[112] ocena bloga: satans-best-friend.blog.pl


Adres bloga: Satan's best friend
Autorka: dubhean
Kategoria: ff Harry Potter
Oceniająca: Dafne




1. Pierwsze wrażenie i grafika

Po załadowaniu strony doświadczyłam déjà vu, ale nieważne. Adres niewskazujący na tematykę potterowską, przechodzę obok niego dość obojętnie. Motto to przepisanie tytułu, na dodatek z myślnikami (hmm...) i dopisek: „Not me”. W razie gdyby ktoś pomyślał, że to Ty jesteś najlepszą przyjaciółką szatana, tak? Nie wpadłabym na to.
Przepołowiony Daniel Radcliffe na nagłówku i trzecie przypomnienie, jaki jest adres Twojego bloga. W informacji obiecujesz, że będą wulgaryzmy, przemoc i seks. Wrzucasz podzielone linki i to w zasadzie tyle.
Obrazek jest kolorowy, reszta to głównie czerń i biel.  Przyciemniłabym niebieską czcionkę, bardziej pasowałaby do koszulki aktora i stwarzała wrażenie, że ten szablon to jednak choć trochę przemyślana, współgrająca ze sobą całość. Nie do końca rozumiem też ten odnośnik na samej górze strony.
Cóż, Twoja grafika jest bardzo nijaka. Rzuca się w oczy zbyt duża szerokość szablonu i fakt, że nie masz żadnej kolumny. Być może dobra okładka dla dzieła mogłaby pomóc w jego promocji? Póki co moje nastawienie jest dość neutralne, ale ciekawi mnie, w jakim stylu utrzymane będzie to opowiadanie. Alert +18 sugeruje, że może być ciekawie. Bez większych emocji pozytywnych ani negatywnych przechodzę do treści. 
5/10


2. Treść

Prolog i pięć rozdziałów to niezbyt duża ilość tekstu. Trudno mi stwierdzić w tym momencie, czy uda się wyciągnąć odpowiednie wnioski, ale być może w jakiś sposób dam radę to wszystko nakierować. Z jakiegoś powodu zgłosiłaś się do oceny na tym etapie, dlatego jestem pewna, że masz tę świadomość.
Oczywiście zaczynamy od prologu

(...) przygarbiona sylwetka zdradzała ciężar zarówno wielu lat życia, jak i ogromu zła, które zadawał i które było zadawane jemu. – Hm, brzmi to bardzo kulawo. Zadawać można komuś ból, nie zło. Zło się czyni, rozprzestrzenia i tym podobne, ale czy zło się zadaje?

W mroku tlił się skręcony bezszelestnie papieros (...).


O rajuśku, Harmione. Klękajcie narody. Ja wiem, że Rowling to nawet planowała, ale dla mnie to jak gwałt na naturze.
Oczywiście moje osobiste preferencje nie są w tym przypadku ważne, jednak nieczęsto mam okazję czytać o tym pairingu, nie wiem, co jest oklepanym motywem, a co nowatorskim pomysłem, dlatego proszę, wybacz mi, jeśli powiem napiszę coś głupiego. Na szczęście Ty się ze mną zgadzasz, bo ten związek chyba sam rozumie, że nie powinien nigdy powstać.
Zawsze chciał wiedzieć po co, dlaczego, znać powody każdego zachowania i źródło najdrobniejszego problemu. Czasem było to wyjątkowo uciążliwe z jego strony (...) – Nie rozumiem zasadności użycia tego „z jego strony”.

Czasem miała wrażenie, że ma przed sobą małe dziecko, nie starsze niż jej córka Rose, które chce znać przyczyny wszystkich zjawisk zachodzących w otoczeniu, bo świat nadal wydaje się mu magiczny, a zasady jego funkcjonowania pozostają dla niego zagadką. – No wiesz, świat, w którym żyje Harry JEST magiczny.

Okej, pogubiłam się. Przeanalizujmy tę rozmowę, usuwając komentarze narratora.

- Ronald i Ginewra chcieliby wpaść z wizytą.
- Po co?
- Chcą się z nami zobaczyć.
- Też mi coś. Człowiek dorosły powinien mieć coś więcej w głowie niż dziecinne bzdury, powinnaś o tym wiedzieć Hermiono.

WTF? To jak odpowiedzieć „masło” na pytanie o pogodę. Może Harry ma coś konkretnego na myśli, coś związanego z Ginny i Ronem, co Hermiona rozumie, ale czytelnik niekoniecznie. Bo wiesz, czytelnik nie siedzi w głowie bohaterów. Czytelnik wie to, co przeczyta. Jak na razie wiem tyle, że ta rozmowa jest bez sensu.
Rany, ukazujesz Harry'ego jako jakiegoś despotę. I dupka. Założę się, że tak musi być, by w przyszłości Hermiona od niego odeszła i związała się z kimś innym, bo Harmione nie jest głównym wątkiem Twojego opowiadania.
Co? Harry był z Ginny, a Hermiona z Ronem. Hermiona kopnęła Rona w dupę, a wtedy Harry kopnął w dupę Ginny i przyleciał do Hermiony. Ona była równie zdziwiona i uważała, że to bez sensu, a jednak w teraźniejszości Twojego opowiadania siedzi z nim na ławce w parku i patrzy na ich biegającą (nie)wesoło córeczkę. O co chodzi? „Moda na sukces”? Wybacz, ale kompletnie nie rozumiem motywów, jakie targały bohaterami, wydaje mi się to co najmniej nienaturalne, a sposób, w jaki przedstawiłaś sytuację, tylko to potwierdza. Nie czuję się ani trochę usatysfakcjonowana tymi wyjaśnieniami.
No cóż, wygląda na to, że Twoja Hermiona to cierpiętnica, z własnej woli żyjąca w nieszczęśliwym związku z nieodpowiednim mężczyzną. Średnio to prawdopodobne, choć jestem w stanie znaleźć w tym wszystkim przyczynę. Z chęcią przekonam się, czy mam rację. Na razie aż mnie skręca.

