowiadanie nie ma odpowiedniego tempa akcji, ba!, w ogóle nie ma akcji. Większa część rozdziałów to tylko wata słowna, że naprawdę wyzwaniem jest nie zasnąć. Nawet gdy Simon wsiada za kółko, okazuje się, że problemem jest dla niego jazda dość... anemiczna, i – tak – ten przymiotnik to eufemizm. Nie żebyśmy wymagały, by uczył się zapieprzać po ulicach z prędkością godną Vina Diesela, ale też nie bardzo rozumiemy, dlaczego w opowiadaniu nawet tę jedną z niewielu scen dynamicznych sprowadziłaś do jazdy w tempie, którym mógłby poruszać się każdy jeden rowerzysta. 


Aby nie zostawiać cię z oceną zaledwie pięciu notek i też trochę ze swojej własnej ciekawości, zerknęłyśmy jednak na kolejne rozdziały – czy znajduje się tam choć jedna wartka, dynamiczna scena bogata w przeżycia wewnętrzne? Czy może z czasem zmieniło się twoje podejście odnośnie do narracji i sama poczułaś, że czegoś brakuje? Gdybyśmy, wybiegając w przód, to odkryły, wróciłybyśmy do czytania i kontynuowały komentowanie kolejnych akapitów, ale… no nie. Następne rozdziały pod względem narracji nie różnią się od tych, które czytałyśmy z dokładnością. W szóstce nie dzieje się nic zaskakującego, a Simon wciąż nie wyraża emocji. Te znajdują się w dialogach, ale na samo wspominanie randki Simon nie reaguje jakoś szczególnie. Poza tym w większej mierze streszcza Dereckowi to, co przeżył (co mogłyśmy przeczytać w poprzedniej notce), więc rozdział nie zaskakuje. W siódemce pojawia się wprawdzie konflikt fabularny, jednak mija po dwóch zdaniach – Penny palnął głupotę i zreflektował się od razu, gdy Simon zwrócił mu uwagę, zresztą obaj rozmawiają tak bardzo grzecznie, że wciąż wydaje nam się to zwyczajnie nienaturalne. Dalszy opis imprezy niby sugeruje, że Simon wypił dość sporo i się wciął (przecież na końcu urwał mu się film), ale cała scena przedstawiona jest kompletnie na trzeźwo. Nie widać chaotycznej narracji, tego, jak ona się zmienia pod wpływem alkoholu, nie czuć muzyki, tańców, reakcji Simona na wiele, wiele bodźców i w końcu nie ma jego reakcji na Penny’ego – jak zwykle wszystkie uczucia są podawane wprost i nic więcej. Natomiast ósemka zaczyna się nieemocjonującym streszczeniem tego, że Simon pytał Penny’ego o to, jak skończyła się impreza, ale w ogóle nie przejmuje się tym, że nic nie pamięta, nie widać stresu, niepokoju, czegokolwiek. Nie ma więc napięcia. Potem poruszasz temat matki i tego, że nie ma ona problemu z akceptacją orientacji swojego syna. To w sumie dobrze o niej świadczy, ale – nadal – jest nudne. Ponieważ w opowiadaniu jak do tej pory wszystko kończy się milusio, a napięcie nie istnieje, konflikty są płytkie i rozwiązują się same, bohaterowie są grzeczni i unikają kłopotów, przynajmniej wątek matki, która ma problem z homoseksualnością syna, byłby światełkiem w tunelu, że czytamy jednak tekst o czymś. Tekst, który do czegoś zmierza i na który miałaś interesujący pomysł. 
A tak przy okazji, masz od nas plusa za to, że nie powielasz kliszowej postaci rodzica, który – o ile w opku żyje – będzie gnębił dziecko, bo posiadanie patologicznej rodziny czyni bohatera bardziej tru). Skrajność w postaci nienawiści do dziecka byłaby przesadą, ale wątpliwości lub niepewność mogłyby być ciekawe.
Niestety tak nie jest – mamy kolejny happy end. 
[Nie pomijając, że matka rozmawia z Simonem tak, jakby jej syn miał pięć lat: Ale lepiej sprawdź, czy on po prostu nie jest bardzo leniwym i niegrzecznym chłopcem]. Na dodatek majaczący w tle, dopiero rozpoczęty wątek ciekawej przeszłości Penny’ego ledwo się rozkręcił (temat został uprzednio podjęty w rozmowie z mamą), a już… się skończył, bo Penny w kolejnym dialogu bez problemu wszystko Simonowi wyśpiewał, i to jednym, bardzo długim akapitem tekstu. Gdzie tu napięcie? Gdzie rozplanowanie fabuły?


