[101] ocena bloga: tak-wiele-dni.blog.pl

Adres bloga: Tak wiele dni
Autorka: dubhean
Kategoria: ff Harry Potter
Oceniająca: Dafne



1. Pierwsze wrażenie i grafika

Wita mnie ostrzeżenie o ograniczeniu wiekowym. Zapowiada się ciekawie, nie zepsuj tego.
Niepozorny tytuł – całkiem ładny, ciekawy, zrozumiały, ale niewskazujący na tematykę opowiadania. Również Twoje motto niczego nowego nie wnosi – to po prostu przepisanie tytułu i dodanie (nie wiadomo po co) pionowej kreseczki. Może warto zamieścić tutaj coś, co na wstępie poinformuje czytelnika, jakiego typu treści znajdzie na stronie? Cokolwiek – wprowadzenie albo zaproszenie, byle nie to piekielne powtórzenie tytułu. Lubisz się powtarzać? Ja nie. Przypuszczam, że większość ludzi tego nie lubi.
Na szczęście dzięki ramce pod nagłówkiem dowiaduję się, że piszesz Sevmione. Również sam nagłówek wyraźnie na to wskazuje, to jednak niestety chyba jedyny jego plus. Trzy Emmy Watson i dwóch niewyraźnych mężczyzn – Alan Rickman i David Thevlis, przykryci angielskim tłumaczeniem adresu i cytatem w tym samym języku. Nagłówki jakich milion na blogach typu Sevmione, Dramione itp. Zastanawia mnie tylko obecność filmowego Lupina, tego w ramce. Czarne tło, biały środek z szarawymi paskami – w porządku. Czarna czcionka oraz – niespodzianka! – niebieskie linki. I ten biały pasek nad obrazkiem z przekierowaniem do strony głównej... o zgrozo. Na dodatek strona ciągnie się w nieskończoność, a szablon ma tylko jedną kolumnę. Nie, nie, nie.
Wygląd i układ Twojego bloga nie zachęcają do zagłębienia się w treść. Mnie osobiście przyciąga chyba tylko tematyka. Proponuję popracować nad grafiką albo skorzystać z pomocy kogoś bardziej doświadczonego. Nie mam pojęcia, jak działają szablony platformy Blog.pl, więc nie jestem w stanie lepiej Ci doradzić. Niedbały wygląd strony głównej sugeruje niedbałość autora, co zniechęca do jego twórczości. A efekt powinien być chyba przeciwny, czyż nie?

5/10


2. Treść

Prolog wywarł na mnie dobre pierwsze wrażenie, ponieważ nie jest jednym z tych, które można z łatwością zmieścić na znaczku pocztowym.

Hermiona Granger obudziła się tego ranka z wrednym poczuciem (...). – Zdefiniuj „wredne” poczucie, bardzo Cię proszę. No bo czemu nie złośliwe? Albo może głodne? Lub uśmiechnięte?

(...) skoro ja mieszkam tu drugi rok i mam wrażenie, że powoli zamieniam się w eksponat z epoki lodowcowej, to jak dopiero musiał cierpieć Snape przez całe dziesięciolecia nauczania kolejnych pokoleń matołów (...). – Wytłumacz mi, proszę, co ma nauczanie matołów do marznięcia w lochach. Całe zdanie skupia się na tym, że zimno, że lodowato i że brr, a na końcu nagle zajmujesz się kwestią wpajania wiedzy niechłonnym umysłom.

Odkręciła wodę w prysznicu, odczekała aż ten przestanie się niemiłosiernie krztusić (...) Przez moment syczała i parskała prawie tak udanie jak Krzywołap, jednak jej wyziębiona skóra szybko przyzwyczaiła się do błogiej temperatury (...).  Jej czyli wody w prysznicu (prysznica?) czy Hermiony?
(...) dziewczyna uśmiechając się z zadowoleniem stała czując jak strumienie wody spływają jej po głowie (...) – Już teraz zauważam, że masz jakieś dziwne zamiłowanie do imiesłowów.

Dziewczyna wiedziała, że dzień, w którym zabraknie (...). – Przed chwilą Hermiona zastanawiała się, kiedy dopadnie ją reumatyzm i myślała o starczych dolegliwościach, a teraz nagle nazywasz ją „dziewczyną”?

Uff, nareszcie koniec tego akapitu. Po przekopiowaniu do Worda zajął półtorej strony. Dlaczego tego nie rozbijasz? W jednym fragmencie tekstu napisałaś o obudzeniu Hermiony, jej prysznicu, polityce, dyrektorze, uczniach i pracy. Przecież to aż się prosi o zmianę układu graficznego. Poza tym – czy cały ten kawał tekstu ma jakiekolwiek znaczenie fabularne? Owszem, takie wstawki jak najbardziej mogą się pojawiać, ale opis porannych czynności nie powinien stanowić tak istotnego procentu całego rozdziału.

Jak na ironię była opiekunką cholernych Ślizgonów i ta funkcja przysparzała jej najwięcej zgryzot. – No jasne, Hermiona, czyli MUGOLKA, opiekunką Slytherinu. Dobre sobie. Dodatkowo dzięki becie Forfeit dowiedziałam się, że nauczyciel mógł być opiekunem tylko tego domu, do którego uczęszczał jako uczeń. Ciekawe.

Chociaż właściwie nie. – O, narrator zmienny jest.

(...) jaką charakteryzowała się Severus Snape. – Okej, nic się nie stało, Kopernik też przecież była kobietą.

Powoli, niespiesznie ubierała się w codzienną szatę (...). – Reguła zasada nr jeden – zawsze za każdym razem dodać dołączyć kilka parę synonimów wyrazów bliskoznacznych.

Wreszcie wybiła godzina siódma rano (...). – Dobrze, że to dodałaś – myślałam, że wstała wieczorem i wieczorem rozpoczynała swoją pracę nauczycielki.
Gdzieś zniknął Flitwick zaklinający schody (...). – To Flitwick codziennie rano czarował schody? Schody są głupie i nie pamiętają, że mają być zaczarowane czy też Flitwick nie umie czarować i jego zaklęcia są krótkotrwałe?

(...) Filch i pani Norris też przepadli z kretesem. – Hermiona się starzeje, Dumbledore umiera, ale stary kot nadal ma się dobrze.

Echo niosło korytarzem nie rozemocjonowane szepty (...) – No tak, czemu miałyby być pełne emocji, to tylko Dumbledore umiera.

- Co się na Merlina dzieje?! – wykrzyknęła od progu, znając jednak odpowiedź. – To nagle cudownie się domyśliła?

Okej, wstęp nie najgorszy, całkiem ciekawie nakreślił miejsce i czas akcji (chociaż z powodzeniem mógłby być pełnoprawnym rozdziałem), ale widzę w tym wszystkim kilka nieścisłości. Ile w końcu lat ma Hermiona? Czy pani Norris jest jakimś magicznym długowiecznym kotem? I wreszcie, jeśli Granger ma już w Hogwarcie ciepłą posadkę i przeszła w wiek dojrzały, to ile lat musi mieć Snape, z którym prawdopodobnie (bo to w końcu Sevmione) będzie romansować? Zobaczymy. Chociaż te kilka nie do końca dopracowanych elementów i fakt, że Hermiona została opiekunką Slytherinu, nie dają mi spokoju, to jednak jestem ciekawa dalszych wydarzeń. Póki co prezentujesz dość nietuzinkową fabułę (bądź co bądź autorzy rzadziej wybiegają myślą w przyszłość, wolą opisywać to, co już znają, koncentrować się wokół romansów młodych kochanków). Zobaczymy, co masz do zaoferowania. Rozdział pierwszy.

- Albus Dumbledore nie żyje. – No, to już wiem.

Hermiona odwróciła się w stronę otwartych na korytarz drzwi. – To chyba jasne, że na korytarz. Przecież nie przyszła tam przez łazienkę.

Hermionie serce niemal pękło z żalu widząc tę bohaterską walkę kobiety. – Taaak? Błagam, poczytaj o imiesłowach. Z tego wynika, że to serce zobaczyło tę bohaterską walkę kobiety. Zresztą skąd tam to bohaterstwo? Co bohaterskiego jest w próbach nieokazania po sobie uczuć?

- Albus… nie żyje. – A tak poza tym to Albus nie żyje. O, i Albus nie żyje. Mówiłam już, że Albus nie żyje?

Czekaj, co? Czuję rozczarowanie. Snape okazuje się być oszustem (co pewnie jest ukartowane) i odpowiada za zabicie Dumbledore'a. To wygląda mi jak kalka z twórczości Rowling, z tym że nieco przesunięta w czasie.

Trochę to nie pasowało do ich mrocznego image’u (...). – Co to za dziwne zapożyczenia... I to w takim kontekście...

(...) i do tego jest tak cholernie, nieodwracalnie bezkarny .– Nieodwracalnie bezkarny? Bycie bezkarnym nie jest nieodwracalne. Nie rozumiem użycia tutaj tego słowa.

Snape uśmiechnął się blado, a Hermiona poczuła, że robi jej się słabo. – Sam nie czuję, jak rymuję!
Naprawdę Snape ma aż taki problem z tym, że Hermiona uczy w Hogwarcie? Dlaczego wciąż tak namolnie o to wypytuje? I jakim cudem mógł o tym wcześniej nie wiedzieć?

To wszystko bardzo przypominała jej oswajanie konia. (...) szeptała, jak robili to ludzie w książkach podczas ujarzmiania dzikich zwierząt. – To w końcu konia czy dzikich zwierząt? A może mustanga, huh?

Przyciskanie mnie do ściany byłoby znacznie przyjemniejsze, gdybyśmy byli w nieco bardziej ustronnym miejscu, nie sądzi pan, profesorze Lupin? – Coooooo...

