[181] ocena tekstu: Ludzie Lodu i Ognia



Tytuł: Ludzie Lodu i Ognia
Autorka: A_lionne
Tematyka: fanfiction – Pieśń Lodu i Ognia
Ocenia: Forfeit, ze skromną pomocą Skoiastel




Prosty, standardowy szablon – przejrzysty, zakładki są od razu widoczne. Trochę słabo prezentuje się brak akapitów w zwiniętych postach, jednak po otworzeniu rozdziału wszystko jest w porządku. Niewygodnie się czyta tekst w tak szerokiej kolumnie, ale przynajmniej wygląda estetycznie – wyjustowałaś go i masz wcięcia akapitowe. To robi dobre pierwsze wrażenie. 
W zakładce z rozdziałami, dziewiąty został wpisany inną czcionką, tak jak przedostatnia miniatura, a dziesiątego jeszcze nie dodałaś. 
Umówiłyśmy się, że mam ocenić całość z serii Pozory mylą, a także miniatury, które nie zaspoilerują mi kanonu. Tak jak wspomniałam, do dwóch miniatur i wiersza poprosiłam o pomoc Skoię. Zaczynajmy!

POZORY MYLĄ

Rozdział 1: Cersei I 
Nigdzie indziej niż na dworze nie czuła się tak bardzo na miejscu, wspaniale odnajdywała się wśród intryg, kłamstw i przepychu. Olśniewający uśmiech, wyszukane słownictwo i nienaganne maniery zachwycały wszystkich. I to nie była tylko jej opinia! – Pierwsze zdanie jest fajnym, wprowadzającym zabiegiem – od razu nadaje klimatu. Z kolei drugie to czysta ekspozycja, która zaburzyła mi dobre wrażenie. Może spróbuj przedstawić, co o tym myśli bohaterka, a nie wszyscy wokół? Zaczęłaś od uczuć Cersei, a potem to umknęło i zrobiło się wszyscy. Skup się na pannie Lannister, a wyjdzie lepiej, szczególnie na początku, gdzie taka ilość uniesień nie wygląda zachęcająco. 

Był zaledwie trzy lata młodszy od Tyriona, a już urzekał pięknem, stanowiąc całkowite przeciwieństwo dla obmierzłego karła, który zabił jej matkę i pewnego dnia miał zacisnąć przebrzydłe dłonie na szyi siostry. – Skoro piszesz fanfiction, to czemu spoilerujesz losy bohaterów za parę lat? Już teraz podajesz informację o bardzo ważnym wydarzeniu, które było poniekąd tajemnicą Cersei. Nie ważne, czy to spoiler z książki, czy nie, ale mogłaś zmienić jakiś element, zapisać tę historię inaczej (jest niekanoniczna). No i jeśli piszesz narratorem personalnym zza pleców postaci, to czemu nagle sięgasz po narratora wszechwiedzącego? Dlaczego Cersei myśli o sobie jako siostra? 

O ile oczywiście przepowiednia Maggy Żaby nie była stekiem bzdur. Owszem, Melara rzeczywiście umarła, ale to o niczym nie świadczyło. Przecież tak nie mogło być! Co niby miała znaczyć odpowiedź na pytanie, czy będzie miała dzieci? „Siedemnaście dla ciebie, osiemnaście dla niego”? Zresztą ta wiedźma powiedziała, że Cersei nigdy nie zostanie królową, a to nie było możliwe. Lord Tywin obiecał jej koronę, a on zawsze dotrzymuje obietnic. – To dalsza część poprzedniego cytowanego fragmentu, tylko piszesz o tym akapit niżej. Trochę się gubię, bo rzucasz za dużo imion na przestrzeni kilku zdań. Może lepiej by wyszło, gdybyś zmieniła Maggy Żabę na maegi, ale że mamy tu POV, możesz spokojnie wcisnąć staruchę – to typowe odzywki Cersei w prywatnych rozmowach, myślach. Wiedźma, która pojawiła się później, idealnie tu pasuje. 
Kolejna rzecz – zamiast Lord Tywin, mogłaś napisać po prostu ojciec, przecież tak naturalnie Cersei by o nim pomyślała. 
I tu wspomnę, że zarówno cały akapit, jak i wcześniejsza część zdania o zabójstwie, na ten moment wydają się zbędnymi zapychaczami, przerywają akcję. Zaczęło się dziać coś dziwnego, a Cersei myśli o przepowiedni sprzed lat, zamiast się skupić na niecodziennej sytuacji. Jeśli te przemyślenia nic nie wniosą w dalszej części opowiadania albo byłby inny moment, gdzie przytoczenie tych informacji wypadłoby naturalniej, usunęłabym stąd ten akapit lub przeniosła go do dalszej części tekstu. 

Ujrzała, że mężczyzna zerka w bok, również zwrócił tam spojrzenie, jednak dyskretniej. – Zwróciła. 

Pierwsze trzy wynikające z grzeczności komplementy w stronę Cersei od Rhaegara były naturalne i kreowałaś go na krasomówcę, jednak tekst o pięknym wyglądzie przy dobrym humorze był płytki i poczułam się przytłoczona, szczególnie przy kolejnym, tym o tańczeniu. Książę powinien znać granicę, aby nie przedobrzyć. Jego długi wywód na koniec tańca wydał mi się zbyt długi, ale brzmiał już naturalniej. Przeczytaj ten fragment z przerzucaniem się komplementami raz jeszcze i zdecyduj, czy nie jest za bardzo przeciągnięty, momentami aż męczy ta poetyczność.

– Jesteś coraz lepszy w słowach – zauważyła. – Tygodnie spędzone nad poezją valyriańską nie idą na marne.
– Ty jednak powinnaś popracować nad komplementami. – Tak się powinien odzywać majestatyczny książę do przyszłej żony w trakcie tańca? Nie wiem jeszcze, na ile się znają, ale po pierwsze, nie przystoi, a po drugie – dopiero komplementował ją tak kwieciście, a tu nagle bum! Mówi do Cersei na ty, zamiast dodać choćby lady na końcu. Niezłe wychowanie, panie Targaryen. 


– Twoje słowa urzekają mnie, przypominają pióra, gdy otrzymuję ich tak wiele (,) czuję się, jakbym mogła unieść skrzydła i w jednej chwili wznieść się do nieba. – Brakuje przecinka oddzielającego dwa czasowniki w zdaniu podrzędnie złożonym: gdy otrzymuję ich tak wiele, czuję się

Prowadzili tę grę od lat. Królowa Rhaella kiedyś niezbyt dyskretnie przypomniała synowi, żeby skomplementował Cersei. Ten poszedł wówczas po najmniejszej lini oporu, a ona, wówczas jeszcze arogancka i bezczelna, jedynie uniosła brwi i spojrzała na niego z dezaprobatą.
– Nie tego się spodziewałam. Połowa prostaczków z Lannisportu potrafi chwalić bardziej wyszukanie psy za przeturlanie się. – Czyli co, znali się od małego, bo Tywin był namiestnikiem? Przecież Cersei mieszkała w Lannisporcie. Prowadzili grę od lat brzmi tak, jakby spędzali ze sobą sporo czasu na przekomarzaniu się. W dodatku jest to poniekąd ekspozycja i o wiele bardziej wolałabym zobaczyć jakieś wspomnienie Cersei, nawet krótkie, napisane POV-em na początku rozdziału (na przykład zamiast tego fragmentu o przepowiedni), a nie zostać postawioną przed faktem dokonanym po całej scenie rozmowy. Wtedy to byłoby bardziej logiczne, wiedziałabym, na ile bohaterowie się znają i dlaczego aż tak sobie słodzą, co to oznacza.
Podkreśliłam ci przekręcony frazeologizm. Powinno być: po linii najmniejszego oporu.
Drugie podkreślenie dotyczy wyrazu wyszukanie. Na początku myślałam, że masz jakąś literówkę i słowo odnosi się do psów, a potem dopiero zrozumiałam, że chodzi o chwalenie. Może zastosuj inwersję? – Bardziej wyszukanie chwalić

Od tego czasu próbował coraz to lepszych komplementów, szukając jej towarzystwa ze względu na to. Zdawało się, że podczas tych krótkich chwil rzeczywiście się cieszył. To był jednak jedyny przełom w ich znajomości i potem (,) chociaż trochę więcej o sobie wiedzieli, nie stali się (sobie) bliżsi. – Czuję, że nie są sobie szczególnie bliscy, skoro ich rozmowa skupiała się na komplementowaniu. Nie potrzebuję tej ekspozycji, wolałabym sama dojść do wniosku, jakie relacje łączą tę dwójkę (tym bardziej że poniekąd nakreśliłaś to już ich zachowaniem). Jeśli zaś chodzi o podkreśloną część – dziwny szyk. Aż się prosi, żeby zadać pytanie: ze względu na co? Dopiero chwilę potem wpada myśl: ach, no tak, komplementy. Pamiętaj, że elementy, które mają być puentą zdania, umieszczamy na końcu. Dlatego sugeruję: próbował coraz to lepszych komplementów, ze względu na to szukając jej towarzystwa.

Zostawił ją tuż przed drzwiami Wieży Namiestnika, a w miejscu, którego dotykał (,) nadal czuła to przyjemne ciepło.

Tego spojrzenia lękali się wszyscy, każdy uciekał przed nim wzrokiem. Ona nie. – Bardzo podoba mi się ten fragment. Ładnie pokazuje odwagę Cersei, dobry akcent. Polecam też po ona postawić myślnik, wtedy zdanie miałoby jeszcze większą moc. 
(...) a skoro ma opinię dzikiej (,) można ją łatwo oskarżyć. 

– (...) Jak rozumiem (,) twoja cnota jest nienaruszona?
Pomyślała o tych wszystkich nocach, gdy czuła Jaimego w sobie. Ojciec zmierzył ją spojrzeniem.
–Oczywiście! – odparła natychmiast. – Piszesz, że Cersei odparła natychmiast, a chwilę wcześniej, że najpierw myślała o Jamiem, a ojciec zdążył zmierzyć ją spojrzeniem. To się nieco wyklucza – brzmi właściwie tak, jakby bohaterka myślała nad odpowiedzią jakiś czas. Być może nawet ojciec mógłby to wahanie wychwycić... W dodatku brakuje spacji po myślniku.

Poczuła się urażona. – Przy tym akapicie zabrakło wcięcia. 

Podoba mi się zakończenie rozdziału. Dobrze wiem, że Cersei się przejęła, ponieważ nie lubi Północy i nie chce tam jechać. W tej części, w której przebywa z ojcem w jego wieży, bardzo dobrze ją przedstawiłaś – w jej zachowaniu widać tę książkową kobietę. Serce zabiło jej mocniej, ale nie drgnęła, znosiła wszystko, co mówił ojciec. Brakowało mi jednak pokazania tych emocji. Bo wiesz, to, że napiszesz: pomyślała o tych wszystkich nocach, gdy czuła Jaimego w sobie, nie wystarczy, że się przejmę. Może jakiś dreszcz przechodzący po jej plecach? Jakieś ciepło rozchodzące się w środku? Szybsze wciągnięcie powietrza, zawrót głowy? Zwróć uwagę, żeby pisać, jak bohater się zachowuje, a nie określać wprost, co czuje. Wtedy lepiej zrozumiem postać, będę z nią przeżywać te emocje, przywiążę się do niej i zmartwię jej losem.


Rozdział 2: Martyn I
Pognał w dół zbocza, nigdzie nie dostrzegł nawet cienia obecności dziewczyny, zdawała się rozpłynąć w powietrza. – Powietrzu. 

Żadnego stukotu kopyt, łamania gałęzi, skrzeku wystraszonych ptaków, wzbijających się do lotu. Całkowita cisza z wyjątkiem huczenia wiatru. Westchnął. Przyjrzał się uważnie ścieżce, próbując dostrzec ślady kopyt– To powtórzenie rzuca się w oczy. No i kto westchnął? Ten lot, skrzek, wiatr?
Na dobrą sprawę przecinek po ptaków mógłby zniknąć. Nie dość, że ptaki wzbijające jako rzeczownik z określeniem są bezpośrednio obok siebie (a więc tworzą spójną całość – nie wymagają rozdzielenia), to jeszcze pauza oddechowa, gdy mowa o wzbijających się ptakach, czyli dość dynamicznym ruchu, też jest niewskazana.

Zawsze zastanawiał się, jak to się działo, że nawet gdy Lyanna porzuciła konia, ten nadal biegł, trzymają się kursu, po czym zawsze znajdował ją, gdy chciała wracać. – Trzymając.