Rozdział pierwszy. Podoba mi się wstęp. Na początku nie wiedziałam nawet, czyje to przemyślenia, to jednak jeszcze bardziej wpływa na pozytywny odbiór tekstu.

Dom Hermiony i Harry’ego Potterów stał na uboczu niedużej wsi nieopodal Liverpoolu. Prowadziła do niego polna droga, która wiosną i jesienią zamieniała się w koryto pełne mazistego błota, zaś latem wzbijała tumany kurzu za każdym razem, gdy ktoś wystarczająco zdesperowany postanowił nią przejść. – Ktoś tak zdesperowany jak jego mieszkańcy?

Hermiona właściwie nie wiedziała, czym zajmuje się jej mąż pomiędzy ósmą, a szesnastą i szczerze mówiąc – nie interesowało jej to. -– Trudno mi uwierzyć, że to małżeństwo jest aż tak chore, by żona nie wiedziała, gdzie pracuje jej mąż. Ponadto – skąd to „szczerze mówiąc”? Po co narrator miałby mówić nieszczerze albo hamować się w opisywaniu sytuacji?

Uważał ją za gorszą, głupszą, niezdolną do samodzielności i Hermiona czasem prawie mu w to wierzyła. – Rany, rany, to jest naprawdę tak nieprawdopodobne, że aż ciężko się czyta...

Prawdziwy Harry – jak zwykła myśleć o dawnym Potterze – znikł gdzieś bezpowrotnie, zdawałoby się z dnia na dzień, a w jego miejsce pojawił się jakiś obrzydliwy demon, karykatura przyjaciela ze szkolnych lat. – Świadomość istnienia w przeszłości „normalnego” Pottera nadal nie sprawia, że teraźniejszość wydaje mi się logiczna.

(...) tu wskazał kupkę złożonego w równiutką kostkę prania czekającego na wyprasowanie. – Jak złożyć niewyprasowane pranie w równiutką kostkę?

Plucie na podłogę, wyzywanie od suk? FAKT, ŻE KAŻE JEJ SPRZĄTAĆ BEZ UŻYCIA MAGII, BO JEST MUGOLKĄ? Kurczę, lektura naprawdę zaczyna mnie już drażnić. Rozpiszę się w podsumowaniu, coby się nie powtarzać...

Teraz dziewczyna czuła ulgę. – A nie kobieta? W tym wieku już raczej trudno nazywać kogoś dziewczyną (lub chłopakiem).

(...) przeglądając Proroka Codziennego sączył whisky z rżniętej w krysztale szklanki. – Rżniętej. W krysztale. Szklanki. To określenie... Hm... Przywołuje dziwne (ekhem, ekhem) skojarzenia. Oszczędzę sobie gifa pokazowego.

Kiedy sprawy wymykały się spod kontroli, a Rosie była tego świadkiem, kobieta modliła się w duchu o to, by kiedyś, kiedy dziewczynka będzie już bardziej rozumna, mogła szczerze z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić. – Z tego wynika, że to dziewczynka ma z nią szczerze rozmawiać i jej wszystko wyjaśniać.

Harry schował jej różdżkę już jakiś czas temu. Przecież nie była jej potrzebna. Jeśliby się zastanowić, nie miała nawet do niej prawa. Była szlamą, półczłowiekiem, zrodzonym z dwóch mugoli popychadłem. – No Chryste Panie...

- Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz!? – usłyszała zamroczona siarczystym policzkiem, który wymierzył jej mąż. – Zabijcie mnie.

Rozdział drugi. O ile zniosę taką dawkę absurdu.

Gdyby mógł, nam naplułby sobie w twarz. –  Cóż, technicznie jest to możliwe. Gdyby odpowiednio mocno wydąć usta...

Znów urzeka mnie wstęp. Sugeruje też, że niedługo (mam nadzieję) pojawi się inny istotny w opowiadaniu bohater. Niecierpliwie na to czekam, bo choć te początkowe wstawki nijak pasują do całego rozdziału, to dają nadzieję na przerwanie tego pasma opisów przemocy domowej.
Harry wstał z łóżka, przeciągnął się z trzaskiem przeskakujących stawów i wyszedł z sypialni nie zaszczycając Hermiony choćby przelotnym spojrzeniem. – Dlaczego jaśnie panicz w ogóle śpi obok szlamy? 
Wtedy to się zaczęło – zdała sobie sprawę kobieta. Sześć lat temu. – W poprzednim rozdziale Hermiona rozmyślała o tym, co było PIĘĆ lat temu. To jak w końcu?

O, i nie pozwoli dziecku do Hogwartu jechać, bo szlamy i charłaki. Do miejsca, które jako jedyne naprawdę kochał. To naprawdę nie ma sensu.