A Hagrid? Na Merlina, zupełnie o nim zapomniała. Przecież on tego nie zniesie. – Przecież przed chwilą ktoś wspominał o Hagridzie.

Dumbledore był dla niego jak ojciec i matka w jednym. – Robi się naprawdę dziwnie.

A Centaur? – To centaury nie mają imion (i są nazwą własną)? Równie dobrze o Hagridzie mogłaś napisać „półolbrzym”. A o Hermionie „człowiek”.

Doszła do wniosku, że jeśli ma przetrwać dzisiejsza ucztę, musi porozmawiać z nim w cztery oczy. – Dumbledore nie żyje, Snape-Zdrajca-Śmierciożerca się panoszy, a ona myśli o Lupinie i o kolacji.
Spojrzała w lustro. Nie było aż tak źle. – I o swoim wyglądzie.

Czegoś tutaj nie rozumiem. Nagle, ni z tego, ni z owego, w obliczu śmierci dyrektora i nadciągającej anarchii, Hermiona postanawia wyznać uczucia Remusowi, po czym bohaterowie postanawiają „spróbować”. Niespodziewany obrót spraw, przyznaję, trochę nawet za bardzo, zważywszy na fakt, że nic wcześniej o tym nie wspomniałaś. Równie dobrze mogła rzucić takim tekstem w stronę Flitwicka albo nie wiem, Snape'a właśnie, byłoby równie naturalnie. Nie wspomnę o fakcie, że Lupin miał opory przed wejściem w związek z Tonks, a co dopiero... Poza tym Granger wyszła na trochę bezduszną, niby przejmując się sytuacją Hogwartu i widmem śmierci, a jednak... cóż, nie bardzo.

Dwójka na tapet.
Minerwa, która jeszcze się nie pojawiła, przebywając teraz z nowymi uczniami, zajmowała zawsze zaszczytne miejsce po prawicy pryncypała, zaś Hermiona to po lewej ręce. – To ma sens. Przychodzi sobie nowa młoda nauczycielka i zajmuje honorowe miejsce przy stole, wygryzając takich starych wyjadaczy jak Flitwick. Poza tym co w końcu z tą Minerwą – była, ale jej nie było? Hmm.

- Chyba pomyliłem się w obsadzaniu roli rycerza – prychnął czarnowłosy. – Nie no błagam, nie mów, że należysz do szlachetnego grona twórców operujących takimi oto szlachetniejszymi nawet synonimami.

Cała trójka pochłonięta była poszukiwaniem horkruksów i przez ostatnie miesiące bardzo rzadko mieli okazję spotkać się i spokojnie porozmawiać. – Szukają horkruksów. Niebezpieczeństwo czyha wszędzie. W obecnej sytuacji Hermiona – jako jawny i chyba najbliższy sprzymierzeniec wroga systemu numer jeden tudzież Harry'ego – powinna być co najmniej uwięziona przez Śmierciożerców. A ta sobie siedzi przy stole nauczycielskim w Hogwarcie i je obiad.

Dobra, wyjaśniasz, czemu Hermiony z nimi nie ma (chociaż, jak kiedyś Ron słusznie zauważył, dnia by bez niej nie przeżyli). Może Ginny też jest tak zaradna. To nadal nie wyjaśnia, jakim cudem Granger grzeje ciepłą posadkę w zamku.

- Jeśli byś chciał moglibyśmy spróbować – dodała ledwie dosłyszalnym szeptem. Remus spojrzał jej w oczy i niemal niezauważalnie… skinął głową. – Znowu się powtarzasz. Pisarze nie mają w zwyczaju co rozdział przypominać czytelnikowi poprzednich wydarzeń.

Pojawia się coś na kształt retrospekcji i jesteśmy z powrotem w gabinecie Lupina. Stopniowo budujesz atmosferę zbliżenia dwojga kochanków, po czym wyskakujesz z... (...) delikatnie, choć stanowczo przytrzymać brodę wiedźmy. Bardzo ta wiedźma tutaj na miejscu, nie ma co.

Kiedy lekko ukąsił ją w bok szyi, wyrwał z jej gardła pierwszy jęk. – Lupin, ty paskudny wilkołaku, nie szarżuj!

No wredna Minerwa, no. Przerywa im w takim momencie! I nici z wstępu do sceny plus osiemnaście, zamiast tego mamy ponurą pogawędkę o minionych wydarzeniach. Może Minerwa to tutaj reprezentantka starszego pokolenia, które nie uznaje seksu na pierwszej randce. Hm.

Potem już nie było słów, które mogłaby zapamiętać. Żadnych słów w ludzkim języku. – O, to jednak był seks? Ciekawe nawiązanie. Słowa w nieludzkim języku. Wstawiłabym pewien niecenzuralny obrazek, ale chyba nie wypada. W każdym razie sugerujesz, że zachowują się w łóżku jak zwierzęta? Remus to jeszcze, no ale Hermiona...

(...) sprawiał, że wszyscy na sali podskakiwali zgodnie w rytm kolejnych trąbnięć półolbrzyma. – Wybacz, nie doceniłam Cię. Jest i półolbrzym.

Chodźmy do mnie – zaproponował – muszę spłukać posmak tej uczty czymś mocniejszym. – Myślałam, że skrzaty dobrze gotują.

Cóż, życie upływa w perspektywie wizji tyranii Snape'a i na amorach. Czekam na wejście smoka. Czy tam nietoperza. Czas na trójkę.
Wiedziała, że siódmoroczni nie dadzą jej żyć. Dadzą jej W RZYĆ i to okropnie. – Cóż za ambitna gra słów. Dobrze, że okropnie, a nie dosłownie, he he.

(...) mścić się i znieważać uczniów, tylko dlatego, że nie była według nich dość straszna, dość godna szacunku… – Straszna? To nauczyciel powinien być straszny?

(...) że szkoła wiele zyskała na zmianie Mistrza Eliksirów, ale… – Hola hola, wolnego. Mistrz Eliksirów to niejako pseudonim przylgnięty dawno temu do Snape'a. To, że Hermiona została nowym nauczycielem, nie przykleiło jej tej łatki. Slughorna tak nie nazywali, czyż nie? (Znów inspirując się wypowiedzią Forfeit – czy skoro Slughorn był Ślimakiem, Hermiona powinna być Ślimacznicą?)  Jak już bawimy się w wielkie litery i przypisujemy ksywkę jednemu bohaterowi, to nie przerzucajmy jej pomiędzy innymi.

Był dojrzały, był mężczyzną i wyglądał na tyle strasznie, że samą swoją postawą budził respekt. – W kontekście Ślizgonów bym tego tak nie rozpatrywała, dla nich nie był straszny, przecież – jak sama chwilę wcześniej napisałaś – pobłażał im, rzadko karał itp.

Nie potrafiła utrzymać dyscypliny w sali pełnej prawie dorosłych Ślizgonów. Gorące temperamenty Gryfonów również nie pomagały i często, choć nieumyślnie, tylko pomagali kolegom w doprowadzeniu klasy do ruiny (...). – Kolegom... Czy ja wiem... Czysto teoretycznie byli kolegami ze szkoły czy nawet klasy, ale wstrzymałabym się od takich określeń, między nimi panowała jawna wrogość.

Chyba nie zrozumiałam tego mugolskiego żartu. Wyjaśnij, proszę. Wait a minute, czy to znaczy, że jestem Kim była, żeby wypowiadać swoje zdanie? – Eee... No wiesz... Wolność słowa i te sprawy... Pewności nie mam, ale żyję w przekonaniu, że swoje zdanie przekazać można zawsze. Lupin nie jest przecież jakimś komunistą.

Co ona wiedziała o miłości, bólu, poświęceniu? – Coś tam wiedziała, przeżyła więcej niż przeciętna czarownica już w czasach szkolnych.

- Kocham cię – tchnął we włosy Gryfonki i musnął ustami jej usta. (...) Szkoda, że ona nie potrafiła powiedzieć z całą pewnością tego samego. – Jednak nie? Kobieta zmienną jest...

Nie no, wybacz. Nie kupuję tego. Rzuca się na niego, inicjuje całą tę sytuację, ekscytuje tym wszystkim, myśli tylko o nim i nie obchodzi jej nawet, jak dużo ryzykuje, aż nagle zaczyna mieć wątpliwości? Teraz? Nie uwierzę w to, nie po tym wszystkim. Nie wiem, jaki masz cel w robieniu z Twojej dojrzałej fizycznie i psychicznie Hermiony rozchwianej emocjonalnie nastolatki, ale to raczej słaby zabieg. Bardzo nienaturalny. Gdybyś od początku to insynuowała, to może...

Snape doszedł do wniosku, że będzie wizytował nauczycieli poszczególnych przedmiotów, żeby zweryfikować poziom nauczania w Hogwarcie. – Albo raczej postanowił, nic nie wspominałaś, by wcześniej o tym rozmyślał. Tak czy owak, brzmi znajomo. Umbridge? Tak, to chyba to.

– Co się właściwie u was dzieje?
- Nic – powiedział Remus zgodnie z prawdą. – Nic? Tylko zostaliśmy jakby parą, Dumbledore umarł, a Śmierciożercy przejęli Hogwart. Zgodnie z prawdą nic, masz rację.

W tym momencie jednak do pokoju wpadli Ron, Harry i Ginny, ratując parę z krępującej sytuacji.– Poszukiwani, ukrywający się, żyjący niemal na krawędzi... Bezstresowo wpadają sobie na spotkanie Zakonu. Jasne.

- I wy mu na to pozwoliliście?! – wypalił Potter na zmianę to czerwieniąc się, to blednąc. – Ludzka tęcza. Albo jakiś kameleon. Dobre.