Więcej nie dopytywał, chociaż ciekawość zżerała go od środka. Dziewczyna rzadko robiła się tajemnicza, chyba że chciała się zabawić, ale tym razem nie zdradziła mu nawet wskazówki. – To, co podkreślone, powinnam wywnioskować z zachowania bohaterki. Zresztą, co oznacza zabawić się? Skojarzyło mi się najpierw z seksem – być tajemniczą, żeby uwieść faceta. Ale skoro Martyn to zauważył, to musiałaby się z tym nie kryć, a to nie przystoi szlachetnie urodzonej pannie. Więc chodziło o zabawę słowem? Wtrącenie sugeruje również, że przytoczoną zabawą może być ten brak chęci zdradzenia tajemnicy.


Chociaż w takim gąszczu nie było śniegu, który pokrywał ziemię w zamku niczym cukier (,) i tak mroziło mu tyłek. – Podkreślona część jest wtrąceniem, a więc powinna być oddzielona z obu stron przecinkami. Chciałabym zwrócić uwagę również na inną rzecz – ze zdania wynika, że w gąszczu jest mniej śniegu niż na zamku. Może lepiej porównać to do pól uprawnych czy łąk? Myślę, że zamek musi być odśnieżany, w końcu ludzie poruszają się po nim, wozy z jedzeniem też muszą przecież przejechać. Także określenie niczym cukier jest dziwne. Nie umiem sobie wyobrazić pokrywania jak cukier. Może skojarzył ci się ze względu na kolor? Warto przestudiować to zdanie. 

Jory lepił teraz śniegowe ludki z Vayonem Poolem, a on czekał na wpół dziką szlachciankę pod drzewem cytrynowym, marznąc mimo temperatury godnej północnego lata. – Drzewo cytrynowe na dalekiej północy Westeros? Wiesz, wydaje mi się, że to raczej niemożliwe. Cytrusy lubią ciepłe rejony, nawet w Polsce nie rosną naturalnie, a co dopiero w kraju pokrytym śniegami. Tam występuje raczej przewaga drzew iglastych, które w niskiej temperaturze lepiej magazynują wodę w liściach. 

Obserwował je przez zasłonę z cienkich gałązek (,) aż w końcu usłyszał kroki. – Pamiętaj o oddzielaniu przecinkiem części zdań złożonych nadrzędnie. 

Ludzie mieli rację, była istnym centaurem. 
Księżyc był już wysoko na niebie, gdy dotarli do Amberly. 

Wiesz, co jest problemem w tym – i mam nadzieję, że tylko w tym – rozdziale? Przez cały czas brakuje emocji. Martyn zadaje sobie pytania o to, gdzie jest Lysanna, powtarza, że zostanie ukarany, jeśli ta nie wróci przed zmrokiem, ale… nie czuję, aby na serio się przejmował, bo tego nie pokazuje. Czy człowiek martwiący się o życie podopiecznej usiadłby sobie pod drzewem, rozmyślając o niebieskich migdałach, czy raczej chodziłby nerwowo w tę i z powrotem? Spójrz na ten fragment: 
Sekundy stawały się minutami, minuty godzinami, a Lyanna Stark nadal nie wracała. Przez głowę Martyna przebiegały setki scen, w których mogła zginąć lub doznać trwałego uszczerbku. A jeśli ktoś ją zaatakował? Porwał, zabił, zgwałcił? – On tylko myśli. Nie trzęsą mu się przy tym ręce, nie rozgląda się nerwowo, nie nasłuchuje trzasku łąmanej gałęzi. Po prostu siedzi. A kiedy Lyanna się zjawia, zaskakuje go to, że cicho się porusza i wspaniale jeździ konno. Gdzie się pojawiło jego zmartwienie? Gdzie uczucie ulgi? Martyn myśli i mówi, że się martwi, ale wcale się tak nie zachowuje. 

Martyn miał jednak inny zamiar, chociaż żołądek skręcało mu z obrzydzenia. Postanowił powiedzieć lordowi Harroldowi o zachowaniu jego podopiecznej. – Szkoda, że uprzedziłaś fakt. Nie zaskakujesz, tylko spoilerujesz kolejną scenę. Gdybyś tego nie zrobiła, obserwując zachowanie Martyna, mogłabym poznawać jego charakter. A na pewno lepiej bym coś zapamiętała niż zdradzenie zakończenia sceny przed jej rozpoczęciem. Czemu nie pokażesz wahania Martyna albo przeciwnie – jego pewności siebie, gdy czuje się w obowiązku powiadomić lorda? 
Dobrze za to wybrnęłaś przy opisie Lyarry – przedstawiłaś ją w myślach Martyna. Gdyby nie ten zabieg, cały akapit byłby nędzną ekspozycją, a wyszło całkiem naturalnie. Ładne zakończenie. Zastanawia mnie tylko Jory – Martyn twierdzi, że jego żona nie może mieć więcej dzieci, chociaż, robiąc research, trafiłam na źródła, które mówią, że Jory miał trzech braci, choć żaden z nich nie dożył dorosłego wieku. Teraz Jory ma 10 lat. Mam nadzieję, że to nie przeoczenie, lecz celowy zabieg. 
Rozdział jest dość krótki, ale przyjemny. Uważam, że na razie nie wnosi wiele oprócz pokazania Lyanny z boku, ale interesującym zabiegiem jest wybranie perspektywy akurat Martyna. Jestem ciekawa, kiedy zaczniesz łączyć wątki, tak jak u Martina. Czy motywem przewodnim będzie rywalizacja o względy Rhaegara w czasie turnieju? To byłby jakiś punkt zaczepienia, jedyny, który łączyłby te dwa rozdziały. Zobaczmy, co mamy dalej.


Rozdział 3: Brandon I
Na miękkim, obitym króliczym futrem fotelu Brandon rumienił się wściekle pod czujnym wzrokiem ojca, pełnym niechęci, pogardy i gniewu, nie ognistego (,) lecz lodowego, (przecinek zbędny) jak śnieżyca, która stopniowo zasypuje człowieka (,) aż w końcu w chwili śmierci przestaje cokolwiek czuć. Jednak to nie chłód spojrzenia, a wszechogarniające poczucie winy sprawiało, że nie mógł się ruszyć. – Ta śnieżyca przestaje czuć? Może przestaje się albo przestaje on? Ten człowiek nie mógł się ruszyć? Trochę pogubiłaś się tu z podmiotami. A jednak podoba mi się ten opis, wprowadza i fajnie łączy emocje z klimatem Północy; łatwo sobie wyobrazić zasypane pola wokół Winterfell. Dla lepszego wydźwięku zdania proponuję wstawienie myślnika po gniewu.

Uznasz to dziecko, jednak postaramy się, aby plotki nie rozeszły się poza Północ, przedstawimy ją twojemu dobremu ojcu (,) dopiero gdy już przybędzie do Winterfell na ślub (...).

Gdy spali razem po raz pierwszy, nie bała się. Jej energia i zaangażowanie sprawiły, że zdziwił się, napotykając na barierę. Barbrey nie przejęła się, gdy krew popłynęła jej spomiędzy nóg, błagała cały czas o więcej. – Wiesz, przebicie błony dziewiczej nie zawsze powoduje krwawienie, a jeśli już, to nie jest ono aż tak duże, żeby krew płynęła po udach. Poza nielicznymi przypadkami błona nie jest zwykle aż tak unaczyniona, by jej przebicie mogło mieć podobny do opisanego efekt. Może parę kropli spadło na pościel, ale popłynęła jest sporą przesadą.

Vayon Poole uchylił się przed ciosem w ramię, jednak Brandon na tym nie poprzestał. Napierał cały czas, nie dając przeciwnikowi ani sekundy na myślenie. Syn zarządcy zdołał odbić kilka pierwszych ciosów, ale z czasem zaczął męczyć się i popełniać błędy. W końcu po celnym ciosie w nadgarstek upuścił miecz, krzycząc:
– Poddaję się! – To bardzo dobry moment, by pokazać, że Brandon potrafi walczyć, że jest gotowy lub niegotowy do objęcia władzy w Winterfell. Streściłaś walkę, która mogłaby przybliżyć nam główną postaćtego rozdziału. Może warto to rozwinąć – co o tym myślisz?

Zaskoczyło mnie, że pisząc w tym rozdziale o ser Rodricku, użyłaś przy słowie ser kursywy. Wcześniej nie zauważyłam, byś to robiła.

Przypominał Brandonowi jego samego w takim wieku, zresztą do dzisiaj nie nauczył się przegrywać, chociaż lepiej ukrywał emocje. – Druga połowa tego zdania jest niepotrzebna. Czytałam o tym, że Bran się cieszył wygraną, że chwalił się nowym rekordem pokonania przeciwnika, był pewny siebie. Widzę, że wygrywanie jest dla niego ważne, zresztą często wygrywał, jestem więc w stanie domyślić się tego, co napisałaś.

Tym razem nie zakończyłaś rozdziału z tą nutką zaciekawienia. Może dlatego, że nie poznałam Jory’ego aż tak dobrze jak innych? W tej notce był ledwie wspomnieniem, nie żałowałam go, kiedy przegrał. Stąd trochę nie rozumiem, czemu pójście ser Rodricka za młodym miało być cliffhangerem.


Rozdział 4: Lyanna I
Początkowo Lya pragnęła miecza, ojciec zaś chciał z niej zrobić damę, w końcu jednak lady Lyarra uznała, że łuk to idealny kompromis, szczególnie, że od przybycia Domerica Boltona do Winterfell ich córka przykładała się również do nauki historii, języków, etykiety, a nawet – ku olbrzymiemu zdziwieniu matki – szycia. – Przecinek w szczególnie że jest zbędny – [klik].

Trzecią tarczę ustawiono daleko sprzodu (,) po lewej. – A co to za brzydki ortograf? Z przodu.


Stanowił dla niej całkowitą odmianę, a ciepły sposób bycia sprawiał, że topiło jej się serce.
Domeric początkowo tylko trochę żartował z niej, jednak im więcej czasu mijało, zaczynali się coraz mocniej sprzeczać. – Polecam inwersję: z niej żartował.
Wiesz, wydaje mi się, że to przejście od Mynaschana do Domerica wyszło nienaturalnie. Czegoś mi zabrakło. Mimo że zaczęłaś kolejny akapit, brzmi to tak, jakbyś próbowała trochę kontynuować myśl, a trochę zacząć nową. Dziwnie też wygląda podkreślona część. Wydaje mi się, że tak się mówi o kimś, kto ma serce z lodu, a to mi do Lyanny nie pasuje. Jest pogodną dziewczyną.

Mieszkańcy Winterfell musieli zmagać się z pełnymi półsłówków (półsłówek!) krzykami, długimi tygodniami milczenia, a przede wszystkim bezradnością lorda i lady Stark, którzy nie potrafili zrozumieć przyczyny tego wszystkiego. – Winterfell to stolica Północy. Wątpię, aby cała ludność miała problem z tym, że na dworze dwójka młodych sobie docina. Może warto doprecyzować?

Po zajęciach pobiegła do bożego gaju i wspięła się na sam szczyt starożytnego Drzewa Serca. – Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek przeczytałam fragment, w którym ktoś wchodził w bożym gaju na Czardrzewo, ale nie przypominam sobie. Nie chcę cię wprowadzać w błąd, ale Czardrzewa były świadkami ślubów, Nocna Straż klękała przed nimi, jeśli mężczyźni byli tego wyznania, i tam przysięgali wierność. To symbol religijny, gdzie składa się hołdy, modli się. Czy rozsądne jest się na niego wspinać? Wiem, że Lyanna jest lekkomyślna, ale jednak została wychowana jako dama, w szacunku, brak mi u niej odrobiny przyzwoitości. Jest Starkówną – na pewno nie na wszystko jej pozwalano.

To było najwspanialsze, co kiedykolwiek czuła, gdy za pomocą kilku machnięć skrzydeł mogła unosić się tuż pod niebem. – Pod niebem? A nie nad ziemią? W Korpusie PWN wszystkie przykłady użycia tej frazy wskazują, że chodzi o znajdowanie się na ziemi, na przykład:
(...) zdychają tam pod niebem z głodu i pragnienia. – „Uczniowie Spartakusa”.
Na zachodzie, pod niebem nasyconym słońcem, widniał łańcuch górski (...). – „Opowieści biblijne”.
Nie wiedział Maciuś, że niejedną noc spędzi tak pod niebem na trawie (...). – „Król Maciuś Pierwszy”.

Zawiał mocniejszy wiatr, więc opadła do gniazda. Kątem oka spojrzała na dziewczynkę, która chwiała się pod wpływem pogody razem z konarem. – Pogoda nie mogła zachwiać konarem, tylko wiatr. Pogoda to warunki meteorologiczne w danym miejscu, wiatr to składowa pogody.