(...) a Hermionie pękało serce, gdy myślała o tym, jak okropnie byłoby, gdyby Rosie urodziła się przed upadkiem Voldemorta. – Cóż, przynajmniej miałaby normalnego ojca. A nie jakiegoś socjopatę.

I mam uwierzyć, że Ron i Ginny po takim przedstawieniu nic nie zrobili, tylko po prostu sobie wyszli? Ginny przecież wszystko wie, a nawet Ron powinien był się wszystkiego domyślić. Wybacz, ale nie przyjmę do wiadomości, że jej tzw. przyjaciele po prostu ją z tym zostawiają. To wszystko jest okropnie nierealne. I jeszcze to „Crucio” i... cóż, gwałt. CHORE.
Zastanawia mnie tylko wzmianka o Snape'ie. Co do tego ma Hermiona? Po co Ginny go odwiedza? Jak wplączesz go w tę sytuację? To mi daje jedyną nadzieję, bo naprawdę czuję się już zmęczona tym opowiadaniem. 

Rozdział trzeci.
Klasycznie już początek opowiadania jak najbardziej na plus. Cieszy mnie, że również w dalszej części mam okazję przeczytać coś innego niż... no, wiadomo.
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Okazuje się, że bohaterowie nie są jednak tak bezużytecznymi marionetkami, jakimi zdawali się być na początku. Cieszę się, że Ron wziął to wszystko do siebie, choć osobiście dziwię się, że to on jako pierwszy zaczął tak naprawdę interweniować, a nie jego siostra.

- Żyję z samymi babami, to tak mam – mruknął. – W gwoli ścisłości Ron miał pięciu braci, z którymi spędził dzieciństwo.

- To nie jest JEGO córka, Ron – podjęła dziewczyna. – Co? Teraz to mnie wbiłaś w fotel. Cała ta historia ze „skokiem w bok” Hermiony jest dość dziwna, ale być może choć w niewielkim procencie cokolwiek z tej chorej sytuacji tłumaczy. W każdym razie nie mogę się doczekać, aż ich plan wypali (w co szczerze wierzę) i to się wreszcie skończy, bo naprawdę aż ciężko czytać.

Dlaczego ten człowiek tak bardzo przypomina Snape'a? Wszystko poza głosem idealnie pasuje. Martwi mnie tylko, cholernie mnie martwi, całe to zwracanie się do Pottera per „Pan”. To nie jest normalne.
Okej, mam mętlik w głowie. Co to za eliksir? I czemu Harry zachowywał się tak ordynarnie nawet wtedy, kiedy Ron stał się – bądź co bądź – świadkiem zbrodni i mógł mu zaszkodzić? Skąd to poczucie bezkarności? Co on kombinuje? Przyznam, że oprócz irytacji poczułam też autentyczne zaciekawienie i z większą przyjemnością otwieram rozdział czwarty.
Kiedy rano budziło go słońce, czuł się jak nocny motyl – przerażony i bezbronny wobec mijającego czasu. – Ładnie napisane, ale nijak nie potrafię zrozumieć, czemu akurat ćma miałaby być przerażona mijającym czasem.

Czy się martwiła? Jasne, że tak. – Dobrze, że wplatasz ekspozycję; to wcale nie wynika z całego opisu przed tym zdaniem.

Czy miała do siebie pretensje? Też pytanie. Oczywiście, że je miała. – Widzę, że to jakiś nowy styl.

O, a co to za retrospekcja? Ciekawi mnie, po co ją wplatasz, tak ni z gruszki, ni z pietruszki. Czyli tym tajemniczym amantem był właśnie Snape. Ach. Wszystkie opowiadania Sevmione są nieprawdopodobne, ale w tym wypadku nie wiemy nawet, jak do tego doszło i skąd w ogóle zbliżenie między nimi, dlatego wszystko wydaje się być jeszcze dziwniejsze. Tym bardziej, że podany przez Ciebie czas obejmuje rok bitwy o Hogwart, a więc czas, kiedy Snape był jeszcze uważany za zdrajcę (lub dopiero co przestał nim być).
Swoją drogą to ciekawe, bo pierwszą retrospekcję datujesz jako „pięć lat wcześniej, rok bitwy o Hogwart”, a kolejna to „kilka tygodni po bitwie o Hogwart”. Ta pierwsza jest więc niedoprecyzowana i nawet nie wiem, czy opisujesz wydarzenia chronologicznie.

Hermiona poinformowała go o tym niepotrzebnie, gdyż Stary Nietoperz już od progu wlepiał oczy w Pottera. – To trochę śmieszny synonim, zważywszy na to, że opisujesz to wszystko pośrednio w kontekście Hermiony, która przecież go kochała i nie uważała za Starego Nietoperza.

Zaklęcie zapomnienia? Co? Teraz rozumiem, czemu Hermiona się na to godzi. Nie rozumiem tylko tej metamorfozy, która wciąż wydaje się być gwałtem na kanonie. Ponieważ jednak każdy rozdział przynosi jakieś odpowiedzi, zaczynam mieć nadzieję, że w końcu się dowiem. Tymczasem piątka jest – jak na razie? – ostatnia...

Nietoperz z Lochów miał swoją dumę (...). – Psujesz mój ulubiony fragment każdego rozdziału kolejnym bezsensownym, wymuszonym synonimem. No nie.

