[19] ocena bloga: you-are-my-broken-dream.blogspot.com

Autorka: Marixa M.
Tematyka: fantasy
Oceniająca: Dafne


1. Pierwsze wrażenie i grafika

Trochę przydługi ten tytuł, pięć członów to już porządne adresisko. Na dodatek po angielsku, ale tłumaczenie jeszcze dłuższe, tak więc lepiej wybrać mniejsze zło. Jak już przy tłumaczeniu jesteśmy, to trochę pomarudzę na belkę. Po co powielać tytuł? Nie lepiej napisać cokolwiek reklamującego Twoje opowiadanie, wprowadzającego w tematykę? Wiesz, coś w stylu: „Porywający romans osadzony w czasach hitlerowskich”. Improwizuję, ale na pewno rozumiesz, co mam na myśli.
Za słodko tu. Bez wątpienia będę miała do czynienia z romansem. Na nagłówku zakochani się całują wśród miliarda niepasujących do siebie zdjęć i napisu w języku angielskim — standardowy, oklepany do bólu nagłówek, norma.
Menu sobie lata. I nie da się tego inaczej nazwać. Karty po prostu wiszą w powietrzu, nierówno rozstawione. I jeszcze spis treści jest nad stroną główną, jakieś to takie nienaturalne. Różowy miesza się z bordowym i fioletem. Jedynie czcionka wydaje się nie być różowopodobna — chociaż biała, całkiem wygodna w czytaniu.
Coś Ci się zepsuło w tym słodkim światku:
Widzę tutaj trochę przesady, nie widzę natomiast niczego, co by w jakikolwiek sposób wyróżniło Cię na tle innych blogerów. Romans romansem, ale wszystko ma swoje granice. Mimo to jestem ciekawa fabuły Twojego opowiadania. Pewnie głównie dlatego, że po prostu lubię od czasu do czasu przeczytać romansidło.

5,5/10


2.Treść

Osiem rozdziałów plus prolog, opowiadanie w trakcie tworzenia. Na spokojnie przeczytam i ocenię wszystko.
Prolog krótki, czyli w sumie bardzo standardowy. Mnie to odpowiada, nie jestem zwolenniczką długich prologów, które w zasadzie niczym się nie różnią od rozdziału pierwszego. 
„Zapadał już zmrok. Ciemne chmury zakryły całe niebo, a wszędzie panowały egipskie ciemności (...)" — Skoro ten zmrok dopiero zapadał, to nie mogły jeszcze panować egipskie ciemności, to nie środek nocy.
„(...) ukazując długą linię ciągnącą się prawie że od łokcia, niemal do środka jego dłoni." — Śmiesznie  wygląda to „prawie że" obok „waćpanów", cóż za różnorodność środków językowych.
Nie wiem, co myśleć o wstępie do opowiadania. Zaciekawiłaś mnie, ponieważ nie mam pojęcia, jak rozwijała się będzie fabuła. Spodziewałam się, od samego początku, romansu, a Ty tymczasem serwujesz mi zagadki, tajemnicze misje i inne motywy wyjęte żywcem z utworu sensacyjnego czy fantastycznego. Samo wprowadzenie wątku bardzo oklepane — przychodzi sobie ohydnie wyglądający starzec (w języku współczesnym: menel), wręcza bohaterce pakunek i zachowuje się, jak gdyby w ten sposób ofiarował jej władzę nad całym światem. Na dodatek bohaterowie próbują mówić, jakby byli z innej epoki. Próbują, bo staromodnie brzmi tylko ten „waćpan" i fakt, że wiadomość o pakunku nie przyszła do niej SMS-em. No i mało kto chodzi teraz w sukniach z satyny. Arystokratka? XIX wiek? No nic. Nie lubię historii, nie będę zgadywać.
Mimo to nuta zaciekawienia jest, tak więc nie mogę spisać notki na straty. Lecimy do jedynki.
„Jenny weszła do pokoju gościnnego i natychmiast padła na kanapę zmęczona." — A kot napił się mleka spragniony.
Masz okropną skłonność do tłumaczenia najprostszych rzeczy, jakby czytelnik był średnio rozumnym przedszkolakiem. Jaki ma to cel? Zwiększenie objętości tekstu? Spójrz tylko: „(...) mimo że mieszkały w dużych odległościach od siebie, przez co rzadziej się widywały." To dość logiczne. Dużo miejsca poświęcasz na opis rodziny, operujesz imionami, których nie znamy. Na razie trochę to abstrakcyjne. Jakby bohaterów do „ogarnięcia" było zbyt mało, nazywasz nawet ludzi, którzy mają kogoś gdzieś podwieźć. I co, i mam to zapamiętać? To jakaś ważna postać, pojawiająca się w późniejszych częściach, czy zupełnie nieważny człowieczek, którego rola ogranicza się do zostania woźnicą?
No tak, przynajmniej Jennifer zdaje sobie sprawę ze swojej głupoty. Sama nie wiem, gdyby ktoś nieznajomy dał mi jakiś przedmiot, roztaczając wokół niego aurę tajemniczości, śpieszno by mi było, by dowiedzieć się, co to jest. A ona sobie po prostu odpoczywa i rozmyśla o rodzince. Dostaje olśnienia dopiero wtedy, gdy ponownie zauważa mężczyznę. Nagle zapala jej się żaróweczka i orientuje się, że pakunek może być niebezpieczny. Sherlock! Wiemy już, że Jen jest błyskotliwa.
Jajo? Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie jajka. Nie mam nawet pomysłu, co mogłoby symbolizować i dlaczego miałoby być tak ważne. Po prostu sobie jest, błyszczy się, wydaje dziwne dźwięki i działa jak magnes.
„Na początku sterta kawałków wizji przewijały się w jej głowie niczym szybko przeglądana książka." — Już któryś raz z rzędu wykazujesz się fatalną odmianą rzeczownika.
Jajo zaczyna wyświetlać Jen dziwne, sentymentalne sceny z ludźmi, którzy deklamują podniosłe cytaty o miłości. Na końcu jajko, takie zbuntowane, odrzuciło dziewczynę od siebie i zakończyło pokaz. Co to niby miało być?
Potem przechodzimy do refleksji o wyglądzie Jennifer i związku tegoż wyglądu z potencjalnym „księciem z bajki" oraz przemyśleń jej babci na temat pisania książek fantastycznych. Rozumiem, że Tolkien zmarł z szaleństwa, uwięziony w świecie, który sam stworzył, tak? Brednie. Fantazja to fantazja, by fantazjować, nie trzeba mieć silnego charakteru. Jennifer jest za słaba, by pisać. Aha, no na pewno.
„Z trudem powstrzymała się, by mu nie napluć prosto w twarz." — Przed chwilą rozmyślała nad tym, co przystoi damom i w myśl tego postanowiła nie używać brzydkich słów. Teraz planuje kogoś opluć. Nie uderzyć, nie odtrącić, nie spoliczkować. Opluć.
„Jen uchyliła powieki i zadrżała, kiedy zobaczyła, iż pomieszczenie zapełnia się kolejnymi bandziorami." — Wyszukane słownictwo mieli w tym XIX czy XVIII wieku.
Tak więc bandziory przeszukują dom Jennifer (dziwnym trafem nikt na to nie reaguje) i próbują ją torturować.
Potem pojawia się wybawca. W tej chwili Jen wpada w trans i rozpływa się nad jego mistyczną wręcz urodą. Wypija coś, co dostała od nieznajomego, przypomina sobie coś o manierach i odpływa.
Nie wiem, co o tym myśleć. Wygląda jak napad wyjęty z filmu akcji osadzonego gdzieś w teraźniejszości, z elementami dramatu lub romansu (biorąc pod uwagę przystojnego wybawiciela). Oklepane. Może dwójka mnie zaskoczy.
Potargane włosy sterczały we wszystkie możliwe strony świata (...)" — Jak na razie wita mnie dramaturgią.
Zaczyna mnie powoli denerwować przywoływanie obrazu babci w każdym momencie. Rozumiem, że może być ona autorytetem, ale bez przesady. Podczas seksu też przypomni jej się babcia?
Nie rozumiem też, dlaczego nagle zamachnęła się nożem na tego samego młodzieńca, na którego widok chwilę wcześniej się rozpływała. Bądź co bądź, nie stanowił dla niej w tamtej chwili realnego zagrożenia. Trochę to dziwna reakcja jak na „damę", którą Jen wyraźnie usiłuje być.
„A zresztą czego się spodziewała po takim typku?" — Trochę Ci nie wychodzi naśladowanie obyczajów i słownictwa poprzednich stuleci. Typek. Okej.
„(...) Jenny poczuła się głupio i trochę niezręcznie, stojąc tak na środku korytarza jak idiotka." — Na typku się, widzę, nie skończyło. Idiotki też wtedy mieli.
„– Dowiem się, co waść robi w moim domu?" — Aż mi się śmiać chce, gdy po tych typkach i idiotkach widzę to całe „waść".
Podoba mi się za to zakończenie — obrazowy i dopracowany opis. Lecimy do trójki.
„Odwróciła głowę na bok, oglądając nieznane jej urządzenie, którego rurki odprowadzały z torebeczki na samej górze czerwoną ciecz do organizmu Jenny." — Przecież cały czas piszesz o Jennifer, przez to „do organizmu Jenny" cały akapit sprawia wrażenie, jakby był o kimś innym. Trzeba umiejętnie operować zaimkami.
„Pomyślała o babci, która niedługo ma wrócić od krewnych." — Leży w „szpitalu", dowiaduje się, że straciła dużo krwi i straciła przytomność na długi czas. O czym myśli? No o babci, przecież to logiczne. Babka to w jej rodzinie jakiś absolut? Powoli zaczyna mnie to porządnie śmieszyć.
„Panna Strudwick zmierzyła ją wzrokiem. Z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Należała do tych osób, których nigdy nie można przejrzeć na wylot i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać." — Opowiadanie, chociaż w trzeciej osobie, pisane jest z perspektywy Jen. Ta Strudwick dopiero się pojawiła, a wyłożenie na tacy cech jej charakteru wygląda trochę sztucznie, bo wygląda jak dalszy ciąg przemyśleń Jenny, która wcale jej nie zna. Oczywiście przy takiej narracji nie jest to błędem, ale wypadałoby lepiej to wkomponować.
„(...) czy nierealistyczną rzeczywistością." — Cóż za zaskakujący oksymoron...
Teraz jedzie do jakiegoś dziwnego domu o dziwnej i zarazem oficjalnej nazwie. Nie zastanawia się zbyt długo, rzecz jasna, nad sensem tej przejażdżki, bo jej myśli przyćmiewa postać babki. Mhm.
„Gdy powóz szarpnął mocno i się zatrzymał, z ulgą przyjęła informację Daniela. Są na miejscu." — Informację, że są na miejscu, tak? Okej, ale w tej formie jest to pomieszanie czasów.
Czwórka na tapetę.
„Czubek wieży (była tylko jedna) przysłaniał delikatnie księżyc, dając artystyczny efekt tajemniczości i Jenny od razu pomyślała o bajkach, które opowiadała jej babcia." — Na stole leżał wazon. Babcia też miała wazon. Światło wlewało się przez okno w pokoju. Babcia też miała okna. Daniel miał dwie nogi i dwie ręce. Wiecie co? BABCIA TEŻ MIAŁA DWIE NOGI I DWIE RĘCE! 
„– A co, mała, już coś zaplanowałaś?" — Oni zdecydowanie nie mówią, jakby byli z innej epoki. Silisz się na to, ale trochę Ci nie wychodzi, zwłaszcza w dialogach.
Kuźwa, ja rozumiem wszystko, naprawdę... Ale ten rozdział nie jest wcale jakoś specjalnie długi, a o tej babce wspominasz chyba czwarty raz, mimo że jestem dopiero kawałek za połową... Trzeba. Znać. Umiar.
„W żaden sposób jej podniesiony ton głosu nie zrobił na niego wrażenia." — Na nim, razi mnie za mocno, bym to ominęła.
Dama wreszcie wybucha złością i krzyczy na Daniela, bo nie wie, co się wokół niej dzieje. Pal licho, że wplątuje w to, tradycyjnie, swoją babkę.
„Mówiłam, żebyś się nie przejmowała tym idiotą." — Słownictwo poszerzyło się o idiotkę w formie męskiej.
Czwarty rozdział to dobry moment, by wprowadzić nowego bohatera, a raczej bohaterkę. Jen przyda się towarzystwo dziewczyny. Tymczasem przechodzę do piątki.
Okej, Suzanne wygląda sympatycznie. Może będzie przyjacielska, a może fałszywa — się okaże.
„Owszem, może nie dało to zbyt wiele, zważając na to, iż napastniczka zdążyła dokonać swoją powinność i wbiła sztylet w jej skórkę (...)" — To Jennifer jest pomarańczą?
„Sue wykrzywiła twarz w słodkim uśmiechu." — Grymas wykrzywia twarz, tu się zgodzę, ale żeby taki niewinny, słodki uśmiech? To już raczej nie wykrzywianie.
„(...) subtelne ruchy zestawione z wyglądem prawdziwego twardziela (...)" — Ale mnie denerwuje to słownictwo...
Jen też zaczyna mnie denerwować. Wciąż narzeka, jaka to jest zagubiona i biedna, a kiedy ma okazję porozmawiać o wszystkim z kimś, kto wydaje się godzien zaufania, zasznurowuje usta i nie raczy powiedzieć jednego bodaj słowa. Z takim podejściem równie dobrze może się tym „bandziorom" wystawić na tacy.
Szóstka na celowniku.
„Nie miała zielonego pojęcia, o czym Katherine z nią rozprawiała." — Tak rozprawiała, że na razie jako jedyna cokolwiek powiedziała.
„Dlaczego sądzi, że oni jej nie ouszukują, że takie jest jej przeznaczenie?" — Literówka.
Jen dowiaduje się, że nie jest człowiekiem. A przynajmniej nie całkiem, bo należy do jakiejś nieznanej, abstrakcyjnej — jak na razie — rasy. Jestem skołowana w podobnym stopniu, co bohaterka. Prędzej bym się spodziewała, że całą tą organizacją kierują ninja, niż że w opowiadaniu pojawi się tego typu wątek fantastyczny. Niemniej jednak, z pewnością jest to interesujące i jeśli dobrze tym pokierujesz, może zamienić się w ciekawy element dobrze zbudowanego świata przedstawionego. Czekam na nowe informacje.
Okej, chyba trochę poczekam, Jen woli rozmyślać o swojej ulubionej porze roku. Takie wstawki są jak najbardziej w porządku, ale nie w momencie, w którym bohater dowiaduje się, że jest kimś innym, niż całe życie sądził.
Na szczęście Jennifer otrząsnęła się z szoku i wreszcie postanowiła zmądrzeć, ujawniając tajemnicę jaja. Szczerze, nie spodziewałam się po Danielu takiej reakcji. Obstawiałam raczej, że wszyscy wstrzymają oddech i wpadną w panikę albo spłynie na nich olśnienie, a oni wydają się bardzo... niedoinformowani.
To dość dziwne, że podali jej lek, który dla ludzi działa w sposób śmiercionośny, kiedy jeszcze nie wiedzieli na sto procent, że nie jest ona człowiekiem. A przynajmniej nie mieli potwierdzenia w postaci jakichkolwiek badań. Ryzykanci, no no.
Bez żadnych ekscesów na pożegnanie szóstki, przechodzimy gładko do siódemki.
„(...) żaden kłosek nie wymykał się ze starannej fryzury." — Kłosek? Kłos to fryzura sama w sobie, z fryzury może wymykać się kosmyk.
Dużo uwagi poświęcasz opisom wyglądu bohaterów. Skupiasz się na detalach, dzięki czemu z łatwością można sobie daną postać wyobrazić.
Zastanawia mnie, czemu w „świecie krótkożywotnych" (nawiasem mówiąc, śmieszne określenie) sukienka z gorsetem to niestosowny ubiór. Czy Jen nie próbowała kreować się na damę? No nic. Daniel chce, żeby chodziła w spodniach. Skoro wtedy mieli już legginsy... To który to wiek? Ten „ich świat" sprawia wrażenie podobnego do naszego, natomiast świat realny jest, rzekomo, oddalony o kilka stuleci wstecz. Tylko dlaczego przez wycieczkę do owego świata rzeczywistego bohaterka ma ubierać legginsy? Nadal nie wiem.
„Nie przy panu Greymanowi." — Fleksja na poziomie metodyka.
Bawi mnie reakcja Jen na dotyk Daniela, ale jest w tym wszystkim tak ludzka i naturalna, że niemal piękna.
Idziemy do ósemki, na której — w tej chwili — opowiadanie się zamyka.
„Pokręciła głową, nagle świadoma tego, do czego ją chłopak zmusza." — Brzmi, jakby chciał ją zmusić do perwersyjnego seksu, podczas gdy w rzeczywistości chce tylko, by przeszła przez niematerialne drzwi. Bez przesady, nie ma w tym tyle dramaturgii.
„Przecież to nie ma żadnych cech fizycznych (...)" — Czytam o tym już chyba trzeci raz.
Zanim ktoś rzucił ją w nieznaną przestrzeń (...) — Nie ktoś, tylko Daniel, nie twórzmy sztucznej dramaturgii, no.
„W końcu każde z nich dzieli jakaś granica, nie mogą się ze sobą stykać niczym płoty sąsiadów." — Cóż za barwne porównanie!
„Nigdy nie miała kontaktu z tak obcymi ładunkami elektrycznymi." — A z jakimiś innymi miała do czynienia? Mieli już wtedy elektryczność?
„I pytanie do Was – czy wolicie krótsze rozdziały, a publikowane częściej, czy takie jak teraz, czyli dłuższe, ale publikowane tak co 2-3 tygodnie?" — To są według Ciebie długie rozdziały? Ten ma 1200 wyrazów i zajmuje nieco ponad dwie strony w Wordzie. To nie jest długi rozdział. Sama nie lubię tasiemców, ale nie nazywajmy czegoś w niepoprawny sposób.