- Można wiedzieć, kto to jest? – dziewczyna patrzyła na przyjaciółkę z błyskiem ciekawości w oczach. 
- Remus – powiedział cicho Hermiona.
- A niech mnie. Ktoś jeszcze wie, czy jestem pierwsza? – Genialne. Reakcja godna ameby. Bardzo naturalne i bardzo prawdopodobne. Jakby rozmawiały o tym, że Hermiona zjadła na śniadanie kanapkę z szynką zamiast – jak dotąd – z serem.

Dobra, teraz to już mnie zagięłaś. Na Boga! Tonks miała na imię NIMFADORA! Andromeda to jej matka... Nie można pozwalać sobie na tak poważne błędy...

Przecisnęła się przez tłumek zagradzający przejście. – No tak, bo przecież troje to już tłum.

Wyszła na korytarz słysząc wiwaty dobiegające z salonu. Ruszyła szybko. Wpadła do środka akurat w momencie, w którym Harry zakładał na palec Ginewry pierścionek. – Jasne, bo Harry nie poczekał z tą rewelacją na dwoje swoich najlepszych przyjaciół.

– Kocham cię – szepnęła. – O, to jednak go kocha? He he.

Cóż, dostrzegam pewne nieścisłości w związku z kanonem i kreacją świata przedstawionego, ale to temat na podsumowanie. Póki co irytuje mnie wiecznie niezdecydowana Hermiona. Zobaczymy, co pokażesz w rozdziale czwartym.
Oddałby wszystko za swoje łóżko z twardym materacem, który nie uginał się pod każdą z cięższych części jego ciała (...). – No tak, bo przecież taki materac jest kompletnie poza jego zasięgiem. Może sobie tylko pomarzyć, biedulek.

Dwie sowy, które leciały właśnie z listami w stronę sowiarni zawisły na dłuższą chwilę zdumione tak niespodziewanym zachowaniem Mistrza Eliksirów. Para puszczyków zderzyła się w powietrzu, zapatrzona na ten niecodzienny widok cudem tylko nie upuszczając swoich przesyłek. – To sowy tak potrafią? Ciekawa sprawa, nigdy nie znalazłam w książkach żadnych sugestii tego typu, żadnej wskazówki, że te ptaki potrafią rozpoznawać ludzi, analizować ich zwyczaje i zachowanie.

Po porannej toalecie Nietoperz-Już-Nie-Z-Lochów wyjmował z szafy (...) – Czy te dziwne określenia, mające zapewne za zadanie unikanie powtórzeń, to jakaś nowa moda w blogosferze? To już któreś opowiadanie z rzędu, gdzie takie cudaczne potworki występują, a ja nadal nie potrafię tego zrozumieć. 


Ubrany już, z włosami po staromodnemu przylizanymi brylantyną, wyfruwał z komnat niczym rasowy gacek.



Wszystkie te dźwięki umilkły jednak w jednej chwili, a dziesiątki par oczu zwróciły się w stronę wejścia (...) – Albo mi się wydaje, albo uczniów w Hogwarcie było trochę więcej.

Twój Snape zachowuje się, jakby nie był podwójnym agentem, ale zwykłym zdrajcą, za jakiego go mieli. Ciekawe.

(...) kto taki mógł być wybrankiem tego szemranego tałatajstwa. – Takie słowa jak „tałatajstwo” są dość charakterystyczne, odradzam powtarzania ich w tak krótkim fragmencie tekstu, nawet jeśli powtórzenie innego słowa nie rzuciłoby się w oczy.
A może… może Moody? Nie. To byłoby zbyt szalone. Uśmiechnął się pod nosem smakując własny dowcip. Zbyt szalone… Czarnemu Panu z pewnością spodobałoby się to zdanie. – Ha, ha, ha! Genialne! Wait a minute... to Voldemort ma poczucie humoru?

Mistrz Eliksirów zacisnął szczęki, by powstrzymać wybuch wściekłości na widok takiego rozgardiaszu. – Od kiedy to musi się powstrzymywać przed opieprzeniem uczniów.

Cóż, obranie sobie za cel akurat Hermiony może i śmierdzi typowym Sevmione, ale przynajmniej nie rzucają się na siebie w pierwszych rozdziałach. Póki co podoba mi się tempo akcji, nawet jeśli pewne cechy Twojego stylu okropnie mnie denerwują.

Rozdział piąty. Dobry wstęp – budujący atmosferę opis bez zbędnych ozdobników.
Zaskoczona, obeszła cały pokój, by poderwać do lotu jak najwięcej ogarków. – „Ogarek – mały, niedopalony do końca kawałek świecy, papierosa, knota itp.” (SJP). Niezbyt fortunny synonim. Nie sądzę, by Lupin poukładał na podłodze niedopałki. Mało to romantyczne.

(...) myślał o tym, że już dawno (jeśli kiedykolwiek w swoim życiu) nie czuł się tak szczęśliwy. – Śmiem twierdzić, że gdy był z Tonks, też odczuwał szczęście. Nawet jeśli minęło.

- O co właściwie chodzi, Weasley? – zapytała Hermiona (...). – Per „Weasley” to się Draco zwraca do Rona, a nie Hermiona do Molly. Litości.

Och, chciałam cię po prostu poprosić o pomoc w organizacji wesela. – I dlatego desperacko szukałam Cię przez cały weekend, w efekcie nachodząc w mieszkaniu kochanka. Bo to taka pilna, niecierpiąca zwłoki sprawa przecież. Ach, te wścibskie babska...

Przejściowy rozdział – lekki, przyjemny, niewiele wnoszący do fabuły. I dobrze, takich przerywników też w opowiadaniu potrzeba. Czas na szóstkę.
Co chwila ktoś pozdrawiał Molly Weasley, Hermiona odpowiadała więc na przywitania, często nie wiedząc nawet, komu się kłania. – Ee? Pozdrawiali Molly, więc Hermiona odpowiadała. Logiczne.

- Mamy z mężem szczęście wyprawiać naszej jedynaczce wesele. – Co? Przecież Ginny ma sześciu braci... Jaka z niej jedynaczka?...

Molly i Hermiona przez trzy godziny wybierają sukienkę dla Ginny, chociaż znają tylko jej wymiary i wzrost. Wszystkie wykończenia i inne elementy stroju wymagają konsultacji z panną młodą. Skąd więc te trzy godziny? Czas przyspieszył czy o co chodzi?

- Tym bardziej. Potrzebujesz kogoś, kto pokaże ci światło, kto pokaże ci piękno świata…
- Za przeproszeniem, pani Weasley, ale nie potrzebuję błazna, jeśli o to chodzi. 
– To osoba potrafiąca pokazać komuś piękno świata, rozjaśnić jego świat itp. musi być błaznem? Nie rozumiem takiej interpretacji, szczególnie zaś nie rozumiem jej w ustach Hermiony.

Och. Członkowie Zakonu podejrzewają, że to Snape ostrzegł zagrożone dzieciaki przed niebezpieczeństwem i tym samym prawdopodobnie ocalił im życie. Może to ten moment, w którym wychodzi na światło dzienne bohaterska natura Snape'a, jaką znamy z powieści? Po sposobie opisywania jego myśli trudno wysnuć taki wniosek, ale może specjalnie mydlisz nam oczy. Cieszę się, że zaistniała taka sprzeczność, wydarzenia nie są dzięki temu przewidywalne.

Rozdział siódmy.
Ze Złotym Chłopcem przebywało w końcu (...). – Złoty Chłopiec. Twoja kreatywność w tworzeniu synonimów jest doprawdy ujmująca.

To wszystko sprawiało, że Hermiona miała ochotę rwać sobie włosy z głowy i nie robiła tego jeszcze chyba tylko ze względu na Remusa, który uwielbiał jej bujne kudełki. – No tak, bo „rwać sobie włosy z głowy” wcale nie jest związkiem frazeologicznym. Chyba że chciałaś zrobić z tego, dość kiepską niestety, metaforę.

Tak jak u Ślizgonów największe poparcie, Severus Snape zyskał wśród Gryfonów najzaciętszych oportunistów. – Kwik. Kwik. Kwik. KLIK. Oportunista to nie ktoś, kto stawia opór... Kwik.

Opis pełen niepewności, domysłów, emocji... I nagle... (...) a co dopiero myśl, że ten mroczny typ od początku starał się uchronić Zakon (...). Mroczny typ. Uwielbiasz wrzucać wszędzie potoczne słówka, prawda? Tyle że to okropnie wygląda. Tracisz nastrojowość.

Tylko tam zmarły ukochany okazuje się być bratem bliźniakiem miłości twojego życia (...) – Mojego? Narrator zwraca się do czytelnika? A to nowość.

Hermiona widziała zbyt wiele trupów, zbyt wiele ludzkich nieszczęść by wiedzieć, że nawet magia nie cofnie tego, co już się wydarzyło. – Chyba by nie wiedzieć.

Lupin wypuścił ze świstem powietrze. – Czemu? Co takiego przerażającego albo poruszającego było w jej pytaniu?

To wszystko brzmi bardzo zabawne, Remusie (...). – Wiesz, w realnych nieoficjalnych rozmowach raczej rzadko zwracamy się do kogoś w ten sposób. Zignorowałabym to, gdyby nie fakt, że w ciągu kilku linijek Hermiona zdążyła ponownie użyć wołacza. Niezbyt to naturalne.
Tylko, że świat nie poczeka, Remusie (...). – O, znowu.

Przez lata szkoły i nauczania w Hogwarcie zdążyła przeczytać wszystkie tomy w bibliotece (...). – Nie wydaje mi się. W Hogwarcie było naprawdę dużo książek.

(...) zmarszczki wokół oczu, które układały się promieniście od częstego uśmiechu. (...) Wszyscy widzieli w nim melancholika o nieskończonych pokładach cierpliwości, który nie ma temperamentu i jest jak opoka (...). – Nie uważasz, że to pierwsze trochę do Lupina nie pasuje? Zwłaszcza w zestawieniu z takimi przykładami.