Cienka gałąź, na której postawił stopę (,) omsknęła się.

Wychyliłą się, aby spojrzeć w dół. – Wychyliła.

Jak wiewiórka prześlizgnęła się po pniu na jego konar i wtuliła się w jego płaszcz. Dobrze znany zapach lasu całkowicie go otaczał (,) i roześmiała się.
– Tak, teraz wszystko w porządku.
– Dobrze, lady Lyanna – rzekł Mynaschan, gdy wyjął już resztki strzał z tarcz. – Totalnie nie rozumiem tego przeskoku z sytuacji spod drzewa do strzelania z łuku. Chyba się pogubiłam. Kiedy scena się zmieniła? Musisz to jakoś zaznaczyć.
Przecinek po otaczał obowiązkowy:
Mimo że jest to kontekst rzadki, to wart opisania – jeśli „i” jest użyte w znaczeniu „więc”, „dlatego” (zdanie wynikowe) np.: Nie podlałem kwiatka, i usechł. [klik]
Tutaj: drzewo pachniało lasem, więc (i) dlatego bohaterka się roześmiała.

Mogła chodzić, biegać, jeździć konno na oklep, tańczyć czy strzelać z łuku, a cały czas wyglądała jak prawdziwa szlachcianka. Wyglądała pięknie, ale zbyt zimno i niedostępnie, aby jakikolwiek mężczyzna bez skłonności samobójczych zaczął się nią interesować.

– (...) Co byś powiedziała, gdybym zaproponowała ci dwa tygodnie samej, w cichym, spokojnym miejscu? Bez ludzi, tylko ty i Bantis?
– To podstęp? Chcesz mnie gdzieś zamknąć?
Ciotka zaśmiała się gardłowo.
– Nie, nie! Mam na myśli Summerhall. – Skąd wiem, że tam Lyanna i Rhaegar się spotkają? Hmm, chyba nie czuję, by motyw wyjazdu był realistyczny. Ucieczka przed strażnikiem ma nim być? Wycieczka zamiast kary? Coś mi tu śmierdzi Imperatywem Opkowym.


– Pojedziesz jutro. Dostaniesz zapasy żywności. Ale musisz mi jedno obiecać, bo twoi rodzice mnie zabiją, zrozumiano?
Lya pokiwała głową z najładniejszym uśmiechem.
– Przysięgnij, że jeśli napotkasz jakiekolwiek zagrożenie, zrobisz wszystko, aby się obronić. Wszystko.
– Przysięgam – odparła wolno, niepewna intencji ciotki. – Ten dialog wydaje mi się nienaturalny. Zaleciało young adult i nieodpowiedzialną ciotką –  ogóle nie wyczułam jej charakteru. Najpierw się nie interesuje, jest surowa, potem udaje ciotkę-klotkę, fajną babkę, a na koniec nierozważnie proponuje nielogiczny wyjazd, by się mała wyszalała konno pół Westeros dalej. Przemyśl tę scenę raz jeszcze.
Wydaje mi się również, że dobrze by było wcześniej wprowadzić wspomnianą ciotkę, bo jej pojawienie i szybkie wprowadzenie do opowiadania akurat teraz naprawdę wygląda na imperatyw. [klik]


Rozdział 5: Oberyn I
Widziany z tej odległości letni zamek prezentowało się ładnie, ale nie nadzwyczajnie. – Prezentował.

Nauczono mnie, że grzecznie jest tutaj mówić to ludzi pani – odparła nadal radośnie zarządczyni. – Do ludzi. Może warto wyszczególnić słowo pani?
Jak na kobietę, która pełniła tak ważną funkcję w kraju zdominowanym przez mężczyzn, była zbyt zmienna w swojej śmiałości. W jednej chwili całkowcie (całkowicie) pewnie opowiadała o burdelach, chwilę później peszyła się na samą wzmiankę o miłości. Czyżby bała się uczuć? – Cały ten akapit, a już na pewno ostatnie zdanie, jest niepotrzebny. Przecież pokazałaś mi to sceną, już to wiem.

Błękitne oczy przypominały odłamki lodu, (przecinek zbędny) tak zimne, że aż parzące. Zdawało się, że powoli wypala w nim dziurę, a ostre odłamki szkła wbijają się w ranę.

Ten rozdział był jednym z bardziej dopracowanych, ale – chociaż dobrze oddałaś charakter Oberyna – czułam, że notka jest przegadana, a końcówka pisana naprędce; jedynie wymieniałaś, kto z kim rozmawia i kto trafi lub chce trafić z kim do łóżka. Oprócz tego, że nakreśliłaś, która osoba z którą jest zaręczona, nie wydarzyło się nic istotnego. Czytałam, czytałam i nawet nie wiedziałam, co mam skomentować. Nie znaczy to, że rozdział jest zły, bo pod względem opisów poszło ci w miarę dobrze. Ale nie było w nim żadnych emocji, nudziłam się. Liczyłam na jakąś ciekawą sytuację z Oberynem, który jest znany z lekkomyślności i odwagi. A ty streściłaś ucztę, która stworzyłaby świetną okazją do zawarcia rozbudowanych scen wyjaśniających dworskie zawiłości towarzyskie.
Na początku miałam też odczucie, że trochę starasz się pisać stylem Martina. Z początku było nieźle, poczułam klimat Pieśni Lodu i Ognia. Końcówka za to okazała się zupełnie inna – przez streszczenia. Rzucanie nazwiskami i dobieranie par seksualnych jakoś do mnie nie przemówiło. Jakbym czytała wypracowanie szkolne w wersji +18.


Rozdział 6: Eddard I
W tym rozdziale zmieniłaś formę na list. Szczerze mówiąc, jestem ciekawa, jak ci wyszło; czy potrafisz przemycać informacje, nie używając imperatywu.

Chociaż zdarza się się pokazać pazury, ale nigdy wobec mnie. – Miało być jej?

Ale nie wszystko jest takie super. – Nie jestem pewna, czy słowo super pasuje do tej stylizacji językowej. Jest zbyt potoczne dla naszych czasów. Nawet jeśli chcesz kreować Lyannę na szaloną nastolatkę, to nie wiem, gdzie mogłaby się nauczyć takich słów jak to.

Niby tak blisko dornijskich piaskowców, a jednak tak daleka. – Daleko.

Dostałem Twoją wiadomość już przed kilkoma dniami, ale przyjazd dornijczyków do Doliny bardzo mnie zaabsorbował. – O, świetnie, że nawiązujesz do poprzedniego rozdziału. Trochę mi tego brakowało. Wiem, że Martin również na początku nie łączył scen, jednak z racji, że masz mało rozdziałów, chciałam doświadczyć tego u ciebie. Szkoda, że w poprzednim rozdziale nie rozwinęłaś wątku Neda, tylko wspomniałaś o nim przelotem. Może jakaś scena przywitania z nim sprawiłaby, że ten rozdział, mimo że to głównie listy, czytałoby się jeszcze przyjemniej.

Masz może wiadomości od Brana, Bena albo rodziców? Moje wiadomości pozostają bez odpowiedzi.

Martwi mnie, co może się dziać na Północy. Zima trwa już za długo. Jak stan zapasów? Co z cenami żywności? Zimno, głód, choroby… Nic nie wiemy. Boję się, co może się dziać w zamku.

Ale trwała zima, a ona musiała zrozumieć, co to oznacza. Latem mogła sobie pozwolić na dziecięcą radość, ale przyszedł czas dorosnąć. – W kolejnym akapicie również powtarzasz ale, rzuca się to w oczy. Samo rozpoczynanie zdania spójnikiem jest ryzykowne i raczej niezalecane, dlatego powtórzenie to, nawet jeśli celowe, nie wygląda zbyt dobrze i nie czuję się komfortowo z tekstem, gdy widzę taki zabieg.

Eddard nie wiedział, jak zacząć. Zarumienił się.
– M-moja siostra prosiła, abym zapytał, czy w najbliższym czasie będę pasowany. – Ned był człowiekiem honoru, cichym, ale odważnym i rozważnym. Średnio mi pasuje do niego zająknięcie na początku. Raczej stawiałabym na głęboki oddech i ciche, acz stanowcze pytanie.

„Rycerstwo to obowiązek bronienia niewinnych, a nie pusta nominacja!
Eddard czuł obowiązek, aby skarcić siostrę, ale nigdy my to specjalnie nie wychodziło. Więc prędko przeszedł do następnych akapitów”. – Mu. Sugeruję też połączyć dwa ostatnie zdania w jedno wynikowe, brzmiałoby lepiej. Od tego jest partykuła więc – przedstawia skutek lub wniosek z wcześniej opisanego wydarzenia.

Jeśli obecnie potrafiła kontrolować ciało swojej klaczy, to co mogło stać później…? – Się stać.

Jeżdżę też konno z Robertem i Elbertem. Często zajeżdżamy też do pobliskich wiosek i rozmawiamy z ludźmi.

Nic specjalnie interesującego. A u Ciebie? – Średnio mi pasuje to pytanie w liście, który był odpowiedzią na to, co się działo u Lyanny – wydaje się zbędne. Wiem, że minęło parę dni, ale może warto zmienić je na coś w stylu: Czy wydarzyło się u Ciebie coś nowego? Lecz to tylko luźna sugestia.

W tym rozdziale znalazło się dużo więcej błędów – szczególnie powtórzeń – niż w poprzednim, co mnie nieco zaskoczyło. Wypisałam większość, lecz proszę, żebyś go jeszcze przejrzała. Wiadomo, że łatwiej jest dostrzec potknięcia, gdy tekst swoje odleży.
Uważam, że podołałaś formie listownej – przyjemnie się czyta przemyślenia Neda, ładnie nakreślasz sytuację Lyanny, nie używając jednocześnie ekspozycji dialogowej. Duży plus. Widać też, że wątki powoli się ze sobą łączą. Tu zaczynają się schody, zobaczymy, jak sobie z nimi poradzisz.


Rozdział 7: Barbrey I
Odkąd dowiedziała się o ciąży (,) każdej nocy widziała ją. Wysoko i idealnie smukłą dziewczynę o pięknej, bladej twarzy, długich palcach i złotych oczach, wpatrującą się w Barbrey oskarżycielsko. – Znów brakuje ci przecinka oddzielającego czasowniki; dość często się to zdarza. Ze zdania wynika też, że Barbrey widziała ją – ciążę. Byłoby inaczej, gdybyś po zaimkupostawiła myślnik i od razu nawiązała do wyjaśnienia, kogo bohaterka miała przed oczami. Pojawiła się również literówka: wysoką.

Szczególnie, że miała rację. – Tę konstrukcję zapisujemy bez przecinka, już wcześniej o tym wspominałam.

Przemawia do mnie naiwność Barbrey. Czyta się o niej jak o prawdziwie durnej, zakochanej kobiecie, która ma świadomość, że jej związek jest zakazany, a jednak snuje plany i ma nadzieje. Kupuję też to, że nie chce dopuścić do swojej świadomości braku uczucia ze strony jej kochanka.
Jednak w tym wszystkim brakuje mi emocji, które powinny być nieodłącznym elementem tego typu treści. Wiem, o czym Barbrey myśli, widzę złość jej siostry we śnie, która zaciska ręce na poręczy fotela i która się pochyla. Jednak przez całą tę scenę nie widzę samej Barbrey – narrator mi tylko mówi, co dziewczyna ma w głowie, jakby walka z myślami działa się tylko wewnątrz niej. Nie czuję tego wszystkiego. Ekspozycja uczuć jest najgorszą z możliwych – narrator opowiada mi, co odczuwa postać, ale nie zachowuje się ona tak, jakby rzeczywiście coś czuła. Dostaję suchą informację, co się z nią dzieje, ale dla mnie to zdecydowanie za mało. Chcę czuć cierpienie Barbrey. Gdy czytam, że ma chęć napisać list do ukochanego, w ogóle mnie to nie rusza.

A gdybyś tak spróbowała napisać, że: Barbrey sięgnęła po papier, wygładziła go dłońmi i zastanowiła się nad tym, jak zacząć. Kochany Brandonie? Najdroższy? Może po prostu „Brandonie”? Po dwóch zdaniach zmięła kartkę drżącymi dłońmi i rzuciłą ją w kąt. – W ten sposób możesz przekazać, że Barbrey tęskniła za ukochanym, że coś się z nią działo, wyrażała tę tęsknotę, a nie była pustą kukiełką. Takie drobne przerywniki naprawdę pomagają wczuć się w tekst. Bez nich całość jest poprawna… aż za bardzo. To męczy, jest suche. Daj mi poczuć ból Barbrey. Chcę, żeby obchodził mnie jej los.