Dobrze, całość opublikowanych treści za mną. Pierwsze, o czym chcę napisać, to jeden z istotnych elementów świata przedstawionego, a mianowicie czas akcji.
Nie kupuję tego.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego na siłę chciałaś osadzić wydarzenia w realiach sprzed kilku wieków, skoro nie jesteś w tym wszystkim w ogóle konsekwentna. Ubranie bohaterki w satynową suknię, rozprawianie o tym, co przystoi damie, a  nawet wtrącanie jakichś waćpanów i panienek nie sprawią, że Twoje opowiadanie nabierze historycznego klimatu. Nie. Zaraz obok waćpanów pojawiają się typki, bandziory i idiotki, bohaterowie przez dziewięćdziesiąt procent czasu mówią językiem współczesnym, a suknie rywalizują z legginsami — bo tak, takie słowo jest w użyciu. W ogóle wszystko jest w użyciu, nawet elektryczność czy czujniki na dotyk. Tyle że te ostatnie w równoległej rzeczywistości świata o skomplikowanej nazwie. Trzeba było od razu stworzyć opowieść o podróży w czasie. To wygląda trochę tak, jakbyś gdzieś w połowie pisania stwierdziła, że jednak nie bawi Cię klimat poprzednich wieków i wolałabyś wrócić do codzienności. Jak się decyduje na osadzenie akcji w przeszłości, trzeba kurczowo się tego trzymać. W stu procentach, a nie dwudziestu.
Dziwi mnie, że od początku wszystko wskazuje na romans, a teraz tego romansu tyle, co kot napłakał. A mamy już przecież osiem rozdziałów. Akcja, jak widzę, rozgrywa się powoli. Niby Jen reaguje na Daniela, niby coś między nimi iskrzy, ale w praktyce tytuł czy szablon wydają się na razie zbytnio do opowiadania nie pasować. Więcej miejsca zajmuje dalsze powolne kreowanie Twojej rzeczywistości.
A jest co kreować. Spodziewałam się akcji detektywistycznej albo czegoś w stylu „Uratuję. Zaraz. Cały. Świat". Tymczasem dowiadujemy się o istnieniu więcej niż jednego wymiaru, czytamy o nowych — nieludzkich — rasach i innych dość abstrakcyjnych pojęciach. Jak mówiłam, sam pomysł jest bardzo ciekawy i może zamienić się w coś naprawdę dobrego, musisz tym jednak umiejętnie pokierować. Umieścić w tym wszystkim wątek jaja, wątek pochodzenia Jenny, wątek „świata krótkożywotnych", wątek miłosny, wątek babki... A to nie jest wcale takie proste.
Skoro już jesteśmy przy wątku babci... Na Boga, czy naprawdę musisz tym katować czytelnika czasem nawet kilka razy na jeden krótki rozdział? Rozumiem, że kobieta jest ważną osobą w życiu Jen, ale wszystko ma swoje granice i chyba przekroczyłaś je w momencie, kiedy bohaterka, zamiast reagować w sposób naturalny i mieć sto myśli na sekundę na temat tego, co właśnie przeżyła lub usłyszała, woli analizować słowa czy zachowanie swojej babki. Realności, błagam!
Podobnie jest z różnego rodzaju wstawkami. Nagle przechodzisz do retrospekcji czy zaczynasz się skupiać na widoku za oknem, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Owszem, opisy są bardzo ważne i ich obfitość niejednokrotnie podnosi poziom opowiadania, ale muszą być wyważone. Jeden dobry opis na cały rozdział to niesatysfakcjonująca ilość, zwłaszcza w momencie, w którym rzeczy ważniejsze są kreowane z mniejszą dokładnością niż te zupełnie błahe.
A potrafisz popisać się kreatywnością na tym polu. Udowodniłaś to chociażby dobrą końcówką rozdziału, będącą swoistym opisem emocji — a takie opisy są ważne w kreowaniu bohaterów. Oby jak najwięcej tak pozytywnych zrywów. Trzeba umieć zaciekawić czytelnika, a w tamtym momencie czułam się autentycznie zainteresowana.
Jeśli chodzi o bohaterów... Opisujesz ich cechy zewnętrzne z niezwykłą dokładnością (chociaż potrafisz bardziej skupić się na twarzy pokojówki niż jednej z głównych bohaterek), o charakterze możemy się co nieco dowiedzieć z tekstu. I tak wiem już, że Jen potrafi być niezwykle irytująca, a Daniel zgrywa niedostępnego dupka, wiem też, że Suzanne to dobry materiał na przyjaciółkę. Wiadomości jednak nigdy zbyt mało, czasem lepiej poświęcić więcej czasu opisowi zachowania czy reakcji bohatera, zamiast opowiadać o tym, jakie bajki czytał w dzieciństwie.
Co do stylu pisania... Narracja trzecioosobowa nie zwalnia Cię z zachowania konsekwentności i naturalności. Jako że całość opowiadasz z perspektywy Jen, narracja przybiera postać mowy pozornie zależnej. A wtedy owszem, można nadal lawirować pomiędzy bohaterami, ale nie można przechodzić z opisu wydarzenia widzianego oczami głównego bohatera, a zaraz potem wiedzieć wszystkiego o innym bohaterze, którego nasz główny bohater chwilę temu poznał. Nie, to nie jest dobre zagranie.
Twojego słownictwa nie można nazwać ubogim, ale naśladowanie mowy wieków przeszłych nie należy do Twoich mocnych stron i nadal nie rozumiem, dlaczego się na to zdecydowałaś. Zbyt wiele w dialogach kolokwializmów, a w narracji współczesności, bym kupiła całą tę patetyczną otoczkę.
Słowem — jest jeszcze sporo rzeczy, nad którymi musisz koniecznie popracować, by opowiadanie stanowiło spójną, jakościowo dobrą całość, ale dysponujesz ogromnym potencjałem i bogactwem pomysłów. Pamiętaj tylko, by nie dotyczyło Cię roztargnienie, brak dbałości o szczegóły, skakanie z kwiatka na kwiatek albo słomiany zapał, bo tego typu tendencje znacznie obniżają atrakcyjność pisanego przez Ciebie opowiadania, a tym samym Twoją ocenę końcową.