Grimmauld Place znów zapełniło się tłumami ludzi. Ich strumienie wlewały się przez frontowe drzwi budząc raz po raz sprzeciw dawnej pani domu, która teraz mogła jedynie złorzeczyć ze swojego obrazu. – To Zakon był na tyle liczny, żeby można było mówić o tłumach?

Lupin obiecywał jej, że zanim zdążą ją dorwać Śmierciożercy jej serce dawno przestanie bić w wyniku zawału. – Obiecywał? To ona o tym marzy, a on ma tę moc sprawczą czy co?

Czy zawsze było tak, że nie potrafiła odnaleźć się w towarzystwie? Prześledziła szybko swoje dotychczasowe doświadczenia i po zgromadzeniu potrzebnych danych postanowiła pogodzić się ze smutną prawdą. Beztroskie paplanie przychodziło jej zazwyczaj z większym trudem niż nauka. Chyba, że z Ginny. Ginewra była wyjątkiem potwierdzającym regułę. Przy niej Hermiona zawsze potrafiła być sobą. – Czyli nieumiejętność brylowania w towarzystwie to niebycie sobą? Głupota, przecież to po prostu cecha Hermiony.

Gdy wreszcie wszyscy najistotniejsi członkowie Zakonu Feniksa dotarli szczęśliwie na miejsce (...). – To tych nieistotnych pomijano? W ogóle byli jacyś mniej istotni?

W najbliższej przyszłości planujemy zorganizować grupę poszukującą Harry’ego i jego towarzyszy. Oraz bliźniaków. – A może bliźniacy są jacyś mniej ważni, że ich tak dopowiedziała po pauzie, jakby na doczepkę?

W pokoju, magicznie poszerzonym przez Syriusza, siedziało blisko czterdzieści milczących figur woskowych. – O, czyli tłumy ludzi to czterdzieści osób. Zagadka rozwiązana.

- Wspaniale – powiedziała dziewczyna zmieszana perspektywą podróży w towarzystwie Nimfadory. – W takim razie za cztery dni o tej porze spotkamy się tutaj.
- A jakieś przygotowania… – zasugerował Shacklebolt.
- Oczywiście – dziewczyna ze zdenerwowania przygryzła wargę. – Wszystkim się zajmę, jak tylko ustalimy szczegóły. Panie Weasley, Tonks, Kingsley zostaniecie chwilę po zebraniu? – W sposób niemal autorytarny ustaliła termin eskapady, ale nie uzgodniła z nikim żadnych szczegółów, w sumie nie wiadomo, gdzie, co i jak. Ciekawe.

Wreszcie salon wyludnił się i zostali w nim tylko biorący udział w wyprawie i Molly Weasley, której w żaden sposób nie udało się przekonać by wróciła do domu. – W sumie to nie rozumiem... nie zgłosiła się, kiedy Hermiona oficjalnie zapytała o wsparcie. Czemu?

Zainteresowałaś mnie tą wizytą u Remusa podczas pełni. Mam nadzieję, że w ciekawy sposób do tego podejdziesz. Czas na rozdział ósmy.
Mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych, zarówno pogodowych, jak i tych z pogodą niemających nic wspólnego (...). – Ale warunki atmosferyczne nie mogą nie mieć nic wspólnego z pogodą.

(...) że nie trzeba odbierać młodzieży tej odrobiny radości, jaką były obchody starożytnego święta Celtów. – O, dochodzi nam wartość dydaktyczna. Dowiedziałam się o pochodzeniu Halloween. Przynajmniej jakaś korzyść z tych wyszukanych synonimów...

I myślisz, Granger, że ci na to pozwolę? – Dupek z Lochów skrzywił się przedrzeźniając nauczycielkę. – Rany...

Kiedy dotarli do budynku numer 12 na Grimmauld Place, okazało się, że nikogo w środku nie ma. Nawet jego popijający właściciel jakby rozpłynął się w powietrzu. – Popijający?

- Ty też – odparła Hermiona. – Minerwę i Albusa dzieliły ponad trzy dekady. – To Albus i Minerwa byli parą? O ja cię.

(...) ciemnoskóry auror zmarszczył brwi i ruszył w stronę młodej czarownicy. – Zabrzmiało rasistowsko. Gdybyś pisała o, na przykład, Lupinie, nie użyłabyś sformułowania „białoskóry członek Zakonu Feniksa”.

(...) słyszała, jak krew przepływa z szumem przez jej tętnice. – I przez żyły. W czym tętnice są lepsze od żył? To znaczy owszem, krew płynie w nich pod większym ciśnieniem, ale i tak... Ciekawe.

Każdy wyglądał potem jak trup. – No tak, to ma sens. Każdy po śmierci wyglądał jak trup.

UWAGA, SPOILER. A więc w ten sposób może nastąpić zwrot akcji... Uśmierciłaś Lupina. Czyżby był to moment kulminacyjny, w którym Remione (?) przekształca się w Sevmione? Tak czy owak, jeśli faktycznie tak się stało i Remus umarł, gratuluję jaj. Wielu autorów boi się takich kroków.

Rozdział dziewiąty. Zielony błysk, Avada i nagle Drętwota? Niezły troll. Cofam.
Nie zmienia to faktu, że pierwszy raz NAPRAWDĘ chcę kogoś zabić. – Szczerze to wydaje mi się, że jako działacz Zakonu, zamieszany w te wszystkie wydarzenia, przynajmniej parę razy NAPRAWDĘ czuł taką chęć.

I wreszcie Remus. Mężczyzna, którego znała od dziesięciu lat, bliski przyjaciel Harry’ego. – Wreszcie mogę policzyć, ile Hermiona ma lat. Gdy poznała Remusa, miała trzynaście. Czyli teraz ma... dwadzieścia trzy? Och. Chyba myślałam, że więcej.

(...) Umbridge nosiła na samym sercu. – No niezupełnie, serce ma całkiem niezłą obudowę złożoną z kości i innych takich. Przy sercu.

Od razu Was zapewniam, że taki był plan od samego początku. Śmierć Remusa była małym psikusem. Przynajmniej na razie. – Gdybym była Twoim czytelnikiem, chciałabym Cię zabić za taki spoiler. Tak się nie robi.

Dziwne, że bliźniakom zebrało się na tak nieodpowiednie żarty w tak groźnej chwili. Takiej granicy nawet oni by nie przekroczyli. Cóż, w obliczu nowych faktów tym bardziej nie wiem, do czego to wszystko zmierza i choć wątpię, by dziesiąty rozdział (ostatni z opublikowanych) przyniósł jakieś odpowiedzi, to jednak zabieram się do czytania.

Dziewczyna zamówiła suknię u Madam Malkin – trochę mugolską, to prawda, ale za to bardzo efektowną. – A czym różnią się mugolskie i czarodziejskie sukienki? To znaczy owszem, szaty wyjściowe chłopców podczas Balu Bożonarodzeniowego były dość... osobliwe, ale sukienki chyba nie wyglądały jak z innego świata.

Podobają mi się wymyślone przez Ciebie (jak mniemam) obyczaje ślubne. Ciekawa sprawa.

Bardzo nieporadne te oświadczyny. Poza tym Lupin mógł po prostu niewerbalnie wezwać pierścionek różdżką i uniknąć całej tej kompromitującej sytuacji, to powinno wyglądać bardziej... romantycznie. Poza tym... cóż, szybki jest.

To bardzo dużo zmian, jak na trzy miesiące, Remusie (...) – O, no właśnie.

O, czyli jednak (UWAGA, SPOILER!) Lupin umrze? I to jeszcze zamordowany przez Snape'a? Teraz to już w ogóle nie widzę żadnej alternatywy dla potencjalnego (hipotetycznego) Sevmione. I chyba nie zobaczę, bo wraz z tym wydarzeniem ponad pół roku temu zakończyłaś publikowanie rozdziałów na blogu. 