Och, a więc rodzice Hermiony nie wyparowali, a „jedynie” zostali zamordowani przez zięcia? Boże.
(...) żeby kupić Severusowi kolejny rok marnej egzystencji w Domu Spokojnej Starości. – Ej no, bez przesady, Sev chyba nie był wtedy aż tak stary, huh? Nie mógł być jeszcze impotentem, za dużo Sevmione już powstało.

W pomieszczeniu śmierdziało kałem i uryną. Głównie tym. Dla kogoś, kto wszedłby tu po dłuższym pobycie na świeżym powietrzu właśnie te wątpliwej urody wonie zagłuszyłyby wszystko inne. – W jaki sposób woń może coś zagłuszyć? (I mieć urodę?)

Jeśli Tłustowaty Dupek znajdował się kilkakrotnie w takim samym położeniu, Ron przestawał mieć mu za złe to, jak przykry i niesprawiedliwy bywał dla większości swoich uczniów. – Eee... To nie ma sensu. Przecież Harry mógł go hipotetycznie torturować w ten sposób dopiero po swojej metamorfozie, a więc po zakończeniu wojny. A wtedy Snape już nie uczył.

Jeśli tylko na pięknym portrecie Pottera nie pojawi się żadna plama, chłopak miał urząd w garści. – No nie bardzo już chłopak. Poza tym „chłopak” to zbyt niewinne określenie dla niego.