Czy kiedykolwiek zobaczy, jak jej dziecko, jej syn (była pewna, że to będzie syn o czarnych włosach i szarych oczach, który wyrośnie na idealną kopię Brandona) biega i śmieje się? – Raczej unikamy zostawiania się na końcu zdania. Lepiej: się śmieje.

Przysięgam także, że gdy tylko to będzie możliwe (,) połączymy nasze rody węzłem małżeńskim.

Bardzo przypominał Brandona, a raczej przypominałby, gdyby chociaż raz na jego twarzy pojawił się chociaż cień uśmiechu.

Goście nie zabawili w Barrowton długo. Wyjechali już następnego dnia z tabunem strażników o posturze olbrzymów… albo po prostu ludziach z krwi Umberów, co było całkiem prawdopodobne. Często bękarty lordów znajdowały zatrudnienie w zamkach, a służba w Winterfell stanowiła nie lada zaszczyt. – Ten wielokropek średnio mi pasuje w tak suchej narracji. Drugie zdanie wydaje się wepchnięte na siłę. Nie wnosi ono nic do opowiadania, tylko wydłuża tekst, a przecież czekam na dalszą reakcję Barbrey po całym zdarzeniu.

Ze zbyt małymi oczami w kolorze brąziwym, a nie szarym, zbyt dużymi wargami. – Brązowym.

A potem zorientowałby się (,) co zrobił i żalił się siostrze w pod Drzewem Sercem.


Rozdział 8: Arthur I
Powietrze nigdy nie ruszało się. – Inwersja: nigdy się nie ruszało.

Jedyną rośliną, która powoli zaczynała rosnąć tutaj, był rzadki, brązowawy mech. – Skoro w okolicy mieszkała ludność – jak się żywiła? Była na tyle bogata, by codziennie robiono zakupy na targu? Wiele osób żyło z roli, zbieractwa, polowań… Fauna i flora żyją we wszelkich warunkach, więc z pewnością ekstremalny klimat im niestraszny. Przykładowo w rejonach o niskich temperaturach zebrane rośliny dłużej obrabia się termicznie, by były jadalne, zwierzęta zaś mają grubszą skórę lub futra będące odpadem po uzyskaniu z nich mięsa, w związku z czym można je wykorzystywać w handlu na zasadzie barteru. Z kolei w rejonach cechujących się wysokimi temperaturami zwierzyna raczej wychodzi w godzinach bardzo wczesnych lub bardzo późnych. Tak czy inaczej – jeśli całe życie spędzasz w tak specyficznych okolicach, w końcu się przystosowujesz. Bo musisz. Przytoczone zdanie jest zatem dość naciągane.

Beria Sand, córka lorda z Gór Czerwonych, zajęła się niestety innym gościem, a rude bliźniaczki z Dorzecza wraz z kilkoma tutejszymi panna, Felly o olbrzymich piersiach, maleńką Serrą i  pulchną Violett wyruszyły do Mariah, mniej uczęszczanej wioski, gdzie nagle pojawiła się spora grupa mężczyzn na dłuższy pobyt. – Coś pokręciłaś w podkreślonej części zdania, bo nie ma ono sensu. Może po tutejszymi powinien być dwukropek i panną Felly, bez przecinka?

Zirytował się nie na żarty, nawet Oswell odsuwał się (,) widząc go takiego, a znali się przecież od lat. – Jak się zirytował? Pokaż zachowanie Arthura.
Brakujący przecinek powinien się pojawić, ponieważ w zdaniu występuje imiesłów współczesny.

Odkąd zaczął cokolwiek rozumieć (,) pożądał tylko jednego – rodowego Świtu. Ćwiczył całymi dniami (,) aż w końcu wyzwał brata na pojedynek o tytuł Miecza Pornaka. – Poranka. Według mojego researchu, Dayne miał dwie siostry – Asharę i Allyrię.

Niegodne tego całego zachodu.
Było już sporo po zachodzie słońca, gdy dotarł z powrotem do gospody.


– Witaj. Przepraszam za to. Odruchy – odparł. – Mogę wiedzieć, kim jesteś?
– Wenda – rzuciła po namyśle.
Zaczepiła kciuki o pasek. Jej dłonie znajdowały się teraz bardzo blisko dwóch długich, zakrzywionych ostrzy, (przecinek zbędny) o kształcie półksiężycy (półksiężyców). Ich rączki zrobiono z kości, chyba smoczej. Musiały sporo kosztować.
– Don – skłamał. – Na długo się tu zatrzymujesz?
– Aż się znudzę – parsknęła. – A ty?
– Góra dwa tygodnie.
– Sporo jak na te warunki – stwierdziła. – Bardzo podoba mi się ta scena. Zgrabnie wplatasz opis zachowania bohaterki, czuć klimat Westeros. Nie przeszkodziło mi to w skupieniu się na dialogu, a on sam wyszedł naturalnie. Czuję nutkę tajemniczości. Myślałam na początku, czytając o łuku, że to Lyanna, bo przecież ciotka odesłała ją w tamte strony, jednak Wenda, którą opisał Arthur, ma ciemne włosy. Zaciekawiłaś mnie.
Czułam, że rozmowa skończy się w łóżku. Scena wyszła całkiem zgrabnie, zabrakło mi tylko dowodu na pożądanie Arthura. Czytałam, że Wenda: Błądziła dłońmi po jego torsie, z każdą chwilą coraz niżej, a nie wiem, co się działo w tym czasie z jej partnerem. Jak reagował? Stał bez ruchu? Przecież miał wcześniej ochotę na seks, szukał pani do towarzystwa. I nagle nic, nawet nie drgnie?


Rozdział 9: Lyanna II 
Sama wymyślałaś wiersz? Uśmiałam się przy nim.

– Lyanna, skończyłaś już z tym krukiem? – krzyknął Martyn. – Wydawało mi się, że Martyn to osoba, która okazuje choć trochę szacunku damie. Wcześniej zwracał się do niej pani.

Spojrzała na nie zaczętą pracę. – Niezaczętą.

Przyznam, że scena jest bardzo dobrze przemyślana. Delikatne wspomnienie nocy jako wilk poruszyło mnie. Wzdrygnięcie, zaciśnięcie powiek – poczułam to. Zrobiło mi się żal dziewczyny. Widzisz, potrafisz wplatać emocje, pisać o uczuciach bez ekspozycji. Zauważyłam, że dobrze się czujesz, prowadząc narrację z perspektywy Lyanny. Wychodzi naturalnie – to chyba postać, która najbardziej ci leży.

Od dzieciństwa kochała ruch i dynamikę w życiu. – Widać to nawet teraz w jej zachowaniu na każdym kroku. Nie musisz o tym przypominać. Poza tym ruch i dynamika obok siebie brzmią tak, jakby bohaterka była zapaloną fizyczką.


Ale próbowała dalej i dalej, chodząc w koło i od czasu do czasu zastygając w fajnie wyglądającej (według samej Lyi i nikogo więcej) pozach. – Wyglądających pozach lub wyglądającej pozie. – Słowo fajnie też jest dość nowoczesne. Zastanowiłabym się nad używaniem go, psuje klimat.

Ciepło rozlewało się po sercu. A ciepła krew ludzkiego dziecka stanowiła niezrównaną rozkosz. – A nie: w sercu?

Była nie tylko matką i towarzyszką, a bohaterką. Ale i.

Przyznam, że spodobała mi się scena snu Lyanny i wchodzenia w ciało wilka. Była emocjonująca, dynamiczna. Widzisz, że potrafisz? Czułam tę krew, spaleniznę, śmierć w powietrzu. Balansowanie między ciałem człowieka i wilka. Między ludzkim i zwierzęcym umysłem. Zastanawia mnie, czy wbijanie noża było tylko snem, czy może dziewczyna naprawdę się raniła? Co oznacza upadająca korona? Naprawdę dobra, mocna scena.


Złoto rozlało się po ośnieżonej ziemi. Bynajmniej nie wyglądało to majestatycznie i zachwycająco. Kto zachwycałby się szczynami? – Świetne zakończenie rozdziału! Sprowadzające na ziemię po emocjonującym fragmencie. Wielkie brawa!


Rozdział 10: Staruszka I
Te delikatne rysy godne smaje Dziewicy i spojrzenie, które zamiast spoglądać na dno duszy człowieka, omijało go bez zainteresowania, a skupiało się na celu odległym i niegoścignionym. – Chyba coś ci się wkradło do tego zdania. Spoglądające spojrzenie nie brzmi najlepiej. I literówki: niedoścignionym, samej.

Przypominał tym drugiego brata swego dziadka, tego (,) który zmarł jako pierwszy.

Ta obsesja – poszukiwanie przyszłości, prawdy, za wszelką cenę wypełnienie przyszłości, ocalenie świata…

Mógłby śpiewać cokolwiek, a dziewice i tak by płakały. Mógłby być nikim i by za nim biegały. – Nie wiem, czy ten rym to celowy zabieg, ale wygląda słabo, szczególnie w zestawieniu z rymowanymi piosenkami. Nawet sylab tyle samo.

Czy brak szlachetnego wychowania był powodem do odrzucenia kogos? – Kogoś.

„Nasza jest furia” (,) powiedział barczysty mężczyzna na polu, gdzie zasiał śmierć.

Tak naprawdę nie wiem, co mam myśleć o tym rozdziale. Był dość melancholijny, a jednak przepełniony bólem. Ładnie zobrazowałaś emocje poprzez wbijanie paznokci do krwi, lecz nadal brakowało mi głębszego opisu zachowania kobiety. Więcej pokazuj, przekazuj mniej myśli bohaterów.
Rozdział wydaje mi się praktycznie nie łączyć z poprzednimi. Jest krótki i zbudowany ze wspomnień staruszki, nie czuję, żeby coś wnosił. Mam nadzieję, że nie zostawisz tej części bez odniesienia, bo, jak na pewno wiesz, każda scena w opowiadaniu musi mieć znaczenie. Jeśli nic nie wnosi – powinna zniknąć.


PODSUMOWANIE


Na przestrzeni tekstu pojawiały się literówki, lecz było ich bardzo niewiele. Czasami zapominasz oddzielić przecinkami części zdań złożonych podrzędnie lub nadrzędnie, trafił się nawet ortograf. Gdzieś przemknęło kilka powtórzeń. Jednak widać, że dbasz o stronę techniczną.
Współpracujesz z betą? Sprawdziłam oceny Twoich wcześniejszych blogów i zauważyłam, że miałaś spore problemy z poprawnością. Jeśli to twój progres, muszę ci bardzo pogratulować. Od ostatniej oceny minęły trzy lata, a w tak krótkim czasie to naprawdę spore osiągnięcie. Jak mogłaś zauważyć wyżej, innych błędów raczej nie popełniłaś. Myślę, że tekst jest na ogół bardzo poprawny, a reszta to kwestia doszlifowania. Nie wypisałam wszystkich potknięć, ale ominęłam naprawdę niewiele z tego, co udało mi się znaleźć. Nie mam żadnych innych uwag. Brawo.