Okej, trochę zgłupiałam. Cały czas myślałam, że przeczytam Sevmione (w końcu tak wynikało z zamieszczonej przez Ciebie informacji), a jednak natrafiłam na Remione (nie jestem pewna, czy dobrze to nazywam). Na dodatek w kulminacyjnym punkcie przerywasz akcję, a ja autentycznie czuję się zainteresowana dalszymi wydarzeniami. Muszę jednak w tym miejscu nadmienić, że choć Twoja wkrętka z domniemaną śmiercią Lupina była dobra, to jednak następujący po tym rozdziale spoiler już taki nie był. Psujesz tym zabawę. Czytelnicy nie chcą spoilerów.
Nie do końca rozumiem Twój świat przedstawiony. Poszczególne jego elementy nie trzymają się kupy. Owszem, możesz zmieniać kanon. Syriusz i Fred żyją, i to jest w porządku. Z drugiej strony Albus umiera i choć wydaje się to istotne dla rozwoju fabuły, to tego nie tłumaczysz. Nie mówisz, jak dokładnie zginął. Mamy się domyślić, że wszystko potoczyło się tak, jak w książce? Idąc tym tropem, można by się również spodziewać śmierci pozostałych wymienionych wcześniej osób, a jednak śmierci tej u Ciebie nie było. Nie możesz jednych spraw traktować jako oczywistość znaną z sagi, a innych modyfikować i nie komentować w żaden sposób.
Najbardziej nie daje mi jednak spokoju postać Hermiony. Wyliczyłam – i nie ma tu mowy o żadnej pomyłce – że bohaterka ma w Twoim opowiadaniu dwadzieścia trzy lata. Mimo to w początkowych rozdziałach wspominałaś o reumatyzmie czy starzeniu się. W takim razie ja już chyba powinnam odkładać na rehabilitację. Poza tym jakim cudem w sytuacji, kiedy na świecie panuje terror, Voldemort sieje spustoszenie i ogólnie ma miejsce całkiem uzasadniona panika, Ty dajesz Granger komfort, jakiego chyba nawet Śmierciożercy nie mają? Mieszka sobie spokojnie w Hogwarcie, romansuje, uczy eliksirów (Mistrzyni!), jest opiekunką Slytherinu (!) i ogólnie żyje sobie jak u Pana Boga za piecem. Ona – mugolaczka, zdrajczyni systemu, członkini Zakonu, przyjaciółka Pottera. Możesz mi to wyjaśnić? Logika spakowała się i wyjechała na wakacje do innego uniwersum. Poza tym ślub. Wesele Billa i Fleur było niebezpieczne, a co dopiero zaślubiny Pottera i Weasley, milutki przerywnik w narażaniu życia i szukaniu horkruksów. Wątpliwe, naprawdę.
Co więcej – Hermiona tak ni z tego, ni z owego zaczyna pałać miłością do Lupina. Okej, mogłaś zacząć opowiadanie w dowolnym momencie jej życia emocjonalnego, ale i tak wypadałoby chociaż nadmienić, jak to uczucie wykiełkowało. Nadal nie rozumiem, jak do tego wszystkiego ma się Snape. Pomijasz go. Na początku jeszcze gdzieś tam się wplatał, ale teraz... teraz wydaje się być kompletnie poza kręgiem zainteresowań, a wydawało się, że będzie grał w opowiadaniu dużą rolę. To każe mi się zastanowić nad Twoim tempem akcji. Skoro to ma być Sevmione, a w rozdziale dziesiątym ani kawałka tego pairingu nie widać... to zaczną flirtować może w okolicy trzydziestego. A może zmieniłaś zdanie? Jeśli tak, wykreśl błędną informację. Jeśli nie, zadbaj o spójność wydarzeń. Jeśli później znikąd znów skupisz się na Snape'ie, wyjdzie okropnie nienaturalnie. Musisz zwracać uwagę na logiczny ciąg zdarzeń, na wszystkie równolegle prowadzone wątki. Owszem, jedne dominują nad drugimi, ale to nie znaczy, że te drugie można pomijać.
Na dodatek masz okropne skłonności do nadmiernej ekspozycji. Cechy charakteru bohaterów, ich zwyczaje i inne takie powinny wynikać bezpośrednio z wydarzeń, rozmów, rozmaitych sytuacji; nie z sucho napisanych przez Ciebie faktów, które czytelnik musi ot tak przyjąć, uznać za prawdziwe.
Poza tym – błagam – pamiętaj o Tonks. Nie można mylić nazwisk bohaterów. To jak rozprawiać o Stefanie Wokulskim na maturze z polskiego.
Na koniec co nieco o stylu. Twoje opowiadanie czyta się lekko – nie masz kwiecistego stylu, nie brzmi on ciężko, jest niezbyt skomplikowany. Niestety, na siłę próbujesz go ozdabiać i wychodzą różne kwiatki. Nie można raz używać słów typu „image”, a chwilę później wyjeżdżać z trochę już zapomnianą „rzycią”. To zaburza koncepcję. Najgorsze są jednak do granic możliwości udziwnione synonimy. Dwudziestotrzyletnia Hermiona nie jest Mistrzynią Eliksirów, ale nazywanie Snape'a w środku narracji „Dupkiem z Lochów” też nie bardzo pasuje do określenia „kunszt literacki”. Z chęcią przytoczę Ci jeden z bardziej rażących przykładów, w których próbujesz na siłę uniknąć powtórzenia:
Hermiona otworzyła szeroko oczy zaskoczona odpowiedzią mężczyzny, jednak szybko powód jej ekspresji zupełnie się zmienił.
Sama powiedz – jak to brzmi? Albo te dziwne sklejki wyrazów, tasiemce typu „Nietoperz-Już-Nie-Z-Lochów”... Albo nazwanie Hogwartu „przybytkiem edukacji i wiedzy”... To jest po prostu słabe.
Ćwicz. Ćwicz. I jeszcze raz ĆWICZ. Gdyby nie te nieścisłości i kwiatuszki stylistyczne, naprawdę mogłoby być ciekawie. Piszesz swobodnie, lekko. Opisywanie wydarzeń czy uczuć nie sprawia Ci większych problemów. Chyba czasem po prostu gubisz wątek, zmieniasz zdanie, próbujesz coś na siłę udziwnić. Nie wiem, czy masz zamiar kontynuować to opowiadanie, ale nawet jeśli nie, to spróbuj przenieść te porady na nowe utwory. Pasję widać, a to już naprawdę całkiem sporo.

29/50






4. Poprawność

Prolog

Za nic nie mogła sobie jednak przypomnieć, jaki.
– Nic już po tym spójniku nie ma. Nie pełni on funkcji łącznika czy „rozdzielacza” zdań podrzędnych. Nie musisz stawiać przed nim przecinka.

Tu nie było okien sypialni jej rodzinnego domu, ani tym bardziej Nory czy Kwatery Głównej.
– „Ani” to jeden z tych spójników, przed którymi zazwyczaj nie stawiamy przecinka. 

(...) poza Tomem Riddlem i Draco Malfoy’em oczywiście (...).
- Malfoyem. Nawet wymawiane brzmi jak „Malfojem”. Pisownia sama się nasuwa. 

Otrzymała w spadku po najpodlejszym człowieku jakiego kiedykolwiek gościły mury tej szkoły (...).
– A tutaj już przecinek przed „jakiego” jest konieczny, bo słówko to rozdziela zdania podrzędne. Jeśli masz problem z określeniem, kiedy używać przecinka, a kiedy nie, szukaj po obu stronach spójnika czasowników/bezokoliczników. Tak prosty zabieg w wielu przypadkach może pomóc.

(...) czego nie mogło powiedzieć większość jej rówieśników z mugolskich rodzin, oraz tych spośród czystokrwistych (...).
– Z „oraz” jest podobnie jak z „ani”. Może warto wrócić do elementarnych zasad interpunkcji? MOGŁA (większość).

I dobrze – pomyślała z mściwą satysfakcją, –
– A Ty co, nadajesz alfabetem Morsa?  

(...) dziewczyna uśmiechając się z zadowoleniem stała czując jak strumienie wody spływają jej po głowie.
– Przed imiesłowem przysłówkowym zazwyczaj stawiamy przecinek. Nie należy jednak tych imiesłowów nadużywać. Uśmiechając się, stała, czując... Nie, nie. Nie będę w dalszej części wypisywać tych braków, bo zarobiłabym się na śmierć, a przecież nie jestem nawet betą. Po prostu zwróć na to uwagę.

Potem odwróciła się przodem poddając tym razem twarz, piersi i brzuch kojącej terapii ciepłem.
– Dziwne rozbicie.

(...) Ministerstwo co raz zajadlej dopominało się o swoje prawa.
– Coraz.

W miarę, jak przez głowę dziewczyny (...).
– Tutaj przed spójnikiem masz tylko wyrażenie wprowadzające, nie robisz po nim przerwy w czytaniu/mówieniu, również przecinka nie powinno tam być.

Co prawda szlabany i odjęte punkty skutecznie zamykały na czas lekcji usta nawet największych gaduł, to jednak (...).
– „Co prawda (...) to jednak”? Co to za dziwna konstrukcja?

(...) chłopców i dziewczynek. Wtedy na moment stawała się tą jedenastoletnią dziewczynką,
– Uczniowie to niekoniecznie chłopcy i dziewczynki, niektórzy mają po siedemnaście lat. Powtórzenie. 

Musiała wyjść i wziąć udział w ogólnym rozgardiaszu i krzątaninie panującym (...).
– Rozgardiasz i krzątanina to już dwa słowa, a więc „panujących”.

Echo niosło korytarzem nie rozemocjonowane szepty (...).
– Nierozemocjonowane jak już.

(...) tylko niektórzy nauczyciele zostawali w Hogwarcie całe wakacje (...).
– Na (przez) całe wakacje.




Rozdział pierwszy 
(...) w którym pogrąży się szkoła gdy uczniowie dowiedzą się (...).
– Przecinek przed gdy.

Hermiona miała wrażenie, że dyrektorka za chwilę zemdleje, więc szybko podeszła do kobiety (...).
– Kto, Hermiona czy Minerwa tudzież kobieta?

Maże mi ktoś łaskawie wyjaśnić w jakim charakterze występuje tu ta dziewczyna?
– Może mi ktoś łaskawie wyjaśnić, w jakim charakterze występuje tu ta dziewczyna?

Jak śmiesz się tu zjawiać Snape (...)
– To chyba pytanie, czyż nie? Przecinek przed Snape.

(...) w tej chwili wysunął się na przód z uniesioną różdżką.
– Naprzód.

Bądź, co bądź była w szoku. Wszyscy tu byli.
– Bądź co bądź.

(...) dodała zanim zdążył się odezwać.
– Dodała, zanim zdążył się odezwać.

- No, no, no – lekko piskliwy głos Narcyzy Malfoy spowodował, że Hermiona wzdrygnęła się odruchowo.
– O nie, nie, nie. Dialogi też kwiczą. Niżej widzę kolejne błędy w zapisie. Nie będę wypisywać, ale wrócimy do tego.

Ta kobieta przypominała jej jaszczurkę, a Granger wyjątkowo nie lubiła gadów.
– Najpierw używasz zaimka, a potem nazwiska. To bez sensu. Zaimek zastępuje nazwisko/imię/ksywkę/inny rzeczownik, a nie na odwrót.

Masz rację Narcyzo (...).
– Masz rację, Narcyzo. W każdym kolejnym przykładzie tego typu też powinien zostać użyty przecinek.