 
Dobrze, wygląda na to, że dobrnęłam do końca. Bardzo trudno sformułować konkretne wnioski na podstawie tak niewielkiej ilości tekstu, ale być może moje komentarze w jakiś sposób pomogą Ci nadać historii bieg lub będą wskazówką na przyszłość.
Na pewno zorientowałaś się w trakcie czytania całego tego punktu, że dość sceptycznie podchodzę do Twojego pomysłu na opowiadanie. Nie zrozum mnie źle, dostrzegam tutaj Twoją kreatywność i nietuzinkowość. Fanfiki potterowskie to temat przerobiony przez blogerów chyba miliony razy, trudno wpaść na coś, co nie byłoby kalką czegoś innego. Oczywiście nie jestem żadnym znawcą, ale nigdy nie spotkałam się z podobną fabułą. Za to duży plus dla Ciebie. Cieszy mnie również, że odeszłaś od standardowego, niesamowicie oklepanego motywu opowiadań Sevmione i im podobnych, gdzie Hermiona jest związana z Ronem, który jest osobą pełną wad, niedoskonałą w każdym calu i po prostu irytującą. U Ciebie rudzielec jest dobry, a rolę czarnego charakteru odrywa Harry. Niewątpliwie rzadziej spotykane rozwiązanie.
Muszę jednak zaznaczyć, że fragmentami czytało się to po prostu źle. Szczególnie na początku, gdy na czytelnika niespodziewanie spada wizja demonicznego, chorego psychicznie Pottera. Wiesz, rozumiem, że wojna i traumatyczne przeżycia mogą drastycznie zmienić czyiś światopogląd, ale żeby z dnia na dzień z przyjaciela, dobrego i szlachetnego człowieka stać się... potworem? Stać się takim samym – w niektórych aspektach pewnie gorszym – jak to, co wywołało ową traumę? Być może gdybyś nakierowała nas na bezpośrednią przyczynę tej zmiany, gdybyś opisała ją w sposób jasny i zrozumiały, byłabym w stanie to kupić, uwierzyć w takie zachwianie systemu wartości. Póki co mogę to sobie wyobrazić jedynie w przypadku ingerencji czarnej magii, Imperio, jakichś chorych manipulacji, przejęcia czyichś myśli i kontrolowania jego czynów. W przeciwnym razie wydaje mi się to po prostu naciągane. Tortury, gwałt, bratanie się z tym, z czym bohater walczył przez całe życie... Nie, po prostu nie. Fanfiki są sprzeczne z kanonem, to chyba jasne. Ale nawet w Twoim opowiadaniu Harry nie był taki od początku, a nie widzę tutaj ciągu przyczynowo-skutkowego. Zapewne masz zamiar odsłonić karty, co nieco wyjaśnić. W tej chwili jednak czuję jedynie frustrację i jestem skonfundowana. Podsyłałam niektóre fragmenty dziewczynom z ekipy i miały podobne odczucia. To tak jakby napisać, że Voldemort nagle został wolontariuszem w sierocińcu i rozdaje mugolskim dzieciom słodycze, BO TAK, BO COŚ SIĘ STAŁO i COŚ GO ZMIENIŁO. Kupiłabyś to? Zabawa charakterami bohaterów to ogromna szansa dla pisarza-amatora, pozwala stworzyć coś nowego na bazie tego, co już wymyślono. Na razie jednak wydaje mi się to dobrym pomysłem na opowiadanie, ale nie na bazie tych postaci.
Niestety, również kreacja Hermiony wywołuje w mojej głowie jeden wielki znak zapytania. Twoi bohaterowie teoretycznie są kanoniczni, nie zmieniasz gwałtownie wydarzeń opisanych w książkach, bardziej skupiasz się na tym, co było w końcowych jej fragmentach i na tym, co zdarzyło się później. Twój Harry do tej pory był cudowny, a Hermiona szalenie inteligentna. Dlaczego więc ta sama czarownica (czy też nie-czarownica, ale nie przejmujmy się nomenklaturą), która ryzykowała życie, by ratować świat, która dzięki swojej logice i inteligencji wychodziła z najgroźniejszych opresji, dała się wplątać w tak chory układ, mało tego – tkwi w nim nadal, biernie i bez większych refleksji? Godzi się na poniżanie, torturowanie i robienie wody z mózgu swojej córki. Co, ją też spotkało coś, co wywróciło jej charakter na lewą stronę? Hermiona, którą znamy i Hermiona, która wydaje się istnieć również w Twoim świecie, już dawno znalazłaby jakieś wyjście z sytuacji, a przynajmniej wyjście, które mogłoby poprawić jej byt do czasu odnalezienia rozwiązania. Podobnie Ginny – wie o wszystkim, a nic z tym nie robi. Ujawnienie zbrodni Pottera naprawdę nie byłoby niemożliwe, podobnie jak ochrona jego żony. Ale nie, Twoi bohaterowie wydają się tkwić w marazmie, robić to, co Ty jako autorka im każesz. Nawet jeśli nie ma to w zasadzie większego sensu i oparcia w logice. Ciekawi mnie, jaki będzie, jest lub mógłby być (gdybyś jednak nie kontynuowała opowiadania) ciąg dalszy rozdziału piątego. Czy Kingley zostanie kolejnym mądrym człowiekiem, który zachowa się jak ślepy idiota? Mam nadzieję, że nie.
Pozostaje jeszcze Severus. Zdaje się, że miało to być Sevmione. Snape gdzieś tam jest i szczerze mówiąc, to jak na razie moja ulubiona postać w Twojej opowieści. Wiadomo, nie jest to ten sam Severus, znalazł się w innym położeniu i nie do końca wiemy, jakie jest rozwinięcie jego historii, ale początkowe fragmenty rozdziałów (te, które bezpośrednio go dotyczą) są napisane w sposób interesujący, zagłębiają się w psychikę bohatera, stawiają pytania, intrygują. Póki co jest to najbardziej obiecujący wątek i chyba najciekawszy, bo i najlepiej poprowadzony – jak na fanfik przystało, a jednak całkiem realistycznie i w sposób budzący ciekawość – choć na razie pozostaje gdzieś w tle.
Być może gdy to wszystko połączy się w jakąś zgraną całość, będę w stanie inaczej spojrzeć na Twoje opowiadanie. Póki co marszczę czoło nad opisami szalonych poczynań Pottera. Z każdym kolejnym rozdziałem opisy wychodzą Ci lepiej – nie boisz się używać nieładnych słów, opisywać w sposób naturalistyczny to, co czytelnik ma zobaczyć. Potrafisz też pozytywnie zaskoczyć (jak chociażby z Rosie). Myślę, że mogłabyś napisać całkiem dobry utworek sensacyjny, może kryminał albo akcja? W tej scenerii i z tymi bohaterami na razie mi to nie pasuje. Nie jestem dobra z psychologii, ale wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a do tak gwałtownej zmiany osobowości – jeśli jest to w ogóle możliwe – potrzeba naprawdę potężnego bodźca. I czasu. Stopniowania. Albo magii...
Podsumowując – pisanie wydaje Ci się przychodzić łatwo i naturalnie (po raz kolejny muszę wspomnieć o dobrych początkach rozdziałów) i może nawet mogłabym bardzo polubić tę historię, gdyby nie czające się z tyłu głowy pytanie: O co tutaj, *pip*, chodzi? (No, i może gdyby nie te nieszczęsne, wymuszone synonimu typu „Stary Nietoperz”.) Pamiętaj, że czytelnik wie tylko tyle, ile dla niego napiszesz. Tutaj trudno się nawet domyślić przyczyny tych zmian. Jest to nie tyle interesujące, co irytujące, przynajmniej dla mnie i – zdaje się – również moich koleżanek. To może zniechęcić czytelnika – szczególnie nowego – do Twojej historii. Skup się na ukazywaniu przyczyn. Jeśli nie chcesz odsłaniać wszystkich kart – sugeruj. Zawsze zastanów się najpierw, czy to, co piszesz, ma sens i czy kupiłabyś to, gdyby dany motyw wykiełkował w głowie kogoś innego. Być może moje odczucia byłyby inne po kilku kolejnych rozdziałach, ale – jak mówiłam – z jakiegoś powodu zgłosiłaś się wcześniej. I niestety takie w tym momencie jest moje spojrzenie.

22/50



3. Poprawność

 Prolog

Trzask ognia w kominku był jedynym dźwiękiem mącącym ciszę mrocznego salonu. Pokój był (...).
– Był, był.

(...) otaczały go co raz gęściej i gęściej.
– Coraz.

(...) że słyszy JEJ śmiech, i widzi rozjaśnioną słońcem poranka twarz.
– Bez przecinka.

- Nie wiem, Harry – kobieta w jasno zielonej sukience uśmiechnęła się nerwowo (...).
– Jasnozielonej.

(...) odkąd skończyło się piekło wojny z Tym – Którego – Imienia – Nie wolno – Wymawiać.
– Pomijając spacje, czy „nie wolno” to jedno słowo? Skoro nie zasłużyło na dywiz (tu akurat powinien być dywiz...) oddzielający „nie” i „wolno”... Hmm...

(...) powinnaś o tym wiedzieć Hermiono.
– Przecinek przed wołaczem.