Wydaje mi się, że tekst jest bardzo monotonny. Sceny dynamiczne i sceny statyczne piszesz tak samo. Spróbuj te dynamiczne budować poprzez krótkie, konkretne zdania. Nie przerywaj ich przemyśleniami bohaterów – jest ich u ciebie bardzo dużo (tych przemyśleń). Mam wrażenie, że całość składa się z ładnych, okrąglutkich zdań… również wtedy, kiedy nie trzeba. Opowiadanie prowadzisz jak zwykłą relację narratora, nawet POV-y nie działają na mnie tak, jak powinny. Potęguje to fakt, że w większości tekst jest wyprany z emocji. Barbrey dowiaduje się, że nie może być z miłością swojego życia? Myśli sobie: marzę, by z nim być, ale szkoda, że nie mogę. Martyn zgubił Lyannę w lesie? Myśli: usiądę i poczekam, aż wróci. Jak nie, to lord się wkurzy. Już wcześniej opisałam dokładniej te sceny, więc myślę, że wiesz, o co chodzi. To są te przykłady, które bardziej rzuciły mi się w oczy, ale przy drobniejszych zachowaniach problem również występował, na przykład w krótkiej, acz ważnej scenie wejścia Lyanny w umysł wrony. Opisujesz, co dzieje się z bohaterem, zamiast pokazać mi to poprzez jego zachowanie. Albo jeśli już pojawi się opis zachowania, jest go jak na lekarstwo. Używasz ekspozycji w odniesieniu do uczuć. A jednak potrafisz się obejść bez niej, co udowodniła scena w rozdziale dziewiątym, z Lyanną. Przy czym wiem, że istnieją bohaterowie, którzy muszą być opanowani, ale oni również powinni zachowywać się... jakoś.
Sposób prowadzenia narracji różnych postaci nie jest zróżnicowany. Nie chcę teraz próbować tego rozróżnić, ponieważ tylko partię Lyanny pisałaś dwa razy, a resztę – po razie. Jej część akurat jest nieco inaczej poprowadzona – tak samo Oberyna i Barbrey – ale różnica tkwi wyłącznie w szczegółach. Nie jest tak, że czytając i nie wiedząc, z czyjej perspektywy piszesz, myślę: o, to na pewno jest o Cersei! Wątpię, bym rozróżniała bohaterów po ich stylizacji językowej. Masz jednak bardzo dużo perspektyw – jak u Martina – i nie sądzę, by dałoby się napisać je tak, by się wyróżniały, a szczególnie by czytelnik mógł to dostrzec już na początku. Do tej pory napisałaś za mało, żeby to stwierdzić, używasz za niewiele POV-ów, brakuje też dialogów, często prym wiodą opisy, partie narratora wszystkowiedzącego.
I właśnie w tym momencie mam problem. Przedstawiasz sporo rozmów formalnych, grzecznościowych typu: spotkanie Starków i Ryswellów, taniec Cersei z Rhaegarem, rozmowa Martyna z Rickardem… Dlatego tak podobał mi się list Neda do Lyanny. Był luźniejszy, mogłam poznać postać, a nie czytać o etykiecie dworskiej. Takich fragmentów brakowało mi najbardziej – scen, w których mogłam posłuchać rozmowy dwójki bohaterów, ale takiej luźnej, pokazującej, jacy są poza wzrokiem innych. Nie mówię, że twoje dialogi są złe, absolutnie! Bardzo dobrze oddałaś panujący na dworach sztywny klimat, sztuczne rozmowy, grzecznościowe zwroty. To duży plus. Pomyśl jednak o innych scenach, gdzie mogę poczuć wykreowane przez ciebie postaci. Zobaczyć, jakie są, a nie, jak mają je widzieć inni. I dochodzimy do momentu, w którym powinnam określić Twoich bohaterów. Czy dobrze ich wykreowałaś? Czy ich charakter jest zgodny  z kanonem?
Problem polega na tym, że połowa z nich jest epizodyczna, a druga połowa w czasach wydarzeń Pieśni Lodu i Ognia już nie żyje i znamy ich jedynie ze wspominek innych postaci. Drugą rzeczą jest to, że mogę znać stanowczą, czasem wybuchową, odważną i zakłamaną Cersei, ale znam ją jako czterdziestolatkę. Gdy miała dwadzieścia lat, mogła buntować się przed ojcem, czemu nie? Główne ramy jej charakteru zachowałaś, a drobne potknięcia, które ujęłaś w fabule… kto ich nie robi w młodości? Oberyn lubił seks z obiema płciami i orgie, okej. Jestem w stanie przyjąć, że bawił się w to w młodym wieku. Eddard mógł być mniej poważny, w końcu również był młody i nie miał na barkach całej Północy, ba! Miał zostać rycerzem, a nie władcą! Ważne jest, że ich charaktery są jak na razie spójne, jednak ciężko mi powiedzieć o nich samych nieco więcej, gdy każdy występuje przez rozdział lub dwa. Brandon, Barbrey czy Arthur to są postaci, których z książek praktycznie nie znam, więc możesz samodzielnie wykreować ich charaktery. Masz pole do popisu – baw się.
Przejdźmy do opisów. Jak już wspomniałam, brakowało mi ruchów bohaterów, ich zachowań. Potrafiłaś przemycić opis wyglądu, drobne elementy tła, lecz tu się zatrzymujemy. High fantasy ma to do siebie, że zawiera mnóstwo opisów otoczenia, bo tworzysz swój świat, musisz więc wprowadzić do niego czytelnika. To, że piszesz fanfiction, nie zwalnia cię z obowiązku opisywania świata, bo to właśnie buduje klimat całej powieści. Zalegający śnieg wcale nie odda piękna Winterfell. Zamek na skale za Księżycowymi Bramami to za mało, by ukazać majestat Orlego Gniazda. Wiem, że bohaterowie, którzy żyją przez parę lat w jednym miejscu, nie muszą się nim zachwycać, ale powinnaś spróbować przemycić więcej opisów otoczenia, na przykład w partiach narracyjnych. Krajobraz jest ważny.
Wspomnę krótko, że występuje u ciebie wielowątkowość i dobrze sobie z nią radzisz. Zastanawiał mnie tylko ostatni rozdział – czy jest potrzebny? Nie wprowadził praktycznie nic do opowiadania, poza tą pychą Targaryenów. Był ciekawy, ale sporo namieszał. Napisałaś tam też, że wyjaśnia on, dlaczego, gdy Lyanna dotarła na miejsce, nie spotkała Rhaegara, ale rozdział wcześniej wcale nie było powiedziane, że trafili do, nie wiem, tego samego miejsca w Summerhall. Czy że znajdowali się choć parę ulic od siebie. Nie wyczułam tego. Jednak podoba mi się, że widzę zalążki kilku wątków z wielu perspektyw; panujesz nad chaosem, który często wkrada się w takie opowiadania. Fabuła idzie do przodu, nie przeciągasz, ale też nie skaczesz po niej za bardzo. Oby tak dalej.
Tutaj nawiążmy jeszcze do twojego stylu. Nie jest zły, widzę, że starasz się zachować stylizację językową jak u Martina i pod tym względem jest dobrze, czuć to. Czasami jednak bywa trochę nudno. Może spróbuj bawić się długością zdań, żeby tekst nie wydawał się aż tak monotonny, nieco sztywny? Zrezygnuj z tak wielu przemyśleń, wprowadź więcej scen z udziałem kilku bohaterów i niech rozmawiają lub coś robią, zamiast tylko myśleć. Przez to właśnie brakuje emocji. Czyta się przyjemnie, ale nie ma tej iskry.
Coś, za co muszę cię pochwalić, to pomysł. Widać, że masz plan, wiesz, co chcesz opisać, rozdziały łączą się ze sobą, tekst jest pod względem fabularnym dopracowany. Dobra robota z researchem – sprawdziłam sporo faktów i jeśli wypisałam jakieś drobne potknięcia, to to niewiele, biorąc pod uwagę całość. Pamiętam również o tym, że opowiadanie Pozory mylą jest niekanoniczne, także wskazane niedopatrzenia potraktuj jako wskazówkę. Nie jest łatwo pisać na podstawie high fantasy, a szczególnie cofając się dwadzieścia lat i bazując na mniej znanych bohaterach. Jak na razie radzisz sobie dobrze i obyś trzymała ten poziom.
Doceniam również klimat opowiadania. Zawsze mogło być lepiej – zaznaczam raz jeszcze opisy otoczenia – ale i tak czuję, choćby w stylizacji językowej, że jestem w Westeros.
No i widać twój progres. Patrząc na ocenę od Hiroki, zmieniło się wszystko. Spoglądając na opinię Fenoloftaleiny – pozbyłaś się największej zmory każdego tekstu, czyli streszczeń zabijających akcję (poza ucztą w rozdziale z perspektywy Oberyna). Nadal podtrzymuję radę Fen: Wzbogać historię o opisy, zarówno uczuć jak i pomieszczeń czy postaci. Spróbuj płynnie je wplatać, ubarwiać nimi swoje twory. O ile opisów postaci raczej wystarczy, o tyle emocji brakuje. Ale pamiętaj, nie wprowadzaj ich ekspozycją! Więcej zachowań, drobnych gestów. Czytelnik się wczuje i rozszyfruje towarzyszące postaciom uczucia.
Nie zapominaj też o unikaniu imperatywu. Na pewno wiesz, z czym to się je. Przemyśl jeszcze raz powód wysłania Lyanny do Summerhall i w ogóle pojawienie się jej ciotki w akurat tamtym rozdziale. To chyba jedyna taka sytuacja, gdzie czułam, że coś nie pasuje i jest na siłę.
Nie będę omawiać większości zarzutów Hiro i Fen, ponieważ… poradziłaś sobie z nimi. Dobra robota, naprawdę.


A teraz przeanalizujmy MINIATURY.
Na pierwszy ogień idzie Śmierć, która dzieli; śmierć, która łączy.

W tej miniaturze zdecydowałaś się na czas teraźniejszy, a już w drugim akapicie masz błąd z tym związany:
Jedynie dłonie zaciśnięte na liście zdradzają wściekłość, która niszczyła ją od środka, niczym smoczy oddech na Polu Ognia. – Niszczy.

Zbyt wiele razy go czytała, znała treść słowo w słowo, chociaż gdyby ktoś zapytał, nie potrafiłaby niczego powtórzyć. – To co wyżej.

Czy gdyby Vhagar towarzyszyła Meraxes (,) nic by się nie stało?

– Tylko tak o niej myślisz?! Jako (o) komediantce?! Nienawidzisz jej, bo ją poślubiłem?! Była moją żoną, moją siostrą i moją jedyną ukochaną! To cię boli?! Że to ją kocham! Była piękna, radosna, pełna życia i kobiecości, a ty stanowisz tylko ochydny wizerunek wypaczonej kobiety, która próbuje udawać faceta! – Ortograf. Powinno być: ohydny. Strasznie dużo tych wykrzykników, aż za dużo, przez co czuję, jakby te słowa wypowiadał zraniony piętnastolatek, a nie władca Westeros. Zastanów się także nad opisem zachowania postaci, może to pomoże nie kojarzyć mężczyzny z chłopcem, bo na ten moment mam przed oczami scenę niczym wyjętą z Ukrytej prawdy, wygląda strasznie nienaturalnie.

Była moja, za nim stała się twoja. – Zanim.

W tej miniaturce również brakowało mi emocji. Visenya wychodzi wściekła, ale nie czuję jej złości, nie ma kobiety przez tydzień, ale nie widzę, żeby Aegon się denerwował czy martwił. Zresztą wiesz już, jak to działa, nie ma potrzeby się powtarzać. Zaznaczę tylko, że przez to przeskok między złością a seksem wypadł nienaturalnie, za szybko. Nie był płynny, nie poczułam, jak jedna emocja przechodzi w drugą.
Połowa tego tekstu to wspomnienia lub pytania retoryczne dotyczące przyszłości, jaki więc był sens przeskoku na czas teraźniejszy?
Historyjka ma potencjał, polecam jednak trochę ją rozbudować, żeby łatwiej było się wczuć w postaci.


Wybór królowej
Nawet dziewczyny Mormontów włożyły suknie, w których wyglądały zaskakującą ładnie. – Zaskakująco.

Mur zawsze potrzebuje ludzi. Dzicy zawsze zimą próbują się przebić, a im sroższa zima, tym częściej i większymi siłami. – Jest to wypowiedź bohaterki, w dodatku pod wpływem emocji, więc możesz nie poprawiać – zaznaczam dla twojej informacji.

Poza tym oczekuję, że korona przypomni sobie o istnieniu Północy, zajmuje ona jedynie połowę powierzchni tego królestwa, rozumiem, że łatwo można ją pominąć (,) spoglądając na mapę. – Bardzo podoba mi się styl wypowiedzi Sereny, ale czy w tym momencie takie zdanie nie jest już zniewagą dla władcy?

Oczywiście, głów w mojej krainie może przecież zaczekać – zironizowała. – Głód.

Podoba mi się klimat tej miniaturki i sama jej tematyka. Starkówna zwraca uwagę na bardzo ważne kwestie dotyczące rządów i imponuje mi jej wiedza oraz doświadczenie w tak młodym wieku. Jestem tylko trochę zdziwiona reakcją władcy – naprawdę nie skomentował tego jakoś szerzej na forum? Pisałaś, że nie był osobą charyzmatyczną, lecz może chociaż jakieś próby obrony?
Szkoda, że nie opisałaś sceny ścięcia, mogłaś zagrać na emocjach. Nawet jako wspomnienie wypadałoby fajnie i nadało klimatu oraz smaku. Przedstawiłoby Serenę jeszcze lepiej, moglibyśmy zobaczyć, jak się przygotowuje na zabicie człowieka, jaki ma to na nią wpływ. Naprawdę szkoda.

Witaj, Serno! – Sereno.

Podobnie jak manipulacje innych. – Nie chodziło o manipulowanie innymi?