Jednak pozwól, że zaczekamy z decyzją CO dokładnie z nią zrobić, do czasu gdy Czarny Pan dowie się o jej obecności tutaj.
– Jednak pozwól, że zaczekamy z decyzją, co dokładnie z nią zrobić do czasu, gdy Czarny Pan dowie się o jej obecności tutaj.

Dobrze wiesz o co dokładnie pytam.
– Dobrze wiesz, o co dokładnie pytam.

Cóż, panno Granger (...) Pani los jest w rękach Czarnego Pana.
– Jaki kulturalny, no no. To w końcu panna czy pani?

Jak mówi tradycja milczenie oznacza zgodę (...).
– Jak mówi tradycja, milczenie oznacza zgodę. I jaka tradycja tak właściwie?

Zupełnie, jak na eliksirach (...).
– Bez przecinka.

Snape zauważył jej nienawistne spojrzenie i prychną tylko.
– Prychnął.

Mgnienie później, jedynym śladem niedawnej obecności Snape’a były odbijające się echem (...).
– Chwilę później jedynym śladem niedawnej obecności Snape’a były odbijające się echem... Mgnienie oka, nie samo mgnienie. Ale ta konstrukcja wygląda tutaj bardzo sztucznie.

Hermiona stała, jak urzeczona (...).
– Bez przecinka.

(...) próbując ignorować co raz silniejszy ból nadgarstka (...).
– Coraz.

To wszystko bardzo przypominała jej oswajanie konia.
– Przypominało.

(...) wielkie poczucie winy, że Hermionie, nie wiedzieć czemu zrobiło się głupio. Nie lubiła, gdy ludzie czuli się z jej powodu w taki sposób. Mężczyzna puścił jej rękę, a ona, czując nagle (...).
– Poczucie, czuli się, czując. „Nie wiedzieć czemu” wymaga dwóch przecinków, to wtrącenie.

(...) która sekundowała grangerównie za plecami wilkołaka.
– Ta mała litera mnie straszy. W sumie samo to określenie mnie straszy.

I być silnymi.
– Przeczytaj to. Jak Ci to brzmi?

(...) Sami – Wiecie – Kto rozerwą to, czym Hogwart (...).
– Po co te spacje?

Zniszczą wszystko, co stworzył stary dyrektor. A na jego miejsce przysłali cholernego Snape’a.
– Mieszasz czasy.

Teraz Wszyscy byli odkryci (...).
– Dziwne sformułowanie. I niepotrzebna wielka litera.

(...) których rodziny nie sprzyjały Temu – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać.
– „Nie sprzyjały”? Może lepiej „nie popierały” go?

(...) ale był od niej dużo starszy i zawsze albo był jej nauczycielem (...).
– Był, był.

(...) że jeśli ma przetrwać dzisiejsza ucztę (...).
– Dzisiejszą.

(...) gdy tylko przestąpiła prób jego pokoju.
– Próg.

(...) sama nie wiedziała skąd wzięła się ta kąśliwa uwaga.
– Przecinek przed skąd.

(...) wściekły, przerażony, czy zakłopotany.
– Po co tutaj przecinek przed czy


Rozdział drugi
Stoły były nakryte, ale uczniów jeszcze nie było.
– Jedno krótkie zdanie... i już paskudne powtórzenie.

Stoły były nakryte, ale uczniów jeszcze nie było. Do komnaty powoli napływali członkowie grona pedagogicznego i zajmowali swoje miejsca przy stole. Osoby siedzące u brzegu stołu (...).
– Znowu... Tym razem potrójne.

(...) do tych czas zazdroszczące innym przywileju (...).
– DOTYCHCZAS, na miłość Boską...

(...) do środka wpadli ze żwawą starzy uczniowie (...).
– Dziwny potworek. Napisałabym po prostu „żwawo wpadli”.

(...) na której twarzy gościł już zwykły wyraz surowości, choć Hermiona dostrzegała oznaki zmęczenia i smutku czające się w oczach nauczycielki.
– A w czyich, jeśli nie nauczycielki? To o niej mowa w tym zdaniu, nie ma potrzeby się powtarzać.

Nie była Snape’m.
– Snape'em.

Z Albusem co raz gorzej Harry (...).
– Coraz.

Z resztą była im bardziej przydatna (...).
– ZRESZTĄ.

(...) przeszedł ją dreszcz, na poły strachu, na poły podniecenie,
– Ujednolić odmianę.

Puścił jej rękę i przesunął swoją dłoń w stronę twarzy kobiety (...).
– Serio? A już myślałam, że mężczyzny.

(...) pomiędzy nim, a gładką skórą dziewczyny.
– Bez przecinka.

(...) że dużo dzisiaj myślałem, o twojej porannej propozycji (...).
– Tutaj to już w ogóle nie rozumiem, skąd pomysł na wstawienie przecinka.

Potem już nie było słów, które mogłaby zapamiętać. Żadnych słów w ludzkim języku.
Z zamyślenia wyrwały ją dopiero słowa Lupina.
– No ej, powtórzenia są fe.

Tyle, to i ja wiem (...)
– Bez przecinka.


Rozdział trzeci
Hermiona cieszyła się, że rozpoczęcie nowego roku szkolnego przypadło na czwartek.
– Wypadło w czwartek, jak sądzę.

(...) zdawały się mówić: to my, to my zdobyliśmy już ten świat!
– Cytujesz. Wielka litera i cudzysłów.

(...) aż po przerwie obiadowej podwójne Eliksiry Slitherinu i Gryfindoru.
– Daj spokój... Slytherinu...

(...) a teraz, kiedy ich dawny Mistrz i bóstwo zniszczyło stary porządek rzeczy i zasiadło na tronie Hogwartu…
– Mistrz zniszczył. Mistrz zasiadł.

Dlatego nawet nowoprzybyli, nie pamiętający rządów Snape’a (...).
– Niepamiętający. Nowo przybyli.

A Eliksiry, to nie Astrologia, czy Mugoloznawstwo.
– Po co tutaj jakiekolwiek przecinki?

(...) prawdziwą tragedię nie mającą nic wspólnego (...).
– Niemającą.

(...) że idzie jej wręcz potwornie w kwestiach zachowania bezpieczeństwa na zajęciach.
– W kwestii.

Tak, jak podejrzewała (...)
– Bez przecinka.

Gdyby umarł później też byłoby mi ciężko.
– Gdyby umarł później, też byłoby mi ciężko

(...) przyznała nauczycielka Transmutacji.
– A to jakaś nazwa własna? Może piszmy Matematyka, Chemia, Biologia, Język Polski... Będzie ciekawie.

Ci, spośród nauczycieli (...).
– Bez przecinka.

(..) podróżowali do niego siecią Fiu (...).
– Siecią Fiuu.

Z resztą, jak uniknąć ryzyka podczas wojny?
– Zresztą!

Zwłaszcza, kiedy prawa ręka (...).
– Bez przecinka.

No, proszę, Lupin, tylko bez takich…
– Nie wydaje Ci się, że coś za dużo tu tych przecinków?

Dom był wiekowy i nosił na sobie ślady zarówno wielu pokoleń użytkowania (...).
– Ślady wielu pokoleń użytkowania?

Zabolała ją ta uwaga mężczyzny, ale po prawdzie miał dużo racji.
– No a czyja? Był tam ktoś jeszcze? Ktoś jeszcze z nią rozmawiał?

(...) szybko zniknęli dla świata za niewidocznymi drzwiami.
– Szyk Ci wariuje.

(...) tłumy przelewających się przez główny hall ludzi obudziły portret (...).
– Takie nagłe zapożyczenie w narracji wygląda słabo.

(...) wyznaniem Lupina, czy raczej własną niepewnością.
– Bez przecinka.
Co się dzieje, Hermiono (...)
– To chyba pytanie, czyż nie?

(...) jedynie ledwo dosłyszalnym szmerem.
– Mówimy raczej „słyszalnym”.

(...) który na widok starego przyjaciela od razu wstał by wymienić z nim uściski.
– Przecinek przed „by”.

(...) ledwie kilka nic nie znaczących słów.
– Nic nieznaczących.

(...) pojawiły się co raz bardziej śmiałe propozycje.
– CORAZ!!!

(...) to był chyba, któryś z bliźniaków.
– Kompletnie bezsensowny przecinek.

(...) żeby się na nas znęcać (...).
– Nad nami pastwić, nad nami znęcać.

A co ty, o tym myślisz (...).
– Kolejny, bezsensowny, przecinek.

(...) nie dało się z nim żyć dopóki się nie zgodziłam.
– Przecinek przed „dopóki”.

(...) rozmawiającego z Alastorem i Kingsley’em.
– Kingsleyem. Analogicznie do „Malfoyem”.

To nie Minerwa przekazała te informację.
– Tę informację.

To nie istotne.
– Nieistotne.


Rozdział czwarty
Miniony piątek był dniem dla Hogwartu wyjątkowym.
– Wyjątkowym czym? Wyjątkowy, po prostu. Przymiotnik. Określenie rzeczownika.

Obrzucił wściekłym spojrzeniem ciemnych oczu całe to nic nie warte (...).
– Nic niewarte.

W prawdzie z prawego krańca stołu (...).
– Wprawdzie.

(...) zarówno na jego próby psychicznego nacisku, jak i legilimensję.
– Legilimencję, moja droga. Legilimencję.

(...) ostry ton Hermiony Granger odbił się echem od ścian lochów (...).
– Ostry ton Hermiony? Chyba głosu Hermiony.

Czy mógłby mi pan łaskawie wyjaśnić, co tu aktualnie robi?
– Co tu się robiWyrabia jak już. Przecież to nawet nie brzmi.

Koniec – końców na stole nauczycielki wylądowało dziewiętnaście fiolek (...).
– Koniec końców. Co to za dziwna półpauza?

Ich obecność dawała mu gwarancje posłuszeństwa nauczycieli (...).
– Gwarancję.