(...) że nie nigdy o tym nie zapominała.
– Coś tu jest ewidentnie nie tak.

– Może miałabyś rację, –
– Nadajesz morsem? Okej, zostawmy dialogi, kopiowanie ich nie ma sensu.

Widać, to zdanie bardzo mocno wryło się w umysł dziecka.
– Bez przecinka.

(...) że decyzję o zakończeniu trzy letniego związku z Weasley’em musiała podjąć w kilka chwil.
– Trzyletniego. Weasleyem. Odmianę też zostawmy.

(...) zwłaszcza, że jego nieporadne próby zachowania oświadczyn w tajemnicy na nic się nie zdały (...).
– Zwłaszcza że.

Ich przyjaźń, była zbyt silna (...).
– Bez przecinka.

Czasem, Hermionie zdawało się (...).
– Znów.

(...) że po tamtym darzeniu stali się sobie jeszcze bliżsi.
– Zdarzeniu.

(...) które rosły co raz wyżej w miarę, jak piętrzyły się jej (...).
– W miarę jak. Coraz.

Dobrze, więc, powiedz im, że się zgadzam.
– Dobrze, więc powiedz im, że się zgadzam.

(...) jak z pogardą mawiał Harry słuchając wesołego paplania dziewczynki.
– Przecinek przed imiesłowem.

(...) chyba, że w ważne rocznice wojenne (...).
– Chyba że.

Znosiła wtedy przez kilka dni jego zły humor i wszystkie idące za nimi konsekwencje.
– Za nim. Za złym humorem.

(...) że wszystko jest OK podczas, gdy nigdy nie było.
– Że wszystko jest OK, podczas gdy nigdy nie było.

Mała stała pod drzewem ssąc koniuszek wskazującego palca.
– Przecinek przed imiesłowem.

(...) zapytała trąc nosem o jej nosek.
– I znów. 
   






Rozdział pierwszy

(...) że nie pamięta właśnie tej, jednej rzeczy (...).
– Bez przecinka.

Wokół nie było widać żywego ducha, okolica była (...).
– Było, była.

(...) okolica była naprawdę odludna a wszyscy ich znajomi mieszkali na tyle daleko (...).
– Przecinek przed „a”.

Mimo teleportacji i sieci Fiu (...).
– Sieci Fiuu.

(...) związanych z pokonaniem Sami – Wiecie – Kogo (...).
– Po kiego te spacje? Tu powinny być dywizy oddzielające człony, nic więcej.

(...) starając się nie psuć podniosłego, poważnego nastroju chwili.
– Podniosły nastrój jest też poważny.

(...) jakoś wszyscy zapominali o siedzącej małą córeczką, zalęknionej żonie gospodarza…
– Z małą córeczką.

Hermiona właściwie nie wiedziała, czym zajmuje się jej mąż pomiędzy ósmą, a szesnastą i szczerze mówiąc – nie interesowało jej to.
– Pomiędzy ósmą a szesnastą.

(...) nigdy jednak nie brakowało pieniędzy na remonty, nowe ubrania, czy zagraniczne podróże.
– Bez przecinka przed „czy”.

(...) że byłoby jej łatwiej znosić codzienne upokorzenia. O ile weekendy były trudne do zniesienia (...).
– Znosić, do zniesienia.

Piękne widoki, egzotyczne potrawy, wspaniałe zabytki architektoniczne – nic nie mogło osłodzić jej nieustającej kontroli, jaką roztaczał nad nią maż.
– Po co to „jej”? Można by pomyśleć, że to ona kogoś kontrolowała, a ten zaimek w ogóle nie jest tutaj potrzebny. Wywalić. Maż?

Rosie co raz więcej rozumiała (...).
(...) zaczęła zauważać co raz więcej dziwnych rzeczy (...).
– Coraz. Później to się powtarza, więc będę pomijać.

(...) lub rozłożonego prasowania w salonie.
– Prasowanie to czynność. Tutaj mowa o praniu.

(...) zapytała kobieta po chwili pełnej napięcia ciszy podczas, której rozważała (...).
– ...zapytała kobieta po chwili pełnej napięcia ciszy, podczas której rozważała...

(...) i nie kazać mi przebywać s takim syfie (...).
– W takim syfie.

(...) rozpaczliwie poszukiwała w umyśle sposobu na uratowania tej beznadziejnej sytuacji.
– Uratowanie.

(...) która jednak również z czasem wyparowała pozostawiając pustkę i strach.
– Przecinek przed imiesłowem.

Wspomnienia wracały też niezawodnie ilekroć zbliżała się (...).
– Przecinek przed „ilekroć”.

Posłusznie wymaszerowała z pokoju przeklinając się w duchu za to (...).
– Przecinek przed imiesłowem.

Wolał raczej słuchać swojego głosu, niż cudzego zdania.
– Bez przecinka.

(...) miałoby w przyszłości znaleźć się w podobnym piekle, co ona.
– Bez przecinka.

Choć, Rosie, wyjdziemy na chwilę do pokoju obok i porozmawiamy (...).
– Chodź!

Ale co mogła innego zrobić? Tylko ukrywając przed nią prawdę mogła być pewna bezpieczeństwa córki.
– Mogła, mogła.

(...) a Harry postanowił spędzić trochę czasu w ich domowej bibliotece, Gryfonka postanowiła posprzątać gabinet Wybrańca.
– Postanowił, postanowiła.