Końcówka wydawała mi się trochę poplątana, fragment z Barbą dość niejasny, dziwnie przedstawiony. Czemu nagle ta kobieta jest w scenie? Nie wystąpiła przez całe opowiadanie. Mogłaś wpleść wcześniej jej karcący wzrok, żeby stworzyć punkt zaczepienia dla ostatniej sceny. Na ten moment wygląda to jak imperatyw stworzony tylko po to, by mieć puentę.


Jak zaplanować bitwę? – poradnik dla początkujących
Robb Stark i Tywin Lannister zostają wysłani przez Starych Bogów, zniesmaczonych idiotyzmem strategii w Bitwie o Winterfell i ratują sytuację. – Albo usuń przecinek, albo zostaw, ale wtedy postaw jeszcze jeden po Winterfell, zamykając wtrącenie.

Choć wiem, że piszesz o poważnych sprawach, nie potrafię się nie uśmiechać. Dialog jest przedni! Jednak co ci szkodzi powpychać między wypowiedzi zdania pokazujące, jak zachowują się bohaterowie? Ktoś tam zmarszczył czoło, ale generalnie cały tekst składa się z dopisków takich jak: powiedział, rzucił, dodał, podsumował, opowiadał, stwierdziła i tak dalej. To jego słaba strona. W rozmowie bierze udział spora liczba bohaterów, więc trzeba wskazywać, do kogo należą poszczególne  wypowiedzi, ale możesz to robić, przytaczając gesty lub tony głosów ukazujące zniecierpliwienie, podniecenie, zwątpienie, zamyślenie… Nie przytaczaj tego wprost. Pokazuj. Czasem zupełnie zapominasz, jak dobry obraz może działać na wyobraźnię. Suche fakty – nie.

Sansa patrzyła na tych wszystkich ludzi, którzy przeżyli w życiu niejedną bitwę (,) i prawie płakała.

Bił od niego prawdziwy lód. W czerwonym kaftanie miał dziurę na brzuchu. – Ten lód ją miał?

Na sali znajduje się mój zabójca, ale przeczekam to. Jeśli życie zniknie, mój ród razem z nim.
Tyrion chciał się odezwać, ale powstrzymał się, gdy trójka pozostałych przy życiu Starków (...).

O rety, jak ja kocham ten fragment:
– A oni? Jakieś jednostki specjalne?
– Jeden martwy smok, kilkaset Białych Wędrowców, którzy są wyjątkowo szybcy i silni, a zwykła broń w kontakcie z nimi pęka – podsumował Jon.
– I martwe olbrzymy – dodał Tormund.
Tywin zmarszczył czoło.
– Czego ja dożyłem…? Smoki, olbrzymy, co jeszcze? Dzieci Lasu?
– Nie dożyłeś – przypomniał Tyrion.

Musimy go wywabić (,) nim jego armia nas zniszczy.

Sansa upewnia się co do decyzji Aryi, ale jej upewnianie się polega jedynie na zadaniu pytania. Gdzie jakieś zdziwienie albo zmartwienie? W końcu bycie przynętą nie wróży raczej niczego dobrego, wiąże się z poświęceniem, a więc i zagrożeniem. Nie czuję żadnych emocji, które towarzyszą mówiącym, a przecież rozmawiają o losach krainy. I swoich własnych.
Parodię widać tylko w słowach, ale nie na twarzach rozmówców; brakuje charakterystycznych dla postaci gestów. Czuję, że nie uczestniczę w scenie, tylko czytam relację z wymiany zdań i to sprawia, że nie jest aż tak interesująco, jak mogłoby być.

– Wszyscy umrzemy – podsumował Tormund. – Ale przynajmniej razem. – Jak to podsumował? Najpierw się przeraził, a po chwili jednak wzruszył ramionami, bo znalazł jakikolwiek pozytywny aspekt? Był smutny, ale poprawił sobie humor? Czy raczej już wypowiadając pierwszą kwestię, miał na śmierć wyrąbane? Kompletnie nie wiem, jakie emocje towarzyszą bohaterom, gdy ci zabierają głos. Tak strasznie zabijasz potencjał tej miniatury… Aż mi się smutno zrobiło, a przecież zapowiadałaś parodię.

– Mając dziesięć lat, lepiej ustawiłbym już konnicę. – Sugeruję: Lepiej ustawiłabym tę konnicę, mając dziesięć lat. – Wtedy kpina jest mocniejsza; puenta znajduje się na końcu zdania.

– Niech krążą wokół wroga (,) póki mogą.

– (...) Ich broń na nic się zda przeciwko umarłym. – zauważył Tywin – kropka ci się teleportowała.

Wytykanie błędów taktycznych to mocna strona tej miniatury. Obśmiewaniem pomysłów udowadniasz, że znasz się trochę na taktyce. Katapulty i doły przed piechotą? Ja się uśmiałam, dzięki.

– (...) Kto dołączy do straży?
– Ja – rzekła Arya.
– I ja – dołączył Ogar.
– Oraz ja – dodał Beric Dondarrion.
O rety, wybacz mi bardzo, ale wyobraziłam sobie tę część nieco inaczej. Wiesz: masz mój łuk, i mój miecz, i mój topór…
Samo mi się to jakoś tak nasunęło.

Puenta przednia, jednak pojednanie byłoby bardziej dostrzegalne, gdyby bohaterowie zbliżali się do siebie, zaczynali do siebie mamrotać, wskazywali sobie coś palcami na mapach, wymieniali się uśmiechami, klepnęli się raz po ramionach i tym podobne. Na pewno wiesz, do czego piję.
Show, don’t tell. I tyle.


Jak ściąć brata?
Bitwy możesz wygrywać, ale aby wygrać wojnę (,) trzeba zająć stolicę. Nie damy radę bez floty statków. – Rady.

Jason Mallister niech zrobi coś dla korony i popłynie tam. – To zdanie jest strasznie dziwne, może by tak zmienić szyk? Co powiesz na: niech Jason Mallister zrobi coś dla korony i tam popłynie.

Był przystojnym młodzieńcem, ale zawsze chował się za maską aroganta, którą bardzo rzadko spuszczał. – O jak brzydko wkradła się ta ekspozycja. I co ma przystojność do ukrywania się za aroganckim zachowaniem?

Podoba mi się twoje przedstawienie Catelyn Stark. Właśnie taką ją widziałam u Martina i bardzo dobrze ją kreujesz. Czytam te zdania i wiem, że to jej wypowiedzi. Brawo.

Balon Greyjoy był człowiekiem chudym jak kość, z obwisłą skórą, a jego twarz była toporna, sprawiała wrażenie wyżłobionej w kamieniu. – Nie przemawia do mnie porównanie chudości do kości. Nigdy nie słyszałam takiego porównania i nie brzmi ono najlepiej. Może: chudy jak kościotrup?

Brązowe i szare stroje wyspiarzy przypominały trochę samą tutejszą ziemię: bladą, nieurodzajną ziemię, wiecznie zachmurzone niebo i morze, któremu z bliska daleko było do opiewanego w pieśniach błękitu. – To celowe powtórzenie miałoby sens przy innej budowie. Aby mocniej to zaznaczyć, może spróbuj tak: Brązowe i szare stroje wyspiarzy przypominały trochę samą tutejszą ziemię. Bladą, nieurodzajną ziemię, a do tego wiecznie zachmurzone niebo i morze, któremu z bliska daleko było do opiewanego w pieśniach błękitu. – Pytanie tylko, czy chcesz iść w Bonda.
Jamesa Bonda.

Lady Asha przestępowała nerwowo z nogi na nogę, lord Balon zaś uśmiechał się kwaśno.
– Czy mam coś przekazać, wasza lordowska mość? – zapytał grzecznie lekko zniecierpliwiony. – Pogubiłaś się w podmiotach. Pytanie zadał Jason, ale technicznie wychodzi na to, że był to jednak Greyjoy.

Spodobała mi się scena rozmowy Ashy i jej ojca, nawiązałaś do kanonu, przedstawiłaś obawy Balona tak jak Martin, fajnie zaprezentowałaś jego charakter w tej scenie. Widać również stanowczość Ashy i jej wierność rodzinie. Kupiłam to totalnie.

On też poderwał się. – Sugeruję: on też się poderwał.

A jeśli tego nie zrobi, straci chorążych, którzy wrócą do domu (,) woląc walczyć z Żelaznymi Ludźmi o własne domy.

Nieraz udowodniłeś, że jesteś wierny naszej rodzinie i zawsze stanowiłeś dla mnie podporę. – Wydaje mi się, że nieraz jest tu użyte jako nie jeden raz, a nie jako często. W takim razie powinnaś zapisać: nie raz.

Scena z odesłaniem Jeyne wydaje mi się trochę sztuczna. Robb nie był aż tak wyprany z uczuć, szczególnie że ta dziewczyna mu się podobała. Naprawdę nie powiedział ani słowa zapłakanej kobiecie, którą lubił? Przecież złamał obietnicę ślubu z Freyówną dla Jeyne – kierował się emocjami. Dziwne, że w tej miniaturze potraktował ją tak oschle.

Ale takto nic. – Tak to.

Wzruszyła ramiona. – Ale że tak do łez...?
Ramionami.

(...) że Robb uwięził go po wielkiej Btwie na Rzecznym Trakcie. – Bitwie.

Sansa Stark obudziła się w swojej komnacie. Ktoś przebrał ją w piżamę. Przypomniała sobie, że jej suknia była cała w krwi Cersei. Zapewne dlatego. Cersei nie żyła! Chciała się śmiać. Ale nie mogła zapomnieć widoku tej całej krwi. Dlaczego ona żyła? Czyżby ktoś powstrzymał Ilyna? – Za to ta scenka w ogóle mi się nie podoba. Jest dziwnie sztuczna, bez emocji, w dodatku zawiodło mnie, że Sansa przeżyła. Jej śmierć byłaby świetna, bo pokazałaby, że mimo zwycięstwa Starków, nie wszystko jest tak piękne. Ocalenie całej rodziny to nie do końca dobry pomysł, gdy po kolei mordujesz Lannisterów.

Dziękowała rycerzom, którzy ją odwieźli raz po raz. – Ze zdania wynika, że raz po raz Sansa była odwieziona, a to bez sensu. Polecam zmienić szyk: Raz po raz dziękowała rycerzom, którzy ją odwieźli.

Arya zakrztusiła się. Nie, nie, nie. Ona nie wyjdzie za Elmara! On się bał byle pijawki. Poderżnęła gardło strażnikowi i uciekła wraz z Gendrym i Gorącą Bułką. Do Braavos. Do Jaquena. – Zdanie zaczynające się od poderżnęła gardło przeniosłabym do nowego akapitu – przeskok między chaotycznymi myślami Aryi i jej wspomnieniami jest odczuwalny, nie ma płynności między tymi fragmentami.

Sama zaznaczyłaś, gdy wymieniałyśmy wiadomości, że w tej miniaturze jest więcej dialogów niż opisów. I wiesz co? Wyszło ci to na dobre. Naprawdę dużo się dzieje, wciągnęłam się, bo, szczerze mówiąc, miałam trochę dość przemyśleń bohaterów i pragnęłam akcji. Właśnie dlatego podoba mi się Jak ściąć brata? – dzieje się dużo i jest ciekawie, lekko. Grałaś na emocjach, szczególnie momenty z Szarym Wichrem i z Sansą zapadły mi w pamięć. Potrafisz napisać dobre sceny, więc jak widzisz, suche przemyślenia bohaterów w Pozorach sprawiają, że jest nudniej. Tu się ciągle coś dzieje.
Podoba mi się także świetny research, świetnie rozplanowane wątki – uratowanie Theona wiązało się z pomocą Żelaznych Ludzi, a przez to złapaniem Tywina. Skoro Tywin nie przybył do Królewskiej Przystani, Sansa prawie zginęła. Genialnie przedstawiasz skutki zmiany jednej sytuacji. Ta miniatura zasługuje na piątkę.

Do Daenerys Pierwszej Tego Imienia, Wyzwolicielki z Okowów, Matki Smoków…
Świetnie zaczyna się ten list. Pierwsze zdanie, a ja już zastanawiam się, czy to gratulacje dosłowne, czy ironiczne. Żałuję, że nadawcę zdradzasz już przed rozpoczęciem miniatury. Nawet jeśli zapisałaś wstęp do tekstu mniejszą czcionką, czytelnik i tak od niego zacznie. Bez sensu; po co mi taki spoiler? Przerzuć maleństwo na sam koniec notki, ładnie proszę. Pamiętaj, że czytelnik lubi, gdy tajemnice w tekstach się mnożą, wykorzystaj więc potencjał, jaki tkwi w podpisie pod listem.
Może to na swój sposób dziwne, ale mój ulubiony moment to: Lubię dziurawić ludzi. Zdradza bardzo dużo. Jednocześnie we fragmencie poprzedzającym go pojawia się aż pięć (!) zdań prostych, a przez to, zamiast płynąć z tekstem, czuję się jakbym maszerowała albo przerabiała musztrę: idź. Stój, bo kropka. Idź. Stój, bo kropka. I tak pięć razy. A przez to moje ulubione dziurawienie nie wybrzmiewa aż tak, jak mogłoby. Sugestia:
W końcu nie pierwszy raz widziałam śmierć. Ona jest moim nieodłącznym towarzyszem. – Użyj tu myślnika zamiast kropki, połącz te dwa zdania w jedno.