To, co warto docenić, poza poprawnością, to pomysł bardzo ogólny – że Dereck nie mówi, więc zapisujesz jego frazy kursywą, i że Simon jest w stanie go usłyszeć (bardzo ciekawi nas, na jakiej zasadzie to zadziałało i czy w opowiadaniu znalazłoby się tego logiczne wytłumaczenie – choć możliwe, że się go nie doczekamy, wszak sama napisałaś, że ten wątek po prostu jest i nie masz zamiaru go rozwijać). Szkoda tylko, że historię o tak fajnym plocie zepsuła głównie narracja. Nie będziemy już zagłębiać się w szczegóły. Jak pisałyśmy, opowiadanie jest na tylu płaszczyznach zepsute, że właściwie nie pozostaje ci nic innego, tylko zacząć je od nowa.
Może nawet w trzeciej osobie. 



Za betę dziękujemy Ayame i Hachi. 

9 komentarzy:

  1. Przez jakiś czas dużo czytałam o portretowaniu niemówiących osób w fikcji, bo sama mam niemego bohatera w jednym z moich tekstów. Wyczytałam, że niemi ludzie raczej niechętnie patrzą na to, że wypowiedzi niemych bohaterów (w języku migowym itd.) są zapisywane kursywą, w jakiś sposób "odcięte" od dialogów mówionych, bo pogłębia to stereotyp, że język migowy jest oddzielnym językiem, a nie jakąś interpretacją języka, w którym mówią pozostali uczestnicy dialogu. Niemi ludzie optują za zapisywaniem wypowiedzi niemych postaci w taki sam sposób, jak wszystkich innych, tylko z zaznaczeniem w didaskaliach, że zamiast wypowiadania postać np. unosi ręce, robi jakiś gest, itd. Spróbuję wrócić tu za jakiś czas z linkami na ten temat, bo czytałam o tym kilka miesięcy temu, więc szukanie tego zajmie mi trochę, ale pomyślałam, że to coś, o czym warto wspomnieć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Ciekawe. :)
      Faktycznie, myślę, że w przypadku osób niemych takie pisanie ma sens. Aczkolwiek tu jest nieco inaczej, bo Dereck nie porozumiewa się z nikim ani nie miga do nikogo, jedynie rozmawia z Simonem, ale... telepatycznie – to ten element fantasy. W takim wypadku ta kursywa całkiem dobrze się sprawdzała, oddawała zjawisko fantastyczne.

      Ale na linki czekam. Może kiedyś ktoś będzie kreował nieme postaci, wtedy taka lekcja savoir-vivre'u na pewno się przyda. <3

      Usuń
    2. Aaa, tak, to zmienia postać rzeczy.

      Ale udało mi się odkopać kilka linków!
      https://kathymacmillan.com/2014/02/27/10-things-writers-need-to-know-about-american-sign-language-and-deaf-culture/
      http://disabilityinkidlit.com/2017/05/19/asl-writing-a-visual-language/
      Dyskusja też bogato toczy się na tumblrze w grupach deaf/hard of hearing, gdzie sporo krążyłam, tutaj przykładowy link: https://deafmic.tumblr.com/post/175490327444/hey-mic-any-tips-for-writing-deafhoh, ale mam wrażenie, że łatwo będzie się dokopać do większej ilości z tego punktu! :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cześć!
    Bardzo dziękuję za Waszą szczegółową opinię i czas poświęcony mojemu tekstowi. Spodziewałam się, że niektóre rzeczy mogą tutaj się pojawić, ale niektóre mnie zaskoczyły, więc dobrze jest zobaczyć jak ktoś widzi to opowiadanie z boku.
    Określanie bohaterów po kolorze włosów, to bardzo niefajny nawyk wyniesiony z czytania swego czasu dużych ilości opowiadań blogowych, gdzie ten błąd dość często się pojawia. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że brzmi to dość koślawo i świadczy o słabym warsztacie, dlatego teraz staram się to zniwelować. W starych tekstach jednak takie kwiatki nadal istnieją.
    Nie wiedziałam natomiast, że narracja pierwszoosobowa brzmi u mnie tak sztywno. Nikt mi wcześniej nie zwrócił na to uwagi, a wiadomo, że samemu trudniej jest to dostrzec, ponieważ sama wiem, o co mi chodziło. Dzięki za zwrócenie uwagi i pokazanie na przykładach, jak sobie z tym radzić. Dziękuję też za odesłanie do artykułu. Najwidoczniej muszę jeszcze popracować nad tym typem narracji.
    Ekspozycja oraz relacjonowanie wydarzeń jest też błędem, który dostrzegłam u siebie całkiem niedawno. W zasadzie było to dzięki Waszej stronie i czytaniu ocen innych tekstów. :) Teraz staram się tego unikać, choć muszę przyznać nie zawsze jest to łatwe.
    Poza tym muszę przyznać, że Simon wyszedł mi jako trochę płaska postać, co zaczęłam sama dość mocno odczuwać na poziomie 11/12 rozdziału. Wydaje mi się, że trochę nie poradziłam sobie bohaterem, bo zaczęło się właśnie od złej kreacji.
    Sporo błędów wynika też z pisania tego opowiadania w kawałkach i publikowania go rozdział po rozdziale na blogu. Przejechałam się na czymś takim już dwa razy i dopiero teraz do mnie dotarło, że muszę lepiej sobie planować fabułę. Albo pisać z zapasem.
    Nie zgadzam się natomiast co do Black Mirror. Kiedy zaczęłam publikować to opowiadanie i można założyć, że mniej więcej tamten moment to czas akcji, serial miał tylko dwa sezony, których obejrzenie zajmuje trochę ponad 6 godzin. Ale to tylko taka mała uwaga.
    Co do słowa „jakiś”, to nie miałam pojęcia! Ja chyba po prostu bardzo lubię to słowo i jego odmianę przez wszystkie przypadki. A tak zupełnie poważnie, to ja chyba po prostu tak mówię. Znaczy, w sumie to nie wiem. Ale jakoś tak, nigdy nie odczułam nagromadzenia tego słowa. Chyba muszę na CTRL+F zacząć przeszukiwać moje opowiadania i kasować nadmiar tego słowa.
    Nie będę też ukrywać, że zrobiło mi się smutno, gdy przeczytałam, że uważacie moje opowiadanie za zepsute. Ale to taki otrzeźwiający kubeł zimnej wody, który, mam nadzieję, pomoże mi w dalszym rozwoju.
    Na koniec, jeśli mogłabym prosić o wyjaśnienie słowa „plot”. Pojawia się tutaj: „Szkoda tylko, że historię o tak fajnym plocie zepsuła głównie narracja”. Szukałam w słowniku i niestety spotkała mnie porażka. Myślałam, że może wkradła literówka do słowa „polot”, ale to chyba średnio tam pasuje. No nie wiem. Będę wdzięczna za pomoc.
    Jeszcze raz dziękuję za Waszą ciężką pracę i pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Plot" to "fabuła" z angielskiego, wydaje mi się, że o to chodzi. :)