27/50


4. Poprawność

Prolog

(...) egipskie ciemności, które przebijały tylko w niektórych miejscach słabe światła latarni. 
— „przez które przebijało się".

Jenny skręciła w wąską uliczkę Roolmendy, którędy zawsze wracała do swojego domu na skróty.
— Którą, nie komplikujmy sobie życia. Chodzi o jedną konkretną ścieżkę, tyle wystarczy.

Dzięki temu czuła się pewniej i bezpieczniej. Nagle poczuła czyjąś obecność.  
— Czuła się, poczuła — powtórzenie.

Staruszek zatrzymał ją, łapiąc dziewczynę za ramię.
— Ją, czyli dziewczyną, to oczywiste. Nie musisz się powtarzać. Z reguły zaimek występuje po rzeczowniku jako jego zamiennik, nie odwrotnie.


Rozdział drugi

(...) wszystko wyglądało jak obraz za mokrą szybą od deszczu.
— Ten szyk... Jak obraz za mokrą od deszczu szybą.

Świat przez chwilę wirował przed jej oczami (...)
— No a przed czyimi... Świat przez chwilę wirował jej przed oczami.

(...) gdyby jakiś ptak usadowił się na jej głowie, biorąc jej czuprynę za gniazdo.
—  Jej, jej — powtórzenie.

(...) co często wywoływało u innych dam spojrzenia pełnych zazdrości (...)"
— Spojrzenia pełne zazdrości.

Wstrzymała oddech, bo wyglądała okropnie, delikatnie mówiąc. 
— Lub pisząc. Lub cokolwiek. Odpuściłabym to sobie.

Wtem jej umysł odtworzył wszystkie obrazy z wydarzeń z poprzedniego dnia, zresztą sama nie potrafiła określić, ile czasu minęło, nim odzyskała przytomność. 
— Wtem jej umysł odtworzył obrazy wydarzeń (z) poprzedniego dnia. Co ma drugie do pierwszego?

Tym razem otoczyła pomieszczenie podejrzliwym wzrokiem. 
— Spojrzeniem, jeśli już.

Odruchowo przyłożyła palce do policzka. Przyłapała się na tym odruchu (...)
— Odruchowo, odruchu.

Nie zdziwiłaby się, gdyby Bóg nie zechciałby dopomóc jej (...)
— Gdyby Bóg nie zechciał. Nie powtarzaj trybu przypuszczającego.

(...) mierząc w niego, niezbyt dobrze (...)
— Niezbyt dobrze mierząc? Może niezbyt dokładnie, sama nie wiem.

Z trudem znosiła jego przenikliwe spojrzenie. Nie mogła nic odczytać z jego twarzy (...)
— Jego, jego — powtórzenie.

Nie miała pojęcia na co (...)
— Przecinek przed na co.

Nie chciała wykazać się jako słaba dziewczyna.
— Wykazać to się można czymś pozytywnym.

Mówił tak, by tylko zbić ją z tropu i rzeczywiście odwieść ją od tego, co zamierzała.
— Po co powtarzasz to ?

(...) ciepło bijące z jego ciała. Nie słyszała jednak rytmu jego (...)
— Albo jego...

 Czy potrafiła odebrać młodzieńcowi rodzinę, a jego rodzinie? 
— Wiem, o co Ci chodzi, ale to brzmi nieco łopatologicznie.
(...) lecz nie potrafiła jej pchnąć głębiej.
— Lepiej: pchnąć jej głębiej.

 Ciepłym oddechem poruszał jej kosmykami włosów.
— Kosmykami jej włosów.

Przede wszystkim był za młody. Poza tym jego ubiór nie był (...)"
— Był, nie był — powtórzenie.


Rozdział piąty

Duże, piwne oczy tak bardzo przywodziły jej na myśl (...)
— Jej, to znaczy komu? Poprzednie zdania podpowiadają, że owej dziewczynie, ale z narracji wynika, że chodzi o Jen.

(...) Jen podziwiała jej niezwykle smukłą, mimo to atrakcyjną sylwetkę.
— A mimo to. Chociaż trochę nie rozumiem, dlaczego to takie dziwne, że smukła sylwetka jest jednocześnie atrakcyjna.

Długie, za ramiona włosy (...)
— „Za ramiona" to jakiś epitet? Długie, sięgające za ramiona włosy.

(...) na jej plecach za każdym krokiem.
— Wraz z każdym krokiem.

Suzanne miała na sobie spodnie z nieznanego jej materiału (...)
— Jej, czyli Suzanne? Znów to samo, co w pierwszym przykładzie.

Zaskoczona pytaniem Jennifer z trudem przełknęła ostatni kęs, który nie zdążyła jeszcze przeżuć.
— KTÓREGO nie zdążyła jeszcze przeżuć.

Poza tym jako jedyna w tym dziwnym miejscu wydawała się jej godna zaufania, a jej (...)
— Jej, jej... W następnym zdaniu też... Nawet dwa razy... O, i w następnym...

Nagle jakby obudzona zaoferowała Jennifer pomoc (...)
— Nagle, jakby obudzona, zaoferowała...

Przystanęła na to, nie za bardzo (...)
— Przystała!

Bez słowa starała się podążyć za Suzanne, która ciągnęła ją w stronę wyjścia z jadalni.
— Starała się? To co, tamta pobiegła sprintem?

(...) w prawym końcu pokoju.
— Jakoś to nieporadnie brzmi. Może w kącie? Poza tym prawy koniec? W sensie prawilny czy jak?

Mężczyzna przelotnie rzucił na nie okiem i znów skupił się na przeszukiwaniu okładek.
— Rzucenie okiem już zawiera w sobie przelotność, więc przelotne rzucanie okiem podpada pod pleonazm, więc albo przelotnie spojrzał, albo rzucił okiem. + To te okładki luzem sobie leżały czy jak?

Wyprostował się, pocierając dłonie bezmyślnie i ani na chwilę nie odrywając od dziewczyny spojrzenia ciemnych soczewek.
— Za kolor w oku odpowiada tęczówka. Kolorowych soczewek wtedy nie mieli, a nawet jeśli, nie mogłaby z tej odległości tego stwierdzić.

(...) zaczęła dopytywać się Suzanne.
— Wystarczy samo dopytywać.

Dotąd stała w milczeniu, obserwując całe zajście oraz próbując je zrozumieć.
— To „oraz" zamiast „i" wygląda mi tu sztucznie.

(...) jego ruchy były ostrożne i delikatne, co zupełnie kontrastowało z jego muskułami (...)
— Jego, jego.

Nie nie chciała.
— Nie, nie chciała.

Miała już dość tego, zaczęło to ją męczyć.
— W dziwnych miejscach wstawiasz te zaimki.

Ci ludzie tutaj to wariacji (...)
— Wariaci, jeśli już.

Póki nie przypomnisz czegoś sobie (...)
— Sobie czegoś.

Z wdzięcznością przystanęła na ten pomysł.
— PRZYSTAŁA.

(...) bo tylko to wydawało się najbardziej odpowiednie w tych okolicznościach.
— Tylko to wydało się odpowiednie albo to wydało się najbardziej odpowiednie.

Wciąż kazano jej, co ma robić (...)
— Mówiono jej, co ma robić.

Zresztą, czy są jacyś Wy na tym blogu?
— Czy są „Wy", jak już; nieporadnie to brzmi. Generalnie nie sprawdzam tych dopisków, ale to się mocno rzuca w oczy.