Krew, (przecinek zbędny) tryskającą z licznych otworów na ciele. – Piszesz o krwi, czuję przejęcie, wyobrażam to sobie, proces tryskania wydaje się dość dynamiczny. Ten przecinek tworzy tu jednak pauzę oddechową, zabija napięcie. Pozbądź się go, tym bardziej że nie ma podstaw technicznych, by tam stał – rzeczownik i imiesłów przymiotnikowy określający go tworzą całość. W tryskająca krew też nie postawiłabyś przecinka.

Ale wspaniale jest widzieć upodlenie się człowieka (...)
Ale coś nas różni. – Nie czuję, by powtórzenie było tu celowym zabiegiem.

Wrogowie, ci (,) którzy mną gardzili.

Wybijasz dzieci, które poddały ci miasto. Niszczysz to, co zbudowali twoi przodkowie w ciągu całych stuleci. – Przez połowę listu używasz formy grzecznościowej, a potem pojawia się kilka zdań, w których jej brakuje. Przejrzyj całość pod tym kątem.
Innych uwag nie mam.


Śmierć
Utwór ni chłodzi mnie, ni grzeje. Mimo że nie zapisałaś go typową dla wiersza budową, czuć w nim i – technicznie – melodyjność, i – fabularnie – atmosferę melancholii, lecz na atmosferze wrażenia empiryczne się kończą; wyobraźnia nie działa. Przez ładnie dobrane środki stylistyczne, na przykład powtórzenia spójnika i, bardziej płynę z estetycznym tekstem, niż przeżywam prawdziwe emocje związane z dyktowanym mi obrazem żniwa zebranego przez tytułową Śmierć. Choć piszesz o stosach ciał i okrucieństwie, nie czuję go, nie żałuję, nie wzruszam się. Choć wspominasz, że Śmierć była zmęczona i przerażona – to tylko ekspozycja. Wiesz, w utworach, które zawieszone są na pograniczu liryki i epiki, też da się kiwać palcem na suchotę; Show, don’t tell i te sprawy. Ty znów podrzucasz mi więcej gotowych informacji niż wizji, z których mogłabym dedukować. Spójrz:
Śmierć jechała wśród popiołów na koniu – białym i splamionym krwią (...). Stosy ciał leżały przy ruinach. Środek drogi całkowicie wypalono. – To jedyny obraz, który namalowałaś. Reszta to tylko wnioski i przemyślenia Śmierci, i jej chęci (chciała to i nie chciała tamtego, było tak i owak). Faktycznie – wnioski te dają do myślenia jako gotowa, wystawiona ocena sytuacji i w tej roli wypadają znakomicie. Mnie to jednak nie wystarcza. Uważam, że krwawe obrazy są od tego, by poruszać. Nie pisze się o stosach ciał, by nie chcieć wstrząsnąć czytelnikiem, prawda?
Nie oglądając ósmego sezonu, wydaje mi się, że Śmiercią jest Daenerys, przerażona, że zginęło przez nią zbyt wielu ludzi. Kojarzy mi się jej biały koń, widzę ją brudną i zakrwawioną – tak zadziałały tylko pierwsze dwa zdania. Jeśli miałam zobaczyć Targaryenównę przed oczami, udało ci się wywołać u mnie ten obraz, oszczędzając opisów bohaterki przy nieznajomości kanonu.
Być może po poprzednich rozdziałach i miniaturach jestem już zmęczona ekspozycją i nawet tu mnie uwiera. Być może gdybym zaczęła od tego wpisu, nie zwróciłabym aż takiej uwagi na brak emocji. Bo… tekst emocjonalnie nie porusza. Czytam i wzruszam ramionami. Podpytaj innych, czy wczuwają się w przedstawioną scenę. Na moje jest poprawnie, ładnie, klimatycznie, ale nic poza tym. Sama musisz zastanowić się, czy to ci wystarcza. Jeśli tak – być może w przypadku tej krótkiej miniatury nie ma w tym nic złego? Do przemyślenia.

KOŃCZĄC


Ocena nie jest długa (rozdziały były krótkie), ale mam nadzieję, że coś z niej wyniosłaś. W pewnym sensie to także twoja wina. Ciężko jest dużo pisać o dobrym tekście, a właśnie tak widzę Ludzi Lodu i Ognia. Przed Tobą jeszcze trochę pracy, ale jesteś już blisko celu. Pisz dla siebie, dla przyjemności, bo – raz jeszcze zaznaczę – popełniłaś ogromny progres. Skoiastel również to przyznała, pomagając mi przy tym tekście. Możesz być z siebie naprawdę dumna. Spróbuj tchnąć w prozę więcej emocji, reszta to tak naprawdę kosmetyka.
Wahałam się między dobrym a dobrym z plusem, jednak do tego plusa troszkę ci jeszcze brakuje. Tak więc zostawiam cię z tą notą i mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy. ;)



10 komentarzy:

  1. Komentarz podzielony na trzy części, bo się nie zmieściłam. Pisane na bieżąco przy czytaniu.

    Okej, może pomińmy to, że zaczęłam skakać, gdy tylko wyskoczyło mi powiadomienie o komentarzu od Forfeit. Chociaż nadal coś mi drga w brzuchu.

    Potem weszłam i zobaczyłam „dobry” i już całkiem nie mogę opanować uśmiechu. Po fatalnym i słabym liczyłam na przeciętny. Ale jest dobry. I czuję się z tym fantastycznie.

    Ta poetyczność w komplementach Rhaegara miała być przesadzona. On wyczuwa granicę i świadomie ją przekracza, wiedząc, że Cersei nie zadowoli nic innego.

    Z cukrem jako śniegiem chodziło mi raczej o rzadkość. Gdy sypie się cukrem, to trochę go jest, staje się całkiem widoczny, ale też nie jakoś wybitnie gęsty – nadal widać warstwę pod spodem. Ziemia była taka… przyprószona.

    Nie jesteśmy na Północy, tylko w Krainach Burzy, a konkretniej w południowo-zachodniej części, nad Wąskim Morzem, w Deszczowym Lesie. Śniegu jest tam trochę, mamy w końcu długą zimę, jednak jak nadepniesz mocniej – dotrzesz do trawy.

    Z Jorym nie mogłam znaleźć zbyt wielu źródeł. Żaden z chłopców nie dożył wieku dorosłego, w dodatku nikt ich nie wspomina (a przynajmniej nie znalazłam takiego fragmentu), więc mogli umrzeć jeszcze w kołysce. Tę opcję wybrałam, jako że zwyczajnie pasowała mi do fabuły.

    Przy pierwszym akapicie trzeciego rozdziału zepsuła Ci się kursywa.

    Wątek Jory’ego jest całkowicie epizodyczny, ale chciałam go zaznaczyć. Po prostu jako dorosły chodził wiecznie skwaszony – w którymś momencie musiało to się zacząć. Cliffhanger całkowicie niezamierzony.

    Faktycznie brzydki ortograf. A tfu!

    Winterfell to spory zamek, ale większość mieszkańców raczej się zna albo chociaż. Tym bardziej z podejściem Neda (które podziela u mnie jego matka), że do stołu można zaprosić zarządcę, kowala itd. A dwójka nadaktywnych dzieci, które biegają po kuchniach, stajniach, dziedzińcach i lordowskich salach cały czas się kłócąc może wkurzać.

    Lyannie Stark właśnie brakuje tej odrobiny przyzwoitości. Więc wspina się na Czardrzewo, co niby nie jest zabronione, ale zwyczajnie nie wypada i patrzy się na to krzywo. Przy tym jest dzieckiem więcej niż trudnym z ogólnym założeniem: wszystko można robić, o ile nie ma nikogo, kto doniósłby rodzicom.

    Och, ma śmierdzieć Imperatywem Opkowym. Takie rzeczy w tym uniwersum się nie zdarzają. Chyba, że ktoś mu pomoże. Najczęściej ktoś z siatką szpiegów i niepozornym wyglądem.

    Ciotka była już w drugim rozdziale, gdy Martyn skarżył na Lyannę. Siedziała sobie obok męża i uparcie nie chciała stać się swoją siostrą.

    Końcówka piątki to kompletna tragedia. Jestem tego świadoma. I naprawdę muszę ją naprawić. Boli samo wspomnienie. Poza tym w tym rozdziale ważna jest przede wszystkim postać Trianny z Tyrosh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Forma listowna to była dla mnie kompletna nowość. Cieszę się, że podołałam.

      Nic nie rosło w najbliższej okolicy zamku raczej ze względu na magię, której było pełno w powietrzu. Królewska krew ma moc, a stoimy na popiele z ciał Aegona V i wielu innych Targaryenów. W tym miejscu próbowano obudzić smoki! Magia jest tam potężna (stąd późniejsze wizje Lyanny). Ludzie za to mieszkają w pewnym oddaleniu od zamku. Nawet sporym, najbliższe wioski zapewne spłonęły w pożarze.

      Wenda ma jasne włosy, Lyanna ciemne.

      Lyanna jest o tyle niekonwencjonalną, różną ode mnie i nieco zakrawającą o szaleństwo postacią, że jej pisanie jest dla mnie taką trochę wycieczką na inną planetę. A ja uwielbiam podróżować.

      Scena snu/wargowania Lyanny była dosyć spontanicznym pomysłem, ale tak pasowała mi do Summerhall, gdzie sen przynosi swego rodzaju wizje (ta napompowana magią atmosfera ruin). A zakończenie może i sprowadza na ziemię, ale nadal w duszy jest dla mnie metaforą.

      Staruszka ma znaczenie. Przede wszystkim jest opisem Rhaegara, ale też prowadzi go trochę wśród tych wszystkich wizji. Informacje o Wyspie Twarzy i Karlicy też nie są przypadkowe i wprowadzą kolejny wątek. I relacja Jenny ze Starych Kamieni z Duncanem Księciem Ważek zawsze była dla mnie metaforą Lyanny i Rhaegara. Może rozdział znalazł się w tym opowiadaniu przypadkiem, ale za nic go nie wyrzucę. Szukałam trochę okazji, aby zawrzeć jej historię, i znalazłam idealną.

      Próbowałam szukać bety, ale nie wyszło. To wyłącznie moje postępy i jestem naprawdę dumna z postępów poczynionych przez te trzy lata.

      Przy Cersei starałam się złączyć trochę jej postać z Sansą. Dodać trochę naiwności i niewinności do duszy pewnej siebie królowej.
      Oberyn w wieku szesnastu lat zabił lorda po tym, jak przespał się z jego kochanką. Urodził się w 257/258 od Podboju Aegona. W czasie trwania akcji Pozorów ma już cztery córki.
      Majestat Orlego Gniazda został pominięty celowo. Bo Oberyn. W Winterfell Brandon miał inne sprawy na głowie. Ale Summerhall powinno było jednak dostać opis z prawdziwego zdarzenia, Amberly trochę mniejszy, ale Martyn też powinien trochę ponarzekać na zamek (i przy okazji mogłabym przemycić Winterfell dla porównania), przydałoby się coś więcej o Księżycowych Bramach i może sali balowej w Czerwonej Twierdzy.

      Fabuła dostała naprawdę porządny plan. W pewnych momentach wymaga on trochę dopracowania (szczególnie wątek Wendy, on ma dominować przez sporą część opowiadania).

      Jestem świadoma tych problemów z dialogami. Naprawdę. Staram się, ale jakoś nie umiem. Ale będę pracować dalej!

      Jak mówiłam: Lyanna w Summerhall ma gryźć. Myślę, że sama postać jednak powinna zrozumieć, że coś tu jest naprawdę mocno nie tak. Ale powód jest jak najbardziej logiczny.

      Lyanna jest wysłana przez matkę do ciotki na południe > Rhaegar mówi, że jedzie do Harrenhall w zatłoczonej sali > [Branda dostaje kruka od szpiega] > Branda posyła Lyannę > Lyanna spotyka Rhaegara.
      Lady Lyarra liczy, że to zwiększy szanse jej córeczki na zdobycie serca księcia.