Snape postanowił przesądować umysły członków Zakonu.
– Że jak? Co autorka miała na myśli? Co to znaczy „przesądować”?


Rozdział piąty
(...) jeśli tak, nie dawał tego poznać.
– Nie dawał tego po sobie poznać.

Piątkowa noc była długa, lecz pełna światła.
– Nie rozumiem, czemu „lecz”. To się nie wyklucza przecież.

(...) dostrzegała sinawe szczytu gór (...).
– Szczyty.

Nie chce, żeby Snape użył tego przeciwko któremuś z nas.
– Nie chcę.

Rozdział szósty

(...) a teraz związała się z mężczyzną o wiele os siebie starszym.
– Od siebie.

którą przerwało po chwili nadejście Artura Weasley’a
– Weasleya.

(...) opowiedziała mu o swoim spotkaniu z młodym Malfoy’em.
– Malfoyem. To „y” na końcu brzmi jak „j”, prawda?

Pamiętasz, jak mówiłam ci, że poprosiłam Szalonookiego i Kingsley’a (...).
– Analogiczna sytuacja z Kingsleyem.


Rozdział siódmy
(...) by używając znalezionych zna ubraniach bliźniaków włosów (...).
– Na.

Nowemu dyrektorowi nie zajęło wiele czasu by zyskać posłuch (...).
– Przecinek przed „by”.

(...) bez interwencji pryncypała i jego gończych piesków.
– Psy gończe, a nie gończe psy. Trochę razi to w oczy.

Mimo to, podczas posiłków przy stole nauczycielskim (...).
– Bez przecinka.

(...) że Snape uśmiecha się czasem pod nosem, jednym z tych swoich złośliwych uśmieszków (...).
– Bez przecinka.

Hermiona widziała zbyt wiele trupów, zbyt wiele ludzkich nieszczęść by wiedzieć, że nawet magia nie cofnie tego, co już się wydarzyło
– Przecinek przed „by”.

(...) i z utrzymywanej w tajemnicy relacji, stała się tematem numer jeden (...).
– Bez przecinka.

Daj już spokój Remusie.
– Przecinek przed wołaczem.

Tyle razy popadała w gorsze tarapaty – i w szkole, kiedy rozwiązywali zagadkę Komnaty Tajemnic i w Ministarstwie (...).
– Przechodzisz na liczbę mnogą, ale nie wspominasz, co to za „oni”. W domyśle Harry i Ron, ale wypadałoby dodać. W Ministerstwie. Przecinek przed drugim „i” (powtarzasz spójnik).

Tylko, że świat nie poczeka, Remusie (...).
– Tylko że, chyba że, mimo że, mimo tego że...

(...) ze swoją różowo – czerwoną okładką (...).
– A te spacje to tu po co? Dywiz i bez odstępów.

Przekopała się przez całą zawartość szkolnej biblioteki włączając w to (...).
– Przecinek przed imiesłowem.

(...) ten tytuł budził w niej taka odrazę, że wzdragała się (...).
– Co robiła? Wzdrygała się albo wzbraniała, hm?

Harry przysłania cię całą swoją wspaniała osobowością.
– Wspaniałą osobowością.

(...) że sam nie zauważa w jaki sposób działa na ludzi
– Przecinek przed „w jaki sposób”.

Miał głębokie bruzdy wokół ust i zmarszczki wokół oczu, które układały się promieniście od częstego uśmiechu. Miał zmęczone (...).
– Wokół, wokół. Miał, miał.

(...) nie nosił się zbyt bogato, ani modnie.
– Bez przecinka.

(...) wlewały się przez frontowe drzwi budząc raz po raz sprzeciw dawnej pani domu (...).
– Przecinek przed imiesłowem.

(...) dopóki inie wrócimy z waszymi dziećmi.
– Literówka.

- Choć kochanie – Artur objął żonę w pasie i poprowadził w stronę krzeseł.
– Uhm... Chodź...

Nie był pijany. Nawet wstawiony.
– Połączyłabym to „ani”. Pytanie tylko, co jest stanem mocniejszego upojenia alkoholowego – upicie się czy wstawienie?

Lupin obiecywał jej, że zanim zdążą ją dorwać Śmierciożercy jej serce dawno przestanie bić w wyniku zawału.
– Lupin obiecywał jej, że zanim zdążą ją dorwać Śmierciożercy, jej serce dawno przestanie bić w wyniku zawału.

(...) Hermiona już chciała obdarzyć mężczyznę kąśliwa uwagą (...).
– Kąśliwą uwagą. Poza tym „obdarzyć” tutaj nie pasuje (KLIK).

Zanim to jednak zrobiła, brązowowłosa dostrzegła, że oczy Nimfadory, podobnie jak Molly Weasley otaczają czerwone obwódki.
– „Podobnie jak Molly Weasley” to wtrącenie. A wtrącenia oddzielamy przecinkami z obu stron.

Chyba, że z Ginny.
– Chyba że, mimo że... No. Rozumiesz.

Jeśli ktoś chce dołączyć do mnie i Remusa bardzo się ucieszymy.
– Jeśli ktoś chce dołączyć do mnie i Remusa, bardzo się ucieszymy.

(...) powiedziała dziewczyna zmieszana perspektywą podróży w towarzystwie Nimfadory.
– Przecinek przed imiesłowem.

Artur Weasley przedstawił sporządzoną przez Moodiego listę zaginionych.

– A gdy nie potrzeba to apostrof usuwasz...

Hermiona pokazała kilka wydań mugolskich gazet piszących o tajemniczych wydarzeniach w Londynie (...).
– To gazety umieją pisać? Wow. Magia. A mowa przecież o mugolskich pisemkach.

Bardzo jasno wyraziła się w kwestii konsekwencji, jakie spotkają dzieciaki, jeśli którekolwiek z nas zniknie.
– To Snape jest kobietą? Lepiej: „które” (KLIK).

(...) kórej w żaden sposób nie udało się przekonać by wróciła do domu.
– Przecinek przed „by”.

Hermiona czuła na sobie ciężkie spojrzenie oczu Nimfadory Tonks.
– Po co to „oczu"? Z jaką inną częścią ciała wiążą się spojrzenia?

(...) dźgnęła palcem okolicę jakiejś małej wioski na południu a na mapie pojawił się czerwony punkt.
– Przecinek przed „a”.

Poza Jamesem Syriuszem i Peterem…
– James Syriusz to jedna osoba?

(...) zmusiła go by spojrzał jej w oczy.
– Znowu ten sam błąd.


Rozdział ósmy
Czy jesteś na tyle tępa by nie zauważać oczywistych zmian?
– O, i znowu.

Tak, jak Rona?
– Bez przecinka.

Ja i Ron, to zamknięty rozdział.
– Tu też.

Czy coś to zmienia?
– Aż się prosi o zmianę szyku.

(...) by jeszcze jakiś czas temu biwakowała u trójka ich przyjaciół.
– Tu.

Chłód był przejmujący, wiał wilgotny wiatr. Z pewnością gdzieś niedaleko był brzeg morza.
– Był, był.

Dziewczyna szukała czegokolwiek, co mogliby przeoczyć aurorzy: czegoś, co tylko ona rozpoznałaby, jako znak od Harry'ego.
– „Czegoś, co tylko ona by rozpoznała” brzmi lepiej. Bez ostatniego przecinka.

To znaczy, co?
– Bez przecinka.

Tylko, że ja nic nie widzę, więc podejrzewam, że ty Kingsley…
– Tylko że ja nic nie widzę, więc podejrzewam, że ty, Kingsley…

Ulicę Śmiertelnego Nokturnu, jak zwykle wypełniała mroczna aura.
– Po co tu ten przecinek, no po co?

i zwykłych szumowin, Wszyscy mieli nadzieję schronić się tam przed surowym obliczem prawa.
– Albo nowe zdanie i wielka litera po kropce, albo to samo zdanie i przecinek oraz mała litera.

- Tonie byłoby zbyt mądre, Arturze (...).
– Skleiło Ci się.

Idę dopóki nikt nie zwraca na nas uwagi (...).
– Nie do końca rozumiem, co chciałaś przekazać.

Zupełnie, jak w Departamencie Tajemnic (...).
– Znów bez przecinka.

Za nią, uśmiechając się szeroko stała Bellatrix Lestrange.
– To wtrącenie. Zabrakło jednego przecinka.

Tym czasem Artur Weasley dopadł już wyłamanych drzwi.
– Tymczasem.


Rozdział dziewiąty
Po policzkach, jedna a drugą, ciekły jej łzy.
– Jedna za drugą.

Gdybyście nie sprzeczali się, jak dzieci pośrodku Nokturna (...).
– Bez przecinka.

(...) my tym czasem znajdziemy Granger…
– Tymczasem.

(...) żeby nie wygarnąć Blackowi, że zachowuje się, jak nastolatek.
– Bez drugiego przecinka.

(...) a wilkołak przyjął ja z wdzięcznością.
– Ją.

Było to, jak oszustwo (...)
– Bez przecinka.

Remus potrafił być i porywczy i namiętny i zabawny.
– A Ty jak nikt inny (wyolbrzymiam) potrafisz zapominać o przecinkach.

(...) ale, ja nie biorę w tym udziału (...).
– Albo wstawiać je w tak bezsensowne miejsca...

Hermiona była spleciona z pozostawionymi w lesie i na Nokturnie urokami i wie3rzyliśmy (...).
– Cyferka Ci się wkradła.

(...) a prawy policzek siniał mu co raz bardziej.
– Coraz.

Artur Weasley, który do tych czas siedział cicho w koncie pokoju (...).
– W KĄCIE! Dotychczas.

Stała za to, oparta o ścianę, w dłoni ściskała różdżkę, która nagle przestała być tak bezużyteczna. Wpatrywała się w ścianę (...).
– Bez pierwszego przecinka. O ścianę, w ścianę. „Tak” jest tutaj niepotrzebne.