Rozdział ósmy

(...) nie mogąc zdobyć się na odwagę jej przerwania.
— Nie jest tu mowa o odwadze jakiegoś tam przerwania, tylko o odwadze Jen. Nie mogąc zdobyć się na odwagę, by ją przerwać.

Dla Jennifer jednak nie było to, mimo wszystko proste.
— Jak już wtrącenie (mimo wszystko), to z przecinkiem z obu stron.

Usłyszała głośne, pełne zniecierpliwienia, westchnięcie młodzieńca.
— Po co ten drugi przecinek? Lepiej: westchnienie.

Podobnie jest w matematyce – wprowadzono podziały na geometrię (...)
— Podział jest jeden, to elementów powstałych na skutek podziału jest więcej.

(...) mrowienie prądu elektrycznego na jej ciele.
— Swoim ciele, cały czas piszesz z perspektywy Jen.

Wsparł się na rękach, mamrotając jakieś słowa przeprosin (...)
— Mamrocząc.

(...) ale nawet mała namiastka bliskości działała na nią jak kubeł zimnej wody.
— Kubeł zimnej wody działa raczej orzeźwiająco, a ona czuła przecież zawstydzenie i poczucie winy, nie wspominając o przyspieszonym biciu serca. A powtarzam przecież Twoje słowa.

(...) kiedy ją dotykał niespodziewanie.
— Kiedy niespodziewanie jej dotykał. Tak brzmi trochę lepiej.

(...) obwiązał kawałkiem materiału jego koszulki głowę Jennifer.
— Obwiązał głowę Jennifer kawałkiem swojej koszulki.


Masz problem przede wszystkim z przecinkami, szykiem zdania i szeroko rozumianą stylistyką. Zdarzają Ci się zupełnie niepotrzebne powtórzenia, nieumiejętnie używasz zaimków i w konsekwencji ich nadużywasz, tworzysz niezbyt inteligentnie brzmiące zdania, zapominasz o przecinkach, wprowadzasz do słownika nowe słowa (mamrotając) albo źle używasz tych istniejących (przystanąć to nie to samo co przystać).
Niektóre z tych błędów może być Ci trudno wyłapać, ale da się z tym przecież walczyć. Nie piszesz bardzo długich rozdziałów, więc ich kilkukrotne sprawdzenie przed publikacją nie powinno być problemem. Kiedy jakaś konstrukcja wydaje Ci się brzmieć źle, przeczytaj całe zdanie na głos, wtedy łatwiej wyłapiesz to, co Ci w tym wszystkim nie gra. Bądź czujna w wyłapywaniu powtórzeń i nie gub sensu zdania, pamiętaj też, o kim i z czyjej perspektywy piszesz, by nie mieszać zaimków. Zwracaj też uwagę na to, co Blogger Ci podkreśla — to nieszczęsne mamrotając jest przecież nad ładną czerwoną falką. Powodzenia, praktyka i rzetelność czynią mistrza.
Błędów nie było bardzo dużo, podobnie jednak jak tekstu. Jeszcze trochę przed Tobą.

14/25



4. Ramki

Po lewej blog, po prawej komponenty. Pierwsze pytanie — po co Ci archiwum, skoro masz o wiele wygodniejszy w użyciu spis treści? Chociaż w sumie skończyłaś go aktualizować na piątym rozdziale, a masz ich przecież osiem. Pytanie numer dwa — dlaczego na dole kolumny widnieje button reklamujący urodziny bloga, które odbyły się ponad dwa miesiące temu? Najważniejsze uwagi odnośnie strony głównej mamy za sobą, zabieram się za menu.
— Liebster Award — w zakładce to przeboleję.
— Rasy — wkrótce pojawią się opisy, aha. Od jak dawna trwa to wkrótce? Jeśli czegoś jeszcze nie mamy przygotowanego, nie wstawiamy pustych — bo jednego zdania informującego nie można uznać za „coś" — zakładek, bo i po co? By stworzyć wrażenie przepychu? Nie tędy droga.
— Linki — te zaś działają i mają się dobrze. Nawet je pogrupowałaś.
— Spamownik — przydatna rzecz.
— Credits — uczciwość się ceni.
I to tyle. Nic specjalnego. Może te rasy byłyby interesujące, ale na razie nic nie znaczą, bo ich nie ma. Dodajmy do tego uwagi z pierwszego akapitu... i w zasadzie możemy już tylko odejmować.

2,5/5


6. Punkty dodatkowe

Za kończący się gdzie popadnie tekst, którego czytanie nie było zbyt wygodne. Wyjustowanie nie jest dużym problemem, dlatego proszę, głównie przez wzgląd na Twoich czytelników — wyjustuj poprzednie notki i w przyszłości nie zapominaj tego zrobić.

Minus jeden.


Zdobyłaś 48/95

Ocena: dopuszczający plus (2+)

Myślałam, że będzie trójka, ale punktacja jest bezlitosna, naciąganie byłoby nie fair. Plusik na zachętę, bo opowiadanie, jak już chyba wspominałam, ma potencjał, tyle tylko, że posiada zbyt wiele niedociągnięć, pilnie potrzebujących poprawek. Mam nadzieję, że nota zmobilizuje Cię do pracy, a nie do niej zniechęci. Powodzenia!

33 komentarze:

  1. Na początku chcę podziękować za poświęcenie czasu mojemu blogowi, no i oczywiście za ocenę. Chcę jednak od razu zwrócić na pewien fakt uwagę – moje opowiadania to nie romans, zaliczyłam go w zgłoszeniu do innych kategorii.

    Przepraszam, ale jestem nieco rozczarowana oceną, wiele rzeczy źle zinterpretowałaś, ogólnie w większości się z tobą muszę nie zgodzić, ale po kolei.

    Tytuł wcale nie jest znowu taki przydług, a nawet jeśli, to błagam, składa się z tak prostych wyrazów, które się zna już po drugiej klasie podstawówki, że chyba da radę zapamiętać. You are my broken dream – Jesteś moim straconym marzeniem. To nic takiego zagmatwanego, uwierz mi. ;)
    Nie dociera do mnie ta propozycja reklamy zamiast tytułu, to znaczy nie przemawia do mnie. Nie lubię czegoś takiego, bo od reklamy są opisy, które się zostawia u kogoś w spamowniku. Poza tym chciałam pokazać prawidłowe tłumaczenie adresu, bo jedni mogą tłumaczyć jako "jesteś moim złamanym marzeniem", "jesteś moim zepsutym marzeniem" (śmiesznie brzmi, prawda?), "jesteś moim przerwanym snem", "jesteś moim naruszonym snem/marzeniem". Tak więc chciałam rozjaśnić tę sprawę, że tak powiem.

    Szablon, owszem, jest może trochę słodki, ale taki miał być, bo to jest jeszcze walentynkowy szablon, stworzony na ten dzień miłości, że tak to nazwę. Jestem w trakcie tworzenia nowego i wstawię go wkrótce. ;) Menu z zamysłu miało być "porozrzucane", dlatego Spis Treści tak umiejscowiłam. No i bardziej mi w tym m miejscu pasował niż strona główna. Ale wystrój i ustawienie to już kwestia gustu i priorytetów.

    „(...) ukazując długą linię ciągnącą się prawie że od łokcia, niemal do środka jego dłoni." — Śmiesznie wygląda to „prawie że" obok „waćpanów", cóż za różnorodność środków językowych.
    – Nie wiem, w czym problem, przepraszam. Bo "prawie że" to już, nie przesadzajmy, nie takie "nowoczesne" wyrażenie. Ale wiem, że w opowiadaniu, mimo czasu akcji, jest mało takiego typowego dla tego okresu słownictwa, lecz złożyło się na to kilka powodów. Między innymi, przyznam się bez bicia, nie żyłam w tamtych czasach i nie znam dokładnie wszystkich słóweczek. Jestem tylko amatorką okresu baroku, dużo czytam na jego temat, więc się na tej wiedzy opieram. Kolejna przyczyna jest taka, że nie chcę, by czytelnicy za każdym kolejnym zdaniem musieli sięgać po słowniki archaizmów i tłumaczyć niemal cały tekst na język współczesny. Bo, jak wiadomo, musiałabym użyć w większości wyrazów, które już wyszły z użycia. A to nie oto chodzi. Stosuje jakieś pojedyncze wyrażenia, ale bez przesady, chcę tylko wprowadzić w klimat tamtego okresu, a nie zniechęcać czytelników tekstem godnego "Ogniem i mieczem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewałam się, od samego początku, romansu, a Ty tymczasem serwujesz mi zagadki, tajemnicze misje i inne motywy wyjęte żywcem z utworu sensacyjnego czy fantastycznego.
      – No bo to jest utwór fantastyczny.

      Samo wprowadzenie wątku bardzo oklepane — przychodzi sobie ohydnie wyglądający starzec (w języku współczesnosnym: menel), wręcza bohaterce pakunek i zachowuje się, jak gdyby w ten sposób ofiarował jej władzę nad całym światem. Na dodatek bohaterowie próbują mówić, jakby byli z innej epoki. Próbują, bo staromodnie brzmi tylko ten „waćpan" i fakt, że wiadomość o pakunku nie przyszła do niej SMS-em.
      – A ile ty czytałaś opowiadań, gdzie przychodzi, tak nazwany przez ciebie, menel i daje bohaterce tajemniczy przedmiot? Bo nie rozumiem, czemu uważasz, że to jest tak bardzo oklepane.
      I jeszcze do tego menela – bardzo mnie zdziwiłaś tak nazwaniem rzeczy po imieniu, i to po pozorach. Bo jeśli już, to, że człowiek ma na sobie łachmany, może i brudne, jest stary i ma bliznę, nie znaczy, że jest jakimś pijakiem wyciągniętym spod sklepu. A biedni ludzie, których nie stać na kupienie chociażby porządnych butów, co? Też są menelami? Nie, oni noszą tylko te markowe ubrania.
      I nawiązanie do tego, co mówiłam wcześniej, czyli dlaczego nie ma tak dużo tych archaizmów. A tak swoją drogą, to nie wiem, czego się spodziewałaś, że nawet dla pytania "co?" znajdę jego dawny odpowiednik? Tak naprawdę w tej ich rozmowie nie było zbytnio szansy się popisać. ;D

      (...) operujesz imionami, których nie znamy. (...) Jakby bohaterów do „ogarnięcia" było zbyt mało, nazywasz nawet ludzi, którzy mają kogoś gdzieś podwieźć. I co, i mam to zapamiętać? To jakaś ważna postać, pojawiająca się w późniejszych częściach, czy zupełnie nieważny człowieczek, którego rola ogranicza się do zostania woźnicą?
      – Nope! Sugerujesz mi, że mam się skupić tylko na tych najważniejszych, głównych bohaterach, a na pobocznych czy epizodycznych, to już nie? Wiesz, nie lubię takiego spłaszczania opowiadania. Ja wiem, że z początku może i jest nadmiar nowych nazwisk, ale bez przesady. Świat nie kręci się tylko wokół czołowych bohaterów, ja rozumiem, jakbym peowadziła pierwszoosobową narrację. Ale jeśli przyswoiłam po tę trzecioosobową, czyli narratora wszystkowiedzącego, to nawet skazane jest skupienie się raz na tej, raz na tej postaci, zmienianie torów. To po co opisy przyrody, miejsca, gdzie się rozgrywa jakieś zdarzenie, skoro trzeba skupiać się tylko i wyłącznie na tych najistotniejszych rzeczach, hm? Najwyraźniej ty masz inną definicję i podejście dla tej kwestii.