      Usuń
    2. Aegon to mimo wszystko Targaryen. Może przy ludziach jest opanowany, ale przy starszej siostrze? Miał być rozwrzeszczany, może nawet lekko dziecinny. Ale, jak widać, przesadziłam.

      Przeskok na czas teraźniejszy był próbą. Jak widać nie wyszło. Jestem w tym raczej kiepska, przeszły zawsze lepiej współgrał z moją naturą (jak długie opisy i przemyślenia). Ale z tego trzeba w końcu wyjść. Czas naskrobać coś w czasie teraźniejszym, pełnego dialogów i akcji. Tego chyba w życiu nie robiłam.

      Zdanie to zdecydowanie jest zniewagą dla władcy. A szczególnie namiestnika. Serena może sobie na wiele pozwolić, w końcu król ledwo uratował własnego krewnego spod ostrza jej brata. Jest pewna siebie, nieco zdesperowana, zła i zdeterminowana.

      Robba w tej scenie z Jeyne wyobrażałam sobie, jako takiego skoncentrowanego na zadaniu. I nie wybrał jej z miłości, a po prostu dlatego, że się z nią przespał i nie chciał znieważać jej honoru.

      Faktycznie Sansa powinna umrzeć. Przyznaję. I w poprawionej wersji umrze. Chociaż to i tak można uznać za happy end, patrząc na jej charakter w Starciu Królów…

      Borze liściasty, nie wierzę. Moja miniatura zasługuje na piątkę na WS. Aż mam ochotę kogoś uściskać. Ta strona jest dla mnie praktycznie wyrocznią pisarską. Nigdzie się tyle nie nauczyłam, co tutaj!

      To powtórzenie zdecydowanie nie było celowym zabiegiem.

      Do poprawienia Śmierci póki co nie mam aż takiej motywacji. Może jak poprawię warsztat coś z tego wyjdzie. Póki co chyba „ładnie i klimatycznie” mi wystarcza.

      Cieszy mnie ten dobry. To dla mnie spory skok, szczególnie, że i wy podnosiłyście cały czas poprzeczkę przez te trzy lata. Wydaje mi się, że zasłużyłam na to. Ale nie na plusa. Zobaczymy za kolejny rok albo dwa. Góra trzy.

      Dziękuję, dziewczyny, z całego serca za poświęcony mi czas. Naprawdę ta ocena jest dla mnie czymś ważnym. Ukoronowaniem pewnego etapu w moim pisaniu. Zastanowię się, czy zająć się wpierw poprawkami czy pisać po prostu dalej mądrzejsza. Albo to i to. Tak czy inaczej, Wasza praca na pewno nie pójdzie na marne. I chociaż nie jest tak zabawna, jak dwie poprzednie (oceny kiepskich opowiadań czyta się zawsze przyjemniej), to i tak będę do niej wracać.

      Nie ruszyłam się ani o centymetr, odkąd zaczęłam czytać i wszystko mi zesztywniało (w komentarzach lepsze opisy emocji niż przez cały tekst…). Naprawdę czuję się doceniona, a moja motywacja do dalszej pracy rośnie.’

      Mam w głowie chaos, więc prawdopodobnie za parę dni wrócę i napiszę jakiś sensowniejszy i bardziej składny komentarz. I poprawniejszy. Chyba nie jestem w stanie tego ponownie przeczytać. W moim mózgu odbijają się piłeczki ping-pongowe i trochę minie, zanim się uspokoję.

      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję!
      A_lionne

      Usuń
    3. Jak już się tak cieszysz ocenką, to przy okazji zostawię Ci tu informację, że opowiadanie Ludzie Lodu i Ognia zyskując ocenę dobrą, otrzymało również stałą reklamę w Polecanych na Katalogowo. Na dniach wszystko uzupełnię. Niech to będzie dla Ciebie takim plusikiem do noty, zasłużyłaś. :)

      Usuń
    4. O, jak miło! Dziękuję serdecznie!

      Usuń
    5. @Kraina Burzy – chyba na początku tego nie było albo mi umknęło, więc skoro była mowa o Lyannie, to od razu założyłam, że Stark = Winterfell. Potem racja, było, że to nie stricte Północ, ale musiałam przeoczyć przy becie. Mimo wszystko śnieg i cytrusy nie wyglądają dobrze.

      @kursywa – formatowanie tej ocenki było tragedią, nie wiem czemu. To Skoia popsuła, ona wrzucała. ;D

      @ciotka – była, lecz zabrakło mi jej właśnie w trójce, żeby gdzieś mignęła, zakręciła się, została wspomniana.

      @magia – ach, już rozumiem. Mój research nie podołał. ;)

      @staruszka – nie każę Ci wyrzucać żadnego rozdziału, po prostu słabo widziałam powiązanie. Jeśli gdzieś dalej coś wspomnisz, będzie to miało wpływ na fabułę, Rhaegar pomyśli jeszcze w jakimś kontekście o starszej pani, będzie jak najbardziej spoko. Mogłoby przemknąć mu to przez myśl wcześniej, ale nie pisałaś z jego perspektywy.

      @Orle Gniazdo – nie musiał konkretnie Oberyn o tym myśleć, przewijał się wątek Arrynów przy innych okazjach.

      @opisy – wiesz, wystarczy drobne wtrącenie tu, drobne tam, a już zupełniej inaczej patrzy się na otoczenie; taki ukryty w scenie opis. Nie trzeba poświęcać na to całego oddzielnego akapitu.

      @Lyanna i Rhaegar – dobra, z Lyanną masz rację, może czytałam zbyt powierzchownie lub za bardzo skupiłam się na tym jako imperatywie i nie dostrzegłam ukrytego przekazu. Btw, dobry pomysł.

      @Sansa – oj, tak. Śmierć wyszłaby jej na dobre. ie przepadam za nią, dlatego zawiodłam się, że jej nie uśmierciłaś.

      @miniatura – naprawdę jest świetna, super się przy niej bawiłam, zachowana akcja, emocje, opisy, niczego za dużo i niczego za mało. Bądź z siebie dumna!

      Ostatecznie muszę stwierdzić, że ja również jestem dumna z Ciebie i z nas, z WS. To ogromna radość, kiedy wiemy, że kogoś motywujemy i ta osoba robi dzięki nam tak ogromne postępy. Siedzę i się uśmiecham, czytając Twój komentarz. I liczę na to, że za parę miesięcy przy ocenie Twojej twórczości pojawi się etykieta bardzo dobry. Stanie się to prędzej czy później, jestem pewna. ;)
      Pozdrawiam, For

      Usuń
    6. Przyznaję się – całą ocenę wrzucałam ręcznie, nawet gdy usunęłam formatowanie z Docsa Google, Blogger usunął wcięcia akapitowe i wszystkie robiłam ręcznie. Kursywę naprawię w wolnej chwili. :v

      Od siebie napiszę tyle, że czwórka jest zasłużona jak najbardziej. Rozdziałów nie czytałam (poza drugim, by poznać smak twojej ekspozycji), ale zaglądałam w miniatury i betowałam ocenę, i byłam zgodna z For i propozycją jej końcowej noty – sama wystawiłabym to samo. Twój progres, A_lionne, mocno mnie zdziwił, gdy doszły słuchy, że byłaś już u nas oceniana i które to były oceny. Wow, naprawdę chapeau bas. I, oczywiście, zapraszamy znowu, pisz dalej. Daj nam tego dobra więcej!

      [A przy okazji w imieniu całej załogi dziękuję za komplementy odnośnie do ważnego miejsca, które w jakiś sposób ci pomogło... To naprawdę motywujące i sprawia, że my też chcemy tego dobra dawać jeszcze więcej. Odwiedzaj nas regularnie]. :)

      Skoia

      Usuń
  2. Powoli wzięłam się za pierwsze poprawki. „Jak zabić brata?” pierwsze otrzymało ten zaszczyt. Scena po scenie wypisuję, jakie emocje odczuwają dani bohaterowie. Nie wiem, czy trochę nie przesadzam teraz w drugą stronę, Robb wychodzi na znerwicowanego, ale to w końcu nastolatek na wojnie, który odpowiada za losy tysięcy ludzi. Wydaje mi się, że taki być powinien, szczególnie w rodzinnym gronie, gdy może na trochę zrzucić maskę króla. Skończyłam póki co na rozmowie Ashy z Balonem, a w scenie z wilkorem poprawiłam jedynie literówki. Tekst wydłużył się już o około trzy strony, a jestem dopiero przy czwartej z piętnastu scen. Poza tym uświadomiłam sobie, że kompletnie pominęłam wątek Tyriona i Podricka nad Czarnym Nurtem. Powinien dostać scenę albo dwie – w końcu został ranny w bitwie, a posiłki Tywina nie przyszły.

    Muszę przyznać, że przez ostatni rok unikałam zaglądania do tekstów, nawet w celu ponownego przejrzenia pod względem błędów. Zwyczajnie czułam… obrzydzenie, pogardę? Nie wiem. Dzięki tej ocence wyzbyłam się w większości tego uczucia. Po raz pierwszy przeczytałam te prace z przyjemnością. Może nie są wybitne, ale w końcu mam poczucie, że w sumie to nie są złe. Naprawdę jestem Wam wdzięczna.

    [Nawet dziwny fanficzek potterowski z Tomem Riddle'em inspirowany relację Cersei i Jaimego okazał się znośny. A ledwo się do niego przyznawałam. I w dodatku tam akurat było całkiem sporo emocji i reakcji].

    Nad pisaniem zamierzam pracować dalej. To jedna z nielicznych dziedzin, do których naprawdę się przykładam. Tym bardziej, że są postępy. Może kiedyś spróbuję uratować Króla cieni i Księżniczkę Ciemności… Chociaż w formie miniatury. No, może córka Voldemorta będzie wyzwaniem, ale cóż… Może się da napisać to dobrze? Ale do czegoś takiego potrzebuję jeszcze lat praktyki.

    Na „bardzo dobry” będę pracować (btw jak robicie te kursywy w komentarzach? Niby poszłam na rozszerzoną informatykę, ale to chyba zbyt zaawansowana technologia). Wprowadzę poprawki w obecnych tekstach, napiszę nowe, lepsze, dodam trochę rozdziałów Pozorów i może w końcu dobrniemy do jakiejś akcji tym żółwim tempem (naprawdę żółwim, jest naprawdę dużo wątków, ze dwadzieścia stron planu wydarzeń, razem z relacjami między bohaterami i miejscami ich występowania. Chociaż w końcu znalazłam odpowiednie miejsce, aby podzielić tego tasiemca na tomy. Myślę, że wyjdzie mu to naprawdę na dobre).

    Z Lyanną i Rhaegarem chciałam, aby wyglądało to na taki typowy imperatyw. Naczytałam się trochę fanfików z „przypadkowymi spotkaniami”, więc uznałam, że zrobię coś oryginalnego.

    Ta magia to też mój wymysł. O Summerhall jest rozpaliwie mało informacji (a spędziłam na reaserchu do Pozorów wiele miesięcy).

    Orle Gniazdo może gdzieś wpasuję przy poprawkach. Zamek w sumie jest widziany tylko z oddali, ale może Ned się trochę pogapi przy pisaniu listu? To jednak drugi najpiękniejszy zamek w Siedmiu Królestwach i myślę, że akurat jemu mógłby się spodobać nawet bardziej niż Wysogród.

    Zorientowałam się, że w poprzednich komentarzach pomyliłam Summerhall i Harrenhal. Wstyd. W dodatku językowo one też nie powalają, patrząc na liczbę powtórzeń.

    Prawdopodobnie będę tu jeszcze wracać, gdy mi się coś przypomni. Czuję potrzebę, aby odnieść się do tej oceny jeszcze pod paroma względami, których aktualnie absolutnie nie pamięta. Zezwalam na ignorowanie moich komentarzy.

    Pozdrawiam, powodzenia w pisaniu ocenek i artykułów!
    A_lie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Służę pomocą. :) Kursywa w komentarzu, instrukcja: [KLIK]

      Usuń
    2. Rety, naprawdę bardzo mi miło, że ta ocena, można powiedzieć, podniosła Twoją pisarską samoocenę.
      Tak, Tyrion mógłby dostać swoją scenę, to by było ciekawe.
      Naprawdę masz już aż trzy strony więcej? To sporo. Trzymam kciuki, aby wyszło ładnie i składnie.
      Co to fanfików potterowskich – próbuj! Każda forma pisania jest wyzwaniem i treningiem. ;)
      Śmiało dziel się w komentarzach swoimi postępami, aż miło czytać, jak pracujesz. ;)
      Pozdrawiam, For

      Usuń