      Usuń
    2. Tak, dokładnie o to nam chodziło – o fabułę.
      Widzisz, Laire, z tym opowiadaniem miałam taki problem, że jeszcze w pierwszym czy drugim rozdziale nie czułam tego aż tak, myślałam "wstępy obyczajówek zwykle są normalne i nużące, potem się rozkręci", ale jednak im dalej, tym faktycznie lektura coraz częściej przypominała przeprawę przez smołę. To, że niewiele się tam działo, nie byłoby aż tak drażniące, gdyby myśli Simona były naturalniejsze, oddawały emocje, pokazywały charakter, potrzeby, marzenia, chęci, żądze, odkrywały tajemnice i pokazywały wszystko to, co mogłoby buzować pod kopułą nastolatka. I odwrotnie – gdyby w opowiadaniu działo się trochę więcej i byłoby dynamiczniej, nienaturalna narracja pierwszoosobowa nie rzucała się w oczy aż tak. Ale kiedy oba problemy wystąpiły w parze – męczyły podwójnie. Zdecydowanie potrzebujesz teraz dwóch rzeczy – planu na fabułę (trochę żywszą; bez wstawek, które niewiele wnoszą fabularnie, nie pchają jej w przód), oraz planu na sylwetkę psychologiczną Simona, aby dobrze się go czytało i chciało się go poznać. Jeżeli chcesz zostać przy narracji pierwszoosobowej, musisz wiedzieć, jaki charakter ma ta postać, aby określić, jak ma się ona choćby wyrażać i do czego dążyć w swoim życiu. Opowiadanie z jednym głównym bohaterem to przecież nic innego jak zbiór scen pokazujących drogę tego bohatera do danego celu. Przy czym niech to też będzie trochę bardziej atrakcyjne dla dzisiejszych odbiorców. Skoro piszesz o Starbucksie i iPhone'ach, nie twórz obrazka postaci wyjętych z początków lat XX, zresztą mam wrażenie, że nawet wtedy młodzież była bardziej *wink wink* niegrzeczna. Normalna. Żywa – przede wszystkim.

      Cieszę się, że ocena w jakiś sposób mogła ci pomóc i pokazać, jak odbierany jest twój tekst. Teraz nic, tylko szlif za szlifem. Zaplanować -> naszkicować -> zmienić w scenę -> sprawdzić literówki -> opublikować.

      Powodzenia! :)

      Usuń
  3. Okej, teraz czytam ocenkę (wreszcie w całości) i wybaczcie mi ten spam, ale na face claimy i inne rzeczy tego typu, jeśli autorce zależy na używaniu ich, polecam https://unsplash.com/. Zdjęcia są na naprawdę wysokim poziomie, można znaleźć dużo interesującego materiału + według licencji wszystkie zdjęcia ze strony są dostępne do komercyjnego i niekomercyjnego użytku. Strona zmieniła moje życie, także polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, słyszałam o tej stronie, ale nigdy nie korzystałam. Dzięki wielkie, teraz to już na pewno tam zajrzę :D

      Usuń
    2. Osobiście na potrzeby Katalogowo korzystam z Unsplash i Pexels. Oba serwisy są cudowne i bardzo pomocne, polecam.

      Usuń