      Usuń
    2. A ona sobie po prostu odpoczywa i rozmyśla o rodzince. Dostaje olśnienia dopiero wtedy, gdy ponownie zauważa mężczyznę. Nagle zapala jej się żaróweczka i orientuje się, że pakunek może być niebezpieczny. Sherlock! Wiemy już, że Jen jest błyskotliwa.
      – Jenny z reguły jest lekkomyślną osobą, a czasem nawet w gorącej wodzie kąpana, tak na zmianę. Nie chcę kreować, tak jak większość autorów, postać idealną albo ukrywać te jej wady, bo to nie o to chodzi. Pragnę jak najbardziej ją "uczłowieczyć", tak, żeby czytelnicy bardziej odczuwali tę więź między nimi a Jenny. Gdyby była nieskazitelna, to by było za nudno. Poza tym wyobraź sobie, że ten nieznajomy był także ubrany tak, że mogłabyś go równie dobrze wziąć za biedaka. Nie wiesz, o co mu chodzi, ale ze współczuciem dla niego przyjmujesz podarunek. Jenny nie wiedziała, czym jest owa rzecz i tego nie sprawdzała, bo ją to zwyczajnie nie ciekawiło. No bo co takiego cennego może podarować ci żebrak? Ale po przemyśleniu tego doszła do wniosku, że równie dobrze mogłoby to być coś niebezpiecznego. Uzmysłowiła sobie swój błąd i tyle. :)

      Jajo zaczyna wyświetlać Jen dziwne, sentymentalne sceny z ludźmi, którzy deklamują podniosłe cytaty o miłości.
      – No, ja bym tego nie nazwała cytatami, bo jeszcze cytatami nie są. Cytaty to zdania zaczerpnięte z jakiegoś tekstu, opowiadania itp. A tutaj są urywki zdań, które ktoś kiedyś wypowiedział albo wypowie (nie zdradzę więcej :D).


      Rozumiem, że Tolkien zmarł z szaleństwa, uwięziony w świecie, który sam stworzył, tak? Brednie. Fantazja to fantazja, by fantazjować, nie trzeba mieć silnego charakteru. Jennifer jest za słaba, by pisać. Aha, no na pewno.
      – No cóż. Słowa Georginy miały być zapowiedzią dla późniejszych zdarzeń, jakie spotkają Jennifer. I będzie też do nich nawiązanie. Na razie masz błędne na to spojrzenie, ale już to pominę.

      „Z trudem powstrzymała się, by mu nie napluć prosto w twarz." — Przed chwilą rozmyślała nad tym, co przystoi damom i w myśl tego postanowiła nie używać brzydkich słów. Teraz planuje kogoś opluć. Nie uderzyć, nie odtrącić, nie spoliczkować. Opluć.
      – Planowała? Proszę, raz jeszcze przeczytaj to zdanie wyjęte z mojego opowiadania. Powstrzymywała się. To znaczy, że miała ochotę, ale tego nie zrobiła. I skoro już nawiązujesz do tego jej pilnowania się z manierami... Jeśli już postanowiła nie robić nic nieprzyzwoitego, to tego nie zrobiła. Ale to nie znaczy, że nie chciała się bronić, Dafne.
      I nawiązując do tego plucia zamiast przyłożenia – jak miała to niby zrobić? Głową, jak w karate? Przecież on ją przytrzymywał za ramiona, przyciskał do ściany, na dodatek co chwila bił. Mało tego, miał nad nią przewagę siłową. I jak ona miała mu oddać, hm?

      Usuń
    3. Zaczyna mnie powoli denerwować przywoływanie obrazu babci w każdym momencie. Rozumiem, że może być ona autorytetem, ale bez przesady
      – Ten temat jest jeszcze niejasny chyba dla każdego, bo on się wyjaśni w późniejszym czasie. Ale co szkodzi mi wyjaśnić.
      W zgłoszeniu zaliczyłam moje opowiadanie także do kategorii psychologicznych. I to ma właśnie (między innymi) z tym faktem związek. Georgina, jak już było mówione w którymś rozdziale, była bardzo źle potraktowana przez los. Zakochała się w młodości po uszy w pewnym młodzieńcu, wszystko było dobrze, póki nie zaszła w ciążę. Wtedy on ją opuścił i zostawił samą z dzieckiem. Od tego momentu znienawidziła mężczyzn, co próbowała także wprogramować do umysłu wnuczki. Ale z drugiej strony Georgina obwiniała się za ich rozstanie, miała duże kompleksy i próbowała uczynić Jennifer ideałem. No, pomyślcie, podróżująca kobieta, wykształcona i znająca maniery tamtych czasów, na dodatek radząca sobie bez faceta. No, kobieta bez skazy! I w grę jeszcze wchodził czas akcji, więc wbijanie do głowy panienki manier i kultury to norma, jeśli nie liczyć obsesji jej babci.
      Stąd też w psychice Jennifer, zwłaszcza kiedy umysł się wyłącza i pozwala sobie na robienie tego, czego pragnie, pojawia się wspomnienie Georginy, który przywołuje ją do rzeczywistości. Nie chce zawieść babci, a ona nią tak manipulowała, karała za źle wykonane rzeczy, że w końcu to zaważyło na jej psychice. W jej głowie wciąż słyszała głos babci – polecenia, upomnienia itp. Uwierz mi, że, jak sobie nawet trochę o takich przypadkach poczytasz, trudno sobie z takim czymś poradzić, przez co niektóre zachowania Jenny będą blokowane. Już teraz, kiedy jest przy Danielu, nie czuje się swobodnie, bo tak naprawdę sama walczy ze sobą (czytaj: z zaprogramowaniem w jej umyśle "nauk" Georginy).

      Nie rozumiem też, dlaczego nagle zamachnęła się nożem na tego samego młodzieńca, na którego widok chwilę wcześniej się rozpływała. Bądź co bądź, nie stanowił dla niej w tamtej chwili realnego zagrożenia.
      – Postaw się na jej miejscu, może wtedy zrozumiesz, dlaczego zamachnęła się na niego nożem. Bo, powiedz mi, po napadzie i torturowaniu, na dodatek po zobaczeniu walki toczącej się w twoim domu, mogłabyś zaufać jakiemuś chłopakowi, który po prostu zabił swojego przeciwnika? Skąd możesz wiedzieć, że on ci uratował w ten sposób życie, albo kiedy podał ci ten napój? Przecież zaraz potem straciłaś przytomność, a gdy się budzisz, jesteś w swojej sypialni. Co byś sobie pomyślała, hm?
      No dobra, zamachnęła się na przystojniaka. I co z tego? Przepraszam z góry za takie przytoczenie sytuacji, żeby nikogo nie urazić albo coś, ale dla porównania: jeśli jakiś chłopak zrobiłby ci krzywdę, powiedzmy, że zgwałcił, to nie czułabyś do niego nienawiści i obrzydzenia, bo usprawiedliwia go to, że jest przystojny, tak? Inaczej twojej uwagi nie potrafię zinterpretować. A gwałt w przypadku Jen byłby bardzo możliwy, gdyby nie to, że wszystko było tak pokręcone, że nic do siebie nie pasowało, ani nie tworzyło spójnej całości.

      Usuń
    4. „Odwróciła głowę na bok, oglądając nieznane jej urządzenie, którego rurki odprowadzały z torebeczki na samej górze czerwoną ciecz do organizmu Jenny." — Przecież cały czas piszesz o Jennifer, przez to „do organizmu Jenny" cały akapit sprawia wrażenie, jakby był o kimś innym.
      – Nie zgodzę się. Gdybym zamiast "organizmu Jennifer" napisała: "jej organizmu", można by rzec, że było to urządzenie, którego rurki odprowadzały z torebeczki ciecz do niej, czyli z powrotem do torebki. I w ogóle to by dziwnie wyglądało, bo zdanie jest długie, więc zaimki by tylko pogubiły czytelników.

      „Pomyślała o babci, która niedługo ma wrócić od krewnych." — Leży w „szpitalu", dowiaduje się, że straciła dużo krwi i straciła przytomność na długi czas. O czym myśli? No o babci, przecież to logiczne. Babka to w jej rodzinie jakiś absolut? Powoli zaczyna mnie to porządnie śmieszyć.
      – Śmieszyć? No to gdybyś to ty była Jen, pewnie byłabyś egoistką. Powinnaś to, jeśli nie zrozumieć, chociaż uszanować, że Jen najpierw myśli o kobiecie mającej już swoje lata i która po zastaniu pustego domu może dostać zawał. Zresztą nie oglądasz w ogóle filmów? Nawet tam bohater, powiedzmy, dopiero co wybudzony ze śpiączki, pierwsze, o czym myśli, to co się stało z jego ukochaną/siostrą/przyjacielem.
      Tak na marginesie – w tekście jest wspomniane, że to wyglądało na laboratorium, więc nie wiem, skąd ty wytrzasnęłaś szpital.

      „Panna Strudwick zmierzyła ją wzrokiem. Z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Należała do tych osób, których nigdy nie można przejrzeć na wylot i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać." — Opowiadanie, chociaż w trzeciej osobie, pisane jest z perspektywy Jen. Ta Strudwick dopiero się pojawiła, a wyłożenie na tacy cech jej charakteru wygląda trochę sztucznie, bo wygląda jak dalszy ciąg przemyśleń Jenny, która wcale jej nie zna.
      – ?
      No, patrz, ja, kiedy po ukończeniu podstawówki poszłam do gimnazjum, nie znając dokładnie mojej wychowawczyni już uznałam, że z jej twarzy nie da się nic wyczytać.
      W czym więc problem? Do tego przecież nie trzeba znać drugiej osoby, by stwierdzić, że nie możesz wyczytać z jej mimiki żadnych zdradzających ją emocji.