Cios spadł zanim zdążyła zauważyć jego obecność w pomieszczeniu.
– Jego czyli ciosu? Przecinek przed „zanim”.



Rozdział drugi

(...) jego obecność pożerała zawsze (...).
– Zmieniłabym szyk.

(...) a dzięki takiemu sposobowi bycia, mógł jej zaznawać do woli.
– Bez przecinka.

Nie było prawie nikogo, kto byłby (...).
– Nie było, byłby.

(...) zjawiała się rudowłosa dziewczyn, by narzucać się swoją osobą.
– Dziewczyna.

(...) wyszedł z sypialni nie zaszczycając Hermiony choćby przelotnym spojrzeniem.
– Przecinek przed imiesłowem.

(...) do zobaczenia później kochanie (...).
– Do zobaczenia później, kochanie.

(...) jak czarny kot, rozsypana sól, czy przejście pod drabiną – gdy się pojawiał można było być zupełnie pewnym, że szybko popadnie się w tarapaty.
– ...jak czarny kot, rozsypana sól czy przejście pod drabiną – gdy się pojawiał, można było być zupełnie pewnym, że szybko popadnie się w tarapaty.

Pamiętała, jak w pewnej wiosny Rose (...).
- Po co to „w”?

Harry, bowiem potraktował spóźnienie niezwykle poważnie i również przygotował dla niej pierwszo kwietniowy dowcip.
– Bez przecinka. Pierwszokwietniowy... to wciąż beznadziejny synonim. Wyrzuć to.

Wiedziała, że dokładną toaletę będzie musiała znaleźć czas pod koniec dnia (...).
– Zgubiłaś „na”.

(...) kiedy zbliżać się będzie zapowiedziana wizyta. Harry oczekiwał, że jego żona zawsze będzie wyglądać perfekcyjnie (...).
– Będzie, będzie.

Jedynym zadaniem Hermiony było wykonanie powierzonego jej zadania.
– Zadaniem, zadania.

(...) wyszła na zimną, kamienną posadzkę łazienki. Dotyk szorstkich, zimnych kafelków otrzeźwił ją błyskawicznie.
– Zimną, zimnych.

(...) tę samą nieprzeniknioną maskę uprzejmości i spokoju, co zawsze. (...) Powoli ubrała się i nałożyła na twarz delikatny, dzienny makijaż.
– Bez przecinka. Nałożyć, nałożyła.

Tylko, po co?
– Bez przecinka.

To akurat potrafiła już ocenić bezbłędnie nauczona latami doświadczeń.
– To akurat potrafiła już ocenić bezbłędnie, nauczona latami doświadczeń.

Hermiona zajęła się przygotowywaniem śniadania dla córki. Wybraniec nie zwykł ich jadać (...).
– „Go”, skoro mowa o śniadaniu.

(...) że Rosie nie pojedzie do Hogwartu gdyż, jak się wyraził „nie pozwoli, by jego córka uczyła się wśród szlam i charłaków”.
– ...że Rosie nie pojedzie do Hogwartu, gdyż, jak się wyraził, „nie pozwoli, by jego córka uczyła się wśród szlam i charłaków”.

(...) a kiedy dziewczynka pochłaniała owsiankę i tosty z dżemem, zajęła się przyrządzaniem obiadu i planowaniem kolacji.
– Można zgubić podmiot.

Około godziny dziesiątej, obie były już gotowe do drogi.
– Bez przecinka.

(...) że prędzej, czy później spadnie deszcz.
– Bez przecinka.

(...) jednak trudno jej było odciągnąć córkę beztroskiej zabawy.
– Zjadłaś „od”.
(...) nikt nie mógł tego zrobić lepiej, od niego (...).
– Lepiej od niego.

Czy byłbyś taki dobry i pomógł mi coś wybrać?
–Tak dobry.

Gdy przyjdą goście zabiorę Rose do jej pokoju (...).
– Gdy przyjdą goście, zabiorę Rose do jej pokoju.

(...) dziewczynce nie było wolno widywać się (...).
– Nie było wolno. Taki szyk jest duuużo lepszy.

Witaj, Harry witaj Hermiono (...).
– Witaj, Harry, witaj, Hermiono.

Gryfonkom ni pozostało nic (...).
– Nie.

Z resztą wszyscy tak go kochają (...).
– Zresztą.

W końcu, kto tak dobrze zna Harry’ego, jak ty?
– Bez przecinków.

Siedzi w tym swoim koncie i przypatruje się innym (...).
– KĄCIE!!!

Co, Harry? – warknął.
– Co „Harry”? On cytuje, a nie pyta sam siebie.

(...) zapytał świdrując ją wzrokiem.
– Przecinek przed imiesłowem.

Mi8lczała.
– Milczała.


Rozdział trzeci

Tak, jak z fotela wypada krusząca się gąbka (...).
– Po co tu przecinek?

(...) tak i ty powoli oddajesz dzień, za dniem tej szarej pustce domu dla poległych za życia.
– A tu po co?

Ale te oczy przyciągają twoje myśli, jak magnes (...).
– A tutaj?

(...) i co jakiś czas ciskał o podłogę jakiś Bogu ducha winny przedmiot.
– Ciskać CZYMŚ o podłogę.