Wiedzą, że znaleźliśmy własnościach pana.
– Coś tu nie gra.

(...) hermiona pokiwała głową.
– Hermiona.

Świerzych zaklęć – dopowiedział Shacklebolt.
– No błagam... ŚWIEŻYCH...

To po walce zapytała?
– Ee?


Rozdział dziesiąty
Tak, jak wtedy – na czwartym roku w Hogwarcie (...).
– Bez przecinka.

Tort rzeczywiście był biały, jak śnieg (...).
– Bez przecinka.

Wyglądało to niczym pamiątkowa kula, jaką można kupić w każdym sklepie z pamiątkami.
– Pamiątkowa kula do kupienia w sklepie z pamiątkami, no tak.

- Bez obaw – pocałowała go szybko w policzek i szybkim krokiem ruszył w stronę domu.
– Ruszyła.

Nie wolno jej też było nikomu przymierzać.
– Zmieniłabym szyk.

Nigdy nie myślała o małżeństwie, tak na poważnie.
– Bez przecinka.

(...)że jeśli z nim zostanie ten moment z pewnością w końcu nadejdzie.
– ...że jeśli z nim zostanie, ten moment z pewnością w końcu nadejdzie.

(...) na sama myśl o tym Hermiona czuła okropny niesmak (...).
– Na samą myśl.

Przy pasie błyszczał jeden, maleńki rubin.
– A tutaj nie potrzeba przecinka. Nie wymieniasz równocennych cech.

Ginewra znów musiał przywołać ja do porządku.
– Ją.

Zupełnie jakby to ona, a ni jej przyjaciółka, szła dziś do ołtarza.
– A nie jej przyjaciółka.

Co wyście tam robił?
– Robiły.

(...) jak bym miał do czynienia z Minerwą…
– Jakbym.

Remus tym czasem grzebał w trawie.
– Tymczasem.

(...) oczy dziewczyny robiły się co raz większe.
– Coraz.

(...) już miała cos na to odpowiedzieć (...).
– Coś.


Choć, czytając tekst, nie ma się ochoty wyłączyć bloga i nigdy ponownie go nie otwierać, to jednak Twoja poprawność pozostawia wiele do życzenia. Nie wypisywałam rzecz jasna wszystkich literówek i pomyłek, szczególnie jeżeli dotyczyły tej samej zasady, ale to, co wkleiłam, daje nam pewien obraz popełnianych przez Ciebie błędów.
Przede wszystkim należy nadmienić, że autor, zaczynając przygodę z pisaniem opowiadania, MUSI przyswoić sobie podstawowe zasady zapisu dialogów. MUSI. I nie ma od tego żadnych wyjątków, ponieważ dialogi to nieodłączny element prawie każdego opowiadania. Nie można pisać ich, jak nam się podoba – raz poprawnie, raz na pół gwizdka, a raz w ogóle bez ładu i składu. Owszem, bywają sytuacje sporne, kiedy nie do końca wiadomo, jak dany zapis potraktować, ale u Ciebie widać było nieznajomość podstawowych reguł. Polecam Ci do przeczytania tę notkę: KLIK. Zapoznaj się z nią i zabierz do samodzielnej korekty dialogów, a w przyszłości powinno być lepiej.
Niestety, nieznajomość podstaw ukazywała się nie tylko przy okazji rozmów pomiędzy bohaterami. Te braki to także interpunkcja. Fakt, w przypadku zdań wielokrotnie złożonych czy niektórych imiesłowów można mieć problemy, ale wystarczy, żebyś przeczytała notatkę w jakimkolwiek słowniku – czy to książkowym, czy internetowym – by wiedzieć, że przed wyrazami takimi jak „by” stawiamy przecinek niemal zawsze, a wyrażeń typu „takie jak” praktycznie nigdy nim nie oddzielamy. Poszperaj w Internecie. Poszukaj informacji. Przyswój je. Powoli wprowadzaj w życie. Interpunkcja nie jest czymś, czego można ot tak się nauczyć. Każdemu zdarzają się mniejsze i większe wpadki. Chodzi o to, by je ograniczyć do absolutnego minimum. Czasami wystarczy znajomość podstaw, a czasami przeczytanie jakiegoś zdania na głos – przecież w przypadku wypowiedzeń takich jak to: „Ulicę Śmiertelnego Nokturnu, jak zwykle wypełniała mroczna aura” nie zrobisz pauzy, czyż nie? To nienaturalne. Jeśli chodzi o imiesłowy, z którymi ewidentnie się nie lubicie (to znaczy lubicie się, bo ich nadużywasz, niestety nieumiejętnie), sprawa nie zawsze jest oczywista. Warto szukać w zdaniu czasownika albo zapamiętać, że tam, gdzie pojawia się imiesłów przysłówkowy współczesny (idąc, biegnąc, robiąc itp.), tam zawsze obecny jest także przecinek.
Okiełznaj też te swoje spacje. DOTYCHCZAS, CORAZ, ZRESZTĄ, TYMCZASEM. I nie ma innej opcji zapisu. Zachęcam też do zapoznania się z definicjami „kąta” i „konta”, bo to nie to samo. 
Odmiana nazwisk. Robisz to źle. Wymowa nazwiska Weasley sugeruje zapis Weaslej, czyż nie? To już powinno zasygnalizować, że apostrof niekoniecznie powinien się tam wkraść. Analogiczna sytuacja z Kingsleyem czy Malfoyem. Z kolei ze Snape'em (!) będzie inaczej. Polecam lekturę: KLIK. W razie pytań służę pomocą.
I pamiętaj – powtórzenia to ZUO. Musisz być na nie wyczulona. Niestety, miałaś też problemy z dywizami. Dywiz, czyli taki oto znaczek: „-” nie jest pauzą („—”) czy półpauzą („–”) i nie może być stosowany z nimi zamiennie. Dywizu używamy właściwie tylko do połączenia słów, np. „czarno-biały”. To pauzy i półpauzy królują w dialogach. Polecam zgłębić temat.
Błędy irytują. Ponadto odbierają utworowi profesjonalizmu, mogą też świadczyć o niedbalstwie autora, bo do wyeliminowania większości z nich wcale nie potrzeba żadnych specjalnych umiejętności czy wieloletniego doświadczenia. Wystarczy poczytać, poszukać, popytać, skorzystać z bety. Zachęcam.

14/25



4. Ramki

Właściwie w Twoim przypadku trudno mówić o jakichkolwiek ramkach – masz tylko wspomnianą wyżej nieszczęsną stronę główną, podzielone na kategorie linki i – oczywiście – treść właściwą. Zaraz pod nagłówkiem umieściłaś informację o tematyce opowiadania. Tyle. To Twój wybór – nie każdy autor musi publikować jakieś szczegółowe informacje o sobie albo o blogu. Najbardziej razi mnie jednak brak jakiejkolwiek formy archiwizacji postów. Nie masz szerokiej listy, spisu rozdziałów czy nawet prymitywnego archiwum – jedyny sposób na zapoznanie się z wcześniejszymi postami to scrollowanie (w nieskończoność) i klikanie na „Starsze wpisy”.
To nie tylko niepraktyczne, to również nieładnie wygląda. Masz na stronie głównej rząd postów i trzy pierwsze linijki tekstu. Nie prezentuje się to korzystnie. Może w przypadku bloga tematycznego czy pamiętnika, ale nie opowiadania. Proszę, pomyśl o jakimś archiwum, popracuj nad wizerunkiem strony.
EDIT: Nie rozumiem platformy Blog.pl. Stanowczo nie rozumiem. Kiedy czytam jakąś konkretną notkę, nagle cudownie po prawej pojawiają się posty i najnowsze komentarze. Te pierwsze powinny być jednak widoczne przez cały czas.

2,5/5


Zdobyłaś 50,5/89 punktów
Ocena: dostateczny minus (3-)

Teoretycznie z punktacji wychodzi dwója, ale skorzystałam z prawa do uznania wyjątku, bo moim zdaniem Twojemu blogowi bliżej mimo wszystko do trójki. To taki superdługi minus – bardzo dużo pracy przed Tobą, ale masz potencjał i stworzyłaś dobry koncept. Nie zmarnuj tego.


Dziękuję Skoiastel i Forfeit za betę!
Poza tym – kolejny blog w mojej kolejce to również Twoje dzieło. Ponieważ obie strony są przedawnione, poczekam cierpliwie, aż skomentujesz tę ocenę, zanim wezmę się za kolejną. Za dużo razy już autorzy zawieszonych blogów zignorowali moją pracę, bym chciała niepotrzebnie ryzykować. :)

Udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku!  

6 komentarzy:

  1. Tu Dubhean. Chociaż wewnętrznie miałam nadzieję na lepszą ocenę, akceptuję Twoje zdanie oraz w wielu kwestiach przyznaję rację (zwłaszcza jeśli chodzi o poprawność mój blog ma problemy, ale cóż to ewidentny brak czasu. Dziękuję za miłe słowa tam gdzie się pojawiły. Mnie też wydaje się, że zasługuję bardziej na 3 niż 2. Co do nagłówka i bałaganu na głównej, śmiem się nie zgodzić, ale chyba akurat szata graficzna jest kwestią bardzo indywidualną, więc nie ma o co się spierać. Tyle. Dziękuję bardzo za poświęcony czas i z niecierpliwością czekam na kolejną krytykę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Też uważam, że szata graficzna to rzecz bardzo subiektywna, stąd raczej niewielki procent z jej "oceny" przekłada się na notę końcową. Myślę, że nad poprawnością trzeba usiąść, poćwiczyć, przyswoić to i owo. Jeśli się z czymś konkretnym nie zgadzasz - pisz, chętnie podyskutuję. ;)
      Pozdrawiam również.

      Usuń