      „Czubek wieży (była tylko jedna) przysłaniał delikatnie księżyc, dając artystyczny efekt tajemniczości i Jenny od razu pomyślała o bajkach, które opowiadała jej babcia." — Na stole leżał wazon. Babcia też miała wazon. Światło wlewało się przez okno w pokoju. Babcia też miała okna. Daniel miał dwie nogi i dwie ręce. Wiecie co? BABCIA TEŻ MIAŁA DWIE NOGI I DWIE RĘCE!
      – ???

      Usuń
    5. „– A co, mała, już coś zaplanowałaś?" — Oni zdecydowanie nie mówią, jakby byli z innej epoki. Silisz się na to, ale trochę Ci nie wychodzi, zwłaszcza w dialogach.
      – Na początku zaznaczyłaś, że nie lubisz historii i to uwidacznia się właśnie w takich uwagach. Sądzisz, że w tamtym okresie nie istniało słowo "mała"? A może lepiej, żeby on do niej powiedział: "małaśćko"? Brzmi bardziej na tamte czasy?

      „Sue wykrzywiła twarz w słodkim uśmiechu." — Grymas wykrzywia twarz, tu się zgodzę, ale żeby taki niewinny, słodki uśmiech? To już raczej nie wykrzywianie.
      – A ja się nie zgodzę. Wykrzywianie twarzy to nie tylko grymas. To, powiedz mi, jak ty się uśmiechasz? Bez wykrzywiania, nawet leciutko, twarzy? Podziwiam.

      „(...) subtelne ruchy zestawione z wyglądem prawdziwego twardziela (...)" — Ale mnie denerwuje to słownictwo...
      – Bo twardziele są zbyt nowocześni...


      Okej, chyba trochę poczekam, Jen woli rozmyślać o swojej ulubionej porze roku. Takie wstawki są jak najbardziej w porządku, ale nie w momencie, w którym bohater dowiaduje się, że jest kimś innym, niż całe życie sądził.
      – No, nie. Znów się nie zgodzę. Takie "wstawki" właśnie potęgują ciekawość, a gdybym tylko teraz skupiła się na tej sytuacji, kiedy Jenny dowiaduje się, że nie jest do końca człowiekiem, to według mnie za szybko by poszło. Uważam, że to świetnie daje chwilę wydechu i, co najważniejsze, chwilę namysłu dla czytelników, co sądzą o tym wszystkim.


      To dość dziwne, że podali jej lek, który dla ludzi działa w sposób śmiercionośny, kiedy jeszcze nie wiedzieli na sto procent, że nie jest ona człowiekiem. A przynajmniej nie mieli potwierdzenia w postaci jakichkolwiek badań. Ryzykanci, no no.
      – Jacy oni? Nie czytałaś najwyraźniej ze zrozumieniem, bo to DANIEL dał jej ten napój do wypicia. A reakcja Katherine, która zbeształa Daniela za to, również sugeruje, że nie maczała w tym palców. Więc to był zamysł tylko i wyłącznie Daniela, który nie zrobił tego, bo mu się tak podobało, tylko miał w tym cel, a raczej... hm... rozpoznał Jennifer, że tak powiem. Więcej nie ujawnię, bo zepsuję całe napięcie opowiadania.

      „Pokręciła głową, nagle świadoma tego, do czego ją chłopak zmusza." — Brzmi, jakby chciał ją zmusić do perwersyjnego seksu, podczas gdy w rzeczywistości chce tylko, by przeszła przez niematerialne drzwi. Bez przesady, nie ma w tym tyle dramaturgii.
      – Ryzykantka, no, no... Przecież przejście przez niematerialne drzwi, które pierwszy raz widzisz na oczy, na dodatek nie wiadomo, czy są na tyle sprawdzone, by mieć pewność, że się nie utknie między wymiarami, jest w zupełności lepsze niż perwersyjny seks.

      Usuń
    6. „Przecież to nie ma żadnych cech fizycznych (...)" — Czytam o tym już chyba trzeci raz.
      – Dla Jenny to było nie do ogarnięcia umysłem. W takich sytuacjach w opowiadaniach często jeden fakt może być powtarzany, żeby podkreślić to, czego bohaterka się obawia.

      Zanim ktoś rzucił ją w nieznaną przestrzeń (...) — Nie ktoś, tylko Daniel, nie twórzmy sztucznej dramaturgii, no.
      – Chciałam tu podkreślić, że Jenny była tak zamyślona, że Daniel bez problemu ją pchnął w przestrzeń, a ta była teraz tak zaskoczona i przerażona, że nawet nie namyślała nad tym, kto ją wrzucił w przestrzeń, mimo że było to dla niej, i dla czytelników, oczywiste. To po prostu było dla niej nieważne.

      „I pytanie do Was – czy wolicie krótsze rozdziały, a publikowane częściej, czy takie jak teraz, czyli dłuższe, ale publikowane tak co 2-3 tygodnie?" — To są według Ciebie długie rozdziały? Ten ma 1200 wyrazów i zajmuje nieco ponad dwie strony w Wordzie. To nie jest długi rozdział. Sama nie lubię tasiemców, ale nie nazywajmy czegoś w niepoprawny sposób
      – Hahaha, no nie wierzę. Dopisek odautorski koniecznie musiałaś przytoczyć, no nie może być. Za to też odjęłaś punkty? XD
      Są blogi, które mają o wiele krótsze rozdziały, dlatego nazwałam moje długimi. Nie, lepiej dla Dafne byłoby, gdybym napisała "krótkie, ale dłuższe od tych przeciętnych na blogach, czy krótkie, czyli równe tym przeciętnym?". Tak się nazywa teraz rzeczy po imieniu, nie?

      To wygląda trochę tak, jakbyś gdzieś w połowie pisania stwierdziła, że jednak nie bawi Cię klimat poprzednich wieków i wolałabyś wrócić do codzienności. Jak się decyduje na osadzenie akcji w przeszłości, trzeba kurczowo się tego trzymać. W stu procentach, a nie dwudziestu.
      – No jasne, bo to za dużo do ogarnięcia, więc niech nikt już nie pisze opowiadań o różnych wymiarach osadzonych w różnych strefach czasowych.

      Rozumiem, że kobieta jest ważną osobą w życiu Jen, ale wszystko ma swoje granice i chyba przekroczyłaś je w momencie, kiedy bohaterka, zamiast reagować w sposób naturalny i mieć sto myśli na sekundę na temat tego, co właśnie przeżyła lub usłyszała, woli analizować słowa czy zachowanie swojej babki. Realności, błagam!
      – No właśnie mam coraz to większe wrażenie, że to ty nie masz zbyt dużego pojęcia o rzeczywistości.

      Usuń
    7. Nagle przechodzisz do retrospekcji czy zaczynasz się skupiać na widoku za oknem, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
      – No i właśnie takimi uwagami niszczysz moje ideały opowiadania, bo uważam, że one są równie ważne, co akcja. Poza tym każdy człowiek podczas np. rozmowy z nim nie tylko skupia się na tym, o czym toczy się dyskusja, ale i na twarz rozmówcy, patrzy na widok za oknem i go ocenia... Tyle myśli przewija się przez głowę człowieka w jednym momencie. I właśnie po to jest narrator, by te myśli opisywał.

      (...) egipskie ciemności, które przebijały tylko w niektórych miejscach słabe światła latarni.
      — Chodzi tutaj o to, że światło latarni przebijało egipskie ciemności. A z kontekstu zdania wynika, że jest na odwrót, co brzmi niedorzecznie. Może „były przebijane przez słabe światła latarni"?

      – Nie, nie, to zdanie jest poprawne, po prostu zamieniłam kolejność. Takie "nietypowe szyki" są typowe dla... hm.. tamtych czasów, że tak powiem. Ale rozumiem, że można było to źle odebrać.

      (...) wszystko wyglądało jak obraz za mokrą szybą od deszczu.
      — Ten szyk... Jak obraz za mokrą od deszczu szybą.

      – Nie sądzę, by ten szyk był aż tak zły, dlatego go zostawię.

      Świat przez chwilę wirował przed jej oczami (...)
      — No a przed czyimi... Świat przez chwilę wirował jej przed oczami.

      – Kurde, serio? Zaczynam odnosić wrażenie, że nie miałaś już do czego się przyczepić, no bo to już jest z lekka przesada. To już wyrażenie "jej oczy" jest nieprawidłowe? Tak naprawdę to obie opcje, moja i twoja, są właściwe, dlatego nie rozumiem, czemu tu chcesz wprowadzić poprawkę.

      (...) gdyby jakiś ptak usadowił się na jej głowie, biorąc jej czuprynę za gniazdo.
      — Jej, jej — powtórzenie.

      – No to teraz wyrzuć jedno "jej" i sobie przeczytaj to zdanie. I jak wrażenia?


      (...) mierząc w niego, niezbyt dobrze (...)
      — Niezbyt dobrze mierząc? Może niezbyt dokładnie, sama nie wiem

      – No to skoro sama nie wiesz, to ja też nie wiem, czemu się tego "dobrze" uczepiłaś. Bo nie można dobrze mierzyć...

      Usuń
    8. Przepraszam, ale po przejrzeniu do tego momentu wypisanych przez ciebie "błędów", już wiem, że większość z nich to są jakieś twoje widzimisię (większość, bo tylko kilka, z tego, co czytałam, pokazują prawdziwe błędy przeze mnie przeoczone), dlatego przejdę już dalej.

      Pierwsze pytanie — po co Ci archiwum, skoro masz o wiele wygodniejszy w użyciu spis treści?
      – W sumie to chyba z tym masz rację, ale tak jakoś się przyzwyczaiłam do archiwum i trudno mi się z nim rozstać.

      Pytanie numer dwa — dlaczego na dole kolumny widnieje button reklamujący urodziny bloga, które odbyły się ponad dwa miesiące temu?
      – Wiesz co, buttony to akurat każdego indywidualna sprawa, no ale jak tak bardzo chcesz wiedzieć, to sęk w tym, że urodziny się nie odbyły, cicho na blogu i ja czekam, aż w końcu będzie od jego autorki jakiś odzew. A że mi ten button tak bardzo nie przeszkadza na blogu, co jest najważniejsze, to go sobie zostawiłam.