Jego najlepszy przyjaciel ten, dla którego ryzykował na wojnie swoje i cudze życie
– Jego najlepszy przyjaciel, ten, dla którego ryzykował na wojnie swoje i cudze życie...

(...) przyglądała się mu z rękoma splecionymi na piersi.
– Szyk.

Nie ważne! Nie powiem ci więcej, niż jest to konieczne.
– NIEWAŻNE!

(...) w krótce jego sylwetka ukaże się w wyjściu z publicznych toalet.
– Wkrótce.

Każde drzwi opatrzone były rzymską cyfrą. Podchodził do każdych i nasłuchiwał (...).
– Każde, każdych.

(...) który z pewnością należał do wybrańca.
– Wybraniec to nazwa własna.




Rozdział czwarty

(...) gryzła palce ze wściekłości na samą siebie.
– Palce? Z wściekłości.

Jak miała powiedzieć matce, że wystawiła Rona na niebezpieczeństwo i teraz najprawdopodobniej znajduje się w poważnych tarapatach.
– To chyba pytanie.

(...) nie odzywaj aise tak do matki.
– Hmm.

Granger wykręcała siebie palce (...).
– Sobie.



Rozdział piąty

Zapada dał się w niego o świcie (...).
– Hm?

(...) kwitła w nim czerwona, jak mak (...).
– Bez przecinka.

Hermiona patrzyła jak słońce powoli wsiąka w horyzont.
– A tutaj już powinien się pojawić, tutaj to „jak” oddziela dwa zdania składowe.

Wojna i małżeństwo, które wcale nie było lepsze, odebrały jej kilka lat życia, które zapowiadały się tak pięknie…
– Które, które.

(...) gdy rok później wrócił z pracy zapraszając Hermionę na pogrzeb własnych rodziców.
– Przecinek przed imiesłowem.

Patrzyła, jak stopniowo odbiera jej córkę i wiedział, że właśnie odbywa się metaforyczny pogrzeb jej macierzyństwa.
– Podmiot Ci uciekł.

(...) udawać szczęśliwą panię Potter (...)
– Panią.

To był impuls, który sprawił, że przez moment znów była tą samą Hermioną Ganger (...).
– Ganger, tak.

Tak Ginn? – Ginewra stała na progu starej, drewnianej chaty.
– Tak, Ginn?

Ron nie mógł uwierzyć w to kim, czy też raczej CZYM stał się Harry.
– Czy to wtrącenie? Przecinki nie grają.

Rudzielec nie miał pojęcia, że istnieją w nim takie pokłady cynizmu i sarkazmu.
– Tu by się można zastanawiać, w kim istnieją te pokłady – w Ronie czy w Harrym?

Słyszysz mnie szlamolubny szczurze?
– Przed wołaczem stawiamy przecinek.

Mimo, że Harry używał głównie mugolskich technik torturowania (...).
– Mimo że, pomimo że, chyba że itp.

(...) gdy ktoś odgrywa nią sceny, jak z horroru?
– Bez przecinka.

Dziękuje, panie.
– Dziękuję.

A może powiesz mi chociaż kto dał ci prawo (...).
– Przecinek przed „kto”.

Miał się, śmiał, chichotał, zwijał się z uciechy.
– Miał się?

   

Cóż, szwankują głównie przecinki (poczytaj o imiesłowach, wołaczach, spójnikach itp. – czasami znajomość prostych zasad znacznie ułatwia poprawne pisanie), dialogi i odmiana. Oceniałam już jednego Twojego bloga i działo się tam podobnie. Przypominam o zapisie dialogów: KLIK oraz o odmianie nazwisk potterowskich: KLIK. To absolutne podstawy podstaw, jeśli chcesz pisać opowiadanie na bazie Harry'ego Pottera.
Zdarzały się też pomyłki stylistyczne, gdzieś tam uciekł Ci podmiot, gdzieś nawaliła fleksja, gdzieś indziej wkradła się literówka. Ogólnie jednak, poza tym, co wymieniłam we wstępie, błędy nie zakłócały odbioru opowiadania, nie były na tyle irytujące, by zniechęcić do czytania. Nie mogę jednak uznać, że poprawność stoi na dobrym poziomie, póki nie opanujesz elementarnych umiejętności. Powodzenia.
14/25
 


4. Ramki

W zasadzie trudno oceniać podzielone na trzy kategorie linki i krótką informację od autora, więc mogę napomknąć jedynie, że przydałoby się archiwum albo estetyczny spis treści na stronie głównej. Układ szablonu wciąż mi się nie podoba, ale o tym pisałam już we wstępie. Nie znam możliwości platformy Blog.pl, więc nie będę udawać obeznanej.

2,5/5


5. Punkty dodatkowe

+ Za Snape'a. 

Plus jeden




Zdobyłaś 44,5/95 punktów
Ocena: dopuszczający z plusem (2+)

Plusik ode mnie, bo uważam, że opowiadanie nie jest wcale złe – brakuje mu po prostu nieco chłodnego, logicznego spojrzenia... lub po prostu kilku rozdziałów więcej. Zapraszam do ponownego zgłoszenia się, jeśli zdecydujesz się dopisać ciąg dalszy.


-> Przepraszam, że tak długo, ale matury wyssały ze mnie wnętrzności. Zaczęłam pracować, więc nie wiem, jak to będzie z czasem, ale miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrą stronę. ;) Tylko zgłoszeń na razie brak...

0 Comments:

Prześlij komentarz