      Zakładka Rasy są dla ogólnego porządku, poza tym jest to też informacja dla czytelników, którzy po ośmiu rozdziałach mogą sądzić, że w utworze pojawi się tylko rasa Eufanów. A reszta przyczyn to już moje widzimisię.

      I tak patrzę sobie na punktację za Ramki i odjęłaś mi połowę maksymalnej ilości punktów za "przeterminowany button", co na marginesie nie powinno cię obchodzić, bo to jest indywidualna sprawa autora, który może też czysto po znajomości umieścić reklamę; za archiwum i obecność potrzebnych zakładek? Aha.

      Usuń
    9. I niestety, jeśli mam być szczera, ta ocena mnie zniechęciła, bo nie wiem, czy to przez moje pisanie, czy przez twój brak wiedzy o życiu lub jej duże ograniczenie tak wiele rzeczy było niejasnych. Przede wszystkim nie spodobało mi się to, że potraktowałaś Jenny z ogromnym dystansem, nawet się nie wysiliłaś, by postawić się na jej miejscu, tylko od razu rzucasz słowami, że Jenny zamiast myśleć o pięknych oczach Daniela przypomina sobie nakazy Georginy, że niedługo nawet podczas seksu będzie myślami przy babci. Mimo że miałaś okazję poznać przyczynę tego, powiązać ze sobą pewne rzeczy, gdy było wprost wspomniane, że babcia miała duże uprzedzenie do facetów i próbowała tą nienawiścią zarazić swoją wnuczkę. Nie pomyślałaś, że to może przypominać manipulowanie, znęcanie się psychiczne (choć nie wiem, czy to właściwe określenie), tylko bez mrugnięcia okiem: Jenny jest fe, Jenny mnie wkurza, Jenny ma wady. A no właśnie. Zdążyłam się już przekonać, że należysz do tego licznego grona osób, które wolą główne bohaterki bez skazy, których każdy ruch świadczy o ich ideale. Albo ich wady są dokładnie ukrywane. A ja właśnie chciałam, by Jenny była ludzka, bardziej przypominała człowieka niż boginię. Ale cóż, jak ma się wady, to nikt cię nie lubi, tak jest.

      Usuń
    10. Jak już mówiłam, jestem bardzo rozczarowana oceną, choć szanuję twoją pracę, bo wiem, ile pracy się wkłada w pisanie ocen. Ale sęk w tym, że ty się chyba nie przyłożyłaś do tej oceny, bo gdzieś wspomniałaś, że Jenny kolejny raz spotkała starca, jak ona nigdy więcej go na oczy nie zobaczyła i nie zobaczy. I chodzi mi też o te dziwne "błędy", o których musiałaś wspomnieć. Nie wiem, czy tak bardzo byłaś zdesperowana, że gdzieś tam udało ci się do czegoś doczepić, czy ty rzeczywiście masz taką tendencję i widzimisię. Ale nie wnikam.
      Na pewno nie skorzystam z wielu twoich rad, bo po prostu się z nimi nie zgadzam. Nie będę na siłę zmieniała mojego opowiadania na akcję tylko w jednym wymiarze i jednej strefie czasowej, bo to dla ciebie zbyt ciężkie do ogarnięcia. Cała koncepcja była i jest dokładnie przemyślana, żadne istotne dla treści rzeczy nie były rezultatem spontaniczności.
      I tu już nie chodzi o niską ocenę, z którą tak na marginesie również się nie zgadzam, ale o samo twoje podejście do mojego bloga i mojej pracy. Nieraz wyraźnie wyczuwałam w twoich uwagach sarkazm, którego wręcz potępiam. To po co bierzesz się za ocenianie, że tak zapytam? Ludzie nie po to dają ci opka do sprawdzenia, byś ty się z nich pośmiała i pokazała, jak ty ich potępiasz, jaka to ty jesteś najmądrzejsza, ale po to, byś w kulturalny sposób im pomogła i wypowiedziała się na dane tematy. Mam nadzieję, że w kolejnych ocenach zoponujesz trochę z tym sarkazmem, bo on tylko źle nastawia autora, a innych może przygnębić.
      To wszystko ode mnie, bo już brak mi słów i minęła mi ochota na dalsze niezgadzanie się z tobą.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    11. Na temat treści się na razie nie wypowiem, ale wspomnę coś o punkcie dotyczącym poprawności. Nie widzę w nim żadnych "widzimisię" Dafne, ale sensownie powytykane byczki.

      Osobiście rozumiem też argument o słownictwie, którym posługiwał się narrator oraz Twoi bohaterowie, na przykładzie Dafne oraz wyrywkowo (na wskazanych przez nią rozdziałach, gdy podróżuję sobie po Twoim blogu). Słownictwo nie jest adekwatne do czasów, o których piszesz, a argument, który przytoczyłaś, że "nie żyłaś w tamtych czasach" jest Twoim usprawiedliwieniem - owszem - lecz bardzo słabym, wręcz kiepską wymówką. Mówisz mi nim, że nie przyłożyłaś się, bo Ci się nie chciało i za bardzo nie czułaś potrzeby. Polecam przeczytać kilka(naście) książek lub nawet opowiadań internetowych zanim zabierzesz się za poprzeczkę, której nie chce Ci się przeskoczyć. I nie martw się, że czytelnicy nie zrozumieją archaizmów. Uwierz mi, Ci dorośli bardziej się będą martwić ich brakiem, który naprawdę razi w oczy wśród twardzieli, idiotek, młodzieżowych powitań... i legginsów.

      Ogólnie, przeglądając sobie Twoją twórczość, przydałby Ci się RESEARCH, zanim zaczniesz cokolwiek tworzyć w oparciu o czasy zamierzchłe. Dobry research nie jest zły :)

      Skoia.

      Usuń
    12. Komentarze zrobiły mi wieczór xDDDDD.

      Usuń
    13. Dla Ciebie wszystko, Lel :3

      S.

      Usuń
    14. Ale nie twoje ;P.
      Ojej, wzruszonam bardzo.

      Usuń
    15. Kurcze, taka nadzieja :( tyle przegrać.
      Rozsiądź się w takim razie wygodnie i korzystaj, ile tylko Twoja duszyczka pragnie

      *Częstuje popcornem i cierpliwie czeka na odpowiedź Dafne*

      S.

      Usuń
    16. Hej. Czułam, że tak będzie i w zasadzie powinnam być przygotowana, no ale dobrze. Do roboty.
      Po pierwsze - czy ja powiedziałam, że zaznaczyłaś swój blog gdziekolwiek jako romans? NIE, Twój blog WYGLĄDAŁ MI na romans, ze względu na adres, tytuł i szablon. Całującej się pary nie mogłam inaczej zinterpretować, ale jeśli uważasz, że to alegoria opowiadania fantasy lub akcji - przepraszam, nie umiem odczytać prostego symbolu.
      Nie mówię też, że tytuł złożony jest z trudnych słów, tylko że jest przydługi. I rozjaśniłaś, w porządku, to jest PIERWSZE WRAŻENIE, jak sama nazwa punktu mówi; moje właśnie takie było. Moje sugestie również nie muszą zgadzać się z Twoimi. Występuję tutaj w roli czytelnika/gościa, a czytelnik/gość nie musi być w stu procentach zgodny z Twoim punktem widzenia.
      Aaa, ok, szablon jest słodki, bo był robiony na walentynki w lutym, no tak. Czemu od razu na to nie wpadłam? Dafne, tu głupolu.
      Nikt nie każe Ci stosować zagmatwanych archaizmów. Ale jak się za coś bierze, to moim zdaniem trzeba zrobić to porządnie. W opowiadaniu więcej jest elementów językowych wyjętych ze współczesności niż z baroku. Trzeba pogłębić wiedzę, gdy się zaczyna pisać, lub zwyczajnie nie decydować się na pisanie opowiadań historycznych - proste i logiczne. "Prawie że" jest niuansem, ale idioci, typki i bandziory to już kolokwializmy.
      No i ok, po przeczytaniu opowiadania wiem już, że to utwór fantastyczny - wszystkie elementy sugerowały coś innego, dlatego byłam zdziwiona.

      Usuń
    17. Spokojnie, spokojnie, nie unoś się. :p Nie mów mi, że podanie tajemniczego przedmiotu przez menela to jakiś obcy wątek w literaturze, już nawet w Harrym Potterze w ten sposób Hagrid wszedł w posiadanie jaja smoka, bez przesady.
      O mój Boże, naprawdę? Będziesz mi zarzucać brak szacunku do ludzi, którzy nie mają na sobie markowych ubrań? Bo co, nazwałam - kolokwialnie - tego człowieka menelem? Nie mam zamiaru się tłumaczyć, bo sama dobrze wiem, do czego mam szacunek.
      Tak, na pewno czekałam, aż zamienisz "tak", "nie" czy "co" na barokowe odpowiedniki. Mhm.
      Nie mówię, że masz się nie skupiać na pobocznych bohaterach, tym bardziej nie powiedziałam, że masz się skupiać tylko na opisach przyrody (wręcz przeciwnie, w dalszej części polecam dokładniejsze czytanie), ale w tamtym momencie opowiadania woźnica wydawał się tak samo ważny co główny bohater, to wprowadzało w błąd, nie wiedziałam jeszcze, czy to ktoś ważny, czy ktoś poboczny. W późniejszych częściach już tego dylematu nie było, ale na początku, kiedy wiedza czytelnika ogranicza się do minimum, takie rzeczy są ważne.
      "No bo co takiego cennego może podarować ci żebrak?" - W tym momencie powinnam powiedzieć Ci, że nie doceniasz ludzi, którzy nie mają na sobie markowych ciuchów, bo przecież oni też mogą być wartościowi i mieć w posiadaniu wartościowe drobiazgi. Hiiii... Co? Hiiiiiiii! Cooo? Hipokryzja! *ćśś*
      Tak czy owak, nierobienie z bohatera ideału a spłaszczanie go to różnica. Nie znam człowieka, który - gdyby dostał od jakiegoś tajemniczego człowieka owiane aurą mistycyzmu zawiniątko - nie byłby ciekaw, co ono skrywa.
      To, co ktoś kiedyś powiedział, też mona cytować. Nawet jeśli tego wtedy nie wiedziałam, to tak to wyglądało. Jak cytat.

      Usuń
    18. Błędne spojrzenie. Jejku, nie tłumacz mi ciągle, że mam na coś błędne spojrzenie. Mam spojrzenie postronne, widzę to tak, jak mi serwujesz. Skąd mam wiedzieć, że to zapowiedź jakichś późniejszych zdarzeń? Jestem Tobą, wiem, o czym chcesz pisać?
      No nie wiem, wtedy pewnie mieli też karate, po co pluć komuś w twarz.
      Rozumiem ten wątek i nie jestem na tyle bezmyślna, by nie domyślić się, że babcia jest dla niej wzorem. Ale znów - ile razy i w jakich sytuacjach! Czasami naprawdę wtedy, kiedy nikomu by to na myśl nie przyszło. Nie mówię, że to zły wątek, ale powtarzam - trzeba znać umiar.
      No tak, a jakbym zobaczyła obcego mężczyznę chwilę po tym, jak ktoś włamał mi się do domu, na pewno rozczulałabym się nad tym, jaki jest piękny.
      Co do tego organizmu - chodzi mi o to, że najpierw używasz zaimka, a później imienia; zaimek ma zamienić imię, nie na odwrót. Trzeba być elastycznym, wtedy imię mogłoby być zamiast zaimka, a organizm nie byłby "jej organizmem" tylko, np., "organizmem dziewczyny".
      O! Teraz jestem jeszcze egoistką. Chodzi mi o to, że taka myśl raczej nie byłaby pierwsza. Najpierw by było gdzie ja jestem, co ja robię, co mi się stało,a potem - o matko, babka! I to, że nie ma się zaprogramowanego umysłu na myślenie automatycznie o jednej osobie nie oznacza, że jest się egoistką. I Jen by wtedy też nią nie była. Szpital jest w cudzysłowie, jeśli nie zauważyłaś. Ten cudzysłów nie wisi tam dlatego, że mi się podoba.
      Przypuszczenie a pewność to różnica.
      A to akurat ironia, kiepsko chyba wyczuta.

      Usuń
    19. Kurde, dziewczyno, czy Ty naprawdę myślisz, że po jednej ocenie możesz wyłożyć na tacy wszystkie cechy mojego charakteru? Po czym wnioskujesz, że nie lubię historii? Po tym, że uważam, iż w okresie baroku mężczyzna zwracał się do kobiety inaczej niż "mała"?
      Wykrzywianie twarzy ma zabarwienie negatywne, ale jeśli patrzysz na to w ten sposób - proszę bardzo.
      Tak, twardziele są zbyt nowocześni.
      Jeśli tak uważasz, uważaj tak dalej, nie zmienię Twoich poglądów. Gdybym dowiedziała się, że należę do innej rasy, nie myślałabym o tym, że lubię wiosnę. Ale pewnie dlatego, że jestem dziwna. Albo egoistyczna.
      Rozpoznał. Ok. Ryzykant.
      O, no tak, niematerialnych drzwi się boi, a jak dociera do niej, że jest przedstawicielką innej rasy, myśli o pogodzie i porach roku. Fajnie ma.
      Co nie sprawia, że nie jest powtórzeniem, a tylko to zaznaczyłam.
      Dobrze, głupia jestem, że nie wpadłam, co chciałaś podkreślić.
      "Za to też odjęłaś punkty? XD" - Nie, nie odjęłam, to tylko wstawka. Ale widzę, że bardzo Cię boli ta końcowa nota. Mam do tego prawo, do cytowania i oceniania całej treści bloga również.
      Nie, niech piszą w różnych strefach czasowych. Ale wtedy, kiedy to potrafią lub kiedy mają wiedzę, jaka im na to pozwala.
      Okej. Wiesz, może zajmij się pisaniem mojego życiorysu albo charakterystyki, bo zdaje Ci się chyba, że wiesz o mnie wszystko. Teraz jeszcze nie mam pojęcia o rzeczywistości. Gdybym wystawiła Ci 5, pewnie bym miała. No cóż.

      Usuń
    20. Niszczę. Twoje. Ideały. Opowiadania. Boże, wybacz mi!
      Aa, już rozumiem, nadrabiasz braki w słownictwie "szykami tamtych czasów". Ok.
      A zostawiaj, Twoje prawo.
      Od tego jestem, żeby się czepiać.
      Czy ja mówię, że masz wyrzucić jedno "jej"? Żeby uniknąć powtórzenia trzeba jeden z wyrazów wywalić Twoim zdaniem? No tak, bo przecież nie ma żadnych zamienników. Oj.
      Ohoho, błędy są bez sensu i koniec kropka, dlatego idę dalej. :D
      A, reszta przyczyn to Twoje widzimisię. Ok.
      Odjęłam Ci punkty - znów ten ból, że niska nota - bo miałaś dwie formy archiwizacji postów, nieaktualny button, zaktualizowany tylko do pięciu spis rozdziałów, to, że stworzyłaś pustą zakładkę, która na razie tylko sobie wisi.

      Usuń
    21. Dobrze. Nie znam się na życiu, jestem płytką, egoistyczną osobą i dlatego właśnie oceniłam nisko Twoje opowiadanie. Pogódź się, proszę, z tym, że postronny czytelnik nie musi mieć światopoglądu Twojej skromnej osoby ani też nie musi wiedzieć w każdym momencie, co chciałaś przekazać albo jakie to ma znaczenie dla dalszego ciągu opowiadania. Przepraszam bardzo, że nie jestem wróżką.
      Odsyłam Cię do mojej podstrony. No, dalej, to nie boli. Co tam jest napisane? Że używam sarkazmu i ironii, że czasem zahaczam o ton prześmiewczy, że rzadko stawiam szóstki... i inne takie. Nie po to spytałam Cię, czy godzisz się na ocenę akurat ode mnie, żebyś potem robiła mi pretensje o mój system oceniania. Trzeba było zapoznać się z podstroną i moimi poprzednimi ocenami. Widzę, że bardzo boli Cię niska nota, jaką finalnie uzyskałaś, ale nic Ci nie poradzę, że w Twoim opowiadaniu znalazłam zbyt wiele defektów, by była wyższa. Masz prawo się z tym nie zgadzać i kłócić się z co drugą moją uwagą, ale takie jest spojrzenie uważnego czytelnika. Możesz mieć to gdzieś, ale rozwój oznacza otwartość na sugestie, a nie obrażanie się na cały świat i wyzywanie krytykującego. Bo nawet jeśli nie miałabym racji w swojej ocenie - a nadal podtrzymuję, że ją mam - to przynajmniej nie zniżyłam się do tego stopnia, by obrażać Ciebie jako autora i wnosić, że najwyraźniej znam Cię i cechy Twojej osobowości po tym, co na Twoim blogu przeczytałam.
      Pozdrawiam serdecznie.

      *dzięki, Skoia*

      Usuń
    22. *że masz się nie skupiać na opisach przyrody, sorka*

      Usuń
    23. No, ja bym tego nie nazwała cytatami, bo jeszcze cytatami nie są. Cytaty to zdania zaczerpnięte z jakiegoś tekstu, opowiadania itp. A tutaj są urywki zdań, które ktoś kiedyś wypowiedział albo wypowie (nie zdradzę więcej :D).
      Lolnope Cytat – słowa przytoczone dosłownie z jakiegoś tekstu pisanego lub z czyjejś wypowiedzi ustnej. Stąd: http://sjp.pwn.pl/sjp/cytat;2450051.html

      Już tak zbiorczo do słownictwa, dziwnego szyku i realiów epoki: Kwiiiik, przecież to takie klasyczne Jak mały Jasio wyobraża sobie... xD

      Takie "nietypowe szyki" są typowe dla... hm.. tamtych czasów, że tak powiem. Ale rozumiem, że można było to źle odebrać.
      Kisnę.

      (...) gdyby jakiś ptak usadowił się na jej głowie, biorąc jej czuprynę za gniazdo. — Jej, jej — powtórzenie. – No to teraz wyrzuć jedno "jej" i sobie przeczytaj to zdanie. I jak wrażenia?
      No, wyrzuciłam drugie jej i zdanie jest, LE GASP!, jak najbardziej poprawne i zrozumiałe. Icoteras?

      Usuń
  2. Zacytuję teraz bardzo mądre słowa naszej towarzyszki: "Wtedy nikt do nikogo nie zwróciłby się "mała", to brzmi jak jakiś tani podryw na dyskotece w remizie!".

    Cytują moje prywatne rozmowy, pff. Co to, Sowa i Przyjaciele? :>

    Do M. (niczym Mickiewicz do swej ukochanej)
    Nie mam zamiaru szukać Jedynej Słusznej Prawdy co do oceny i Twoje opowiadania. Każdy ma swoje racje, okej. Mam tylko pytanie. Dlaczego winisz wszystkich wokół za to, że nie zrozumieli Twojego opowiadania, tylko nie siebie? Przecież to Ty to napisałaś. Gdyby nie było niejasności w Twoim tekście, nie byłoby problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Właśnie! Wnoszę o zmianę nazwy bloga na "Skoia i przyjaciele".
      W karcie dań: knowania przeciwko autorkom ozdobione szczyptą ironii, smaczne podsłuchy z nutą tajemniczego cytowania, na deser bananowe czepialstwo oraz darmowy popcorn dla Lel.
      Babcie wstęp gratis.
      Kto jest za? Kto przeciw? Kto się wstrzymał?

      Usuń
    2. Skoia, dziecko, idź lepiej pisać o tych wodach komunalnych.

      Usuń
    3. Licencjat o ściekach :<
      taki mocno, kiedy dzieje się tu tyle fajniusich rzeczy.

      Usuń
    4. Skoia, wygrałaś. Ale dlaczego babcie mają być lepsze od dziadków? Dziadkowie też wstęp free! I menele też, nie bądźmy egoistami. Albo bądźmy, każdy niech płaci, a babcie podwójnie.

      Usuń
    5. Właśnie też pomyślałam o dziadkach, trochę ich szkoda.
      I też chciałam nazwać to ściekami, ale postanowiłam nie być brutalna XD

      Usuń
    6. Niee! Pamiętajcie o "PZEO" (Pierwsza Zasada Empatycznej Oceniającej) - myślcie o babci! To bardzo ważny dowód na naszą empatię i dobroduszność. Nie możemy być egoistkami, myślcie o babci. Babcia wchodzi za darmo. Za darmo wejdzie jeszcze woźnica, bo to akurat postać prawie tak zasadnicza, jak główna bohaterka.

      Menele wstęp podwójnie, bo Dafne nie ma do nich szacunku.

      Dodam jeszcze, że w naszej nowej restauracji serwowany będzie amuse-bouche czyli kogiel-mogiel z mistycznego jajka.

      Usuń
    7. Skoia, daj mi żyć, niewyżyta jesteś dzisiaj. :>

      Usuń
    8. *wraca do ścieków*
      #smuteczek.

      Usuń